Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-10-2019, 03:31   #301
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Dwaj pozostali łowcy czynili wszystko co mogli, by utrzymać bladego jak upiór Kirisu przy życiu i zmniejszyć upływ krwi. Pomagali mu w tym dwaj ashigaru, reszta wraz z samurajem pilnowała samego mnicha. Bushi nie był zadowolony z sytuacji, od czasu do czasu nawołując, by obaj łowcy odpuścili sobie te niepotrzebne wysiłki. Ale Kunashi był zbyt uparty by się poddać i w kilku dosadnych słowach określił gdzie ma porady samuraja… i jak głęboko.

Fala ulgi spłynęła na nadszarpnięte nerwy Maruiken, kiedy zobaczyła Niedźwiedzia tak otwarcie ignorującego polecenia klanowego samuraja. Zostawiła rannego młodziana w dobrych rękach.

-Mm.. być może wcale nie będziemy musiały same nosić Płomyczka. Poczekaj tutaj – z tymi słowami, bez żadnego dodatkowego wyjaśnienia, łowczyni pośpiesznym krokiem wyszła z cieni rzucanych przez zabudowania i wkroczyła w zasięg widzenia obrońców pieczęci.
Odrobinę żałowała teraz, że nie wzięła ze sobą tamtego stalowego dzioba zostawionego przez Ptaszka. Stałby się jej trofeum, którym mogłaby rzucić prosto pod nogi mnicha na znak, że zwyciężyła w potyczce z ich zwierzaczkiem, że on i jego braciszkowie z zakonu będą musieli się bardziej postarać. Ale resztki Ptaszka zostały w opuszczonym domu, więc Leiko tylko w subtelniejszy, bardziej właściwy dla siebie sposób omiotła chłodnym spojrzeniem Chińczyka oraz stłoczonym wokół niego bushi.

Szybko, prawie w biegu dotarła do mężczyzn zebranych przy leżącym Kirisu.
-Kuma-san.. – mruknęła kucając przy postawnym łowcy. Teraz, kiedy przynajmniej na moment przestała być ściganą zwierzynę, w końcu mogła się dokładniej przyjrzeć ranom odniesionym przez biednego Kogucika. I samo to wystarczyło, aby z jej twarzy odpłynęło większość kolorów i tylko kilka odcieni czyniło ją żywszą od jego twarzy. Niech przeklęci będą mnisi i każdy usługujący im bushi.
Bardzo ostrożnie, aby nie sprawić młodzianowi jeszcze większego bólu, kobieta dotknęła opuszkami palców jego policzka. Bardzo zimnego policzka.
-Kuma-san, musimy go stąd zabrać. Tutaj nikt z nas nie zdoła mu pomóc -zwróciła się cichym, ale stanowczym głosem do Niedźwiedzia.

-Obawiam się że nikt nie zdoła mu pomóc. To tylko kwestia czasu nim pomrze. Przykro mi Maruiken-san. Wiem że byliście blisko.- odparł współczującą łowca.

-Iye -odparła Leiko zadziwiająco jak na siebie głośnym tonem głosem, jak gdyby próbowała nim zagłuszyć zrezygnowanie Niedźwiedzia oraz swe własne wątpliwości. Opuściła powieki i odetchnęła głębiej.
-Kirisu-kun umrze, jeśli dłużej tutaj zostanie. A może jeszcze przeżyć, jednak musisz mi pomóc go stąd zabrać -otworzyła oczy, aby zwrócić na łowcę swoje tęczówki lśniące złotem -Proszę, Kuma-san. Jeszcze jest nadzieja.

- Gdzie chcesz go zabrać i po co?
- zapytał Kunashi, ale nie tylko on.
-Szlachetny Khando-sama dopytuje się gdzie byłaś i co się stało z potworem? - zapytał aroganckim tonem samuraj zwracając się wprost do łowczyni.

Natarczywość tego pytania sprawiła, że Leiko podniosła się z wężowym wdziękiem. Spod wachlarzy długich rzęsy spojrzała na samuraja, jego arogancję zderzając ze swoim uśmiechem. Miłym, urokliwym. Całkiem fałszywym pod tą maską słodyczy i uniżenia -Zrobiłam to, za co jest mi płacone. Pozbyłam się tej kreatury. Nie będzie już zagrażała ani nam, ani szlachetnemu Khando-sama.
Pochyliła głowę przed mężczyzną uznając, że takie wytłumaczenie powinno mu wystarczyć. Tym bardziej, że sama łowczyni nie miała zamiaru wdawać się w szczegóły tej szaleńczej pogoni, a i jej uwaga szybko przeniosła się z samuraja na Niedźwiedzia, który również zadawał o wiele zbyt pytań w tak krytycznym czasie.
-Znam kogoś, kto może jeszcze uratować Płomyczka. Ale na nic zda nam się jej pomoc, jeśli będziemy dłużej zwlekać -smukłą dłonią uścisnęła jego potężne ramię -Kirisu-kun nie ma już wiele czasu.

- Zapłacono wam, aby bronić tego miejsca, a nie oddalać się od niego, kobieto.
- warknął w gniewie samuraj chwytając za rękojeść katany.
- Hej! Na twoim miejscu bym trzymał język zębami, a ręce z dala od miecza… jeśli chcesz zachować dłonie na ich miejscu do końca tej nocy.- warknął Kuma opierając dłonie na katanie.- Płacicie nam za walczenie dla was i zabijanie Oni. Nie za umieranie za was.
- Wiedziałem, że nie można ufać zdradzieckim roninom i gejszy.
- odparł samuraj spluwając pogardliwie.
- To nam najwyżej nie zapłacicie.- burknął Kuma stając pomiędzy Leiko i Kirisu, a samurajem i jego ludźmi. - Maruiken-san bierz go stąd. Będę cię osłaniał jeśli temu głupcowi i jego chłopom starczy odwagi.
- Ty tam… na co czekasz. Zajmij się buntownikiem.- odparł samuraj spoglądając gniewnie na drugiego łowcę.

Ty tam, czyli Shisui, wyjął katanę i ruszył z wyciągniętym mieczem… stając obok Kumy.
-Przeklęci łowcy…- warknął gniewnie samuraj.

Tego.. konfliktu nie było w planach Leiko. Nie była jednak naiwna - spodziewała się kłopotów ze strony mnicha i tych zebranych wokół niego owieczek, ale nie tak otwartej agresji. W tej chwili mogła tylko mieć nadzieję, że talenty każdego z łowców będą wystarczające do przetrwania gniewu samuraja. Czas prześlizgiwał się pomiędzy smukłymi palcami Maruiken, nie miała go wystarczająco na ratowanie jeszcze tej dwójki.

Pochyliła się nisko nad młodzianem i bardzo ostrożnie, żeby nie wyrządzić jeszcze większej krzywdy jego pokiereszowanemu ciału, zarzuciła sobie na szyję jego ramię.
-Gomen ne, Kirisu-kun.. -wymruczała bardziej do siebie samej niż do nieprzytomnego Płomyczka. Po tych słowach przyciągnęła go blisko do swego boku, oparła go na sobie. Krew brudziła kimono, czerwień kontrastowała z bielą pajęczego materiału. Ale to nie było teraz ważne.

Przy pierwszej próbie dźwignięcia jego bezwładnego ciała, nogi wprost ugięły się pod smukłą kobietą. Z głośnym syknięciem przez zęby zdołała utrzymać go przy sobie i powstrzymać przed upadkiem na ziemię.
Wdech, wydech. Wdech, wydech. Napięła mięśnie rysujące się delikatnymi liniami pod jej skórą i nie bez problemu zdołała podnieść się wraz z młodzianem opartym ciężko na swym ciele. Dostrzegała pewne pocieszenie w tym, że to akurat Płomyczek padł ofiarą Ptaszka. Chudy łowca nadal był ciężarem dla Maruiken, ale nie tak wielkim jakim byłby Niedźwiedź, Yasuro albo nawet Kojiro. W przypadku Kirisu istniała szansa, że zdoła go odciągnąć od mnicha i rozjuszonego samuraja.

-Uważajcie na siebie. Nie warto tutaj ginąć -powiedziała jeszcze przez ramię do łowców, po czym postawiła pierwszy niepewny krok przed siebie. Następnie trochę chwiejnie dostawiła do niego kolejny. I jeszcze jeden. Powoli, ale nieubłaganie parła do przodu.

- O nas się nie martw. Ten bushi to żaden przeciwnik, a tym bardziej jego ashigaru.- odparł pocieszająco Kuma, a choć Leiko wiedziała że ma rację, to uśmiech nie pojawił się na jej twarzy. Doświadczony łowca, zapomniał o mnichu. Chińczyk zaś położył dłoń na ramieniu samuraja i rzekł coś w swoim języku.
-Kobieto. Szlachetny Khando-sama nakazuje ci wrócić tutaj jak tylko zaniesiesz rannego w bezpieczne miejsce. Masz szczęście, że ma więcej cierpliwości do ciebie niż ja.- burknął gniewnie samuraj odsuwając dłoń od katany. Konflikt został zażegnany.

Mnich musiał dojść do jakże słusznego wniosku, że pokojowe rozwiązanie ułatwi mu pilnowanie łowczyni, szczególnie teraz, kiedy wymknęła się spomiędzy stalowych szponów Ptaszka. I byłoby to właściwe posunięcie, gdyby.. gdyby Leiko planowała tu wrócić.

-To... miło.. -odparła cicho łowczyni uginając się pod ciężarem Płomyczka. Kusiło ją, aby odpowiedzieć samurajowi w podobnej manierze i równie opryskliwie powiedzieć do niego „mężczyzno”. Ale Maruiken Leiko potrafiła trzymać język za zębami, dlatego zamiast wykazać się zbędną bezczelnością, ona rzuciła za siebie śliczne słowa wdzięczności -Arigatou gozaimasu.

Podczas gdy mężczyźni zajęci byli rzucaniem sobie spode łbów rozdrażnionych spojrzeń, kobieta wraz z Kirisu opartym mocno na swym ciele szła w kierunku uliczek tonących w ciemnościach, gdzie wcześniej zostawiła czekającą Sakusei. Tak bardzo skupiła się na ratowaniu życia młodzika, że zapomniała o swojej parasolce porzuconej gdzieś.. gdzieś tutaj, w pierwszych minutach swojej potyczki z Ptaszkiem. Bez tej broni była niekompletna. A przecież noc jeszcze była młoda, pełna bestii czyhających w cieniach.

Sakusei wsparła Leiko w przenoszeniu umierającego łowcy. A gdy oddaliły się nieco przybrała swoją prawdziwą postać, dzięki której mogła przenieść i Kirisu swoją towarzyszkę broni do odpowiedniej kryjówki.

- Ten budynek wygląda dość solidnie. - stwierdziła przyglądając się bowiem opuszczonej oborze. Zsunęła rannego łowcę na ziemię i zaczęła owijać pajęczyną jak prawdziwe pająki. Je zwinne patyczkowate odnóża szybko oplatały ciało łowcy, gdy ona sama mówiła.- Gdy byłam jeszcze bezrozumną bestią i polowałam, to tak magazynowałam ofiary. W tamtym okresie nie mogłam jeść martwego posiłku, więc moje magiczne pajęczyny utrzymywały kąski w stanie letargu. Mój kokon nie da mu umrzeć, więc może tu spokojnie przeczekać całą bitwę.
Jej słowa były chyba prawdziwe, bo policzki nieprzytomnego Kogucika lekko się zaróżowiły.

-O ile tylko ktoś.. lub coś, go tutaj nie znajdzie nim my wrócimy -wypowiedziała na głos swoje niepokoje Leiko, a na jej wargi cisnęło się jeszcze jedno słówko. Jeśli. Jeśli wrócą.

Pomiędzy kolejnymi zręcznymi ruchami Pajęczycy, łowczyni dłonią musnęła jeden z policzków Kirisu. Ciepły. A przynajmniej cieplejszy niż wcześniej. To był dobry znak, a właśnie takich potrzebowała.

-Mam jednak nadzieję, że demony, łowcy i klanowi bushi będą za bardzo sobą zajęci, aby szperać po domach Shimody -przeniosła spojrzenie na Sakusei, której naprawdę nie potrafiła sobie wyobrazić jako bezrozumnego potwora. I nie było to tylko czcze przypochlebianie się swej sojuszniczce -A i Twoje dzieciątka też nie pomylą Płomyczka z łatwym kąskiem do przegryzienia w trakcie bitwy, ne?

-Zapominasz z kim rozmawiasz.
-rzekła zadziornie Pajęczyca i zawiesiła kokon z Kirisu u powały. - Utkam z moimi pajączkami iluzję, która ukryje kokon przed Oni i ludźmi. Nikt go nie znajdzie. Niestety… planowałam ten czar rzucić na naszą kryjówkę, gdy już uda nam się pokrzyżować plany mnichów i nie będzie potrzeby, byśmy dalej walczyły tej nocy. No cóż… poradzimy sobie jakoś bez niej, ne Maruiken-san?

-Możemy wrócić tutaj i potowarzyszyć Płomyczkowi
-odparła łowczyni spoglądając na nieznacznie kołyszący się kokon. Nie było łatwo oglądać młodzika w takim stanie, niczym spętaną muszkę czekającą na zostanie kolacją pająka. Ale wolała widzieć go właśnie takiego niż zimnego, nieruchomego. Martwego.

-Jesteś pełna niespodzianek, Sakusei-san. Dzięki Oku sama posiadam w zanadrzu kilka sztuczek, ale żadna z nich nie jest tak użyteczna jak Twoje -rozchyliła wargi w jednym ze swoich delikatnych, bardzo urokliwych uśmiechów. Zerknęła na Pajęczycę -Być może to Twoją potęgę powinnam wchłonąć.
Całe szczęście uśmiech złagodził brzmienie tych słów, które inaczej można byłoby uznać za złowrogie. Uśmiech wręcz uczynił je figlarnymi i żartobliwymi. Przecież Leiko tylko sobie beztrosko igrała ze swoją sojuszniczką.

- Nigdy nie wiesz co dostaniesz… może włochate nogi, może oczy wyrosną ci na czole?- zaśmiała się figlarnie Sakusei.- A może… apetyt na mężczyzn i niewiasty. I nocami będziesz ich łapała, porzucając rano niemal skorupy wymęczone rozkoszami nocy. Niewątpliwie to przyjemna śmierć będzie dla nich.
Spojrzała przez ramię. - Być może mogłabym cię czegoś nauczyć bez tak… drastycznego rozwiązania. Kto wie?
Po czym spochmurniała dodając.- O tym porozmawiamy jednak przy innej okazji. A choć twój pomysł jest rozsądny, to… obawiam się, że gdy zniszczymy to co planują Chińczycy, wszystkie Kekkai również padną i nawała Oni opadnie na Shimodę niczym tsunami. A my, będąc w środku osady nie zdołamy się przebić tutaj, na jej obrzeża.

-Ciężko już teraz planować ucieczkę, kiedy ciągle mamy przed sobą skomplikowane zadanie dotarcia do serca Shimody i przeszkodzenia mnichom w rytuale. Wiele się może wydarzyć, niekoniecznie po naszej myśli
Maruiken westchnęła cicho, a jej dłoń prześlizgnęła się na własny bark i rozmasowała miejsce, o które jeszcze niedawno opierał się nieprzytomny łowca. Pozostawił po sobie nie tylko nieznaczną odrętwiałość, ale przede wszystkim plamy krwi wyraźnie odznaczające się na białym kimonie.
Uniosła jedną brew, po czym dodała łagodniejszy tonem głosu -Wcale nie będę zaskoczona, jeśli z nas wszystkich to właśnie zostawiony tutaj Płomyczek będzie najbezpieczniejszy.

- Bo tak jest… gdy utkam tą iluzję, to nikt go tu nie znajdzie. Ni Oni ni człowiek.
- a właściwie kilkanaście pajączków utka za nią, bo to one wyszły z zakamarków jej szaty i zaczęły rozwieszać kolejne nici tworząc migotliwą pajęczynę wypełniającą pomieszczenie.
-Wyjdźmy stąd.- Sakusei chwyciła za dłoń Leiko i pociągnęła do wyjścia. Łowczyni miała coraz większą trudność z dostrzeżeniem Kirisu. Widziała co prawda gęste pajęczyny, ale takie jakie można było znaleźć w starych zapomnianych budynkach. Samego kokonu z młodym łowcą dostrzec nie potrafiła.

- W tej chwili kilka moich potężnych sług forsuje kolejne bariery próbując dotrzeć do serca tej osady. Pewnie zginą z rąk łowców. Są one jednak odwróceniem uwagi, to my musimy dotrzeć do środka i zniweczyć plany mnichów. Ty, ja i twój yojimbo.- stwierdziła Pajęczyca.
- I ja.- odezwał się skrzekliwy głos dochodzący z dachu nad nimi.
Głos znajomy Leiko.




Przeraźliwie stary i bardzo zasuszony mnich w wytartym kimonie popijał sake z tykwy.
-I ja się muszę tam dostać, więc chyba powinniśmy połączyć siły.- rzekł z tajemniczym uśmieszkiem.

Pierwszych odruchem ciała Maruiken na pojawienie się nowej osoby było napięcie mięśni, przygotowanie ich do walki z kolejnym przeciwnikiem. Reakcja była właściwa, szczególnie w tak nieprzyjaznych okolicznościach, jednak intruzowi brakowało krwiożerczości i zaślepienia słowami mnichów. Była za to pomarszczona twarz, niewielka sylwetka i otoczka tajemniczości.

Rozluźniła dłoń zatrzymaną w połowie wędrówki do wakizashi, a następnie lekko skinęła głową.
-Ah, Daikun-san. Jeszcze kilka takich spotkań i pomyślę, że mnie śledzisz -przywitała go żartobliwie, ale nawet ta wesołość podszyta była podejrzliwością. Bardzo subtelną, której zgłębianie musiała sobie zostawić na inną okazję. Teraz tylko skrzyżowała ręce na piersiach i przyjrzała się uważniej niepozornej postaci pielgrzyma -Nie wygląda na to, aby Oni, łowcy lub mnisi sprawiali Ci wiele kłopotów. Zazdroszczę. Może zdradzisz nam swój sekret, byśmy mogły równie niepostrzeżenie przedostać się do serca Shimody?

-Jestem mały i stary. Byłem shinobi zanim nadano to określenie takim jak ja.
- odparł mnich zeskakując z dachu na ziemię ze zwinnością o którą ciężko by było podejrzewać takiego kruchego staruszka. I w dodatku bezgłośnie. Nawet żelazne obręcze na jego lasce nie zadźwięczały.
-Nawet twój instynkt potrafiłbym oszukać Maruiken-san… tak, tak… znam wiele sztuczek.- zacmokał w samozadowoleniu i dodał.- Ale nie czas na wymianę uprzejmości. Spieszy nam się, tak?

Sakusei wydawała się być zaskoczona obecnością mnicha nie mniej niż Leiko, ale bynajmniej nie zdziwiona. Zerknęła na pokryte pajęczynami, zupełnie “zwyczajne” wnętrze chaty, po czym rzekła - Ruszajmy, po drodze możemy rozmawiać.
I pobiegła przodem.

Również Maruiken powiodła spojrzeniem w kierunku pozostawionego Płomyczka, ale nie mogła go spostrzec pośród rozwieszonych pajęczyn. To był dobry znak, ne? Jeśli ona nie potrafiła odnaleźć swojego partnera, to w sieciach zostanie ukryty też przed demonami, innymi łowcami oraz mnichami. Kolejne zmartwienie mniej.
-Hai, hai. Chodźmy -przyznała rację obojgu i z kimonem falującym wokół swych nóg skoczyła w ślad za oddalającą się Pajęczycą. Przemierzając uliczki obejrzała się za siebie w celu sprawdzenia, czy drobny staruszek nadąża za nimi dwiema.

Nadążał. Nawet jeśli czasami znikał z oczu Leiko, gdy wchodził w cienie budynków to pojawiał się od razu gdy przemykał między cieniami. Zresztą dość szybko zwolnili. Prowadząca ich Sakusei bowiem musiała uważać na toczące się już boje między samurajami i potworami. Bo choć większość drobiazgu nadal nie mogła się przebić przez bariery to najpotężniejsze z Oni już toczyły boje przedzierając się przez osłony chroniące miasto. Pajęczyca nie chciała być zauważona, ani przez obrońców, ani przez napastników więc lawirowała z dwójką towarzyszy.

Przemykali niczym cienie, od czasu do czasu zerkając na krwawe potyczki między potworami a ludźmi.
Na moment zatrzymali się, gdy ziemia zatrzęsła się im pod stopami. Te wstrząsy nie pochodziły jednak z ziemi. To Generał Oni padł martwy niszcząc budynki i zabijając się obrońców (jak i napastników) ciężarem swojego upadającego cielska.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-10-2019, 03:36   #302
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
A dla łowczyni czas.. nagle przyśpieszył.

Najpierw był ogłuszający pisk, który poraził jej ciało. Co prawda zdołała ustać na nogach, ale czuła się jak pijana mając problemy z utrzymanie równowagi.
Potem coś uderzyło ją w plecy. Szpony wbiły się boleśnie w ramiona, a stopy oderwały od ziemi. Pęd na moment orzeźwił jej myśli. Unosiła się szybko w górę otoczona łomotem skrzydeł. Ogłuszającym łomotem.






Ptaszek!
Teraz wieloskrzydła bestia o wykrzywionym zwierzęcym grymasem obliczu. Uciekł wiedząc, że w małym pomieszczeniu straciłby przewagę jaką miał na otwartym terenie. Czekał na właściwą okazją, by porwać swą ofiarę.

Ściskając mocno ramiona Leiko zgruchotał jej kości czyniąc ręce bezwładnymi. A ją bezbronną. Jej ręce zwisały bezwładnie, jej ciało wypełniał ból, a duszę żal.
Przegrała. Przegrała. Przegrała…

Nieważne kto wygra w tej bitwie, ona i tak trafi w łapy mnichów. Ogłuszona piskiem Sakusei nie mogła jej pomóc. Gdy dojdzie do siebie, będzie już zbyt daleko od Ptaszka, by mogła pomóc porwanej łowczyni.
To… koniec…

Ta świadomość sprawiła, że po policzku kobiety spłynęła łza.

Obciążony Ptaszek nie był co prawda za szybki, zdołał już jednak wznieść się ponad dachy i…
Wrzasnął z bólu. Z zaskoczenia. Kilka jego skrzydeł oderwało się od ciała znacząc swój upadek strugami krwi. Puścił swą ofiarę, a Leiko odruchowo przygotowała się, by wylądować stopami na ziemi. Udało się, choć bolało przy upadku. Strzaskane barki pulsowały bólem, krew lała się obficie. Ale nie to było zmartwieniem dla Maruiken, nie teraz...
Nie teraz, gdy widział swojego wybawcę lądujące gładko na przeciwnym dachu po zadanym ciosie. I szykującym się do ataku.






Jej obrońca.
Jej tygrys.

Nie był to młody Kirisu, z którym Ptaszek mógłby się rozprawić bez większego problemu. To była bardzo elegancka i bardzo finezyjna bestia. Niemniej potwór mnichów próbował.
Wydał z siebie pisk, który uderzał jakby falą, widoczną w drgającym powietrzu. Ranna i bezbronna łowczyni mogła się tylko przyglądać, jak ronin błyskawicznie zeskoczył unikając tej fali ogłuszającego pisku i zbliżył się do potwora. Uderzył zamaszystym cięciem. Ptaszek nie mogąc się poderwać do lotu, nadnaturalnie szybko zasłonił się ocalałym skrzydłem. Kość okazała się równie twarda jak miecz, ale potwór nie był szermierzem. A Sasaki tak. Ostrze ześlizgnęło się po kości równocześnie z rękojeścią zmieniającą położenie w jego dłoni. Długie ostrze trzymane tyłem posłużyło do błyskawicznego i śmiertelnego pchnięcia w krtań. Ale Kojiro nie ryzykował. Wyszarpnął ostrze, obrócił się błyskawicznie tnąc po łuku, tym razem celnie trafiając w staw i odcinając kościane skrzydło, a potem robiąc krok do przodu kolejnym zamachem zdekapitował już martwego wroga.
Wyprostował się i niedbałym ruchem strzepnął krew z ostrza swojego miecza.

Ptaszek, ta zmora dla Leiko, nie żył. A ona karmiła się jego zgonem lecząc rany za pomocą swojego oka. Nigdy demoniczna energia pochłaniana przez jej oko nie smakowała tak słodko… zemstą.

Ale za szybko zginął. Za łatwo. Gdyby to zależało od Leiko, gdyby Ptaszek był na końcu ostrza jej wakizashi, to cierpiałby długo i niezwykle boleśnie. Za Płomyczka, za siebie samą. Ale był martwy, tym razem już nie było ku temu żadnych wątpliwości. Tylko to było ważne.

A Maruiken.. ona znów mogła ruszać ramionami. Niepewnie, bo chociaż esencja bestii leczyła rany i przywracała siły, to nie była w stanie wyprzeć wspomnień zgniatanych kości, bólu.. i równie straszliwego poczucia porażki. Te wspomnienie nadal były przerażająco żywe. Dobrze czuła szpony rozszarpujące jej skórę i łamiące kości. Serce w dalszym ciągu łomotało mocno w jej piersi, krew szumiała w uszach, a policzek nadal był mokry od łzy, którą zdołał wycisnąć z niej Ptaszek.

Chwiejnie, niczym młoda sarenka stawiająca pierwsze kroki na chudych nóżkach, podniosła się z kucek i ruszyła w kierunku młodego lorda Sasaki. Jednak nawet jeśli ciało wypełniało się energią, to umysł jeszcze nie otrząsnął się z szoku. I to spowodowało, że zachwiała się i przed upadkiem poratowało ją oparcie się plecami o ścianę najbliższego domostwa. Ciężkie westchnienie wyrwało się z jej piersi.

-Poradziłabym sobie -odezwała się Leiko drżącym głosem, jednak słaby, figlarny uśmieszek majaczący na jej ustach świadczył o tym, że bynajmniej nie miała za złe swemu tygrysowi tego wtargnięcia. Iye.. choć już niejeden raz kataną pozbawiał życia jej wrogów, to pierwszy raz była mu tak niewyobrażalnie wdzięczna za nagłe pojawienie się w odpowiednim czasie i miejscu. Gdyby nie Kojiro, to ciągle byłaby bezbronną zwierzyną w szponach Ptaszka, który zwycięski poniósłby ją prosto w łapska mnichów. I nic nie mogłaby zrobić. Pogruchotana nie potrafiłaby się bronić.

Jej fala wdzięczności wobec ronina była tak silna, jak świadomość tego otarcia się o własną porażkę. I jedno i drugie wstrząsnęło jej duchem. Starała się zachować swą maskę niewzruszonego spokoju i elegancji, ale tyle lat doświadczenia nie zdołało jej przygotować na bycie łamaną z taką łatwością, jak gdyby była zaledwie źdźbłem trawy. Przesłoniła dłońmi usta, a także oczy przymknęła w próbie uspokojenia zszarganych nerwów.

-Z pewnością poradziłabyś sobie, Leiko-san. Ale skoro byłem w okolicy, to nie mogłem się oprzeć okazji do bycia twoim wybawcą. Gomenasai… wybacz męską słabość do popisów.- odparł mężczyzna łobuzerskim tonem, uśmiechając się lekko gdy podchodził do niej.






“Nie dostrzegał” jej drżącego ciała, “nie dostrzegał” lęku w jej spojrzeniu. “Nie zauważał” słabości.
Płynnie schował katanę na plecy i nagle pochwycił kobietę za dłoń, a potem pociągnął ku sobie. Znalazła się w jego ramionach, poczuła jego dłonie na swoich pośladkach.

-Brakowało mi wspólnych nocy.- wymruczał udając, że za jego słowami kryje się tylko pożądania. Naiwny… Maruiken przejrzała jego zamiary, czułość ukrytą pod maską lubieżności. Dał jej okazję do dyskretnego wypłakania strachu wtulając twarz w jego ubranie. Pozwalał być jej słabą i mieć pewność, że ta chwila słabości będzie ich niewypowiedzianą tajemnicą.

To było.. miłe.
Kobieta chowała twarz w miękkim materiale odzienia swego yojimbo. Powoli uspokajała się zamknięta w rozkosznej pułapce jego ramion, zapachu i cieple, które pozwalały jej myślom powędrować ku wspomnieniom innych nocy spędzanych w jego drapieżnym towarzystwie. Niełatwo było w to uwierzyć po tym co dopiero się wydarzyło z jej ciałem, ale Leiko czuła się teraz.. bezpiecznie. Przynajmniej na tych kilka chwil.

Zadrżały jej ramiona, lecz to nie szloch nimi wstrząsnął, a.. chichot. Bezczelny ronin.
-Zatem jesteś teraz zadowolony, Kojiro-san? W końcu jesteśmy tutaj oboje i mamy przed sobą jeszcze długą noc -szepnęła z wysokości jego klatki piersiowej. Zaraz odwróciła twarz od mężczyzny, aby niedostrzegalnie dla niego przetrzeć palcem kącik oka i jeszcze musnąć wargi malowane barwnikiem, z pewnością już rozmazanym po intensywnych łowach.
Dopiero po wykonaniu tych poprawek uniosła spojrzenie na swego pięknego tygrysa -Tylko my dwoje, nasi sojusznicy, armia demonów, mnisi oraz ich polujące na mnie zwierzaczki. Czy właśnie za taką nocą zatęskniłeś?

- Za zdecydowanie mniejszym towarzystwem. Tylko my dwoje… by mi z pewnością wystarczyło. Armia demonów brzmi kłopotliwie, mnisi i ich kreatury też. Niemniej jeśli jakieś potwory będą przeszkodą tej nocy, to z pewnością zostaną… usunięte z naszej drogi
- jego niezachwiana pewność zawarta w każdym słowie, w ustach innego mężczyzny mogła być poczytana jako pyszałkowatość. Ronin jednak wielokrotnie udowodnił, że swoje słowa mógł potwierdzić czynami. A i Leiko nie miała złudzeń. Sasaki nie był arogancki w swojej naturze. Ani przez chwilę nie lekceważył Ptaszka. To że pokonał bestię tak łatwo wynikało z tego, że zyskawszy przewagę zaskoczenia nie pozwolił przeciwnikowi na nic poza desperacką obroną i każdym kolejnym cięciem swojej katany eliminował kolejne atuty przeciwnika.
I ta niezachwiana pewność przynosiła ulgę łowczyni. I nadzieję na zwycięstwo.

Być może to scalająca się z jej duszą i ciałem esencja bestii budziła w kobiecie nagłą żarłoczność. A może ta fala wdzięczności w końcu odnalazła ujście. Bądź wpłynęły na nią jego słowa i ta pewność siebie, której miał wystarczająco dla nich dwojga.
Któraś z tych emocji, lub wszystkie wymieszane razem pod wpływem słabości sprawiły, że po krótkiej chwili przyglądania się mężczyźnie w milczeniu Leiko dłońmi sięgnęła ku jego twarzy o ostrych rysach. Z czułością ujęła jego policzki, opuszkami kciuków musnęła linię jego żuchwy.
-Domo arigato, mój słodki tygrysie -gorącym szeptem rozpieściła jego wargi, nim złożyła na nich pierwszy pocałunek od tak długiego czasu. Nie był delikatny, ani przesadnie przepełniony tęsknotą. Iye, Leiko z drapieżną namiętnością smakowała usta swego kochanka, jak gdyby każdy pocałunek dodawał jej sił i pomagał odganiać coraz to kolejne okruchy strachu.

Dobrze wiedziała, że nie był to czas, ani miejsce na takie czułostki. Zamiast stać w uliczce powinni odszukać Sakusei i Daikuna, potem ruszyć w dalszą drogę ku sercu Shimody. A jednak co dopiero otarła się o los gorszy od śmierci - o zostanie strzaskaną, porcelanową lalką zdaną na łaskę mnichów oraz ich mroczne rytuały. Ta świadomość sprawiała, że pragnęła wykorzystać tę ulotną chwilę, w czasie której byli tylko we dwoje. Kolejna taka może się już nie zdarzyć tej nocy.

Ronin odpowiedział na ów pocałunek poddając się mu z dziką namiętnością, wyrażaną pieszczotą języka, jak i silnymi dłońmi ściskającymi pośladki Maruiken. Teraz… czuła to pożądanie, ten ogień który tak przyjemnie potrafił spalić ich każdej wspólnej nocy.

Nie łatwo było się rozstać z ustami kochanka i wrócić do wrogiej rzeczywistości Shimody. Ale w końcu Leiko zmusiła się do złożenia ostatniego pocałunku, do ostatniego muśnięcia językiem, do skubnięcia ząbkami jego dolnej wargi.

-W innych okolicznościach właśnie teraz chwyciłbyś mnie w ramiona i porwał do opuszczonej chatki, gdzie ani chwili byśmy nie spędzili na rozmyślaniach o mnichach.. -zamruczała tęsknie za ich dawnymi spotkaniami -Będziemy musieli to nadrobić, kiedy już będzie po wszystkim, ne?
Coś zdołało odciągnąć uwagę łowczyni od ciemnych oczu i nęcących warg Kojiro. Opadający przy jego twarzy niesforny kosmyk, jeden z wielu w które tak ulubiła wczepiać się dłońmi. Pochwyciła za niego palcami. Figlarnie naplotła kosmyk na palec, ale z oczu powoli odpłynęła wesołość -Teraz powinniśmy odnaleźć Sakusei-san i naszego znajomego pielgrzyma. Zostali w tyle, gdy zaatakowała nas ta.. kreatura.

Ostatnie słowo wypowiedziała z nienaturalnym dla siebie wstrętem. Zza ramienia swego yojimbo zerknęła w kierunku leżącego nieopodal ciała. Trudno było w tym kłębowisku piór, krwi i ludzkiej skóry rozpoznać jej okrutnego prześladowcę, ale Ptaszek nawet po śmierci przyprawiał Leiko o nerwowość. Ten zwierzaczek udał się Chińczykom.

Czy był podobny Kasanowi? Hai, z pewnością. Przynajmniej na tyle, na ile mogła ocenić Maruiken po bardzo, bardzo bliskich spotkaniach z każdym z nich. Jednak który z nich był ulubieńcem mnichów? Który z tych potwornych eksperymentów przyprawiał ich o dumę?
Kasan ukrywający swą odrażającą naturę za łudząco ludzką maską?
A może właśnie Ptaszek całkiem pozbawiony człowieczeństwa, nawet w swej ludzkiej postaci bardziej przypominający dzikiego drapieżnika niż mężczyznę?

Zaledwie.. hai, zaledwie kilka godzin temu to właśnie Kasana uznawała za najbardziej wymagającego ze wszystkich przeciwników napotkanych na ziemiach klanu. Iye, być może nawet ze wszystkich napotkanych w swoim życiu. Ale teraz tamta potyczka z nim sprawiała wrażenie tak.. trywialnej. Samuraj był arogancki, mnisi nie pozbawili go ludzkich słabości. Z łatwością mogła je wykorzystać przeciw niemu, bo chociaż w oczach swych sojuszników była łowczynią demonów, to naprawdę specjalizowała się w.. ludziach. Szczególnie w mężczyznach. Ich sekretach, pragnieniach i słabościach właśnie.

Ale Ptaszek był krwiożerczą bestią zerwaną z łańcucha. Nie widział w niej kobiety, nie dostrzegał kuszących wdzięków jej ciała. W jego oczach Leiko była tylko zwierzyną, którą instynkt drapieżcy nakazywał mu schwytać i dostarczyć swoim panom. W tym celu został stworzony. I jakże niewiele brakowało, aby zakończył swą misję sukcesem..

Odruchowo poruszyła ramionami, jeszcze niedawno miażdżonymi stalowymi szponami tej kreatury. Ale już nie czuła bólu, nie była bezbronna.
A mimo to.. grymas przeciął jej twarz. Pochłonięta energia perfekcyjnie zagoiła wszystkie rany ciała, ale nie miała mocy sięgnięcia głębiej. Upiorny Ptaszek, jak żaden inny potwór, wypalił swe piętno w duszy Maruiken Leiko.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-10-2019, 20:20   #303
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kolejna bariera uległa zniszczeniu, chmara napierających na Shimodę słabszych Oni zbliżyła się ku centrum miasta. Spoglądając w górę na wielozębną i wielopazurzastą zagładę unoszącą się nad miastem Leiko miała świadomość, że czas jej się kończył.
Ileż to czasu już straciła na walkę z Ptaszkiem? Na ratowanie Kirisu?
Nie żałowała tego co prawda, ale wiedziała że nie ma już więcej czasu do stracenia.
Nie wiadomo jak daleko posunęli się mnisi w swoim plugawym rytuale. Nie wiadomo też ile im jeszcze zostało do zrobienia. A łowczyni zdawała sobie sprawę, że nie może dać im wygrać. Musiała się spieszyć, na szczęście nie była sama…
Wspierała ją Sakusei, wspierał ją Sasaki, wspierał ją wreszcie... Daikun, choć jaki mógł być pożytek z rachitycznego staruszka, który wydawał się wręcz stać nad grobem?
Maruiken nie miała jednak czasu na szukanie sojuszników, tym bardziej że Shimoda stała się polem bitwy.


Pomniejsze Oni nadal nie mogły przebić się przez kekkai, ale sporo takich dużych już się przebiło i ścierało z przeciwnikami. Leiko wraz towarzyszami natknęli się na takie Oni. Olbrzymi ogr o czarnej skórze.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/76/31/f8/7631f8b7467b2012e7c5473dcd15e37b.jpg [/MEDIA]

Uzbrojony w olbrzymie płonące ostrze z zadziorami, zabijał jednym celnym ciosem przemieniając organy wewnętrzne w krwawą papkę jednym uderzeniem ciosu. Tak ginęli walczący samuraje, a łowcy… cóż.. łowcy wiedzieli, że nie mogą dać się trafić. Leiko i jej pomocnicy nie tracili jednak czasu na oglądanie owej potyczki. Nie miało dla nich znaczenia, kto wygra. Ważniejsze było, by się przemknąć niezauważonym. I w tej kwestii nieocenione usługi oddawał Daikun. Starzec wynajdywał przejścia i zaułki, których inni nie zauważali. Tak jakby znał całą osadę na pamięć. Dzięki temu omijali strażników i przemierzali niepostrzeżenie osadę. I to mimo narastającego zgiełku bitewnego w całej Shimodzie i blasku lokalnych pożarów.
W ten sposób natknęli się na kolejną niespodziankę. Bo z dala od łowców i samurajów inni strażnicy pełnili wartę. Spętane czarami lub stworzone przez mnichów potężne ogry, które to już Leiko spotkała w swoich podróżach.



Wtedy osobista ochrona Kasana, a teraz zabójczy strażnicy walczyli z Oni próbującymi dotrzeć do tego samego miejsce, do którego zmierzała Maruiken i jej sojusznicy. Potężne krwiożercze bestie toczyły zaciekły bój z podobnymi im potworami. A łowczyni… cóż… mogła uśmiechać z satysfakcją, bo tam gdzie wołu nie przepuszczą, mysz może się prześlizgnąć. A tym właśnie Maruiken była w tej chwili. Myszką… Cała bowiem obrona osady była nastawiona na duże potężne i hałaśliwe stworzenia takie jak ogry. Nie na cichych złodziejaszków przemykających bezszelestnie. Nieważne ile rogatych bestii z toporami mnisi postawią na jej drodze, skoro żaden nie dostrzeże jej obecności. Droga do świątyni więc stała otworem…


… było to złudzenie. Przed samą świątynią był placyk. Na nim trzy ciała ogrów, całe w czarnej krwi. Ich głowy zostały gładko oddzielone od szyi. Ich pyski zastygły w grymasie bólu i niedowierzania. Duże masywne ciała, potężne miecze i olbrzymie kanabō, zbyt ciężkie by mógł je unieść człowiek, leżały nieruchomo na ziemi. Nie pomogły swoim właścicielom zwyciężyć.
Przed samym wejściem do świątyni siedział jeden człowiek. Leiko ledwie dostrzegła jego sylwetkę, już wiedziała kim jest. Bo kto inny mógł być tutaj, jeśli nie on? Komu Chińczycy mogli zaufać swoje bezpieczeństwo, jesli nie tej bestii?
Jasnowłosy Oni… wstał, gdy się zbliżyli do placyku nadal ukryci przed jego spojrzeniem za ścianą budynku. Wstał.


Wiedział.
Jakimś cudem wiedział o ich obecności. Leiko zresztą nie zdziwiła się tak bardzo. Czyż jej oko nie ostrzegało o zagrożeniach? Możliwe, więc że jasnowłosa bestia Chińczyków posiadała podobny talent. Że potrafił wyczuć zagrożenia. W końcu, choć wydawało się to absurdalne, byli w pewien sposób “spokrewnieni”. Obdarzeni tym samym nadnaturalnym talentem.
Jasnowłosy mężczyzna, leniwie wyciągnął miecz z pochwy. Stanął i czekał cierpliwie w milczeniu.



W ciszy i bez pośpiechu przyjął odpowiednią postawę. Milczał gotowy do walki i blokując im wejście do świątyni. Jedyne wejście… jak twierdził Daikun.
-Wiem, że tam jesteście… czuję krew na waszych ubraniach, strach w waszym pocie, niepewność w powietrzu.- odezwał się w końcu jasnowłosy ogr głośno.- Nie myślcie, że zdołacie mnie zaskoczyć, więc wyjdźcie i walczcie. I okażcie się jakimś wyzwaniem. Jak dotąd większość walk w tym małym kraiku okazała się być nudna. A przeciwnicy rozczarowujący. Czy nie ma tu nikogo, kto mógłby zmusić mnie do wysiłku ?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-06-2020, 01:24   #304
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
W ciemnościach nocy kobieta przygryzła swą dolną wargę. Nie z zaintrygowania, nie z chęci zduszenia w sobie jęku czy krzyku. Uciszony śmiercią Ptaszka niepokój znów wezbrał na sile, kiedy w jej uszach rozdzwonił się głos potwora w ludzkiej skórze, kiedy kątem oka dostrzegała migotanie złota jego włosów. Gwałtowny oddech wcisnął się w jej usta.

Wiedziała, że jasnowłosy jest w Shimodzie. Wiedziała, że w końcu i on stanie na ich drodze. Ale nie spodziewała się, że to nastąpi tak szybko. Za szybko. Nadal czuła na barkach wspomnienie stalowych szponów rozszarpujących skórę i mięśnie, miażdżących kości. Dzięki skrzydlatemu przeciwnikowi prawdziwie odczuła swą słabość w porównaniu do zwierzaczków mnichów.. więc jak mogła się zmierzyć jeszcze z tą przeszkodą? Miała przy sobie swych sojuszników, ale.. nadal potrzebowali trzech osób, aby pokonać Ptaszka. Czterech, jeśli liczyć biednego Płomyczka zawiniętego teraz w kokon.

-Daikun-san.. -odezwała się Leiko szeptem, kiedy odzyskała głos w gardle ściśniętym strachem -Nadal sądzisz, że istnieje sposób na zerwanie łańcuchów tej bestii?

Starzec pociągnął trunku z bukłaka i szepnął - Nie wiem o żadnych łańcuchach które by go krępowały Maruiken-san. Mnisi przekupywali go raczej. Alkoholem, kobietami i rozlewem krwi.
- Nie mamy alkoholu, na kobiety… to akurat nie miejsce ni czas…
- szeptał cicho Sasaki opierając dłonie na rękojeści swojego oręża.- Pozostaje rozlew krwi. Ja go zatrzymam, wy spróbujcie dotrzeć do świątyni i zawrzeć za sobą drzwi.

-Iye
-łowczyni szybko zareagowała na, w jej odczuciu, zbyt niebezpieczną propozycję swego tygrysa. Nie mogła sobie pozwolić na utratę kolejnego sojusznika -Widziałeś jak on walczy. Z jaką łatwością i.. przyjemnością zabija swoich wrogów. Być może to naiwne z mojej strony, ale wolałabym znaleźć taki sposób na tego potwora, aby żadne z nas nie musiało krzyżować z nim ostrza.
Kojiro mógłby uznać, że Leiko nie miała wiary w jego biegłość w posługiwaniu się kataną, ale to nie byłaby prawda. W jej oczach nieprzerwanie był najzdolniejszym ze wszystkich samurajów, roninów, bushi, łowców i ninja jakich kiedykolwiek napotkała na swej drodze, ale.. również jasnowłosy posiadał wiele talentów. Ją najbardziej przerażały te ukryte, dokarmiane przez mnichów i esencje ubijanych demonów. Sądząc po ilości trucheł u jego stóp, musiała go teraz wprost rozsadzać cała ta pochłonięta energia.

- Jakoś trzeba przejść przez niego… znaleźć mu zajęcie.- stwierdziła cicho Pajęczyca przyglądając się jasnowłosemu, który nadal krzyczał.



- Hej,przecież wiem, że przyszliście tu w konkretnym celu!
Zamiast kryć się jak szczury, może to w końcu rozstrzygniemy, co?!



Jego zdolność wykrywania wrogów, choć imponująca na swój sposób, była jednak o wiele gorsza od talentów Maruiken. I to było jakimś pocieszeniem dla niej. Choć wiedział, że tu są… to nie mógł ich wypatrzeć. Czy to była szczelina w jego “zbroi”?

-Jest bardzo niecierpliwy, ne? -syknęła łowczyni starając się zachować zimną krew w obliczu okrzyków bestii -Znużenie i gorącokrwistość nie czynią dobrego strażnika. Zatem samo odciągnięcie go od wrót nie powinno być problemem, lecz.. prawdziwą sztuką będzie znalezienie dla niego takiego wyzwania, które powstrzyma go przed powrotem.

Niewiele było w Shimodzie osób, które mogłyby stanąć na drodze jasnowłosego i przetrwać dłużej niż jeden ruch jego miecza. Przychodzili na myśli tylko Sakura, Niedźwiedź, Czapla, Sogetsu i oczywiście jej słodki yojimbo, który wprost sam wyrywał się do walki. Ale jakże miałaby posłać go na spotkanie z tym demonem, jeśli i za tymi ciężkimi wrotami mogła potrzebować jego sprytu i katany? Utrata cennego towarzystwa Kojiro w zamian za pozbycie się tego strażnika nie było strategią, której Maruiken pragnęłaby się podjąć.

Na moment pozwoliła sobie odwrócić spojrzenie od placyku zasłanego truchłami Oni na rzecz czujnego zlustrowania okolicznych uliczek i chatek w poszukiwaniu.. kogoś. Czegoś. Inspiracji mogącej stawić czoła jasnowłosemu.

-Żadne z was nie widziało po drodze wielkiego tygrysa? -zapytała cicho swoich towarzyszy.
- Słyszałem go.- przyznał się Sasaki cicho.- Acz z dala.
- Jego wrogami są zarówno samuraje jak i oni. Przebija się przez nie… przybędzie tu… niestety nieprędko.
- wyjaśniła Sakusei rozważając sytuację.- Moi podwładni mają ten sam problem.



Jeśli nie macie odwagi stanąć do boju, oddalcie się!
Nie mam czasu na tchórzy!



-Mam odrobinę.. szalony pomysł. Chodźcie - odezwała się Leiko co najmniej enigmatycznie, po czym nadal bez dalszych wyjaśnień czmychnęła, oddalając się od rozwrzeszczanego olbrzyma. Nie oglądała się za siebie. Nie potrzebowała. Pozostali mogli ruszyć za jej śladem, bądź.. zostać i stawić czoła tamtej bestii o włosach koloru słońca. Wybór powinien być łatwy.

Nie odbiegła daleko, zaledwie pośród pobliskie uliczki oddalone od ciekawskich uszu i oczu swych wrogów. Sprawdziła jeszcze otoczenie spojrzeniem, przed którym nic żywego się nie ukryje.. hai, nikt nie mógł ich tutaj podsłuchać. Dopiero mając tą pewność zwróciła się do swoich towarzyszy.

-Z naszej czwórki to ja mam największe szanse dostać się za tamte wrota, ale tylko jako zwierzyna przeznaczona na rytuał. Co byście zatem powiedzieli, abyśmy wystawili sztukę przeznaczoną tylko dla oczu jasnowłosego? -nie wyjaśniła zbyt wiele, co najwyżej zrodziła w ronine, pielgrzymie i fałszywej łowczyni tylko więcej pytań.
W następnej chwili rozłożyła szeroko ręce, w przestrzeń pomiędzy nimi obejmując trójkę swoich sojuszników i zdradzając im tytuł swego teatralnego dzieła -„Trzy wierne pieseczki” -z powrotem złożyła ręce, tym razem skromnie składając je na piersiach ukrytych pod zakrwawionym kimonem -”przyprowadzają swym Panom upolowaną zwierzynę”.

„Szalony” było zbyt delikatnym określeniem na zamysł zrodzony w głowie kobiety. „Absurdalny”, „obłąkańczy”, „bez szans na powodzenie”, „stworzony tylko przez kogoś niespełna rozumu” - hai, szaleństwo miało wiele imion, ale i sytuacja w jakiej znalazła się Maruiken nie pozostawiała miejsca na bezpieczne rozwiązania pozbawione ryzyka. W takich okolicznościach to właśnie kuriozalność planu mogła stanowić o jego powodzeniu. Nikt się nie spodziewał teatru w samym sercu pola bitwy.

- W takim razie potrzebujemy odpowiedniego przebrania. Na szczęście maboroshi…- odparła Sakusei kłaniając się nisko.-... sztuka iluzji, jest jednym z moich talentów.
Gdy uniosła głowę, była już kimś innym.






Kobietą w mnisim stroju, całkiem ładną. Leiko domyślała się kim jest… Nyimą. Sakusei musiała przebrać się z mniszkę, która z takim powodzeniem przepytywała jej młodego wilczka. Oczywiście łowczyni owej przepytywaczki nie widziała na oczy, ale kobiecy instynkt podpowiadał jej że to właśnie była ona.
Sakusei ją zapewne zauważyła i przybrała właśnie jej postać. Rozsądne podejście. Złotowłosy ogr był wszak jednym z mnichów i pewnie znał ich wszystkich z widzenia. Wyglądało na to, że to właśnie Pajęczycy przypadnie błyszczeć w tym przedstawieniu i to od jej aktorskich talentów zależy powodzenie tego pomysłu. Rola Leiko… zeszła na drugi plan.

- To wy ruszajcie, a ja raczej zostanę tu… na czatach.- wtrącił Daikun. - Moja obecność w takim orszaku byłaby podejrzana.
Niewątpliwie staruszek był wielce “zmartwiony” tym, że nie może brać bezpośredniego udziału w akcji. W końcu najlepiej czuł się na tyłach wysyłając świadome lub nieświadome swojej roli pionki, by za niego odwaliły brudną robotę.

-Hai, hai -pokiwała głową zadowolona Leiko. Zostawiony na tyłach pielgrzym mógł się okazać przydatny przy okazji późniejszej ucieczki. A chociaż z wiadomych powodów mniszka nie była jej pierwszym wyborem, to jej fałszywa obecność mogła się okazać pomocna, o ile tylko Pajęczyca przyjrzała się bliżej zachowaniu tajemniczej kobiety.

Sama łowczyni nie potrzebowała wiele zmieniać w swoim wyglądzie, aby przekonać kogokolwiek do roli schwytanej ofiary. Ptaszek już wystarczająco zadbał o jej charakteryzację. Dopiero przed zaledwie kilkoma chwilami poprawiała kimono po zostaniu uratowaną przez Kojiro, a teraz ponownie je niedbale rozchełstana dla podkreślenia walki, jaką niewątpliwe stoczyła ze swoimi porywaczami.
Uwalniając pojedyncze kosmetyki spod ciasnego upięcia, z namysłem przyglądała się roninowi - A cóż z Tobą zrobimy, mój tygrysie? Jesteś za ładny na pachołka mnichów.. -mówiąc zaczęła przeplatać pomiędzy palcami długą, czarną nić swoich włosów - Jaka pasowałaby do Ciebie maska..? -przymrużyła oczy w myślach przywołując twarze napotkanych w Shimodzie sługusów Chińczyków. Szczególnie wspomnienie jednego nie zdążyło jeszcze ostygnąć w jej pamięci -Ah, może tamtej kreatury z dziobem? W końcu to jego wysłali na polowanie.

- Iye… tamta bestia przyniosłaby cię w znacznie gorszym stanie.
- oceniła Sakusei przyglądając się roninowi.- Za to mogę nadać wygląd jednego z samurai Hachisuka, to powinno wystarczyć. Wszak i mnisi i samuraje służą temu samemu panu.

Cień grymasu przeszył brudną od rozmazanego makijażu i kropel krwi twarz Maruiken. Odruchowo poruszyła ramionami. Hai, rany zadane jej przez Ptaszka naprawdę się zagoiły i tylko samo wspomnienie łamanych kości nie pozwalało zapomnieć o bólu.

-Najłatwiejszym wyborem byłby ten nerwowy samuraj, z którym miałam strzec pieczęci -stwierdziła łowczyni, aczkolwiek szybko odnalazła dziurę w tym wyborze. Nie mogli sobie pozwolić na dziury -Jednak jakie miałby wytłumaczenie dla zostawienia szacownego mnicha w samym środku bitwy z Oni?
Tak szalony plan wymagał odpowiedniego przygotowania każdego kłamstewka, jakie miało paść z ust trójki aktorów. Niestety nie mieli wygody czasu, aby dopracować wszystkie szczegóły tak jak lubiła Leiko przybierając kolejne maski.
Nagle nowa myśl zaświtała w jej głowie. I wraz z nią zwróciła swe spojrzenie na Pajęczycę w nowej postaci, a złociste oczy błysnęły zaintrygowaniem -.. a może wdowa Sakuno-san miała okazję nocą pocieszać się w ramionach przystojnego samuraja klanu?

- Hai. Ale nie wiem czy to ma znaczenie. Mnichów jest kilkunastu tutaj. Bushi kilkudziesięciu. O ile jasnowłosy ogr może znać wszystkich mnichów, to… samuraje… wątpię by ich znał tak dobrze.
- oceniła Pajęczyca.
- Habayusha Oakame- odparł ronin wspominając.- … jeden z samurajów walczących z czarnym ogrem uzbrojonym w ognisty miecz. Znam go dobrze, na tyle że mógłbym naśladować jego głos i zachowanie.

-Hai, o ile tylko Sakusei-san też miała okazję mu się przyjrzeć
-stwierdziła łowczyni nie przestając poruszać dłońmi i tkać, jak pająki właśnie, swojej nici o atramentowej barwie -Większości spotkanych przeze mnie mnichów towarzyszyli samuraje. Możemy zatem uznać, że również Nyima otrzymała własnego yojimbo i właśnie on pomógł mnie schwytać po porażce Ptaszka -także kłamstwo wymagało utkania. W tym przypadku nie odbiegało ono tak bardzo od rzeczywistości.. aczkolwiek umniejszało talentom ronina -Pokonałam go wspólnie z moim sojusznikiem, ale pozostawił nas tak zmęczonych i okaleczonych, że już nie mogliśmy obronić się przed zasadzką mniszki. Mnie schwytałaś, a mojego towarzysza zostawiłaś na pewną śmierć wśród demonów. Czy to brzmi przekonująco?

Usatysfakcjonowana długością nici, tylko teraz kolorem przypominającej jej o wiele krótsze kosmyki włosów, Leiko odsłoniła nadgarstki i wyciągnęła ręce w kierunku Kojiro. Wbrew trudnym okolicznościom, na jej wargach pojawiła się delikatna figlarność -Lepiej mnie zwiąż, samuraju. Inaczej mogę się wyrwać i znów będziesz musiał mnie łapać.

- Hai… myślę że to rozsądne.
- oceniła Sakusei, po czym dodała na widok Kojiro zabierającego się za wiązanie- To nie będzie konieczne. Trzymaj ręce za sobą, narzucę iluzję która ukryje twoją broń jak i fakt, że ręce masz niezwiązane.
- A jeśli przejrzy iluzję?
- zapytał Sasaki.
- To kolejny argument za tym, by miała ręce swobodne. - odparła roninowi i zwróciła się do łowczyni.- Trzymaj ręce za sobą Maruiken, lekko się pochyl. To powinno wystarczyć, by kłamstwo było wiarygodne.

Jakież to było.. proste. Wystarczyło zaledwie pomyśleć o konkretnej twarzy, ubraniu, ranie czy sznurach pętających ręce, a iluzje nadawały im życia. Tsuchigumo doprawdy była potężna. Jej moc wręcz czyniła umiejętności kunoichi.. niepotrzebnymi. Spryt, kreatywność, zdolność bycia niewidoczną bądź widoczną za bardzo - wszystko to, co z powodzeniem wykorzystała przez wiele lat swojego życia, nagle bladło w porównaniu z iluzjami Pajęczycy.

-Hai -kobieta nie widziała potrzeby wdawać się w dyskusję z wyraźnie lepszymi sztuczkami Sakusei. Pozwoliła nici gładko spłynąć po swoich nadgarstkach na ziemię, po czym schowała dłonie za sobą.
-Pamiętajcie, że jasnowłosy potrafi wyczuć nasze emocje i ani Naymia, ani jej yojimbo nie mają powodów, aby się go obawiać. Jest też znudzony -nieznacznie skinęła głową do własnych rozmyślań - Możemy to wykorzystać. Jeśli w jego świecie rzeczywiście jest miejsce tylko na alkohol, demony i kobiety, to opowieść o hordzie potężnych demonów, z którymi łowcy nie potrafią sobie poradzić, powinna sprowadzić jego myśli na ścieżki dalekie od wypytywania mniszki o szczegóły jej misji.

- Hai. Możemy.
- odparła fałszywa Naymia i dotknięciem dłoni zmieniła wygląd jej “tygrysa” na jednego z bushi. Oblicze to było znajome łowczyni. Widziała tą osobę w Shimodzie.
Kojiro wyciągnął katanę mierząc w Leiko.




- Jesteś gotowa?- zapytał uprzejmie.
Leiko opuściła spojrzenie na zabójczo ostrą końcówkę wycelowanej w siebie katany. Nieraz już widziała, jak ta elegancka broń prowadzona zręcznymi dłońmi jej właściciela zapewniała szybką śmierć demonom, białowłosym kreaturom, bestiom na usługach klanu. Oby nigdy nie była zmuszona stanąć po tej stronie ostrza w roli jego przeciwnika.

Podniosła wzrok z powrotem na ronina.. iye, na samuraja. To nie był Kojiro Sasaki, tylko Habayusha Oakame. Nie Sakusei, tylko Naymia. A sama Leiko nie była otoczona swoimi sojusznikami, tylko wrogami prowadzącymi ją niczym zwierzę na rytualny mord. Również i swoje emocje musiała dostosować do odgrywanej sztuki.

Nie potrzebowała długo szukać, żeby znaleźć wspomnienia wprowadzające ją we właściwe nastroje. Ból barków łamiących się pod stalowymi szponami Ptaszka, przeszywający jej duszę strach i poczucie porażki, kiedy niósł ją, bezsilną, ponad dachami Shimody. Ostrza trójzębów wbijające się w tors Płomyczka, jego oczy patrzące na nią z niezrozumieniem, gasnące iskierki życia.
I jeszcze trochę - Kasan polujący na nią wśród ruin wioski, jego łapczywe dłonie na jej udach, lubieżny szept w uchu. Obezwładniające spojrzenie białowłosego w Miyaushiro. Zagubiona siostrzyczka, całkiem sama pośród paskudnych intryg chińskich mędrców..

Maruiken pochyliła się, wypuściła z ust drżący oddech.
-Zawszone pieski mnichów -syknęła spomiędzy zaciśniętych zębów, a następnie ruszyła w kierunku placyku z jasnowłosym. Krokom swym nadała nieco połamany chód osoby pokaleczonej, osłabionej, zmęczonej. Uginającej się pod ciężarem własnej porażki.

Naymia władczo klepnęła łowczynię w ramię, popędzając ją. I nie tylko. Sprawiła że Maruiken wyglądała rzeczywiście na pokaleczoną i poobijaną… bardziej niż była. Szaty Leiko stały się bardziej poszarpane, dekolt powiększył, gdy rozerwane kimono ledwo się trzymało w tym rejonie jej ciała. Na rękach pojawiły się więzy, wakizashi przy jej obi znikło.
Oszustwo… nie czuła sznurów na rękach, za to łokciem opierała się o swoje wakizashi, którego jej oczy nie widziały. O ile Sakusei potrafiła zmieniać fizycznie swoją postać, o tyle jej wpływ na wygląd inny ograniczał się do przebrań mamiących wzrok.

Ruszyli ku złotowłosemu ogrowi. Naymia z przodu, Leiko w środku, dźgana delikatnie końcówką katany. Habayusha-san przypominał jej, że nie ma ucieczki. A każda próba będzie karana… krwawo.
Krok za krokiem, spokojnie i bez pośpiechu zbliżali się ku widzowi ich przedstawienia. To jak oceni ich przedstawienie było wszak kluczowe.
Z początku trzymał miecz w gotowości, ale im bliżej byli tym bardziej zrelaksowany się wydawał, aż w końcu się odezwał. Po chińsku! Czemu tego nie przewidzieli? Wszak oczywistym było, że między sobą mnisi będą używać własnej mowy.

Naymia przepytywała Młodego Wilczka, a skoro ten ani razu nie zdradził swojego talentu w posługiwaniu się językiem Chińczyków, to musiała z nim rozmawiać po japońsku. Jak dotąd żaden z mnichów napotkanych przez łowczynię nie zszargał swych ust mówieniem w języku kraju, po którego ziemi chodzili, zatem taka umiejętność czyniła mniszkę wyjątkową dla tle swych towarzyszy. Z tego względu Maruiken podejrzewała ją o bycie przedstawicielką klanu wśród mędrców, japonką wpuszczoną pomiędzy ich szeregi. Także jasnowłosy pokazał, że nie jest mu obca mowa Kraju Kwitnącej Wiśni.
Takie niedopatrzenie mogło ich wiele kosztować.

W nerwach Leiko już układała myśli w słowa do wypowiedzenia. Kpiące słowa, którymi miała spróbować zmusić go do przejścia na znany im język. Nie zdążyła się odezwać.
Oto bowiem Naymia jednak wesoło odpowiedziała w podobnej mowie. I po chwili oboje zaczęli konwersować nie przejmując się zmęczonym “więźniem”, ni pilnującym go bushi. Sakusei zdawała się doskonale posługiwać tym szeleszczącym językiem z kontynentu i całkiem gładko weszła w nową rolę. Cóż… z pewnością sztuka oszustwa była jej wrodzoną naturą.

A po krótkiej rozmowie ruszyli dalej. Prawie.
Bowiem gdy mijali złotowłosego ogra, ten zatrzymał ich pytaniem zwróconym wprost do Kojiro.
- Ktoś ty?- zapytał spoglądając na samuraja i wywołując zimny dreszcz na plecach Leiko, jak zapewne i u pozostałej dwójki oszustów.

Sasaki jednakże nie okazywał tego lęku i skłoniwszy się rosłemu mężczyźnie rzekł uprzejmie, przedstawiając się złotowłosemu- Habayusha Oakame.
- Powiedz mi… dobry z ciebie wojownik Habayusha-san?
- zapytał wprost mnich.
- Iye. Są lepsi w klanie. Z pewnością Tamura Saitame-san albo Dasate Ginari-sama.- zaprzeczył Sasaki gnąc się w ukłonie.
- Iye. Saitame był rozczarowaniem.- stwierdził ogr.- Chodzisz jak szermierz w gotowości do walki, jak zabójca.
- Dziękuję za komplement, acz nie jestem aż tak dobry. Nie miałbym szans z tobą.
- odparł grzecznie Kojiro trzymając się swojej roli.
- Zobaczymy… kiedyś. Będę miał cię na oku Habayusha-san. -odparł mnich, na co Oakame odpowiedział kolejnym komplementem.- To zaszczyt być zauważonym przez tak wspaniałego wojownika.
- Ruszamy.
- dodała Naymia wykazując niecierpliwość i kończąc tą rozmowę.- Czekają na nas.

Wreszcie przekroczyli wrota budynku wchodząc po małych drewnianych schodkach do środka dużej i słabo oświetlonej sali. Tu mieli chwilę na krótki oddech ulgi.

I Maruiken rzeczywiście pozwoliła sobie na głębsze odetchnięcie. Rozluźniła też ciało pochylone dotąd w niewygodnym, acz przekonującym zgarbieniu.
-Chiński? - zapytała zerkając wesoło na Sakusei ukrytą pod maską mniszki. Pajęczyca odsłaniała coraz to nowe, jakże użyteczne sztuczki.

Jej towarzysze sprawili się idealnie. Nie dopuścili do jasnowłosego ani cienia wątpliwości i podejrzeń. A sama łowczyni... cóż, ani trochę się nią nie zainteresował, co wprawdzie okazało się niezwykle wygodne, ale też.. odrobinę ją zaskoczyło i rozczarowało. Nasuwało do głowy pytania: jak wiele ten olbrzym wiedział o intrygach Chińczyków? O tym co miało się wydarzyć w Shimodzie? A o siedmiu oczach? O sobie samym?

-Co teraz.. -szepnęła zostawiając jasnowłosą bestią za zamkniętymi wrotami i uważnie rozglądając się po nowym otoczeniu. Hai, dostanie się do samego serca Shimody okazało się łatwiejsze niż podejrzewała. Prawdziwym wyzwaniem było przerwanie rytuału i odnalezienie siostrzyczki.

- Mówię każdym językiem jaki zna mój rozmówca. Jeśli ty byś znała chiński, to bym mogła w nim z tobą rozmawiać.- wyjaśniła Sakusei i wzruszyła ramionami.- Niestety nie przenosi się to na pismo. Nie odczytam listów zapisanych po chińsku. Poza tym… nie wydaje mi się by mnisi mówili czystym chińskim. To nie był kantoński. Wiem o tym, bo miałam okazję rozmawiać lata temu z posłem chińskiego cesarza.

Pomieszczenie po którym się Leiko rozglądała, było ubogie i zdewastowane. Było puste. Widocznie sama świątynie nie interesowała mnichów. A raczej to co było pod nią. Pośrodku bowiem znajdowała się drewniana klapa, a gdy “Oakame” ją uniósł.. odsłoniła drewniane schodki prowadzące w mroczną czeluść oświetlaną drobnymi kagankami z papierowymi osłonami. Ściany tunelu były ledwie powierzchownie obrobione, na tyle by dało się zamontować drewniane schodki. Sądząc po kamieniu tunel był częścią naturalnego kompleksu jaskiń rozciągających się w tej części osady.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-06-2020, 01:37   #305
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Dojmujący chłód prześlizgnął się po skórze łowczyni, kiedy zaglądała w mroczne czeluści ukryte pod swoimi stopami.

-Zło się kryje w Shimodzie.. -powtórzyła cicho słowa wypowiedziane pewnej nocy przez małą miko. Teraz powoli zaczynały nabierać swojego złowieszczego znaczenia. Jaskinie, lochy, najróżniejsze podziemia - choć miały w zwyczaju skrywać najbrudniejsze sekrety, to nie były miejscami, w których Leiko dominowała swoimi talentami. A już tym bardziej podziemia wypełnione tajemniczym złem.

Wyprostowała się i odstąpiła od schodków prowadzących w nieznane.
-Obawiam się, że już dawno straciliśmy możliwość odwrotu. Iluzje jeszcze mogą nam się okazać przydatne, o ile tylko nie spotkamy prawdziwej mniszki. Jednakże.. -Maruiken przechyliła głowę, przymarszczyła lekko brwi -Bardziej mnie martwi to, co klan znalazł pod Shimodą.

- Nie słyszałam o niczym co mogło by być tu ukryte.
- zastanowiła “Naymia” idąc przodem, gdyż nadal odgrywali tą maskaradę.
- Czegoś tu szukają. To nie jest kopalnia tak jak ostatnio.- ocenił strażnik za “związaną” Leiko.

Zeszli po schodach do dużej jaskini. I tam znowu napotkali dobrze znane łowczyni i roninowi, rogate kreatury pilnujące drugiego wyjścia z tej olbrzymiej naturalnej sali. Na ścianach niej, ktoś wyrył dziwne znaki, ktoś inny domalował kolejne czerwonym barwnikiem. Dwa strażnicze Oni przyglądały się całej trójce, acz nie wydawały się szczególnie zaniepokojone ich obecnością. Stały spokojnie opierając swoje łapska na orężu.

Zatem w tych podziemiach to nie widmowi strażnicy czuwali nad wielowiecznym skarbem, tylko te bestie strzegły tego.. tego co się znajdowało dalej, głębiej w jaskiniach. Zabójcze pupilki mnichów. Czy były też ich oczami i uszami? Czy wiedzieli już o przybyciu się ich trójki?

Maruiken przyglądała się ścianom, jednak nie była Ayame, ani tym bardziej Kohenem. Jej światem rządziły cienie i intrygi, nie maho i tajemnicze symbole. Mogła się jedynie domyślać ich przeznaczenia, a intuicja podpowiadała, że te wyryte w ścianach mogły być pieczęciami trzymającymi w ryzach to, co zostało ukryte w tych jaskiniach. Zaś te malowane czerwienią mogły pełnić rolę kluczy.. iye, narzędzi, którymi ktoś przebił się przez misterne zamknięcia. Niewątpliwe zasługa mnichów. Ale czy intuicja łowczyni była zgodna z prawdą?

Pokaleczonym i poobijanym ciałem kobiety wstrząsnął gwałtowny kaszel. Opuściła głowę, aż zmierzwione pukle włosów przesłoniły jej twarz.
-Te symbole na ścianach.. co oznaczają? -zapytała szeptem Pajęczycy, gdy jeszcze byli daleko od uszu rogatych Oni.

- Nie wiem… wiedza o praktykach magicznych nigdy mnie nie interesowała. Niektórzy Starsi mogli by wytłumaczyć ich przeznaczenie, ale ja.. nie… - odparła Sakusei kręcąc głową. - Albo pewien zasuszony staruszek w słomianym kapeluszu.
- Który wolał zostać poza świątynią.
- dodał żartobliwie Sasaki, acz z sarkastycznym tonem. Bo Daikun rzeczywiście by tu się przydał. Samozwańczy ogrodnik Japonii wydawał się dobrze poinformowany we wszystkich sprawach, a zwłaszcza mistycznych.

- Nie ma znaczenia to zresztą, nieważne jaki rytuał odprawiają. Jest tylko jeden pewny sposób na jego przerwanie.- oceniła Pajęczyca wzruszając ramionami.- Zabić trzeba wszystkich uczestników ceremonii, zanim ją skończą.
-Nie możemy działać pochopnie
- Maruiken krótko podsumowała swoje podejście do takiej brawury -Jest nas tylko trójka przeciwko klanowi, mnichom, ich sługom i Tsuno. A jeszcze nawet nie wiemy co na nas czeka dalej..

Nie mieli ze sobą armii. Iye, Sakusei posiadała hordę swoich wielonożnych dzieciątek, ale o ile nie skryła ich pod kimonem, to wszystkie zostały ponad ich głowami. Byli zdani tylko na siebie. Przynajmniej do czasu, aż wszystkie pieczęci ugną się pod naporem demonów.

-Taki rytuał musiał wymagać długich przygotowań, ne? Wyciągnięcie choćby najmniejszego fragmentu z tej układanki powinno opóźnić cały akt, a wtedy zarówno nasi sojusznicy, jak i Oni, mieliby czas tutaj dotrzeć - rozmyślała łowczyni na bardzo cichy głos - Nawet jasnowłosy nie zatrzyma takiego chaosu..
- To prawda, ale musisz wziąć pod uwagę Maruiken-san jeden fakt.
- odparła cicho Sakusei nachylając się ku niej.- Mnisi mieli cały dzień na przygotowania, a i cała walka z twoim ptasim prześladowcą też zabrała nam sporo czasu. Nie wiedząc ile ma potrwać rytuał, nie wiemy też ile czasu nam zostało na jego powstrzymanie.

-Hai, niestety
-Maruiken z westchnieniem musiała przyznać jej rację. Całe to walczenie i uciekanie przed Ptaszkiem, a także ratowanie biednego Płomyczka, kosztowało ich wiele cennego czasu.
-Jednak nie zebrali jeszcze wszystkich fragmentów, ne? Nie wysłaliby Ptaszka na polowanie, gdybym nie była im potrzebna do ukończenia rytuału -spomiędzy opadających jej na twarz kosmyków, łowczyni zerknęła na Tsuno strzegące wejścia głębiej w jaskinie -Musimy sprawdzić, czy schwytali już pozostałych.

- Trudno powiedzieć… gdyby byli zdesperowani i brakło by im czasu, nie maskowaliby swoich zamiarów. Przecież nie możesz zarzucić im wprost, że wysłali potwora by cię porwać, ne?
- zapytała retorycznie Pajęczyca.- Wszak nie masz dowodów, że Ptaszka łączy coś z mnichami. To mógłby być jeden z Oni, którzy przebili się przez kekkai.
Wzruszyła ramionami. - Nie sądzę, by złapanie was teraz było kluczowe dla ich planów. Po prostu skorzystali z okazji by upiec kilka rybek na jednym ogniu. Iye… to co się kryje w Shimodzie, to co robią tu nie ma bezpośrednich powiązań z tobą i innymi Oczkami.

Z każdym krokiem stawianym głębiej w jaskinie łowczyni odnosiła przykre wrażenie, że coraz mniej wie o zamiarach chińskich mędrców. Jeśli nie była im potrzebna do rytuału, to dlaczego ich słudzy byli tak.. nieustępliwi w próbach przyprowadzenia jej do serca Shimody? Polowanie na nią zmusiło Kasana do zrzucenia maski samuraja, Ptaszek był gotów walczyć do ostatniej kropli krwi, byle tylko dostarczyć ją mnichom. Tak wiele strachu, bólu, niepewności. I na co?

-Tym bardziej musimy się dowiedzieć z czym mamy do czynienia. Póki co idziemy ślepo w samo gniazdo węży.. -stwierdziła ponuro Leiko. Miała wiele wątpliwości, lecz nie było już odwrotu, ani ucieczki. Tylko działanie dawało jej szansę na przetrwanie tej nocy w Shimodzie. -Być może bestie przepuszczą nas tak samo łatwo jak jasnowłosy. Inaczej będziemy musieli pozbyć się ich szybko i cicho.

Kolejny test talentów Sakusei. Ruszyli w kierunku wejście pilnowanego przez stwory. Wejścia wyżłobionego w skale i prowadzącego w dół po kamiennych schodach, rozświetlonego przez nieliczne kaganki umieszczane w małych wnękach. Potwory zignorowały mniszkę, jej sługę i prowadzoną przez nich “więźniarkę”. Na razie wszystko szło po myśli Leiko, tylko czemu czuła niepokój?

Kroki prowadziły ich coraz niżej, coraz głębiej pod ziemię. Mrok z trudem rozpraszały światełka, a do tego dochodzące z dołu inkantacje. Pajęczyca zapytana o ich znaczenie wzdrygnęła się i szepnęła tylko, że “jest niepokojące”. Nic więcej nie chciała rzec.

Na końcu schodów była olbrzymia jaskinia, w której kilka domów mogłoby się znaleźć swoje miejsce. Zamiast tego było tysiące zapalonych świec. Był też olbrzymi kamień pośrodku, głaz pieczętujący coś z zapisanymi w kanji słowami.
U podstawy głazu leżała zawinięta w całuny ludzka sylwetka, a przed nimi klęczał pogrążony w recytacji mantr samuraj z białymi włosami i w błękitnym kimonie.






Leiko znała go dobrze, choć spotkała tylko raz. Sotsu Gozaenmon. Straszliwy bushi, którego spojrzenie wlało strach w serce łowczyni i sparaliżowało jej ciało. Że też to on prowadził ten rytuał. Dobrze chociaż, że był sam i pogrążony w rytuale. Można by było się do niego zakraść po cichu, niczym wąż wijąc się bezszelestnie, zatopić stalowe kły w jego ciele i… jej towarzysze mieli podobny pomysł. Nie potrzeba było słów między nimi.
Sytuacja wszak była idealna.

Gozaenmon nagle przerwał mantry i wstał.






- Maruiken… spodziewałem się że uciekniesz z Shimody, jeśli nasz wysłannik zawiedzie. Miło mi się przekonać, że się myliłem i sama przyszłaś do nas. Cieszy mnie to. Oszczędzi mi to kłopotu szukania ciebie.- rzekł cicho, ale jego głos roznosił się echem po całej jaskini.- Nie chowajcie się za iluzjami. Przejrzę każdą z nich.
Odwrócił się przodem do trójki intruzów.






- Sasaki-sama, cieszę że opowieści o twojej śmierci okazały się przesadzone. Zawsze podziwiałem twój talent szermierczy.- zwrócił się do Kojiro. - Zmartwiła mnie twoja śmierć, bo oznaczała że nigdy nie będę miał okazję zmierzyć się z tobą.
Na końcu zwrócił się do samej Sakusei. - Nie obchodzi mnie twoje życie, tsuchigumo. Uciekaj do nory z której wypełzłaś a ocalisz życie.
Wywołując tymi słowami wściekłość Sakusei, dumna Pajęczyca wszak nie czuła się byle Oni.

Nie musiał nawet na nią patrzeć swoim spojrzeniem przeszywającym ciało i duszę. Sam jego widok wystarczył, aby powietrze silnie wcisnęło się w płuca Leiko, a krew zmroziła się w jej żyłach. Z gwałtownością tsunami uderzyła w nią fala wspomnień z tamtej nocy - Gozaenmon paraliżujący ją byle zerknięciem, Gozaenmon nawiedzający ją w koszmarach i wypalony w jej myślach obraz Płomyczka zabitego jego rękami. Instynkt kazał jej uciekać, nogi ugięły się w kolanach.

Odruchowo postawiła krok w tył, prawie wpadając na Kojiro ukrytego pod iluzją samuraja. Hai.. w tamtym koszmarze to biały tygrys był jej pocieszeniem, sam ronin też zjawił się w momencie jej wątpliwości i strachu. Nie była sama. Nie musiała liczyć na nagłe pojawienie się Czapli chętnego uratować piękną kobietę za odpowiednią nagrodę.
Nie miała nawet dokąd uciec. Musiała się zmierzyć z tym koszmarem o białych włosach.

-Oh, wyruszyłbyś za mną na polowanie? -malowane wargi Leiko odważnie rozchyliły się w figlarnym uśmieszku, jednak drżenie głosu zdradzało jej prawdziwe emocje -Czyż to nie byłaby ogromna strata Twojego czasu i umiejętności, Gozaenmon-san? Takie uganianie się za byle łowczynią Oni?

- To prawda. Ale Hirami-san zawiódł, a Ratsu też… skoro tu jesteś.
- stwierdził obojętne mężczyzna i spojrzał na łowczynię.






Nonszalancko machnął dłonią. - Acz czy powinienem? W końcu chcę ci pomóc spełnić twoje przeznaczenie. Twoje prawdziwe przeznaczenie. Odebrane ci przez twoją opiekunkę, przez Mateczkę… za pomocą jej kunai.
- Cokolwiek tu planujecie.
- wtrącił Sasaki spoglądając to na przeciwnika, to oplecioną tkaninami sylwetkę.- Nie jest jej przeznaczeniem.

- A co ty wiesz o przeznaczeniu. O ambicji bycia czymś więcej niż tylko marnującym swój potencjał szermierzem, który mógł zajść dalej niż tylko do sypialni dam dworu.- Gozaenmon wybuchł nagle ujawniając Leiko swoje słabości. Zazdrość wobec talentów Kojiro i własne chorobliwe ambicje. Szkoda, że znajomość tych słabych punktów na niewiele się teraz przyda.

W Miyaushiro Gozaenmon sprawiał wrażenie okrutnie zimnego i niewzruszonego, a jednak teraz Leiko dostrzegła pęknięcie tej maski. Koszmar ukrywał w sobie bardzo ludzkie emocje. Jego gniew mógł się okazać jej sojusznikiem, lecz.. w tym momencie co innego zaprzątała myśli kobiety.

Mateczka.. mógł byle szeptem wypowiedzieć to słowo, a i tak odbiłoby się w jej uszach niczym najgłośniejszym krzyk. Co.. co miał na myśli? Jakie znał szczegóły z jej życia i, co najważniejsze, skąd się o nich dowiedział?

-Odebrane przeznaczanie? -łowczyni w niezrozumieniu powtórzyła słowa białowłosego. Potem potrząsnęła głową, dając sobie wygodne usprawiedliwienie dla uniknięcia jego spojrzenia. Najchętniej w ogóle nie patrzyłaby w jego kierunku z obawy o wpadnięcie w jego sidła -Iye, mylisz się. Nikt mi nie odebrał przeznaczenia. Nadal jest tylko w moich rękach i.. obawiam się, że nie zamierzam dzielić się nim z Twoimi panami.
Nieprzerwanie mówiła tym milutkim tonem głosu dającym złudne wrażenie, że rzeczywiście jest jej przykro z powodu mącenia w planach mnichów. Zerknęła w kierunku sylwetki opatulonej całunami -Tym bardziej, jeśli i oni zadbali o spełnienie przeznaczenia Twojego towarzysza.

- Doprawdy ? W twoich? Ara ara…
- rzekł żartobliwie Gozaenmon.- Obawiam się że jesteś w błędzie Maruiken. Twoje przeznaczenie nigdy nie było w twoich rękach, odebrano ci je kłamstwem i zbrodnią. Widzisz moja droga… oczy są lustrami duszy i ja spoglądam przez nie w głąb i potrafię dostrzec sekrety. Najsmaczniejsze są te zaś, które ukrywamy sami przed sobą. Czyż nie uważasz się za sierotkę zabraną z ulicy? Uratowaną przed ciężkim losem? Mającą dług wdzięczności? To bardzo piękne… kłamstwo i w głębi duszy o tym wiesz, ne Tomoka-chan?

Tomoka… to imię powinno być jej obce. Ale ciało odruchowo zadrżało słysząc te słowo. Tomoka brzmiało dziwnie znajomo i tęsknie. Bardziej niż należące do kogoś przelotnie spotkanego w jej podróżach, ale nie potrafiła skojarzyć z nim żadnych wspomnień. Żadnego, choćby najbledszego ukrywającego się za mgłą czasu. Czy zatem była to tylko kolejna sztuczka mężczyzny mająca zasiać w jej sercu niepewność?
Wytrącił ją z równowagi. Zacisnęła mocno powieki próbując otrząsnąć się z tego nienaturalnego wrażenia i jednocześnie.. zrozumieć je.

Sotsu zaś kontynuował splatając ręce razem. - Nawet pasujecie do siebie, ty i ten… ronin. Oboje uciekacie od swojego przeznaczenia. Oboje kryjecie się za kłamstwami. Wbrew temu co sądzicie nie jesteście panami swoich losów.

-Nie wiem o czym mówisz
-odparła Maruiken po krótkiej chwili milczenia -Nie uważam się za sierotkę, a.. chociaż używałam w życiu wielu imion, to nigdy nie nazywałam się Tomoka -kobieta uniosła powieki, a za ich śladem uniosła się też wysoko jedna z jej brwi -Nie podejrzewałam mnichów o zawierzanie w każdą zasłyszaną plotkę. Czy właśnie dlatego tutaj jesteśmy? Z powodu plotek, legend i wiejskich przypowieści?

- Doprawdy. Skoro zaszliście tak głęboko pod Shimodę mimo że tak niewiele was łączy, to… wiecie że za tymi legendami kryje się prawda, którą oni znają.
- odparł Gozaenmon i zwrócił się swój wzrok na Leiko. - Nie wiesz… bo nie chcesz wiedzieć Tomoka-chan. Nie chcesz pamiętać, jak mówiła na ciebie twoja matka, jak rozczesując twoje włosy mówiła ci, że będziesz taką potężną wojowniczką jak ona. Że będziesz piękna, że będziesz sławna. A przede wszystkim nie chcesz pamiętać jej upadającego na podłogę ciała… krwi która z niego wypływała… a przede wszystkim dłoni z ostrzem która zadała śmierć twojej prawdziwej matce na twoich oczach, gdy miałaś ledwie pięć wiosen.- uśmiechnął się ironicznie Sotsu. - Domyślasz się czemu?

Leiko poczuła jak jej mięśnie napinają się pod wpływem tych.. tych bredni wypowiadanych przez pewnego siebie mężczyznę. Każde jego słowo podsycało stopniowo narastające w niej rozdrażnienie.
Kim on był, aby podważać rolę Mateczki w jej życiu?! Kto mu dał prawo do siania tak bezczelnych bajeczek na temat jej dzieciństwa?! Nie miała innej matki. Tamta.. kobieta, której krew płynęła w jej żyłach, porzuciła ją zaraz po urodzeniu. Nie było żadnego czesania włosów, żadnych czułości, żadnej miłości. To wszystko zapewniła jej dopiero Mateczka. To i wiele więcej.

-Iye.. -syknęła łowczyni porzucając wcześniejszą słodycz spływającą z ust. Hai, domyślała się co takiego samuraj sugerował, ale nawet nie zamierzała wypowiadać takich kłamstw -Ty mi powiedz, Gozaenmon-san. W końcu jesteś przekonany, że znasz moje życie lepiej ode mnie, ne?

- Ponieważ twoje życie widziałem w twoich myślach, w twojej pamięci, w twojej duszy.
- zaśmiał się Sotsu spoglądając w jej oczy. - Największe kłamstwa Maruiken, opowiadamy samym sobie. A ostrze które splamiło się matczyną krwią należało do tej którą nazywasz Mateczką. Owszem brała ona często obiecujące sieroty wprost z ulicy… ale ty… ty byłaś zbyt smakowitym kąskiem. Ty byłaś jedną z siedmioro oczu. Powiedz mi sama, czy tak drobna przeszkoda jak fakt, że miałaś rodziców powstrzymałaby Mateczkę przed zdobyciem tego czego chciała? Iye… nie ma skrupułów teraz, nie miała i wtedy.

Pierwszy raz Leiko musiała mu przyznać rację. Mateczka była pragmatyczną osobą. Własnoręcznie wyznaczana droga przez trupy nie była w stanie jej powstrzymać przed osiągnięciem swego celu. Teraz tymi ostrzami były jej utalentowane córki, ale Maruiken z łatwością mogła sobie wyobrazić młodszą Mateczkę zadającą ten zabójczy cios. Jeśli.. w opowieści białowłosego było jakieś ziarenko prawdy, to nie zmieniało ono bezgranicznego zaufania jakim łowczyni darzyła jedyną matkę jaką znała. Nie chciała słuchać o żadnej innej.

Tonąc pod natłokiem nowych myśli, kobieta nie mogła się oprzeć wrażeniu, że los wyjątkowo uśmiechnął się do mnichów i klanu. Była tutaj, w Shimodzie. Były tutaj też pozostałe Oczy, był ten białowłosy wiedzący o niej tak podejrzanie dużo. Nie wierzyła w przeznaczenie, ani w byle przypadki. Czy oni... jak..
Siostrzyczka. Leiko nagle zaschło w ustach, a serce wydawało się zastygnąć w pół uderzenia. Powiodła spojrzeniem po ciemnej jaskini.
-Już dawno sobie to wszystko zaplanowaliście, ne? -zapytała na bezdechu, choć obawiała się odpowiedzi -Moje przybycie na ziemie klanu nie było tylko wygodnym zbiegiem okoliczności..

- Tak. I wpadłaś w nasze sidła… tak jak pozostali. Jedynie ta miko ciągle wymyka się nam. Krew kitsune w jej żyłach i wrodzone talenty czynią ją wyjątkowo trudną do uchwycenia zdobyczą. Ale pewnie właśnie wykorzystuje okazję jaką stwarza ta bitwa, by dostać się tutaj i mnie powstrzymać. Tak jak ty.
- odparł białowłosy samuraj z triumfalnym uśmieszkiem… nie wiedząc, że się myli. Że matkujący małej miko samuraj nadopiekuńczo zabronił jej się włączać do tej bitwy. Chyba że… Korogi wyślizgnęła mu się spod ręki i w tajemnicy przed wszystkimi zmierza wprost do tej pułapki.

Łowczyni kręciło się w głowie przepełnionej chaosem myśli. Zaledwie kilka chwil wcześniej martwiła się swoim brakiem wiedzy o zamiarach mnichów, a teraz.. teraz taka nieświadomość wydawała jej się słodkim zbawieniem. Ale przecież nie było już odwrotu. I jedyne co mogła zrobić, to brnąć dalej i wygarnąć z białowłosego jak najwięcej informacji. Zwilżyła spierzchnięte wargi, po czym zapytała -Skoro jesteś tak mną zafascynowany, to zapewne znasz powód mojego pojawienia się na ziemiach Hachisuka, ne?

Nigdy w czasie tej misji nawet się nie zbliżyła do zdradzenia komukolwiek prawdziwej natury swoich łowów. Nie potrzebowała, wszak nosiła przekonującą maskę. Najwięcej tajemnic wymieniała ze swoim tygrysem, ale nawet on nie sięgał zbyt głęboko. Zwinnie lawirowali pomiędzy swoimi niedopowiedzeniami. Ale w tej jaskini wszystkie maski opadały i prawda wychodziła na wierzch. Jej towarzysze i tak już usłyszeli zbyt wiele.
-To gdzie ona jest? - dreszcz prześlizgnął się po jej plecach. Tak długo wędrowała, tak długo szukała.. -Gdzie moja siostra?

- Jest żywa i bezpieczna. Czego nie można powiedzieć o twoich towarzyszach
.- odparł ze złowieszczym uśmiechem białowłosy samuraj.

Leiko nareszcie mogła odetchnąć swobodniej, a wraz z oddechem opuszczającym jej usta pojawiła się też fala ulgi przetaczająca się przez jej ciało.
Siostrzyczka żyła.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-06-2020, 15:00   #306
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko zdecydowała się uwierzyć białowłosemu. W końcu jaki pożytek miałby z takiego kłamstwa? Było to pocieszenie warte wysłuchiwania jego zarzutów wobec Mateczki. Ale to już się nie liczyło. W tym momencie ważna było tylko to, że siostrzyczka była żywa, choć Maruiken wątpiła w jej bezpieczeństwie w rękach klanu. Musiała ją odnaleźć i odprowadzić do domu.

- Sądzę, że oboje spodziewali się przynajmniej.. odrobiny niebezpieczeństwa, kiedy obrali sobie na cel Shimodę. Ne, Kojiro-san? Sakusei-san? -kobieta spojrzała na dwójkę swoich sojuszników, którzy niespodziewanie dla nich i dla niej samej dostali możliwość wejrzenia w jej życie. Czy to ich interesowało? Czy cokolwiek zmieniało?

- Więc zamierzasz trwać przy swojej błędnej pogoni? My możemy dać ci moc i potęgę i wypełnienie przeznaczenia.- westchnął Gozaenmon, podczas gdy oboje towarzysze oddalali się od Leiko, każdy w inną stronę. Powoli go osaczali, by móc uderzyć nagle z obu stron. Podczas gdy łowczyni rozmawiała, jej towarzysze przygotowywali się do boju, wykorzystując to że skupiła na sobie uwagę białowłosego samuraja.
- Wątpię, by to co planujecie miało cokolwiek z jej… z ich przeznaczeniem.- wtrąciła ironicznie Sakusei porzucając “maskę” mniszki.

-Tego nie wiemy, ne? -odparła Maruiken decydując się na strategię zgoła odmienną od swoich sojuszników i znów odnalazła w głosie te milutko brzmiące dla ucha nuty. Dłonią zagarnęła za ucho niesforne kosmyki wcześniej zmierzwione dla podkreślenia roli ofiary -Byłam ścigana, okaleczona, połamano mi kości i próbowano zgwałcić, a mimo to żaden z waszych wysłanników nawet słówkiem nie wspomniał o moim.. przeznaczeniu.
Chociaż łowczyni nadal miała na sobie kimono pobrudzone krwią, a w jej makijażu i włosach ciężko było się dopatrzeć zwyczajowej misterność, to wraz ze zrzuceniem iluzji zrzuciła też z siebie całą żałosność schwytanej zwierzyny.
-Ale Ty jesteś bardziej rozmowny od Kasana i Ptaszka, Gozaenmon-san -skrzyżowała ręce na piersiach, przywołała cień uśmiechu na wargi - Może więc nareszcie Ty mi zdradzisz co takiego dla mnie zaplanowaliście? Może okaże się, że przez ten cały czas niepotrzebnie uciekałam?

- Masz zaszczyt zostać jedną z siedmiu czempionów uwięzionego bóstwa. Jedną z tych, która go uwolni dzięki swojej krwi. Jedną z tych, którzy zapoczątkują nowy świat.
- wyjaśnił Gozaenmon wzruszając ramionami.- Kasan nie został w tej kwestii oświecony. Jego prostacki umysł nie potrafiłby objąć takiej prawdy… a moc która mnie obdarzyła szerszym spojrzeniem na świat, zawęzić jego horyzonty myślowe do prymitywnych zwierzęcych potrzeb. Nie każdy potrafi zapanować nad potęgą jak ty i ja. Niektórzy pozwalają sobie na taką słabo…-
Sięgnął po katanę… tak szybko że ruch rozmył się w oczach Leiko.






I zaatakował równie szybko. Błyskawicznie dopadł do Sakusei, cięciem katany wybił jej miecz z ręki. Ciął z rozmachu raniąc boleśnie Pajęczycę, która odskoczyła upadając przy okazji na podłogę.
Nie uderzył ponownie. Może dlatego, że musiał uniknąć atakującego jego plecy Kojiro. Ronin wykonał pchnięcie mierząc w serce, ale chybił. Gozaenmon gładko zszedł z jego ciosu. I zaatakował jakby od niechcenia. I tym razem on chybił. Sasaki spodziewał się że nie trafi i zablokował potencjalny cios odwetowy własną kataną, swoim talentem niwelując nadnaturalną prędkość przeciwnika.

-...słabości. - zakończył niewzruszony swą porażką Sotsu. Cofnął się parę kroków z uniesionym orężem.






- Nie jestem samym instynktem jak Ratsu, czy też pochłoniętym przez własną mocą Kasanem. Ja jestem ideałem, którego oni dosięgnąć nie byli w stanie. Tak jak i wy.- uśmiechnął się skromnie, mimo że jego słowa były pełne pychy. Niemniej wykazał umiejętności, którymi mógł wagę swoich słów podeprzeć. - Nie myślcie, że nie widziałem waszych podchodów. Nie możecie mnie zaskoczyć… wasze podstępy przejrzę, wasze plany odkryję i zniweczę. Nie macie szans ze mną. Czeka was tylko rejterada lub śmierć.

On mówił, a ona biegła. Leiko wykorzystała tę chwilę - tę o wiele zbyt krótką chwilę - kiedy jej sojusznicy ściągnęli na siebie uwagę białowłosego, i skoczyła w kierunku jedynego interesującego punktu w całej tej jaskini. Kamień i sylwetka. Sylwetka i kamień. Przynajmniej jedno było na tyle ważne dla klanu i mnichów, że ustawili na straży nie tylko jasnowłosego i parę Tsuno, ale przede wszystkim Gozaenmona. Nie tego się łowczyni spodziewała. W jej wyobrażeniach te podziemia były wypełnione chińskimi mędrcami oraz ich ofiarami, nad którymi odprawiali swój ponury rytuał. Samotny białowłosy był zaskoczeniem, ale nie czynił sytuacji łatwiejszej. Tylko ją utrudniał.
Któreś z nich, kamień lub to ciało pozawijane w całuny, musiało być słabością jego oraz jego panów. Nie zostawiono ich tutaj bez powodu.

Możliwe że miała rację. Acz myliła się w jednym… sojusznicy nie ściągnęli uwagi Sotsu. Wszak powiedział jej przecież: “Nie możecie mnie zaskoczyć, wasze podstępy przejrzę, wasze plany odkryję i zniweczę.”
Ganriki zawyło nagle zmuszając Leiko od odskoczenia w tył. Dwa tsuno pojawiły się przed nią blokując jej drogę. Ledwie uniknęła cięcia potężnym toporzyskiem jednego z nich. Mogła przypuszczać, że nie będzie to aż tak łatwe.

Znów poczuła zew ganriki. Tym razem z trudem unikając ciosu w kark, który miał odesłać w słodką otchłań ogłuszenia. Nadnaturalnie szybki Gozaenmon błyskawicznie porzucił próby ubicia Sakusei i broniącego go ronina, by dotrzeć do łowczyni i udzielić jej nagany.
- Znaj swoje miejsce Maruiken, nie jest nim psucie naszych planów.- mruknął żartobliwie, jakby cała ta sytuacja była zabawą. Jakby… nie walczył na poważnie. Jakby się… nie wysilał nawet.

Zarówno dla Maruiken łowczyni Oni, jak i dla Maruiken kunoichi, bezpośrednia walka nie była idealną sytuacją. Ganriki pozwoliło jej zyskać przewagę nad niejednym przeciwnikiem spotkanym w życiu, jednak w przypadku białowłosego dawało jej tylko tak zwany „włos”. O włos od uderzenia, o włos od ostrza jego katany, o włos od padnięcia bezwładnie na ziemię u jego stóp. O włos od stania się częścią ponurego rytuału mnichów.
Ale Gonzaemnon nadal był tylko człowiekiem.. prawda? Białe włosy nie czyniły go wszechpotężnym Kami, nadal miał słabości. Musiał je mieć.

-Waszych planów? - jego słowa rzeczywiście rozbawiły Leiko, która nawet cicho zachichotała pomimo okoliczności dalekich od wesołych -Ostatnim razem jak się widzieliśmy, to grzecznie stałeś na straży przed drzwiami swojego Pana. Również tutaj Twoi Panowie zostawili Cię uwiązanego na łańcuchu w jaskini.
W skromnym geście przesłoniła palcami swe wargi, jak gdyby tylko w ten sposób mogła powstrzymać malujący się na nich uśmiech, którym podważała jego rolę w intrydze.
-Nie miałeś naturalnego talentu do zostania wybitnym samurajem, więc zostałeś tresowanym pieskiem? Pieseczki nie tworzą planów ze swoimi Panami, jedynie posłusznie wykonują ich rozkazy -przymrużyła oczy, po czym lekko przyklasnęła dłońmi, mówiąc -A siadasz też na zawołanie?

Szlachetne i stoickie oblicze Sotsu wygięło się w brzydkim grymasie irytacji. Języczek Leiko cisną celnie tą szpilą.
- Ara ara… i kto to mówi. Tresowana suczka, która po wykonaniu zadania pogoni z powrotem do morderczyni swojej matki, by zostać pogłaskana po główce. Ja przynajmniej mam jakieś ambicje. Moja służba, daje mi wpływy i moc. Twoja… pozwala ci się ukrywać przed prawdą.- sarknął w odpowiedzi samuraj tracąc wewnętrzny spokój. Ale nie czujność.

Kojiro zaatakował błyskawicznie. Sotsu odskoczył. Ronin chybił więc, a Gozaenmon zaatakował i...ostrze miecza Kojiro zraniło go w bok.






Białowłosy odskoczył przerażony. Zaskoczony przyglądał się kropelkom krwi na mieczu Sasakiego i na swoim boku.

- Jak... - wyrwało się mu z ust. Nic dziwnego, że był zdziwiony. Wszak był czujny i szybki, nieludzko wręcz. Ptaszkowi pokonanie Kogucika nie zajęło dużo czasu. I prawie żadnego wysiłku. A Sotsu był szybszy od niego… więc “JAK” było właściwym pytaniem. A Leiko miała wszak prostą odpowiedź. Talent.
Kojiro był wielce utalentowanym szermierzem. Nie tylko szybkim. Ptaszka zabił błyskawicznie i precyzyjnie, bez żadnego zbędnego ruchu. Od początku kontrolował tamto starcie… także i tutaj. Kojiro wiedział już jak nadnaturalnie szybki jest Sotsu, ale wiedział też jak zaatakuje. Odczytał to z ruchów jego ciała, spojrzenia… więc skontrował atak Gozaenmona, zanim ten uderzył.
Walka nie sprowadza się wszak do szybkiego i mocnego machania kataną.

- Po prostu czuję się urażony ignorowaniem mnie. Rzuciłeś mi wyzwanie, ne?- odparł grzecznie acz kpiąco Kojiro, choć Maruiken widziała jak jest spięty. Mógł udawać, że ignoruje przewagi białowłosego samuraja… ale łowczyni wiedziała lepiej. To była trudna walka dla niego. I zdawał sobie sprawę z tego.

- Miałeś okazję uciec… teraz tu zginiesz duchu.- warknął gniewnie Sotsu, ale po chwili musiał odskoczyć i obronić się przed wściekłym atakiem dwóch katan Sakusei w ludzkiej postaci. Pajęczyca musiała poczuć się urażona, tym że ją zranił.




Bitwa… właśnie się rozpoczęła.

Jeśli po ziemiach klanu chodził jakikolwiek ideał, to nie był nim Gozaenmon z nienaturalnymi mocami wtłoczonymi mu w krew przez mnichów. Tym ideałem był byle.. duch. Plotka przekazywana z ust do ust, cierń w łapczywiej łapie wielkich panów Hachisuka. Zbuntowany ronin, nie grzeczny pieseczek. Maruiken miała szczęście, że akurat ten duch stał się jej sojusznikiem. Szczęście? Iye. Długie tygodnie flirtu, wykradania się na schadzki, rozkosznego krążenia wokół wzajemnych sekretów, wspólnie spędzanych nocy i wspólnie ubijanych bestii. Oh, Leiko ciężko sobie zapracowała na ochronę swego yojimbo. I teraz, podłapując na krótko jego bystre spojrzenie, swoimi oczami pełnymi niepokoju mogła powiedzieć mu tylko jedno: „Nie pozwól się zabić, mój tygrysie.

Wierzyła, że ronin i Pajęczyca poradzą sobie z białowłosym. Albo przynajmniej zajmą go na tak długo, aby ona mogła poznać sekrety ukryte głęboko pod Shimodą. Sama Leiko nie mogła im pomóc w bezpośredniej walce z samurajem.
Przywołaniem Tsuno oraz własną reakcją Gonzaemnon tylko potwierdził jej podejrzenia. Kamień lub ciało w całunie, któreś z nich było dla niego cenne. A zatem cenne również dla klanu i mnichów. Już raz się pomyliła sądząc, że jej towarzysze byli dla niego wystarczającym roztargnieniem. Ale wtedy ich sobie lekceważył, teraz nareszcie dostrzegł w nich przeciwników potrafiących go zranić i zabić.

Maruiken sięgnęła ręką za swoje plecy i obnażyła ostrze wakizashi wyciągnięte ze zdobionego saya. Zachowując czujność i nie pozwalając sobie na choćby chwilę rozluźnienia napiętych mięśni, ostrożnie ruszyła w kierunku rogatych demonów. Para Tsuno stanowiła przeszkodę, której nie mogła sobie po prostu zignorować. Wystarczyła chwila nieuwagi, aby ciężki topór roztrzaskał jej kości. Jednak dobrze pamiętała taktykę przyjętą przez te kreatury, kiedy walczyły z Kojiro w Maedzie. Atakowały, znikały, pojawiały się w innym miejscu, atakowały, znikały, pojawiały się w innym miejscu, atakowały, znikały.. Gdyby tylko udało jej się „przyłapać” jednego z nich oślepiającym blaskiem swych oczu, to miałaby szansę zaatakować go szybkim cięciem wakizashi.

Tu jednak sytuacja była inna. Tu jej nie ścigały, tu broniły jej dostępu. Nic więc dziwnego, że tu stanowiły żywą ścianę przez którą łowczyni musiała się przebić. Żywą ścianę z dużymi łapami, o dużym zasięgu… i jeszcze większymi toporami. To stanowiło dla Leiko duży problem. Nie dość że niespecjalnie radziła sobie w bezpośredniej walce, to jeszcze wakizashi było krótki ostrzem. Zanim dosięgło by ono ciała Oni, Maruiken byłaby martwa. Co za... niefortunna sytuacja.

Dostrzegała w niej tylko dwa rozwiązania. Zmusić Tsuno do ruchu i porzucenia swego posterunku, lub wykorzystać ich solidność w wykonywaniu rozkazów i ubić je na odległość. Nie miała teraz czasu na tworzenie fantazyjnych planów. Musiała improwizować, nie pierwszy raz dzisiejszego wieczoru.
Wtedy, w Maedzie, jej wakizashi z lekkością rozcięło tak przecież twarde i masywne cielsko jednego z tych rogatych demonów. To wspomnienie dodawało jej śmiałości w potyczce z nimi, ale schowane z powrotem w saya ostrze musiało jeszcze poczekać na swoją kolej do wykazania się.

Łowczyni nie miała przy sobie żadnej broni dystansowej, zatem.. postanowiła stworzyć ją sobie sama. Zagarnęła opadające jej na twarz pasma, po czym zaczęła tkać między palcami jeden z włosków. Dzięki ich zwinnym ruchom stawał się coraz dłuższy, coraz groźniejszy, aż przeobraził się w niepozorny bicz. Rozciął powietrze z przerażającym, wręcz ogłuszającym trzaskiem, kiedy Leiko zamachnęła się prowadząc go w kierunku jednej z łap trzymających topór.

Czarna nić oplotła błyskawicznie łapę z toporem wrzynając się w ciało do krwi, acz niezbyt głęboko. Zaskoczony tym potwór potrząsnął nią dziwiąc się owej nici łączącej go z łowczynią. Drugi wykorzystał sytuację, znikając w błysku by pojawić się przed Leiko i cięciem topora zakończyć jej życie. Teraz, gdy była nićmi połączona z drugim Oni, straciła nieco możliwości manewru na polu bitw… a przynajmniej tak sądził potwór.
To co według tego Tsuno było potknięciem łowczyni skazującym ją na porażkę, dla niej było wyczekiwanym momentem do przypuszczenia ataku na bestię. Znała i rozsądnie oceniała swoje umiejętności, a jednoczesna walka z dwoma tymi kreaturami byłaby tylko zbędnym ryzykiem. Drugi musiał poczekać na swoją kolej.

Jednym szarpnięciem zerwała nić łączącą ją z drugim Tsuno, aby móc już swobodniej uskoczyć przed miażdżącym uderzeniem topora. Szybko i zwinnie, jak również na niewielką odległość zaledwie o włos ratującą ją przed bolesnym spotkaniem z bronią. Wszak jej planem nie była ucieczka, a zwabienie demona w zasięg swych oczu.
Sięgnęła głęboko, do krwi będącej powodem wszystkiego - jej misji, jej obecności tutaj, jej życia - aż naturalnie złociste źrenice rozbłysły blaskiem słońca. Jednocześnie dłoń zacisnęła na wakizashi gotowym z lekkością przebić się przez masę mięśni potwora.

Blask światła zlał się z rykiem bólu porażonego jej atakiem potwora. To co wydawało się bezbronną ofiarą odsłoniło kły.
Ostrze jej broni było śmiertelnie groźne, ale tylko wtedy gdy dosięgło celu. Pchnięcie… prosto w serce. Pchnięcie któremu towarzyszył kobiecy krzyk…
Wakizashi wbijało się ze znikomym oporem. Nadnaturalnie ostre przy walce z Oni wchodziło w ich ciało jak w ryżową kulkę. Leiko zbliżyła się przy okazji niebezpiecznie blisko do potwora. Jeśli nie zabije go od razu tooo… pamiętała już swój niedoszły zgon.

Potwór sapnął i zadrżał. Przebite serce obficie tryskało czarną posoką. Był martwy, ale też nie mógł utrzymać się na nogach i leciał prosto na Maruiken. Niedobrze, niedobrze, niedobrze! Jeśli nie zdoła wyciągnąć wakizashi, to te utknie wraz z nią pod cielskiem potwora.

Niedobrze! Nie było czasu na wahanie, nie było czasu na rozmyślanie na temat tego krzyku gdzieś za nią.
Szarpnięcie i odskok w lewo. Na szczęście ciało nie stawiało oporu jej broni i Leiko bez wysiłku odskoczyła.
Tak… w takich chwilach mogła cieszyć się z daru swojego oka.
Właśnie wtedy coś sobie uświadomiła i nagle zimny pot przeszedł po jej plecach. Wszak nie tylko jej oko było tajną bronią mogącą razić tych, którzy byli nieświadomi jej mocy. A jej towarzysze broni… nie uprzedziła ich o ukrytym talencie Sotsu!

Odwróciła się w gwałtownym piruecie, aby zorientować się w sytuacji i krzykiem ostrzec swoich sojuszników.. lecz głos zamarł jej w gardle po jednym zerknięciu na pole walki.
Sakusei leżała bezwładnie na ziemi. Czy białowłosy użył na niej swojego uśmiechu? Czy była ranna? Czy.. martwa? Potężna tsuchigumo, która jednym ruchem smukłego paluszka dowodziła zastępami przerażających potworów, została sprowadzona do roli byle ofiary. Leiko podjęła ciężką decyzję o porzuceniu swych planów na rzecz sprawdzenia stanu Pajęczycy. Równie mocno martwiła się o swojego tygrysa, uwięzionego teraz w samotnym pojedynku z przeciwnikiem wystawiającym na próbę jego talenty.

-Kojiro-san, jego uśmiech.. -zaczęła doskakując do Sakusei i kucając przy niej. Podniosła spojrzenie na ronina -Uważaj na jego uśmiech! Unikaj patrzenia mu w twarz!
Przedziwne to było ostrzeżenie, ale też białowłosy nie był zwykłym samurajem. I czyż Kojiro nie pamiętał tamtego poranku w Miyaushiro, kiedy zatroskany zakradł się do jej pokoju? Kiedy drżała w jego ramionach opowiadając o spotkaniu z Gozaenmonem, kiedy opowiadała mu o jego uśmiechu i swoim strachu?

- Hai.- odparł jej yojimbo zamykając oczy.
- Niewiele warta ta rada, skoro zmusza cię do walki na moim warunkach na Sasaki-san?- stwierdził drwiąco Sotsu.
- Nie postrzegam tego tak. Ot to dodatkowa odrobina… ryzyka dodana do tego pojedynku.- odparł z przymkniętymi oczami i ironicznym uśmiechem ronin, stając w niedbałej postawie szermierczej. Godnej ucznia uczącego się walki, a nie mistrza. Oszustwo i drwina zarazem.
Wyzwanie mówiące… nie jesteś dla mnie dość dobry, bym brał cię na poważnie. Oszustwo, bo Kojiro nie używał stylów i postaw. Jego sztuka walki nie opierała się na jednym, a na wszystkich, pochłoniętych i zmieszanych. Jego styl był instynktem, jego ciosy wynikiem doświadczeń. Jego postawa… miała mylić przeciwników.
Lub denerwować… tak jak teraz.






- Krwią zapłacisz za swoją arogancję… błędem było słuchania jej rad…- warknął gniewnie Sotsu i zaatakował ronina. Cięcie ukośnie z góry, pchnięcie, cięcie z prawej strony, poziome. Wszystkie chybione. Mimo że Leiko z trudem nadążała za ostrzem białowłosego samuraja, a sam Kojiro tych ruchów katany nie widział, to przy pierwszym zszedł z drogi, przed drugim uskoczył, zaś ostatnie zablokował swoim ostrzem. Z dużym wysiłkiem i pośpiechem… ale zdołał.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 16-06-2020 o 00:03.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-06-2020, 20:07   #307
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
To oczywiście rozwścieczyło Gozaenmona, który ruszył ponownie do ataku. Kojiro zszedł gładko z linii tej szarży, ale tym razem Sotsu się nie zatrzymał. Tylko błyskawicznie doskoczył do Maruiken. Łowczyni instynktownie osłoniła się wakizashi przed ciosem, który spadł z góry i wprawił jej ramię w drżenie. Ledwo utrzymała oręż w dłoni. Nie zablokowała jednak kopniaka w brzuch mocnego i bolesnego, który powalił ją na podłogę.

- Za dużo mówisz Maruiken, za dużo ćwierkasz o sekretach innych. Nie chciałabyś chyba bym ja rozpowiadał o twoje tajemnice, ne?- zapytał drwiąco Sotsu patrząc na nią z góry.

Kopnięcie brutalnie wyrwało powietrze z płuc kobiety i gwałtowny kaszel wstrząsnął jej ciałem.
-Wolę ćwierkać.. niż szczekać na zawołanie.. -syknęła w końcu głosem słabym, ale spływającym jadem. Wsparła dłonie o ziemię i niezręcznie uniosła się na rękach drżących z wysiłku jaki włożyła w obronę przez jego ostrzem oraz z bólu rozchodzącego się po całym ciele. Jakże łatwo byłoby się poddać lękowi i przyjąć rolę pokonanej ofiary. Jakże łatwo.. a mimo to, ku niewątpliwemu rozdrażnieniu mężczyzny, ona nadal ćwierkała, nawet jeśli jej śpiew przerywały próby zaczerpnięcia głębszego oddechu -Tamtego wieczoru w Miyaushiro.. zapytałam o Ciebie mojego towarzysza, jednego z.. samurajów klanu. Chcesz wiedzieć co.. miał do powiedzenia, Koinu?

Koinu. Mały pieseczek, szczeniaczek. Leiko z podłością wykorzystywała szpilę wcześniej celnie wbitą w ambicje białowłosego.

-Nazwał Cię.. mało wybitnym. Nikim ważnym. Yojimbo pilnującym drzwi dla.. lepszych od siebie.. - i znów ten kpiący chichot niewiele mający wspólnego z uwodzicielską i czarującą stroną Maruiken - Jakie to uczucie? Być pogardzanym przez innych samurajów.. przyćmiewanym przez byle ducha?
Nie patrzyła na niego. Cały czas leżała z opuszczoną głową nie tylko chroniąc siebie przed jego uśmiechem, ale także dając sobie ten element zaskoczenia, gdyby zaślepiony złością samuraj daj jej okazję do spojrzenia sobie w oczy.

- Nie dbam o opinię głupców, którzy nie są godni ukazania im prawdy - ależ on gładko… skłamał. Niemniej Leiko rozpoznawała rozdrażnienie w jego głosie. Iskrę żalu i bólu.
Stopa mężczyzny boleśnie ugodziła w jej brzuch, gdy ją docisnął do podłogi wznoszą katanę, by przeszyć jej ciało bólem. - Czas nieco ukrócić twoje możliwości Maruiken. Skoro sama nie potrafisz odkryć swojego miejsca w porządku świata, to ja ci je pokażę.

Kojiro pędził jej na ratunek, ale nie był obdarzony nadnaturalnymi mocami. Oboje wiedzieli, że nie zdąży.
Nie potrafiła odwrócić spojrzenia od uniesionego wysoko ostrza. Wpatrywała się w nie w taki sposób, w jaki mały gryzoń patrzy na hipnotycznie poruszającego się węża, który jednym, pełnym okrucieństwa atakiem potrafi skończyć jego żywot. Czy się.. pomyliła? Czy zbyt głęboko wsadziła igłę, czy zbyt ochoczo nią poruszała w ranie białowłosego?

Leiko czuła pod palcami leżące na ziemi wakizashi, jednak przygniatająca ją stopa mężczyzny uniemożliwiała uniesienie się do obrony, jak i do ataku. Tym razem ta wyjątkowa broń, ten skarb zdobyty w ponurych podziemiach, nie mógł jej uratować. Tygrys był zbyt daleko, Pajęczyca sama potrzebowała pomocy.


„Kiedy trzymasz je w dłoniach, pomyśl o tym co ci potrzebne…
a ono… zmieni się w przedmiot jakiego pragniesz. „


W tej beznadziejnej sytuacji odezwały się w jej głowie słowa wypowiedziane przez Kohena. Potrzebowała.. potrzebowała.. czego potrzebowała? Szybko! Myśl Maruiken!

Instynktownie pragnęła chwycić za parasolkę i ukryć się w jej bezpiecznym cieniu, który nieraz już ją poratował przed szponami i kłami bardziej krwiożerczych bestii. Ale ta broń została na ziemi pośród chatek Shimody. Wtedy za bardzo łowczynię spowalniała w walce z Ptaszkiem, a teraz.. teraz mogła być jedynym co potrafiłoby ją uchronić przed gniewem samuraja. Ale czy braciszek miał rację? Nie miała wcześniej okazji potwierdzić jego słów, a obecna mogła być pierwszą.. jak i ostatnią.

Ostrze opadło, uderzyło. Błysnęły iskry.
Wakizashi zmieniło się w parasol, rozłożony by osłonić ją przed tym żelaznym piorunem. A choć jej cudowne wakizashi potrafiło imitować parasolkę to… był jeden problem. Nie mogło imitować materiału jakim tamta była pokryta. Najbliższym materiałem były metalowe płyty i tym była pokryta parasolka. Powstrzymało to atak samuraja do pewnego stopnia. Ostrze celujące w bark Leiko zdołało się wbić w jej ciało, zranić je do krwi. Ale mimo że rana była bolesna, nie była poważna.
A kolejnej nie zdołał zadać.

Zaatakowany przez ronina, zmuszony był do obrony. Jego szybkość została mocno zredukowana przez żelazną parasolkę nabitą na jego katanę. Wyrwał ją z dłoni łowczyni desperacko i nieudolnie broniąc się przed cięciem Kojiro.
Zamach… krew trysnęła, czarna i gęsta. Sotsu uskoczył raniony. Odrzucił żelazną parasolkę gdzieś w bok cofając się i tracąc całkowicie swój stoicyzm.
A w dodatku… po jego ostrzu zaczęły przeskakiwać czarne błyskawice.






- Koniec z zabawą. Tym razem nie będzie żadnej szermierki, żadnych tańców z kataną… żadnej honorowej walki. Po prostu cię zabiję. - syknął gniewnie Gozaenmon szykując się do ataku.

Białowłosy nie dawał Leiko nawet chwili wytchnienia. Nie miała czasu syknąć z bólu, choćby skrzywić się.. iye, to ostatnie akurat zrobiła, kiedy podnosiła się z ziemi. Nogi chwiały jej się z wrażenia, z tego otarcia się o zbyt bliskie spotkanie z kataną samuraja. Taka rana była niczym w porównaniu z tym, co rzeczywiście zamierzał jej zrobić. Szczęśliwie Kohen miał rację.

Zerknęła w kierunku odrzuconej przez białowłosego parasolki, potem na Kojiro i w końcu na Gozaenmona. Musiała odzyskać swoją broń. Bez niej czuła się.. bezbronna. Hai, nadal miała swoje zwykłe, zaufane wakizashi, lecz ono nie wchodziło z taką łatwością w cielska przeciwników, szczególnie tych o czarnej krwi. Jednak samuraj był odrobinę za blisko jej skarbu, aby miała go sobie po prostu odebrać. Tym bardziej, że nie wiedziała czego się spodziewać po jego nowej sztuczce. Tak samo jak po Kasanie nie spodziewała się grubego cielska złożonego z pijawek, a po Ptaszku prawdziwych szponów i skrzydeł. Wyobraźnia mnichów była doprawdy bogata. I parszywa. Co zatem ukryli pod tymi czarnymi błyskawicami?

Nie spuszczając z niego wzroku, próbując rozeznać się w sytuacji i kolejnej jego sztuczce, kobieta ostrożnie postąpiła kilka kroków. W dłoniach ponownie tkała swe włosy, w razie gdyby musiała się bronić ich szybkimi atakami. Bądź rozłożeniem pułapki na zwinnego przeciwnika.

Zamach, szeroki i pionowy. Sotsu zamachnął się mieczem mimo, że Kojiro był daleko od niego. Czarne błyskawice uderzyły o skałę rozrywając ją na kawałki i sunąc niczym stado psów ku roninowi z szybkością trudną uchwycenia oku, po drodze żłobiąc szlak w skalnym podłożu. Uderzyły w niego… były zbyt szybkie, by mógł uniknąć ich ciosu.
Uderzyły w Sasakiego.
Zabiły?

Nie… oddech Leiko który zamarł na chwilę, poruszył znów jej piersi. Jej ulubiony tygrys nie był Kirisu. Uniknął śmiertelnego uderzenia, nawet jeśli czarne błyskawice nieco go sponiewierały. Jednak cios który miał go zabić, nie zdołał tego uczynić. Ronin był na to za dobry.
Odrzucił wierzchnią warstwę stroju, uszkodzoną piorunami i palące się osłony na ręce.
Upadł. Cios był silny, nawet jeśli nie dosięgnął go w całości, bo Kojiro uskoczył w ostatniej chwili.






Ale przeżył. W pełni zasłużył sobie na przydomek jakim go określonym na tych ziemiach. Był jak duch. Nie do ubicia. A wokół katany Gozaenmona zaczęły iskrzyć kolejne błyskawice. Jego twarz zamarła w gniewie.






- Gratuluję, Sasaki-san. Przeżyłeś. Ale ile ciosów zdołasz jeszcze uniknąć, co?- zapytał ironiczne.

Maruiken znów poczuła jak mimowolnie zaciska zęby, jak w złości napinają się mięśnie jej żuchwy.
Najpierw Płomyczek, teraz jej słodki tygrys. Tego wieczoru sługusy klanu i mnichów wyjątkowo bezlitośnie obchodzili się z jej dzielnymi yojimbo. Życie pierwszego wisiało na włosku.. iye, na pajęczej nici, której ceną było zawarcie układu z tsuchigumo. Życie drugiego.. mogło się zakończyć wraz z kolejnym uniesieniem katany przez białowłosego. Ah.. w tej chwili to Sotsu boleśnie i celnie wbił szpilę w serce łowczyni. Jeśli z jego winy młody lord Sasaki straci choćby pukiel swych lśniących włosów..

Rana drażniła, ale jej nie spowalniała. Uzbrojona we własne włosy obdarzone nadnaturalnymi mocami, skoczyła zwinnie ku samurajowi skupionemu na jej tygrysie. Mając go już w swoim zasięgu, szarpnęła obojgiem rąk posyłając gąszcz nici w kierunku przeciwnika. Tym razem nie celowała, aby zranić, aby porozcinać jego skórę. Teraz starała się pochwycić za jego rękę, opleść ją i utrudnić mu przywołanie kolejnego stada błyskawic. Albo przynajmniej rozdrażnieniem zwrócić jego uwagę na siebie i dać tygrysowi chwilę na zebranie sił. Jeszcze go potrzebowała.

Sekundy rozciągnęły się w nieskończoność. Nici niczym czarne macki posłane zostały ku celowi jakim był Sotsu. Także i Kojiro nie tracił czasu, z obnażonym ostrzem i rozwianymi włosami rzucając się ku wrogowi.



Zai
Rin


Cichy kobiecy szept, gdzieś na granicy słuchu. Nie czas zwracać na niego uwagę.

Pajęczyna czarnych włosów oplotła nadgarstek i ramię samuraja trzymającego miecz. Ale był zbyt silny, a choć nici wrzynały w jego ciało to nie dość, by odciąć mu kończynę. A Leiko mogła jedynie spowolnić jego ruchy wykorzystując swoją siłę.


Pyō
Kai
Jin


Obaj szermierze starli się. Ostrze katany Sasakiego zatoczyło płaski, poziomy łuk. Gozaenmon pchnął… trafiając.




Jego katana rozorała bok tygrysa, powodując grymas bólu, smród palonego mięsa i rozprysk krwi. Ale znów nie zabiło. Na to był zbyt zwinny. Mimo to cios rozerwał mu ubranie i cały bok miał Sasaki w krwi i przypalonym mięsie.


Retsu
Zen
Rin


Natomiast Gozaenmon uśmiechnął się zaskoczony, jego głowa zachwiała się na szyi… a potem upadła na ziemię gładko odcięta. Kojiro zdekapitował samuraja, ale łowczyni nie poczuła przypływu energii. A ciało zamiast osunąć się na ziemię podążając za przykładem głowy odwróciło się. Z kikuta szyi trysnęła krew, gdy Sotsu mówił bulgoczącym głosem - Nie sądzicie chyba że to pójdzie tak… gładko?

Ciało samuraja pękło wzdłuż klatki piersiowej i jednooka głowa wynurzyła się z niej. A po niej całe ciało zbudowane z kości mięśni i ścięgien wraz z zębatą paszczą na brzuchu. Zakończone kościanymi ostrzami ręce poruszały się złowieszczo.




- No i się doigraliście. Zrobiłem się głodny. - syknął złowieszczo.

Paskudztwo” - tylko takim określeniem Leiko nazwała w myślach jego nową postać. Nie miała czasu na nic więcej. Ani na dłuższe przyglądanie się z obrzydzeniem, ani tym bardziej na pełne zachwytu podziwianie tego.. ideału samuraja, za jakiego niewątpliwie nadal się uważał Gozaemnon. Zrzucił skórę tak samo jak wcześniej Kasan i Ptaszek, ale teraz nie mogła wykorzystać pragnienia zemsty ducha, zaś jej osobisty pogromca skrzydlatej bestii sam potrzebował pomocy.

Znów biegła. Dużo dzisiaj biegała, głównie uciekając przed swoimi prześladowcami, ale też goniąc do celu. W tej chwili była nim parasolka porzucona na ziemi, pierwszy krok do.. właśnie, do czego? Jaki miała plan? Co tak naprawdę samotnie mogła zdziałać przeciwko takiej kreaturze?

Musiała odzyskać swoją broń.
Musiała uchronić Kojiro przed zemstą Gozaemnona.
Musiała pomóc Pajęczycy.
Musiała znaleźć sposób na ostateczne zabicie sługusa mnichów.
Musiała ukrócić intrygi mnichów.
Musiała odnaleźć siostrzyczkę.
Musiała.. musiała..

Ogrom tych planów opadł ciężarem na barki łowczyni i spłycił jej oddech, jak gdyby ktoś nagle zacisnął łapsko na jej szyi. Znalazła się w beznadziejnej sytuacji.

I musiała się zdobyć na heroiczny wysiłek, bo centralne oko potwora zaiskrzyło czarnymi błyskami. I Kojiro i ona wiedziała co to znaczy. Że to sam potwór, a nie miecz który dzierżył wcześniej, był źródłem błyskawic. A celem tego uderzenia był zraniony ronin.


Sha
Retsu
Hin


Kobiecemu szeptowi towarzyszył narastający szmer. Niczym odgłos zbliżającej się burzy.

Maruiken dobiegła, pochwyciła. Ciężka parasolka zmieniała ciężar w lekki nożyk tanto, głównie po to by waga broni jej nie spowalniała. Oddech palił w płucach, serce waliło mocno, lekko pociemniało jej w oczach od wysiłku. Ale znalazła się pomiędzy roninem i czarnymi błyskawicami uderzającymi z oka potwora.
Osłona, tarcza… desperacko potrzebowała czegoś co powstrzyma śmiercionośne pioruny.
I cudowny oręż znów spełnił swoje zadanie stając się żelazną tarczą Tate, przyjmującą na siebie czarną nawałnicę. Ból przeszył ręce Leiko, gdy trzymała tę opokę chroniąc za nią siebie i ronina.
Ale udało się, mimo poparzeń na dłoniach i przedramionach.

-A chciałem być miły i ubić go szybko.- odparł potwór niezrażony swoją porażką. Z jego paszczy wysunęły się dwie oślizgłe macki.
-Cóż… zjem go w takim razie żywcem.- dodał. Tej walce przyglądał się drugi tsuno, acz nie próbował się w nią włączyć. Stał na straży tego co znajdowało się za nim. Ludzkiego zawiniątka i kamienia.
Potwór ruszył ku obojgu, ale...


Ha!
Kae!
Mha!
Umieraj! Umieraj! Muszko moja mała!
Boś posiłkiem dla mej dziatwy się stała!


To już nie był szept. To był krzyk wściekłej i rannej Pajęczycy. I słowom tym towarzyszyły setki pająków wychodzących z pęknięć jaskini.




Nie były zbyt duże, największe osiągały wielkość ludzkiej dłoni. Ale były bardzo liczne. I wszystkie kierowały się ku przemienionemu Sotsu. Sakusei udało się sprowadzić “armię” do pomocy.

-Sakusei-san! - gdyby łowczyni miała więcej sił, to wykrzyknęłaby imię swojej sojuszniczki. Niemniej teraz wyrwało się ono spomiędzy jej warg jako westchnienie ulgi, radości. Chyba nigdy w historii Kraju Kwitnącej Wiśni nikt się nie cieszył tak bardzo na widok hordy pająków.

Oddychała głośno, tarcza ciążyła jej w poparzonych rękach. Bolało, jednak te rany nie były czymś, czego nie mogła uleczyć energia umierającego demona.. ale najpierw musiała jednego zabić. Niestety ani wysiłek boleśnie wciskający jej powietrze w płuca, ani poparzone dłonie nie działały na jej korzyść. Tsuno musiał zginąć szybko. Ale najpierw..
Dół opuszczonej tarczy zachrzęścił nieprzyjemnie o ziemię u stóp kobiety. Następnie pełna obaw obejrzała się za siebie -Mój tygrysie... ?

- Żyję.. acz one… go nie powstrzymają.
- szepnął zmęczony i obolały mężczyzna. I miał rację.
Sotsu zwrócił uwagę na pajęczą chmarę. Jego oko błysnęło i czarne błyskawice przeorały niszcząc wiele z pajęczych sług Sakusei.
I mylił się. Gdy skalny pył opadł, wiele z tych pajęczaków przeżyło gniew potwora. Zginęło sporo, ale przeżyło więcej. Niemniej czy ta chmara była czymś więcej niż utrapieniem?

Gozaenmon tak z pewnością myślał, bo stracił nimi zainteresowanie i ruszył wprost na Leiko kryjącą się za ciężką tarczą, oraz Kojiro zaciskającego dłonie na katanie, by zaatakować jak tylko się on dostatecznie zbliży.

Kolejny sługus klanu uświadamiał Maruiken, jak bardzo nieustępliwe były te potwory w swoich łowach. Upartość doprowadziła jego poprzedników ich tylko do śmierci, ale Gozaenmon.. on cały czas umykał jej objęciom. Ona zaś czuła je zbyt blisko siebie i swych sojuszników.
Jeśli odskoczy, to wystawi rannego Kojiro na bezpośredni atak, a nawet duch nie mógł w nieskończoność przyjmować na siebie kolejnych ciosów.
Jeśli raz jeszcze będzie próbowała ochronić ich dwoje tarczą, to nie miała żadnej wątpliwości, że bestia w końcu przebije się przez tę przeszkodę. Ucieczka, obrona.. iye, jak dotąd żadne z tych rozwiązań nie przynosiło upragnionych efektów. Przeciwko takim kreaturom najskuteczniejszy był atak.

Ukryta za tarczą kobieta nasłuchiwała odgłosów zbliżającego się potwora oczekując na.. odpowiedni moment. Jej na poczekaniu stworzony plan był ryzykowny, szaleńczy. Działała pod wpływem impulsu. Gozaenmon zbliżał się szybko, oddech zamarł w piersiach Leiko.
Nagle opuściła tarczę, a spomiędzy opadających jej na twarz kosmyków skupiła lśnienie swego spojrzenia na pojedynczym oku przeciwnika. Jednocześnie jej myśli wypełniało jedno słowo, jedno pragnienie: „Katana. Katana. Katana dla Kojiro!”. Własnym ostrzem ciął celnie i boleśnie, każdy inny samuraj dawno leżałby już martwy. Ale to był pieseczek mnichów. Jej broń była skuteczniejsza przeciwko ich rodzajowi.

Teraz albo nigdy.
Leiko wiedziała że czas się jej kończy. Być może ona przeżyje, ale jej sojusznicy z pewnością nie.

Teraz albo nigdy.
Niestety Gozaenmon charakteryzował się znaczną żywotnością. Przeżył dekapitację i nie przejmował się ranami. A teraz ruszyła na nich, błyskawicznie i szybko. I zamiarem zabicia jej rannego tygrysa… i pewnie pożywienia się jego martwym ciałem.
Tarcza zaś błyskawicznie skurczyła się w dłoni łowczyni, zyskując za to na długości i stając się idealną kopią miecza Sasakiego.




Idealną kopią. Lepszą niż oryginał.

A jej oczy rozbłysły oślepiającym blaskiem mającym porazić potwora. Niespodzianka dla nacierającego Sotsu. Przez chwilę jaskinię rozjaśnił mocny blask, a Leiko… z przerażeniem patrzyła na pojedyncze ślepię potwora. Zamknięte.
- Głupia… czyż nie wspomniałem iż zajrzałem do twojej duszy? Nie tylko wspomnienia i sekrety poznałem, ale także wszystkie sztuczki jakimi dysponujesz.- zadrwił Gozaenmon nie przerywając natarcia i będąc już bardzo blisko.

W tej chwili duszę Leiko wypełnił rozpaczliwy jęk. Nic sobie nie robił z jej nici, niestraszny mu był oślepiający blask jej oczu, nie mogła go zaskoczyć. Jak.. jak więc miała przetrwać tę noc? Jak mieli przeżyć jej sojusznicy? Grunt coraz bardziej usuwał się spod jej nóg, serce łomotało w piersi.
Hai, znał wszystkie jej sztuczki, wiedział czego się po niej spodziewać. Ale czy znał sztuczki jej sojuszników, także tych nieobecnych w jaskiniach? Być może skoro ona nie potrafiła go zaskoczyć swoimi podstępami i mocami, to powinna.. powinna sięgnąć dalej, po obce dla siebie sztuki walki, na które Gozaenmon nie będzie przygotowany.

Kurczowo zaciskała bolące dłonie na rękojeści katany. Oślepieniem potwora miała zyskać przewagę dla ronina i bez niej.. obawiała się o jego szansę w kolejnym bezpośrednim starciu ze sługusem mnichów. Był niezwykle utalentowany, ale nie nieśmiertelny.
Iye, to Maruiken musiała coś zrobić. Teraz.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 16-06-2020 o 00:03.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-06-2020, 20:54   #308
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko uniosła katanę i zamachnęła się, szerokim łukiem przygotowując się na atak potwora. Trochę zbyt szerokim, zbyt oczywistym. Nie było to szybkie i eleganckie cięcie charakteryzujące ruchy Kojiro. Nie była wytrenowana w walce takim ostrzem, a chociaż widziała wiele samurajów i łowców posługujących się kataną, to nie potrafiła powtórzyć ich ruchów. Wprowadzone w ruch ostrze nie zdążyło się spotkać z cielskiem potwora.

Trójząb Płomyczka” -jak pomyślała tak też się stało. Katana nagle zaczęła się zmieniać, wydłużać jeszcze bardziej aż całkiem przeobraziła się w trójząb bliźniaczy parce broni, którymi z taką zwinnością posługiwał się Kirisu. Jego partnerka nie miała w sobie podobnej mu żarliwości, ale za to kierowało nią bezlitosne pragnienie walki o przetrwanie i ochronę rannego tygrysa. Zmieniła ułożenie dłoni na nowo powstałej broni, dzięki czemu cięcie stało się pchnięciem wycelowanym w brzuszysko szarżującego Gozaenmona.

Atak był desperacki. Ciosy niepewne. Niepewne. Ale sztuczka zadziałała. Zaatakowany potwór stał się ofiarą własnej arogancji i szybkości. Normalnie potrafiłby pewnie bez problemu uniknąć ciosu Maruiken.
Niezgrabnego… i mało eleganckiego. Godnego nowicjuszki.
Normalnie mógłby, ale szarżował na nich z pełną prędkością. I pęd jego ataku nie pozwolił mu zatrzymać, ani uskoczyć. Nabił się wprost na Jūmonji yari z głośnym okrzykiem bólu. Ostrze broni nie napotykało oporu przeszywając ciało Gozaenmona i wychodząc przez plecy. Czarna krew trysnęła szerokim strumieniem znacząc twarz Leiko cuchnącymi plamkami. Ale, choć cios był straszliwy to nie zabił Sotsu. O nie…przeciwnik był na to za twardy, nawet jeśli sama obecność cudownej broni w jego ciele sprawiała mu ból.
Jego oko zaczęło zaczęło błyskać czarnymi piorunami, a on sam przybliżać się począł ku Łowczyni, by dosięgnął ją kościanymi ostrzami.

Błysk ostrza…




Jeden, drugi, trzeci…
Kojiro wyskoczył zza pleców Maruiken. Odciął głowę, pozbawił potwora pazurów ucinając ostrza w kościanych stawach z taką samą śmiertelną precyzją jak to uczynił w przypadku Ptaszka. Osunął się zaraz po tym ataku. Ten czyn ratujący, może nie życie a nietykalność łowczyni, wiele go kosztował. I nie było pewnym czy zdołałby powtórzyć ten wyczyn.

- Myślisz, że to coś zmienia? Wkrótce odcięte kończyny mi odrosną. Takoż i głowa…- warknął wściekle Sotsu owijając macki wokół drzewca jumonji yari i wyrywając ją z rąk Leiko. Jednakże nie zauważył przy tym innej napaści. Niektóre pajączki korzystając z tego zamieszania podkradły się na tyle, by wleźć po jego kończynach i kąsać jadowymi kłami.

Sotsu zawył z bólu, zaczął się z nich otrząsać, strącać je mackami. Ale była jakaś niezdarność w jego ruchach. Powolność. A kolejne pajączki zaczęły wspinać się po jego ciele, ku paszczy przebitej Jūmonji yari.

- Ach… czujesz to, prawda?- rzekła głośno Sakusei czołgając się ku niemu z połową twarzy pokrytą krwią i ustami wykrzywionymi w drwiącej nienawiści. - Czujesz moją zemstę pokraczna namiastko Oni? Nie tylko twoi panowie znają Maho. Także i mnie zdarzało się babrać w tej sztuce. Pajączki może są i zwyczajne… ale ich jad zatruty jest moją krwią i klątwą. I zniszczy cię.

Odpowiedzią Sotsu były tylko wrzaski bólu i agonii. Upadł na podłoże jaskini, jego kończyny rzeczywiście zaczęły odrastać. Ale jakie to miało znaczenie skoro chmara pająków właziła na niego kąsając w nienawistnej furii. Co z tego że macki wysunięte z jego paszczy miażdżyły je? Było ich zbyt wiele, a i nie dbały o swoje żywota wchodząc nawet do samej paszczy, by kąsać i kąsać, wstrzykiwać skroploną furię Pajęczycy wprost do jego żył. Leiko patrzyła jak wije się pod czarnym płaszczem pancerzyków pajęczych. Jak wbita w niego włócznia podryguje nerwowo drzewcem… słyszała jego wrzaski odbijające się echem po jaskini.
Zaprawdę… zemsta Sakusei była okrutna i dość długa.

W końcu ucichł i znieruchomiał. Martwe truchło dumnego samuraja, który okazał się kolejną pokraką stworzoną przez mnichów.

Nareszcie..
Fala ulgi uderzająca w Leiko była tak silna, że prawie ugięły się pod nią drżące nogi. Zbyt wiele razy w trakcie tej bitwy zajrzała w oczy śmierci swojej i swoich sojuszników, powiedzenie że traciła nadzieję na wygraną.. nie byłoby przesadą. Ani odrobinę. Śmierci Sotsu nie towarzyszył słodki przypływ energii zasklepiający rany kobiety i dodający jej sił do dalszej walki. Nadal była wyczerpana i obolała, najbardziej kusiło ją poddać się ogarniającej ją słabości i opaść ciężko na kolana. Ale nie mogła. To przecież jeszcze nie był koniec.

Została ona i drugi tsuno wiernie wykonujący ostatnie polecenie Gozaenmona. Pilnujący ukrytej w tkaninach kobiety, jak i głazu. Na szczęście. Bo gdyby zdecydował się zaatakować, to ani Sakusei ani Kojiro nie zdołaliby się obronić.

Łowczyni pochwyciła dłońmi za drzewiec trójzębu sterczącego triumfalnie z nieruchomego ciała Gozaemnona. Jego ostrzami jeszcze raz z lekkością przebiła tors kreatury. Na wszelki wypadek, w celu upewnienia się, że.. to prawda. Że rzeczywiście padł martwy i nie podniesie się w kolejnej paskudnej sztuczce. Żadne z nich nie miało sił kontynuować tej walki. Musiała jeszcze tylko zabić Tsuno i potem.. potem będą mogli się stąd wydostać. Prawda?

Ruszyła w kierunku bestii. W porównaniu do Gozaemnona nawet ten potężny Oni sprawiał wrażenie prymitywnej bestyjki, bardziej zwierzęcia niż inteligentnego i chytrego przeciwnika. A chociaż duszy Maruiken nie wypełniła ekstaza z pochłanianej esencji potężnego przeciwnika, to zamiast niej w żyłach rozpaliła się ognista zażartość. Zażartość do ubicia demona, do ukrócenia intryg mnichów, a przede wszystkim do ucieczki z tych jaskiń razem z rannymi towarzyszami. Mur z dwóch demonów był dla niej nie do przebicia, ale samotnego Tsuno już mogła oślepić blaskiem swych oczu. Dlatego uzbrojona z powrotem w swoje zaufane wakizashi, szybko kierowała się bezpośrednio na niego.

Potwór ryknął znacząco zaciskając swoje dłonie na toporze. A choć Maruiken nie znała mowy tych Oni to rozumiała ten ryk i tą postawę. Będzie bronił dostępu i nie będzie tu żadnego oszczędzania łowczyni. Jeśli Leiko się do niego zbliży, to ją zabije. Zabawna była myśl iż plany mnichów pokrzyżuje ich posłuszny niewolnik. Niemniej łowczyni nie zamierzała poświęcić życia z takiego powodu.

Oh, nie zamierzał się sam ruszyć do ataku? Następna uparta bestia na usługach mnichów. Mogliby tak stać i tylko na siebie krzywo patrzyć - Tsuno stanowczo trzymający swojego posterunku i Leiko, która nie zamierzała się zbliżać w zasięg jego broni. Ale ona nie miała czasu na podchody, ani na subtelność.
Możliwe, że gdzieś pod jej stopami nadal leżał ten pojedynczy włos, którym wcześniej zdołała pochwycić demona za łapsko. Możliwe. Nie zamierzała szukać go w mroku jaskini, a mimo że z łatwością mogłaby utkać kolejny bicz, to.. jakże szybciej było ponownie wykorzystać dopiero odkrytą moc broni. Po duszeniu się własnym lękiem, po tej straszliwej bezsilności wobec Gozaemnona, teraz łowczyni zachłysnęła się swoją nową sztuczką.

Maruiken oczami wyobraźni spojrzała w niedaleką przeszłość, do wioski atakowanej przez hordę małych, żabowatych kreatur wpijających się ludziom w szyję. Ale przede wszystkim zobaczyła ich źródło - Matkę Głodu posługującą się zabójczym biczem, tym groźniejszym, że uzbrojonym w ciernie i oplecionym płomieniami. Już przy parasolce przekonała się, że jej broń miała swoje ograniczenia, więc nie spodziewała się idealnej repliki. Jednak nawet najzwyklejszy bicz będzie w tej sytuacji bardziej użyteczny niż wakizashi zmuszające ją do bliskiego podejścia do demona. Jej magiczny skarb spełnił jej kaprys tak dobrze jak był w stanie to uczynić. Broń nie zapłonęła, ale i tak zbliżała się do ideału wplatając swoje poczucie piękna.




Oręż Leiko stał się kolczastym biczem, który wił się po ziemi niczym wąż, a poszczególne jego elementy złowieszczo grzechotały. Gdyby tylko mogła sobie pozwolić na chwilę wytchnienia, to z pewnością doceniłaby kunszt wykonania tego bicza nastroszonego kolcami. Piękno i groza stanowiły jej ulubioną mieszankę wśród ludzi i broni. Ah, nawet sama Matka Głodu pozazdrościłaby jej takiego oręża.

Potwór zmrużył oczka przyglądając się orężowi, spiął się w sobie i ryknął rzucając łowczyni wyzwanie.
A ona porzuciła próby ponownego oplecenia biczem łapska bestii, więc szerokie zamachnięcia zastąpiła szybkimi i krótkimi atakami. W jej zwinnych dłoniach broń poruszała się niczym atakująca żmija - końcówka bicza odgrywała rolę kąsającej głowy, a po każdym uderzeniu grzechoczące cielsko zwijało się w przygotowaniu do następnego.

Pierwsze ciosy, celne i skuteczne dosięgły cielska potwora. Kolejne… chybiły. Potwór nie zamierzał stać w miejscu i dać obijać. Po pierwszych cios, pojawił się i niemalże rozciął Leiko na pół poziomym cięciem w okolicy pasa. Ostrzeżona szóstym zmysłem kobieta uskoczyła płacąc cenę w postaci płytkiego rozcięcia skóry, do krwi co prawda, ale paskudne toporzysko nie dosięgło mięśni. To była dobra nauczka dla łowczyni. Nie należało lekceważyć rogatego potwora… zwłaszcza, gdy wysiłek poprzedniej walki mocno nadwyrężył jej własne siły. I nie była już tak szybka jak wcześniej. I zaczynała łapać zadyszkę. Poraniony ciosami potwór miał jeszcze sporo sił, mimo że ciosy bicza zadały mu bolesne rany.

Kobieta zgrzytnęła zębami z bólu, tak samo jak po zbyt późnym uskoczeniu jej geta zgrzytnęły o kamienne podłoże jaskini.
Bezczelny potwór. Gozaemnon wyssał z niej wiele sił, okaleczył i poparzył jej ciało, zatem ostatnie na co miała teraz ochotę, to kolejna zabawa w kotka i myszkę z upartym Tsuno. Niestety na razie to ona była mocno sponiewieraną myszką i wątpiła, by miała w sobie wystarczająco energii na ciągłe unikanie jego ataków. Ale przynajmniej zmusiła go do ruszenia się i mogła spróbować to wykorzystać, razem z jego sumiennością do wykonywania ostatniego rozkazu samuraja.

Leiko zmieniła swój cel. Atakując ją, demon odsłonił dotąd ukryte za jego masywnymi plecami ciało oplecione w całunach i kamień, zatem teraz to właśnie w ich stronę zwróciła się łowczyni. Nie zamierzała w desperacji próbować prześcignąć bestii potrafiącej błyskawicznie znikać i pojawiać się tuż przy swoim przeciwniku. Zamierzała go sprowadzić w odpowiednie dla siebie miejsce. Biegnąc wykonała ręką szeroki zamach wprawiający bicz w ruch, na którego trasie miały się znaleźć te skarby klanu i mnichów. O ile tylko Tsuno nie stanie w ich obronie. Dużo ryzykowała, ale właśnie na tą ślepe posłuszeństwo liczyła Maruiken.
I nie zawiodła się. Tsuno z fanatyzmem godnym yojimbo samego shoguna znikł błyskawicznie i pojawił się między Leiko, a celem jej bicza. Nie zdążył się już jednak zasłonić, z rykiem bólu przyjmując na tors i pysk kolczastą karę. Maruiken nie dosięgnęła tego co planowała dosięgnąć, za to zdołała oślepić jedno oko bestii… i to trwale.

Włosy łowczyni, a przynajmniej te, które jeszcze ostatkiem sił utrzymywały się w resztce upięcia stopniowo burzonego długimi walkami, rozpuszczone opadły na jej ramiona, kiedy wyciągnęła z nich długą szpilę. Długą, ozdobną oraz, tak jak w przypadku reszty narzędzi kunoichi, w jej zwinnych dłoniach zmieniającą się w niepozorną broń.
Szybkim ruchem rzuciła szpilą w stronę pyska, a przede wszystkim sprawnego oka Tsuno. Ostra końcówka błysnęła złowrogo w swych locie, jednak Leiko nie czekała aż doleci do celu. To była tylko zmyłka, lśniąca przynęta i prawdziwy atak miał nadejść ze strony okaleczonego oka demony. Poprowadziła bicz szerokim i zadziwiająco niskim łukiem, dzięki czemu po trafieniu mógłby przeorać mięśnie nóg potwora, ale i to nie było jej planem. W ostatniej chwili szarpnęła bronią w górę, gwałtownie zmieniając poziomy atak w skośne cięcie najeżone kolcami.

Atak szpilą zmusił tsuno do obrony, topór uniósł się by zablokować cios. Skutecznie.
Szpila odbiła się od metalu, a bicz… on zatańczył w powietrzu wijąc się jak kobra. Zmieniając kapryśnie cel ataku, aż w końcu nastąpiło uderzenie. Ryk bólu rozniósł się po jaskini. Cało potwora pokryła nowa paskudnie wyglądająca rana, a co więcej.. atak Maruiken wybił go z równowagi. Łowczyni zapewniła sobie szczelinę w jego obronie, by móc wyprowadzić cel i śmiertelny cios. Ale nie biczem. Ta broń na to kiepsko się nadała. Należało więc znów zmienić taktykę i wykorzystać okazji. Kolejna wszak mogła się nie nadarzyć.
Łowczyni nie mogła po prostu zignorować takiej okazji.

Tsuno stracił równowagę, lecz nadal był uzbrojony w wielce groźny topór, którym nawet machając całkiem na ślepo byłby w stanie ukrócić ją o głowę. Wszak ranne drapieżniki tym bardziej zaciekle walczyły o życie.
Świadoma tego niebezpieczeństwa zrezygnowała z atakowania go na wprost i zamiast tego doskoczyła z boku, a bicz pod jej dotykiem z powrotem przeobraził się w elegancką katanę młodego lorda Sasaki. W przeciwieństwie do zaufanego wakizashi, to długie ostrze pozwalało jej zachować większy dystans od silnych łap Oni. Jednakże nie posiadając w sobie choćby odrobiny talentu swego yojimbo, Leiko polegała na czystej mocy zjawiskowej broni, dzięki której nawet najbardziej pokraczne cięcie wchodziło miękko w cielska demonów. I właśnie taki był ten ruch, którym próbowała ściąć bestii głowę - trochę łukiem tnącej katany, trochę pchnięciem wbijającego się wakizashi, trochę lękiem. W dużej mierze determinacją podsycaną zmęczeniem.

Leiko nie była dobrym szermierzem. Jej cios był nerwowy, był szybki, był też niezdarny i niechlujny.
Ale to wystarczyło… tym razem. Katana ucięła łeb tsuno, i kawałek jego ramienia i całą rękę. Płynnie, szybko i zabójczo. Zwykłym orężem Maruiken by się coś takiego nie udało. Ostrze by się zakleszczyło w ciele. Ale jej cudowny skarb nie miał problemów by poradzić sobie z ciałem potwora. I udało się jej zabić bestię. Niemal od razu poczuła jak oko chłonie jego moc. Jak regeneruje siły i rany. Odetchnęła ulgą czując się już lepiej patrząc jak krew tryska szerokim strumieniem, a wraz z nią siły które piła niemal jak pijawka. Udało się. Przeżyła… Zwyciężyła...

- Kamień… zniszcz kamień Maruiken-san.- rzekła cicho wyczerpana Sakusei, która nie miała tego komfortu co łowczyni.
Tymczasem Kojiro usiadł na skalnym podłożu jaskini prowizorycznie opatrując swoje rany. W przeciwieństwie do Leiko i Sakusei był tylko człowiekiem. Rany które otrzymał i krew, którą utracił, nie potrafił odzyskać tak jego partnerka, czy też sama Sakusei. Pajęczyca cichcem i dyskretnie pożerała pozostałe przy życiu pająki, by odzyskać choć część swojej mocy i sił.

Zniszczyć.. kamień?
Leiko niepewnie podniosła spojrzenie na głaz, który swoją wielkością górował nad białowłosym, a co dopiero nad drobniejszą od niego łowczynią. Hai, śmierć Tsuno wypełniła ją siłą, lecz.. nie aż tak wielką. A o ile nie była to iluzja, pod którą tak naprawdę ukrywał się kolejny Oni, to.. nie była pewna jak miałaby spełnić życzenie Pajęczycy.

Bardzo ostrożnie, bo przecież nadal była na terenie mnichów i nawet głaz mógł być kolejną zastawioną przez nich pułapką, kobieta zaczęła obchodzić ogromny kamień w poszukiwaniu wskazówek. Przyglądała mu się z każdej strony, muskała opuszkami palców, a na próbę też stuknęła w niego końcówką ostrza katany.
Ostrze zaiskrzyło czubkiem, gładko wchodząc w kamień, iskry rozeszły się po całym kamieniu. Który to.. zadrżał? Zdecydowanie zadrgał, a błyskawice przetoczyły się po kamieniu. Czyżby głaz przesycony mroczną mocą z rytuałów, stał się łatwym celem dla jej skarbu?

Po Ptaszku przystosowanym do polowania właśnie na nią, po Sotsu znającym jej wszystkie sztuczki i przewidującym każdy jej ruch, po silnym i nieustępliwym Tsuno, taka reakcja głazu okazała się być dla Leiko miłym zaskoczeniem. Ale najpierw...

Kucnęła przy sylwetce otulonej całunami. Nie wiedziała co takiego się wydarzy, kiedy swym ostrzem zniszczy kamień. Potem mogła już nie mieć okazji, aby poznać tożsamość tej kobiety. Kim była? W czyje przeznaczenie znów wmieszali się mnisi i Hachisuka? Czy była ofiarą składaną w rytuale, czy może miał on uczynić z niej kolejnego potwora na trzymanym przez nich łańcuchu? Uwięzione bóstwo, zapoczątkowanie nowego świata.. takich określeń używał Gozaemnon. Jaka więc była jej rola w tych planach?
Łowczyni odłożyła na bok broń, która w międzyczasie powróciła do najbardziej lubianego przez nią kształtu wakizashi. Wprawdzie smukłymi palcami starała się delikatnie odsłaniać całun z twarzy kobiety, to jednak niektóre jej ruchy zdradzały zniecierpliwienie oraz prostą chęć ucieczki z jaskiń.

Każdy miał jakieś słabości, także i Leiko je miała… jej słabością była ciekawość. Nic więc dziwnego, że zaczęła od badania tajemniczego zawiniątka. Kryło ono kobietę. Ładną z oblicza, szlachetnie urodzoną. To nie była twarz wieśniaczki. I… zupełnie łowczyni nieznaną. Maruiken nie rozpoznawała kobiety, ale przybliżywszy swoją twarz do jej ust odkryła że kobieta żyje. I sądząc po zapachu dochodzącym z jej ust… została odurzona opium. I była w zaawansowanej ciąży. Poza tym nie było w niej nic niezwykłego, czy wyjątkowego.

To.. nie była jej siostrzyczka. I Leiko nie mogła się zdecydować, czy powinna z tego powodu odczuwać ulgę, czy może jednak zawód. Oznaczało to bowiem, że nadal nie wiedziała gdzie przetrzymywał ją klan. A choć słowa Gozaemnona przynosiły pewną ulgę, to nie do końca wierzyła, że bezpieczeństwo siostrzyczki miało w ich ustach to samo znaczenie.
Nie była również pewna, co mogłaby zrobić z tą obcą kobietą. Zostawić tutaj? Nieść ją, kiedy miała ze sobą dwójkę okaleczonych sojuszników, a ponad głową całe miasteczko pełne Oni i Hachisuka? Iye, tylko spowalniałaby ich ucieczkę. Ucieczkę dokąd? Nawet na to pytanie nie znała odpowiedzi.

Maruiken pochyliła się i jedną ręką ujęła kobietę pod plecy, drugą pod zgięcie w kolanach, po czym nie bez trudu podniosła ją z ziemi. Pomagała siła dodana jej przez umierającego Tsuno, ale nawet mimo niej uginała się pod ciężarem bezwładnego ciała. Nie była Niedźwiedziem o potężnych mięśniach, ani roninem doświadczonym w uciekaniu ze swoimi słodkimi zdobyczami. Miała jednak na tyle sił, by przenieść kobietę odrobinę dalej od głazu. Póki co tylko tyle mogła dla niej zrobić.

Skierowała swe kroki z powrotem do kamienia i pochwyciła w dłoń swoje wakizashi. Jednak nim uniosła ostrze do ataku, to najpierw skupiła spojrzenie na słowach wyrytych w kamieniu. Miała nadzieję, że może właśnie one ułatwią jej zrozumienie związku pomiędzy głazem, ciężarną kobietą i.. i sobą samą. Że zdradzą jej więcej szczegółów tej intrygi mnichów. W przypadku takich rytuałów, i ogólnie maho, łowczyni dotkliwie uświadamiała sobie własną niewiedzę.
Wodząc spojrzeniem po kolejnych znakach odczytywała.


Wrota duszy, ścieżko reinkarnacji zawróć.


Ostatnie kanji wyglądało na dodane niedawno. Reszta była starsza. Nic więc dziwnego że sam napis był niezbyt udanym zapisem. Ostatnie kanji go zdeformowało.
Maruiken westchnęła cicho. Żałowała, że Daikun został na górze, że braciszek Kohen nie był jednym z jej bliskich sojuszników. Być może towarzystwo któregoś z nich potrafiłoby naprowadzić ją na ciągle umykające jej zawiłości tej sytuacji. Przechadzając się uliczkami Nagoi nawet przez myśl jej nie przeszło, że w podróżach po ziemiach Hachisuka będzie potrzebowała przewodnika po maho.
Tymczasem jedyne co miała, to swoje podejrzenia. A te malowały zamiary mnichów jeszcze bardziej podłymi barwami.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 16-06-2020 o 00:04.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-06-2020, 00:05   #309
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Zbliżyła się jeszcze trochę, aż mrużąc oczy pchnęła ostrze pomiędzy tajemnicze kanji.
Błyskawice zaczęły błyskać od miejsca gdzie ostrze wbijało się gładko w kamień niszcząc znak, ze szczeliny popłynęła czarna posoka, a cały kamień drgał, gdy Leiko bezlitośnie dźgała dziwny obelisk.
To było zbyt mało. Z łatwością kaleczyła ten przedziwny twór, ale jeszcze go nie zniszczyła. Dlatego w pewnym momencie krótkie pchnięcia zmieniła w skośne i długie cięcia katany, która sprawiała wrażenie odpowiedniejszej broni do powalenia tak ogromnego przeciwnika. Ustawiła ostrze z jednego boku głazu, a następnie szarpnięciem swojego ciała poprowadziła je przez całą szerokość krwawiącego kamienia.
Szybkie energiczne cięcie. Prawie bez oporu. Kamień pękł z niemal ludzkim jękiem i cała jaskinia zadrżała. A potem to drżenie niczym kręgi na wodzie rozeszło się dalej.

- Powiązali kekkai z tym głazem.- oceniła Sakusei wstając. Wyglądała już nieco lepiej, choć jej kimono było wyraźnie rozerwane od strony prawego boku i pokryte krwią, a włosy w nieładzie.- Teraz ich bariery nie chronią, a horda rzuci się na Shimodę jak spuszczony z łańcucha wściekły pies.

-Hai.. a my znajdujemy się w samym jej sercu
-odparła Maruiken i nie musiała mówić nic więcej, ponura myśl nasuwała się sama. Ta niepowstrzymana horda Oni, niczym olbrzymia i niszczycielska fala, w końcu uderzy prosto w świątynię. Prosto w nią i jej sojuszników. Walka z Gozaemnonem wyczerpała ich siły, ale nawet z nimi nie byliby w stanie przebić się przez całą armię bezlitosnych demonów. Nadal znajdowali się w pułapce.
-Nie wyobrażam sobie walki z każdym Oni jaki stanie na naszej drodze, ale może w Shimodzie nadal są nasi sojusznicy gotowi pomóc nam w ucieczce. Daikun-san, Gōsuto tora, nawet Ayame-chan ze swoim opiekunem.. -teraz, kiedy nie czuła już lodowatego oddechu śmierci na swoim karku, łowczyni pozwoliła sobie na cięższe westchnienie. Podniosła spojrzenie na Sakusei, po czym przeniosła je na tygrysa liżącego swe rany -Tylko dokąd? Dokąd możemy uciec?

- Chyba jedynie w głąb tych jaskiń, albo na zewnątrz.
- stwierdził ronin ruchem dłoni wyprowadzając cios mieczem, by ocenić swoją sprawność.
- Masz rację Maruiken-san, acz zapomniałaś o jednym. Na drodze tej hordy stoją łowcy i mnisi i samuraje Hachisuka… no i jasnowłosy ogr.- dodała Pajęczyca z figlarnym uśmiechem znajdując ironię w tym fakcie.

-Już wcześniej horda przebijała się przez kolejne strzeżone przez nich bariery, więc nie wiem jak bardzo możemy polegać na umiejętnościach łowców i samurajów -odparła Leiko świadoma tego, że nie każdy łowca był Sakurą, nie każdy samuraj klanu mógł się pochwalić talentem jej yojimbo. Co poniektórzy liczyli na łatwy i duży zarobek. Mogli się przeliczyć -Jednak rzeczywiście mogą być użyteczni w odciągnięciu od nas uwagi, ne?

Nareszcie, po tak długim czasie, kobieta z powrotem wsunęła wakizashi do saya. Nie wątpiła, że jeszcze będzie zmuszona za nie dzisiaj pochwycić, lecz póki co broni należał się odpoczynek. Zasłużyła na niego.
Pochylając się po drodze i zbierając z ziemi swoją szpilę do włosów, Maruiken szybkim krokiem podeszła do swojego tygrysa.
-Jak Twoje rany, Kojiro-san? -zapytała go z troską w głosie, nie potrafiąc jednak powstrzymać drgnięcia warg w grymasie na widok jego poszarpanego i zakrwawionego ubrania. Gozaemnon za bardzo się zbliżył do zabicia ducha. Za bardzo wystraszył Tsuki no Musume.

- Bywało gorzej…- odparł Kojiro zawadiackim uśmiechem maskując ból. Podniósł się z podłogi jaskini i dodał poważniej.- Na mniejsze i słabsze potwory starczy mi sił. Na szczęście dla nas, siły oblegające to miejsce nie są finezyjne. Z brutalną siłą poradzę sobie bez problemu.

-Kojiro-san..
-szepnęła tylko Leiko, choć jej myśli opowiadały o słabości. O strachu tak wielkim, że bolesnymi igłami wbijał się w duszę i serce. O tym, jak oczami wyobraźni widziała już ciało ronina porozdzierane i spalone czarnymi błyskawicami, albo pożerane przez Gozaemnona. Ale nic takiego nie zdradziły jej usta. Może później, kiedy będą mieli chwilę spokoju. Może nigdy.
Teraz tylko się delikatnie uśmiechnęła do swego yojimbo i w czułym geście zagarnęła potargane kosmyki z jego twarzy. Ah, cała ich trójka wyglądała okropnie, jak gdyby dopiero wracali z wojny. A to przecież tylko jeden samuraj tak ich sponiewierał. Tylko jeden.

Potem łowczyni głową skinęła w stronę sylwetki otulonej całunami i powiedziała głośniej, aby jej słowa dotarły uszu Pajęczycy -Kobieta żyje, ale została odurzona opium. Nie wiem kim jest, zapewne kolejną ofiarą intryg klanu i nie jesteśmy jej winni ratunku.. -zawiesiła głos w zastanowieniu, po czym wzruszyła ramionami -Mimo to jestem ciekawa, dlaczego akurat na nią padł wybór mnichów. Czy potrzebna im była kobieta w ciąży? Chcieli sobie zrodzić to uwięzione bóstwo?

- Iye. Nie można zrodzić tego co żyje. Ów demon nie został wszak zabity, a uwięziony.
- oceniła Sakusei zaprzeczając domysłom Leiko.- Ich zamiary rzeczywiście jednak były powiązane z krainami poza życiem. To miejsce to wrota pomiędzy życiem a śmiercią. Nie Oni przez nie przechodzą. A duchy. Takie jak gaki na przykład.

Tymczasem ronin podszedł do leżącej kobiety, kucnął i pogłaskał ją po policzku.
- To nie jest zwykła ofiara klanu Leiko-san. To żona samego daimyo klanu.- rzekł cicho, acz ponurym głosem. Tymczasem Sakusei przybrała swoją prawdziwą naturę… od pasą w górę piękną kobietą będąc, od pasa w dół wielonogim pająkiem. Szybkim jak wiatr pająkiem. Maruiken dobrze pamiętała swoją przejażdżkę na jej odwłoku.
- Uniosę ją i wymknę się z nią… niestety was wszystkich nie udźwignę. Myślę że starczy nam siły, byśmy wydostali się z jaskini głównym wejściem. Jeśli tylko walka z oni zwiąże uwagę jasnowłosego ogra. - zaproponowała swój plan Pajęczyca.- Potem można albo się przekraść, albo przebić na północny skraj osady. Ta są moi tsuchigumo. Oni was ochronią przed napaścią.

-Żona daymio?
-powtórzyła zaskoczona łowczyni. Pośpiesznie podeszła do leżącej kobiety, aby ponownie przyjrzeć się jej znad głowy swego yojimbo. Mrużąc oczy starała sobie przypomnieć swoje dni i noce spędzone w mieście -Kash.. Kashiko-hime, tak? W Miyaushiro mówiono, że zmarła. Tamtego dnia przelało się za nią wiele łez. Dlaczego.. -nie wiedziała nawet od czego zacząć. To odkrycie budziło w niej wiele pytań, istny ich natłok przetoczył się jej przez myśli. Jednak, ku jej niezadowoleniu, nie był to czas ani miejsce na poszukiwanie tak wielu odpowiedzi.
W zrezygnowaniu delikatnie pokręciła głową.
-Jeśli samym przerwaniem rytuału jeszcze nie rozdrażniliśmy klanu, to zabierając ze sobą żonę daymio i jego nienarodzone dziecko, bez wątpienia ściągniemy na siebie ich gniew. Nie wspominając o tym, jak o wiele trudniejsza będzie z nią dalsza podróż. A przecież nawet nie wiemy dokąd udamy się po Shimodzie, ne? -skrzyżowała ręce na piersiach, a spojrzenie przesunęła na mężczyznę -Ty ją znasz, mój tygrysie. Czy powinniśmy dla niej zaryzykować?

- Wystarczy, że ją zabierzemy z Shimody… Sakusei-sama, chwaliłaś się swoją posiadłością w odludnych stronach. Mogłabyś ją tam ukryć przez następne kilka tygodni?
- zapytał Kojiro zwracając się do Pajęczycy. Ta zamyśliła się i westchnęła wzruszając ramionami.- Czemu nie… mogę ją tam zabrać i nakazać opiekę nad nim. Nikt tam jej nie znajdzie.

-Hai, hai. W takim razie zostaje nam tylko Kirisu-kun
- dodała jeszcze Maruiken - Mówiłaś, że najbezpieczniejszy będzie ukryty w Twojej iluzji. Zatem chyba najrozsądniej byłoby wrócić po niego dopiero, kiedy opadnie cały pył po bitwie, ne?
Niezbyt podobała jej się myśl o młodziku pozostawionym samotnie wśród całej hordy, lecz.. już nie raz przekonała się o potędze Sakusei. Musiała ponownie zawierzyć jej mocom. Wszak bez niej przetrwanie tej nocy byłoby o wiele trudniejsze.

- Hai. Tak będzie bezpieczniej dla niego. Maboroshi ukryje jego obecność i będzie tam bezpieczniejszy niż z nami.- potwierdziła jej słowa Pajęcza podchodząc do żony daymio. Kobiety która wedle powszechnej wiedzy powinna być martwa. Kolejnej niespodzianki dla łowczyni w Shimodzie.

Łowczyni tylko skinęła głową. Płomyczek, pomimo swej użyteczności, po wyleczeniu mógł stanowić problem niewiele mniejszy od ciężarnej kobiety. Był za mało.. subtelny, aby miała go wprowadzić w niuanse rozgrywających się wokół niego wydarzeń i roli, jaką odgrywała w nich jego partnerka. Równie uciążliwym mogła się okazać jego całkiem zrozumiała niechęć do ronina.. ah, Leiko będzie musiała znaleźć właściwe rozwiązanie. Ale teraz było jeszcze na to o wiele za wcześnie.

-To spróbujmy się stąd wydostać -zadecydowała posyłając ostatnie spojrzenie w kierunku truchła tego, co do niedawna było samurajem o białych włosach. Zginął, lecz jego słowa co jakiś czas odbijały się echem w myślach kobiety. Tomoka.. chan?

Kojiro pomógł umieścić ciężarną kobietę na odwłoku Sakusei i z pomocą tkanin w którą była opleciona i pajęczyn Pajęczycy zabezpieczył ją. Teraz, gdy nie mogła się ześlizgnąć z odwłoka wyruszyli razem w kierunku wyjścia z jaskiń, tego ukrytego w świątyni.
Im bliżej byli wyjścia tym więcej słyszeli. Więcej trzepotu skrzydeł, więc pisków, ryków… odgłosów walki. Leiko, choć nie znała języka potworów, potrafiła jednak rozpoznać jeden rodzaj dźwięku. Piski bólu… jasnowłosy z pewnością przestał się nudzić.

Ah, ten harmider był muzyką dla uszu Maruiken. Szczególną satysfakcją napełnił ją jeden z cierpiętniczych ryków wydobywający się z wyjątkowo potężnych gardzieli świadczących o wielkości ich właściciela. Ogr musiał prawie pękać od całej tej pożeranej esencji, która z każdą chwilą walki czyniła go silniejszym. Byłaby to przerażająca myśl, jednak ona sama dobrze wiedziała, jak odrzucające było pochłanianie tak dużej ilości energii i jak łatwo było się zatracić w tym upojeniu.
-Wątpię, abyśmy w oczach Jasnowłosego byli zdobyczą bardziej łakomą od hordy Oni. Tym bardziej, jeśli będziemy uciekać, zamiast próbować z nim walczyć -mruknęła łowczyni podchodząc do szerokich wrót i uchylając je tylko odrobinę, by przez powstałą szparę zerknąć na zewnątrz.

Dojrzała dziesiątki trupów, poszatkowane ciała małych Oni. Zwykłe Bakemono nie miały szans z jasnowłosym łowcą. Większe też nie bardzo mogły sobie poradzić, o czym świadczyły i większe zdekapitowane trupy. Jasnowłosy ogr zabijał i te poczwary bez problemu.
Jeden nie miałby szans... trójka… może?
Dlatego trzy właśnie Oni, duże i uzbrojone w olbrzymie katany skupiły się na jasnowłosym wojowniku.
Ten, pokryty posoką ofiar, był niewzruszony. Wręcz prowokował je gestem z obojętną miną.




I to oko… prawe, obecnie czerwone. Oko jednego z Siedmiu. Jednego połączonego z nią tą nicią pokrewieństwa i przeznaczenia. Teraz rozumiała jego naturę, widziała ją w oku… podobnym jej własnemu. To jednak wcale nie ułatwiało sytuacji, wprost przeciwnie. Wiedziała, że jest potężny potęgą pochłoniętych mocy zabitych Oni. Tak jak ona. Tylko on pewnie zabił ich więcej. I jak bardzo wzrośnie jego siła po tej nocy, gdy mieczem znów ubije dziesiątki przeciwników?
Ktoś.. kiedyś.. będzie zmuszony w końcu ukrócić łapczywość jej jasnowłosego „braciszka”, nim całkiem zachłyśnięty swą potęgą pożre ich wszystkich. Leiko mogła tylko liczyć na to, że to nie ją Los ponownie rzuci na obraną przez niego ścieżkę. Póki co zamierzała wykorzystać jego zachłanność.

-Hai, teraz jest nasza okazja, żeby się za nim przekraść -zwróciła się do Pajęczycy i ronina -Nie mamy sił do przebijania się przez każdego demona, samuraja i mnicha, więc powinniśmy unikać walki.. przynajmniej dopóki nie będziemy do niej zmuszeni.
Wsparła otwartą dłoń o uchylone wrota, pytając uprzejmie -Możemy?

- Możemy.
- odparł ronin.
I ruszyli niczym cienie, kryjąc się z dala od potworów i walczących z nimi bushi. Jasnowłosy nie zauważył ich ucieczki. Nie miał czasu, a może nie potrafił? Leiko pamiętała jak już dwa razy zachłysnęła się mocą. Dziesiątki ubijanych oni mogły odurzyć równie mocno co dzban ryżowego wina czy fajeczka opium.

I z takim właśnie zagrożeniem trójka uciekinierów się napotkała.
Pomniejsze Oni i yōkai.




Pomniejsze duszki, których ubicie nie nastręczałoby Leiko żadnego problemu. Nawet teraz, gdy były w znacznej liczbie. Pajęczyca obciążona nieprzytomną kobietą, poraniony ronin i geisha. Czyż nie wyglądali na łatwe ofiary? Nawet jeśli zwinnie unikali spojrzeń ogrów, to ów drobiazg zatarasował im drogę naiwnie wierząc w swoje szanse.

Maruiken mogła się spodziewać, że nie zdołają przekraść się przez całą Shimodę. Nie teraz, kiedy wszystkie tamy puściły i po uliczkach rozlał się chaos przybierający postać Oni. W takich warunkach nawet najbardziej doświadczonego ninja potrafiły zawieść cienie.

Nie rozpierała jej tak olbrzymia ilość pochłoniętej energii jak Jasnowłosego, nie była tak utalentowaną łowczynią jak Sakura, najczęściej wręcz unikała walk. Ale te bestyjki stały na drodze jej i jej zmęczonych towarzyszy. Nie wymagały one dużego wysiłku ani finezji, lecz kobiecie się spieszyło do opuszczenia granic miasteczka. Dlatego dłonią raz jeszcze tej nocy ujęła za swoje cudowne wakizashi, które już po wyjęciu z saya zaczęło przyjmować formę odkrytej co dopiero nowej ulubionej broni - kolczastego bicza. Szarpnęła nim mocno, po czym prowadząc po szerokim łuku przeorała ostrymi kolcami przez kruche ciałka pierwszych kilku demonów. Takie drobiażdżki nie stanowiłyby żadnego problemu nawet dla zwykłej broni prowadzonej umiejętnymi dłońmi, zaś moc jej skarbu sprawiła, że spotkane z biczem Oni zmieniły się w spalone, syczące kawałki porozdzieranych ciałek.

Bynajmniej nie zraziło to pozostałych kreatur, które na ten widok tym bardziej ochoczo wrzasnęły i rzuciły się na nią, na Kojiro i na Sakusei. Nie trzeba było długo czekać, aby fragmenty ich pokracznych ciał zaczęły zaściełać ziemię u stóp tej trójki. Kierowane instynktami demony nie potrafiły rozpoznać w nich groźnych przeciwników. Sama łowczyni wywijała biczem w bezpiecznej odległości od swych towarzyszy, na dodatek uskakiwała za każdym razem, kiedy któryś Oni za bardzo się do niej zbliżył, by zaraz błyskawicznym trzaśnięciem broni ukarać go za takie nieokrzesanie.

Co jakiś czas pomiędzy ubijanymi demonami zdarzało jej się zerknąć z obawą na ronina. Ah, bezpodstawnie się o niego martwiła. Gozaemnon był niezwykle trudnym przeciwnikiem, być może nawet jednym z niewielu, którym udało się przebić przez jego naturalny talent i doświadczenie. Czarne błyskawice okaleczyły mu bok, zostawiły po sobie krwawą i nadpaloną ranę, a mimo to teraz z każdym ruchem ostrza udowadniał swoją wytrzymałość. I tylko czasem Leiko dostrzegała bardzo ulotny cień przenikający jego twarz. Jednak wystarczyło jedno mrugnięcie, aby rysy powróciły do swojego drapieżnego wyrazu.
On po zabiciu Ptaszka „nie widział” jej słabości i drżenia. Ona teraz „nie dostrzegała” jego grymasów.

Zresztą jej tygrys nie był całkiem bezbronny. Jego ruchy były oszczędne i jego postawa się nie zmieniała. Katana pozostała stalową błyskawicą, która zabijała każdego potworka, który ośmielił zbliżyć do niego lub do obciążonej ciężarem Pajęczycy. Mimo bólu i słabości, w dalszym ciągu był niebezpiecznym przeciwnikiem.

Dookoła nich toczyła się krwawa jatka. Ogry i pomniejsze Oni z szaleństwem oraz wściekłością w ślepiach rzucało się falami na grupki łowców i bushi desperacko walczących z napierającą demoniczną nawałnicą.
Ile z nich dożyje rana?
Posoka lała się gęsto, tetsubo Oni uderzały z olbrzymią siłą, czasami wręcz miażdżąc w krwawą miazgę napotkanych przeciwników. Łuki pruły strzałami w niezliczonych demonicznych przeciwników.
Wielu samurajów dziś zginie w chwale przygnieciona nawałą wrogów. Wielu łowców.
Ale jeszcze więcej potworów.

Leiko zaś nie pragnęła chwały dla siebie i swoich sojuszników. Chciała przeżyć. A i odzyskanie parasolki byłoby miłe… ale to musiało poczekać. Na razie linia lasu rysowała się coraz wyraźnie i rozciągała srebrzystą siatką pajęczyn.




Tymczasowe siedlisko tsuchigumo. Kto by pomyślał, że Maruiken przyjdzie kiedykolwiek w życiu szukać schronienia wśród bestii na które oficjalnie polowała?

Okoliczności nie pozwalały jej na wybrzydzanie. Teraz na schronienie wybrałaby tak samo leże pająków, jak i opuszczoną świątynię z mściwym duchem lub kolejne jaskinie, o ile tylko mogłaby się tam ukryć przed krwiożerczością Oni i gniewem mnichów. Jednak wśród rozchodzących się w powietrzu krzyków umierających demonów i ludzi, Leiko najbardziej tęskniła za miastowym zgiełkiem. To właśnie tam lśniła ze swoimi talentami, nie na tak szaleńczym polu bitwy. Ah, czy jeszcze będzie miała okazję wrócić do Miyaushiro ?

Ostatnia kreatura z bolesnym skrzekiem padła martwa na ziemię, więc wznowili dalszą ucieczkę. Maruiken przemykała kilkanaście kroków przed nimi, aby mieć oko na zagrożenia czyhające w drodze do lasu. A zagrożeń było dużo, choć przede wszystkim zajmowały się sobą nawzajem. Byłaby z tego zadowolona, gdyby lodowaty dreszcz nie przeszywał jej za każdym razem, gdy jej uszu dobiegał co bardziej rozpaczliwy dreszcz wydobywający się z ludzkiego gardła. Znała śmierć, dużo jej zadała własnymi dłońmi i jeszcze więcej jej się w życiu naoglądała, lecz.. nie w takiej ilości, nie w takiej formie. Musiała sobie co jakiś czas przypominać, że to nie jej działania były powodem tej rzeźni. Że winę za nią ponosili Hachisuka i mnisi. Sami to na siebie ściągnęli.

Tylko gdzie w tym wszystkim byli poznani przez nią łowcy? Niedźwiedź, Czapla, Sakura, Jednooki Wilk, Kohen, Akado? A Yashamaru? Czy porzucił maskę i wykorzystał swoje sztuczki ninja do ucieczki?

Jak wielu z nich wyjdzie zwycięsko z tej bitwy?
A jak wielu zostanie w Shimodzie już na zawsze?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-06-2020, 22:37   #310
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Krew, śmierć, błysk ostrza.
Wszystko to dotyczyło Leiko, gdy przebijała się w kierunku niż wszystkie Oni. Od centrum Shimody ku obrzeżom. I potworów atakujących trójkę uciekinierów z osady nie obchodził fakt, że ci nie zamierzali im przeszkadzać w ich zamiarach. Jednakże po zniszczeniu kamienia wydawało się że Oni wpadli w amok prawdziwy. Więc gdy już cała trójka dotarła do ściany lasu i Maruiken mogła spokojnie spojrzeć na osadę, to widziała ogień i krew, słyszała dźwięki walki i ludzkie oraz nieludzkie jęki rannych i konających. Widziała bitwę i widziała rzeź, gdyż broniących było o wiele mniej niż napastników. A teraz… gdy wszystkie kekkai legły, na pole bitewne wkradł się chaos.

Póki co jednak Maruiken musiała zająć się innymi sprawami. W tym rannymi towarzyszami.
Korogi zresztą pojawiła się szybko jadąc wierzchem na dużym pająku.


- Nie ma co się bać… już tu jestem! - krzyknęła entuzjastycznie i fachowo zabrała się za uzdrawianie rannych poczynając od jej tygrysa. Furoku w użyczonej od pająków zbroi stanął obok łowczyni i rzekł, gdy przyglądała się rzucanym przez młodą miko urokom na rany jej yojimbo.
- Poradziłaby sobie z poważniejszymi ranami. Nie masz co tu czekać i przyglądać się. Powinnaś odpocząć. -
Pewnie miał rację. Co prawda dzięki pochłoniętej mocy dziesiątków umierających Oni nie czuła zmęczenia, ale głód… głód już tak.
Na szczęście i ten mógł zostać zaspokojony dzięki pajączkom, które usłużnie przyniosły onigiri wędrując po rozpiętych pajęczych niciach. Ranny samuraj i Pajęczyca i nieprzytomna kobieta udali się za młodą miko w głąb lasu, do ukrytej tam jaskini. Kitsu Ayame potrzebowała spokoju, by w pełni zająć się rannymi i świętego miejsca z którego łatwiej byłoby jej uprosić miejscowe Kami o pomoc.

Leiko pozostało więc obserwować bitwę z daleka i przyglądać się swojemu nasiąkniętemu krwią Oni strojowi. Złowieszcza biel stała czernią o czerwonym odcieniu. Nie była to posoka łowczyni… cóż, w większości nie była to jej krew. I z początku wydawało się że właśnie zapach krwi przyciągnął pajączki. Ale nie… wdrapały się na nią szukając rozerwanych tkanin, by je zszyć i połączyć uszkodzone kawałki.
Wkrótce zeszły z niej pozostawiając nieuszkodzone kimono koloru głębokiej czerni. Cóż… na razie straciła swoją parasolkę, zyskując za to kimono które maskowało ją w mrokach nocy.

Walka zaś się powoli kończyła. Gōsuto tora już wycofał się z walki wdrapując na pobliskie wzgórze.


Pewnie osiągnął to co planował zyskać, choć kosztem rany na pysku. Maruiken nie dostrzegła przy nim Daiji’ego. Czyżby sługa Kojiro nie przeżył tej nocy? Kto wie. Na razie tygrys pognał w mrok kończącej się nocy zostawiając walczące strony. Zresztą walki powoli zaczęły dogasać. Zbliżał się świt, a Oni wolały unikać karcącego spojrzenia Amaterasu Ōmikami, zwłaszcza że nagroda jaką pragnęły zdobyć już nie istniała. Maruiken ją unicestwiła.


I wraz z porannymi mgłami wszystko powoli cichło. Potwory uciekały korzystając z osłony oparów. Niedobitki lizały rany. Leiko zaś szykowała się do wyprawy z powrotem do wioski, by odnaleźć kokon z Kirisu. Pajęczyca która wróciła już uzdrowiona do łowczyni udzieliła jej w tym pomocy. Sama nie mogła się z nią udać, gdyż starszyzna jej rasy wezwała ją do siebie. Dlatego też dała jej pajączka który miał wskazać drogę i przydzieliła yojimbo, który miał przy okazji być tragarzem.


Upiorny i milczący wojownik mimo ciężkiej zbroi poruszał się bezszelestnie i był równie cichy. Nie było to jednak problem. Co z tego że nie mówił, skoro słuchał i wykonywał polecenia bez chwili wahania.

Razem ruszyli do wioski korzystając z mgieł podobnie jak uciekające Oni. W świetle poranka czarne dotąd kimono nabrało barwy ciemnej czerwieni. Wyglądało więc na to że materiał zroszony krwią setek pomniejszych Oni zmieniał barwę w zależności od natężenia światła.
Interesujące… Podobnie jak to co dostrzegła przemieszczając się uliczkami Shimody, lepiącymi się od posoki i pełne trupów Oni.

Odwrót mnichów. Bo spora grupka ich przeżyła i skończywszy swoje sprawy w tym pechowym dla nich miejscu zarządziła odwrót. Przytulona do ściany łowczyni obserwowała wraz ze swoim samurajem ponury pochód złożony z samurajów, nielicznych ashigaru, mnichów i łowców. Tych ostatnich było najmniej… ale wśród nich jedna postać była szczególnie ważna. Akado Yoru jechał wśród nich. Jakim cudem i czemu. Odpowiedzią mogła być Nyima, mniszka która jechała obok niego. Choć… było coś jeszcze. Wilczek wydawał się przytłumiony. Jego spojrzenie było jakieś takie… nieobecne.
Leiko nie mogła jednak zbliżyć się do mnichów, gdyż kolejną znajomą twarzą był jasnowłosy ogr. Bo oczywistym było, że ten brytan mnichów przetrwał bitwę. Ale gdzie była reszta? Gdzie był Niedźwiedź i Czapla… gdzie był Kohen? Gdzie była Sakura? Czyżby ta jednoręka łowczyni w końcu zakończyła swój żywot? Gdzie był Yashamaru ? Ach… tutaj.
Dostrzegła znajome oblicze pośród orszaku. “Łowca Kusaru” zginął pośród uliczek Shimody. Przestał być potrzebny. Yashamaru porzucił przebranie łowcy stając się jednym z ashigaru towarzyszących mnichom.
Przybliżył się do swoich celów, ale oddalił od Leiko. Na razie przynajmniej.
Mimo to jego widok przyniósł ulgę łowczyni. Nie chciała by to miejsce było grobem jego towarzysza z dziecięcych lat.
Odwrotowi mnichów towarzyszyło dwa palankiny niesione przez tragarzy. Kogo zawierały? Czyżby kolejni więźniowie? Kim byli.
Obecność jasnowłosego i jego czuły węch zniechęcał do prób podkradnięcia się.

Teraz pozostało odnaleźć kokon i odzyskać Kirisu. Pajączek wskazywał drogę i po kilku chwilach nie musiał tego czynić. Maruiken rozpoznała budynek w którym ukryła rannego łowcę. I kokon był tam nietknięty, tak jak przewidziała Pajęczyca. Jej sługa ostrożnie zerwał go i przełożył delikatnie przez ramię nie mając problemu z jego uniesieniem. I co teraz? Leiko wiedziała, że i bez jej pomocy kokon wraz z kogucikiem trafi do miko. Ona sama zaś poniosła stratę w postaci swojego parasola i nie znała losów tak wielu osób, w tym Daikuna. Niski i zasuszony jak stara śliwka mnich wydawał się mieć niewiele szans na ujście z życiem z piekła Shimody, ale… łowczyni miała przeczucie, że staruszek jakoś umknął śmierci. Nieuchwytność była jego drugą naturą niestety. A szkoda, bo Leiko trapiło wiele pytań, a ów tajemniczy mnich wydawał się być dobrze poinformowany.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-10-2021 o 10:22.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172