Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-08-2017, 12:08   #191
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Megan ogarniała coraz większa apatia.

Początkowo próbowała z nią walczyć, próbowała przekonać samą siebie, że wszystko uda się naprawić, że nie ma sytuacji bez wyjścia, że wszystko będzie dobrze.. ale z każdą kolejną minutą, godziną, dniem - nie wiedziała, przestała czuć czas, podobnie jak nie czuła swojego ciała - monity coraz mniej jej pomagały. Zapadała się w sobie, blakła. Techniki, których zwykle używała, żeby się zrelaksować stały się bezużyteczne, po tym, jak utraciła swoją cielesność. Była jak płomień bez świeczki. Chciała zgasnąć.
Maska coś mówili, spojrzała na nich. Spalona do kości twarz, czarne, zwęglone mięso.

- Mam nadzieję, że cierpieliście, kiedy się wam to działo- powiedziała.
- Bardzo. Tak samo jak wy będziecie cierpieć. Każde z was osobna i wszyscy razem. Zawsze pragnęliśmy tylko zemsty, Me'Ghan, prawda. Ty najczęściej to powtarzałaś. Że Dominator musi zapłacić za swoje zbrodnie i za dziesięciolecia okrucieństw i tyranii. Byłaś tą, która stanęła u boku Simona, gdy nakłonił Var Nar Vara na poświęcenie swojego ludu. Sama wyssałaś z luminy wszystkich na Wzgórzu, by tylko stać się potężniejszą. Usprawiedliwiając się, a jakże, wyższym celem. Obaleniem Dominatora. Ale jakim kosztem? Czy było warto?
- Co się zadziało, jest zadziane
- odpowiedziała tylko Megan. - Wierzę w to, że kiedy człowiek podejmuje jakąś decyzję, to na tamten moment i w tamtych okolicznościach , jest ona najlepsza z możliwych . Oczywiście - po latach, kiedy zdobywa się nową wiedzę, lub poznaje konsekwencje, możemy stwierdzić, że decyzja była błędna. Me’Ghan zrobiła to, co uznała za słuszne. Jedynie słuszne w tamtym momencie . Co się zadziało , jest zadziane. Wierzę, że poświęcenie ludu Nar nie pójdzie na marne.
- Nie chodzi o poświęcenie lecz o zranione ambicje i dumę osobistą Var Nar Vara
- zniekształcony głos Maski rozbrzmiewał dziwacznie - To będzie przyczyną nowej wojny. Chcemy ją powstrzymać. A ty?
- Ja?
- zastanowiła się Megan. - To, czego ja chcę nie ma teraz znaczenia. Inni mnie nie posłuchają. Mężczyźni mają swoje ambicje.
- Mężczyźni nie muszą dostawać tego, czego za każdym razem chcą. Wiesz, nie chcę wojny, która nadciąga do nas wielkimi krokami. Wiem, jak ona się skończy. I wiem ile zła przyniesie.
- Ja też nie chcę wojny
- kobieta podniosła spojrzenia na Maskę. - Me’Ghan chce, ale ja nie. Nie jestem nią, choć większość tak sądzi. Ja nigdy nie dążę do starcia.
- Ale polubiłaś władzę i moc, Me’Ghan. Każdy to lubi. Prawda?


Przed oczami stanęły jej wspomnienia z jej dawnego - prawdziwego - życia. Których za wszelką cenę starała się do siebie nie dopuszczać przez ostatnie dni. Ściskający jej ręce pacjenci. Płacząca nastolatka, na twarz której wchodził powoli uśmiech. Inna grupa oklaskująca ją, wiwatująca na jej cześć. Rzucony na matę sensei, któremu przyjmuje jej dłoń, aby się podnieść. Mężczyzna, który drży pod jej dotykiem a potem ona ufnie poddaje się jego.
Zalała ją fala smutku i tęsknota. Płakałaby, gdyby miała oczy.

- Nie - powiedziała w końcu. - Me”Ghan mnie zniewoliła, podobnie jak ty teraz. Użyła mojego ciała, aby robić rzeczy, które uważała za słuszne. Moja moc.. w moim świecie.. jest inna i nie tak spektakularna, jak to, co Wędrowcy czynią tutaj. Ale jest moja! Nie pozwolę się więcej dawać używać ani Me’Ghan, ani wam!
- Ale my nie chcemy jej używać. Chcemy zakończyć tę wojnę nim się zacznie, Pomożesz mi w tym Me’Ghan ze Wzgórza. Mogę ci zaufać? Nie tak jak kiedyś? Uwolnię cię pod warunkiem że powstrzymasz szaleństwo Var Nar Vara. Co ty na to?
- Mam go nakłonić do wycofania się, przyjęcia waszych warunków i podległości? Wiecie, że to nierealne, prawda? Prędzej zginie…
- Spróbuj. Inaczej zginie wielu ludzi. Wiele istot. A gdyby nie posłuchał, zawsze możesz go zabić. Wystarczy, że jakiś Wieloświatowiec dobrowolnie wejdzie w Stos. Zobacz. Wystarczyło że my włożyliśmy rękę w płomienie Stosu a oni zaczęli ginąć, jak zwykli śmiertelnicy. To luka w zaklęciu Simeona. To luka w twoim czarze. Luka, którą możemy wykorzystać. Bez Ludu Nar - nieśmiertelnych wojowników - żaden Lord nie rzuci mi wyzwania. I Cykl zostanie przerwany. Można to zrobić. Wystarczy prosta odpowiedź - tak lub nie. Teraz. Me’Ghan. Nie musisz się spieszyć. Dasz mi ją, gdy będziesz gotowa.


Zastanawiała się, rozważając wszystkie za i przeciw. Jak długo myślała? Może minutę, może kilka dni. Nie czuła czasu. Nie czuła ciała. Nie czuła siebie. Nie czuła już prawie nic. To było gorsze niż śmierć.
- Tak – powiedziała w końcu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 26-08-2017, 15:31   #192
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Dziewczyna ocknęła się, czując ból w całym ciele. Znajdowała się w absolutnej ciemności. Czarnej i zimnej. Leżała jednak na czymś miękkim i takim, że jej obolałe ciało zagłębiało się w strukturę tego, na czym leżało.

Pamiętała jak spadała, ale samego uderzenia o ziemię już nie. Może dlatego, że nie chciała tego pamiętać a może z jakiegoś innego powodu. Tak samo jak pamiętała wypadek samochodowy, ale zderzenia z drugim samochodem, które pozbawiło ją życia bądź "tylko" świadomości już nie.

Teraz za to leżała gdzieś w ciemnościach i zastanawiała się, które uderzenie było dla niej tym ostatnim: twarde lądowanie czy samochodowa kraksa. Może te wszystkie dziwne zdarzenia ostatnich dni były jazdą umierającego mózgu, doświadczeń doznanych w trakcie śmierci klinicznej, o których kiedyś czytała. To by znaczyło, że ocknęła się w kostnicy albo w grobie, tak jak ci wszyscy ludzie z miejskich legend, którzy przeżywali śmierć, ale dusili się zamknięci w trumnie albo w lodówce.

Aria zerwała się w panice, czuła niepokój, przez który nie mogła złapać tchu, tak jakby naprawdę się dusiła, tak jakby naprawdę brakowało jej tlenu. Chciała się stąd wydostać, gdziekolwiek było to "gdzieś".

Kiedy jednak poderwała się z miejsca, całe jej ciało zapłonęło ogniem bólu. Fala cierpienia była tak potężna, że Aria znów musiała się położyć.

- Spokojnie - usłyszała z boku jakiś suchy, kobiecy głos. - Nie szarp się tak, po szwy puszczą i rozpadniesz się na kawałki.

W tych ciemnościach dziewczyna nie mogła dostrzec osoby, która mówiła, ale głos należał raczej do kobiety i to do kobiety, która miała bardzo, bardzo dużo lat.

- Co? Gdzie ja jestem? I kim ty jesteś? - Wyszeptała Taranis.

- Jak to, gdzie jesteś? - zdziwiła się właścicielka głosu. - Spadnie takie młode cuś, rozbryzga się na kawałki i zdziwione! Toż czasy nastały. I jeszcze nie wie, kim ja jestem. Słoma w głowie, rzekłabym, gdyby nie to że zbierałam twoją głowę szufelką, i było tam tylko mięcho i galareta. Żadnej słomy.

Arii coś zaczęło świtać w głowie, wyraźny znak, że mięcho i galareta nadal pracowały.

- Pozbierałaś mnie po tym jak skoczyłam z wieży i pozszywałaś? Dlaczego? Po takim upadku powinnam być martwa.

- Martwa, żywa. Jaka to różnica. Niektórzy żyją i są martwi. Inni są martwi a żyją. Nie gadaj tyle, muszę sprawdzić szwy.

- No dobrze. - Dziewczyna umilkła.

Palce, które ją dotknęły, były suche i patykowate, ale delikatne. Starucha mruczała coś do siebie wodząc nimi po twarzy dziewczyny. Trwało to długą, naprawdę długą chwilę, jakby kobieta chciała być dokładna.

– W porządku. Ładnie. Ładnie. Będziesz mogła wyjść z ciemności. Wędrować dalej. Tylko jest jedno ale …

- Jakie ale? - zapytała Aria.

- Lubisz smak krwi?

- Co takiego? A cóż to za pytanie? - Taranis poczuła lęk.

- Właściwe i trafne.

- Nie, nie lubię smaku krwi. - Aria przełknęła ślinę z obrzydzeniem.

- No to kłopot. Schudniesz, dziewczyno. Bo przecież musisz coś jeść. A krew będzie tym, co podtrzyma twoją stabilność, że tak powiem, metafizyczną. Pięknie cię pozszywałam, ale życie po takim upadku jest skomplikowane.

- Co to znaczy? Jestem teraz jakimś wampirem albo zombie?

- To co martwe i żyje musi pożywiać się życiem. Tak. Jesteś łaknącą.

- To mnie porozszywaj z powrotem. Nie mam zamiaru być wampirem. Wolę być martwa niż łaknąca. - Spanikowała Aria.

- Ty naprawdę wierzysz we wszystko co usłyszysz - zarechotała starucha i rozkaszlała się w ciemnościach. – Ale cię nabrałam! Ha, ha, ha. Ubaw po włochate pachy. Ha, ha, ha. Żyjesz dziecinko. Chociaż byłaś martwa to jednak nie można umrzeć kogoś takiego, jak ty. Nie można tak po prostu zrzucić ze skały. Iskra istnienia w tobie jest silna. Walnął piorun i trzymał cię w zawieszeniu. A ja byłam w pobliżu. Zawsze czaję się pod Gniazdem. Dużo spada na dół. Mięsa. Smacznego i soczystego. Ale nie jem żywych. Nie jem.

Poruszyła się w ciemnościach. Dziwnie ją było słychać. Jakby miała zbyt wiele nóg. Dziwnych nóg. Takich, które raczej nie mają stóp.

- No to tu mnie masz. - Przyznała Taranis - Naprawdę ci się udał ten żart, bo się nabrałam jak dziecko. Hmm, wybacz, że o to pytam, ale czy ty jesteś pająkiem, to znaczy pajęczycą?

- Po części tak. Po części nie. jestem Prządka Nocy. Mam na imię Szaquxquxuxaz.

Istota wydała z siebie serię dźwięków nie do wymówienia.

- Ale ludzie mówią mi Szaqu. - dodała po chwili - A ty jak masz na imię, dziecinko?

- Aria Taranis, chociaż niektórzy się upierają, że nazywam się inaczej.

- Jak?

- Burzowy Pomruk.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 26-08-2017, 21:19   #193
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
DOMINIUM

Ogień jest tyglem, w którym wytapia się nienawiść. Piecem, w którym wypala się zemsta. Przypisany do Potęgi zwanej Zmiennym Płomieniem. I tak jak jego patron, ogień jest zmienną siłą. Może niszczyć. Może być narzędziem kreacji. Może być narzędziem destrukcji. I może stać się narzędziem, w którym jedno połączy się z drugim.

CELINE „CZYSTA FALA”

Stanęła do walki. Przyparta do ściany oczekiwała nadejścia tego, co czaiło się w celi. Tego, co miało rękę potwora.

Z bijącym sercem, czując jak ciało pokrywa się jej potem, czekała. I to, co czaiło się w ciemnościach w końcu dopełzło do niej wyciągając koszmarną łapę. Celine odtrąciła ją. Raz. Drugi. Trzeci. Za każdym razem coraz bardziej nerwowo, coraz silniej!

Lecz ręka wracała. Uparta. Nachalna. Lecz, co zrozumiała Celine po dłuższej chwili, nie agresywna. W końcu, zmęczona Celine nie miała już sił walczyć. Po prostu siedziała, łzy płynęły jej z oczu, a ona czekała.

I wtedy palce dotknęły jej twarzy. Delikatnie. Prawie matczyne. Zwinnie przebiegały po jej rysach, rozmazywały łzy. Ostrożne. Badawcze.

- Jesteś … - tym razem nie był to bełkot.

Dało się rozpoznać słowa, chociaż były zniekształcone.

- Wróciłaś…

Ręka cofnęła się i z ciemności wynurzyła się kobieta. Zniszczona, na pół zgniła, ale nadal – jakimś cudem – żywa. Opadła koło Celine. Głową na jej udzie tak, że Celine mogła ujrzeć jej przerzedzone włosy i kawałki kości wystające przez skórę.

- Czy znów możemy być … razem?

Zapytała kreatura, która choć straszna – okazała się całkowicie niegroźna, wręcz przyjazna.

TOBIAS GREYSON

Spirala, tak jat to przeczuwał, wciągnęła go w swój wir.

Podobnie jak wcześniej Tobias poczuł, że zasysa go jakaś siła, jakaś energia. Jego myśli jednak stały się szaleńczym chaosem. Nie udało mu się nad nimi zapanować, chociaż próbował z całych sił.

Uderzył o ziemię z siłą, od której zabolało go całe ciało. Przetoczył się na plecy czując, że zaraz się udusi i po bolesnej, rozrywającej paniką chwili, udało mu się zaczerpnąć powietrza do poobijanych płuc.

Po chwili oddychał już normalnie a ból w piersi stał się tylko nieprzyjemnym wspomnieniem. Usiadł i rozejrzał się wokół.

Ujrzał drzewa. Sporo drzew oplecionych gęstą, pajęczą przędzą. Chociaż niepokojąco dużych rozmiarów musiał być pająk, który uplótł taką sieć. Naprawdę niepokojąco wielkich rozmiarów.

W pajęczynie widział szkielety. Głównie zwierząt i ptaków, ale kilka za bardzo przypominało szczątki małych ludzi. Dzieci lub czegoś, co było człekopodobne, jak małpa.

Tobias wstał. Przyjrzał się pajęczynie widząc tunele i przejścia pomiędzy gęstą, lepką przędzą.

- Hej, ty!

Odwrócił się i ujrzał coś koszmarnego. Czaszkę z odnóżami pająka opuszczającą się za jego plecami na pajęczynie.

- Hej, ty! – powtórzyła czaszka. – Czekasz na nią?

Zaniemówił. Po prostu zabrakło mu słów w gardle.

- Niemowa nam się trafił. Chodź. Chodź. Zaprowadzę cię.

I czaszko – pająk opadł na ziemię, a potem przebierając zwinnie odnóżami podreptał w stronę jednego z tuneli. Na dodatek podśpiewując sobie absurdalną piosenkę.

Słowa były tak pokręcone i ... perwersyjne, a wyśpiewywane przez czaszkę na pajęczych odnóżach nabierały jakiegoś nowego wymiaru abstrakcji.


ENOCH OGNISTY


Wyruszył w drogę z niewielką grupą towarzyszy. Dziesiątka jako grupa reprezentatywna. Same zakapiory z Ludu Nar. Nieśmiertelne dzikusy, którymi dowodził – a jakże – Graw Nar Graw.

Wzięli ze sobą zapasy na drogę. Głównie piwo i kiełbasę. I jeszcze trochę gorzałki. No i piwo. Lud Nar miał mało urozmaiconą dietę.

Pożegnał ich aplauz. Tysiące mieczy i toporów uderzających o tarcze i pancerze. Granie rogów. Harmider, jaki może uczynić szykujący się na wojnę tłum istot.

Humory im dopisywały. Pogoda także.

Wojownicy z Ludu Nar, tak samo jak walczyli, tak samo wędrowali. Szybkim, energicznym tempem, niemal biegiem, po drodze pijąc, śmiejąc się i żartując.
Drugiego dnia wędrówki trafili na oddział krasnoludów. Półtora tysiąca toporów zmierzających na wezwanie Var Nar Vara. Jeden z klanów tego walecznego i skrytego ludu. A ponoć z siedemdziesięciu siedmiu rodów krasnoludów już pięćdziesiąt dwa opowiedziały się za sprawą Ludu Nar. To dawało kolejne prawie sto tysięcy wojowników. I to nie byle jakich wojowników.

Minęli też rogoludzi z Mythar, dwanaście tysięcy toporników większych od Graw Nar Grawa, uzbrojonych w olbrzymie berdysze. Z daleka widzieli też kolumnę jeźdźców długą na dwie mile – to byli koczownicy spod Kurhanów – co najmniej pięćdziesiąt tysięcy zbrojnych.

Armia Sojuszu rosła w siłę.

Po tygodniu dotarli do ziemi Kamiennego Ludu – wzgórz, kamieniołomów i kopalni – i ujrzeli potężną Kamienną Twierdzę. Siedzibę Lorda.
Ale zamek był zrujnowany. Spalony. Chociaż pod murami Enoch dostrzegł wojskowy obóz pełen wielobarwnych rycerzy w ciężkich pancerzach i w żółto – czerwonych tunikach.

Na widok Ludu Nar w ich stronę podjechało kilku konnych rycerzy.

Zatrzymali się przed wojownikami z Ludu Nar.

- Nazywam się Graw Nar Graw, z Ludu Nar! – ryknął Graw. – Jesteśmy poselstwem od Var Nar Vara, Lorda Domeny Nar. A w imieniu naszego Ludu przemawiać będzie Enoch Nar Enoch zwany Enochem Ognistym.

- To się doskonale składa, bo w imieniu Kamiennego Lorda będę mówił ja, Vittor Kah Terro, syn zabitego Lorda i jego Dziedzic.


LIDIA HRYSZCZENKO

Z góry wszystko wyglądało inaczej. Armia krasnoludów przypominała sznur wozów i piechurów, który połączył się z innym sznurem, schodzącym z pobliskich wzgórz.

Ujrzała ruiny, które opuściła wczoraj. I góry daleko na wschodzie. Jeżeli szukała przełęczy, to najprawdopodobniej znajdzie ją właśnie gdzieś tam.
I wtedy wypatrzyła też postać idącą w dole. Samotnego mężczyznę w którym, mimo odległości, rozpoznała Simeona.

Schodził w stronę ruin, w których spotkali się po raz pierwszy.
A potem, nagle, w miejscu w którym stał Simeon pojawiło się coś dziwnego. Czarna jak stado kruków chmura wirująca jak trąba powietrzna.

Wir ciemności wzbił się w górę i poszybował przed siebie, w stronę ciemnej kreski na horyzoncie – Cytadeli Maski. Pomiędzy wzgórzami, na których się znajdowali, a Cytadelą było jeszcze dziesiątki, jeśli nie setki mil. To była magia i wieża władcy Dominium była widoczna zawsze, gdy poddany znalazł się w obrębie jego włości.

Najwyraźniej Simeon Czarne Drzewo faktycznie zmierzał do konfrontacji.


ME’GHAN ZE WZGÓRZA

Tak.

Maska dotknął/dotknęła ściany naczynia w którym unosiła się Megan.

Tak.

Wypowiedziano słowo. Słowo, którego nie da się cofnąć. Nie da się złamać. Nie bez konsekwencji. Wiedziała to.

Maska przyłożył/przyłożyła palce do ściany i uwolnił/uwolniła luminę. Naczynie pękło. Rozsypało się w deszcz kawałków szkła.

A Me’Ghan krzyknęła i otworzyła oczy.

Znajdowała się w drewnianym domostwie. Koło niej siedziała kobieta o malunkach na twarzy zdradzającej pochodzenie z Ludu Niri. Miała jasne włosy i oczy.

- Obudziłaś się? – była chyba zdumiona tym faktem.

Me;Ghan zorientowała się, ze leży w łóżku, naga lecz przykryta futrami. W małej izbie paliły się duszące kadzidła w których rozpoznała ziele duchów, mające utrzymać duszę w ciele i jednocześnie odpędzić zjawy, które chętnie zamieszkałyby w pustej, porzuconej skorupie.

Gdzieś z bliska – niczym brzęczenie roju – dochodziły do niej odgłosy jakiegoś zamieszania. Harmider.

- Chcesz pić, pani. Może jeść? Masz inne potrzeby? Nazywam się Luan Niri Luan i jestem tutaj, by się tobą opiekować.


ARIA TARANIS

- Burzowy Pomruk – powtórzyła Szaqu jak echo. – To wiele tłumaczy. Chodź, dziecinko. Poprowadzę cię do wyjścia. Nie możesz długo tutaj zostać. Kruk będzie cię szukał, kiedy zorientuje się, że twoje ciało zniknęło. Domyśli się, że zabraliśmy je my, arachneni. Toleruje naszą obecność bo boi się posłać swoich rycerzyków w podziemia. Niebo to jego dom, a my żyjemy pod kamieniami.

Szaqu trajkotała nie dając jej dojść do słowa.

- Teraz jest noc. Musisz się oddalić. Żyć.

Szczupłe palce kobiety złapały jej dłoń.

- Chodź, poprowadzę cię Tunelem. Daleko. Nim Kruki zaczną węszyć. Idź do Ludu Nar. Zbierają takich jak ty. Wędrowców. Wieloświatowców. Tam dadzą ci ochronę. Nie są źli. Chociaż dzicy i szaleni. Wiesz. Róża krwawi. Koło się obraca. Trzeba iść. Uważaj! Pochyl się. Nie chcemy by szwy puściły. Nie chcemy.

Szła ciągnięta przez dziwną istotę przez absolutną ciemność. Długo. Aż straciła rachubę czasu.

W końcu chyba gdzieś doszły. Szaqu popchnęła ją lekko wskazując kierunek.

- Idź, Burzowy Pomruku. Idź i zmieniaj świat. A gdy go już zmienisz pamiętaj o tych, którzy ofiarowali ci pomoc gdy jej potrzebowałaś. Pamiętaj o rasie arachneni i o starej Szaquxquxuxaz. Idź. Na górze będzie czekał przewodnik On poprowadzi cię dalej.

Ruszyła w górę czując na dłoni coś ciepłego. Promienie słońca! To było słońce. Ciepłe, jak w letni dzień. A to oznaczało…

- Tak, dziecinko – usłyszała za sobą szept Szaqu, jakby Prządka Nocy słyszała jej myśli. – Niestety. Kruki zjadają oczy. Tak to już jest.

Była niewidoma!
 
Armiel jest offline  
Stary 02-09-2017, 12:39   #194
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Ren’Wave szykowała się do bitki ze smrodem, który ją otaczał i z potworem, który czyhał w ciemności. Ręka znów zbliżyła się do niej, raz, dwa, trzy razy. Za każdym razem ją odtrąciła. Jednak ona wracała. Po dobrej chwili dopiero zajarzyła, że dłoń nie była agresywna, a wręcz przyjazna. Celine opadła na ziemię wspierając się ścianą za sobą. Z oczu płynęły jej łzy. jednak z cienia przyszedł “ratunek”. Dziewczyna wyłoniła się z cienia i podeszła do niej, opadając przy jej udzie. Głowę oparła na jej nodze. Celine chwyciła ją za włosy, miała strasznie zniszczone i wypadające momentami. Wtedy się odezwała. Niewyraźne, acz zrozumiale. Zapytała.
-Raze...em? - wydukała w lekkim zaskoczeniu i przerażeniu Celine.
Wróciłaś. Jesteś - powtórzyła w myślach to co mówiła dziewczyna. Wytarła łzy z policzków. najpierw stwór Maski, teraz dziewczyna. Co jeszcze ją czeka?
-Kim jesteś? - zapytała, gdy już uregulowała oddech. Dziewczyna była niewinna, delikatna, niegroźna, za jaką uważała ją Celine. Może jest nadzieja, w tym okrutnym świecie.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline  
Stary 11-09-2017, 15:34   #195
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
pisany razem z Sam_u_raju i oczywiście z MG

- Ale jak to? Jak mam zmieniać świat nie widząc go? - Aria zacisnęła wargi próbując powstrzymać napływające do pustych oczodołów łzy.

Czy można płakać bez oczu? Czy jedyne co jej pozostało to suchy szloch?

- Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej? Dlaczego żartowałaś o piciu krwi a nie powiedziałaś mi o tym? Dlaczego?! - Głos łamał jej się tak, że ledwo potrafiła wymówić te słowa.

- Nie było potrzeby. Poradzisz sobie w świecie ciemności, dziecinko.

- Skąd możesz o tym wiedzieć?

- Bo jestem Prządką Nocy. Widzę … możliwości. Możliwe i niemożliwe.

- To powiedz mi: jak mam to zrobić? - Gorycz była wyraźnie wyczuwalna w tonie głosu dziewczyny.

- Musisz się … naumieć, dziecinko. W świetle czasami za mało widać. Ciemność bywa lepsza. Zobaczysz.

- No właśnie nie zobaczę. W tym cały problem.

- Wzrok to nie wszystko. Idź.

- Pójdę, ale najpierw powiedz mi co się stało z moimi rzeczami. Miałam przy sobie pewien...kryształ. Roztrzaskał się razem ze mną?

- Masz go w kieszeni. To zła rzecz. Nie ruszaj jej. Bój się jej. Tak.

- Nie zniszczył go upadek z takiej wysokości? Dziwne. Ale czemu mam się go bać? - dopytywała Aria.

- Bo jest straszny.

- No tak brzmi sensownie, albo i nie. Żegnaj zatem Szaa..Szaaku.
Poszła, mniej więcej w tym kierunku, w którym udać się powinna, chyba.
- Przyszedł twój przewodnik, kochanie - usłyszała jakiś obcy głos.



* * *


Tobias wstał ciężko podpierając się jedną ręką a drugą masował się jeszcze po piersi, jakby chciał ułagodzić ból płuc. Oddychał ciężko pochylony lekko. Zanim doszło do niego, z kim się spotkał do jego uszu doszło już podśpiewywanie piosenki nijak się majacej do całej tej sytuacji.

- Hej! Czekaj do jasnej cholery. Gdzie jestem? Na kogo mam czekać? - wrzasnął w kierunku czaszki na pajęczych nóżkach.

- Ruszaj odnóżami! Szybko! Szybko!

- Gdzie ty mnie prowadzisz?! Cholera jasna. Gadaj! Gdzie jestem?! - Stanął rozglądając się i wrzeszcząc w kierunku czaszki.

Czaszkopająk szedł sobie nie czekając na niego.

“Ochłoń, ochłoń. Nic ci to nie da. Złe emocje to kiepski doradca.” - Uspokajał się w myślach tłumiąc narastający gniew. Gniew na niewiedzę, na nieznajomość zasad gry, w jaką został wplątany. Na to, że musiał płynąc z nurtem w wodzie, której nie znał….

Przyspieszył kroku i ruszył za czaszką. Choćby szedł właśnie na własny szafot.

“Każdy mag ma swoją laskę….” - niezależnie od woli Tobiasa słowa wbiły mu się w pamięć.

Po chwili marszu za pająkoczaszką zobaczył jakieś stworzenie. Pozszywane z kawałków skóry, okryte łachmanami, z dziurami zamiast oczodołów. Na pierwszy rzut oka wyglądała jak kobieta, ale kobieta którą ktoś przeciągnął przez piekło, połamał, poćwiartował a potem pozszywał kawałki. I chyba wszystkich kawałków nie znalazł. Narzeczona Frankensteina przy tym kimś to była piękność.

- Przyszedł twój przewodnik, kochanie - powiedział czaszkopająk.

- Do mnie mówisz? - Odezwała się dziewczyna jednocześnie odwracając się w kierunku głosu.

- Jaki przewodnik? Co to za miejsce? - Stanął przypatrując się dziewczynie, którą nijak inaczej nie dało się porównać jak do narzeczonej Frankensteina z filmów pochodzących ze świata Ziemi - Kim jesteś? Panią tej krainy? - Odezwał się do niej choć ta nie mogła go zobaczyć.

Zwróciła się w stronę kolejnej osoby i kolejnego głosu.
- Słucham? Ja mam być panią tej krainy. Czy wyglądam jak ktoś władający tą krainą? A właśnie jak wyglądam? Możesz ty albo ty mi odpowiedzeć? - Pytanie zawisło w powietrzu skierowane do obydwu odzywających się w jej obecności osób.

- Wygladasz jak kupa pozszywanego mięcha. Niedokładnie pozszywanego - odpowiedział inny głos. - Ale ja jestem tylko czaszką, więc się nie znam.

Tobias czuł się coraz bardziej jak w cyrku dziwnych osobliwości. Sam też nie wyglądał najlepiej, ale to on z tej trójki mógł uchodzić za “pięknego”.

- Czaszka na pajęczych nogach ma rację… - powiedział w końcu nie uzyskawszy odpowiedzi na swoje pytania - Przykro mi - dodał po chwili - Ja zwę się Tobias i przybyłem tutaj przez tunel z domeny Pana Szczurów. Powiedz mi co to za miejsce i kim ty jesteś?

- Ona nie wie - powiedział pająkoczaszek - To Gehem, Gehem to Domena wszędzie i nigdzie. Domena czyścicieli. Łapiemy to, co wyląduje na śmietnikach innych Domen i robimy z tego coś nowego. Ale nie niebieskiego i nie pożyczonego. He, he, he.
Obłąkańczy śmiech zakończył wypowiedź.
- Tutaj też wylądujesz, jak wejdziesz w zepsuty tunel. - Dokończyła czaszka.

- No to chyba w taki wlazłem - zaczął akrobata - Dziwny był. Spirala na ścianie kręcąca się w swym obłąkańczym tańcu. Nie dowiedziałem się co stało się z Panem Szczurów, bo nie był w stanie już nic powiedzieć…. Jak się stąd wydostać?

Dziewczyna zamyśliła się usłyszawszy takie odpowiedzi i nie odzywała się przez dłuższy czas.

- Mogliście mnie tam zostawić. - Szepnęła w końcu bardziej sama do siebie niż do kogokolwiek innego.

- Może… - odezwał się nieśmiało Tobias w obliczu tragedii jaka, jak mniemał dotknęłą tą kobietę - może da się ciebie uzdrowić? Przywrócić wcześniejszą postać, bo jak się domyślam wcześniej wyglądałaś albo miałaś inne ciało. To Wieloświat, tutaj wiele się może wydarzyć. Wystarczy, że trafimy na kogoś kto umie władać nad Luminą. Czaszka ochrzciła mnie twoim przewodnikiem. Dlaczego? - Patrzył na dziewczynę współczując jej i w myślach cieszył się, że ona nie widzi jego spojrzenia, bo mógł ją tym urazić.

- Bo idziesz do Ludu Nar, czyż nie? - Powiedziała czaszka.

- Zastanawiałem się nad tym - odpowiedział Tobias - ale ostatecznie nie podjąłem decyzji. Nie do końca wierzę władcy Nar, a dodatkowo wolałbym najpierw odzyskać swoją moc. A ty Bezimienna czemu chcesz iść do ludu Nar? Tam czeka tylko wojna.

Wzdrygnęła się słysząc rozmowę pozostałej dwójki.
- Nie jestem bezimienna. Wybaczcie. Nie przedstawiłam się. Nazywam się Aria Taranis i nie wiem czy powinnam iść do ludu Nar. Thark Nar Thark może się nieco na mnie gniewać, bo tak jakby mu uciekłam.
Blady uśmiech pojawił się na jej pozszywanej twarzy.
- Chociaż chyba powinnam opowiedzieć im czego się dowiedziałam od władcy Gniazda zanim wyskoczyłam stamtąd i przywaliłam w twardą glebę.

- O kur… - nie dokończył - jesteś Wieloświatowcem. Tą, którą zgubił Thark Nar Thark w Domenie Ludzi Kamienia. Niedawno go spotkałem wędrującego do swojego domu. - Wypluwał z siebie słowa z zatrważająca szybkością - Wyskoczyłaś? Władcy Gniazda? Ty umarłaś tutaj jak i ja. To Lumina Ciebie ocaliła albo to kim jesteś. Dlaczego, dlaczego nic nie czuję kiedy cię zobaczyłem. Tak jak przy spotkaniu z Meg’han i Enochem? - Podszedł do niej bardzo blisko i lustrował już w ciszy jej zniekształconą i trochę przerażająca twarz.

- Eee - Aria poczuła się nieco nieswojo kiedy, ktoś podszedł do niej tak blisko, ale powstrzymała się przed zrobieniem kroku w tył - On mnie nie zgubił tylko tak jak mówiłam sama uciekłam, a Władca Gniazda chciał mi zabrać tę całą luminę, o której mówiłeś więc z dwojga złego wolałam już wyskoczyć stamtąd i efekt jaki jest, no to sam widzisz. Podobno piorun walnął we mnie w momencie jak ja walnęłam w ziemię i tylko dzięki temu żyję. Benjamin Franklin chyba nie zbadał dokładnie wszystkich możliwości elektryczności i piorunów, co?
Znowu uśmiechnęła się tą swoją groteskową twarzą.

- Ciebie też przeniosło tutaj z ziemi? - Użył słowa przeniosło, choć nie był pewien czy jest właściwe - No ten Benjamin Franklin - naprowadził ją na swój tok myślenia - Ja też, to znaczy mnie też przeniosło z ziemi. W momencie w którym miałem zrobić to co… Kiedy miałem rozbić się na ziemi…. - zamilkł by po chwili zmienić temat - Może obgadajmy co się dowiedzieliśmy i postanówmy razem co zrobić dalej, co może być dla nas najlepsze.. Albo najlepsze dla tego świata… Koło się obraca, róża krwawi…

- Przeniosło z ziemi? - zdziwiła się Aria - Ja uważam, że tam zginęłam. Miałam wypadek samochodowy i obudziłam się tutaj. I nie mam pojęcia co oznacza to całe:" koło się obraca, róża krwawi" a już chyba wcześniej gdzieś to słyszałam.

- No ja raczej też bym nie przeżył tego upadku. Pamiętam ból, ale potem obudziłem się na cholernie zielonych płaskich wzgórzach. Jak z jakiegoś obrazu. Jednak z czasem uwierzyłem albo po prostu wbiłem sobie do głowy, że to co tutaj jest, jest prawdziwe, żeby nie zwariować. Jeżeli to tylko sen to niech trwa, bo i tak pewnie się nie mam gdzie obudzić - przerwał na chwilę - Z tą Różą, jak dobrze zrozumiałem, to kiedy Ona zaczyna krwawić to symbolizuje to zbliżające się zmiany, walkę, wojnę, zniesienie kolejnego władcy. I wtedy ponoć wchodzimy na scenę my - Wieloświatowcy. Ponoć cykl się zamyka podobnie jak już wcześniej się zdarzało, ale różnie z tym bywa, bo obecny władca się na to świetnie przygotował. Wybacz…. gadam jak najęty, ale wkurza mnie, że tak mało wiem o tych miejscach, po których ponoć kiedyś stąpałem. Ja pamiętam tylko swoje ludzkie życie i przebłyski występujące w niewielkiej ilości stąd, z okresu kiedy byliśmy tutaj niczym bogowie - zamilkł w końcu po tak długiej wypowiedzi i przełknął ślinę.

- Hmm, jeżeli oczekujesz ode mnie jakiś konkretnych odpowiedzi to cię zawiodę, bo sama niewiele wiem i rozumiem, a istoty pochodzące stąd, które mogłyby mi cokolwiek lepiej wyjaśnić nie były za bardzo pomocne. - przyznała dziewczyna - Wiem, tylko tyle, że ten cały Jóns Pan Gniazda ubzdurał sobie, że to on powinien zastąpić obecnego władcę na tronie i w związku z tym robi coś niedobrego tym Wieloświatowcom. Wiem, że w jakiś sposób skrzywdził swoją córkę Bjorn coś tam i niejaką Celine Czystą Falę.
- A właśnie nazywają cię tutaj jakimś innym imieniem? Poza Tobiasem?

- Córa Jónsa i Celine Ren’Wave… - powiedział jakby sam do siebie po usłyszanych słowach Arii - Ja - zwrócił się już do niej - noszę wiele imion, ale zwą mnie również Wachlarzem. Wiem, że Lordowie Domen również podjęli tą całą grę o tron Dominium. Nawet nie wiem, ilu ich jest. Sam już o kilku słyszałem Var Nar Var, Szczurzy Pan, Pan Gniazda, władcy Wietrznego Miasta i pewnie wielu innych, tych istniejących jeszcze Domen i tych już nie. Jak brzmi twoje imię pochodzące stąd? - Ponownie zmienił temat chcąc dowiedzieć się więcej o tej cierpiącej dziewczynie.

- Wachlarz?! Naprawdę to ty? - Wybuchnęła Aria.
Dziewczyna rzuciła się w stronę Tobiasa złapała go wpół, uniosła do góry jakby był małym dzieckiem, a nie dorosłym mężczyzną i zakręciła się razem z nim w kółko.
Potem uścisnęła go dość mocno, ale przyjaźnie.
Postawiła go z powrotem na ziemi.
- Jestem Burzowy Pomruk i cieszę się, że się spotkaliśmy chociaż nie mogę cię zobaczyć.
- Mogę? - wyciągnęła ręce przed siebie - Mogę dotknąć twojej twarzy? Tak niewidomi podobno mogą kogoś zobaczyć.

Jej dłonie zawisły tuż przed twarzą Wachlarza vel Tobiasa.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 12-09-2017 o 15:21.
Ravanesh jest offline  
Stary 12-09-2017, 22:53   #196
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Pisany razem z Ravanesh i MG

- Twarze są przeceniane - powiedział trzeci głos, który czasami wtrącał się do rozmowy. - Ja nie mam twarzy i czuję się z tym dobrze. Możemy iść? Pogadacie sobie jak już opuścimy Pajęcze Labirynty. Po zmroku może się tutaj zrobić nieprzyjemnie. A ślepa będzie nas opóźniała, bez urazy. Wieloświatowiec czy nie, jeszcze nie nauczyła się patrzeć bez wzroku.

Tobias spiął się kiedy dziewczyna ruszyła nagle w jego stronę ale szybko się rozluźnił kiedy go objęła i zatańczyła w koło podnosząc go nad ziemią niczym szmacianą lalkę.

- Ale masz krzepę dziewczyno - uśmiechnął się.
Coraz mniej rzeczy go dziwiło. Złapał ją za przegub jej dłoni i i przyłożył jej dłoń poukładaną niczym puzzle, do swojej twarzy.

- Pewnie, że możesz - czekał cierpliwie jak jej chropowate dłonie wędrowały po jego twarzy potem złapał ją za rękę i delikatnie pociągnął za sobą

- Prowadź Beztwarzowy - rzucił do czaszki.

- Nazywam się Jan'Usz - powiedział stwór. - Łap ją za wypustkę kończynną z korpusową i ruszamy. Ruszamy. Ruszamy.

- Wiem gdzie są nasze wspomnienia. Przynajmniej powiedziano mi gdzie są a jeżeli zaufam tej osobie od której to usłyszałem to informacja jest pewna. Gorzej jednak z tym co nas definiuje. Nie wiem gdzie to mogę znaleźć albo jak odzyskac czy przebudzić. I nie wiem gdzie powinniśmy iść po tym jak się wydostaniemy z tego Nigdzie Wszędzie - mówił do Arii prowadząc ją za Jan’Uszem.

- Dziękuję, że pozwoliłeś mi dotknąć swojej twarzy - Aria ruszyła ostrożnie za Tobiasem - chociaż nie jestem dobra w byciu ślepą. No ale przynajmniej już wiem, że masz dwoje oczu, nos, dwoje uszu i tak dalej. Na pewno nie pomylę cię z jednookim piratem, ani człowiekiem bez nosa. A dokąd to w ogóle mamy iść? Pajęczyca czy też Prządka mówiła, że do Ludu Nar, ale ty nie byłeś zdecydowany. To idziemy tam jednak?

- A czemu ta Pajęczyca chce Cię tam wysłać? Odzyskałaś już swoją Luminę Burzowy Pomruku by dołączyć do ludu Nar i wojny z Maską? Bez Luminy czeka nas tylko umieranie.

- Powiedziała, że lud Nar zbiera takich jak ja Wieloświatowców i tam dadzą mi ochronę. Nie wiem nic na temat tej luminy poza tym, że sporo osób chce mi ją odebrać. A czy ją odzyskałam? Hmm - zamyśliła się głęboko - nie zrobiłam nic specjalnego, więc chyba nie. Tym bardziej wydaje mi się dziwne, że ktoś chce mi zabrać coś, czego nie mam.

- Bo myślą, że ją odzyskałaś a przeciez mogłas ją ukryć… Wkurza mnie już to wszystko. Mam dosyć gry na regułach, których nie znam. Nie mogę sam sobie wyrobić zdania bo mam za mały pogląd na szersze aspekty problemu. Fajnie, że Pan Var Nar Var zbiera sobie Wieloświatowców pod przykrywką walki z Maską ale czy wiesz coś więcej na temat tej Maski? Bezpłciowej istoty, albo istoty mającej zarówno pierwiastek męski jak i żeński? Może Lord Domeny chce sobie nas przygruchać a potem oszukać. Tutaj to normalne się wydaje. Jak bowiem mam zaufać komuś kto poświęcił kobiety, starców i dzieci by zyskać Nieśmiertelność i walczyć aż po zmierzch świata czy przełamanie rytuału? - zadawał te wszystkie pytania dalej ostrożnie prowadząc Arię i podążając za dziwnym czaszkowym tworem.

- No teraz to już się całkiem zgubiłam. Zakładasz, że wiem więcej niż wiem. Może zatem skoro i tak czeka nas dłuższa droga, chyba to sobie nawzajem opowiemy czego tutaj doświadczyliśmy i czego się dowiedzieliśmy i wtedy będziemy sobie mogli podyskutować i rozważyć różne teorie. Co ty na to Tobiasie, Wachlarzu? A tak w ogóle to które imię wolisz?

- Jest mi to obojętne czy będziesz mnie wołać Wachlarz czy Tobias. Na razie to drugie jest mi bliższe bo je pamiętam ale nie będę się przy nim upierał. Zresztą ponoć miałem wiele imion. Ponoć. No ale do brzegu. Zgadzam się z Tobą, że dobrze byłoby abyśmy wymienili się tym co się dowiedzieliśmy o tym świecie światów. Pozwól, że zacznę - chrząknął i zaczął opowiadać - Dla mnie wszystko zaczęło się podczas występu w cyrku dla, którego pracowałem a dokładnie….

Szli nadal prowadzeni przez czaszkę a niewidoma Aria przez Tobiasa. Ten mówił, opowiadał co go dotychczas spotkało w miejscach, które odwiedził po wypadku. Mówił o tym o czym się dowiedział. Rzeczy, które uznał za wrażliwe a dotyczące wspomnień Wieloświatowców i Luminy zdradzał Ari do ucha. Nie ufał Jan’Uszowi ale wiedział, że to czego doświadczyła i dowiedziała się Aria jest również cenne dla niego i powinien być szczery wobec niej. O dziwo zaufał jej chociaż nie czuł tego dziwnego przyjemnego uczucia, które nawiedziło go podczas spotkania z Enochem Ognistym i Meg’han. Jakby Wachlarz i Burzowy Pomruk wcześniej nie znaczyli dla siebie tak wiele.
Kiedy skończył rzucił tylko:

- Teraz Twoja kolej Ario.

Aria słuchała Tobiasa z lekko otwartymi ustami niewidzący wzrok kierując gdzieś przed siebie. W niektórych momentach jego opowieści nabierała powietrza tak jakby chciała mu przeszkodzić i zadać jakieś pytanie lub wtrącić komentarz, ale powstrzymywała się. Potrząsała tylko głową i nic nie mówiąc słuchała dalej, aż w końcu mężczyzna skończył i poprosił ją o jej opowieść.

- Widziałam to! Widziałam jak stałeś z Me'ghan i Enochem szykując się do bitwy. Lecz jeśli to było prawdziwe to pozostałe też mogą być, a to by znaczyło, że Szalona Dox jest martwa i być może Niebieski Ptak także. Do tego Jóns wyrwał serce swojej córce i nakarmił nim Celine, a samą Czystą Falę oddał Masce. Po kolei jednak po kolei. Opowiem ci wszystko co wiem, ale jest tego niewiele, bo w przeciwieństwie do ciebie nie zadawałam odpowiednich pytań i niewiele się dowiedziałam.

Dziewczyna przedstawiła Tobiasowi czy też Wachlarzowi swoją drogę, którą przebyła od momentu pojawienia się w tym świecie. Krótko opowiedziała mu o swoich wizjach, ale imię Oculus, które poznała i które zdawało się jej być jakimś sekretem zatrzymała dla siebie.

Tobias słuchał, idąc wolno naprzód, chłonął wszystko co mówiła Aria. Rozważał w myślach wszystko co usłyszał. Nadal jednak nie wiedział co powinni zrobić. Kiedy dziewczyna opowiedziała mu o tym jak rzuciła się z Gniazda Jónsa by mu się przeciwstawić i roztrzaskała na dole, Greyson ścisnął ją jedynie mocniej za rękę, połataną i pozszywaną, w geście wsparcia.

- Naprawimy twoje ciało - powiedział w końcu - Poznamy reguły i zrobimy to. Na pewno ustaliliśmy wspólnie, że nie można ufać Simeonowi, jednemu z nas. Wiemy też, na przykładzie tego co przeżyłaś, że nie możemy ufać Lordom Domen bo oni albo są już pieprzonymi skurwysynami albo ze strachu przed kolejnym obrotem koła i śmiercią jaka za nim idzie, zmieniają strony. Czuje, że tym razem jest jednak inaczej, że Maska uczył, uczyła się na błędach poprzedników i działa kilka kroków do przodu. To dzięki nam jest tam gdzie jest i nie zapomniała tego co wydarzyło się wcześniej a skoro cykl się powtarza… - nie musiał kończyć, wiedział, że Aria jest bystra i się połapie w tym co chciał jej przekazać.

- Masz pomysł gdzie może być nasza Lumina? - zagadnął po krótkiej chwili milczenia - To powinno być teraz naszą podstawą. No i ciekawi mnie czym jest ten kamień, który jak dobrze Cię zrozumiałem w świecie zbliżonym do znanej mi Ziemi był telefonem komórkowym?

- Co do mojego telefonu to rzeczywiście stał się tutaj czymś niepokojącym, czymś nad czym nie mam kontroli i co potrafiło wywołać sporo szkód, ale też czymś, co uratowało mi skórę.
Zamilkła na chwilę.

- Co do tej Luminy to nie wiem gdzie jej szukać. Szkoda, że nie zapytałeś o to Me'ghan i Enocha kiedy ich spotkałeś, bo oni zdaje się swoją przynajmniej częściowo odzyskali. Wiem tylko tyle, że najmocniejsza się poczułam w Gnieździe, wbrew pozorom.
Zwróciła swoje niewidzące oczy na Tobiasa.

- Mam nadzieję, że Burzowy Pomruk nie ukryła jej właśnie tam, bo w takim wypadku byłaby raczej dla mnie już niedostępna.

- Ja myślę, że to bardziej chodzi o tą burzę. Wiesz, wydaje mi się, że każdy z nas sympatyzował z jakimś narodem, jakąś domeną, ale ukrycie tam Luminy wydaje mi się za oczywiste i Maska by to dawno odkryła… Jednak chciałbym zobaczyć choćby ruiny miejsca, które jak podejrzewam Wachlarz uważał za swój dom albo po prostu je lubił i ludzi je zamieszkujących. Zastawienie tam pułapki jest jednak oczywiste. Wiec odpada. To jest świat magii i naprawdę możemy w nim dużo tylko nie znamy jego praw i miejsc… Właśnie, może to. Miejsca - ostatnie rzucił już bardziej do swoich myśli niż do dziewczyny.

- Hej Jan’Uszu? Czy są tutaj miejsca gdzie gromadzi się wiedzę o historii krainy… O czynach minionych.

- Tak - odpowiedział czaszko-pająk. - Owszem. Są.
I dodał cicho, ale Tobias i Aria to usłyszeli.
- No debil normalnie, a to ja mam niby pustą czachę, nie on.
I głośno uzupełnił.
- Nazywają się cmentarzyska. I Księgocjum. Te dwa miejsca. Jest jeszcze Szara Matrona z Domeny Zwojów i Lusterko z Domeny Soli. Oni zbierają wiedzę. Większość Lordów tak robi. Tylko Maska niszczy zwoje, zapiski, znaki, mówiące kamienie. Taki z niego czy też niej łotr i despota.

- Co o tym sądzisz Ario? - zapytał się dziewczyny mimowolnie na nią spoglądając.

- O czym? O poszukiwaniu Luminy czy poszukiwaniu wiedzy na temat Luminy? Bo wiesz dało mi do myślenia to, co przed chwilą powiedziałeś. O tej burzy. Jóns twierdził, że ja ją wywołałam. Tego nie wiem, ale wiem, że jak uderzył we mnie piorun to nic złego mi się nie stało a moja dłoń stała się jakby naładowana ładunkiem elektrostatcznym. Może to tam się ukrywa moc Burzowego Pomruku? W burzy i piorunach a nie w jakimś konkretnym miejscu.

- Właśnie tam bym najpierw szukał Twojej Luminy. Może czas na małą burzę? - uśmiechnął się choć dziewczyna nie była w stanie tego zauważyć - Gorzej będzie z moją. Wachlarz. Tylko z wiatrem mi się to kojarzy a ja wiatrów nie chciałbym tworzyć - zaśmiał się krótko z kierunku w jakim powędrowały jego myśli.

- Nie wydaje mi się, żebym potrafiła wywołać burzę, ale może w tym świecie jest jakieś miejsce, które charakteryzuje się występowaniem częstych burz i przyciąga pioruny. No wiesz coś jak to jezioro w Wenezueli w naszym świecie, gdzie przez pół roku ciągle uderzają w nie pioruny. Jak tam się ono zwało? - Aria zamyśliła się mocno - Maracibio czy Maracaribo? Wiem! Maracaibo! Jezioro Maracaibo.
- Hej, nasz przewodniku a czy macie takie miejsce, gdzie ciągle są burze z piorunami?

- Ogród Piorunów - odpowiedział przewodnik. - Tak. W Górach Skalnych. Ale to niebezpieczne miejsce. Pełne renegatów z rasy Szarpaczy. I burzowych cyklopów. Chcecie tam iść?

- Zanim jednak Ario odpowiesz to ty Jan’Uszu powiedz coś więcej o tych renegatach i burzowych cyklopach. - wtrącił Greyson

- To renegaci Szarpaczy nie służą Masce. Nie służą nikomu. Polują i napadają na sąsiednie Dominia. A burzowe cyklopy to samotnicy zaprzątający swój umysł tylko jednym. Jak się najeść, napić i pobić. Między sobą najlepiej. Bo tam gdzie dwóch cyklopów, tam pewna zwada i bijatyka. Nie lubią też obcych. Chociaż czasami handlują ze Zbieraczami lub kupcami z Dominiów. Najczęściej wymieniają kryształy gromu za rzeczy, których nie produkują w swoich górach.
Czaszka się rozgadała.

- Te kryształy gromu Jan'uszu, czym są? - zainteresowała się Taranis.

- Czym są i jak wyglądają ? - dodał Tobias.

- To kryształy w których zaklęte są pioruny i błyskawice. - Przewodnik odpowiedział po namyśle, starannie dobierając słowa jakby mówił o czymś istotnym i ważnym. - Niektóre służą jako broń. Inne, jako rodzaj opartego na luminie oświetlenia. Znaczną ilość skupują karły z Grot Cichego Lamentu i używają ich do napędzania swoich potworności. Znaczna część jest sprzedawana do Maski i wykorzystywana do napędzania jego-jej wojennych hybryd. Czasami pomniejsi Siewcy wykorzystują kryształy jako źródło luminy. A jak wyglądają? No, jak kryształy. Takie jak … kryształy, tylko w środku jest … uwięziona błyskawica. No wiecie. - Plątał się jakoś dziwnie. - Widziałem kiedyś jeden. W poprzednim życiu. Nim Nocne Prządki nie nadały mi… nowego życia i nowej formy. I był spory. Wielkości mnie. A w nim była uwięziona setka błyskawic. Tak mówił sprzedawca, ale kto by wierzył słowom kupczyny. I na dodatek z rasy ludzi.

- To jak Ario? Próbujemy? - po słowach stwora Greyson zwrócił się do dziewczyny.

- Pójść do Ogrodu Piorunów? Ja bym poszła, ale nie wiem czy tu powinieneś.

- Wolałbym się nie rozdzielać. Razem jesteśmy mądrzejsi i silniejsi. Nie będziesz w stanie mnie uchronić przed mocą burzy?

Aria zaśmiała się.
- Co najwyżej możesz się ukryć za moimi plecami i to ja będę przyjmować pioruny na klatę, bo nie mam pojęcia jak wpływać na burzę. Burzowy Pomruk pewnie to wie, Aria Taranis niestety nie.

- Trudno. Zaryzykuję. I tak żyję na kredyt. No to już wiesz gdzie idziemy Jan’Uszu - zwrócił się do Stwora

- No to dreptamy - odpowiedziała krótko czaszka.
 
Sam_u_raju jest offline  
Stary 15-09-2017, 11:05   #197
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Stan zamku świadczył, że nie oni pierwsi wpadli na myśl “twardych” negocjacji. Masywne mury już nie sięgały nieba lecz krzywe i wyszczerbione teraz przypominały szczękę boksera po sromotnie przegranej walce. Lub jeszcze gorzej - po spotkaniu z młotkiem. Nie znaczyło to jednak, że forteca została opuszczona. Nisko, u jej stóp, niczym polne zielsko, pleniło się jakieś życie.
Graw nar Graw oczywiście musiał być pierwszy. Zamaszystym krokiem, tak szybkim dzięki ogromnej długości nóg, ruszył w kierunku nadjeżdżających. Wiedziony instynktem doświadczonego wodza bezbłędnie rozpoznał ku komu skierować uwagę, lecz z całą pewnością to nie skromność kazała mu ustąpić pola. Przez moment Enoch stał twarzą w twarz z koniem świeżo upieczonego lorda Kamiennego Ludu, lecz niezręczna chwila nie trwała długo, doświadczony konny wiedział jak ustawić swego wierzchowca. Spojrzenia, każde w pewnym stopniu groźne i zaczepne się skrzyżowały, lecz na szczęście nie poleciały z tego iskry.
- Co się tutaj stało? Kto was tak urządził? - Wyglądało na to, że szczęście im sprzyja, lecz wolał uzyskać pewność nim rozpoczną się negocjacje.
- Lud Nar i Wieloświatowiec.
Nie mógł się powstrzymać, by nie spojrzeć na Grava lecz twarz potężnego wojownika wyrażała tylko zdziwienie, może z kapką zaniepokojenia.
- Lud Nar nigdy by czegoś takiego nie zrobił - zaprotestował gorąco, zupełnie tak jakby wcześniej sam nie wpadł na identyczny pomysł.
- Ale jeśli to jacyś renegaci, to w imieniu wodza ludu Nar oraz swoim własnym - zaciśnięta pięść Enocha powędrowała do góry - obiecuję, że spotka ich kara na jaką zasłużyli. - Nie precyzował, woląc nie podejmować zobowiązań co do których nie był pewien, czy będzie w stanie ich dotrzymać.
- Czy jest coś w czym możemy wam pomóc?
- Słyszeliśmy, że Lud Nar zbiera wojowników do wojny z Maską?
- Dobrze słyszeliście. Są już nas setki tysięcy, będzie jeszcze więcej. Siła, której nikt się nie oprze. - Charknął i splunął, po czym roztarł plwocinę podeszwą buta. - Nawet Maska.
- Setki tysięcy to i tak jedna dziesiąta tego, co ma Maska. Samych Szarpaczy jest dobre pół miliona. A to ledwie część jego armii. Czego oczekuje Lud Nar? Nie każdy jest nieśmiertelnymi wojownikami, jak oni?
- Szarpacze są jak z papieru - lekceważenie w głosie Enocha nie było udawana. Lecz powaga szybko powróciła - W wojnie która nadciąga każdy będzie musiał zająć jakąś stronę, ci którzy się nie zadeklarują, sami skazują się na porażkę. A lud Nar… oczekuje zwycięstwa. - Ogień zakłębił się w żyłach Adama aż jego oczy zalśniły złotą czerwienią. W tej chwili, gdy czuł się bardziej z luminy niż ludzkiego ciała, czuł że jest w stanie pokonać każdego i wszystkich.
- Są inne stworzenia. Dużo potężniejsze od Szarpaczy. też służ Masce. Jakie mamy gwarancje, że zwyciężymy? I kto zajmie miejsce tyrana gdy już się to uda? Kogo tym razem Wieloświatowcy osadzą na tronie Dominium. W Cytadeli?
Chciałby móc pocieszyć tego chłopaka. Przytulić, pogłaskać po główce i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Że jeśli będzie grzeczny, to zło nie wyściubi nosa z szafy. Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że mu zazdrości. Jeszcze niedawno sam żył w takim świecie, gdzie wystarczyło być. Nie musiał rzucać na szalę żyć innych ludzi licząc, że wypełnią swoje zadanie. A w kłopoty pakował się sam.
- Widzę, że się orientujesz, jak mają się sprawy. Wiesz więc też, jak to się skończy. Masz czas do wieczora na podjęcie decyzji. - To był pierwszy moment, kiedy poczuł, że ma dość tego co robi. Ogień luminy z pewnością nie prowadził go do nieba i wiedział o tym, od kiedy poznał prawdę o Stosie.
- Czy to była groźba, Enochu - zapytał młodzieniec zupełnie nie okazując strachu?
- Groźba? - zdziwiony potrząsnął głową - Zbieram sojuszników i chcę wiedzieć na kogo mogę liczyć. A jeżeli… - zmarszczył brwi i rozejrzał się lustrując otoczenie - Jeżeli ci to zagraża, to znaczy, że jesteś po stronie Maski. - Implikacje tego co właśnie przyszło mu do głowy sprawiły, że jeszcze nim dokończył mówić, lumina rozdmuchała w nim furię ognia. Z każdą chwilą coraz mniej go obchodziło co ma do powiedzenia ten gówniarz, który najwidoczniej już wybrał stronę. Najspokojniej jak tylko był w stanie, wwiercając się w szare oczy lorda Kamiennego Ludu zadał ciężkie niczym płyta grobowca pytanie:
- Czy jesteś po stronie Maski? - Napięty niczym struna czekał na odpowiedź. Nie wiedział czy i jak rozpozna prawdziwość słów, lecz czuł, że musi to usłyszeć.
 
cyjanek jest offline  
Stary 16-09-2017, 17:19   #198
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Megan zastanowiła się nad słowami kobiety. Czy potrzebowała opieki? Zdecydowanie nie.
- Nic nie chcę - odpowiedziała. I tak rzeczywiście było - miała ciało, ale jakby go nie miała. Było jej i nie jej, na raz. - Jak długo tu leżałam? - zapytała.
- Gdzie jest Var Nar Var? Muszę się z nim spotkać.
- Kilkanaście dni. Dokładnie nie wiem. A wódz szykuje się do wymarszu z armią. Ucieszy się, że wróciłaś.
- Bez wątpienia
- mruknęła Megan. - Każdy jest zachwycony, kiedy wracam...
- Pójdę do niego.
- Proszę. Zaprowadzę. Wolisz coś najpierw zjeść?


Skinęła głową, a potem szybko zjadła podany posiłek - bardziej z rozsądku, niż potrzeby, bo nie czuła głodu. Nie czuła też smaku jedzenia.
- Chodźmy.

Na zewnątrz chaty gromadziły się tłumy. Różnobarwnych i różnorodnych istot. Niskie, wysokie, o każdym możliwym i niemożliwym kolorze skóry. Jedne piękne inne szpetne. Potrafiła nazwać większość z ich: krasnoludy, elfy, dumne nerrany, satyry, centaury, zwierzoludy, driady, smukłe huerry znane ze zdolności Siewców. I wiele innych. Nieopisany harmider. Chaos wojennego zgromadzenia. Szli przez osadę krótko, ledwie dwie chaty dalej. Najwyraźniej Var Nar Var chciał mieć ją przy sobie.

Straż przepuściła ich bez słowa. W środku był tylko Var Nar Var i jakiś srebrzystokóry, mocno zbudowany stwór o głowie kota.
- Na Potęgi! - Var na jej widok poderwał się z miejsca. - Me'Ghan ze Wzgórza! Jak? Kiedy?!
- Pójdź ze mną
- ni to poprosiła, ni rozkazała. - Pomówić chcę, na osobności.
- Siadaj. Me’Ghan
- wskazał jej miejsce i spojrzał na mężczyznę z kocią głową o srebrnej skórze. - Wybacz mi Sel’sand. Wieloświatowa Me’Ghan prosi o spotkanie osobiste. Raczysz nas opuścić. Rad jestem z pomocy twojej i twego ludu. Pięćdziesiąt tysięcy twoich pobratymców to siła, jaka przerazi Maskę. Tym bardziej, że po Ludzie Nar Storki z północnych Rubieży są uznane za najlepszych wojowników.
- Jesteśmy nimi
- powiedział Sel’Sand łagodnym, miękkim głosem zupełnie nie pasującym do jego wyglądu. - Pani… - skłonił się Me’Ghan i wyszedł.
Oddała ukłon.

- Nie musimy nigdzie chodzić - uśmiechnął się Var Nar Var. - Siadaj i mów. Cieszę się, że jesteś z nami, ale powiedz, jak to się stało?
Usiadła obok. Czy ona się cieszyła, ze tu była? Nie wiedziała. Nie czuła ani radości, ani nic innego. Nic. To było to słowo. Przez długa chwilę zastanawiała się, co ma odpowiedzieć.
- Jestem Wieloświatowcem - powiedziała w końcu. - Wychodzę z różnych sytuacji.
Zaczerpnęła oddech.
- Var Nan Var.. zastanawiałeś się, co będzie kiedy Maska zostaną pokonani? Co będziesz robił? Jak żył?
- Kiedy go pokonamy Przysięga zostanie dopełniona. A my przestaniemy istnieć. Dopełnimy zemsty. Zadośćuczynimy za zdradę.
- Lud Nar przestanie istnieć, tak? A inni?
- Będą wolni. I zrobią z tą wolnością, cokolwiek zechcą.
- Teraz ty ich niewolisz. Ciągniesz do walki, nie pozwalając na normalne życie.
- Oni nie mają normalnego życia. Poza tym, nie niewolę ich. Przyszli tutaj, bo sami chcieli. Tej wojny. Walki. Wolności.

Spojrzał na nią twardym wzrokiem.
Wytrzymała jego spojrzenie, bez żadnego wysiłku. Nie czuła strachu.
- To ty chcesz wojny, Var Nan Var. Dążysz do niej, za wszelka cenę. To twój jedyny cel. Widzisz to?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 17-09-2017, 13:20   #199
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
DOMINIUM

Pierwszy raz Wieloświatowcy zostali przysłani przez Potęgi pięć cykli temu. Tak dawno, że nikt już nie pamięta tamtych czasów. Rzucili wyzwanie sile, która zniewoliła Dominium i którą nazywano Kowalem Łańcuchów i na jego miejsce wynieśli nowego władcę, który powoli pogrążył się w szaleństwie i w szaleństwie pogrążył świat, którym miał się opiekować. Psy’Ghor, tak go zwano, chociaż jego prawdziwe imię pochłonął mrok zapomnienia. Kiedy Róża zaczęła krwawić Wieloświatowy przybyli ponownie, obalili Psy’Ghora i wynieśli na władcę Tyrantha. Koło zrobiło obrót i Tyrantha zastąpił Dominator. Po kolejnym obrocie na tron wyniesiono Maskę.

Koło się obraca. Róża krwawi. Szykuje się wojna, która zmieni wszystko.
Na kolejny cykl.

CELINE „CZYSTA FALA”

- Je…stem to…bą.

Odpowiedź przyszła po chwili. Słodko-mdlący oddech owiał twarz Celinie. Pod palcami czuła miękką, przegniłą skórę ustępującą pod jej dotykiem. Jak ciasto lub rozgotowana ryba.

Czuła tę lepkość klejącą się do dłoni. Czuła kości ukryte pod tą odłażącą skórę. Zadrżała. Z odrazy i żalu jednocześnie.

- Jestem tobą.

Powtórzyła istota z celi. I zaczęła szlochać
Z jej przegniłych ust wydobył się żałosne, przeciągłe skamlenie. Ciche, bełkotliwe wycie.

- Prawda, że to żałosne – Celine usłyszała czyjś głos.

Dobiegał zza drzwi, które blokowały wyjście z celi. Głos ani kobiecy, ani męski.

- Wróciłaś, Ren’Wave – powiedział/powiedziała właściciel/właścicielka głosu. – Koło się obróciło. Róża znów krwawi. A my chcemy spytać, po co przybyłaś? Chcesz zniszczyć Maskę?


ARIA TARANIS i TOBIAS GREYSON


Jan’Usz prowadził ich przez plątaninę pajęczyn, Prawdziwy labirynt lepkich sieci. Aria nie mogła ich widzieć, lecz widział je Tobias. A to, co widział nie podobało mu się. Wyczuwał i dostrzegał ruch kątem oka. Coś za nimi szło. Przemykało przez pajęczyny. Śledziło.

Aria też to wyczuwała. Liczne, głodne stworzenia. Szły za nimi czekając, aż zajdzie słońce lub zaplączą się w pajęczyny. A wtedy… zadrżała.
Jan’Usz prowadził ich jednak pewnie, wybierając ścieżki przez labirynt pajęczyn.

Szli i szli. Bez końca. Robiło się coraz ciemniej, co Aria odbierała jako większy chłód, bo oczywiście pozbawiona oczu, nie mogła niczego zobaczyć.
W końcu wyszli z pajęczych korytarzy i stanęli przed oszałamiającym widokiem. Przynajmniej Tobias mógł go podziwiać.

Przed nimi wznosiły się góry na których wybudowana dziwne domostwa, w kształcie grzybów. Pomiędzy dachami latały mewy skrzecząc donośnie. Aria zadrżała. Ptaki skrzek przypomniał jej Gniazdo z którego skoczyła.

Przed linią wzniesień czekała na nich grupa mężczyzn w skórzanych pancerzach i pod bronią – mieli miecze, tarcze i włócznie. Pomiędzy nimi oczekiwała kobieta w dziwnym stroju wampa. Dopiero po chwili Tobias zorientował się, ze to, co kobieta ma na plecach to nie element stroju, lecz odnóża.

Kobieta wyglądała jak skrzyżowanie pająka i człowieka.

- Prządki Nocy dopełniły swojego zobowiązania, władczyni z Arraniz. To są …

- Wachlarz i Burzowy Pomruk. Wiem kim są.

Głos kobiety brzmiał dziwnie znajomo. Budził zarówno w Tobiasie i w Arii jakieś uśpione wspomnienia. Falę… niepokoju.

- Witam w Domenie Arraniz – kobieta zwróciła się do nich. – Jestem…

- Jesteś Arraniz Voormodor – słowa popłynęły z ust Ari bezwiednie. – Władczyni Domeny i Strażniczka Osnowy. Tą, która potrafi widzieć przeszłość i przyszłość. I tą, która strzeże Splotu.

Nie miała pojęcia czym jest Splot i Osnowa. Ale wiedziała, kim jest ta kobieta. Władczynią, która stała z boku, gdy Dominium pogrążyło się w szaleństwie wojny przeciwko Dominatorowi. Władczynią o wiele groźniejszą niż władca Kruczego Gniazda.

- Musimy porozmawiać o wojnie którą tu
taj sprowadziliście.

ENOCH OGNISTY

- Nie. Nie jestem. Ale jego posłaniec też tutaj jest. Też przekonuje mnie i mój lud, aby stanęli w obronie Cytadeli.

Odpowiedź władcy Dominium wyjaśniła jego nerwowość.

- Dlatego mam prośbę byś dał nam czas go odprawić. Zatrzymaj się ze swoją świtą tam.

Prośba była uprzejma. A Enoch wiedział, że nie może rozpętać walki w środku negocjacji. To odwróciłoby od ich sprawy innych. Metoda zastraszania miała sens tylko wtedy, gdy nie będzie postępował jak tyran. Inaczej stracą sojuszników.

Posłuchali więc i udali się na odpoczynek z daleka od armii stacjonującej nieopodal ruin zamku.

Wieczór przyszedł szybko. A po nim zapadła noc.

W obozowisku Ludu Kamienia zapłonęły ognie. Wojownicy Nar również rozpalili własne ognisko i racząc się piwem z krążącego wokół bukłaka. Byli ponurzy i co jakiś czas zerkali w stronę ruin zamku. Czekali na odpowiedź.

Ta przyszła na godzinę przed północą.

W postaci żołnierzy w pancerzach i pod bronią. Na oko ponad setkę dobrze dozbrojonych i opancerzonych rębajłów. Wielu z nich miało w rękach grube okowy i łańcuchy.

Pomiędzy nimi, górując nad resztą, stała istota o łbie zwierzęcia i czterema rogami. Dzika i groźna.

Posłaniec Maski.

- Kurwie syny chyba wybrały stronę - powiedział Graw Nar Graw widząc, jak przed szereg wychodzą kusznicy mierząc w stronę wojowników Ludu Nar.

- Enochu Ognisty – zaryczał rogaty posłaniec Maski. – Możesz się poddać i pójść ze mną. Albo zabijemy twoich ludzi, zakujemy ich w kajdany i utopimy na dnie jeziora. Wtedy ich nieśmiertelność stanie się ich torturą. Ale możemy tego uniknąć, kiedy pójdziesz ze mną do Cytadeli. Mój pan chce z tobą pomówić.

ME’GHAN ZE WZGÓRZA

- Tak. Chcę wojny i dążę do niej za wszelką cenę.

Powiedział Var Nar Var.

- Myślałem…

Drzwi do chaty wodza otworzyły się z hałasem i oboje odwrócili się gwałtownie.

W wejściu stał mężczyzna z kolczastej zbroi. Ale to nie była zbroja lecz kolce przebijające się przez skórę.

- Kent! – Var Nar Var poznał go pierwszy. – Kent od Ostrzy!

Największy szermierz Dominium. Najpotężniejszy wojownik spośród Wieloświatowców. Najgroźniejszy i niepowstrzymany. Stał w wejściu i nie był sam. Za nim, w pancerzach wyglądających jak z liści, stały … elfy. Armia z Puszczy. Wielu. Bardzo wielu.

- Zbierasz oddziały, Var Nar Varze – powiedział Kent. – Jestem.

Potem odwrócił kolczastą twarz w stronę Me’Ghan.

- Witaj, Wiedźmo ze Wzgórza – ton głosu złagodził nieco wydźwięk słów. – Cieszę się, że jesteś tutaj. Była ze mną Szalona Dox.

- Przydałaby się jej lumina – zaśmiał się Var Nar Var. – Gdzie jest teraz?

- Nie żyje. Pochłonął ją duch Tyrantha z Puszczy Mor’Ghul. Ale przekonałem go, by poszedł z nami. On i jego armia nieumarłych kreatur. Tylko ma jedno żądanie. Chce pożreć ducha Maski.

- To załatwione – zaśmiał się Var Nar Var.
 
Armiel jest offline  
Stary 23-09-2017, 23:24   #200
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Aria Taranis & Tobias Greyson

- Hmm Jan'Uszu skoro i tak zamierzałeś nas tutaj przyprowadzić to trzeba było nas o tym poinformować, a nie dawać złudzenie kontroli nad sytuacją.
- A co do ciebie władczyni z Arraniz to nie sprowadziłam tutaj żadnej wojny a przynajmniej nie było to moim zamiarem. To prawda, że sporo ludzi straciło życie w mojej obecności, ale to oni reagowali głównie gwałtownymi poczynaniami, tak jakby moja osoba wzbudzała w nich dość ekstremalne uczucia i pobudzała ich do tych skrajnych zachowań. Próbowałam szukać samotności i w ten sposób uchronić ich od tej całej przemocy, ale niestety okazało się, że los nie był dla mnie łaskawy i z jednej konfrontacji przechodziłam szybko do kolejnej.


Aria zaczerpnęła tchu po tej dłuższej wypowiedzi.

- Wiem za to jedną rzecz, wojna nie wydaje mi się właściwą odpowiedzią na problemy z jakimi być może boryka się ten świat. Każde inne rozwiązanie wydaje mi się bardziej sensowne niż pogrążenie się w przemocy i chaosie.

Taranis zamilkła i skierowała swoje niewidzące oczy na Tobiasa tak jakby chciała usłyszeć jego reakcję na swojej słowa.

Tobias nie puszczał jej dłoni ani teraz ani przez całą drogę jaką przeszli w labiryncie pajęczyn. Nawet nie czuł się zaskoczony kiedy wyszli w miejscu, które nie do końca odpowiadało jego wyobrażeniom na temat Gór Skalnym, i które jak się okazało nimi nie były. Czy czuł się zdradzony przez ich przewodnika? Może trochę. Miał wrażenie, że cały ten świat opiera się na zdradzie. Patrzył i przyglądał się tym, którzy stawili się na ich powitanie. Rozglądał się szukając drogi ewentualnej ucieczki na tyle ukradkowo na ile mógł. Patrzył i słuchał tego co mówiła Aria.

- Byliśmy zdani na twoją łaskę przewodniku. Z naszych ust płynęła prawda a i tak doznaliśmy tego czym mami nas tutaj większość fałsz i zdrada - popatrzył kierunku czaszkogłowego stwora z wyrzutem.
- Tak jak mówiła Aria - przeniósł wzrok na Arraniz - Nie my sprowadziliśmy tutaj wojnę tylko symbol jakim się staliśmy w cyklu. Nasze pojawienie się powoduje strach tego, który rządzi i nadzieję tych co przez te rządy są ciemiężeni. Tyle. Czy widzisz z nami armię? Czy widzisz poprzez nas zagrożenie twej Domeny?

- Maska się was nie boi. Maska chce się na was zemścić. To zmienia tę wojnę i Cykl. - Odpowiedziała władczyni domeny. - I nie obawiajcie się zdrady. Jan'Usz nie zdradził was. Z labiryntu pajęczyn jest tylko jedno wyjście i prowadzi przez moją domenę. Tak zaprojektowałam te ziemie. Tak ustaliłam sploty pajęczyny. Widzę, że nic się nie zmieniło. Wieloświatowcy łatwo wydają sądy. Kierując się swoimi przekonaniami i nie dociekając, jak jest naprawdę. Zapraszam was w gościnę. Ale jeżeli nie macie zamiaru z niej skorzystać, czaszkogłów zaprowadzi was tam, gdzie chcecie. Zachęcam jednak, abyście odpoczęli przez noc w Arraniz. Zjedli coś, przespali się i zebrali siły do dalszej drogi.

- Hmm nie wydałam sądu tylko zauważyłam, że Jan'Usz mógł nas poinformować o tym, że będziemy przechodzić przez Twoje ziemie pani a z jakiś sobie nieznanych powodów postanowił tego nie zrobić i wzbudził tym, przynajmniej moje zaskoczenie i zmieszanie. Co do tej całej Maski to naprawdę uważasz, że jej zachowanie jest inne niż pozostałych wcześniejszych władców tego świata? Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że taki Dominator czy Thyrant czy jak tam się oni nazywali obawiali się kogokolwiek.

- Szaleństwo - zaczęła władczyni Domeny - Najgorsza trucizna duszy. Każdy z wielkich władców w końcu w nie popadnie. A wiecie dlaczego? Wachlarzu? Burzowy Pomruku?

- Dlaczego? - zabrzmiał głos Arii

Tobias milczał. Jan’Usz nie powiedział mu, żeby udać się tam gdzie zamierzali muszą przejść przez Domenę Arraniz. Niedomówienie, które mogło okazać się dla nich śmiertelne. Tak, według niego to było w kategorii zdrady. Przeskoczył jednak bardzo szybko na inny tok myślenia złapał się bowiem słów Arraniz. “Maska chce się na was zemścić” Łopotało to pod jego czaszką jak chorągiewka na porywistym wietrze. “Chce się na was zemścić”, “zemścić”. Jedna z możliwości złożyła się w jego głowie i wskoczyła w pusty obraz całości. Niczym ostatni brakujący puzzel.
Milczał jednak patrząc w kierunku pająko-rękiej kobiety czekajac na jej odpowiedź.

- Bo władza korumpuje. Pogrąża tych, co jej ulegają w obłędzie. Między innymi dlatego, że są odpowiedzialni za to, jak będą żyli i umierali poddani. Wy, Wieloświatowcy, też obciążeni jesteście tego typu podatnością na korupcję. Jesteście władcami, którzy stoją ponad władcami. To budzi jeszcze gorsze demony w duszach.

Skończyła. Tobias widział, że wpatruje się w nich z wyczekiwaniem.

- A rozumiem, teraz lecimy z przewodnictwem moralno-duchowym w stylu:"z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność" itd. - odezwała się pierwsza niewidoma dziewczyna

- Bo wiąże się. Ja wiem to najlepiej.

- To czego w takim razie od nas oczekujesz?

- Zaproponowałam wam gościnę. Niczego innego, w tym momencie, nie oczekuję ani nie mogę zaoferować. Pozostaje jednak nadal bez odpowiedzi pytanie, czy skorzystacie z mojego zaproszenia.

- Powiem szczerze. Moje wcześniejsze kontakty z Władcami Domen nie przebiegały pomyślnie. Z Kamiennym Lordem nawet się nie spotkałam, ale sama moja obecność niedaleko jego siedziby skończyła się rozlewem krwi i musiałam stamtąd uciekać. Natomiast moja wizyta w Gnieździe przebiegła w taki sposób, że teraz wyglądam tak jak wyglądam i jestem ślepa. Gdyby to tylko ode mnie zależało wolałabym niezwłocznie udać się w dalszą drogę.

- Chcesz nas gościć bo nas lubisz, tak wypada czy masz inny w tym zamiar? - odezwał się w końcu Tobias - Jeżeli inny to podziękujemy i nie będziemy się Tobie narzucać. Jeżeli jednak będziesz rada z naszej obecności nie mając złych zamiarów co do nas to z chęcią skorzystamy z takiej gościny. Dobrze by było byśmy posilili się, zebrali siły i ubrali się stosowniej - mimowolnie popatrzył na swoje bose, podrapane i poranione nogi oraz coraz bardziej skąpe skrawki odzienia jakie go pokrywały - To jak będzie Pani Arraniz? - popatrzył na nią bez wrogości, zmęczonym spojrzeniem.

- Zapraszam nadal. Umyjecie się. Zjecie coś. Wyposażę was. Porozmawiamy i ruszycie tam, gdzie będziecie chcieli. Nie jestem do was wrogo nastawiona, jeśli o to chodzi. Nie będę chciała was uwięzić czy zabić. Wręcz przeciwnie. Kto wie? Może nawet pomożemy sobie wzajemnie. Czy taka propozycja wam pasuje?

- Jeżeli o mnie chodzi to tak ale sam nie jestem. Aria? - spojrzał teraz na dziewczynę.

- No cóż, ja nie jestem głodna, nie potrzebuję wyposażenia, a moje ubranie może sobie być takie jakie jest. Nie ma to dla mnie zbyt dużego znaczenia. Lecz dotrzymam towarzystwa Tobiasowi.

- Zapraszam zatem do mojego domu. - powiedziała władczyni Arraniz i odwróciła się. Jej straż zrobiła dokładnie to samo.

- Musimy zaryzykować. Znowu. Coś wiesz na temat tej władczyni? - zwrócił się ciszej do niewidomej dziewczyny łapiąc ją za rękę by ponownie stać się jej oczyma.

- Nic. - Aria wzruszyła ramionami - Nawet nie wiem jak ona wygląda.

Greyson opisał jej prowadzące ich istoty najlepiej jak umiał. Istoty, które nie obudziły w nim żadnych wspomnień. Opisał dodatkowo miejsce, które oprócz wizualnych doznań nie przyniosły mu nic ponadto.
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 23-09-2017 o 23:25. Powód: Post pisany z Ravanesh i MG
Sam_u_raju jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172