Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-03-2023, 23:56   #21
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
- Pomocy. Niech mi ktoś pomoże przenieść ją gdzieś dalej. Czy może ktoś z państwa jest lekarzem? Ona traci dużo krwi! Pomocy! - właściciel tego niesamowitego przybytku zapytał obecnych po tym jak w dość nagły sposób wpadł do jadalni z jakąś ranną dziewczyną. Wiele osób zerwało się pomóc właścicielowi, więc Cliff nie zamierzał nikomu w tym przeszkadzać. Nie był lekarzem, choć jakiś czas temu pracował jako fizjoterapeuta, a przecież wiedzą powszechnie znaną jest fizjoterapeuci coś tam o medycynie wiedzą... ale... pytanie odnosiło się wyraźnie o lekarza, a Cliff nie chciał się podawać za kogoś kim nie był.

Wstał i wziął sobie ze dwie kiełbaski, do tego bułeczkę i musztardę. Usiadł z daleka od rannej dziewczyny i krzątających się przy niej osób. Polał sobie kielonika i zaczął spożywać śniadanie. No bo jak mawiał klasyk "jak się człowiek zdrowo żywi to sobie może wypić, ale wcale niekoniecznie trzeba się żywić, żeby se wypić - od czasu do czasu". Po zjedzeniu pierwszej kiełbaski zwrócił uwagę na Thomasa Andersona. Właściwie nie rozmawiał z nim wcześniej, ale znał jego imię i nazwisko z księgi gości. Słysząc pytanie Thomasa:
- Kto to jest?

Cliff odpowiedział:
- To trzeba na spokojnie - usiąść i pomyśleć. - po czym Cliff wskazał miejsce przy stole, przy którym siedział, a także na kolejny kieliszek, który właśnie napełniał.
 
Anonim jest offline  
Stary 15-03-2023, 21:10   #22
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
„Baranku mój, a kto cię stworzył?

Czy wiesz, baranku, kto cię stworzył?

Kto zbudził cię wśród łąk do życia

I dał ci strugi wód do picia?

Kto ubrał cię w ten płaszcz wełniany

Miękki i jasny, nieskalany?

Kto dał ci głosu miłe tony,

Byś dźwięczał nim na wszystkie strony?

Baranku mój, i kto cię stworzył?

Czy wiesz, baranku, kto cię stworzył?”


Ichika niezmiernie cieszyła się, że nikt jej nie niepokoił. Chciała z całego serca zachować ten idealny stan. Stan, w którym cały świat istniał gdzieś Poza. Nie mając do niej dostępu, nie mogąc sięgnąć jej jestestwa. W tej wyjątkowej chwili niczym mistyczka spoczywała w swym doskonałym wewnętrznym sanktuarium. Wykutej w umyśle samotni. Miejscu, gdzie nikt nie mógł świadkować, jak myśli skłębione niczym za pociągnięciem pędzla przyoblekała w formy. Nie mógł podsłuchać, jak prowadziła ze sobą ożywiony wewnętrzny dialog. Nie mógł naruszyć jej strefy komfortu i przeszkodzić w rozkoszowaniu się własnym towarzystwem. Teraz była samotną wysepką na przestworze oceanu, rydwanem, który sam siebie napędzał, pyłkiem niesionym na skrzydłach wiatru. Przez tę ulotną chwilę... była spełniona.

Jak się miało okazać – nie na długo. Wulgarna rzeczywistość, niczym natrętny akwizytor lubiła o sobie przypominać. Zakłócać jej niezmącony spokój. Wpychać się buciorami do jej cichego zakątka. Jedynego miejsca, gdzie mogła czuć się bezpiecznie. Gdzie czuła, że miała wartość i mogła oddychać pełną piersią. Tam była niewidzialna, nikt jej nie wytykał palcami, nie dokuczał, nie krzywdził. Gdyby tylko mogła, na wieki pogrążyłaby się tym pięknym stanie. Niestety niepojęty boski kaprys (a może pierwotny grzech demiurga?), przykuł ją okowami do wstrętnej ziemskiej formy. Uciemiężył duszę. Jakże chciałaby się uwolnić. Uwolnić...

Dobry posiłek stanowił formę medytacji. Tak naprawdę każda forma aktywności mogła stanowić formę medytacji. Wystarczało osiągnąć odpowiedni poziom skupienia, kontroli oddechu i pozwolić na swobodny przepływ myśli przez umysł, stając się co najwyżej ich biernym obserwatorem. Ichika każdą żmudną i przyziemną aktywność zamieniała w medytację. Dzięki temu egzystencja wydawała się jej się nieco bardziej znośna. Pozbawiona zbędnych bodźców i zharmonizowana. Niemal przyjemna.

***

„Tygrysie, błysku w gąszczach mroku:
Jakiemuż nieziemskiemu oku
Przyśniło się, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?

Jakaż to otchłań nieb odległa
Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie
Wznieciły to, co w tobie płonie?

Skąd prężna krew, co życie wwierca
W skręcony supeł twego serca?
Czemu w nim straszne tętno bije?
Czyje w tym moce? Kunszty czyje?

Jakim to młotem kuł zajadle
Twój mózg, na jakim kładł kowadle
Z jakich palenisk go wyjmował
Cęgami wszechpotężny kowal?

Gdy rój gwiazd ciskał swe włócznie
Na ziemię, łzami wilżąc jutrznię,
Czy się swym dziełem Ten nie strwożył,
Kto Baranka lecz i ciebie stworzył

Tygrysie, błysku w gąszczach mroku:
W jakim to nieśmiertelnym oku
Śmiał wszcząć się sen, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?”


Skończywszy jeść Fujiwara odłożyła sztućce. Odniesienie ich i naczynia wymagało wysiłku woli, na który introwertyczka musiała skrupulatnie zebrać energię i motywację. Siedziała więc wpatrując się beznamiętnie w przybrudzoną płaszczyznę talerza. Leniwie śledząc wzrokiem wszelkie krzywizny, załamania symetrii i utworzone z nich struktury, pozostałe po składnikach posiłku. Ze stuporu wyrwał ją nagły okrzyk. Jako że była najbliżej, z całą sobą odczuła ten przesycony emocjami dziki zwierzęcy ryk, będący rozpaczliwym wołaniem o pomoc. Drgnęła. Serce mocniej jej zabiło. Kiedyś pewnie w instynktownym odruchu skuliłaby się i oczekiwała aż stresująca sytuacja minie. Teraz jednak była w stanie usiedzieć w bezruchu i bacznie obserwować całe zajście. Gdyby ktoś naprawdę bacznie jej się przyjrzał, zdradziłoby ją co najwyżej drobne drżenie. Przyglądała się niczym zahipnotyzowana, z trudem przełykając ślinę. Jej wnętrzem targały niejednoznaczne emocje, gdy obserwowała całą scenę. Od dramatycznego zawołania właściciela po ułożenie poważnie rannej nieznajomej na jadalnianym stole w otoczeniu gorączkujących się ludzi. Najbardziej zaintrygowała ją ofiara. W tym młodym, bladym i okaleczonym ciele było coś reminiscencyjnego. A nawet nieuchwytnie... pięknego? Ichika wielokrotnie widziała podobne sceny, ale nigdy z bliska. Teraz miała niewątpliwą przyjemność obserwować własnymi oczyma. Ciało kobiety potargane przez dziki żywioł i prawdopodobnie jeszcze dzikszą istotę. Człowieka? Na samą myśl przeszedł ją dreszcz ekscytacji. Tak jak na widok okrywającego obficie element odzieży czerwonego barwnika, którym wymalował swe dzieło nieznany artysta...
 
Alex Tyler jest offline  
Stary 19-03-2023, 17:49   #23
 
Bunneasure's Avatar
 
Reputacja: 1 Bunneasure nie jest za bardzo znany
Zakrztusił się słysząc krzyki i wycie wiatru z dworu. Przeszedł go dreszcz, ale szybko się otrząsnął. Podniósł się szybko, przewracając przy tym krzesło na którym siedział. Patrzył na to co się działo chwilę, próbując ocenić sytuację. Odnaleźć się w tej mrożącej krew w żyłach scenie…
Ale krew nie marzła. Nie w żyłach dziewczyny. Ni metaforycznie, ni rzeczywiście… Po prostu lała się obfitą strużką, szybko opuszczając stygnące naczynie jej ciała. Bez zastanowienia ruszył, przepychając się przez gapiów w stronę stołu, rannej i obryzganego krwią Jake. Szybko przyjrzał się ranom. Miał jakieś tam pojęcie o takich sytuacjach. Napatrzył się, naczytał, naprzeżywał podobnych sytuacji przygotowując się do pisania swojej pierwszej książki. Widział wypadki. Tamował krwotoki. Przeprowadzał resuscytację.
- Odsłoń ranę. – powiedział poważnie. Opanował drżenie dłoni wywołane skokiem adrenaliny. Wziął głęboki wdech. Przyłożył dwa palce do tętnicy szyjnej dziewczyny. Wypatrywał ruchu klatki piersiowej. Był skupiony, odcięty od szumu Sali i gości za jego plecami. Jego pierwszą myślą, było sprawdzenie pulsu rannej.
 
Bunneasure jest offline  
Stary 20-03-2023, 14:19   #24
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY OBECNI W SALI JADALNEJ

W sali jadalnej zapanowało zamieszanie.

Jedni goście siadali przy stolach nie przejmując się trwająca tuż obok nich akcją ratunkową. Bo inaczej działań pozostałych nie można było nazwać. Nieco chaotyczna, mało profesjonalna, wykonywana przez trzy osoby z całej grupy, ale jednak próba uratowania komuś życia.

ANDY, BARRY, JACKE

Tym kimś okazała się być dość młoda kobieta. Barry wyczuł puls pod palcami. Przynajmniej tak mu się wydawało. Po chwili, we czterech, ułożyli ranna tak, aby mieć dostęp do jej pleców. Pleców, które wyglądały jak siekanka.

Poszarpane lub pocięte mięso, głębokie, mocno krwawiące rany z których wylewała się życiodajna ciecz. Próbowali zatamować upływ krwi, ale było to wyzwanie. Największe doświadczenie medyczne, jak się okazało, miał Tim. Właściciel „Czystego śniegu” musiał pobrać stosowne nauki, aby zrobić papiery ratownika górskiego, które wisiały dumnie nad recepcją, zaraz obok wieszaków na klucze, pokazując gościom, że są w dobrych rękach.

IVA, JOEL

Iva i Joel dołączyli do trójki mężczyzn dość szybko.

Zastali Tima, Andy’ego i Barry’ego (o ile dobrze zapamiętali imiona gości), którzy próbowali ogarnąć krwawą jatkę. Cały stół, na którym ułożono kobietę, zalewała teraz krew.

Gęste krople i niewielkie strumyczki skapywały lub spływały na podłogę jadalni zamieniając ją w miejsce z jakiegoś koszmaru. Charakterystyczny odór krwi wypełniał pomieszczenie swoją wonią.

ANDY, BARRY, IVA, JOEL, JACKE

Z pomocą Ivy i Joela udało im się, jako tako, połatać kobietę. Ranna była nieprzytomna i krwawiła, ale liczyli na to, że udało im się powstrzymać największe krwotoki. Kilka ran wyglądało naprawdę poważnie.

- Dobra – Tim spojrzał na resztę ratowników z wysiłkiem. – Rany tej kobitki są naprawdę paskudne. Wyglądają na robotę niedźwiedzia, ale jest środek zimy, więc to bardzo dziwne. Słuchajcie. Na parterze, po drugiej stronie jadalni, mamy pokój numer dwa. Proszę – podał im klucz - Przenieście ją może do niego, ale ostrożnie. Ja spróbuję wywołać kogoś przez radio i powiadomić o tym, co się stało. Jakbyście mogli zerknąć na jej rzeczy. No i ktoś powinien przy niej zostać.

To powiedziawszy Tim skierował się do kuchni. Zapewne aby dać instrukcje swojej żonie lub pracującemu u nich chłopakowi, którego większość gości zdążyła poznać podczas rejestracji i rozlokowywaniu się w „Czystym śniegu”.
Wiatr za oknem przybrał jeszcze bardziej na sile. Wył opętańczo, a śnieg tańczył szaleńczo, jakby za śnieżną zawieruchą, szykowała się do wściekłego szturmu nienawistna armia.

THOMAS, CLIF, ICHIKA

Cała scena trwała dobre kilkanaście minut. Przez ten cały czas pozostali ludzie dwoili się i troili, bladzi z szoku, próbując powstrzymać krwotok. Thomas udawał że pomaga, co jakiś czas podając jakiś bandaż, kawałek szmaty czy co tam było potrzeba. Ichika nie mieszała się do całej sytuacji, a Clif zdążył walnąć jeszcze jedne lub dwa kielonki.

Było coś nierzeczywistego, niemal surrealistycznego w tej scenie.

Stół. Na nim umierająca kobieta. Przy niej ludzie próbujący zrobić co tylko da się w takiej sytuacji. Krew. Spływająca na podłogę, gdzie deptali po niej ratownicy. Paskudny, mdlący zapach dominujący w sali.

I wiatr. Wyjący wicher, niczym szyderczy śmiech pradawnych i okrutnych sił natury.

I wtedy właśnie cała trójka pomyślała o tym, co lub kto mógł zrobić to tej nieznajomej kobiecie, a siedzący bokiem do okna Clif zauważył nagle jakieś poruszenie, a kiedy odwrócił się instynktownie w tym kierunku, ujrzał koszmarną, wykręconą, demoniczną twarz czy też maskę spoglądającą prosto na niego.

Nim zdążył zareagować oblicze cofnęło się od szyby i zniknęło w szalejącej burzy śnieżnej.

NATHANIEL

Praca na kuchni wróciła do rytmu. Co prawda Nathaniel słyszał ciągle jakieś hałasy dobiegające zza ściany, gdzie znajdowała się jadalnio – świetlica „Czystego śniegu” ale nie miał czasu zainteresować się tym bliżej, jeśli nie chciał zaryzykować oparzenia lub kontuzji. Praca „przy garach”, przy wrzątku i gorącej parze, wymagała – wbrew powszechnej opinii – uwagi.

Jednak, wykonując kolejne działania, nie mógł pozbyć się z głowy widoku zamaskowanej postaci. Myśli uparcie wracały do niewyraźnie osoby za oknem.
Śnieżyca zdawała się przybierać na sile. Wiatr szarpał śniegiem. Napierał na okna, za którymi dało się dostrzec to, co działo się nie dalej niż trzy metry od budynku.

Drzwi do kuchni otworzyły się, kiedy mieli za sobą najbardziej wymagającą pracę. Stanął w nich Tim. Od razu widać było, ze ma krew na rękach i niewyraźne spojrzenie. Jak człowiek, który jest w szoku.

- Młody – zwrócił się do chłopaka. – Będziesz mi potrzebny. Trzeba wytrzeć krew w jadalni.

Żona Tima zbladła.

- Mamy tam jakąś kobietę. Strasznie poraniona. Całe plecy… masakra. Nie wiem czy przeżyje. Spróbuję wezwać kogoś przez radio. Goście mogą potrzebować … czegoś ciepłego. Miastowe są kruche, wiecie przecież.

Tim ruszył w stronę bocznego wyjścia z kuchni, zapewne kierując się do krótkiego korytarza prowadzącego na schody na wieżę radiową.

- Aha. Kazałem tę ranna przenieść do dwójki. Te doktury co ją rezerwowały, to raczej nie przyjadą za szybko.

„Dwójka” – to w żargonie obsługi „Czystego śniegu” był luksusowy apartament, wynajmowany za ekstra pieniądze. Z własną łazienką, z lepszym wystrojem i kominkiem. Spory apartament na cztery osoby. Rezerwowany z dużym wyprzedzeniem przez gości i rzadko, tak jat teraz, stający pusty. Mieli faktycznie zająć go jacyś ludzie, którzy dokonali przedpłaty i tak dalej, ale nie dojechali na czas i raczej, przy tej pogodzie, nie zanosiło się, że dotrą do „Czystego śniegu” w najbliższym czasie.

Tim ruszył do bocznego przejścia i zniknął w łączniku.

WSZYSCY

Światła w „Cichym śniegu” zamigotały nagle i zgasły, pozostawiając pomieszczenia w półmroku spowodowanym czarnymi, śnieżnymi chmurami i śnieżną nawałnicą. W cieniach i półcieniach wszyscy nagle, nie wiadomo dlaczego, wstrzymali oddech.

I gdzieś w budynku, niemal po kilku sekundach, rozległ się jakiś krzyk. Spanikowany, przerażony, niemal obłąkany.

I z całej grupy ludzi tylko Nathaniel wiedział, że tak mogła krzyczeć tylko jedna osoba w całym „Czystym śniegu” – córka Tima, której choroba na pewno słabo korespondowała z szaleństwem pogody, a nagłe wyłączenie światła mogło spowodować nagły atak paniki.

Ale nim ktokolwiek zdążył zareagować usłyszeli kolejny dźwięk. |Rytmiczne, energiczne, wręcz wściekłe łomotanie do drzwi wejściowych.
 
Armiel jest offline  
Stary 20-03-2023, 15:01   #25
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Cliff zrobił wielkie oczy, gdy zobaczył to coś za oknem. Odwrócił się w stronę sali, a potem znów w okno. Coś mu to przypomniało. Zerwał się na równe nogi i zanim jeszcze zgasło światło i ktoś krzyczał to on sam krzyknął do wszystkich w sali jadalnej:

- Tam jest... ktoś... za oknem! Skurwysyn w stroju arktycznym z maczetą! Ma coś jakby maskę p-gaz na mordzie!

Po czym wziął dwie butelki ze sobą (jedną włożył do kieszeni swojej kurtki, a drugą zostawił w lewej dłoni), a w prawej dłoni ścisnął nóż kuchenny do krojenia chleba i odszedł ze stołu delikatnie chwiejnym krokiem. Nawet wcześniej nie bardzo zwracał uwagi jak dużo krwi wyleciało z tamtej dziewczyny. Najwyraźniej nie dożyje następnego śniadania, więc Cliff nie bardzo wiedział po co marnowano siły i środki na jej ratowanie.

Po zgaśnięciu światła i krzyku

- Najwyraźniej nie jeden kutas czai się w krzaczorach. - stwierdził Cliff przypomniawszy sobie film Predator. Kontemplował sobie, że skoro pajac, którego zobaczył za oknem, tak bardzo pokancerował dziewczynę i teraz dobija się do ich drzwi to pewnie będzie chciał wszystkich zaszlachtować. Oczywiście Cliff nie widział żadnej maczety, ale to pasowało do koncepcji z ranną, więc takie małe mijanie się z prawdą raczej nie powinno nikomu przeszkadzać.

Istniał również problem tego typu, że Cliff już był nieźle zrobiony, a promile tylko będą rosły, bo przecież nadal pije (no, chwilowa przerwa to nie całkowita przerwa). Pewnie w czasie walki szybko polegnie, ale tanio skóry nie sprzeda. W ostateczności splunie w twarz wrogom.

- Zabarykadujcie drzwi i okna! - krzyknął słysząc dobijanie się do drzwi. Udawał lidera i może ktoś zdoła się nabrać pomimo jego stanu nietrzeźwości. Może nawet pomyślą, że jest jakimś weteranem wojen w Afganistanie. Nie chciało mu się co prawda wymyśleć tego typu historyjek, ale zawsze można coś pomyśleć na przyszłość. O ile będzie jakaś przyszłość. W sumie jakby psychopaci chcieli zabrać ranną dziewczynę, żeby ją wykończyć to Cliff był pierwszy, żeby stwierdzić nie ma problemu. W sumie jeżeli rekrutują to dołączyłby, choć na razie wszystko to przypominało film Martwy Śnieg.

Było źle.

A będzie gorzej.

Cliff napił się łyka z trzymanej w ręku butelki. Niewiele już tam wódki zostało, ale miał jeszcze jedną w zapasie przy sobie. I kilka w ośrodku.
 
Anonim jest offline  
Stary 20-03-2023, 22:18   #26
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Scena z poszkodowaną dziewczyną zapierała Ivie dech w piersi, tym bardziej wstrzymywany, im wyraźniejsza i bardziej nachalna robiła się woń lejącej się po stole krwi. Przez kilka krótkich chwil kobiecie kręciło się w głowie i tylko opanowanie reszty grupy ratowników trzymało ją w pionie. Chciała pomóc, ale mogła jedynie podawać gazy, ręczniki i bandaże, gdy Tim o to prosił. Miała cichą nadzieje, że przy tych czynnościach jej dłonie nieopatrznie splotą się z dłońmi Thomasa, w którego była zapatrzona już od swojej wczesnej młodości. Nic takiego nie miało miejsca, bo jej dawny mentor szybko wycofał się z grupy, której ona stanowiła solidną część.

Gdy właściciel pensjonatu przekazywał im klucz nieśmiało wyciągnęła po niego dłoń, wiedząc, że nie da rady nieść nieprzytomnej w czasie transportu. Ruszyła więc przodem żeby zapalić światła, otworzyć drzwi i przesunąć ewentualne przeszkody jakie pojawiłyby się na drodze reszty. W drodze powrotnej z apartamentu niemal natychmiast zauważyła, że Barry, Jake, Joel oraz jeden z gości, którego jeszcze nie poznała, nie wyglądali jakby potrzebowali jej pomocy. Dlatego pozostawiona sama sobie zebrała ze stołówki rzeczy dziewczyny i zaniosła je do "dwójki" w krok za przymusowymi sanitariuszami tego popołudnia. Do pilnowania stabilności stanu zdrowia ofiary ataku też się nie nadawała. Nic nie stało za to na przeszkodzie żeby spełnić prośbę Tima i przejrzeć zebrane rzeczy w poszukiwaniu informacji o rannej.

Tą właśnie czynność przerwała jej seria kolejnych wydarzeń, które niemal w jednym momencie rozegrały się w "Czystym śniegu" - migotanie świateł, ciemność, krzyk, łomot, przeraźliwe ostrzeżenie o zabójcy na zewnątrz. Blondynka poczuła jak włosy jeżą się jej na karku, a wszystkie mięśnie sztywnieją. Trzymając się ściany pobiegła ile sił w nogach w kierunku, z którego chwilę wcześniej wracała mając nadzieję jak najszybciej znaleźć się między ludźmi, którzy udowodnili, że chcą i potrafią pomóc drugiej osobie.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline  
Stary 21-03-2023, 01:14   #27
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Andy zdecydowanymi ruchami, acz ostrożnie, aby nie uszkodzić dziewczyny jeszcze bardziej, pomógł Timowi i reszcie rozciąć kurtkę i sweter dziewczyny. Rany okazały się być na plecach.
Kilka wnikliwych spojrzeń wystarczyło, aby wykluczyć teorię Spencera o niedźwiedziu. Faktycznie spodziewał się ujrzeć ślady zwierzęcego ataku, lecz kuguara.
To co zobaczył sprawiło, że po plecach przeszły mu lodowate dreszcze, a serce zabiło mocniej.

- To rany po czekanie. - powiedział półgłosem do stojących przy nim nad nieprzytomną. - Organy wewnętrzne zdają się nie być uszkodzone. Bez szpitala ma jednak nikłe szanse przeżycia.

Jakby pod wpływem spojrzeń odrzekł uprzedzając ewentualne pytania.
- Jestem chirurgiem.

Kiedy inni oczyszczali rany, on pobiegł do swojego pokoju i z plecaka wyjął apteczkę.
Bandaż, woda utleniona, igła i nici. Nic więcej nie mógł zrobić. Za pas wsunął górski czekan.

Kiedy oczyszczone i odkażone rany były gotowe do szycia, Andy założył szwy. Pozostali ostrożnie założyli opatrunki bandażując torso dziewczyny.

Ranna była gotowa do transportu ku dwójce, którą przygotowała Iva. Wtedy zgasło światło pogrążając pomieszczenie w półmroku. Szalejąca burza skutecznie blokowała popołudniowe światło zza okna. Za chwilę zapewne włączy się awaryjny generator. Oby nie musiał być odpalany manualnie!

Krzyk podpitego faceta o maczecie za oknem nie tyle zdziwił co zastanowił na chwilę. A więc napastników było co najmniej dwóch. Albo tamtemu się przewidziało. Tudzież nie odróżniał siekiery do lodu.

Rozdzierający wisk z wnętrza domu zaalarmował znienacka. Co się dzieje?! Odpowiedz sama cisnęła się na myśli. Byli atakowani przez jakąś bandę pierdolonych zwyrodnialców! Szczęście w nieszczęściu, ze żadna z córek z nim jednak nie przyjechała!

Łomotanie w drzwi sprawiło, że pewnym krokiem ruszył ku nim z dobytym czekanem ignorując wrzask pijaka o barykadowaniu się. Ofiar mogło być więcej.
Wejście oświetlone były bladym kręgiem poświaty z baterii ewakuacyjnego reflektora, który włączył się po utracie zasilania. Szarpnął za klamkę uchylając częściowo i nogą zapierając drzwi, aby łatwiej było powstrzymać niespodziewany atak. W razie potrzeby zatrzasnąć z powrotem. Z wzniesioną do ataku siekierą spojrzał przez otwarcie na szalejącą za progiem burzę.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 21-03-2023, 06:04   #28
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Joel Larsen gładko zrzucił jedną skórą by zastąpić ją drugą, tą którą na co dzień mieli okazję obserwować jego licealiści. Wszedł do jadalni niczym nauczyciel, przepychający się między grupką uczniów, po to by natychmiast przerwać bójkę i ocenić sytuację. Zatrzymał się w pół kroku, w momencie gdy Barry do spółki z dwoma innymi mężczyznami obnażyli plecy dziewczyny.
Zassał powietrze w płuca. Słowa Ivy w żaden sposób nie opisywały tego co zobaczył.
Biel.
Czerwień.
Barwy zimy.
Była niewiele starsza od dzieciaków, które uczył. Ledwo weszła w dorosłość, a już została w tak okrutny sposób naznaczona. Obiecał Ivie, że pomoże ale to nie był złamany nos, zwichnięta kostka czy nawet wstrząśnienie mózgu. Młoda kobieta omal nie została wypatroszona. Jeśli nie zabiją jej urazy wewnętrzne, po prostu wykrwawi się.
Na szczęście to nie jemu przypadła rola ratownika, nie musiał szyć czy przypalać ran, skupił jedynie ta tamowaniu krwawienia. Od czasu do czasu pocierał dłonie, nadgarstki i ramiona dziewczyny by stopniowo ją ogrzać i zwrócić trochę ciepła skradzionego przez mróz. Każdy robił co mógł by utrzymać ją przy życiu.
Za małymi wyjątkami.
Nie uszło jego uwadze zachowanie Azjatki, cuchnącego gorzałą faceta i Thomasa Andersona. W szczególności Andersona. Niby pomagał, niby dopytywał, ale Joel wyczuwał w tym jakiś fałsz. Przerażała go ta chłodna obojętność, a jednocześnie fascynowała i wywoływała zazdrość. Jak prostsze było by życie, gdyby udało się wyłączyć emocje, wyrzucić je z siebie jak niepotrzebne śmieci.
Prawie mu się to udało, gdy połknął pierwszą tabletkę, ale wtedy usłyszał krzyk. I teraz wszystko się zmieniło. Zamiast spokojnie zasnąć w łóżku trwał teraz przy nieznajomej przyciskając gazę i bandaże do krwawiących nacięć w skórze.
Westchnął z ulgą, gdy Andy, skończył zakładać ostatni szew. Niewiele już od nich zależało, dziewczyna musiała jak najszybciej trafić w ręce ratowników medycznych a potem lekarzy. Odgarnął włosy z jej twarzy by lepiej się jej przyjrzeć. Nie wiedział jak się tu znalazła, czy była sama, co spotkało ją w drodze do pensjonatu. Miał nadzieję, że sama udzieli im odpowiedzi. O ile pomoc dotrze na czas.
Gdy Spencer dał im klucz do pokoju, Joel zebrał ze stołu i podłogi ubrania dziewczyny. Lepiły się od krwi.
- Zajmiemy się nią panie Spencer – obiecał po czym zwrócił do reszty – Przeniesiemy ją na kocu albo prześcieradle.
Niewiele później rozpętało się piekło. Inaczej nie mógł tego nazwać. Drinkujący facet zaczął się wydzierać, zgasło światło a potem znowu rozległ krzyk, ale tym razem to nie był alkoholik. Ten rodzaj krzyku Joel znał najlepiej. Przeszywał kości lodem, odbierał oddech w płucach.
Nie uwierzyłby w to wszystko, gdyby nie przypomniał sobie wcześnie co powiedział Andy.
„To rany po czekanie”.
Nie miał powodu sądzić, by mężczyzna pomylił się lub zmyślał. To jak poradził sobie ze szwami nie pozostawiało wątpliwości, że naprawdę jest lekarzem. Nim Joel zdążył przetrawić to wszystko i zracjonalizować, chirurg już znalazł się przy drzwiach. Nauczyciel wyciągnął z kieszeni telefon, włączył latarkę. Poświecił na dziewczynę, a potem na swoich towarzyszy.
- Ona nie może tutaj zostać – zwrócił do Ivy, Barrego i Jake’a, ale też Andersona – Przenieśmy ją do dwójki, a potem sprawdzimy kto….i dlaczego krzyczał.
Oni wszyscy mogli się bronić, młoda kobieta pozostawała na łasce i niełasce losu. Dzielnie walczyła by przedzierając się przez zamieć dotrzeć aż tutaj, Joel nie chciał by to wszystko okazało się daremne.
 

Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 21-03-2023 o 06:10.
Arthur Fleck jest offline  
Stary 23-03-2023, 20:41   #29
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Zamieszanie towarzyszące gorączkowej akcji ratunkowej, a właściwie to tylko jego źródło, na dłużej przykuło uwagę Ichiki. Z jednej strony Amerykanka japońskiego pochodzenia czuła powinowactwo z tą nieszczęsną, choć zupełnie przypadkową dziewczyną. Mimowolnie drżąc o jej życie, jakby to jej samej przyszło spocząć na jadalnianym stole blisko oddania ducha. Z drugiej, wygląd ciężko rannej ofiary urzekł ją swoją wyjątkową malowniczością. Prezentowała się niczym surowe dzieło natchnionego artysty, olśniewając nawet pośród tak niewyszukanej scenerii. Skalana nienawiścią niewinna istota, skąpana w głębokim szkarłacie niczym nowo narodzone dziecię, urzekała o obliczem bladym jak u Królowej Śniegu i spokojnym na kształt Śpiącej Ariadny, potrącając czułą strunę w duszy Fujiwary. Analityczka inwestycyjna wiedziała, że takiego rodzaju fantazje są nieodpowiednie i powinny budzić u niej instynktowny niepokój, ale nie potrafiła im się oprzeć. Nie dać ponieść tym silnym wrażeniom. Widoki śmierci, cierpienia i krwi od dawna rozpalały jej zmysły. Głęboko ją fascynowały. Nawet tu i teraz poczęła zastanawiać się, jakby to było, gdyby tajemniczy oprawca nagle wbił ostre narzędzie w jej delikatne plecy, rozszarpał bez litości miękkie tkanki, powodując eksplozję bólu, w morderczej pasji rozchlapując wokoło jaskrawoczerwony życiodajny płyn, skrapiając sakramentalnie dziewiczo biały śnieg. Gdyby tak przelał w nią całą swoją brutalność, niczym we wdzięczne naczynie. Ukształtował na podobieństwo rzeźbiarskiego surowca i wyzwolił w jej ciele paraliżujący ładunek ekstazy. Na tę perwersyjną myśl wydała ciche westchnienie i mimowolnie przegryzła wskazujący palec. Na szczęście ze względu na wyjątkową sytuację żadne spojrzenie nie było skierowane w jej stronę, co zapewniało jej odpowiedni poziom dyskrecji, by dalej napawać się wyjątkowym widokiem i budzonymi przez niego obrazami. Mimo to próbowała się nieco opanować. Choć tylko z częściowym sukcesem. Zapach krwi, dla jednych drażniący i mdlący, nozdrza Ichiki wypełniał niczym przyjemna kwiatowa nuta. Akurat ten aromat był jej naprawdę dobrze znany. Przez lata zadawano jej ból. Fizyczny, jak i psychiczny. Na pewnym etapie życia cierpienie stanowiło wręcz nieodłączny element jej egzystencji. Codzienność. Przez co, kiedy tylko go brakowało, odczuwała dziwne napięcie, które z czasem stawało się nieznośne. By jakoś sobie z nim poradzić, sama zaczęła się okaleczać. Gdyby nie cienki, szary pulower, którego rękawy okrywały jej nagie ręce, doskonale widoczna byłyby cała sieć wybielałych spękań pokrywających jej oba przedramiona.

Całkiem otrzeźwił ją dopiero donośny krzyk, który chwilowo zagłuszył dmący na zewnątrz widmowy wicher. Głos należał do jednego z turystów, a dokładnie jakiegoś pijanego mężczyzny. Jego słowa wystraszyły i zarazem zaintrygowały drobną blondynkę. Po delikatnym wahaniu powiodła wzrokiem, gdzie wskazywał, lecz nie ujrzała tam żadnego uzbrojonego napastnika. Jedynie szalejący żywioł. Zaraz stwierdziła, że będący pod wpływem gość zapewne doznawał delirium tremens. Mimo to mały ognik nadziei płonął w jej duszy. Nieuchwytne pragnienie, by w jego słowach tkwiło choćby ziarnko prawdy. Nawet przed sobą trudno było jej się do tego przyznać, ale przeszła ją myśl, że byłoby to niezwykle podniecające, gdyby nagle zaczął polować na nich jakiś bezwzględny zabójca.

Kiedy nieco później światła w całym kurorcie zamigotały i nagle zgasły, Ichika zadrżała ze strachu. A poniekąd też ekscytacji. Półmrok, który zapanował, dodawał klimatu fantastycznej scenerii wytworzonej w jej wyobraźni. Mimowolnie wstrzymała oddech. A gdy rozległ się niespodziewany kobiecy krzyk, zacisnęła nerwowo palce na kolanach. Zawarte w nim paniczne i obłędne nuty sprawiły, że prawie struchlała. Zaczęła nerwowo się rozglądać rozszerzonymi źrenicami, czując wzrastający w niej niepokój. Gdy ktoś zaczął łomotać do drzwi, drgnęła nerwowo, prawie przy tym mdlejąc. Sama za nic nie miała ochoty ruszyć się z miejsca, jednak jeden z gości okazał się na tyle odważny, by sprawdzić, kto próbuje dostać się do środka. Fujiwara z jednej strony nie chciała, by tego czynił. Gdyby tylko była inna, odezwałaby się nawet, by spróbować go powstrzymać. Z drugiej jednak... nie mogła oprzeć się pokusie, by spojrzeć i ujrzeć jak urzeczywistniają się jej najgorsze obawy.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 23-03-2023 o 20:49.
Alex Tyler jest offline  
Stary 24-03-2023, 23:46   #30
 
Remi's Avatar
 
Reputacja: 1 Remi nie jest za bardzo znany
Jake w napięciu obserwował wszelkie czynności wykonywane przy poranionej dziewczynie, która ułożył na stole. Gdy pojawiły się przy niej zdolne jakkolwiek pomóc osoby, odsunął się na bok i korzystając z chwili poszedł szybko przemyć ręce i twarz przynosząc dodatkowe ręczniki i koce. W milczeniu obserwował poczynania przyjaciół i nieznajomych nie zwracając za bardzo uwagi na nieludzkie zachowanie pozostałych i szalejącą wichurę na zewnątrz. Rany dziewczyny wyglądały paskudnie. Myśli o tym co mogło jej się przytrafić ukazywały mu coraz mroczniejszy obraz rzeczywistości, w której się znaleźli. Opis narzędzia, którym zadano rany również nie pomagał. Metaliczny zapach krwi drażnił jego nozdrza potęgując wzbierające w nim napięcie. Otrzeźwiał gdy tylko usłyszał, że ktoś ma przenieść dziewczynę do pokoju wskazanego przez Tima.

- Ja pomogę...

Wyrwał się i wtedy zgasło siatło i rozbrzmiały kolejne wrzaski.

- Szybko, zabierzmy ją stąd.

Ponaglił pozostałych wyciągając z kieszeni latarkę. Włączył ją i chwycił materiał, na którym była ułożona dziewczyna aby móc ją z kimś przenieść. Starając się chwilowo nie myśleć o osobach mogących być na zewnątrz, o których mówili pozostali.
 
Remi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172