Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-10-2021, 17:35   #11
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Zebrani dziwowali się spektaklowi, który ribaldo uczynił za pośrednictwem Ryoosy. On sam nie widział w swej technice nic osobliwego. Śpiew oraz wszelkie formy jego kształtowania były dlań bardziej naturalne niż zwykłe słowa. W muzyce kryły się pasje, których brakowało codziennej mowie. Ludzie z jakiegoś powodu woleli skrywać emocje pod maskami na podobieństwo tych, co noizmem się parali.
Bardziej intrygowała go treść przekazanych mu przez wdowę słów. Nie brzmiało to jak opis sceny, w której młodzik zakrada się po nocy i morduje we śnie. To zresztą od początku zdawało się Aaronowi mało prawdopodobne. Coraz więcej wskazywało natomiast na siły znacznie bardziej złożone aniżeli uzbrojona, chłopięca dłoń. Zdawała się to również potwierdzać ingerencja dwóch stracharzy, którzy zapragnęli lepiej obejrzeć ciało przed jego spaleniem. Choć ludzie ci na ogół budzili w sercu ribaldo rozmaite niepokoje, to wykazywali się także mocą przenikliwości, którą dawała im konsumpcja różnorakiego zwierza.
Aaron skupił się na obserwacji ludu, próbując zapamiętać jak najwięcej jego ulotnych reakcji. Nie zaskoczyło go, że dominowało tu wzburzenie, ale i zwykła chęć odwetu. Tłum rządził się własnymi zasadami, w swojej impulsywności przypominając rozjuszoną bestię, którą nasycić może tylko krew. Już wcześniej zresztą jakiś Molsuli wystąpił spośród zebranych i jak na ironię przypomniał im, kto rubieżanowego prawa strzec powinien.
Elben nie mógł przepuścić takiej okazji i zdecydował, że przystąpi do rytuału Otoki. W głowie zdążyła zakiełkować mu przyszła pieśń, a usta niemo mieliły jej pierwsze wersy. Aby nie spłoszyć ulotnej myśli, elben wkrótce opuścił plac.
Odszukał ustronne miejsce i usiadł pod wykręconym jak trupia dłoń konarem. W jego smukłych dłoniach wnet pojawił się vandel. Bard na próbę poruszył kilka razy jego strunami. Instrument zabrzęczał mało dźwięcznie, więc Aaron wyjął fiolkę z ciemnym płynem i wtarł go w żyłki, które sześciokrotnie opasywały konstrukcję. Czarna żywica, bo tak zwał się ów specyfik, nie posiadała w sobie aytheru, lecz dodawała pewnym materiom elastyczności. Aaron ponowił próbę i tym razem wydobył kilka czystych nut, które wywołały na jego twarzy szeroki uśmiech.
Stroił instrument jeszcze trzy kwadranse. Zdawało się, że od czasu do czasu otula go czule dłonią oraz szepcze do czaszki pradawnego zwierzęcia, które tworzyło właściwą część vandela. Potem nucił jeszcze jakiś czas pod nosem, a jego oczy zaszły sennym spojrzeniem. Mantra uspokoiła go, wprawiając ostatecznie w leniwe kołysanie.
Gdy sytuacja w osadzie trochę się uspokoiła, Aaron postanowił wrócić do swojej izdebki. Liczył, że na miejscu zastanie Drunga i zdradzi mu swój plan już teraz. Zamierzał również dowiedzieć się czy erzahler nie miał wrogów, którzy mogli wykorzystać fakt, że cień podejrzenia padnie najpierw na młodego Baydura.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 16-11-2021 o 18:37.
Caleb jest offline  
Stary 14-10-2021, 00:57   #12
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

“Hierarchia to porządek. Porządek to praw. Prawo to powinność. Powinność to ty.”
napis nad wejściem do świątyni Kaytula w Olcheyo


Antracytowe mrowie, pełzało niespiesznie w stronę swej mrocznej i bezdennej predestynacji. Oślizgłe grzbiety ocierały się o siebie. Godzący wprost w samą naturę piękna i przyzwoitości dźwięk rozchodził się wolno, niczym kręgi na tafli wody. Skrzypiący szelest drażnił zmysł y i wślizgiwał się wolno i bez ceremonialnie tuż pod korę mózgową.
Robacze echa dudniły pod kopułą czaszki i wprawiały jaźń w ekstatyczne, wszeteczne podrygi.


Pojedynczy buntownik w gromadzie, to szaleniec. Niebezpiecznym jest on, to rzecz jasna i oczywista, ale by go ujarzmić nie trzeba wiele. Hardość, charyzma i niezachwiana pewność siebie wystarczą, by dać odpór personie, której umysł w grzęzawisku aberracji zaczął tonąć. Kędy fiksacja zacznie się rozszerzać i na podobieństwo iskry z paleniska, przeskakiwać zacznie i ogień rozniecać, gdzie popadnie, tędy ryzyko się rodzi, że furiacki żar całą gromadę ogarnie.

Gdy starzec, co się w śmierci lubował , głos ordynarnie na wiecu zabrał, cisza wokół zaległa. Naczelnik Drunga ni słowa nie wyrzekł, jeno słuchał uważnie. Minę surową miał i widać po nim było, że mowa Animura nie przypadła mu do gustu. Gromada widząc jego zachowanie także w spokoju słuchała, choć tu i ówdzie dało się usłyszeć nieprzychylne szepty.

Deszcz poczynał sobie srogo, jak na pierwsze dni Toruka przystało. Sine chmury nad całą gromadą wisiały i coraz liczniejsze znaki się ujawniały, że licho straszliwe Rubiażany opanowało.

Na tem jednako łamanie obyczajów się nie skończyło. Dziołcha młoda, co pokraczne obyczaje miała i gniazdo sobie uwiła pośród gałęzi cyprysu i boso po smolistych bagnach biegała, ona toż właśnie do scysji dołączyła.
Jej skrzek spłoszył nie tylko naczelnika i świtę, co u jego boku stała, ale i kıykıruuki*, co w koronach drzew drzemały

- Basta! - wrzasnął Drunga, aż mu gruba na dwa palce żyła wystąpiła na skroni. Po czym trzy razy grzmotnął corylusem w ziemię, kończąc tym samym wiec.
Naczelnik mógł znieść osobliwe i godzące w obyczaje, zachowanie starego stracharza. Takie wszak było prawo wieku i nawet sami Kabalarze poruczali, coby matuzalemów szacunkiem obdarzać i na dziwactwa oko przymykać
Na skrzek młodej dziołchy o której mnogie hucpy i bajdy krążył, pozwoleństwa być nie mogło.

Rozeszli się więc kumowie i jeno baby przy ciele erzahlera zostały. Nieprzerwane strugi deszczu, po jego martwym ciele spływały, krew z rany spłukując i ziemię użyźniając. Wszak każden jeden chop wie, że nic tak plonów nie mnoży, jak strugi ciepłej juchy na polu rozlane.




Drunga, to był kmieć na schwał i od lat snadnie Rubieżanami rządził. Wiedział on, że stary Animur rację ma. Mord Baktygula ze wszech miar dziwnym był. Niczego wykluczyć nie można było, wszak liczne znaki od dawna w osadzie widywano. Znać zatem, że licho jakieś w koło chałup się pałęta i ferment sieje. Kto zacz i kto ku temu rękę przyłożył, to już tajemnica.

Stracharskie metody, nie w smak naczelnikowi były. Przeta na nie i pozwolenia Kabalarzy nie ma i z samą naturą człeka się one kłócą, ale kto jak nie timoryta przez całuny i oploty Teynechen zajrzeć może.
Tędy posłał Drunga, swego syna, Minara, żeby wieść Animurowi zaniósł.

Stanął tędy Minar, młodzian wysoki jak topola i mocarny, niczem zwerg najprawdziwszy, Zgodnie ze zwyczajem, głowę nisko przed starcem skłonił, choć usta miał ściśnięte i widać było, że wbrew sobie to robi
- Zdrowia nestorze. Ociec mię posyła, coby ci nowiny przekazać. Źle, żeś postąpił na jego osobę na wiecu nastając. Źle to i plugastwem trąci - dodał, jakby od siebie - Miej, więc baczenie na się, bo staryś już jest i śmierć ci już w oczy patrzy. - przy tych słowach chłopak przeszył stracharza spojrzeniem surowym i niechęcią przepełnionym - Mimo to ociec gado, że prawda w twoje mowie może się kryć. Tędy masz pozwoleństwo, coby na truchło Baktygula spojrzeć, nim go płomieniom oddamy. Warunek jedyn jest... - Minar pauzę zrobił i uważnie starca obserwował i reakcji czekał - Dziołcha z tobą pódzie i ten molsuli, co na bagnach pomieszkuje. Wincyj bowiem zaufania ociec do tego przybłędy ma niźli do ciebie. Pilnować on was będzie i meldunek ojcu zdo. Godzisz się na to starcze?




Minar słowa ojca zaniósł, takoż guślarzowi, co na bagnach mieszkał, jak i młodej stracharce, co wiec zakłóciła.
Wkrótce cała trójca przy ciele Baktygula stanęła, które do kolyby wspólnej przeniesiono, gdzie watra się najdowała i gdzie rychło rytuał Otoki miał się odbyć z ciałopaleniem połączony.

Animur, Rune i Aranaeth znali się, jak każdy z mieszkańców osady. Wespół z gromadą, co wieczór przy watrze zasiadali, a gdy potrzeba taka się objawiła, to i pomoc swą w zbiorach turzycy okazywali, czy innym gromadnym mozole. Kumami swemi byli, ale żadną miarą nie druhami. Tędy nie dziwota, że poglądali na siebie nieufnie i niemal obwąchiwali, jak zwierzęta,
Pomiędzy nimi zaś Bakygul, erzahler ducha pozbawion, co w Rubieżanach służył całe życie, tako samo jako jego ociec i dziad.
Truchło przez deszcz obmyte i olejami wonnymi namaszczone, fetoru śmierci całkowicie pozbawione zostało. Wyczyszczona rana na sercu wyglądała, niczem dziupla na ptasie gniazdo przeznaczona. Baby z litości czop lniany w otwór włożyły, bo nijak nie szło owej czeluści ukryć.
Twarz Baktykgula, o dziwo spokojna była, jakby jeno spał i o swej śmierci nic nie wiedział. Jeno dłonie w kułak zaciśnięte, którego rozprostować nie szło żadną siłą ukazywały, że erzahler walkę musiał toczyć, jeśli nie z mordercą, to z własnym ciałem.

Stała więc trójca wyrodków gromady i łypała na siebie, dumając przetem jak się do swego dzieła zabrać. Gdyby któreś z nich same tu było, to wątpliwości żadnych, mieć by nie mieli. Okoliczności jednak współpracę na nich wymusiły.




Aaron stanął przed naczelnikiem z głową nisko pochylonąi rękami na piersiach złożonymi, jak to zwyczaj i prawo rabom nakazuje. Drunga, nie tylko włodarzem był dobrym, ale i serce miał miłością wypełnione. Poznał to elben, kędy tylko pierwszy raz w jego twarz spojrzał. Biło z niej ciepło, niczem od watry wielkiej. Rychło impresja ta dowód w postaci słów i czynów się doczekałą.
Naczelnik Rubieżanów, gdy tylko na podwórze wychodził surowy był i nieprzystępny, kędy jednak w domowych pieleszach się najdował, inny człek w niego wstępował. Jowialny się stawał i wylewny, niczym rzeka zaraz po deszczach obfitych.

Aaron rabem się urodził i świat każdego dnia nie pozwalał mu o tym zapomnieć. Tatuaż na jego policzku obwieszczał wszystkim wokół, że jego życie jest mniej warte niż powietrze wydychane przez gymroka. Natury swej rasy nie mógł zmienić, ale los okazał mu swą przychylność obdarzając go wielce łaskawym posesorem.

- Wiedziałem to, jak tylko ten mały wydał swój pierwszy krzyk - rzekł Drunga siedząc na zydlu. Głowę opierał na dłoni i twarz miał wielce zafrasowaną - Miłość.. Tak mówił. Wiesz, co to jest miłość Aaronie? Pewnie, że nie. Wy przecież nie możecie kochać.To pewnie dlatego was nigdy nie zrozumiemy. On ją kochał, tak mówił. Tylko czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Wątpię… Dzieciak urodził się naznaczony i nic już tego nie mogło zmienić. Wierz mi, albo i nie, ale ja wiedziałem, że to się tak skończy. Teraz tylko jego krew może spłukać te wszystkie grzechy.
Drunga zamilkł, a po chwili przetarł twarz dłońmi, jakby obmywał ją w przeczystym strumieniu. Gdy spojrzał ponownie na Aarona jego wzrok zmienił się. Elben wiedział, że jego gospodarz ponownie wszedł w rolę i funkcję naczelnika osady. Potwierdziło się to, gdy przemówił po przerwie.
- Łowy na Baydura, to będzie wyjątkowa rzecz, elbenie. Ta Otoka zmieni nas wszystkich. Nie nam decydować, kto ruszy, by najść i ubić chłopaka. Kaytul wskaże myśliwych. Nie mam teraz czasu, by snuć ględy o rodzie Nurbeka i wszystkich jego występkach. Zbyt długo to wszystko tolerowałem. Chcesz, to idź sam z nim pogadaj, chociaż wątpię, by cokolwiek ci powiedział. Pamiętaj tylko, że licho lgnie do licha. Lepiej nie kusić losu, elbenie. Ja muszę już iść wskazać, kto trybut złoży. Ty lepiej zajmij się przygotowaniem należnej pieśni, by Otoka godną oprawę miała. Na cóż ci grzebać w gnijącej ranie.


___________
* kıykıruuki - małe siwo-szmaragdowe ptaszki, mniejsze od pięści dziecka. Bytują w licznych stadach i żerują na nocnych owadach. Słyną z tego, że są płochliwe i bardzo szybko latają.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 14-10-2021 o 08:10.
Ribaldo jest offline  
Stary 14-10-2021, 10:34   #13
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Nie kołysz łodzią, bo wypadniesz...
przysłowie ludu Molsuli


Naszli go kiedy rytuałem zmorzon, w objęciach Aeyna się jeszcze znajdował. Ciało i umysł po wysiłku przytępione były jak pordzewiała klinga. Zagrożenia tak blisko wioski się nie spodziewał, ale i tak wyczuł obcych posłańców, co wieść od naczelnika przynieśli. Rzecz swoją wyrzekli, zaś do szałasu nie śmieli zaglądać, może li ze strachu, aboć prędzej z roztropności ludziom tutejszym przyrodzonej, co ufać Molsuli nie zwykli.

Zadumał się jeszcze bardziej Aran, że z polecenia starszego osady, ciało nieszczęśnika miał ze dwojgiem wybranych oglądać. Praktykowane bowiem było, a zorientował się w tym, mimo iż ludzkie siedziby z rzadka nawiedzał, aby co rychlej je w popiół obracać nie szczędząc sił i czasu. Jako że ciało takiego nieszczęśnika to jak brama, jeśli nie na oścież, to tęgo uchylona, widoma zachęta dla bytów ciemnych, paskudnych i złowrogich, by wślizgnąć się do świata żywych ofiar tu szukając.

Tedy musieć ważkie racje kierowały Drungą, że mimo oczywistego zagrożenia na takie czynności zezwolił. Gdyby jaki nieżyczliwy doniósł Kaytulowym sługom o takich czynieniach, gniew srogi spadłby na rubieżanowej dziedziny gospodarza i karę nieuchronną przyniósł, niczem Muzdak słotę.

Nie jemu jednakże troszczyć się było o los tutejszego zarządcy. Ogarnąwszy się, narzucił kapotę obszytą muszerowym wełnikiem, co by wilgoć trapiącą mniej odczuwać i ruszył ku siołu, czując jeszcze w powietrzu ślad wioskowych, którzy bystro ku sadybie pomknęli.


Zwyczajowo przywitał się z kumami, co parali się stracharską profesją, a przynajmniej ku temu oznaki czynili. Boć nie dało się skryć tej aury, co przesycała nie tylko ich myśli, lecz w ciele ślady czytelne zostawiała. Tak jakby niewidzialne tatuaże posiadali, tylko dla wtajemniczonych dostrzegłe. Obrali swoją ścieżkę zgoła inną niż czarnowłosy Molsuli. On pewnych granic nie zwykł przekraczać, napawały go brzydotą, odstręczały, choć przecie sam też był naczyniem Ayther gromadzącym. Aleć dbał, by pleśń jego duszy nie pokryła, świętości bronił i szacunku istotom nie skąpił. Nie przeżarło go spaczenie, okowom żądz i pokus się nie poddawał. Mimo, że koczowniczy żywot wiódł, dzikości nadmiernej się wyzbył. Nieufność wzbudzał z racji pochodzenia i dziedzictwa w oczach swych przymglonych zawartego. Torkwes na szyi jeno u baczniejszego znawcy zastanowienie mógł wzbudzić i niezdrową ciekawość u Kabalarzy. Na ich podejrzliwe oczy jednak Aran rzadko się wystawiał, żyjąc poza obrębem miejsc, gdzie swe ogromne wpływy roztaczali.

Pierwszy odezwał się kiedy na boleśnie zastygłe ciało erzahlera spoglądali.

- Rzeknę wam, żem niedawno gusła odprawił, z chaty Nurbeka ślad ze zwierzęcia ofiarnego wywodząc. Poruczał syna swego, alem przywołać tych słów nie potrafię, lecz bardziej insza rzecz mnie trapi. – zawiesił głos, a pozorny spokój nie mógł zmylić słuchających. – Byt obcy wyczułem, zrobaczały, oparzeliną Teynechen pokalany, woniał odorem, który i teraz odrazę we mnie wzbudza. Może wam znośniejszy ten swąd jednakowoż radzę i proszę byście umiar zachowali swe rytuały odprawiając, by na osadników nie sprowadzić gorszej plagi, niźli już krzywda wdowie uczyniona…

- Wspomóc was mogę jedynie Aytheru stapianiem, bom jeszcze osłabion. – wyrzekł na koniec rad, że wymówkę ma i nie będzie musiał uczestniczyć w stracharzy praktykach, które aprobaty jego nie zyskiwały. Patrząc na zadzierżyste oblicza tych dwojga nie łudził się, że od zamierzeń ich odwiódł. Bardziej niepokoił się, że swą przemową mógł jeno chętniej ku trupowi przywabić, jak to czyniły Smrodlińce, które swoim odorem rozkładu nęciły przyszłe ofiary…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 14-10-2021 o 21:46.
Deszatie jest offline  
Stary 15-10-2021, 12:51   #14
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Kobieta wróciła po widowisku do swojej chaty, całe poranne zamieszanie do chaty która dzieliła z częścią innych kobietami z klanu w normalnych okolicznościach kobiety zrobiły by wieczerzę na jej cześć. Niestety teraz po mordzie na członka komuny wszystko wywróciło się do góry nogami. Matrona powiedziała żeby chwilowo nie angażować się w ten spór a spokojnie obserwować. Parę sióstr przytuliło Morre w przypływie dumy i emocji ale było to wszystko na co w tej sytuacji kobieta mogla liczyć.

Morra wielce się zaskoczyła, kędy ujrzała Minara, syna naczelnika, na progu swej chaty.
- Zdrowia, zacna Morro - rzekł kłaniając się nisko, niczem rab przed panem. Znak, to był niechybny, że chłopak nie tylko darzy kobietę szacunkiem, jako gromadnego mykesa, ale że kryje się za tym, coś więcej. Minar uniósł głowę, ale spojrzeniem cały czas uciekał gdzieś w bok, choć przeta nigdy mu odwagi nie brakowało. Mimo to Morra zdołała wyłapać potężny płomień, jaki rozpalał piwne oczy syna naczelnika.
- Ociec przesyła pozdrowienia i przykazał mi, cobym jego prośbę wyrzekł. Widziołaś, co się na wiecu stało. Ten starzec i ta dziołcha, niemal mu w twarz napluli. On gupi kce im zezwolić, by w Baktygulu swe brudne łapy zanurzyli. Nie ufo im, tyle dobre. Som kciał iśc, coby na nich bacznie mieć, ale mi wyrzekł, że to by źle wyglądoło. Tędy do ciebie z prośbą przychodza. Zaraz pójda do Animura, tej dzikiej Wrony i tego przybłędy, co na bagnach mieszka. Powiem im, że mogą swe uroki na truchło rzucić. Ociec prosi, byś się w kolybie skryła i na nich baczenie miała. Ociec kce wiedzieć, co oni tam czynić będą. To jeno prośba jest. Zrobisz, jak uważasz. Ociec bydzie jednak wdzięczny, gdybyś to uczyniła - zakończył Minar.

Znowu ukłonił się nisko i ruszył do wyjścia.

Morra zastanowiła się przez chwilę z jednej strony matrona mówiła żeby się nie mieszać z drugiej, powiedziała żeby obserwować, a to właściwie mogla zrobić. Przebrała się w wygodne ubranie nie przeszkadzają jej wdrapać się po konarach na dach i belki nad sufitem chaty gdzie chcieli ciąć denata. Wzięła też mały noż i parę grzybków jakie mogły być przydatne.Ruszyła mając nadzieje że przybędzie tam przed resztą, użyła znanych jej skrótów.
 
Obca jest offline  
Stary 16-10-2021, 12:34   #15
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Decyzja Durunga nie była w smak timorycie. Pomruki dezaprobaty nie były dźwięcznymi akordami wygrywanymi przez ribaldo. Lecz słowa Animura wybrzmiały. Zasiały ziarno w płochliwych sercach. Ziarno, które karmione wątpliwościami miało wydać plon. Wystąpienie odniosło skutek, na który liczył.
Lecz starzec uchwycił coś jeszcze.
Kruczy skrzek, spłoszone kıykıruuki i kose spojrzenie naczelnika nim korylus trzy razy w mokrą ziemię uderzył. Powędrował Animur wzrokiem w tym kierunku by za pierścieniem chłopów dojrzeć Molsuli. Młodą dziewuchę, która sobie upodobała dziuplę za schronienie. Kto wie, czy Durung nie wydałby ciała Baktygula w tej chwili, gdyby nie głupia dziewka, która złym wzrokiem wiec obdarzyła. Spojrzał raz jeszcze Trójoki na trupa ciało i wyszedł z kręgu, który się przed nim rozstąpił. Minął Wronę nie zaszczycając jej wzrokiem i udał się na powrót, raz jeszcze, do pustej już chaty erzahlera. Rozejrzał się po niej raz jeszcze, czy coś niezwykłego nie zwróci jego uwagi. Nachylił się nad krzepnącą juchą, umoczył w niej palec i wtarł sobie stygnącą już w dziąsła, smakując jak bardzo nasączona jest jeszcze aytherem i czy wyczuje w niej jeszcze obecność istot Aeynechen.


Wysłał więc pędraka Drung. Ziarno zasiane na podatny grunt padło. Gdy jednak Minar, który giął się przed stracharzem niczym osika na wietrze, wypluwał z siebie kolejne słowa, starego coraz większy nerw brał i złym spojrzeniem młodego obdarzył, spod krzaczastych brwi.

- Ty mnie śmiercią gówniarzu nie strasz - rzekł hardo, - bo jeno z woli samego Kaytula przekraczamy bramy Teynechen. A jeśli ci się inaczej w głowie bzdura, to albo ci kleszczory się pod deklem zagnieździły albo powinni się tobą kabalarze zainteresować, bo to trąci herezją. Ojcu zaś przekaż, że się stawię. Źle się stało, że na miejscu Baktygula nie zbadałem, jak aytheru ślady świeże jeszcze były. Teraz to...

Machnął ręką, zostawiając jedynie domysłom chłystka co teraz...

 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 17-10-2021, 21:15   #16
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Basta!” wrzasnął Drunga, uderzając corylusem o ziemię jakby na pół chciał ją rozłupać, rozpadlinę otworzyć i Wronę w nią wepchnąć. Stracharka przechyliła głowę, łypnęła spode łba, mocniej zaparła bose stopy w zimnym błocie i zastygła jak rzeźba drewniana. Uparta i do ruszenia niemożliwa. Wiedziała, że ma rację. Czuła, że ma rację. Na Topiel, znała swoje prawa. Ale czasem - gdy jej słowa tak wielki gniew budziły i tak wielki sprzeciw - nie była już pewna na ile to były jeszcze prawa Molsuli, prawa Rune, córki Gerd z rodu Torhani a na ile Wrony.

Odprowadziła wzrokiem Drungę i towarzyszącego mu jak zamaskowany cień Haruka. Popatrzyła na przycupniętego koło ciała wrońca ciężko, z wyrzutem, jakby to on winny był wszystkiemu.

- Leć - warknęła do niego cicho, przez zaciśnięte zęby, choć gestu najmniejszego nie uczyniła, by go przepłoszyć. - Pierzchaj, trupojadzie.

Ptaszysko nawet nie spojrzało bardziej zainteresowane martwym mięsem i zmywaną kroplami deszczu krwią. Rune zacisnęła usta, zacisnęła pięści, odwróciła się na pięcie i wspięła na najbliższe drzewo. Usiadła na jednej z niższych gałęzi, oparła o pień plecami, naburmuszona i nastroszona jak kocisko, które ktoś z chaty na zimno przegonił. Zwątpiła, zawahała się, straciła rytm. Obserwowała kątem oka krzątające się przy zwłokach kobiety i sama już nie wiedziała czy bardziej złość czuje czy smutek.


⧫⧫⧫


PÓŹNIEJ
Kolyba, gdzie ciało Baktygula złożone zostało
Animur, Aranaeth, Rune


Słuchał Animur tropiciela z ludu Molsuli, twarzy do niego nie zwracając. Wdychał zapach olejków wonnych, jakimi ciało erzahlera zostało obmyte, marszcząc nos, jakby mu te zapachy większą przykrość sprawiały niźli odór śmierci. Czyste i wonne było ciało erzahlera. Śladów zewnętrznych zbrodni pozbawione. I gdyby nie dziura otwarta w piersi i pięści zaciśnięte zdawać by się mogło, że nic się nie stało, że Baktygul śpi tylko.

Nie skomentował timoryta mowy Areneatha ani obecności dziewki. Chrząknął coś tylko, jakby gardło z plwociny chciał oczyścić, przełknął i podszedł do zwłok co na marach zostały złożone. Stukot kostura odbijał się echem od pustych ścian. Stanął przy podeście, laskę ułożył wzdłuż ciała, podwinął rękawy odsłaniając guzy jakimi poznaczone były jego ręce, jakby pod bladą skórą zamieszkały chrabąszcze. Przysunął dłonie do trupa i zaczął powoli wodzić opuszkami po namaszczonej skórze kościstymi, powykrzywianymi ze starości palcami.

Wrona zareagowała na powitanie drugiego Molsuli zaciekawionym, uważnym spojrzeniem, znakiem nakreślonym na wysokości serca szybkim gestem i czymś co mogło być cieniem uśmiechu - równie wyraźnym co cień w głębokim półmroku. Zaraz jednak jej wzrok się na timorytę ześlizgnął, potem ku leżącemu nieruchomo ciału i zmienił się wyraz jej twarzy oraz ułożenie ramion. Podeszła do zmarłego cicho, stanęła u wezgłowia, odgarnęła delikatnie kosmyk, który przylepił się do mokrego policzka trupa, pogłaskała równie mokre włosy. I dopiero wtedy część złości z niej zeszła. Przytknęła czoło do zimnego czoła, zaszeptała coś: jakieś obietnice, jakieś sekrety, może pożegnanie a może ostatnia nowinę, której nie zdążyła mu przekazać. Dopiero wtedy - gdy twarz była przy twarzy - dostrzec można było rys podobieństwa, który krew jego babki pomiędzy nim i stracharką nakreśliła. Krew z krwi, prawdę mówiła. Dopiero chwilę później głowę ciemną podniosła, łypnęła na milczącego stracharza.

- Wrona ci język wyrwała, starcze? - chrypnęła przez ściśnięte gardło, zrzucając z grzbietu wierzchnią kurtę, zakasując rękawy znoszonej koszuli i podchodząc ku niemu na tyle blisko, by ignorować jej nie mógł jak to na placu uczynił.

Palce starca zatrzymały swoją drogę. Animur wyprostował się, Spojrzał na dziewczynę z zaciekawieniem.

- Po co tutaj jesteś Molsuli? - spytał. - Dlaczego tak interesuje cię los człowieka?

Sarknęła, wydęła usta.

- Mógł mieszkać tutaj, mógł się w was wżenić, ale przez krew był też mój. Mówiłam. - Podrapała się po nosie, nachyliła nad ciałem, westchnęła z ciężko. Przełknęła Durgę, która skattur naruszyła. Przełknęła wspomnienie momentów serdeczności, które erzahler czasem rzucał w jej stronę niefrasobliwym gestem. Jego słowa. Jego opowieści. Nic nie zostało z nich oprócz nieruchomego powietrza i ciszy. - Plączecie wszystko - wymamrotała jednako do stojącego z boku tropiciela i Trójokiego. Oddałaby połowę tego, co posiada, żeby tylko być teraz w chacie sama; wgryzłaby się wtedy w mięso, łyknęła krwi, poczuła wszystko samą sobą. Ale nie była. I dlatego nie mogła.

Popatrzyła na Aranaetha. Popatrzyła na timorytę starego. Aytheru stapianie przez pierwszego pomocą mogło być wielką a i jego ostrzeżenia nie można było zignorować. Doświadczenie drugiego, którego musiał nabyć przez dziesiątki swoich lat również.

- Będę twoim bębnęm - zadeklarowała cicho, krzywiąc się przy tym niechętnie. - Dam ci rytm, na którym pojedziesz jak na gymroku.

Popatrzył na nią z zaciekawieniem. W wędrówce do Ayetchen dwóch Molsuli sprawnych w kształtowaniu ayetheru, mogłoby być dużym wsparciem. Mogli odpowiednio wzmocnić lub gdy zrobi się niebezpiecznie, rozproszyć ayether.

- Dobrze Wrono - zachrypiał. - Lecz nim zaczniesz wybijać rytm, chciałbym upewnić się czy go nie zgubisz, w najmniej dogodnej chwili. - Zagrzechotały kościane ozdoby zawieszone u szyi timoryty. Przysunął ją nagle do siebie wczepiwszy chude palce w szatę. Byli teraz tak blisko twarzami, że czuła smród jego ropiejących dziąseł. Wolną dłoń położył między jej piersi. Czuł je. Biło. Zaburzając rytm jej własnego serca. Wzrok mu się zamglił. Zawładnęła nim gorąca pokusa by ją otworzyć, zobaczyć je, dotknąć, wyrwać!. Opanował się. Wyszeptał gorące słowa. - Czy ty je kontrolujesz, Wrono?

- W pamięci miejcie ino tyle, co rzekłem – koczownik przypomniał o swojej obecności, która uwierała tych dwoje, choć najlichszego znaku poznać po sobie nie dali. – On już czarność rubieży Teyna przekroczył – wskazał na ciało. - Nie lza nawet wam ścirzwu nadto hańbić, praktykami bezecnymi. Boleśnie jego żywot zakończon, co samo już przestrogą być winno… Za kiru zasłonę weźrzyjcie jeno, bo może ostawił ślad jaki w pomroku abo insze istotne przykazanie, aleć i to wielce niepewne. - Widać było, że obcy niechętny był timoryckim spaczeniom, a i zaskakująca troska o społeczność osady, bo przecie nie o los tych stracharzy, wyraźnie nim powodowała.

Dwa Serca zasyczała zwierzęco, ostrzegawczo. Drgnęła jej ręka do noża na ten ruch gwałtowny starego stracharza, ale nie sięgnęła ku rękojeści. Zamiast tego zacisnęła dłonie na przedramionach starca, wbiła mocno palce w zgrubienia pod skórą. Sczepiła się na chwilę z nim w bezruchu nim odepchnęła go od siebie.

- Baczenie miej, starcze, boś pochopny niczym smark, co ledwie od cyca matki odstawion został. A z łapami pchasz się niczym niedorostek. Uważaj - ostrzegła.

Zaraz potem gwałtownie odwróciła głowę do drugiego Molsuli, gdy ponownie głos zabrał. Łypnęła bez zrozumienia, nie pojmując w pełni tak troski, jak tego jego przedziwnego dla niej spokoju. Z kamieniem jej się skojarzył wodą obmywanym: nieruchomym, przegładzonym strumienia biegiem. Przedziwnym dla rozedrganej i niespokojnej Wrony.

- Gdyby on mój był, jego ciało na żer ptakom zostałby oddany. Co pozostało, mokradeł stałoby się częścią. Wiesz to - rzuciła do niego w tej swojej zwyczajnej dla niej gorączce. - Ale dlatego Trójoki pieczę nad rytuałem przejmuje. Pod jego oczami bez ochyby nic złego się nie stanie. - Wbiła w timorytę trochę zbyt czarne, trochę zbyt ptasie oczy już teraz rozdzielając winę jak kamienne ciężarki na szalach wagi, by znowu wrócić spojrzeniem do tropiciela. - To się nie skończy, dopóki nie znajdziemy źródła. A nie znajdziemy go, póki nie otworzymy szeroko oczu. Nie sposobem jest wzrok odwracać w strachu i obrzydzeniu.

Starzec puścił jej szaty, strząsnął dłonie stracharki. Nie odpowiedziała i to milczenie było mu odpowiedzią. Zdany był więc na jej spaczenie, pod którego była kontrolą, które krew czarną, złym ayetherem skażoną pompowało w żyły. Dreszcz podniecenia jakiego stare ciało już dawno nie zaznało go przebiegł. Twarz grymas przebiegł, który tylko siłą woli możnaby było za uśmiech odebrać.

Aranaeth zaś niewzruszon dziewuszyska zadziornością, spojrzenie pochwycił w swych mleczno-szarych tęczówkach je topiąc, niczym we mgle lepkiej. Nieokrzesaność biła od tej mołodyci i krewkość niezwykła, co falą przyboju zderzała się z nomada naturą, co bardziej ostańca w tej chwili przypominała. Brew mu nie drgnęła kiedy wyrzekł beznamiętnie:

- Ja o siebie się nie bojam i wzroku od brzydoty nie odwracam. Oczy szerzej otwarte warto mieć, prawdaż to, lecz rozchorzeć i oślepnąć można, kiedy zbyt wiele blasku na nie padnie. Wiem, że śmiałości wam nie braknie, o roztropność w czynach jeno wnoszę.

- Aranaethu - rzekł Animur, studiując ciągle twarz dziewki. - W ayetheru przepływie biegły jesteś, więc nie trzeba tłumaczyć gdzie go szukać trzeba. Przyszliśmy tu odpowiedzi szukać, czy deliberować? - Odwrócił w końcu twarz w stronę tropiciela, on jeden wątpliwości miał. - Działać nam trzeba - zdecydował, po czym czop lniany z rany począł wyciągać, by póżniej rękawy zakasać i ręce w ranę wrazić.


⧫⧫⧫


Było coś niewłaściwego w dłoni starucha w klatce piersiowej Baktygula niknącej. Wrona mrugnęła i zaraz jej się zdało, że ciało się z ciałem stopiło, że ramię wrosło między żebra, owinęło trupią skórą. Powstrzymać musiała zaborczy odruch, by sięgnąć po kościstą łapę timoryty i oderwać ją od erzahlera. Mrugnęła ponownie i wszystko było jak wcześniej.

Nie było drugiej rany, by sięgnąć wnętrzności, ale może - oddając starcowi wodze - nie potrzebowała tego. Stanęła znów u wezgłowia i palcami otworzyła trupie powieki. Gdy nachyliła się, by popatrzyć w zmatowiałe oczy, koszula odkleiła się od ciała ukazując ciemny, pulsujący kształt bijący powolnym, równomiernym rytmem pod jasną skórą. Znieruchomiała tak: przegięta nad ciałem, jedną ręką obejmując twarz Baktygula, wbijając palce drugiej w jego pierś na wysokości serca; wpatrzona w martwe źrenice, jakby chciała wypalone w nich obrazy dostrzec, woal zedrzeć i poprzez nie ku Teynechen sięgnąć. Skupiona, skoncentrowana na dźwięku, który wypełnił jej cały świat.

Bum. Bum-bum.
Bum. Bum-bum.

Nie był to ludzki rytm. Serce inaczej biło, inaczej kurczyło się w sobie, inaczej zapadło, inna była jego budowa.
Nie był to łagodny rytm. Choć powolny niósł w sobie nieustępliwą zawziętość.

Ayther pulsował do niego, tańczył, krążył, przelewał się jak krew przez tętnice.

Był obcy. Był silny i głośny.
Był jej. Był jak ona. Był nią.
 

Ostatnio edytowane przez obce : 25-10-2021 o 07:34.
obce jest offline  
Stary 20-10-2021, 19:44   #17
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

“Żar Oeyna rozgrzewa me członki
A dusza wciąż z zimna drży
Mrokiem niezgłębionym wypełniony
Twarz złocistym promieniom powierzam”
Elegia “Duszy kośćca utyskiwanie”
autor nieznany



Ciało, serce i duszę moc aytheru przenika. Niewidoczne włókna pierwotnego ducha, poprzez skórę, mięśnie, ścięgna i kości, splecione na podobieństwo otuliny gęstej, abo siatki, co w całość każdy element materialny wiąże. Od chwili stworzenia każden byt jeden nim przesiąknięty i wypełniony. To on wszystko ożywia i w ruch wprawia. W nim skryte wigor, siła i jurność wszelka.

Guślarz ręce swe ku niebu wzniósł, palce szeroko rozchylając, jakby turzycy garść obfitą pragnął z wora spichrzowego nabrać. Nie ku ziarnom członki swe wyciągał, ale ku sile wiekuistej, co początek wszystkiemu dała i po dziś dzień mocą napełnia. Jeno palców drżenie znać dało, że ayther, co świat przenika ku niemu pasmami wątłymi z wolna napływać zaczął. I rozpostarł wróżbita swe ramiona, jak eygoz skrzydła swe potężne, gdy po niebie szybuje, abo ociec, co syna pod długiej rozłące wita. Palce mu się rozprostowały, jakby go piorun świetlisty trafił i ledwo się to stało, nucić on począł melodię prastarą. Tony te najmniejszym dzieciom już znane, gdyż prastarą modlitwą one były, co z dziada pradziada ludzie sobie przekazują. Logosu, echo to odległe, który w mrokach nicości wybrzmiał, by wszystko do istnienia powołać. Odbicie cudownego szeptu Kaytula, który głosem swym byty kształtował. Wybrzmiewający poza czasem i przestrzenią boski zaśpiew Pustki.
Melodię wnet Wrona podchwyciła, która prawą dłoń nad zimnym ciałem Baktygula wyciągnęła. Cztery palce w kierunku Animura, a kciuk w dół skierowała. Tymże sposobem aytherowym pasmom drogę wskazywała, jak doliny kamieniste spienionym wodom rzeki szlak wytyczają, tak ona z pomocą gestu pradawnego mistyczną energią zarządzała.
Animur, stracharz wiekowy, co jedną nogą już nad grobem stał, obie dłonie w kraterze obrzydliwym, przez który życie i dusza erzahlera uciekły, zanurzył. Głowę swą przy tym zadzierając wysoko, jakby na gwiazdy poglądał.

Ledwo zaśpiew guślarza posłyszeli, wnet mimowolnie przedwieczna pieśń także z ich gardeł jęła się dobywać. Melodia nie tylko ayther w drżenie wprawiała, ale takoż ciała ich i dusze, a nawet materię, co z niej kolibę wzniesiono.

Mrok gęsty wszystkie kąty chaty obsadzał. Kaganek tylko lichy, co u wezgłowia stał, chybotliwe światło dawał. W jego mizernych i drżących promieniach, lico Baktygula zdawało się pozory życia okazywać.
Łuda, to li tylko, czy też moc aytheru, która krążyła wokół i na podobieństwo liny konopnej cztery ciała łączyła.
Zaśpiew guślarza wzmógł się jakby co złego przed oczami ujrzał, abo frasunku potężnego na duszy doznał. Serce dwa razy zabić nie zdążyło, gdy pieśń prastara urwała się nagle. Nie tylko Aran zamilkł, ale i para stracharzy, jak za jego przykładem idąc nucenie porzuciła.

Wszystko to jednak, jakby poza nimi się stało, gdyż to ayther w skupieniu wielkim ich ciała wypełnił. Oczy ich, choć nadal w świecie materialnym bytowały, już nie na Oeynechen poglądały.
Ciemność wokół nich zgęstniała, na podobieństwo leguminy, co ją babki z turzycy i jagód wnukom przyrządzały.

Deszczowe powrozy z brutalną siłą strzechę koliby chłostały, a wiatr co ze wschodu dął jeszcze ich w tym dziele wspomagał, impetu nadając. Trójca, co rytuał celebrowała, trzasków i szumu wichury już nie słyszała. Uszy ich bowiem rozwarły się i już tylko skowyt i harmider bytów, co za kotarą, co światy rozdziela mieszkają, słyszały.

Bowiem, gdy tylko Animur łapska swe w pierś erzahlera wepchnął, a guślarz pospołu ze stracharką moc aytheru wezwał, rozchyliły się woale graniczne, co na podobieństwo miedzy sąsiedzkiej, światy przedzielają.




“Baczenie miej na sąsiadów swych, by ich licho, ni grzech żaden nie dopadły.”
poruczenie kabalarskie


Niczym sroka ciekawska przysiadła Morra na belce stropowej, co wzdłuż całej koliby biegła. Z wysokości doskonały widok na rytuał tyleż tajemny, co i plugawy miała. Któż to bowiem widział, żeby trupiszczowi w pełni obnażonemu z lubością się przyglądać. Gdyby w osadzie, choć jeden Siewca Pustki przebywał, to do takich herezji ohydnych, by nie dopuścił.

W sercu Morry ciekawość, poczucie obowiązku wobec naczelnika i matrony klanowej mieszały się pospołu z ekscytacją, że sferę tabu przekracza i na zakazane stracharskie praktyki pogląda.
Z początku nic w tym ciekawego nie było. Trójka co się wokół mar zebrała, z uwagą wielką i starannością obglądała każdy zakamarek ciała Baktygula. Oślizgłego coś w tym, było i ludzkiej godności przeczyło. Przy tem gęsią skórkę na plecach wywoływało i świadomość pobudzało, że się granice zakazane przekracza.
Gdy guślarz pieśń nucić zaczął, a starzec łapska bezceremonialnie w dziurę, co w piersi erzahlera mrokiem ziała wraził, Morra pojęła dlaczegóż timorizm wbrew prawu jest. Wiedziała, że lubieżny i obleśny uśmiech, szczerbatego starca, będzie się jej śnił po nocach. Prawdziwa kara za nadmierną ciekawość, co ją do koliby przywiodła.
Nurzając palce w trzewiach Baktygula, Animur zdawał się doświadczać ekstazy, jaką mogła, mężczyźnie tylko kobieta dać.

Kolibę ciemność wypełniła, jakby żywa ona była i własną świadomość posiadała. W każdym kącie i zakamarku, rozrastała się na podobieństwo chwasta ohydnego. Zlękła się lekko Morra i mocniej belki się chwyciła i właśnie w tej chwili go dostrzegła.

Siedział w kuckach, tuż przy jednej z ław, co wokół watry rozstawione były. Ledwie trzy kroki od mar na których Baktygul spoczywał. Liche i chybotliwe światło, co się z kaganka dobywało, nie pozwalało rysów twarzy dostrzec. Stąd też pewności Morra nie mogła mieć, kto zacz.
Wzrostem i sylwetką na kilkuletniego chłopca wyglądał. Czyżby to sam Baydur był, co go wszyscy szukają i Otokę na niego ogłosić chcą.

Zaśpiew, co go guślarz zanosił ucichł, jakby go kto nożem uciął. Kolibę jeszcze gęstszy mrok wypełnił, a przy tem chłód straszliwy, co nijak z tego świata pochodzić nie mógł.

Morra zadrżała, nie z zimna jednak. Lęk straszliwy całym jej ciałem wstrząsnął, gdy spostrzegła, że oczy chłopca, co się do koliby zakradł, jako ona sama, upiornym karminem płoną.

__________
Eygoz* - potężny ptak, który szybuje wysoko i praktycznie nigdy nie jest widziany na ziemi. Ma rozłożyste czarne skrzydła i długi karmazynowo-kobaltowy ogon, podobny do jaszczurzego, tylko składający się z piór. Dla molsuli i elbenów symbol wolności.

 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 22-10-2021 o 20:09.
Ribaldo jest offline  
Stary 20-10-2021, 20:53   #18
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Pokus zabić nie sposób, lecz okiełznać je można, jak narowistego gymroka
Przysłowie ludu Molsuli



Obleśna pieszczota ciało guślarza przenikała i zgorszenie wzbudzała. Pewnie dzięki temu, że serce i duszę miał szczere, do grzechu nieskłonne. Ta dwójka stracharzy zaraziła go swymi plugawemi myślami i żądzą, którą zwalczyć było niezwykle trudno w rytuale współuczestnicząc. By zeń się wyzwolić Aran musiałby całe misterium zerwać, oploty aytheru naruszając. A tego przecie nie pragnął. Wiedział, że tylko ich trójca objawić może znaki widome i projekcję wyznaczyć, która wielce tajemnic odkryć przed umysłami potrafiła i przyczynić się do sprawy nieodgadnionego mordu oraz okoliczności mu towarzyszących wyjaśnienia. Przemógł więc swą odrazę i dał się łechtać tym niecnym myślom i ukąszeniom jaszczurczym, co skórą swą ślizgłą, nieprzyjemny odruch rodziły jednocześnie w swym wyuzdanym, ponętnym źródle pierwotny bodziec ku rozkoszy rozpalały. Zatracał się w tym uniesieniu, szepty chwytając, które miast koić jeszcze więcej rozdrażnienia ofiarowały. Jak modlitwę, co z obrazoburczych ust płynie potokiem niewstrzymanym rażąc uszy i serce nieczystym wyziewem, tak tropiciel odczuwał fetor niegasnący z rozprutych trzewi qurboców wionący. Wzdrygał się na ten nieprzyjemny posmak, który nozdrza i podniebienie drażnił niemiłosiernie. W oszołomieniu zdawało mu się, że dostrzec może ślepia upiorne w srebrzystej osnowie. Czuł, że chłonąc ten obraz doznać może uszczerbku, lecz nie zważał na to zagrożenie. Zmysły, jakby uśpione i pieśni się poddające, dryfowały niebezpiecznie śladem krwi i rytmem serc, co w czarności były zatopione. Aranaeth niemal cały pochłonięty został przez ten trans dogłębnie jaźń penetrujący. Tylko znikomy jakiś odłamek duszy jego desperacko szukał sposobu, by z tej niewoli się wyswobodzić i okowa wiążące zerwać. Pozostawało zagadką, czy tyle sił potrafi w sobie odnaleźć, aby fałdy narastającego mroku sztyletem jasnej i czystej myśli zdoła przebóść….
 
Deszatie jest offline  
Stary 20-10-2021, 21:47   #19
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Morra oglądała scenę z trójką z fascynującym obrzydzeniem. Podobnie jak przyglądasz się martwemu zwierzęciu którego truchło stało się domem dla robaków i owadów. Podobnie jak robaki ta ‘obca’ trójka żyjąca na granicy ich społeczności byli obrzydliwi jak i na tyle fascynujący że nie umiała oderwać od nich wzroku.

Nie mogła podążyć za nim w ayther, zdradziłaby siebie a miałą być jedynie obserwatorem. Ciekawiło ją czy cała trójka doświadcza przyjemności w zanurzaniu się w tym tabu bo są po prostu inni czy może faktycznie odkryli iż jest to przyjemne.

Jej przemyślenia przerwały mary, albo mara czy upiór. Chłopiec. Baydur? Nie. A może jednak. Oczy jak u upiora, obserwowały tamta trojkę. CZy licho przyszło szkodzić czy prowadzić. A może chce pozabijać tych co w Ayther wkroczyli korzystając z ich bezbronności. I tak Morra porzuciła bycie obserwatorem. Co by chronić tamta trojkę musiała się ujawnić, im to nie przeszkadza ale przynajmniej jaźnie gdzie wracać będą miały.

- Chłopcze. - Odezwała się do upiora a jej fiołkowe oczy spojrzały w karminowe pod nią. - Czemu ukrywasz się w ciemności?
 
Obca jest offline  
Stary 22-10-2021, 16:50   #20
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

- Chłopcze! Chłopcze! C h ł o p c z e! C h ł o p c z e! C h ł o p c z e! - rezonowało we wszystkich kierunkach i przestrzeniach. Fala za falą, rozsuwało kolejne woale światów. Wzbudzało ruch elementów i porządek przepływu aytheru. Wibracje wywołane głosem Morry były, niczym kamień rzucony na gładką taflę jeziora.


Plum!

Kolejne pogłosy, odbicia pierwotnego zawołania, rosły, tężały i wzmacniały się wzajemnie.

Siła! Tembr! Akcent!

Moc! Energia! Furia!

Klucz, który uchylił sekretne odrzwia, tak jak pierwotne Logos rozpoczęło stwarzanie świata.

Karminowe ślepia rozbłysły potęgą tysiąca Oeynów. Wszystka moc zogniskowana wprost na siedzącej pod strzechą Morrze.


Plum!
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death
Ribaldo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172