Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-05-2021, 22:57   #481
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
- A więc chce Mistrz rozmawiać? - głos Francisci pobrzmiewał zaskoczeniem.
- Spacery to zawsze miły sposób spędzania czasu, choć niestety aura nie sprzyja - Wenecjanka skończyła przygotowywanie transportu, odeszła kilka kroków w kierunku, w którym mieli podążać i nasunęła kaptur na głowę. Czekała, aż brat Eberhard do niej dołączy.
Eberhard dołączył do Franceski.
- Chciałbym porozmawiać, muszę zdecydować co robić dalej. Jak zdążyłaś zauważyć nasze ścieżki z Anną się ostatnio oddaliły. Jestem po części temu winny, podważyłem otwarcie jej autorytet. Jednak jest to końcowy naprawdę długiej drogi. Całe życie byłem uczonym. Wiedza daje pojęcie jak pewne rzeczy funkcjonują. Na co warto zwrócić uwagę, kiedy po odpuścić a kiedy przycisnąć. Obawiam się, że historia Inkwizycji w Płocku poszła bardzo złymi torami. Chciałbym wiedzieć jak wygląda to z twojej perspektywy. Tylko prosiłbym bez zasłony aluzji z pięknych słów i uników w słownych gierkach. Jeśli nie osiągniemy porozumienia wśród Inkwizycji jestem zdecydowany odjechać. Zabrać kogo trzeba i odjechać jak najdalej z tej przeklętej ziemii. - Eberhard zaczął rozmowę.
Kaptur płaszcza uniósł się w górę, a z jego wnętrza dobyło się potwierdzenie.
- Zaiste jest przeklęta.
Potem zaś zaległa cisza na krótką chwilę.
- Poznałam kilku uczonych w Wenecji... są inni, niż ci z Cesarstwa. Większość przez całe życie nie opuszczała miasta - znów milczała przez moment.
- Prawdą jest, że kobiety nie zostały powołane do rządzenia i wydawania rozkazów. Czasem jednak, nawet gdy o to nie prosiły Pan stawia przed nimi takie zadania. Choć prawie żadna nie posiada tyle siły i władzy co mężczyzna. Siostra Anna nie może zrezygnować z powierzonej przez Pana i zakon funkcji. Nie ma ku temu podstaw i byłaby to po prostu odmowa wykonania powierzonych zadań. Poczucie obowiązku na coś takiego siostrze Annie na pewno tego nie pozwoli. Ma w tutejszej komórce mężczyzn i żaden z nich nigdy nie kwestionował jej decyzji.
- Po drugie, Inkwizycja Płocka pod przewodnictwem siostry Anny unieszkodliwiła dwa wampiry oraz ich ghule. Pokonała kolejnego potwora. Zebrała dowody na to, że biskup jest ghulem i zlokalizowała dwa kolejne potężne wampiry, z czego jednego zamieszkującego kościelne katakumby. Zlokalizowała siedzibę wilkołaków oraz żercę. Odesłała jednego z demonów. Wszystko to w zaledwie… tydzień? Jaka komórka Inkwizycji może pochwalić się takimi wynikami i gdzie są te złe tory, o których Mistrz mówi?
- Po trzecie, wiem jak działa ten świat. Widziałam niewinnych ludzi palonych na stosie, bo ktoś potrzebował winnego. Widziałam jak łatwo, człowiekowi posiadającemu władzę uniknąć zasłużonej kary. Widzimy to co się dzieje, potem jednak zostaje już tylko słowo pisane, które ma moc skazywać ludzi na stos, albo ich uniewinniać. Byłam w Mogilie i widziałam jak zginął Piotr. Była to samowolna decyzja siostry Kamil, która zrobiła to wbrew wszelkim ustaleniom i woli pozostałych Inkwizytorów. Władza należy jednak do tego, kto to opisze. Mistrz to wie. Oczywistym jest dla wszystkich, że brat występując przeciwko siostrze Annie, może wykorzystując swoje wpływy i pozycję zbudować zupełnie inną opowieść o tym co się tu działo i siostra nie ma żadnej możliwości, aby się temu przeciwstawić. Bohaterowie, też płoną na stosach, gdy przestają być potrzebni.
- Do czego Mistrzowi władza nad komórką płockiej Inkwizycji i co Mistrz zamierza z nią uczynić? Jak brat zamierza nas przekonać, że występowanie przeciwko decyzjom przełożonej przysłuży się do rozwiązania spraw w Płocku? Cóż zyskamy na stracie jednego ze świadków, zabranych przez przybyłych zbrojnych, w którego zdobyciu ryzykowaliśmy życie? Mistrz zasłania się przybyłymi wojami, którzy jednak mają służyć jego celom, a nie zadaniom, które mamy do zrealizowania. Cóż więc zyskuje Inkwizycja w osobie Mistrza Eberharda?
- Piękna mowa
- pokiwał z uznaniem Eberhard - To ten fragment słowa pisanego która ma pozostać po tych wydarzeniach? Ja na wiele z tych wydarzeń patrzę zupełnie inaczej. Zacznijmy od Moglina. Udało wam się spalić bibliotekę, w skład której wchodził zbiór cennych ksiąg i woluminów będących własnością kościoła, wampira który był duchownym i służył kościołowi od wielu lat. Który dodajmy muchy by nie skrzywdził a i tak ponieśliście przy tym straty własne w osobie siostry Kamil. Która jakże fortunnie nieżyje i nie podzieli się z nikim wiedzą czy nie działała na polecenie siostry Anny lub kogoś innego. Sukces pełną gębą bez dwóch zdań. - Eberhard był wściekły z powodu wydarzeń w Moglinie i widać było, że rozmowa o tym wywołała w nim emocje. - Ile wam zajęło z tego tygodnia sukcesów zniszczenie wieloletniej pracy sług bożych? Jeden, dwa dni? Pierwszy z wampirów którego Francesko przypisujesz do zwycięstw Inkwizycji jest w rzeczywistości świadectwem zarówno waszego podejścia jak i rozmijania się z faktami. Inaczej się tego nazwać nie da skoro siostra nazywa to sukcesem. Dlaczego siostra to robi? - Eberhard zadał szczere pytanie jednocześnie próbując dojść prawdy.
Francisca zwróciła głowę w kierunku Mistrza.
- Powiedziałam jak było. Wolałabym żeby Piotr żyła biblioteka, żeby stała jak wcześniej. Ale to już się wydarzyło. Ma również brat zastrzeżenia do pozostałych działań?
- Przypisała siostra morderstwo niewinnego do sukcesów. Tak było
- Eberhard powiedział to surowym tonem - Jestem w stanie jednak zrozumieć, że kierujesz się Francesko chęcią obrony siostry Anny. - tak przynajmniej wydawało się Czerwonemu bratu. Lojalność, źle pojmowana lojalność to był w stanie zrozumieć jak mało kto. - Dobrze przejdźmy dalej Dirk von Guze. Jak powinno się postąpić gdy znajdzie się powiedzmy członka mrocznego kultu wśród bardzo wpływowego europejskiego rodu szlacheckiego? Będąc przełożonym komórki Inkwizycji na prowincji oczywiście. - uściślił Eberhard.
- Sama najlepiej wiem, czym się kieruję. Chciał brat szczerej rozmowy, a oferuje w zamian przesłuchanie. Wampira von Guze zabił brat Fyodor. Jako jedyny był w stanie się do niego zbliżyć nie poddając się jego wpływowi.
Eberhard pokręcił głową. Skoro to nie lojalność skłaniała Franceskę do ukrywania faktów co nią kierowało?
- To nie przesłuchanie moja droga, raczej wyjaśnianie. Ja wiem co się tam stało od brata Fyodora. -uśmiechnął się nieznacznie - Masz Francesko zwyczaj opowiadania spłyconej historii tak by nie szło się do czegoś przyczepić. Mówisz prawdę tylko nie całą. Ja natomiast cenię kompletne opowieści i prawdę w nich zawartą jestem uczonym. Tylko wtedy można wyciągać prawidłowe wnioski. Dlatego chciałem przejść z tobą pewien tok myślowy. Pokazać co myślę i dlaczego. Wskazać przyczyny i skutki. Spróbujemy to prześledzić razem czy życzysz sobie od razu całości wniosków z mojej strony w sprawie Guze?
- Spróbujmy prześledzić więc.
- Wróćmy zatem do zagadnienia
. - Eberhard miał ton jakby czytał jakąś księgę na głos.
- Jak powinno się postąpić gdy znajdzie się powiedzmy członka mrocznego kultu wśród bardzo wpływowego na skalę Europy rodu szlacheckiego? - powtórzył wstęp do ich dyskusji.
- Brat zapewne zaraz mnie oświeci, dlaczego to co przyjdzie mi do głowy jest niewłaściwe. Jak więc powinno się postąpić?
- Obserwować to zdaje się siostry specjalność. To nie był anonimowy wampir tylko rozpoznawalny szlachcic. Chciał wyjechać z Płocka? Krzyżyk na drogę, listy do przełożonych i wzięto by go pod lupę. Dowiedziano kto jeszcze w rodzinie jest skażony i zebrało dowody. Potem, no tu pewnie zmartwiłbym Reznova choć jego przykład był dokładnie taki sam bo pochodził z szanowanej rodziny szlacheckiej. Potem w zależności od tego kto podejmowałby decyzję wzięto by ich albo na powróz Inkwizycji. Szantażowano, trzymano za pysk i używano w jak to się mówi wyższym zbożnym celu lub gdyby padło na inną osobę decyzyjną spalono na stosie. Tylko nie jednego członka rodziny a cały skażony ród. Dysponując niezbitymi dowodami a wyrok poprzedzono by prawdziwym sądem. Szlachty która żyje z duchownymi w równowadze i zależności nie pali się bowiem ot tak. Zwłaszcza tak wpływowej i potężnej. Można też było pojmać wampira, to rozwiązanie mniej subtelne. Może spłoszyć innych członków rodziny. No ale wiemy, że tu w Płocku ludzie czynu znaleźli przystań. Mogło to nawet nadal być rozegrane sensownie, nie przeczę. Wam się prawie to sensownie udało. Pochwyciliście wampira… Nie straszni wam byli jego słudzy, których oczywiście wymordowaliście gorliwie co do jednego. Nie ulegliście mocy jego dominacji. Był na waszej łasce i niełasce. Kołek w sercu wampira rzecz pewna by mieć go w niewoli.
- wskazał głową na beczkę z Teresą i przypomniał jak sam rozegrał sprawę. - Więc powiedz mi droga Francesko co wam strzeliło do głowy? Mając sprawę wygraną, wampira na kołku ot tak w jakiejś piwnicy po prostu uciąć mu głowę!? Dirkowi von Guze nie jakiemuś przybłędzie. - spojrzał pytająco na Wenecjankę.
- Nie patrzyłam na to w ten sposób - Francisca na chwilę zamilkła - to w sumie ciekawe.
- A zielarka Benezja? Czy jej też nie powinniśmy zabijać?
- w jej głowie zabrzmiała nuta ciekawości.
- Anna powinna tak patrzeć to rola przywódcy. Zostając jeszcze na chwilę przy von Guze. Pozostałe wampiry w jego rodzinie teraz dobrze się ukryją. - zaczął wyliczać komplikacje.
- O tej jatce w waszym wykonaniu głośno było w całym Płocku. Ktoś im doniesie za dobrą sumę w złocie. Oni nie tylko się schowają. Przejdą też do ofensywy. Nie może wszak być tak, że morduje się jednego z ich rodu bez niezbitych dowodów. Karcie którą trzymaliście ich w szachu ucieliście łeb jak pospolite zbiry. W okolicznościach które można poddawać w wątpliwość. Jeśli na przykład poproszę o sąd w tej sprawie. Von Guze zarzucą wam na tym sądzie morderstwo zwyczajnie. Jakie macie namacalne dowody na jego wampiryzm? Bo widzisz od pewnego poziomu władzy nawet Inkwizycja musi mieć niezbite dowody. Takich których nie da się podważyć czy sfałszować. - Eberhard cierpliwie wyliczał czym różni się Inkwizytor od pachołka z przysłowiową pochodnią. Choć w działaniach w Płocku między jednym a drugim nie widział dużej różnicy. - Żeby było też jasne Von Guze powinien umrzeć był plugawym pasożytem na łonie dzieci bożych. Tylko do licha w odpowiedni sposób. Na wszystko jest czas i miejsce. - Inkwizytor tłumaczył dalej Francesce swoje podejście. Był naprawdę przekonany, że złych trzeba karać jeśli jest możliwość. Tylko w sposób odpowiedni.
Głowa pod kapturem najwyraźniej skinęła.
- To słuszna uwaga. Mam nadzieję, że brat użyje swoich wpływów i napisze list o tym zdarzeniu. Jeśli to samo zrobię ja i siostra Anna nie będzie wątpliwości. Brat zapewne znajdzie też słowa, które trafią do przekonania przełożonych. Bo rozumiem, że co do tego, iż von Guze był wampirem nie ma brat wątpliwości?
- Nie będzie wątpliwości?
- kącik ust Eberharda powędrował w stronę ucha. Rozbawiła go mimo sytuacji naiwność włoszki. - Musimy rozróżnić dwie rzeczy Francesko. Reznov był fanatykiem ale znał się na rzeczy na tyle by rozpoznać wampira. Zwłaszcza z jego osobistą historią… Stąd ja w oparciu o jego zdanie i wasze relacje w historię wierzę. Podał sporo szczegółów wszystko składa się w logiczną całość. Tylko opinia strony powiedziałbym zamieszanej i mam tu na myśli Inkwizycję jako całość. Nie będzie miała jednak takiej siły przebicia. Nie będzie wątpliwości? Każdy kto życzy kościołowi i Inkwizycji źle będzie to wywlekał, tak samo każdy kto ceni własną skórę i życie. Jak zabijesz kogoś bez wpływów, nikt nie kiwnie palcem. Jak zgładzilibyście szlachcica z tego zaścianka Europy to listy by wystarczyły. My tu jednak mówimy o rodzie z cesarstwa i to znamienitym. To się nie rozejdzie po kościach jak jakaś psota. Nasze listy będą z pewnością piękne i dosadne. Na końcu i tak będą się liczyć dowody. Jak już mówiłem mówimy o dużym rodzie z cesarstwa. Dobrze usytuowanym i wpływowym. Gdyby Inkwizycja bezkarnie mogła takich zabijać bez dowodów kto czułby się bezpieczny z osób u szczytów władzy? List od sędziów i katów to zasadniczo w najlepszym razie dobry początek. Jakie dowody możemy do niego dołączyć? - Eberhard patrzył na Franceskę jakby liczył, że jej oko zaobserwowało coś więcej niż innych. Jednocześnie uświadomił jej, że to nie fraszka i sprawy nie da się tak łatwo zamknąć.
Gdy brat mówił, kaptur płaszcza skierowany był w kierunku jadących z przodu wojowników. Potem jednak Francisca zwróciła się w kierunku twarzy Mistrza.
- Von Guze nie chciał wyjeżdżać z Płocka, a trzymanie go w piwnicy było skrajnie niebezpieczne. Inkwizycja nie dysponowała też na tamten moment oddziałem, który mógłby go odtransportować w bezpieczny dla nich samych sposób. Może nie było to najlepsze z możliwych rozwiązań, ale ta decyzja jest już za nami. Poza tym wydaje mi się, że mamy na głowie daleko większe zmartwienia w postaci dwóch znacznie potężniejszych wampirów. Wątpię, że wyjdziemy z tego żywi… a jeśli dzięki Bożej opiece wyjdziemy… nie wiem dlaczego Kościół miałby dać wiarę oficjalnemu raportowi Inkwizycji, a nie jakiemuś płatnemu donosicielowi. Ma brat coś jeszcze do dodania odnośnie tego co już za nami?
Eberhard tylko kiwał przecząco głową.
- Można go było zakopać, można go było zabezpieczyć na dziesiątki innych sposobów niż piwnica. Trzeba było tylko chcieć i myśleć kreatywnie u was niestety z obiema tymi sprawami krucho. - Eberharda był coraz słabiej zainteresowany rozmową. - Ty mnie nawet nie słuchasz uważnie Francesko lub nie wysilasz się na tyle by wiarygodnie odpowiedzieć. Co ma płatny donos który ostrzeże ród Von Guze da szansę do działania i ukrycia się do sporu jaki czeka kościół przez waszą ignorancję? Kościół da wam wiarę tylko nie to jest esencją problemu. Kościół przez wasze lekkomyślne działania popadnie w kłopoty. Nie ma sensu bym dalej mówił o przeszłości. Choć są tam wasze kolejne błędy i kolejne trupy. Podsumujmy zatem sytuację. Macie dwa potężne wampiry jako kłopot i słabą historię poczynań. Anna sobie nie poradzi a Reznov już jej nie wyręczy. Szansa, że ktokolwiek w Płockiej placówce przeżyje jest nikła. Co proponujesz? - Eberhard zapytał wprost Franceski.
Kaptur wyglądał jakby ktoś pokrecił w nim głową.
- Podzielił się brat ze mną rozległą krytyką naszych poczynań, co jak brat uznał dało mu prawo do otwartego buntu wobec prawnie umocowanej przełożonej komórki Inkwizycji. Do zrealizowania tego celu wykorzystał brat posiadane przez siebie oddziały. Czyli dysponował brat czymś co mogło pomóc nam wszystkim, ale brat się nie zdecydował na taką pomoc.
- Rada jestem spędzić z bratem długie godziny słuchając ze szczegółami naszych błędów oraz budując plan, który ma je naprawić. Ale nie dziś i nie jutro zapewne, ponieważ, jak powiedziałam, otaczają nas znacznie pilniejsze sprawy.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 03-06-2021, 16:31   #482
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Na gest ręki Eberharda jeden z rycerzy zawrócił. Zaczął jechać zaraz obok Franceski. Nie powiedział ani słowa tak samo Czerwony brat nie odezwał się komentując wydarzenie. Najwyraźniej Inkwizytor nie ufał Annie i Włoszce na tyle by nie podjąć kolejnych środków zaradczych.

- Znakomicie - powiedziała Wenecjanka, a po tonie można było wywnioskować, że jest zadowolona.
- Ma więc brat plan, w którym zawiera się też pomoc naszych szlachetnych braci w wierze. - Włoszka zdjęła kaptur i spojrzała na mężczyznę, który podjechał.
- Jest mi bardzo miło brata poznać - skłoniła głowę dworsko i uśmiechnęła się.
- Co to więc za plan?
Ebehard dotknął swojej skroni. Inkwizytor najwyraźniej odczuł wpływ moc Franceski a po wyrazie twarzy malowała się zaciętość. Zaciętość by nie ulec jej wpływowi. By pamiętać, by nie dać się złamać. To już trzeci raz tej nocy jak wpływano na jego umysł. Nikt kto tyle razy próbował być łamany nie znosi tego dobrze.
- Siostra używa na mnie swoich mocy? Tak, tak się nie godzi. - Inkwizytor toczył wewnętrzną walkę. Z postrzeganiem Franceski i samym sobą. Walczyć czy rozmawiać? Przelać krew i uwolnić się od podstępów lub rozmawiać by rozlewu krwi uniknąć? A jeśli będzie za późno? Jeśli rozmowa to tylko podstęp?
- Chcecie wciągnąć nas w pułapkę? Już mieszacie mi w głowie! - Eberhard był póki co lekko zdezorientowany. Nie był zdecydowany na żaden krok. To dawało szansę na kolejne słowa Wenecjanki. Francisca wyglądała na zaskoczoną.
- Zapytałam brata o plan - powtórzyła niepewnie i skierowała równie niepewny wzrok na jadącego obok wojownika - chciał brat porozmawiać. Możemy zrobić to później. Wszyscy powinniśmy odpocząć, to był bardzo długi dzień… i noc - dodała na końcu. Tym razem wzrok skierowany na drugiego mężczyznę miał za zadanie usprawiedliwić zachowanie Mistrza Eberharda.

Starszego inkwizytora jednak zdawało się to w ogóle nie przekonywać. Choć dziewczyna jadąca przy nich zdawała się zupełnie niewinna, to nie była sama. Inni inkwizytorzy mogli nie podzielać jej opinii. Franceska miała swoje okazje by rozmówić się z Eberhardem odpowiednio i dojść do porozumienia. O fiasku ich rozmowy ze strony Czerwonego brata zdecydowało kilka czynników. Nie ufał on Annie a Wenecjanka opowiedziała się jednak jednoznacznie po stronie kobiety, wzbudzając tym olbrzymią nieufność czerwonego brata. Inkwizytor nie lubił manipulacji a Włoszka wielokrotnie w rozmowie z nim używała pół-prawd manipulując zdarzeniami i wybielając krwawe poczynania Inkwizycji. Eberhard sygnalizował nie raz, że zna prawdę… Choć zapewne swoją prawdę jak powiedziałoby wielu. Jednak za każdym razem gdy odkrywał szerszy obraz prze Włoszką... chwilę później znów usłyszeć półprawdę w innej sprawie. Finalnie Eberhard bał się też wciągnięcia w pułapkę i gdy przywołał rycerza obok siebie Franceska postanowiła wpłynąć na umysł ich obu. Zapewne z tych samych powodów bo obawiała się o swoje życie. Eberhard był już jednak napięty jak struna. Padał już ofiarą mocy w przeszłości a nawet dzisiejszego wieczoru magicznie go wzywano a potem oczarowano. Gdy Czerwony brat poczuł siłę która miała zaćmić mu umysł. Był święcie przekonany o zdradzie, choć to on był buntownikiem w oczach większości zgromadzenia. Gdy Siostra na jego pokrzykiwania nie zaprzestała używania mocy… Sięgnął po stal. Był pewien, że chcą go zabić. Zagrażają jego ukochanej i zaprzeczają temu w co wierzył. Człowieka stojącego przed Franceską opanował gniew i to on pomógł przełamać mu spływającą na niego moc.
- Zdrada! To zasadzka chcą nas wszystkich zabić! Henryku, Huginie ratujcie! - Eberhard był gotów do konfrontacji. Jeśli ma zginąć zrobi to z mieczem w dłoni. Czerwony brat zaatakował Franceskę bez chwili zastanowienia.

Kolejne wypadki następowały po sobie niezwykle szybko, tak, że nawet bystry umysł Francisci z ledwością za nimi nadążał. Znalazła się w niebezpieczeństwie i w obliczu wymierzonej w niej nagiej stali, niepomna na swoje wysokie pochodzenie salwowała się ucieczką. Jednocześnie miała przeczucie, że tam gdzie mogła oczekiwać pomocy przed katolikami zamierzającymi się z mieczem na bezbronne kobiety, czyli w jej ocenie prawdopodobnie opętanym Mistrzem Eberhardtem i jego towarzyszami również nie było zupełnie bezpiecznie. Zlustrowała Hugina, który najwyraźniej stał po stronie czerwonego brata, tuż po tym jak uniknęła ciosu mieczem. Wykonując kolejne kroki została trafiona przez drugiego z zakonników. Uderzenie odebrało jej dech. Trudno też było jej sobie wyobrazić bardziej poniżający czyn dokonany przez innego katolika... nie dokończyła tej myśli, bo przed jej oczami stanęli pojedynkujący się Marek i Gerge. Zdrada za zdradą. Jej wzrok skupił się na pomocniku starosty.

Gerge widząc w szeregach wyłamanie ze strony Marka doskoczył do niego, chcąc wyprowadzić szybki cios pod żebra. Był szybszy od wojownika. Zwinniejszy.

Nie spodziewał się jednak, że jego atak zostanie odparowany rękojeścią topora. Wokół aż zadzwoniło gdy sztych broni Gergego zawibrował. Marek obdarzył Inkwizytora podłym uśmiechem. Odepchnął go unosząc broń do góry.

Marek wyprowadził cios w Inkwizytora zabójcę. Dłoń Gergego nadal drżała po sparowanym ciosie. Dwuręczny topór wbił się z ogromną siłą w obojczyk zagłebiajac w ciało zupełnie tak, jakby brunet nie miał na sobie zbroi. Krzyk rozdarł szarzejące niebo.

Francisca krzyknęła zaraz za Gerge.
- Powstrzymajcie go! - szukając wzroku Waltera i wskazując na Racibora - Sługa Tryglawa tu jest! Steruje nim podszywając się pod - Francisca odwróciła się gwałtownie w kierunku podążających zakonników - Mistrza Eberhardta.
- Pułapka nie wyszła więc powiecie i zrobicie wszystko. - Eberhard był wściekły. - Czas się rozprawić z manipulantami. Kto w boga wierzy na nich! - skierował te słowa do każdego z osób które opowiedziały się po jego stronie. Zwrócił uwagę pozostałych na dogodność momentu w jakim Franceska dokonała swojego "odkrycia".
 
Icarius jest offline  
Stary 21-06-2021, 11:23   #483
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Krzyk Anny rozdarł noc. Ruszyła biegiem do Gerge i padła przy nim na kolana. Modlitwę wymawiała szybko, mimo łez zalewających jej oczy. Marek wzniósł topór, mając teraz przed sobą Annę był pewny trafienia.

Dwie strzały wbiły się w jego klatkę piersiową. Marek odwrócił wzrok i spojrzał skąd nadleciały.

Młody Jakub i Jorg stali z napiętymi łukami. Tyle, że żadna ze strzał zdawała się nie zrobić wrażenia na Marku. Ruszył w stronę łuczników, lecz drogę zastąpili mu ludzie kanonika. Marek tylko zaśmiał się podle, a jego śmiech przeszedł w jęk bólu.
Hugin wyprowadził szybki cios drzewcem w kolano napastnika. Po tym odwrócił się niczego nie rozumiejąc w stronę Eberharda. Wokół Gergego i Anny zaczęłi się kotłowac rycerze podesłani przez księcia.

Z drugiej strony wóz z ciałem wampirzycy odjeżdżał spokojnie jak gdyby nigdy nic, zaś rycerze, którzy go chroniki stanęli w równym szyku równo z Eberhardem. Siły inkwizycji wyglądały przy nich jak zbiorowisko najemników. Wszystko wskazywało na to, że rzezi nic nie powstrzyma. Hugin kopnął Marka w nadgarstek, po czym złapał go za kołnierz i pchnął w błoto.

Ten jednak nie upadł, ale przetoczył się z niezwykłą wręcz zręcznością. Na pewno nikt nie spodziewał się takiej sprawności po osobie o posturze niedźwiedzia.

Niebo było coraz jaśniejsze. Niemal świtało gdy Hugin rzucił swoją włócznię w błoto.

- Nikt więcej dziś nie zginie - rozległ się głos rozgniewanej kobiety. - Odejdźcie.

- Ale jest nas więcej, mamy ich jak na tacy. Mamy łuczników - zaczął mówić do Hugina tudzież Huginy jeden z ludzi kanonika. Krótkoobcięty i gładkolicy zakonnik uderzył go łokciem w splot słoneczny, a ten po kilku panicznych wdechach osunął się w błoto.

- Ruszajcie - włóczniczka powiedziała do Eberharda.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 06-09-2021, 11:29   #484
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
“Wtedy król wydał rozkaz, by sprowadzono Daniela i wrzucono do jaskini lwów. Król zwrócił się do Daniela i rzekł: «Twój Bóg, któremu tak wytrwale służysz, uratuje cię».”
Księga Daniela, rozdział 6, wers 17
Trudno określić kiedy, nie wiadomo gdzie.

Bogumysł czuł suchość w gardle. Jego usta były spierzchnięte. Gdy chciał przełknąć ślinę poczuł ból w gardle.

Nie pamiętał wiele. Zagłębiał się w przeszłości szukając podpowiedzi.

Było zimno i ciemno. Bolała go głowa, z tyłu. Spróbował sięgnąć do niej dłonią. Łańcuch i kajdany krępowały jego ruchy. Nie był jednak przykuty do żadnej ze ścian. Łańcuch pomiędzy dłońmi miał około trzydziestu centymetrów. Na głowie za uchem była zakrzepła krew. To wyjaśniało zawroty głowy i utratę przytomności. Poza tym bolały go żebra. Nie znalazł jednak krwi, nie czuł też żeby któreś z żeber zwisało luźno.

Zabrano mu wszystkie rzeczy łącznie z szatą. Została mu jedynie koszula, pludry i onuce.

Pomieszczenie, w którym był, nie było murowane. Czuł zapach ziemi. Ściany były nierówne. Był w jakiejś jaskini? Woda kapała. Nagle w ciemności rozległ się jęk.

Inkwizytor składał fakty.
Czarownik. Klątwa wilkołactwa. Uprowadzony Dalegor. Pościg w lesie. I walka na polanie. Wiatr przygniatający go i nie pozwalający się ruszyć. Czy wiatr cisnął w kamieniem w jego potylicę? Tego już nie był pewien.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 05-10-2021, 14:10   #485
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Bogumysł chwilę chrypiał. Lub dość długo.
- Yyy… Hy…
Głęboko oddychał i robił to z trudem.
Czując brak krępujących pęt na nogach, zupełnie odruchowo ruszył za dźwiękiem kapiącej wody. Powoli kulał zastanymi, drętwymi nogami po zimnej ziemi nie czując struktury podłoża.

NIe był zupełnie sobą lecz nie to było wtedy najważniejsze. Priorytet miało uzupełnienie płynów i choć jęk go przestraszył determinacja inkwizytora była niezachwiana.

Pomieszczenie wydawało się całkiem duże.
- Aaaa - niski męski głos. Po chwili dźwięk podobny do łamanej kości i kolejny jęk.
A potem westchnięcie.
- To… ty… żyjesz.
Głos dochodził z podłogi. Jego właściciel zdawał się być bardzo zmęczony.
- Dobrze, że żyjesz.
Najwyraźniej leżał na podłodze. Pod ścianą. Tak sugerowało echo.
- Co pamiętasz?

Inkwizytor rozejrzał się baczniej.
- Kim jesteś?
Stąpał po wilgotnej ziemi obracając głową. Dźwięk kapiącej wody w tym ostrożnym poszukiwaniu drażnił go niczym na kacu.
- Porwanie Dalegora… - Rozpoczął Bogumysł po chwili ciszy, lecz nie kontynuował.
Wypatrywał źródła głosu.

Jego rozmówca poruszył się.
- No tak. Wcale nie dziwi mnie, że nie rozpoznałeś mego głosu. Przy poprzedniej rozmowie miałem w ustach półtorej calowe kły. Dziękuję.
Dłoń Dalegora Czarneckiego pochwyciła ramię Bogumysła.
- Ten pierzasty mag, to on nas uwięził. Nie spodziewałem się, że jest tak szybki. No i pierwszy raz zetknąłem się z pijawką władającą ogniem. A ty ruszyłeś mi pomóc? Tak?
- Nie mam pewności, kto z kim walczył w lesie. Ruszyłem za tobą gdy porwał cię wiatr, ale po drodze napotkałem więcej przeszkód. W pościgu grzęzłem w ziemi - wychrypiał Bogumysł robiąc częste pauzy z powodu braku śliny w ustach.
Oddalił się od Czarneckiego w poszukiwaniu wody.
- Niewątpliwie ten, kto ciskał ogniem jest wrogi twojemu kuzynowi. Zdjęciu klątwy z twego rodu w takim razie zapewne też. Kto klątwą was obłożył, Dalegorze? To nie są możliwości wichrowego czarodzieja. Wampir wybrałby inną karę. Kto inny?

Wody nigdzie nie było. Choć w zasadzie była wszędzie. Wilgoć i zimno były wszędzie wokół, ale nikt nie zostawił im niczego do picia.
- Pomogłeś nam z dobrego serca. Dziękuję. Chyba czas, żebym opowiedział ci jak sytuacja wygląda naprawdę. Zwłaszcza, że jest szansa, że tutaj zginiemy. Hehe - Dalegor zakończył nerwowym śmiechem.
- W zasadzie to chciałbym się wyspowiadać. Mogę?
- Nie jestem księdzem, ale pamiętam jak to zrobić.
To mówiąc Bogumysł przysiadł na wilgotnej ziemi w duchu czując, że będzie to dłuższa rozmowa.
- Zacznijmy. Confiteor Deo omnipotenti et vobis, fratres…
- In nomine patri, et spiritus - Dalegor zaczął formułkę po łacinie. W zasadzie mówił w tym języku z płynnością, z jaką Bogumysłowi nie zdarzyło się spotkać poza kościołem.
- Jestem Wilkołakiem. To nie klątwa zesłana przez złego czarnoksiężnika. Taki się urodziłem. Większość mojej rodziny to wilkołaki.

Zamilkł, czekając na komentarz inkwizytora. Ten jednak milczał. W ciemnościach zaciskał wargi choć wzburzenie cisnęło mu na usta wiele słów powszechnie uznawanych za obelżywe. Po chwili jednak, gdy Dalegor kontynuował, umysł słuchającego Bogumysła pozbył się emocji.
Spowiednik pełnił swoją rolę i koncypował, w jaki sposób rodzina Dalegora pasuje do tak obróconej układanki okolic Płocka.
- Mieszkaliśmy tu od lat. Żyliśmy wśród ludzi. Wielu z nas wierzy, że naszym powołaniem jest chronić las przed wynaturzeniami. Wszyscy, jak jeden wierzyliśmy w pradawnych bogów. Czcimy ich. Jednak nie widzę w tym złego. Gaia, matka ziemia. Opiekunka. Ona jest naszą patronką. Mój brat zanim zginął studiował w Italii. Poznał tam mędrca, który wyjaśnił mu jak bardzo wiele z Gai można odnaleźć w Matce Boskiej. W tym odnajduję spokój.
Znów zawahał się przed kontynuacją swoich wyznań.
- Ponoć na południu, we Włoszech i Hiszpanii pomioty Złego zaczęły sięgać w stronę kościoła. My obiecaliśmy uchronić świat od Złego. Chcemy jak najbardziej odsunąć ponowne przyjście Chrystusa Pana. Chcemy odsunąć Apokalipsę. Tak, żeby ludzie mieli jeszcze szansę odpokutować. Dlatego od lat trzymamy się blisko lokalnego kościoła. Ufundowaliśmy ołtarz.
Dalegor znowu zamilkł. Jakby chciał w głowie poukładać historię.
- Coś złego jest w nowym biskupie. Ale nie wiem jeszcze co. Choć to nie on jest problemem. Problemem jest prastare zło, spoczywające pod kurhanami. Głęboko w lesie były stare kręgi kamieni. Poświęcone Trygławowi. Demonowi o trzech twarzach, który ponoć jest dzieckiem Żmija. Posiadł on prastarą magię i moc niedostępną dla człowieka. Ale był uwięziony. Uwięziony przez setki lat. I wtedy pojawił się pierzasty mag. Zachłanny. Szukał zakazanej wiedzy. Czarów tak potężnych, że mógłby miasto zrównać z ziemią. I on jakoś go wybudził. W ostatnie przesilenie. Naszym świętym obowiązkiem… Naszym powołaniem było zabić tę istotę, albo uwięzić ją na kolejne wieki. Jednak mag znalazł sposób jak nas zatrzymać. Klątwa. Zdobył krew naszego rodu i splugawił ją. Spowodował, że każdy z nas przyjął formę bestii. Formę, w której trudno myśleć, lecz łatwo zabijać. Formę, która ludzi przejmuje strachem.

Bogumysł lekko westchnął. Ciepły jeszcze dech inkwizytora zamienił się w biały obłok, jednak nie było nikomu dane tego zobaczyć.
- Teraz jednak formę przybrałeś człowieczą i za chwilę będziemy się zastanawiać, co to może znaczyć. Póki jednak trwa twa spowiedź podejmij tematy, które temu służą. Co chcesz wyznać Bogu a skrywasz w sercu i zajmuje twe myśli?
- My… wilkołaki… każdy z nas może przyjmować formy do woli. Jednak każda forma inaczej myśli. Forma w której mnie poznałeś stworzona do walki. I jeno o walce myśli. Łatwo wtedy dokonać rzeczy, których normalnie człek by nie dokonał. Które po dwakroć pod rozwagę by wziął. Łatwiej jest bliźniego zabić, niżby odpuścić mu jego winy. Klątwa ta zamknęła nasze ciała i nasze umysły. Dzięki ci po stokroć za pomoc. Jednak to, że nie miałem kontroli nad sobą nie czyni mnie mniej wynnym śmierci mieszkańców pobliskich wiosek. Choć krew ich spoczywa jeno pośrednio na mych dłoniach. Ale jako głowa rodu ciężar ten muszę unieść. Dwaj synowie mej siostry również są wilkołkami. Młodziki jeszcze. Wiosen mają kilkanaście. Klątwa również ich ciała i umysły ogarnęła. Zabili oni troje podróżnych. Jednak to ja wezwałem ich na te ziemie. Bo myślałem, że gdy cała objęta klątwą rodzina będzie razem, to będziemy mogli jakoś sobie poradzić.

Zamilkł.
 
Avitto jest offline  
Stary 25-10-2021, 11:02   #486
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
I mówił:
W utrapieniu moim wołałem do Pana,
a On mi odpowiedział.
Z głębokości Szeolu wzywałem pomocy,
a Ty usłyszałeś mój głos.
Rzuciłeś mnie na głębię, we wnętrze morza,
i nurt mnie ogarnął.
Księga Jonasza, rozdział 2, wersety 3 do 4


Gdzieś…. Kiedyś….

Czas mijał. Kapłan i wilkołak coraz lepiej poznawali swoje otoczenie. Znajdowali się w jakimś kompleksie jaskiń, jednak ich jaskinia została oddzielona żelazną kratą od reszty. W jednym z miejsc był tunel prowadzący wprost do góry, jednak u jego szczytu ktoś najwyraźniej zasłonił czymś otwór. Słyszeli deszcz, który padał tam i spływał w głąb po ścianach. Ktokolwiek stworzył konstrukcję, nie przyłożył się do niej. Przeciekała.

W jaskini płynął też niewielki strumyk. Szerokości dłoni. Wypływał gdzieś za żelazną kratą i ginął wewnątrz skały, którą wydrążył. Mogli z niego spokojnie pić.

Dwa dni nikt nie przyniósł im jedzenia. W ogóle nikt się nie pojawiał.

Trzeciego dnia przyszedł pierzasty mag. Miał ze sobą pochodnię, która wywołała wręcz ból w oczach wytężonych w ciemności. Bogumysł rozkaszlał się przy tym. Pan nigdy nie pobłogosławił go silnym ciałem. I czuł, że teraz jego członki toczy choroba wywołana zimnem, głodem i wilgocią.

- Cieszę się, że obydwaj żyjecie. Pan ma plany wobec was. Czy jesteście gotowi służyć?

- Ty śmierdząca pijawko! - Dalegor zdawał się dużo lepiej trwać w zamknięciu. Teraz w świetle pochodni Bogumysł widział wyraźnie jego ciało. Przywodził na myśl posągi greckich bogów. Idealne wręcz mięsnie pod skórą pracowały z każdym ruchem. Rzucił się na kratę złorzecząc i kłapiąc szczęką. Wyglądało to na atak wścieklizny. Pierzasty mag cofnął się o krok wychodząc w czas z zasięgu rąk upodlonego szlachcica.

- Tak, nie będziemy się bawić. Shalan ha fashton -
powiedział jakby zmienionym głosem i wykonał wolną dłonią gest. Jego oczy na moment zdawał się zapłonąć. Skała pod stopami Dalegora zaczęła się rozpadać i wciągać jego ciało. Na oczach Bogumysła zapadł się po kolana w litej skale. Ta zaś naciskała na niego. Widział jak nogi współwięźnia są miażdżone. Z ust szlachcica dobiegło coś podobnego do skowytu. Skała jednak nie ustępowała. Wciągała go głębiej i głębiej. Aż po pas.

Na plecach Dalegor zjeżyły się włosy. A może była to sierść? Jego mięśnie zaczęły się rozrastać.

- Ty tam. Inkwizytorze, wiesz już żeś z bestią pod jednym dachem. On się nie zgodzi pomóc Panu, ale ty możesz się uratować. Masz czas do jutra. Jutro jest pełnia i jeżeli nie będziesz chciał nam pomóc, to zostaniesz w tej celi sam z nim.

Ostatnie słowa musiał wykrzyczeć, bo Dalegor skamlał i warczał gdy skały miażdżyły jego kolana i uda.

Wszystko wskazywało na to, że Bogumysł nie miał wielkich szans na przeżycie, niezależnie od dokonanych wyborów. Po chwili mag odszedł zabierając ze sobą jedyne źródło światła. Dalegor przestał warczeć. Zamiast tego w ciemności rozchodził się dźwięk rozrywanego ciała i pękających kości. Wilkołak wychodził ze skały, nie licząc się z uszkodzeniami własnego ciała. Cóż takiego miało się dokonać w noc pełni? Jak jemu, zwykłemu człowiekowi miało się udać zmierzyć z siłą, która rozkazuje skałom? Albo z siłą, która gotowa jest zmiażdżyć sobie obie nogi, żeby się uwolnić?

****


Cytat:
Rzekł Bóg: «Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi! Bądź więc teraz przeklęty na tej roli, która rozwarła swą paszczę, aby wchłonąć krew brata twego, przelaną przez ciebie. Gdy rolę tę będziesz uprawiał, nie da ci już ona więcej plonu. Tułaczem i zbiegiem będziesz na ziemi!»
Księga Rodzaju, rozdział 4, werset 10 do 13

Płock. Sobota. 6 sierpnia. Czas południowej mszy.

Mieli za sobą okropną noc. Noc w czasie której wróg został potencjalnym sojusznikiem, sojusznik zaś, w którym pokładali nadzieję odwrócił się od nich. I jak się okazało sojusznikiem nigdy nie był.

Anna była w rozsypce. Gerge otarł się o śmierć. Walter… poprzedniej nocy pożarł człowieka. Reznov nie żył. Hugin… nie był Huginem, tylko kobietą. Jedna noc zmieniłą wszystko. Inkwizycja w tydzień z siły, która miała ocalić Płock stała się nic nie warta.

Francesca zapobiegła rozlewowi krwi. Wypuściła zdrajcę. Odszedł wraz z tajemniczymi rycerzami i z Markiem. Silnorękim od lokalnego watażki. Który najpewniej Markiem nie był także. Wenecjanka zastanawiała się cóż takiego z tym padołem łez. Nikt nie był tym, kim miał być…

“Ten, który Pana zdradził nie ma przyjaciół wśród swych towarzyszy,”

Eberhard z pewnością nie mógł liczyć już na przyjaźń kogokolwiek z nich… Ale czy to był wers o nim?

“Ten, który nosi nie swoje miano śmierć poniesie chwalebną”

Cóż, ten wers pozostawał zagadką. I choć dotąd właśnie jego była pewna Francisca, to po tej nocy właśnie do chwalebnej śmierci przybyło kandydatów.

Nad tym wszystkim cień Wampira z płockiej katedry. Sojusznika w walce z… Eberhardem i jego Panem? To wszystko przerastało Wenecjankę. Niestety… po wczorajszym była ona jedynym sprawnym na umyśle Inkwizytorem w Płocku.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 12-11-2021, 01:27   #487
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację

Cytat:
Człowiek bowiem nie może znaleźć się w większym niebezpieczeństwie niż wówczas, kiedy w samym środku radowania się po zwycięstwie, radość nagle zostaje zamieniona w grozę. Cokolwiek bowiem się nie wydarzy, resztki armii muszą zostać natychmiast zebrane, ożywione odpowiednimi napomnieniami i uzupełnione świeżymi posiłkami. Natychmiast powinno się zaciągnąć nowego rekruta i poczynić stosowne wzmocnienia.

Vegetius, De re militari
Francisca starała się zachować właściwą pozycję, która przystoiła bogatej patryciuszce, choć cios otrzymany w plecy dawały o sobie znać. Jeszcze nie otrzeźwiała z ostatnich kilku chwil, które wywróciły zupełnie jej orientację w Płockiej rzeczywistości. Zdrad i dwulicowości było tu nie mniej niż w samej Wenecji. Prości ludzie z końca świata nie okazali się wcale tacy prości. W północnej Italii przynajmniej mniej wampirów przypadało na jednego zwykłego śmiertelnika. Chyba.

Przygryzła nerwowo wargę uważnie obserwując zamieszanie i przesunęła się powoli ku skrajowi drogi. Pochłonięta tropieniem śladów Tryglawa przegapiła zdrajcę we własnych szeregach, który bez większego wysiłku mógł właśnie pozbawić ją życia. Nie pierwszy to raz kiedy bracia w wierze stawali przeciwko sobie, powinna więc zachować więcej ostrożności. Tymczasem Mistrz Eberhard rozpoznawany na dworach Europy wydał jej się poza podejrzeniem. Błąd, którego na razie nie mogła sobie wybaczyć. Dała sobie czas do wieczora. Zwykle nie kłopotała się swoimi potknięciami zbyt długo. Ważniejsze było zapobiec dalszemu złu płynącemu z tego że Eberhard, lub to co się pod nim kryło, był na wolności. Żal jej było też tych zakonników, którzy pozostawali pod jego wpływem... a powinni pod jej.

Mistrz Eberhardt miał rację podkreślając znaczenie polityczne tej sytuacji. Należało działać szybko i delikatnie, gdyż Francisca i Anna przeżywszy jakimś cudem starcie z Tryglawem i Auditore mogły stracić swoje głowy wracając z Płocka do cywilizacji. Do tego zaś potrzebowała Waltera i Anny. Nikt inny nie uwierzyłby w to co zobaczyła Wenecjanka szpiegując działania Mistrza. Wcześniej jednak należało zająć się Płockiem. Miała westchnąć ze zmęczenia, ale okazywanie jakiejkolwiek słabości w takim momencie byłoby kolejnym błędem.

Przywołała do siebie Jakuba
- Nie oddalaj się dziś za nadto. Będziesz mi potrzebny - uśmiechnęła się łagodnie jakby proponowała właśnie wspólną modlitwę. Potem jednak dość bezwzględnie zagoniła wszystkich do roboty wspinając się na szczyty swoich umiejętności. Należało wesprzeć siostrę Annę i uratować Gerge. Siostrze należało nie przeszkadzać, ale wszystko inne miało się zjawić na drodze natychmiast: prowizoryczne nosze, opatrunki, czysta woda i cokolwiek jeszcze miało być jej potrzebne. Jeden z ludzi kanonika został posłany do siedziby, aby obudzić kucharkę, która miała zająć się śniadaniem, a sam miał wrócić z wozem, Jasiem, ciepłymi kocami i resztą niezbędnych przedmiotów. Łoże dla rannego miało czekać na jego przybycie.

Prosty plan oraz ciepły posiłek miał wzmocnić zdruzgotane siły Inkwizycji.
- Proponuję siostry i bracia, abyśmy udali się na ten czas do domu, a posiliwszy się rozpoczęli nowy dzień jutrznią i spotkaniem. Każdy z nas ma zapewne wiele myśli, ale działać musimy jako jedno ciało ożywieni Bożą łaską i siłą - potem zaś skłoniła się uprzejmie w stronę Hugina - Dziękujemy Pani za uratowanie nas wszystkich przed bratobójczą walką, w której przelałaby się krew braci naszego Pana.

Francisca sprawiała wrażenie pochłoniętej obowiązkami ale wiedziona była nie tylko przedstawionym chwilę wcześniej planem. Unikała bezpośredniej bliskości z Hugin, a sprawnie manipulując przydzielanymi zadaniami doprowadziła w końcu do tego, że zostali z Walterem przez chwilę w miejscu, z którego nikt nie mógł usłyszeć jej szeptu.

- Mówiłam bratu o podejrzeniach w sprawie biskupa. Chciał brat dowodów. Teraz jest ich aż nadto. Niech brat nie zapomni mieć przy sobie broni na spotkaniu. Mam wrażenie, że dowiemy się jeszcze innych rewelacji.

Wieść podobnej treści przekazała ludziom kanonika. W spotkaniu nie mieli brać udziału, ale na dany znak wpaść mieli do izby z bronią w ręku gdyby konieczność taka zaszła, a nic po sobie wcześniej nie pokazywać.

Gdy wrócił Sroka z wozem i Jasiem, dojadającym kiełbasę, która z całą pewnością mu się nie należała Francisca zaciągnęła go na bok i w kilku słowach wytłumaczyła, co od niego potrzebuje.
- Mów jeśli coś, żeś się dowiedział nowego, oraz wszystko co wiesz o jednookim Rochu oraz gadaj czy żeś słyszał o jakieś Mirze. Potem leć i sprawdź, gdzie Roch teraz będzie i wróć do mnie o tym powiedzieć. Mężowi mojemu też wieść zanieś, żem w zdrowiu dobrym, a i jego o zdrowie zapytać nie zapomnij. Dodaj, gdzie przebywam i o modlitwę poproś za mnie - banałów o miłości kobieta nie zamierzała dopowiadać. Do tych fantazmatów z historyjek dla rozkapryszonych panien Francisca nigdy nie miała zrozumienia.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 02-12-2021, 11:18   #488
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Tyle dni nieba nie dotykać
Tyle lat nie przeczuwać nic
Tyle chwil stracić bezpowrotnie
I w ciemności tkwić
Podziemia...

Wszystko było nie tak. Miała misję. Miła dopaść odmieńca. Była o krok. Ludzie nazywali to miejsce Sierpc. Miała go tylko zabić i wrócić do domu. Co poszło nie tak? Dlaczego tu się znalazła?

Pierzasty mag.

Przyleciał znikąd. Blokował ją. Ogłuszył. A potem skradł jej deszcz….

Leżała w jaskini w ciemności. Nie odróżniła dni od nocy. Nie wiedziała ile tygodni za nią. Codziennie pojawiał się pierzasty. I tym razem pojawiło się światło pochodni. Wyjścia z jaskini strzegły stalowe kraty osadzone w kamieniu. Po chwili pojawił się za nimi mężczyzna z pochodnią.

- Dobrze widzieć, że zdrowie ci dopisuje.

Miał w sobie coś takiego, że Nawia bardzo chciała, żeby zniknął.
- Przychodzę powiedzieć, że jeszcze trochę poczekasz na swoją kolej. Na razie ciesz się spokojem w domenie Welesa. Dzisiejszej nocy z pewnością usłyszysz zza ściany wycie potężnej bestii. Nic się nie bój. Wszystko jest pod kontrolą.

Otrzymała jedzenie w drewnianej misce i stalową łyżkę do tego.

Upajał się jej upodleniem. Musiała jeść jak zwierzę… A on na nią patrzył. Na przedramionach miała wycięte symbole, które piekły ją każdego dnia. Nie goiły się. Cóż mógł dla niej szykować ten, który chciał uchodzić za boga podziemi?

Mag odszedł, czas płynął.

To nie była noc… było koło południa gdy słyszała drapanie. Ciągłe i powtarzalne drapanie.

Szur, szur, szur.

Cóż za potwór do niej zmierzał?

***


Cytat:
Ulewa jest mą siostrą, strumień bratem,
A każde z żywych stworzeń to mój druh,
Jesteśmy połączonym z sobą światem,
A natura ten krąg życia wprawia w ruch.
Penumbra

Dotarli na skraj lasu. Widok przed nimi był zatrważający. Wokół unosiły się duchy, które wyraźnie uległy wypaczeniu. Skowyczały niczym umarli chcący powrócić do życia. Ziemia była jałowa. Duchy drzew przed nimi snuły się gotowe zaatakować wszystko co znajdą w swoim zasięgu. Niebo nad tym obszarem pokrywały zielone i gęste chmury, z których od czasu do czasu w martwą ziemię trafiały czerwone błyskawice.

- To nie trwa od przesilenia. To trwa lata. Dekady może.

Usłyszał za sobą głos Nadii.

- Nie przeżyjemy podróży. Boję się, że on tam otworzył jakąś bramę do Malfeasu. Za chwilę las zaleją potwory. Jestem pewna, że nie kontroluje tego, ale jest zdeterminowany, żeby walczyć z nami po drugiej stronie zasłony.

Uderzyło to w młodego wilkołaka. Nadia praktycznie nigdy nie mówiła, że się boi.
- Ruszysz ze mną do miasta. Chodź.

Wilczyca o rdzawo czerwonym futrze rozmyła się. Po chwili również on przeskoczył do materialnego świta.

Padało. Ciągle padało. Deszcz pachniał zepsuciem. I nie zmywał zepsucia z lasu. W tym świecie wyglądał on zupełnie inaczej. Kompletnie nie wyróżniał się ze swymi mieszanymi drzewami i krzakami. Tylko zwierząt było tam jakby nieco mniej. A wszystkie patrzyły złowrogo. Zupełnie nie tak, jak powinny patrzeć na drapieżniki.

- Idziemy do miasta. Wygląda to kiepsko, a ja już nie mam pomysłów.

Nadzieja powarkiwała pod pyskiem, ale Wolrad doskonale ją rozumiał. W końcu mówiła jego ojczystą mową.

***


Cytat:
„Razy przyjaciela są oznaką wierności, pocałunki wroga są zwodnicze”.
Księga Przysłów, rozdział 27, wers 6.
Płock

Inkwizycja działała jak naoliwiona maszyna. Francisca błyszczała jako zarządca. W czasie gdy Anna na przemian modliła się i płakała przy łóżku Gerge Francisca przejęła kontrolę nad wszystkim. Nie było czasu na odpoczynek. Nie było czasu na rozpamiętywanie porażek. Trzeba było działać. Trzeba było mknąć do przodu jak rwąca rzeka. Opływać przeszkody i nabierać rozpędu. To właśnie robiła Wenecjanka.

Z Walterem szli do największej karczmy w mieście. Miał tam być Roch. I wtedy zobaczyła na ulicy ją. Nadię. Była ubrana w swoją suknię o wartości estetycznej worka pokutnego. Był też z nią jakiś mężczyzna. Franka wiedziała, że wilkołaczka pozwoliła się znaleźć, a to oznaczało że ona również chciała się spotkać.

***


Cytat:
„Nagle powstało silne trzęsienie ziemi, zadrżały fundamenty więzienia, wszystkie bramy się otwarły i ze wszystkich opadły kajdany”
Dzieje Apostolskie, rozdział 16, wers 26
Podziemia

Bogumysł obejmował swoje ciało. Było zimno. Mokro. Od dłuższego czasu nie spał. Czuł, że choroba znów zakrada się do jego ciała. Tymczasem w mroku coś działo się z Dalegorem. Jego ciało znów było porośnięte futrem. Jego szpony wielkie niczym sierpy uderzały rytmicznie w skałę, z której wypływała woda. Warczał przy tym niemiłosiernie przywodząc na myśl Inkwizytor dusze skazane na potępienie. W końcu szpon przebił się przez ścianę i opadł gruz.

Po drugiej stronie dziury rozległ się pisk kobiety.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 13-12-2021, 20:55   #489
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Podziemia...

Nawia siedziała w kącie z kolanami podciągniętymi pod brodę. Obserwowała ciemność znad splecionych ramion. Nuciła po kilka cichych, zupełnie przypadkowych dźwięków wraz z każdym wydechem. Odliczała krople spadające z wydrążonego w skale sklepienia. Nigdzie się nie wybierała, nigdzie nie spieszyła, czasu miała pod dostatkiem. Poznała każdy kamień, zagłębienie. Kilka kroków i ściana. Obrót w prawo, trzy z nich i kraty. Bosa stopa w zbierającej się w nierównościach posady wodzie. Lepki chłód.


Symbole z przedramion wykute miała dokładnie w pamięci. Dotykając palcami piekące zgrubienia, biegnące nacięciami wzdłuż zaognionej skóry, rysowała je w wyobraźni i przyglądała im się z uwagą. Mogli odebrać jej wiele, ale nigdy wyobraźni właśnie i snów. Dzięki nim była w stanie przetrwać tak długo. Płynne i namacalne. Przemierzała w nich piękne krajobrazy. Odkrywała wspomnienia.

Kolejna wizyta strażnika i monotonna wypowiedź jak co dzień. Ile już ich było? Przestała odmierzać. Za to niezmiennie czyniła je monologami. Teraz serce zabiło jej mocniej. Czyżby zasiane ziarno wypuszczało pędy? Może niedługo przyjdzie puścić żarna w ruch.

Uporczywe szuranie stawało się coraz głośniejsze. Oderwała ucho od ściany i odskoczyła w głąb lochu w sam czas, by wielki szpon wśród huku pękającego kamienia, nie zdjął jej włosów wraz z kawałkiem skóry i czaszki. Zapachniało wilgotną sierścią. Krzyk wydobył się z piersi dziewczyny. Przywarła plecami do drugiego krańca ciemnego kazamatu. Po omacku wyszukała szczelinę, w której ukryła jedną z poprzednich łyżek. O rękojeści ostrzonej godzinami o skały. Ściskając niewielki przedmiot w dłoni, powtarzała uporczywie w myślach słowa wielkiego ptaka.

Wszystko pod kontrolą. Weles nie skrzywdziłby w końcu swej Nawii umiłowanej”.

Najwyraźniej dzieliła z nim jedno – skłonność ku wybrzmiałym legendom.

– Dalegorze, opanujże się! – Wyrwało się z drugiej strony, zza wyłaniającego się z dziury wilkołaka.
Nowy głos był stłumiony przez ziemne ściany i wyraźnie osłabły. Po nim nastąpiły odgłosy kroków. Ktoś zbliżał się do wyłomu.

Bogumysł oczami nawykłymi do ciemności obejrzał przestrzeń przed Dalegorem.
– Tam ktoś jest. Zostaw to mnie, acan – polecił, gramoląc się przez wydrapany otwór do sąsiedniego pomieszczenia.

Dziewczyna odjęła prowizoryczną broń od delikatnej skóry wewnętrznej strony przedramienia. W przypływie żądzy przetrwania chciała wydrapać pętające ją symbole. Choć postronna osoba mogłaby z dużą dozą prawdopodobności uznać gest za akt próby uniknięcia pohańbienia przez podcięcie żył. Błysk w oczach obwieścił nadejście szalonego pomysłu. Wielkie szpony bestii z drugiej strony ściany miały w nim niewątpliwie znaczący udział.
Kim jesteście? – zapytała mrok głosem obleczonym w przyjemny dotyk aksamitu. – Czemuż cały wysiłek by do mnie przyjść w gościnę? Wyjście jest, zdaje się… nie tutaj.

Inkwizytor przystanął w pół kroku słysząc łagodny ton. Spodziewając się wszelkiego złego, lecz nie podstępu ze strony klawisza zamilkł na krótko. Dokończył jednak krok, namacał ręką ścianę i oparłszy się odpowiedział.
– Skoro nie tutaj tośmy pomylili kierunki. Jesteś tu w gościnie głosie, czy więźniem jak my?

Pomieszczenie wypełnił perlisty chichot nieprzystający do okoliczności i miejsca.
Jeśli to jego „czym chata bogata”, mój gospodarz musi być strasznym, ale to strasznym nędzarzem – głos na chwilę umilkł, pozwalając na pierwszy plan przebić się szumowi wody biegnącej w wyżłobionych skalnych korytach, kroplom spadającym ze sklepienia i echu minionych słów. – Więźniem… mam zatarg ze sprzymierzeńcem pana tutejszych lochów.

Przeciągłe westchnienie z przeciwnego krańca komnaty.
Źle oceniłam krąg zależności. Pierwszy błąd. Drugi, że nie potrafiłam odpuścić. Wciąż nie potrafię. Teraz płacę cenę. A waszmościowie? – z ciekawością. – Czymże zasłużyli na pobyt w tej jakże urokliwej jamie?

– Chwila. Tu jest woda? – Zauważył spragniony inkwizytor, na słuch kierując się do cieku i intensywnie szurając dłońmi.
Gdy zlokalizować strumyczek pił łapczywie jak zwierzę, za które się nie miał.
– Czyli nam po drodze. Zobaczymy, czy acan Czarnecki podejmie się dalszego kopania. Sprowadziła nas tu moc wichrowego czarodzieja. Gdy zauważył, że jego sposób kontroli rodu nie wystarcza uciekł się do porwania nas. Czyje to lochy?

Dopiero wtedy z głośnym jękiem do pomieszczenia wcisnął się też Dalegor. Był nieco większy od Bogumysła i musiał naprawdę sporo czasu poświęcić, żeby się przedostać. W końcu uniósł się na kolana i ręce.
Na nic nasze próby. Zamienilśmy jedną celę na drugą. Grr – warknął.

Nawia, mimo panujących ciemności odwróciła wzrok od miejsca, z którego dobiegało łapczywe chłeptanie. Dobrze rozumiała, że przetrwanie wymaga poświęcenia, często własnej godności. Przeciągnęła prowizorycznym ostrzem po ścianie dając upust frustracji i bezsilności. Jej fason również przechodził moment słabości.
Jesteśmy w domenie Welesa. Każe mianować się zapomnianym w mrokach historyi bogiem zaświatów. Nieszczęściem, wielkość pychy dorównuje jego potędze.

Przetarła oczy, próbując przeniknąć atramentową czerń wciąż napływającą pod powieki. Intrygowała ją rosła sylwetka mężczyzny o warkliwym głosie.
Tyś człowiek, czy też bestia? Strażnik szydził, że dzisiejszej nocy usłyszę przeraźliwe wycie. Nie zdradził wszak czyjeż. Nie chciałabym, aby okazało się ono moim własnym.

[MEDIA]https://wallpapercave.com/wp/wp5576997.jpg[/MEDIA]

Osobnik pociagnął kilka razy intensywnie nosem chcąc zebrać jej zapach. Zdało się, że ją widzi, w przeciwieństwie do drugiego mężczyzny, który błądził po omacku.

Weles – Dalegor splunął imieniem pogańskiego boga. – Żaden z niego Weles, jeno szubrawy pomiot Żmija – sprytnie uniknął pytania o swoją naturę, choć trudno byłoby zwykłemu człowiekowi przebić się przez skałę bez żadnej broni.

Żmija strzegącego bram Wyraju? – dziewczyna dociekliwie podjęła temat. – Wedle dawnych podań, gdy Perun pokonał Welesa w wszechpotężnym starciu, strącił go pod ziemię i nadał mu tę postać. Tak czy tak daleko do siebie nie mają – opamiętała się. Mężczyzna był zbyt zwierzęcy i zapewne porywczy by wchodzić z nim w dłuższe dyskusje. Mogłaby wszakże powiedzieć coś niewygodnego dla jego przekonań. Na ich punkcie śmiertelnicy bywali niezdrowo drażliwi.

– Brzmi jakby nie była to pani pierwsza wizyta. Domyśla się pani może drogi do wyjścia? – Ciągnął pytania Bogumysł z profesyjnym zapamiętaniem.

Wstał z ziemi a gardło spłukane wodą wydało z siebie inny, łagodniejszy głos.

Ależ jest – Nawia stanowczo urwała insynuacje. – I mam nadzieję, że ostatnia. Mierzi mnie to miejsce.
Wzięła głęboki oddech. Przytrafiło jej się dwóch towarzyszy niedoli. Nie do końca zwykłych. Niepowtarzalna okazja, by znów chwycić los w swoje ręce. Nie mogła pozwolić ulecieć szansie. Spróbowała ułożyć w głowie strzępy informacji, wyłapać z nich coś co jeszcze wczoraj było bezwartościowe, lecz dziś mogło odwrócić sromotną klęskę w chwiejne odroczenie wyroku. Gdyby tylko Złydzień ją odnalazł. Mógłby wskazać drogę i otworzyć przejścia. Przeklętnik zajmował się najpewniej od kwartału niczym szczególnym. Zadowolony, że nikt go nie przymusza do wysiłku.

Przejechała palcami po wzorach wyciętych na skórze. Miała desperacki pomysł na pozbycie się pieczęci, ostatecznie. Wtedy wolność znów byłaby w jej mocy. Jednak miała również silne obawy. Zaklęcie w jej osądzie wyglądało na złożone, wielowarstwowe, czerpiące ze starożytnego obrzędu. Odcięta od możliwości tkania, nie potrafiła go przełamać. Fałszywy krok uwięziłby ją w tym stanie na zawsze.

Nie wierzę, żeście tacy pospolici. Nie bylibyście wtedy Welesowi żadną atrakcją. Dalegor, tak? – powtórzyła zasłyszane imię, zbliżając się do górującej nad nią sylwetki. Podwinęła rękawy unosząc przedramiona. – Widzisz je? Kojarzysz jak można przełamać urok? Twój towarzysz? – biła od niej ponura determinacja.

[media]https://i.pinimg.com/originals/30/79/6c/30796c4769d14bf93be75cf6a4426b86.jpg[/media]

Dalegor sięgnął dłonią na przedramię kobiety. Przez moment wodził po nich palcami.
To dzieło pierzastego maga? Może Bogumysł, on mi pomógł. Na pewno w moim domu ci pomogą. Tutaj jest złe miejsce do czynienia magii. Duchy są tu złe – mężczyzna podszedł do krat.
Te nie są częścią skały jak nasze. Jest tu zamek. Możemy je spróbować sforsować.

Bezsilność, bezsilność. Władali magią zanim ludzie znaleźli pierwsze zastosowanie dla kawałka patyka. Tak do niej przywykli, że nie było potrzeby uczyć się otwierać blokad metalowych mechanizmów innymi sposobami. Magowie, którzy niegdyś na kolanach błagali o strzępy sekretów zaprzeczenia zastanej rzeczywistości, teraz mieli czelność podnosić rękę na swoich dawnych mistrzów. Nie mogła tak tego zostawić, ale to później. Tymczasem nie zostawało dziewczynie nic innego jak boleśnie zacisnąć zęby i przełknąć gorzką prawdę.
Będę tylko zawadzać – odsunęła się by nie przeszkadzać w próbie siłowego wydarcia wolności.

Dalegor syknął zbliżając się do drzwi.
Ma tu ducha, który zaalarmuje ich gdy wyrwiemy drzwi – szlachcic zwrócił głowę w stronę Bogumysła z niemym pytaniem: co dalej?

 
Cai jest offline  
Stary 14-12-2021, 21:19   #490
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Wolrad… kipiał ze złości całą drogę do Płocka. Od kiedy tylko opuścili Penubmrę. To był ból. To był żal przeinaczony we wściekłość, bo wściekłość jest znośniejsza. Bo wściekłość pcha do działania. Te duchy… każdy z nich był kiedyś piękny. Każdy jeden wspaniały, a teraz? Wróg tak bardzo je skrzywdził, że znały one już tylko ból i szał. To wołało o pomstę.
- I pomstę poniesiemy…

Dopiero przed miastem się uspokoił. Aby nie zwracać na siebie uwagi.
- Myślisz, że nam pomogą? - zapytał Nadję - Starzec nie był chętny choćby o krok ustąpić od swych przekonań…


Francisca nie była przekonana do przekładania swoich planów, ale stan Gergego oraz Anny nie wróżył nic dobrego. Siostra płakała, brat próbował przeżyć. Z perspektywy Francisci z żadnego z nich nie było za dużego pożytku, a ich świadoma obecność była kobiecie zdecydowanie potrzebna. Zmówiła jeszcze modlitwę o zdrowie brata licząc, że z pomocą… siostry… zdecyduje się jednak pozostać na tym świecie i nim zdążyła zastanowić się nad odpowiednią garderobą nadbiegł Jaś z wyrazem twarzy sugerującym, że odnalazł co najmniej zaginiony skarb królowej Saby. Chłopiec wydyszał coś na temat Rocha i miejsca jego aktualnego przebywania okraszając to dumą zdobywcy, dla którego godną nagrodą mogłoby być nawet syte śniadanie.
Włoszka zaprowadziła chłopca do stołu z resztkami po posiłku, gdzie natknęli się na Waltera szukającego sobie czegoś do zrobienia. Rycerz wyraźnie dusił się w pomieszczeniu, a powracające jęki rozpaczy Anny zdawały się popychać go w kierunku wyjścia na świeże powietrze. Francisca spojrzała na chłopaka.
- Dobrze się sprawiłeś - po czym kierując swój wzrok na Waltera dodała - w nagrodę brat Walter, wielki wojownik Pana naszego pokaże ci młot, którym pokonał wielu wrogów.
Stłumiła przy tym rozbawienie, dodając z powagą po łacinie
- Potrzebujemy przywiązania i wierności naszych pomocników. Nasi wrogowie przeczesują nasze szeregi ze zbyt wielką łatwością. Brat zaczeka na mnie chwilę i możemy udać się na spotkanie z Rochem.

Wróciła niedługo potem w stroju skromnej mieszczki, w którym nie wyróżniała się niczym pośród miejscowych kobiet. Wypytała jeszcze raz Jasia o wskazówki, a potem poleciła mu aby pomógł oporządzić zwierzęta, a gdyby ktoś wychodził do miasta, aby zapamiętał i dał jej potem znać.

W drodze, w której głównie milczeli wspomniała tylko.
- Wiem, że ktoś podąża moim śladem źle mi życząc i jak brat się może domyślić, ten ktoś musiał przebyć długą drogę tutaj, podobnie jak ja. Dziś nabrałam przekonania, że ta osoba jest wśród nas i choć nie mam pewności w obliczu ciągłego zagrożenia nie pozostaje mi nic innego jak konfrontacja. Nie chcę przemocy, ale i nie mogę trwać w niepewności. Nie w takich okolicznościach.

Dodała też słowa troski o zdrowie Gerge oraz Anny, wyszeptała kilka słów modlitwy, aby sprawdzić, czy nikt ich nie śledzi oraz wypytała brata, co sam o tym wszystkim myśli: o zachowaniu brata Eberhardta oraz ich kolejnych zadaniach.

W którymś momencie podróży dotknęła ręki zakonnika. Kątem oka złowiła dwie postacie, których w żadnym wypadku nie powinno tutaj być. Skoro zaś były znaczyło to, że wydarzyło się coś ważnego. Nadja była tylko z jednym zakonnikiem, nie mieli więc raczej zamiaru kogokolwiek atakować. Złapała wzrok kobiety i mruknęła do Waltera po niemiecku.
- Będziemy mieli jeszcze jedno spotkanie. Najpewniej zaraz.

Miała rację. Nadja z towarzyszem przyglądali im się i rozmawiali o czymś. Wolrad którego imię dopiero miała poznać prezentował się jako przykład prawdziwości twierdzenia “ładnemu we wszystkim ładnie”, bo pomimo zniszczonych, wielokrotnie cerowanych i brudnych ubrań wciąż wyglądał na tyle dobrze, że niewątpliwie w czasie marszu tutaj jakieś dziewczę młode się za nim obróciło. Wysoki, ciemnooki o włosach i zaroście w jakiegoś rodzaju estetycznym nieładzie. W jego kroku była płynność i siła, a spojrzenie było bystre i szybkie. Dlatego Francisca przez chwilę była zaskoczona. Nie przeceniała urody, ale z racji swojej pracy nauczyła się zwracać na nią uwagę. Tymczasem albo ten osobnik umknął wcześniej jej uwadze, albo go nie było przy poprzednim spotkaniu. Każda z tych możliwości niosła niepokój, albo co do własnej spostrzegawczości albo co do oceny potencjału grupy dowodzonej przez Nadję.

- Muszę się dowiedzieć co tu robią - i ruszyła w kierunku stojącej pary. Twarz wyrażająca uniżenie nieumiejętnie ukrywała rozbiegany chytry wzrok. Walter natomiast coś mruknął pod nosem. Wcześniej Franciscia nie zwracała na to uwagi, ale po rewelacjach z poprzedniej nocy ten dźwięk kojarzył jej się z warknieciem.

- Niech będzie pochwalony szanownym zakonnikom. Długa droga chyba za wami, a pogoda paskudna jak na tę porę roku. Ludzie pewnie grzeszą więcej w tych czasach i jak przebłaganie z góry nie przyjdzie to wygniją chyba wszystkie zbiory - obrzuciła ich dłużej wzrokiem.
- I na Kościół dawać nie chcą, jak widać, a powinni… - zawiesiła wzrok, jakby w przemowie swojej zagubiła wątek - aaa… ten oto szlachetny rycerz - machnęła ordynarnie ręką w kierunku Waltera - który drogę sobie wskazać kazał twierdzi, że oczekiwał waszego przybycia, jako że wieści niesiecie o jego schorowanym bracie. Prawda li to jest? Czy może to jednak kogoś innego ten szlachetny Pan szuka.

Francisca co rusz skłaniała głowę, ale i na jej twarzy mieszał się zdziwienie, zaciekawienie, niesmak i siłą woli bezczelność. Rycerz zaiste niezbyt trafnie obrał sobie lokalną mieszczkę na przewodnika, szukając kogoś dla niego ważnego, a kogo znaleźć by nie potrafił nie znając okolicznych gospód oraz miejsc spotkań miejscowych i podróżnych.

Nadzieja splunęła.
- Wy ludzie niczego nie umiecie zrobić prosto, prawda? Kłamstwem się żywicie i kłamstwem żyjecie. Tedy jasne, że Żmijowy pomiot dobrze czuję się między wami.
Zmierzyła Waltera wzrokiem. Warknęła. On również mruknął i napiął się cały. Wtedy się uśmiechnęła. Tak przynajmniej pomyślała inkwizytorka. Usta szeroko rozchyliły się odsłaniając równe i zdrowe zęby, tak bardzo nie pasujące do człowieka ubranego w szatę podobną do worka. Walter opuścił wzrok. Cała scena trwała moment i Francisca zauważyła ją ze względu na niesamowity zmysł obserwacji.

- Widzę, że wyrzutków zbieracie. Dobrze. Sytuacja ciężka. Cięższa niż myślałam na początku. Żmij wypaczył potężną część puszczy. Odcina nas. Nie możemy jej uzdrowić, póki nie zabijemy jego materialnej formy. Sądzę, że wewnątrz puszczy otwiera się brama doMalfeasu.

Towarzysz Nadji stał pół kroku za nią, po jej prawicy. Franciska wyraźnie widziała w jego postawie, że traktował ją jako liderkę, ale nie było krztyny uniżoności w nim. W pewnym momencie, na dwa oddechy jego spojrzenie stało się nieobecne. Dalsze…
<tutaj chcę spojrzeć za zasłonę. Porównać to co zobaczę z tym co widziałem gdy Fyodora zabijaliśmy =] Ale na szybko. Jedno-dwa spojrzenia. Bez specjalnego przyglądania się jeśli nie rzuci się w oczy. Apocalypse mówi, że diff wynosi lokalny gauntlet+3, maks 9, więc powinienem dać radę =]> Most City and Towns ST = 6, zatem rzucamy na 9. Pula 10: rzut: tajny.>>

- Wy ludzie jesteście nieczuli. Ale myślę, że to wy jesteście celem. Dlatego potrzebujecie kogoś, kto będzie czuły.

Dała Francisce chwilę na zastanowienie się, a Wolrad zaczynał domyślać się dlaczego wadera go tu sprowadziła.

Francisca musiała się zastanowić na ułamek chwili o czym mówiła Nadja. Barwne opisywanie rzeczywistości mające za zadanie nagięcie jej do aktualnych potrzeb leżało jeszcze bardzo daleko od “kłamstwa”. Ale tak jak nie chciała się kłócić, tak też nie chciała kontynuować tej rozmowy na ulicy. Kobieta i mężczyzna byli jednak wyraźnie mało zorientowani w ludzkiej rzeczywistości. Lekko drgnęła i obrzuciła drogę szybkim wzrokiem, szukając miejsca, gdzie mogliby porozmawiać na spokojnie. Wątpiła by Nadja w tym stanie miała ochotę wejść do zamkniętej przestrzeni. Mężczyzna jednak ją zastanowił.

Spojrzała na Waltera pytająco.

- Pomoc na pewno jest potrzebna - zgodziła się, bo mówiący nie wyglądał na negocjatora. Francisca z pewnością była nieczuła, albo raczej nie zwracała na to uwagi. Chyba, że chodziło o wyrywanie palców, albo łamanie kołem, ale sprawy natury były jej raczej obce - ludzie są też celem. Ale on atakuje wszystko i wszystkich. Jest wrogiem tego co żyje.

Wolrad zamilkł a jego oczy na moment zaszły bielmem. Wiedział co robi. Robił to setki razy. Chciał tylko na moment spojrzeć… ale coś poszło nie tak. Ujrzał ciemność. Ciemność zalewała wszystko wokół. Przez chwilę myślał, że ktoś pozbawił go wzroku i zebrało mu się na wymioty.

- Bladyś - rzekł Walter i położył dłoń na ramieniu wilkołaka.
Przebudzając się z krótkiego pseudo-transu Wolrad nie spodziewał się dotyku. Nie wierzył by ktokolwiek się ośmielił na tyle do niego zbliżyć w czasie tych kilku oddechów. Błyskawicznym, odruchowym gestem chwycił dłoń Waltera w nadgarstku i zatrzymał się w ćwierć-szarpnięciu… powstrzymując instynkt każący mu posłać go na brutalne spotkanie z ziemią. Dał roninowi cofnąć rękę.
- Jeśli los da to w przyszłości zapytam cię czy pragniesz wrócić na łono Gai. Przemyśl dobrze jakiej odpowiedzi wtedy udzielisz - w tonie Wolrada łatwo było wyczytać jakiej odpowiedzi on oczekuje oraz konsekwencje dania innej… ale w głosie Francisca dosłyszeć mogła szczyptę nadziei.

Franka zauważyła za rynkiem zadaszenie, w którym wielu kupców przeładowywało swoje towary. Taki magazyn na otwartym powietrzu, a jednak pod dachem. Przez siąpiący deszcz praktycznie pusty, bo i ludzie nie bardzo mieli co sprzedawać tego lata.

Wenecjanka mimo, że przebywali pośród ludzkich zabudowań poczuła się nieswojo.

- Może przejdziemy pod dach? - zapytała wskazując miejsce przeładunku towarów.


Nadia skinęła głową i ruszyła przodem.
- Odpraw swojego psa - powiedziała mijając Franciscę. - Jak jeszcze kiedyś dotknie kogoś z mojej watahy, to ręce mu odgryzę.

Walter został lekko z tyłu, a koniec końców stał kilka metrów od dachu nad punktem składowania towarów.

- Jego ziemie są spore - zaczęła Nadia. - Moi ludzie będą na nich chorować. Nie możemy sami go przeszukiwać. Owszem, gdy znajdziemy jego leże, to wytrzymamy na tyle, żeby się tam dostać. Zakraść może. Ale nie możemy szukać. On wyciąga coś z innego świata i będzie chcieć rzucić to na was. I na nas przy okazji.

Wadera dała chwilę Francisce na zastanowienie się nad tym co usłyszała. Ta jednak zajęta była myśleniem o tym jak różnią się od siebie ludzkie i wilcze stado. Nauczona czołobitności dla mężczyzn, ona która swoje cele osiągała intrygami i manipulacją myslała właśnie o ile prościej byłby odgryźć czasem komuś rękę.

- Każdy z nas ma dwie ręce odpowiedziała… i wszystkie mogą się przydać - powiedziała cicho uprzejmym tonem. - Nie wiem co w niego wstąpiło - nie chciała przepraszać, bo pewnie Nadja i tak by tego nie zrozumiała. Nie znała zbytnio zwyczai wilkołaków, ale skoro dotykanie było dla nich tak drażniące, dlaczego Walter tego nie wiedział? Może powinna zachowywać się jak wilczyca matka? Wyobraziła sobie rycerzy chodzących za nią jak psy i było już tego za dużo.

Chrząknęła.
- Nikt tam nie jest bezpieczny, ale my inaczej niż wy. Potrzebujemy mapy oraz czegoś, co zapewni nam ochronę. Czy ktoś od was mógłby nam wskazać, gdzie zaczynają się tereny pod jego władzą? - Francisca podróżowała przez las i nie wydawało jej się, aby ludzie mogli wyczuć wpływ władzy Tryglava. Zapewne do czasu, gdy stanęli oko w oko z monstrualnym zdeformowanym łosiem.

- Ja będę w stanie - odezwał się towarzysz Nadji - Wolrad - przedstawił się krótko. - Jeśli dobrze rozumiem zamysł naszej alfy to pośle mnie ona z wami abym mógł wam pokazać. Moja więź z Umbrą… światem duchów jest bardzo silna - w głosie Wolrada pobrzmiała ledwie dostrzegalna nuta dumy a może wprost pychy.

- Tak. Wolrad zostanie z wami. Powiedzcie zatem jakie kroki chcecie poczynić. Ja spróbuję zabezpieczyć naszych ludzi, żeby przeprowadzić jedno, szybkie uderzenie. Jednak musielibyśmy się pozbyć pierzastego maga. I musimy być pewni, że z katedry nic nie uderzy na nasze tyły.

Francisca z pewną ulgą zanotowała, że Nadja potwierdziła słowa Wolrada.
- Nie wiem na ile można ufać wampirom - Włoszka zmarszczyła nos - Katedra też chce zniszczyć Tryglava - chciała zagłębić się w pewne niuanse, ale to nie było coś czym mogła zaciekawić Nadję.
- Tyle, że dowiedziałam się o czymś jeszcze. Tryglav oprócz potworów i sług przyzywa też demony. Jednego z nich udało się Inkwizycji odesłać. Inne jednak ciągle są na wolności i czynią go jeszcze trudniejszym do pokonania… ciało tego którego udało się odesłać zabrał podstępem ghul udający zakonnika - wygląd - Nie jest to nasz sojusznik, choć jego towarzysze mogą się przydać… gdybyście go kiedykolwiek spotkali.
- Ptasznik też może być jednym z demonów. Ich moc przekracza znacznie moc tych, których posiedli. Jeśli twój towarzysz pozostanie z nami, cokolwiek się dowiemy będziesz wiedzieć i ty. Ja chcę znaleźć jego sojuszników i wyeliminować ich. Poza tym katedra, która chce zniszczyć Tryglava, też musi zapłacić swoją cenę.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 17-12-2021 o 16:36.
Arvelus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172