|
Sesje RPG - Horror i Świat Mroku Zmierzch rozlewa atrament rodząc upiorny nocny pejzaż, a wszelki cień staje schronieniem dla przeróżnych stworzeń nocy. Wielkie miasta drzemią, nieświadome mrocznych sekretów skrytych w ich labiryntowych zakamarkach. Ciche i odludne tereny stają się repozytorium przedwiecznych tajemnic i azylem dla niepojętych koszmarów. Zajrzyj za zasłonę, wkrocz w cień spoczywający między wymiarami, odkryj co spoczywa w ciemnych zakątkach świata. |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-10-2021, 20:47 | #11 |
Moderator Reputacja: 1 | Spotkanie z zespołem było ważnym wydarzeniem, nawet jeśli Mervi miała okazję je odbyć po porannych zajęciach, a algorytm układający jej harmonogram aby upchnąć nagła wrzutkę Alana, zasugerował jedzenie na wynos w komunikacji miejskiej – z powodu braku czasu. Spotkanie miało odbyć się w małej salce konferencje, w której czekał już na kobietę Alan. Dziewczyna zauważyła, iż celowo zaprosił ją odrobinę wcześniej niż całą grupę, aby oswoiła się przed zapoznaniem. Wykorzystał ten czas aby opowiedzieć jej więcej o zespole, chociaż dużo rzeczy już Mervi już wiedziała ze skrótu publicznej dokumentacji - zapewne podobne pliki dotyczące niej samej dostali też inni, współpracując z nią. Z tego powodu wiedziała, że niska, chuda blondynka w zbyt dużej koszuli i długiej, czarnej spódnicy do kostek, nosząca o dwa numery za duże ubrania nazywa się Allison i ma prawie czterdzieści lat, chociaż nie było tego po niej widać. Czy to dobre geny, czy może wizerunek, łącznie z niezbyt dobrze zaczesaną fryzurą, wielkie, grubymi okularami świadczącymi o sporej wadzie wzroku, skutecznie zasłaniając większość twarzy, czyniąc Allison jednocześnie niezwykle charakterystyczną, jak i trudną do spamiętania. Może to efekt zdjęcia tego efektu psychosomatycznego, o którym czytała Mervi jeszcze w Europie, tak zwanym płaszczu? Allison przywitała Mervi naprawdę serdecznie, przychodząc o kilka minut wcześniej niż reszta drużyny. Wedle dokumentów, była aktywną feministką oraz socjologiem, przed pracą na pełen etat w Unii, była wykładowcą uniwersyteckim zaangażowanym w kampanie społeczne. Allison była socjologiem i matematykiem, zajmując się modelowaniem trendów społecznych, chociaż doktorat miała z socjologicznego aspektu literatury. Jej zejście z publicznej działalności na rzecz pracy w takich grupach, jak tutaj zbiegało się z datami z jej odejściem z Wieży z Kości Słoniowej. Mervi czuła, iż musiało mieć to wiązek. Kobieta przyniosła kawę, sobie, oraz Mervi, gdyż jak powiedziała, założyła, że Alan znowu zapomniał, a nie dobrego spotkania zespołu bez kawy to nie spotkanie. Ciastek nie skomentowała, tylko postawiła miskę owsianych ciasteczek z płatkami czekolady. Po kilku minutach, w trakcie których Allison chrupała ciastko jak mysz – trzymając je w dwóch dłoniach – a Alan opowiadał o typowej pracy, chociaż po prawdzie, nie powiedział nic konkretnego. Po kilku minutach, do sali weszła pozostała część zespołu, z którym przyjdzie Mervi pracować. Robert był wysokim, chudym mężczyzną, czy raczej chłopkiem. Mervi wiedziała, że był od niej starszy o ledwo cztery lata, a w Unii działał trzeci rok. Alan nie musiał dodawać, iż z Robertem były problemy, chociaż i tak to zasugerował. Nie musiał, gdyż jasno sugerowała to publiczna teczka odnotowując brak posłuszeństwa, niedotrzymywanie terminów, głoszenie teorii anarchistycznych oraz palenie papierosów, co wedle prognoz miało doprowadzić do raka krtani Roberta za dziesięć lat. Ale nie trzeba było czytać tego. Wystarczyło na Roberta spojrzeć. Spodnie czarne, w kant, biała koszula wystająca z nich, rozpięty ostatni guzik, chude oblicze, błękitne oczy, lekko zapadłe policzki, wisiorek na szyki, schowany za koszulą, oraz ogolona czaszka z wyjątkiem cienkiego, luźnego paska blond włosów idącego przez środek głowy. Gdyby był postawiony, byłby krótkim irokezem, a tak wyglądał jak kozacka osełka. Mervi nie mogła doliczyć się uchybień regulaminu stroju w stroju Roberta. Jedno było pewne, Robert był zdolnym programistą, nawet bardzo zdolnym. Następnie wszedł Franklin Yarn, był mężczyzną koło pięćdziesiątki, nosił gruby, wełniany sweter, grafitowy. Dość niski i przysadzisty, siwiał mocno, a jego gęsta, krótka broda była bardziej srebrno-szara niżeli czarna jak reszta włosów na głowie dotkniętych przez spore zakola. Niósł w ręku kubek z kawą i sprawiał wrażenie naprawdę sympatycznego człowieka. Wedle akt, był doświadczonym członkiem Unii. Cała reszta jego kariery była utajona od poziomu uprawnień O3 w górę. Alan mówił, że to właśnie Yarn zajmuje się najbardziej merytorycznym dowodzeniem zespołem, nawet określił go seniorem zespołu. Za nim wszedł ostatni członek zespołu, rozmawiając z Adamem. Nazywał się Alex, wedle publicznych akt był miał doświadczenie wojskowe jako logistyk. Nie wyglądał natomiast na wojskowego. Alex był średniego wzrostu, czarnoskórym mężczyzną o niskim, miłym dla ucha głosie i dobrym, silnym uścisku dłoni. Nosił szarą koszulę, krawat oraz kamizelkę, a w kubku miał herbatę. Alan zaznaczył, iż ma kompetencje aby przejąc dowodzenie nad grupą operacyjną, w razie takiej potrzeby, ale pierwszy w kolejce jest do tego Adam. Gdy wszyscy zasiedli przy stole, Mervi zauważyła, iż Adam spojrzał na ciastka z dezaprobatą. W tym momencie finkę ścisnęło w gardle, jak zrozumiała, iż jeszcze przed chwilą myślała o zjedzeniu ciastka... Na szczęście tego jeszcze nie zrobiła. Alan był jak pluszowy kumpel, ale Adam powodował, że czuła się niepewnie obok niego. Trochę obawiała się wypaść źle w jego oczach, a raczej gorzej niż teraz, a z drugiej strony sama chciała nauczyć się być lepszym technokratą, co mógł zaoferować właśnie Adam, a raczej jego podejście. Być lepszą wersją siebie. Starała się nie rozglądać już, jak wszyscy weszli, a szczególnie nie patrzeć w kierunku Roberta, którego sam wygląd powodował niechęć. On zupełnie nie przejmował się zasadami! Już Adam coś z nim powinien zrobić! Sprawy nie poprawiało, że chłopak zajmował miejsce obok Mervi. I przywodził na myśl znane fince... ...piksele? Adam wciął się Alanowi w początek zdania. - Nie przedłużając, mam nadzieję, że wszyscy przestudiowali publiczne teczki zespołu. Mervi, możesz teraz się przedstawić i dopowiedzieć istotne informacje, które chcesz podkreślić. Mervi nie chciała zabierać głosu, w ogóle się ujawniać, a musiała. Adam tego wymagał finka chciała wypaść jak najlepiej... a jednak żołądek podchodził jej pod gardło i ledwo zmusiła się do wydobycia z siebie słów, które były niestety słabsze niż by chciała. - Mervi Laajarinne. - czuła pulsowanie w głowie z każdym wydanym dźwiękiem - Przyleciałam z Finlandii przed miesiącem. Obowiązki w Unii dzielę ze studiowaniem na Architekturze w Yale. - nie była w stanie patrzeć na nikogo, jedynie w duchu modliła się o koniec tej sytuacji. Pod stołem ściskała nadgarstek, czasem nawet do poczerwienienia skóry. Chciała jak najpewniej utrzymać głos w ryzach. Co powinna więcej powiedzieć? Mój Eidolon potrafi uszkadzać automaty z napojami? - Dlaczego akurat architektura? - zapytał Robert z błyskiem w oku - podobno jesteś dość dobra w komputery. Czy on naprawdę nie wiedział, że tym pytaniem prowokuje dalszy ciąg tortur? A może dokładnie wiedział i go to bawiło? - Bo to ją zaczęłam studiować przed... - zamilkła nie będąc pewna jak określić początek swojej drogi bez mówienia o pikselach zamiast gwiazd - ...przed poznaniem Unii. Wcześniej nie myślałam o informatyce. - No dobrze - Robert powiedział serdecznie, z dziwną dozą dociekliwości - ale przecież to można zmienić. Przyjechałaś do nas, szkolenie obejmuje szereg dostosowań, więc dlaczego architektura pozostała? - Wolę doprowadzić do końca rozpoczęte sprawy, nie rzucać ich, bo się znudziłam, szczególnie jak to sprawy, mogące przyczynić się do poprawy bezpieczeństwa budowlanego. - Mervi spojrzała w oczy Roberta, jakby mu groziła. Zamilcz, idioto. - Czyli - Robert przekrzywił głowę - to była twoja decyzja. Fajnie - dodał pokazując, że nie ma więcej pytań. - Roberta już poznałaś - Alan uśmiechnął się - zajmuje się głównie walidacją… wszystkiego. Planów, procedur, zaopatrzenia. Szuka dziury w całym, a potem działa z nami dalej. Nic nie pominąłem? Robert pokiwał głową przecząco. Adam bez ogródek zarządził dalsze przedstawienia się. - To zacznę - Alex powiedział powoli - jeśli nie czytałaś moich akt, to za dużo tam nie ma. Generalnie robię tu prawie wszystko, chociaż większość softu zostawiam reszcie, skupiając się już na gotowych danych i dostarczaniu ich operatorom. Masz do mnie jakieś pytania? - Często twoje obowiązki są, i w jakim stopniu, militarne? Tylko logiostycznie? - W razie potrzeby posiadam uprawnienia przejęcia dowodzenia nad członem operatorskim, odpowiadam też za dobór uzbrojenia dodatkowego i wsparcia militarnego jeśli wpłynie do nas taka prośba. Po Adamie odpowiadam również za nasze bezpieczeństwo jeśli działamy z terenu. Czyli - Alex zastanowił się chwilę - jeśli musielibyśmy działać z wozu transmisycumnego i dostalibyśmy dwóch operatorów do naszej obrony, to bezpośrednio dowodzi nimi Adam lub ja. - A takie akcje są częste? - Mervi wyraźnie była zaintrygowana, bynajmniej nie sprawiała wrażenia wystraszonej czy zaniepokojonej. Nawet jakby zapomniała o tremie. - Na szczęście nie - Alex zakończył lekkim uśmiechem. Następnie przyszła pora na Franklina, który dopijał kawę. - Nie pijesz? - rzucł do Mervi wskazując na jej kubek przyniesiony przez Alison - ja zajmuję się głównie stroną techniczną, ale po prawie to wszystkim co się da. W Unii jestem już zbyt długo, więc teraz pomagam okrzepnąć takim dzieciakom jak ty, lepiej ja niż wojskowi - mrugnął okiem i zaśmiał się… i Alex odwzajemnił ten śmiech. Widać nie było między nimi problemów. Mervi schowała swój nerwowy uśmiech za kubkiem z kawą, która już tak gorąca nie była. Wzięła niewielki łyk, bardziej z grzeczności niż chęci, jednocześnie wykorzystując chwilę, aby zobaczyć reakcję Adama na ten żarcik. Technokrata pozostawał niewzruszony, widząc chwilę spokoju, wzrokiem popędził Alisson do przedstawienia się. Kobieta westchnęła pod nosem pod ciężarem spojrzenia agenta. - Modele zachowań, wpływu społecznego, wsparcie kulturoznawcze to moje koniki, jak widać po aktach - powiedziała cicho. - A to wszystko... dużo daje w pracy? - zapytała kobiety, chyba ponownie szukając bezpieczeństwa poprzez unikanie wchodzenia w kontakt wzrokowy. Alison bezgłośnie pokiwała głową energicznie. Adam wstał od stołu, z wyraźnym szuraniem krzesła. - Zbiórka za pół godziny i dwie minuty - powiedział i wyszedł jakby stwierdzając, iż część spotkania, która mogłaby go interesować, definitywnie minęła. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy wyszedł, po ciastka sięgnął Robert, Alan, Alisson, a po nich i zachęcony Franklin. Mervi nie wiedziała co myśleć o nagłym zachowaniu grupy, za której przykładem tylko Alex nie poszedł. Finka jedynie utkwiła spojrzenie w stole przed sobą, nie chcąc myśleć o ciastkach. I o zgromadzeniu. - Mervi - Alan powiedział ciepło - było dobrze. Widzę, że się nam tu zamykasz - mruknął. - Pewnie nie chce ciastek bo myśli, że Adam ma tu ukryte kamery i zrobi jej zmianę planu diety - wtrącił z wyczuwalną ironią Franklin. - A właśnie - Robert wtrącił - tobie nie suszy głowy o te wypieki? Chłopak zapytał Alison. Ta trochę podniosła głowę i lekko poprawiła okulary oraz włosy odsłaniając odrobinę większy kawałek twarzy. Powiedziała monotonnym głosem, w którym jednak Mervi wyczuwała ironię, nawet nie musząc widzieć lekkiego, ironicznego uśmieszku kobiety. - Próbuje zmienić mi plan żywieniowy. Teraz już nawet nie dostaje zezwoleń na wgląd do badań, progenitorzy mają go chyba też dość… Ale prosił mnie o badania… Ja nie umiem, to mu dziennie podrzucam moją kupę. Lubię myśleć jak idzie na akcje z próbówka lub rozmawia z dyrektorem i jego charakter nie pozwala mu jej wyrzucić. Kobieta zachichotała, czy raczej zachichrała się zachłystując powietrzem, a po chwili zakaszlała. - To może powodować trochę uchybień, naruszać regulamin... - zaryzykowała, nie wiedząc czy lepiej regulaminu bronić, czy towarzystwa. - Rzeczywiście, powinnaś mu o tym przypomnieć - Alex mrugnął okiem - to z nami pracujesz, nie z nim. Alan jest w porządku, ale też nie robi tego samego co my, a Adam zwykle nie ingeruje w naszą pracę, jego rola sprowadza się do pisania raportów, w których stwierdza zupełnie odwrotne rzeczy niż Alan - spojrzał na psychologa - przepraszam Alan, że prosto z mostu, ale dziewczyna musi wiedzieć na czym stoi. Trzeba wiedzieć kto broni twoich pleców, a kto nie - stwierdził odrobinę militarystycznie. Finka spojrzała pytająco na Alana, ale również obdarzyła tym wzrokiem Alexa. - Jak bardzo różne? - zapytała, nie kierując pytania konkretnie do żadnego. - Mamy inne podejście - Alan wyjaśnił łagodnie - przez co często rozmijamy się z oceną wydarzeń. To naturalne - dodał. Mervi nie odpowiedziała, znowu trochę kuląc się w sobie. - Robert... - szepnęła do chłopaka siedzącego obok - Masz źle założoną koszulę. - postarała się delikatnie upomnieć. - Ty też - Robert powiedział naturalnie przegryzając ciastko, a przy okazji wykorzystując początek rozmowy - podoba ci się u nas? Mervi wyraźnie się speszyła i zaniepokoiła swoim strojem, oglądając go jak tylko mogła, widząc to Robert mruknął, że żartował, chcąc uspokoić dziewczynę. Dziewczyna spojrzała z dezaprobatą, ale nie odniosła się. - Jest lepiej niż się spodziewałam. - odparła bez cienia ironii - Ten dynamiczny harmonogram jest niesamowity, pomaga tak to ogarnąć czas i plany! - Trzeba go dostosowywać - Alex odpowiedział Mervi również nie ironizując - AI nim zarządzające jeszcze nie zna się na wszystkim. - Człowiek nie sprawdza tych ustaleń AI? -zapytała zadowolona, że choć Alex ją w tym popiera - I kto w razie co wprowadza zmiany? AI nie jest bezbłędną technologią. - Rodzina algorytmów AI stanowi podstawę Unii - Franklin wyjaśnił dobrotliwie - a już tym bardziej naszych przyjaciół Iteratorów. - Czyli... to AI jest inne niż dostępne dla każdego, tak? - wyraźnie była zaskoczona - Ale jeżeli to podstawa Unii... To jest jak Bóg? Zawsze nieomylne? - zapytała - Znaczy... Nie ma bugów czy hacków na nim nigdy? - Oświecona nauka - Franklin stwierdził bez emocji - nikt nie jest nieomylny, a bogowi w maszynie nie ufam. Ale zaraz znowu wyjdzie, że sieję defetyzm - Yarn uśmiechnął się lekko - jesteś w NWO, komputery nas wspierają, ale nie musisz ich bezkrytycznie słuchać. Od bezkrytycznego podejścia do swojej pracy mamy właśnie iteratorów. - Wątpię by Iterator był zadowolony z twoich słów. - pokręciła głową - Nie wierzę, że są bezkrytyczni, tak by się nie dało niczego osiągnąć, nie nauczysz się bez błędów. W tym momencie Robert zaśmiał się dyskretnie. - Przepraszam - powiedział do Mervi wesoło - poznasz kilka cyborgów i zweryfikujesz swoje zdanie, ok? Mervi zmarszczyła brwi z irytacją. - A co takiego wesołego w tym? Na harmonogram też narzekasz? Przecież AI go generuje. - A kto powiedział, że korzystam - Robert stwierdził beztrosko - jest to opcjonalne. - I wcale tego nie potrzebujesz. - furknęła ironicznie - Tylko trzeba ci przeszkolenia z zakładania koszul. - pstryknęła w guzik niezapięty. Alison w tym czasie pałaszowała ciastko, w podobny jak ostatnio sposób, trzymając je dwoma rękami. Na moment odwróciła wzrok od jedzenia i spojrzała na Roberta, a potem na Mervi, lecz nie skomentowała, wracając do jedzenia. Alan podsumował z uśmiechem. - Widzę, że się polubicie - mruknął trochę beztrosko - pamiętajmy wszyscy, że działamy dla większego dobra. O ile wiem, plan jest taki abyś podczas pierwszych akcji nie pracowała samodzielnie, tylko po kolei z każdym członkiem zespołu, aby poznać co dokładnie robimy, z każdej strony. Zgadza się Franklin? - Tak - mężczyzna przytaknął - generalnie ja będę cię wdrażał, jak masz jakieś pytania techniczne to śmiało. Uprzedzam - podniósł palec groźnie - morduję ludzi matematyką. - Temu mało kto ma odwagę cię pytać - Alex mrugnął okiem. - Spróbuję przeżyć. - spojrzała na kobietę, ignorując Roberta - Czy będzie dużo... em... społecznych spraw? Znaczy... Jestem dość mierna w relacjach międzyludzkich.... - Ehm, mmaduzmo mniejsy - Alison zaczęła odpowiadać Mervi, po czym zorientowała się, że ma usta pełne owsianych ciastek. Minęło kilka dobrych chwil nim je przeżuła, popiła kawą, nie śpiesząc się przy tym kompletnie, a nawet chyba ociągając. W tym czasie zdążył za nią odpowiedź już Alex. - Dużo, ale my nie rozmawiamy z ludźmi. Często z pola proszą nas o akta nauczycieli obiekty, sytuację rodzinną, analizę preferencji seksualnych i tak dalej. Dużo tego typu rzeczy wykonuje się na bazie modeli matematycznych, ale oczywiście, jeśli zauważysz coś, co pominął komputer, tym lepiej. No i trzeba mieć czasem wyczucie strojąc algorytmy i dobierając dane wejściowe. - Och. To dobrze. - odparła z wyraźną ulgą - Chowanie się za monitorem brzmi lepiej, niż rozmowa z człowiekiem. - dodała finka. - Tak - Alisson wreszcie skończyła jedzenie i podsumowała cicho. *** Pokój roboty zespołu wyglądał bardzo sterylnie. Dwa rzędy biurek, pod ścianą, na nich komputery. Po środku wolne miejsce na przejście… i w zasadzie tyle. Na biurkach nie było ozdób, maskotek, ani zbyt wielu charakterystycznych elementów, może z wyjątkiem kubków, misek, talerzy oraz notatek. Na wolnej ścianie, na drugim końcu pokoju względem drzwi, znajdowała się zabazgrolona tablica. Franklin usadził Mervi przy sobie, nie miała jeszcze na tym etapie swego stanowiska. Alan się gdzieś zapodział, chociaż jeszcze przed chwilą był z nimi, wyszedł na telefon. Lukę jego nieobecności wykorzystał Adam, wypełniając szczelnie całe pomieszczenie swoją twardo ociosaną osobowością i stanowczym głosem. - Wszyscy na miejscach, jak widzę. Mervi ten tydzień pracuje z Franklinem, potem kolejne tygodnie będzie przyglądać się pracy innych osób. Osoba z którą aktualnie przebywa Mervi ma obniżone wymagania do 40% wartości znamionowej, macie pozostałe siły przeznaczyć na wdrożenie jej, zadania traktując jako szkoleniowe. Jeśli spojrzycie na główny dashboard, zdjąłem wam z tego powodu większość tematów, przekazując je innym zespołom. Nie przewiduję na czas wdrożenie Mervi ani jednej akcji koordynowanej. Jakieś pytania? Alex miał pytanie. - Co z tym A-115? Mam go wziąć za rogi, ale wymaga O5, nie mogę do dziś doprosić się o grupę specjalną O. - Zajmę się tym – Adam powiedział poważnie – to już ponad tydzień? - Tak. - Dobra – jeśli nikt nie ma dalszych pytań – przeszedł wzrokiem po wszystkich – to idę do administracji ze sprawą Alexa. Jak powiedział, tak robił. Wszyscy zabrali się do pracy na komputerach, w słuchawkach. Wszyscy poza Franklinem, który z uśmiechem odezwał się do Mervi. - Pogadam potem z Adamem aby były to dwa tygodnie na osobę, mam wrażenie, że ciągle do niego nie dociera, że masz jeszcze studia i zwykłe życie., więc nie będziesz z nami cały czas. Umiesz programować?
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. Ostatnio edytowane przez Zell : 07-11-2021 o 14:33. |
07-11-2021, 19:31 | #12 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. Ostatnio edytowane przez Zell : 07-11-2021 o 19:38. |
02-12-2021, 20:34 | #13 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. Ostatnio edytowane przez Zell : 05-12-2021 o 09:38. |
03-01-2022, 20:32 | #14 |
Moderator Reputacja: 1 | Eidolon Mervi musiał mieć jakieś chore poczucie humoru połączone ze złośliwymi zdolnościami przewidywania przyszłości. Jak inaczej mogła wytłumaczyć, że swoją aktywność zaczął tuż po spotkaniu z Alanem, którego jak na złość nie mogła dorwać przez następne dni, aby poprosić o większą dawkę leków… Sny. Wszystko zaczynało się i kończyło w snach. Dziewczyna każdego dnia śniła o czymś, czego nie potrafiła nawet nazwać. Widziała kolory, które po przebudzeniu nawet pamiętała, ale nie potrafiła ich odtworzyć, nie istniało takie widmo światła widzialnego… Było w tym coś fascynującego, umysł potrafił stworzyć zupełnie nowe wrażenie, które nie ma przełożenia na materię, jest nową jakością. Było to też bardzo rozbijające odczucie, jedno z wielu które sprawiały, że poranki Mervi były naprawdę ciężkie. Inne elementy snów nie ułatwiały się jej wzięcia w garść. Dźwięki, schematy maszyn, algorytmy, układy logiczne, miliardy zbyt skomplikowanych równań, pomylona, lecz fascynująco świeża architektura, schematy blokowe problemów, długie łańcuchy białek… Każdego rana czuła się jakby wracała z wycieczki po muzeum szalonej kreatywności. Była zmęczona tym co widziała, przewodnik był równie kopnięty co treść, a sama myśl, aby wyodrębnić pokazywane jej rzeczy z chaosu sprawiała, iż zaczynała ją boleć głowa. Mimo to odruchowo próbowała, czuła jakby mogła naraz chwycić miliard tematów, jakby każdym była zainteresowana, a strzępki wiedzy okraszone pomysłami – niektórymi pochodzącymi ze snów, a niektórymi jej własnymi, zainspirowane treścią marzeń sennych – fascynowały ją. Stawały się natrętnymi myślami. Czuła, iż w konstrukcie nie jest tak uważana. Uwaliła dwa testy na studiach. Mimo, że była na nie przygotowana, to zamiast skupić się na poprawnym opisaniu rodzajów fasad budynków, jej myśli krążyły wokół pomysłów, które mogła realizować… ...gdyby nie harmonogram. Po prostu nie miała kiedy. Programy pisane z Franklinem były nudne i powtarzalne, co prawda starszy technokrata twierdził, iż czasem trafi się ciekawy problem, to akurat miała pecha trafić na to co odpowiadało dziewiętnastu procentom pracy programistycznej Franklina. Tylko raz udało się jej wcielić projekt w życie. Rysunek fasady biblioteki. Dachy i okna, mniej szalone niż we śnie, ale równie odważne, ich kompozycja, łuki, ukosy, a jednak porządek… Owszem, Mervi podobało się swoje dzieło, ale nie uważała go za wybitne. Co innego zainteresowana, starsza profesor, która od razu zapytała dziewczynę, czy myślała już o promotorze. I wtedy zaczęła się zastanawiać, gdzieś w głębi duszy, na ile potrzebuje prochów. A potem przyszło jej pracować z Alexem. Sny były jednocześnie ekscytujące, jak i przerażające. Naprawdę Eidolon mógł tyle spowodować? Ona sama się zadręczała takimi wizjami? Chciała porządku... tylko czemu chaos wyglądał tak nęcąco? Przez takie bzdury zawalila dwa testy! To jak sabotowanie samej siebie! W projektach też to przeszkadzało. Nawet jeżeli porządek pozostawał zachowany, to zawsze było coś... innego. Nieoczekiwanego może? Nie wiedziała co jej nie pasuje w obrazie. Za dużo sztywnych form? Za mało? Nie rozumiała... Musiała zwrócić się po pomoc do Alana. Coś nie... nie działało wedle reguł... Czemu myślała o odstawieniu leków?! *** Na pierwszą pracę z Alexem przyszła zmęczona snem, jaki nie miał litości i tej nocy. Pierwszy dzień z Alexem ustawiony był późno wieczorem, w weekend, i najpewniej przeciągnie się do nocy - tyle dostała informacji. W pokoju w którym pracowali była tylko Alison jedząca jakąś japońską zupę oraz Alex. Gdy tylko Mervi do nich przyszła, czarnoskóry technokrata wstał i uśmiechnął się do niej podając rękę na powitanie. Mervi podeszła podając rękę już w wyuczony sposób. - Reszta ma wolne już, co? - spojrzała po obecnych - Alison, czym zapracowałaś na te godziny? - Powiedzmy, że wolne - Alex powiedział ciepło - harmonogramowanie pracy jest dalej, po tych wszystkich latach, wielką tajemnicą dla mnie. Alison - wyglądał na zaskoczonego, powoli spojrzał na kobietę - kiedy przyszłaś? Alison z wyraźnie wypisanym bólem na twarzy oderwała się od swej zupy. - Cześć. W kuchni za duża szansa na spotkanie peregrynującego progenitora-dietetyka. - A ty nie lubisz trzymać diety, co? - uśmiech Mervi miał coś z nikłej złośliwości, czy przekomarzania. - Muszę przytyć. Nie pozwalają mi - technokratka stwierdziła cicho po czym wróciła do pałaszowania pałeczkami makaronu… nie, teraz łowiła z zupy boczek. Tymczasem Alex wskazał Mervi miejsce przy sobie. W przeciwieństwie do Franklina, wydawał się bardziej energiczny i zdecydowany. - Zrób mi analizę tych danych medycznych, zaraz będziesz mieć wrzucone - powiedział zdecydowanie - potem pogadamy jak znajdziesz tam coś ciekawego. Jakieś sto tysięcy rekordów. - A już myślałam, że anoreksja. - Mervi rzuciła do kobiety i usiadła obok Alexa, słuchając poleceń. - Analizować pod jakimś konkretnym kątem? - Nie, zrobimy ślepy tekst. To co ja wiem może ci zaburzyć rozumowanie. Szukaj interesujących rzeczy. Mervi nie traciła czasu i jak tylko dostała dane zaczęła szukać tych "interesujących rzeczy".. Sprawdzała czy są jakieś wpisane zabiegi przeprowadzone na pacjentach, problemy zdrowotne. Nic ciekawego… zajęło to dużo czasu, lecz Mervi nie znalazła ciekawych korelacji poza anormalnym występowaniem nowotworów, grupa była na tyle dużą, iż odchylenie musiało coś znaczyć. Podobne wyniki uzyskał Alex… który po prostu zebrał wyniki od Mervi, zestawił jej… i wysłał kilka kolejnych zestawów danych dla innych agentów, do analizy, znowu na podobnej zasadzie ślepych testów - a to dane biomedyczne innej grupy, a to dane o przestępczości w szkołach w pewnym rejonie, a to zmiany składu chemicznego… Byłoby dobrze wiedzieć po co te dane są agentom, lecz nie taka była ich praca, oni mieli przeanalizować, odciążyć agentów i dać im bardziej użyteczne informacje na następny dzień. Sam Alex wyglądał na zadowolonego z takiego trybu pracy. Mervi spojrzała niepewnie na Alexa. - Czy dobrze rozumiem... Nie powinnam się interesować po co te dane? - zwróciła wzrok na ekran - Zakładam, że może chcą... - zamilkła nie wiedząc czy może nad tym się zastanawiać. - Niektóre sprawy są dostępne nawet na twoim poziomie - Alex powiedział pewnie i zdecydowanie, do takiej postawy bardziej by jej pasował zimny, profesjonalny ton głosu, lecz głos czarnoskórego technokraty był miły i ciepły, a on sam nawet delikatnie uśmiechnął się - po prostu nie ma to sensu. Algorytmy wyliczają do takiej obsługi sprawy w których kontekst nie jest nam potrzebny. Czasem jest też on dziurawy, wyobraź sobie pojedynczego agenta pracującego nad jakąś sprawą… Nie ma czasu na raporty, do centrali odzywa się sporadycznie, może nie dosypia nawet, ułatwiamy im robotę. To jest najefektywniejszy sposób działania dla części wypadków, zaznajomienie się z każdą sprawą sprawiłoby, że bylibyśmy mniej produktywni, a nie poprawiłoby to jakości analizy. - Czy sprawdzamy tak czy to promieniowanie z satelit, nie uszkodziło kogoś? - Zaraz sprawdzę - Alex spojrzał na ekran - no masz, tu te dane medyczne, dostęp od O1, agent bada skażenie środowiska w rejonie. Pewnie ta grupa osób to mogą być drwale, pracownicy tartaku czy może fabryki? Tego już nie uzupełnił… No ale widzisz, taka fucha. - Ale pożyteczna, masom tak można pomóc, prewencja czy znaleźć kogoś z nielegalnym składem odpadów promieniotwórczych. - Masz rację - Alex stwierdził poważnie - wracajmy do pracy. Finka wzięła się do pracy, która była w sumie... monotonna. Początkowo Mervi to nie przeszkadzało, przynajmniej dawało stabilność działania. Pewnie gdyby miała silniejszą dawkę leków mogłaby lepiej to znosić, ale i tak starała się uczepić tej stabilności i nie wypaść myślami z zadania... tylko fantazja i ciekawość przeszkadzały. - Może w klasie chemii jest wejście do magazynu, w którym grupa terrorystyczna produkuje broń atomową? - wyrwało jej się - Agenci wejdą w trakcie jakiejś lekcji chemii… - Może - Alex przytaknął grzecznie pracując skupiony, najwidoczniej nie było to w jego typie humoru, ale był grzeczny aby Mervi nie strofować. Sam po dłużej chwili podezwał się w zupełnie innej sprawie. - Zmieniłem ci harmonogram, góra klepnęła - powiedział z wojskowym stylu, bo nawet Mervi nie zapytał o zdanie - wyśpij się jutro, bądź wypoczęta. Zrobię ci szkolenie i pogląd podstawowej broni i gadżetów - dodał poważnie. - Możesz tak po prostu zmieniać czyiś harmonogram? - zapytała zaskoczona. - Na potrzeby szkoleniowe, i kilka innych przypadków - Alex odpowiedział rzeczowo. - I tak łatwo to przyklepują? - dziwnie się czuła, gdy jej ktoś ot tak ustalał życie, ale to przecież szkolenie, a Alex ma i tak wyższe uprawnienia, czyli jakby... jest mu podległa. - Zwykle nie - Alex odparł, a widząc niepokoje dziewczyny, zreflektował się - słuchaj Mervi, nie zabrałem ci czasu. To zamiast roboty. Widzisz, uważam, że wadą szkolenia zaplecza Unii jest brak realnego obycia z narzędziami operatorów polowych. Temu chcę ci pokazać abyś sama mogła podotykać gnatów i innego sprzętu, potem łatwiej ci się zapamięta z której strony zamek ma jaki karabin, a takie szczegóły przydają się gdy wspierasz kogoś na żywo. - Czyli też nauczę się strzelać? - zapytała żywiej. - Nie sądzę, że nauczysz się strzelać, to za mało, dalej nie trafisz niczego w stresie - przyznał szczerze - ale łatwiej zapamiętasz co jest czym jak poznasz, jak kopie i tak dalej. - Umiem działać w stresie... - mruknęła, chyba z fochem. Alex uśmiechnął się… zupełnie szczerze. I w sposób kumplowski klepnął Mervi w plecy, trochę za mocno nawet. - Tak, tak, macho jesteś - powiedział weselej - nie umiesz, nikt nie umie jeśli tego nie przeżył. Nie ma co się dąsać. Chodź, mamy jeszcze trochę rzeczy do roboty, może prędzej skończymy dziś. Westchnęła z niknącym fochem. - Jasne... - spojrzała w ekran - Ale i tak zobaczysz… *** Mervi czuła się dziwnie gdy zjeżdżała wraz z Alexem jeszce jedno piętro niżej i wchodziła do pomieszczenia z wyższym stopień uprawnień specjalnych. Dostała w recepcji legitymację gościa, z podanym Alexem jako opiekunem. Fizyczna karta dostępu była miłym, tradycyjnym gestem od wszechobecnej identyfikacji uprawień na podstawie skanowania twarzy, tęczówki oraz wyciągania informacji z chipa w skórze Mervi.Znaleźli się z Alexem w sterylnym zestawie pomieszczeń – małej szatni, sali szkoleniowej wraz z nartnikiem, zbrojowni oraz strzelnicy. Tutaj najwidoczniej odbywały się szkolenia, planowania oraz odprawy agentów polowych, raczej grup po kilka osób, nie więcej. Teraz mieli to na własność. - Strzelałaś kiedyś? - Alex zapytał Mervi odblokowując elektryczne zamki z szaf, i wyjmując kilka sztuk broni konwencjonalnej, pistoletów, strzelb, karabinów. - Nie. - odpowiedziała, w tym momencie czując się nudna.... - Często tu jesteś? - rozglądała się z ciekawością. - Nie - Alex odpowiedział szczerze - pisana jest mi robota przy biurku. Mam PTSD na sterydach - powiedział kompletnie nie kryjąc się z tym - w normalnym funkcjonowaniu mi to nie przeszkadza, jest uśpione, chociaż Alan woli mówić wyleczone. Ale w razie jakiejś zadymy mogą być kłopoty. Temu zmieniłem profil pracy - powiedział szukając amunicji. - Och. - przysunęła się do Alexa patrząc z zainteresowaniem na jego poszukiwania - To brałeś udział w akcjach? - Tak - Alex potwierdził - zaczniemy od broni bez amunicji, weź tego glocka - podał Mervi pistolet. Mervi wykonała polecenie. Nie chciała drążyć tematu i męczyć tak Alexa. Biedny... - Co teraz? - zaczęła oglądać pistolet. - Na razie nic - Alex stwierdził szczerze - przymierz, zobacz ile waży, jak jest ciężki, jakbyś mierzyła… Chcę abyś zawsze to miała w głowie, aby któryś chłopak nie dostał kurwicy po złotej radzie z centrali, aby wystawił pistolet nad głową i strzelał - powiedział spokojnie… ale chyba żartował, nie był w tym atak do Mervi… raczej wspomnienia. Chyba ktoś faktycznie kiedyś tak zasugerował agentowi. - Wiem, że to ma odrzut, ale to tyle. - ważyła w dłoniach - Choć strzał znad głowy to chyba takie filmowe? Nie wiem, tylko zgaduję, nie oglądałam filmów akcji… - Ciężkie i tak, i jak to chwycić, wymierzyć - Alex powiedział - na razie dam ci na sucho każdą broń, potem postrzelamy i pokażę obsługę. To było coś bardziej zajmującego od analizy, jaką wczoraj robili. Mervi czuła się dziwnie podekscytowana. To musiał być efekt uboczny mniejszej dawki leków. Niemniej mogła się "pobawić" różnymi typami broni, nawet jak karabiny szturmowe. Alex pokazywał jej odpowiednie postawy, uczył każdą broń trzymać... i finka była wniebowzięta, choć na zewnątrz widać było po prostu silne skupienie. Alex nie pozwalał Mervi rozpraszać się, potrafił pozarywać, lecz gdy trzeba było powagi, natychmiast zdecydowanie, lecz nie obcesowo ucinał luźniejsze pogadanki dbając o skupienie swej kursantki. W trakcie zapoznania z bronią, od razu przekazywał jej podstawowe informacje dotyczące bezpieczeństwa. Mervi nawet nie zorientowała się kiedy Alex płynnie przeszedł do nauki przeładowania, omawiania usterek połączonej z ogólnym przeglądem typów amunicji oraz jakie uszkodzenia czynią. Dodatkowo miała przesłane kursy do swojej bazy danych, lecz Alex twierdził, że może raz jeszcze przeczyta w domu dla utrwalenia, i to wystarczy. Uwagę dziewczyny zwróciły rzeczy dla niej nieoczywiste. Amunicja większego kalibru, a już szczególnie twardsza, cechowała się większą przemijalnością osłon, zdolnością obalającą przy utknięciu w ciele – tutaj Alex omawiając z Mervi ciężką strzelbę opowiadał o polowaniach na słonie i przyrównał je do walki z Obcymi – ale w przypadku ludzkich celów, trafnie w tkanki miękkie było mniej groźne. Taki pocisk przelatywał na wylot, nie rozpadając się w środku, tworząc przez ciało dren, zamiast poszatkować organy wokół. Wspomniał też, że rany wylotowe niemal zawsze są większe od wlotowych, w każdej broni. Po tym przyszła pora na strzelanie. Technokrata asystował Mervi. Od razu widać było, że nie chciał jej nauczyć strzelać. Stosunkowo mało mówił jej jak celować. Chciał aby postrzelała i zapoznała się z dużym garniturem uzbrojenia, a nie została strzelem – to była znacząca różnica. Gdy czas przyszedł na większy kaliber, Alex asystował Mervi z uwagą, ciało w ciało, dbają aby drobna finka nie zrobiła sobie krzywdy. Z rewolweru dużego kalibru nie pozwolił jej strzelać, gdyż jak twierdził, przy jej wadze i sile nadgarstków jest to fatalny pomysł. A finka cały czas była niemo zachwycona. - Masz jakieś rady czego na pewno nie mówić agentom? Prócz strzału znad głowy. - gdzieś w tle żałowała, że nie będzie walki w jej pracy... - To była anegdota. Jesteś inteligentna, po to masz się z tym wszystkim obcykać aby gdy przyjdzie gorąca sytuacja przywoła wspomnienia, nie suche fakty, ale mówić ktoś, kto dany sprzęt widział, używał. To pomaga. No i koryguje błędy w podręcznikach. - Uhm... - Mervi westchnęła - Jest jakakolwiek szansa, abyś choć ciutes mnie pouczył z Glocka strzelać, czy to poza tym, o czym mogę myśleć? W końcu może być kiedyś zbieranie informacji w terenie, a tam różne rzeczy mogą się zdarzyć... - Jeśli dostaniesz skierowanie do takiej pracy to Unia zapewni Ci wiele bardziej kompletne szkolenie niż kilka godzin ze mną - Alex przyznał pewnie co do procedur - jeszcze trochę nam zostało, potem trzeba posprzątać i mamy jeszcze coś - zaczął tajemniczo. Początkowy xawód przerodził się w zaciekawienie. - Co po sprzątaniu? - zapytała. - Wykład, a potem przegląd nieco mniej typowego sprzętu wykorzystywanego przez agentów. - Ty będziesz ten wykład prowadził? - No tak, mamy tutaj salę szkoleniową, wejdę na komputer, wrzucę slajdy, weźmiemy karton modeli i replik - widząc minę Mervi dodał - prawdziwe też są, ale niektóre to tylko dokładne modele, na potrzeby szkoleniowe, często wytrzymalsze od prawdziwych. - Czy te gadżety też mają coś wspólnego z Oświeconą Nauką? Alex uśmiechnął się lekko. - A jak myślisz. - Będę mogła któreś na żywo pomacać? - zapytała podekscytowana. - Mam nadzieję, że mowa dalej o sprzęcie - Alex szturchnął Mervi po żołniersku i gdy skończyli strzelać, poprosił o pomoc w sprzątaniu sprzętu, od razu rzucając uwagi o przechowywaniu i konserwacji broni. W sali szkoleniowej kobieta musiała chwilę poczekać na technokratę, gdy wrócił z plastikowym pudłem sprzętu, które odstawił na biurku obok siebie, i zaczął przygotowywać prezentację na komputerze. *** Mervi wydawała się trochę niezręcznie czuć, po żarcie z pomacaniem, ale dopiero, gdy Alex zaczął prezentację przygotowywać (oczywiście z finką zaglądającą mu przez ramię) postanowiła powiedzieć co jej na sercu leży. - Przepraszam Alex... Nie myślałam wtedy... Że moja wypowiedź będzie niestosowna... Alex podniósł otwartą dłoń pokazując aby skończyła. Ciężko nabrał powietrza. - Nie Mervi, w porządku - technokrata powiedział patrząc na nią uważnie - moja wina, przepraszam. Nie powinienem podłapywać żartu jeśli cię to krępuje. Mam po prostu taki styl, z wojska, kontakt fizyczny, żarty w przerwach między prawdziwą robotą. Tak się odreagowuje. Przepraszam, nie każdy musi czuć się z tym komfortowo - kiwnął głową. - Nie chcę po prostu, abyś przez moje... niedoświadczenie w relacjach odczytał moje słowa na opak... - Spokojnie, jest ok - Alex przytaknął Mervi - zajmij miejsce, zaraz zaczniemy. Mervi skinęła głową, czując ulgę. Usiadła na miejscu, oczekując w milczeniu. Pierwsza część prezentacji Alexa była dość nudna, Mervi zdecydowanie bardziej wolała techniczną dokumentację od pokazu slajdów dotyczącego podsłuchów, apteczek. Nawet omówienie standardowego blastera laserowego oraz plazmowego, z ich replikami w ręce nie było niczym fascynującym. Sprzęt do programowania neurolingwistycznego znała lepiej niż ten w prezentacji… …do czasu do Alex przeszedł do prezentacji na temat implantów. Te podzielił na dwie grupy, modyfikacji i wszczepy biologiczne, których modele pozostawały wiele do życzenia, ale za to opisy… były obrzydliwe i ciekawe. Modyfikacje genomu agentów, dodatkowe narządy, gruczoły, zmiany w układzie nerwowym pozwalające sterować fizjologią na poziomie komórkowym, samo-uwalniające się torbiele z syntezowanymi na bieżąco w środku środkami przeciwbólowymi i regenerującymi, lepsze mięśnie, zwiększona gęstość kości na potrzeby podróży kosmicznych aby zapobiegać odwapnieniu przy niedoborze suplementów, tabletki odcinające emocje… A potem omawiał wszczepy elektroniczne, interface mózg-komputer, wszczepy w gałkach ocznych jako zamienniki HUD w okularach, metalowe kończony, wyściełane grafikiem stawy, nanoboty w szpiku, zamienniki nerek syntezujące dodatkowe związki, cyfrowe bębenki pozwalające usłyszeć bicie serca za ścianą, metalowe pazury wysuwane z dłoni… było tego całkiem sporo. Przedstawienie sprzętu zrobiło na fince mocne wrażenie. Biologiczne mimo swojej... paskudności były naprawdę fascynujące, czego nie kryła, ale to wszczepy czy protezy lub inne mechaniczne ulepszenia uruchomiły w niej pokłady miłości. Musi zyskać takie ulepszenia! - To niesamowite... - szepnęła z zachwytem - Takie wsparcie... My też możemy to dostać? Przecież interface mózg-komputer bardzo usprawniłby wyszukiwanie danych, czas by się oszczędzało! Może i storage pamięci? Iteratorzy mają naprawdę dużą inwencję! Wydawało się Mervi, że mina Alexa na moment stężała. Na ułamek sekundy, jakby Mervi przypomniała mu o czymś bolesnym. Może jej się tylko wydawało? Po chwili nic takiego nie dostrzegała na jego obliczu. Technokrata cicho wypuścił powietrze, z pewnym ciężarem zrezygnowania. - Kompletnie nie masz pojęcia o czym mówisz - powiedział bez pretensji, lecz wyczuwalną siłą w głosie - o ile co do organów masz rację, protetyka to jest przyszłość, tak samo jak poprawki zmysłów, leczenie… To przy mózgu robią się problemy. Przerwał aktualną prezentację, przed przejściem omówienia opancerzenia oraz standardowych cyborgów. Widać uważał, że na implantacje trzeba Mervi poświęcić kilka chwil. - Powiedz mi, poświęciłabyś zdolność odczuwania przyjemności ze swojego hobby w zamian za 25% szybsze procesowanie wzorców obrazowych? Zmiana w Alexie naprawdę wybiła Mervi z radosnych myśli. Czy zrobiła coś źle? - Ale... Moje hobby to są komputery, więc... to jakby mieć szybsze hobby? Chyba, że o czymś innym mówisz? - Wtedy nie byłoby to twoje hobby - Alex stwierdził powoli dając Mervi przetrawić informacje - nie dawałoby przyjemności. Albo inny implant - technokrata wydawał się dziwnie zaznajomiony z tematyką jak na to czym się zajmował - można poprawić czas reakcji. Odbywa się to przy cyfrowej implantacji i wycięciu części dróg nerwowych, czego typowymi skutkami ubocznymi są stany depresyjne w postaci krótkotrwałych napadów, z tego powodu razem z tą implantacją montuje się dodatkowy syntezator dopaminy nad jedną z nerek. Albo inne, pełnowymiarowy interface mózg-komputer z agregacją wspomnień skutkuje pogorszeniem pamięci długotrwałej. To jest oczywiste, użytkownik przestaje ją ćwiczyć aby korzystać z cyfrowych backupów. Pytanie tylko wtedy na ile jesteś to ty, gdy już do danych nie ma dostępu albo ktoś z naszych wrogów je zmienił. Część pacjentów uzyskuje też 47% - Alex spojrzał w podłogę jakby sobie coś przypominał - 57% utratę wspomnień z wczesnego dzieciństwa i okresu do szesnastego roku życia, około. Pozwolił Mervi to wysłuchać, czekał na pytania, widać, że jeszcze ma coś do powiedzenia. Tak, wyraźnie poruszyła coś, czego nie powinna. - To chyba rzeczy, które się dopracowuje, polepsza z czasem. Przecież nie zostawiają tego samemu sobie. - Za większość konstrukcji i badań nad implantami odpowiada Iteracja X, nie pamięta już danych, zależnie od roku będzie to od 90% do nawet 98% naszych zdobyczy syntetycznych. Znasz ich idee. Dla nich wszystkie te niedogodności są w pełni akceptowalną stratą za wyższą skuteczność, a jeśli ich się naprawdę rozumie, to człowiek zaczyna się zastanawiać czy nie są to bardziej celowe zmiany projektowe, aby uczynić użytkownika mniej zależnego, co nazywamy świadomością, emocjami i po prostu nami… Alex rozciągnął się na krześle, lekko strzeliło mu w barku. - Opowiem ci anegdotę, słyszałem ją od mojego poprzedniego Administratora. Słyszałaś o klasach scenariuszy końca świata prawda? Wywodzą się z klas klasyfikacji zniszczeń, tylko są rozszerzone. Coś jak katastrofalne załamanie przyczynowości na danym obszarze może być też klasą końca świata. Chciano swego czasu dodać klasę końca świata epsylon 8. Z pamięci: “ludzkość uległa trwałej,skokowej, nieodwracalnej zmianie psychicznej i fizyczne,j która zerwała łańcuch transferu kulturowego”. Pytanie, wiesz czemu - Alex nacisnął na te słowa - to jest koniec świata? - Bo brak rozwoju poprzez ciągłość, zmiany przez poprzednie doświadczenia? - zaryzykowała. - Nie tylko - Alex stwierdził - bo to już nie byłaby ludzkość, a coś innego. Nowy Światowy Porządek stoi na straży człowieka - powiedział z pewną… dumą. Tak, to była stanowczo duma. NWO, pierwsi humaniści, ci którzy odwrócili wzrok od bożków (i potem, Boga, ale o religijnym początku swej konwencji Mervi wiedziała niewiele) patrzyli na człowieka. Rozumieli zmiany, ale chcieli zachować człowieka, wciąż istotę ludzkość, nawet jeśli nowego, a nie coś postludzkiego. - Oczywiście najgłośniej przeciw tej kategorii protestowali Iteratorzy. Już trochę rozumiesz Mervi? - Iteracja nie może być tak odczłowieczona, jak ją malujecie. Też im zależy, aby pokrzywdzeni przez biologię mieli to samo co inni... Iteracja to też ludzie w końcu… - Czytałaś skąd się wzięła ich nazwa - Alex bardziej stwierdził niż zapytał - i jak myślisz, kto ma u nich kierownicze zdanie, ludzie czy AI i już mniej ludzie, a bardziej maszyny? - Czemu pałasz taką wrogością do tego, co oni robią? - Mervi miała problem z ułożeniem sobie wszystkiego. Przecież ponoć i NWO jakiś problem z kwestią maszyny miało! - To nie wrogość - Alex powiedział szczerze - po prostu ich znam. Nasze wizje są sprzeczne. Ty też jesteś w NWO, więc zakładam, iż uważasz, że porządek świata proponowany przez NWO jest lepszy od tych przez innych. A teraz przejdziemy do opancerzenia - wrócił do prezentacji. Finka nie przeszkadzała w dalszej prezentacji. O tym co Alex powiedział... wolała nie myśleć teraz... choć czy mogła? On wyraźnie miał jakiś problem z Iteracją, której Mervi nie znała osobiście. Czy naprawdę mogli być tak bezduszni? Nie, niemożliwe! Mervi widziała, że NWO mniej polega na technologii niż mogłoby. Czy niewiedza w tym wypadku powoduje niechęć? Cała Konwencja nie może być jednym organizmem z kabelków i metalu, jak i całe NWO to nie tylko podejście Alana, jak i nie tylko Adama. Mervi czuła kiełkującą irytację spowodowaną brakami w danych. Niekompletne informacje w tym momencie przeszkadzały jej w podjęciu osądu... *** Przeszkolenie ze sprzętu było naprawdę miłą odmianą od typowej pracy z Alexem, którą Mervi doceniłaby bardziej gdyby wiedziała, że w dalszych dniach czeka ją potwornie nudna praca analizy i zbierania danych. Pozbawiona kontekstu, prosta, niemal prymitywna. Podczas tego czuła się niemal jak człowiek-komputer. Gdyby tylko postawić w jej miejsce komputer który potrafiłby zrozumieć skrótowe prośby agentów polowych – z czym i ona miała czasem problemy, proszą Alexa o odszyfrowanie żargonu – jej obecność byłaby zbędna. Nie miała czasu nawet na sny… czuła, że coś się jej śniło, jakieś niepokoje, które uchwyciłaby nad ranem, gdyby tylko chciała spojrzeć do wnętrza siebie. Niestety, nie miała na to czasu. Czuła jak jej czas ściskany jest w imadle, z jednej strony działalność w Unii, a z drugiej studiami które były cięższe niż sądziła. Czuła jednak, że wszystko jest w jej zasięgu. Stabilizację. Cały niepokój zepchnęła do wnętrza serca. *** Do pracy wróciła wciąż jeszcze myśląc o kolokwium z materiałoznawstwa. To o czym się uczyła, było takie zwyczajne, takie proste… Wszak wiedziała, że naprawdę cudowne materiały leżą na wyciągnięcie ręki. Co tam beton i stal, gdy wiedziała, że Unia mogłaby zalać stalą z której konstrukcje nośne mogłaby przypominać utkane z cienkich jak blacha liści wspominki, niepozorne i wytrzymałe. Trzeba było ludzi powoli uświadamiać aby zapewnić ciągłość historyczną. W wolnych chwilach – chociaż zastanawiała się czy definicja wolnej chwili ma u niej jeszcze zastosowanie, gdyż wszystko wypełniał Harmonogram – studiowała Teorię Ciągłości Historycznej tłumaczącą potrzeby stopniowego wdrażania ludzkości w oświeconą naukę czyniąc ją zwyczajną, w innym wypadku narażano się, jak to ujęto „paradoksalne histerie społeczne” oraz „zerwanie wzorców kulturowych”. Była to teoria znana głównie w NWO oraz Syndykacie, chociaż swój wpływ miała też na inne konwencje. Mervi dodałaby, że te reakcje potrafią mieć bardziej fizyczny wymiar, co już wiedziała, ale dokładną teorię „paradoksu przyczynowego” miała zapoznać się za miesiąc. Gdy spotkała Alison, w umówionym miejscu, a kobieta wlepiła w nią wzrok przez grube szkła okularów, naszła ją zabawna myśl, że Alison jest kimś w rodzaju paradoksu przyczynowego. Tylko nie była to jej myśl. Zapomnij Mervi, masz tabletki. Zapomniała. - Cześć – kobieta powiedziała cicho witając Mervi w zarezerwowanej salce konferencyjnej gdzie pracowała z laptopem – ciasta – wskazała na miskę owsianych ciastek w polewie czekoladowej.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
09-03-2022, 13:42 | #15 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. Ostatnio edytowane przez Zell : 10-03-2022 o 06:02. |
26-03-2022, 22:03 | #16 |
Moderator Reputacja: 1 | Nagłe odstawienie leków było bolesne. Mervi powinna przewidzieć, iż nie można łatwo robić sobie takiej huśtawki w dawkowaniu leków, bo za każdym razem, gdy w nagłym przypływie emocji, postanowi ich nie brać, będzie cierpiała. Decyzja powinna być permanentna. Odstawienie było bolesne, w postaci lekkiej gorączki i bardzo niespokojnego snu. Gdy dziewczyna wstanie rano, będzie czuła się fizycznie przeżuta i wypluta. Teraz jednak czekało ją coś gorszego. Ona sama. *** Dawniej wierzono, że w snach do ludzi przemawiają duchy, bogowie i inne, dziwaczne stworzenia poza świata materii. Potem przyszedł Kościół doszukujący się wszędzie diabłów. Nowożytna psychologia wmawia ludziom, że w snach mówią sami do siebie, w formie onirycznego sprzężenia zwrotnego podświadomości w kierunku świadomości.Unia nauczała, że poza samą sobą, przez Geniusza przemawia intelekt całej ludzkości. Tak brzmiało w dokumentach które dostała od Bob, tak to tłumaczył Alan. Mervi pod skórą czuła kłamstwo. Słowa których bała się pomyśleć, przynajmniej będąc na prochach i będąc w konstrukcje (czyżby jednak nie do końca czuła się tam bezpiecznie?). Słowa które teraz we śnie brzmiały jej w głowie swoim groźnym indywidualizmem. W snach mówią do nas bogowie. Bo to my jesteśmy bogami. Siedziała znowu na tej samej ławce, lecz już nie tak wystraszona jak wtedy. I widziała profesora rozmawiającego z agentami unii. Tylko, że tym razem nie straciła przytomności. Wszystko wokół tego mikroświata migało w błędach jak z zepsutej symulacji. Liczyły się tylko on, ona, agenci i otwarta przestrzeń w którą można uciec. To było… rozczarowujące, jak rozczarowujące było życie. Nie dostała tego o co prosiła. Nie było miłego słowa, ciepłej kawy, spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Stała przed czymś groźnym. Przed możliwością podjęcia odpowiedzialności. Marvi czuła złość. Nie oczekiwała czegoś takiego! Było nie przestać zażywać leków... bez nich tylko zawód i cierpienie ich braku... a teraz ma szalonego Geniusza puszczonego wolno. Czemu nie może mieć trochę ulgi?! Pamięć profesora wyciągnęła z niej łzy... choć ich nie chciała. Nie mogła jednak przestać, zatrzymać ich płynięcia po policzkach. - Dobrze się bawisz? - syknęła z zaciśniętym gardłem. - HEJ! - krzyknęła w stronę agentów, podchodząc w ich stronę - Zostawcie go! Nie jest celem! Agenci odwrócili się, błyskawicznie w kierunku dziewczyny. Jeden oddał strzał. Bolało.. Nie, nie bolało. Świat zamazał się jak, jak stara, przewijana wiele razy taśma VHS. Mervi znowu siedziała na ławce, a agenci rozmawiali z profesorem. - Bardzo zabawne. - prychnęła i ponownie zaczęła podchodzić, nie odzywając się do agentów, a gdy podeszła już blisko, złapała profesora (nie pamietam nazwiska!) za rękaw i szepnęła. - Nie wygrasz z nimi... - To kto wygra? - zapytał ze smutkiem w głosie patrząc na Mervi. - Oni. - Mervi nie puszczała rękawa - Nie zostawiaj mnie… Profesor uśmiechnął się smętnie i po przyjacielsku pogłaskał Mervi po głowie. - Szkoda, ale czasem trzeba spojrzeć w twarz śmierci. Swoim ciałem zasłonił Mervi przed kulami. Dziewczyna nie zdążyła pisnąć gdy świat znowu przewinął się do pozycji bazowej. Przez chwilę patrzyła tępo w przestrzeń. - Zostawia mnie, zawsze zostawia... - kuląc się na ławce zakryła głowę ramionami - Kłamstwo, to było kłamstwo, on nigdy nie chciał się zaopiekować... Nigdy by nie ochronił. - ręce opadły jej bezwładnie - Nie chcę być sama... Nie chcę... - spojrzała w stronę profesora - Nie zostawiaj mnie znowu… Po raz kolejny sytuacja się powtórzyła, profesor między agentami a Mervi, strzały, tak jakby osłonił ją. Scena wróciła do punktu wyjścia. Finka czuła narastającą irytację. Chciała się obudzić, wrócić do normalnego życia... W objawie desperacji podbiegła do swojego wykładowcy i po prostu siłą spróbowała go odciągnąć z tej sytuacji, w kierunku, którym mogła uciec. Tym razem zaczęli razem uciekać, pierwsze strzały chybiły. Widziała też przerażającą moc dewiantów, gdy kule w locie zaczęły wytracać prędkość, będąc niczym więcej, jak rzuconymi, ołowianymi kamykami. Lecz potem pojawiły się lasery z dobytych przez agentów ciężkich blasterów. - Idź Mervi - profesor powiedział rozpraszając światło broni - chwilę ich zatrzymam. I tak polowalii na mnie. - Nie chcę cię tracić! - zaprotestowała dziewczyna - Nie znowu! - wskazała na wyjście z parku - Za nim już cię nie skrzywdzą! Kolejny strzał drasnął profesora, gdy się wycofywali, przypalając mu rękaw. Kolejne trafiły Mervi. Śmiertelnie. Scena zresetowała się. - To koniec... - Mervi wstała z siedzenia - Zadowolony? Wracajmy do rzeczywistości. Sen... To złe szaleństwo. - jęknęła. Scena rozpadła się. Mervi stała pośród absolutnej ciemności, mając przed sobą neonowy napis. NIE MYŚLAŁAŚ ABY MU POMÓC Klknięcie. Mocniejsze……budzik. *** Pierwsze co Mervi zrobiła, gdy tylko się ogarnęła, było ponowne wzięcie leków. Jednakże aby ponownie zaczęły działać z pełną mocą, trzeba było brać je bez przerwy. Mała, pozorna przerwa sprawiła, że dalej miała problemy. Na szczęście dziś nie miała zbyt dużo do zajęcia się, jeden wykład nad studiach, potem chwila w konstrukcja, a następnie wedle wszechwiedzącego oka harmonogramu, miała zajmować się nauką na egzaminy i wykonaniem jednego zaległego projektu z rysunku architektonicznego.Tylko, że zamiast tego, po pracy ruszyła do Roberta. I sama nie wiedziała dlaczego była tak pewne, że akurat go zastanie. Chociaż pewna część jej umysłu mówiła jasno, że intuicja istnieje. Algorytmy nie znały intuicji. Robert był w mieszkaniu sam, przywitał Mervi dość serdecznie, nie przepraszając za bałagan w pokoju robiącym za salon, na stoliku którego właśnie rozbebeszał wnętrzności jakiejś retro konsoli, w towarzystwie oscyloskopu, laptopa i karty analizującej sygnały.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
09-04-2022, 14:01 | #17 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. Ostatnio edytowane przez Zell : 09-04-2022 o 14:03. |
23-04-2022, 13:45 | #18 |
Moderator Reputacja: 1 | To był dziwny dzień. Mervi miała zacząć czas wdrażania się w zespół z ostatnią osobą na liście – Robertem. Wszechobecny algorytm harmonogramu postanowił, że piątek po zajęciach miała poświęcić na naukę wraz z częścią soboty, rozpisując jej nawet egzaminy, projekty oraz proponując literaturę na podstawie profili naukowych prowadzających. Błyszczące litery pachniały sugestią „mów im to co chcą słyszeć”. Niedziela stała się dniem dziwnym.. Dzień który od rana, do praktycznie wieczora – z kilkoma przerwami ustalonymi przez harmonogram – miała spędzić w konstrukcie, pracując, odbywając poboczne kursi dopełniając pozostałych obowiązków. Jak zawsze, rutynowo wydukała formułki do wszechwidzących czujników pomieszczenia którego już znała żargonową nazwę – konfesjonału. Jak zawsze komputer swym beznamiętnym głosem potwierdził uprawnienia oraz zaakceptował dopuszczalne odchylenie od linii bazowej dla niezmodyfikowanego agenta. Z samego rana miała rutynową sesję z Alanem., tak zwaną sesję kwadransową służącą głównie do omówienia wyników. Widać było, że technokrata jest trochę spięty i zalatany, widać miał swoje problemy. Była to krótka sesja, na poważną rozmowę umówili się na inny termin. Jednak słowa Alana brzmiały jak ostrzeżenie dobrego przyjaciela: profil osobowościowy Mervi za mocno odchylał się od linii bazowej, chociaż był ciągle w normie. Alan też ostrzegł ją – konfesjonał prawie nigdy nie powiadamia o prawdziwych wynikach. Była to ważna wiadomość którą Mervi mogła przeanalizować na nudnym, godzinnym szkoleniu na temat matematycznych metod detekcji anomalii społecznych i interpersonalnych. Po szkoleniu miała pójść pracować z Robertem. Niestety, Robert był dziś nieobecny. Podobno miał pilne wezwanie do innych obowiązków. W pokoju był tylko Franklin oraz Alison. Franklin szybko wprowadził Mervi na osobne stanowisko. Powiedział jej, że mają absolutnie awaryjną sytuację i będzie musiała zastąpić Roberta w kilku rutynowych zadaniach. Sama. Ufał w jej kompetencje. Nawet to jej powiedział, klepiąc po plecach, aby szybko ulotnić się do własnych zadań. Działo się coś dużego. *** Nie była to wymagające zajęcie. Mervi musiała tylko dwa razy użyć prawdziwej, oświeconej nauki aby zlokalizować cele, raz miejsce żeru stosunkowo niegroźnego obcego (porównywalnego stopniem zagrożenia z lwami, stanowiącego jednak zagrożenie w postaci zdjęć które mogłyby przedostać się do opinii publicznej), a drugim razem zlokalizować zagubiony ładunek za którym akurat podróżował agent. Poza tym nudna rutyna, wyciągnąć trochę danych z odpowiednich baz danych, do jednej Mervi musiała się trochę włamać – chociaż była ona tak słabo zabezpieczona, że trudno było używać wobec niej tak dużego słowa jak włamanie – zebrać trochę danych medycznych czy stworzyć raport. Dość budująca ego było współpracowanie z agentami niższego szczebla i sympatykami. Mervvi miała listę rozkazów do przekazania im, a jej rolą było dodanie do nich niezbędnych informacji jakie będą im potrzebne, w tym odpowiednie dostosowanie do ich poziomu wtajemniczenia. Władza budowała ego. *** Pozornie typowe zgłoszenie. Agent polowy NWO wraz z agentem Iteracji X ścigali dewianta. Młody chłopak, wedle akt, oszalały. Powodował wokół siebie zaburzenia przyczynowości klasy drugiej oraz sporą liczbę kwantowych paradoksów przekładających się na lokalne zaburzenia stałych znanej fizyki.Prosta sprawa, nie trzeba było ruszać z armatami. Szybkie profilowanie ujawniło gdzie młody może się znajdować. Magazyn przeładunkowy. Agent poprosił o nagrania. Zwykle Mervi nawet ich nie oglądała, szybko załatwiała sprawę. Tak mówiły procedury, ściśle definiowały kiedy można oglądać dane. Pomono miały za zadanie optymalizować pracę. Tym razem coś ją podkusiło. Cecha która zawsze z nią była, mimo że tłumiona. Ciekawość. Obraz z kamery przemysłowej przedstawiał nie jednego, a dwóch młodzieńców. Starszy miał nie więcej niż dwadzieścia-parę lat, może dwadzieścia jeden, dwa, mógł być też jeszcze starszym nastolatkiem. Młodszy wydalał na dziesięć, dwanaście lat. Oboje byli do siebie dość podobni, zapewne rodzeństwo. I wyglądali przy tym jak kupa nieszczęść. Starszy brat opatrywał ramię młodszego, rozcięte czym w sposób szarpany. Było to najpoważniejsze obrażenie z wielu pomniejszych jakie mieli na swych ciałach obaj bracia – ślady krwi na koszulkach, siniaki, rozcięcia, obtarcia, kilka zacięć. Wyglądali jakby przeżyli piekło. Rozmawiali.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
26-05-2022, 18:15 | #19 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
17-06-2022, 19:01 | #20 |
Moderator Reputacja: 1 | Alison w milczeniu trzymała oburącz kubek z gorącą czekoladą. Wielkie, grube szkła okularów od dołu całkowicie jej zaparowały, ograniczając i tak nie najlepszą widoczność ze względu na nierówno spadające na twarz włosy kobiety. - Alan, dopiero teraz widzę – technokratka powiedziała – nie powinieneś mieć tak jędrnego tyłka. Psychoanalityk Nowego Światowego Porządku poderwał oczy znad dokumentów, które przygotowywał nim wszyscy przybędą na stopniowanie. Był lekko zbity z tropu. - Słucham? - No, tyłek… Pracujesz wyłącznie umysłowo, masz zakaz forsownych treningów. Powinieneś mieć obwisłą pupę, a nie jak sportowiec. Wszystko wyrecytowała beznamiętnie jakby czytała tekst z promptera. Alan przetarł oczy. - Brzmisz jakbyś mnie podrywała po swojemu – Alan odciął się gdy już zrozumiał, że Alison zaczyna swoje szermierki słowne. Niestety, chybił… - To nie podryw – wyjaśniła odstawiając kubek na blat, akcentując to uderzeniem dna o blat, wciąż wpatrywała się w brunatną taflę ciepłej czekolady – tylko molestowanie. Kwantowa Inteligencja poleciła mi wprowadzać więcej pozytywnego nastroju. Stwierdziłam, że jak ktoś zechce cię molestować, będzie ci miło. - Alison… - Alan powiedział, po czym brakło mu słów – ...a zresztą – dodał jakby broniąc się przed brakiem odpowiedniej riposty, wdychając ciężko, wrócił do dokumentów. Alison znowu wygrała… Tylko czemu ciągle inicjowała tą dziwną grę? W tym wszystkim trudno było połapać się Mervi. Było to pierwsze, duże spotkanie jej oddziału, w którym mieli dzielić się wiedzą, spostrzeżenia oraz wypracowywać nowe strategie działania. Po kilku chwilach dołączył do nich Alex, wciąż czekali na Adama oraz Roberta. Minął kwadrans od przyjścia Alexa, gdy do sali wszedł Robert. Wyglądałby jakby miał za sobą naprawdę ciężki okres. Trzymał się dzielnie, ale worków pod oczami i złej cery nie dało się nadrobić dobrą miną i żartami. Usiadł koło Mervi, wzdychając ciężko. - Nawet nie pytaj – powiedział do niej spokojnie – pogadamy po spotkaniu. *** Pierwsza część zebrania przebiegała w sposób umiarkowanie ciekawy dla Mervi. Wszyscy poza nią mieli przygotować raporty dotyczące dotychczasowej działalności. Raport Alexa był rzeczowy, lecz wchodził za bardzo w zanonimizowane szczegóły akcji o których nikt inny nie miał pojęcia – przez co wydawał się miejscami bardzo nużący przez brak kontekstu. Dla odmiany Fralklin skupił się na zaprezentowaniu nowych wersji narzędzi oraz poprawek już istniejących, z których korzystał zespół – część z nich była przystosowaniem pod potrzeby zespołu rzeczy ogólnie dostępnych w Unii, wdrożenie poprawek czy instalacja wyższych wersji, ale niektóre stanowiły osobistą inwencję Franklina. Mervi o tym wiedziała, wszak sama pomagała mu przy niektórych. Prezentacja Alison powinna być ciekawa – dużo matematyki dotyczącej jej ostatniego projektu, o który Mervi miała okazję się otrzeć. Modelowanie społeczeństwa, błędy poszczególnych rozwiązań, predykcje skutków. Szkoda tylko, że było przekazane to w najgorszy sposób. Dziewczyna czuła pod skórą, że jest to celowe. Mimo całej swej dziwności Alison jeden na jeden była świetną nauczycielką. Raport Robeta wyglądał na przygotowany jako dłuższe wystąpienie będące podsuwaniem kilku akcji i błędów w nich popełnionych Alan przedstawił im tylko krótki raport w sprawie stanu grupy. Stwierdził, że jest zadowolony z ich postępu osobistego, wyższe struktury Unii wyrażają dalszą zgodę na kontynuowanie jednostki w jej obecnej formie. Podziękował wszystkim za udaną współpracę. *** - No tak… raporty – Adam mruknął pod nosem, wstając od stołu, do tej pory ignorował występy innych, zajmując się czytaniem z ekranu tabletu – jak dobrze wszyscy wiecie, i tak cyfrowa inteligencja znajdzie lepsze rozwiązania niż wszystkie nasze wysiłki, stąd po raz kolejny proszę, aby nie tracić przy następnym spotkaniu tyle czasu na wasze odkrywcze wnioski. Jak wspomniał Alan, góra jest na razie nastawiona pozytywnie. Nie wspomniał za to o dwóch dodatkowych rzeczach, które w związku z tym zostaną wprowadzone. Zrobił krótką przerwę, chrząknął. - Mamy dodatkowy budżet szkoleniowy. Cześć przeznaczę na wspólny kurs dla wszystkich z zakresu ksenobiologi militarnej. Mamy coraz więcej pozawymiarowych intruzów do obsłużenia. Druga część dedykowana jest waszemu osobistemu rozwojowi w postaci zunifikowanego funduszu wymiany wiedzy. Pomyślcie które dziedziny oświeconej nauki chcecie rozwijać. Trzecia pauza. - No i ostatnie, będziemy mieli więcej akcji zdalnego wsparcia agentów polowych przy bezpośrednich akcjach. Będę dowodził takimi działaniami bezpośrednio. O szczegółach zostaniecie poinformowani wkrótce. *** Po wyjściu ze spotkania Alan podszedł do Mervi. - Masz dziś czas porozmawiać? Nie będzie to ewaluacja psychologiczna, widzę, że coś cię gryzie – powiedział z rozbrajającą szczerością – powiedzmy, za chwilę w moim gabinecie? Jak on to robił...? - Muszę z Robertem też porozmawiać, to tylko z nim ustalę kiedy i mogę. - Daj Robertowi chwilę odpocząć - stwierdził Alan - to mu się najbardziej przyda. Te słowa wyraźnie poruszyły finkę. - Dobrze... Jestem cała twoja więc. - wypaliła bez refleksji. Alan nie skomentował, prawdę mówiąc nie dał po sobie poznać w jaki sposób to zabrzmiało… Ale i tak dotarło to do Mervi. Ruszyli w stronę jego gabinetu, ale już w trakcie drogi Alan zaczął niezobowiązującą rozmowę. - Jak wrażenie po spotkaniu? Całą drogę Mervi ganiła się w myślach za swoje dwuznaczne słowa. Zbyt mało umiała w relacje międzyludzkie najwyraźniej... - Pozytywne... Przynajmniej takie były, do czasu jak Adam postanowił rzucić nam w twarze cegłówką... - mruknęła - Po co on to robi? To podkopuje nas przecież. - Dlaczego podkopuje? Wyraził swoje zdanie, które niestety muszę przyznać, jest poparte faktami. Adam jest bardzo szorstki, ale nie należy z tego powodu skreślać jego argumentów. Zgadzasz się? - Chodzi o to, że wedle jego słów, cokolwiek co robisz w sumie nie ma sensu. I tak zostanie to rzucone na kupkę "do wyrzucenia".. - Nie - Alan wtrącił się łagodnie ale stanowczo - Adam powiedział, że według niego rozwiązania mózgów cyfrowych są lepsze. Aby stwierdzić, czy coś jest lepsze, trzeba to porównać. Oznacza to, że masz szansę wygrać w szachy z Deep Blue. - Według niego nie powinniśmy się tym zajmować. To to samo. - zaprotestowała. - Optymalizacja zasobów - Alan wzruszył ramionami - szef dużo marudzi, ale mało rozkazuje... - Bo mu nie zależy? - zapytała cicho. - Bo daje nam swobodę - Alan stwierdził pogodnie otwierając przed Mervi drzwi do swego gabinetu - wolę tak niż kogoś, kto będzie się za bardzo wtrącał. Technokratka weszła do środka, kierując się na standardowe miejsce, jakie zajmowała podczas ich rozmów. - Alison przekazywała ciekawe rzeczy w nieciekawy sposób... ale można z tego wyciągnąć coś dla siebie. Trzeba się przyzwyczaić. Na solo jest inna. - Jaka - Alan usiadł w fotelu przy biurku - poza chytrością? - Jest świetnym nauczycielem. - spojrzała na Alana - Masz z nią problem, prawda? - Nie, doceniam jej spryt - Alan powiedział naturalnie - po prostu jestem ostrożny. Jak ci się ostatnio pracowało? Merv posmutniała. - Franklin na jedną akcję zwiększył mi uprawnienia. Mówił, że dobrze zrobilam. - słowa nie były kompatybilne z twarzą. - To rutynowa procedura - Alan uspokoił finkę. - Wiem... - odparła i zamilkła. Alan gestem zachęcił Mervi do dalszego mówienia. Finka Utkwiła wzrok w kolanach. - Nie wiem czy jestem na te akcje gotowa... - Dlaczego tak uważasz? - Widzialam zdrajcę... Był... Dziwny. Poinformowałam o nim i jego znajomych, więc mu przerwano... Ale ciągle nie mogę o tych młodych zapomnieć.... Oni też byli terrorystami? - Może - Alan zaczął powoli - może byli niebezpieczni w inny sposób, a może po przesłuchaniu wrócą do siebie. Fundament Unii to zaufanie, Mervi. Ufasz nam? - Ufam... - zamknęła oczy - Teraz tylko... Boję się. Wiedza... Musi być limitowana... - wzięła głęboki oddech - Boję się podejmować decyzje... - Na swoim poziomie nie powinnaś być do nich zmuszana - Alan powiedział ciepło - ktoś próbował na tobie to wymusić? - Nie... Sama poinformowałam Franklina, że jest obok samochód, z ludźmi, co chcą odbić tych młodych... To miało pomóc w akcji, tylko... - westchnęła - Czy na pewno wszystko dobrze poszło? Mam taki ciężar w żołądku, nie wiem czemu... Jakbym zawiniła czemuś... - Postępowałaś zgodnie z procedurami. - Ale czy moja decyzja do czegoś doprowadziła, z czego powinnam czuć się źle? - Nie - Alan powiedział spokojnie lecz stanowczo, pokazując swoje przekonanie - o to dbają procedury, są one ponad nami. Gdy my możemy się mylić, one nie będą. Mervi powoli pokiwała głową. - Dobrze... Dziękuję. - spojrzała w oczy technokraty - Czy wiesz co się stało z pojmanymi chłopcami? - Nie śledzę większości spraw, Mervi. Nawet gdybym miał uprawnienia… Chyba też nie powinnaś pytać o rzeczy poza swoimi uprawnieniami, nie sądzisz? - Ja... Tylko pytałam czy wiesz... - spuściła głowę - Wybacz… - Nie mnie musisz przepraszać - Alan powiedział do Mervi serdecznie - po prostu zwracam ci uwagę na procedury. Mężczyna pokręcił głowa z namysłem. - Lepiej ja niż ktoś nieżyczliwy, co? - Tak.... - westchnęła - Zapomniałam się. - Przywykniesz… Alan coś mówił… Mervi nie słyszała. Jej uwagę zwróciły piksele na ekranie wyłączonego telewizora. Dwa uderzenia serca nim zniknęły. SAMI MOŻEMY TO SPRAWDZIĆ Mervi w tym momencie chciała rzucić czymś w telewizor. Co jej ZNOWU odwalało? Czemu sama siebie próbuje zachęcić do buntu?! Była bliska bicia głową w stolik. - Pójdę już... - odezwała się do Alana przepraszająco. - Dlaczego… wszystko w porządku Mervi? - Alan wstał do niej - dać ci wody? Słabo ci? - Może trochę wody... Chyba... Czasem sobie nie radzę tak dobrze... Głupie myśli, których nie chce. Alan nalał Mervi wody do szklanki z wazonu w swoim gabinecie. Zamyślił się, przysunął swoje krzesło na wprost Mervi, pochylając się do przodu, łokcie na kolanach, dłonie splecione. Był zatroskany. - Bardzo nie chciałbym ci zwiększać dawki środków, nie taki jest cel naszej pracy. Rozumiesz dlaczego? - Żeby pokazać, że to może wyrwać osobę z tego stanu? - szepnęła i zaczęła pić. - Aby nie robić tu z ludzi naszprycowanych chemią botów. Na dłuższą metę to nie rozwiązuje jakichkolwiek problemów. - Próbuję... Nie chcę tych myśli, ale nie wiem jak walczyć. - patrzyła błagalnie - Pomóż mi, jak mam to zmienić… - Miałaś ostatnio sny? Finka spuściła głowę. - Tak… - Słucham - Alan zachęcił Mervi łagodnie. Mervi wyraźnie się wstydziła. - Jakiś czas temu... bardzo chciałam sen... - głos się jej zalamał - Tamtej nocy nie wzięłam leku.... i sen przyszedł... Chciałam znowu poczuć się tak, jak wtedy... Przy Profesorze... - pokręciła głową - To była pułapka. Nie było w tym nic miłego. Tylko ból. Ciągła pętla tej samej śmierci... - zakryła oczy dłońmi - Wróciłam od razu do leków po tym… - A ty co robiłaś w tej sytuacji? - Nie chciałam by Skaldespillar mnie znowu zostawił, próbowałam jakoś śmierć odsunąć... ale nie dało się. Ginął zawsze lub ja z nim. Jakby nie chciał żyć! - Tylko uciekaliście? On cię chronił, jak wtedy? - Najpierw chciałam go przekonać, by uciekał. Później zwróciłam uwagę agentów i zginęłam. W ucieczce... Też bez sensu. Zawsze umierał. - Może twoja podświadomość sugeruje ci, że to ty przed czymś uciekasz, ale wiesz, że to bezowocne jest? - Przed czym? - jęknęła przez powstrzymywane łzy. - Ja tego nie wiem… To wiesz tylko ty, ale jeszcze sobie tego nie uświadomiłaś. Cieszę się, że rozmawiamy, ale muszę cię ostrzec. Nie dziel się z innymi swoim bogatym życiem sennym. To jest samo w sobie podejrzane, a jeśli powiesz, że śnił ci się dewiant... Rozumiesz mnie Mervi? - To tylko sen... - szepnęła. - W którym śniłaś o dewiancie, ja to rozumiem. To tobą wstrząsnęło. Nasz eidolon szuka różnych wzorców, których może użyć, nawet jeśli nie są akceptowalne społecznie. Nie wszyscy to rozumieją. Dobrze Mervi? - zapytał twardo. Dziewczyna pokiwała głową. - Czyli mogą myśleć, że sama tego chcę? - Tak, głupi, twardogłowy beton. Nie przejmuj się nimi, ale po prostu uważaj. Jeszcze coś… Mam prośbę. Byłabyś coś w stanie dla mnie zrobić? - A co takiego? - spojrzała uważnie. - Nie wiem, czy to najlepszy pomysł, jak nie dasz rady, to nie wahaj się powiedzieć… Chodzi o Roberta. Chłopak ma teraz gorszy okres, potrzebuje w kimś oparcia. Mnie nie ufa do końca. Postaraj się być mu trochę podporą, jeśli dasz radę - Alan powiedział łagodnie, a Mervi ogarnął najpierw spokój, a potem strach, ten strach ze snu. “Przed czym uciekasz?” - Zrobię co będę mogła. - obiecała - Co go tak mocno uderzyło? Coś co ostatnio robił? - Jak będzie chciał, to sam ci powie. Nie powinienem rozpowiadać, mam nadzieję, że rozumiesz. - Dobrze. - potwierdziła. *** Po wyjściu z pogadanki u Alana, Merv skierowała się odszukać Roberta, aby... w sumie nie wiedziała jak może pomóc, jednak to zamierzała ogarniać w trakcie. Niestety, poszukiwanie ludzi w konstrukcie Unii nie należało do najprostszych zadań. Mervi wpadła raz na duet facetów w czerni, raz na cyborga… Koniec końców znalazła Roberta idącego korytarze. Gdzieś się śpieszył. Dużo nie myśląc podbiegła do niego, aby zrównać z nim chód. - Gdzie uciekasz? - zapytała na powitanie. Robert prawie podskoczył. To przekonało Mervi, że jego nerwy nie są w najlepszym stanie. Szybko odzyskał rezon. - Powiem ci, a potem będziesz wiedziała gdzie mnie ścigać - zażartował. - Nie lubisz jak kobieta cię ściga, co? A może wolałbyś mężczyznę? - też zażartowała, nie opuszczając Roberta. - Naczytasz się lub naoglądasz tej azjatyckiej kultury, a potem takie teksty do mnie, no nieładnie - powiedział z chytrym uśmiechem nawiązując do ostatniej frazy w wypowiedzi Mervi - mam jeszcze dwa szkolenia dziś. - A nie podoba się? - zapytała rozbawiona - I czyżbyś miał te szkolenia z azjatyckiej kultury, co? - Nie, z zabezpieczeń systemów - stwierdził ze zbolałą miną - to jakby kazać słuchać włamywaczowi jakie wkładki do zamków są cool. - Miałeś mi powiedzieć, co się z tobą działo. - Trudne czasy - Robert powiedział dziwnie spokojnie - może jutro u mnie, po południu? Czy może u ciebie? - U ciebie. - zadecydowała - U mnie jest... no... nudno w sumie. U ciebie porozrzucane wszystko. - Nudno bo mnie tam nie ma - stwierdził mrugając - to do jutra, daj mi potem znać o której godzinie. Jutro mam znowu grubszą robotę tutaj - stwierdził kwaśno - spadam na kolejne szkolenie… Nie ma to jak dostać je za karę. - To jutro ja nie będę karą, tylko nagrodą. - stwierdziła słodko. Robert spojrzał na nią podnosząc jedną brew w górę. - Alison dolała ci czegoś do kawy, nie? - Shush, do jutra, sempai! Robert pokręcił głową mając przez moment - co tu właściwie się stało. Natomiast Mervi… poczuła w sercu jakiś spokój. Znowu dostrzegła kątem oka piksele, złamania obrazu, ale na ten moment się ich nie bała. Nie były groźne. Były po prostu jak ona. A potem przypomniała sobie, że to nie ma znaczenia. Wszak takie zachowanie oznaczało odbieganie od linii bazowej. Ciekawe jak to robiła Alison? *** W mieszkaniu Roberta panował większy porządek niż ostatnim razem, chociaż trudno było nazwać było porządkiem, raczej formą pośrednią pomiędzy trzymanym w kontroli bałaganem a pełzaəacym chaosem miejsca którym się żyje. Na wejściu Mervi uderzył zapach jedzenia. Umawianie się na porę obiadową z Robertem miało zalety, a w tej chwili zaletą były domowe burgery którymi technokrata zajął się w pierwszej kolejności zamiast rozmową z Mervi. Wyglądał jednak na podniesionego na duchu ze względu na jej obecność. - Ostatnie szkolenie prowadził Iterator, brrr – powiedział do technokratki znad patelni – wyglądał jakby wyłączyli mu moduł detekcji sarkazmu ale za jego miejsce włożyli dwa używania. Kompletnie nie rozumiał niuansów tego, co do niego się mówiło. Ale jak coś powiedział, to można było się poskładać...
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |