lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   A Może By Tak...?? (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/9866-a-moze-by-tak.html)

Kejsi2 10-06-2020 18:23

Nie ma to jak szczegółowo omówić plan, a potem ruszyć do realizacji planu i zauważyć resztę drużyny robiącą całkiem co innego. Drowy znalazły sobie jak zwykle najlepszy możliwy moment na asasynowanie siebie nawzajem. Kiti miała dużo szczęścia, opętany cieniem był chyba tak zaskoczony bójką drowów że nie skupił całej swojej siły i mocy na ataku na nią. Póki co zdołała obrzucać go modlitwami i czarem uleczenia i jednocześnie uciekać. Paskudztwo było paskudne naprawdę, nie da się ukryć. Wyjątkowo bardzo nie podchodziło jej z tą ilością kończyn, wyjątkowo paskudne, paskudne, paskudne!
– Ej, A Może By Tak trochę wsparcia!? – zawołała.
Dirith z Xenomorphusem właśnie pacyfikowali Illa, czy co oni tam z nim wyrabiali, że tak krzyczał. O! Dirith odzyskał Bestię! Czyli ona też pewnie może! Zaczęła szybko przywoływać swoją Bestię, białego wilka. Zawsze pomoc w czasach gdy drużyna woli expić na kolegach z szeregów hihihi. (Swoja drogą ciekawe ile expa na tym etapie by było za Diritha hihihi, gruba ryba już z niego, list gończy poważny już i pewnie nagroda też, można by podreperować budżet i lvl hihihi, Ill jednak nie taki głupi). Jeśli tylko jej Bestia się zjawi, wraz z nią spróbuje nadal zasypać paskudztwo modlitwami i czarami leczenia. Niezbyt szło jej komponowanie modlitw na tym etapie, uciekając przed tym czymś, co ją chciało złapać w łapska i wykręcić, jak w tle wydzierał się Ill i reszta Stada się naparzała w najlepsze. Starała się modlić czym tam miała i co jej do głowy przyszło, Zdroweś Światło, flaszka pełna, uchroń nas od plugastwa z wieloma rękoma. Takie podstawowe rzeczy. Liczyła na wsparcie militarne kiedy już koledzy drowy rozstrzygną swoje niesnaski. Dirithowi raczej wiele czasu to nie zajmie hihihi a i Xenomorphus wyglądał na głodnego.

W końcu na szczęście Dirith również dołączył do atakowania tego dobrego czy lepszego celu. Bo mój cel jest lepszy niż twój cel.

Almena 15-06-2020 18:52

Jak wiadomo kluczem do sukcesu jest praca zespołowa. Podobno. Każdy utalentowany wolny strzelec wie, że to nieprawda. A w tej drużynie było wielu wolnych strzelców, aż dwóch, czyli 75% drużyny. Czy jakoś tak. Pytanie co to w ogóle jest drużyna? Czy spotkany przypadkowo drow zabójca zalicza się do drużyny, jeśli za nią pożąda przez pewną ilość tur? Czy można nazwać zdrajcą kogoś, kto technicznie nie był częścią drużyny? Właściwie, to czy można go nazwać jeszcze postacią drugoplanową, czy już graczem, a jeśli graczem to dlaczego skoro nie jest graczem, a jeśli nie jest graczem, to dlaczego działa razem z drużyną…? Kto to w ogóle jest Gracz? Czy to ktoś kto wykonuje samą czynność grania, czy ktoś kto bierze udział w grze…? [Verion wytrąca flaszkę z ręki MG] Ekhym tak no więc tego no jak widzimy… [zerka na rzuty]… czarno to widzę, oj czarno, ciemność widzę, ciemność… Wymierzenie sprawiedliwości Illiamdrillowi zaowocowało najwyraźniej wymierzeniem sprawiedliwości przez Siły Wyższe [tzw. „sprawiedliwość-you-too”]. Jak to mówią karma wraca. Powiedzmy, że prawie zawsze, ale tym razem najwyraźniej wróciła i to ze zdwojoną siłą, obejmując również Kiti.
Dirith święcąc póki co tryumfy, wyrwał Illowi amulet. Ill nie protestował za bardzo. W sumie ciężko powiedzieć, czy te krzyki, jęki, przekleństwa i stękanie były protestem w sprawie amuletu, czy w kwestii połamanych rąk. Poderżnięcie gardła wcale go nie uspokoiło [SIC!]. Dirith już miał zakończyć sprawę i miłosiernie ulżyć koledze w cierpieniu [nikt tak nie leczy jak drowy! Już nigdy nie zachorujesz, już nigdy nie będziesz cierpiał ani czul bólu!], kiedy Illa objęło białe światło leczenia. Hm. No. Więc jednak Kiti, ścigana przez ostatnie kilkanaście minut przez wielorękie paskudztwo, zdecydowała, że przyda się jej trochę wsparcia i każda para rąk przeciwko wrogowi. Jednocześnie, chwilowo przedłużyła Illowi cierpienie i wbrew założeniom, przedłużyła czekanie na pomoc. Leczenie nie pomogło jednak na długo, ponieważ Xenomorphus nadal usiłował zjeść to co nadgryzł. Ill miał się jednak na tyle niedobrze, że jak to mówią, co się odwlecze, to można dobić za chwilę.
Kiti złapała rzucony amulet.
I widok amuletu, prawdopodobnie, to było to. To było zbyt wiele dla opętanego paskudztwa. Modlitwy o pełnej flaszce też nie przypadły mu do gustu.
Sprawy potoczyły się szybko i zaskakująco, jak to przy egzorcyzmach bywa.
Kiedy Dirith cisnął sejmitarem w cień, paskudztwo złapało łapę i ogon Kiti w dwa z łapsk, po czym złapało i zasłoniło się wilczycą niczym tarczą. To było duże zaskoczenie dla Kiti, sądząc po wrzasku i pisku, jaki wydała. Plan zdecydowanie nie zakładał przebijania kleryka sejmitarem drowa, a już na pewno nie tego drowa… Jakby tego było mało, paskudztwo postanowiło pobawić się i odrzucić piłkę Dirithowi. Ta sekunda wahania i zmieszania wystarczyła, by dać cieniowi czas na odrzucenie Kiti przebitej na wylot sejmitarem. A Dirith, delikatnie mówiąc, złapał pocisk swoją twarzą.
Całe przedstawienie zdawało się przynieść ulgę Illowi w cierpieniu i wzbudziło na moment złośliwy uśmieszek na jego twarzy, pokusił się nawet o krótkie prychnięcie pogardy i śmiechu pomiędzy jękami i stękaniem z bólu. Dirith właśnie leżał w bezruchu na ziemi, z połową twarzy rozchlastaną sztychem sejmitara i był ubabrany krwią od czubka głowy po pas, a Kiti, nabita na sejmitar jak szaszłyk, leżała na nim, wymachując łapami na wszystkie strony w kwiląc w przerażeniu, nie bardzo nawet wiedząc co się działo. Ill próbował się podnieść ale jego obie ręce nie odzyskały jeszcze sprawności.
Przywołał swoją Bestię. Wielki kotowaty stwór zjawił się na wezwanie, porykując i sycząc na Xenomorphusa – jego zaloty zostały odwzajemnione ze zdwojoną siłą.
- Zabij go! – warknął Ill.
Bestia z rykiem skoczyła do ataku. I o dziwo celem jej ataku nie był Dirith. Ani Kiti. Ani Xenomorphus. Ani tym bardziej Bestia Kiti. O dziwo Ill wybrał na cel ataku opętane paskudztwo. Wolał widocznie przyjąć wp… wwwwprost od Diritha podziękowania za swoją „zdradę” i wszelkie występki, aniżeli zostać uśmierconym, czy uwięzionym za zawsze w tym miejscu i zostać opętanym/zgładzonym z licznych rąk paskudztwa.
- Wstawaj, kleryku…! – wysapał, chwytając za rękojeść sejmitaru. – Wstawaj!...
Gwałtownym szarpnięciem wyrwał ostrze, niemal jakby krojąc indyka na obiad.
- Wstawaj!!! – potrząsnął zakrwawionym, mdlejącym ciałem Kiti.
Zerknął na Diritha, który leżał w swojej drowiej postaci, w bezruchu na plecach, z twarzą taką, że tylko dać mu monetę do rzucania do dokonywania wyborów, a właściwie prawie bez twarzy, za to z jedną wielką, czerwoną plamą. Ill syknął przez zęby. Ale coś go powstrzymało.
- Wstawaj!!! – wrzasnął znów do wilczego ucha.
Ramiona mu drżały, kaszlał, dławiąc się krwią. Zdecydowanie to leczenie nie poskładało go do końca i poderżnięte gardło dawało o sobie znać. Jakby to delikatnie rzec, byliście teraz wszyscy ubabrani własną krwią i krwią siebie nawzajem. Ill zaczął nagle gorączkowo… macać Diritha po piersi. I po spodniach. A dokładniej po kieszeniach.
- Gdzie to masz?! – warknął. – Khhu khuu tfu!... Szlag by…!
Zachwiał się.
- Klerykkkhu khu!... Wstawaj!...

Kejsi2 17-06-2020 21:01

Nie ma to jak dostać w plecy. Na dodatek dostać w plecy przypadkowo, przypadkowo, przypadkowo… Nie ma to jak paskudny demon opętany, cień, robiący sobie tarczę z kleryka odprawiającego egzorcyzm... Przynajmniej próbującego odprawiać… Tak to bywa za pierwszym razem. A ostrzegali ją. A mówili, mówili, mówili… Koledzy byli ostatnio bardzo pomocni… Najpierw potłukli się między sobą, a teraz dostała rykoszetem… No dobra, mogła się przyznać, to nie był jej popisowy numer… To nie był jej najlepszy egzorcyzm ani najlepsze modlitwy… Na pewno mogła lepiej… Ale czy od razu zasługiwała tym na drowią klątwę i sejmitar w plecach!? Ostatnio było trochę potknięć, to fakt. Dała się dogonić, dała się złapać, zrobić z siebie tarczę no i dostała. Nie jest łatwy los kleryka a los egzorcysty jest okazuje się jeszcze gorszy! Okazało się szybko co i jak, drowia klątwa nie oszczędza nawet drowów. Kiti zaliczyła najpierw przytulenie od tego wstrętnego paskudztwa co już prawie i tak zrobiło jej zawał serca, potem zarobiła ostrze we flaki, a potem jeszcze została użyta jako pocisk. Rzucanie klerykiem nabitym na sejmitar to chyba nowa dyscyplina wymyślona przez cienie i demony. Nie wiedziała czy Dirith planował ja złapać i ocalić, czy co planował, bo dziwny był brak reakcji i uniku z jego strony, dziwny, dziwny, dziwny! Rzucanie klerykiem nabitym na sejmitar w dal okazało się skuteczną metodą walki. Dirith złapał ją, owszem, własnym ciałem czy raczej własną twarzą i czaszką, a kiedy zerknęła na niego kątem oka, zastanawiała się czy jeszcze ma mózg, czy ma czaszkę dziurawą od sejmitaru i wszystko mu tam na zewnątrz wyleciało… Nie miała czasu lepiej się przyjrzeć bo tak jakby miała coś między płucami, wątrobą, a jelitem… Jakby tego było mało jeszcze, Ill postanowił nagle być healerem i zaczął ją ratować, szarpiąc nią, drąc się jej do ucha, a potem jakże profesjonalnie i bezpardonowo usuwając ostrze z jej ciała.

Próbowała nie zemdleć i zachować trzeźwość umysłu.
Co było trudne kiedy pierwszą rzeczą jaką zobaczyła był Ill gorączkowo macający nieprzytomnego Diritha po spodniach.
Co te drowy mają z tym macaniem dzieci i siebie nawzajem!?

- Co ty…!? – wycharczała chcąc go okrzyczeć za to wyrwanie ostrza a la ‘krojenie indyka’ i to macanie i ogólnie całokształt ale Ill przerwał jej, krzycząc do ucha
WSTAWAJ!!!
- Jeszcze pięć minut mamo… - Kiti czuła że odpływa i naprawdę wszystko jej jedno co dalej i kto kogo znowu będzie siekał czy macał.
https://66.media.tumblr.com/ef111659...cfrqo2_400.jpg
- WSTAWAJ KLERYKU!!! Gdzie jest mój amulet?! TY GO MASZ?! ODDAWAJ!!!
- Jaki amulet jaki kleryk ale co że co oddawaj…!?!?
- ULECZ SIĘ, KLERYK NIE MOŻE UMRZEĆ PODCZAS EGZORCYZMU, kto załatwi to piekliszcze?!
- Jakie piekliszcze mamo jest dopiero świt jeszcze pięć minut nie piłam wczoraj serio…
- Gdzie mój amulet?!
- Jaki…?
- Zabraliście mi amulet, kiedy walczyłem pierwszy raz z nim z… KHUUU KHUUU…! Khhuuurna…! – wykaszlał krew i złapał się za poderżnięte gardło. – Gdzie… on jezzzzzzt?!...
Kiti bezradnie rozłożyła drżące łapy.
- ULECZ SIĘ!
- Ale Dirrrrtihhhh… Dirith leży…
- On tylko… odpoczywa… Jeśli ty umrzesz, kto go uleczy?!
Kiti bezradnie rozłożyła drżące łapy.
- Ulecz się!!!
- Dobrze mamo, dobsssssszzE już!... Boże drogi…
W ostatniej sekundzie przed omdleniem zdołała rzucić czar uleczenia. Otworzyła oczy czując jak siły wracają powoli. Ill znowu gorączkowo macał Diritha. Zamknęła oczy.
- WSTAWAJ!
- JUŻ!!!
- JAKI KLERYK TAKI EGZORCYZM!!!
- Dobszzze już dobsszssze, Boże drogi…

- Moja Bestia może go zab…AKkhhhu akhh!... A-iććkhh…! – wykaszlał Ill. – Ale musisz… - gestykulował energicznie ręką, wypluwając znów spienioną krew.
W końcu leczenie ruszyło i Kiti odzyskiwała jasność umysłu. Stanęła chwiejnie na łapy i Ill przestał nią potrząsać. Obejrzała się na medalion, którym rzucił Dirith. Upuściła go podczas tej całej szamotaniny z paskudztwem i akcją z szaszłykiem. Leżał na ziemi nieopodal paskudztwa, wokół którego skakały Xenomorphus i Bestia Illa. Gdyby nie one ta paskudztwo już dawno by tu przylazło, macać ich wszystkich. Ogólnie jedna wielka orgia i macanka z szaszłykami, nie egzorcyzm!...
- Jaki kleryk taki….
- Tak wiem, już starczy, już się ocknęłam!!! IDĘ!!!

Wzięła głęboki wdech, zacisnęła zęby i skupiła wszystkie siły. Musi odzyskać medalion! Zaraz potem skupi atak swojej bestii na paskudztwie jednocześnie atakując paskudztwo i usiłując zamknąć je w medalionie. Jakoś. Siłą woli. Siłą Światła. Siłą wilczych zębów. Dirith nadał leżał a Ill nadal go macał, ale chwilowo miała większe problemy. Przez myśl jej przeszło, czemu Ill nie wbił jeszcze sztyletu w serce Diritha. I nie zanosiło się, aby mu na tym zależało jakoś specjalnie, jakby zapomniał, że można wbić sztylet w serce komuś kto leży nieprzytomny bez połowy twarzy, a może i czaszki. To przekonało ją że Ill miał plan i nie zamierzał wcale zabić Diritha tak po prostu, teraz. Gdyby chciał to by to zrobił, no nie…? Uznała, że może ich chwilowo zostawić razem. Teraz liczy się amulet i to paskudztwo.

- Wracaj do piekła!!! – wrzasnęła wściekle, wkurzona na to paskudne coś z rękami, miała go już serdecznie dość. –
Światło niech będzie
mi orężem świętym,
a nigdy wodzem smok przeklęty.
Idź precz, szatanie,
duchu złości, nigdy mnie
nie kuś do marności.
Złe to, co proponujesz mi.
Sam swoją truciznę pij!

- Módl się do Lolth jeśli ją wyznajesz! – poradziła Illowi.
- Że co?! – Ill aż się zakrztusił.
- Módl się! Żeby zniwelować drowią klątwę!
- Drowią-klą…?! Kkkhhh-khhhthę…?!

- Twoje godziny są policzone, pomiocie!!! Wracaj do piekła!!!
Wysłała przodem Bestię do ataku, może piekliszcze atakowane przez trzy bestie w zamęcie się nabierze i pomyli dwa białe wilki, jeśli zamierzało znowu złapać ją i rzucić gdzieś…

eTo 19-06-2020 01:04

Z jednym poszło dobrze, z drugim już nieco mniej dobrze. Co prawda nie było wiadomo czy to przez to, że Kiti nie używała tarczy, czy przez reakcje jego przeciwnika ale tym razem atak Dirithowi trochę nie wyszedł. Znaczy się wyszedł, ale nie tak jak miał wyjść. Zamiast tego co miało się stać wilczyca została użyta jako tarcza a następnie odrzucona.
W tym momencie Dirith był po prostu już za blisko żeby odpowiednio zareagować, czyli spróbować złapać sejmitar i mimo wszystko spróbować trafić przeciwnika. Był natomiast na tyle blisko, że mógł jedynie spróbować uchylić się... problemem był jednak czas jaki był potrzebny na dojście do wniosku, że nie zdąży złapać sejmitara, więc trzeba zrobić coś innego takiego jak unik oraz oczywiście zaczęcie wprowadzania w życie tego planu B. Dlatego przechodzenie od planu A do planu B z reguły nie jest najlepszym pomysłem z uwagi na czas potrzebny do podjęcia decyzji oraz czas na wprowadzanie nowego planu w życie.
Tak czy inaczej Dirith zareagował za wolno i oberwał wilczycą prosto w głowę. Dodatkowo wystające z Kiti ostrze sejmitara dosłownie przeorało mu twarz. Siła uderzenia była wystarczająca do pozbawienia celu świadomości, dlatego następnym co zobaczył była ciemność.

***

Ciemność, która stała się dziwnie szara jak dym po wybuchu prochu. Niewyraźne obrazy otoczenia z dość wyraźną elfką patrzącą w jego stronę trzymającą łuk. Uczucie czystej furii pchające go na przód, otoczenie stające się coraz mniej wyraźne. Nagle elfka zaczęła podążać w górę poza zasięg wzroku. Zrozumienie, że to przez to, że upada było poza jego aktualnymi możliwościami. Ciemność.

***

Przygaszony błysk w jakiejś ciemnej pracowni. Nad stołem pojawiło się ciało tygrysołaka, które upadło na stół kiedy grawitacja przejęła nad nim kontrolę wzbijając trochę kurzu oraz rozrzucając trochę ziemi wokół w jakiej bardzo niedawno został pochowany.
W pracowni znajdował się Riktej, który nie marnował czasu tylko od razu przeszedł do szczegółowych oględzin notując stan ran oraz szukając faktycznej przyczyny śmierci.
Trwało to kilka godzin ale w końcu drowi mag skończył notować po czym odłożył księgę na bok. Następnie podszedł do wcześniej przygotowanej tacy ze sporymi strzykawkami. Podniósł pierwszą, podszedł z powrotem co ciała, przekręcił tygrysi łeb aby mieć dostęp do podstawy czaszki żeby precyzyjnie lecz mało delikatnie wbić igłę aby móc wstrzyknąć jakiś płyn u podstawy czaszki w połączenie między mózgiem a nerwami. Pustą strzykawkę wyrzucił do osobnego pojemnika. Wziął następną, wbił w serce, wstrzyknął, wyrzucił. Zawołał jakąś chimerę, która przekręciła ciało na bok aby miał dostęp do kręgosłupa. Kontynuował opróżnianie kolejnych dziesięciu strzykawek w rdzeń kręgowy od podstawy czaszki po kość ogonową. Machnięciem ręki odesłał chimerę, która odłożyła ciało i grzecznie wyszła. Następne partie różnych płynów ze strzykawek zostały posłane wokół ran. Po zakończeniu wstrzykiwania różnych rzeczy wyciągnął resztki odłamków z krasnoludzkiej zbroi, wyrzucił do śmieci. Zabezpieczył ciało przywiązując je metalowymi, wzmocnionymi magią więzami do stołu. Wymamrotał jakieś zaklęcie.
Ciało Diritha dostało drgawek, krew zaczęła znowu krążyć wyciekając z ran w mniejszej ilości niż można było się tego spodziewać. Riktel przez jakiś czas krytycznie przyglądał się efektom swojej pracy. Powrócił do księgi, zrobił w niej jeszcze kilka notatek, zamknął i wyszedł z pracowni. Właśnie zaczął się kilkumiesięczny proces przywracania jego tygrysołaka do zdolności bojowej.
Oczywiście podczas rzucania zaklęcia upewnił się, że świadomość Diritha powróciła i będzie świadomy wszystkiego co się z jego ciałem dzieje. W szczególności bólu jaki odczuwał z każdym spazmem. Pamięć zawsze można później zmodyfikować... oczywiście w odpowiednim czasie.

***

W między czasie Xenomorphus zaatakował. Tym razem wpierw próbował dźgnąć ogonem a porem ugryźć ranę uderzeniem wewnętrznych szczęk ponownie próbując zaaplikować debuff.

Almena 22-06-2020 17:00

https://www.deviantart.com/ediktart/...uard-841645686
[-tak to namalują w księgach.]
Timewalker ryknął wściekle. Ściganie go i walka z nim stała się sztuką i długodystansowym maratonem, czy raczej zabawą pt. „jak to zrobić, aby cały czas był dostępny ktoś, kto zajmie go walką”.
- Dirith znów został ciężko ranny – zauważył Verion, obserwując Timewalkera, jego wściekłość i ton ryku. – Prędzej czy później, Timewalker sobie o nim przypomni…
- Jak długo możemy…?
- Oh my, bardzo długo ;3 – uśmiechnął się uroczo Verion do Almanakh.
- Musimy spać. Musimy jeść. Odpoczywać. Najlepsi z nas nie mogą walczyć z nim w nieskończoność.
- My możemy ;3
- Dobrze wiesz, że to nieprawda.
Verion westchnął ciężko.
- Sprawy się trochę skomplikowały… - podrapał się w zafrasowaniu po włosach. – Hell Light jest w… jest… ehh… w ciekawych… rękach…
- Asta-Asta-Asta-roth…!
- A Może Byś Tak przestał? ^__^’ – Verion, nadal z uroczym uśmiechem na ustach obejrzał się na manifestację duchową Lavendera.
- Mówiłeś, że możesz to robić całą wieczność.
- Oh my, istniał powód, dla którego cię zabiłem, Lavender!;3 Teraz wiem, że to była słuszna decyzja!;3
- Jaki pech, iż nie możesz tego uczynić ponownie.
- Oh my, żebyś się nie przeliczył!...;3
- Mamy chyba większe problemy w tej chwili…
- WY macie problemy ;3 – zauważył złośliwie Verion, uśmiechając się do Lavendera. – Więc Może by Tak traktować z większym szacunkiem kogoś, kto oferuje pomoc, hm?;3
- Pomoc – prychnął Lavender. – Każesz komukolwiek wierzyć, że robisz to bezinteresownie?
- Oczywiście, nie robię tego bezinteresownie!;3 – owinął wesoło ramię wokół talii Almanakh.
- Aż tak bardzo jeżysz się na Astarotha? – prychnął Lavender.
- Ah, you know… – Verion niewinnie wzruszył ramionami. – Legion też był kiedyś zwykłym śmiertelnikiem, który wkroczył do Groty Życia i już jej nie opuścił… jako śmiertelnik…
- Ty naprawdę boisz się jego imienia…
- Oh my, to nie to, na co wygląda!;3
- Boisz się, że mógłby wrócić, ponownie wyzwać Mistress na pojedynek i wygrać?...
- Nie wymawiaj Jej imienia w ten sposób, Wojowniku Światła… - twarz Veriona gwałtownie spoważniała, a jego ślepia zabłysły fioletem i blaskiem, który zaprowadził tzw. awkward silence.
- Miejmy nadzieję, że Dirith… - westchnął cicho Almanakh. - …że…
- Przeżyje? - prychnął Lavender. – Czy raczej: zginie…?
Verion posłał mu zabójcze spojrzenie.

***

https://www.deviantart.com/nocturnal...ound-162661212
Demoniczny ogar wesoło pomerdał ogonem. Drugi, stojący obok, zniżył łeb do ziemi, popiskując, zachęcając do zabawy.
https://www.deviantart.com/mrtomlong...ound-335041973
Trzeci przydreptał żwawo w podskokach i minął dwa pozostałe, na co tamte skupiły na nim swoją uwagę. Prężąc się dumnie, niósł w pysku długą klingę i merdał ogonem, jakby chciał bawić się w aportowanie.
- Co tam masz? – padło retoryczne pytanie.
Demoniczny ogar usiadł, merdając ogonem, kładąc przed sobą klingę. Fioletowe kłębki mgieł zafalowały delikatnie i rozeszły się niczym para wokół broni.
- Dobry pies…
Męska dłoń powoli, niemal leniwie, sięgnęła po rękojeść.

***

Tym razem wyglądało na to, że Bestie poradziły sobie całkiem nieźle. Xenomorphus zdołał w końcu sięgnąć celu i go dziabnąć. Potem było już tylko gorzej, niestety. Paskudztwo miało wiele wolnych rąk, którymi mogło blokować, uderzać, drapać, ranić, łapać i wiele innych rzeczy. Taka walka z ośmiornicą, budżetowym mini krakenem. Zarówno Kiti jak i jej Bestia zaliczyły kolejny popisowy lot. Bestia Illa zaatakowała, ale cień sparował cios. Było coraz więcej rannych a cień był coraz bardziej wkurzony. Amulet, w którym planowaliście zamknąć cień, nadal leżał na ziemi i cień zaczął kręcić się wokół niego, wkurzony coraz bardziej i bardziej, teraz już ewidentnie broniąc dostępu do amuletu.

- HAH!... – Ill znieruchomiał, zaprzestając macania Diritha.
https://www.deviantart.com/ganjamira...aron-589075377

Znalazł czego szukał. Drżącymi rękami założył amulet na szyję, babrając się znów krwią i kaszląc.
- Usstan lar dosst vlos dosst quortek dosst shar dosst…EEEKKHU KHU!... Dosst dro dosst ssiggrins doer dortho uns'aa doer xuil uns'aa doer elgg whol uns'aa…!!!

W powietrzu nieopodal pojawiła się znikąd jakaś podejrzana chmura mgły, oparów, czegoś. Szybko przybrała kształt wielkiego ptaka [eee orła… orła!!!].
https://www.deviantart.com/nuujy2/ar...nese-674611810
A po chwili chmura przybrała już całkiem konkretny, wyraźnie i całkiem – żywy – kształt, znajomego wam już pta…stworzenia.
https://www.youtube.com/watch?v=FiZu_6ee7Uo
A więc to tak Illiamdrill opuścił pola metalowej wszystkożernej trawy…
Ptak podleciał blisko i wystawił szpony, chwytając Illa i pomagając mu wdrapać się na kark metalicznego ptaka. Czyżby Ill znowu się zbierał? Nie wyglądało na to, zresztą kopula na niebie nadal była widoczna. Ill chciał po prostu znaleźć się z dala od Diritha, który właśnie zaczął jęczeć [trochę po czasie, ale lepiej późno niż wcale…xD] i odzyskiwać przytomność. Ill wściekle machnął ręką i ptak wzniósł się wyżej, obracając się dziobem w kierunku paskudztwa.

Morska bryza. Czy powie wiatru od skrzydeł wielkiego ptaka. Co za różnica. Orzeźwiające. Dirith otworzył w końcu oczy. Znaczy jedno oko. Bo drugiego nie udało się otworzyć chwilowo.
[symulacja tego co widzi Dirith, tylko dla odważnych. Podstawcie Illa za tego drugiego kolesia. Nie bądźcie jak Dirith, dzieci. Widzicie jak to się kończy, ktoś was wymaca i okradnie jak będziecie nieprzytomne…xD Sesja edukacyjna i przyjazna rodzinie]
Dirith zdołał co prawda wstać, ale obrażenia głowy chwilowo wskazują na to, że może znowu przypadkowo zrobić z kogoś szaszłyk…

Kejsi2 23-06-2020 16:09

Może jednak ten cały cień nie był wcale taki mdły i niegroźny jak się początkowo spodziewali... Może jednak zniesienie tych znaków ochronnych było głupim pomysłem… Teraz kleryk odprawiający egzorcyzm latał to w jedną, to w drugą, raz przebity ostrzem raz nie, raz samotnie, raz ze swoją bestią… Wioskowi tylko darli się czasem zza okiennic, ale głównie siedzieli cicho zabarykadowani w domach. Kilka osób zrobiło desant, porwało cenne rzeczy, żonę, dzieciaka pod pachę i oknem czy bocznymi drzwiami spieprzyli i Kiti podczas lotu widziała z góry, jak spieprzają przez pola. No ciężko będzie pochwalić się w rodzinnych stronach tym egzorcyzmem… ‘-Jak twój pierwszy raz? –No wiesz, trochę czegoś innego się spodziewałam…’

Pierwszy raz jak pierwszy raz, ale aż takiej tragedii się nie spodziewała. Nie wspominając już o ofiarach, posiekanych, podziurawionych i wymacanych. Ill znalazł czego szukał. I przywołał wielkiego ptaka. Znaczy orła. Kiti była pod wrażeniem całej akcji. Brakowało teraz jeszcze tylko żeby Barbak wyskoczył z krzaków z toporem w ręku przy dźwiękach ukulele. Albo żeby sam Astaroth zstąpił z piekieł z przetrzepał skórę swojego podwładnego. Podwładnego, co nie?... Kto tym w ogóle zarządza!? Komu składać skargę!? Okazuje się modlitwy Illa do Lolth były bardziej skuteczne niż jej modlitwy. Ill przynajmniej dostał czego chciał… (hihihi czy raczej sam to sobie wziął… 18+?). Czy HellLight faktycznie skaził jej duszę tak bardzo, że Światło już jej nie widzi i nie słyszy!? Czy paskudztwo właśnie naśmiewa się z jej modlitw, egzorcyzmów i lotów w tę i z powrotem!? Czy te odgłosy jakie wydaje, to śmiech!? Napisze taka skargę że się nie pozbierają… jak tylko odkryje do kogo ją wysłać i nauczy się pisać z tym przeklętym wilczym ciałem. Chciało się jej płakać. Dobrze, że nikt jej nie widzi. Nawet Dirith wydawał się niewiele widzieć. Może to trochę osłodzi klęskę. Może nie będzie pamiętał… Swoją drogą, nie powinien teraz za bardzo chodzić, skakać i machać bronią, żeby mu coś z dziurawej czaszki nie wyleciało… Drowia klątwa, kurde. A mówili, nie ma drowiej klątwy, już nie! No to masz teraz. Trzeba ją zniwelować. Ej, patrzcie, leczę drowa! Drowy rulez!

Miała nadzieję, że Dirith pozbierał co mu ewentualnie wyleciało i wsadził na miejsce, żeby nie uleczyło się przypadkiem z kawałkami gdzieś poza ciałem. Co prawda to fakt, Dirith czasem zachowywał się jakby brakowało mu piątej klepki i jakby za młodu ktoś go przywiązał do stołu w laboratorium i torturował podejrzanymi eksperymentami, ale… ale wolała, żeby jednak nie było potem na nią, jeśli kawałki mózgu mu wyleciały gdzieś i by nie było na kleryka, co źle poskładał…

Rzuciła leczenie na Diritha, wysłała bestię do ataku, naśladując Illa i wołając
- Zabij go!
A sama wolała trzymać się z daleka i ze złości po prostu rzuciła w paskudztwo kamieniem. Co może pójść nie tak...?:whoaaa:

eTo 29-06-2020 03:12

***

Do ciemnej pracowni ponownie wszedł Riktel. Spojrzał krytycznie na przywiązane magicznymi więzami, wstrząsane konwulsjami, ciało mrocznego elfa pokrytego białymi tatuażami przypominającymi pręgi tygrysa. Nigdy nie był w stanie stwierdzić dlaczego mógłby całymi latami słuchać wrzasków torturowanych elfów, ludzi, zwierząt, kogokolwiek i nadal nie miałby ich dość. Nie miało to najmniejszego znaczenia. Ważniejszym teraz było przeprogramowania umysłu Diritha aby ponownie sprawić z niego podwładnego. Niestety tym razem będzie musiał ponownie nieco ograniczyć jego dzikość, wściekłość oraz generalną furię z jakiej tygrysołak był słynny. Zbyt dużo zdolności do popadania w furię prowadziło do problemów nad kontrolą. Jakiekolwiek ograniczanie zdolności popadania w furię prowadziło do mniejszej efektywności jako maszyna do mielenia mięsa, co było celem w jakim tworzył swoje chimery. Im lepsze zdolności bojowe tym więcej wrzasków na polu bitwy było do wysłuchiwania. Teoretycznie mógł się zadowolić kilkoma niewolnikami w nieskończoność... ale powodowanie bólu sprawiającego wrzaski bez odgórnego celu do którego można było dążyć było jakimś cudem nieco mniej zabawne.
Wrzaski zmalały, tak samo jak konwulsje. Powrócił złowrogi warkot powodowany wściekłością Diritha. Podszedł do stołu. Już przy pierwszym poruszeniu się zmysły likantropa namierzyły cel. Dirith w ułamku sekundy odwrócił się w stronę swojego twórcy warcząc bardziej zaciekle. Jednocześnie zaczął szarpać się w jego stronę aby spróbować zaatakować w jakikolwiek możliwy sposób. Ugryźć, czymkolwiek uderzyć, rozszarpać na strzępy wzrokiem, sposób walki nie miał najmniejszego znaczenia byleby dopaść do celu. Magicznie wzmocnione więzy utrzymały.
Jeden szept, więzy zesztywniały. Riktel obszedł stół aby mieć dostęp do tyłu głowy modyfikowanego okazu. Dirith oczywiście próbował podążyć głową. Więzy były w stanie jedynie spowolnić odwrócenie głowy tylko przez jakiś czas. Wystarczyło to jednak do wbicia kolejnych czterech strzykawek u podstawy czaszki aby zaaplikować wymaganą dawkę specjalnie opracowanego mutagenu do mózgu.
Riktel wziął kolejną strzykawkę, tym razem wbijając ją u podstawy swojej czaszki. Położył dłoń na czole Diritha, wymamrotał kolejne zaklęcie. Przyszedł czas na rozmazanie wspomnień. Zaczął od momentu prowadzącego do kary jaką wymierzył Dirithowi, która spowodowała odruch obronny prowadzący do złamania wcześniejszego programowania i ataku na Riktela. Same odruchy Działały prawidłowo, więc nie zostały ruszone.
Wspomnienia wpierw rozmazał. Wszystkie zaczynając od tych tuż przed buntem, szlajaniem się po powierzchni bez większego celu niż znalezienie drogi z powrotem do jego twórcy aby go zabić, przez zostanie przeklętym nabywając nową formę w jaką mógł się przemienić, podróż w raz z jakimiś ibilithami aby ją zdjąć kończąc na śmierci. Wszystko co mogło wbić chimerze do głowy kolejny bunt lub o nim przypomnieć zostało pozbawione wszelkich szczegółów i rozmazane. Drugim krokiem było ich usunięcie. Dzięki temu procesowi nawet jeśli jakaś z jego chimer coś sobie przypomniała nie stanowiła zagrożenia. Z reguły takie wymazane wspomnienia były brane jako część majaków jakie przeżywały podczas eksperymentów, co zresztą było częścią ich programowania aby tak je odbierać. Jeśli w ogóle sobie jakieś przypomniały.
Kolejnym krokiem było rozmazanie wszelkich myśli podczas procesu rekonstrukcji w podobny sposób, jednakże starając się nie uszkodzić wspomnień bólu jaki odczuwał podczas procesu. Same odczucia następnie zostały wzmocnione. Było to bardzo przydatne posunięcie dzięki czemu karanie chimer było zdecydowanie łatwiejsze. Podczas pierwszych implementacji systemu karania przez magiczne stymulowanie nerwów do wysyłania odpowiednich sygnałów po pewnym czasie zaczęła pojawiać się niepożądana odporność na ból spowodowana degradacją nerwów jak i zmianami w mózgu tłumiącymi bodźce bólowe. Podczas walki takie znieczulenie miało zastosowanie, jednakże zmniejszało efektywność karania. Wspomnienia natomiast nie wypalały tak nerwów. Zmiany w mózgu też dało się obejść, a nawet wykorzystać do zwiększenia efektywności wspomnień związanych z bólem, dzięki czemu nowy system był zdecydowanie efektywniejszy. Co prawda nieco mniej zadowalający jak wbijanie rozgrzanego do białości gwoździa w chimerę, ale różnicy między krzykami spowodowanymi jednym lub drugim systemem nie było. Wspomnień bólu wykorzystywanych do karania nigdy nie było za wiele wedle Riktela.
Kolejnym krokiem było naprawienie dzikości oraz wściekłości jakie według Riktela spowodowały bunt. Tutaj proces był dużo bardziej skomplikowany i dłuższy, gdyż mag chciał ograniczyć zdolności swojej chimery w jak najmniejszym stopniu. Wolał zaryzykować dalsze problemy z kontrolą swojego podwładnego niż ograniczać jego zdolności bojowe.

***

Riktel nie spieszył się z modyfikacjami umysłu Diritha aby mieć pewność, że zostaną przeprowadzone porządnie. Potrzeba było zatem dobrych kilku dni do zakończenia programowania.
Kiedy zostało zakończone wrzucił mrocznego elfa na arenę razem z trzema innymi chimerami, gdzie w końcu przebudził Diritha bez więzów oraz magicznej kontroli.
Czemu Riktel nie używał tego typu kontroli cały czas? Niestety wszelkie próby utrzymywania chimer pod tego typu kontrolą zmniejszały ich agresywność oraz inteligencję potrzebną do analizowania sytuacji podczas walki oraz podejmowania decyzji jak zaatakować. Nawet pozostawienie w umyśle nieaktywnych zabezpieczeń mogących w każdej chwili pozbawić chimerę przytomności zdawało się ograniczać efektywność podczas walki. Swoboda działania i jak najmniej ograniczona wolna wola dawały po prostu najbardziej optymalne rezultaty... Przynajmniej do znalezienia adekwatnej alternatywy.
- Jeden. - powiedział zimno dając chimerom do zrozumienia ile z nich ma być żywych na końcu tego ćwiczenia po czym pstryknął palcami.
Na wykonany sygnał chimery rozpoczęły walkę podczas gdy on przyglądał się krytycznie Dirithowi oceniając w jakim stopniu zmniejszyły się jego zdolności. Tworzenie chimer będących w stanie być wyzwaniem dla jego najlepszych tworów było zdecydowanie trudnych i czasochłonnym zadaniem. W końcu aby ocenić zdolności kogoś silnego potrzeba było równie silnego przeciwnika. Nawet sama regeneracja chimer była czasochłonna... jednakże potrzebna. Inaczej przy testowaniu chimer na innych domach nie pozostałby żaden poza domem No'quar.
Po zakończeniu pojedynku tylko tygrysołak pozostał żywy.
- W nagrodę dzisiaj możesz zjeść. - powiedział odwracając się dalej analizując pojedynek podczas gdy Dirith zabrał się za pożywienie się jednym z przeciwników.
W oczach Riktela był zdecydowanie mniej zdolny po przeprowadzonych modyfikacjach. Nie było w tygrysołaku wahania, nadal był agresywny... jednak dla jego twórcy zdawał się słabszy. Każdy inny obserwator nie byłby w stanie znaleźć żadnej różnicy między Dirithem kiedy w pojedynkę wyżynał cały dom a Dirithem podczas właśnie przeprowadzonego testu. Po prostu dalej trzeba będzie nad nim popracować. Kto wie, może uda się rozwiązać wszelkie problemy ze stabilnością posłuszeństwa jednocześnie cofając wszelkie wprowadzone ograniczenia? Może kiedyś... Może kiedyś...

***

Powrócenie do świata świadomych nie było zbyt przyjemne. Szczególnie przez właśnie posiadane rany. Nie było to jednak nic do czego Dirith nie był przyzwyczajony przez lata eksperymentów jakie były na nim przeprowadzane. Ot kolejny dzień samorealizacji i doskonalenia własnej osoby, nic wielkiego. Nie trwało to długo zanim ciałem drowa wstrząsnęły jakieś konwulsje. Nie trwały długo oraz nie były zdecydowanym problemem podczas przewracania się na bok aby móc użyć wszelkich sprawnych kończyn do chwiejnego wstania na nogi. Szybkie rozeznanie się w sytuacji podczas wstawania zaowocowało zlokalizowaniem celu kolejnego ataku. Na szczęście Illa nie było go w zasięgu wzroku kiedy likantrop szukał komu tu odpłacić za stan zdrowia w jakim właśnie się znajdował. Na szczęście dla wszystkich wokół pierwszym żywym organizmem (jeśli można tak było nazwać to coś z czym walczyli) był Cień.
Cel został obrany, więc nie pozostało nic innego jak dostać się w zasięg posiadanych broni po czym zaatakować. Wpierw jednak Dirith spróbował się przemienić. Jego ciałem ponownie wstrząsnęły drgawki i różnego rodzaju skurcze przypominające te podczas każdej innej przemiany sprowadzając go ponownie na ziemię. Nie było jednak trzasków kości oraz fizycznych zmian.
Po chwili drgawki ustały. Jedyną zmianą było pojawienie się metalowych odpowiedników pazurów tygrysołaka jakie z reguły posiadał w formie bestii na końcach palców jednej ręki. Dirith jednak zdawał się tego nie zauważać tylko powstał na czworaka oraz spróbował ruszyć do ataku jednocześnie rycząc. Było to przeprowadzone bardzo chwiejnie. Prawdopodobnie dlatego, że drow myślał iż znajdował się w którejś z jego alternatywnych postaci, pod którymi poruszanie się na czterech łapach nie sprawiało żadnych problemów. Jednakże próbowanie poruszania się na czworaka pod postacią drowa dokładnie taak jak pod innymi jego postaciami nie szło już tak dobrze przez co ponownie zaliczył glebę. Nie na długo, bo znowu wstał na czworaka ruszając dalej. Tym razem jakby wziął poprawkę na nieco inne możliwości poruszania się ale dalej na czworaka podążał do celu zdecydowanie jak najszybszym tempem. W tym wszystkim nie było ani jednego kroku w tył.
Kiedy wreszcie był w zasięgu postanowił wgryźć się w przeciwnika. Nie było znaczenia, czy była to pięść podążająca w jego kierunku z zamiarem uderzenia go, czy któraś z rąk z zamiarem złapania go. Najbliższa część przeciwnika miała zostać ugryziona i to wszystko co było w umyśle Diritha.
Kolejnym działaniem jakie było w umyśle drowa było dźganie oraz drapanie pazurami, lub wbijanie pazurów aby uczepić się przeciwnika żeby móc dalej gryźć oraz dźgać lub drapać drugą łapą. Nie miał znaczenia, że tylko jedna ręka posiadała wymagane do tego uzbrojenie, jedyne co się liczyło to rozszarpanie przeciwnika.
Dirith był nadal w szoku do tego stopnia, że nawet nie współpracował z Xenomorphusem, który nadal próbował ukąsić przeciwnika po raz kolejny próbując zaaplikować debuff.

Almena 08-07-2020 16:56

Podsumowanie pierwszego egzorcyzmu by Kiti;
https://www.youtube.com/watch?v=3O8J2locx5o
[myślę, że to dziecko już się nie pozbiera, a Astaroth się chichra gdzieś w Mgłach Chaosu… Drowia klątwa wciąż działa…]

Delikatnie mówiąc, Dirith mógłby praktycznie nie wstawać… i efekty jego prób anihilacji paskudztwa byłyby porównywalne… xD Pozbieranie się po przyjęciu latającego szaszłyka z wilczycy wymagało widać więcej czasu. Krótko mówiąc, ugryzienie paskudztwa w tym stanie zdrowia i świadomości nie było najlepszym pomysłem i też nie przyniosło najlepszych efektów. Dirith dostał w twarz z backhandu którąś ręką wielorękiego paskudztwa i wylądował znów na łopatkach w krzakach nieopodal. Xenomorphus również nie zdołał dosięgnąć celu i w nienajlepszym stanie zaczaił się obok czekając na rozkazy [Dirith w krzakach mamrocze coś niewyraźnie pod nosem o beczkach, strzałach, elfkach i obiedzie].

Bestia Illa ponownie na niewiele się zdała. Po chwili nad Bestią Illa przefrunął kamień rzucony przez Kiti; paskudztwo nie omieszkało złapać go w jedną z dłoni i odrzucić. To chyba naucz Kiti żeby nie rzucać kamieniami w opętanych… zwłaszcza z tyloma rękami…

No ale jednak…
https://www.youtube.com/watch?v=BFNnMXP5ih0
Bo niby kto wystraszy się wilka, kiedy w okolicy jest tygrysołak, drow i gigantyczny ptaOrzeł?... I właśnie się udało. Niby nic, a jednak w końcu wilk ucapił zębami za paskudztwo i to z zaskakującą siłą, szarpiąc jak kawałkiem kotleta i powalając paskudztwo na ziemię. I tu wkroczył Ill [na gotowe, oczywiście]. Mówią że rozmiar ptaka ma znaczenie, ale jak widać jak załączonej i nie zjedzonej przez nikogo [MIEJMY NADZIEJĘ] symulacji, nie jest to prawda…
https://www.youtube.com/watch?v=-79qIvQgjz4

Tym razem w końcu zmasowany atak Bestii Kiti i wielkiego ptaka Illa […wyrzuca kartkę ale nie ma siły pisać od nowa, popija melisę] przyniósł pożądane rezultaty. Paskudztwo zmiażdżone w metalowych szponach dosłownie pękło jak zgnieciony pomidor, wokół trysnęła czarna maź i czarne opary, a ze szponów orła wyśliznęła się usmarowana ową mazią nieprzytomna dziewczynka i upadłą na ziemię. Jeśli zbierać ten bałagan to właśnie teraz…
Ill zakaszlał sobie znowu, spojrzał na Bestię Kiti, na Kiti, na Diritha w krzakach, na Xenomorphusa, i splunąwszy krwią poderwał metalicznego orła do lotu. Kopuła na niebie zaczęła blednąć…

Kejsi2 11-07-2020 20:48

Już wcześniej sobie przyrzekała nie rzucać kamieniami ani niczym innym. Ale to paskudztwo ją wkurzyło i ją poniosło. Wiedziała, to był zły pomysł, zły, zły, zły! No ale rzuciła. Wilk rzucający kamieniami to zły pomysł. Tym bardziej w kogoś kto ma tyle rąk i rzuca o wiele lepiej. Paskudztwo zwyczajnie kamień złapało i odrzuciło. Mało śmieszne to było. Nie wiedziała niby czego się spodziewała. Że trafi i powali kamieniem coś takiego? Cuda się zdarzają, ale nie tym razem. Tym razem standardowo dostała odwet kamieniem między oczy. Skoro paskudztwo potrafiło rzucić wilkiem i znokautować tym Diritha, to czego się spodziewała, że nie odrzuci kamienia? Jak mawiają elfy Almanakh, jak zaczniesz w życiu zlewać, to efekty mogą cię trafić kamieniem między oczy. Nie muszą, ale mogą. Z reguły o dziwo nie trafią. Ale czasem trafią. No i trafiły. Na moment zapomniała o wszystkim. Na moment przed oczami wyskoczyły jej gwiazdki, iskry, kolory tęczy, kwiaty, jednorożce, i różowe smoki. Na moment była znów szczęśliwa i wolna. Jak to mawiają elfy Almanakh, ciesz się drogą, a nie celem, ponieważ kiedy dotrzesz do celu, odkryjesz nagle że nie ma już nic więcej, a ty jesteś stary, zmęczony, znudzony, zgorzkniały i nic więcej już nie osiągniesz. Świat nie jest wcale tak piękny jak mówią. Jest nudny. Właściwie to z czego się cieszyć? Ile można się cieszyć z tego że słońce świeci? Albo kwiaty kwitną? Albo ptaki śpiewają? Albo z tej samej kawy, herbaty, melisy, z tych samych twarzy mijanych codziennie, z tego samego ciepłego łóżka? Jednorożce zmieniły się w pegazy a smoki z różowych na niebieskie.

W końcu po długich zmaganiach udało się zadać cios i uspokoić szalejące paskudztwo zanim zniszczyło wioskę i pozabijało wszystkich. Dirith nie wyglądał najlepiej i obawiała się że naprawdę coś wyleciało mu z pękniętej czaszki, a pewnie był to błędnik, bo Dirith przeprowadził natarcie zygzakiem po czym ugryzł to paskudztwo. Fuj fuj Fuuuuj. Efekt był podobny do rzutu kamieniem, Dirith poleciał w krzaki i ponownie miał chwilową przerwę. Atak w tym stanie nie był dobrym pomysłem. Równie dobrym co wilk rzucający kamieniami w opętanego. I tak szok jak w ogóle dał radę wstać i chodzić i gryźć. Nie była to ich popisowa walka. Trzeba będzie wieśniakom wytłumaczyć i kupić flaszki, co by nie rozpowiadali o tym co tu dziś widzieli. Jakby jej reputacja wymagała dalszego szargania. Drowia klątwa nadal działała i to całkiem skutecznie. Ill uratował dzień swoim wielkim ptakiem hihihi. Widziała wśród pegazów i jednorożców jak Ill na swoim wielkim orle jak walkiria zleciał z nieba i uderzył jak piorun Zeus gromowładny czy ptak gromu czy feniks w paskudztwo miażdżąc je. Biłaby brawo, ale nie dałaby teraz rady ustać tylko na dwóch tylnych nogach. Właściwie to zdała sobie sprawę, leżała twarzą a raczej szczęką na ziemi. Jak długo, nie wiedziała. Gwiazdki i smoki zaczęły powoli znikać i pozbierała łapy i wstała. Jakoś. Ill jak zwykle na gotowe. Ale niech mu będzie. Jeśli pozbyć się paskudztwa to teraz.

Chodzenie nie było teraz łatwą sztuką. Ale skoro Dirith dał radę to ona też da radę. Dirith miał mniej kończyn do ogarnięcia, jej szło trochę gorzej z tymi wszystkimi czterema nogami. Nie miała pojęcia jak to coś z tyloma rękami i nogami było tak prawne w walce. Najważniejsze że już nie było. Byle do przodu. A Może By Tak w końcu pozbyć się tego paskudztwa? Jak nie teraz to kiedy? Podniosła amulet i zdołała przy tym nie upaść ponownie na twarz. Z amuletem w garści, no powiedzmy w pysku, ruszyła bojowo w kierunku wroga. I to był kolejny nie do końca przemyślany pomysł bo prawie zabiła się kiedy łapy rozjechały się jej na wszystkie strony jak poślizła się na czarnej mazi. Nie ma to jak zaryć ryjem w demoniczną maź. Kiedy była ‘w zasięgu’ zamierzała zamknąć to ponownie w amulecie. I teraz właściwie jak, jak, jak? Może samo wlezie jak się go pogoni…
- Światło święte które rozjaśniasz… - znowu ta pustka w głowie! - eeee…które prowadzisz do…?
Nie chciała teraz tego sknocić i pozwolić temu czemuś uciec czy co gdzieś poleć czy jeszcze gorzej, jednocześnie nie mogła zebrać myśli. Znacie to, jak powtarzasz materiał z kumpelą i wszystko wiesz na pamięć a potem wchodzisz na egzamin, zadają dokładnie to samo pytanie i nie możesz wykrztusić ani słowa ani przypomnieć sobie od czego zacząć…? To właśnie to. Przecież musi być… do głowy ni stąd ni zowąd przyszła jej pewna ‘modlitwa’ którą zasłyszano gdzieś kiedyś od sławnego łowcy demonów. Łowca demonów, skojarzyła i tak jakoś weszło.

„Dobra, mów, mów cokolwiek!... – myślała w panice. – Nie stój jak słup, mów coś, zrób coś!...”

- The time has come and so have I
I’ll laugh last ‘cause you came to die
The damage done the pain subsides
And I can see the fear clear when I look in your eye

I’ll never kneel and I’ll never rest
You can tear the heart from my chest
I’ll make you see what I do best
I’ll succeed as you breathe your very last breath

Now I know how the angel fell
I know the tale and I know it too well
I’ll make you wish you had a soul to sell
When I strike you down and send you straight to hell

My army comes from deep within
Beneath my soul and beneath my skin
As you are ending I’m about to begin
My strength is pain and I will never give in

I’ll tell you now I’m the one to survive
You’ll never break my fate or break my stride
I’ll have you choke on your own demise
I make the angels scream and the devil cry

eTo 12-07-2020 18:44

Plan powiódł się dobrze. Dirith dotarł do celu oraz jego ugryzienie było dobrze wycelowane. Problem polegał na tym, że gryzienie lecącego w jego stronę uderzenia było generalnie nie najlepszym pomysłem. Co prawda dawało to szansę na to, że Cień sam się nabije na zęby i zrobi sobie krzywdę samemu. W praktyce wyszło na to, że Dirith dostał prosto w zęby po czym odleciał w krzaki. No cóż... jeśli plany Diritha nie wychodziły, to nie wychodziły po całości.
Tak czy inaczej drow po wylądowaniu w krzakach po przyjęciu uderzenia prosto w pysk jedyne co mógł zrobić to próbować wstać. Co prawda wpierw musiał opracować gdzie znajduje się góra, gdzie ziemia, następnie przypomnieć sobie jak poruszało się kończynami oraz wymyślić jak nimi poruszyć żeby w końcu doprowadzić się do pozycji w miarę pionowej. Po przewróceniu się na bok prospekt powstania zdawał sie trochę łatwiejszy. Szczególnie po wypluciu nie jednego połamanego lub wybitego zęba razem z krwią.
Po powstaniu sytuacja zdawała się opanowana. Cienia już nie było, Kiti zajmowała się modlitwami, egzorcyzmami czy jeszcze czymś, co najwyraźniej owocowało sukcesem. Przynajmniej tak się zdawało obserwując kopułę znajdującą się nad miejscem.
Drow podszedł kawałek w stronę miejsca gdzie Kiti zajmowała się egzorcyzmem. Spojrzał w jej stronę patrząc na to co robi. Z pewnością nie było to zbyt przyjemne biorąc pod uwagę jak poraniona była jego jeszcze krwawiąca twarz. Albo bardziej to co z niej jeszcze zostało.
- Cień i klątwa ogarnięta? Dobrze - bardziej stwierdził niż zapytał ruszając chwiejnym krokiem w stronę, w którą poleciał Ill the zdrajca.
Xenomorphus również ruszył wyprzedzając jego pana oraz nadstawiając końcówkę ogona, na którą Dirith wszedł po czym zaczepił się specjalnie uformowanym do tego celu hakiem z Tysiąca Ostrzy. Dalej rzeczy potoczyły sie bardzo prosto. Bestia ruszyła najszybszym sprintem jakim tylko była w stanie w pogoni za odlatującym zdrajcą. Jedyną przeszkodą jaką Dirith widział w dostaniu się do celu była różnica wysokości. Przeszkoda ta miała jednak być zniwelowana w bardzo prosty sposób, mianowicie wykorzystując ogon Xenomorphusa jako ramię katapulty oraz moment obrotowy jaki wspomniana bestia może utworzyć gwałtownie odwracając się. Oczywiście Dirith w odpowiednim momencie miał zamiar rozluźnić Tysiąc Ostrzy aby zostać swobodnie wystrzelonym według odpowiedniej trajektorii lotu, która mogła zapewnić przelot jak najbliżej celu czyli Illa, lub przynajmniej szyi jego transportu. Będąc w powietrzu Dirith miał moment na zastanowienie się gdzie uderzyć. Tutaj zamiar był również prosty - Ill miał oberwać. Albo jego ptak, żeby go zabić i spowodować, że Ill zabije się uderzając w ziemię. Albo uderzenie obu celów na raz. Wszystko zależało od tego co znalazło się w zasięgu Diritha... o ile w ogóle udało się dolecieć na wymaganą wysokość oraz odległość od wystarczającą do zaatakowania któregoś z celów.
Co miało się stać jeśli Dirith nie doleciał do celu? Tutaj rozwiązania również były proste. Albo miał zostać złapany przed uderzeniem w ziemię przez Xenomorphusa, który po wystrzeleniu pocisku miał za zadanie dobiec sprintem do miejsca lądowania, albo po prostu przywitać się z ziemią i ponownie odrodzić.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:46.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172