Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-02-2023, 21:50   #1
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
[TES] Pieśń Czerwonych Piasków







PROLOG - KRWAWE WODY

Nefrytowa Gwiazda,
18. Pierwszego Siewu 2E 581



Czarnowłosy mężczyzna wspiął się po drewnianych schodkach na dziób statku, podszedł do relingu spoglądając zmrużonymi oczami na bezkres Morza Abacejskiego. Chłonął słuchem melodię, której dźwięki składały się na mało mu znaną, ale ekscytującą muzykę: łopotanie żagli, skrzypienie takielunku, huk uderzających w rozpędzony kadłub fal, mesmeryczne trele ścigających się z żaglowcem ławic śpiewających ryb i ochrypłe pokrzykiwania marynarzy.

Nefrytowa Gwiazda cięła morską toń z prawdziwie zawrotną prędkością. Żagle statku trzeszczały pod naporem podmuchów powietrza zrodzonego z magii człowieka, który od trzech dni śpiewał niemal bez przerwy na rufie brygu. Długowłosy kapłan Kyne - ogorzały od słońca i bryzy Nord obwieszony kościanymi amuletami i pękami ptasich piór - zaprawdę potrafił obłaskawić boginię sztormu i dowiódł tego zaraz po opuszczeniu redy w Kowadle. Choć morze było oleiście gładkie, a pogoda okazała się bezwietrzna, statek skoczył bez ostrzeżenia do przodu niczym dźgnięty ostrogami rasowy jezdny lew. Wśród zaokrętowanych na brygu najemników było sporo takich, którzy niewiele mieli wspólnego ani z morskim rzemiosłem ani z kapłańską magią Kyne, toteż wielu z nich runęło z nóg tocząc się po pokładzie wśród donośnego szczęku zbroi i wściekłych przekleństw wykrzykiwanych w kilku różnych językach.

Trzy dni później wszyscy nawykli już do ruchów desek pokładu pracującego pod obciążeniem nadnaturalnej mocy, ale dzieło brodatego Norda wciąż robiło na pasażerach Gwiazdy zasłużone wrażenie. Kto miał taki posłuch u Pani Burz, musiał być potężnym czarodziejem, toteż nikt jak dotąd nie poważył się uczynić niczego, co mogłoby zakłócić spokój nordzkiego rytuału.

Ubrany w starannie skrojony strój Breton oderwał od kapłana Kyne spojrzenie oczu, które w zależności od oświetlenia przypominały swoją barwą bądź to płynne złoto bądź polerowany bursztyn. Te oczy jak nic innego zdradzały dziedzictwo krwi Theodoryana Morayne. Całe wieki upłynęły od czasów, kiedy potężni Direnni płodzili potomstwo ze służącymi im Nedami, ale lud Wysokiej Skały wciąż chlubił się swoim mieszanym pochodzeniem, które przydawało mu nie tylko cielesnej urody, ale i talentu w uprawianiu magii.

Wzrok Bretona spoczął na dwóch gibkich sylwetkach poruszających się w środkowej części kadłuba, w cieniu strzelistych masztów i trzeszczących żagli. Wykute z doskonałej stali miecze tańczyły w gorącym powietrzu tak szybko, że obserwujący pasjonujące widowisko gapie ledwo nadążali wzrokiem za ich rozmazanymi kształtami. Kiedy zderzały się ze sobą pośród dźwięcznego klangu, sypały drobinkami błękitnych iskier, a mimo to Morayne gotów był pójść w zakład, że na ich nieskazitelnej powierzchni nie miała się po pojedynku objawić żadna choćby najmniejsza rysa.

Miecze wykuwane w oazach północnego Alik’ru cieszyły się wyśmienitą opinią, podobnie jak posługujący się nimi ludzie.

Para walczących ze sobą Redgardów - czarnooki mężczyzna o licznych tatuażach i gibka długowłosa kobieta - nosiła na sobie bransolety i wstążki zdradzające przynależność do jednego z koczowniczych klanów przemierzających piaski i skały Wielkiej Pustyni, aczkolwiek Morayne wiedział zbyt mało o pustynnych nomadach, by strój pary wojowników powiedział mu coś więcej na temat ich pochodzenia. Było jednak oczywistym, że nie należało ich postrzegać za pierwszych lepszych koczowników, by nie przypłacić takiego lekceważenia na gardle. Płynność ruchów Redgardów, ich niezwykła gracja i skomplikowane techniki walki mieczami dowodziły ogromnej wprawy obojga w robieniu orężem, a dwa drzemiące w ładowni pod pokładem wierzchowce dopełniały obrazu wyjątkowości swoich właścicieli.

Morayne doskonale pamiętał na poły zdumione, na poły przerażone wrzaski marynarzy, kiedy w Kowadle Redgardowie zaczęli wprowadzać na trap statku potężne piaskożery, pokryte łuskowatą skórą bestie o ruchliwych ryjach, złośliwych czerwonych oczkach i uzbrojonych w potężne pazury łapach. Te właśnie pazury, wyśmienicie sprawdzające się w rozkopywaniu wydm, ale równie niszczycielskie wobec impregnowanego drewna wzbudziły największy popłoch na Gwieździe.

Breton nie wiedział, czy para mistrzów miecza ubiegła się do otępiających zmysły zaklęć czy wystarczyły jedynie alchemiczne mikstury, ale dwa piaskożery zapadły w letarg natychmiast po wprowadzeniu do ładowni, a ich przeciągłe pochrapywanie dobiegało spod wieńczącej luk ładowni drewnianej kratownicy.

Świadomy dźwięku licznych kroków za plecami, Theodoryan nie obejrzał się mimo to za siebie. Na obcym terenie juz oparłby dyskretnie dłoń na rękojeści ostrza, ale tutaj nie było takiej potrzeby. Poznał w ciągu dwóch dni rejsu cały statek oraz podróżujące nim dusze i pozostawał głęboko przeświadczony, że mógł się czuć bezpieczny przynajmniej do chwili wpłynięcia do Port Hunding.

Wysoka Dunmerka zatrzymała się przy relingu z założonymi za plecy rękami, roztaczając wokół siebie zapach kosztownych pachnideł i aurę niemal namacalnej wyniosłości.

- Piękna para - powiedziała unosząc znacząco jedną uczernioną brew - Ludzie pustyni słyną ze swojej miłości do drogi miecza. Oraz niezwykłej odporności na ból. Podobno obcowanie ze słonecznym żarem czyni ich skórę nieczułą na cierpienie, ale zarazem wręcz drżącą pod wpływem dotyku rozkoszy. Tak jakby ten wieczny skwar Wielkiej Pustyni rozpalał bez końca ich krew. Są w tym podobni do nas, choć zamieszkują przeciwny skraj świata.

Morayne odwrócił w bok głowę, spojrzał na Hlandrię Sedri przesuwając wzrokiem po jej pięknym profilu, po ciemnopopielatej skórze i kaskadach kruczoczarnych loków. Odwzajemniła spojrzenie Theodoryana błyskiem oczu, które swoją barwą przywodziły na myśl perfekcyjnie wypolerowane rubiny. Jej uszyte z czerwonego żyworostu szaty zdobione były na rękawach powtarzającym się wzorem stylizowanych ogniw kajdanów, wyszytym połyskliwą złotą nicią.

Wzór ten nosili na swoim prostym odzieniu również jej argoniańscy niewolnicy, wychudzone stworzenia o wiecznie przerażonych ślepiach, nie potrafiące skoncentrować się na niczym prócz swej pani, dźwigające wszędzie w ślad za nią ciężką księgę o obitych czarnym żelazem okładkach.

- Zapłaciłabym sowicie za to, by móc choć przez chwilę popieścić batogiem jej brzuch i plecy - powiedziała dumna córa Domu Dres zmieniając pozycję i krzyżując ramiona na piersiach - Wielu twierdzi, że w moich rękach zwykł ich doprowadzać do ekstazy. Nigdy nie było mi dane sprawdzić tego na redgardzkiej kobiecie. Ani na bretońskim mężczyźnie. Powiedz mi towarzyszu podróży, nie zaczyna ci przypadkiem doskwierać nuda?
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 02-03-2023 o 22:07.
Ketharian jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-02-2023, 15:15   #2
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Post we współpracy z Ketharianem



Przecinanie spokojnej tafli Oceanu Abeceańskiego na pokładzie trójmasztowca, którego żagle napędzane były błogosławionymi przez Kynareth wichrowymi podmuchami, było nie lada doświadczeniem. Zgoła różniącym się od dotychczasowych rejsów - przez Zatokę Iliac w cieniu majestatycznej Adamantii, wzdłuż gorących krańców Hammerfell i wreszcie w dół Złotego Wybrzeża - które Theodoryan Morayne miał już za pasem, zwłaszcza biorąc pod uwagę właśnie nadnaturalny napęd zapewniany przez brodatego Norda. Refleks i wyuczone odruchy oszczędziły Bretonowi wstydu przy opuszczeniu Kowadła w przeciwieństwie do wielu współpasażerów, instynktownie zmuszając do przeniesienia ciężaru ciała i złapania balansu, a dociekliwy umysł poświęcił pierwsze godziny rejsu na bliską analizę wszystkich stęknięć, trzasków i jęków trójmasztowca. Trzeciego już dnia Breton niemal podświadomie wyławiał sygnały zwiastujące nieuchronnie nadchodzące szarpnięcia.

Theodoryan równie wiele uwagi poświęcił też samej konstrukcji “Gwiazdy”, zawierzając rozkład pomieszczeń, kajut, magazynków i schowków swojej nieskończonej pamięci, notując również - w nie do końca kontrolowanym odruchu - długości, szerokości i ilości wszelkiej maści. Największą dozą skupienia z kolei obdarzył załogę okrętu i współpasażerów jednako, poddając wszystkich dyskretnej analizie obejmującej wszelkie możliwe kryteria, a zwłaszcza potencjał zagrożenia. Kapitan Gratius wraz z sześcioma dziesiątkami “służących Koronie” ludzi i nieludzi nie zyskiwali przy bliższym poznaniu, w mniemaniu Theodoryana pozostając zaledwie morskimi zbirami i oportunistami, by nie powiedzieć “ogarami Fortunaty”. Nie lepiej jawił się mu coloviański kwartet, ale w tym przypadku przynajmniej rozumiał ich motywacje - o ile rzeczywiście byli dezerterami z cesarskich legionów. Dwóch orsimerów z kolei nie wzbudziło w nim żadnego głębszego zainteresowania, w przeciwieństwie do nibenejskiego zaklinacza, z którym jako jedynym zamienił więcej niż parę początkowych uprzejmości, szczerze ciekaw sekretów i szczegółów jego rzemiosła.

Kolejną piątkę natomiast - w osobach czarującej Altmerki Minorne, khajiita Ī'ne Maya oraz Redgardów Nazza, Yareda i Kej’kerni - darzył swoją zwyczajową dozą ambiwalentnej obojętności; acz w nieco mniejszym stężeniu jednak, instynktownie plasując ich imiona cal wyżej od całej reszty. Rzeczona obojętność była w przypadku Theodoryana standardem, który tylko jedna osoba na pokładzie ”Nefrytowej Gwiazdy” była w stanie przełamać. Bynajmniej w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Hlandria Sendri, córa Domu Dres z południowego Morrowind, z jakiegoś powodu postanowiła przerwać mu obserwację sparingu redgardzkiego małżeństwa. Morayne nie kłopotał się z zerknięciem przez ramię na dźwięk kroków (Dunmerka była jedyną osobą na pokładzie, która poruszała się w otoczeniu świty) i nawet nie wysilił na choćby najlżejsze skinienie głowy w ramach powitania. Jeszcze przed wypłynięciem na otwarte morze, na redzie w Kowadle, wystarczyło mu tylko jedno spojrzenie na Sendri - a właściwie na jej niewolny argoniański anturaż - aby rozgorzał w nim lodowaty płomień pogardy. Theodoryan nie krzyżował własnego bursztynowo-złotego spojrzenia z jej rubinowym długo, wracając do obserwacji fechtunku w geście jawnego braku zainteresowania nie tylko propozycją Dunmerki, ale i jakąkolwiek dłuższą wymianą słów. Zbyt przyzwyczajony do odludnego trybu życia i własnego towarzystwa Breton naprawdę rzadko narzekał na monotonię i nawet jeśli jakimś cudem miałby umierać z nudów, od Sendri wolałby towarzystwo pierwszej lepszej daedry. Profesjonalizm jednak zobowiązywał do jakiejś odpowiedzi.

Nuda jest oznaką bezczynnego umysłu — odparł sucho. — Tak przynajmniej twierdzi bretońskie przysłowie.

Dunmerka odwróciła w bok głowę skupiając całą swoją uwagę na osobie Morayne i przynajmniej na chwilę zapominając o parze redgardzkich szermierzy.

Masz niezwykłe oczy — powiedziała z nutą niepokojącego rozmarzenia w głosie. — Takie nieludzkie. Ich barwa świadczy o niezwykle silnej domieszce lepszej krwi. Nic dziwnego, że Hegemonia Direnni upadła, skoro jej diaspora zajęta była przede wszystkim zapładnianiem Nedyjek zamiast budowaniem własnej tożsamość. Lecz to nie czas i miejsce na prowadzenie historycznych dyskusji. Wynajęto mnie do udziału w tej ekspedycji przez wzgląd na akademicką wiedzę o cywilizacji Dwemerów. Czym ty mógłbyś się pochwalić, mieszańcu… i wybacz, jeśli cię uraziłam tym terminem, nie było to moim zamiarem. W pewnych kręgach merów panuje przekonanie, szczerze podzielane również przeze mnie samą, że mieszanie krwi z ludźmi przydaje potomstwu mnóstwa splendoru i wydobywa je z otchłani pospolitej nijakości.

Dźwięk uderzających o siebie w zawrotnym tempie ostrzy przerwał na chwilę wywód Mrocznej Elfki, pociągnął jej spojrzenie ku parze pustynnych mistrzów miecza. Breton z kolei, dalej wpatrzony w duet, drgnął nieznacznie na ostatnie słowa kobiety.

Na czym to skończyłam? Na twoim miejscu w tej ekspedycji? Jakie zalety, wiedza i doświadczenie zapewniły ci miejsce wśród osób takich jak ja czy ta piękna altmerska dama, którą do własnej kajuty przykuła zapewne przewlekła choroba morska?

Zbrojne ramię — Theodoryan odparł rzeczowo i zwięźle, nie współdzieląc z Dunmerką cech charakteru, takich jak samouwielbienie i miłość do słyszenia własnego głosu. — Ponadto, moja wiedza obejmuje zarówno Dwemerów, ich język oraz arkana magii.

Doprawdy? — elfka uniosła obie brwi w wyrazie przemożnej ekscytacji; tak silnej, że pod jej wpływem przestała pieścić opuszkami palców uchwyt wiszącego przy pasie batoga. — Zbrojne ramię o akademickim umyśle. Czarująca kombinacja. Czytałeś może “Kroniki Nchuleftu” w oryginale? Albo “Ogień i wiarę” Nchunaka?

Theodoryan już, już otwierał usta by odpowiedzieć, ale nie było mu to dane.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 15-04-2023 o 02:09.
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-02-2023, 15:29   #3
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację



Kej’kerni przyjęła na puklerz cios miecza męża, odbiła ostrze w bok przy wtórze przeraźliwego zgrzytu stali, cięła natychmiast z ukosa w szyję oblubieńca mierząc w jego ukrytą za kryzą kaftana tętnicę. Yared odchylił się w tył niczym pozbawiony kości akrobata i ostrze kobiety przecięło powietrze ponad jego głową pociągając za sobą dzierżącą sejmitar prawą rękę Kej’kerni.

Mistrzyni miecza okręciła się w miejscu niczym fryga, przeskoczyła na sąsiednią belkę kratownicy zamykającej luk ładowni. Omal nie straciła przy tym równowagi, odzyskała ją balansując desperacko wyciągniętą w bok ręką. Otwory pomiędzy belkami były dość duże, aby mogła przez nie spaść na dół nie tylko ona, ale i Yared.

Jej mąż nie podążył w ślad za mistrzynią, zatrzymał się na swojej belce uginając nogi w kolanach i mrużąc oczy. Wplecione w ciemne włosy kolorowe wstążki przykleiły się do mokrej od potu skóry mężczyzny, ale w jego oczach płonęła zacięta determinacja.

Kej’kerni roześmiała się dźwięcznie, uderzyła płazem sejmitara w puklerz rzucając mężowi wyzwanie. Gdzieś w dole, w półmroku ładowni, rozległ się w odpowiedzi głuchy pomruk któregoś z pogrążonych w letargu piaskożerów.

Z nadbudówek żaglowca dobiegły gwizdy i pokrzykiwania przyglądających się ceremonialnej walce gapiów. Para Redgardów zwykła nie zwracać na obserwatorów żadnej uwagi, tocząc swoje pojedynki w duchu plemiennych tradycji i koncentrując się jedynie na sobie wzajemnie, toteż Kej’kerni tylko dla zasady odnotowała w myślach pozycje najbliżej stojących gapiów.

Dwaj potężnie umięśnieni orsimerowie o oleistej brunatnej skórze i charakterystycznych klach dzieci Malacatha pochylali się oparci o drewno relingu, rozmawiając między sobą półgłosem i gestykulując przy tym palcami. Obaj uważnie śledzili pojedynek nomadów, ale zachowywali przy tym pełną szacunku ciszę w przeciwieństwie do gromady rozkrzyczanych i stawiających zakłady marynarzy. Kej’kerni słyszała, że byli braćmi i musiała przyznać, że dostrzegała w ich brutalnych topornych rysach twarzy zaskakujące podobieństwo.

- Leki nad tobą czuwa, pani żono - powiedział z uznaniem Yared salutując Kej’kerni przyłożonym do czoła mieczem - Gdyby nie łaska Ducha Klingi, już chowałbym do pochwy stal naznaczoną kroplą krwi.

- Złóż podziękowania Morhwie za to, że moja miłość wstrzymuje za każdym razem ramię, panie mężu - roześmiała się ponownie mistrzyni - Trwóż się na samą myśl o dniu, w którym zechcesz mnie oddalić ze swojego namiotu. Sam Satakal nie zdoła cię wówczas ochronić.

- Już skończyliście?! - z rufowej nadbudówki dobiegł donośny okrzyk jednego z coloviańskich najemników, mężczyzn noszących skórzane zbroje lekkiej cesarskiej piechoty ze skrzętnie usuniętymi znakami jednostki, w której być może wcześniej służyli. Kej’kerni zignorowała pytanie podnosząc dłoń do czoła i ścierając spływające do oczu krople potu.

Trójmasztowy żaglowiec zadygotał bez ostrzeżenia, zatrząsł się pośród przeraźliwego łoskotu pękającego drewna i metalu. Wypełnione powietrzem żagle zwiotczały w jednej chwili, opadły w dół. Świst luzowanych lin, szczęk toczących się po pokładzie metalowych przedmiotów oraz pełnych zaskoczenia krzyków wypełnił w jednej chwili zamknięty burtami świat pasażerów Gwiazdy.

Mknący od trzech dni niczym uskrzydlona nereida żaglowiec stracił w jednej chwili swoją nadnaturalną szybkość i sterowność, opadł głębiej w wodę niczym olbrzymia beczka, przechylił się na bok trzeszcząc złowieszczo.


Szanowni, Wasza podróż uległa znienacka i bez ostrzeżeniu brutalnemu zakłóceniu, które będzie wymagało zdecydowanej interwencji BG! Wątek sesji został otwarty dla wszystkich, zanim jednak zaczniecie pisać swoje posty, zerknijcie proszę do komentarzy, które za chwilę wrzucę - znajdziecie tam garść przydatnych informacji o świecie gry na moment rozpoczęcia przygody, a także pewną kwestię techniczną, mianowicie... pierwsze w tej przygodzie rzuty!

 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 02-03-2023 o 22:08.
Ketharian jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-02-2023, 16:53   #4
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
“The best techniques are passed on by the survivors.”
- Gaiden Shinji, "The Elder Scrolls: Arena"





Smukłe palce nieprzerwanie kreśliły kształty kawałkiem węgla na pergaminie rozłożonym na obitym w ciemną skórę dzienniku, trzymanym na udach, a wyraz niemalże sakralnego skupienia zdawał się wygładzać ostre linie - wysokie kości policzkowe i uwydatnione kości brwiowe, oczywiste przejawy meretycznej krwi w bretońskich żyłach - bladego lica, które zazwyczaj pozostawało zastygnięte w złudnie ponurym wyrazie. Theodoryan Morayne jeszcze na redzie w Kowadle jawił się jako typowy przedstawiciel ludu Wysokiej Skały, w bogatym odzieniu w ciemnych barwach skrojonym na miarę, przywodzącym na myśl kontyngenty magów bitewnych i lekkim, malachitowym ostrzem - kolokwialnie nazywanym szklanym - przy prawym biodrze, z tą wiecznie ponurą miną dopełniającą tylko obrazu panicza z dobrego domu i będącą zapewne przejawem arogancji odziedziczonej od direńskich przodków, tak jak bursztynowo-złote oczy. Zwłaszcza, że początkowe uprzejmości ograniczyły się do oszczędnej, chłodnej kordialności w glenumbrańskich nutach.


Theodoryan w połowie drugiego dnia zaprzestał intensywnej analizy nowego, nieznanego otoczenia, zastępując czynności zeń związane krążeniem po pokładzie i nielicznymi rutynowymi rytuałami, takimi jak medytacja w zacisznym kącie czy zapełniane stron swojego dziennika schludnym, kaligraficznym pismem. W obecności tylu nieznajomych codzienne ćwiczenia szermierki nie wchodziły w grę, podobnie jak szlifowanie magicznych manewrów i ta zmiana odbijała się dyskomfortem pod skórą, ale niecały tydzień był szczęśliwie krótką przerwą i tymże zdolnościom nie groziło zaniknięcie. Morayne późny poranek spędził na rozmowie z siwiejącym powoli Falxem Vespaniusem, nibenejskim zaklinaczem, wywołując powszechne skonfundowanie wśród prostych załogantów mieszanką naukowych terminów, arkanicznych formuł oraz metafizycznych konceptów.

Breton popołudnie spędził oparty o burtę z naręczem cienkich książeczek zakupionych w Kowadle tanim kosztem, których zawartości pozostawały ulubioną lekturą Cyrodiilczyków niskich lotów. Theodoryan przelotnie wertował tomiki, rozdzielając je na dwie grupy, bez wątpienia kategoryzowane wedle tego, czy warto było poświęcać czas na ich lekturę. Tak jak większość tytułów przewijała się przez dłonie Bretona bez większych reakcji, tak jeden z nich przywołał na młodą twarz grymas najszczerszej pogardy. ”Chutliwy Coloviańczyk Cremisius”, szmira nad szmirami nawet w tak mało wyszukanym gatunku jakim były romansidła, będąca tworem infantylnej grafomanii jakiejś wędrownej bardki, musiała być nie lada obrazą dla słowa pisanego dla Theodoryana. Mężczyzna bowiem nie zadowolił się wrzuceniem jej na stertę niewartych tomików, zamiast tego ciskając książeczkę za burtę, w głębiny oceanu.

Resztę popołudnia młody Morayne spędził przycupnięty na szczycie stopni prowadzących na rufę ”Gwiazdy”, gdzie znajdowało się stanowisko śpiewającego Harkona Kruczego i skąd dęły błogosławione wichry. Zachowując przyzwoity dystans i zebrawszy górne partie gęstych, atramentowych włosów do tyłu, przewiązując je luźno rzemieniem, Breton oddał się w najlepsze szkicowaniu węgielkiem sylwetki kapłana, zerkając co i rusz znad papieru. Artystyczną czynność przerwał dopiero wtedy, gdy zjawił się młody Vespanius, Lucan, który z racji nastoletniego wieku był najbardziej podatny na nudę i zajął go rozmową na neutralne tematy; Morayne pokazał mu nawet inne rysunki, wykonane w różnych punktach podróży. Strzelisto-majestatyczną Adamantię, pejzaż z Daggerfall w centrum, mury Kowadła i nawet swoje pierwsze szkice kreślone nader amatorską linią, będące kopią rycin dwemerskich automatonów z naukowych dzienników.

Dzień, krótko mówiąc, mijał przyjemnie i leniwie. Nic też nie wskazywało na to, by rejs miał obfitować w jakiekolwiek większe wrażenia.

Do czasu.






”Żaden pojedynek nie powinien trwać dłużej, niż osiem sekund,” jedna z wpojonych mu przed laty lekcji - i cytat najświetniejszego Mistrza Klingi zarazem - przemknęła przez myśl Bretona. Odrywając w końcu spojrzenie od ścierających się Redgardów i przelotnie zastanawiając się, które z nich zwyciężyłoby w prawdziwym starciu, Theodoryan szykował się do odpowiedzi na temat znanych mu dzieł traktujących o wymarłych Dwemerach, gdy “Gwiazdą” szarpnęło.

Nagle, niespodziewanie i gwałtownie.

Pędzący dotąd trójmasztowiec w jednej chwili wytracił całą prędkość, płócienne żagle zwiotczały, a załoga na własnej skórze mogła odczuć jak niewybaczalne były prawa fizyki rządzące dynamiką oraz inercją. Theodoryan jakoś zdołał utrzymać się w pionie, kompensując nagłe szarpnięcie okrętu pracą nóg i dłonią zaciśniętą na relingu. Z na wpół pochylonej pozycji uniósł spojrzenie, przelotnie zerkając w kierunku rufy i znajdującego się tam Harkona, ale zaraz wyprostował się i okręcił na pięcie, wyswobadzając przedramię spod palców Dunmerki, które zacisnęły się nań w odruchowej próbie złapania równowagi. Prędkim krokiem przeciął kadłub z palcami na rękojeści swojego wiernego ostrza, przechylając się przez burtę i kierując spojrzenie w stronę kilu.

Rejs jednak nie miał pozostać pozbawionym wrażeń.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 15-04-2023 o 02:05.
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-03-2023, 13:30   #5
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
W kajucie cuchnęło zdechłą rybą i wilgocią a po zaokrętowaniu pary Redgardów dodatkowo wyziewami z paszcz piaskożerów, których głośne pochrapywania byly w kontrze dla leniwego skrzypienia okrętu i syku fal przecinanych przez dziób trójmasztowca. Kajuta Szumna nazwa na coś co było większym schowkiem w luku ładowni. Przetarte liny wylądowały za drzwiami a Nazz z Anvil wewnątrz, urządzając sobie całkiem wygodne posłanie z płótna porzuconego tutaj żagla. Na próbę przeniesienia go w "bardziej odpowiednie" miejsce odpowiadał grzecznym acz stanowczym "nie". W końcu najwidoczniej stwierdzono, że wszelkie dyskusje i rozwiązania siłowe nie mają sensu. Wzruszenie ramion zakończyło temat.
Od chwili wypłynięcia w morze Redgard siedział więc w swojej kajucie w prawie kompletnych ciemnościach, chłonąc całym ciałem jękliwe żale brygu pchanego do przodu magiczną mocą Norda, oraz uspokajający szum pełnego morza. Wsłuchiwał się w posapywania i chrapnięcia Redgardzkich wierzchowców, śniących swe mokre, jaszczurze sny. Starał się przydusić płomień, który tlił się w jego głowie.
Opuścił swoją enklawę dopiero gdy słońce dotknęło wody i rozlało się na niej migotliwym blaskiem. Obszedł ładownię. Przyjrzał się opalizującej łusce piaskożerców, sprawdził zawartość pakunków, popróbował składu odszpuntowanych beczek. Przemknął przez kambuz porywając pęto kiełbasy i dzban rozwodnionego piwa, przewinął się przez mesę, przeszedł przez kubryk, zatrzymując się na chwilę przy stoliku, w którym grano w karty, wzbudzając chwilowe zainteresowanie załogi, pełne zaciekawienia, prowokujące oczy, zaczepliwe słowa, uwagi rzucane znad kart, których ukrytego trzeciego dna mógł się tylko domyślać, a które wzbudzały wśród towarzyszy rozbawienie. Minął kajuty gości nasłuchując odgłosów zza zamkniętych drzwi. W końcu pojawił się na pokładzie wdychając z lubością słone ciepło parującego drewna i rozkoszując się łagodną bryzą. Pożegnał słońce bez żalu, patrząc jak gaśnie w odmętach wody. Ogień w jego głowie również przygasł. Wiedział, że nie na długo, ale cieszył się tą chwilą.
Większość kolejnych dni także spędzał pod pokładem, najczęściej w swojej samotni, czasami w kubryku wśród załogi. Kilka razy przysiadł się do gry, lecz później grali z nim niechętnie patrząc kosymi spojrzeniami na wyrzucane blotki, warcząc na meldunki i zgrzytając zębami. Rzadziej bywał na pokładzie, w głębokim cieniu, ćmiąc fajkę i strugając coś ostrym nożem w kawałku drewna, zostawiając po sobie kupkę wiórów rozdmuchiwaną później przez gorący oddech dnia, obserwował jednocześnie życie statku, pasterza wiatrów, tancerzy miecza, wymiany zdań i płochliwe rozmowy pasażerów. Z wolna zyskał wśród załogi miano Cienia i jeszcze, ze względu na niezdrowy kolor skóry, Szarego. Częściej można było go spotkać nocą. To była jego pora. Jak nocny drapieżnik, wychodził wtedy z nory i odżywał.

Nefrytowa Gwiazda i czas płynął łagodnie kołysany falami i nieustannym rytmem dnia i nocy. Do czasu gdy głuchy huk, przerwał w kajucie brutalnie łagodny potok myśli Redgarda. Później było już tylko gorzej.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 02-03-2023 o 15:46.
GreK jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-03-2023, 00:51   #6
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Nefrytowa Gwiazda,
18. Pierwszego Siewu 2E 581


Trap chwiejny, zdradliwy, wąski, Nie spieszno było Khajiitowi na pływającą łupinę, toteż wszedł na pokład jako jeden z ostatnich, nie za późno, żeby widowiska nie urządzać, ale na tyle by ograniczyć czas spędzony na okręcie. Uczynił to pewność udając, krokiem spokojnym, wystudiowanym, na palcach - Catwalk. Kołysanie wpierw go irytowało, wobec czego miast pozdrowić marynarzy zwyczajowym Miał, miał, bezceremonialnie ich ofukał.

Jamy gościnne nie były wcale królewskie, ale w obliczu bezmiaru wód stawały się niezwykle przytulne. I'ne z pietyzmem ułożył swój bezcenny dobytek, opodal przydzielonego legowiska, Skromne jego rozmiary poczytywał za przejaw wolności i zaradności. Więcej, schludności, bo nic gorszego niż się zapuścić. Na ów składał się głównie długi skromnie wyglądający prosty miecz i prawi równie długi łuk. Skórzana pękata torba i zgrzebny wór konopny.

Do kołysania przyzwyczaił się May niebezpiecznie szybko, że mógłby zapomnieć, gdzie jest, podzielony tylko giętym drewnem od kipieli-kąpieli, jak się tylko przyzwyczaił, wykonał rekonesans, tu karmili, tam się sam nakarmił, zapadł w drzemkę i tak zapadał jak tylko podjadł jeszcze przez jakiś czas, to tu, to tam, niby spał więcej słuchał. Kto co gdzie ma, po co ma i kogo lubi, lub nie. Zwinięty w kącie, nawet nie cień, oddech tylko i strzygące uszka. Tak też May namierzył samotnie Nazz'a, kiedy zmęczył się słuchaniem plotek lubił Khajiit prawie niezauważony rozkoszować się spokojem tego gołoskórca. W zamian jonizował powietrze, ustawiał bieguny świata mruczeniem.

Kryzys przyszedł drugiego dnia, kiedy Maya przypiliła potrzeba. Ku jego trwodze otwory do oddawania kupy wisiały nad wzburzonymi wodami oceanu. Wył jak ludzkie szczenię porzucone przez rodziców walcząc z trwogą i potrzebą. Kiedy wreszcie niemożliwe znów się dokonało z radości wbiegł na bocianie gniado, skacząc z rei na reję, zupełnie zapomniawszy o potwornej rzeczywistości wielkiej wody. Zdziwionego marynarza ofukał w dwójnasób czerpiąc z euforii. Wiatrowi się oddał przyjemnie zimnemu, usiadł spokojnie i porządnie wyczyścił futro językiem i łapkami. Czyścił, aż zgłodniał. Zszedł na pokład i staranniej już wybierał posiłki.

Przyjmował tylko to co najlepsze, wyszukiwał kaski po stołach, głównie suche mięso i niewiele płynów, żeby kupka była tyle zwięzła i małowonna, by podrzucić ją na pokładzie.

Tak trafił w pobliże elfy z niewolnymi, tam kąski były najlepsze. Niemniej May miał honor i pragnął oddać coś w zamian, a nic lepszego niż on sam nie miał. Układał się zatem tak by pomruk koił nerwy wiedźmy, zbliżał na tyle, by musiała wyciągnąć nieco dłoń, bo potrzeba pogłaskania puszystego futra była silniejsza niż czary. A już później tylko kilka ruchów ciała niezauważalnych i sięgał celu. Kiedy gołoskóra uzależniała się od futra lśniącego podstawiał do głaskania zad. Prężył. Zdarzało się, że kobieta orientowała się w swej słabości, wtedy wysyłała ruchem brwi niewolnego, ale żaden nie sprostał położonym uszom, kłom w pysku i odorowi mięsożercy, a zanim sama pani zdążyła skarcić brwią drugą swego sługę i obiecać za słabość baty, Maya już nie było. Tylko w kącie bobki, ale kto je kiedy odkryje.

Po pierwszej wizycie na szczycie okrętu, miejsce to sobie dość Khajiit upodobał. Paradoksalnie ukazując ogrom wody było najbardziej od wody owej oddalone. Z bocianiego gniazda obserwował szermierzy celebrantów, ciche cienie wieczorne, świty i pracę marynarską, czarowników, rzemieślników i obiboków.

Kiedy wydawało się, że przywykł stało się coś nieoczekiwanego. Całe szczęście May zakończył już pielęgnację swej lodowo niebieskobiałej sierści w popielate pręgi i wyglądając upragnionego lądu łapkę trzymał na szczycie masztu. Bum, tąpnęło i stanęło. Krypa zatrzymała się niemal w miejscu, czarne myśli spłynęły na umysł I'ne. Pod nim zaś huknęły zwrócone nazad płachty żagli.
 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-03-2023, 14:48   #7
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Nefrytowa Gwiazda,
18. Pierwszego Siewu 2E 581


Uwolnione z podskórnych torebek pazury wbiły się z chrzęstem w drewno bocianiego gniazda, unieruchomiły wygiętego w podkowę khajiita w miejscu przy wtórze wściekłego syknięcia przechodzącego w zduszony charkot. Strzelisty maszt przechylił się do przodu, zafurkotały opadające żagle. Tracący w jednej chwili swoją szybkość statek wydawał się zapadać w morską otchłań, co wywołało w khajiicie przelotne wrażenie paraliżującej zgrozy.

Ta ustąpiła kilka szaleńczych uderzeń serca później, chociaż twardy niczym orsimerska pałka ogon Maya wciąż przecinał rytmicznie powietrze ponad zadem khajiita. Przerażenie zostało wyparte z umysłu Maya uczuciem głębokiego oczarowania na widok dziesiątków śpiewających ryb wyskakujących czym wyżej ponad fale. Ścigające się z Gwiazdą całymi ławicami, teraz wydawały się oddalać od statku co sił w płetwach i ogonach, nie wydając już z siebie melodyjnych treli, którym zawdzięczały nazwę, wkładając w zamian całą swoją energię w odpłynięcie od żaglowca.

Od żaglowca bądź od rozmytej plamy czerni, która wydawała się rozpościerać w głębi wody wokół kołyszącej się na falach Gwiazdy, na swoich krawędziach powracając raptownie z powrotem do lazurowej toni charakterystycznej dla Morza Abeceańskiego.

Na rufie żaglowca panowało jakieś zamieszanie, chociaż po prawdzie przestraszone krzyki dało się usłyszeć na całym pokładzie lub pod nim. Wychylając się za poręcz gniazda khajiit wbił szeroko otwarte ślepia w postać rozciągniętego na deskach nordzkiego pieśniarza bogów oraz pochylających się nad nim marynarzy w kubrakach przeszywanych czerwoną nicią.

Nie w ciemię bity, porośnięty pręgowanym futrem syn Elsweyru pojął w jednej chwili, dlaczego żaglowiec stanął w miejscu - pieśniarz bogów w końcu ochrypł, a wówczas ustał czar wypełniający oddechem Bogini Burz materiał białych żagli!

May zaliczył test obserwacji z dwoma sukcesami, ale ponieważ znajdował się w momencie wypadku w najlepszym punkcie obserwacyjnym żaglowca, otrzymał ode mnie premię sytuacyjną w postaci dwóch dodatkowych sukcesów!


 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-03-2023, 22:46   #8
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację


Oblicze młodej dziewczyny było gładkie niczym tafla rzeki Liriel, nieskalane choćby zmarszczką emocji, ale poniżej jej czystą toń zaburzał niewielki wir niepokoju. Nie był to pierwszy raz, gdy miała dostąpić prywatnej audiencji u kobiety stojącej na czele formującego się Aldmerskiego Dominium. Niemniej jednak za każdym razem obcowanie z tak wyjątkową osobistością stanowiło dla prawdziwej patriotki niezwykłe doznanie, podczas którego jedynie nadzwyczajnym wysiłkiem woli zachowywała swój zwyczajowy niezmącony spokój. Choć sama nie była byle kim. Należała do zrzeszającej wyjątkowych funkcjonariuszy wywiadu organizacji zwanej Oczyma Królowej, składającej się z nielicznych wybrańców, selekcjonowanych własnoręcznie przez samą władczynię i podlegających wyłącznie jej osobie. Wielu z nich stanowiło dawnych kompanów podróży głowy Aldmerskiego Dominium, ale Elsinire dostąpiła zaszczytu wejścia w jej poczet dzięki swoim wyjątkowym zasługom dla Wysp Summerset.

Dziewczyna stała na pierwszym poziomie Wielkiego Drzewa, dębu graht będącego punktem centralnym Prastarego Korzenia i siedzibą bosmerskiego władcy Camorana Aeradana, oczekując nadejścia królowej i jej świty. Niewiele uwagi poświęcała drewnianym trzewiom imponującej żywej budowli, skupiając się raczej na zachowaniu odpowiedniej postury i właściwego nastawienia. W końcu dojrzała cały korowód, nadciągający ze wschodu. Przybywali. Bystre oczy Elsinire w otoczeniu Jej Królewskiej Mości rozpoznały gubernatorkę wojskową Sorcalin, generałów Thorona i Atahba oraz ambasadorkę Tarinwe. Ta ostatnia nigdy jej się nie podobała, ale dotychczas cieszyła się łaską królowej, więc Altmerka jedynie poprzestawała na uważnym obserwowaniu rodaczki. Trzymając rękę na pulsie, jeśli chodziło o obieg informacji w ambasadzie.

Królowa poprosiła o chwilę na osobności i odłączyła się od dostojnej grupy, kierując na ubocze, gdzie oczekiwała na nią jej szpiegini. Podążył za nią smukły herold o twarzy zbyt pociągłej nawet jak na wysokiego elfa. Trzymanie kogoś takiego w swoim otoczeniu dowodziło wyjątkowej tolerancji władczyni pochodzącej z rasy przywiązującej dużą wagę do czystości krwi. Podobnie eugeniczne przekonanie było wpajane od dziecka samej Andrasephonie, lecz jej pragmatyzm i bezgraniczna lojalność nie pozwoliłaby nawet w najmniejszym stopniu zakwestionować wyborów przełożonej. Szczególnie że, odwrotnie do swych rodziców, ponad kwestie krwi i rasy Elsinire stawiała dobrobyt Wysp Summerset. Kilka sekund przed przybyciem pary młoda dziewczyna momentalnie przypadła do ziemi, składając pełen szacunku hołd swej mocodawczyni.
— Jej Królewska Mość Ayrenn Arana Aldmeri, Nieoczekiwana Królowa, Monarchini na Tronie Alinoru, Prymarchini Aldmerskiego Dominium. Z łaski Ośmiu Bóstw przyszła władczyni Tamriel — mężczyzna wygłosił oficjalnym tonem i z nienaganną dykcją starannie wyuczoną formułę, doskonale znaną Elsinire. Mimo to wciąż te słowa wzbudzały u niej niesamowity dreszcz.
Władczyni eleganckim machnięciem ręki odprawiła swego herolda, po czym spojrzała z uwagą na jedno ze swych Oczu. W doskonałości swego majestatu była czysta niby wzniosła idea. Wręcz posągowa, zdawałoby się pozbawiona ziemskich przywar i słabości. Niczym świetlista aedra.


Uosabiała wszystkie pielęgnowane przez Altmerów cnoty ducha oraz ciała. I nie tylko. Była niezwykle biegła w dowodzeniu, zarządzaniu, dyplomacji i walce. Choć zaledwie dwa lata starsza od Andrasephony, przez swoich dwadzieścia sześć wiosen dokonała więcej, niż wielu przez całe żywota. Nie minął nawet rok, gdy przejęła władzę po zmarłym królu Hidellithu, a zdołała usprawnić administrację, zmobilizować armię i przejść do wcielania w życie jednego z ambitniejszych planów w historii Tamriel. Misji mającej na celu przejęcie przez tworzone pod jej światłym przewodnictwem Aldmerskie Dominium władzy nad całym kontynentem. I uwolnienie od niej młodszych, mniej skomplikowanych i odpowiedzialnych ras, z natury nienadających się do władania i sprowadzających na siebie oraz innych jedynie szereg klęsk i kłopotów. Osoba Ayrenn zwiastowała nadejście nowej, pełnej dobrobytu ery dla wszystkich ras Tamriel. Była jego Zbawczynią i Elsinire całym sercem wierzyła w tę wzniosłą wizję. Dokładając ze swej strony wszelkich starań, by doszło do jej spełnienia.
— Powstań. Jesteś moim okiem. Chcę, by miało na wszystko baczenie, a nie spozierało bez sensu w posadzkę — królowa lekko żartobliwym tonem delikatnie zestrofowała swoją poddaną.
Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie i spotkała się wzrokiem z władczynią.
— Jakie jest życzenie Jej Królewskiej Mości? — zapytała uniżenie.
Andrasephona nie była najlepszą agentką królowej, ale z pewnością najbardziej lojalną i zdeterminowaną. Ayrenn była pewna, że wykona powierzoną misję, choćby miała przeleżeć miesiąc na pełnych komarów i daedrothów namorzynach, pracować jako niewolnica w kopalni jaj kwama, znosić tortury z rąk dremor czy zaspokajać orsimerskiego wodza. A przede wszystkim złożyć swoje życie na ołtarzu Ojczyzny.
— Słyszałaś zapewne o Stros M'Kai? — zaczęła swym miękkim i melodyjnym głosem Ayrenn. — Wyspa u południowo-zachodnich wybrzeży Hammerfell. Siedlisko przemytników i wstrętnych piratów z samozwańczym watażką Bhosekiem Krwawym jako udzielnym władcą. Wyspa nie jest szczególnie zasobna ani zagrażająca naszym planom. Jednak w pewien sposób jej strategiczne umiejscowienie stanowi dla mnie pokusę trudną do odparcia. Myślę, że odpowiednio wykorzystane, Stros M'Kai mogłoby stać się niezwykle bolesnym cierniem w boku Przymierza Daggerfall. Pozwól, że wyjaśnię ci, do czego zmierzam...



Zgodnie z poleceniami królowej Andrasephona dotarła do Kowadła, od niedawna wolnego portu we władaniu gubernator Fortunaty ap Dugal. Region ten stanowił ziemie neutralne, wolne od zawieruchy Wojny Trzech Sztandarów. Mimo to działając zapobiegawczo, Altmerka przed przekroczeniem granic Złotego Wybrzeża przybrała fałszywą tożsamość Minorne ze Zmierzchu. Poszukiwaczki Skarbów i znajomej zleceniodawcy – Neramo Silbarana, któremu zawczasu odpowiednio zapłacono, by skwapliwie podtrzymywał tę wersję.

Jakiś czas po dołączeniu do ekspedycji zmierzającej ku Bthzark dziewczyna wkroczyła na statek Cyrodiilczyka Aventusa Gratiusa, dowodzącego załogą sześćdziesięciu łotrów chlubiących się „służbą Koronie”. Ludzie ci budzili w Elsinire obrzydzenie. Jednak jako roztropna kobieta o wielu twarzach nie okazywała w najmniejszym stopniu swych prawdziwych uczuć ani intencji. Taki już miała nawyk, a powodowała go natura jej profesji.

Podróż zapowiadała się na nader krótką z racji obwieszonego trybalistycznymi ozdobami Norda będącego kapłanem Kynareth. Wbrew swej barbarzyńskiej prezencji zasiadający na rufie mężczyzna okazał się naprawdę zdolny do zapanowania nad wiatrem. Ku zaskoczeniu Altmerki dzięki jego modłom już po opuszczeniu redy statek nabrał wyjątkowej prędkości.

W czasie żeglugi szpiegini miała świetną okazję, by popodziwiać bezkres Morza Abacejskiego, jednak to nie piękne widoki i skaczące wokół okrętu śpiewające ryby zaprzątały jej głowę w ciągu pierwszych dni podróży. Najpierw musiała dokonać dokładnego rozpoznania otoczenia. W tym celu zapoznała się przynajmniej pobieżnie ze wszystkimi załogantami i goszczącymi na statku. Podczas pierwszej rozmowy starała się wyglądać na miłą i niefałszywie zainteresowaną rozmówcami. Tym sposobem próbowała się zorientować, czy któryś nie ma czasem jakichś powiązań z wrogim Przymierzem Daggerfall. Bez wątpienia dała się wszystkim poznać jako urocza i tajemnicza osoba (z racji, że o sobie mówiła niewiele), bardziej typ słuchaczki i obserwatorki, niż osoby zakochanej w sobie i własnym głosie. Mimo wszystko okazywana przez nią fascynacja mogła zostać odebrana jako przelotna, bo dziewczyna po sprawdzeniu wszystkich obecnych na okręcie przestała szukać kontaktu z kimkolwiek i zaczęła trzymać się bardziej na uboczu, rzadko wychodząc z własnej kajuty.

Kiedy jednak wyłaniała się spod pokładu, by zaczerpnąć nieco świeżego morskiego powietrza, można było ujrzeć ją w całej okazałości. Stanowiła niemal szczytowy produkt liczącej milenia altmerskiej eugeniki. Tym samym przejawiała niezwykle wyraziste, typowo wysokoelfie cechy wyglądu, łącznie z wysokim wzrostem. Smukła, mierząca sześć stóp i cztery cale, górowała wyraźnie nad resztą załogi, włącznie z Orsimerami, Nordem i Redguardami. Jako konwencjonalnie atrakcyjna i obdarzona naturalnym urokiem osobistym, a jednocześnie niezwykle tajemnicza kobieta, oddziaływała na wyobraźnię wielu żeglarzy z Nefrytowej Gwiazdy. Nie odziewała się jednak zbyt „kobieco”. Nosiła utrzymaną w nienagannym stanie koszulę, opięty cienkim paskiem wams, rękawiczki do łokci, gustowną pelerynę, obcisłe rajtuzy i sięgające za kolano buty z miękkiej skóry.




Z każdym witała się grzecznie. Jednak zaspokoiwszy wcześniej swoją ciekawość, nie dążyła już do dłuższych konwersacji, o ile druga strona nie wyrażała takiej ochoty. Wtedy ochoczo na nie przystawała, byle tylko nie zmarnotrawić dobrego wrażenia, jakie zdołała zbudować. Potem jednak szybko wracała do siebie.

Kiedy pewnego razu Andrasephona przechadzała się po pokładzie Nerfytowej Gwiazdy tknęła ją spontaniczna myśl, że Neramo miał posłać do dwemerskich ruin dość osobliwą drużynę. Beznamiętny i małomówny Breton ze szklanym ostrzem o cerze przywodzącej na myśl przeklętników Molag Bala, dosiadające łuskowatych bestii małżeństwo Redguardów dające codziennie brawurowe pokazy szermiercze, ich pobratymiec o dziwnym odcieniu skóry prawie niewychodzący z zaciemnionej kajuty i na koniec Khajiit zachowujący się bardzo nietypowo dla swej rasy, najwidoczniej urodzony przy wyjątkowo niekorzystnym układzie Massera i Secundy. Ten jednostkowy przykład zdawał się potwierdzać powszechne wyobrażenie o tym, że awanturnictwo w drugiej erze było domeną różnej maści dziwaków. Altmerka zachichotała pod nosem na tę konstatację, łapiąc się na tym, że prawie zbudowała teorię do zwykłego zbiegu okoliczności.




Kiedy mknący od trzech dni na skrzydłach wymodlonego wiatru żaglowiec stracił w jednej chwili całą swoją szybkość i sterowność próbująca zachować równowagę Altmerka zaklęła w duchu na Auri-Ela, że poprzedniego dnia przed północą wysłała gołębia pocztowego z wiadomością, że wszystko idzie zgodnie z planem. Po odgłosie głuchego huku, a także wstrząsie mogącym sugerować uderzenie stępką w coś podejrzanego, można było wnosić, że ewidentnie nie szło.

Rzut będzie na Akrobatykę (na Zręczność), a potem na Logic (postać próbuje ustalić, co się mogło wydarzyć). Akrobatykę przerzucam, jeśli się nie powiedzie.

 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-07-2023 o 10:59.
Alex Tyler jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-03-2023, 01:29   #9
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Bogowie stworzyli Alik'r by ćwiczyć wiernych...
Redgardzkie powiedzenie

Jeśli nie ufasz podłożu, walcz boso.
Pokładowi płynącego statku nie dało się żadną miarą zaufać. Yared więc wzorem majtków i jedynego khajitańskiego pasażera, chodził po nim zawsze bez obuwia. Nie narzekał też specjalnie na ów fakt gdyż jak się dowiedział, żeglugi bez równie sprawnego co ich, kapłana, za napęd mające tylko oko szypra i wiedzę sternika, bywały ponoć przeróżne. A niektórzy załoganci zarzekali się wręcz, że bryg morski potrafił w jednej chwili runąć w dół sto łokci niczym z największej wydmy na samo dno najzdradliwszej kurzawki. Wyobraziwszy sobie taką podróż wytatuowany Redgard postanowił w myślach solennie podziękować Wysokiemu Papie za opiekującego się Gwiazdą kynitę. Wiara owego człeka musiała być wielce żarliwa i na wskroś prawdziwa, że taką masę ludzi i drewna niosła przez morskie bezmiary oszczędzając im wspomnianych doznań…

Przebywając na pokładzie Yared nie stronił od towarzystwa. W czasie niepoświęconym na treningi można go było zoczyć zarówno wymieniającego uwagi z Orsimerami, jak i rozmawiającego z piratami. Drugiego dnia gdy okazało się, że metraż Gwiazdy nijak się ma do bezkresu pustyni i Redgard schodziwszy go wzdłuż i wszerz popadł w niejakie rozdrażnienie, zasiadł nawet pomóc piratom w ich pokładowych obowiązkach, aby jakość zaprząc myśli. Natomiast nie grał z nimi, nie pił i nie uczestniczył w rubasznych śpiewach. Krajana z zęzy pozdrowił po redgardzku już pierwszego dnia, ale później rzadko widywał w świetle dnia i jakoś nie złożyło się porozmawiać. Tylko trochę lepiej sprawa się miała z zaczytanym młodzieńcem i uprzejmą elfią dziewczyną, którzy mieli jakoby również być najemnikami, ale Yaredowi bardziej zdawali się młodocianymi (choć w przypadku elfów było to napewno niedokładne) badaczami. Niemniej wraz z Kej’kerni zdołali z nimi zamienić kilka słów. Za to cesarskich choć zaliczał w poczet pełnokrwistych wojowników, to obdarzał chłodnym i lakonicznym słowem. Zdarte bowiem insygnia legionów, których nawet nie próbowali specjalnie ukryć, były jak wymalowana na ich czołach hańba. Khajita od kota odróżnił dopiero drugiego dnia. Głównie dlatego, że zwykle jedyne co zdążał zauważyć to ginący gdzieś, lub zwisający z bocianiego gniazda pręgowany ogon. Ogon, którego też dopatrzył się raz przy piaskożerach, których regularnie z żoną doglądali upewniając się, że sen zwierząt jest głęboki i niezmącony.

***

Spojrzał na półnagą żonę przeciągającą się na koi. Redagrdyjki bogowie obdarzyli bodaj najdłuższą z rodzaju ludzkiego młodością. A może było to dziełem słońca i piasku? Dość rzec, że nie mógł się napatrzeć jej wiecznie smukłej i zadbanej sylwetce, oraz nieskazitelnej skórze, którą do spania przyozdabiała wyłącznie naszyjnikiem. Naszyjnikiem który sam jej ongiś podarował. Z resztą i naszyjnik ten niemłodemu Redgardowi wiele przypominał. Ich decyzję, by zarzucić dławiące ich dusze stadło nomadów. Ta tradycja wyschła w nich niczym wiosenna rzeka, po której ledwo ślad tylko pozostał. I wbrew rodzinom ruszyć drogą Miecza. Jedno z pierwszych zadań jakie otrzymali za złoto dotyczyło Norda, który nadto spoufalił się z córą pewnego lokalnego kacyka. Potężny wojownik nastręczył im nie lada trudności gdyż toporzyskiem swym, którym się chełpił, władał niezwykle sprawnie i w nieznanym im stylu. Przyjął wonczas na siebie Yared cios w żonę wymierzony i topór ów zakleszczył się w kolczudze i ciele łamiąc mu żebra. Czego Kej’kerni nie zostawiła obojętnie i odrzucając wytrąconego z równowagi wroga w mgnieniu sekund powaliła go. Nord zgodnie z umową stracił wtedy i swój topór i to co pchnęło go w ramiona kacykowej córy. A Yared z runicznej nordzkiej stali, co niemal jego serca dosięgła, zrobił dla żony ów naszyjnik.
- Czy mówiłem ci już dziś pani żono, że pięknie wyglądasz? - rzekł do niej nieoczekiwanie.
- Nie panie mężu. Nie mówiłeś - skłamała z uśmiechem na twarzy i przyciągnęła się raz jeszcze. Z pełną premedytacją. Po czy nie śpiesznie ruszyła w jego stronę. - Możesz zatem to powiedzieć - dodała. Lubiła słuchać takich komplementów z ust wytatuowanego wojownika, którego wybrała sobie na towarzysza życia.
- Zatem… wyglądasz pięknie. - uśmiechnął się do partnerki - Nie to jednak chciałem rzec z początku. To samo mi się wyrwało. Planowałem powiedzieć, że zaciekawiła mnie sytuacja na statku. Wynajęto nas jako zbrojną ochronę i choć w kontrakcie napisano “i nie tylko” to naliczyłem łącznie piętnaścioro najemników. Z tego jednak ledwo połowa, bo osiem, czyli my, Orsimerzy i Colovianie to wojownicy. Mogę się mylić co do reszty, ale… dobór takiej “ochrony”... Nie wiem pani żono. Nie mogę tego rozgryźć.
Kej'kerni spoważniała. Wiedziała, że uważne obserwacje i zwracanie uwagi na różne szczegóły przez Yareda nieraz pomogły im nie wpakować się w kłopoty. Jak choćby zlecenie dla nibenejskiej kupiec. Mieli ochraniać karawanę. Yared szybko zauważył, że ilość ochrony jest nieproporcjonalnie mała w stosunku do wielkości samej karawany jak i wartości ładunku.
Nawet zapewnienia samej zleceniodawczyni nie uśpiły czujności wytatuowany Redgarda. Co koniec końców przysłużyło się Mistrzom Miecza, samej wyprawie, ale nie kupiec. Okazało się, że Nibenejka chciała oszukać swoich wspólników nasilając na słabo chronioną wyprawę bandytów.
- Wiesz dobrze, panie mężu, że ufam twojej ocenie. Dla mnie również niejasne są zasady, tej która wynajęła nasze miecze. Dlatego musimy utrzymać nasze ciała i umysły w doskonałej formie, żeby móc stawić czoła nieznanemu - pogładziła dłonią wytatuowany policzek.

Jest coś niezwykłego w dotyku dłoni, która równie wprawnie niesie śmierć, co daje tak niepozorną pieszczotę. Yared pokiwał głową westchnąwszy.
- Może się okazać, że ruiny Bthzark będą w tym wszystkim najmniej nieznane i niebezpieczne - rzekł głosem zupełnie jednak pozbawionym obawy - Cieszę się na to co przyniesie nam jutro.
- To może… - błysk w oku Redgardyjki mógł zwiastować tak zachętę do walki jaki i miłosnego uniesienia.
Kej'kerni wykonała szybki przewrót i stanęła na deskach kajuty, którą zajmowali. - Mały pojedynek?
- Dobrze - odparł jakby myśl ta wybudziła go ze snu rozważań, do których owszem był zdolny, ale niezbyt chętny. Zaraz też w jego oczach pojawił się niebezpieczny ale zupełnie jej oddany błysk - Bacz lewego boku pani żono, bo rankiem Onsi natchnął mnie nowym cięciem.

Szarpnięcie pokładu było zupełnie niemożliwe do przewidzenia. Pozostawieni na pastwę równowagi jaką mieli w pozycji po fechtunku, redgardzkie małżeństwo wyłącznie instynktownie spróbowało złapać się czegokolwiek.


Pierwsza para rzutów Yareda. Druga Kej'kerni.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-03-2023, 16:31   #10
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Nefrytowa Gwiazda,
18. Pierwszego Siewu 2E 581


Przyciskając jedną dłoń do obolałej głowy Nazz wypadł z pełniącego rolę kajuty schowka, stanął pośrodku korytarza przecinającego statek od dziobu po rufę. We wnętrzu statku panował półmrok, ale do uszu Redgarda docierały pełne zdenerwowania okrzyki załogantów na pokładzie, potem narastający tupot kilku par butów na schodach.

Oraz wyraźny sykliwy odgłos, którego w pierwszym momencie nie rozpoznał, ale który po zaledwie jednym uderzeniu serca zjeżył mu włosy.

Główny korytarz biegł na wysokości ładowni, ale kolejne schody - tym razem bardziej wąskie i kręte - pozwalały zejść w dół ku stępce, w ciasne wnętrze niemal całkowitej ciemności przesiąkniętej słonym odorem wilgoci i zgnilizny. Przytrzymując się rękami obu ścian Nazz zeskoczył do zęzy i natychmiast poczuł wodę wlewającą mu się w buty, moczącą materiał spodnie po kolana. Sykliwy odgłos przybrał od razu na sile, doszedł do niego przerażający bulgot i chlupot wypełniający czerń podpokładu.

Ciasna przestrzeń wypełniła się znienacka czerwoną poświatą bijącą z trzech szklanych kloszy zawieszonych u sklepienia, pozwalającą ujrzeć strumienie spienionej wody tryskającej poprzez poszycie kadłuba do wnętrza Gwiazdy. Nadnaturalne światło promieniowało od maleńkich postaci uwięzionych wewnątrz kloszy, trzepoczących przezroczystymi skrzydełkami i uwijających się niczym w ukropie na widok stojącego po kolana w wodzie człowieka.

Nazz rzadko miewał do czynienia z niksadami, chociaż zdarzało mu się widywać te malutkie żywiołaki w otoczeniu zamożnych obywateli, traktowane jako przejaw zbytku i uważane za niesforne chowańce. Te pod pokładem Gwiazdy pełniły znacznie bardziej użyteczną rolę; były źródłami nadnaturalnego oświetlenia w miejsce grożących zaprószeniem ognia łuczyw czy jeszcze groźniejszych olejnych lamp.

Poszycie kadłuba było uszkodzone na wysokości piersi Nazza, spieniona woda wlewała się do wnętrza statku pośród głośnego chlupotu i trzeszczenia nadwerężonych wręg. Niosący się chwilę wcześniej echem tupot butów przeszedł w donośny plusk, kiedy ze schodów zeskoczyły trzy pędzące na złamanie karku postacie.

- Dziura! - krzyknął pierwszy z załogantów - Tutaj! Płótno!

Nazz odskoczył z drogi trójce Czerwonych Żagli, rozpryskując wodę na wszystkie strony i przytrzymując się ręką wiszącego w górze sznura. Czerwonawa poświata nie pozwalała Redgardowi na dojrzenie wszystkich szczegółów, ale gotów był przysiąc, że jeden z załogantów naprawdę trzymał w rękach belę jakiegoś płótna.

Mężczyźni doskoczyli do uszkodzonej części poszycia, ten rozwijający już spryskane wodą płótno znalazł się pośrodku szeregu. Jego kompani złapali za krawędzie materiału i na oczach skonsternowanego Nazza naciągnęli płótno na dziurę, a potem docisnęli kompletnie przemoczoną tkaninę do desek wewnętrznego poszycia.

Dłonie uwolnionego od beli człowieka rozświetliły się zielonkawą poświatą przetykaną iskierkami żywej żółci, a kiedy przytknął je do materiału, tkanina zaczęła zmieniać swoją fakturę jakby się topiła przeistaczając się jednocześnie w coś na podobieństwo stopionego ni to kamienia, ni drewna. Wtopiony pomiędzy deski poszycia materiał stawał się na oczach Nazza zastygłym opatrunkiem zamykającym dziurę.

- Gnaj na górę! - brodaty Colovianin przytrzymujący tkaninę z prawej strony odwrócił głowę w stronę Nazza, nie przestając napierać z całej siły na deski i tryskający spośród nich strumień wody - Powiedz, że mamy co najmniej jeden prze-

Obluzowany fragment deski na wysokości jego głowy pękł z głośnym trzaskiem, uderzył w czaszkę marynarza niczym solidna pałka. Wielki barczysty mężczyzna złożył się pod wpływem tego uderzenia, zniknął w jednej chwili pod spienioną powierzchnią wody sięgającej już po uda Redgarda.

Dwaj pozostali marynarze wyrzucili z siebie stek ordynarnych wyzwisk, szarpiąc się z tkaniną, która pod wpływem ciśnienia wody wyrywała im się z dłoni niczym żywe stworzenie. Podekscytowane tym widokiem niksady zaczęły jeszcze szybciej wirować w kloszach potęgując czerwony blask, który przydawał całemu pomieszczenie prawdziwie krwistej barwy.

Nazz musi teraz szybko podjąć decyzję, co zrobić - może wykonać polecenie i pobiec na górę z ostrzeżeniem dla reszty załogi; może rzucić się w stronę obalonego ciosem deski marynarza, aby wyciągnąć go spod wody; może wreszcie złapać za luźny materiał po stronie brakującego Żagla, aby go naciągnąć i pomóc adeptowi nałożyć „magiczny plaster” do końca. Więcej szczegółów niebawem w komentarzach. Główny update fabuły w opracowaniu.

 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 06-03-2023 o 18:19.
Ketharian jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172