Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-09-2020, 10:55   #1
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
[V5] Upadek Londynu

To zawsze działało tak samo. Ten moment… magiczny moment wyrwania się z letargu. Człowiek nie znał tego uczucia. Nie mógł znać. Było to małe zmartwychwstanie. Najbliżej tego uczucia są ci, którzy się topili. Ci, którzy byli na skraju śmierci, którzy opadali w nicość. I nagle dostawali upragniony haust powietrza. Odzyskane życie. Kolejna szansa. Tyle tylko, że dodatkowo okraszona metalicznym posmakiem tej cudownej ambrozji jaką była krew.

Krew spływała wewnątrz gardła, a jej moc napełniała ciało. Mózg znów funkcjonował. Zmysły włączały się po kolei. Pierwszym był smak, pobudzony ludzką krwią. Krwią pełną nadprzyrodzonej mocy. Krwią rytualną.

Potem przychodził węch. Zapach odebranej krwi odsuwał się. Odchodził od ust. Podążał dalej, pozostawiając uczucie pustki. Tęsknoty. Uczucie głodu porównywalne jedynie z głodem narkomana. Chęć podążania za zapachem krwi przyszła szybciej niż kolejny zmysł.

Dotyk. Tak niedoceniany, a jednocześnie tak ważny zmysł. Wyczuwał temperaturę. Chłodny metaliczny blat pod plecami. Pasy na kostkach i nadgarstkach. Pas na biodrach. Wszystko by uniemożliwić poderwanie się i pościg za upragnioną krwią. Więzy stawiały opór. Ale co może powstrzymać wampira?

Słuch przyszedł w tej samej chwili. Słychać było monotonną modlitwę powtarzaną kilkukrotnie. W obcym języku. Niski męski głos. Intonacja pieśni w tym samym języku. Coś znajomego, tak jak znajoma bywała piosenka w radioodbiorniku. A jednak nie sposób przypomnieć sobie ani wykonawcy, ani tytułu utworu. Ale jednak brzmi znajomo. Uspokaja. Wzbudza pozytywne emocje.

Ostatni przyszedł wzrok. Wraz z bólem. Pod sufitem wisiała ogromna lampa. Świeciła w dół. Na metalowe stoły i zimne ciała na nich. Światło niczym ogromny reflektor. Doprowadzało do zawrotu głowy wszystkich wybudzonych. Odwracało uwagę.

W końcu modlitwy ustały.
Na środku pomieszczenia stał wysoki czarnoskóry mężczyzna, w powłóczystej czerwonej szacie ze złotymi zdobieniami. Zdobienia przedstawiały przede wszystkim powtarzalny symbol ośmioramiennego słońca wzbudzając obszary mózgu odpowiedzialne za wspomnienia.

W dłoni trzymał on gliniane naczynie. Stare. Teraz już puste, ale jeszcze chwile temu każdy z trupów otrzymał z niego swoją dawkę krwi. Zbyt mało, żeby kogokolwiek nasycić, ale dość, by każdego przywrócić do życia.

Czarnoskóry kapłan bez słowa odstawił naczynie na czymś co sprawiało wrażenie popękanej części kolumny. Podszedł do pasów Tonego i zaczął je powoli odpinać uwalniając jego nagie ciało.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 27-09-2020 o 11:04.
Mi Raaz jest offline  
Stary 27-09-2020, 15:54   #2
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Qwerty stał na zielonym wzgórzu. Długa, nieskoszona trawa zarastała ogród. Było jasno jak w dzień i rzeczywiście na niebie widniała złota tarcza słońca. Mimo to wampir nie palił się. Jak to możliwe? Czyżby niepostrzeżenie osiągnął Golcondę? A może stał się na powrót człowiekiem? To wszystko zdawało się jednak mało prawdopodobne. Uiop podparł dłoń o biodro i zerknął raz jeszcze na roziskrzony owal. Słońce? Hmm… Może to było po prostu żółtko jaja? Wielkiego i lewitującego w przestworzach? Hipoteza wydawała się kusząca, lecz i z niej zrezygnował. Kiedy zmrużył oczy, dostrzegł, że kula wcale nie była do końca kulą. Posiadała osiem ramion. Prawie miała twarz oraz imię. Mi… Mitra? Qwerty podniósł dłoń, chcąc dotknąć blasku. Wspomnienia grały na skraju jego podświadomości, jednak wciąż były niedostępne. Smutek.

Kiedy zamrugał, złota plama nie była już słońcem, a ogromnym, przeraźliwie intensywnym reflektorem. Wiązka promieni biła po oczach. Qwerty czuł chłód oraz bliskość ciał innych Spokrewnionych. Wnet jednak powrócił na swoje zielone wzgórze. Czuł się na nim bezpieczniej.

Stał tutaj dom.


Qwerty opuścił na niego wzrok. Ściany wiły się i przemieszczały. Z każdym mrugnięciem rezydencja wypaczała się coraz bardziej. W pewnym momencie Uiop odniósł wrażenie, że pęknie na pół i wyleją się z niej wszystkie meble. Wtem jednak powróciła do wyjściowego stanu. Od nowa zaczęła wykręcać się i przekształcać z podobną, niespieszną dynamiką.

Wnet drzwi otworzyły się i wybiegły z niej różnorakie cienie. Miały wyciągnięte w jego stronę dłonie. Zdawały się całkiem przyjazne.
- Qwerty, Qwerty! – powtarzały. – Uiop Qwerty! Qwerty Uiop!
- Qwerty! Uiop! – krzyczały nadal. – Witaj z powrotem! Z powrotem w pajęczynie. W pajęczynie z powrotem!
- Uiop-Uiop. Uiop-Uiop. Długo cię nie było. Ale już jesteś z powrotem. Tęskniliśmy! Uiop!
- Sieć szaleństwa nie była taka sama bez ciebie, Qwerty! – rzucił jeszcze inny cień.
Jego imię i nazwisko z jakiegoś powodu zdawało się śmieszyć Malkavian.

Cieniste postacie chwyciły się za ręce i zaczęły tańczyć dookoła Uiopa. Ten natomiast podniósł dłoń i pomasował skroń. Rozbolała go nieco głowa.
- Ja… ja chyba byłem w torporze… - mruknął. – Tęskniłem za wami, bracia i siostry. Chyba. Nie pamiętam.
- Qwerty!
- Malkavian to najlepszy klan w całym wszechświecie! – ktoś niespodziewanie zapiał niczym kibic w trakcie meczu ulubionej drużyny. – W całym wszechświecie! I okolicach!
- Uiop! – zaskandowano.
- Oraz we wszystkich równoległych rzeczywistościach!
- Qwerty!
- I w naszych snach!
- Uiop!
- Oraz koszmarach... – szepnął nieco skonfundowany Kainita.
- Tańczmy-tańczmy! Tańczmy-tańczmy!

Qwerty wstąpił do kółka, chwytając ręce dwóch kolejnych cieni. Dołączył do grupy. Sieć rozrastała i kiedy Malkavian przymrużył oczy, prawie był w stanie dojrzeć kolejnych Spokrewnionych. Pajęczyna rozciągała się i obejmowała cały świat, a przynajmniej docierała tak daleko jak zasięgi klanu. Qwerty przeczuwał jednak, że kiedy tylko przebudzi się, poczucie tej wspólnoty zostanie zepchnięte głęboko do jego podświadomości. Może nawet nie będzie o niej pamiętał. Gromada tańczyła dookoła własnej osi, ale również kierowała się w stronę domu. W pewnym momencie Qwerty przekroczył jego próg, nie puszczając dłoni braci i sióstr…

Szkarłatna krew zalała wszystkie kondygnacje budynku. Ściany i sufit zaczęły nią ociekać, barwiąc wszystko tym jednym kolorem. Uiop obracał się dookoła własnej osi, czując coraz większą fascynację. W tle zagrzmiał donośny ryk Bestii.
Malkavian budził się.
Otworzył oczy.

Powrócił.


Qwerty oblizał wargi. Vitae zaczęła wsiąkać w jego ciało. Rozejrzał się dookoła. Ujrzał, że czarnoskóry ruszył napoić kolejną osobę leżącą na metalowych stołach.
- Nie… ćśś… Wróć tu… daj mi więcej… Nie potrzebujesz karmić nikogo więcej… Starczę ci tylko ja… Tylko daj mi… więcej…
Poruszył się w malignie. To była tortura. Jeden kielich na szóstkę Spokrewnionych? Bestia nie akceptowała takich głodowych porcji. Spróbował się wyswobodzić z więzów, ale był na to za słaby. Posiadał niezwykle atrakcyjne, proporcjonalne ciało. Był przystojnym mężczyzną, który zwracał uwagę swoim pięknem. To chyba nijak nie liczyło się dla czarnoskórego, bo ten najwyraźniej nie pragnął go dodatkowo odżywić. W jakim języku śpiewał? Malkavian starał się to ustalić. Może gdyby sam w nim przemówił, nieznajomy skłoniłby się ku jego prośbom? Qwerty rozpoznał łacinę. Co nie do końca pomogło, bo nie umiał mówić w tym języku.

Uiop rozejrzał się dookoła. Chciał spostrzec, czy w otoczeniu były jakieś inne osoby. Pragnął napotkać żywych ludzi. Qwerty miał nadzieję usłyszeć również jakieś głosy czy cokolwiek dobiegającego z sąsiednich pomieszczeń. O ile tu jakieś były. Każda, nawet najmniejsza przesłanka, że wkrótce zaspokoi Głód, ucieszyłaby go niezmiernie…
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 28-09-2020 o 18:40.
Ombrose jest offline  
Stary 28-09-2020, 15:47   #3
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Zapach…. Ciężki. Korzenny… To były jej perfumy. Nigdy nie używała innych. To był jej znak rozpoznawczy. Odurzający, ciężki…

-Wszystko będzie dobrze. – powiedziała kobieta. Trzymała go za rękę. Czuł jej rękę. Jej twarz stopniowo zaczęła się rozmywać, a on miał przerażające uczucie, że pogrąża się w czarnej zimnej pustce w której nie ma zupełnie nic….

Tylko zimna, bezdenna, wsze ogarniająca ciemność.

***

Nagle Spoon poczuł jak do jego ciała wraca życie i chwycił się go rozpaczliwie, bojąc się pogrążyć w tej przerażającej nicości, w której jeszcze przed chwilą tkwił. Pił szybko rozpaczliwie nie mogąc się doczekać aż nabierze dość sił by chwycić ofiarę i przytrzymać… Nie mogła mu uciec. Nie teraz gdy tak rozpaczliwie jej potrzebował, gdy tylko ona oddzielała go od pustki. Miał wrażenie że chłonie krew całym ciałem, jak jakaś cholerna wysuszona gąbka.

Ale... krew nagle tak sama z siebie zaczęła się oddalać… Obnażył zdrętwiałe wargi ukazując kły, zupełnie nie wiedząc co się dzieje, wiedział tylko że musi znaleźć tą cholerną krew.

Zmysły budziły się, przerażone, głodne.

Powoli poczuł płynącą muzykę która była jak zimny okład na rozpalone głodem nerwy. Pomogła nie zwariować gdy nagle odcięto go od pożywienia.

W końcu wrócił mu wzrok. Światło, za ostre. Czuł się potwornie źle. Był… Zaraz… Uwięziony! Nagi?!

Co się u licha z nim stało? Nic nie pamiętał. Gapił się na gościa w todze… Na gwiazdę. Widział jakieś obrazy chyba z przeszłości, z których nie wiele rozumiał.

Mitra? Nie ważne pieprzyć to!

Spróbował zerwać więzy i dostać się do naczynia… Ale… Nie dał rady.
Naprawdę nie dał rady… Dlaczego był tak strasznie słaby?

-Uwolnij mnie i zgaś to przeklęte, cholerne światło! Wszystko przez nie wiruje.– warknął do… Kapłana? Bo… Przecież… Jeśli go nakarmił. Jego. Rozejrzał się. Jego no i resztę, poprawił się. To znaczy, że chce im pomóc. Pomóc w…

W czymś, co robią. Taa… Dobra kogo chciał oszukać? Nie miał zielonego pojęcia „co robią”?

-Ktoś wie co się dzieje? – zapytał mrużąc oczy przed rażącym światłem i próbując generalnie "wziąć się w garść".
 
Rot jest offline  
Stary 28-09-2020, 18:10   #4
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Niebyt miał w sobie coś pięknego. Całkowite odcięcie od jakże męczących uczuć, od codziennego głodu, od popędów, gniewu i radości. Równocześnie był przerażający. Sama idea braku "siebie" była niewyobrażalnie obca i w pewnym sensie odrealniona. W końcu jak świat mógł istnieć bez niego? Ale najważniejsze w tym stanie było to że był bez grzechu. W torporze był o krok bliżej do swojego Boga, ale ten błogosławiony status nie mógł trwać wiecznie. Miał zadanie do wykonania, a czysta krew spływająca w głąb jego gardła wołała obietnicą grzechu.

***

Przebudził się. Nie wiedział gdzie jest, nie wiedział co się z nim dzieje, wiedział tylko że jest głodny. Przeraźliwie głodny. Jego zmysły wyły w poszukiwaniu czystej, gęstej Vitae, posmak tego czym karmiony był chwilę temu już wyparował, jak wspomnienie minionego lata.
Dopiero chwilę później jego umysł odzyskał minimum kontroli nad szarpiącą się wewnątrz Bestią. Czy też raczej doszedł z nią do porozumienia, obietnicą szybkiego zaspokojenia głodu. Wraz z jasnością myśli doszła do niego zdolność analizy, zaśpiew w tle uległ porównaniu do znanych jego martwemu umysłowi wzorów. Czuł że jest znajomy. Czuł że jest właściwy. Cicho podjął melodię, wtórującą tej prowadzonej przez Kapłana, a równocześnie nakładająca się na niego, jak dwa elementy układanki. Bestia natomiast mruczała w głębi jego umysłu, w cichym zadowoleniu. Przebudziła się, a wraz z nią pierwotny grzech. I nadludzka wiedza.

Inni zdążyli się już odezwać, błagając o Krew, grożąc, zadając pytania, rzucając się w pasach. Yusuf Cetin, bo tak brzmiało imię które nosił odchrząknął, ostatni raz oczyszczając gardło z jakże słodkiej, a równocześnie rozwodnionej krwi. Musiałby wypić jej całe morze by zaspokoić swój głód. A może i to by nie wystarczyło.

- Jesteśmy w Mitreum, w każdym razie powinniśmy być, a nasze przebudzenie nie jest dziełem przypadku. Zostało poprowadzone z dużą dokładnością i znajomością rytuału. - odpowiedział na zadane pytanie, kiwając przy tym nieznajomemu z uznaniem głową. W każdym razie najbardziej nieznajomemu w pomieszczeniu. Pozostała piątka zdawała się być... familiarna? - I z całą pewnością zaraz dowiemy się dlaczego zostaliśmy obudzeni. I jak długo byliśmy poddani torporowi.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 29-09-2020, 00:04   #5
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Oblizała wargi, delikatnie, zmysłowo, czubkiem języka. Nie chciała utracić ani kropli z krwi, która wpływała do niej, napełniając ciało życiem. I rozkoszą. Bo przecież krew i rozkosz to dwie strony tej samej monety, prawda? Złączone ze sobą, splątane, jak ciała w miłosnym uścisku. Na zawsze.

Dotknęła czubkiem języka kącika swoich ust, które powoli, bardzo powoli, nabierały zwykłej miękkości i jedwabistości. Była zachłanna, była głodna, ale potrafiła też rozkoszować się każdą chwilą. I tak było w tej sekundzie – krew smakowała wybornie, lepka, aksamitna, samym czubkiem języka można było najdokładniej wyczuć jej metaliczno-słodkawy smak. Nie wiedziała, czemu tak było, ale było – im głębiej krew spływała jej do gardła, tym mniej wyczuwała jej smak. Doznanie słabło.

Catherine lubiła smakować. Ale była też pragmatyczna – w kąciku ust zwykle zbierało się nieco krwi, szkoda by było ją zmarnować. Bo dostała mało, dużo za mało jak na jej potrzeby. Głód bolał.

W pomieszczeniu byli inni, poczuła teraz ich zapach. Pięciu .. i był ktoś jeszcze. Ten, który zabrał teraz od niej naczynie. Powinna go zatrzymać…

Chciała wyciągnąć dłoń, ale mięśnie nie zareagowały. Była zbyt słaba, nie .. po prostu unieruchomiona. I naga. Cóż, zdarzało się to wcześniej, nie raz , nie dwa razy, zwykle jednak okoliczności były bardziej sprzyjające, a węzy... bardziej umowne. Tutaj ktoś przyłożył się do roboty. Nie szarpała się więc, szkoda było marnować siły na darmo. Poczeka… cierpliwość było jej mocną stroną.

Do jej uszu dotarła intonacja. Przyjemny, męski głos. Słowa tworzyły melodię, śpiewną melodię. Koiły.

Otworzyła oczy, żeby poszukać wzrokiem tego, który ja ożywił. On był teraz najważniejszy, Dawca, pan życia i śmierci, z nim warto było się liczyć, negocjować, na sobie skupiać jego uwagę. Jasne światło oślepiło ja, napełniając znów ciało bólem, nie dała rady powstrzymać krzyku. Zamknęła na powrót oczy, wyostrzając jednocześnie pozostałe zmysły.

Czekała.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 29-09-2020, 05:26   #6
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Matka Natura w swej nieskończonej mądrości sprawiła, że pierwszą reakcją każdej żywej istoty przychodzącej na ten świat, jest wydanie z siebie głosu. Zanim otworzy swoje oczy, zanim po raz pierwszy poruszy swoją kończyną, najpierw jest zawsze płacz, skomlenie lub piski. W ten sposób każda rodzicielka od razu wie, że jej potomstwo oddycha. Żyje.

Sytuacja w pomieszczeniu z cudem narodzin nie miała jednak nic wspólnego, mimo tego że Utamukeeus mógł przysiąc, że czuł się, jakby właśnie urodził się na nowo. Mężczyzna nie był bowiem istotą żywą, wręcz przeciwnie, był jej karykaturą. Nie opuścił właśnie matczynego, ciepłego łona, tylko mroczną, zimną nicość. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Przede wszystkim jednak, nie było żadnej matki. Zamiast niej była krew.

Utamukeeus pił, z miejsca rozpoznając metaliczny smak substancji, niby obcy, ale jednak tak bardzo znajomy. Szybko zorientował się, że jest to krew ludzka. Nie wiedział jak to wyjaśnić, ale coś mu podpowiadało, że jej picie nie leży w jego naturze. Że wcześniej ze swoim głodem radził sobie w inny sposób. Jego pierwsza reakcją był strach, bał się tego, jak zareaguje na nowy smak wygłodzona Bestia.

- Jesteś Utamukeeus, Klejnot-Wielkiej-Rzeki z plemienia Navaho. Ty kontrolujesz Bestię, nie ona Ciebie. - zaczął mówić do siebie w języku indian. Mantra, którą recytował, miała mu przypominać kim jest, uspokoić. Odzyskać kontrolę.

Indianin leżał spokojnie, z zamkniętymi oczyma, bowiem światło padające prosto na twarz było nie do zniesienia. Nie było w nim nic naturalnego, marna imitacja Shá (Słońca). Dookoła śpiewy, głosy w nieznanym języku, zapachy innych, wróciło też czucie w skrępowanych dłoniach i nogach. Wszystkie zmysły zaczęły funkcjonować. Zaczęła pracować też głowa, a wraz z nią błąkające się po niej imię.

Mitra.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.

Ostatnio edytowane przez Klejnot Nilu : 29-09-2020 o 05:31.
Klejnot Nilu jest offline  
Stary 29-09-2020, 12:48   #7
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Nie bez powodu został sługą Mitry i nie bez powodu dostąpił zaszczytu wejścia w letarg ku chwale Mitry wkrótce po swoim przeistoczeniu. Myślał szybko i szybko działał. Nie pamiętał do konca kim był, gdzie jest, ale pewne rzeczy były jasne i klarowne. Nie pamiętał pierwszych myśli po wybudzeniu, ale wiedział, że powrót do świadomości zajął mu bardzo mało czasu.

Fuck me gizza. Dobra masz tu kapłana Mitry, więc mnie zawezwano na powrót do świata "żywych" - żywych zdawało się być czymś szczególnie absurdalnym w jestestwie martwego Brujaha. Miał setki pytań, począwszy od tego który był rok, czy brytole rozwalili szkopów, po to czy wszedł mu obstawiony u bookiego ze stawką 21/1 zakład, że Arsenal wygra w 1941 roku London League. Oczywiście pewne pytania były bardziej istotne niż inne i zakład nie zając nie ucieknie, chyba że minęło zbyt wiele czasu i stało się zbyt wiele rzeczy. Nieważne, był tu i teraz, reszte ogarnie albo czarnego kapłana z symbolem Mitry na powłóczystej szacie albo z innych źródeł. Informacje zawsze były kluczowe, to pamiętał bardzo dobrze. A w łebskiej głowie informacje miały podwójną wartość. Dlatego został wybrańcem.

I dlatego teraz, gdy inni leżeli jeszcze pewnie omamieni hukiem spadających na Londyn bomb i z trudem rozróżniali jawę od sennych mar, Tony był już niemal w pełni świadomy tego co się działo wokół, chłonąc zmysłami otocznie i analizując je na bieżąco. Zimny blat stołu, dość niska temperatura... Nie mógł dostrzec jeszcze zbyt wiele wokół przez ostre światło lampy skierowane na stół. Jakiś fragment kolumny czy ołtarza, kapłan, stoły. Zgadywał, że jest... SĄ w szpitalu, bądź w kostnicy, bo rozpoznał nagie, martwe ciała kainitów, ciągle jeszcze tkwiące w malignie.

- Fucking lovely... Więc wracamy wszyscy. - pomyślał.

Najbardziej urzekała go świadomość, że kapłan zbliża się do niego aby odpiąć krępujące go pasy.

Chwila, nie!

Przecież to nie on był tego świadomy, tylko jego wyjąca z głodu bestia, trzymana jeszcze jakoś na cienkiej smyczy i luźnym kagańcu samokontroli chciała żeby się zbliżył wystarczająco blisko, by mogła pogrążyć się w rozpuście pożywiania.

Taaak odepnij więzy czarnuchu, a my już się wgryziemy śmiało w perwersyjnie apetyczną, pulsującą na szyi... - Brujah zdusił na chwilę wygłodzoną bestię, podjudzoną wcześniej łykiem wspaniałej, wibrującej w ustach, dającej życie vitae i syknął do kapłana, nim jeszcze zdązył poluzować pierwszy pasek na nadgarstku Tonego:

- Najpierw tych najspokojniejszych gizza... Sweet Lord...Życie ci niemiłe? Potrzebuję więcej krwi. Nie ręczę za siebie w tym stanie. Nie wiesz jacy są krzykacze? Ale najpierw rok, który mamy rok? I kto jest księciem Londynu?

Słyszał jak jeden bredzi coś w obcym języku, jak inny awanturuje już na dobry wieczór:

-Ktoś wie co się dzieje? – usłyszał i odpowiedział niespokojnie, bo głód palił trzewia coraz bardziej:

- Wybudzono nas w szpitalu czy jakiejś kostnicy. Albo w świątyni... Nadszedł nas czas i mamy robotę do zrobienia for fuck sake.
 

Ostatnio edytowane przez 8art : 29-09-2020 o 12:57.
8art jest offline  
Stary 29-09-2020, 13:00   #8
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Wszyscy byli wybudzeni. Ich ciała znów posiadały w sobie cząstkę vitae. Tę małą iskierkę, która rozpala płomień. Mieli w sobie życiodajną i magiczną siłę.

Gdy ubrany w czerwoną togę Murzyn podchodził do kolejnych osób odpinając ich pasy zdawał się zachowywać zimny profesjonalizm.Z kilkoma wyjątkami. Spoon, do którego podszedł z wyraźną ostrożnością, jakby spodziewając się ataku. Yusuf przy którym zatrzymał się nieco dłużej. Choć jego mimika tego nie pokazywała, to w oczach i w postawie ciała miał coś takiego, co kazało wszystkim pomyśleć, że właśnie tego wampira otacza wyjątkowym szacunkiem.

Widocznie tak precyzyjne rozpoznanie rytuału zrobiło na nim wrażenie.

Tony, który na zbliżającą się dłoń odpowiedział sykiem również zmusił kapłana do cofnięcia się.

Gdy wszyscy byli wolni kapłan przeniósł się na kraniec pokoju. Ignorował ich pytania. Ignorował to co mówili między sobą. On miał swoje zadanie, które musiał wypełnić.

Znów do ręki wziął kielich. Był on już pusty, ale mężczyzna w czerwonej szacie i tak wycierał jego wnętrze jedwabną chustką. Czekał, aż wszyscy oswoją się ze swoimi ciałami. Człowiek, który śpi całą dobę ma w pierwszej chwili problem z kontrolą swojego ciała. Jest to dość powszechne. Z wampirami jest inaczej. Jedne natychmiast dochodzą do siebie dzięki nieludzkiej bestii, która napędza je niczym węgiel wrzucony do pieca. Inne, choć ich dłonie potrafią normalnie wyginać stalowe pręty w kilka minut po wybudzeniu nie są w stanie zerwać prostych więzów.

Sir Qwerty widział jak kielich pulsował czerwono-fioletową aurą przeplataną na przemian czarnymi i srebrnymi żyłami.

Kapłan podszedł jeszcze na moment do Yusufa i szepnął:
- Wybacz panie, jedynie taką imitację Mitreum byliśmy w stanie przygotować.

Rzeczywiście w pomieszczeniu pod ścianami był… gruz. Różnej wielkości kawałki ścian. Niektóre pokryte jakimiś rysunkami. Inne gładkie. Najmniejsze mieściłyby się w dłoni. Największy był wielkości pełnowymiarowych drzwi i opierał się w rogu. Wszystkie te elementy zupełnie nie pasowały do surowych szarych ścian pomieszczenia i wielkiej lampy na środku.

W końcu wysoki kapłan w czerwonej szacie otworzył szerokie dwuskrzydłowe drzwi prowadzące do kolejnego pomieszczenia. Sam nie czekając na pozostałych poszedł w jego głąb.

Pomieszczenie to nie miało już znamion sali operacyjnej. Było częściowo spowite mrokiem. W rogach pomieszczenia znajdowały się małe lampki, które świeciły przede wszystkim na sufit.

Samo pomieszczenie było kompletnie pozbawione mebli. Było na planie kwadratu o wymiarach jakichś pięć na pięć metrów. Na środku, na podłodze leżeli i siedzieli ludzie.

Z lewej strony dwie osoby w grubych brązowych płaszczach. Ciężko było określić ich płeć. Spały, lub leżały nieprzytomne. Tylko one nie były w więzach.

Na środku pomieszczenia siedzieli związani plecami do siebie dwaj mężczyźni. Obaj identycznie ubrani. W błękitne robocze kombinezony i trampki. Obydwaj byli zakneblowani. Ten siedzący twarzą do drzwi otworzył szeroko oczy widząc przed sobą grupę sześciorga nagich osób na tle pomieszczenia oświetlonego ogromną lampą.

Podobnie dziewczyna z prawej strony. Również ona miała związane ręce za plecami i nogi w kostkach. O jej plecy opierała się druga przygotowana w taki sam sposób dziewczyna. Obie były ubrane elegancko. Jedna miała nawet na nodze but na obcasie. Tylko jeden, co mogło świadczyć, że nie do końca znalazła się w tym miejscu jako wolontariusz. Na grupę wampirów patrzyła dziewczyna o krótko obciętych rudych włosach. Za jej plecami widać było burzę blond loków. Obydwie pojękiwała, gdy kapłan obszedł je i stanął z drugiej strony pomieszczenia. Rozłożył dłonie w geście szczodrego gospodarza. W jednej z dłoni nadal dzierżył kielich.

- Zapraszam na kolację. Wiem, że musicie się nasycić, nalegam jednak, żebyście nie zabijali tych ludzi. Będzie to… - chwilę szukał odpowiedniego słowa - niepotrzebny kłopot.

- Po wszystkim w kolejnym pomieszczeniu możecie się obmyć. Tam będę na was czekać. Smacznego.

Mówił po angielsku. Niczym wykształcony człowiek. A jednak w jego głosie było coś, co niemal wszyscy poza Navaho rozpoznali jako akcent “z jakiejś kolonii”. Gdy zamknęły się za nimi drzwi pozostali sami z szóstką ludzi.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 29-09-2020, 20:57   #9
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Yusuf zbył przeprosiny czarnoskórego kierownika rytuału delikatnym wzruszeniem ramion, jakby mówił "nic się nie stało, bywałem w gorszych miejscach" i ruszył za nim spokojnym krokiem. Już przed otworzeniem drzwi wyczuwał kryjące się za nimi ciała i słodki, słodki zapach życia, który wołał wręcz "bierz mnie". Z trudem powstrzymał się przed zaspokojeniem swojej żądzy. Wiedział że jeśli teraz ulegnie będzie pił i pił, póki jego martwe ciało nie pęknie.

Skupił się na słowach gospodarza

-... nalegam jednak, żebyście nie zabijali tych ludzi. Będzie to… - chwilę szukał odpowiedniego słowa - niepotrzebny kłopot.

- Po wszystkim w kolejnym pomieszczeniu możecie się obmyć. Tam będę na was czekać. Smacznego.

Yusuf powolnym krokiem obszedł pomieszczenie, jakby mierzył wszystkie znajdujące się tam istoty. Ci którzy byli związani ewidentnie nie byli tutaj z własnej woli, natomiast ci w brązowych płaszczach... Śmiertelni członkowie kultu Mitry? W każdym razie zdawali się być tutaj z własnej nieprzymuszonej woli. Nie żeby czuł duży opór przed piciem z niechętnych. Tak jak roślina potrzebowała wody, jak pszczoła nektaru, jak ptak powietrza, tak on potrzebował krwi. Nie było jednak powodu by być przy tym źle wychowanym. Jeśli ktoś przyszedł tutaj z własnej woli, gestem strasznej nieuprzejmości byłoby nie skorzystanie z dobrowolnie ofiarowanych darów.

Liczył tylko na to że jego... Współbratymcy wykażą wstrzemięźliwość. Nie chciałby nikogo sądzić tuż po przebudzeniu, źle działało to na apetyt.

- Nie obawiajcie się. - powiedział tonem z jakim ojciec mógłby zwracać się do swoich dzieci - Żadnemu z was nie stanie się krzywda. - i w zasadzie natychmiast zadając kłam własnym słowom, wessał się w tętnicę okutanej w brązowy płaszcz postaci.

Kochał ten moment. Nienawidził go. Słodki smak życia rozlewający się w jego gardle brzmiał jak opera, jak harmonia niebiańskich dźwięków, obiecujących szczęście. Ale wiedział że był to fałsz, fałsz gotowy strącić go w czeluście grzechu, bo narkotyk jakim była Vitae uzależniał, wykrzywiał, demonizował.

Musiał być czysty, bo tylko tak mógł służyć jako przykład dla innych. Wyrzekanie się potrzeb ciała było najdoskonalszą metodą temperowania swej duszy. O ile wciąż ją miał. A to oznaczało wstrzemięźliwość i ciągłą walkę z Bestią. Ciągłe negocjacje między tym za kogo się uważał, tym kim był naprawdę i tym kim stać się mógł gdyby zatracił się w Głodzie.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 29-09-2020, 22:53   #10
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
„Mitreum” super pomyślał Spoon na odpowiedź hmn współtowarzysza? Tak... to chyba dobre określenie. Jak jeszcze skojarzy co to jest to będzie w ogóle „cudownie”.

Głupie, porąbane wampirze rytuały! Co go podkusiło żeby brać udział w takim syfie?

Siłował się z pamięciom ale miał w niej dziury… Właściwie to nie pamiętał prawie nic. Może jak coś zje… Wspomnienia wrócą.

Okey… po chwili usłyszał nowe informacje. Szpital, kostnica. To rozumiał, normalne słowa. Wybudzanie więc spał… Tylko czemu ten gość pytał o rok, to było idiotyczne pytanie był rok… Bloody Hell… Jaki był rok? Nie pamiętał.

I misja jaka misja? Mitra. Tylko to jedno słowo. Musiał mieć jakiś cholernie dobry powód że tu był. Szkoda tylko że nie wie jaki.

I… Wyczuł niepewność kapłana kiedy do niego podszedł. To znaczyło że było to "coś" co potencjalnie mógł zjeść.

-Szybciej. – ponaglił czarnego obnażając przy tym kły. Czuł się potwornie źle ale taka mała rzecz jak jego śmieszny mały strach… cieszyła.

W końcu powoli usiadł i osłonił oczy ręką. Światło raziło go dalej ale jak usłyszał, że to jakiś „rytuał”. Jakaś tam magia to postanowił się zamknąć, bo trudno powiedzieć czy wszyscy nie padną znowu trupem jak ten czarny coś przekręci.

W wolnej chwili mrużąc oczy przyjrzał się będącej z nimi nagiej kobiecie. Znał ją… Była piękna… Jej ciało było jak ucieleśnienie sztuki. A on… lubił sztukę. Naprawdę.

Ale te cholerne zawroty głowy były przykre i zdecydował się na zamknięcie oczu i przeczekanie.

W końcu usłyszał że kapłan otworzył drzwi kolejnego pomieszczenia. Wstał bez wahania.

-To światło to ci zapamiętam. – warknął do czarnego gdy go minął i… Stanął jak wryty patrząc na sale wypełnioną zwianymi ludźmi.

No trafił do wampirzego delikatesu! Uśmiechnął się szeroko! Szybko szukając ofiary. Głód szarpał mu trzewia widząc tyle możliwości. Ale powstrzymał się… jeszcze chwilę. Ofiara musiała być wyjątkowo, bo… miał naprawdę parszywe przebudzenia… Szybko przeszukiwał ludzi i… Bingo. Dostrzegł jasne włosy. Blondyneczka. Pobiegł w jej stronę zapominając o całym bożym, czy raczej nie bożym świecie.


-Możesz krzyczeć, bo będzie bolało. – powiedział do dziewczyny pokazując jej w uśmiechu długie wampirze kły na sekundę zanim wgryzł się w jej szyje. Chciał poczuć czysty silny ludzki strach, silną emocję, a ona… ONA przecież już nic nikomu nie powie.

I krew popłynęła szerokim strumieniem przez jego gardło. To było takie cudowne. Pił, pił… Nogi się pod nim prawie ugięły. Ta adrenalina. To… To było takie piękne… Jego ciało przechodziły dreszcze czystego, płynnego szczęścia. Był teraz jak pustynia a ona była życiodajną rzeka. Kobieta szarpała się czuł jej strach, jej walkę. Ale słabła. Czuł jak więdnie jak jej serce bije coraz słabiej. Kiedy stanęło. Skończył. Wyciągnął kły i przesunął językiem po ranie by ją zapieczętować. W końcu odchylił głowę do tyłu. Czując jak nowa krew krąży w jego ciele, jak spływa jak go wzmacnia. To była cudowna magiczna chwila która była tylko jego.

-Dobra skończyłem. – poinformował resztę nie zaszczycając trupa kolejnym spojrzeniem. Ruszył do następnego pomieszczenia. Był spokojny, szczęśliwy, pełny, ba prawie pijany ze szczęścia.

Teraz był gotów doprowadzić się do porządku jak na cywilizowanego człowieka przystało.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 29-09-2020 o 23:00.
Rot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172