Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-05-2017, 21:35   #51
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Nie spodziewał się, że kobieta go ugryzie. Być może popełnił błąd, ale był raczej przyzwyczajony do walki z osobami, które choć trochę na tym się znały. Ich instynkt w tym momencie, na pewno nie kazałby zrobić tego, co zrobiła ta służka. Aratus nie bał się zawodowców, wiedział co się po nich spodziewać, to na utalentowanych amatorów należało uważasz.

Złapał jakąś szmatę i wodę aby przemyć i przetrzeć tą ranę. Nie powinna ona sprawiać żadnych problemów, ale wolał być ostrożny, zwłaszcza patrząc na to co się stało.

-Straż tutaj nie pomoże
- powiedział nad wyraz spokojnie zważywszy na tą sytuację jaką zastali.
-Ktoś chce nas zastraszyć, ale przynajmniej na razie, nie zrobi większych kroków w naszym kierunku. Co oczywiście nie znaczy, że to się nie zmieni -
-Wydaje mi się, że po pierwsze musimy teraz postępować ostrożniej. Jeżeli zdecydujemy się kontynuować to śledztwo, możemy być następnym celem .... A dwa, chyba można uznać, że ten biedny głupiec jest faktycznie nie winny śmierci swojego ojca, ale ktoś potrzebuje go jako kozła ofiarnego ... Najgorsze jest, że nie wiemy jak głęboko wdepnęliśmy w ten ruchomy piasek ... -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 12-05-2017, 00:31   #52
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Złocisty okrąg słońca powoli zbliżał się do końca swej wędrówki. Niebo już pokryło się wielobarwnymi smugami, pełnymi odcieni fioletu i żółci. Ostatnie promienie jeszcze dotykały szczytów Siedmiu Wzgórz, ale za chwile i one miały ustąpić miejsca nocy. Nikt nie był pewien czy to rzeczywiście bóg Sol każdego dnia przechadzał się po nieboskłonie, czy też, jak twierdzą Grecy, świetlisty Helios przejeżdżał na swoim rydwanie. Nie zaprzeczalnym faktem było za to, że w Rzymie niemal każdy wyczekiwał tego momentu. Żar spadający z nieba wreszcie ustawał, dając wytchnienie zmęczonym ludziom i zwierzętom. Odetchnął też Marcus Crastinus, dla którego kończący się dzień był pełen wrażeń i doświadczeń. Nie koniecznie tych dobrych. Teraz jednak zapadał zmierzch, a wraz z nim coraz bliżej była perspektywa powrotu do domu.

Pogrążony w błogich myślach o swoim wygodnym mieszkaniu na pierwszym piętrze kamienicy na Eskwilinie i czekającej nań rodzinie weteran pogwizdywał cicho wspinają się po uliczkach Awentynu. W gruncie rzeczy było to dość przyjemne doznanie. Powietrze zdążyło już się nieznacznie ochłodzić i chłodna bryza omiatała jego ciało. Jednocześnie kamienny bruk i otaczające ich ceglane ściany wciąż oddawały nagromadzone przez cały dzień ciepło. Crastinus czuł się, więc nieco orzeźwiony, a jednocześnie nie zziębnięty. Dodatkowo spacer ułatwiał fakt, że o tej porze ulice, nawet te zazwyczaj tłoczne, były opustoszałe. Zwinęły się wszystkie kramy, pozamykano sklepy i zakłady. Zmierzch był bodaj jedyną z chwil, gdy w Rzymie dało się zażyć nieco spokoju. Za moment bowiem przez wszystkie miejskie bramy wleją się ciężkie wozy wypełnione po brzegi najróżniejszym towarem i tak będą turkotać przez całą noc, przy akompaniamencie klnących woźniców.

Niespodziewany błogi nastrój jaki ogarnął Marcusa zniknął w oka mgnieniu, gdy dotarli wreszcie do drzwi domu Tytusa Vasco. Drzwi otwartych na oścież i prowadzących w głąb zasnutego czernią domu. Weteran odruchowo zacisnął pięści i ruszył wraz z resztą do wnętrza budynku. W czasie swojej niemal dziesięcioletniej służby w wojsku Crastinus widział wiele okropieństw, trupów i wiele krwi. Dlatego też ciało niewolnika skąpane w posoce nie zrobiło na nim wrażenia. Przynajmniej nie samo w sobie. Włosy na głowie kupca zjeżył dopiero napis na ścianie. Od razu też przyszła mu do głowy jedna myśl. Nie słuchał więcej co mówili Vasco i Aquila. Nie zwrócił uwagi na zakrywającą ciało Ellę. W szaleńczym zrywie wyskoczył przez otwarte wierzeje i puścił się pędem po kamienistej ulicy w dół zbocza. Biegł z całych sił, starając się obrać najszybszą drogą na Eskwilin. Nie miał wątpliwości, że jeśli mordercy dotarli do domu młodego prawnika, mogli też dotrzeć do jego mieszkania. Do jego żony i córki.
 
sickboi jest offline  
Stary 19-05-2017, 10:51   #53
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Gnał na złamanie karku. Pędził przed siebie niesiony obawą o los żony i córki. Nie oglądał się za siebie. Na jakimś placu omal nie wpadł pod wóz z resztkami niesprzedanych warzyw. Poślizgnął się na liściu sałaty i zderzył z jakimś grubasem obalając go na ziemię i pędząc dalej żegnamy wyzwiskami poszkodowanego.

Gdy wreszcie Crastinus dotarł do znajomej ulicy jego wzrok padł na drzwi własnego domu. Zdawało mu się, że drzwi są uchylone …

***

Wieczór, który miał być wytchnieniem po upalnym dniu okazał się źródłem trosk i smutku. Zgodnie z poleceniem cała służba Tytusa opuściła jego dom i udała się do jego ojca zabrawszy ze sobą ciało zamordowanego niewolnika. Została przy nim tylko Ella i pusty dom.

Cisza była wręcz namacalna, gdy odezwał się Aulus Herminius Rosa.
- Nic tu po nas Aratusie. Oni raczej dziś już nie wrócą, ale koniecznie Tytusie musisz zadbać o bezpieczeństwo swego domu. Cycero nas w to wpakował i on powinien zadbać o ochronę. Jutro rano pójdę do niego. Co nam wszystkim doradzam. Z pewnością będzie ciekaw naszych postępów. Ale teraz wybaczcie. Udam się do siebie. Zechcesz mnie Aratusie odprowadzić? – mówił zmęczonym głosem i niezbyt składnie.
Wkrótce obaj mężczyźni opuścili dom Tytusa Vasco.

***

Pchnięte gwałtownie drzwi obiły się o ramię niewolnika, który wrzasnął z bólu. Zamilkł jednak natychmiast i wystraszonym wzrokiem spojrzał na Crastinusa.
- Gdzie Regina?! – wrzasnął ten zdyszany i nie czekając na odpowiedź popędził wzdłuż korytarza.
Wpadł na nią tuż przy sypialni ich córki Crastinilli.
- Co się stało? Wyglądasz jakby Cię cerber gonił. – zdumiona żona.

W odpowiedzi Crastinus tylko przytulił ją mocno i omal się nie rozpłakał. Z jego gardła wydobyło się jednak tylko westchnienie ogromnej ulgi. Chciał wejść do pokoju córeczki, ale żona go powstrzymała.
- Dopiero co zasnęła.
- Tylko na chwilę. – odparł uchylając drzwi.
Dziecko spało spokojnie podłożywszy rączki po policzek. Crastinus cicho zamknął drzwi.
- Powiesz mi co się stało przy kolacji? – powiedziała Regina ciągnąc go zdecydowanie za rękę.

***

Kolejny dzień przywitał wszystkich słońcem i bezchmurnym niebem zwiastującym upał. Z samego rana w porze śniadania do wszystkich zapobiegliwy Rosa wysłał posłańców wyznaczając w południe spotkanie u Marka Tulliusza Cycerona.

Upał był przytłaczający, lecz w gabinecie Cycerona wiało chłodem.
Askaniusz stał przy stoliku, na którym leżał stos rozwiniętych i obciążonych kamieniami pergaminów. Był tam i Rufus; siedział w kącie, postukując się palcem po wargach. Obaj rzucili przybyłym zaniepokojone spojrzenia. Cycero był poddenerwowany. Do procesu pozostały jeszcze tylko kilka dni.

Początkujący adwokat nie znosił dobrze napięcia.
Opowiedzieli mu o zdarzeniach poprzedniego dnia.

Rufus wyglądał na wstrząśniętego, Askaniusz na zasmuconego, tylko Cycero wyglądał, jakby go dopadł atak nadkwasoty.
– Napad na Was i Twój dom Tytusie? Ale to nie może mieć związku z Waszą pracą dla mnie! Skąd ktokolwiek mógłby wiedzieć...
– Nie umiem na to odpowiedzieć, ale wiadomość dla Tytusa wypisana krwią na ścianie była dostatecznie jasna: „Milcz albo giń. Pozwól działać rzymskiej sprawiedliwości według jej woli”. To pewnie dobra rada. –
zauważył z przekąsem Rosa.
- Wybaczcie. – zmitygował się Cycero. Zaraz też kazał podać coś do picia i przekąski. Sam nawet napił się odrobiny wina.
- No cóż … - stwierdził w końcu Cyceron – oczywiście powinniście .. ba wręcz domagam się byście wynajęli gladiatorów do ochrony Waszego mienia. Ja pokryję wszelkie koszty.
Zapewnił Cyceron.
- Dowiedzieliście się sporo, ale wciąż nie mamy żadnych dowodów. Co zamierzacie dalej? Porozmawiać jeszcze raz z Sekstusem Roscjuszem? Odszukać tego zbira, który Was napadł? A może udać się do Amerii? A może coś zupełnie innego?
Spytał gospodarz popijając wino drobnymi łyczkami.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 23-05-2017, 14:37   #54
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
-Co do dodatkowej ochrony, to skorzystam z twojej gościnności. Nigdy nie zaszkodzi się dodatkowo zabezpieczyć - powiedział Aratus spokojnie, a jego głos nie zdradzał specjalnie żadnych emocji, co nie znaczy, że nie gotowało się w nim. Był zły na swojego przyjaciele, że ten wciągnął go w taką kabałę, nie ostrzegając, że może być ona tak niebezpieczna. Jednakże, była to zapewne złość tymczasowo, nie wierzył aby młody prawnik mógł domyślać się skali zagrożenia. Na jego zemstę bardziej zasłużyli ci odpowiedzialni za te zamachy, czyli pewnie rodzina Sekstusa, bo tak to przynajmniej z perspektywy starego żołnierza wyglądało. Ktoś próbował nimi manipulować, zastraszyć ich ... Logiczne było to, że robiła to osoba, która najwięcej mogła na tym skorzystać. No cóż, przynajmniej upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu, paru dodatkowych ochroniarzy do domu może się przydać. Lepiej aby nikt nie odkrył pewnych sekretów. Weźmie też do pomocy, paru współwyznawców, którzy chętnie skorzystają z okazji do dodatkowego zarobku, a którym również w ten sposób Marcus będzie mógł pomóc.

-Jak wspominałem, Elena powiedziała Sekstusowi, że jest w ciąży i, że dziecko jest jego. Cóż stary uwierzył w to, więc znów pozostaje w podejrzeniach osoba, która mógla stracić na nowym dziedzicu ... Dobrze by było gdybyśmy mieli ten list, który wtedy otrzymał. Te same zbiry, które zabrały ją tamtej nocy zabili Rocjusza, tylko że utykający i olbrzymi blondyn z czerwoną twarzą, mogą oznaczać każdego ... Choć może warto byłoby zapytać o nich jakiś mniej ... prawych obywateli. Poza tym najlepszym tropem jest grupa, która nas napadła. Mogą nam więcej powiedzieć, o tym kto zapłacił im za to ... To chyba najbardziej solidny trop i moim zdaniem właśnie nim powinniśmy podążyć - zamilkł popijając wino i obserwując pozostałych zebranych w pomieszczeniu.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 24-05-2017, 17:55   #55
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ella i Tytus

Noc


Ella chwilę obserwowała jak służba zabiera ciało Zorby. Niestety nawet gdy je wyniesiono, pozostał krwawy ślad i napis. Upewniła się, że wszystkie drzwi i okiennice zamknięto i podeszła do Tytusa.
- Powinieneś odpocząć, Panie. - Uśmiechnęła się by zamaskować niepokój.
- Wiem, powinienem, ale po prostu nie jestem w stanie. Wcześniej marzyłem tylko, że kiedy nadejdzie wieczór spokojnie będę mógł wziąć cię w swoje ramiona oraz zapomnimy wszystko na jakąś chwilę. Tymczasem takie coś, ech, odnoszę wrażenie że Marek nie powiedział nam wszystkiego - chodził wzburzony po domu, jakby nie potrafił sobie znaleźć miejsca. - Dobrze, że tobie przynajmniej nic się nie stało - dodał ciepło.
- Wybacz Panie te słowa ale obywatele rzymscy stali się słabi, niewielu byłoby mi w stanie zrobić krzywdę, acz… szkoda sukni. - Zerknęła na pozszywane prowizorycznie strzępy materiałów. - Czy chcesz kontynuować tą grę?
- Dobre pytanie
- przyznał. - Właśnie nad tym się zastanawiam. Nie gram bowiem tylko własną osobą, ale wszystkimi bliskimi. Ojcem, bratem, tobą, niewolnikami również innymi. Ktokolwiek stoi za tym nie bawi się półśrodkami. Nie wiem, do czego się posunie, albo raczej wiem, do wszystkiego byłby zdolny. A co ty o tym sądzisz? Może jestem teraz zbyt przygnębiony, żeby podejmować sensowne decyzje - skonstatował.
Ella podeszła do Tytusa i jakby zastanawiając się, zaczęła powoli zdejmować z niego togę, którą niecały dzień temu zakładała na jego ramiona, teraz wygniecioną przez to całe bieganie.
- Wątpię się by wycofanie się coś pomogło. Tak jak powiedziałeś te zbiry są gotowe na wszystko, a co za tym idzie mogą chcieć zrobić nam krzywdę nawet jak odsuniemy się od sprawy. - Spojrzała na mężczyznę ze słabym uśmiechem. - Trzeba się ich jak najszybciej pozbyć nim oni pozbędą się nas.
- Przyjmuję twoją linię rozumowania
- odparł Tytus lekko próbując oddać uśmiech. - Problem jest tylko taki, że oni wiedzą, kim jesteśmy, my zaś nie wiemy, kim są oni. Ani nie mamy pomysłu, jak się dowiedzieć. Usiądźmy gdzieś, napijmy się może po kubku wina, może to rozluźni nas oraz rozświetli nasze umysły - zaproponował, bowiem widać było jak spięty jest oraz zdenerwowany.
Ella wzięła jego togę i złożyła ją starannie.
- To usiądź proszę, zaraz coś przyniosę.

Po chwili przygotowała im wygodne miejsce w tablinum. Poradziła też sobie ze znalezieniem wina i kubków. Teraz bardzo się cieszyła, że udało się jej chociaż obejść dom, przed tym wszystkim. Tytus napełnił kubki, wzniósł toast.
- Za nas i za powodzenie!
Ella uniosła kubek trzymając go w obu dłoniach i upiła. Widać było, że jest zamyślona.
- Obawiam się, że czeka nas kolejne spotkanie z tamtymi bandytami… nie wiem jaki inny trop moglibyśmy pochwycić.
- Ja także tak przypuszczam, ale gdzie ich chwytać? Moglibyśmy ewentualnie zrobić na nich zasadzkę pod tamtą karczmą. Skoro jednak ktoś splądrował mój dom oraz ubił owego biedaka, pewnie obserwują nas także oraz wyśledzą przygotowania do owej zasadzki. Napijmy się jeszcze, albo przynajmniej ja się napiję, jeśli nie chcesz
? - spytał ją.
- Myślę, że też tego trochę potrzebuję. - Ella odstawiła kubek na stoliku tak by Tytus mógł go napełnić. - Zazwyczaj takie szumowiny… wybacz słowo. Oni mają swoje miejsca spotkań. Miejsca gdzie piją, wymieniają się informacjami. Prawdopodobnie można by się udać w takie miejsce.
- Zapewne. Prawdopodobnie owa karczma była tym miejscem, przynajmniej tak przypuszczam - dolał do kubka sobie oraz dziewczynie, po czym po prostu wypił duszkiem wstrząsając mocno głową. Leciutko humor mu się poprawił, zaś miłe ciepło rozeszło tętnicami niosąc lekkie rozluźnienie. Czuł, że trochę jest mu jakby niepewnie. Stanowczo nie był jeszcze pijany, ale czuł już alkohol działający na niego.
Ella sączyła swoje wino.
- Nie było ich tam, ale prawdą jest, że było wyjście na tylną uliczkę. Teraz żałuję, że nie poszłam jej sprawdzić. - Troszkę posmutniała, niezadowolona z tego, że nie udało się jej niczego wtedy dowiedzieć. Co gorsza zniszczyła strój, który dostała od starszego Vasco.
- Dobrze zrobiłaś, kto wie, czy nie spotkałoby cię wtedy coś gorszego.Trzeba śmiałym być, ale chyba częściej uważać, żeby nie pakować się tam,gdzie łatwo drzwi mogą przyciąć palce. Czyli dalej nie wiemy, co robić. Mam nadzieję, że nasi kompani, ten wojskowy, Marek Tulliusz oraz inni coś wykombinują. Chyba nikt nie lubi takich sytuacji - przyznał.
- Oby nic się nie stało w ich domach. - Ella dopiła wino i odstawiła swój kubek. - Na pewno będziemy musieli porozmawiać z Panem Cycero, jemu też grozi niebezpieczeństwo.
- Ano racja, niechaj dobre Lary czuwają nad naszymi druhami. Uf chyba położę się spać. Rozbierz mnie proszę i połóż się obok. Zawszeć to bezpieczniej razem i milej, nawet pomimo wcześniejszych wydarzeń
.
Ella uśmiechnęła się i podniosła się.
- Przenieśmy się wobec tego do sypialni. Nie chciałbyś zmyć z siebie kurzu? - Powiedziała, a w jej oczach pojawił się znajomy błysk.
- Zdecydowanie tak - wstał oraz poczuł iż leciutko mu ciepło. - Chodźmy. Ale nie siedźmy tam długo, gdy obawiam się, że po tym winie przysnę - ruszyli w kierunku domowej łaźni.
- Zadbam o to byś nie zasnął. - szepnęła Ella po czym zabrała się za “układanie” swego Pana do łoża.

Tej nocy, pomimo niemiłych wydarzeń, zasnęli bardzo późno, zaś rankiem zastał ich posłaniec od Cicero z prośbą o przybycie.

U Cicerona


Widać było, jak szalenie wstrząśnięty jest sytuacją Marek Tulliusz. Musiałby być wspaniałym aktorem, żeby udawać owo zaskoczenie. Razem z Ellą przyszli do niego i słuchali co ma do powiedzenia. Tym razem Tytus zdecydował się trzymać dziewczynę przy sobie, jako że uczestniczyła w większości spraw i mogła podać swój pomysł, lub podrzucić coś, czego inni mogliby zapomnieć.
- Chyba faktycznie wynajmę, napad, pobicie ostateczne niewolnika, groźby. Obawiam się, przyjacielu, że obecnie widzimy jedynie rąbek całej sprawy oraz jej implikacji - skrzywił się Tytus.
 
Kelly jest offline  
Stary 24-05-2017, 23:01   #56
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Crastinus obudził się o świcie. Szybko otworzył oczy i nerwowo rozejrzał się po pokoju. Wczorajszy dzień dał mu się ostro we znaki i mężczyzna w pierwszej chwili nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Przed sobą widział jedynie dziwaczną postać o obliczu i torsie mężczyzny, ale z parą rogów na głowie i włochatymi nogami, zakończonymi kopytami. Istota ta posiadało nielichych rozmiarów przyrodzenie i spółkowała z kozą w otoczeniu drzew oliwnych i kłosów pszenicy.

-Cholera…Faun- mruknął Marcus powoli dochodząc do siebie. Znajdował się w jadalni swojego mieszkania, na pierwszym piętrze kamienicy na zboczach Eskwilinu. Zaraz też przypomniał sobie jaką awanturę zrobiła mu wczoraj Regina, gdy usłyszała w co wplątał się jej mąż. Na szczęście mieszkający piętro niżej teściowie byli akurat w podróży do jakiegoś krewnego w Erturii, więc obyło się bez rodzinnego spotkania. Crastinus był za to pewien, że cała kamienica pewnie całą noc plotkowała, zachodząc w głowę co ten Marcus wywinął.

Rzymianin w gruncie rzeczy przyznawał żonie rację, ale nie mógł rzecz jasna przyznać tego otwarcie. Cyceron rzeczywiście wprowadził go w niezłe tarapaty. Oczywiście nie było mowy o tym, aby Crastinus nagle wycofał się z całego przedsięwzięcia. Był wszak człowiekiem honorowym i dotrzymującym słowa, jak przystało na szanowanego Kwirytę. Musiał jednak wyjaśnić znajomemu kilka kwestii. Zresztą już wczoraj, pędząc z domu Tytusa Vasco, obiecał sobie, że złoży prawnikowi ponowną wizytę, ale najpierw miał kilka innych rzeczy do załatwienia. Przede wszystkim musiał wstać z leżanki. Potłuczone ciało pulsowało tu i ówdzie tępym bólem, ale nie było to coś czego weteran nie był w stanie znieść. Mimo to chwilę zajęło mu stanięcie na nogach. Wciąż miał na sobie poszarpaną i brudną tunikę z zeszłego dnia, poza tym cuchnął niemiłosiernie. Kierunek mógł być, więc tylko jeden. Łaźnia.

Najbliższe termy znajdowały się ledwie kilka przecznic dalej w związku z tym Rzymianin rozkazał Jubie spakować świeże ubrania, coś na śniadanie i dwa sztylety. Sam zaś udał się na krótki spacer ku umywalni. Mimo wczesnej pory w środku było już pełno klientów. Szpakowaty grecki niewolnik witał każdego z gości, zgarniał opłatę i życzył miłego pobytu. Podobnie przywitany został i Crastinus, który wszedł do środka z nieco skwaszoną miną. Liczył bowiem, że łaźnia będzie nieco mniej zatłoczona. Tymczasem palestra była już pełna ćwiczących, dłonie masażystów głośno klaskały o ciała, a gwar dochodzący z basenów był porównywalny z tym panującym na Forum. Nie mogąc znieść wszechobecnego gwaru Marcus dość szybko naoliwił ciało i pozwolił Jubie dokładnie oczyścić się strigilisem, a następnie wodą zmył z siebie trudy wczorajszego dnia,. Już odświeżony założył na siebie żółtą tunikę, w której fałdach skrył sztylet i zjadł przyniesione przez niewolnika oliwki, kawałek sera i chleb.

Już w nieco lepszym humorze udał się do jednej z licznych w Rzymie szkół gladiatorskich i po krótkich negocjacjach wyszedł z niej w towarzystwie dwóch barczystych mężczyzn. Najchętniej wysłałby Reginę wraz z córką do teściów, ale kto wie gdzie dokładnie w tej chwili się znajdowali. Poza tym samo złożenie takiej propozycji pewnie wywołałoby kolejną kłótnię. Stąd też wynajem dwóch wielkich jak szafy gladiatorów było najlepszym, choć kosztownym, rozwiązaniem. Gdy Marcus wrócił z nimi do swojego mieszkania już czekał na niego posłaniec od senatora Rosy. W południe weteran stawił się w domu Cycerona.

-Zdążyłem już cię ubiec, Marku Tulliusie, i rano sam wybrałem się do szkoły niejakiego Furiusa Bellatora. Oczywiście będę wielce rad jeśli zechcesz pokryć resztę kwoty jaką ustaliłem z lanistą- odparł Crastinus na ofertę prawnika.

Rzymianin nieco zdziwił się słysząc, że tylko on zdążył zatroszczyć się o bezpieczeństwo swoje i swoich bliskich. Z drugiej strony nie każdy musiał wstawać skoro świt, tak jak on.

-Nie wiem czy uda nam się coś wyciągnąć od tych zbirów, ale nie mamy zbyt wiele innych tropów w tej chwili. Jeśli uda ci się na nich trafić, Aratusie, to pozdrów ich ode mnie i to solidnie. Ja zaś chciałbym udać się do Amerii. Wczoraj dałem się odwieść od tego pomysłu, ale nie dziś-
 
sickboi jest offline  
Stary 31-05-2017, 10:34   #57
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Nim zdążyły przebrzmieć słowa Crastinusa głos zabrał stojący przy ścianie Askaniusz. Ubiegł w tym Rufusa, który już otwierał usta.
- Za pozwoleniem czcigodni Panowie. Zdaje się, że znam pewnego człowieka, który jak to ujął szlachetny Marek Aquila jest „mniej prawym obywatelem”, a który mógłby nam pomóc. Problem w tym, że jest on niezwykle podejrzliwy i wpierw musiałbym rozmówić się z nim sam, by ustalić termin spotkania. – oznajmił ku niejakiemu zdziwieniu Cycerona.
- Askaniuszu? Ty znasz takich ludzi?
- Wśród niewolników trafiają się różne znajomości mój Panie. –
oświadczył Askaniusz z lekkim uśmiechem na ustach.

Kwestie ochrony domostw przyjaciół Cyceron załatwił tak jak obiecał pokrywając wszelkie koszty. Uznał jednak, że do ochrony potrzeba będzie co najmniej po czterech gladiatorów, tak aby mogli czuwać na zmianę. Zatem nie musieli na razie obawiać się o swój dobytek.

Przyjaciele Cycerona, których można by nazwać drużyną poszukiwaczy postanowili się rozdzielić. Aratus miał czekać na Askaniusza, by z nim udać się do tajemniczego informatora. Reszta zaś kierując się zdaniem Crastinusa miała udać się do Amerii. Pomysł ten popierał szczególnie Rosa uważając, że dobrze będzie jeśli na jakiś czas znikną z miasta, a przy okazji na miejscu spróbują rozwikłać zawiłe rodzinne powiązania Roscjuszy.
Ze względu na to, iż czas do procesu przesypywał się niczym piasek w klepsydrze postanowili ruszyć jak najśpieszniej. Jednak zorganizowanie transportu wymagało czasu i nim wyruszyli wozem zaprzężonym w cztery konie i powożonym przez jakiegoś niewolnego Celta było już dobrze po południu. Otrzymali też od zapobiegliwego Cycerona prowiant na drogę i nie wzbudzające podejrzeń zwykłe podróżne ubrania.
Tymczasem Askaniusz wrócił z nowinami, iż jego tajemniczy znajomy zgodził się spotkać z Aquillą, jednak dopiero wieczorem. Chcąc nie chcąc Aratus musiał poczekać do zmierzchu.


***


Nadchodziła pora kolacji i wieczorny zefirek niósł zapachy przygotowywanych wszędzie potraw. Forum doczekało się końca kolejnego długiego dnia pracy. Zachodzące słońce rzucało długie cienie na otwarte połacie placów. Tu i ówdzie kontynuowano interesy już mniej oficjalnie. Bankierzy zbierali się w małych grupkach u podnóża świątynnych schodów, by wymieniać plotki dnia; znajomi wymieniali w przelocie zaproszenia na kolacje; kilku zapóźnionych żebraków siedziało w ustronnych kątach, przeliczając dzienne przychody.
O tej porze Rzym był chyba najprzyjemniejszy. Szaleństwo dziennego handlu ucichło, czekał zaś miły, leniwy i ciepły wieczór. Rzymski zmierzch poświęcony jest rozmyślaniom o odniesionych zwycięstwach i przyszłych przyjemnościach. Nieważne, że zwycięstwa były może trywialne i krótkotrwałe, albo że przyjemności mogą nie przynieść zadowolenia. O tej godzinie Rzym dobrze się czuje ze sobą. Posągi bogów i herosów poczerniały od korozji i zatraciły rysy przez brak opieki. W tym świetle wydają się dopiero co wyrzeźbione, ich kruszejące brzegi gładkie, a pęknięcia są niewidoczne. Przyszłość miasta jest niepewna, niemożliwa do przewidzenia jak gorączkowy skok w ciemność? O tej godzinie ciemność już się czai, ale jeszcze nie zapada i Rzym może sobie spokojnie wyobrażać, że przyniesie ona wyłącznie słodkie sny, koszmary rozdając innym.

Askaniusz pewnie prowadził Aratusa przez ulice i uliczki Rzymu. Obaj mężczyźni zmierzali w stronę Subury. Dzielnicy cieszącej się nie najlepszą sławą. Wkrótce stanęli przed zrujnowaną insulą jakich tu było wiele i tylko bogowie wiedzieli w jaki sposób Askaniusz wiedział, że trafili we właściwe miejsce. Grek zapalił latarnię w jaką się przezornie zaopatrzył.
- Zaczekaj w przedsionku Czcigodny Panie. – szepnął drżącym głosem. Sam zaś skręcił na schody prowadzące w dół do piwnicy. Aratus został w półmroku patrząc jak ostatnie promienie słońca oświetlają ściany insuli. Było cicho. Bardzo cicho. Nie słychać było żadnych odgłosów mieszkańców. Aratus przyjrzał się ścianom i przejechał ręką po murze. Na jego ręce pozostał czarny ślad po sadzy. Przyglądał się swej dłoni, gdy z piwnicy wrócił Askaniusz. Skłonił się i wskazał ręką drogę.

Aratus ruszył przed siebie prowadzony wąskim korytarzem przez Greka. Droga cały czas lekko opadała w dół. Mijali po drodze boczne odnogi korytarza, które nie wiadomo dokąd prowadziły. Zrobiło się chłodno, a ściany zaczęły lśnić wilgocią. Dotarli w końcu do drzwi. Były solidne i dębowe. Kontrastowały wyraźnie ze zniszczonym i niechlujnie wyglądającym korytarzem.

Askaniusz zapukał w nie trzy razy szybko i dwa wolno. Po czym otworzył je. W środku panował półmrok rozpraszany jedynie pojedynczym kagankiem.
- Wejdź Panie. Chce rozmawiać z Tobą sam. Ja mam tu zaczekać. Weź kaganek i idź do następnego pokoju. – powiedział ręką wskazując drogę.

Aratus wszedł do pomieszczenia. Przypominało typową piwnicę. Jednak pustą nie licząc jednej połamanej skrzynki w kącie i kaganka, który na niej stał. Aratus uniósł źródło światła i ujrzał przejście dalej. Ruszył w tamtą stronę ostrożnie zaniepokojony dziwną sytuacją. Kolejna komora była mniejsza, a jedna ze ścian zawalona. W koło było pełno gruzu. W kącie ktoś siedział opatulony szczelnie w płaszcz.

Aratus podszedł do niego i z wahaniem, zdobywając się na odwagę potrząsnął za ramię. Postać osunęła się na podłogę, a jej płaszcz się rozchylił ukazując pod spodem … worek.

W tej chwili Marek Aquila usłyszał, jak za nim zatrzaskują się z głuchym hukiem drzwi.


***


Ludzie bogaci w drodze z miasta do wiejskich willi i z powrotem podróżują w towarzystwie licznej świty i eskorty gladiatorów. Ubodzy wędrowcy trzymają się w grupach. Aktorzy przemieszczają się zespołami, każdy chłop prowadzący owce na targ otacza się pasterzami. Ktoś, kto podróżuje samotnie, ma – jak mówi stare etruskie przysłowie – durnia za towarzysza.

Rzymianie wykazują naiwny sentymentalizm wobec wiejskiego życia, przypisując mu bukoliczny, wyidealizowany charakter, wolny od zbrodni i przyziemnych namiętności. W tę bajkę wierzą jednak tylko ci, którzy nie spędzili zbyt wiele czasu poza murami miasta, a zwłaszcza ci, którzy nie podróżowali całymi dniami po rozchodzących się z Rzymu gościńcach. Zło jest wszechobecne i nigdzie człowiek nie jest tak narażony na niebezpieczeństwo, jak na otwartej drodze. Jeżeli już ktoś musi odbywać podróż, przynajmniej powinien jechać bardzo szybko, nie zatrzymując się pod żadnym pozorem. Staruszka, która leży ranna i opuszczona w pyle drogi, w rzeczywistości może wcale nie być staruszką, a nawet nie kobietą, lecz młodym bandytą, członkiem całej watahy rabusiów, porywaczy i morderców. Podróżni mogą w drodze zginąć lub na zawsze zaginąć. Jeśli nie zachowa się ostrożności, dziesięciomilowa przejażdżka może przybrać niespodziewany obrót i zaprowadzić podróżników na targ niewolników o tysiąc mil od domu. Podróżny musi być gotów natychmiast uciekać, i to szybko, nie wstydzić się wrzeszczeć wniebogłosy o pomoc i umieć zabić, jeśli zajdzie potrzeba.

Via Flaminia biegnie z Rzymu na północ, dwukrotnie przecinając Tyber w jego wędrówce poprzez południowo-wschodnią Etrurię. Dochodzi w końcu do rzeki Nar, wschodniego dopływu Tybru. W miasteczku Narnia wiedzie przez przerzucony nad nią most, i dochodzi do południowej Umbrii. Kilka mil na północ od Narnii odchodzi od niej w bok drugorzędna droga, zawracająca łukiem ku Tybrowi. Wspina się ona na łańcuch stromych wzgórz, po czym wkrótce znów opada w płytką dolinę pełną żyznych winnic i pastwisk. Tu właśnie, wtulone w kąt pomiędzy Narem i Tybrem, leży senne miasto Ameria.

Na szczęście dla podróżników ruch na drodze był niewielki i nic złego ich nie spotkało. Wojna domowa nie zniszczyła falujących pastwisk i gęstych lasów, porastających południowe krańce Umbrii i Etrurii. W innych regionach na tysiąc sposobów czuło się zaburzenia, przyniesione przez wojny i fale powojennego osadnictwa, tu zaś miało się poczucie stałości, ponadczasowości, prawie stagnacji. Ludzie nie okazywali przejezdnym ani sympatii, ani zaciekawienia; twarze obracały się ku mnie z pól i ogrodów, patrzyły bez wyrazu i odwracały się z obojętnością. Sucha jak dotąd wiosna nie przyniosła ziemi wiele koloru. Kamienistymi korytami leniwie płynęły niewielkie strugi; wszystko pokrywał i przesłaniał drobniutki pył. Nad ziemią ciężko zalegał upał, ale było pod nim coś jeszcze, co zdawało się pokrywać ziemię: dusząca, odbierająca ducha posępność, czająca się pod oślepiającym blaskiem słońca.

Pola były opustoszałe, wieśniacy czekali na chłodniejszą porę. Dopiero kiedy poszukiwacze prawdy dojechali do Narnii, życie z wolna wróciło na pola i pojawił się ruch na drodze. Sama Narnia była ruchliwym miasteczkiem targowym. U wjazdu wzdłuż ulic stały małe świątynie i grobowce; pośrodku miasta rozłożył się szeroki plac, wysadzany drzewami i otoczony licznymi sklepami i zagrodami dla zwierząt. W rozgrzanym powietrzu ciężko zalegał słodkawy zapach siana, odór bydła i owiec. Woźnica oświadczył, że konie muszą odpocząć, a podróżni skwapliwie skorzystali z okazji do rozprostowania kości.

Na jednym z rogów placu dostrzegli niedużą tawernę. W otwarte drewniane drzwi wprawiona była gliniana płytka z płaskorzeźbą młodego pasterza, dźwigającego na ramieniu owieczkę. Drewniany szyld nad wejściem zapraszał do gospody „Pod Beczącym Jagnięciem”. Było mroczno i ponuro, ale przynajmniej chłodno. Jedynym poza nimi klientem był wychudzony starzec, siedzący sztywno za stołem w rogu, wpatrzony w przestrzeń. Gospodarzem był otyły Etrusk o żółtych zębach. Wyglądało to tak, jakby wypełniał sobą to niewielkie pomieszczenie. Usłużnie postawił przed podróżnymi kubek miejscowego wina.
– Jak daleko stąd do Amerii? – spytał go Rosa.
Wzruszył ramionami.
– Z godzinę, jeśli się uprzecie. – Znów wzruszył ramionami. – Dłużej, jeżeli zależy Wam na koniach. Skąd jedziecie?
– Z Rzymu –
rzucił Crastinus.
– Z Rzymu? Szmat drogi. Mam tam syna, a raczej miałem. Walczył na wojnach pod znakami Sulli. Miał za to dostać kawałek ziemi. Może i dostał; nie dał znaku życia od miesięcy. Macie w Amerii rodzinę?

Łatwiej zaufać grubasowi niż chudzielcowi. Na chudej twarzy zdrada jest widoczna jak blizna, na tłustych, dziecinnie gładkich policzkach niełatwo ją dostrzec. Oczy jednak nie kłamią, a w jego spojrzeniu nie było śladu przebiegłości. Gospodarz był po prostu ciekawskim, wynudzonym gadułą.
– Nie – powiedział Tytus Vasco. – Nie mamy rodziny, jedziemy w interesach.
– Ach. Muszą być ważne, skoro wybraliście się w tak długą i ciężką drogę.

Nie zamierzali powierzyć mu więcej prawdy, niż musieli, niezależnie od szczerości jego spojrzenia.
– Nasz pracodawca jest człowiekiem niecierpliwym – odrzekł Rosa. – Tak niecierpliwym, jak jest bogaty. Interesuje go pewna posiadłość w Amerii, więc jadę, żeby ją sprawdzić i ocenić.
– Tak, w dzisiejszych czasach pełno jest takich spraw. Kiedy byłem chłopcem, dookoła żyli tylko drobni chłopi, miejscowi, którzy przekazywali gospodarstwa z ojca na syna. Teraz wykupują wszystko obcy ludzie z Rzymu. Nikt już nie wie, do kogo należy połowa tutejszej ziemi. Na pewno nie do twego sąsiada; zawsze jest to jakiś bogacz z miasta, który zjawia się tu dwa razy do roku i udaje gospodarza. –
Zaśmiał się, lecz zaraz twarz mu pociemniała. – A im większe majątki, tym więcej sprowadzają tu niewolników. Prowadzali ich kiedyś albo wozili wozami wprost przez nasz plac, aż w końcu zakazaliśmy tego i skierowaliśmy ich opłotkami. Niedobrze, gdy ludzie w łańcuchach idą tędy i poczują powiew wolności. Zbyt wielu nieszczęśliwych niewolników przyprawia kogoś takiego jak ja o lęk.

Wciąż wpatrując się w jakiś odległy punkt, starzec z kąta zabębnił kubkiem o stół. Karczmarz poczłapał ku niemu niechętnie. Najmniejszy wysiłek zmuszał go do głośnego sapania.
– Zatem boisz się zbiegłych niewolników? – spytał Vasco.
– Nie dalej jak o trzydzieści mil stąd jest posiadłość, w której szkolą niewolników na gladiatorów. Wyobraź sobie setkę takich bestii, które wyrwały się na wolność i nie mają nic do stracenia.
– Och, jakim ty jesteś głupcem! –
warknął starzec. Podniósł kubek i opróżnił go jednym haustem. Czerwone wino wylało się drobnymi strużkami z kącików jego ust i pociekło po pomarszczonej szyi. Z trzaskiem odstawił kubek i sztywno patrzył przed siebie. – Głupiec! Nic do stracenia? Zostaliby ukrzyżowani i wypruto by z nich flaki! Myślisz, że Sulla i senat pozwoliliby setce gladiatorów grasować tu, zabijać obywateli i gwałcić ich żony? Nawet niewolnik nie chce, by przybito mu dłonie do drzewa. Nie martw się, nędzarze nie zaprotestują przeciw swemu losowi, dopóki czują strach przed siłą.
Starzec wysunął do przodu podbródek i uśmiechnął się upiornie. Dopiero teraz zdali sobie sprawę, że jest ślepcem.
– Oczywiście, ojcze. – Karczmarz uśmiechnął się sztucznie i zgiął w ukłonie, którego starzec i tak nie mógł widzieć.

Rosa nachylił się w jego stronę i wskazałem na swój kubek.
– Można się niewolników bać lub nie – zauważył – ale czasami człowiek nie może się czuć bezpiecznie i we własnym domu. Nawet ojciec nie może być pewien swego syna. Tym razem nalej mi samej wody.

Karczmarz żwawo przydreptał do stołu przy którym siedzieli podróżni.
– Co macie na myśli? – spytał.
Ręce mu drżały, gdy nalewał wodę. Obejrzał się niespokojnie na starca.
Poskubał się w brew i pogładził pęk miękkich zmarszczek na czole. W końcu poruszył się starzec, zwracając ku podróżnym głowę. Małe pomieszczenie nagle ogarnęła grobowa cisza.
– No i co? – wycharczał stary Etrusk.


***


Drzwi były mocne, solidne. Pozbawione od środka jakiegokolwiek skobla, zasuwy, czy zamka. Pomimo tego były zamknięte na głucho i choć Aratus napierał na nie z całych sił, ani drgnęły.

W końcu zrezygnowany uniósł kaganek i rozejrzał się jeszcze raz dookoła. Jego więzienie składało się z dwóch, pozbawionych okien pomieszczeń. Większego zaopatrzonego w drzwi i połamaną skrzynkę, oraz mniejszego częściowo zawalonego rumowiskiem kamieni. Na podłodze leżał worek wypełniony sianem i stary, częściowo podarty płaszcz z kapturem. Dokładniejsze oględziny pozwoliły dostrzec przy podłodze niewielką niszę.

W niej ku swemu zdziwieniu znalazł wielki gliniany dzban z wodą, mniejszą zapieczętowaną woskiem amforę i zawinięty w lnianą szmatkę spory chleb.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 12-06-2017, 08:58   #58
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Znalazł się w pułapce. Sytuacji niemal bez wyjścia. Czuł się zły na siebie, że dał się w taki sposób złapać. Co kolejny raz dowodziło tego, że Rzym pełen był niebezpieczeństw. Jednocześnie ciekawe było to, iż nikt nie postanowił rozprawić się z nim w inny sposób. Mogli przecież spróbować go zaatakować, przestraszyć tak jak jego towarzyszy. Co byłoby oczywiście głupie z ich strony i skończyłoby się dla nich źle. Nawet gdyby byli gladiatorami i mieli przewagę liczebną to były trybun zabrałby przynajmniej kilku z nich ze sobą.

Usiadł na worku zastanawiając się co dalej. Ktoś nie chciał go zabijać, bo wzbudziłoby to zbyt wiele pytań, podejrzeń i mogło być po prostu niebezpieczne dla ich zdrowia. Aratus miał przynajmniej kilku przyjaciół, w wysoko postawionych miejsach i to takich, którzy po częsci dla zemsty, po części dla zasady wycięgneliby odpowiedzialnych z ich kryjówek i sprawili, że pożałowaliby takiego czynu.

Ktoś myślał tutaj rozsądnie. Jego zniknięcie mogło wywołać niepokój, ale nawet jak zaczną go szukać, to mogą nie zdążyć odnaleźć go przed procesem. Patrząc zaś na zgromadzone w środku zapasy, to ktoś chciał pewnie go po nim wypuścić. Wtedy były już dla nich nie groźny.

Wszystko przez tego Askaniusza ... niewolnik mu za to zapłaci. Za taką zdradę odpowiedzią mogła być tylko śmierć. A jego przyjaciel też usłyszy parę ciepłych słów, za pokładanie zaufania w kimś takim ...

Żołnierz podniósł się po chwili. Skoro nie uda się wydostać drzwiami, mógł sprawdzić drugie pomieszczenie. Najpierw jednak chciał wiedzieć co znajduje się w zabezpieczonej amforze, podejrzewał, że będzie to olej do lampy, jednak lepiej było to sprawdzić. Potem będzie mógł pójść obok i zobaczyć, czy uda się w bezpieczny sposób poruszyć trochę rumowisko ... Nie chciał biernie poddać się swojemu losowi ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 14-06-2017, 14:13   #59
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
praca wspólna GMa i graczy

Wszystko wyglądało nieciekawie. Tytus był przygnębiony, aczkolwiek nie aż tak bardzo jak byłby bez obecności Elli. Cieszył się, że niewolnica szła z nim. Potrafiła go pocieszyć oraz miała swoje zdanie na wiele spraw. Warto było posłuchać kogoś, kto patrzył z innej pozycji, tak od boku. Zresztą dziwna sprawa była z tą cała właśnie sytuacją. Intuicja kobiety może była bardziej wskazana, niżeli chłodna logika która zawodziła niekiedy. Karczma „Pod Beczącym Jagnięciem” wyglądała średnio. Dwójka właścicieli, ich niechęć do siebie, jakby trochę przypominała osoby, którymi interesował się Cicero oraz oni.
- Czyżbyś miał coś panie ciekawego na myśli? - spytał starszego pana. Niedopowiedzenia wydawały mu się dziwne. Czyżby ktoś wynajmował owych gladiatorów do brudnych spraw? Albo właściciel owego miejsca treningu nienawidził ludzi, których przypadki badali.
- Ciekawego? U nas? U nas nie ma nic ciekawego. - odparł zgorzkniale.
Co prawda decydując się na podróż do Amerii Crastinus widział raczej siebie i Jubę galopujących bez wytchnienia na północ, niż wyładowany ludźmi wóz. Z drugiej strony zawsze bezpieczniej było podróżować w dużej grupie, gdyż bandytów na drogach nie brakowało. Los był na szczęście łaskawy dla podróżnych i do Narnii, miasteczka nieopodal Amerii, dotarli bez przeszkód. Merkury musiał, więc spoglądać na nich przyjaznym okiem, pomyślał Crastinus gdy zeskakiwał z wozu i kierował się ku otwartym drzwiom gospody.

Dla byłego żołnierza, który przemierzył południową Italię wzdłuż i wszerz wystrój jaki zobaczył wewnątrz nie był niczym zaskakującym. Ot, typowy zajazd gdzieś na prowincji, gdzie życie toczy się tym samym, wolnym rytmem od lat. Nawet otyły Etrusk, który ich obsługiwał wydawał się niemal archetypicznym, jowialnym karczmarzem. Wszystko jednak zmieniło się w oka mgnieniu po słowach Rosy. Gospodarz stał się wyraźnie nerwowy, niespokojnie łypał na siedzącego w kącie rodziciela.
-Ot, różne rzeczy dzieją się na świecie i o różnych rzeczach się słyszy. Wy, tu w Narnii, powinniście zresztą o tym dobrze wiedzieć o tych sprawach. W końcu do Amerii jest stąd już blisko- Crastinus zwrócił się do karczmarza.
- No blisko i co z tego? - burknął starzec.
- Ano to, iż może słyszałeś coś ciekawego. Siwa broda zazwyczaj oznacza mądrość, doświadczenie oraz umiejętność słuchania prawdziwie ważnych rzeczy - usiłował wziąć go pod włos Vasco stosując pochlebstwo. wielu ludzi było na nie bardzo łakomych. - Oczywiście interesuje nas to wszystko, skoro mamy dla naszego patrona zorientować się, czy warto włożyć tam swoje pieniądze, alboli może jednak lepiej gdzie indziej?
- Wszystko? - starzec spojrzał na niego sceptycznie - To pytajcie mego syna. On uwielbia plotki, jak świnia pomyje.
Prychnął pogardliwie i zajął się swoim kubkiem z winem.

Gospodarz uśmiechnął się przepraszająco.
- Może napijecie się czegoś mocniejszego? Mamy całkiem niezłe tutejsze wino? A ten Wasz pracodawca, to od kogo chce kupić posiadłość? - spytał przysiadając się do stołu ze dzbanem w ręku . - Bo z tego co wiem, to wszystkie co lepsze wyprzedano.

Weteran wahał się tylko chwilę, po czym skinął głową przyjmując oferowany przez gospodarza trunek. Następnie nachylił się ku mężczyźni i konspiracyjnie ściszył głos.
-Jedziemy obejrzeć posiadłość, która jeszcze jest własnością niejakiego Sekstusa Roscjusza. Za kilka dni mają go osądzić i stracić za ojcobójstwo. Na pewno o tym słyszeliście, obywatelu. W Rzymie mówią, że to dobre ziemie to i nasz patron jest ciekawy, czy rzeczywiście
- Aaa … to jego mieliście na myśli. Znam go. Nie za dobrze, ale tyle, że wymieniamy pozdrowienia, kiedy spotkamy się na ulicy. Jest mniej więcej w moim wieku. W święta przyjeżdżał tu na targ. Nie był rzadkim gościem mojego zajazdu.
- Cóż więc o nim sądzisz? Czy wygląda na kogoś, kto mógłby
… - spytał Rosa.
- Och, nie ma wątpliwości, że żywił gorzką urazę do swego ojca. Wprawdzie nie trąbił o tym na prawo i lewo, nie jest gadułą, nawet po paru winach. Czasami jednak coś mu się wypsnęło. Inni pewnie nie zwrócili na to uwagi, ale ja słucham i słyszę.
- Myślisz więc, że mógł to naprawdę zrobić
? - dopytywał się Rosa.
- O, nie. Wiem z całą pewnością, że tego nie zrobił.
– A to skąd?
– Ponieważ nie był nawet w pobliżu Rzymu, kiedy popełniono tę zbrodnię. Jasne, było sporo gadania, kiedy dotarła do nas wieść o śmierci starego, i wielu ludzi może wam powiedzieć, że Sekstus nie opuszczał swojego głównego majątku w Amerii od wielu dni.

Gospodarz zmarszczył czoło w zamyśleniu.
To dziwne, że wspominacie o tym morderstwie. Praktycznie pierwszy o nim usłyszałem. To się stało we wrześniu. – Zapatrzył się w przeciwległą ścianę, szukając w pamięci tamtych dni. – zbrodnię popełniono nocą. Tak, pewnie tak musiało być, tutaj było zimno, wietrznie i szaro. Gdybym był przesądny, powiedziałbym, że tamtej nocy miałem ponury sen albo że obudziłem się i zobaczyłem w pokoju ducha.
– Bezbożnik
! – warknął starzec. – Nie masz szacunku dla bogów!
Syn zdawał się go nie słyszeć, wciąż wpatrując się w poplamioną glinianą ścianę.
Coś jednak musiało mnie obudzić – ciągnął – ponieważ wstałem bardzo wcześnie, o wiele wcześniej niż zwykle.
– Wieczny leń
– mruknął stary.
Nie ma powodu, by właściciel gospody wstawał wcześnie, bo klienci rzadko zjawiają się rano. Tamtego ranka byłem jednak na nogach przed świtem. Być może zaszkodziło mi coś, co zjadłem.
– Coś, co zjadł! Czy możecie w to uwierzyć
? – wtrącił ślepiec.
Umyłem się i ubrałem. Zostawiłem śpiącą żonę i zszedłem na dół, do tawerny. Wyszedłem na ulicę. Było chłodno, ale cicho. Nad wzgórzami widać było pierwsze przebłyski świtu. Przez noc chmury się rozeszły, pozostała tylko jedna na wschodzie, od dołu cała w czerwieni i złocie. Drogą z południa ktoś nadjeżdżał. Najpierw go usłyszałem – wiecie, jak dźwięki się niosą w zimnym i nieruchomym powietrzu. Potem zobaczyłem jego wóz zaprzężony w dwa konie, pędzący tak szybko, że o mało nie uciekłem z powrotem, by się schować. Stałem jednak dalej i kiedy zbliżył się do mnie, zwolnił i zatrzymał się. Zdjął skórzaną czapkę i wtedy zobaczyłem, że to Malliusz Glaucja.
– Przyjaciel
? - spytał Rosa
Karczmarz zmarszczył nos.
Może i czyjś przyjaciel, ale nie mój. Był kiedyś niewolnikiem i nawet wtedy był arogancki Jak mówią, niewolnicy wdają się w swych panów i nigdy nie jest to prawdziwsze niż w wypadku Malliusza Glaucji. Za wzgórzem, w Amerii, żyją dwa odłamy rodu Roscjuszów. Sekstus Roscjusz ojciec i syn, obaj godni szacunku ludzie, którzy pomnażali swoje posiadłości i fortunę, oraz ich dwaj kuzyni, Magnus i Kapito ze swym klanem. Szemrane towarzystwo, rzekłbym, choć nigdy nie miałem z nimi bezpośrednio do czynienia poza tym, że od czasu do czasu podaję im kubek wina. O pewnych ludziach wie się jednak na pierwszy rzut oka, że są niebezpieczni. Tacy są Magnus i stary Kapito. Malliusz Glaucja, człowiek, który tamtego ranka nadjechał, pędząc jak szalony, z południa, od urodzenia był niewolnikiem Magnusa, dopóki ten go nie wyzwolił. W nagrodę za jakieś potworne przestępstwo, bez wątpienia. Glaucja pozostał na służbie Magnusa do dzisiaj. Kiedy stwierdziłem, że to on, jakże żałowałem, że się jednak nie schowałem, zanim mógł mnie zobaczyć!
- Kiedy go wyzwolił
? - spytał Vasco. Czyżby owo wyzwolenie miało być nagrodą za dokonanie łajdackiego czynu?
-I niby cóż strasznego jest w tym człowieku, że się tak trzęsiecie ze strachu?- prychnął Crastinus. Z dezaprobatą słuchając jak straszny obraz owego Glaucji rysuje gospodarz.
 
Kelly jest offline  
Stary 19-06-2017, 11:25   #60
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Ella nie opuszczała Rzymu od czasu, gdy ją do niego przywieziono i musiała przyznać, że nigdy ja to też nie kusiło. Teraz jednak jechała ww większości z obcymi sobie ludźmi, znów w tym kurzu. Widok karczmy powitała z ulgą, która szybko minęła po tym jak obejrzała sobie zajazd. Do tego, czekał ją kolejny dzień przysłuchiwania się rozmowom mężczyzn. Już żałowała, że nie wzięła przyrządów do haftowania.

Ella przysłuchiwała się całej rozmowie z boku, stojąc krok za Tytusem. Przysłuchiwała się całej dyskusji, coraz szerzej otwierając oczy. Gladiatorzy? Do tego jeszcze te odzywki między ojcem i synem. Byli na wsi i najchętniej zabrałaby się z powrotem do Rzymu. DO tego wyzwolenie za przestępstwo... jakoś wątpiła, ale porozmawia o tym ze swym Panem później.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172