Seba chwilę patrzył na kościół świętego Józefa. Patrona ojców i małżonków. I… Kto jak kto, ale on dobrze wiedział. że przejebał swoje życie. Zresztą to było do przewidzenia. Bo nie umiał być nikim innym niż był. Mógł chociaż teraz przed sobą uczciwie przyznać, że związek z Dominiką go przerósł. Ok kiedy wpadli zrobił co trzeba ożenił się z nią i przyszła na świat Kasia. I chuj… Nie potrafił wysiedzieć tam z nimi w domu. To nie była jego bajka. No nie potrafił i już. Tak z perspektywy czasu mógł przyznać że był gównianym mężem i ojcem. I nawet jakoś się z tym w duszy pogodził. Bo nie dało się zmienić natury człowieka. Miał nadzieję, że chociaż Kasia tego po nim nie odziedziczy. Przeniósł wzrok na chatę Łyżwiarza. Musiał wypić piwo jakie sam sobie naważył. Nikt więcej nie powinien ucierpieć za jego błędy. Jak… Dino... Zwierzak nie był niczego winien. A teraz nawet nie wiedział czy żyje. No i cóż... Przyszedł tu bez kasy. Po raz czwarty prosząc o czas. Bo co innego mógł zrobić? Skoro nie bali się zabrać mu psa mogli dorwać się do Dominiki i Kasi. Przyszedł więc prosić o ten cholerny czas. Bo… Fortuna kołem się toczy i po besie zawsze jest hosta. Tylko… Musiał jej dożyć. Minął strażnika i wszedł do środka. Przybrał na twarz szeroki uśmiech. Równie sztuczny co kwiaty na grobach. Ale każdy w tym przedstawieniu miał określoną rolę do zagrania, a on znał swoją na wylot. Rozejrzał się pobieżnie po barze. Chwile zawiesił wzrok na dziewczynie która siedziała na kolanach jednego z facetów. Czy miała 18 lat? Odkąd w jego życiu pojawiła się Kasia na wiele rzeczy przestał patrzeć tak jak kiedyś. W końcu zmusił się do tego żeby oderwać od tego wzrok. Świata nie zmieni. Nawet siebie zmienić nie umiał. Oczy rozbłysły mu kiedy zobaczył toczącą się partyjkę. Kurwa jakby pozwolili mu zagrać mógłby wreszcie wyjść na czysto. Podszedł do mężczyzny gdy ten na niego skinął. Poznał Łyżwiarza. Uśmiechnął się jeszcze szerzej. -Łyżwiarz przyjacielu jak mógłbym odmówić? Łączy nas przecież stara zażyłość nie mógłbym pozwolić by tak nieistotny szczegół jak kilka połamanych żeber i odebrany wierny pies rzucił na nasze relacje cień. Wiesz, że jestem solidna firma i możesz na mnie liczyć. – powiedział Seba wypijając brunatny trunek do dna gdy tylko znalazł się w jego szklance. Gdzieś pod czaszką kołatało mu się, że nie wyjdzie stąd żywy, jednak gra się toczyła a on… Był graczem więc… Spojrzał na zgromadzoną na stole pule. Potem na Łyżwiarza. -Zagramy? - Zapytał z typową dla siebie beztroską, którą w obecnej sytuacji można byłoby uznać za czystą bezczelność. |
Łom Nie sposób było nie zauważyć zmian, jakie zaszły w Remim w ciągu ostatnich miesięcy. Chłopak stał się spokojniejszy, zaczął nawet nieco lepiej się uczyć, co samo w sobie mogłoby ucieszyć Adama. Gdyby tylko jeszcze nie znikał tak często, nie chcąc mówić, gdzie się wybiera. Co najdziwniejsze, Adam podpatrzył kilka razy, jak jego brat standardowo w trakcie jakiegoś zadania zaczyna się rozpraszać, pobudzać, po czym jakby na rozkaz zatrzymywał się i na spokojnie już kontynuował to, nad czym wcześniej pracował. W dodatku schudnął - co prawda zawsze wybrzydzał na jedzenie, ale teraz odpuścił nawet i fast foodom. Wreszcie pewnego razu uderzył Łoma bombą: - Słuchaj, Adam... Mam taką sprawę. Nie miałbyś pożyczyć trochę kasy? Gadałem z rodzicami, ale nie chcą nic dać, mimo że śpią na forsie. Gdyby nie ostatnie zmiany, Adam mógłby pomyśleć, że brat wpadł w narkotyki albo potajemnie gdzieś imprezuje, ale było wręcz odwrotnie. Wydawało się, że Remigiusz stracił zainteresowanie używkami, zupełnie przestał o nie pytać Adama. Może i często nie było go w mieszkaniu, ale od niedawna zaczął pracować nad uregulowaniem dobowego rytmu. - Wiem, jak to brzmi, ale nie chodzi nawet o mnie. Mój przyjaciel jest poważnie chory. |
- No jasne, że tak młody! Masz dobre serce, ale pamiętaj mądrość ludową "jak się ma miękkie serce, to trzeba mieć twardą dupę!" hłehłehłe... No OK wiem, że czerstwy dowcip żenada tego żartu to część jego meta-humoru! DOBRA popajacowałem, bo temat mroczny, sytuacja rozluźniona przechodzimy do konkretów: Ile kasy potrzebuje ten kumpel? Na co jest chory? Czy ma jakieś orzeczenie i papiery od lekarza? Mógłbym podzwonić po znajomych i fundacjach dla kalek załatwić mu jakieś zbiórki, dotacje oraz konto jeden procent! Wiem jak to jest z leczeniem domyślam się że potrzeba już na teraz twardej gotówki, ale wiesz, jak to jest "dasz człowiekowi rybę a dasz wędkę " i Tak dalej... - Adaś tak się zaabsorbował tematem, który podrzucił mu młodszy, że "strzelił stopami" - Czyli przez zwiększone napięcie mięśniowe stracił kontrole nad mięśniami nóg, które rozprostowały się samoistnie, przez co zaczął osuwać się z wózka. Remigiusz wiedział lepiej niż żeby rzucać się na pomoc gdy Adam zorientował się, co się wyrabia, przerwał wypowiedź. Zmusił nogi do posłuszeństwa, podciągnął się na siedzisku, przy użyciu rąk i zapiął pasy na stopy oraz tułów. Dzisiaj miał dzień, gorszej spastyki wszystko go bolało a łydka zaczęła podrygiwać obaj bracia to zignorowali za chwilę sama przestanie - To ile mu potrzeba ? Jeżeli nie mam przy sobie wystarczająco, to po drodze zatrzymamy się obok bankomatu- Spytał, wyciągając, z głębokiej kieszeni dresowych spodni moro skórzany portfel, aby przeliczyć zawartość. Drugą ręką odkorkował bidon zdjęty z uchwytu podczepionego do wózka, aby łyknąć wody z roztworem CBD, aby ulżyć sobie w bólu i zdjąć trochę spięcia. - Najlepiej weź mnie ze sobą! Damy forsę na teraz a będę mógł pogadać z chorym, osobiście przeprowadzę z nim wywiad informacyjny i zorganizuje się całą siatkę pomocy - Lubił pomagać. Dawało to dobrą karmę, ale wolał się upewnić, że nikt nie robi jego braciszka w bambuko. |
|
Sebastian - Chce zagrać, słyszycie go...? - Łyżwiarz zaśmiał się w sposób, który naiwna osoba mogłaby uznać za życzliwy. Pozostała dwójka odłożyła karty i uważnie obserwowała rozwój sytuacji. - Jeśli masz pieniądze na grę, to z pewnością masz też dość, żeby wpierw uiścić swój dług... Prawda? Łyżwiarz zrobił pauzę, wyczekująco wpatrując się w Sebastiana, z jego reakcji wyczytując wszystko, co potrzebował wiedzieć. Pozostała dwójka błyskawicznie zerwała się ze swoich miejsc, nie dając Sebie czasu na obronę. Jeden wykręcił mu za plecami ręce, a drugi popchnął w przód, dociskając twarz do stołu, prosto w stertę mamony. Pole widzenia mężczyzny wypełniały banknoty, blat stołu i nieszczerze przyjazna twarz gangstera. - Chcesz zagrać? To zagramy. Blackjack? - padło retoryczne pytanie. Nie czekając na odpowiedź, Łyżwiarz zebrał karty i zaczął je przetasowywać, kontynuując: - Widzisz, Seba, zabrałeś mi coś, co jest dla mnie ważne. Pieniądze. Wydaje mi się, że nie rozumiesz, jakie to uczucie, zostać tak potraktowanym przez kogoś, komu się ufało. Brakuje ci, jak to się mówi, empatii. - Gangster skończył tasować i wyłożył na stół tuż przed oczami Sebastiana najpierw króla pik, a następnie piątkę karo. - Więc, żebyś wiedział jak to jest, ja zabiorę coś ważnego dla ciebie. Ale gra to gra. Jeśli przegrasz, wezmę palec prawy wskazujący. Wygrasz, to wezmę lewy serdeczny. Z tego co słyszałem, i tak już go nie potrzebujesz... Prawda? - Mówiąc to, Łyżwiarz drwiąco wskazał na złotą obrączkę, którą sam nosił. - To co? Czujesz, że masz dziś szczęście? Dołożyć kartę? |
Seba leżał przytrzymywany przez dwójkę goryli z twarzą dociśniętą do blatu stołu. Widział przed sobą forsę… Wielką forsę, która za parę chwil mogła być jego… Wystarczy jak to dobrze rozegra… Jak pozostanie GRACZEM! Poczuł wyrzut adrenaliny. Serce zaczęło mu galopować a na twarz wypłynął na wpół obłąkany uśmiech. Słyszał słowa Łyżwiarza. Black Jack… Brzmiało dobrze. To była jego ulubiona gra. Od niej zaczynał. To było przeznaczenie! TAK PRZEZNACZENIE! -HIT ME! – powiedział z absolutną pewnością w głosie i zarechotał. Nawet nie analizując tego czy tak czy siak straci palec. Był pewien że zostanie w grze i wygra! TYM RAZEM WYGRA! |
Dziku Wnętrze Starego Domku stanowił labirynt. Część drzwi została zabita deskami, kilka nowych przejść wybito przez ściany, a meble ustawiono tak, żeby uniemożliwiały ruch w linii prostej - wszystko to miało utrudnić atak i zdezorientować potencjalnych napastników. Całości dopełniały kraty i dechy w oknach - wystarczyłoby wyłączyć światło, a niezaznajomiony z terenem agresor nie miałby żadnych szans. Aby dotrzeć do pokoju Grzywy, Dziku musiał obejść budynek na około. Część pomieszczeń była okupowana, w większości przez młodziaków niewiele starszych od jego brata. Dobiegały z nich dźwięki zabawy, głośne przekleństwa oraz brudny rap. Dziku większości twarzy nie rozpoznawał. Czuł się niczym protagonista Fight Clubu, gdy organizacja, do której stworzenia przyłożył rękę, zaczęła wymykać się spoza jego kontroli. W centrum Krakowa funkcjonowały trzy gangi - oficjalnie tylko dwa. Stary Gang Łyżwiarza, choć minęły jego lata świetności, wciąż mocno trzymał się na południe od Wisły - Podgórze i dalej. Drugi duży gang, Yuppies, okupował Stare Miasto oraz ścisłe centrum. Yuppies też powoli stawali się przeżytkiem, przyjęta przez nich zachodnia moda pochodziła z lat dziewięćdziesiątych, gdy gwałtownie wkroczyli na scenę, zarabiając na rozwijającej się turystyce. Skupienie na niewielkim, ale bogatym rejonie i opłacalnej niszy stanowiło ich główny atut. A pomiędzy nimi - ziemia niczyja. To tu usadowił się Grzywa, gdy postanowił rozpocząć działalność na własną rękę. Dziku zdawał sobie sprawę, że nie mieli jeszcze na tyle sił, by stawić czoła któremuś z pozostałych gangów, ale Grzywa miał wyraźne ambicje i plany. Szkoda tylko, że niechętnie dzielił się szczegółami. Jak na razie gang skupiał się na budowaniu zaplecza i zbieraniu sił, bez zwracania na siebie niepotrzebnej uwagi. Gdy trzeba było przepędzić kogoś od Łyżwiarza, Grzywa kazał im przebierać się za Yuppies - i odwrotnie. Tymczasem gang cały czas powoli rósł. Gangster na pierwszy rzut oka prezentował się raczej niepozornie. Niski, brzydkawy, z charakterystyczną niemodną fryzurą. Jednak Dziku wiedział lepiej, że to tylko maska - zbyt duże polo celowo skrywało mięśnie, każdy jego ruch był wyważony, mężczyzna w każdym momencie był gotowy do błyskawicznego i zdecydowanego ataku, a jego oczy zdradzały inteligencję. - Jak wszystko gra to wracam do siebie na kwadrat - rzucił Stary Larek. Miał ochotę się dziś wcześniej położyć. Był tym wszystkim zmęczony. - Nie tak szybko - zatrzymał go Grzywa. - Muszę cię poprosić o jeszcze jedną rzecz. - Nie czekając na odpowiedź, gangster kontynuował... To nie była prośba. - Ale nie zajmie ci to długo. Trzeba dostarczyć przesyłkę. - Grzywa schylił się i postawił karton na stole. - Zanieś to do jakiejś Błeszyńskiej w Teatrze Nowym. Teatr jest zamknięty, ale obok jest kawiarnia, z której po godzinach pracy mogą korzystać pracownicy. Słyszałem, że lubi tam przesiadywać do późna. Nie powinieneś mieć problemów z rozpoznaniem, o kogo chodzi... To jeden z tych babochłopów. Dziku sięgnął po paczkę, ale nie zdążył jej podnieść. Grzywa chwycił go za nadgarstek błyskawicznym ruchem i przysunął się bliżej. Uścisk miał jak imadło. - Nie otwieraj paczki, zanim ją dostarczysz, to ważne - powiedział cicho, gdy twarze mężczyzn dzieliły już tylko centymetry, po czym rozluźnił uchwyt. - Wiem, że ostatnio dużo pracujesz. Wiesz, że bez ciebie nie poradziłbym sobie wtedy, gdy dopiero stawiałem pierwsze kroki. Powoli idzie pora, by zacząć nieco odważniejsze działania. - Dziwne, Dziku nic o takich planach nie słyszał. - Odpocznij trochę. Szykuję dla ciebie odpowiednią nagrodę. |
Wilczek Ostatnie paręset metrów pokonali w ślimaczym tempie i przy zgaszonych światłach, by nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Stefan wiedział, że to ostatnia chwila spokoju tego wieczora. Wreszcie zaparkowali i Krzysiek zgasił silnik. Stefan wysiadł z samochodu razem z resztą. Pamiętał plan rozpisany na wydruku z google maps - znajdowali się w niewielkim lasku, gdzie van pozostawał ukryty za drzewami. - Do dzieła, chłopaki - rzuciła Julia, po czym cała piątka chwyciła plecaki i ruszyła w drogę. Stefan nie musiał zaglądać do środka, żeby wiedzieć, co tam znajdzie: kominiarkę, linę, solidną taśmę oraz kij bejsbolowy. Jego zadaniem było zaskoczenie i obezwładnienie strażnika. Grupa Julii miała latarki oraz łomy. To, co planowali zrobić, nabrało namacalnej realności. Zaraz za laskiem ujrzeli laboratorium, a za nim pojedyncze domy. Budynek stał na obrzeżu wioski, co niewątpliwie się im przysłużyło. Tylko i wyłącznie dzięki temu mogli podejść bez ryzyka, że obszczeka ich jakiś poczciwe wiejskie psisko. W samym laboratoriów nie było psów strażniczych - zweryfikowali to wcześniej. Zapewne nie pracowały zbyt dobrze otoczone zapachem torturowanych zwierząt. W piątkę przykucnęli za krzakami otaczającymi płot. Za nim znajdował się słabo oświetlony dziedziniec. Budynek składał się z hali po lewej i mniejszej części biurowej po prawej. Na parterze tej drugiej znajdowała się przeszklona stróżówka. W środku świeciło się światło, a pomiędzy monitorami widać było drobną sylwetkę. Nie minęło wiele czasu, nim ochroniarz wstał i otworzył drzwi, by wolnym krokiem wyjść na obchód terenu. Nie wydawał się zbyt postawny, ale Stefan przy kiepskiej widoczności Stefan nie był w stanie dokładnie mu się przyjrzeć z takiej odległości. - Dajecie - Julia rzuciła do Stefana i Janka. - Może zapracujesz na brązowy pas, Es. |
-Taa jest- odparł odruchowo. Przyzwyczaił się do posłuszeństwa tym wyżej w hierarchii. To podstawa przeżycia w tym środowisku. - Dostarczyć, nie patrzyć, zrozumiałem.- powiedział, aby zapewnić Grzywę, że nie spierdoli roboty, oraz nic przy okazji nie odpierdoli. Nie był zdziwiony powierzeniem mu tego zadania. Teatralne osobistości lubią wspomagać się różnymi rzeczami i umieją dobrze za to zapłacić. Klient jak klient według Dzikiego. Młody, albo kto inny z ekipy mógłby nie powstrzymać się przed palnięciem czegoś głupiego. Dużo wręcz za dużo było u nich młodego gniewnego elementu, który Grzywa pociągnął za sobą. Swego czasu i Larek czuł tą siłę z podążania za liderem i bycia jednym z jego "ludzi". Kiedyś...teraz nic już nie czuł. Znowu popadał w melancholię. Zaczął wracać myślami do rzeczy ważnych. Zadanie. Dostarczyć przesyłkę. Co robić? Iść, oddać paczkę przy okazji uważać na baleriny Łyżwiarza i Japy. Bandy starych cweli z końca ubiegłego wieku według opinii Dzikuu jak i sporej liczby osób z ekipy. Do tego psiarskie, ćpuny i inne uliczne elementy mogące zaszkodzić przesyłce. Nic trudnego. W skrócie. Misja przeżyć i oddać paczkę. - Czy powinien coś jeszcze wiedzieć, lub zrobić ? Czy mogę iść? - Jeśli nic to do następnego. Wolał szybko to załatwić. Młodzieńcza brawura już go opuściła, a nabyte doświadczenie podsuwało tylko coraz więcej rzeczy, które mogą się spierdolić. |
Maks Maks zaczął od poszlaki, jaką zostawił mu Kornel, czyli Muzeum Etnograficznego, jednak na niewiele się to zdało. Co prawda dowiedział się co nieco o samym obrazie, ale o jego lokalizacji już nie. Nawet włamanie się do bazy instytucji niewiele dało. Chłopak dowiedział się jedynie, że jest ona niedofinansowana, a nielicznym pracownikom brak było czasu na zajmowanie się bieżącymi sprawami. W zasobach panował chaos, a backlog zadań sięgał sufitu. Kradzieży nie zgłoszono nawet na policję, żeby nie tracić twarzy. Nawet wtedy, gdy obraz znajdował się w muzeum, nie był wystawiony na widok publiki. Malunek przedstawiał lokalnego szlachcica, Dariusza Greycza, i był niedokończony. O Dariuszu niewiele wiadomo, gdyż w wyniku działalności niepodległościowej umarł młodo i bezpotomnie. Rodowe posiadłości rozeszły się po ciotkach, wujkach oraz kuzynach, a o Greyczach szybko zapomniano. To tłumaczyło stan obrazu - młodemu Matejce z pewnością zależało na pieniądzach, gdy Dariusz umarł, nie było co liczyć na zapłatę. Można też się było domyślić, jak się stało, że obraz uległ zapomnieniu - dalekim krewnym zmarłego Greycza raczej nie zależało na nieukończonym portrecie denata. Aha, znalazła się też notka o zaręczynach z jakąś Marią. Na właściwą poszlakę Maks trafił niemal przypadkiem. Nawet podręcznikowe informacje było trudno znaleźć - w tym celu chłopak zapuścił się między innymi na prywatne fora studentów historii sztuki na Ujocie. Kilkoro z nich fascynowało się Matejką. W jednym z komentarzy padła notka o interesującym obrazie znalezionym w antykwariacie. Komentująca dziewczyna nie rozpoznała w nim twórczości Matejki, ale zwróciła uwagę na "zbliżony" styl, sugerując, że być może to jakiś wczesny naśladowca. Na forum brakowało informacji, o jaki antykwariat chodzi, jednak Maks szybko przewertował media społecznościowe dziewczyny. Wreszcie trafił na tiktoka, na którym w towarzystwie niezadowolonego sprzedawcy podekscytowana dziewczyna wskazuje ona na charakterystyczne elementy stylu malarskiego. Na jednej z klatek mignęła futryna, a w tle widok na ulicę z tramwajem. To wystarczyło do zlokalizowania antykwariatu - Podgórze, ulica Kalwaryjska 17. Na zewnątrz robiło się ciemno. Maks szybko sprawdził godziny otwarcia antykwariatu - zostało mu nieco ponad pół godziny. Da radę zdążyć. W przeszukiwaniach internetu rozpraszała Maksa dostępność Oliwii. Widział, że przeczytała jego wiadomość. Co jakiś czas widział w komunikatorze, że coś pisze, ale żadna wiadomość nie pojawiała się, a symbol znikał... Tylko po to, by niedługo pojawić się ponownie. Dopiero, gdy zbieranie informacji było już bliskie końcowi, krótki dźwięk oznajmił pojawienie się odpowiedzi. Cytat:
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:40. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0