Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2010, 16:20   #231
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Długo w noc siedział i rozmyślał o rozmowie z magiem. Liga Kolekcjonerów... Nic nie wiedział o tej organizacji ale obiecał Theodorowi pomóc. Dlaczego? Czyżby na decyzji zaważyła obietnica otrzymania ziemi, rodowej winnicy Hessa? Czy Hasvid tak bardzo starał się uwolnić od obecnej sytuacji? To co robił teraz miało być ostatnim zadaniem wykonanym dla Bractwa Czarnych Kapturów, potem tylko spokój i ciężka praca na prowincji. Tego chciał, ale żeby móc delektować się smakiem własnoręcznie wytłoczonego wina, najpierw musiał wykonać zadanie. Udać się do Wilczego Grodu i spotkać z jakimś człowiekiem, który miał mu przekazać dalsze instrukcje.

Wyruszyli wczesnym rankiem, po cichu i bez rozgłosu kierowali się w stronę miejskiej bramy. Wszystko poszłoby tak jak trzeba, gdyby nie nagłe pojawienie się Thobiusa. Na szczęście wylewność krasnoluda nie spowodowała większych problemów. Nie chcąc być niepokojonym u wrót, mag pospołu z starym Maldredem posłużyli się magią aby uśpić straże i rozewrzeć wielką bramę. Wyjechali i skierowali się drogą ku Silei.

Wstawał dzień. Mglisty i chmurny. W sam raz na ciche i potajemne podróżowanie. Jechali wśród podnoszącego się z ziemi gęstego, wilgotnego oparu, a Maldred wyjaśniał im powody, dla których wyruszyli tak wcześnie. Wszędzie spodziewał się zdrady, nawet u pyszałkowatego, przemądrzałego i nie widzącego nic poza swoim brzuchem, wojewody. W sumie takie postępowanie było ze wszech miar słuszne. Im mniej osób wiedziało o ich misji i podróży, tym mniej mogło zdradzić lub donieść przeciwnikowi.

Po raz kolejny kapłan okazał się mimowolnym przywódcą grupy, gdy dotarli do rozdroża i należało wybrać gdzie się udadzą. Padło na trakt do Wilczego Grodu. Hasvid całkowicie zgadzał się z decyzją kapłana, a jego przywództwo, jak wspomniał podczas rozmowy z magiem, całkowicie popierał. Im szybciej dotrą do obozu najemników, tym szybciej otrzyma swoje instrukcje i szybciej przejdzie na emeryturę. W drogę...
 
xeper jest offline  
Stary 20-03-2010, 23:28   #232
 
Joppcio's Avatar
 
Reputacja: 1 Joppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodze
Blake usłyszał stukanie do drzwi. Powoli wstał z łóżka i wyjrzał przez drzwi. Stał przed nim kapłan, który nakazał szybką ucieczkę z miasta. Blake zacisnął pięści. Z miłą chęcią pospałby jeszcze troszkę. Nie śpiesząc się przyodział ubranie, przygotował broń i zszedł na dół. W niższej izbie czekali już towarzysze. Blake bez zastanowienia zagarnął do reki leżącą na talerzu kiełbasę, która musiała zostać tu jeszcze z wczoraj. Pałaszując ją wyszedł wraz z drużyną. Gdy szli zamglonymi uliczkami mężczyzna rozmyślał nad tym czemu tak szybko opuszczają miasto. Nagle zza rogu wyjechał znany drużynie krasnolud. Wsłuchiwał się w długą gadkę krasnala i był niezbyt zadowolony, że ten karzeł będzie dalej się z nimi szlajał. W końcu dotarli do stajni. Blake bez słowa odebrał swego rumaka i rzucił stajennemu kilka drobnych. W końcu cała drużyna opuściła mury miasta. Blake jechał na koniu i w końcu zasnął. Na szczęście mądry był koń woja, tak więc prowadził go prosto drogą, za towarzyszami. Obudził się dopiero na rozstaju dróg. Popatrzał w obie drogi i nie był pewien, którą ruszą dalej. W końcu jednak drużynowy kapłan wybrał za całą drużynę. Wojownikowi było obojętne którą drogą będą jechać. Byle tylko w końcu zakończyć robotę.
 
Joppcio jest offline  
Stary 25-03-2010, 18:16   #233
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Drużyna ruszyła więc w kierunku miasta wciąż pogrążonego w ramionach Snu. Silea kojąco szumiała będąc jak miód na serce zaspanym podróżnikom. Zapewne nie tylko im, gdyż ku bramom Grodu już sunęli tłumnie chłopi i handlarze chcąc zająć jak najlepsze miejsca na targowisku bądź w kolejce do magazynów gdzie winni składować towary za wypłacane przez Zakon złocisze. Dookoła rozpościerały się tereny pokryte nasączoną poranną rosą trawą. Piękną Marchia była krainą i aż dziw brał, iż tak wspaniała ziemia tak mocno krwią może nasiąknąć i o takie troski ludzi przyprawić.

Z każdym krokiem kompania zbliżała się do monumentalnego mostu łączącego brzegi Silei. Wielu tych, którzy po raz pierwszy zapuszczali się w te tereny, wybałuszała jedynie oczy wtapiając je w wspaniałym owocu najlepszych architektów rasy ludzkiej. Jak głosi legenda, most został zbudowany niedługo po zmasowanej ekspansji Cesarstwa i Zakonu na barbarzyńskie plemiona położone za Rzeką. Miał wzbudzić u dzikich zarówno podziw jak i lęk przed najeźdźcami i zmusić ich do złożenia broni. Dlatego kiedy przy pierwszych potyczkach ujrzeli zakutych w metal rycerzy, szybko poddali się i złożyli przysięgę wierności cesarzowi. Przez kilkadziesiąt lat obie nacje żyły ze sobą w zgodzie. Urzędnicy Imperium powoli wpajali miejscowym nową religię i obyczaje, a robotnicy wznosili potężne grody i lokowali wsie na korzystnych dla tubylców prawach. Barbarzyńcy widząc siłę nowych panów nie myśleli o buntach i rebeliach, gdyż pamiętali pierwsze starcia z ciężką kawalerią i krew rozlaną za pośrednictwem ich mieczy.

Przez wiele lat ziemie te rosły gospodarczo, gdyż okazało się, iż gleby są nader żyzne, a tereny obfitują w surowce naturalne. Natychmiast rozwinął się handel, a na skrzyżowaniach szlaków powstawały pierwsze miasta. Przeludnione Imperium znalazło wreszcie miejsce, gdzie mogło wysłać bezrolnych chłopów i margines społeczny. Masowo lokowano wsie i karczowano obficie porastające te ziemie lasy. Szybko zapomniano o niebezpieczeństwie wielkiej rebelii ze strony dzikich. Jednakże w ich sercach na nowo rodził się gniew i nienawiść. Obawiali się, iż najeźdźcy na dobre zniszczą ich kulturę i pogrzebią stare duchy i bóstwa. Ponadto, zdecydowanie faworyzowano chłopów z Imperium i to oni otrzymywali najlepsze partie ziemi, dlatego tubylcom pozostawały nieużytki bądź tereny o lichej glebie.

Nienawiść rosła i rosła, aż wreszcie dzicy dostali szansę by dać jej upust. Zginął wybitny cesarz Lothar II, a jego syn Lothar III nie radził sobie z władzą równie przednio jak jego rodziciel. Ponadto, w kręgach elit możnowładczych pojawiły się rozdźwięki i sprzeczności interesów, a w kraju wybuchła wojna domowa. W poszczególnych prowincjach dochodziło do powstań chłopskich, a barbarzyńcy nie zaprzepaścili okazji. Synowie dawnych wodzów plemiennych, którzy uciekli przed prześladowaniami poderwali lud do walki.



Garnizony wojskowe walczyły w służbie możnowładców na terenie Imperium więc za Sileą grody padały jeden po drugim, a wsie lokowane przez Cesarstwo palili doszczętnie a ludność wyżynali. Co dało się przewidzieć wróciło pogaństwo i wiara w siły przyrody. Resztki cesarskiej armii w popłochu porzucając twierdze i ekwipunek przekroczyły Sileę w krwawej bitwie zatrzymując hordy barbarzyńców na Kamiennym Moście. Zasileańskie ziemie zostały utracone, a zapanował tam chaos i anarchia.

Gdy drużyna do obozu najemników, stacjonujący tam najemnicy właśnie się budzili. W powietrzu unosił się zapach śniadania, a przede wszystkim smażonych jajek. Rozstawione tu były dziesiątki jak nie setki głównie lichych namiotów, dalej droga prowadziła ku Wilczemu Grodowi. Tu mieszkali ci najemnicy, którzy preferowali wolność nad kodeks bądź mieli zbyt mało pieniędzy by zakwaterować się w grodzie. Dookoła rozsiane były zgaszone ogniska tudzież butelki po gorzałce i objedzone kości. Co wieczór w obozie rozpoczynała się huczna wieczerza oblewana zwykle butelkami gorzały, gdyż na bardziej wykwintne trunki nikogo nie było stać, zaś wódkę fundował Zakon, aby utrzymać najemników po swojej stronie.

Mycil Roblin oraz łotrzyk Vigus siedzieli mniej więcej w centrum obozowiska spożywając poranny posiłek i wpatrując się w niebo. Zewsząd dochodziły różnego rodzaju wymyślne przekleństwa i użalanie się na ból głowy i irytujące światło. W zasadzie najemnicy nie mieli nic do roboty, gdyż jeszcze nie doszło do żadnej walnej bitwy i mogli sobie do woli biesiadować. Niestety, liczne uczty i hulanki wydoiły najemników z resztek mamony i musieli zapuszczać się za Sileę i polować na elfy by zdobyć mamonę i dobra. Za każdą elfią głowę sowicie płacono i nagradzano rzec można dodatkowymi zadaniami. Jednakże Mycil i Vigus nie cierpieli póki co na brak złociszy, gdyż Zakon wypłacił zaliczkę przed rozpoczęciem misji. Wiedzieli o zadaniu drużyny, ba, mieli do niej czym prędzej dołączyć, ponieważ jak stwierdził kapitan Wilczego Grodu sytuacja za Sileą jest dramatyczna i na pewno przydadzą się drużynie posiłki. Nie spodziewali się jednak przybycia kompanii tak wcześnie. Na szczęście otrzymali dość dokładny rysopis poszczególnych członków, lecz o krasnoludzie mowy nie było. Ten zachowywał się zaś nad wyraz głośno i nie pozwolił się nie zauważyć.
 
Kirholm jest offline  
Stary 25-03-2010, 18:51   #234
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Droga ku leżącemu na drugim brzegu Silei, obozowi najemników, sąsiadującemu z Wilczym Grodem, minęła nadzwyczaj spokojnie. Z okolicznych lasów nie wypadły bojówki elfów, z porastających pobocza krętej drogi, krzaków nikt nie wystrzelił skrytobójczej strzały. Jedynymi znakami tego, że na tych ziemiach toczy się okrutna wojna były leżące gdzieniegdzie szczątki walczących, rumaków bądź porzuconego przez uciekającą ludność cywilną, dobytku.

Cała wyprawa, rozpoczęta przed świtem w mieście, nie trwała dłużej niż dwie godziny. U stóp wzgórza, na którym wznosił się otoczony murami, Wilczy Gród, rozłożył się cuchnący na kilometr, obóz najemników. Znajdowało się tu mnóstwo skleconych naprędce szałasów i obszarpanych namiotów, z pewnością należących do ludzi, których nie było stać lub nie mieli ochoty na zakwaterowanie w mieście. Wszędzie walało się mnóstwo porozbijanych butelek i glinianych naczyń, resztek jedzenia, w różnym stadium rozkładu i odchodów. Pomiędzy całym tym śmietniskiem ulokowane było kilkadziesiąt ognisk, wokół których porozwalani leżeli najemnicy. Wyglądali na zupełnie niezorganizowaną hałastrę, różnie odzianą i uzbrojoną, ale pod jednym względem wszyscy byli tacy sami, znajdowali się pod znamiennym wpływem alkoholu.

Hasvid nie zsiadając z konia jechał między ogniskalmi i leżącymi ludźmi cały czas bacznie się im przyglądając. Właściwie nie liczył na to, że tutaj znajdzie swój kontakt. Ale warto było sprawdzić.
- Jadę do grodu - oznajmił towarzyszom. - Muszę się tu spotkać z pewnym człowiekiem i myślę, że zastanę go raczej tam niż w tym bagnie.

Wspiął się ku bramie fortu i stojącemu tam strażnikowi oznajmił, że udaję się do komandorii Zakonu. Ten przepuścił go bez jakichkolwiek problemów. Hasvid skierował się do zakonnego budynku, oddał konia pachołkowi i zaczął wypytywać o Mestora. Mężczyznę pozbawionego brwi i rzęs.
 
xeper jest offline  
Stary 01-04-2010, 18:36   #235
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Mycil powoli zaczynała żałować swojej decyzji. Śmierć to jednak nic fajnego, zapewne zabiją ją przy następnej potyczce, albo potknie się i rozbiję głowę o kamień, wszystko pójdzie źle, to pewne. Może drużyna do której ma dołączyć ją wyręczy, chociaż szanse na to, że będzie żerować na innych są małe, zresztą tak naprawdę tego nie chciała.

Przebudzenie było trudno, jeszcze trudniejsze było spożycie tego... czegoś co miała traktować jako posiłek. Chmury na niebie były bardzo fascynujące tego dnia. Nie wiedzieć czemu w większosci z nich widziała jeże, zapewne nie był to żaden znak ale wydawało się dziwne.

Na brak pieniędzy nie miała co narzekać, zaliczka była nie mała, ale to nie dla pieniędzy tu jest, zresztą, po co jej teraz pieniądze. Niecierpliwiła się czekając na najemników do, których miała się przyłączyć, w końcu przybyli. Wszystko było ładnie i pięknie ale nie wspomnieli jej o krasnoludzie, ale to chyba lepiej, mimo iż najwyraźniej nie gustował on w ciszy. Wstała z pieńka na którym siedziała wylewając przy tym na siebie tą papkę którą troszkę jadła, na szczęście udało się jej pozbyć z odzienia w parę sekund pozostawiając jedynie mokrą plamę wielkości dłoni, ale na szczęście na ciemno zielonej spódnicy nie była widoczna. Chciała już do nich podejść ale przypomniała sobie, że nie warto zostawiać krótkiego miecz, krótkiego sejmitara i plecaka z zawartością. Gdy więc wszystko wzięła podeszła do reszty i powiedziała
-Ekhem. Witam. Nazywam się... nie, inaczej, przepraszam. Zwę się Mycil Roblin i jestem bardem-magiem. Chyba będziemy razem współpracować, mam nadzieję, że ta współpraca będzie owocna.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 01-04-2010, 22:08   #236
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Zoi aż do samego końca trzymała się końca kompani, trasa była zbyt bezpieczna z uwagi na takie zagęszczenie najemników żeby jakieś elfie zasadzki były możliwe do zmobilizowania przez dywersantów. Krótka kilometrowo i zbyt prosta by drużyna naraziła się na zabłądzenie na szlaku.

Jak tylko dojechali do miejsca docelowego, od razu odłączył się od nich mag. Który najwidoczniej załatwiał cały czas swoje prywatne sprawy, czego, Zoi nie umiała pojąć. Zgłosił się na misje likwidacyjną, a rozpraszał się swoimi sprawami?! Jeszcze trochę a trasy dojazdu do miejsc kolejnych postoi będziemy wyznaczali pod jego dyktando? Łowczyni miała nadzieje, że nie. W końcu lubiła proste zadania, w stylu : zlokalizować, ocenić, zlikwidować, odebrać nagrodę. Jak zaraz zaczną sobie wzajemnie prywaty odstawiać to pewnie skończy się na zamieszaniu i zabawie w różne konspiracje, których dziewczyna nie cierpiała, głównie gdyż nie umiała pojąć zasad działania tego mechanizmu.

Z jej rozmyślań wyrwało obwieszczenie, że do ich drużyny dołącza się kolejna osoba wspierająca misje. Młoda kobieta, odziana w zieleń parająca się magią i …muzyką.
- Świetnie nowy bard, po tym jak nasz poprzedni, nadział się na broń oprycha, czuło się iż przegląd profesji w drużynie jest strasznie monotonny. Witamy.- zabrzmiało trochę zbyt złośliwie niż zamierzała, ale porostu brakowało jej tutaj ludzi z doświadczeniami w branży.
 
Obca jest offline  
Stary 02-04-2010, 00:26   #237
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dzień zapowiadał się piękny. Słońce wznosiło się powoli na błękitne niebo, użyczając wszystkim swego blasku, grzejąc przyjemnie w twarze i napełniając otuchą. Soczysta, zielona trawa szumiała i aż prosiła, aby rzucić się na nią i odpocząć. Tym bardziej, że chyba wszyscy mieli ochotę się przespać. Ach, jak miło by było leżeć w tym morzu zieleni, patrzeć na płynące leniwie po niebie kudłate obłoczki i delektować się. Konie najwidoczniej też myślały o trawie, choć w nieco innym kontekście, bo raz po raz któryś próbował wyciągnąć w jej stronę łeb i złapać zębami choć kilka ździebeł. W pewnej odległości od drogi toczyła swe wody Silea. Żółte łachy piasku na zakolach, szumiące trzciny i tataraki, leniwy nurt i pluskające raz po raz ryby i inni mieszkańcy wód dopełniały sielskiego obrazka.
Drużyna jechała przed siebie. Maldred rozglądał się dookoła, bardziej chcąc nasycić swe oczy pięknym widokiem niż z ostrożności. W sercu zaś modlił się do swego boga. A miał mu trochę do powiedzenia. Musiał mu podziękować za bezpieczną noc i za piękny poranek. Musiał go poprosić o dotarcie bez przygód przynajmniej do Wilczego Grodu. Wiele też czasu poświęcił Mikhailowi, który wszak odszedł od nich na zawsze i to w bardzo niemiłych okolicznościach. I oczywiście, jak codzień, zanosił błagania o to, by jego stare ciało zniosło jakoś trudy podróży i by mógł jeszcze choć raz ujrzeć Silgrad. I o cierpliwość do swoich towarzyszy, szczególnie zaś do krasnoluda, który zamknięcie się choć na moment uznawał by chyba za ujmę na honorze.
Po dwóch godzinach podróży dotarli do Wilczego Grodu. Dla kapłana był to symbol dość istotnej zmiany. Brama w nieznane. Wszak od tej pory mieli porzucić dość bezpieczne rejony, będące cały czas pod władzą cesarstwa, a zapuścić się na obszary zasileańskie, zawładnięte przez rebeliantów, niegościnne i niebezpieczne. Od tej pory musieli mieć oczy dookoła głowy. Najpierw jednak trzeba było przejść przez obóz najemników, odwiedzić kasztelana grodu i być może uzupełnić nieco zapasy.
- Jadę do grodu - oznajmił Hasvid towarzyszom. - Muszę się tu spotkać z pewnym człowiekiem i myślę, że zastanę go raczej tam niż w tym bagnie.
- Najpóźniej za dwie godziny musimy opuścić miasto. W razie czego spotkamy się przy bramie - szepnął mu kapłan, gdy ten go wyprzedzał i szybciej niż reszta drużyny udawał się do miasta.
Reszta zaś jechała dalej tym samym tempem, aż dotarła do centrum obozu najemników. Zapach potu, brudu, szczyn i kiepskiej jakości alkoholu zapowiadał to miejsce już ze sporej odległości. Podobnie z resztą jak jęki i przekleństwa. "Nie ma to jak wojsko o świcie, bez bitwy w okolicy pomyślał Maldred rozglądając się po miasteczku namiotowym. Po chwili od ogniska wstała jakaś kobieta w zielonej sukni i wyszła im na przeciw.
- Ekhem. Witam. Nazywam się... nie, inaczej, przepraszam. Zwę się Mycil Roblin i jestem bardem-magiem. Chyba będziemy razem współpracować, mam nadzieję, że ta współpraca będzie owocna - powitała ich.
- Świetnie nowy bard, po tym jak nasz poprzedni, nadział się na broń oprycha, czuło się iż przegląd profesji w drużynie jest strasznie monotonny. Witamy - odparła z nutką sarkazmu w głosie Zoi, a kapłan dziękował Wielkiemu Słońcu, że nie puściła za dużo pary, jak mawiali pracownicy gorzelni.
- Ach, witam - powiedział z uśmiechem i entuzjazmem starzec. - Jestem Maldred, sługa Wielkiego Słońca. W istocie, po tym nieszczęśliwym wypadku na trakcie już nam zaczynało brakować muzyki. Bylibyśmy przeszczęśliwi, gdybyś mogła nam towarzyszyć w dalszej podróży. Obawiam się jednak, że będzie ona zbyt krótka, byśmy mogli nacieszyć uszy Twoimi występami - kontynuował markotniejąc nieco. Pokazał w stronę Wilczego Grodu: - Wszak oto cel naszej wyprawy już widać. Wilczy Gród, czyż nie tak zwą to miasto? Właśnie tam mamy zamiar się dostać i wspomóc kasztelana swymi nieocenionymi radami - tu wskazał na siebie i Theodore'a - oraz wspaniałymi zdolnościami bojowymi - zatoczył szeroki łuk wskazując pozostałych członków drużyny. - Nie powiedziano mi zaś, jakoby w radzie zasiadała jakakolwiek niewiasta. Jeśli jednak nocujesz w tym obozie, niewątpliwie zobaczymy się jeszcze, a miejmy nadzieję, że i zaszczycisz nas swoim występem. Zaś gdybyś przypadkiem niedomagała, koniecznie pytaj o mnie w głównej świątyni miasta. Tymczasem wybacz, czas byśmy przywitali się z kasztelanem i oddali swoim obowiązkom.
Rzekłszy to spiął konia i powoli pojechał w stronę wzgórza, na którym stał gród. Gotów był też w każdej chwili rzucić zaklęcie uciszające na krasnoluda, gdyby ten przypadkiem nie zrozumiał, że nie po to opuszczali Kamienny Gród cichcem, w obawie zdrady, żeby teraz wyśpiewać wszystko jakiejś dziewczynie i zabrać ją ze sobą tylko dlatego, że ich powitała.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 02-04-2010, 13:49   #238
 
vigo's Avatar
 
Reputacja: 1 vigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwu
Ogień powoli dogasał. Vigus zziębnięty dorzucił trochę suchego drewna, aby podtrzymać płomień. Siedział na zimnym kamieniu i pocierając ręce rozglądał się dookoła. Wszędzie pachniało rosą. Zawsze lubił poranki. "Dziś będzie lepszy dzień" powtarzał sobie każdego ranka. Lubił wschody słońca, dlatego też codziennie wstawał wcześnie rano, aby w pierwszych promieniach słońca poćwiczyć rzucanie nożami.

- Można się dosiąść? - usłyszał kobiecy głos.
- Jasne - odpowiedział i spojrzał na kobietę w zieleni.
- Zwą mnie Mycil Roblin - powiedziała, po czym zaczęła objadać się śniadaniem.
- Vigus, miło mi - odpowiedział szybko i także chwycił za grubą pajdę chleba.

W ciszy konsumowali swój poranny posiłek. Ogień znów zaczął dogasać. Powietrze ciągle było chłodne. Vigus poprawił swoją brązową tunikę i założył kaptur na głowę. Wtem zauważył zbliżającą się do obozu grupkę ludzi, wśród których był także głośny krasnolud. Pokiwał głową, powstał i podnosząc prawą dłoń zwrócił się do przyszłych współtowarzyszy.

- Jestem Vigus. Mam nadzieję, że moje umiejętności okażą się użyteczne - powiedział łotrzyk bawiąc się swoimi sztyletami.

 
__________________
"A kiedy się chimery zlatują mój drogi,
to wtedy człowiek powoli na serce umiera"
vigo jest offline  
Stary 02-04-2010, 20:36   #239
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Theodor jechał spokojnie mniej więcej w środku kolumny, zastanawiał się nad tym czego się dowiedział w nocy, może nie było to wiele, ale w najgorszym wypadku, zawsze może wykorzystać swoją wiedzę do likwidacji podziemia w grodzie. W końcu idioci, pokazali mu swoje twarze i lokum, nawet jeśli to lokum jest tymczasowe lub zmienne, to sierżant odpowiednio przyciśnięty na pewno wskaże nowe.

Przez całą drogę milczał, gdy krasnal pytał gdzie teraz, tym bardziej postanowił się nie odzywać, i okazało się to dobrym wyborem, bo Maldred podjął się mimowolnego przywództwa. Tak to już jest, że ci co do władzy najbardziej pasują nie zawsze potrafią sobie z tym poradzić, a ci co przywództwo przyjmują z przymusu, okazują się w tym świetni.

Kiedy jechali przez obóz najemników nagle się ożywił, rozglądał się wokół poszukując czarnoskórego wojownika, zastanawiał się nawet czy by nie zapytać Zoi o pomoc w wypatrywaniu, ale stwierdził, że za dużo by było tłumaczenia, i za duże ryzyko dla niej.

Nagle zaczepiła ich dwójka najemników, jakoby z rozkazem dołączenia do ich kompani. Maldred bardzo szybko i poprawnie ocenił sytuację. Było to wysoko niepokojące, że co chwila spotykali się z pomocą od zakonu, a jednak zakon wybrał ich na misję nie cierpiąca zwłoki i kazał jechać do samej granicy pięć dni, zamiast wysłać ludzi z Wilczego grodu, gdy jak miałby kogo wysłać. Podjechał bliżej do owej dwójki i szepnął.
- Spotkamy się w świątyni za godzinę, w tym czasie znajdźcie dla mnie czarnoskórego wojownika z takim pierścieniem, - powiedział pokazując im sygnet - Jak wam się uda i mnie do niego zaprowadzicie płacę ekstra, a o zleceniu zakonu się nie paple na lewo i prawo. - Dodał jeszcze ciszej.
 
deMaus jest offline  
Stary 25-04-2010, 15:45   #240
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Grody wydawały się niemal bliźniaczo podobne, tak więc jasnym było, iż zaprojektowane zostały przez tych samych architektów, sławnym w niemal całym świecie. Natychmiast w oczy rzucała się analogia w budowie choćby okalających gród murów wieńczonych potężnymi fortyfikacjami i owalnymi basztami. Wspólność dało się zauważyć również w budowie bramy, rozstawieniu balist czy nawet położeniu łopoczących na wietrze flag i proporców. Nawet liczba łuczników wydawała się być jednakowa.

Kiedy Maldred, Theodore oraz Hasvid wkroczyli do Grodu, którego bramy zostały otwarte o brzasku nie zdziwili się wcale widząc, iż tłumy ludzi zapychających ulice w Kamiennym Grodzie, nie przekraczały w choćby calu tych tutaj. Ten sam smród, bród i ubóstwo. Setki ludzi walczących o kilka groszy, o miseczkę jadła niezbędną do przeżycia. Każda dusza o śmierci wiedziała, zdawano sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakim opatrzone były czasy, w których przyszło im żyć. Jednakże, każdy, nawet wychudzony żebrak, paść wolał w boju aniżeli z głodu, sycząc w ciemnych alejkach i błagając o każdy jeden kęs chleba.

Wojna, ha, jakież głębokie piętno na ludności odcisnęła! Daleko za plecami pozostały beztroskie, sielankowe dni. Wszystko się zmieniło, praca, czas wolny, dla wielu nawet Słońce inaczej grzało. Smak jadła jakiś dziwaczny się stał, nijaki, piwo zaś szczyny zaczęło przypominać, mimo iż tym samym co niegdyś było. Perspektywa śmierci, i to nagłej, z rąk wściekłych istot o diabelskich uszach i bladych cerach, przytłaczała niebywale i nie dziwota, że lud bał się. I bał się straszliwie.

Kobiety lękały się o mężów, mężowie o swe żony, aby te przez kogo nie wychędożone zostały. Zaś i kobiety i mężczyźni o swej latorośle się martwili, a to dlatego iż złe czasy przyszły na ich wychowywanie. Nieustanna krew i grzebanie zmarłych parszywy wpływ na ich młode umysły miały. A nie dało się wiecznie udawać. Bystrej głowy nawet wojna odebrać nie mogła. Ale o obłęd przyprawić, owszem.

A obłąkanych wielu się ostatnio na ulicach pojawiło. Do niedawno nawiedzeni ludzie bajali w karczmach o końcu świata, o wielkiej eksplozji, powodzi krwi. O zarazie, o elfickiej nienawiści, która upust znaleźć miała w eksterminacji rasy ludzkiej. Prawiono o czarcim fatum nad ludzkością wiszącym. O śmierci. O kostusze. Chyżo jednak oberżyści, o interes własny się bojąc tudzież o swój czerep, gdyż po karczmach inkwizytorzy łazili, heretyków poszukując i właścicieli lokali gdzie bujdy owe się rozpowszechniały na chłostę skazywali, wygonili obłąkanych, którzy na ulice się przenieśli.

Najemnicy zaś, bitwy doczekać się nie mogąc, po mieście grasowali i zapuszczając się w uboższe dzielnice gwałcili, rabowali i nawet pożary wzniecali. Wiedzieli dobrze, iż bezkarni są, gdyż armii najemnej władze osady pozbyć się nie mogli. Któż bowiem, ratowałby ludzkość przed ową nieuniknioną apokalipsą? Choć skoro nieuniknioną była, to po co garści złociszy oddawano najemnikom?

Hasvid kroczył zatłoczonymi ulicami Grodu meandrującymi wokół najważniejszych jego budynków, czyli: karczem, zamtuza oraz koszar. Mężczyzna chyżo i z łatwością został wprowadzony na odpowiednią aleję prowadzącą do siedziby Zakonu. Ta z pewnością, wyróżniała się swą budową od drewnianych chałup wypełniających teren położony za pierścieniem murów.

Wejścia do zakonnego domu pilnowało dwóch ubranych w kolczugi strażników, więc podziwiać można ich było za wytrzymywanie służby w takim upale. Mężczyźni opierali się jedynie na włóczniach i nie stwarzali większych problemów Hasvidowi, który już po chwili znalazł się wewnątrz budynku. Tu panował przyjemny chłód i półmrok, a w powietrzu unosił się zapach pergaminu, inkaustu i świec. W dolnej izbie znajdowało się przejście do gabinetu urzędnika na wszelkie pytania odpowiadającego. Tam również, kierowała się kolejka z ludzi przeróżnej pozycji zarówno społecznej jak i majątkowej złożona.

Po dłuższej chwili Hasvid dobił się do biurka za którym siedział mężczyzna w białej tunice opatrzonej zakonnym herbem. Pociągnął pokaźny łyk szkarłatnego wina i wytarł brodę nadgarstkiem. Spojrzał na Hasvida spod krzaczastych brwi, wyciągnął kolejny rulon pergaminu i zamoczył pióro w inkauście.

- Mestor – odezwał się Hasvid, opierając dłonie na blacie biurka. Na dźwięk imienia, urzędnik uśmiechnął się, tak jakby od dawna czekał na to słowo. Naskrobał na zwitku papieru kilka słów, po czym wetknął pergamin do sakiewki Hasvida. Nachylił mu się do ucha, tak że ten bez problemu poczuł woń kiepskiej gorzałki, i szepnął:
- Idź, zabij.

Po opuszczeniu budynku Hasvid rozpostarł papier i przeczytał, w myślach, powoli sklejając słowa. Na kartce wyraźnymi literami napisane było:

„Stary, opuszczony lazaret. Późna noc. Ma mapę. Miej pewność. Nikt nie może wiedzieć.”

***

Najemnicy ponownie rozpalili kilka ognisk. Ktoś, rady ze swego osiągnięcia, przyturlał beczkę z piwem i wnet stał się powszechnie lubianym i szanowanym kompanem. Nie mogąc opędzić się od nabiegających ze wszelkich stron pochwał dotyczących jego umiejętności, sylwetki tudzież ekwipunku, zaprosił kilku wojaków do osuszenia beczki. Mężczyźni chyżo odnaleźli w swych sakiewkach resztki z wieczornej uczty i teraz ciamkając głośno jedli i pili, śmiejąc się i żartując.

- Ty, piękna – powiedział szczerbaty wstając i otrzepując piach ze spodni. Wypluł z ust kawałek stwardniałego mięsa i wytarł gębę karwaszem. Beknął ostentacyjnie i przybliżył się do czarodziejki Mycil.Daj pomacać cycuszki, co?
Gapiący się w tle kamraci, jak jeden mąż, wybuchli gromkim śmiechem.
 

Ostatnio edytowane przez Kirholm : 25-04-2010 o 16:13.
Kirholm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172