Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-03-2017, 13:53   #1
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Berlin Station




Korytarze siedziby CIA w Langley jeszcze pachniały farbą. Budynek został oddany do użytku zaledwie kilka miesięcy temu, a kilka biur wykańczano nawet po oficjalnym otwarciu. Dwaj młodzi agenci, Sullivan i de Bienville zmierzali na spotkanie z dyrektorem Agencji. Znali się bardzo przelotnie, ale wiele wskazywało na to, że od tej pory zaczną spędzać ze sobą dużo czasu. Plotka o tym, że Agencja przygotowuje się do jakieś operacji w pobliżu “muru”, krążyła po korytarzach od początku tygodnia. Lada moment miało się okazać, że to właśnie ich przeznaczono do jej realizacji.

- Witajcie panowie - przywitał ich, wstając z kanapy dyrektor Biura ds. Operacji Specjalnych, Richard Helms.
Nienagannie odprasowany garnitur, idealnie biała koszula i lekka opalenizna sprawiała, że Helms miał aparycję zbliżoną do hollywoodzkiego aktora, a nie szefa służby wywiadowczej.
- Siadajcie proszę. - rzekł wskazując dłonią krzesła naprzeciwko biurka.

Za biurkiem, ćmiąc papierosa, siedział dyrektor Agencji John McCone. On za to wyglądał na nauczyciela akademickiego. Siwe, rzadkie włosy, dość surowa, żeby nie powiedzieć posępna twarz i okrągłe okulary w drucianych oprawkach, dopełniały tego obrazu.
- Cieszę się, że panów widzę - zaczął kurtuazyjnie - Wasz bezpośredni przełożony polecił was, jako ludzi zaufanych, zdolnych i energicznych. Takich właśnie ludzi potrzebujemy do tego zadania. Richard przedstaw panom szczegóły operacji.
Helms stanął koło okna tuż przy biurku szefa Agencji, wyprostował się i zaczął surowym i ostrym tonem.
- Panowie nasze spotkanie to oficjalna odprawa. Zostaliście, jak już wspomniał pan dyrektor, do tej misji ze względu na atrybuty, które dostrzegli wasi przełożeni. Jesteście młodzi i od niedawna w naszych szeregach, nadszedł więc w końcu czas na sprawdzeniu was w boju. Misja, która na was czeka będzie waszą pierwszą samodzielną operacją. Nie muszę mówić, jak zatem poważna jest to sprawa i jak wielka odpowiedzialność. Obowiązuje was oczywiście pełna tajemnica służbowa i państwowa.
McCone machnął w powietrzu ręką, jakby odganiał natrętną muchę. Szef biura operacji specjalnych w mig zrozumiał ten gest i przeszedł do najważniejszych spraw.
- Piątego października do naszej ambasady w Warszawie zostaje dostarczony list. Został on przekazany na ulicy pracownicy ambasady przez pewnego mężczyznę. Przypuszczamy, że samego autora. W liście informuje on o chęci nawiązania współpracy z naszym wywiadem i prosi o spotkanie. Treść listu, jak i szczegółowy raport na temat tego człowieka, znajdziecie w materiałach operacji. - Helms wskazał dłonią na dwie brązowe teczki leżące na biurku.
- Wylatujecie dziś wieczorem z bazy Andrews. Zabierzcie tylko broń i kilka rzeczy osobistych. Nowe ubrania i dokumenty otrzymacie po przerzuceniu was do Berlina Wschodniego. Od momentu wylądowania w Berlinie Wschodnim jesteście zdani tylko na siebie. Na miejscu jest obecny was łącznik i koordynator operacji, ale z racji na specyfikę zadania należy ograniczać z nim kontakt do minimum. W przygotowanym raporcie znajdziecie wszystkie szczegóły operacji. Zapoznajcie się z nimi. Ogólnie tylko powiem, że waszym zadaniem jest zbadanie wiarygodności kontaktu i w razie pozytywnej weryfikacji nawiązanie z nim współpracy. Na tę chwilę to wszystko. Zapoznajcie się z dokumentami.Jeżeli po ich lekturze będziecie mieć jakieś pytania, to udzielimy wam na nie odpowiedzi.


Wieczór był bardzo chłodny i niewątpliwie zwiastował rychłe nadejście zimy. Sullivan i de Bienville stali na płycie lotniska w oczekiwaniu na odlot. Samolot mieli w zasięgu wzroku. Ich C-74 miał ponoć jakieś małe problemy techniczne, które załoga miała rozwiązać w kilka minut.
Niestety naprawa się przedłużała, a na domiar złego zaczął siąpić okropnie zimny deszcze.
- Panowie - rzekł do nich jeden z wojskowych, który przerwał naprawę i podbiegł do nich - Nie ma co tak stać. Zapraszam na pokład. Jeszcze kilka minut i powinniśmy ruszać.

Wewnątrz samolotu nie było wiele cieplej, ale przynajmniej nie padało na głowę. Naprawa ciągle się przedłużała. Ktoś przesądny mógłby to wziąć za zły znak.
W końcu obaj piloci wskoczyli do kabiny i radośnie zakomunikowali przez radio “Lecimy panowie”

Lot był spokojny, nie licząc kilku poważnych turbulencji i dziwnej pracy lewego silnika. Dźwięki jakie wydawał przypominały bardziej dławiące się niemowlę niż silnik samolotu. Piloci twierdzili, że to wysłużona maszyna i ma swoje kaprysy.

Na szczęście lot zakończył się szczęśliwym lądowaniem na lotnisko Tempelhof. Gdy tylko obaj agencji wyszli z samolotu podjechał po nich nowiutki i czarny, jak noc Opel Kapitan.
Wychylił się z niego wąsaty mężczyzna w kraciastym berecie i krzyknął:
- Witajcie panowie w Berlinie Zachodnim.
Agenci wsiedli do samochodu, a kierowca od razu zaczął zalewać ich potokiem słów, niczym zawodowy taksówkarz.
- Przepraszam za moją obcesowość, ale mamy lekkie spóźnienie. Pewnie problemy techniczne, co? - nie czekając na odpowiedź ciągnął dalej - Tak to już jest. Do transportu agentów przeważnie używają tych latających trumien. Kiedyś to może były i fajne maszyny, ale teraz. Eee…. szkoda gadać. Miałem dla was zaplanowaną mała wycieczkę objazdową po mieście, co byście mogli sobie potem porównać oba Berliny. Niestety będziecie musieli obejść się smakiem. Może innym razem. Teraz niestety musimy się śpieszyć, bo wasz transport zza mur nie będzie czekał. Człowiek jest sprawdzony, ale strachliwy i woli nie ryzykować. Chociaż sukinkot trzepie niezłą kasę na tym przewożeniu ludzi. Musicie mi uwierzyć na słowo, że po tej stronie muru jest o niebo lepiej. Tam po drugiej stronie, to jak w Alicji, wszystko jest jakieś takie wykrzywione i pokraczne. No i smutne. Zobaczycie sami.
W tym momencie kierowca w końcu się zamknął i podkręcił głośność radia.



Czarny Opel zwolnił, aby w końcu zatrzymać się przed niewielkim, zdawało się opuszczonym magazynem. Ktoś otworzył od środka bramę i kierowca wjechał do środka. Wewnątrz stał karawan oraz wysoki mężczyzna o bardzo pociągłej twarzy.
- Siemasz Hans. Oto twoi pasażerowie.
- Ledwo zdążyliście. Za dwie minuty miałem się stąd zabierać.
- Nie narzekaj, Hans. Sam wiesz jak to bywa z lotami. Czasami się spóźniają. Trzeba być elastycznym.
- Jak będę elastyczny, to towarzysze ze Stasi szybko zadbają, żeby stał się sztywny.
- Dowcip, jak zwykle brzytwa Hans.
- Dobra, dobra. Dość gadania, bo jak tu jeszcze chwilę postoimy, to sam ich będziesz wiózł na drugą stronę.
Hans obrócił się na pięcie i wsiadł za kierownicę karawanu.
- No co tak stoicie! - krzyknął - Jeden do trumny, a drugi na miejsce pasażera. Tylko szybko się decydujcie, bo naprawdę nie ma czasu.


- Witamy za żelazną kurtyną - powiedział Hans otwierając trumnę po drugiej stronie muru.
Znajdowali się niemalże w identycznym magazynie z jakiego wyjechali. Zdawać by się mogło, że cała przejażdżka była tylko senną marą.
- Tutaj was zostawiam panowie. Pewnie już się więcej nie spotkamy. Życzę zatem powodzenia w waszym zadaniu. Żegnajcie.
Ani Sullivan i de Bienville, nie zamierzali zatrzymywać Hansa i namawiać na dłuższą pogawędkę. Wykonał on swoje zadanie, a oni mieli swoje instrukcje. Jakby nie było znajdowali się teraz już na terenie wroga i należało być czujnym i ostrożnym.
Wedle instrukcji mieli udać się teraz na przystanek autobusowy przy Alexanderplatz i czekać na przyjazd Alfreda Kahlera.

Zbliżała się godzina szósta rano. Gdy agenci wyszli z magazynu przywitał ich zimny wschodni wiatr. Ulice miasta były puste i szare. Nieliczni przechodnie przemykali tuż przy ścianach budynków, jakby obawiali się otwartej przestrzeni. Obaj agenci przed rozpoczęciem misji zapoznali się pobieżnie z topografią miasta. Wystarczył im tylko rzut oka na tabliczkę z nazwą ulicy, by wiedzieć dokąd mają się udać.

Na umówionym przystanku byli po niecałych dziesięciu minutach. Czas był idealny. Teraz pozostawało tylko czekać na przyjazd Kahlera.
Stojąc w grupce czekających na autobus, starali się nie zwracać na siebie uwagi. Po kilku minutach zza rogu wyłonił się autobus, a zaraz za nim pokraczny, czerwony Trabant. To właśnie tym samochodem miał przyjechać ich łącznik.
Grupa oczekujących zaczęła wsiadać do autobusu, który zatrzymał się na przystanku. Obaj agenci zbliżyli się do samochodu, który stanął zaraz za nim. Zdziwilli się jednak, gdy zamiast twarzy Alfred ujrzeli młodą kobietę za kierownicą.
- Panowie grają w szachy? - zapytała umówionym hasłem.
- Tak, ale tylko z arcymistrzami - odparł Sullivan spoglądając wymownie w kierunku swego kompana.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 21-03-2017, 14:26   #2
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
de Bienville był około 30 letnim mężczyzną. Blond włosy, utrzymywał krótko obstrzyżone i zawsze elegancko ułożone. Najczęściej ubierał się na sportowo i utylitarnie. Jak sam przyznawał lubił kurtki z wieloma kieszeniami, wytrzymałe spodnie i wygodne buty. Pewnym odstępstwem od tego stroju były modne, przeciwsłoneczne okulary, które zakładał przy każdej nadarzającej się okazji, oraz elegancki ciemno-brązowy kapelusz typu Fedora, który chronił go przed deszczem.

Podczas całego tego przygotowania wydawał się uśmiechnięty i wyluzowany, jakby wyprawa za linie wroga była dla niego codziennością. Coś co wielu kolegów z agencji nazywało "Southern Style". Wiadomo było, że pochodził on z Nowego Orleanu, choć wiele lat spędził poza granicami kraju. Najwyraźniej jednak, styl jego rodzinnego miasta zakorzenił się głęboko w jego duszy. Mówił nienagannym "oksfordzkim" angielskim, który zdradzał dobre wykształcenie. Przynajmniej do momentu, w którym się nie zdenerwował i gdy dało się słyszeć miękki południowy styl akcentowania wyrazów, połączony z zapewne francuskimi wstawkami. Praktycznie zawsze podobny styl mówienia włączał się mu, gdy rozmawiał z ładnymi dziewczętami. Połączony z dobrymi manierami, na wielu pannach pracujących w agencji i poza nią, robił piorunujące wrażenie. Być może taki łatwy styl życia sprawił, że nikt nie zwracał się do niego po imieniu. Najczęściej na korytarzach w Langley można było usłyszeć zawołania "Dan", choć jak łatwo było zauważyć, gdy któraś z pracownic zwracała się do de Bienville'a zwykła wołać go zdrobniałym "Danny", co rozpowszechniło się jeszcze bardziej, gdy na przyjęciu z okazji 4 Lipca, ktoś zaczął śpiewać balladę "Danny-Boy". Całą tą zabawę Dan przyjął z wdziękiem, który i tak nie powstrzymał żartownisi.

Wiadomo było, że zadania tego nie otrzymał tylko za tą swoją łatwość obycia i nawiązywania kontaktów. Jego doświadczenie z wielu lat spędzonych poza granicami kraju i znajomość języków, zabezpieczała przed zdemaskowaniem się w jakiś głupi sposób. Dodatkowo wspominało się, że był weteranem walk w Korei, służąc tam jako młody chłopak w korpusie Marines. de Bienville nie zwykł opowiadać o tym okresie swojego życia, a przynajmniej niezbyt chętnie. Choć łatwość obchodzenia się z bronią, a także wyniki jakie uzyskiwał na strzelnicy, świadczyły o tym, iż musiał gdzieś powąchać prochu. Przy odrobinie wytężonej pracy, dało się dowiedzieć, że jako trep a później podoficer wziął udział, w wielu ważnych bitwach tamtej wojny.

Ale to było tam, w Kraju Wolnych. Teraz znajdowali się za Żelazną Kurtyną, znaleźli się w części świata, którą psuli komuniści. Kolejny kraj, który doprowadzają do ruiny. Dan doskonale zdawał sobie sprawę dlaczego walczy, dlaczego nie można dopuścić, aby ich wrogowie wygrali. A teraz ... Cóż wydawało się, że misja zaczyna się od dość dziwnego przypadku. Hasło zostało podane, nie przez ich kontakt. I co mogli teraz zrobić? Nie mieli kontaktów w mieście, a nie mogli tutaj stać w oczekiwaniu na jakiś cud. Dziewczyna znała hasło i wiedziała do kogo się zgłosić, jeżeli pracowała dla Stasi lub KGB, to znaczy że i tak o nich wiedzieli i nie wydostaną się. Trzeba było zaryzykować. de Bienville miał wrażenie, że żaden rozsądny agent nie zaryzykowałby wsiadania do samochodu z prawdopodobnie dwoma uzbrojonymi osobami, gdyby planował ich aresztować. Nie pozostała im inna opcja.

Wzruszył więc w odpowiedzi na pytający wzrok towarzysza ramionami, jakby dając do zrozumienia "Że trudno, co zrobić", po czym podszedł do przednich drzwi planując zająć miejsce tuż przy kierowcy. Wtedy mógłby zareagować, na jakiś niespodziewany ruch z jej strony. Zmierzył ją krótkim spojrzeniem i uśmiechając się zapytał dość wesołym tonem, nie zdradzającym zdenerwowania.
-Madame, możesz nam wyjaśnić kim jesteś? -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 22-03-2017, 21:06   #3
 
graf zer0's Avatar
 
Reputacja: 1 graf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skał
Czy miał pytania? Oczywiście, że miał, ale nie zamierzał się nimi dzielić. Jedynie kiwał głową ze zrozumieniem.
Cała ta operacja mu się nie podobała, a wszystko pewnie miało związek z przeszłością... nie Nate'a, a jego ojca.
Czy podczas "wycieczki" do Berlina Agencja chciała sprawdzić jego lojalność? Jeśli Sullivan miał powrócić do korzeni, to byłaby idealna okazja. Nie bez przyczyny mówił prawie że perfekcyjnie po niemiecku bez śladu akcentu, co zdecydowanie rzucało się w oczy podczas czytania jego akt osobowych.
Jak już o czytaniu mowa, to tym młodzik zajmował się podczas spotkania. Czytaniem. Najpierw zaczął od listu, potem sprawdził akta. Zauważył przy tym, że obaj bracia najwyraźniej lubowali się w dobrym jedzeniu, tak przynajmniej sądził.
I wciąż miał wątpliwości.

Broni nie zabrał żadnej. Nic nie zdradziłoby ich tak, jak znalezienie amerykańskiego gnata w kieszeni spodni. Bo skąd miałby wziąć niemiecką sztukę? I po co?

Przez praktycznie całą drogę milczał. Wiedział, że jeszcze się nagada, dlatego nie chciał strzępić języka po próżnicy.

Nie miał innego wyjścia, więc zajął miejsce za kierowcą.
 
__________________
„The sky above the port was the color of television, tuned to a dead channel.”
graf zer0 jest offline  
Stary 26-03-2017, 03:27   #4
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację

Paul Gareth
[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/4a/4b/c0/4a4bc053e00dea7ada976a743664e01b.jpg[/MEDIA]
Od miesiąca praktycznie nie opuszczał budynku w którym swoje biuro miala Agencja. Komórka do której został przydzielony zajmowała się deszyfracją kodu i była częścią projekt Venona. Gareth już wcześniej pracował przy tej operacji, a przeniesienie do Wiednia było swego rodzaju awansem.
Cóż z tego, skoro praca tutaj była tak intensywna, że dosłownie nie miał czasu na nic. Doba składała się dla niego z szesnastu, osiemnastu godzin pracy i kilku godzin niespokojnego snu. Ruscy mocno zintensyfikowali wymianę kryptogramów, a na domiar złego pozmieniali coś w sekwencji szyfru.
Cała grupa w której pracował Paul starała się znaleźć nowy klucz.

Paul wziął łyk zimnej już dawno kawy, gdy do jego pokoju wszedł Thomas.
- Szef cię wzywa - rzucił oschle i natychmiast obrócił się na pięcie i wyszedł
Od pierwszego spotkania było jasne, że obaj nie będą za sobą przepadać. Cóż było zrobić skoro Thomas Hoffer w żaden sposób nie potrafił ukryć swoich antysemickich poglądów.
Niechęć do Paula i jego semickich rysów była aż nazbyt widoczna.

Gareth zamknął swoje notatki i ruszył do gabinetu szefa.
- Siadaj - nakazał Wright - Nie mamy czasu.
Paul usiadł bez słowa i czekał, co też jego przełożony ma do powiedzenia.
- Właśnie otrzymałem depeszę z Langley. Masz natychmiast się pakować. Dostajesz natychmiastowe przeniesienie. Nie pytaj dlaczego, bo naprawdę nie wiem. To ponoć jakaś wyjątkowa sytuacja.
- A co z moją pracą tutaj?
- Przekaż wszystko Hofferowi. On cię zastąpi. Ty lecisz do Berlina Wschodniego. Wiele więcej nie wiem. Na dniach rozpoczyna się tam jakaś nowa operacja i jak widać jesteś potrzebny właśnie tam. Niestety nie znam żadnych szczegółów. Wiem tylko, że za dwie godziny będzie po ciebie samochód.
- Wspaniale - Gareth nie powstrzymał się od sarkazmu.
- Co zrobisz? Taka praca.


Wyjazd za “Żelazną kurtynę” wcale mu się nie podobał. Niestety nie było czasu, aby w jakikolwiek wyartykułować swój sprzeciw. Dwie godziny po rozmowie z szefem, siedział już na tylnym siedzeniu czarnego Mercedesa 190, a małomówny kierowca wiózł go do Berlina Wschodniego.

- To tutaj - mruknął kierowca zatrzymując się przed zrujnowanym hotelem. Gareth popatrzył na niosący ślady po ostrzale ściany i pokrzywiony neon nad wejściem. Hotel “Adlon”, przed wojną jeden z najbardziej luksusowych w Berlinie i Europie, dzisiaj był jakże wymownym przykładem tego, jak wygląda pod rządami Sowietów.
[MEDIA]https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/2/27/Bundesarchiv_Bild_183-S93250%2C_Berlin%2C_Unter_den_Linden%2C_Hotel_%22A dlon%22.jpg/431px-Bundesarchiv_Bild_183-S93250%2C_Berlin%2C_Unter_den_Linden%2C_Hotel_%22A dlon%22.jpg[/MEDIA]
Większość budynku legła w gruzach po bombardowaniu. Ocalało jedno tylko skrzydło w którym nadal przyjmowano gości.
- Poczekaj przed wejściem. - rozkazał mruk - Zaraz ktoś tutaj po ciebie podjedzie. Wypatruj czarnego Trabant. Czekaj na hasło.


Młoda panienka, która siedziała za kierownicą nie budziła zbytniego zachowania. Była zbyt ładna, zbyt elegancka. Gareth odkąd zatrudnił się w Agencji w pracy obcował wyłącznie z mężczyznami, nie licząc oczywiście zastępów sekretarek wszelkiej maści. Ten zawód był stricte męski i obecność płci pięknej z miejsca budziła niepokój i kontrowersje.
Znała ona jednak hasło, więc wszystko wskazywało na to, że jest tą właściwą osobą.


- To tutaj - odezwała się w końcu kobieta, zatrzymując samochód przed obdrapaną kamienicą.
W milczeniu weszli na drugie piętro, gdzie kobieta otworzyła mieszkanie pod numerem 14B.
Wystrój mieszkania świadczył zarówno o bezguściu gospodarza, jak i warunkach panujących za “żelazną kurtyną”
[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/b8/99/a6/b899a61b0e1191aed796a4ac97438655.jpg[/MEDIA]
- Rozgość się śmiało. - powiedziała dziewczyna bez imienia - Ja muszę jechać po twoich kolegów. Tutaj masz całą dokumentację operacji. Zapoznaj się z nią. Jak wrócę, to jeszcze porozmawiamy. Część.
Dziewczyna wręczyła Garethowi czarną, skórzaną teczkę i niemal natychmiast obróciła się na pięcie i wyszła z mieszkania.
Nie mając innego wyjścia Paul usiadł na pokracznym fotelu i zaczął zapoznawać się z zadaniem, które tak nagle zostało mu przydzielone.


Daniel de Bienville, Nate Sullivan
-Madame, możesz nam wyjaśnić kim jesteś? - zapytał de Bienville wsiadając do zdawało się wykonanego z tektury samochodu.
[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/42/f4/8b/42f48b4af05842c328476c8a429e4be7.jpg[/MEDIA]
Młoda kobieta za kierownicą zaśmiała się cicho i rzekła:
- Radzę nie używać tutaj tego typu słów. Tutaj nikt tak nie mówi. Damy i dżentelmeni nie są w tym świecie mile widziani. To wrogowie rewolucji socjalistycznej. Jestem Irma Hayek. - przedstawiła się podając dłoń Danowi, nie spuszczając przy tym wzroku z drogi. - Zastępuje Alfreda. Alfred to mój… To długa historia. Opowiem ją wam przy okazji. Alfred miał zawał. Obecnie leży w szpitalu Charite. Niestety jest w śpiączce. Lekarze nie wiedzą kiedy się obudzi.
Irma zatrzymała się na czerwonym świetle.
- Wiem, że mi nie ufacie. Nie dziwię się. Jak dojedziemy do mieszkania pokaże wam depeszę z Agencji. W mieszkaniu czeka na was jeszcze jeden kolega, którego też z tego co wiem nie było w planach operacji.

Światło zmieniło się na zielone i Irma ruszyła nie czekając na odpowiedź agentów. Była dobrym kierowcą i widać było, że ma dobrą orientację w przestrzeni. Nie była to zbyt częsta cecha u kobiet.
Nate, co kilka chwil oglądał się za siebie. Odkąd wsiedli do samochodu na przystanku autobusowym, ktoś za nimi cały czas jechał. Sullivan nie znał marki tego auta, ale szybko zapamiętał jego numery.

Po kilku minutach Imra zatrzymała się przed obdrapaną kamienicą.
- To tutaj - rzuciła krótko i wyszła z samochodu.
Nate i Dan również wysiedli. Sullivan rozejrzał się po okolicy i odetchnął z ulgą. Nigdzie nie było widać podejrzanej furgonetki. Wyglądało na to, że zimno-wojenna paranoja zbyt szybko udzieliła się młodemu agentowi.

Wraz z Imrą obaj agenci weszli na drugie piętro kamienicy, gdzie kobieta zaprowadziła ich pod drzwi z numerem 14B.
Wystrój mieszkania pozostawiał wiele do życzenia. Szybki rzut oka pozwolił jednak stwierdzić, że jest tutaj wszystko, co niezbędne człowiekowi do normalnego funkcjonowania. Kuchnia, lodówka, dwa łóżka i niewielki salon, jeśli tak można było nazwać pokój z wyjściem na balkon.
W pokoju na pokracznym krześle siedział młody mężczyzna o wyraźnie żydowskich rysach.
Gdy dwaj agenci weszli do środka, odkładał on właśnie na stół plik dokumentów.
- Poznajcie się panowie - rzekła Imra - Wygląda na to, że centrala skazała was na przymusową współpracę. Zanim pojawią się pytania, postaram się wyjaśnić kim jestem i co się stało.
Irma nie przerywając mowy wyszła do kuchni i wróciła z czterema butelkami piwa. Usiadła na wersalce i kontynuowała opowieść.
- Jak wiecie odebrać miał was Alfred. Niestety uległ on wypadkowi. Dostał zawału i obecnie przebywa na intensywnej terapii. Tylko dzięki życzliwym ludziom wciąż żyje. Znaleziono go w pobliżu katedry na Gendarmenmarkt. Niestety nie wiem, co tam robił. Alfred jest moim ojcem, choć kto inny figuruje w dokumentach. To długa historia i bez znaczenia dla was. Wtajemniczył mnie on w sprawy swojej pracy już jakieś czas temu. Oficjalnie nie figuruje wasz pracownik, jednak już kilka razy pomagałam Alfredowi nieoficjalnie. Teraz po jego zawale tylko dzięki mnie nie wpadliście. Skontaktowałam się z Agencją i przekazałam co się stało. Tutaj macie dowód. Depesza którą otrzymałam jako odpowiedź na mój meldunek.
Imra wyjęła z kieszeni spodni zwitek papieru i podała siedzącemu najbliżej Danowi.
Był to zapis zaszyfrowanej wiadomości.
[MEDIA][/MEDIA]
Po jej rozszyfrowaniu tekst brzmiał:
“ Sytuacja kryzysowa. Wypadek rezydenta. Do czasu przybycia nowego rezydenta, zastępstwo pełni jego nieślubna córka. Wszystkie rozkazy związane z operacją “Kujon” zostają utrzymane w mocy.Wzmożyć ostrożność. W miarę możliwości zbadać sprawę wypadku poprzedniego rezydenta.
R.H.”


Wyglądało na to, że opowieść Imry była prawdziwa. Znacznie komplikowało to sprawę, ale nie niweczyło całej operacji.
- Nie wiem, co robił Alfred. Jednak waszych przełożonych jego wypadek może mieć związek z waszym zadaniem. W razie konieczności mogę udostępnić wam jego mieszkanie. Być może tam są jakieś ślady mówiące o tym, czym się zajmował tej nocy.
Imra przerwała i wzięła łyk piwa.
- To mieszkanie jest przez dla was trzech, jako mieszkanie służbowe na czas konferencji. Tutaj macie dokumenty potwierdzające waszą tożsamość, jako pracowników uniwersytetu w Poczdamie. Obecnie przebywacie na delegacji w związku z konferencją. Szczegółów nie znam, ale wy pewnie tak. Jeśli nie to, trzeba pytać centralę.
Tutaj macie listę miejsc i osób w Berlinie Wschodnim. Ode mnie to w sumie tyle. Jeśli macie jakieś pytania, to pytajcie.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 31-03-2017, 00:41   #5
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
Dan upił łyk piwa uważnie przypatrując się dziewczynie.
-Dwa pytania. Kiedy moglibyśmy obejrzeć mieszkanie Alfreda i ile zarabiają tutaj ludzie … W razie gdybym musiał kogoś zachęcić do rozmowy … w mniej konwencjonalny sposób … towarzyszko - Paul zauważył, że blondyn przy wypowiedzeniu ostatnich słów uśmiechnął się szeroko do dziewczyny.
Cała ta sytuacja uświadomiła Paul'a, że woli pracę w biurze, tam wszystko było prostsze. Szyfry, mimo swojej złożoności, są łatwiejsze do zrozumienia niż zamiary innego człowieka. Agenci natomiast mieli jasno postawione zadanie i nie musieli udawać kogoś innego.
Poza tym Wiedeń był znacznie ładniejszy od czerwonej części Berlina. Miał nadzieję, że Thomas Hoffer poradzi sobie z notatkami, które mu przekazał przed wyjazdem z Austrii. Napił się trochę piwa.
Paul pragnął żeby historia opowiedziana przez zjawiskową Niemkę była prawdziwa. Nie miał ochoty na rozmowę z agentami Stasi lub KGB. Choć z dwojga złego wolał Rosjan, przynajmniej rozumiałby dlaczego wyrywają mu paznokcie.
- Irmo, wiesz może czy ktoś był w mieszkaniu twojego ojca po zdarzeniu przy Gendarmenmarkt? Pytam nie tylko o policję bądź kontrwywiad. Bardzo zależy mi na tym, żebyś się dobrze zastanowiła.- spytał spokojnie Paul. Miał nadzieję, że nikt nie przeszukał jeszcze mieszkania, bo gdyby ktoś znalazł jakieś dokumenty na ich temat to mogłoby to oznaczać koniec operacji. Dodatkowo szczera odpowiedź kobiety uwiarygodniła by ją w jego oczach.
Ze swoimi współpracownikami miał zamiar porozmawiać, gdy Irma opuści ich nowe, obrzydliwe mieszkanie. Obaj sprawiali wrażenie agentów, którzy nie spędzają czasu za biurkiem. Miał do nich wiele pytań. Oni pewnie też chcieliby wiedzieć kim jest.
- Przeciętna pensja, to około 1300 marek. - odparła szybko Irma - A mieszkanie Alfreda możecie obejrzeć, choćby zaraz. Jeśli tylko czujecie się na siłach po podróży. Klucze do mieszkania mam tylko ja, i z tego, co wiem to nikt tam nie zaglądał od jego wypadku.
-To dobrze, dziękuję Ci bardzo za te informacje.- odpowiedział ciepłym głosem dziewczynie, po czym zwrócił się do dwóch agentów - Panowie uważam, że powinniśmy się tam niezwłocznie udać. Chyba, że macie jeszcze jakieś pytania do naszej pani gospodarz?
 

Ostatnio edytowane przez Gormogon : 31-03-2017 o 00:51.
Gormogon jest offline  
Stary 31-03-2017, 16:36   #6
 
graf zer0's Avatar
 
Reputacja: 1 graf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skał
Nie można było powiedzieć, że Nate to bardzo rozmowny mężczyzna. Wręcz przeciwnie, nie odzywał się niepytany. Wszystko dlatego, że myślał i że miał masę podejrzeń. Był pewien, że jego towarzysz jest tylko po to, żeby go pilnować podczas akcji, a cała operacja ma na celu sprawdzenie lojalności agenta. Dlaczego miałoby być inaczej?
Przyglądał się kobiecie wcale niedyskretnie. Szukał w jej twarzy jakiejkolwiek oznaki, że pannica kłamie; miała sporo powodów, a Sullivan nie należał do łatwowiernych osób.
— Dobrze, proszę pani — rzekł po niemiecku, starając się przypomnieć sobie ten język. Przy okazji miał nadzieję, że Imra chętnie odpowie na jego pytanie. — Czy przypadkiem nie ma pani jakiegoś cichego wielbiciela, podążającego za panią, jeśli tylko opuści pani swoje mieszkanie? Mam na myśli amanta albo kogoś w tym rodzaju — zapytał.

Jeśli pozostali agenci zdecydują się wyruszyć z bezpiecznego schronienia, Nate zrobi to samo. Po to zostali wysłani, żeby współpracować, prawda?
 
__________________
„The sky above the port was the color of television, tuned to a dead channel.”
graf zer0 jest offline  
Stary 01-04-2017, 12:00   #7
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Z innymi

-To dobrze, dziękuję Ci bardzo za te informacje.- odpowiedział ciepłym głosem dziewczynie, po czym zwrócił się do dwóch agentów - Panowie uważam, że powinniśmy się tam niezwłocznie udać. Chyba, że macie jeszcze jakieś pytania do naszej pani gospodarz?

-Czy wydarzyło się ostatnio coś o czym chętnie rozmawia ulica? - zapytał jeszcze de Bienville skupiając swoją uwagę na dziewczynie -Gdyby zdarzyło się nam z kimś spotkać, dziwnie by wyglądało gdybyśmy nie znali hmm “plotek” czy informacji, o których rozmawiają wszyscy.
- Ostatnio wszyscy mówią o Maxie Mullerze. To siedemnastolatek, którego zawineło Stasi. Max nie mógł się z tym pogodzić. Nawet pisał list do przewodniczącego Ulbrichta z prośbą o wyjaśnienie i zwolnienie ojca. Oczywiście nie dostał odpowiedzi. I wtedy Max postanowił pożalić się gdzie indziej. Z pomocą kolegi, którego ojciec pracował na budowie uciekł na drugą stronę muru. Chłopaki uruchomili dźwig i podpieli do niego beczkę do której wskoczył Max. Jego kolega, ponoć całkiem sprawnie, przeniósł go na drugą stronę. Odebrali go amerykańscy żołnierze, śmiejąc się prosto w twarz radzieckim wartownikom.

Dan kiwnął głową -Dobrze. Jeżeli o mnie chodzi, to w tej chwili to wszystko. Możemy jechać do mieszkania. Choć może jeszcze ostatnie pytanie. Jak powinniśmy się zwracać do nieznajomych? Towarzyszu? Kolego? -


- Neutralnie jest proszę pani, proszę pana. Jeżeli nazwiesz kogoś towarzyszem, to sugeruje, że jesteś członkiem partii lub ideowym
komunistą. A wbrew pozorom nie wszyscy lubią taki ludzi. Trzeba wyczuć moment i drugie człowieka.-


- Naprawdę powinniśmy już wychodzić. -
powiedział spokojnie Paul patrząc w kierunku dwóch agentów.

Dan kiwnął głową. To wszystko było dość skomplikowane, a pierwsza samodzielna misja dodatkowo sprawiała, że człowiek się denerwował. Chciał aby wszystko poszło gładko, ale przecież to już było nieaktualne. Musieli jednak doprowadzić swoją sprawę do końca. Należało pamiętać co jest ich celem tutaj.

-Dobrze panowie i droga pani -
uśmiechnął się ponownie do dziewczyny szeroko, przyjaźnie. -Chodźmy. Nie ma sensu marnotrawić tutaj zbyt wiele czasu. -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 02-04-2017, 19:45   #8
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Czas naglił. Wszyscy szybko i jednomyślnie doszli do takiego wniosku. Dlatego też już w niecałe pół godziny po zakwaterowaniu, cała grupa znalazła się pod blokiem w którym mieszkał Alfreda Kahlera.
Betonowy blok zbudowany z szarych płyt, niewyróżniający się niczym spośród kilkunastu innych na tym osiedlu.
Agenci wygramolili się z ciasnego samochu Irmy i ruszyli za nią do mieszkania jej ojca.


Mieszkanie Kahlera mieściło się na dziesiątym piętrze, jedenastopiętrowego bloku. Strach było pomyśleć ile rodzin było stłoczonych na tak małej przestrzeni.
Po wyjściu z windy agenci skręcili za Imrą w prawo i doszli do końca korytarza. Gdy tylko stanęli pod drzwiami, Dan zauważył, że są one niedomknięte.
Sprawa była jasna. Ktoś już przed nimi odwiedził mieszkanie Alfreda. Dan wysunął się na czoło grupy i ostrożnie pchnął uchylone drzwi. Te otworzyły się na oścież.
W wąskim korytarzu leżał przewrócony drewniany wieszak oraz kilka rozrzuconych sztuk ubrań. Szary płaszcz, dwie koszule oraz bielizna osobista.
Ktoś bez skrupułów zrobił dokładny kipisz.

Agenci weszli dalej zamykając za sobą drzwi. Całe mieszkanie było przewrócone do góry nogami. Wszystkie rzeczy z szafek i szuflad zostały rozrzucone po podłodze. Popruto wszystkie krzesła, fotele i wersalki Mieszkanie wyglądało, jak po przejściu sporego tornada. Trudno było ocenić czego dokładnie szukano.
- Niech to szlag - mruknęła pod nosem Irma i biegiem ruszyła do łazienki.
Wspięła się na sedes i szarpać się z kratką od wentylacji. Dan, który ruszył za nią w mig domyślił się o co chodzi.
- Pani pozwoli - rzekł szarmancko, podając kobiecie rękę, aby łatwiej zeszła na podłogę.
- Dziękuję - odparła Irma - Trzeba wsadzić rękę głęboko. Coś powinno być schowane w wylocie do komina. Ojciec mówił, że taka sytuacja może się zdarzyć i że tutaj znajdę niezbędne rzeczy.
Dan zdjął marynarkę i podwinął rękaw koszuli. Wsunął dłoń w rurę wentylacyjną i zaczął po omacku szukać tego, co Kahler zostawił nieślubnej córce na wypadek wpadki.
Po kilku chwilach jego dłoń trafiła na niewielką metalową skrzynkę. Ostrożnie wyciągnął ją i położył na podłodze. Skrzynka była zamknięta na prosty zamek.
- Ma pani klucz? - spytał, jednocześnie sięgając do tylnej kieszeni spodni po scyzoryk.
- Niestety nie - odparła Irma.
Z pomocą szwajcarskiego wynalazku, Dan bez trudu otworzył metalową skrzynkę.


W tym czasie Sullivan i Gareth przeglądali to, co pozostało po brutalnej rewizji. W sumie niewiele można było znaleźć. Nawet jeżeli Alfred coś dla nich zostawił, to ci którzy przetrząsneli mieszkanie na pewno na to trafili. W oczy Paula rzuciła się jednak jedna, drobna rzecz.
Lekko pogniecione pudełko zapałek. Na jego etykiecie ktoś zapisał jakieś
symbole cienkim długopisem.

W tym czasie Nate wyglądał przez okno i ku swemu przerażeniu spostrzegł, że pod blokiem stoi biały samochód, który jechał za nim od samego początku. Już miał poinformować o tym resztę, gdy z korytarza dobiegł odgłos kroków. Nate szybko podbiegł do drzwi i zobaczył przez wizjer, że w ich stronę idzie wąsaty mężczyzna.
Nie było zbyt wiele czasu do namysłu, trzeba było działać.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 02-04-2017, 21:13   #9
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
Paul szybkim ruchem ukrył pudełeczko w wewnętrznej kieszeni swojej marynarki. Następnie rozejrzał się po pokoju. Wciąż nie mógł uwierzyć, że ludzie mieszkają w tak przerażających warunkach. Wprawdzie jego mieszkanie w Stanach było tylko trochę większe od tego, ale Paul zajmował je sam. W Wiedniu natomiast mieszkał w wynajmowanym przez agencję mieszkanku, w którym tylko spał. Poza tym przytłaczała go wszechobecna brzydota bloków mieszkalnych.

Gdy tylko usłyszał kroki na korytarzu i zauważył ruch towarzysza skierował się ku drzwiom. Paul wyprzedził agenta i otworzył drzwi na korytarz. Jego oczom ukazał się wąsaty mężczyzna. W tej sytuacji jedynym słusznym rozwiązaniem zdała mu się gra va-bank. Poprawił kapelusz, a następnie dość głośno zwrócił się do przybysza po rosyjsku mając nadzieję, że tamten tylko w niewielkim stopniu rozumie ten język i ukorzy się przed majestatem władzy. Był zbyt zdenerwowany całym zajściem, żeby myśleć trzeźwo. Miał tylko nadzieję, że to nie Irma ich wystawiła.
- Towarzyszu proszę się wylegitymować! Tą sprawę za porozumieniem z Berlinem przejęła Moskwa! Stasi nie ma już tu nic do roboty!
 
Gormogon jest offline  
Stary 04-04-2017, 13:36   #10
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Dan gdy usłyszał poruszenie na zewnątrz, to aż spiął się do skoku. Jeżeli faktycznie miał zacząć się kipisz to wpadli po uszy. Nie zdążą upchnąć wszystkich obciążających dowodów. Z tego wszystkiego najgroźniejsze były paszporty. Z innych może przy odrobinie szczęścia dałoby się wyłgać. Oczywiście zakładając, że przyszedłby po nich zwykły stójkowy, ewentualnie byłoby to jakieś rutynowe śledztwo.

Czasu było mało de Bienville złapał za pistolet, zapasowy magazynek wrzucił do kieszeni marynarki, po czym inaczej jak w wojsku, bardzo ostrożnie przeładował swoją broń. Nie chciał aby wykonała ona charakterystyczne stuknięcie, które mogłoby zalarmować człowieka stojącego pod drzwiami.

-Schowaj dobrze dokumenty, mikrofilm i kartkę - starał się mówić spokojnie, choć serce waliło mu jak młotem. Nie wiedział co tam się dzieje, ile czasu mają, a musiał działać. Ubrał swoją marynarkę, zatykając pistolet za pasek, za plecami, tak aby nie był widoczny, ale można było do niego szybko sięgnąć. Szybkim ruchem złapał część pieniędzy wkładając je sobie do kieszeni, a część podając Irmie
-Irmo spokojnie. Nie mogą nas znaleźć z tymi rzeczami. Nie wiemy co wiedzą o twoim ojcu, ale mikrofilmy i paszporty, są tutaj najbardziej obciążające. Gdyby doszło do aresztowania, musisz spróbować je zniszczyć. Może uda się tego uniknąć. Musimy improwizować ... - Dan sam przed sobą musiał przyznać, że to właśnie w chwilach zagrożenia często najlepiej mu się pracowało
-Jeżeli dojdzie do tego, to pamiętaj przyszliśmy do mieszkania Kahlera po pieniądze. Powiedział nam, że w razie choroby je schował i to właśnie znajdowało się w skrzynce. Powiedzmy ... 500 dolarów .... jeżeli to powiemy i nam uwierzą, to pomyślą, że mamy conajmniej tysiąc. Może uda się z czegoś takiego wykpić odpaleniem im działki. Lepiej stracić pieniądze, niż pozwolić sobie na zatrzymanie. W ostatecznością jest rozwiązanie bardziej siłowe. Możemy to uwiarygodnić mówiąc, że twój ojciec uratował mnie podczas bitwy o Berlin w 45, bo nie pozwolił mi ruszać na radzieckie czołgi. Powinno to też ewentualnie uwiarygodnić kolegów .... Wyjdziemy stąd, ale lepiej spróbować wyjść stąd z głową - nadał swojemu głosowi jak najspokojniejszy ton. Wolał nie denerwować dziewczyny, bo ludzie w stresie potrafili zrobić różne dziwne rzeczy ... Cóż pozostawało mieć nadzieję, że uda się odstraszyć intruza przy drzwiach.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172