Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-01-2021, 03:57   #311
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Głucha cisza wypełniła uszy Leiko. Spowolnił otaczający ją świat.

Zaledwie przed kilkoma chwilami gnała uliczkami Shimody, dopiero co zmagała się ze swoimi słabościami, spoglądała w twarz koszmarowi z Miyaushiro. Okaleczano jej ciało, łamano kości, śmierć zaglądała w oczy jej dzielnych yojimbo. Ale teraz była już.. bezpieczna, jej towarzysze trafili w najlepsze ręce. Nie miała już przed kim uciekać, jej obecność nie była nikomu potrzebna. Wygasły w niej gniew, desperacja, strach i zamęt. Została tylko pustka.




Jak dobrze, że Furoku był obok, inaczej otępiała łowczyni dłużej stałaby dokładnie w tym miejscu, gdzie zostawili ją Ayame, Sakusei i Kojiro. Nadał jej kierunek. Mogła.. odpocząć? Po szaleńczych wydarzeniach tej nocy, taka propozycja jawiła jej się wyjątkowo nieprawdopodobnie.

Onigiri nie miały smaku i po przepchnięciu ich gardło kobieta ruszyła głębiej w las. Był ciemny i gęsty, nad ziemią leniwie prześlizgiwały się mgły. Dobrze wiedziała, żeby nie zapuszczać się samotnie w takie zarośla, ale to przecież nie był zwykły las tylko siedlisko tsuchigumo. Oczy Sakusei były wszędzie, łowczyni nie mogłaby się zgubić nawet gdyby bardzo chciała.

Szła, szła, szła. I szła.
Widziała Gōsuto tora, widziała w oddali walki stopniowo dogasające w Shimodzie.
I szła dalej. Poruszała się jak we śnie.

Aż w swej pozbawionej celu wędrówce dotarła do strumienia szemrzącego między omszałymi kamieniami. Niezwykłe kimono przyjęło w siebie całą krew Oni, ale ciało Leiko nadal było brudne od potu, pyłu, jej własnej krwi oraz tej należącej do Gozaemnona. Nie miała czelności w tym momencie nawet marzyć o porządnej łaźni lub rozkosznie gorących źródłach, więc woda ze strumyka musiała jej wystarczyć do obmycia się.
Przysiadła niedbale pod drzewem i poluzowała kimono, aby odsłonić swe zakrwawione ramiona. Następnie nachylając się zanurzyła dłonie w chłodzie strumyka. Tak jak woda zaczęła strugami spływać po jej skórze, tak samo posępne myśli przebiły się przez zaporę zbudowaną na jej apatyczności i zaczęły zalewać ją potokiem wątpliwości, jakich jeszcze nigdy wcześniej nie zaznała w swoim życiu.

Przeżyła, nie pozwoliła się schwytać, zabiła potężnego poplecznika mnichów i przerwała ich rytuał, a mimo to.. nie miała chęci do świętowania zwycięstwa. Powód, dla którego w ogóle objęła sobie za cel Shimodę, okazał się być byle mrzonką. Naiwnością z jej strony. Kobieta w palankinie nie była jej siostrzyczką, a „jedynie” żoną daymio. Hai, ze względu na swój status mogła być w posiadaniu cennych dla Leiko informacji, ale.. nadal to nie jej szukała, to nie dla niej narażała życie swoje i swoich towarzyszy. Nie przybyła na ziemie Hachisuka, aby walczyć z klanem, niweczyć plany Chińczyków i zostać opiewaną w legendach wojowniczką. Ayame, Daikun, Sakusei, nawet Setsuko i jej pan - każde z nich wymagało od niej tak wiele, a przecież jej jedynym, prawdziwym celem było odnalezienie siostrzyczki. Jak miała spotkać się z Iruką i powiedzieć jej, że zawiodła? Że na próżno wybrała się w tą długą podróż do Shimody i nie tylko nie odnalazła ich siostrzyczki, ale nawet nie trafiła na jej trop?

Mogła zostać w Miyaushiro, znaleźć sposób na ponowne dostanie się za mury pałacu. Nie byłoby to aż takie trudne, musiałaby tylko wykorzystać swoją znajomość z Yasuro. Bo czyż już raz nie oprowadzał jej po tamtych korytarzach? Na pewno mogłaby go namówić na kolejną schadzkę tylko we dwoje.
To byłoby logiczne rozwiązanie. Ale nie, ona postanowiła chwycić się swojej roli łowczyni oddanej polowaniu i ruszyła daleko, aż do Shimody. Przeklętej Shimody. I właściwie po co? Co takiego zyskała tej nocy, aby było warte marnowania cennego czasu?!

Czy odnalazła swoją siostrzyczkę? Iye.
Czy znalazła jakikolwiek trop mogący ją do niej doprowadzić? Iye.
Czy klan i mnisi przestali być dla niej zagrożeniem? Iye.

Iye, iye.. iye!

Złość na siebie samą, na swoją bezradność, lekkomyślność i naiwność, rozdzierała Leiko od wewnątrz. Rozpaczliwy skowyt uwiązł jej w ściśniętym gardle. Mokrymi palcami pochwyciła kurczowo za drobne kamyczki zaściełające brzeg strumyka, a następnie cisnęła nimi na ślepo przed siebie dając chwilowy upust wzbierającej w niej furii.
Zaś po wybuchu złości nadeszła potężna fala bezradności, pod którą łowczyni skuliła się w słaby cień samej siebie.

Niczego nie zyskała. Gozaemnon był martwy. Widziała na własne oczy, jak zdychał pod kolejnymi ukąszeniami pajączków Sakusei. Nie mógł już jej zagrozić, zasklepiły się zadane przez niego rany, a mimo to.. odczuwała obecność białowłosego silniej niż kiedykolwiek wcześniej. Jego jad sączył się w jej duszy, zatruwał myśli i wspomnienia.

Dopóki istniały osoby, dla których jej przeklęta krew była cenna, to nie mogła się czuć bezpiecznie. Wątpiła, aby przerwanie rytuału miało powstrzymać ich przed dalszymi próbami pochwycenia jej i wykorzystania w swych planach. Ile jeszcze Ptaszków, Kasanów i Gozaemnonów czekało na spuszczenie z łańcucha i ruszenie jej tropem? Jak mogłaby wrócić do domu wiedząc, że mnisi posiadają sztuczki pozwalające im ją odszukać?
Samym swoim istnieniem zagrażała otaczającym ją osobom. Dziedzictwo czyniło z niej potwora.

To z jej powodu zniknęła siostrzyczka.
To z jej powodu życie Płomyczka wisiało na włosku.
To z jej powodu niewiele brakowało, a Kojiro zostałby pożarty przez Gozaemnona.
To w końcu tylko z jej powodu zginęła ma..

Mama?


Jakże nienaturalnie brzmiało w jej myślach to słowo.
Nie znała innego dzieciństwa od tego w otoczeniu siostrzyczek i Mateczki. Drogiej Mateczki, kochanej Mateczki, wymagającej lecz troskliwej Mateczki. Nie chciwej Mateczki dopuszczającej się zabójstwa na innej kobiecie i wykradającej jej dziecko. Ale Leiko nie żyła w zaślepieniu. Mateczka trenowała swe córki w sztukach sobie bardzo dobrze znanych, zatem i ona w swej młodości musiała nieraz zabrudzić ostrze krwią osób stojących na drodze do jej celu. Zgodnie z opowieścią Gozaemnona również mała Leiko była dla niej właśnie tym - celem.
Czy zatem zachłanność Okaasan czyniła ją podobną mnichom i klanowi? Wszak i oni nie cofnęliby się przed zagarnięciem dla siebie jednego z Siedmiu, tak jak najprawdopodobniej uczynili to z tamtym złotowłosym olbrzymem. Ale ona po prostu okazała się od nich szybsza. Maruiken wychowywała się na opowieści o wielkim sercu swej Mateczki, o trosce i bezinteresowności z jakimi przygarnęła niemowlę porzucone na progu jej domu, więc jak.. jak.. jak mogło być inaczej niż mówiła jej opiekunka? Jej nauczycielka, jej rodzina, tak mocno ukochana przez nią matka..

Tamta.. kobieta wspomniana przez białowłosego była dla łowczyni całkiem obca. Nie pamiętała jej głosu, tego jak wyglądała, czy choćby jej imienia. Jak zatem mogła być jej matką, jeśli nawet jej najdelikatniejszy cień nie został na dłużej w pamięci Maruiken? Gozaemnon był bestią pozbawioną skrupułów, mógł z łatwością spleść takie okrutne kłamstwo, aby wyprowadzić ją z równowagi. Hai, kłamstwo. Zwykłe, paskudne kłamstwo.
Ale skoro chłodna logika podpowiadała jej, że jego słowa były zaledwie wycelowanym w nią fałszem, to dlaczego..

Dlaczego czuła teraz tak wiele?






* * *





Wiosna. Płatki wiśni opadają z drzew.
Ciepło, przyjemnie. Drogie kimono opatula niewprawne jeszcze ciało. Dłonie małe i dziecięce zaciskają się na wakizashi. Teraz wydaje się ono duże i ciężkie. Ciężko nim wykonać nawet podstawowe kata.

- Nie trzymaj tak sztywno, rozluźnij nadgarstek, Tomoka-chan.- perlisty śmiech towarzyszył tym słowom, znajomy głos, od którego robiło jej się ciepło na sercu.
- Ale to tludne mamo…- wysepleniła w odpowiedzi spoglądając na swoją rodzicielkę.




Piękną i wyniosłą niczym miłorząb, ale przecież ciepłą i wyrozumiałą. I z upodobaniem do parasolek, nawet jeśli te rzucały cień na jej oblicze nie pozwalając przyjrzeć się twarzy… czemu nie mogła dostrzec jej twarzy? Czemu się bała, że zobaczy…. krew?

- Wiem wiem… wszystko z początku jest trudne kochanie. Z czasem będzie lepiej. Masz to we krwi. - odparła żartobliwie matka.
- Będę taka ja ty? - zapytała z nadzieją.
- Nie. Będziesz słynniejsza i piękn…- odpowiedź przerwała zbliżająca się służka, która skłoniła się mówiąc cicho. - Moja pani… Chiyome-san czeka na ciebie.

“Nie…”
- chciało jej się wyrwać z jej ust - “Nie idź tam mamo.”
Ona wiedziała co się stało z rodzicielką. Pamiętała tę noc, krzyk, śmierć, krew na stygnącej twarzy. Nie chciała pamiętać zniekształconej bólem twarzy mamy… ale czemu zapomniała ją całkiem? Czemu nie mogła jej dostrzec, mimo że przecież była piękna? Czemu?

Na razie prowadzona przez matkę szła niczym grzeczna dziewczynka. Bo Tomoka-chan taką była. Grzeczną i śliczną. Niewinną. Naiwną. Leiko w jej ciele chciała się wyć i szarpać, odciągnąć matkę od papierowych drzwi. Ale nie zrobiła tego. Była posłuszną córką.

Już widziała sylwetkę Chiyome za papierową ścianą i Amiko, służkę zajmującą się potrzebami gościa do czasu przybycia pani domu.




Na polecenie matki, Amiko zabrała córkę do jej komnaty, by ta położyła się do snu. I Tomoka-chan podążyła, będąc grzeczną i posłuszną córką. Będąc dumą swojej matki. Mimo furii i lęku Leiko zamkniętej w tym ciele, jak w kokonie. Prześladowały ją myśli o krwi i śmierci. I strachu.
Ale nie zawsze była grzeczną córką. Czasami się podkradała, by podsłuchać rozmowy matki albo ojca.
Tak jak teraz.

Upadające ciało. Krew. Cała twarz matki pokryta maską krwi.
Kto, jak, czemu?!

- Musimy uciekać... szybko.- cichy głos Chiyome mieszał się z wrzaskami dochodzącymi z całej posiadłości. Z krzykami walczących i ginących ludzi. Z dźwiękami zderzających się mieczy. Noc zabłysnęła ogniem. A to wszystko przerażało małe dziecko. Krew, ogień i krzyki.
Poddała się głosowi Chiyome. Dała się jej ponieść. Ciot...nie… mateczka Chiyome była bliską przyjaciółką matki i powierniczką jej sekretów. Mogła jej zaufać. Wszak nie widziała kto zadał cios. Widziała jedynie padające na ziemię ciało, krew z rozerwanej ostrzem krtani.

Zszokowana nie zwróciła wtedy uwagi, że kobieta uzbrojona była w zakrwawione tanto, ale przecież… przecież… musiała nim bronić swoje życie przed napastnikami, którzy zabili jej przyjaciółkę i okazjonalną towarzyszkę broni, prawda? Prawda?
PRAWDA?

Maruiken nie obudziła się z krzykiem. Pobudka była spokojna, tylko…
Dlaczego po policzkach płynęły jej łzy?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-01-2021, 02:47   #312
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację


Leiko jak w odurzeniu szła przez poranne mgły rozpływające się po lesie. Niewiele zostało w jej pamięci szczegółów tego, którymi ścieżkami nocą dostała się do strumyka i teraz przede wszystkim kierowała się przeczuciem w poszukiwaniu swoich towarzyszy. Przeczuciem, które było teraz przygłuszone i w każdym innym lesie skończyłoby się zagubieniem wśród drzew. Jednak znajdowała się w siedlisku tsuchigumo. Kierowała się więc śladem pajęczaków, skupiając się przede wszystkim na swoich własnych myślach, z których nadal nie potrafiła się uwolnić. Miała nadzieję, że Kojiro i Sakusei zaspokoili ciekawość małej miko co do wczorajszych wydarzeń. Ona.. ona nie była pewna, czy miałaby teraz siły i cierpliwość sprostać jej dziecięcym ekscytacjom.

Sen nie przyniósł odpoczynku. Czuła się jak widmo. Nie jak zmysłowa zjawa przyprawiająca mężczyzn o gorączkę, a widmo samej siebie, pusta skorupa ładnego ciała. Pochłonięta esencja demonów wyleczyła jej rany, lecz nie mogła ukoić zbolałej duszy. Miała trudności ze zrozumieniem swoich uczuć i obrazów zobaczonych w koszmarze.
Słabość, kiedy nie była użyteczna w osiągnięciu jej celu, należało ukrywać przed innymi. Nie przyznawać się do niej, być silną i opanowaną. Słabość była tylko przeszkodą. Tak ją uczyła Ma.. Mateczka. Hai, Mateczka. Leiko była grzeczną i posłuszną córką..
Niespodziewany grymas przeciął jej twarz nim ukryła go pod fałszywym, lecz pięknym uśmiechem. Jednak przyjmując nawet najbardziej urokliwy uśmiech nie potrafiła sprawić, aby sięgnął on również jej oczu. Te pozostawały zasnute posępnymi chmurami smutku za utratą czegoś obcego i.. zarazem boleśnie bliskiego.

Ten nastrój podzielała Pajęczyca pozostająca w ludzkiej postaci i stroju łowczyni. Wyglądało na to, że również była opleciona mrocznymi myślami jak chmurami. Rozkojarzona stała pośród swoich pobratymców, którzy w większości byli w bardziej owadziej formie. Prostymi gestami wydawała im proste polecenia: Idź tam, pilnuj tu, obserwuj ten obszar.
Dopiero po dłuższej chwili zauważyła Leiko i skinęła dłonią ku niej.

Łowczyni spod ociężałych powiek zerknęła na Pajęczycę obawiając się, że za jej gestem kryją się kolejne przysługi bądź ponure wieści z Shimody. Aczkolwiek marny nastrój nie przyzwalał kobiecie na ignorowanie gospodyni.. a już szczególnie tak potężnej gospodyni z własną armią reagującą na jej skinięcie palcem.

-Ohayō gozaimasu, Sakusei-san -przywitała ją uzbrajając się w uśmiech i podchodząc bliżej. Powiodła spojrzeniem po dzieciątkach Pajęczycy zarobionych jak.. tak naprawdę to bardziej jak mrówki niż pająki -Pracowity poranek?

- Bardzo niestety. Starszyzna wzywa mnie do siebie. Nie będę mogła udać się z tobą po twojego młodzika. Ale nie zapomniałam o mojej przysłudze.
- odparła z uśmiechem Sakusei kryjąc za nim podobne zmęczenie.- Dam ci małego przewodnika, jak i yojimbo i tragarza w jednym, więc pewnie poradzisz sobie beze mnie z tym zadaniem?

-Tak sądzę. Przy okazji rozejrzę się po tym, co jeszcze zostało z Shimody, mnichów i łowców
-jak również Leiko będzie mogła przeszukać pole bitwy za swoją zaufaną parasolką. Wprawdzie odebrana widmowym strażnikom broń okazała się wczoraj niezastąpiona w walce z białowłosym, lecz nawet taki skarb nie potrafił odwzorować użyteczności parasolki obciągniętej demoniczną skórą. Metalowe płyty były zbyt ciężkie, zbyt.. ordynarne.

-Starszyzna wzywa Cię ze względu na Shimodę? -zapytała łowczyni splatając ręce na piersi i przyglądając się Pajęczycy - Ale Twój udział w zrujnowaniu intrygi mnichów nie powinien być dla nich problemem, ne?

- Iye.
- zaprzeczyła Sakusei kręcąc głową.- Nie jest… bardziej martwi ich to ile istnień zostało poświęconych by rozwiązać ten problem. I pewnie będą chcieli zakończyć nasz udział w tej intrydze. Shimoda jest już za nami. Niech śmiertelnicy zapobiegną katastrofie. W końcu siedmioro oczu po to właśnie jest, ne? By nie dopuścić przebudzenia siedmiookiego… to nie nasza sprawa.
Westchnęła ciężko dodając.- Tchórze mogą wykorzystać sukces w Shimodzie do zwinięcia sztandarów i odwrotu.

- Być może powinnaś powiedzieć starszyźnie, że to pokolenie Siedmiu Oczu jest jeszcze niedoświadczone i nieświadome obowiązków płynących z tego dziedzictwa krwi. Nie każde z nas wierzy legendzie, a jedno wręcz jest jednym z mnichów..
-w głosie mówiącej Maruiken pobrzmiewały nuty zawstydzenia za swe „rodzeństwo”, za siebie samą. Bo czyż i ona sama nie powątpiewała w prawdziwość legendy? Czyż wyuczone przez nią chłodne i logiczne podejście do życia nie czyniło tych opowieści byle.. bajkami snutymi dzieciom przed snem?
-Sama tylko z Ayame-chan nie zdziałałabym wiele w Shimodzie. A dzięki Twojemu wsparciu nie dostąpiłyśmy przymusowego i krwawego zaszczytu zostania.. ah.. „czempionami uwięzionego bóstwa” - słowa Gozaemnona odbiły się echem w jej ustach, które rozchyliła w gorzkim uśmiechu zdradzającym jej myśli.

- Postaram wdusić w gardła tych zaskorupiałych głupców trochę słów prawdy, acz… nie liczę na zbyt wiele. Oni chętnie zrzucają odpowiedzialność na kogoś innego. Dlatego to ja tu dowodzę, a nie jeden ze starszych.- odparła ironicznie Pajęczyca i sięgnęła palcem po insekta siedzącego na pobliskim liściu.




Czerwonego pająka z odwłokiem w kształcie strzałki. Coś szepnęła do niego, gdy ten chodził po jej dłoni.

- Schowa się gdzieś w twoim rękawie, a gdy będziesz potrzebowała pomocy. Powiedz cicho: “Akai sukenifā, pokaż mi kierunek w którym mam iść.” Wtedy on wejdzie ci na nadgarstek i odwłokiem pokaże kierunek w którym trzeba się udać, by dotrzeć do kokonu z twoim towarzyszem broni.- wyjaśniła podając Leiko jednego z jej pomocników.

-Akai.. suken..ifā -powtórzyła bardzo powoli łowczyni, kiedy obserwowała pajączka znikającego w szerokim rękawie swojego kimona. Może kiedyś taki widok będzie dla niej czymś naturalnym, jednak bezwiedne wzdrygnięcie jej ciała świadczyło o tym, że jeszcze nie nadszedł ten dzień.
-Mam nadzieję, że Ayame-chan będzie miała jeszcze siły i.. chęci leczyć kolejnego z moich yojimbo -westchnęła cicho nie do końca będąc zadowoloną z tego, jak bardzo musiała polegać na pomocy swych różnych, barwnych sojuszników -Czy pozostali też już się obudzili? Liczyłam na spotkanie się z nimi przed wyruszeniem do Shimody.

- Hai… twój yojimbo medytuje w pobliskim gaju
- rzekła uprzejmie Pajęczyca, gdy Leiko odruchowo zerknęła za siebie słysząc szelest i widząc “zagrożenie”, które niemal z kocią gracją znalazło się za nią.

Duży i masywny samuraj w czarnej zbroi, uzbrojony w dwie katany i o “twarzy” zakrytej złowieszczym menpō w kształcie czaszki. Zielonkawe spojrzenie zerkające przez otwory maski świadczyły o tym że oblicze ukryte za menpō nie jest ludzkie.
Łowczyni cofnęła się dwa kroki przed tą potężną masą.. na pewno zbroi, nie była pewna co do istnienia pod nią prawdziwych mięśni. Postawność samuraja robiła wrażenie, szczególnie w połączeniu z jego zwinnym i bezszelestnym poruszaniem się. Milczenie też miało swe zalety.

- To jest Sofun. Nie mówi, ale za to słucha i wykonuje polecenia. On ci pomoże przynieść kokon i w razie czego wspomoże w walce. Prawda Sofun?- zapytała pytaniem, a samuraj skinął głową potwierdzając słowa swojej pani.

-Ah.. szkoda, że wczoraj nam nie towarzyszył. Nie pogardziłabym dodatkową parą ostrzy w walce z białowłosym - stwierdziła nasycając spojrzenie tą tajemniczą siłą na dwóch nogach, kolejną sztuczką wyciągniętą z rękawa Sakusei -Sofun, tak? Idź poczekać na mnie na krańcu lasu wychodzącego na Shimodę, niedługo po Ciebie przyjdę.
Po wydaniu tego polecenia rozejrzała się po ich najbliższym otoczeniu, nim ponownie zwróciła się do Pajęczycy -Którędy powinnam iść do gaju?

Sofun skiną głową i ruszył wykonać polecenie, a Sakusei dodała z uśmiechem. - Cóż poradzić. On i jego bracia nie zdołali się przebić na czas do świątyni. Jego potężna siła nie wystarczyła, by mógł przekroczyć kekkai porozstawiane przez mnichów, a nam zależało na czasie, ne?
Po czym wskazała dłonią kierunek.- Wśród pajęczyn znajdziesz wijącą się w górę ścieżkę. Na jej końcu będzie polana i chatka. Twój yojimbo medytuje tam i pilnuje spokoju żony daimyo. Mnisi odurzali ją opium przez wiele tygodni. Miko twierdzi, że miną godziny nim dojdzie do siebie.

-Hai, hai
-pokiwała głową Maruiken, po czym dodała z uśmiechem -Będę niecierpliwie czekała, aby usłyszeć o Twoim spotkaniu ze starszyzną, Sakusei-san.
Tymi słowami pożegnała się z Pajęczycą i ruszyła na poszukiwanie wspomnianej przez nią ścieżki.

Leiko była dzieckiem miasta, z łatwością odszukiwała się w labiryntach wąskich, prawie identycznych uliczek i ten talent niestety nie przekładał się na obeznanie wśród drzew, krzewów i skał. Dlatego pomoc Sakusei raz jeszcze okazała się być niezwykle pomocna, a idąca w ślad jej słów Maruiken znów wpadła w mroczną toń swych myśli.

Żona daimyo była cennym i niespodziewanym znaleziskiem, lecz.. nie była jej siostrzyczką. I sama ta myśl wypełniała łowczynię goryczą, żalem oraz.. trudną do uzasadnienia nieprzychylnością względem uratowanej kobiety. To nie dla niej narażała życie swoje i swoich sojuszników.
Pewną niepewność wzbudzała też w Leiko relacja pomiędzy nią i roninem. Czyżby po takim czasie, po tym wszystkim czego klan dopuścił się wobec niego i jego rodziny, Kojiro nadal czuł na sobie obowiązek dbania o Kashiko-hime? Ah.. przecież młodszy Sasaki nie mógł być na tyle lekkomyślny i śmiały, aby chodzić na schadzki z żoną samego daimyo, prawda?

Korzystając z kolejnej chwili samotności kobieta pozwoliła sobie na cięższe westchnięcie. Dłonią rozmasowała jeden z odrętwiałych barków.

Być może będzie miała okazję się przekonać. Na razie jednak wąska ścieżka wśród labiryntu pajęczyn prowadziła ją ku leśnej przesiece. Wycięta przez drwali polana posłużyła miejscowym do pozyskiwania drewna z lasu. Być może było to mieszkanie cieśli podczas zimowych miesięcy, gdy stawianie domów było niemożliwe? Może. Obecnie chatka zaczęła się już nieco rozsypywać i z pewnością nie zapewniała wielu wygód.
Jej tygrys już uporządkował swoją garderobę i siedział przed wejściem do chatki z obnażoną kataną na kolanach.

Przyglądała mu się z ukrycia zarośli i pajęczyn porozwieszanych na gałęziach drzew. Niewielu mężczyzn wyglądałoby tak dobrze po otrzymaniu podobnych ran, wielu z pewnością nie przeżyłoby takiego spotkania z białowłosym. Ale Kojiro już wiele razy pokazał, że nie jest byle zwykłym roninem. Duch raz jeszcze wymknął się śmierci, ku zadowoleniu samej łowczyni. Niepotrzebnie się martwiła. Przynajmniej ten jeden raz.

Dopiero po dłuższej chwili wychynęła z leśnej gęstwiny i otulona czerwienią kimona nieśpiesznym krokiem zbliżała się ku niemu.

- Czy muszę najpierw pokonać strażnika w pojedynku, aby dostać się do wnętrza chatki? -zapytała przywołując na wargi jeden z tych swoich pięknych, wyćwiczonych uśmiechów.

- Iye. Aczkolwiek nie ma tam nic ciekawego do zobaczenia. Ona śpi i będzie jeszcze cały dzień spać.- odparł z uśmiechem Kojiro przesuwając spojrzeniem po Leiko.- Miło cię widzieć w zdrowiu i jak zawsze zachwycająco piękną. Takiej pokusie ciężko się oprzeć… czyżbyś próbowała mnie odciągnąć od obowiązku? Bo obawiam się, że mógłbym ci ulec.

-Iye
-odparła szybko i zadziwiająco stanowczo łowczyni. Czyżby wczorajsze wydarzenia i dzisiejszy koszmar wpłynęły nawet na jej czerpanie przyjemności z towarzystwa ulubionego kochanka? Odpowiedź pojawiła się zaraz w dość figlarnej postaci -Sam powiedziałeś, że nie muszę Cię wyzywać na pojedynek.. a zatem nawet i na ten najprzyjemniejszy, z którego oboje wyszlibyśmy zwycięsko, ne?
Palcami musnęła swoje wargi rozchylone w uśmiechu. Następnie po uprzednim skromnym zagarnięciu kimona otulającego swe uda, kobieta przykucnęła blisko przed siedzącym roninem.
-Ale cieszy mnie, że mała miko wróciła Ci siły, Kojiro-san -szepnęła przyglądając się jego twarzy wolnej od grymasów bólu.

- Trzeba przyznać, że bez jej pomocy nie wróciłbym do pełni sił tak szybko.- przyznał Sasaki z uśmiechem. A następnie zaczął głośno rozważać.- Jakie masz dalsze plany? Nadal trzymają w niewoli bliską ci osobę. Może przebywać w stolicy, ale… daimyo ma kilka zamków do swojej dyspozycji. A i klasztor czterdziestu i czterech jest dobrze ufortyfikowany.
Zatem uważnie słuchał jej rozmowy z białowłosym, zapamiętał i.. nie zamierzał tego ukrywać. Przedziwnie było słuchać Kojiro mówiącego o jej siostrzyczce. Czuła się obnażona bardziej niż kiedy stawała przed nim całkiem naga i bezbronna.

-Nie wiem co się teraz wydarzy. Jeśli klan dowie się, że to ja jestem odpowiedzialna za zrujnowanie ich planów i za tą rzeź w Shimodzie, to mój powrót do Miyaushiro będzie.. trudny -opuściła ciężkie powieki, aby ukryć przed mężczyzną emocje nazbyt wyraźnie odbijające się w jej złocistych oczach -Siostrzyczka wpadła w ich ręce z mojego powodu i mnisi wiedzą, że jej szukam. Wątpię, aby porzucili dalsze próby schwytania mnie, więc mogą ją ukryć jeszcze głębiej za zamkowymi murami lub.. wykorzystać ją do zastawienia kolejnych sideł.

- Łowca który na ciebie zapolował… nie żyje. Gozaemnon też. Nie żyje nic co mogłoby opowiedzieć mnichom o tym co się stało w jaskini, ne?
- zapytał retorycznie Kojiro i zamyślił się rozważając. - Jasnowłosy ogr widział wchodzące osoby. Ale widział wchodzącą mniszkę i związanego oraz pobitego “więźnia” o twoim wyglądzie. Niemniej, jeśli ona przeżyła, to będą wiedzieli że nie weszła wtedy do świątyni. A skoro ona była kłamstwem, to jej więzień w twojej postaci… prawdopodobnie też.

-Hai, masz rację. Muszę tylko mieć wiarygodną historię dla mojego zniknięcia na resztę nocy..
-stwierdziła Leiko, dla której snucie fałszywych opowieści o sobie i swym życiu było czymś jak najbardziej naturalnym. Tak jak równie naturalnym było zrzucanie masek oraz ucieczka, co teraz niestety nie wchodziło w grę -Jednak czy cokolwiek powstrzyma mnichów przed wysłaniem za mną kolejnych swych bestii? Jeżeli posunęli się do schwytania mojej siostrzyczki tylko po to, żeby sprowadzić mnie na ziemie klanu, to... -westchnęła cicho, dłonią przetarła czoło przymarszczone od wewnętrznego zdenerwowania -..to są bardziej uparci i bezwzględni niż sądziłam.

- Są też skryci. Wszak nie zaatakowali cię otwarcie i cóż… gdyby cię porwał jakiś potwór podczas rytuału w Shimodzie, to przecież nie można winić o to mnichów, ne ? Oni się z Oni nie zadają. Widziałaś kiedykolwiek jakieś Oni w pobliżu mnichów?
- przypomniał jej z lisim uśmieszkiem Kojiro. - Bardzo dbają o pozory, co oznacza że nie czują się pewnie… jeszcze. Gdy spróbują cię porwać, to z pewnością ukradkiem i podstępnie.

Łowczyni gwałtownie otworzyła oczy i skupiła spojrzenie na wargach mężczyzny wykrzywionych w uśmieszku.
-To nie jest pocieszająca myśl, Kojiro-san - mruknęła z wyrzutem, choć ta uraza zniknęła tak szybko jak się pojawiła -Mnisi już pokazali, że nie potrzebują wysyłać za mną demonów, skoro mają te swoje bestie ukryte za maskami samurajów klanu. A Miyaushiro jest duże, łatwo tam zniknąć z pomocą kolejnego Gozaemnona.

- Będą mieli jednak utrudnione zadanie, jeśli będą chcieli to zrobić cicho.
- odparł pocieszająco Kojiro.- No i nie wiedzą o mnie. Ja też tam będę… w cieniach uliczek.

-Hai, hai. O ile tylko nie będziesz zajęty pilnowaniem innej kobiety, ne?
-odparła łowczyni unosząc wysoko jedną brew, kiedy zza głowy ronina zerknęła na chatkę. Następnie podniosła się z niewygodnej pozycji i wygładzając kimono na swych udach, powiedziała -Idę jeszcze się zobaczyć z małą miko, a potem wracam do Shimody po rannego Płomyczka. Kto wie, może przy okazji taka wizyta przyniesie jakieś odpowiedzi.

- Iye. Sakusei obiecała ją ukryć i ufam, że dotrzyma obietnicy. Moja obecność mogłaby przyciągnąć ciekawskie oczy i zbyt luźne języki. Będzie bezpieczniejsza bez mojej opieki.
- odpowiedział Kojiro usypiając nieco jej zazdrość.- Zostanę tutaj do czasu, aż się obudzi, by potem wyjaśnić jej sytuację.

-Być może zdąży się obudzić do mojego powrotu
-odparła tylko Leiko. Dla niej użyteczność wyciągniętej z jaskiń kobiety przyjmowała formę informacji, które tamta mogła posiadać jako żona samego daymio Hachisuka. Żyjąc tak blisko niego i jego doradców, musiała posłyszeć choćby strzępki rozmów dotyczących ich intryg. Musiała zobaczyć coś wartego uwagi.. albo kogoś. Tylko kąski sekretów mogłyby uczynić porażkę Maruiken znośniejszą.
Spoglądając z góry na siedzącego mężczyznę, zapytała -Wiesz gdzie znajdę małą miko i jej opiekuna?

- W świątyni ukrytej w jaskini, tyle że… nie można do niej wejść z bronią. Kami tamtego miejsca, wedle Korogi, nie lubią broni i obrażone mogą odmówić pomocy przy uzdrawianiu.
- wyjaśnił młody lord Sasaki.

-Arigatou - po tym podziękowaniu łowczyni uśmiechnęła się jeszcze do mężczyzny, nim odwróciła się i ruszyła w stronę ściany drzew.

Idąc nie mogła się oprzeć ponuremu wrażeniu, że gdyby tylko Kami raczyli zwrócić swe spojrzenia na Shimodę, to znaleźliby w niej poważniejsze powody do obrażenia się na śmiertelników niż broń wnoszona do świątyni w lesie. Bo czyż stojąca w sercu Shimody świątynia też nie była poświęcona bóstwom? Gdzie zatem kara wymierzona w mnichów i samurajów, którzy zbezcześcili to święte miejsce?
Może Kitsu Ayame znałaby odpowiedź na to pytanie?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-02-2021, 03:23   #313
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Łowczyni posłuchała zaleceń Kojiro i zostawiła wszelki oręż u wejścia do jaskini. Nie wypadało drażnić Kami, u których się szukało pomocy.
Powoli zeszła po wyrzeźbionych w kamieniu schodach.






Ukryta w głębokiej jaskini świątynia, tchnęła spokojem. I chłodem i czymś jeszcze czego Maruiken nie potrafiła określić. Ale nie było to wrogie.

Gdy Ayame się pojawiła, okazało się że źródłem tego czegoś jest… beczkowaty stworek na jej ramieniu.
Korogi ziewnęła na powitanie. Było wyraźnie zmęczona. Leczenie rannych musiało być wyczerpujące.

Maruiken przesunęła spojrzeniem po cudacznej kreaturce i.. postanowiła zrezygnować z poznawania szczegółów kryjących się za tym widokiem. Powinna już przestać się dziwić napotykanym bestiom i stworkom, w końcu tak wiele ich spotykała na ziemiach klanu. I czyż jedną z jej najbliższych sojuszniczek nie była tsuchigumo ze swoją pajęczą armią? Poszukiwania siostrzyczki wywracały do góry nogami wszystko dotąd Leiko znała i na czym polegała w życiu.

-Ciężka noc, Ayame-chan? -zapytała z uśmiechem bardzo subtelnie unoszącym kąciki jej warg. Wprawdzie mała miko nie brała udziału we wczorajszych walkach, ale jej moce okazały się równie niezastąpione jak maboroshi Pajęczycy czy talent ronina.

- Hai. Hai. Ciężka i wyczerpująca dla mnie…- odparła mała miko z uśmiechem. Nieco bladym i słabym. Usiadła zresztą szybko na pobliskim kamieniu.- Ty chyba ranna nie jesteś, ne?

-Iye. Już nie
-odparła Leiko wyciągając przed siebie ręce i przyglądając się swym dłoniom. Po oparzeniach, ranach i złamaniach nie została nawet jedna pamiątka mogąca blizną oszpecić jej gładką skórę. Jednak ani esencja zabitych Oni, ani moce miko nie potrafiły uleczyć ran zadanych słowami Gozaemnona, przez które teraz krwawiło jej serce i łkała dusza. A szkoda.
-Miło, że chociaż nasze dziedzictwo budzi w mnichach tak niezdrową fascynację, to jest także jednym z powodów, dzięki którym nie mogą nas schwytać - koniuszkiem palca ostrożnie musnęła nadpaloną wstążkę przewiązaną na swym nadgarstku - Być może pozostawiona w Shimodzie trójka też zdołała wyślizgnąć się swoim porywaczom..

- Być może. Wszak zapanował chaos
.- odparła Ayame, po czym się zreflektowała.- Chcesz się tego ode mnie dowiedzieć? Cóż… teraz tej kwestii nie ustalę. Potrzebuję wszystkich swoich sił, jeśli twój towarzysz został ranny tak poważnie, jak twierdziła Sakusei.

-Oh..
-łowczyni zamrugała gwałtowniej, ale zaraz krańcem rękawa przesłoniła swe wargi rozchylające się w uśmiechu rozbawienia -Iye, iye. Właśnie się zastanawiałam, w jaki sposób poprosić Cię o tę przysługę i uratowanie mojego partnera, ale widzę, że droga Sakusei zrobiła to już za mnie. Zatem od razu możemy porozmawiać o mojej wdzięczności..
Skrzyżowała ręce na piersi i unosząc łagodnie brwi skupiła spojrzenie na małej miko - Na ziemiach Sasaki weszłam w posiadanie.. wyjątkowej broni, która reaguje na dotyk naszego dziedzictwa i pod wpływem samej myśli zmienia swój kształt. Chciałabyś ją później obejrzeć, Ayame-chan?

- Hai… z chęcią ją obejrzę, acz…
- miko spojrzała w oczy Leiko dodając cicho. -... acz pamiętaj Maruiken-san, że nie jestem Kami. Nie mogę wskrzesić z martwych, a i żywym tylko do pewnego stopnia jestem w stanie pomóc. Nie każdą ranę uleczę i ta... twojego kompana może okazać się ponad moje siły. Postaram się go uratować, a i z pomocą…- podrapała po “pyszczku” stworka na jej ramieniu.-... miejscowego duszka może nawet zdołam. Ale nie mogę ci zagwarantować że go uratuję, przykro mi.

-Hai, rozumiem. Ale nawet jeśli szansa na przywrócenie mu sił jest niewielka, to i tak warto spróbować, ne?
-spokojem w głosie Leiko starała się zagłuszyć własne zmartwienia oraz szumiącą w jej uszach złość na klan i mnichów. Wszakże to z ich powodu przyszłość Płomyczka była teraz tak bardzo.. bardzo niepewna.
-To nie była jego walka, chciał tylko mi pomóc i bez niego ta noc mogłaby się całkiem inaczej potoczyć -napięcie w jej ciele znalazło ujście w postaci cichego westchnienia, któremu towarzyszyło też pokręcenie głową w rozgoryczeniu -Kirisu-kun zasłużył na więcej niż śmierć z rąk pupilka mnichów.

- Zrobię co w mojej mocy.
- obiecała cicho miko uśmiechając się ciepło i starając się pocieszyć łowczynię.

A ta tylko skinęła głową w odpowiedzi. Z natury była pragmatyczna i osiągała cele korzystając z własnych talentów, nie polegała na kurczowym trzymaniu się nadziei i pocieszeniu spływającym z cudzych ust. Jednak teraz.. była bezsilna. Nie potrafiła pomóc Płomyczkowi.
Pocieszenie małej miko było jedynym co teraz miała.






* * *





Shimoda była cicha i cuchnęła krwią.

Teraz, gdy Leiko odesłała swojego pajęczego yojimbo wraz z cennym pakunkiem, ta cisza była dojmująca. Tym bardziej że łowczyni nie znała cichej Shimody. Gdy tu przybyła, osada tętniła życiem, a i wczorajsza noc z pewnością cicha nie była. Teraz jednak cisza zalegała na ulicach niczym gęsta mgła.

Po dotarciu do placu odkryła, że szukanie swojej parasolki będzie nieprzyjemnym zadaniem. Obecnie bowiem leżały tu poćwiartowane zwłoki Oni i ludzi, resztki nieumarłych… jucha lepiła się do geta na jej stopach. I niestety też do palców, bo aby znaleźć swój skarb musiała przewracać martwe ciała i odrzucać szczątki.




Parasolka nie była jednak tym co odnalazła na samym początku. Iye, tym były zwłoki Shiso... Shisu… właściwie to nie pamiętała jego imienia. Zapamiętała jedynie twarz i fakt, że stanął u boku Marasakiego i niej, gdy weszła w konflikt z mnichem i samurajem Hachisuka. Ich znajomość była intensywna, ale jakże krótka. Odczuła nawet za nim żal, wszak przez tych kilka chwil był jej towarzyszem broni, a nie kolejnym sługą mnichów, jak z początku podejrzewała. Zasłużył na coś więcej niż zostanie zapomnianym pod stertą martwych ciał. A ona nawet nie zapamiętała jego imienia.

Nie znalazła trupa mnicha, nie znalazła zwłok Kumy. Za to widok martwego samuraja był powodem lekkiego, sarkastycznego uśmieszku na twarzy łowczyni.

Wreszcie po długim szukaniu znalazła swoją parasolkę, brudną i lepiącą się od krwi oraz wnętrzności. Kilka silnych trzepnięć pozwoliło ją oczyścić z co większych i bardziej obrzydliwych skrawków, ale i tak materiałowi należało się porządne wymycie. Na razie tyle musiało jej wystarczyć.
Potem zaczęło się mozolne szukanie ostrza, które w niej pierwotnie tkwiło. Nie była to może trudna i niebezpieczna robota, ale nużąca i paskudna w swojej naturze. Ugh… od takich rzeczy wszak byli eta, a nie ona.

Niemniej cierpliwość i systematyczność w poszukiwaniach w końcu pozwoliła jej skompletować całą broń. Rozłożyła ją szeroko i skryła się w znajomym cieniu.




* * *




Świątynia się zapadła. Budynek był obecnie rumowiskiem pośrodku zwłok olbrzymich Oni, bo tylko te największe i najsilniejsze mogły tu dotrzeć i umrzeć. Prawdopodobnie z ręki jej jasnowłosego “krewniaka”.

Gdy podeszła do świątyni dostrzegła, że pod rumowiskiem była dziura, ale to nie było dla Leiko zaskoczeniem. Bądź co bądź, już tam była. Wyglądało na to, że to miejsce już całkiem zostało opuszczone przez mnichów. Nie spełniło swojego zadania, więc straciło ich uwagę.
Tak jak tereny dotąd zarezerwowane tylko dla mnichów. Nikogo już tam nie było. Shimoda została przez nich wykorzystana i porzucona. Zapomnieli o niej lordowie klanu. Pozostały z niej tylko szczątki, uliczki wypełniała śmierć.

Tak przynajmniej sądziła, do czasu aż dotarła do gospody. To wokół niej zebrała się spora grupka niedobitków świętująca z resztek zapasów przeżycie całej nocy. Część z nich stanowili łowcy, reszta to służba, chłopi i pomocnicy. Ci którzy przybyli tu wraz z samurajami i w przeciwieństwie do swoich panów… przeżyli. Pili, jedli i bawili dziękując Kami za przetrwanie tej nocy.
Maruiken łatwo było ocenić, czemu akurat oni przeżyli. Na ganku gospody siedziała znajoma jej osoba.






Sakura.
Leiko nie dziwiło, że akurat ona przeżyła. Jednoręka łowczyni, mimo swojego kalectwa, dorównywała w walce najlepszym szermierzem i łowcom. I przewyższała resztę talentem. Teraz była traktowana przez służki i sługi niczym sam daimyo. Jej miseczka z sake nigdy nie była pusta, a jej kaprysy były spełniane od razu. Niewątpliwie to jej zawdzięczali przeżycie tej nocy.

Maruiken nie dostrzegła tam jednak innych znajomych twarzy. Gdzie byli Sagi i Kuma? Czy przeżyli? Szczególnie niepokoił ją los tego ostatniego. Czapla mógł się gdzieś skryć z wdzięczną służką, może nawet dwoma, ale rubasznego Niedźwiedzia zawsze było widać i słychać. Nie było w jego naturze rezygnować z takiego pijaństwa, tym bardziej kiedy było ono zorganizowane kosztem jakże hojnego klanu.
Gdzie się zatem podziewał?






* * *





W swej wędrówce po Shimodzie dotarła też do starego młyna, gdzie Setsuko przyzywała ją na sekretne pogawędki, a Amiko-chan spędzała gorące wieczory w objęciach łowców lub bushi. Ale dzisiaj Leiko nie natrafiła tutaj ani na jedną, ani na drugą. Niedźwiedzia też nie znalazła. Za to spotkała kogoś innego.

Nie rozpoznała go. Nie od razu. Znikła gdzieś chorobliwa bladość. Ciało nabrało masy, włosy blasku jak i oczy. Takami Kohen przetrwał tą noc i odpoczywał przy ognisku. Nie był już schorowanym czarownikiem jakiego znała. Cała bitwa pełna umierających Oni napełniła jego ciało energią, która uwolniła go od choroby. Przynajmniej na jakiś czas. Leiko dobrze to wiedziała. Jej ciało również wypełniała energia zabitych potworów i mimo ciężkiej nocy, nie czuła zmęczenia. Dziś. Jutro już nie będzie śladu po tym nadmiarze sił. Te bowiem znikały bardzo szybko z ciała. Kohen pewnie był tego boleśnie świadom, dlatego też korzystał z tej chwili, gdy ciało miał zdrowe i mocne. I zamiast ziół popijał shochu, na swój sposób świętując przetrwanie nocy.

Dotąd Maruiken skutecznie unikała spotkań z ocalałymi łowcami. Wielu z nich było zbyt ciekawskich, a niektórzy, jak choćby Sagi, byli wręcz dociekliwi. Gdyby nie była przy nich uważna, to mogliby przejrzeć przez jej kłamstewka. A nie miała sił na bycie uważną i radzenie sobie z kłopotliwymi pytaniami.

Jak przetrwała noc?
Gdzie zniknęła?
Gdzie jest Kirisu?
Czy wraca z nimi do Miyaushiro?

Braciszek Takami nie był znany z gawędzenia. Szanował swoje sekrety, jak zresztą i cudze. Niektóre nawet współdzielili. To wszystko czyniło z niego jedną z nielicznych osób w Shimodzie, przed którymi Leiko gotowa była zdradzić swoją obecność. Tym razem.

-Dobrze wyglądasz, braciszku - najpierw rozległ się jej głos podszyty figlarną nutą, a dopiero potem nieśpiesznym krokiem wyłoniła się spomiędzy pobliskich chatek służących jej za kryjówkę przed wzrokiem łowcy. Z zaintrygowaniem mrużącym jej oczy przyglądała się tej nowej, przynajmniej dla niej, posturze dotąd schorowanego czarownika -Posłużyła Ci wczorajsza uczta z ginących Oni, ne?

Czy tak wyglądał dawniej, zanim choroba zaczęła trawić jego ciało? Czy teraz, gdy zasmakował w sile i zdrowiu, nie zachłyśnie się masakrowaniem demonów, aby podtrzymywać ten efekt na dłużej? Wszak nawet ona wiedziała, jak łatwo było popaść w nałóg tej słodyczy. Jak wielka i nęcąca była to pokusa.

- Hai… posłużyła.- zgodził się nią yōjutsusha przyglądając się jej z delikatnym uśmiechem, gdy się do niego zbliżała.- Myślę że starczy na kilka-kilkanaście dni. Do następnego nowiu zapewne.
Skinął głową witając się z nią.- Dobrze cię widzieć w zdrowiu. Tej nocy łatwo było o śmierć… nawet ja się o nią otarłem.

-Oh? I jaką twarz przybrała Twoja śmierć?
-zapytała łowczyni ciekawa innych zwierzaczków wysłanych wczoraj na polowanie przez mnichów -W moim przypadku jedna ukrywała się za stalowym dziobem, drugą zaś okalały śnieżnobiałe włosy. Obie wyglądały też zadziwiająco ludzko, przynajmniej do czasu aż zdarły maski bushi i pokazały swoje prawdziwe oblicza bestii.

- Moja była mała, zwinna i odporna na ogień… I szybka.
- zadumał się Takami. - I radziła sobie z moją magią zaskakująco dobrze.

-Nie odniosłeś wrażenia, że była trochę zbyt dobrze przygotowana do walki właśnie z Tobą? I może wyjątkowo skupiała się akurat na Tobie, pomimo innych łowców również strzegących pieczęci?
-swoimi pytaniami Maruiken próbowała nie tylko zaspokoić własną ciekawość, ale także sprawić, aby mężczyzna dostrzegł pewne zależności pomiędzy wydarzeniami ostatniej nocy. Sama też poszukiwała potwierdzenia, że Ptaszek nie był jedynym wysłannikiem mnichów spuszczonym wczoraj z łańcucha.
Na jej wargi przybłąkał się gorzkawy uśmiech -Nasz samuraj wręcz zakazał swoim ludziom pomagania mi w walce z moją bestią. A nie było łatwo.

- Mój samuraj nie interweniował, skupiony przede wszystkim na obronie pieczęci. To był priorytet dla niego, moje życie nie.
- ocenił Kohen wspominając i zastanowił się.- Przyznaję że to było odrobinę podejrzane, acz… ciężkie do pokonania potwory się zdarzają.

-Hai, to prawda
-przytaknęła kobieta, choć w duchu trochę zazdrościła mu życia w niewiedzy oraz tego.. braku doświadczenia z intrygami, które wszak szczególnie na tych ziemiach czyhały prawie na każdym kroku - Mam jednak podejrzenia, że takich bestii wczoraj była przynajmniej czwórka.. ale dla pewności musiałabym porozmawiać z Sogetsu i Akado..
Splotła ręce na piersiach i brwi zmarszczyła pod wpływem swych strapionych myśli - Pierwszego w ogóle dzisiaj nie widziałam, a drugi opuścił Shimodę w bliskim towarzystwie mnichów. Sprawiał wrażenie dobrze wychowanego młodziana, więc zadziwia mnie, że odszedł tak bez pożegnania..

- Cóż… ja również nie widziałem Sogetsu od czasu rozpoczęcia się bitwy.
- stwierdził Kohen rozmyślając nad jej słowami. - A akurat on powinien przeżyć tę noc. Był z nas najsilniejszy… przynajmniej fizycznie.

-Jeśli już mówimy o sile, to nie widziałam też Kumy, ani Sagiego i Jednookiego Wilka..
-mruknęła Leiko, której strapienie zniknięciem łowców było tym bardziej podsycane przez rolę, jaką odegrała we wczorajszych wydarzeniach -Mam nadzieję, że po prostu znaleźli tutejszy składzik sake i zapomnieli o reszcie świata. Ciężko mi uwierzyć, aby akurat któryś z nich ugiął się pod falą Oni..
Ona sama marzyła o ukryciu się przed pytaniami, przed rozmowami, przed własnymi myślami oraz nie odstępującym jej ani na krok poczuciem winy. Sake nie była jej niezbędna, choć z pewnością ułatwiłaby ucieczkę przed troskami.

Kobieta westchnęła i lekko pokręciła głową -Co za noc.. mówiono, że przybędzie tu cała horda demonów, jednak nie spodziewałam się, że staniemy naprzeciw istnej armii tych bestii. Jakaż musiała być natura tego rytuału, że tak wiele ich przybyło do Shimody..

- Miała wypędzić Oni z ziem Hachisuka, możliwe że dlatego przybyły tak licznie. By nas powstrzymać. I wygląda na to, że im się udało. W jednej chwili wszystkie kekkai upadły i olbrzymia horda spadła na nas jak piekielny deszcz. To był…. koszmar i dobry sprawdzian mojego talentu.
- ocenił czarownik, upił nieco shochu i podał buteleczkę łowczyni. - Jak ci się udało przetrwać? Nie masz w sobie macho… ni siły Sogetsu.

-Hai, to prawda. Jednak mam w zanadrzu kilka własnych sztuczek, Kohen-san
-mówiąc to kobieta uprzejmie, choć nie bez zaskoczenia, przyjęła od czarownika butelczynę alkoholu i przysiadła wygodnie koło ogniska.
-Ale nawet z nimi nie było łatwo i kilka demonów znalazło się zbyt blisko pozbawienia mnie głowy. Wdowa Sakuno okazała się niezastąpioną sojuszniczką, również przyjemnością było oglądanie wielkiego tygrysa miażdżącego Oni pod swoimi łapami -kąciki jej wargi uniosły się w subtelnym uśmiechu, oczy przymrużyły się w kocim wyrazie zadowolenia. Wczoraj jej ścieżki rozminęły się z tymi obranymi przez Gōsuto tora, ale z łatwością potrafiła sobie wyobrazić jego ostre szpony rozszarpujące gardziele coraz to kolejnych demonów. I być może nie tylko ich.
-Miałeś okazję go zobaczyć? -delikatnym ruchem dłoni wprawiła butelkę w kołysanie oraz zafalowanie wypełniającej ją cieczy, aż w końcu zdecydowała się upić niewielki łyk -Także i on musiał usłyszeć zew Shimody, skoro przybył tutaj z ziem Sasaki..

- Hai… i wydawał tu się nie pasować. Nie był Oni jak reszta.
- zadumał się Kohen wspominając.- Ten tygrys…. jaki miałby powód by zawędrować aż tutaj? Zwykle są to istoty bardzo terytorialne.

-Ziemie Sasaki są opustoszałe. Nie ma rodziny, którą Gōsuto tora mógłby chronić, a tamtejsi zmarli nareszcie zaznali spokoju. Nie zdziwiłabym się, gdyby wyruszył na poszukiwanie nowego terytorium i nowego celu swojego istnienia
- powiedziała Leiko z nieco melancholijną nutą w głosie - Ale oprócz niego w Shimodzie były też te przerośnięte pająki.. tsuchigumo, ne? One tworzyły osobną armię od hordy Oni -oblizała wargi z reszteczek smaku pozostawionego na nich po kolejnym, zdecydowanie większym, łyku alkoholu upitym z butelki. Spojrzeniem rzucanym spod ociężałych powiek objęła najbliższy krajobraz zniszczony wczorajszą bitwą - Można pomyśleć, że same ziemie klanu próbowały się chronić przed rytuałem..

- Nie odniosłem takiego wrażenia. Wydawało mi się raczej że Shimoda była martwym jeleniem, a Oni… wszystkie Oni przyszły tutaj wyszarpać kawałek padliny niczym stado skłóconych wilków. Nie zauważyłem armii tsuchigumo… choć walczące tutaj tsuchigumo pośród innych potworów widziałem. Nie wiem czemu odniosłaś takie wrażenie.
- odparł z uśmiechem Kohen i spytał. - Co teraz planujesz uczynić? Udasz się do stolicy klanu po zapłatę?

-Powinnam. Byłoby wielką szkodą, gdyby moja zapłata miała się zakurzyć w ich skarbcu
-powiedziała kobieta z wesołym uśmiechem. Ten jednak dość szybko ustąpił miejsca zadumie, w której przetańcowała palcami po trzymanej butelce - Nie miałam okazji porozmawiać z samurajami klanu, nie wiem w jakich nastrojach opuszczali Shimodę razem z mnichami - pochyliła się ku „braciszkowi” i wyciągnęła ku niemu rękę z shōchū - Czy powinniśmy świętować nie tylko nasze przeżycie, ale również powodzenie rytuału? Z samej świątyni niewiele zostało..

- Nie wyglądali na szczególnie zadowolonych, a sądząc po tym jak wszystkie kekkai zawiodły jednocześnie, coś złego stało się na miejscu rytuału.
- zadumał się Takami i ostrożnie wziął butelkę z dłoni Maruiken, by napić się mocnego alkoholu.-Wydaje mi się więc, że zawiódł. Pewności jednak nie mam.
Następne oddał ją z powrotem w dłonie łowczyni. - Mnisi wyjechali w pośpiechu, więc nie było okazji się zapytać. A ja miałem wczorajszej nocy większe zmartwienia niż kwestia rytuału. Podobnie jak ty, ne?

-Hai, niestety
- westchnienie wyrwane z piersi łowczyni tylko potwierdziło, jak wiele prawdy kryło się w podejrzeniach mężczyzny. A jednocześnie jak mało i jak jeszcze o wiele więcej jej zmartwień przetrwało mrok nocy, żeby nawiedzać ją nawet w świetle dnia.
-Moja śmierć o stalowym dziobie zawiodła w swych próbach dopadnięcia mnie, ale w zamian dotkliwie raniła Płomyczka. A chociaż jest teraz w najlepszych rękach jakie znam, to.. nic nie jest pewne -łykiem alkoholu zapiła wzbierające w niej kolejne westchnienie - Jakże łatwe były nasze łowy w Nagoi, pamiętasz?

- Hai, pamiętam. Niemniej, nie zebraliby jednak tylu łowców, gdyby nie zdawali sobie sprawy ze zagrożeń. I cóż...wielu zginęło. Z mojej grupy tylko ja przetrwałem. A jak z resztą twojej grupy?
- zapytał Kohen cicho, znów pożyczając na moment buteleczkę by uronić łyka. Leiko czuła zaś lekki zawrót głowy. To była mocna shochu, nawet jeśli nie było jej na tyle, by upić się do nieprzytomności.
Nie była Sakurą, w jej żyłach nie płynęła sake, ale pod wpływem alkoholu nawet ona poczuła wyraźną falę satysfakcji oraz ulgi. Uderzające jej do głowy shochu było uczuciem wiele przyjemniejszym od ciągłego ścisku ponurych myśli i zmartwień. Trunki zwykle wykorzystywała do poluźniania cudzych języków, ale może tym razem to ona mogła odszukać w nich odrobiny odprężenia.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11-02-2021, 02:57   #314
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Kirisu-kun jest ciężko ranny. Shisu-san zginął, tak jak samuraj towarzyszący nam przy pieczęci. Nie wiem czy Kuma przetrwał tą rzeź.. obeszłam Shimodę, ale nigdzie go nie widziałam - mówiąc to pokręciła delikatnie głową w zrezygnowaniu - Nie sprawdziłam jedynie jaskiń rozciągających się pod pozostałościami świątyni.. ale brakuje mi powodu, dla którego miałby się zapuścić w tamten labirynt.

- A byłaś w karczmie nad którą pieczę sprawuje Sakura-chan?
- zapytał Takami po chwili namysłu i kolejnym łyku shochu. -Tam zebrali się ci którzy przybyli… większość jak przypuszczam.

-Hai, ale tylko przechodziłam obok. Nie Ty jeden dzisiaj unikasz takich głośnych zgromadzeń
-jedna z malowanych brwi kobiety drgnęła elegancko ku górze - Mnie zmartwienia powstrzymują przed dołączeniem do pozostałych łowców, ale.. jaki Ty masz powód do przesiadywania tutaj w samotności?
Niezbyt skromnie, bowiem nawet bez bardzo kobiecego ukrywania się za wachlarzem, Maruiken powiodła powolnym spojrzeniem po zdrowej i silnej sylwetce mężczyzny. A chociaż w jej oczach odbijało się zainteresowanie, to nie było ono związane z pożądaniem - Czy ta cała energia nie zachęca do świętowania w towarzystwie?

- Zachęca… dlatego raczę się odwagą w płynie.
- wyjaśnił Kohen machając buteleczką z shochu, którą znów przejął.- Łatwiej mi zabijać Oni, niż rozmawiać z niewiastami.
Leiko nawet drgnieniem kącików warg nie zdradziła swojego rozbawienia po słowach czarownika. Niewiastami? Czy on.. naprawdę użył właśnie tego słowa? W jego ustach zabrzmiało w taki sposób, jak gdyby kobiety rzeczywiście były bestiami straszniejszymi od demonów.

-Braciszku, braciszku.. nie miałeś okazji zobaczyć jak teraz wyglądasz, ne? -jednak pozwoliła sobie cicho zachichotać, choć ze zgoła odmiennego powodu niż niefortunnego słownictwa mężczyzny. Z powodu jego nieświadomości -Może i Oni nie uczyniły z Ciebie drugiego Sagiego, za którym wzdycha przynajmniej połowa kobiet Japonii, ale i tak musiałbyś się wielce natrudzić, aby odstraszyć od siebie.. niewiastę. Również wiele łowczyń i służek otarło się wczoraj o śmierć. Takie życie na krańcu ostrza sprawia, że pragnie się intensywniej korzystać z każdego dnia. To idealny moment na szukanie.. - przekrzywiła głowę, a kolejne słowo wypowiedziała z bardzo wyraźnym powątpiewaniem okraszonym nutą ironii -.. miłości.

- Ten wygląd nie potrwa wiecznie.
- odparł melancholijnie Kohen.- I rzadko mam okazję go zyskiwać. I przez to nabierać doświadczeń.

-Może powinieneś wziąć przykład z naszego jasnowłosego braciszka i przyłączyć się do mnichów?
-zapytała Leiko wyraźnie dając mu do zrozumienia, że tylko żartuje i ani myśli naprawdę kusić go taką propozycją - Każdego dnia dostawałbyś na tacy esencję demonów do pożarcia, więc z łatwością zachowałbyś swój ładniutki wygląd i siłę. Również kobiet miałbyś w nadmiarze i wszystkie byłyby chętne zaspokoić Twoje pragnienia.
Bez pytania pochwyciła butelczynę w dłonie i uniosła ją ku swych wargom. Tuż przed zasmakowaniem w alkoholu podzieliła się z nim jeszcze jedną przezabawną myślą - Kto wie, może po jakimś czasie także Twoje włosy nabrałyby barwy słońca?

- To propozycja warta rozważenia.
- zadumał się Kohen i uśmiechnął się ironicznie. - Ale jakoś nikt mi jej nie złożył.
Wzruszył ramionami dodając.- Zresztą oboje dołączyliśmy do mnichów. Czyż nie wykonujemy misji dla nich? Czyż nam nie płacą?

-Opłacają też służki podające im jedzenie, myjące im plecy i zaścielające futony. My tak samo pokornie wykonujemy nasze obowiązki, nie zadając przy tym żadnych pytań
- mruknęła łowczyni z nonszalancją kołysząc butelczyną w dłoni -Bo i co naprawdę wiemy o tym rytuale? Równie dobrze mogli tuż pod naszymi nosami składać krwawą ofiarę w celu przywołania legendarnej bestii, która uczyniłaby Hachisuka najpotężniejszym ze wszystkich klanów.
Zrodzony w jej gardle krótki, lecz bardzo figlarny śmiech roztoczył wokół iluzję, jak gdyby winę za te nieoczekiwane słowa ponosiło shōchū uderzające jej do głowy - Wyobrażasz to sobie?

Kohen zaśmiał się głośno i zaprzeczył gestem głowy.- Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Na co im bowiem krwawe rytuały, skoro mają tyle złota? Wystarczająco dużo by rzeczywiście stać się najpotężniejszym z klanów.

-Oczekujesz umiaru po lordach mieszkających w swych ozdobnych posiadłościach. Pragnienie rośnie wraz z posiadanym bogactwem i potęgą
- odparła Leiko, w której najwyraźniej też się odezwało pragnienie, bowiem jej wargi znów spotkały się z butelką i posmakowały gorzkości shochu. Wyraźnie czuła w głowie tą rozkoszną lekkość, o jaką potrafił przyprawić tylko mocny alkohol.
-Z wielu ust słyszałam już tę legendę o Siedmiookiej Bestii. Opowiadali o niej samuraje, starzy pielgrzymi, jak i małe miko. Jeśli jest w niej choćby ziarenko prawdy, to ktoś wystarczająco potężny mógłby zechcieć odszukać straszliwą bestię spętaną gdzieś na tych ziemiach - pochylając się przekazała butelczynę w dłonie czarownika. Potem zębami drewnianego geta stuknęła kilka raz o ziemię, dodając wesoło - Może właśnie na niej siedzimy?

- Może…
- zadumał się Takami, po czym pokręcił głową.- Ale wątpię. Takie miejsce byłoby lepiej strzeżone. I zapewne byłoby górą.

-Może demon był mniejszy niż podają w legendach? Ileż to razy Oni nabierały wielkości i krwiożerczości w opowiadaniach łowców? Nasz drogi przodek też mógł chcieć zabłysnąć w czyichś oczach
- stwierdziła żartobliwie Maruiken przesłaniając palcami swe wargi rozchylające się w uśmiechu - Chociaż.. my jesteśmy bardzo prawdziwi, ne? Zatem w tej legendzie również może być więcej prawdy niż w zwykłym bajdurzeniu przy ognisku i sake.

- Iye.
- pokręcił głową Kohen dodając ponuro.- Myślę że mógł być nawet potężniejszy. Gdyby to był jakiś słaby Oni, to jego moc by się dawno rozwodniła. A przecież to się nie stało. Ta moc tkwi w nas… odradza się co pokolenie.

-Masz rację. Niestety są na tym świecie osoby, dla których ta potęga czyni naszą krew, nasze moce.. wyjątkowo cennymi
- z tymi posępnymi słowami kobieta opuściła spojrzenie i skupiła je na jednej ze swych dłoni -Dość późno odkryłam istnienie tego łączącego nas piętna, a mimo to już moje dzieciństwo było naznaczone ludźmi gotowymi posunąć się bardzo daleko, aby zyskać dla siebie jedno z Siedmiu i wychować je na swoją żywą broń - w melancholijnej zadumie przyglądała się swoim smukłym palcom, na których ciężko było się dopatrzeć śladów częstego używania broni, a co dopiero oznak przekleństwa płynącego w jej duszy - Dziedzictwo naszego przodka sprowadziło wiele nieszczęścia i wiem, że nie tylko w moim życiu.

- Hai… ja jednak narzekać nie mogę. Gdyby nie to dziedzictwo, byłbym martwy.
- odparł melancholijnie youjutsusha.- Gdyby nie to dziedzictwo… moglibyśmy nie przeżyć tej nocy, albo i innych. Gdyby nie ono, to kim byś dzisiaj była Maruiken-san?

-Zapewne zwykłą kobietą, taką jakich wiele na tych i innych ziemiach. Może skromną żoną rybaka, matką gromadki dzieci, a moje dni wypełniałyby nie polowania na Oni, a domowe obowiązki. Bardziej byłabym zainteresowana przygotowaniem posiłku dla rodziny, niż rytuałami mnichów i intrygami lordów
-samo to wyobrażenie sprawiło, że Leiko zaniosła się krótkim śmiechem. Podobne myśli były już wystarczająco niedorzeczne, kiedy dotyczyły łowczyni demonów, a co dopiero kunoichi, której jedynym przeznaczeniem było służyć Mateczce.
Pokręciła głową w rozbawieniu -To dopiero bajdurzenie.

- I chciałabyś być taką matką gromadki dzieci i żoną rybaka?
- zapytał Kohen z ironicznym uśmieszkiem.

-I wieść spokojne życie bez polowań na demony? Ten rybak musiałby mieć doprawdy niezwykłe talenty - zażartowała mało subtelnie Maruiken i ruchem rozleniwionej kotki zaczęła się podnosić ze swojego miejsca przy ognisku. Dłońmi otrzepała kimono z pyłku, wygładziła materiał otulający swe uda, a potem jeszcze poprawiła ramy dekoltu.
-Idziemy stąd, braciszku -zadecydowała nagle.

- A gdzie niby? - zapytał zdziwiony Takami przyglądając się łowczyni.

-Ja idę się zaopiekować Płomyczkiem, a Ty.. -uśmiech na jej wargach przybrał odrobinę lisiego wyrazu, również w złocistych oczach zamigotały figlarne iskierki -Ty idziesz porozmawiać z niewiastami. Na nic się zda cała ta płynna odwaga, jeśli zaczniesz od niej bełkotać. A przecież nie chcesz zużyć całej swojej energii na siedzenie w samotności, ne?

- Ale… ale nie jestem jeszcze gotów…
- silił się na protesty Kohen wstając jednak.

-Ze mną rozmawiałeś, a przecież też jestem.. niewiastą, ne? -słowom Leiko towarzyszyła płynna zmiana w ułożeniu jej ciała. Przeniosły cały swój zmysłowy ciężar na prawą nogę i dłoń wsparła na wcięciu swej talii, co wspólnymi siłami tylko podkreśliło jej bardzo kobiece krągłości. Spod wachlarzy długich rzęs spojrzała na czarownika i delikatnie rozchyliła wargi w jednym ze swoich urzekających uśmiechów -Mogę być tak samo straszna jak pozostałe łowczynie i służki, których tak się obawiasz.

- Iye. Jesteś straszniejsza.
- zaśmiał się w odpowiedzi Kohen i westchnął ciężko. Po czym ruszył za łowczynią pytając.- Zaniosłaś już Kirisu-san do pozostałych rannych łowców?

-Iye. Został zbyt ciężko ranny, nikt w Shimodzie nie potrafiłby mu pomóc. Nie wiem jak daleko sięga wiedza mnichów o uzdrawianiu ciała, lecz wątpię, aby byli chętni dzielić się nią z byle łowcami..
-odparła łowczyni idąc uliczkami opustoszałej Shimody. Rozłożyła odzyskaną niedawno parasolkę i spod jej szerokiego cienia rozglądała się uważnie po okolicy.
-Całe szczęście nasza droga siostrzyczka jest wyjątkowo zdolną i lubianą przez Kami uzdrowicielką. Powinnam was kiedyś ze sobą zapoznać - kątem oka zerknęła na swojego towarzysza - Mam przeczucie, że moglibyście się zatracić w wielu interesujących rozmowach.

- A skąd ona się tu wzięła? Czyżby była pomiędzy łowcami?
- zadumał się Takami podążając potulnie za Leiko.

-Oh, całe nasze rodzeństwo było wczoraj obecne w Shimodzie - odpowiedziała Maruiken wymijająco, ale przecież zgodnie z prawdą. Mniej więcej -Nie sądzę, aby taka rozmowa była właściwa dla uszu Twoich niewiast. Nazywanie siebie potomkiem legendarnego bohatera może zostać uznane za przesadną pychę, głupotę lub.. ściągnąć na Ciebie spojrzenie mniej pięknych oczu -w figlarnym geście przyłożyła do warg swój palec wskazujący i szepnęła -To nasz sekret, ne?

- Iye… nie planuję o tym rozprawiać. Tym bardziej, że samo oko nie jest dowodem, gdy jest się youjutsusha.
- odparł Takami wzruszając ramionami.- Zresztą ciężko się nazywać potomkiem bohatera, gdy nawet nie zna się jego imienia.

-To odrobinę smutne. Nasz przodek pokonał potężną bestię, zgodnie z legendą posunął się nawet do zjedzenia jej oczu, a mimo to.. nikt już nawet nie pamięta, jakie imię nosił ten wielki bohater
-mruknęła łowczyni w zamyśleniu okręcając palcami parasolkę opartą na swym ramieniu. Nienaturalnie wytrzymały materiał zamigotał w promieniach słońca wędrującego nad Shimodą.
Wesoły uśmiech nagle rozpogodził twarz Leiko -Równie dobrze mogła to być niewiasta.

- Możliwe, że to dlatego nikt nie pamięta.
- zażartował Takami ciepło. - Gdyby to niewiasta okazała się pogromczynią potwora to… iluż by samurajów zawstydziła swoim talentem.
Po chwili namysłu dodał cicho. - Acz wiedz Maruiken-san iż Jimmu-sama, pierwszy cesarz też w zasadzie jest bezimienny. Nie jest to powszechnie znany fakt, ale imię pierwszemu cesarzowi Japonii nadano po śmierci.

-Ah
-kobieta gwałtownie wciągnęła powietrze w piersi, oczy otworzyła szerzej w zaskoczeniu trochę zbyt dramatycznym, aby miało być prawdziwe. Przechyliła głowę ku czarownikowi, by szepnąć ukradkiem -Czyżbyś właśnie odkrył tajemnicę tożsamości naszego przodka? Jesteśmy potomkami samego pierwszego cesarza? W końcu mówi się, że i on był w posiadaniu niezwykłej broni, ne?

Niedorzeczność własnego stwierdzenia sprawiła, że kobieta zaśmiała się cicho. Po wczorajszej nocy naprawdę wszystko już było możliwe. Gozaemnon swoimi słowami wprowadził zamęt w jej głowie i z Mateczki uczynił potwora, który wyrwał malutką Leiko z rąk kochającej mamy. Równie dobrze dzisiaj mogło się okazać, że w jej żyłach płynie cesarska krew. A jutro, że jest Kami uśpionym w śmiertelnym ciele.
Przebywanie na ziemiach Hachisuka mocno wystawiało na próbę jej logikę oraz wszystko co znała.

- Iye…. o ile imię pierwszego cesarza, te prawdziwie nie jest znane, o tyle jego pochodzenie jak i potomstwo jest doskonale udokumentowane. Nie ma na to szans Maruiken-san. Możliwie jednak że płynie w nas samurajska krew.- odparł z uśmiechem czarownik wywołując nieco krzywy uśmieszek, który pojawił się niemal odruchowo na obliczu Leiko. Tomoka-chan wszak była córką samuraja.

-Zatem gdzieś mogą leżeć ziemie czekające z utęsknieniem na powrót swoich dziedziców. Oby tylko nie była to Shimoda i jej okolice - mruknęła Leiko rozglądając się pochmurnym spojrzeniem po ich najbliższej okolicy. Być może dawniej Shimoda była urokliwym miastem, pełnym gwaru codziennego życia jego mieszkańców, jednak wczorajsza.. rzeź pozostawiła ją w jeszcze gorszym stanie niż wojna. Coś łowczyni podpowiadało, że Hachisuka nie będą zainteresowani przywracaniem temu miejscu dawnej świetności.

Przystanęła u zbiegu uliczek i zwróciła się do Kohena -Tutaj Cię zostawię, braciszku. Nie potrzebujesz mojej pomocy w mierzeniu się ze straszliwymi niewiastami -uśmiech na jej wargach przybrał łagodniejszego wyrazu -Ale gdybyś spotkał Niedźwiedzia to przekaż mu, że jestem bezpieczna, dobrze?

- Hai… przekażę. Z pewnością się ucieszy, że o nim pamiętasz
- odparł na pożegnanie Kohen nim wyruszył zmierzyć się ze stworzeniami ciągle nawiedzającymi uliczki spustoszonej Shimody. Ze strasznymi niewiastami mającymi wystawić na próbę umiejętności tego doświadczonego łowcy Oni.

Ah, każdy miał swoje lęki, ne? Leiko dopiero poznawała własne.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-02-2021, 03:06   #315
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Skłamała.
Nie była jeszcze gotowa na spotkanie z małą miko i poznanie prawdy o losie Płomyczka. Nie miała również ochoty na rozmowy i wysłuchiwanie tych samych pytań, na które przecież nie znalazła jeszcze odpowiedzi - jakie miała plany? Co zamierzała teraz zrobić? Mogła ponownie zaszyć się w leśnej gęstwinie, lecz.. to oznaczało stawienie czoła bezlitosnym falom ponurych myśli. Za bardzo obawiała się zostać z nimi sama.

Zmęczyły ją uśmiechy i pogawędka z braciszkiem. Zmęczyło ją utrzymywanie maski opanowania, kiedy cały czas próbowały się przez nią przebić wspomnienia ostatniej nocy. Shochu nie podziałało na nią pocieszająco, nie pomogło zrozumieć targających nią uczuć. Jednak zepchnęło troski głębiej i obudziło w niej pokusę, aby poszukać innych sposobów na takie tymczasowe zapomnienie o swych problemach.
Z tego powodu po powrocie do lasu postanowiła posłuchać własnej rady udzielonej czarownikowi.

Wcześniej poznane ścieżki zapadły jej w pamięć i nawet z alkoholem subtelnie szumiącym jej w głowie nie potrzebowała pomocy w ponownym odnalezieniu przesieki. Tym razem nie ukrywała się w gęstwinie, tylko z każdym z wdziękiem stawianym krokiem zmniejszała odległość pomiędzy sobą i gorliwym yojimbo siedzącym na straży śpiącej żony daimyo. Stanęła przed nim i rękę wyciągnęła w geście zachęcającym do pochwycenia za jej smukłą dłoń.

-Chodź ze mną -kusiła bez wdawania się w szczegóły swoich zamiarów wobec młodego lorda Sasaki.
Ronin stanął przed ciężkim wyborem. Obowiązek czy pokusa? Ciężki to był wybór… zaprawdę. I młody lord Sasaki przegrał.
Wstał i ruszył powoli ku swojej kusicielce. Bez słowa. Nie pytał, nie szeptał. Pochwycił delikatnie jej palce i powiódł czule po nich swoimi.

Ten dotyk wywołał falę ciepła rozchodzącą się po ciele i duszy kobiety. Uśmiechnęła się czule do swojego tygrysa.

Przyszła tutaj z wątpliwościami, czy rzeczywiście zdoła go łatwo przekonać do opuszczenia swojego posterunku. Hai, była uwodzicielką i szczególnie ulubiła sobie uwodzenie właśnie swojego yojimbo, ale tak wiele się wczoraj wydarzyło, że już niczego nie mogła być pewna. Prawie zginął z jej powodu, prawie został pożarty przez okrutną bestię. Jeśli wcześniej w swojej bystrości domyślał się istnienia przekleństwa płynącego w jej krwi, to ostatnia noc tylko potwierdziła jakim potworem była jego Tsuki no Musume.
Na przekór temu wszystkiego Kojiro dał jej się skusić i.. porwać. Ah, jakże ich role się odwróciły, ne?

Splotła ze sobą ich palce i poprowadziła go między drzewa. Nie wiedziała jakie inne sekrety i zakątki kryje ten las, zatem idąc przed siebie kierowała się jedynie srebrzystymi pajęczynami rozciągniętymi gęsto na drzewach. Wzrok Sakusei sięgał daleko, a Leiko pragnęła mieć tygrysa tylko dla siebie, bez nadmiernie ciekawskich oczu długowiecznej tsuchigumo. Być może właśnie te pajęczyny określały zasięg jej spojrzenia.
Po dłuższej wędrówce w milczeniu, łowczyni nareszcie przystanęła w miejscu niewiele różniącym się od innych części lasu. Te same drzewa, krzewy, trawa, mech.. tylko srebrne nici były mniej widoczne na gałęziach i szelest setek małych nóżek był jakby mniej dojmujący.

Nieraz gesty mówiły więcej i głośniej niż słowa. Leiko stanęła przodem do mężczyzny i spoglądając na niego sięgnęła dłońmi za plecy, gdzie kilkoma szybkimi ruchami poluzowała kokardę swojego obi. Długi pas spłynął po jej biodrach, na krótką chwilę okręcił się wokół nóg, aż opadł na ziemię niczym wąż przyczajony w trawie. Jej kimono rozchyliło się delikatnie, dając jedynie przedsmak uroków skrytych pod krwistoczerwonym materiał kontrastującym z bielą jej skóry.

- Ach…- wyrwało się z ust Leiko, gdy poczuła jego pocałunki na szyi, jego język zatańczył na jej alabastrowej skórze. Shōchū uderzyło mocniej do głowy różowiąc policzki.
Ach… jakże mogła zapomnieć że jej tygrys nie jest młodzikiem. Że sami potrafił kusić i rozpalać, że sam mógł uwodzić. Kimono łowczyni rozchyliło się bardziej odsłaniając kuszące półkule. Stały się one ofiarą pieszczot dłoni mężczyzny, które zachłannie zsuwały odzienie z jej ciała.

Nigdzie jej się nie śpieszyło, mogłaby sobie pozwolić na leniwe czerpanie przyjemności z pieszczot tak doświadczonego kochanka. Jednak mieszanka alkoholu, pochłoniętej wczoraj ogromnej ilości energii Oni oraz chęć zasmakowania słodkiego zapomnienia, czyniła ją.. niecierpliwą. Chciała go teraz. Szybko, mocno i gwałtownie, aby przestać myśleć i móc skupić się tylko na doznaniach. Niczego więcej teraz nie potrzebowała.

Łowczyni poruszyła ramionami, aż kimono ześlizgnęło się z jej ciała, lecz jeszcze zanim zdążyło skotłować się na ziemi u jej stóp, ona ubrana już tylko w geta i wstążeczkę na nadgarstku przylgnęła silnie do kochanka. Skrzyżowała ręce za jego karkiem, palcami zaplątała się pośród długich pasm tak lubianych przez siebie włosów tygrysa. Jej oddech niósł w sobie silną nutę shochu, pocałunki były pełne namiętności, drapieżności i... desperacji. Dzisiaj to Kojiro był jej źródełkiem, ale nie szukała tylko zaspokojenia swego pragnienia. Ona chciała w nim zatonąć.

Tymi widokami rozpalała swojego tygrysa, gdyż i jego pocałunki robiły się namiętne i gorące. Jego dłonie wodziły po jej ciele, coraz mniej subtelnie, coraz bardziej zachłannie. Chwycił ją nagle w biodrach, uniósł lekko w górę i sam opadł na trawę siadając. Był silny mimo smukłej sylwetki, był silny… bardziej niżby sugerował to jego wygląd. Był silny, był spragniony. Był twardy.
O tak, poczuła tą twardość i nieustępliwość, gdy opadł na trawę siadając. Gdy opadła wraz z nim w dół, gdy jej biodra osunęły się… a jej ciało zdradziecko przeszył miecz kochanka szturmując ukrytą twierdzę miłości między wzgórzami jej ud. Jakże głośny był jęk protestu - a może aprobaty? - który wyrwał się z jej ust. Tygrys potrafił być równie dziki jak jej kogucik. Tylko wprawę miał większą w sztuce miłości.

Tak oto łowczyni dosiadła swojego yojimbo, ruchami nóg dyktując tempo, a piersiami czując namiętne pocałunki i pieszczoty języka na skórze.
Jakże on dobrze znał jej pragnienia. Swoim zachowaniem nie pozostawiła mu wiele miejsca na wątpliwości, lecz wcześniej każde ich zbliżenie było poprzedzone rozmowami o sekretach, intrygach, planach. Teraz nie było miejsca nawet na flirt, a co dopiero na pogawędki. Porozumiewali się bez słów. Z ust wydobywały się jedynie głośne oddechy i soczyste jęki. Spocone ciała współgrały ze sobą jak idealnie dopasowani tancerze, choć ten taniec niewiele miał wspólnego z finezją.

Leiko nie była dzisiaj najbardziej czułą, czy delikatną kochanką. Ujeżdżała ronina dzikimi ruchami, jak gdyby sam był nieokiełznanym ogierem.. ale czy to nie ją zaślepiło pożądanie? Czy to nie w niej płonął ten niepohamowany ogień? To ona była nieujarzmiona, to ją zdominował najbardziej zwierzęcy ze wszystkich instynktów.
Odrzuciła głowę w tył, więc wydobywające się z jej ust jęki ulatywały ku koronom drzew. Unosiła wysoko biodra i opuszczała je nisko, przy każdym takim ruchu przyjmując w siebie całą siłę i pasję Kojiro. W swej niecierpliwości nie zauważyła nawet, że pozostawiła go częściowo ubranego, co w innej sytuacji uznałaby to za olbrzymią stratę. W tej chwili dłońmi dociskała go do swych piersi, nie pozwalając jego ustom porzucić swych naprężonych piersi kołyszących się w szybkich, niespokojnych oddechach.

Znalazła swoją miłość - lubieżną, intensywną i gwałtowną. Miłość tak żarliwą, że wypalała troski i myśli.
I czuła ten żar w sobie i kochanku. Te pocałunki, te pieszczoty, te delikatne ukąszenia na jej skórze. I dłonie zachłannie zaciśnięte na pośladkach, gdy unosiła się i opadała gwałtownie niczym okręt na falach. Z każdym opadnięciem jękiem chwaliła możliwości kochanka. I tak rozkoszując się tym… przez chwilę odczuła pokusę aby… porzucić to wszystko. I misję i Mateczkę i walkę z Oni i broń nawet. Porzucić i uciec ze swoim tygrysem i zatonąć w rozpustnej rozkoszy i zapomnieniu. Była to słodka pokusa, przyjemne marzenia, nawet jeśli nierealne.

Pomimo tego, że były tak niemądre i całkiem pozbawione sensu, to te ulotne myśli rozchyliły jej wargi w bezwiednym uśmiechu. Jakież to byłoby łatwe, jakież błogie, jakież..
Poczuła dłonie mężczyzny kurczowo zaciskające się na jej pośladkach, słyszała jego urywający się oddech. Również we wnętrzu jej ciała w zatrważającym tempie narastała fala przyjemności. Już żadna tama nie potrafiłaby jej powstrzymać.
Leiko biodrami instynktownie przycisnęła mężczyznę mocniej do ziemi, aby zamknąć tą rozkosz w cudownie gorącej pułapce swojej kobiecości. Nagle szarpnęła się silnie pod wpływem ognia eksplodującego w jej podbrzuszu, jej plecy wygięły się w zgrabny łuk. Powietrze przeszył głośny, gardłowy jęk. Przestał istnieć las, nie były już ważne żadne troski i problemy - świat łowczyni utonął w rozkoszy.

Zastygła tak na moment, niczym rzeźba przedstawiająca ucieleśnienie ekstazy idealnej, po czym z pomrukiem zadowolenia rozluźniła swoje ciało i drżąc opadła w ramiona kochanka.
-Kojiro-san.. -odezwała się cichym, długo nieużywanym głosem brzmiącym jak westchnienie. Tym razem już delikatnie i z figlarnością zaczęła sobie naplatać na palec jeden z jego kosmyków -Od kiedy to tygrys.. pozwala się porwać łani?

- Czyżbyś naprawdę była łanią. Czy może tygrysicą w przebraniu? Kuszącą delikatnością i niewinnością… a drapieżną z natury
.- mruczał w odpowiedzi jej kochanek delikatnie całując i kąsając szyję łowczyni, ugniatając jej delikatnie pośladki. - Podstępną kusicielką… której ja biedny, prosty samuraj nie mogłem nie ulec.

-Cóż to za samuraj, który porzuca swój obowiązek dla chwili przyjemności? Lub dwóch..? Lub.. trzech..?
- zamruczała Leiko żartobliwie. Co dopiero tak drapieżna, wręcz wygłodniała gorącej obecności kochanka w swym ciele i duszy, teraz upojona ekstazą i zmęczona silnym wybuchem namiętności wtulała się łagodnie w jego ramiona.
- Noc była taka męcząca, tak wiele się wydarzyło.. na pewno dzisiaj nasi towarzysze poradzą sobie bez nas. Zatem możemy.. na dłużej ukryć się tutaj przed intrygami i problemami, ne? -nęciła łaskocząc oddechem ucho Kojiro. Ale czy naprawdę musiała go dodatkowo zachęcać? Jaki mężczyzna znalazłby w sobie siłę na protesty będąc obejmowanym jej smukłymi nogami?

- Hai… - potwierdził ronin cicho.- Teraz nikt nie ma sił na walkę. Ani nasi sojusznicy, ani nasi oponenci.- jego usta schodziły językiem do piersi, prowokująco i czule pieszcząc jej skórę. - Myślę że możemy się ukryć i zrelaksować po swojemu. Zasłużyliśmy chyba na to… wszak wiele potworów zabiliśmy wczorajszej nocy, ne?

-Hai, zbyt wiele..
-szepnęła łowczyni prężąc się pod pieszczotami swego yojimbo. Każdemu muśnięciu jego warg towarzyszyła przyjemna gęsia skóra rozchodząca się po jej skórze, znaczyła obraną przez niego ścieżkę po szyi i piersiach Tsuki no Musume. Odchylała głowę, aby mocniej wyeksponować te wrażliwe punkty swego ciała. Spod leniwie półprzymkniętych powiek powiodła wzrokiem po koronach drzew i widocznym pomiędzy nimi błękicie nieba. Uśmiechnęła się pod wpływem tej.. beztroski, tego spokoju rozlewającego się po jej nadszarpniętych nerwach i krwawiącym sercu.

-Albo po prostu ucieknijmy daleko stąd, gdzie nikt nas nie znajdzie, nawet mnisi. Ty zostaniesz rybakiem, a ja Twoją skromną żoną.. - chichot wymknął się z jej gardła na wspomnienie swojej rozmowy z braciszkiem. Nie kunoichi, nie jedno z Siedmiu Oczu, nie duch nawiedzający ziemie Hachisuka. Zaledwie zwykła kobieta i zwykły mężczyzna, tacy jakich wiele w całej Japonii.

- Dlaczego rybakiem… nigdy nie miałem cierpliwości do ryb. Może drwalem?- zażartował ronin nie przerywając tańca ust po jej piersiach, wprost wystawionych pod jego pocałunki. I poważniej dodał.-
Możemy rzeczywiście powinniśmy to uczynić? Jeśli cię nie znajdą, to może nie będą w stanie zrealizować swojego planu?

-Obawiam się, że.. to nie byłoby takie łatwe, mój tygrysie. Mnisi zaprezentowali już jak daleko potrafią się posunąć w swej pogoni za potęgą..
-mruknęła Leiko aż za bardzo świadoma niedorzeczności takiego planu, i to nie tylko ze względu na piętno jej dziedzictwa -To.. przekleństwo płynące w mojej krwi.. budzi w ludziach okropną chciwość.
Kusząca bliskość Kojiro nieco osładzała powrót ponurych myśli, jednak to przede wszystkim ten intensywny wybuch namiętności chwilowo wypalił z niej żal, zagubienie i gniew na samą siebie. Z każdym drżącym oddechem zbierała siły, aby przed uderzeniem kolejnej fali emocji schronić się w płomieniach wznieconych przez dwa ciała.

- Jesteś pewna że akurat przekleństwo?- rzekł żartobliwie jej kochanek, skupiając prowokującą pieszczotę ust i języka na twardym szczycie jej piersi.- Ja zdecydowanie znalazłbym inne powody, by cię pochwycić i zagarnąć dla siebie. Powody o których nie wypada mówić przy damie…

-Damie?
-pod wpływem jego bezczelnej, bardzo bezczelnej pieszczoty, to jedno słowo zmieniło się w ustach Leiko najpierw w jęk, a potem w cichy chichot. Lekko skubnęła zębami swoją dolną wargę -Podobno pochodzę z samurajskiego rodu, więc to rzeczywiście czyni ze mnie damę, ne? Może w świecie bez mnichów to mi pokazywałbyś pałacowe zakamarki, albo chodził ze mną na schadzki po ogrodach? Chociaż..
Nagle naparła ciałem na Kojiro, aż biedny musiał położyć się na ziemi z kobietą władczo siedzącą na jego biodrach. Spoglądała na niego z drapieżnym błyskiem w oku, który nie przystawał dobrze urodzonej damie.

- Czy nie byłabym wtedy zmuszona konkurować z pozostałymi damami o chwilę uwagi.. lorda Sasaki? -jej głos zniżył się w koci pomruk, kiedy w drażniącym i jakże „przypadkowym” ruchu bioder bardziej pasującym kurtyzanie niż damie, otarła się o najbardziej wrażliwy fragment ciała swego yojimbo.

- Iye. To one musiałyby konkurować z tobą, ne Leiko-san ? I nie miałyby łatwo. - odparł leżący pod nią kochanek. I te słowa brzmiące jak komplement nie były nimi. Ton głosu mężczyzny leniwie pieszczącego palcami uda łowczyni sugerował stwierdzanie faktu.

Maruiken uśmiechnęła się do niego z góry, ale to nie słowa ronina były tego powodem. Spokojem ducha wypełniało ją to, co widziała w jego oczach, co słyszała w jego głosie. Z jej powodu dał się wciągnąć we wczorajszą rzeź i prawie zginął w paszczy białowłosego, a mimo to uczucia Kojiro, jakiekolwiek by one nie były pod tymi łobuzerskimi uśmiechami, pozostawały niezmienne. Dla niego nie była potworem, wbrew temu co podszeptywały jej własne ponure myśli.

-Mała miko przywróciła Ci siły, ale.. - jej wścibskie dłonie przesunęły po jego brzuchu, który ku niezadowoleniu łowczyni cały czas był ukryty pod warstwami odzienia ronina -Ale może powinnam policzyć Twoje blizny i sprawdzić, czy Gozaemnon nie pozostawił po sobie pamiątki?
Nie czekała na odpowiedź, dzisiaj była odrobinę.. niecierpliwa. Zręcznymi ruchami kobiety dobrze zaznajomionej z tajemnicami męskich ubrań, zaczęła uwalniać kochanka z tych całkiem mu zbędnych materiałów, żeby nareszcie wyrównywać tą nierówność w ich nagości.

- Hai… może jakąś rankę pominęła?- zapytał żartobliwie mężczyzna poddając się działaniom łowczyni. Jego palce wślizgnęły się między pukle włosów kochanki nieco burząc jej fryzurę, gdy pieścił ją czule.

-Uważaj co mówisz, mój tygrysie. Nie mam talentów Ayame i mogłabym Ci jedynie zaproponować okłady z mojego nagiego ciała -zamruczała z figlarnością Leiko, a jej dłonie rozchełstały na boki ubranie mężczyzny i odsłoniły przed nią jego miękkie podbrzusze. Iye, nie było w jej yojimbo niczego miękkiego. Przekonywała się o tym siedząc na jego biodrach, przekonywała się wędrując palcami po bliznach znaczących jego klatkę piersiową.
-Ale czyż śmierć w ramionach kobiety nie byłaby idealnym zakończeniem legendy o lordzie Sasaki, najzdolniejszym kochanku na ziemiach Hachisuka? -powoli i z delikatnością muśnięć skrzydeł motyla wodziła opuszkami po jego skórze, jak po mapie prowadzącej ją po ścieżkach ciała Kojiro. Bezwiedny, a przez to wyjątkowo czarujący uśmiech wskazywał na odprężającą przyjemność, jaką Leiko czerpała z tak leniwego pieszczenia swego ulubionego kochanka.

- Na razie sprawiasz, że się ożywiam… Leiko-san.- wymruczał niczym prawdziwy kocur głaszcząc czule pukle swojej kochanki i grzecznie poddając się jej badaniom, choć niewątpliwie kusiło go, by przejąć inicjatywę.

W swojej zmysłowej wędrówce kobieta prześlizgnęła dłoń na jego bok, który w nocy tak okrutnie został rozpruty mieczem białowłosego samuraja. Ale dzisiaj pod opuszkami palców czuła tylko gładką skórę i rozkoszną twardość zarysowanych pod nią mięśni. Tak jak jej pogruchotane barki zostały tylko bolesnym wspomnieniem, tak samo na ciele Kojiro nie było już śladu ani po straszliwym cięciu, ani po spalonym mięsie.

-Oh? Ożywiłam ducha? - w pozornej skromności łowczyni nie dopatrzyła się dwuznaczności w słowach kochanka - Może w takim razie powinnam porzucić polowania i zająć się uzdrawianiem roninów..?
Urokliwa niewinność w jej głosie nie do końca współgrała z psotnymi iskierkami, które migotały w jej oczach niczym ziarenka piasku rozświetlone słońcem.

- Moooże… - choć jego dłonie zachłannie zaciskające się na jej udach mówiły zdecydowane “NIE”.
- Choć to co ożywiłaś jest zdecydowanie cielesne.- mruknął żartobliwie mężczyzna poruszając swoimi biodrami ile się dało w tej pozycji i pozwalając Maruiken “zauważyć” ów ożywioną część jego ciała.
Pod wpływem tego pokazu, przeznaczonego wszak tylko dla jej własnych zmysłów, kobieta skubnęła zębami swą dolną wargę. Skrzące się w jej oczach iskierki urosły do rozmiarów ogników.

-Co powiesz na to, abyśmy poddali próbie tę Twoją cielesność? -obniżony tembr głosu łowczyni świadczył o tym, że jej chwilowo zaspokojona żądza znów została rozbudzona i poszukiwała ukojenia w ramionach Kojiro.
Leiko podniosła się na kolanach, po czym beztrosko wypinając przed światem swe wdzięki pochyliła się drapieżnie nad roninem. Jedną dłonią wsparła się o ziemię tuż przy jego głowie, zaś koniuszkami palców drugiej przesunęła po linii żuchwy i pieszczotliwie musnęła wargi swego yojimbo. Następnie pochwyciła go za podbródek, aby spojrzał w jej oczy spoglądające na niego z góry.

-Czy najzdolniejszy kochanek tych ziem potrafi uwielbić kobietę tak mocno, by przyprawić ją o słodkie zapomnienie? -słowami, spojrzeniem, całym swym ciałem wyzywała na próbę talenty tego konesera piękna, z których był tak dumny, którymi tak często i ochoczo się przed nią chwalił.

- Obudziłaś bestię…- zamruczał jej Tygrys i nagle poderwał się. Nagle Leiko wylądowała pośladkami, a potem plecami na trawę. A następnie została nakryta ciałem kochanka.

W mgnieniu oka… ach… dała się zwieść ta, która uważała się za esencję sprytu. Pozwoliła sobie na uśpienie czujności. Zapomniała, że jej wybranek mimo gibkiego ciała i szczupłej sylwetki, jest silny i szybki. Że rana którą mu zadano, już mu nie dolega. Pozwoliła sobie na chwilę nieuwagi i teraz przyjdzie jej za to zapłacić… własnymi jękami.

Ach… poczuła już tą jego dzikość przeszywającą jej ciało między udami. Zdobywającą spragniony zdobycia zakątek jej ciała. Mocno i szybko przyszpilając rozgrzane ciało Leiko do ziemi. Budzącą coś w łowczyni… taaak… cała pożarta energia potrzebowała ujścia. Granica między tym, kto był w tej sytuacji łowcą, a kto ofiarą, zacierała się szybko.

Pocałunki na szyi i ustach, dłoń pieszczące pierś, druga na gładkim udzie. Kojiro pomiędzy silnymi ruchami bioder przynoszącymi spazmy rozkoszy i błyskawice ekstazy wstrząsające ciało Maruiken, nie zauważył czegoś. Po prawdzie ona sama też nie. Nie zauważyła jak jej własne nogi oplatają w pasie kochanka, zaciskając się mocno na nim, jakby dając mu do zrozumienia, że nie wypuści go dopóki nie nasyci jej głodu. Za dużo wczoraj pochłonęła energii demonów, by nie czuć teraz potrzeby.. rozładowania tego nadmiaru.

Najwyraźniej “obżarstwo” esencją Oni ma swoją cenę.
Jakże słodką.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-02-2021, 03:20   #316
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Tylko bestia mogła zrozumieć drugą bestię.

A kiedy obie zaspokoiły swój głód, kiedy ona chwilowo wypaliła swe troski w ogniach namiętności, kiedy nareszcie wypuściła kochanka z uścisku swych zachłannych nóg, to Leiko pozostała tylko kobietą. Nie kunoichi, nie jedną z Siedmiu Oczu, nie łowczynią demonów, nie sierotą, córką czy siostrą. W tych słodkich momentach wytchnienia była tylko kobietą i kochanką. Tsuki no Musume swojego Tygrysa.

Po nocy spędzonej tylko z własnymi wątpliwościami i koszmarami, Leiko nawet nie ośmielała się myśleć o zasmakowaniu podobnej błogości. A jednak..
Leżała leniwie rozciągnięta na futonie z traw, mchu i barłogu ich ubrań, skórę nagiego ciała wystawiając na spotkanie z promieniami słońca przebijającymi się gdzieniegdzie wśród koron drzew. Bawiła się długimi kosmykami włosów leżącego tuż obok mężczyzny, zaplatała je na swoje palce. I uśmiechała się łagodnie, prawdziwie.





Właśnie tego potrzebowała. Nie pociechy, nie rozmów o tym co było i o tym co będzie, nie planowania kolejnych kroków. Iye. Ona potrzebowała tej.. beztroski, którą roztaczał wokół siebie Kojiro. Tej swobody, z jaką kroczył przez świat i walczył z każdym, nawet najbardziej przerażającym przeciwnikiem. Nic nie potrafiło ugasić tych łobuzerskich iskierek w jego oczach, ne?

Flirtował z nią bezczelnie, jak gdyby wcale nie zdobył już sobie i jej uśmiechu, i ciała. Jakież to obrzydliwie powierzchowne, że w czasie swego największego zwątpienia i zagubienia, Leiko odnajdywała ukojenie w tym jego zachwycie nad jej urodą. Widziała to w sposobie w jaki na nią patrzył, słyszała zarówno w kocim tembrze jego głosu, jak i w żartobliwym tonie przyprawiającym ją o chichot. W jego oczach była kobietą, nie potworem. Pięknością, nie przekleństwem. Nic co wczoraj usłyszał z usta Gozaemnona nie zmieniło jego nastawienia do swej Tsuki no Musume. Jad białowłosego nie wsączył się w jego żyły.

Otulona jego głosem i zapachem rozkoszowała się tym słodkim lenistwem. Pragnęła tej ucieczki, ale nawet nie wiedziała jak bardzo jej potrzebowała. Z niemałym zaskoczeniem czuła jak odprężenie rozpływa się po jej ciele, jak rozluźniają się jej dotąd napięte mięśnie. Również jej myśli dla odmiany skupiały się wokół przyjemności. Była taka.. lekka.

Ten niewielki fragment lasu pachnący trawą i namiętnością ich ciał, stał się dla Leiko najbezpieczniejszym miejscem na całym świecie.
Przynajmniej na tych kilka ulotnych chwil, kiedy ronin i kunoichi, duch i łowczyni, mogli być tylko kochankami.






* * *




Słońce wędrowało jeszcze wysoko po niebie, kiedy Leiko porwała tygrysa, ale było już nisko, kiedy w końcu wypuściła go z oplotów swego spragnionego ciała. Pomimo tego wszystkiego co zostało powiedziane pomiędzy ich soczystymi jękami i gorącymi oddechami, para kochanków nie mogła tak po prostu uciec przed resztą świata. A szkoda. Jego wzywał obowiązek wobec żony daymio, zaś ona.. ona musiała nareszcie stawić czoła kaprysom Kami.

Jakaż kobieta uciekała w ramiona kochanka, gdy jej partner walczył o swoje życie? Czy nie naraził się właśnie dla niej, czy to nie jego ofiara umożliwiła jej ucieczkę ze szponów Ptaszka? Ta, którą w swych opowieściach nazywał prawie swoją żoną, powinna być przy nim w tych ciężkich chwilach. Czuwać, wspierać, może nawet wspomagać działania Ayame swymi własnymi modlitwami. A zamiast tego Leiko zatonęła na długie godziny w namiętności jego tajemniczego rywala do jej wdzięków.

To nie było zachowanie właściwe oddanej partnerce, ani dobrze wychowanej kobiecie. Ale też dobrze wychowane kobiety nie zostawały łowczyniami demonów, ne? Również jej wychowanie nauczyło ją tylko jednego rodzaju oddania - do swoich sióstr, i swojej Matki. Sojusznicy, postacie spotykane w podróżach i wykorzystywane do wyższych celów własnej misji, to były chwilowe relacje, łatwe do zastąpienia kolejnymi. Wiedziała to wszystko, a mimo to.. martwiła się, tak całkiem po ludzku. Dzisiaj nie potrafiła być silna. Dzisiaj zranione serce wylewało z siebie zbyt wiele emocji.

Przystanęła przed wejściem do jaskini skrywającej świątynię. Poczuła chłód prześlizgujący się po swej skórze. Gdzieś zniknęło całe to rozkoszne ciepło, którym otuliła ją intensywna bliskość Kojiro. Spędzony z nim czas odegnał od niej troski, jednak niepokój z powrotem zawładnął jej myślami. Hai, napotykanych ludzi mogła zastąpić kolejnymi, istniało wielu kogucików pragnących popisać się przed piękną kobietą. Ale śmierć tego konkretnego młodzika byłaby spowodowana wyłącznie jej własnym błędem. Jeśli on dzisiaj umrze, to tylko z powodu jej lekkomyślności. Nie potrafiła tego łatwo zaakceptować.

Wspominając poranne spotkanie z małą miko łowczyni ostrożnie złożyła na ziemi swoją broń i dopiero potem nieśpiesznym krokiem ruszyła do wnętrza jaskini. Na próżno poszukiwała ukojenia w ciężkim westchnieniu.

Ayame wyszła ze świątyni wyraźnie wyczerpana i nieco śpiąca. Przez chwilę zaskoczona była widokiem nadchodzącej Leiko, a potem wzruszyła ramionami. Jej kimono… miało na sobie plamy krwi, co było niepokojące. Niemniej nie wydawała się szczególnie przybita, a skoro nie poczyniła wysiłków by powiadomić łowczynię o stanie Kirisu, to… może nie było tak źle?

-Skąd to zaskoczenie, Ayame-chan? Miałam nie przychodzić? -zapytała Maruiken podchodząc bliżej zmęczonej miko. Za wymuszoną beztroską skrywała strach przed zadaniem innego pytania, choć po prawdzie to bardziej obawiała się odpowiedzi mającej paść z ust tej nastoletniej dziewczynki.

- Iye iye… myślałam, że zjawisz się wcześniej.- odparła mała miko zmęczonym głosem. - Młodzik żyje… ledwo, ale powinien wrócić do sił w ciągu następnych kilku dni. Przynajmniej na tyle by chodzić.
Usiadła na ziemi.- Musimy o czymś pomówić… siostrzyczko.


Żyje.. Płomyczek żyje..


Łowczyni nareszcie mogła odetchnąć swobodnie, czemu towarzyszyła fala ulgi przetaczająca się przez dotąd tak bardzo napięte ciało. Stopniowo rozluźniała mięśnie jej nóg i rąk, sięgała aż ku koniuszkom palców. Również rysy jej twarzy złagodniały, wygładziły się zmarszczki na czole i pojaśniały oczy. Przyłożyła dłoń do piersi, z których Ayame ściągnęła wyjątkowo duży i męczący ciężar. Wprawdzie pozbyła się tylko jednej z wielu, wielu trosk nęcących jej myśli, lecz.. jakże wielka była to troska. Jakże wielka ulga.

-Doumo arigatou -wyszeptała Leiko w podzięce dla swej utalentowanej siostrzyczki i tutejszych Kami. Nawet delikatny uśmiech nieśmiało uniósł ku górze kąciki jej warg. Spojrzała z góry na małą miko -Słucham, Ayame-chan.

- Żyje… to prawda. Niemniej…
- zaczęła mówić miko. -... nie jestem Kami. Nie mogę uczynić cudów. Zaleczyłam ranę i przywróciłam mu siły, na tyle ile mogłam. Resztę może uleczyć czas…
Przerwała. Zamyśliła się. I spochmurniała warząc kolejne słowa. - [I]Ishi Furoku potrzebował miesięcy, by w pełni wyleczyć swoje obrażenia. Twój przyjaciel też tego potrzebuje. Ostrze przebiło serce. Zasklepiłam ranę co prawda, ale ona znowu może się otworzyć. Przy wyjątkowo sporym wysiłku… Maruiken-san, twój przyjaciel nie może być łowcą. Nie może toczyć ciężkich bojów, bo rana w sercu się otworzy i on wykrwawi się w środku. I umrze. Nie może być łowcą co najmniej przez rok… ale najlepiej gdyby już nigdy nim nie był[/i].

Leiko w milczeniu wysłuchała małej miko, której ponure słowa podszyły tak cudowne wieści. Pokręciła smętnie głową -Czyli jednak zabiłam Kirisu Płomienia. Wprawdzie to nie moje ostrze przebiło jego serce, lecz to moja obecność przyciągnęła tamtą bestię.

Jej partner żył i to powinno być najważniejsze, a jednak.. nie potrafiła zrzucić z siebie poczucia winy za odebranie mu jego pasji i celu. Bo czyż nie owijała go sobie wokół paluszka już od pierwszego dnia w Nagoi? Czyż nie nauczyła go być jej gorliwym strażnikiem, ku jego niewątpliwej radości? I wreszcie.. czyż nie poprosiła Setsuko o zapewnienie jej towarzystwa młodzika w wieczornych łowach? I to w imię czego? Maruiken nie zyskała w Shimodzie niczego, co byłoby warte krwawiącego serca Kirisu.

-Chciałabym myśleć, że Płomyczek z łatwością się odnajdzie w nowym życiu bez polowań na demony, ale obawiam się, że to będzie dla niego wyjątkowo trudna zmiana - kobieta uniosła rękę i roztarła dłonią swój kark, w którym ponownie zaczęła odczuwać napięcie. Opuściła powieki ciężkie od trosk - Mam tylko nadzieję, że nie uzna swego losu za gorszy od śmierci..

- Iye… nie wydaje mi się żeby akurat same łowy były dla niego sensem życia.
- zadumała się Korogi i spojrzała na Leiko dodając.- Jest… bardzo młody jak na łowcę. Z pewnością znajdzie nowy cel. Zresztą, za rok lub dwa może walczyć z bandytami bez obawy o swoje serce. Bowiem tylko wyjątkowo ciężki i brutalny pojedynek może zakończyć się jego zgonem. Niestety walki z Oni wymagają wiele od ciała. O czym zresztą wiesz.

-Iye. To nie zwykłe demony są wyzwaniem, a te kreatury stworzone ręką i pychą mnichów. Wątpię, by nawet najbardziej doświadczeni łowcy byli przygotowani na spotkanie z nimi. My na pewno nie byliśmy..
- odparła Maruiken głosem człowieka bardzo zmęczonego, lecz to nie jej ciało nosiło znaki wyczerpania, a dusza. Pomimo tego odnalazła siły, aby unieść ociężałe powieki i z góry spojrzeć ciepło na siedzącą dziewczynę.
-I uczyniłaś dzisiaj cud, Ayame-chan, nie myśl inaczej. Bez pomocy Twojej i Sakusei, Płomyczek nie miałby żadnych szans na przeżycie. Twoje talenty sprawiły, że już nie czeka na niego śmierć, a co najwyżej.. -uśmiechnęła się łagodnie, nawet można byłoby się pokusić o powiedzenie, że w tym uniesieniu kącików warg nieśmiało zarysowała się odrobina wesołości -.. mierzenie się przez rok z własną gorącokrwistością.
Niewiele potrafiło zatrzymać tego żarliwego młodziana w jednym miejscu na dłużej. Ale gdyby tylko znalazł, bądź ktoś inny znalazł jemu, piękną kobietę troskliwie dbającą o jego powrót do zdrowia, to kogucik nawet nie zatęskniłby za polowaniami.

- Jest jeszcze jedna sprawa… ja… nie powiedziałam mu o tym. Ktoś inny powinien mu wyjawić tą kwestię i przekonać do odłożenia broni… na jakiś czas. - rzekła cicho miko, mrucząc każde słowo.

-Hai, o to się nie martw. Ja mu powiem -łowczyni spodziewała się, że nie będzie to łatwa rozmowa z Płomyczkiem zranionym nie tylko na ciele, ale przede wszystkim na swojej dumie. Jednak czyje usta, jak nie te słodkie należące do jego partnerki, mogły złagodzić uderzenie tak ponurych wieści? Biedny młodzian tak wiele przeszedł w trak krótkim czasie, potrzebował teraz znajomej twarzy.
-Ty już bardzo wiele zrobiłaś, Ayame-chan. Teraz moja kolej -z tymi słowami Leiko postawiła w kierunku świątyni pierwsze kroki, których echa kolejnych stuknięć rozniosły się echem po jaskini.

- Ale nie dziś. Dziś już śpi i snu właśnie potrzebuje. Jutro... - powstrzymała ją Ayame.- Jutro z rana, albo później. Dziś potrzebuje odpoczynku. Jak my wszyscy… i… cóż… pomyślunku co dalej. Powstrzymaliśmy mnichów, ale jesteśmy dalekie od pokrzyżowania ich planów.

-Nie sądzę, abyśmy mieli aż tak dużo do przemyślenia, Ayame-chan. Wbrew pozorom moja wędrówka po ziemiach Hachisuka nie skupia się tylko na niweczeniu planów mnichów i pomaganiu naszemu rodzeństwu
- stwierdziła Leiko przystając i odwracając się ponownie do małej miko -Mam swój obowiązek i ten wzywa mnie z powrotem do Miyaushiro.

- Twój i mój obowiązek… wyznacza nasza krew i oko.
- odparła z przekornym uśmiechem dziewuszka i pokręciła głową.- Ci mnisi nie mają pojęcia z jakimi mocami igrają i co mogą uwolnić. A wtedy… cokolwiek szukasz w Miyaushiro przestanie mieć znaczenie. Mierzyłaś się już z tworami mnichów, ne? Nie raz- odparła miko zerkając przez ramię.- A to tylko ułamek mocy nad którą chcą zapanować.

-Hai, nie raz. I wolałabym uniknąć kolejnych spotkań
-stwierdziła Maruiken tonem bardziej gorzkim niż się sama spodziewała. Ale to nie zdenerwowanie na upór małej miko sączyło się przez jej głos, a zmęczenie i poczucie własnej bezsilności. Pokręciła lekko głową i dodała już łagodniej -Nie jestem utalentowanym bushi, nie stanowię żadnego wyzwania dla tych kreatur. Moje rany się zagoją, kości zrosną, ale to nie sprawia, że chcę ponownie zostać rozszarpana i narażać moich towarzyszy na los gorszy niż Płomyczka.
Koniuszkami dwóch palców rozmasowała swoją skroń pulsującą napięciem -Szkoda, że nie miałaś okazji porozmawiać z naszymi braciszkami. Dziedzictwo obdarowało ich talentami, dzięki którym są lepiej przygotowani do walki z takimi bestiami.

- A jednak… najsilniejszy z nas ich nie pokonał… a najmądrzejszy nie przejrzał, ne?
- odparła ironicznie miko i pokręciła głową dodając. - Ja jeszcze nie wiem gdzie się udam… może Miyaushiro. Może lepiej… do owego Klasztoru czterdziestu i czterech.

-Słyszałam opowieści o ich klasztorze. To istna twierdza
- Maruiken skrzyżowała ręce na piersi i przyjrzała się dziewczynie. Wcale jej nie zaskoczyło, że i taki plan zrodził się w głowie małej miko. Niebezpieczny plan, szczególnie dla Siedmiu Oczu -Wątpię, aby możliwym było zakradnięcie się do środka. A chociaż mnisi powitaliby nas z otwartymi ramionami, to potem nie byłoby łatwo się wydostać zza tych grubych murów. Zbliżyłabym się do tego miejsca tylko mając pewność, że znajdę tam moje odpowiedzi.. a i wtedy wolałabym mieć przy sobie własną armię.

- Może i masz rację
.- zawahała się miko słysząc te słowa. Wyraźnie zwątpiła w swój pomysł. Milczała przez chwilę.- Ale wiedz, że nie dadzą ci spokoju, dopóki nie złapią. Nieważne gdzie się udasz i skryjesz. Mnisi są bardzo uparci… wiem to z własnego doświadczenia.

-Hai. Są bardzo wytrwali w swych łowach, a i stosowane przez nich sztuczki są.. wyjątkowo paskudne. Nie ma niczego szacownego w tych gościach klanu
-stwierdziła Leiko z dość nowym dla siebie.. przekąsem.

Już przed przybyciem na ziemie Hachisuka słyszała niejedną pogłoskę o mnichach i ich podejrzanych praktykach, lecz nie były one dla niej niczym zaskakującym. Każdy klan miał swoje przebrzydłe sekrety, to one nadawały sens jej życiu. Życiu, którego najbardziej prywatną stronę zostawiała za sobą i ukryta pod kolejnymi maskami, nowymi imionami, brodziła w brudzie dworskich intryg. Po wypełnionej misji wracała do bezpiecznego domu i czekających na nich opiekuńczych Mateczki.
Ale Hachisuka, w szczególności ich goście, jako pierwsi przekroczyli tę delikatną granicę. Wtargnęli w jej prywatność. Ośmielili się położyć łapy na jej siostrzyce, tak drogiej jej rodzinie. Tego nie potrafiła im wybaczyć. Sobie też nie.

- Myślę że na razie obie powinnyśmy odpocząć. Gdy nasza gospodyni wróci, przyjdzie nam opuścić to miejsce i wyruszyć dalej. - oceniła mała miko zamyślona i rozejrzała się dookoła dodając dyskretnym tonem. -Czuję zmianę w powietrzu i nie będzie to zmiana na naszą korzyść.

Leiko nie odpowiedziała na złowrogie słowa swej siostrzyczki. Jednak kiedy odwróciła od niej wzrok, by objąć nim świątynię emanującą przyjemną ciszą, to kącik jej warg uniósł się wyżej w uśmiechu świadczącym o.. ponurym rozbawieniu.

Czy to oznaczało, że dotąd ziemie Hachisuka były jej.. życzliwe?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-02-2021, 11:42   #317
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Leiko Maruiken była teraz jak rozstrojony shamisen. Z pozoru piękna i wyniosła, ale wewnętrznie rozstrojona.


Shimoda niewątpliwie wywarła mocne i nieprzyjemne piętno na łowczyni. I opuszczenie tego miejsca przyjmie z ulgą. Byle dalej od koszmarów jakie to miejsce przyniosło.
Sytuacja Leiko była nie do pozazdroszczenia. Mnisi z pewnością podejmą kolejne próby by ją złapać, jej siostrzyczka nadal była w niewoli ( i to z jej powodu), a duszę zatruwały wizje i słowa martwego już Gozaemnona, a choć Kogucik przeżył to jego kariera łowcy Oni zaległa w grobie.
Teraz czekała zaś na Sakusei, a ta wróciła wyraźnie wzburzona i gniewna.
I zarządziła zebranie.

Mała miko i jej yojimbo, Leiko i jej tygrys, oraz sama Pajęczyca.
Niewielkie było grono tych, którzy stawili opór Hachisuka, mnichom i potworom. Brakowało tu wielu innych, choćby Daikuna... który z pewnością wiedział więcej niż mówił. Ale też miał talent do pojawiania się znienacka i znikania gdy tylko robiło się gorąco.
Pajęczyca wyjaśniła sytuację starając się panować nad buzującym w niej gniewem.
-Starszyzna zadecydowała. Tsuchigumo zakończyły swoją misję i rozejdą się. - rzekła na początku zebrania. Opierając się o katanę wydawała się być wodzem pokonanym nie przez wrogą armię, a bunt we własnych szeregach. Frustracja wręcz wylewała się ruchów, postawy i tonu.
- A twoja obietnica?- zapytał ją Sasaki Kojiro.
- Zostanie uszanowana. Żona daimyo ukryta zostanie w bezpiecznym miejscu. To się nie zmieniło. Tyle że my już się w wasze sprawy nie będziemy angażować… w całości przynajmniej.- odparła Sakusei i wzruszyła ramionami dodając.- Udało mi się przekonać Starszych bym mogła zająć się tym problemem. Przydzielono mi też eskortę. To niewiele, ale lepsze niż nic.
Następnie zadecydowała za wszystkich. - Jak tylko ranny dojdzie do siebie wyruszamy wszyscy na północ. Niedaleko stąd jest karczma w której możemy się zatrzymać. Z dobrym jadłem i nawet gorącymi źródełkami. Przyda nam się porządny odpoczynek po bitwie. Należy to nam wszystkim.
Westchnęła ciężko. -A potem.. pomyślimy.

Sakusei niewątpliwie dobrze czuła się w roli kapryśnej władczyni i przywódczyni. Cóż… miała ku temu powody. Była najstarsza w grupie, miała doświadczenie w przewodzeniu innym. I miała eskortę. Na większość tej eskorty składały się różnej wielkości pająki, o inteligencji dorównującej psom. Oprócz nich był jeszcze znany łowczyni Sofun oraz ktoś nowy: Maohiko, osobista służka Sakusei, której ciało pięknej niewiasty naznaczone było cechami pająka, takimi jak dodatkowa para pajęczych oczu, długie pazury (na szczęście je potrafiła schować) oraz długie i liczne kończyny stawonoga wyrastające jej z pleców. Wedle słów Sakusei, Maohiko dojrzewała i za stulecie lub dwa zyska zdolność pełnej zmiany postaci w pajęczą i ludzką. Póki co jednak… rzucała się w oczy, ale też... hodowała i dostarczała te pajączki, które Leiko miała okazję wykorzystywać w swoich misjach ostatnio.
Więc eskorta Sakusei, choć mała, mogła być uznana za elitarną. A już na pewno Sofun którego sylwetka budziła respekt.

Ostatnie rozmowy przed wyruszeniem… Żona daimyo ruszyła inną niż ich drogą. Kirisu zaś po rozmowie z łowczynią otrzymał do wypicia napar. Po to by dodać mu sił, a także by go zmorzył go sen… głównie po to, by zmorzył go sen. Ponieważ podróż do karczmy miała odbyć się “konno”... tyle że Sakusei nie miała koni. Tylko pająki. Duże i ułożone pod jeźdźców.


Leiko spodziewała się wielu niezwykłych zdarzeń podczas tej misji. W końcu miała podszywać się pod łowczynię Oni. Nie mogła jednak przewidzieć, że będzie z jednym z tych potworów paktować… a tym bardziej, że przyjdzie jej jednego ujeżdżać. Mała dziewczynka w jej sercu piszczała w zachwycie, gdy pędziła na ośmionogim “rumaku” pędzącym szybciej niż koń i reagującym błyskawicznie na każdy ruch lejców. Ciężko było Maruiken utrzymać maskę obojętności, gdy z ust chciał się wyrwać pisk ekscytacji.

Jadąca na ośmionogich wierzchowcach drużyna w mig pokonywała kolejne ken* błyskawicznymi skokami. Przywiązany do pająka i uśpiony kogucik nie miał okazji poczuć przyjemności jazdy. No cóż… choć Kirisu nie był bystry, to jednak ciężko byłoby mu wytłumaczyć współpracę z tsuchigumo. Nawet dla srebrnego języka łowczyni byłoby to wzywaniem i to mimo okręcenia sobie kogucika wokół palca. Łowca po prostu był prostaczkiem i niuanse intryg w jakie wplątała się Maruiken mogłyby go po prostu przytłoczyć. Lepiej było trzymać młodzieńca w nieświadomości.

Do karczmy dotarli późnym popołudniem. Zasnuty mgłami zwiastującymi nadchodzący górski wieczór przybytek prezentował się obiecująco.


Duży i jasno oświetlony. Drogi… acz Sakusei z pewnością wzięła pod uwagę. Do samego przybytku dotarli na piechotę. Wierzchowce pod opieką Maohiko zostały w lesie. Sofun niósł Kirisu w ramionach eskortowany przez małą miko oraz Furoku pilnującym jej. Sasaki Kojiro zaś trzymał się blisko zarówno Sakusei jak i łowczyni.

Wyglądali podejrzanie… bo cóż tak mieszana grupka mogła robić wysoko w górach. I to bez koni? Palankinów? Służby? W strojach które na górską wędrówkę się niezbyt nadawały.
Podejrzenia może i pojawiły się w głowach karczmarza i jego służby. Ale nigdy nie uformowały się w jego ustach w postaci pytań. Wystarczył błysk złota, by skupił się on tylko na zachwalaniu swojego przybytku i proponowaniu kolejnych atrakcji. Masaż, obfity posiłek, kąpiel w gorących źródłach… wystarczyło tylko zapłacić. Na szczęście ni Sakusei, ni Leiko nie brakowało monet. Chociaż pod tym względem służenie Hachisuka pomogło łowczyni.

* 1 ken = ok. 1,8 m
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-04-2021, 21:27   #318
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Maruiken w milczeniu przysłuchiwała się decyzjom podejmowanym przez Pajęczycę.
Gdyby kolejne kroki zależały tylko od niej samej, to od razu wyruszyłaby w drogę powrotną do Miyaushiro. Żadnego marnowania czasu w karczmie, odpoczynek tylko na jedzenie i krótki sen. Działanie, a nie rozleniwianie się w luksusach.

Hai, ale nie była już sama. Zebrała wokół siebie sojuszników, tak jak Iruka swoją trupę aktorów, choć ani Leiko, ani jej towarzysze nie potrzebowali peruk i dodatkowych przebrań. Już bez nich byli wyjątkowo barwni. Jednak różnica była taka, że siostrzyczka rządziła swoim teatrem i był niezastąpionym nabytkiem dla Mateczki. Zaś każdy z wesołej trupy Maruiken miał własne powody do przebywania na ziemiach Hachisuka, które nie zawsze były bliskie jej celom. O ile mogła po prostu rozdzielić ścieżki łączące ją z małą miko i Sakusei, a ścieżka Kojiro wygodnie splatała się z jej własną, to nie mogła porzucić Płomyczka. Nie w takim stanie, nie w tak obcym miejscu.

Ponure myśli kotłowały się w głowie łowczyni, lecz uprzejmie zatrzymywała je dla wszystkie siebie. Nie miała jeszcze planu i wiedziała tylko tyle, że obowiązek wzywa ją do Miyaushiro, niczym zew wypełniający jej duszę.
-Czy Kashiko-hime już się obudziła? - zapytała w końcu, a spod ciężkich powiek powiodła spojrzeniem ku Ayame czuwającej nad jej zdrowiem -Chciałabym z nią porozmawiać zanim wyruszymy w drogę.

- Tak można z nią pomówić.
- przyznała miko.- Ale nie długo… mnisi truli ją jakimś zielskiem, trzymając umysł w stanie odurzenia. Jeszcze trochę dni będzie dochodziła do siebie.

-Niestety nie mam czasu czekać, aż trucizna całkiem opuści jej ciało
-odparła Leiko splatając ręce na piersi - Masz podejrzenia jakie mnisi mieli wobec niej zamiary? Niecodziennie zdarza mi się znajdować otumanioną żonę daimyo w samym środku mrocznego rytuału.. -przechyliła lekko głowę spoglądając na małą miko, a jedna z jej brwi uniosła się wdzięcznie - Tym bardziej, że byłam w Miyaushiro tego dnia, kiedy ogłoszono jej śmierć. Wiele łez zostało za nią przelanych.

- Mam. Myślę, że… chcieli by urodziła im zastępstwo za jedno z nas. Wymusić narodzenie jednego z oczu z kolejnego pokolenia.
- odparła zamyślona miko wyjaśniając swoje podejrzenia.- Jeśli mamy szczęście, to jesteśmy im potrzebni w konkretnym czasie i w konkretnym miejscu. Bez tego cokolwiek zamierzają, ich plan nie zadziała. Potrzebują siedmiu oczu, a mają ile… dwa, trzy tylko? A upływ czasu może im nie sprzyjać.

- Pytanie tylko, czy to dobre wieści dla nas.
- rzekł ponuro jej yojimbo.- Zagoniony w kąt szczur staje się groźniejszy. Desperacja zmusza do śmiałości.
- Ale i do popełniania błędów… a skoro Shimoda zawiodła ich oczekiwania. Można się spodziewać, że jakieś wkrótce popełnią.
- wtrącił Sasaki.

-Na pewno mają dwóch naszych braciszków. Nie tylko Jasnowłosego, ale również Młodego Wilczka, jednego z łowców. Zdołali go schwytać, widziałam go opuszczającego Shimodę w towarzystwie mnichów. Drobna osłoda ich porażki -powiedziała łowczyni z gorzką nutą wkradającą się w ton jej głosu - Miejmy nadzieję, że ostatnia noc niczego ich nie nauczyła i nie mają w zanadrzu więcej tych swoich bestii. Jeśli zaczną wysyłać za nami kolejne, to nie wiem jak długo zdołamy się od nich opędzić..
Wprawdzie w swych słowach mówiła również o Ayame i pozostałych Siedmiu, ale naturalnie to o siebie martwiła się najbardziej. Wczoraj.. była wręcz bezużyteczna w walce przeciwko Ptaszkowi, jak i białowłosemu samurajowi. Płomyczek, Sakusei, Kojiro - swoją wolność zawdzięczała tylko im, nie własnym talentom. Samotnie nie miała żadnych szans.

- Jeśli zechcesz rozmawiać z Kashiko-hime, to w mojej obecności.- odparła Korogi i dumnie zadarła nos.- Możesz wierzyć lub nie, ale asystowałam przy porodach i wiem jak się opiekować brzemiennymi kobietami. Do naszej świątyni wiele z nich przychodziło, by poprosić o opiekę i wyprosić błogosławieństwo Kami dla swoich nienarodzonych dzieci.
Po czym poważnym tonem dodała.- A żona daimyo nie jest w tej chwili w pełni sił.

-Hai, hai. Obiecuję, że nie będę jej długo nękać moimi pytaniami
-Leiko pokiwała powoli głową. Następnie wygładziła materiał kimona w miejscu, na którym co dopiero trzymała skrzyżowane ręce. Jednak przed wyruszeniem z Ayame na spotkanie z żoną daymio, łowczyni zwróciła się jeszcze do swojego tygrysa. - Zapytałabym, czy chcesz się do nas przyłączyć, lecz.. ah, nie jestem przekonana, czy widok znajomego ducha nie namiesza w głowie biednej Kashiko-hime..

- Nie chcę wam przeszkadzać w rozmowie.-
odparł dwornie ronin, a miko już ruszyła w kierunku chatki w której przebywała żona daimyo.
- Pospieszcie się.- ponaglała.

Na miejscu okazało się, że Kashiko-hime czuje się lepiej. A przynajmniej siły jej wróciły. Skórę miała barwy alabastru, urodę delikatną, bardziej dziewczęcą i niewinną niż Leiko. Było coś w niej uwodzicielskiego, jakaś gracja w ruchu i piękno w zamyślonych oczach.






Kimono, choć piękne, zdecydowanie różniło się od dworskich szat. Sakusei zapewniła jej bardziej zwyczajny strój, który jednak nie maskował jej wyjątkowości. Leiko swojej sztuki uwodzenia nauczyła się od mateczki. Hime urodziła się z tym talentem i naturalną gracją.
Spojrzała na nie uśmiechając się w sposób, który stopił by każde męskie serce… i robiła to nieświadomie.

Ten widok przyprawił Leiko tylko o delikatne zaskoczenie, którego powodem wcale nie była zachwycająca uroda Kashiko-hime. Oczywistym było, że żoną samego daimyo mogła zostać tylko ta kobieta, której powab szedł w parze się z potęgą najważniejszego mężczyzny w całym bogatym klanie. Nie było ni ziarna prawdy w naiwnych baśniach o skromnych wieśniaczkach zdobywających sobie serca wszechwładnych lordów.
Zaskoczeniem była ta aura łagodności otaczająca kobietę, choć.. czy rzeczywiście była ona aż tak niespodziewana? Nie bez powodu tyle łez zostało za nią przelanych w Miyaushiro. Nie zyskałaby sobie takiego uznania, gdyby była tylko piękną wiedźmą o parszywym charakterze.

Kiedy minęło już pierwsze wrażenie, Maruiken nieśpiesznym krokiem zbliżyła się do kobiety.
-To sama przyjemność nareszcie spotkać wspaniałą Kashiko-hime - w szacunku skinęła głową przed żoną daimyo. A kiedy z powrotem podniosła na nią spojrzenie, to subtelny uśmiech zarysował się na jej wargach -Cieszy mnie, że już się lepiej czujesz. Trafiłaś w ręce najzdolniejszej miko.

- Hai. Masz rację nieznajoma…
- uśmiechnęła się blado niewiasta, jej obszerne kimono maskowało ciążę, ale uśmiech nie mógł zamaskować tego czego przeszła. - Ponoć twoja krewna została uwięziona w zamku, ne? Sasaki-san wspominał o tym. Że jego przyjaciółka kogoś tam szuka.

-To prawda
-odpowiedziała Leiko ukrywając swoje zdziwienie tymi słowami kobiety. A jednak duch młodego lorda ukazał twarz przed żoną daymio. Ciekawa była tego spotkania. Ciekawa była tej wyjątkowości Kashiko-hime, której zdawał się ufać jej przezorny tygrys.
Płynnym ruchem przyłożyła dłoń do swego serca i przedstawiła się -Nazywam się Maruiken Leiko, jestem łowczynią Oni. Moja droga siostrzyczka postanowiła obrać inną drogę w życiu, drogę pozornie bezpieczniejszą, wypełnioną luksusami i przyjemnościami. Jest piękna i śmielsza ode mnie, więc przyciągnięcie spojrzeń lordów klanu było tylko kwestią czasu. Przez długi czas dostawałam od niej listy, aż.. już od dawna nie usłyszałam od niego choćby jednego słowa - nerwowa bruzda przecięła jej zwykle nieskazitelnie gładkie czoło - Jeśli wierzyć słowom samuraja służącego mnichom, to moja siostra została uwięziona z mojego powodu. I nie zazna wolności, póki i ja nie trafię w ich ręce.

- Przykro mi z tego powodu, ale nie mogę ci pomóc. Co prawda nakazałam dobrze karmić więźniów mego męża, ale sama nie odwiedzałam lochów zamku. Nie mogę więc ani ich potwierdzić, ani zaprzeczyć twoim obawom.
- odparła współczująco Kashiko opatrznie rozumiejąc słowo “uwięzienie”... bo dosłownie.

-Iye. Obie dobrze wiemy, że klan nie musi nikogo zamykać w lochach, aby ukryć ich przed resztą świata -odparła stanowczo Maruiken, dla której współczucie kobiety nie miało żadnej wartości. Współczuciem nie mogła uratować swej siostrzyczki -Ty stoisz teraz przede mną, piękna, cała i zdrowa, co najwyżej jeszcze zmęczona. A jednak dobrze pamiętam dzień, kiedy całe Miyaushiro opłakiwało Twoją śmierć.

- Nie bardzo… rozumiem do czego zmierzasz? Czyżbyś… sądziła, że znane mi są plany mnichów? Iye, nie zostałam wtajemniczona. Mój mąż zamknął przede mną swoje komnaty, swoje serce i swoje myśli tego dnia, gdy ledwo żyw wrócił z pola bitwy. A jego doradcy mi nie ufali, na tyle by rozmawiać ze mną o polityce.
- odparła smutno Kashiko pogrążając się w melancholii.

-Sądzę, że jesteś bystrą kobietą potrafiącą dostrzec pajęczyny obrastające wytworne korytarze i komnaty zamku. Być może widziałaś coś lub słyszałaś plotki, dzięki którym moje poszukiwania staną się łatwiejsze - stwierdziła łowczyni łagodniejszym tonem. Ostatnie czego teraz chciała, to zostać zruganą przez małą miko za zbyt natarczywe wypytywanie osłabionej i ciężarnej kobiety.
- Moja siostra nie jest wrogiem Twojego męża, ale.. była jedną z jego kochanek -przymrużyła złociste oczy zastanawiając się nad podejściem tego ucieleśnienia łagodności do innych kobiet w życiu daimyo - Jeśli nagle zniknęła, albo coś jej się przytrafiło, to takie zdarzenie nie przeszłoby bez echa wśród zamkowych korytarzy.

- Niestety ostatnie… kilka miesięcy... przypominają bardziej sen. Mój umysł był ociężały, niechętnie się ruszałam z moich komnat, często spałam… nawet w dzień. Przestałam brać udział w życiu dworu. Może to wina ciąży?
- zadumała się Kashiko, a Leiko wiedziała że ona się myli. To nie ciąża, a narkotyczne zioła, którymi była ciągle truta.
- Jak na imię… jak wyglądała twoja siostra… mój mąż miał… kilka konkubin, które miały mu osładzać czasy gdy ja szykowałam się do porodu. - spytała w końcu żona daimyo chcąc pomóc Maruiken .

- Moja siostra zwraca uwagę swoją urzekającą urodę, lecz.. to się odnosi do większości kobiet w otoczeniu daimyo, ne? -Leiko zawiesiła spojrzenie kimonie Kashiko, w szczególności na jednym z misternie wykonanych wzorów zdobiących kraniec rękawa. Ale nie widziała go. W zamyśleniu sięgała do swych wspomnień przedstawiających drogą Yuriko -Najbardziej charakterystyczne są jej włosy. Została obdarzona nadzwyczajnie gęstymi puklami o barwie lśniącej czerni, które zachwycają mężczyzn, a wśród kobiet są źródłem zazdrości. Tym bardziej, że zawsze dumnie się nimi chwaliła, nosząc je długie i tylko luźno związane tasiemką. Kiedy ostatnim razem ją widziałam, miała w zwyczaju zostawiać pasma opadające jej miękko na twarz jak rozsunięta kurtyna..
Podniosła ręce i delikatnym ruchem palcami zarysowała na swej twarzy ten osobliwy sposób układania włosów przez siostrzyczkę. Idealnie pasował prawdziwej uwodzicielce rzucającej spod tych kosmyków spojrzenia, które obiecywały chwile samej przyjemności, rozgrzewały serca i rozplątywały języki.

- Możliwe… że ją widziałam… czasami. Przypominam sobie, że… była taka na dworze. Jednakże nikt jej nie więził. Nikt nie pilnował. Przechadzała się swobodnie korytarzami zamku. Wydawała się… rozmarzona… zamyślona… to chyba była twoja siostra…- odparła nieco roztargnionym głosem Kashiko. - W każdym razie włosy… miała rzeczywiście ślicznie.

Łowczyni nie spodobało jej się to co usłyszała. „Rozmarzona” nie było właściwym określeniem jej siostrzyczki.. iye, żadnej z jej siostrzyczek. Czujność i skupienie były podstawą każdej misji, zwłaszcza w takim lęgowisku pająków jak zamek Hachisuka. Yuriko wiedziała lepiej niż ktokolwiek inny, że nie mogła sobie pozwolić na rozkojarzenia.

-Iye, nie przestałaby tak po prostu pisać listów. Musiała mieć ku temu ważny powód.. i nie było nim rozmarzenie - zastanawiała się na głos Maruiken kręcąc przy tym głową. Następnie podniosła spojrzenie na żonę daimyo i chociaż starała się odezwać przepraszającym, łagodnym głosem, to nie do końca zdołała ukryć wszystkich nutek wewnętrznego napięcia -Gomennasai. Wiem, że proszę o wiele, ale.. potrafisz sobie przypomnieć, czy widywałaś ją w często czyimś towarzystwie? Samurajów, lordów, mnichów, innych kochanek.. ah, może Isako?

- W ich… towarzystwie… mnichów, lordów… Isako-san… i mojego męża oczywiście
. - odparła żona daimyo starając skupić myśli.- Często… towarzyszyła… na przyjęciach mego męża, gościom. Nie wiem z kim była… blisko… nie znałam jej za dobrze. A i to był czas w którym ciężko mi było… nawiązać nowe znajomości. - dodała przepraszająco.- Często byłam zmęczona. Ale nie masz się co martwić. Nic jej nie brakuje… konkubiny mego męża traktowane są… dobrze.

Naiwne to było podejście ze strony kobiety, którą to własny mąż oddał na pastwę mnichów wraz z nienarodzonym dzieckiem. Ale też Leiko miała świadomość, że Kashiko jeszcze nie doszła do siebie. To i tak cud, że po tak długim przebywaniu w świecie opiumowych mgieł jest w stanie sobie tak wiele sobie przypomnieć i ogólnie w miarę logicznie myśleć. Pewnie z czasem dojdzie do niej koszmar jaki to szykował jej “kochany małżonek”.

-Hai. Być może powinnam ją odwiedzić na zamku -stwierdziła Maruiken słowami, które ktoś mógłby uznać za nasączone ironią. Ale nie, kryło się za nimi jej prawdziwe planowanie. Wprawdzie nie mogła tak po prostu zapukać do zamkowej bramy i poprosić o spotkanie z siostrzyczką, nie mniej z takimi informacjami już śmielej zaczęła rozmyślać nad kolejnymi odwiedzinami w zamku.
-Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak ciężkie były dla Ciebie te miesiące. Jednak dobrze o Ciebie dbano, ne? -ciepły uśmiech prześlizgnął się po malowanych wargach łowczyni. Była zadowolona, że to nie do jej obowiązków należało zderzanie Kashiko z ponurą rzeczywistością - Słyszałam, że należało to do zajęć Pani Ofu. Czy ktoś jeszcze się Tobą opiekował?

- Mniszki… dbały o mój stan poza Panią Ofu… poza tym… były jeszcze służki… i chyba tyle.
- odparła cicho Kashiko próbując skupić myśli.

-A Twój mąż? Mówiłaś, że po swoim powrocie zamknął się na Ciebie, ale z pewnością musiałaś mieć okazję do porozmawiania z nim, zobaczenia go, ne? Czy sprawiał wrażenie zmienionego po bitwie? - Leiko przelotnie zerknęła na brzuch kobiety wyraźnie odznaczający się pod zdobionym kimonem -Interesował się Twoim stanem?

- Ja… nie pamiętam… rozmowy… widziałam go… widział… mnie… coś… było… coś było innego. Obcego.
- te wspomnienia Kashiko przywoływała z trudem i wyraźnie niewiele szczegółów zostało w jej pamięci. Albo… ktoś zadbał o to by nie zostały. Bądź co bądź, skoro jedna kreatura potrafiła zaglądać w myśli, inna mogła je zmieniać.

Słowa Kashiko niosły ze sobą wyjątkowo złowieszczą aurę, od której malowane wargi Maruiken zacisnęły się w wąską linię, a lodowaty dreszcz przekradł się po jej karku i sięgnął ramion skrytych pod kimonem. Każda kolejna kreatura mnichów budziła w niej grozę większą od poprzedniej, każda kolejna okazywała się dla niej większym wyzwaniem. Tym większym niepokojem napełniała ją myśl o bestii, którą skrywali w samym sercu swojej pajęczyny.

-Obcego? -powtórzyła łowczyni syknięciem, jak w irracjonalnej obawie, że byle głośniejszym tonem głosu zwróci na nie uwagę złego spojrzenia z Miyaushiro.

- Hai. Nie wiem jak to… wytłumaczyć… To było dziwne doznanie. - odparła rozkojarzonym głosem Kashiko.

-Rozumiem -odparła Leiko tak naprawdę rozumiejąc w tym momencie tylko tyle, że nie mogła już wydusić od biednej Kashiko więcej informacji o tym tajemniczym „obcym” wrażeniu. Jednak to co usłyszała wystarczyło do pogłębienia jej niepokoju.
W strapieniu przetarła palcami swe czoło i powstrzymała w sobie chęć ciężkiego westchnienia.
-Wyobrażam sobie, że dużo się zmieniło na zamku, odkąd Twój mąż przyjął w gościnę mędrców z Chin. Wielu z nich zadomowiło się na ziemiach klanu - wygodnie skrzyżowała ręce na piersiach -Bywałaś w ich towarzystwie zanim opadłaś z sił ? Może dostąpiłaś zaszczytu spotkania samego Shao-shina?

Minęła chwila nim Kashiko zaprzeczyła roztargnionym ruchem głowy. - Nie pamiętam. Może? Twarze i imiona… rozmywają się. Zwłaszcza… imion nie jestem w stanie połączyć z twarzami.
- Chyba wystarczy.
- szepnęła cicho miko.- To ją męczy, a i nie sądzę była w stanie przypomnieć sobie wiele z ostanich miesięcy. Musiałam oczyścić jej ciało z opium.

Łowczyni musiała przyznać Ayame rację, choć towarzyszyło temu lekkie ukłucie zawodu. Poszukiwała pewnego.. potwierdzenia, że nie przybyła do Shimody na próżno, że uratowana żona daimyo okaże się źródłem pełnym sekretów klanu. A jednak ta rozmowa zrodziła tylko więcej pytań, a tych Leiko miała już nadto po ostatniej nocy.

Skinęła głową.
-Jeszcze jestem daleka od odnalezienia mojej siostry, ale dzięki Tobie zbliżyłam się do niej przynajmniej o kilka kroków -nie było to do końca prawdą. Leiko nadal niewiele wiedziała o losie swej zagubionej siostrzyczki, ale mimo to w wyrazie dozgonnej wdzięczności pochyliła się w eleganckim ukłonie, mówiąc -Arigatou gozaimasu, Kashiko-hime. Twoja pomoc była nieoceniona.

- Cieszę że mogłam pomóc.
- odparła z uśmiechem niewiasta, a Korogi szepnęła cicho i dyskretnie.- Kirisu teraz?
-Życzę Ci szybkiego powrotu do pełni sił
-powiedziała Leiko jeszcze na pożegnanie do żony daimyo nim odwróciła się z zamiarem ruszenia na kolejne spotkanie. Pochyliła lekko głowę, aby odezwać się do Ayame półgłosem -Przygotowałaś dla niego wywar?

- Tak, ramen. Oczywiście z tego co dostarczyły pająki, więc smak jest nieco nietypowy. Tłusty ramen wraz z ziołami wzmocni jego siły.
- odparła dziewczyna i dodała cicho, gdy po pożegnaniu się z Kachiko ruszyły w kierunku jaskini ze świątynią.- Tylko zapach nieco dziwny. Nie daj mu narzekać na niego.

-Hai
-mruknęła tylko Leiko pozwalając się prowadzić małej miko przez las. Sama korzystała z tych chwil milczenia, aby skupić się na swych myślach skłębionych jeszcze bardziej po rozmowie z żoną daimyo.

Czuła niedosyt. Ogromny niedosyt.
Kashiko-hime, jak na kobietę jeszcze do niedawna zasiadającą wysoko na drabinie hierarchii klanu, nie wiedziała wiele o intrygach rozgrywających się w murach zamku. Być może kiedyś była bardziej świadoma ich istnienia, zanim jej myśli utonęły w oparach, a wspomnienia zostały zatarte przez tajemniczą obecność. Oczywiście nie było jej winą, że nie potrafiła w pełni zaspokoić ciekawości Leiko. Okropne to musiało być uczucie, mieć w głowie jednocześnie chaos i pustkę, nie móc sięgnąć do części swoich własnych myśli..
Możliwe, że po odpowiednio dużej ilości odpoczynku, kiedy opium już całkiem opuści jej ciało, umysł żony daimyo się rozjaśni i będzie potrafiła odpowiedzieć na więcej pytań. Ale teraz Maruiken nie mogła zwlekać. Nawet nie brała pod uwagę zamknięcia się na długie dni w posiadłości Sakusei. Pragnęła tylko wrócić do Miyaushiro i nadgonić cały ten czas stracony w Shimodzie.

Pragnęła tego powrotu, teraz tym bardziej rozpaczliwie po usłyszeniu od Kashiko, że.. że widziała jej siostrzyczkę na zamku. Jeśli od tego czasu klan nie przeniósł jej w inne miejsce, jeśli nie zamknęli jej w lochach i nie odurzyli opium, to Yuriko nadal mogła przebywać wśród kurtyzan daimyo. Nie była bezpieczna, a jej zachowanie nie było spowodowane zwykłym „rozmarzeniem”, Leiko nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Mało co potrafiło powstrzymać córy przed dopełnieniem jakże ważnego obowiązku polegającego na przekazywaniu informacji do Mateczki. Mieszająca w jej myślach kreatura mogła być jednym z takich powodów. Czy również i Gozaemnon wejrzał w jej umysł?

Łowczyni poczuła szum w uszach, kiedy krew gwałtownie zawrzała jej w żyłach na myśl o siostrzyczce zostawionej na pastwę sługusów klanu i mnichów. Samotnej, bezbronnej, zamkniętej bez możliwości ucieczki w samym środku tego gniazda podłości. Yuriko zbyt długo już była w ich łapskach, a Leiko zbyt długo pozwalała się porywać nurtowi polowań i knowań niezwiązanych z jej prawdziwym zadaniem. Jednak teraz jej spojrzenie było skupione tylko na Miyaushiro.

Ale czy zamek Hachisuka na pewno był dla niej bezpieczniejszy od klasztoru?
Nie była już tego taka pewna. To co widziała w Shimodzie, to czego tutaj doświadczyła, mogło jeszcze zostać przyćmione przez sekrety skrywane w gnijącym sercu klanu.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-06-2021, 02:00   #319
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Stuk. Stuk. Stuk.


Rytmiczne odgłosy odbijały się echem po rozległej jaskini, kiedy Leiko wspinała się po schodach do świątyni. Powoli, ostrożnie. Ze skupieniem, którego przyczyna znajdowała się w jej dłoniach trzymających w troskliwym uścisku miskę wypełnioną po brzegi ramenem. Mała miko miała rację - z zupy unosił się zapach niepodobny żadnej innej potrawie, jaką kiedykolwiek miała okazję spróbować łowczyni. Niechybnie powodem były zioła znalezione w lesie przez pająki. Miała nadzieję, że dzieciątka Sakusei potrafiły odróżnić rośliny jadalne od tych niejadalnych i wręcz trujących. Rozważnie odsuwała od siebie myśli o rodzaju mięsa pływającym w zupie.

Szczęśliwie Płomyczek nie był ani podejrzliwym młodzianem, ani w pozycji do narzekania na jedzenie. Tym bardziej, jeśli to jedzenie ofiarowywała mu jego partnerka uzbrojona w urokliwy uśmiech, ne?
Był za to śpiochem.
Bo nadal leżał pod futonem, zakryty aż po czuprynę. I chrapał, co było obecnie balsamem na zmartwione serce łowczyni. Zmarli nie chrapią. Chorzy… nie chrapią tak głośno.

Westchnęła cicho, a wraz z powietrzem umykającym z jej płuc uleciało także trochę nerwów związanych ze stanem Płomyczka.
Odstawiła na bok misę z jedzeniem, po czym zbliżyła się do śpiącego młodziana i zagarniając kimono przysiadła tuż obok niego. Delikatnie gładząc palcami widoczne kosmyki mocno zwichrzonych włosów Kogucika, z całych sił starała się odsuwać od siebie wspomnienie koszmaru, który nawiedził ją w Miyaushiro.

-Ki-ri-su-kun.. - pochyliła się nad nim, aby szept wkradł się do jego snu. Ostatnie czego teraz chciała, to zbudzić go gwałtownie i zmarnować tak cenne chwile odpoczynku.

Młodzian otworzył oczy i spojrzał na łowczynię… uśmiechnął się. Powoli usiadł i w milczeniu przyglądał się Leiko.

- Czy wydarzyło się coś… czego… żałowałbym, że nie pamiętam?- jego wzrok wymownie przesunął się po ciele Maruiken sugerując iż podejrzewał, że spędzili razem mocno zakrapianą i wielce gorącą noc… przez co te ekscytujące chwile wyparowały z jego głowy. Bo pewnie właśnie po takich nocach, wieśniaczki i córki karczmarzy, przynosiły mu posiłek do łoża.

Słysząc jego słowa, a tym bardziej dostrzegając jego spojrzenie, Leiko nagle.. roześmiała się. Jak najbardziej wesoło, nawet jeśli w typowo dla siebie krótki i subtelny sposób. Płomyczek był.. po prostu niemożliwy. Dopiero co stał na krawędzi życia i śmierci, mała miko ledwo go odratowała, jego ciało nadal potrzebowało wiele czasu do zregenerowania sił, a mimo to po obudzeniu myślał tylko o jednym. Kolejny dowód na poprawę jego zdrowia.

-Iye, iye. Nie masz czego żałować, niewiele Cię ominęło, mój partnerze - odparła spoglądając na niego oczami, w których tańczyły iskierki zadowolenia -Jak się czujesz?

- Dobrze… nieco zmęczony jestem
- zamyślił się młodzian macając palcami po swoim chudym żylastym torsie. - Ale poza tym… wkrótce mi to przejdzie. Niech no się posilę. I jeszcze…
Rozejrzał się dookoła pytając - Gdzie są moje jumonji-yari?

Łowczyni zawahała się. Młodzian nie musiał wiedzieć, że będąc w Shimodzie Leiko nawet nie pomyślała o odszukaniu jego broni. W pełni skupiła się znalezieniu i złożeniu w całość własnej parasolki, co już samo w sobie było paskudnym zajęciem. Poszukiwanie jego jūmonji-yari wymagałoby od niej jeszcze dłuższego grzebania wśród trucheł..
-Zostały w Shimodzie, roztrzaskane przez tamtą kreaturę -powiedziała Maruiken -Nie pamiętasz?

- Właściwie… ostatnie co pamiętam, to mój… atak… i ból w piersi… czerwień zalewającą moje spojrzenie. Potem…
- zadumał się i zasmucił wyraźnie.




Zacisnął dłoń na torsie w okolicy serca szepcząc.- Potem ból i krew i czerwień i… wszystko się urywa… jestem w rybackiej sieci, szamotam się zaciągany do grobu. Walczę o oddech… nie oddycham. Ciemność… jakaś dziewczyna z niebieskich płomieni z kilkoma lisimi ogonami wyrastającymi jej zza pleców. Coś śpiewa…
Zaśmiał się wyrywając się z tego ponurego nastroju i dodając. - Musiałem wpaść w jakiś trans bojowy godny wielkich wojowników, bo nie pamiętam jak rozniosłem tego potwora na strzępy.
Lub musiał desperacko nie dopuszczać do siebie myśli o porażce i swojej śmierci.

-Hai. Pomogłeś mi, kiedy moje talenty zawiodły, a na sługach klanu i pozostałych łowcach nie mogłam polegać. Byłeś najodważniejszy z nich wszystkich - kobieta ukryła prawdę za ciepłem swego uśmiechu i uznaniem pobrzmiewającym w jej głosie. Płomyczek zasługiwał na bycie pogromcą Ptaszka, nawet jeśli tylko w swojej głowie.
-Niestety ta bestia mocno Cię zraniła - dodała smutniejąc i opuszczając spojrzenie na jego tors, na miejsce zaledwie wczoraj przeszyte ostrzami jego własnej włóczni - Niewiele brakowało, a życiem przypłaciłbyś swoją odwagę.

- Nie… pamiętam tego. Acz rana musiała nie być aż tak poważna. Czuję się dobrze.
- uderzył pięścią w tors uśmiechając się szeroko.- Nie czuję bólu, tylko trochę zmęczenia. Ale kilka dni odpoczynku i kilka posiłków i ten kłopot rozwiąże.

-Cieszy mnie, że masz w sobie tyle energii
-Leiko kiwnęła głową z podziwem, po trochu dla jego dobrego nastroju i pełni sił pomimo otarcia się o śmierć, lecz przede wszystkim dla niezwykłych zdolności Ayame.
-Jednak mylisz się, Kirisu-kun. Twoja rana była bardzo poważna i cudem jest samo to, że żyjesz. Kreatura przebiła Twoje serce.. - powoli i ostrożnie dobierała słowa, aby w miarę jak najdelikatniejszy sposób przekazać młodzianowi informację o jego stanie. - Jest ono jeszcze słabe i musisz dać mu czas na nabranie sił. Musisz być z nim ostrożny.

- Jak to?
- rzekł zaskoczony Kogucik spoglądając na swoją klatkę piersiową.- Jak to… ostrożny? Przecież… nie bardzo rozumiem. Nie czuję się słaby, trochę zmęczony może… ale nie słaby. Jestem w stanie walczyć.

W chęci pocieszenia Płomyczka, albo przynajmniej w próbie wsparcia go w tej trudnej chwili, kobieta sięgnęła ku niemu ręką i uścisnęła jego dłoń
- Nie widzisz tego ani nie czujesz, ale Twoje serce jest pobliźnione, Kirisu-kun. Są to bardzo świeże blizny i potrzeba miesięcy, aby się w pełni zagoiły. Zbyt duży wysiłek otworzy je z powrotem -zakołysały się kolczyki zdobiące jej uszy, kiedy przechyliła głowę przyglądając się młodzianowi z troską - A nie możesz mieć pewności, że wtedy będziesz miał obok siebie kogoś potrafiącego Cię znów uleczyć, ne?

- Ale… co ja mam… robić? Jestem łowcą oni… nic innego nie umiem.
- przyznał Kogucik zakłopotany wypowiedzią Leiko.

-Jestem pewna, że po powrocie do Miyaushiro zostaniemy hojnie nagrodzeni za te łowy. A samo miasto kryje w sobie tyle sekretów i atrakcji, że nie powinieneś się nudzić -pocieszała go łowczyni. Sama planowała spędzić wiele czasu na poznawaniu stolicy klanu, choć nią akurat nie kierowała potrzeba zabicia nudy.
- A jeśli będziesz dużo odpoczywał i dbał o swoje serce, to może już za miesiąc lub za dwa będziesz mógł ruszyć na łowy -po tych słowach uniosła wysoko jedną brew i szybko dodała już bardziej stanowczym tonem głosu -Oczywiście najpierw na drobne Oni, Kirisu-kun.

- Nie wiem…
- rzekł zamyślonym tonem młodzian. Nieprzekonany, bo przecież nie czuł się ani chory, ani obolały. -A co ty będziesz robiła w mieście?

-Miło byłoby trochę odpocząć po polowaniu w Shimodzie. Należy nam się
-odparła Leiko wbrew swoim prawdziwym planom wobec Miyaushiro. Przyglądała mu się lekko przymrużonymi oczami, w których wyraźnie odbijały się jej wewnętrzne rozterki. Mogło się to wydawać nieco.. nieczułe, ale w duchu zaczęła się zastanawiać, czy mała miko przypadkiem nie przedobrzyła z leczeniem Płomienia. Osłabiony i obolały prędzej uwierzyłby jej słowom. Blizna też byłaby pomocna.

-Kirisu-kun, możesz sprawdzić prawdziwość moich słów, jednak jeśli mówię prawdę, to taka próba źle się dla Ciebie skończy -najwyraźniej sama myśl, że Płomyczek mógłby jej nie ufać, przyprawiła kobietę o przymarszczenie zwykle gładkiego czoła -Czy naprawdę sądzisz, że mam powody do okłamywania Cię, mój partnerze?

- Iye.
- pokręcił głową młodzian dodając zawadiacko po chwili. - Po prostu nie czuję się słaby. Może ten, który mnie uzdrawiał przesadził z obawami. Przecież ty wiesz lepiej, znasz mnie lepiej. Niełatwo mnie pokonać. Szybko dochodzę do siebie. Wiesz o tym, ne?
Po czym spytał zmieniając temat. - Dołączysz do mnie w tym odpoczywaniu w stolicy klanu? Samemu byłoby mi nudno.

Dla odmiany twarz łowczyni rozjaśnił jeden z jej bardzo urokliwych, bardzo wyćwiczonych uśmiechów.
-Oczywiście. Przynajmniej tak długo, aż nie wezwą mnie kolejne obowiązki. Nikt jeszcze nie wie co dalej planuje klan.. -dłonią delikatnie przetarła swoje czoło, jak gdyby samo to miało wygładzić uwidaczniające się na nim nerwy - Ale obiecaj mi Kirisu-kun, że nie będziesz zbyt.. intensywnie sprawdzał swojego zdrowia. Z wielu polowań wyszedłeś cało, zapewne niejedna rana się na Tobie łatwo zagoiła.. ale czy kiedykolwiek wcześniej bestia raniła Twe serce?

- Iye.
- przyznał zakłopotany Płomień. - A co? Co się stało? Wygraliśmy? Wypełniliśmy misję? Nie pamiętam.. ostatnich godzin? Dni? Jedynie ciemność.

-Ciężko powiedzieć. Kekkai zawiodły, wielu łowców i bushi zginęło pod naporem armii demonów zalewającej Shimodę. To była bardzo trudna noc
-odparła Leiko sięgając za siebie i ostrożnie ujmując w dłonie misę ciężką od tłustej, parującej zawartości - Mnisi ze swoją eskortą w pośpiechu wyruszyli w drogę powrotną do Miyaushiro, więc nawet nie było okazji zapytać ich o powodzenie rytuału. Ale nie sądzę, aby ich tajemnicze obrzędy były naszym zmartwieniem.
Zabawne to były słowa płynące akurat z ust kobiety odpowiedzialnej za obrócenie tutejszych planów klanu w ruinę. Wyciągnęła misę ku młodzianowi i zamruczała zachęcająco. -Jedz, Kirisu-kun. Szybciej nabierzesz sił.
„I słodko zaśniesz na czas podróży” - dodała sobie w myślach.

Dziwnym było zobaczyć, jak jej własne pragnienia spełniają się na jej oczach. Bo wkrótce po posiłku Kogucik osunął się na matę, zamknął oczy i od razu zasnął mocno. Łowczyni od razu wyczuła w tym wszystkim truciznę. Oczywiście nie taką, która kończyła życie, a jedynie narkotyczne substancje usypiające umysł i ciało. Pewnie tym także zaprawiony był ów ramen. Czy był to pomysł miko, czy może usługujących im pająków pod przywództwem Sakusei? Tego Leiko nie wiedziała.
Ale sen, choć wywołany narkotykiem, brzmiał zdrowym chrapaniem.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-08-2021, 01:54   #320
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Tylko marnujesz tu czas, głupia.


Leiko ze zniecierpliwieniem przemierzała korytarze karczemnego przybytku. Były to bardzo subtelne zmiany w jej zachowaniu - zęby geta postukiwały trochę zbyt głośno po podłogach, kroki miały w sobie więcej nerwowości niż tradycyjnego dla niej harmonijnego rytmu, ale przede wszystkim jej brwi przymarszczały się za każdym razem, kiedy ponure myśli zaczynały się mocniej kotłować w jej głowie. A robiły to często.

Ignorowała tutejsze luksusy zachwalane przez gospodarza i jego służbę. Pochłonięta energia Oni dbała o to, aby łowczyni nie odczuwała fizycznego zmęczenia. Zaś na wyczerpanie jej umysłu nie mogły pomóc żadne masaże. Najwspanialsza uczta nadal smakowałaby w jej ustach goryczą porażki i rozczarowania. I jakże mogłaby cieszyć się odprężeniem płynącym z gorącej kąpieli, jeśli cały czas myślałaby o swojej siostrzyce zamkniętej na zamku?
Iye. Maruiken Leiko nie czuła, aby zasłużyła sobie na luksusy. Była jeszcze daleka od zakończenia swej misji i świętowania zwycięstwa. Nie poszukiwała teraz pocieszenia, a bezczynność, nawet ta najsłodsza, nie potrafiła ukoić jej nerwów. Rozleniwienie i stanie w miejscu były ostatnim czego teraz potrzebowała.

Spośród wszystkich pokojów, a przecież było ich wiele w tak dużej karczmie, łowczynię interesował tylko jeden. Ten oddany jej tygrysowi do odpoczynku i spędzenia nocy. Możliwym zatem było, że później miał się stać także jej pokojem, jeśli tylko tej nocy odważy się spotkać ze swoimi koszmarami. Albo, co bardziej prawdopodobne, znów będzie potrzebowała dystrakcji od swoich myśli.

Tymczasem zatrzymała się przed drzwiami i stuknęła o nie palcami. Odczekała kilka uprzejmych, lecz krótkich sekund, po czym rozchyliła oba skrzydła shōji.
-Odpocząłeś, Inusuke-san? -zapytała zwracając do niego przybranym imieniem, w razie gdyby karczemne ściany miały uszy. Zaś obecna w jej głosie nuta napięcia wskazywała na to, że troska o ronina nie była powodem tej wizyty.

- Hai… aczkolwiek… postanowiłem skorzystać z okazji jaka się tu nadarzyła. Wejdź proszę.- usłyszała w odpowiedzi.
Mężczyzny bowiem nie zastała w pokoju. Skorzystał z tego, że drugie wyjście wychodziło na nieduży ogród. Zażyczył sobie zestawu do parzenia herbaty i właśnie z pietyzmem powoli odprawiał ceremoniał. Dworskie obyczaje były mu wszak dobrze znane.






Tam w cieniu kwitnących drzew czuł się bardziej swobodnie o czym świadczył jego niedbały strój, odsłaniający po części jego gibkie i umięśnione ciało. Myliłby się jednak ten, kto podejrzewałby iż Kojiro jest bezbronny. Jego miecz oparty o drzewo, był w zasięgu jego broni.
Sasaki łagodnie uśmiechnął się do łowczyni - Dołączysz?

-Oh, też zamierzałam skorzystać z nadarzającej się okazji. Ale poczekam aż skończysz - mówiła łowczyni wystawiając mlecznobiałą skórę na spotkanie z promieniami słońca zaglądającego jeszcze do ogrodu. Malujący się na jej wargach enigmatyczny uśmiech zdecydowanie nie ułatwiał wyczytania prawdziwych motywów kobiety.
-Spodziewałam się zastać Ciebie cieszącego się buteleczką sake, mój tygrysie - przystanęła przy nim, aby też skorzystać z przyjemnego cienia rzucanego przez drzewo. Palcami figlarnie musnęła swoje usta -Czasem łatwo zapomnieć, że pod tymi rozwianymi włosami i łobuzerskimi uśmiechami kryje się młody lord wychowany wśród dworskich zwyczajów.

- Och… czyżby twój apetyt był tak ogromny? Czyżbym nie musiał czekać do nocy, by wkraść się w twoje łaski?
- ronin niespiesznie przygotowywał dwie czarki zerkając co chwila na łowczynię. Jego wzrok muskał jej ciało, od zgrabnych stóp, przez ciało okryte kimonem, po szyję i usta. Niczym widmowe pocałunki powoli pieszczące kochankę.
W ślad za spojrzeniem mężczyzny wędrował przyjemny dreszczyk rozchodzący się po ciele Maruiken. Wrażenie sięgnęło również jej oczu, które błysnęły śmielszymi iskierkami. Mimo to nic nie odpowiedziała na jego podejrzenia, nie zaprzeczyła im, ale też ich nie potwierdziła. Do twarzy jej było w tej aurze tajemniczości.

- Nie ma potrzeby posmakować sake, za wcześnie na to. Poza tym, rzadko kiedy mam okazję posmakować tak idealnego naparu. Nasza opiekunka lubi wygody i dzięki temu mamy mieszankę herbacianą godną ceremonii. - dodał ironicznie Sasaki starając się zachować w tej ceremonii herbaty wszystkie cztery główne zasady: wa, kei, sei, jaku; czyli harmonię, szacunek, czystość i spokój. Obecność łowczyni z pewnością zakłócała tą ostatnią wabiąc wzrok i myśli mężczyzny niczym egzotyczny motyl który wleciał do ogrodu.

-Przyznaję, że w moich planach nie było miejsca na spędzanie długich, cennych godzin odpoczywając w karczmie. Najchętniej wyruszyłabym w dalszą drogę do Miyaushiro.. -zagarniając kimono łowczyni przysiadła naprzeciwko ronina i z zaintrygowaniem zaczęła się przyglądać jego dłoniom płynnie wykonującym kolejne kroki ceremonii. Nachyliła się też nieco, aby lepiej się przyjrzeć herbacianej mieszance -Ale masz rację. Tutejsza herbata wygląda naprawdę cudownie.

- Miasto ci nie ucieknie Leiko-san, ani miasto, ani mnisi, ani ta którą szukasz. Wszyscy będą czekali na ciebie.
- odparł ciepło Kojiro mieszając herbatę wyjątkowo zwinnie i delikatnie. Tak jakby… kobieco. Uśmiechnął się do łowczyni dodając.- Musisz też przyznać, że wierzchowce ma Sakusei śmigłe. Szybciej przybędziesz do miasta na ich grzbiecie, nawet tracąc tu dzień, niż gdybyś na własną rękę miała dotrzeć do Miyaushiro nie tracąc ni chwili.
Powoli kończył przygotowania. - A poza tym… jej pomoc może bardzo ci potrzebna. Nie z mojej ręki zginął Gozaemnon, a i nie je byłem przyczyną śmierci Kasana.
Powoli i z pietyzmem podstawił czarkę z gotowym naparem przed łowczynią. - Serce podpowiada ci pośpiech. Rozumiem to. Ale… co podpowiada ci rozum?

-Arigatou
-zamruczała Leiko ujmując w dłonie czarkę. Milcząc zapatrzyła się w toń perfekcyjnie zaparzonego naparu, a chociaż zapach rozkosznie cieszył jej zmysły, to nie rozganiał ponurości napływających myśli.
Prawda była taka, że ani serce, ani rozum, nie były teraz dla niej dobrymi doradcami. Pierwsze nadal bolało, drugie było przytłoczone wyrzutami sumienia i zamętem skomplikowanych emocji. W mniemaniu łowczyni, to nie moczenie się w gorących źródłach mogło dać jej wytchnienie, a uparte dążenie do celu.

- Póki co rozum.. tylko mnie oddalił od siostrzyczki - odezwała się cicho, nie podnosząc spojrzenia z czarki - Byłam blisko niej w mieście i na zamku, mogłam wykorzystać nieobecność tak wielu mnichów i samurajów, a jednak wyruszyłam na łowy do Shimody. Naiwnie sądziłam, że jestem sprytniejsza od klanu..

- Jestem pewien, że się mylisz.
- odparł uprzejmie Kojiro upijając herbaty. Spojrzał jej w oczy.- Gdybyś nie wyruszyła do Shimody to i tak mieliby cię na oku w mieście. Ptaszek z którym walczyliśmy tutaj zapolowałby na ciebie w Miyaushiro. A ty byś musiała się z nim zmierzyć bez pomocy Sakusei. Z nim i pewnie jednocześnie z Kasanem. Dałabyś radę im obu na raz? Bo jesteś zbyt cennym dla nich klejnotem, by zostawili cię bez “opieki” w stolicy.

-Z Ptaszkiem, Kasanem i kto wie z iloma jeszcze bestiami stworzonymi rękami mnichów
-odparła Maruiken tylko podkreślając beznadziejność tej sytuacji -Mają ich więcej, tego jestem pewna. Po rozmowie z Kashiko-hime podejrzewam, że przynajmniej jedna taka kreatura jest na samym zamku..
Powoli dotknęła wargami czarki i zamoczyła je w naparze. Ku swojemu zadowoleniu odkryła, że czuje zachwycający smak herbaty, chociaż jeszcze do niedawna nerwy zmieniały w jej ustach wszystko w gorycz. Ciepło przyjemnie rozpłynęło się po jej ciele i wyrwało głębokie westchnienie z piersi -Tak wiele kobiet pragnie być klejnotem w oczach mężczyzn... a nawet się nie spodziewają, jak dużym wysiłkiem jest odganianie się od tylu intruzów..

- Hai. Niemniej teraz nie jesteś sama. Masz kilku silnych sojuszników. Co więcej… zerwałaś się ze smyczy mnichów. Tym razem nie wiedzą gdzie jesteś. Ba, nie wiedzą czy przeżyłaś. Czyż to… nie jest niezwykle korzystny rozwój sytuacji?- zapytał ciepłym tonem ronin popijając herbatę i potem kontynuował wywód. - Rozumiem twoją gorycz, jednakże nie uważam że cała ta wyprawa okazała się jedną wielką porażką. Coś w końcu zyskałaś, ne? A oni coś stracili. Teraz pomiędzy twoją siostrzyczką a tobą jest kilka potworów mniej.

-Czy i ja teraz jestem duchem? To z pewnością wygodniejsze niż bycie zwierzyną
- stwierdziła łowczyni i nawet słaby uśmiech nieśmiało zamajaczył na jej wargach. Upiła kolejny łyk herbaty, po czym zerknęła na Kojiro znad krawędzi naczynka i spod wachlarzy swych rzęs -Zalecasz mi cierpliwość, a jeśli dobrze pamiętam, to sam wracałeś do Miyaushiro w poszukiwaniu swojej siostry, i to pomimo polującego na Ciebie klanu. Hachisuka są teraz osłabieni, wracają lizać swoje rany. Czy zatem nie jest to dla mnie najlepszy moment na kontynuowanie również moich poszukiwań? Im dłużej będę czekała, tym więcej zbiorą swych sił.

- I tak... i nie…
- przyznał Sasaki w zamyśleniu.- Na piechotę i tak ich nie przegonisz złotowłosego, ne?
Upił nieco z czarki dodając. - Owszem wracałem i nie zamierzam i tobie zabraniać powrotu, acz…- uśmiechnął się ciepło.- Zalecam ostrożność. Bycie duchem ma swoje zalety, szkoda by zbyt szybko odkryli iż nim tak naprawdę nie jesteś, ne?

-Jest to pewna przewaga nad klanem, więc nie zamierzam jej tak po prostu odrzucić
- odparła Leiko już nieco bardziej ugodowo, choć nadal nie w pełni zgadzała się ze swoim yojimbo -Niestety w końcu ten duch będzie musiał nawiedzić zamek Hachisuka..
Znów westchnęła, tym razem ciężej i tak jakby.. smutniej niż wcześniej. Zbyt ostentacyjnie, aby rzeczywiście zmartwić Kojiro. Potem wolną dłonią sięgnęła ku swojej szyi - wyraźnie zbolałej szyi, bo jakiż inny miała powód do przewędrowania po niej zmysłowo swoimi opuszkami palców, ne?
-Gdybym tylko znała jakiegoś młodego lorda wychowanego wśród dworskich korytarzy. Może którejś nocy mogłabym go namówić, żeby szeptem opowiedział mi o wszystkich sekretach i zakamarkach zamku.. - myślała na głos melancholijnym tonem, kiedy muskała swój wdzięcznie zaznaczony obojczyk. W końcu dotarła ku barkowi i ścisnęła go czule barkami.

- Wolałbym ci sam pokazać owe zakamarki… jeśli jednak planowałaś mnie skusić do wyjawiania jakichkolwiek tajemnic, to tracisz czas Leiko-san.- Kojiro przysunął się do łowczyni.- Bo i tak bym ci je wyjawił i pomógł w odzyskaniu siostrzyczki. Tracisz próbując zdobyć coś już jest w twoim posiadaniu, ne?
Nachylił się i jego wargi powiodły po jej nieopatrznie odsłoniętej szyi. Język rozkosznie zatańczył po skórze Maruiken, gdy jej yojimbo mruczał.- Skoro jednak masz tracić czas, to najlepiej czynić to w przyjemny sposób.

-Oh? Tak łatwo teraz dzielisz się swoimi sekretami, mój tygrysie?
-zapytała Leiko z lekkim rozczarowaniem, którego nie podzielało jej ciało. Przechyliła głowę wystawiając szyję na pastwę okrutnego losu pod wargami ronina -Ale przecież kuszenie Cię do ich zdradzenia zawsze było dla mnie przyjemnością i słodkim wyzwaniem..
Zapiła swe smutki w ostatnim łyku herbaty. Nie chcąc zmarnować nawet jednej, najmniejszej kropelki smaku tego pysznego naparu, łowczyni powoli przesunęła koniuszkiem języka po swych wargach.
-Choć zakamarki zamku są bardziej tajemnicami klanu niż Twoimi, zatem.. -kątem oka zerknęła na Kojiro i figlarnie uniosła jedną brew -Zatem Twoje sekrety jeszcze czekają na odkrycie, ne? Może teraz?

- Mam jeszcze kilka ukrytych głęboko.. tajemnic.
- mruczał mężczyzna wodząc wargami po jej szyi, a palcami dłoni sięgając ku jej kimonu i dotykając przez jego materiał zarysów jej uda. - Niektóre mroczne i niektóre kłopotliwe, wstydliwe… przyznaję tych nie zdradzę tak łatwo, aczkolwiek nie dotyczą ni miasta ni zamku.

-W takim razie będą wymagały ode mnie bardziej.. intensywnego kuszenia. To dobrze. Przepadam za takimi wyzwaniami
-odparła kobieta z wyraźnym zadowoleniem. Dłonią znalazła pasmo włosów mężczyzny łaskoczące ją w skórę szyi i leniwie zaczęła zaplatać je sobie na palce. Tym razem też dla odmiany przekrzywiła głowę, aby przyjrzeć mu się spod powiek półprzymkniętych z przyjemności, o jaką przyprawiały ją jego usta.
-Ale dzisiaj interesują mnie inne Twoje sekrety, Kojiro-san. Takie, które możesz mi pokazać.. -zamruczała zniżając głos do niskiego tembru przeznaczonego tylko dla tygrysich uszu.

-Hai… takie z pewnością są warte pokazania.- mruczał mężczyzna przy jej szyi, by po chwili posmakować ust łowczyni w pocałunku. Jego palce zaś wyślizgnęły się pomiędzy warstwy jej kimona i muskać poczęły udo łowczyni wodząc czule po jedwabistej skórze.

Leiko odwzajemniała te pocałunki z nieśpieszną namiętnością. Delektowała się smakiem ust swego yojimbo, z którym nie mogły rywalizować nawet najwspanialsze herbaty tego świata. Potem opuszką palca wskazującego dotknęła jego warg i wypowiedziała jedno bardzo niespodziewane słówko -Iye.
Niespodziewane, bo Tsuki no Musume rzadko odmawiała sobie rozkoszy jaką mogła zakosztować tylko w ramionach tego utalentowanego kochanka. Swojego ulubionego kochanka. Ale nie sprawiała wrażenia smutnej, czy zawiedzionej swoją decyzją. Jej złociste oczy wręcz.. migotały wesoło.

- Wyzywam Cię na pojedynek, mój tygrysie -wyszeptała kolejne niespodziewane słowa, które ozdobiła urokliwym uśmiechem. Ale w jej głosie brzmiała też nuta stanowczości nie pozwalająca uznać jej wyzwania za byle żart.

- A jakie są zasady i warunki tego pojedynku?- zapytał ronin spoglądając w oczy wybranki, jak i nie zaprzestając delikatnych muśnięć jej uda swoimi palcami.

-Zasady? -powtórzyła kobieta w zamyśleniu rozpraszanym dotykiem Kojiro na jej skórze. Pokręciła delikatnie głową.
- Bestie mnichów nie walczą według zasad. Sam wątpiłeś, zresztą bardzo słusznie, czy samotnie dałabym radę choćby jednej z nich. Prawdą jest, że póki co moje talenty okazały się być wobec nich.. bezużyteczne - ostatnie słowo wypowiedziała z wyraźną niechęcią. Nie było łatwo przyznać się łowczyni do takiej słabości, do tylu lat treningów, które na ziemiach Hachisuka raz za razem okazywały się być niewystarczającymi. Przeciwko Ptaszkowi i białowłosemu samurajowi nawet moce dziedzictwa były mało skuteczne -Jeśli nie chcę zawsze polegać na Tobie, że w ostatniej chwili uratujesz mnie ze szponów kolejnej kreatury, to muszę się lepiej przygotować do spotkań z tak silnymi przeciwnikami, ne?

- Nie jestem łowcą. Nie znam sztuczek które mogłyby przynieść łatwego zwycięstwa w pojedynku z nimi.
- przyznał cicho Kojiro nieśpiesznie muskając ustami i palcami dwa wrażliwe na dotyk miejsca łowczyni i wyrywając z jej ust roztargnione pomruki zadowolenia.

-Hai, a Kasan, Ptaszek i Gozaemnon nie byli demonami. Przynajmniej nie takimi, na które zwykle poluję -odparła Leiko starając się skoncentrować na swej prawdziwej intencji, z jaką przyszła porozmawiać z Kojiro. Przychodziło jej to łatwiej, kiedy oddzielała ich od siebie herbata i to kobieta odwracała jego uwagę od ceremonii parzenia. Jednak teraz, kiedy był tak bezczelnie blisko, to ona padała ofiarą tego rozkosznie bezczelnego uwodziciela.
Odchyliła się nieco i dłonią wsparła o ziemię za sobą. Przez palce jej drugiej dłoni z lekkością prześlizgnęły się kosmyki włosów kochanka - Nie potrzebuję łowcy. Potrzebuje kogoś, z kim mogę potrenować, aby następnym razem nie być już tak bezradną. A od kogo innego się najwięcej nauczę, jeśli nie od najzdolniejszego ronina tych ziemi?

- Hai… to się da zrobić. Jestem gotów być twoim przeciwnikiem… i tu i w dojo… i pod futonem.
- mruczał mężczyzna wodząc językiem po szyi, po uchu…. zaczepnie muskał jego czubkiem kącik jej ust. - Kiedy chcesz zacząć ?
Właściwie już teraz walczyła… ze sobą i dotykiem mężczyzny prowokująco wodzącym po jej udzie.

Leiko skusiła się na pocałunek. I jeszcze jeden, a może dwa. Gdzieś w trakcie tych namiętności jej dłoń straciła zainteresowanie włosami kochanka na rzecz przytulenia palców do jego policzka i pogłębienia kolejnego gorącego pocałunku.
Wiatr szumiał cicho kwiatami wiśni kwitnącymi wysoko ponad ich głowami. Ogród karczmy bardziej sprzyjał romantycznym schadzkom niż pojedynkom, zachęcał do ponownego zapomnienia się w ramionach ronina. I łowczyni chętnie pozwoliłaby się porwać temu apetytowi, gdy tylko potrzeba działania nie była w niej tak silna.

-Teraz -mruknęła w końcu stanowczo, wbrew temu ciepłu leniwie rozpływającemu się po jej ciele. Jednak nie zamierzała całkiem zignorować swoich pragnień, dlatego urokliwy uśmiech uniósł kąciki jej ust, kiedy dodała -Ale jeśli nasz trening będzie odpowiednio wyczerpujący, to potem możemy.. zawrzeć przymierze w gorących źródłach, ne?

- Hai…
- zgodził się z nią ronin niechętnie odsuwając się od łowczyni.- Musimy znaleźć bambusowy gaj, do naszych treningów. Jaką… broń lubisz używać najbardziej? Jaka jest najbardziej skuteczna w twoich dłoniach?

-Używam różnych broni, ale to wakizashi jest mi najbliższe
-odpowiedziała Maruiken podnosząc się z ziemi. Z pedantyczną troską wygładziła materiał kimona na swych udach, po czym wyprostowała się i jeszcze poprawiła oręż umocowany przy pasie.
-Widziałeś, że potrafi zmieniać swój kształt pod moim dotykiem, ne? Zatem może też stać się kataną, choć.. -zerknęła w kierunku miecza ronina opartego o drzewo. Długie ostrze, tak groźne i piękne, lśniło w promieniach słońca przebijających się przez gałęzie kwitnącej wiśni -..obawiam się, że brakuje mi Twojego talentu do walki takim ostrzem.

- Lepiej używać tego co dobrze leży w dłoni niż sięgać po oręż który jest nam nieznany. Wakizashi więc…. czyli z dwa kana-yaku?
- upewnił się podchodząc do swojego oręża i chwycił go jedną ręką. Potem zbliżył się do łowczyni i podał jej swoją drugą dłoń.

-Mniej więcej. Wakizashi znalezione na ziemiach Twojej rodziny jest tylko odrobinę dłuższe od tego, którego wcześniej używałam do walki -uściśliła krótko Leiko. Splotła ze sobą ich palce w tak beztroskim geście, z powodu którego opuszczając ogród przypominali parę ko.. iye, zakochaną parę wykradającą się na romantyczny spacer.
Spacer, którego celem miał być pojedynek pomiędzy Tsuki no Musume i jej tygrysem, co jednak nie odbierało temu obrazkowi uroku.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172