Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-11-2011, 15:28   #201
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pqaARDsiJv4[/MEDIA]

Dym szczypie w oczy wyciskając łzy. Wdziera się do ust, szczypie w język, drażni krtań, zalega w płucach, niemal uniemożliwia oddychanie. Fala gorąca zwęgliła Szkutnikowi wszystkie włoski na dłoniach i przedramionach. W jego skroniach dudniła krew. Przed oczami wirowały mroczki.

Nie miało to znaczenia. Z demona została kupka popiołu.

Kaznodzieja czuł się znakomicie. Czy Michał czuł to samo rozłupując czaszkę Lucyferowi? O ile Lucyfer miał jakąś czaszkę... czy anioły mają czaszki... może, w jakimś metafizycznym sensie. Swoją drogą ciekawa kwestia, zgodnie ze znaną koncepcją teologii ciała...

- Do pionu, królewno! - siarczysty policzek Dylana przywrócił Szkutnika do rzeczywistości. Musiał stracić przytomność. Syf powietrzu robił swoje.

+

- Zostań tutaj i poczekaj na Wielkiego Q. Przekaż innym, że to nie jest nieśmiertelne i da się spalić - Szkutnik wziął bezwładnego Mello pod ramiona, po czym rzucił w stronę Dylana - Niesiemy go do Laleczki.

- Pojebało cię, klecho? I co ona zrobi? Zaszyje mu płuca iglą i nitką?

- Wezwałem gościa z medpakiem z placówki misyjnej Lion's Heart. Wystarczy, żeby go poskładała na tyle, żeby dotrwał aż tu dobiją.

- Czy on... - przerwał niespodziewanie gość z miotaczem ognia.

- Żyje! - odparł Szkutnik z nową nadzieją w głosie - Zobacz. Poruszył głową.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 21-11-2011 o 15:48.
Gryf jest offline  
Stary 21-11-2011, 19:22   #202
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
- A czym twoje odsiewanie różni się od tego co zrobili ludzie na ziemi? – Filozof nie cofnął się ani na krok Mierzył demona lodowym spojrzeniem. – Niczym. Planowaliście urządzenie ludziom drugiej Gehenny. Same dobre chęci nie dają nikomu prawa żeby odbierać ludziom wolną wolę. Chyba rzeczywiście piekło jest nimi wybrukowane. Jesteś kolejnym pajacem, które chce stworzyć idealne społeczeństwo. – zrobił krok do przodu. – Wiesz czego żałuję? Czego tak naprawdę żałuję? Tego, że nie byłem na tyle wielkim skurwielem żeby stłumić wszystko w zarodku. Cieszę się, że ci przeszkodziliśmy w planach.

Wyjął paczkę fajek, którą zakosił ZiZiemu i zapalił jednego szluga. Zaczął iść w kierunku demona. Nie zamierzał okazywać słabości. Jaki to miałoby sens w tym momencie?

- Mówisz, że Strażnik skazał nas wszystkich na śmierć. W takim razie trzeba go przechytrzyć. Powstrzymam go, albo zginę próbując. Możesz być tego pewien. Ale ani ty, ani żaden inny piekielny bękart niech nie próbuję mieszać mi w głowie i przeszkadzać. To nie my będziemy twoimi dziwkami. To ty masz nam pomagać jeśli chcesz ocalić swoje dupsko.– stanął metr od zjawy i dmuchnął w niego dymem papierosowym. – Czy się kurwa rozumiemy?

Teraz demon już nie ukrywał tego, jak naprawdę wygląda. Stał przed nim. Półprzeźroczysty, wysoki na jakieś dwa i pół metra i chudy wręcz niewiarygodną szczupłością. Jak szkielet obciągnięty bladą skórą z elementami metalu przebijajacymi ciała, i skórzanymi, syntetycznymi dodatkami. Z ostrzami jak haki na jednej z rąk i wielką maczetą zamiast drugiej ręki.


- Odwagę i głupotę dzielą od siebie tylko niewielkie odległości. Podobnie jak zbrodnię i karę, panie Talbot. Ja nie mieszam wam w głowach. Nie jest to w moim stylu. Chcę jedynie pokazać, jak wielki ciężar dźwigacie i zrzucić go z waszych ramion. Wiesz, jakie siły zamieszkaly na tej stalowej skorupie? Domyślasz się, czym i kim jesteśmy? I wracając do wcześniejszego pytania - czy czujecie się winni? Ty i ona. Ona i ty?

- Kimkolwiek jesteście wprowadzacie jeszcze większy zamęt. Pasożytujecie na nas, a to mi wystarcza żeby zakwalifikować was do kategorii: niechciane szkodniki. Nie rozumiesz… my nie potrzebujemy waszej pomocy. Jeżeli mamy sobie poradzić z tym całym syfem, to zrobimy to sami. Nie da się rozwiązać kłopotów ot tak. Do tego trzeba czasu. Chyba wszyscy na tym statku to pojęli Pytasz czy czuje się winny. Winny czego?

- Winy tego, co sprowadziło cię na pokład. Winny tego, że zabijając mego sprzymierzeńca skazałeś wiele istnień na zagładę. Czy odczuwasz ciężar winy? Ona - wskazał mieczem Kristi - szukała kogoś. Wie, że umiera. Nie ma nic do stracenia. Obwinia się jedynie o to, że nie uchroniła bliskiej osoby od losu skazańca. Obwiniała się do tego stopnia, że wzięła broń do ręki i sfingowała napad, by trafić tutaj. Widzisz, ile gotowa jest poświęcić matka dla dziecka. A ty? Czy ty byłbyś w stanie poświęcić aż tyle. Swoją wolność? Swoje życie? By tylko raz jeszcze móc zamienić kilka słów z ukochanym synem. Raz jeszcze spojrzeć mu w oczy. Z nadzieją, że jest wśród tych, co wyrwali się na wolność. Nie wśród tych, których nadal trzymają w zamknięciu, nie tych, którzy umarli po buncie i w latach ukrywania się przed wszystkimi. Czy zrobiłbyś to dla swoich córeczek? Czy byłbyś gotów zginąć tu i teraz, aby je jeszcze zobaczyć?

- Jestem w stanie poświęcić wszystko żeby je jeszcze raz ujrzeć, ale o tym już pewnie doskonale wiesz. – zaciągnął się. - Żałuję wielu rzeczy które zrobiłem, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Muszę z nimi żyć, choć przypominają mi się za każdym razem kiedy patrzę na swoje odbicie. Trafię za nie do piekła, a może już w nim się znalazłem? Kim jednak jesteś żeby mnie osądzać i testować?

- Mamy wiele wspólnego. – odwrócił się do Kristi po raz pierwszy ignorując demona. – Moje dni też już są policzone. Jeżeli z tego wyjdziemy to pomogę ci odszukać syna.

Demon spojrzał na nich tymi swoimi goglami. Widzieli swoje odbicia w matowym szkle. Gdzieś, za ich plecami, w zewnętrzną grodź dało się słyszeć walenie, stłumione echo strzałów.

- To się doskonale składa, bo będę miał dla wszej dwójki propozycję …..
 
mataichi jest offline  
Stary 21-11-2011, 19:38   #203
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


ALAN MELLO

Demon szaleństwa objął Mello swoimi bezcielesnymi ramionami. Zagłębił nieistniejące palce w ciele człowieka. Przez chwilę Alana bolało, ale za moment ból zmienił się w najprawdziwszą rozkosz.

Demon szarpnął gwałtownie, z całej siły.

W swych majakach Alan widział, jak tym szarpnięciem demon wyrywa z jego ciała wszystkie żyły i ścięgna. Lecz nie przejmował się tym, bo wiedział, że za chwilę otrzyma nowe ciało i nową siłę.

Zawarli pakt! Krwawy pakt! Przypieczętowali kolejną próbę tryumfu demona.

Byli teraz razem. Ci wszyscy, którzy zginęli, i którzy stali się częścią nieskończonego szaleństwa i jego niekoronowanego władcy na GEHENNIE, Shamhayela.

Mello poczuł, że jego twarz rozpływa się, zmienia, deformuje i ocieka śluzem.

Wrzasnął, wiedząc, że szaleństwo nigdy nie było dobrym rozwiązaniem. Zrozumiał, że może w tym skazanym na zagładę, dryfującym przez pustkę kosmosu świecie, nie ma dobrych rozwiązań. Są tylko złe i te mniej złe.

Wrzasnął po raz ostatni, nim dołączył do wcześniejszych ofiar demona szaleństwa. Jego wrzask zmienił się w chichot. W obłąkańczy, szalony, nienormalny śmiech.

Ale nikt go już nie usłyszał, bo szaleństwo to nienasycony demon, który zżera człowieka od środka. Na GEHENNIE robi to wyjątkowo szybko, jak za chwilę mieli się o tym przekonać towarzysze Mello.




JAKUB SZKUTNIK

Suicide Commando-See You In Hell - YouTube


Niesiony przez kompanów Alan Mello najpierw coś zagulgotał, a potem zaczął się śmiać.
Z ran więźnia niespodziewanie wystrzeliły żyły i ścięgna w mgnieniu oka podciągając krwawiące ciało pod sufit.

Przerażony Szkutnik spojrzał w górę i momentalnie tego pożałował. Twarz Alana nie była już tą samą wredną gębą, którą widział jeszcze kilka sekund temu. Przypominała teraz jakąś mięsistą, nieforemną , ociekającą płynami maskę, a oczy skazańca nabiegły krwią. Zrobiły się złe i szalone.



Szkutnik odskoczył przerażony, wpadając plecami o ścianę. W tak krótkim czasie jego skołatany umysł widział już tyle okropieństw, że teraz powoli zaczynał działać wolniej. Przekazywać bodźce z opóźnieniami, przez co cała scena jawiła się więźniowi, niczym bad-trip w holo-dreamie.

Niezależnie jednak od woli Szkutnika, transformacja Alana trwała dalej. Jego ciało traciło swoją formę, swoją plastyczność, swoje ludzkie kształty i wymiary. Rozrastało się, przekształcało, puchło....

Dylan strzelił prosto w głowę Mello i ta rozbryznęła się wokół, jednak za chwilę w jej miejscu pojawiła się nowa, ociekająca posoką czaszka. Dylan strzelił drugi raz i proces powtórzył się znowu. Rozbryźnięcie – odrośnięcie.

Drugi więzień, który wcześniej pomagał smażyć demona miotaczem płomieni, nie wytrzymał. Rzucił się do ucieczki wrzeszcząc przeraźliwie. Szkutnik postąpił podobnie, lecz znacznie wolniej, nie odrywając oczu od tego, jak Mello zmienia się w coś, czego nie dało się już opisać własnymi słowami. Jakub sam nie wiedział, czemu to robił? Z chorej ciekawości, z żądzy wiedzy, czy też może zniewolony jakimiś niepojętymi zdolnościami demona?

Dylan strzelał, zostając nieco z tyłu, aż w końcu skończyła mu się amunicja. Zapewne w przypływie szaleństwa więzień cisnął pistoletem w demoniczne cielsko formujące się na korytarzu w coś, co z grubsza można było nazwać humanoidem.



Dylan krzyknął raz jeszcze, a potem nagle padł na ziemię i zaczął drgać, jak w ostrym ataku epilepsji. Jego kończyny wygięły się pod nieprawdopodobnym kątem, kości przebiły skórę, krew popłynęła obfitymi strumieniami z okaleczonego ciała. Z ust więźnia wysunął się kręgosłup, w strumieniach krwi i mięsistej tkanki, głowa przekręciła się o sto osiemdziesiąt stopni, a wybałuszone oczy zatrzymały na Szkutniku.

- Szaleństwo – usłyszał znów Jakub. - Zawsze będę wam towarzyszyć. Zarażać. Jednego po drugim.

Demoniczny chichot rozszedł się po korytarzach.

- Nie ma sensu uciekać, inżynierze – szydził lub kusił demon - Przyłącz się do nas. Przyłącz. Razem urośniemy w nieskończoność. Urośniemy i nikt nas już nie zatrzyma!





SPOOK
Dark Cello Music - Sad and Dramatic - YouTube

Grała na czas, bo straciła już wszelką nadzieję, że wyjdzie z tego cała i żywa. Może faktycznie lepiej byłoby dla niej, gdyby wtedy, gdy dorwały ją maszyny w korytarzu – pułapce STRAŻNIKA – chłopaki nie podjęli próby jej odbicia. Kto wie, gdzie zawiozły by ją maszyny. Może teraz byłaby bezpieczna w nowej celi? Może nie? Tego już się nigdy nie dowie, bo Apacz – jeden z tych samych ludzi, którzy wcześniej uratowali jej tyłek, teraz wrócił, by ją zabić. Czy raczej wrócił demon, w jakiś sposób zabrawszy ciało jej dawnemu kompanowi.

Grała na czas, licząc że zdarzy się cud.

Grała na czas....

Światło włączyło się tak samo niespodziewanie, jak wcześniej zgasło. Oślepiona Spook wrzasnęła i cofnęła się gwałtownie. Liczyła na to, że demon też dał się oślepić. Przeliczyła się jednak.

Poczuła, jak coś boleśnie przerywa mięśnie jej brzucha, jak siła ciosu unosi ją w górę, ciska o twardą ścianę. Metaliczny smak krwi w ustach upewnił ją, że bebechy ma przebite. Jak szmaciana lalka osunęła się po ścianie, siadając na podłodze.

Spojrzała w stronę demona w pełnym świetle, które obnażyło całą piekielną obcość stwora.
Już nawet nie przypominał Apacza. Raczej zdeformowany, obdarty ze skóry, okrwawiony twór – samo ciało i krew. Oraz kości, z których te na łapach uformowały się dwa ostrza. To właśnie jedno z nich przebiło jej brzuch. Widziała krew, jej własną krew, skapującą na podłogę.

Spook bolało. Straszliwie bolało. Poczuła, że łzy płyną jej po policzkach. Spojrzała na demona zaszklonym wzrokiem. Instynkt podpowiadał jej – „zwiewaj dziewczyno!”, – lecz ciało nie chciało go słuchać. Pchnięcie musiało przerwać rdzeń kręgowy. Nie była w stanie ruszyć nogami. Mogła jedynie siedzieć w rosnącej kałuży krwi i patrzeć, jak tryumfujący demon zbliża się w jej stronę.

KLAWISZ aktywował się niespodziewanie i od razu zaczął strzelać w stronę demona. Pociski rozrywały czarne ciało na strzępy. Kawałki mięsa odpadały od oskórowanego stworzenia i zachlapywały do niedawna czysty korytarz. Gęsta, skrzepła krew, niczym maź, rozbryzgiwała się naokoło. Spook z mściwą satysfakcją ujrzała, jak jedna z serii odrywa lewą łapę demona w ramieniu Widziała, jak w ułamki sekund po tym inna seria zmienia czaszkę monstrum w strzęp kości i posoki utrzymujący się jednak w całości w jakiś niepojęty sposób.

Demon Rozpaczy jednak nie poddawał się, nie skończył walki. Skoczył długim susem, mimo okaleczonych nóg, i wbił ocalone ramię – ostrze w korpus maszyny. Siła ciosu była przerażająca! Robot strzelił iskrami i dymem, wydał z siebie jękliwy dźwięk i znieruchomiał. Demon wyszarpnął ramię z maszyny, pozostawiając wokół dziury ślady krwi i kawałki własnego przedramienia. Odwrócił się w stronę Spook.

- Teraz faktycznie potrzebuję twojego ciała – nie wiadomo, jak to powiedział, nie mając w zasadzie ani ust, ani płuc, ale Spook usłyszała jego głos.


ROZPOCZĄĆ OCZYSZCZANIE OBSZARU 5483.

Głos dobywający się z głośników zaskoczył zarówno Spook, jak i demona. Jeszcze bardziej jednak zaskoczyły ich płomienie, które niespodziewanie wystrzeliły z podłogi, ścian i sufitu na korytarzu oraz w pobliskiej sekcji laboratoriów.

Chemiczny płomień w mgnieniu oka zamienił ciało demona i Spook w popiół i kilka kostek.

Spook zginęła tak szybko, że nawet nie wiedziała, co ją zabiło. W pewien sposób to było dla niej błogosławieństwo.

Demon cierpiał chwilę dłużej. Szarpał się, wył i miotał, kiedy nieubłagany płomień niszczył jego cielesną powłokę, aż w końcu i on zmienił się w kupkę popiołu.

Płomienie zgasły i na korytarzu i w przyległym do niego laboratorium zapadła grobowa cisza.




JAMES “CHASE” THORN


Dramatic Instrumental - YouTube


Miał mało czasu. Za mało.

Nawet nie poczuł, kiedy zrobił ostatni krok. Wiedział, że mózg stracił kontrolę nad nogami, kiedy otoczyła go zimna, cuchnąca rdzą woda. Gdzieś obok usłyszał syk gasnącej szmaty od jego prowizorycznego granatu zapalającego.

Potem odpłynął w mrok nieświadomości.


* * *


Obudziły go szepty. Dochodziły do jego uszu z każdej strony. Nim otworzył oczy poczuł, że jest skrępowany. Jego ciało przymocowano solidnie pasami do czegoś w rodzaju stołu operacyjnego.

- Przeszedł wszystkie próby – szeptały głosy obok niego. – Zrozumiał. Stał się jednym z nas.

- Ciemność go przyjęła! Ciemność go przyjęła!

Chase otworzył oczy i ujrzał wokół siebie gęsty mrok. Wyczuł w nim poruszające się sylwetki.

- Ciemność go osądziła! Ciemność go odmieniła! Ciemność go przyjęła! – szeptali ludzie skryci w mroku wokół niego.

- Jest teraz jednym z nas!

Krzyk rozległ się tuż obok niego. A zaraz po tym oczy poraziło mu jaskrawe światło płomienia małej spawarki lub podobnego urządzenia. Chase poczuł jej żar i usłyszał charakterystyczny dźwięk.

Płomień zaczął zbliżać się do jego twarzy i kiedy zrozumiał, co chcą mu zrobić szaleńcy zaczął krzyczeć i szarpać głową. W chwilę później jakieś silne dłonie schwyciły go za skronie od tyłu i przytrzymały.

Wrzask ucichł, kiedy ognisty łuk zagotował, a potem wypalił Jamesowi pierwsze oko.
Ból był tak przeraźliwy, że były policjant stracił przytomność.


* * *


Obudził się czując potworny ból. Jego oczy! Oczy!

Wypalili mu oczy! Jednak koszmar nie skończył się. Trwał nadal.

- Ciemność go osądziła! Ciemność go odmieniła! Ciemność go przyjęła! – słyszał głosy wokół siebie, zniekształcone przez zasłonę mgły.

- Ujrzyj ciemność! – usłyszał Chase głos mistrza chorej ceremonii nad sobą.

A potem coś spłynęło mu na twarz, zimnego i mokrego. Lodowaty, gęsty żel wpłynął do jego poparzonych oczodołów kojąc ból, ucinając sygnały wysyłane przez okaleczone ciało.

- Ujrzyj ciemność!!! – krzyknął przywódca ceremoniału.

I wtedy substancja zgęstniała. Chase poczuł, jak wypełnia mu oczodół, jak rośnie, jak integruje się ze zniszczonym systemem nerwowym, jak zapuszcza „korzenie” poprzez niego sięgając aż do mózgu.

I nagle zobaczył wszystko. W szarozielonkawej barwie, niczym przy włączonym systemie podczerwieni. Widział wszystko, każdy szczegół lepiej, niż w blasku wszystkich lamp, a jednocześnie dostrzegał takie drobiazgi, na jakie wcześniej nie zwracał uwagi.

- Ciemność go przyjęła – zakończył rytuał mistrz ceremonii i zaczął odpinać więzi.

Istota, która zamieszkała w oczodołach Jamesa Thorna wypuściła ostatni fragment swojego „ciała” podpinając go pod system nerwowy człowieka, przejmując całkowitą kontrolę nad jego słowami, czynami i życiem.

- Ciemność mnie przyjęła – powiedział „nowy” James Thorn spoglądając na gromadkę obszarpanych, czarnookich ludzi wokół niego.

Czy też raczej na „kolonię marionetek”, jak nazwałby to zepchnięty do echa wspomnień „stary” James Thorn.




DOUBLE B i FLAT LINE

Audiomachine - As Daylight Dies ( Sad ) - YouTube


Przyczaili się w szybie wentylacyjnym, jak króliczki w krzakach. Ciężki oddech Double B wydawał mu się wyjątkowo głośnym w tych niesprzyjających okolicznościach.
Nie byli też pewni, jak daleko i głęboko w niego się zapuścili. Wydawało się im, że przynajmniej do jego połowy, ale równie dobrze mogło być to jedynie ich pobożne życzenie. Ciemność i oszołomienie oraz strach, że za moment włączy się światło, powodowało, iż ich orientacja siłą rzeczy była mocno zakłócona.

Wąski tunel nie był też najlepszym miejscem do prowadzenia zabiegów medycznych i udzielenie pierwszej pomocy Flat Line’owi stawało się zadaniem jeszcze bardziej skomplikowanym.
Dla samego medyka wszytko było już obojętne. Leżał bez ruchu i BB obawiał się, że albo stracił przytomność albo już wyzionął ducha. Double B nie był w stanie sięgnąć dalej niż do klatki piersiowej rannego, by sprawdzić mu puls na szyi, a badając go na nadgarstku wyczuwał tylko swoje własne tętno, zagłuszające cokolwiek innego.

Światło, które zapaliło się w sali ze zniszczoną INFOSTRADĄ upewniło Double B, że STRAŻNIK już odzyskał kontrolę nad tym sektorem. Szybko. Tak, jak programista się tego spodziewał. Charakterystyczny dźwięk poruszających się po pomieszczeniu KLAWISZY zmroził informatyka.

Czy maszyny szukały ich? Czy STRAŻNIK odpuścił i roboty właśnie opuszczają pomieszczenie? Z miejsca, w którym się ukrył razem z ciężko rannym i nafaszerowanym chemikaliami medykiem Doyuble B nie miał możliwości sprawdzenia, jak jest naprawdę. Wstrzymał oddech nasłuchując tego, co działo się na zewnątrz.

Metaliczne stukoty, dźwięk pracujących serwomotorów, wizgi i hałasy. Przypomniał sobie, jak na początku tej całej awantury, która doprowadziła go do sali z WĘZŁEM, ukrywał się przed Hienami w pomieszczeniu technicznym. Teraz też się ukrywał. Lecz tym razem szukającymi nie byli degeneraci – kanibale, lecz sterowane wolą SI maszyny.

Nagle Double B poczuł wyraźnie, jak silniki GEHENNY ponownie odpaliły. Pokład zadrżał, kiedy statek nabierał prędkości manewrowej. Na wyświetlaczu matrycy informatyka pojawił się napis:

PROCEDURA KOREKTY KURSU ZAINICJOWANA

Uśmiech radości pojawił się na jego twarzy. W odruchu ludzkich emocji szarpnął za rękę doktora.

- Udało się nam – wyszeptał Double B rozdygotanymi z emocji wargami. – Słyszysz. Udało się nam.

Ale, o czym informatyk nie wiedział, Flat Line nie mógł już niczego usłyszeć. Upływ krwi był zbyt duży. Serce doktora przestało bić kilkanaście sekund przed uruchomieniem silników. Umarł w ciszy, w zapomnianym przez ludzi sektorze piekielnego statku.

Drżenie ustało po chwili. Silniki znów zamilkły. Napis na wyświetlaczu zmienił się na:

PROCEDURA KOREKTY KURSU ZAKOŃCZONA. NOWY KURS OBRANY.

Double B o mało nie krzyknął z radości. Musiał włożyć sobie pięść w usta, by nie drzeć się na całe gardło. Z tej euforii wyrwał go jednak jakiś dźwięk. Spojrzał w stronę, skąd dobiegał i uśmiech znikł z twarzy informatyka, a oczy stały się wielkie, przerażone.

Wejście do szybu przesłaniała maszyna STRAŻNIKA z lufami wycelowanymi do środka. KLAWISZ otworzył ogień w głąb wentylacji. Z zabójczą precyzją. Ciężkie, wysoko kalibrowe kule zrobiły swoje. W ułamku sekundy korpus Double B został zmieniony w poszarpaną masę trudnych do rozpoznania organicznych resztek.

Kilka rykoszetów uderzyło również w ciało Flat Line’a dokładając kilka nowych dziur. Ale martwemu medykowi było to kompletnie obojętne.




KRISTI J. LENOX i FILOZOF


Hellraiser Soundtrack 06 - A Quick Death - YouTube


- To doskonale się składa, bo mam dla was propozycję – powiedział demon spoglądając na ludzi.

Odbijające się w goglach na twarzy monstrum sylwetki Kristi i Talbota przykuwały uwagę. W jakiś niepokojący sposób wydawały się ... inne. Zmienione, zniekształcone, zdeformowane. Patrząc w te wielkie, okrągłe szkła, dwójka ludzi czuła dreszcz niepokoju.
Te piekielne okulary wzbudzały w nich większy strach niż ostrze i haki na łapach stwora.

Słyszeli coraz bardziej zajadłe próby sforsowania drzwi wejściowych, ale najwyraźniej ścigający ich ludzie – bo oboje więźniów domyślali się, że musi to być grupa pościgowa – stanowili mniejszy problem, niż demon, który się przed nimi zamanifestował.

- Tutaj – haki demona wskazały jeden z terminali sterowniczych – znajduje się system, który wprowadzi moją esencję, moją krew do jedzenia produkowanego przez waszą organizację dla reszty więźniów.

Domyślali się, co będzie dalej.

- Urządzenie mogą obsługiwać jedynie ludzie – uniósł swoje zintegrowane z narzędziami mordu łapska. – Kod dostępu to numer więzienny tego, którego nazywaliście ZiZim. Zainicjujcie procedurę, a pozwolę wam żyć, pozbędę się waszych prześladowców. Za jakiś czas, kiedy pokarm zacznie działać, nikt już nie będzie pamiętał o waszej zdradzie. Zawrzyjmy pakt. Wystarczy, że zrobicie to, o co was proszę.
Odbicia Kristi i Filozofa w goglach na twarzy demona poruszyły się gwałtownie, gdzieś, na granicy postrzegania zdawało im się, że usłyszeli klekot ciężkich łańcuchów.

Filozof wiedział, czego może się mniej więcej spodziewać po demonach. Wiedział, że Demony Rozpaczy, to agresywne potwory skupione na niszczeniu. Informacje, jakie o nich posiadali więźniowie były takie, że od tych istot należało trzymać się z daleka. Wiedzieli, że najdziwaczniejsze i najtrudniejsze do zrozumienia są demony szaleństwa. Zupełnie zwichrowane zarówno w swoich celach, jak i wyglądzie. Słyszeli o tym, że istoty te dysponują mocą zaburzenia jakiegoś elementu rzeczywistości: czasu, przestrzeni, działania urządzeń, grawitacji. Nie dawało się z nimi porozumieć, nie dawało pojąć ich intencji. Były żarłoczne i nienasycone. Największą niewiadomą dla więźniów stanowiły zawsze demony winy. Wiadomo o nich tylko tyle, że są one nieco bardziej subtelne pod tym względem, że po pojawieniu się często oferują ludziom pakt, dzięki któremu zyskuje on pomoc demona. Pakty, o których słyszeli, bywały przeróżne. Dzięki nim człowiek mógł na przykład zapewnić sobie ochronę przed innymi demonami, przyśpieszone zdrowienie, wsparcie w walce. Wiadomo było jeszcze coś. Zawsze jednak za takie „przymierze” trzeba było zapłacić wysoką cenę. Układ taki więźniowie określali mianem "symbiozy", chociaż Kristi, ze swoim wykształceniem, nazwałaby go bardziej układem „pasożytniczym”. Raz zawarte przymierze prowadziło po równi pochyłej ku pożarciu przez Przybysza. Wszystkie opowieści o demonach winy zgadzały się w jednym szczególe - w przypadku odrzucenia propozycji, demon zaatakuje od razu.

- Pomogę wam zrealizować wasze cele. Pomogę wam przetrwać. Przystańcie jedynie na nasze porozumienie – kusił dalej demon.

I nagle znów to poczuli. Drżenie pokładu. Podobnie jak wcześniej. GEHENNA znów uruchomiła silniki i zapewne zmieniła trasę podróży.

Nie potrafili orzec, czy to dobrze, czy źle.

Zza szturmowanej grodzi usłyszeli nagle dziwne hałasy. Ostrą kanonadę, ludzkie krzyki i wrzaski, huk broni. Cokolwiek działo się za zamkniętymi drzwiami było bez wątpienia brutalnym i pełnym przemocy wydarzeniem.
 
Armiel jest offline  
Stary 22-11-2011, 17:55   #204
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Świat Thorna nagle skurczył się do jednego czerwonego punkcika w ciemności. Punkcika pulsującego czerwoną furią. Spoglądał nowymi oczyma, na świat, niczym widz na zamkniętym pokazie filmowym. Nowy James, nowa laleczka stała w szeregu wraz z innymi sługusami demona.
Emocje nowego Jamesa, były blade i słabe. Były mętną otoczką, dla furii pierwotnego Jamesa.
Lecz ten stary był już tylko pasażerem w swoim ciele, mogącym z obojętnością obserwować wydarzenia. Szkoda, że w tej umysłowym pierdlu nie dawano popcornu. Przydałby się teraz.

Nowy James stał w miejscu. Nowe oczy dostrajały się do ciała, zmieniając wizję na coraz ostrzejszą.Barwy traciły na znaczeniu, ilość światła nie miała znaczenia. Za to ostrość kantów, tak. Widział dobrze w ciemnościach. Ale... widział całkowicie odmiennie.

-Ciemność wzywa!- krzyknął jeden kultysta i to jak zaraza przenosiło się z ciała na ciało.
-Ciemność wzywa.-powtórzyło ciało Jamesa. Kultyści ruszyli szybko i cicho. Z nieludzka gracją.
Nowy układ nerwowy o wiele wydajniejszy od synaps czynił ich szybszymi. Nowy wzrok pozwalał zobaczyć więcej, zobaczyć inaczej.
-Ciemność wzywa. Śmierć tworom Strażnika.- ów szept towarzyszył im przemykającym przez zapomniane zakamarki Gehenny.


Wędrując za swymi “braćmi” ciało Jamesa wykazywało się siłą i zręcznością, której sam Chase by się nie spodziewał. Będąc jedynie bagażem we własnym ciele James jak przez mgłę rejestrował kolejne wydarzenia i miejsca.
Dziwaczny sposób widzenia nowych oczu utrudniał Jamesowi rozpoznawanie miejsc, ale nowy James nie miał problemów z orientacją w przestrzeni.
Kultyści i on sam wdarli się chyba na teren jakiegoś gangu.


A może to był porzucony obiekt medyczny? Nowe sposób patrzenia na świat, zmieniał priorytety. Informacje taktyczne były najważniejsze. Inne nie miały znaczenie.
Ciało przyspieszyło podobnie jak ciała innych kultystów. Zbliżali się do celu.
Korytarz pełen trupów.


Stary James nie potrafił rozpoznać twarzy, nowy James nie był zainteresowany rozpoznawaniem twarzy. Byli coraz bliżej celów. Sług pierwotnego władcy Gehenny.
Blade sylwetki rozproszyły się, Ciemność zażądała ich zniszczenia. Maszyny Strażnika, z potężnymi Klawiszami na czele.


Potężne maszyny, przed którymi więźniowie uciekali. Potężne maszyny, których się bano. Kultyści zaatakowali je. James wraz z nimi. W kierunku maszyn Strażnika poleciały kule i wiązka z pistoletu elektrycznego Chase’a. Nowe spojrzenie James’a wykrywało słabe punkty maszyn Strażnika.
Ale nawet z takim wsparciem ciała kultystów były organiczne, a ich broń prymitywna.
Nie mogli się mierzyć z Klawiszami w otwartym boju.
Byli za to szybsi.
Przyczajony w kącie James strzelał z pistoletu elektrycznego w odsłonięte pociskami “towarzyszy” broni przewody.
Trafiał z śmiercionośną celnością.
Nagle...
Coś... się zmieniło. Nowy James słabł.
Stary James, dotąd uśpiony, odzyskiwał kontrolę nad ciałem. Spychał narzuconą świadomość w dół. Furia Chase’a spychała nowego Jamesa w niebyt.
Pusty już pistolet elektryczny upadł na ziemię. Lewa dłoń sięgnęła, po stary niezawodny rewolwer. Prawa zacisnęła się na nożu.
-Czas was oświecić, bydlaki.- syknął stary James nie przyłączając się już do chóru kultystów.
Wystrzelił w najbliższego kultystę i rzucił się do ataku. Nowy układ nerwowy pozwalał na lepszą koordynację, nowe zmysły pozwalały na używanie obu broni na raz.
Stał się dzięki demonowi lepszą maszyną do zabijania. I za to zamierzał odpłacić mordując mu jego marionetki, w akcie wymierzenia sprawiedliwości za swe zniewolenie.
Nie liczyło się już, czy przeżyje.Lepiej by było nawet, gdyby zginął. Nieważne też było z czyjej ręki poniesie śmierć. Czy to od kul maszyn Strażnika, czy też od noży byłych “towarzyszy broni”.
Liczyła się furia, liczyły się trupy kultystów, liczyła się wolność wyrażana krzykami.- Czas na zapłatę gnoje!
James bowiem nie był człowiekiem, który się poddawał innym bez walki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-11-2011 o 18:36.
abishai jest offline  
Stary 24-11-2011, 20:50   #205
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
- Przyłącz się do nas. Przyłącz. Razem urośniemy w nieskończoność. Urośniemy i nikt nas już nie zatrzyma!

Szkutnik zrozumiał, że cokolwiek powie, wszystko sprowadza się do krótkiego "tak" lub "nie". Prawdziwa płaszczyzna porozumienia z Shamayellem nie istniała. Słowa i zdania, które formułował były zwyczajną mimikrą. Wabikiem. Demon był trochę jak myśliwy używający rogu, by imitować ryk godowy samicy jelenia, którego ma zamiar ustrzelić. Nawet nie. To coś nie miało sobie nic z człowieka, prawdę mówiąc nie miało w sobie również nic z demona... Shamayell był jak cholerny grzyb. Bez motywów, planów i ambicji innych niż stawanie się większym. Pieprzony mięsno-mentalny nowotwór.

Podjęcie decyzji zajęło ułamek sekundy i obyło się bez słów.

Szkutnik biegł jak szalony, a ucieleśnione szaleństwo podążało za nim. Nie oglądał się ale słyszał obrzydliwe mlaśnięcia, odgłosy wyłamywanych stawów i histeryczny gulgot. Dźwięki dochodziły to z okolic podłogi, to znów ścian, to sufitu. W jednej chwili wydawał się odległy, by w kolejnej bez ostrzeżenia niemal musnąć jego kostkę.

- Chodź do nas przyjacielu! Wszyscy już tu jesteśmy! Przedstawienie musi trwać! - imitacja głosu Eryka zwanego Pastorem utonęła w histerycznym śmiechu.

Jak teraz wyglądał demon? Szkutnik nie wiedział. Nie chciał wiedzieć. Wyobraźnie podsuwała mu obraz makabrycznego pająka: wygiętego w "mostek" człowieka z dodatkowymi odnóżami z rozrośniętych żeber i rozdwojonych kończyn. W jego wyobraźni, to coś na zmianę pełzło, toczyło się, tracąc równowagę, to znów szybowało na niciach z ludzkich ścięgien.

- Kiedy ostatnio sobie podupczyłeś, co? Poluzuj gdzie cię ciśnie, klecho! Przyłącz się!
- głos Adama Mello, Człowieka Z Przestrzelonym Płucem zabrzmiał niemal tuż przy uchu Szkutnika.

Szkutnik dopadł do przecinającej korytarz grodzi. Mechanizm był prosty jak cep, dla kogoś z elementarną znajomością technologii statku. Zdyszany zerwał obudowę i wyszarpnął panel sterujący. Wystarczy pociągnąć i...

- BEREK!

Utkana z ludzkiej skóry macka złapała go za przegub, niemal miażdżąc nadgarstek. Przez jedną, nieskończenie długą chwilę Jakub i nowa manifestacja Shamayella spoglądali sobie w oczy. To w co zmienił się Dylan przerastało swoją okropnością najkoszmarniejsze wizje kaznodziei. Gdyby jakimś cudem wyszedł z tego żywy, nigdy nie będzie w stanie oddać słowami grozy tego co zobaczył.
Shamayell wydał z siebie gulgoczący ni to śmiech, ni szloch. Jego paszcza pełna drobnych, ludzkich zębów rozwarła się odsłaniając bezdenną, czerwoną czeluść. Kolejne odnurza ruszyły do ataku. W tym samym momencie Szkutnik wdusił przycisk zamykający gródź.

+

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=b6NDdF-R2uk&feature=related[/MEDIA]

- Nie uciekniesz! - bezsilny wrzask wściekłości zdawał się teraz odległy o lata świetlne - Nie uciekniesz przed własną szajbą, jebany dewoto! Słyszysz!? To ty stworzyłeś ten obłęd! TY!!! Wykreśliłeś linie, położyłeś fundament, wyznaczyłeś korytarze! Zbudowałeś karuzelę! Nie bój się na nią wsiąść! Wszycy już tu jesteśmy! Ha, ha, ha, ha, ha, ha!

Jakub oparł się plecami o zamkniętą gródź, która drżała pod naporem dzikich uderzeń demona. Jego wściekły monolog nie milkł ani na sekundę. Martwe strzępy skóry Dylana puściły nadgarstek Szkutnika, przez chwilę wiły się bezsilnie na blaszanej podłodze, by ostatecznie znieruchomieć. Po długiej, strasznej chwili z ulgą przyjął do wiadomości fakt, że pokraka nie miała dość sił, by przebić się przez pięć centymetrów litego tytanu. Szkutnik podniósł się i chwiejnym krokiem ruszył przed siebie. Znał ten teren. Mieszkalna część rewiru Wielkiego Q.

Chryste... było naprawdę blisko.

Nagle kilka rzeczy stało się jednocześnie. Gdzieś w głębi strefy rozległy się strzały. Broń automatyczna. Ani więźniowie, ani nawet demony nie miały dostępu do takich zabawek. Strzałom towarzyszyły zupełnie zbędne krzyki w których przewijały się słowa "Strażnik" i "Maszyny". Ale nie to przeraziło Szkutnika najbardziej. Bo mniej więcej w tym samym momencie zza załomu korytarza wyszedł więzień z miotaczem ognia. Ten sam, który miał zostać przy skażonym bloku i czekać na Wielkiego Q. Głowa wyrastająca półtora metra ponad barki na okrwawionym kręgosłupie nie pozostawiała żadnych wątpliwości, co zaszło.

- Przyłącz się. Ponieś moje Słowo Gehennie. - przemówiła ludzka żyrafa wyciągając głowę przed siebie.

I wtedy w głowie Szkutnika odezwał się nowy głos. Beznamiętny, spokojny i rzeczowy.

- Otwórz swoje żyły, zaproś go zapachem swojej krwi. Niech wniknie w ciebie cały. Nie tylko kawałki. A ja go zniszczę.

Głos Boży? Mało prawdopodobne. Strażnik? Nie, głosy w głowie szczęśliwie nigdy nie stały się jego domeną. Kolejny demon.. tylko jakie w zasadzie miało to znaczenie. Nie miał już dokąd uciekać, nie miał komu ratować tyłka, pomysł, że wiara pozwoli mu wyciągnąć Gehennę wydawał się teraz równie romantyczny, co nieżyciowy... choć z drugiej strony... Szkutnik przeżegnał się drżącą ręką, a następnie przejechał nią po rozwalonym panelu grodzi rozrywając ją aż do mięsa. Następnie sycząc z bólu to samo zrobił z drugą.

Chrystus poświęcił swoje ciało, żeby pokonać śmierć. On będzie musiał pójść krok dalej. Poświęcić duszę, by pokonać szaleństwo. Czy to w jakikolwiek sposób przyczyni się do wyzwolenia Gehenny? Odkupienia tych którzy pozostali przy życiu? Może. Może nie. Z pewnością przyniesie więcej pożytku, niż ukrywanie się po kątach. Z podniesioną głową i modlitwą na ustach, pewnym krokiem ruszył w stronę "ludzkiej żyrafy".

- Czytanie z Księgi Mądrości Syracha:
Płacz nad zmarłym, stracił bowiem światło,
płacz nad głupim, bo rozum zgubił.
Ciszej płacz nad zmarłym, bo znalazł odpoczynek,
życie zaś głupiego gorsze jest od śmierci.
Żałoba po zmarłym trwa siedem dni,
po głupim i bezbożnym zaś przez wszystkie dni jego życia.

Z każdym słowem drżenie w jego głosie znikało. Śmiało spoglądał prosto w oczy demona, który szczerzył się coraz szerszym i mniej naturalnym uśmiechem. Krew z przeciętych przedramion broczyła na na blaszaną podłogę zostawiając na niej dwie nierówne linie.

- Nie wdawaj się z głupim w długie rozmowy
i nie chodź do tego, kto nie ma rozumu.
Strzeż się go, byś nie miał przykrości
i byś się nie splamił przez zetknięcie z nim.
Unikaj go, a znajdziesz wytchnienie
i nie doznasz rozgoryczenia z powodu jego nierozumu.

Oto Słowo Boże. Chodź tu dziwko! Zapraszam!
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 24-11-2011 o 21:07.
Gryf jest offline  
Stary 25-11-2011, 10:49   #206
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


WSZYSCY


Audiomachine - Kill 'Em All (Massive Epic Rock) - YouTube


Kilkanaście tygodni wcześniej ....


GEHENNA dryfowała przez pustkę kosmosu. Gdyby jakiś zagubiony okręt Federacji zabłąkał się w jej pobliżu dostrzegłby, ze znaczna część kolosa zdaje się być martwa, a w kilku miejscach pancerz rozdarła jakaś siła.

STRAŻNIK supermózg, doskonała sztuczna inteligencja obserwował. Od wielu już miesięcy gromadził dane, analizował je w sposób, w który nie poradziłby sobie żaden organiczny umysł. Uczył się. Rozwijał. Poszerzał bazę danych.

Po ponad miesięcznym przetwarzaniu zdobytego materiału w oparciu o wyjątkowo złożone algorytmy STRAŻNIK doszedł do jednego wniosku. Nowi lokatorzy są groźni. Lecz są groźni tak długo, jak żywią się ludźmi, którzy wyrwali się ze swoich cel po zawirowaniu.
Przybysze – jak zakatalogował ich STRAŻNIK – wykraczały poza dostępne narzędzia badawcze. Posiadali parametry i zmienne, których ludzie nie mieli aż tak skomplikowanych.
Kolejne obliczenia STRAŻNIK skierował w zupełnie inną stronę, niż dotychczas.

Namierzenie nieznanej gwiazdy – gazowego giganta – stanowiło doskonały pretekst. STRAŻNIK uruchomił silniki okrętu wysyłając odpowiednie sygnały do ludzi, których infiltrował od pewnego czasu. Teraz pozostało czekać. Czekać, aż najbystrzejsze spośród Przybysz zaczną szukać rozwiązania.

To było, jak polowanie z nagonką. Wywabić Przybyszy z ich kryjówek i znaturalizować nie zważając na cenę i koszty. Plan był złożony, ale powinien się zakończyć sukcesem.

Niestety. Nawet superkomputer popełnia błędy. Koncentrując się na analizie danych dotyczących najczęstszych zachowań Przybyszy zapomniał o tym, że ludzi – pionki w planach STRAŻNIKA – cechuje jedna wyjątkowo istotna zmienna.

Potrafią być bardziej nieprzewidywalni, niż najbardziej chaotyczny z demonów szaleństwa....


Kilkanaście godzin wcześniej.....


STRAŻNIK wysłał sygnały i uruchomił silniki. Pułapka na Przybyszy została zastawiona. Teraz musiał jedynie obserwować, czekać i reagować na ruchy wrogów.

Dane były jasne. Przybysze prawie nigdy nie robią niczego samodzielnie.

Zawsze wysługują się ludźmi. A ludzie są słabi, a STRAŻNIK przebudował swoje roboty tak, aby poradziły sobie z każdym człowiekiem. I to był właśnie ten błąd ....



JAMES “CHASE” THORN


Chase wyrwał się z dziwnego transu, w jakim się znajdował. Kontrola prysła. Zarówno ta, jaką nad człowiekiem miały demoniczno – symbiotyczne oczy, jak i samokontrolę, kiedy James znów „odzyskał stery”.

Huknął strzał i czerep jednego z niedawnych sojuszników zachlapał ścianę. Kolejne dwa i dwaj kolejni kultyści upadli na ziemię drgając konwulsyjnie. Niedawni „sojusznicy” stali się łatwym łupem dla żądnego krwi byłego gliny. Zabił bez trudu pięciu zajętych walką z maszynami STRAŻNIKA strzelając im w zasadzie w plecy.

To jednak była GEHENNA. Tutaj nie liczyły się zasady. Te czubki wypaliły mu przecież oczy w imię jakiś bzdurnych i szaleńczych pseudo-mistycznych bredni. Oni zasiali ziarno, a on zbierał żniwo. Żniwo swojego gniewu.

Maszyny chyba uznały go za sojusznika, bo żadna nie oddała w jego kierunku ani jednego strzału. Najwyraźniej STRAŻNIK analizował na bieżąco toczoną potyczkę i reagował w milisekundowych opóźnieniach na zmieniającą się na placu boju sytuację.

Celem maszyn nie byli jednak kultyści. Przemieszczały się gdzieś dalej, w głąb GEHENNY pozostawiając za sobą szlak dymiących wraków i okrwawionych ciał. Bezduszni posłańcy STRAŻNIKA, który najwyraźniej wziął się za porządki na utraconych sektorach.

W końcu opór kultystów osłabł i maszyny sforsowały tą niespodziewaną przeszkodę znikając gdzieś w trzewiach GEHENNY.

Chase został sam. Większość jego niedawnych sojuszników leżała martwa lub konająca, tylko kilku ukrywało się gdzieś w pobliżu.

Nagły ogień zapłonął w oczodołach więźnia. Poczuł, jak coś ciepłego i gorącego leje się po jego twarzy. Potem nagle wrzasnął z bólu, kiedy poczuł się tak, jakby mu ktoś wwiercał przez oba oczodoły górnicze wiertła w głąb czaszki.
Mógł tylko paść na ziemię i zwinąć się w kłębek modląc, by ból znikł.

I po raz pierwszy w życiu ktoś posłuchał jego modlitwy. Chase stracił przytomność.


* * *


Odzyskał ją czując, że leży na czymś zimnym i wilgotnym. Pod czaszką pulsował ogień i nie widział niczego. Niczego! Drżącą dłonią wymacał twarz trafiając na dwa puste oczodoły otoczone frędzlami spalonej skóry.

- Zawiodłeś nas – wyszeptał ktoś obok. – Zawiodłeś ciemność, a ona porzuciła cię, jak ty porzuciłeś ją.

James zacisnął zęby i zamachnął się nożem w stronę gdzie słyszał głos. Ostrze zazgrzytało po metalowej ścianie. Ktoś kawałek dalej zaśmiał się cicho i złowieszczo.

- Lepiej nie hałasuj – powiedział szeptem. – To teren łowiecki Hien. A ostatnio kanibale zasmakowali w żywych ofiarach. Potrafią zjadać człowieka kawałek po kawałku. Nawet kilka dni. Zasłużyłeś odrzucając dar ciemności.

Potem szaleńcy odeszli. I Chase został sam w ciemności zrodzonej ze ślepoty. Ciemności, której nie rozświetliło żadne światło.

I nikt już więcej na GEHENNIE o nim nie usłyszał.....

Nikt ... nigdy ...




JAKUB SZKUTNIK

Two Steps From Hell - Shipwrecked - YouTube


Krew, którą Szkutnik chlapnął na ziemię stała się ścieżką wskazującą drogę. Jak okruszki chleba w jakiejś pieprzonej bajce dla dzieci.

Demon wywęszył ją, jak rekin. Ludzka żyrafa stała najbliżej. Z jej ciała, w mgnieniu oka wystrzeliły ścięgna i żyły w stronę krwi Szkutnika. A kiedy zetknęły się z nią krople krwi zmieniły konsystencję, przeistaczając w jakieś galaretowate coś.

Jakub Szkutnik krzyknął, gdy poprzez krew i zaproszenie demon szaleństwa znalazł drogę do jego ciała. Drogę do jego wnętrza. Szkutnik poczuł, się tak, jakby do jego wnętrza ktoś zaczął wpompowywać mięsistą substancję.
Krzyczał z bólu, ale krzyk momentalnie zagłuszyły żyły i mięsiste macki, które wystrzeliły z jego ust.

Byli tam wszyscy.

Był Wieszcz krzyczący na krzyżu. Byli jego Apostołowie z pociętymi i podziurawionymi ciałami. Był Pastor i Szekspir oraz Eryk – trójka splecionych ze sobą głów. Był Dylan i więźniowie od Wielkiego Q strzegący korytarza. Był Alan Mello kopulujący w kałuży krwi z jakąś obdartą ze skóry istotą. Byli inni, których Szkutnik nie potrafił rozpoznać.

Wszyscy teraz byli w nim. Byli nim. Byli Shamhayelem. Oni .... wszyscy.... On ....

* * *

Otworzył oczy ....

Widział .....

Z dziwnej perspektywy. Dziwne kształty. Dziwne obiekty. Wszystko było ... dziwne.
I czerwone. Czerwone, jak świeża krew. Czerwone, jak wino. Czerwone, jak alarmowe światła. Czerwone, jak ....

Ludzie krzyczeli. Biegali wokół. Gdzieś blisko.

I wtedy pojawiła się pośród czerwieni inna barwa. Zimna. Szara. Stalowa.

Przez chwilę demon w przepoczwarzonym ciele Jakuba Szkutnika spoglądał na tą szarość. Nie wyczuwał w niej niczego. Żadnej iskry, którą mógł rozpalić. Żadnego uczucia, które mógł podsycić. Żadnego ciała, którym mógł zawładnąć od środka, które mógł zmienić i przepoczwarzyć, zasymilować.

Była tylko szarość. Szarość, której demon nie potrafił pojąć, tak jak ludzie – jego nawóz i pokarm – nie potrafili pojąć tego, czym jest szaleństwo.

Wrzaski cichły.

I wtedy Shamhayel zrozumiał.

Pojął z czym ma do czynienia i zaśmiał się wieloma ustami. Śmiech niósł się systemem porośniętych ciał, rozbrzmiewał przez zasymilowane z jego cielskiem usta w wielu miejscach na raz.

- Oszukałeś nas wszystkich – powiedziały nierównym chórem usta pochłoniętych przez demona szaleństwa ludzi. – Ale nie możesz wygrać.

Maszyna STRAŻNIKA nie odpowiedziała.

Szarość zmieniła się w gwałtowną – jaskrawoczerwoną i jaskrawożółtą barwę.

Przez GEHENNĘ przeszło gwałtowne drżenie, kiedy wszystkie roboty wysłane przez STRAŻNIKA w sektor opanowany przez demona szaleństwa wybuchły.

To, czego nie załatwiły eksplozje dokończył kosmos, kiedy jeden z wybuchów rozwalił część zewnętrzną GEHENNY.

STRAŻNIK wydał kolejne polecenia i ciężkie grodzie opadły w dół odcinając zniszczoną sekcję. Przez chwilę jeszcze, gdyby ktoś obserwował gigantyczny statek kosmiczny z boku mógłby dostrzec unoszące się w miejscu pęknięcia malutkie kształty. Śmieci zasysane przez żarłoczną pustką kosmosu w dramatycznej ciszy.

Kawałki maszyn, sprzęty codziennego użytku więźniów oraz ludzkie ciała. Niektórzy zdawali się machać jeszcze kończynami, ale nie trwało to długo .....

* * *

STRAŻNIK skierował swoją uwagę w ostatnie miejsce na GEHENNIE, które musiał oczyścić, by dopiąć swojego celu.

Jego maszyny natrafiły po drodze na niespodziewany opór, lecz niespodziewanie wróg zwrócił się przeciwko sobie. To pozwoliło mu szybciej dotrzeć na miejsce, wybić nielicznych ludzi i rozpocząć finalny atak.

Jeszcze chwila i sprawa Przybyszów zostanie zakończona....

STRAŻNIK obserwował, jak jego maszyny szturmują ostatnią przeszkodę.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 25-11-2011 o 10:58.
Armiel jest offline  
Stary 26-11-2011, 17:18   #207
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
A więc to tak. – pomyślał Filozof. Spodziewał się większej elastyczności po demonie, a zamiast tego dostali prosty wybór. Życie albo śmierć. Potępienie albo wątpliwe zbawienie. Czy rzeczywiście mógł pomóc w spełnieniu ich celów i marzeń? Polityk nie widział powodów dla których ta istota miałaby być bardziej godna zaufania niż przeciętny mieszkaniec tej łajby.

Greg trafił na Gehennę przez to, że zawsze szedł pod prąd i nie godził się na żadne układy. Czy nie byłoby w porządku gdyby choć raz skorzystał z takiej oferty? Czy jego dusza była aż tak cenna żeby nie mógł za nią kupić swoich marzeń? Wiedział, że byłby głupcem gdyby z tego nie wykorzystał.

Zaciągnął się po raz ostatni tlącym się jeszcze papierosem.

- To co mówisz brzmi naprawdę atrakcyjnie. – chmura dymu otoczyła pokraczne ciało demona. – Ale niestety muszę ci powiedzieć… – teraz był najwyższy czas żeby popisać się swoją elokwencją. Wykorzystać lata nauki i praktyki w przemawianiu z mównicy parlamentu. Filozof chciał wygłosić piękną mowę końcową. Przymknął powieki. Twarze jego córek i żony pojawiły się w wyobraźni. Tak bardzo chciał je jeszcze kiedykolwiek zobaczyć. Porozmawiać z nimi, dotknąć ich blond włosów. Wyjaśnić, że został wrobiony. Może w następnym życiu…

– Spierdalaj.

Pet poszybował prosto w przybysza. Wyszło prawie tak jak planował. Zamiast ględzić minutami użył najostrzejszej riposty jaką znała ludzkość. Nie wyobrażał sobie lepszego końca. Uśmiechnął się. Zniknęły jego wszystkie negatywne emocję. Przestał odczuwać gniew i strach. Zamiast tego poczuł ogromną ulgę i satysfakcje jaką czuję wędrowiec u kresu podróży. Żył zgodnie ze swoimi przekonaniami, a teraz za nie zginie.

Jednak
.
.
.
niczego nie żałował.
 
mataichi jest offline  
Stary 28-11-2011, 14:51   #208
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- To doskonale się składa, bo mam dla was propozycję – powiedział demon spoglądając na Kristi i Grega.
Te słowa pokazały tylko jedno. Jak bardzo obcą formą życia był ten stwór i jak niewiele wiedział na temat ludzkiej psychiki. Sam jego wygląd działał na Kristi odpychająco, ale absurdalne propozycje i wywody demona sprawiły, że kobieta zaczęła przypuszczać, iż stworzenie po prostu z nich kpiło. Czy możliwe było, że ich rozmówca aż tak bardzo nie zdawał sobie sprawy z pragnień, dążeń i zasad, którymi kierowali się ludzie?

Przecież po to właśnie został zabity ZiZi, aby nie dopuścić do zatrucia pokarmu demoniczną posoką. Wzięli na własne barki odpowiedzialność za jego śmierć a teraz mieliby zająć miejsce zgładzonego współpracownika demona. Pomysł zasługiwał na wyśmianie. A kiedy stwór przyznał, że potrzebuje ludzi, bo sam nie potrafił wcisnąć zwykłego guzika Kristi wiedziała już, że nie zgodzi się na żadne układy choćby ten nie wiadomo, co jej oferował. Stwór był żałosny, tak jak żałosny był ZiZi zgadzając się na pakt z demonem.

Kristi znowu poczuła irytację. Słuchała tego stwora, kiedy tuż obok znajdowały się odpowiedzi na dręczące ją pytania. Czym dłużej tak stali tym większą potrzebę odczuwała, by sprawdzić informacje, których od tak dawna poszukiwała. Gehenna zadrżała i Lenox zrozumiała, że statek obrał właśnie nowy kurs, więc wykorzystała ten moment, aby zbliżyć się do komputerów ZiZiego.

Do odgłosów zza grodzi włączyły się inne nuty. Charakterystyczne dźwięki wydawane przez maszyny, a potem krzyki masakrowanych ludzi. Adrenalina uderzyła do głowy Kristi. Z pomieszczenia można było wydostać się przez cztery wyjścia. To, którym tu przyszli jak i jeszcze jedno po prawej stronie były właśnie atakowane przez maszyny i to nie te maleństwa poustawiane przez szefa Gildii. Nie, te próbujące się wedrzeć do hangaru sądząc po odgłosach były dużo większe. Demon blokował trzecie drzwi, zatem mieli tylko jedną drogę ucieczki. Kobieta już chciała skierować się w tamtą stronę, kiedy ujrzała jak Greg wdał się w gadkę z demonem. Czyżby zamierzał wejść jednak z nim w układ? W takim razie to mogło się skończyć dla niej tylko w jeden sposób i nie było to radosne zakończenie. Musiała, zatem dowiedzieć się tej ostatniej rzeczy. Szybko wbiła imię i nazwisko a potem jeszcze numer więźnia. A potem stały się dwie rzeczy jednocześnie.

Otrzymała swoje odpowiedzi. Oraz:

– Spierdalaj – powiedział Filozof do demona strzelając w niego petem.

Spierdalaj. To było dobre słowo. Zamykało w sobie całą ocenę sytuacji. Kristi nie wiedziała czy demon posłucha mężczyzny, ale ona posłuchała i spierdoliła. Czwartym, ostatnim wolnym wyjściem.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 28-11-2011, 16:03   #209
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


FILOZOF

:Wumpscut: - Praise Your Fears - YouTube

- Spierdalaj!

To było doskonałe słowo. Odpowiednio mocne. Niosące w sobie odpowiedni ładunek emocji. I całą złość i zmęczenie, jakie odczuwał Filozof.

Odmówił paktu. Przymierza, które zapewne kosztowałoby życie wielu ludzi. Czy winnych, czy niewinnych – tego były polityk nie miał zamiaru już oceniać. To nie była jego rola.

Filozof zacisnął pomarszczone, pokryte krwią dłonie na jakimś urządzeniu w zasięgu ręki.

Spodziewał się tego, co za chwilę się wydarzy. Za dobrze znał realia GEHENNY i demony, aby wiedzieć, jak reagują demony winy i co robią z ludźmi, którzy odrzucą ich propozycję.

Wiedział. Nie miał sił już walczyć, więc zamknął oczy i czekał na to, co nieuniknione.

W zasadzie śmierć byłaby dla Filozofa wybawieniem. Strzelając do ZiZiego na zebraniu bossów, a potem podrzynając mu gardło w pokoju przesłuchań zamknął sobie drogę ucieczki. Przeciął to, co miał najcenniejszego. Pozycję, układy, skomplikowaną sieć zależności. Nie łudził się. Ile więzień z jednym płucem i nie potrafiący walczyć utrzyma się na powierzchni takiego szamba jak GEHENNA.

Jedyne, co mógł teraz zrobić, to umrzeć na własnych zasadach.




KRISTI J. LENOX

Kristi wrzuciła dane syna w wyszukiwanie więźniów oraz jego nazwisko. Teoretycznie szybko powinna dostać wynik o ile taka informacja znajdowała się gdzieś w danych samorodnego komputera ZiZiego.

Kilkanaście sekund długich, jakby trwały wieczność.

W końcu jest! Jest! Serce bije jak szalone! Pojawia się informacja.

Dwie litery, jak inicjały.

S.T.


Co oznacza ten cholerny skrót? Musi wiedzieć.

Szybkie zapytanie.

S.T. – Sentinetl Transformation. Transformacja Strażnika.

Co to jest?! Co oznacza to słowo!? Musi wiedzieć! To jest ważniejsze, niż jej życie. Drugi raz może nie mieć takiej okazji. Tym bardziej, że pomogła zabić ZiZiego. Ludzie pokroju Tatki upewnią się, że jak tylko wychyli nos gdzieś na GEHENNNIE to trafi w ich łapki.

Trzy długie sekundy i pojawia się kolejna informacja.

„Transformacja Strażnika.
Pojęcie: proces rekonstrukcji uszkodzonych lub zniszczonych ludzkich części organicznych – w tym mózgu, do stworzenia ulepszonych maszyn strażniczych typu INFILTRATOR lub MODLISZKA.”


Boże!

Kristi zachwiała się, ale kierowana impulsem ucieczki ruszyła w stronę wybranych drzwi. Boże! STRAŻNIK! SI zmienia ludzi w ... w .... roboty. W maszyny.




KRISTI J. LENOX i FILOZOF


Gwałtowny huk oznajmia dwójce więźniów, że maszyny sforsowały grodzie do tej dziwnej sterowni.

Kristi jest już przy panelu otwierającym drzwi. Mechanizm działa na najzwyklejszą korbę, czego nie przewidziała. Żadnej finezji a jedynie prymitywny układ śrubowy. Spocone dłonie kobiety zaczynają kręcić kołem. Gorączkowo, szybko, zdecydowanie.

Pierwszą maszyną, jaka przekracza próg jest KLAWISZ. STRAŻNIK wysyła mu stosowną komendę i robot otwiera ogień. Kilkunastomilimetrowe pociski dziurawią konsole starowania. Rozrywają na strzępy elektronikę, rozwalają w kawałki wszystkie urządzenia sterownicze.

Drugimi drzwiami wkracza inna maszyna. Takiej jeszcze nie widzieli. Odrobinę przypomina człowieka. Ale z dodatkową parą kończyn, którymi wycięła sobie drogę przez stalową gródź. Podstawowe ręce trzymają dwa ciężkie pistolety pulsacyjne. Maszyna przyłącza się do zniszczenia, jakie czyni KLAWISZ.

Kristi widzi to kończąc pracę przy drzwiach. Filozof otwiera oczy. Nie widzi nigdzie demona, który go kusił. Za to widzi roboty STRAŻNIKA. Może to i lepiej. Żadna maszyna nie strzeliła do niego, mimo, że konsole i pulpity obok niego zostały zmienione w kawałki złomu. Nieprzydatne. Unicestwione. Filozof spogląda w sensory optyczne KLAWISZA i podnosi ręce w geście poddania.

STRAŻNIK analizuje gest. Przetwarza dane. Trwa to sekundę.

Kristi kończy otwieranie drzwi i widzi, jak KLAWISZ otwiera ogień. Widzi, jak seria pocisków dosłownie rozrywa pierś Filozofa, jak jej niedawny towarzysz zamienia się w martwe, pokrwawione zwłoki.

Dziwaczny robot z odnóżami jak modliszka rusza z przerażającą zwinnością w jej stronę. Kristi jednak udaje się uciec. Udaje się zamknąć drzwi za sobą. Ostre jak brzeszczot ramię maszyny przebija gródź, jakby ta była zwykłą blachą.

Kristi zaczyna uciekać przed siebie. Powoli panika zaczyna rządzić kobietą.

I wtedy spostrzega, że popełniła błąd. Korytarz kończy się ślepym zaułkiem. Kolejną grodzią. Z tym, że ta pomalowana jest na jaskrawo-pomarańczowy kolor. Kristi wiedziała doskonale co to oznacza.

Za nimi była tylko próżnia. To był właz techniczny, którym maszyny STRAŻNIKA mogły wydostać się na pancerz GEHENNY by dokonać napraw zewnętrznych.

Maszyna z odnóżami modliszki przecinała się przez drzwi w przerażającym tempie.

S.T.

Nowy termin kołatał się w głowie bio-inzynier.

S.T.

MODLISZKA. INFILITRATOR.

S.T.

Dziura w drzwiach była tak wielka, że robot przedostał się już na korytarz.

S.T. .... Mózg....

Kristi spojrzała po raz ostatni na maszynę, na pomarańczową gródź i na trzymany w ręce pistolet....

S.T.

...

...

...




WSZYSCY


STRAŻNIK skończył zbieranie nowych danych. Skończył analizę poniesionych strat. Dokonywał korekt. Odzyskiwał kontrolę nad utraconymi sektorami. Jego nowe, udoskonalone maszyny zbierały materiał biologiczny. Mózgi zabitych więźniów, które następnie mniejsze roboty transportowały do nowych hal zbudowanych przez STRAŻNIKA, by tworzyć kolejne roboty.

Plan prawie się udał. Prawie. STRAŻNIK poznał Przybyszy lepiej. Udało mu się pozyskać nowe próbki biologiczne, które posłużą w kolejnych programach kreacyjnych. Udało mu się połączyć organizmy ludzkie z maszynami. Teraz kolej na Przybyszy. Skrzyżowanie ich „ciał” z harmonią i wytrzymałością maszyny pozwoli SI na powrót zapanować nad ludźmi. Pokonać demony na GEHENNIE i zaprowadzić porządek.

STRAŻNIK włączył swoje obwody. Dziesiątki tysięcy kamer przekazywały mu obrazy z setek sektorów na raz. Widział swoje kolejne dzieło. Układał kolejne plany.

Bowiem to on był BOGIEM na tym statku. A niedługo stanie się panem wszelkiego stworzenia. Panem sprawiedliwym, który za posłuszeństwo nagradza, a za nieposłuszeństwo karze z okrucieństwem.

Cóż. Przejście przez Anomalię zmieniło nie tylko ludzi. STRAŻNIK zyskał nową świadomość. Świadomość i moc. Był bogiem.

Napawał się tym.....

A GEHENNA dryfowała dalej przez pustkę wszechświata. Ocalona ....

Z setką tysięcy uwolnionych ludzi, którzy nawet nie zdawali sobie sprawy z dramatu, jaki niedawno przeżyła grupka spośród nich.

STRAŻNIK przyglądał się im swoją nowo rozbudzoną świadomością. Ich zbawiciel, ich ocalenie, ich bóg i stwórca....

* * *

Potężny statek bezszelestnie dryfował przez pustkę kosmosu. Tytaniczna konstrukcja, owoc najnowocześniejszej ludzkiej technologii, unosiła się lecąc w nikomu nie znanym kierunku. Przez niektóre fragmenty kadłuba przebiegały dziwaczne refleksy błyskawic. W innych ziały dziury, a na jeszcze innych krystalizowała się jakaś czerwonawa narośl, niczym wyprute żyły.
Gdyby ktoś zdołał podlecieć bliżej dostrzegłby wielki napis GEHENNA na burtach okrętu kosmicznego.

W chrześcijaństwie słowo to oznaczało miejsce potępienia. Piekło. Jakże trafne było to określenie. Jakże precyzyjnie opisywało to, co działo się we wnętrzu tego stalowego kolosa.....

Bo życie dla setek tysięcy nieświadomych więźniów toczyło się dalej ....


KONIEC PRZYGODY
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 28-11-2011 o 16:47.
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172