Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-06-2011, 03:35   #111
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
- Ba! Pytanie… Wpadamy, uspakajamy towarzystwo, a później stawiasz piwo. Co ty na to? Przyjacielu?

Te i kilka innych zdań wypowiedzianych w jego stronę przez elfa Reitei zbył dziwnym, niepokojącym uśmiechem. Ostatniej nocy przebiegł wraz z nim kawałek. Hah... Nie licząc braku irytującego dostojeństwa, nie różni się wiele od swoich pobratymców. Tch, Reitei, nie tak prędko. W końcu może się do czegoś przydać. Rzucił tajemnicze, delikatnie rozbawione spojrzenie na Almartelura, który dotrzymywał mu wątpliwej jakości towarzystwa w sprincie do karczmy. Ty mi to powiesz, mój drogi, Ha~Ha~Ha... Odwrócił wzrok, spoglądając na tawernę, na plac przed którą wpadł z wielkim impetem i rządzą krwi w swych dużych, złocistych oczach. Och, warto dodać, że jego ostrze, trzyłokciowy, gruby na cal "Vivaldus", od którego wzięło się przezwisko półelfa, zrobił wystarczające wrażenie, aby gwardzista, który uciekał z karczmy zmienił tor swego dalszego biegu. De Gyor wparowawszy do karczmy, wciąż pochłonięty białą gorączką, naraz zatrzymał się opuściwszy miecz. Momentalnie ochłonął. Ujrzawszy lokal zdemolowanym oraz mrocznego elfa na szczycie schodów, wypuścił powoli powietrze i ukazał rząd zadbanych, białych zębów, czerwone usta wykrzywione w drapieżnym uśmiechu. Chwilę później do środka wbiegł elf wraz z wilczycą. Reitei włożył miecz z powrotem na ramię, na którym ten trzymał się na pasie utkanym ze splecionych rzemieni i odwracając się do przybyłych, usiadł na stoliku wybuchając melodyjnym śmiechem:

- Wydaje mi się, że zabawa nas ominęła...! - omiótł wzrokiem pomieszczenie, kontynuując ciszej - Ach, życie pełne jest pytań, naturalnie, wolę myśleć o nich jako o zagadkach...

Tak, zagadki, których nigdy nie rozwiązał zdawały się już na zawsze pozostać dla niego brzemieniem. Przygryzł wargę. Jego dusza miotała się na emocjonalnym polu minowym. Jego gniew i lunatyczna obsesja dały mu i jego fizyczności olbrzymią moc. Był panem woli, większość materialnych przeszkód znikała również z momentem swego pojawienia się. Ale jego dusza była w strzępach. Ci ludzie będą pożyteczni, może oni znają odpowiedzi...? Z resztą ta wilczyca... To prawie jak sen. Ha-Ha... Idziemy zbierać plony Reitei. Półelf powstał ze swego siedzenia i wychodząc ze zdewastowanego budynku nonszalanckim krokiem, klepnął Almartelura w ramię i syknął: Nici z piwa. Wkrótce, wraz z nim i Drzewem szli ulicami, podążając za białą wilczycą w stronę szpitala. Noc nie była chłodna, a jego zamknięte drzwi powiedziały same za siebie, dlatego też ta trójka spędziła noc w parku. Półelf rozmyślał. Nad banałami i nad sprawami bardziej skomplikowanymi. Wszystko jest warte poświęcenia chociaż chwili uwagi. Mistrz go tego nauczył. Ach tak, mistrz Reitei'ego, jak ten w karczmie, również był mrocznym elfem. Teraz Vivaldus dochodził do wniosku, że ich spojrzenie na świat, w wielu przypadkach było bardzo użyteczne. Reitei z rękami założonymi za głową zasnął na ławce grobowym snem.

Promienie wschodzącego słońca przebudziły półelfa. De Gyor powstał i oparł się o ogrodzenie z szerokim uśmiechem. Wyjął flet i odegrał na nim kilka ciepłych, serdecznych melodii, aż do momentu, w którym drzwi szpitala nie uchyliły się i nie pokazała się w nich reszta towarzystwa. Bystre oczy dostrzegły jedną obcą twarz oraz przysadzistego wojownika, który wcześniej przedstawił się jako Ursuson. Wtedy w okolicy rozbrzmiał głos jakiegoś krzykacza, który nawoływał ochotników do wzięcia udziału w jakimś nieszczególnym zadaniu. Aby dopełnić absurdalności sytuacji ze drzwi szpitala, kilka metrów za wojownikiem i jakąś panienką wychynął dość masywny ork. Tego było już za wiele. Vivaldus parsknął śmiechem ujrzawszy wspomnianego. Półelf obkręcił w okół palca dłuższy, niebieski kosmyk włosów, który spływał mu na lewe oko, zasłaniając je odrobinę. Nie przeszkadzało mu to. Nie jemu. Po nocy w parku jego błękitne włosy były rzeczywiście fantazyjnie ufryzowane. Przemówił do wojownika w bezczelnej pozie, lekko przeciągając się na murku w parku:

- Oi, tu się szwędaliście - rzucił aroganckie spojrzenia obojgu, mówiąc jednak serdecznym tonem - Nie zostawia się nowych przyjaciół w tyle, eh?

Przejechał kciukiem po klindze swego wielkiego półtoraka powolnym ruchem, dopóki cieniutka strużka krwi nie spłynęła po ostrzu. Kciuk Reitei ujął w usta i uśmiechnął się tajemniczo. Tatuaż w około prawego oka pulsował. Mam was.
 
__________________
Młot na czarownice.

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 05-07-2011 o 03:54.
Mijikai jest offline  
Stary 29-06-2011, 09:43   #112
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
We współpracy z hollyorc'iem

- Dobrze widzieć Cię wśród żywych. Żem myślał że już przyjdzie mi szykować dla Ciebie stos pogrzebowy.
- Aj tam, stos. Chyba wygodny, ogrzewany parów - czarownica odparła z lekką rezygnacją w głosie.
- To moje? I co udało Ci się odkryć?
- Właśnie... nie do końca twoje - przygnębienie malowało się na twarz Magini, kiedy zabrano jej wódkę. - Zbadałam wczoraj ten amulet, wieczorem. Dlatego nie pozwalałam nikomu z was łazić do mojego pokoju. To była zjawa pięknej kobiety, ma bardzo ładny, ale zwodzący na manowce głos. Nie dowiedziałam się, jak ta istota ma na imię. Niemniej jednak rzekła, że możemy ją nazywać dobrym duchem drużyny. Tyle że jak rycerzyk wydrążył mi mieczykiem bebechy, to już pańcia taka miła nie była, bo ją obudziłam. Jeśli masz pytanie jakieś jeszcze, to wal śmiało. Jednak zjawy ci nie przywołam na razie. Pewnie zwiała, jak ja straciłam przytomność.

Dziobaty rzezimieszek przyglądał się wrogo Ursusonowi.
- RrrRRAAAAa, SssATAn, zzŁOOdziEjstFFO, brudBAaDAASsY! ROOOOAAAAR - Roger zagrowlował, prawdopodobnie przeczuwał, że to zło wcielone, pod postacią wojownika, będzie chciało mu odebrać jego skarb. Nie odda mu absolutnie tego czegoś ładnego, co tak ślicznie błyszczało. Tej rzeczy, którą pysznie się bawił.
I wyglądało na to, że Roger tymczasowo przywłaszczył sobie amulet.

Szpitale powoli schodziły na psy, jak chodzi o opiekę pacjentów, zarówno tak zwyczajnych, jak i specjalnych. A zwłaszcza tych drugich. Piekielne szybkie zdrowienie pani czarnoksiężnik, mimo braku środka wspomagającego, spowodowane było wyjątkową determinacją i motywacją odzyskania wolności i sprawności zarówno ciała, jak i umysłu. Przecie w tym szpitalu odcięli ją od jednego ze źródeł many. Ale z drugiej strony demon jejmości “karmił” się grzechami uzdrowicieli, na przykład perfidią i korupcją. Wściekłością, zmęczeniem, niecierpliwością... I złodziejstwem!
Nareszcie nadszedł czas, kiedy to stan ciemnowłosej pani pozwolił jej na opuszczenie szpitala. Wtedy to stan zdrowia niebogi automatycznie jeszcze bardziej się polepszył. Wzięła swój dobytek i opuściła wraz z kompanią progi tego przeklętego miejsca.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=rRtpArDU0Xo[/media]
A chwila, a chwila, kogóż to jej oczy spotkały? Czyżby...
- O rany... za dużo alkoholu... - wybełkotała Magini, nie dowierzając temu, co widzi.
Czyżby...
Czyżby to był ten zaginiony Barbak we własnej osobie?!
- RooAAAR! uUOOrKI, PiiffFFO, DrrrrOOFfFY, RrRAAA! - zaskrzeczała papuga, potrząsając zabawnie łebkiem.

Ork przetarł zaspane oczy. Brak, czy może raczej ilość nie wystarczająca snu w ostatnim czasie dały mu się mocno we znaki... Nie tak jednak aby mieć omamy. A może jednak? Zielony przesłonił ręką oczeta, tak jakby broniąc ich przed atakami promieni słonecznych (bynajmniej nie w związku z światłowstrętem, czy też innymi przypadłościami po przepiciu).
- Nie może być... Zielony przybrał wyraz twarzy myśliciela.R.... Kropla potu wystąpiła na czoła R...... Obłoczek pary pojawił się nad zieloną głową. Naraz to przebłysk olśnienia. - Renia??

Magini pacnęłaby się dłonią w czoło, ale się powstrzymała. Jako że alkohol nie miał nad nią takiej władzy jak nad zwykłym śmiertelnikiem, zachowywała się w miarę normalnie jak na kogoś, kto zatankował sporą część butli z wódką. Poza tym sama do orka zwracała się per Barbeque, więc ten odpłacał się jej tym samym.
- Nie, nazywam się Wasza Wysokość. - odgarnęła [obecnie] ciemne włosy . - Możecie się ewentualnie zwracać do mnie per Mistrzyni. - dodała po chwili
- Jasne, a ja Tańczę w "Jeziorze łabędzim". Przytul wujka Barbaka na dzień dobry.
- Wujaszeeek! - wbrew pozorom Magini chyba coś jednak jadała (np. dużo szpinaku popijając to alkoholem), bo o mały włos nie udusiła tym przytulaniem "wujka Barbaka". - Wujaszek przyniósł wódkę!? ^.^
- KrrrRAAKErS!
- Wujku, to chociaż zatańcz jeszcze "Jezioro Łabędzi" i "Giselle", i już nie będę marudzić!

Roger w tym czasie sprawdzał, czy “wujek Barbak” nie ma gdzieś ukrytych bonusów pod postacią krakersów i innych przysmaków. Widać, że to nie była zwyczajnie oswojona papuga; ona (a raczej on) była wręcz bezczelna.
- RRRRRRRrrrrrrrrrrrrrrrWaaaaaaaaaaaa Maaaaaaaaaaaććććććććććć - Ork podsumował zapędy papugi w kierunku jego zapasów. Odpędził ptaszysko pachnięciem dłoni. - Żartujesz sobie chyba. Widziałaś kiedyś mnie tańczącego w takiej szmirze?? Choć chyba Ci opowiadałem, jak pewnego dnia z pewnym pół-elfem (przez poprawność rasowa Barbak zdecydował się pominąć drugą połowę z mieszanki krwistej omawianej persony), odstawialiśmy balety na bagnach? Ponoć nawet mroczni bogowie się przerazili.....
Roger w samoobronie dziobnął Barbaka w palec i z wrzaskiem pofrunął w kierunku Magini, siadając jej na głowie. Magini po chwili przeniosła kolorowe ptaszysko na ramię.
- To faktycznie mogła być niebezpieczna szmira, skoro bogowie się przerazili - czarodziejka może trochę za dużo wypiła wódki, ale dla niej to praktycznie było standardem. - Ale bagna to kiepskie miejsca na balety...

- Wiesz jak to jest... czasem musisz tańczyć, jak Ci zagrają. Zresztą... Barbak machnął ręką. Nie istotne. Co tam u Ciebie? Coś marnie wyglądasz. Blada jesteś, chuda! Znowu się kiepsko odrzywiasz!!.
- Jak mi poskąpili wódki w szpitalu, to się dziwisz. Nawet piwa tam nie było.
- No tak... Zsiadłego mleka trza było się napić. Pomogło by. Ork podał kobiecie niewielką butelczynę wypełnioną białym płynem. Kokosowe. Nazywają to jakoś tak dziwnie. Malibuuuu...?? Ork położył nienaturalnie akcent na "u".

Ork zacnym kompanem był. Nie to co reszta zgrai, że bez jakiegoś podarunku dla Magini w odwdzięce, na “dzień dobry”. Wujek Barbak przyniósł Magini trunek!
- Malibu, malibuuuu! - uradowała się kobieta. Gdyby nie to, że się powstrzymała, z pewnością wypiłaby cały rum. - Przepyszne, Barbeque! Życieś mi uratował!
- Nie po raz pierwszy. Barbak puścił oko do konwersatorki. - To co tu robisz??
- Nadal to samo zlecenie robię. Ale ktoś mi wieprzowinę podłożył.
- To co zaczęło się od strzelania do Krakena z obsikanej armaty??
- Wszem i wobec. Później były dzikusy, mag w sukience w głębi dżungli, a teraz jesteśmy tu.
- Myślałem, że lubisz magów...
- Nie lubię konkurencyjnych magów. Bo to konkurencja, mogą mnie wyłączyć z gry.
- Nie... jeśli im połamiesz nadgarstki...
- W przypadku niektórych to nic nie da.
- Nie mają nadgarstków??
- Jedynym ratunkiem jest śmierć dla nich... - odrzekła to z jakimś dziwnym, złowrogim błyskiem w oczach... - Są tacy, co nie mają nadgarstków, radzą sobie bez tego.
- To musi być potworne. Szczególnie jeśli się jest facetem i nie ma się nadgarstków. Stwierdził poważnie, ork wykonując przy okazji nie poważny i obsceniczny zarazem ruch nadgarstkiem.
Zielony uśmiech wykwitł na facjatę.
- No, bo na przykład odciął mu drow, zjadł mu jakiś Roger albo smoczek... - wymieniała Magini, a papuga skrzeczała: - ROooaAAR!
- Dobra... Ork uniósł ręce w geście poddania. - Nie chcę wiedzieć więcej. Nie interesują mnie Twoje zabawy z drowami, magami i papugami.

- A odnośnie papug - to jest Roger - przedstawiła swojego pupila. Papuga zaskrzeczała i zaczęła gwizdać.
Ork kiwnął głową nie bardzo wiedząc jak należy przedstawić się papudze. - Emanuel też gdzieś się tu kręci. Dołączy pewnie potem. Masz na oku jakąś robotę... albo wakat w jakimś przedszkolu.
- Ostrzeż Mańka, żeby uważał na Rogera.
- Niech ten przerośnięty wróbel uważa lepiej na Rodrigesa... - Zielony uśmiechnął się. - Renia, żarty na bok. Kasa mi się kończy. A trzeba za coś pic i dziewki wszeteczne chędożyć. Praca mi potrzebna.
- A mi pieniążki na alkohol i inne dobra doczesne.
- To jesteśmy w podobnej sytuacji. Z moim intelektem i Twoją aparycją na pewno będzie łatwiej...
- Z moim intelektem i twoją aparycją też.
- Pozostańmy jednak przy Twojej aparycji... na zieloną jest zecydowanie mniejszy popyt.
- A mówili, że zielony uspokaja...
- Zasadniczo tak. TO jest uspokajacz Ork wskazał prawą pięść.
- I oszałamiacz.
- AAaaRK!
- Co znowu, Roger?
- RrrRRRrrA! - papug się napuszył. - SIEEESta, SeNIORrrRrRAA!

- Skąd wytrzasnęłaś tego kanarka??
- Z dżungli - odpowiedziała R..
Ork uśmiechnął się i zaczął nasłuchiwać krzyków z okolicy.
- Chyba robotę ktoś proponuje...
- Zobaczmy zatem, kto to taki. Ciekawe, ile nam kasy za to poobiecuje.
- Byle mi po tej linie nie kazał nigdzie włazić. kasa przyda się każda, nie wybrzydzaj. Malibu drogie, spirytus jeszcze droższy...
- No nie! To tym bardziej. Ale jestem personą z natury dużo wymagającą. Barbak, myślę, że pora na ponownie zawiązanie koalicji.
- Myślę, że to dobry pomysł. Nie wiem gdzie jest ta koalicja i dlaczego chcesz ją wiązać, ale jeśli dobrze płacą... nie ma problemu Ork mrugnął porozumiewawczo.
Magini miała lada moment wybuchnąć śmiechem, ale Roger dziabnął czarodziejkę w ucho.
- Au, Roger!!
- RrrAA! - papuga wydarła paszczę. Znaczy się dziób. Roger dostał pstryczka w dziób. - RRrrAa!RARARARA! - Roger zaczął zaciekle bić się z palcem Magini, który mu zadał taki cios w plecy... znaczy się w dziób.
- No dobra. Przedstaw mnie kolegom. bo widzę że tu jakaś zorganizowana grupa działa....
- Oczywiście!
Zwróciła się do zorganizowanej grupy przestępczej... to jest: do drużyny.
- Panie i panowie, ludzie i nieludzie, droga kompanio - język najwyraźniej Magini działał pełną parą. - To jest Barbak i będzie nas wspierać w podróży! Już - ostatnie słowo rzuciła do Barbaka i najzwyczajniej, najspokojniej w świecie... napiła się Malibuuuu.
 
Ryo jest offline  
Stary 01-07-2011, 10:55   #113
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EFPjwcbbXjs[/MEDIA]

Drzewo popatrzyło na orka jednym okiem. Jednym bo drugie było zamknięte ale... obudziło go...ogłoszenie parafialne zaprezentowane przez tego ostatniego. Cholera. A tak dobrze się spało
-Mgrlfrghrrr- powiedział inteligentnie i spojrzał się i przeciągnął korzenie
Rozprostowanie gałęzi było najważniejsze! Codzienna praca nad sobą była ważna i wtedy nawet mech ładniej rośnie.
-Ork...-drzewo westchnęło. Nie było Rasistą, co to to nie! Ale często orkowie nie doceniali tego... co było naturą jako-taką. Nie miał nic przeciwko temu, że każdy wykuwa swoje przeznaczenie, każda rasa. Wkurzało go raczej to, że wszelkie osoby rabunkowo wycinały drzewa. Tego znieść nie mógł. Orkowie nie byli inni i w dawnych czasach drewnem napędzały swą machinę wojenną. Głównie w postaci opału. Westchnął. Podobno bo tak mówiły starsze drzewa.
-Orku, a co to za drzewa?-Zapytał się i ziewnął, przeciągając dostojnie-I dlaczego chcecie niepokoić je gdzieś... Ja się pytam! Po co wam drzewa! Kamień jest mocniejszy, ot co!
Wyrwał siebie z ziemi i stwierdził, że ta koło szpitala smakuje ohydnie, mimowolnie zaczął rozglądać się za towarzyszami...
-Ja ci coś orku powiem-stwierdził znudzonym tonem głosu-Każdy, kto chce wybić drzewa i rabować drewno nie powinien spotykać się z jakąkolwiek aprobatą!-spojrzał się gromiąc ludzi wzrokiem i spojrzeniem okrutnym
-A wy nie lepsi! Teraz biorą drewno z gniazd harpii! Później wezmą drewno z waszych domów! Wiecie ile drzew musiało umrzeć, żebyście posiadali łóżka?! Nie wiecie-westchnął z goryczą-A później co? Później wezmę też i waszą słomę ze strzech!-wszyscy spojrzeli się na ceramiczne dachówki-A wtedy zrozumiecie, jak to jest, gdy zamiast kamienia biorą to co najcenniejsze!-gromił ich dalej wzrokiem-A najgorsza jest, moim zdaniem, jedna rzecz! Jak jecie z drewnianych misek! Toż to odraza jeść z czyjegoś brzucha! Jeszcze go ozdabiacie-rozejrzał się-Ale zobaczycie. Dzisiaj zbieracie dla nich drewno, jutro oddacie stal, a pojutrze was najadą!-Drzewo się rozejrzało-A ten...Może komuś herbatki? ^.^'
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 01-07-2011, 18:32   #114
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Mrocznemu elfowi niezbyt podobało się to, że zleceniodawca wystawił go lekko do wiatru. A nawet jeśli zaszłaby zmiana lokalizacji to wydawałoby się, że Turmoil miał na tyle dobre znajomości iż Dirith byłby o tym poinformowany.. ale cóż. Przynajmniej się rozejrzy, może w domu będą jakieś wskazówki.
Nie spodziewał się jednak, że napatoczy się na jakąś dziwną sytuację. Rozejrzał się szybko wytężając dodatkowo słuch starając zwrócić uwagę na najcichsze odgłosy. Przez chwilę zastanowił się nad możliwościami jakie miał a przy okazji doszedł do wniosku, że to ewidentnie jest pułapka zastawiona najprawdopodobniej na niego. I w dodatku mógł być pewny, że napastnicy wiedzą o tym, że ktoś do tego domu wszedł.. Zastanowił się również jak dobrze może być widoczny korytarz z wnętrza pokoju z którego wyłoniła się ręka, lub czy nie opłacałoby się wyjść i spróbować podejrzeć co się tam dzieje przez okno, choć szybko spróbował spojrzeć na całą sytuację za pomocą infrawizji czy w ten sposób czegoś nie udałoby mu się zauważyć. Jednakże drow postanowił nie wychodzić, aczkolwiek nie na prawdę.
Zawrócił tak aby było go słychać, jednak nie za głośno. Ot tyle aby wydawało się, że ktoś się rozmyślił i spokojnie zaczął z domu wychodzić. Kiedy był już przy drzwiach otworzył je również normalnie i przez nie wyszedł. Następnie zaczął się skradać i najciszej jak mógł wrócił do środka zamykając jednak za sobą drzwi tak aby wydawało się, że faktycznie wyszedł. Kiedy już były zamknięte Dirith zaczął się powoli i przede wszystkim cicho skradać do załomu korytarza prowadzącego w lewo po czym zatrzymał się zanim do niego wszedł i będąc nieruchomo znowu nasłuchiwał. Pozwolił sobie tylko na powolne i spokojne uformowanie sztyletu w swej prawej dłoni.

Z korytarza nie udało cie zajrzeć do wnętrza pokoju, infrawizja tez niewiele pomogła. Po odgłosach jakie dochodziły z głębi pokoju mogłeś jednak jasno wywnioskować, że kogoś porządnie tam bito i siekano, znałeś zbyt dobrze odgłos wbijania ostrza w ciało...
Kiedy ponownie wróciłeś na korytarz i zakradłeś się pod pokój, zobaczyłeś trzech mężczyzn, najemników, zabójców, stojących ponad jednym ranny mężczyznom, zwijającym się na ziemi. Ten na podłodze był ci znany - to jeden z pachołków Turmoila! Tamtych trzech nie znałeś. Nie podobała ci się ich broń - wymyślne szpony zakładane na nadgarstki i sztylety o boleśnie wyglądających zdobionych ostrzach. Niefajnie spotkać się z czymś wyglądającym tak profesjonalnie...
- Gdzie jest...?! - syknął jeden z zabójców, kopiąc znów leżącego mężczyznę.
Nagle wszyscy trzej znieruchomieli i spojrzeli ku drzwiom - nie wprost na ciebie, ale ku drzwiom.
- Już nieważne...
Pierwszy z mężczyzn ruszył w kierunku korytarza w którym się ukrywałeś...

~ Świetnie.. ~ pomyślał drow kiedy zabójcy wyczuli czyjąś obecność w korytarzu i upewnił się, że to najprawdopodobniej on jest ich celem. Nie stracił jednak zimnej krwi, tylko rozejrzał się oceniając szerokość korytarza i szybko formując prowizoryczny plan pozbycia się pierwszego z nich. Na szczęście nie został jeszcze zauważony, więc skradając się cofnął się o krok aby pozostać niezauważonym, po czym spróbował cicho wspiąć się pod sufit zapierając się rękami i nogami o ściany, na szczęście nie tak szerokiego korytarza. Kiedy już był pod sufitem czekał nieruchomo aż jeden z zabójców który zdecydował się ruszyć do drzwi będzie w odpowiednim miejscu, o ile zdecyduje ruszyć się korytarzem. Kiedy już znajdzie się mniej więcej pod nim, wtedy Dirith zamierza puścić się opadając na przeciwnika przy czym jednocześnie uderzy łokciem z góry w głowę korzystając dodatkowo z siły grawitacji do zadania mocniejszego ciosu. Nie chciał go jednak zabić, bo z trupa informacji nie wyciągnie, dlatego jeśli trzeba by było, zamierza poprawić szybkim uderzeniem kolana także w głowę zanim jego ofiara zorientuje się co się dzieje. Mroczny elf wiedział dobrze, że największe szanse pojmania kogoś żywcem ma teraz kiedy atakuje z zaskoczenia, dlatego też zamierzał spróbować szczęścia. Wiedział także, że z pozostałą dwójką na raz raczej walczyć nie może, toteż po ataku zamierza się wycofać do pomieszczenia w którym poprzedniego dnia tłumaczył, gdzie zamierza spróbować swoją zmiennokrztałtną bronią zamknąć zamek, lub chociaż zatwawić drzwi biurkiem lub krzesłem aby kupić sobie trochę czasu.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 13-07-2011, 15:55   #115
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Wszyscy poza Dirithem
Więc. Poznaliście nowego towarzysza podróży. Kim on właściwie był i co robił w mieście? Powinien chyba biegać po jakichś bezdrożach, wymachując toporkiem czy tresować wargi [nie te wargi, gah...!] i wilki. Ale nie, ten ork łaził sobie po mieście. Ok. W końcu łaziło za wami drzewo. Więc co zmieniał jeden ork w tę czy w tę?

Drzewo nie pierwszy raz było w mieście. Mieszkańcy odnosili się do niego „omg chodzące drzewo![respekt,pokłon, ucieczka]”, „udam że go nie widzę to może sobie pójdzie[próba uniknięcia kłopotów]”, „znowu ziemia się trzęsie, nie dadzą pospać!!![drewniana łyżka ciśnięta z okna]”. Będąc wielkim dębem trudno się ukryć na środku ulicy, ale też nikt póki co nie próbował wszczynać burdy z wielkim drzewem. Ciekawe co na to strażnik który wczoraj w nocy dostał konarem w ryło...

Reszta z podejrzanych o morderstwa póki co też uszła uwadze straży. Ale na jak długo?

A Może By Tak zawczasu poddać się i wyjaśnić straży, że to pomyłka?
A Może By Tak odnaleźć swojego znajomego i wyjaśnić mu co i jak zanim straż weźmie się do roboty?
Wywerny...? Hmmmm A Może By Tak udać się na tę niebezpieczną wyprawę dla wybranych i powrócić zwycięsko, dowodząc swojej wartości i dobrych zamiarów wobec miasta?
A Może By Tak się napić?[opcja zarezerwowana dla Magini – ona tak eeeer uzupełnia manę...]
A gdzie drow i biała wilczyca?
***wizja mode on – drow rozmawia z panem zamku „Tak, cieszę się, dzięki za posadę głównodowodzącego wojskiem... Śledziła mnie grupka jakichś oszołomów, wczoraj zabili kilkoro ludzi, zaraz wyślę wszystkich zbrojnych żeby się nimi zajęli, wpadnij za godzinkę na plac na ich egzekucję. Podobno Majowie potrafili wyciąć serce a delikwent nadal żył przez kilka minut, zawsze chciałem sprawdzić jak to działa...[słodki uśmieszek]”. Wizja mode off***

Jedno było pewne – od stania pod bramą szpitala i patrzenia jak Magini tankuje Malibu wiele nie zdziałacie...

Widzieliście, że na placu zebrała się grupka chętnych do zbierania drewna z gniazd na klifach i wyruszyli gdzieś ulicą. Pewnie za miasto, nad klify. Patroli straży było na ulicach podejrzanie mało.

Dirith;

Wrogów było trzech, a ty byłeś sam. Na szczęście nie pierwszy raz byłes sam...
Szybko opracowałeś plan działania. Wróg napatoczył się niebywale naiwnie. Chyba spodziewał się kogoś mniej rozgarniętego...
Jak grom z jasnego nieba – tak to najlepiej określić. Atak z zaskoczenia, łokciem i kolanem po łbie i gotowe. Nieprzytomny wróg osunął się na podłogę.
- Sukinsyn!... – warknął drugi z zabójców gdy zorientował się co właśnie zaszło.
Obaj wrogowie wypadli na korytarz i przez moment stali jak zamurowani, wpatrzeni w ciebie i towarzysza na podłodze. Mogliście przyjrzeć się sobie nawzajem i do obu stron dotarło, że walka zabójca vs zabójca rozgrywa się wyłącznie o to, kto zada cios jako pierwszy. Dysponowaliście mniej więcej równymi szansami – lekkie zbroje, sztylety. Ciekawe jak u nich z szybkością i finezją.
Poważnie się zastanowisz, zanim znów podejmiesz próbę ataku na drowa, który nie wahał się podejść do trzech wrogów i jednym ciosem ściągnął twojego kumpla. Toteż oni zastanawiali się, a Dirith zdążył wycofać się do pomieszczenia obok i zamknąć za sobą drzwi, kluczem stworzonym ze swej broni. Zabójcy nawet nie próbowali podchodzić do zamkniętych drzwi.
Usłyszałeś nagle wściekłe ujadanie wilka na zewnątrz. Po chwili ucichło.
Rozległ się huk i potłuczone szkło z okna sypnęło do pokoju. Na podłogę upadła ciśnięta w okno niewielka skrzynia. Zaraz potem przez okno wpadł na podłogę niewielki, podejrzany przedmiot.
http://www.ro.com.pl/public/grafika/Ilawa-granat.jpg
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 14-07-2011, 12:20   #116
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jsmFERW22qg&feature=related[/MEDIA]
Drzewo szło ulicą i szeptem powiedziało do drużyny
-Ej...a to wczoraj...to co ten...to była straż?
Everybody nods...
-Awwwww -westchnęło ciężko drzewo-To co teraz? Przyznajemy się?-Drzewo się zamyśliło. Wiedziało, że może czekać ich odsiadka, a cele nie są przystosowane albo co gorsza czapa. Tak, trafią do tartaku za zaatakowanie straży. Wszyscy. Wtedy to już kaplica i koniec ich przygody. Westchnęło ciężko drzewo i spojrzało się na resztę
-Ej... A może zwalić winę na kogoś innego? Bo na przykład takie buki są agresywne bardzo i troskliwe. Najpierw pytają się czy masz problem, a później ci przy...walają-powiedział ostrożnie. A to też była myśl. Ostatecznie Drzewo nie lubiło buków aż tak bardzo. Tak, to mogłoby się udać o ile ktoś nie wiedział, że to był dąb. O ile ktokolwiek wejdzie w porachunki z drzewem. O ile Drzewo miało jakieś większe szanse na ucieczkę w razie kłopotów, o tyle gorzej z resztą. Prawda jest taka, że każdy, kto chciałby zatrzymać drzewo musiałby się postarać. Dajmy na to kusza. Ktoś strzela do drzewa. Boli. Drzewo biegnie dalej. Drugi strzał, a drzewo biegnie dalej, kolejny strzał i kolejny...a drzewo dalej biegnie i jeszcze kolejne siedem bełtów i co? I drzewo biegnie dalej, a strażnik jest out of ammo. Chyba, że ma kody do wszechświata. Tak czy inaczej, ile bełtów trzeba na na przykład Ursona? Lubił go, bardzo. A może...
-Ej, a może to wszystko zrzucić na pierwszego maga?-Tak to była jakaś dobra myśl. Nieumarłej dziewczynki z telewi...znaczy jaskini nie mieli, ale on... szkoda go, owszem ale czasem jest tak, że choć nie wie to poświęci się dla sprawy. Drzewo myślało nad dalszymi możliwościami. Ostatecznie dialog mógłby wyglądać w deseń "Zaatakowało nas drzewo, sir! Uciekłem, a Hans jest ranny"...no jak to brzmi?" Drzewo, tak, oczywiście, a ile wczoraj popiliście na warcie?"... No ale są świadkowie, w końcu cała karczma nie mogła mieć widzenia konaru demolującego pomieszczenie i do tego rozlewającego drinki, piwa i inne tego typu trunki. Nie, tutaj sama herbatka nie pomoże, to akurat Drzewo wiedziało.
-A może zebrać resztę drużyny i wiać?-To też była opcja. Lepsza niż mordowanie niewinnych. A pościg? Nie, nie sytuacja była coraz bardziej...coraz gorsza. A może lepiej po prostu udawać, że nic się nie stało? Tyle opcji i samemu akcji nie ma co podejmować. Trzeba ustalić wspólną wersję, jakby kto pytał.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 16-07-2011, 17:56   #117
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Całe szczęście kiedy Dirith zajmował pozycję pod sufitem żadna z desek domu nie zaskrzypiała oraz płaszcz nie zwisał zanadto i pozostawał poza zasięgiem wzroku. Dlatego też uśmiechnął się gdy ofiara podchodziła niczego się nie spodziewając. Szybko ocenił, ze zabójca jest dość rozluźniony, prawdopodobnie zbyt pewny siebie i spodziewający się jakiegoś kolejnego zwykłego parobka na posyłki.. więc czas go nauczyć, że będąc w tej profesji trzeba spodziewać się dosłownie wszystkiego. Mroczny elf tuż przed puszczeniem się uśmiechnął się dziko i sadystycznie gdy pomyślał jak brutalnie mógłby go wykończyć i jak zaskoczony i przerażony wyraz twarzy miałby ten człowiek tuz przed śmiercią.. jednak na jego szczęście potrzebny był żywy. Dlatego pierwsze uderzenie jakie opadło na głowę człowieka to był łokieć. nie dość, że dobrze wytrenowany cios łokciem potrafi być niekiedy silniejszy niż pięścią, to jeszcze kiedy za tym ciosem spada około 80 kilo wagi nie trudno zostać przezeń niemało zaskoczonym i niemalże ogłuszonym. Gdy tylko stopy Diritha trawiły na podłoże wtedy wyprowadził kolejny cios wymierzony w głowę, tylko tym razem kolanem. Trzeba było tylko nieco uważać, żeby nie przesadzić bo trup nie za wiele potem powie, gdyż uderzenie w głowę którą nadal przytrzymuje łokieć z reguły bywa dość druzgocące.
Tak jak przypuszczał, dopiero odgłos opadającego na podłogę ciała wymógł na pozostałych dwóch zabójcach odpowiedni poziom czujności, jaki powinno utrzymywać podczas wykonywania jakiegokolwiek zlecenia, a najlepiej przez cały czas. Dodatkowo widok zaskoczenia na twarzach tych amatorów uważających się za profesjonalistów powiedział wszystko. Fakt, że może i nie udało mu się zwiać tak aby pokazać im tylko swoje plecy niknące dalej w domu, ale do profesjonalistów brakowało im wiele. Ot choćby byli nieco za bardzo zamurowani żeby zrobić cokolwiek, pomijając szczegół, że jak byliby na prawdę dobrzy, to nie daliby się tak zaskoczyć i nie staliby jak słupy soli podczas gdy Dirith z dziko-sadystyczną iskrą w oczach oraz szerokim uśmiechem mówiącym "na to który z was następny?" wycofywał się spokojnie. Profesjonaliści najprawdopodobniej by zaatakowali, wiedząc, że drow musiałby się zdecydować na obronę przed jednym atakiem podczas gdy drugi jednocześnie wyprowadzony atak najprawdopodobniej doszedłby do celu nawet jeśli kolega straciłby życie, a przynajmniej nie okazali by tak wyraźnie zaskoczenia.
Nie mniej jednak trzeba było zająć się kolejnym, więc trzeba było dać kolegom po fachu coś czym mogliby się zająć gdy drow podchodziłby do zabicia następnego. Zamknięte drzwi miały być właśnie taką przeszkodą, którą na szczęście udało się dość sprawnie zamknąć za pomocą uniwersalnego klucza. Następnie skierował się do jednego z okiem żaby wyjść i wrócić do domu drzwiami wejściowymi aby przyłapać amatorów szarpiących się z zamkniętymi przed chwilą drzwiami. Trzeba było jednak w tym momencie przyznać, że pozostała dwójka zabójców poszła (dosłownie) po rozum do głowy i zamiast dobijać się czy też próbować otworzyć pokój postanowili wrzucić przez okno jakąś skrzynkę i coś.. a jak Dirith znał życie nie była to nagroda za niemal dosłowne zrównanie z ziemią kolegi, więc trzeba było przyjąć nieco bardziej agresywną postawę. Nie zastanawiając się wiele drow pokonał ostatni krok dzielący go od okna jednym porządnym susem po którym nie zatrzymywał się tylko rzucił przez okno. Nie celował nawet w to właśnie wybite tylko najbliższe gdyż w nieprzewidzianych sytuacjach często najgorszą rzeczą jaką można było zrobić było zastanawianie się co dalej, zupełnie olewając przy tym pewne instynkty. Na szczęście zbyt wiele razy Dirith wychodził z różnych dziwnych sytuacji cało, a przede wszystkim żywy, głównie dlatego że działał szybko i bez namysłu. Fakt, że czasem pakowało go to w nieco większe kłopoty, jednak lepsze są kłopoty niż zostanie przez coś zasiekanym.
Jeszcze w locie starał się na szybko rozejrzeć, czy nie ląduje obok jakiejś sylwetki człowieka, żeby w razie takiego wypadku jakoś próbować się obronić. Jednakże po przeturlani się po ziemi i szybkim rozejrzeniu się po uliczce w której wylądował nie zobaczył nikogo.. ale jakiś ślad pozostać musiał. Postanowił więc przemienić się w tygrysa, aby dobrze wywęszyć zapach człowieka, który wrzucił przed chwilą coś przez okno.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 17-07-2011, 13:30   #118
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Dirith wszedł do domu. Co to za dom!?
Drow na pewno coś knuł, na pewno na pewno! Dom wyglądał raczej na opuszczony wiec chyba nie szukał dzieci do porwania w celu złożenia ofiary dla Loth. Wszyscy wiedzą że drowy kradną dzieci i składają je w ofiarach! Dirith nigdy jednak nie był zbyt religijny. Kiti śledziła go pozostając w dużym dystansie. Kiedy wszedł do środka długo obserwowała dom i nasłuchiwała. Zaczęło pachnieć krwią. No tak. Usłyszała odgłosy szamotaniny i kopania. Po chwili rozległy się krzyki, a dwójka nieznanych jej ludzi wybiegła z budynku. Byli to chyba najemnicy, a ich zachowanie wskazywało na to że właśnie coś przeskrobali. Nie rzucili się jednak do ucieczki, wycofali się na dogodniejsze pozycje. Ponieważ Dirith pozostał w środku i Kiti nie wiedziała co się z nim dzieje, postanowiła że musi działać.
„Trzeba pomóc Stadu!”
Wybiegła bliżej budynku. Mężczyźni spojrzeli na nią z najgłębszym zdziwieniem. Nie polubiła ich. Zaczęła wściekle ujadać na jednego z nich, warczeć, doskakiwać naprawdę blisko, jakby już już już miała ugryźć.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=q5OkEr2DVvo&feature=related[/media]

Chciała taka siłą dyplomacji przekonać wroga żeby opuścił posterunek. Jej wysiłki nie przyniosły jednak oczekiwanego skutku. Mężczyzna ani myślał uciekać, zaczął wymachiwać w jej kierunku rapierem i krzyczeć zaciekle.
- Precz!!! Won!!! Pójdziesz ty!...
Kilka chwili walczyli ze sobą, ona ujadała i doskakiwała do celu, on dźgał ostrzem powietrze próbując ją dosięgnąć. Obaj mężczyźni byli zniecierpliwieni natarciem wilczycy ponieważ narobiła strasznie dużo hałasu.
- Won!!! – mężczyzna zaszarżował na nią wymachując rapierem, cofała się aż odbiegła kawałek od budynku.
„Jest ich dwóch, nie dam im rady!” – pomyślała i tym razem nie zamierzała rzucać się jak kleryk z łyżką na rapier.
Odbiegła kawałek w głąb miasta po pomoc. Szybko dostrzegła nieopodal patrol straży miejskiej. Dwóch strażników, ale zawsze coś!
- Ej, zobacz! – jeden z nich wskazał na białego wilka biegającego po ulicy.
- Czy to nie jest ten wilk o którym mówił kapitan?
- Ale nie widzę żadnego elfa...
- Złapmy go! – sięgnął po miecz i obaj ruszyli w kierunku wilczycy.
Kiti obszczekała ich z daleka i pobiegła. Pobiegli za nią.
„Hihi myślicie że mnie dogonicie!?”
Kierowała się do budynku gdzie ostatnia raz widziała Diritha.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 20-07-2011, 20:01   #119
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
X
Dirith;
Dziwne coś wpadło przez okno. Iblithci rzadko ciskają w drowy dziwnym czymś bez powodu. Wrogowie opuścili najwyraźniej budynek i zaatakowali z zewnątrz. Powód pewnie banalny – w środku budynku nie było już bezpiecznie.
Wyskoczyłeś przez okno. Uderzenie o szybę, trzask tłuczonego szkła. Ostrze krawędzie potłuczonej szyby nie poraniły cię jednak, w końcu miałeś na sobie co nieco armora, a i zabójcy maja wprawę w opuszczaniu pomieszczeń na różne dziwne sposoby. Wylądowałeś na zewnątrz pośród odłamków szyby, czujny, zwarty i gotowy. Nie było nikogo. Ani wilka, ani wrogów.
Błyskawiczna przemiana w tygrysa, nowe zmysły, nowe zapachy, nowe dźwięki...
Głośny syk wydobywał się z pomieszczenia, które opuściłeś. Mdlący zapach wylatujący dziurami po wybitych oknach był niemal nie do zniesienia.
Zapach człowieka.
Podniosłeś głowę – na dachu budynku naprzeciwko zobaczyłeś jednego z asa synów. Gapił się na ciebie w pełnym przerażeniu i zdezorientowaniu.
Tygrys. Nikt nie mówił, do chory, że tu chodzi o tygrysa...! Tygrys!!!
Wróg najwyraźniej próbował zaatakować cię, ale w momencie gdy zacząłeś przemianę zmienił zdanie. Teraz, czując na sobie spojrzenie twoich ślepiów, przykładnie rzucił się do ucieczki po dachu i po sekundzie zniknął ci z oczu.
Usłyszałeś krzyki jakichś mężczyzn w głębi ulicy;
- Stój!... Łap go!... Szybciej...! [sap sap sap] Dogoń go!... [dyszenie] Zajdź go z boku!...

Kiti;
Brzdęk tłuczonego szkła. Oho...
A chwilę później ten, jakże dobrze znany [i orzeźwiający?] zapach tygrysa. Oho.
Zrobiło się cicho. Zdecydowałaś się skręcić w boczną uliczkę i zgubić na moment straż, aby lepiej przyjrzeć się sytuacji jaka nastała. Wskoczyłaś do otwartej, opuszczonej piwniczki któregoś z domów.
- Gdzie...?! [sap sap sap]
- Wskoczył tam!
- Nie pozwól mu uciec!
- Eh... – strażnik zajrzał do piwniczki. – Schował się drań!
- Czekaj czekaj, mamy go w pułapce! Pilnuj wyjście, nie pozwól mu uciec, a ja tam zejdę...
Ty jednak byłaś już na parterze domu. Nie każdy wilk potrafi otworzyć klamkę drzwi i wymknąć się cichaczem tylnym wyjściem.

Dirith;
Krzyki mężczyzn oddaliły się i ucichły. Co dalej...?
X
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 21-07-2011, 18:00   #120
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Wink

Prezentacja w wydaniu Magini była nader interesująca, choć zwięzła w swym wyrazie. Nie to, żeby ork miał jej to specjalnie za złe. Pewne kwestie związane z jego osobą były nader oczywiste, innych można się było domyśleć, jeszcze inne Barbak wolał pozostawić dla siebie. Dość było aby to kolorowe stadko wiedziało, iż nie jest im wrogiem i że zamierza wespół z nimi zarobić kilka groszy. Co działo się z nimi wcześniej orka nie interesowało, co dziać się będzie potem… w zasadzie także. No chyba że ktoś z nich wzbudzi orczą sympatię… wtedy kto wie jak potoczą się dalsze losy.
Tak dla przykładu było z Maginią. Krótkie, acz treściwe epizody w dotychczasowym życiu tej dwójki powodowały że zielony spoglądał na swą towarzyszkę z sympatią i… niemalże ojcowską troską. Oczywiście Magini mogła być starsza od Barbaka… biorąc pod uwagę jej rodowód, zapewne tak właśnie było. Jednak z jakiegoś względu ich wzajemne relacje układały się właśnie tak, nie inaczej.
Barbak rozejrzał się po tym, czym miała być kompania Magini. Powstrzymał się od parsknięcia. Dlaczego? Dlatego, iż nie raz podróżował z podobną bandą popaprańców. Od choćby wymienić tu należało demony, półdemony, upadłe anioły, starające się latać karły… czy choćby chłopa pańszczyźnianego z Męczyworów. Widok tak barwnego stadka zatem w żaden sposób nie zdziwił orka, wywołał jedynie serdeczne i niemal nostalgiczne rozbawienie.
Już na pierwszy rzut oka dało się dostrzec niebieskiego jegomościa z dziarą pod oczyma. Patrzył na orka z specyficzną wyższością charakterystyczną dla pewnego gatunku istot. Przemawiał niejako, że on jest ten zły… i jego należy się obawiać. Cóż… zapewne miał on racje. Ork nie mógł jednak powstrzymać się i oczyma wyobraźni zobaczył tegoż samego jegomościa z niebieskimi oczyma, niebieskimi włosami…. ogólnie niebieskiego w białej czapce… z zaczesanym na czoło, fantazyjnym kutasem.
Drugą persona, która zwróciła uwagę na orka, była nader interesująca. To co można było na jej temat powiedzieć już na pierwszy rzut oka, to iż musiał być z niej niesamowity drewniak. O dziwo nie należało tego postrzegać jako określenie pejoratywne. Przed Barbakiem stało bowiem drzewo. Stało, było chyba nie do końca w pełni trafionym określeniem. Może należało określić rosło? Przed orkiem zatem rosło drzewo. Rosło, prostowało właśnie korzenie po drzemce i patrzyło nań jednym okiem. Zadziwiający jest ten świat. Jakież było to drzewo?
Barbak nie miał bladego pojęcia. Do tej pory drzewa z jakimi miał do czynienia dzieliły się na te warte przerobienia na strzały… i te warte na podpałkę. Zielony postanowił jednak zatrzymać tę uwagę dla siebie. Po co robić sobie wrogów już na samym początku? Wszak pierwsze wrażenie można było zrobić jedynie dwa razy… Czyż nie?
- Ork… Skonstatowało drzewo. Barbak skłonił nieznacznie czoło, zaciśniętą prawicą dotykając piersi, pozdrawiając tym samym w pradawny sposób rozmówcę.
- Orku, a co to za drzewa? Barbak rozejrzał się podążając wzrokiem za jednym z konarów.
- Emm…. Wyraz jego twarzy zdawał się myślą nie skalany, a wzrok poszukiwał pomocy u Magini.
-Ja ci coś orku powiem… Barbak odetchną, rad iż nie oczekuje się od niego udzielenia poprawnej odpowiedzi. Każdy, kto chce wybić drzewa i rabować drewno nie powinien spotykać się z jakąkolwiek aprobatą!
- Zaiste. Coś w Twych słowach jest!
Ork starał się przybrać mądry wyraz twarzy i nie zdradzić się z kompletnym brakiem zrozumienia dla omawianego tematu. Gdy zatem drzewiec zaczął przemawiać do szerszego grona, zielony wziął pod ramię Maginię i ruszył w kierunku krzykacza.
Podszedł to mężczyzny zdzierającego gardło, spojrzał nań, odchrząknął starając się zwrócić na siebie uwagę.

Nie było to trudne - ludzie wokół poodsuwali się widząc orka. Posłaniec spojrzał z miną 'wtf?". Cóż stan taki miewał swe plusy. Jednym z nich był fakt iż zielony nie musiał łokciami wypracowywać drogi dla siebie i Reni. Minusem było to iż czuł się zdecydowanie wyobcowany… a przecież mył się wczoraj!

- Odpowiedz mi dobry człowieku, co to za robota? Tak konkretnie.
- Nasz pan zbiera ochotników do pozyskania drewna z gniazd wywern na klifach
- odparł sucho. - Wywerny budują gniazda z drewna srebrnodrzewu, które przeleżało wiele lat na dnie morza i jest świetnie zakonserwowane, to idealny materiał do budowy maszyn i produkcji święconych strzał. Mamy tu plagę potworów, pan rozkazał pozyskać tyle drewna ile się da, każdy kawałek jest cenny. Ochotnicy zbierają się za miastem. Nasz pan sowicie wynagrodzi każdego kto przyniesie do miasta to drewno.

- Może chcesz zwilżyć trochę usta?
Barbak dobył niewielki bukłaczek i starając się zasłonić go przed wzrokiem Magini, zaproponował rozmówcy.
Posłaniec spojrzał z odrazą.
- Jestem na służbie - warknął.
Ork prawie stwierdził „No i?” powstrzymał się jednak. Jak świat światem wojacy, wartownicy, krzykacze… nawet lekarze i księża zawsze pili na służbie. Co zatem powodowało, iż ten nie pił?
- Ile za nią płacą z kim porozmawiać, żeby więcej z tego wyciągnąć?
- Za każdy kilogram tego drewna dwa kilogramy złota. Porozmawiaj z eksortą ochotników jeśli chcesz. Jak już mówiłem mamy trochę lin i haków, ale każdy wkład własny mile widziany. Potrzebne będą liny i haki żeby zejść po klifach do gniazd. To bardzo niebezpieczna wyprawa, ale nasz pan liczy na lojalność wobec miasta i gotów jest nagrodzić tych co powrócą zwycięsko.
- Pakiet socjalny dajecie? Jakieś leczenie w razie wypadku?
- Medycy będą na miejscu. ale mówimy o wywernach
- uśmiechnął się krzywo. – Może nie być czego zbierać.
Chłopcze, a czymże są wywerny wobec potyczek… od choćby z Bladolicym, czy dajmy na to Szarpstilami… czy porządną biegunką? Wartym odnotowania był jednak fakt, iż na miejscu byli (pijani zapewne) medycy mogący w razie czego poskładać jego kości. Ork uśmiechną się pod nosem i kontynuował rozmowę.
- Polisa dla samicy w razie mojej nagłej i bolesnej śmierci?
- Ummm nie
- skrzywił się.
No pewnie… bo i niby po co…
- No pij że człowieku, przecież widze żeś nie kaktus!
Krzykacz fuknął tylko z miną "kto tam wie co tacy zieloni jak ty pijają..."
Barbak podziękował uprzejmie swemu rozmówcy, chowając jednocześnie flaszkę na tyle głęboko, aby zręczne palce Magini nie mogły jej od razu znaleźć… nie bez przyjemności jaką miał by z tego zielony.
Ponownie ujął niewieścią rączkę, poprawił chwyt dłoni na gryfie Maleństwa i podreptał w stronę jaką wskazano. Zamierzał zaciągnąć się i zarobić kasę.
- Renia. Idę na to, ale coś tu nie gra. On nie pił. Skoro nie pije znaczy się kabluje. Cholera wie komu, cholera wie kogo… ale trzeba mieć się na baczności. Zielony rozejrzał się ostentacyjnie po zebranych wokoło poszukując na prędce odwracanych spojrzeń.
- I jeszcze jedno… mowy nie ma, żebym właził do jakiś gniazd! Czuję się MAŁO komfortowo na wysokościach….
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172