Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2017, 12:29   #21
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Tytus lekko skłonił się przed arystokracją.
- Nasza równie szlachetna, jak urocza gospodyni wskazała szereg bardzo istotnych elementów, które mogą pomóc bronić, twojego klienta, Marku Tulliuszu – powiedział jeszcze przed pójściem do skrzydła budynku. Rzymski prawnik doskonale wiedział, że jeśli chodzi o komplementy należy walić trzy razy grubszymi niźli sensowne i jeśli komukolwiek wydadzą się one idiotyczne, to na pewno nie osobie, do której będą skierowane. Wprawdzie zajmowali się teraz inną rzeczą, ale kto wie, czy kiedyś spotkanie Cecylii Metelli nie będzie skutkowało jakimś sensownym interesem?

Jednak właściwie nie kłamał specjalnie. Dowiedzieli się wszak trochę o historii rodziny, a przecież może właśnie w niej kryje się tajemnica sprawy Cycerona. Bowiem ten kto się zasadził na Sekstusa, raczej nie obserwował go cały czas, ale wiedział, że mężczyzna wyjdzie oraz gdzie pójdzie. Niby wskazywałoby to na „Dom łabędzi”, co oczywiście byłoby konieczne do sprawdzenia. Jednak wyniku wcale nie można było być bardzo pewnym. Ktoś obcy mógł po prostu podsłuchać, przekupić posła etc. Któż wie? Wątek jednak wydawał się bardzo istotny. Trzeba było sprawdzić to zdecydowanie dokładniej.

Przy okazji przed pójściem podjął temat, który właściwie powinien już zacząć dawniej.
- Wybaczcie jeszcze, szlachetni państwo - zwrócił się do swoich towarzyszy. - Jeśli ktokolwiek z was poniósł jakiekolwiek kontuzje, lub spośród sług, moja niewolnica, Ella, zna się na sprawach medycyny i chętnie pomoże każdemu potrzebującemu - rozejrzał się. Ella stojąca skromnie za swoim panem jedynie skinęła potwierdzająco głową.

Tymczasem co do wypytywania Rufusa, Tytus nie planował niczego wyjątkowego. Oczywistym zdawały się pytania o wszelkie szczegóły dotyczące wiedzy Rufusa na temat sprawy. Co wiedział o ojcu, czy coś się zmieniło ostatnimi czasy, czy ojciec miał swojego medyka? Zresztą to pytanie planował zadać jeszcze Metelli. Cóż bowiem, jeśli wspomniany człowiek był ciężko chory oraz postanowił zrobić jeszcze świństwo znienawidzonemu synowi? Jednak sprawdzając to trzeba było wypytać lekarza lub bliskich znajomych. Ponadto wtedy chyba trzebaby było sprawdzić owych przybocznych, o co zresztą spytał wojskowy.
 
Kelly jest offline  
Stary 02-02-2017, 19:50   #22
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Stan domowego skrzydła, w którym przebywała zbiegła z Amerii rodzina mógł wskazywać, że mimo wszystko nie cieszyli się oni pełnią łask gospodyni. Być może patrycjuszka dała im schronienie tylko ze względu na dawną przyjaźń z seniorem rodu Roscjuszów. Przemierzając korytarze Marcus z uwagą wysłuchiwał młodego Rufusa, który starał się być jak najbardziej pomocny.

-Jakże to sprzedano resztę posiadłości? Przecież jej właściciel wciąż żyje i z tego co nam wiadomo nie znajdował się wśród zwolenników Mariusza i Cynny. Wiesz może, szlachetny Messalo, kto kupił ziemie w Amerii?- zapytał weteran, niedowierzając słowom młodzieńca. Jednocześnie coraz bardziej utwierdzał się w swoim przekonaniu o tym, że wiele spraw może wyjaśnić wizyta na prowincji.

Z każdą kolejną chwilą sprawa Sekstusa Roscjusza komplikowała się coraz bardziej. Crastinus zastanawiał się ile jeszcze faktów z życia denata pozostaje do odkrycia. Oto bowiem okazuje się, że ów miał nie jednego, a dwóch synów. W dodatku z uczty u Cecylii Metelli wyrwała go pilna wiadomość od burdelmamy, lub kurtyzany. Zbyt to wszystko było zagmatwane i nie jasne. Marcus zaczął nawet przez chwilę nabierać podejrzeń, że Cyceron jest w błędzie i Roscjusz syn jest w rzeczywistości winny nie tylko ojcobójstwa, ale i bratobójstwa. Zaraz jednak zmienił zdanie, gdy ujrzał oskarżonego. Dorosłego człowieka z twardymi rękami i ogorzałą twarzą. Jednocześnie z jego spojrzenia spozierał strach i panika. Uczucia tak pierwotne, a niegodne prawdziwego Rzymianina, właściwe barbarzyńcom. Crastinus, aż przystanął w niemym zdumieniu. Choć słowa młodego Messali jasno wskazywały, że Sekstus jest w złym stanie psychicznym to centurion nie spodziewał się ujrzeć zaszczutego zwierzęcia w ludzkiej skórze.

Znajdujące się w pomieszczeniu żona i córki oskarżonego zdawały się równie blade i apatyczne jak pater familias. Sprawiali wrażenie jakby całkowicie poddali się biegowi wydarzeń i w gruncie rzeczy czekali na rozpoczęcie się kaźni. W gruncie rzeczy sam Crastinus nie bardzo wiedział o co pytać biednego Roscjusza. Jeśli samo wspomnienie o zagrabionym majątku wywoływało u niego, jak to określił Rufus, ataki. Wreszcie jednak były centurion przemówił.

-Drogi Roscjuszu, czy znana jest ci może kobieta o imieniu Elena?-
 
sickboi jest offline  
Stary 07-02-2017, 07:49   #23
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Mimo najszczerszych chęci Rufus nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie Marka Crastinusa. Obiecał jednak, że sprawdzi jakie osoby przejęły majątek Sekstusa Roscjusza.

Cecylia Metella powiedziała, że nocami Roscjusz budzi się z krzykiem. Bez wątpienia wystarczyło jej nań spojrzeć, by uznać, że stracił zmysły. Ale Cecylia nigdy nie chodziła nie kończącymi się, tętniącymi życiem ulicami ubogich dzielnic Rzymu czy Aleksandrii. Desperacja może graniczyć z szaleństwem, ale dla oka, które widziało dość jednego i drugiego, różnica jest wyraźna. Sekstus Roscjusz nie był szaleńcem. Był człowiekiem pogrążonym w rozpaczy.

Roscjusz strzelił palcami na kobietę. Była również w średnim wieku, tęga i nieładna. Sądząc po śmiałości, z jaką burknęła na niego, musiała być jego żoną. Wstała i sama z kolei strzeliła palcami na dwie dziewczynki, które zerwały się z podłogi. Roscja Starsza i Roscja Młodsza, bo zgodnie z tradycją córkom nadano imiona od nazwiska ojca, stosując jedynie gradację według wieku. Roscja Starsza musiała być mniej więcej w wieku Rufusa, może trochę młodsza – dziecko na progu dojrzałości. Nosiła taką samą białą, prostą tunikę, skrywającą jej członki. Jej bujne i gęste kasztanowe włosy, splecione na karku w węzeł, opadały kaskadą na plecy – zgodnie z wiejską modą nigdy ich nie obcinano. Była uderzająco urodziwa, lecz w jej oczach widać było to samo zaszczucie co u ojca.




Młodsza z dziewczynek była jeszcze dzieckiem, miniaturową repliką swej siostry: tak samo długie i splecione włosy, i identyczna suknia. Chodziła za pozostałymi kobietami po pokoju, lecz była za mała, by pomóc im nosić krzesła.
Starsza z dziewcząt wycofała się z pokoju za przykładem matki, ale nim zniknęła za zasłoną, odwróciła się i spojrzała ku przybyłym. Jej uroda była uderzająca – szerokie usta i gładkie czoło, ciemnobrązowe oczy naznaczone smutkiem. Spojrzała wprost na Marka Crastinusa i uśmiechnęła się. Skinęła głową. Wargi poruszyły się, bezgłośnie wypowiadając słowa, których nie mógł zrozumieć.

Wszyscy zasiedli na przyniesionych przez żonę i córkę Roscjusza krzesłach. Ten wysłuchał ich pytań i burknął:
– Prawdziwi z was mądrale, co? Miejscy spryciarze.
– Gdzie są twoi niewolnicy? –
ciągnął niezrażony Aratus.
– W Amerii, oczywiście. – Wzruszył ramionami Roscjusz.
– Mówiliśmy o twych niewolnikach, Sekstusie Roscjuszu. Zwłaszcza z dwoma chciałbym porozmawiać. Ulubieńcy twojego ojca, którzy byli przy nim w noc jego śmierci. Feliks i Chrestus. Czy i oni są w Amerii?
– A skąd mam wiedzieć? –
burknął. – Pewnie już uciekli albo poderżnięto im gardła.
– Kto miałby to uczynić? –
spytał Tytus Vasco.
– Poderżnąć im gardła? Ci sami ludzie, którzy zamordowali mego ojca, oczywiście.
– A dlaczego? –
rzucił Crastinus.
– Ponieważ niewolnicy widzieli, jak to się stało, głupcze!
– Skąd ty o tym wiesz? –
tym razem zadał pytanie Rosa, by uprzedzić Crastinusa.
– Bo mi powiedzieli.
– Czy tak dowiedziałeś się o śmierci ojca? Od niewolników, którzy przy tym byli? –
drążył temat Aratus.
Roscjusz zrobił krótką pauzę, zanim odpowiedział.
– Tak. Przysłali z Rzymu posłańca.
– Byłeś tamtej nocy w Amerii?
– Oczywiście. Dwudziestu ludzi może to potwierdzić.
– A kiedy ta wiadomość dotarła do ciebie?

Znów krótka przerwa.
– Posłaniec przybył w dwa dni później, rano.
– Co wtedy zrobiłeś?
– Tego samego dnia przybyłem do Rzymu. Wyczerpująca jazda. Da się zrobić tę drogę w osiem godzin, jak się ma dobrego konia. Wyruszyłem o świcie, przyjechałem o zmierzchu, jesienne dni są krótkie. Niewolnicy pokazali mi ciało. Te rany... –
Jego chropawy głos zniżył się do szeptu.
– Czy pokazali ci też ulicę, na której został zabity?
– Tak. –
Roscjusz wbił wzrok w ziemię.
– Miejsce zbrodni?
– Tak. –
Tym razem aż zadrżał i zdecydowanie potrząsnął głową.
– Drugi raz tam nie pójdę.
– Rozumiem cię. Mogą nas tam zaprowadzić ci niewolnicy, Feliks i Chrestus. –
rzucił Rosa obserwując jego twarz. W oku dostrzegł błysk i nagle zaczął coś podejrzewać, choć nie bardzo był pewien co. – Ach, ale niewolnicy są w Amerii, nieprawdaż?
– Już to powiedziałem. –
Roscjusz zdawał się mieć dreszcze mimo gorąca.
– Twój ojciec był wtedy w drodze do przybytku pod nazwą „Dom Łabędzi”. Być może to się stało w pobliżu. – rzucił Vasco.
– Nigdy o czymś podobnym nie słyszałem.
– Skoro tak, to może nam powiesz, jak mamy odszukać miejsce zbrodni? –
spytał Crastinus.

Mógł i uczynił to. Przy jego nieznajomości miasta trochę to zdziwiło. Rzym miał tysiąc ulic, z których tylko nieliczne były nazwane. Jednakże wspólnie z Cyceronem odtworzyli drogę na podstawie zapamiętanych przez Roscjusza charakterystycznych punktów. Była na tyle skomplikowana, że wymagało to zapisania. Rufus zaofiarował się zrobić notatki.

Nagle Rocjusz wybuchł:
– Zostawcie to wszyscy! – Głos Roscjusza przybrał na sile. – Zostawcie! Jestem zgubiony! Wrzucą mnie do Tybru, zaszytego w worku, i za co? Za nic! Co się stanie z moimi córeczkami, z moimi ślicznymi dziewczynkami? – Zaczął szlochać.
Rufus podszedł doń i położył mu rękę na ramieniu. Roscjusz strząsnął ją gwałtownym ruchem.

Cyceron wstał i złożył oficjalny ukłon.
– Chodźmy, panowie. Chyba skończymy na dzisiaj. – stwierdził.
Odwrócił się ku drzwiom, wołając na Rufusa, który wciąż próbował pocieszać nieszczęśnika. Roscjusz drżał cały, zagryzając palce.

W końcu uderzył pięścią w poręcz krzesła. Jego oczy lśniły, ale już nie szlochał. Ogień powrócił.
– Głupie mieszczuchy! Nie prosiłem was o pomoc. Tak, jakby sama prawda mogła tu pomóc albo w ogóle coś znaczyła! No, dalej! Idźcie się gapić na plamy jego krwi na ulicy! Idźcie zobaczyć, gdzie starzec zginął po drodze do swej ladacznicy! Co to da? Co? Nawet tutaj nie jestem bezpieczny!

Krzyczał jeszcze, ale ciężka zasłona opadła i stłumiła jego obelgi.
– Zdaje się, że on musi wiedzieć o wiele więcej, niż mówi – powiedział Rufus, kiedy wszyscy wracali korytarzami do skrzydła Cecylii.
– Oczywiście, że tak. Ale co? – Cycero skrzywił się. – On jest niemożliwy. Jakże mam go bronić? Teraz wiadomo, dlaczego Cecylia kazała go ulokować w tym śmierdzącym zakamarku. Wstyd mi, że zabrałem Wam czas. Sam jestem na wpół zdecydowany wycofać się z tego. Nie dowiedzieliśmy się niczego, ani od Cecylii, ani od Roscjusza. Cecylia nic nie wie, jest w to wciągnięta wyłącznie z powodu swego sentymentalnego przywiązania do zmarłego. Roscjusz coś wie, ale nie chce mówić. Co mogło tak go przerazić, że nie chce pomóc własnym obrońcom? Nie wiemy nawet tyle, by osądzić, kiedy i o czym kłamie. – Twarz Cycerona znów wykrzywił grymas niezadowolenia. – A jednak nadal wierzę, że jest niewinny. Nie czujecie tego?


Pożegnawszy się z gospodynią wszyscy wyszli na skąpaną w słońcu ulicę, choć nadciągające z zachodu chmury dawały nadzieję na deszcz. Cyceron nie wyglądał na znużonego.
- Wybaczcie, że nie będę wam towarzyszył. Muszę wrócić do domu. Askaniusz mnie odprowadzi. Jeśli uda wam się coś ustalić powiadomcie mnie.
Tymi słowami Cyceron pożegnał się. Także Rufus przekazał swoje notatki Tytusowi Vasco i zaofiarował się, że odprowadzi przyjaciela do jego domu.

Zgodnie z zamiarami Aratusa pozostali postanowili odszukać miejsce zbrodni.
Wokół Circus Flaminius roztaczał się labirynt wąskich uliczek. Najbliżej położone, zwłaszcza te otwarte na samą arenę, a przez to mogące ciągnąć najwięcej korzyści z kipiącego wokół niej ruchu, pełne były sklepów, tawern, domów publicznych i zajazdów. Rozchodzące się na wszystkie strony dalsze ulice zatłoczone były kamienicami o trzech, a nawet czterech piętrach, często wystających poza obrys parteru i przesłaniających słońce. Wszystkie uliczki były do siebie bliźniaczo podobne i przedstawiają mieszaninę wszelkich architektonicznych wzorów i epok. Z powodu częstych trzęsień ziemi i pożarów Rzym był bezustannie odbudowywany i przebudowywany. W miarę przyrostu liczby ludności i skupiania własności gruntu w rękach wielkich posiadaczy, nowe domy często budowało się według najgorszych wyobrażalnych planów i przez najgorszych rzemieślników. Wokół szacownych murowanych budynków, które jakoś przetrwały stulecia katastrof, można było ujrzeć byle jakie konstrukcje bez śladu zdobień, wyglądające jak ulepione z błota i patyków. Pod rządami Sulli ta sytuacja oczywiście jeszcze się pogorszyła.




Szli trasą opisaną przez Sekstusa Roscjusza, kierując się notatkami młodego Messali. Pismo Rufusa było okropne, niemal nieczytelne. Pomimo tego nie było wątpliwości, że trasa jest właściwa. Pokrywała się z najprostszą drogą od domu Cecylii Metelli do serca dzielnicy Circus Flaminius. Prowadziła najszerszymi alejami, unikając wąskich i niebezpiecznych skrótów. Minęli kilka tawern, ale stary Sekstus nie zatrzymywałby się w nich, w każdym razie nie owej nocy, kiedy tak się spieszył do nadawcy tajemniczego wezwania. Wkrótce wkroczyli na szeroki, zalany słońcem plac obramowany sklepami. Ich fronty zwrócone były ku stojącej pośrodku studni, z której okoliczni mieszkańcy czerpali wodę. Wysoka, szeroka w ramionach kobieta w podniszczonej szacie zdawała się być jej samozwańczą władczynią, dyrygując niewielką grupką niewolników i gospodyń, zajętych plotkowaniem w oczekiwaniu na swą kolej. Jeden z niewolników chlusnął pół wiadra wody na zabawiających się w pobliżu obdartych urwisów. Dzieciaki wrzasnęły z uciechy i otrząsały się z wody jak psy.

Weszli na plac i sześć odchodzących od niego promieniście uliczek. Stary Sekstus wybrał tamtej nocy najwęższą z nich, która na dodatek, ponieważ szybko skręcała, dawała najmniej widoku w głąb. Może była to najkrótsza, a może też jedyna droga do kobiety zwanej Eleną.
W uliczce widoczność była tylko na odległość kilku metrów. Budynki po obu stronach były wysokie i nawet w jasnym świetle zdawało się, że ich ściany więżą przechodniów w ciemnym, wilgotnym ceglanym wąwozie. Stały tu głównie kamienice mieszkalne, wiele z nich miało tylko jedne drzwi i pozbawione były okien na parterze, szli więc między długimi odcinkami gołych murów. Górne kondygnacje wystawały ponad dolne, zapewniając schronienie w razie deszczu, ale nocą musiały tworzyć głębokie kieszenie cienia. W uchwytach przymocowanych do muru mniej więcej co pięćdziesiąt metrów tkwiły pochodnie z ubiegłej nocy. Pod każdą z nich wmurowano nieduży kamień z wyrzeźbioną sylwetką łabędzia, topornie wykonaną przez jakiegoś taniego rzemieślnika. Kamienie były reklamą, a pochodnie miały doprowadzić nocną klientelę do „Domu Łabędzi”.
– Już niedaleko – oznajmił Crastinus, który najlepiej orientował się w okolicy – Minęliśmy już uliczkę odchodzącą w lewo, a teraz inna jest po prawej. Według zapisów Rufusa, Sekstus Roscjusz gdzieś tu natrafił na dużą plamę krwi pośrodku ulicy. Ale chyba nie będzie tu nadal, po tylu miesiącach...

Marek Crastinus nie zdążył nadać swej wypowiedzi charakteru pytania. Spojrzawszy pod nogi, ucichł przy ostatnich słowach i stanął jak wryty.
Ciało człowieka zawiera sporo krwi, a struktura brukowych kamieni jest porowata, przy niewielkich opadach w Rzymie. Zwłaszcza ostatniej zimy. Jednak nawet przy wszystkich tych czynnikach było jasne, że stary Sekstus Roscjusz musiał leżeć pośrodku tej uliczki bardzo długo, krwawiąc i krwawiąc bez końca, by pozostawić tak wielką, niezmywalną plamę.

Była niemal idealnie okrągła i szeroka na długość ramienia dorosłego mężczyzny. Na krawędziach zatarta i przyblakła, niepostrzeżenie stapiała się z ogólnym brudem. Jednak na środku zachowała wciąż ciemną, stężoną, poczerniałą czerwień. Codzienny ruch przechodzących dziesiątek stóp wytarł kamienie do ich normalnej, oleistej gładzi, ale wciąż jeszcze można było odróżnić drobne, zaschnięte skrzepy w głębszych szczelinach.

Nawet ze środka uliczki nie można było zajrzeć do któregokolwiek z okien na wyższych piętrach inaczej, jak pod bardzo ostrym kątem. Aby zobaczyć, co się dzieje na ulicy, mieszkańcy musieliby się mocno wychylić za parapet.

Najbliższe drzwi wiodły do długiej kamienicy po lewej stronie, na rogu wąskiego zaułka. Ściana po prawej była równie pozbawiona wyrazu, tylko nieco z tyłu znajdował się sklep z żywnością. Jeszcze nie był otwarty. Cały jego front zajmowały szerokie, kwadratowe drewniane wrota, pomalowane na bladożółty kolor. U ich szczytu widniały rozmaite piktogramy przedstawiające zboża, warzywa i przyprawy.

Nagle Aulus Herminius Rosa znacznie niżej w rogu ujrzał inny znak, który sprawił, że zadrżał z wrażenia.
– Spójrzcie! – zawołała do towarzyszy.

Wrota do wysokości pasa były pokryte warstwą sadzy i brudu, tym grubszą i ciemniejszą, im bliżej bruku. Mimo to o jakieś pół metra od ziemi całkiem wyraźnie widać było odcisk ludzkiej dłoni. Odcisk i plama na bruku były od siebie dość daleko.

Odchodząca w bok uliczka może była nią dawniej; teraz jednak odcinał ją dwupiętrowej wysokości mur. Powstały w ten sposób zaułek nie miał więcej niż siedem metrów długości, szeroki zaś był na półtora. U jego końca ktoś palił wcześniej śmieci; z górki szarobiałego popiołu sterczały kawałki kości i połamanych naczyń. Nie wychodziło nań żadne okno, ani z otaczających go ścian, ani z domu po przeciwnej stronie ulicy. Najbliższa pochodnia była zamocowana co najmniej o czterdzieści kroków. Nocą zaułek musi być bezdennie czarny i niezauważalny, dopóki przechodzień nie znajdzie się na wprost niego. Doskonałe miejsce na zasadzkę.

Crastinus schylił się, by ponownie zbadać krwawy odcisk dłoni. Wysokie, szerokie wrota zadygotały i odskoczyły na zewnątrz, uderzając go prosto w nos.
– Hej, co tu się dzieje? – rozbrzmiał czyjś głos z wnętrza sklepu. – Jeszcze jeden włóczęga śpiący pod mymi drzwiami? Każę cię obić! Wynoś się i daj mi otworzyć!
Drzwi znów zadygotały. Zablokowane kucającym Crastinusem.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 11-02-2017, 15:10   #24
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
W domu Cecylii Metelli było duszno. Nie było to spowodowane panującą na zewnątrz spiekotą, czy pozamykanymi drzwiami. Niewolnicy doskonale wywiązywali się ze swoich zadań i pilnowali, by przez willę swobodnie przepływał delikatny wietrzyk. Na tyle mocny, aby przynieść ochłodzenia, ale jednocześnie na tyle słaby, by nie skończyć z katarem. Tym co przytłaczało Marcusa była panująca w posiadłości atmosfera. Ciężka, gęsta i ponura. Rozpacz emanująca z Roscjusza rozlewała się nie tylko po zajmowanym przez niego i jego rodzinę skrzydle, lecz po całym domu. Metella, krzykliwa i wylewna, również skrywała zdenerwowanie nie mając pewności, czy pod jej dachem przebywa morderca, czy kozioł ofiarny. Stąd też Crastinus nie zdziwił się widząc jakie stosunki panują między członkami zbiegłej z Amerii familii. Był niemal pewien, że żona Sekstusa bardzo żałowała, że nie jest Gorgoną z kłębowiskiem syczących węży na głowie i wzrokiem zamieniającym ludzi w kamień. Zapewne wolałaby widzieć swego męża jako zimny głaz. Marcus już szykował w głowie jakieś odpowiednie porównanie do swojego związku z Reginą, harmonijnego, pełnego miłości i zaufania. Nie zdążył jednak uformować słów w umyśle. Jego uwagę rozproszyło spojrzenie ciemnobrązowych oczu starszej córki Roscjusza. W pierwszej chwili plebejuszowi zdawało się, że dziewczyna jest zwyczajnie ciekawa nowych gości. Szczególnie teraz, przebywając w zamknięciu. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że patrzyła się wprost na niego i uśmiechała.

Trwało to nie dłużej niż mgnienie oka. Młoda kobieta poruszyła wargami wypowiadając jakieś słowo, którego Marcus nie zrozumiał i zniknęła za kotarą. Weteran liczył, że wychyli się jeszcze na moment i będzie mógł się jej jeszcze lepiej przyjrzeć. Zdążył już zauważyć, że była uderzająco piękna, a jego wyobraźnia zaczęła robić swoje. Bez wątpienia biała suknia Roscji Starszej skrywała ciało, którego nie powstydziłaby się Diana, a może i nawet sama Wenus. Crastinus poczuł wnet przyjemne mrowienie w kroczu, ale zaraz też wrócił myślami do sprawy Roscjusza. Nie było na miejscu baraszkowanie z córką człowieka, któremu miał pomóc. Nawet jeśli były to tylko wyobrażenia. Poza tym był przecież żonaty!

-No, Junono. Pilnuj mnie!- pomyślał jeszcze Marcus i zasiadł na jednym z krzeseł, próbując ostatecznie wyrzucić z pamięci smukłe i młode ciało Roscji.

Sama rozmowa z oskarżonym przeszła niemal tak jak zapowiedział Rufus. Sekstus był oporny, wybuchowy i łatwo się obrażał. Na pytania odpowiadał zdawkowo, wymijająco, albo w najgorszym wypadku opryskliwie. Jeśli którykolwiek z towarzyszy Cycerona liczył, że czegoś się dowiedzą, spotkał go srogi zawód. Jedyną, nikła zresztą, pomocą ze strony Roscjusza było wskazanie miejsca śmierci jego ojca. W związku z brakiem innych opcji postanowiono, więc ruszyć tam bezzwłocznie.

Wychodząc z domostwa Cecylii Metelli Crastinus wyraźnie odetchnął. Popołudniowe słońce wciąż mocno grzało, ale kłębiące się na niebie ciemne chmury zwiastowały rychły deszcz. Odrobina chłodu i deszczu dobrze zrobiłaby spalonemu słońcem miastu. Ciepło buchające z kamieni na odsłoniętym palatyńskim trakcie było nawet czuć przez buty. Z drugiej strony Marcus wolałby wrócić do domu w suchych ubraniach. Tymczasem jednak jego uwagę przykuła inna sprawa. Naprzeciw drzwi do domu patrycjuszki, pod wysokim murem, drzemał zmęczony Juba. Crastinus wydął wargi z niezadowolenia i robiąc duże kroki podszedł do swego sługi. Numidyjczyk oddychał głęboko, lekko poświstując. Musiał spać od dłuższej chwili, pomyślał Rzymianin i trącił niewolnika butem. Ten poruszył się niespokojnie, z trudem otworzył sklejone oczy i mlasnął kilka razy, rozglądając się wokół, tak jakby nie zauważył swego pana. Marcus chrząknął głośno.

-Och, dominus!- zawołał Juba i opierając się o mur wstał. Wyglądał żałośnie w rozdartej i okrwawionej tunice, ze spuchniętą twarzą.

-Na jaja Bachusa, coś ty ze sobą zrobił- zaklął Crastinus chwytając w palce skraj szaty niewolnika. Niewolnik wzruszył ramionami i burknął.

-Bójka, panie- Marcus głośno wciągnął powietrze. Nie był zwolennikiem bratania się z niewolnikami, czy traktowania ich pobłażliwie. Stąd też z ukosa spoglądał na stosunki panujące między Cyceronem i Askaniuszem, czy Tytusem Vasco i jego niewolnicą. Chociaż tego drugiego trochę rozumiał. Z drugiej strony Marcus nie popierał też chłostania sług za każdym razem.

-Co za bójka! Zobacz jak wyglądasz, niech cię Hades pochłonie! W tym stanie na nic mi się nie przydasz. Wracaj do domu i żebym wieczorem nie widział cię szwędającego się po dziedzińcu- rozkazał Crastinus surowym tonem, a Juba skłonił się jak najgłębiej potrafił i pozostając w tej pozycji potruchtał ścieżką w kierunku Eskwilinu. Rzymianin zaś odwrócił się do swych towarzyszy i zapytał.

-Ruszamy?-

Opuszczeni przez Cycerona i Askaniusza, śledczy ruszyli w dół Palatynu kierując się w stronę Circus Flaminius. Crastinus znał jako tako te strony. Czasem zdarzało mu się wracać przez okolice toru wyścigowego z portu do domu, albo przechodził tamtędy odwiedzając ważniejszych klientów na Awentynie. Teraz, więc starał się pomagać w prowadzeniu niewielkiej kolumny. Okolica obfitowała w najróżniejsze drobne sklepy, tawerny i lupanary. Grupka jednak nie zatrzymywała się by podziwiać gliniane misy, pęta kiełbasy, czy zagadywać blondwłose ladacznice. Szybko, więc dotarli do wskazanej przez Roscjusza uliczki, w której skonał jego rodzic. Jakież zdziwienie ogarnęło Crastinus, gdy ujrzał rozległą i ciemną plamę. Nie spodziewał się, ani tego, że ślad nadal tam będzie, ani tego, że będzie tak wielki. Z pewnością ofiara musiała konać dość długo, skoro wyciekło z niej, aż tyle krwi. Cios musiał zadać ktoś niewprawiony w sztuce zabijania, choć mogło być wręcz odwrotnie i celem zabójcy było przedłużyć agonię Roscjusza seniora. Tylko w jakim celu? Dodatkowo, gdzie byli wówczas niewolnicy nieboszczyka? Rozmyślania weterana przerwał Rosa, odnajdując kolejną pamiątkę po zmarłym, odcisk dłoni. Crastinus schylił się by go zbadać, gdy niespodziewanie został zaatakowany drewnianym wrotami.
 
sickboi jest offline  
Stary 20-02-2017, 00:57   #25
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ella i Tytus

Crastinus schylił się, by ponownie zbadać krwawy odcisk dłoni. Wysokie, szerokie wrota zadygotały i odskoczyły na zewnątrz, uderzając go prosto w nos.
Hej, co tu się dzieje? – rozbrzmiał czyjś głos z wnętrza sklepu. – Jeszcze jeden włóczęga śpiący pod mymi drzwiami? Każę cię obić! Wynoś się i daj mi otworzyć!
Drzwi znów zadygotały. Zablokowane kucającym Crastinusem.
Marcus wyskoczył w górę, niczym pierzchający przed myśliwymi zając. Nie zamierzał jednak odpuścić, ktokolwiek stał po drugiej stronie drzwi. Jedną ręką złapał się za pulsujący bólem nos, a drugą chwycił skraj wierzeji i otworzył je na oścież. Szykował się już by uderzyć krótko prawą pięścią, ale w ostatniej chwili powstrzymały go słowa Tytusa.
- Nie jesteśmy włóczęgami, szanowny panie, ale obywatelami Rzymu, którzy mają tutaj swoje sprawy i jeśli byłby jakikolwiek chętny do pomocy, lub wyjaśnień, to być może opłacałoby się to mu - zaczął Tytus. Szczerze powiadając Vasko coraz bardziej był przekonany, że trzeba ruszyć obronę inaczej. Trochę wątpił, że znajdą zabójcę, ale obronić syna dałoby się po prostu sprawiając, iż upadnie oskarżenie. Wiadomo było, że sam syn spędził czas na wsi, więc na pewno osobiście nie dokonał takiego okropnego czynu. Miał świadków. Oskarżenie mogło dotyczyć więc jedynie wynajęcia ludzi. Jakim jednak cudem można coś takiego udowodnić? Ano wyłącznie, jeśli ktoś zezna, że widział, jak mordercy są przekupywani, lub oczywiście mordercy przyznają się wskazując na syna, jako sprawcę. Wystarczyłoby znaleźć kilka osób, które zeznają, że człowiek ten w tym czasie był absolutnie gdzie indziej. Chyba jednak, że przekupione przez przeciwników będą osoby stojące na stanowiskach pretora. Jednak sprawa wydaje się nie tak oczywista. Najlepiej byłoby znaleźć jakieś wątki, które przynajmniej zasugerują innego kogoś. Może obietnica kilku sesterców skusi kogoś do przekazania istotnych informacji.
W krótkiej chwili Crastinus ochłonął nieco i choć nos nadal bolał postanowił nie karać stojącej w progu osoby. Zamiast tego postanowił pociągnąć temat rozpoczęty przez Vasco.
-Mieszkacie tutaj, prawda? Pracujecie też? Pewnie dużo widzicie i wiecie o okolicy? Chcemy zadać tylko kilka pytań. A jak wspomniał mój przyjaciel, możemy się odwdzięczyć.

Marcus stanął w pewnej odległości od pozostałej dwójki uważnie obserwując okolicę. Nie podobał się mu służalczy ton, jaki wobec tego gbura przyjęła pozostała dwójka. Rozumiał dlaczego stwierdzili, że takie zachowanie będzie najlepsze, choć temu człowiekowi należał się raczej kij, niż nagroda. Aquila wyprostował się pozwalając pozostałej dwójce mówić. Jeżeli człowiek ten okaże się oporny, to wtedy wkroczy z metaforycznym “kijem”.
Gdy Crastinus z impetem otworzył drzwi jego oczom ukazał się pomarszczony staruszek, który na widok pięści mężczyzny cofnął się przestraszony.
Ach, to nie włóczędzy. – wymamrotał właściciel, przyglądając się intruzom od stóp do głów – Przepraszam. – mruknął, ale w jego głosie nie było śladu skruchy ani przyjaznego tonu.
- To mój sklep i jest nim, odkąd umarł mój ojciec, co zdarzyło się zapewne przed twoim przyjściem na świat. A przed nim należał do jego ojca. – Zmrużył oczy i popatrzył w jasne niebo, po czym potrząsnął głową, jakby poczuł odrazę do światła dnia i pokuśtykał z powrotem do sklepu.
- Co to za jedni! Klienci! Mówiłam Ci żebyś wcześniej otworzył, ale nie on otwiera kiedy jest gotów! – zakrzyknął ktoś zza lady na końcu pomieszczenia. W długiej izbie panował półmrok i po ostrym, świetle na zewnątrz trzeba było wytężyć wzrok, by dojrzeć cokolwiek. – Kiedy on jest gotów, powiada! Jest gotów, kiedy wreszcie uda mi się wyrzucić go z łoża i ubrać! Kiedy ja jestem gotowa, powinien powiedzieć. Któregoś dnia nie wstanę, tylko będę się wylegiwać jak on. I gdzie wtedy będziemy?
– Starucho, zamknij się
! – krzyknął sklepikarz, potykając się o niski stół. Stojący na nim kosz przewrócił się i po podłodze rozsypały się suszone oliwki.
Przez twarz Crastinusa przeszedł delikatny uśmiech, którym skwitował kłótnię staruszków. Zaraz też ściągnął usta i z poważną miną postąpił kilka kroków za zrzędzącym sklepikarzem.
-Hej, obywatelu! Może pomogę ci zebrać te oliwki, a ty w tym czasie przyniesiesz coś do picia dla mnie i moich towarzyszy? Gorąco dzisiaj jak w kuźniach Wulkana, to się człowiek poci cholernie!- weteran sięgnął do pasa, rozsupłując skórzany mieszek z kilkoma monetami z brązu.
 
Kelly jest offline  
Stary 20-02-2017, 10:44   #26
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
-Swoją drogą, ciekawą tu macie dekorację przed wrotami.- Crastinus stanął w drzwiach sklepu i obrócił głowę w kierunku plamy na bruku.
-Nie wiecie przypadkiem co tu zaszło?- spytał Crastinus wyprzedzając Tytusa. I dobrze, istotne, że ktoś chciał rozwiązać ten problem, bowiem przecież faktycznie, wszystko to wyglądało na bardziej, niżeli naciągane. Sklepikarz mógł coś wiedzieć, jeśli zaś nie, pewnie wiedział, kto mógł wiedzieć. Dlatego warto było porozmawiać. Gdy weszli do sklepu, a ich oczy przywykły do mroku. Stwierdzili, że sklep jest w fatalnym stanie, zakurzony, nie zamieciony. Połowa półek i lad świeciła pustkami. Pomarszczone czarne oliwki, które rozsypały się, pokryte były kurzem. W glinianej urnie na stole były suszone figi. Część już spleśniała. Cały sklep przesiąknięty był odorem stęchlizny, jak długo nieużywany dom, zmieszanym z słodko-kwaśnym zapachem gnijących owoców. Kobieta za ladą miała ciemny szal i coś kroiła. To ona przerwała swe zajęcie i nieśpiesznie sięgnęła po dzban z wodą i gliniane, wyszczerbione i popękane kubki.
- Dekoracje? – spytał staruszek mrużąc oczy – A tak, to Galliusz je namalował. Nasz niewolnik. Tuż przedtem jak nasz syn go wyzwolił. To był zdolny niewolnik, choć leniwy. Prawie u nas nie kradł. Ale on jest gdzieś tam w Apulii, wziął sobie żonę. Tylko dać im wolność, a im zaraz w głowach tylko rozmnażać się jak porządni obywatele. On zawsze otwierał sklep. I niezbyt wiele kradł-.
– Ty nic nie wiesz, staruchu, albo nic nie pamiętasz. Twoja głowa jest jak sito. Ten nicpoń Galliusz kradł przez cały czas. Powinnam była kazać mu obciąć dłonie za złodziejstwo, ale jaki byłby wtedy z niego pożytek? To był nicpoń. Bez niego mamy lepiej.- wzrok kobiety padł na plamę na bruku.
– Pewne rzeczy się widzi, ale się o nich nie gada! - mruknęła wracając do krojenia.
– Zamknij się, kobieto! Gdyby to ode mnie zależało, dawno bym zmył ten ślad ręki, ale tyś się uparła, by to zostawić. No to się nie dziw, że ludzie to zauważają.-
Staruszek schylił się by zebrać oliwki.
Zabili tu człowieka, tam, na środku ulicy. Bogaty był, z tego co słyszałem. Wyobraźcie sobie tylko... zakłuty nożami akurat przed moim sklepem. - powiedział postękując.
– Nie wiesz o tym nic, staruchu, to czemu się po prostu nie zamkniesz? Zapytaj lepiej tych dobrych ludzi, czy nie chcą czegoś kupić. – Kobieta wpatrywała się w przybyłych spod krzaczastych brwi.
– Wiem, że zabili człowieka, jeśli nie masz nic przeciwko temu – warknął sklepikarz.
– Nic nie widzieliśmy ani nie słyszeliśmy. Tylko plotki na drugi dzień. - ucięła kobieta.
Żołnierz obserwował tą sytuację z lekkim rozbawieniem. Para kłócących się staruszków, była dość zabawna. Z pewnością była zaś dużym urozmaiceniem w stosunku do tego, z czym zazwyczaj przychodziło się zmagać Aratusowi. Stał więc w jednym z kont z lekkim uśmiechem na ustach. Nawet mimo tego, że ktoś tutaj wierutnie kłamał i opowiadał im bzdury.
-Jak to syn wasz wyzwala jedynego waszego niewolnika, który wam pomaga i sam nie udziela się w sklepie? Gdzie jest ten nicpoń? Może należy skórę mu wygarbować, aby rodzicom przyszedł z pomocą? - popatrzył na dwójkę staruszków, teraz już z poważną miną i zimnym wzrokiem
-Może i bym coś kupił dobra kobieto, ale widzę, iż sprzedajecie oliwki, chleb, kapustę … a tego co mnie interesuje i za co gotów bym był zapłacić, to chyba nie macie … No chyba, że jednak i informacje jakieś u was się znajdą?-
Gdy tylko Aratus spytał o syna, domyślił się odpowiedzi. Było jednak za późno by cofnąć raz wypowiedziane słowa. Kobieta opuściła nóż na ladę i skuliła się w sobie odwracając twarz do ściany, niemal wtulała się w nią, jakby szukając w jej martwej materii pocieszenia. Starzec zaś schylił głowę i wykręcił dłonie. W półmroku zaniedbanego sklepu zdawali się tworzyć dziwaczny trójwymiarowy obraz, zastygły w nagłym wybuchu żalu.
– Wojny... – wyszeptał starzec. – Zginął na wojnach…-
-Przykro mi - powiedział oficer szczerze -Wszyscy, którzy przelewaliśmy krew, wiemy jakie to potrafi być ciężkie zajęcie, a potem zapominamy jaki to ma wpływ na ludzi, którzy pozostają tutaj. Gdzie służył wasz syn? Może jakoś jestem w stanie pomóc rodzicom weterana? -
To była racja. Wielu żołnierzy brało udział w walkach na granicach dla chwały Rzymu, jednak nie wszyscy wrócili. Staruszkowie mieli pecha wielkiego rzeczywiście. Jednakże potrzebowali wiadomości, żeby ktoś inny nie miał go także. Próby legionisty mogły się przyczynić do pozyskania zaufania. Zaś pytania ogólne ich wszystkich zmierzały do pozyskania informacji. Wydawało się właściwie, że coś wiedzą, tylko obawiają się powiedzieć, zastanawiał się Tytus, obok którego stała Ella. Dlatego takie powolne wypytywanie oraz nawiązywanie relacji było wielce pomocne.
Kobieta odwróciła się z powrotem wracając do krojenia. Wierzchem dłoni pospiesznie otarła załzawione oczy. Staruszek spojrzał na swoją żonę. Tylko nań burknęła, ale mogła mu dać jakiś niezauważalny znak, zdawało się bowiem, że otrzymał niechętne przyzwolenie, kiedy odwrócił się do Aratusa.
– Była jedna osoba... kobieta. Mieszka w kamienicy naprzeciwko, nazywa się Polia. Młoda kobieta, wdowa. Mieszka ze swym synem, małym niemową. Chyba sobie przypominam, że któryś z klientów opowiadał, jak Polia wszystkim mówiła o zabójstwie, gdy tylko się wydarzyło, że widziała na własne oczy ze swego okna. Naturalnie, kiedy przyszła po zakupy, zapytałem ją o to. I wiecie co? Nie odezwała się ani słowem na ten temat, zaniemówiła jak jej syn. Powiedziała tylko, że mam jej nigdy więcej o to nie pytać, ani nie mówić nikomu niczego, co mogłoby... – Zamknął nagle usta jakby w poczuciu winy.
Crastinus z zadumą przysłuchiwał się rozmowie Aratusa z parą staruszków. Przeszło mu bowiem przez myśl, że równie dobrze to mogli być i jego rodzice. Pogrążeni w smutku po stracie dziecka, a przez to zgorzkniali i wiecznie skłóceni. Gdy mając niespełna 20 lat wyruszył za Sullą do Kampanii nie było jeszcze wiadomo jaki los gotują dla niego bogowie. Miał akurat to szczęście, że Fortuna była mu przychylna i wrócił do Rzymu objuczony łupami. Choć matki i ojca już nie ujrzał. Czy wciąż by żyli, gdyby poległ, gdzieś na stokach Wezuwiusza, czy wśród ateńskich marmurów?
Nagle Marcus zerwał się. Wysypał z sakiewki sporą liczbę monet, o wiele za dużo jak na cztery kubki wody i położył przed starcem.
-To za gościnę. Powiedz jeszcze, dobry człowieku, gdzie mieszka owa kobieta, o której wspomniałeś?- zapytał weteran z zamiarem złożenia Polii wizyty.
Zdecydowanie powinniśmy ją odwiedzić, pomyślał Tytus. Jednak absolutnie trzeba było zachować tajemnicę. Kobietę przekupiono oraz ewidentnie postraszono. Nie puści pary z ust, chyba, że zagwarantuje jej się bezpieczeństwo, czyli całkowitą tajemnicę, skąd posiadane są owe informacje. Żeby to uczynić, chyba najlepiej byłoby jej dać pieniądze oraz odesłać choćby do jakiejś wiejskiej posesji posiadanej przez podejrzanego. Może by ją to skusiło. Ewentualnie dałoby się pewnie kobietę oszukać, na zasadzie, że wiemy, ona ma tylko potwierdzić. chcemy sprawdzić czy mówi prawdę, bo jak nie to wiadomo co. Jednakże była to metoda straszliwie nieetyczna, zaś kobieta po tym mogła mieć problemy jak stąd do Luzytanii. Takich wrednych szantaży możnaby zastosować wiele, ale to nie była droga przyzwoitego Rzymianina. Pozostawało więc dać jej w łapę oraz umieścić na wsi. Dokładnie taki pomysł chciał zaproponować kompanom. Dobrze byłoby, żeby poszła do niej jedna osoba, żeby jej nie przestraszyć. Osoba ta powinna mieć wysoką rangę, żeby uprawdopodobniała ofertę. Wspomnianą rzecz także chciał przekazać jako propozycję kompanom.
Aratus pokiwał powoli głową, słysząc ostatnie pytanie jednego z towarzyszy. Odwiedziny u kobiety wydawały się dobrym pomysłem. Od jakiegoś czasu było wiadomo, że sprawa ta ma jakieś drugie dno. To, że ktoś mógł grozić kobiecie, aby nie opowiadała co ujrzała tamtej ferelnej nocy, było wystarczającym dowodem na działanie jeszcze jednej siły. Tym bardziej pilne stawało się odnalezienie motywów, które mogły stać za tym atakiem. A nie mogli ich wyciągnąć od samego podejrzanego, który był wrakiem człowieka. Dlatego chciał zaproponować swoim kompanom, że pójdzie porozmawiać ze swoim byłym podwładnym. Centurion Quintus Megarus, był dobrym żołnierzem, ale co ważniejsze pochodził z Horty, okolic Amerii, co znaczyło, iż mógł znać jakieś tamtejsze plotki i koligacje, a jeżeli nie wywiedzieć się o nich. Gullo był dobrym, odważnym i upartym żołnierzem, Marcus miał więc nadzieję, że będzie on wdzięczny Trybunowi, który poprowadził ich do niejednego zwycięstwa i łupów. Zresztą nawet jeżeli trop okazałby się ślepy, to odwiedzenie starego wiarusa mogło zaprocentować na przyszłość.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 28-02-2017, 10:54   #27
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Kamienicę po drugiej stronie ulicy, gdzie mieszkała Polia, zbudowano całkiem niedawno. Pozbawioną okien ścianę frontową nieznacznie tylko szpeciły wyborcze slogany, bo za dyktatury Sulli wybory wciąż się odbywały, choć bez większego entuzjazmu. Więcej było rubasznych graffiti, sądząc po treści, prawdopodobnie wymalowanych przez zadowolonych klientów „Domu Łabędzi”. Tytus Vasco jednym okiem czytał owe litanie, ciekaw, czy pojawi się gdzieś pewne imię. Nikt jednak nie uwiecznił ani tajemniczej Eleny, która tamtej nocy wzywała Sekstusa Roscjusza, ani żadnego z talentów, jakie zapewne posiadała.

Kierując się wskazówkami przekazanymi przez starego sprzedawcę przyjaciele Cycerona z wyjątkiem Aratusa udali się na pierwsze piętro.
Wąski korytarz słabo oświetlały niewielkie okna na jego końcach. Sufit był tak niski, że musieli schylać głowy, by nie uderzyć o poprzeczne belki. Doszli do drzwi pośrodku korytarza. Rosa cicho zapukał.
Po chwili wąskie, cienkie drzwi uchyliły się nieco. W półmroku nie było widać wiele poza parą przestraszonych oczu.
– Kim jesteś? – spytał kobiecy głos.
– Nazywam się Aulus Herminius Rosa. Ja i moi przyjaciele pomagamy czcigodnemu adwokatowi Markowi Tulliuszowi Cycero. Chcemy ci tylko zadać kilka pytań na temat pewnego zdarzenia we wrześniu minionego roku.
Drzwi uchyliły się bardziej pokazując pobladła twarz.
– Wiedziałam. Nie pytaj skąd, ale wiedziałam. Ostatniej nocy znów mi się to śniło... Ale musicie odejść. Nie mogę teraz z nikim rozmawiać.
Cofnęła się i naparła na drzwi. Rosa zablokował je stopą. Drewniana płyta była tak cienka i podniszczona, że zatrzeszczała pod naporem.
– Może jednak nas wpuścisz? Możemy Cię ochronić jeśli się boisz. – wtrącił Tytus Vasco.

Drzwi nagle się otworzyły, ale to nie kobieta stanęła przed nami. To był jej syn, a chociaż nie mógł mieć więcej niż osiem lat, nie wyglądał na małego, zwłaszcza ze sztyletem trzymanym ostrzem do góry w prawej dłoni.
– Nie, Eko, nie!
Kobieta schwyciła rękę chłopca i wciągnęła go do mieszkania.
– Och, na Sybillę, wchodźcie już.
Kobiecie udało się wyrwać chłopcu nóż i szybko zamknęła za wchodzącymi. Chłopak stał nieruchomo i wbijał w nich ponury wzrok.

Pokój był mały i ciasny, jak większość mieszkań w czynszówkach, ale miał okno z okiennicami i dość miejsca do spania na podłodze dla dwóch osób, by nawet nie musiały się dotykać.

Crastinus popatrzył na skąpą liczbę osobistych przedmiotów zaśmiecających pokój: zmianę odzienia, mały koszyk kosmetyków, kilka drewnianych zabawek. Jej rzeczy, jego rzeczy.

Parapet okna sięgał Crastinusowi do pół uda. Okno było zagłębione w mur na mniej więcej stopę, tworząc rodzaj siedzenia; gospodyni położyła na nim cienką poduszkę. Crastinus musiał się mocno wychylić, by wyjrzeć na ulicę. Ponieważ piętro wystawało poza obrys parteru, nie mógł zobaczyć ściany domu, ale po przeciwnej stronie i nieco na prawo dojrzał wejście do sklepiku spożywczego. Stara sklepikarka zajęta była zamiataniem ulicy, traktowała owo zadanie z równą agresywnością, jaką wykazywała, krojąc coś na ladzie. Tuż pod nią, widoczna z tej odległości wyraźnie na tle bruku widniała plama krwi Sekstusa Roscjusza. Poklepał dłonią w poduszkę.
– To niezłe siedzisko, zwłaszcza w taki gorący dzień jak dzisiaj. Także jesienią musi być przyjemnie posiedzieć sobie tutaj, jeśli wieczór jest dostatecznie ciepły. Można obserwować przechodniów, a jeśli w bezchmurną noc spojrzeć do góry, pewnie widać gwiazdy.
– Po zmroku mam okiennice zamknięte –
powiedziała. – Bez względu na pogodę. I nie zwracam uwagi na ludzi na ulicy. Pilnuję własnego nosa.
– Na imię masz Polia, tak? –
rzucił Tytus Vasco.
Przycisnęła plecy do ściany, mocniej obejmując chłopca i niezdarnie głaszcząc go po głowie. Ten zrobił niezadowoloną minę i sięgnął do góry, próbując odepchnąć jej ręce.
– Nie znam cię. Skąd wiesz, jak się nazywam?
– Powiedz mi, Polio... ta twoja mądra polityka pilnowania własnego nosa... od jak dawna obowiązuje? Zawsze ją stosowałaś, czy też jest to może niedawne postanowienie? Może przyjęłaś tę zasadę, powiedzmy, od września?
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Dlaczego nas nie zostawicie w spokoju? Idźcie sobie!
– Ponieważ zamordowano człowieka, a innego człowieka czeka z tego powodu śmierć. –
powiedział twardo Rosa.
– Co mnie to obchodzi? – warknęła. Malująca się na jej twarzy gorycz przesłoniła resztki jej urody. – Jaką zbrodnię popełnił mój mąż, że umarł na febrę? Co zrobił, by zasłużyć na śmierć? Nawet bogowie na to nie odpowiedzą. Bogów to nie obchodzi. Ludzie umierają co dzień.
– Ów człowiek został zasztyletowany tuż pod twoim oknem we wrześniu ubiegłego roku. Myślę, że widziałaś, jak to się stało. –
powiedział spokojnie Vasco.
– Nie. Skąd miałabym pamiętać takie rzeczy?
Wydawało się, że kobieta i dziecko wykonują dziwny, konwulsyjny taniec, walcząc ze sobą w rogu pokoju. Polia zaczęła ciężej oddychać. Chłopiec ani na chwilę nie spuszczał z nich oczu.
– Nie sądzę, byś mogła to zapomnieć. Popatrz, gdy wyjrzysz przez okno, zobaczysz plamę krwi. Ale nie muszę ci tego mówić, prawda? – kontynuował Rosa.

Nagle chłopiec wyrwał się matce. Rozpłakał się i wybiegł na oślep z pokoju.
– I coście zrobili? Zmusiliście mnie, bym wspomniała o jego ojcu. Ludzie zapominają, że chociaż Eko nie może mówić, to przecież słyszy równie dobrze jak oni. Kiedyś też mówił. Ale odkąd umarł jego ojciec, ani słowa. Febra dopadła ich obu. A teraz wynoście się. Nie mam wam nic do powiedzenia. Wynoście się!
Mówiąc, bezwiednie obracała w dłoniach nóż. Nagle, jakby zorientowała się, co trzyma, skierowała ku nim ostrze, niezręcznie ściskając drżącą dłonią rękojeść. Pewnie prędzej mogłaby się skaleczyć, niż obronić się nim, czy zaatakować.
– Chodźmy, Panowie – powiedziałem Rosa. – Nic tu po nas.

Tytus Vasco trzymał się z tyłu, schodząc wolno po schodach. Na jego twarzy malowało się zdumienie.
– O co chodzi? – spytał Rosa.
– Czemu nie zaoferowałeś jej pieniędzy? Wiemy, że była świadkiem morderstwa, stary tak powiedział. Z pewnością przydałoby jej się trochę srebra.
– Nie mamy przy sobie tyle pieniędzy, by skłonić ją do mówienia. Nie widziałeś? Ona się bardzo boi. Poza tym nie sądzę, by przyjęła pieniądze. Nie przywykła do ubóstwa, a w każdym razie nie aż tak, by żebrać. Jeszcze nie. Kto wie, jaka jest jej historia? –
spróbował nadać głosowi twarde brzmienie. – I kogo to obchodzi? W tym mieście jest tysiąc innych wdów z podobnymi historiami, jedna żałośniejsza od drugiej. Dla nas jest najważniejsze, że ktoś ją zmusił do milczenia na długo przed naszym przybyciem. Nie będziemy mieli z niej pożytku.

Wyszli na skwarną ulicę i od razu zrozumieli, że mają kłopoty. Było ich pięciu i wyglądali na takich, co lubią sobie dawać po mordach, a i nie trzeba ich długo namawiać by przyłożyli komu innemu. Odcinali im drogę na plac, z której przyszli. Jednak droga do „Domy Łabędzi” wciąż była wolna. Wszyscy mieli w dłoniach solidne pałki. Ich przywódca najbardziej rosły, niemal tak jak Juba, miał brązowe, tłuste i kędzierzawe włosy, do tego złamany nos i żółte, końskie zęby.
- No i co? – zadał retoryczne pytanie podrzucając w rękach pałkę – I po co wsadzacie nochale w nieswoje sprawy? Teraz się je Wam przytrze.
Z szybkością zdumiewającą na człowieka jego postury nagle wyprostował dłoń, a czubek pałki trafił prosto w pierś Aulusa Herminiusza Rosy. Siła była tak wielka, że Rzymianin poleciał do tyłu i uderzył plecami o ścianę kamienicy, a w oczach mu pociemniało.
Na ten znak dany przez przywódcę reszta ruszyła w kierunku pozostałych.


*****


Tymczasem Marcus Aquila Aratus, który opuścił grupę wcześniej szedł ulicami Rzymu. W pobliżu Circus Flaminus mieszkał bowiem jeden z jego byłych centurionów. Quintus Megarus zwany pieszczotliwie Gulo, czyli rosomak. O ile dobrze pamiętał, to Gulo pochodził z Horty niedaleko Amerii. Aquila pocił się w swoim stroju obficie i z radością rozpoznał dom Gulo. Brama była uchylona i Aratus bez ceremonii wszedł dośrodka. Za bramą znajdował się podwórzec otoczony piętrowym budynkiem. Pośrodku podwórca rosła ogromna lipa, która swym cieniem osłaniała stół znajdujący się pod nią. Za stołem siedziała mała dziewczynka i bawiła się drewnianą lalką, obok niej młoda kobieta o jasnych włosach takich samych, jak dziecko zajmowała się cerowaniem płaszcza. Prócz nich za stołem siedział Gulo i przeglądał jakieś tabliczki. Minę miał zafrasowaną. W pobliżu kręciło się trzech niewolników. Gdy jednak mężczyzna dostrzegł Aratusa twarz od razu mu się rozjaśniła. Wstał i ruszył gościowi na spotkanie.
- A niech mnie toż to Marcus Aquila Aratus we własnej osobie. – powiedział uśmiechając się od ucha do ucha.
- Co Cię do mnie sprowadza Panie? Postanowiłeś odwiedzić starego kompana?
Zwrócił się do żony, która była z pochodzenia Galijką.
- Maureen przynieś wino. Najlepsze. To specjalny gość i coś do przegryzienia.

Aratus zasiadła za stołem. Pomny dobrych obyczajów Rzymianin wpierw przyjął poczęstunek wspominając wraz z gospodarzem „stare, dobre czasy”. Gulo zajmował się handlem winem i to co podała im jego żona było naprawdę znakomitym trunkiem. Rozmowa ze wspomnień zeszła na tematy współczesne.

Aratus dowiedział się, że interesy Gulo nie idą najlepiej. Centurion najwyraźniej niezbyt potrafił sobie poradzić poza legionem, ale jakoś wiązał koniec z końcem. Tęsknota za dawnym legionowym życiem była w nim niemal namacalna.
- Powiedz mi Gulo, czy nazwisko Sekstus Roscjusz coś Ci mówi?
- Roscjusz … Roscjusz … brzmi jakby znajomo.
- To właściciel ziemski z Amerii.
- Z Amerii powiadasz panie. Maureen? Słyszałaś o nim? –
zwrócił się do żony.
- Oj, Gulo. – kobieta podeszła do niego i pocałowała siedzącego męża w czubek głowy.
- Przecież to sąsiad twego stryjecznego brata Gnejusza. No ten co go zabili w zeszłym roku. I to nawet tu gdzieś niedaleko.
- Aaaa … ten stary co chodził na kur…
- Gulo! –
przerwała mu żona pokazując na bawiącą się spokojnie dziewczynkę, która zdawała się nie zwracać na nich uwagi.
- No tak. Gnejusz to syn brata mego ojca. Mieszka w Amerii i jest sąsiadem Roscjuszy, ale nie widziałem go ze cztery lata. – rozłożył bezradnie ręce.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 05-03-2017, 21:59   #28
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Crastinus wyszedł z mieszkania Polii jako pierwszy. Ostrożnie schodząc po wąskich i krzywych schodach pogrążony był w rozmyślaniach. Wizyta u kobiety nie dała śledczym żadnej odpowiedzi na kłębiące się w głowach pytania i wątpliwości. Ktoś musiał u niej zawitać dużo wcześniej i porządnie ją nastraszyć. Było bardzo możliwe, że senator Rosa miał w jej sprawie rację. To mógł być, niestety, ślepy zaułek w krętej drodze przyjaciół Cycerona ku prawdzie o śmierci Sekstusa Roscjusza seniora. Pozostawała jednak jeszcze jedna sprawa związana z Polią. Komu mogło, aż tak zależeć na zatuszowaniu wszystkiego, że posunął się do tak obrzydliwej rzeczy jak grożenie samotnej kobiecie z dzieckiem? Marcus w pierwszej chwili pomyślał o swoim byłym wodzu, któremu niegdyś wierzył i ufał bezgranicznie. Z drugiej strony Sulla był człowiekiem zbyt inteligentnym i przebiegłym, a przede wszystkim zbyt potężnym, by tak prosto można było połączyć go ze śmiercią Roscjusza. W takim razie kto? Może któryś z jego zauszników, jakiś senator? Nie, to nie mogło być takie proste.

Weteran zszedł z ostatniego schodka i zaraz potem ponownie znalazł się na wąskiej, nasłonecznionej uliczce. Zaraz za nim z ciemnej klatki schodowej wyszli Rosa i Vasco. Ostatnim miejsce jakie należało zbadać w okolicy był lupanar „Dom Łabędzia”, do którego zmierzał nieboszczyk w dniu swojej śmierci. Może owa tajemnicza Elena, kimkolwiek była, wiedziała coś więcej. Niestety droga do miejsca uciech miała się okazać znacznie kręta, niż zdawało się na pierwszy rzut oka. Tuż za drzwiami do insuli, na szerokości całej ulicy stało pięciu drabów uzbrojonych w drewniane pałki. Wyglądali na takich, którym zazwyczaj schodzi się z drogi, jeśli ktoś ceni sobie własne zdrowie. Crastinus doskonale znał ten typ ludzi i wiedział, że wpadli w poważne kłopoty. Szczególnie, że prawdopodobnie z całej trójki tylko on brał udział w prawdziwej walce. Choć jeszcze chwilę temu wydawało się to śmieszne, to były centurion zatęsknił za wystrojonym jak na paradę Aratusem. Niewątpliwie przydałby się ktoś wprawiony w mieczu.

Gdy tępy koniec drewnianej pałki uderzał w senatorską pierś Rosy, Marcus już zrzucał z siebie obszerną togę. Jeśli mieli mieć choć cień szansy na wyjście cało z tego spotkania musiał pozbyć się krępującego ruchy stroju. Ściągając materiał z ramion starał się cisnąć go w kierunku nadbiegających zbirów i w ten sposób zyskać sobie kilka chwil na sięgnięcie po jedną z wystających ze ścian pochodni. Zawsze była to jakaś broń.

-W nogi do burdelu!- krzyknął jeszcze unosząc nad głową osmalony drąg. Nie zamierzał długo walczyć. Chciał tylko dać swoim towarzyszom kilka chwil na dobiegnięcie do „Domu Łabędzi”, nim sam nie ruszy w tę samą stronę.
 
sickboi jest offline  
Stary 07-03-2017, 08:00   #29
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
-Ehh - westchnął powoli Aratus, obserwując spokojnie dawnego oficera i rozglądając się po jego domu. Widać nie tylko Trybun miał problem z dostosowaniem się do życia poza legionowego. Aczkolwiek Aquila zapewne łatwiej mógłby znaleźć sobie odpowiednie zajęcie. Po tylu latach służby bez problemu mógłby wybrać ścieżkę kariery cywilnej. Tylko co z tego? Nie lubił polityki. Trąby obozowe, przemarsze i walki były jego żywiołem. Dlatego pragnął zrobić wszystko, aby mianowano go Legatem, tak mógł rozwijać siebie i działać dla dobra Rzymu. Wystarczająco wielu Senatorów było już w tym mieście.
-Szmat czasu, szmat czasu - powiedział Aratus spokojnie
-Przyznam się tobie szczerze, że wysiedzieć już nie mogę w tym mieście. Muszę coś zrobić, więc pomagam przyjacielowi, w sprawie tych Rocjuszy. Przynajmniej dopóty nie uda się odnaleźć jakieś drogi powrotnej do Legionów ... Gullo gdybyś sobie cokolwiek o jego synie przypomniał? Mieli tam jakiś wrogów? Podobno jego brat umarł parę lat temu, coś się o tym w Amerii mówiło? -
Były centurion chrząknął zmieszany:
- Maureen zabierz małą – zwrócił się do żony, która podeszła do dziewczynki i bez słowa wzięła ją na ręce.
- Chodź kochanie pomożesz mamusi w kuchni. – mruknęła całując dziewczynkę w jasną główką.
Gulo odczekał, aż odejdą i powiedział:
- Jak mówiłem nie widziałem się z Gnejuszem ładnych parę lat, ale z tego co pamiętam, to tych Roscjuszy w Amerii jest więcej, a wszyscy jak mówił mi kuzyn popieprzeni. Ponoć jeden drugiego by utopił w łyżce wody. Ale szczegółów nie znam. Poróżnili się o ziemię, czy kobietę. W każdym razie Gnejusz, ani okoliczni sąsiedzi nie darzą ich sympatią-.
Pomimo, że byli sami nie licząc kręcących się niewolników Gulo ściszył głos.
- Ten stary chadzał ponoć do „Domu Łabędzi”, to taki lupanar. Drogi, ale dziewczynki pierwsza klasa- Uśmiechnął się mrugając znacząco okiem.
- Czasami tam wpadam, no ale nie po to żeby rozmawiać. Właściciel to zwykły szubrawiec, ale można przemówić do niego złotem. Ale jeśli chciałbyś panie czegoś naprawdę się dowiedzieć, to pytaj o Elektrę. Taka czarnulka, ma już swoje lata, ale dziewczynki traktują ją jak mentorkę. Jeśli ktoś będzie wiedział o tym Roscjuszu, to ona.-
Kolejny trop prowadzący do Domu Łabędzi, ale teraz miał przynajmniej imię, które mógł wykorzystać. Nie wiedział czy łatwo będzie wyciągnąć od kobiety konkretne informacje, ani czy będzie to tanie, ale może warto było spróbować. Zwłaszcza jeżeli mogło to przybliżyć ich do prawdy. Nie spodobała mu się jednak informacja o Rocjuszach. Może Sekstus Młodszy nie zabił swojego ojca, ale przybranego brata? Kto to wiedział ... Być może było trochę prawdy w podejrzeniach jego ojca, co stawiało go w niezbyt przyjemniej sytuacji. Choć po prawdzie, to ktoś z dalszej rodziny, mógł sprobować wykorzystać niesnaski, aby za jednym zamachem pozbyć się i ojca i dziedzica, który nie mógłby już więcej rozporządzać majątkiem. Gdy dochodziła do tego kwestia przejęcia majątku przez kuznów ... Może należało podążyć tym tropem?
-Dziękuję, ci za te informacje. Pomogą mi - uśmiechnął się, po czym zmienił temat, na bardziej trywialny. Ot przez jeszcze jakiś czas prowadzili niezaobowiązującą konwersację, a kiedy miał się już zbierać powiedział jeszcze poważnie
-Posłuchaj Gullo, ja naprawdę zamierzam wrócić do Legionów. Jeżeli kiedyś znudzi ci się cywilne życie i chciałbyś wrócić, wiedz że wziąłbym cię w ciemno jako Primus Piles - pożegnał się z dawnym towarzyszem broi ściskając jego przedramię i uśmiechając się szeroko
-Niech Corvus cię prowadzi bracie - dodał cicho
-I ciebie panie - odparł jego były podwładny, a po paru chwilach Aratus znalazł się na ulicy. Pozostawało jedynie udać się do lupanaru i tam spróbować wywiedzieć się co wydarzyło się owej nocy. Elektra wydawała się więc najpewniejszym tropem.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 07-03-2017, 15:24   #30
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Zasadniczo wszystko się komplikowało, to zaś wskazywało, że przeciwko ich klientowi występuje jakaś większa siła. Ale to oznaczałoby, że ów prosty człowiek, wredny, jednak względnie prosty, pragnący jedynie hulać oraz nie cierpieć syna, mógł zamieszany być w jakieś bardziej pokrętne sprawki. Ale jakie? Mieli problemy ze zidentyfikowaniem sedna sprawy. Przynajmniej on nie widział jakiegoś wyjścia, tylko tysiąc możliwych ścieżek pokrętnego labiryntu. Więcej właściwie, częścią labiryntu wydawali się także pretorzy, którzy mieli sprawę rozpoznawać. Przecież kwestią oczywistą było, że siedzący na wsi człowiek nie mógł jednocześnie przebywać na terenie Rzymu. Jednak prawdopodobnie oskarżą go, ze wynajął jakichś bandytów. Znajdą kogoś, kto to potwierdzi, więc prawdopodobnie rozsądną sytuacją było również wyszukanie kogoś, kto stwierdzi kompletnie co innego. Prawdopodobnie również za łapówę jakąś. Tytus wierzył rzymskim pretorom, podobnie jak latającym świniom. Ech, liczył na to, ze spokojnie sobie usiądzie oraz porozmawia na ten temat z Ellą. Dziewczyna nie miała wprawdzie pokrętnego umysłu rzymskiego, lecz czasem właśnie dlatego potrafiła dostrzec sedno. Ponadto niewolnica wzbudzała w nim cieplejsze uczucia od dawna. Cieszył się, że otrzymał ją jako prezent i chciał sprawić, by również czuła się dobrze w jego domostwie. To była pierwsza kwestia, zaś druga, że ktoś ich śledził, czyli śledził przedtem dom Cicerona. Być może zresztą od tego należało rozpocząć. Jednak ewidentnie postanowiono ich zniechęcić do sprawdzania rzeczywistości.
- W nogi! - pociągnął za sobą Ellę w rytm okrzyku kompana. Broni nie miał, pozostawały więc jedynie własne nogi oraz droga ucieczki prowadząca do przybytku rozpusty.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172