Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-11-2020, 04:11   #31
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Powracające z górskiej misji oddziały konnych nie zastały w Edoras królewskiej pary. W Domu Rządcy, namiestnik dworski z uwagą wysłuchał relacji Gondoryjki, która w roli głosu bractwa i reszty zbrojnych zdała raport z wyprawy.
Na koniec rządca zapytał jakiej zapłaty oczekują w zamian. Mimo rekomendacji, aby każdy kombatant otrzymał równą cześć wynagrodzenia, stary wojownik spokojnie pokiwał przecząco głową.

Bractwo, otrzymało dwakroć więcej złota od ulfurowych najemników, jako że ci ostatni podstępem na łatwiznę poszli śledząc inną kompanię. Bliscy poległego Ulfura otrzymać mieli wergirld, zaś Sikorce za stratę Grima darowano klacz z królewskiej stajni.

Kiedy audiencja dobiegała końca, a rządca żegnał się chwaląc zasługi i dziękując za służbę obiecał przekazać dobre słowo królowi o czynach bractwa, elfka zwróciła się do niego z prośbą, która w osłupienie wprawiła wielu obecnych w jego domu Eorlingów. Zastanowił się namiestnik chwilę nad jej słowami i zgodził przyznać część łupu z trollowego skarbu dla myśliwych z Dunlandu, którzy do walki z Koniożercą stanęli ramię w ramię z królewskimi.

Yáraldiel chętnie podjęła się odszukania Imhara Donośnego i doręczenia kosztowności im przypadłych.
Sikorka planowała latem podróż do doliny Anduiny wraz z rodziną oraz Rhune, który swojej już nie miał, ani domu do którego mógłby powrócić.

Rogacz z Eadweardiel wkrótce wyruszyli do Doliny Czarodzieja. On z raportem, ona z ciekawością tego, jakim naprawdę był Saruman Biały, o którym tyle sprzecznych sobie sądów słyszała.
Ich podróży towarzyszyły odtaje. Śnieg topniał pod wiosennym słońcem na ciągnących się samopas łąkach. Potoki spływając z gór wybierały nabrzmiałe podnosząc poziom wód w rzekach. Rohan wiosną budził się do życia kwitnącym kwiatami i pędami nieśmiało zieleniejącej trawy.




W cieniu Orthanku, w przydrożnym zajeździe prowadzonym przez miejscowych przywitał ich pieśń starej mowy, którą Cadoc znał z dzieciństwa, a Eiliandis rozumiała pojedyncze słowa słusznie rozpoznając w niej antyczne korzenie ludzkich dialektów sprzed numenoryjskiej ery.

Są takie wzgórza u stóp Wież Mgły,
gdzie słońce rzadko odsłania twarz.
Przez gęste sny niesionych mgieł
mkną duchy elfów zaklętych w las.
W nagiej ziemi czerwonym dymie
płoną popioły tysiące lat,
w praojców mowie przeklętej w mit
na białych dzwoneczkach Enedwaith.

Zapłacze Isena mętnie krwią,
przeskoczy brody cienisty koń,
z afektem zmierzwi bez królów lud
zielone grzywy Calenardhon.
Pełzasz królewska żmijo Grama
z odciętym łbem przez syna Freca?
Słomiane kudły zapłoną znów
w drewnianej sali złotych rzeźbach!


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 12-11-2020 o 04:13.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-12-2020, 22:28   #32
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

W drodze do Doliny Czarodzieja Cadoc zatrzymał darowanego w Edoras konia przy niewielkim rozdrożu parę stajań za wartkim, acz wciąż jeszcze przejezdnym brodem na Isenie. I choć zostawili go już za sobą jakiś czas temu, rzeka nadal towarzyszyła im w podróży na północ. Odległy szum umilał podróż i na swój sposób uwodził. Może i dlatego zatrzymawszy się niespodziewanie Cadoc odwrócił konia w stronę Eiliandis i wskazał na wąski, ledwie widoczny szlak pnący się wyżej ku górskim stokom.
- To… nie jest prosta droga do Isengardu. Ale pomyślałem sobie. Że chcę ci ją pokazać. Jeśli i ty chcesz.
Skinął głową na odległe szczyty.
- Nie wiedzie na Thirhyrne… ani inne skaliste turnie. Ale jeśli zostawimy konie pod Wielkim Siodłem możemy wspiąć się na północne hale. A tam… - Powiódł spojrzeniem za wskazanym kierunkiem i uśmiechnął się mimowolnie. - Co duch gór da…

Eiliandis z pewną tęsknotą opuszczała ziemię Władców Koni. To miał być jej nowy dom. Przynajmniej takie miała postanowienie gdy wyjeżdżała z rodzinnego Gondoru.
Z drugiej strony cieszyła się na wspólną podróż z Cadociem do Isengardu.
Tym bardziej z pełnym entuzjazmem przyjęła propozycję wspięcia się na wskazany szczyt.

W Dunlandczyka w pierwszym odruchu jej entuzjazm tchnął nutę podejrzliwości. Przyjrzał się jej na moment trochę jakby speszony, ale zaraz uznał w duchu, że przemawia przez niego skrytość ludu gór i uśmiechnął się krzywo do swojej przywary. Po czym pokierował ich mniej uczęszczanym górskim szlakiem ku wysoczyznom. Konie wbrew jeźdźcom powiodły tęsknym spojrzeniem za równym gościńcem, ale dały się poprowadzić po kamieniach. A droga wiodła w górę i w górę….

***

- Ilu braci wygląda Twojego powrotu Eiliandis? - zapytał gdy wieczorem zasiedli przy ognisku.
- Dwóch. Nie wyglądają mego powrotu jednak. Pogodzili się z moim wyjazdem - odpowiedziała wpatrując się w ogień.
Dunlandczyk pokiwał głową obracając nadziane na kij kawałki koziego mięsa. Rzucił ukradkowe spojrzenie Gondoryjce ciekaw czy temat uważa za zamknięty, czy raczej myślami jest zupełnie w innym miejscu. I ciekaw czy powie coś więcej.

Córka Eadwearda milczała przez chwilę podziwiając taniec płomieni w tak wesołych trzasków z ogniska.
- Moja rodzina od pokoleń służy wiernie Gondorowi. Jedni tarczą i mieczem, jak moi bracia i ojciec, inni są wiedzą i umiejętnościami. A częste podróże są w nią niezmiennie wpisane. Dlatego nikt nie zdziwił się, gdy oznajmiłam, że wjeżdżam - ton Gondoryjki był poważny. Zwłaszcza gdy mówiła o służbie. - Rodzina udzieliła mi wsparcia. Gdy znajdę miejsce, które domem nazwać będę mogła z pewnością radzi będą mnie tam odwiedzić. Teraz listy nam wystarczają.

Musiał przyznać przed sobą Cadoc, że zadziwiła go ta odpowiedź. Podrapał się wolną ręką po zaroście w zamyśleniu.
- Na cóż. Spodziewałem się waśni jakiejś. A bracia Twoi jawią się zupełnie przyzwoicie w takim świetle. Na cóż więc domu szukać po odległych krajach?

- Waśni?- Uzdrowicielka była z początku nieco zaskoczona słowami Rogacza. Po chwili zastanawiam musiała przyznać mu rację. - Waśnie to jednak nader częsty powód opuszczania domu. Tak samo dobry jak chęć poznania innych miejsc. Zobaczenia jak żyje się gdzie indziej. A Ty z jakiego powodu swój dom opuściłeś?

- Opuściłem? - zapytał i uśmiechnął się do płomieni - Nieee… Ot z wizytą przyjacielską u sąsiada jestem. Można powiedzieć, że też nie bez wsparcia brata.
- A czy on oczekuje twego powrotu? - Eiliandis odwróciła głowę w stronę mężczyzny. *

- Nie wydaje mi się. Raczej uważa, że resztę życia spędzę zamiatając schody w Isengardzie.
Odstawił kij znad płomieni oceniając wypieczenie mięsa i zsunął kawałki na dwa oddzielne placki pszenne z domu Cepy z Edoras. Podał jeden z nich Eiliandis.

Uzdrowicielka podziękowała skinieniem głowy. Po takiej podróży i na świeżym powietrzu posiłek, nawet tak prosty, był niczym królewska uczta.
- To musi być jakaś obelga, to zamiatanie schodów? - Dodała po chwili.

- Pewnie dla Nechtana tym właśnie jest - przyznał bez zmieszania Rogacz zabierając się za swoją kolację, ale po chwili dodał tonem wskazującym na jakąś zadumę, czy wspomnienia. Placek też na chwilą zawisł bez ruchu w jego dłoniach - I dla mnie też długo była. Trochę musiałem tych stopni zamieść, żeby… spojrzeć inaczej. Z innej wysokości.
Wgryzł się w wieczerzę i wskazał dłonią pogrążony w mroku kierunek.
- Pięć dni pieszej drogi. Ze dwie niebezpieczne przełęcze. I byłabyś Eiliandis w moim domu. Ale myślę, że oboje jeszcze chętnie zabawimy w kraju słomianowłosych jeźdźców.
- Oboje tego chcemy. Bez względu na powody - uśmiechnęła się by jakoś rozładować ciężką atmosferę, którą wytwarzy pytania o powody opuszczenia domu. - Myślę, że na tej ziemi *możemy oboje dobrze się poczuć.

Cadoc odwzajemnił uśmiech choć bez jakiegoś skrępowania niezręcznością i przez chwilę oboje pogrążyli się w kolacji.
- Co w takim razie sprawia, że podróżując po nieznanych i odległych ziemiach, czujesz się dobrze?
Znać było, że nie przemawia przez Dunlandczyka żaden podtekst a najzwyczajniejsza ciekawość.
- Odpowiednie towarzystwo - odparła Gondoryjka. - Węglik ma swoje zalety i jest wiernym towarzyszem, - mówiąc to skierowała wzrok na swojego wierzchowca. - Nie zastąpi jednak człowieka - tu przeniosła wzrok na mężczyznę, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, z tego rodzaju jakim niewiasty obdarzają mężów gdy są ich sercu mili.

Na co mężczyzna z opóźnieniem niejakim, jakiego wymagało zrozumienie przekazu, kaszlnął i jakoś tak nerwowo próbował kijem żar w ognisku poprawić. Niezadowolony jednak z efektów wstał i jął dokładać do ognia uzbieranego wcześniej chrustu. A także skrupulatnie dorzucać odpalone końcówki pozostawione wokół kręgu paleniska. Gdy ogień znów roztańczył się na dobre, Cadoc zatrzymał się przy nim i usiadł. Tym razem tuż obok Eiliandis. Coś w niej go pociągało. Coś co było mu tak diablo obce i nieznane.
Patrzył więc przez moment w tak wymowny żar i wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, tylko nie za bardzo wiedział co. Mruknąwszy więc po chwili wstał ponownie i wskazał ciemności.
- Pójdę jeszcze po opał.
- Nie trzeba - odezwała się cicho Eiliandis, a wraz z jej słowami w powietrzu zawisła niema prośba. - Drwa jeszcze dużo jest.
Miała rację. Tak było. Przez chwilę czuł się jak wilk w potrzasku ponownie siadając. Z każdym jednak oddechem ogarniał go przyjemny spokój. Spokój, którego Eiliandis była jakże miłą autorką.


Rześki poranek umilony dodatkowo koncertem ptaków był doskonałym preludium do dalszej wspinaczki. Nie była to łatwa droga. Eiliandis nieraz musiała skorzystać w niej z mocnej dłoni Cadoca.
Trudy te nie zniechęciły jednak kobiety. Nagroda jaką za nie otrzymała osłodziła je wszystkie.
Gdy dolina przykryta jeszcze białą chmurą mgły odsłaniała przed wydawcami swoje tajemnice - odradzające się życie. Tu jakaś roślina nieśmiało wypuszczała pierwsze pąki, tam inna już w pełni rozwinięta cieszyła się słońcem, które nieśmiało przebijało się ustępujące mgły. Wśród tego wszystkiego uzdrowicielka wypatrzyła jedną roślinę. Być może przeoczyłaby ją, ale jakimś zrządzeniem losu poruszone przez umykające przed ludźmi zwierzę przyciągnęło uwagę Gondoryjki.
W pierwszej chwili kobieta nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Dlatego klęknęła koło rośliny by przyjrzeć się jej z bliska.
To było to. W tej dolinie natrafili na bardzo rzadkie ziele, którego właściwości nie sposób było nie docenić.

Następny dzień i Rogaczowi przyniósł uśmiech fortuny. Podczas gdy Eiliandis znalazła uroczysko gdzie skryte wśród gęstwy rosło drobne, ale nawet wśród jego ludu znane Kwiecie Królowej, on na pobliskiej hali wytropił stado odpoczywających górskich kozłów. Zwierzęta nie zwietrzyły go i mógł podejść całkiem blisko, by wybrać dobre miejsce na zastawienie paści. A warto było bo większość nadal miała długie mocne futro z zimowym puchem, które z pewnością będzie mógł wymienić korzystnie na nizinach. A… Zdał sobie sprawę, że podróżując z Gondoryjką bardzo by nie chciał musieć liczyć na jej trzos. Tym bardziej, że jego własny pobrzmiewał raczej z rzadka i pojedynczo…

Gdy był gotowy spłoszył stado. Zaalarmowane obecnością obcego ruszyło z łoskotem kamieni w kierunku doliny. Prosto w zastawione wnyki. Pierwsze osobniki utknęły w paściach. Kolejne powpadały na nie i w chaosie i popłochu umknęły. Spośród złapanych Rogacz uwolnił najstarszego i jedną z kozic. Pozostałą trójkę zabił.

Pod wieczór byli gotowi by zejść do Doliny Czarodzieja. Eiliandis z woreczkiem ziół. On ze skórami i tobołkiem koziego mięsa. Czekała ich, jak przypuszczał, audiencja. Saruman bowiem choć strzegł sekretów wieży przed obcymi, którym wiele swobody wewnątrz murów nie dawał, chętnie wysłuchiwał wieści ze świata.


 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-12-2020, 08:17   #33
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Cadoc i Eiliandis zawitali do Edoras po kilku tygodniach spędzonych w Isengardzie. Miejsce niegdyś zwane Angrenost przez budowniczych, czyli przodków córki Eadwearda tysiące lat temu, otoczone była imponująco wysokim na sto stóp murem z jedyną bramą wiodącą do domeny Sarumana Białego. Ze środka perfekcyjnego kręgu, który wytyczała kamienna bariera, porośniętego morzem zieleni starych drzew i majestatycznych ogrodów, wyrastała ku niebu wysoka na kilkaset stóp czarna Wieża Orthanc, której świetności kunsztu wykonania mogła pozazdrościć każda budowla wykonana w trzeciej erze.

Domena Czarodzieja była zaiste tajemnicza. Eiliandis zastanawiała się, czy gdyby nie obecność towarzyszącego jej Cadoca, byłaby w ogóle wpuszczona przez próg niemożliwej do zdobycia dla żadnej armii bramy starożytnej twierdzy. Zaiste tajemnicze panowały tam zwyczaje. Na wjazd musieli czekać do zachodu słońca, kwaterę otrzymali w południowej strukturze muru, który wewnątrz kompleksu pełen był setek okien, okienek i drzwi. W ciągu dnia Eiliandis miała dostęp do ogrodów i biblioteki zapierającej uczonym dech w piersiach liczbą woluminów, pergaminów i zwojów. Niemniej i tak odczuwała dyskretną obecność straży niespuszczającej ze wzroku przyjezdnych. Rogacz zdawał się być przyzwyczajonym do tajemniczych zasad w twierdzy. Zaś na noc pokoje zamykano na klucz.

Sarumana Białego Gondoryjka poznała i po uprzejmym, acz grzecznie chłodnym spotkaniu z włodarzem, nie widziała go później ani razu. Czarodziej pytał wtedy o zdrowie namiestnika i jego rodziny, o wieści z Gondoru i podróż przez ziemie Rohanu oraz przygody. Zdawał się być pochłoniętym ważnymi sprawami w Isengardzie i jego naturalna ciekawość świata poza murami twierdzy zdawał się być przekonująco zrozumiałą. Eiliandis została zapewniona, że w przyszłości ona i jej wieści o świecie będą mile widziana w Isengardzie, który nie stał otworem każdemu wędrowcy, czego Saruman nie ukrywał.
Cadoc, tuż przed ich wyjazdem, był w wieży sam na spotkaniu z gospodarzem jeszcze jeden raz.

Dolina Czarodzieja u stóp Gór Mglistych była jak zaczarowana. Stary las za murem Isengardu tętnił życiem. Wspaniałe okazy byków, liczne łanie z młodymi przemierzały knieje, niezliczone ptactwo nuciło wesoło od rana do nocy, zające i wiewiórki biegały, skakały niemal niewzruszone obecnością ludzi. Kojące poczucie bezpieczeństwa na łonie budzącej się przyrody kwitnieniem wiosny i harmonijny spokój wiszący w dolinie, był wręcz idealnym miejscem do odpoczynku po forsowanych trudach wypraw w Białe Góry.

Do Edoras ruszyli z być może wielu powodów, lecz dwa z nich były najkonkretniejsze. Cadoc winien zwrócić konia, zaś Eiliandis czuła, że jej umiejętności niewiele się przydadzą w Isengardzie. Twierdza wybudowana z myślą o zakwaterowaniu tysięcy, obecnie, mimo jak słyszała od towarzysza, że się z każdym rokiem rozrasta, to liczba mieszkańców liczona być mogła w zaledwie setkach. Poddani czarodzieja byli w głównej mierze rzemieślnikami wraz z rodzinami, niesamowicie pracowitymi i zdeterminowanymi w lojalnej służbie Sarumanowi.

U Cepy, drugiego dnia pobytu w Edoras, odwiedził ich rządca. Stary wojownik w imieniu króla i królowej zaprosił na obiad do Złotego Grodu. Jakkolwiek dziwnie to brzmiało, ku ich zdziwieniu takie wprowadził król Thengel obyczaje. Zwykł jadać z wysokim i niskim stanem, z poddanymi i przybyszami z obcych krain. A mimo, że już kilka ładnych lat odkąd przybył z Gondoru, aby objąć tron po niesławnym ojcu, to nadal nikomu do końca to normalnym nie było, ot czysto ze względu na miejsce obiadu i status gospodarza.




Gleowyn do stolicy wróciła pierwszy raz tej wiosny po wielu, wielu latach. Mimo to, nie czuła się w Edoras obco. Pamiętała kamienną, wijącą się zygzakiem kamienną drogę po wzgórzu, wokół której stały szpalerem zabudowania. W kamiennym korycie wzdłuż prawego pobocza snuł się potok spływający z góry, gdzie tryskał z pyska kamiennej rzeźby konia u stóp zbocza Meduseld. Pamiętała z dzieciństwa złoty dach i złote kolumny siedziby króla. To był jej dom. Służba na dworze komnaty dzieliła w alkowach wraz z rodzinami zbrojnych. Zatem z ojcem, jako jednym z ulubionych minstreli starego króla Fengela, matką - wojowniczką królewskiego eoredu, mała Gleowyn z bratem po dwakroć mogli nazywać Złoty Dwór swoim domem. Mgłę zasnuwającą wspomnienia rozwiewał rześki wiatr Edoras z każdym krokiem, za każdym zakrętem i mijanym budynkiem. O ile pamiętała oczyma z dzieciństwa tak wiele z miejsc w stolicy, to było zupełnie zgoła inaczej w przypadku zamieszkujących ją Eorlingów. Czasami zastanawiała się czy nadal pamięta twarze rodziców… A co co dopiero obcych ludzi.

Z tłumu przechodniów wyłonił się stary, acz dziarsko trzymający się Eorling. Jak poznał w niej córkę Gleomera? Po tylu latach? Heafod, Strażnik Meduseld i majordom królewski zarazem, zaprosił dziewczynę na obiad z Thengelem i królową Morwen do Złotej Sali.




Zwinnoręki dotarł do Edoras, kiedy wiosna w pełni zagościła w Rohanie. Oddział Rohhirimów patrolujących rubieże Rohanu rozkazał mu maszerować wprost do Złotego Grodu, aby tam, króla prosić o pozwolenie na pobyt w granicach ziem Władców Koni. Bez onego glejtu być zatrzymanym miało wiązać się z nieprzyjemnymi konsekwencjami, a list wystawiony przez dowódcę patrolu miał czas ważności ograniczony. Ot tyle, aby do stolicy się dostać czasu po drodze nie mitrężąc. Kraina, zwana Woldem, dziką i opuszczoną zdawała się być. Nieliczne stada pasły się bez pasterzy dla niewprawnego oka obserwatora, którym Leśny Człowiek nie był. Bezmiar otwartej przestrzeni traw upstrzonej głazami i wzgórkami, niemal wolny lasów, których pni nie byłby w stanie samemu zliczyć, gdyby tylko rachować do liczb wielkich potrafił, był przeciwieństwem Mrocznej Puszczy, gdzie promienie słońca niechętnie przebijały się przez niedostępne korony wiekowych drzew. Im głębiej wędrował we wskazanym kierunku tym więcej domostw i farm widział, gdzie przy każdej, choć kilka koni się pasło, a gdzie wielkie stadniny były to dziesiątki, a i setki nawet. Mieszkańcy tych ziem władali mową wspólną, choć język własny posiadali zupełnie mu obcy. Zabudowania zaś wielce przypominały mu te rodzinne. Gościnni byli, choć w swej życzliwości ostrożni. Pracą odwdzięczał się za wikt i dach nad głową w podróży, co doceniał, gdyż wiosna często gęstym deszczem podlewała trawy ku uciesze miejscowych.

Tak wielkiego skupiska ludzi, jakim było Edoras, Zwinnoręki w swym życiu nie uświadczył. Niemnie słyszał o Mieście Toft na południu przy Mrocznej Puszczy, które szerokim łukiem ominął ze względu na niechlubną sławę tamtego miejsca. Coraz liczniejsze karawany śmiałków przybywających z północy przynosiły wieści o Dale i o mieście, które było zbudowane na jeziorze i takim, które zamieszkane przez same krasnoludy wydrążono w górze. Z pewnością nie było przesady w tych opowieściach, gdyż on sam był teraz naocznym świadkiem tego, jak wygląda życie poza wsią, osadą, małym grodem.

Pokonawszy ostatnie schody, kiedy wreszcie stanął przed wrotami Wspólnego Domu o złotym dachu zwanym Meduseld stwierdził, że nie mogła się z nią równać żadna budowla z Doliny Anduiny, a rozmachem i bogactwem to przewyższała nawet wspaniałą Wuduseld…

Straż wysłuchała przyczyny wizyty i sprawdziła list, który otrzymał na granicy od Eorlinga o imieniu Hama. Następnie zbrojni kazali wrócić za kilka godzin. Audiencja dla cudzoziemców miała się odbyć tego dnia podczas królewskiego obiadu, w którym i on miał wziąć udział, jeśli taka będzie wola króla Thengela.
Spytawszy później w miejscowej karczmie o zwyczaje obiadów z królem, został zapewnionym, że nie jest rzadkością, nawet dla cudzoziemców, aby na dworze jadać. No, o ile nie są tacy obcy wyjętymi spod prawa szemranym sortem, jakiego wszak nie brakuje pośród włóczęg, a którym to przybłędom i powsinogom w królestwie miejsca rzecz jasna nie ma, a do co dopiero przy biesiadnym stole Złotej Sali. Król Thengel i królowa Morwen byli jednak, jak dotąd, wybornymi sędziami charakterów.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-12-2020, 13:51   #34
 
sieneq's Avatar
 
Reputacja: 1 sieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputację





Łyżka po raz kolejny zazgrzytała o dno drewnianej miski, zwiastując niechybny koniec wieczerzy. Zwinnoręki wsunął do ust ostatni kęs pszennego placka, po czym z westchnieniem odchylił się na ławie, wspierając plecy o ścianę i wyciągając nogi daleko przed siebie. Skrzywił się przy tym mimowolnie, czując jak buntują się obolałe mięśnie łydek.
Nogi pewnie niedługo dojdą do siebie – pomyślał – gorzej z butami.
Tygodnie podróży łodzią, a potem marsz przez skaliste i porośnięte ostrą trawą ziemie Rohanu odbiły się na stanie jego obuwia; skóra sczerniała i popękała, rzemienie rwały się w rękach – rzemiosło szewskie było mu niestety obce. Przynajmniej umiejętność rzezania w drewnie na coś się przydała – wieśniakom, do których zachodził z prośbą o gościnę, mógł się odwdzięczyć nie tylko pomocą w obejściu, ale i zrobionymi przez siebie drobnymi przedmiotami i zabawkami dla dzieciaków, wyrzeźbionymi ze znalezionych kawałków drewna. Niektórzy płacili mu nawet drobnymi monetami, dzięki czemu stać go było teraz na prosty ale sycący posiłek w gospodzie, a może i na nocleg.

Jednak inna rzecz zaprzątała mu teraz głowę. Jutro ma stanąć przed władcą tej krainy. Jak się zachować? Jak gadać do króla?

Dumając nad tym, popatrywał na innych gości, zgromadzonych przy długich stołach okalających palenisko: kilku mężczyzn, sądząc ze stroju – rolników albo drobnych rzemieślników, dalej jakieś dostatniej ubrane towarzystwo, w tym jedna lub dwie niewiasty. Resztę widoku zasłaniała mu grupa wojów, którzy obstąpiwszy stół, obserwowali dwójkę graczy naprzemiennie przesuwających na ponacinanej w krzyżujące się linie desce drewniane figury. Kibicujący żywo reagowali na poczynania grających, klepiąc się nawzajem po plecach, donośnie komentując i robiąc zakłady.

Zebrawszy się w sobie, wysunął się z cienia i gestem zaprosił do siebie oberżystę. Potężnie zbudowany mężczyzna zadziwiająco zwinnie przecisnął się między stołami i usiadł obok na ławie. Drewno stęknęło.
– Za młodu pewno był wojem – pomyślał chłopak, spoglądając na żylaste ramiona oberżysty i pięści wielkie jak bochny. Prawa pokryta była bliznami, brakło jej dwóch palców.

– Panie... gospodarzu... – zaczął, z wolna dobierając słowa. – Chciałbym zapłacić za wieczerzę i zapytać o nocleg – powiedział, wykładając na stół kilka drobnych monet.
– Proszę też o radę... Jutro mam stawić się przed waszym władcą... Nie znam tutejszych obyczajów. Czy możesz mi powiedzieć, jakimi słowy wypada go powitać? Jak widzą mu się cudzoziemcy?

Oberżysta zawiesił na nim bystre spojrzenie.
– Chłopcze... jak cię zowią?
– Zwinnoręki.
– Zwinnoręki, powiadasz... oby nie z powodu rąk zwinnych przy cudzych mieszkach, bo dla takich nasz władca miejsca przy stole nie ma... He, dworuję sobie z ciebie – dodał, widząc jak chłopak zmienia się na twarzy.
– Nasz władca toleruje cudzoziemców. Ba, niektórych nawet obdarza zaufaniem i łaskami. Pozdrów go słowami "Westu Thengel hal!". I pamiętaj, gdy król lub królowa cię o co zapyta, prawdę powiadaj i nic nie ukrywaj, by cię za fałszywego nie wzięli.
– A, i to ci powiem: z tym nie wejdziesz do Dworu. – oberżysta wskazał na oparte o ścianę topór i łuk – Broń pozostaw u mnie, przechowam je bezpiecznie.

Dalsze jego słowa zagłuszył harmider dobiegający od stołu graczy. Widać rozgrywka się zakończyła – stronnicy zwycięzcy okładali go radośnie po plecach, pokrzykując i śmiejąc w głos. Przegrany, z ustami wykrzywionymi ponurym grymasem, wstał z wolna, po czym niespodziewanie trzepnął pięścią w deskę, aż figury rozprysnęły się wokoło. W ciszy, która nagle zapadła, słychać było tylko stukot kawałków drewna toczących się po klepisku. Krewki gracz znieruchomiał na widok oberżysty dźwigającego się powoli z ławy, po czym, szarpnięty za ramiona przez dwóch towarzyszy, machnął niewyraźnie ręką i wycofał w stronę drzwi. Oberżysta przez chwilę jeszcze toczył wokoło groźnym spojrzeniem, po czym ciężkim krokiem podążył na drugi koniec halli. Po drodze złapał za ramię usługującą dziewczynę i machnięciem ręki wskazał walające się na podłodze przedmioty. Dziewka niechętnie ruszyła wykonać polecenie, a mijając stół graczy nie omieszkała trzepnąć jednego z wojów ścierką, co pozostali skwitowali gromkim rechotem. Napięcie opadło.
Zwinnoręki schylił się pod stół i podniósł jedną z figur, która potoczyła sie do jego stóp. Przez chwilę obracał w dłoni topornie wystruganą podobiznę wojownika w spiczastym hełmie (zrobiłbym to lepiej – pomyślał) po czym podał ja klęczącej obok dziewczynie. Ta podziękowała wdzięcznym skinieniem głowy i słowami, których chłopak niestety nie dosłyszał – prostując się niezgrabnie wyrżnął głową o kant stołu z trzaskiem, który dał się słyszeć w całej halli.
Czując jak palą go policzki a w głowie pulsuje tępy ból, niezgrabnie zgarnął swoje rzeczy i chyłkiem opuścił gospodę.



 
sieneq jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-01-2021, 21:41   #35
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację





Córka Gléomera dotarła do stolicy przed południem. Ostatnią noc spędziła w gościnie u farmerów, w pobliskim gospodarstwie. To od gospodarza dowiedziała się o ostatnich kłopotach, o Koniożercy, strasznym trollu, którego ubiła drużyna bohaterów wraz z oddziałem najemników Ulfura i grupą Dunlendingów. To musiała być widowiskowa potyczka, warta pieśni. Szkoda, że Ulfurowi, który poległ, zabity przez bestię, nie będzie dane jej zaśpiewać. Jakże żałowała, że ociągała się z wyjazdem do Edoras. Pogodna natura nie pozwoliła jej jednak długo się umartwiać. Może uda jej się znaleźć kogoś, kto naocznie widział walkę i wszystko jej opowie. Wtedy mogłaby ułożyć swoją balladę.

Skalda Ulfura pamiętała jak przez mgłę. Kiedy ostatni raz go widziała, była dzieckiem zaledwie. Rywalizował z ojcem, ale tak po przyjacielsku. Oboje wszak byli bardzo utalentowani. Lubiła słuchać jego ciepłego, dźwięcznego, głosu. Teraz czuła głęboki żal po jego śmierci. Obiecała sobie, że uczci jego pamięć układając pieśń na jego cześć.

Razem z Księciuniem zatrzymała się w tutejszej gospodzie, Złoty Dwór nie był już jej domem, choć w jej sercu nadal takim pozostał. Już sam widok Meduseld, przywołał miłe wspomnienia. Czasy kiedy była bardzo szczęśliwa, z rodzicami i bratem. Miała nadzieję, że Gárulf również zawitał do stolicy i może usłyszy jakieś wieści o nim. Musi koniecznie wypytać karczmarza. Ale z tym postanowiła wstrzymać się do wieczora. Wpierw musiała zająć się Jego Książęcą Mością. Po długiej podróży wymagał wyszczotkowania i odpowiedniej opieki. Jej przepiękny, gniady ogier był bardzo kapryśny i rozpieszczony, ale Gléowyn darzyła go ogromnym uczuciem i zawsze najpierw zaspokajała jego potrzeby.

Kiedy skończyła zabiegi pielęgnacyjne Księciunia, umyła się i zjadła szybki posiłek. Następnie zabrała się do oporządzania swojego ekwipunku i odzienia. Nie zabrała ze sobą wiele, ot kilka przedmiotów potrzebnych w drodze, ubranie na zmianę, zbroję, tarczę, łuk i dwa swoje największe skarby, miecz po matce i lutnię po ojcu. Szczególnie instrument był dla niej ważny. Prosta lutnia, nosząca ślady użytkowania, ale bardzo zadbana. Dotknęła pieszczotliwie strun, wydobywając z nich cichy, przyjemny dla ucha dźwięk. To na niej uczyła się grać. Spędziła przy niej razem z ojcem wiele godzin. Tyle ciepłych wspomnień.


Gdy skończyła, stanęła przed lustrem. Bardzo się zmieniła od czasu, kiedy ostatni raz była w Edoras. Nie była już tą zasmarkaną, wątłą dziewczynką z wiecznie potarganymi włosami. Z lustra patrzyła na Gléowyn wysoka, czerstwa dziewczyna o długich, pszenicznych włosach, jasnych, błękitnych oczach, w których błyskały radosne iskierki i z delikatnie zadartym noskiem, który nadawał jej lekko łobuzerskiego wyglądu. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Zaplotła warkocze na kilku pasmach włosów i jeszcze raz obmyła twarz. Ogarnęło ją miłe uczucie ekscytacji, na myśl o przejściu się kamienną drogą, wzdłóż zbocza i odwiedzeniu wszystkich zakamarków stolicy, które pamiętała z dzieciństwa. Wybiegając z pokoju, zabrała ze sobą swoją lutnię i radośnie zbiegając po schodach, wybiegła na podwórzec gospody.

Przechadzając się pomiędzy domami, przeskakując po kamieniach nad brzegiem strumienia, wsłuchiwała się w odgłosy Edoras. Szum wody w potoku, stukot końskich kopyt, bicie kowalskiego młota, głosy mieszkańców, wszystko to miało swój rytm, było dla dziewczyny muzyką, która grała jej w sercu. Sięgnęła po instrument i usiadłszy na przybrzeżnym kamieniu, poczęła grać i zaintonowała starą pieśń.

Kochasz ty dom, rodzinny dom,
Co w letnią noc, skroś srebrnej mgły,
Szumem swych lip wtórzy twym snom,
A ciszą swą koi twe łzy?

Kochasz ty dom, ten stary dach,
Co prawi baśń o dawnych dniach,
Omszałych wrót rodzinny próg,
Co wita cię z cierniowych dróg?

Kochasz ty dom, rzeżwiącą woń
Skoszonych traw i płowych zbóż,
Wilgotnych olch i dzikich róż,
Co głogom kwiat wplatają w skroń?

Kochasz ty dom, ten ciemny bór,
Co szumów swych potężny śpiew
I duchów jęk, i wichrów chór
Przelewa w twą kipiącą krew?

Kochasz ty dom, rodzinny dom,
Co wpośród burz, w zwątpienia dnie,
Gdy w duszę ci uderzy grom,
Wspomnieniem swym ocala cię?

O. jeśli kochasz, jeśli chcesz
Żyć pod tym dachem, chleb jeść zbóż,
Sercem ojczystych progów strzeż,
Serce w ojczystych ścianach złóż!...

Jej czysty, piękny głos niósł się po okolicy i zgromadził wokół niej spory tłumek. Głównie roześmianych dzieciaków i kobiet, ale także kilku mężczyzn, którzy oderwali się od swoich prac i w zadumie słuchali słów wyśpiewanych przez skaldkę. Wtedy to podszedł do niej Heafod, Strażnik Meduseld z zaproszeniem do domu króla. Gléowyn była zaskoczona, zarówno tym, że stary majordomus ją pamiętał, ale głównie samym zaproszeniem. Zasiąść do stołu z samym królem i królową, to był prawdziwy zaszczyt. Córka Gléomera była bardzo ciekawa nowego władcy Rohanu. Pamiętała starego króla, Fengela i nie były to najlepsze wspomnienia. Zawsze się go bardzo bała. O królu Thengelu słyszała wiele dobrego, ale nie było jej dane poznać go osobiście. To też od razu zgodziła się na spotkanie, zresztą i tak nie ośmieliłaby się odmówić.

Pieśń o domu autorstwa Marii Konopnickiej




 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 04-01-2021 o 14:58.
Lua Nova jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-01-2021, 22:56   #36
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Post wspólny by Mart & Efcia

Nie podobało mu się to wrażenie. Jakby historia zatoczyła koło i znów siedział u Cepy z tym samym celem. A to wszystko co zdarzyło się w Przeklętym Wąwozie pozostało bez echa w dzisiejszym dniu. I nic się nie zmieniło. Bębnił więc palcami po kuflu próbując sobie to ułożyć w głowie gdy jego spojrzenie zatrzymało się na chwilę na schodach wiodących z piętra do sali jadalnej. Na ich szczycie ku dostrzegł nóżki, a zaraz za nimi pojawiła się kibić. Niby widok ten żadną dziwotą nie mógł być. Ba. Znał nawet właścicielkę tych dóbr. Ale w tym momencie gdy syn klanu Rogacza próbował odnaleźć się w postawionym mu przez Czarodzieja miejscu, widok ten sprawił, że zapomniał o czym myślał, ani co go trapiło. Co zapewne dało się poznać po jego licu gdy ich spojrzenia z Eiliandis skrzyżowały się. Zaraz więc odwrócił wzrok i spochmurniał zmarszczywszy brwi. A Gondoryjkę przywitał skinieniem głowy. Nim też zdążyła się odezwać sam narzucił temat.
- Ciekaw jestem jakie wrażenie zrobiła na tobie wieża Czarodzieja. I on sam.
Podczas podróży powrotnej do Edoras wiele nie rozmawiali. Po części przez pogodę jaką zrychtował ostry zimny wiatr od zachodu. Po części, że przypadło im towarzystwo wozu kupieckiego z Isengardu.

Eiliandis cieszyła się z powrotu. Nie to żeby domena Białego Czarodzieja nie podobała jej się. Wręcz przeciwnie. Tak samego Sarumana jak i samego Isengardu. Ta biblioteka. Ona sama w sobie… uzdrowicielce brakowało słów by wyrazić podziw. I nawet chłodne powitanie jakiego doświadczyła ze strony gospodarza jak i fakt, że goście zamykani byli na noc w swych komnatach nie zranił jej.

- Jak znajduję Czarodzieja i jego dom? - Powtórzyła pytanie. Zamyśliła się na dłuższą chwilę. - Sama Wieża kryje wiele tajemnic - w jej oku coś błysnęło. Zachwyt. Tęsknota. - Tam możnaby i kilka miesięcy pozostać, żeby poznać choć część z nich. Ludzie, którymi Saruman się otacza zgodnie pracują na jego chwałę. Znać dobrą rękę gospodarza. A choć sam Czarodziej niewiele czasu miał dla mnie, co zrozumiałym jest, to muszę przyznać, że rozumiem dlaczego mieszkańcy Isengardu tak wiernie służą mu.

Cadoc słuchał jej nie obserwując jednak jej osoby. Jakby celowo patrząc zupełnie w innych kierunkach. Zaprzęgając wzrok na przykład w kierunku młodej kelnerki Cepy. Rohirrimki, która roznosiła piwa i szła właśnie w ich kierunku z dwoma miskami na których parą dymiły kawałki gotowanej kiełbasy i świeże placki pszenne.
- Mnie… - zastanowił się jak dokończyć myśl - jawił się podobnie. Choć nie od razu. Wpierw ujrzałem w nim po prostu starego próżniaka.

- Starego próżniaka? - Eiliandis z ledwością powstrzymała śmiech, a właściwie parsknięcie. Nie wypadało wszak w tym tłumie tak głośno wybuchnąć. Ale rozbawieniem, choć z ust starte dla zachowania powagi, z oczu nie znikło i tak beztrosko w nich igrało. - Dość oryginalny epitet - i owo rozbawienie znów na ustach pojawiło się czego już uzdrowicielka powstrzymać nie mogła, albo nie chciała. - Panie Rogaczu o Czarodzieju - dodała w owym szczerym, ale nie tak głośnym śmiechu.

Cadoc też się uśmiechnął. Choć jakoś wymuszenie. A gdy postawiona na stole kolacja w końcu wypełniła nozdrza obojga, a młoda karczemna służka ulotniła się w kierunku zaplecza, Rogacz opowiedział.
- Nikt tak w mieście królów o namiestniku nie sądzi?
- Masz rację - odpowiedziała mu nadal tym wesołym tonem.
Przyniesione danie tak smakowicie pachniało, że uzdrowicielka powstrzymać się nie moga by go nie skosztować. A gdy już jeden kęs znalazł się w jej ustach, następny powędrował za tym pierwszym. Z pełnymi ustami nie wypadało mówić toteż ich rozmowa musiała poczekać do końca kolacji.
- Co zamierzasz teraz począć w sercu Rohanu? - Zapytała z pełnym zainteresowaniem.
Jej apetyt i entuzjazm podziałały na niego uspokajająco i zachęcająco. A wspólny posiłek w milczeniu okazał się przyjemnością. Otarłszy usta odsunął miskę.
- Czarodziej jest ciekaw nowego króla. A ja być może będę tu mógł się przydać w jakiejś jeszcze sprawie.

- Cieszę się, że tu wróciliśmy, wróciłam - szybko się poprawiła. - To odpowiedni miejsce dla mnie. A i ja mogę być odpowiednią osobą dla tego miejsca.
Przez chwilę Gondoryjka wyglądała jakby gdzieś błądziła myślami.
Cadoc spojrzał na nią jakby spodziewając się kontynuacji myśli, po czym upiwszy z kufla, odchrząknął.
- Jesteś - przytaknął - Ale gdy już zostaniesz królewskim gościem… mogłabyś zajrzeć czasem tutaj. Radbym temu był.
Na licu Eiliandis delikatny pąs się pojawił, bo słowa Cadoca olbrzymią przyjemność jej sprawiły. Acz ze skromność nie wypadało się nimi tak cieszyć.
- Dobry uzdrowiciel nie czyni różnicy między królem a sługą - wypowiedziała formułkę, którą ciotka Jaylynn tak często powtarzała. - Dwór utrudnia przyjmowanie potrzebujących i spotkania z tymi, na którym nam zależy - dodała już od siebie.
Rogaczowe zęby błysnęły na moment w zadowoleniu, którego nie umiał ukryć. Zaraz jednak ich rozmowę przerwało nagłe zamieszanie przy stole rohirrimskich graczy. Starcie dwóch słomianych łbów zakończyło się niezadowalająco dla jednego z nich i całą sala zamilkła gdy złość uszła z przegranego hardym walnięciem w stół i rozsypaniem figur. Ciekawie przyglądnął się krewkiemu Rohimirrowi. Pamiętając by mieć na niego i na przyszłość baczenie gdyż tacy pierwsi byli do wrażania dunlandzkim psom noża w żebra.

- Karczmarz ma tu poważanie - mruknął do Eiliandis gdy pod wzrokiem potężnego mężczyzny niesnaski zdławiały się same w swojej bezsilności. Kątem oka uchwycił jeszcze chwilę później opuszczającego izbę nieznajomego, który mimo jasnych włosów na Rohirrima mu nie wyglądał. A po odjeździe ludzi Sikorki i wyruszenia elfki na ziemię klanów, zostali w Edoras bodaj jedynymi obcymi - Ktoś nowy? - Skinieniem głowy wskazał w jego kierunku.
- Na to wygląda - powiedziała Eiliandis dyskretnie spoglądając we wskazanym kierunku. - Wszak sporo ludzi tu przybywa i winni króla o pozwolenie na pobyt prosić. Jako i my uczyniliśmy.

- Dobry to zwyczaj. Znany i w Dolinie. Nie tak jak obcych do stołu gospodarskiego zapraszanie. Już od woźnego wszak król o nas wie. I wysłuchał co się w Przeklętym Wąwozie wydarzyło - kontynuując sycenie pragnienia milczał chwilę - Mówi się, że skazańcom ostatni posiłek przysługuje suty…
Spojrzał bystro w kierunku Gondoryjki.
- Ale to tyczy się tylko szlachetnie urodzonych i tylko rodowitych mieszkańców - dodała udając poważną. - Także nie masz się co martwić.
Pokręcił głową nad nieudanym fortelem i wzniósł kufel do riposty.
- Tak czy owak… Nie wiem co o tym myśleć..
- A co pomyślałeś przyjmując kilka tygodni temu królewską monetę? - Uzdrowicielka nie za bardzo rozumiała obawy swego towarzysza. Nie chciała wyjść jednak na nietaktowną bagatelizując je czy w nieudolny sposób próbując rozwiać.
- Wtedy? Że królowi brakuje rąk do królewskiej pracy. - odparł szybko, nie wydając się jednak zaniepokojnym. Raczej zaciekawionym - Teraz? Nie wiem… Po prostu myślę, że król i królowa mają z kim biesiadować.
- Albo mają taki kaprys. Co by to nie było o tak tam pójdziemy. Zobaczymy co Ich Wysokości mają nam do zakomunikowania - powiedziała Eiliandis popijając ze swojego kufla.
- Kaprys - Rogacz pokiwał głową - To pasuje. Ale i ja mam kaprys. Może byśmy się przeszli po mieście?
- Takim kaprysom nie będę mówić nie - Eiliandis uśmiechnęła się delikatnie do Cadoca.

Przechadzce po podgrodziu jak i wcześniej towarzyszyły spojrzenia Edorasczyków. Tym razem nie były już podejrzliwe i nieufne jak wcześniej gdy Rogacz samotnie przemierzał dróżki między obejściami. I nie było tajemnicą, że sprawczynią tego była Eiliandis. Gondoryjka miała w sobie coś co onieśmielało tutejszy lud. Tak jak zresztą i Cadoca, co starał się w swoim wnętrzu rozpracować. Nawykły do czucia się wilkiem między owcami. A nie… baranem u boku pasterki.

Minęli królewskie stajnie i siodlarnie a także warsztaty rymarskie, z których Edoras mogło zaiste być dumne. Do tych ostatnich nawet zajrzeli, gdyż Cadocowi nadal została jedna ze skór na sprzedaż. Nie targował się nadto. Wziął tylko trochę więcej ile dostałby w Dolinie. Później poszli jeszcze do palisady i strażnic, z których step było widać na wiele staj. Miasto Rohirrimów może nie miało walorów obronnych. Ale miało dość czasu na ucieczkę w razie najazdu wroga. Dość rzec, że widok był imponujący.
Wracając natknęli się na zgromadzenie wokół lokalnej pieśniarki. Jej głos dał się słyszeć już znacznie wcześniej, a publiczność schodziła się licznie. I trudno było się dziwić. Głos bardki zwabił wszak i ich. Odeszli jednak gdy pieśń zamilkła i posypały się brawa.

Czekał ich jutro królewski obiad.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-01-2021, 05:00   #37
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację


Na szczycie wzgórza, dach Meduseld i drzwi, błyszczały w słońcu złotem odbijając popołudniowe promienie. Kamienne stopnie szerokich schodów pięły się ku portalowi, który przerywał mur okalający płaskowyż. Soczyście zielona trawa, równo koszona, tworzyła taras okalający Złoty Dwór. W kamiennych siedziskach po obu krańcach ostatniego stopnia, w pełnym rynsztunku spoczywało dwóch zbrojnych Eorlingów broniących dostępu do wrót. Jednym z nich był Heafod, Strażnik Bramy Króla Thengela, kapitan Królewskiej Gwardii. Bez jego zgody nikt nie miał prawa przekroczyć progu Medusled.

Grube pnie prastarych drzew tworzyły kolumny portyku a rzeźbione były, podobnie jak drzwi motywami licznych dzikich bestii ze złotymi szponami i kłami oraz bohaterów lśniących zbroją i orężem szlachetnego kruszcu. Ciężkie wrota osadzone na masywnych żelaznych zawiasach otwierały się do wnętrza Długiego Domu. Niegdyś, za czasów króla Fengela, zamknięte o każdej porze - teraz, za panowania Thengela, stały otworem wpuszczając do środka jak najwięcej światła dnia.

Wielka sala była przestronna. Starannie zdobione kolumny w czterech długich rzędach trzymały wysokie sklepienie tonące w cieniu i dymie. Kamienna posadzka ułożona z kolorowych kamieni wiła się zmyślnie przeplatanymi wzorami run, znaków i symboli. Otwór w dachu rozmiarów paleniska na środku wypuszczał dym oraz słońcem rozjaśniał pozłacane bale stropu. Na ścianach wisiały tkaniny, tak stare, a i nowe, co przedstawiały liczne sceny. Tu Gram gromił smoka w górach zapomnianej północy, tam złotowłosy Eorl na przepięknym białym koniu i wszędzie inni bohaterowie walczący z hordami dzikich Dunlendingów i najeźdźców z dalekich krain wschodu. Po obu stronach ustawiony długi rząd stołów czekał na królewskich gości. Na końcu sali u podwyższenia był złocony wielki tron władcy Rohanu. Obok niego stał mniejszy z czarnym oparciem, w którym zasiadała żona króla.

Na środku, pomiędzy paleniskiem nieustannie płonącego ogniska domowego, a pustymi tronami, zbierała się sromna gromadka gości, przybyszów, biesiadników i czekających na audiencję. Wśród nich była ciemnowłosa Gondoryjka, skromnie dostojna, której towarzyszył wojownik uboższego stanu, o ciemnych oczach, w których odbijał się blask ognia lub błysk żywego zainteresowania. Nieopodal nich stał w wciąż wilgotnym od starannego czyszczenia po trudach długiej podróży jasnowłosy młodzieniec z obcej krainy, co zdradzały szczegóły odzienia, dłonią delikatnie gładzący kolumnę rzeźbioną w misterny wzór drzewa oplecionego w sieć lub pajęczynę. Za nim była złotowłosa córka Rohanu, którą wszyscy wyżej wspomniani mieli okazję usłyszeć dnia poprzedniego. Bez lutni w dłoni, acz jakby nadal zanurzona w muzyce, lub tylko wspomnieniach, wodziła oczyma po majestacie królewskiego domu. Pozostałą resztę stanowiło kilku podróżnych oraz kilku miejscowych przedstawicieli wszystkich stanów. W cierpliwym oczekiwaniu na królewską parę towarzyszyły rozmowy i spacery. Z zakamarków bocznych naw dało się odczuć dyskretną obecność królewskich zbrojnych oraz przyglądającego się wszystkim z cienia tronu nastoletniego chłopca, który przysiadł za nim. Uwagę większości właśnie skupiła na sobie osoba elfki, widoku jakże egzotycznego, która nieoczekiwanie, niczym spod ziemi wyrosła za plecami Gondoryjki, uśmiechem witając się z, najwyraźniej znajomą sobie, parą.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-01-2021, 19:57   #38
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post wspólny :)


- Pani Yaraldiel - powiedziała Eiliandis lekko uśmiechając się, gdy wśród przybyłych do królewskiej siedziby zobaczyła znajomą twarz elfki. - Miło Cię znów widzieć.
Elfka odwzajemniła uśmiech, spoglądając łagodnie na znaną jej parę.
- Witajcie, przyjaciele - odparła Yaraldiel. - Was również miło widzieć całych i w zdrowiu. Szkoda tylko, że nie w tak licznym gronie, w jakim przyszło nam wcześniej podróżować.
- Witaj bystrooka wypatrywaczko - zaskoczony widokiem niedawnej towarzyszki Rogacz musiał przyznać, że elfka równie sprawnie i niepostrzeżenie porusza się w dziczy jak i po królewskim domu. - Udało ci się odnaleźć Donośnego?
Yaraldiel skinęła głową.
- Bardzo rad był z otrzymanych kosztowności i prosił, by przekazać serdeczne pozdrowienia, jeśli tylko nasze ścieżki ponownie się skrzyżują. Czy wasza podróż do Doliny Czarodzieja była równie owocna? I czy macie jakieś wieści od pozostałej dwójki?
Rogacz zmarszczył brwi i uśmiechnął się wilczo na to pytanie.
- Duch gór okazał się nam życzliwy. - odparł - A losu Halli i Rhunego nie znamy.
Yaraldiel jakby trochę posmutniała, chociaż ciężko było to wykryć na jej niemalże posągowej twarzy. Zdradzało to jednak spojrzenie jej oczu.
- Cieszy me serce, że przynajmniej was udało mi się spotkać. Żywię ogromną nadzieję, że jeszcze usłyszymy dobre nowiny o Halli Sikorce oraz synu Rhudela. - Oczy elfki znowu pojaśniały, a usta wygięły się w delikatnym łuku.
- Z pewnością - wiara jaką była zawarta w tym stworzeniu była również widoczna na twarzy Gondoryjki. - Cóż cię sprowadza, pani Yaraldiel, ponownie do Rohanu?
- Sprawa prosta, acz wysokiej wagi. Złożyłam obietnicę Imharowi Donośnemu, że przekażę królowi wyrazy wdzięczności. I tak chciałam jeszcze zawitać w te rejony, zanim powrócę do Złotego Lasu. Pisane więc nam było ponowne spotkanie.
- To bardzo szlachetne z twej strony. I wtedy przy podziale łupów, choć to tak grubiańsko brzmi, łupy. I teraz gdy niejako za ambasadora robisz pani - w wypowiedzi uzdrowicielki nie było ani krzty drwiny, a raczej czysty podziw i uznanie.
- Słowo wdzięczności od Donośnego - zaśmiał się bynajmniej złośliwie Cadoc wznosząc głowę ku górze gdzie wśród sklepienia wielkiej sali buszowały jaskółki - Imhar to znaczny człowiek. Klany go poważają. Jego wdzięczność to nielada podarek jaki niesiesz królowi, wypatrywaczko. I radym żeś o tym pomyślała gdy ja zapomniałem zaprzątnięty inszą sprawą. Śmierć koniożernej bestii niesie za sobą iście niespodziewane posłania… - zastrzygł nagle uchem dosłyszawszy nieopodal wzmiankę swojego i obu pań imion. Obok gdzie stał młodzian z karczmy Cepy i pieśniarka znad strumienia.
- A na smutną, zali biesiadną nutę? - zapytał gdy dziewczyna wspomniała o balladzie.

 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-01-2021, 20:24   #39
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
Post stworzony wspólnie z sieneq.


Trzymająca się nieco z tyłu, złotowłosa skaldka, zbliżyła się do młodzieńca oglądającego rzeźbioną kolumnę.
- Piękna robota, prawda? - Zagadnęła melodyjnym głosem. - Kiedy byłam dzieckiem, często bawiłam się tutaj, wyobrażając sobie, że kolumny to drzewa, a ja jestem w magicznym lesie. - Pogłaskała z czułością misterne rzeźbienia. - Na imię mam Gléowyn. - Obdarzyła cudzoziemca ciepłym, serdecznym uśmiechem.

Chłopak oderwał dłonie od rzeźbionego drewna, którego dotyk dawał ukojenie napięcia narastającego w nim wraz z przedłużającym się oczekiwaniem na rozpoczęcie audiencji i gwałtownie odwrócił. Przez dłuższą chwilę milczał speszony, uciekając wzrokiem w bok, jednak uśmiech na twarzy stojącej przed nim młodej kobiety pomógł przełamać zakłopotanie.
Zacinając się i powoli składając zdania, odpowiedział:
- Tak... są piękne. Pięknie rzeźbione. Dostojne jak drzewa. Ale w lesie, gdzie mieszkam... mieszkałem... drzewa są inne. Nie tak strzeliste. Grube, krzywe pnie. Poskręcane konary. Poplątane korzenie. Długie, zielone brody mchów. Tu nie widziałem takich drzew. Nie spotkałem lasów w tym kraju. Tylko trawy i skały. - Przerwał i zaskoczenie odmalowało się na jego twarzy.
- Bawiłaś się w domu... króla, pani? Mieszkałaś tu?
Przypomniawszy sobie, że sam się dotąd nie przedstawił, zakłopotany, dodał:
- Zwą mnie Zwinnoręki. Przybyłem z daleka.

- Zwinnoręki… - Powtórzyła za młodym mężczyzną dla utrwalenia sobie w pamięci. - Miło mi cię poznać. - Mimo, że zauważyła zakłopotanie rozmówcy, postanowiła się z tym nie zdradzać, by jeszcze bardziej nie zawstydzać cudzoziemca. Nadal uśmiechała się do niego przyjaźnie. Kiedy wspomniał o lesie, oczy jej rozbłysły zainteresowaniem. - Wychowałam się na Złotym Dworze. Moi rodzice służyli poprzedniemu królowi, Fengelowi. Choć przyznaję, że upłynęło dużo czasu, odkąd odwiedzałam Meduseld. - Mówiła pogodnym tonem, choć kiedy wspomniała o rodzicach, przez jej twarz, przez krótką chwilę, przemknął cień smutku. - Na równinach Rohanu, jak słusznie zauważyłeś, nie mamy za wiele drzew, o lasach nie wspomnę. Prawdę mówiąc, nigdy nie widziałam żadnego lasu, choć słyszałam opowieści. Chciałabym je zobaczyć, poczuć ich zapach, usłyszeć ich muzykę. Opowiesz mi o swoim domu?

- Dom... Nie wiem, czy go jeszcze mam. - zamilkł, odwracając twarz do cienia; widać było tylko jak drgają mięśnie zaciśniętych szczęk. Po chwili jednak zaczął mówić, ku własnemu zdziwieniu z każdym zdaniem coraz śmielej i płynniej.
- Spróbuję ci, pani, opowiedzieć o lesie, z którego pochodzę. Jest wielki. Niezmierzony. Groźny. Są w nim drzewa tak potężne, że kilku ludzi trzeba, by objąć ich pnie. Konary splatają się ze sobą, tworzą sklepienia, korytarze i tunele, w których nieustannie zalega mrok. Ścieżki wiją się i znikają. Niektóre prowadzą donikąd, inne do leż wielkich pająków. Wiatr nie porusza tam ani listka, ale wcale nie jest cicho. Zwie się ten las Mroczną Puszczą. Ale słyszałem stare pieśni, które prawią, że nie zawsze taki był. Że za dawnych dni drzewa były smukłe i wyniosłe, jak kolumny w domu twego króla. Blask słońca igrał pośród liści, a w nocy gwiazdy świeciły nad polanami, gdzie ucztowali poddani króla elfów. A potem w puszczy zamieszkało zło. Zeszło z gór i jakoby robactwo rozlazło po lesie. Zatruło drzewa i ziemię. Mówią, że tak już było, gdy moi przodkowie pobudowali pierwsze siedliszcze, na leśnej polanie, nad brzegami Ciemnej Wody. Moi współplemieńcy zmagają się z puszczą, która chce zagarnąć nasze osady. - Urwał, a po chwili dodał cicho - Zagarnęła moich rodziców.
Ponownie odwrócił twarz do światła i spojrzał na swoją rozmówczynię, uśmiechając się smutno.
- Przepraszam cię, pani Gléowyn. To nie była opowieść o magicznym lesie.

Dziewczyna słuchała z zaciekawieniem opowieści młodzieńca. Kiedy skończył, spojrzała na niego ze współczuciem.
- Przykro mi z powodu twojej straty. Przepraszam… nie było moim zamiarem przywodzić smutnych wspomnień. Ja… - Odruchowo ujeła jego dłoń w swoją w geście pocieszenia. - Rozumiem twój ból. Ja straciłam rodziców, kiedy byłam dzieckiem... - Głos jej lekko zadrżał. Również odpowiedziała mu smutnym uśmiechem. Wtedy też spostrzegła, że trzyma go za rękę. Zmieszała się i cofnęła swoją dłoń. Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Żeby jakoś zamaskować swoje zawstydzenie, szybko zmieniła temat. - Twój opis Mrocznej Puszczy bardzo mi się podobał, dziękuję.
Zwinnoręki rad był zmienić temat rozmowy, który, jak spostrzegł, obojgu podsuwał złe wspomnienia. Gest towarzyszki, o dziwo, nie spłoszył go, a nawet jakby dodał pewności siebie.
- Może opowiesz mi coś o obyczajach tego domu? Czy wasz król często ugaszcza obcych pod swoim dachem? Dziś chyba jest tu więcej gości z innych krain - wskazał na stojącą w pobliżu trójkę. - A tego męża i tę kobietę widziałem chyba wczoraj w karczmie.

Gléowyn podążyła wzrokiem za wskazującym gestem młodzieńca i przyjrzała się uważnie osobom, o których mówił.
- Zwyczaj biesiadowania z poddanymi jak i przybyszami, wprowadził na Złotym Dworze król Thengel. Nasz władca przez lata mieszkał w Gondorze, być może właśnie dlatego jest tak otwarty na cudzoziemców. Zupełnie przeciwnie od swojego ojca, zmarłego króla Fengela. Osobiście uważam, że to bardzo korzystna zmiana. - Znów uśmiechnęła się do Zwinnorękiego ciepło. Widać było, że ten temat nieco ją rozpogodził.- Mój lud ceni sobie szczerość, uczciwość i honor, podobnie jak nasz władca. Jeżeli zostaniesz o coś zapytany podczas posiłku, odpowiadaj szczerze. Król Thengel ma przenikliwy umysł, jeżeli spróbujesz go oszukać, od razu cię przejrzy. - Odwróciła twarz na powrót do towarzysza i obdarzyła go życzliwym spojrzeniem. - Wyglądasz na osobę uczciwą, o szlachetnym sercu. Nie masz się czego obawiać. - Znów powędrowała wzrokiem do trójki cudzoziemców. - Ciemnowłosą kobietę i towarzyszącego jej mężczyznę również widziałam w gospodzie. Zgaduję, że to muszą być pani Eliandis Eadweardiel z Gondoru i Cadoc Rogacz, natomiast elfka, to najprawdopodobniej pani Yáraldiel. Cała trójka nie tak niedawno temu, razem z dwójką innych śmiałków, których tutaj nie widzę oraz kompanią skalda Ulfura, pokonała bestię w Przeklętym Wąwozie, w Górach Białych. Może zdążyłeś już usłyszęć tą historię? O trollu, Koniożercy, który zabijał farmerów i porywał konie? Oddali jego Królewskiej Mości wielką przysługę, nic więc dziwnego, że zostali zaproszeni, by z nim obiadować. Mam nadzieję, że uda mi się zamienić z nimi choć kilka słów, chciałbym usłyszeć tą opowieść z ust osób, które w niej uczestniczyły. - Oczy jej roziskrzyły się z ekscytacji. - Pragnę napisać o tym balladę.


 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 15-01-2021 o 20:27.
Lua Nova jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-01-2021, 20:55   #40
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
a teraz znów wspólny;)

- Dołączmy tedy do nich. Chodź. - rzucił i nie patrząc, czy Rohirrimka podąża za nim, ruszył w stronę rozmawiających, czując, jak pod spojrzeniem ciemnowłosego mężczyzny z każdym krokiem uchodzi z niego tak niespodziewanie zyskana śmiałość. Zatrzymawszy się, dwukrotnie zamknął i otworzył usta, by w końcu wyrzucić z siebie zasłyszane gdzieś słowa powitania. - Bądźcie pozdrowieni, waleczni… - urwał, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa - Pozwolicie dołączyć i posłuchać o waszych czynach?
Zaskoczona nagłą śmiałością chłopaka, bardka podążyła za nim. Widząc jednak, że znów poczuł się troche zagubiony, położyła mu dłoń na ramieniu i posłała krzepiący uśmiech. Następnie zwróciła się do pozostałej trójki.
- Gléowyn, córka Gléomera i Zwinnoręki z Mrocznej Puszczy ślą pozdrowienia dla bohaterów z Bractwa Skaczącego Konia. Żywię nadzieję, że nie będzie zbytnią śmiałością prosić o podzielenie się opowieścią o waszych ostatnich przygodach w Górach Białych. Słyszałam już oczywiście różne pogłoski od moich współplemieńców, ale jako rzetelna artystka, chciałabym zasięgnąć wiedzy u źródła, zanim napiszę balladę o tych wydarzeniach. - Słysząc pytanie Rogacza, uśmiechnęła się do niego serdecznie.
- Myślałam raczej o pieśni w bardziej uroczystym tonie, budzącym nadzieję.
- Witajcie. Jestem Eiliandis, córka Eadwearda - Gondoryjka przedstawia się obojgu z wdziękiem kiwnęła nieznacznie głową. - Oczywiście, chętnie opowiemy. Choć myślę, że nazywanie nas bohaterami to lekka przesada.
Próżność w Cadocu była chyba silniejsza, bo na słowa bohater poczuł się mile połechtany. Nie zwykł jednak faktów podkolorowywać ani być źródłem nadziei więc by nie dać po sobie poznać, skrzywił się wilczo ku pieśniarce i machnął ręką by odtrącić pokusę.
- W każdej pieśni bohater jest jeden. Zwykle to ten, którego dłoń cios śmiertelny bestii zadaje. A jego dziś nie ma. Zostańmy więc przy Bractwie. A uroczyste tony zostawmy Rhunemu. Zapraszamy jednak do towarzystwa. Dołączcie się… Rogaczem mnie zwą na równinach. Choć Cadoc to moje imię.
Przyjrzał się ciekawie obojgu. Rohirrimkę coś wyróźniało od Edorasczyków. Coś czego nie mógł uchwycić. Za to Zwinnoręki? Chłopak niby zawstydzony, ale .czarnowłosy wiedział, że wstyd to wierzchnia odzież, a nie człek sam w sobie.
- Mroczna Puszcza… Słyszałem o tym miejscu. Od krasnoludów… Miejsce z ich opowieści trochę jak góry mi się zdało. Pełne tyluż niebezpieczeństw co nieposkromionej mocy.
- Eryn Galen… Wielki Zielony Las. Tak kiedyś nazywano to miejsce, zanim spowił je mrok - powiedziała elfka z lekko posępnym wyrazem twarzy. Szybko jednak wrażenie minęło, kiedy uśmiechnęła się i obdarzyła nowych rozmówców łagodnym spojrzeniem. - Jestem Yaraldiel z Lasu Lorien, jakże miło was poznać.
Zarówno otwarta postawa trojga nieznajomych jak i wspierający gest ze strony Gléowyn ułatwiły Zwinnorękiemu włączenie się do rozmowy.
- Są i góry w Mrocznej Puszczy, panie Rogaczu. Ale złe to miejsce i nikt tam się nie zapuszcza. Chyba że po śmierć, albo i co gorszego.
Obrócił oczy na elfkę. - Nie spotkałem jeszcze nikogo z twego plemienia, pani... choć zdarzało mi się słyszeć śpiew, nocą, głęboko w sercu lasu. Mrok zdawał się wtedy trochę mniej straszny. - uśmiechnął się.
- Mnie również jest was miło poznać. - Tym razem dziewczyna obdarzyła ciepłym spojrzeniem i serdecznym uśmiechem wszystkich swoich rozmówców. - Zapewne zaraz pojawi się król Thengel z królową. Przypomnę o obiecanej opowieści może wieczorem, w karczmie. Byłoby niezmiernie przyjemnie usiąść w tak miłym towarzystwie przy kufelku piwa, albo dzbanie. Mam nadzieję, że przyjmiecie moje zaproszenie. Ja również pierwszy raz widzę przedstawiciela, a raczej przedstawicielkę pięknego ludu. - Zwróciła się do elfki. - Prawdę powiadają, że głosy elfów są piękne i melodyjne, a mowa brzmi jakby to pieśń była, a nie zwykłe słowa. Jakże bym chciała usłyszeć pieśni twego ludu, pani, niestety nie miałam jeszcze takiej okazji. - W jej głosie słychać było nutkę żalu.
- Niech serca twego nie przepełnia żal, córko Gléomera. Jestem pewna, że jeszcze nadarzy się na twojej ścieżce taka okazja - powiedziała łagodnie Yáraldiel. - Tymczasem przygotujmy się na powitanie naszych gospodarzy.
Słowa elfki podniosły dziewczynę na duchu. Uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością i twierdząco kiwnęła głową.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172