Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-11-2021, 13:33   #51
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Mozolny był to występ dla raba. A przecież na weny zanik narzekać nie mógł. W osadzie od jakiegoś czasu działo się wiele, czego już pomór gymroków oraz pożar spichlerza mrocznymi omenami były. Znakiem tego Aaronowi konceptów na kolejne pieśni i melodie nie brakowało, bo cóż tu wiele mówić, każden artysta karmił się bólem i rozpaczą ludzką, choć mało który przyznać to potrafił.
Tym razem spektakl zdał się Aaronowi trudniejszy niźli miałby wykonywać arię przed tysięcznym tłumem. Nie chodziło nawet, że w kolibie taki mróz tchnął, iż wszystkie palce zgrabiałe miał i ledwie pod nimi wyczuwał struny instrumentu. Był dla niego wszakże jak ciała przedłużenie, niczem ta dodatkowa kończyna, co ją sobie stracharze przysposabiają. Toteż w najgorszych nawet warunkach Aaron potrafił vandelem operować i bez większych problemów wyławiać z kościanego przyrządu właściwe dźwięki.
Nie wytrącił go z równowagi również lament wdowi, także babie chóry, ni wreszcie wycie wiatru, który niechybnie pragnął do koliby się wedrzeć, by pełgające po ciele płomienie ugasić.
To bowiem fetor osobliwy, jaki ze zwłok uchodził, mącił myśli i świadomość zaburzał. Smród przywodził również skojarzenia ciał dyszących, co plugawe żądze zaspokajały. Aaron z trudem więc koncentrował umysł na muzyki rytmie i kiedy wreszcie Kayrdan końca dobiegł, tak ciało ribaldo pot zrosił, a wszystkie członki drgały mu jak w gorączce. Elben zastanawiał się nad źródłem przedziwnej woni i odpowiedzi poszukiwał w Animura słowach, a twierdził on, że organy denata bliznami znaczone były. Wiadomo tedy, że ayther kumulować się lubił tak w krwi, jak wewnętrznych częściach ludzkiego ciała. Płomień mógł więc wydobyć to, co dotychczas tamże się zebrało.
Dym, nieodzowny owoc tegoż rytuału, stał się przyczynkiem kolejnej anomalii. Po wszystkim Aaron wyszedł przed kolibę, aby głowę i płuca przewietrzyć. Jeden z Molsuli również tam był, podobnie oszołomiony zresztą. Dojrzeli oni tedy, że słota z trupim kopciem się zespoliła, tym sposobem całą okolicę ohydną mazią znacząc.
– Jeśli tyle wrażeń palenie przywiodło, to co czeka nas podczas Otoki celebracji – zapytał trochę siebie, ale i ciekawy opinii długowłosego.
Zawrócił zaraz do koliby, obserwując jak i pozostali kompanioni do siebie dochodzą. Nie minęło wiele czasu, kiedy grupę nawiedził też Drungi syn, aby ostatnie przygotowania przed Otoką uczynić i odebrać trybutu deklarację. Aaron przysłuchiwał się z ciekawością tej rozmowie, bo i rzecz wiązała przecież wszystkich tu zebranych. Wybór Animura padł wreszcie na Nanę, satrapy siostrę oraz jej syna. W oczach elbena było to darem złożonym ponad łowów wymogi. Cóż jednak, nie jemu przychodziło o takich rzeczach decydować, uznał więc, że rozsądniej będzie milczenie zachować. Odczekał aż Minar wreszcie odejdzie, po czem rab do starca się zbliżył.
– Zakładam, że fetory, które z ciała wyszły za normę podczas Kayrdanu nie uchodzą – zaczął rozmowę. – Czy masz jaki pomysł co mogło tego być przyczyną? Zdaje się, że wszystko czego doświadczamy z jakim orgiastycznym rytuałem ma wspólnego. W miastach rzecz powszechna, ale tu inny kontekst zdaje się posiadać – odczekał chwilę, z trudem znosząc spojrzenie starego. – Przychodzę do ciebie z jeszcze jedną kwestią. Złączeni Otoką jesteśmy, tedy nie powinienem taić com widział, jak sądzę, na światów granicy. Chodzi o to… że kiedy znachor młodego doglądał, doszła mnie wizja pląsów na polanie, ale i jeszcze czego. Ujrzałem mojego krajana, ledwie berbecia w plecionym koszu leżącego.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 18-11-2021 o 18:47.
Caleb jest offline  
Stary 19-11-2021, 19:06   #52
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Trójoki wyglądał na zmęczonego, lecz wysłuchał elbena z uwagą.

- Dobrześ uczynił - stwierdził zmrużywszy powieki jakby sceny za kotarą ciemności wyobrazić sobie pragnął. - W dziecku w wiklinowym koszu, niewątpliwie widzę ciebie, który podrzucony zostałeś do Otoki jak elbenowe dziecię do osady ludzkiej. Jednocześnie dziecko, chłopiec... CHŁOPIEC jest ważny w tej kabale, tak i ty odegrać możesz znaczną rolę w polowaniu. - Otworzył oczy. - Taniec zaś... - Mlasnął. - Pląsy, które widziałeś wiele znaczeń mieć mogą. Mogą zapowiedzią rzeczy być strasznych... - Westchnął. - Ale to tylko bajania starego głupca, nieprawdaż?
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 19-11-2021, 20:20   #53
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Aranaeth pierwszy raz miał okazję bliżej przejrzeć się temu ribaldo, co większą śmiałość zdradzał, niż przystało to komuś z jego pośledniego stanu. Wiotki się zdawał, niczym wierzbowe pędy, a poprzecinane żyłkami ciało przypominało Molsuli nitki na liściach łopianu. Oprócz talentu artystycznego Elben widać insze uzdolnienia posiadał, włącznie z tym, że patrzyło się na niego pobłażliwiej, jak gdyby roztaczał wokół siebie jakiś łagodny powiew i aurę poczciwości.

Zmęczony tropiciel, któremu świeżo dały się we znaki niezdrowe dymne ciałopalenia pokłosia, odkaszlnął czarną plwociną i spojrzał na współtowarzysza przytomniej, jakby z plunięciem wyzbył się nieco trucizny.

- Poczujesz się jakby kto wylał na cię sagan pełen krwi.. – rzekł nieśpiesznie. - I ten posmak będzie ci towarzyszył przez cały czas łowów… a może i dłużej... – dodał już ciszej, oddalając się w stronę opłotków osady.
 
Deszatie jest offline  
Stary 20-11-2021, 17:55   #54
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację


Znowu kuca Wrona pod ścianą. Znowu przedramiona na kolanach opiera, znowu głowę w tył odchyla, spod rzęs spogląda na coś, co nie jest jej. Jak na wieczornicy przecie. Znowu Baktygul w sercu jest wszystkiego, tuż koło płomieni. Znowu. Podobnie i całkowicie inaczej jednocześnie. Dwa wieczory jak awers i rewers tego samego medialionu. Zenit i nadir.

Znowu przygląda się tańcu płomieni. Znów przez ogień i dym obserwuje sylwetkę Haruka. Znowu przesuwa wzrokiem po jego masce, po jego piersi, rękach, palcach. I scalają się jej te dwa momenty, powidokiem się nakładają jeden na drugi. Boli ją coś w środku, uwiera jak drzazga wbita w ciało. Patrzy ku rabowi, który zielonymi jak wiosenna trawa palcami wyrywa z vandelu ciężkie żałobą, smutkiem i stratą nuty. Niemal widzi je drżące w powietrzu, rozciągające się od ściany do ściany, od człowieka do człowieka, jak pajęczyna w jedną sieć łącząca wszystkich dookoła stosu zgromadzonych. Czuła, że i ku niej też sięga, kusi, namawia, mami, koić próbuje, gdy nagle wrzask Ryoosy z melodią się splata i nagle zimno rozlewa się w duszy czernią. Rune się wzdryga cała, jakby lodowaty wiatr ją obmył, nuty szarpią za ludzkie serce, wyciskają łzy z ludzkich oczu. Wrona się wzdryga cała, zęby szczerzy we wściekłym wyrazie, polować chce, zerwać wszystkie więzi, strząsnąć z siebie chce pajęczynę niewidzialną. Wyjść, ruszyć jak najdalej.

Zrywa się na równe nogi. Ciężki oddech rwie się spomiędzy jej warg, serca biją gorączkowym rytmem i nie wie, nie wie co powinna czuć. Zielone palce elbena, maska Haruka, ciało Baktygula, twarz Durgi tuż przy nim, cień za plecami… Wszystko jej niespokojne spojrzenie omiata. Mruży oczy, mruga, wypatruje. Jest tak jakby cały świat mrugał i w tym mrugnięciu krył się zarys sylwetki jak utkanej z sinej mgły, tuż za plecami starego stracharza. Nachyla się lekko, głowę przekrzywia, mrugnięcia świata wyłapuje.

- Kayrdan! - krzyczy Trójoki.

Zaiste, podróż ostatnia. Ale kogo i dokąd, powoli powiedzieć nie potrafi. Bladozłociste płomienie hipnotyzują ją na chwilę. Przesłaniają ciało, przesłaniają innych, zdają rozciągać się jak migotliwa kotara, jak gorąca zasłona. Gdy nagle smród i dym smolisty. I coś odrażającego w tym jarikowym odorze. Jakaś chuć, która z naturalnym pożądaniem nic wspólnego nie ma. Pot, piżmo, nasienie, kobiece soki jak z kilkudziesięciu ciał wyciśnięte. Rune zna smak każdego z nich, a jednak skręca się ku ziemi, wymiotuje na klepisko, pomiędzy swoje stopy. Kuca ponownie, w kłębek niemal się zwija. Ból huczy czerwienią w spotniałych skroniach, pod powiekami błyski światła i obraz dziewięciu męskich twarzy wykrzywionych zwierzęco, zdeformowanych, jakby płynnych, przechodzących jedna w drugą bez najmniejszej przerwy. Wszystko na nich jest, jedno po drugim, jedno po drugim w potwornym natężeniu - radości, ból, ekstaza, wszystko na raz, więcej niż zdawałoby się w ciele mieścić. Wylewa się to z tych twarzy przemiennych jak w jakimś obłąkańczym tańcu. Wylewa jak z przepełnionego naczynia. Wraca, wraca, wraca obraz Baydura ciemnością, ogniem i tańczącymi sylwetkami otoczonego.

Znowu.

Ciążą jej powieki, ale gdy tylko je zamyka, skrzywione oblicza się pojawiają, więc zamknąć się je boi. Nie chce w pamięci tych widoków, nie chce w sercach choć najmniejszego echa bębnów dudniących, wyznaczających rytm zwierzęcej, nieludzkiej chuci, pchnięć ciała w ciało, mięsa w mięso. Nie chce w którejkolwiek z tych pysków przeklętych zobaczyć podobieństwa do jakiejkolwiek twarzy, którą sobie w życiu ukochała.



Animur Trójoki i Wrona

Z koliby wpadła gdy tylko Kayrdan się zakończył. Z oddalenia przyglądała się Trójokiemu, z dystansu obserwowała kolejne rozmowy, które toczył. Podsłuchiwać nie próbowała - nie jej one były, ale zbliżała się powoli i część słów wiatr do niej przywiewał. Jak ćmę ją ciekawość ciągnęła. Ku staremu. Ku Kamieniowi jak w skorupie zamkniętemu. Ku zielonopalcemu rabowi. Nałapała deszczu w złączone dłonie, usta przepłukała. Wystawiła twarz, czekając aż zimne krople zmyją pot, znużenie i niepokój; aż wychłodzą uczucia, aż sprawią, że ostygnie na ile ostygnąć potrafiła. Czekała aż odejdą.

I dopiero potem podeszła, stanę trochę z boku, trochę za jego plecami. Biodrem oparła się o ścianę, splotła na piersi ramiona, głowę w bok przechyliła i zastygła tak w jakimś namyśle nieruchomym.

- Cień za tobą był, starcze - odezwała się po chwili głosem od dymu zachrypniętym, zrujnowanym jak trafione uderzeniem pioruna drzewo, tak cichym, że ledwie było ją przez deszcz i wiatr słychać. - Mglisty. Drżący. Jak powietrze nad płomieniami. Gesty twoje powtarzał. Nie. - Zaprzeczyła samej sobie natychmiast. Charknęła, splunęła pylistą plwociną w pobliską kałużę. Oblizała usta, zapatrzyła się w zalaną ulewą osadę. - Odczyniał razem z tobą, w tym samym serca uderzeniu. Jakby po drugiej stronie rytuał sam jakiś odprawiał. Świadomość miałeś?

Mruknął nad misą siedząc. Palce zastygły w rubinowej, gęstej masie.

- Widziałaś. - Nie wydawał się być zaskoczonym. - Czułem go i przepływ aytheru natężony. - Nie dodał, że ręce mu z bólu wykrzywiał.

- Widziałam i wcześniej. Nad Baktygula ciałem. Podobne cienie. I czułam podobny strach. - Zrobiła dwa kroki, kucnęła bliżej niego. Cicha była, ostrożnie bose stopy na ziemi stawiała. Tylko szelest skórzanego, obszytego futrami ubrania, matowy klekot kościanych i drewnianych ozdób. - Otoka może węzły między nami i cieniem zadzierzgnąć. Tak mocno, że się podusimy. Nie wezmę tego na siebie dopóki się nie upewnię. - Błysnęła ku niemu ciemnym spojrzeniem, wzrok ciężki wbiła.

Spojrzał w jej oczy. Czarne jak noc. Błyszczące jak krucze pióra

- A bo to wyjście jakie masz? - spytał, wiedząc, że wyjścia już nie ma. - Ktoś nas bacznie obserwuje. Stamtąd. - Zrobił gest ręką rozchlapując gęstą farbę. - Chcesz… - Westchnął. - Czego chcesz, Wrono?

Nie odsunęła się, choć rozchlapana gurguna prysnęła jej na stopy i osiadła szkarłatnymi drobinami na spodniach. Zgarnęła jedną z ich nim deszcz ją rozmył, oblizała opuszek palca.

- Okulo chcę. Nim wiatr zawieje, Otoka nas porwie a twoje ręce nie barwiczką będą spływały, ale ciepłą juchą.

Wzdrygnął się stracharz. Nie wiedzieć, czy z powodu chłodnego wiatru, czy na słowa dziewki.

- I TY mnie zamierzasz indagować? - stwierdził bardziej niż spytał, czoło potarł, krwawy ślad na nim zostawiając. - Dlaczego miałbym ci ufać krucza córko? - Wystrzelił palec w pierś Rune, gdzie dwa serca biły.

- A dlaczego miałabym TOBIE ufać, starcze? - warknęła, szarpiąc za jego rękaw i odsłaniając pokryte guzami przedramię, stracharskie znamię, które go znaczyło. - To za tobą cienie tańczą. Swoim życiem szafuj, na moje pluj, wnętrzności Baktygula nas łączą, wiedziałam w jaką rzekę wchodzę. - Nachyliła się bliżej niego, że niemal twarz twarz i w nos nos się znajdowali. - Ale nie dopuszczę byś Haruka w ciemne mieszał. Nie dam swojego ukrzywdzić - wysyczała ze śmiertelnym przekonaniem, sapnęła, wykrzywiła usta. Dodała spokojniej: - Komu zaufasz zresztą? Bo komuś zaufać musisz. Kamieniowi, który brudzić rąk nie chciał? Mykes co podglądała, bo ci nie ufają? Rabowi, co go nawet z nami nie było i do naczelnika należy? - sarknęła. - Ostrzegło cię któreś przed cieniem? Czy chcesz czy nie, jesteś bardziej jak ja, timoryto, niż oni.

Trójoki wlepiał w nią wzrok bezwstydnie. Była młoda. Była porywcza. Była też w tym wszystkim jakaś tajemnicza. I gdy już mu się zdawało, że ją rozgryzł w końcu to zaskakiwała go ponownie. Zwalniała, przyspieszała, gubiła rytm. Nie potrafil dotrzymać jej kroku. Zupełnie jakby - nie jakby - napędzały ją dwa serca, które biją w różnym tempie. Czy jej ufał? Nie. Lecz perspektywa oddania się w jej ręce wprawiała go w ekscytację. Nie taką jaką dałoby mu rozcięcie jej żeber, ale...

- Jestem bardziej jak ty niż oni - powtórzył. - Przygotuj składniki Wrono. Do świtu coraz mniej czasu.

- Przygotuję - potwierdziła krótko.

Odsunęła się od niego gwałtownie, ostrym ruchem, jakby od ognia odskakiwała. Zerwała na równe nogi, popatrzyła z wysoka. Wydawało się, że coś powie, ale zmilczała słowa, skinęła mu głową i śmignęła w deszcz, zniknęła za szarą zasłoną, pobiegła do gniazda, gdzie sobie gniazdo uwiła.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 23-11-2021, 22:59   #55
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację


"Niszczycie życie - grzmią heretycy. Powiadam wam, przelana krew ofiarna to moc świetlista, która osusza grzeszne bagna dusz naszych. Każda jej kropla, to kolejny słoneczny świt nad widnokręgiem. W niej jeno wybawienie nasze."
słowa pontifeksa Behruza w czasie Pharmakoi Wielkich



Cienie długie i smoliste pląsały po ścianach koliby. Kołysząc się i drgając w takt trzasku drwa, co się w trzech niewielkich ogniskach paliły. Chybotały się one i skrzyły nerwowo, jakby doczekać się już nie mogły tego, co rychło nadejść miało. Li chyba tylk one taką niecierpliwościa pałały, bo każden inszy kum, na wieczornicę wolałby się udać, niźli na Otokę, co krwią ludzką ociekać będzie.

Haruk zawczasu drwa w trzy niewielkie stosy ułożył. Otoka znana mu dobrze była, wszak nie raz się na łowy z Minarem i innymi mężami wyprawiał. Tędy wiedział shyta, jak i co przygotować, by roboty innym oszczędzić.

Trzy niewielkie stosy, co w palenisku, kędy zawżdy watra płonie, trójcę bogów po niebiosach wędrujących miały symbolizować. Tym samym zaś znakiem dla wszystkich widocznym, że opieka i błogosławieństwo bóstw nad łowami zapewnione będą. Tędy, czy to za dnia, czy to w noc ciemną myśliwi zdobycz najdą i łacno ją pochwycą.

Tundurmę takoż Haruk we koło rozsypał, by ten święty pył, co aytheru mnogość w sobie zawiera, wianem ochronnym wszyćkich otoczył. Ów krąg też punkt stanowił, kędy się ayther zabiera i znak, aby Pan Pustki łaskawym okiem na swych wiernych wejrzał. Jak bowiem mawiają noktambuliści, tundurmowy pierścień taką mocą jaśnieje, że z niebios go widać i w każdym ze światów blask on daje.

Na Haruka też powinność spadła, by trybut przygotować. Jako shyta nieczuły się stał na wszelkie łzy babskie i lamenty dziecięce.

On to do chaty Nany się udał. Mówić nic nie musiał, bo kędy tylko próg przekroczył, siostra Iraklego, satrapy całego regionu, w krzyk i histerię wpadła. Głos ten piskliwy, ból do granic możliwości wypełniał i rozpaczliwie o pomoc i zmiłowanie prosił.
Urwał się ten lament równie nagle, jak się pojawił. Harukowi nawet powieka nie drgnęła, kędy błyskawicznym ciosem w szyję, Nanę przytomności pozbawił.
Ciekawscy kumowie, co przez lufciki na plac poglądali, ujrzeli jak shyta idzie krokiem pewnym ku kolibie. Na lewym ramieniu nietomną Nanę niósł, a w prawej ręce niemowlę w bety zawinięte, do piersi tulił.

Szloch się cichy ze wszystkich matycznych gardeł dobył, a chwilę po nim szorstkie męskie upomnienie, które niemal w każdej chacie tak samo brzmiało.
- Cichaj gupia. We krwi nasze wybawienie.




W kącie ciemnym oboje stanęli. Taka już stracharska natura, że się przed oczyma ciekawskiemi kryje. Wroniec przyklękła, jak to w zwyczaju miała i nastroszyła się niczem ptaszysko przez deszcz przemoczone. Jeno starzec widział, jak wprawnym ruchem qurboca tłustego rozkroiła. Żertwy błagalne przytem do bogów prastarych i z historii przez Kabalarzy wymazanych, szeptem wznosiła.

Kędy palce jej kościstej dłoni we wciąż parujących wnętrznościach się zanurzyły, ujrzał Animur jak kącik wronich ust unosi się z lekka. Każden stracharz jednaki, rzec by się kciało. Upodobanie we krwi i śmierci w duszę ma wpisane.

- Zamknij powieki, starcze - wyszeptała dysząc mu wprost do ucha.

Słowa nie wyrzekł, jeno lodowate spojrzenie jej posłał i powietrze z ciężki westchnięciem przez nos wypuścił.




Jucha jeszcze ciepła po powieka mu wąskim strumyczkiem spłynęła. Chude palce Wrony krwią go także na skroniach pomazały, czole, dłoniach obu i miejscu, gdzie serce bije.
Wnet ciepło przez całe ciało przeszło, wypełniając tak samo mięśnie, jak i kości do samego szpiku. Szum daleki w uszach mu zagrał. Znał stracharze ten szmer i szelest głęboki i pośród fałd wszechświata ukryty. Każdem razem, kędy implementacji dokonywał, abo inszych stracharskich praktyk, słyszał ten sfer śpiew straszliwy.

Tem razem w dźwiękach tak znajomych, jakiś prastary rytm się krył. Dudnienie zamierzchłe, pośród jednolitego pomruku aytheru i szemrania bytów niematerialnych, ukryte zmyślnie. Wybrzmiewało ono wraz ze sfer świergotem i niepokojące struny w sercu poruszało, niczem ribaldo zręczny.

Wroniec także coś szeptała i mamrotała pod nosem. Głos jej choć bliski, niezrozumiałym się jawił, jakby dziołcha w obcej mowie coś gadała. Przytem wszystkie jej palce po całym jego ciele wędrowały, jakby łaskotki wybrać mu chciała. Wprzódy głowę mu obmacała i pod opuszkami jęła rysować się mapa, guzów wszelkich i blizn, jakimi czerep miał poznaczony.
Kędy kciukami mu powieki zakryła i słowa dźwięczne z ust jej popłynęła, dreszcz go przebiegł i mrowienie nieprzyjemne na karku odczuł, jakby wiatr mroźny go owiał z siła wielką.
Jeźliby okoliczności insze tego macania były, pewnikiem radość ogromną wiekowemu ciału, by przyniosły. Teraz z każdym kolejnym muśnięciem, z każdą pieszczotą nieumyślną, każdym skóry zetknięciem, coraz większy niepokój w jego duszy rósł.

Czy nie na za wiele pozwolił tej młódce?

Przyodziany był należycie do torukowej słoty, a zdało mu się, że naguśki przed nią stoi i bezbronny. W całym swem życiu długim, jeno matka z taką dociekliwością i gorliwością mu się przyglądała.

W całym tym obcowaniu wzajemnym, czaiło się coś bezwstydnego, zakazanego i obscenicznego. Kto wszak zrozumiałby i pojął ich obmierzłe, we krwi utytłane, pieszczoty i umizgi?

Nijak wyjaśnić by nie zdołał, czemuż to młodka w wronie pióra przyodziana, pocałunek na jego czole, co krwią umazana było, składa. Jak się przed kumami usprawiedliwić, że językiem ona tę juchę zlizuje i z nieukrywaną rozkoszą smakuje?

Słów jemu, a cierpliwości im nie starczy, by to pojąć i rozgrzeszyć.

Mrok na szczęście ich grubym płaszczem okrywał i wszyćko, co się w kącie koliby wydarzyło, jeno im znane pozostanie.




Stanęli wszyscy kołem. Trzy stosy pomiędzy nimi z wolno się tliły, blask słabowity dając, co ledwo z mroku ich twarze wydobywał. Wichry torukowe zawodziły upiornie, a deszczowe pęta bez ustanku ziemię chlastały, jak pan raba niepokornego.
Aaron strunami vandelu szarpnął i wiatr wnet zagłuszył. Ledwo dwa takty zagrać zdołał, a już Wroniec w tamburyn biła. Palce jej membrane delikatnie muskały, a dźwięk któren kolibę wypełniał grzmiał, jakoby stado koni gnało. Dłoń elbena w mig niżej na gryfie zjechała i gdy po raz kolejny w struny uderzył, akordy wygrywane siły i wyrazistości nabrały, niczym ciepłe powiewy, co Hajot zapowiadają. Ayther, co wewnątrz kręgu się zbierał, falować zaczął na podobieństwo powietrza rozgrzanego, co się nad ogniskiem unosi.

Animur krok ku palenisku watry zrobił, przytem ręce swe szeroko rozłożył i głowę ku górze wniósł. Ust otworzyć nie zdołała, bo Haruk go w tem ubiegł. Przepotężny ryk się z jego piersi dobył i w całym siole, aż się wszystko zatrzęsło. Skowycie tym zaklęta siła wielka i duch zdobyczy wszystkich, które z ręki shyty padły. Wołały one poprzez światy znak dając, że oto wielki łowczy znowuż na łów rusza. Z ust harukowych, szeroko rozwartych jęki zwierząt konających się wydobywały na poły z krzykami tropicieli wymieszane. Prastary one psalm łowiecki tworzyły, któren perfekcyjnie wpłatały się tak dźwięki vandelu, jak i rytm przez tamburyn wygrywany.

Płuca Haruk miał mocarne i ryk jego nie ustawał i zdało się, że trwać on może wiecznie. Każden jednak swoją wytrzymałość i granice ma. Kędy głos jego cichł i ostatnie hausty ze swych trzewi wyrzucał, z zewnątrz wrzask innego łowcy dobiegł. Nie szło rozpoznać, czyj to głos. Czy to Yaghnyl, brat Haruka go wspomóc postanowił? Czy też inszy mąż, co obojętny na taki zew bojowy, pozostać nie mógł?
Ktokolwiek pierwszy z nich by nie był, już wkrótce każden chłop, co w osadzie był do chóru się dołączył. I niósł się chorał łowiecki i grzmiały jego echa pośród borów i światów ościennych.


- Kędy jasny blask cię opuści - zaintonował Animur kantyk kabalarski, co zwyczajowo w czasie Otoki i inszych ofiar krwią spływających jest śpiewany.
- W Pustkę wrzeszcz z całych sił - do śpiewu dołączyły się reszta, co w kolibie stała.

- Krzycz, aż płuca ogniem zapłoną
Jękiem światu znać daj, żeś jest
W nicości otucha twa

W Pustkę wrzeszcz z całych sił - zawtórowała gromada cała, by modlitwa w bezkresne kaytulowe otchłanie popłynęła.

- Wypełniam Pustkę sobą
Nie jestem sam - kontynuował modły, stary stracharz.

- Każdym oddechem, każdym wdechem
Kawałek po kawałku, rozlewam się w niej
Smakuje gorzko, słodycz mą
Spełnione nienasycenie

Wdech i wydech i z powrotem
Wydech i wdech i znowu
Pełniejszym się staje

Przy tych słowach rozpoczął Animur wraz z innymi krążyć wokół paleniska watry, gdzie trzy stosy się tliły. Za każdym razem, gdy pełne koło obszedł pokłon pustce, co w środku watry ziała, oddawał. Gdy się podnosił garść tundurmy w płomienie sypał i wonność zniewalająca zmysły, pośród zebranych się rozchodziła. Szmer Aeynechen w ich zwoje mózgowe wnikał i ciepłym rozleniwieniem we wszystkie członki się rozlewał.

Tamburyn wtórował im w każdym kroku. Vandelu melodyjne dźwięki niosły słowa modlitwy na aytherowej osnowie, by poprzez fałdy światów, niosła się ona ku temu, którego czcili i wzywali.

- Pustka wypełnia mnie
Nigdy nie będę pełny
Krzyczę - nie jestem sam

Kaytul ze mną i we mnie!

- Kaytul z nami i w nas! - zagrzmiała wspólnym głosem gromada

Stracharz zatrzymał się i spojrzał na wątłe płomienie trzech stosów i popiołową nicość pomiędzy nimi. Po jego lewicy stanął Haruk, a Wrona po prawicy. Shyta w otwartych dłoniach trzymał rytualny nóż. Stracharka w ramionach trzymała śpiące niemowlę. Dziecię otumanione tundurmy wonią odpłynęło duchem do Aeynechen, gdzie nie ma bólu, ni strachu.

Kostropata dłoń zacisnęła się na drewnianej rękojeści. Stalowy chłód przeciął bladą szyjkę. Równiusieńka rozpadlina w dziecięcej cielesności w mgnieniu oka wypełniła się bulgoczącą krwistą lawą, która jęła obficie spływać po pomarszczonych dłoniach starca. Nie drżały one, ani nawet się nie zatrzęsły. Perfekcyjna wprawa stracharza i chłód bijący od każdego jego ruchu, większą grozę budził, niźli rozwarte niemowlęce usta, przez które dusza jego maleńka ku Teynechen popłynęła.

Wrona misę ozdobną z czaszki lewanthusa uczyniona nadstawiła. MIsterne zdobienia tak jej wewnętrzne, jaki i zewnętrzne ścianki pokrywały. Moc aytheru, co we krwi się kryje, miały one wzmacniać. Gdy czara się wypełniła podała ją dziołcha starcowi, któren jako pierwszy krwawy toast wzniósł. Haruk dłonie wyciągnął swe, by jako następny z misy upić. Dokonawszy tego miskę podał stracharce. Oczy mu przy tym migotały, jakby jej bukiet kwiatów polnych wręczał, by w łaski jej wkraść się chciał.

Krwawy toast spełnił tak i guślarz, jak i mykeska, co z klanu przez kobiety rządzonego pochodziła. Jeno elben od obowiązku się uchylił.

Nikt na to uwagi nie zwrócił, gdyż Haruk już matkę niemowlęcia w rękach trzymał. Z woli Animura ofiara Otoki obfitością wielgą krwi spłynąć tego wieczoru miała.

I znowuż perfekcyjnym cięciem stracharz szyję ludzką rozpłatał. Nietomna Nana cichy jeno jęk z siebie wydała i już nieprzebrane strumienie rubinowe po dłoniach Animura do czary spłynęły. Krwi mnogość nieprzebrana z truchła kobiety wypływała, aż Rune musiała po kolejną czarę sięgnąć. Kiedy ta się napełniła, wziął ją Haruk, by kumom zanieść, coby i oni mogli rytualny toast wznieść i bym moc Otoki i w nich była.

W tym czasie Animur dłonią kostropatą w krwi ludzkiej skąpaną, twarz każdemu naznaczył.

Kędy każdy kum, co w Rubieżanach mieszkał usta we krwi trybutowej zamoczył, stanął Haruk na środku placu i powietrza mroźnego w płuca swe zaczerpnął. Stał samotnie pośrodku osady, a rwące deszczu strumienie spływały po całym jego ciele. Wzniósł shyta dłonie swe ku niebiosom płaczącym i zaryczał, niczym jurny buhaj, co spełnienia żąda.

Błysk strzelisty rozdarł okryty mrokiem świat na dwoje, jakby sam Pan Pustki znakiem tym łowy rozpoczął.




Dogasły trzy stosy, co w kolibie się tliły. Noc już w pełni rozkwitła i gromada w końcu do snu się kładła. Jeno myśliwi, których Kaytul powołał, do drogi się sposobili. Haruk już przy opłotach osady stał. Dwa psy, czarne niczem bagno najgłębsze, u jego stóp warowały. Za plecami jego gymrok o ślepiach rubinowych stał i pyskiem w kły ostre uzbrojonym z nudów w rozmokłej ziemi rył. Poklepał go shyta po szerokim karku i cierpliwie czekał, aż reszta myśliwych do niego dołączy.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 24-11-2021 o 20:17.
Ribaldo jest offline  
Stary 24-11-2021, 18:51   #56
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Choć czasem zawrze krew
Nie czyń temu wbrew

Z nauk Sicheii



Otoka poruszyła Molsuli chociaż nie piastował w niej większej roli i daleki był od wyznawania Kaytulowej wiary. Nie potrafił jednak lekce sobie ważyć natężonej mocy aytheru, któren szczypał jego ciało i kłuł niczym igły kolcowija. Jakkolwiek by nie pochwalał wyboru ofiar i obrzędu natury okrutnej, wiedział, że tak odwieczny zwyczaj łowów nakazuje. Jucha obficie miała splamić i naznaczyć wybrane oblicza, a im trybut cenniejszy wtedy niechybne powodzenie nagonki wieszczył. Nuty guślarz podchwycił, co misterium towarzyszyły i dał się ponieść tej pieśni krwi, co i jego istność wyznaczała. Tutejsi widać pojmowali wagę i znaczenie rytuału, ryk co z gardeł mężów kolejno się dobywał siłę miał im zaszczepić, obawy przegnać i zwiastunem być lepszych dla rubieżan czasów.

Aranaeth mimo swego obcego pochodzenia, czuł się teraz niejako spowinowacony z tą gromadą, wyrokiem losu, na który nie miał wpływu. Na równi z innymi łowcami odpowiadał za przyszłość, jaka osadę czekała. Jednako to brzemię nie wyzbyło w nim pewnych wątpliwości, które w sercu i duszy nosił, a wobec kumów utajał. Czy je przezwycięży i poświęci w pełni polowaniu na wioskowego otroka, tajemnicą pozostawało, również dla jego samego…


Stawił się wezwany Molsuli jako i inni łowcy, mimo oćmy panującej, co żadną przeszkodą dla jego zmysłów być nie mogła. Miejsce zebrania nieomylnie znalazł, wydatnie mu w tym pomogły gymroka brużdżenia i woń jaka od skalanej błotem, liszajowatej skóry biła. Włosy Aran miał spięte rzemieniem, co bardziej uwydatniło jego oblicze, dotąd skryte za zasłoną czarnych kosmyków. Znamionowało ono prócz pewnej łagodności, niezłomność rysów ściegiem surowym podszytą. Oczy, które mogły więcej rzec o jego naturze, nadal spowijał mleczny ocień, co jeszcze bardziej charakter taił. Świeże ślady czoło jeszcze plamiły, żywą pamiątką Otoki będąc. Odziany był tropiciel nad wyraz skromnie, w wełnikową kapotę, co od ziąbu i wilgoci go chroniła, buty zszyte dratwą w wywarze żywicznym umoczoną i woskiem kleistym natłuszczone. Znad pleców wystawało rogowe łuczysko, zaś poręczna sakwa ramię opasywała. Przy boku nie dało się nie zauważyć pordzewiałego ostrza, co kształtem swym jatagan przypominało. Obojętny wyraz twarzy tropiciela sprawił, iż niełatwo było przeniknąć jego zamiary i poznać czy jeno z obowiązku, czy inszą przyczyną wiedziony w drużynie łowców stanął.

- Słyszałżem i wy pewnie takoż o pustelni, co śród moczarowisk się kryje. Trop to może być słuszny, bowiem chłopięcie bezradne mogło tam kryjówki szukać, gdzie jego ociec bywał. A pokutnik żadną miarą schronienia mu przecie nie odmówi. - wyrzekł oschle Molsuli to, co mu na myśl przyszło kiedy dumał nad podjęciem pierwszych kroków.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 25-11-2021 o 04:41.
Deszatie jest offline  
Stary 25-11-2021, 19:22   #57
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Morra skończyła z resztą rytuał i postanowiła oddalić się z izby niezauważona, przynajmniej taki miała plan. Nikt jej nie zatrzymywał więc wydawało jej się że się udało. Zanim udała się jednak na miejsce zbiórki miała jedną rzecz do załatwienia podczas ostatniej wizyty u matrony ta powiedziała jej coś ciekawego i pomocnego. A w swych jukach powinna znaleźć prawie wszystko by wykorzystać jej wiedzę poza jedną rzeczą.

Było idealne jak po rytuale cała wioska wydawała się wymarła wszyscy przebywali w domach nikt nie wychodził na zewnątrz, cicha, spokój, aż licho kusi. Udała się na plac gdzie dyny stały i podeszła do Nurbeka.
- No, no, nie powiem że to najwygodniejsza pozycja do czekania aż sytuacja się rozwiąże. - Powiedziała tuż przy jego uchu kiedy zakradła się do człowieka. Ten wzdrygnął się zaskoczony ale drewno trzymało w miejscu.
- Masz,... - Powiedziała podstawiając mu pod usta kawałek bułki wyniesionej z domu, mężczyzna łypnął na jedzenie a potem na nią z nieufnością w oczach. - … no już, nie doszukuj się pan podstępu, odtruwanie kumów nie jest w tradycji Czarcich Jagód, a kto wie kiedy ci jedzenia i wody podadzą.

To musiało przekonać mężczyznę i zjadł co mu Morra dała a potem popił z jej menażki. Kiedy to oporządzenie niczym zwierzęcia się skończyło kobieta do meritum jej przybycia przeszła. - No to teraz wybacz Nurbeku, ale potrzebuje od ciebie czegoś nie bój się. Potraktuj to jako twój wkład w odnalezieniu syna. - kobieta nożyk zza pasa wyjęła jak i kieł zwierza, wydłubany w środku z dowiązanym korkiem.
Nożyk do szyi przycisnęła a kiedy strużka ciemnej juchy popłynęła przyłożyła zab zbierając w niego krew. Trochę mdło się jej zrobiło bo smak juchy ofiary jej się przypomniała a sama nie była amatorem tego metalicznego smaku. Kiel zakorkowany a mykes jeszcze papkę na miejsce nacięcia położyła by choroba nie wdała tamtędy. Wysłuchała ojca przeklętego dzieciaka ale musiała iść na miejsce spotkania.




Kryjąc się w cieniach z daleka widziała Aranaetha i Haruka z swoimi psami i gymrokiem. Zwróciła też uwagę na rzeczy jakie czekały na nią przy bramie. Podchodząc do bramy kiwnęła głową obu mężczyzną i założyła zostawiony przez siostry ekwipunek. Gotowa zwróciła się do obecnych tych co byli i tych co zadreptali do nich w końcu.

- Słyszałam o pustelni ale tereny naszych moczar wielkie a żadne z nas nie wie gdzie chłopak czy to swoją wolą gnany czy sia nieznaną się udał. Skoro Haruk psy przyprowadził proponuje użyć je i teraz by świeży trop mogły złapać i zobaczyć w którą stronę nas prowadzić zaczną. Jeśli jednak okaże się że chłopak i przez nie do znalezienia się nie nadaje to dopiero wtedy zgadywać na oślep i szczęście się zdawać. - rzekła mocując maczetę do pasa.
 
Obca jest offline  
Stary 04-12-2021, 12:10   #58
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Dokąd powinniśmy pójść?
My, którzy przemierzamy tonącą ziemię w poszukiwaniu prawdziwych wersji samych siebie.





Skórę miał szorstką i twardą niczym kora drzewa i tylko ciepło od niej bijące znać dawało, że to ciało żywe jest a nie skamienielina zdrewniała. Dookoła półmrok i cisza. Dookoła bagienny zapach lepkiej krwi, która połączyła ich silniej niż pępowina łączyć mogła dziecko z łonem matki. Pod opuszkami jej palców kształt Animurowy - niespokojny, niechętny jej dotykowi.

Zatańczyły lodowate, aytherowe pasma, gdy kciukami powieki starca zakryła, owinęły się, owiały Wronę jak wicher wschodni, co deszcze i chmury burzowe przynosi. I nagle zewsząd szmer sfer zakazanych, co pomiędzy fałdami wszechświata się kryją. Byty z wiotkich pasm aytheru, gdzieś ponad jej głową krążyć poczęły na padlinożerców podobieństwo, co śmierci jeno wyczekują, by głód swój zaspokoić; co za juchą jeno węszą, by pragnienie ugasić. Nic nie pozostało z blasku watry i trzech stosów, co je Haruk z pieczołowitością ustawił. Tylko mrok. Tylko ciemność. Jakby cały świat w bezgwiezdnej nocy utonął. Bardziej umysłem niż ślepymi, bezradnymi oczami pojęła, że byty szybujące ponad nią wolno jak dziecięce latawce, to duchy Animurowych ofiar i implementacji wszelakich, których przez dziesiątki lat na sobie dokonał. Czuła mnogość śmierci, którą starzec widział i własnymi rękami zadał. Niemal czuła zapach przelanej krwi i ciepło uciekające z umierających ciał. Śmiercicha siostrą mu była i nawet teraz przy jego boku czuwała, jako pupil wierny.

Aytheru pasma, cieniutkie niczem nitki pajęcze, całe ciało oraz ducha starca oplatały. Mapa to była tajemna i księga żywota, jak te, co preceptorzy dla władców potężnych ongiś sporządzali. Odetchnęła głęboko, odchyliła głowę, zatraciła się głębiej. Z jej ust ni to jęk, ni to westchnienie się wydarło. Mogła tak samo: nić po nici bieg życia starca prześledzić. Każdą rankę, draśnięcie najdrobniejsze czy guza na czole poznać. Nagle mnogość historii się jej objawiła, umysłem niemożliwa do objęcia. Jeno przebłyski, jeno strzępy niewyraźnym szkicem, szarpanymi liniami szkic Animurowej esencji kreślące. Czuła jego niedomagające serce. Czuła wielki ból, jaki kości mu sprawiały od kiedy zmiany w siebie przyjął. Czuła wrażliwość jego na aytheru przepływy, które niczym starcze dolegliwość członki mu wykręcały. Czuła jak mocno rzepka w jego prawym kolanie nadwyrężona została i wiedziała, że przy pierwszym wysiłku strzelić może. Czuła oko jego, w którym supeł z grubych sznurów aytheru sięgających Aeynechen i Teynechen splątany by nierozerwalnie. A pomiędzy tym powidoki obrazów, okruchy wrażeń, strzępy emocji. Pomiędzy tym…


…zachwyt. Zatracenie.
Głębiej. Mocniej. Do końca samego.

Gdy wtem ptasie serce zadygotało, zamarło w przerażeniu nagłym jak strzałą przeszyte. Bojaźń rozrosła się w niej na podobieństwo drzewa korzeni, zalała ją całą jak rzeka wezbrana. Posmakiem żółci osiadła na języku i Wrona poznała smak tego strachu. Czuła go przecież niedawno. Czuła go dwukrotnie. Grunt uciekł spod jej stóp, gdy łapy - brudne i błotniste - w dół ją ciągnąć zaczęły brutalnie. Otworzyła usta do krzyku, ale breja cuchnąca wlała się w nią, wypełniła płuca. Nie mogła wrzasnąć, pomocy wezwać. Nie mogła się poruszyć, choć szamotać się próbowała. Ludzkie serce paniką biło tak mocno jakby wybuchnąć jej w piersi miało. Ptasie serce wciąż jak martwe, wciąż sparaliżowane grozą, która echem obłędu się odbijała od ścian jej umysłu.

Oczu wiele się w nią wpatrywało jak trupojazdy na zewłok świeży. Wszystkie w mroku gęstym skryte, który poza zmysły i poza światy się rozciągał. Każde spojrzenie, każde poruszenie oczu czuła na sobie tak, jakby ją ktoś za ciało mocno łapał, palce w nią wpychał, rozszarpać chciał w nienasyconej zachłanności. Opadała. Z każdym powiek mrugnięciem zapadała się głębiej w tą czeluść bagienną, w szlam smolisty, który dna zdawał się nie mieć.

- Sza… cicho… sza… - zaszeleściło jej w uszach głosów wiele, każdy z nich wszawy, niechlujny, ociekający plugawą lubieżnością. I wiedziała, >wiedziała<, że jej życie na szali położone zostało. Przed jej twarzą twarz bez lica żadnego się pojawiła. Tak blisko, że jeno oddech je dzielił. Ziąb konania samotnego od tego oblicza wionął i brukał każdą cząstkę Wroniego ciała. Na śmierć ją skazali. Na samotną agonię.

Umrze. Zginie. Zdechnie.
Skona.
Wiedziała.

Spoczął palec cienisty na ustach, których nie było.

- Sza… cicho… sza… - znowuż zewsząd zaszumiało, gdy palec z mroku i popiołów utkany po jej szyi jak nóż się przesunął.

Niezliczone godziny w tej otchłani tkwiła i jedyne co jej towarzyszyło to cicheńki, ledwie słyszalny pogłos wybrzmiewający w każdym zakamarku jej zbrukanej duszy, wypełniający sklepienie czaszki muszym bzyczeniem:

- Sza… cicho… sza…

Było tak jakby kurtyna czernista nagle się uniosła i Animura twarz zmarszczkami poznaczoną, którą delikatny uśmiech zdobił w końcu zobaczyła. Jego oczy w słabym blasku trzech stosów ofiarnych błyszczały ciekawością ogromną, głodem wiedzy ze wstydem i głęboko skrywanym lękiem wymieszanym. Wciąż trzymała dłonie na starca skroniach, ale wszystkie aytheru nici na powrót niewidocznymi się stały.

Po wszystkim było.
Po wszystkim.

Wrona załkała cicho, odskoczyła od starca jak od żywego płomienia. Zdarła z głowy skórzany czepiec, wypadła z koliby na deszcz, jakby zmyć z siebie chciała wspomnienie złe, zbrukania poczucie, które wgryzło się w nią jak zęby wściekłego gymroka.




Podczas Otoki wszystko odbijało się we Wronich oczach jak w bliźniaczych taflach czarnych, nocnych jezior. Głodna była wszystkiego. Spragniona wszystkiego. Wypełnić chciała się czymś innym niż to, co smoliste znamię na niej odcisnęło. Odbitym ogniem płonęły jej źrenice, na bladych policzkach rumieniec się rozlał, dłonie niestrudzenie rytm Otoki wygrywały i obydwa serca do niego biły.

I tylko raz ich rytm się zaburzył - gdy ofiara niesprawiedliwie wybrana została złożona, gdy ostrze w chudej szyjce się zagłębiło, gdy nóż Animura dziecięce gardło niemal rozpołowił.

Dokładnie tą samą linią, którą palec cienisty na jej skórze nakreślił.

Zaburzył się rytm, serca zamarły na wspomnienie tamtego strachu i tamtej ciemności, zapomniały się nawet w obliczu miękkich nut rabowego vandelu, nawet w obliczu ognia ofiarnego i ryku, co się z Harukowej piersi wyrwał i inne za sobą pociągnął. Jakby nagle lodowe obręcze wokół nich się zacisnęły. I dopiero oczy Haruka błyszczące nad misą pełną krwi, którą niczym kwiaty w jej ręce składał, dopiero muśnięcie jego palców, dopiero smak ludzkiej juchy usta jej wypełniający zakotwiczył ponownie w samej sobie, odetchnąć swobodnie pozwolił. Uśmiechnęła się potem do shyty ustami od krwi szkarłatnymi, uśmiechem jasnym jak letni dzień, obietnicę mu milczącą składając.




Nie powiedziała mu nic, z tego co ujrzała i poczuła po drugiej stronie czerni. Patrzyła na pomarszczoną twarz starca, na jego wciąż zabarwione szkarłatem siwe włosy i zmilczała.

- Thaysaloo. Nie mogę - powiedziała tylko i molsulskie słowo spłynęło z jej ust bez namysłu, bez wahania. Jak inaczej mogłaby wytłumaczyć ten zakaz, tą groźbę śmierci, która zawieszona została nad jej głową. Więc thaysaloo. Jednocześnie tabu i więź. Niezachwiana wiara, że słowa mają moc, że sny i proroctwa wypowiedziane w Oeynechen stanowią fundament ich ziszczenia się. Z mlekiem matki wyssała wiedzę, że nie opowiada się złych snów i proroctw klęski. Nie mówi się złego. Opuszcza się zasłonę pomiędzy słowa, którą równoważy więź - braterstwo krwi, rodzaj przysięgi - łącząca dwie dusze i splatająca osobiste nici aytheru pomiędzy dwoma Molsuli. Thaysaloo, które w ustach Animura brzmiało obelgą najgorszą.

Nie powiedziała mu nic, czego powiedzieć nie mogła.

Nie powiedziała mu, że cień, który jego ruchy podczas ciałopalenia przedrzeźniał manifestacją zjaw wcześniej przez nich widzianych był. Że choć ich natura jej pojmowaniu się wymykała, nie potrafiła strząsnąć z siebie świadomości, że ich początki daleko w przeszłość sięgają. Nie powiedziała, że tancerze, co dookoła płomieni orgiastycznie pląsali powiązani byli z cieniami uwięzionymi w słojach, co po piaskowych wydmach kroczyli jak we śnie. Że z Baydurem się to wszystko łączyło - ale czy na zasadzie powtarzającej opowieści czy bardziej namacalnej relacji, tego określić już nie potrafiła.

Nie powiedziała. Zatrzymała dla siebie. Zbyt przestraszona i niechętna, by własne życie na szali kłaść tylko dla zaspokojenia starczej ciekawości.




Podbiegła do Haruka lekkim, tanecznym krokiem, jakby żadna zgryzota ciężarem na jej barkach nie zalegała. Smutki i strachy w kąt serc zagoniła jak zwierzęta do zagrody. Otarła się o niego jak kot, przylgnęła na moment do jego boku i twarz niemal jaśniała jej czysto dziewczęcym afektem. Szczerym, pulsującym z obydwu serc, nieskrępowanym całkowicie i w tym nieskrępowaniu jakoś całkowicie niewinnym. Na tyle, na ile Wronie żarłoczne pragnienia niewinne być potrafiły.

Wbiła w ziemię krótką, ozdobioną piórami i kościanymi ozdobami włócznię, poprawiła paski wypchanego plecaka. Kucnęła przed zwierzakami, żeby każdemu w ślepia popatrzeć. Ogarom dłoń dała do obwąchania, zanurzyła palce w czarnej sierści, przeczesała ją czule, przytuliła na moment policzek do psich pysków.

- Nie smarka w pustelni szukałabym, Kamieniu - powiedziała, zadzierając głowę ku guślarzowi, który tak różny był od niej, jak dzień od nocy się różni. - Ale śladu za tym, co Baktygula zabiło. To on tam gościem był, nie młody. Poszłabym do uschniętego drzewa - zadeklarowała, marszcząc ciemne brwi. Teraz, gdy popielną barwiczkę i krew ofiarną z twarzy zmyła, młodszą się zdawała, mniej obcą, łagodniejszą jakoś. Inaczej zdawało się, że patrzy. Inaczej na pewno na Animura patrzyła. - Gdy trykwetr związaliśmy ziemię jałową widziałam, wody pozbawioną. I wnętrze chaty. Może to nic. Może coś. Ale za tym tropem bym się udała. Jeśli nie, zaufałabym psim sercom. - Podrapała pieszczotliwie jednego z ogarów za uchem, uśmiechnęła się do ciemnych, zwierzęcych oczu, pyska pełnego jasnych kłów. - Choć one ku innemu rozwiązaniu nas poprowadzą.
 

Ostatnio edytowane przez obce : 05-12-2021 o 21:55.
obce jest offline  
Stary 05-12-2021, 10:45   #59
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Thaysaloo!
A więc tym wykpić się chciała. Zatrzymać dla siebie to co jemu podstępem wydarła. To co widziała za kurtyną, a widzieć musiała. Nie umknęły timorycie jej strachem rozszerzone źrenice, nie puścił mimo uszu westchnienia ulgi nim na powrót przybrała swą maskę.
Thaysaloo!
Dobrze więc Wrono. Dobrze. Póki co...


Trójoki słuchał łowczych z powiekami przymkniętymi. W płaszcz podróżny odziany. Zdawać by się mogło, że drzemał uwieszony u kostura. Gdy jednak ostatnie słowa przebrzmiały otworzył oczy. Kaptur głęboki, co mu twarz w cieniu skrywał na plecy odrzucił. Włosy ciągle barwidłem szkarłatnym miał oblepione, teraz popękanym już i kruszącym się. Twarz, posoką ofiarną umazana, sprawiała, że jak sam upiór wyglądał.

- Morra poprowadzi grupę badającą trop - zdecydował. - Pomoże jej przy tym Haruk z jego psami. Aaron, który pomysł popierał towarzyszyć im będzie.

Potrząsnął głową a czerwone strugi wypłukiwanej przez deszcz gurguny spłynęły po płaszczu.

- Aranaeth, Rune i ja udamy się tam - wskazał ręką na lewo od świtającego zza drzew słońca. - Na trzęsawisku podejmiemy próby odplątania nici aytheru, którymi powiązany jest Gulgun.

Spojrzał ciężko na nieprzytomnego chłopca przytroczonego do gymroka.

- Jeśli ten trop okaże się zły, udamy się na południe szukając pustelnika. Odwiedzając więc miejsce sugerowane przez Arenaetha, a następnie samotne drzewo wskazane przez Rune. Tym sposobem zwiększymy zasięg i skuteczność polowania.

Stary rozkaszlał się, odchrząknął i splunął w kałużę. Długie przemowy go męczyły. Czuł się nie na miejscu, wciśnięty w buty, które były o rozmiar za małe.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 05-12-2021, 18:17   #60
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację

Guślarz poglądał bacznie na twarze kumów, a dostrzegłszy, że Drżąca widocznie dygotać poczyna rozsierdzona, chocia taić to usilnie się stara, ubiegł ją swoje zdanie pierwej wygłaszając:

- Oboćjętne kędy zmierzać będziem przeznaczenia swego nie unikniemy. – spokojny ton wypowiedzi szmer leśnej strugi przypominał.

- Z dala od osady czynić nam aytherowe sztuki, lecz Animurze pomnij żeśmy osłabieni. Dzielić się pochopna to rzecz, w łabety popaść nietrudno, bo okolice zdradliwe mimo że tutejsi z nimi obeznani, a i zagrożeń bezlik czyha na oparzeliskach. Tyle rzec mogę, co żem z własnego okrzesania wyniósł.
Co poweźmiesz, już ino na twe barki, wspierane kosturem padnie…


Molsuli choć neutralny, niejako ciężar odpowiedzialności ku stracharzowi obrócił.
 
Deszatie jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172