lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Sesje RPG - Fantasy (http://lastinn.info/sesje-rpg-fantasy/)
-   -   [Storytelling 18 +] Siedem oczu demona (http://lastinn.info/sesje-rpg-fantasy/9338-storytelling-18-siedem-oczu-demona.html)

Tyaestyra 26-09-2018 08:22

Kobiece tajemnice, kobiece sprawunki” - jakąż siłę niosły ze sobą te niepozorne słowa. Dla tych mężczyzn, którzy chcieli widzieć w kobietach tylko piękne istoty, były one synonimem wręcz mrocznego sekretu. Większość z nich nie chciała go poznawać z obawy, że prawda roztrzaskałaby całą iluzję kobiecej nieskazitelności. Ciekawskim zaś nie wypadało pytać.
Także i Płomyczek musiał powstrzymać w sobie tą gorliwą chęć towarzyszenia swej partnerce. A bo to może musiała co jakiś czas odprawiać ponury rytuał, by zachować swą młodość? Bądź wznosiła modlitwy do Kami, by obdarzyli ją swą łaską i wieczną urodą? Oh, z pewnością nie było to nic interesującego dla młodego łowcy. Najważniejsze, że kiedy do niego wracała, to cały czas była tak cudownie zmysłowa, tak nieskazitelna i zapatrzona tylko w niego. Zatem kobiece sprawunki były warte spuszczenia jej z oczu, ne?

Wystarczyło zaledwie kilka kroków, aby Leiko zniknęła z oczu swym towarzyszom, lecz ona jeszcze przystanęła w progu. Rękaw kimona zsunął się ukazując nadgarstek, kiedy dłonią musnęła krawędź jednego ze skrzydeł szeroko rozwartych shōji. I obróciła się lekko, na tyle by móc spojrzeniem prześlizgnąć się po sylwetkach rozbawionych łowców.
Dla niewtajemniczonych było to nic nieznaczące, całkiem przypadkowe zerknięcie, w którym może co bardziej gorliwi mężczyźni mogliby się doszukiwać błysku zainteresowania z jej strony. Jednak dla kogoś zaznajomionego z intencjami kryjącymi się za tak drobnymi gestami oraz ledwo dostrzegalnymi zmianami w mimice, to przelotne skrzyżowanie się spojrzeń kryło w sobie oczywiste przesłanie.

„ Chodź ze mną, musimy porozmawiać. Chodź. „

Subtelne zaproszenie, niczym znaczące zatrzepotanie rzęs znad wachlarza. Przeznaczone tylko dla tego jednego wybranka pośród głośnych tłumów zapełniających salę gospody. To nie przystojny Czapla przyciągnął jej uwagę, ani olbrzymi Niedźwiedź o śmiechu wybijającym się ponad innymi głosami. Ani nawet dzielny Płomyczek, ku jego niewątpliwemu rozgoryczeniu.

Iye, tym razem cel Maruiken był niepozorny, skryty pomiędzy o wiele większymi charakterami i bardziej ekstrawaganckimi postaciami. W innej sytuacji być może nie zwróciłaby na niego uwagi, pozwoliłaby mu się zlać w jedno z innymi łowcami bez imion i twarzy. Jednak on w jej oczach błyszczał jasno swoimi sekretami, słodkimi kąskami czekającymi na odkrycie, a także tymi gorzkimi, których nie mogło zabraknąć pomiędzy dwojgiem osób o ich profesji. O ich przeszłości. W tym momencie skromnie wyglądający Yashamaru był dla niej najbardziej interesującym mężczyzną w całej gospodzie. Może w całej Shimodzie.

Przetańcowała palcami o shōji, nim ze szmerem kimona zniknęła za jedną z papierowych ścian. Nieśpiesznym krokiem kierowała się w stronę wyjścia z budynku i zatonięciu w mroku nocy.

I przyszło jej czekać pośród panujących ciemności dość długo. Jednak cierpliwie kryła w cieniu zrujnowanego budynku, czekając na Yashamaru. Wiedziała wszak że za szybko nie wyjdzie. Poczeka, napije się nieco i ruszy… gdy uzna, że nikt nie będzie mógł powiązać jego wyjścia z nią.
Nagle w polu widzenia łowczyni pojawiła się znajoma sylwetka. “Kusaru” szedł powoli i nonszalancko. Nie próbował się ukrywać, ale też i nie szukał Leiko, wychodząc ze słusznego założenia, że ona sama go znajdzie.

Stuk. Stuk. Stuk, stuk, stuk.

Co luźniejsze fragmenty gruzu rozsypały się po ziemi, swymi stuknięciami zdradzając czającego się w ciemnościach intruza. Został wprawiony w ruch nogami Leiko, po tym jak postanowiła wykorzystać jego górę do zwinnego wejścia na górę zniszczonego domostwa. Przystanęła na tym, co dawniej musiało być dachem, lecz teraz stanowiło jego mało bezpieczne resztki. Na tle nocnego nieba białe kimono upodobniało Maruiken do kobiecej zjawy, tym bielszej w blasku ciągle wschodzącego księżyca. Nie było to najbezpieczniejsze w miejscu tak przepełnionym ludźmi żyjącymi z polowań na duchy i demony. Ale choć do Shimody przybyła istna arma łowców, klanowych samurajów, jak i równie wielu mnichów, to rzadko kiedy spoglądali oni ku górze. Bo i po co? Wszak wszystkie pokusy i przyjemności mieli tuż na wyciągnięcie ręki.

Z góry zerknęła na Yashamaru dla upewnienia się, że tajemniczy intruz przyciągnął jego uwagę. Jednak nie czekała na jego reakcję. Z łopoczącymi rękawami pobiegła w kierunku kolejnego budynku, a potem jeszcze jednego, przy każdym przeskoku prezentując swą zwinność. Zatrzymała się dopiero trochę dalej, kiedy znalazła właściwy dach, z którego rozciągał się dobry widok na część niedostępnej dla niej Shimody.
Przysiadła tuż na krawędzi i wygodnie zwiesiła nogi. Na jej wargach błąkał się delikatny uśmiech.

-Czy to właściwe miejsce na takie rozmowy?- zapytał Yashamaru po wdrapaniu się na dach. Usiadł obok niej dodając żartobliwie. - Ktoś mógłby zauważyć i donieść twoim licznym wielbicielom o naszym spotkaniu.

Uśmiech łowczyni stał się wyraźniejszy, chociaż to tylko jeden z kącików uniósł się bardziej ku górze.
-Skoro jest ich tak wielu, to powinieneś sobie zadać pytanie, czy jesteś gotów na te wszystkie pojedynki. Zazdrość to potężna siła, szczególnie kiedy towarzyszą jej chęć przypodobania się wybrance i obrona jej honoru -zwróciła ku niemu spojrzenie, co nie było właściwym posunięciem, kiedy chciało się zachować wrażenie niewinności. Wprawdzie w jej głosie pobrzmiewały nutki łagodności pasujące mało rozgarniętemu dziewczątku, to iskierki w oczach zdradzały rozbawienie doświadczonej kobiety -Bo przecież to Ty mnie skusiłeś do przyjścia tutaj, Kusaru-san. Taką naiwną i bezwolną.

- Gdybym był jednym z tych walecznych łowców, może bym uwierzył twoim słowom… tak przyjemnie brzmią w moich uszach. Tak kusząco.
- rzekł nieco rozmarzonym głosem Yashamaru, po czym dodał cicho obejmując znienacka w pasie łowczynię. - A może powinienem to zrobić. Zatopić się w rozkoszy, tak jak czyni to dziś cała Shimoda.
Zagarnął władczo kobietę ku sobie. Przytulił zachłannie, tak że poczuła ciepło jego ciała i zapach - Ale obowiązki najpierw… o czym chciałaś rozmawiać? Co wiesz? Wydajesz się być w dobrej komitywie z tutejszymi służkami i wieloma z łowców. Jakimi to słodkimi ploteczkami pieścili twoje uszka?

-Z pewnością zdążyłam się tyle dowiedzieć, że o wiele wygodniej jest być cieniem obserwującym wszystko z boku i niepostrzeżenie pociągającym za sznurki, niż łowczynią przyciągającą spojrzenia
-ciężkie westchnienie sprawiło, że cała lekko poruszyła się w silnych ramionach mężczyzny. Jego zapach tym mocniej zakręcił ją w nosie -Tak skupiana na mnie uwaga jest miła, kiedy dzięki niej któryś z moich wielbicieli wyręcza mnie w polowaniach. Przestaje być tak przyjemna, kiedy to mnisi zaczynają się mną interesować. A ja nie mam w zwyczaju poszukiwać sobie sojuszników i przyjaciółek. To jest.. -Leiko przymrużyła oczy, pozwalając tym sobie na ukazanie niezadowolenia -..niezwykle problematyczne.

-Obawiam się Maruiken-san, że atuty twojej urody nie są po to by je ukrywać.
- odparł Yashamaru, a choć tulił łowczynię ku sobie… to nie posuwał się w swoich działaniach dalej. - Czyżby twoje piękno nie dało ci swobodnie działać w Shimodzie?

-Hai, trochę. Ciężko sobie pozwolić na swobodne działanie, kiedy każdy z żarliwych wielbicieli chce mnie zagarnąć dla siebie. Łatwiej było nosić maskę skromnej służki w domu wysoko postawionego samuraja..
-ton kobiety nabrał nieco nostalgicznego brzmienia, kiedy na krótki moment powróciła wspomnieniami do tamtej młodziutkiej dziewczyny o długich włosach z grzywką. Do siebie z czasów większej łagodności i o wiele mniejszego doświadczenia z mężczyznami.

Spod półprzymkniętych powiek spojrzała daleko przed siebie, na majaczące w ciemnościach budynki miasteczka.
-To całkiem zabawne -kontynuowała Leiko, zdawałoby się że bez żadnego powiązania ze swoimi wcześniejszymi słowami -W Shimodzie jest kunoichi będąca na usługach Hataro. Podaje się za jedną z okolicznych służek i to mnie wykorzystuje do wypełnienia misji swego Pana -uśmiechnęła się subtelnie, choć wprawne oko potrafiłoby dostrzec, że to rozchylenie warg było odrobinę szersze od poprzednich -Akurat mnie, ze wszystkich łowców zebranych przez klan. Cóż za wybór, ne?

-Słyszałem o jego lubieżnej naturze i rozrywkach. Więc jego wybór mnie nie dziwi.
- odparł mężczyzna wielce się myląc. Wszak to nie uroda Leiko zaważyła na decyzji tego tłuściutkiego samuraja.

-Potrafię to zrozumieć. W końcu mi też o wiele przyjemniej wyciąga się informacje od przystojnych mężczyzn.. -mruknęła Maruiken, decydując się nie wyprowadzać go z błędu. A przynajmniej jeszcze nie w tym momencie.
-Widziałeś dzisiejsze przybycie jasnowłosego olbrzyma i palankinu? Czy może byłeś zbyt zajęty zwiedzaniem Shimody? -przy zadawaniu tego pytania ponownie skupiła swój wzrok na Yashamaru. Niewielki ruch, zaledwie pochylenie podbródka i delikatne uniesienie ramienia sprawiło, że to znad niego, prawie jak sponad wachlarza, zerkała figlarnie na twarz fałszywego łowcy. Przystojną twarz, idealną do wyciągania z niej informacji -Na długo zniknąłeś mi z oczu, Yashamaru-kun.

-Dziwi mnie, że to zauważyłaś. Czyżbyś tęskniła za mną… za kolejnym spotkaniem na dachu?
- odparł żartobliwie przypominając Leiko, jak ostatnio skończyły się takie rozmowy. Po czym dodał cicho - Mówią że jest straszny… jest duży, ale widziałem bardziej przerażające ogry.

Zadziwiająco Maruiken się.. roześmiała. Naturalnie, w jej wykonaniu nie był to śmiech głośny, rubaszny czy w jakiejkolwiek mierze bezczelny, a.. krótki, wręcz bezgłośny. W pełni przez nią kontrolowany.
-Oh, Yashamaru-kun. Gdybym tylko była zwykłą łowczynią, to być może uwierzyłabym w Twe zdziwienie i słodką zachętę - przeinaczyła jego słowa, nawet starając się nadać im równie żartobliwego brzmienia -Ale przecież i Ty dobrze wiesz, że chociaż teraz możemy sobie pozwolić na tak miłą beztroskę i tymczasową współpracę, to w każdym momencie na naszej ścieżce może się pojawić przeszkoda, która nas rozdzieli. Warto wtedy wiedzieć, skąd może nadejść ostrze - w mroku nocny ponownie zalśniło złoto jej oczu, które chwilę temu przymknęła pod wpływem śmiechu - Byłabym nieco urażona, gdybyś nie próbował odkryć moich zamiarów i słabości.

-Wiem, że rozmawiałaś z Sakurą. Nie wiem na jaki temat, ale mam wrażenie, że pogaduszki te nie poszły zgodnie z twoją myślą.
- stwierdził czule mężczyzna, przyznając się do przyglądania się jej w tamtych chwilach. I zauważenia tej porażki.

-Ah. To.. nie było aż tak interesujące -nieznaczne przymarszczenie brwi wskazywało na to, że ze wszystkich spotkań Maruiken, tych dzisiejszych i wczorajszych, akurat przy tym wolałaby nie mieć publiczności. Porażka drażniła.
-Niestety, kobiety o wiele trudniej przyjmują odmowę niż mężczyźni. A gdybym wszystkich sojuszników miała sobie zjednywać poprzez futon, to w ogóle nie wychodziłabym z pokoju -stwierdziła z goryczą, która graniczyła z rozbawieniem nie mającym wiele wspólnego z prawdziwą wesołością. Raczej z frustracją, bowiem takie rozwiązanie byłoby pewnie i najskuteczniejsze, i najłatwiejsze. Na cóż te rozmowy i knowania, skoro wystarczyło pozwolić innym pomacać swe piersi? -Na moje szczęście poza Sakurą są wśród łowców jeszcze inne osoby utalentowane w zabijaniu demonów.

-Z pewnością wielu jest…
- odparł bez przekonania w głosie Yashamaru. Ale on nie znał ich tak dobrze jak ona znała. Zmienił więc temat, pytając.- Jakie masz plany na jutro?

-Nie dać się zabić. Nie dać się schwytać
-odparła bardzo pobieżnie Leiko, choć główny zamysł był jak najbardziej prawdziwy. Jedynie wykonanie go było trudniejsze, szczególnie kiedy konkretne plany były tak bardzo mgliste. Póki co odegnała od siebie te ponure myśli.
-Łowcy dzisiaj piją sake i zajadają się pysznym jedzeniem w przygotowaniach do jutrzejszych wielkich łowów -słowa płynące z jej ust nabrały nowego, niższego tembru przyjemnego dla ucha. Tak gwałtowna zmiana z pewnością nie umknęła uwadze Yashamaru, może nawet wzbudziła w nim jakieś podejrzenia. Nic to.

Poprawiła się na krawędzi dachu, zakładając przy tym jedną nogę na drugą. Ah, czasem kobiece fatałaszki potrafiły być tak.. niesforne. Zamiast skromnie ukrywać, one pod byle pretekstem ześlizgiwały się z ciała, by cudze oczy cieszyć jego wdziękami. I nawet kimono utkane dłońmi Sakusei nie było wolne od takiej.. wady.
Materiał z cichuteńkim szmerem zsunął się z nogi, a spomiędzy tak powstałego rozcięcia wychynęła smukła łydka, kolano i fragment jędrnego uda.






Niespodziewany widok potrafiący obudzić w głowie wiele obscenicznych obrazów. Zaś sama Leiko zdawała się nie dostrzegać tego obnażenia.

-W takim razie chyba i ja zasłużyłam na odrobinę słodyczy z Twych ust, Kusaru-san -jego przybrane imię figlarnie zatańczyło na soczyście śliwkowych wargach. Mógł być ninja, mógł być świadomy podobnych sztuczek w wykonaniu kunoichi i pewnie sam miał wiele podobnych w zanadrzu, ale pod swym wytrenowaniem ciągle był mężczyzną. I chociaż oplecenie go sobie wokół paluszka byłoby zbyt uciążliwe, to nic nie stało na przeszkodzie, aby go nieco zachęcić do zwierzeń.
Chłód nocy bezwstydnie prześlizgnął się po jej odsłoniętej skórze.

-Leiko-san… teraz tylko o jednym rodzaju słodyczy… mogę myśleć. - mruknął “złowieszczo” Yashamaru, a potem pokazał ową słodycz. Pocałował jej usta, delikatnie acz… przedłużał pieszczotę tego pocałunku za pomocą tańca języka. Maruiken też zaczęło się robić cieplej, wszak była to obusieczna broń. Pocałunek robił się coraz bardziej namiętny, a w dodatku palce ręki mężczyzny, która obejmowała jej ciało odnalazły drogę do odsłoniętego uda… i zaczęły muskać jej ciało wywołując przyjemny dreszczyk rozchodzący się po skórze.

-Jeśli nie będziesz precyzyjna w swoich sugestiach… to wykorzystam sytuację na swoją korzyść.- rzekł naśladując w tonie głosu i wymowie ich wspólną nauczycielkę etykiety. A choć ich usta się oddaliły to nadal czuła dotyk palców na swoim udzie. Delikatny jak muśnięcie wietrzyka, ale budzący ogień we krwi. Łatwo było zapomnieć, że choć Yashamaru nie był w tym mistrzem, to i jego uczono podstaw uwodzenia.

Jego Koneko-chan uniosła rękę, aby smukły palec wskazujący ułożyć na jego ustach w uciszającym geście. Bądź w geście mającym ją uchronić przed kolejnym zuchwałym atakiem, tak jak mnisi dla ochrony rozwieszali swe ofuda. Ochrona przed kuszeniem - jakaż to była zabawna myśl. I wcale nie taka niedorzeczna.
Potem wręcz z lubieżnym pietyzmem oblizała swe warg koniuszkiem języka. Bardzo powoli, przeciągając tą czynność, by mężczyzna mógł z łatwością śledzić każdy ruch. A ona cieszyć się smakiem, jakim pozostawił na niej pocałunkiem.

-Pozwolić sobie na tak rozkoszne zapomnienie.. to straszliwa pokusa... -zamruczała kończąc zdanie drżącym westchnieniem, kiedy wyobraźnia sama podsunęła do głowy dzikie fantazje niegodne tak zwykle eleganckiej kobiety.
-Jednak najpierw miałam nadzieję spić z Twych warg inną słodycz. Smaczne kąski mówiące o tym co robiłeś, co słyszałeś, co widziałeś.. a może nawet czy byłeś gdzieś.. -lekko przechyliła głowę i wzrokiem przesunęła po Shimodzie leżącej u ich stóp. Szeptała, a ich usta niemalże znów się połączyły, gorąc oddechów przenikał niewielką wolną przestrzeń między nimi -.. gdzie nam zakazano wchodzić. Czy możesz mnie winić za moją ciekawość?

-Iye… nie winię.
- stwierdził cicho mężczyzna, zamyślił się przymykając oczy by uniknąć pokusy. - Rozejrzałem się. Mnisi coś przygotowują w różnych miejscach miasta, ale nie wiem co… wypisują słowa na kartkach papieru i przywiązują żółtymi wstążkami w różnych miejscach miasta. Przekonałem się też, że serce Shimody… jest dobrze strzeżone. Niektórzy bushi są niezwykle czujni. Zupełnie jakby ich wyszkolono tak, by dostrzegali niedostrzegalne. I mobilizują siły. Widać nie tylko na łowcach chcą polegać jutro.

Gdy tak mówił, coś rozpraszało uwagę Leiko sprawiając, że mimowolnie się wierciła. Palce jej towarzysza intryg nadal wodziły po jej udzie skłaniając Maruiken ku bardziej lubieżnych myślom.
Kobietę przeszył dreszcz, ale to nie dotyk Yashamaru był jego źródłem, to nie noc owionęła ją swym zimnym oddechem. Ten dreszcz był inny, wbijał się igiełkami prosto w kręgosłup. Niepokój.
Pod wpływem jego słów opuściła spojrzenie niżej, na ciemne uliczki przeplatające się pomiędzy budynkami. Z pomocą swego przekleństwa zlustrowała uważnie najbliższe otoczenie „ich” domostwa, w poszukiwaniu osób przesadnie ciekawskich, nadmiernie czujnych.

-Rytuał mnichów przyciąga nie tylko Oni, ale też innego rodzaju potężne stworzenia, jak i ludzi zainteresowanych zrujnowaniem ich planów. Nic dziwnego, że otoczyli się tak.. -urwała w nagłym rozkojarzeniu i tym razem jej wzrok padł na własne udo, na tę nieobyczajnie sobie poczynającą dłoń ninja. Uśmiech o nieodgadnionym znaczeniu wstąpił na jej wargi. Niektórzy mężczyźni naprawdę stanowili dla niej wyzwanie, ne? Kojiro, Yashamaru.. obaj tak słodko wabili ją swoimi sekretami i talentami.

-A przygotowują miejsca, które my będziemy jutro chronić. Podzielą nas na małe grupy i rozstawią po całym mieście. Tym sposobem będą mogli z łatwością rozgrywać swoją grę, jak gdyby cała Shimoda była ich planszą do Go -przez cały czas mówiła szeptem cichym jak powiew wiatru, a mimo to wyraźnie słyszalnym dla uszu mężczyzny -I w takiej sytuacji nikt nie będzie miał żadnych podejrzeń, jeśli ktoś w trakcie łowów.. zniknie.

- Sprytne… przyznaję.
- ocenił łowca nie przerywając rozkosznie rozkojarzającego dotyku. - Rzeczywiście nikt nie zauważy paru zgonów i zaginięć podczas bitwy. W końcu ludzie giną podczas takich wydarzeń.
Westchnął głośno. - A ty uważasz, że odkryli twoją prawdziwą naturę i wykorzystają okazję do… usunięcia problemu? Jak na razie zachowują się dość pewnie, nie starając cię mieć na oku.

Miał rację. Leiko nie dostrzegła żadnych wścibskich uszu dookoła niej. Ale czemu by miały być? Mnisi wiedzieli wszak gdzie jest. Wbrew podejrzeniom Yashamaru, nadal uważali ją za zwyczajną łowczynię Oni. Więc rozsądnym podejściem byłoby uśpić jej czujność, okazując całkowity brak zainteresowania jej nieskromną osóbką.

-Jeśli nawet to nie moją prawdziwą naturę odkryli - z czego owa natura miała tutaj pojęcie bardzo względne. Mogli nie znać jednej, ale jak najbardziej byli świadomi tej drugiej, o której zaś nie wiedział jej dawny partner. Ciało Maruiken było zmysłową opoką dla zagmatwanej duszy -..to Hachisuka z pewnością znaleźliby inne powody do porwania akurat mnie i oddania w ręce szacownych gości z Chin. Nie tylko sam ich jasnowłosy olbrzym posiada wielki apetyt na kobiety. W przyprowadzonym przez niego palankinie również znajduje się kobieta, a sądząc po atmosferze zniecierpliwienia panującej przez ostatnich kilka dni, musi być ona niezbędna do dokonania rytuału - oczy łowczyni pociemniały mrowiem wątpliwości, które zrozumieć mogła tylko druga osoba o podobnym poczuciu realności. Wszak on także wiedział, jak okrutni potrafili być ludzie -Jak sądzisz, Yashamaru-kun, planują dla niej przyjemną kąpiel i masaż?

-Nie wiem. Udało mi się dotrzeć do porzuconego palankinu, ale był pusty. I nie zawierał żadnych śladów mogących potwierdzić kogo lub co przewoził. Jeśli ją trzymają to blisko duchowego centrum miasta. Tam nie udało mi się dotrzeć. Zbyt czujni są tutejsi strażnicy.
- wyjaśnił spokojnie ninja, nie próbując ani pocieszyć Leiko, ani potwierdzić jej obaw. Oboje dobrze wiedzieli, że nie ma to sensu.

-A widziałeś tam jakąś wyjątkowo silnie strzeżoną świątynię? Bushi podróżujący z palankinem wspominali o opuszczonej świątyni, do której mieli go doprowadzić. Może to właśnie ona jest sercem Shimody i głównym miejscem rytuału.. -mruknęła Leiko wspominając swe ostatnie spotkanie z jasnowłosym. Była wtedy daleko od niego, zaledwie przyglądała się dokonywanej przez niego rzezi, ale to wystarczyło, by postanowiła nie zbliżać się do niego ani na krok. Czy i towarzyszący mu samuraje podjęli podobną decyzję? Wcale nie byłaby zaskoczona taką reakcją.

-Dokładnie tak. Tyle że ta świątynie nie jest już opuszczona, a obwarowana. Dojrzałem ją z dala, bo zbliżyć się do niej nie mogłem.- wyjaśnił Yashamaru i zamyślił się. - Musi być ona bardzo ważna dla nich.

Cisza wypełniła powietrze pomiędzy ich dwojgiem i tylko gdzieś z oddali dobiegały donośne śmiechy bawiących się łowców.

Tyaestyra 26-09-2018 08:50

Milczenie ze strony Leiko było spowodowane jej popadnięciem w głębokie zamyślenie nad światem, a przynajmniej.. nad tym jego fragmentem, który rozciągał się przed jej oczami. Tym leżącym za niewidzialną granicą ustaloną przez mnichów oraz ich czujnych bushi.

-Być może i ja powinnam się udać na małe zwiedzanie.. -mruknęła bardziej do siebie niż swego towarzysza. Lekki ruch nogą sprawił, że jej geta zakołysało się wysoko nad ciemną uliczką Shimody. Niewątpliwie ten niepozorny element kobiecej garderoby stałby się przyczyną bolesnego siniaka, gdyby przez przypadek spadł komuś na głowę. Zaś ich postukiwanie z pewnością zdradziłoby skradającą się Leiko, tak jak i białe kimono nie pozwoliłoby się wtopić w znajome cienie. To był strój łowczyni demonów, nie bezszelestnie przemykającej kunoichi.

- Nie powinnaś. - ocenił Yashamaru splatając ramiona razem.- Za duże ryzyko. Zwłaszcza teraz… zbliża się czas rytuału. Pewnie podwoili straże i są czujni. Czas na zwiedzanie zdecydowanie się skończył wraz z przybyciem palankinu.
Przez chwilę milczał spoglądając na Maruiken nim rzekł lekko łamiącym się głosem.- Koneko-chan ja… nie mogę. Nie mógłbym towarzyszyć ci w tym zwiedzaniu. Nie pomogę, jeśli teraz cię złapią. Nie mogę narazić mojej misji dla ratowania ciebie.

Zaskoczył kobietę nie tylko swoimi słowami, co tym niespodziewanym brzmieniem głosu. Podobnej.. wewnętrznej walki mogła się spodziewać po Yasuro, tak honorowym samuraju zginającym się pod jej urokiem niczym młode drzewko. Ale nie po ninja. Być może w tym mężczyźnie zostało jeszcze wspomnienie zakochanego młodzika, który mimo wszystko próbował walczyć z chłodem zdrowego rozsądku.

Maruiken rozchyliła wargi w ciepłym uśmiechu rozgrzewającym serce -Hai, to zrozumiałe. Nie jest Twoim problemem to, że akurat ja wpadłam w oko mnichów. Obowiązek przede wszystkim.
Podniosła powoli rękę, by móc opuszkami palców dotknąć jego policzka. Nieśpiesznie muskała jego skórę, jak gdyby tym sposobem starała się na nowo poznać tę znajomą twarz, lub doszukać w niej dawnych uśmiechów i grymasów -Powiedz mi jednak Yashamaru-kun, co Ty byś zrobił na moim miejscu? Gdyby nagle zwróciło się ku Tobie tak wiele oczu, czyniąc z Ciebie zwierzynę zamiast drapieżnika czającego się w cieniu? Gdyby nie tylko Twa misja była zagrożona, ale również i życie?

- Nie mamy życia Leiko-chan. Mamy misję. Tylko ona się liczy.- przypomniał jej mężczyzna i zamyślił się
. - Ja bym wykorzystał okazję na ucieczkę, założenie kolejnej maski i podjęcia się misji od nowa.
Tyle że mnisi mieli swoje wisiorki, którymi mogli ją wyśledzić gdziekolwiek się ukryje. I każde przebranie przejrzeć.

-Obawiam się, że i na to już jest za późno - odparła Maruiken z westchnieniem i cofnęła dłoń od jego twarzy. Opuściła ją i ułożyła miękko na swej odsłoniętej nodze, tuż nad samym kolanem -Nie tylko taka strata czasu mogłaby się okazać zgubną dla powodzenia mojej misji, ale również ci mnisi są niezwykle.. wytrwali. Posiadają w zanadrzu wiele sztuczek, a najwierniejsi im bushi są niczym psy potrafiące wszędzie wytropić swą zwierzynę - jej wewnętrzny niepokój uzewnętrznił się w niewielkim ruchu, jakim było przetańczenie smukłymi palcami po mlecznobiałej skórze - Nie mogę pozwolić, aby kiedykolwiek za moimi śladami trafili do siostrzyczek i Mateczki.

-Co więc zamierzasz? I czego oczekujesz ode mnie?
- zapytał mężczyzna nachylając twarz ku jej szyi, by delikatnymi muśnięciami warg i języka poprawić jej nastrój i skierować myśli, ku przyjemniejszym tematom.

-Mmm... -Leiko opuściła powieki pod wpływem tych pieszczot wędrujących po wrażliwej skórze swej szyi. Jednocześnie nagle sobie uświadomiła jak bardzo była spięta odkąd przybyła do Shimody. Było to uczucie tak mocno zakorzenione w jej życiu, że z przyzwyczajenia nie zdawała sobie sprawy z jego istnienia, do czasu aż miała okazję poczuć odprężenie rozpływającego się po ciele. Nawet jeśli trwało to tylko krótką chwilę. Nie mogła sobie pozwolić na dłuższe rozleniwienie.

-Nie tylko ja wpadłam w oko mnichów -mówiła cicho, mimo wszystko nadal w myślach wybierając informacje bezpieczne dla uszu ninja z innego klanu. Wszak dawno już przestał być jej uroczym partnerem -Zatem gdybyś jutro polował u boku Młodego Wilczka, Kohena bądź Sogetsu, to zwróć na nich szczególną uwagę. Przypilnuj ich. Bądź czujny i pośród wszystkich Oni najbardziej strzeż się dużych bestii o ogromnych rogach, przerażająco szybkich i plujących jadem. Otaczamy się łowcami, jednak i dla nich te kreatury mogą się okazać zbyt dużym wyzwaniem..

-Dobrze, aczkolwiek nie oczekuj wiele. Choć jako tako radzę sobie ze słabszymi Oni, to nie jestem prawdziwym łowcą jak tamci. Za bardzo im nie pomogę.
- wyjaśnił z uśmiechem Yashamaru.

-Hai, masz rację. Ale jesteś także bardziej przenikliwy niż każdy z nich. Pierwszy zauważysz podejrzane zachowania wśród łowców, bushi i mnichów - stwierdziła łowczyni z przekonaniem w umiejętności swego towarzysza. Była tylko jedna, nie mogła być wszędzie w tym samym czasie, więc dodatkowa para oczu mogła się okazać użyteczna.
Zza kurtyny czarnych włosów zerknęła na Yashamaru z zainteresowaniem wyraźnie błyszczącym w oczach -Czy nie wykazałabym się niezwykłą naiwnością, gdybym akurat Tobie zdradziła wszystkie moje plany?

Powoli, niczym wąż czający się na swą zwierzynę, przesunęła dłonią po własnej nodze, a potem przeniosła ją na udo siedzącego obok mężczyzny. Nic przesadnie lubieżnego, może tylko odrobinę bardziej niż jego delikatne pocałunki na jej szyi. A mimo to ten ruch zagęścił atmosferę pomiędzy nimi. Tym bardziej, kiedy palcami zmysłowo powędrowała po materiale jego ubioru i z wprawą obdarzyła dotykiem wnętrze jego uda. Jednocześnie sączyła mu do uszu swój szept -Wiem dobrze, że za tym urokiem, słodkimi słówkami i rozkosznym dotykiem kryje się spryt oraz oddanie swym obowiązkom. Gdyby cele naszych misji okazały się być sobie przeciwne, to ja byłabym na gorszej pozycji.

-Hai. Ale póki co nie są, ne? Na razie to dwa szlaki, które zmierzają w różne miejsca. Ale póki co… podążają obok siebie.
- mruczał Yashamaru, wędrując ustami po jej szyi, policzku i delikatnie kąsając jej płatek uszny. Palce jego dłoni nadal muskały skórę jej uda, a sama Leiko przypadkowymi dotknięciami przekonywała się jak duże wrażenie na mężczyźnie robi ta intymna bliskość między nimi.

Tym ukąszeniem wyrwał z kobiety syknięcie, ale bynajmniej nie niezadowolenia. Tak drapieżna pieszczota przeszyła jej ciało intensywnym dreszczem.
-Byłoby olbrzymią stratą, gdyby się okazało, że pod tym wszystkim... -nie tylko dla podkreślenia swych słów, ale również w zemście za te jego zęby na swym uchu, Maruiken włożyła więcej siły w swe palce dotąd zaledwie niepozornie tańcujące po wewnętrznej stronie uda mężczyzny. W tym jednym momencie zacisnęły się prowokująco. Uśmiechnęła się przy tym, ale nie łagodnie, nie ciepło, nawet nie kocio. Był to uśmiech bardzo lisi, który mieszał w sobie figlarność ze złośliwością i rozbawieniem -..Twe serce najszybciej bije do mnichów, a ciało lgnie ku nim w poszukiwaniu pochwały.

-Mam wrażenie… iż wiesz… że jest inaczej… Koneko-chan.
- mruknął Yashamaru sięgając językiem do szyi łowczyni i drugą dłonią bezczelnie ściskając jej pierś przez materiał kimona. Drapieżnie i zachłannie, zupełnie nie dbając, że mogą zostać przez kogoś podpatrzeni w dość niedwuznacznej sytuacji. -... Czy też mam dalej... udowadniać, do kogo lgnie moje ciało?

Siedząc tuż przy nim, wręcz będąc mocno przyciśniętą do jego ciała, Leiko wyraźnie czuła jego ciepło przenikające pod jej własne kimono. Jego mięśnie napinające się pod ubraniem, kiedy żarliwie chwytał za jej krągłości i jeszcze powstrzymywał się przed rzuceniem na nią.
Nie było łatwo w nim dostrzec tego dawnego młodzika, który niezdarnie wpadał do wody, drażnił swoją beztroską i przynosił jej kwiatki. W takich chwilach stawał się kolejnym mężczyzną podatnym na jej wdzięki. A ona kobietą potrafiącą docenić utalentowanego kochanka. Nie było przeszłości, nie było błędów młodości, nakazów ani zakazów. Jedynie pierwotne żądze wypełniające rozedrgane ciała.

-Mmm.. może i nie jesteś tutaj dla mnichów, ale.. z całą pewnością próbujesz zburzyć moje sojusze, ne? -pomimo gorącego oddechu mężczyzny wędrującego po jej szyi i przyprawiającego o gęsią skórkę, Maruiken zdołała przejrzeć jego plan. I malowało się to zadowoleniem na jej twarzy i w głosie -Cóż by powiedział mój słodki Płomień, gdyby nas teraz zobaczył? Musiałabym mu opowiedzieć jakim nieobliczalnym zwierzęciem jest Kusaru-san -zniżyła tembr do pomruku przeznaczonego tylko dla uszu Yashamaru -Całkiem oddanym swej żądzy.. bezwzględnym i.. niebezpiecznym. Kirisu-kun bez wątpienia wyzwałby Cię na pojedynek w moim honorze..

-Raczej od razu zaatakowałby mnie, ne? Kirisu-kun nie jest wszak samurajem.
- odparł nadal poddając ciało Leiko dotykowi swojej dłoni na piersi jak i czułym pocałunkom na szyi. Po czym musnął czubkiem płatek uszny łowczyni.- Jeśli nie chcesz więc burzyć swoich sojuszy Koneko-chan, to czemu kusisz me myśli ku zanurzeniu się pod twoje kimono i posmakowania słodyczy tam schowanej?

-To niebezpieczne ziemie, Yashamaru-kun, warto mieć wielu sojuszników
-szeptała, ale było wątpliwym, by mężczyzna skupiał się akurat na słowach płynących z ust malowanych soczystym fioletem. Bowiem w tym samym momencie także i dłoń kobiet ruszyła na.. wędrówkę.
-Może więc i Ciebie próbuję.. opleść sobie wokół paluszka.. - zachęcająco przesunęła nią wyżej po jego udzie, jednak nie pochwyciła niczego ciekawskimi paluszkami. Chytra lisica minęła najwrażliwszy fragment jego ciała. Powoli, bo przecież nigdzie jej się nie śpieszyło, musnęła brzuch, a potem tors ninja, gdzie spędziła krótką chwilę wyczuwając bicie jego serca.
Stamtąd prześlizgnęła się po szyi, aż zatonęła palcami pośród krótkich kosmyków włosów. A zamiast przyciągnąć go bardziej stanowczo do swej szyi, ona z drapieżnością odchyliła jego głowę, by móc przymrużonymi oczami spojrzeć mu w twarz. Jej gorący oddech mógł prawie sparzyć jego wargi -.. jak mi idzie?

-Niewątpliwie masz ku temu talent, ale chyba nie sądzisz… że będzie to takie łatwe, ne?
- zapytał w odpowiedzi Yashamaru sam nurkując dłonią pod jej kimono i delikatnie ugniatając ukrytą pod materiałem pierś kobiety. Uśmiechał się przy tym bezczelnie, jak za dobrych dawnych lat, spoglądając wprost w oczy swej Koneko-chan.

Wyzywająco podtrzymała jego spojrzenie, szczególnie kiedy ciche jęknięcie uciekło z jej ust -Nadal taki.. ah.. nierozważny..
Wbrew pragnieniom lśniących żywym ogniem w jej oczach. Wbrew ciału złaknionego jego dotyku wprawiającego ją w drżenie, jego siły skraplającej pot na jej nagiej skórze. Wbrew.. wbrew kuszącej chęci zamknięcia się w ich własnym świecie drapieżnych pieszczot, splatających się ciał i pocałunków tłumiących niepotrzebne słowa.
Wbrew temu wszystkiemu Leiko wolną dłonią pochwyciła za nadgarstek Yashamaru, by powstrzymać jego dłoń biorącą sobie jej pierś na własność. Balansowali na granicy, za którą były tylko dzikie płomienie pożerające zdrowy rozsądek. Jeszcze mogli zawrócić.

-Nie jesteśmy już w opuszczonej wiosce, a naszymi towarzyszami nie jest już grupka zmęczonych łowców. Otacza nas wiele ciekawskich oczu i.. uszu. Zbyt wiele, bym mogła Cię dzisiaj spętać moimi palcami.. -słowa zdradzały fantazje, jednak uścisk jej dłoni pozostawał stanowczy - Ale czy to nie dodatkowa zachęta, byś miał na względzie moje bezpieczeństwo? Zza murów klasztoru ciężko mi będzie udowodnić mój talent..

-Dobrze wiesz, że obowiązek jest na pierwszym miejscu, misja jest najważniejsza.-
westchnął smutno Yashamaru spoglądając przed siebie. Potem spojrzał na łowczynię z łobuzerskim uśmiechem. - Wiesz również, że w mieście jest wystarczająco dużo opuszczonych budynków, byśmy mogli ukryć niezauważeni aż do rana.

-Hai. Wiem też, że jeśli zapomnę się na tak długo w Twoich ramionach, to z pewnością ktoś zauważy moją nieobecność. Nie wspominając o tym, że całkiem pozbawisz mnie sił na jutrzejsze polowanie
-przymrużyła oczy, spod wachlarzy gęstych rzęs koncentrując swój wzrok na toniach jego tęczówek. Wargi rozchyliła w enigmatycznym uśmiechu, co tym bardziej upodobniało ją do zadowolonej kotki - A może to Twój chytry plan, Yashamaru-kun? Uczynić ze mnie łatwą zwierzynę?

-Iye… oznaczałoby to, że jestem całkowicie odporny na twój urok. A to przecież niemożliwe.
- odparł z uśmiechem na obliczu mężczyzna i cmoknął delikatnie policzek Maruiken. Westchnął głośno dodając.- Jeśli jednak się obawiasz takiego losu, to winnaś uciec z mych objęć, póki jeszcze przejmujemy się tymi faktami… aczkolwiek...- spojrzał z chytrym uśmieszkiem na kobietę. - Rytuał ma się odbyć dopiero wieczorem. Masz cały dzień odpoczęcie po dzisiejszej nocy, ne Koneko-chan?

-Jesteś okrutny..
-zamruczała Leiko rozbawiona jego zawziętością. Ale czy mogła mu się dziwić? Gdyby i dla niej jutrzejszy rytuał był tylko łowami, zaledwie kolejnym krokiem do Miyaushiro i swego celu, to bez wahania spędziłaby noc w męskich ramionach. Wątpiła jednak, by w obecnie niesprzyjających jej okolicznościach potrafiła się skupić na czerpaniu i dawaniu przyjemności. Bądź na udawaniu.

Już dawno przekroczyli granicę wszelkiej przyzwoitości, lecz teraz Maruiken jeszcze bardziej przechyliła się ku niemu, by wargami musnąć jego usta w pocałunku. Delikatnym, łagodnym. Podobnym do tego, jaki mieli w zwyczaju sobie wykradać w przelotnych beztroski, kiedy byli młodzi, przeuroczy i nigdy nie posuwali się dalej w tych nastoletnich okazach zakazanego uczucia. Wszak ciało Koneko-chan było narzędziem przeznaczonym dla innych mężczyzn.
Potem wyprostowała się i głową lekko pokręciła, a ruchowi temu towarzyszyło ciche zadźwięczenie kolczyków -Obowiązek przede wszystkim, sam tak powiedziałeś. Dlatego nie mogę sobie pozwolić na tak słodkie rozkojarzenie. Nie dzisiaj. Nie kiedy od rytuału może zależeć tak wiele.

- Więc co zamierzasz uczynić? I co zamierzasz mi jeszcze zdradzić, nim znikniesz w mroku?- zapytał Yashamaru bez cienia urazy w głosie. Wszak rozumiał jej sytuację i szanował decyzję. Oboje rozumieli znaczenie słowa… obowiązek.

Leiko nie odpowiedziała od razu. Przez długi czas skupiała swe spojrzenie tylko na przystojnej twarzy Yashamaru, więc w końcu przeniosła je na Shimodę pogrążoną w ciemnościach. Nieśpiesznie lustrowała jej budynki, plączące się uliczki, a w tej ciszy posłyszała również głośne śmiechy i rozmowy dobiegające z oddali.

- Hachisuka postarali się, by ściągnąć do Shimody jak najwięcej łowców, bushi, samurajów i mnichów, ne? - skwitowała te odgłosy pytaniem, aczkolwiek nie czekała na odpowiedź mężczyzny - Jednak zbierając tak wiele osób w jednym miejscu, można się spodziewać pewnego.. zamieszania. Tym bardziej, jeśli jeszcze dołączą do nich Oni.
Uniosła wysoko jedną brew, a jej wargi uformowały się w uśmiech o nieodgadnionej naturze. Figlarny, ale zdradzający istnienie drugiego dna - Lubię zamieszanie, a Ty? Pozwala się tak wygodnie.. zgubić. I prześlizgnąć w miejsca dotąd niedostępne.

-Lubię… ale moim tu zadaniem jest zwrócenie na siebie uwagi i prześlizgnięcie się do siedziby ich daymio, by wykonać moją misję. Nie zamierzam wykorzystywać zamieszania.
- wyjaśnił Yashamaru i wzruszył ramionami dodając. - Bądź ostrożna i nie daj się złapać. I pamiętaj, że jeśli mnichom nie uda się rytuał, możliwe że wszyscy zginiemy pogrzebani hordami Oni. Ponoć setki ich zbierają się dookoła nas.

-Zatem czyż to nie będzie dla Ciebie idealna sytuacja? Wyobraź sobie, jak bardzo zyskałbyś w oczach potężnych osób w klanie, gdybyś uratował jednego z mnichów przed tą hordą
-mówiła Maruiken po trochu żartem, a po trochu całkiem poważnie. Z pewnością Yashamaru rozmyślał nad wieloma planami, a ten nie mógł być z nich najbardziej absurdalny. Może tylko troszkę szalony. Ale cóż nie było ostatnimi dniami?
Westchnienie uciekło z jej ust - Rytuał oznacza nie tylko pozbycie się demonów z tych ziem i schwytanie mnie wraz z kilkoma innymi łowcami. Klan również urośnie w siłę. Jeśli więc dotąd nie mogłeś zbliżyć się do daymio i jego otoczenia, to później może to się stać jeszcze trudniejsze.

- Teraz i tak jest trudne.- ocenił mężczyzna zamyślony.- Jednak twój plan… również mi nie ułatwia zadania.
Yashamaru nie wydawał się przekonany w pełni do jej sugestii. - Zresztą tkwiąc w wyznaczonym przez mnichów też mogę uratować któregoś z nich. Sam nie wiem… jak wszystko się sypnie, mogę ledwo mieć dość sił by siebie uratować. Nie jestem wszak łowcą. I nie mam za wiele doświadczenia w walce z Oni.

-Hai. Oboje znaleźliśmy się daleko od znanego nam terytorium
-przyznała Maruiken bardzo dobrze rozumiejąc obawy swego towarzysza. Żadne z nich nie było tutaj w swoim żywiole -Dlatego musimy szukać okazji, bądź sami je sobie sprawiać. Ciebie będą otaczali głośni oraz doświadczeni łowcy gotowi ruszyć do walki z każdą ilością demonów. Zaś Kurasu-san niezbyt się rzuca w oczy i już raz pozwolił zginąć mnichowi..

Nic w głosie kobiety, ani nawet w drobnej mimice jej twarzy, nie zdradziło prawdy kryjącej się za tamtą.. klęską jego grupy. To była delikatna kwestia, o której nie musiał wiedzieć. Jedna z wielu mogących zburzyć ich niepewny sojusz.

Tyaestyra 26-09-2018 08:57

Leiko przyglądała mu się uważnie, prawie jakby kontemplowała urodę jego twarzy zmienionej przez lata. Jednak teraz to snucie planów przeważało nad wygasającym pożądaniem. Własny cel nad chwilą przyjemności -Iye, to nie łowami przypodobasz się panom Hachisuka. A już na pewno nie uczciwymi łowami.

-Być może… ale na razie nie udało mi się wypatrzeć innej okazji dostania się do zamku, jak tylko przez przypodobanie się im. A łowy to póki co jedyna możliwość. Chyba że.. ty masz inną propozycję?
- zapytał Yashamaru przyglądając się badawczo łowczyni.- Bo wydajesz się bardzo dużo wiedzieć na temat tego co się dookoła nas dzieje.

-Zwracanie na siebie uwagi bywa.. przydatne - Leiko opuściła skromnie spojrzenie. W przypadku innej kobiety można byłoby się nawet doszukiwać rumieńców wstydliwe wstępujących na policzki, ale nie u niej. Jej skóra pozostała nienagannie biała, a zakłopotanie było tylko jedną z wielu wyćwiczonych przez nią reakcji.
-Jak na szacownych mędrców Chińczycy mają wielu przeciwników, niektórych nawet wśród samych Hachisuka. I przynajmniej jeden z nich jest równie żarłoczny wobec jedzenia, kobiet, jak i mnisich sekretów -mówiła wspominając swe własne spotkanie z Hataro. I jak niewiele prawdy usłyszał wtedy z jej ust -Gdyby zatem dotarło do jego uszu, że któryś z łowców w swej dzielnej pogoni za demonami miał okazję znaleźć się w samym sercu Shimody, to z pewnością zaprosiłby go do siebie na rozmowę. Jego kunoichi ukryje się z pozostałymi służkami, nie będzie dla niego żadnym źródłem informacji. Jednak Ty stałbyś się cenny.

-To interesujące…
- stwierdził enigmatycznie Yashamaru, choć niewątpliwie ta wieść go podekscytowała.- … ale czy mi zaufa. W końcu nie do mnie zwrócił się z propozycją, ne?

-Oh, niewątpliwie brakuje Ci kobiecych wdzięków, którymi mógłbyś go oślepić
-Maruiken w rozbawieniu ześlizgnęła się spojrzeniem z twarzy Yashamaru na jego klatkę piersiową i niżej, wędrując po brzuchu skrytym pod odzieniem. Spotykała młodzianów o delikatnej urodzie, którzy z łatwością mogli się przeobrażać w kobiety, lecz.. jej dawny partner wyrósł na przystojnego mężczyznę, twardego i umięśnionego we właściwych miejscach. Nie dla niego były dekolty i trzepotanie rzęsami.

-Ale i mnie zaprosił na spotkanie ze względu na to, że na ziemiach Sasaki znalazłam się w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie. Poznałam tamtejsze tajemnice, których on był wyjątkowo ciekaw. A Shimoda jest jeszcze bogatsza w smakowite kąski.. -nagła nowa myśl sprawiła, że uśmiechnęła się w zaintrygowaniu - Jednak jeśli chcesz, by szepty o Kusaru-san dotarły do jego uszu, to powinieneś najpierw zwrócić na siebie uwagę jego kunoichi. Wszak nawet ona nie potrafiłaby się oprzeć Twemu urokowi, ne?

-Nie jestem pewien. To kunoichi…
- stwierdził Yashamaru przypominając Leiko, że ninja są szkoleni nie tylko w uwodzeniu. Ale i w opieraniu się takim sztuczkom. W końcu hazardzista potrafi rozpoznać stosowanie na nim sztuczek, których sam używa. A Yashamaru… przy całym swoim uroku, nie był Sasaki Kojiro.

-Jej strata. Ale bez niej nie zyskasz sobie łaski Hataro..-ciche westchnienie umknęło spomiędzy warg łowczyni, ale bynajmniej nie była to oznaka zrezygnowania. Nadal planowała, choć zadziwiające było jak wiele swego czasu poświęcała pomagając drugiej osobie. Być może powodem było to, że tą osobą był Yashamaru. A może kierowała nią chłodna pragmatyczność i korzyści płynące z takiej współpracy, a jego przystojna twarz była tylko dodatkową zaletą.

-Nie wiem co się wydarzy w trakcie rytuału i jakie będą jego następstwa. Ale jeśli nadarzy się okazja, to mogę podszepnąć jej przekonującą opowiastkę o dzielnym Kusaru-san ścigającym swe obowiązki prosto do serca Shimody -odrobina ironii zabrzmiała w jej słowach. Czy naprawdę mogła go upodobnić do Płomienia z jego własnych opowieści? -Ty zaś będziesz musiał dostarczyć posmak informacji, którym jej Pan nie będzie potrafił się oprzeć.

-Postanowię… pomyślę nad tym jutro. Gdy Hachisuka wyjawię nam swoje zamiary względem nas. Te… oficjalne zamiary.
- rzekł polubownie Yashamaru i uśmiechnął się do Leiko.- I dam ci znać.

-Będę czekała
-zamruczała w odpowiedzi łowczyni. Zapadła pomiędzy nimi kurtyna porozumiewawczego milczenia, tak właściwa dla dwójki knujących partnerów.

Ciszę przerwało tylko stuknięcie geta kobiety, kiedy te przestały kołysać się w powietrzu i dotknęły dachu. Koniec pięknego widoku, biel kimona przesłoniła i te niewielkie fragmenty ud, i kolana. Tylko zgrabne łydki jeszcze kusiły spomiędzy rozcięcia materiału.

Wstała, ale zamiast od razu pożegnać się i odejść, ona wpuściła na swe wargi figlarny uśmiech.
-Nie powinnam tego mówić, ale.. -zalśniły w ciemnościach jej oczy, gdy spoglądała z góry na mężczyznę, Wyciągnęła również ku niemu rękę i palcami czule musnęła kosmyk jego włosów -Uważaj na siebie, Yashamaru-kun. Nie jesteśmy już w mieście, nie zagrażają nam już sami wielcy panowie siedzący w swych wygodnych pałacach. Byłoby wielką stratą, gdyby rozszarpał Cię jakiś Oni.

-Ty też Koneko-chan.
- nie powiedział nic więcej. Nie musiał.
Czasem słowa nie były już potrzebne.





* * *





Ruszyła ku gospodzie powolnym krokiem i nadkładając drogi. Ktoś mógłby pomyśleć, że się tak całkiem po ludzku zgubiła, wszak kończył się dopiero jej drugi dzień przebywania w Shimodzie. I ona owszem, poszukiwała, ale nie właściwej ścieżki mającej doprowadzić ją do pozostałych łowców.
Noc poprzedzająca tak duże wydarzenie nie mogła być pracowita tylko dla niej. Cóż porabiali mnisi przygotowując się do rytuału? Jakim tajemniczym i zakazanym praktykom oddawali się pod osłoną mroku? I gdzie się podziewali ich poplecznicy? Czy ci o białych włosach doglądali bezpieczeństwa w sercu Shimody, czy z podekscytowaniem myśleli o własnych łowach na ludzką zwierzynę? Ile kobiet zostało dzisiaj zaprowadzonych do pokoju jasnowłosego demona?
I gdzież się podziewał Młody Wilczek? Czego mogli od niego chcieć Chińczycy i czy jej obawy były słuszne? Czy omamili go słodkimi słówkami o honorze i ratowaniu świata przed demonami? Kogo upatrzyła sobie Sakusei na swą pierwszą ofiarę w Shimodzie?

Tak wiele pytań, na które odpowiedzi mogły się czaić właśnie wśród ciemnych uliczek. Dzień w świetle słońca spędziła na długich i trudnych rozmowach. Noc zaś była tą idealną porą do odkrywania cudzych sekretów.
A tymczasem..

Natknęła się na kilku pijanych łowców, jednemu nawet musiała dać wachlarzem po łapach. Wziął ją bowiem za gejszę. Poza tym wędrówka nie przynosiła żadnych nowych ciekawostek. Żadnych znajomych twarzy.

Maruiken wyszła już na obrzeża Shimody, a wtedy...Ganriki się odezwało. Słabe i ciche… ale nieprzyjemne jak komar latający przy uchu. Łowczyni użyła więc Naimenteki joukei i rozejrzała się szukając owego “komara”. Znalazła więcej niż się spodziewała.
Niewiedza czasami bywa błogosławieństwem.

Oni. Setki potworów otaczało całe miasto dużym kręgiem. Małe i duże, pokraczne i liczne. Na razie ukryte przed ludzkim wzrokiem. Ale ich liczba przytłaczała. Była to prawdziwa barbarzyńska armia oblegająca to miasto i czekająca na rozkaz do szturmu. Był to cyklon… a Leiko znalazła się w jego oku. Ile z nich mogła pokonać… 20.. 30.. 40… 60? Dzięki oku dłużej zachowałaby siły, ale i ona uległaby przewadze bestii.
Dobrze więc, że nie była sama.
Niemniej czym jest armia bez generała?






I ten też tu był. Oni o czerwonych ślepiach i zębach niczym ostre miecze. Oni o wzroście pięciu rosłych mężczyzn. Prawdziwy gigant. Największy Oni jakiego Leiko widziała w życiu.

Poczuła jak serce zamiera w jej piersi. Jak oddech, zdawałoby się że ostatni w jej życiu, wciska się w rozchylone usta. Nie było już głośnych śmiechów dobiegających z odległej gospody, nie było codziennych odgłosów ludzi przygotowujących się do zaśnięcia. Tylko Ganriki podzwaniało jej w uszach, ale nie był to już ostrzegawczy sygnał. Ten komar zdawał się latać wokół jej głowy i wypełniać ją monotonnym brzmieniem. Ciężko było jej sobie wyobrazić, by kiedykolwiek jeszcze miała zaznać.. ciszy.

Istniała tylko ta horda demonów zacieśniająca się wokół Shimody. Oraz ich przerażający generał. Jego wściekle krwiste oczy pochłonęły cały świat.
Pochłonęły całą Maruiken Leiko.

Czy naprawdę znalazła się pomiędzy mnichami, ich marionetkami w ludzkiej i demonicznej skórze, a.. a tą armią Oni? Wszyscy wiedzieli, że ściągną tutaj w dużej ilości, wśród łowców nawet krążyły mrożące krew w żyłach opowieści o ich przytłaczającej liczebności. Jednak co innego było słyszeć takie niepotwierdzone niczym plotki, a czym innym.. zobaczyć na własne oczy ogrom przywołanych tutaj demonów. Dotąd Leiko trochę lekceważyła sobie ich obecność, bowiem to mnisi z ich planami wydawali jej się ważniejsi i bardziej zagrażający jej życiu. Jednak w tej krótkiej chwili, zdającej się trwać wieczność, Oni w pełni zdominowały jej myśli. Nie była w stanie już ich ignorować i zrzucać na barki prawdziwych łowców.

Jeśli zdoła uciec mnichom, ich własnym demonom i białowłosym bushi, to jeszcze będzie musiała się przebić przez to morze kłów, szponów, tryskającego jadu.
Jeśli zaś okaże się być zwycięska w swoich potyczkach z Oni, to nadal gdzieś tam będzie czekała na nią drewniana skrzynia.
Reszta życia spędzona w klasztorze na łasce Chińczyków, albo zostanie rozszarpaną i pożartą przez demonicznego generała oraz jego armię. Nie potrafiła teraz dostrzec trzeciej ścieżki, która mogłaby doprowadzić ją bezpiecznie do celu. Może taka po prostu.. nie istniała. Wszystko czego dokonała na tych ziemiach stawało się... nieważne w obliczu takiego zagrożenia. Nauki Mateczki nie przygotowały jej na bycie zaszczutą zwierzyną. Jak.. jak..
Jak więc mogła uratować kogoś innego, jeśli nie widziała sposobu na uratowanie samej siebie?

Zacisnęła mocno powieki otaczając się ciemnością, z której nie spoglądały w jej kierunku czerwone ślepia wrogów. Tu było bezpiecznie, tu była sama.
To nie była bezbronnym dziewczątkiem kruchym jak kwiatuszek. Miała swój spryt. Miała Oko!
Nazbierała też sobie sojuszników. Wprawdzie nie miała w zwyczaju polegać na innych ludziach, ale.. ten widok tym bardziej utwierdził ją w przekonaniu, że samotnie nie przetrwa jutrzejszej nocy. Zaś jej siostrzyczka nie miała żadnej zaufanej osoby wśród Chińczyków i Hachisuka noszących fałszywe maski. Nie miała nikogo oprócz Leiko. Tylko ona mogła jej pomóc. Zatem jeśli się teraz podda, jeśli wpadnie do tej otchłani wątpliwości, to Mateczka straci dwie córki zamiast jednej. Przecież taka porażka złamałaby jej serce..


„Nie mamy życia Leiko-chan. Mamy misję. Tylko ona się liczy.”


Hai.. strach nie mógł się okazać silniejszy od jej poczucia obowiązku. On był najważniejszy. Był sensem jej istnienia.

Paznokcie łowczyni prawie wbiły się w skórę jej dłoni, kiedy kurczowo zamknęła je w pięści próbując zapanować nad drżeniem swego ciała. Odetchnęła głęboko.

Kiedy zaś z powrotem otworzyła oczy, po czasie zdającym się trwać wieczność, to nie widziała już żadnych demonów. Zniknęły jak za pstryknięciem palca, niczym koszmar rozpływający się w niepamięć po przebudzeniu.
Otaczało ją jedynie miasto. Pozornie zwyczajne, takie jak wiele innych w Japonii. Spokojne, uśpione. Nieświadome zagrożenia, jakie czaiło się tuż za jego granicami.



* * *



Z jaką łatwością Maruiken odnalazła drogę powrotną do gospody. Szybko, bez zachodzenia w boczne uliczki i bez zaglądania w mrok mogący kryć tak wiele soczystych sekretów. Nie pozwalała się ponownie porwać własnej ciekawości. Ten jeden raz.. zdecydowanie na dzisiaj wystarczył.

Uspokoiła swój oddech. Wymalowała na wargach śliczny uśmiech. Założyła maskę, przez którą nikt nie dostrzegłby jej strachu. Tak przygotowana przekroczyła próg gwarnej sali, gdzie łowcy w najlepsze przelewali kolejne potoki sake. Zazdrościła im teraz tej niewiedzy i beztroski.

Lawirując pomiędzy mężczyznami wymachującymi w powietrzu niewidzialnymi broniami i zabijającymi wyimaginowane potwory, a służkami kręcącymi się z tacami wypełnionymi jedzeniem i sake, Maruiken zdołała powrócić do swych towarzyszy. Nie było niczym zadziwiającym, że akurat przyszła na kolejną nieprawdopodobną opowieść płynącą z ust podpitego Płomyczka. Miał widownię, więc jakże mógłby się oprzeć wprawieniu ich w podziw swymi łowieckimi dokonaniami, ne? A oni, równie blisko zaznajomieni z butelczynami sake, korzystali z okazji do podśmiewania się z młodziana. Wszyscy byli zadowoleni.
Kogucik chyba.. chyba nawet nie zauważył na jak długo zniknęła. Ale to dobrze. Im mniej wiedział o spotkaniach Leiko z innymi mężczyznami, tym lepiej było dla ich relacji.

Usiadła przy nim, by móc nareszcie podjąć jedną z ważniejszych decyzji dotyczących jutrzejszego polowania. Tym jeszcze ważniejszej po widoku, jaki w swej ciekawości podejrzała w ciemnościach nocy. I wprawdzie głośna sala nie do końca pozwalała się skupić na własnych myślach, ale była idealna dla jej potrzeb. Tutaj miała większość łowców w jednym miejscu. Mogła sobie wśród nich wybierać, jakby byli towarami na bazarze.

Kirisu-kun był oczywistym wyborem. Wiele można mu było zarzucić – gorącokrwistość, naiwność, nadmiernie bogatą wyobraźnię, brak skromności, czy myślenie pewną bardzo męską częścią swego ciała. Nie byłby idealnym towarzyszem życia, ale na łowach nieraz już pokazał swą użyteczność. Potrafił całkiem umiejętnie posługiwać się swoimi trójzębami, rzadko kiedy rezygnował z walki i zabłyśnięcia w jej oczach, a jednocześnie wielce troszczył się o dobro jej.. cóż, jej ciała. Wątpiła by pozwolił komukolwiek, czy to demonowi czy człowiekowi, zranić swą partnerkę i kochankę. Nie po tym, jak prawie ją stracił w walce z pajęczymi potworami.

Towarzystwo Niedźwiedzia zawsze było jej miłe. Ten postawny mężczyzna, postrach wszystkich demonów, Nie był wobec niej natarczywy i zamiast próbować dobrać się pod jej kimono, on.. troszczył się o nią. A przynajmniej takie odnosiła wrażenie za każdym razem, kiedy razem podróżowali. Z pewnością jej wdzięki nie były mu całkiem obojętne, ale przede wszystkim widział w niej partnerkę w łowach, nie kochankę mogącą uprzyjemnić mu chłodne noce. Szanował ją i lubił jako łowczynię, ale również swą potężną sylwetką i prawie nieludzkiej wielkości ostrzem sprowadzał cudowne spustoszenie wśród demonicznych szeregów. Leiko wykazałaby się niemałą.. cóż, głupotą, gdyby nie chciała go mieć u swego boku.

Ta dwójka była łatwym wyborem, lecz co z ostatnim łowcą?
Czy powinna zdecydować się na towarzystwo kogoś wtajemniczonego w intrygi klanu, kogoś takiego jak Yashamaru bądź Sakusei?
A może to w jedności była siła, więc powinna trzymać blisko przy sobie Kohena, Wilczka bądź Sogetsu, by wspólnie walczyć przeciwko rogatym demonom?
Bądź mogłaby całkiem zrezygnować z chłodnego kalkulowania i po prostu otoczyć się opieką Czapli lub Jednookiego Wilka. Jeszcze wczoraj do tej kategorii zaliczyłaby również Sakurę, lecz drobny konflikt całkiem pokomplikował ten sojusz. Wprawdzie nie podejrzewała różowowłosej o chęć zostawienia sprawnej manipulantki na pastwę krwiożerczych Oni, ale Maruiken miała już tak wiele na głowie, że ani myślała dodatkowo jej sobie zaprzątać krzywymi spojrzeniami drugiej łowczyni.

Uniesienie czarki do ust i upicie z niej odrobiny sake, sprytnie ukryło drżenie kącika jej warg we frustracji związanej z podjęciem tak trudnej decyzji. Spojrzeniem zaś pobieżnie prześlizgnęła po sali.
Nie dostrzegła nigdzie Akado. Czyżby jeszcze nie wrócił ze swego spotkania z mnichami? Dokąd zabrali go na tak długo i jakimi kłamstwami karmili?
Ten młodzian posiadał wiele cech, które one postrzegała za przydatne w trakcie łowów, a już szczególnie tych jutrzejszych. Odznaczał się talentem w posługiwaniu się kataną, jak i siłami płynącymi z posiadania Oka, a nawet jeśli nadal był odrobinę.. nieopierzony, to nadrabiał ślepym oddaniem swej misji. Nie mogła mu również odmówić odwagi oraz troski wobec swych towarzyszy. Ją samą już dwa razy próbował obronić – raz przed dwugłowym potworem, a drugi raz przed straszliwym duchem ronina o łobuzerskim uśmiechu. Z pewnością w trakcie rytuału tak samo chętnie pilnowałby jej bezpieczeństwa, ne? O ile mnisi jeszcze nie zatruli jego umysłu..

To była niepewność, na którą musiała się odważyć. Wilczek nie był Kasanem, ani żadnym innym z białowłosych bushi służących Chińczykom. Iye, on był miłym i słodkim chłopcem. Tak niewinnym, że nawet nie dostrzegł niestosowności swej propozycji, kiedy zechciał dzielnie spędzić noc w pokoju Leiko i strzec jej snu. A chociaż Setsuko przy każdej okazji wypominała jej porażki w oplataniu młodziana wokół palców, to przecież Maruiken często znajdowała się w jego towarzystwie. Dzięki temu nie była dla niego nieznaną twarzą bez imienia, ale partnerką w łowach. Zastanowiłby się dwa razy nim kierowany kłamstwami mnichów podniósłby na nią ostrze swej katany. Jeśli zaś wierzyć planom klanu, to jutro będzie miała jeszcze cały dzień, aby wytępić robactwo zasiane w jego łatwowiernym umyśle.

A zatem to na Kogucika, Niedźwiedzia i Młodego Wilczka padł jej wybór. Istny zwierzyniec.
Dopiero jutrzejszej nocy okaże się, czy zawierzyła swe bezpieczeństwo we właściwe ręce.

abishai 07-10-2018 16:58

Poranek był jasny i pogodny, zupełne przeciwieństwo mrocznej nocy. Pogodne niebo wydawało się być niemal łaską Kami, a rześkie powietrze przynosiło odrobinę ulgi po wczorajszej popijawie. Maruiken nie musiała się martwić kacem, ale niewyspaniem już tak. Co prawda udało się jej wymigać z poduszkowania z Kirisu, ale… za to całą noc nie mogła zasnąć, zaniepokojona tym co widziała i tym co miało się wydarzyć. Sen nie przychodził, a myśli jakie kłębiły się w jej głowie były mroczne.

Przerwą w gapieniu się w sufit były przybycie rozchichotanej i pijanej Sakury. Łowczyni, choć kiwała się na boki i wydawała się z trudem utrzymać równowagę, to… “wydawała się” było tu kluczowym słowem. Udając śpiącą Leiko obserwowała spod przymrużonych oczu szykującą się niezdarnie do snu różowowłosą. Szukała okazji, do szybkiego ataku i zabicia jej. Oczywiście, głównie to zabijała nudę, takimi rozważaniami. Problem polegał jednak na tym, że choć Maruiken znajdowała taką okazję co chwilę to… miała nieodparte wrażenie, że każda z tych okazji była przynętą, która zakończyła by cię domknięciem pułapki i śmiercią Leiko z ręki pijanej Sakury. Coś takiego było w tej okaleczonej łowczyni, co powodowało, że Maruiken odczuwała irracjonalny lęk przed kaleką. A może nie tak irracjonalny?

Leiko wszak dobrze wiedziała co potrafi ta jednoręka kobieta. A blizny widoczne na skórze świadczyły o dużym jej doświadczeniu. Ze wszystkich napotkanym przez nią osób tylko ona mogła walczyć z jasnowłosym oni jak równy z równym. Ona i jej tygrys… choć w przypadku jej yojimbo, to Leiko zdawała sobie sprawę ze znaczących różnic pomiędzy pełnym finezji stylem Sasaki’ego , a brutalnie skuteczną techniką walki Sakury i jasnowłosego oni.

Po chwili Sakura zasnęła dość głośno chrapiąc. Teraz? Leiko ruszyła by się podkraść do kobiety… ale nawet teraz różowowłosa wydawała się spięta i gotowa do odparcia ataku. Maruiken wróciła więc do swojego futonu. Choć jednoręka łowczyni nie była jej oddaną przyjaciółką, to Leiko cieszyła się, że nie jest jej wrogiem. Naprawdę nie miała ochoty sprawdzać się w takim boju, czując instynktowny lęk przed ową kobietą.

Poranek zastał więc Sakurę nadal śpiącą, a Leiko… niewyspaną. Łowczyni nie mogła jednak zrzucić tego zmęczenia na swoją jednoręką towarzyszkę. Wszak spała wraz z licznymi siostrami i nie wszystkie były ciche. Nie… to mroczne myśli i lęki nie dawały jej zasnąć.


Najpierw był posiłek, w gronie przyjaciół. Obecnie niezbyt rozmownych, bo większość z nich przedobrzyła z alkoholem. Nawet Kirisu był blady po wczorajszej pijatyce. I niezbyt gadatliwy. Oni wszyscy, w przeciwieństwie do Maruiken mimo wszystko byli w dobrym humorze. Ale też nie widzieli tego, co ona widziała.

Setsuko pojawiła się znienacka i wywabiła łowczynię w cichy i ciemny zakątek gospody. Rozmowa była owocna, lista trzech łowców zapamiętana. Kunoichi obiecała zrobić co w jej mocy, by ci akurat łowcy znaleźli się przy Leiko. Cóż… Maruiken była pewna, że przynajmniej w przypadku Akado Yoru postara się załatwić sprawę.

Potem… niespodziewanie łowczynię zaskoczyło pojawienie się Sakusei.

Po południu a głównym handlowym placu Shimody postawiono tablice drewniane. Na każdej z nich wisiał kawałek jedwabiu z wypisanym miejscem i przypisanymi osobami. Zgodnie z tym co mówił chiński mnich poprzez japońskiego tłumacza, każde z tych miejsc miało przygotowaną pieczęć która podtrzymywała istnienie kolejnej bariery zwanej kekkai. Ta bariera w teorii nie pozwalała większości Oni przedrzeć się dalej.. ale… większość to nie wszyscy. Silniejsze Oni mogły się przez nią przebić i uderzyć na pieczęć by wpuścić swoich słabszych braci i zniszczyć wroga przewagą liczebną. Właśnie dlatego tak ważne było bronienie pieczęci. I pewnie dlatego było tak dużo pieczęci. Kolejne mury potężnego zamku.

Interesujące… ale Maruiken interesowała przede wszystkim jedna tabliczka. Ta z jej imieniem.

 Kirisu Płomień

Kunashi Marasaki

Maruiken Leiko

Otsutsuki Shisui


Otsu... tsuki Shi... sui

Shisui. Kto?!


Nie znała tego imienia, nie kojarzyła z żadną twarzą. Otsutsuki… te nazwisko kojarzyło się z samurajskimi klanami na północ stąd. Może był jednym z nich?

Nie słyszała o żadnym łowcy o tym imieniu. Co prawda nie interesowała się nimi za bardzo. Wszak jedynie udawała jedną z nich dla dobra misji. Więc imię Shisui niewiele jej mówiło. Niemniej nie powinno być problemu z ustaleniem kim on jest. Ciekawość w takiej sytuacji była całkowicie naturalna, ne?

Otsutsuki Shisui był...



posuniętym już nieco w latach samurajem, weteranem ostatniej wojny i łowcą po tym jak jego ród utracił rodzinny majątek. Otsutsuki Shisui był przeciętny. Wielu bushi którzy w konfliktach utraciło dom, stawało się roninami, bandytami lub łowcami Oni właśnie. Shisui wydawał się na pierwszy rzut oka nieco zapuszczonym ale doświadczonym szermierzem. Ale czy był dobry w swoim fachu. Tu rozmówcy Leiko nie mieli tego samego zdania. Jedni uważali go za solidnego wojownika, inni za słabeusza. Nikt jednak nie wychwalał talentów Shisui. Nikt nie uważał go za sławnego lub potężnego łowcę. Wielu… o nim w ogóle nie słyszało. To był tylko przeciętny łowca, zapewne weteran wojenny, który stracił wszystko podczas ostatniej wojennej zawieruchy i wybrał polowanie na Oni zamiast rozbojów na drogach.


Nadeszła noc...


W całej Shimodzie zapalone ogniska i pochodnie. Zaczynała się bardzo długa i prawdopodobnie bardzo gorąca noc. Tak czuła pod skórą Leiko stojąc w towarzystwie dwójki znajomych łowców i trzeciego będącego zagadką. Oraz mnicha którego wraz z pieczęcią mieli ochraniać. Dodatkowo był jeszcze tutaj jakiś niski samuraj z blizną na policzku i sześciu ashigaru uzbrojonych włócznie yari. Mięso dla Oni. Może i samuraj potrafił się obronić, ale ashigaru polegną w pierwszej walce. Maruiken to wiedziała i sami ashigaru pewnie też, bo tłoczyli się wokół swego przywódcy jak kurczaki przy kwoce.

Byli pionkami w tej grze go, tak samo jak Leiko i reszta łowców. I wszyscy mieli nadzieję, że gracze rozgrywające tą partię z Oni wykażą się talentem strategicznym. Początki były obiecujące… stratedzy dowodzący siłami zgromadzonymi w mieście uznali, że są oblężeni. I zmienili Shimodę w oblężoną twierdzę. Co prawda nie postawili żadnych murów, ani zasieków, ani niczego w tym rodzaju, ale czemu by mieli je stawiać? Wrogowie, w większości, umieli latać.

Zamiast tego umieszczono szereg mistycznych pieczęci mających tworzyć kolejne kekkai, mistyczne zapory trudne do sforsowania dla Oni. Wedle mnichów bez problemu powstrzymując one słabsze potwory. Ale co z silniejszymi? No cóż tych niestety powstrzymać się tak łatwo nie da. Tych mają ubić łowcy z pomocą samurajów. Wiadomo było zresztą gdzie owe istoty uderzą.

Tam gdzie była pieczęć podtrzymująca całą barierę i mnich. Tam gdzie stały grupki łowców takie jak ta w której to znalazła się Maruiken. Takich pieczęci i pilnujących ich łowców było kilkanaście. Każda zabezpieczała kolejne kekkai otaczające kolejnym coraz mniejszym kręgiem świątynię będącą centrum rytuału. Leiko znalazła się przy czwartej pieczęci licząc od granic Shimody.



I rytuał… właśnie się zaczynał. Choć Leiko nie była akurat czuła na samą magię i mistycyzm, to nawet ona czuła coś unoszącego się w powietrzu, coś gęstniejącego wokół nich z każdą chwilą, coś nienaturalnego i podnoszącego włosy na karku. I coś jednocześnie nieuchwytnego. Coś co czuła nie tylko ona, ale i pozostali łowcy, ba… samuraj i jego podwładni również to czuli. I do ich uszu, a może duszy, również docierał jękliwy zaśpiew mnichów. Zaczynała się niezwykła noc, noc pełna mrocznych cudów i czarów. Noc… której niechętna swojemu darowi Leiko nigdy nie pragnęła doświadczyć.

Łowczyni na swój rewir wybrała dach pobliskiej chaty. Rozsądne podejście do sytuacji. Wszak dzięki temu miała możliwość rozglądania się po okolicy i oglądania przebiegu bitwy. Nie była przecież twardymi wojownikami jak pozostali łowcy przy pieczęci. Wolała bardziej subtelne ataki z zaskoczenia od tyłu. I jak najmniejsze narażanie swojej śnieżnobiałej skóry na zranienie.

Stojąc na szczycie domu widziała więc wszystko. Nie musiała nawet używać mocy swojego oka, by dostrzec kłębiącą się chmarę bestii i potwornego generała. Na razie kłębiły się wokół Shimody unikając zbliżenia do niej na odległość zasięgu strzał, których łucznicy przygotowali mnóstwo.

Wiedzieli o kekkai, musieli wyczuwać barierę i to było deczko przerażające. Najsłabsze Oni były głupimi bezrozumnymi stworami rzucającymi się na śmiertelników bez cienia lęku, bezmyślnie. Tu coś je trzymało w ryzach. Coś potężnego i strasznego. Coś takiego jak Sakusei. Armia oni więc czekała, tylko na co?

Odpowiedź przyszła szybko… na posiłki.

Coś zaczęło się wygrzebywać z mułu porzuconych pól ryżowych. Jedna, druga, trzecia, czwarta postać.


Polegli… w dawnych bitwach bushi. Wszak okolice Shimody były polem bitwy, polem pełnych trupów których nikt nie pogrzebał. Zmarli wezwani przez kogoś wynurzali się z pól ryżowych zaciskając dłonie na swym wiernym orężu. Cała armia takich trupów powstała i ruszyła w kierunku Shimody.


Strzały ich nie powstrzymywały, kekkai też nie. Nie były wszak duchami, nie były oni. Tylko marionetkami na sznurkach jakiejś potężnej bestii. Szeregi nieumarłych wojowników znowu stanęły do boju mszcząc się za swą śmierć i zapomnienie. Bushi żywi i martwi zwarli się krwawym boju. Bitwa się rozpoczęła.

Oni ruszyły również. Całe watahy unoszącego się w powietrzu drobiazgu, tylko czekały na rozkaz swojego generała.


Ten w końcu machnął łapą i dał znak. Deszcze pomniejszego drobiazgu runął z niebios całą chmarą.. tak olbrzymią, że całkiem zakryła nocne niebo.


Stwory jednak odbiły się od niewidzialnej ściany. Pierwsza z barier je powstrzymywała. Przynajmniej na razie. Na przedpolach Shimody, bushi nieumarli oraz żywi ścierali się ze sobą w prawdziwej i brutalnej bitwie. Jedna strona sporu była wspierana przez łowców, druga… przez te z Oni które były na tyle silne by przebić się przez pierwszą z kekkai. Leiko pierwszy raz widziała coś takiego… bitwę na tak dużą skalę. Co prawda niedawno zakończyła się wojna wojna ery Ōnin, ale przecież łowczyni nigdy nie brała bezpośredniego udziału w konfliktach. Była wszak delikatnym kwiatem, którego misje odbywały się z dala od pola walki. Nie miała więc okazji, i po prawdzie ochoty, oglądać ścierających się ze sobą armii.

Teraz nie miała wyboru, uwięziona w mieście otoczonym przez jedną, a bronionym przez drugą armię. Z których to żadna nie była jej sojusznikiem.

Przez krzyki konających, ryki pokonanych, przez szczęk oręża zaczął się coraz bardziej przedzierać jeden dźwięk. Jedno źródło robiło się coraz głośniejsze i donośniejsze.
Leiko dostrzegła jedną masywną sylwetkę zmagającą się w towarzystwie innych szczuplejszych wśród uliczek Shimody z przeciwnikami. Była ona jednak daleko, a poza tym….

...triumfalne wrzaski towarzyszyły opadnięciu niżej napierającej na Shimodę masie drobnych Oni. Pierwsza kekkai została przełamana. Zostały dwie, nim ta przy której czuwała Maruiken zostanie narażona na bezpośredni atak. Tak łowczyni myślała, zanim głośne kroki nie przyciągnęły znów jej uwagi, zwłaszcza że towarzyszył im triumfalny ryk. Te odgłosy przyciągnęły pilnującą bariery kobietę, do ich źródła. Teraz już wyraźnego i zbliżającego się szybko, do pieczęci którą miała wraz z towarzyszami bronić.

Spory Oni… może nie tak duży jak sam generał, który jeszcze nie ruszy do boju. Ale i tak olbrzymi w porównaniu ze śmiertelnikami. Spory rogaty oni… okryty zbroją i z potężnym mieczem, którego zębate ostrze mogło przeciąć człowieka jednym cięciem. Temu potworowi towarzyszyło siedmiu nieumarłych samurajów o ostrzach pokrytych krwią zabitych wrogów.

I cała ta grupka podążała w kierunku pieczęci, którą Maruiken miała chronić.

Tyaestyra 03-04-2019 04:16

Napięcie wypełniało powietrze.
Nie było ciężkimi chmurami zwiastującymi gniew Kami. Ani przejmującą ciszą pochłaniającą najdrobniejsze z odgłosów. Ani nawet krzykiem przestraszonego stada ptaków.
Iye, tego dnia napięcie w Shimodzie skrzyło się subtelnymi iskrami.






Zniknął wczorajszy nastrój zabawy, a chociaż w gospodzie już od rana co poniektórzy łowcy wlewali w siebie czarki sake, to głównie w celu ukojenia nerwów i dodania sobie odwagi. Inni rozładowywali zniecierpliwienie w ramionach chętnych służek, albo na niewidzialnych przeciwnikach zabijanych w ostatnich treningach przed polowaniem. A wielu korzystało z nielicznych wygód mających odprężyć ich ciała i umysły na nocne spotkanie z hordą demonów. Gdyby dla Leiko były to kolejne zwyczajne łowy, to i ona w tym momencie oddawałaby się błogiej kąpieli w balii gorącej wody. I z pewnością nie byłaby w niej sama.

A jednak tego dnia Maruiken wzięła przykład z czarownika i zaszyła się na obrzeżach. A przynajmniej w ich okolicy. Wspomnienie nocy skutecznie powstrzymywało jej kroki przed kierowaniem się zbyt blisko granicom Shimody, zatem na swój spacer wybierała uliczki ukryte pośród ruin domów. Puste, szare, nieprzyjemne.
Idealne.

Gospoda i jej okolice były zbyt.. tłumne, zbyt głośne. Nie pozwalały jej się skupić. Po ostatnich dniach spędzonych na rozmowach z łowcami, na ciągłym otaczaniu się ich śmiechem i ogólnym gwarem, teraz kobieta mogła nacieszyć się słodką ciszą. Jednak i w takim osamotnieniu nie potrafiła znaleźć odprężenia. Jej umysł przeobraził się w gęste, niespokojne kłębowisko myśli, do którego ciągle wciskały się kolejne plany i pomysły na przetrwanie dzisiejszej nocy. Wiły się nieprzerwanie między sobą, ale ile z nich miało szansę powodzenia? W ilu scenariuszach stawała się zwierzyną w pułapce mnichów, a w ilu kończyła jako kawał mięsa w żołądku demona? Ile z nich miało szczęśliwe zakończenie? Nie byłoby jej tutaj, gdyby miała na to pytanie satysfakcjonującą odpowiedź.

W swej wędrówce Leiko dotarła do resztek leniwej rzeczki, nad którą ktoś w zamierzchłych czasach przerzucił niewielki mosteczek. Przystanęła na podniszczonych deskach, po czym palcami delikatnie rozmasowała swą skroń. I niespodziewanie.. uśmiechnęła się po uświadomieniu sobie, że nie jest tutaj sama ze swymi myślami.
-Ah, Sakuno-san -figlarnością w głosie ukryła doskwierające sobie zmęczenie -Miło spędziłaś wczorajszą noc? Czy jakiemuś mężczyźnie udało się ukoić smutki wdowy?

-To miłe, że się martwisz o moje noce Maruiken-san.
- odparła lubieżnym i figlarnym tonem Pajęczyca wychodząc powoli z cienia pobliskiej chaty. Drobnymi kroczkami zbliżyła się ku niej.- I tak. Miałam bardzo przyjemną i owocną noc z pewnym przystojnym bushi. A jak tobie minęła noc? Była interesująca? Powinna być, w końcu to ostatnie chwile relaksu przed walką.

-Obawiam się, że nawet najbardziej utalentowany kochanek nie potrafiłby odwrócić mojej uwagi od dzisiejszych łowów. Odprężę się dopiero, kiedy już będzie po wszystkim, a ja znajdę się daleko zarówno od demonów, jak i mnichów.
-odparła Maruiken przyglądając się „wdowie”, w której urodzie i sylwetce nie sposób było spostrzec choćby jednego mankamentu. Uszczęśliwiony przez nią mężczyzna pewnie nawet się nie spodziewał, jaka kreatura kryła się pod szkarłatem jej warg. Choć z odwłokiem i pajęczymi nogami również ciężko było odmówić jej uroku.. jakkolwiek absurdalnie to brzmiało.

- No tak… wy śmiertelnicy żyjecie tak krótko, że boicie się utracić choćby jedną chwilę wraz z niespodziewanym zgonem.- odparła Sakuno z cichy śmiechem skrytym za idealnymi palcami dłoni -A przecież to co najstraszniejsze to nie śmierć, a starość… upiór wysysający siły i urodę. Pozostawiający jedynie cień waszej chwały z dawnych lat. Gdybym była taka jak wy to bałabym się starości, nie śmierci.
Nagle posmutniała -Choć… pewnie trochę się tego boję. Mnie starość dopadnie także, zniszczy piękno choć nie pozbawi potęgi. Co prawda dopiero za kilka setek lat, lecz i te upłyną z czasem.

-Nie byłabym łowczynią demonów, gdybym obawiała się śmierci, Sakusei-san. Martwi mnie jednak, że w porównaniu z losem przygotowanym dla mnie przez mnichów, to właśnie śmierć jest.. korzystniejszym rozwiązaniem
– nie była to dla Leiko nowa myśli, ale póki pozostawała tylko jedną z wielu w jej umyśle, to nie brzmiała aż tak nieprawdopodobnie. Dopiero wypowiedzenie jej na głos zaskoczyło samą kobietą, aż w wyrazie zaniepokojenia uniosła malowaną brew -Nie zaprzeczysz, że również i Ciebie napełniałaby odrazą myśl o wpadnięciu w ich łapska, byciu całkiem na ich łasce.

-Hai. I ja wolałabym być gdzie indziej, zajmować się czymś bardziej przyjemnym. Nawet jeśli nudnym i przyziemnym.
- mruknęła Pajęczyca wchodząc na mostek. Przystanęła obok Leiko i spojrzała na rzekę. - Tej nocy i mnie i tobie przyjdzie zaryzykować życie. Gdy nastąpi atak, ja spróbuję wykorzystać ów wojenny chaos i dotrzeć do świątyni którą pilnują. A jakie są twoje plany?

-Zatem spotkamy się w samym sercu Shimody, bowiem przeszkodzenie mnichom jest również i moim planem
-słowa Pajęczycy odrobinę rozjaśniły ponure myśli Leiko. Tak wiele czasu spędziła na rozmowach z innych łowcami, ale żaden z nich nie widziałby powodu w narażaniu się Hachisuka i innych szacownym gościom z Chin. A przecież w tym gnieździe robactwa miło byłoby mieć kogoś u swego boku
-Jednak z każdą chwilą naszej rozmowy zacieśnia się ochrona wokół świątyni. Samuraje klanu, mnisi, ich białowłosi bushi, Oni i jeszcze ten złotowłosy olbrzym na ich usługach.. to wielu przeciwników, nawet jak dla Ciebie i Twych dzieci -skrzyżowała ręce na piersiach, dodając - Jeśli nie chcemy podać się Chińczykom jak na tacy, to będziemy potrzebowały pomocy.

-Twój samuraj dołączy do ciebie podczas tej misji. Dostanie się do Shimody wraz z moją armią. Niemniej do samej świątyni lepiej dostać się sprytem niż przemocą. Jeśli rozpocznie się tam krwawy bój między strażnikami, a naszymi sojusznikami… mnisi zorientują się, że ktoś już dotarł do serca miasta. A tego byśmy nie chciały, ne?
- zapytała figlarnym tonem Sakuno.

-Masz rację. To byłoby problematyczne -łowczyni skinęła głową, a ten ruch zdołał ukryć cień uśmiechu majaczącego w kącikach jej warg. Kojiro był mężczyzną o wielu talentach, a jednym z nich było ratowanie swej Tsuki no Musume z najbardziej beznadziejnych sytuacji.
-Jednak zastanawiałam się nad wykorzystaniem naszych wrogów przeciwko sobie. Widziałam wczoraj tę hordę demonów zebraną wokół Shimody. Są tutaj ze względu na rytuał i mnichów, więc czemu nie miałabym ułatwić im dojścia do świątyni? Mogłyby się okazać przydatne w odwróceniu uwagi przynajmniej części strażników, a w najlepszym przypadku obie strony skupią się na sobie i wzajemnie pozabijają -ciche westchnienie umknęło z jej ust -To plan tylko odrobinę bardziej ryzykowny od zakradania się do Chińczyków. W świątyni będzie wystarczyło jedno potknięcie, bym szybko trafiła do jednej z ich skrzyń.

-Obawiam się, że twój pomysł jest… niemożliwy do zrealizowania. Owszem rytuał przywabił w okolice miasta różnego rodzaju duchy i Oni, ale obawiam się że ta cała masa nie planuje współpracować ze sobą. Większość z nich nie ma w sobie dyscypliny, ba nie ma… nawet rozumu by działać wedle jakiegoś strategicznego planu. A te potężne Oni, które mają moc by podporządkować sobie część tej hałastry i rozum by zaplanować atak, prędzej rzucą się sobie do gardeł nim dogadają w sprawie współpracy…
- wzruszyła ramionami Sakuno, oparła się o spróchniałą barierkę mostku spoglądając na płynącą wodę. - Prawda jest taka, że przybyli tu wyczuwając kumulującą się moc w tym miejscu i instynktownie pragną ją posiąść. Nie potrafią zrozumieć, że raczej nie będą w stanie jej zdobyć dla siebie i że powinni ją zniszczyć. I dlatego zdecydowanie nie pomogą komuś innemu “osiągnąć ich cel”. Nie… moje pajączki pomogą zrobić tumult i ułatwić nam dotarcie do świątyni, ale reszta Oni… są twoimi i moimi wrogami.

-Oh, ani przez myśl mi nie przeszło, aby traktować Oni jak sojuszników. Bardziej jako.. narzędzia do osiągnięcia mego celu. Dzikie i nieobliczalne narzędzia
-z goryczą w głosie Maruiken dostrzegła kolejny problem swego planu. Nie pierwszy i nie ostatni w tym dniu.
Przechyliła głowę, by zerknąć na swą towarzyszkę -Ale czy Ty i Twoje pocieszki nie będziecie mieć problemów z tymi.. barierami przygotowywanymi przez mnichów? Nie będą wam strasznie ich sztuczki?

-Bariery postawione przez mnichów są zbyt słabe, by powstrzymać mnie, czy moich generałów, czy też najpotężniejszym moich z moich sojuszników, ale…
- skinęła głową smętnie. - ...większość mojej armii nie przebije się przez nie. A i moje przejście przez kekkai będzie przez nich zauważone, chyba że…- uśmiechnęła się łobuzersko. - …mnisi będą zbyt zajęci najazdem reszty Oni, by zwrócić na mnie uwagę. Taki mam plan.

-Zarówno mnisi, jak i łowcy, będą zajęci obroną pieczęci przed demonami, ale gdybyś jeszcze posłała na nich swe pajączki, to wątpię, aby zdołali ochronić je przed tak wieloma przeciwnikami. Bariery powinny zacząć pękać, obnażając serce Shimody na atak Twojej armii i hordy Oni..
-nagła myśl pojawiła się w głowie Leiko. I nie była ona przyjemna, na co wskazywało przymarszczenie przez nią brwi -Nie pomyślałam o tym wcześniej, ale.. czy Oko nie zdradzi Chińczykom również mojej obecności w pobliżu świątyni?

-Nie mogę przemycić nieograniczonej liczby moich dzieci do Shimody. W fałdach mego kimono kryje się ledwie trzydzieści z nich. To stanowczo za na pokonanie choć jednej grupki łowców pilnujących pieczęci. A reszta moich dzieci i pomniejsi żołnierze nie dojdą do pieczęci, która jest aktywna.
- i ten plan łowczyni Sakuno zburzyła swoimi słowami. Przez chwilę się zastanawiała rozmyślając.- O jakim Oku mówisz?

Maruiken nie odpowiedziała od razu. Ani na swój plan roztrzaskany na drobne kawałki przez Pajęczycę, ani na zadane przez nią pytanie. W tej ciszy, przerywanej tylko niemrawo szemrzącym strumyczkiem u ich stóp, na twarz łowczyni wstąpiła konsternacja. A po chwili przeciął ją niespodziewany uśmiech.
-Oh, Sakusei-san. To nie jest właściwy dzień na igranie sobie ze mną. Może jutro, jak już będzie po wszystkim? -zaśmiała się krótko, chociaż ciężko było określić, czy przyczyną był ten domniemany żarcik, czy myśl o beztroskich chwilach poza Shimodą. Potem przenikliwym spojrzeniem przewędrowała po przybranej twarzy kobiety -Przy naszym pierwszym spotkaniu nazwałaś mnie i małą miko „dwójką oczu”. Zatem z pewnością wiesz o tym naszym małym sekreciku, który tak niezdrowo zafascynował mnichów.

-Aaa, o to chodzi. Iye. Jesteś śmiertelniczką, nie Oni. Kekkai nie działa na ciebie. Kekkai cię nie widzi. Jesteś człowiekiem mimo swojego daru.
- wyjaśniła z uśmiechem Pajęczyca.- Możesz przemykać się niepostrzeżenie ignorując bariery. Ja… muszę bardziej uważać.

-Spryt jest jedyną moją bronią przeciwko mnichom. Ta noc stałaby się jeszcze bardziej skomplikowana, gdybym nie mogła się ukryć przed ich wszechobecnym wzrokiem
-pod wpływem własnych słów, Maruiken ostatni raz przemknęła spojrzeniem po nienaturalnie idealnych rysach wdowy Sakuno. Potem jej zainteresowanie przyciągnęły szare uliczki i ruiny domów otaczające ich miejsce spotkania.
-Mała miko podzieliła się z Tobą swoimi planami? -zapytała półgłosem, kiedy tak instynktownie lustrowała okolicę w poszukiwaniu intruzów -Ona i jej yojimbo do nas dołączą?

-Iye… mała by i chciała, ale jej opiekun jest temu stanowczo przeciwny. Ja go rozumiem. Pole bitwy to nie miejsce dla dzieci.
- stwierdziła z ironicznym uśmieszkiem kobieta, opierając się mocniej na barierce, która zaskrzypiała złowrogo.- Miko i jej ronin nie wezmą udział w tej misji.

-Oh?
-zaskoczenie tą informacją okazało się być tak niespodziewane i silne, że Leiko w jednym momencie porzuciła przeczesywanie okolicy spojrzeniem. Sakusei potrafiła skupiać na sobie uwagę rozmówcy, i to niekoniecznie samą urodą.
-Ayame jest jeszcze dzieckiem, ale ma więcej doświadczenia w walce niż większość tych nieopierzonych samurajów klanu. Ponadto zdążyła już poznać co poniektóre ze sztuczek mnichów. Jej wiedza i zdolności mogłyby się okazać niezastąpione w świątyni -łowczyni delikatnie wydęła wargi w czymś, co można byłoby określić mianem grymasu. Takiego na miarę jej subtelności -Co za strata.

- Jej opiekun zaś potrafi być zadziwiająco uparty i postawić na swoim… nawet podczas sporu ze swoją podopieczną.
- odparła wesołym głosem Pajęczyca.- I masz rację… to duża strata.
Spojrzała na Leiko pytając. - A jak tam werbowanie soju...uuuu...

Nie dokończyła, bo spróchniała podpórka pękła i zaskoczona Sakuno wpadła z głośnym chlupnięciem do strumyczka rozbryzgując wodę. Utopienie jej nie groziło, poziom wody ledwie sięgał do kostek, ale ochlapała się cała sprawiając, że mokre kimono lepiło się do krągłości jej ciała.

Tyaestyra 02-08-2019 04:15

Zęby geta stuknęły cichutko o deski, kiedy Leiko wykonała kroczek do przodu i przystanęła na samej krawędzi mostku. Przykucnęła ponad leżącą w nieładzie kobietą.




-Ara ara, Sakusei-san -zamruczała z figlarnym uśmieszkiem igrającym na wargach. Jej łokieć odnalazł wygodne wsparcie na przygiętym kolanie, dzięki czemu mogła wesprzeć policzek na wnętrzu swej dłoni -Nie wystarczy, że mała miko przesiedzi dzisiejsze wydarzenia, teraz jeszcze Ty chcesz się przeziębić? A może Tsuchigumo stają się silniejsze, kiedy choroba zatyka im nosy i są zmuszone dowodzić armią z ciepłego futonu? -przymrużyła oczy, w których błysnęły iskierki rozbawienia -Cóż za niezwykłe istoty.

-Tsuchigumo nie chorują… ale może… powinnam rozgrzać zmarznięte ciało tuląc się do innego? Ciepłego o miękkich krągłościach wprost stworzonych, by przytulić głowę.
- Sakuno pospiesznie wstała i nerwowo poprawiała swój strój starając się zachować twarz po tak niefortunnym popisie. Kusiła Leiko, choć chyba po to by ta uwierzyła, że to był jej plan. Że ten wypadek był zaplanowaną intrygą by ją uwieść… a nie był tylko niefrasobliwym przykładem braku czujności z jej strony.- Bo chyba nie zostawisz samotnej przemoczonej mnie, na pastwę zimnych wczesnowiosennych wiatrów, ne?

Łowczyni wyciągnęła wolną rękę w kierunku Sakusei, po czym pokiwała smukłym palcem w karcącym geście.
-Iye, iye. Ani myślę poddawać dzisiaj Oka próbie i sprawdzać, czy uchroni mnie przed przeziębieniem z Twoich ramion. A takie tulenie na pewno by się takim skończyło -zamruczała, a pozornie poważnemu brzmieniu jej głosu towarzyszyło wyraźne.. rozbawienie tą nieoczekiwaną sytuacją. Nie była to najbardziej uprzejma reakcja wobec pokrzywdzonej Pajęczycy, ale i Maruiken tego dnia była stęskniona za odrobiną beztroski -Jak miałabym się niepostrzeżenie zakraść do serca Shimody, jeśli cały czas pociągałabym nosem?

-To ukryjemy się razem pod futonem, ne? Może z jakimś milutkim samurajem do towarzystwa?
- zachichotała Sakuno zwinnie wskakując z powrotem na mostek.- Ale czy jest w Shimodzie mężczyzna, który zasłużył na taki przywilej?

Maruiken wyprostowała się z gracją i leniwością kotki, którą jakiś człowiek zmusił do zmiany pozycji. Dłońmi wygładziła materiał kimona na swych udach, choć dzieło Pajęczycy było wytrzymałe i nie straszne mu były nawet zagniecenia. Taki piękny był to podarek, taki praktyczny. Szkoda jedynie, że wykonany w bieli, kolorze tak mało użytecznym dla kunoichi.

-Krążą wśród służek opowieści o tym, że egzotyczny bushi o włosach barwy słońca jest istnym olbrzymem i góruje nad innym mężczyznami nie tylko swym wzrostem. Doskwiera mu również wieczne pragnienie, a sił ma na wiele kobiet i to każdej nocy. Nieraz jednocześnie -wprawdzie myśli Leiko nie dopuszczały dzisiaj do niej wspomnień i wyobrażeń rozkoszy męskiego ciała, ale nawet teraz ciężko jej było powstrzymać uśmieszek rozchylający wargi -Może właśnie taka rozkoszna bestia mogłaby rywalizować z głodem wdowy Sakuno?

-Hai. Słyszałam o nim. Ale niestety pomiędzy nim, a mną jest wiele mnisich talizmanów, które mogłabym naruszyć próbując do niego dotrzeć. Jest więc on poza moim zasięgiem. I będzie jedną… z bardziej kłopotliwych przeszkód na naszej drodze.- oceniła Sakuno drapiąc się po podbródku.
- Ale ów apetyt może okazać się słabością, którą przyjdzie nam wykorzystać przeciw niemu. Nawet wtedy musi być ostrożne. On również ma Oko… i chyba potężniejsze zgromadził moce, niż ty Maruiken-san.

-Oh, nie wątpię. Widziałam jak walczy i ten jeden raz wystarczył, by stał się w moich oczach jednym z najniebezpieczniejszych mężczyzn jakich spotkałam w życiu
– stwierdziła Leiko, lecz milczeniem pominęła niepokojącą myśl o innym mężczyźnie, którego samo wspomnienie zaciskało się niewidzialną dłonią na jej szyi. Ile jeszcze takich potworów ukrywał klan? A ilu z nich było tutaj, w Shimodzie?

-Jeśli mnisi zapragnęli sobie zrobić z niego broń, to z pewnością już od maleńkości tuczą go sobie jak prosiaczka, karmiąc energią coraz to potężniejszych Oni. To tłumaczyłoby zarówno jego siłę, jak i.. tą lubieżną zachłanność -spod półprzymkniętych powiek zerknęła niewidzącym, zamyślonym spojrzeniem na ocalałe resztki drewnianej barierki - Ale mimo to nadal jest śmiertelnikiem. Nie wiem jednak, czy będę miała czas i.. odwagę, żeby w trakcie rytuału zająć się odnajdywaniem jego słabości.

- Możliwe jednak, że będziemy musiały znaleźć rozwiązanie tego problemu Maruiken-san.
- zadumała się Pajęczyca poprawiając na sobie nadal mokre kimono.- Dobrze, że niekoniecznie musi być ono powiązane z walką, ne?
Uśmiechnęła łobuzersko, zamilkła na moment, po czym dodała.- Mam jeszcze dla ciebie jeden podarek Maruiken-san.

-Doprawdy? Kolejny, Sakusei-san?
-zapytała łowczyni zaskoczona. Bez podejrzliwości, wręcz z niemałym zainteresowaniem, bo przecież ostatnim razem jej podarek okazał się być tak bardzo wyjątkowy -Rozpieszczasz mnie -w jej pomruku wyraźnie odezwał się niski tembr, tak przyjemnie pieszczący uszy swym brzmieniem. Nawet tak doświadczonej uwodzicielce jak Leiko nieraz zdarzało się paść jego ofiarą. Niekoniecznie wbrew sobie.
Przechyliła delikatnie głowę i wzrokiem objęła sylwetkę przyjętą przez Pajęczycę, wśród odznaczających się pod jej ubraniem kształtami starając się spostrzec ten jeden należący do tajemniczego podarku -Cóż takiego tym razem? Elegancki i zabójczy dodatek do kimona?

-Iye. Raczej coś bardzo przydatnego tej nocy…- dłonie Sakusei ujęły twarz Leiko. Palce muskały pieszczotliwie jej policzki, gdy przysunęła jej oblicze ku swojemu i… pocałowała. Namiętnie i zmysłowo.




Delikatne wargi muskały usta łowczyni. Język wodził zapraszając do zabawy, a potem.. igiełki kłów nakłuły wargę kunoichi, choć doznanie było bardziej ekscytujące niż bolesne. Bardzo egzotyczne.

Po tej chwili namiętności Pajęczyca odsunęła oblicze od łowczyni mrucząc cicho.- Teraz… jesteś moją kochanką Leiko-san. A choć…- odsunęła dłonie od twarzy Maruiken.- … nie skorzystasz z przyjemności płynących z tego faktu, to wiedz, że ten pocałunek naznaczył cię. Teraz żaden mój potomek, sługa, generał czy sojusznik cię nie tknie. Żaden z moich wojowników nie zaatakuje cię tej nocy przez pomyłkę, bo będą wiedzieli że należysz do mnie.
Splotła ręce chowając je w rękawach swego kimona i dodała żartobliwie. - Powiedziałabym, że przykro mi iż w ten sposób musiałam cię naznaczyć, ale… za łatwo przejrzałabyś me kłamstwo, ne?- po czym jej twarz spoważniała. - W ten sposób mogę się upewnić, że przynajmniej ze strony mojej armii nic ci nie grozi, acz… pamiętaj. Choć moje pajączki cię nie zaatakują, to będą bronić swojego życia i odpowiedzą na poszturchiwania z twojej strony.

Maruiken koniuszkiem języka zwilżyła swe wargi, na których jeszcze wyczuwała ten nęcący smak Pajęczycy. Intrygujący, przyprawiający o rozkoszny dreszcz emocji i gwałtowniejsze uderzenie serca, niczym pierwszy pocałunek w życiu.
Z pewnością nie spodziewała się takiego podarunku, ale.. nie wzbraniała się przed nim. Bo i przed czym? Przed pocałunkiem z ust pięknej kobiety?

-Oh, Sakusei-san. Swoimi podarunkami przyćmiewasz wszystkich kochanków. Jakaż dzisiejsza noc byłaby łatwiejsza, gdybym z każdym pocałunkiem otrzymywała podobny upominek -zaśmiała się cicho, ze szczerą wesołością tylko nieznacznie zakrytą za palcami muskającymi wargi o śliwkowej wargi. Pochyliła się w podziękowaniu -Doumo arigatou gozaimasu. Nie wyobrażam sobie niszczyć mnisich planów bez Twojego wsparcia, choć pozostaje pytanie.. -psotne iskierki przetańczyły w oczach łowczyni -Czy to do nich czujesz tak wielką odrazę, czy to mnie darzysz tak dużą sympatią?

- Och… zawstydzasz mnie Maruiken-san. Czyżbyś dążyła do tego, bym ja, skromna wdowa, wyznawała ci tajemnice mego samotnego serduszka?
- zamruczała cicho Sakuno wstydliwie pochylając głowę i przykładając dłonie do swoich piersi, których wyraźnie oznaczające się szczyty przebijały przez materiał kimona świadcząc o pobudzeniu ciała. Poza tej fałszywej skromności, oczywiście nie mogła oszukać Leiko. Tym bardziej że figlarny uśmiech zdobił usta Pajęczycy.- Oczywiście… że zależy mi na zachowaniu ciebie całej i zdrowej. Nie tylko jesteś potężną wojowniczką, bardziej potężną niż ci się wydaje.

Uniosła głowę i pochyliła się swoim ciałem ku niej dodając w pokłonie.- Ale też i zmysłową namiętną i piękną kochanką. Coś ci zdradzę o tobie Leiko-chan. Widzisz… nie tylko ten jasnowłosy ogr ma duży apetyt. To raczej wrodzona cecha was wszystkich. Gdy wypełnia was energia pokonanych potworów, gdy siła ich życiowa krąży w waszych żyłach… to potem potrzebuje potem ujścia… czy to przez intensywny wysiłek fizyczny… czy też w bardziej przyjemny sposób. Pamiętaj iż miałam kochanka z twego rodzaju, wiem jak cudownie wtedy może być.
Szeptała przybliżając się, by musnąć płatek uszny łowczyni czubkiem języka.- Och, wierz mi Leiko-chan… to były niezapomniane noce.

Dreszczyk podniecenia prześlizgnął się po odsłoniętym karku Maruiken, a gwałtownie urwany oddech sprawił, że krągłości jej piersi zafalowały pod kimonem.
-Czyżbym źle oceniła moich przeciwników? -zapytała z wesołym uśmieszkiem malującym się na wargach.

Jak dotąd Sakusei nie wymagała dodatkowej zachęty do pomagania Leiko, więc ta w jej obecności nie musiała sięgać po sztuczki doświadczonej uwodzicielki. Żadnego roztaczania namiętnych wizji, słodkich obietnic wspólnie spędzanych nocy, czy choćby niezamierzonego odsłonięcia jednego.. lub dwóch fragmentów ciała łowczyni w celu zwabienia Pajęczycy ku sobie. Tak jak w przypadku rubasznego Niedźwiedzia, tak samo i jej flirt traktowała jak żartobliwe przekomarzanie się. Chwilowe odwrócenie uwagi od snucia planów na wieczór.

-Może to nie uroczych staruszków z Chin powinnam się lękać, a drapieżnika w ciele niezwykłej kobiety, pod kuszącą czerwienią warg ukrywającego swe ostre ząbki i olbrzymie pragnienie? -przeniosła ciężar ciała na lewą nogę, aby z tak niewielkiego dystansu móc spojrzeć zaczepnie na Sakusei. Jedną dłoń wsparła na swym biodrze, tym bardziej podkreślonym talią ściśniętą pasem obi -Teraz i Ty chcesz mnie porwać? Zamknąć w pałacu z pajęczyn, karmić demonami i.. spijać rozkosze mego apetytu?

-To kusząca propozycja… ne Maruiken-san?
- zamruczała Pajęczyca i poprawiła strój na swoim dekolcie pozwalając Leiko zerknąć na pokusy kryjące się pod jej kimonem.- Aczkolwiek myślę, że ty akurat nie potrzebujesz spijać demonów, by wykazywać się namiętnością, ne? Kirisu-kun nie szczędził mi szczegółów…- szeptała Sakuno przykładając palec do ust łowczyni, by ją chwilowo uciszyć. Wodziła opuszkiem po jej wargach dodając.- Och, nie martw się. Nie skradłam mu serduszka. Nadal należy do ciebie. Nie skradłam mu też tej nocy… ale możliwe, że wczoraj usnął w ramionach jakiejś wieśniaczki. Ot, skradłam mu parę opowieści o tobie słodząc jego uszka komplementami, pozwalając zerkać w dekolt i hojnie dolewając sake. Ma poważne zamysły wobec ciebie… poważne i niedorzeczne. I po pijaku nie potrafi trzymać “sekretów” za zębami. Wedle jego opowieści, jesteś jego kochanką i prawie przyszłą żoną. Urocza ta jego naiwność, ne?

-Hai, niezwykle urocza. Jednak jeśli takie myśli go uszczęśliwiają, to kim ja jestem, by łamać jego serce? Szczególnie, że oboje czerpiemy korzyści z tego.. zauroczenia
– zamruczała Leiko po tym, jak łagodnym gestem odgoniła paluszek Sakusei ze swych ust -Ale przecież nie było Cię na wczorajszej uczcie. Czyżbyś wślizgnęła się między łowców dopiero po moim wyjściu? Tak bardzo byłaś ciekawa opowiastek Płomienia, że chciałaś go mieć tylko dla siebie? -przymrużyła oczy w zaintrygowaniu - Mojego yojimbo także o mnie wypytywałaś?

- Hai… miałam chwilę czasu przed nocną schadzką, więc postanowiłam zasięgnąć języka, zwłaszcza że twój Kogucik był bardzo rozgadany.
- odparła z uśmiechem Sakuno obchodząc Leiko dookoła.- Więc wypytałam z ciekawości. Twojego yojimbo zaś nie… niestety nie miałam czasu na pogaduszki z nim, wtedy gdy przebywałam wśród swoich. Może jeśli wrócę…
Pajęczyca spochmurniała, jakby jakiś zła chmura rzuciła cień na jej myśli. Oparła się znów o poręcz mostka, tym razem wybierając mocniejszy fragment konstrukcji. Uśmiechnęła się do łowczyni ni to przepraszająco ni to figlarnie.- Próbowałam z wczorajszej nocy wydusić jak najwięcej przyjemności. Tak jak robili to inni łowcy. Nadal tego pragnę, wszystkiego by… nie myśleć o tym co… trochę ci zazdroszczę, wiesz? Jesteś taka spokojna w obliczu tego co będzie. Ja już dawno nie musiałam stawać przeciw zagrożeniu na tyle potężnemu, by się bać o swoje życie… ten strach trochę mnie… paraliżuje.
Zasępiła się i dodała.- Gome… przykro mi, że zepsułam tak miłą rozmowę, tak przykrym tematem.

Łowczyni pokręciła głową, mówiąc -Iye, iye. Rzeczywiście miło było skierować myśli ku przyjemniejszym ścieżkom, lecz beztroska nie pomoże nam, kiedy szaleństwo rozpęta się w całej Shimodzie.

Podeszła bliżej Pajęczycy i dołem pleców wsparła się o barierkę. Ostrożnie, nasłuchując przy tym wszelkich odgłosów sprzeciwu ze strony mostku, w razie gdyby ciężar obu kobiet okazał się zbyt wielki dla delikatnej konstrukcji.

-Gomen, nawet nie pomyślałam o tym, jak Ty się czujesz wobec zagrożeń dzisiejszej nocy. Z góry założyłam, że potęga czyni Cię nieustraszoną.. ale podejrzewam, że mnisi są w stanie we wszystkich zasiać paskudne ziarnko strachu. Pewnie nawet demoniczny generał się ich obawia - nie zabrzmiało to pocieszająco. Bo jeśli nawet tak potężne kreatury lękały się gości klanu, to jakie naprawdę ona miała szanse na przetrwanie nocy? -I nie myl mojego pozornego spokoju z pewnością siebie, Sakusei-san. Najchętniej uciekłabym z Shimody i zatrzymała się dopiero daleko od ziem Hachisuka.

-Tak czy siak, obie nie mamy wyboru. Zamierzam umilić sobie jakoś południe. Może nie tak intensywnie jak wczoraj, ale…
- Pajęczyca spojrzała na Leiko dodając. -... kto wie? Na pewno spróbuję zająć me myśli czymś innym, niż zbliżającym się wieczorem. A ty Maruiken-san ? Co doświadczona łowczyni zamierza robić tego dnia? Bo chyba nie ostrzyć wakizashi, ne?

-Wczoraj jeden z moich braciszków
-to słowo brzmiało tak nienaturalnie na języku Maruiken, że za każdym razem krzywo unosiło kąciki jej warg w kwaśnym uśmieszku. Było to całkiem precyzyjne odzwierciedlenie jej nastawienia do swoich nowych, równie przeklętych krewnych - z Okiem, zniknął gdzieś w towarzystwie mnichów. Jest tak samo nadzwyczajnie utalentowany, jak i.. łatwowierny. Dlatego chciałabym się upewnić przed rytuałem, że nie zdołali mu za bardzo namieszać w głowie swoimi słodkimi słówkami - zerknęła na swoją towarzyszkę zza pukla włosów zwyczajowo opadającego na prawe oko -Z intensywnymi atrakcjami wolę poczekać do wieczora. Będzie ich nadto, ne?

-Będą intensywne… to prawda. Niemniej wątpię, by któraś z tych atrakcji była przyjemna.
- przeciągnęła się leniwie Sakuno.- Pewnie cię to zdziwi, ale ja już nie lubię walczyć. A co do braciszka, to mogę pomóc ci go poszukać. I tak jeszcze nic… - tu spojrzała krągły biust Maruiken uwięziony pod kimonem.-... ciekawego nie zaplanowałam.

Leiko zaśmiała się cicho, kiedy pewne wyobrażenie na moment zdominowało jej myśli -Oh.. obawiam się, że towarzystwo dwóch kobiet, szczególnie dwóch tak pięknych kobiet, może się okazać dla Wilczka straszniejsze od spotkania z najpotężniejszym Oni -w swym rozbawieniu przesłoniła usta krańcem długiego rękawa kimona, którego biel tak gustownie kontrastowała z ciemnym fioletem barwnika pokrywającego jej wargi -On wymaga delikatnego podejścia, jak do małego zajączka. Ale gdybyś z pomocą swoich pajączków mogła go odnaleźć, to oszczędziłabyś mi przeszukiwania całej Shimody.

- Hai. Dam znać jak go znajdę. A tymczasem pójdę osuszyć moje kimono.
- Sakuno wyprostowała się i spojrzawszy na rozmówczynię nachyliła swe oblicze ku jej twarzy.
- A gdybyś miała… jakieś… - uśmiechnęła się łobuzersko. - … ciekawe pomysły na urozmaicenie reszty dnia…- usta Pajęczycy objęły miękkimi wargami czubek nosa Maruiken.- ... to jestem otwarta na sugestie.
Po tym “pożegnaniu” Sakuno wyprostowała się i z nieludzką zmysłowością ruszyła w kierunku osady. Żaden ruchów jej ponętnego ciała nie umknął złocistym oczom łowczyni, która przyglądała się odchodzącej kobiecie na równi z zaciekawieniem, co i.. ciągłym rozbawieniem. Sakusei doprawdy była jedyna w swoim rodzaju.

Rozbawienie.. Leiko nie spodziewała się go dzisiaj zaznać. Iye, nie była z natury ponura, ale też nie miała w zwyczaju całymi dniami głupiutko chichotać, o ile nie wymagała tego od niej sytuacja. Niektórzy mężczyźni o wiele łatwiej dzielili się swoimi sekretami z wesolutkim dziewczątkiem niż z enigmatyczną kobietą oszczędnie pieszczącą uszy swoim śmiechem. Im życie dodawało jej lat, tym rzadziej przyjmowała rolę tej pierwszej.
Rozdawała uśmiechy wedle swych własnych potrzeb, a czasem całkiem bezwiednie pod wpływem chwili beztroski. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj, kiedy przechadzała się po Shimodzie w poszukiwaniu samotności i odpowiedzi, jej ściśnięte w niepewności wargi zastępowały uśmiechy, a ponure myśli dusiły wszelkie zalążki dobrego nastroju. Przynajmniej tak było do czasu spotkania z Sakusei.
Jakież było to niezwykłe, że ze wszystkich osób zebranych w Shimodzie – sojuszników, kochanków i tych nielicznych osób tak całkiem zwyczajnie lubiących towarzystwo Leiko, to właśnie Tsuchigumo udało się chwilowo poprawić jej nastrój. Sytuacja stawała się tym bardziej nieprawdopodobna, gdy brało się pod uwagę z jaką łatwością Sakusei mogłaby zmiażdżyć swym idealnym paluszkiem posiadaczkę demonicznego oka. Nawet jeśli była zbyt wyrafinowanym potworem i nie w smak jej było ludzkie mięso, to zapewne nie pogardziłaby zrobieniem sobie z łowczyni swej niewolnicy co.. zapewne nie byłoby strasznym losem. Jednakże Maruiken miała nadmiar obowiązków. Nie mogła przez resztę życia zabawiać wygłodniałej Pajęczycy.

Ah, gdybyż tylko dzisiejszą noc można było w równie łatwy sposób uczynić.. znośniejszą. Byle żarcikiem opowiedzianym mnichom. Byle wykazaniem się przezabawną niezdarnością na oczach Oni. Figlarność byłaby jej bronią, uśmiechy pancerzem. Takie pole walki znała, nie te pełne zamętu i agresywnej energii mężczyzn toczących boje w imieniu swych Panów. Mateczka nie wychowywała swoich cór na ostrza walczące w bitwach. Leiko i jej siostrzyczki działały w subtelniejszy sposób. Nie wskakiwały w wir tnących katan, świszczących strzał, wybuchów magii, demonicznych szponów i splunięć jadowitej śliny. Iye, one były tam, gdzie wielcy Panowie odgrywali swe wojny na planszach z pionkami. Korzystały ze swych zwinnych języczków, równie zwinnego dobierania ról do okazji, a przede wszystkim z ludzkich niedoskonałości. Miały swobodę działania, cienie ukrywały je przed wrogimi spojrzeniami.
Ale nie ona. Demoniczne dziedzictwo sprawiało, że błyszczała jasno w oczach mnichów zamiast być tylko kolejną nieważną twarzą w tłumie łowców. Niegodną zapamiętania, zwracającą na siebie uwagę jedynie zmysłową powłoką ciała, nie paskudnym sekretem krążącym w jej żyłach.

I może.. może gdyby Oko nie pchnęło jej na te obce ścieżki, to właśnie teraz przechadzałaby się po gwarnych uliczkach Miyaushiro.
Może miałaby zaplanowane spotkanie z wysoko postawionym samurajem, a może „przypadkiem” wpadłaby na niego i rozmową zaczęłaby sobie tkać dojście do pałacu daymio.
Może w tym momencie tonęłaby myślami w gąszczu fascynujących intryg klanu.
Może byłaby już o krok bliżej odnalezienia siostrzyczki zagubionej w zgniłym sercu siedziby Hachisuka.
Może nocą nie musiałaby dbać o demony, mnichów i ich rytuały, a jedynie o ramiona swego namiętnego yojimbo.
Może..

Bezsilność i zmęczenie wydobyły ciche westchnienie spomiędzy warg Maruiken .




Nie było sensu snuć takich wizji. Miyaushiro zostało daleko i jedyną drogą powrotną była ta.. do przodu. Usłana demonami, chińskimi mnichami oraz ich nieludzko groźnymi popleczniczkami. A to były tylko te znane jej niebezpieczeństwa – ile jeszcze nieznanych ukrywały ziemie klanu?

Przeżyła już wiele wiosen i zim, niejedną misję zakończyła sukcesem ku zadowoleniu swej drogiej Mateczki. Ale ta była pierwszą, która wystawiała jej umiejętności na tak wielką próbę.

Tyaestyra 03-10-2019 02:58

Ah.. zatem Setsuko i jej pan nie mieli na tyle silnych wpływów, aby zapewnić Maruiken towarzystwo Wilczka w trakcie dzisiejszego polowania. Było to rozczarowujące, ale nie zaskakujące. Szanse mnichów na schwytanie upatrzonej zwierzyny wyraźnie wzrastały po rozdzieleniu ich między różne grupy. Mądra strategia, na nieszczęście samej zwierzyny.

Imię młodziana zostało zastąpione innym, obcym. Otsutsuki Shisui. Klan wypełnił Shimodę łowcami aż po same brzegi, więc było naturalnym, że Leiko nie znała ich wszystkich. A jednak z wieloma już miała okazję współpracować, a z pewnością i wśród nich powstały już zgrane pary, więc byłoby właściwym rozdzielenie ich wszystkich według zgrania. Hai, to byłoby najbardziej logiczne rozwiązanie, gdyby tylko powstrzymanie Oni było jedynym, lub choćby prawdziwym celem Hachisuka. Przydzielony do jej grupy tajemniczy Shisui mógł odgrywać trojaką rolę: niespodziewanego sojusznika, marionetki w rękach mnichów, lub zwykłego łowcy demonów skuszonego hojną zapłatą klanu. Czas pokaże jego prawdziwą twarz.

Tymczasem Maruiken lawirowała pomiędzy łowcami rozochoconymi zbliżającym się polowaniem, ale to nie oni przyciągali jej zainteresowanie. A przynajmniej nie ich postacie, jedynie imiona zapisane na tabliczkach. Za niektórymi kryły się plotki, opowieści. Wszak kilku łowców osiągnęło sławę godną Sakury. Za innymi kryły się konkretne twarze, wspomnienia i zdarzenia.
Na przykład „braciszek” Kohen, któremu dopisał zaszczyt walku i boku samej Sakusei. Czapla, Sogetsu i Jednooki Wilk mieli za wsparcie szeregi kanji, które łowczyni niewiele mówiły. Jednakże temu ostatniemu przynajmniej miał towarzyszyć Kusaru, bowiem razem trafili do wyjątkowo licznej grupy. Podejrzanie.. licznej. Czemu trzecia pieczęć była tak ważna? Być może późniejsza przechadzka w tamto miejsce odpowie na to pytanie.

Wśród łowców zebranych na placu Leiko kątem oka dostrzegła znajomą twarz. Osobę, której dotąd bezskutecznie szukała. Wreszcie się znalazł Akado-kun. Młodzieniec szukał swojego imienia na kolejnych tabliczkach, wyraźnie na tym skupiony. I nie zauważający niczego dookoła.




Powoli nachylił się bezgłośnie coś wymawiając. Wilczek umiał czytać, choć widać było że nie radził sobie z tą sztuką za dobrze. Co przypomniało Maruiken o innym fakcie - Kirisu w ogóle nie umiał czytać i pisać.
Cóż, obaj byli młodzikami, których życie skupiało się na zabijaniu Oni, a do tego takie umiejętności były im.. zbędne. Ostrza trójzębów i katany były na polowaniach skuteczniejsze od pędzelków, zaś czytanie na głos dzieł japońskich poetów nie zdołało jeszcze przemienić żadnego krwiożerczego demona w dobrze wychowanego panicza. Czasem jednak nachodziła Leiko myśl, by nauczyć Płomyczka pisania choćby jego imienia. Taki dobry uczynek przed zniknięciem z jego życia. Ale czy jeszcze znajdzie na to czas i okazję?

Wśród takiej ilości osób, jakie zebrały się na placu w celu odszukania swych imion i grup, łatwo było nie tylko zgubić siebie samą, ale także młodzik mógł nagle zniknąć jej z oczu. Dlatego zwinnie lawirowała wśród tej mas ludzkich kształtów i odgłosów, aż bez słowa ostrzeżenia przystanęła blisko niego, jej białe kimono kontrastujące z czernią otulającą jego sylwetkę. Również nachyliła się ku tabliczce.

-Trudno się odnaleźć wśród tak wielu łowców, ne? -powiedziała cicho, ale ta nagła bliskość sprawiła, że każde słowo było wyraźne dla jego uszu. Tak jak i wyraźny dla nosa był zmysłowy zapach olejków wtartych w jej ciało.

- Hai. Dużo tu nas.- odparł z uśmiechem Akado zerkając to na kolejne tabliczki, to na Leiko. - I wielu znaczniejszych ode mnie.
Jeśli zauważył jej bliskość, jak i kuszący zapach to… uprzejmie nie zwrócił na ten fakt uwagi. Jak i na bliskość łowczyni.

- Ale czy to ważne? -odparła Leiko pytaniem -Tak ogromne polowanie, z tak dużą ilością łowców, sprawdza przede wszystkim ich umiejętność współpracy ze sobą. Najbardziej znaczący z nich nie dadzą rady obronić bariery przed demonami, jeśli będą próbowali walczyć samotnie.
Powędrowała za jego spojrzeniem ku kolejnej tabliczce. Wprawdzie to sama osoba Akado ją interesowała, ale była także ciekawa komu przypadła przyjemność oglądania go na łowach. I jak duży wpływ mieli na to mnisi - Odnalazłeś już swoją grupę?

-Jeszcze… nie… o tu jestem.
- Wilczek wskazał jedną z nich pokazując ją łowczyni. Z zapisanych tam imion tylko jedno było jej znane. Sakura. Ta jednak, choć potężna, raczej nie słynęła ze współpracy. Wszak Leiko widziała jak ona walczyła, całkowicie zapominając o reszcie świata.

-Ah, Sakura-san -mruknęła Leiko z subtelną nutką ulgi w głosie. Gdyby mnisi planowali schwytać Wilczka w trakcie łowów, to nie przydzieliliby go do tej samej pieczęci z tym różowowłosym postrachem każdego Oni -To dziki żywioł w ciele silnej kobiety. Jest cenioną i utalentowaną łowczynią, jedną z tych samotnie rzucających się na całe hordy demonów. Ale również razem ze swoją grupą uratowała mnie przed straszliwym losem ze szponów pajęczego potwora.

Jeszcze raz przemknęła spojrzeniem po tabliczce, ale i za tym drugim razem pozostałe imiona pozostawały dla niej nieznane. Nie potrafiła ich powiązać z żadną twarzą.
Wyprostowała się, po czym z uśmiechem zwróciła ku młodzianowi - Dobrze trafiłeś. Można na niej polegać.

- Hai. Jest silna. Nie wiem po co jestem przy niej. Pewnie poradzi sobie sama.
- rzekł żartobliwie Yoru wykazując się skromnością i grzecznością.
Leiko przez kilka chwil przyglądała się jego młodziutkiej i przystojnej twarzy o łagodnych rysach. Twarzy, która mogłaby zamieszać w głowie i sercu niejednej kobiety. Mącił już nawet w myślach tej uwodzicielki, chociaż powód była zgoła odmienny. Przy każdej okazji nieświadomie zadziwiał ją swoją.. delikatnością. Skromnością. Szlachetnością. Nie miała doświadczenia z takimi mężczyznami.

-Powinieneś mieć więcej wiary w siebie i swoją wyjątkowość, Okami-kun. W końcu to nie Sakura, ani Niedźwiedź, ani Czapla, ani żaden inny z tych znaczących łowców zyskał sobie sympatię szacownych mędrców z Chin -przechyliła głowę w sposób przywodzący na myśl ptaka zaintrygowanego świecidełkiem błyszczącym w promieniach słońca. Zniżyła głos do szeptu znów przeznaczonego tylko dla uszu Wilczka - Ale to właśnie Tobą się zainteresowali, ne? Wątpię, by nie mieli ku temu powodu.

-To tylko przypadek Maruiken-san, zapewniam cię.
- powiedział uprzejmie młodzian -Nyima po prostu była zaciekawiona łowcami i uznała, że jestem w stanie opowiedzieć jej o sobie i o innych łowcach. Bowiem ona właśnie odpowiadała za przydzielanie nas do odpowiednich pieczęci. Więc spełniłem jej życzenie i opowiedziałem o sobie i o tych których znam.- uśmiechnął się ciepło dodając.- Oczywiście skupiając się na waszej odwadze i talentach głównie. Pominąłem to co mogłoby źle zrozumieć i zinterpretować na waszą niekorzyść.

Oczywiście. Naiwny młodzian nie potrafiłby oczernić nikogo lub powiedzieć coś niekorzystnego na ich temat. Niemniej pewnie też nie potrafiłby skłamać. Uwagę Leiko przykuło też imię: Nyima. Kobiece imię. Czyżby wśród mnichów były mniszki? To było możliwe. Dla Maruiken byli wszak niemal anonimową masą, o tajemniczych celach i umiejętnościach. Nie zwracała na nich większej uwagi podczas swoich zadań i w zasadzie nigdy nie mierzyła się z żadnym twarzą w twarz. Zawsze to z ich sługusami walczyła. Niemniej Leiko wiedziała, że sami mnisi potrafią walczyć. Widziała wszak jednego… który w walce używał dziwacznego miecza.

Maska opanowania.. wytrzymała tę nawałnicę niepokoju, która przetoczyła się przez umysł Maruiken. Ostatnie czego pragnęła, to być tematem rozmów wśród mnichów oraz ich popleczników. Nie wierzyła w przypadek, ani w bajeczkę o chęci poznaniu łowców i dopasowaniu ich do siebie w grupach. Ale przynajmniej ich wybór Wilczka był odrobinę... pocieszający, sama dobrze wiedziała, jak frustrujące potrafiło być wyciąganie z niego informacji. Nie reagował na kobiece wdzięki, nie można mu było rozwiązać języka przy pomocy sake. Sakura albo Płomyczek spowodowaliby o wiele większe szkody.

-Ny.. ima? -powtórzyła powoli, ostrożnie. Iye, rzeczywiście pierwszy raz słyszała to imię. A to mogło oznaczać, że nie jest ona ważnym elementem całej układanki. Bądź jest tak ważna, że dotąd skutecznie ukrywała się przed obcymi uszami i oczami - Kto to? Też jest naszym gościem z Chin?

-Hai. Jedna z mniszek pomagająca przy rytuale. Miła i uprzejma osoba i znająca nasz język, co jest wszak wyjątkiem wśród nich.
- potwierdził Wilczek strasznie się myląc. Każdy z mnichów znał japoński, tyle że dla wygody woleli zatajać ten fakt.

-Nie widziałam jeszcze żadnej z ich mniszek..-przyznała łowczyni w zamyśleniu. Nie była osamotniona w tej niewiedzy o istnieniu tych jakże rzadkich kreatur, inaczej słyszałaby o nich od swojej siostrzyczki.
Podkreślone barwnikiem wargi rozchyliły się w urokliwym uśmiechu, który świadczył o rozweseleniu Leiko tematem ich rozmowy. Bo przecież nie było w nim niczego podejrzanego, ne? Zaledwie miła mniszka wypełniająca swoje obowiązki przed rytuałem. A przecież wszyscy wiedzieli, że szacowni goście z Chin mieli tylko honorowe zamiary.

Uniosła kraniec rękawa do swych ust i sponad bielutkiego rękawa przyjrzała się uważnie młodzianowi. Skupiała na nim spojrzenie złotych oczu w taki sposób, jak gdyby tylko on istniał w całym tłumie ludzi zebranych na placu - A zatem opowiadałeś jej o mnie? Jestem teraz niezwykle ciekawa Twych słów, Akado-kun. I co z Twoich opowieści najbardziej ją interesowało.

- Nie… pamiętam…
- zafrapował się Yoru starając się przypomnieć te kwestie. - Chyba wczoraj za dużo wypiłem, bo choć pamiętam fakt rozmowy to.. szczegóły mi umykają. Chyba ogólnie pytała o ciebie i… o twoje umiejętności? Coś jeszcze było… jakieś pytania, odpowiedzi… ale… nie mogę ich sobie… przypomnieć.
Było to niepokojąco dziwne. Wilczek wszak unikał picia alkoholu i Leiko jakoś nie mogła go sobie wyobrazić pijanego. A jednak alkohol nawet jemu rozwiązywał język. Szkoda, że dowiedziała się o tym w tak niedogodnym momencie.

-Czuję się odrobinę urażona, Okami-kun -stwierdziła kobieta, ale to nie smutek rozbrzmiewał w jej głosie, a.. zaskoczenie. Może nawet rozczarowanie -Spędziliśmy razem dużo czasu w podróży, a mimo to ani razu nie mieliśmy okazji odprężyć się wieczorem przy butelce sake. Sądziłam, że wzbraniasz się przed takimi trunkami usypiającymi czujność -westchnęła opuszczając powieki -Ale najwyraźniej co do mnichów również się pomyliłam. Z góry przyjęłam, że odmawiają sobie alkoholu.

- Wypiłem tylko odrobinę. Nie przypuszczałem…
- zafrapował się młodzian. - ...że to było coś tak mocnego. Nie różniło się to od zwykłej sake. A jednak niewiele pamiętam z rozmowy z Nyimą, a to co pamiętam… to jak przez mgłę.

- Nie martw się, Okami-kun. Jestem przekonana, że nawet pod wpływem tego tajemniczego trunku byłeś wzorem dobrego wychowania i opowiadałeś jedynie o zaletach pozostałych łowców. Z pewnością nie było jej planem doprowadzenie Cię do takiego stanu. W końcu jest miłą mniszką, ne?
- jakże dobrodusznie łowczyni wypowiadała się o tych mędrcach. Inna osoba, bardziej zaznajomiona z ich planami wobec samej Maruiken, mogłabym uznać jej słowa za przesłodzoną kpinę, ale przecież nie Wilczek. Bezsensowymi byłyby kolejne próby otwarcia jego oczu na ich ponure zamiary.
Uśmiechnęła się do niego ciepło -Ale zdradź mi.. jakie według Ciebie posiadam umiejętności?

-Oczywiście. Jesteś znamienitą wojowniczką, zwinną i szybką. I niezwykle utalentowaną taktyczką i mistrzynią wakizashi i…
- zaczął wymieniać Yoru udowadniając że bystrość nie jest jego zaletą.

Maruiken pokiwała głową w zrozumieniu -Gdybym była mniszką, to usatysfakcjonowałaby mnie taka odpowiedź.
Ale zadowalała ją także jako łowczynię, jako zwierzynę upatrzoną sobie przez chińskich mędrców. Hai, Wilczek powiedział prawdę, ale były to takie oczywistości, że każdy inny łowca, samuraj i mnich mający okazję z nią podróżować mógłby takimi samymi słowami określić jej umiejętności. Nie były one żadną tajemnicą. A chociaż mieli okazję walczyć ramię w ramię, to moce jej oka nie manifestowały się w zbyt ostentacyjny sposób. Może zatem nie było niczym złym, że nie spędzała każdej chwili z Wilczkiem, kiedy miałby okazję dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Ne, Setsuko-san?

-Szkoda, że nie pamiętasz więcej z jej pytań. W końcu nie na co dzień przyciągam zainteresowanie mnichów - kłamstewko podszyła urokliwym zafrapowaniem pasującym kobiecie nieprzyzwyczajonej do bycia na ustach tak dostojnych mędrców.

-Niestety… chyba za dużo wypiłem. Dobrze że potem obudziłem się w swoim pokoju sam i zapodziałem po drodze niczego ważnego.- stwierdził z ulgą młodzian. Najwyraźniej cieszył się z takiego zakończenia wieczoru z kobietą i sake. Inni by żałowali, chyba że ta Nyima była wyjątkowo szpetna.

-Nie wątpię, że Nyima zadbała o Twój bezpieczny powrót -stwierdziła Maruiken podzielając jego ulgę. Ta łatwowierność mogła go kosztować o wiele więcej niż zaledwie jedną zapomnianą noc.
Przechyliła się ku młodzianowi, bliżej niżby zezwalały na to wszelkie konwenanse. Ale nie towarzyszyły temu żadne dodatkowe gesty, szepty czy pomruki mające wprawić niewinnego Wilczka w zakłopotanie. Kobieta nawet nie zwróciła uwagi na tą nagłą bliskość, bardziej skupiając się na lustrowaniu twarzy młodziana swym przenikliwym spojrzeniem -Ale dziś już się dobrze czujesz? -zapytała z troską -Nierzadko się zdarza, że tak mocne trunki jeszcze następnego dnia nawiedzają ciało i umysł nieprzyjemnymi dolegliwościami. A przecież wieczorem czeka nas wielkie polowanie, więc każde z nas powinno być u szczytu swych sił.

-Tak. Nic mi nie dolega Maruiken-san. Tym razem nie będziesz świadkiem mojej porażki.
- odparł młodzian nie przykładając uwagi do bliskości łowczyni. Uśmiechał się pobłażliwie widząc w Leiko “tylko” towarzyszkę broni. I rzeczywiście, nie wydawał się skacowany. A powinien, ne?

-Cieszę się -usatysfakcjonowana taką odpowiedzią kobieta cofnęła się na kilka kroczków od młodziana, wyprostowała się i skrzyżowała na piersiach ręce ukryte w rękawach.
-Miałam okazję przekonać się na własne oczy, jak liczna jest armia demonów zacieśniająca się wokół Shimody. I wierz mi, Okami-kun, żadnemu łowcy nie uda się samotnie obronić pieczęci -wbrew swoim słowom, tak przecież poważnym w brzmieniu i płynącej z nich treści, kąciki warg Leiko uniosły się w łagodnym uśmiechu. Takim, jaki pojawia się na ustach rodziców, gdy ich najdroższa pocieszka zrobi głupotkę -W czasie naszej wspólnej podróży zdarzało się.. że odważnie biegłeś w las w poszukiwaniu bestii, w tyle pozostawiając swych towarzyszy. Jednak dzisiaj, bez względu na to co się będzie działo, powinieneś trzymać się swojej grupy. W końcu to Nyima was do siebie dopasowała, ne? Razem będziecie nie do pokonania.

-Hai. Myślę że nasi pracodawcy bardzo poważnie podchodzą do tego zadania.
- zgodził się z nią młodzian uśmiechając radośnie. Bo przecież wierzył, że wszyscy tutaj mają czyste intencje i postępują z honorem.

-Nie tylko oni. Również zebranym w Shimodzie łowcom zależy na sukcesie tego polowania - dopowiedziała Maruiken, tylko bardziej potwierdzając jego wyobrażenia o niezwykłości tego przedsięwzięcia, w którym oboje mają zaszczyt uczestniczyć. Jednak jak zareagowałby Wilczek po odkryciu, że ona, jego towarzyszka polowań, nie podzielała tego szlachetnego podejścia i zamierzała namieszać w planach szacownych mędrców? Czy chroniąc interesy mnichów podniósłby ostrze na swą „siostrzyczkę”?

Na krótką chwilę przeniosła swoje zainteresowanie na barwne postacie otaczające ich ze wszystkich stron.
-Muszę odszukać Płomienia i przekazać mu radosną nowinę, ale w razie gdybyśmy się już nie spotkali przed wieczornymi łowami... -ciepło uśmiechu objęło również złociste oczy kobiety, kiedy z powrotem przeniosła spojrzenie na młodziana -Powodzenia, Okami-kun. I uważaj na siebie. Japonia potrzebuje swojego mistycznego wojownika.

- I ty uważaj na siebie, Mauriken-san.
- odparł uprzejmie młody łowca.

Kobieta jeszcze dłonią poruszyła w pożegnalnym geście nim odwróciła się ze szmerem kimona tańczącego wokół swych nóg. Wystarczyło zaledwie kilka kroków, by została pochłonięta przez tłum rozochoconych łowców. Było wśród nich wiele grzyw barwniejszych od płomienistych włosów Kogucika, wielu mężczyzn wyższych i bardziej umięśnionych od niego. Wielu łowców o silniejszej prezencji. Iye, nie byłoby łatwo znaleźć wśród nich akurat tego konkretnego młodziana. Jej młodziana. Jednak Maruiken wiedziała, że wystarczyło otwarcie ust malowanych fioletem i zawołanie, może kilkukrotne, jego imienia, aby po niedługiej chwili zjawił się przy jej boku.
Zadowolony, że to właśnie jego szuka i potrzebuje.




* * *




Zobaczenie na własne oczy miejsca ochrony trzeciej pieczęci nie przyniosło ze sobą odpowiedzi. Okolica niczym się nie odznaczała od pozostałych – te same opuszczone chaty, ta sama ziemia i kamienie pod zębami geta, to samo niebo nad głowami. Nie dostrzegała niczego wyjątkowego, co mogłoby wyjaśnić tak dużą grupę łowców.
Czy szacowni goście klanu spodziewali się, że właśnie tutaj uderzy największa fala demonów?
Czy planowali tutaj umieść coś lub kogoś cennego i wymagającego szczególnej ochrony? Być może wyjątkowo ważnego mnicha, lub nawet kilku?
Leiko mogła jedynie próbować wejść w pokrętny umysł tego roju z Chin i domyślać się ich zamiarów. Wątpiła, aby w trakcie polowania miała pojawić się okazja do zagubienia się akurat w tych okolicach, wszak czekała na nią noc pełna wrażeń. Ciekawość musiała ustąpić przed obowiązkiem. Iye, wieloma obowiązkami.

Towarzyszący jej Płomień ani jednym słowem nie zamarudził na ten długi spacer uliczkami Shimody. Cóż mu było po narzekaniu, jeśli w tym czasie mógł przechwalać się kolejnymi bestiami ubitymi w iście brawurowym stylu? Wprawdzie nie potrafił pisać ani czytać, ale to wszystko nadrabiał bogatą wyobraźnią. Jakże inaczej wymyślałby coraz to bardziej fantazyjne opowieści ze swych łowów?
Lubił się popisywać przed kobietami. Musiało to być jego ulubione zajęcia tuż po trzymaniu ich w swych ramionach i pieszczeniu wargami wiecznie spragnionymi ich kuszących krągłości. I tak, Leiko zazwyczaj uśmiechami nagradzała jego heroiczne opowieści, spojrzeniami zachwytu zachęcała go do roztaczania przed nią kolejnych niewyobrażalnych starć z Oni, a sama w tym czasie myślami odpływała ku własnym potyczkom z potworami w bardzo ludzkich skórach.

Ale dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Dzisiaj Kirisu Płomień zyskał sobie uwagę swej partnerki w łowach. Wśród zebranych w Shimodzie łowców niejeden był silniejszy od Płomyczka, bardziej utalentowany, czy nawet mogący pochwalić się prawdziwymi opowieściami ze swych niezwykłych polowań. Ale to właśnie dłoniom tego gorącokrwistego, naiwnego młodziana powierzała opiekę nad sobą w nadchodzących godzinach. Nic jej było po mistrzach katany, siłaczach i nieustraszonych bushi, jeśli nie mogła się po nich spodziewać skoczenia za nią prosto w ogień.
Co takiego mówiła Sakusei?


„Wedle jego opowieści, jesteś jego kochanką i prawie przyszłą żoną.
Urocza ta jego naiwność, ne?”


Jakiż przewrotny potrafił być Los.
Ta, która z taką łatwością sobie owinęła Kogucika wokół palca, która zwodziła go i nagradzała wedle własnego upodobania, teraz sama rozpaczliwie poszukiwała jego pomocy. Nie tego się spodziewała, kiedy tamtego popołudnia przekroczyła próg „Szczęśliwej Brzoskwinki”. Wykazać się jako łowczyni, odszukać siostrzyczkę i wrócić do Mateczki – to sprawiało wrażenie łatwego zadania.
Ah, i kto naprawdę był naiwny?

Tyaestyra 03-10-2019 03:13



Noc.

Pora romantycznych schadzek i namiętnych westchnień. Kochanków i zdrajców. Pocałunków i wakizashi wysuwających się z saya. Strachu i śmiałych czynów. Tajemnic, kłamstw i wyznań, których usta nie potrafią wypowiedzieć w świetle słońca. W bladym blasku księżyca wszystko staje się możliwe.

Pora wyjątkowa, szczególnie dla Tsuki no Musume.
Ale nie dzisiaj.

Ta konkretna noc w Shimodzie oznaczała rozpoczęcie rytuału i była porą.. niepokoju dla Leiko. Zamiast czuć się bezpiecznie pod zwykle ochronną kurtyną ciemności, zamiast stać się drapieżnikiem wykorzystującym swą przewagę i wyruszającym na własne łowy, ona wprost obsesyjnie lustrowała okolicę w poszukiwaniu zagrożenia. Iye, nie tego znanego i oczywistego, którym mogli się zająć towarzyszący jej łowcy. Ona wypatrywała skąd nadejdzie przeznaczone dla niej ostrze, lub bestia stworzona na wyjątkową zwierzynę. Niepewność drażniła. Świadomość planów mnichów, a jednocześnie nieświadomość skąd miało nadejść pierwsze uderzenie, przyprawiały Maruiken o... o paranoję.

Na widok zbliżających się demonów przykucnęła nisko na dachu, aby nawet końcówka kanzashi we włosach nie zdradziła jej pozycji. Nadal była łowczynią, a zatem nadal wykonywała obowiązki narzucone przez klan. Hai, do czasu. Jednak jeszcze nie nadszedł odpowiedni moment na porzucenie maski i ruszenie w kierunku serca Shimody. Musiała być cierpliwa.
Nie oznaczało to, że zamierzała jako pierwsza rzucać się w wir walki. Ani jako druga, czy trzecia. Jej towarzysze, również i ci noszący na ubraniach symbole Hachisuka, byli ku temu.. lepiej przystosowani. Jak choćby taki Niedźwiedź, którego wystarczyłoby postawić na środku wąskiej uliczki, by żaden Oni, mały czy duży, nie mógł się dalej prześlizgnąć.

-Panowie -odezwała się na tyle głośno, by jej głos dotarł uszu zebranych niżej mężczyzn. Skinęła głową w stronę grupki demonów -Czy któremuś już zbrzydło to oczekiwanie? Bo nadchodzą goście, więc przystoi ich odpowiednio powitać, ne?
Okoliczności temu nie sprzyjały, ale mimo to było w jej słowach coś figlarnego, psotnego. Jak gdyby idące ku nim demony miały być atrakcją tego wieczoru, niczym butelki pełne sake lub gejsze zabawiające ich swymi talentami.

-Ilu gości? I co za jedni?- zapytał Kuma sięgając po swoją katanę.






I nonszalanckim krokiem zbliżył się do budynku na którym to siedziała Leiko. Chińczyk wypowiedział coś w swoim egzotycznym języku wskazując doświadczonego łowcę. Słowa te kierował do samuraja, który uprzejmie, choć z wyraźnym trudem odpowiedział mu. Najwyraźniej ten bushi nie mówił tak płynnie po chińsku.
Za to zwrócił się do Kumy z gniewnym wyrzutem. - Co robisz?!
- Swoją robotę.- odparł krótko Marasaki. A Kirisu przyglądał się temu nie wiedząc co właściwie uczynić.

Oni ruszyło na Kumę z rykiem i zamaszystym ciosem po ukosie próbowało go rozrąbać. Uderzenie Kunashi przyjął na swoją katanę i niemal ugiął się pod impetem. Ale wytrzymał. I jego broń też. Więzy mięśni jego ramion napięły się jak postronki. A po chwili musiał pospiesznie uskoczyć, przed ostrzami katan szkieletów które próbowały go dosięgnąć z pomiędzy nóg olbrzyma. To zdecydowanie nie był łatwy przeciwnik.

Maruiken zwykle gustowała w mężczyznach smukłych, o wyraźnie zarysowanych liniach mięśni, lecz bardziej zwinnych niż polegających na samej sile. Jednak i ona nie pozostała obojętna, gdy potężne ciało Niedźwiedzia rozkosznie naprężyło się pod uderzeniem. W jej oczach, tak jak w drobinkach piasku tonącego w promieniach słońca, rozbłysły złociste iskierki. Ale zaraz nagle.. przygasły.

Cóż za nieuprzejmi goście byli z tych Oni, tak razem rzucać się na zaledwie jednego łowcę. Ale i gospodarze okazywali się być mało gościnni – stali niewzruszenie i jedynie przyglądali się staraniom swego towarzysza. Czyżby i oni doszli do podobnego wniosku co Leiko? Że postawny Kuma będzie wystarczającą przeszkodą dla takiej garstki demonów? Ah, zatem każde z nich umniejszyło siłę tej garstki przeciwników.
A przecież nie miała w planach rzucania się do boju. Ani jako pierwsza, ani druga, czy trzecia. Ale w takiej sytuacji nie mogła tylko siedzieć bezczynnie.

Cichutko przemknęła po dachu i zatrzymała się dopiero na tej jego krawędzi, z której w dół rozciągał się przed nią widok na plecy intruzów. Zamachnęła się, po czym rękami wykonała w ich kierunku stanowczy ruch, dla niewprawionego oka wyglądający na zbędną teatralność. Zaś wprawione dostrzegłoby nici przecinające wieczorne powietrze, po jednej wystrzeliwującej z obu dłoni kobiety. Sięgały ku nieumarłym ściśniętym u nóg wiele większego demona, niczym macki próbowały pochwycić za kościsty nadgarstek, nogę, czy obnażone żebro któregoś z nich. Pochwycić i opleść się ciasno, skazując na łaskę smukłych paluszków łowczyni.

Kuma przy całej swojej sile był zwinny jak tygrys i unikał zamaszystych ciosów zębatego ostrza Oni.
Sam przekuwając swe umiejętności w zamaszyste cięcie, które zwykłemu bushi rozpłatałoby brzuch. Tu jednak uderzył za płytko i znów został zmuszony do przedwczesnego odskoku. A choć obficie polała się czarna krew, to nie zdołał on śmiertelnie zranić potwora. W pojedynku jeden na jeden, ten łowca z pewnością zabiłby przeciwnika… niestety sytuacja na tym polu walki mogła się diametralnie zmienić. Potężne uderzenia setek pomniejszych potworków o kekkai przypominały o wiszącym, dosłownie nad ich głowami, zagrożeniu.

Otsutsuki Shisui wydawał się zdawać sprawę ze swoich ograniczeń i sięgnąwszy po katany stanął pomiędzy samurajem i jego podwładnymi a toczącą się walką. Uznał bowiem zapewne, że wkraczając do boju utrudni zadanie Kunashiemu, wchodząc w drogę jego śmiertelnemu tańcu z przeciwnikiem.
Chcący się popisać Kirisu nie miał takich skrupułów. Rozpędził się gnając w kierunku walczących Oni i łowcy.






I rozpoczął swój zabójczy taniec, kończący się gwałtownym pchnięciem obu włóczni w ciało wroga. Uderzenie to wybiło z rytmu obu tancerzy… i trójzęby młodzika wbiły się między płyty pancerza. Ale on sam znalazł się w śmiertelnym zagrożeniu, gdy zębaty miecz omal nie pozbawił go głowy. Na szczęście Kuma rzucił się mu na ratunek. Dosłownie rzucił się uderzając całym swoim ciałem o jego ciało. I dzięki impetowi tego uderzenia obaj odsunęli się poza zasięg ostrza, które ze świstem przecięło powietrze. Niestety oba jūmonji yari kogucika pozostały wbite w bok Oni.

Nikt z nich nie zwrócił uwagi na drobne długie nici wysnute przez Leiko, nici które owinęły się wokół trzech z nieumarłych samurajów. Oplotły ich kości, zacisnęły się. Łowczyni lekko szarpnęła i… kruche kości popękały sprawiając, że jeden szkielet rozsypał się całkiem, a dwa pozbawione nóg pełzały do mnicha i jego obrońców. Pozostałe cztery rozbiegły się próbując otoczyć z obu stron dwójkę łowców podnoszących się z ziemi. Dwójkę, której na pomoc ruszył Otsutsuki z obnażoną kataną w dłoni.
A sam Oni ryczał obecnie z bólu i wściekłości czując w swoim boku dwa bolesne “ciernie”.

Maruiken Leiko była utalentowaną łowczynią Oni. Może nie tak zdolną jak Czapla, Niedźwiedź albo Sakura, ale wykonywała swe obowiązki i doprowadzała polowania do szczęśliwego końca.. nawet jeśli czasem oznaczało to wybranie bardziej pokrętnej ścieżki, niżby życzyłby sobie tego jej pracodawca. I właśnie chęć zachowania tych słodkich pozorów sprawiła, że widząc straszliwe zagrożenie zmierzające w kierunku szacownego i bezbronnego gościa klanu, kobieta bez wahania ruszyła mu na pomoc.

W ciemnościach zgrabnie pokonywała zakrzywienia dachu opuszczonego domu. Minęła pozostałych łowców, minęła Oni rozdrażnionego atakiem Płomyczka. Odnalazła dogodne miejsce i łopocząc kimonem zeskoczyła na ziemię. Nie musiała się spieszyć, w końcu pozbawione nóg szkielety nie poruszały się zbyt szybko. Najprawdopodobniej w takim stanie nawet nie były bardzo groźne, wbrew temu jak makabryczne sprawiały wrażenie.
Jej geta wystukiwały rytm żwawszy od spacerowego kroku, ale nadal daleki od szaleńczego biegu. Idąc Leiko sięgnęła dłonią ku swoim plecom, aby wysunąć wakizashi z saya trzymanego w pewnym uścisku wiązań obi. Nici okazały się być skuteczne przeciw tym żywym kościom. A zatem z jaką łatwością to niezwykłe ostrze zdoła oddzielić ich głowy od resztek czołgających się ciał?

Z idealną.

Ostrze przecięło szyję czołgającego się ożywieńca, niczym powierzchnię jeziora. Opór był niezauważalny, czaszka upadła na ziemię, kości rozsypały się. Potem kolejny czołgający się szkielet zginął z jej ręki.
To odciągnęło uwagę dwóch sprawnych szkieletów od ich pierwotnej ofiary. Nieumarły samuraj ruszył na łowczynię, a potem drugi dołączył do niego.






Pozostałe dwa uderzyły jednak na Shisui. Niemniej brodaty ronin zdołał odeprzeć ich atak, a nawet pozbawić jednego z przeciwników ręki. Niestety nie zdołał rozbroić szkieletu, który nadal atakował z nieustępliwością typową dla istoty będącej jedynie ożywionymi zwłokami.
I teraz z dwoma szkieletami musiała zmierzyć się także Leiko, bowiem samuraj pilnujący mnicha raczej nie ruszy jej z pomocą, podobnie jak jego ashigaru.

Kirisu także nie mógł w tej chwili. Obecnie rozbrojony trzymał się tuż za plecami Kumy, opierającego swoją kataną wściekłą nawałę ciosów rozwścieczonego Oni. Krwawiąca obficie bestia była bowiem niemal zaślepiona bólem spowodowanym przez dwie włócznie wbite w jego bok i tą wściekłość wyładowywała na Marasakim broniącym dostępu do bezbronnego Kogucika. Potężne uderzenia łowca brał na siebie, wytężając wszystkie swoje siły. Gdyby uskoczył, Oni pewnie rozrąbał Kirisu na pół. Dlatego doświadczony Kuma nie ruszał się z miejsca i napinał mięśnie czekając na okazję do zadania śmiertelnego ciosu.

Jednak Leiko nie martwiła się o siebie. Wprawdzie szkielety miały przewagę liczebną i zasięg ich katan był większy od jej wakizashi, ale ona walczyła już z groźniejszymi wrogami. Lecz nagle coś się zmieniło.
Poczuła gęsią skórkę i niepokój... czemu Ganriki się odzywało? Co prawda słabo i niewyraźnie, ale jednak.
Czemu czuła te zaniepokojenie? Jego źródłem wszak nie mogły być ani te szkielety, ani nawet rozwścieczony ogr.

Łowczyni zerknęła krótko w kierunku pierwszego źródła zagrożenia, które w tym momencie pojawiło się w jej myślach. Iye, nie były to szkielety. Ani nawet ten olbrzymi demon. W jej oczach to ten mnich chowający się za wiernym samurajem był groźniejszy od większości Oni, jakie teraz nawiedzały Shimodę. Czy to przed nim ostrzegało ją Ganriki? Czy obserwował ją jak walczy i według tego dostosowywał już sposób schwytania jej w klatkę? Czy może to jedna z ich kreatur czaiła się już w pobliskich uliczkach?

Leiko zamrugała gwałtownie, gdy jej uszu dobiegło coraz głośniejsze grzechotanie kości o resztki samurajskiej zbroi. Najpierw musiała się pozbyć tych intruzów, nim będzie mogła w pełni skupić się na jeszcze niewidocznych zagrożeniach. A i łowców też potrzebowała. Całych, zdrowych i zdolnych do walki.
Uskoczyła, zwiększając odległość pomiędzy swoim ciałem i złowrogo pobłyskującymi ostrzami katan. Wakizashi miękko wsunęło się w saya, a smukłe palce znów zaczęły snuć czarne nici. Potem tak samo szybko jak się od nich oddaliła, tak w jednej chwili obiegła ich szerokim kręgiem. Z jednej strony i z drugiej także, by móc opleść dwójkę nieumarłych swą siecią i później pociągnięciem ręki zamknąć ich w silnym uścisku. Ah, wręcz przytuleniu roztrzaskującym kości.

Była niczym biała ćma. Przemierzała w pośpiechu plac i unikała ostrzy nieumarłych bushi. Nie było to łatwe, bo aby opleść ich czarnymi nićmi musiała się zbliżyć do nich. Ostrza parę razy zdołały musnąć jej bok, ale zbyt delikatnie by przeciąć pajęczy jedwab. Nitki oplotły dwóch nieumarłych. Leiko szarpnęła dłonią i kości zaczęły pękać, gdy splecione szkielety zderzyły się ze sobą. Parka ożywieńców nie była nawet warta jej zainteresowania. Co innego mnich, nieświadomy jej spojrzenia spoczywającego na nim.
Czy był źródłem zaniepokojenia? Czy to on wywołał Ganriki… nie… Nie czuła większego niepokoju zerkając na niego. Powód… znajdował się gdzieś indziej.

Niepokój w jej ciele narastał.
Ganriki nasilało się, a ona nie potrafiła określić powodu tego stanu. Rozejrzała się na boki, za nic sobie mając ciemności gęstniejące pomiędzy budynkami.


Gdzie się podziewała ta kreatura?!



Trzask kości i klekot rozsypującego się szkieletu. Shisui pozbawił głowy jednego z nich. Nie był tak zdolny jak inni znani łowczyni łowcy. Nie był jednak bezużyteczny. Jedynym problemem był zraniony Oni, który wyładowywał swą złość na stojącym murem Kumie osłaniającym kogucika. Ale i jego siły opuszczały wraz z czarną krwią wypływającą z jego ran.

Spojrzała na nici leżące na swych dłoniach, a potem na wściekłego demona. W porównaniu do nieumarłych był on potężną górą mięśni i dotąd tak użyteczne sieci mogły go... połaskotać, a gdyby spróbowała czegoś tak wymyślnego jak oplecenie jego masywnych nóg, to najprawdopodobniej zabrakłoby jej sił do pozbawienia go równowagi. Potrzebowała zaledwie odwrócić jego uwagę, by ulżyć Niedźwiedziowi, zaś Płomyczkowi dać okazję do wyszarpnięcia swych trójzębów.
Jedwabiste nici ześlizgnęły się po skórze kobiety, dając miejsce kolejnej broni w jej bogatym arsenale – parasolce. Złożoną zwróciła w kierunku potwora, jej długą i ostrą końcówką celując w jego przebrzydły pysk widoczny spod hełmu.

Wycelowała parasolkę.
Ganriki odezwało się mocno i intensywnie, gdy naciskała spust, a potem odskakiwała unikając ataku od tyłu. Pocisk wystrzelony z parasolki poleciał ze świstem w kierunku wroga, ale rykoszetował od hełmu ogra nie czyniąc mu krzywdy.
Tymczasem w miejscu, gdzie przed chwilą była Leiko, znajdował się egzotyczny wojownik. Egzotyczny, jeśli chodzi o jego broń i zbroję. Jego twarz osłaniała maska w kształcie ptasiego dzioba, na dłoniach i stopach miał metalowe ptasie szpony.





Nimi właśnie zaatakował od razu łowczynię, natychmiast skracając dystans.




Był szybki, nieludzko zwinny i czujny. Jego szpony na dłoniach i stopach zmieniły się niemal w żelazne pociski mające ogłuszyć ofiarę, gdy uderzył na nią gradem akrobatycznych ciosów. Maruiken ledwo się osłoniła parasolką, ale potem odrzuciła ją na ziemię, bo ciężki przedmiot tylko ją spowalniał. Cała uwaga łowczyni skupiła się na tym nadludzko gibkim przeciwniku, którego ciało i kończyny wyginały się pod kątami niezdolnymi do osiągnięcia nawet dla tak zdolnej akrobatki jak ona.
Ten wróg był z pewnością wysłannikiem mnichów. I to wybranym specjalnie pod nią. Jego umiejętności niwelowały jej przewagi, a jego taktyka miała ją zmusić do desperackiej obrony, aż w końcu wyczerpana popełni błąd i wtedy… przegra.

Swoim gwałtownym pojawieniem się wydobył z jej ust głośne syknięcie. Było jednak pewnym, że gdyby Mateczka nie wychowała tak dobrze swej córki, to syknięcie przyjęłoby postać soczystego wulgaryzmu wycelowanego w tego nieproszonego gościa.
A więc to był powód jej rozdrażnienia - pieseczek trzymany na smyczy Chińczyków. Kolejny eksperyment z ich klasztoru, czy następny demon o pozornie ludzkiej twarzy, pod cudacznym dziobem ukrywający paszczę wypełnioną kłami? Znał jej sztuczki, czy tylko te oczywistości, o których opowiadał mnichom Młody Wilczek? Jak dobrze go przygotowali na to spotkanie.. ?

Złączyła ze sobą dłonie i raz jeszcze uskoczyła odrobinę w tył. Nim jeszcze zęby jej geta stuknęły o podłoże, ona zamachnęła się rozplecionymi rękoma i spomiędzy palców ponownie wyrzuciła w powietrze swe sieci. Pobłyskiwały jak ostrze katany odbijające sobą blade lśnienie księżyca, kiedy Leiko stanowczymi ruchami przecinała nimi przestrzeń pomiędzy sobą i tym ptaszkiem. Nie było bowiem rozwiązaniem bronić się przed jego atakami. Sztuką było trzymać go na dystans i nie pozwolić na zadanie kolejnych.

Długie stalowe niemal nici utworzyły wirującą pułapkę, która bez trudu uwięziłaby zwykłego śmiertelnika. Ale ten z którym mierzyła się łowczyni… zwykły nie był. Wił się jak piskorz w akrobatycznych podskokach unikając kolejnych zabójczych “pajęczyn” Leiko. Na szczęście takie uniki spowalniały go, ale nie zatrzymywały.
Nagle wyskoczył w górę, znacznie wyżej niż zwykły człowiek. To zaskoczyło Maruiken i zanim zdołała użyć kolejnych nici by go powstrzymać, spadł na nią niczym pikujący sokół. Uderzenie w klatkę piersiową zabolało - pękło żebro łowczyni, a ona sama upadła na ziemię i odruchowo się odturlała unikając przyszpilenia przez przeciwnika. W ustach czuła żelazisty smak krwi, musiała ugryźć się przypadkiem w język. Każdy oddech wywoływał ból, ale nie mogła sobie pozwolić na odpoczynek.

Wstała i odskoczyła unikając kolejnej serii ciosów swojego nieludzkiego napastnika. Z nadzieją przysłuchiwała się głośnym bolesnym rykom przeciwnika Kumy. Potrzebowała śmierci tego Oni, by oko mogło pochłonąć jego siłę życiową i wzmocnić łowczynię, które desperacko walczyła o swoje życie. Potrzebowała pomocy Marasakiego i Kirisu w walce z tym drapieżnikiem. Potrzebowała siły tej strony swojej natury, którą gardziła.

Wiedziała, że pochłonięcie energii Oni, w szczególności tak potężnego, znów napełni ją nieprzebraną ilością sił, ale również wyleczy każdą ranę zdobytą w trakcie tego pojedynku. Zasklepi przygryzioną wargę, złączy ze sobą żebra, nie pozostawi nawet siniaka mogącego oszpecić nieskazitelną biel jej skóry. Jakkolwiek pokiereszuje ją Ptaszek – Oko uczyni to zaledwie wspomnieniem.
Wiedziała o tym, a jednak.. ani odrobinę nie umniejszało to bólu odczuwanego przez Maruiken. Ani strachu i wstrząsu wywołanych trzaskiem łamiącego się żebra. Nie była przecież kruchą kobietką, której obca była walka i związane z nią przykrości. Ale nie była też twardym i postawnym bushi. Nie miała szans w bezpośrednim starciu z tą kreaturą.

Następny płytki oddech wywołał w niej ostry kaszel. Ugięła się pod nim, a jedna z jej rąk opadła bezwładnie.. i w tym niepozornym ruchu, dodatkowo przesłanianym przez długi rękaw kimona, wypuściła na ziemię pajęczynę ze swych sieci. Te dwa ataki wystarczyły, by kobieta dostrzegła wzór w ruchach swego przeciwnika. Wyskakiwał wysoko, a potem rzucał się z góry, tak jak sokół pikujący na swoją ofiarę. Dobra taktyka przeciwko nieświadomej zwierzynie. Ale ona już nie była nieświadoma. Mogła uskoczyć nim nastąpi uderzenie, pociągnąć za sobą jedną z nici i swą pułapką opleść jego nogi, by chociaż.. chociaż na krótką chwilkę go spowolnić. I tym samym dać sobie przynajmniej cień szansy na dotarcie do łowców zmagających się z demonem.

Podniosła spojrzenie na Ptaszka. Może się jeszcze nie nauczyła, a może po prostu nie miała zamiaru się tak łatwo poddać, bo wolną ręką ponownie wykonała szeroki ruch w powietrzu. Nici ponownie przecinały nocne powietrze, próbując pochwycić zaskakująco zwinnego przeciwnika. Co nie było łatwe, zwłaszcza gdy złamane żebro dusiło oddech i ćmiło umysł. Niemniej łowczyni nie była delikatną kobietką, a w pozornie chaotycznym ruchu jej dłoni był ukryty zamysł.
Potwór skoczył do góry i… teraz!

Tyaestyra 04-10-2019 12:14

Nagłe szarpnięcie palcami sprawiło, że nici owinęły się wokół lewej stopy przeciwnika. Zacisnęły się nagle, raniąc do krwi tam gdzie wcisnęły się między szczeliny pancerza. Potwór upadł, a Leiko wzorując się na podopiecznych Sakusei próbowała opleść nićmi powalonego przeciwnika. To się nie udało.
Ptaszek chwycił za nici i ignorując wrzynające się linki wykorzystał swą siłę, by przyciągnąć łowczynię do siebie, zanim ta zdoła zarzucić swe sieci w bardziej niebezpieczny dla niego sposób. I tu pojawiło się zagrożenie dla Maruiken - potwór był nie tylko bardzo zwinny, ale też, mimo swej szczupłej sylwetki, zaskakująco silny.

Kusiło, żeby go bardziej zranić. Żeby jeszcze zaigrać sobie z zagrożeniem i mocniej zacisnąć nici na jego ciele. Krwawił, co było niewątpliwym pocieszeniem, gdyż wbrew temu jak straszliwe sprawiał wrażenie, nadal czyniło z niego.. śmiertelnika. Mogła go dotkliwie okaleczyć, mogła go zabić. Ale jednocześnie i sama Leiko mogła ucierpieć, jeśli poczuje się zbyt pewną siebie. Sokół z podciętym skrzydłem nadal był groźnym drapieżnikiem.
Dlatego to nie pokusa okazała się być silniejsza, a zdrowy rozsądek. Instynkt. Strach. Miała go tylko spowolnić, nic ponadto. Jeszcze nie. Szarpnięciem zerwała nici łączące ją z przeciwnikiem, tym samym pozbawiając się tego krótkiego, bardzo ulotnego i zwodniczego poczucia przewagi. Ale nim uskoczyła na bezpieczniejszą odległość, najpierw zdecydowała się wykorzystać tę niebezpieczną bliskość wymuszoną przez Ptaszka. Zasłonił niewłaściwą część swej twarzy przeciwko Maruiken. Przeciwko jej oczom, które dzięki jednej myśli nasilały intensywność swego złocistego odcienia, aż ich blask stawał się zbyt oślepiający dla ludzi i demonów. Nawet ptaki nie mogły patrzeć prosto w słońce.






Blask poraził oczy przeciwnika, choć Ptaszek odruchowo zamknął swoje ślepia. Uwolniony od jej nici odruchowo zasłonił twarz ręką okutą w żelazną rękawicę i po raz pierwszy… odezwał się.
Nie miało to jednak nic wspólnego z ludzką mową. To był głośny i przenikliwy nieludzki pisk świdrujący niemal dosłownie uszy. Ból przeszył głowę łowczyni, niczym szpila rozżarzonego żelaza. Poczuła wzbierające mdłości, a co gorsza nogi zaczęły jej się plątać… i upadła na ziemię tracąc równowagę. Co nie było niczym dziwnym, skoro ta ziemia.. zaczęła wirować.

Straszliwy atak, uczynił Maruiken łatwą i bezbronną ofiarą. Czemu więc drapieżnik nie zaczął walki od tego pisku? Odpowiedź na to pytanie przyszła szybko. Nie tylko Leiko padła jego ofiarą - także jej zaprzyjaźnieni łowcy, dogorywający Oni, bushi, mnich… i przede wszystkim sam oślepiony Ptaszek pełzający ku niej na czworaka, kierując się instynktem i słuchem. On również był podatny na własną sztuczkę.

Co.. co on zrobił?!” - odezwały się myśli kobiety, ale rozchylone w grymasie usta zdołały wydobyć z siebie jedynie głośne jęknięcie. Próba podniesienia się zaowocowała ugięciem się nóg i ponownym upadkiem na twardą ziemię. Nie była w stanie zapanować nad własnym ciałem. Ona, której ciało przecież samo w sobie było bronią i narzędziem! Teraz mogła jedynie dygotać jak w gorączce, gdy zimne poty wstąpiły na jej skórę.

Znalezienie wakizashi okazywało się być ponad siły Leiko. Ciało, kimono, ostrza, wachlarz.. każde z nich stało się obce i odległe. W takim stanie nie mogła się bronić przed Ptaszkiem. Była głucha od jego pisku, ale nie ślepa. Starała się skupić spojrzenie, aby wśród rozmazujących się, dwojących w jej oczach kształtach spostrzec wielkie cielsko demona. Jak.. jak trudne mogło to być? Niezwykle, kiedy cały świat wokół niej wirował, a każde podniesienie głowy i rozejrzenie się po okolicy sprawiało, że gorycz podchodziła jej do gardła. Najchętniej skuliłaby się, schowała głowę między kolanami i przeczekała ten koszmar. Ale nie miała takiego luksusu. Miejsce Maruiken było teraz na czworakach, upodabniając ją do bezbronnego i okaleczonego zwierzęcia.

Widziała za sobą Ptaszka. Zabójca poruszał się z trudem, tak jak i ona. I również na czworakach, tyle że nieco sprawniej. Spodziewał się tego co nastąpiło. Podążał więc szybciej i nagle Leiko poczuła zaciskające się żelazne szpony na swojej zgrabnej kostce. Nie miał w tej chwili dość sił, by zrobić coś więcej, niż tylko unieruchomić swoją ofiarę.
A ona usłyszała głośny ryk bólu zabijanego Oni. I po chwili poczuła jak nabiera oddech pełną piersią. Żebro się natychmiast zrosło, ciało zregenerowało siły. Tylko zawroty głowy nadal pozostały. Zerknęła na bok - widziała jak na truchle ogra leżał ciężko oddychający Kuma i to on zatopił ostrze katany między łopatki powalonej bestii. Widziała też jak w jej kierunku pełznie Kirisu, uzbrojony w jeden ze swoich trójzębów. Nie miał bowiem czasu wyrwać drugiego, gdy widział swoją wybrankę w opałach.






Nie wołała go. Nie wykrzykiwała w rozpaczy jego imienia. Nie było powodu dla takiej dramatyczności, szczególnie że byle sugestia wydobycia z siebie słów przyprawiała Leiko o kolejne fale mdłości. Ale mimo to odczuła również ciepło ulgi na widok swego wiernego obrońcy, nawet jeśli żadne z nich nie było teraz zdolne do walki.

Nagły uścisk na kostce pozbawił ją równowagi, która przecież i tak już była mocno niepewna przez ostatnie.. ostatnią wieczność, zdawałoby się. Z głuchym stęknięciem opadła płasko na ziemię uciekającą spod jej stóp i dłoni. Shimoda nie przestawała się kołysać. Śmierć demona zaleczyła rany, wypełniła ciało siłami, jednak nie obdarowała jej żadnym, choćby najsłabszym poczuciem przewagi ponad Ptaszkiem. W takim stanie nie mogła polegać na mocach swego Oka.
Z niemałym trudem przekręciła swe ciało, tylko częściowo ze względu na jedną unieruchomioną nogę. Ale drugą miała wolną. I to właśnie nią kopnęła silnie, by stopą uzbrojoną w geta o solidnych zębach spróbować trafić w przeciwnika. W jego parszywą głowę, ramię, rękę – byle tylko sprawić mu ból i dać sobie nadzieję na wyswobodzenie się z jego uścisku.

To nie była bitwa godna pieśni. Ani ciosy godne wojowniczki. Te desperackie kopanie na oślep przeciwnika było żałosną próbą obrony. Ale w tej sytuacji udaną. Choć ciosy Leiko nie czyniły większej szkody Ptaszkowi to jednak odczuwał je. A choć nie puszczał jej kostki, to nie posuwał się dalej w swej napaści trzymając ją z coraz większym trudem. A sama Shimoda wirowała coraz wolniej i łowczyni czuła się coraz pewniej. Problem w tym… że Ptaszkowi pewnie też wracały siły.

Łowczyni starała się nie dopuszczać do siebie myśli o przyszłym losie swej kostki w szponach. Z pewnością dostał od mnichów zalecenia o dostarczeniu Maruiken żywej w ich łapy.. ale to nie oznaczało całej i zdrowej. Chcąc ułatwić sobie polowanie mógłby z łatwością zmiażdżyć jej kości i uniemożliwić dalszą ucieczkę.
Śmierć demona pozwoliła jej zaczerpnąć głębszy, bezbolesny oddechu. Dzięki temu pomiędzy jednym kopnięciem i drugim, zdołała dostrzec pewną zaletę tego braku swobody. Hai, Ptaszek ograniczał jej ruchy, ale.. i sam nie mógł teraz polegać na swej zwinności. Trzymając ją, pozbawiał siebie możliwości unikania jej ataków.

Leiko powoli przestawała być kłębkiem mdłości i bezradności. Powoli znów zaczynała być świadoma swego ciała, ciężaru broni uczepionej pasa obi. I tej nienaturalnej energii płynącej w krwi. Z całych sił próbowała przebić się przez resztki zamglenia swego umysłu, by móc zasięgnąć pomocy nieznanych sobie przodków. Pomiędzy palcami utkała długą nić. Tym razem tylko jedną, z obawy że więcej mogłoby się okazać jeszcze zbyt dużym wyzwaniem. W międzyczasie zaprzestała kopania i leżąc krzywo na ziemi zdołała mało zgrabnie zamachnąć się ręką, wprawiając nić w ostry ruch przecinający powietrze. Ale to delikatna szyja Ptaszka była jej celem.

Nić szarpnięta lekkim ruchem palców rzeczywiście zatoczyła łuk i oplotła się wokół ciała przeciwnika. Zacisnęła wokół szyi przeciwnika, ale nie tylko. Oplotła też lewą rękę na wysokości żelaznej rękawicy okrywającej dłoń. Którą to on przystawił do swojej szyi, by uniknąć uduszenia. Nić się zacisnęła, ale szarpnięcie nią nie zmieniło Ptaszka w wierzgającą nogami duszoną kukiełkę, podrygującą na cienkiej nitce ku uciesze Leiko. Ale przynajmniej puścił ją. Dobre i to. Przeciwnik łowczyni zaczął próbować wstawać na dwie nogi, czując się najwyraźniej coraz lepiej.

Iye!” -wrzasnęła Maruiken w myślach. Nie mogła mu na to pozwolić.

Przypuściła na niego dwa ataki. Pierwszy okazał się być mocnym szarpnięciem dłońmi, które ponownie napięło nić owiniętą wokół dłoni Ptaszka i próbowało go ściągnąć ku dołowi. Usadzić z powrotem na ziemi.
Drugi nadszedł znienacka. Nie było niczego eleganckiego w kopaniu przeciwnika, tak samo zresztą jak i w czołganiu się na czworakach oraz powstrzymywaniu nudności wzbierających w ustach. Hai, Ptaszek już dawno pozbawił jej dystyngowania. Teraz liczyło się tylko przetrwanie. Wszystko było dozwolone.
Zamierzyła się więc nogą prosto w jego kolano. Nie wiedziała czy go zabolało mocno… wszak nie odezwał się. Nić napięła się, krew pojawiła się na jego karku, ale opierał się ruchowi jej dłoni wykorzystując swoją siłę. Pierwsze kopnięcie wytrzymał, kolejne też… ale trzecie uderzenie zębów geta sprawiło że przyklęknął na atakowaną nogę, a wolną pancerną i szponiastą łapą, próbował trafić atakującą go nogę łowczyni. Ptaszek przysiadł na grzędzie, tyle jej wystarczyło.
Małe zwycięstwo.

Tymczasem Kirisu zdołał stanąć na dwóch nogach ! Co prawda potrzebował się wesprzeć w tym celu na swojej broni i powoli kuśtykać w stronę Maruiken i jej oprawcy… ale uparcie szedł ku niej.

Kobieta szybko cofnęła nogę nie mając zamiaru dopuścić do ponownego znalezienia się w silnym uścisku Ptaszka. Nie wyzbyła się jeszcze całkiem następstw jego pisku. Nadal czuła lekkie zamroczenie i przesadną wrażliwość swego żołądka na gwałtowne ruchy, jednak odnalazła w sobie wystarczająco.. stanowczości, żeby spróbować podnieść się z ciągle falującej ziemi. Okazało się to być trudniejsze niż sądziła, więc poprzestała na przykucnięciu.

Zerwała swą nić i gdy ta jeszcze opadała powoli w powietrzu, ona wolną ręką wykonała ruch ku ziemi. Smukłe palce pochwyciły piach, pył pozostały po nieumarłych samurajach, drobny gruz, a następnie rzuciły tym wszystkim w twarz Ptaszka, ponownie starając się go oślepić. I tym samym zyskać sobie okazję do uskoczenia na bezpieczniejszą odległość.
Ptaszek odsłonił się przed piaskiem ręką. Pozwoliło to Leiko odsunąć nieco od tego zaborczego amanta. Był w nią zapatrzony bardziej niż niejeden z kochanków. Ale w przeciwieństwie do nich, to nie pożądanie kierowało działaniami tej bestii. On atakował, jak gdyby czuł na grzbiecie ciosy przypominające mu o rozkazach jego panów.

Słyszała dochodzącą od strony mnicha kłótnię, samuraj tłumaczący jego polecenia zabraniał pozostałym łowcom wtrącania się do tej walki Maruiken. Shisui posłuchał… i tylko on. Podpierający się kataną Kuma w niecenzuralnych słowach stwierdził co myśli o takich rozkazach i ruszył w kierunku Leiko. Płomień był bliżej. Leiko słyszała jeszcze coś interesującego. Ryk… głośny i złowieszczy. Ryk tygrysa na łowach. Ryk olbrzymiego tygrysa.
Na razie jednak musiał wystarczyć Kogucik. Chwiejąc się stał na nogach.

Ptaszek też stanął i osłonił się pancerną łapą przed uderzeniem młodzika. Obrońca łowczyni miał przewagę zasięgu i korzystał z niej atakując szybkimi pchnięciami swojej broni. Innego Oni pewnie by już trafił, ale Ptaszek… on był zwinny, unikał nawałnicy ciosów, gdy stał prawie w miejscu. Uchylał się przed nimi z gibkością godną akrobaty. Nagle jego łapa zacisnęła się na drzewcu włóczni roztrzaskując je z łatwością. Drugą dłonią pochwycił za ułamaną końcówkę z ostrzem. Zaskoczony Kirisu nie zdołał się uchylić i trafiony został gdzieś w okolicy serca.
Leiko patrzyła jak na twarzy młodzieńca pojawia się grymas bólu i zaskoczenia. Jak z spogląda na swoją dłoń przytkniętą do wbitego ostrza. Jak odwraca wzrok ku niej, zdumiony i smutny. Jak osuwa się na kolana brocząc krwią. Jak… upada… cicho… na ziemię.

Tymczasem w górze nastąpił głośny ryk, opadła kopuła demonicznego drobiazgu. Druga pieczęć została przełamana.

Nie było to ważne. Wszystko wokół niej.. zastygło.
Skomplikowany świat Maruiken, pełen sekretów i niebezpieczeństw, nagle skurczył się do wielkości jednego młodziana. Jednego gasnącego Płomyczka.




Nie słyszała ryków Oni, jedynie szum krwi wypełniał jej uszy.
Nie widziała Ptaszka, jedynie szczupłą sylwetkę opadającą koło niego na ziemię. Znała to ciało. Znała rysujące się pod jego skórą linie mięśni, ich niepozorną siłę pozwalającą mu podnosić na rękach swoją Leiko-chan i przyszpilać biodrami w namiętnych uniesieniach. Znała go żarliwego, pełnego energii. Nie.. bezwładnego. Nieruchomego.
To nie mógł być jej uroczy Płomyczek.. prawda?

Prawie nieruchoma postać kobiety w subtelny sposób zdradzała poważne nadszarpnięcie nerwów. Z już i tak mlecznobiałej twarzy odpłynęły resztki kolorów, zdawało się wręcz, że pobladł nawet barwnik zdobiący jej usta. Silnie zacisnęła zęby i napięła mięśnie szczęki, do tego stopnia że stało się to bolesne.. bądź stałoby się, gdyby w tym momencie zwracała uwagę na takie nic nieznaczące drobiazgi. Pobielała także jej dłoń zaciskająca się kurczowo na wakizashi.
Nie była samurajem, bushi, ani nawet łowczynią prawdziwie doświadczoną w bezpośredniej i samotnej walce z tak silnymi przeciwnikami. Ale jak tylko odnajdzie pomoc, to własnoręcznie wypatroszy Ptaszka. Sprawi, że będzie cierpiał z jej dłoni. Przyniesie mnichom jego głowę.

Boleść i złość przyciemniły jej oczy, gdy na krótko podłapała spojrzenie Niedźwiedzia. Potem z powrotem zerknęła na leżącego łowcę. Jeśli była jeszcze dla niego jakaś nadzieja, jakiś sposób na wskrzeszenie ognia w słodkim Kirisu, to obecność Leiko mogła tylko w tym zaszkodzić. Ta bestia zabije każdego, kto spróbuje stanąć pomiędzy nią i jej zwierzyną w białym kimonie. Że też akurat podczas dzisiejszej bitwy Furoku musiał się wykazać tak dużą opiekuńczością wobec swojej podopiecznej o uzdrawiających mocach. Tak jak się łowczyni spodziewała – jej pomoc okazałaby się niezbędna.

Odzyskała władzę nad swym ciałem. Znów była szybka i zwinna, mogła biegać, atakować i wykonywać uniki. Zatem mogła zrobić to, co powinna była zrobić już dużo wcześniej.
Odwróciła się i umknęła pomiędzy opuszczone domy.

Tyaestyra 09-10-2019 03:20

Kojiro, Sakusei i jej pajączki, Gōsuto tora.. musiała odnaleźć pomoc. Kogoś, lub czegoś, będącego w stanie wraz z nią pokonać tę kreaturę. Sama.. sama nie potrafiła. A jeden z jej sojuszników już poległ. Z pewnością pozostali też już znaleźli się w Shimodzie, a skoro tak, to byli w okolicy największych walk z demonami przekraczającymi kolejne bariery.




Szybko i zwinnie zniknęła sprzed oczu Kumy i mnicha. Ale Ptaszkowi uciec nie mogła. Pospieszył za nią, tak jak się spodziewała. Była wszak jego zdobyczą.
Rozpoczęła to w czym była dobra - śmiertelnie niebezpieczną zabawę w kotka i myszkę. Jednak tym razem przeciwnik był o wiele lepszy od Kasana. Nie dawał jej ni chwili wytchnienia. Ledwo skoczyła na wpół zapadnięty dach budynku i przetoczyła się po nim, a już słyszała metalowe szpony uderzające o kamień tuż za sobą. Wytężała swoje siły, wślizgiwała się niczym wąż przez szczeliny nie ustając w biegu, a on był tuż za nią.. ciągle i ciągle o włos za nią. Dobrze że miała plan, dobrze że wiedziała gdzie biegnie, bowiem nie wygrałaby na wytrzymałość w tym wyścigu. Mimo, że Ptaszek krwawił obficie, to nadal nie ustępował. Nadal czuła jego metaforyczny oddech tuż na swoim karku.

Nagle… dostrzegła światełko nadziei.
Sakusei w swojej ludzkie formie zmierzała wprost ku niej. Opuściła swój posterunek i zmierzała do pieczęci łowczyni, tak jak Leiko zostawiwszy swoich sojuszników zmierzała ku pieczęci “bronionej” przez Sakusei. Wielkie umysły myślą podobnie, prawda?

Gdzie zostawiła Ayame? Czy daleko stąd? Czy mogłaby nakazać jednemu ze swych dzieciątek przetransportowanie Płomyczka do małej miko? Czy jej pajęcza armia już rozlazła się po Shimodzie? Czy widziała Kojiro? A olbrzymiego tygrysa? Czy miała doświadczenie w polowaniu na drapieżne ptaki?

Leiko miała wiele pytań do swej sojuszniczki i ani chwili wytchnienia na ich zadanie. Uciekała, ale cały czas czuła za sobą obecność potwornego mężczyzny. Wystarczył jeden moment zawahania się, potknięcia lub przystanięcia na pogawędkę z Sakusei, by stworzyć dla niego idealne otwarcie do zaatakowania. Nie chciała nawet sprawdzać, czy jej ciało przetrwałoby przyjęcie na siebie nadchodzącego z góry uderzenia jego szponów. Jeszcze świeży był w jej pamięci ból towarzyszący pękającemu żebru, a tym razem nie było w pobliżu olbrzymiego demona, który nakarmiłby ją swoją życiową energią. Iye, nie mogła się zatrzymać.

Nie była teraz kunoichi przemykającą bezszelestnie w ciemnościach nocy. Na nic jej teraz były takie subtelności, więc uciekała uderzając głośno zębami geta o kamienne podłoże, zaś białe kimono falowało wokół niej, odsłaniając jej nogi i łopocząc szerokimi rękawami. Nie była w stanie się ukryć przed wzrokiem zwierzaczka mnichów, ale.. mogła również przyciągnąć ku sobie spojrzenie Pajęczycy.
Bowiem Maruiken nie pobiegła bezpośrednie do niej, a gwałtownie przemknęła do jednej z pobliskich uliczek, chcąc zachować sojuszniczkę jako.. słodką niespodziankę dla Ptaszka. Bo i czyż pająki nie dominowały w polowaniu z ukrycia? Czyż nie czaiły się w ponurych zakątkach, czekając aż muszka wpadnie w ich lepkie sieci?

Ptaszek wciąż podążał za nią nie zwracając uwagi na nic, w tym na Sakusei podążającą za obojgiem.
Maruiken mogła tak przed nim uciekać przez całą Shimodę. Dzięki swej zwinności pozostawała o dwa kroki przed nim, ciągle poza zasięgiem jego paskudnym szponów, ale zarazem pomimo jej prób był on zbyt blisko, by miała się skusić na choćby chwilę ochłonięcia i ukojenia nerwów. Nie pozwalał się zgubić wśród labiryntu uliczek i.. nie męczył się, chociaż z pewnością zostawiał za sobą ścieżkę z kropli własnej krwi. Dodatkowym niepokojem napawała Leiko myśl, że w końcu to ona opadnie z sił i wtedy.. Ptaszek ją dopadnie.

Zatem biegła, a z każdym jej krokiem resztki życia ulatywały z rannego Płomyczka. Ta zabawa w kotka i myszkę odciągała ją również od jej głównego celu dzisiejszej nocy – od mnichów oraz ich rytuału. Im więcej traciła tutaj czasu, tym pozostawiała im więcej swobody na realizowanie swych planów. Nie mogła tyle zwlekać.

Gwałtownie skręciła w bok, nie w następną z wielu wąskich uliczek, lecz.. w stronę budynku. Nie zderzyła się z zatrzaśniętymi drzwiami, ani z masywną ścianą. Shōji były delikatne, nie stanowiły żadnej przeszkody dla rozpędzonego ciała ściganej kobiety. Lekka drewniana konstrukcja ustąpiła pod uderzeniem, rozdarł się papier ryżowy i Leiko zniknęła w tak lubianych przez siebie ciemnościach.
Przemknęła do kolejnego pomieszczenia, ale tym razem zamiast zostawić po sobie dziurę w papierze, ona otwierała i zasuwała za sobą fusuma. Cichutko, jak gdyby wcale jej nie było w domu. Naimenteki joukei umożliwiało jej zobaczenie zagrożenia w najgłębszym mroku, ale czy mnisi i swojego zwierzaczka obdarowali podobną umiejętnością?

Potwór wpadł do środka i zatrzymał się rozglądając dookoła. Słyszała jak chodzi, nasłuchuje, jak ją tropi. Leiko słyszała też inne kroki, inny zdyszany oddech. Sakusei podążała pewnie za nimi. I teraz, gdy i zwierzyna i łowca zwolnili, Pajęczyca mogła ich dogonić. Do odgłosu oddechu dołączyło.. węszenie. Ptaszek najwyraźniej mógł ją wytropić po zapachu. Co jednak nie było aż taką szybką metodą namierzenia ukrytej kobiety. Maruiken jednak nie czuła się wcale pewnie. Ptaszek równie dobrze mógł udawać łatwą zdobycz, by go zaatakowała popełniając błąd zbytniej pewności siebie.

Cierpliwości Leiko, cierpliwości..” -powtarzała sobie w myślach łowczyni, kiedy bezszelestnie przesuwała się wzdłuż jednej ze ścian. Już wcześniej pozwoliła sobie zlekceważyć tego cudacznie wyglądającego zwierzaczka mnichów, co zaowocowało najpierw pogruchotanymi żebrami, a potem czołganiem się i przełykaniem żółci wzbierającej w gardle. Nie zamierzała jeszcze raz popełnić tego błędu.

Ale łowczyni nie miała okazji wykonać następnego ruchu w tej niebezpiecznej grze. Jeszcze nie nadeszła jej kolej, bo oto do tej rozgrywki na śmierć i życie dołączyła trzecia osoba.
Była nią wkraczająca do chatki Sakuno z obnażonymi ostrzami dwóch katan.
-A ty… jakim to potworkiem jesteś ?- zapytała ironicznie.

Potworek odpowiedział w jedyny sposób jaki potrafił. Skoczył w jej kierunku i w ciągu mgnienia oka dotarł do niej, uderzając pancerna pięścią. Uderzenie, które miało wgnieść jej twarz w głąb czaszki zostało zatrzymane przez dwa “żelazne kły” Sakusei. Szponiasta dłoń została zakleszczona przez dwie katany Pajęczycy. A ona sama nie tracąc czasu, zamachnęła się stopą kopiąc mężczyznę w prawy bok. Coś chrupnęło. Ptaszek wyrzucony jak z procy przebił się przez papierową ścianę do pokoju obok.

-Co to by…?- Sakuno nie zdążyła dokończyć, bo przeciwnik wyskoczył w jej kierunku. I sama musiała się cofnąć, by nie otrzymać kilku potężnych ciosów. Jej katany zatańczyły w mroku nocy, zbijając pancerne pięści kierujące się ku ciału Pajęczycy. Sakusei okazała się całkiem zdolnym szermierzem i trudnym orzechem do zgryzienia. Problem w tym, że Ptaszek też. Kobieta nie zdołała powtórzyć swojego sukcesu. Choć osłaniając się swoimi wirującymi ostrzami katan, zadała kilka zdradliwych pchnięć mających ukąsić przeciwnika, to ten uniknął każdego z podstępnych ciosów.

Ah, dla Leiko takie rozkojarzenie Ptaszka było bardziej niż satysfakcjonujące. Korzystając z tego niespodziewanego momentu wytchnienia i kryjąc się pod opieką ciemności, starała się zapanować nad sercem, które prawie rozsadzało jej klatkę piersiową. Zwierzaczek mnichów wystawiał jej nerwy na nielichą próbę.

W szparach pomiędzy fusuma i w dziurach rozerwanego papieru obserwowała poruszające się kształty obu walczących postaci. Sakusei posiadała w rękawie doprawdy pyszną niespodziankę, czym tak samo wywołała w łowczyni zadowolenie, jak i zasiała ziarenko niepokoju. Wszak również tygrys zachwyca swym pięknem i majestatem, jednak jego potężne pazury nie pozwalają zapomnieć z jaką trywialnością potrafi rozszarpać miękkie ciało. Wystarczy jedno potknięcie, jedno nieodpowiednie spojrzenie..

Odgłosy zderzającej się ze sobą stali towarzyszyły jej przekradaniu się za fusuma i skutecznie zagłuszały jej obecność. Zdawało się, że Sakusei w pełni zajmowała mężczyznę swoją osobą, co wcale nie było zaskakujące. A choć Leiko marzyła o szybkim rozdzieleniu głowy Ptaszka od reszty jego przeklętego ciała, to odpychała od siebie pokusę brawurowego i całkiem niemądrego wyskoczenia na niego przez papierową ścianę. Nadal musiała być ostrożna. Powoli przeszła przez dziurę wyrwaną chwilę wcześniej w fusuma, dzięki czemu znalazła się za Ptaszkiem wyrzucającym coraz to kolejne ciosy w kierunku Sakusei. W mroku widziała jego plecy. Odsłonięte, delikatne, wrażliwe. Skradająca się kunoichi poczuła pod palcami zdobne oploty na tsuka, kiedy ujęła w dłoń swe zaufane wakizashi.
Pajęczyca atakująca z jednej strony, wąż prześlizgujący się od tyłu – w końcu któryś drapieżnik zatopi kiełki w Ptaszku.

Trzy bestie toczyły ten bój. Wąż. Pająk. I Ptaszek. Drapieżny Ptak. To on zmusił Pajęczycę do obrony. To on sprawił, że przyczajona żmija bała się przedwcześnie obnażyć kły.
Ale do czasu…

Uspokoić oddech. Czekać, aż Sakusei przejdzie do kontrofensywy. Rozkojarzy Ptaszka. Czekać w ciszy.
Cierpliw… Teraz!
Pajęczyca używając miecza w lewej dłoni wykonała pospieszne pchnięcie. Ptaszek odskoczył, skupił się na niej. Teraz albo nigdy.

Leiko zaatakowała rzucając się do ataku. Wąż obnażył kły.




Wąż trafił.
Poczuła opór pod ostrzem przy swoim cięciu. Metaliczny zapach krwi. Cięcie mające odrąbać głowę bestii, albo chociaż przeciąć krtań. Cięcie, które zabiłoby człowieka, choćby poprzez rozerwanie tętnicy szyjnej. Cięcie, które powinno go powalić. Jednakże mając już doświadczenie z Kasanem, łowczyni nie była tak naiwna. Dobrze wiedziała jak żywotne są to stwory. Jak zabójcze.
Nie zatrzymała się przy cięciu tylko pognała, aby skryć się w mroku przeciwległego kąta.

Miała rację. Mimo że jego szyja broczyła krwią, a krtań była przecięta, on nadal żył. Niemniej atak Leiko zrobił coś więcej niż tylko poważne zranienie bestii. Stworzył wyrwę w obronie, idealną dla atakującej Sakusei, a ona nie zmarnowała tej okazji. Katany zatańczyły tnąc ciało Ptaszka szerokimi cięciami. Trysnęło więcej krwi i… z jego pleców wystrzeliła fontanna piór na moment zakrywając pole widzenie pierzastą burzą. A potem coś poderwało się do góry niczym ciężki pocisk. Przebiło dach z olbrzymią prędkością.
Gdy pióra opadły oczom Sakusei i Leiko ukazała się ludzka skóra leżąca luźno na podłodze wraz z ubraniem żelazną maską i rękawicami na ziemi. Tylko skóra, jak porzucone ubranie. Albo przebranie.

-Co to było?- zdumiona Pajęczyca powtórzyła swoje pytanie.

-Zwierzaczek mnichów. Zapewne jeden z siedmiu -odpowiedziała Maruiken z nieprzerwaną czujnością spoglądając na nocne niebo widoczne przez dziurę wyrwaną w dachu.
Dotąd Ptaszek był wyjątkowo zawzięty w polowaniu na zwierzynę w bieli, więc i tym razem spodziewała się kolejnego ataku z góry, szponów wbijających się w jej ramię i dzioba rozszarpującego skórę. Na ziemiach Hachisuka widziała już olbrzymiego tygrysa powstałego z legend i samurajów przeobrażających się w straszliwe demony, ale pierwszy raz była świadkiem przemiany człowieka w.. ptaka? Czy może mnisi właśnie drapieżne ptaszysko zamknęli w ciele mężczyzny i zabójcza współpraca dwóch kobiet zdołała uwolnić go z klatki? Jeśli taka była jego prawdziwa natura, to nie było już dla Leiko niczym zadziwiającym, że był dla niej tak ciężkim przeciwnikiem. W końcu co poniektóre ptaki skutecznie polowały na węże, nawet te najbardziej jadowite.

Nie wracał, a ona nie miała czasu na bycie przesadnie ostrożną. Pobieżnie zlustrowała spojrzeniem leżące na ziemi resztki ludzkiej skorupy, po czym szybko zwróciła się do Pajęczycy -Gdzie została Ayame? Daleko stąd?
Bestia została pokonana, ale mimo to niepokój nie opuścił łowczyni.

- Tak. Poza barierami. W tej chwili dookoła nas panuje wojenny chaos. Oni walczą nie tylko z mnichami, ale i ze sobą nawzajem. Tak zebrane wojsko jest pełne zadawnionych animozji. I w dodatku niezbyt karne.
- wyjaśniła Sakusei spoglądając w górę, przez dziurę którą Ptaszek wybił.
-Twój obrońca wkrótce się tu zjawi. Jest już blisko.- dodała.

-Hai, dobrze -pokiwała głową Maruiken myślami tak naprawdę wędrując już innymi ścieżkami. Zarówno demony, jak i mnisi ze swoim rytuałem, to wszystko tak bardzo domagające się jej uwagi musiało poczekać na swoją kolej. Ptaszek pozostawił po sobie krwawe żniwo, którego łowczyni nie mogła tak po prostu zignorować -Ale ta kreatura zaatakowała innego mojego obrońcę. I jeśli Kirisu-kun jeszcze żyje, to tylko Ayame może mu pomóc. Muszę wrócić do mojej pieczęci i zabrać go do niej.

-Taki powrót to duże ryzyko dla naszego planu. Im dłużej zwlekamy, tym większa szansa, że mnichom uda się zrobić to co planują.
- Pajęczyca nie była entuzjastycznie nastawiona do pomysłu Leiko. Silnymi ruchami rąk strzepnęła krew Ptaszka z ostry swoich katan. - Bardzo ci na tym zależy ? Dlaczego?

Nie można było powiedzieć, że Leiko nie rozumiała reakcji Sakusei. Rozumiała ją bardzo dobrze. Płomyczek ją spowalniał, gdyby nie on, to już gnałaby na spotkanie ze swym tygrysem i w kierunku serca Shimody. Jedna ofiara, dwie, dziesięć czy pięćdziesiąt – to było niewiele, jeśli miało doprowadzić do zaprzepaszczenia rytuału i zrujnowania planów mnichów. Jednak żarliwy Kirisu nie był częścią tej wielkiej intrygi. Był tutaj jako łowca, jako mężczyzna chcący zabłysnąć w oczach swej kochanki. Jedyną jego zbrodnią była próba pomocy.

-Chciał tylko mnie ochronić, tak jak nieraz to robił w trakcie naszych wspólnych polowań. Jeśli go teraz porzucę, to czym będę się różniła od mnichów za nic mających sobie ludzkie życie? -wargi łowczyni, jeszcze niedawno nie tylko podkreślone barwnikiem, ale także ubrudzone jej własną krwią, rozchyliły się w ponurym uśmiechu nic nie mającym wspólnego z radością -Jest także uroczym młodzianem, pełnym chęci do życia. Nie zasłużył sobie na tak parszywy koniec z rąk zwierzaczka Chińczyków. Nie dam im tego zwycięstwa.

Sakusei dość długo milczała przyglądając się Leiko nim w końcu rzekła. - Zgoda. Pomogę pod kilkoma warunkami. Po pierwsze musisz odciągnąć łowców i mnicha od rannego, żebym mogła go zabrać. Po drugie, nie będziemy tracić czasu na sprowadzanie miko do niego. Może i nie potrafię go uzdrowić, ale znam sztuczki które nie pozwolą mu wyzionąć ducha. A gdy skończy się bitwa, miko się nim zajmie. Po trzecie… oddasz mi jedną noc swojego życia, bo…- wzruszyła ramionami Pajęczyca.- … wykorzystując samolubnie podarowaną mi władzę, narażam własną skórę u starszyzny mego rodzaju. Więc chcę coś w zamian.

Tym razem to na Leiko przyszła kolej, aby przez moment w milczeniu przyglądać się swej sojuszniczce.
-Sakusei-san -wypowiedziała imię Pajęczycy tonem głosu, w którym ciężko było jednoznacznie określić jej reakcję na stawiane warunki. Czy były one zbyt wygórowane? Czyżby poczuła się urażona tak bezwstydnym posunięciem i rozmyślaniem nad urokami nocy, kiedy biedny Płomyczek leżał w kałuży własnej krwi?
-Czy naprawdę próbujesz wykorzystać moją słabość do zaspokojenia swych pragnień? -w najdelikatniejszy sposób przymrużyła oczy, zaś w kącikach jej warg zaigrał uśmieszek chwilowego rozbawienia -Nieładnie.

- Ach… czyż nie jestem potworem żarłocznym w spełnianiu mych pragnień? Łakomym.
- zamruczała Sakusei przykładając smukłe palce do swoich piersi. - Czyż to nie leży w mej naturze?
Zachichotała cicho i dodała już poważniej.- Zapowiada się krwawa i niebezpieczna noc, z której i ja mogę nie wyjść żywą. Jeśli jednak przetrwam ją, to zamierzam oddać się relaksowi w gorących źródłach. I miłe towarzystwo… będzie wtedy pożądane. A twoje towarzystwo takie jest… a jeśli przy okazji, moje usta powędrują po twojej alabastrowej skórze to…- dodała łobuzersko.- Czyż może to cię dziwić Maruiken-san? Nie byłabym pierwszą istotą, która uległa tej pokusie, ne?
Zaśmiała się cicho, po czym zapytała poważniejąc.-Zgadzasz się na moje warunki?

Leiko powiodła spojrzeniem w górę, ku sufitowi ukrytemu w ciemności i dziurze będącej samotnym okiem na niebo. Nie miała tego komfortu spędzenia kilku chwil na rozmyślaniach, ale też.. wcale ich nie potrzebowała. Cena Pajęczycy za pomoc w uratowaniu młodziana była niska, a decyzja łowczyni podjęta.

-Haaai.. jakoś wątpię, aby Płomyczkowi bardzo przeszkadzało, że w zamian za jego życie spędzę noc z piękną kobietą. Niech będzie po Twojemu, Sakusei-san – pochyliła się przed sojuszniczką we wdzięcznym ukłonie pieczętującym ich układ. Następnie ze stuknięciem geta ominęła resztki pozostałe po Ptaszku i skierowała swe kroki na zewnątrz budynku. Rozejrzała się po uliczce, nim odezwała się ponownie -Obawiam się jednak, że prawdziwym problemem Twych warunków będzie odciągnięcie mnicha od jego posterunku. Łatwiej byłoby porwać młodziana wprost spod jego nosa -zerknęła przez ramię na Sakusei -Czy i tak nie będziemy musiały jeszcze znaleźć dla niego bezpiecznego miejsca, w którym przeczeka całą bitwę?

-Masz rację… ale co z pozostałymi łowcami? Czyż nie pogonią za potworem, który porwie ich rannego towarzysza? Czy w ogóle dadzą mi go porwać?
- zapytała Sakusei, gdy spod jej kimona wyłaniał się pajęczy odwłok, a zgrabne nogi zastępowały pajęcze odnóża, długie i pozbawione włosków.- Dosiądź mnie, Maruiken-san. W tej postaci jestem od ciebie szybsza i migiem dotrzemy w pobliże twoje rannego przyjaciela.

Łowczyni całkiem mimowolnie wzdrygnęła się na ten widok. Raz już miała okazję być świadkiem tego przeobrażenia się kobiety idealnej, o nieskazitelnej urodzie, w upiorną kreaturę wypełzającą na odnóżach z legend i samych koszmarów. Nie sądziła, by kiedykolwiek mogła się do tego przyzwyczaić. A już na pewno nie do ujeżdżania olbrzymiego pająka.

-Rzeczywiście, taki widok.. byłby trudny do wytłumaczenia, nawet tym bardziej wyrozumiałym łowcom. Powinnaś wrócić do swoich zgrabnych nóżek zanim dotrzemy do pieczęci -mówiła Leiko, jednocześnie wspinając się na odwłok Sakusei. Usiadła tuż za jej nadal jak najbardziej ludzkimi plecami, dłonie dla bezpieczeństwa układając na jej wyraźnym wcięciu w talii -Dwie piękne kobiety zaniepokojone losem młodziana nie będą aż tak przedziwnym widokiem.
Spojrzała do tyłu, w kierunku dalszej części Shimody, skąd po uważniejszym przysłuchaniu się dochodziły odgłosy mogące się wydobywać tylko z krwiożerczych gardzieli demonów -Być może powinnyśmy przyprowadzić ze sobą kilka Oni, aby mnich, jego obrońcy i łowcy mieli się czymś zająć?

-Chciałabym… ale w tej chwili jesteśmy zdane na siebie. Nim moje pajączki tu dotrą, będzie za późno.
- odparła Sakusei i ruszyła z dużą prędkością. A choć Leiko miała okazję korzystać z konia ( i pleców pewnego samuraja), to koński galop nijak miał się do tego nastąpiło teraz. Mimo że rozsądek podpowiadał inaczej, to w swojej bardziej pękatej formie Sakusei była przerażająco zwinna i szybka. Poruszała się tak prędko, że wiatr rozwiewał włosy łowczyni. Pęd sprawiał, że budynki rozmazywały się i co chwilę miała wrażenie, że na pewno zderzą się ze ścianą. Ale za każdym razem Sakusei błyskawicznie skręcała. Leiko odruchowo więc przycisnęła się całym ciałem do Pajęczycy. Ostatnim razem podróż też była szybka, ale nie aż tak. Nic więc dziwnego że dotarły błyskawicznie w pobliże pieczęci, którą łowczyni miała bronić. Tu, jej towarzyszka pomogła zsiąść z siebie i wróciła do ludzkiej postaci.

Podciągnęła kimono oglądając swoje nieludzko zgrabne nogi, prawie tak długie jak u Leiko i mruknęła -Zdecydowanie wolę te podziwiać, ale czasem potęga wymaga pewnych wyrzeczeń.
Po czym poprawiła niesforne kimono na swoim ciele, które pod wpływem pędu osunęło się tu i tam odsłaniając rąbka tajemnicy co do urody jej nagiego ciała. Spojrzała wraz z łowczynią zza rogu chaty przy której się przyczaiły.
-Co teraz?- spytała.

No właśnie… co teraz?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:14.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172