Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-08-2022, 01:43   #1
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
[WM 5ed] Co się dzieje w Brukseli?

Miejsce: Francja; Paryż, centrum, hotel “Olimp”, gabinet księcia
Czas: 2025.05.21; śr; wieczór, g 23:15; 6,5 h do świtu
Warunki: wnętrze gabinetu, przyciemnione światła, cisza; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, b.sil.wiatr





https://ih1.redbubble.net/image.9891...1000,075,f.jpg


W stylowo i tradycyjnie urządzonym gabinecie światła były przygaszone nadając mu przyjemnego, ciepłego półmroku. Właściwie to gabinet gospodarza był tuż obok, za zamkniętymi obecnie drzwiami. Tam dominowało potężne biurko z ciemnego drewna i regał z książkami nadający mu klasycznego wyglądu. Gospodarz bowiem był znanym miłośnikiem klasycznego stylu. Chociaż nie stronił od nowinek technicznych. W przeciwieństwie do paru swoich rówieśników zdawał się nadążać z duchem czasu. A wszelkie wątpliwości co do narodowości gospodarza mógł wzbudzać wielki portret cesarza Napoleona Bonaparte na jednej ze ścian. Oraz niebiesko - biało - czerwona flaga w rogu gabinetu. Zwieńczona cesarskim orłem. Podobno był to jeden z oryginalnych, napoleońskich sztandarów, może nawet jeden z tych pod jakimi niegdyś walczył gospodarz. Mimo, że było to trochę ponad dwa wieki temu. I pewnie dlatego do dziś zdradzał wielki sentyment do tamtej epoki a zwłaszcza swojego ukochanego cesarza. Ale teraz w gabinecie nie było nikogo. Stał ciemny i pusty. Za to właśnie w pokoju narad, większym i przeznaczonym dla większej ilości osób toczyło się zebranie. Tu książe lubił rozmawiać z najbliższymi i lub najważniejszymi gośćmi. Często właśnie tu, podczas narad, podejmował najważniejsze decyzję jakie potem rzutowały na losy całej wampirzej koterii w tym mieście. Tak też było i tej nocy.

- No nie wiem, nie wiem… - sylwetka wysokiego mężczyzny w garniturze za kilka tysięcy euro nieźle rysowała się na tle widoku nocnego Paryża. Dzisiaj coś mocno wietrznego. Aż te okna zdawały się trzeszczeć od tego wiatru. Ale nikt z zebranych zdawał się na to nie zwracać uwagi. Nie po to tu przyszli. Pozostała trójka znała jego zwyczaje więc nie przerywali mu tylko czekali co powie albo zapyta. Odkąd zaczęli to zebranie gdy tylko nastał czwartkowy zmrok każde z nich przedstawiło swoje powody, dowody i domysły. Nawet z początku byli zdziwieni, że są tu wszyscy. Każdemu z nich wydawało się, że to będzie spotkanie z księciem twarzą w twarz. Trochę ich zaskoczyło, że są tu wszyscy razem. Jak to nie był jakiś kaprys władcy spokrewnionych w ich koterii to by znaczyło, że stało się coś ważnego. Rzadko bowiem wzywał ich całą trójkę na raz. A potem okazało się, że ta sprawa co ich prosił przygotować na dzisiaj to zazębia się ze sobą. Chociaż każde z nich przyszło z inną nitką, innymi dowodami i historią to jakoś wszystkie te nitki prowadzily w to samo miejsce. Do Brukseli.

A potem była burza. I burza mózgów. Bo jak poskładali nawet część tej układanki to wychodziło coś mocno niepokojącego. A jeszcze brakowało całkiem sporo puzzli. No i padł pomysł jak je można zdobyć. Właśnie nad tym teraz się zastnawiał stojący w oknie gospodarz.

- A dlaczego nowych? Takich świeżaków? Na taką misję? - Oliver zwruszył ramionami dając znać, że właśnie co do tego pomysłu ma sporo wątpliwości.

- I tak wkróce byśmy musieli ich tam wysłać. Przynajmniej część z nich co rokuje jakieś nadzieje. Po prostu wtajemniczymy ich w sprawę. Ostrzeżemy. Powiemy na co mają zwracać uwagę. I jak mają zdawać relacje. Nawet byłoby dziwne jakbyśmy przestali wysyłać na te brukselskie studia kolejnych świeżaków. - Aurora odezwała się pierwsza. W końcu była szeryfem Davouta od lad i dekad. Najpierw w jego dzielnicy gdy był jeszcze hrabią a potem jak mianował się księciem to zaufaną policjantkę i detektywa mianował szeryfem całej metropolii. No i odpowiadała za wywiad osobowy. I w mieście i tam gdzie sięgały macki paryskiej koterii.

- A dlaczego nie wysłać tam kogoś. Kogoś z doświadczeniem. Nie masz żadnych odpowiednich ludzi? - książę coś widocznie nie miał przekonania czy wysłanie świeżaków jest najlepszym pomysłem. Chociaż musiał przyznać, że logika Aurory była całkiem słuszna.

- Mam. Właściwie już tam kogoś wysłałam. Ale i tak aby wgryźć się w sprawę trzeba być tam w środku. A zwykle są to świeżaki, to ich naturalne środowisko. Poza tym naszych świeżakow nie powinni znać nawet ci od nas co już tam parę lat siedzą. A nawet jak się będą znać nie będzie dziwne, że przyjechali kolejni. No a jak przyjedzie ktoś znikąd to może się wydać podejrzane. Albo zostanie mu rola obserwatora i kogoś z zewnątrz. Werbowanie informatorów i tak dalej. To żmudna robota, nie przyniesie szybkich efektów. Wszystko to znika jeśli wyślemy tam naszych świeżaków. Tylko uprzedzimy ich na co się zanosi poza bruskelskim szkoleniem. - Demers trochę pokiwała a trochę pokręciła swoją głowa z ciemnymi włosami. Z jej bladą twarzą pasowała do jakiejś bladej, wiktoriańskiej lady. Wydatne kości policzkowe i pełne usta wielu uznałoby za atrakcyjne. Ale suche, zniechęcające spojrzenie i raczej chłodny styl bycia studził większość zapędów. A resztę pewnie odstraszała jej pozycja głównego szeryfa i szefa szpiegów księcia. A szeptane plotki głosiły, że wcześniej to niektóre zniknięcia czy morderstwa niewygodnych Davoutowi osób organizowała osobiście albo nawet i brała w nich udział. Więc pomimo tej chłodnej ale raczej atrakcyjnej aparycji zapewne niekoniecznie jej niezapowiedziana wizyta i widok we własnych drzwiach był powodem do radości i ekscytacji dla wielu spokrewnionych. Zwłaszcza jak mieli na pieńsku z nowym księciem.

- Poza tym jak wyślemy kogoś oficjalnie to oficjalnie przyznamy, że coś wiemy. Albo podejrzewamy. A na razie no to mamy tylko poszlaki. Żadnych twardych dowodów. Oficjalnie to możemy zrobić sprawę w jednej chwili. Wystarczy, że do nich zadzwonisz. Albo ktoś z nas do nich pojedzie. No ale wtedy wypada mieć twarde atuty w ręku. To pokazuje wszystkim, że mamy siłę i spryt. Że nie ma z nami żartów i gramy na poważnie. Nie da się nas zbyć byle czym a jak będą chcieli mydlić nam oczy to będą musieli się nieźle napocić aby coś wymyślić sensownego. No ale na razie nie mamy takich twardych atutów. Dopiero musimy je zdobyć. Albo przekonać się, że to jakiś dziwny zbieg okoliczności i poza tym to tylko jakies wygłupy i balanga jak zwykle. - Marcel odezwał się swoim cichym, stonowanym głosem. Pomimo prawie wieku we Francji nie wyzbył się do końca swojego włoskiego akcentu. A przyjechał tu zaraz po II wojnie. Wtedy prawie w ogóle nie mówił po francusku. Ale ten smagły, szczupły, wysoki mężczyzna był ambitny, cichy i pracowity. Skromnie piął się po kolejnych szczeblach kariery księgowego, finansisty i doradcy. Aż 20 lat temu, jeszcze poprzedni książe Villon zrobił go swoim głównym księgowym i doradcą finansowym. Był na tyle dobry w te klocki, że gdy starego księcia wezwał zew Gehenny i złoty stolec przejął po nim nowy książę to utrzymał go na tym stanowisku. Włoch miał poza talentami finansowymi także cenną cechę bycia lojalnym władcy jakiemu akurat służył. I trzymał się na uboczu wszelkich intryg poświęcając się swojej pracy jakby był tylko skromnym, urzędnikiem za biurkiem a nie głównym sternikiem finansowej potęgi paryskiej Camarilli. I dlatego był dzisiaj na tym zebraniu wśród najbliższych współpracowników księcia. Cieszył się zaufaniem nowego księcia tak samo jak starego i wcześniejszych szefow.

- Ja mam przeczucie, że tam się jednak coś dzieje. Coś niedobrego. Coś wielkiego. Coś co nam zagraża. Może nie tak zaraz i, że zaraz za progiem. Ale rośnie w siłę. Uważam, że powinniśmy coś z tym zrobić. Jakoś to sprawdzić. Wysłać kogoś kto to sprawdzi. - trzecią osobą była blondynka. Siedziała trochę na uboczu, na wolnej sofie, tak jak lubiła, z podwiniętymi nogami. Miała twarz aktorki i figurę modelki. I jak na spokrewnioną była zaskakująco żywa. Ciepła i promienna. O ile Aurorę można by porównać do chłodnego, bladego światła Księżyca to Monique była promiennym blaskiem ciepłego słonecznego dnia. Rzadkość wśród spokrewnionych. Aż przez dłuższy czas zastanawiano się czy nie jest smiertelniczką co jakoś przeniknęła do koterii. No ale te imprezy na zapleczu “Meduse” unaoczniły tym co na nich bywali, że jest wampirzycą jak i pozostali. No i była wiedźmą. Wieszczką. Widzącą. Kobietą o niesamowitej intuicji. Albo wariatką. Co się u Malakavian nie wykluczało. Może by została kolejną lokalną ciekawostką i kokietką o ładnej buzi i długich nogach no ale przyuważył ją książę no i wziął na swoją faworytę. A niedługo potem prawdopodobnie ocaliła im obojgu życie gdy w ostatniej chwili “ujrzała wybuch” i wyskoczyła wraz z nim z opancerzonego samochodu zanim trafiła w niego rakieta z RPG i wybuchł IED. Ten zdumiewający przejaw intuicji i jasnowidzenia przekonał i niedowiarków i samego księcia, że warto słuchać co ona mówi. Nawet jeśli mówiła tylko, że coś przeczuwa albo intuicja mówi jej, że to czy tamto. Jak teraz.

- Intuicja ci mówi… A ty mówisz, że na metody oficjalne to jest jeszcze czas… A ty, że dla świeżaków to naturalny teren… - książę po kolei powiódł spojrzeniem po trójce swoich zaufanych doradców. Spojrzał jeszcze w dół na fotki i papiery leżące na stole jakie mu przynieśli na poparcie swoich słów i podejrzeń. Ta garść puzzli jakie udało im się wyłapać i jakoś ułożyć aby coś zaczęły przedstawiać. Ale wielu jeszcze brakowało.

- No przyznam, że prawie mnie przekonaliście. Ale jak myślę o tej zbieraninie z całego miasta co połowa gwiazdorzy jakby mieli monopol na bycie jednym z nas a druga udaje, że nie to mam wątpliwości czy to ogarnął. Jakbyśmy mieli gotowy zespół to jeszcze. Ale taka zbieranina? To już chyba bym wolał wysłać jednego, może jakiś duet. I to do Brukseli a nie gdzieś tutaj. - Davout pokiwał głową, że raczej go przekonali do większości tego pomysłu. No ale jeszcze pozostawał ten diabeł w szczegółach który nadal budził jego wątpliwości. Pozostała trójka popatrzyła po sobie. No trudno było się z nim nie zgodzić. Gotowego zespołu złożonego ze świeżaków nie mieli. Trzeba by ich pewnie sztukować z całego miasta. A to zwykle sprzyjało tarciom lub wręcz konfliktom a nie współpracy. A jeszcze jakby byli z różnych klanów to w ogóle.

- To niech zacznął od czegoś małego. Tu u nas. Do tego brudasa można by ich wysłać. Co nam tak ostatnio brudzi po ulicach. To tak na miejscu. W miarę szybko. No jak sobie nie poradzą to weźmiemy kogoś innego. Albo tych co rokują jakieś nadzieję. Tak myślę. Tak dzisiaj jak tu szłam usłyszałam jak strażnicy w recepcji o tym mówili. I wiedziałam, że to nie przypadek. To musi być jakiś trop. - Monique tym razem odezwała się pierwsza. Pozostała trójka pokiwała głowami gdy chwilę obracali ten pomysł w myślach.

- No tak. Monique ma rację. Jak sobie nie poradzą u nas na własnym podwórku to na cudze nie ma co ich wysyłać. - Marcel zgodził się z pomysłem blondynki. I darował sobie komentarz nad jego źródłem.

- To prawda. I tak mieliśmy coś z nim zrobić. To właściwie była druga sprawa jaką do ciebie miałam. Znów nabrudził. Dzwoniłam już do Sydneya aby się tym zajął. Na szczęście tam nie było zbyt dużo świadków. Więc chyba nam się udało. Ale jak w końcu rozpruje kogoś pod wieżą Eifle’a? - szeryf też zgodziła się co do tej opcji. Wiedzieli o czym mówią. Od dwóch czy trzech tygodni po mieście znajdywali trupy. Rozprute i wyssane trupy. Tak bardzo, że groziło to złamaniem Maskarady. Podejrzewali, że to któryś ze spokrewnionych co dał się ponieść Głodowi albo po rpostu wpadł w krwawe szaleństwo Bestii i nie było już dla niego ratunku. No może jeszcze wilkołak czy inny nadnatural. Ale raczej podejrzewano kainitę. Wilkołaków w miescie prawie nie było a te co były raczej miały alibi. Teraz zaś ten krwawy szaleniec dawał okazję do sprawdzenia zespołu jaki miałby potem być albo rozwiązany jeśli okazaliby się nieskutczeni, zwłaszcza w pracy zespołowej albo wysłany do brukselskiej sprawy gdyby jednak rokowali nadzieję, że nie rozpieprzą śledztwa od środka przez własne niesnaski.

- Dobrze. Zajmij się tym. Daj im wolną ręke i nie wtrącaj się. Zobaczymy co potrafią i jak sobie poradzą. Jak chcą sobie wyrobić nazwisko w tym mieście to czas zacząć. - takie rozwiązanie pasowało księciu o dał znać Aurorze aby zajęła się przygotowaniami do tej akcji. Rozmawiali potem jeszcze o różnych innych sprawach ale w końcu już po 1-szej w nocy rozeszli się do swoich spraw.





Miejsce: Francja; Paryż, centrum, nocny klub “Meduse”, pokój dla VIP-ów
Czas: 2025.05.24; sb; wieczór, g 23:25; 6,5 h do świtu
Warunki: wnętrze pokoju, jasne światła, wytłione dźwięki muzyki; na zewnątrz: noc, deszcz, umi.wiatr



Wszyscy



Zapewne pokoju w jakim się znaleźli zwykle używano do całkiem innych celów. Świadczyły o tym wygodne kanapy, stół ustawiony pod ścianą aby nie zabierał cennego miejsca i niewielka scenka w na jakiej zwykle ładnie gibały się ładne tancerki na prywatnym pokazie dla tych których było na to stać. Dzisiaj tancerek nie było a scenę zajmowała tylko jedna kobieta. I na pewno nie była tancerką chociaż miała odpowiednią figurę. Blada twarz okolona ciemnymi włosami spiętymi w surowy, solidny kok z tyłu głowy i ostre spojrzenie bez śladu uśmiechu nie nastrajały do żartów i zabawy. Ubiór gdyby był bez garsonki i może spódnica była trochę krótsza nawet mógłby pasować do tego klubu a tak to wyglądało jakby przyszła tu jakaś buzisneswoman i dopiero zaczynała się rozkręcać. Chociaż po minie widać było, że nie jest tu dla zabawy. Popatrzyła teraz po kolei po zebranych twarzach i sylwetkach.

- Dobry wieczór. Cieszę się, że już mamy komplet. Zapewne wiecie po co tu jesteście. Chodzi o tego brudasa co nam ostatnio bruździ po ulicach. Szef ma go dość. Kazał nim się zająć. Dlatego tu jesteście. Macie rozwiązać dla nas tą sprawę. Jak najszybciej. Jeśli się spiszecie. No to pomyślimy o dalszej współpracy i poważniejszych zadaniach. - Aurora nie bawiła się w przedstawianie siebie. Wszyscy spokrewnieni znali szeryf koterii w jakiej byli przynajmniej od paru lat. Ona też ich znała chociaż z twarzy i imienia. Wiedzieli też o tym “brudasie”. Bo prawie jak w zegarku co parę dni znajdowano rozchlapane trupy jakie po sobie zostawiał. Widocznie kompletnie miał w dupie Maskaradę za co groziła czapa. Więc podejrzewano, że to ktoś pochłoniety przez Bestię. Właściwie ogólnie to zadanie wydawało się proste i oczywiste: znaleźć i zabić. Szeryf dała im chwilę na oswojenie się z tą myślą. Po czym przeszła do szczegółów.

- Mamy kilka fotek. Prawdopodobnie mężczyzna. Prawdopodobnie o arabskim typie urody. Tyle widać na zdjęciach. Ofiary znajdowano w tym rejonie. Wszystkie zginęły przez rozszarpanie i wyssanie krwi do czysta. Dlatego to pewnie jeden z nas. - Demers puściła w obieg kilka fotografii zrobionych pewnie z kamer CCVT. Pokazywały raczej mężczyznę, raczej arabskiej urody. Złapanego raz w miarę czystym ubraniu a potem w pokrwawionym. Mocno pokrwawionym. Albo musiał być sprawcą albo ofiarą jakiegoś krwawego wydarzenia. Twarzy jednak nie było zbyt wyraźnie widać. Blady palec z pociągniętym na czarno paznokciem wskazał na papierowej mapie rejon na południe od lotniska Orly. Tam kropkami były zaznaczone znalezione ciała i daty. Było tego z pół tuzina w ciągu dwóch tygodni. Mieli więc dość zawężony rejon działania. A ostatni mord był dwie noce temu. A dziś była weekendowa noc. Ryzyko kolejnego ataku było więc spore.

- Jakieś pytania? - zapytała szeryf widząc, że już mniej więcej ten materiał dowodowy został przejrzany.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 14-08-2022, 05:01   #2
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Na spotkanie Miechowskiego przywiózł Rodrigo starzec był niezadowolony z oderwania od swojej nocnej rutyny, ale Brat Nikodem stwierdził, że jego umiejętności kontaktu z ze zwierzętami, przydadzą się Pani Szeryf. Treser ufał Stwórcy stawił się więc na spotkanie o wyznaczonej porze.

Nosferatu zostawił patchworkowy płaszcz, który zwykle nosił z facetem przed wejściem dla VIPów. Szatniarz wygląda jakby nie wiedział, jak ma zareagować. Trudno było mu się dziwić, ciuch ten lata świetności miał już zdecydowanie dawno za sobą, wszelkie przetarcia i dziury uzupełniano na bieżąco, wyprawioną zwierzęcą skórą oprócz kocich "łat" było tam też wszytych pełno piór oraz kołnierz z wiewiórczego futra. Sporo było doszytych pękatych kieszeni wypełnionych różnego rodzaju ziarnami: prosem, makiem, słonecznikiem, oraz przysmakami dla kotów i psów. Dziwacznego obrazu dopełniały dawno zaschłe zacieki ptasich odchodów...

Nikodem poprosił aby nie wchodził na spotkanie w płaszczu bo zrobi złe pierwsze wrażenie. Wszedł więc ubrany w płaszcz przeciwdeszczowy gumiaki, gumowe rękawice, do tego maska na twarz (którą zostawił w szatni razem z patchworkiem) przyzwyczajenie z pracy kanalarza.
Jego twarz była szara i starcza, jego oczy były dziwne ptasie i pomarańczowe a po bokach głowy miał narośla przypominające pióra.

- Dobry Wieczór Państwu jestem Carl miło mi Państwa poznać- Przywitał się z wampirami dłuższą chwilę przyglądał się Brunonowi - Ahhh! Już wiem, skąd Pana kojarzę! Klub motocyklowy prawda ? Obejrzałem z moimi guholami "Sons of Anarchy" i "Mayans MC" kiedy ptaszęta mi powiedziały że mamy w Paryżu nasze własne MC! Ptactwo nie do końca lubi hałas, który robicie, ale nie ma co się nimi przejmować... Maszyny bardzo ładne, ale zbyt widowiskowe jak na moje potrzeby wolę jeździć "w klatce" - Uśmiechnął się. Sprawiał wrażenie dziadka, który nieudolnie próbuje wykazać zainteresowanie hobby wnuka.

Reakcja na słowa Aurory
Carl był wyraźnie zasmucony opowieścią Szeryf - Mroczny Ojcze! Ci biedni ludzie! - Krzyknął kręcąc głową - Musimy powstrzymać tego potwora! Mogę popytać zwierzęta żeby sprawdzały okolice, będę musiał dokupić ziarna i jedzenia dla nich… - Widać było że jest przejęty.
Jego serce ogarnął smutek wyparty przez strach o Natalkę, Karolinę oraz Rogera.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 17-08-2022 o 16:32.
Brilchan jest offline  
Stary 15-08-2022, 13:05   #3
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Poruszenie przy wejściu, ciche kroki, a może skrzypnięcie otwieranych drzwi? Coś obudziło Alessandrę, albo raczej wytrąciło z letargu w którym trwała od kilku godzin odpoczywając przed kolejną, pełną wrażeń nocą. Co by to nie było, nie dało się zignorować. Mogło też chodzić o zapach, owocowo-kwiatowy z orientalną nutą. Tak charakterystyczny, że nie musiała otwierać oczu aby wiedzieć kto zawitał do jej sypialni.
- Śpisz? - pytanie rozwiało resztę wątpliwości, o ile jakiekolwiek jeszcze były. Całkiem zabawne pytanie, biorąc pod uwagę to, do kogo zostało skierowane.
- Już czas? - zadała swoje pytanie trzymając powieki opuszczone. Brak podniesionych głosów, ani zamieszania na korytarzu podpowiadały, że natychmiastowe wstawanie nie jest potrzebne. Nic ważnego się nie działo, żadna drama ani inna upierdliwość zmuszająca do natychmiastowego działania.
- Słońce zajdzie za dwie godziny… prosiłaś aby obudzić cię dziś wcześniej - kobiecy głos zaczął pewnie, jednak w połowie załamał się. Dokończył po prawie niezauważalnej przerwie dość zmieszanym tonem. Zmieszanym, albo zmęczonym.
Alessa otworzyła oczy dostrzegając stojącą parę kroków od drzwi szczupłą, młodą brunetkę. Jej ukochana siostrzyczka marszczyła brwi wpatrując się w coś leżącego na dywanie między wejściem, szerokim łóżkiem mogącym pomieścić osiem osób i nierzadko goszczącym właśnie tyle, ale nie tym razem. Dziś oprócz bladej jak płótno blondynki, w pomiętej pościeli barwy ciemnego indygo zalegały jeszcze cztery męskie ciała, roznegliżowane, ze śladami po szponach i wybroczynami na skórze. Spali jak zabici, ona zaś wyplątała się z ich kończyn aby usiąść na skraju łoża i przeciągnąć się.
W pokoju panował przyjemny półmrok, rozświetlany punktowo przez trzy niewielkie ledowe lampki zamontowane przy listwach podłogowych hebanowej lamperii. Nie było okien, mimo tego część ścian pokrywały ciężkie kotary odgradzające przejścia do dalszej części zaadaptowanej na mieszkanie piwnicy - nic wzbudzającego jakiekolwiek podejrzenia… oprócz ostatniego gościa leżącego na marmurowej podłodze ze dwa kroki od białych stóp gospodyni. Gościa, którego stan wprawił młodszą de Gast w zakłopotanie.
Dziewczyna była młoda i zeszłej nocy uchodziła za piękność: czarnowłosa, czarnooka, z oliwkową skórą mieszkanki okolic Morza Śródziemnego. Pełna życia, energii i o uśmiechu topiącym lód w każdym sercu. Teraz z owego wigoru nie pozostał najmniejszy ślad.
Leżała na plecach, z ramionami rozrzuconymi na boki, zgiętymi nogami które krzyżowały się w kostkach i głową przekrzywioną pod nienaturalnym kątem. Gładka, opalona skóra zrobiła się szarawa, piękne czarny oczy zaszły mgłą zastygając w wyrazie przerażenia i bólu na wieczność, na szyi odznaczały się wybrzuszenia złamanych kości.
Racja… mieli z Martinem, Vachelem i Payenem ciężki dzień, więc postanowili nad ranem przenieść imprezę poza Miroir Noir, a dziewczyna napatoczyła się przez przypadek. Pijana, naćpana i chętna aby poznać kolejne uroki paryskich nocy. Ciekawość, wedle starego przysłowia, zaprowadziła ją prosto do piekła i w nim zakończyła swoją podróż na wieczność… trochę szkoda, naprawdę miała cudowny uśmiech.
- Możesz się ubrać? - głos Ophelii wyrwał starszą de Gast z zamyślenia. Drgnęła i z leniwym uśmiechem stanęła na nogi, zostawiając dwóch śpiących ochroniarzy oraz dealera za sobą.
- Oczywiście kochanie - powiedziała ciepło, przechodząc nad trupem i z oparcia fotela biorąc czarny, koronkowy szlafrok. Założyła go, wzięła siostrę pod ramię aby wyjść z sypialni.
- Jak ci minął dzień? - spytała zamykając drzwi gdy znalazły się na korytarzu.
- Udało mi się załatwić wejściówki na pokaz Haute Couture w przyszłym tygodniu. Zaczyna się o 20:30, słońce powinno już zajść. - brunetka rozpogodziła się, zapominając o widoku sprzed chwili. Oczy jej błyszczały, gestykulowała żywo - Na początku lipca idę na weselę Julie i Philippa, nie mogę się pokazać w czymś co już nosiłam… to by dopiero była wtopa - parsknęła, a blondynka jej zawtórowała.
- Jeśli nic się nie wydarzy pójdę z tobą, jeśli nie weź Nadine… właśnie, gdzie ona jest?
- Czeka na piętrze, powiem jej aby zeszła do łaźni -
siostra szybko rozwiała wątpliwości odnośnie ich gosposi.
- Doskonale, mam dziś ważne spotkanie. Sama się nie przygotuję - Alessandra pokiwała głową. - Powiedz też Dorianowi żeby zadzwonił do Servio. Trzeba posprzątać bałagan z sypialni.
Na chwilę Ophelia przestała się uśmiechać, przytakując niemo. Trzymanie zwłok w domu było niepotrzebną komplikacją, należało się ich pozbyć, jak wielu przedtem. Tym właśnie zajmował się Sergio, a ich domowy strażnik najlepiej się z nim dogadywał.
Rozstały się przy drzwiach do łazienki, wielkimi krokami zbliżała się noc, a wraz z nią nie tylko standardowe obowiązki sióstr de Gast, lecz również te nadprogramowe.
Drzewa odbijały się w płynącej wodzie, życie odbijało się w baśniach, ale odbicie zawsze było odwrócone, dlatego baśnie kończyły się na opak, szczęśliwie. Nie tak, jak w życiu. W baśni po smutku przychodziła radość, w życiu odwrotnie. Nawet, kiedy człowiek miał w sercu okruch diabelskiego lustra, to serce żyje... teoretycznie. Serce Alessy od dekady nie biło jeśli sobie tego nie zażyczyła, lecz wciąż mogła podziwiać swoją twarz w odbiciach co ją niezmiernie cieszyło. Kochała lustra, z początku największy strach odczuła na myśl, że wedle starych legend nigdy więcej nie ujrzy się w jednym z nich. Cóż by to była za strata, na szczęście ten fragment folkloru okazał się tylko mitem. Mogła więc bez skrępowania podziwiać efekt końcowy prac rudej ghulicy, kończącej układanie jasnozłotych włosów w miękkie, opadające na jedno ramię fale i cieszyć się tym.
Wyglądała pięknie, wciąż i niezmiennie obserwowała młodą twarz o niebieskich oczach, harmonijnych rysach twarzy, wąskim nosie i pełnych czerwonych ustach stulonych jak do pocałunku. Zadowolona z efektu odwołała ją ruchem ręki, wstając z krzesła przed toaletką i obróciła się na pięcie pozwalając żeby bladozłota suknia zakręciła się razem z nią. Nie wolno było pokazywać się publicznie w stroju niepasującym do pozycji, nieważne czy za otoczenie mieli robić śmiertelnicy, czy inni nieśmiertelni. Wyglądało dobrze, fazę przygotować do wyjścia uznała za zakończoną. Rychło w czas, słońce zdążyło się już schować za horyzont ustępując miejsca księżycowi i gwiazdom.
Wsiadając do czekającego pod domem samochodu zaciskała usta w minie irytacji. Obok drugiego wejścia dostrzegła inne auto, większe i terenowe, należące do Servio. Nie spieszył się, nie było też możliwości aby jej opiekun nie dowiedział się o niechlujstwie popełnionym przez spokrewnioną… i bardzo dobrze. Była na niego zła, wściekła nawet. Przez cały tydzień sukcesywnie ignorował ją, zajęty swoimi sprawami zapominając że ona jest jedną z nich. Nie odbierał telefonów, olewał zostawiane jego przydupasom wiadomości i liściki, sprawiając że z dnia na dzień Alessandra czuła się coraz mocniej ignorowana, a jej się nie ignorowało. Szczególnie gdy tęskniła, nie wymagała przecież tak wiele.
Oprócz wszystkiego.

Drogę do Meduzy wykorzystała na uspokojenie się i przyklejenie do twarzy czarującego uśmiechu. To już nie był nocny klub którym zarządzała, tylko spotkanie na o wiele wyższym poziomie, gdzie należało sprawiać jak najlepsze wrażenie - tego od niej wymagano, poza tym na samą myśl, że przyniosłaby Sorenowi wstyd i wprawiła go w zakłopotanie wywoływała u niej ciarki. Szybko więc przeszła z samochodu do lobby aby silny wiatr nie popsuł misternie ułożonej fryzury. Wyglądała na znudzoną i znudzona była. Blichtr, splendor i bogactwo nie robiło na niej wrażenia jeśli nie towarzyszyły im pasja i ruch.
W pokoju przeznaczonym na miejsce spotkania nie była pierwsza, prawidłowo. Nie lubiła czekać w zastoju.
- Alessandra de Gast - przedstawiła się reszcie zebranych, każdego obdarzając uroczym uśmiechem i patrząc im przez chwilę głęboko w oczy, gdy po kolei się pojawiali. Następnie zajęła swoje miejsce i czekała, a potem słuchała Aurory, marszcząc brwi.
Złość była tym co jako pierwsze zagościło w martwym sercu wampirzycy. Po nim pojawiło się zniesmaczenie. Nie wyobrażała sobie jak można upodlić się do tego stopnia aby dać dojść do głosu wewnętrznemu zwierzęciu. Ciężko było nie czuć odrazy do mężczyzny ze zdjęcia. Zatopiony we własnym szaleństwie nie dbał o jakiekolwiek świętości, choćby estetykę.
"Nigdy nie pokazałabym się publicznie w takim stanie" - pomyślała, poprawiając złoty lok opadający na policzek. Choćby miało się spalić w pierwszym blasku poranka należało dbać o estetykę i styl. Usunięcie brudasa stawało się zatem czynem dla dobra ludzkości, zwłaszcza tej która oddychała tylko aby zachować pozory.
Zadanie proste, głupiec nie uważał co robi, kierowała nim Bestia. Jedna śmierć po śmierci i być może wreszcie nadarzy się dobra okazja aby porozmawiać z Sorenem o rodzinnych interesach.
- Ktoś się do niego przyznał? Znamy jego ulubiony typ ofiary? - spytała, z miejsca odrzucając pomysł że poszukiwany może być kimś od Torreadorów. Nikt posiadający choćby szczątkowe poczucie smaku nie zrobiłby czegoś podobnego.
- Zaczynamy od zaraz, prawda? - na jej twarzy pojawiło się podekscytowanie gdy z namaszczeniem dodała - Doskonale.
 

Ostatnio edytowane przez Sonichu : 16-08-2022 o 02:04.
Sonichu jest offline  
Stary 16-08-2022, 10:24   #4
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
John siedział spokojnie na ławce nieopodal parku. Miał ze sobą swój plecak. Cała ławka należała do niego. Miał jedną słuchawkę w uchu słuchając adaptacji czterech pór roku na elektrycznych skrzypcach z podkładem techno. Dłonią w rękawiczce bez trzech palców wystukiwał sobie rytm na kolanie.

Drugą dłonią przeglądał wiadomości w telefonie. Nudy. Trzeci rok wojny na Ukrainie. Niemcy torpedują dwudziesty dziewiąty pakiet sankcji przeciw Rosji. Polska liderem konserwatywnego stronnictwa w PE. Niepowstrzymany napływ imigrantów z afryki zagraża systemowi zdrowia we Francji. Groźba użycia broni atomowej na Tajwanie. COVID19 Cappa-Omicron-D7 zbiera śmiertelne żniwo wśród młodych mężczyzn. Odnotowanym powikłaniem stopniowy zanik jąder. Rząd zamawia kolejny wariant szczepionek, co owocuje protestami antyszczepionkowców. W obliczu kryzysu klimatycznego rząd Francji rozważa pójście w ślad Niemiec i zamknięcie części swoich elektrowni atomowych i zakup węgla z Rosji. PE zapewniła, że nie naruszy to dotychczasowych sankcji, bo w zamian za to ograniczy import z Rosji produktów pierwszej potrzeby. W 29 pakiecie sankcji znalazł się kawior.

- Noż kurwa mać - wyrwało się Johnowi. - Świat jest popierdolony.

Na rogu zatrzymał się czarny Peugeot 3008.

- Oho.

John wstał z ławki. Przerzucił swój plecak przez ramię i ruszył w stronę auta. Nie spieszył się.

Podszedł powoli do auta i zapukał w szybę. Ta powoli odsunęła się i ukazała wyszczerzonego Murzyna w dredach. Z wnętrza auta wydobył się tuman oparów palonej trawki. John uniósł brwi.

- Masz hajs? - zapytał mężczyzna z auta. John zauważył, że na siedzeniu pasażera leży torba z towarem i pistolet.

- Wysiadaj z auta, musimy pogadać - powiedział John najspokojniej jak umiał.
- Kurwa, śmieciu, jak nie masz hajsu, to wypierdalaj. I skasuj mój numer - diler się najwyraźniej zdenerwował. Szyba zaczęła się podnosić, jednak John szybko złapał mężczyznę za dredy i wyrżnął jego głową o kierownicę. Najwyraźniej kierowca się tego nie spodziewał. John otworzył szybko drzwi. W tym czasie diler sięgnął po broń. John odbił ją łokciem i wyszarpnął Murzyna z auta.

Szybki cios w twarz spowodował, że człowiek zalał się krwią. John zawahał się na chwilę. To wystarczyło, żeby tamten dopadł pistoletu. Nawet wystrzelił, ale rozbity nos spowodował, że trudno było mu celować. Wampir doskoczył do niego i wyrwał broń. Trzask łamanego nadgarstka był dużo cichszy niż późniejszy krzyk. Diler dostał jeszcze kilka ciosów, zanim John wbił się kłami w jego szyję.

***

Kilka kwadransów później John siedział na miejscu pasażera. Stukał w klawiaturę swojego laptopa do którego był podpięty telefon dilera. W 2025 nie szło tak sobie wejść do telefonu delikwenta. Przynajmniej nie na ulicy, bez przygotowania. Dlatego teraz kopiował całe urządzenie, żeby móc się tym zająć później.

- yyyy - z miejsca kierowcy rozległ się jęk.
- Jeszcze chwilę kolego - odpowiedział Johny. - Widzisz, chodzi o to, że ktoś władował cię na minę. Bo to teren Ivana. I wyszło mi, że nie masz od niego zgody na handel w tej okolicy.

John mówił spokojnie. Odpiął laptopa, zwinął kable. Odłożył telefon dilera. Spojrzał na mężczyznę. Ten siedział na miejscu kierowcy. Okrwawione dłonie spoczywały na kolanach.

- W zasadzie powinieneś być nieprzytomny. Cholernie twardy z ciebie kutas. - Brujah w akcie gratulacji poklepał mężczyznę po nodze. Ten zawył z bólu.

Nie był związany. Miał złamany nadgarstek. Połamane wszystkie palce u rąk i złamane obydwa piszczele. Poza tym stracił prawie półtorej litra krwi. John wiedział, że tylko dzięki temu opuchlizny nie są tak wielkie jak byłyby w innym wypadku.

- Zgodnie z prawem możesz zgłosić pobicie. Zabieram też to - w trakcie pakowania plecaka John uniósł worek wypełniony białym proszkiem.
- To oczywiście kradzież. Przećwicz mówienie: Panie władzo, zajebali mi czterdzieści deko koksu i pobili. W Paryżu jest bardzo przyjazny aparat policyjny. Dostaniesz ciepły koc i pomoc medyczną. Zdzwonić?

John pomachał telefonem przed twarzą dilera.

- yy yy - ten zaczął machać głową w zaprzeczeniu. Na ekranie pojawił się napis: “nie rozpoznano twarzy”

- Będziesz tak dobry i podasz kod?

***


Dochodziło rano, gdy telefon Johna zdzwonił. Wampir uderzył dwa razy w słuchawkę. Nie znosił, gdy ktoś przerywał mu słuchanie Vanessy Mae. Swoim zwyczajem nie odezwał się, pozwalając wypowiedzieć się dzwoniącemu.

- Masz dwadzieścia minut, żeby być pod Łukiem Triumfalnym z moim towarem dupku.

John sięgnął po telefon. Nie miał szans dotrzeć w dwadzieścia minut na miejsce.
- Cześć Mwebe. Słuchaj mam pełen terminarz na dziś. Co powiesz na spotkanie w drugiej połowie listopada?
- Nie wkurwiaj mnie dupku. Czekam.


No i się rozłączył.
Nadrzędna zasada w nieżyciu brzmiała: “Nie wkurwiaj Brujah”. Trzymanie się jej znacząco poprawiało nie tylko długość, ale i jakość nieżycia. A skoro piesek Hetmana wzywał, to wypadało posłuchać. Wiele można mówić o Johnie, ale jego instynkt samozachowawczy nie był stępiony. Zamówił Ubera i ruszył.

***

Stali tam w czterech. Wszyscy jak jeden czarni jak noc. W długich płaszczach. Różniły ich jedynie fryzury. Mwebe nie był największy, ale jako jedyny był wampirem. Był też jedynym ogolonym na łyso. Jeden miał dredy pofarbowane na biało. Dwaj pozostali mieli irokezy.

- Spóźniłeś się dupku.

Mwebe podszedł od razu do Johna.

- Tak. Trzymaj - John wyciągnął dłoń z workiem strunowym. Wewnątrz było niecałe pół kilo koksu podzielonego na dziesięciogramowe działki w mniejszych woreczkach.
- To wszystko, co miał twój typ. Ivan prosi, żeby więcej nie wjeżdżał na jego teren.
- Jak mogłeś tak nisko upaść, jesteś psem na posyłki Ruskich.

Coś drgnęło w Johnie. I to bardzo mocno. Coś skutego w łańcuchach, co usiłowało się wydostać.
- Każdy jest panem swojego losu Mwebe.Nie ma wojny między nimi, a Tobą. A gdyby była, to Paryż spłynie krwią. Będą walczyć do ostatniego naboju. I ty, i ja i nawet Hetman wiedzą, że to od ruskich kupujecie naboje do swoich pukawek. Więc wszyscy wiemy jak ta wojna się skończy. Dlatego kurwa mamy pokój. Dlatego mamy jebane nienaruszalne granice. Ale spoko, ślij swoich dilerów do Ruskich, żeby się przypodobać Hetmanowi. Obaj wiemy, że ich nienawidzi. Obaj wiemy też, że to na was spadnie odpowiedzialność za zabitych. Masz cały towar. Diler żyje. Jak chcesz, napój go krwią i dołączy do twoich kolorowych fanów Matriksa. Jak nie, to zostaw go w szpitalu. Na fortepianie już nie pogra, ale będzie żyć. Zresztą Mwebe, o takich rzeczach powinieneś gadać z Ivanem, nie ze mną. Ja jestem wolnym strzelcem. Pamiętasz? Pracuje dla tych, którzy płacą.

Mwebe długo milczał. John chciał coś rzucić o czasie potrzebnym na odnalezienie mózgu przez wiadomość, ale zamiast tego w myślach powtarzał: “Nie wkurwiaj Brujah”. W końcu Murzyn się uśmiechnął szeroko odsłaniając białe kły.

- Jutro masz być w Meduzie dupku. Aurora zbiera wolnych strzelców. Teraz spierdalaj.

John odwrócił się bez słowa. W klanie Brujah cenił najbardziej to, że byli filozofami i myślicielami o otwartych umysłach. Siła argumentu niejednokrotnie okazywała się większa niźli argument siły. Dziwił się Mwebe, że ten aż tak angażował się w utrzymanie swojej własnej mafii. Sam nie miał głowy do takich rzeczy. Z drugiej strony Mwebe jakkolwiek nie usiłował gardzić Johnem, to wiedział, że ten naprawdę jest wolnym strzelcem.

***

Klub Meduza


John Black ubrał się elegancko. W zasadzie zawsze nosił się elegancko, jak na swoje własne standardy. Czarny T-Shirt z trzema wilkami wyjącym do księżyca, sportowa marynarka, luźne granatowe dżinsy i sportowe buty. Wszystkiego dopełniał niewielkich rozmiarów plecak. Wskazano mu prywatne pomieszczenie dla VIPów. Był rosłym mężczyzną. Brakowało mu sześciu centymetrów do dwóch metrów, ale o ile nie było w towarzystwie koszykarzy to bywał najwyższy. Poza tym szczegółem był zupełnie normalnym brodaczem jakich pojawiło się wielu w ostatniej dekadzie. Bez znaków szczególnych. Istniał pewien niezerowy zbiór kobiet, którym po odpowiedniej ilości alkoholu mógł wydawać się atrakcyjny. Pod warunkiem, że się nie odzywał. Trudno było spodziewać się po nim wypowiedzi w których kogoś nie obraża, lub nie przeklina. Jeżeli coś mogło przyciągać to jego bardzo wyraźny brytyjski akcent. Trudno było wziąć go za Francuza, mimo bardzo dobrej znajomości języka.

Musiał przyznać, że interesowali go inni wolni strzelcy. Jakoś nigdy dotąd nie angażował się w wampirzą społeczność. Gdy wszedł od razu ruszył do miejsc w pierwszym rzędzie. Chciał mieć dobry widok. Dopiero po zajęciu miejsca spojrzał na nosferatu i kobietę. Zamrugał dwa razy.

- O kurwa. Jesteście parą? - wyciągniętą dłonią wskazywał to na kobietę w fantazyjnej fryzurze i eleganckiej sukni, to na starca w stroju kanalarza. - Ja jebie. Znaczy, tego no, nie oceniam. - Uniósł otwarte dłonie w geście wycofania się. - Bioróżnorodność i takie tam. Spoko. Toleruję. - Uniósł kciuk - tęcza te sprawy, to zawsze na propsie. A dobra, jebać to. Jestem John.

Nie wyciągał dłoni. Nie całował w ręce. Ot powiedział “Jestem John” i zwalił się w fotel czekając aż się zacznie.

Gdy pojawiła się szeryf nadal pół siedział, pół leżał w fotelu. Słuchał z uwagą. Pozwolił się wyrwać arystokratce, przeczekał po czym niczym w podstawówce uniósł dłoń i poczekał aż Aurora udzieli mu głosu.

- Rozumiem mamy go sprzątnąć. Czy tylko przyprowadzić przed oblicze sprawiedliwości? To drugie średnio mi się uśmiecha, bo wygląda na takiego, co to będzie się wyrywał. No i nie mam zamiaru czarować, skoro to krwawe łowy, to liczę na Nagrodę.

John uśmiechnął się prowokująco. W myślach wspominał kiedy ostatnio powiedział tak długie zdanie bez przekleństw.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 16-08-2022 o 12:57.
Mi Raaz jest offline  
Stary 16-08-2022, 10:49   #5
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Słysząc sugestie, o byciu parą z piękną nowobogacką panną Miechowy parsknąłem śmiechem i pokręcił głową.

Po chwili namysłu i wysłuchaniu reszty dołączył jeszcze jedno pytanie do Pani Szeryf - Ja sądziłem, że to oczywisty, że przeklęty biedak zatracił się w Bestii i trzeba go zabić jak psa z wścieklizną prawda ? Ja nie chce nikogo diabolizować, bo pożarcie duszy innego bytu odbierając, mu szanse na życie po śmierci jest największą zbrodnią... Ale nie miałbym nic przeciwko napiciu się nieco krwi spokrewnionego, zanim uwolnimy go od Bestii, żeby zbliżyć się do Mrocznego Ojca i świętych Przedpotopowców. Czy miałaby Pani coś przeciw temu ? -Spytał.
 
Brilchan jest offline  
Stary 17-08-2022, 19:40   #6
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Jasnowłosa wampirzyca również zaśmiała się dźwięcznie, przymrużając z rozbawienia oczy. Dłuższą chwilę obracała w głowie pomysł bliższej znajomości z bursztynowookim starcem, wydawała się szczerze zaintrygowana.
- John, John, John... chcesz się dołączyć wystarczy poprosić. Nawet możesz być z przodu skoro tak lubisz - mrucząc przygryzła dolną wargę. Przeciągnęła spojrzeniem najpierw po Nosferatu, a następnie po cwaniaku w podkoszulku z wilkami i znów zachichotała wydymając usta, a długie nogi przełożyła aby teraz trzymać prawą na lewej i machać butem na wysokiej szpilce.

- Jedyny prawdziwy mężczyzna w tym kurniku… taaak. Nie dziwota że zwraca uwagę - przeciągnęła wierzchem dłoni od policzka poprzez szyję aż po dekolt, odsuwając stamtąd kilka łaskoczących ją włosów.
- Celowi zawsze można wyrwać najpierw ręce i nogi. Kadłubki łatwiej transportować, ale to zawsze bałagan. Sukienkę idzie pobrudzić, albo co gorsza obcas złamać podczas pogoni - dodała z przeuroczym uśmiechem, przeskakując wzrokiem do Aurory - Na jaki rodzaj nagrody możemy liczyć jeśli twej woli stanie się zadość?
 

Ostatnio edytowane przez Sonichu : 17-08-2022 o 19:53.
Sonichu jest offline  
Stary 18-08-2022, 10:28   #7
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Interakcje pomiędzy postaciami przed przybyciem Szeryf

- Panie Black tak właściwie mam do Pana sprawę... Potrzebuje dokumentów dla mojego guhola nielegalnego emigranta pochodzenia arabskiego z pierwszej fali imigracyjnej z 2016 roku. Wizualnie wgląda na 19 lat- Zaplótł ręce wyraźnie zawstydzony - Domyślam się, że będzie to droga sprawa niestety finansowo nie jestem wielce płynny... Mogę zaoferować Panu stadko pięciu gołębi pocztowych które są bezpieczniejszą formą komunikacji niż telefony czy poczta elektroniczna śledzące algorytmami. Alternatywnie mogę zaoferować większą przysługę choć nie wiem na ile się Panu przydam? Gdyż nie potrafię krzywdzić ludzi znam się na zwierzętach - Zapytał wyraźnie zakłopotany.

Rozmowa z Szeryf

Starzec był wyraźnie zniesmaczony sugestią pięknej damy - Nie widzę sensu w znęcaniu się nad tym stworzeniem... Na co odcinać kończyny ? Groźny potwór ale niemal wściekłe zwierzę które kiedyś było jednym z nas Kainitów... Trzeba go unieszkodliwić, można skorzystać z okazji i spróbować krwi nie ma konieczności znęcać się nad tą żałosną istotą - Pouczał.
 
Brilchan jest offline  
Stary 18-08-2022, 12:09   #8
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Bruno szedł niespiesznym krokiem. Miał do wyboru jazdę motocyklem lub pójście pieszo. Wybrał tą drugą opcje. Miał ochotę przespacerować się paryskimi uliczkami. Zwłaszcza, że noc była przyjemna. Wiał lekki wiatr, który sprawiał mu przyjemność.

Nie niepokojony przez nikogo Grizzly dotarł do kluby Meduzy po czym udał się pokoju gdzie miało odbyć się spotkanie na, które go zaproszono. Był pierwszy, a po nim do pokoju wszedł kolejny wampir tym razem Nosferatu.
- Miło cię poznać Carl. Jestem Bruno. Tak dobrze kojarzysz, klub motocyklowy, ale bardziej nam bliżej do grupy pasjonatów niż klubów przedstawionych w tych serialach. Dostrzegam pewne zalety klatek, ale fakt, że motocykle pozwalają uniknąć wielu korków jest po prostu bezcenny.
Kiedy udzielił krótkie odpowiedzi Carlowi do pokoju weszła Torreadorka, którą kojarzył z widzenia.
- Bruno Grizzly Archambeau. - przedstawił się kobiecie.
Chwilę po tym do pokoju wparował kolejny wampir.

Bruno otrzymał ksywkę Grizzly kiedy jeszcze pracował jako makler i jego oficjalne ubrania jak i te luźne często były koloru szarego, a jego strategie biznesowe były zawsze dość agresywne i koledzy nazwali go Grizzly i tak już zostało. Teraz jako wampir preferował bardziej czarny i brązowy kolor.

Dziś był ubrany w czarny garnitur od Armaniego i jakby ktoś nie wiedział mógłby go wziąć za przedstawiciela klanu Venture. Elegancki garnitur był jednym z kilku ubrań, które zwykle nosił. Jeśli ubierał się luźniej, to zakładał skórzaną kurtkę i jeansy lub strój na motocykl.

John, bo tak miała na imię osoba, która weszła do pokoju wypowiedział żart. Jasnowłosa wampirzyca jak i Carl zaśmiali się on również. Żart się udał, bo rozbawił wszystkich i wyglądało na to, że Alessandra ma poczucie humoru. Grizzly w myślach nazywał Johna Żartownisiem, a Carla Gołębiarzem. A widząc jak zachowuje się Torreadorka nazwał ją w myślach Królową pszczół. A do kompletu jeszcze był on Grizzly albo Duch jak niedawno zaczęli nazywać go znajomi twierdząc, że porusza cię cicho i bezszelestnie jak Duch. Kiedy wzajemna wymiana uprzejmości dobiegała końca do pokoju weszła Aurora.

Bruno przedstawiciel 12 pokolenia, przedostatniego, którego moc krwi była powyżej zera przysłuchiwał się uważnie słowom wypowiedzianym przez szeryf siedząc na wygodnej kanapie. Teraz kiedy już wiedział po co go tu wezwano uspokoił się, bo wcześniej bym tym lekko zestresowany. Zwłaszcza, że informacje, które dotarły do jego uszu były nad wyraz dobre.

Po mieście grasował wampir, który utracił kontrolę nad bestią albo wilkołak. Wszystko jednak wskazywało na wampira. Prawdę mówiąc nie robiło mu, to specjalnej różnicy. Najważniejsze, że będzie mógł zapolować i będzie szansa napić się wilkołaczej lub wampirzej krwi.

Tej drugiej już próbował i wiedział, że jest słodsza niż ludzka. Było, to podczas lekcji jego mentora o wiązaniu krwią kiedy znajomy jego Maula dał mu spróbować własnej krwi i wtedy też dowiedział się, że jeśli napił by się krwi tego wampira jeszcze dwa razy zostałby jego niewolnikiem krwi. Zaraz po tej lekcji nastąpiła lekcja o diaboliźmie. To jednak była przeszłość teraz należało się skoncentrować na tym co się działo na obecnym spotkaniu.

Jako, że do zadania, które przedstawiła Aurora wybrano grupę, która wcześniej w ogóle nie współpracowała Bruno przypuszczał, że zadanie nie powinny być specjalnie trudne. O ile nie chciano się ich pozbyć, ale w to by chciano nie wierzył, bo przynajmniej obecnie nie było raczej powodu by, to zrobić.

Szeryf puściła w obieg fotografię, którym się uważnie przyjrzał. Przedstawiała ona ich cel abo ofiarę tego celu.
- Nie nazwałbym tego krwawymi łowami. Zawsze lepiej się upewnić w takiej sytuacji. Byłoby, to problematyczne gdybyśmy go zabili, a okazałoby się, że mieliśmy go tylko pojmać.
Jego zdaniem okazałoby się, to wtedy wyjątkowe niefortunne zwłaszcza dla nich.
- Patrząc na twój związek z gołębiami Carl wydajesz się bieglejszy ode mnie w dyscyplinie animalizmu. Jedną z jej mocy jest uśpienie bestii, jeśli ją znasz, to nasze szanse na złapanie delikwenta żywcem znacznie by wzrosły. O ile oczywiście mamy go tylko pojmać.
Usłyszał słowa Torreadorki o tym jak można by transportować cel.
- Da się, to z pewnością zrobić w sposób bardziej estetyczny i humanitarny. Tylko będą potrzebne do tego określone umiejętności.
Które być mieli, a być może nie. Jako, że to będzie ich pierwsza wspólna praca Bruno nie wiedział jakie moce z wampirzych dyscyplin mają do dyspozycji.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 18-08-2022 o 12:24.
Shartan jest offline  
Stary 18-08-2022, 12:36   #9
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
- Niestety, nie posiadam zdolności uśpienia Bestii. Mój stwórca potrafi usypiać albo pobudzać dzikie instynkty ja wybrałem dar Kaina który pozwala mi rozmawiać ze zwierzętami zamiast je przymuszać. Za to wydaje mi się że będzie łatwo go znaleźć muszę tylko wysłać mojego guhola po orzechy dla krukowatych. Kocham gołębie ale krukowate są dużo inteligentniejsze odrobina jedzenia, darów Kaina i może nieco mojej krwi ? Sądzę że szybko znajdą nasz cel- Wyjaśnił gangrelowi.

- Wydaje mi się że nie ogłoszono krwawych łowów żeby nie kusił nas diabolizm co stwarzało by zły precedens a mała grupa szybciej pozbędzie się problemu niż wielkie łowy ale to tylko moja zabawa w zgadywanki- Dodał.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 18-08-2022 o 19:19.
Brilchan jest offline  
Stary 19-08-2022, 15:23   #10
 
Coolfon's Avatar
 
Reputacja: 1 Coolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputację
- Ale śmierdzisz - to były pierwsze słowa usłyszane przez Margaux po powrocie do agencji i nie zamierzała się spierać z faktami.

Cuchnęła tak bardzo, że jej samej łzy napływały do oczu przez ten drażniący smród. Lepiła się cała od góry do dołu, jasne ubranie stało się parodią kamuflażu wojskowego tylko zamiast kompozycji ciemnej zieleni, jasnej zieleni, rudobrązowego, brązowozielonego oraz czerni nosiła przegląd płynów ustrojowych, oleju, gruzu i resztek żarcia. Wszystko odpowiednio ukiszone i podlane sokiem ze śmietnika pochodzenia którego naprawdę, z całego serca, nie chciała dociekać.

- Potrzebujesz forsy to mogłaś powiedzieć zamiast grzebać w śmieciach. Odpaliłbym ci coś, jakoś byśmy się rozliczyli - stojący w wejściu do łazienki Max miał radochę. Był starszy o dobre piętnaście lat, wysoki i z szerokimi barami. Wchodząc do pokoju garbił kark żeby nie uderzać o framugę.

Ryan widziała jego uśmiechniętą mordę w odbiciu lustra, za swoim prawym ramieniem. W bliższej perspektywie widziała aż za wyraźnie swoje blade odbicie z potarganymi prawie czarnymi włosami, skrzywionymi w niechęci ustami oraz zielonymi oczami ciskającymi gromy w odbicie jasnowłosego wesołka.

- Zejdź ze mnie, cały dzień siedziałam zamknięta w przeklętym kontenerze. Klient pojawił się dopiero przed świtem, potem było za późno żeby wracać. Jeszcze mi furę zaholowali za złe parkowanie - warcząc zdjęła poplamiony t shirt i wrzuciła do czarnego worka na śmieci.

- Widzisz jak nasza policja prężnie działa? Są zawsze tam, gdzie ich potrzebujemy żeby dbali o nasze bezpieczeństwo - blondyn zakpił, kręcąc głową. Nie miał najlepszego zdania o paryskiej policji, szczególnie o wydziale drogowym. Taka pozostałość rasowej niechęci między wydziałami, a oni jako dawni śledczy nie zapomnieli o tradycjach i kultywowali je nieprzerwanie od lat.

- Poza tym tępa strzało czemu nie zadzwoniłaś? - dodał.

Ryan zaklęła i odkręciła wodę.

- Telefon mi kurde padł, a w śmietniku nie mieli ładowarki. Niby XXI wiek. Daj spokój, mówiłam zejdź ze mnie. Miałam paskudny dzień, a te tępe chuje… a szkoda gadać. Umieram z głodu.

- Zamówiłem chińczyka.

- Weź spierdalaj
- jęknęła bo nie miała siły na robienie za tarczę do przyjacielskich rzutek z jadem. Przynajmniej póki czegoś nie zje i nie doprowadzi się do porządku.

Max nie znęcał się długo. Zamiast tego odpalił papierosa.

- Dzwoniłem do Starego. Powiedziałem mu że zguba się znalazła. Umyj się, ja puszczę zdjęcia mailem. Bo masz je, co nie?

- Karta jest na biurku, aparat potrzebuje egzorcysty przed ponownym użyciem -
kobieta pochyliła się nad umywalką - Ogarnij co trzeba, nie zdążę tego zrobić sama. Już jestem spóźniona.

- Nie jesteś, odwiozę cię - mężczyzna wypuścił dym w jej stronę - W lodówce masz swój soczek. Przygotuj się i za kwadrans ruszamy.

- Dzięki Max, jestem twoją dłużniczką.

Poczuła ulgę, ten dzień jednak nie był aż tak zryty i nawet mamrotanie partnera “nic nowego” tego nie zepsuło.


***


Nie spóźniła się, ale było blisko. Tak blisko, że w normalnej sytuacji Margaux bylaby wściekła na samą siebie. Nienawidziła się spóźniać, była to oznaka braku szacunku i poszanowania cudzego czasu, a co za tym idzie drugiej osoby samej w sobie. Jeśli potem samemu wymagało się jakiegokolwiek szacunku wypadało go wpierw okazać samemu. Zwłaszcza, że nie umawiała się z pierwszym lepszym informatorem, albo stojakiem kierującym ruchem.
Do Meduzy zajechali pół godziny po opuszczeniu biura po czym detektyw zostawiła partnera i wybiegła truchtem lecąc na spotkanie.

Przebrana, umyta, najedzona i odkażona czuła się o niebo lepiej. Mimo powagi spotkania nie stroiła się, łapiąc pierwsze lepsze czyste ciuchy składowane w kanciapie, więc miała na sobie czarne bojówki, klasyczną białą koszulkę - żonobijkę i na to narzuconą jeansową kurtkę. Grunt że nie cuchnęła już jak worek odpadów i nie zostawiała plam niewiadomego pochodzenia.

Do pokoju gdzie miało się odbyć spotkanie wpadła pół minuty przed Aurorą, machnęła reszcie na przywitanie i usiadła, robiąc wrażenie że siedzi tam już od dawna. Nie zdążyła się odezwać gdyż na scenę weszła Szeryf i to na niej należało skupić uwagę. Gdy przedstawiała sprawę detektyw zyskała okazję aby dyskretnie przyjrzeć się reszcie zebranych. Z mężczyzn najbardziej w oczy rzucał się Nosferatu przez swoją ekstrawagancką stylówkę: bursztynowe ślepia, pierzaste dodatki. Ekscentryk. Obok niego siedział czarnowłosy elegancik w garniaku od Armaniego pasujący do giełdy maklerskiej, a kompletu dopełniał szpakowaty koleś w stroju pośrednim między pierwszym i drugim. Była też blondynka przywodząca na myśl przepiękną porcelanową lalkę ubraną w fantazyjną suknię, która uciekła jakiemuś kolekcjonerowi z gabloty.

Jednak im więcej Aurora mówiła, tym bardziej uwaga Tremere zwracała się do niej. Oglądała zdjęcia i kiwała bardzo powoli głową. Skojarzenia same jej się nasuwały. Widywała już podobne rzeźnie, czy to za życia czy po śmierci. Dla niej zawsze była to niepowetowana strata.

- Nazywam się Margaux Ryan. Tak dla formalności - nadrobiła prezentację gdy nastała chwilowa cisza. Nie odwracając wzroku od fotografii zacisnęła pięści aż strzeliły kostki. - Przede wszystkim trzeba ustalić skąd się tu wziął, czy wykonuje czyjeś rozkazy, czy to oszalały pojedynczy przypadek. Znając Modus Operandi łatwiej dojdziemy co tu się dzieje. Zabić go zawsze zdążymy, warto wcześniej upewnić się że za parę tygodni nie wyskoczy nam kolejny podobny pacjent do utylizacji. Trzeba go znaleźć, złapać, przesłuchać i dalej wedle wytycznych odgórnych - skończyła gadanie ze wzrokiem utkwionym w ich szeryf.

Mogli snuć plany, budować skomplikowane, lub nie, zamysły i wszystko psu w dupę, jeśli ich zwierzchniczka zarządzi inaczej.
 

Ostatnio edytowane przez Coolfon : 19-08-2022 o 15:31.
Coolfon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172