Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-09-2011, 08:01   #121
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Kto by się spodziewał, że zniszczone i nieprzyjazne ziemie Sasaki kryły tak czarowny zakątek.
Na pewno nie Leiko, którą powitały na wiele sposobów, wywołując póki co mieszane uczucia. Ninja, ruiny posiadłości rodzinnej Kojiro, tygrysi strażnik powstały z legendy, Ishiki ze swoimi zabójcami, niespodzianka w postaci ronina.. aż w końcu i to ukryte przed światem miejsce.

Stąpała nieśpiesznie wzdłuż brzegu jednej z sadzawek, chociaż przyczyna jej pobytu w Ukrytym Zakątku nie była tak figlarna jak zakładało jego przeznaczenie. Zostawiła swych obrońców, aby zajęli się rozkładaniem obozowiska i sama odeszła niedaleko podziwiając zjawiskowe otoczenie. A także obserwując i nasłuchując wszelkich oznak obecności kogoś jeszcze, pomagierów Ishikiego, małej miko z jej yojimbo lub każdego innego zagrożenia bądź samozwańczego sojusznika. Ale nie, było cicho, było spokojnie. Byli sami i.. najwyraźniej bezpieczni. Nawet ona mogła się chwilę zapomnieć i dać się oczarować znalezisku, które niegdyś przyciągało tak wiele par na mniej lub bardziej romantyczne schadzki.

-Oh? – przystanęła nagle dostrzegając coś interesującego w trawie u jej stóp.
Kucnęła i zaledwie koniuszkiem palca musnęła delikatne płatki błękitnych kwiatów wyrastających spomiędzy zielonych źdźbeł. Uśmiechnęła się na przywołane tym drobiazgiem echo wspomnień -Wasurenagusa…?




***





Gdzieś w Kraju Kwitnącej Wiśni był las.
Pomiędzy liściastymi gałęziami drzew tego lasu
przebijała się czerwień niewielkiego mosteczku.
Nieco zapomniany w tej gęstwinie,
wdzięcznymi łukiem przecinał spokojnie płynącą rzekę.
A na tym mosteczku stała samotna postać.

Opierała się o niego nonszalancko, podbródek wspierając na wierzchu jednej dłoni, a drugą trzymając kwiecistą parasolkę chroniącą ją przed promieniami słońca. Lekko przymrużonymi oczami spoglądała w wodne głębiny przywodząc na myśl kota, niewielkiego łowcę z wysokości obserwującego barwne karpie koi. I tak jak on poruszałby nerwowo swym ogonem, tak samo ona w wyrazie zniecierpliwienia bądź młodzieńczej beztroski stukała cicho zębami jednego ze swych geta o drewniane podłoże.
„Piękna” byłoby zbyt wyszukanym określeniem dla opisania jej urody. Może za kilka lat, gdy już przekroczy granicę, za którą w pełni stanie się dorosłą kobietą pozostawiając za sobą dotychczasową dziewczynę. Póki co bliższe prawdy było „śliczna”. Odziana była w czerwień, choć nie tak jaskrawą jak malowany mosteczek. Bordowe kimono pozbawione zbędnych zdobień i tylko przewiązane ciasno czarnym pasem obi, otulało szczupłe ciałko o wyraźnym wcięciu w kibici oraz odznaczających się pod materiałem zaokrągleniach biustu. Owe wdzięki były nie do umknięcia spojrzeniu, jednak wiek dziewuszki nieprzekraczający dwudziestki wskazywał na to, że dopiero względnie niedawno, może dwa trzy lata temu, jej kształty w pełni uformowały się w to żywe dzieło.

-Koooneeekooo-chaaaan….

Proste, niezbyt długie włosy zafalowały lśniącymi jak czarny jedwab pasmami, gdy odwróciła spojrzenie dotąd skupione na wodnych toniach i zgrabnie obróciła się w stronę źródła głosu. Było coś niefrasobliwego w jej mimice, w sposobie w jakim uniosła kąciki warg w uśmiechu, ale przede wszystkim dawały o sobie znać roztańczone w oczach kapryśne iskierki. Uniosła rękę w powitaniu.




A gdy jej towarzysz się zbliżył, to dwoma palcami strzeliła go na poły karcąco i na poły psotnie w czoło, czemu zawtórowało też i pojedyncze, pieszczotliwe słówko -Baka.
Buńczucznie wsparła dłoń na swoim biodrze i w rozdrażnieniu zabębniła o nie palcami-Za każdym razem to robisz. A przecież mówiłam, że spotykamy się tutaj, aby nie zwracać na siebie niczyjej uwagi, prawda? Prawda. A Ty co robisz? Całkiem nas zdradzasz, pewnie już cała okolica wie o naszej obecności tutaj – strofowała go jak młodszego, uciążliwego brata, chociaż był w tym samym wieku co ona – Czy nie mogłeś chociaż pojawić się nagle w obłokach dymu?
Yashamaru, bo to właśnie on padał ofiarą reprymendy i niezbyt przychylnego spojrzenia dziewczyny, ani myślał ugiąć się pod ciężarem zarzucanej mu winy. Wręcz przeciwnie, nieustępliwie uśmiechał się z pełnią swojej wesołości.
-Mógłbym, ale nie byłoby w tym nic zabawnego. O wiele ciekawsze jest poddanie się otoczeniu i.. na przykład.. – przekrzywił głowę, dłonią lekko potarł podbródek i oczami wywrócił dopełniając obraz najgłębszej zadumy, po której spojrzał na Leiko zawadiacko -Udawanie zakochanej pary spotykającej się w sekretnym miejscu, ne Koneko-chan?
Nie odpowiedziała podobnym zadowoleniem. Przyglądała mu się wydymając wargi, aż w końcu po kilku chwilach milczenia westchnęła z rezygnacją.
-Baka – raz jeszcze wyrzuciła z siebie to jedno słówko, jak największą obrazę skierowaną ku niemu. Obróciła się do niego plecami, ale w tym wypełnionym wzburzeniem ruchu kryła się potrzeba ukrycia figlarnego uśmieszku zdradzającego jej rozbawienie całą sytuacją. Jednak dla podkreślenia swego zgorszenia postępowaniem młodziana oraz dopełnienia formalności w kwestii dokuczania, zerknęła na niego przez ramię i upomniała krótko – I miałeś przestać mnie tak nazywać.
-Hai, Koneko-chan – odparł z nieskalaną niewinnością wywołującą u dziewczyny zmarszczenie brwi.

Koneko. Mały kotek. Pieszczotliwe przezwisko nadane ku jej niezadowoleniu przez Yashamaru, po jednej z ich pierwszych wspólnych misji. Nie tylko wykazała się wtedy zwinnością w poruszaniu się po powierzchniach nieprzystosowanych na codzienne spacery ludzi oraz z równą łatwością bezpiecznie schodziła z nich na dwie nóżki, ale także potrafiła się łasić jak najprawdziwszy kociak mając w swym interesie wyłącznie informacje do zdobycia i sukces zadania. Ale była też i w tym odrobina drażnienia partnerki, jako że młodzian lubił przyrównywać jej ostrza do pazurków małego kotka.

Ale póki co miał w myślach już dość wyrośniętą kotkę, tak samo jak i przed oczami bacznie sunącymi po sylwetce dziewczyny schodzącej z mostku.



Może to była wina tego, że tak długo się nie widzieli, a może Leiko zmieniała się przy każdym spotkaniu… ale coraz przyjemniej się patrzyło na jego uroczą partnerkę. Choć zachowywała się wobec niego dość kąśliwie i przekornie jak wieczna dziewczynka, to zdradzało ją ciało. Nie byle jakie, ale całkiem dojrzałe, mające wszystko na swoim miejscu kobiece ciało, którego powabu nie powstydziłyby się najdroższe kurtyzany i wabiąco nieprzystępne gejsze. Nie dziwił się, że była tak skuteczna w wyciąganiu z mężczyzn nawet najlepiej skrywanych sekretów. To co podarowała jej Natura, a Matka wyrzeźbiła do swych celów, ona traktowała czysto profesjonalnie jako kolejną broń. Iście zabójczą i zniewalającą.

Zamrugał gwałtownie. Wyrwał się ze swoich rozmyślań, które sprowadzały go ku niezbyt fachowym ścieżkom oscylującym naokoło Leiko. A w tym powrocie na ziemię pomogła mu właśnie ona, przystając już dobry kawałek od mostku i wołając go natarczywie. Potrząsnął głową uwalniając się ze swych chłopięcych fantazji, po czym podbiegł do niej przepraszając -Gome, jestem podekscytowany kolejnym wspólnym zadaniem. Minęło trochę czasu od ostatniego razu, ne?
-Hai, odrobinę – mruknęła spoglądając na niego dość podejrzliwie -W końcu nie zawsze potrzebuję Twojej pomocy..
Powiedziała to trochę zbyt szybko, nie zdążyła się zawczasu ugryźć w język. I miała za swoje, to przypadkowe pochlebstwo rozpromieniło twarz młodziana i przywołało na jego usta krnąbrny uśmieszek.
-Ooooooh? Zatem czasem mnie potrzebujesz? To miłe, Koneko-chan – drażnił się z nią, drażnił bezczelnie, szarpiąc sobie niecnie struny jej możliwego przywiązania do kogoś takiego jak on, pochodzącego spoza rodzinnego domu. A ona takiej myśli nawet nie próbowała do siebie dopuścić.
-Iye, nic - odpowiedziała mu prychnięciem godnym zwierzęcia, od którego wziął przezwisko dla niej. Jednak to jej rozdrażnienie mierzące się z urokiem drapieżnej urody, stajało jak śnieg pod promieniami słońca i twarz Leiko złagodniała -A to jest wyjątkowa sytuacja. Okasan też i resztę moich siostrzyczek wysłała na misje. To dla nas bardzo pracowity okres.
-Mój klan też nie może narzekać na wiele spokojuYashamaru uniósł ręce i zaplótł je za głową, odchylając ją i zawieszając wzrok na chmurach płynących leniwie po niebie -Ale skoro oczy wszystkich są skupione właśnie na stolicy, to żaden z tych wielkich panów nie zwróci uwagi na taką niepozorną dwójkę jak Ty i ja. Będziemy mogli trochę namieszać dla wyższego, naszego dobra.
-Ah.. namieszać. Właśnie taki jest cel, mniej więcej - zaśmiała się melodyjnie, choć sprawa była jak najbardziej poważna. Beztroska beztroską, ale znikała na rzecz misji gdy dochodziło już do właściwej akcji. Przed nią, tak jak w tym niewielkim lesie, idąc razem krętą ścieżką, mogli sobie pozwalać na taką nieuwagę, aczkolwiek wyuczona w obojgu czujność czyniła ją tylko pozorną. Rozmawiali cicho, lawirując tematami pomiędzy delikatnymi planami, a następnymi dawkami wzajemnych zaczepek.

Mężczyźni w życiu Leiko dzielili się na dwie kategorie: tych, których należało pooplatać sobie wokół długich paluszków w chęci wyciągnięcia ważnych informacji… oraz Yashamaru. On w pojedynkę stanowił wręcz odrębny gatunek. W przeciwieństwie do większości osobników płci brzydszej jakich napotykała na swej drodze do zadowolenia drogiej Mateczki, jego nie postrzegała za cel do wykorzystywania swych dziewczęcych sztuczek manipulacji. Był jej partnerem w co poniektórych misjach, ale chociaż ta współpraca nie była zbyt częsta, to i tak już zdołał sobie zaskarbić jej zaufanie. Lubiła z nim pracować, a i zawsze była to pewna odmiana od czysto kobiecego towarzystwa w domu. Bądź co bądź, zaraz po Matce i siostrzyczkach to właśnie on był najbliższą jej osobą.

Minęli ostatnie drzewa opuszczając ich opiekuńczą gęstwinę i wyszli na główną drogę. Na jej końcu majaczyły budynki miasteczka, z którego mieli wyruszyć do następnego miasta. Wprawdzie byli jeszcze daleko od głównego celu, jednakże już tutaj widok zbliżających się, zmierzających w przeciwnym kierunku trójki bushi podróżujących na koniach, przerwał ich rozmowę i zmienił diametralnie zachowanie.

Młodzian zareagował od razu. Odstąpił na kilka kroków od swojej towarzyszki i pochylając się zerwał rosnącą w pobliżu niezapominajkę. Wrócił do Leiko, po czym bez cienia sprzeciwu z jej strony, nachylił się do niej przekraczając granicę samej przyjaźni i współpracy. Uśmiechnęła się promiennie, z domieszką czarującego zawstydzenia. Ujęła między koniuszki palców podarek od Yashamaru i pachnącymi, maleńkimi kwiatuszkami musnęła czubek swego nosa, akceptując taki prosty wyraz jego sympatii.
A przynajmniej tak to wyglądało z boku, ne? I taki był cały sens tego romantycznego gestu. Pomimo wzajemnego droczenia się prawie na każdym kroku, oboje pozostawali profesjonalistami i dla niepoznaki przed oczami osób trzecich potrafili się wcielać w zwyczajną, zauroczoną w sobie parę jakich wiele. Odgrywali swoje wyćwiczone role tworząc tę niewielką scenkę, aż wystarczająco oddalili się od trójki bushi. Z lic dziewczyny szybko zniknęła ta chwilowa lekkomyślność, także i niezapominajka wydała się być już zbędna. Opuściła dłoń z zamiarem wypuszczenia jej z palców i już otwierała usta, by powrócić do tematu ważniejszego niż to co właśnie zaszło. Jednak Yashamaru nie pozwolił jej nawet dojść do słowa, niespodziewanie zaburzając porządek zwykle nastający po tak drobnym wydarzeniu.

-Iye, iye.. – zamruczał cicho, błyskawicznie przechwytując kwiat nim ten choćby zaczął opadać ku ziemi. Zatrzymał się, a wraz z nim także i dziewczyna, do której następnie wyciągnął dłoń wywołując w niej lekkie drgnienie zaskoczenia. Zaledwie opuszkami palców przesunął po porcelanowo białym policzku i wsunął je pomiędzy włosy Leiko, w kolejnej sekundzie z czułością zagarniając te jej czarne kosmyki. Patrząc na nią ciepło, z takim nienazwanym uczuciem, założył za ucho dziewczyny niezapominajkę.
Zarumieniła się.
Nieplanowanie.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 06-08-2015 o 02:55.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-09-2011, 08:10   #122
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Na jednym z co mniej okraszonych soczyście zielonym mchem kamieni okalających sadzawkę, siedziała Leiko w nadobnej pozycji jak z obrazka. Delikatnie podciągnięte kimono odsłaniało powabną biel łydek, a drobne stópki odprężająco niknęły w wodnymi odmętach. Wybrała dla siebie miejsce wręcz strategiczne, pod konarami rosnącego w pobliżu drzewa skrywającego ją cieniem przed słońcem mogącym przyrumienić jej skórę w momencie takiej beztroskiej nieuwagi.
Kolejny błękitny płatek, jak maleńka łódeczka rozpoczął podbój wodnej przestrzeni, zostawiając za sobą smugi zniekształcające odbijające się w tafli niebo i sylwetkę kobiety.
Tuż przy niej na kamieniach spoczywało jej uzbrojenie w postaci wakizashi, sztyletu tanto, parasolki i nawet wachlarza. Ona zaś w jednej dłoni dzierżyła straszliwy oręż jaki stanowiła łodyżka kwiatów niezapominajki, zaledwie kilka chwil wcześniej z ostrożnością odłączona od swych sióstr rosnących nieopodal.




Z melancholijnym uśmiechem i półprzymkniętymi powiekami, spod których wyzierały na świat piwne tęczówki, w zamyśleniu powoli opuszkami palców pozbawiała kwiaty płatków.

-Leiko-san?- Yasuro postanowił zakłócić spokój łowczyni, zanim zrobi to Kirisu, który zmierzał właśnie w tym samym kierunku. Młodzieniec zauważywszy, że skupił na sobie uwagę oczu łowczyni spytał.- To urocze miejsce, ne Leiko-san?
-Oh, tak.. zadziwiająco urokliwe – odparła Leiko, witając go skinieniem głowy i wyrwaniem się z labiryntu swojego umysłu.
-Aż się zapomina o tym, że ciągle jesteśmy na ziemiach Sasaki. Jakbyśmy znaleźli się w innym, bajkowym świecie znanym tylko naszej trójce.. - z rozpromienieniem na taką niemądrą, acz urokliwą myśl, obróciła lica od młodziana i kwiatkami musnęła czubek swego nosa wdychając ich subtelny zapach.
Kirisu na razie odstąpił czekając na okazję do działania, a Yasuro usiadł obok Leiko, wyjmując daisho zza obi.- I szczęśliwie się stało, że je znaleźliśmy, ne? Choć nie wyglądało to na łut szczęścia.
Dyplomatycznie i grzecznie, młody bushi zaczął podpytywać ją o sprawę która go nękała. Skąd łowczyni wiedziała o tym miejscu? Skąd wiedziała jak dotrzeć tutaj, do zakątka o którego istnieniu on nie miał pojęcia.
-Masz rację, Yasuro-san- mruknęła na poły zdradzając mu prawie swoją tajemnicę, a w większej części odzwierciedlając sobą czystą nieświadomość co do zamierzeń młodziana i natury jego słów. Spojrzała w niebo z rozmarzeniem -Też mam wrażenie, że to nie było przypadkowe. Sami Kami musieli nas tutaj przyprowadzić.
-Kami?- po spotkaniu tajemniczej miko, Yasuro ubyło sceptycyzmu w tych sprawach. Spojrzał na toń wodną sadzawki zamyślając się głęboko. O czym świadczyło bezwiedne muskanie kciukiem swej dolnej wargi. Przez dłuższą chwilę milczał, nim ostrożnie spytał.- Jesteś pewna, że... nigdy nie byłaś na tych ziemiach Leiko-san? A może spotkałaś w swych podróżach, kogoś z tutejszych wiosek, lub z samej rodziny Sasaki?
Młody bushi był bardzo bystry i inteligenty. I coraz bardziej dociekliwy. I zaskakująco bliski prawdy, choć nie tak bliski, jak zapewne sądził.
-Nigdy. A jedyną osobą związaną z tymi ziemiami jaką kiedykolwiek spotkałam był Kojiro-san.. ale to było dawno i daleko stąd – niecne kłamstewko z brzmieniem zadumy i wynikających z nich odległych wspomnień padło spomiędzy warg kobiety w odpowiedzi.
-To miłe, że tak się mną interesujesz, Yasuro-san – szept, chociaż przeznaczony tylko dla niego, miał w sobie i niecny powód zaistnienia, mający zamieszać w przenikliwości samuraja.
-Jesteś intrygującą osobą Leiko-san.- rzekł w odpowiedzi młody bushi. Rzekł zbyt szybko, o czym zdał sobie sprawę po chwili. Wypowiedział to, co zamierzał zachować w swoich myślach. I by zmienić tok rozmowy na bardziej neutralny, spytał.- Gdzie poznałaś Kojiro-san?

Japonka początkowo tylko westchnęła nostalgicznie w odpowiedzi -Jeszcze do niedawna nie pamiętałam imienia tego mojego wybawcy z początków mojego życia jako łowczyni oni, a co dopiero nazwę jakiegoś niewielkiego, szarego miasteczka.
Opuszką palca trąciła płatek jednego z szafirowych płatków, po czym uniosła nieco całą łodyżkę i zakręciła nią pomiędzy palcami, z uśmiechem przyglądając się ich migotaniu w świetle słońca -Ale pomógł mi wtedy zabić demona, bez niego moje polowania mogłyby się szybko skończyć. Bardzo mi zaimponował swoją biegłością w walce i.. bezczelną szarmanckością.
Zachichotała cicho na to nie do końca tak fałszywie przywołane echo ronina. Następnie przechyliła się do swego towarzysza, spoglądając zza niego zza pasma włosów i pytając -A gdzie są Twoje rodzinne ziemie? Pokażesz mi je kiedyś?
-Hai... to prawda. Ścierać się z Kojiro-san na bokkeny było wyzwaniem.- wspomniał Yasuro pocierając podbródek.- Dlatego nie wierzę, by zginął od mieczy bandytów. Prędzej od strzały w plecy.
Po czym dodał.- Moje rodzinne ziemie, są też urokliwe. Może nie tętnią taką dzikością, jak te. Leżą bowiem bardziej na południu. I są urokliwe. Hai. To odpowiednie określenie. Ziemie mej rodziny są urokliwe, jak dobrze ułożony sokół.
Usiadł wygodniej opowiadając powoli.- Mamy piękny ogród, zbudowany jeszcze z przez moją prababkę i pielęgnowany, przez każdą kolejną żonę rodziny Dasate. Rosną w nim kwiaty przywiezione z Chin, różaneczniki i peonie, oraz magnolie. Przez środek ogrodu przepływa strumień, a dookoła starej sosny umieszczone są sadzawki z karpiami.
Po czym spojrzał na łowczynię i rzekł z uśmiechem.- Mogłabyś być tematem obrazu, przechadzając się po rodzinnym ogrodzie.
Następnie dodał.- To zależy w dużej mierze od twego kaprysu Leiko-san. Nie wiemy, gdzie cię wyśle daymio, ale... od ciebie zależy w którą stronę skierujesz swe kroki po wykonaniu zlecenia i otrzymaniu zapłaty. Ne Leiko-san?
-Hai, ograniczają mnie tylko zlecenia. Po zakończeniu każdego z nich staję wolna, niepodporządkowana komukolwiek i tak samo pozbawiona kogoś, kto czekałby na mnie w nieistniejącym domu – powiedziała kobieta, a choć ostatnie słowa powinny przywołać przynajmniej nutkę przygnębienia w głosie, to w jej ustach rozbrzmiały już z przyzwyczajeniem do takiego stanu rzeczy.
-A Twój wydaje się być tak cudowny, z chęcią zobaczyłabym to dzieło stworzone dłońmi kobiet Dasate. Może.. - myśl pewna, beztroska wizja ukształtowała się w czarnowłosej główce Leiko -Może jakiś mały, złośliwy oni pojawi się na Twych ziemiach i będzie trzeba wezwać łowcę..
Odwzajemniła uśmiech samuraja, w głębi duszy ciesząc się na odbiegnięcie od niewygodnego tematu -Albo łowczynię.
-Hai. Będę pamiętał o takiej możliwości.- uśmiechnął się Yasuro, po czym dodał po chwili.-Choć lepiej zwiedzać takie miejsca nie będąc obciążonym ponurymi obowiązkami. Chętnie pokażę ci ogród, nawet gdy tylko będziesz przechodziła przez ziemie mej rodziny Leiko-san.

Lekko się zarumienił orientując się, że zbyt często jego spojrzenie zaczęło wędrować z twarzy Leiko, po jej alabastrowej szyi do dekoltu kobiecego kimona kryjącego tajemnice... wabiące nieznanymi mu jeszcze rozkoszami. Spytał nieco nerwowym tonem głosu.-Nie masz miejsca, które mogłabyś nazwać swoim?
-Iye. Zauważyłeś, że nawet od Nagoi nigdzie nie pozostajemy na dłużej, ciągle tylko wędrując z jednego miasta do kolejnego, z jednej wioski do następnej. Taki jest urok fachu łowcy demonów, pozostawanie w jednym miejscu nie sprzyja polowaniom – mówiąc skupiała się na swej otwartej dłoni, a konkretniej to na jej wnętrzu. Na nim to koniuszkami palców rozstawiała niezapominajkowe, drobne kwiatki, oddzielone od łodygi i teraz układające się pośród linii papilarnych Leiko -Udane łowy oznaczają zapłatę, a ona zaś pozwala przetrwać, czasem się porozpieszczać. Zatem łatwiej jest być ciągle w podróży i korzystać z gościny dobrych ludzi.

Złączyła ze sobą dłonie, co by błękitne delikatności rozsypały się na nich obu. Zwracając się ku sadzawce, nachyliła się ku swoim skarbom i dmuchnięciem wprawiła je w lot. Obserwując ich unoszenie się ponad wodną tonią, a potem tworzenie na niej okręgów wraz ze stopniowym opadaniem, uśmiechnęła się łagodnie -Nie mam swojego miejsca.
-To trochę smutne... Leiko-san.- rzekł w odpowiedzi Yasuro patrząc na taniec płatków na wodzie.-To bardzo smutne, być wędrowcem od wioski do wioski, ale...- zamyślił się dodając z pewnym entuzjazmem w głosie.- Mój klan jest hojny. Być może zdołasz zebrać dość złota, by zamieszkać w jednym miejscu i wybrać sobie nowe powołanie.
-Być może – zaśmiała się krótko i radośnie na tę propozycję -Choć chyba nie potrafię robić niczego innego, a umiejętność polowania na demony nie wydaje się być zbyt.. przydatna w innym życiu niż łowczyni.


Mając już wolne obie ręce, uniosła je i manewrując w misternym upięciu swych włosów wyplątała z nich jedną z długich, zdobnych szpil. Wywołała tym lekkie poruszenie pośród kosmyków, a wyciągnięcie drugiej spowodowało całkowite opadnięcie czarnych pasm. Kobieta potrząsnęła głową odsłaniając porcelanowe lica i zerknęła figlarnie na młodego bushi -W jakiej nowej życiowej roli Ty byś mnie widział, Yasuro-san?

Yasuro przyjrzał się kobiecie ze skupieniem, kontemplując każdy rys jej twarzy. To pytanie lekko go zaskoczyło, a może odpowiedź zbyt się narzucała? Z taką urodą Maruiken wydawała się idealna w roli luksusowej kurtyzany, niedościgniona w roli kosztownej gejszy, czy też tancerki ozdabiającej gracją swych ruchów wieczerze wielmoży.
Ale tego nie powiedział. Zamyślił się szukając jakiejś wygodnej roli.- Może w roli właścicielki karczmy, albo artystki ? Na pewno wielu poetów szukałoby natchnienia w gospodzie prowadzonej przez tak uroczą właścicielkę.
-Oh? To ciekawy pomysł. Może powinnam przejąć tamtą gospodę na Trzęsawisku, aby zmienić otaczające je ponure legendy i wspomnienia na przyciągające gości przytulne gniazdko? - uśmiechnęła się wesoło dzieląc się z mężczyzną takim swoim planem, chociaż faktyczne wspomnienia tamtych chwil grozy przywołały u Leiko odruch przesunięcia dłonią po swej łabędziej szyi -Mogłabym Cię kiedyś ciepło ugościć, gdybyś raz jeszcze musiał być przewodnikiem jakiejś grupki.
Wprawdzie nie była zbyt zuchwała, ale i tak do tego stwierdzenia zakradła się dwuznaczność wyczuwalna w mrukliwym głosie kobiety, dającym posmak owego „ciepła” mającego czekać na samuraja.
-Z pewnością chętnie zatrzymałbym się na kilka chwil w prowadzonej przez ciebie gospodzie, by ponure wspomnienia, zastąpić przyjemniejszymi.- odparł Yasuro uśmiechając się na samą myśl. Dyplomatycznie nie zauważył owej dwuznaczności, acz... lekkie drżenie głosu i lekki rumieniec świadczył o tym, że wyczuł ową ukrytą sugestię.-Może nawet, skorzystałbym z okazji by zatrzymać się na dłużej i poznawać uroki...-samuraj szybko odwrócił twarz w kierunku sadzawki.- uroki okolicy, oczywiście.
Okolicy. Jakoś nie zabrzmiało to przekonująco.
Leiko przymrużyła oczy z kocim ukontentowaniem przyglądając się zmieszaniu, w jakie wprawiła młodego bushi. W takich momentach zawsze ją zadziwiało, że on i Kojiro rzeczywiście wychowywali się razem i byli tak blisko. Byli tak różni, to było aż niewiarygodne.
-Ależ oczywiście. Przemyślę to sobie, kiedy już wykonam zlecenie daymio.. może wtedy stanie się ono moim ostatnim, ne? - zapytała tym razem niewinnie, nie mając zamiaru nazbyt zawstydzać Yasuro. Choć takie delikatne popychanie go ku poznaniu własnych pragnień skrytych za wpojonymi zasadami etykiety, było.. interesujące i zabawne.

Nieśpiesznie wyciągnęła stopy z wody i zaczęła się podnosić z wielką ostrożnością, aby przypadkiem nie poślizgnąć się na wilgotnym kamieniu i zakończyć majestatycznym upadkiem w wodę. Ale udało jej się wyprostować bez przeszkód, po czym stojąc na brzegu sadzawki sięgnęła dłońmi ku kokardzie zwieńczającej jej obi, dopowiadając przy tym -Ale póki co mamy do poznawania uroki tego miejsca. Nazbyt kusi, aby się jeszcze trochę pozachwycać takim niespodziewanym, zapomnianym zaciszem.

Płynnie szeroki pas opadł na pobliską trawę i zwinął się na niej jak wąż o śliwkowej barwie.

Yasuro spoglądał na nią zaskoczony. Niemal przypominał posąg. Jego twarz wyrażała sprzeczne emocje, bowiem młodzian nie bardzo wiedział jak odnaleźć się w tej niespodziewanej i niezwykłej sytuacji. Wreszcie otrząsnął się z nich, zarówno obaw jak i nadziei, lęków i fantazji. Przynajmniej na tyle by wydukać z trudem.- Co... zamierzasz... Leiko-san?
Siedział sztywno niczym płaz zahipnotyzowany spojrzeniem węża. Siedział wpatrując się w łowczynię niczym w drogocenny klejnot, nie będąc w stanie i nie chcąc oderwać od niej oczu.
-Woda jest ciepła, a i czuję się tutaj dość bezpieczna, bez obaw o pojawienie się Ishikiego czy innego zagrożenia – odparła spokojnie.
Obejmując się ramionami, aby kimono nie zdołało się zbytnio rozejść z przodu i zaprezentować światu wdzięków kobiety, dłońmi ujęła za krawędź dekoltu. Obsunęła ją z wolna, odsłaniając biel swych ramion i części pleców, jednocześnie zwracając się bez skrępowania do wyraźnie skrępowanego Yasuro -Dla mnie to wygląda na idealną sytuację dla chwili relaksującej kąpieli.




-Kąpieli?- rzekł cicho młodzian i rozejrzał się wokół.-Masz rację, to idealna okazja.
Co prawda sama kąpiel kobiet i mężczyzn, nie była niczym niezwykłym. Wszak wstydliwość wobec płci przeciwnej nie była w Japonii rozpowszechniona, to jednak coś w tej sytuacji sprawiało, że głos Yasuro brzmiał niepewnie. Być może był to fakt, iż to Leiko właśnie zamierzała zażyć kąpieli. I to na jego oczach. Być może powodem było to, że chciwym wzrokiem spoglądał na każdy skrawek tajemnicy, który przed nim odkrywała. A łowczyni... miała wrażenie, że nie tylko oczy Yasuro spoglądają teraz na nią. Być może Kirisu również kryje się w krzakach obserwując sytuację. No i czyż nie miała własnego sekretnego yojimbo, który w czasach młodości podglądał kąpiące się heiminki?

-A później przyrządzę Tobie i Płomieniowi herbatę. Wszak możemy sobie pozwolić na odrobinę luksusu w takim miejscu, prawda nasz przewodniku? - dość pieszczotliwie zabrzmiał w ustach Leiko ten zwrot, którego użyła bez obaw, że w takim momencie przypomni młodzianowi o początku ich rozmowy.

Kusiła, ale nie wyuzdanie, nie lubieżnie. Kusiła go subtelnie, opuszkami muskając obnażoną skórę i rozsiewając wizję jego własnych palców wędrujących po tych samych ścieżkach. To kuszenie drażniło i męczyło w przyjemny sposób. Tak jak miękko otulające kobiece ciało kimono zsunęło się tę odrobinę po jej ramionach, tak samo pokusa swymi rozkosznymi oplotami wdzierała się pod zbroję etykiety samuraja. Pokazując Yasuro tak wiele, a jednocześnie przecież tak niewiele ze swych wdzięków, jak i wtedy podczas masażu w karczmie dawała posmak uniesień tak mu nieznanych.
A młody samuraj przyglądał się przykuty do swego miejsca niewidzialnymi więzami. I widokami które sprawiały, że brakowało mu tchu w piersi.

Ujęła dłońmi za przód kimona i materiał wypełniający się dwoma jędrnymi krągłościami. Wystarczyłoby, aby puściła, choćby rozluźniła uścisk, a całość spłynęłaby po niej, pozostawiając cudownie nagą w tym małym raju. Ale nie zrobiła tego. Zamyśliła się i lekkie zafrapowanie pojawiło się na jej licach.
-Sprawdziłbyś dla mnie jak się ma Kirisu-kun? Nie chciałabym, aby z jakiegoś powodu stan jego rany się pogorszył.. -nie musiała do swych słów dodawać dodatkowych uśmiechu i głębokich spojrzeń w oczy młodego bushi. Sama prośba kryła zaś w sobie nie tylko troskę o partnera łowów, ale także dwie łączące się ze sobą kwestie, o których nie mówiła na głos. W tej pierwszej po prostu życzyła sobie prywatności, bo i sekretów swego ciała miała zbyt wiele i były one zbyt zmysłowe by mogła wszystkie od razu zaprezentować. Dawkowała mu te artystyczne widoki. I oddaleniem Yasuro chciała też zyskać sobie spokój od spragnionego jej towarzystwa Kirisu, którego niewątpliwie samuraj przypilnowałby przed „zagubieniem się” w okolice kąpiącej się Leiko.
-Hai.- jej słowa wybudziły młodego samuraja z tego niemal hipnotycznego transu. Wstał szybko i zdecydowanie, zanim "uroki" tego miejsca usuną z jego myśli resztki silnej woli. -Sprawdzę jak się czuje. To dobry pomysł. Bardzo dobry.
Ruszył nieco sztywnym krokiem, oddychając szybko. Oddalał się prędko, acz z pewnym ukrytym smutkiem w spojrzeniu.

Kilkanaście minut później, głośne odgłosy kłótni świadczyły o tym, że Yasuro znalazł Kirisu. Znalazł go w niedwuznacznej sytuacji. I właśnie odciągał podglądacza od... widoków jakie Kogucik oglądał.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 06-08-2015 o 02:58.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-09-2011, 13:48   #123
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Przyjemny chłód wod i przyjemne ciepło wspomnień.
Na te kilka chwil Leiko pozwoliła sobie na całkowity brak czujności. Na bycie bezbronną i delikatną.
Nie była sama. Tego łowczyni była pewna. Czyż nie czuwał przy niej tajemniczy ronin?
Ale też i sekrety, które ujawniała w tej chwili, on już zdołał odkryć.
Poza tym. Czyż jego obecność nie gwarantowała bezpieczeństwa. I czyż nie doprawiała tych chwil szczyptą zmysłowości.
Jakoś tak się ostatnio składało, że w obecności Kojiro pozwalała sobie na brak czujności.
Niemniej tego potrzebowała. Odpoczynku od zadania, od intryg od łowów, czasu na relaks pozwalający uporządkować myśli i zdobyte informacje.
Podczas kąpieli tylko raz zauważyła przelotnie, pukle włosów ronina związane w misterną fryzurę jaką nosił. Był w pobliżu, ale starał się jej nie przeszkadzać w odpoczynku. Był niezauważalny. No, prawie niezauważalny.
Znał się na robocie yojimbo.

Kąpiel była odświeżająca. I niewątpliwie wprawiła łowczynię w dobry humor. Co tylko dodało uroku jej uśmiechowi, którym obdarowała obu młodzików trudzących się przy obozowisku.
Obaj obrzucali siebie nawzajem niechętnymi spojrzeniami. Obaj odzywali się do siebie półsłówkami. Co niewątpliwie świadczyło o kolejnej kłótni pomiędzy Yasuro i Kirisu. Niestety ranny kogucik nie był w tej chwili żadnym przeciwnikiem dla młodego bushi. Z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Obaj mężczyźni pojawienie się Leiko przyjęli z wyraźną ulgą. Obaj garnęli się, nie potrafiąc się dogadać między sobą.
I Kirisu i Yasuro dzieliło bowiem zbyt wiele.

Wieczór... Płonące ognisko.


Obecne warunki nie pozwalały na ceremonię parzenia herbaty. Niemniej wystarczały na przygotowanie naparu. Po czym rozlano go do czarek. Oba młodziki ufnie przyjęły czarki z herbatą od Leiko, nie wiedząc o truciźnie w nich znajdujące. O ziołach które sprawią, że głowy zaczną im ciążyć, oczy zamykać, a ciało ogarnie drętwota. Nie zdawali sobie sprawę, że ta, której ufali niemal bezgranicznie, zdradzi ich zaufanie.
I nie mogli tego wyczytać, z delikatnych gestów, ni z figlarnego spojrzenia, ni z ujmującego uśmiechu kobiety.
Zbyt młodzi i zbyt naiwni nie znali się na kobiecych sztuczkach. Ani tym bardziej na sztuczkach kunoichi.
Nawet Kirisu. Znajomości z wieśniaczkami i ich córkami, nie przygotowały go na osobę pokroju Leiko.
Młodzieńcza naiwność sprawiła, że nie byli wyzwaniem na łowczyni.

Kojiro zjawił się pół godziny po zmroku i kilkanaście minut przed tym, jak zioła powaliły mocnym snem obu yojimbo Leiko.
Uśmiechnął się na widok ironicznie.- Są uroczy gdy śpią, ne Leiko-san?
Po czym rzekł.- Zauważyłem ognisko w południowej części kotliny. Tam obozują twoi znajomi, ruszymy ?
-Iye.-
rzekł w odpowiedzi łowczyni. Czy to z sentymentu, czy to z bardziej praktycznych pobudek zależało Maruiken na bezpieczeństwie tej dwójki. Poprosiła więc Kojiro o pomoc. I dyskretne czuwanie na tą dwójką.
-Co za przewrotność losu. Yojimbo których trzeba ochraniać.- westchnął teatralnie Kojiro, ozdabiając wypowiedź ironicznym uśmieszkiem. Jednak nie trzeba go było nakłaniać do pomocy, choć... figlarne błyski pojawiły się w oczach ronina. Jego ręce otoczyły nagle Maruiken, przyciskając drapieżnie jej ciało do niego. Usta Kojiro przywarły do jej ust równie drapieżnie co namiętnie w gorącym pocałunku. Po którym to ronin szepnął jej do ucha żartobliwie.- Mała zapłata za ten trud. A teraz odejdź Tsuki no musume, zanim ochota na łowy zgasi resztki głosu rozsądku u twego tygrysa.

Wskazówki ronina były dość dokładne by, bez trudu łowczyni dotarła na miejsce spotkania. Zanim weszła w obręb światła padającego z ogniska mogła przyjrzeć się Kistu Ayame i Ishi Furoku o czymś rozmawiali.
W zasadzie to Ayame opowiadała z wypiekami na twarzy i wspomagając słowa energiczną gestykulacją.


Młoda miko, chyba starała się wywrzeć na swym yojimbo jak najlepsze wrażenie. Oceniając z boku sytuację Leiko uznała, że nastoletnia Korogi się podkochuje w swym opiekunie pierwszą niewinną miłością.
Być może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy będąc w trudnym wieku dojrzenia. Jeszcze nie kobieta, ale już nie dziecko... i bez kobiecego przykładu, który mogłaby naśladować.
I ta sprawa uderzyła najbardziej w Leiko w tej chwili. Młodej miko brakowało tej gracji, jaką powinna mieć z racji wychowania do pełnionej roli. Oznaczało, że nie miał jej kto wychować. Świątynia w której szkoliła się Ayame, musiała zostać zniszczona w pierwszych latach wojny.

Yojimbo, przysłuchiwał się czasem śmiejąc się, czasem wtrącając jakieś słowa.


Traktował miko mieszaniną, szacunku, sympatii i niemal ojcowskiej troski. Stanowili dobraną parę, obecnie. Ale niech no młoda miko podrośnie i nabierze kobiecej natury To wtedy to co było ledwo rysą na mieczu, stanie się pęknięciem... chociaż, kto wie? Inari Ōkami lubiła płatać psikusy.
Leiko obserwowała tą dwójkę z daleka przez chwilę, z mowy ich ciała i ust odczytując subtelne informacje na temat ich relacji. Z ust także odczytała, nieco na temat tematu rozmowy. Ich walki z ninja. Podczas, której młoda miko wykazała się umiejętnościami i teraz subtelnie próbowała się dopomnieć o słowa uznania, od osoby w której była zadurzona. Szczegóły jednak umknęły łowczyni, mrok jak i migotliwy blask ognia sprawiał, że Maruiken miała problemy ze szczegółami.
A gdy zbliżyła się na odległość słuchu...


Furoku zareagował gwałtownie. Szybko wstał i sięgnął po oręż. Uspokoił się dopiero, gdy zauważył Leiko. Odprężył się mówiąc.-Gomennasai łowczyni-san. Spodziewałem się, że to ja ciebie tu przyprowadzę. Miałem iść do waszego obozowiska, wkrótce...
Wskazał dłonią konar przyniesiony w pobliże ognia i przeznaczony na siedzisko.- Spocznij proszę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-10-2011, 03:50   #124
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Konbanwa, Furoku-san, Ayame-chan – powitała ich kobieta uprzejmie, choć raz jeszcze używając tego zdrobniałego zwrotu, za którym miko wydawała się nie przepadać. Ale mimo to w głosie Leiko nie było ironii ni dobitności podkreślającej młody wiek dziewczątka jak miało to miejsce przy poprzednim spotkaniu.

Łowczyni była w zbyt dobrym humorze, by poddawać się takim iście ludzkim, negatywnym emocjom. Była zadowolona, a przyczyny tego były przeróżne. Kąpiel w sadzawce zrelaksowała zarówno jej umysł jak i ciało dając odpocząć napiętym mięśniom. Słodkie uśpienie dwóch yojimbo obeszło się bez przeszkód, tak samo jak i pozostawienie na straży ich bezpieczeństwa ronina. Co więcej, nikt jeszcze jej tego dnia nie groził, nikt nie próbował jej zabić, a to zawsze był całkiem dobry znak. Zatem nie miała powodów do frustracji i dzieckiem takiego stanu rzeczy był bardzo subtelny uśmiech unoszący kąciki jej warg.

- Zaskoczyłam was? To.. niespodziewane - przysiadła na konarze. Jedną nogę założyła na drugą równie zgrabną, przy ruchu tym rozsuwając fałdy kimona prawie po kolana i grzejąc odsłoniętą biel łydek o przyjemnie w ciemnościach tańczące płomienie. Uśmiechnęła się nieco wyraźniej, pełnią swej figlarności ze słowami o dwojakim znaczeniu -Dostrzegłam wasze ognisko już z daleka. Uważajcie, co by nie tylko mnie, ale i tygrysa sobie przypadkiem tutaj nie ściągnąć.
-Tygrys nie jest dla nas zagrożeniem.- odparła miko siadając naprzeciwko i grzebiąc patykiem w ogniu.- Potrafię obłaskawić tego ducha. A skoro jesteś tutaj, to i ty znalazłaś sposób by sobie poradzić z tygrysem, ne?
Zaś przysiadając się Furoku rzekł.- Jakie wrażenie wywarły na tobie te ziemie, łowczyni-san?
-Ah.. póki co żaden z tygrysów krążących po ziemiach Sasaki nie wydaje się być dla mnie szkodliwy. Są tutaj moim najmniejszym zmartwieniem, choć żadnego nie oswoiłam. To niemożliwe w przypadku takich drapieżników – psotne iskiereczki roztańczyły się w półprzymkniętych oczach Leiko, acz równie dobrze mógł to być blask z ognia odbijający się w piwnych tęczówkach.
-Ale jest tu zadziwiająco tłoczno, ne? Można było się spodziewać, że na tak przeklętych okolicach nie będzie żywego ducha. Podobno miały być zastępy umarłych wstających ze swych grobów, jednakże... – przekrzywiła głowę, by móc zerknąć na Furoku zza pasma włosów -Jak dotąd każda ze stających mi na drodze osób była jak najbardziej żywa. Bądź przestawała być.
-Gdy udamy się na północ ziem, zmienisz zdanie. Wróżby mówią, że coś wyrywa umarłych z ich grobów i pobojowisk. Budzi ich ze snu.- rzekła z pełnym przekonaniem w głosie Korogi. A Furoku splótł dłonie razem. Po czym oparłszy na nich swój podbródek rzekł.- My też natknęliśmy się na obrońców tych ziem. Całkiem liczną i dość brutalną grupkę. Pilnują, żeby nikt nie wszedł i nikt nie wydostał się z tych ziem. Nikt niepowołany. A to oznacza, że...- uśmiechnął się ironicznie.- ... chronią jakiś brzydki sekret.
-Nic o nim nie wiem, ale to jedyne wytłumaczenie dla ich nadgorliwości. Jednak ci których spotkałam nie spodziewali się mnie. Ich zadaniem było schwytanie Gōsuto tora. Strażnik wypełnia swe zadanie i eliminuje tych samozwańczych obrońców ku czyjemuś niezadowoleniu. Jest przeszkodą – odparła Leiko wspominając swoją przemiłą pogawędkę z dwoma pieskami Ishikiego. Odetchnęła pełnym tym w co wyposażyła ją Natura, a następnie powiodła spojrzeniem to od bushi, to do drobnej miko -Ale na cóż wam dzisiaj moje towarzystwo? Wszak jeszcze nie miałam okazji zająć się Kisu, nawet nie zbliżyłam się do niej, by móc wam zdać relację z tego spotkania.
-Chcemy byś wyruszyła dalej na północ.-stwierdził Furoku po chwili niezręcznego milczenia.- Opór, który napotkaliśmy na naszej drodze. Opór w postaci ninja na usługach klanu... Ten opór będzie jeszcze większy. Ayame-sama spodziewa się przeciwników zbyt licznych, byśmy mogli we dwójkę ich pokonać. Każde dodatkowe ostrze będzie przydatne.
-To czego chronią tutejsi ninja. To właśnie jest przyczyną gniewu rzeki Kisu.- stwierdziła miko.
-Ale przecież.. – kobieta uniosła wysoko cienkie smugi swych brwi w oznace nie tyle zaskoczenia, co oczekiwania na ciąg dalszy, może odrobiny niezrozumienia i z całą pewnością sporą domieszką zaciekawienia co do ich „chcenia” -Przecież nie zamierzałam zmienić celu mojej wyprawy. Na północy są jaskinie, w tych jaskiniach zaś płynące głęboko rzeki, które mają ujście w Kisu. Wiele wskazuje na to, że właśnie tam znajdę przyczynę jej złości, ne? Dlatego właśnie tam się kieruję.
-Udaj się za jaskinie... jeszcze dalej. Tam i my się kierujemy.- odparł Furoku, ale miko wtrąciła.- Iye. Może i tak lepiej. Niech zajrzy do jaskiń. One też mogą poprowadzić ją do celu, choć okrężną drogą.

Leiko przyglądała się dwójce w ciszy. Wyczekująco. Spodziewała się, że zaraz któreś z nich odpowie na stawiane przez jej nadal uniesione brwi nieme pytanie. Gdy tak się jednak nie stało i jedynym odgłosem w ciemnościach nocy było strzelające ognisko oraz nadszarpujący się dobry nastrój kobiety, westchnęła cicho.
-A jakiż to cel? Czyżby ta.. – wykonała dłonią w powietrzu jakiś nieokreślony, bezwiedny gest - Rana ziemi?
- Złoto.- stwierdził nagle Furoku. Pogrzebał patykiem w ogniu dodając.- Stąd Hachisuka czerpią złoto, powodując przy tym ranę ziemi. Gdy ruszaliśmy bocznymi drogami, natknęliśmy się na transport nadzorowany przez grupę doświadczonych bushi. Przewozili to...
Samuraj sięgnął po niewielkie zawiniątko ukryte pod obi i z pietyzmem odwinął je odsłaniając złoty przedmiot zdobiony dziwną ornamentyką.




-Rabują miejsce pochówku lub... coś w tym rodzaju. Pozostałości po zapomnianej dynastii.- mruknął yojimbo.- I stąd czerpią bogactwo.
Po czym trzymając małą sztabkę w dłoni mówił dalej.-Transporty odbywają się zapomnianymi drogami, dlatego my się na taki natknęliśmy. Rozgłaszają plotki o duchach, choć to ich obecność i działania rozeźliła Kami i duchy tej ziemi. Chodzi o złoto i być może coś więcej... ta sztabka, jak twierdzi Ko... Ayame-sama, ma złą aurę.
-Ale ty wierzysz tylko w to co dostrzega twe oko, ne Maruiken-san?- spytała ironicznie miko.

-Nie jest w zakresie moich.. kompetencji jako łowczyni najętej przez klan, aby interesować się skąd Hachisuka biorą swoje bogactwo. Szczególnie, że to tym złotem mają mi zapłacić, ne? – odparła Leiko ze spokojem, w żadnej mierze nie poświęcając uwagi słowom czy choćby samej Ayame. Całkowicie zignorowała jej przytyk, ni przymrużeniem oczu ni jakimkolwiek cieniem mogącym wstąpić na porcelanowe lica nie zdradzając tego, że choćby była świadoma pytania zadanego przez miko. Bądź co bądź, kobieta miała w swych myślach ważniejsze sprawy niż humorki tej małej. Chociaż mówiła jedno, to przecież źródło pochodzenia całego złota klanu było dla niej ważną, i jedną z poszukiwanych informacji.
-Jeśli jednak rzeczywiście ma ono związek z oni atakującymi wioski.. będzie to drobny konflikt interesów – rozsiadła się wygodniej, dłoń opuszczając na swe kolano i w zamyśleniu palcami wybijając o nie leniwy rytm - Zatem na północy, bez potrzeby zapuszczania się w jaskinie? Czy w takim razie i oni są odpowiedzialni za zniszczenia siedziby rodu Sasaki?
-Kto wie...-wzruszyła ramionami miko, po czym po chwili dodała.- Na pewno jednak nie tylko złoto skrywają te ziemie. Także jedną z masek klanu Hachisuka i gaijińskich mnichów z Chin.
-Mam coś należącego do jednego z mnichów. Wydawał się bardzo mocno pilnować, aby nie zgubić tej swojej błyskotki.- łowczyni pozwoliła sobie zmienić nieco temat, choć nie do końca. Odrobinę tylko, przypominając sobie o ciężarze niewielkiego trofeum ciążącego jej prawie od opuszczenia zamku. Uśmiechnęła się delikatnie, zagadkowo -Chcecie zobaczyć skarb mnicha?
-Skarb mnicha?- Korogi wyraźnie się ożywiła. Oczy jej zabłysły, na twarzy było widać entuzjazm, a zachowanie bardziej pasowało do małej dziewczynki.
-Pokaż, pokaż.- prosiła.
-Hai, haiLeiko zaśmiała się cicho na taką uroczą reakcję miko, reakcję wielce pasującą do jej wieku. Ale nie pospieszyła się z pokazaniem z trudem zdobytego wisiorka.
Z wolna, powłóczystym ruchem uniosła dłonie i w połączeniu z poruszeniem ramionami, obsunęła lekko krawędź dekoltu. Na tyle tylko, by go nieco poszerzyć odsłaniając mleczną skórę, a następnie bezceremonialnie długimi palcami sięgnąć ku dolinie pomiędzy zakrytymi krągłościami. Wyciągnięciu towarzyszyło zagrzechotanie o siebie klejnocików błyskotki oraz wręcz triumfalne słowa kobiety, gdy jej trofeum oświetliły płomienie – Skarb mnicha.

Taki styl pokazu przyciągnął uwagę nie tylko miko, ale też i Furokiego. Bezczelnie gapił się w biust łowczyni jak sroka w gnat. Po czym zaczerwieniony odwrócił spojrzenie mrucząc coś o byciu zbyt długo bez kobiety. Korogi zapewne zareagowałaby na ten fakt, urządzając przesadną scenę zazdrości, ale... jej oczy skupiły się obecnie na zdobyczy Leiko i wręcz pożerała zdobycz wzrokiem. Trąciła palcem klejnot przypominający kocie oko, mówiąc z nieskrywaną zazdrością.- Prawdziwy magiczny amulet.
Zamyśliła się przyglądając mu.- Ale nie ochronny... On chyba służy do czegoś innego.
Uśmiechnęła się radośnie i z dumą rzekła. -Już wiem! To amulet do tropienia! Z jego pomocą znajdujesz to czego szukasz.
-Ah.. Widziałam jak mnich kręcił się po wiosce szukając czegoś i trzymając ten wisior. Był do niego bardzo przywiązany – łowczyni puściła wisior, aby spłynął pomiędzy jej palcami na dłoń Ayame. Wszak sama już się napatrzyła na te klejnoty dające jej jedynie domysły co do przeznaczenia takiej biżuterii, a znalezienie kogoś kto w końcu mógł potwierdzić jego nieszkodliwość, zostało przez kobietę przyjęte z ulgą -Ale to nie tylko on jeden. Już wcześniej widziałam jak bushi Hachisuka oraz mnich z taką błyskotką poszukiwali czegoś w Nagoi.
W czasie kiedy oczy miko pożerały znalezisko, Leiko uśmiechnęła się urzekająco do jej yojimbo nijak skrępowana czy zawstydzona jego wcześniejszym spojrzeniem.
Furoku już nieco ochłonął, a przynajmniej zapanował nad sobą i odpowiedział uśmiechem na uśmiech łowczyni. Miko zaaferowana trzymanym w dłoniach wisiorkiem skupiła spojrzenie na nim.- Nic dziwnego. Tym amuletem można znaleźć wszystko, wystarczy modlitwa do odpowiednich duchów i koncentracja na tym czego się szuka. To bardzo przydatny przedmiot.
-Hai, przydatny. Szczególnie, jeśli każdy z mnichów klanu posiada taki wisior, ne? Wydaje się być świecidełkiem o dość niebezpiecznej wartości w nieodpowiednich rękach – mruknęła Leiko i w konsternacji raz jeszcze zabębniła palcami o swe kolano, czego efektem najwyraźniej były następujące po tym pytania padające spomiędzy jej warg -Ale skoro już go mam, to czy nie mogę go użyć do odszukania wszystkich brudnych sekrecików ukrytych na tych ziemiach? Albo przynajmniej ranę drażniącą Kisu?
-Myślę, że potrafiłabym go użyć, choć najpierw musiałabym go przebadać. Niemniej takie amulety są użyteczne tylko w dłoniach osób umiejących rozmawiać z duchami.- stwierdziła Ayame przyglądając się amuletowi w zamyśleniu.- Dziwne, że ci mnisi z nich korzystają. Że potrafią korzystać.

-Wszak nie wiadomo wiele o tych mnichach, ne? Być może ze sobą przynieśli te amulety. Być może wnoszą jakieś własne modlitwy do nieznanych duchów. Faktem jest, że korzystają.. lub bardzo dobrze udają korzystanie – ramiona łowczyni poruszyły się wdzięcznie we wzruszeniu, po którym tchnienie zawodu wydobyła ze swych płuc. Zawodu, że coś tak przydatnego, mogącego jej pomóc w misji na wiele sposobów, ma właśnie przejść jej koło noska -Cóż.. zatem mogę Ci go przekazać na jakiś czas. Mi on się nie przyda skoro nie potrafię rozmawiać z duchami, a i lepiej się będę czuła bez jego ciężaru.
-Domo arigato.- rzekła z wdzięcznością miko kłaniając się głęboko łowczyni. Furoku zaś uśmiechnął się na ten widok, ciesząc się że potyczki słowne pomiędzy przedstawicielkami płci pięknej uległy zażegnaniu. Rzekł wtrącając się do tej rozmowy.- Ruszymy z samego ranka na północ. Ostatnio napatoczyliśmy się na ninja i obawiam się, że przyciągnęliśmy zbyt wielką ich uwagę. Dlatego będziemy się spieszyć w drodze na północne ziem Sasaki. To chyba nasze ostatnie spotkanie, przed... napatoczeniem się na ową ranę ziemi.

Leiko z zadowoleniem przyjrzała się małej Ayame i jej zmianie nastawienia po otrzymaniu takiego.. prezentu z rąk kobiety. W lekkim uniesieniu podbródka oraz miękkim, nieco kocim uśmiechu rozbrzmiewało bezgłośne „ooooh?”. To było miłe, tak dla odmiany. A i jej nastrój powracał do początkowego stanu.
-Hai, my też wyruszymy z rana. Napotkaliśmy poprzedniej nocy osobę, dla której pracują ci wszyscy ninja i wątpię, aby tak po prostu miał nam dać spokojnie podróżować po tych ziemiach. Nie kiedy już wie o naszej obecności tutaj – zerknęła na krótko w stronę drzew i nieprzeniknionych ciemności wyzierających spomiędzy nich, pogłębianych przez trzaskające radośnie ognisko -W tym zakątku jesteśmy bezpieczni, jednak po wyjściu z niego będziemy jak zwierzyna do wytropienia. Nie będzie mądrym zatrzymywanie się na dłużej.
-On już nie jest człowiekiem.- stwierdziła miko wtrącając się. A Furoku potwierdził skinięciem.- Przywódca ninja staje się czymś innym. Zapewne zmienia się w Oni. Używa dziwnej broni, jest szybki i groźny. I niewątpliwie na granicy obłędu.
-Hai.. słyszałam. Że niewiele w nim zostało z człowieka. Że jest niebezpieczny i nie boi się śmierci. A to jeszcze z czasów, kiedy przebywał na dworze daimyo. Teraz nawet jego pieski się go boją – odparła Leiko głosem cichszym o kilka tonów, jak gdyby samo mówienie o Ishikim miało go tutaj przywołać. Opuszkami palców musnęła swe wargi, zawieszając spojrzenie na płomieniach -Nie rozumiem jednak, dlaczego miałby obecnie działać dla klanu, który przecież go wygnał. Czyżby Hachisuka z powrotem go przygarnęli? Taką bestię?
-Jest zapewne potrzebny do zadań, których nie powierzysz honorowemu samurajowi... ani ninja powiązanych z Hachisuka.- uśmiechnął się ironicznie Furoku. Spoglądając w oczy Leiko rzekł.- Są sprawy od których klan chciałby się odciąć w razie potrzeby. ... Czyż pies wyrzucony z klanu, nie nadaje się by dopilnować takich spraw? A gdyby się wydało. Wszyscy mogliby udać, że... on przecież nie jest częścią klanu, ne? Że działał na własną rękę i Hachisuka nie wiedzieli o nim, ani o jego zbrodniach. - po czym markotnym i smutnym tonem dodał.- Nawet kundle bywają czasem użyteczne, łowczyni-san.
-Ależ ja bardzo dobrze o tym wiem, Furoku-san- kobieta odpowiedziała mu mruknięciem oraz skrzyżowaniem z nim spojrzenia pod wachlarzy długich rzęs -Aczkolwiek istnieje pewna różnica pomiędzy.. względnie okiełznanym, bądź przynajmniej panującym nad sobą kundlem, a tym obłąkanym, mogącym w każdej chwili zwrócić się przeciwko swemu panu i ugryźć karmiącą go rękę, ne?
Z racji tego, że przekazała dalej swe trofeum i nie miała potrzeby już niczego chować w głębinach swego dekoltu, niczym najlepiej strzeżonego skarbca, ściągnęła ku sobie poły kimona skromnie zakrywając zbyt dużo odsłoniętej skóry -Klan niebezpiecznie sobie igra, jednakże skoro Ishiki zagraża mi i moim yojimbo, to nie interesuje mnie jego przynależność, czy to do klanu, czy do własnych koszmarów. Jest wrogiem, bez względu na to dla kogo działa i jakim demonem się staje.
-Może klan ma odpowiedni knebel na pysku psa? A może wierzy, że ma... tak czy siak, ów Ishiki im służy.- stwierdził samuraj pocierając podbródek w zamyśleniu. A miko dodała.- Już nie raz przekonaliśmy się, że klan i mnisi pokładają wielką ufność w swą magię i kontrolę nad swymi oni.

Samuraj spytał zaś, rozglądając się dookoła.- A ten yojimbo, którego napotkałem rano... nie przyszedł chronić cię z ukrycia?
-Iye, poprosiłam go o przypilnowanie tamtych dwóch. Może i jest tutaj bezpieczniej niż w innych częściach ziem Sasaki, ale nie chciałam ich zostawić samych, takich śpiących i bezbronnych – również powiodła wzrokiem po pobliskich drzewach, po tańczących po nich cieniach przywołanych do życia światłem płomieni. A potem uśmiechnęła się dość niefrasobliwie, jakby rozbawiły ją same próby dostrzeżenia sylwetki ronina w nocy -Ale nawet jeśli mimo to przyszedł mnie przypilnować.. to i tak byśmy go nie zobaczyli, ani nie usłyszeli. Jest tygrysem, istnym drapieżnikiem potrafiącym stać się niewidocznym, kiedy tylko tego zapragnie.
-Rozumiem...-odparł Furoku, po czym rzekł z lekkim zafrapowaniem drapiąc się po głowie.- Dołączysz do posiłku? Niestety, mamy tylko rybę i niełuskany ryż.
-Iye, podziękuję. Jeśli to już wszystko, to pozwolę sobie was opuścić. Też muszę się przygotować do dalszej drogi, a i odpocząć póki miejsce na to pozwala – pomimo odrzucenia, jakby nieco wymuszonej propozycji samuraja, Leiko skinęła głową w wyrazie wdzięczności. Następnie podejrzewając, że w większości zostały już poruszone wszystkie ważkie sprawy tego spotkania, podniosła się z gracją i dłonią otrzepała kimono z drobinek kory konaru.
-Potrzebujesz odprowadzenia?- kolejna propozycja Furoku również była głównie wyrazem etykiety. Wszak przybyła tu samotnie i zapewne z odprowadzeniem Leiko do jej obozowiska nie wiązały się żadne niebezpieczeństwa.
-Iye, i tym razem muszę tylko podziękować, Furoku-san. Sądzę, że sobie poradzę, tak samo jak przy odnalezieniu was, ne? – odpowiedziała w międzyczasie doprowadzając swe odzienie do czystości. Na pożegnanie skłoniła się obojgu, tak odrobinę, niezbyt głęboko i bez zbędnych czułości od razu skierowała swe kroki ku granicy pomiędzy światłem ogniska, a ciemnością pośród drzew. Tam też jednak przystanęła i zerknęła na ich dwoje z lekkim uśmiechem -Powodzenia.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 05-03-2012 o 16:40.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-10-2011, 04:05   #125
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Kojiro czuwał... choć nie przy samym obozowisku. Siedział w cieniu rozłożystego drzewa, niemalże wtapiając się w mrok nocy. Niemalże. Nie dość wystarczająco, by go nie zauważyła.
Zbliżała się do niego cicho stawiając zęby swych geta pośród traw, choć kto jak kto, ale zapewne i on już był świadom jej powrotu. Przystanęła więc tuż przy drzewie i dłonią delikatnie wsparła się o jego szorstką, nieprzyjemną w dotyku korę. Spojrzała w dół na swojego osobistego tygrysa, łagodnie tak i z zadowoleniem płynącym z jego obecności. Po tym krótkim momencie milczenia zawędrowała piwnookim wzrokiem ku ognisku, ku porozkładanym rzeczom czyniącym obozowisko i ku dwóm bezbronnie leżącym postaciom. Uśmiechnęła się zadając pytanie -Jak się sprawują moi yojimbo? Grzecznie śpią?
-Bardzo grzecznie. Jak małe dzieci. W sumie to chyba jeszcze dzieci, ne?- ronin odparł nieco kpiącym tonem, nie odwracając się i nie zmieniając pozycji. Po czym spytał.- Aaaa jak tobie upłynęło spotkanie?
-Być może. Jednakże chronią i opiekują się mną. Jestem im obu za to wdzięczna – mruknęła Leiko, aczkolwiek to dzisiejsze oszustwo z jej strony rzucało nieco odmienne światło na te słowa. Ale czyż raz za razem nie okazywała im swojej dozgonnej wdzięczności, nagradzając ich drobnymi gestami sympatii oraz spojrzeniami roziskrzonymi od obietnic? Wszak to pojedyncze zdradzenie zaufania nie mogło ich nastawić przeciwko niej, szczególnie po odpowiednim zawoalowaniu całego zdarzenia w słodkie kłamstewko.

-A spotkanie było spokojne, nawet całkiem pożyteczne – obróciła się do niego bokiem i tym razem plecami oparła się o drzewo -Zmieniamy jednak cel dalszej wyprawy. Nie idziemy do jaskiń, tylko dalej na północ Twoich ziem, Kojiro-san.
-Tam? Przecież tam są pustkowia.- zdziwił się ronin opierając dłonie o swój oręż.- Dalej na północ od jaskiń, nie ma nic ciekawego. Mój ojciec polował na tych ziemiach z sokołami. Tylko do tego się nadawały.
-Ale podobno Twój dawny klan coś tam znalazł. Swoje obecne bogactwo. Co ważniejsze dla mnie, te ich działania mogą mieć też ścisły związek z oni. Może to z ich powodu gniewa się Kisu.. - kobieta w zamyśleniu odchyliła głowę i zapatrzyła się w nocne niebo.




Pomiędzy ciężkimi, leniwie płynącymi po nim chmurami czasem zamajaczyła zagubiona gwiazda -Jeśli to prawda, to jest to wyjątkowo ironiczny kaprys Losu, tak nasyłać mnie na mych polowaniach na mego zleceniodawcę..
Ronin westchnął.- Ale takie igranie z losem, ma swój urok, ne Tsuki no musume?
Zerknął na łowczynię i spytał żartobliwie.-Zamierzasz wrócić do swego ojca, Księżyca?
-Chyba powinnamLeiko podjęła jego żarcik z wesołością, ale też i melancholijnym westchnieniem -Moi dwaj uroczy yojimbo pewnie jeszcze długo będą spali, co zaś nie czyni dla mojego tygrysa jakiegokolwiek wartego podjęcia wyzwania w porwaniu mnie, ne? Ty-gry-sie?

Drapieżny przydomek ronina opuścił soczyście fioletową słodycz jej warg w postaci pomruku, akcentując każdą z sylab zatańczeniem czubka języka po zębach i podniebieniu. Wyciągnęła ku niemu rękę i smukłe palce zanurzyła pośród długich włosów Kojiro, niczym w prostej pieszczocie jaką obdarza się kocurki. Przyglądała mu się ze swojej wysokości -Jakie jest prawdopodobieństwo, że.. to złoto, które rzekomo rabują z północy Hachisuka, jest właśnie tym Twoim rodzinnym sekretem bądź jakąś jego częścią?

Ronin podjął wyzwanie wstając i uśmiechając się. Stanął przed nią dłońmi obejmując kibić Leiko.- Igrasz z ogniem Tsuki no musume. Tygrysowi ciężko się hamować przed porwaniem tak kuszącej zdobyczy. Wierz mi.
Kojiro nachylił się i musnął wargami jej wargi pozwalając jej dłoni bawić się kosmykami jego włosów, po czym delikatnie dotykał czubkiem języka kolejnych wrażliwych punktów jej szyi mówiąc.-Kto wie. Rodzinny sekret był... cóż... uważałem go za bajkę. Za legendarną opowieść dotyczącą początków mej rodziny. Złoto?
Jego palce wędrowały po talii dziewczyny muskając powoli jej ciało przez zwodniczo delikatny materiał kobiecego kimona. - Złoto jest dla mnie zaskoczeniem. Nigdy nie było kopalni na terenach mej rodziny, ni w rzekach przepływających przez nasze ziemie, a ród Sasaki nigdy nie należał do zamożnych. Złoto? Grudki złota? Ciekawe... ale to by wiele tłumaczyło. Klany są wyczerpane walkami, skarbce są puste. Ostatecznym zwycięzcą jest nie ten co wygrał, ale ten co najwięcej zachował.
-Iye, nie grudki. Raczej złoto już przetopione na faktyczne przedmioty. Zapomniane skarby, może jakiejś dawnej dynastii… - mówiła z lekkim rozmarzeniem, z lekkim problemem ze skupieniem nad kwestiami, o których opowiadała roninowi. A może tak naprawdę jej bystrości umysłu nie zaburzały te jego przyjemne zabiegi i tylko grała dla zapewnienia sobie tej dziwnej więzi z Kojiro? Bądź co bądź, ale pod poczuciem jego języka umiejętnie grającego na czułych unerwieniach jej szyi Leiko przymknęła błogo oczy.
-Iye, też i nie kopalnie. Skarbiec, miejsce pochówku.. trudno rzec. Miejsce, z którego klan wydobywa te bogactwa – dłońmi zaplątała się na kilka krótkich chwil w jego długim kucu, a potem zaplotła je na karku mężczyzny, zamykając go w swych objęciach. A siebie dobrowolnie zatrzaskując w tej pułapce pomiędzy drzewem za swymi plecami, a rozkosznie atakującym jej szyję tygrysem - W jakąż to śliską intrygę się wplątałam, ne?
-W dość groźną, acz jako moja sojuszniczka... czyż nie masz mego wsparcia w swych działaniach?- mruczał Kojiro wędrując ustami po szyi i dekolcie stroju łowczyni. Powoli i bez pośpiechu muskał kolejne punkty na jej skórze dotykiem swych warg. Obdarzał pieszczotą Maruiken niemal z pietyzmem, nie spiesząc się. Podobnie wędrowały po niej jego dłonie, nie sięgając odważnie pod jej kimono. Mężczyzna rozkoszował się jej obecnością w swych ramionach, smakując powoli tą chwilę intymności między nimi.- Skarby dynastii... skarby pałacu? Pamiętasz, czego pilnował mój tygrys? Zapewne o nie chodzi... nic dziwnego, że się obudził.
-Hai.. i to by też wyjaśniło nadgorliwość Ishikiego i jego ninja w pilnowaniu, aby nikt niepowołany nie zapuszczał się na te ziemie – odparła kobieta delektując się pieszczotami jakimi ronin ją obdarzał ze zwyczajową sobie pasją wobec niej. Wszak nazwał siebie koneserem piękna, a skoro już tyle razy wytrwale pokazywał Leiko prawdziwość tego stwierdzenia, to nie dziwiła się jego nieśpiesznemu smakowaniu i badaniu dzieła sztuki jakim była. Wręcz przeciwnie, z zadowoleniem przyjmowała tak odmienne, wyrafinowane adorowanie jej.

-Zatem na północ. W końcu Gōsuto Tora też wskazywał właśnie ten kierunek i nie musiało mu chodzić o jaskinie – delikatna gęsia skórka naznaczyła sobą odsłoniętą skórę dekoltu łowczyni. Następne słowa padły z jej ust w postaci szeptu na poły powodowanego nostalgią, a na poły pocałunkami Kojiro -Zobaczymy. Przekonamy się..
-Czyż więc jutro dwójka młodzików, znów zmierzy się z kobiecymi kaprysami? -spytał żartobliwie Kojiro rozluźniając obi kimona Leiko i sprawiając, że dekolt łowczyni powiększył się nieco.
Zaśmiał się cicho.- Może to i dobrze. Niech się uczą, co to znaczy podróżować z niezwykłą kobietą.
Głowa ronina wtuliła się w dekolt, a pocałunki jego ust na jej odsłoniętej skórze piersi i szyi przybrały na intensywności.
-Jesteś dla nich okrutny.. a przecież Yasuro-san tak się dobrze o Tobie wypowiada – zamruczała karcąco, po wcześniejszym zachichotaniu wprawiającym jej biust w drżenie.
-Acz czyżby.. iye.. – wyraźnie zapytać o coś chciała, ale z jakiegoś powodu wprawiającego ją w rozbawienie, zaniechała tego zamiaru i tylko pokręciła głową. Ale przecież była kobietą, kreaturą o ciekawości będącej jej słabością. I dlatego nie zdołała przełknąć swego pytania. Uchyliła powieki, by móc zerknąć na swego kochanka, a zarówno to jej spojrzenie jak i uśmiech wymalowany na wargach kryły w sobie psotę -Czyżby to.. zazdrość przez Ciebie przemawiała, mój tygrysie?
Kojiro uśmiechnął się i przybliżył swoją twarz do jej twarzy odpowiadając. -Czyżby... dziwiła cię zazdrość o twą osobę?
Usta ronina przylgnęły do jej ust, zaborczo i drapieżnie, namiętnie wędrując językiem po jej wargach i tocząc boje z jej językiem. Przycisnął swe ciało do jej, jakby starając zaznaczyć swoje prawa do niej. A może tylko igrał? Tak. Z pewnością igrał z jej ciekawością unikając jednoznacznej wypowiedzi. A jedynie insynuując ją.

I znalazła się w jego ramionach, otulona i "bezbronna", z jego ustami przyciśniętymi do swoich w namiętnym i gorącym pocałunku. Łania nie zdołała dostrzec, kiedy tygrys ją podszedł. A może... nie miała zamiaru dostrzec? Może chciała być schwytana? Choć każdego dnia rozkładała swoje własne sidła, to nie zdarzało się zbyt często, by ktoś tak umiejętnie jak Kojiro był w stanie ją złapać dla siebie. Tygrys miał przewagę na swych ziemiach nad łanią, któż wiedział którą to już była ofiarą jego zbałamucenia w tym czarującym miejscu, pod tym rozłożystym drzewem..

Lubieżny pocałunek stał się także uśmiechniętym, kiedy wargi uniosła w ukontentowaniu i przyzwoleniu na zuchwałe zachowanie mężczyzny. Ciaśniej objęła go rękami, splatając ich ciała ze sobą w mocnym uścisku.
Zatriumfował urok Ukrytego Zakątka.


***




Poranek na ziemiach Sasaki był szary i chłodny. Eteryczne mgiełki płynęły ponad sadzawkami. Było spokojnie i bezpiecznie, chociaż ziąb oraz wilgoć przenikały przez ubrania. Dlatego w cieszeniu się tym kolejnym dniem po nocy bez niemiłych niespodzianek, pomagało cicho trzaskające ognisko oraz koce, którymi troskliwie otulona została dwójka młodzianów. Grzecznie przespali tak wiele godzin, a gdy temu odpoczynkowi nadszedł kres, to pierwszy obudził się młody bushi. Na jego nagłe poruszenie zareagowała od razu krzątająca się po obozowisku Leiko.
-Ohayō gozaimasu, Yasuro-san – powitała go radosnym świergotem jak skowronek o poranku. Zbliżyła się i przysiadła na ziemi pomiędzy nim a śpiącym jeszcze Kirisu. W obu dłoniach dzierżyła po miseczce z gorącym, odganiającym chłód przebudzenia jedzeniem, które porozstawiała kolejno przy samuraju oraz łowcy. Uśmiechnęła się do tego pierwszego i w czułym geście ciepłymi jeszcze palcami odgarnęła niesforne kosmyki z jego czoła, mówiąc przy tym -Dobrze spałeś? Wyśniłeś sobie coś miłego?
-Jakoś...- Yasuro zmarszczył brwi za wszelką cenę próbując przypomnieć sobie sny. Ale... nic mu nie przychodziło po głowy. Nie powinno zresztą. Napar który w swej naiwności wypił, gwarantował mocny sen, ale bez majaków.-... nie... Nic mi się nie śniło. A tobie?

-Hai. Chyba w tak urokliwym miejscu nie mógłby się przyśnić żaden koszmar – odparła z beztroskim przekonaniem łowczyni. Kiedy już doprowadziła do względnego ładu zmierzwione włosy samuraja, tedy ujęła leżący blisko niej patyk i dźgnęła nim kilka raz płomienie. Po ich gwałtowniejszym zatańczeniu rozłożyła przed nimi dłonie dla ogrzania -Ale to były tylko krótkie chwile. Wszak musiałam dopilnować, aby nikt wam nie przeszkodził w odpoczynku, ne?
-Gome.- odparł krótko Yasuro zawstydzony tym delikatnym przytykiem. Usiadł w milczeniu pocierając zdrętwiały nieco kark. Po czym spytał.- Co ci się śniło Leiko-san?
-Śnił mi się.. Twój rodzinny ogród, albo przynajmniej moje jego wyobrażenie. Tyle mi wczoraj cudowności o nim naopowiadałeś, że aż nawiedził mnie w snach – powiedziała z rozmarzeniem, dzieląc się z Yasuro tym słodkim jak miód kłamstewkiem. Westchnęła cicho -Przyjemnie było po nim pospacerować.
Nie mogła nie zauważyć gestu przez niego wykonywanego, więc z niewinnością zapytała -Rozmasować?
Bushi zamarł, zaskoczony jej propozycją. Chwilę później na jego twarzy miotały się sprzeczne uczucia. Niewątpliwie młodzikowi brakowało opanowania z jakiego słynęli samuraje. Z jednej strony pokusa Leiko była spora. Z drugiej, bał się jej ulec. Ostatecznie jednak się zgodził mówiąc.- Jeśli.. Jeśli nie będzie to kłopotem... dla ciebie.

Wstała ze swego miejsca tylko po to, by z szelestem kimona usiąść wygodnie za młodzianem. Położyła dłonie na jego barkach i uścisnęła lekko, jakby badała ich umięśnienie oraz napięcie. Powłóczystymi ruchami zsunęła je ku łopatkom, by w tej swojej ceremonii rozpoczynającej masaż wtargnąć delikatnie pośród gęste kosmyki jego włosów. Odgarnęła je odsłaniając sobie kark i szyję samuraja, na które przeniosła swą uwagę. Leiko nie zapomniała swego kunsztu, jej palce nie straciły tamtych zdolności z karczmy. Iye, wręcz przeciwnie. Po takim czasie jaki upłynął od tamtej ich rozmowy, po zapomnieniu bądź wytłumieniu przez Yasuro wspomnień masażu, obecny dotyk kobiety był po dwakroć wyraźniej wyczuwalny.

-Ale ten sen i pobyt w tym wspaniałym zakątku uświadomiły mi coś, czego nie dostrzegałam w swoim oddaniu polowaniu i chęci pokazania swej użyteczności innym łowcom – zaczęła mówić cicho, poważniej i stopniowo wprowadzać w życie kolejny „kobiecy kaprys” - Uświadomiłam sobie, jak bardzo nie chcę zapuszczać się w jaskinie. Jak bardzo przerażającą wizją jest bycie zamkniętą w ciemnościach i ciasnocie, do tego bez znajomości ich labiryntów..
Westchnęła z nutką przygnębienia, owym tchnieniem łaskocząc skórę młodego bushi -Miałeś rację, Yasuro-san. Bez przewodnika możemy tylko się zgubić i nawet przez całe dnie nie widzieć nieba.
Samuraj odprężył się pod jej dotykiem, oddychał spokojnie relaksując się pod pieszczotą jej palców. I przysłuchiwał się jej wypowiedzi, choć tchnienie jej oddechu sprawiło, że nieoczekiwanie dla siebie... zadrżał. Przymknął oczy i spytał.- A więc... wracamy?
-Iye, jeszcze nie.. skoro już tutaj jesteśmy, to nie powinniśmy tak szybko odchodzić. Jaskinie mnie odstraszają, acz nadal wierzę w zależność pomiędzy tymi ziemiami i problemami wiosek z oni - rozcierała, ugniatała i masowała rozgrzewając mięśnie karku Yasuro. Nie śpieszyła się, a każdy jeden taki ruch z jej strony był dokładny i przemyślany, wywołujący jednocześnie przyjemność i wytchnienie. Dotykała delikatnie, acz stanowczo, tworząc pęknięcia na woli samuraja -Chcę iść dalej na północ. Jeśli tam faktycznie przepływają tutejsze rzeki, to może znajdziemy jakieś ślady prowadzące do rozwiązania problemu. Nie mamy żadnego innego celu, czemu zatem nie ruszyć właśnie tam?
-A Ishiki ?- spytał Yasuro. W głosie młodzieńca słychać było niepewność, świadczącą o powoli topniejącym oporze. Rozleniwiony pieszczotą jej dłoni nie próbował szukać argumentów przeciw jej słowom.- On może... Twierdził, że z nakazu klanu...
-Ale czyż my nie działamy dla dobra Twego klanu? Czyż nie chcemy zlikwidować wodnych demonów, tak jak nam kazano? Wszak nie zamierzamy robić niczego złego, zaledwie wykonać powierzone nam przez daimyo zadanie – powiedziała ze spokojem, jednakże coś zaburzyło harmonię.

Dłonie Leiko zamarły raz jeszcze na barkach młodziana, zaprzestały swego masażu. Nachyliła się ku niemu.. blisko, niebezpiecznie blisko, aż poczuł zarys jędrnych krągłości przytulonych do jego pleców przez bariery ubrań obojga. A także jej wargi tuż przy swym uchu, prawie je muskające w wylewanym k u niemu szepcie wątpliwości -Ufasz mi.. prawda, Yasuro-san?
-Ja?- niełatwo mu było zebrać myśli w tej sytuacji. Niebezpieczna bliskość ich ciał wprawiła głos młodego bushi w drżenie. A myśli Yasuro krążyły wokół innych tematów, niż rozmowa jaką toczyli.- Ja.. ufam... ci.
-Zatem wiesz, że zależy mi na powodzeniu łowów, dobru klanu, moim.. i Twoim, samuraju – jej ostatniemu słówku towarzyszył nikczemny pocałunek na tej jakże wrażliwej strefie jaką było jego ucho. Drobna czułość, jakby mająca przypieczętować ten triumf płci pięknej i pokruszenie się muru zdyscyplinowania młodziana. I który to już raz?
Cofnęła się do swej wcześniejszej pozycji, pozostawiając po sobie tylko zapach perfum oraz dłonie ponawiające masaż karku Yasuro - Nie martw się Ishikim. Walczyliśmy z tyloma oni stającymi na naszej drodze, w tym i z dwoma prawdziwie potężnymi, a każda taka walka była dla nas wygrana. Nie jesteśmy bezbronni..
Bushi zaczerwienił się wyraźnie. Oddech młodzika przyspieszył, gdy poczuł jej wargi muskające jego ucho.
-Hai. To prawda, ale...- mruknął cicho Yasuro i dodał.- Nie należy lekceważyć tego... osobnika. Było w nim coś....- długo szukał określenia które oddawałoby jego odczucia.- ...coś nieludzkiego.
-Nieludzkiego? – zapytała Leiko upewniając się co do tego, że dobrze usłyszała. A chociaż samuraj nie mógł tego zobaczyć, to jedna z jej brwi wzniosła się w górę nie tyle w wyrazie zaskoczenia, co.. zaintrygowania. Człowiek stający się oni.. to brzmiało co najmniej niepokojąco.
-W takim razie będziemy też uważać na niego w trakcie dalszej podróży. Nie ma potrzeby go specjalnie kusić do kolejnego spotkania, a jeśli już takie się nadarzy to będziemy bardzo ostrożni – opuszkami swych palców uciskała mięśnie karku młodziana, od czasu do czasu okrężnymi ruchami schodząc ku jego szyi i za uszy -Też nie podoba mi się myśl o próbującym nas wyśledzić Ishikim, ale przybyliśmy tutaj ze świadomością przeróżnego zagrożenia, ne?
-To prawda.- zgodził się z jej słowami Yasuro. Wyraźnie czuła, że odprężył się pod jej palcami, pochłonięty przyjemnością którą mu sprawiała. Świadoma tego faktu, a także swojej wygranej na polu subtelnego podejmowania decyzji co do celu ich podróży, łowczyni rozchyliła miękko wargi w uśmiechu. Przechyliła się nieco, by móc dostrzec profil twarzy samuraja -Czy już lepiej, Yasuro-san? Pomogłam?
-Hai.- stwierdził dość cicho i nieśmiało młody samuraj. Ta bliskość między nimi wyraźnie mąciła jego spokój ducha, a jednocześnie jednak bardzo jej pragnął.
-Cieszy mnie to. A teraz zjedz coś, wszyscy musimy mieć siły na podróż – odparła jakby nie zauważając tej każdej jednej reakcji jaką przecież całkiem umyślnie wywoływała w Yasuro. Nieprzerwanie go kusiła i wprawiała w zakłopotanie, dając mu tak wiele z równoczesnym odbieraniem. I odwracaniem swej uwagi ku drugiemu młodzianowi, śpiącemu rozkosznie jak młody chłopiec.

Biedny Płomyczek.. Nie otrzymywał już tyle zainteresowania ze strony swojej fascynującej łowczyni co wtedy w Nagoi. Musiał się cieszyć zaledwie połową jej uwagi, z czego ta druga przypadała na jego konkurenta do względów Leiko. Niegdyś był jej jedynym obrońcą, partnerem, pocieszycielem oraz.. towarzyszem przyjemności, a teraz z trudem z rzadka udawało mu się wyrwać kilka chwil tylko do spędzenia we dwoje. Bez tego trzeciego. Na dodatek jeszcze te dwie porażki, najpierw z samurajem i potem z Ishikim. To wszystko musiało przygasić nieco jego wewnętrzny ogień, a przecież w interesie kobiety było podsycanie go na swoje potrzeby.
Przyłożyła dłoń do jego czoła, a potem koniuszkami palców przesunęła po jego policzku i zatrzymała się na szyi. Błądziła po niej dotykiem zwiewnym i delikatnym jak muśnięcia skrzydeł motyla, aczkolwiek przyjemnie wyczuwalnych po celowym natrafianiu Leiko na wrażliwe punkty na skórze młodzika. A gdy przebudził się pod wpływem tak drobnej pieszczoty, to pierwszym co zobaczył swym rozespanym acz roziskrzonym wzrokiem była twarz łowczyni. I ciepły uśmiech, którym go powitała.
-Wyśniłeś sobie coś miłego?
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 06-08-2015 o 03:06.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-10-2011, 17:27   #126
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To był uroczy początek, po równie uroczej nocy i dniu. Przez ten czas Leiko mogła sobie pozwolić na zapomnienie o swych obowiązkach i rozkoszowaniem się sytuacją. A przyjemności wszak zażyła w tym miejscu wiele.
Poznała też nowe informacje, ale czy wszystkie? Ile wszak wiedziała miko, a ile wywróżyła z ognia? Co tak naprawdę się tu działo? Wyglądało, że sekret rodziny Sakaki istnieje, tajemnica strzeżona przez tygrysa... również.
Ale czy chodziło tylko o złoto?
Odpowiedzi, były poza kotliną, poza jaskiniami, w najdalszym zakątku ziem Sakaki, w najbardziej wysuniętym na północ.

Namówienie Yasuro na zmianę celu wędrówki nie było trudne. Tym łatwiej poszło z Kirisu. Wystarczył jeden uśmiech, jedna dwuznaczna sugestia na temat wspólnych chwil i Kogucik zgodził się od razu. Nie zastanawiał się czemu tam wyruszają, nie pytał po co. Kirisu nie zaprzątywał sobie głowy takimi problemami, snując fantazje na temat wspólnych chwil z Maruiken.
Opuścili więc "Ukryty Zakątek" przemierzając kolejne jaskinie w drodze na zewnątrz, wedle wskazówek jakie w nocy udzielił jej Kojiro. Młodzicy nie pytali już skąd wie, jak się wydostać, choć Yasuro niewątpliwie nad tym myślał.
Niemniej, po wyjściu z labiryntu jaskiń, wyruszyli na północne ziemie Sakaki...

Do miejsca, które niewątpliwie ich zaskoczyło. Tak jak wspominał Kojiro, północne ziemie jego rodziny, były jałowymi pustkowiami. Nie wspomniał jednak o innym fakcie.
Że były też wielkim cmentarzyskiem.
A może o tym nie wiedział?



Dziesiątki dość świeżych grobów rozciągały się jak okiem sięgnąć. Do kogo należały?
Zapewne do biedaków, których nie stać było na godny pochówek. I byli po prostu grzebani w ziemi. W końcu, kremacja jest kosztowna. A drewno drogie.
W czasach wojny i po jej zakończeniu, kto mógł sobie na to pozwolić?
Mimo to... tak wiele grobów?
Czyżby pozostałość po bitwie?
Trójka zszokowanych podróżników, mogła stwierdzić, że... nie. Natknęli się bowiem na zwłoki. Stosunkowo świeże zwłoki.


Choć bił od nich silny odór, choć ciała gniły i białe robaki zaczynały się w nich roić, to trupy były jeszcze dość świeże. Ciała nie napuchły, a smród, choć dojmujący świadczył o jedynie początkowym stopniu rozkładu.
Nie były to ciała bushi, choć zginęli gwałtowną śmiercią. Nie. To z pewnością były ciała wieśniaków lub mieszkańców miast. Ciała drobnych rzezimieszków i bandytów.
Dalsze egzaminowanie ciał przerwało nadejście dwóch mężczyzn z kierunku w którym zmierzali.
Wyglądali na obszarpańców i żebraków. Z daleka trudno było całej trójce zauważyć szczegóły dotyczące ich wyglądu. Poza jednym.


Jeden z nich nosił na plecach biwę. Być może więc był wędrownym artystą. Ale cóż robił ów artysta, na cmentarzysku?
Gdzie jedynie umarli, byli publicznością. I jak się okazało innej publiczności, ów grajek nie potrzebował.
Sięgnął po biwę i uderzając drewnianym plektronem o struny wydobył z instrumentu smutną i przejmującą pieśń. Piękną, ale i budzącą strach w sercach słuchaczy. I nie tylko budzącą strach.
Ziemia zadrżała pod wpływem tych dźwięków. Z grobów...


… zaczęli wstawać martwi, posłuszni dźwiękom melodii wzywającej się do przebudzenia z wiecznego snu.
Nie tylko zresztą oni.
Także zwłoki które były obiektem badań trójki podróżników, zaczęły się budzić do życia, uwiedzione słodkimi dźwiękami instrumentu.


Wniosek nasuwał się jeden... Trójka łowców natknęła się na czarownika parającego się mroczną macho.
Z ust nieumarłych wyrywały się jęki i pomruki, a czasami śmierdząca ciemnoczerwona posoka.
Zaś grający czarownik, widząc nieoczekiwanych gości, zmienił melodię. Nie była już spokojna i pełna tęsknoty.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=OoSplFismpk[/media]

Nabrała energii i wigoru i drapieżności. A posłuszni jej nieumarli, zwrócili się obliczami w kierunku trójki podróżników.


I zaatakowali. Nie byli potężnym przeciwnikami. W końcu byli tylko ożywionymi zwłokami. Ale... byli liczni.
I tą liczebnością nadrabiali swoje braki. Dość łatwo było przejrzeć ich taktykę. Zamierzali przygnieść trójkę łowców przewagą liczebną... i ciężarem swych ciał przyszpilić ich do ziemi. A unieruchomionych udusić.
I mogło się to im udać. Grajek ożywił ponad sześćdziesiąt zwłok, z czego czterdzieści, pieśń biwy skierowała przeciw łowcom, otaczając ich ze wszystkich stron. Pierścień nieumarłych otaczających trójkę łowców się zaciskał.
Grajek wraz ze swym sługą się oddalał zabierając ze sobą pozostałych nieumarłych. A podróżnicy nie próżnowali.
Kirisu wiedział, że sytuacja jest poważna. Użył więc sprawdzonego już sposoby, by nadać ognia jūmonji-yari i rzucił się w bój z wyjątkową agresją.


Tym razem znikł gdzieś radosny nastrój młodego łowcy. Sytuacja była bowiem poważna. Niemniej wirujące i elastyczne bambusowe drągi jego broni, pozwalały na szerokie poziome zamachy, a płonące żelazne ostrza, roztrzaskiwały głowy, odcinały członki i zapalały resztki ubrań na ciałach nieumarłych.
Również Yasuro wykorzystywał zasięg katany, atakując zamaszystymi cięciami nacierające trupy. Brak mu jednak było doświadczenia. O ile Kirisuuderzał, głównie w głowy i kończyny, o tyle młody samuraj celował głównie w korpus zadając śmiercionośne cięcia, które zabiłyby żywego. Ale nieumarłym nie czyniły szkody.
Słabym punktem, żywych trupów były bowiem głowy i serca. O czym wiedziała Leiko, ale nie Yasuro.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-10-2011, 19:35   #127
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Gdy udamy się na północ ziem, zmienisz zdanie.
Wróżby mówią, że coś wyrywa umarłych z ich grobów i pobojowisk.
Budzi ich ze snu.




Wysokim, cichym jękiem ozwała się naciągana struna.
Wytkany do obcej sobie długości i rozciągnięty pomiędzy kobiecymi palcami czarny włos przeistoczył się w narzędzie do zabijania. Kolejne, potwierdzające tylko przeznaczenie Leiko do bycia żywą bronią w dłoniach drogiej Matki nawet w takiej drobnostce. Jednakże w tym bezkompromisowym oddaniu życiowemu celowi jakim było wypełnianie poleceń i życzeń swej pani, wykraczała ona poza granice typowego wyszkolenia wszystkich sióstr. Dla Matki był to uśmiech losu. Wszak otrzymała „w prezencie” nie tylko następną córkę, ale także jej dar pożerania dusz demonów i wszelkie płynące z tego korzyści. Moc oka była przydatna. Stawiała ich Dom ponad przeciwnikami, dawała przewagę i, co najważniejsze, przywoływała zadowolenie na twarzy kobiety, która wszak wychowała ją od maleńkości. I dlatego Leiko wykorzystywała zdolności płynące z tego.. wynaturzenia, choć każda jedna wchłonięta esencja oni napawała ją wstrętem oraz dziwnym niepokojem.
Za wszystko była jakaś cena. Jak wysoka była za te nieludzkie praktyki?

Ale póki co ostatnia dusza, ta zyskana po śmierci Matki Głodu, miała raz jeszcze przyjść łowczyni z pomocą. Potrzebowała kilku chwil na przygotowanie, na tkanie swych nici niczym pająk. Aż napięte zalśniły w jej dłoniach, niepozorne jak dziecięca zabawa w przeplatankę, aczkolwiek natury w żadnej mierze nie miały tak niewinnej. Z przejmującym trzaskiem smagnęły dziko powietrze ponad tłoczącymi się nieumarłymi, by wraz ze zręcznymi ruchami nadgarstków zarzucić się wśród nich prawie siecią. Delikatny z pozoru włos okazywał się śmiertelnie niebezpiecznym narzędziem. Owijał się delikatnie wokół szyi trupa, by nagle odcinać ją z morderczą siłą nietypową dla tak cieniutkiej niteczki. Wystarczyło jedno szarpnięcie, by głowa upadła na ziemię. A chwilę później, samo ciało.
Struna.. to było dobre porównanie, chociaż mylące na pierwsze brzmienie. Nie była artystą tworzącym muzykę, ale tancerzem wznoszącym się w jej zabójczym nurcie. Nici wymagały od niej ruchu, unoszenia się i opadania w oplataniu nieumarłych partnerów kobiety, aż w końcu i szarpnięć wieńczących każdą figurę.
A może była także marionetkarzem, a każdy z przebudzonych trupów stawał się marionetką we władzy jej smukłych palców. Tak jak za życie lalek odpowiedzialne były dłonie dzierżące krzyżaki i kontrolujące nawet najdrobniejszy ruch, tak Leiko zaledwie wywinięciami nadgarstków posyłała pożywione zwłoki z powrotem w wieczny, przerwany im sen.

We trójkę przetrzebiali nieumarłą masę, nie pozwalając żadnemu z przeciwników zbliżyć się zanadto. Stalowe nici, płonące jūmonji-yari oraz szlachetna katana współgrały ze sobą w utrzymywaniu bezpiecznego okręgu, ostatniej fortecy chroniącej ich przed falą chodzących zwłok. Każde z nich chroniło plecy swoje, ale także pozostałej dwójki.. choć Leiko podejrzewała skrycie, że nawet w takiej sytuacji to właśnie jej bezpieczeństwu poświęcana była największa uwaga ze strony Płomienia. Bądź co bądź nie można było powiedzieć, aby pomiędzy młodzianami utworzyła się więź przyjaźni.
Samurajski honor Yasuro, czy tego chciał czy nie, wymuszał na nim obronę swego żywiołowego rywala, który zaś był prosty i kierowany o wiele mniej honorowymi namiętnościami. Zawsze gorliwie prezentował przed łowczynią swe umiejętności w nadziei na zyskanie… początkowo tylko zachwytu z jej strony, acz w jego myślach prowadzącego już do ponownego smakowania upragnionych pieszczot sam na sam z oczarowaną kobietą. Tak jak wtedy w Nagoi, gdy bohatersko uratował ją przed rzucającym się na nią demonem, a później odgonił od niej to wspomnienie ciepłem swego ciała. A przynajmniej tak to wyglądało w jego wyobrażeniu, ne?

Bronili się wytrwale przed zostaniem przyduszonymi gnijącymi zwłokami, ale i w tej barykadzie powstała pewna luka. Swoista nieszczelność mogąca przerzucić szalę wygranej na stronę atakujących. Oto bowiem dzięki krótkiemu zerknięciu mającemu pomóc w zorientowaniu się w ich sytuacji, Leiko dostrzegła trupy chwiejnie wstające po atakach Yasuro. Jednak nie było niczego niewprawnego w jego stylu walki. Jedynym i to właśnie głównym błędem było postrzeganie przeciwników jako istoty o zwykłej naturze.
Korzystając ze złudnego momentu wytchnienia przed następnymi trupami mającymi się na nią rzucić, Leiko wykonała niewielki, strategiczny odwrót. W nim to z lekkością oparła się o plecy samuraja, zwracając jego uwagę na filigranową siebie.
-To nie są już żywi ludzie, Yasuro-san – zwróciła mu uwagę nerwowym tonem głosu przebijającym się wśród odgłosów walki. Bushi wprawdzie podróżował już z ich wesołą, łowiecką gromadą dobry szmat czasu, jednakże dotąd nie było okazji go przyuczyć podstaw zabijania takich kreatur. A różnica pomiędzy nimi, a zwyczajnymi śmiertelnikami była zasadnicza.
-Serce i głowa. To ich jedyne słabe punkty. Widzisz? – z tym pytaniem wskazała na dzielnie radzącego sobie Płomyczka. To właśnie pod jego stopami piętrzyły się nadpalone, a przede wszystkim zastygłe zwłoki nie będące zbytnim wyzwaniem dla celnie, choć impulsywnie prowadzonych trójzębów. Mogło wydawać się to zaskakującym, ale kogucik wiedział co robi, wiedział jak uderzać by zabić.
Yasuro był pojętnym uczniem i wkrótce ostrze jego katany szybko odcinało kolejne głowy odsyłając gnijące ciała na wieczny spoczynek. Nie dość szybko jednak jak Kirisu. Młody łowca z typową dla siebie furią i beztroskim traktowaniem własnego bezpieczeństwa atakował szybkimi, szerokimi zamachami, niemalże stając się ognistym tornadem, zabijającym swych wrogów i podpalającym ich ciała. Kobieta czuła ciepło owiewające jej twarz z każdym jego atakiem.

Krąg się zaciskał coraz bardziej, tyle że trupów ubywało. Wkrótce nie było już dość miejsca na użycie stalowej nici, ale... też i liczba nieumarłych drastycznie się zmniejszyła. Wcześniej prawie z każdej strony zalewali trójkę swoją dziesiątkową ilością, teraz przerzedzeni atakowali równie zaciekle i bez strachu. Zgon "towarzyszy broni", nie robił na reszcie potworów żadnego wrażenia. Ostrze katany i jūmonji-yari pokryły się posoką świeżych trupów. A ciała młodych yojimbo rosił pot.
Kirisu odrzucił na ziemię jeden ze swym trójzębów, zaciskając dłonie na drugim. Nie miał bowiem dość miejsca by użyć ich obu, bez ryzyka zranienia Leiko lub Yasuro. Choć zapewne zranieniem młodego bushi by się nie zmartwił. Sama łowczyni zaś cofnęła się kilka kroków, moszcząc się w bezpiecznym gniazdku pomiędzy swymi dwoma obrońcami. Wiele poszarpanych trucheł padło na ziemię dzięki jej osobliwej broni. Wystarczająco wiele, aby nie sposób było umniejszać jej zdolności, ale mimo to potulnie usunęła się w cień młodzianów. Nie miała w swoim interesie wyskakiwać przed szereg i niepotrzebnego narażania się, więc ustąpiła im miejsca do dalszej walki z ostatnimi niedobitkami.
Długi włos miękko oplatający dłonie kobiety, tak przeciwnie do ostrych ran zadawanych nieumarłym, ze zwiewnością opadł ku jej stopom. Spełnił swoją rolę w utrzymywaniu dystansu, acz na bliższą odległość mógł być zbyt niebezpieczną zabawką, nawet dla Leiko. Dlatego zamaszyście rozłożyła przed sobą wachlarz, jak tarczę mającą ją bronić przed ewentualnymi ciosami. Bo i nie udało się jej uniknąć całkowicie zagrożenia. Kilka razy zafurkotał w powietrzu ten bibelocik o dworskim charakterze. Kilka razy kończące go żelazne ostrza, przecięły ciała ożywionych zwłok kończąc ich nienaturalną egzystencję.

Aż w końcu..
Czy to był samotny trójząb sięgający głęboko w przegniłe trzewia, aż ku paskudnie pękającemu pod jego ciosem sercu?
Czy też katana o śmiercionośnym ostrzu, która prowadzona wprawną ręką samuraja rozcięła mięśnie utrzymujące głowę?
A może nadobny wachlarz, zdobny w roślinne motywy, rozszarpał swymi zębami skórę szyi potwierdzając istnienie ciągle krążącej krwi w martwym ciele?

Ale to nie było ważne, nie było. Ostatni z przywołanych do powtórnego życia mężczyzn upadł głucho na ziemię.
Martwy, nieżywy. Raz jeszcze.

Z trzaskiem zdającym się nienaturalnie głośno przecinać ciężką ciszę nad pobojowiskiem, Leiko złożyła swój wachlarz i zaczepiła go o pas obi. Pośpiesznie zagarnęła dłonią fałdy jednego z rękawów, nie tyle przesłaniając swoje oczy przed widokiem rozczłonkowanych i pozbawionych głów trucheł, co jego barierą oddzielając swój zmysł węchu od smrodu rozkładu. Może nawet pobladła w trakcie przesuwania spojrzeniem po dopiero co dokonanej przez nich rzezi, aczkolwiek porcelana jej skóry oraz warstwa upiększających specyfików skutecznie to zakrywały.
-Okropność – syknęła przez tłumiący jej głos materiał. Wykonała kilka kroczków wzdłuż granicy otaczających ich trójkę trucheł, przytrzymując przy tym ostrożnie kraniec swego kimona, aby nie zapaskudziło się nieopacznie. Powróciła do przerwanego przyglądania się ciałom, poszukiwania wśród tej paskudnej masy znaków szczególnych, czegoś charakterystycznego mogącego pomóc w zidentyfikowaniu ich pochodzenia.
- Okropność - powtórzyła, ale i tym razem nie było w tym słowie przerażenia, jedynie niesmak - Ale Ginamoto-san wspominał o tym, ne? O ożywionych zwłokach.. Mimo to nie spodziewałam się czegoś takiego, aż takiej ilości. I.. – urwała przypominając sobie o jednym fragmencie tego zdarzenia i pośpiesznie spojrzała w stronę, gdzie wcześniej widzieli dwie nieznane postacie. Po których nie było już śladu.
-One są zbyt świeże... jak na ofiary ostatniej wojny.- stwierdził Kirisu. I miał rację. Ci tutaj nie byli samurajami. Nie byli wojownikami ni za życia. Nie byli i po śmierci, mając za przewagę jedynie swą znaczną przewagę liczebną.
-Co tu się dzieje?- pytanie Yasuro niemalże zawisło w powietrzu. Co tu się działo ? Kim był tajemniczy czarownik? Kolejnym sekretem tych ziem?
Spojrzenie łowczyni wędrujące po ciałach trupów nie wyłapywało zbyt wielu szczegółów. Ciała należały wyłącznie do mężczyzn, o dobrze zbudowanych sylwetkach. Zapewne głównie robotników lub wieśniaków. Kimona były brudne i marnej jakości. Nie mieli przy sobie żadnych osobistych rzeczy. Byli irytująco... anonimowi.
-Coś.. coś… - zagubiła swe myśli, jak przytłoczona straszliwym znaleziskiem, aż w końcu z westchnieniem stwierdziła oczywiste, zasłyszane tak niedawno -Coś złego. W wioskach krążyło wiele plotek o ziemiach Sasaki, o ich przekleństwie.. najwyraźniej jest w nich więcej prawdy niż myślałam. Ale może to szukany przez nas ślad.. albo przerażający zbieg okoliczności.

Łowczyni raz jeszcze powiodła wzrokiem po ogromie grobów i martwych ciał. Zbieg okoliczności.. oczywiście, można to było sobie tak tłumaczyć. A także zesłanym na klan wielkim nieszczęściem wołającym o wyrazy współczucia dla daimyo. Można było, ale Leiko wiedziała już wystarczająco dużo, by nie dać się omamić takiej iluzji. Hachisuka sami to na siebie ściągnęli, z własnej nieprzymuszonej woli i bez pomocy kaprysów Losu. Sprowadzali na te ziemie oddanych sobie heiminów, by potem przemieniać ich w te pozbawione rozumu poczwary. Zapewne i tamten grajek był kolejnym z ludzi powiązanych z tajemniczymi mnichami i całą intrygą. Iye, nie było w tym niczego do współczucia.

Młody bushi dość szybko zdołał opanować emocje. Acz nie do końca. Jego zaciśnięte w pięści dłonie świadczyły o tym, że w duszy samuraja toczy się wewnętrzna walka. Także i Kirisu był wstrząśnięty widokami, choć nie w takim stopniu co Yasuro. W końcu dla niego to były obce ziemie. Niemniej to miejsce tak odmienne od Ukrytego Zakątka, miejsce w którym ciężko było znaleźć cokolwiek pięknego, wprawiało łowcę w ponury nastrój.
-Powinniśmy poszukać miejsca na nocleg.- rzekł Yasuro, głosem spokojnym, ale była to fasada. Młody samuraj był w szoku.
-Ah.. Hai, Yasuro-san – odparła Leiko wyrywając się z ponurego zamyślenia. Trwając w nim nie zauważyła pewnego bardzo ważnego i niepokojącego faktu. Słońce było już zaledwie łuną ponad horyzontem, rzucającą krwisto czerwone światło na cmentarzysko i wyolbrzymiające jego upiorność.




-Powinniśmy iść dalej. Nie możemy tutaj zostać
– skinęła głową i odstąpiła od leżących najbliżej niej zwłok. Potem palcami lekko uczepiła się rękawa odzienia Kirisu, tak bez dwuznaczności i bez wymownych spojrzeń czy uśmiechów. Bądź co bądź w ciemnościach, a już szczególnie tych zapadających nad takim nieprzyjemnym krajobrazem, ogień był najbliższym przyjacielem wędrowców. Zaś Leiko przecież miała osobistego Płomyczka niewątpliwie gotowego odstraszać wszelkie ożywione koszmary, nawet pomimo zachwiania jego typowej, młodzieńczej beztroski. Ale czyż mogła się dziwić reakcji jego bądź swego drugiego yojimbo? Nikt ich nie przygotował na takie spotkanie, a to zderzenie z przeraźliwą rzeczywistość musiało być tym boleśniejsze, że nastąpiło po jakże przyjemnych chwilach spędzonych w Ukrytym Zakątku. A teraz ona, to źródło pragnień i fascynacji, zaprowadziła ich wprost, zdawałoby się, w paszczę demona.

Dodatkowo widmowy krajobraz stopniowo zaczynała otulać ciemność.
Zbliżała się noc.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-10-2011, 21:47   #128
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Noc była cicha i spokojna. Gwiazdy świeciły jasno, choć gdzieniegdzie przesłonięte były chmurami.
Noc była dość ciepła. W innym miejscu, zapewne nawet urocza i przyjemna.
Gdzie indziej Leiko przekomarzałaby się z dwoma młodzikami. A ci flirtowali by z nią, każdy na swój sposób. Ale to była noc na cmentarzysku. A choć było tu i cicho i spokojnie, to nie było nastroju do żartów i przekomarzań. Cała trójka była czujna i spięta.
Każdy szelest sprawiał, że sięgali do rękojeści broni. To była ponura i cicha noc, na cmentarzysku.

Nie wartowali wspólnie, każde z nich miało wyznaczony okres nocy, podczas gdy reszta odpoczywała. Także i Leiko. Spoglądała w mrok nocy wyczekując na ruch, na szelest, na oznakę zagrożenia. Na kolejne trupy wynurzające się ze swych grobów by zemścić się na żywych za swoją niedolę.
Coś nagle mignęło w polu widzenia. Coś białego, czworonożnego.


Leiko była zbyt daleko, by dojrzeć szczegóły, ale była niemal pewna, że dostrzegła sporego białego tygrysa. I że kierował się on w tym samym kierunku co trójka łowców.
Był to jednak jedyny akcent zakłócający spokojną wartę łowczyni. I spokojną noc, na cmentarzysku.
O świcie, po krótkim posiłku ruszyli dalej.

Na początku wyprawę prowadził Płomień. Bowiem to Kirisu mógł się pochwalić umiejętnościami w tropieniu zwierzyny. O czym nie omieszkał poinformować Yasuro. Choć niespecjalnie się palił do opowiedzenia, kto go tego nauczył.
Ale gdy doszli do lasu, to Leiko zaczęła prowadzić. Może i w ślicznym kobiecym kimonie nie wyglądała na idealnego zwiadowcę, ale fakty temu przeczyły. Zwinna łowczyni jako jedyna z całej trójki potrafiła poruszać całkowicie niepostrzeżenie. I gdy zbliżali się do sporego zagajnika, to Leiko objęła dotąd prowadzenie. Łowczyni zdawała sobie sprawę, że ci których tropem szli, na pewno mają gdzieś w okolicy obozowisko. A obozowisko oznaczało strażników.

Zapewne renegackich ninja. Mimo wszystko, zbyt dobrych na umiejętności Kirisu i Yasuro. Owszem, i łowca i młody bushi przewyższali tutejszych najemników w walce bezpośredniej. Ale ninja... walczą bezpośrednio w ostateczności. Walczą, gdy nie mają innego wyboru. Gdy są przyparci do muru, tak jak wtedy, na cmentarzu.
Tutejsi jednak wypatrzyliby Kirisu i Yasuro i zastawili pułapkę. I zabili ich, zanim młodziki dostrzegliby skąd nadeszła śmierć.

Co innego Leiko. Łowczyni ruszyła do przodu, cicho i bezszelestnie zostawiając obu młodzików z tyłu wraz z koniem. Niczym cień przemieszczała się, raz w gałęziach, raz w poszyciu leśnym. Cicha i prawie niewidzialna. Kolorowe kimono, jakoś nie ułatwiało jej dostrzeżenia.
A przenikliwe spojrzenie, wspomagane od czasu do czasu nadnaturalną mocą, wyłapały każdą istotę, bez względu na naturę.
Cicha niczym cień, szybka niczym wiatr, zabójcza i niewidoczna niczym... śmierć.
Dostrzegła go pierwsza. Ukryty w cieniu drzewa, niemal się z nim stapiający ninja.
Był dobry, zaskakująco dobry.


Odsunął się nagle od drzewa, wyciągnął szybko katanę z saya i nerwowo rozglądał się w poszukiwaniu celu. Był dobry, bo wyczuł zagrożenie. Nie dość dobry, by zauważyć jego źródło.
I dlatego zginął.

Upewniwszy się, że droga jest czysta łowczyni sprowadziła swoich towarzyszy i ruszyli dalej.
By wkrótce dotrzeć do sekretu, tak skrzętnie ukrytego na ziemiach Sakaki.


Gigantyczna dziura w ziemi, rzeczywiście przypominała ranę. I w dodatku wykonaną za pomocą ludzkich rąk. To dziwiło Leiko i pozostałą dwójkę. Nawet mając tak wielu robotników, nie dało się tak szybko dokonać tak wiele. W grę więc wchodziła magia i łowczyni mogłaby postawić buteleczkę najlepszych swych pachnideł, że owa magia miała chiński rodowód.
Po kamieniołomie kręciły się setki robotników, wykopując tunele, i oczyszczając miejsce wykopalisk z gruzu. Powoli i mozolnie odkrywając sekrety miejsca pogrzebano tonami ziemi.


Cała trójka była zbyt daleko by stwierdzić, czy robotnicy są żywi czy nieumarli. Nie widać było jednak nadzorców, ni strażników. A cała praca przebiegała bardzo sprawnie.
Leiko nie dostrzegła tajemniczego grajka, ni ninja, ni tajemniczego Ishikiego. Ale miejsce w którym się znajdowała, nie pozwalało zbadać szczegółowo całego obszaru wykopalisk. Niemnie łowczyni była pewna, że przynajmniej grajek gdzieś tam jest.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-11-2011, 05:02   #129
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację



Kanzashi.
Kwitnące kwiaty w kobiecych włosach. Piękne, zastygłe w wiecznym rozkwicie. Nigdy niewiędnące. Smukłe szpile przystrojone girlandami misternie wytworzonych ozdób pochodzących spod dłoni cierpliwych mistrzów tego rzemiosła. Niegdyś w swych prymitywnych odmianach noszone ku chwale zabobonom, jakoby miały odstraszać od właściciela złe duchy. Dopiero później utraciły swoje magiczne zdolności, ale jednocześnie zyskały na popularności jako przecudnej urody błyskotki zdobiące włosy i trzymające je spięte w skomplikowanych fryzurach. Byle bibelociki, jednak w umiejętnych rękach potrafiące się przeobrazić w zabójczą broń kąsającą w czułe punkty przeciwnika.

Kanzashi i oczy wytrzeszczone w zaskoczeniu. W reakcji na niespodziewany atak, na ostrą igłę wbijającą się w skórę i krew zalewającą gardło. A drobne kwiatki migotały barwnie przy akompaniamencie wiszących ozdób podzwaniających na granicy słyszalności.

Wypuszczone z uścisku ciało padło bezwładnie na trawę, znacząc ją kontrastującym z zielenią szkarłatem. Zaś otarta z niego szpila zawędrowała z powrotem pośród smoliście czarne kosmyki, dołączając tam do swojej równie niepozornej i zdobnej siostry.
Leiko przykucnęła przy martwym ninja, ani trochę nie wzruszona swym niezbyt niewieścim działaniem. Jednak nie wyszła jeszcze z wprawy, pomimo ostatnimi czasy częstego, bezpardonowego zabijania demonów i im podobnych maszkar. Na nie zwykle wystarczyła po prostu brutalna siła okraszona strategią, jak dotąd nie wymagały takiej wyliczonej w każdej sekundzie dyskrecji.
Krańcem rękawa naciągniętym na dłoń zamknęła oczy swej ofiary, po czym bez skrupułów zaczęła ją przeszukiwać. Nie spodziewała się wiele znaleźć. Jeśli faktycznie był jednym z shinobi, to nie powinien mieć przy sobie niczego co mogłoby zdradzić jego przynależność lub zleceniodawcę. Katana leżąca na ziemi, kilka ryo, bukłak z wodą, racje żywnościowe.. tego nie potrzebowała. Ale pośród nich w jej lepkie ręce trafił dumny granat używany do tworzenia zasłon dymnych. Z lekkością podrzuciła go w dłoni, a potem zagarnęła dla siebie. Następnie w jej długich palcach zalśniły igły, którym przyglądała się z wyjątkowego bliska, jednocześnie zmyślnie uważając na ich zaostrzone końce. Oczom nie zdołało umknąć coś jakże znanego osobom parającym się pewnymi profesjami.

Silnie trująca toksyna. Nieładnie…


Wargi łowczyni rozchyliły się w nikłym uśmiechu. Prowadzona swymi myślami zawędrowała spojrzeniem na zamaskowaną twarz ninja.

.. byłeś przygotowany, ne?


Nie wyczekując odpowiedzi na pytanie zadanie w cichości ducha, z dużą dozą ostrożności poprowadziła igiełki ku takiemu samemu przeznaczeniu jakie spotkało granat. Ich śladem poszła też niewielka dmuchawka. Tak na wszelki wypadek, wszak nie było powodu do odrzucania czegoś co mogłoby pomóc w potencjalnej ucieczce. A temu tutaj już raczej nie miały być potrzebne.

Drgnęła czujnie, jak zając wyczulony na każde zagrożenie. Mimo to nie usłyszała niczego niepokojącego, szczęśliwie zdołała uniemożliwić zabójcy wydania z siebie jakiekolwiek odgłosu mogącego powiadomić kogoś o jej obecności. Podniosła się po zakończeniu przetrząsania dobytku truchła i wyposażona w nowe zabawki umknęła w pobliskie zarośla.
Równie szybko, cicho i niepostrzeżenie jak się pojawiła.
Jak śmierć, którą za sobą zostawiła.


***


Leiko siedziała w kuckach na skraju chroniącej ją przed wykryciem gęstwiny drzew i krzewów. Niewidoczna, jakby sama była pełnoprawną częścią tej otaczającej ją natury. A także nieruchoma, zastygła w czujnej pozie obserwatora i tylko drobne szczegóły odróżniały ją od postawionej w tym miejscu osobliwej statuy. Jej oczy. W przeciwieństwie do reszty kobiecego ciała, piwne oczy sunęły uważnie po obszarze wykopalisk. Przyglądały się robotnikom pracującym i krzątającym się na podobieństwo mrówek, lustrowały utworzoną przez nich potężną wyrwę w ziemi. Szukały.. szukały jakiegoś otwarcia, punktu zaczepienia dla stworzenia dalszego planu działania w tak nieprzyjaznym ich trójce otoczeniu.

-Yasuro-san.. – w końcu szept, niby pomruk, spłynął spomiędzy lekko rozchylonych warg łowczyni, choć ona ni odrobinę nie zmieniła swej pozycji – Nie są Ci obce te ziemie i ich okolice, ne? Wiesz może zatem, czy rodzina Sasaki coś tutaj wydobywała?
Zapytała pomimo tego, że już słyszała domniemaną przyczynę powstania tej „rany”, która nie miała związku z rodem Kojiro. Ale w tej konkretnej chwili, dla swych dwóch yojimbo musiała być równie niedoinformowana co oni. Zdziwiona i zaniepokojona tym wszak przypadkowym odkryciem.
-Nie. Z tego co wiem, te ziemie pozostawiono samym sobie. Czasem... polowano tutaj, ale rzadko.- stwierdził młody bushi zaskoczony postępem prac przy wykopaliskach. Obaj młodzieńcy byli równie co ona skupieni i czujni. Obserwowali sytuację i nasłuchiwali oznak zagrożenia. Byli też "głośni". Ich ruchy, sposób chodzenia. I sposób mówienia. Zachowywali się zbyt głośno, by być dobrymi zwiadowcami. Przyciągali uwagę. Póki co, jednak ukryta trójka znajdowała się poza zasięgiem spojrzeń potencjalnych strażników.
-To czego tu szukają?- spytał się Kirisu, nie oczekując jednakże od nikogo odpowiedzi.- Żelaza?

Hałas nieświadomie czyniony przez łowcę i samuraja wprawiał instynkt kobiety w prawie bolesne drżenie. Przyzwyczajona była do wykonywania takich zadań w swoim cichym towarzystwie, bądź w czyimś o umiejętnościach stawania się niewykrywalnym takich samych jak jej. A ci dwaj.. nie mogła ich do końca winić za to „nieokrzesanie, nie byli uczeni sztuki skradania i pozostawania w całkowitym ukryciu. Miała ochotę ich ciągle uciszać, gromić spojrzeniami za każdy ruch, którego wynikiem był odgłos przekraczający dopuszczalną przez nią normę głośności w takich sytuacjach. Poprzestała jednak tylko na przyłożeniu smukłego palca do swych warg w uciszającym geście.




-Nie wiem.. niewiele stąd widać
– odparła Leiko, przezornie nie dzieląc się swoimi domysłami co do prawdziwego powodu utworzenia wykopalisk -Musimy podejść bliżej, o wiele bliżej.
Zamilkła na moment, w zamyśleniu wodząc wzrokiem po rozciągającym się przed nimi widoku. Wyniki tej obserwacji nie należał do najprzyjemniejszych.
-Może.. – w roztargnieniu skubnęła zębami dolną wargę -Może przynęta dla odwrócenia uwagi. Na pewno ci robotnicy nie zostali zostawieni samym sobie, a my nie możemy sobie pozwolić na ściągnięcie na siebie ninja lub kolejnych ożywionych trucheł.
-Co proponujesz?- spytał Yasuro, a i Kirisu przyglądał się twarzyczce Leiko z zaciekawieniem, ale i zaufaniem wypisanym na twarzy. Płomień ufał talentom łowczyni, jeśli chodzi o planowanie działań.
-Domyślam się, że ktoś odpowiedzialny za to wykopalisko, pragnie zachować je w tajemnicy – odpowiedziała kobieta wpatrując się w obszar ich przyszłych działań, jakby już śledziła poszczególne etapy swego własnego planu - Dlatego jedno z nas będąc wabikiem, mogłoby odciągnąć stąd ninja i wszystkich innych pilnujących tego sekretu. Wtedy pozostała dwójka miałaby możliwość podkradnięcia się…
Poruszyła się i obróciła głowę, by móc zerknąć za siebie -Mamy konia. Łatwiej będzie na nim uciekać i odciągać uwagę, więc…
Urwała, a jej spojrzenie przesunęło się na twarz samuraja. Zza pasma czarnych włosów wyrażało sobą niewypowiedziany, zdawałoby się przykry dla Leiko wniosek co do osoby mającej objąć tę niewdzięczną rolę. I zadziwiająco – ten jeden raz to nie na nią padł wybór.
Yasuro spojrzał na konia, ukrytego wśród krzewów i rzekł.- To ryzykowny plan i...- szukał odpowiednich określeń przez chwilę, marszcząc brwi. -... ściągnie na nas uwagę. Jeśli pojadę na wabika, to wręcz zamanifestujemy tu naszą obecność. Rzucimy im wyzwanie Leiko-san.
-Nie mów, że się boisz samuraju. Ja bowiem nie. Gdybym mógł, sam bym wjechał wśród nich niczym demon wojny, ściągając spojrzenie wielu oczu, w tym... szczególnie jednych.- mówiąc te słowa Kirisu spoglądał w oczy łowczyni, uśmiechając się bezczelnie.
-Nie boję się. A i nie jestem nieufny co do mych umiejętności.- warknął niemalże młody bushi.- Mówię tylko, że potem już nie będzie odwrotu, bo już całkiem odkryjemy swą obecność.
-Iye. Jeśli nam.. karma dopisze, to zwrócą uwagę tylko na Ciebie, na Twoją obecność. I wtedy rzeczywiście nie będzie odwrotu, nie będziesz mógł zawrócić by nam pomóc – powiedziała Leiko już przyzwyczajona do słuchania wzajemnych docinków młodzianów. W głosie jej jednak, oprócz wyrachowanego spokoju znalazła się też i zagubiona nuta niepewności. Jej też się to nie podobało. W końcu z własnej woli zamierzała oddalić od siebie jednego ze swych yojimbo. I to gdzie? Praktycznie w samym siedlisku chińskiego szarlataństwa, ichniej magii i Kami tylko wiedzieli czego jeszcze ukrytego w tych tunelach. Ale zadanie wymagało podejmowania wręcz karkołomnych kroków w nadziei na powodzenie.
-Każdy plan będzie ryzykowny, jeśli tylko będzie zawierał w sobie próbę zbadania tego miejsca. Możemy zawrócić, ale czy to będzie wiele bezpieczniejsze z Ishikim i tamtymi monstrami? – zapytała wzdychając melancholijnie.
-Rozumiem.- stwierdził krótko bushi. Kiwnął głową zgadzając się , choć z wyraźną niechęcią. A Kirisu uśmiechnął się ironicznie. Czyż obecna sytuacja nie była dla niego idealna? Odsuwała od Leiko jedynego konkurenta do jej wdzięków.

Ale czy na pewno? Młody łowca nie mógł o tym wiedzieć, ale przecież gdzieś na tych ziemiach, może nawet w cieniu tego samego lasu, krył się „pan samuraj” napotkany przez nich w Nagoi. Drapieżnik, którego sukcesy na polu walki o względy łowczyni były straszliwe, nawet w jej własnym odczuciu. W wymyślonym na poczekaniu planie był jej tajną bronią skrytą w obszernym rękawie kimona, czekającą użycia gdy sytuacja stanie się zbyt groźna. Nie, nie. Maruiken Leiko nie była kobietą, która w swym życiu polegałaby na jakimkolwiek mężczyźnie. Była wyszkolona w samodzielności i ewentualnej, co rzadszej współpracy z kimś o podobnym wytrenowaniu co ona sama. Jednakże owe wyszkolenie zawierało w sobie także i wykorzystywanie okazji oraz innych osób dla własnego celu. A ona miała już trzech oddanych sobie yojimbo, których obecność była bardziej niż pożyteczna. I nawet kiedy musiała wysłać jednego z nich w pewne niebezpieczeństwo, to ciągle pozostawało dwóch pilnujących jej bezpieczeństwa w tak nieżyczliwym czasie.

Yasuro wstał i tłumacząc się chęcią przygotowania do tak trudnego zadania, wycofał się ku drzewom skrywającym pomiędzy sobą konia. Chociaż się zgodził, to nadal pozostawał niechętny takiemu bezpośredniemu zdradzaniu się otoczeniu. Mogła to wyczytać z jego twarzy. Odczekała kilka chwil, po których musnęła dłonią ramię Płomienia.
- Bądź czujny, Kirisu-kun. Zaraz wrócę – szepnęła posyłając mu przy tym pełen uroku uśmiech, po czym podniosła się z kucek i oddaliła się w tą samą stronę co wcześniej samuraj. Niezbyt daleko od pozostawionego na czatach łowcy, ale wystarczająco, by zapewnić im dwojgu moment ostatniej prywatności.

-Gdy już uciekniesz od ninja, powinieneś gdzieś dodatkowo się przed nimi skryć – powiedziała Leiko zbliżając się do Yasuro z zaledwie cichym szelestem ocierających się o nią krzewów -Nie zapomną tak łatwo o intruzie i będą Cię szukać..
W ciągłym rozmyślaniu nad podjętą przez siebie decyzją powiodła spojrzeniem po otaczającym ich lesie, jak gdyby gdzieś tam pośród drzew spodziewała się odnaleźć ukojenie swych wątpliwości. Ale to nie było tak łatwe, i jedynym następstwem tych poszukiwań było przymknięcie przez nią oczu. A także uniesienie ręki i rozmasowanie skroni opuszkami palców -Gomenasai, że Cię tak narażam.. i to wbrew Twojej woli.
-Iye. Narażanie się to powinność samuraja.- stwierdził Yasuro, lekko się uśmiechając. Po chwili spochmurniał.- Po prostu, jeśli pojadę... to będę musiał w pełni zawierzyć rączości wierzchowca. I uciec jak najdalej. Nie będzie mnie tu długo. Nie zaryzykuję powrotu i... narażania was na odkrycie. Będziecie musieli radzić sobie we dwoje.
Ostatnie słowo wypowiedział z lekką niechęcią. Sytuacja w której Kirisu i łowczyni mieli być razem i.. tylko razem, nieco go mierziła.
-To nie tak, że mi do końca podoba się to rozwiązanie – pokręciła lekko głową w tej bezradności - Dużo rzeczy może nie pójść po naszej myśli, jednak nie mamy zbyt wielu innych możliwości, ne? To niepewny plan, ale jeśli istnieje chociaż cień szansy na jego powodzenie, to powinniśmy się go trzymać.. nawet jeśli jestem zmuszona do zwolnienia Cię z przymusu chronienia mojej osoby.
Uchyliła powieki błyskając piwnymi tęczówkami i uśmiechnęła się delikatnie, samymi nieznacznie uniesionymi kącikami warg. Następnie sięgnęła dłonią ku jego klatce piersiowej i ułożyła ją miękko na wysokości serca samuraja. Sposób w jaki spoglądała mu głęboko w oczy, tak natarczywy i nieznający sprzeciwu, nadawał jej kolejnym słowom charakter słodkiej groźby -Dlatego uważaj na siebie, Yasuro-san. Bardzo uważaj. Abyś wrócił do mnie bezpiecznie.
-Nie tak łatwo pokonać kogoś z rodu Dasate, Leiko-san.- odparł buńczucznie Yasuro. Młodzian zaciskając swą dłoń na jej dłoni dodał czule.-Bardziej martwię się tym, co będzie z wami.
Przez chwilę spoglądał lekko zarumieniony na wargi łowczyni. I nagle przybliżył swą twarz wykonując śmiałe i... niespodziewane posunięcie. Maruiken poczuła jego usta wpijające się w jej wargi, w delikatnym acz gorącym pocałunku.
-Na wypadek... gdybym nie wrócił...- wybąkał młody bushi po pocałunku. Widać groźba wisząca nad nimi zmusiła go do tak figlarnego złamania etykiety. Szybko wsiadł na wierzchowca, czerwony ze wstydu.
Zaskoczył ją, niewątpliwie. Chociaż musiało się to w końcu zdarzyć, bushi nie był na tyle silny, by nie dać się skusić tym obcym sobie ścieżkom. Tym ruchem potwierdził kunszt kobiety w sztuce, która jest w stanie przebijać się nawet przez mur zdyscyplinowania samuraja oddanego swemu klanowi i żyjącego według żelaznych zasad rządzących otoczeniem daimyo. Była istnym potworem zamkniętym w pięknej, kruchej otoczce. Zagrożeniem dla takich młodzianów, składającym obietnice nie do spełnienia i swym czarem rzucającym ich w niebezpieczeństwa.
-Wrócisz – powiedziała z pewnością w głosie, podkreślaną jeszcze spleceniem rąk na piersi. Zadzierając głowę patrzyła na niego przymrużonymi kocio oczami -A ja będę czekała. Ganbatte, Yasuro-san.
-Hai.- odparł zawadiacko Yasuro. Nie żegnali się ckliwie, nie było potrzeby na długie i rzewne rozstania tylko odwlekające to co było nieuniknione. Dlatego wraz z tym krótkim akcentem młodzian ponaglił wierzchowca zwracając się w kierunku wykopaliska.

Leiko wracając do Płomienia wsłuchiwała się jeszcze w cichnące coraz bardziej odgłosy zwierzęcia niosącego na swym grzbiecie tak oddanego jej samuraja. Bez słów, a zaledwie krótkim skinięciem głowy potwierdziła łowcy aktualność ich planu i zaszyła się wraz z nim w zaroślach. W powoli płynących chwilach wyczekiwała na tę odpowiednią do działania.

Jedna.
Cichy stukot końskich kopyt o porośniętą trawą ziemię, przerodził się w uderzenia rozbrzmiewające głośno na nagiej skale wyrobiska. Przebijały się ponad odgłosami pracujących robotników i echem wślizgiwały się ku kopalnianemu dołowi, roznosiły się po najbliższej okolicy. Nieprzyjemnym chrzęstem sięgały ku czujnym uszom. Swym zaistnieniem przyciągały uwagę cieni.

Druga.
Rozpędzony wierzchowiec gnał po krawędziach skalnej dziury. Maleńkie kamyczki umykały spod jego kopyt, a zaś spomiędzy mijanych drzew lasu wyskakiwały.. czarne smugi. Obecność intruza wyciągała ze swych kryjówek ninja, którzy w pełni swej zwinności rzucali się w pogoń. Widać najemnicy dowodzeni przez tajemniczego Ishikiego, pilnowali także spokoju na tym obszarze.

Trzecia.
Pierwsza część planu się powiodła, zabójcy pokusili się na pozornie łatwą zdobycz. Chwycili haczyk i teraz skupiali się tylko na wykonaniu powierzonego im zadania – zadbania o pozostanie wykopalisk w tajemnicy. Oddalali się za umiejętnie prowadzącym konia Yasuro i żaden z nich nawet nie dostrzegł drobnego szelestu pośród krzaków. Zapewne zając czy inszy zagubiony w te tereny zwierz.

Aż w końcu i czwarta.
Przynęta zniknęła w leśnej gęstwinie, a za nią w biegu i zręcznych skokach także i ogon utworzony ze stadka bezimiennych ninja. A bliżej, z innej części lasu wymknęły się kolejne dwa cienie, acz barwniejsze. Jeden malowany czernią i fioletem, a drugi płomieniami. Jeden poruszający się ze zwinnością pomimo na pierwszy rzut oka niewygodnego stroju, swymi geta prawie niewydający dźwięku o podłoże, a drugi.. drugi starający się dotrzymać kroku swej czarującej towarzyszce. Kirisu wprawdzie szczycił się sporą dozą gibkości, ale był także niecierpliwy i czasem nieuważny. Dość niepewnymi elementami planu były kamyczki nieopacznie wprawiane przez jego stopy w ruch i kapryśnie turlające w dół, mogące z łatwością zdradzić ich obecność. Ale także pewien drażliwy moment, gdy Leiko na drewnianych zębach swego obuwia zsunęła się po skalnej ścianie wykopaliska, by wylądować na jednej z jego półek. Przycupnęła tam czujnie, zastygając w bezruchu i tylko szarpnięciem za rękaw ściągając swego partnera do podobnej pozycji. Objęła spojrzeniem otoczenie w poszukiwaniu jakiejkolwiek reakcji na ich pojawienie się.
Jednak robotnicy byli dość obojętni na wydarzenia dziejące się obok nich, najprawdopodobniej nawet nie podnieśli głów po usłyszeniu odgłosu końskich kopyt i zamieszania dziejącego się ponad nimi.




Z niemalże ślepym fatalizmem pracowali w milczeniu, choć bez entuzjazmu. Mimo, że ich nadzorcy oddalili się, to oni nie przerywali prac, na choćby chwilę pogaduszek. W dodatku cuchnęli i to bardzo. Smród niemytych ciał, mieszał z innymi zapachami tworząc wyjątkowo nieprzyjemny odór. A spojrzenie łowczyni ujawniło, że w większości owi pracownicy byli już martwi. Ale bez wyjątkowej zdolność Leiko nie potrafiłaby odróżnić żywych od martwych. Żywi i nieumarli pracowali w ramię w ramię. Zobojętnieni na świat. Trudno rzec, których los był gorszy.
Wśród nich dostrzegła też jeden ważny fakt. A raczej właśnie nie dostrzegła. Nie było nigdzie tamtego grajka. Być może przebywał w innym miejscu wykopalisk, być może skrył się w prymitywnych chatkach zbudowanych na drugim końcu kamiennej kotliny. Być może zapuścił się w głąb tuneli, które dziurawiły skalne ściany. Być może ścigał Yasuro.
Gdziekolwiek przebywał, tutaj go nie widziała. Zatem póki co razem z Płomyczkiem byli względnie bezpieczni, ale Leiko nie dawała się zwieść uldze i wytchnieniu. Było o wiele za wcześnie na poddawanie się takim odczuciom.

Rozejrzała się, by odnaleźć następne kroki jakie powinni poczynić ku odkryciu tutejszej tajemnicy. Większość prac skupiała się na odgruzowywaniu tuneli, bądź ich kopaniu.




Co chwila kolejni obszarpańcy wynosili z owych sztucznych jaskiń nowe pokłady gruzu. Tam widać skupiała się najważniejsza część prac. I tam pewnie kryła się przyczyna owych wykopalisk. I tam też musiał się znajdować ich cel.
Odczekała, aż zniknie jej z oczu para robotników wychodząca z najbliższego tunelu, po czym pociągnęła za sobą Kirisu. A nim świat mógłby zwrócić uwagę na tę dwójkę znajdującą się w złym miejscu i czasie, oni już znikali w ciemnościach.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-11-2011, 15:58   #130
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Oboje zanurzyli się w mroczne czeluście tej kopalni. Mijali pracujących obojętne robotników i zagłębiając się dalej w labirynt korytarzy.
Z każdym krokiem Kirisu mocniej zaciskał dłonie na rękojeściach swej broni nasłuchując wszelkich odgłosów. Jego zachowanie było zrozumiałe. Leiko też czuła się w tym miejscu mało komfortowo.
To miejsce było dziwne i wydawało się... znajome?
Tak jakby tu kiedyś była, choć oczywiście taka możliwość nie istniała. Nigdy z własnej woli nie zeszłaby w tak niepokojące zmysły i ducha miejsce. A i żadna misja jak dotąd nie wymagała łażenia po wilgotnych ciemnych jaskiniach, takich jak ta...
Bo też było tu nieprzyjemnie, zimno, ciemno i wilgotno. Co jednak nie przeszkadzało robotnikom, albo też zobojętnienie ich obejmowało także fatalne warunki pracy.
Bo były wyjątkowo okropne.Dojmujący chłód i wilgoć były tylko jedną niedogodnością. Drugą był smród rozkładającego się kompostu, wyjątkowo mocny i okropny odór.
Powodem tego zapachu, był szlam. Ciemny w barwie, podobny nieco do smoły w konsystencji i barwie szlam, który robotnicy wydobywali z zalanych nim korytarzy i przenosili do ciągów wodnych przepływających przez labirynt jaskiń.Owe rzeki wypłukiwały go z kopalni. I to właśnie ten szlam zatruwał owe podziemne rzeki, które potem łączyły się z Kisu.

Maruiken zobaczyła wystarczająco dużo i dalsze penetrowanie tego miejsca, mogło okazać się niebezpieczne, ale... ciekawość ciągnęła ją dalej. Ciekawość i może coś jeszcze. Jakiś przemożny impuls powodujący, że zagłębiała się dalej ciągnąc za sobą zaniepokojonego Kirisu.
Oczyszczane z śmierdzącego szlamu korytarze, były bardziej regularne... zapewne wykute. Na niektórych z nich widoczne były wykute w kamieniu płaskorzeźby, przedstawiające okrutnego władcę w archaicznej niemalże zbroi i oręży przy obi. Zapiski pod owymi rzeźbami nie były czytelne. Więc nic jej nie mówiła postać owego władcy. I nie odkrywała tu nic nowego, przemierzając kolejne korytarze. Nie było tu żadnego śladu złota.
Nagle Leiko zatrzymała się w pół kroku, bowiem jej wzrok skupił się na jednym z korytarzy. Opustoszały i cichy, na uboczu.. korytarz zapomniany przez robotników. Niby nic niezwykłego, mijali już parę takich, ale ten korytarz kusił ją. Wiedziała, że musi tam zajrzeć, czuła to całym swym jestestwem.

Ów korytarz z początku nie wydawał się zbyt ciekawy. Wilgotne ściany pokryte świecącymi w ciemnościach porostami i wilgoć, tak jak w poprzednich korytarzach które mijali.
Brakowało tu tylko szlamu i robotników. Leiko mogła to uznać za powód, dla którego zdecydowała się pójść tym korytarzem. Ale w duchu wiedziała, że to nie był jedyny powód. Coś ją przyciągało do tego miejsca.
A może to było tylko przeczucie? Instynkt szlifowany latami doświadczeń?
Brzmiało to bardzo przekonująco w głowie łowczyni. Uspokajało umysł. Albo oszukiwało własne myśli.
Oboje doszli do drzwi, dużych drewnianych wrót otwartych na oścież.


Pierwszych wrót jakie się natknęli w tym miejscu. Drzwi były stare, ale w doskonale zachowanym stanie, mimo wszechobecnej wilgoci. Zostały otwarte niedawno. Zostały otwarte siłą.
Łańcuchy którymi zamknięto te drzwi zostały zerwane.


Talizmany ochronne przyczepione do tych drzwi w olbrzymich ilościach, zostały zignorowane. Tajemniczy grajek sprofanował to miejsce. Czy za tymi drzwiami krył się grobowiec zapomnianego feudalnego lorda, a może złego czarownika? A może więziono tam straszliwe oni?
Był tylko jeden sposób by się przekonać.
Oboje ostrożnie ruszyli dalej. Ciekawość Leiko pobudzona tym odkryciem domagała się zaspokojenia. A łowczyni zawsze zaspokajała swe kaprysy, nieważne czy to była tajemnica, czy słodycz dobrego posiłku, czy też ciepło męskiego ciała tulącego się do niej w nocy.
Wędrując wąskim korytarzem, natykali się na zwłoki... robotników, ninja, a nawet kilku bushi. Zwłoki gnijące i zwłoki dość świeże. Zwłoki ludzi zabitych i rozszarpanych nieznanym obojgu orężem.
Zwłoki porzucone, niczym ostrzeżenie. Dlatego też i Leiko i Płomień mieli się na baczności.

Na końcu tunelu nie było nic złowieszczego. Ot zwykła jaskinia. Ot stara kapliczka oświetlona przez kolumny z lampionami. Kapliczka nie była jednak poświęcona żadnemu Kami.


A jasne światło lampionów, nie pochodziło od ognia w nich płonącego. Były to raczej żarzące się kule światła przypominające swym blaskiem świetliki, tylko wielokroć silniejsze.
Przy kapliczce leżał kunsztownie wykonany oręż. Pięknie zdobione i pozbawione tsuby wakizashi.


Na końcu oręża miało ono mały dzwoneczek. Prawdziwie arcydziełko sztuki płatnerskiej.
Kusiło by dotknąć, kusiło by poczuć pod palcami zdobienia, kusiło by wziąć, kusiło by zatrzymać dla siebie.
Gdy Kirisu i Leiko zbliżyli się do kapliczki ze ścian wyłoniły się dziwne stwory.



Półprzeźroczyste oni w starożytnych szkarłatnych zbrojach, pozbawionych głów, a mających zamiast nich... maski przecięte krzyżami. W każdej dłoni, stwory trzymały oręż z grubsza przycinający sai, a nieprzyjemnie kojarzący się ze stalowymi pazurami rozszarpującymi ludzkie mięso. Niewątpliwie te duchy były zabójcami ludzi i nieumarłych, na których zwłoki Leiko i Płomień natknęli się na korytarzu.
Było ich sześciu i odcinali drogę ucieczki z tej komnaty. I wyglądali na groźnych przeciwników. Kirisu stanął pomiędzy nimi a Leiko, próbując ją chronić przed ich atakiem. Ale ten nie nastąpił.
Jeden z duchów bowiem rzekł.- Tylko krew z krwi może wziąć oręż przeznaczony dla niej. Każdy kto nie sprosta próbie miecza, zostanie zabity. Podejmiecie się próby, czy oddalicie się tego przeklętego miejsca?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172