lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [Wilkołak: Apokalipsa] Tajemnica Crimson Falls (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/16650-wilkolak-apokalipsa-tajemnica-crimson-falls.html)

Slan 16-12-2016 18:33

- Tu sobie stoję i czekam – rzekł dziarski staruszek stojący u szczytu schodów. Miał długie siwe włosy opadające na plecy, na głowie nosił czarny kapelusz z czaszką kurczaka udającą kruczą czaszkę, przypiętym do kamizelki żółtym kwiatkiem, pamiątką z lat sześćdziesiątych i marynarską fajką wygraną od poławiacza homarów z Maine, któremu chyba się znudził jego wietrzny stan, więc wybrał stan bardziejszy.
Oczy Kory się zwęziły. Nie jeden śmiecący turysta widział to spojrzenie w koszmarach. Strach pomyśleć, co zrobiłaby kłusownikowi, gdyby jacykolwiek mieszkali w okolicy. W sumie dziwne, że nigdy o żadnym nie słyszała.
- To ty na nią to sprowadziłeś! Zawsze chcieliście ją mieć! Od urodzenia mówiliście, że jest wasza – ryknęła na ojca. Ten jednak tylko pokręcił ze smutkiem głową.
- Wiesz, że to równie moja jak twojego męża. To sprawka tych małych robaczków we krwi, wesz, tych genów. Uczą nich w szkole. – rzekł dziadek z miną zaskoczonego nauczyciela słyszącego że dziecko nie wierzy, że ziemia jest okrągła – Może byś zamiast marudzić przyniosła ubrania dla córki, jeszcze się przeziębi – dodał uśmiechając się. Jego córka sądząc po minie zastanawiała czy nie sięgnąć do szafki z bronią i zrobić użytek ze starej strzelby na słonie, którą ponoć dziadek jakoś wydębił od jakiegoś afrykanera, albo zdobył w walce, zależnie os wersji. Po namyśle jednak postanowiła wyjść i zrobić to, czego chciał jej ojciec. Dziadek rozprostował ręce za plecami
- Jak to mówią, jeden obraz wart jest tysiąca słów – zaczął się zmieniać. Najpierw stał się masywniejszy i jakiś taki bardziej włochaty, ale po chwili stał się pół człowiekiem pół wilkiem, który nosił dziadkowe jeansy, nosił jego kapelusz i trzymał w dłoni swoją fakę. Miał długą, biało siwą sierść i podłużny pysk, który zdawał się uśmiechać szyderczo. Zaraz do salonu weszła Kora.
- Miałeś się nie przemieniać w domu – warknęła wściekle, a dziadek przewrócił oczyma i zaczął wracać do ludzkiej . Matka podała jej ubrania i szepnęła cicho
- Nar ranem wyjeżdżasz do Seatle. To bezpieczne miejsce, nie wracaj nigdy – szepnęła i wyszła. Dziadek wrócił do sego zwykłego wyglądu.
- Twoja matka ma rację, bojąc się, wiele młodych szczeniąt pada ofiarą Wroga… albo i niesnasek. Ciężkie brzemię na ciebie spadło, być może najcięższe jakie może być. Ubierz się, a potem porozmawiamy w lesie – rzekł cicho smutnym i ponurym głosem.

Guren 11-01-2017 23:07

Skoro Jill nie przychodziła żadna sensowna odpowiedź, to pozostało tylko spełnić zalecenia dziadka. Założyła ulubioną kraciastą koszulę, dżinsy i glany gdyby miała skopać komuś tyłek. Z miejsca dała poznać co myśli o tj całej rodzinnej tajemnicy
- Nie mogłeś mi o tym powiedzieć wcześniej!? Może tak przy okazji tłumaczenia pszczółek i motylków, czy o tym całym dojrzewaniu. Ktoś mógł powiedzieć “Jill tak przy okazji może się zdarzyć, że będziesz zmieniać się w wilkołaka?!”
Albo, że kiedyś bym miała chłopaka? Może szanse są niskie bym wyszła za mąż, ale jak mam teraz skoro dowiaduje się, że zamiast dzidziusia mogę urodzić szczeniaczki!?
I takie tam gadanie, że powinnam wyjechać?! Ze mnie to nie dotyczy?! A co jeśli kogoś pogryzę?! Albo zmienię się znowu?! I bez tego mam stresujące sesje studenckie?!


Dziadek podrapał się po skroni
- W sumie to powinniśmy, ale skoro się nie przemieniałaś, to nie było potrzeby. Właściwie to jesteś strasznie opóźniona pod tym względem, twojemu kuzynowi udało się w wieku piętnastu lat, pamiętasz tą zniszczoną przyczepę kempingową? Duchy nas, zazwyczaj, powiadamiają kiedy ma zajść przemiana, i tak było w tym przypadku, trochę dopomogliśmy szczęściu,i tak dostałaś tę pracę, jakby nie było to lato, to mój znajomy w Portland podpaliłby twoją uczelnię - dziadek się uśmiechnął dumny najwyraźniej z siebie
- Nie możesz kontynuować studiów, na pewno nie w Portland. Widzisz wnusiu, wampiry też istnieją, nie świecą się w ciemności. Pamiętasz Ojca chrzestnego? One są takie razy dziesięć, - tym razem dziadek był poważny.

Slan 08-02-2017 13:09

Wyszli w las, opuściwszy teren posesji. Jill czuła, że jej zmysły są wyostrzone, kątem widziała ruch dzikich zwierząt przemykających pośród gałęzi, a zapach natury przytłaczał.

- Nie zmienisz nikogo w wilkołaka, a prawdopodobnie też nie urodzisz dziecka wilkołaczego. Wiesz, te robaczki we krwi - przystanęli na dużej polanie, na której tak często robili pikniki. Zatoczył ręką koło.

- To wszystko co widzisz, i znacznie więcej to Gaja. Gaja jest światem i czymś więcej, naszą boginią, matką, stwórczynią. Jak się wsłuchasz, to możesz usłyszeć jej oddech. My jesteśmy jej obrońcami, strażnikami… Tylko widzisz Jill… Zawiedliśmy i prawdopodobnie w ciągu stu lat Gaja umrze - dziadek wyglądał bardzo staro, jak człowiek przygnieciony ciężarem niemożliwym do udźwignięcia.

- I może mam jeszcze opanować wszystkie żywioły, wyznaczyła mnie gwiazda z Gają i mam robić za pieprzonego wybrańca, który zaprowadzi równowagę na świecie?! Dziadek, odpuść pierdoły jak z marnego filmu przygodowego! - zawarczała pod nosem- Nóż Lloyd byłby zachwycony tą gadaniną,,,

Dziadek uniósł brew

- Niezłe rzeczy muszą teraz lecieć w tej telewizji. Poproszę Korę by mi Netfixa wykupiła - uśmiechnął się na chwilę - Ale wybrańcem nie jesteś, nie jak na wilkołaka w każdym razie. Nie, niewiele możesz zmienić, ale przynajmniej pomożesz bronić Szczepu… I przy okazji pomożesz swojemu plemieniu zdobyć przewagę wnusiu… Tylko wpierw będziemy musieli zorganizować ci watahę, I musicie przeżyć rytuał przejścia. A teraz proszę cię usiądź, bo muszę ci przekazać trudną wiadomość - westchnął i powiedział ponuro - Prawdopodobnie będziesz w jednej watasze z Amandą… Rozumiesz; Ja, Hernan i Joshua Suworow jesteśmy starszymi naszego szczepu

- Jak to w jednej Watasze z Amandą? Dziadek, ona jest biała. Chyba, że ja o czymś nie wiem!?


Dziadek zrobił sztucznie urażoną minę.

- To było rasistowskie, wiesz? Przecież zawsze chciałaś żyć wśród białych, to teraz z jedną z nich będziesz uznawała za towarzyszkę broni… Rozumiej, jej dziadek i wujek Bartolomey są też wilkołakami, a szeryf i pastor Connington też, i to należą do ich frakcji. Jakbyśmy cię wzięli, to jej dziadek Wziąłby Amandę, bo nikt inny by jej nie przyjął, a to by porobiło dużo złej krwi… No i wasza wataha będzie składała się z nowicjuszy, zrzyjecie się, zaprzyjaźni… W każdym razie, tak łatwiej się wyuczycie jak nie będziemy was rzucać na głęboką wodę. Jakieś pytania?

- To znaczy, że nie dzielimy się na frakcje wilkołaków białych, tych z naszego plemienia i jeszcze jakichś tam? I nie praw mi kazań dziadku, skoro do tej pory nie byłeś łaskaw mi niczego wyjaśniać o wilkołactwie! - pogroziła nestorowi rodu palcem.

- No dzielimy się… Tylko wszyscy mamy wspólną misję i takie tam. Zazwyczaj nie przeszkadza nam się to wyrzynać, Tylko to chyba nie jest coś o czym marzysz, prawda? Lepiej się dogadać, co nie? Zresztą, będziesz miała stadzie innych, raczej uda ci się z nimi dogadać aby nie dawali tej dziewusze za wiele swobody… Zresztą, ona jest tylko metysem. No nic, musimy iść nad Srebrn Staw, to niezłe miejsce aby wejść do świata duchów -

- Niech już kurna będzie. I tylko dlatego, że wiem, że ta laleczka tylko spaprze, bo nie widzi nic znad swojego zadartego noska. Ale potem chcę zadzwonić do przyjaciół


- Tylko nie mów mu, o tym, kim jesteś, bo Patrick do niego pojedzie i… - ostrzegł dziadek.

Szli dalej przez las aż do Stawu.

- Może tak zacznę od początku. Żebyś wiedziała, co się dzieje i dlaczego musimy walczyć. Widzisz, na początku cały świat był jednym. Świat materialny i duchowy przenikały się nieustannie. Gaja była światem, albo świat był jej snem. To nie ważne. Na szczycie stworzenia była i jest Triada. Pierwszy jest Dzikun, ten który tworzy surowe tworzywo, pan ducha i dziczy, magowie nazywają go dynamiką.. Drugi jest Tkaczka, ta która przyobleka rzeczy w kształt, patrona ziem ujarzmionych, przez magów zwana Statyką. Wreszcie jest Żmij, ten który niszczy, nie patronuje niczemu bo pustka jest jego. Przez magów zwany entropią. Przez nieskończone milenia Dzikun tworzył, Tkaczka przyoblekała w kształt, a Żmij niszczył gdy, któreś z nich przesadziło. I tak było dobrze, ale pewnego dnia coś się stało. Mówi się, że Tkaczka oszalała uwięziła Żmija w swej pajęczynie. W końcu się uwolnił, lecz był już czymś innym. Nie niszczy, a wypacza, zmienia rzeczy w plugawą parodię samych siebie. Tkaczka stworzyła barierę między naszym światem i światem duchów, która nieustannie rośnie - skończył gdy dotarli nad jeziorko - Nauczę cię pierw pewnego rytuału, dzięki któremu przypiszesz ubrania do ciebie i nie będą się niszczyć, gdy wejdziesz do świata duchów

- Znaczy się, że ten cały mitologiczny wykład był po to żebyś mnie nauczył jak szyć spodnie? Albo by mi wyjaśnić, że te japońskie kreskówki z wersją astralną, która wygląda na gołą to bzdura?

Dziadek podrapał się po głowie

- No właśnie nie bzdura i to jest problem, choć oczywiście, jeśli nie przeszkadza ci latanie gołym tylkiem po każdej przemianie… Są i tacy - dziadek wzruszył ramionami - Ale czasem trzeba ze sobą wziąć ze sobą do świata duchów spluwy. Browning cal 50 potrafi zastraszyć niejedną zmorę

- Innynmi słowy… no nie wiem…. Chcesz mnie nauczyć jak robić portki Hulka? Wiesz taki facet co zmienia się w takie wielkie zielone coś. Ale z tymi spluwami to chyba jaja se robisz?Ja rozumiem, że do świata duchów idzie moja niematerialna część,ale jak coś tak materialnego jak spluwa może tam wejść?!

- Hulka? Tak, to dobry opis, zapamiętam. Widzisz, gdy wchodzisz do świata duchów sama stajesz się duchem, przynajmniej częściowo. Patrick ma przypasanego pump - actona, bo jego 45 jest fetyszem… - rzekł dziadek i wyjął z torby sprzęt znachora, choć niektóre narzedzia widziała po raz pierwszy. Najpierw wyrysował na jej bluzce jakieś runy mieszanką sadzy i oleju, cały czas śpiewając w jakimś charkotliwym, niemal znajomym języka. Potem otoczył glify obramowaniem ze swej krwi, nagle niemal zobaczyła, jak z jego ust wypływa błękitna mgiełka -Zrobione, gotowa na wyprawę? - rzekł starzec.

- Pod warunkiem, że to TY zrobisz potem pranie,

Dziadek podrapał się po brodzie

- Nie, nie możesz tego prać bo jeszcze zepsujesz symbole. No i od innych wziąłbym dwie stówy, ale ty jesteś moją ulubioną wnuczką! - rzekł i pokazał jej aby stanęła przed jeziorkiem, w którego powierzchni odbijał się księżyc.

- Skup się na wodzie, wyobraź sobie że się weń zanurzasz. W wodzie i w niebie zarazem - położył jej dłoń na ramieniu. Poczuła, że się zanurza niczym w głębinie. Nie było to tonięcie, właśnie raczej wzlatywanie. Przez chwilę natrafiła na jakąś barierę, jakby sieć z żelaza, ale po chwili ustąpiła. Było te same jeziorko, choć wydawało się głębsze… tak jak na przykład rów mariański, a woda była błękitno srebrna. Księżyc urósł ze trzy razy i zajmował znaczną część nieboskłony. Zobaczyła, że coś wokół niej się rusza… były to setki cosiów, bo jak inaczej możnaby określić latające na ćmich skrzydłach mordki z parą oczu

- Daj Wody - rzekło tubalnym głosem drzewo o srebrnobłękitnej korze. Nie widziała ust, ale oczy barwy srebra wpatrywały się w nią groźnie.

- I jak ci się podoba? - rzekł dziadek stojący obok.

- A to drzewo zalatuje Babcią Wierzbą z tego głupiego filmu Disneya o Pocahontas…. Jak się mam do ciebie zwracać o kolejno ofiaro Disneya?

- Zwij mnie Najważniejsze drzewo przy Stawie, i Dawaj tę wodę - zagrzmiało

Drugie drzewo też otwarło oczy

- Ja jestem Najważniejsze Drzewo przy Stawie - zaczęło krzyczeć

Trzecie otwarło oczy

- Nie słuchaj tych idiotów, bowiem to ja jestem Najważniesze Drzewo przy Stawie i dasz mi wody? - zapytało konspiracyjnym tonem

Jakiś żabowaty stworek o skórze porośniętej listkami tarzał się ze śmiechu, dziadek z trudem się powstrzymywał przed tym samym

- Ojcze! Przybądź. Ktoś znowu się bawi z Matkami - powiedział stworek śmiejąc się.

- Co mam zrobić Dziadku? -spytała Jill.

Dziadek wzruszył ramionami

- Jestem przecie starym dziwakiem gadającym o duchach i innych wyimaginowanych głupotach. Ja tam nic nie wiem! - rzekł szczerząc zęby,

- Dobrze, dostałam dowód, że duchy istnieją. Ale nawet ja wiem, że jeśli chcę wrócić w jednym kawałku do naszej rzeczywistości, to nie mogę pozwolić sobie na jakiś śmiertelny passet względem miejscowych duchów. Więc co mam zrobić?

Dziadek podrapał się po policzku

- W tym wypadku stosować to - pokazał parę zatyczek do uszu A tak naprawdę nie radzę spełniać próśb duchów, to zawsze niesie ze sobą konsekwencje. -ostrzegł ją.

- Jeśli dasz im wody Ojca to matki urodzi kolejne dziecko , a może istnieć tylko jedno takie piękne stworzenie jak ja - żabol jej pogroził. Nagle znad tafli wyłonił się kształt przypominający pięknego mężczyznę o srebrzystej cerze, który uśmiechał się zalotnie… a potem wyłoniła się reszta i okazało się, że mężczyzna jest jedynie naroślą na języku ogromnej żabowatej istoty.

- To były kiedyś duchy płodności. Woda z tego i kilku innych jezior dobrze robiła na płodność… Twojego ojca kiedyś do niego wrzuciłem. Niestety dwa konkursy piękności w mieście trochę je zmieniły i przy okazji mamy teraz dwa duchy pychy… Ale woda teraz dobrze robi na cerę. Nie bój się, nie zje cię. Jada tylko istoty równie próżne co on - wyjaśnił dziadek. Drzewa zaczęły tylko mruczeć do siebie.

- Dziadku, nie mogłeś mi o tym opowiedzieć kiedy byliśmy po drugiej stronie?! I czemu moja pierwsza wizyta w świecie duchów musi obejmować kłopotliwe drzewa, duchy płodności i duchy pychy?! Po co musieliśmy przyjść akurat do nich i marnować wzajemny czas?!

- Jesteś młoda i masz dużo czasu, a lubię to miejsce. Korra wspaniale ratowała twojego ojca. Potem wprawdzie przez miesiąc się do mnie nie odzywała, ale warto było! - uśmiechnął się i zaraz spoważniał:- Do przejścia do świata duchów wystarczy popatrzeć w świecącą, odbijającą powierzchnię. Niby wystarczy lusterko, ale uznałem, że lepiej pokazać ci wszystko od razu. Wiesz pływać najlepiej się uczyć wrzucając na głęboką wodę. Po za tym, te duchy odstraszają słabszych, ale groźniejszych krewnych. No i w jeziorku będziesz mogła się przejrzeć podczas lekcji przemiany.

- Znaczy się, że zawarłeś z nimi jakiś pakt? Po to, że mieć gdzie biegać spokojnie jako wilkołak? A przede wszystkim - Po co wrzucałeś Tatę do wody tutaj?!

- Ta ekipa jest dosyć terytorialna, i niewiele duchów się tu kręci. Nie wrzucałem twojego ojca tu, tylko po materialnej stronie. Po co? Kora twierdzi, że chciałem go utopić, a ja tylko nie mogłem się doczekać wnuków!

- Czy wśród przyczyn rozwodu rodziców byłeś wymieniony jako punkt 1?

- Numer 3 - odparł dziadek.

- To co było numerem 1 i 2? Zresztą nieważne! Co mam tutaj niby zrobić?

- Podejdźmy do jeziora - dziadek podszedł z wnuczką do jeziorka.

- Teraz Zajrzyj do swego wnętrza rozbudź wilka w sobie. Spraw by twoja natura wzięła górę, odrzuć to co ci wbili w szkołach

Jill spróbowała ale jakoś tak… Nie udało się za pierwszym razem. Dopiero za drugim razem. Stała się wyższa i masywniejsza. Wydawało jej się, że ma dłuższe, choć nieznacznie.

- Popatrz w taflę jeziorka - rzekł dziadek. Gdy zrobiła to o co ją prosił, zobaczyła wysoką kobietę o rysach twarzy jaskiniowca, o długich sztywnych włosach i gęstych bokobrodach. Miała grube wargi i masywne łuki brwiowe.

- To jest Glabro, niektórzy mogą w tej postaci uchodzić za ludzi… Ale lepiej nie podrywaj nikogo.

- Dziadek, nie możesz uprzedzać co się może stać?! I jak mi nie powiesz, że Glabro ma jakieś zastosowanie, to ponawiam przemianę

Jil usłyszała, że jej głos przypomina warkot zepsutej kosiarki.

- No wiesz, zobacz swoje mięśnie - zasugerował dziadek. Rzeczywiście, teraz była zbudowana jak kulturystka, czuła, że jest niemal dwa razy silniejsza… Pewnie mogłaby rozbijać ściany w tym i te czwarte…

- Przydaje się podczas bójek w barze czy w areszcie, wierz mi na słowo. Teraz wejdź głębiej, poczuj wewnętrzną wściekłość - mówił dziadek. Jill zrobiła tak jak mówił… Ale poczuła zapach lasu, setki efemerycznych istot, na które chciała zapolować. Zaczęła się zmieniać, stanęła na czterech łapach. Jeś świadomość zaatakowały zapachy, tysiące zapachów, niektóre kiedyś znała, inne były zupełnie obce. Chciała coś powiedzieć, ale z jej ust wydobyło się warknięcie. Dziadek patrzył na nią z góry.

- Trochę ci nie wyszło. Jesteś teraz lupusem. - rzekł uśmiechając się przepraszająco. Jej odbicie przedstawiało teraz wielkiego szarego wilka. Dziadek także zaczął się zmieniać i stanął obok niej jako nieco chudszy od niej wilk.

- I jak na czterech łapach - przekazał jej po wilczemu.

-Czy to znaczy, że od teraz będę mógł rozumieć nasze psy? Wilki w lesie? Czy ogólnie wszystkie zwierzęta w pobliskim lesie? - po raz pierwszy perspektywa wilkołactwa wydała się dziewczynie kusząca.

- Z wilkami i psami tak. Tylko nasze znają mnie jako dobrywilka w tej postaci i nie wiedzą że jestem Dziadkiem. I nie mów Rockiemu co stało się z jego jajami, nie zrozumie… - przekazał.

- Jasne…. W końcu jakaś fajna zdolność… To psy cię nie rozpoznają po zapachu, że normalnie chodzisz na dwóch nogach?

- Trochę inaczej teraz pachniesz, a ja nie chciałem i robić mentlku w głowie. Teraz coś groźnieszego - Rzekł i gdy Jill ponownie chciała się przemienić urosła… Stała się ogromnym wilkopodobnym monstrum wielkości małego konia. Była wilkiem, który zjadłby czerwonego kapturka, babci, gajowego i poszedł zagryźć trzema świnkami… albo księciem z bajki.

- To Hispo, przydaje się do polowania - rzekł po wilczemu samemu stając się podobnym monstrum.

- Mogłeś mi dać uniknąć mentliku jakbyś opowiadał o wszystkim wcześniej. No wiesz kiedy potrzebowałam pierwszego stanika, czy jak trzeba było tłumaczyć o dojrzewaniu. Czy mamy tutaj coś jeszcze do zrobienia po za przemianami? Możemy wrócić do domu? Mam psy do nakarmienia, wyprowadzenia…. Albo wyprowadzić się z nimi…

- Jeszcze jedna forma, ta najważniejsza. - i Jill znowu weszła w swoje wnętrze i przebudziła w sobie furię. Stanęła na dwóch nogach, czuła, że najchętniej rozerwałby coś na kawałki. Była potężna i straszliwa. Spojrzała w taflę jeziora. Patrzyła na nią hybryda wilka i człowieka. Dwu i półmetrowa bestia pokryta futrem z wilczym łbem.

- To jest Crinos, forma wojenna i nasza właściwa forma - przemieniony dziadek rzekł w nieznanym języku, pełnym warknięć, który jednak pojmowała.

- Ta najprawdziwsza? I to potrafię

Dziadek pokiwał łbem.

- To Mowa Garou, nasz dar od luny, naszej patronki. Czyli od księżyca. W Crinos odbywa się większość rytuałów. Ta forma ma jedną zaletę i wadę zarazem. U większości ludzi wywołuje delirium. Księżycowe szaleństwo, podczas której ludzie wpadają w histerię, uciekają z krzykiem lub popadają w katatonię, a potem nic nie pamiętają. Widzisz, przodkowie wilkołaków z Afryki i Eurazji przez tysiąclecia praktykowali Impergium, polowania na ludzi w celu regulowania ich populacji. Każda osada, w której było zbyt wielu ludzi, której się za dobrze wiodło, była odwiedzana przez Garou, którzy publicznie żywcem pożerali tych, co im przewodzili. My tu w Czystych Krainach nie musieliśmy praktykować tego typu rzeczy. Ale zwykli ludzie bez wilkołaczej krwi wpadają w obłęd na widok Cronossa powodowani atawistycznym lękiem… Ale wiesz, my jesteśmy ci dobrzy, czasem tylko kilka głów urwiemy, ale co tam - dziadek szczerzył kły.

- Pojmuję, że zapanowanie nad instynktami ma mi zapewnić uniknięcie, że instynkt przejmie kontrolę nade mną, a nie ja nad nim. To co wracam do człowieczego wyglądu i dziemy do domu?

- No. jeszcze litania. Co to za pierwsza przemiana bez ględzenia irytujającego starucha? Więc tak, mamy coś co się nazywa litanią. To nasz zbiór praw, taki żeby było co łamać.

Zaczynając od początku

1.Nie będziesz łączył się w parę z innym Garou - a na metysach możesz się wyżywać, zwłaszcza jak robią coś lepiej od ciebie

2. Będziesz walczył ze Żmijem wszędzie gdzie mieszka i lęgnie się jego pomiot - zwłaszcza, gdy za ów pomiot uznasz tych co nie lubisz.

3. Szanuj terytorium innych - chyba, że chcesz mu je odebrać

4. Przyjmij honorową kapitulację - chyba, że pazur ci się omsknie i przypadkiem urwiesz głowę

5. Szanuj tych, co są ponad tobą - o ile są w pobliżu

6. Najwyżsi rangą pierwsi sięgają po zdobyć - mogą ci wyrwać z rąk ciężko zarobione pieniądze i musisz podziękować

7. Nie będziesz jadł mięsa ludzi - Ma się po nim niestrawność

8. Szanuj znajdujących się niżej od ciebie - nie znęcaj się mocno

9. Nie wolno ci unieść zasłony - a jak się zdarzy to las i łopata

10. Podczas pokoju wolno w każdej chwili wyzwać przywódcę - zwłaszcza gdy śpi

11. Nie wolno wyzwać przywódcy na pojedynek podczas wojny - tylko honorowo dźgamy w plecy

12. Nie zrobisz nic co mogłoby zaszkodzić caernowi - albo mniej dobrą wymówkę

No to chyba wszystko. Jakieś pytania
- szczerzył kły.

- To ma być Dekalog zmieszany ze “Sztuką Wojenną” Sun Tzu?! Rozumiemm o ludzinie, ale dziadek połowa z tego się wyklucza nawzajem! I co to znów za Żmij. I jakie nie wolno mi łączyć się w parę z Garou? Po tym wszstkim mi teraz gadasz, że nie chcesz wilczych prawnuków?

- Mówiłem ci, pamiętasz? Żmij to zguba, zepsucie i zagłada. Na początku czasu był entropią, pilnował aby Tkaczka i Dzikun nie wymknęli się spod kontroli, Teraz jest spaczeniem, plugawicielem. Służą mu duchy zwane zmorami oraz tysiące ludzi, niektórzy opętani przez Zmory zwane fomorami a inni zaślepieni żądzą władzy. Są też Garou, którzy mu się sprzedali. Są to tancerze czarnej spirali.... Wilkołak z wilkołakiem może spłodzić tylko metysa, bezpłodnego i często przeklętego wilkołaka, którego naturalną formą jest Crinos tak jak dla ciebie jest człowiek. Wilkołak może mieć dzieci z ludźmi lub krewniakami… albo wilkami jak w przypadku Joego… Ładny garniak mu załatwiłem? Nic nie zapłaciłem

- Ci kolesie od Żmija brzmią jak zwykli Sataniści i Emo-Dzieci. I… Sugerujesz, że po lesie i śmietnikach biegają szczeniaczki po Joe’m?

- Nie… To głównie bogacze i republikanie. Joe sam jest Lupusem, więc zaprawdę nie ma nic dziwnego w tym, że interesuje się zgrabnymi wilczyczkami… Aczkolwiek nie wiem o jego dzieciach, możesz mu z Jasikiem jakąś ładną suczkę znaleźć - zapytał dziadek.

- Zejdźmy z tematu przedłużania gatunku…. A najlepiej chodźmy do domu. Potrzebuję pobyć sama i odpocząć od relacji z wilkołakami i duchami. Zajrzeć na Tumbra do specjalnej zakładki “Hug On”

- Nie znam tego Tumbira, ale pokaż jego zdjęcie Hernanowi… Bo widzisz tak długo nie przyprowadzałaś faceta, że mieliśmy pewne podejrzenia, i się założyliśmy - wyszli z umbry do realnego świat. Gdy doszli do domu Kora właśnie pakowała córkę.

- Córóś, nic ci nie jest? O szóstej masz autobós do Salem, a potem do Seatle. Tamtejsi ludzie… - mówiła z przejęciem Kora

- I tak musi tu zostać, byśmy ją wyszkolili. Czarownicy nic jej nie nauczą

- O nie mamo ja tutaj zostaję! ..Czarownicy!? Tym bardziej tutaj zostaję dopóki nie będę wiedzieć jak sobie z tym poradzić z wilkołactwem! I z magami….

- I wamipirami. Wampiry też są i się je zabija. Nie gada, choć Joshua woli pokój - mruknął dziadek. Kora popatrzyła na córkę z niedowierzaniem

- Zrobisz jak chcesz - rzekła chłodno i wyszła.

- Potrzebuję pobyć trochę sama… -powiedziała Jill próbując wycofać się do swojego pokoju. Nie spotkawszy się z komentarzami nikogo z rodziny poszła na górę. Włączyła kolejno laptop i Facebook. Miała chęć napisać do Lloyda.

Poznała go pierwszego dnia po przyjeździe do College i tam w “Większym mieście” stanowił jej najlepszego przyjaciela. Żylasty i biały nerd z rodziny naukowców, który na złość rodzinie poszedł na weterynarię. I był chyba pierwszą osobą jaką poznała, która by stwierdziła, że dziadek szaman “Jest cool!!!”. Właśnie “cool” z trzema wykrzyknikami. I w ogóle mieszkanie na zadupiu w Oregonie, a nie w Seatle.

I wszystko co się wiązało z UFO, fantasy, lochami, smokami i innymi dziwactwami…

Ciekawe co by powiedział o byciu wilkołakiem?

Nie bardzo ostatnio się odzywał. I jak podejrzewała Jill, to Lloyd albo wylądował na własne życzenie w pipidówie bez neta, albo co bardziej możliwe szuka w jakichś lasach UFO, czy Wielkiej Stopy. Też na własne życzenie. Jaki był adres tego jego dziwacznego bloga o nadprzyrodzonym?

Skoro dziwactwa okazały się prawdą… Oby żadne z nich go nie zjadło! A w po za tym powinna mu napisać, że może nie wrócić do Portland...

Zaczęła pisać:
- Hej Lloyd! Lol!

Guren 09-02-2017 12:31

Jill pierwsze co zobaczyła to zaproszenie do gier z Facebooka od Abigail Johnson, tak ze dwudziestu, przesłała jej też animkowatego Gifa z tortem urodzinowym i gratulacjami… Dziś nie były jej urodziny. Dostała też zaproszenie od Amandy. Lloyd gdy tylko otrzymał wiadomość odpisał:
-[i] Cześć! Fajnie, że piszesz XD. Co tam u ciebie? 
Rezydentura w rodzinnym mieście. Narzekanie dziadka bym się zajęła scheda po nim. Wychodzi że nawet przymusowo. A ty co robisz? Polujesz na UFO czy grzecznie zajmujesz się tymm czym powinien student weterynarii? - XD Ty szamanem? A tak to szukam wielkiej stopy, ponoć u was w okolicy jakąś widziano, tylko czarną. To pewnie nowa odmiana. Może diabeł z Jersey stwierdził że ma dość i się wyniósł? 
- Jesteś w okolicy Crimson Falls ?
- No w górach niedaleko. Jutro idę szukać tej stopy.

- Baw się dobrze LOL
- Pewnie, ciekawe czy ją znajdę xd
Wstrzymała oddech. Ma teraz okazję albo go tutaj ściągnąć na rozmowę w realu albo kazać mu tu i teraz spadać. Z drugiej strony jeśli napisze że zostaje w Crimson Falls, to Lloyd może wrócić potem do domu, a przez odelgłość ich znajomość z czasem się rozpadnie.
- Mam szkolenie na szamana. Na tyle intensywne, że mogę nie wrócić po lecie - wystukała na klawiaturze.
- Powiedz dziadkowi, że nie ma prawa ci nic dyktować i to cię nie interesuje, bo jesteś człowiekiem nauki. Tylko nie mów, że cię szantażuje „Śmiertelną chorobą” i ostatnim życzeniem starca bo to nie fer. A pytałaś go o wielką stopę?
- W okolicy mamy jedną wypchaną
Wieszaliśmy na niej z Jaśkiem bombki na Gwiazdkę
- Fajnie XDXDXD. Mama sprzeciwiała się zawsze choince, ale tata miał dobre wspomnienia z dzieciństwa, a wy znaleźliście takie wspaniałe rozwiązanie XD Mogę ją zobaczyć, i porozmawiać z twoim dziadkiem?
- Nie odpowiadam za twoje urazy psychiczne... lol
- LoL. To tylko zabawny staruszek! Co może mi zrobić? Przekląć XD
- Wyłupuje w dłoni orzech. Ręką. LOL
No wiesz umieszcza je w dłoni, zaciska dłoń i otwiera orzech włoski

- Eee Jak mu powiem, że zabiłem Beliala na Torment 4 to się wystraszy?
- Mam i swoje powody by zostać
- Poznałaś kogoś?
- Powiedzmy, że... dowiedziałam się czegoś nowego o sobie...
- Eee aha, rozumiem i akceptuje, to mogę przyjechać? I gdzie tu mogę się zatrzymać? Tak niedrogo. I dwa pokoje bo George jest ze mną. Gra teraz w Farm Hero saga… pół kieszonkowego od matki przetracił na to więc też jest spłukany.


Wzięła głęboki oddech. Lloyd był pokręcony, skoro wierzył w UFO itp. Pytanie czy by jej uwierzył gdyby się przyznała czym jest. Ale przez jego dziwactwa był też najbliższy temu by przełknąć prawdę. Albo śmiertelnie się obrazić, uznać że mu odmówiła i zerwać z nią kontakty. Wystukała: -[I[ Hej Lloyd, pamiętasz jak przez ciebie obejrzałam trochę z "Bing Bang Theory"? [/I
- No tak… Ale czemu pytasz?
- Bo tam mieli umowę lokatorską z tym co robić i w dziwnych przypadkach jak atak zombie, jakby któryś został superbohaterem, to drugi ma zostać pomagierem, albo trzymać drugą tożsamość współlokatora w tajemnicy
- Aaaa, nie martw się, będę milczał – rzekł Lloyd
- Czyli nie zagląda ci przez ramię, komentując, że mam atak schizofrenii?
-[i] Porwali cię kosmici? – napisał z najpewniej pełną powagą – Przecież wiele plemion miło kontakty z „Anunaki
Nagle dostała wiadomość od Abigail Johnson. Najpier zobaczyła animkową postać ślącą uściski a potem napisała.
- Cześć! Jakiś czas temu włamałam się do twojego komputera i zainstalowałam ci program, który powiadamia mnie gdy wysyłasz słowa typu kosmita, wilkołak i tak dalej. Jako że jesteśmy tak dobrymi psia psułami, to chyba powinnaś wiedzieć, że Patrick do niego pojedzie gdy dowie się prawdy o tobie i pewnie urwie mu głowę i zakopie resztę w lesie, albo może i zje. Fajnie ze jesteśmy tak wspaniałymi psiapsiułami, na pewno stworzymy bardzo fajną watachę. Lubisz anime? Ja uwielbiam! – napisła osoba, której na oczy nie widziała.
Jill przewróciła oczami, a następnie wystukała w klawisze: - Po prostu nie chcę by mnie uznał za zazdrośnicę. No po prostu... Tęsknie... Ostatnio musiałam przemyśleć sporo o mojej przyszłości i przeszłości. Zadzwonię później, misiaczku
Liczyła, że wypowiedź będzie tak mdląco słodka, że Lloyd nie weźmie jej na poważnie, a Abigail zniechęci do zaglądania na jej pocztę. Dla pewności dorzuciła misiowaty emotikon z dopiskiem Papatki misiu
- Co? Eee, chyba rozumiem. Przyjadę jak najszybciej. Nie bój się… wszystko będzie dobrze
-[I[ Papa, misiaczku
-zamknęła messengera z Lloydem
Odesłała wiadomość do Abigail: - Kto cię uczył ortografii? Czyżbym zawczasu za mocno cię zdzieliła. No wiesz wtedy kiedy wybiłam ci mleczaki?
- Ortografii uczyła mnie pani Armitage w szkole specjalnej imienia Abrahama Lincolna w nowym w Nowym Orleanie, urodzona – tu napisała cały Dosier owej nauczycielki – I nie mogłaś wybić mi mleczaków. Nie widziałam cię. Znasz inną Abigail Johnson? Jest twoim wrogiem? Jesteśmy przyjaciółkami więc twoi wrogowie są moimi wrogami!
- A kto cię uczył tak świetnie hackować, cio? I spytaj Amandę ile dostała za mleczaki od zebowej wróżki, Bo ona chyba tez jest Psia Psiółką, cio? - -wystukała. Dorzuciła słodkiego koteczka. Przy okazji zastanawiało ją jak szybko, czy raczej... czy powinna zadzwonić do Lloyda. Bo chyba pluskwy to za wiele nawet dla Abigail?
- Tony Skaczewski… – Abigail wymieniła kilkanaście osób – I kilka takich, o których ci nie powiem, bo musiałabym cię zabić, a nie chcę. Powiem Amandzie, ale wiesz, dwa lata temu tata mi powiedział, że zębowa wróżka nie istnieje. I chyba Święty Mikołaj też nie, choć nie jestem pewna – napsała Jill Aby
Gdy Jil zadzwoniła odebrał Lloyd
- Eee Jil? Coś się stało? [?i]
- Przepraszam Cię za ostatnią wiadomość. Nie miałam wyjscia
- Jill, nie bardzo orientuję co się dzieje… – powiedział powoli Lloyd
- To nie to... zdała sobie sprawę, że nerwowo się ni to śmieje ni to bełkocze - Lloyd... Jest jedna rzecz o którą tylko ciebie mogę spytać.... - zawiesiła głos, ale nie na tyle długo by pozwolić mu się odezwać - Czy gdybym powiedziała ci, że nie jestem do końca człowiekiem, to byś mi uwierzył?
- Zgodnie z pewnymi teoriami wielu rdzennych amerykanów ma w sobie geny przybyszów z gwiazd. – Rzekł z pełną powagą.
-[¡] Zejdź bliżej ziemi, McCarthy

- Robisz aluzje do Lemurii, Atlantydy czy tego Imperium Lechitów – Lloyd był skonsternowany.
- Lloyd! - coś w niej pękło. Zw taki dzień. Za to że wszystko w xo wierzyła okazało się iluzją. A przecież szczycila się tym , że nie ryczy jak baba. - Tak, czy nie?
- Oczywiście. To może być fascynujące, od początku wiedziałem… że jesteś niezwykła i teraz rozumiem czemu!
-[¡] I dlatego nigdy nie miałeś dziewczyny [/¡] -wychodziła przez zęby.
- Miałem w przedszkolu! Ale o co chodzi? Znaczy się nie jesteś do końca człowiekiem, ale nie wiem co masz na myśli
- Bardziej owłosiona kasta ze "Zmierzchu" się kłania. Wyszło mi że to jednak mogło być na faktach autentycznych
- Znaczy się… Możesz wprost – głos Loyda był zaniepokojony
- Ale mi wierzysz?
- Chyba tak – był bardzo ostrożny
Zdała sobie sprawę z tego, że teraz na dobre płacze. Łzami wielkości grochu: - To dobrze... Dobrze... - następnie przycisnęła dłoń do ust. "Chyba tak" zabrzmiało jakby potwierdzenie "Tak to się dzieje naprawdę. Jesteś wilkołakiem. Nie zwariowałaś"

- Lloyd jesteś tam jeszcze? Daj mi skończyć, a potem możesz się już więcej do mnie nie odezwać
- Pakuję się i budzę Georga
Co
- No jedziemy do ciebie!
- A przed chwilą twierdziłeś, że nic nie rozumiesz... A i tak się pakujesz... Nawet jeśli to wilcza paszcza?!
- No chyba powinienem, co nie?
- Zdajesz sobie sprawę jak bardzo to przeczy logice?
Jill usłyszała głębokie westchnienie
- Jill, muszę kończyć, pakowanie się trochę zajmie. Gdzie się spotkamy?
- Przyjedź na farmę psów mojego wujka
- Dobra, w południe będziemy
- George’a też zabierasz?
- Wydaje mi się że kamerzysta się przyda.
-Kiepski pomysł, ale niech przyjedzie

Slan 21-03-2017 17:42

Jill po rozmowie z Lloydem poszła umyć twarz. Widok w lustrze bynajmniej nie dodał jej otuchy. Zupełnie jakby przybyło jej lat, albo nie przespała parę nocy - jak po po sesjach egzaminych.

UZnała, że trzeba porozmawiać z Jaśkiem. Choćby, żeby wybadać, czy wiedział już wcześniej o wilkołactwie w rodzinie. Nie mówiąc o tym ile osób poza dziadkiem to wilkołaki? Czy Jasiek nim jest? I czy powinna coś jeszcze wiedzieć o tym co wydarzyło się między przyjściem tamtej wariatki do kliniki, a pobudką w parkingu w obcym płaszczu.

Szukając kuzyna poszła na ganek przed domem.

Jil wyszła z domu przez nikogo nie niepokojona. Matka zaszyła się w swoim pokoju, a dziadek słuchał “How wonderful world”. Noc była ciepła, a gwiazdy świeciły jasno.

Posiadłość Eliaha i Atokiego - bo trudno było to inaczej nazwać - wznosiła się po drugiej stronie miasteczka, ale mimo półgodzinnej wędrówki, nikt jej nie zaczepił, nie licząc kilku upierdliwych ciem. Dom był otoczony wysokim murem, a gdy otwarła furtkę na powitanie wybiegł jej Doug, ogromny wilczarz irlandzki zakupiony w zeszłym roku i starszy owczarek Kaukaski Selim. Doug przyglądał jej się nieufnie, ale ogromny choć w porównaniu z wilczarzem, to malutki Selim chciał zalizać na śmierć. Hałas powodowany przez psy sprawił, że Eljiah wyszedł na Ganek.

- Cześć Jill, jak się czujesz? Nie mogłem się doczekać twojej pierwszej przemiany. Nie jest wcale fajnie być jedynym wilkołakiem w tej rodzinie w swoim pokoleniu. - miał włosy zawiązane w kucyk i nosił Jeansy i niebieską koszulę. Oczy mu radośnie zabłyszczały na widok kuzynki. Za nim stanął Atoki. Był ciepłym, choć milczącym człowiekiem, który co rzadkie wśród rdzennych amerykanów, nosił długie wąsy.

- A więc dołączyłaś do ludu. Choć, wejdź, mamy coś dla ciebie.


- Czy Jasiek jest w domu?

- Tak, jest w swoim pokoju. - odparł Atoki

- Półgodziny temu udało mu się zabrać krucyfiks i dać flaszkę i papierosy, a wcześniej przez dziesięć minut przepraszał Douga za kastracje. - rzekł Eliach

- Rdzenni Amerkanie nie powinni pić alkoholu. - rzekł ponuro Atoki

- Ale on jest pół Polakiem, więc razem się to znosi. A jak jesteś, to spróbuj go uspokoić, bo na razie chce wrócić do Chicago i wstąpić do klasztoru.

- I nie dawaj mu telefonu, bo jeszcze komuś powie, a to oznaczałoby pogrzeby… - mruknął Atoki

- Oczywiście, że spróbuje. - zapewniła. Ruszyła pod drzwi Jaśka - Jasiek?! To ja Jill

- Zgoda. - otworzył drzwi, ale zaraz zamknął - Przyszłaś mnie ugryźć! - krzyknął

- Jasiek jeśli też się przemieniasz, to nie jest takie straszne. Zaufaj mi. Przejdziemy przez to razem. Po prostu będziemy musieli znosić dziadka bardziej niż zwykle

- Ale ja nie chcę się zmieniać. Proszę nie gryź mnie. Wilkołaki na pewno nie idą do niebo, a skoro istnieją wilkołaki, to na pewno jest niebo i babcia tam na mnie czeka! - zakrzyknął zza drzwi

- To tak nie działa. To kwestie genetyczne, a nie od ugryzienia. Jak mnie raz dziabniesz w ręke to nic się złego nie stanie.

- Jak obiecasz, że mnie nie ugryziesz, to wejdź - otworzył drzwi i jej oczom ukazał się Jjasiek. Miał przekrwione oczy, trzymał w ręku papierosa, na stole były trzy butelki Whisky, jedna do połowy opróżniona

- Jill, Eliach też jest wilkołakiem… mój rodzony brat! A moja klinika…

-[i] Nie ugryzę. I jak to? To ty się nie przemieniasz? [/I

- Tata mówił, że są na to małe szanse, ale nie wie… Rośnie mi już sierść?

- Ledwo masz zarost na twarzy, a co dopiero o sierści mówić. I to ty gryzłeś Elijaha ilekroć cię przytrzymywał, żebyś nie uciekał

- Bo jest większy starszy! Zawsze mieliśmy inne wobrażenie na temat zabawy w indian i cowboyów… Ale dobry z niego brat. Jak wpadł na pomysł, żeby przekraść się do Kanady, to wziął mnie ze sobą… Choć nigidy nie był dobry z geografii. Jil..n ale nie musisz jeść ludzkiego mięsa, ani nic z tych rzeczy?

- Nie muszę. A ty jesteś za chudy - a potem dodała [i] I za bardzo Cię lubię i potrzebuję [/¡]

Jasiek usiadł

- I tak nie będę miał nic do roboty. Straciłem klinikiem, kto ją odbuduje? Przecież nie ubezpieczyłem od ataku wilkołaków… w ogóle są takie ubezpieczenia? Bo powinny być…Albo jak smok spali komuś dom. Taki wedelski - wypił szklankę whiskey

-[¡] Dziadek coś wymyśli jak to stary kojot. I dlaczego wedelski? [/¡]

- Ma ukryte złoto? Jak nie to idę do lasu, na drwala. Albo wracam do Chicago. A smok wedelski to w stolicy Polski mieszkał W Wdelu, babcia mi opowiadała. I zaraz się okaże, że król polski nim jest. Ten Wałęsa.

[¡] -Nie znasz go? Zadaje się z największymi klamcami w okolicy? A ci razem z nim pewnie dadzą rzewne zeznanie jakie to nieszczęście cię spotkało w postaci wybuchu gazu. Albo ataku dobudzonego niedźwiedzia ze śpiączki. [/¡]

- No to dobrze… Przynajmniej nie będę musiał zostać dentystą jak mój ojczym. Zawsze siły mi się koszmary, że pacjent odgryza mi rękę, a potem krzyczy na mnie. Bardziej bałem się krzyku. - powiedział ze spokojem - A jak ty się czujesz? Nie jesteś trochę zagubiona?

- Jestem zdezorientowana….Zdezorientowana tym, że się poryczałam po tym wszystkim. Nie ryczałam od lat. Ale przede wszystkim wściekła na starszych! Mogli łaskawie powiedzieć, ze coś takiego mogło się zdarzyć. Mogło nie musiało, ale POWINNI powiedzieć. Tak jak się należy wiedza o tym, że jesteś nosicielem niebezpiecznego genu. W zasadzie MY nimi jesteśmy. Nosicielami wilczych genów.

- Gdybym nie widział jak się przemieniasz, to nic by mi nie powiedzęli, jakbym był wybrakowany. Eliah rozwalił przyczepę podczas pierwszej przemiany, a mi powiedzięli, że to instalacja elektryczna wybuchła. Czuję się wybrakowany. Nie traktują nas jak równych sobie - Dopił butelkę i otworzył kolejną - napijesz s? Bo ja muszę, smutno mi. - zaczął pociągać nosem.

-[¡] A daj [/¡]

-upila łyk. - [ i ] Zawsze miałeś niezły spust. [/¡]

- To geny. Tata wylądował w szpitalu po weselu. - rzekł, a Jil poczuła ogień w gardle

- Na serio mogli powiedzieć. Byłoby o połowę problemów mniej. [/¡]

- A najgorsze jest to, że zachowują się jakby wygrali na loterii. Ty co miesiąc będziesz wyć do księżyca i kupować szampon na pchły… Nawet do dentysty nie będziesz mogła pójść bo plomby są ze srebra… I nam się rozpuścisz, jak gremlin! - rzekł a nagle do pokoju weszli Eliah i Atoki z wielkim, pachnącym stekiem, w który wbito świeczkę urodzinową. Obaj śpiewali

“-Wesołej pierwszej przemiany, wesołej pierwszej przemian, podzaaas któreeej nie zjaadłaś nikogooo bliskiegooo!-”

- Z ta pełnią to bujda.... Z Dziadziusia wydusiłam, że każdy zależnie od tego w jakiej fazie księżyca się urodził, to wtedy jest "żywszy". Choć raczej tak żywszy jak człowiek po browarze czy kawie. - Jill zmroziła wchodzących wzrokiem: - Gorzej było tylko jak przynieśliście mi babeczkę ze świeczką z okazji mojej pierwszej miesiączki.... Przy koleżankach!

- I pewnie była truskawkowa - skwitował Jasiek. Eliah podrapał się po głowie

- No wiesz, one są zdrowe, no nie? - rzekł Eliah, a Atoki krytycznie butelkom

- Twoja przemiana naprawdę była łagodna. - Jasiek rzucił mu spojrzenie dziecka, któremu zabrano cukierki No nie licząc paru drobnych zniszczeń. Dziadek przemienił się gdy zakradał się do Meg Lakehold. - tłumaczył

- Zjadł cały kurnik, a Meg ma od tego jak go zobaczyła przezwisko stukniętej Meg. - dodał Eliach.

-[¡] A twoja wujku i Elijah'a? [/¡] - westchnęła Jill.

- Ja… no cóż, To było po tym jak Claire mnie rzuciła dla tego Toquosa. Trochę się zdenerwowałem, do tego były egzaminy. Mieszkałem w przyczepie na podwórzu. No i już nie ms przyczepy. Zwaliliśmy to na wybuch kuchenki gazowej. W sumie wybuchła… To było to lato, podczas którego chodziliśmy z dziadkiem po górach, aż w końcu trafiłem do szpitala po ataku niedźwiedźa? To nie był niedźwiedź. Tylko Tancerz… Spotkałaś jednego chyba - Rzekł Eliah

- A ja się nie przemieniłem. Ale jestem Czarownikiem. Potrafię gadać z duchami…


- Co tym bardziej was nie zwalnia od tego, że nam nie powiedzieliście. Wiecie, że teraz przed zawarciem małżeństwa ludzie sprawdzają swoje geny, czy któreś nie jest nosicielem lub aktywaczem choroby gnetycznej?! - wycedziła

Eliah podrapał się po głowie.

- Ale jakbyśmy ci powiedzieli, to mogłoby zaważyć na waszym dorastaniu. Może w końcu byś się nie przemieniła, i co wtedy by było? A tak to miałaś trochę normalnego dorastania, co nie?

-Czasem lepiej nie wiedzieć. - dodał Atoki.

- Gadaj zdrów! Zwłaszcza po tym jak nic nam nie powiedzieliście!! Jesteśmy częścią tej rodziny do cholery!!! I nie mówcie, że szanse, że moje dziecko będzie wilkołakiem jest niskie, to was usprawiedliwia.

Wszyscy trzej zrobili wielkie oczy, a potem na trzech twarzach pojawił się uśmiech, szeroki i radosny.

- Dziadek wie? - zapytał Eliach radośnie, a Jasiek zabrał jej szklankę

- W twoim stanie nie wolno ci pić! - rzekł z wyrzutem

- A ojciec to? - zapytał Atoki

- Jakie w moim stanie? Aha, czyli mój biedny ojciec nie wiedział przed ślubem, że jego teść to wilkołak? I dlatego moi rodzice się rozwiedli, bo nie pisał się na wyprowadzanie wilkołaków na spacer, co. - Jill zmarszczyła brwi.

- I pewnie powiecie, że w moim stanie jako nowoprzebudzony wilkołak to normalne, że jestem stale poddenerowana? Bardziej niż w trakcie okresu?

- No ten tego… on nic nie wie, Kora zabroniła go informować, a potem to już nie było sensu mu mówić. - Eliach się szczerzył

- No, kobiety w ciąży bywają takie. - Jasiek pokiwał poważnie głową - Który to w ogóle miesiąc

- Nie chcę wychodzić na jakiegoś konserwatystę, ale ojca chyba znasz. Nawet jak był tym no dawcą tylko. - Atoki był zmieszany.

- Panowie, uwzględnijcie i zaakceptujcie to raz a dobrze ... -spojrzenie, głos, całe jestestwo Jill ociekało lodem.

Ba, była nim obleczona. JAk na córkę Kory przystało - Kobiety są WSCIEKŁE też z innych powodów niż okres i ciąża!!! Tylko bywają wkurzone w trakcie okresu. Jakbym nie miała prawa być wściekła za to, ze nigdy mi nie powiedzieliście, że mogę być wilkołakiem!!! A może Jasiek ma doła, bo ma okres, co?!

- No ale ciąża wzmaga pewne stany. - tłumaczył Jasiek

- No jak sobie wyobrażasz? Chciałabyś wiedzieć, gdyby się okazało, że jesteś człowiekiem? Takie życie nie jest łatwe… A twoje dziecko jakby było to pewnie przed pierwszą przemianą by go obserwowano. - tłumaczył wujek

- Zobacz na taką Amandę, ona wie od zawsze, czy to dobrze na nią wpłynęło - zapytał kuzyn

- Oczywiście, że bym chciała wiedzieć. Na szali są przecież i moje potencjalne dzieci - i nie bredźcie mi, że szanse są małe. Nawet jak małe to mogłyby urodzić się wilkołakami. Albo nie daj Boże zjadłabym swojego chłopaka. Albo nie daj Boże mój partner też może być nosicielem wilkołaczych genów. Albo jak dzisiaj z Jaśkiem - nie jest wilkołakiem, ale i tak od /nich oberwał jak dziś.

-[I[ A Amandą się wypchajcie - to zołza od urodzenia i wilkołactwo ma się nijak do tego. Mało jest zołzowatych mugolic, hę?!


- To by się dowiedziało po fakcie. Ale chyba mimo wszystko, chyba się cieszysz? - zapytał Atoki

- W gruncie rzeczy słudzy niszczyciela nie powinny o tobie nic wiedzieć. W Portland pilnował cię znajomy dziadka, jakiś rusek… - tłumaczył Eliach, Atoki, człowiek, który kiedyś przestraszył Pumę spojrzeniem i któremu niedźwiedzie schodziły z drogi pobladł.

- A co dziadkowi odbiło, żeby mieszać w sprawy tego psychola? Po co mu był Alexiej?

Jil znała w portland Alexieja, był to pięćdziesięcioletni ogrodnik o poparzonej twarzy, miły dla wszystkich.

- Nie wiem, ale ponoć obiecał, że sprowadziłby w razie czego Jill, choćby miał podpalić uczelnię - Elich wzruszył ramionami.

- Ten cholerny Mag naprawdę by ją podpalił

- Czyli całe mnóstwo trudu, żeby się nikt nie dowiedział? A nie łatwiej by było jakbym wiedziała, że powinnam być czujna?

- Wilkołaki nigdy nie wybierają łatwych rozwiązań. To byłoby za proste. No wbrew tradycji. Mi też nie mówiono, dziadkowi nie mówiono… Pan Suworow też pewnie nie wiedział, ani Bart… No w jego przypadku to się to źle skończyło… - tłumaczył Eliach

- A Patrick nie zauważył różnicy. - mruknął Atoki

Nagle zadzwoniła komórka Jill

-[¡] To ja dziękuję za taką tradycję. .. Oby to dzwonił Bóg, anioł stróż, czy ktokolwiek z komunikatem& że jesteście kretyni z taką tradycją... Halo? [/¡] - odebrała połączenie
- Tu George… - Milczał przez chwilę - Loyd pyta o drogę bo GPS mu siada. Macie tu KFC?

Guren 21-03-2017 21:41

- No w końcu ktoś mnie dzisiaj nie wkurzył! Miło mi cię poznać. I nie, nie mamy KFC, za to zajazd ze świetnymi naleśnikami. Czy to problem? [/¡]
- Lubię naleśniki, ale tylko jak ktoś robi. Kiedyś próbowałem, ale to mnie zmęczyło. Straciłem apetyt i w ogóle. No to opisz trasę a ja powiem Loydowi
-[¡] Przyjeżdżacie? Tak nagle? [/¡] - Dziewczyna udawała, że nic nie wie o nadjeżdżających [¡] - Nie, nie to żaden problem. -[/¡] przeszła do objaśnienia trasy -[¡] Zobaczycie łosia przebranego za drwala... [/¡]
- A nie drwala przebranego za łosia? Choć jak wtedy można by wiedzieć że to był drwal - rozmyślał George.
Trzy twarze popatrzyły na nią, wszystkie miały uśmiechnięte mordki.
- [¡] No jak zobaczycie łosia w kraciastej koszuli, czapce-uszatce i z toporem w racicach to będziecie wiedzieć [/¡] - zapewniła George'a.

- Możemy wiedzieć kto to - zapytał Eljiach
- I czy jest rdzennym.. no Indianinem? - zapytał Atoki
- Tato! To było rasistowskie! Ja jestem pół Polakiem! - zawołał Jasiek
- Irlandczycy i Polacy to prawie Indianie - odrzekł synowi Atoki.
- Jakoś znajdziemy… Streścisz mi ostanie odcinki Agentów NCIS? - mówił George sennym głosem.
- Morda w kubeł zboki jedne! - -Jill przysłoniła na moment telefon dłoń. Gdy wróciła do rozmowy z Georg'em jej głos ociekał słodyczą: - Mogę wam je nagrać na dysk. To kiedy będziecie?
- Nie wiem. Pewno rano. Ja bym nie jechał. Lloyd ma wiele teori. Uważaj, w radio mówili, że wybuch gazu był. To częste. Albo ni nie. Nie wiem. Lloyd twierdzi że chcesz mu ukazać Prawdę. Mogłaś zaprosić na ślub. spałbym sobie. - George odłożył słuchawkę.

- Mogę cię zapewnić, że ślub nie wchodzi w grę. Póki co nie wcho...! No nie wchodzi w grę!! Czy to jasne, że tego nie będzie! Przynajmniej jedzcie ostrożnie! I uważajcie na drodze. Po drogach tutaj kręci się mnóstwo zwierząt. I to wielkości niedźwiedzi i jeleni-
- I po co to mówiłaś. Teraz je na pewno spotkamy i nas zjedzą. Jelenie jedzą ludzi? Na pewno nadgryzają.
- Spokojnie, jelenie to są roślinożercy, ale swoje ważą i mają tendencję do wybiegania na drogę… Więc jakbyście się z jakimś zderzyli… W przypadku niedźwiedzia to nie wiem kto by poniósł większą szkodę - wy czy misiek
- Pewno misiek. Mama mł mówi, że od tego co jem to komary zdychają gdy mnie gryzą. - mruknął i się rozłączył. Eliach promieniał radością i gdzieś znikł
- Dobrze, nic nie mów, wszystko załatwimy. Będziemy milczeć. - rzekł Atok.. Jasiek nagle pobladł.
- Będę musiał odebrać poród! - zawołał przerażony
- Tego akurat nie, ale już zszywać i łatać musisz. Po to opłaciłem ci studia. - popatrzył nań srogo Atoki.
- Słuchajcie samce tego stada - JA NIE jestem W CIĄŻY. Nawet nie mam chłopaka. - Jill przemówiła Bardzo powoli i lodowatym tonem.
- Więc masz dziewczynę? - zapytał zbity z tropu Atoki - I kto dzwonił?

Jasiek odetchnął z ulgą: - To znaczy że nie będę musiał odbierać porodu? Odbierałem kilka razy, raz nawet psa, i to buldoga, więc pewnie bym sobie poradził, ale byłoby to krępujące. - odetchnął z ulgą. Eliach zbiegł i pokazał jej śpioszki, lekuchno szarawe.
- Pacz co znalazłem, moje stare ubranka - zawołał z radością.
- Ona nie jest w ciąży - rzekł z zawodem Atoki.
- Ojej, jesteś pewna? Robiłaś test? - zapytał Eljiach.
- Jesteście gorsi niż stado wilków w "Bocianach"... Skupcie te swoją beznadziejną uwagę się, bo nie będę powtarzać. - córka rodu Waterson rozmasowała skroń. - Kiwnąć głową jeśli rozumiecie? Rozumiecie na razie?
Wszyscy nieco niepewnie kiwnęli głową.
- Dobra, to teraz to po 1. JA NIE jestem W CIĄŻY. 2. NIE MAM chłopaka. I pewnie bycie wilkołakiem mi to nie ułatwi.... - ostatnie zdanie wymamrotała pod nosem. - 3. Przyjeżdżają moi KUMPLE ze studiów. Wiecie takie Nerdowskie typy. Tacy, co jeżdżą po stanie, bo spędzają wakacje na poszukiwaniu UFO. - wzięła głębszy oddech: - Ro -zu- mie- cie?
- I tak by się niedoprały - rzekł Eljiach krytycznie przyglądając się śpioszkom
- Jill, mam nadzieję, że nic im nie powiedziałaś? Nas nie muszą się obawiać. ale jak zaczną wypytywać… Atoki patrzył na nią uważnie.
- Niby kiedy miałam im powiedzieć?! - warknęła. W sumie to nie było kłamstwo. Nie dało rady naprowadzić Lloyda na to, że Jill jest wilkołakiem.
Popatrzyli po sobie.
- Oczywiście oczywiście… To gdzie się zatrzymali. - Atoki uśmiechał się łagodnie.
-[I[ W knajpie. Tej z naleśnikami. Macie z tym problem. [/i].
-Ależ skąd, w żadnym wypadku. A wiesz ilu z nas zginęło w czasie inkwizycji? - zapytał Atok
- Indian, czy wilkołaków?
- Wilkołaków w Europie. Chwytano krewniaków i Garou i na torturach wymuszano zeznania, mówili wszystko. Ludzy magowie, którzy tworzyli inkwizycję wypalali załe Caerny, a pijawki powiązane z kościołem także uderzyły… Niewielu przetrwało. Na nas czas przyszedł wcześniej
- To znaczy, że ile nas mniej wiecej jest? W Ameryce?
- A ja wiem, ojciec, tak chyba ze dwadzieścia trzydzieści tysięcy? - zastanawiał się Eliach
- A tu jest jest na dwudziestu chyba - dodał Atoki.
- No, ale na Boga mamy XXI wiek. Inkwizycję dawno rozwiązano! - zawołała - Rozwiązali, nie?
- Formalnie to pewnie tak… A do tego dochodzą rządy i korporacje. Nie chcesz, żeby dziadek, albo ty trafili na stół do wiwsekcji? zapytał Eliach
- Jak przypominam sobie babcię, to miałem wrażenie, że nadal trwają - dodał Eliach.
- Babcia po prostu była odpowiednim typem kobiety dla mężczyzn jakich wydaje ten klan. Dziadek to chyba jakiś wyjątek od reguły -przewróciła oczami. - O rany, to tylko nerdy.... Wierzące w UFO i wróżki. Niegroźni. I chcą tylko przenocować
Co ja mówię, jak ich zostawimy samych sobie, to jeszcze nam zginą w lesie

- A wróżki istnieją? - zapytał Jasiek.
- Tak. Zaopiekujemy się nimi… Zabierzemy do lasu, poszukamy czewnego wulfa, a potem do baru i kasyna - - tłumaczył Eliach.
-[¡] Moje nerdy umarłyby z zachwytu.... [/¡] - westchnęła.
- To załatwione - ucieszył się Eliach.
- Tylko niech uważają przy szeryfie - dodał Atoki patrząc z ukosa na syna - Do pubu wyślemy z nim Jaśka, ty masz słabą głowę - dodał.
- Ojej - jęknął Jasiek.
- Nie martw się, oni nie gryzą. Przyjadą pewnie i odjadą - Jill poklepała kuzyna po głowie. Coraz bardziej wątpiła, czy zadzwonienie do Lloyda w chwili słabości było aby dobrym pomysłem.
- W tym kontekście, to dosyć dwuznacznie zabrzmiało mruknął Atoki. Jasiek potarł oko.
- To wzruszające… Nikt nigdy nie zlecił mi żadnej misji od czasu gdy w szkole budowałem wulkan.
- Tak i wysłałem ci sztuczne ognie i instrukcje. - Atoki uśmiechnął się.
- Choć musiałem zmieniać szkołę. Ale teraz mam się opiekować najlepszymi kumplami Jill, oprowadzić ich po mieście. Bronić przed złem. Nie wiesz, jaki czułe się dumny. - po policzkach Jaśka popłynęły łzy.
- Upija się na smutno - dodał Eljiach.

-[¡] No i żeby wykonać misję trzeba co? Dobrze się wyspać! [/¡] - Jill dostrzegła w tym okazję do otrzeźwienia Jaśka.
- Tak, trzeba się wyspać. No co brachu? Do łóżeczka. - Eliach wziął brat pod rękę i położył w łóżku.
- A tak co u ciebie Jill? Jak to wszystko odbierasz. Wiem, że się boisz. Chciałbym powiedzieć, że nie ma czego… Twoje życie nie będzie łatwe, rozumiesz?
-[i] Życie ludzi sprawiedliwych ma to do siebie, że nie jest łatwe. [/I - dziewczynę naszło na wywód psychologiczno-filozoficzny.
Atoki zmarszczył brwi.
- Jest źle. Filozofujesz.
- Filozofowałabym jakbym zapodała coś w stylu no... jeśli cokolwiek przygnębia bardziej niż własny cynizm, to fakt, że często nie jesteś aż tak cyniczny jak prawdziwy świat." - zasięgnęła po cytat Prattcheta. - Ale to za bardzo jak usprawiedliwienie siedzenia na dupie i marudzenia jaki świat niesprawiedliwy. A przecież nie będzie omletu jak nie rozbijesz paru jaj. To jest filozofowanie, wujek
- Dobra dobra, a powiesz jak się czujesz? Nie musisz, jak nie czujesz się gotowa. - odparł.
- Gotowa na co? [/¡]
- Na zwierzenia i takie tam. - rzekł wujek
- HA! Szkoda, że wujek nie był skłonny do zwierzeń jakieś 10 lat temu. To dzisiejszy dzień byłby mniej szokujący. Ale JA w przeciwieństwie do wujka przyjmuję na klatę. To o co chodzi, wujkowi?
- Raczej myślałem, żebyś ty opowiedziała co czujesz… Nie wiem, czy chcesz coś mówić, sama możesz nie być pewna....
-[¡] Aha, czyli werbalizacja uczuć i pragnień? No to czuję. .. zażenowanie i frustrację, że nigdy mi nie powiedzieliście, że mogę się przemienić. Nawet jeśli to mogło się nigdy nie wydarzył. [/¡]
Wujek przewrócił oczyma.
- To czujesz do nas, co czujesz do siebie, jako Garou, do misji i tego wszystkiego?
Przewróciła oczami. "To tyle z przeprosin."- pierwsza myśl. "Nie ma co wyżywać się na wuju, bo pewnie mu dziadek kazał. A jeśli dziadek cię nie przeprosi to nikt".
- Wujek, JA jestem Indianką - oświadczyła skrzyżowawszy ramiona na piersi - Nauczyłam się, że znajdą się idioci którym będzie to przeszkadzać. Ale idiotom przeszkadza wszystko. A Ja nauczyłam się być dumną ze swoich korzeni. Na razie postaram się poznać lepiej tą naturę, a potem może i zaakceptować?
- Tylko teraz ci idioci będą chcieli urwać ci łeb, albo zabić twoich bliskich. To straszny los - oczy Atokiego zaszły łzami, ale otarł je. - Zjesz ten stek?
- A niby na Dzikim Zachodzie tak nie było? I to bez wilkołactwa. A zjem
- Nie mufi sie Indianie tylko rdzeni Amerykanieee rasisto - wystękał przez sen Jasiek.
- Jest gorzej niż na dzikim zachodzie, znacznie gorzej. No nic, zjedz i odpocznij… Jak Kora to przyjęła?
-[¡] Przepraszajaco. No wiesz wujek, ona głównie się martwi o mnie. Liczyła, że mnie to ominie. Choć mam wrażenie, że resztę zostawia dziadkowi.

- Jak ja się przemieniłem, to pokazała mi srebrne kule i zagroziła, że odstrzeli łeb, jak cię narażę - rzekł Ęljiah odchodząc od Jaśka.
- Ma powody, nasza matka, jej pierwsza miłość najlepsza przyjaciółka… Oddali życie za sprawę… Kiedyś ci o tym opowiem - dodał Atoki.
- Może od razu, skoro i tak poznałam rodzinnego szkieleta w szafie?
- Niech ona ci opowie, ja nie będę ryzykował… I skąd wiesz o szkielecie? - zapytał zdziwiony.
W pierwszym momencie Jill zaniemówiła. Jej racjonalna strona wrzasnęła "To jakiś głupi żart!", ale zaraz weszła w chór z bardziej emocjonalno-empatyczną stroną by stwierdzić "Wujek Atoki nie potrafi opowiadać dowcipów. A jeśli już, to tylko suchary". Ale jakby nie patrzeć ten człowie.... no wilkołak... jakoś skutecznie nie naprowadził ją na pomysł, że ona Jillian Chanatan Waterson jest wilkołakiem.
W każdym razie racjonalna część doszła do wniosku, że należy zadać pytanie: Wujek żartuje, czy sugeruje, że mamy w domu jakiegoś nieumarłego w szafie?
- No technicznie to koło domu i w umbrze… I to nie szkielet… Jeden jej… przyjaciel zaplątał się w Barierę i potem przyszedł pająk Tkaczki i go zespolił. I zostały z niego szklane kości, choć ponoć nie umarł, tylko tam trwa… Po kres czasu
- Innymi słowy, to spotkam w tej dziwacznej strefie chodzącego i gadającego szkieleta?
- Nie chodzący nie nie gadający... Widziałaś co zostaje z muchy gdy pająk się nią zajmie.
- Rozumiem... - nie miała ochoty przedłużać tematu- Ale wujek wiesz.... Tak się mówi "Kościotrup w szafie" gdy mowa o brzydkich sekretach rodziny, które się skrzętnie ukrywa
Wzięła się do jedzenia steku
Atoki zamyślił się.
- A tak to trochę tego mamy. Dziadek kiedyś rozprowadzał cukierki lukrecjowe jako trutkę na szczury… Choć uciekały. Innym razem z Korą przepakowywaliśmy najtańsze czekoladki w papierki firmówek. Eliach i Jasiek ucieli głowę twojej lalce i zwalili to na psa - Atoki zaczął wymieniać grzechy rodziny. Eliach się dołączył.
- Nie mówiłam, że chcę, żebyście wszystkie wyznali...
- A raz nosiłem książki Amandzie… Raz tylko! Byłaś chora! - zakończył Eliach.
-[¡] To sam się ukarałeś! [/¡]- przyszła jej straszna myśl- [¡] Tylko mi nie mów, że jako para wilkołaków jesteście sobie przyrzeczeni z Amanda! [/¡]
Eliach zrobił wielkie oczy.
- No co ty… Wilkołakom nie wolno mieć spać ze sobą ani nic. No i ona jest Metysem, więc nie mogłoby być mowy o przedłużeniu rodu, bo metysi są bezpłodni… Na szczęście więc jestem bezpieczny… Przynajmniej ja!
-Czy to znaczy, że ja nie mogę mieć dzieci? A mama?
- Ty jesteś Homidem, bo jedno albo dwoje rodziców jest człowiekiem. Ja i mama jesteśmy tylko wilczymi krewniakami Nie gupiejemy ze strachu na widok waszej bojowej formy, Jasiek też zresztą jest. A amanda… Jej matka była wilkołakiem, tak samo jak ojciec. Jej Naturalną formą jest Crinos. Forma bojowa. Jak tylko zaśnie, to się weń zmienia… Dlatego nigdy nie była na biwaku szkolnym… Po za tym skaza żmija się objaeia gdy zmienia się. Jest wtedy… Trochę kolczasta.

- Mam przed oczami kolaczastego wilkołaka
-Masz Amandę
-[i] Już się cieszę na myśl na spotkanie z nią.... I to był sarkazm! A wy jak jutro przyjadą moi znajomi to macie być normalni, jasne? Żadnych spowiedzi tego typu [/¡].
-Będziemy się zachowywać jak najprzykładniejsi obywatele, którymi przecież jesteśmy - zawołał Eliach
Jil poszła do domu i tam poszła spać...

Slan 01-05-2017 16:52

Jil poszła do domu i tam poszła spać...


Sen był ciężki… Śnił jej się gigantyczny pająk z metalu i szkła, nad którym szalał sztorm. Pająk zbierał chmury i zmieniał je w sieć, którymi oplatał ogromny kokon o podłużnym wężowatym kształcie, który otaczał miasteczko podobne do Crimson Falls… tylko malutkie. Widziała maleńkie postaci… Eliacha, Dziadka i innych drapiących po nogach monstrum w bezskutecznej próbie zranienia istoty. Nagle kokon pękł i wypełzł z niego wieki wąż, przy którym Midgardom był jedynie nędznym robakiel. Z jego oczu wyzierało absolutne zło, czysta nienawiść do wszystkiego co żyje. Jednym szarpnięciem odrzucił pająka i rzygnął ogniem który zmienił wszystko co znała w popioły

Gdy wstała i zeszła na dół zobaczyła dziadka w podkoszulce i spodenkach podśpiewóją “Don’t worry. Be Happy” i smażącego francuskie tosty.

- Dziadek... Miałam dziwny sen z pająkami. A najdziwniejsze jest to, że przyśniło mi się, że stałam się wilkołakiem - powiedziała rozglądając się za kawą.

- A jesteś wilkołakiem, tak jak ja i Eliach. Zrobiłem ci kawę. Chcesz dżem czy syrop klonowy do tostów. Kora powiedziała, że jutro wróci, bo poszła całą zaległą pracę odrobić. Czyli wróci za dwa dnii - rzekł dziadek - Kawa cz czekolada?

- Mamo.... - oparła głowę framugę drzwi. - Jak mogłaś mnie po tym wszystkim zostawić z tymi porąbanymi facetami i na dobitkę z twoim nieodpowiedzialnym ojcem?!

- Ojtam, za miesiąc lub dwa jej przejdzie. Miała prawo się trochę zdenerwować. Boi się o ciebie, a ty nie chcesz jej słuchasz. Boi się, że myślisz o przygodach i takim tam. No ale dzięki temu będziesz mogła więcej czasu spędzać z dziaduniem - zaczął smarować tosty dżemem.

-[¡] Bo niestety dziadek mnie nauczył walić psa w nos niż czekać aż ugryzie. ALE! Mam już plany na dzisiaj. I masz się zachowywać normalnie. A przynajmniej tak jak zwykle kiedy naciagasz z kumplami turystów, jasne dziaku? -[/¡] burknela szukając ulubionego kubka. Zdała sobie sprawę, że zajął go dziadek.

- Czyli tak jak zawsze? A już myślałem, że będę mógł sobie pochodzić po domu w futerku

- Burknął dziadek

- Do ilu jeszcze dziwactw będe musiała się przyzwyczaić?!

- Kilku! Przejawiasz wyjątkowo mało entuzjazmu…

- A dziadek się temu dziwi?! Po tych co poznałam mam już dziwaczne sny z pająkami...

- A to pewnie coś ci się śnili słudzy Tkaczki. Twuu! Paskudne bydlaki! Tkaczka stworzyła barierę między naszym światem, a jej słudzy chcą zmienić śwuat w betonowy kokon

- Mitologia i banialuki...

- Tak twerdzisz? Jak chcesz, to możemy po śniadaniu z którymś pogadać… Od kiedy ten cały Internet żeście były zainstalowały, to pełno pająków sieciarzy się tam kręci i czyta wasze wiadomości

- To są wirusy, dziadku. Błędy programowe, które szkodzą tym normalnym. A nie żadna magia... To przecież komputerowe sprawy. Nie może być nic mniej magiczneo niż komputer- wytwor w całości ludzko-techniczny

- Niektóre wirusy to wirusy, ale część to duchy albo czary… Są magowie, co potrafią cię zabić e-mailem. Widziałaś świat duchów. Wszystkie ważniejsze rzeczy w naszym świecie mają tam swoje odbicie… w tym sieć

-[¡] Akurat! Każde przyzwoite fantasy pokazuje, że internet to byt niezależny od magii. Co najwyżej komputer zepsuje, by nie działał na amen [/i] - skwitował.

Nie dodała, że to "w każdym" miało miejsce tylko "w tych do ktorych naklonil Jill Lloyd". Nie umiała nawet stwierdzić, czy są mainstreamowe.

- Ale to jest prawdziwy świat nie żadne fantasty. Możesz się o tym wszystkim przekonać, wystarczy tylko pogadać… - rzekł dziadek.

-[¡] istnieje też swiat bez magii i musisz sobie z tym poradzić [/¡]

[¡] i niemożliwe by wszystko opierało się na magii [/¡]

- No wiesz… Przecież ja sobie w życiu świetnie radzę. I w ogóle co twoim zdaniem jest magią, a co nie? Ja zresztą na magii się nie znam. Jestem Garou, my uczymy się darów od duchów. Nie czarujemy jak jakieś hermionypotere - oburzył się senior Waterson.

-[¡] Dobrze, już dobrze. ... To mam rozumieć, że czeka mnie jakiś sabat wilkołaków, czy inny wieczorek zapoznawczy? [/¡] -przewróciła oczami.

- Tak. Czeka cię zebranie i rytuał przyjęcia do szczepu, choć kiedy to ma powiedzieć - Rozległo się ujadanie psów i dźwięk dzwonka.

-[¡] Dziadek daj strzelbe i nałóż sweter[/¡] -poleciła panna Waterson

Strzelbę myśliwską wzięła matka, więc dziadek podał shotguna i zaczął sarkając ubierać sweter.

Gdy Jill otworzyła drzwi zobaczyła Amadę. Dawna szkolna tyranka miała jasnobrązowe włosy i wyraźne kości policzkowe. Uśmiechała się nieprzyjemnie i pozornie uprzejmie.

- Cześć Squaw! Widzę, że już zmyłaś barwy wojenne. To miło, bo wolę z tobą rozmawiać, gdy nie łazisz po wojennej ścieżce. Za tydzień w naszym dworze będzie spotkanie szczepu. Tylko nie zabieraj ze sobą tomahawka!

-[¡] A małej lady nie nauczył, że mówi się "zapraszam"? Zmieniłaś kolor na naturalny? [/¡] -Jill przyłożyła dłonie do bioder.

- Och masz rację. Jesteś zaproszona na rytuał przedstawienia szczepowi i mam nadzieję, że nic nie zepsujesz bo wtedy i ja zostanę przedstawiona

- Czyli to nasz bal Debiutantek?

- Zapewne dla ciebie tak, dla mnie nie koniecznie. Potem każdy dołączy do swojej watahy i ja będę walczyć ze żmijem, a wy pewnie obedżecie bladą twarz ze skóry czy co tam czerwonoskórzy robią

-[¡] I nie boisz się tego mówić publicznie? Abigail nie ostrzegała?[/¡]

- Wiedziałam, że jesteś powiązana z tą małą suką Abigail! Od trzech dni nadaje do mnie jakbym była jej przyjaciółką! A może ty nią jesteś? Albo ten twój kuzyn Elam czy jak mu tam było. Nie wstyd mu udawać kogoś takiego?

- Raczej ona powiązała się ze mną. Mogę was przedstawić sobie za tydzień -Jillian uśmiechnęła się ładnie.

- Twój kuzyn chciał mnie zabrać na bal maturalny, ale raz pozwoliłam mu nosić mi książki. Mści się teraz, co?!

- Który kuzyn skoro nawet nie umiesz wymienić imienia?

- Ten twój... Przegrywami życiowymi sobie głowy nie zawracam... Choć on próbował z połową dziewczyn w klasie. Z kim koniec końców poszedł?

- Nie pamiętam nawet...

- Pewnie była to Końska Sus, wiesz ta z zębami jak klacz i rżąca kiedy się śmiała… A może Słoniowa Gabi, ta wielka i uszata? Nie ważne. Teraz udaje pokręconą mangofilkę… To upadek, aż dziw, że jest jednym z nas no nic… Jakieś pytania?

- Jakaś konkretna godzina na przyjście? Imprezka składkowa?

- Po pięćdziesiąt dolarów od głowy, o dziewiątej w nocy, ubrania nie niszczące się przy zmianie, - wyliczała.

- Ja żadnych składek płacić nie będę! Nie dość, że administracja mnie okrada to jeszcze szczep! Dobre sobie! - wnętrza rozległ się krzyk Dziadka.

- Lepiej zweryfikuj składkę, gdy starszyzna się domaga - Jill uśmiechnęła się słodko.

- Niczego nie będę weryfikować, mój dziadek tyle ustalił więc niech twój dziadek się nie kłóci, wczoraj sprzedał turyście mapę z ukrytymi indiańskimi pokemonami ukrytymi w lesie - rzekła Amanda z irytacja.

- Miisiek! Eddie! Bernie! Do mnie!!! - zawołała swoje ulubione psy.

Zała trójka przybieła i zaczęła ujadając biegać wokół Jill

- Chciałaś mnie wystraszyć? Nie ważne, zapamiętałaś godzinę? No to się zmywam - rzekła Amanda i zawróciła.

[/i] - rzekła Amanda i zawrócił

- Dziewiąta wieczorem, oczywiście. - powtórzyła machając jej na pożegnanie.

- Kto ma najmądrzejsze psy, no kto ma? Moje kochane!!- pogłaskała po kolei Miśka- czarnego kudłacza, Eddiego-pół wilka i Bernie -szpica.

- HEj dziadku, a czy ja teraz nie powinnam rozumieć psów? - spytała z klęczek dalej bawiąc się ze swoimi psami

Psy zaczęły się ocierać o nogi, Bernie patrzyła groźnie za Amandą robiąc co chwilę “wow!”, Edie obwiącbł wszystko a Misiek położył głowę na kolanach Jill.

- W wilczej i prawie wilczej formie tak. Ale tej drugiej nie lubią

- Tej pół-ludzkiej się boją?

- Nie jak ludzie, ale niezbyt ją lubią, choć kiedyś szkolono psy, by ją tolerowały. Pomiot Fenrisa to lubił…. Przydawały się do polować, zwłaszcza na wampiry - wyszedł drapiąc się po karku i pogłaskał Eddiego.

- To... Chyba zdążymy to sprawdzić zanim pójdę do baru...

Udała się do domu, do piwnicy. Cały czas nawołując za sobą psy.

- No dobra, tylko ich nie przestrasz - zawołał Dziadek. Psy z zaciekawieniem przyglądały się jej, gdy nagle zmieniła się w wilka.

- Gdzie Jill? - zapytała Bernie.

- Może ten pies wie? - zapytał skonsternowany Misiek

- Nie jestem pewien czy się schowała - skomentował Edie


-[¡] Ale numer. Naprawdę was rozumiem [/¡] -Jill nie była pewna czy tlko myśli czy mówi do psów.

- No jesteś psem… Dlatego nas rozumiesz - zdziwił się misiek.

- Widziałaś Jill? Była tu i znikła!.Jest Człowiekiem, chodzi na dwóch nogach… I bardzo ją kochamy! - zawyła Bernie.

- Czy ty aby nie jesteś wilkiem? - zapytał Edie.

- Wilk! Gdzie! OdejdŹ - Bernie zaczęła szczekać.

- Eddie, ty jesteś pół-wilkiem... - zauważyła Jill.

Nie mogąc dojśc do porozumienia z psami, postanowiła sprawdzić, jak zareagują jeśli na miejscu nowego psa pojawi się Jill - ich człowiek.


Bernie zaczął chodzić wokół poszczekując i szukając wilka, Misiek położył się i zaczął piszczeć, a Edie przekrzywił głowę.

Jill ponownie stała się wilkiem.

Misiek skulił się

- Ja nie wiem co dzieje. To za dużo dla dobrego psa - zaskomlał

- A może Jill się przebiera za wilka? Pamiętasz jak pan Kormack, co myślałeś, że jest niedźwiedziem - zasugerował Edie.

- Albo wilk przebiera się za Jil? - Bernie patrzyła nieufnie na Wilkojill

- To może zapytajmy ją o coś - zaproponował Misiek.

- Dobra, wymyślmy szybko coś… Jaka jest najpyszniejsza rzecz na świecie - zapytała Bernie.

- Naleśniki w tutejszym barze... Jajka na bekonie -stwierdziła Jill nadal w wilczej skórze.

-[¡] Ja jestem Jillian. Ostatnio wyszło, że mam naturę wilka [/¡] - uznała, że jej zdezorientowanym psom należą się wyjaśnienia.

- Nie szczepili cię? - zapytał Misiek

- Nie… To coś jak kość, co się ma - wytłumaczył Edie

- To niech weźmie i zakopie - rzekł Bernie

- Szczepili mnie częściej niż was. Jestem człowiek co się zmienia w wilka... - wilkołaczyca coraz bardziej wątpiła, czy da radę wytłumaczyć taką kwestię psom. Zwłaszcza, że wydawały się kompletnie ślepe na fakt, że Jill tuż przy nich zmieniła się z człowieka w wilka, a potem w człowieka. Zupełnie jakby to ubiegało ich uwadze, albo była dla nich w trakcie przemiany niewidzialna. - Eddie, tyle przebywasz z Dziadkiem, że myślałam, że chociaż ty rozumiesz?

- Ja głównie oglądam taki program o tym jak ludzie kupują pokoje i się cieszą lub o tym jak łowią kraby. Albo chodzę z dziadkiem do Hernana i zaglądam do śmietników. Tak to nic nie wiem. Jestem dobrym psem, a dobre psy wiedzą, kiedy nie patrzeć

Psy przypatrywały jej się przez chwilę

- To znaczy, że dostaniesz też michę? - zapytała Bernie - Czy mamy na drugi raz pogryźć złą Nie-jill? Ona jest źle zła, prawie jak kot.

- Ale koty nie są złe - obruszył się misiek

- Powiadziałbym nawet, że całkiem smakowite - skwitował Edie

- NieJill|? Rozwińcie opis - poprosiła Jill.

- Ta co tu była. Nie lubisz jej i ona dziwnie pachnie. Jest zła. - skwitowała Bernie

- Aha, Amanda. A czym pachnie?

- Hmmm Tak jak nie powinna! - rzekła Bernie

- Czasem dziadek tak pachnie… Nic nie mówiłem! - Wystraszył się Edie

- Wiem o czym mówisz... To znaczy, że Jill tym nie pachnie?

- Nie, jil pachnie pięknie! Jak Jil!! - zawłały razem.

- To znaczy, że czym pachnie dziadek? Czymś czego powinno się wystrzegać?

- Groźnym. Jak bardzo wilczy wilk! - Powiedział Edie

- Hmmm.... Zapach Jill się nie zmienił?

- No czasem Jill i Kora robią takiemi pss na sobie i wtedy aż nosy bolą od ich zapachu - powiedziała Bernie.

- Bo to pewno na pchły. Jill nigdy nie ma pcheł… - skomemtował Misiek

- Czemu mówisz o sobie jakbyś nie była sobą? - zdziwił się Eddie.

- Jestem Jill, tylko teraz będe psiała - przyznała.

- Nie bój się, bycie psem fajne jest! - Zawołał Eddie.

- Nauczymy cię kopać doły, łapać pchły! - tłumaczył Misiek

- Ale pamiętaj, nie ufaj kotom! - rzekła Brnie

-[¡] Z góry dzięki za pomoc! [/¡] - zamerdala ogonem. Z lepszym nastrojem wróciła do ludzkiej postaci.

Niedługo później, zaraz po śniadaniu Jil wyszła z domu i udała się do baru i Mary. Pogoda była ładna, zapowiadał się kolejny upalny dzień. Miasteczko… wyglądało jakby nic się tu nie stało. Choć świat Jill wywrócił się o 180% stopni, to dla reszty ludzkości zdawało się to nie mieć najmniejszego znaczenia. Nic nie wiedzieli, że żyją wśród nich inni, istoty z legend i tanich horrorów. Gdy dotarła do baru u Mary, jak zawsze o tej porze roku było tam wielu turystów i kierowców ciężarówek, a właścicielka chodziła między stolikami roznosząc jedzenie i żartując klientami. W rogu baru siedzieli oni. Lloyd miał jasne włosy spięte w kucyk i koszulkę z logo “I want to belive” i rysunkiem ufo. Przy pasie miał tablet, a na stole trzymał labtopa. George był niższy i krępy, o wiecznie nieogolonej twarzy. Na krzesłach obok trzymali sprzęt. Zobaczywszy Jill Lloyd pomachał do niech energicznie, George nie przestawał jeść naleśników z keczupem. Mary także przywitała Jill.

- Słyszałam o wybuchu! Jakie to szczęście, że nic ci nie jest - uścisnęła ją ze współczuciem, ale też wyszeptała.

- Witaj wśród ludu

Gdy Panna Waterson podeszła do stolika, Lloyd energicznie zrzucił na podłogę sprzęt

- Jak dobrze cię widzieć! Pani Mary opowiadała nam o tym wypadku… Nic ci nie jest? Znaczy się, chyba jesteś taka jak zawsze… Ale nie masz żadnych obrażeń wewnętrznych? - mówił powoli i głośno, jak do kogoś kto nie słyszy za dobrze.

- Mają tu dobre naleśniki, ale keczup lepszy… - skomentował George - Pani Mary jest taka miła, zapytała czy mam dziewczynę. Moja mama tak robi co tydzień

- Dobrze was widzieć... - Jill zrezygnowała z uściskania kumpla. - Ty jesteś George? spojrzała na grubego.

- Tak na mnie mówi mamama i przyjaciele. - stwierdził George dolewając keczupu do naleśników.

- Proszę, siadaj… o ile możesz. - Lloyd wycierał krzesło.

- Jasne - Przystawiła do stołu wolne krzesło.

- I nie oberwałam jakoś na ciele. Pod tym względem wyszłam bez szwanku - zapewniła licząc, że choć trochę uspokoi Lloyda

- To dobrze… Bo mówiłaś dziwne rzeczy przez telefon - tłumaczył Lloyd.

- Że odkryłaś prawdę o sobie… No cóż, tak bywa. Mój kuzyn tak miał po wizycie w Brazylii, w Europie, no wiesz - dodał George.

- A co odkrył, George? - spytała Jill. Nie była pewna jak sobie poradzić z tym kolesiem., skoro ledwo się poznali. Czy jeszcze będzie mogła skorzystać z karty 'Co tam u was i z programem o UFO?" na uspokojenie i zmianę tematu.

- Że teraz będzie mieszkał ze swym przyjacielem Rafaelem. To chyba zaczęło się od malowania pokoju. Malowałaś pokój ostatnio? - Rzekł George.

- George! Można odkryć swoje wnętrze na wiele różnych sposobów, a poza tym Jill ma nasze pełne wsparcie - Odparł Lloyd,



- To nie chodzi o takie poznanie siebie... - westchnęła. Uznała, że skoro rozmowy toczą się szybciej i Takim torem to zrezygnuje z kawy: - Raczej o zagłębianie się w... moje korzenie. Okazały się ostatnio bardziej skomplikowane...

- Twoja babcia była afroamerykanką, tak? - zapytał George, a Lloyd przewrócił oczyma.

- Rozumiem o co ci chodzi. Mam sporo publikacji na ten temat. Nie powinnaś się martwić, szacuje się, że na świecie są miliony ludzi, którzy dzielą twoje pochodzenie. Jakie… Jakie są objawy? Czy ktoś jeszcze z twojej rodziny o tym wie? Pewnie dziadek, kapłani zawsze przechowywali wiedzę na ten temat… Chyba jesteś zachwycona, no nie?

-[¡] Powiedzmy, że próbuję się dostosować do nowej sytuacji [/¡] - wybrała najbardziej neutralne określenie.

- To zrozumiałe, większość ludzi nie byłaby tak spokojna jak ty… Jednak nie wiem czy wypada mi o to pytać… Czy macie jakieś plany względem naszego gatunku? - Lloyd był nerwowy nieco.

-[¡] G-gatunku? [/¡] -w tym momencie spokój ją opuścił. Ale może. .. To znaczy że Lloyd zrozumiał jej zewny telefon? Dziewczynie trochę to poprawiło nastrój. Uśmiechnęła się lekko: [¡] Koegzystencja i nie wchodzić sobie w drogę bardziej niż któraś strona sobie życzy [/¡]

- Uff, bo w tych wszystkich filmach pokazują jak chcecie nas tylko zabijać. Ojej, musi ci być teraz przykro, gdy o tym pomyślisz - rzekł ze współczuciem.

Jill oparła głowę o dlonie. Ta jego UFO-mania

-[¡] Lloyd, zejdź na Ziemię. Jest na niej wystarczająco dziwow... Chyba, że znaleźliscie ostatnio statek kosmiczny i macie to nagrane. [/¡]

- Przybysze nie gubią statków kosmicznych od tak… - westchnął Lloyd.

- A ten film co mi przedwczoraj muszczałeś? Ten dokument o górnikach pracujących w kosmosie. - Zdziwił się George.

- To było Expanse… - próbował tłumaczyć Lloyd - Taki serial

- Jak serial? To tam była przecież Melania Tromp…

- Nie ważne…. Jill, wczoraj mówiłaś bardzo dziwne rzeczy... - mówił Lloyd

- Że ma Okres. - dokończył George.

- Że jest Wilkołakiem! - sprostował Lloyd

- To prawie to samo - George pomachał do Marry.

-[¡] Haha bardzo śmieszne. .. Panowie kobiety są wkurzone, bo SĄ wkurzone. A bywają przez okres [/¡] -wydela lekko usta. Ale proszę. , proszę jednak zrozumiał właściwie przekaz.

George wzruszył ramionami.

- Nie znam się, spałem na biologi - rzekł George.

Mary Ann podeszła do nich.

- O Jill! Widzę, że zaprzyjaźniłaś się z Lloydem i Georgiem! Wiesz, że będą szukać w naszym mieście Wielkiej stopy? Albo raczej Czerwonego Wulfa

-[¡] Tego można było się po nich spodziewać [/¡] - zapewniła z przekąsem

- To się znacie? - zapytała Mary Ann

- Tak to nasza koleżanka ze studiów. Wczoraj zadzwoniła do nas po tym wybuchu, bo źle się czuła i byliśmy w pobliżu więc postanowiliśmy przyjechać - wytłumaczył Lloyd.

- Ty postanowiłeś, ja chciałem oglądać powtórki CSI, a tak wogóle to przyjechaliśmy bo… Auu! - Lloyd przydeptał nogę Georga.

- A mogłaby psni nam opowiedzieć o Czerwonym Wulfie - zapytał zmieniając temat.

- Nagraliście coś ciekawego? - Jill sprubowała pocieszyć Georga poprzez okazanie zainteresowania.


- Nagrałem atak groźnego landlorda. Trzy miesiące zapomniałem płacić i żyć nie daje - powiedział George - Poproszę Milshaka, z mleka - powiedział powoli

- Rozumiem… Czerwony Wulf to taki nasz Sasquach tylko rudy i zębaty. Według legend patronuje Chinokom… Tylko te legendy wymyślił Hernan, miejscowy cwaniaczek i menel, co myśli tylko jak tu zjeść na trzeciego. - popatrzyła na Jill - Ciekawszy jest Krampus. To taki nasz seryjny morderca. Zabija turystów, nadziewa ich na drzewo i z organów robi bombki. Tak w lecie lubi polować na tych, co wejdą za głęboko - rzekła Marry konspiracyjnym tonem - Polecam gulasz z płucek albo wątróbkę

- To nas na pewno dopadnie… wezmę oba - rzekł George, Lloyd lekko zzieleniał.

- Mogę wam potem pokazać okolicę - zaoferowała Jill. - Widzę, że dawno nie mieliście okazji się najeść... - starała się dalej zagadywać Georga, skoro Lloydowi widocznie podobały się miejscowe historyjki.

- Ojj Jill, ja z radością po pracy oprowadzę takich młodych chłopców i pokaże wszystkie ciekawe miejsca w okolicy - Mary Ann uśmiechnęła się, Lloyd się skulił, a George rzekł.

- Macie wesołe miasteczko?

- Je jest pa... pani bardzo uprzejma - odparł Lloyd.

- Mój dziadek z fumflami prowadzi coś na kształt gabinetu dziwów, czy groty tajemnic - zaoferowała usłużnie córa Watersonów.

- A są tam no wiesz… Prawdziwe skarby? No dowody na to, że świat nie jest taki, jakim się wydaje? - zapytał Lloyd.

- No pewnie. Nigdy nie uwieżlibyście, że na świecie jest tylu cwaniaków zdolnych zrobić z królika i pluszowego misia Wenusiańskich najeźdźców i tylko kretynów zdolnych płacić za możliwość oglądania takich śmieci - w głosie Marry słychać było sarkazm - Czyli koktail, wątróbka i płócka? A dla was?

Ma też malowidła z Kaczinami... Ludem przybywającymi na pokładach latających tarcz - próbowała wyciągnąć chłopaków w miejsce bardziej nadające się do wyznania "Tak, jestem wilkołakiem i mogę to pokazać".

- Naprawdę?! Czytałem o tym w wielu książkach! To bardzo fascynująca sprawa - zawołał Lloyd.

- Ta… Hernan też o tym przeczytał. Pewnie w internecie, chyba że twój dziadek coś nowego przeczytał - pokrenciła głową.

- Dla mnie sok może? - zapytał Loyd.

- Sama go wycisnę! Taką twardą jędrną pomarańczę! - Mary mrugnęła okiem do Lloyda i poszła dalej pracować.

-[¡] To... jak minęła wam podróż? -[/¡] zrezygnowana Indianka usiadła z powrotem. Skoro widocznie towarzystwu nie spieszy się do wyjścia, to trzeba podtrzymać rozmowę...

- Widzieliśmy łosia z siekierą. Łosie z siekierami to pewnie rzadki widok - rzekł George - Może go sfilmujemy i nie będziemy chodzić do lasu? Lasy są na mnie uczulone

Loyd tylko popatrzył nań z rezygnacją.

-[¡] Chciałam jeszcze wam pokazać parę miejsc. Pogadać z tobą Lloyd o tamtym... [/¡]

- Tylko coś zjem. - rzekł. Zjadł kanapkę z bekonem i potem zapytał - No to gdzie idziemy

- Pokazać wam taki fajny zagajnik z wodospadem? Są tam i malowidła z Kaczinami - zaproponowała Waterson.
- Naprawdę? Pokażesz je nam? Mogę je sfilmować? To będzie Extra! - ąż zacierał ręce.

Guren 01-05-2017 22:31

Jasne, proszę bardzo. George, idziesz z nami?
George westchnął
- Zaprawdę, trudna jest dola kamerzysty. - wstał i poszli z Jill. Zagajnik z “tajemniczą jaskinią” znajdował się się na granicy parku narodowego, w pobliżu opuszczonej farmy niejakiego Dytcha. Było to dosyć odludne miejsce, nie chodziły tam nawet dzieciaki się “spotykać” W gruncie rzeczy po za zdziczałymi kartoflami nie było nic ciekawego. Staw był mały i mulisty… W końcu stanęli przed jaskinią.

-[¡] I jak się podoba? [/¡] -spytała Indianka.
- Daleko - mruknął George.
- Ładnie tu! Gdzie Kaczniny? - Lloyd łaził wszędzie w trybie małego Skauta.
-[¡] Ekhm... w tym miejscu -[/i] wskazała na jedną ze ścian jaskini wypełnionej malunkami prezentujących dziwaczne stwory z ni to rogami ni hełmami. Wzrok zaraz skierowała na bok. Z tego wszystkiego zaczęła mieć paranoję, że jak na filmie zaraz wyskoczy zza rogu zły wilkołak i zje Lloyda. I to zanim ona mu powie, że jest wilkołakiem. O ironio, widząc jak się cieszy z tej wycieczki zaczęła mieć wyrzuty sumienia, że zaraz mu zepsuje tą radość
Lloyd wszedł do środka i zakrzyknął.

- To wspaniałe! - gdy wszedł zobaczyli go z nosem przy malunkach. Niektóre wyglądały na starożytne, choć tu i tam widać było dodatki zrobione przez znudzoną młodźeż. Lloyd podskakiwał z radości, a George majstrował przy kamerze zastanawiając się jak uzyskać najlepszy obraz. Po chwili Lloyd odwrócił się w stronę Jill:
- Dziękuję ci. Nawet nie wiesz jak bardzo. Mam jedną prośbę… Czy zechciałabyś… Wiem, że twoja rodzina może tego nie pochwalać… Ale czy udzielisz mi wywiadu?
-[¡] No, ale czemu ja? [/¡].
- Bo jesteś jedyną mieszkanką tego miasta i w ogóle rdzenną Amerykanką jaką znam. Choć jeśli twój dziadek mógłby udzielić wywiadu…
- No cóż mogę. Mogę najpierw na próbę z tobą... sam na sam?Bez kamery
- E no tak, jak wolisz. - rzekł nieco zaskoczony. Na jego znak, George wyszedł ze sprzętem.

Rozmowa prywatna i bez kamerzysty
- Wiesz Lloyd nieraz się poprztykaliśmy, ale bardzo ceniłam w tobie... otwartość umysłu -powiedziała grzebiąc stopą po gruncie. Czy jest jakikolwiek sposób, ale zacząć te rozmowę normalnie? Bo sytuacja bije po głowie normalność i dobija ciosem w krocze.
- Twój dziadek namówił cię, żebyś została szamanem? Mito nie przeszkadza! - rzekł.
-Pamiętasz naszą rozmowę telefoniczną?
- Powiedziałaś wtedy, że jesteś wilkołakiem. To takie określenie na szamana, prawda? - zapytał niepewnie.
- Nie...
- Jill, to nie brzmi dobrze. Ja będę przy tobie, ale powi nnaś o tym z kimś innym porozmawiać. Od kiedy uważasz, że jesteś wilkołakiem?
- Hmm... Od wczoraj
- Jill, na pewno nawdychałaś się gazu przy wczorajszym wybuchu i wtedy mogłaś mieć halucynacje - przemawiał łagodnie - Teraz udamy się do doktora i tam mu wszystko opowiesz.
- Chciałabym... uwierzyłbyś jakbym ci powiedziała, że jestem kosmitom?
- Istoty pozaziemskie istnieją, to fakt naukowo udowodniony, Wilkołaki są jedynie uosobieniem naszego strachu przed naturą. Ludzie wierzyli, że są wilkołakami, aby poczuć się ślniejszym. Ty jesteś silna, więc nie musisz szukać takiego wzmocnienia - rzekł jak do dziecka.
- A nie chciałbyś, żeby magia istniała? - spytała przekręcając głowę na bok.
- Od czasu gdy mój kolega miał rozprawę karną za upolowanie sowy, nie nie chciałbym. Oczywiście, nie mówimy o psionice. To też naukowo udowodnione!
- Czyli byś chciał...
- Zaczynam się o ciebie bać
- Możesz odejść i zapomnieć o sprawie... I uznać mnie za wariatkę
- Jestem twoim przyjacielem i zostanę przy tobie!
- Ja... też uważam cię za przyjaciela, dlatego wolałabym tego przed tobą nie ukrywać...
- Przecież powiedziałaś, że jesteś… że uważasz, że jesteś…

- Poczekaj moment... - cofnęła się o krok. Policzyła w myślach do 10. Uznała, że lepszej metody nie będzie niż przybranie wilczej formy. Uznała, że najmniej straszny będzie wilk. W końcu wilki nie różnią się tak bardzo z wyglądu od wilczura, psa. A nadal przemiana powinna być na tyle efektowna, by Lloyd uwierzył. No i... Nie będzie musiała się przy nim rozbierać. A nie chwila! Dziadek mówił, że przez te jego magiczne sztuki, to jej ubranie "wtopi się" przy przemianie z futrem.

Ubranie na szczęście się było przywiązane, więc się wtopiło w jej ciało. Przed Lloydem stanął wilki. Młody mężczyzna patrzył na nią, a potem bezceremonialnie osunął się na ziemię.
- Lloyd! - Jillian wróciła do ludzkiej postaci by do niego podbiec
Gdy podeszła doń zobaczyła, że ciężko dyszał…
- Lloyd... - zaczęła go klepać po policzkach na pobudzenie krążenia. - Lloyd, nie rób mi tego! Zabiorę cię do dziadka!!

Otworzył oczy i uśmiechnął się szeroko.
- Och, Jil...l - popatrzył uśmiechając się szeroko i nieprzytomnie
- Jill! - odsunął się od niej - Jill… Ty się spsiłaś!
-[¡] Teraz mi wierzysz? [/¡]- zmarszczyła lekko brwi.
- To da się racjonalnie wyjaśnić… Wytłumacz mi jak to zrobiłaś i jak się tego naumniałś!
-[¡] Powiedzmy, że mam to we krwi tak jak twoja rodzina jasne włosy [/¡]
- Czyli jest was więcej? Cała twoja rodzina się zmienia? To wiekopomne odkrycie! Zdobędę… Nie! Nikomu o tym nie mów! wiesz, co rząd by wam zrobił. Uspokójmy się i przeanalizujmy cała sytuację.

-[¡] Nie cała, kwestia co się trafi w genach. Jakbym wczoraj się nie przemieniła, to by mi nigdy nie powiedzieli. Ech... Sama próbuję się w tym wszystkim połapać, a wilkołaki to tylko czubek góry lodowej... Zrozumiem jeśli nie chcesz się w to mieszać.. [/¡]
- Teraz to dziwnie byłoby się nie mieszać… Choć nie wiem co teraz powinienem robić - usiadł ze skrzyżowanymi nogami.
- Jill, jeśli wyrwałaś Lloydowi serce w mrocznym rytuale lub jesteś kosmitą i składasz w nim jaja to powiedz, pójdę pograć w Farm Friends. Chyba, że chcesz mnie też zjeśść - zawołał z Oddali znudzony George.
- Ale po kolei, ten wybuch sprawił, że się przemieniłaś?
-[¡] Niewiele z tego pamiętam ... Możliwe, że był jej skutkiem ubocznym. [/¡]
- ponownie zmarszczyła brwi.
- Czyli uprowadzenie nadal wchodzi w grę. Albo eksperyment rządowy?
- E... Nie!
- No… Ale coś się wtedy stało.. - nie ustępował.
- Niewiele pamiętam, ale chyba inny klan próbuje nam wykopać topór wojenny... A ja będę musiła trafić jeszcze do drużyny z jedną dziewczyną która zatruwała mi dzieciństwo.
-[] To jest was więcej? Nie tylko w tym miasteczku? Nie tylko twoja rodzina? To brzmi niepokojąco… [/i] - powiedział pobladły
- Na razie to wiem, że są u nas, więc domyślam się, że jacyś są i po za miasteczkiem. I raczej nie dostajemy młodej dziewicy na pożarcie po pierwszej przemianie, więc nie bój nic!
- Znaczy się… Ja nie jestem… No w każdym razie, czy reszta wie, że ja wiem - Lloyd zaczerwienił się
- Nie wiedzą. Nadal możesz odejść
- A jak się dowiedzą? - zapytał ostrożnie.
- Nie dowiedzą... Dlatego ci opowiadam a odludziu... Wiedzą tylko, że jesteście przejazdem
- A czy ta miła pani opowiadając o Krampusie nie czyniła żadnych Aluzji? - zapytał nieśmiało.
- To filmujemy? Bo tu internetu nie ma i się nudzę. Zjadłem już batonika, a jestem na diecie! - odparł George.
- To poczytaj książkę! -- zawołała Jill.
- I nic nie wiem o prawdziwości Krampusa... - przyznała już ciszej.
- Nie lubię książek, Głowa mnie od nich bol,i - wyjęczał z daleka George.
- Ja to mam na co dzień. To jak mogę mogę ci ee pomóc - zapytał Lloyd.
- Skoro już wysłuchałeś mojej łzawej historii, to... zrozumiem jak będziesz chciał o wszystkim zapomnieć, uznać mnie za wariatkę i tym bardziej zapomnieć -odparła ze wzrokiem wbitym w buty Lloyda
- Co? Nie żartuj! Zawsze chciałem spotkać coś niezwykłego! coś co pokazałoby mi, że świat nie jest jak spod szkiełka naukowca czy coś… Wszyscy zawsze ze mnie szydzili, albo się śmiali. Teraz przynajmniej wiem, że moja droga była słuszna! To kręcimy teraz jakiś dokument czy coś. - podał jej niepewnie rękę.

-[¡] Nie popieram dokumentu o czymś takim i nie wiem. .. Lloyd mój słodki. .. pogięło cię?! [/¡] - Jill nie myślała, że dojdzie do tego po raz kolejny. I Na Pewno Nie W Ciągu 24 Godzin! Bo jak inaczej okreslic ti uczucie niż że - kopara jej opadła?! I to bardziej niż kiedy dowiedziała się, że jest wilkołakiem! Lloyd stwierdza, że jemu się to podoba! Może nie jej wilkołactwo, ale fakt,że świat. .. nie jest logicznie naukowy? Normalny?!
- No wiesz, skoro tu jesteśmy, to czemu nie? Może nawet zacznę to opisywać w dzienniku? Taki dokument mogłabyś na przykład pokazać swym dzieciom. Żeby nie były zaskoczone
- Gdzie w dziczy są Toalety? zawołał George.
-[¡] Idź w krzaki! [/¡] zawołała Jill. Dla Lloyd'a zeszła do szeptu: -[¡] Chociaż dla spokoju mojego sumienia się z tym prześpij... Albo... myślałam, że powiem coś takiego dopiero po tym jak zrobię z co najmniej doktorat. .. najpierw poznaj mojego dziadka! Zanim podejmiesz TAKĄ decyzję [/¡]
- TYM Dziadkiem… No nie wiem… On był nieco niepokojący ZANIM okazał się wilkołakiem… Nie znasz może jakiegoś wilkołaka listonosza, mleczarza, zakonnicy. - rzekł niepewnie.
-[¡] Spoza rodziny to znam tylko jednego menela.... Resztę miejscowych mam dopiero poznać [/¡]
[¡] Mój cioteczny brat Elijah jes5 też miejscową złotą rączką, to może wam załatwić też coś ze sprzętu [/¡]
- Ale że jak? To można być wilkołakiem i menrlem? Albo wilkołakiem, sytrpitserką? To prawie jak wampir cukiernik, albo wróżka kulturystka… Chyba za dużo gadam z otaku… Więc co teraz? Może coś pokamerujemy? Dla niepoznaki?
-[¡] Naturalnego koloru włosów też sobie nie wybierasz, to ci się po prostu trafia [/¡] -dziewczynę zaś zastanawiało jak to możliwe, że nim minęły 24 godziny potrafi określić swoje parszywe wilkołactwo jako coś, co się po prostu trafia. A przede wszystkim dać o tym krótką metafore?
-[¡] Chcesz zobaczyć psiarnie mojego wujka? -[/i] -zaproponowała po namyśle.
- Eee trochę boję się psów… Może nie od zawsze, ale jakoś tak teraz już wzbudzają u mnie niepokój - rzekł drapiąc się po głowie.
Nagle Jill usłyszała ciężkie człapanie.
-[¡] George, to ty?! -[/¡] zawołała. Napięta czekała na odpowiedź. Gotowa, by w każdej chwili się przemienić. I tow coś wiekszego od wilczka.

U wylotu jaskini nagle pojawił się George z zrozpaczoną miną.
- Chciałem do toalety, ale na liściu było COŚ i mi się odechciało. To coś dokumentujemy czy co?
-[¡] Ech... macie gdzie nocować? [/¡] -dziewczyna coraz bardziej utwierdzala się w przekonaniu, że opieka nad miastowymi nie będzie łatwa. Pytanie tylko, który z tych dwóch będzie trudniejszym przypadkiem?!
- U pani Marry. Zapłaciliśmy za siedem dni. Ze śniadaniem - rzekł Lloyd

- To nie wiem... Zależy jak się czujecie na siłach z miejscową Grotą Dziwów, moim i dziadkiem i psiarnią wujka - niektóre z jego psów, to pół wilki... Osobiście to główne atrakcje jakie tutaj znam po za kasynem, lasem i salonem gier
- Macie Salon Gier? Ale taki z moon patrolem i Missle comand ? - zapytał George.
- Lasy też nam się podabają , poszukamy czerwonego Wulfa...
- Krampus znajdzie nas. - dodał George.
- Twojego dziadka poznam, jak będzie w dobrym humorze, najedzony.
- Ze starymi grami, tak starymi, że ponoć niektóre są nawiedzone. A dziadek ostatnio jest w aż nadto dobrym humorze. Myślę, że z mojego powodu.... - Indianka wzniosła oczy ku niebu.
- Nigdy nie przeszedłem Donkey konga… Ostatnia komnata przenosi cię w świat czarów. A Contry się bałem. Ostatnia komnata jest straszna. - rzekł George
- Duchy to tylko parapsychiczna emanacja naszych lęków - wytłumaczył Lloyd
- Mój dziadek może ci dać wykład o duchach... Jak chcecie to możecie do nas wpaść na kolację - zaoferowała.
- A kto… co będzie na kolacj? Wiesz, na razie chcielibyśmy poznać twoją rodzinę w publicznym, pełnym świadków miejscu! - rzekł Loyd, George w tym czasie zaczynał Kamerować.
- Ach tak rozumiem... Dziadek jest zbyt... rozpasany jak jest na swoim terenie. No wiesz, mój dom, to moja twierdza - przyznała.
- Mój też tak miał. Strzelał do ludzi co deptali trawnik. Wprawdzie ślepakami, ale policja była raz na tydzień - rzekł ze zrozumieniem George, Lloyd przełknął ślinę.
- No to rozumiesz o co mi chodzi... W każdym razie jakby co, to macie mój numer?
- Mamy, a ty masz mi znaleźć ostatni odcinek agentów NCIS! Ominął mnie. Czuję się okropnie - rzekł George, Lloyd przewrócił oczyma.

Kręcenie dokumentu
- To robimy ten reportaż, to będzie hit! - rzekł Lloyd.
-[¡] A gdzie chcesz przeprowadzić ten wywiad? [/¡]
- Tuuuuu! - - zawołał Lloyd

-[¡]A! Żeby było widać malunki? [/¡]
- Dokładnie! Kamera, Akcja - twarz Jill zalało jasne światło z lampy.
- Ekhm... No dobrze, to o czym mam mowić? - spojrzała na boki.
- Rozmawiamy z Jill Waterson z plemienia Chinoków, która jako pierwsza postanowiła nam zdradzić tajemnicę od wieków skrywaną przez jej plemię
- Bez przesady po prostu nie każdy pyta i nie każdy wierzy....
- Cięcie! - zawołał Lloyd - Trochę więcej dramatyzmu. To będzie na Youtube
- Yyh?!!?! Youtube od razu?!! -- Jill wiedziała od dawna, że źle reaguje na kamerę. Teraz to już skoczył, zatańczyło w jej żołądku i całkowicie wyszło na wierz w postaci zimnego potu.
- Oczywiście, niech miliony użytkowników zobaczą ciebie i te palunki
- O czym w gadaliście podczas tego czasu gdy jadłem batonika, choć obiecałem sobie, że trzy na dzień starczą - powiedział George.
O nienie.... rzadnego Youtuba! Przynajmniej nie bez mojej zgody i ustalenia o czym mowa! George, wyłącz kamerę -poleciła.
- No, ale przecież przed chwilą się zgodziłaś na to, że opowiesz o wszystkim przed kamerą. Nie bój się, obrobimy materiał i zostaniesz gwiazdą Youtube! - oczy Lloyda błyszczały obłońkańczo
-[¡] Najpierw zdejmij ten maniakalny wyraz z tearzy [/i]
- Wyobrażasz sobie jaką sławę zdobędziesz? Może pomyśl o pisaniu bloga? Takiego komercyjnego - Lloyd odpływał.
- Albo równie dobrze ty i George będziecie jedynymi odwiedzającymi...Dobra to zadawaj pytania, żeby było łatwiej...
- Nooo dobra to zaczynamy! - i rozpoczął wywiad.
- Witam z tej strony Jill Waterson z plemienia Chinoków. Stoimy przed starodawnym malunkiem mojego plemienia prezentującego Kaczina - legendarnych pośredników między ludźmi, a bogami. - Jill znów się wyprostowała jak struna. Czekała aż jej głos się supokoi, by nie przejść znów w mówienie jak robot.

Slan 10-06-2017 18:33

Minął dzień od pamiętnej przemiany i Jill miała sporo czasu na przemyślenia. Na drugi dzień Jill została wezwana przez dziadka.

- Pamiętasz, jak nie wierzyłaś mi w duchy sieciarzy, prawda? Chcesz je zobaczyć? - zapytał w salonie. Kora wróciła tylko na noc i zanim Jill wstała, to wyszła.

- A mam wyjście? -burknęła z rękami w kieszeniach.

- Masz, ale wtedy nie dostaniesz prezentów! - rzekł dziadek

- Po prostu chodźmy.

- No to chodź za mną - rzekł i wyszli na dach. Dziadek dał jej lusterko i kazał się wpatrywać w nie. Weszła w świat duchów, tym razem łatwiej jej poszło, choć dłużej to zajęło. Dach był wyższy bardziej stromy, a mimo tego że był jeszcze dzień, panował mglisty półmrok. Tam gdzie powinny być kable ciągnęła się długa srebnokryształowa pajęczyna. Chodziły po niej pająki ze szkła i metalu, które wyciągały z pajęczyny co, przeżuwały i z powrotem wsadzały. Jeden właśnie wyciągał coś z napisem Manga Fox.

- MangaFox? A co to ma niby znaczyć? Dziadku?! - obejrzała się za siebie

- Nikt tego nie wie i nigdy się nie dowie! - rzekł dziadek pospiesznie - O tam jest mój znajomy, nauczy cię czegoś - wskazał na niewielkiego humanoialnego ducha o ogromnych uszach i czarny oczach. Na końcach palców miał wkrętaki, zamiast zębów igły i ogon zakończony końcówką od usb. Krył się za kominem z którego buchał czarny dym

- To gremlin. Zapytaj go o coś - rzekł dziadek.

-[¡] Czy wszystkie gremliny tak wyglądają? Myślałam, że są zielone i uszate... [/¡]

- I nie wolno ich karmić po północy? To duch technologii, żywi się psuciem jej.

- Jak masz na imię? zwróciła się do gremlina podchodząc o krok.

-01000111011010010111011001100101001000000110110101 10010100100000011100110110110101100001011100100111 000001101000011011110110111001100101. - trajkotał stworek

-[¡] Nie mówisz po angielsku, co? [/¡]

- Większość duchów nie mówi w żadnym sensownym języku, wliczając w to mowę Garou.. Dlatego jesteś teurgiem i nauczysz się pewnego daru, który pozwoli ci rozmawiać z wszystkimi duchami! - przemienił się w hybrydę i chwycił Jednego z duchów-sieciarzy

- Ty zdaje się masz mi pomóc, prawda? - zapytał potrząsając stworkiem

- Nie ugryzę jej za darmo! Musi mi coś obiecać! Tysiąc znajomych na Facebooku! Taaak! Taka sieć jest dobra! - zastukał szczękoczułkami z metalu

- Mogło być gorzej. - dziadek zrobił uf!

-01001000011001010010000001110011011101110110111101 1100100110010100100000011011010110010100100001 - duch podskakiwał zirytowany

- Chwila! Po co mam się dać ugryźć?! - zaprotestowała Jill

- To albo pomoc ducha wiedzy… I za tamto będziesz musiała zapłacić zagadką. - dziadek nie przestawał się uśmiechać.

-[¡] Ja mam mu wymyślić zagadkę? [/¡]

- Głową, a jak nie, - pomachał przed jej twarzą kłapiącym pająkiem.





-[¡] Mam dać się zaspamowac 1000 obcych?! I co niby z tego będę miała? [/¡] -Jill skrzyżowala ręce na piersiach. Nigdy jej nie bawiło zbieranie znajomych na Facie.

-[¡] Jak nie dadz dobrej oferty od razu, to sprawdzę najpierw ofertę Ducha Mądrości.


- Nauczysz się mowy duchów! Wszystkich… Niewielu Garou to potrafii. - powiedział starszy wilkołak.

- Ale myjesz się codziennie? Preferuje gryzienie osób sterylnych. - marudził sieciarz.

-[¡] A tego nie mogę dostać od Ducha Mądrości? [/¡] - spytała Watersonowna.

- Możesz, jest wiele sposobów, aby zdobyć ten Dar ale tak chyba jest najprościej. Pewnie już masz tysiąc znajomych na fejsie. - rzekła dziadek, pająk zaczął się chichrać.

-[¡] Co cię tak śmieszy, o duchu?-[/¡] zmierzyła wzrokiem stwora.

- Ona nawet połowy tego nie ma. - pająk zastukał łapkami.

- Bo nie ma ochoty, ale to przebojowa dziewczyna i bez problemu zbierze dwa razy tyle.

- Chcesz się założyć? - zapytał pająk.

[¡] Mam jakiś 60, ale mniej niż z połową mam wciąż kontakt [/¡]

Twarz dziadkowi się wydłużyła,

-[¡] A ty Dziadek masz konto na Facebooku, że robisz takie głupie miny?! [/¡] nawet się nie odwróciła do seniora.

- Założę! I zbiorę tysiąc znajomych! Zobaczysz! - rzekł dziadek, a pająk zaczął się toczyć po dłoni dziadka i zanosił się śmiechem.

- No to pa. - dziadek położył ducha na dachówce i… kopnął z całej siły, tak, że ten znikł we mgle.

- Zemszczę się! - zakrzyknął podczas lotu.

- Tylko gada, większość rodaków go nie lub. No to się zmień i idziemy do ducha wiedzy. - rzekł

- W coś konkretnego, dziadku? Czy Duchowi Wiedzy wszystko jedno, czy gada z wilkiem, czy wilkołakiem? - spytała.

- Sugerowałbym Crinos albo Glabro, ale liczę na twoją pomysłowość. - odparł starszy wilkołak i skoczył z dachu.

Jill uznała, że może warto spróbować z formą Hispo- wielki wilk. Jakoś miała wrażenie, że Duchy mogą nie lubić ludzi. Jeśli nie, to się wkurzy na Lloyda za to co widziała w |Mononoke Hime" i z tą sową w bibliotece z "Avatara Aanga". Była święcie przeświadczona, że coś o tytule "Duch Wiedzy" musi, po prostu Musi wyglądać jak wielka sowa. Co poradzić jak dziadek nie jest za pomocny, by powiedzieć coś o charakterze czy choćby wyglądzie Ducha Wiedzy?

Zeskoczyła na dół i pobiegła za dziadkiem. Czekał na nią przy asfaltowej drodze, która wyglądała teraz jak wykonana z czarnego lodu i pachniała gorącym kamieniem. Widziała na niej mrówki, które jak do nich podeszła, to posiadały prawie ludzkie twarze, lecz pozbawione otworów i cech charakterystycznych. Asfalt był w dotyku przeraźliwie zimny, że aż parzył, więc biegła poboczem tak jak dziadek. Widziała po drodze wiele innych duchów, a niektóre wyglądały jak zwierzęta, inne były dziwniejsze. Widziała na dachu baru U Mary Wielkiego tłustego ducha składającego się z człowieczego brzucha wydłużonego jak u gąsiennicy, głowy i skrzydeł motyla, który zdaniem Dziadka był duchem obżarstwa. W oddali zobaczyła gmach szkoły, ze trzy razy wyższy, otoczony płotem z stalowych cierni, którego czarne ściany miały wyraźne ślady krwi. Nad bramą stały dwa grargulce o szczurzych pyskach. Czuła dobiegającą stamtąd woń strachu i rozpaczy. Budynek był otoczony kilkoma totemami.

- Nawet tam się nie zbliżaj. W szkołach nie ma duchów wiedzy, są tylko duchy bólu, udręki rozpaczy. - warknął dziadek w mowie Garou. Biegli dalej. Widziała stada kolorowych ptaszków z roześmianymi główkami dzieci unoszących się nad przedszkolem i śmiejących się w głos. Za bramą przedszkola przebywał chłopiec. Jego postać wydawała się nieco rozmazana.

W końcu stanęli przed biblioteką, Była o wiele bardziej majestatyczna niż w świecie realnym, wysoka na pewnie na dziesięć pięter, wykonana w stylu klasytystycznym i pokryta płaskorzeźbami przedstawiającymi najważniejsze wydarzenia z historii świata. Przed masywnymi hebanowymi wrotami stały dwa duch przypominające bladych wysokich ludzi w płaszczach z piór, z przyozdobionymi kruczymi głowami kapturami. Rysy mięli typowe dla rdzennych amerykanów, ale cerę biała jak alabaster.

- Zaprowadzicie mnie do Naadaaagaaa. - rzekł dziadek. Duchy w milczeniu poprowadziły ich do głównej sali. Półki pełne były książek, aż po spowite w chmurach sklepienie. Nad ich głowami skakały wielobarwne wiewiórki w strojach postaci literackich.

Nad głową wilkorojill przeskoczyła cuchnąca tytoniem wiewiórka w stroju Gandalfa goniąca Potterwiórką. W końcu stanęli przed ogromnym biurkiem, za którym siedziała masywna postać wysoka na ponad trzy metry. Gdy się odwróciła, okazało się, że to ogromny humanoidalny żółw z wzorem wyobrażającym frak na pancerzu.

- Witaaaj o Leeśnaa wydroo. Przyyprowaadziłeeś tuu swojąa wnuuuczkę? - zapytał powoli

- Witam, czy ty jesteś duchem wiedzy? -spytała Jill próbując odegnać myśl o potencjalnym zawiedzeniu - że Duch Wiedzy ze wszystkich form miałby być żółwiem? Czymś tak tępym i powolnym?!

Dziadek przewrócił oczyma.

- Nie, jesteeem duchem denerwooowania wilkooołaczej młooodzieży - żółw zaśmiał się tak, że cała biblioteka, a może i miasto zadrżały A gdybyyym był duchem wieeedzy, to czego byś ode mnie chciała.

-[¡] Poprosiłabym go lub ją o danie mi możliwości poznania mowy duchów-[/¡] oświadczyła. Spróbowała też dygnac przednią łapom.

- A gdyyyby ów hipotetyczny duch pierw zechciałby zadać ci zagadkę.

- Emm... No ten... Co powiesz na taką zagadkę?- spróbowała przypomnieć sobie jedną z zagadek. Te z gier komputerowych musiały odpaść skoro gada z technicznym bytem. Coś ludowego wydawało się bezpieczniejsze - I] Co to będzie - najpierw w polu rośnie i leży w stodole, potem w młynie, w piecu, aż wreszcie na stole?


- Zboże, aaale to ja miaaałeeem zaadaać zagadkę. Powiedzmy “Mój dooom mnieee kaaarmi, mój dom ze mną wędruje, ale gdy zechce, to mnie zabije. Kim jestem?

Odpowiedz przyszła do niej, gdy tylko podrapala się za uchem.[¡] Pchla! [/¡]

- Hmm, no tak. A jaaaka miaała być nagrooda? Prawo dooo odpowiadaania na kolejną zagadkę? - zapytał duch się zaśmiał tak głośno, że Jill kilka rozy siedząc podskoczyła. Dziadek zaglądał do ksiegi którą spisywał.

- Nadal szukasz Autentyku? - zapytał starszy wilkołak.

- Nigdy go nie szukałem. Tylko zbieram informacje o nim!

-[¡] Czy zbieranie o kimś informacji to jednak nie jest forma szukania? Prosiam o danie mi możliwości poznania mowy duchów.[/¡] oświadczyła.

- Ach taak, no tak. Jaaakbym mógł zapomnieć. - położył dłonie na głowie i poczuła dziwne mrowienie na głowie - Proszę, otrzymałaś dar. Właściwieee, czemuuu nie

poprooosiłaś swego dziadkaaa aby cię naaauczył tego daaaru? Przekazałem mu go, gdy był w twoim wieku. Co do Autentyku, ja tylko prowadzę jego kronikę.
- rzekł duch.

- No tak, wracamy do domu!.

- Dziadek, wytłumacz się! - warknęła zastępując mu drogę.

- Chciałem, abyś poznała nieco świata duchów i nauczyła się negocjować. Zawsze lepiej jest, gdy szczenię uczy się od mieszkańców Umbry. - wzruszył ramionami

Przed Jil przebiegły pojedynkujące się Rosheforttwiurka i Zorrowiurka.

- A i tak czy tak spędziłbyś czas z wnuczkom, więc po co było kłamać? Czy kodeks kanciarzy nie każe być szczerym wobec rodziny? - burknęła.

- Ach ta dzisiejsza młodzież! Kiedyś będziesz negocjować z duchami, które urwą ci głowę głowę, obedrą ze skóry, połamią kości, rozbiją czaszkę i to wszystko razem zjedzą. Bez keczupu.

- Nie lepsza musztarda? - wysiliła się na sarkazm. Po chwili dodała: - Zbiłam zawczasu parę dzieciaków na kwaśne jabłko za nazywanie cię szarlatanem, a jakoś ci nie przyszło na myśl, żeby mi pokazać co naprawdę potrafisz...

- I dobrze, że się biłaś! Przecież nie jestem szarlatanem, prawda? - rzekł dziadek.

-[¡] Mogłeś mi to uświadomić wcześniej. No wiesz... i przy okazji o moim... "obciążeniu genetycznym".! [/¡]

- I Kora by dostała wezwanie do szkoły “Pani córka twierdzi, że dziadek jest wilkołakiem”. A po za tym, Nie kłóćmy się przy panu duchu. - Rzekł dzadek. Jakaś proustwiórka podała Jill ciastko, a żółw wrócił do pisania.



Wilczyca spróbowała je obwachac na wypadek gdyby było w nim coś dziwnego.

Powąchała ciastko… Pachniało cudownie, i przywodziły na myśl czasy jej dzieciństwa. Pojawiły się obrazy… ZARAZ, żadne normalne ciastka nie powinny przywoływać obrazów, zwłaszcza samym zapachem. Proustwiurka pomachała jej przed nosem.



Jill spojrzała wyczekująco na dziadka. Liczyła, że dostanie jakąś wskazówkę, co ma zrobić. Zwłaszcza, że jej ostatni kontakt z "magicznymi ciasteczkami" w trakcie drugiego roku College'a skończył się na "Nigdy więcej". Zwłaszcza, że nie wiedzieć kiedy obudziła się w (pustej) wannie w bractwie studenckim.

- No to idziemy do domu? - zapytał dziadek z uniesioną brwią.

- Tak, tak dziadku! - uznała, że to znak, że nalezy zwiewać.

Dziadek wyrwał wiewiórce ciastko i ruszyli do wyjścia. Gdy Jil przeszła przez drzwi… zobaczyła że znajduje się tuż przed bramą domu, a biblioteka znajdowała się daleko za nimi.

- Czas i przestrzeń są dla głupich, co nie. - zapytał.

- Raczej są względne...

- Tak jak prawo podatkowe. No to idziemy do domu. - ponownie weszli na ogródek, który wydawał się być rozleglejszy… Nie mówiąc o tym jak dom wyglądał wewnątrz. Był ze dwa razy rozleglejszy i pełen dziwnych totemów i glifów, wiele wydawało się być narysowanych wilkołaczymi szponami. Cały dom pachniał drewnem i wilkołakami, a także tą dziwną wonią świata duchów. W kominku spał dziwny duch wyglądający jak jeż o czerwonych dymiących włosach, a wokół uschniętego kwiatka Kory latały dwie ćmy o trupich główkach. Dziadek gniewnie odgonił je szponami. W domu było bardzo ciepło. Może dlatego, że tutaj był pokryt skórami, a może sam wytwarzał swoje wewnętrzne ciepło. Jej sypialnia znajdowała się na drugim piętrze, co było o tyle dziwne, że dom posiadał tylko jedno piętro. Wiał stamtąd chłodem, a całe wnętrze było pokryte pajęczynami.

- Będziesz musiała oczyścić to miejsce - rzekł dziadek. Otworzył okno i do środka wpadł gremlin

- Mogę wybrać co zechcę? - rozglądał się.

W pierwszym momencie miała ochotę spytać dziadka "Niby jak mam je oczyścić?!", ale wpadnięcie gremlina rozezliło ją bardziej. W końcu to jej teren! Skoro jest odbiciem duchowym JEJ pokoju ze śwuiata Realnego, to powinien też do niej należeć Tutaj. I jakim prawem gremlin ma swoje żądania?

- Niby jakim prawem?! - zawarczała.

Duch skulił się.

- Ja tylko pytam. Jak chcesz, abym cię nauczył daru zepsucia maszyny, to chciałbym coś dostać. - rzekł duch.

- Nie, nie znam tego daru. Nigdy nie miałem potrzeby umyślnego psucia czegokolwiek. - dodał dziadek

- A czego za to chcesz? -spytała łagodniej.

- Smartfonika. Takiego małego i ślicznego. Tylko na chwileczkę.

- I co niby z nim zronisz?! -wróciła do warczenia.

- No pobawię się nim… - rzekł nie do końca szczerze.

- W co dokładnie?

- W różne, cudowne zabawy.

Pokazała zęby

Duch schował się pod łóżkiem.

- Jak nie dasz smartfona, to nici z daru! - zawołał.

Dziadek westchnął.

- Daj mu coś bo nie nauczy cię niczego. Jak będziesz uczyć się potężniejszych darów, to nie skończy się na zabawkach. Słyszałem opowieść o wilkołaku, który musiał poświęcić rękę i nogę za straszliwy dar?

- Kiedy ja nie mam smarfona na zbyciu... Może być karta telefoniczna?

- Karta? Nie jest mechaniczna, jak mam ją zepsuć? - duch zaczął się ciągnąć za uszy

- Nie masz żadnego nie potrzebnego gadżetu? - zapytał dziadek.

-[¡] MP3 może być, szanowny... [/¡] -Jill spojrzała na goblina. Za Chiny Ludowe nie umiała określić jego lub jej płci.

- I cokolwiek wybierzecie, to zdajecie sobie sprawę, że będę musiała wrócić do swojej strefy?

- Mp3 mówisz? - duch się zastanawiał przez chwilę

- Tak zgoda, może być! - rzekł w końcu.

-[¡] No to następnym razem ci go przyniose. Jak ci... na imię? [/¡]-nie ma co ryzykować, że sprzęt trafi do nie tego gremlina, co nie trzeba.

- Nie… Powiedz tylko gdzie ją znajdę. - rzekł duch rozglądjąc się

- W sensie kogo? - odpowiedź stwora zbiła ją z tropu.

-]i] Mp3, no nie? [/i] - duch patrzał na Jill spode łba.

- W sensie u mnie w pokoju?

- A gdzie?

- W mojej torbie... Nie słyszałeś, że nie zagląda się do damskich torebek?

- Zniszczyłem ze sto elektronicznych pamiętników nastolatek. Myślisz, że to mi robi różnicę?

- No dobra, jest w torbie, w szafie. - spojrzała na miejsce gdzie w realnym świecie powinna znajdować się jej garderobo-szafa

Duch był zapiszczał i pobiegł do szafki i otworzył ją szeroko…

I został przysypany masą różnorakich przedmiotów, z których część Jill dawno temu wyrzuciła, a niektóre, jak Wielka Księga Wkurzeń raczej nie istniały. Duch otworzył torebkę i wyrzucał stamtąd różne rzeczy, Szczotkę z gwiazdką, szwajcarski scyzork, różowego słonia, zaginioną paczkę gum do żucia… W końcu znalazł mp3 zaśmiał się i wysunąwszy macki, wniknął w nią.

- A teraz chodź, nauczę cię daru! - rzekł cicho.

- No to dawaj

-przy okazji starała się zignorowac bałagan i zaistnienie tutaj przedmiotów których od dawna nie powinno być.

Gdy Jil podeszła, duch dotknął jej nos palcami i poczuła lekkie mrowienie.

- Od teraz możesz psuć mechaniczne rzeczy. Prawdziwie mechaniczne! - rzekł duch.

- Mogę już odsłonić oczy? - zapytał dziadek.

- A po co je zasłoniłeś? westchnęła Jill.

- Masz prawo posiadać swoje tajemnice w swoich torebkach, a są na świecie tajemnice, których nawet ja nie chcę zgłębiać - rzekł z powagą.

-,[¡] Tłumacz się tłumacz, a i tak to nie oczyści cię od tego, że mi nic nie powiedziałeś. Jak sobie chcesz.... I dziękuję za ten dar o szlachetny duchu, [/¡] - spróbowała dygnac przed grlinem.

- Nie ma za co. - rzekł duch pochichując, a dziadek otworzył oczy popatrzył na słonia i powiesział.

- Słoń? Ale czemu? Że nigdy nie zapomina? No nie ważne? Idziemy do lasu! - i wyszedł.

- To tylko wygląda jak mój plusza... Idziemy. - ruszyła za przodkiem.

Opuścili dom i udali się do lasu… Był on znacznie mroczniejszy i dzikszy niż ten w śiecie materialnym. Jil czuła, że dosłownie wszystko ją obserwuje, a szepty przetaczały się niczym szum fal nad morzem. Wszędzie pełno było duchów, które polowały na siebie na wzajem jakby odgrywały jakiś pradawny rytuał. Dziadek przez chwilę wymienił pozdrowienia z duchem królika, który na jej oczach został połknięty przez ducha srebrnego jastrzębia. W końcu dziadek zaprowadził ją na polanę porośniętą niebieską trawą. [

- Strażniczko łań, proszę ukaż się nam. - zawołał stary wilkołak. Dosłownie przed nosem Jil stanęła łania. Zlewała się z otoczeniem jak predator.

- Czego chcesz o drapieżniku.

- Moja wnuczka pokornie błaga cię o dar kamuflażu/

- Jeśli to dziecko ducha-ludojada chce odemnie daru, musi przysiąc, że przez rok i dzień nie skrzywdzi żadnego z moich ziemskich potomków!

-[¡] W sensie, że jeleni, czy wszystko co parzystokopytne? [/¡] -zapytała wilczyca przekrecając głowę w bok. Martwiło ją czy nie wejdzie jej to w nawyk też w ludzkiej skórze

- Eee, ziemskich potomków> - rzekł duch

- Nie do końca rozumiem to sformułowanie. Mam rozumieć, że mam przejść na wegetarianizm? - Jill spojrzała na dziadka.

- Raczej tylko nie zjadać jeleni. -tłumaczył dziadek

- Chyba chciałaś powiedzieć przejść przez wegtyrnizm? To jak przechodzenie przez jezdnię? Tak straszne? - duch się cofnął o krok.

- No dobrze, mogę obiecać że nie zjem jeleni. - obiecała córa rodu Waterson. Przy okazji zdała sobie sprawę z tego, ze na koniec wypowiedzi wywaliła jęzor ciężko dysząc. Jak jej psy, gdy wydawały się być z siebie zadowolone. Trzeba będzie omówić z nimi te odruchy jak tylko wróci do świata realnego. O ile w ogóle zrozumieją, że można mieć z tym problem.

- Tak więc przyjmij mój dar - położyła nogę na łbie Jill - Teraz możesz stapać się z otoczeniem. - rzekł duch.

-[i] Dziękuję o szlachetny duchu [/I[- oświadczyła uroczyście. W myślach zaś jej bardziej pragmatyczna część umysłu szacowała, że albo wrócą w końcu do domu albo chociaż wydusi z dziadka pełną listę wizyt do odhaczenia. Część umysłu odpowiedzialna zaś za irytację pluła sobie w brodę, że nie wyciągnęła tej listy wcześniej od złośliwego nestora rodu.

- No to dobra, wracamy do domu. - rzekł dziadek. Wrócili do domostwa rodu i dzil znowu musiała się wpatrywać w zwierdciadełko i tym razem przechodzenie przez barierę było trudniejsze, i po drugiej stronie cała jej sierść była w srebrnych pajęczynach.

- I jak się podoba świat duchów? - zapytał stary indianin.

- Dziwny, surrealistyczny i niepokojący... p- skwitowała

- Właściwie to surrealizm jest światoduchowy. Wielu słynnych artystów było magami i tu zaglądało. No ale są gorsze i bardziej niepokojące miejsca.

Guren 10-08-2017 12:54

Kilka dni później

Zbliżał się czas spotkania, na którym Jill miała zostać przyjęta do Szczepu. Korra nieco się uspokoiła, ale ciągle napomykała o wyjeździe. Dziadek zabrał ją na kilka wizyt do świata duchów i pokazał jej jak zmieniać się po kawałku. W końcu nadszedł ten dzień. Ubrała stare ubrania jakie do niej przywiązano i przyszykowała się do wyjścia. Gdy była prawie gotowa, przyszła do niej Korra.
- Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - zapytała z troską.
- Nie chcę, ale muszę! - oświadczyła córa rodu Waterson prostując się dumnie.
- Nic Nie Musisz! Gdybyś mnie posłuchała i wyjechała do Seatle. To miasto magów i pazury Garou tam nie sięgają. Nadal możesz tam wyjechać, inaczej ktoś cię zabije. Prędzej czy później. Jeden na pięć wilkołaków dożywa czterdziestki. Nie chcę dla ciebie takiego życia!
- Mamo, na świecie całe mnóstwo ludzi dostaje diagnozę, która zmienia ich życie - alergia, ślepną, głuchną. - Jill położyła dłoń na ramieniu matki. - Jeśli chcesz przeżyć dłużej, to trzeba nauczyć się żyć według tej diagnozy. Równie dobrze mogę za pół roku dostać szału i zostać zastrzeloną przez jakiegoś funkcjonariusza. A tutaj wiedzą jak sobie z tym radzą... Nie wiem, jakoś lepiej się czuję z myślą, że nie jestem jedynym wilkołakiem, więc na razie spróbuję żyć jak wilkołak.
- Nic nie wiesz córuś. Nic! - rzekła Kora przecierając oczy - Wiesz jak zginęła babcia? Żona Elijaha? Wielu moich przyjaciół z dzieciństwa? Wiesz, że ktoś może cię zjeść żywcem? Albo obrać ze skóry? Albo… Albo staniesz się tancerzem? Zaczniesz słyszeć Szept żmija? Zrozum, to nie komiks, tu źli wygrywają! - krzyknęła matka.
-[¡] Dziadek jednak przetrwał wystarczająco długo, by odchować wnuki do dorosłości. Ludzie potrafili przetrwać obozy nazistów. Mi też może się udać.
-Gdybyś zapytała tych co przetrwali obozy czy chcieliby ich uniknąć gdyby mogli co by odpowiedzieli? - zapytała Kora. Dziadek zapukał.
- Skończyłyście, aby wasze babskie takie tamy? Mamy jeszcze odebrać Abigail! - zawołał dziadek zza drzwi.
- Tak, tak już idę dziadku! Pa mamo!- złapała plecak wychodząc.
- To jedźmy już do księżniczki....
Korę pożegnała córkę spojrzeniem, w którym widać było mieszaninę rozpaczy i… dumy. Z dziadkiem wsiedli do starego Camaro, które senior wygrał kiedyś na loterii i włożył weń więcej kasy, niż był wart. Następnie pojechali przed dom wielebnego Johnson.

Dom wielebnego Johnsona
Był to duży piętrowy dom z niewielką przybudówką znajdujący się naprzeciw kościoła.
- Pamiętaj, gdy wejdziesz tam, bądź czujna jakbyś wchodziła do jaskini Lwa. I weź to. - podał jej spray na insekty. Gdy Jil wyszła, otworzył jej pięćdziesięcioletni mężczyzna. Afroamerykanin z dużą łysiną okoloną siwymi włosami.
- Witaj Jill, dobrze cię widzieć, żałuję, że tak rzadko nas odwiedzasz. Może przyszłabyś do nas na niedzielne nabożeństwo? Podczas tego wybuchu gazu otarłaś się przecież o śmierć. A znasz się na Scautingu - tłumaczył uściskawszy Jill.
- Kochanie, nie nagabuj gości! To nie ładnie! I tak postąpili bardzo miło, że zaprosili naszą Abigail do klubu “Młodych na rzecz ochrony przyrody” - zawołała z głębi pokoju Marta Johnson, twardziej stąpająca żona wielebnego.
- Moja bratanica to dowód działania Boga na ziemi. A po za tym jest bardzo miła. Ostatnio przygotowała mi mapy parku narodowego. żartowała, że włamała się do Pentagonu. - wielebny się zaśmiał.
- Prawda, Abi jest bardzo zdolna. I dosyć oryginalna. - żona wielebnego zaprowadziła ją do pokoju Abigail i zostawiła ją przed drzwiami.
Gdy otworzyła drzwi została porażona… różem Całe pomieszczenie było biało-różowe. Pościel była w stokrotki, leżało złożone w czworokąt. Na stoliku stało opakowanie pringelsów, a obok nóż i tabliczka czekolady pokrojona tak, że każda kostka była oddzielnie. Na szafce na jednej półce stały figurki Fluttershy, na następnej SailorMoom, a na kolejnej Supergirl. Książek było sporo, dotyczyły Hakerstwa, hodowli patyczaków, działalności wywiadu, zmian klimatu, rozprawy o komiksach, zafoliowane tomy Spidermana, matematyki, budowy komputerów… Nigdzie nie było Abigail… ani żywego ducha. Choć było tu czysto, że mucha nie siada. Dosłownie.
- Dzień dobry? Abigail jesteś gotowa? - zawołała Jill nadal czujnie rozglądając się po pokoju. Strach było tam wejść, więc wolała nie przekraczać progu.
Odpowiedziała jej cisza… całkowita i niezgłębiona. A potem spod mebli zaczęły wyłazić pająki. Tysiące pająków, Zebrały się w wielką kupkę na środku pokoju i…
Zespoliły w drobną blondynkę z kucykami, może o rok młodszą od Jill, ubraną w żółty żakiet, różową bluzkę i granatowe spodnie. Na twarzy miała przyklejony, wróć! Przyszyty uśmiech.
- Dzień dobry! Nazywam się Abigail Johnson. Jesteś Jil? Moja najlepsza przyjaciółka? - zapytała.
- Lepiej twój.... - Indianka w swojej pamięci zaczęła przeszukiwać szufladkę w mózgu "wieczory u Lloyda". Jak to się nazywało? "Kame?" "Nami" "Naka". A tak! - Twoja Nakama!
- Czyli towarzyszka broni? Więc nie przyszłaś mnie tu pożreć? Bardzo cię cieszę, bo bardzo nie chcę być pożerana. - mówiła cichym, nieco bezbarwnym głosem. Jill mogła przysiąść, że mruga dokładnie co trzy sekundy.
Nagle wystrzeliła ręką w kierunku dziewczyny. Ruch był błyskawiczny, jak cios karateki.
- Chcesz batonika? Batoniki są dobre - Abi pomachała batonikiem przed twarzą Jill. To chyba był Mars.
- A poproszę... - szamańska wnuczka starała się zachować jak najspokojniejszy ton. Skoro baton NIE jest rozpakowany to chyba nic jej nie grozi?
Abigail skinęła głową i położyła baton na stole, wyjęła papierowy talerzyk, wzięła linijkę i pokroiła batonik na pięć równych części i podała.
- Masz tu batonik. Jest smaczny. Od tygodnia jem je na śniadanie. Jak je zjesz to nie będziesz jadła mnie - przez ułamek sekundy popatrzyła się autentycznie błagalnie na Jill, a potem znowu stała się po prostu uśmiechnięta.
-Nigdy nie zamierzałam cię zjeść -wzięła do ust kawałek batona.
- To rozerwać na strzępy? Rozszarpać na kawałki? Urwać głowę? Tak zwykle dzieci Gai robię z dziećmi Anasy. Nawet teraz matka mego rodzaju każe mi uciekać. Słyszę jak krzyczy… ale nie chcę tego robić. Jesteśmy przyjaciółkami, prawda? - zapytała blondynka.
- I dlatego nie zrobię ci krzywdy - Jill postarała się uśmiechnąć.
Wydawało jej się, że póki co, to Abigail bardziej się boi Jill, niż Jill boi się Abigail.
- Oj to wspaniale. Zjedz batonika, a ja się spakuje - abigail wyjęła plecak, do którego wsadziła śpiwór, laptopa kosztującego trzy pensje Jill i cztery paczki emenemsów. Potem wyszły. Dziadek czekał przy samochodzie i patrzył na Abi spode łba.
- Czyli nie użyłaś sprayu - mruknął.
- Czy to by mi nie zaszkodziło? - zapytała Abigail.
- No właśnie - mruknął dziadek.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:28.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172