Cholerne labirynty co to je pod Pskovem pobudowali. Na co to komu? Na pogubienie? Czy on kiedy słyszał co o tych lochach co się pod miastem, czort jeden wie jak głęboko ciągnęły klucząc i drogę myląc? I żeby chociaż myśli trzepoczące jak ptak we wnyki złapany uspokoić mógł to nie... alkohol ktoś popsuć musiał a on teraz jak ten kundel za suką skomlącą ze strachu lazł nie wiadomo dokąd i po co. Toć przecie kiedy ten ogarek ostatni ducha wyzionie nikt ich tutaj nigdy w tych kazamatach nie odnajdzie. Jął sobie Władimir przypominać co to mu babka o duchach mówiła, które dobre, które złe i do których jakie prośby słać trzeba, ale nijak nie mógł sobie przypomnieć czy były jakie duchy od zagubienia w podziemiach, tedy zaczął do Nadiejki swojej prośby słać, coby wyprosiła gdzie trzeba, żeby jej tato wrócił do niej cały, gdy wtedy wpadł był prawie na przewodnika, ratując się ścianą przed upadkiem. W tej chwili skopałby mu niechybnie dupsko kościste gdyby nie pobliźniony nieznajomy. - Interesujące. - Gospodin - Kuzniecjew ukłonił się tyle ile trzeba było, - na przesłuchanie mnie przysłali. To znaczy - poprawił się zaraz, - przesłuchiwać miałem. Młodzian uśmiechnął się nieznacznie, po czym wykonał oszczędny (acz uprzejmy?) ukłon w stronę Michaiła. - Mienya zovut Vsevolod z Uralu. - przedstawił się, nie podając patronimu - Wybacz żem rozbawion słowami... a raczej tym szybkim sprostowaniem niedopowiedzenia. Siegiej odważył się zwrócić na klęczkach w stronę stojącego tyłem do niego Vsevoloda i... tylko na tyle wystarczyło tej odwagi Suce, która utkwiła spojrzenie w kamieniach posadzki. Wladimirowicz rzucił szybkie spojrzenie na kulącego się ze strachu kulawca. Sytuacja i miejsce było niecodzienne ale… - Wybaczcie panie, zdrożonym, ledwiem z wozu zszedł, język plącze się jeszcze. …chyba, że to pobliźniony był jego oprawcą… - Michaił Wladimirowicz Kuzniecew - ukłonił się raz jeszcze, - do waszej dyspozycji. ...lecz czemu nie zbiegł pozostawało dla niego tajemnicą. - Jesteśmy radzi, żeś przybył do Pskova. Mówią żeś obeznany w rozmowie z niechętnymi do niej. - stwierdził - Ach, może ruszymy już w tym kierunku? Rozmowa nie ucieknie - Vsevolod wykonał ruch dłonią zachęcający Michaiła do ruszenia z nim - To w sumie sztuka nie być zwykłym brutalem pozbawionym pomysłu, - kontynuował myśl pospieszając Siergieja wymagającym spojrzeniem - inwencji. - Pochlebiacie mi panie - odrzekł idąc pół kroku z tyłu, - jednak bardziej znam się na urabianiu metalu niźli ludzi. Kowalem jestem z zawodu, oprawcą jedynie z przypadku. Macie własnego małodobrego mistrza w Pskovie, zaniemógł? - Małodobry jest w Pskovie, tak... - Vsevolod obserwował jak Siergiej wyglądający jakby był bliski omdlenia, niepewnie patrzy na niego, aby po zobaczeniu wzroku młodzieńca skinąć szybko głową i pobiec w głąb korytarza... zapewne z nadzieją, iż zrozumiał niewypowiedziany rozkaz. - Ale nie nazwałbym go... naszym, choć tereny Pskova... mają swojego pana. - urwał z dziwną dawką rozbawienia - Mimo, iż to nie pobliski Novgorod jest… Michaił powlókł wzrokiem za oddalającym się, po czym skupił go z powrotem na interlokutorze. - Wybaczcie panie ale nie rozumiem. Jestem tylko prostym człowiekiem. - Małodobry Pskova przynależy do Pskova. Nam trzeba innego. - odparł niezniechęcony Vsevolod - A do tego... - spojrzał na Michaiła - Dziki talent jest ważniejszy od wyuczonej umiejętności. Ty zaś takim nieobrobionym talentem się jawisz. - Skierował wzrok na korytarz, który przemierzali - Siergiej pięknie potrafi biec jak chce, mimo tego uszkodzenia. - Młodzian nie wyglądał na zadowolonego z jakiegoś powodu. - Partactwo. Michaił milczał chwilę, trawiąc odpowiedź nieznajomego. Zatem Vsevolod nic wspólnego z kniaziem nie miał. Nie znaczyło to wiele. Musiał mieć znaczne wpływy, skoro kniaź był mu posłuszny i wysłał straż do Trudowja. - Mógłbym spróbować kość nastawić - odparł na ostatnią uwagę, kierując wzrok na kulejącego. - W sumie... - Vsevolod spojrzał za Siergiejem - ...tak, to byłoby ciekawe. - Michaił mógł bez problemu wyczuć jakąś nutkę ekscytacji w tych słowach - Siergiej! - zawołał za oddalającym się kulawcem. I tylko tyle wystarczyło, by okulawiony mężczyzna zatrzymał się niby rażony, ledwo utrzymując równowagę, gdy doszło do niego jego imię. Odwrócił się i pokuśtykał w stronę Vsevoloda i Michaiła, jednak ze wzrokiem utkwionym w tym pierwszym, zginając grzbiet, gdy tylko znalazł się bliżej. - ...panie...? - wydusił z siebie przez zaciśnięte gardło. - Sposób, w jaki zajęto się twoją nogą pozostawia wiele do życzenia, Siergiej. Spowalnia cię. - Opanowany głos Vsevoloda nie okazywał ni grama odczuć w stosunku do mężczyzny. - Władimirowicz zaproponował, że na to zaradzi. - Michaił zobaczył jak Siergiej pobladł, a zaraz poczuł na sobie przenikliwe spojrzenie Vsevoloda - Potrzebujesz miejsca na ten mały zabieg? Przyrządów? Kowal wypuścił głośno powietrze. Nie nadążał za rozmówcą. Czuł się jak pionek w szachmatach, bez wpływu na ostateczny wynik rozgrywki, którą tutaj ku uciesze prowadzono. A co jakby tak poświęcić Siergieja? - Chcieliście gospodin indagować dziewuszkę - przypomniał. - Żeby należycie operację przeprowadzić potrzeba czasu. - Zaiste, zaiste. - przyznał - Sam w sumie też pośpiechu podczas tworzenia nie lubię... - Machnął ręką. - Zajmiemy się więc później tym problemem. - Odparł wprost nie przejmując się, iż "problem" wciąż stoi obok trzęsąc się jak osika. - Mam nadzieję, że nie jesteś w pośpiechu, drogi Władimirowiczu? Nie w pośpiechu? Nadjeżda, słońce jego sama z babką została w Trudowju. Babka niebogą się zajmie choć starowinka już, ale… - Nie gospodin. - Skinął lekko sztywny kark. O jakim tworzeniu on plecie? Pić się chciało. - Zajmę się dziewczyną z należytą atencją. Vsevolod uśmiechnął się przyjacielsko. - Dziewczyna, wiadomo, bardzo broni się przed współpracą. Nie chce wszak wystawić swojego ukochanego. Och, jakież naiwne to dziecię. - Młodzian spojrzał na struchlałego Siergieja. - Nie ma co dłużej zwlekać. - Odprowadził spojrzeniem mężczyznę, który bez rozkazu pobiegł w stronę, z której został zawrócony - Chodźmy zanim wpadnie on na pomysł jak stąd uciec nim się zorientuję. - Vsevolod zaśmiał się w ten prześmiewczy sposób i poprowadził Michaiła w ciemności lochów, które rozświetlały jedynie nieliczne pochodnie. ...ale jak długo sobie radę dadzą same, bez niego? Jak Nadjejka oczy będzie po nim wypłakiwać. Musi zatem szybko tutaj się sprawić i z niemoty słowa wydusić czem prędzej tym lepiej. Michaiłowi kołatały się po głowie różne myśli. Od Trudowja do Pskova. Od Nadjeżdy do Vsevoloda. Od tej kołomyji kręciło mu się w głowie. A może to nie od natłoku myśli, tylko od tego, że walnął czerepem w belkę? |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:15. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0