Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Horror i Świat Mroku Zmierzch rozlewa atrament rodząc upiorny nocny pejzaż, a wszelki cień staje schronieniem dla przeróżnych stworzeń nocy. Wielkie miasta drzemią, nieświadome mrocznych sekretów skrytych w ich labiryntowych zakamarkach. Ciche i odludne tereny stają się repozytorium przedwiecznych tajemnic i azylem dla niepojętych koszmarów. Zajrzyj za zasłonę, wkrocz w cień spoczywający między wymiarami, odkryj co spoczywa w ciemnych zakątkach świata.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-10-2021, 20:47   #11
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Spotkanie z zespołem było ważnym wydarzeniem, nawet jeśli Mervi miała okazję je odbyć po porannych zajęciach, a algorytm układający jej harmonogram aby upchnąć nagła wrzutkę Alana, zasugerował jedzenie na wynos w komunikacji miejskiej – z powodu braku czasu.
Spotkanie miało odbyć się w małej salce konferencje, w której czekał już na kobietę Alan. Dziewczyna zauważyła, iż celowo zaprosił ją odrobinę wcześniej niż całą grupę, aby oswoiła się przed zapoznaniem. Wykorzystał ten czas aby opowiedzieć jej więcej o zespole, chociaż dużo rzeczy już Mervi już wiedziała ze skrótu publicznej dokumentacji - zapewne podobne pliki dotyczące niej samej dostali też inni, współpracując z nią.
Z tego powodu wiedziała, że niska, chuda blondynka w zbyt dużej koszuli i długiej, czarnej spódnicy do kostek, nosząca o dwa numery za duże ubrania nazywa się Allison i ma prawie czterdzieści lat, chociaż nie było tego po niej widać. Czy to dobre geny, czy może wizerunek, łącznie z niezbyt dobrze zaczesaną fryzurą, wielkie, grubymi okularami świadczącymi o sporej wadzie wzroku, skutecznie zasłaniając większość twarzy, czyniąc Allison jednocześnie niezwykle charakterystyczną, jak i trudną do spamiętania. Może to efekt zdjęcia tego efektu psychosomatycznego, o którym czytała Mervi jeszcze w Europie, tak zwanym płaszczu?
Allison przywitała Mervi naprawdę serdecznie, przychodząc o kilka minut wcześniej niż reszta drużyny. Wedle dokumentów, była aktywną feministką oraz socjologiem, przed pracą na pełen etat w Unii, była wykładowcą uniwersyteckim zaangażowanym w kampanie społeczne. Allison była socjologiem i matematykiem, zajmując się modelowaniem trendów społecznych, chociaż doktorat miała z socjologicznego aspektu literatury. Jej zejście z publicznej działalności na rzecz pracy w takich grupach, jak tutaj zbiegało się z datami z jej odejściem z Wieży z Kości Słoniowej.
Mervi czuła, iż musiało mieć to wiązek.
Kobieta przyniosła kawę, sobie, oraz Mervi, gdyż jak powiedziała, założyła, że Alan znowu zapomniał, a nie dobrego spotkania zespołu bez kawy to nie spotkanie. Ciastek nie skomentowała, tylko postawiła miskę owsianych ciasteczek z płatkami czekolady.
Po kilku minutach, w trakcie których Allison chrupała ciastko jak mysz – trzymając je w dwóch dłoniach – a Alan opowiadał o typowej pracy, chociaż po prawdzie, nie powiedział nic konkretnego.
Po kilku minutach, do sali weszła pozostała część zespołu, z którym przyjdzie Mervi pracować.
Robert był wysokim, chudym mężczyzną, czy raczej chłopkiem. Mervi wiedziała, że był od niej starszy o ledwo cztery lata, a w Unii działał trzeci rok. Alan nie musiał dodawać, iż z Robertem były problemy, chociaż i tak to zasugerował. Nie musiał, gdyż jasno sugerowała to publiczna teczka odnotowując brak posłuszeństwa, niedotrzymywanie terminów, głoszenie teorii anarchistycznych oraz palenie papierosów, co wedle prognoz miało doprowadzić do raka krtani Roberta za dziesięć lat.
Ale nie trzeba było czytać tego. Wystarczyło na Roberta spojrzeć. Spodnie czarne, w kant, biała koszula wystająca z nich, rozpięty ostatni guzik, chude oblicze, błękitne oczy, lekko zapadłe policzki, wisiorek na szyki, schowany za koszulą, oraz ogolona czaszka z wyjątkiem cienkiego, luźnego paska blond włosów idącego przez środek głowy. Gdyby był postawiony, byłby krótkim irokezem, a tak wyglądał jak kozacka osełka.
Mervi nie mogła doliczyć się uchybień regulaminu stroju w stroju Roberta. Jedno było pewne, Robert był zdolnym programistą, nawet bardzo zdolnym.
Następnie wszedł Franklin Yarn, był mężczyzną koło pięćdziesiątki, nosił gruby, wełniany sweter, grafitowy. Dość niski i przysadzisty, siwiał mocno, a jego gęsta, krótka broda była bardziej srebrno-szara niżeli czarna jak reszta włosów na głowie dotkniętych przez spore zakola. Niósł w ręku kubek z kawą i sprawiał wrażenie naprawdę sympatycznego człowieka. Wedle akt, był doświadczonym członkiem Unii. Cała reszta jego kariery była utajona od poziomu uprawnień O3 w górę. Alan mówił, że to właśnie Yarn zajmuje się najbardziej merytorycznym dowodzeniem zespołem, nawet określił go seniorem zespołu.
Za nim wszedł ostatni członek zespołu, rozmawiając z Adamem. Nazywał się Alex, wedle publicznych akt był miał doświadczenie wojskowe jako logistyk. Nie wyglądał natomiast na wojskowego. Alex był średniego wzrostu, czarnoskórym mężczyzną o niskim, miłym dla ucha głosie i dobrym, silnym uścisku dłoni. Nosił szarą koszulę, krawat oraz kamizelkę, a w kubku miał herbatę. Alan zaznaczył, iż ma kompetencje aby przejąc dowodzenie nad grupą operacyjną, w razie takiej potrzeby, ale pierwszy w kolejce jest do tego Adam.
Gdy wszyscy zasiedli przy stole, Mervi zauważyła, iż Adam spojrzał na ciastka z dezaprobatą.
W tym momencie finkę ścisnęło w gardle, jak zrozumiała, iż jeszcze przed chwilą myślała o zjedzeniu ciastka... Na szczęście tego jeszcze nie zrobiła.
Alan był jak pluszowy kumpel, ale Adam powodował, że czuła się niepewnie obok niego. Trochę obawiała się wypaść źle w jego oczach, a raczej gorzej niż teraz, a z drugiej strony sama chciała nauczyć się być lepszym technokratą, co mógł zaoferować właśnie Adam, a raczej jego podejście.
Być lepszą wersją siebie.


Starała się nie rozglądać już, jak wszyscy weszli, a szczególnie nie patrzeć w kierunku Roberta, którego sam wygląd powodował niechęć. On zupełnie nie przejmował się zasadami! Już Adam coś z nim powinien zrobić!
Sprawy nie poprawiało, że chłopak zajmował miejsce obok Mervi.
I przywodził na myśl znane fince...
...piksele?
Adam wciął się Alanowi w początek zdania.
- Nie przedłużając, mam nadzieję, że wszyscy przestudiowali publiczne teczki zespołu. Mervi, możesz teraz się przedstawić i dopowiedzieć istotne informacje, które chcesz podkreślić.
Mervi nie chciała zabierać głosu, w ogóle się ujawniać, a musiała. Adam tego wymagał finka chciała wypaść jak najlepiej... a jednak żołądek podchodził jej pod gardło i ledwo zmusiła się do wydobycia z siebie słów, które były niestety słabsze niż by chciała.
- Mervi Laajarinne. - czuła pulsowanie w głowie z każdym wydanym dźwiękiem - Przyleciałam z Finlandii przed miesiącem. Obowiązki w Unii dzielę ze studiowaniem na Architekturze w Yale. - nie była w stanie patrzeć na nikogo, jedynie w duchu modliła się o koniec tej sytuacji. Pod stołem ściskała nadgarstek, czasem nawet do poczerwienienia skóry. Chciała jak najpewniej utrzymać głos w ryzach.
Co powinna więcej powiedzieć? Mój Eidolon potrafi uszkadzać automaty z napojami?
- Dlaczego akurat architektura? - zapytał Robert z błyskiem w oku - podobno jesteś dość dobra w komputery.
Czy on naprawdę nie wiedział, że tym pytaniem prowokuje dalszy ciąg tortur? A może dokładnie wiedział i go to bawiło?
- Bo to ją zaczęłam studiować przed... - zamilkła nie będąc pewna jak określić początek swojej drogi bez mówienia o pikselach zamiast gwiazd - ...przed poznaniem Unii. Wcześniej nie myślałam o informatyce.
- No dobrze - Robert powiedział serdecznie, z dziwną dozą dociekliwości - ale przecież to można zmienić. Przyjechałaś do nas, szkolenie obejmuje szereg dostosowań, więc dlaczego architektura pozostała?
- Wolę doprowadzić do końca rozpoczęte sprawy, nie rzucać ich, bo się znudziłam, szczególnie jak to sprawy, mogące przyczynić się do poprawy bezpieczeństwa budowlanego. - Mervi spojrzała w oczy Roberta, jakby mu groziła. Zamilcz, idioto.
- Czyli - Robert przekrzywił głowę - to była twoja decyzja. Fajnie - dodał pokazując, że nie ma więcej pytań.
- Roberta już poznałaś - Alan uśmiechnął się - zajmuje się głównie walidacją… wszystkiego. Planów, procedur, zaopatrzenia. Szuka dziury w całym, a potem działa z nami dalej. Nic nie pominąłem?
Robert pokiwał głową przecząco. Adam bez ogródek zarządził dalsze przedstawienia się.
- To zacznę - Alex powiedział powoli - jeśli nie czytałaś moich akt, to za dużo tam nie ma. Generalnie robię tu prawie wszystko, chociaż większość softu zostawiam reszcie, skupiając się już na gotowych danych i dostarczaniu ich operatorom. Masz do mnie jakieś pytania?
- Często twoje obowiązki są, i w jakim stopniu, militarne? Tylko logiostycznie?
- W razie potrzeby posiadam uprawnienia przejęcia dowodzenia nad członem operatorskim, odpowiadam też za dobór uzbrojenia dodatkowego i wsparcia militarnego jeśli wpłynie do nas taka prośba. Po Adamie odpowiadam również za nasze bezpieczeństwo jeśli działamy z terenu. Czyli - Alex zastanowił się chwilę - jeśli musielibyśmy działać z wozu transmisycumnego i dostalibyśmy dwóch operatorów do naszej obrony, to bezpośrednio dowodzi nimi Adam lub ja.
- A takie akcje są częste? - Mervi wyraźnie była zaintrygowana, bynajmniej nie sprawiała wrażenia wystraszonej czy zaniepokojonej. Nawet jakby zapomniała o tremie.
- Na szczęście nie - Alex zakończył lekkim uśmiechem.
Następnie przyszła pora na Franklina, który dopijał kawę.
- Nie pijesz? - rzucł do Mervi wskazując na jej kubek przyniesiony przez Alison - ja zajmuję się głównie stroną techniczną, ale po prawie to wszystkim co się da. W Unii jestem już zbyt długo, więc teraz pomagam okrzepnąć takim dzieciakom jak ty, lepiej ja niż wojskowi - mrugnął okiem i zaśmiał się… i Alex odwzajemnił ten śmiech. Widać nie było między nimi problemów.
Mervi schowała swój nerwowy uśmiech za kubkiem z kawą, która już tak gorąca nie była. Wzięła niewielki łyk, bardziej z grzeczności niż chęci, jednocześnie wykorzystując chwilę, aby zobaczyć reakcję Adama na ten żarcik. Technokrata pozostawał niewzruszony, widząc chwilę spokoju, wzrokiem popędził Alisson do przedstawienia się. Kobieta westchnęła pod nosem pod ciężarem spojrzenia agenta.
- Modele zachowań, wpływu społecznego, wsparcie kulturoznawcze to moje koniki, jak widać po aktach - powiedziała cicho.
- A to wszystko... dużo daje w pracy? - zapytała kobiety, chyba ponownie szukając bezpieczeństwa poprzez unikanie wchodzenia w kontakt wzrokowy.
Alison bezgłośnie pokiwała głową energicznie. Adam wstał od stołu, z wyraźnym szuraniem krzesła.
- Zbiórka za pół godziny i dwie minuty - powiedział i wyszedł jakby stwierdzając, iż część spotkania, która mogłaby go interesować, definitywnie minęła.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy wyszedł, po ciastka sięgnął Robert, Alan, Alisson, a po nich i zachęcony Franklin.
Mervi nie wiedziała co myśleć o nagłym zachowaniu grupy, za której przykładem tylko Alex nie poszedł. Finka jedynie utkwiła spojrzenie w stole przed sobą, nie chcąc myśleć o ciastkach. I o zgromadzeniu.
- Mervi - Alan powiedział ciepło - było dobrze. Widzę, że się nam tu zamykasz - mruknął.
- Pewnie nie chce ciastek bo myśli, że Adam ma tu ukryte kamery i zrobi jej zmianę planu diety - wtrącił z wyczuwalną ironią Franklin.
- A właśnie - Robert wtrącił - tobie nie suszy głowy o te wypieki?
Chłopak zapytał Alison. Ta trochę podniosła głowę i lekko poprawiła okulary oraz włosy odsłaniając odrobinę większy kawałek twarzy. Powiedziała monotonnym głosem, w którym jednak Mervi wyczuwała ironię, nawet nie musząc widzieć lekkiego, ironicznego uśmieszku kobiety.
- Próbuje zmienić mi plan żywieniowy. Teraz już nawet nie dostaje zezwoleń na wgląd do badań, progenitorzy mają go chyba też dość… Ale prosił mnie o badania… Ja nie umiem, to mu dziennie podrzucam moją kupę. Lubię myśleć jak idzie na akcje z próbówka lub rozmawia z dyrektorem i jego charakter nie pozwala mu jej wyrzucić.
Kobieta zachichotała, czy raczej zachichrała się zachłystując powietrzem, a po chwili zakaszlała.
- To może powodować trochę uchybień, naruszać regulamin... - zaryzykowała, nie wiedząc czy lepiej regulaminu bronić, czy towarzystwa.
- Rzeczywiście, powinnaś mu o tym przypomnieć - Alex mrugnął okiem - to z nami pracujesz, nie z nim. Alan jest w porządku, ale też nie robi tego samego co my, a Adam zwykle nie ingeruje w naszą pracę, jego rola sprowadza się do pisania raportów, w których stwierdza zupełnie odwrotne rzeczy niż Alan - spojrzał na psychologa - przepraszam Alan, że prosto z mostu, ale dziewczyna musi wiedzieć na czym stoi. Trzeba wiedzieć kto broni twoich pleców, a kto nie - stwierdził odrobinę militarystycznie.
Finka spojrzała pytająco na Alana, ale również obdarzyła tym wzrokiem Alexa.
- Jak bardzo różne? - zapytała, nie kierując pytania konkretnie do żadnego.
- Mamy inne podejście - Alan wyjaśnił łagodnie - przez co często rozmijamy się z oceną wydarzeń. To naturalne - dodał.
Mervi nie odpowiedziała, znowu trochę kuląc się w sobie.
- Robert... - szepnęła do chłopaka siedzącego obok - Masz źle założoną koszulę. - postarała się delikatnie upomnieć.
- Ty też - Robert powiedział naturalnie przegryzając ciastko, a przy okazji wykorzystując początek rozmowy - podoba ci się u nas?
Mervi wyraźnie się speszyła i zaniepokoiła swoim strojem, oglądając go jak tylko mogła, widząc to Robert mruknął, że żartował, chcąc uspokoić dziewczynę.
Dziewczyna spojrzała z dezaprobatą, ale nie odniosła się.
- Jest lepiej niż się spodziewałam. - odparła bez cienia ironii - Ten dynamiczny harmonogram jest niesamowity, pomaga tak to ogarnąć czas i plany!
- Trzeba go dostosowywać - Alex odpowiedział Mervi również nie ironizując - AI nim zarządzające jeszcze nie zna się na wszystkim.
- Człowiek nie sprawdza tych ustaleń AI? -zapytała zadowolona, że choć Alex ją w tym popiera - I kto w razie co wprowadza zmiany? AI nie jest bezbłędną technologią.
- Rodzina algorytmów AI stanowi podstawę Unii - Franklin wyjaśnił dobrotliwie - a już tym bardziej naszych przyjaciół Iteratorów.
- Czyli... to AI jest inne niż dostępne dla każdego, tak? - wyraźnie była zaskoczona - Ale jeżeli to podstawa Unii... To jest jak Bóg? Zawsze nieomylne? - zapytała - Znaczy... Nie ma bugów czy hacków na nim nigdy?
- Oświecona nauka - Franklin stwierdził bez emocji - nikt nie jest nieomylny, a bogowi w maszynie nie ufam. Ale zaraz znowu wyjdzie, że sieję defetyzm - Yarn uśmiechnął się lekko - jesteś w NWO, komputery nas wspierają, ale nie musisz ich bezkrytycznie słuchać. Od bezkrytycznego podejścia do swojej pracy mamy właśnie iteratorów.
- Wątpię by Iterator był zadowolony z twoich słów. - pokręciła głową - Nie wierzę, że są bezkrytyczni, tak by się nie dało niczego osiągnąć, nie nauczysz się bez błędów.
W tym momencie Robert zaśmiał się dyskretnie.
- Przepraszam - powiedział do Mervi wesoło - poznasz kilka cyborgów i zweryfikujesz swoje zdanie, ok?
Mervi zmarszczyła brwi z irytacją.
- A co takiego wesołego w tym? Na harmonogram też narzekasz? Przecież AI go generuje.
- A kto powiedział, że korzystam - Robert stwierdził beztrosko - jest to opcjonalne.
- I wcale tego nie potrzebujesz. - furknęła ironicznie - Tylko trzeba ci przeszkolenia z zakładania koszul. - pstryknęła w guzik niezapięty.
Alison w tym czasie pałaszowała ciastko, w podobny jak ostatnio sposób, trzymając je dwoma rękami. Na moment odwróciła wzrok od jedzenia i spojrzała na Roberta, a potem na Mervi, lecz nie skomentowała, wracając do jedzenia.
Alan podsumował z uśmiechem.
- Widzę, że się polubicie - mruknął trochę beztrosko - pamiętajmy wszyscy, że działamy dla większego dobra. O ile wiem, plan jest taki abyś podczas pierwszych akcji nie pracowała samodzielnie, tylko po kolei z każdym członkiem zespołu, aby poznać co dokładnie robimy, z każdej strony. Zgadza się Franklin?
- Tak - mężczyzna przytaknął - generalnie ja będę cię wdrażał, jak masz jakieś pytania techniczne to śmiało. Uprzedzam - podniósł palec groźnie - morduję ludzi matematyką.
- Temu mało kto ma odwagę cię pytać - Alex mrugnął okiem.
- Spróbuję przeżyć. - spojrzała na kobietę, ignorując Roberta - Czy będzie dużo... em... społecznych spraw? Znaczy... Jestem dość mierna w relacjach międzyludzkich....
- Ehm, mmaduzmo mniejsy - Alison zaczęła odpowiadać Mervi, po czym zorientowała się, że ma usta pełne owsianych ciastek. Minęło kilka dobrych chwil nim je przeżuła, popiła kawą, nie śpiesząc się przy tym kompletnie, a nawet chyba ociągając. W tym czasie zdążył za nią odpowiedź już Alex.
- Dużo, ale my nie rozmawiamy z ludźmi. Często z pola proszą nas o akta nauczycieli obiekty, sytuację rodzinną, analizę preferencji seksualnych i tak dalej. Dużo tego typu rzeczy wykonuje się na bazie modeli matematycznych, ale oczywiście, jeśli zauważysz coś, co pominął komputer, tym lepiej. No i trzeba mieć czasem wyczucie strojąc algorytmy i dobierając dane wejściowe.
- Och. To dobrze. - odparła z wyraźną ulgą - Chowanie się za monitorem brzmi lepiej, niż rozmowa z człowiekiem. - dodała finka.
- Tak - Alisson wreszcie skończyła jedzenie i podsumowała cicho.

***

Pokój roboty zespołu wyglądał bardzo sterylnie. Dwa rzędy biurek, pod ścianą, na nich komputery. Po środku wolne miejsce na przejście… i w zasadzie tyle. Na biurkach nie było ozdób, maskotek, ani zbyt wielu charakterystycznych elementów, może z wyjątkiem kubków, misek, talerzy oraz notatek. Na wolnej ścianie, na drugim końcu pokoju względem drzwi, znajdowała się zabazgrolona tablica.
Franklin usadził Mervi przy sobie, nie miała jeszcze na tym etapie swego stanowiska. Alan się gdzieś zapodział, chociaż jeszcze przed chwilą był z nimi, wyszedł na telefon. Lukę jego nieobecności wykorzystał Adam, wypełniając szczelnie całe pomieszczenie swoją twardo ociosaną osobowością i stanowczym głosem.
- Wszyscy na miejscach, jak widzę. Mervi ten tydzień pracuje z Franklinem, potem kolejne tygodnie będzie przyglądać się pracy innych osób. Osoba z którą aktualnie przebywa Mervi ma obniżone wymagania do 40% wartości znamionowej, macie pozostałe siły przeznaczyć na wdrożenie jej, zadania traktując jako szkoleniowe. Jeśli spojrzycie na główny dashboard, zdjąłem wam z tego powodu większość tematów, przekazując je innym zespołom. Nie przewiduję na czas wdrożenie Mervi ani jednej akcji koordynowanej. Jakieś pytania?
Alex miał pytanie.
- Co z tym A-115? Mam go wziąć za rogi, ale wymaga O5, nie mogę do dziś doprosić się o grupę specjalną O.
- Zajmę się tym – Adam powiedział poważnie – to już ponad tydzień?
- Tak.
- Dobra – jeśli nikt nie ma dalszych pytań – przeszedł wzrokiem po wszystkich – to idę do administracji ze sprawą Alexa.
Jak powiedział, tak robił. Wszyscy zabrali się do pracy na komputerach, w słuchawkach. Wszyscy poza Franklinem, który z uśmiechem odezwał się do Mervi.
- Pogadam potem z Adamem aby były to dwa tygodnie na osobę, mam wrażenie, że ciągle do niego nie dociera, że masz jeszcze studia i zwykłe życie., więc nie będziesz z nami cały czas. Umiesz programować?
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Zell : 07-11-2021 o 14:33.
Johan Watherman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-11-2021, 19:31   #12
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację




- Uhm... - Mervi ściszyła głos - Nie czytałeś akt, prawda? Nawet Robert do tej informacji dotarł. Programuję... W sumie. - dodała bez pewności siebie, nie wiedziała czego się po grupie spodziewać - I chyba nie tylko ja tu mam życie?
- Czytałem - Franklin powiedział do Mervi pogodnie - jestem trochę oldchsooldowy, lubię sobie z ludźmi pogadać, zamiast oceniać ich tylko na podstawie wykresów i akt. Jak to mówił Protagoras, człowiek jest miarą wszechrzeczy - mruknął okiem - nie bądź taka skromna, wiem, że masz smykałkę. I widzisz, dowiedziałem się z rozmowy, że jesteś zbyt skromna. A życie… na pewnym etapie jest już tylko niezwykłe. Umiesz też w matematykę? Statystyka?
- Jestem ostrożna. Nie chodzi o samą skromność. - wyjaśniła trochę zagubiona - Tak... Umiem. - spojrzała uważniej na Franklina - Masz zamiar mnie mordować tym?
- Tylko trochę, tylko trochę - zaśmiał się gładząc bujną brodę - dobra matma jest świetnym wstępem entropii, mój ulubiony dział oświeconej nauki - powiedział spokojnie - a jak wygląda twoja znajomość zabezpieczeń? Dotykałaś coś z seciurity czy nie? Stawiam, że nie, inaczej miałabyś karoiotetkę FBI - powiedział z uśmiechem.
- Nie jestem przestępcą. - otworzyła szerzej oczy - Żadnym hackerem, cyber-terrorystą.
- Niektórych kieruje tylko ciekawość, trzeba ich ukierunkować - wzruszył ramionami - dobra, a jak kwestia oświeconej nauki? W czym czujesz się najlepiej i w jakich gałęziach pasjonuje cię rozwój?
- Uczono mnie programowania memetycznego oraz trochę i sił... Prawdopodobieństwo jest fascynujące też... - zawahała się - To, co mi się marzy... Było mi odradzane. Ponoć zbyt trudne... Czasoprzestrzeń...
- Dobra, pomyślę co da się zrobić - rzekł z entuzjazmem - teraz o tym jak pracujemy. To jest dashboard - Franklin na ekranie wyświetlił program w postaci tablicy z dużymi prostokątami symbolizującymi tematy - tematem nazywamy każdą operację Unii jaką mamy pod opieką. Jak widzisz, każdy temat ma przypisanych opiekunów różnego typu, w tym jestem tylko ja, w tamtym - przeklikał - ja i Alison, a w tamtym mamy jeszcze ludzi poza naszym zespołem. Nasza rutynowa praca polega na tym, iż masz się orientować w swoich tematach, dokumentacji, śledzić przebieg, oraz mniej-więcej znać inne tematy naszego zespołu. Raz na jakiś czas dostaniesz w temacie prośby, zadania. Większość nie jest na teraz, w stylu sprawdzić coś, wyszukać, załatwić pieniądze i tak dalej, często sprowadza się to do delegowania tej roboty innemu działowi. Niekiedy łączymy się z agentem bezpośrednio, gdy potrzebuje wsparcia typu nawigacja satelitarna, rozpoznanie terenu czy procedury oświeconej nauki. Poza tym zajmujemy się przygotowaniem rzeczy na zapas, nawet jak nas o coś nie poproszą, warto myśleć o dwa kroki do przodu aby móc wyciągnąć dane od razu. Tylko trzeba pamiętać, że w takim wypadku nie mogą być to rzeczy możliwe do wykrycia, nie chcemy komuś psuć pracy jeśli sam nas do tego nie zaprosi. Dużo czasu spędzamy też na wewnętrznym doskonaleniu naszej pracy, ja w wolnej chwili napisałem sporo softu automatyzującego nam pracę, a czemu na całą Unię go nie dystrybuują? Proces certyfikacji to cierń w dupie - zaśmiał się - a na potrzeby zespołu mogę wewnętrznie certyfikowane narzędzia, ale działa to tylko na poziomie który mam pod opieką. Poza tym, czasem zdarzają się akcje koordynowane. Są podobne do tego, jak agent prosi cię o wsparcie na żywo, tylko wtedy pracuje na raz większośc zespołu nad sprawą, czasem trwa to kilka dni, a resztę tematów rzucamy na jedną osobę lub przerzucamy na inne zespoły. Nadążasz?
Mervi wyglądała na mocno skupioną na całym wywodzie Franklina. Musiała to wszystko uchwycić. Żadnych błędów.
- Tak. - odparła poważnie.
- Jak nie ma pytań to albo tak dobrze wytłumaczyłem albo boją się pytać - powiedział popijając z kubka.
- W szkołach mówili, że jestem nudna. - zwróciła wzrok ku podłodze - To może być powód.
- Mi też - odparł szczerze - ba! Dalej mi to mówią - podał jej myszkę - przeklikaj się przez interface tematów, zadań, a potem omówię ci programy…
- Dlaczego? - Mervi wzięła myszkę i zaczęła badać interface - Dlaczego mówią ci tak teraz? - zapytała wpatrzona w ekran.
- Kto ich tam wie, normies - mruknął.
- Nawet w Technokracji? - zdziwiła się, aż na chwilę odwróciła wzrok od ekranu monitora - Tu też są tacy ignoranci?
- Ostrożniej z językiem w unii - Franklin powiedział luźno - ale to chyba tłumaczy czemu tu jesteś.


***


Południe Mervi spędziła z Franklinem na panującym zapoznaniem się z głównym oprogramowaniem. Mężczyzna był cierpliwy, udostępnił też manuale do poczytania w domu, ale od razu wyjaśnił Mervi podstawowe funkcje, komentując które funkcjonalności są dla nich najważniejsze, a które nie do końca działają. Spora część programów nie oferowała graficznego środowiska pracy, ale młoda technokrata była do tego przyzwyczajona.
Po tym czasie, Franklin wyciągnął ją na kawę do kuchni, zostawiając resztę w pokoju.
- Jaką pijesz? - zapytał nad ekspresem.
- Bez cukru z mlekiem, jeżeli drugie można. - minęło już sporo z dzisiejszego dnia w pracy, a Mervi wciąż wewnątrz czuła się trochę zestresowana, jakby cierpiała niezrozumiałą samotność, która nie minęła.
Franklin zrobił kawę jaką Mervi chciała, i postawił swój i jej kubek na małym stoliku w kuchni, wysokim aby używać go na stojąco.
- I jak się podoba?
- Na razie i tak czuje głód na poznanie tego wszystkiego w akcji. - delikatnie uniosła kąciki ust - Bo jeszcze to wszystko... Wirtualne? Tutorial.
- Dane są całkiem prawdziwe - mężczyzna powiedział upijając kawę - nie zajedź się łącząc Unię ze zwykłym życiem, ok? To taka rada od starego dziada - mruknął.
- Co masz na myśli? - zapytała zaskoczona.
- Czas - rozwinął - jak się nie postawisz, to Unia cię wyeksploatuje. Monitoruj swoje samopoczucie.
- Ciebie wyeksploatowała? - wzięła łyk kawy.
- Na początku tak, zapieprzałem jak dziki osioł - Franklin przyznał.
- I teraz żałujesz?
- Nie wiem czy żałuję, po prostu stwierdzam, iż było to przesadzone.
- Dobrze, skupię się na studiach, jak nie będę miała pracy. - stwierdziła pogodnie, nie widząc problemu w tej logice.

Wtedy Mervi niemal podskoczyła gdy usłyszała głośne siorbnięcie ze swej prawej strony. Jej wzrok i Franklina powiódł w stronę Alison która nie wiadomo jak długo już stała z boku i kosztowała ciepłego napoju.
- Jak widzę podkradanie się jest w cenie pracy. - mruknęła w stronę kobiety, zadowolona, że akurat nie trzymała kubka z kawą - Jeszcze kiedyś cię obleję gorącą kawą z zaskoczenia.
- Nie będzie to pierwszy raz - Alison powiedziała cicho - taka karma. Ups… - kontynuowała monotonnym głosem - ...niepoprawne określenie. Zakaz używania nawiązań do religii i tradycji.
Była przy tym śmiertelnie poważna, a mimo to Franklin uśmiechnął się lekko.
- Musisz trochę przywyknąć do poczucia humoru Alison… - powiedział do Mervi.
- Możesz zawsze "k-word" zastąpić opisówką, jak... - zamyśliła się - Sprawiedliwość Wszechświata?
- Wszechświat jest chaotyczny i amoralny - Alison odpowiedziała monotonnie - nie czytasz broszur? Alan będzie zawiedziony. A teraz… Franklin, idź, mamy tu babskie pogawędki.
Technokrata westchnął i wyszedł z kuchni, mówiąc do Mervi, iż czeka za kwadrans.
Mervi od razu poczuła się niepewnie 1v1 z nową osobą.
- Uhm... To... Czyli będziemy gadać o.... babskich rzeczach... Nie używam kosmetyków bardzo, więc... - zaryzykowała, nie mając pojęcia o czym mogą gadać koleżanki.
- Bo ja mam dużo kosmetyków - kwaśny uśmiech pojawił się na twarzy Alison.
- Chłopaków pewnie też dużo... - na twarzy Mervi po sekundzie pojawiło się zrozumienie co powiedziała - Nie o to mi chodziło! - zakryła oczy - Chodziło o powodzenie…
Kobieta zmrużyła oczy, lecz nic nie powiedziała. Mervi miała wrażenie, że czerpie perwersyjną radość z oglądania jej zakłopotania. Wreszcie otworzyła usta, aby powiedzieć równie monotonnie co zwykle, ale za to trochę ciszej.
- Franklinowi nie ufaj, Alan chce zbyt dobrze, Alex jest honorowy i sumienny, ale uważaj przy nim co mówisz, Adamowi nie zawracaj głowy, wkurza go sam fakt, że ma jakieś zajęcia. Robert ma dość własnych problemów. Mnie nie wciągaj w kłopoty.
Gdy zakończyła, upiła z kubka.
- Pytania?
Mervi nie wiedziała co z sobą począć w tej sytuacji. Relacje interpersonalne były zawsze trudne dla niej, a teraz jeszcze musiała w nich być. Z jednej strony chciała spuścić łeb i tyle, ale z drugiej...
- Czy ty mi grozisz? - mruknęła.
- Nie. Pomagam.
Powiedziała to i ruszyła do wyjścia,powoli niosąc kubek w obu dłoniach. Zatrzymała się w drzwiach.
- Chodź, i tak naciągamy harmonogram.
Mervi wydawało się, że prawie rozumie ironię i humor technokratki, prawie, lecz coś ją blokuje, jakby zrozumienie było tuż za ścianą.
Finka nie odpowiedziała, ciągle próbując zrozumieć jaki Alison miała problem. Przed czym ją chciała ostrzegać? I to najwyraźniej nie lubiła relacji z Franklinem. Jeszcze by zrozumiała Adama, ale bez przesady! Alison powinna także pracować nad sobą czerpiąc przykład, a nie się buntując!
Wzięła w dłonie kubek i ruszyła za kobietą.



Prywatne życie Mervi umarło nie zdążywszy się narodzić. Plany ułożenia sobie zwykłego życia, pozbawionego ciągłej pracy i zawiązaniu znajomości oraz sfery uczuciowej podczas studiów, leżało pod nogami Unii, zniszczone doszczętnie. Pęknięte obrazy wcześniejszych marzeń dziewczyny, straciły kuszący kolor i powoli rozpadały się w proch zamieciony buchającym powietrzem z wentylatora maszyny. Proces stał się szybszy odkąd młoda technokratka zaczęła przyjmować przepisane tabletki. Leczenie nie było dla niej problemem, wręcz oferowało ulgę i spokój, którego tak potrzebowała. Nie chciała powrócić do pełnej chaosu egzystencji, która ją ogarnęła po przebudzeniu Geniusza. Podczas epizodów działalności Eidolona nie była w stanie skupić się na niczym, doprowadzać czegokolwiek do końca. Jej uwaga była rozrywana poprzez miliard konceptów i doznań. Chłonęła każdy aspekt rzeczywistości, a tym samym - żadnego zaznać nie mogła nim nie pojawił się inny. Mijały tak szybko, jak tylko się pojawiły - nieprzemyślane, niezbadane. Pełne emocji mieszających się w nienazwane kształty dźwięków i kolory czasu.
A dzięki lekom nastała cisza w zmysłach, myślach i snach.

Dopiero wtedy Mervi zrozumiała jak bardzo potrzebowała tego stanu. Mogła znowu być sobą, nic nie szturmowało przemocą jej istnienia; nie rozrzucało konceptów bezładnie po pomieszczeniu umysłu, nie próbowało przemycić strzępów jakiś fałszywych nieskończonych idei. W końcu sama wszystko uporządkowała, uznawała co jest jej pomocne, a co nawet resztki sensu nie ma. Czego należy się pozbyć.
Spokój... Stabilność..
Porządek.

Czasami nachodziło ją niezrozumiałe poczucie osamotnienia. jakby czegoś jej brakowało. Nie wiedziała czym było to "coś", jednak gdy technokratka była pozostawiona sama sobie, ta błoga cisza przestawała być po prostu błoga.
Niepokój, obawa, samotność. Jak kiedy profesor Skaldespillar ją zostawił.
W tych momentach Mervi zamykała świadomość w trudach nauki i pracy. Dawała sobie cel. Odciągała myśli i kneblowała nielogiczne uczucia.

Zauważyła też, że sztywne zadania szybciej wykonuje, a wymagające abstrakcyjnego myślenia zaczęły ją męczyć, a i czasem sprawiać trudności. Nawet w nich zawsze szukała logicznego rozwiązania. Bezpieczeństwo mas nie mogło się opierać na wymysłach, a budowle stać na fundamentach fantazji.
To by prowadziło tylko do cierpienia.

Napotykane osoby w sklepach zaczęły być coraz bardziej odległe. Nigdy nie rozumiała relacji interpersonalnych, jak je osiągnąć. Chciała wspomóc ojca finansowo, a to widziała poprzez zdobycie wykształcenia i sukcesu w pracy. Relacje z innymi nie były w to wpisane.
Nie zaczęła rozumieć, teraz szczególnie. Odsuwała się... czy może masy odsuwały się od niej? Przechodziła wokół nich, jak po innej przestrzeni niż oni. Obserwowała, ale nie wchodziła w interakcje. Była gdzie indziej. Kim innym.
Ochroni, poprowadzi.

Powoli zaczynała zapominać o marzeniach zwykłego życia, przyjaźni i miłości. Miała ważniejszą misję niż ona sama.


Kolejne dni pracy pod okiem Franklina przebiegały dość monotonnie. Mervi zdążyła zauważyć, iż technokrata wszystkie prośby o dane załatwiał błyskawicznie, zazwyczaj będąc o kilka kroków do przodu przed prośbami o dane. Z tego też powodu Mervi musiała stwierdzić, iż za dużo współpracy z agentami się pod jego okiem jeszcze nie nauczyła, chociaż obiecywał, że pod koniec tygodnia spróbują.
Większość czasu spędzali na pair programming, podczas którego Mervi razem z Franklinem rozwijała i naprawiała narzędzia z którego korzystał cały zespół, przy okazji zapoznając się z tą technologią. Niektóre aspekty ich działania były daleko poza jej zrozumienie, i czuła, że nie ma to nic wspólnego ze zwykłą matematyką czy informatyką, lecz przebudzoną nauką. Franklin okazał się być też całkiem mocny w fizyce. Cały drugi dzień poprawiali model filtrowania zakłóceń ze skanerów satelitarnych - oświeconej technologii pozwalającej z orbity skanować budynki niczym przez rentgen - pracując przy tym z fizycznym modelem zjawiska oraz schematami elektrycznymi tego, co faktycznie satelita wykonuje, a dopiero na końcu latając dane programowi. Znajomość Sił była dla Mervi bardzo pomocna.
Franklin dużo pytał Mervi o jej opinie, życie, zainteresowania…. Był przy tym raczej luźno nastawiony i chętnie dzielił się anegdotami ze swej pracy.

Mervi mogłaby poczuć się przesłuchiwana, ale Franklin był tak zręczny w tym, że dziewczyna nie czuła nic niepokojącego. Mógł ją w ten sposób sprawdzać czy nie czai się coś w jej zachowaniu niepożądanego, ale przecież nic takiego nie było! Finka wręcz próbowała z całych sił naprawić to, co by nie dostawało do życia technokraty, a o tym problemie z Geniuszem nie wspominała ani słowa. Tabletki ubiły drania, co pozwoliło jej wreszcie rozwijać się bez zakłóceń.
Bez sabotowania samej siebie. Podświadomie.

Z ojcem ograniczyła kontakty, nie mając na nie tyle czasu, ile zakładała,więc jedynie o nim w kontekście przeszłości kiedyś wspomniała w rozmowie. Miała pewien problem w rozmowie o zainteresowaniach. Nie sądziła, że jej "nudne" fascynacje naukowo-techniczne są aż tak interesujące...
Nie powstrzymało ją to przed pytaniami o nauki temporalne i przestrzenne, a gdy o nich mówiła, wyraźnie świeciły jej się oczy z fascynacji, którą jednak pewnego dnia przygasił Robert rzucając z boku, z kwaśną ironią, iż i tak będzie się uczyć tego, co Unia zechce, czy raczej, uzna za optymalne. Franklin się z tym nie zgadzał, ale Mervi miała wrażenie, że brakuje jej jednej cechy Franklina, zdolności odnajdywania się w biurokratycznej machine w sposób, aby i tak robić, to co się chce.




Przez cały czas pracy Mervi nie odezwała się do Roberta ani słowem. Wydawać by się mogło, że jego ironia spłynęła po niej i nie zostawiła śladu, a jednak spojrzenie jakim go obdarzyła w tamtym momencie zaprzeczało przyjęcia tego na zimno. Była zirytowana jego zachowaniem i w żadnym stopniu z nim się nie zgadzała. Nie chciała podczas pracy marnować czasu Unii na osobiste dyskusje, więc z zimną cierpliwością odczekała na sposobność rozmówienia się z nim po obowiązkach.

Odczekała aż jej zachowanie nie przysporzy nikomu niepokoju, nim "zaatakowała". Wyminęła Roberta na korytarzu w momencie, gdy byli już poza harmonogramem pracy i wiedząc, że może poświęcić kilka minut dodatkowo nim uda się do sklep poza konstruktem, po jedzenie, powiedziała najbardziej twardym tonem, jaki mogła z siebie wykrzesać:
- Musimy porozmawiać.
- Skoro musisz - powiedział z lekkim uśmiechem - idę na zakupy, możesz mi towarzyszyć - stwierdził idąc w stronę windy wyjściowej z konstruktu.
Mervi ruszyła za nim, zadowolona w duchu, że nie zmieni jej to harmonogramu.
- Też miałam zamiar zakupy robić później. - zrównała krok z Robertem, nie zmieniając niezadowolonej miny, ale patrząc już w przód uparcie - Wiesz o czym chcę mówić? - zapytała dość chłodno.
- Grasz w nowe MMO? - rzucił otwierając windę, raz po dżentelmeńsku, przepuszczając Mervi przodem.
Pytanie wybiło Mervi z rytmu myśli.
- MMO? - zapytała zaskoczona, wchodząc do windy - Massively Multiplayer Online Game? Nie jestem w metodologii zajmującej się tym…
- No to nie wiem o czym możesz chcieć gadać…
Mervi spojrzała z dezaprobatą.
- Naprawdę? Nie widzisz problemu? - nacisnęła przycisk parteru - Zupełnie czy robisz sobie żarty?
- Powiedz wprost o co ci chodzi - Robert westchnął ciężko - nie mam dziś sił bawić się w zgadywanki.
- Czemu jesteś takim du... - zawahała się - ...taką wredną osobą?
Młody technokrata zmierzył ją wzrokiem, długo i z zastanowieniem. Zaśmiał się krótko gdy winda podjechała na na górę, a oni mogli wyjść z podziemnej sekcji konstruktu.
- Dupkiem - powtórzył za Mervi szczerząc się - za to mnie kochasz - mrugnął machinalnie jakby była to jego typowa odywka i przepuszczając Mervi przodem, pokierował ku wyjściu przez recepcję małego biurowca.
Mervi prychnęła cicho idąc z Robertem.
- Powinieneś opanować język, a przynajmniej chcieć to zrobić. Nawet współpracowników drażnisz, łamiesz zasady chyba dla samego łamania zasad i najwyraźniej chcesz by inni łamali je z tobą lub myśleli jak ty. To co dziś powiedziałeś było obrzydliwe i kłamliwe.
Robert pozwolił jej wygłosić tyradę, gdy wychodzili z budynku. Wysłuchał uważnie, idąc niespiesznym krokiem.
- Pijesz? - rzucił pytanie jakby przy okazji.
Kolejne wykolejenie myśli. Mervi bardzo tej taktyki nie lubiła...
- Po co o to pytasz?
- Czyli nawet gdyby, to ze mną się nie napijesz - powiedział wzruszając ramionami - jest tutaj nieopodal fajny park. Można sobie usiąść na ławce i przy udziale procentów przedyskutować co komu leży na wątrobie. Ale tak, zakupy zrobię później, będziemy o suchym pysku, masz czas?
Finka wyciągnęła komórkę i zaczęła sprawdzać co ma zaplanowane w harmonogramie.
- No tak - Robert powiedział ostrożniej, ale z pewną mocą - stwierdzenie, że będziesz się uczyć tego co ci powiedzą było kłamliwe. Czy powiedzenie, że będziesz spotykać się z kim ci pozwolą i robić wszystko co zechcesz, o ile pokrywa się to z harmonogramem też jest kłamstwem? Czy jednak możesz olać wytyczne i zrobić to co ty chcesz?
Mervi uniosła wzrok znad ekranu.
- Harmonogram jest pomocny w ustalaniu czasu zadań. - odparła twardo - Dam radę poświęcić trochę ze snu czy takich tam...
- Nie mam sumienia zabierać ci snu, nie w taki sposób - mruknął ruszając jednak w stronę parku.
Finka zawahała się, patrząc na harmonogram. Co powinna zrobić? Czy iść za nim, aby ustalić w końcu?
Schowała komórkę i poszła jak i Robert. Będzie jej winny… Mężczyzna zaprowadził ją na skraj parku i wybrał szeroką ławkę w bocznej alejce, na której usiadł, obok, od zewnętrznej strony, stawiając swój plecak i zapraszając Mervi do zajęcia miejsca obok.
- Traktujesz wszystko zbyt osobiście - zaczął szczerze - przecież ani razu nie skrytykowałem ciebie, prawda?
- Powiedziałeś, że nie osiągnę czegoś - usiadła z odpowiedniej odległości, żeby nie było za daleko ani za blisko - bo mi nie zezwolą. Co za bzdura.
- No to poproś po kolei o dostęp do materiałów szkoleniowych z każdej dziedziny oświeconej nauki, większość ci odrzucą, poza tymi, które są przewidziane w twoim osobowym planie rozwoju.
- Dopiero zaczynam. - mruknęła - Przyznają mi te materiały, może nie teraz, ale przyznają w odpowiednim momencie. Unia wie co dla każdego najlepsze w odpowiednim czasie. - powiedziała pewnie.
- Ja przyszedłem do Unii, aby poprawiać świat, a nie być jedynie narzędziem realizującym cudzą wizję. Ty nie?
- Nie można tego nazwać "przyjściem", to raczej po prostu się stało, a że pobyt w Unii pasuje do mojej "wizji" to inna sprawa. - poprawiła zapięcie koszuli i narzuciła sweter na ramiona - Chcę ofiarować światu bezpieczeństwo, chciałam zostać architektem, aby tworzyć bezpieczniejszą, stabilniejszą infrastrukturę. Pytałeś o informatykę... - wychyliła się do Roberta - Nie każdy posiada komputer z urodzenia.
- I sądzisz, że najlepiej sprawdzisz się realizując cudze pomysły? Bez cienia własnej woli? Pytam szczerze.
- Jakie cudze pomysły? - zmarszczyła brwi - Chcą ochronić innych przed zagrożeniami... Przed Dewiantami Rzeczywistości, przed terroryzmem pod każdą postacią, nawet jeżeli mowa o cyberterrorystach. Dla ciebie to złe, przeciwwstawiać się temu?
- Nie - powiedział z determinacją - po prostu uważam, że mam czasem prawo powiedzenia ale oraz samostanowienia. Maszyna Unii jest bardzo mocno spasowana, nie daje dużo swobody. Jeśli jesteś tu z nami, coś o tym wiesz…
- Jeżeli by puścili wszystko, to zaraz każdy poszedłby swoją drogą, co zniszczyłoby wspólny cel. Tego chcesz? Stawiasz się, masz problemy. Tak chcesz zmienić świat? Rozpętując chaos?
- Chcę po prostu mieć znaczenie. To tak wiele?
- Czyli ważniejsze dla ciebie jesteś ty sam, a nie cel dla innych? Dla całości? - pokręciła głową - Nie zrobisz czegoś bez zapisania tego w podręcznikach? To zrobiłem JA?
- A nie uważasz czasem, iż sam fakt, że się przebudziłaś, iż posiadasz geniusza, stawia cię na równi z tymi wyżej oraz algorytmami? Ja również pracuję dla mas, chronię je. Po prostu uznaję, iż, o grozo - uśmiechnął się kwaśno - ci wyżej mogą się nie tylko mylić ale i ja czasem mogę mieć w czymś lepszy pomysł.
- To może naucz się lawirować w tej biurokracji i zdobądź znajomych na wyższych szczeblach, aby móc swoje opinie przedstawiać wyżej? Twoje zachowanie tylko zniechęca do ciebie, więc czego oczekujesz?
- Uczę się - westchnął - ale to nie jest łatwe. I nie wiem czy się nadaję - zawahał się - szlag! Teraz napiłbym się piwa. Twoja wina - mruknął do Mervi.
- Moja wina? Ja ci rozum do głowy tylko chcę wbić. I co ma znaczyć, że nie wiesz czy się nadajesz?
- Myślisz, że wszystko wiesz bo ci tak ładnie wytłumaczyli - mruknął do Mervi - i chcesz uczyć innych - pokręcił głową lecz z wyraźną sympatią - nie nadam bo nie lubię lizać dup i podkładać świń. Oraz kłamać, to chyba najbardziej.
- Po prostu słuchaj poleceń, trzymaj się harmonogramu. Przestrzegaj zasad. To chyba dasz radę?
- I myślisz, że do czego to zaprowadzi?
- Będziesz miał szanse znaleźć osoby, które ci pomogą w twojej wizji, a lepsza opinia tym bardziej zwiększy szanse, że ktoś cię wysłucha. - westchnęła - Rozmawiałeś z Alanem o tym?
Robert krzywo uśmiechnął się.
- Jestem w Unii dłużej. Zweryfikujesz swoje pomysły z czasem, ok?
- O co ci chodzi? - fince nie podobało się, że najwyraźniej Robert odrzuca próbę pomocy. Jest tu krócej, co ona może wiedzieć…
- Wypowiadasz się bez wiedzy jak rzeczy wyglądają w praktyce, tylko tyle. Będziesz tutaj, to zobaczysz - powiedział łagodnie.
Mervi nie była zadowolona z wyniku rozmowy. Jak grochem o ścianę.
- Czyli ciągle będziesz tak samo się zachowywał?
- Wyciągasz ciekawe wnioski - mruknął.
- Jesteś po prostu paskudnie uparty. - westchnęła.
- Podobno to zaleta, trudno się poddaję - mruknął - ty nie?
- Ja po prostu wiem, kiedy upór to jak tłuc głową w mur. - stwierdziła - Jak coś postanowię, to się trzymam tego. Unia mi bardzo pomogła, ze zdrowiem mojego ojca też. Czuję się potrzebna i nie odczuwam samotności, bo zawsze ktoś jest.
- To jest cenne - Robert zgodził się z Mervi z uśmiechem - i myślę podobnie. Ale Unia może być lepsze, co nie znaczy, że jest zła. Gdybym tak twierdził, to by mnie z wami nie było.
Mężczyzna zamyślił się.
- Zgłodniałem, a ty?
- Też. - znowu spojrzała w komórkę, aby zobaczyć co mogłaby z sugerowanych składników zakupić na obiad.
- Mieszkam niedaleko - Robert stwierdził pogodnie - to co, zakupy i u mnie? Jesteś u nas nowa, to przyjmij obiad w ramach przeprosin. No i lubię gotować - przyznał szczerze, a Mervi prawie wydało się to zabawne. Czy może wydałoby się, gdyby nie była na anty-eidolonowych pigułkach.
Nie była pewna czy tak wypada, iść do domu w sumie nieznanego mężczyzny. Może przesadza, a to norma w standardowych relacjach?
- Uhm... Ale nie będzie to źle wyglądało, jeżeli pójdę do ciebie? Niezręcznie dla ciebie?
- Zgwałcę cię tylko jak bardzo wyraźnie poprosisz - Robert zaśmiał się lekko - a co się przejmujesz ludźmi. Czy opinia zmienia coś rzeczywistego w twoim życiu? Trochę luzu młoda - mruknął.
Mervi nie odezwała się, jako że czuła się speszona pierwszym zdaniem. Kiwnęła tylko na zgodę na pójście do niego.


***

Mervi przez cały czas zakupów była milcząca. Co odpowiadała krótko, ale skupiła się na czym innym - obserwacji zachowania Roberta. Chciała upewnić się, że nie zacznie łamać zasad będąc z nią, więc kontrolowała go. Podpadł już wystarczająco w Unii to i nie mogła mieć teraz pewności.
Zakupy poszły sprawnie, jako że mężczyzna faktycznie dobrze się orientuje w sprawach kulinarnych, przynajmniej jeżeli mowa o wyborze składników (w czym też Mervi pomógł).

Kiedy zrobili sprawunki udali się do mieszkania Roberta, które okazało się dość zagraconą kawalerką. Nie było tam na szczęście brudu, tylko wszechobecny nieporządek - niektórzy nazwaliby go artystycznym chaosem. Nawet po kątach poupychał rozbebeszoną elektronikę. Nic nie miał porządnie pochowane, co Mervi skomentowała poprzez pełen zniesmaczenia wzrok.

Zaskakująco, Robert nie tylko umiał kupować składniki na jedzenie, ale także serio dobrze gotował i proces sprawiał mu przyjemność. Mervi z przyjemnością jadła zrobiony przez niego obiad i z równą przyjemnością (a może i większą) brała udział w nerdzeniu o kompach. Robert to rozpoczął i ostro w to się wkręcił. Mervi szybko zaczęła mu próbować wtórować, jako że temat był naprawdę fascynujący. Okazało się, iż jej kolega bym od dawna zainteresowany zabezpieczeniami, a do tego... był hackerem. Nie trzeba wspominać, że za to był również notowany.
Ku pocieszeniu Mervi, Robert miał bardzo gorzkie zdanie o teraźniejszej hackerce. Mierzwił go cały ten biznes przestępczy z nią związany i tęsknił za "romantycznymi czasami ciekawości".
Tutaj kończyło się podobieństwo dwóch technokratów. Robert wyrażał swoją fascynację i miłość do tematu uczuciem, nawet kiedy mówił o niemiłych mu rzeczach. Mervi z drugiej strony to samo czystą, zimną logiką i choć co jakiś czas przewijały się cieplejsze nuty - to jednak górował rozum, nie serce.

A jednak straciła rachubę czasu.

Było już po 21, kiedy Mervi spostrzegła, że zmarnowała za dużo czasu. Nie przyjęła oferty Roberta, który chciał ją odwieźć swoim motorem (miała standardy)...
...i masę pracy do nadrobienia po powrocie.



Pod koniec tygodnia, nastąpiła rzeczywista praca z agentami. Na potrzeby tego Mervi dostała laptop który położyła obok stanowiska Franklina. Technokrata poklepał ją po plecach.
- To będzie kilka godzinek i fajrant - powiedział z uśmiechem - czytałaś dane? Wiem, zbyt dużo ich nie ma…
- Tak. - odparła pewnie, jak zwykle przygotowana.
Posłała krótkie spojrzenie w stronę Roberta. Rozdrażnił ją, gdy stwierdzał, że Unia jej nie pozwoli na naukę o czasoprzestrzeni. Zupełnie jakby mogli jej zabraniać rozwoju! Ten technokrata był po prostu dupkiem i lubił wprowadzać zamęt.
- To dobrze - Franklin powiedział spokojnie - jeden agent, długotrwała infiltracja wspólnoty religijnej prowadzącej szkołę z internatem. Jak widać, agent nie lubi tworzyć raportów… W ramach formalności, komunikacja podlega anonimizacji. My jesteśmy Centrala, numerami, on Agent lub Operatorze. Jest to przeźroczyste. Pewnie czytałaś procedury, ale wolę wspomnieć oczywistości. Za kwadrans łączymy się na kanał głosowy. Gotowa, masz pytania?
- Czy pierwszy raz każdego stresuje? - zapytała z całkowitą powagą i chyba brakiem zrozumienia możliwego podtekstu.
Franklin uśmiechnął się pod nosem i przetarł brodę ręką, pozwalając Mervi rozumieć co właściwie powiedziała z jego miny.
Finka otworzyła szerzej oczy, po czym schowała twarz w dłoniach.
- Pierwsza akcja... Chodziło o akcję...
Franklin powiedział poważnie.
- A o co innego mogłoby chodzić?
- ...zapomnijmy o tym...
- Dobrze… to nie jest jeszcze pełnoprawna akcja, tylko rutynowe wsparcie, nie ma co się stresować. Wątpię aby było coś więcej do roboty jak wyciągnąć trochę informacji na żywo.
Mervi przetarła twarz uspokajając się.
- Czy... Agenci już mają przedstawione sztywne cele?
- Mają swoje wytyczne, wszystko zależy od konkretnej operacji. My będziemy teraz obsługiwać jednego agenta, o ile wiem, ma dość dużą swobodę operacyjną.
- A znasz spodziewany wynik tej operacji? Bo w papierach musiano to... zlać... Znaczy, pominąć! - szybko poprawiła się zawstydzona.
- Operacja jest długoterminowa. Na twoim poziomie uprawnień nie poznasz celów. Chyba - Franklin zamyślił się - dopiero od O2 mogłabyś dowiedzieć się jakiego poziomu potrzeba aby znać całość operacji.
- Po prostu nie chcę zostać wzięta z zaskoczenia, zupełnie nie zdając sobie sprawy co robić. - wyjaśniła - Chyba, że mam tylko obserwować i słuchać?
- Po prostu reaguj na prośby agenta zgodnie z procedurami, w razie wątpliwości, pomogę ci.
- Oczywiście. - nałożyła zestaw słuchawkowy - Jestem gotowa.




 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 07-11-2021 o 19:38.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-12-2021, 20:34   #13
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Mervi spadł z serca kamień w momencie, gdy po usłyszeniu zimnego głosu agenta CXV-18 do rozmowy od razu wszedł Franklin. I nie brzmiała ona profesjonalnie.
- No hej - Franklin zaczął lekko - jak przypominałem, Jon, będzie dziś cię obsługiwać młoda. Mam nadzieję, że nic w planach się nie zmieniło i to nie przeszkadza.
- Powinno być ok. Świeżynka?
- Tak… W razie czego jestem na linii, ale będę głównie instruował nową, tak aby się nauczyła.
- Dobra, bez problemu. Jak tam młoda, gotowa?
Technokratka nie wiedziała czy czuje się w tym momencie lepiej, że profesjonalizm do kosza, czy gorzej. Najwyżej będzie z niej śmiech przy kawie...
- Gotowa. - przekazała przez mikrofon.
- Dobra - usłyszała cichy głos agenta - udostępniamy wam obraz.
Mervi dostała w oprogramowaniu zrzut z kamery, wskazujący na człowieka wsiadającego do samochodu, średniego wieku, w płaszczu, spod jakiegoś murowanego budynku. Zdjęcie było wyraźne, lecz robione z bardzo dużej odległości, bez optyki. Na szczęście było widać tablice rejestracyjne.
- Zdjęcie zrobione na świeżo, jeszcze siedzą… jak wyjadą to będę śledzić auto. Chcę wiedzieć wszystko co istotne o aucie i tym gościu. Kierowcy niestety nie widzę.

Już w momencie zobaczenia na ekranie tablicy pojazdu, Mervi prawie automatycznie wrzuciła numer do wyszukania w bazach pojazdów, najpierw tylko w mieście, poszerzyła zaraz zapytanie na cały Stan, gotowa przejść nim także i na kraj. Nim zakończył się proces, przeniosła uwagę na zdjęcie nieznajomego, a przy okazji na miejsce.
- Czy wiadomo coś o budynku, z którego osoba wyszła? - wykadrowała zdjęcie, aby jak najlepiej ukazywało mężczyznę. Tak obrobione przesłała do analizy baz personalnych.
- Burdel, centrala, dorzucę adres.
Jak powiedział, tak do Mervi trafiły dane GPS. Washington…
Mervi zganiła się w myślach, dopisując do wyszukiwań pojazdu otrzymane dane, jako że i to mogło przyśpieszyć poszukiwanie. O dziwo, nawet nie zareagowała zdegustowaniem na to, że była mowa o "burdelu". Po prostu... nie obeszło jej.
- Jak długo znajdował się w tym przybytku, agencie?
- Brak danych.

W międzyczasie klient Mervi wreszcie dopchał się do zasobów obliczeniowych Unii i wypluł jej historię wynajmowanego auta, należącego do firmy przy lotnisku. Auto było już bliskie końca eksploatacji, zwykle po dwóch latach sprzedawano samochody z floty.
Budynek… dane wyglądały typowo, lewa firma, salon masażu, typowe właściciele-słupy.
W głębi Mervi chciałaby dowiedzieć się więcej o przebiegu misji sprzed aktualnej sytuacji, ale miała w głowie jedno - nie posiadała wystarczających uprawnień.
- Samochód jest wynajęty od firmy przy porcie lotniczym Waszyngton-Dulles. - rzuciła okiem na dane wynajmującego - Dane najmującego wprowadzone do systemu nie oferują istotnych wyników, możliwie są niezwiązane - "z czymkolwiek co robisz" - Budynek o typowych danych. Lewa firma odnowy biologicznej i typowe "słupy" jako właściciele. Nikt nie wyłania się z oficjalnych danych. - spojrzała jak idzie z wyszukiwaniem mężczyzny. Nie znaleziono dopasowania. Widząc to, odezwał się Franklin.
- Może z filmu byśmy coś wyciągnęli? Analiza behawioralna, potem dopasować do niej jeden z zapisanych modeli behawioralnych. To działa nawet z zamazaną twarzą, wystarczy sylwetka i rozpoznawalne przedmioty.
- Agencie, czy poza zdjęciem posiadasz także nagranie tego człowieka? - zapytała.
- Nie - usłyszała jakby od niechcenia, lub agent był zajęty - mogę je mieć, ale nie wiem kiedy. Śledzę cel, nie zatrzymują się.

Mervi spojrzała na Franklina, na chwilę wyciszając transmisję do agenta.
- Możemy pobrać koordynaty, aby wiedzieć jak przemieszcza się agent?
- Tak, masz udostępniony GPS - Franklin zwrócił się do Mervi - chyba nie ma tego w graficznym interface, musisz pogadać z brokerem danych z terminala.
- Raportuj o zmianach. - przerwała ciszę w komunikacji, wysyłając jednocześnie zamówienie do brokera danych, aby mogła otrzymać dane z GPS agenta CXV-18 i tak móc nadzorować jego trasę.
- Jakieś szczegóły tej misji możesz podać czy za małe mam uprawnienia? - zapytała Franklina poza przekazem.
- Tylko to co podaje soft, czyli na O1 niewiele - Franklin westchnął ciężko - chwilę to potrwa - upił z kubka.
Musiała postarać się, aby zwiększono jej uprawnienia!
- Adam powiedział, że po pół roku jest szansa na O2. - odezwała się w oczekiwaniu - Mówiłeś, że w razie co do ciebie trzeba iść, jak wyższe rzeczy są?
- Tymczasowo mogę udostępnić taki materiał, teraz nie ma potrzeby.
W międzyczasie komputer złapał polecenie, a na mapie Waszyngtonu pojawił się ruchomy punkt poruszającego się pojazdu z agentem.
- Jak bardzo jest ciężko otrzymać wyższe uprawnienia? - patrzyła na zmieniający pozycję punkt - Czy agenci posiadają jakieś... urządzenia nagrywające na sobie, jak policja? - zmieniła nagle myśl.
- Zależy od agenta. W naszym przypadku agent ma pełna kontrolę nad rejestracją.
Franklin spojrzał na monitor Mervi, na jego leciały jakieś logi, w które kobieta się nie wczytywała. Wyglądał na zamyślonego.
- Zrób dopasowanie tras. Mamy już długą drogę, pewnie pokrywa się z typowymi drogami już w jakimś procencie - znowu upił z kubka - niech komputer trochę policzy, a co ma się nudzić.
Młoda technokratka nawet nie próbowała patrzeć w logi z monitora Franklina. Kusiło ją, a jakże, ale pamiętała - nie jest uprawniona do tej wiedzy. Nie będzie dzieckiem działającym wedle kaprysów.
Utrzyma posłuszeństwo zasadom.
- Czy w innych misjach będzie opcja wykorzystania takich kamer od agentów, aby widzieć co przed nimi się dzieje? - mówiąc to, jednocześnie wbijała polecenie do komputera, aby sprofilował przebywaną drogę i dopasował ją do typowych.
- Zależy od profilu misji - Franklin stwierdził lekko - może nawet w tej będzie taka potrzeba. Zgubiłaś średnik - zwrócił uwagę na powstający kod zapytań Mervi - a tu można zrobić ina… zresztą, nieważne, powinno działać i tak.
Mervi szybko poprawiła brak średnika.
- A jak ty byś to napisał? - nie przerywała jednak pisania kodu - Może następnym razem mi się przyda ta wiedza.
- To nie ma znaczenia - Franklin powiedział z uśmiechem - jak działa to działa, nie jest to kod który będzie nam wiecznie służyć.

Mervi wyraźnie skupiała się mocno na kodzie, chcąc by otrzymała najlepsze efekty. Ostatecznie, trwało to długo. Tysiące potencjalnych miejsc, setki, dziesiątki, znowu setki… Mervi miała problem z uzyskaniem stabilnych rezultatów. Lecz co innego miała robić? Było to bezpośrednie wsparcie operacji, a Agent na razie dalej zajmował się śledzeniem celu.
Wreszcie Mervi ustabilizowała wynik na pięćdziesięciu ośmiu najprawdopodobniejszych adresach. Franklin się nie odzywał, ale jakby czegoś oczekiwał. Może ją testował?
Mervi była w kropce. Otrzymała wyniki, ale jednocześnie nie wiedziała jak je wykorzystać. Pięćdziesiąt osiem adresów!
- Najprawdopodobniejszych adresów jest ciągle za dużo. - odezwała się do Franklina, pokonana - Co powinnam zrobić?
- Nic szczególnego - Franklin uśmiechnął się - napić się kawy, a w międzyczasie ściągnąć plany okolic i budynków z każdego z adresów. Jak trafiliśmy i się przydadzą to dobrze, a jak nie - zaśmiał się do Mervi - i tak nam się nudzi. Mamy czas, kompy mogą mielieć.
Finka od razu się tym zajęła, aby już na zaś mieć gotowe plany.
- A czy ktoś się wkurza, gdy robimy coś, co się okaże nieprzydatne?
- Zależy - Franklin wzruszył ramionami - jak odpalisz coś bardzo obciążającego i będziesz robić to notorycznie, to w teorii ktoś może się oburzyć, w praktyce pewnie nawet nie zauważą. Podstawową zasadą jest aby nie pozyskiwać na zapas, czego pozyskanie może być wykrywalne. Rozumiesz, jakby agent ścigał dewianta, to satelitarny skaner DNA na pół dzielnicy może zostać zauważony…
Mervi zatrzymała dłoń w pół ruchu do naciśnięcia klawisza.
- Sate... - otworzyła szerzej oczy - DNA przez satelitę?! - pojawił się lekki uśmiech na jej twarzy - To... Naprawdę...?
- Tak - Franklin powiedział patrząc w ekran, jakby czegoś szukał - trzeba tylko uważać aby za bardzo nie napromieniować okolicy.
- Czyli to nie jest jak by była fikcja w literaturze! - trochę się hiperwentylowała - A nie wie się o tej... niesamowitej technologii. To jakby magia się urzeczywistniła!
- Spokojnie młoda, mamy pracę - Franklin spokojnie wskazał palcem na jej ekran.

Trybik finki w mgnieniu oka został przestawiony, która wróciła do kodu, odrzucając rewelacje, jakie zostały jej przedstawione. Starszy technokrata tylko lekko uśmiechnął się pod nosem. Faktycznie, wyciąganie większej porcji danych swoje trwało, podczas których agent śledził cel. Nie było sensu przeglądać wyników, po prostu patrzyli jak zbierają na zapas gotowe dane i na podstawie odchyleń statystycznych wrzucali dane do automatycznej poprawy, szczególnie stare zdjęcia satelitarne.
- Eeee… Franklin - Mervi usłyszała we niepewny głos agenta agenta - będę chyba potrzebować wsparcia.
Franklin nie odezwał się, tylko w milczeniu spojrzał na Mervi i pokiwał jej głową, aby prowadziła sprawę, zapytała się o potrzeby, gdzie, naturę wsparcia. W razie czego czuwał.
Mervi zdążyła całkowicie wygonić z głowy bzdury o magicznych satelitach napromieniowujących obszar w mieście. Co za dziecinny koncept! Magiczne satelity!
- Jesteśmy, agencie. - przekazała - Jakie potrzebne wsparcie? Jakie są potrzeby i gdzie?
- Zagrożenie, dwie czwórki i jedna piątka. Wszyscy w śledzonym pojeździe. Jak tylko dojadą do celu moje predyktory zwiastują problemy…
- Sprawdzone - Franklin potwierdził agenta, ale się nie odezwał więcej.
Piątka… to było dużo. Skala miała realnie 7 stopni, w teorii było ich nawet 10, ale powyżej 7 mówiło się o międzynarodowych i międzyplanetarnych katastrofach. Piątki były opisywane w sposób, który u Mervi powodował ciarki. Możliwość wyzwolenia energii zdolnej zniszczyć całe miasto czy doprowadzenie do katastrofalnego załamania przyczynowości na obszarze dzielnicy. Mutacje choroby oraz masowe przełamanie narracji Unii w zakresie paradygmatu. Tak zwani Mistrzowie Tradycji byli często klasyfikowani od czterech do sześciu, przy czym sześć tyczyła naprawdę starych magów. Miała szkolenia… trzeba było myśleć.
Technokratka poczuła, jak ciśnienie jej przyśpiesza. Dopiero miała pierwszą prawdziwą akcję, a na początek na takie zagrożenie została rzucona?! To mogło skrzywdzić wiele Mas ot tak! Przecież ci dewianci nie dbali o takich ludzi czy miejsca, które im życie zapewniały!
Spojrzała na Franklina, a jej wzroku wyraźnie było widać ostry niepokój sytuacją.
- Czy teraz przyda się wezwać cięższe wsparcie...?
- Spokojnie - Franklin powiedział do Mervi - jak nie wiesz jaki rodzaj wsparcia, wpisz poziomy zagrożeń i zarezerwuj na dany obszar. Algorytmy podstaw domyślne i ustala priorytety gotowości. I poinformuj o tym agenta.
Finka zabrała się od razu do pracy. Mogłaby być zadowolona, gdyby o tym myślała, że gładko jej idzie, nawet w momencie stresu. Określiła poziom zagrożeń i ustawiła go na wysoki, oznaczając obszar jaki został tym ogarnięty. Przy takich dewiantach nie chciała ryzykować.
- Wsparcie zostało zlecone. - patrzyła niecierpliwie na ekran w oczekiwaniu na reakcję systemu - Zachowaj większą odległość, aby nie wejść zbytnio w zasięg percepcji zagrożeń.
Długie sekundy, potem minuta… Mervi dostała informacje o zarezerwowaniu dwóch Mobilnych Formacji Operacyjnych. Agent czekał. Potem odezwał się.
- Mam… podsyłam koordynaty - do Mervi trafił akurat adres jednego z budynków którego miała plany.
- Wycofaj się - Franklin powiedział spokojnym, rzeczowym głosem - przejdź w stan obserwacji. Spróbuj sprofilować cele.
Mervi w tym czasie zaczęła szukać czy w rzeczonym budynku znajduje się system zewnętrznego i wewnętrznego monitoringu. Spojrzała jeszcze na Franklina.
- Może udałoby się poprzez `widok termowizyjny ustalić położenie tych osób?
- NIe ingeruj, wrzuć dane do publicznego dla kolejnego zespołu. Czekamy na dane, jestem połączony z wyższymi - Franklin wskazał swój ekran.
- Zrobione. - Mervi bez wahania przerwała poszukiwania. Nie ingeruj. Franklin w końcu z kimś wyżej jest połączony. Aż tak poważnie jest? Co się dzieje?
Nie, nie ingeruj.
Wedle polecenia wrzuciła dane dla kolejnego zespołu, na publiczny. Czekali.. Franklin odezwał się do Mervi.
- Nie stresuj się tak. Wszystko jest pod kontrolą.
Finka skinęła głową, przymykając oczy dla uspokojenia. Miarowy oddech. Nie ingeruj, wszystko pod kontrolą. Pod kontrolą.
Nie zabiorą nam kontroli. Tylko, że czuła… że nie ma racji. Profilowanie zostało zakończone, surowe dane trafiły poziomy wyżej. Franklin patrzył na ekran komputera.

- Wycofać się - polecił agentowi - zarządzono procedurę terminacji. Oddziały startują, mamy hitmarki. Dowodzenie nad tamtą akcję przejmują Iteratorzy, my mamy cię bezpiecznie sprowadzić.
- Zrozumialem. To spływamy z tego piekła, które zaraz tu będzie.
Mervi odezwała się do Franklina.
- Przecież będą w budynku mieszkalnym. Czy ciężka piechota to nie zagrożenie dla postronnych?
- Zajmą się tym - technokrata ją uspokoił - poza jednostkami bojowymi mają centrałę jak nasza, medyków, agentów… Pewnie za chwilę będzie ewakuacja z powodu rozszczelnienia się gazu. Nie nasze zmartwienie jak to zrobią, to jest Unia, zakładasz, że każdy robi swoją robotę.
- Czyli tu się kończy nasz wkład? - zapytała z nutą niepokoju.
- Tak, doprowadzamy Agenta z daleka, czyli wsumie spokój - stwierdził pogodnie.
Dziewczyna wyglądała na zaniepokojoną.
- Nie masz takiego wrażenia... że wcale nie będzie bezproblemowo na tej akcji?
- Moje wrażenie nie ma znaczenia - mężczyzna stwierdził spokojnie obserwując ekran.
- Tam jest piątka... - stwierdziła - Czy w ogóle znaleźliśmy kim są ci ludzie?
- Tak, utajniono - Franklin stwierdził naturalnie.
- I nie... Ciekawi cię czy nikt nie ucierpi na akcji?
Starszy technokrata tylko uśmiechnął się pod nosem.
- That's cold... - mruknęła smutno.
- Łańcuch zaufania jest podstawą działania wielu jednostek.
- Ale to nie o brak zaufania chodzi, tylko... Troskę. - odparła - Ta... piątka...Jeżeli umie złamać przyczynowość... - zaniepokoiła się - Co da w takim wypadku zaufanie?
- Wyższe kompetencje - Franklin wyjaśnił - wiedzą lepiej. Czasem brak wiedzy może zaszkodzić. Na tej podstawie my kierujemy masami.
Spojrzała w dół, na klawiaturę.
- Frank... A mógłbyś się dowiedzieć dla mnie później czy wszyscy cali i ubiliśmy dewiantów? - zapytała proszącym tonem.
Technokrata poklepał Mervi po plecach.
- Zobaczę co da się zrobić.
- Dzięki. - lekko się uśmiechnęła i znowu skupiła się na tym, co ważne - Więc robota.




To, co Mervi nazywała podświadomie terapią, nosiło oficjalną nazwę cotygodniowej ewaluacji psychologicznej. Prowadzona przez Alana, odbywała się w schludnym gabinecie terapetystycznym - o ile Mervi wiedziała, nie był to prywatny gabinet technokraty, a tylko rezerwowane pomieszczenie. Nie znajdowało się również w podziemnej części konstruktu, gdzie się pracowano, lecz w jednym z budynków biurowych będących przykrywką Unii. W środku mieli do dyspozycji wygodne fotele, komputer, stolik, regały z książkami oraz widok z dużego okna na park, w którym ostatnio rozmawiała z Robertem.
- Jak się czujesz Mervi - zapytał Alan zamykając za Mervi drzwi.
Finka zawsze czuła się bardzo spokojnie przy Alanie. Naprawdę lubiła te terapie, jak i po prostu towarzystwo technokraty.
- Całkiem dobrze. Leki naprawdę pomagają. - uśmiechnęła się.
- A jak współpraca z innymi? - Alan podsunął jej fotel, samemu siadając po chwili.
- Nie narzekam. - usadowiła się w fotelu - Robert czasem jest jak rozpaskudzony bachor, ale jak przestaje być dziecinny, to dobrze z nim się rozmawia. Przed Franklinem straszono, ale nie jest przerażający.
- Zanim zaczniemy standardowe procedury - Alan stwierdził wyjmując i kładąć na stole znane Mervi plansze będące nowoczesną, zmodyfikowaną wersją testu Rorschacka - musimy jeszcze coś przegadać. W systemie pojawiła się pilna adnotacja dotycząca ciebie.
- Pilna adnotacja? - Mervi wyraźnie była zaskoczona - Tak źle ocenił mnie Frank, coś ze studiami?
- Ani to, ani to - Alan uspokoił ją - generalnie miałem z twego powodu kilka niemiłych rozmów. Zgłoszono w systemie, że próbujesz w sposób socjotechniczny przekroczyć swój stopień uprawnień dostępu do informacji. Wiem Mervi, że pewnie miałaś dobre intencje…Jednak filarem Unii jest praca na dokładnie w tym miejscu i dokładnie w ten sposób, w jaki jest to optymalne. Czuwają nad tym analitycy i komputery. Nie możemy używać drogi pozasłużbowej, doprowadziłoby to nas do chaosu.
Dziewczyna wyraźnie nie rozumiała skąd to się wzięło.
- Nie rozumiem? Jaki sposób socjotechniczny?
- Spokojnie Mervi - Alan uśmiechnął się - tak to określa system. Zwykle takie etykiety pojawiają się gdy na przykład poprosisz kogoś z, na przykład, dajmy na to O4, sprawdził jakieś akta, wynik akcji lub jakiś parametr.
Alan spojrzał na nią poważnie, kilka dłuższych chwil, po czym powiedział wyraźnie głośniej.
- To oczywiście przykład, nie znam detali sprawy.
Mervi szybko zrozumiała sugestię... i wcale jej się nie podobało to.
- Poprosiłam Franklina, czy mógłby się dowie...
- Nie wiem czy to ta sprawa o której mówisz.
- Nie ma nic innego. - czuła gorzki smak zdrady - Chciałam tylko wiedzieć czy inni nasi nie ucierpieli, martwiłam się!
- Wiem… ale od tego jest droga oficjalna Mervi, i to jeden poziom wyżej tylko, w typowych warunkach. Jeśli to jest to, najpewniej podsłuchał was automat.
- Albo Frank nakłamał. - odezwała się z bólem - Obawiałam się, że nasi ucierpią w akcji, może nawet zwykli ludzie... Nie chciałam znaleźć jakiś szczegółów, danych czy tajemnic.
- Frank nie jest typem kłamcy - Alan powiedział do Mervi szczerze - to skarb, że mamy go w zespole.
- Ja się tylko martwiłam... - zacisnęła usta - Tam mogło być zagrożenie, a mnie nie dano tego obserwować, aby móc pomóc...
- Ja cię rozumiem - Alan powiedział do Mervi porozumiewawczo - ale rozumiesz też potrzebę pewnych zasad? One mają sens jeśli dotyczą wszystkich.
- To źle, że się martwię o innych? Powinnam przestać? I jak niby wtedy angażować się w czynienie dobra dla mas, gdy ci nie zależy na innych? - głos jej się załamał na końcu.
- Ograniczenia uprawnień Mervi są właśnie z tego powodu, bo my się martwimy o masy. To jest dobre, ale załóżmy, że pojawią się ofiary. Załóżmy, że wedle wszystkich możliwości, nie byłabyś w stanie zmienić tego i twój udział był bez wpływu. To drugie by do ciebie nie dotarło, natomiast zadręczała byś się. Po to pewne formy cenzury i hierarchia uprawnień, aby zdejmować z poszczególnych ludzi ciężar psychiczny. Jesteś młodą osobą, byłoby nieludzie kłaść ci na barki taką odpowiedzialność i taki ból. Ci którzy mają większy poziom O to nie tylko kwestia doświadczenia i zasiedzenia się. Człowiek starszy staje się odporniejszy, młodsi jesteśmy delikatniejsi. Zgodzisz się ze mnę?
- Myślisz, że nie będę się martwić w niewiedzy? - zapytała z żalem - To co, mam do agentów jak do pionków na szachownicy podchodzić, bez zainteresowania ich losem?
- Sądzę, że będziesz się martwiła dużo, ale to dużo mniej - Alan powiedział szczerze - musisz znaleźć swoją drogę. Patrz na Franklina, on nie jest służbistą, a jednak dobrze w strukturach unii się odnajduje.
- Więc ty się innymi nie przejmujesz?
- Gdybym się nie przejmował, nie zajmowałbym się waszą gromadką - Alan zaśmiał się po przyjacielsku do Mervi - nie sądzisz? Jeśli na razie nie jesteś w stanie tego przetrawić, pilnuj się dla mnie. Staram się was chronić, ale nie mogę wszystkiego.
Położyła głowę w dłoniach.
- Co musiałeś zrobić teraz? Co mi groziło?
- Nic wielkiego, wpis w aktach. Wolałem abyś na początku miała czystą kartotekę, sama rozumiesz.
- Ale jak to załatwiłeś?
- Trochę świecenia oczami, trochę kontaktów, trochę innych metod - mrugnął.
- Dziękuję i przepraszam... - westchnęła - Teraz to odwlecze moje spotkanie z ojcem...
- Popracujemy nad tym - Alan pocieszył Mervi - dziś więcej nie mamy do roboty, a Ty zasługujesz na trochę przerwy. Szybko obskoczymy raport i plansze i gotowe?
- Jasne. - przynajmniej więcej czasu by rozmówić się z Frankiem.



Franklin wiedział...
Mervi oczekiwała na pojawienie się Franka jeszcze przed rozpoczęciem pracy. Czekała w korytarzu prowadzącym do pokoju ich centrali, wspierając się plecami o ścianę. Myślała o tym co usłyszała od Alana i nie mogła uwierzyć, że tak doświadczony technokrata nie zdawał sobie sprawy z tego, w co ładuje się młoda. O ile w ogóle to nie on na nią "nakablował".
Musiała go skonfrontować. Była trochę zmęczona… naciągnęła harmonogram aby lepiej przygotować się do zajęć na uczelni, a teraz praca… Za to Franklin wyglądał na wypoczętego.
- Cześć Mervi - powiedział do niej idac z kuchni do ich pokoju pracy, widać był tu już od dłuższego czasu.
Mervi czuła zmęczenie, ale to nie oznaczało, iż miała zrezygnować z tej "rozmowy". Początkowo nic nie mówiąc, stanęła na drodze Franklina, aby po chwili powiedzieć z wyraźnym wyrzutem:
- Dlaczego?
- Dlaczego co?
- Dlaczego tak potraktowałeś moją prośbę, jakbym chciała jakieś wrażliwe dane wyciągać twoimi rękoma?
- O czym ty mówisz - Franklin skrzywił się - przepraszam, ale jeszcze do tego nie siadałem, zwykle trzeba trochę poczekać na w pełni klarowne dane i bym po prostu to sprawdził - stwierdził.
Nie wiedziała czy on serio nie nakablował, ale na pewno nie ostrzegł...
- Jeżeli nie mówiłeś nikomu, to komputer to zainterpretował pokracznie. Niemniej, nie powiedziałeś mi, że nie powinnam nawet tego kiedykolwiek wiedzieć, bo mogę za to oberwać.
- A ja nie mogę ci podać - uśmiechnął się krzywo - a mimo tego powiedziałem, że to załatwie. Procedury sobie, ale z umiarem - stwierdził lekko, acz w jego głosie Mervi czuła siłę doświadczenia - zakładam, że wiesz jak uważać. Może cię Robert albo Alisson podjebali, na nich bym stawiał.
Zamyślił się.
- Tak, ich sprawdź lub olej sprawę. I jeszcze jedno, nie lubię gdy się na mnie naskakuje, młoda.
- Wszyscy mówicie na siebie nawzajem. - finka brzmiała na zbolałą - Nie będę dochodzić teraz kto i co, mam dość. Wiedz, że nie chciałam żadnych danych kraść, tylko kierowałam się ludzką troską, to takie złe?
- Gdybym miał coś przeciwko, powiedziałbym ci - Franklin stwierdził z uśmiechem - no dalej młoda, nie ma co się zadręczać. Chodź, mam jeden program do zdebugowania, przyda się mi kaczka debugowa - mruknał.
- Quack. - mruknęła bez entuzjazmu.





 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 05-12-2021 o 09:38.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-01-2022, 20:32   #14
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Eidolon Mervi musiał mieć jakieś chore poczucie humoru połączone ze złośliwymi zdolnościami przewidywania przyszłości. Jak inaczej mogła wytłumaczyć, że swoją aktywność zaczął tuż po spotkaniu z Alanem, którego jak na złość nie mogła dorwać przez następne dni, aby poprosić o większą dawkę leków…
Sny. Wszystko zaczynało się i kończyło w snach. Dziewczyna każdego dnia śniła o czymś, czego nie potrafiła nawet nazwać. Widziała kolory, które po przebudzeniu nawet pamiętała, ale nie potrafiła ich odtworzyć, nie istniało takie widmo światła widzialnego… Było w tym coś fascynującego, umysł potrafił stworzyć zupełnie nowe wrażenie, które nie ma przełożenia na materię, jest nową jakością. Było to też bardzo rozbijające odczucie, jedno z wielu które sprawiały, że poranki Mervi były naprawdę ciężkie.
Inne elementy snów nie ułatwiały się jej wzięcia w garść. Dźwięki, schematy maszyn, algorytmy, układy logiczne, miliardy zbyt skomplikowanych równań, pomylona, lecz fascynująco świeża architektura, schematy blokowe problemów, długie łańcuchy białek…
Każdego rana czuła się jakby wracała z wycieczki po muzeum szalonej kreatywności. Była zmęczona tym co widziała, przewodnik był równie kopnięty co treść, a sama myśl, aby wyodrębnić pokazywane jej rzeczy z chaosu sprawiała, iż zaczynała ją boleć głowa. Mimo to odruchowo próbowała, czuła jakby mogła naraz chwycić miliard tematów, jakby każdym była zainteresowana, a strzępki wiedzy okraszone pomysłami – niektórymi pochodzącymi ze snów, a niektórymi jej własnymi, zainspirowane treścią marzeń sennych – fascynowały ją. Stawały się natrętnymi myślami.
Czuła, iż w konstrukcie nie jest tak uważana. Uwaliła dwa testy na studiach. Mimo, że była na nie przygotowana, to zamiast skupić się na poprawnym opisaniu rodzajów fasad budynków, jej myśli krążyły wokół pomysłów, które mogła realizować…
...gdyby nie harmonogram. Po prostu nie miała kiedy. Programy pisane z Franklinem były nudne i powtarzalne, co prawda starszy technokrata twierdził, iż czasem trafi się ciekawy problem, to akurat miała pecha trafić na to co odpowiadało dziewiętnastu procentom pracy programistycznej Franklina.
Tylko raz udało się jej wcielić projekt w życie. Rysunek fasady biblioteki. Dachy i okna, mniej szalone niż we śnie, ale równie odważne, ich kompozycja, łuki, ukosy, a jednak porządek… Owszem, Mervi podobało się swoje dzieło, ale nie uważała go za wybitne. Co innego zainteresowana, starsza profesor, która od razu zapytała dziewczynę, czy myślała już o promotorze.
I wtedy zaczęła się zastanawiać, gdzieś w głębi duszy, na ile potrzebuje prochów.
A potem przyszło jej pracować z Alexem.

Sny były jednocześnie ekscytujące, jak i przerażające. Naprawdę Eidolon mógł tyle spowodować? Ona sama się zadręczała takimi wizjami?
Chciała porządku... tylko czemu chaos wyglądał tak nęcąco? Przez takie bzdury zawalila dwa testy! To jak sabotowanie samej siebie! W projektach też to przeszkadzało. Nawet jeżeli porządek pozostawał zachowany, to zawsze było coś... innego. Nieoczekiwanego może? Nie wiedziała co jej nie pasuje w obrazie. Za dużo sztywnych form? Za mało?
Nie rozumiała...
Musiała zwrócić się po pomoc do Alana. Coś nie... nie działało wedle reguł...
Czemu myślała o odstawieniu leków?!

***

Na pierwszą pracę z Alexem przyszła zmęczona snem, jaki nie miał litości i tej nocy. Pierwszy dzień z Alexem ustawiony był późno wieczorem, w weekend, i najpewniej przeciągnie się do nocy - tyle dostała informacji. W pokoju w którym pracowali była tylko Alison jedząca jakąś japońską zupę oraz Alex. Gdy tylko Mervi do nich przyszła, czarnoskóry technokrata wstał i uśmiechnął się do niej podając rękę na powitanie.
Mervi podeszła podając rękę już w wyuczony sposób.
- Reszta ma wolne już, co? - spojrzała po obecnych - Alison, czym zapracowałaś na te godziny?
- Powiedzmy, że wolne - Alex powiedział ciepło - harmonogramowanie pracy jest dalej, po tych wszystkich latach, wielką tajemnicą dla mnie. Alison - wyglądał na zaskoczonego, powoli spojrzał na kobietę - kiedy przyszłaś?
Alison z wyraźnie wypisanym bólem na twarzy oderwała się od swej zupy.
- Cześć. W kuchni za duża szansa na spotkanie peregrynującego progenitora-dietetyka.
- A ty nie lubisz trzymać diety, co? - uśmiech Mervi miał coś z nikłej złośliwości, czy przekomarzania.
- Muszę przytyć. Nie pozwalają mi - technokratka stwierdziła cicho po czym wróciła do pałaszowania pałeczkami makaronu… nie, teraz łowiła z zupy boczek.
Tymczasem Alex wskazał Mervi miejsce przy sobie. W przeciwieństwie do Franklina, wydawał się bardziej energiczny i zdecydowany.
- Zrób mi analizę tych danych medycznych, zaraz będziesz mieć wrzucone - powiedział zdecydowanie - potem pogadamy jak znajdziesz tam coś ciekawego. Jakieś sto tysięcy rekordów.
- A już myślałam, że anoreksja. - Mervi rzuciła do kobiety i usiadła obok Alexa, słuchając poleceń.
- Analizować pod jakimś konkretnym kątem?
- Nie, zrobimy ślepy tekst. To co ja wiem może ci zaburzyć rozumowanie. Szukaj interesujących rzeczy.

Mervi nie traciła czasu i jak tylko dostała dane zaczęła szukać tych "interesujących rzeczy".. Sprawdzała czy są jakieś wpisane zabiegi przeprowadzone na pacjentach, problemy zdrowotne. Nic ciekawego… zajęło to dużo czasu, lecz Mervi nie znalazła ciekawych korelacji poza anormalnym występowaniem nowotworów, grupa była na tyle dużą, iż odchylenie musiało coś znaczyć. Podobne wyniki uzyskał Alex… który po prostu zebrał wyniki od Mervi, zestawił jej… i wysłał kilka kolejnych zestawów danych dla innych agentów, do analizy, znowu na podobnej zasadzie ślepych testów - a to dane biomedyczne innej grupy, a to dane o przestępczości w szkołach w pewnym rejonie, a to zmiany składu chemicznego… Byłoby dobrze wiedzieć po co te dane są agentom, lecz nie taka była ich praca, oni mieli przeanalizować, odciążyć agentów i dać im bardziej użyteczne informacje na następny dzień. Sam Alex wyglądał na zadowolonego z takiego trybu pracy.
Mervi spojrzała niepewnie na Alexa.
- Czy dobrze rozumiem... Nie powinnam się interesować po co te dane? - zwróciła wzrok na ekran - Zakładam, że może chcą... - zamilkła nie wiedząc czy może nad tym się zastanawiać.
- Niektóre sprawy są dostępne nawet na twoim poziomie - Alex powiedział pewnie i zdecydowanie, do takiej postawy bardziej by jej pasował zimny, profesjonalny ton głosu, lecz głos czarnoskórego technokraty był miły i ciepły, a on sam nawet delikatnie uśmiechnął się - po prostu nie ma to sensu. Algorytmy wyliczają do takiej obsługi sprawy w których kontekst nie jest nam potrzebny. Czasem jest też on dziurawy, wyobraź sobie pojedynczego agenta pracującego nad jakąś sprawą… Nie ma czasu na raporty, do centrali odzywa się sporadycznie, może nie dosypia nawet, ułatwiamy im robotę. To jest najefektywniejszy sposób działania dla części wypadków, zaznajomienie się z każdą sprawą sprawiłoby, że bylibyśmy mniej produktywni, a nie poprawiłoby to jakości analizy.
- Czy sprawdzamy tak czy to promieniowanie z satelit, nie uszkodziło kogoś?
- Zaraz sprawdzę - Alex spojrzał na ekran - no masz, tu te dane medyczne, dostęp od O1, agent bada skażenie środowiska w rejonie. Pewnie ta grupa osób to mogą być drwale, pracownicy tartaku czy może fabryki? Tego już nie uzupełnił… No ale widzisz, taka fucha.
- Ale pożyteczna, masom tak można pomóc, prewencja czy znaleźć kogoś z nielegalnym składem odpadów promieniotwórczych.
- Masz rację - Alex stwierdził poważnie - wracajmy do pracy.
Finka wzięła się do pracy, która była w sumie... monotonna. Początkowo Mervi to nie przeszkadzało, przynajmniej dawało stabilność działania. Pewnie gdyby miała silniejszą dawkę leków mogłaby lepiej to znosić, ale i tak starała się uczepić tej stabilności i nie wypaść myślami z zadania... tylko fantazja i ciekawość przeszkadzały.
- Może w klasie chemii jest wejście do magazynu, w którym grupa terrorystyczna produkuje broń atomową? - wyrwało jej się - Agenci wejdą w trakcie jakiejś lekcji chemii…
- Może - Alex przytaknął grzecznie pracując skupiony, najwidoczniej nie było to w jego typie humoru, ale był grzeczny aby Mervi nie strofować. Sam po dłużej chwili podezwał się w zupełnie innej sprawie.
- Zmieniłem ci harmonogram, góra klepnęła - powiedział z wojskowym stylu, bo nawet Mervi nie zapytał o zdanie - wyśpij się jutro, bądź wypoczęta. Zrobię ci szkolenie i pogląd podstawowej broni i gadżetów - dodał poważnie.
- Możesz tak po prostu zmieniać czyiś harmonogram? - zapytała zaskoczona.
- Na potrzeby szkoleniowe, i kilka innych przypadków - Alex odpowiedział rzeczowo.
- I tak łatwo to przyklepują? - dziwnie się czuła, gdy jej ktoś ot tak ustalał życie, ale to przecież szkolenie, a Alex ma i tak wyższe uprawnienia, czyli jakby... jest mu podległa.
- Zwykle nie - Alex odparł, a widząc niepokoje dziewczyny, zreflektował się - słuchaj Mervi, nie zabrałem ci czasu. To zamiast roboty. Widzisz, uważam, że wadą szkolenia zaplecza Unii jest brak realnego obycia z narzędziami operatorów polowych. Temu chcę ci pokazać abyś sama mogła podotykać gnatów i innego sprzętu, potem łatwiej ci się zapamięta z której strony zamek ma jaki karabin, a takie szczegóły przydają się gdy wspierasz kogoś na żywo.
- Czyli też nauczę się strzelać? - zapytała żywiej.
- Nie sądzę, że nauczysz się strzelać, to za mało, dalej nie trafisz niczego w stresie - przyznał szczerze - ale łatwiej zapamiętasz co jest czym jak poznasz, jak kopie i tak dalej.
- Umiem działać w stresie... - mruknęła, chyba z fochem.
Alex uśmiechnął się… zupełnie szczerze. I w sposób kumplowski klepnął Mervi w plecy, trochę za mocno nawet.
- Tak, tak, macho jesteś - powiedział weselej - nie umiesz, nikt nie umie jeśli tego nie przeżył. Nie ma co się dąsać. Chodź, mamy jeszcze trochę rzeczy do roboty, może prędzej skończymy dziś.
Westchnęła z niknącym fochem.
- Jasne... - spojrzała w ekran - Ale i tak zobaczysz…

***

Mervi czuła się dziwnie gdy zjeżdżała wraz z Alexem jeszce jedno piętro niżej i wchodziła do pomieszczenia z wyższym stopień uprawnień specjalnych. Dostała w recepcji legitymację gościa, z podanym Alexem jako opiekunem. Fizyczna karta dostępu była miłym, tradycyjnym gestem od wszechobecnej identyfikacji uprawień na podstawie skanowania twarzy, tęczówki oraz wyciągania informacji z chipa w skórze Mervi.

Znaleźli się z Alexem w sterylnym zestawie pomieszczeń – małej szatni, sali szkoleniowej wraz z nartnikiem, zbrojowni oraz strzelnicy. Tutaj najwidoczniej odbywały się szkolenia, planowania oraz odprawy agentów polowych, raczej grup po kilka osób, nie więcej. Teraz mieli to na własność.
- Strzelałaś kiedyś? - Alex zapytał Mervi odblokowując elektryczne zamki z szaf, i wyjmując kilka sztuk broni konwencjonalnej, pistoletów, strzelb, karabinów.
- Nie. - odpowiedziała, w tym momencie czując się nudna.... - Często tu jesteś? - rozglądała się z ciekawością.
- Nie - Alex odpowiedział szczerze - pisana jest mi robota przy biurku. Mam PTSD na sterydach - powiedział kompletnie nie kryjąc się z tym - w normalnym funkcjonowaniu mi to nie przeszkadza, jest uśpione, chociaż Alan woli mówić wyleczone. Ale w razie jakiejś zadymy mogą być kłopoty. Temu zmieniłem profil pracy - powiedział szukając amunicji.
- Och. - przysunęła się do Alexa patrząc z zainteresowaniem na jego poszukiwania - To brałeś udział w akcjach?
- Tak - Alex potwierdził - zaczniemy od broni bez amunicji, weź tego glocka - podał Mervi pistolet.
Mervi wykonała polecenie. Nie chciała drążyć tematu i męczyć tak Alexa. Biedny...
- Co teraz? - zaczęła oglądać pistolet.
- Na razie nic - Alex stwierdził szczerze - przymierz, zobacz ile waży, jak jest ciężki, jakbyś mierzyła… Chcę abyś zawsze to miała w głowie, aby któryś chłopak nie dostał kurwicy po złotej radzie z centrali, aby wystawił pistolet nad głową i strzelał - powiedział spokojnie… ale chyba żartował, nie był w tym atak do Mervi… raczej wspomnienia. Chyba ktoś faktycznie kiedyś tak zasugerował agentowi.
- Wiem, że to ma odrzut, ale to tyle. - ważyła w dłoniach - Choć strzał znad głowy to chyba takie filmowe? Nie wiem, tylko zgaduję, nie oglądałam filmów akcji…
- Ciężkie i tak, i jak to chwycić, wymierzyć - Alex powiedział - na razie dam ci na sucho każdą broń, potem postrzelamy i pokażę obsługę.

To było coś bardziej zajmującego od analizy, jaką wczoraj robili. Mervi czuła się dziwnie podekscytowana. To musiał być efekt uboczny mniejszej dawki leków.
Niemniej mogła się "pobawić" różnymi typami broni, nawet jak karabiny szturmowe. Alex pokazywał jej odpowiednie postawy, uczył każdą broń trzymać... i finka była wniebowzięta, choć na zewnątrz widać było po prostu silne skupienie.
Alex nie pozwalał Mervi rozpraszać się, potrafił pozarywać, lecz gdy trzeba było powagi, natychmiast zdecydowanie, lecz nie obcesowo ucinał luźniejsze pogadanki dbając o skupienie swej kursantki. W trakcie zapoznania z bronią, od razu przekazywał jej podstawowe informacje dotyczące bezpieczeństwa. Mervi nawet nie zorientowała się kiedy Alex płynnie przeszedł do nauki przeładowania, omawiania usterek połączonej z ogólnym przeglądem typów amunicji oraz jakie uszkodzenia czynią. Dodatkowo miała przesłane kursy do swojej bazy danych, lecz Alex twierdził, że może raz jeszcze przeczyta w domu dla utrwalenia, i to wystarczy. Uwagę dziewczyny zwróciły rzeczy dla niej nieoczywiste. Amunicja większego kalibru, a już szczególnie twardsza, cechowała się większą przemijalnością osłon, zdolnością obalającą przy utknięciu w ciele – tutaj Alex omawiając z Mervi ciężką strzelbę opowiadał o polowaniach na słonie i przyrównał je do walki z Obcymi – ale w przypadku ludzkich celów, trafnie w tkanki miękkie było mniej groźne. Taki pocisk przelatywał na wylot, nie rozpadając się w środku, tworząc przez ciało dren, zamiast poszatkować organy wokół. Wspomniał też, że rany wylotowe niemal zawsze są większe od wlotowych, w każdej broni.
Po tym przyszła pora na strzelanie. Technokrata asystował Mervi. Od razu widać było, że nie chciał jej nauczyć strzelać. Stosunkowo mało mówił jej jak celować. Chciał aby postrzelała i zapoznała się z dużym garniturem uzbrojenia, a nie została strzelem – to była znacząca różnica.
Gdy czas przyszedł na większy kaliber, Alex asystował Mervi z uwagą, ciało w ciało, dbają aby drobna finka nie zrobiła sobie krzywdy. Z rewolweru dużego kalibru nie pozwolił jej strzelać, gdyż jak twierdził, przy jej wadze i sile nadgarstków jest to fatalny pomysł.

A finka cały czas była niemo zachwycona.
- Masz jakieś rady czego na pewno nie mówić agentom? Prócz strzału znad głowy. - gdzieś w tle żałowała, że nie będzie walki w jej pracy...
- To była anegdota. Jesteś inteligentna, po to masz się z tym wszystkim obcykać aby gdy przyjdzie gorąca sytuacja przywoła wspomnienia, nie suche fakty, ale mówić ktoś, kto dany sprzęt widział, używał. To pomaga. No i koryguje błędy w podręcznikach.
- Uhm... - Mervi westchnęła - Jest jakakolwiek szansa, abyś choć ciutes mnie pouczył z Glocka strzelać, czy to poza tym, o czym mogę myśleć? W końcu może być kiedyś zbieranie informacji w terenie, a tam różne rzeczy mogą się zdarzyć...
- Jeśli dostaniesz skierowanie do takiej pracy to Unia zapewni Ci wiele bardziej kompletne szkolenie niż kilka godzin ze mną - Alex przyznał pewnie co do procedur - jeszcze trochę nam zostało, potem trzeba posprzątać i mamy jeszcze coś - zaczął tajemniczo.
Początkowy xawód przerodził się w zaciekawienie.
- Co po sprzątaniu? - zapytała.
- Wykład, a potem przegląd nieco mniej typowego sprzętu wykorzystywanego przez agentów.
- Ty będziesz ten wykład prowadził?
- No tak, mamy tutaj salę szkoleniową, wejdę na komputer, wrzucę slajdy, weźmiemy karton modeli i replik - widząc minę Mervi dodał - prawdziwe też są, ale niektóre to tylko dokładne modele, na potrzeby szkoleniowe, często wytrzymalsze od prawdziwych.
- Czy te gadżety też mają coś wspólnego z Oświeconą Nauką?
Alex uśmiechnął się lekko.
- A jak myślisz.
- Będę mogła któreś na żywo pomacać? - zapytała podekscytowana.
- Mam nadzieję, że mowa dalej o sprzęcie - Alex szturchnął Mervi po żołniersku i gdy skończyli strzelać, poprosił o pomoc w sprzątaniu sprzętu, od razu rzucając uwagi o przechowywaniu i konserwacji broni.
W sali szkoleniowej kobieta musiała chwilę poczekać na technokratę, gdy wrócił z plastikowym pudłem sprzętu, które odstawił na biurku obok siebie, i zaczął przygotowywać prezentację na komputerze.

***

Mervi wydawała się trochę niezręcznie czuć, po żarcie z pomacaniem, ale dopiero, gdy Alex zaczął prezentację przygotowywać (oczywiście z finką zaglądającą mu przez ramię) postanowiła powiedzieć co jej na sercu leży.
- Przepraszam Alex... Nie myślałam wtedy... Że moja wypowiedź będzie niestosowna...
Alex podniósł otwartą dłoń pokazując aby skończyła. Ciężko nabrał powietrza.
- Nie Mervi, w porządku - technokrata powiedział patrząc na nią uważnie - moja wina, przepraszam. Nie powinienem podłapywać żartu jeśli cię to krępuje. Mam po prostu taki styl, z wojska, kontakt fizyczny, żarty w przerwach między prawdziwą robotą. Tak się odreagowuje. Przepraszam, nie każdy musi czuć się z tym komfortowo - kiwnął głową.
- Nie chcę po prostu, abyś przez moje... niedoświadczenie w relacjach odczytał moje słowa na opak...
- Spokojnie, jest ok - Alex przytaknął Mervi - zajmij miejsce, zaraz zaczniemy.
Mervi skinęła głową, czując ulgę. Usiadła na miejscu, oczekując w milczeniu.

Pierwsza część prezentacji Alexa była dość nudna, Mervi zdecydowanie bardziej wolała techniczną dokumentację od pokazu slajdów dotyczącego podsłuchów, apteczek. Nawet omówienie standardowego blastera laserowego oraz plazmowego, z ich replikami w ręce nie było niczym fascynującym. Sprzęt do programowania neurolingwistycznego znała lepiej niż ten w prezentacji…
…do czasu do Alex przeszedł do prezentacji na temat implantów. Te podzielił na dwie grupy, modyfikacji i wszczepy biologiczne, których modele pozostawały wiele do życzenia, ale za to opisy… były obrzydliwe i ciekawe. Modyfikacje genomu agentów, dodatkowe narządy, gruczoły, zmiany w układzie nerwowym pozwalające sterować fizjologią na poziomie komórkowym, samo-uwalniające się torbiele z syntezowanymi na bieżąco w środku środkami przeciwbólowymi i regenerującymi, lepsze mięśnie, zwiększona gęstość kości na potrzeby podróży kosmicznych aby zapobiegać odwapnieniu przy niedoborze suplementów, tabletki odcinające emocje… A potem omawiał wszczepy elektroniczne, interface mózg-komputer, wszczepy w gałkach ocznych jako zamienniki HUD w okularach, metalowe kończony, wyściełane grafikiem stawy, nanoboty w szpiku, zamienniki nerek syntezujące dodatkowe związki, cyfrowe bębenki pozwalające usłyszeć bicie serca za ścianą, metalowe pazury wysuwane z dłoni… było tego całkiem sporo.

Przedstawienie sprzętu zrobiło na fince mocne wrażenie. Biologiczne mimo swojej... paskudności były naprawdę fascynujące, czego nie kryła, ale to wszczepy czy protezy lub inne mechaniczne ulepszenia uruchomiły w niej pokłady miłości.
Musi zyskać takie ulepszenia!
- To niesamowite... - szepnęła z zachwytem - Takie wsparcie... My też możemy to dostać? Przecież interface mózg-komputer bardzo usprawniłby wyszukiwanie danych, czas by się oszczędzało! Może i storage pamięci? Iteratorzy mają naprawdę dużą inwencję!
Wydawało się Mervi, że mina Alexa na moment stężała. Na ułamek sekundy, jakby Mervi przypomniała mu o czymś bolesnym. Może jej się tylko wydawało? Po chwili nic takiego nie dostrzegała na jego obliczu. Technokrata cicho wypuścił powietrze, z pewnym ciężarem zrezygnowania.
- Kompletnie nie masz pojęcia o czym mówisz - powiedział bez pretensji, lecz wyczuwalną siłą w głosie - o ile co do organów masz rację, protetyka to jest przyszłość, tak samo jak poprawki zmysłów, leczenie… To przy mózgu robią się problemy.
Przerwał aktualną prezentację, przed przejściem omówienia opancerzenia oraz standardowych cyborgów. Widać uważał, że na implantacje trzeba Mervi poświęcić kilka chwil.
- Powiedz mi, poświęciłabyś zdolność odczuwania przyjemności ze swojego hobby w zamian za 25% szybsze procesowanie wzorców obrazowych?
Zmiana w Alexie naprawdę wybiła Mervi z radosnych myśli. Czy zrobiła coś źle?
- Ale... Moje hobby to są komputery, więc... to jakby mieć szybsze hobby? Chyba, że o czymś innym mówisz?
- Wtedy nie byłoby to twoje hobby - Alex stwierdził powoli dając Mervi przetrawić informacje - nie dawałoby przyjemności. Albo inny implant - technokrata wydawał się dziwnie zaznajomiony z tematyką jak na to czym się zajmował - można poprawić czas reakcji. Odbywa się to przy cyfrowej implantacji i wycięciu części dróg nerwowych, czego typowymi skutkami ubocznymi są stany depresyjne w postaci krótkotrwałych napadów, z tego powodu razem z tą implantacją montuje się dodatkowy syntezator dopaminy nad jedną z nerek. Albo inne, pełnowymiarowy interface mózg-komputer z agregacją wspomnień skutkuje pogorszeniem pamięci długotrwałej. To jest oczywiste, użytkownik przestaje ją ćwiczyć aby korzystać z cyfrowych backupów. Pytanie tylko wtedy na ile jesteś to ty, gdy już do danych nie ma dostępu albo ktoś z naszych wrogów je zmienił. Część pacjentów uzyskuje też 47% - Alex spojrzał w podłogę jakby sobie coś przypominał - 57% utratę wspomnień z wczesnego dzieciństwa i okresu do szesnastego roku życia, około.
Pozwolił Mervi to wysłuchać, czekał na pytania, widać, że jeszcze ma coś do powiedzenia.
Tak, wyraźnie poruszyła coś, czego nie powinna.
- To chyba rzeczy, które się dopracowuje, polepsza z czasem. Przecież nie zostawiają tego samemu sobie.
- Za większość konstrukcji i badań nad implantami odpowiada Iteracja X, nie pamięta już danych, zależnie od roku będzie to od 90% do nawet 98% naszych zdobyczy syntetycznych. Znasz ich idee. Dla nich wszystkie te niedogodności są w pełni akceptowalną stratą za wyższą skuteczność, a jeśli ich się naprawdę rozumie, to człowiek zaczyna się zastanawiać czy nie są to bardziej celowe zmiany projektowe, aby uczynić użytkownika mniej zależnego, co nazywamy świadomością, emocjami i po prostu nami…
Alex rozciągnął się na krześle, lekko strzeliło mu w barku.
- Opowiem ci anegdotę, słyszałem ją od mojego poprzedniego Administratora. Słyszałaś o klasach scenariuszy końca świata prawda? Wywodzą się z klas klasyfikacji zniszczeń, tylko są rozszerzone. Coś jak katastrofalne załamanie przyczynowości na danym obszarze może być też klasą końca świata. Chciano swego czasu dodać klasę końca świata epsylon 8. Z pamięci: “ludzkość uległa trwałej,skokowej, nieodwracalnej zmianie psychicznej i fizyczne,j która zerwała łańcuch transferu kulturowego”. Pytanie, wiesz czemu - Alex nacisnął na te słowa - to jest koniec świata?
- Bo brak rozwoju poprzez ciągłość, zmiany przez poprzednie doświadczenia? - zaryzykowała.
- Nie tylko - Alex stwierdził - bo to już nie byłaby ludzkość, a coś innego. Nowy Światowy Porządek stoi na straży człowieka - powiedział z pewną… dumą.
Tak, to była stanowczo duma. NWO, pierwsi humaniści, ci którzy odwrócili wzrok od bożków (i potem, Boga, ale o religijnym początku swej konwencji Mervi wiedziała niewiele) patrzyli na człowieka. Rozumieli zmiany, ale chcieli zachować człowieka, wciąż istotę ludzkość, nawet jeśli nowego, a nie coś postludzkiego.
- Oczywiście najgłośniej przeciw tej kategorii protestowali Iteratorzy. Już trochę rozumiesz Mervi?
- Iteracja nie może być tak odczłowieczona, jak ją malujecie. Też im zależy, aby pokrzywdzeni przez biologię mieli to samo co inni... Iteracja to też ludzie w końcu…
- Czytałaś skąd się wzięła ich nazwa - Alex bardziej stwierdził niż zapytał - i jak myślisz, kto ma u nich kierownicze zdanie, ludzie czy AI i już mniej ludzie, a bardziej maszyny?
- Czemu pałasz taką wrogością do tego, co oni robią? - Mervi miała problem z ułożeniem sobie wszystkiego. Przecież ponoć i NWO jakiś problem z kwestią maszyny miało!
- To nie wrogość - Alex powiedział szczerze - po prostu ich znam. Nasze wizje są sprzeczne. Ty też jesteś w NWO, więc zakładam, iż uważasz, że porządek świata proponowany przez NWO jest lepszy od tych przez innych. A teraz przejdziemy do opancerzenia - wrócił do prezentacji.
Finka nie przeszkadzała w dalszej prezentacji. O tym co Alex powiedział... wolała nie myśleć teraz... choć czy mogła? On wyraźnie miał jakiś problem z Iteracją, której Mervi nie znała osobiście. Czy naprawdę mogli być tak bezduszni? Nie, niemożliwe!
Mervi widziała, że NWO mniej polega na technologii niż mogłoby. Czy niewiedza w tym wypadku powoduje niechęć? Cała Konwencja nie może być jednym organizmem z kabelków i metalu, jak i całe NWO to nie tylko podejście Alana, jak i nie tylko Adama.
Mervi czuła kiełkującą irytację spowodowaną brakami w danych. Niekompletne informacje w tym momencie przeszkadzały jej w podjęciu osądu...

***

Przeszkolenie ze sprzętu było naprawdę miłą odmianą od typowej pracy z Alexem, którą Mervi doceniłaby bardziej gdyby wiedziała, że w dalszych dniach czeka ją potwornie nudna praca analizy i zbierania danych. Pozbawiona kontekstu, prosta, niemal prymitywna. Podczas tego czuła się niemal jak człowiek-komputer. Gdyby tylko postawić w jej miejsce komputer który potrafiłby zrozumieć skrótowe prośby agentów polowych – z czym i ona miała czasem problemy, proszą Alexa o odszyfrowanie żargonu – jej obecność byłaby zbędna.
Nie miała czasu nawet na sny… czuła, że coś się jej śniło, jakieś niepokoje, które uchwyciłaby nad ranem, gdyby tylko chciała spojrzeć do wnętrza siebie. Niestety, nie miała na to czasu. Czuła jak jej czas ściskany jest w imadle, z jednej strony działalność w Unii, a z drugiej studiami które były cięższe niż sądziła. Czuła jednak, że wszystko jest w jej zasięgu. Stabilizację.
Cały niepokój zepchnęła do wnętrza serca.

***

Do pracy wróciła wciąż jeszcze myśląc o kolokwium z materiałoznawstwa. To o czym się uczyła, było takie zwyczajne, takie proste… Wszak wiedziała, że naprawdę cudowne materiały leżą na wyciągnięcie ręki. Co tam beton i stal, gdy wiedziała, że Unia mogłaby zalać stalą z której konstrukcje nośne mogłaby przypominać utkane z cienkich jak blacha liści wspominki, niepozorne i wytrzymałe.
Trzeba było ludzi powoli uświadamiać aby zapewnić ciągłość historyczną. W wolnych chwilach – chociaż zastanawiała się czy definicja wolnej chwili ma u niej jeszcze zastosowanie, gdyż wszystko wypełniał Harmonogram – studiowała Teorię Ciągłości Historycznej tłumaczącą potrzeby stopniowego wdrażania ludzkości w oświeconą naukę czyniąc ją zwyczajną, w innym wypadku narażano się, jak to ujęto „paradoksalne histerie społeczne” oraz „zerwanie wzorców kulturowych”. Była to teoria znana głównie w NWO oraz Syndykacie, chociaż swój wpływ miała też na inne konwencje. Mervi dodałaby, że te reakcje potrafią mieć bardziej fizyczny wymiar, co już wiedziała, ale dokładną teorię „paradoksu przyczynowego” miała zapoznać się za miesiąc.
Gdy spotkała Alison, w umówionym miejscu, a kobieta wlepiła w nią wzrok przez grube szkła okularów, naszła ją zabawna myśl, że Alison jest kimś w rodzaju paradoksu przyczynowego. Tylko nie była to jej myśl.
Zapomnij Mervi, masz tabletki.
Zapomniała.
- Cześć – kobieta powiedziała cicho witając Mervi w zarezerwowanej salce konferencyjnej gdzie pracowała z laptopem – ciasta – wskazała na miskę owsianych ciastek w polewie czekoladowej.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-03-2022, 13:42   #15
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację



W drodze do Konstruktu podjęła decyzję. Musiała naprawić trochę relacje z Alison, choć... ona była dziwna...
- Hej... - Mervi usiadła na dostawionym krześle - Dobrze ci idzie... tycie? - rzuciła ze swoim brakiem kunsztu w relacjach.
- Jak widać, ciasta - powtórzyła w kierunku Mervi jakby czegoś oczekując.
- Dzięki... nie chcę Ci zabierać... - odparła, choć myślała o nich.
- Dla siebie bym kupiła - dodała monotonnie i cicho - piecze się dla kogoś.
Mervi wyraźnie była zaskoczona. Zrobiła to dla mnie?
- Naprawdę? Dla mnie? - nie wierzyła, że ktoś obcy mógł się tym męczyć.
- W sprawie jedzenia się nie żartuje - powiedziała odrobinę głośniej, ale dalej w typowej dla siebie, raczej słabej sile głosu - a o ciastach to już temat tabu.
Nie uśmiechała się. To było dziwne, sprawiało, że Alison była trudna do wyczucia.
- Poza tym stosuję na tobie podstawową manipulację. Doświadczane zjawiska podczas wydzielania części hormonów przyjmowane są lepiej oraz zapamiętywane jako pozytywne - mówiła monotonnie - najprostszą metodą na wywołanie takiej reakcji u ssaków jest podanie im jedzenia, najlepiej dużo cukru. Subtelnie manipuluję twoimi odczuciami względem mnie i pracy w Unii.
Spojrzała na chwilę w ekran laptopa, po czym wróciła do Mervi, tak samo znudzona.
- Teraz możesz podziwiać moją przebiegłość w budowie Ciastkowego Imperium w Polewie Czekoladowej.
Czyli to była zwykła manipulacją, nie wyraz pozytywnego uczucia. No tak.
- Ja też mam coś dla ciebie. - zaczęła niepewnie, przełykając kawałek ciasteczka - Choć to mało... Nie ma w sobie inwencji... - wyciągnęła z aktówki niewielką książeczkę z promocjami w McDonaldzie, coś co pewnie czasem do skrzynki wrzucają - Kiedyś możemy pogadać... nie? Tam chociaż...
Alison przyjrzała się kuponom promocyjnym w zastanowieniu nim schowała to do pełnej różności torby.
- Studenci… - w jej głosie pobrzmiewa coś jakby westchnienie - oprawię je sobie i powieszę w pokoju - dodała dziwnie poważnie.
Mervi spojrzała w bok.
- Nie chciałam urazić... Przepraszam.
- Nie uraziłaś - Alison powiedziała patrząc na Mervi - stworzymy Sztukę.
- Jaką Sztukę? - zapytała zaskoczona.
- Postmodernistyczną.
Mervi była bardzo zaskoczona, aż przestała chrupać ciasteczko.
- Co?
- Sztuka postmodernistyczna - Alison potwierdziła cicho jakby była to oczywistość.
- Nie rozumiem... Co mamy zrobić?
- Zostawmy to - kobieta powiedziała cicho, acz Mervi czuła, iż jakieś ziarno w jej świadomości zostało zasiane - masz akredytowany laptop - bardziej stwierdziła - dziś popracujemy - ostatnie słowa, mimo, że powiedziane tak samo, wydawały się… inne.
Mervi wciąż nie rozumiała, ale porzuciła temat.
- Więc... Jak pracujemy?
- Mam tutaj temat nastoletnich ciąż w jednej dzielnicy - stwierdziła cicho - trzeba zrobić rozeznanie i opracować wektory działania. Może uda się bez silnego angażowania agentów. Powinno nam to zająć tydzień.
- Co mają do tego nastoletnie ciąże? - czuła się wyrwana z myśli - I co niby Agenci mieliby robić z tymi dziewuchami?
- To nasza praca - Alison powiedziała cicho - wolę wektory działania bez użycia agentów.
- Chcesz zakupić im prezerwatywy i rozdać na ulicy?
Kobieta nie spuszczając wzroku z Mervi sięgnęła, odrobinę nieporadnie, w kierunku miseczki z ciastkami. Wzięła jedno i wgryzła się w nie, odsłaniając zęby i krusząc, jakby rozszarpywała kawałek mięsą. Ciągle patrzyła na Mervi. Przeżuła powoli.
- Tak.

Mervi długo zbierała słowa.
-...czy coś źle powiedziałam? Dodatkowe lekcje o wychowaniu seksualnym nie pomogą...
- Gdyby było to takie proste, masy same by na to wpadły, albo któryś z naszych sympatyków - Alison powiedziała powoli i dobrą minutę stukała w klawiaturę, chyba coś… poprawiała? Ignorując przy tym Mervi.
- Wysłałam ci mój standardowy model. Trzeba go uzupełnić o dane. Jesteśmy… - oderwała wzrok od Mervi, już dziewczyna myślała, że usłyszały podniosłą mowę w stylu “naukowcami” lecz zamiast tego Alison przeszła wzrokiem po niej w kierunku ciastek, porywając jedno i chrupiąc szybko - …jedz.
Jeżeli miałaby jedno powiedzieć o Alison... powodowała u niej obawę... o coś. Miała tak przy starej nauczycielce z podstawówki.
Bez słowa wykonała polecenie kobiety, czując jak już tak miło się tych ciastek nie je. Łyknęła większy kawałek, przeglądając ten model. Model był… złożony. To pierwsze co przychodziło Mervi do głowy. Jeśli Franklin obiecywał, że zamorduje ją matematyką, to Alison zrobiła to w stylu cichego zabójcy który podchodzi do ciebie w nocy tylko potem aby wbić sztylet pod żebra… Nie, nie sztylet. Im bardziej Mervi analizowała ilość parametrów, zastosowane heurystyki, metody numeryczne rozwiązywania pewnych nietypowych równań, odrobinę wyprowadzeń symbolicznych w formie komentarza do kodu, tym bardziej przekonywała się, że była to dyskretna bomba atomowa. Będzie potrzebować pomocy aby to w pełni zrozumieć.
Alison chrupała ciastko.
Mervi poddała się walkowerem.
-... to serio tylko standardowy model? Nie rozszerzony?
- Nie używam takiej klasyfikacji - kobieta odpowiedziała cicho - gdy jest potrzebna, odpowiednie parametry się zerują. Mam nawet do tego specjalną funkcję ukrywającą bliskie zeru dane, nie wyświetla wtedy niepotrzebnych wykresów i grafów.
-... czemu my to w sumie robimy? - jak tylko powiedziała ostatnie słowo, już wiedziała, że nie powinna mówić nawet pierwszego.
- Bo to słuszne - Alison powiedziała ciszej niż zwykle.
- Pilnowanie mas w sypialni?
- Dam ci książki, poczytasz - Alison stwierdziła bardzo spokojnie - to przestaniesz wypowiadać się jak dyletant.
Mervi spuściła głowę czując, że musi powiedzieć to, co leży jej na języku..
- Yes, Ma'am…
Mervi po raz pierwszy zauważyła na twarzy Alison większą zmianę, a przynajmniej większą zmianę którą potrafiła zidentyfikować. Kobieta po prostu uśmiechnęła się. Czyżby trafiła w specyficzny humor technokratki?
Albo trafiła w coś innego niż humor... Może Alison po prostu była zadowolona z wyniku?
- Dobra... co w ogóle mam szukać? - pokazała na początek (tak sądziła przynajmniej) tego modelu - Średni rozsądek nastoletnich matek? Krzywa ciąż w korelacji ze średnią ze szkół?
- Na razie uzupełnimy dane, te które jesteśmy zdobyć - Alison powiedziała precyzyjnie - na bieżąco pytaj o zależności. Dokumentowanie nie jest moją najlepszą stroną. Potem będziemy myśleć co dalej.
Praca z Alison była… niespodziewanie płynna. Kobieta co prawda wypowiadała się mało wylewnie na pytania Mervi, ale z drugiej strony nie pozostawia wątpliwości, precyzyjnie formułując tezy. Gdy trzeba było coś dodać, Alison to robiła, ale oszczędnie, jakby nie zarzucając Mervi zbyt dużą ilością informacji. Ten styl przypominał jej kogoś, po kim zakuło ją serce.

Nie mogła zapomnieć tych słów, że odrzucić od siebie emocji, które w niej wywołał. Ciepło uczuć, troska i zrozumienie. Mimo trudów jakie wtedy przechodziła, nie były w stanie one przesłonić spokoju i empatii, które ofiarowywał jej profesor.
Unia twierdziła, że to był fałsz, ułudą mającą ją zamknąć w pułapce dewiacji rzeczywistości, szaleństwie i anarchii. Mervi wierzyła, że to prawda, tylko... Tylko...
Nie mogła połączyć tego z profesorem...

Profesor był podobnie dobrym dydaktykiem. Wyczuła dokładnie ten sam dryg w szeregowaniu i przekazywaniu informacji, precyzję w zwracaniu uwagi na to co istotne, zaznaczeniu tematów na przyszłość i próbie nie przytłoczenia uczonej osoby lawiną faktów, terminów i pojęć.
Jedno było pewne, Mervi będzie musiała wypożyczyć kilka książek z matematyki wyżej, podszkolić się w tym. Chociaż i bez tego szło jej całkiem sprawnie. Model od Alison zapewniał prosty system pisania własnych adapterów źródeł danych w postaci pluginów. Około kilkunastu było już napisanych na porządnie, drugie tyle było bardziej prototypami. W razie potrzeby Mervi mogła dopisać źródła danych z baz bibliotek, różnych systemów szpitali czy niekompatybilnych między sobą danych szkół, a niestety - to wszystko będzie trzeba robić. Model wymagał bardzo dużo danych na start i automatycznie wskazywał niepotrzebne. Jak tłumaczyła Alison, miało to związek z bifurkacją, analiza małych parametrów i zmian “na oko” bardzo często myliła. Właśnie gdy Alison tłumaczyła Mervi, jak sama na początku prac popełniła taki błąd, Mervi zrozumiała, że kobieta pracowała nad tym lata, swego rodzaju statystycznym scyzorykiem do rozwiązywania spraw społecznych, popełniała błędy, czasem czegoś nie wiedziała… ale wychodziło jej.
– Chyba czas na przerwę - Alison stwierdziła po drugiej godzinie pracy.

Przypomnienie o tym, czego już nie mogło być i o osobie, jaka została zabrana z jej życia tak nagle i nie do końca zrozumiale... to było bolesne. Czy on naprawdę był takim złym elementem, jakim mówiono jej w Unii? Musiał, przecież... Musiał, ale coś...
Nie chciało tej myśli odpuścić.
- I nad takimi sprawami też pracuje się w Wieży? - zapytała finka odsuwając dłonie od laptopa.
- Czasami - Alison powiedziała monotonnie - czasami nie. Wieża z Kości Słoniowej głównie ma za zadanie odpowiadać w pierwszej kolejności na pytanie “co”, a dopiero w drugiej “jak”. Wyższy poziom abstrakcji. Niektórzy tak bardzo abstrahują od materii, że nie widzą detali spraw - skomentowała powoli i uważnie, była dziwnie skoncentrowana na każdym słowie.
- Temu tu cię przeniesiono, przez... - zastanowiła się nad słowem - ...krytykę?
- Zadaniem Wieży jest krytyka.
- Także krytyka podejścia części jej członków?
- Tak. Trzeba uważać tylko komu naciskasz na odcisk - Alison powiedziała lekkim tonem.
- Więc czemu nie jesteś już w Wieży z Kości Słoniowej, tylko u nas?
- Lubię oddychać.
- Uzależniający nawyk, nieprawdaż? - Mervi odparła z taką powagą, która była w tym momencie była dość absurdalna - Ale chyba aż tak źle tu nie jest?
- Można więcej zrobić. Może to jest metoda, praca u podstaw… piramidy… - Alison mrugnęła okiem, Mervi ledwo to zauważyła przez grube szkła jej okularów i opadające na oblicze włosy.
- Co według ciebie u nas przydałoby się ulepszyć? - zapytała szerze zainteresowana kwestią.
- Przywrócić Litość w tryby Maszyny. Na Ducha już dawno nie liczę - powiedziała monotonnie - pewnie nie znasz początków NWO?
- Uhm... Tylko tak bardzo... bardzo szczątkowo. - żal z tego powodu był słyszalny w głosie finki.

- Kabała Czystej Myśli - Alison powiedziała - tak zaczynaliśmy. Na łonie Kościoła, jak wszyscy myśliciele. Obecna narracja, naszego autorstwa przedstawia Kościół jak miejsce zacofania, które tępi przejawy wolnej myśli. I na tym łonie narodzili się nasi protoplaści. Wolnomyśliciele, filozofowie, teologowie, ci którym zależało na dobru ludzkości. Szkoły parafialne, zachowanie dzieł starożytnych filozofów, powrót Arystotelesa do myśli Europejskiej, przytułki przy zakonach dla sierot. To było nasze dzieło. Również naszym dziełem była ochrona ludzi przed potwornościami kosmosu. Przy formowaniu Porządku Rozumu kabała przekształciła się w Strażników Światła. W dalszym ciągu kontynuowaliśmy nasze dzieło. Również ochronę, zanim Iteracja X stała się głównym ramieniem zbrojnym, mieliśmy nie mniejsze osiągnięcia na tym polu. Potem, na konwencie Wiktorii, staliśmy się Nowym Światowym Porządkiem, a z naszej maszyny doszczętnie wypalony został Duch. Nie zrozum mnie źle, jestem ateistka. Akceptuję to, że budowanie w pełni materialistycznej narracji dla mas może być skuteczniejsze, bo jest skuteczniejsze, o faktach się nie dyskutuje. Znasz Nietzschego? Pewnie nie - Alison stwierdziła bez emocji, jak zwykle, trudno Mervi było w tym znaleźć zaczepkę - ogłosił, że Bóg umarł. Tylko, że jako człowiek wrogi religii był tym faktem przerażony. Dla niego śmierć Boga wiązała się z katastrofalną zapaścią społeczną wzorców kultury, norm moralnych, celowości działań człowieka, Bóg umarł bo pewien sposób myślenia przeminął i nic nie mamy w zamian za to. On szukał recept dla jednostek, ale dla mas? Tu zginęła nasza litość, hurtowo klonujemy ludzi w czerni aby dorównać potencjałem Iteracji X i nadrobić straty z wielkiej wojny, algorytmy mówią, że tragedia jednostki dowolnej skali jest w pełni dopuszczalna wobec szczęścia milionów. Straciliśmy litość, litość do nas samych i litość do tych, których mamy być pasterzami. Są tylko cyferkami w moim modelu, a każda tragedia i śmierć dopuszczalną stratą w drodze do ogólnej szczęśliwości ludzkości. Unia nawet tłumiła właściwy ruch feministyczny jako będący zbyt trudny do kontroli, pozostawiając nam te… - tu Mervi wyczuła chyba cień emocji - …popłuczyny po rozwrzeszczanych bachorach, które właśnie się dowiedziały, że Mikołaj nie istnieje.
Mervi słuchała wręcz zafascynowana tym, co jej mówiła Alison.
- Ale... czemu NWO tak chce dorównać Iteracji liczbowo? Tak to rozumiem…
- Nie ma wyboru. Musimy przejmować więcej akcji, plus do wszystkiego Iteracja się nie nadaje.
- A co masz na myśli mówiąc.. że wypalony został duch?
- Pozostałości po religijnych dogmatach, czysty materializm w ujęciu prądu filozoficznego.
- Materializm jest czasem bardzo potrzebny... - szepnęła, przypominając sobie jakie zamieszanie zrobiła pytając o tamtą akcję.
- Nie twierdzę, że nie jest - Alison powiedziała bez emocji - ale nie mamy dla ludzi idei.

Mervi nagle zmieniła temat.
- A czemu w NWO nie przepada się za Iteracją?
- Polityka i światopogląd - Alison stwierdziła cicho, a następnie zaczęła głośno chrupać ciastko.
- A dokładniej? - Mervi nie odpuszczała.
- Poczytaj dokładnie broszury informacyjne Iteracji - Alison stwierdziła przerywając jedzenie - i zestaw z tym co ty uważasz.
- A co ty o nich sądzisz?
- Są jak sernik bez rodzynek.
- Czyli... co? - zdziwiła się - Smaczniejsi?
- Wolisz sernik z rodzynkami? - Alison powiedziała to powoli, bez wyczuwalnej zmiany głosu… chociaż nie, było wyczuwalne oburzenie.
- Ehm... - nie wiedziała co powiedzieć -... nie wiem?
Alison pokiwała głową.
- Czyli ich nie lubisz?
- Wolę sernik bez rodzynek - stwierdziła szczere.
- Więc lubisz też Iterację. - stwierdziła.
Alison wzruszyła ramionami, powoli. Kończyła drugie ciasto podczas tej przerwy.
- Nie jesteś bardzo... wylewna. - stwierdziła smutno.
- Zapewniam sernik dla mózgu - Alison powiedziała lekko tajemniczą ale i zabawną nutą.
- Lubisz odwracać kota ogonem, co?
- Brzmi odrobinę zbyt perwersyjnie nawet jak na moje standardy - Alison powiedziała cicho - idę do miejsca odosobnienia, wrócę za chwilę. Przynieść ci coś po drodze z kuchni?
Mervi westchnęła na odpowiedź Alison. Nie miała na co liczyć...
- Wodę. Bez gazu, proszę. - odpowiedziała w swoim nudnym stylu, pozbawionym życia.
Alison wróciła po kilku dłuższych chwilach niosąc Mervi wodę, sama miała herbatę. Dziewczyna prawie nie zauważyła, jak kobieta weszła. Prawie, gdyż zwróciła na nią uwagę w połowie przekraczania drzwi.
I wtedy coś olśniło Mervi. Oświecona nauka, memetyka. Znała w pamięci niektóre modele, chociaż potrzebowała komputera do pełnej analizy - w jej specjalizacji nieuczone organicznej analizy “na kartce” przez co obserwacja była trudniejsza dla Mervi, ale i tak wyczytała u Alison jedną ciekawą rzecz, o ile można nazwać to czytaniem. Alison była nie do przejrzenia. Każdy jej gest, ruch, ton głosu, niektóre frazy, wszystko było wyliczone na zaciemnienie analizy, a może zawierało nawet wirusy memetyczne gdyby ktoś przyglądał się naprawdę intensywnie.

Mervi wiedziała, że komputery konstruktu profilują ich zachowanie, a Alison musiała być czarną plamą w odczytach emocji, myśli, zamiarów i stanów psychofizycznych, czy może - wielobarwną plamą z której nic sensownego nie da się odtworzyć.
- Ty też jesteś sztuką. - odezwała się, jak Alison usiadła.
- Mam nadzieję, że mnie nie podrywasz - Alison stwierdziła monotonnie - oficjalnie jestem aseksualna.
Mervi wyraźnie zawstydziła się.
- Em... Nie... To jest... Chodzi o to, co komputery widzą. Jak robisz?
- Szkoda - powiedziała przewrotnie - to byłoby nawet miłe.
Wzrok Mervi pokazywał całość jej zmieszania, wstydu i może wystraszenia.
- Nie, nie, nie, to nie tak! Ja... Nie wiem co mówię, nie chciałam…
- Zaprzeczyć? - Alison zapytała wchodząc idealnie w frazę ”nie chciałam…” jakby ją kończąc za Mervi, wciąż cicho i monotonnie.
Mervi wzięła głębszy oddech.
- Nie chciałam byś poczuła się gorzej, że ci ubliżam czy coś... - odparła prawie na jednym wdechu.
- Nie przejmuj się tym co ludzie pomyślą - Alison powiedziała to tym samym tonem, którym ją wcześniej ostrzegała… gdyby Mervi nie słyszała tego wcześniej, nie wychwyciły subtelnej zmiany głosu. Czyżby Alison faktycznie jej dobrze życzyła i radziła? Może ją podpuszczała?
- Bawi cię to, prawda? - zakryła twarz we wstydzie. Cholerne interakcje z ludźmi, to ciężkie!
- Ciekawi - Alison powiedziała szeptem - zostało nam trochę pracy. Masz jakieś pomysły?

- Wpływ na kuratorów oświaty mógłby zmniejszyć problem, ale jedynie o procent czy dwa na tym terenie. Istotne jest też, aby wybrać odpowiednie jednostki z kadry nauczycielskiej oraz kuratorskiej. Zbyt duży nacisk na uczniów spowoduje spadek efektywności podjętych działań o... - spojrzała w monitor - o 20, nawet do 30 procent. Zbyt mały tylko pochłonie przeznaczone zasoby bez współmiernych do nich oczekiwań. - zagapiła się w dane - Według mnie... Wpierw należałoby skupić się na tych, co mają wychować, nie na wychowankach i nie stosować silnych działań zachęcających tylko do buntu. To dłuższa droga, ale działanie na szybkość, wdrażanie zmian bez przemyślenia... doprowadzi do odwrotnego skutku.
Alison pokiwała głową, pokazując, iż na obecnym zestawie danych - jeszcze niepełnym - otrzymała dokładnie te same rezultaty, oraz zgodziła się z wnioskami Mervi.
- Nie zajmujesz się tym tematem, ale zazwyczaj mamy silną korelację z rodzinami wychowywanymi bez ojców. Chłopcy idą w kłopoty z prawem, a dziewczyny szukają szybko oparcia w chłopakach, których uważają za silnych, gdy pozbawione instytucjonalnego wsparcia matki mają problemy wychowawcze.
Mervi spojrzała na Alison, przez moment, inaczej. Tej dziwnej technokratce chyba naprawdę zależało na ludziach. Oczywiście, wszyscy o tym mówili, u niektórych było to pewnie prawdą, ale po raz pierwszy zobaczyła kogoś z Unii, kto pochyla się nad tego typu problemami, zamiast wspierać agentów lub szukać informacji o dewiantach.
- Może należałoby zrobić godziny wychowawcze dla przyszłych nauczycieli? - Mervi patrzyła z zaciekawieniem na Alison.
- Można to policzyć - Alison powiedziała monotonnie - ale w dobrym kierunku idziemy. Nie mów nikomu - zaczęła mówić jeszcze bardziej cicho - ale do nauki trzeba też intuicji.
- To częstsza opinia w Wieży z Kości Słoniowej niż tutaj?
- To jest fakt, nie opinia - Alison powiedziała poważnie - to co nazywamy intuicją stanowi konceptualizacje nieświadomych treści umysłowych. To nie znaczy, że jest błędna. Oznacza to tylko i wyłącznie, że sama przed sobą nie potrafisz wyprowadzić dowodu prawdziwości rozumowania w ramach formalizmu logiki, gdyż nieznane są aksjomaty i operatory rachunku zdaniowego. Zwierze też nie jest świadome dlaczego zbiera zapasy na zimę, nie przeprowadza ciągu rozumowania dotyczącego ekonomicznego rachunku przetrwania przy ograniczonych zasobach, a przynajmniej nie wykonuje go świadomie. Oczywiście, instynkty są w dużej mierze wrodzone. Lecz czy istnieje powód, dla którego człowiek, posiadacz najwspanialszego umysłu na tej planecie, nie miałby wykonywać części kalkulacji poza świadomością, jak tych które dotyczą utrzymania równowagi? Dlaczego matematyk, który poświęca więcej czasu na problem P równa się NP niż na chód, nie miałby również rozwiązywać, częściowo, tego problemu poza obszarami świadomymi? To jest intuicji. I jest to tabu - Alison mówiła monotonnie i cicho, ale z pewnym zacięciem i tabu - i przez to tabu wielu z naszych ma problem sami ze sobą.
- Wiem kto z naszych by tego nie pochwalił... - mruknęła.
- Kto?
- A jak ty sądzisz? Nie darzysz go sympatią.
- Niesamowite, widziałaś Prothosa? - Alison mimo emocjonalnych słów, powiedziała to najbardziej znudzonym głosem jako Mervi mogła wyobrazić.
- ...co? Kogo? - Mervi była zdezorientowana.
- Jeden z najsławniejszych i najpotężniejszych dewiantów. Każdy technokrata powinien go nienawidzieć - Mervi nie wiedziała, jak zwykle, czy Alison jest poważna, czy ironizuje.
- Nawet o nim nie wiedziałam... - otrząsnęła się - Wracając do tematu. Mówię o Franklinie.
- Sądzisz, że tylko on miałby z tym problem?
- Z naszej grupy? Może Alex też, ale raczej nie w stylu Franka.
- Nie wymieniasz siebie.
- Bo o tym nie rozmyślam?
Ale rozmyślała o czymś innym. Błysk.. Intuicji. Gdyżby Alison ją stymulowała, jej podświadomość? Pomysł. Centralny rejestr telefoniczny. To było idiotyczne, po co on w modelu… Ale jedna intuicja mówiła, że musi przefiltrować zawarte w nim dane i sprawdzić. To może być pomocne.
- W takich przypadkowych pomysłach czai się chaos, który nie prowadzi do celu. Sukces zostaje jedynie podyktowany prawdopodobieństwem jego wystąpienia.
- Wracajmy do pracy - Alison powiedziała cicho - wprowadź resztę danych, ja zrobię symulacje twoich pomysłów, na tym co mamy.

Z jednej strony nie chciała iść za intuicją, po co? Przecież to nie miało sensu! Nie robi się czegoś, co jedynie zmarnuje czas!
...choć można spojrzeć w trakcie oczekiwania na wyniki... Tak po cichu...
To głupie, debilne!
Ale była ciekawa… I była ciekawa słusznie, a odkryła to, już w pełni rozumowo, zanim wprowadziła dane do modelu… Bo nie było w nim takiego miejsca, aby je wprowadzać, tylko analizując. Telefony stacjonarne. Ich posiadanie cechowało się silną korelacją do kilku różnych parametrów, od majętności i tradycjonalizmu, do zapóźnienia technologicznego. Był to mały detal, ale Mervi czuła jakiś podziw dla siebie. Było to oczywiste, ale genialne.
- Możesz zobaczyć. - powiedziała na koniec, wcale nie walcząc z uśmiechem triumfu, aby nie dostał się na jej usta.
Alison spojrzała na przesłaną aktualizację modelu, po krótkim czytaniu pokiwała głową i wróciła skupiona do pracy.
Gdzieś w głębi Mervi poczuła ukłucie zawodu, ale zachowała to uczucie dla siebie. Bez słowa zajęła się wykończeniem danych. Dalsza praca przebiegała bez większych zakłóceń, Mervi mogła nawet stwierdzić, że była to praca harmonijna i całkiem przyjemna, sama nie zauważyła, gdy razem z Alison chrupała ciastka i zbierała coraz to kolejną bazę danych, prześcigając się z pomysłowością.
Na koniec dnia roboczego, technokrata chyba nawet ją po chwaliła.
- Poszło szybciej niż bym się spodziewała - stwierdziła monotonnym głosem - niestety jutro mam krótki dyżur. Nie wiem jak z twoimi zajęciami, szkoleniami, jeśli nie znajdziesz czasu, to sobie daruj, ewentualnie wpadnij na chwilę. Pojutrze dobrze abyś była, zajmiemy się pracą z modelem i szukaniem odpowiednich środków.
- Będę próbować choć chwilę odciąć. - zgodziła się szczerze - Ty... - zaczęła ostrożnie - Naprawdę chcesz oprawić kupony w ramkę?
Alison przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się, aby kiwnąć głową.
Mervi nie rozumiała tej kobiety... czy to był jakiś pstryczek w nos za nieudaną próbę zawiązania relacji?
- To ma głębszy sens, którego nie rozumiem?
- Najpewniej tak. Jak dowiesz się jaki, daj mi koniecznie znać, też go z chęcią poznam.
- Jesteś dziwna…
Alison nie zareagowała, wracając do uzupełniania notatek.
- Co sądzisz o Robercie? - zapytała nagle.
- Mam nadzieję, że się ogarnie - powiedziała ledwo słyszalnie, tak, że Mervi musiała wytężyć słuch.
- Dziecko z niego... - mruknęła wyraźnie nie będąc za zachowaniem Roberta - Ale jest przydatny w pracy, więc to chyba nie taki problem?
- Ty też jesteś dziecko - Alison powiedziała do Mervi z rozbrajającą szczerością.
- To, że jestem młoda nie jest tym samym. On ma dziecinne podejście. - zaprotestowała.
- A Ty nie - Alison spojrzała przez grube okulary na Mervi, na moment - ty jesteś taka poważna i odpowiedzialna. Myślisz, że to dojrzałe? Jak żołnierz w przydużym hełmie.
- To jaka powinnam być, co? Staram się, zmieniam co mogę... ale jest nie tak? Nie rozumiem... - mruknęła.
- Pytasz niewłaściwą osobę.
Mervi wyglądała na poirytowaną taką odpowiedzią. Pokręciła głową zdemotywowana.


Spanie, praca, spanie. Powtórz.

Czasem zmiana pracy na naukę. Pracuj, masz obowiązki, ucz się, by swoje obowiązki ulepszyć. Powtórz. Nie zawalaj harmonogramu, trzymaj się go jak tylko dasz radę. Za jakiś czas będziesz mogła lepiej. Pracuj, pracuj. Dla dobra Ludzkości.

Powtórz.

Mervi przetarła zmęczone oczy. Musiała poprosić o krople do oczu, aby codziennie nie cierpieć bólu od ich wysuszenia i innego podrażnienia. Takie problemy zmniejszają efektywność wykonywania zadań. Nie mogła na to pozwolić. Miała obowiązki.

Pracuj.

Kiedy ostatnio rozmawiała z ojcem? Minęło trochę czasu. Może jutro znajdzie chwilę do podzielenia między rozmową z nim a wykonywania pracy w domu. Wtedy się skontaktuje.

Powtórz.

Padła na zimną poduszkę, akurat gdy harmonogram zasugerował jej sen. Czasami zaczynała się dziwić, jak dobrze zaczęła się z nim zgrywać... a może on z nią? Nie, oboje ze sobą.
Nie zapomnij o pracy jutro.
Wyciągnęła dłoń do pudełka z lekami otrzymanego od Alana. Pomagały jej one na maniakalne wariactwa, to musiała przyznać. Pomagały zachować skupienie. Były strzałem w dziesiątkę. Eidolon musiał się nauczyć!
Ale...

Spotkanie z Alison rozstroiło technokratkę. Przypomniała swoją osobą to, o czym Mervi chciała zapomnieć. Była tak podobna... choć to podobieństwo było zniekształcone przez krzywe lustro. Młoda technokratka nie rozumiała czemu nie umie wyrzucić z głowy Profesora. Czemu w samotnych chwilach potrafi jej zawracać głowę. To był terrorysta. Był złem, z którym walczyli. Uczucia jakie zaoferował ociekały kłamstwem!
Czemu nie powiedziała przełożonym o haśle? Powinna...

Hominem quaero.

Mervi odłożyła pudełko z lekami, nie wyjmując jednej tabletki, jaką powinna zażyć. Mogło to okazać się tragicznym posunięciem, jednak miało szanse przywołać do snów osobę, za której ciepłem i i zrozumieniem tak tęskniła. Poczuciem bezpieczeństwa...
Czuła się bezpiecznie w Unii. Miała więcej ludzi wokół siebie niż kiedykolwiek.
Ale było to sterylne, bez ciepła. Pewniejsze, tylko... Sama nie wiedziała. Lubiła ten stan, więc czemu w ciszy potrafiła za czymś tęsknić?

Pracuj. Ucz się. Nie czuj.

Powtórz.



 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 10-03-2022 o 06:02.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-03-2022, 22:03   #16
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Nagłe odstawienie leków było bolesne. Mervi powinna przewidzieć, iż nie można łatwo robić sobie takiej huśtawki w dawkowaniu leków, bo za każdym razem, gdy w nagłym przypływie emocji, postanowi ich nie brać, będzie cierpiała. Decyzja powinna być permanentna.
Odstawienie było bolesne, w postaci lekkiej gorączki i bardzo niespokojnego snu. Gdy dziewczyna wstanie rano, będzie czuła się fizycznie przeżuta i wypluta. Teraz jednak czekało ją coś gorszego.
Ona sama.
***
Dawniej wierzono, że w snach do ludzi przemawiają duchy, bogowie i inne, dziwaczne stworzenia poza świata materii. Potem przyszedł Kościół doszukujący się wszędzie diabłów. Nowożytna psychologia wmawia ludziom, że w snach mówią sami do siebie, w formie onirycznego sprzężenia zwrotnego podświadomości w kierunku świadomości.
Unia nauczała, że poza samą sobą, przez Geniusza przemawia intelekt całej ludzkości. Tak brzmiało w dokumentach które dostała od Bob, tak to tłumaczył Alan.
Mervi pod skórą czuła kłamstwo. Słowa których bała się pomyśleć, przynajmniej będąc na prochach i będąc w konstrukcje (czyżby jednak nie do końca czuła się tam bezpiecznie?). Słowa które teraz we śnie brzmiały jej w głowie swoim groźnym indywidualizmem.
W snach mówią do nas bogowie.
Bo to my jesteśmy bogami.
Siedziała znowu na tej samej ławce, lecz już nie tak wystraszona jak wtedy. I widziała profesora rozmawiającego z agentami unii. Tylko, że tym razem nie straciła przytomności.
Wszystko wokół tego mikroświata migało w błędach jak z zepsutej symulacji. Liczyły się tylko on, ona, agenci i otwarta przestrzeń w którą można uciec.
To było… rozczarowujące, jak rozczarowujące było życie. Nie dostała tego o co prosiła. Nie było miłego słowa, ciepłej kawy, spokoju i poczucia bezpieczeństwa.
Stała przed czymś groźnym.
Przed możliwością podjęcia odpowiedzialności.
Marvi czuła złość. Nie oczekiwała czegoś takiego! Było nie przestać zażywać leków... bez nich tylko zawód i cierpienie ich braku... a teraz ma szalonego Geniusza puszczonego wolno. Czemu nie może mieć trochę ulgi?!
Pamięć profesora wyciągnęła z niej łzy... choć ich nie chciała. Nie mogła jednak przestać, zatrzymać ich płynięcia po policzkach.
- Dobrze się bawisz? - syknęła z zaciśniętym gardłem.
- HEJ! - krzyknęła w stronę agentów, podchodząc w ich stronę - Zostawcie go! Nie jest celem!
Agenci odwrócili się, błyskawicznie w kierunku dziewczyny. Jeden oddał strzał. Bolało.. Nie, nie bolało.
Świat zamazał się jak, jak stara, przewijana wiele razy taśma VHS. Mervi znowu siedziała na ławce, a agenci rozmawiali z profesorem.
- Bardzo zabawne. - prychnęła i ponownie zaczęła podchodzić, nie odzywając się do agentów, a gdy podeszła już blisko, złapała profesora (nie pamietam nazwiska!) za rękaw i szepnęła.
- Nie wygrasz z nimi...
- To kto wygra? - zapytał ze smutkiem w głosie patrząc na Mervi.
- Oni. - Mervi nie puszczała rękawa - Nie zostawiaj mnie…
Profesor uśmiechnął się smętnie i po przyjacielsku pogłaskał Mervi po głowie.
- Szkoda, ale czasem trzeba spojrzeć w twarz śmierci.
Swoim ciałem zasłonił Mervi przed kulami. Dziewczyna nie zdążyła pisnąć gdy świat znowu przewinął się do pozycji bazowej.
Przez chwilę patrzyła tępo w przestrzeń.
- Zostawia mnie, zawsze zostawia... - kuląc się na ławce zakryła głowę ramionami - Kłamstwo, to było kłamstwo, on nigdy nie chciał się zaopiekować... Nigdy by nie ochronił. - ręce opadły jej bezwładnie - Nie chcę być sama... Nie chcę... - spojrzała w stronę profesora - Nie zostawiaj mnie znowu…
Po raz kolejny sytuacja się powtórzyła, profesor między agentami a Mervi, strzały, tak jakby osłonił ją. Scena wróciła do punktu wyjścia.
Finka czuła narastającą irytację. Chciała się obudzić, wrócić do normalnego życia...
W objawie desperacji podbiegła do swojego wykładowcy i po prostu siłą spróbowała go odciągnąć z tej sytuacji, w kierunku, którym mogła uciec. Tym razem zaczęli razem uciekać, pierwsze strzały chybiły. Widziała też przerażającą moc dewiantów, gdy kule w locie zaczęły wytracać prędkość, będąc niczym więcej, jak rzuconymi, ołowianymi kamykami. Lecz potem pojawiły się lasery z dobytych przez agentów ciężkich blasterów.
- Idź Mervi - profesor powiedział rozpraszając światło broni - chwilę ich zatrzymam. I tak polowalii na mnie.
- Nie chcę cię tracić! - zaprotestowała dziewczyna - Nie znowu! - wskazała na wyjście z parku - Za nim już cię nie skrzywdzą!
Kolejny strzał drasnął profesora, gdy się wycofywali, przypalając mu rękaw. Kolejne trafiły Mervi. Śmiertelnie.
Scena zresetowała się.
- To koniec... - Mervi wstała z siedzenia - Zadowolony? Wracajmy do rzeczywistości. Sen... To złe szaleństwo. - jęknęła.
Scena rozpadła się. Mervi stała pośród absolutnej ciemności, mając przed sobą neonowy napis.
NIE MYŚLAŁAŚ ABY MU POMÓC
Klknięcie. Mocniejsze…
…budzik.
***
Pierwsze co Mervi zrobiła, gdy tylko się ogarnęła, było ponowne wzięcie leków. Jednakże aby ponownie zaczęły działać z pełną mocą, trzeba było brać je bez przerwy. Mała, pozorna przerwa sprawiła, że dalej miała problemy. Na szczęście dziś nie miała zbyt dużo do zajęcia się, jeden wykład nad studiach, potem chwila w konstrukcja, a następnie wedle wszechwiedzącego oka harmonogramu, miała zajmować się nauką na egzaminy i wykonaniem jednego zaległego projektu z rysunku architektonicznego.
Tylko, że zamiast tego, po pracy ruszyła do Roberta.
I sama nie wiedziała dlaczego była tak pewne, że akurat go zastanie. Chociaż pewna część jej umysłu mówiła jasno, że intuicja istnieje.
Algorytmy nie znały intuicji.
Robert był w mieszkaniu sam, przywitał Mervi dość serdecznie, nie przepraszając za bałagan w pokoju robiącym za salon, na stoliku którego właśnie rozbebeszał wnętrzności jakiejś retro konsoli, w towarzystwie oscyloskopu, laptopa i karty analizującej sygnały.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-04-2022, 14:01   #17
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Technokratka nie wyglądała dobrze, raczej na umęczoną.Bez słowa podała mu torbę, w której miała bezalkoholowe piwo.
- Mówiłeś, że piwo lubisz. Wybacz, że bez zapowiedzi przyszłam.
- Piwo w ramach przeprosin jest zawsze ok - Robert powiedział dość ciepło - zjesz coś? Mam trochę japońskiego rosołku, własne produkcja. Są te ciasta od Alisson… Tylko niestety stół mam zajęty.
- Nie szkodzi... - usiadła na kanapie patrząc w dół - Chętnie zjem…
Robert po chwili odgrzewania podał Mervi coś, co absolutnie nie kojarzyła z rosołem, był to wszak ramen, sądząc po czasie przygotowywania i temperaturze składników - w tym mięsie i jajku - Robert sam niedawno jadł swoją porcję.
- Dziękuję... - Mervi jadła powoli w sposób, w jaki jadłby ktoś przykładający się do każdego milimetrowego ruchu podczas posiłku. W tym czasie Robert usiadł obok i otworzył piwo, nie inicjując rozmowy pierwszy.
Nie dojadła do końca, gdy przestała ruszać łyżką.
- Nie powinnam przychodzić... - szepnęła nie podnosząc wzroku - Jesteś zajęty…
- I co to ma do rzeczy - mężczyzna wzruszył ramionami - inteligentni ludzie nigdy się nie nudzą.
- Mną można się nudzić... - uparcie patrzyła w ramen.
- Jedz, nie czekaj aż ostygnie - Robert bardziej polecił upijając piwa - co cię ugryzło.

Mervi wróciła do jedzenia.
- Ty też masz problemy ze swoim Geniuszem?
- Jestem nieprzyzwoicie genialny, to prawda - powiedział do Mervi z lekką nutą ironii - sorry - dodał po chwili - ale za mało się znamy abym zwierzał się z kwestii Geniusza. Sama wiesz jak to w unii…
- Przyszłam tu... - odłożyła łyżkę kończąc jeść - Bo ty raczej nie naskarżysz na mnie przełożonym, co...?
Robert wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Bardzo intensywnie.
- Wieeeeesz - dodał po chwili - jeśli to problemy z Geniuszem i takie tam, to spoko, nie mam zamiaru nikomu paplać. Ale jeśli odwaliłaś jakiś ostry fuckup to nie chciałbym wiedzieć rzeczy przez które będę mieć problemy, wtedy leć do Alana, on jest naprawdę spoko. To nie tak, że podkabluję, ale mam dość własnych jazd…
- Mój Geniusz... tylko by niszczył, jak popuszczę. - zakryła oczy - Popełniłam błąd, raz nie wzięłam leków i szalał we śnie. Nie radzę sobie, nie chcę tego...
- Coś zniszczyłaś? - Robert zapytał szczerze.
- Mój sen? - spojrzała na Roberta - Nic fizycznego!
- To tylko głupie sny - machnął ręką.
- Czuję się... źle z nimi. - milczała chwilę po czym nieoczekiwanie wtuliła głowę w ramię mężczyzny.
Robert po prostu objął Mervi, delikatnie, w ciszy. Nie komentował, po prostu dał jej chwilę ochłonąć w tej całej sytuacji, dopiero po dłuższym czasie odzywając się.
- Każdy ma prawo czasem do gorszego dnia.
- Czułam się taka... sama. Porzucona. - schowała twarz w bluzce Roberta - Sen przypomniał o tym...

- To chyba miejsce abym ugryzł się w język - Robert stwierdził cicho.
Mervi uniosła głowę.
- Co?
- Mojego ugryzienia się w język - stwierdził - spokojnie Mervi - dodał.
- Ale czego nie chcesz powiedzieć? - dociekała.
- Unia to nie przytułek. Nie wiem co nakładli ci do głowy na szkoleniu w Europie, i co gadają tutaj… Ale sama wiesz, nasza organizacja tak naprawdę rządzi światem, różne rzeczy się wewnątrz nas ścierają.
- Wiem, rządzi kierując masami, które same sobą nie umieją. - powiedziała pewnie.
- Tak, ale to jak rządzić to jest pytanie otwarte. Sama wiesz, że my chcemy jednak czegoś troszkę innego niż Iteracja, dajmy na to.
- Iteracja nie jest taka zła jak kreujecie dla mnie. Mają dobre pomysły.
- A gdyby główne konsylium stwierdziło, że Iteracja zostaje zlikwidowana, dalej popierałabyś ich pomysły? - poczuła trochę jak mięśnie Roberta napinają się w stresie.
- Ale tego by nie zrobili przecież. - odparła zdziwiona.
- Dlaczego? Doktryna się zmienia. O to chodzi, są ludzie którzy mają w ramach Unii inne pomysły, temu mamy konwencje. Jeden z drugim może podjebać cię wyżej aby to on dostał finansowanie projektu zamiast ciebie. Taka rzeczywistość. Nawet w naszej pechowej grupie nie jest super.
- Czemu tak emocjonalnie to działa na ciebie? - zapytała zatroskana.
- Bo taką klasyczną podjebką zniszczyli mojego patrona - Robert powiedział szczerze - musiałem zeznawać przed wysokimi komisjami, składać czynny żal, ratować własną skórę… I widziałem jak się tu i w co gra, Mervi. Robimy wspaniałe rzeczy, jako Unia, jako nasz zespół, ale jako jednostki nie powinniśmy być tacy…
Powiedział coś, co zabolało - palącą prawdą.
- …tacy naiwni.
- Naiwni... - pokręciła głową - Czy wiara w idee to naiwność?
- Nie - zaśmiał się lekko i serdecznie - ale wiara, że wszyscy wokół mają tak samo dobre intencje jak ty, to jest naiwność.
Pokręciła głową i porzuciła temat.
- Co robisz z tym? - wskazała na części konsoli.
- Chwila, nie skończyliśmy - Robert ciągnął dalej temat - mnie możesz ufać ale postaraj się nie wciągnąć mnie w gówno, ok? Alan jest spoko, z resztą uważaj. Alison raczej nigdy cię nie podkabluje, na pewno też dużo poradzi, chociaż do końca nie mogę jej wyczuć… Ale na pewno nie kiwnie nigdy palcem, aby komukolwiek pomóc. To ważne, jeśli wpadniesz do kogoś innego tak jak dziś do mnie, może być dym. Rozumiesz?
- Dlatego przyszłam do ciebie. - powiedziała z rozbrajającą szczerością.
- Taaaa… - westchnął.

- Co? - skrzywiła się - Po prostu jakoś... tobie bardziej zaufam? I Alanowi. Wybacz, że to zrobiłam - odwróciła wzrok w wyrazie bycia urażoną.
- Po prostu widzę, że jeszcze do końca nie czaisz - stwierdził bez wyraźnych pretensji - a to stara konsola, naprawdę rupieć. Nie sprzedała się kompletnie na premierę, ani potem, za dużo jej nie robili… Ale przez to nikomu się nie chciało łamać jej zabezpieczeń, więc ją teraz rozdziewiczam.
- Po co? To zabawka dla mas...
- A widzisz, a mi ten egzemplarz kupiła Unia, napisałem formularz i takie tam… To kształci po prostu. Zagadka, przecież nie grałbym na takim rupieciu którego w czasach jego świetności nikt nie chciałby dotknąć.
- Już się bałam, że tak marnujesz czas. Grając.
- Też czasem grywam - stwierdził bez wstydu.
- Co? - spojrzała zaskoczona.
- Noooo - Robert pokręcił głową - ale jesteś nudna…
- Gry są dla mas, nie dla nas. - skarciła go.
- A my to co, arystokracja?
- Jesteśmy ponad to intelektualnie i bardziej kreatywni. My tworzymy rozrywkę dla mas, nie dla nas samych.
Widać było jak Robert ugryzł się w język, zanim odpowiedziałby Mervi coś nieprzyjemnego.
- Co znowu? - założyła ręce na piersi - Znowu coś nie tak powiedziałam? Przecież nie skłamałam…
Robert westchnął ciężko.
- Jesz jeszcze? Jak nie to pozmywam.

Mervi na te słowa szybko dopiła resztę zupy i odstawiła miseczkę na zagracony stolik. Nie pozwoliła jednak Robertowi się ruszyć, przyciskając go za ramiona do sofy.
- Najpierw mi odpowiedz. Później sama pozmywam.
- Bawimy się w przesłuchanie? Nie wiedziałem, że chcesz potrenować…. Techniki śledcze…
Mervi przez chwilę zastanawiała się o co chodzi… dwuznaczność słów Roberta dotarła do niej po chwili, dokładnie w tej samej chwili, gdy na jej twarzy pojawił się purpurowy rumień. Przy kolejnym uderzeniu serca zrozumiała, że w zasadzie była to jednoznaczność, a napięte mięśnie odskoczyły od mężczyzny prawie jak oparzone… niezbyt mocno, ale na tyle, aby technokrata wykorzystał ten moment słabości w grze zwanej społeczeństwem, aby wstać z kanapy i wziąć talerz.
Ograł ją, wiedząc w co wycelować. Była na to podatna. Czy powinna taka być?
Mervi zakryła twarz, wściekła na siebie, na świat, na Roberta... Cholera by go wzięła! Musiała się odgryźć!
- A jeżeli bym chciała potrenować? - prychnęła odsuwając dłonie.
- Spóźnione riposty nie są punktowane - Robert mrugnął do Mervi z aneksu kuchennego będąc w dobrym nastroju - no to jak ci się pracuje w Unii? Jak idą szkolenia, nie te z nami, ale programowe?
Unikał... W końcu go dorwie.

- Tematy skupione na socjologii są... Niezbyt dla mnie. Wiem, NWO, ale jakoś sobie z tym nie radzę. Lepiej z tymi dotyczącymi działań w mediach społecznościowych skupione na ich informatycznym aspekcie. W ogóle najciekawsze wydają się te odnośnie zastosowania technologii, choć czuję, że na razie Internet był za bardzo omijanym tematem... choć AI to zostało mocniej wyłożone. Po macoszemu potraktowano kwestie Głębokiej Przestrzeni, a szkoda, może będzie później. Biologia interesująca jako ciekawostka, czasem dość obrzydliwa, ale gadania o gospodarce czy giełdach ledwo mogę znieść. - westchnęła - Chciałabym by rozpoczęły się Nauki Temporalne, ale to raczej nie jest w programie…
- Teraz ostro z czasoprzestrzenią stopują, tyle co zastosowania informatyczne. Podobno próżniowcy mieli kilka ostrych fuckupów z nowymi jednostkami i pion badań głowi się co poszło nie tak…
- Ale w czym poszło nie tak? - zdziwiła się - Ktoś coś stamtąd przywiózł?
- Nie wiem dokładnie, ale mieli problemy jakieś… Może jakiś krążownik wybuchł, a może załogę postarzało o kilkadziesiąt lat, cholera ich wie.
- W końcu złożę podanie o dostęp do tych nauk... To by bardzo pomogło w pracy! Bym mogła agentom powiedzieć, więcej o sytuacji przed nimi wykorzystując też algorytmy z probabilistyki.
- Powodzenia, od roku dobijam się o dane szkoleniowe z zakresu oświeconej chemii molekularnej - skończył zmywać.
- A podałeś dobry powód, który zwiększyłby twoją efektywność w pracy?
- No patrz - wrzucił jej w połowie zdania z udawaną powagą - że też przez rok na to nie wpadłem.
- Może powody nie były wystarczająco dobre? - zapytała niewinnie.
- Zobaczymy jak tobie pójdzie, to się przekonamy - mrugnął.
- A co mi dasz, jeżeli mi pójdzie lepiej niż tobie? - zapytała cwano.
- Tylko ja mam coś dawać? Słaby zakład.
- Jeżeli ja wygram? Oczywiście, że tylko ty. Nie masz szans wygrać, więc…
- A jednak, co stawiasz na stole - zapytał z błyskiem w oku.
- Dobra, ale co byś chciał? - pokręciła głową nie wierząc w możliwość wygranej.
- To mam wymyśleć zarówno co ja mam dostać jak i ty? Słaby układ - mrugnął.
- Nie, Co ty byś chciał ode mnie, a ja wymyślę co bym od ciebie chciała.
- Ja tam od ciebie nic nie chcę - wzruszył ramionami i usiadł obok niej - nie ja proponowałem zakład. A jak idzie na studiach?
- Lubisz zmieniać temat. - prychnęła - A na studiach dobrze jak zwykle. - wzruszyła ramionami.
- Czyli jak?
- Jak nie zaczyna mi coś kręcić w głowie to sam maks, projekty na tyle zafascynowały wykładowczynię, aby już pytała o bycie promotorem…
- To całkiem dobrze, a nie jak zwykle - stwierdził z powagą.
- Zawsze radziłam sobie świetnie w szkołach. - zmarszczyła brwi - Z Geniuszem czy bez.
- Kujonka - mruknął zaczepnie.
- Wcale nie. Dbałam o swoją przyszłość. - mruknęła urażona.
- Ja swoje wiem.
- Czyli byłeś jednym z tych, co olewali naukę! - prychnęła - Tylko imprezowałeś i grałeś w gry, za dziewczynami się uganiałeś! - parsknęła z pogardą.
- Gdybym miał problemy z tym, nie dałbym rady w Unii robić tego co robię - stwierdził logicznie.
- W końcu mogłeś się nauczyć być dorosłym.
- Albo po prostu nie marnowałem czasu na gówno.
- Teraz ciągle marnujesz.
- No tak, tak trzeba w Unii - mruknął do niej nawiązując nie do gier lecz do niektórych szkoleń i kursów.
- Ne mówię o nauce, tylko o tym twoim graniu...
- Jak robię co dla siebie to nie strata czasu… zresztą - Robert odpalił leżącą w zakamarkach pod telewizorem, a raczej na podłodze obok szafki - z racji na brak miejsca - konsolę Nintendo i bez większych ceregieli wziął jednego pada, a drugiego wepechnął do rąk Mervi uruchamiając… ściąganie się kresówkowmmi kartami.
Dziewczyna wyraźnie zgłupiała.
- Robi się rzeczy tylko dla Unii.. - spojrzała na trzymanego pada - Reszta to... marnowanie czasu.
- Grasz?
-... ty tak serio...?
- A Ty nie?
- Nigdy nie grałam w nic na konsoli...
- To nie problem, graj i nie marudź - powiedział odpalając wyścig.
Granie z Mervi miało jeden problem. Krytykowała brak realizmu, błędy logiczne i na tyle skupiała się na tym, że nie używała nierealistycznych tricków, więc zawsze przegrywała.
- Głupia gra… - fuknęła po końcu wyścigu.
- Czyli się podobało - technokrata przyznał z lekkim uśmiechem.
- Nie! To nie miało sensu!
- Czyli nie chcesz dalej?
- Nie poddam się!
Kiedy Robert delikatnie jej przypomniał, że już późno, Mervi przysunęła się blisko mężczyzny.
- Robeeert… Nie chce mi się wracać do domu… Mogę u ciebie przenocować?
- Mam jeszcze trochę pracy - mężczyzna stwierdził stanowczo - jak chcesz to mogę ci pożyczyć konsolę.
Tego mogła się spodziewać. Nigdy nie chciano kiedyś by nocowała u kogokolwiek, to teraz dorośli tym bardziej nie będą chcieli. Silly girl. Nie bądź dzieckiem!
- Uhm, jasne. Wybacz. - odparła już spokojniej zachowując nieporuszenie, wracając do znanego rytmu, w którym mogła się działać. Rozumiała go - Mam zaległy projekt na studia, nie mogę się rozpraszać konsolą, ale dzięki za ofertę.
- Jesteś strasznie nudna - Robert stwierdził bez ogródek.
- Dzięki. - odparła nijakim głosem, w którym ukrywało się mizernie brzmiące urażenie - Zobaczymy się w pracy.

- Nieee, nie możesz.
Dziewczyna spojrzała ze zbolałym wyrazem na swoich rówieśników, którzy mieli razem się spotkać w Eläintarhan Skeittipuisto.
- Nie masz swojej deski, nie umiesz jeździć...
- ...a do tego zepsujesz wszystko. Jesteś strasznie nudna, jakbyś nie zauważyła.
- Może ona sądzi, że będziemy się tam uczyć?
Śmiech grupy wbił się w serce Mervi zbyt głęboko, aby próbowała dalej.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 09-04-2022 o 14:03.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-04-2022, 13:45   #18
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
To był dziwny dzień. Mervi miała zacząć czas wdrażania się w zespół z ostatnią osobą na liście – Robertem. Wszechobecny algorytm harmonogramu postanowił, że piątek po zajęciach miała poświęcić na naukę wraz z częścią soboty, rozpisując jej nawet egzaminy, projekty oraz proponując literaturę na podstawie profili naukowych prowadzających. Błyszczące litery pachniały sugestią „mów im to co chcą słyszeć”.
Niedziela stała się dniem dziwnym.. Dzień który od rana, do praktycznie wieczora – z kilkoma przerwami ustalonymi przez harmonogram – miała spędzić w konstrukcie, pracując, odbywając poboczne kursi dopełniając pozostałych obowiązków.
Jak zawsze, rutynowo wydukała formułki do wszechwidzących czujników pomieszczenia którego już znała żargonową nazwę – konfesjonału. Jak zawsze komputer swym beznamiętnym głosem potwierdził uprawnienia oraz zaakceptował dopuszczalne odchylenie od linii bazowej dla niezmodyfikowanego agenta.
Z samego rana miała rutynową sesję z Alanem., tak zwaną sesję kwadransową służącą głównie do omówienia wyników. Widać było, że technokrata jest trochę spięty i zalatany, widać miał swoje problemy. Była to krótka sesja, na poważną rozmowę umówili się na inny termin. Jednak słowa Alana brzmiały jak ostrzeżenie dobrego przyjaciela: profil osobowościowy Mervi za mocno odchylał się od linii bazowej, chociaż był ciągle w normie. Alan też ostrzegł ją – konfesjonał prawie nigdy nie powiadamia o prawdziwych wynikach.
Była to ważna wiadomość którą Mervi mogła przeanalizować na nudnym, godzinnym szkoleniu na temat matematycznych metod detekcji anomalii społecznych i interpersonalnych. Po szkoleniu miała pójść pracować z Robertem.
Niestety, Robert był dziś nieobecny. Podobno miał pilne wezwanie do innych obowiązków. W pokoju był tylko Franklin oraz Alison. Franklin szybko wprowadził Mervi na osobne stanowisko. Powiedział jej, że mają absolutnie awaryjną sytuację i będzie musiała zastąpić Roberta w kilku rutynowych zadaniach.
Sama. Ufał w jej kompetencje. Nawet to jej powiedział, klepiąc po plecach, aby szybko ulotnić się do własnych zadań.
Działo się coś dużego.

***

Nie była to wymagające zajęcie. Mervi musiała tylko dwa razy użyć prawdziwej, oświeconej nauki aby zlokalizować cele, raz miejsce żeru stosunkowo niegroźnego obcego (porównywalnego stopniem zagrożenia z lwami, stanowiącego jednak zagrożenie w postaci zdjęć które mogłyby przedostać się do opinii publicznej), a drugim razem zlokalizować zagubiony ładunek za którym akurat podróżował agent.
Poza tym nudna rutyna, wyciągnąć trochę danych z odpowiednich baz danych, do jednej Mervi musiała się trochę włamać – chociaż była ona tak słabo zabezpieczona, że trudno było używać wobec niej tak dużego słowa jak włamanie – zebrać trochę danych medycznych czy stworzyć raport.
Dość budująca ego było współpracowanie z agentami niższego szczebla i sympatykami. Mervvi miała listę rozkazów do przekazania im, a jej rolą było dodanie do nich niezbędnych informacji jakie będą im potrzebne, w tym odpowiednie dostosowanie do ich poziomu wtajemniczenia. Władza budowała ego.


***

Pozornie typowe zgłoszenie. Agent polowy NWO wraz z agentem Iteracji X ścigali dewianta. Młody chłopak, wedle akt, oszalały. Powodował wokół siebie zaburzenia przyczynowości klasy drugiej oraz sporą liczbę kwantowych paradoksów przekładających się na lokalne zaburzenia stałych znanej fizyki.
Prosta sprawa, nie trzeba było ruszać z armatami. Szybkie profilowanie ujawniło gdzie młody może się znajdować. Magazyn przeładunkowy. Agent poprosił o nagrania.
Zwykle Mervi nawet ich nie oglądała, szybko załatwiała sprawę. Tak mówiły procedury, ściśle definiowały kiedy można oglądać dane. Pomono miały za zadanie optymalizować pracę.
Tym razem coś ją podkusiło. Cecha która zawsze z nią była, mimo że tłumiona. Ciekawość.
Obraz z kamery przemysłowej przedstawiał nie jednego, a dwóch młodzieńców. Starszy miał nie więcej niż dwadzieścia-parę lat, może dwadzieścia jeden, dwa, mógł być też jeszcze starszym nastolatkiem. Młodszy wydalał na dziesięć, dwanaście lat. Oboje byli do siebie dość podobni, zapewne rodzeństwo. I wyglądali przy tym jak kupa nieszczęść.
Starszy brat opatrywał ramię młodszego, rozcięte czym w sposób szarpany. Było to najpoważniejsze obrażenie z wielu pomniejszych jakie mieli na swych ciałach obaj bracia – ślady krwi na koszulkach, siniaki, rozcięcia, obtarcia, kilka zacięć. Wyglądali jakby przeżyli piekło. Rozmawiali.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-05-2022, 18:15   #19
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Wiedziałala, że nie powinna tego widzieć. Nie miała uprawnień!
Czemu to więc robiła...?

Była wściekła na siebie... a jednak...

Czy nie ciekawi cię o czym rozmawiają?
Czy to możliwe, że to dziecko jest terrorystą?

Nie wysyłając jeszcze nagrania, prawie wbrew sobie wykorzystała połączenie z czujnikami w magazynie, aby ustawić ich wrażliwość na odbieranie fal dźwiękowych i przetwarzanie ich zapisów na głos w słuchawkach.

Może ten mały jest w problemach, może agenci są!
Musi sprawdzić.


Usłyszała w słuchawkach dźwięk. Nie był idealny, filtr odszumiający potrzebował chwilę na adaptację parametrów. Dopiero po tym czasie usłyszała głos starszego chłopaka.
- …potem będziesz już bezpieczny, Fin, obiecuję. Pamiętasz jak rozbiliśmy szybę u sąsiada? Też wszyscy byli wkurzeni.
- Ale my nic nie zrobiliśmy - chłopiec spojrzał na brata - ty nic nie zrobiłeś. Te rzeczy… to wtedy gdy pan…
Oczy chłopca zaszkliły się, a w gardle uwięzły mu słowa przytrzymane przez próby zdławienia szlochu. Brat objął go w ramiona.
- Ciii… już spokojnie - powiedział cicho, ledwo na granicy czułości sprzętu - to nie twoja wina. Jesteś kimś specjalnym, broniłeś się.
- Nie - łzy chłopca zasychały strugami na policzku - gdy on… - dziecko nie mogło wypowiedzieć - to ja chciałem, aby to się stało. Tak bardzo chciałem, aby to wszystko się skończyło, chciałem umrzeć…. I on miał umrzeć… Ja…
Cisza, bracia zastygli w nieruchomym porozumieniu. Rodzeństwo rozumiało się dalej chyba bez słów. Mervi dostrzegała na twarzy brata strach oraz coś jeszcze - odpowiedzialność. Męskość, to co przez nią rozumiano w społeczeństwie, potrafi wykuć się nagle, a za nią męstwo.
Chwile uspokajał młodszego, po czym wrócił do sprawdzania opatrunków.
- Musimy złapać stopa, na granicy stanów będzie czekał na ciebie Jacob. Po tym będziemy bezpieczni. Godzina drogi stąd.
Zaczęli powoli pakować się do dalszej drogi.


Mervi spojrzała, gdzie znajdują się Agenci w odniesieniu do chłopców, wciąż nie wysyłając nic.

I ich dotarcie do celu, którego nie znali, było w jej mocy.
Kurwa!

Nagle poczuła ukłucie w klatce. Ukłucie strachu przed decyzją. Nie chciała podejmować żadnej, nie powinna tego widzieć! Unia miała rację!
Trzymać się z dala. Niech inni decydują.
Palec zatrzymał się przed wysłaniem nagrania, jakby trzymany przez nią samą... a jednocześnie wciąż chcący nacisnąć. Spróbowała uspokoić oddech.
Niech ktoś inny to rozwiąże...
Wysłała nagranie chłopców nie zawierając w nim dźwięku.
Sprawa zakończyła się dla niej, ale Mervi miała problem z oderwania myśli od niej. Czy coś jej działania spowodowały? Ktoś ucierpiał?
Połknęła boleśnie stres, zakopując go jak najgłębiej pod obowiązkami. Chciała zapomnieć, przesunąć na bok, jak niepotrzebne papiery. Dopiero po dłuższej chwili, wysiłkiem woli, wróciła do rzeczywistości pozbawionej niepotrzebnych emocji.
Do południa praca Mervi przebiegała dość monotonnie. Zauważyła, że Alison opuściła już pokój, bez słowa biorąc pełną do połowy miseczkę krakersów którymi się zajadała - podsuwając Mervi pod nos, dosłownie między młodą technokratka a klawiaturą - jakby zostawiając jej do dokończenia - a potem ulotniła się jak cień.
Kolejna prośba, znowu lokalizacja - Mervi miała złe przeczucia. Widziała, że do sprawy przydzielony jest też Franklin. Ze swoim poziomem uprawnień nie widziała szczegółów, co znowu budziło ciekawość…
Musiała zabić ciekawość. Po prostu robić co do niej należy. Zlecenie mówiło o zdalnej operacji memetycznej na przewodniku grupy ludzi, trzeba było go wprowadzić w zasadzkę.

Nie mogła znowu wpaść w zasadzkę ciekawości. Nie była gotowa na taką wiedzę. Tylko by z nią cierpiała. Nie zrozumiała jej…
Zaczęła wyszukiwać kamer w danej lokacji, aby mogła poznać teren, gdzie ma kierować człowieka. Poszło jak z płatka. Mervi mogła poczuć się jak spełniona technokrata dobrze wykonująca swoje obowiązki służbowe.
Do czasu gdy odezwał się do niej Franklin, na żywo. Wyglądał na zmęczonego.
- Mervi - zaczął spokojnie - brakuje nam ludzi. Podniosę cię tymczasowo na O2, nie będziesz w nic zaangażowana. Twoim zadaniem będzie tylko zapewnienie aby masy trzymały się od właściwego miejsca akcji jak najdalej. Ogarnięcie wzorców memetycznych jednostek, manipulacja sygnalizacją aby przekierować ruch, może puszczenie policji na interwencje aby przetrzymać niektórych. Możesz odmówić, akcja jest odrobinę powyżej twoich kompetencji - Franklin powiedział szczerze - jednak biorę to na moją odpowiedzialność.
O2... Odrobinę...
- Oczywiście, że pomogę. - odparła pewnie, choć z wyraźną obawą - Czy mam czegoś się spodziewać, unikać?
- Nie mam czasu - technokrata powiedział wracając do komputera - masz wszystko w poziomie uprawnień, po prostu się tym zajmij.
- Zrobione.
Mimo słów przesiaknietych pewnością, sama Mervi była w cichym stresie i strachu. Czy powinna to robić? Nie miała takich uprawnień naprawdę, to było sztuczne!
A jednak Franklin musiał choć trochę jej ufać. Nie mogła go zawieść. Musiała sobie poradzić, być silna.
Przejrzała dostępne jej plany miejsca, które miało być odgrodzone. Ustawiła podgląd najbardziej zagrożonych dróg prowadzących do danego miejsca i zamknęła ruch na nich.

Było spokojnie… PIerwszą grupę mas nieświadomie odpędziła z tego miejsca w poprzednim zleceniu. W zasadzie tego trochę spodziewała się po akcji, dużo nudy oraz bardzo intensywne chwile pracy - których pożądała, ale też obawiała się.
W przeciągu następnych trzydziestu minut przekierować część ruchu ulicznego dając polecenie do innej jednostki Unii oraz zmieniła trasy spaceru kilku pieszych. Proste.
Proste nie było coś innego. Nie patrzeć na oddaloną od budynków mieszkalnych śmierdzącą alejkę wbitą między opuszczonymi halami przemysłowymi. Dwa wyjścia, w pośrodku samochód. Główne miejsce akcji. W samochodzie… ci sami chłopcy których widziała wcześniej. Jednak ich mieli. Wyglądali na oszołomionych.
Standardowa procedura pochwycenia, pewnie zaaplikowano im silne, bezpieczne środki uspokajające. Po takim czymś człowiek nie może zebrać do kupy nawet jednej myśli, za to jest w stanie utrzymać się na nogach na tyle aby łatwo było go transportować między autami czy samochodami.
Przed autem stało dwóch agentów. Czekali na coś.
Na brzegu ekranu Mervi dostrzegła piksele… Mrugnęła, nie było ich, pozostawiając po sobie gorzki posmak prawy. Unia przechwyciła ich aby zorganizować swego rodzaju zasadzkę? Może na tego całego Jacoba?

Mervi starala się odnaleźć najlepsze kamery, które dałyby też jej wejrzenie w miejsce, z którego miał wyjść cel, nawet jeżeliby musiała wspomóc się satelitarnie. Lepszych nie było… Ale to co miała było dość dobre. Tym bardziej, że miała informacje o części swojej pracy - w okolicy obszaru pojawiły się, zupełnie znikąd, dwa obiekty. Jeden to był cel - jego nie miała ruszać, był zaznaczony eufemizmem jako “dopuszczalna jednostka” i zmierzał spacerkiem w stronę zasadki.
Drugi… Nie miała pojęcia jak się tam znalazł. Samochód, na granicy obszaru, stary wan, z jakimiś ludźmi siedzącymi przy otwartych drzwiach ładowni.
Nie powinna reagować…
- Franklin. - odezwała się na częstotliwości technokraty - Stary wan na granicy obszaru. - mruknęła obserwując sytuację i nadzorując okolice, by masy tu przypadkowo nie weszły.
- Przyjęte. Kontynuuj działania.

Widziała jak jeden z mężczyzn przy wanie zakładał coś w rodzaju hełmu najeżonego dziesiątkami masywnych cewek pomiędzy którymi przeskakiwały iskry podwyższonego napięcia. Drugi się śmiał z czegoś, a trzeci bacznie obserwował okolicę.
Mervi wróciła do swej pracy. Franklin po chwili odłączył jej wizję. Trwała akcja, miała tylko na ekranie drobny raport.
Wysłanie grupy szturmowej na dewiantów w wanie. Cele znalezione i zlikwidowane. Wedle przebiegającego na ekranie, tekstowego raportu, dewianci chcieli wygenerować własny wabik. Nie zdążyli, gdy zauważyła ich Mervi.
Chyba odniosła sukces?

Finka była zadowolona z siebie. Tak bardzo.
Spróbowała znaleźć informacje na temat strat. Nie było raportu, tymczasowe O2 nie pozwalało jej dowiedzieć się więcej. Franklin po wszystkim wrócił jej uprawnienia na właściwy poziom i poinformował o zakończeniu akcji. Serce biło jej mocniej…
…ale trzeba było wrócić do rutyny. Może zrobić sobie kawę w nagrodę.

Widać było jak zadowolona z siebie jest Mervi. Po zakończonej sprawie zwróciła się do Franklina.
- Jeden z nich był jakiś dziwny. Hełm z cewkami? - pokręciła głową - Szkoda, że nie z czapka z folii aluminiowej.
- Syn eteru - technokrata stwierdził sucho.
Mervi czytała o nich. Przebrzydli technokraci, którzy zaczęli bratać się z dewiantami! Chociaż początkowo operowali na prawach nauki, ze względu na to z kim zaczęli się zadawać, większość ich wynalazków niczym nie różniła się od różdżek czy magicznych eliksirów, bazując na załamaniu przyczynowości.
Mervi skrzywiła się.
- Zgłupiały zdrajca. Dobrze, że nasi go wymazali.
Franklin kiwnął głową z przekonaniem popijając kawę. Tylko Mervi… jakby swędział mózg. Czy tak odczuwało się wątpliwości? A może tylko ciekawość?

- Co się stanie z tymi chłopcami? - zapytała pijąc zasłużoną kawę.
- Nie wiem, stawiam, że trafią do odpowiednich ośrodków.
Mervi ulżyło. Nie było żadnego niebezpieczeństwa, Unia się nimi zaopiekuje.

- A co się dzieje z Robertem? Jutro wróci?
- Nie wiem - wzruszył ramionami - pewnie tak.
Dziewczyna dopiła kawę.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miał problemu przeze mnie, z tymi uprawnieniami?
- To wszystko odbywa się w ramach procedur - Franklin wyjaśnił Mervi spokojnie - nie musisz sobie tym głowy zaprzątać. Najpewniej nikt nie kazał ci czytać tych zasad gdyż nie jest ci potrzebne podnoszenie cudzych dostępów, ale jest to dostępne już od O1. - wyjaśnił.
- To dobrze. - uśmiechnęła się - Dużo nas jeszcze dziś czeka?
- Nas nie, masz swoje obowiązki, ja zajmę się sprzątaniem. To była ciężka akcja, chociaż wiem, że z twojej perspektywy wyglądała jak dość abstrakcyjny urywek.
- Niestety. - przyznała ze smutkiem - Czy gdybym już oficjalnie miała większe uprawnienia to bym takie akcje w całości widziała?
- Takie nie, to było na O4 w całości, czasem niektóre mają specjalne dostępy… Ale szczerze, lepiej się nie rozpraszać i skupiać na swojej robocie i naprawdę potrzebnych informacjach, nie sądzisz? Poziomu uprawnień służą optymalizacji naszej pracy.
- Więc... Źle zrobiłam informując o wanie? - zapytała ostrożnie.
- Dobrze - Franklin pokiwał głową - po prostu nie przejmuj się poziomami uprawnień, system działa odpowiednio dobrze w większości przypadków.
- Rozumiem. - zgodziła się.



Od razu po pracy Mervi skierowała się do domu Roberta. Czy już wrócił? Czy wszystko jest dobrze? Nie powinna go lubić, był irytującym dzieciakiem, a jednak... lubiła. Na jakiś sposób. Może temu, że nie okazywał jej niechęci, a nawet trochę sympatię? Może dlatego, że na dodatek umieli się porozumieć i ich rozmowy były po prostu... przyjemne.

Nie powinno ją zdziwić, że w mieszkaniu Roberta nie było nikogo, a jednak całą drogę miała nadzieję na inny efekt. W środku odczuwała potrzebę rozmowy. Wydarzenia dnia dzisiejszego ją po prostu rozbiły. Jednocześnie była dumna z siebie, ale gdzieś w sobie tłumiła ten posmak rozczarowania. Zapewne chodziło o niemożność pozyskania dodatkowych informacji.

Już w domu prawie machinalnie wyciągnęła komórkę i wybrała numer Alana. Ten technokrata był jak i Robert - ufała mu. W tym momencie chciała, aby ją uspokoił, odegnał czający się strach o Roberta.
Nie oszukała się na ich terapeucie. Wytłumaczył jej, że z Robertem wszystko w porządku i nie wpadł w kolejne kłopoty. Przeprosił, że nic więcej nie może teraz powiedzieć, ale to co przekazał wystarczyło dziewczynie.


Gdy Mervi zakończyła połączenie z Alanem, który ją jak zwykle świetnie uspokoił, usiadła na fotelu przy biurku. Zdjęła z siebie wierzchnią część marynarki, przewieszając ją przez oparcie i z niekłamaną radością wybrała numer do swojego ojca, czując jak uśmiecha się sama do siebie. Ustawiła też połączenie video.
Zobaczenie twarzy ojca po dłuższym czasie było dla Mervi bodźcem wywołującym zupełnie niespodziewane reakcje. Cieszyła się, to oczywiste, ale jednocześnie ścisnęło ją w żołądku i chciało się jej płakać. W pierwszej chwili nie wiedziała dlaczego.
Potem już rozumiała. Żyła w zbyt dużym napięciu. Podstawowe prawo memetyki, dowiązania do rodziców powodują ujście emocjonalne celu. Widząc ojca pękało w niej dotychczasowe napięcie emocjonalne.
Dwa wdechy, jak uczył Alan. Pomogło, hiperwentylacja zawsze pomaga.
- Prawie bym cię nie poznał - usłyszała jak zawsze pogodny głos ojca - chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tych nowych fryzur…
- Tak bardzo ci się nie podoba?
Mervi przywołała jak najbardziej nonszalancki wyraz nie chcąc dać po sobie poznać burzy emocji.
- Nie, po prostu nosisz się tak od niedawna, nie miałem okazji się przyzwyczaić, a już wyjechałaś na stypendium. Jak ci idzie?
- Świetnie. - odparła szczerze, wyraźnie zadowolona z siebie. - Profesorowie są zachwyceni moimi osiągnięciami.
Ojciec zmierzył ją wzrokiem, na chwilę. Coś w jej przesadnej pewności nie podobało się mu, ale przemilczał temat.
- Ale pewnie kosztuje cię to dużo czasu?
- Nawet nie wiesz. - westchnęła - Czasem to wymaga mocnego upchnięcia, aby zrobić wszystko danego dnia.
- Nie przemęczaj się, proszę - ojciec powiedział z surową troską w głosie.
- Mówisz, jakbym kiedyś na zmęczenie nauką zważała.
- Nie można się przepracowywać aby po trzydziestce nie mieć zgruchotanego kręgosłupa - mrugnął do niej - a właśnie - uśmiechnął się - za około dwa miesiące powinienem wrócić do pracy.
- Świetna nowina! Pomaga leczenie, co?
- Jak mi ten drugi doktor zaczął opowiadać co robią, to zacząłem się zastanawiać czy będę terminatorem czy może wyrośnie mi ogon - ojciec zaśmiał się - ale grunt, że działa.
- Terminatorem? - zdziwiła się.
- Jakieś śruby w plecach i komórki macierzyste.
- Ale działa. - jak śruby mają pomóc z chorobą płuc? - Śrubami mają ci kręgosłup usztywnić pewnie.
- Na to jakieś zastrzyki - wyjaśnił ojciec - na to i kręgosłup. Śruby do kręgów, dziwnie szybko się po zabiegu zagoiło. Myślałem, że to poważna operacja, a było jak wycięcie migdałków…
- To tylko się cieszyć. - uśmiechnęła się - Ale dobrze się czujesz, nie?
- Tak, prawdę mówiąc już mógłbym wrócić do roboty - powiedział szczerze - ale mówią aby czekać bo przy podwieszeniu na słupach obciąża mocno kręgosłup, więc wszystko musi się dokładnie ogarnąć… Ale już z nudów wczoraj drewno rąbałem u Marka, robił grilla. Szkoda, że ciebie nie było, pamiętam jak byłaś młoda lubiłaś się z jego synem - mrugnął do Mervi.
- Później mówił, że jestem nudnym kujonem. - uśmiechnęła się krzywo.
- Bo jesteś - ojciec zaśmiał się do Mervi - powinnaś zacząć chodzić na jakieś rozsądne imprezy - oczywiście jak każdy ojciec musiał dodać “rozsądne”. Sam był równie nudny jak Mervi, ale trochę swej nudy przepracował przez lata.
- Imprezy nie są rozsądne. To marnowanie czasu.
- Na jednej poznałem twoją mamę, to była najlepsza inwestycja czasu w tamtej chwili, dzięki temu mam taką zdolną córkę.
- Której posiadanie przepędziło matkę. - skomentowała skrzywiona. Matka w końcu nie była zachwycona, że ma stracić swoją wolność przez macierzyństwo.
- Nie gadajmy o tym - powiedział ugodowo - lepiej mów co jeszcze u ciebie.
Unik. Nie lubił tego tematu.
- Uczę się. Wszędzie. - odparła.
- Wszędzie?
- Na studiach. U kumpla. - wzruszyła ramionami.
- Fajny chłopak - zapytał ojciec - z jakiej rodziny?
- Tato, co ma do tego pochodzenie?
- No dużo, ciekaw jestem czy miejscowy czy może przyjechał na studia jak ty - ojciec zapytał szczerze.
- Raczej miejscowy. - nawet nie pytała Roberta... - Nauczył mnie grać na konsoli. I ma dobrą wiedzę techniczną.
- Konsole - ojciec machnął ręką aby potem ziewnąć. Przeklęta różnica czasu.
- Ciesz się. Chciałeś bym pozbyła się trochę sztywności.
- Masz rację - ojciec przyznał - dużo masz zajęć w tygodniu?
- Różnie, ale dodatkowe zajęcia zapychają wolne. Wzięłam też takie.
- Jakie? - ojciec zapytał dociekliwie.
- Wiesz, jak informatyczne wspomaganie architektury, socjologiczne projektowanie przestrzeni…
- Dobra, dobra - zaśmiał się - daj znać kiedy będzie o oświetleniu i normach przeciwpożarowych, na tym się chociaż znam.
- A fajnego masz lekarza prowadzącego? - postanowiła zmienić temat.
- Straszny sztywniak, ale fachowiec.
- Sztywniak, bo dba o poprawę twojego zdrowia i nie zaprasza na wódkę?
- Straszny służbista, wygląda jakby miał wstrzyknięte tyle botoksu w twarz, że nie może nawet trochę się uśmiechnąć. Dziwny człowiek.
Musi dowiedzieć się więcej, komu dano jej ojca...
- W jakiej placówce medycznej ci pomagają? Szpital?
- Prywatny ośrodek, bez kontraktu państwowego, ale mają zaplecze szpitalne. Normalnie specjalizują się w przeszczepach skóry… musiałbym poszukać adresu i nazwy w gps samochodu, ostatni raz mogłem już jechać własnym.
- Cieszę się, że ci pomagają. Oby tak dalej.
- Potem tylko suplementacja do końca życia… Ale cieszę się, że trafiłem do tego programu.
- Nie ma za co. - uśmiechnęła się cwano - I jaka suplementacja?
- Tabletki, raz dziennie, potem w cyklach tydzień brania i dwa spokoju, zastrzyki raz na pięć lat - wyjaśnił.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-06-2022, 19:01   #20
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Alison w milczeniu trzymała oburącz kubek z gorącą czekoladą. Wielkie, grube szkła okularów od dołu całkowicie jej zaparowały, ograniczając i tak nie najlepszą widoczność ze względu na nierówno spadające na twarz włosy kobiety.
- Alan, dopiero teraz widzę – technokratka powiedziała – nie powinieneś mieć tak jędrnego tyłka.
Psychoanalityk Nowego Światowego Porządku poderwał oczy znad dokumentów, które przygotowywał nim wszyscy przybędą na stopniowanie. Był lekko zbity z tropu.
- Słucham?
- No, tyłek… Pracujesz wyłącznie umysłowo, masz zakaz forsownych treningów. Powinieneś mieć obwisłą pupę, a nie jak sportowiec.
Wszystko wyrecytowała beznamiętnie jakby czytała tekst z promptera. Alan przetarł oczy.
- Brzmisz jakbyś mnie podrywała po swojemu – Alan odciął się gdy już zrozumiał, że Alison zaczyna swoje szermierki słowne. Niestety, chybił…
- To nie podryw – wyjaśniła odstawiając kubek na blat, akcentując to uderzeniem dna o blat, wciąż wpatrywała się w brunatną taflę ciepłej czekolady – tylko molestowanie. Kwantowa Inteligencja poleciła mi wprowadzać więcej pozytywnego nastroju. Stwierdziłam, że jak ktoś zechce cię molestować, będzie ci miło.
- Alison… - Alan powiedział, po czym brakło mu słów – ...a zresztą – dodał jakby broniąc się przed brakiem odpowiedniej riposty, wdychając ciężko, wrócił do dokumentów. Alison znowu wygrała… Tylko czemu ciągle inicjowała tą dziwną grę?
W tym wszystkim trudno było połapać się Mervi. Było to pierwsze, duże spotkanie jej oddziału, w którym mieli dzielić się wiedzą, spostrzeżenia oraz wypracowywać nowe strategie działania. Po kilku chwilach dołączył do nich Alex, wciąż czekali na Adama oraz Roberta.
Minął kwadrans od przyjścia Alexa, gdy do sali wszedł Robert. Wyglądałby jakby miał za sobą naprawdę ciężki okres. Trzymał się dzielnie, ale worków pod oczami i złej cery nie dało się nadrobić dobrą miną i żartami. Usiadł koło Mervi, wzdychając ciężko.
- Nawet nie pytaj – powiedział do niej spokojnie – pogadamy po spotkaniu.

***

Pierwsza część zebrania przebiegała w sposób umiarkowanie ciekawy dla Mervi. Wszyscy poza nią mieli przygotować raporty dotyczące dotychczasowej działalności. Raport Alexa był rzeczowy, lecz wchodził za bardzo w zanonimizowane szczegóły akcji o których nikt inny nie miał pojęcia – przez co wydawał się miejscami bardzo nużący przez brak kontekstu. Dla odmiany Fralklin skupił się na zaprezentowaniu nowych wersji narzędzi oraz poprawek już istniejących, z których korzystał zespół – część z nich była przystosowaniem pod potrzeby zespołu rzeczy ogólnie dostępnych w Unii, wdrożenie poprawek czy instalacja wyższych wersji, ale niektóre stanowiły osobistą inwencję Franklina. Mervi o tym wiedziała, wszak sama pomagała mu przy niektórych.
Prezentacja Alison powinna być ciekawa – dużo matematyki dotyczącej jej ostatniego projektu, o który Mervi miała okazję się otrzeć. Modelowanie społeczeństwa, błędy poszczególnych rozwiązań, predykcje skutków. Szkoda tylko, że było przekazane to w najgorszy sposób. Dziewczyna czuła pod skórą, że jest to celowe. Mimo całej swej dziwności Alison jeden na jeden była świetną nauczycielką.
Raport Robeta wyglądał na przygotowany jako dłuższe wystąpienie będące podsuwaniem kilku akcji i błędów w nich popełnionych
Alan przedstawił im tylko krótki raport w sprawie stanu grupy. Stwierdził, że jest zadowolony z ich postępu osobistego, wyższe struktury Unii wyrażają dalszą zgodę na kontynuowanie jednostki w jej obecnej formie. Podziękował wszystkim za udaną współpracę.

***

- No tak… raporty – Adam mruknął pod nosem, wstając od stołu, do tej pory ignorował występy innych, zajmując się czytaniem z ekranu tabletu – jak dobrze wszyscy wiecie, i tak cyfrowa inteligencja znajdzie lepsze rozwiązania niż wszystkie nasze wysiłki, stąd po raz kolejny proszę, aby nie tracić przy następnym spotkaniu tyle czasu na wasze odkrywcze wnioski. Jak wspomniał Alan, góra jest na razie nastawiona pozytywnie. Nie wspomniał za to o dwóch dodatkowych rzeczach, które w związku z tym zostaną wprowadzone.
Zrobił krótką przerwę, chrząknął.
- Mamy dodatkowy budżet szkoleniowy. Cześć przeznaczę na wspólny kurs dla wszystkich z zakresu ksenobiologi militarnej. Mamy coraz więcej pozawymiarowych intruzów do obsłużenia. Druga część dedykowana jest waszemu osobistemu rozwojowi w postaci zunifikowanego funduszu wymiany wiedzy. Pomyślcie które dziedziny oświeconej nauki chcecie rozwijać.
Trzecia pauza.
- No i ostatnie, będziemy mieli więcej akcji zdalnego wsparcia agentów polowych przy bezpośrednich akcjach. Będę dowodził takimi działaniami bezpośrednio. O szczegółach zostaniecie poinformowani wkrótce.

***

Po wyjściu ze spotkania Alan podszedł do Mervi.
- Masz dziś czas porozmawiać? Nie będzie to ewaluacja psychologiczna, widzę, że coś cię gryzie – powiedział z rozbrajającą szczerością – powiedzmy, za chwilę w moim gabinecie?
Jak on to robił...?
- Muszę z Robertem też porozmawiać, to tylko z nim ustalę kiedy i mogę.
- Daj Robertowi chwilę odpocząć - stwierdził Alan - to mu się najbardziej przyda.
Te słowa wyraźnie poruszyły finkę.
- Dobrze... Jestem cała twoja więc. - wypaliła bez refleksji.
Alan nie skomentował, prawdę mówiąc nie dał po sobie poznać w jaki sposób to zabrzmiało… Ale i tak dotarło to do Mervi. Ruszyli w stronę jego gabinetu, ale już w trakcie drogi Alan zaczął niezobowiązującą rozmowę.
- Jak wrażenie po spotkaniu?
Całą drogę Mervi ganiła się w myślach za swoje dwuznaczne słowa. Zbyt mało umiała w relacje międzyludzkie najwyraźniej...
- Pozytywne... Przynajmniej takie były, do czasu jak Adam postanowił rzucić nam w twarze cegłówką... - mruknęła - Po co on to robi? To podkopuje nas przecież.
- Dlaczego podkopuje? Wyraził swoje zdanie, które niestety muszę przyznać, jest poparte faktami. Adam jest bardzo szorstki, ale nie należy z tego powodu skreślać jego argumentów. Zgadzasz się?
- Chodzi o to, że wedle jego słów, cokolwiek co robisz w sumie nie ma sensu. I tak zostanie to rzucone na kupkę "do wyrzucenia"..
- Nie - Alan wtrącił się łagodnie ale stanowczo - Adam powiedział, że według niego rozwiązania mózgów cyfrowych są lepsze. Aby stwierdzić, czy coś jest lepsze, trzeba to porównać. Oznacza to, że masz szansę wygrać w szachy z Deep Blue.
- Według niego nie powinniśmy się tym zajmować. To to samo. - zaprotestowała.
- Optymalizacja zasobów - Alan wzruszył ramionami - szef dużo marudzi, ale mało rozkazuje...
- Bo mu nie zależy? - zapytała cicho.
- Bo daje nam swobodę - Alan stwierdził pogodnie otwierając przed Mervi drzwi do swego gabinetu - wolę tak niż kogoś, kto będzie się za bardzo wtrącał.
Technokratka weszła do środka, kierując się na standardowe miejsce, jakie zajmowała podczas ich rozmów.
- Alison przekazywała ciekawe rzeczy w nieciekawy sposób... ale można z tego wyciągnąć coś dla siebie. Trzeba się przyzwyczaić. Na solo jest inna.
- Jaka - Alan usiadł w fotelu przy biurku - poza chytrością?
- Jest świetnym nauczycielem. - spojrzała na Alana - Masz z nią problem, prawda?
- Nie, doceniam jej spryt - Alan powiedział naturalnie - po prostu jestem ostrożny. Jak ci się ostatnio pracowało?
Merv posmutniała.
- Franklin na jedną akcję zwiększył mi uprawnienia. Mówił, że dobrze zrobilam. - słowa nie były kompatybilne z twarzą.
- To rutynowa procedura - Alan uspokoił finkę.
- Wiem... - odparła i zamilkła.
Alan gestem zachęcił Mervi do dalszego mówienia.
Finka Utkwiła wzrok w kolanach.
- Nie wiem czy jestem na te akcje gotowa...
- Dlaczego tak uważasz?
- Widzialam zdrajcę... Był... Dziwny. Poinformowałam o nim i jego znajomych, więc mu przerwano... Ale ciągle nie mogę o tych młodych zapomnieć.... Oni też byli terrorystami?
- Może - Alan zaczął powoli - może byli niebezpieczni w inny sposób, a może po przesłuchaniu wrócą do siebie. Fundament Unii to zaufanie, Mervi. Ufasz nam?
- Ufam... - zamknęła oczy - Teraz tylko... Boję się. Wiedza... Musi być limitowana... - wzięła głęboki oddech - Boję się podejmować decyzje...
- Na swoim poziomie nie powinnaś być do nich zmuszana - Alan powiedział ciepło - ktoś próbował na tobie to wymusić?
- Nie... Sama poinformowałam Franklina, że jest obok samochód, z ludźmi, co chcą odbić tych młodych... To miało pomóc w akcji, tylko... - westchnęła - Czy na pewno wszystko dobrze poszło? Mam taki ciężar w żołądku, nie wiem czemu... Jakbym zawiniła czemuś...
- Postępowałaś zgodnie z procedurami.
- Ale czy moja decyzja do czegoś doprowadziła, z czego powinnam czuć się źle?
- Nie - Alan powiedział spokojnie lecz stanowczo, pokazując swoje przekonanie - o to dbają procedury, są one ponad nami. Gdy my możemy się mylić, one nie będą.
Mervi powoli pokiwała głową.
- Dobrze... Dziękuję. - spojrzała w oczy technokraty - Czy wiesz co się stało z pojmanymi chłopcami?
- Nie śledzę większości spraw, Mervi. Nawet gdybym miał uprawnienia… Chyba też nie powinnaś pytać o rzeczy poza swoimi uprawnieniami, nie sądzisz?
- Ja... Tylko pytałam czy wiesz... - spuściła głowę - Wybacz…
- Nie mnie musisz przepraszać - Alan powiedział do Mervi serdecznie - po prostu zwracam ci uwagę na procedury.
Mężczyna pokręcił głowa z namysłem.
- Lepiej ja niż ktoś nieżyczliwy, co?
- Tak.... - westchnęła - Zapomniałam się.
- Przywykniesz…
Alan coś mówił…
Mervi nie słyszała. Jej uwagę zwróciły piksele na ekranie wyłączonego telewizora. Dwa uderzenia serca nim zniknęły.
SAMI MOŻEMY TO SPRAWDZIĆ

Mervi w tym momencie chciała rzucić czymś w telewizor. Co jej ZNOWU odwalało? Czemu sama siebie próbuje zachęcić do buntu?!
Była bliska bicia głową w stolik.
- Pójdę już... - odezwała się do Alana przepraszająco.
- Dlaczego… wszystko w porządku Mervi? - Alan wstał do niej - dać ci wody? Słabo ci?
- Może trochę wody... Chyba... Czasem sobie nie radzę tak dobrze... Głupie myśli, których nie chce.
Alan nalał Mervi wody do szklanki z wazonu w swoim gabinecie. Zamyślił się, przysunął swoje krzesło na wprost Mervi, pochylając się do przodu, łokcie na kolanach, dłonie splecione. Był zatroskany.
- Bardzo nie chciałbym ci zwiększać dawki środków, nie taki jest cel naszej pracy. Rozumiesz dlaczego?
- Żeby pokazać, że to może wyrwać osobę z tego stanu? - szepnęła i zaczęła pić.
- Aby nie robić tu z ludzi naszprycowanych chemią botów. Na dłuższą metę to nie rozwiązuje jakichkolwiek problemów.
- Próbuję... Nie chcę tych myśli, ale nie wiem jak walczyć. - patrzyła błagalnie - Pomóż mi, jak mam to zmienić…
- Miałaś ostatnio sny?
Finka spuściła głowę.
- Tak…
- Słucham - Alan zachęcił Mervi łagodnie.
Mervi wyraźnie się wstydziła.
- Jakiś czas temu... bardzo chciałam sen... - głos się jej zalamał - Tamtej nocy nie wzięłam leku.... i sen przyszedł... Chciałam znowu poczuć się tak, jak wtedy... Przy Profesorze... - pokręciła głową - To była pułapka. Nie było w tym nic miłego. Tylko ból. Ciągła pętla tej samej śmierci... - zakryła oczy dłońmi - Wróciłam od razu do leków po tym…
- A ty co robiłaś w tej sytuacji?
- Nie chciałam by Skaldespillar mnie znowu zostawił, próbowałam jakoś śmierć odsunąć... ale nie dało się. Ginął zawsze lub ja z nim. Jakby nie chciał żyć!
- Tylko uciekaliście? On cię chronił, jak wtedy?
- Najpierw chciałam go przekonać, by uciekał. Później zwróciłam uwagę agentów i zginęłam. W ucieczce... Też bez sensu. Zawsze umierał.
- Może twoja podświadomość sugeruje ci, że to ty przed czymś uciekasz, ale wiesz, że to bezowocne jest?
- Przed czym? - jęknęła przez powstrzymywane łzy.
- Ja tego nie wiem… To wiesz tylko ty, ale jeszcze sobie tego nie uświadomiłaś. Cieszę się, że rozmawiamy, ale muszę cię ostrzec. Nie dziel się z innymi swoim bogatym życiem sennym. To jest samo w sobie podejrzane, a jeśli powiesz, że śnił ci się dewiant... Rozumiesz mnie Mervi?
- To tylko sen... - szepnęła.
- W którym śniłaś o dewiancie, ja to rozumiem. To tobą wstrząsnęło. Nasz eidolon szuka różnych wzorców, których może użyć, nawet jeśli nie są akceptowalne społecznie. Nie wszyscy to rozumieją. Dobrze Mervi? - zapytał twardo.
Dziewczyna pokiwała głową.
- Czyli mogą myśleć, że sama tego chcę?
- Tak, głupi, twardogłowy beton. Nie przejmuj się nimi, ale po prostu uważaj. Jeszcze coś… Mam prośbę. Byłabyś coś w stanie dla mnie zrobić?
- A co takiego? - spojrzała uważnie.
- Nie wiem, czy to najlepszy pomysł, jak nie dasz rady, to nie wahaj się powiedzieć… Chodzi o Roberta. Chłopak ma teraz gorszy okres, potrzebuje w kimś oparcia. Mnie nie ufa do końca. Postaraj się być mu trochę podporą, jeśli dasz radę - Alan powiedział łagodnie, a Mervi ogarnął najpierw spokój, a potem strach, ten strach ze snu.

“Przed czym uciekasz?”

- Zrobię co będę mogła. - obiecała - Co go tak mocno uderzyło? Coś co ostatnio robił?
- Jak będzie chciał, to sam ci powie. Nie powinienem rozpowiadać, mam nadzieję, że rozumiesz.
- Dobrze. - potwierdziła.

***

Po wyjściu z pogadanki u Alana, Merv skierowała się odszukać Roberta, aby... w sumie nie wiedziała jak może pomóc, jednak to zamierzała ogarniać w trakcie. Niestety, poszukiwanie ludzi w konstrukcie Unii nie należało do najprostszych zadań. Mervi wpadła raz na duet facetów w czerni, raz na cyborga… Koniec końców znalazła Roberta idącego korytarze. Gdzieś się śpieszył.
Dużo nie myśląc podbiegła do niego, aby zrównać z nim chód.
- Gdzie uciekasz? - zapytała na powitanie.
Robert prawie podskoczył. To przekonało Mervi, że jego nerwy nie są w najlepszym stanie. Szybko odzyskał rezon.
- Powiem ci, a potem będziesz wiedziała gdzie mnie ścigać - zażartował.
- Nie lubisz jak kobieta cię ściga, co? A może wolałbyś mężczyznę? - też zażartowała, nie opuszczając Roberta.
- Naczytasz się lub naoglądasz tej azjatyckiej kultury, a potem takie teksty do mnie, no nieładnie - powiedział z chytrym uśmiechem nawiązując do ostatniej frazy w wypowiedzi Mervi - mam jeszcze dwa szkolenia dziś.
- A nie podoba się? - zapytała rozbawiona - I czyżbyś miał te szkolenia z azjatyckiej kultury, co?
- Nie, z zabezpieczeń systemów - stwierdził ze zbolałą miną - to jakby kazać słuchać włamywaczowi jakie wkładki do zamków są cool.
- Miałeś mi powiedzieć, co się z tobą działo.
- Trudne czasy - Robert powiedział dziwnie spokojnie - może jutro u mnie, po południu? Czy może u ciebie?
- U ciebie. - zadecydowała - U mnie jest... no... nudno w sumie. U ciebie porozrzucane wszystko.
- Nudno bo mnie tam nie ma - stwierdził mrugając - to do jutra, daj mi potem znać o której godzinie. Jutro mam znowu grubszą robotę tutaj - stwierdził kwaśno - spadam na kolejne szkolenie… Nie ma to jak dostać je za karę.
- To jutro ja nie będę karą, tylko nagrodą. - stwierdziła słodko.
Robert spojrzał na nią podnosząc jedną brew w górę.
- Alison dolała ci czegoś do kawy, nie?
- Shush, do jutra, sempai!
Robert pokręcił głową mając przez moment - co tu właściwie się stało. Natomiast Mervi… poczuła w sercu jakiś spokój. Znowu dostrzegła kątem oka piksele, złamania obrazu, ale na ten moment się ich nie bała. Nie były groźne. Były po prostu jak ona.
A potem przypomniała sobie, że to nie ma znaczenia. Wszak takie zachowanie oznaczało odbieganie od linii bazowej. Ciekawe jak to robiła Alison?

***

W mieszkaniu Roberta panował większy porządek niż ostatnim razem, chociaż trudno było nazwać było porządkiem, raczej formą pośrednią pomiędzy trzymanym w kontroli bałaganem a pełzaəacym chaosem miejsca którym się żyje.
Na wejściu Mervi uderzył zapach jedzenia. Umawianie się na porę obiadową z Robertem miało zalety, a w tej chwili zaletą były domowe burgery którymi technokrata zajął się w pierwszej kolejności zamiast rozmową z Mervi. Wyglądał jednak na podniesionego na duchu ze względu na jej obecność.
- Ostatnie szkolenie prowadził Iterator, brrr – powiedział do technokratki znad patelni – wyglądał jakby wyłączyli mu moduł detekcji sarkazmu ale za jego miejsce włożyli dwa używania. Kompletnie nie rozumiał niuansów tego, co do niego się mówiło. Ale jak coś powiedział, to można było się poskładać...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172