Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-10-2022, 07:54   #111
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację

Eiliandis przysłuchiwała się wypowiedzią poszczególnych biesiadników. Wzrok miała skupiony na swoim pucharze. Nie dlatego, że straszne pragnienie ją męczyło. Zwilża wprawdzie usta w trunku, ale pić za dużo nie chciała by jej umysł jasnym pozostał.
Piękna pieśń Gleowyn nie znalazła jednak uznania w oczach wojowniczki. Również przypowieść Roderica Rohirrimce nie przypadła do gustu.
Mildryd zdawała się być twarda jak skała i niedostępna. Za wszelką cenę starała się zniechęcić królewskich swatów w osobach Bractwa.

- Włócznia pani jest bezmyślnym narzędziem, które prowadzi ręką sterowana przez głowę.
Włócznia przebija czy to ciało orka na polecenie dowódców namiestnika Gondoru czy króla Rohanu. Ale też przebija ciało dziecka czy kobiety wiedziona ręką owego orka czy takich jak porywaczy twej pani lady Esfeld.
Jeżeli chcesz za takie bezmyślne narzędzie uchodzić tedy bez mrugnięcia powinnaś wykorzystać polecenie swego króla.
Chcesz być orężem w jego prawicy? Chcesz mu służyć na chawłe swego pana, rodu i swoją? Toż przecież zadeklarowała. Po cóż zatem bawić się w podchody i piękne słowa, które i tak uważasz za obrazę ? Wypełnij swą powinność i z kamienną twarzą godną woja - oręża - przyjmij wolę swego króla. Przyjmij męża, którego ci wybrał - Gondoryjka mówiła spokojnie, nie podnosząc głosu.

Zwinnoręki, który właśnie trzymał uniesiony do ust kubek, zakrztusił się, słysząc niespodziewanie twarde i bezpośrednie słowa, jakimi Eliandis zwróciła się do Rohirrimki. Kaszląc, obracał wzrok załzawionych oczu to na jedną, to na druga kobietę.

-O czym do mnie mówisz? - Mildryd spojarzała na Gondoryjkę. - Jakiego męża? Kogo? Mów konkretnie niewiasto z jakim posłannictwem przybywacie. - kobieta najwyraźniej nie spodziewała się takiego obrotu spraw. - Zwłaszcza, jeśli królewskie rozkazy przynosicie.

- Król, twój pan, niewiasto pragnąłby abyś swą rękę, na chwałę jego i swoją, oddała wskazanemu przez niego mężowi. Ów mąż to Esmund, kapitan w służbie marszałka Cenrica - Eiliandis swe spojrzenie zatrzymała na twarzy wojowniczki. Zaiste ciekawym było jak tak starająca się upodobnić do mężczyzn kobieta zareaguje na te słowa.
-Esmund? - powtórzyła nie oczekując potwierdzeń. - Wychowaliśmy się razem. Łączyło nas w innym życiu nawet uczucie. - uśmiechnęła się smutnawo do wspomnień. - Czy Esmund tego pragnie i dlaczego król tego chciałby? - a potem obróciła z wolna twarz ku Zwinnorrękiemu. - Tymi starymi drzewami jest mój lord i Trzeci Marszałek? - zapytała znowu jakby retorycznie.
- Tak, pani. To chciałem powiedzieć, choć me słowa nie były zapewne dość jasne. - Zwinnoręki przytaknął Rohirrimce - król i królowa widzą w tobie i Esmundzie drogę ku pojednaniu zwaśnionych wielmożów. Wasz związek mógłby pchnąć ich ku podaniu sobie rąk, ku zgodzie.
-Jeśli tego chciałby Esmund… Może nam obojgu udałoby się znaleźć trochę szczęścia. Jego los doświadczył, czy mu w głowie to… - zamilkła na chwilę. - Życzenie króla nie jest dla mnie rozkazem. - zaczęła zbierać się w sobie na powrót przybierając minę hardej wojowniczki. - Wszystko w rękach mego lorda Éogara. Przeciw jego woli nie wystąpię przeciw klanowi.
- Nie myślę, by król cię do nieposłuszeństwa zachęcał, nie padły takie słowa za jego ust. Panil Eliandis poswiadczyc to może - obrócił na chwilę wzrok na Gondoryjkę - ale czy lord Eogar odmówiłby ci prawa do szczęścia, gdybyś miała po temu wolę? Gdybyś mu tę wolę wyjawiła? Czy nie byłby ci przychylny? Choćby w uznaniu za wierną służbę? Wszak na prawego czleka wygląda.
- Szczęście z maleństwem nie zawsze idzie w parze. I moje i Esmunda było nie naszym wyborem. Obojgu nam jednak udało się je znaleźć w założonej rodzinie. Tutaj jednak nie o szczęście nasze ma chodzić, tylko politykę, czyż nie? - Mildryd zdawała się być osobą, której nie trzeba tłumaczyć tego, co uważała za oczywiste.

Odwróciła głowę w stronę marszałka i skupiła uwagę na jego dyskursie z czarnowłosym, po którym wzrok kobiety prześlizgnął się jak jaszczurka po głazie.

-Wasz dowódca właśnie o korzyściach swatania naucza. - uniosła brew i upiła z kielicha.
- Nasz towarzysz - poprawiła ją Eiliandis. - A wracając do Ciebie. Czy zgadzasz się byśmy twego lorda o zgodę poprosili?
-Inaczej sobie tego nie wyobrażam. - odpowiedziała. - Dziękuje, żeście mnie o to zapytali. I chętna byłabym, jeśli z marszałka błogosławieństwem, który jak ojciec jest mi. Któremu posłuszeństwo i wierność winnam.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 09-10-2022 o 12:48.
Efcia jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-10-2022, 20:08   #112
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

Skupiony na jedzeniu Cadoc z rzadka zerkał rohirrimskich włodarzy ważących swoje plany i możliwości. Jedzenie było dobre. Mięso miękkie, a skórka przyjemnie przypalona wciąż pełna wspomnień obozowego ognia i dymu. A w dymie tym brzmiało Rogaczowi w głowie jeszcze jedno wspomnienie. Słów Czarodzieja. O sile Rohanu i Dunlandu. A widząc, że Zwinnorękiemu przyszła w sukurs Eiliandis postanowił dołączyć do swatów, lecz z drugiej strony.
- Franę naciskać i prowokować? Dla złota? Wieść niesie, że Marchia Zachodnia we Wschodniej przyjaciela nie ma. Dzieląc i rządząc po staremu w nowym Edoras też zrozumienia nie znajdzie. Tak samo w Dolinie Czarodzieja sojuszników próżno będzie szukać, bo takim naciskiem będziesz mu Panie krecią robotę robić w Dunlandzie. - chwycił ogryzioną kość i otoczył powoli swój talerz od lewej do prawej i ponad nim - Wschód, zachód, północ. Wszystkie wrogie, lub niechętne marchii zachodniej. W kleszczach. Niebezpieczna to rada. By nie rzec, że licha. Żona Twoja zdrowa Panie. A Caswelun nigdzie się nie wybiera. Wręcz czeka byś pchnął w jego ramiona Wulfringów. Zatroszcz się pierwej o ziemię Lordzie Eogarze i sojusznika poszukaj. Miast o dumę i sakwę.

Grimborn popatrzył na Cadoca, a później na Éogara. Ten drugi uśmiechnął się patrząc na talerz przed sobą.
- Złych uczynków nagradzać nie będziemy tych bandytów i złodziei. Za kradzież koni i porwanie Esfeld winni zapłacą. To jest pewne, że im nie daruję. Lecz kiedy i jak, to zaiste wymagać może większego przemyślenia niż początkowo zakładałem. Nic im zapomnianym nie będzie. Co się w czasie odwlecze, to nie uciecze.
Potem spojrzał na Rogacza i zapytał wprost.
- O jakim sojuszniku mówisz? - zapytał.

Coś błysnęło w oczu Cadoca, którego instynkt wyczuł i szansę i zagrożenie na raz. Wiedział, że nie rozmawia teraz ot z byle Erkenhelmem, a milczenie Grimborna pułapką jest niewątpliwą.

- Walka nie jest domeną Doliny więc dwóch pozostaje. Zatem Lord Cenric i Lord Frana. Mając jednego z nich po swojej stronie, do drugiego przemawiałbyś ze znacznie wyższej pozycji. A czyż nie łatwiej sojusz zbudować mariaszem? Frana będzie mieć jakoby córkę do wydania i skoligacony z Helmowym Jarem przyniósłby Ci łeb Casweluna w posagu razem z tabunem koni Chisela. Na dworze Cenrica zaś ponoć młody kapitan służy co oczkiem w głowie lorda jest i ożenek go byłby dla Lord Aldburga niczymby samego syna żenił.

- Jam jest drugi po królu w Rohanie, nie tylko z nazwy. - odparł Éogar swobodnie. - Nie potrzebne ani memu rodu krew łączenie z Frecasburgiem, którego lord w kajdany lub na tamten świat wysłanym winien być został. To zdziczały klan. Sam Frána ożeniony z córką Drusta i gromadkę dzieci ma obyczaje Gáesela Wulfingom bliższe niż dzieciom Éorla. Żaden szanujący się Rohirrim z Frecasburgiem nie skoligaci się. - tłumaczył cierpliwie dolewając przy tym sobie i Cadocowi do pucharu. - A Cenric… Ten tchórz jest marszałkiem cierpianym przez Rohan i temu samemu królowi służymy. Na tym się skończy, bo za dużo on i jego klan krwi nam zepsuł… - westchnął.

- Brak sojusznika może twoje ziemie w ogniu pogrążyć. Nie mam dzieci, ale szkoda by mi było taką poranioną i nienawistną schedę zostawić po sobie. - Rogacz napił się trunku, upijając nieco i smakując marszałkowski miód, po czym z zadowoleniem wychylił resztę. Następnie zaś wskazał na swoje włosy - Nie mało ja takich ciemnych czupryn w eoradach tu widział. Myślę, że nie od dziegciu. Klany i Marchia mogą mieć wspólne sprawy. I hańby w tym żadnej nie ma. Doszedł zaś słuch o Koniożercy do Helmowego Jaru? Wielka bestia mocą jakąś kierowana w górach Białych zaległa. I jednym i drugim wytracając ludzi i zwierza gospodarskiego. I tak by było dalej gdyby nie stanęli ramię w ramię, miast starym obyczajem winę na siebie zrzucać. Jeśli Freca panie nadto dzikim Ci się widzi to może Deormod? Jeźdźcy jego lotni, a on sam sławie i chwale nie odmówi tak łacno. Tym bardziej, że Frecasburg nie jemu ma przypaść. Z drugiej zaś strony ten cenricowy Esmund, któren chyba tchórzostwem się nijakim nie wykazał. I czego by o Lordzie Cenricu nie mówić, drogim mu ów kapitan jest. Mógłbyś panie wydać za jednego z nich kogoś twojemu dworowi bliskiemu. Tak zadzierzgnąć sojusz. Uniknąć wojny. Zostawić synowi Marchię inną niż tylko w stałych podjazdach.

Éogar żachnął się rozbawiony, ale w tym odruchu nie było złośliwości, ani pogardy, tylko wyraźnie poprawione samopoczucie.

- Słyszeliśmy i o Koniożercy i o śmierci Ulfura. - kiwnął głową. - Widzę, żeś nie tylko Cadocu z Czarodziejskiej Doliny obrońcą naszych koni, honoru mego łoża, lecz i swatem interesów mego rodu! - wypalił głośno wesołym tonem, którego efektem i Esfeld uśmiechnęła się i spojrzała życzliwie na Dunlandczyka szczerze rada z dobrego samopoczucia i spontaniczności męża.

- Głosem Sarumana jesteś, czy to echo Meduseld? - zapytał. - Czy może twoje?

Marszałek wygodnie zapadł się w objęciach fotela.

Rogacz odłamał kawał podpłomyka i z namaszczeniem wytarł nim misę zgarniając nań skapnięty tłuszcz i skrawki mięsiwa i okruchy ziemniaka. W odruchu kogoś u kogo na zmarnowanie nic nie szło. Ujął kielich i odsunąwszy się nieco od stołu, wyraźnie czyniąc sobie przerwę od posiłku, oparł go o kolana i poważnie zamyślił nad odpowiedzią.
- Dziwna to rzecz Lordzie - odrzekł po chwili - ale wychodzi, że wszyscy trzej, król, czarodziej i Dunlandczyk, tym samym głosem mówią. Idzie nowe. I minęła epoka pewnych… - Spojrzał wymownie na Lorda Grimslade, ale nie dokończył. Zrobiła to za niego elfka
- … wizji. - powiedziała.

Spojrzenie Cadoca ku Grimbornowi nie znalazło wzroku lorda, bo tamten po wcześniejszej wypowiedzi Éogara o Caswelunie, kompletnie zdawał się stracić zainteresowanie tematem a tym bardziej osobą Cadoca i w tej chwili rozmawiał z Gléowyn, która pokazywała mu jakiś papier wyglądający na list.

- Taaaak… - Drugi Marszałek rzekł omiatając wzrokiem stół, że nie wiadomo do końca było, czy spuentował już wypowiedź gościa, czy jeszcze rozglądał się za czymś do posilenia.

- Czegoż więc Thengel posłał was? List macie jaki z rozkazami? I czemuż nie wysłał gońca? - zapytał obracając w ręku wybrane jabłko.

- Ano dlatego, że król nie ma dla Ciebie Lordzie Eogarze, w tej mierze rozkazów. Dziedzina jest Twoja. Tak samo jak i wola. Naszą rolą było tylko… przypomnieć o innych. Zapomnianych być może możliwościach. A czemu akurat naszą? - Rogacz wzruszył ramionami - Tego nie wiem. Może królewskie przeczucie, że zwrócimy twoją uwagę lepiej niż inni. Zali trafne się okazało?
- Podziękować mu za to przeczucie winienem jestem, bo gdyby kto inny przybył, śmiem wątpić czy by z Żelaznymi się ułożył. - powiedział kiwając głową. - Zapewne zaraz moja ciekawość zostanie zaspokojona, jako mój brzuch po dzisiejszym jadle. - zauważył z przekąsem. - Powiedz mi tylko jeszcze swą historię Cadocu. Znam się na ludziach i choć daleko ci do cywilizowanych dworów, to zwykłym góralem nie jesteś. Nawet wychowanie przy Sarumanie nie tłumaczy wszystkiego. Krew wodzów lub wrodzone zdolności przywódcze po latach służby rozpoznaję jak prawdziwego ogiera od złamanego z duchem wałacha. - ugryzł jabłko.

Uśmiechnąwszy się półgębkiem Rogacz pokiwał głową, po czym tym razem zamiast po puchar, sięgnął po dzban. Ująwszy go oburącz przychylił do ust i zaczął pić…

Po paru chwilach odstawił poważnie nadwątlony w swej objętości dzban i otarł rękawem mokre usta i brodę, po których ściekło nieco trunku.
- Zwykłym góralem. Jako rzekłeś Lordzie. Do czasu. Powiedzmy, że i ja mam swojego tchórza i wroga. Między swemi. Niby równego.
Nasycony trunkiem, westchnął z przyjemnością a w czarnych oczach zagrało coś niespotykanie u niego jowialnego.
- Czym cię Lordzie twój tchórz ubódł do żywego?
- Hmm… - marszałek rozsiadł się i popatrzył w płachtę namiotu u sufitu. - Ile to już lat, trzydzieści, czterdzieści? Nieistotne. Tchórzem jest ten, kto za placami sztylet trzyma dworskich intryg by z zazdrości zabić czyjąś pozycję. A wiedz, że jako i teraz Thengelowi, to jego ojca byłem prawą ręką. I to lewej się nie podobało. Intryg i krwi przelanej między klanami było sporo z winy rywala i wciąż jest jeszcze taka, która wymaga zadośćuczynienia… - ręka skinął i na stole przy Cadocu pojawił się nowy dzban z trunkiem.

Chętnie kiwnąwszy głową na widok przyniesionego napitku, Rogacz wysłuchał słów pana Marchii Zachodniej. Przewina Cenrica w jego oczach nie była na razie dostateczna by tak pielęgnować w sobie złość. Ale być może w kulturze Eorlingów podstęp był czymś gorszym niż w jego mniemaniu. To jednak nie zmieniało tego, że…
- Tego pragnie Lord Aldburga? Prawą ręką być? - wzruszył ramionami - Czemuż mu od czasu do czasu nie pozwolić? Prawa ręka wiadomo. Ważniejsza. Pewniejsza. Oręż trzyma. Aleć i, daruj Panie, - wyciągnął prawicę unosząc ją jakby gest ten był niezwykle ważny i miał zwiastować coś podniosłego - to prawa musi czasem skrycie drapać właściciela po strudzonej niewygodą dupie.

Éogar żachnął się.
- Na pozycję, jak i często pieszczoty, trzeba sobie zasłużyć. Oj niewiele się panie Cadocu rozeznajesz w polityce, ale z czasem wszystko zrozumiesz. Tym lepiej, że perspektywę masz ze swej natury azali osobliwą. - pokręcił z niedowierzaniem i ugryzł jabłko.
- Miast o polityce, zechciejcie o pani Mildryd pomyśleć, by mogła szczęścia zaznać z owym Esmundem ze Wschodniej Bruzdy - Zwinnoręki niespodziewanie wtrącił się do rozmowy.

- Wszak nie o szczęście Mildryd i Esmunda lecz pragnienia królewskie tutaj się rozchodzi. - Éogar rzekł opierając łokieć na oparciu krzesła, a o tą rękę ujął czoło masując skronie. - Czy Esmund o rękę tutaj prosi, żeście ku nam z propozycją zawitali? Czy to Mildryd ma się prosić o zamążpójście? - rzekł poważnie okazując irytację. - Ja mam rękę pierwszy do Cenrika wyciągać? Gdzie jest Esmund? - rozejrzał się teatralnie.

- A to ważnym jest kto prosi, czy kto rękę wyciąga? - kolejny wypity puchar wina szumiał już lekko w głowie młodzieńca - Gdy niezgoda większych między sercami staje, to jest nieszczęść przyczyna! - dokończył z rozmachem odstawiając opróżnione naczynie.

- A ty dziecko co o tym myślisz? - marszałek łagodniej zapytał Mildryd.
- Jeśli wola taka twoja będzie, to miłym mi Edmund i nasza unia. - odrzekła z lekkim uśmiechem. - Lecz upokorzenie trudno będzie przełknąć, jeśli Cenrik mnie odrzuci, ze względu na ciebie panie upokorzenie. - rozłożyła ręce. - Wiemy, że ten człowiek jest do tego i gorszego zdolny.

- Nie dowiemy się tego póki ktoś pierwszy ręki nie wyciągnie - Eiliandis posłała Mildryd słaby uśmiech, a następnie przeniosła wzrok na marszałka. - My za posłów służymy, tak temu królowi jak i tobie gdy dasz zgodę Mildryd. Nie ryzykujesz panie upokorzenia.

- Albo… - rzekł Cadoc ponownie sięgając po dzban zamiast po kielich. Chyba zamiar miał dość jednoznaczny na dzisiejszy wieczór - Możżemy w Aldburgu napomknąć… że planujesz Lordzie wydać Mildryd za Deormoda. By z jego konnymi urosnąć w siłę. Frecasburg skubać… Co jednak niestety nie w smak samej pani włóczniczce jest. I jako… jej przyjaciele podpuścić Cenrica by sam umyślał wydać Esmunda. Tedy chętnie rycerz przyjedzie prosić osobiście. Niewiastę z tarapatów wyciągnąć. I uniemożliwić ci lordzie niebezpieczne urośnięcie w siłę Wulfringów.
Co rzekłszy przychylił dzban do ust i chwilę trwało nim go odstawił.

Donośny śmiech Grimborna zwrócił uwagę wszystkich.
Éogar podniósł rękę, więc lord Grimslade nie od razu, lecz stopniowo ściszając zakończył tubalne rozbawienie.
Marszałek przeniósł wzrok na Esfeld. Żona położyła dłoń na wspartej o oparcie ręce Éogara.
- Może to już czas? - powiedziała łagodnie. - Może to dobry czas.

Syn Halwina gładząc wąsy myślał. Później kiwnął głową i wzniósł kielich.
- Błogosławieństwo moje córko Galwyna dostaniesz, jako i ojciec twój niechybnie na drodze drugi raz by tobie nie stanął.

Upił trunki, odstawił i powiedział słowa kierując do bractwa.
- Cenrikowi wszystkie stare przewiny główne, zalegające roszczenia od nich daruję, jeśli do ożenku dojdzie. Młodym jednak na nową drogę najmniej pół tuzina koni sprawi, jako i ja tak uczynię. Aby nie śmiał odmawiać lekko, pojedziesz Mildryd razem z królewskimi do Wschodniej Bruzdy.

- Zdrowie króla i młodej pary! - Podsumował przemówienie marszałka Cadoc, po czym niebaczny na to czy ktokolwiek dołączy, po raz ostatni wzniósł dzban, wypił ile dał radę i odstawiwszy chwiejące się naczynie na stół, obrzucił biesiadników mętniejącym wzrokiem - Mam dość.
Co rzekłszy zwalił się bez przytomności pomiędzy ogryzione gnaty.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13-10-2022, 08:08   #113
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację


Ucztę można było zaliczyć do udanych pomyślała Eiliandis przyglądając się jak Cadoc osuwa się na ziemię po ostatnim toaście, który i ona spełniła.
Nie tylko jej przyjaciel skończył na podłodze. Jego los podzieliło wielu mężnych wojów marszałka Éogar.
Nie można było się temu dziwić. Wszak mieli co świętować. Ich pani została uwolniona z rąk porywaczy. Zresztą Eiliandis i jej towarzysze również mieli co świętować. Córka Eadwearda jadła piła i śmiała się z innymi gośćmi, na chwilę zapominając, że jest obca w kraju władców koni.

Pierwsza część zleconej przez króla misji zakończyła się powodzeniem. Teraz przyszła panna młoda miała ruszyć z nimi do drugiego z marszałków.
Rano wszyscy powinni się zebrać i ustalić strategię. Drogę powinna wskazać im albo Gloweyn albo Mildryd.
Otwarą kwestią pozostawało czy obecność tej drugiej pomoże czy przysporzy im kłopotów. Z to co mówił król obaj możni nie przepadali za sobą. Niestety i sam Éogar upewnił ją w tym.

W czasie uczty Eiliandis próbowała dowiedzieć się od ich nowej towarzyszki jaki jest lord Cenrik.

Gondoryjka chciała też z rana dowiedzieć się jakie czuje się lady Esfeld. Czy jej jeszcze jakiś maści czy innych medykamentów nie potrzeba.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-10-2022, 19:59   #114
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację


Bractwo późnym popołudniem następnego dnia było już w siodłach jadąc ku Wschodniej Bruździe. Z powodu nienajlepszej dyspozycji Rogacza, który nad ranem był nadal nietrzeźwy, należało poczekać kilka godzin z wyjazdem. W tym czasie obóz marszałka zwijał się naturalnym rytmem nie spieszących się już nigdzie Eorlingów.

Bractwu towarzyszyła jedna nowa postać, a dwóch brakowało. Mildryd wyruszyła w podróż zgodnie z wolą Éogara. Erkenhelm zaś z zadaniem pomocy Gléowyn w ustaleniu, czy starszy brat Rohirrimki służy, lub służył w szeregach zachodnich eoredów pojechał skoro świt przodem wyprzedzając z bardką wszystkich. Dziewczyna w Helmowym Jarze chciała przejrzeć rejestry służących Eorlingów z nadzieją znalezienia wśród nich Gárulfa syna Gléomera.

Jakaż byłaby to gratka dla każdego wroga Rohanu, aby mieć wgląd do ksiąg opisanych stanów załóg warowni, regionalnych eoredów i miejsc zamieszania kadry oficerskiej - przemknęło później, gdy się obudził, przez myśl Cadoca.




Przed nastaniem świtu po polowej wieczerzy u Éogara, Zwinnoręki obudził się delikatnym dotykiem dłoni na policzku. Yáradiel pożegnała się ze wszystkimi za pośrednictwem właśnie Leśnego Człowieka, który później nie był pewny, czy to była część nocnego majaku, czy po prostu nie wybudził się jeszcze całkiem.
Elfka przerwała koszmarny sen Rodericka, w którym wśród czarnych kłębów dymu, a może chmur lub mgieł, w deszczu spopielonych liści, przeszywał go na wskroś ognisty wzrok płonącego oka.

- Muszę wrócić do domu, lecz was nie opuszczę. - powiedziała ze smutnym uśmiechem i współczującym spojrzeniem, jakby znała przyczynę przyspieszonego oddechu i mokrego potu, jakim zlany był młodzieniec.




Dwa dni później, kiedy bractwo opuszczało Grimslade, spotkali Gléowyn, która choć imienia, którego szukała nie znalazła, natrafiła na ślad brata w postaci nieoczekiwanego wpisu Gárulfa Mściwego z Oblężonego Paleniska. Tak jej rodzice nazywali swoją kwaterę w Edoras, gdy mieszkali przy Meduseld we wczesnym dzieciństwie bardki. Brat wedle zeszłorocznego rejestru służył w starej wieży obserwacyjnej Wrót Rohanu - granicznej strażnicy wysuniętej najdalej ku Zielonemu Pustkowiu Enedwaith, zwanej Ostatnim Posterunkiem. Podobno zeszłej jesieni cała załoga przepadła bez wieści w niewyjaśnionych okolicznościach, a żołnierzy uważa się oficjalnie za zaginionych. Nieoficjalnie zaś za dezerterów. Gléowyn bez wahania porzuciła królewską misję składając z tego powodu szczere ubolewanie i życzenia powodzenia w osiągnięciu zawiązania zawiązku małżeńskiego między Esmundem i Mildryd.

Podróż zielonymi trawami wielkich równin Rohanu zajęła bractwo cztery dni. Eorlingowie nie zdawali się na mapy trawiastego oceanu. Każdy z nich, który regularnie podróżował nimi, znał zielone fałdy terenu swym sercem i często mógł powiedzieć dokładnie gdzie jest, mimo braku wyraźnie rozpoznawalnych jako znaki elementów krajobrazu. Mildryd wyjaśniła, że konflikty między pasterzami stad są rzadkie, kiedy jednak się zdarzają, to bywają zaciekłe. Jeśli brakuje prostego rozwiązania konfliktu często królewski dwór musi interweniować, aby prawo króla było przestrzegane, a co rzadko jest prostym przedsięwzięciem.

Wielkie równiny Rohanu były podzielone rzeką Entów na dwa główne regiony. Westemnet, zachodnia równina, rozciągała się na zachód od rzeki między Zachodnią Bruzdą na południu, lasem Fangorn od północy i kończyła na Wrotach Rohanu.

Eastemnet, wschodnia równina, toczyła się na wschód od rzeki między przyrzecznymi bagnami na południu i wzniesieniami krainy zwanej Woldem na północy a kończyła na granicy wytyczonej zakrętami Wielkiej Rzeki Anduiny na wschodzie.




W podróży Eiliandis usłyszała od Mildryd to, co wcześniej przekazała bractwu królewska para. Siostrzeniec Cenrica zabił kuzyna Éogara w pojedynku o kobietę. Rodzina Drugiego Marszałka uznała czyn za mord, zaś bliscy Trzeciego Marszałka odmawiali wypłaty weregildu twierdząc, że siostrzeniec zadając śmiertelny cios był zaatakowany pierwszym. Siostrzeniec ukrywał się we wsi domeny królewskiej, gdzie następnego roku na trakcie zginął z rąk éogarowych klanytów. Kobieta, która przyczyną sporu między młodymi wojami była, ostatecznie wyszła za wasala Éogara sypiąc tym jeszcze więcej soli na rozdrapaną zadrę Cenrica. Kiedy Éogar zaoferował wypłatę odszkodowania za śmierć cericowego siostrzeńca Trzeci Marszałek stanowczo odmówił przyrzekając, że odpłata krwią sama wystarczy.

Zdania dobrego Mildryd o Cenricu nie miała. Jeszcze z dzieciństwa pamietała z rodzinnego domu, że Trzeci Marszałek zawistnym i knującym był rządcą i politykiem, który krwawe intrygi na równi w swej palecie wachlarza działań trzymał w zanadrzu jak rohański miecz u pasa. Z jej opowieści malował się obraz młodego Esmunda, który z obawą rozpoczynał służbę we Wschodniej Bruździe jako, że i on nie darzył, ani sympatią, ani prywatną estymą Cenrica. Czego mogła wcześniej Eliandis nie wiedzieć, choć zapewne podejrzewać, Cenric fortuny dorobił się dzięki lukratywnemu handlu z Gondorem, którego szlak przecinał domenę Trzeciego Marszałka.




Czwartego dnia, przed zmierzchem, bractwo stanęło na wzgórku, a przed nim roztaczała się leniwym korytem rzeka Entów. W oddali zauważyli obozy namiotów rozbite na obu brzegach. Zbliżając się rozpoznali, że na zachodnim była mniej więcej sztyga éogarowych. Na wschodnim zaś kilku więcej, bo około dwóch tuzinów jeźdźców Cenrica.

W promieniach leniwie zachodzącego słońca, Eorlingowie obu klanów zbliżyli się do siebie blisko krawędzi wody przy brodzie nasłuchując się i śmiejąc. Jeden z zachodniego brzegu wjechał konno w płyciznę, jako i to samo uczynił cenricowy.
Obaj rywale ciskali przeciw sobie niczym oszczepy głośne obelgi i prowokacje ubrane w rymy, tudzież melodię lub krótkie opowieści. Wariacje. Tak ten pradawny zwyczaj tych stron nazywali Rohirrimowie. Czy improwizacje słownych pojedynków działy się w Wielkich Domach podczas uczt w czasach pokoju, czy tuż przed zbrojną konfrontacją. Pokojowe wariacje rozstrzygał głośniejszy aplauz słuchających, a zwycięzca dzielił się wygranym pucharem trunku z przegranym. Niejednokrotnie, mimo to, dochodziło nawet podczas biesiad do rękoczynów. Przed bitwą jednak, wariacja niemal zawsze kończył się krwawo, często nim rozgorzała walka obu armii rozpoczęta pojedynkiem wyzwanych zwyczajem konkretnych adresatów obelg.

Kiedy bractwo podjechało na tyle blisko, aby dokładnie słyszeć obu konnych, ich przyśpiewki nabierały coraz twardszych tonów, a śmiech ich towarzyszy był bardziej okrutny.
- Wkraczam do wody ze Słonka siłą. Śpiewam z Jasnykiem, mieczem mym niepokonanym. Jasnyk świeci jako miło, chętnie roześmiany nad twym losem zapłakanym!
Krzyki i wiwaty ze wschodniego brzegu wybuchły ze zdwojoną mocą.
- Z silnymi nogami Stalogona dążę do przeprawy na twą zgubę! Mocą mej włóczni bogatą ci przebijam niewieścią kolczugę. Ze śmiechem i pieśnią na ustach i bez wykrętów, utopię twoją życiodajną krew w tej rzece Entów.
Odgłosy jakie zaczęli wydawać jego pobratymcy zaczęły przypomnieć bardziej euforyczne okrzyki bitewne niż tylko śmiech, choć to nie wojowie na brzegach szykowali się do zwarcia.
- Pochodzę ze wschodnich równin, od bogatych Cenrica ludzi. Dałbym ci błyszczące skarby, złote pierścienie, jeślibyś zarobił lecz lenistwem się trudzisz. Więc pogardę przynoszę ci Ashgarze o zachodzie! Blizny i szybką śmierć na falach na brodzie!
Rozentuzjazmowani towarzysze donośnie zagłuszali buczenie rywali.
- Stoję z Éogarem, mocnym i surowym katem wrogich głów! Wojownikiem w bitwie a nie tkacza krętych słów! A jednak łaskę przynoszę teraz, jeśli tylko Maerstana odwaga o nią zabłaga!
Jedno było jasne jak zachodzące słońce na niebie, bo wszystkie znaki na falach rzeki Entów wskazywały na zbliżającą się konfrontację od ostrych słów do zbrojnych czynów.

 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 18-10-2022 o 20:49.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-10-2022, 12:44   #115
 
sieneq's Avatar
 
Reputacja: 1 sieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputację
Post wspólny



Wszyscy moi towarzysze
smutno mi, że muszę odejść,
najdrożsi, z którymi zetknął mnie los,
chciałabym móc zostać jeszcze jeden dzień.
Lecz skoro tak nam przeznaczone,
że nasze drogi się rozchodzą,
to wstaję spokojnie i cicho powiadam,
żegnajcie i niech pomyślność będzie z wami.
Wznieśmy pożegnalny puchar,
żegnajcie i niech pomyślność będzie z wami.


Słowa, wyśpiewane przez Gléowyn na zakończenie krótkiego - jakże zbyt krótkiego! - spotkania u wrót Grimslade, obijały się echem w głowie Zwinnorękiego przez kolejne dni podróży, które mijały mu dziwnie wolno i monotonnie. Słońce nad trawiastymi równinami zdawało się jakieś blade, droga nudna i nużąca; siodło stało się jakby bardziej twarde i mniej wygodne. Nawet Szron zdał się stracić coś ze swojego dotychczasowego wigoru.


U brodu, do którego zbliżyła się drużyna, po obu stronach rzeki tłoczyli się Rohirimowie, dopingujący dwóch swoich towarzyszy ścierających się w słownym pojedynku.

Pierwsza zareagowała Eliandis. Gondoryjka obrzuciła spojrzeniem obie grupy, a następnie wysunęła się lekko przed swoich i zawołała do odrzucających się inwektywami zbrojnych.
- Przynosimy wam królewskie posłanie. Prowadźcie do lorda Cenrica. - Następnie zwóciła się do Mildryd - czy jesteś pani w stanie wpłynąć na swoich pobratymców, by odstąpili gdy cenericowi zechcą nas do swojego lorda poprowadzić?
- Lorda Cenrica szukajcie po całym Estemnecie! - odkrzyknął jeden ze zbrojnych z drugiego brzegu. - My mamy swoje rozkazy!
Mildryd popatrzyła na Eiliandis obracając się lekko w siodle.
- Ashgar i Mearstan to dorośli ludzie i mają prawo do wyboru swego przeznaczenia. - odrzekła spokojnie. - Nie zamierzam się wtrącać. I wam odradzam. To się może nie spodobać.
- Nie wiem o co tym dwóm chodzi, ale to nie nasza sprawa - dorzucił Cadoc
- Obawiam się, że nie do końca. Przelana krew z pewnością nie pomoże przekonać nieprzekonanego do zgody - Eiliandis posłała Cadockowi łagodny uśmiech, a następnie odwróciła się do Mildryd. - Czy gdyby wiadomym im było, że lord Éogar zamierza ułożyć się z lordem Cenrica, dali by się tak łatwo sprowokować?
Tymczasem w Zwinnorękim coś buntowało się przeciwko pozostawieniu sprawy swojemu losowi i wbrew radzie Mildryd i Cadoca, pchało go do próby wpłynięcia na zacietrzewionych Rohirrimów. Instynkt podpowiedział mu sięgnięcie po taki sam słowny oręż. Trąciwszy piętami boki Szrona, wysunął się krok przed Eliandis. Stanął w strzemionach i złożywszy dłonie koło ust wykrzyczał naprędce ułożone rymy:

Stoją jeźdźcy koło broda
krew się burzy niczym woda
na porohach Wielkiej Rzeki.
Lepiej łeb do wody włożyć,
aby rozum wpierw ochłodzić,
słowa na uwiązie wodzić,
śpiewać tylko dla uciechy.

- To ich prywatna sprawa, pani Eiliandis - odpowiedziała Mildryd Gondoryjce. Pojedynkować się mogą i na królewskim dworze. Tylko rozkazy ich panów mógłby ich usadzić. Albo odrobina lekkiego upokorzenia tym samym orężem. - z lekkim uśmiechem w kąciku warg obróciła wzrok na krzyczącego Leśnego Człowieka.
Patrzyli na niego również Rohirrimowie z obu stron rzeki. Wielu wybuchnęło śmiechem. Ktoś zagwizdał wesoło. Ktoś inny gniewnie krzyknął.
- Kimżeś jest, że śmiesz wtrącać swoje racje?! - ryknął Ashgar.
- Między nasze wariacje?! - dokończył Mearstan mierząc Leśnego Człowieka spode łba.
- Jam jest Zwinnoręki z Leśnego Ludu, z Dzikich Krain! Choć tu obcy, waszemu królowi służę, a świadectwem tego skaczący koń - ten na monecie i ten, na którym siedzę! - odpowiedział młodzieniec i uniósł prawą dłoń, w której w promieniach zachodzącego słońca błysnęła wirująca na rzemieniu moneta. Lewą ręką powodował koniem, chcąc by ten obrócił się w miejscu - manewr, który podpatrzył u Gléowyn, a którego jeszcze sam nie próbował. Nie dało się poznać, ile było w tym umiejętności jeźdźca a ile szczęścia - dość jednak, że koń posłusznie zadrobił kopytami, wykonując zgrabny obrót, jakby chciał się ze wszystkich stron pokazać. Zwinnoręki, z wyzywającym wyrazem twarzy, spoglądał na Rohirrimów, czekając, czy ci odpowiedzą na jego wcześniejszy zaśpiew.

Eorlingom musiało się spodobać to co widzieli - nikt nie buczał, a zdawało się, że z większym zainteresowaniem nadstawiali ucha.

Długie słuchanie to głodna robota
Spragniona krwi stal niecierpliwie czeka
Między honor włazić cudzy głupota
Nie tak zwinnych lotów Leśnego Człowieka!

Odśpiewał jeździec ze Wschodniej Marchii a jego pobratymcy parsknęli głośniejszym śmiechem od rywali z zachodniego brzegu rzeki.
Zwinnoręki gładko przełknął przytyk - udany manewr dodał mu pewności siebie. Wykrzywił usta w lekko drwiącym uśmiechu i zawołał gromko:

Skorom wlazł między wrony,
muszę krakać jak one.
Więc gdy mnie głupim zwiecie,
cóż o sobie rzekniecie?

Tym razem na jednym i drugim brzegu nastała cisza. Obydwaj konni ze srogimi minami patrzyli na Zwinnorękiego, który zataczał koniem kolejne koła w oczekiwaniu na odpowiedź. Jednak po chwili spomiędzy wojowników zaczęły dobiegać parsknięcia, najpierw pojedyncze, potem coraz liczniejsze. Śmiech rozchodził się coraz szybciej, jak koń rozpędzający się od stępa do kłusa i nie upłynęło wiele czasu a wszyscy ryczeli galopującym śmiechem. Mearstan i Ashgar, próbując zachować powagę, zezowali to na siebie, to na ludzi po obu brzegach rzeki. W końcu jeździec ze Wschodniej Bruzdy odkrzyknął:

Ja nie wchodzę między wrony,
ani inne obce stada!
A w gościnne nasze strony,
tobie srać w próg nie wypada!

Dla podkreślenia swoich słów splunął w wodę a jego wariację nagrodziła kolejna salwa gromkiego aplauzu - ryk z dziesątek z gardzieli i gromkie odgłosy klaskania rękoma i klepania nimi o uda.
Zawarta w odpowiedzi drwina i gest adwersarza skłoniły Zwinnorękiego do bardziej dobitnego wyrażenia swoich myśli. Chwilę układał w głowie słowa i, już bez uśmiechu, zawołał:

Nie wypada?! Trudna rada,
gdy kto miecz chce wbić w sąsiada
jam, choć obcy, tak mu rzekę:
że honoru nie ubędzie,
kiedy dwóch do stołu siędzie,
i miast wrażać miecz w kałduny,
w gardło wleją zacny trunek.

Korzyść z tego taka będzie,
że obrońców nie ubędzie.
W służbie dla Złotego Dworu
lepiej krew swą zaoszczędźcie,
miast umierać dla honoru!

Pieśń pożegnalna Gléowyn - fragment utworu The Parting Glass, nieco przerobiony.

 

Ostatnio edytowane przez sieneq : 26-10-2022 o 13:41.
sieneq jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-11-2022, 22:04   #116
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Spojrzeli na siebie dwaj koni na brodzie i pokiwali głowami.

- Zatem królewscy musicie osądzić, kto z nas przegrał duel i stawia piwo! - wypalił weselej Éogarowy.

- I w czyim obozie na noc staniecie. Lepsze znajdziecie u nas wygody! - dodał Eorling ze Wschodniej Marchii akceptując propozycję rywala.

Oba klany oczekiwały odpowiedzi patrząc na bractwo i wesoło nawołując, żeby przegrał ten drugi, a ugościli się przy ich ogniu.

- Wasz rozjemca pewnikiem rad by wyboru dokonać. - rzekł Rogacz klepiąc Roderica po ramieniu - Ale nas słowo dane wiąże. - Po czym spojrzenie skierował ku cenricowemu. - Pan Wasz jako rzekliście poza jednym stajaniem. A Esmund? Druga to osoba. Za którą koń ze złotej monety nas wiedzie. Jest w waszym obozie taki wojownik?

-Esmund syn Edwina ze Wschodniej Bruzdy? - zapytał Mearstan.
-Tak on. - odpowiedziała Mildryd.
-Kapitan z lordem Cenricem jest. - odparł nie patrząc już na nikogo innego jak tylko Leśnego Człowieka.
-Co ty powiesz?! - zawołał ponaglająco do Zwinnorękiego Ashgar z Zachodniej Bruzdy.
-Wolnego, mości Ashgarze, - rzekł Zwinnlręki, starając się zachować spokój i jednocześnie pospiesznie próbując obmyślić, jak wydać werdykt, by nie obrazić którejś ze stron.- Toć niełatwo osądzić, gdy u obu z was dowcip ostry jako miecz i włócznia. A czy da się rozsądzić, czy miecz czy włócznia lepiej przebija? - w tym momencie zdalo mu się, że znalazł rozwiazanie, bo usmiechnął się i rzekł - Gdy dwóch dobrych wojowników naprzeciw siebie stanie, to los o zycięstwie przesądzić może. Zdajmy się wtedy na los, niech Skaczący Koń wskaże wygranego. Która stronę monety wybierasz, panie Ashagarze? - zwrócił sie do stojącego bliżej ježdžca, odwiązując monetę od rzemienia.
- Helm. - rzekł bez zastanowienia.
- Felaróf. - mruknął Mearstan.

Zwinnoręki skinął głową i skierował konia do rzeki. Szron pokłusował raźno, rozpryskując wodę. Na środku brodu młodzieniec zatrzymał wierzchowca i uniósłszy się w strzemionach, wyrzucił monetę w górę. Złocisty krążek zawirował w powietrzu, błyskając w ostatnich promieniach zachodzącego słońca i opadł na dłoń jeźdźca. Na wierzchu widniał wizerunek konia.

- Felaróf! - zawołał Zwinnoręki, unosząc głowę. - Los wskazał na Wschodnią Bruzdę!

Niedługo potem obaj Rohirrimowie pili z jednego dzbana, którego Ashagar przyniósł ze swojego obozu. A że nie jest łatwo ot tak przejść od rękoczynów do wspólnej pijacji, to i obaj zaciągnęli swojego sekundanta do owego pojednania. Co z resztą dobrym pomysłem było, bo towarzystwo Zwinnorękiego miało jakiś taki wpływ, że nawet Rogacz mimo pierwszego dnia w siodle bólem głowy okupionego, nie sarkał i nie margał, a przeciwnie szczerze życzył powodzenia opuszczającej ich Gleowyn.

Dopełniających ostatecznych postanowień zakładu, Bractwo zostawiło sobie. Zasługa jak i naważone piwo przypadała Zwinnorękiemu. Los jeden raczył wiedzieć, czy oszczędzone przez niego życie gorącokrwistych wojowników nie obróci się na coś gorszego, czy przeciwnie przysporzy jakichś korzyści. Dość rzec, że Rogacz tych drugich nie widział. Podszedł do Gondoryjki patrząc na trójkę pijących mężczyzn. Milcząc chwilę odezwał się nie odwracając wzroku.
- Powiedziałem im, że się podzielimy. Mildryd i Zwinnoręki zostaną z eogarowymi. My przenocujemy u cenricowych. Tym sposobem Ashgar choć przegrany będzie mógł ugościć rozjemcę. A my wypytamy oba obozy o wieści z obu…
Urwał nagle by kontynuować choć nieco bardziej zmęczonym tonem.
- Nie wiem co tu robię Eiliandis. Winienem gdzie indziej być. - Jakiś gniew gdzieś wychylił łeb spomiędzy twardych ostatnich zgłosek.
- Wiesz, dobrze wiesz - powiedziała cicho Eiliandis kierując swe łagodne spojrzenie w kierunku jego oczu i uśmiechnęła się. - Twoje słowa najlepiej o tym świadczą.
Gondoryjka miała nadzieję, że ich ingerencja w spór między tymi dwiema grupami przyniesie coś dobrego.
Odwróciła powoli głowę w kierunku w którym patrzył i dodała głośniej - to dobry pomysł. Z rana spotkamy się tu ponownie i ruszymy dalej.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-11-2022, 21:26   #117
 
sieneq's Avatar
 
Reputacja: 1 sieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Campo Viejo


Obóz Zachodniej Bruzdy

Jeźdźcy z Zachodniej Bruzdy z wielką ciekawością przy wieczornym ogniu podczas posiłku, pytali o wydarzenia z Zachodniej Marchii. Wieść niczym płomień po suchych trawach rozeszła się od Helmowego Jaru po Królewską Fałdę o porwaniu pani Esfeld.

Opowiedzcie Mildryd Tarczowniczko, czy to klan Chiséala, czy Wulfringowie pogranicze we krwi chcą zanurzyć? - zachęcał Ashgar.
Cóż ja nie rzeknę, to wam lepiej Zwinnoręki opowie. - odrzekła córka Galwyna wskazując na towarzyszącego jej Leśnego Człowieka.
Niełatwo mi dać odpowiedź na twoje, panie, pytanie. - Zwinnoręki obrócił wzrok najpierw na Mildryd, a następnie na Ashagara. - Obcy jestem w waszym kraju, i wiele z tego co się tu dzieje, nie rozumiem. O Wulfringach zanadto nie wiem, tyle, co z opowieści naszego towarzysza, Cadoca Rogacza. Co do owych Żelaznych Ludzi, z którymi przyszło nam mieć sprawę, to jak rozumiem, para ich wodzów zamiar podjęła o owym porwaniu pani Esfeld. A może tylko tego Casweluna to był pomysł? Z tego co dane nam było usłyszeć, wyrozumiałem, że chciał krew swojego plemienia z możnym rodem Rohanu siłą połączyć. Zamiary tego człeka jego własnej siostrze na ostatku musiały zdać się szalonymi, bo gdy sprawy zły obrót przybrały, jednym ciosem go ogłuszyła, a nam panią marszałkową wydała, zadowalając się okupem jedynie.
Huh. - żachnął się Eorling. - Szaleniec. Ale czego po tych barbarzyńcach się spodziewać lepszego… - skrzywił się.
Zwinnoręki milczał przez chwilę, wspominając słowa wypowiedziane kiedyś przez Rogacza.
- Nie wiem, czy barbarzyńcami trzeba ich nazywać… choć z tego co słyszałem, wiele zatargów i krwi przelanej między nimi a waszym ludem było, to taki pan Rogacz, mimo że z dunlandzkiego plemienia się wywodzi, to przecież głowy nadstawiał, i to nie jeden raz, gdy pani Esfeld ruszyliśmy z pomocą. Trudne to sprawy i ponure. Tak może i lepiej o czymś weselszym przy ogniu byłoby pogwarzyć? - zapytał, mając nadzieję, że rozmowa zboczy z niezbyt pewnego dlań tematu.
- Eh, może i rację masz, co nam po dumaniu, dlaczego i po co… - potaknął Rohirrim - Uciesz lepiej uszy wojowników opowieścią o waszych czynach, o tym jak żeście się z nimi sprawili. Tego ciekawim!. Twoje zdrowie! - wzniósł kubek, a słowa toastu zagłuszyły okrzyki i gromkie pomruki siedzących wokół ognia jeźdźców, domagających się opowieści. Dzbany z trunkiem poczęły żywo krążyć między zgromadzonymi. Leśny Człowiek rozpoczął opowieść, z początku nieśmiało, w miarę jednak ubywania trunku w jego kubku - który to ubytek był zresztą niezwłocznie uzupełniany przez siedzącego obok wąsatego Eorlinga - coraz żywiej i barwniej, mimo, że co i rusz opowieść przerywana była żywymi reakcjami słuchaczy: raz to okrzykami gniewu i trzaskaniem bronią, to znów pomrukami aprobaty i toastami na cześć bractwa.
- No, to gracko żeście się sprawili - podsumował Ashagar, głosem już nieco bełkotliwym - ale ja na waszym miejscu… my wszyscy, jak tu jesteśmy - potoczył wzrokiem wokoło - byśmy tych psich synów żywych nie puścili! Dobrze mówię?
Odpowiedzią był huragan okrzyków oraz łoskot uderzanego żelaza i drewna.
- A ty, młody… cudzoziemcze… - Eorling pochylił się w stronę Zwinnorękiego. - pokazałeś dziś, żeś w języku obrotny i dowcipu ci nie brak. Opowiadasz pięknie… a i wychodzi, że niezły ciebie zwiadowca, skoroś dunlandczyków po stepach i lasach tropił. A, że pojedynki jak się pokazało, lubisz, to cię do gry zapraszamy, tyle że nie na słowa, a na chyżość nóg. I na mocną głowę - roześmiał się gromko. - Kto z was, młodych, chce się z naszym gościem zmierzyć? Czterech, nie więcej, Czterech mówię! - krzyknął, gdy siedzący wokół poczęli się zrywać, jeden po drugim.
- Holdfa, Fastbrand, Baldred, Léofara! - przedstawiał po kolei jasnowłosych jeźdźców, którzy podchodząc witali się ze Zwinnorekim krzepkimi uściskami ramion.
- A zabawa jest taka - zwrócił się znów do Leśnego Człowieka - że na mój znak każdy kufel piwa wychyla do dna i biegnie co tchu tam - wskazał odległe o jakieś sto kroków miejsce, oświetlone blaskiem kolejnego ogniska, gdzie jeden z Rohirrimów zatykał właśnie w ziemię włócznę - obiega to drzewce w koło i wraca. Kto przybiegnie ostatni, ten z zabawy odpada, aż dwóch zostanie. A wtedy to już trochę inaczej będzie - rozciągnął usta w szerokim uśmiechu - bo ten, co przybiegnie drugi, to jeszcze jedno piwo wlać w siebie musi. I tak długo, aż jeden z nich już dalej nie pobiegnie. No, to stawajcie, waleczni! - zawołał gromko, wskazując linię wyrytą na ziemi końcem włóczni, na której już ustawiali się pomocnicy, każdy trzymający napełniony kufel.
Zwinnoręki odpiął zapinkę płaszcza, odrzucił go na bok, by nie zawadzał i ruszył w stronę linii. W głowie szumiało mu lekko, miał jednak nadzieję, że jego rywale też nie żałowali sobie trunku. Stanął lekko pochylony, naprężając mięśnie nóg.
- Ræs! - krzyknął Ashagar.
Zwinnoreki chwycił kufel i wychylil do dna, czując jak strugi trunku spływają po policzkach. Cisnął w bok opróżnione naczynie i nie oglądając na boki ruszył biegiem w stronę majaczącego w migotliwym blasku ognia drzewca. Z obu stron dobiegał go tupot nóg i odgłos zdyszanych oddechów rywali. Do wyznaczającej półmetek włóczni dobiegli niemal równocześnie, toteż okrążając ją zaczęli wpadać na siebie i potrącać, wszystko to przy akompaniamencie wybuchów śmiechu i radosnych okrzyków dopingujących ich widzów. Zwinnoreki poczuł jak na jego rękawie zaciska się dłoń jednego z rywali. Wyszarpnął ramię, okręcając się równocześnie wokół przeciwnika i dodatkowo wytrącając go z równowagi. Ruszył biegiem z powrotem, słysząc za sobą przekleństwa podnoszącego się z ziemi biegacza, który właśnie stracił szansę na dalszy udział w wyścigu. Runda po rundzie odpadali kolejni zawodnicy. Jako ostatni na placu boju pozostali: Zwinnoręki i wysoki, chudy jak szczapa Fastbrand. Obaj chwiejnie stali na szeroko rozstawionych nogach, wspierając dłonie na udach i łapczywie chwytając w płuca powietrze. Lewy rękaw kaftana Leśnego Człowieka wisiał w strzępach, na żebrach czuł pulsujący ból w miejscu, gdzie trafił go łokieć jednego z przeciwników. Młodemu Rohirrimowi po brodzie kapała krew z rozciętej wargi.
- No, gotowi? - roześmiana twarz Ashagara pojawiła się w polu widzenia Zwinnorękiego. - Stawajcie! - Objął zawodników ramionami, popychając w kierunku linii. - Pędźcie, jak sam Felaróf! - dokończył pośród wybuchów gromkiego śmiechu. - Ræs!
Rywale znów ruszyli przed siebie, jednak tempo w jakim się poruszali było już dalekie od tego, co prezentowali na początku zawodów. Zwinnoreki kilkukrotni czuł, jak ziemia wybiega mu na spotkanie, w ostatnim momencie łapiąc równowagę. W dwóch pierwszych rundach sprzyjało mu szczęście, którego brakło jego przeciwnikowi. Jednak w kolejnym biegu Rohirrim pozbierał się jakoś i dobiegł do mety jako pierwszy. Obaj już ledwo trzymali się na nogach, mimo to ruszyli do dalszej walki. I znów Zwinnoręki wyprzedził rywala tylko po to, by w następnym biegu paść jak długi w połowie drogi, uderzając kolanem o kamień. Zaciskając zęby dokuśtykał do mety, gdzie czekał na niego znienawidzony już widok trunku lanego do kubka. Drążąca ręką przechylił naczynie do ust i dobywają ostatnich sił stanął na linii obok Fastbranda, który także z trudem utrzymywał pionową postawę. Gdy zabrzmiał sygnał, zrobił kilka chwiejnych kroków naprzód, ale zatrzymał go odgłos padającego ciała. Obrócił się - jego przeciwnik leżał rozciągnięty na ziemi, ledwo krok za linią startu. Zwinnoręki zawrócił, z trudem łapiąc równowagę, przeszedł kilka kroków dzielących go od mety i ciężko klapnął na ziemię obok swojego rywala. Rozlegające się wokoło okrzyki, śmiechy i oklaski dochodziły od jego uszu stłumione, jakby trzymał głowę pod wodą. Uśmiechnął się smutno i powoli osunął na zrytą butami, wilgotną od wieczornej rosy trawę.

Później młodzieniec, gdy ustała fala śmiechu, gratulacji, poklepywań po ramionach i przyjacielskim czochraniu głowy, spróbował wstać na równe nogi. A świat zawirował, jakby nagle na rozbujanej łodzi był a nie stałym lądzie. Zrobił kilka chwiejnych kroków nim zwalił się, a gdy przymknął oczy świat pod powiekami kręcił się jak napędzane wiatrem skrzydło wiatraka. Czuł jak wiele rąk ujęło go i poniosło, a złożony w posłanie miękkie i wygodnie odpływając w sen, słyszał pieśń kobiecego głosu. Mocny i silny z buńczuczną nadziei nutą przypominał ten Mildryd, lecz przed oczami stała mu Gléowyn. I zdał sobie rzewnie sprawę, jak bardzo już za nią tęskni jego serce.

Nie, nie wiem dokąd idę
Ale dobrze wiem gdzie byłam
Chwytając się obietnic
Z piosenek wczorajszego dnia
I już postanowiłam

Nie zmarnuję już ani chwili
Oto idę znów!
Jedyną drogą, jaką znam

Jak włóczęga urodziłam się by iść samotnie
I już postanowiłam
Nie zmarnuję już ani chwili

Jestem kolejnym sercem czekającym na ratunek
Czekającym na słodką jałmużnę miłości
I będę się trzymała
Do końca moich dni
Bo wiem co to znaczy
Podążać samotną drogą marzeń

I oto idę znów całkiem sama
Jedyną drogą, jaką znam
Jak włóczęga urodziłam się by iść samotnie
I już postanowiłam
Nie zmarnuję już ani chwili




Rankiem obudził go gwar zwijanego obozu. Nieopodal siedziała gotowa do drogi Mildryd witając go uśmiechem lekko rozbawionym spojrzeniem. Przy swoich rzeczach znalazł piękny grzebień, który ktoś mu podarował. Choć domyślał się, że dłużył do przerywania końskiej grzywy, to doskonale przydał się do rozczesania jego długich włosów.
Zimna woda pomoże - zagadnęła Tarczowniczka mrużąc oczy pod wschodzącymi promieniami słońca.
Zewinnoręki czuł palące go w gardle pragnienie a błyszczące fale brodu zapraszały do zmycia trudów podróży i wczorajszej nocy.


Pieśń Mildryd: Whitesnske - Hire I Go Again

 
sieneq jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-11-2022, 05:40   #118
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
napisane z Marrrtem



Obozowisko drugiej grupy nie było aż tak daleko. Królewscy wysłannicy w osobach Eiliandis i Cadoca zostali ugoszczeni przez wasali trzeciego marszałka. Przy suto zastawionym stole, już w atmosferze pełnego odprężenia mogli podzielić się wieściami ze świata i stolicy.
Gospodarze oprócz jadła i napitku uraczyli wieściami o śmierci Wschodniobruzdaka w Królewskiej Domenie, na Wielkim Zachodnim Gościńcu niedaleko Aldburga z rąk Éogarowych i o tym, że wiosną bestia z Gór Białych atakowała Zachodnią Bruzdę, którą pokonał Ulfur oddając życie na prośbę Rządcy.
Wysłannicy słuchali tych doniesień z grzecznym w przypadku Eiliandis, lub wątpliwym jak to czynił Cadoc, zaciekawieniem. Gościna koniarzy mu się zaczynała powoli przejadać, a i chełpliwość doskwierać. I jakkolwiek doniesienie o kolejnej ofierze zatargu między Marszałkami mogło być istotne tak już jego prawdziwość mierzona miarą ulfurowego bohaterstwa pozostawiać mogła wiele do życzenia. Najchętniej by też zmilczał tę sprawę, gdyby nie to, że rzecz szła o honor towarzysza broni, którego plotkowanie z chwały ograbiano.
- Rhune to uczynił. Z rodu Rudela. Krajan wasz. Nie Ulfur. Wiem to, bom widział jego włócznię gdy mnie bestia pochwyciła i uniosła.
W szczegóły jednak wdawać się nie chciał odsyłając zainteresowanych do Rządcy, oraz Pieśni o Koniożercy autorstwa Gleowyn. Niedowiarków nie przekonywał, a zaciekawionym odpowiedział na kilka pytań. Później jeźdźcy jęli wypytywać o porwanie Marszałkowej, co już stwarzało pewne pole do działania na rzecz królewskiego posłania.
Oboje uczestnicy odbicia lady Esfeld z rąk porywaczy opowiedzieli o całym zajściu w sposób rzeczowy i możliwie jak najdokładniejszy podkreślając przy tym zaangażowanie i bezinteresowność całego bractwa.
Pytań było oczywiste wiele, bo taki afront z pewnością nie pozostał niezauważony. Tak Dunlendczyk jak i Gondoryjka nie na wszystkie pytania znali odpowiedzi. Starali się jednak zaspokoić ciekawość gospodarzy. Tak w tej sprawie jak i innych.
Zbrojni służący lordowi Cenrica chcieli również dowiedzieć się czegoś o samym królu i królowej. Tu córka Eadwearda mogła powiedzieć, że to co słyszeli o swoim władcy i jego żonie, to nieprzychylne plotki, którym nie powinni dawać wiary. I choć sama królowa jest Gondoryjką to poważa zwyczaje kraju, w którym mieszka. Tak jak i król. O następcy tronu wypowiedzieć się można było w superlatywach. Wszak na uczcie pokazał swoją rozwagę i takt.
Dopiero gdy pytania zeszły na Sarumana, Cadoc i Eadwardiel spojrzeli na siebie po czym Dunlandczyk zabrał głos. Odparł iż mimo że Czarodziej z Doliny przyjaźnie traktuje klany, tak wstrętnym mu są akty rozboju takie jak ten jakiego dopuścili się Żelaźni, których nie da się określić innym mianem niż watażków. I zapewne źle będzie patrzeć na zachęcające do wojny podszepty z Grimslade, a przeciwnie przychylnie na każdego kto się wstawi w Edoras za pokojem. Jeśli zaś ktoś by w to wątpił to co koń wyskoczy może popędzić do Isengardu i samemu zobaczyć jak się tam sprawy mają gdyż bramy zewnętrzne wcale nie są zamknięte ani dla Gondoru, ani dla jego sojuszników. Jak to niektórzy rozpowiadają.
Tym samym zaspokoiwszy ciekawość Jeźdźców, Bractwo samo miało kilka pytań. Pierwsze o samego Esmunda. Nie kryli, że mają ku niemu sprawę, ale jako obcy spoza krainy, radzi by wiedzieć jaką opinią cieszy się ów wojak wśród żołnierzy i czym się wsławił we Wschodniej Bruździe. Drugie zaś, bardziej ogólne, jaka największa bolączka gnębi latyfundium lorda Cenrica, bo słyszeli ino same dobre rzeczy o dobrobycie tych ziem.

 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-12-2022, 08:00   #119
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację


W obozie na wschodnim brzegu Rzeki Entów Eorlingowie ugościli Eiliandis i jej ciemnowłosego towarzysza skromnie, acz wygodnie. Ciekawi opowieści o meduseldowym dworze oraz wieści z zachodnich rubieży Rohanu chętnie nadstawiali ucha. O swojej krainie opowiadali chętnie od opisów żyznych ziem Wschodniej Bruzdy, przez bezkresny ocean traw Estemnetu i przygraniczne tereny, wzdłuż Anduiny, których patrolowanie było obowiązkiem oddziału zmierzającego w tamte rejony. Zaś pytani o Cenrica oraz Esmunda z początku padały bardzo wyważone informacje, które dopiero później wścibski temperament cwanego Dunlandczyka zdołał pociągnąć za język to jednego, to drugiego młodziana przy garncu wina. A od słowa do słowa jawił się pełniejszy obraz obu postaci, którego ani Thengel, ani Éogar, ani nawet Mildryd Tarczowniczka chyba wyraziściej nie wykreowała bractwu.

Cenric z zacnego rodu pochodził, który szlacheckimi korzeniami sięgał do Eofora, syna Brego. Trzeci Marszałek stanowisko piastował od przeszło dwudziestu lat, a mimo to od czasu panowania Thengela jest równie podejrzliwy i zatroskany o pozycję, niczym w swych pierwszych niepewnych latach rządów pod starym królem Fengelem.

Pozycję Cenric przejął po wuju Edwinie, bracie rodzonym jego ojca Swidhuna. Kiedy nadszedł czas zastąpienia starzejącego się marszałka, jego syn, Esmund gotów był składać przysięgi wypełniania obowiązków z honorem i lojalnością. Natomiast starszy kuzyn oprócz tego zawiózł na dwór dodatkowo dużo złota.

Mimo to, choć powody Esmund miał, aby urazy żywić ukryte lub otwarte, że ograbionym został z dziedzictwa ojca i dziada, z czasem zaczął służyć w szeregach jeźdźców ze Wschodniej Bruzdy. A odwagą, męstwem i lojalnością szybko piał się w hierarchii wojskowej, w końcu stając na czele własnego eoredu, który strzegł rubieży Estemnetu z dala od Aldburga - siedziby Trzeciego Marszałka, broniąc granic przeciwko tak najeźdźcom, jak i ścigając wyjętych spod prawa bandytów, aby doprowadzić ich przed oblicze sprawiedliwości.

Cenric nie doczekał się jeszcze męskiego potomka z własnych lędźwi. Spłodził cztery córki oraz miał przybranego syna Gálmóda, który głosem był marszałka, choć najdalej mu do siodła i miecza, jak to tylko możliwe. I jakby wyczuwalną niechęć do adoptowanego dziecka swego lorda zaobserwowała Eiliandis pośród Eorlingów, kiedy o przymiotach oratora i doradcy Cenrika wspominali. Rodzice Gálmóda zginęli podczas rajdu łupieżczego dunlandzkich maruderów a marszałek, który spóźnił się z odsieczą przygarnął sierotę i wychowywał jak swego syna.

Zgoła wręcz odmiennie prawili o Esmundzie, który pierwszym eoredem weteranów dowodził i cieszył się powszechnym szacunkiem i posłuchem. Syn Edwina stracić miał żonę przy porodzie drugiego dziecka przed kilku laty. Odtąd posępnym stał się na swej szlachetnej twarzy bardziej przypominając atakującego wilka niż obronnego wilczura i w coraz dłuższe wyprawy wyruszał zostawiając jedynego maleńkiego synka w wychowaniu dla babci i rodziny siostry. Malec chował się pośród dzieci otoczony miłością, choć z dala od ojca, który wdowcem został nie starając się szukać partnerki do zawiązania nowego ogniska domowego.




Opuszczając brody na Rzece Entów, zwane Entwade, bractwo ruszyło w rejony południowego Estemnetu, gdzie gdzieś pasły się stada Cenrica. Wkrótce szeroka rzeka całkiem zniknęła za ich plecami a jak okiem sięgnąć po horyzont rozpościerały się wszędzie dookoła same trawy. Od czasu do czasu. w odstępach kilku mil, towarzysze podróży mijali końskie stada prowadzone przez konnych pasterzy uzbrojonych w skórzane pancerze i łuki, czyli całkiem odmiennie od typowych Eorlingów zakutych w blachy i dzierżących długie włócznie i miecze i rycerskie tarcze. Pozdrawiali bractwo uprzejmie i z szacunkiem, kto wie, czy nie głównie dzięki pięknym i szlachetnym koniom, których bractwo dosiadało. A może też kapitańska obecność Mildryd służyła im więcej niż tylko za przewodnika po krainie. Pasterze kierowali ich dalej na południe gdzie ostatnio widziane były największe marszałkowe tabuny i koniuszowie.

Bractwo spotkało również nieliczne stada krów oraz mniejsze dzikich kóz, zaś rankiem drugiego dnia podróży od wkroczenia na wschodnie stepy, przy gęstwinie burzanu u podnóża wzgórka, zjeżdżał ku nim koń dosiadany przez parę ludzi.

Kiedy zbliżyli się, bractwo zobaczyło, że na nazbyt kapryśnym jak na typowego wałacha przystało starym rumaku, siedział sędziwy pasterz, zaś przed nim nastoletnia dziewczyna trzymając wodze.

- Witajcie nieznajomi! Przecinacie ścieżki z Léotherem Pięciopalczastym, minstrelem Meduseld, śpiewakiem zapomnianych pieśni i strażnika starożytnych obyczajów! - donośnie zapowiadała energiczna dziewczyna z zadartym piegowatym noskiem.

Siwy dziad o pomarszczonej twarzy, acz bystrym młodzieńczym spojrzeniu skinął głową. Sękatą dłoń wzniósł ku czołu osłaniał oczy przed prażącym słońcem, kiedy przyglądał się bractwu.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 05-12-2022 o 03:14.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-12-2022, 20:42   #120
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Gościna, której udzieli bractwu władcy konie przyniosła nie tylko odpoczynek ale i wieści. Cadoc sprytnie pociągnął za języki gospodarzy wyciągając z nich sporo informacji.
Wypoczęci i uzbrojeni w pewne informacje o tym gdzie Trzeci Marszałek nie będzie mogli ruszyć dalej.

Nim ktoś odparł starcowi Eiliandis zwróciła się cicho do Mildryd
- Znasz pani tego człowieka?
- Nie znam, lecz słyszałam kiedyś o bardzie z Edoras o takim imieniu... - odparła półgłosem Mildryd krytycznie przyglądając się postaciom na koniku. - … kiedy przepadł bez śladu u szczytu swojej sławy. Dawno temu.

Cadoc uśmiechnął się półgębkiem zasłyszawszy przezwisko minstrela. Obejrzał się na chwilę na Roderika jakby to jakiś jego powinowaty miał być, ale na widok wciąż poszarzałej z lekka twarzy Leśnego Człowieka odpuścił sobie komentarze.
- I wy witajcie - rzekł wysuwając się na czoło Bractwa i unosząc dłoń w geście pozdrowienia - Co powoduje sędziwym Leotherem, że ścieżki swe w swym wieku z nieznajomymi na szlaku postanowił skrzyżować?
Starzec pogładził siwą brodę i już zbierał się wyraźnie do zabrania głosu, kiedy podlotek wpadł mu w słowo.
-Mistrz Léothere wędruje od długiego domu do długiego domu niosąc wszystkim pieśni, od lat. A ja uczennica jego, Bida Lekkonutka - wypaliła wesołym głosem dumnie prezentując się jeźdźcom - również kiedyś będę śpiewać na Złotym Dworze, jako mistrz mój niegdyś!
- Cicho, cicho… już, już… - klepaniem w ramię nastolatki minstrel uciszał pomocnicę. - czterdzieści lat minęło jak jeden dzień… Wędruję i śpiewam, póki sił i głosu starczy. - odpowiedział głośniej patrząc po jeźdźcach nieco zaniepokojony- Rzadki to widok zaiste cudzoziemców na naszych królewskich koniach widzieć. - zauważył szacując każdego z osobna zaciekawionym okiem. - Gdzieżeś prowadzisz córko Eorla? - zwrócił się ku Mildryd najwyraźniej uspokojony lub robiąc dobrą minę do złej gry. - Czy to nie gondorskie siodło? - wychylił się ku Eiliandis. - I uroda iście dunedańska. Ku Mundburgu, eh?
- Ku Trzeciemu Marszałkowi. - rzekła Tarczowniczka. - Widzieliście lorda lub jego stada?
- A to tak. Obóz Cenrica dwadzieścia mil na południowym wschodzie. - kiwnął kciukiem za siebie. - Jakie wieści niesiecie z dworu? - zagadnął. - Imion waszych nie dosłyszałem.
- Bo nie mówili jeszcze. - wypaliła Bida. - A słuch przecie macie lepszy od nietoperza, jako mi codziennie przypominacie mistrzu! - zauważyła z przekąsem.
Léothere nieznacznie pokiwał głową na boki przewracając oczami.
- A nie przypominał ci też dziewczyno, że nie wszystkim nieznajomym można miano podawać i samowtór niefrasobliwie naprzeciw wyjeżdżać?
Tym razem już żaden cień uśmiechu nie zdobił zarośniętej twarzy Dunlandczyka. Przeciwnie wyglądał on po swojemu, czyli bynajmniej pojednawczo, a wręcz nieprzyjaźnie, a patrzał jako jego ziomkowie często, czyli spode łba.
Tak jak starzeć zdawał się mu być w istocie bardzo spostrzegawczym i o więcej pytał niźli o sobie zdradzał, tak dziewczynisko, które konia prowadziło było zwyczajnie w jego mniemaniu głupkowate i pyskate.
- Rogacz mnie zwą - rzekł gdy uznał, że dziewczyna już dość miała czasu na zastanowienie się nad prędkością swojego języka choć nie brzmiało już to nieprzyjaźnie to pozostała podejrzliwość - I nie mówiliśmy też, że z dworu zdążamy.
Starzec lekko szturchnął dziewczę pod żebro, jakby znak jaki jej dawał, najpewniej, aby zamilkła. Ubódł łydkami konika raz, drugi i za trzecim dopiero skubiący trawę kasztan ruszył się leniwie.
-Nie, nie. Nie mówiliście. I drogi szerokiej wam życzymy. - skinął siwą głową mijając Rogacza w bezpiecznej odległości uśmiechając się ustami. - Do rogatego obozu marszałka, jako już drogę znacie. Wszak nie każdy kto błądzi jest zagubionym. A i na nas droga czeka. - podniósł rękę na pożegnanie jeźdźców, dyskretnie, acz nerwowo łydkami ponaglając zwierzę.
Gondoryjka z kamienną twarzą przyglądała się całej wymianie zdań. Cadoc słusznie opryskliwym był. Widać stary bard za nic miał bezpieczeństwo swojej podopiecznej skoro nie nauczył jej jak zachowywać się na bezkresnych równinach Rohanu.
- Jestem Eiliandis, córka Eadwearda z Gondoru - w końcu i ona przestawiła się patrząc na barda. - Nawet na stare lata człowiek czegoś się uczy - później spojrzała na Bidę - nawet jeśli teraz tego tak nie widzisz, to mój przyjaciel zrobił to dla twojego dobra.

-Tak, tak. - minstrel odrzekł a dziewczyna spuściła oczy. - Bądź pozdrowiona Eiliandis Eadweardiel.

Zwinnoręki, który trzymając się nieco z tyłu, nie brał udziału w rozmowie, zdając się być całkowicie pochłoniętym obserwacją trawy u kopyt konie, podniósł nagle głowę, jakby jakaś myśl mu niespodzianie zaświtała. Podsunął się bliżej ku zbierającej się do odjazdu parze i rzekł:
- Zaczekajcie, panie. Wybaczcie, zapytać chciałbym... - urwał, przypomniawszy sobie, że nie przedstawił się dotąd - Zwinnoręki, z Leśnego Ludu. - Rzekliście, żeście ongi śpiewali w Złotym Dworze. To może znaliście Gleomera, syna Éomana?

-Nie znałem takiego. - odrzekł po chwili zastanowienia. - Słyszałem, że moją posadę przejął Gléomer syn Gléothiana. Więc pomyliłeś rodowody chłopcze z Leśnego Grodu, jeśli o tego samego pytasz. Alem go osobiście nie znał odpowiadając na pytanie.
- Co? A... a tak... - zająknął się Zwinnoręki, uświadomiwszy sobie popełniona omyłkę - O tegoż Gleomera chodziło... bo córka jego... Gleowyn... towarzyszką naszą była, nim w inna stronę wyruszyć jej przyszło. A wy, panie, po kraju wędrujecie, to i może wszak się zdarzyć, że ją gdzie w drodze spotkacie? Moglibyście tedy przekazać wiadomość, że... no... to znaczy... właśnie... - z każdym kolejnym słowem plątał się coraz bardziej - Albo i nie, nic... wybaczcie, żem was chciał kłopotać. Nieważne to rzeczy. - odwrócił głowę.

-Wiadomość przekazać nic nas nie kosztuje, jeśli Gléowyn córkę Gléomera spotkamy Zwinnoręki. - odpowiedział przytrzymując się przy koniku Leśnego Człowieka i spojrzał mu na ręce. - Pięciopalczastym mię zowią, bom na mej lutni wszystkimi struny w nuty zaklinam. A ciebie czemu tak nazywają?
- Przez to, że z drewnem pracować umiem i kształt mu nadawać. Ponoć zręcznie. - młodzieniec ponownie obrócił wzrok na starego Rohirrima.
- Cóż jej rzec zatem? - zapytał. - Czy pieśń o tęsknocie serca jej zaśpiewać wtedy?
Dunlandczyk wywrócił oczami ku niebu i również obrócił konia w stronę starca.
- Usłyszeliście przecież, czy nie? Śpiewajcie co chcecie, ale niczego nie przekazujcie. Dość o tem. Wam pilno, a i nam skoro. Dzięki za kierunek. Bywajcie.

Zwinnoręki przytaknął, acz w geście tym trudno by doszukać się przekonania.
- Mówić nie ma co, a i śpiewać tym bardziej. Ale to przekazać możecie, jakby się wam gdzie drogi skrzyżowały. - sięgnąwszy szybko do sakwy przy siodle wydobył niewielki kawałek drewna, częściowo tylko obrobionego na kształt końskiej głowy i wcisnął w dłoń Rohirrima
- Nie skończone jest jeszcze, ale pewnie i nie będzie. Bywajcie, panie - rzekł tylko, zawracając konia.
- Bywajcie. - wziął przedmiot.
Konik z dwójką ruszył w stronę brodu.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172