Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-09-2022, 15:01   #51
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
John nie przepadał za takimi imprezami. W ogóle nie przepdał za imprezami, ani za ludźmi. Wolał ciszę i spokój. Szum wiatraków komputerowych. To wszystko wydawało mu się farsą. Chodzące zwłoki udają, że żyją. Tańczą i śpiewają. Piją i ćpają. Jakby o wschodzie słońca mieli zasnąć, nie leżeć trupem do kolejnego zachodu. Wkurzało go to.

Otworzył szeroko usta i poruszał szczęką na boki. Wszystko było dobrze. Potrzebował tydzień, żeby zregenerować ciało. Jako człowiek do końca życia jadłby przez słomkę, a tu proszę. Wszystko na swoim miejscu.

Wyglądał podobnie jak na pierwszym spotkaniu z Aurorą. Niezdrowo blady z pewną dozą elegancji. Miał na sobie średniej klasy garnitur w kolorze butelkowej zieleni, a pod nim przylegający do ciała czarny golf. Szybko zlokalizował Carla, któremu przekazał sporej wielkości worek strunowy ze smartfonem wewnątrz.

- To dla twojego chłoptasia. Kod odblokowania jest naklejony z tyłu telefonu. Ten sam ma w państwowym profilu. W środku jest też karta kredytowa. Nazywa się Jihad Yuhibu Almaeiz. Sugeruję mu wystąpić o tymczasowe zameldowanie. Z tymi papierami to wystarczy. Ma też ubezpieczenie zdrowotne, jest zarejestrowanym bezrobotnym bez praw do zasiłku. Zrobiłem mu też prawo jazdy na to nazwisko. Jest w środku, ale nie pokazywałbym go jeśli nie musi. Nie ma na nim żadnej literki w ludzkim języku, tylko te ich szlaczki. Jeżeli zatrzyma go policja, to powinien z tą apką przejść bez problemu. Z prawem jazdy jak trafi na swojego, to ma przegwizdane. Francuz go puści, bo mu się nie będzie chciało babrać z arabskimi krzaczkami. Jeżeli trafi na kogoś z ich ambasady, albo kogoś z bazą danych interpolu, to mogą się dopieprzyć i najpewniej to zrobią. Więc niech nie szaleje za wiele. Na telefonie nie ma żadnej historii, żadnych odcisków palców. Żeby działał jako telefon musi sobie kupić i zarejestrować numer. Na karcie ma do spłaty 500 euro. Kupiłem z niej ten telefon i opłaciłem koszty administracyjne. To tyle z mojej strony. I nie, Carl, nie potrzebuję twoich gołębi. U ciebie im dużo lepiej niż u mnie - dawno nie słyszany brytyjski akcent drażnił uszy.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 27-09-2022, 17:30   #52
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Po kilku dniach doszedł do siebie. Właściwie stało to się szybciej niż powinno, ale to zawdzięczał temu, że korzystał z wampirzej opieki lekarskiej tych będących u władzy. Czasem warto było dla takich pracować. Chociaż gdyby nie ostatnie zlecenie, to nie skończyłby w letargu. Wszystko miało swoją cenę. Z tych ciężkich ran, które otrzymał zostały mu tylko blizny, ale i one wkrótce znikną.

Bruno ubrał się by wyjść na nocny spacer nim uda się na przyjęcie, ale wtedy wpadł jego maul z którym odbył krótką rozmowę. Po niej wyszedł na spacer i znalazł w parku gdzie spędził kilka chwil. Po czym udał się na przyjęcie.
- Dziękuje.
Napił się. Niegrzecznie byłoby odmówić i po raz pierwszy miał okazje rozmawiać z prigomenką klanu w cztery oczy.
- Mogło pójść trochę lepiej. Lądowanie w letargu, to nie jest coś co chciałbym zbyt często powtarzać.
Zwłaszcza, że zdaniem jego twórcy trochę mu, to zaszkodziło.
- Z pewnością dla naszego klanu, to dobrze, że znalazłem się w zespole. Może dzięki temu uda się stworzyć pewną nić zaufania.
Przedstawiciele jego klanu byli postrzegani jako potencjalni zdrajcy, ale kto miał odejść do Anarchistów, to w zasadzie już odszedł. Zdaniem jego maula obecna sytuacja zadziała teraz na jego korzyść, bo w innych okolicznościach mógłby nawet wypaść z zespołu za wpadnięcie letarg w pierwszym zadaniu, ale zrobienie czegoś takiego teraz pogorszyłyby i tak już nienajlepsze relacje między klanem a władzą w mieście. A tak był leczony i zostawili go w zespole. Nie mniej dla niego samego i jego reputacji byłoby dobrze gdyby nie wylądował w letargu w kolejnym zadaniu i oczywiście by je przeżył. Bruno porozmawiał jeszcze chwilę z Aishą Czarną Wilczycą. Potem się z nią pożegnał, teraz czekała jego i resztą rozmowa z Aurorą.

Zanim zabawa miała się rozpocząć na dobre czekała go i resztę grupy krótka pogawędka z szeryf. Wyjaśniło się kim była zjawa. Może fakt, że wpadł w letarg nie był wcale taki zły. Pamiętał, że był ostrzegany mu unikać picia krwi Maklavian. Krew niektórych z nich mogła przenosić szaleństwo. Przeważnie krótkotrwałe, ale nie zawsze. Z pewnością by się napił krwi zjawy gdyby po walce stał na nogach. Podobnie było z krwią niektórych Nosferatu ich krew w prawdzie nie przynosiła szaleństwa, ale niektórzy z nich pozwalali by w ich ciałach gnieździły się owady i inne robaki. Nieopatrzenie można było przenieść niektóre z tych owadów na własne ciało. Całe szczęście specjalnością Carla były gołębie, a nie robaki.
- Oddanie ciał rodzinom oczywiście nie wchodzi w grę, ale może dałoby się przekazać im jakieś środki finansowe w ramach rekompensaty. Oczywiście nie teraz, bo to by były podejrzane, ale za jakiś czas.
Może przynajmniej tak mogli zadośćuczynić za to, że nie można było zwrócić ciał rodzinie i za to, że nie udało się im wyeliminować zjawy zanim ta znowu zabiła.

Po skończonej rozmowie zostali przekazani Monique, która była gospodynią wieczoru. Krótko wyjaśniła, które miejsca warto było by zobaczyć. Bruno zamierzał zajrzeć do Heaven jak do Hell. Raczej nie zamierzał brać udziału w tym co się tam wyprawiało, ale uznał, że nie obejrzeć tego co był w Hell byłoby jak pójść do zoo i nie obejrzeć klatki z lwami, które byłyby jedną z atrakcji zoo.

Monique poinformowała jego i resztę o systemie bransoletek. Prosty system, ale całkiem sprawny. Chociaż przyszło mu do głowy, że każdy wampir może założyć taką bransoletkę i uchodzić za jednego z gości lub kogoś z obsługi. Chwilę później gospodyni wieczoru wprowadziła ich do Heaven na koncert niejakiej Ninette. Jednak wcześniej zostali wprowadzeni na scenę jako goście honorowi i przedstawienie publice, a następnie nagrodzono ich brawami. Bruno miał wrażenie, że nie do końca zasłużył na ten dzisiejszy splendor w końcu on wpadł w letarg, a zjawę pokonała reszta jego nowych towarzyszy. Kiedy brawa się skończyły zszedł ze sceny i wraz z innymi dołączył do reszty gości.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 11-10-2022 o 11:00.
Shartan jest offline  
Stary 28-09-2022, 13:31   #53
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Czas wolny po misji

Carl większość czasu spędził ze swoimi pierzastymi pupilkami poszedł też na kilka Północnych Mszy kościoła Kaina Odkupiciela, oraz odbył kilka rozmów z Bratem Nikodemem, który pomógł mu poradzić sobie z wyrzutami sumienia, które wynikły ze śmierci biednych ochroniarzy Leclerca.

Stawił się też na kilka godzin w pracy, żeby pomóc kilku nieszczęsnym braciom mniejszym odejść z tego świata... Najsmutniejszy w ostatnich był los starego doga niemieckiego wyrzuconego przez właścicieli gdy tylko zaczął objawiać charakterystyczne dla tej przerośniętej rasy problemy ze stawami.

Naumyślnie oddali go do schroniska PETA wiedząc, że nikt tam nie będzie narzekał i zabiją ex-pupila głosząc, że udomowienie zwierząt jest zbrodnią a wszystkie psy, koty i inne zwierzęta towarzyszące powinny zostać zgładzone.

W Miechowym wprost gotowała się krew, ludzie najpierw niczym rasiści okaleczali te nieszczęsne istoty Boże, a potem gdy przestawało być to wygodne porzucali żywe czujące istoty niczym zabawki dorabiając do tego jakąś chorą ideologię! Kolejny dowód na zepsucie tego świata przez Demiurga. Nosferatu nie czuł się zbyt, dobrze współuczestnicząc w tym procederze, ale była to wygodna metoda żywienia, mógł, chociaż przynieść tym bydlątkom, lekką przyjemną śmierć, zamiast krzywdzić i żerować na ludziach. Większość zwierząt podświadomie wyczuwała drapieżnika w Dzieciach Kaina, lecz przez lata Carl nauczył się jak obchodzić ten problem przez zrozumienie ich odruchów. Nie było to idealne rozwiązanie te istoty czuły ból i radość, ale Bóg rzekł, aby czynić wszystkie istoty nieba i ziemi poddanymi a wbrew temu co sądzili, niektórzy szaleni z jego punktu widzenia, ekolodzy życie ludzkie zawsze przewyższało jego zdaniem nad istotami niższymi.

Pozbywał się ciała a weterynarz, który w dokumentacji spisywał utylizacje i użycie środka usypiającego, który sprzedawał później w Dark Necie, dzielił się ze wspólnikiem zyskami po połowie, nie zadając zbędnych pytań. Osuszone z krwi mięso trafiało później pod nóż Jyhada, który przemielał również podroby z wysuszonych ścięgien oraz mięśni plótł mocną nić, którą zaszył dziury w płaszczu swego dominatora, używając wygarbowanej skóry zwierzęcej w miejsce materiału.

W tym czasie Roger wyposażony w gotówkę z lewych interesów w schronisku ruszył szukać odpowiedniego galowego ubrania w second-handach, THRIFT shopach i innego rodzaju ciucholandach. Ex — Górnik jeden aspekt przejął od swoich eko terrorystycznych, pracodawców starał się zostawiać jak najmniejszy ślad węglowy, skoro zamierzał żyć wiecznie, zdawało się to uczciwe.

Szofer, choć nie był modystom na poziomie pięknej Alessy odebrał przeszkolenie w kwestii należytego męskiego ubioru jako część edukacji pracownika podnajmowanego Księżnej Meksyku. Zdołał więc znaleźć odpowiednią koszulę, krawat i buty w przystępnej cenie. Karl nie czuł się przedwojennym hrabiom. Postanowił więc odrzucić sugestie Torreadorki w kwestii fraka, zakładając zamiast tego, coś nieco bardziej nowoczesnego:

[MEDIA]http://i.pinimg.com/originals/e9/c0/c1/e9c0c182cdf6e5976c65a874d994a6f9.jpg[/MEDIA]



Na jego ramieniu siedział kruk, ciekawie przyglądający się otoczeniu pokrakując od czasu do czasu. Na jednej z łapek miał opaskę z niebieskiej gumy.

Reakcja na dokumenty od Johna

- Cóż, dziękuje bardzo... Skoro nie chcesz gołębi to czego, potrzeba ci w zamian ? Mogę zaoferować przysługę do wykorzystania na potem,albo jeżeli wolisz po prostu gotówkę to podaj swoją cenę najwyżej zapożyczę się u mojego Patrona

Reakcja na słowa Szeryf

- Oczywiście, Pani Auroro sytuacja jest w pełni zrozumiała! Jeżeli sprawiłem na Pani kiedykolwiek wrażenie, że mógłbym, narazić bezpieczeństwo rodu Kaina zdradzając los tych ochroniarzy, ich bliskim upraszam o wybaczenie! Ponadto chciałbym ponad wszelką wątpliwość podkreślić, że cały sens mojego nieżycia oraz mojej wiary opiera się na służbie Świętej Wieży z kości słoniowej, jaką jest nasza Matka Camarilla. Możliwość asysty Pani Szeryf jest dla mnie największym możliwym honorem, który noszę na piersi niczym medal... Los tych śmiertelników uznaje za nieszczęśliwe spotkanie z katastrofą naturalną, którą udało nam się powstrzymać, aby nikt inny nie cierpiał. Gdy uderzy Tsunami też giną ludzie bez słowa my jesteśmy aniołami prawdziwego Boga i choć należy dbać o dobrobyt i bezpieczeństwo naszych braci śmiertelnych omamionych fałszywym światem czasami trzeba wybrać mniejsze zło - Powiedział z zapałem neofity wygłaszającym prawdę objawioną.

Z lekkim uśmiechem wysłuchał opisu czekających, ich atrakcji jako sługa Boga nie zamierzał zstępować do piekieł klubu, aby nawracać. Nie władał sumieniami innych rozumiał, że są tacy, dla których jego metody żywienia i egzystencja, jaką prowadził były obleśne, funkcjonował więc według zasady żyj i pozwól żyć innym.

Ukłonił się z rękami zaplecionymi za plecami, po szerokim uśmiechu wypełniającym blaskiem żółte oczy starca dało się poznać, że autentycznie cieszy go ta chwila. Radości nie zmąciło nawet fakt, że Kruk Canuck niezadowolony z ruchu żerdzi, jaką był jego Pan przysiadł chwilowo na zadzie kłaniającego się Nosferatu.

Po zejściu ze sceny Carl pozwolił chowańcowi polatać trochę samopas i poobserwować klub z wysoka przestrzegł jednak pierzastego przyjaciela, żeby uważał, gdzie sra, bo jeżeli zabrudzi powiedzmy na to suknie Alessy to nic nie uratuje jego nienaturalnie przedłużonego ptasiego życia.

Zachowanie na balu, zamówienie piosenki i Rozmowa z twarzą klanu

Niegdysiejszy kanalarz przechadzał się pomiędzy gośćmi, popijając co jakiś czas zwierzęcą krew zmieszaną z wódką tutejsi kelnerzy mieli zadziwiający talent do mieszania tych składników w odpowiednich preporcjach i podawania ich w odpowiedniej temperaturze. Miechowy był miły wobec obsługi zawsze dziękując i spokojnie czekając na przygotowanie dolewek. Bawił się świetnie słuchając pięknej piosenkarki popłakał się słysząc niebiańskie covery szlagierów Edith Piaf a po którymś drinku zebrał się na odwagę, żeby spytać artystkę, czy może zna coś polskiego z lat 80tych ?Ku swemu kompletnemu zaskoczeniu w odpowiedzi dostał przebojowy cover Wandy i bandy , przypominający mu czasy śmiertelnej młodości.

Wokalistka zdawała się wyczuwać, skrępowanie Nosferatu i najwyraźniej chciała podarować mu pocieszenie, a przynajmniej tak odebrał dobór utworu i przesłanie tekstu piosenki, które przyniosło pociechę.



- Dziękuje Pani za komplement, to honor móc przysłużyć się klanowi i sekcie wiem, że nie powianiem mówić tego w tym laickim kraju, ale był to również święty obowiązek mojej wiary... Wiem, że wyznawanie Kaina wielu się źle kojarzy i są ku temu powody, ale nasz odłam nie ma nic wspólnego ani z dawnymi kulrtstami apokalipsu trzyma się też z daleka od Satanistycznych i narcyzstyczno -kainico centrycznych zapędów Kościoła Krwi - Trochę już wypił więc i język mu się już nieco plątał.

Otrzymanie wizytówki od wpływowej starszej momentalnie go jednak otrzeźwiło. Szeptem wyrecytował numer, pokazując, że go zapamiętał i podał jej własny - Ale przez większość czasu mój telefon jest wyłączony i opakowany w folie aluminiową jeżeli byłbym do czegoś potrzebny, prędzej mnie można złapać za pomocą gołębia lub innego zwierzęcego posłańca- Dodał.

- Szanowna Ancillae, jeżeli mogę być tak śmiały i spytać, skoro łaskawie dałaś do siebie kontakt ? Czy są w naszym mieście jakieś Biblioteki pod wezwaniem Carmelity Neillson ? Wątpię, czy takiego świeżaka jak ja dopuszczono by do zbiorów, ale dobre słowo od starszyzny klanu z pewnością uchyliłoby drzwi do wiedzy pozwalając mi pogłębić zarówno koneksje z człowieczeństwem jak i wiedzę o naszych zacnych przodkach oraz historii
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 29-09-2022 o 22:44. Powód: Doklejone reakcja na otrzymanie dokumentów od Johna bo zapomniałem
Brilchan jest offline  
Stary 28-09-2022, 14:24   #54
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
John na scenie przyjął owację. Gdy zaczęto im klaskać uniósł rękę niczym zwycięzca i warknął. I był to chyba jedyny przejaw nagłego wybuchu emocji, jaki mu towarzyszył.

Gdy Aurora rozmawiała z nimi o Zjawie zapytał tylko jakie mają plany co do jego tożsamości. Gotowa historia i adres były wiele warte dla kogoś kto wiedział jaki zrobić z nich użytek. W końcu nikt nie musiał wiedzieć, że Brudas, aka Zjawa nie żył. Ktoś mógł przytulić jego tożsamość.

Później było wystąpienie Perl Noir.

Ktoś kiedyś powiedział, że sztuka jest miarą człowieczeństwa i świadczy o inteligencji. I, że nigdy maszyny nie będą mogły tworzyć sztuki, bo brak im kreatywności.

Tymczasem od dekady muzykę komponowaly algorytmy. Od czterech lat malowały obrazy. W krótce zastąpią też wykonawców, a on całą pewnością tego doczeka. Może się nawet przyczyni. W końcu nie śpieszyło mu się na tamten świat.

Gdy Perl Noir zaczęła śpiewać w obcym języku John sięgnął po telefon. Przytrzymał na boku przycisk do wydania komend głosowych i powiedział: “tłumacz”.

Na ekranie zaczął pojawiać się tekst piosenki. Trywialny i pełen buntu. Kwintesencja Brujah. John oddał się kontemplacji stojącej za nim ściany.

***


Minęła godzina duchów, główne przemówienie gospodyni stało się jednym z nich, tak jak czarujący nawet nieśmiertelnych głos Perle Noir. Spokrewnieni zaczęli zbijać się w grupki i stronnictwa, wpadając w taniec języków oraz gierek, gdy jeden patrzy drugiemu na ręce, a ich intencje są równie szczere co rumieńce życia imitujące przemianę materii śmiertelników.
Wśród zebranego towarzystwa nowa koteria Aurory rozsypała się po sali, próbując zrobić jak najlepsze wrażenie i zdobyć dodatkowe punkty w rankingu gdzie oceniano każdy ruch czy gest. Alessandra korzystała z tego ile wlezie i nie szło tego przeoczyć. Przechadzała się po sali między grupkami, zamiatając marmurową podłogę kolejną praktycznie przeźroczystą suknią więcej odsłaniającą niż zasłaniającą i ozdobioną setkami srebrzystych kryształków. Pod bokami trzymała dwie szatynki w koronkowych kreacjach barwy węgla i w tym zestawie w którymś momencie przyjęcia weszła na trasę kolizyjną z ponurym Brujah w ciemnozielonym garniturze.
- John, kochanie. Dobrze widzieć, że jednak będzie dziś szansa na twoją ciętą ripostę bez konieczności używania syntezatora mowy. - ucieszyła się podchodząc bliżej i spojrzeniem wskazała krwawe lalki po bokach.
- Moje dzisiejsze dodatki. Jewel już znasz, a ta ptaszyna to Fifine - obie szatynki uśmiechnęły się czarująco, a ta zaczepiona o lewe ramię Torreador lekko kiwnęła mu głową na powitanie.
- W skali od jednego do dziesięciu jak bardzo masz ochotę dokonać masowego mordu? Bo nie wiem czy już dzwonić po Servio, czy jeszcze zdąże odwiedzić Hell.
John stał spięty, jak gdyby kij od szczotki stał się integralną częścią jego kręgosłupa. Gdy uśmiechnął się do dziewczyn towarzyszących Toreadorce miał wysunięte kły, jakby faktycznie chciał komuś przebić tętnicę.
- Nie morduję masowo. To zawsze jest indywidualna sprawa.
Podszedł do Fifine i zmusił się do wciągnięcia nosem powietrza.
- Lubię, gdy czują strach - po tych słowach powoli przeniósł spojrzenie na Alessandrę. Patrzył w jej oczy, co rzadko zdarzało się mężczyznom.
- Jak to jest, że was to nadal kręci - przy “to” wykonał gest dłonią wskazujący parkiet i najbliższe grupki Spokrewnionych.
Blondynka zaśmiała się szczerze rozbawiona.
- Oh John, kły? Tutaj? Naprawdę musiałbyś się bardziej postarać, kochanie. - pokręciła lekko głową, a potem sama powędrowała wzrokiem po sali i cmoknęła. Dodatki po jej bokach oparły brody o jej ramiona, powtarzając za nią krótki rekonesans samymi oczami.
- Są różne rodzaje walki, dominować można nie tylko na arenie. Wpływy zdobywasz w przeróżny sposób, nie tylko na ubitej ziemi - wróciła do niego spojrzeniem wyciągając dłoń i wygładzając klapę jego marynarki.
- Bycie pionkiem przez wieczność wydaje się okropnie irytujące, nie sądzisz? Ale żeby przestać nim być i samemu zacząć pionki przesuwać trzeba trochę wysiłku. Nie będę ci robiła pogadanek na temat tego że trochę mniej ponurą miną więcej tu ugrasz, nie wszyscy to lubią. Ja przykładowo niecierpię brudzić rąk i narażać na połamanie paznokci. Nie zawsze robimy to, na co mamy ochotę, lecz jeśli już tak się dzieje trzeba trzymać fason. Powiem, że cieszy mnie niezmiernie, iż mimo jawnej niechęci wciąż trzymasz pion. Nie myślałeś aby na rozładowanie frustracji udać się piętro niżej? Tam jest mniej jasne światło, łatwiej ukryć grobową minę.
Johny zacisnął szczękę. Przez moment mięśnie na jego twarzy aż zadrgały. Być może dlatego, że dopiero się pozrastały, a być może dlatego, że próbował się uspokoić.
- Nie. Nie myślałem - odpowiedział zupełnie szczerze.
- Co zaś do pionków, eleganckich garniturów i uśmiechniętych min… nie, ja się kurwa zwyczajnie do tego nie nadaję. To nie moja bajka.
Blondynka pochyliła się odrobinę i patrząc mu w oczy odpowiedziała cicho.
- A ja nienawidzę biegać, to uwłaczające. Uśmiechanie za to ponoć wychodzi mi całkiem nieźle, tak słyszałam. Zresztą nie tylko ono - zatrzepotała rzęsami - Rób dobre wrażenie, resztę zostaw mnie. Przy sofach jest twój primogen, ma dobry humor. Dużo ważnych osób ma dziś dobry humor, jest okazja aby coś ugrać. Dla siebie, dla grupy, na teraz czy na później. Pytanie co byś chciał ugrać, gdyby taniec z uśmiechem na ustach i sztyletem za plecami szedł ci równie dobrze jak bitka i komputery?
- Po pierwsze: nie tańczę - powiedział spokojnie. Stali bardzo blisko i wpatrywali się w siebie. John musiał przyznać, że nie przywykł do takiej bliskości i czuł się nieswojo w obliczu praktycznie nagiej dziewczyny. - Co mógłbym ugrać dla grupy twoim zdaniem? To po drugie. - Dodał. Musiał przyznać sam przed sobą, że chyba źle ocenił blondynkę. Była niebezpieczna. W ten najbardziej absurdalny sposób. Była niebezpieczna przez fakt sprawiania wrażenia bezbronnej i naiwnej. Do Johna dotarło, że de Gast jest niezwykle inteligentna. Ona zaś musiała zauważyć w jego spojrzeniu tę zmianę.
- Jesteśmy częścią całości, naszą siłą jest siła klanów. Albo przychylność graczy, dzięki czemu możemy mieć chociaż minimalny wpływ na to jak nas rozstawią na planszy - powiedziała wciąż z tą samą, uroczą miną chociaż w jej oczach błysnęło rozbawienie i coś ciepłego - Świetnie ci poszło kochanie na tym paskudnym, plebejskim parkingu. Teraz zbieraj laury i pozwól się rozpieszczać, a skoro nie lubisz tańczyć, zatańczę za ciebie - jej oczy przeniosły się z jego oczu w bok, gdzie grupa wywrotowców w skórzanych kurtkach z ćwiekami ściągała uwagę głośnym zachowaniem.
- Wytrzymaj jeszcze trochę, niedługo większość z tu obecnych zejdzie do Hell na dalszą część nocy. Wtedy da się zmyć po angielsku, nie wzbudzając niepotrzebnej uwagi.
Skinął jej w milczeniu głową, po czym spojrzał na Hetmana i jego ludzi.
- Theo Bell i Hardestad. Pamiętaj o nich, gdy pomyślisz, że Brujah można rozstawiać po szachownicy. I baw się dobrze.
John ukłonił się i wrócił pod jedną ze ścian, jakby pilnując żeby ani nie uciekła, ani się nie zawaliła.

***


U boku Brujah, niewiadomo skąd, pojawiła się nagle Ryan. Musiała przemknąć między tłumem i grupkami zajętymi wewnętrznymi knowaniami aby zajść go od tyłu.
-Nigdy nie pamiętam jaka powinna być ta właściwa wersja, żeby zacząć rozmowę na poziomie i w szykownym miejscu. - udała zamyśloną zerkając na niego z ironicznym uśmiechem.
-Wyglądasz jakbyś się tu męczył.
- Już wiem czemu pracowałaś w policji. Czytasz mnie jak otwartą książkę - powiedział zgrzytając na koniec zębami.
-Normalnie zaproponowałabym żebyśmy znaleźli bar i spróbowali zapić to całe gówno póki się nie skończy - mruknęła cicho - Ale nie jesteśmy normalni, więc zostaje się męczyć. Wiesz, jest takie powiedzenie, że nieszczęścia chodzą parami. Co ty na to aby pobujać się razem póki nie dostaniemy pozwolenia żeby wreszcie wrócić do siebie?
- Margo - powiedział w typowy dla siebie sposób przekręcając francuskie imię - ja naprawdę nie jestem w to dobry. To całe… - wyciągnął przed siebie rękę jakby chciał pokazać zdobione sufity i scenę - …pierdolenie, to nie dla mnie.
-Wolałam cię z przetrąconą szczęką, John - Tremere wsadziła ręce w kieszenie spodni od ciemnoszarego garnituru - Wtedy przynajmniej nie mogłeś powiedzieć "nie". To jak z zasadą pierwszej wypłaty, trzeba ją przepić z kolegami z pracy. Tylko gorzej jak się nie ma kolegów, a tym bardziej w pracy. Nie można być dobrym we wszystkim - spojrzała na niego poważnie - Stojąc z kimś odpada, że kto inny będzie próbował wciągnąć nas w kolejne słowne gierki, albo zaproszenie na dół. Umówmy się, że ubezpieczam ciebie, a ty mnie. Możesz spokojnie milczeć, nie będę dla zwiększenia wiarygodności ponownie łamać ci szczęki.
Zmierzył ją wzrokiem. Przez moment chciał rzucić wyzywająco: “nie dałabyś rady złamać mi szczęki”, jednak zaczął myśleć o konsekwencjach. W końcu kto powstrzyma ją przed spróbowaniem? I co potem? Wyprowadzą ich? Szkoda zachodu. W końcu pokręcił głową odganiając te myśli.
- Dobra. Dokąd chcesz iść? Bo do kolegów z Ukrainy wolę iść sam - wskazał ruchem głowy Hetmana i jego świtę w skórzanych kurtkach i obdartych kamizelkach. Nadal byli w świetnym humorze po występie.
- Kogo tu znasz poza mną i resztą “jebanej ekipy Aurory”? - powiedział na zakończenie unosząc obie brwi.
-Wstydzisz się mnie że nie chcesz przedstawić kolegom? Sam mi ostatnio zarzuciłeś, że nie znam zbyt wielu Brujah. Raczej lubią kobiety, widziałam jak Alessa z nimi rozmawiała i nie wyglądało aby mieli zaraz wyciągnąć na nią szabelki… kurwa, źle zabrzmiało. Mniej więcej tak to właśnie wyglądało - Margaux parsknęła i wzruszyła ramionami, zmieniając temat - Stąd znam tylko mojego maulę, parę płotek i moją primogen. Zwykle wszystkie zlecenia dla agencji idą przez Starego, a ja je tylko wykonuję. Ale co nieco słyszałam o tym i o tamtym, ale wybacz. Tajemnica zawodowa. Poza tym i tak w większość to to samo, co możesz usłyszeć na mieście. Jeśli nie bawi cię pogo w rytmach antysystemowego darcia mordy na trzy akordy to może ze mną wyjdziesz na parkiet? Bez obaw, mogę prowadzić. Jak w wojsku. Rób to co ja - mężnie zaproponowała mu swoje ramię.
- Nigdy nie byłem w wojsku. Jestem wykształciuchem, co się całe życie migał - powiedział podając kobiecie niezgrabnie rękę i prowadząc na parkiet.
- Muszę cię ostrzec. Nikt kto ze mną tańczył już nie żyje.
- Cholera, wysoko stawiasz poprzeczkę - Ryan pokiwała głową godząc się z tym i po chwili namysłu dodała tonem zwierzenia - Twoja troska jest rozczulająca, ale nie martw się. Nie umrę z zażenowania, trochę już na to za późno… bo kto umarł ten nie żyje, alleluja i do przodu. A teraz połóż mi lewą rękę na plecach na wysokości krzyża, wykształciuchu - dokończyła biorą jego prawą dłoń i podnosząc do wysokości piersi po boku.
Black na początku się spinał. Wodził wzrokiem po sali, jakby czekając aż ktoś skrzyżuje z nim spojrzenia z drwiącym uśmiechem. Żeby tylko znaleźć pretekst do zadymy. Jednak nikogo takiego nie znalazł.. Przyciągnął Margoux do siebie gdy melodia zwolniła. Kobieta poczuła też, że nieco się rozluźnia.
- Ciekawe co takiego się zesrało, że nas w to wjebali - powiedział cicho do ucha wampirzycy nie przerywając tańca.
- To pierdolenie na scenie, pochwały od Aurory, oklaski. Pierdolenie kotka za pomocą młotka. Dlaczego nie załatwił tego książęcy egzekutor? Zamiast tego zgarnęli z całego miasta nas. Tobie to nie śmierdzi? To początek grubego gówna - zakończył.
- Szeryf chce pokazać, że coś robi, a jej wybory i decyzje są mądre, a także skuteczne - Tremere oparła policzek o jego policzek uśmiechając się, mimo że głos miała poważny, lekko zamyślony. Gładziła machinalnie bark Brujah, kołysząc się do niezbyt szybkiej melodii.
- Na pewno wielu chciało właśnie aby posłała Egzekutora zamiast bandy młokosów, na pewno wielu jej to w mniej lub bardziej dyskretny sposób wypomniało nie wierząc w sukces. Po części ta zabawa jest tylko dla nas. Po części jest dla reszty niedowiarków, aby aż nadto wyraźnie zobaczyli namacalny dowód jej racji. Oczywiście, że ma coś więcej w planach. To był test, teraz przejdzie do konkretów skoro nie zawiedliśmy jej nadziei i zaufania którym nas obdarzyła. Jeśli się nie mylę, wyśle nas na daleko na północ, na miejsce starej, krwawej bitwy. Już całkiem niedługo.
- Ja jebię. Do Normandii? Odkryję moje wikińskie korzenie - powiedział przewracając oczami. Nie mogła tego zobaczyć, bo byli tak blisko siebie, jak nie przymierzając para kochanków. Gdyby któreś z nich żyło, to drugie pewnie czułoby bicie serca.
- Strasznie nie lubię być pionkiem na szachownicy. - dodał wprost do jej ucha.
- Każą nam spierdalać, nie czujesz ekscytacji na samą myśl o podróży? - Ryan udała zadumę, patrząc przed siebie pustym wzrokiem. Było przyjemnie, prawie normalnie. Prawdziwe danse macabre - Nie mamy wyjścia, ani nic do gadania jeśli nie chcemy aby nas na tej planszy zepchnięto na taki margines, że nawet gołębie Carla będą wyżej w hierarchii… lub nas zmiotą z niej całkowicie. Nic nie poradzimy, ale albo będziemy na to sarkać, albo zrobimy jedyne co nam pozostaje sensownego. Wyciągnijmy ile się dla dla siebie. Nie wiem czy dokładnie do Normandii nas wykopią, ale jeśli bardzo chcesz załatwię ci hełm z rogami abyś poczuł się lepiej. Brodę już wyhoduj we własnym zakresie, a po Naglfar uderz do Alessy. Mnie nie stać.
W odpowiedzi na te słowa pogładził się po żuchwie. Czy wyhodowanie brody miało okazać się trudniejsze niż odrośnięcie szczęki?
- Chodź. Pogadamy z hetmanem na tej szachownicy, a później wyjaśnisz mi co to Naglar i czemu ma to Alessa.
Brujah nieco się odsunął, a później zaczął prowadzić Margoux przez parkiet w stronę rozemocjonowanego gangu motocyklistów

***


John schodził z parkietu trzymając Margoux za ręke. Wydawało mu się to zupełnie naturalne. Wtedy zahaczył go Hetman.

- No. Jak było? Dokopałeś temu Brudasowi? Dobrze kurwa! Tak trzeba, kto fika do Brujah to tak kończy! - Hetman podszedł do Johna i widocznie był zadowolony ze swojego wojownika. Trzepnął go mocno w ramię okazując swoje zadowolenie.

John ścisnął mocno jego rękę i przyciągnął do siebie ściskając mocno. Potem powtórzył to z Mwebe i kilkoma innymi Brujah, którzy trzymali się razem.

- Dokopałem. Choć nie sam. Był… no kurwa mocny był, nie ma co ściemniać.

- Tak właśnie myślałem, jak szukali kogoś to aby ciebie podesłać. I widzisz? Nie myliłem się. Dobrze, że nie dałeś nam plamy. Widziałeś jak ta ruska była uszczęśliwiona? Prawie pękła z radochy na tej scenie jakby conajmniej sama załatwiła tego Brudasa! - Ukrainiec roześmiał się rubasznie i bezczelnie.

- Stefan - John niecnie wykorzystał fakt, że primogen jest w dobrym humorze i skrócił znacząco dystans jaki dzielił ich codzienne relacje - w co ona kurwa gra?
Jednocześnie Black wzrokiem szukał Aurory.

- Mną się nie przejmujcie, mnie tu nie ma - zza jego pleców rozległ się wesoły głos Tremere, która stała dwa kroki za nim i z rękami wbitymi w kieszenie spodni patrzyła na towarzystwo Brujah z którymi ponoć miała za mało do czynienia.

- No szukała typa do roboty co jest ogarnięty i nie złamie się po jednym ciosie. To od razu pomyślałem o tobie. Bystrzak z ciebie no i problemów ciągle szukasz po ulicach to ci kurwa zrobiłem przysługę i załatwiłem ci robotę nie? - Hetman wyszczerzył się napakowany wesołą energią i pokiwał swoim irokezem. Wypalił bez większego zastanowienia i pewnie tak myślał. A Aurora gdzieś tam była między gośćmi i stolikami, ubrana w swoją żałobną czerń i rozmawiając akurat z kimś. Ukrainiec za to odprowadził wzrokiem podchodzacą czarnowłosą zaciekawionym spojrzeniem i cmoknął do niej całusa na przywitanie.

- Taak. - Trudno było ocenić do którego fragmentu wypowiedzi odniósł się John. - Dzięki. To jest Margo - imię Margoux wypowiadane przez Brytyjczyka zostało jak zwykle przeinaczone. Przyciągnął ją bliżej , przytrzymując dłonią na plecach, żeby przypadkiem nie uciekła.
- To ona go wytropiła, gdy uciekł po szarpaninie z Bruno.

Teraz już nie było możliwości ewakuacji, ani przyglądania się wspomnianemu elementowi z dalszej odległości. Zostawało grać swoją partię, więc Ryan to zrobiła.
- Taki był podział ról, ja szukam, ty bijesz. Swoja część odwaliłeś perfekcyjnie nie mogłam być gorsza - parsknęła, patrząc na Hetmana zaciekawiona.
- Ciebie przedstawiać nie trzeba, ale dobrze poznać. Johnny aż się nie mógł nachwalić - też przekręciła jego imię i mówiła dalej - Jak mówiłam nie przejmuj się, jestem tu koedukacyjnie bo ponoć za mało miałam kontaktów z Brujah - skończyła z ironicznym, szerokim uśmiechem.

- No pewnie diewuszka! Brujah to największe kozaki w tym mieście! - zarechotał mężczyzna w skórzanej kurtce pełnej ćwieków i naszywek. Jego bezskrępowany śmiech wyróżniał się na tej sali “The Haven” i jakby obwieszczał o swojej obecności.

- Ale ty taka tropiąca jesteś? No i git, i git. Dobrze wam poszło. No i dobrze, że to ktoś od nas go powalił na dechy. Należało się złamasowi. - Hetman pokiwał głową zerkając na nich oboje.

- Hetman słuchaj, skoro tak sobie rozmawiamy, to może czas już zapomnieć te przepychanki z ludźmi Mwebe? - John zmierzył wzrokiem czarnoskórego w kurtce bez rękawów. W myślach jedynie wspomniał swoje wahanie co do golfa na imprezę ze strojami wieczorowymi.
- Jego ludzie ewidentnie włażą na teren Ruskich i z tego nic dobrego nie wyjdzie. Po co zaczynać jakieś wojenki. Paryż jest duży. Miejsca każdemu starczy.

Zaczęło się ustalanie wewnętrznych przejawów sympatii czy tam antypatii, trochę poza granicami strefy Tremere, ale jedna wiedźma stała jakby w środku tej dyskusji i zastanawiała się jak bardzo może pogmatwać relacje między Brujah o którego ramię się oparła bez skrępowania, a jego primogenem. Wyszło jej po krótkich obliczeniach że całkiem bardzo. Gdyby miała złą wolę.
- O, to butelki z benzyną i kamienie cały czas latają tam, gdzie prawo nie dojeżdża bo ktoś mu sfajczył radiolkę? - spytała skacząc wzrokiem od Johna do Hetmana - Dobrze że niektóre rzeczy się nie zmieniają, a jeśli miejsca za mało podłóżcie im świnię i sami będą zmuszeni teren oddać. Chociaż wiecie, tak tylko mówię. Nie znam tematu, ja tu tylko wącham - skończyła z rozbrajającą szczerością, wzruszając ramionami.

- Znasz mnie John. Jak dla mnie to w ogóle wszystkich Ruskich powinno się stąd wykopać. - Ukrainiec prychnął krótko no ale znów dał się poznać jako nieprzejednany nieprzyjaciel Rosjan.

- A ty diewuszka, dobrze nadajesz. Butelki z benzyną, kamienie z bruku. Ta je, właśnie tak. I wtedy jest impreza. - zaśmiał się jakby przypomniało mu się coś zabawnego.

John kiwał głową w milczeniu.
- Stefan, jeszcze przyjdzie czas gdzie ulice Paryża zapłoną. Nie dziś i nie jutro, ale Brujah będą czekać na ten moment. Jeszcze raz dzięki za polecenie mnie Aurorze.
Black mówił z uśmiechem. Szanował Hermana za to, że ten nie pozbawił go głowy po zabiciu jego stwórczyni. Był mu winny szacunek. Mwebe natomiast jak dotąd na szacunek nie zapracował, a postawa Hetmana jednoznacznie dała do zrozumienia, że tarcia się nie zakończą. Brytyjczyk miał nadzieję, że gdy przyjdzie do rozliczeń to będzie w grupie rzucającej kamienie z bruku, a nie obrzucanej.
- Dobra Stefan, spierdalam stąd. Zerknę jeszcze co na dole i wracam na mój kwadrat.

Ryan uniosła brwi, a następnie obdarzyła Blacka rozbawionym spojrzeniem.
- Na dole? To już wiem po co mnie tu ciągasz po parkiecie. Ale przyznam że to lepsza opcja niż kibel gdzieś na dyskotece. Miło było poznać - zwróciła się na koniec do Hetmana - Jeśli na waszym terenie będziecie organizować koncert prawdziwego, starego punk rocka dajcie znać. Dawno nie zdzierałam gardła do trzech akordów.

- Chcesz i masz diewuszka. - Hetman niespodziewanie wyjął telefon, otworzył z przegródki wyjął kartonik, już widocznie nieco swoje odsłużył w tej przegródce bo był tu przetarty, tam zagięty róg ale nadal dało się go odcyfrować. Nazwa chyba nie była aż tak zaskakująca “Anarchie”.

- Co tydzień są porządne koncerty. Nie jakieś gówniane techno czy wieśniackie country. Tylko porządna muza, z mocnym uderzeniem. Jutro też coś grają. Wpadnij, powiesz, że ja cię tu przysłałem to nikt cię tam nie ruszy. A muza i piwo są tam git. No i towarzycho. Nie jakieś lamusy w krawatach. W mordę można dostać albo dać. Poskakać i tak dalej. Jest gitnie. - zaśmiał się rubasznie chowając z powrotem telefon do kieszeni spodni. Potem spojrzał na młodszego stażem Brujah.

- Nie bądź lamus John. Na dół to się nie chodzi rzucać okiem. Tylko balować do białego rana. Krew, rżnięcie, dragi i alk w opór. No ja jeszcze mam tu z chłopakami parę rzeczy do zrobienia a potem też zwijam na dół. No to cześć. Dobrze, że sklepaliście tego brudasa. Punks not death kurwa! - trzasnął po przyjacielsku w ramię Johna i trochę wyglądało jakby mu sprzedał dobrą radę. Po czym odezwała się jego punkowa na tura i krzyknął gromko i beztrosko na całe gardło zwracając na siebie uwagę otoczenia. A potem skinął im głową na pożegnanie i ruszył gdzieś między stoły.

Ryan za to stała, obracając sfatygowany kartonik w palcach i przyglądała mu się jakby miał kryć odpowiedź na wszystkie dręczące ludzkość pytania. Punkowy koncert… ile nie była na czymś takim, 15 lat, 20?
- Chyba nie zrobiłam ci aż takiej siary skoro dostałam od twojego kierownika bilecik wstępu na happening artystyczny. - schowała wizytówkę do wewnętrznej kieszeni marynarki, tam gdzie była już karteczka od jej primogen. Zerknęła przy tym na Johna robiąc pokerowo poważną minę - Wybacz, następnym razem będę się bardziej starać. Ty tak na serio z tym zwiedzaniem piwnicy?

John wzruszył ramionami.
- W zasaadzie tylko to zostało do odhaczenia. Wiesz… Krew, rżnięcie, dragi i alk w opór - Brytyjczyk powiedział to tak bardzo bez entuzjazmu, że można było odnieść wrażenie, że wylicza listę zakupów. Na koniec wykrzywił się w kośawym uśmiechu, uniósł dłonie i powiedział: “jej” w prodiowanym wyrazie ekscytacji.
- Jestem pewny, że Alessa już tam jest. A jeżeli nie, to nie wiem cóż musiało się wydarzyc, żeby ją powstrzymało.
Za wspaniałe dialogi pragnę podziękować Sonichu, Coolfon i Pipboyowi.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 28-09-2022, 16:32   #55
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Bruno znalazł sobie miejsce by usiąść i słuchał koncertu Ninette, który został zakłócony okrzykami prigomena Brujah`a, ale w sumie koncertowi wyszło, to nawet na dobre, bo w efekcie tego diva wzbogaciła koncert o piosenki punkowe. Na scenie zaśpiewano nawet piosenkę w języku polskim. Bruno znał trochę ten język, bo był w Polsce na wymianie studenckiej. To mu przypomniało, że Carl jest z Polski.

Kiedy Gołębiarz w rozmowie z Aurorą wygłosił krótką pogadankę religijną Bruno miał wrażenie, że Nosferatu sobie jaja robi. Sam z największym trudem powstrzymałby się by nie wybuchnąć śmiechem. Gdyż uznał, że to byłoby nietaktowne, ale naprawdę ciężko było mu uwierzyć, że te wszystkie słowa wypowiedziane przez Carla były na poważnie.

Grizzly zaczął przechodzić między stolikami słysząc strzępy rozmów. Obiło mu się o uszy, że niektórzy zdziwili się, że wysłano jakiś zespół świeżaków zamiast Dantego oraz, że ktoś dał się podpuścić kolegom by skakać do Aurory. Przynajmniej na pierwszy rzut oka tak, to wyglądało, ale szeryf szybko spacifikowała delikwenta. Dotarły do niego jeszcze strzępy rozmowy tych, którzy zajmowali się oczyszczeniem nagrań ze zjawą. Nieniepokojony przez nikogo udał się do Hell by obejrzeć co tam się dzieje. Musiał tylko uważać by się nie pobrudzić. W prawdzie gospodyni wieczoru wspominała, że wychodząc z Hell powinni nie zostawiać krwawych śladów i wziąć prysznic, ale generowałoby, to dodatkowy czas. Zatem najlepiej byłoby się nie ubrudzić, ale jeśli tak się stanie, to weźmie prysznic.
 
Shartan jest offline  
Stary 28-09-2022, 18:25   #56
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Ta noc, już od przebudzenia, zastała Alessandrę w wybornym nastroju. Od samego wyjścia z letargu wydawała się promienieć radością, a także dziwnym jak na nią spokojem, gdy bez ani jednego słowa skargi, cmoknięcia czy prychnięcia, znosiła przygotowania do wyjścia nie rugając domowej ghulicy i śmiertelnych służek za opieszałość. Była cierpliwa, znosiła dzielnie zabiegi fryzjerskie oraz resztę wizażu, ubierania w kolejną prawie niczego nie kryjąca suknię i była zadowolona, nawet bardzo. Zarówno patrząc w lustro na sam koniec jak i widząc że jej dzisiejsze dodatki również prezentują się na odpowiednim poziomie.
Zeszłej nocy spędziła dobrą godzinę rozprawiając z Musette o ich doborze na ten wieczór. Z początku przychylała się do dobrania cygańskiej barmanki, jednak ze względu na kolor włosów i drobny wzrost nie za bardzo pasowała jej do Jewel będącej ostatni ulubioną torebką Torreador. Wybór w końcu padł na Fifine, kolejną z dziewczyn pracujących w Miroir Noir, a zaznajomioną w Maskaradę, dodatkowo również szatynkę i w podobnym wzroście do pierwszej lalki. Skoro de Gast czekało bardzo oficjalne wyjście wszystko musiało grać, współgrać i pasować, aby potem nie posądzono jej o bezguście.

Co prawda sam początek imprezy różnił się od tego co zwykle Alessandra preferowała, jednak narzekać nie miała najmniejszego zamiaru. Z czarującym uśmiechem przyczepionym do twarzy lawirowała między gośćmi, przysłuchując się przemowie Aurory i ciesząc próżną duszę spojrzeniami które rzucano w jej stronę. To był dobry wieczór, cieszący zmysły mimo że na co dzień młoda spokrewniona raczej nie bawiła się w politykę stawiając na korzystanie ze śmiertelnych odruchów i pasji póki mijające dekady nie zmienią jej w znudzoną i zblazowaną staruchę zamkniętą w wiecznie młodym ciele.
W pewnym momencie trójka z Miroir Noir natknęła się na samą gospodynię, która sama je zaczepiła. De Gast przywitała się z nią całując w policzek i zaśmiała się, gdy Monique skończyła, kryjąc pod tym złość, radość i całą masę sprzecznych odczuć na wieść, że jej maula znajduje się piętro niżej.
Aby odwrócić uwagę od tego konkretnego tematu z pomrukiem zadowolenia trąciła nosem policzek Jewel, a następnie Fifine, patrząc przy tym drugiej blondynce głęboko w oczy.
- Nie można przecież popełniać zbrodni na dobrym smaku, szczególnie w tak wysmakowanym miejscu. Skoro po odstawieniu roli dobrej gospodyni zejdziesz na dół możemy sprawdzić jak moje dodatki będą na tobie leżeć.

- Bardzo interesująca propozycja. - blond gospodyni chętnie się objęła i cmoknęła w policzek jednej ze swoich honorowych gości dzisiejszego wieczoru. I obrzuciła obie brunetki flankujące gościa zaciekawionym spojrzeniem.

- Właściwie dlaczego nie? Mam ochotę na coś nowego. Poza tym trafiłaś w czuły punkt. - Monique roześmiała się wesoło a mokry ogień w oczach wskazywał, że dłuży jej się na tym poziomie i najchętniej skoczyła by już na niższy poziom. No ale jednak była tu główną gospodynią i jednak wypadało zachować chociaż trochę pozorów. Końcówkę wypowiedzi przetrzymała nieco dłużej obdarzając pannę de Gast psotnym spojrzeniem. Po czym nachyliła się ku niej jakby chciała powiedzieć coś dyskretnego.

- Poza tym lubię jak ktoś na mnie leży. I w ogóle jak jest nade mną. Albo za mną. - zdradziła cicho i znów się roześmiała beztrosko.

De Gast spojrzała po swoich dodatkach robiąc przy tym zamyśloną minę i nie przestając się lekko uśmiechać gdy wróciła wzrokiem do Noel.
- Myślę kochanie, że mogłybyśmy coś na to zaradzić. - teraz ona nachyliła się odrobinę do przodu aby przejść na cichszy ton - Uwielbiam znajdować czułe punkty, zawsze cudownie jest widzieć i czuć reakcję na zwieńczenie owych poszukiwań. Ekscytujące, zawsze i za każdym razem.

- Tak, kochanie, całkowicie się z tobą zgadzam. Też miewasz te dylematy? Czy bardziej ekscytujące jest jak ktoś szuka i znajduje twoje czy też jak ty znajdziesz u kogoś? - faworyta księcia pokręciła swoim krwistym kieliszkiem i obdarzyła swojego gościa roziskrzonym spojrzeniem. Skorzystała z okazji jak ta się ku niej nachyliła i położyła jej swoją dłoń blisko szyi a kciukiem musnęła tą szyję.

- Czasami - przyznała odchylając kark w bok i zmrużyła oczy - Jeśli mam mało czasu, wychodzę z założenia że nie można być zachłannym sknerą. Poza tym samotne poszukiwania nie są tak interesujące jak te wspólne. Wtedy można urządzić wyścig, kto pierwszy znajdzie cel albo dotrze do niego. W ten czy inny sposób - poprawiła kosmyk jasnych włosów gospodyni, odgarniając go z jej twarzy za ucho.
- Naprawdę cudowne przyjęcie, z naprawdę pięknymi perspektywami na finał - powiedziała przy tym niskim głosem - Jest mi niezmiernie miło, że włożyłaś w nie tyle serca i uwagi. Byłabym okropnie niewdzięczna gdybym nie odpłaciła tym samym, choć to nie sercem chcę się podzielić, ale myślę, że ty również miło będziesz wspominać czas do świtu. Powiedz, długo jeszcze musisz tu spędzić aby obowiązkom gospodarza stało się zadość?

Malakavianka westchnęła tak przekonywająco jakby wciąż używała płuc do oddychania. Z bliska wydawała się żywym dowodem na to, że te plotki i podejrzenie iż jest śmiertelniczką miały swoje uzasadnienie. Wydawało się, że bije od niej jakieś wewnętrzne, żywe ciepło jakie może ogrzać serce i duszę. Chociaż grzanie się ciałem od jej ciała też zapowiadało się całkiem przyjemnie. Zaś blond głowa gospodyni kiwała u uśmiechała się ze zrozumieniem gdy Torreador mówiła na znak, że myślą w tej sprawie podobnie. Przy ostatnim pytaniu spojrzała na swój drobny, damski ozdobny zegarek z brylantami. Ładnie się komponował do jej świetlistej, cekinowej sukienki.

- Bardzo się cieszę, że ci się u nas podoba. Starałam się zorganizować i zaprosić same ciekawe osoby i atrakcje. W końcu to przyjęcie na waszą cześć. Jak Aurora do mnie zadzwoniła, że trzeba coś zorganizować to od razu jej mówiłam, żeby tutaj zrobić. No i jeszcze prawie na ostatnią chwilę Ninette udało mi się ściągnąć. Bo kręciła noskiem, i miała foszki, wiesz jak to z tymi divami i artystkami. Tak czułam, że tylko się zgrywa, trochę już ją znam. Ale dała świetny koncert, jak zawsze zresztą. A widziałaś jak utarła nosa Hetmanowi? Chyba się nieźle zdziwił jak mu zaśpiewała ten punkowy kawałek. - gospodyni poczuła się doceniona i mile połechtana, że gościowi podoba się zorganizowane przyjęcie. Zwłaszcza, że to właśnie między innymi z myślą o niej zostało zorganizowane. Wspomnienie uwielbianej w koterii divy jednak ją rozbawiło, zwłaszcza ta końcówka jaką sprowokował primogen Brujah.

- A już właściwie niedługo. Jeszcze zrobię rundkę i uprzedzę, że schodzę na dół. Ale jak chcesz to idź. Tam obsługa się na pewno tobą zajmie. W razie czego zarezerwowałam 6-tkę na swoje skromne potrzeby, możesz tam poczekać albo zaprosić kogoś jeśli chcesz. - blodnynka wróciła jednak do swoich planów na nadchodzący kwadrans czy dwa. Widocznie uznała, że czas już kończyć odgrywanie dobrej i porządnej gospodyni.

- Szóstka? - zdziwiła się Torreador - Mam nadzieję że nie jest to górny limit osób które pokój pomieści, bo jeśli mam kogoś zaprosić może być różnie. Ciężko się zdecydować przy takim wyborze, choć główne danie już mam w menu - zrobiła niewinną minę patrząc na blondynkę, a potem zerknęła w stronę primogena Brujah.
- Fascynujące, myślałam że nie będzie umiał pić z czegoś, co nie jest szyjką butelki po tanim winie, a tu taka niespodzianka. Ciekawe czy za życia umiał też jeść nożem i widelcem, czy przed zjedzeniem steka bił go tak długo pięściami aż ten się rozleciał na kawałki.

Noel roześmiała się perliście na ten komentarz. Ale też ciekawie posłała spojrzenie przez stojących gości i tych siedzących przy stolikach na grupkę w skórzanych kurtkach. Pasowali do tak szacownej imprezy jak pięść do nosa.

- Z tego co słyszałam to potrafi być interesująco dziki i żywiołowy. Dobry wybór. Też o nim myślałam. Ale zwykle tu nie przychodzą. Wciąż chyba myślą, że tu jest jak dawniej, zanim ja przyszłam i to nadal imprezy zamknięte dla ważniaków i ich gości. Dobrze, że przyszedł. Zawsze to ktoś nowy. I do tego całkiem nietuzinkowy. - Monique obserwując hałaśliwą grupkę punków podzieliła się z nową koleżanką swoją opinią o ich primogenie.

- A miejscami się nie przejmuj. A… Bo nie byłaś tam jeszcze? No tak… Ale to nic, jakbyś potrzebowała więcej miejsca dla swoich gości to możesz wziąć kolejny pokój. Mamy też takie większe. I salę do BDSM. Uwielbiam ją. I siłownię. I parę innych wystrojów, nie wiem co lubisz. W tej 6-tce to są dyby a to jedna z moich ulubionych zabawek. - Noel wymieniła parę atrakcji jakie są dostępne w tym lokalu i popatrzyła sondująco na rozmówczynię czy to by było coś dla niej satysfakcjonującego.

Zobaczyła wzrok pełen zrozumienie i uśmiech jakim odbarza się partnera w zbrodni, dzielącego ze sobą sekret.
- Kochanie musisz, ale to absolutnie musisz wpaść do mnie do Miroir Noir - powiedziała podnosząc rękę i zaczęła zabawę jasnym lokiem Malkavianki, zakręcając go trochę na palcu i rozkręcając - Pół piętra mam w podobnym klimacie. Dyby, haki, maszyny, kolekcje pejczy i batów, całe ściany z zabawkami i masę ptaszyn które aż przebierają nóżkami aby je tam zabrać. Ostatnio nawet zorganizowałam salę z gloryhole, co za odświeżające doświadczenie. Wiem że jesteś zajętą, ale znajdź jeden wieczór, a nie pożałujesz. Byłabym niezwykle rada jeśli w ramach podziękowań za to wspaniałe przyjęcie mogłabym być twoją gospodynią i ciebie rozpieścić aż do… utraty czego sobie tylko życzysz i wymarzysz. - skończyła głaszcząc jej policzek kciukiem.

- Oh kochanie, widzę, że się dogadamy. - Monique westchnęła z ulgą i przyjemnością jakby właśnie takie zaproszenia lubiła najbardziej. Skorzystała z okazji i z wdzięcznością pocałowała wnętrzne głaszczącej jej policzek dłoni.

- Dyby, haki, pejcze, kneble, obroże, kajdany… - wymieniła z rozmarzonym wyrazem twarzy jakby mówiła o jakichś swoich ulubionych smakołykach. - I jeszcze gloryhole też macie? Cudownie, dawno nie próbowałam. Tak czułam, że mi tutaj czegoś brakuje do kompletu. Będę musiała pomyśleć o czymś takim. Znaczy jest taki zakek na dole no ale pomyślałam, że właściwie oficjalnie też można by urządzić coś podobnego. - blondynka jakby się ocknęła z tego przyjemnego rozmarzenia i przyklasnęła temu pomysłowi w pełni.

- To może jutro? Jeśli nie masz innych planów oczywiście. Bo w niedzielę to was pewnie Aurora zajmie. - zaproponowała spotkanie na jutrzejszą, sobotnią noc.

- Północ pasuje? - de Gast odpowiedziała praktycznie od razu, a jej uśmiech stał się szeroki i radosny. Oczyma wyobraźni już widziała co się będzie działo za niecałą dobę, a w głowie już zaczynała sporządzać listę do przekazania Jewel i reszcie.
- To dziś zróbmy sobie przystawkę, a jutro zjemy kilkudaniowy obiad z deserem i lampką dobrego trunku na zakończenie. Masz jakieś specjalne życzenia, kochanie? Ach i właśnie. Mówiłaś że widziałaś Sorena. Podpytasz się swoich gdzie się zalągł? Chciałabym z nim zamienić parę słów zanim zapomnę że moja głowa służy do czegoś innego niż trzymanie jej między czyimiś udami. - zrobiła trochę smutna minę.

- Soren? A to pewnie na dole jak go tu nie ma. On jak przychodzi to zwykle baluje tam na dole. Aha, i jeszcze Angelette też gdzieś tam jest. Zdziwiłam się, że przyszła. Odkąd Oliver zrobił mnie tu managerem przestała przychodzić. Dopiero teraz. - gospodyni rozejrzała się po głównej sali “The Haven” szukając mauli swojej rozmówczyni. Ale go nie znalazła. Zresztą drugiej blondynce też nie udało się go wypatrzeć.

- A co do jutra, oczywiście, że mi pasuję. A życzenia? Lubię ostrą zabawę bez zahamowań. Będę zaszczycona jak moja gospodyni raczy być moją panią. Lubię surowe i wymagające panie. Ale zresztą może dzisiaj to jeszcze poćwiczymy. A teraz kochanie wybacz. Muszę jak najprędzej strzelić kółeczko pożegnań bo mi strasznej ochoty narobiłaś i mnie teraz mocno ciśnie aby zejść pięterko niżej. - Noel wróciła spojrzeniem do swojego gościa i bez skrępowania powiedziała jej co lubi w takich zabawach na spotkaniach i sądząc po spojrzeniu to chyba ta rozmowa nieźle ją pobudziła i chciała jak najprędzej dać temu ujście.
Niestety była też odpowiedzialna za dobrą zabawę całej zgrai ożywieńców zebranych na górze, więc po wstępnych ustaleniach ich własna zabawa zacząć się miała za godzinę.


Odpływając od Monique de Gast nie zeszła od razu na dół. Miała inny plan, ale zanim zajęła się jego realizacją przeszła jeszcze między paroma grupkami i stołami tak, aby nie kierować się do celu od razu po ostatniej rozmowie. Obramowana przez parę ślicznotek w czarnych, koronkowych sukienkach rozsiewała uśmiechy i zalotne spojrzenia, zamieniając parę słów to z tym, to z tamtą, aż wreszcie zabrakło jej cierpliwości, więc jej wędrówka zmieniła kierunek, niosąc spokrewnioną wraz z dwoma krwawymi lalkami pod część sali, gdzie panował największy hałas oraz zamieszanie. Stojące tam osoby też się wyróżniały na tle zwykle odstawionych jak szczury na otwarcie kanału gości - nosili skóry, pieszczochy, rękawiczki i bez palców oraz zdecydowanie za dużo kolczyków w uszach aby dało się to jeszcze uznać za estetyczne, choć z drugiej strony ten nadmiar żelastwa miał swój przewrotny urok.
W środku zaś stała ta najważniejsza, wokół której orbitowali pozostali i to w jego stronę wyraźnie kierowała się Alessandra, łapiąc jego spojrzenie gdy nie było już opcji że zmierzają gdzieś indziej. Patrzyła na niego z figlarnym błyskiem w niebieskich jak dwa szafiry oczach, uśmiechając delikatnie a będąc parę kroków przed celem zwolniła kroku.
- Jedna rzecz nie daje mi spokoju, mogłam się dopytać za twoimi plecami ale wolę załatwiać takie rzeczy wprost. - zaczęła niskim tonem - Tak nawet wolę, ta strona zdecydowanie jest twoją reprezentatywną… choć do końca nie mogę tego stwierdzić - wzruszyła ramionami - Drugiej nie zdążyłam się jeszcze dobrze przyjrzeć.

- Hej, chłopaki! Patrzcie kto nas odwiedził! - herszt Brujah gwizdnął, koledzy też jak trzy skąpo odziane ślicznotki podchodziły do ich sofy i stolika a nawet się zatrzymały. Obie służki wampirzycy też były niczego sobie i w pojedynkę pewnie aż tak by nie wpadała w oko jak z dwiema, żywymi dodatkami po swoich bokach. Od razu było widać, że nie idzie jakaś przypadkowa osoba tylko ktoś ze swoją eskortą. I do tego w bardzo śmiałych i seksownych kreacjach. Więc panowie i jedna pani w skórzanych kurtkach też tego nie przeoczyli. Z bliska Torreador widziała, że są już wesolutcy i nieźle zrobieni. Ale nie tak aby nie kontaktować otoczenia. Ot tak, w sam raz. I widziała, że zżera ich ciekawość na ich widok i podoba im się to co widzą. Ale odezwał się ich przywódca.

- To co chcesz wiedzieć maleńka? No nie wstydź się, chodź, powiedz mi na ucho, nie będę się śmiał. - Hetman poklepał swoje uda na znak gdzie blondynka powinna usiąść ale nawijał tym rubasznym, lekkim tonem, podobnym do tego jakim zaczepił Ninnette na scenie z tym śpiewaniem prawdziwego punka.

Wstyd i Alessa nie były synonimami, jednak blondynka nie przyszła tu po to aby roztrząsać podobne pierdoły. Stojąc obcięła primogena powłóczystym spojrzeniem, oglądając go sobie z bliska i przygryzła na moment wargę a w jej oczach pojawiło się rozbawienie. Przechyliła się do Fifiene i mruknęła jej coś na ucho, a Jewel wystarczyło że dała znać lekkim ściśnięciem ramienia trzy razy. Zaraz trójka się rozdzieliła, gdy Fifi przeszła za kanapę aby stanąć punkowi za plecami, pochylić się i z rozochoconym uśmieszkiem położyć mu dłonie na ramionach ugniatając je powoli. W tym czasie de Gast razem z drugą śmiertelniczką zasiadły mu na kolanach, każda zajmując jedno. Jewel od razu przylgnęła do jego boku kładąc mu dłoń na piersi i z podobną miną co druga ślicznotka drapała go po piersi mrucząc cicho do ucha.
Blondynka za to nachyliła się do przodu, zbliżając twarz do jego twarzy jakby chciała po pocałować, jednak zatrzymała się chwilę przed tym gdy ich wargi się zetknęły. Z bliska raz jeszcze szybkimi skokami oczu przyjrzała się jego twarzy, większość uwagi dzieląc między wargi i oczy.
- Na ucho odpada, lubię widzieć wszystko w trakcie. Powiedz, dlaczego wołają cię akurat Hetman? - spytała bawiąc się w tą nieśmiałą wersję, chociaż nie do końca. Nieśmiałe dziewczynki nie pakowały się obcym na kolana prawie nagie i nie obwieszały ich swoimi dodatkami.

Trzeba było przyznać, że ten atak z trzech stron na raz nieco rozproszył Stephana. Zadarł głowę do góry gdy Fifi stanęła trochę za nim a trochę nad nim. I ujrzał jej ładną twarz okraszoną uwodzicielskim spojrzeniem i obiecującym uśmiechem na pełnych ustach. A zaraz potem pozostała dwójka władowała mu się na kolana i to w całkiem prowokujących intencjach. Machinalnie je objął i de Gast poczuła jego ciepłą i nieco chropawą dłoń na swoich prawie nagich plecach. I nieco chłodną, szorstkość skórzanej kurtki i już całkiem zimne, metalowe ćwieki i przypinki. Ale to było nic w porównaniu do tego co się zaczęło dziać na tej sofie. Banda Hetmana miała widowisko na żywo i z zapartym tchem czekali na to co się stanie. Ich lider zaś ochoczo zabrał się za głaskanie swoich chętnych zdobyczy i roześmiał się głośno jak usłyszał pytanie. A może z czego innego.

- Hetman? A bo się kiedyś woziłem na dzielni. Jak hetman po stepie. I tak zostało. Hetman to w Ukrainie taki wódz, generał. I tak już zostało. - wyjaśnił z zadowoleniem skąd się wzięła jego ksywa. - A was jakoś wołają? Bo ty to byłaś w tym Leclercu nie? Widziałem cię na scenie jak ta ruska cię przedstawiała. Niezła kiecka. Lubię jak diewoszki się umieją odpowiednio ubrać na wyjście. - po spojrzeniu to de Gast widziała, że chyba podobnie jak z Monique nadają z Hetmanem na tej samej fali. Więc nie zanosiło się na to aby ją miał posłać do diabła.

Gdyby to zrobił daleko by nawet nie musiała iść, bo primogen Tremere kręciła się gdzieś przy stołach z piętnaście metrów od nich. Ale wychodziło że na razie zmiana adresu się nie zanosi, przynajmniej na najbliższe minuty. Torreador zaśmiała się wdzięcznie, wachlując rzęsami gdy spoglądała na Brujah i ułożyła się na jego drugim boku, wyciągając nogi aby było jej wygodnie i przy okazji lepiej się prezentowała.
- Dobrze widziałeś, tak to my zajęliśmy się tym przeklętym brudasem w zeszły weekend. Jestem Alessandra de Gast, jeśli będziesz kiedyś w przelocie przez Palais-Bourbon zajrzyj do Miroir Noir, moi ludzie cię do mnie zaprowadzą, a ja gdy już odzyskam głos z wrażenia że znów cię widzę i to w swoich progach, przypomnę sobie o roli dobrej gospodyni i powitam otwartymi… ramionami. Między innymi - zamruczała wyginając lekko pod jego dotykiem i mrużąc oczy. Przełożyła jedno ramię przez oparcie kanapy, drugie podniosła aby dłonią pieścić zarośniętą szczękę i policzki swojego krzesła.
- A ja lubię stanowczych mężczyzn, wiedzących czego chcą. Podoba mi się twoja wersja skąd się wziął Hetman, chociaż muszę przyznać że myślałam iż to ze względu na wielkość buławy - dodała poprawiając mu sie na kolanie całkiem bez premedytacji.

Rozległ się tubalny śmiech, właściwie rechot. Nie tylko uwaga rozbawiła samego Hetmana ale i jego bandę. Rżeli dobrą chwilę ciesząc się niezmiernie z tej żartobliwej uwagi. Dziewczęta Alessy też się roześmiały chociaż dyskretniej. Parę głów odwróciło się w ich stronę zaciekawi skąd te śmiechy i hałasy.

- Lubisz buławy? Lubisz duże buławy? No dziewuszka, to dobrze, to bardzo dobrze! A ja lubię jak dziewuszka ma sprytne rączki i buzię aby się odpowiednio zająć taką buławą. Masz takie sprytne rączki i buzię? - gdy już Coss się wyśmiał zwrócił się do blondynki siedzącej mu na kolanie. A gdy to mówił zaczął wodzić swoimi palcami po jej gładkim policzku aż dotarł do pełnych ust i nimi zaczął się bawić podrażniając je przy okazji.

- Tylko jest jeden problem - blondynka zaczęła zamyślonym głosem, w międzyczasie dając dyskretnie znać Jewel i Fifine że pora przejść do kolejnego etapu.
- Nie jestem sama, moim ślicznotkom pękną serduszka jeśli zacznę się zabawiać sama… a jeszcze się umówiłam z jedną ptaszyną… także widzisz kochanie. Musiałbyś dać radę co najmniej czterem - mimo smutku w głosie jej oczy płonęły pożądaniem. Skończyła mówić i przekręciła głowę łapiąc kciuk Brujah między wargi i wessała go do środka, wymownie poruszając powoli głową w przód i w tył raz wypuszczając go z ust do paznokcia, raz pozwalając aby zniknął w nich aż do śródręcza. Patrzyła mu w oczy, pozwalając aby język przemówił w inny sposób niż słowa, dokładając dodatkowe bodźce i wrażenia, pośrednio zapowiadając chociaż mgliście przyszłą zabawę w czyszczenie buławy i innych insygniów.
Jej służki też nie próżnowały. Widząc że Torreador przeszła do działania one zajęły się bokami szyi mężczyzny, pieszcząc je ustami i językami, a ich dłonie wciąż nie przerywały poprzedniej pracy.

- To mówisz, nie jesteś sama? No chyba tak, chyba rzeczywiście. - Brujah zamruczał z zadowolenia jak odpowiednio pogłaskany kot. Zerknął na siedzącą u jego boku Jewel ale ta pokiwała głową potwierdzając słowa szefowej.

- Tak, strasznie by nam smutno było bez szefowej. Jak tak same byśmy musiały zostać bez niej. - Jewel zrobiła odpowiednio smutną minkę aby pokazać jak trudno by jej było się rozstać z długonogą blondynką.

- Poza tym jesteśmy tu pierwszy raz. A tyle słyszałyśmy o tym miejscu. Więc by nam było przyjemnie móc je zobaczyć w całości. - Fifi dorzuciła też wątek turystyczny między pocałunkami w szyję i policzek mężczyzny z punkowym irokezem.

- No sami widzicie chłopaki, dziewuszki są w potrzebie i komplecie. Szkoda je zostawiać i rozdzielać. - Hetman zwrócił się do swoich kumpli niby przepraszającym tonem. Ale coś nie wyglądał aby mu było choć trochę przykro od zapowiedzi zabawy jaka czekała ich na dole.
Trzy kobiety wokół niego również nie wyglądały na rozczarowane, przeciwnie wręcz. Wymienili parę ostatnich uwag, a potem rozeszli w swoje strony dokończyć obowiązki przez przejściem do przyjemności.
W całym barwnym tłumie była jedna osoba, która wyróżniała się nie tylko pewnością siebie, ale i obrazem królowej lodu wyciągniętej ze starych baśni. Zimna, poważna, patrząca oceniająco na innych. Tej nocy jednak była zadowolona, a tylko głupiec by nie skorzystał.
- Naprawdę cudowne przyjęcie, chciałabym w imieniu pozostałych członków grupy wyrazić wdzięczność i podziękować. - wykorzystując chwilę, gdy wokół niej nie było aktualnie nikogo, de Gast zagaiła rozmowę, kiwając karkiem w ramach powitania.

- Oh, dziękuję. Chociaż ja to przyszłam na gotowe. To wszystko to zasługa Monique, ona tym zarządza i wszystko tu przygotowała. - szeryf paryskiej domeny pozostała oszczędna w mimice i ruchach. Ale ta warstwa chłodnego dystansu jaki zwykle od niej emanowała dzisiaj wydawała się nieco mniejsza. Nawet ta czarna mini i uczesanie sprawiało, że wydawała się wyglądać mniej oficjalnie niż choćby tydzień temu gdy wprowadzała ich w sprawę Brudasa z Orly. A jednak uśmiechnęła się oszczędnym uśmiechem przyjmując to podziękowanie od młodej Torreador.

- Tak, Monique jest niezwykle zaradna a także nietuzinkowa. Gdyby jednak nie szansa którą nam dałaś nie byłoby nas tutaj, cóż. Przynajmniej nas, testowanych - odpowiedziała nie kryjąc pogodnego nastroju. - Tym bardziej cieszy nas, że sprawę udało się załatwić bez zawodzenia twojego zaufania, w najszybszym możliwym terminie abyś nie musiała długo czekać. Jeśli mogłabym ukraść twoją uwagę jeszcze na parę chwil byłabym niezwykle zobowiązana. O ile, oczywiście, nie wzywają cię obowiązki.

- Czasem na szeryf domeny może pozwolić sobie odpocząć na jakimś przyjęciu. - francuska Rosjanka prychnęła nieco ironicznie więc chyba sama sobie dała wolne z pracy na dzisiejsza noc. Kiwała lekko głową zgadzając się lub przyjmując do wiadomości komentarz na temat blond gospodyni.

- A w czymś mogę ci pomóc? - zapytała wracając do tego, że blondynka w egzotycznej kreacji zaczęła mówić jakby miała do niej jakąś sprawę. Zachęciła ją do mówienia łagodnym uśmiechem i spojrzeniem. Sama pomerdała swoim kieliszkiem i upiła oszczędny łyczek.

- Doskonale, każdemu należy się odpoczynek, szczególnie gdy na co dzień nie ma na niego szansy ani czasu - zaczęła, dając krwawym lalkom dyskretnym uściskiem na przedramionach znać, aby oddaliły się na moment i zajęły sobą. Sama rozejrzała się po sali, dając czas Rosjance na dopicie jeszcze jednego łyka, a ptaszynom na odfrunięcie.
- Twa przychylność otworzyła wiele drzwi, chciałabym wiedzieć czy w najbliższym czasie będziesz nas potrzebować na dłużej, bądź intensywniej, aby nie wyjść na niewdzięczną gdy przejdę przez któreś i z racji wzburzonych emocji nie usłyszę wołania tej, która trzyma klucze. Byłoby to niedopuszczalne uchybienie, do którego z całego serca nie chcę dopuścić.

Aurora odprowadziła spojrzeniem obie odchodzące brunetki w czarnych, koronkowych sukienkach ale wróciła zaciekawionym spojrzeniem do swojej rozmówczyni.

- Tak, chyba tak. Chyba można tak powiedzieć. Że będę was potrzebowała na dłużej. Chociaż niekoniecznie na miejscu. Będziecie musieli wyjechać z miasta. Na dłużej. W najbliższych dniach. Ale o tym będziemy rozmawiać na niedzielnym spotkaniu. - szeryf o bladych licach okolonych czarnymi włosami chwilę się zastanawiała co powiedzieć. Ale w końcu zdecydowała się uchylić rąbka tajemnicy. Chociaż nie wyglądała jakby miała ochotę ciągnąć dalej ten temat.

- W takim razie tym bardziej trzeba nam korzystać z uroków dzisiejszej nocy - de Gast ukryła zaskoczenie za szerokim uśmiechem, gdy powiodła po sylwetce szeryf powłóczystym spojrzeniem - Jeśli w całym ferworze doglądania przyjęcia poczujesz się zmęczona i zapragniesz aby ktoś ulżył twym zmęczonym łydkom i barkom, spiętym po całym wieczorze chodzenia na szpilkach pozwól że zaproszę cię do Hell pod numer Sześć. Będziemy tam z Monique i paroma znajomymi, a gdybyś zechciała wpaść na masaż, bądź chociaż kieliszek czegoś na rozluźnienie, naprawdę tej nocy księżyc nie byłby najjaśniej nam świecącym ciałem niebieskim na tym śmiertelnym padole.

Chyba udało jej się zaskoczyć szeryf no i jednocześnie swoją nową szefową bo jej brwi uniosły się do góry. Upiła jeszcze łyk i spojrzała gdzieś tam gdzie miało być zejście do “The Hell”. Po czym zwróciła się do rozmówczyni z oszczędnym ale rozbawionym uśmiechem.

- Serdecznie ci dziękuję za zaproszenie kochanie. Doceniam śmiałość propozycji. - uniosła swój kieliszek jakby chciała jej wyrazić swoje uznanie. Przesunęła się spojrzeniem po figurze świeżo upieczonej Róży kończąc na jej oczach.

- Ale wolę bardziej kameralne spotkania. Niech to ci nie psuje dzisiejszej nocy. To wasza noc, wasze święto, bawcie się i nie żałujcie sobie niczego. - powiedziała z ciepłym uśmiechem. Sięgnęła do kopertówki, wyjęła portfel, z niego niewielki kartonik i wręczyła go swojej rozmówczyni.

- Ale skoro interesują cię masaże to myślę, że to powinno ci się spodobać. - na wizytówce wpadała w oko nazwa, “Czarna Dalia” na czarnym tle. I drobniejsze litery mówiące, że to gabinet masażu z adresem w hotelu “Olimp”. - Doceniam śmiałych ludzi. Zwłaszcza tych którzy są w mojej służbie i się sprawdzają. - dodała jakby blondynka mimo wszystko zdobyła u niej jakiś punkt. A z tego co kojarzyła Alessandra to to był hotelowy salon masażu otwarty w dzień dla śmiertelnych gości hotelowych. Ale nocami to obsługiwał nieśmiertelnych ważniaków i ich gości.

Torreador przyjęła wizytówkę z miną zwycięzcy loterii i skłoniła głowę nie przestając się uśmiechać. Nie dostała kosza, lecz zaproszenie na prywatne spędzenie czasu i zapoznanie bez świadków. Idealny początek pod owocną współpracę w przyszłości.
- W takim razie, jeśli nie masz nic przeciwko, skradnę odrobinę twej uwagi po naszym spotkaniu w niedzielę. - kiwnęła głową na pożegnanie i gestem
Podchodząc do kolejnego celu de Gast przybrała zadumaną minę, ciągnąc za sobą dodatki już odruchowo. Stanęły za plecami kolejnego gościa, przez chwilę mu się przyglądając.
- Nie wiedziałam, że Tremere zajmują się kradzieżami - Torreador zaczęła zamyślonym tonem i westchnęła dla lepszego efektu - Jak inaczej wyjaśnić fakt, że w twoich włosach zamknięto ogień? Kto go skradł dla ciebie, kolejny Prometeusz? Są cudowne, szczerze zazdroszczę.

Primogen paryskich diabłów była chyba jedną z nielicznych kobiet jakie przyszły w spodniach. I do tego skórzanej kurtce. Ale nie takiej skorupie w jakiej lubowała się ekipa Hetmana. Tylko jasno brązowej i miękkiej co nadawało jej nieco awangardowego charakteru. Słysząc gościa za swoimi plecami odwróciła się aby sprawdzić kto to mówi i roześmiała się wdzięcznie i perliście słysząc takie przywitanie. Najpierw skupiła wzrok na mówiącej blondynce w centrum potem szybko obrzuciła spojrzeniem Fifi i Jewel po jej bokach. Ale odezwała się do kobiety w centrum tego trójkowego szyku.

- To nasza mhroczna i tajemnicza magia Tremere z południa. Efekt jest niesamowity ale niestety jest pewien szkopuł. Jest mało trwały. Trzeba odprawiać mroczne, okultystyczne i plugawe rytuały aby je utrzymać. Przynajmniej raz w tygodniu. - primogen Diabłów nieco ściszyła głos, nachyliła się i mówiła niby konfidencjonalnym tonem. Jednak po psotnym spojrzeniu dało się poznać, że bawi się świetnie i za cholerę nie bierze na poważnie tego co właśnie mówi.

- Mroczne, plugawe rytuały, zapewne bezecne, odsądzające od czci i wiary - Alessandra powtórzyła za rudzielcem, smakując poszczególne słowa jakby były łykami wyjątkowo apetycznego vitae. Również skróciła dystans, spoglądając jej śmiało w oczy - Brzmi cudownie, taki efekt wart jest każdego grzechu… albo grzech ten jest do niego miłym dodatkiem. Czy Tremere z dalekiego, egzotycznego Południa są równie zaborcze w chowaniu swych sekretów jak Tremere stąd, czy bardziej otwarte na dzielenie się urokami swych… rytuałów? Między innymi.

- Hmm… Trudne pytanie… - Josette zacisnęła skromnie pomalowane usta w ciup albo, żeby lepiej panować nad mimiką albo, żeby się już nie roześmiać na całego. Ale dzielnie udawała, że jest poważna w rozmowie o tych mrocznych i plugawych rytuałach z jakich znany był jej klan.

- Ale chyba mogę zdradzić tyle, że ważnym elementem jest stosunek seksualny. Im bardziej intensywny i emocjonujący tym efekty są trwalsze i bardziej spektakularne. - dodała po namyśle jakby wahała się co może zdradzić postronnej osobie z tych krwawych rytuałów o jakich rozmawiały. Na koniec jeszcze powoli pokiwała twierdząco głową jakby chciała przybić tym swoje własne słowa. Alessa usłyszała jak któraś z jej dziewcząt nie wytrzymała i zaśmiała się cicho.

Torreador przytaknęła zgadzając się w pełni i przyjmując tłumaczenie w pełni, a po jej minie nie dało się poznać, że nie traktuje tej rozmowy jak dobrej zabawy, a jak poważną dyskusję.
W międzyczasie gdy Tremere mówiła podniosła dłoń, chwytając delikatnie jedno z ognistych pasm.
- Naprawdę piękne, warte każdego grzechu - przyznała owijając lok na bladym palcu dzięki czemu łapał światło i wyglądał jak prawdziwie żywy ogień. - Prawdziwy skarb, taki o który trzeba dbać aby nie zniknął i nie wyblakł, bo cóż by to była za strata dla nas wszystkich. Świat ma coraz mniej cudów, nie wolno pozwolić na utratę kolejnego - zrobiła smutną minę obrazującą że sama myśl o tym łamie jej serce.
- Nie można do tego dopuścić - nachyliła się jeszcze odrobinę przechodząc na szept prosto do ucha pod rudymi włosami i pocierając policzkiem o drugi policzek - Myślę, że możemy połączyć siły, aby nie dopuścić do tej okropnej tragedii. Słyszałam że do podobnych rytuałów najlepiej nadają się Róże, pod ich dotykiem efekty będziesz odczuwać nie przez tydzień, a miesiąc najmniej. Chyba że wolisz być nad, to również cudowna perspektywa. Akurat tak się składa że w Hell w Szóstce jest już odpowiednio przygotowany i zarezerwowany teren pod taki rytuał. Wszystko dopięte na ostatni guzik, gotowe aby zaczął czary. Myślę, że Monique również ucieszy możliwość wspomożenia tak szczytnego celu.

- Ah no tak! Róże! Przecież róże też są czerwone! Jakie to teraz oczywiste! - wiedźma z Tremere pacnęła się w czoło jakby dopiero młoda Torreador wskazała jej coś oczywistego co cały czas przed oczami. Jakoś nie wzbraniała się przed jej bliskością i szeptami oraz pozwoliła się bawić swoimi rudymi włosami. A ten niby oczywisty okrzyk wykorzystała aby objąć ją jak najlepszą koleżankę i znaleźć się piersią w pierś. Z rozgraniczeniem w postaci brązowej kurtki.

- Myślę, że nie ma co się zamykać na nowe doświadczenia. I chętnie podejrzę te wasze różane tajniki i techniki. Hmm… Odczuwać efekt przez miesiąc? No, no… Wysoka poprzeczka. Ale to by było coś. - pokiwała głową jakby zawierały, jakiś poważny, biznesowy deal na nie wiadomo jak wysokim szczeblu.

- I szóstka mówisz? Tam na dole? No myślę, że trafię. Ale Monique tam będzie? Ta od księcia? - już przestała się zgrywać i całkiem chętnie powiedziała “tak” na to urocze zaproszenie. Jednak wzmianka o imieniu gospodyni sprawiła, że się zawahała jakby to był element jakiego się nie spodziewała w tej układance.

- Różane rytuały też potrzebują odpowiedniej oprawy i przygotowania, a Monique była tak słodka aby zechcieć wziąć w nich udział. - blondynka potwierdziła lekkim tonem, ocierając się piersiami o piersi Josette i objęła ją w pasie, przyciągając do swoich bioder.
- Hetman również obiecał udowodnić, że w opowieściach o wielkości jego buławy jest sama prawda. Nie wiem jak ty, ale ja wprost umieram z ciekawości ile prawdy znajduje się w tych stepowych legendach. Jeśli jest chociaż w jednej czwartej tak temperamentny za zamkniętymi drzwiami jak na pokaz, to szykuje się naprawdę widowiskowa szarża - zachichotała do jej ucha - Dobre stosunki są świetnym punktem wyjścia do budowania dobrych stosunków już gdy wróci konieczność założenia ubrań i udawania przed światem pełnej powagi.

- Całkowicie się z tobą zgadzam moja droga. Uwielbiam zawierać nowe stosunki właśnie przez stosunki. Zwłaszcza z tak atrakcyjnymi stronami. - Tremere odwdzięczyła się Torreador i też przycisnęła jej biodra do własnych splatając dłonie na jej krzyżu.

- A z tym ubraniem to już wiem na czym polegała wróżna Sabine. Poprosiłam ją o taką małą na dzisiejszy wieczór. Podpowiedziała mi abym nie trudziła się z wybieraniem bielizny bo nie będzie mi na dzisiaj potrzebna. - wiedźma znów przypomniała sobie o czymś co ją rozbawiło. A z Alessandra było tak blisko niej, że mogła zajrzeć jej w dekolt o jaki opierała się własnym. Zobaczyła tam coś czego nie było widać przez koszulę. Dwie, przyjemne dla oka półkule jakie do tej pory czuła na własnych. Rzeczywiście nie wyglądały aby były czymś zasłonięte poza tą koszulą jaką właścicielka miała na sobie. Ta zaś nieco zsunęła swoje dłonie w dół i delikatnie położyła je na pośladkach blondynki.

- I mówisz, że Monique była taka kochana, że postanowiła dołączyć do tej międzyklanowej imprezy? No zobacz jaka miła dziewczyna. Jeszcze nie miałam okazji poznać jej od tej strony. A zawsze miałam ochotę. I Hetman też? Ciekawe, ciekawe… Z tymi męskimi przechwałkami to różnie bywa. Chociaż nadmiaru energii to rzeczywiście trudno mu odmówić. Może być całkiem podniecająco. - pokiwała swoją rudą głową na znak, że nic nie ma przeciwko takiemu składowi osobowemu na tą mniej oficjalną i bardziej zamkniętą część imprezy.

- Sprawdzimy ile prawdy jest w tym puszeniu. Na pewno się postara skoro tyle oczu będzie patrzeć - Torreador zaśmiała się i wzruszyła ramionami - No dobrze, nie tylko patrzeć…
Zrobiła się już pewnie połowa krótkiej, letniej nocy gdy Alessandra ruszyła na podbój bram piekieł. Wcześniej Monique wskazała jej gdzie jest wejście i dobrze, że to zrobiła. Bo wyglądało to jak kolejne drzwi prowadzące nie wiadomo gdzie. Za nimi był krótki korytarz i schody w dół. Tam też orszak na chwilę przystanął, gdy Torreador rozejrzała się po okolicy, a potem zwróciła się do służek.
- Jewel kochanie napisz do Dominika aby odebrał was koło południa. Wrócisz do klubu i poinformujesz resztę że mamy jutro w gościach książęcą faworytę, a pewnie nie tylko ją. Niech przygotują wszystko w sali tortur, chcę mieć też w gotowości dziesięć dziewczyn, bufet, obsługę baru, całą ochronę na nogach i Servio w pogotowiu gdyby był potrzebny. Przypomnij mi też abym zadzwoniła z zaproszeniem do Musette. Fifine skarbie na wieczór chcę tu mieć Nadine ze świeżą garderobą, nie pokażę się publicznie rozczochrana jak jakaś bezdomna. Wy dwie odpocznijcie bo w nocy będę was używać. Nadine i Dominik mają wziąć Lexusa bo być może nie będę wracać sama. - zakomenderowała, a lalki grzecznie przytaknęły z nieśmiertelnym “tak szefowo” Podjęły wędrówkę.

Wystrój zaczął się zmieniać. Niebiańska biel i błękit zaczęły przenikać się z piekielną czerwienią i czernią. Z początku wyglądało to jak drobne intruzje ale z każdym schodkiem było ich więcej i więcej. Aż na półpiętrze osiągały równowagę. A po nim, piekielne barwy coraz bardziej zdobywały dominację w wystroju. A gdy przeszła przez kolejny krótki korytarz ten był już w pełni w czarno - czerwonych barwach. Za nim była recepcja, zupełnie jak w hotelu. Za ladą stał przystojny amant w garniturze i piękna panna w garsonce.

- Dobry wieczór państwu. Witamy w “The Hell”. Widzę, że się nie znamy to chyba pierwszy raz? Nie szkodzi, wszystkim się zajmiemy. - mężczyzna przywitał się z gośćmi. Potem szybko wytłumaczył co jest co. Trzeba było pamiętać o bransoletkach. Bo na tym poziomie to często było jedyne ubranie jakie imprezowicze mieli na sobie. A tamto wejście to do pryszniców i była też łaźnia z wanną gdyby ktoś miał ochotę. Gdyby potrzeba było kogoś do pomocy w tej kąpieli to lokal dysponował odpowiednią służbą. Można było sobie wybrać. Była też szatnia. Na rzeczy jakie chciało się zostawić. Oraz nieco garderoby zastępczej czy po imprezie czy na tą imprezę gdyby coś się stało z własną. No i na sam koniec, tamte podwójne drzwi prowadziły do właściwego lokalu. Krótki korytarz, jeszcze parę schodków i już się było we właściwym “The Hell”.

- Mają państwo jakieś pytania albo życzenia? - zapytał jeszcze a na nadgarstku, podobnie jak u koleżanki, dało się dostrzec czerwoną bransoletkę.

Byli więc ludźmi, z obsługi. De Gast nie wiedzieć czemu spodziewała się ghuli, ale jednak nie. Nie była jednak wieśniakiem, więc uśmiechnęła się czarująco.
- Monique zaprosiła nas do Szóstki, pokierujesz nas kochanie? - powiedziała do kobiety i przeniosła wzrok na mężczyznę - Druga sprawa szukam Monsiuer Bildoeau. Jest w środku. Chcę z nim porozmawiać, ale błądzenie po całym Piekle mi nie leży.

- Oczywiście mademoiselle, proszę za mną. Mam nadzieję, że gdzieś znajdziemy Monsieur Sorena. - dziewczyna uśmiechnęła się słodko do blondynki jakby wygrała los na loterii lub klientka wybrała jej ofertę a nie kolegi. Ten jednak był profesjonalista i pożegnał ich ciepłym uśmiechem. Zaś blondynka ruszyła ze swoją przewodniczka.

- Tylko na wszelki wypadek uprzedzę, że tu naprawdę są orgie i to takie na całego. - odezwała się jakby chciała uprzedzić nowego gościa aby nie był w szoku.
 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji

Ostatnio edytowane przez Sonichu : 28-09-2022 o 18:37.
Sonichu jest offline  
Stary 28-09-2022, 18:29   #57
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Zeszły po schodach i tam zastały dwuskrzydłowe drzwi. Tym razem otwarte na oścież. Ledwo tam zeszły a powitała ich naga blondynka. Ładna, zgrabna, młoda, z małym tatuażem na brzuchu. I cała w ruchu. Włosy, piersi i ona sama energicznie podskakiwała na biodrach swojego partnera. Chyba nawet ich nie widziała chociaż stanęły ledwo kilka kroków od sofy na jakiej baraszkowali.

- Chcesz iść dalej? Jak chcesz to mogę poszukać Pana Sorena. - zapytała przewodniczka zerkając czy nowa klientka na pewno chce iść dalej i wie na co się pisze.

Blondynka za to posłała splecionej ze sobą parze długie spojrzenie i pokręciła nieznacznie głową. Jeszcze nie czas, na wszystko przyjdzie czas. Chociaż ciężko było iść dalej, gdy wieczór praktycznie zaczynał swoją drugą połowę, a ona jeszcze nie zrobiła nic poza parę rozmów, uśmiechów i przydługiej gry wstępnej.
- Jego twarz wygląda na całkiem wygodną i chętnie bym do nich dołączyła, ale najpierw Soren, a potem przyjemności - stwierdziła lekkim tonem, patrząc powłóczystym spojrzeniem na przewodniczkę - A jak jest z tobą? Musisz się marnować na recepcji czy mogę cię wziąć na dokładnie zwiedzanie?

- Jestem Juliette. I mam dyżur w recepcji. Ale gdyby ktoś z gości mnie sobie zażyczył to chętnie się urwę. Koleżanka mnie zastąpi. To całkiem często się tu zdarza. Ale nie często ktoś robi takie wrażenie jak pani. - recepcjonistka uśmiechnęła się wesoło i zachęcająco do nowej klientki dając znać, że na niej też zrobiła oszałamiające wrażenie.

- A to Carol, śmiertelniczka ale często nas odwiedza właśnie po to. - wskazała na blondynkę i machnęła do niej. Ta jakby dopiero ich zauważyła chociaż chwilę już tu stały. Uśmiechnęła się do nich i skinęła głową w pozdrowieniu ale nie przerwała swojej galopady. Mężczyzna musiał być wampirem bo nieco zmienił pozycje i pojawiły się jego dłonie na jej biodrach.

- Tu często są różne roszady. Jak się z kimś przyjdzie to niekoniecznie z tą samą osobą się wychodzi. No i zawsze jest ktoś z obsługi do zabawy nawet jak ktoś sam przyjdzie. Można się wymieniać partnerami do woli. A ta 6-ka to prawie na samym końcu. - machnęła dłonią przed siebie na drugi koniec sali. - O ile Pan Soren nie jest w którymś z pokojów to pewnie gdzieś tu jest. - powiedziała rozglądając się dookoła.

Alessa za to patrzyła na nią, a razem z nią patrzyły dwie służki i po krótkiej wymianie spojrzeń już wszystko było jasne.
- Juliette… piękne imię. Pasuje do pięknej dziewczyny. Chcę cię mieć za kwadrans w Szóstce bo bez ciebie ten wieczór nie będzie nawet w połowie tak dobry, jak wtedy jeśli dostaniemy cię w swoje ręce… i nie tylko ręce, kochanie - stwierdziła podchodząc bliżej, a lalki po bokach wyciągnęły ręce aby pogłaskać recepcjonistkę po twarzy i uśmiechać się zalotnie przy okazji.
- Najpierw jednak Soren. Porozmawiam z nim, ty znajdziesz zastępstwo.

- Oh, cudownie! Ja też lubię być tutaj a nie na recepcji! Bardzo Ci dziękuję! - dziewczyna roześmiała się ucieszona i bardzo ochoczo ruszyła przed siebie.

- Tu są sofy i kącik aby sobie spocząć na chwilkę czy dwie. - wróciła do roli przewodniczki. Wskazała na podobne sofy i fotele częściowo zajęte a częściowo nie. Na jednej jakaś brunetka bez bransoletek i ubrania na ostro zapinała jakiegoś Pana z czerwoną bransoletka.

- A tu… No zwykle coś takiego się dzieje. - wskazała na hałaśliwą grupkę skoncentrowana wokół dwóch klęczących dziewczyn. Jedna w żółtej bransoletce druga w czerwonej. Wyglądało na zawody w obciąganiu i obie miały swoją widownie i kibiców.

- No a tu mamy dyby i kącik do dyscyplinowania jak ktoś lubi z tej czy tej drugiej strony. - wskazała idąc dalej gdzie rzeczywiście jakąś Mulatka w gorsecie smagała szpicrutą raz przykuta panią a pana to chyba właśnie skończyła sądząc po pręgach na ciele.

- O A tam, za tą kotarą jest Krwawa Scena. Dzisiaj tam mamy Angelette. Dawno jej nie było. - machnęła dłonią na ścianę naprzeciwko z przejściem zasłoniętym kotarą i pilnowanym przez ochroniarza.

- A pokoje są tam. Szóstka jest na końcu korytarza. To do Bdsm, ma cały ekwipunek. Ale zamówiła go Monique. Właściwie to jej pokój, zawsze go dla niej rezerwujemy. - wskazała na boczny korytarz z rzędem drzwi.

- O i jest Pan Soren. - uśmiechnęła się gdy dojrzała Torreadora przy barze. Siedział plecami do nich i żywo rozmawiał z jakimś mężczyzną. Był w samych spodniach i koszuli i chyba jeszcze ich nie dojrzał.

Jego widok z jednej strony ucieszył de Gast, z drugiej poczuła wściekłość, a jeszcze z trzeciej potworny żal. Udała że mu się uważnie przygląda aby zyskać chwilę na opanowanie czegoś poza twarzą. Głos też mógł zdradzić co myśli, a po co? Postronni nie powinni wiedzieć więcej po za to, co chce się im pokazać.
- Doskonale, w takim razie idź znajdź sobie zastępstwo i za kwadrans się widzimy kochanie - odpowiedziała przewodniczce i dla podkreślenia wagi słów pocałowała ją krótko w miękkie, ciepłe usta o zapachu miętówek.
Sama ruszyła w kierunku baru ściskając krótko dłonie lalek zanim nie uwiesiła ich sobie na ramionach, poprawiając wcześniej włosy. Choćby na środku orgii należało się godnie prezentować. Przynajmniej póki miało się na sobie jeszcze jakieś ubrania.

Juliette obdarzyła swoją dobrodziejkę wdzięcznym i pełnym szczęścia spojrzeniem i uśmiechem. Po czym obiecała, że zaraz wróci z powrotem. Sądząc po tym jak oddalała się raźnym tempem nie zważając już na orgiastyczną scenerię dookoła to miała szansę wrócić całkiem szybko. Zaś oryginalna trójka kobiet podeszła do baru wciąż podchodząc do pleców mauli blond wampirzycy. Przez co ten ich nadal nie widział. Za to jak się zbliżyły to zza jego głowy i ramienia wyłonił sie jego rozmówca. To był George. George Lazure był Venture. Do tego był maulą Muzette. Poza tym byli z Sorenem w podobnym wieku i pokoleniu. Odkąd została spokrewniona z dekadę temu to obaj lawirowali wokół siebie w przyjacielskiej ale jednak rywalizacji. Więc z Alessandrą znali się całkiem dobrze. Trochę jak wujek czy przyjaciel rodziny u śmiertelników. Tak jak Muzette była dla niej trochę starszą kuzynką z podobnego pokolenia i wieku. George został spokrewniony w średnim wieku więc nie wyglądał tak imponująco jak jej maula. Ale za to miał smykałkę do interesów i sporo różnych kontaktów. Tak jak Soren nad nim raczej górował towarzysko i “czynnikiem ludzkim” tak Goerge mógł mu się przeciwstawić zasobami nieożywionymi. Obaj mieli też podobną pozycję i wpływy w koterii. Lubili się i szanowali ale jednak odkąd ich obu poznała zawsze w jakiejś mierze rywalizowali między sobą. Zwykle szło o coś co jeden chciał udowodnić drugiemu swoją wyższość a drugi albo to negował albo zmieniał temat tam gdzie sam czuł się mocniejszy. Tak pewnie było i tym razem.

- … czyli ściągnęła majtki i zrobiła co należy. I mówisz, że niczego sobie, nawet mnie by się spodobała? Nie, no dobrze, dobrze. Tak trzymaj Georg. Świetna robota. - Soren jakby podsumował to co właśnie usłyszał od swojego rozmówcy. Ten pokiwał głową ale zmrużył oczy. Alessandra się nie zdziwiła. Też usłyszała to nieme “ale” w wypowiedzi swojego stwórcy.

- No co? To nie jest władza? Nawet nie musiałem się wysilać. Tylko jej zasugerowałem co ma zrobić. I bez żadnych trików. - zastrzegł się wampir o wyglądzie dobrze ubranego businessmana z wystającym brzuszkiem i w tatuśkowatym wieku. W ogóle nie wyglądał groźnie ani mrocznie jak w klasycznych wyobrażeniach z mainstreamu. To już przystojny i gustowny Soren bardziej by się wpisywał w te ramy. A Venture pewnie chodziło, że nie użył żadnych mocy na owej pani o jakiej rozmawiali.

- Tak, oczywiście, że tak, rozumiem George. Zwróć proszę jednak uwagę, że to twoja pracownica. Jesteś jej szefem, wypłacasz jej pensję, sam mi kiedyś o niej mówiłeś, że jest ambitna i bez skrupułów. Więc no tak, można to uznać za jakąś formę subtelnej władzy. Co innego jakbyś takie coś odstawił z kimś kogo los w ogóle nie zależy od ciebie. No na przykład jakbyś zasugerował takiej pani… - Torreador przytaknął niby zgodnie ale jak zwykle znalazł sposób aby wbić szpilę koledzę i jakoś pomniejszyć jego sukces. Spojrzenie George który dojrzał zbliżającą się trójkę kobiet i uśmiechnął się do nich sprawiło, że rozmówca przerwał swój wywód i odwrócił się aby sprawdzić kto idzie.

- Aaa! Moja Alessandra! Witaj kochanie, miło cię znów widzieć. Zwłaszcza w takiej wspaniałej kreacji. Wyglądasz pociągająco, gdyby Słońce ujrzało twój czarujący blask uciekłoby precz za morza i góry nie mogąc znieść takiej konkurencji. - maula rozpromienił się widząc kto do nich podszedł. Wyciągną swoją dłoń aby przejąc i ucałować elegancką dłoń swojego dziecięcia nocy.

- Dobry wieczór Alessandro. Miło cię znów widzieć. Rzeczywiście wyglądasz cudownie. Chociaż… Nie wiem czy wiesz ale za ścianą jest wasza primogen. Sama wiesz, że ona lubi być jedyną królową balu. - “wujek” skinął bokiem głowy na ścianę z kotarą i ochroniarzem gdzie miała być krwawa scena aby ostrzec młodszą wampirzycę. To akurat było znane powszechnie, że Wieczna Królowa nie lubiła konkurencji. No chyba, że mogła ją wchłonąć w swój dwór zauszników i pochlebców oddających jej należyte pierwszeństwo.

- Czemuż nasza primogen miałaby zawracać sobie swoją wiecznie piękną główkę różą, która kwitnie dla nocy dopiero od dekady? Mamy dziś dwie imprezy, Wieczna Królowa ma swoją, a ja już skończyłam część oficjalną swojej. Pewna piękna dama tak słodko prosiła aby się nią zająć, że musiałabym nie mieć serca, aby tej prośby nie spełnić - de Gast spojrzała w stronę kotary i ochroniarza nie tracąc dobrego humoru. Uśmiechała się uroczo i mimo chęci aby wydrapać swojemu mauli oczy, pocałowała go w policzek na powitanie, to samo robiąc z Venture.
- Ptaszyny… poczekajcie w szóstce na Monique i pozostałych - zwróciła się do swoich służek, je również obdarzając pocałunku i choć mniej oficjalnymi i na zachętę nakierowała je we właściwą stronę.
- Monsieur pozwolisz że na parę chwil porwę twojego jakże czarującego rozmówcę nim me serce do końca oszaleje z tęsknoty za blaskiem jego oczu widzianym z bliska - dodała do Venture.

- Z Monique? Tą od księcia? Umówiłaś się z Monique Noel? - Georga chyba zaskoczyła ta wiadomość. Nawet Soren wydawał się być trochę zdziwiony chociaż lepiej nad sobą panował. Dwójka uroczych ślicznotek pomachała im słodko na pożegnanie, złapały się pod ramię i w swoich koronkowych kieckach zastukały wysokimi obcasami po podłodze kierując się ku korytarzowi jaki wcześniej pokazała im Juliette.

- Oczywiście kochanie, przepraszam cię Georg na chwilę. - Torreador pokiwał głową na znak zgody, pożegnał się chwilowo z kolegą i dał znać swojej podopiecznej aby odeszli kawałek. W sam raz było przy wysokim, okrągłym stoliku dla stojących.

- Tak? - zapytał krótko patrząc zachęcająco na blondynkę w unikatowej kreacji.

De Gast poczekała aż zostaną sami i dopiero wtedy westchnęła bardzo cicho.
- Chciałam podziękować za wsparcie i pokazanie, że jestem częścią klanu. - pomimo złości zachowała uśmiech i zewnętrzny spokój - To już nawet od Nosferatu wypełzł z kanału posłaniec ich primogena aby zagaić publicznie do Carla. Wiem jak wysoko ceni mnie Angelette, jednak ty również wybrałeś zabawę tu. Po prawie dwóch tygodniach usilnego zbywania moich prób kontaktu. Czyżbym i w twoją niełaskę popadła, tylko posłaniec złych wieści zgubił się po drodze? Albo nawet takiej informacji nie jestem godna - uniosła brodę dumnie.

- Jesteś częścią klanu Alesso. Zapowiedziałem cię, że jesteś w tym nowym zespolę i jak wróciliście to rozpropagowałem twój występ dzisiaj. Wszyscy się ciebie spodziewali, nie dało się przegapić. Zresztą sama też wyglądałaś wspaniale na tej scenie. Resztę zostawiłem tobie, wiedziałem, że sobie poradzisz i nie potrzebujesz mojej pomocy. Świetnie ci poszło. I z tą robotą i dzisiaj. I nie porównuj się czy nas do Nosferatu. Ten ich Carl też się wybija z waszej grupki jak ty chociaż w całkiem innym sensie i wątpię aby pozytywnym. - powiedział Maula po chwili milczenia gdy powoli skinął głową do słów młodszej wampirzycy.

- Czas dorosnąć. Nie jesteś już młodzieżą co ma parę tygodni na karku. Czas działać na własną rękę. Dlatego miałem nadzieję, że przyjmiesz tą propozycję od Aurory gdy ci ją przedstawiałem. I cieszy mnie, że to zrobiłaś. Uważam, że to słuszna decyzja. Takich młodzików jak ty zawsze ocenia się przez pryzmat ich mauli. Jak ktoś takiego nie ma to jakby był sierotą. Jest niepełny. Jak myślisz, co sobie myślą i mówią między sobą? “To ta młoda od Sorena”. Tak było do tej pory. Nie jesteś jedyna, wszyscy młodzi przez to przechodzą. Twoi koledzy z zespołu też. I ci co byli przed wami. I tak było do dzisiaj. W momencie gdy stałaś się częścią zespołu Aurory zaczęłaś pracę na własny rachunek. Nikt już nie będzie o tobie myślał ani mówił “To ta od Sorena”. Ta co trzyma się tatusia. Nie. Teraz będą mówić “To ta z tego nowego zespołu Aurory”. Nikt nie będzie miał sensownych podstaw aby mówić, że tatuś coś ci załatwił albo zrobił dla ciebie. Dlatego nie dzwoniłem ani nie odbierałem. Chciałem abyś to załatwiła sama, bez mojej pomocy. Zresztą wiedziałem, że Aurora zadba o wasze wsparcie. Rozmawialiśmy o tym jak przyszła do mnie czy nie znam kogoś odpowiedniego. - stonowanym tonem, mówiąc wyraźnie wyjaśnił jak widział sprawę ze swojej perspektywy. Popatrzył na nią przez chwilę po czym zaczął mówić ponownie.

- Z naszą królową o której się wyrażasz z takim przekąsem myśl sobie prywatnie co uważasz. Ale zastanów się czy stać cię aby potraktować ją tak jak mówisz. Rozejrzyj się. - wskazał na podziemia gdzie toczyły się różne etapy i rodzaje orgii. Na ich dwójkę chyba nikt za bardzo nie zwracał uwagi.

- Ona jest tam za ścianą. Ogląda występ. Wie, że tu jesteś dziś wieczorem i na pewno się dowie, że byłaś tutaj. Nie przyszła tu ani dla mnie, ani dla Aurory, ani dla Carla czy kogokolwiek innego. Zastanów się czy stać cię aby tam nie pójść i nie pokazać się na oczy. Dzisiaj jest twój dzień. Twoja noc. Jesteś honorowym gościem Aurory i Monique. Jesteś w klubie zwycięzców. Przynosisz dumę naszemu klanowi. A więc i jej. Dziś jesteś w korzystnym świetle. Dziś. Ale ten szczyt szybko opadnie. Dziś masz szansę go wykorzystać. Nawet u naszej królowej. Następny taki moment przydarzy się gdy przyniesiesz kolejne zwycięstwo. Jutro, za tydzień, za miesiąc, kiedy tam się przytrafi. Wtedy dopiero będziesz miała taki topowy moment jak tej nocy. I mam wrażenie, że dzisiaj będzie ci sprzyjająca. Być może coś uda ci się na tym ugrać jeśli zrobisz to z głową. A jeśli nie? No to pójdziesz na balangę z Monique. Z którą Angelette ma zadrę. A jej i reszcie koterii pokażesz, że masz ją pod ogonem. Swoją primogen. Przemyśl czy cię na to stać. - wyłuszczył kolejne warstwy dworskich zależności między różnymi nićmi i tych punktów w poplątanej pajęczynie zwanej paryską koterią.

- Już wyglądałam jak sierota, tam na górze - przypomniała - Czemu nagle miałby się ktoś tym przejmować? Może gdybyś odebrał telefon, albo poświęcił mi parę minut zanim wciągnęłam w zabawę z faworytą Księcia innych primogenów, inaczej bym to rozegrała. A teraz stawiasz mnie między wyborem aby zrazić do siebie jeden klan… albo trzy. Ale dobrze, posłucham rady. Pójdę pokłonić się przed naszym majestatem zanim przyjdzie mi dotrzymać słowa danego pozostałym. Jeśli tobie sprawi to radość i zniweluje możliwość że i na ciebie nasz majestat spojrzy mniej łaskawym wzrokiem. - założyła ręce na piersi i wyglądała dalej na niezbyt radośnie nastawioną do ich spotkania przy barze.
Odetchnęła jak śmiertelnik i z goryczą dodała.
-Tęsknię za tobą.

- Oh, kochanie… - mężczyznę jakby rozczuliło to ostatnie wyznanie bo podszedł do kobiety, podniósł jej podbródek i pocałował czule. Po czym objął ją i przyciągnął do siebie pozwalając się wtulić się w swoją pierś. Z bliska poczuła ciepło jego ciała napędzane rumieńcem życia a nie śmiertelną przemianą materii. I zapach jego wody kolońskiej. No i opiekuńczy uścisk jego ramion.

- Świetnie się spisałaś, jestem z ciebie dumny. Może faktycznie mogłem zadzwonić trochę wcześniej. Ale wiesz jaki jestem jak się na czymś zapętlę. Ubzdurałem sobie, że dzisiaj się spotkamy właśnie tutaj. I cię przywitam jako pełnoprawna dorosłą wampirzycę co właśnie zdała egzamin dojrzałości i pierwszy raz przychodzi na imprezę dorosłych jako samodzielna dorosła a nie córeczka tatusia. No ale spotkałem Georga, rozgadaliśmy się i udało ci się mnie podejść z zaskoczenia. - mówił kojącym, ojcowskim tonem do jej włosów głaszcząc jej ramiona i te włosy.

- A z tymi trzema klanami nie, no tak to nie. Jak się z kimś umówiłaś na balety tutaj, nawet z Monique, to się zabaw. Nasza królowa zdaje sobie sprawę, że ta jej zadra z panną Noel czy Aishą to raczej jej osobista sprawa. Sama, zobacz. Spora część gości to nasz klan. Co by zrobiła primogen? Wyrżnęła nas wszystkich? Zamknęła w lochu? Chociaż to ostatnie nie byłoby może takie złe. Zdarzyło mi się odwiedzić te jej sławne lochy i kazamaty w Luwrze i powiem ci, robią klimat. Takie prawdziwe, wilgotne, podziemne lochy. - powiedział nieco lżejszym tonem jakby chciał rozładować napięcie czymś żartobliwym. Alessandra może nie znała tu wszystkich jakich spotkała ani nawet niezbyt miała okazję się im przyjrzeć ale i tak część z nich rozpoznawała chociaż z widzenia i faktycznie chociaż niektórzy byli z Klanu Róży tak jak ona i Soren.

- A z naszą królową… Wiesz co ona sama czasami mówi? - trochę się od niej oderwał po to aby złapać ją za podbródek i unieść głowę aby mogli sobie spojrzeć w twarz. Ale sam miał taką jakby zamierzał powiedzieć coś co wydało mu się zabawne. - Mawia “Tylko ludzie potrafiący powiedzieć “nie” są interesujący. - powiedział o jednym z ulubionych powiedzonek primogen Torreadorów. - Nie wiem czy przydarzy ci się tam okazja do powiedzenia czegoś takiego. Ale wierz mi, pochlebców i podnóżków to ona ma na pęczki. Ludzie z charakterem, ludzie z własnym zdaniem, z własnymi zasadami, z pasją, prawdziwą wiarą, idealiści, wzbudzają jej zainteresowanie. Bo właśnie wybijają się tym ponad przeciętność. I to nawet jeśli reprezentują sprzeczne od niej poglądy. Dlatego tak ją kole Monique i Aisha. Może jeszcze Aurora. Mają własne zdanie. I nie może ich kontrolować tak jak to ma w zwyczaju. Może tego na co dzień nie widać ale właśnie dlatego w gruncie rzeczy ich docenia i na swój sposób szanuje. Tak jak się szanuje interesującą grę z wymagającym przeciwnikiem w szachach. Nawet jeśli tak trudno z nim wygrać. - zdradził jej kolejne upodobania ich primogen. No ale w końcu był w koterii już całkiem długo, może nie tak długo jak ona ale jednak miał okazję ją poznać z różnych stron i sytuacjach.

Blondynka przestała się boczyć ledwo zmniejszyli dystans i sama też objęła maulę mocno się w niego wtulając. Co prawda była nadal zła, ale nie umiała się wściekać gdy był obok. Potem słuchała, a złość mijała, aż wreszcie i ona pełnoprawnie się uśmiechnęła, zakładając mu ramiona na szyję.
- W takim razie skoro to moja noc, a ty w tak okrutny sposób zostawiłeś mnie samą narażając na uschnięcie z tęsknoty… podziel ze mną radość sukcesu i pozwól mi spędzić resztę nocy przy twoim boku. Będzie to stosowne zadośćuczynienie za fakt, że nie było mi to dane całą wieczność.

Mężczyzna zmrużył oczy i zacisnął usta jakby musiał się nad tym głęboko zastanowić. Pomilczał tak chwilę przetrzymując ciszę i swoją długonogą blond kochankę po czym odezwał się ponownie.

- Będę zaszczycona moja piękna pani tą propozycją. Gdzie sobie życzysz udać teraz? - odparł podając jej swoje ramię aby mogła je złapać i być jego partnerką na resztę tej nocy.

- Zaznaczyć Angelette swoją obecność, a potem przejść do właściwej części wieczora? - podrzuciła, z radością obejmując jego ramię tak jak wcześniej jej lalki flankowały ją.
Zrobili ze dwa kroki nim de Gast nie przystanęła, wracając do stania przed stwórcą przodem.
- Twój widok i obecność są czymś, co raduje mnie do tego stopnia, że nie umiem znaleźć odpowiednich słów aby to opisać. Jeśli jednak masz swoje obowiązki dziś… - zamknęła na chwilę oczy bijąc się z pragnieniami.
- Kocham cię, przecież wiesz. Zrozumiem.

- Nie obawiaj się moja droga, właściwie to już czekałem na twoje przybycie ale trafił się George, to sama wiesz… Potrafimy przegadać cały wieczór. - powiedział uspokajającym tonem dając znać, że nie ma się czym przejmować. - Chodź, pożegnamy się tylko. A w ogóle strasznie się chlubi tą swoją sekretarką i, że ją wreszcie zaliczył. Dobre i to oczywiście. No ale jestem przekonany, że ty byś sobie z nią poradziła znacznie prędzej niż on się do tego zabierał. A przecież to nie jest twoja pracownica. Właśnie rozmawialiśmy o władzy i oznakach władzy, tak w praktyce, na co dzień. Jak dla mnie to posuwanie własnego pracownika który finansowo i tak od ciebie zależy to nie jest jakieś specjalne osiągnięcie. No chyba, że to pracownik wyrwie szefa czy szefową. No to co innego, to już by było coś. - mówił z zaciekawieniem jakby wrócił do przerwanego wątku ze swoim wampirzym kolegą i rówieśnikiem. Trochę tonem wieczornej anegdotki.

- Cześć George, miło, że poczekałeś. Bardzo ci dziękuję za interesującą jak zwykle rozmowę ale niestety obowiązki wzywają. Sam rozumiesz, nie wypada aby królowa czekała na swoich poddanych. - powiedział wysoki mężczyzna ze smukłą blondynką u boku do swojego kolegi. Ten pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Oczywiście Soren. Ja tu sobie jeszcze trochę posiedzę. Ale wy lećcie, głupio by było podpaść swojemu szefowi. Miło się rozmawiało no i Alessa, świetna kreacja, naprawdę wpada w oko. - George okazał zrozumienie i ich nie zatrzymywał. Pożegnał się ciepłym spojrzeniem i uśmiechem.

Pożegnanie nie miało jednak pójść tak szybko.
- Słyszałam od Sorena że masz niezwykłej urody i umiejętności sekretarkę. - Alessa zwróciła się do Venture robiąc zaintrygowaną minę. Oparła się też jakby bardziej o brunetka obok i wychyliła głowę do przodu, przechodząc na konfidencjonalny ton - Nie przyzna tego, ale twoja opowieść zainteresowała go bardziej, niż by chciał przyznać co sprawia że ja sama umieram wręcz z ciekawości. Ptaszyna musi być naprawdę wyjątkowa, kocham takie rzadkie okazy. Mogłabym na nią przypadkiem wpaść, jeśli nie masz nic przeciwko?

- A tak, tak, jest wyjątkowa, wspaniała, nie dziwię się, że zazdrości bo on nie ma takiej Helen. - grubasek w średnim wieku rozpromienił się jakby cały wieczór coś takiego podejrzewał ale nie był pewny bo przecież z nich dwóch to Soren był bywalcem salonów i niezłym mataczem. Ale teraz Venture po słowach młodszej Torreador uśmiechnął się triumfalnie jakby przejrzał dzięki niej tą podstępną grę kolegi. Chociaż z tego co Alessandra wiedziała to asystentkom i sekretarkom Sorena też trudno coś było zarzucić pod tym względem. Ale nie robił jakiegoś show, że którąś udało mu się zaciągnąć do łóżka.

- Zaraz… Chyba nie chcesz mi podebrać Heleny? - Venture uśmiech zamarł na pulchnej twarzy i nagle czujnie spojrzał na blondynkę w ekstrawaganckiej kreacji.

- George… To przecież jej dzień, jej noc. Słyszałeś jak Aurora i Monique chwaliły ich na scenie? I Alessa też tam była. Napracowała się dziewczyna. No czy ta młoda kobieta u progu życia nie mogłaby dostać jakiegoś prezentu pocieszenia od swojego ulubionego wujka? - Soren popatrzył na kamrata prosząco używając miłej dla ucha, łagodnej perswazji. A, że się znali od dekad to wiedział jak zagrać na tym instrumencie. George popatrzył na niego, na jego wychowankę i westchnął.

- No dobra. Dam ci do niej telefon to się już umawiajcie same. - powiedział jakby szedł na kompromis po czym wyjął telefon i zaczął w nim szukać potrzebnego numeru.

De Gast poczekała aż jedna z jej służek zapisze numer a potem wdziecznie rzuciła się Venture na szyję.
- Dziękuję wujku, jesteś najlepszy! - pocałowała go w policzek.
Pożegnali się i zostawili go samego przy barze.

- A teraz moja droga chodźmy. Zobaczysz dlaczego mówimy na to “krwawa scena”. I poczujesz. Uprzedzam, że wrażenia mogą być mocne. - powiedział maula do swojej podopiecznej klepiąc pokrzepiająco jej dłoń. Zaraz podeszli do tej kotary. Ochroniarz na nich spojrzał, skinął w pozdrowieniu głową i na złączonych z przodu dłoniach nie dało się dostrzec bransoletek.

- Jeden lub dwóch zawsze tu stoi. Nie wszyscy są w stanie zachować nad sobą kontrolę. Czasem niektórym trzeba pomóc. A dziś jeszcze jest Angelette to ona też pewnie nie przyszła sama. - wyjaśnił zanim odsunął kotarę. Jak się zatrzymali Alessandra poczuła coś. Coś podniecającego i pobudzającego. Co podnosiło włoski na karku i mocniej zaczynało drapać gardło. Była jeszcze muzyka i widziała jak pod kotarą prześwitują jakieś światła ale to drapiące wrażenie bardziej przykuwało uwagę. Widziała wzrok Sorena i po spojrzeniu poznała, że pewnie się domyśla jak się teraz czuje. A potem szarpnął zasłonę i weszli do środka.

Wrażeń było na raz i sporo. Światło, muzyka, taniec i krew. Prawie wszystko to uderzyło ją na raz i ze wszystkich stron. Oczy w naturalny sposób przykuwało światło. Dokładniej oświetlona scena. Na niej tańczyła jakaś tancerka. I krew. Zapach krwi. Uderzający w wampirze nozdrza i podniecający bardziej niż najlepsze dragi. Poczuła jak ślinianki jej zaczynają pracować i nerwowo oblizuje nagle spierzchnięte wargi. Nawet kły jakby miały ochotę same się wysunąć. Pomógł Soren który ją lekko trącił w ramię i to erotyczno - krwawe napięcie na chwilę spuściło z tonu. Maula uśmiechnął się uspokajająco i wskazał przed siebie. Teraz ochłonęła na tyle aby dojrzeć więcej szczegółów. Dopatrzyła się skąd ten oszałamiający zapach słodkiej, świeżej krwi. Kapała z sufitu. Chlupotała na podłodze pod stopami tancerki. Spływała po jej nagim ciele. A ona wiła się w lubieżnym tańcu rozsmarowując po sobie te świeże, krwiste smugi. Albo klęcząc i nurzając się w kałużach krwi na scenicznej podłodze. Pewnie dlatego była odgrodzona od publiczności kratami. Alessa rozpoznawała Głód w oczach i twarzach Spokrewnionych. Gdyby nie było tych krat to chyba byliby w stanie rzucić się na tą tancerkę i rozszarpać ją na krwawe ochłapy. Wydawało się, że co niektórzy ledwo się hamują ze swoimi krwawymi żądzami.

Tylko jedna osoba wyróżniała się z tłumu gości. Po części dlatego, że siedziała na środku, w honorowym miejscu na sofie. Ale i inni też tak siedzieli. Za tą sofą stało dwóch garniaków a przy wejściu jeszcze jeden. W pierwszej chwili od tego szoku świeżej krwi można go było przegapić. Zaś kobieta siedząca na sofie była wpatrzona w scenę i tancerkę jak zahipnotyzowana. Nie mogła oderwać oczu od przedstawienia. Ale zachowywała iście królewski spokój. Alessandra widziała ją nieco z profilu i od tyłu. Ale i tak ją rozpoznała. To była ona. Wieczna Królowa, primogen Torreadorów.

- Gotowa? Czy chcesz jeszcze pooglądać? - zapytał cicho Soren bo i miejsce i widowisko na nim też robiło wrażenie. Widać było, że podoba mu się to dekadenckie i hedonistyczne miejsce krwawej rozpusty.

- Musimy tu przyjść we dwoje - powiedziała ochryple i odchrząknęła. Praktycznie nie szło oderwać oczu od sceny, całe ciało rwało do przodu, skupienie przychodziło z trudem.
- Ale nie teraz, następnym razem - wreszcie po długiej chwili dodała już prawie normalnie, cudem spoglądając na towarzysza zamiast na tancerkę, chociaż wbijała bezwiednie paznokcie w jego przedramię.
- Jestem gotowa.

- To Sabrina. Nasza Krwawa Baletnica. Chyba wiesz skąd to przezwisko. Mówi się, że tak jak Ninette jest mistrzynią śpiewu tak Sabrina tańca. - powiedział z uśmiechem i tonem przewodnika, złapał za jej ramię i ruszyli w stronę sofy i swojej królowej. Ochroniarze za jej posłaniem spojrzeli na nich ale nie reagowali. Brunetka zaś podniosła na nich głowę i obdarzyła ciepłym uśmiechem.

- Dobry wieczór królowo. - Soren skłonił się jej i gdy wyciągnęła ku niemu dłoń pocałował ją w szarmanckim geście. - Chciałem ci przedstawić moją wychowankę. Alessandrę. Ta co nam przyniosła ostatnio tyle radości. - maula przedstawił królowej swoją wychowankę. Ostatni raz spotykali się w podobnym gronie i scenie z dekadę temu. Wkrótce po spokrewnieniu blondynki. Wtedy też Soren przedstawił ją ich primogen jako nową różyczkę w ogrodzie. Tylko wtedy to było w “Olimpie”.

- A tak, witaj Alessandro. Miło mi cię widzieć całą, zdrową i tak kwitnącą. No i we wspaniałej kreacji. Przyznam, że wyglądasz w niej oszałamiająco. Nie mogłam się napatrzeć jak widziałam cię na scenie. Odważne, śmiałe i z pazurem. Przy tobie to teraz ja wyglądam blado. - Angelette odezwała się całkiem miłym i swojskim tonem. Też wysunęła ku de Gast swoją wypielęgnowana dłoń do pocałowania. Sama była w jednoczęściowej sukience który odkrywał jej kolana i zgrabne nogi a zakrywał ramiona do nadgarstków. Za to dekolt był śmiały, zaczynał się przy szyi a kończył przy pępku.

De Gast ujęła podaną dłoń i przyciągnęła do ust, choć zamiast pocałować jej wierzch okręciła ją aby złożyć ślad ust po jej wewnętrznej stronie. Patrzyła przy tym primogen prosto w oczy i uśmiechała najbardziej czarująco jak to możliwe.
- Czyli jednak udało mi się zwrócić twoją uwagę, obawiałam się że ktoś patrzący na co dzień na odbicie w lustrze niczym na najlepsze z dzieł Fidiasza nawet mnie nie zauważy. - powiedziała, a jej wzrok zjechał na mostek kobiety niby na chwilę i przez przypadek zanim nie wrócił ponownie do jej górnych oczu.
- Zbrodnią byłoby, gdyby ktoś mnie pomylił z innym klanem, a tak wszystko od razu staje się jasne. Nawet jeśli twarz powyżej kreacji jest całkiem nowa.

- No, no… Śmiała jesteś. Nawet zuchwała. I flirciara z ciebie. - na twarzy królowej pojawił się delikatny uśmiech aprobaty. Wcale nie miała nic przeciwko takiemu pocałunkowi w dłoń i dała się z bliska obejrzeć. Nawet nieco uniosła głowę w bok jakby pozowała do portretu. Ale po tej pochwale spojrzała na Sorena jakby i do niego też było to skierowane.

- Tak jak ci kiedyś mówiłem królowo jak na nią trafiłem. To już wtedy był diament a wystarczyło go przyszlifować tam i tu i teraz mamy taki olśniewający brylant. - Soren skłonił się ich władczyni skromnie ale było widać, że komplement od królowej i zachowanie potomka sprawił mu przyjemność.

- Oh, kochanie miałaś najlepsze wejście jakie oglądałam od dłuższego czasu. I nie stójcie tak, proszę usiądź obok mnie. - primogen pochwaliła blondynkę po raz kolejny i wskazała na miejsce obok siebie. Jak dojrzała Soren dyskretnie mrugnął do niej okiem i pokazał kciuk do góry, że idzie im całkiem dobrze. Po chwili siedzieli we trójkę na kanapie.

- No właśnie, nie widać na pierwszy rzut oka… Ale myślę, że coś na to zaradzimy różyczko. - z bliska przyjrzała się blondynce i jakby nad czymś myślała.

- I widzę twój maula nie zawiódł moich oczekiwań jak polecał mi ciebie na to zlecenie od naszej drogiej szeryf. Cieszę się, że wyszłaś z tego cało. Słyszałam, że nie każdemu się udało. Potrzebujesz może czegoś w tej nowej pracy? Albo wy wszyscy? Trochę szkoda byście byli jak biedacy. - zagaiła o ostatnie zlecenie i pierwsze w jakim ukuł się nowy zespół szeryf Demers. I nawet wydawała się miła i przychylna dla siedzącej obok niej blondynki.

- Dziękuję pani, schlebiasz mi… ale tak, prawda. Soren ma naprawdę zręczne i zdolne dłonie, nieważne czy ugniata, szlifuje czy poleruje - odwróciła się na chwilę ku mauli i jemu też posłała uśmiech. Na razie jeszcze nie było focha i patrzenia z góry. Szło o dziwo naprawdę dobrze, a widok zadowolonego stwórcy podsunął Alessandrze szalony pomysł. Chwyciła się go, skoro okazja sama się nadstawiała.
- Na chwilę obecną nie mam na co narzekać, jeśli chodzi o wykonywanie rozkazów naszej drogiej szeryf. Jeśli jednak miałabym o coś prosić, byłaby to z pewnością możliwość odwiedzenia twych lochów pod Luwrem. Słyszałam zaledwie krótkie urywki, lecz nawet one rozgrzewają krew bardziej niż pokaz tańca Sabriny i jeśli miałabym wybierać noc z nią, albo noc w twej gościnie bez wahania wybiorę to drugie.

Przez moment panowała pełna zaskoczenia cisza. Kątem oka de Gast widziała jak jej maula gwałtownie zamrugał oczami i chyba wstrzymał oddech. Albo jej się zdawało. A ich primogen też zrobiła zaskoczoną minę jakby się przesłyszała. Ale zaraz się uśmiechnęła i pokiwała głową. Sięgnęła w bok po karafkę z krwistą zawartością, nalała do wolnych kieliszków i podała oba Alessandrze. Drugi miał być dla Sorena bo królowa miała już swój. Po czym wzniosła toast tą krwistą zawartością. Gdy Alessandra przełknęła pierwszy łyk od razu poczuła moc trunku. To była jakaś brandy czy coś podobnego. Zmieszana nie ze zwykłą krwią śmiertelników tylko wampirzym vitae. I to na pewno nie było vitae kogoś z ostatnich pokoleń. Czegoś tak mocnego i pysznego to jeszcze nie próbowała. Od razu poczuła jak wypełnia ją energia jakby wciągnęła niezłego speeda. Tylko to było lepsze.

- Bardzo chętnie moja droga różyczko. Widzę, że stoisz u progu świetlanej kariery. Zapowiadasz się na naprawdę piękną, pełnokrwistą różę. Kiedy by ci pasowała taka wizyta? Jutro, pojutrze? - zapytała jakby niespodziewanie czarny koń na jakiego postawiła sporą sumę rzeczywiście wygrał wyścig. I dawało jej to mnóstwo satysfakcji.

Wylizywanie kieliszka nie wchodziło w grę, czego de Gast żałowała. Uczucie rozpierającej euforii aż podrywało ciało do działania. Chciało się więcej, szybciej, mocniej i najlepiej na już. Zupełnie jak wciągnięcie kilku słusznych gram kokainy za starych, ludzkich czasów. Głód też zniknął, co było dziwne, niepokojąco cudowne.
- Pojutrze brzmi idealnie, zdążę się odpowiednio przygotować. Soren może również nam towarzyszyć, o ile wyrazi taką wolę? Zawsze gdy wiem, że patrzy staram się bardziej… aby było co polerować i szlifować - skończyła ze słodkim uśmiechem.

- Pojutrze? No dobrze, pojutrze brzmi świetnie. I tak, Soren jak ma ochotę może przyjechać także. Dawno go u nas nie było. Macie na coś szczególnego ochotę? Może udałoby mi się przygotować. - królowa nie szczędziła swojej dobroci i szczodrości. Odebrała pusty kieliszek od swojego gościa i odłożyła go na przyboczny stolik.

Blondynka rzuciła pytające spojrzenie na mentora, lecz zanim się odezwał ona to zrobiła korzystając z dobrego nastroju rozmówczyni i kiwnęła głową na krwawą scenę.
- Naprawdę niesamowicie pobudzające doznanie… dobry aperitif przed właściwym posiłkiem, który mam nadzieję pani, pojutrze zjesz razem z nami. - pochyliła się odrobinę w jej stronę.

- Posmakował ci? - roześmiała się oszczędnie królowa ale wydawała się rozbawiona i wcale nie zaskoczona taką reakcją. - Też za nim przepadam. Myślę, że powinno udać się zorganizować jakiś poczęstunek. W końcu nie ma co się bawić na suche gardło prawda? - nadal wydawała się być w świetnym i pobudzonym nastroju. Krwista atmosfera serwowana przez Krwawą Baletnicę udzielała się także jej. Chociaż lepiej nad sobą panowała niż większość widowni.

- Na sucho nigdy nie jest przyjemnie - Alessa skubnęła dolną wargę zębami, a potem kiwnęła głową - Dziękujemy ci pani za poświęcony nam czas, nawet mimo tego iż zawróciliśmy ci głowę w środku tak smakowitego performance. Pozwolisz zatem że na ten moment się oddalimy, by pojutrze pojawić się w twych progach po nastaniu zmierzchu.

- Ależ oczywiście kochanie. Na pewno czeka was jeszcze bardzo pracowita noc. Życzę wam szampańskiej zabawy. - primogen okazała pełne zrozumienie i nie blokowała dłużej dwójki swoich poddanych. Na pożegnanie cmoknęła się policzkiem o policzek ze swoją młodą różyczką a powstającemu Sorenowi podała dłoń do pocałowania też na pożegnanie. Po chwili dwójka wyszła z krwawej sceny na zewnątrz, za kotarę, znów wracając do tej większej, głównej sali.

- No, no… Spisałaś się moja droga. Tak ni z gruchy ni z pietruchy władować się samej Wiecznej Królowej do jej ulubionych lochów… I jeszcze cię cmoknęła na pożegnanie… Rany, ile ja się musiałem kiedyś nabiegać za nią aby dostać takiego całusa! A jeszcze wtedy nie była primogenem tylko hrabiną. No ale to było dawno. Wtedy nasz książę był takim smykiem jak ty teraz. No może jak Musette albo jakoś tak, młody w każdym razie. Dobra, stare dzieje. To moja piękna pani, na co masz teraz ochotę? - Soren jakby odetchnął świeżym powietrzem hedonizmu i dekadencji jaka panowała w tym orgiastycznym pomieszczeniu. I dał upust swojemu wrażeniu na wrażeniu jakie jego młoda spokrewniona wywołała na królowej. Nawet jeśli ta nie straciła panowania nad sobą i zachowywała się z iście królewską godnością. Na koniec znów podał ramię towarzyszce i gotów był iść dalej. Ale niespodziewanie roześmiał się wesoło jakby coś mu się przypomniało.

- Widziałaś całą tą koterię przy krwawej scenie? Może nikt się nie gapił tak ewidentnie na nas. Ale na pewno wszyscy to widzieli. Że siedziałaś obok królowej na sofie. I to na pewno się rozejdzie po mieście. Zwykle jak ktoś nie jest jej zaufanym to stoi podczas audiencji chyba, że ona zaprosi go czy ją aby spoczął. A ciebie zaprosiła prawie od razu. Od razu widać, że cię lubi a przynajmniej u niej też jesteś na topie. Wystarczyło tylko tam pójść. - objaśnił jej kolejne zawiłości dworskiej etykiety i zależności. Jakie komuś z zewnątrz mogły umknąć. No i pewnie miał satysfakcję, że miał rację.

Zadowolenie mauli było też zadowoleniem jego potomka, chociaż ten zaczął myśleć odrobinę bardziej rozsądnie dopiero gdy wrócili na korytarz zostawiając za sobą krwawy balet i powietrze tak gęste że musieli się przez nie przedzierać prawie na siłę. Wcześniejsza złość z powodu pozostawienia samej na górnym piętrze klubu też Torreador minęła. Nie pamiętała już o niczym złym, za to z ekscytacją patrzyła w przyszłość. Przynajmniej do rana.
- To pewnie przez tę sukienkę, w końcu projekt od Givenchy - odpowiedziała rozbawiona, obejmując mocno ramię w garniturze. - Dziękuję, to było naprawdę ciekawe doświadczenie. Mam tylko nadzieję, że nie chowasz urazy za nasze powitanie, ani za moją propozycję na spędzenie nocy w Luwrze. Mówiłeś z takim przekonaniem, że i ja chciałam je zobaczyć… będziesz, prawda? - spojrzała na jego twarz.
 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji
Sonichu jest offline  
Stary 28-09-2022, 18:32   #58
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
- Ależ oczywiście kochanie. Poza tym naprawdę dawno tam nie byłem. A miło wspominam. Zobaczyć naszą królową w akcji, ze szpicrutą i tak dalej… Tak, to jest godne uwiecznienia przez malarzy i poetów. Prawdziwa pani na włościach, władczyni niewolników, królowa hedonistów i majordom ladacznic. Jest cudowna. A poza tym… - maula pokiwał głową jakby ostatnią wizytę w lochach pod Luwrem na tyle ciepło wspominał, że chętnie by odwiedził je ponownie. Po czym rozmarzył się nieco na temat możliwości, charakteru i umiejętności ich królowej. Na koniec ściszył głos jakby zamierzał jej powiedzieć coś dyskretnego.

- A poza tym mówią na nią też Królowa Marionetek. Na pewno nie raz się jeszcze zdziwisz kogo ma w kieszeni. Wielu jest takich co z ochotą spełnią jakąś prośbę czy życzenie swojej królowej w zamian za kroplę jej łaski i promienny uśmiech. Wszędzie ma jakichś dłużników czy adoratorów. Ona nie musi nikogo rozrywać kłami czy pazurami. Wyraża życzenie i zawsze znajdzie się chętny który je spełni. - podpowiedział jej o kolejnym detalu z charakteru ich primogen.

- Trzeba będzie więc z nią dobrze żyć nie tylko po to, aby twoja głowa została bezpiecznie na karku. W takim razie cokolwiek będzie dalej nie mogę dać plamy, to by było głupie - blondynka trawiła informacje, układając je w głowie. Gdyby tylko udało się jej utrzymać zainteresowanie primogen mogli na tym naprawdę wiele ugrać. Zapowiadało się… pracowicie. Gdzieś w tylnych zakamarkach mózgu zanotowała aby porozmawiać z siostrą, że już chyba nadszedł czas aby wzięła na siebie więcej obowiązków klubowych. W wyobraźni widziała minę Ophelii która z zadowoleniem nie będzie miała nic wspólnego. Opieka na Miroir Noir stanowiła kotwicę starszej de Gast ze światem ludzi i dobry miernik jak mocno zaczyna się odklejać od świata śmiertelnych.
- Myślę, że najwyższy czas iść do Monique i reszty. Liczę że chociaż ty nie masz żadnych większych zadr z nią, Josette albo Hetmanem.

- Nie, raczej nie. Nic o czym bym wiedział. - Soren zmarszczył czoło jakby przeszukiwał pamięć ale widać nic podejrzanego nie znalazł co by mogło zaważyć na spotkaniu z powyższymi osobami.

- A tak, mieć względy i łaskawe oko u kogoś takiego jak primogen daje niesamowite możliwości. Trochę jestem ciekaw czy nasza królowa wspomni coś w poniedziałek o tej naszej zabawie z Monique. Chociaż nie spodziewam się kłopotów. To raczej nie takie stadium co by jedna drugiej planowała urwać głowę przy pierwszej okazji. Ot odkąd Noel przejęła ten klub coraz więcej gości tu przychodzi. Zresztą z Aishą i tymi jej orgiami płodności w pogańskim stylu podobnie. No i sama widziałaś, trudno powiedzieć aby któraś z nich była jakaś szpetna prawda? - powiedział gdy szli już korytarzem i wskazał palcem na te gdzie była “6-ka”. Wciąż wydawał się podekscytowany zaskakująco owocnym i pozytywnym spotkaniem z ich własną primogen. Ale już się przestawiał na to co na nich czekało za drzwiami. Jak je otworzyli to w środku zastali całkiem znajome twarze. Jewel, Fifi i Monique.

- O, część! Fajnie, że już jesteście! Wreszcie udało mi się urwać i mogę też się poczuć gościem na własnym przyjęciu! - roześmiała się długonoga blondynka jaka z dwiema brunetkami stała przed ścianą z wieszakami na jakich były zawieszone różne gadżety do dyscyplinowania. Każda z nich coś trzymała, oglądała i chyba właśnie o tym rozmawiały. W pokoju był kwadrat zrobiony z materaców chyba za synonim łóżka i numerków nie na podłodze. Do tego wspomniane wcześniej przez gospodynię dyby. Obite czarną skórą i w sam raz aby kogoś tam zamknąć. Pod ścianą jeszcze krzyżak do mocowania skazańca, klatka w rogu i sporo innych bajerów do zabawy na ostro.

- Cudownie - wyrwało się de Gast gdy ze szczerą ekscytacją oglądała kolekcję zgromadzoną w prywatnym loszku. Przeszła pod dyby, przesuwając dłonią po czarnej skórze i zaśmiała się , obracając na pięciu aby w paru susach doskoczyć do gospodyni.
- Doskonale… - wymruczała zarzucając jej ramiona na szyję i zbliżając twarz do jej twarzy - Naprawdę doskonale… wyglądasz na zmęczoną tymi wszystkimi obowiązkami, może odpocznij chwilę? Te dyby rzeczywiście wyglądają na diabelnie wygodne… - więcej nie dała rady powiedzieć, bo drzwi skrzypnęły i do środka wparował kolejny gość na którego widok Torreador uśmiechnęła się promiennie wyciągając dłoń. Z drugiej strony czuła obecność mauli, dwie laleczki też stały całkiem niedaleko.

Jak tak jedna blond wampirzyca objęła drugą i znalazły się tak pierś w pierś to od razu wyczuła, że gospodyni jest już na wstępie nieźle podejscytowana. Zdradzał to blask jej oczu i przyspieszony oddech. Nawet co nie tak częste u spokrewnionych pewien rumieniec na licu.

- Oh, pamiętałaś. - zamruczała z zadowolenia Malakavianka jakby miło jej się zrobiło, że te rozmówki na górze o dybach i pejczach to nie były tylko puste słowa. - I tak, z tych wszystkich zabawek co tu są to najbardziej lubię właśnie te dyby. No ale oczywiście to twój wieczór więc chętnie dostosuję się do twoich wymagań i zachcianek. Mam nadzieję, że będą nieprzyzwoite. - powiedziała nakręcając się jeszcze bardziej jak początek zabawy już był tuż tuż. No ale Hetman wpadł do środka z iście punkowym wdziękiem, dyskrecją i finezją.

- A to tutaj! Kurwa nie byłem pewien jaki to miał być numer ale mi… Dobra chuj w to. - punk zamknął za sobą drzwi, wparował do środka i w pierwszej chwili przeskanował otoczenie.

- Cześć tatuśku. No możesz zostać. Ale trzymaj się ode mnie z dala. Przyszedłem tu na gorące foczki. - na chwilę zawiesił wzrok na Sorenie co był tu poza nim jedynym mężczyzną i jakby od początku chciał ustalić klarowne zasady.

- No to nie powinniśmy mieć zwady. Jestem tu dokładnie z tego samego powodu. Coś do picia? - maula blond Torreador zachował godność i pogodę ducha i wskazał pytająco na stół gdzie były jakieś przekąski i butelki.

- No pewnie! - ukraiński punkowiec uśmiechnął się ochoczo jakby pierwsze lody zostały przełamane. I wrócił do taksowania żeńskiej części towarzystwa. - Monique? A co ty tu robisz? Przyszłaś pokazać pokój czy co? - zagaił do blond gospodyni w srebrzystej, cekinowej mini z dekoltem prawie do pępka.

- A to już pytaj Alessandry. Dzisiaj jestem jej gościem i ona tu rządzi. - Noel beztrosko machnęła swoją zgrabną dłonią i przekazała pałeczkę rozmowy i władzy blondynce w ekstrawaganckiej kreacji.

De Gast machnęła ręką i patrząc na Sorena puściła mu oko, ale to jej służki z ruszyły z miejsca, biorąc się za obsługę minibarku.
- Oh kochanie… - z niewinnym uśmiechem na ustach, obracając głowę do Brujah - Przecież mówiłam ci że będziemy we cztery - ruszyła w jego stronę biorąc za ręce pozostałą dwójkę i udała że coś jej się przypomniało.
- Ale to było zanim zrobiła się nas piątka, z Sorenem szóstka. Szóstka do szóstki pasuje idealnie. Mam nadzieję, że nie przestraszy cię nadmiar uwagi. - puściła dłonie gdy znalazła się blisko aby je przenieść na pierś punka. Zaczęła powolny proces wydobywania go ze skorupy.
- Nie wyglądasz jak ktoś, kto boi się kogokolwiek i czegokolwiek, a moja droga przyjaciółka naprawdę jest w ogromnej potrzebie. Kto jak nie ty mógłby uratować ją z opresji, nas przy okazji też?

To, że Hetman też już przyszedł nakręcony na właśnie taką zabawę nie dało się przegapić. Jak tylko Torreador podeszła do niego i zaczęła zdejmować jego skorupę ten bez ceregieli trzepnął ją w prawie nagi, zgrabny pośladek i z wyraźną przyjemnością złapał i bez skrupułów pomiędlił. Musiało mu się to podobać bo zaśmiał się chrapliwie a cała akcja rozbawiła resztę towarzystwa. Dał z siebie zdjąć kurtkę i został w samym podkoszulku z jakimiś punkowymi kapelami.

- Ano tak… Szóstka do szóstki, no tak… - pokiwał głową i znów przesunął się spojrzeniem po towarzystwie jakby liczył czy faktycznie jest sześć osób. - I co mówiłaś? Że twoja kumpela ma kłopoty? Która? Ktoś ją zaczepia? Trzeba komuś spuścić łomot? Komu? Dla mnie to żaden problem. Tylko powiedz komu. - jakby otrząsnął się i chętnie wziął od Jewel kieliszek z czerwonym i nieco gęstym płynem sugerującym krwawą domieszkę. Na chwilę zawiesił wzrok na przednich a jak się odwróciła to tylnych wdziękach tancerki z Miroir Noir. Ale nawijał jakby chodziło o jakieś standardowe bójki i punkowe klimaty.

Przyjmując kieliszek blond Torreador spojrzała znacząco na Fifine. Ta w lot złapała o co chodzi i zgrabnie doskoczyła do Jewel pomagając jej wydostać się z sukienki, potem role się zamieniły, a obie lalki zostały w samych wysokich obcasach tuląc się do siebie i wodząc dłońmi po piersiach i brzuchu tej drugiej, tłumiąc niecierpliwość.
- Josette, ma okropny problem - de Gast przyznała z czymś na kształt smutku, zabierając się za punkową podkoszulkę - Aby go rozwiązać potrzebna będzie naprawdę spora buława i dużo siły.

Drzwi skrzypnęły ponownie ale tym razem ich framuga nie jęknęła jak przy nadejściu Brujah gdy ten walnął skrzydłami o ścianę. Otworzyły się nieznacznie, wpuszczając do środka recepcjonistkę.
- Ah, Juliette! - Alessa przypomniała sobie o niej i zarządziła - Ptaszyny, pomóżcie jej. Przecież widać że potrzebne jej wsparcie.

- O, to zdążyłam. Bo byłam siku. Bałam się, że nie zdążę. - Juliette wyraźnie ulżyło, że nie musi dobijać się do drzwi. I ciekawie zerkała na towarzystwo jakie się tu skumulowało od jej wyjścia. A to chętnie zerkało na dwie modelowe brunetki które na polecenie szefowej zostały w samych szpilkach. I zaczęły ze sobą się tak ładnie i malowniczo bawić. Jednak gdy wpadła urocza recepcjonistka na której młoda Torreador zrobiła tak niesamowite wrażenie to szybko zrobiły się trzy.

- Więcej masz tego na sobie niż my. - zaśmiała się Fifine bo śmiertelna pracownica klubu wciąż była w swoim gorsecie, koszuli i mini w jakiej pełniła dyżur w recepcji. Ale dziewczyny chętnie i widowiskowo sobie z tym poradziły. Te z klubu Torreadorów wspólnie zaczęły poznawać smak nowych ust i dotyk nowego ciała. A recepcjonistka Malakvianki chętnie im się zrewanżowała. Więc szybko też została w samych pończochach i szpilkach.

- Aha. Taka pomoc. Josette? Która to? - Hetman zapatrzył się na to widowisko ale chętnie dał zdjąć z siebie podkoszulek. I w końcu skoncentrował się na blondycne jaka go rozbierała. Ona zaś widziała liczne, niezbyt wyrafinowane tatuaże na jego ciele i skórzany rzemyk z wisiorkiem z ukraińskim trójzębem. Nie wyglądał na przesadnie umięśnionego ale na dotyk czuła krzepkość tego co miał pod skórą. Sam zaś roześmiał się chyba z własnej pomyłki o co chodziło z tą pomocą. Tylko po samym imieniu to jeszcze nie był pewny o którą pannę chodzi. Wtedy rozległo się pytanie i Monique podeszła aby otworzyć drzwi. Po chwili do środka weszła ostatnia z zaproszonych. Uściskała się z gospodynią jak dwie koleżanki co się dawno nie widziały i primogen Tremere z ciekawością obejrzała sobie towarzystwo jakie się tu zebrało.

- No, no… Ale skład… Iście dream team… - prawie gwizdnęła z ekscytacji. Wzrok spoczął na obu mężczyznach i na dłużej na trójce już prawie rozebranych ślicznotek. - Strasznie apetycznie wyglądacie. Nie wiem co robiłyście i co zamierzacie ale kontynuujcie proszę. - powiedziała z psotnym uśmiechem ale podeszła do Alessandry i Hetmana. Zresztą Monique też.

- Monique mówi, że to ty dzisiaj jesteś tu gospodynią i wszystkim dyrygujesz? - zapytała rudowłosa zdradzając co pewnie tak sobie szeptały z Malakavianką w drzwiach na wejściu. Ta zaś stanęła obok i wydawała się bardzo zadowolona, że ta zamknięta impreza zaczyna się tak ekscytująco.

- Skoro tak uroczo prosicie nie mam serca odmówić - Torreador machnęła na służki i po chwili zaczęła się główna część nocy na którą tyle czekała, gdy żywe i ożywione ciała splatały się ze sobą, łącząc w jeden organizm pełen ruchu, jęków, westchnień i przyspieszonych oddechów. Rozpadał się on co pewien czas aby połączyć się w inny sposób, a zabawa zaczynała się od nowa, i znów od początku, póki godzina nie zrobiła się późna, zmuszając wielogłową bestię do zalegnięcia na dywanie mokrym od mieszanki krwi oraz innych płynów gdy nikt nie miał już sił na poruszenie choćby końcem kła.
 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji
Sonichu jest offline  
Stary 28-09-2022, 23:19   #59
 
Coolfon's Avatar
 
Reputacja: 1 Coolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputację
Ciężko było być pariasem wśród swoich i udawać, że ma się nad wszystkim kontrolę. Mimo tego primogen Tremere nie kryła się po kątach, ale dumnie wychodziła naprzeciw nieprzychylnym spojrzeniom osób nie dość że z innych, to jeszcze z własnego klanu. Różnie na mieście gadali o rudej wiedźmie stojącej na górze hierarchii klanu Diabła, ale ludzie lubili gadać, nieważne czy byli martwi czy żywi.

Ryan przyjęła kieliszek i umoczyła w nim usta słuchając Josette, a to co mówiła miało dużo sensu. Hugo choćby akurat miał taki kaprys wpierw musiał zasięgnąć rady wyżej, gdy Szeryf Aurora zlecała zadanie.
- Troszkę w takim razie jestem zaintrygowana - powiedziała chowając wizytówkę do wewnętrznej kieszeni marynarki. - Wiele krwawych bitew przetoczyło się przez Europę w przeciągu ostatniego wieku. Choćby tutaj. Beaumont-en-Verdunois, Bezonvaux, Cumières-le-Mort-Homme, Douaumont, Fleury-devant-Douaumont, Haumont-près-Samogneux, Louvemont-Côte-du-Poivre, Ornes, Vaux-devant-Damloup… Czerwona Strefa na północny wschód, gdzie do tej pory ziemia jest równie martwa co my za dnia, a jej objęcia skrywają miliony niewybuchów i miliardy kości przy których nasze katakumby wydają się zaledwie dziecięcym pokoikiem na poddaszu zaopatrzonym w parę zabawek na krzyż.

- Oh kochaniutka, ja też bym chciała Sabine potrafiła wszystko przewidzieć co do minuty i metra. No ale niestety też dziewczyna ma swoje ograniczenia.
- rudzielec roześmiała się krótko i pokiwała głową, że też miałaby ochotę na coś więcej z tymi talentami swojej wieszczki. No ale musiała działać na tym co było. W kieliszku zaś było wino, z krwawą domieszką dodającą smaku. Mogło zaspokoić Głód a dało się pić jak śmiertelnicy pijali swoje standardowe alkohole.

- I widzę, że interesujesz się historią. To dobrze. No przynajmniej w moim zawodzie. Często buszuję po jakichś starych pamiętnikach, mapach, zapiskach, ta całkiem stare albo kościelne to są po łacinie, jeszcze starsze w grece już nie mówiąc o całkiem wymarłych i starożytnych językach. U nas w biurze to prawie co druga z dziewczyn jest ekspertem od jakiegoś mało typowego języka. - rudzielec podzieliła się swoją opinią na ten temat. Mówiła lekko i wesoło więc pewnie była w dobrym humorze.

- A właściwie to nie ma co za bardzo robić tajemnicy jak i tak rozmawiamy. Pewnie znasz nazwisko Davout? - zagaiła po chwili zastanowienia. No pewnie, że detektyw je znała w końcu tak się nazywał nowy książe ich koterii.

- No właśnie. Nie sądzę aby to było prawdziwe nazwisko naszego księcia chociaż zdaje się je lubić. W końcu nawet śmiertelnicy by się połapali jakby ktoś z nas przez dekady i wieki używał tej samej maski. Ale nic to. Zgaduję, że to nazwisko od marszałka Davouta. Jednego z najlepszych generałów Napoleona. Dobre nazwisko i wzór do naśladowania moim skromnym zdaniem. No i słuchaj tego. - Josette zaczęła ten historyczny wstęp jakby nie mogła się powstrzymać aby nie dać swoim słowom odpowiedniego kontekstu.

- Marszałek podczas kampanii rosyjskiej, gdzieś w bitwie o przeprawę przez Berezynę, w listopadzie 1812-go, podczas odwrotu, stracił swoją marszałkowską buławę. Nigdy jej nie odnaleziono. Ale mam swoje źrodła i metody które mówią mi, że jest ona zbieżna z miejscem gdzie się udajesz. Nie mam pojęcia co to za miejsce. I nie podam ci żadnej lokalizacji ani adresu czy osoby. Po prostu będziesz musiała mieć oczy i umysł otwarty. I może wpadniesz na jakiś trop. Gdybyś potrzebowała wtedy pomocy to zadzwoń. Pomyśl jaki byłby czad jakbyśmy ofiarował taką buławę naszemu księciu. Sama wiesz jak on uwielbia tą epokę i jaki ma do niej sentyment. A przyda nam się. Czasem myślę, że to nasz jedyny sojusznik w tym mieście. Dobrze by go było mieć po swojej stronie. - primogern Tremere w tym mieście co ledwo była tolerowana przez większość z nich zdawała się być podekscytowana tą perspektywą odnalezienia buławy dawnego marszałka. I to takiego od jakiego obecny książe koterii wziął swoje nazwisko niejako biorąc go na swojego patrona.

Ryan popatrzyła na starszą Spokrewnioną poważnie. Może chodziło o solidarność zawodową, a może kompletnie co innego, ale w niej priomogen nie wzbudzała niechęci.
- Aurora też jest rozsądna i nie działa pod wpływem pustych kaprysów albo starych uprzedzeń. Tradycje są ważne, ale ślepe podążanie za nimi jest jak fanatyzm religijny, a każdy fanatyk to skończony idiota - powiedziała cicho i uśmiechnęła się sympatycznie - Jasne że się rozejrzę, a jeśli twoje dziewczyny wywieszczą więcej detali dajcie mi znać. Dzięki za uprzedzenie wcześniej, że czeka mnie wyjazd - przeniosła wzrok na stojącą dalej w głębi pomieszczenia Szeryf i skrzywiła się - Mam tylko nadzieję, że nie wywali mnie na pustynię, nieważne. Nazwisko Żelaznego Marszałka zawsze kojarzyło mi się z angielskim słowem pobożny. Pobożny to nie fanatyk, jeśli istnieje jakaś siła wyższa nad nami wszystkimi, jest ona jednak litościwa.

- Ah, rzeczywiście… Jakoś wcześniej tego nie skojarzyłam.
- przyznała ruda detektyw i brwi nieco uniosły jej się do góry z lekkiego zdziwienia na tą zbieżność słów.

- Dostrzegasz szczegóły i korelacje. To dobrze, do dobrze, to przydatne w naszej pracy. Bo ty byłaś policjantką wcześniej? No od razu widać. Swoją drogą Aurora też to dostrzegła. Rozmawiałam z nią ostatnio po tej akcji w Orly. Zwróciłaś jej uwagę na ten śledczy umysł. Ona też myślę, że jest nam podobna. W końcu robi podobną robotę. Tylko na większa skalę w końcu musi pilnować całej domeny. - pochwaliła swoją młodszą stażem koleżankę. Bo wiekowo to zewnętrznie wyglądały mniej więcej na rówieśniczki. I nie omieszkała przekazać jej pozytywnej opinii od co by nie było jej nowej szefowej. W końcu teraz podlegali jako nowy zespół właśnie bezpośrednio pod szeryf.

- No i tak, Aurora też jest w porządku. Często z nią współpracujemy. Bardzo profesjonalna, czuję jak z nią rozmawiam, że nadajemy na tych samych falach. A często musimy współpracować jak czegoś szukamy, potrzebny jest dostęp do jakiegoś archiwum, gdzieś potrzebne jest zezwolenie albo jakieś negocjacje czy nawet eskorta. No to samej trudniej i dłużej by to zajęło no a jak ona wyda ten swój prikaz to znacznie to wszystko upraszcza. Dlatego zgodziłam się aby ktoś od nas dołączył do tego jej nowego zespołu. Mam do niej zaufanie, że nie wyśle was na jakąś samobójczą misję czy inne takie durnoty. No ale gdzie to nie wiem jeszcze. Pewnie sama wam niedługo powie. Oczywiście jak Sabine coś mi podpowie albo dowiem się w inny sposób to dam ci znać. - primogen też spojrzała przez salę na czarnowłosą, bladolicą szeryf okrytą w elegancką, kruczoczarną czerń. Rozmawiała gdzieś z jakimś mężczyzną i kobietą.

- Ma o mnie dobre zdanie? - Margaux stwierdziła na głos i skrzyżowała ramiona na piersi, wracając uwagą do drugiej Tremere - W takim razie trzeba ten stan rzeczy utrzymać, jej przychylność się przyda. Poza tym mamy okazję pokazać, że klan Diabła to nie tylko stare dewoty zamknięte w przykurzone ciała i mamroczące krwawe zaklęcia nad wybebeszonymi trupami. Inni w końcu też będą musieli to zaakceptować i wreszcie przestać jęczeć za starymi, dobrymi czasami które sprowadziły na nas Inkwizycję przez co skończyliśmy tak jak skończyliśmy. Teraz trzeba kogoś z analitycznym umysłem aby ten burdel ogarnąć i na nowo rozkręcić. Nie zazdroszczę, naprawdę ci nie zazdroszczę. Ale w razie czego jestem tu. - wzruszyła barkami - Niewielka to pociecha, równie niewielkie możliwości, jednak zawsze to dodatkowa kropla do tej samej czary. Goryczy czy zwycięstwa czas pokaże. Albo wizje twojej Sabine. Chcesz nadal abym jutro do was wpadła, czy to jedyna sprawa którą do mnie na ten moment masz?

- Właściwie to właśnie to chciałam ci powiedzieć, o tej marszałkowskiej buławie. Więc chyba to mamy załatwione. A i dziękuję, że jesteś i to taka skora do współpracy. Potrzebujemy takich ludzi. -
detektyw na chwilę zamyśliła się jak przeszukiwała swoją pamięć ale widocznie nic tam nie znalazła innego co do jutrzejszego spotkania. Zaś wdzięczność wyraziła poklepując Margaux po ramieniu. Chyba ulżyło jej i ucieszyła, że młodsza Tremere okazała się tak skora do współpracy.

- A te stare czasy, tak, weź mi nic nie mów. Nasłuchałam się tego jak jeszcze byłam w Marsylii i w ogóle tam na południu. Dopiero jak się usamodzielniłyśmy i mogłyśmy się rządzić po swojemu to było z tym spokój. - machnęła ręką na to marudzenie i kwękanie jakie wedle jej słów spotykała się z tym całkiem często. Ale zbyła to tym gestem zgadzając się z opinią rozmówczyni.

- Powiedziałabym, że starcze pierdolenie skończy się gdy najstarsi wyciągną kopyta, ale w naszej sytuacji jest to trochę bardziej skomplikowane - Ryan parsknęła i pokręciła głową - Znudzi im się gdy zobaczą że zamiast wieszczonej zagłady idziesz do góry, a klan razem z tobą. Muszą się przekonać, kiedyś. A skoro rozmawiamy mam do ciebie sprawę, pytanie raczej. Wiesz coś o moim stwórcy? - zrobiła minimalną przerwę zanim dokończyła - Próbowałam go wytropić, ale nic z tego. Hugo pieprzony Piłat umywa ręce, a sama niewiele zdziałam. Wiem że to było dawno, zanim tu przybyłaś, jednak może twoja Sabine mogłaby wiedzieć więcej. Albo ktoś inny. Nie lubię niedokończonych spraw, a ta ciągle mi stoi skrzepem w gardle. I wkurwia, co tu będę ukrywać.

- Hugo umywa ręcę?
- Tremere z Carny trochę się zdziwiła tą informacją. Ale uśmiechnęła się i opiekuńczo położyła dłoń na barku Margaux. - Oczywiście, że ci pomogę, my dziewczyny musimy trzymać się razem. Zwłaszcza jak jesteśmy tu nowe i bez prastarych pleców. Chociaż ty dobrze trafiłaś, myślę, że Aurora nie da wam zrobić krzywdy póki będziecie jej zespołem. Więc tam miej na uwadze jakby ktoś tam z pozostałych coś próbował spaprać. Szkoda by było tracić taką protektorkę. - dodała szybko jakby jedna myśl goniła drugą. Po czym sięgnęła do wewnętrznej kieszeni, brązowej, skórzanej kurtki i wyjęła z niej notes i ołówek.

- A kto to był ten twój stwórca? Imię, nazwisko, data urodzenia, adres zamieszkania. A Sabine bardzo pomaga jak ma jakiś przedmiot zaginionej osoby. Jak masz coś po nim to postaraj się przynieść. No i niczego nie obiecuję, wątpię aby to coś co się da w dzień czy dwa załatwić no ale zrobimy co się da. - powiedziała gotowa zapisać te podstawowe dane jednak ogólnie obiecała ciemnowłosej pomóc w tej sprawie.

- Przyciśnij Hugo, on położył łapy na wszystkim co wtedy zostało, a mnie było blisko do klienta którego się pozbyliśmy w zeszły weekend więc nie myślałam do końca trzeźwo. Mój stwórca nie poświęcił mi wiele uwagi, po prostu zniknął i więcej się nie pojawił. Być może dopadła go Inkwizycja, ktoś z inny, albo po prostu przeniósł się gdzieś indziej. Między 2013 a 2015 mieliśmy tu w okolicy seryjnego mordercę. Dostał miano Rzeźnika z Boulogne-Billancourt, sam na siebie mówił Jules Russo. Pracowałam wtedy w policji, szłam jego tropem aż go znalazłam w Le Pecq w suchym doku łodzi na wyspie Corbière. Zabił mnie za to. - spochmurniała, lecz była na widoku więc popadanie w melancholię nie było wskazane.
- Chcę mu podziękować - Zamiast tego uśmiechnęła się krzywo, trzymając fason.

- Ah, to ten… - ołówek śmigający do tej pory po notesie oderwał się od kartki gdy właścicielka chyba coś skojarzyła o kogo może chodzić. - Nie zajmowałam się tą sprawą. Ale parę razy natknęłam się na wzmianki o tych morderstwach. - wyjaśniła, że chyba chociaż po ogólnikach coś kojarzy na ten temat.

- Przykro mi, że twoje spokrewnienie było takie traumatyczne i dramatyczne. Dobrze, że dałaś radę z tego wyjść i przezwyciężyć własne demony. Stracilibyśmy świetną policjantkę i detektywa. - rudowłosa primogen znów położyła dłoń na ramieniu młodszej koleżanki. Tym razem we współczującym i pocieszającym geście. Uśmiechnęła się także pokrzepiająco.

- No nie zwracałam do tej pory na tą sprawę uwagi i nawet nie wiedziałam, że dotyczy którejś z nas. Ale poszperam i popytam, pogadam z dziewczynami, nic nie obiecuję, może nie dowiemy się niczego co już wiadomo. Ale poszukam. - obiecała zamykając notes i chowając go znów wraz z ołówkiem do wewnętrznej kieszeni brązowej kurtki.

- Dzięki, wystarczy że spojrzysz z dziewczynami. To i tak więcej niż miałam przez ostatnie dziesięć lat - podała jej rękę, a potem skłoniła kark żegnając się jak nakazywała tradycja. Albo dobre wychowanie, czy jakoś tak.


***


Tłum gęstniał, muzyka, przemówienia i reszta popłynęły gdzieś w bok, a w kieszeni szarego garnituru detektyw zabrzęczał i zawibrował telefon. Wyjęła go sprawdzając kto napisał i wtedy to się stało.
- Z kim mnie zdradzasz, powinnam być zazdrosna? - usłyszała niespodziewanie za plecami rozbawiony, znajomy głos.

Ryan drgnęła i odwróciła się stając twarzą w twarz z trójgłowym grzesznym cerberem. Wszystkie trzy pary oczu wpatrywały się w detektyw z żywym zainteresowaniem, ale to ten środkowy uśmiechał się szeroko. Znowu powróciło wrażenie bycia ubogą wersją ubogiej krewnej.
- Pięknie wyglądasz Alesso, jeśli chciałaś wpędzić pozostałe kobiety tu dziś zebrane w kompleksy to ci się udało. Nie wiem skąd bierzesz te suknie, ale nie zmieniaj dostawcy - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, chowając telefon do kieszeni spodni.

Torreador za to przyłożyła rękę do piersi i zamruczała zadowolona, przyjmując z gracją komplement.
- Oh… jakaś ty dziś słodka. Nawet najlepsza kuchnia z czasem się nudzi i potrzeba odmiany, więc i czasem trzeba zamienić Diora na chociażby Givenchy. Szczególnie gdy za inspirację do stworzenia tej kreacji posłużyła rola Audrey Hepburn w musicalu “My fair lady” - zaśmiała się pochylając do przodu i przechodząc na konfidencjonalny szept - Dziękuję za dobre słowo, skarbie, ale nie mów dziś tego głośno, moja primogen nie lubi konkurencji - puściła jej oczko i wróciła do poprzedniej pozycji.
- Jak się bawisz kochanie? Jewel już znasz, a jeśli wolisz Fifine mogę ci ją pożyczyć na chwilę lub dwie.

Tremere uniosła brwi, a następnie parsknęła krótko. Swoje ciuchy zamówiła z jakiegoś outletu po promocji i po dwóch dniach przyszły w paczce wręczonej jej przez zmęczonego życiem i lekko zakatarzonego kuriera hinduskiej urody.
- Dzięki, tobie lepiej pasują obie i pojedynczo. A bal… przypomina mi się bal z okazji zakończenia Akademii. Tylko tym razem nie mogę urwać się z kumplami do baru dwie przecznice dalej… ale nie narzekam, po prostu bycie na świeczniku to nie jest coś codziennego i mi nieswojo. Jakby tobie kazali włożyć uniform z sieciówki i stać jako hostessa w supermarkecie.

De Gast skrzywiła się malowniczo, wzdychając z czystego przerażenia samym pomysłem. Szybko jednak wróciła do uroczego uśmiechu.
- Zasłużyłaś, więc z tego korzystaj. Dziś jest nasza noc, rozejrzyj się. Każdy z tu obecnych chętnie dziś zamieni z tobą słowo, uśmiech albo i dotyk. Jesteś mądrą dziewczynką, detektywem. Masz swoją siatkę informatorów, więc rozumiesz na czym to polega - zmrużyła jedno oko, a dwie krwawe lalki po jej bokach ułożyły skronie na jej ramionach.
- Jesteśmy na imprezie na którą zaproszono nas za karę, więc cierpieć musimy katusze uwagi, gratulacji, splendoru i chwilowej chwały…

- Gdyby tak było trafilibyśmy do lochu, a nie na salę balową. Ale wiem o co ci chodzi. -
detektyw westchnęła i też rozejrzała się po sali - Widziałam po Josette, mojej primogen. Od ręki zgodziła mi się pomóc z czymś, z czym bujam się od dziesięciu lat bez widocznego skutku.

- Widzisz? -
Torreador ucieszyła się wyraźnie - Uśmiech nie boli, dobre słowo tak samo. Nieważne jakie są twoje prawdziwe myśli, dziś czas na pochlebstwa. Loszek też jest, jeśli masz dość korowodu uśmiechów i chcesz przejść do czegoś bardziej namacalnego, pełnego pasji i ognia spalającego od środka - podniosła rękę, poprawiając czarny lok Tremere obok jej ust.
- Odłóż miecz i tarczę Margaux, zabaw się. To twoja noc.

- To nie takie proste -
brunetka zamarła gapiąc się spięta na jasnowłosą i jej mały orszak.
Bardzo powoli pokręciła głową.
- Dzięki za zaproszenie i dobre słowo Al, ale nie mogę.

- Daj spokój kochana, możesz
. - Torreador weszła jej w słowo, machając zbywająco drugą dłonią. Wciąż bawiła się prawie czarnymi włosami.
- Możesz robić co chcesz, kto ci zabroni?

- Nie rozumiesz -
burknęła łapiąc ją za nadgarstek i opuściła je w dół.

- To mi wytłumacz i nie zgrywaj sztywnego posągu o marsowej minie, od tego już mamy wystarczająco wielu speców - prychnęła unosząc jedna brew i wciąż się uśmiechała - Chodzenie, smędzenie oraz udawanie niezadowolonego pariasa to potwarz dla Aurory oraz książęcej faworyty która była na tyle zaangażowana, aby nam ten cudowny wieczór zorganizować. Oczywiście nie zrobiła tego dla mnie, czy dla ciebie albo reszty, tylko dlatego, że Aurora chciała. Jednak my musimy grać swoje. Nie jesteśmy zobligowani do wzięcia udziału w hedonistycznych zabawach Piekła, jednak nie mamy na tyle silnej pozycji aby kazać spierdalać każdemu kto nam to zaproponuje, jeśli nie w smak nam podobne zabawy. Uprzedzę, że litania wielkich zasłużonych swojego klanu w tym wypadku wzbudzi jedynie politowanie, bo to porównanie siebie do grubej ryby, gdy wszyscy dookoła doskonale widzą że jesteś tylko płotką - zaśmiała się wesoło i dodała ciszej - Mów że wolisz zabawy w pojedynkę, bez tłumów. Masz swoje zasady, już jesteś z kimś związana, obracaj w żart. Albo znajdź kogoś komu ufasz i spędź z nim czas póki większość z góry nie zejdzie na dół, lub nie wyjdzie poza lokal.

W pierwszej chwili Margaux nabrała powietrza i skrzywiła się otwierając usta aby odpowiedzieć krótko i dosadnie… ale dość szybko zamknęła je z powrotem i słuchała frywolnej blondynki sprawiającej wrażenie pięknej i głupiutkiej laleczki, ale było to tylko wrażenie.
- Dokładamy ci roboty, co? - spytała po prostu czując się głupio.

- Odrobinę - padła rozbawiona odpowiedź.

Z kieszeni detektyw rozległ się krótki świegot wiadomości i odgłos wibracji, które ona poczuła a pozostałe trzy kobiety usłyszały.

- Znów twój luby? - Alessandra zmieniła temat na lżejszy, wracając do zabawy ciemnym kosmykiem włosów Tremere.

Ryan popatrzyła na nią poważnie, zaciskając szczęki.
- Nie… tak - zaczęła i wypuściła z sykiem nagromadzone w płucach powietrze - Ktoś równie ważny. Najważniejszy - drgnęła i pod wpływem impulsu sięgnęła po telefon aby go odblokować i po chwili pokazać drugiej spokrewnionej zdjęcie na oko szesnastoletniego, wysokiego chłopaka o równie ciemnych co jej włosach i zielonych oczach, na co de Gast przyłożyła dłoń do piersi robiąc zachwycone “ohhh!”.

- Jaki przystojniak! Niech będzie, jestem zazdrosna, ale widzę że w tym zestawie nie mam najmniejszych szans. znaleźć jakąś pierś do wypłakania złamanego serca, ale to za zaraz - zażartowała. - Jak ma na imię?

- Malcolm, w poniedziałek kończy 16 lat. Dziś razem z drużyną zajęli drugie miejsce w pucharze FFSA juniorów
- Tremere uśmiechnęła się nieobecnie do zdjęcia, po czym nagle wzdrygnęła się, chowając telefon do kieszeni i wzruszyła ramionami.
- Wystarczy że jego matka jest pierdolonym chodzącym trupem który żeruje na żywych i nie może iść na zawody bo zabija go słońce. Nie musi być dodatkowo sypiać z kim popadnie i robić tego, czego nie chcę aby on robił.

Zapanowała chwila ciszy którą przerwała de Gast.
- FFSA… czyli?

- Wioślarstwo… przepraszam
- ścisnęła palcami nasadę nosa - To było zbędne. Zaraz ogarnę dupę, pójdę się pouśmiechać i robić wrażenie. Udajmy że ten zbędny wybuch nostalgii nie miał miejsca, dobrze?

Przez moment ponownie zapadła cisza, gdy Torreador dała detektyw złapać oddech.
- Drugie miejsce to całkiem wysoki wynik, już wiem dlaczego taką klatę ma szeroką. Niezły przystojniak, pewnie nie może się odgonić od dziewczyn - skończyła zabawę włosami Tremere zakładając niesforny lok za jej ucho - Całkiem dobry powód do świętowania, do tego szesnaste urodziny też wypada uczcić. Masz już ogarniętą imprezę urodzinową dla niego?

Margaux jęknęła, a ramiona jej opadły.
- Nie. Nie pomyślałam o tym - przyznała - Zwykle wpadam do niego i daję prezent zanim pójdzie spać.

- W takim razie zróbmy to od razu
- blondynka zatarła ręce widząc że rozmówczyni złapała haczyk - Skoro to taki zdolny i przystojny młodzieniec na pewno ma masę kumpli i znajomych, nie tylko wśród dziewczyn. Pewnie jak już to myśli o wypadzie do baru bo przecież ma już prawie 18 lat, albo o domówce aby móc legalnie napić się piwa albo wina i nie wpaść na bagiety - parsknęła.

- Alesso… obawiam się, że bawimy się trochę inaczej - Margaux uśmiechnęła się kwaśno - Inne doświadczenia, możliwości i cenniki…

- A daj spokój kochana
- przerwała jej, machając zbywająco ręką - Lubimy się, pracujemy razem. Czuję się ciocią, to zawsze lepsze niż babcia - wzdrygnęła się, jednak zaraz jej przeszło i nadawała dalej wesoło - Chyba mogę w takim razie zrobić siostrzeńcowi prezent na urodziny. Bez obaw, pamiętam że ile mają lat. Będzie bez dziewczynek, narkotyków… ale z jakąś rozsądną ilością alkoholu bo są w końcu prawie dorośli. Jeśli alkohol to i podkładka przed piciem żeby nie popadali za szybko. - zamyśliła się krótko, po czym pstryknęła palcami.
- Le Jules Verne jest cudowne, do tego widok z Wieży Eiffla dorównuje jedynie zdolnościom szefa kuchni. Powiedz młodemu żeby brał paru kolegów, tak do dwudziestu ośmiu, i był tam w poniedziałek na 22:30. Będziesz miała szansę złapać go i dać mu prezent przy kolacji. Później się ich upchnie w limuzynę na honorową rundkę po mieście i dla fotek na Insta. To ciągle modne wśród dzieciaków. Na koniec zawiozą ich do mojego klubu, dostaną swoją salę z barmanem, kelnerkami i towarzystwem, ale bez niczego nieprzyzwoitego. Będą chcieli potańczyć pójdą na górę, będą chcieli posiedzieć i pogadać przy szampanie to to zrobią. Dam im moją ochronę aby nikt ich nie zaczepiał, a rano rozwiozą ich po domach i dopilnują aby weszli bezpiecznie do swoich mieszkań. Chyba że ktoś woli sam wrócić po południu to dostanie pokój w hotelu, a potem taksówkę. Ritz jest bardzo dyskretny… i naprawdę nie martw się. Nic im się tam nie stanie, ręczę za to głową.

Detektyw słuchała robiąc wielkie oczy i milczała, a blondynka nawijała wesoło i lekko, sypiąc nazwami niedostępnymi dla przeciętnego krawężnika. Wreszcie zorientowała się że tamta skończyła i razem z przybocznymi czekają na jej reakcję. Odchrząknęła.
- Brzmi zajebiście, ale nie chcę ci zawracać głowy - zaczęła powoli, aby spojrzeć w błękitne ślepia Torreador - Ani mieć długów.

- Pierdoły. To nie dług, a prezent. Nietaktem jest nie przyjąć prezentu, ani się o niego upominać później. Obie jesteśmy damami na poziomie, nie musimy rozmawiać o oczywistościach
- ta pokręciła głową, a od jej boku odkleiła się jedna z lalek i odeszła na bok, wyciągając telefon. To samo zrobiła druga, idąc w przeciwną stronę z komórką przy uchu.

Akcja działa się szybko, Tremere nie do końca wierzyła że to na serio póki Jewel nie wróciła i nie zakomunikowała że restauracja jest zarezerwowana na odpowiednią godzinę, a Fifine nie podała wizytówki kogoś, kto miał dopilnować aby zarówno w klubie jak i w drodze do niego wszystko poszło zgodnie z planem.

Patrząc za odchodzącą blondynką Ryan odczuwała zmieszanie. Ściskała kartonik w dłoni, aby po paru chwilach nie sięgnąć po własny telefon. Po skończonej rozmowie wzięła sobie do serca dobrą radę Toreador spędzając resztę wieczora nie samotnie, a w towarzystwie któremu ufała na tyle aby nie patrzeć nań wilkiem i… całkiem dobrze się bawić, zapominając że jako trup jej emocje są równie sztuczne co podtrzymywane życie.

Do Hell jednak nie zeszła, zostając w niebiańskiej części imprezy. Panowanie tam zostawiła tym, którzy chcieli poczuć bardziej dosadne emocje i bliskość. Jej wystarczyły drinki i przekomarzania z Brujah na miarę jej możliwości, a także taniec… dziwne.
Zapomniała już jak kiedyś uwielbiała to robić.
 
Coolfon jest offline  
Stary 01-10-2022, 18:05   #60
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 08 - 2025.06.01; nd; noc, 01:15 (1/2)

Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; 10 Dzielnica, klub “Anarchie”
Czas: 2025.06.01; nd; noc, g 00:15 - 01:15; ok 4-5 h do świtu
Warunki: wnętrze klubu; hałas, głosna muzyka, ciepło, jasno; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, łag.wiatr



John i Margaux



Gdy John wstał rano, w wampirze rano czyli z godzinę przed północą to nie było tak źle. Ciało po walce z Brudasem właściwie już mu się zagoiło. Szczęka wróciła na swoje miejsce i mógł jej używać jak dawniej. Nawet Głód mu niezbyt dokuczał. Więc właściwie nie było tak źle. Jutro mieli umówione spotkanie z ich nową szefową - Aurorą. Ale dzisiejsza, sobotnia noc była wolna i mógł ją zagospodarować wedle uznania. Czyli z Margaux z jaką umówili się na wizytę w “Anarchie” co wczoraj tak zachwalał Hetman.

Czekała na niego mała niespodzianka. Ktoś w skrzynkę mu wcisnął małą paczkę. Jak ją rozpakował okazało się, że to paszport i papiery Algierczyka, Mubina 'Afif Sarkisa jaki dał się pochłonąć Bestii i którego żywot zakończył się w zeszły weekend. Aurora zgodziła się wczoraj na to aby zadysponował te papiery skoro miał pomysł na zrobienie z nich użytku. Od ręki mógł je przejrzeć ale jak miał się spotkać z byłą policjantką na wypad do 10-tej Dzielnicy to za bardzo nie mógł zwłóczyć.

---


Ona też wróciła wczoraj przed świtem do siebie. Jakoś przetrwała tą imprezę wydaną i przez nową szefową i przez Monique co była tam gospodynią na ich cześć. Czyli między innymi dla niej. Raczej nie spotkała się tam z jakimiś nieprzychylnymi spojrzeniami czy opiniami pod swoim adresem. Nawet jakiś wampir ją potem poprosił do tańca, inny zagadał i porozmawiali chwilę, jakaś wampirzyca też była jej ciekawa to zagaiła ją przy jednym ze stołów. Ale w końcu noc miała się ku końcowi i wróciła do siebie.

Dzisiaj wstała u siebie. W łóżku. A nie w jakimś kontenerze na śmieci. Miała prawie dwie godziny do północy aby się naszykować i wybrać do tego punkowego klubu jaki tak wczoraj reklamował primogen Brujah. Czuła się całkiem dobrze, bestia Głodu nasycona na wczorajszej imprezie siedziała cicho i musiała się skoncentrować aby ją wyczuć. Ale w gwałtownej sytuacji to się mogło zmienić bardzo szybko. Na razie jednak miała z nią spokój. Była w trakcie szykowania się do wyjścia gdy zadzwonił Hugo.

- Cześć. Gratulacje. Wczoraj z tego co słyszałem świetnie wypadłaś. Rozmawiałem z babcią Balbiną. Wyglądała na zadowoloną. Aha. No i dostałem wiadomość od naszej szefowej. Tej rudej. Pytała mnie o pamiątki po twoim byłym. Mówiła, że rozmawiała z tobą o tym wczoraj. Ale pomyślałem, że ciebie zapytam. - Hugo był zbyt wytrawnym graczem aby złamać Maskaradę w takiej publicznej rozmowie gdzie byle gliniarz czy nawet haker mógł ją podsłuchać. Ale widocznie nie tylko chciał ją pochwalić za wczorajszy występ. Ale też Josette coś zaczęła działać w sprawie Russo. Chociaż żadne z tych nazwisk nie padło i jak się nie znało kontekstu trudno byłoby się pewnie połapać czego dotyczy rozmowa.

---


W końcu oboje stanęli przed klubem z wielkim, napisem “ANARCHIE”. Wciąż było to w centrum, na północ od Sekwany i na pograniczu z 3-cią Dzielnicą. To, że jest tu dzisiaj koncert jakiejś ciężkiej muzyki nie szło przegapić. Dominował gatunek ludzki w skórach, ćwiekach, z irokezami, z długimi włosami i łysymi glacami. No i nawet kawałek od wejścia było słychać przytłumiony przez ściany łomot tej ciężkiej muzy. Na chodniku zwolennicy takiej muzycy siedzieli, palili, rozmawiali, śmiali się, pili i rzygali. Wszystko to wymieszane w różnym stopniu i stadium.

Po wejściu do środka trzeba było kupić bilety. Za dwie dyszki można było wejść dalej. Było już niedaleko północy więc kolejki już właściwie nie było. Dostali opaski świadczące, że kupili bilety i mogli przejść dalej. Im dalej tym goręcej i głośniej. Mieszanina hałasu, krzyków, potu. Ruch i muzyka. Chaos i hałas. Esencja gorączkowego, młodego życia, krwi, adrenaliny i seksu płynącego w żyłach. Na głównej sali był już cały ten skaczący, skandujący szlagiery swoich idoli tłum. Zaś na scenie kapela grała ostre nuty serwując klasyczne darcie mordy na trzy akordy. Pod sceną był jeden wielki młyn. Błyskały łańcuchy na szyjach, pieszczochy na nadgarstkach, kolczyki w uszach i nozdrzach.




http://www.punksnotdead.fr/wp-conten...rnaud-7674.jpg


Weszli do środka chcąc się rozejrzeć i zorientować w sytuacji. W tym nadmiarze ruchu i punkowego łomotu musiało to zająć trochę czasu. Zwłaszcza jak z perspektywy podłogi trudno było się wybić ponad skaczący i tańczący tłum.

- Dobra! To teraz ludziska! Na specjalne życzenie od naszych najlepszych na świecie dziewczyn na widowni! Piosenka o miłości! O miłości naszych i dla naszych kobiet! Dawać kapela, jedziemy z koksem! - jeden kawałek się skończyła a zdyszany i radośnie wyszczerzony wokalista zapowiedział następny kawałek. Punki, metale, goci i inne mniejszości zafalowały zaciekawione jego słowami. I przywitały je z aplauzem. Chaotycznym wulgarnym, szybkim i szczerym. Ale szybko uciszyli się bo zaczęły się pierwsze dźwięki melodii. A część publiczności zapewne rozpoznała co to będzie teraz lecieć bo rozległy się okrzyki zachęty i brawa szybko urwane gdy frontman zaczął ją śpiewać.

https://www.youtube.com/watch?v=OxF0pS9WwIA


Spakowałaś swoje grzechy, powiedziałaś, że chcesz iść
Patrzyłem jak dłonią wycierałaś swoje łzy
A może tylko zasłonić chciałaś twarz
W strzępach swego mózgu składałaś złe myśli
Patrzyłem jak walczysz, ból Ci twarz wykrzywił
A może tylko... próbowałaś się uśmiechnąć…

(The Bill - “Ty i ja”)


---


Kręcili się już trochę po tym klubie chłonąc ten tutejszy folklor. Mimo dość późnej jak na koncert pory to ten nadal trwał w najlepsze. Chociaż pewnie dlatego, że to były jakieś młode kapele bez światowego czy choćby krajowego rozgłosu. Z miasta albo na gościnnych koncertach. W pewnym momencie Margaux poczuła jak ktoś sprzedał jej siarczystego klapsa. Aż jej się cieplej zrobiło. No i nie spodziewała się bo w tym tłumie to co chwila się przechodziło obok kogoś, tańczyło, skakało, krzyczało i tak dalej. Nawet teraz jak szli korytarzem to do tej pory nikt jej tak nie zaczepił.

- Masz śliczną dupeczkę w tych opinodupkach dziewczyno! Sam diabeł by się skusił! - wyszczerzył się radośnie jakiś chuligańsko wyglądający punk który ją trzepnął i gdy odwróciła się do niego cieszył ryja razem z kolegami.

- No! Towar pierwsza klasa! Nowa jesteś? Może ci trzeba coś pokazać i oprowadzić? - zaproponował kolega nie mniej rozbawionym tonem. Wszyscy trzej byli w skórach i trzymali w dłoniach już niezbyt pełne plastikowe kubki z piwem jakie się tu walały wszędzie. Na razie nikt ich nie sprzątał, pewnie rano po koncercie się tym ktoś zajmie.


---



- Cześć. To jednak przyszliście? No Hetman mówił, że dał ci wizytówkę. A ty John? Ty lubisz takie koncerty? Bo coś za często u nas nie gościsz. - w pewnym momencie spotkali jakąś znajomą twarz. To był Filozof. Prawa ręka Hetmana.




https://menshaircuts.com/wp-content/...t-683x1024.jpg


Filozof też był Brujah. I nawet wczoraj był razem ze swoim primogenem w tej hałaśliwej paczce jaka nawiedziła “Meduse”. Jak na Brujah i punka był nietypowo spokojny, i wyciszony. Zdawał się reprezentować tych Brujah którzy byli bardziej filozofami niż wojownikami. I stanowił świetne uzupełnienie dla porywczego i chaotycznego Ukraińca. We dwóch stanowili całkiem zgrany duet. Gdy chodziło o łomot, i prowadzenie bandy do walki, na jakąś akcję, o lidera Hetman sprawdzał się i pasował jak ulał. Miał w sobie ikrę i charyzmę. Filozof niezbyt. Za to miał chłodną głowę, nieco flegmatyczny charakter no i cieszył się zaufaniem swojego szefa i kumpla. Był chyba jedną z nielicznych osób które w gorączce potrafiły mu o czymś przypomnieć, przekierować jakoś jego gniew czy nawet spróbować powiedzieć “nie”. A to już trzeba było mieć jaja aby rozjuszonemu liderowi Brujah powiedzieć “nie” gdy ten był na fali swojej niszczycielskiej furii.

- Chodźcie do nory. Hetmana nie ma. Nie wrócił z nami z “Meduse”. Dzwonił, że baluje dalej. - Filozof wskazał w stronę korytarza. I przejął rolę przewodnika. Przeszli dalej, potem jakieś schody, gdzieś chyba znaleźli się na zapleczu bo wyglądało na jakiś magazyn. Na moment spłoszyli jakąś parkę ale jak im okularnik pokazał kciuk do góry to wznowili proces gwałtownej fraternizacji. Jeszcze jakieś drzwi i znów schody. I w końcu znaleźli się w jakiejś piwnicy, byłej kotłowni czy pralni. Ale teraz wyglądało trochę jak własnoręcznie i po amatorsku robiony klub osiedlowy. Liczne plakaty na ścianach, ozdoby, cała kolekcja emblematów samochodowych marek, kołpaki samochodowe, kierownica jakiegoś motocykla i tak dalej. Jakby ktoś nie mógł zdecydować się na jednolity wystrój. Tutaj muzyka zelżała jako tępe dudnienie przenoszone przez sufit i ściany. No i była też pstrokata mieszanka Brujah. Margaux część z nich rozpoznawała z wczorajszej nocy w “The Haven” ale John to znał prawie wszystkich. Nieco ponad pół tuzina mężczyzn i ze dwie dziewczyny. Siedzieli, stali, gadali, jarali szlugi ale spojrzeli ciekawie kogo przyprowadził Filozof. John był tu wcześniej raz czy dwa ale zwykle nie musiał się tu fatygować. Nawet jak coś miał z nimi do załatwienia to spotykali się gdzie indziej.

- Siadajcie. Chcecie szluga? Albo coś? - zastępca Hetmana dał gestem znać aby się rozgościli. Wskazał na paczki fajek i szklanki oraz butelki z krwawym bimbrem.

- Hej, John! Poznajesz? - któryś z ludzi Hetmana zagaił wesoło do Anglika wskazując szlugiem na motocykowy kask zawieszony na ścianie wśród innych ozdób i trofeów. Więc łatwo go było przegapić. Nie był to jedyny kask jaki tam wisiał. Chociaż ten był nosił ślady otarcia na jednym boku. Jakby ostro poszorował po asfalcie czy czymś takim. Do tego miał zbitą szybkę. A od środka było coś rozchlapane. No i barwy i reszta. Kira miała taki kask. To znaczy jak jeszcze była w mieście. Ale ze dwa lata temu zorganizowała rajd na swoją dawną domenę. Ponoć Hetman ze swoimi ludźmi ich ściągnęli. I ją załatwili. Wtedy z tą walizką.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; 11 Dzielnica, okolice klubu “L'important Club Paris”
Czas: 2025.06.01; nd; noc, g 00:15 - 01:15; ok 4-5 h do świtu
Warunki: -; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, łag.wiatr



Bruno



Efekt leczenia w wampirzej klinice czy gdzie go tam leczyli widocznie nie był tylko krótkotrwały. Bo jak wstał na początku niedzielnego wieczoru to nadal czuł się dobrze. Rany zaczęły się zabliźniać i już ich nie odczuwał a widać było jako blade ślady na skórze. Jeszcza parę takich dziennych letargów i powinny w ogóle zniknąć. Głód też odczuwał w normie.

I wczoraj wreszcie miał okazję zobaczyć jak to wygląda za zamkniętymi drzwiami “The Haven” a nawet “The Hell”. Co prawda nie szło być dłużej w koterii tego miasta i nie słyszeć jakichś plotek na ten temat. Zazwyczaj dość zbieżne były, że tam się dzieją dzikie orgie. Nawet na wstępie gdy Monique ich wprowadzała w te reguły rządzące na przyjęciu to też coś takiego mówiła. A w końcu była tam gospodynią i managerem całej “Meduse”. Chociaż jak wczoraj się przekonał osobiściw w błękitno - białych salach było całkiem przyzwoicie. Gdyby ktoś tam jakimś cudem znalazł się przypadkiem mógłby pewnie uznać, że to jakieś przyjęcie w ambasadzie, dla businessclass wysokiego szczebla czy coś w ten deseń. Plotki więc pewnie dotyczyły niższego, czarno - czerwonego poziomu. Tam rzeczywiście działy się te dzikie orgie. Najpierw recepcja, krótka instrukcja i ostrzeżenie, że tam dzieją się mocno wyuzdane rzeczy i wreszcie trochę schodów i korytarz no i wszedł do “The Hell”. Faktycznie działy się tam same bezeceństwa. Koteria i zaprzyjaźnieni w Maskaradę śmiertelnicy bawili się ze sobą i sobą. Wyglądało to trochę jak z filmów obarczonych marką XXX. Nawet rozpoznawał kilka osób. Najbardziej Aishę Czarną Wilczycę. Wcześniej rzuciła mu się w oczy piętro wyżej pośród gości. Siedziała przy barze otoczona mieszaną grupką mężczyzn i kobiet, śmiertelników i spokrewnionych i wszyscy wydawali się być nią zachwyceni. A ona spijała ten zachwyt z ich ust i spojrzeń bawiąc się przy tym świetnie. Czy coś z tego potem wyszło to nie był pewny bo jak chciał tam tylko rzucić okiem i wyjść no to rzucił okiem i wyszedł. Przynajmniej nie zdarzyło się tam nic co by sprawiło, że potrzebował kąpieli a i ubranie ocalało od pobrudzenia.

Dzisiejszego wieczora to już było za nim. Wstał cały i zdrowy. Noc okazała się całkiem pogodna. Widać było świetlne punkciki na niebie i te na ziemi jakie dawał miejski moloch. Głód mu nie dokuczał, był ledwo lekkim drapaniem w gardle. Musiał o nim pomyśleć aby sobie o przypomnieć. Ale zamierzał ruszyć na przejażdżkę po mieście. Dzisiaj miał wolną, sobotnią noc. Bo jutro to Aurora zapowiedziała zebranie służbowe dla całego jej nowego zespołu. Ale dziś jeszcze było spokojnie i swobodnie.

Tak pogodna noc w sam raz nadawała się na przejażdżkę motocyklem. I wkrótce mknął przez zatłoczone ulice miasta. Była sobotnia noc, sam jej środek więc miasto tętniło życiem. Koncerty, imprezy, premiery filmowe, pokazy ulicznych występów, pojedynki raperów sporo tego było. Jak przy każdym weekendzie. Wśród tego pulsującego rytmu sobotniej nocy udało mu się wypatrzyć obiecującą ofiarę jaka chyba przysnęła na chodniku nieco na uboczu głównego wejścia do jednego z klubów. Niby na widoku ale chyba nikt nie zwracał na nią uwagi. Wystarczyło podejść i szybko załatwić sprawę.

Jednak nie tak daleko usłyszał jakąś wrzawę. Przez drzwi jednego z klubów w sąsiednim budynku wyszło parę osób z kamerami, mikrofonami i aparatami. Wyglądało jakby ktoś tam miał podjechać sławny albo wysiąść ze środka. Więc czekali na cyknięcie paru fotek, nagrania jakiegoś materiału, nawet już któraś z prezenterek zaczęła przygotowywać grunt mówiąc coś do mikrofony gdy jej kamerzysta ją nagrywał. Pozostali czynili podobnie nagrywając przy okazji ulicę, wejście do klubu i okolicę. Samym Bruno i jego wypatrzoną ofiarą nikt się jakoś specjalnie nie interesował. No ale byli prawie po sąsiedzku i mogli nawet przypadkowo załapać się w oko kamer.




https://i.pinimg.com/564x/3a/df/d2/3...0eeab3ba19.jpg


- Ciekawe kto to jest. - jedna motocyklistka rzuciła zaciekawione spojrzenie do drugiej obserwując to zbiegowisko. Chyba dopiero co skądeś wyszły i dosiadały swoich kolowych rumaków ale zbiegowisko obok sprawiło, że jeszcze im się nie spieszyło z odjazdem.



---


Bruno - żerowanie (ZRĘ + Krycie się +2; ST 2)

rzut: https://orokos.com/roll/956258 6d10=7, 10, 2, 3, 4, 4 > 3 suk; ST 2 = 2+1 suk


---




Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; Dzielnica Łacińska, Bibliothèque de la Sorbonne
Czas: 2025.06.01; nd; noc, g 00:15 - 01:15; ok 4-5 h do świtu
Warunki: -; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, łag.wiatr



Carl




Carl obudził się wieczorem jak na zewnątrz jeszcze panowała końcówka dnia. Było jeszcze zbyt niebezpiecznie aby pokazywać się w słabnącym ale jednak świetle dziennym. Jednak w swoim zacienionym schronieniu mógł już się poruszać swobodnie. Głód mu niezbyt dokuczał. Wczorajsze przekąski na imprezie w “Meduse” widocznie jeszcze go trzymały i krwawa bestia ograniczyła się do delikatnego podrażniania gardła. Było to subtelne uczucie zwiastujące wzmagające sie pragnienie świeżej krwi ale póki co było ledwo wyczuwalne.

Co do wczorajszej imprezy to miał co wspominać. W końcu pierwszy raz był w “The Haven” a do grzesznego “The Hell” które zapowiadano wszem i wobec jako jaskinię rozpusty się nie pofatygował. Jednak mógł wspomnień słowa swojej nowej szefowej gdy wygłosił swoją natchnioną mowę o naturalnej sile sprawczej na jaką trafili nocni dozorcy z Leclerca.

- To nie było tsunami Carl. To była krwawy rzeźnik który stracił panowanie nad sobą i dał się pochłonąć bestii. Chory, kanibal jakiego trzeba odstrzelić dla bezpieczeństwa nas wszystkich. Ale to on sam uległ swojej bestii. To my mamy nad nią panować a nie ona nad nami. Nie chcę słyszeć takich wymówek, że ktoś coś zrobił bo mu bóg kazał, słyszał natchnione głosy abo jest dobry tylko bestia mu każe robić straszne rzeczy. Nie będę tolerowała takiego zachowania. Zwłaszcza w moim zespole. Każdy z nas sam pisze swoje cv. - bladolica szeryf wyraźnie dała do zrozumienia, że zmagania z własną bestia uważa za krzyż pański jaki każdy wampir zmaga się sam. I sam odpowiada za ich wynik. A nie siły natury, boskie, jakiegos demiurga czy coś takiego. Dlatego kazała odstrzelić tego Brudasa z Algierii. Bo przekroczył granicę za jaką nie było już odwrotu i stał się zagrożeniem dla wszystkich z którymi się zetknął. I te same zasady szeryf Demers miała zamiar stosować we wszystkich innych takich przypadkach. I zapewne nie chodziło tu o samego Carla ale chciała to zaznaczyć dla całego nowego zespołu jaki zebrała i objęła patronat.


Miał też do przemyślenia słowa Cecilii. Może nie była jego maula ani primogenem no ale jako przedstawicielka Sewersa była traktowana właśnie w ten sposób. Poza tym była obrotną i elastyczną kobieta interesu o bezczelnej i wyzywającej nutce w zwracaniu się do wszystkich dookoła.

- Kościół Kaina jest zakazany Carl. Każdy kto o nim słyszy od razu kojarzy go jako przyczółek Sabatu i jego propagandy. I jest zwalczany z całą mocą. Lepiej zmień śpiewkę i tapetę. Nazwij to jakoś inaczej aby odciąć się od tych popaprańców. Bo w najlepszym razie możesz dostać łomot a w najgorszym zostaniesz zliwkidowany jako heretyk. Heretycy wielbią dobrego Kaina i jego władztwo nad plugawą ludzkością którą trzeba trzymać w ryzach dzięki krwawym aniołom. I tak dalej w ten sabacki deseń. Miej to na uwadze. Przykro by mi było podpisać zgode na twoja liwkidację albo dowiedzieć sie, że ktoś cię skrócił o głowe jako sabackiego dysydenta. - Cecilia mówiła szybko i była pewna siebie. Mówiła jakby nie uznawała stojącego przed nią starszego mężczyznę za zwolennika Sabatu ale jednak chciała go ostrzec jaki może być w koterii odbiór jego słów. Nawet jeśli by działał w dobrej wierze i nie miał nic wspólnego z Sabatem i jego ideologią to właśnie tak wielbienie Kaina i jego krwawy kościół się kojarzył.

- A biblioteka Nielson? Może i jest. Ale to trochę nie moja jurysdykcja. Pogadaj z Gillesem. On się spejcalizuje w takich zamierzchłych sprawach. Masz tu do niego numer. - powiedziała Twarz Nosferatu gdy znów wyjęła swój telefon i zaczęła w nim czegoś szukać. - A do ancilae to mi jeszcze trochę brakuje. - zaśmiała się pod nosem gdy rozbawiła ją uwaga starego górnika. W końcu została spokrewniona pod koniec ubiegłego wieku więc była w wieku Musette jaka gościła ich w swoim salonie w poprzednim wieku. Obie były już pełnoprawnymi wampirzycami działającymi na własną rękę jakie przeszły ten pierwszy okres bycia świeżakiem w koterii. Ale na tle całej wampirzej populacji nadal obie zaliczano do nowicjuszy. I to tych młodszych. Od ze względu na specyfikę klanu Nosferatu, ich mało przyjemny wygląd nawet dla innych spokrewnionych, Cecilia jako osoba o całkiem znośnym wyglądzie pełniła rolę ich wysłanniczki, koordynatora, negocjatora i ambasadora co dodawało jej powagi i splendoru oraz realnej władzy mimo dość młodego wieku.

- I mam nadzieję, że wiesz, że jak tak się babrasz z tą swoja Nokią to właściwie tak jakbyś nie miał telefonu? Stałoby się coś pilnego to nie dałoby się z tobą skontaktować. Kup sobie pager. One nie emitują sygnału, tylko je odbierają. Będzie ci pikał jak ktoś będzie do ciebie dzwonił. Albo pogadaj z tym Brujah co masz go teraz w zespole. Może on ci coś doradzi. Bo to wkurwiajace jak chcesz się do kogoś dodzwonić a ten ktoś jest na stałe wyłączony. Mówiłam ci, musimy być użyteczni. Jak jest użyteczny ktoś do kogo nie można się dodzwonić? Świat się zmienia Carl. Musimy się umieć do niego dostosować jeśli chcemy coś znaczyć i jeszcze coś zdziałać. A jak ktoś chce sobie być oryginałem i zachwycać się samym sobą w swoim kąciku to nie jest to zbyt użyteczne dla reszty. Pomyśl o tym Carl. - poradziła mu widząc co znów robi ze swoim telefonem. Widocznie zaczęła go na poważnie uważać za przedstawiciela ich klanu, za ambasadora co będzie tak jak i ona reprezentował ich klan na tle przedstawicieli innych. I to pod okiem samej szeryf która przecież była zaufaną samego księcia. I zależało jej aby zminimalizować ryzyko skarg czy złego wrażenia jakie mógłby wywołać przez te kłopoty ze skontaktowaniem się z nim. W końcu jak wyłączał i owijał sreberkiem swoją komórkę to póki jej nie odwinął i nie załadował to nie miał pojęcia czy ktoś do niego dzwonił czy nie, przysłał jakąś wiadomość czy nie. A większość koterii raczej nie używała gołębi czy innych żywych posłańców w nagłych sytuacjach tylko telefonów i maili. Żywi posłańcy przydawali się gdy presja czasu nie była taka duża a odległości względnie niewielkie. Sama Cecilia jako spokrewniona względnie niedawno nie miała kłopotów i oporów przed używaniem nowoczesnych technologii a nawet chyba lubiła to robić.

W każdym razie zainicjowała jego kontakt z Gillesem. Zgodził się go przyjąć i wskazał adres pod jaki Nosferatu powinien się zjawić. Okazało się to być biblioteką, jedną z filii uniwersytetu Sorbony. Carl znał tego spokrewnionego z widzenia, z jakichś uroczystości w głównym elysium w “Olimpie”. Ale raczej nie spotkali się osobiście. Gilles nie na darmo był nazywany “Professeur”. Był uznawany za jednego z najstarszych, aktywnych wampirów w mieście. Na pewno był starszy od obecnego księcia, może był rówieśnikiem poprzedniego. Chodziły plotki, że pływał razem z Kolumbem i Pizarro do Nowego Świata. A przynajmniej już wtedy chodził po tym świecie. Razem z Wieczną Królową Torreadorów i Władcą Podziemi Nosferatu uchodzili za jednych z najbardziej wiekowych krwiopijców. Niewielu było którzy mogliby się pochwalić podobnym stażem. Zaś klan z jakiego pochodził Gilles nie był wiadomy. On sam chyba nie chwalił się swoim pochodzeniem. Miał opinię uczonego, archiwisty, strażnika pamięci i tradycji. I powiadano, że jak miasto odwiedza Camerlita Niellson to właśnie oprócz wizyty na książęcym dworze co było niejako okazaniem szacunku i poszanowania tradycji lokalnemu władcy i domenie zahaczała też właśnie do Professeura.



https://media.istockphoto.com/photos...aJmmGC94Qqj5Y=


- A witaj przyjacielu. Wejdź proszę. Cecilia uprzedziła mnie, że interesujesz się naszą historią na tyle, że być może odwiedzisz moje skromne progi. Wejdź i rozgość się. - po tym jak jakiś młody mężczyzna przywitał się z gościem na dole i zaprowadził gdzieś na górne piętra biblioteki tam przejął go główny gospodarz. O wyglądzie szacownego, uniwersyteckiego profesora. Zaprosił do biblioteki z klasycznymi, brązowymi wygodnymi fotelami i wskazał aby usiąść.

- Cóż cię dokładnie do mnie sprowadza? Czego właściwie szukasz? Bo ta wasza urocza dama była dość oględna w szczegóły. - zapytał gospodarz biorąc w dłoń grubą szklankę z grubo rżniętego szkła. Z czerwoną zawartością. Podobna stała razem z karafką na stoliku obok swojego gościa.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172