Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-11-2017, 16:00   #71
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Rohan patrzył na Drake’a z niedowierzaniem.
- Statek rozlatuje się na części. Nie mamy sterowania, hamowania a z kapitanem nie ma łączności. Naprawdę kwestia jakiegoś kleju, który nie wytrzymał wyjścia z nadprzestrzeni jest właśnie teraz taka istotna?
Zamrugał po tych słowach.
- Zresztą, nieważne. - Inżynier sięgnął po kanister z płynem chłodniczym. Ciężka woda ze specjalną mieszanką polimerów. Nie zmieniała lepkości w zakresach 100 do - 80 stopni Celsjusza. Cud techniki pozwalający działać innym cudom techniki. Nikt nie przewidział przy projektowaniu opakowania, że będzie on przelewany do chłodnicy przy braku grawitacji. Na szczęście spełniał większość założeń mechaniki płynów. Wylewał się w wielkim unoszącym się bąblu. Uroki wysokiego napięcia powierzchniowego. Rohan uruchomił pompę perystaltyczną i skierował wlot tygonowego węża wprost w bąbel. Podciśnienie wytworzone ruchem pompy zassało ciecz. Układ nie był duży, toteż wystarczyła ledwie ⅕ zawartości baniaka. Cóż, był on przewidziany do reaktorów, a nie do małych laserów górniczych.

- Z tym klejem, to tak serio, to nie miałem tam nic takiego. Albo Abe coś ściągnął do napraw “na szybko” gdy dokowaliśmy, albo wylało się kilka substancji i gdy byliśmy w nadświetlnej to mogły zajść jakieś reakcje, które normalnie nie zachodzą - mówił nie przerywając montażu chłodnicy. Zaślepił wąż wlotowy. Postukał palcem w czujnik temperatury. Maszyneria potrzebowała nieco czasu, żeby temperatura zaczęła spadać. W tym czasie Rohan zajął się “sprzątaniem”.

Roztopione krople plastali zachowywały się jak ciecz, co było wygodne. Przy braku grawitacji tworzyły większe konglomeraty formując kształt idealnych kul. Wprawdzie im większe, tym łatwiej się je sprzątało, ale tym wolniej się chłodziły. Toteż po kilku operacjach z gaśnicą miał wokół siebie kilka dużych kul z gorącymi rdzeniami.

Teraz nadszedł czas na tę trudniejszą część. Rohan wzniósł się mniej więcej na środek pomieszczenia. Przyczepił się do awaryjnej uprzęży. Zabezpieczył ją. Sięgnął po drugą awaryjną uprząż. Tu już się nieco pomęczył, ponieważ kombinezon przewidywał mocowanie tylko jednej. Ale w końcu udało mu się zablokować przemieszczanie w dwóch z trzech wymiarów.
- Abe potrzebuje pomocy z gorącym rdzeniem. A z Papą nie ma kontaktu od prawie godziny. Kapitan siedzi gdzieś w sekcji 8 bez łączności. Jeżeli uważasz, że kwestia posklejania drzwi w maszynowni, w której prawie eksplodował reaktor jest teraz priorytetem, to leć do Nivi. Tu mi nie pomożesz.

Rohan uruchomił magnetyczne buty i zwiększył ich moc do maksimum. Plastal ciekła czy nie nadal była ferromagnetykiem i zaczęła zbliżać się do stóp inżyniera. Gdy widział zbliżające się czerwone lub białe od gorąca krople to kontrolnie dmuchał strumieniem z gaśnicy. Uprzęże się szarpały, gdy siła wydmuchu odpychała Rohana. Ale jednak wolał to niż przepalenie kombinezonu. Po chwili spora część plastali była już pod nogami Rohana. Ten wypiął się z uprzęży i potraktował śmieci pancerzem w sprayu przyklejając odpadki do podłogi….albo właściwie do ściany, bo widok stojącego do góry nogami Dreake’a przypomniał mu o braku grawitacji.

- W każdym razie tu mi się nie przydasz.
Inżynier starał się tego nie pokazywać, ale było mu cholernie dobrze z tym, że ma kogoś ze sobą w tym pomieszczeniu.

W końcu wrócił do podkręcania mocy laseru. Wiedział, że kolejne 10% może mieć bez konsekwencji. Jednak wizja całego tego czasu w samotności wpłynęła na jego kalkulacje. Tym razem postanowił podnieść moc o 20% a nie o 10.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 12-11-2017, 18:30   #72
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Linda z ulgą wlazła do 6tki. Odwróciła się tyłem do Julii. Czuła się roztrzęsiona i rozbita, sama nie do końca pojmując do końca dlaczego. Najwyraźniej sytuacja zaczynała wpływać i na nią.

Pochyliła się i oparła dłonie na kolanach, zamknęła oczy. W myślach liczyła wolno do dziesięciu oddychając głęboko.

Doliczyła do dwudziestu zanim uspokoiła się na tyle by przed sama sobą uznać, że odzyskała nad sobą kontrolę.

- Norton i Valentine zgłaszają się. Idziemy do medlabu. – lodowaty ton lekarki na kanale publicznym mroził słuchających na nowo - Rohan jak postęp prac? Potrzebuję Twojej ekspertyzy, mamy skażenie jakimś kwasem i całkowity brak kontaktu w siódemce. Musimy to zneutralizować. Pomysły? Sugestie?

Skinęła Julii by podążyła za nią, odepchnęła się by powoli ruszyć do swojego królestwa. Chciała upewnić się co do stanu Red, przy okazji dopytując:
- Jaki status u pozostałych? Potrzebuję dwóch osób do siódemki: neutralizacja kwasu i zabranie kapitana. Kto ma wolne moce przerobowe? - Linda spojrzała pytająco na Julię, która według jej oceny była jednym z lepszych kandydatów do zadania. Była w siódemce niedawno, wiedziała gdzie dokładnie występowała chmura kwasu i jak duża była.

Lekarka zostawiała sobie kolejne pytanie na sam koniec.
"Jak cholerną wisienkę na torcie".

- Teddy jak sytuacja na mostku? Zaraz tam będę.

Marszcząc brwi, na kanale prywatnym rzuciła do pokładowego technika:
- Skąd beczka kwasu na pokładzie? Nie przypominam sobie takiej pozycji w manifeście. To coś twojego?
 

Ostatnio edytowane przez corax : 13-11-2017 o 00:54.
corax jest offline  
Stary 14-11-2017, 21:30   #73
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Inżynier po drugiej stronie komunikatora zdawał się zamyślić. Linda wiedziała, że nie miał podzielności uwagi. I w zasadzie nie była pewna czy teraz grzebie coś przy swoich zabawkach, czy myśli nad jej problemem. W końcu jednak odpowiedział, a z treści odpowiedzi można było wywnioskować, że myślał nad problemem.
- Zwykły kwas potrzebuje wody, żeby dysocjować kationy wodoru. Bez tego nie może być kwasem. W aktualnym stanie powinno wystarczyć wyłączenie grzania sekcji. Woda przejdzie w lód i zablokuje reaktywność.
Mlaśnięcie, jak gdyby jakaś jeszcze koncepcja chodziła mu po głowie.
- Jeżeli to superkwas, no to już gorzej. Taki kwas fluoroantymonowy jest kompletnie bezwodny, a stałą dysocjacji ma kilkukrotnie wyższą niż kwas solny. Ale i tak jest do opanowania. Bez grawitacji nie będzie się rozprzestrzeniać, tylko zbijać. Napięcie powierzchniowe determinuje zachowanie cieczy. W każdym razie reguła van’t Hoffa mówi, że każdy spadek 10 Kelwinów spowalnia reakcję o połowę. To dotyczy również reakcji dysocjacji kwasów. W sensie tego wyżerania kwasów.
Inżynier zamilkł czekając na reakcję

Lina wysłuchała wywodu Rohana:
- Do opanowania, Rohan. Jak?

- Wychłodzenie Linda! Wyłączyć grzanie i otworzyć sekcje zewnętrzne. Bez powietrza materia oddaje temperaturę ze stałą do sześcianu. Wypromieniowuje. To będzie chwila, żeby to zamrozić - Rohan miał ton jakby tłumaczył, że słońce wschodzi na wschodzie, a zachodzi na zachodzie. Często zdarzało mu się zapominać, że przeciętny człowiek nie dysponował jego wiedzą z zakresu fizyki, chemii i mechaniki materiałów. Problem z jego zachowaniem był tym większy im z lepszym specjalistą rozmawiał. Bo oto okazywało się, że ktoś inny poświęcił życie na zagłębianie się w diametralnie inne meandry nauki.

Norton przeżuwała chwilę informacje od mechanika pokładowego i coś się jej nie zgadzało.
- Rohan - wychładzała go swym głosem - jak wychłodzić chmurę gazu?!
Mężczyzna mógł sobie z łatwością wyobrazić surowy wyraz jej twarzy i lekko uniesione brwi.

- Otwórzcie wszystkie możliwe grodzie w nieaktywnych sekcjach. Równanie Clapeyrona. Stan gazu doskonałego. Iloczyn ciśnienia i objętości odpowiada trzem stałym. W próżni nie ma ciśnienia, więc bez zmiany pozostałych parametrów objętość będzie rosnąć do nieskończoności. A stężenie będzie spadać w nieskończoność. Nawet jeżeli się nie wychłodzi, to stężenie będzie dążyć do zera. Im większe pomieszczenia otworzycie, tym szybciej zneutralizujecie gaz. Zwłaszcza, jeżeli któreś z pomieszczeń będzie mieć dziurę z widokiem na kosmos.

Norton parsknęła.
Acheron był jednym wielkim pomieszczeniem.
Wróciła do pierwotnego pytania:
- Beczka to Twoje wyposażenie? - nie brzmiała na przekonaną ale wolała się najwidoczniej upewnić.

- Nie wiem. Możliwe, że gdzieś się wala coś takiego, choć nie mam żadnych superkwasów, a to co magazynowałem na statku powinno być zamarznięte - w myślach wrócił do rozmowy z Drakiem.
- Ale w czasie ataku na statek mogły zajść pewne nieprzewidziane reakcje - westchnął ciężko.
- Lindo nie wiem skąd ten kwas.

- Nieprzewidziane reakcje nie objawiają się zazwyczaj jako beczka z kwasem pędząca z dużą prędkością. - lekarka urwała - Dobrze, dziękuję. To wszystko.

Rozłączyła się, a inżynier znowu został z myślami.
Kleje. Kwasy. Co tu się do cholery działo?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 17-11-2017, 14:26   #74
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
- Oh, whisky you're the devil - wesoło podśpiewywał, na powrót przemierzając mroczne korytarze, z Sajgą wymierzoną w ciemność, co obślizgłymi mackami raz za razem zjadała jego pewność siebie. - ...you're leading me astray, over hills and mountains and to Amerikay! - Nic tu po nim. Chmura żrącego kwasu jest przeszkodą niepokonaną dla Tichego, którego jedynym narzędziem jest automatyczna strzelba. - You're sweetness from the Bleachner and spunkier than tea - każdy nieważki przedmiot latający w otchłani tej przerażającej ćmy, mógł być śmiertelnym wrogiem, który udając naturę nieożywionego materiału, czekał tylko na błąd starego kapitana. - Oh whisky you're my darling drunk or sober!

Byleby złapać łączność. I nie dać się rozszarpać. Tichy, kto miałby ci wypruć flaki?
Co kilkanaście sekund wywoływał załogę, aby czym prędzej dowiedzieć się o tym, że znalazł się w strefie zasięgu komunikatorów. Drzwi, dźwignia, diody poniszczonych aparatów, a to co!? Stolik. Tylko metalowy stolik, co łypnął po oczach blaskiem, odbitym od zwariowanej lampy, która resztkami sił starała się powrócić do swojej normalności.
Korytarz za korytarzem, prosto na zbawienny mostek.
 
Szkuner jest offline  
Stary 19-11-2017, 05:27   #75
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Abe rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu po czym wybrał jedną z metalowych szafek którą oderwał od ściany następnie korzystając z "pancerza w sprayu" i pianki uszczelniającej zabezpieczył od środka.
-Alex wytycz mi drogę do najbliższej sprawnej śluzy. I zamykaj za mną grodzie
Popatrzył uważnie na wyświetlacz na rękawie kombinezonu HUD było opcją ale zawsze go irytowały więc preferował ten na rękawie
szybko włożył fragment rdzenia, następnie zamknął i zabezpieczył od zewnątrz. upewniając się że wygląda na szczelne, następnie odbił się od podłogi i ciągnąc jedną ręką szafkę-sarkofag popłynął po wyznaczonej trasie
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 19-11-2017, 14:56   #76
 
Satrius's Avatar
 
Reputacja: 1 Satrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputację
Veronice zaburczało w brzuchu, był to znak, że początkowe dawki adrenaliny wydzielane przez mózg na skutek potyczki, skoku i obecnej katastrofy kosmicznej ustąpiły. W tym momencie nawet glutopodobne tubki o wątpliwych walorach smakowych, którymi raczyli się podczas podróży, wydawały się niczym pięciogwiazdkowe danie w luksusowej restauracji. Cóż, potrzeby fizjologiczne musiały jeszcze poczekać. Obecnie Veronica dryfowała razem z tajemniczym kontenerem po ładowni, niczym para kochanków ciągle się obracali, krążyli, zmieniali pozycję. Informatyczce udało się pozyskać kilka istotnych informacji, które czym prędzej przekazała zdalnie Alex i reszcie załogi.
Złamanie zabezpieczeń systemu nie było łatwe, jeżeli dotychczas możemy mówić o ich złamaniu a nie obejściu. Meduzę udało jej się oszukać dzięki czemu Doombull traktował ją jako uprawnionego użytkowania. Teraz Veronica została postawiona przed dylematem; czy działać dalej, poświęcić cenny czas i narazić się na niebezpieczeństwo, czy może skupić się na bezpośredniej pomocy załodze i problemie, o którym komunikowała Nivi.
Niestety nie była ona konformistką. Więc wgłębiając się w kod uśpionej Meduzy zaczęła tworzyć bliźniaczy program, starała się aby jej bliźniak niczym nie różnił się niczym od oryginału, żadna definicja czy numer seryjny nie mogły być inne. Plan był taki aby po stworzeniu programu, usunąć jego pierwotną formę jednocześnie wgrywając nową (podległą Veronice). Nowa Meduza, jeżeli zostałaby zidentyfikowana i zaakceptowana przez Doombull, miała wymusić kopię zapasową bazy danych i umieścić ją w naręcznym urządzeniu hakującym.
 

Ostatnio edytowane przez Satrius : 19-11-2017 o 15:50.
Satrius jest offline  
Stary 19-11-2017, 19:48   #77
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Julia posłusznie dała się zaprowadzić do medlabu. Stara dobra pani doktor uratowała jej zamarzający tyłek, więc teraz to ona tu dowodziła. Red w sumie czuła się dobrze, ale dała sobie ogarnąć twarz przysłuchując się rozmowie lekarki z mechanikiem. Teraz była już szczerze ciekawa czy ktokolwiek ma pojęcie co dokładnie przewożą na statku. Może ten stary świr Tichy, pamięta co załadowano na jego pokład.

Nie czuła by wypowiedź mechanika jakoś pomogła w rozwiązaniu problemu. W siódemce nie było grawitacji, było tam zimno jak w całej zasranej przestrzeni kosmicznej, a to latające zielone g i tak było niebezpieczne.

- Dobra, przejdę się poszukać naszego kapitana. - Red z powrotem podopinała skafander i wzięła medpack przygotowany przez doktor. Tak na wszelki wypadek. - Spróbuję wywalić ten kwas w kosmos, może kapitan mi pomoże.

Miała spore wątpliwości z przydatności starego świra do czegokolwiek, ale toż i tak będzie musiała się z nim podzielić planem. Wypytała jeszcze doktor, którędy szli z Tichym i wyszła na korytarz. Z tego co zrozumiała cała załoga dosłownie rozpierzchła się po statku. Wspaniały pomysł, gdy wszystko jest rozwalone na wszystkie możliwe strony wszechświata, za sterem jest Teddy… sama, a po pokładzie walają się niezidentyfikowane beczki z kwasem. Powinna zahaczyć, o którąś siłownie i zgarnąć mocniejszy skafander. Miała po dziurki w nosie umierania od braku powietrza i odmrożeń na dzień dzisiejszy. Żeby tylko udało się nawiązać kontakt z tym świrem po drodze. No tak i jeszcze pozostawał temat resztek oka ich pokładowego mechanika.

Przełączyła się na prywatną linię z ich lokalnym pół androidem.
- Ej, Rohan. Mam resztki jeden z tych twoich patrzałek, coś ją rozwaliło w drobny mak przy śluzie między szóstką a siódemką. Tam gdzie rąbnął ten niezidentyfikowany kwas. Gdzie jesteś? Mogłabym ci to opchnąć.

Czekając na odpowiedź od mechanika powoli przemieszczała się po trasie jaką przebyli Tichy i Linda. Wysyłała sygnały na prywatny kanał szefa, mając nadzieję, że dziadyga będzie próbował robić to samo. Próbowała sobie przypomnieć czemu się zaciągnęła, ale na razie jedyne co podpowiadała jej głowa, to to, że jej odwaliło. Poważnie odwaliło. Fajnie że byli tacy ludzie jak Linda czy Leon, ale reszta to była banda świrów.

- Dobra Red, skup się… - Szepnęła do siebie, wsłuchując się w ciszę w komunikatorze. - … dziadyga, skafander i wywalamy w kosmos to gówno.
 
Aiko jest offline  
Stary 19-11-2017, 20:58   #78
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Kanonier słuchał inżyniera i tylko kiwał głową, przyjmując do wiadomości jego słowa. Nie mieli nic podobnego, przynajmniej on nic takiego nie kojarzył. Zostawał Abe, albo niezaplanowana reakcja chemiczna, mieszająca całą gamę substancji które wydostały się z nieszczelnych opakowań. Jakimś niesłychanym cudem udało mu się dociągnąć butlę chłodziwa do miejsca docelowego i niczego po drodze nie zniszczyć, ani nie wkurwić się i nie rzucić targanego ciężaru w diabły.

Daleko nie było, ale i tak się zmachał, więc sapał w swoim syntetycznym kokonie, pokrywając szybkę hełmu biała mgiełką utrudniającą widoczność.
- Zawsze mogło być gorzej - mruknął, gdy padła lista awarii i problemów. Patrzył na rozjarzone krople unoszące się w próżni. Zbyt dużo roztopionego metalu zbyt blisko kombinezonu jak na jego gust.

Jeden kęs płynnej blachy osiadł na butli, Drake chciał go usunąć, ale Rohan spławiał go aż nazbyt wyraźnie. Wzruszył więc ramionami i usunął siebie z pomieszczenia.
- Uważaj na sprzęt. Jeden świetlik usiadł ci na butli. - powiedział flegmatycznie przez komunikator, wypływając na korytarz. Tu nie było resztek spawalniczych, od razu zrobiło się przyjemniej i mniej nerwowo. Obrócił się w powietrzu, odbił butami od ściany i poszybował w kierunku biolabu.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
Stary 20-11-2017, 02:50   #79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 9 01:40 h; 13.31 ja od Dagon V

Układ Dagon; 1:40 h po skoku; 13.31 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; pokł C; seg 3; mostek; Prya



Linda pytała się o sytuację. Chociaż jeszcze nie przybyła na mostek ale coś sytuacja w trzewiach korwety komplikowała się i komplikowała. Alex w końcu odzyskała kontakt z dziewczynami gdy wróciły z 7-ki a niedawno oznajmiła o pojawieniu się kontaktu z samym kapitanem i Drake. Właściwie to tylko z “Papą” nadal w tej chwili nie było kontaktu. Już dość długo.

Mijała właśnie pierwsza setka minut, trochę ponad półtorej godziny odkąd bardzo, bardzo awaryjnie wyskoczyli w tym systemie. Czas jaki navigator nadrobiła manewrem ponadeliptycznym jeszcze się nie skończył. Ale już go niewiele zostało. Za jakieś 3.5 h dotrą do gazowego giganta i orbitującego wokół niego frachtowca.

Alex zapikała czujnikiem ze skanów. Ponieważ stanowisko skanera było w tej chwili nie obsadzone więc przelała obraz na konsoletę nawigator. “Teddy” nie była profesjonalnym skanerem więc nie wyłapywała wszystkich detali jakie wyświetlała na konsolecie Alex. Ale była na tyle doświadczonym kosmicznym pilotem by całkiem nieźle zorientować się na co patrzy. To nie tak, że skany wykryły kolejny obiekt na orbicie Dagona V. Raczej po ponad półtorej godziny spływania kolejnych danych, z coraz większego stopnia nachylenia w połączeniu z ciągłą analizą dokonywaną na bieżąco przez komputer pokładowy wyłapało pewną nieścisłość. Skanery wykryły nieznaczną anomalię magnetyczną we frachtowcu. Po wewnętrznej stronie orbity giganta czyli przeciwnej niż nadlatywał “Archeon”.

Ta anomalia magnetyczna pokrywała się z pewną nieregularnością jaką wykrywały sensory optyki korwety. Mogła to być jakaś nadbudówka tak jak i oni mieli nadbudówkę na dwa dodatkowe pokłady na rufie gdzie wciśnięty był hipernapęd. Tylko, że musiałaby to być jakaś indywidualna nadbudówka jakiej Alex nie miała w pamięci planów tego typu frachtowców. No albo była tam przycumowana druga jednostka. Ale tak samo głucha i ciemna jak główna bryła orbitującej plaststali więc ciężko było to stwierdzić. Może Tichy by coś wyciągnął ze skanów albo Veronica wydusiła coś jeszcze z oprogramowania Alex ale nawigator pospołu ze skanami kierowanymi w tej chwili przez jednostkę centralną korwety to mogła tylko czekać aż odległość skróci się jeszcze bardziej i może pojawią się bardziej dokładne dane.



Rufa; pokł C; seg 8; siłownia hipernapędu; Rohan



Przebił się! Nareszcie! Inżynier obserwował jak ostatnie centymetry zdawałoby się niemożliwie wolno przepalają się do miejsca gdzie prawie godzinę temu zaczął wypalać otwór. I choć wiedział, że to ludzkie, subiektywne wrażenie bo maszyna pracowała bez wytchnienia i po dostarczeniu przez kanoniera chłodziwa nawet szybciej niż dotąd. Ale i tak ciężko było nie ulec temu bardzo ludzkiemu wrażeniu. Ale wreszcie udało się! Wypalił pierwszą dziurę w pokładzie B. Miał więc 1/3 planowanej drogi do poprowadzenia wiązki energetycznej za sobą.

Musiał teraz przenieść swoje klamoty poziom niżej, naszykować wszystko jeszcze raz, jeszcze raz wyznaczyć miejsce kolejnego cięcia no i zacząć ciąć. Dzięki chłodziwu mógł pozwolić sobie na zwiększenie temperatury prac co owocować powinno ich szybszym tempem. Wedle obliczeń jeśli wszystko by poszło zgodnie z planem miał szansę skrócić pracę gdzieś z czterech kwadransów do trzech. I nadal ze względnie sporym marginesem bezpieczeństwa pracy.

Gdy wylądował poziom niżej, na pokładzie C szybko zorientował się, że panuje tu burdel. Co prawda na pozbawionej grawitacji jednostce jaka dość mocno oberwała podczas kosmicznego starcia z silniejszym od siebie przeciwnikiem to w ogóle nie było dziwne. Ale no właśnie gdzieś ten rejon miał oczyścić Jean. A jeśli to zrobił i nie pomylił sektorów to musiało wyglądać tu chyba wręcz katastroficznie bo teraz wyglądało na pobojowisko. No albo jednak nie ruszył nic. Ale wówczas to gdzie on był i co robił? Nadal się nie odezwał do Rohana odkąd wyruszył by oczyścić no właśnie tą okolice gdzie teraz inżynier ustawiał wypalacz do przepalania kolejnego pokładu. Alex też nie mogła podać namiaru wąsacza, więc wyglądało, że wciąż jest gdzieś w tych uszkodzonych sektorach. Dostał też odpowiedź od Julii. Zgodziła się przynieść mu te znalezione, zniszczone latające oko ale po drodze miały z Lindą sprawę do załatwienia w 7-ce. Odnalezienie kapitana i pozbycie się tej kwasowej chmury.



Śródokręcie; pokł D seg 6; korytarz główny; Tichy, Linda, Drake i “Red”



Tichy cofał się z powrotem od burty do głównego korytarza. A potem przeleciał nim w stronę drzwi prowadzących do 6-ki. Zdołał je minąć, zamknąć za sobą gdy przeciwne drzwi otwarły się i wleciały przez nie Linda i Julia. Rusznikarka dostała odpowiedź od inżyniera w której był chętny na spotkanie z nią i resztkami latającego bota jakie znalazła. Linda zaś też dostała prywatną wiadomość. Od Nivii.

"Stary chwilowo nie odbiera, więc pozwól że Tobie zawrócę głowę. Alternatywą jest Teddy, a sama wiesz.... cóż. Powinnaś coś zobaczyć. Pilnie. Jesteś lekarzem, zrozumiesz. Uważajcie na siebie, jeśli dasz radę wstąp do zbrojowni, niech pozostali też się uzbroją. Profilaktycznie.”

Kapitan zaś prawie jak na zamówienie zjawił się w otwierajacych się właśnie drzwiach do zdewastowanej 7-ki. Kapitanowi widocznie też w tym momencie udało się wydostać ze zdewastowanego segmentu. Ale zostawili w niej tą latającą luzem chmurę kwasu która zostawiona samopas nie wiadomo co mogła jeszcze zniszczyć czy uszkodzić. Wtedy drzwi 6-tej grodzi otwarły się i wdryfował przez nie Drake. Kanonier zaś gdy inżynier właściwie go pożegnał miał okazję znowu znaleźć się w zdewastowanej i ponuro wyglądającej 7-ce. Choć tylko przeleciał przez nią bez przygód i przeszkód. Ledwo otworzył drzwi w 6-tej grodzi gdy ujrzał po drugiej stronie trzy sylwetki. Kapitan, lekarz i rusznikarka. No to wreszcie spotkali się w większym gronie chyba pierwszy raz odkąd wyskoczyli w tym systemie.

Spotkali się wreszcie osobiście trochę ponad półtorej godziny po wyjściu ze hiperprzestrzeni. I jakieś 3.5 do Dagona V z czego ostatnią godzinę “Teddy” już powinna zacząć wyhamowywać jeśli mieli się zastopować przy tym gazowym gigancie w cywilizowany sposób. Ale teraz nie dalej niż kilkadziesiąt metrów od nich, po drugiej stronie grodzi dryfowała sobie chmura kwasu która niedawno odcięła dwie załogantki od reszty statku a nie wiadomo było co w tej chwili odetnie czy spali. Julia zaś mimo wszystko nabrała otuchy czując się o wiele pewniej w tej jak na tą sytuację całkiem licznym gronie.



Śródokręcie; pokł D; seg 6; śluza D6p; Abe



Abe ścigał się z czasem. I z promieniowaniem. Ale pomysł, choć improwizowany jak zwykle, wydawał się względnie prosty, szybki i sensowny. Wziąć zaimprowizować specjalistyczny pojemnik na skażone odpady z szafki i pancerza w sprayu. Bolączką było samo sprejowanie szafki i wręcz namacalnej esencji promieniotwórczości jaka wciąż z kawałkiem podłogi i ściany dryfowała sobie swobodnie po sali bilardowej razem z bilami, kijami i krzesłami. Ten moment był krytyczny bo Abe musiał zbliżyć się na niebezpieczną odległość i to nie w przelocie a na dłuższą chwilę.

Słyszał jak miernik promieniowania skrzeczy alarmująco gdy wychodził poza skalę. W końcu w pobliżu wyrwanego eksplozją rdzenia promieniowanie było zbliżone do tego we wnętrzu reaktora. Abe czuł wszelkie zdrowe odruchy zdenerwowanego organizmu. Spocone ręce, pot spływający po skroni i karku, suchość w ustach i całą gamę podobnych detali. Ale mimo to nie zawahał się i choć czuł zdenerwowanie nie uległ mu. Wytrwał do momentu gdy srebrzysta maź zaczęła wreszcie zakrywać żarzący się rdzeń, zalewać go, stygnąć a opętańcze tykanie dozymetru uspakajało się aż wreszcie gdy ostatnie fragmenty rdzenia znikły pod srebrzystą masą wróciło do względnie normalnego poziomu. Ale tyle co radów i siwertów dostał do tej pory to było już tylko jego.

Leciał samotnie przez korytarz za towarzysza mając tylko rohanowego MiTsu i zamykane przez Alex drzwi. Dotargać spoconą z napięcia ręką ciągniętą szafkę, odbić się od sufitu czy ściany drugą albo nogami, dolecieć do drzwi! Prędko! Minąć, zobaczyć jak Alex zamyka drzwi. Odbić się znowu, zgodnie z trasą jaką wyświetlał komputer pokładowy, znowu za kolejny zakręt, do kolejnych drzwi. Ledwo je minął gdy te Alex też zamknęła. Wreszcie drzwi przed nim. Sluza! Już był przy samej burcie! Jeszcze kawałek…

Otworzyć wewnętrzne drzwi śluzy. Wlecieć. Zamknąć wewnętrzne drzwi. Przypiąć się. Nie słuchać trykania dozymetru. Jeszcze moment. Otworzyć zewnętrzne drzwi śluzy i obserwować jak próżnia wyrywa każdy luźny obiekt na zewnątrz. Metalowy, improwizowany sarkofak rdzenia reaktora również. Zamknąć zewnętrzne drzwi. Odczepić się. I można było wracać do głównej części korwety.

Ciężki model skafandra powinien uchronić swojego właściciela przed promieniowaniem. Ale jak wszystko miał swoje normy i limity. Wedle czujników skafandra otrzymał jakieś 9 - 10 Gy. Sporo. Zwykłego załoganta z zwykłym skafandrze już by przenicowało na wylot. Linda by miała kolejnego pacjenta. Tym razem z początkowym stadium choroby popromiennej podobnie jak świeżo po skoku wylądował tam Rohan. Niemniej ciężki skafander roboczy jakiego używał Abe pochłonął do tej pory gdzieś połowę dawki promieniowania. Gdzieś kolejna taka dawka przepaliłaby go podobnie jak lżejsze osłony. Co więcej skafander sam stał się w tej chwili źródłem promieniowania wtórnego. Nie było to groźne póki nie kręcili się tu inni załoganci albo nie kręcili się zbyt długo. Ani gdy Abe poruszał się po tym zdewastowanym rejonie który i tak pewnie został napromieniowany i napromieniowany skafander w ogóle nic tu nie zmieniał. No ale jednak przynajmniej BHP wymagało by przejść procedurę odkażania przy poruszaniu się tam gdzie ludzie albo nie skażone części statku.



Śródokręcie; pokł C; sek 5; ładownia; Veronica



Zmajstrowanie kopii programu nie było takie proste nawet gdy miało się wprawę i podręczny zestaw półproduktów na ramieniu. Palce informatyczki pracowały szybko na holoklawiaturze gdzie jej światło nic sobie nie robiło ze zmrożonej próżni. Czas uciekał. Co prawda sama hakerska robota akurat nie była na czas. Ani panel rozerwanego kontenera, ani Doombull, ani naręczny komputerek Kowalsky się nie spieszył. Jak wszystkie roboty, komputery i maszyny miały swój pozbawiony emocji i instynktu samozachowawczego spokój. Ale sama Veronica jak i pozostała część ożywionej załogi już takiego spokoju nie odczuwała. W tej chwili mogła pracować ale nie wiedziała ile ta chwila jeszcze potrwa nim ją odwołają do innych zajęć albo stanie się coś.

Po paru minutach intensywnej pracy na swoim sprzęcie uznała, że ma tak dobrą kopię programu firewalla jak to tylko możliwe. Zostawało wrzucić hakerski półprodukt do hakerskiej kuchni i zobaczyć jak klient zareaguje. Jasnowłosa kobieta w skafandrze próżniowym czuła napięcie gdy jej palce uruchamiały finalną procedurę. Musiała przekonać program stróżujący, że powinien przyjąć skasowanie firewall i zainstalowanie nowego. Tego już nie było jak obejść albo się uda albo trzeba będzie spróbować coś innego.

Doombull przyjrzał się prośbie użytkownika jaka zalecała reinstalację kluczowego podprogramu. Ale tutaj Veronice poszło jak marzenie bo program stróżujący nawet się nie zająknął, że coś jest nie tak. Przyjął decyzję o reinstalacji. Teraz jednak badał podany produkt. Sprawdzał czy jest zgodny z zapamiętanymi wzorcami. Tu już nie poszło tak idealnie bo Doombull dopatrzył się jednak pewnych nieprawidłowości tej wersji Meduzy ale widocznie różnice były tak niewielkie, że uznał je za ostatnie aktualizacje. Ostatecznie więc Veronice udało się zainstalować w panelu własny firewall. Teraz właściwie od niej zależało kto i jak będzie miał dostęp do panelu i mogła choćby ustanowić własne hasło dostępu do komputera. Więc już nie trzeba by specjalisty by wbić się w panel. Dalej jednak zostawało samo grzebanie w zasobach panelu a tego nadal pilnował nienaruszony Doombull. Nowy firewall niczego w tej materii nie zmieniał.

Operację wyłudzania danych pod okiem Doombulla musiała zaprojektować od początku. System okazał się zbyt skomplikowany by prowizorka z nowego firewall coś tu zdziałała. A raczej po prostu odbiła się od zabezpieczeń systemu jak gumowa piłeczka i Veronica musiała jeszcze raz zakasać rękawy. Trzeba było zmajstrować kolejny program który dzięki nowemu firewall przeszedł całkiem gładko w trzewia panelu. Panel uznał nowy podprogram za użytkownika z odpowiednim progiem dostępu i nie miał oporów przeciwko pozwoleniem mu na zgranie kolejnej porcji danych. Jakie to były dane Veronica nie miała pojęcia bo widziała tylko procenty kolorowych prostokątów jakie oznaczały poziom zgrywania jakichś danych.

Udało jej się wymienić Meduzę na własną Meduzę i oszukać Doombulla. Niemniej Doombull nadal tam był i pilnował. Kolejne grzebanie wymagałoby kolejnego programu. Właściwie mogła już jedynie próbować podszyć się pod samego admina i brać się za bary z samym Doombullem. Gdyby jej się udało mogłaby poruszać się swobodnie po wewnętrznych opłotkach programu a nawet odinstalować Doombulla. No ale ryzyko było znowu spore bo gdyby Doombull się połapał mógł zaatakować jej komputer a nawet skasować całą zawartość panela. Choć przy własnej Meduzie powrót do trzewi panela byłby już łatwiejszy a skasowanie danych nie skasowało by tych których zdobyła i przesłała do Alex do tej pory.



Śródokręcie; pokł D; seg 4; biolab; Nivi



Podobno na samym początku kosmosu tablica Mendelejewa składała się z dwóch pierwiastków: wodoru i helu. No ale to było dawno temu zanim biologia miała co badać i teraz jednak tych pierwiastków do opanowania było znacznie więcej. Niemniej jakoś pewnie rzeczy w klasycznej nauce się nie zmieniały. Na przykład to, że nie było super odpornych substancji we wszystkich możliwych stanach skupienia i możliwych sytuacjach.

Tak też było i w tej chwili z pobranymi z rozerwanego kontenera próbkami. Były bardzo odporne na wysoką temperaturę oraz kwas. To na pewno. Niestety na niską temperaturę też. Nawet na gwałtowną zmianę temperatur i ciśnienia które można by na przykład spotkać w przypadku kosmicznej dekompresji choć na pewno nie pomagała to też szkodziła w ograniczonym stopniu. Nie mniej niż skafander kosmonauty. Myk polegał na szczelności i grubości tego materiału. Tak jak ze szkliwem na zębach. Najmocniejszy materiał ludzkiego ciała, twardszy od kości, odporny na niekorzystne warunki a jednak tak często dziurawy. Właśnie tam gdzie warstwa szkliwa była słabsza lub jej nie było.

Wyniki badań sugerowały, że warstwa ochronna tej tkanki byłaby przynajmniej tak odporna jak próżniowe skafandry jakie mieli na sobie. Przynajmniej. Jeśli byłaby właśnie szczelna i podobnie wytrzymała na całej powłoce ciała jak ta w pobranych próbkach. Ale mogła być cieńsza lub grubsza. Mogła być tylko na jakimś fragmencie ciała.

Z temperaturą też mogło być różnie gdy mówiło się o organizmie żywym. Podobnie jak człowiek w ognioodpornym kombinezonie ogień co prawda mógł go nie spalić a kombinezonu nie przepalić ale przekazywał mu swoje ciepło. Nawet jeśli wolniej niż bardziej standardowe materiały to jednak przekazywał. To oznaczało, że w przypadku ten teflonowej skóry ogień czy zimno mogło być przekazywane w głąb ciała nawet jeśli ta teflonowa błona nadal była względnie cała i hermetyczna. Po prostu przekazywanie tej temperatury przebiegało wolniej.

Wszelkie standardowe środki jakie Nivi miała w labie a poza labem mogli liczyć, że w większej ilości znajdą je na pokładzie spełzły na niczym. Wszelkie standardowe kwasy czy rozpuszczalniki reagowały na tak silne stężenie teflonu właśnie jak to już o tym materiale zwykło mówić. Może Rohan albo Abe znali jakieś fizyczne czy chemiczne sztuczki ze względu na swoje wykształcenie i doświadczenie ale z biologicznego punktu widzenia to próbki okazywały się odporne na te kąpiele w różnych odczynnikach. Tkanki pływały w nich obojętnie.

Próbki właściwie największą słabość okazywały przy podniesieniu do wysokiej temperatury, rzędu już trzycyfrowych wartości po dodatniej stronie 0*C a potem gwałtownego obniżenia do trzycyfrowych poniżej 0*C. Oczywiście odpowiednio wysoka temperatura pewnie by roztapiała a nawet odparowywała próbki ale uzyskanie tak wysokich temperatur na statku było bardzo trudne. Zwłaszcza jakby gdzieś w pobliżu mieli być ludzie. A zmajstrowanie tego w poręczny sprzęt to w ogóle robiły się techniczne wygibasy. No i spalić czy nawet stopić skrawek tkanki w palniku laboratoryjnym to jedno a gdy mowa o czymś żywym to się robiła prawie czysta abstrakcja. Ale z tym to znowu była bardziej pochodna inżynierii niż biologii.




Układ Dagon; 1:40 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




???; Silvia



Światło. Tam i tu było światło ale raczej blade diodki, lub odblaski odbijające światło latarki. Ciężko było je uznać za prawdziwe światło. Dlatego gdy już się objawiło od razu rzucało się w oczy. To błyszczał jakiś ekran. Jeden z licznych paneli wmontowanych w liczną ze ścian. Ścian było tutaj sporo. I korytarzy. I drzwi. I pokładów. I schodów. I wind. Ale windy nie działały. Tak jak i światła właśnie.

Zabrane z korwety łowców ogniwo energetyczne wreszcie się przydało. Silvia odważyła się zaryzykować by je podłączyć pod panel i dowiedzieć się czegoś. Czegokolwiek poza tym, że byli w systemie Dagon. Nic jej to nie mówiło. Ale musiało być jakiś skrajny skrawek cywilizacji skoro nawet Bram tu nie zamontowano. Z podsłuchanych rozmów wywnioskowała tyle, że chyba nawet żadnej stacji z ludzką obsadą tu nie ma. Same automaty, sondy i roboty. Dlatego ten frachtowiec wydawał się być ich nadzieją. Ale okazał się nadzieją płonną. Chociaż smukłej blondynce naprawdę dał szansę by umknąć prześladowcom. No ale teraz właśnie była tutaj. Na tym frachtowcu. Czyli właściwie nie wiedziała gdzie. Ani gdzie jest ten Dagon, ani gdzie jest ten frachtowiec, ani gdzie co to za frachtowiec. Za to wiedziała, że jakoś nikt kto tu wszedł to nie wrócił na pokład korwety. Ale chyba jej nie ścigali. Nie była pewna. Ale gdy się odwracała za siebie widziała promień własnej latarki oświetlające drzwi, korytarze, drzwi czy przez co akurat przechodziła. Chyba ich zgubiła. Ale przy okazji i zgubiła siebie. Kompletnie nie wiedziała gdzie się znajduje. Ale zdawała sobie dość dobrze sprawę, że frachtowce to mogą być całkiem spore. Zwłaszcza na samotne gubienie się.

Czas było się coś więc dowiedzieć. Była chyba choć chwilowo bezpieczna. I można było udawać, że się nie myśli i nie pamięta tych wrzasków przerażenia, krzyków rozpaczy i agonii umierających ludzi. Ludzi którzy pewnie zginęli właśnie gdzieś tu na tych pokładach i korytarzach przez jakie przemierzała samotnie. Odważyła się więc podpiąć ogniwo i uruchomić ścienny panel. Nawet taki uśpiony powinien jej powiedzieć jak nie sporo co cokolwiek. I na pewno więcej niż do tej pory. Chuchnęła w dłonie bo w tej sekcji ogrzewania nie było. Pewnie od dawna. Na razie zwyczajnie zmarzła. Ale musiała znaleźć albo kombinezon albo ogrzewane pomieszczenia. Inaczej najpierw osłabnie, potem straci przytomność i w końcu zamarznie.

Póki co jednak szybko chuchając w dłonie czytała przez moment ożywiony ekran. “SS Vega”. W rejsie z jednego systemu do innego gdzie ani adresat ani nadawca był dla Silvi równie enigmatyczny jak Dagon w którym byli w tej chwili. To się akurat potwierdziło to co słyszała na korwecie, byli właśnie w tym systemie. Przetarła włosy zgrabiałą ręką. Ładunek bydła. Żywego. To dawało nadzieję. Jeśli krowa gdzieś by przetrwała to i człowiek powinien. Ładownie musiały być wyposażone w SPŻ. Nawet jak to nie był standard z pasażerskich liniowców to na pewno lepszy niż te ciemne korytarze jakie ją gościły i w jakich zaczynała już zamarzać.

I nagle zgrabiałe ręce zacisnęły się mocniej nie tylko od skurczu zimna. Ktoś tu był! W tym systemie! Komputer informował o próbie nawiązania kontaktu niecałą godzinę temu! Ktoś jeszcze tu był! Ale z tego złomu nie miała szans odpowiedzieć. Musiała się dostać do anten, do kabiny łączności czyli pewnie na mostek. A ten powinien być na dziobie. Razem z częścią mieszkalną. Taką mieszkalną dla ludzkiej załogi. Ogniwo skończyło swój cykl ładowania i zgasło. Pechowo w pośpiechu wzięła jakąś naładowaną na słowo honoru. Ale jednak już coś wiedziała. Chuchnęła w dłonie by znowu je ogrzać choć trochę. Wtedy to zauważyła. Czerwone smugi i rozbryzgi na smukłych, zbielałych palcach. Na tej dłoni którą przetarła właśnie włosy. Te smugi i krople jakoś cholernie przypominały krew.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-11-2017, 12:24   #80
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Wpakowali się w kłopoty, cała ośmioosobowa grupa… i Silvia. A było już tak pięknie! Wydostała się po kryjomu z Merkurego III, znalazła dyskretny transport do Sektora 1, a Vincent nawet się nie zorientował. Zajmował się “swoimi interesami”, podczas gdy ona spakowała walizkę i zawinęła brykę, jadąc do kosmoportu. Lot zarezerwował jej agent… może on puścił parę? Odpowiednio wysoki przelew na konto rozwiązywał najbardziej zawinięte języki.
- Skurwysyn… kurwi żesz syn - blondynka zemściła pod nosem, patrząc jak ożywiony resztkami energii ogniwa panel mruga po raz ostatni i gaśnie, zmieniając się w czarną, martwą taflę szkła i plastali. Może mówiła do niego, może wieszała psy na zdradzieckim przedstawicielu. Powinien szukać dla niej nowej roli, dogadywać się z producentami i wytwórniami, negocjować następne kontrakty, a nie włazić z butami w prywatne życie, pchając pełen koksu kinol tam, gdzie nie trzeba. Wystawił ją… tak, to musiał być on. Jak inaczej pogoń by ją znalazła? A znalazła, gdy już zaczynała poważnie się cieszyć z wolności. Pech niestety dopadł ją razem z Brianem Stonem i jego pieprzonymi przydupasami. Najemnikami, łowcami nagród… albo głów, jeden pies.

Grunt, że złapali ją na stacji przesiadkowej, siłą perswazji ręcznej zapakowali na swój statek i powieźli w pustą, zimną przestrzeń kosmosu… z powrotem do “domu”. Między wierszami dowiedziała sie, że wynajął ich Vinc, aby przyprowadzili mi zgubę w jednym, obrażonym i wściekłym kawałku. Bo Silvia była wściekła: na niego, na siebie, na całą tą chorą sytuację. No i na Stone’a. I jego przydupasów. Na ten głupi statek, system Dagon którego nie kojarzyła i ten wredny panel przed jakim właśnie stała. Dobrze, że zdążyła się dowiedzieć cokolwiek, nim zdechł. Ktoś próbował nawiązać kontakt, słyszała wypowiedziany męskim głosem komunikat wywoławczy.
- Nie, nie… niech to będzie farba. Proszę, niech to będzie farba - blondynka stała sparaliżowana, wpatrując się w pokryte czerwienią dłonie. Świeża, płynna substancja, jeszcze nie zdążyła zamarznąć. Przełamując obrzydzenie istrach uniosła rękę do twarzy i powąchała, a potem jęknęła głośno, wycierając skórę o ścianę. To jednak nie była farba...
Potrzebowała lustra i umywalki. Łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Zostawało też niewypowiedziane pytanie skąd na jej głowie znalazła się… krew. Do kogo należała?

Na początku myślała, że to ściema - te krzyki i wrzaski rozlegające się w eterze, a należące do zwiadowców w ciężkich kombinezonach kompanii najemników. Wpierw na zwiad poszła trójka, po nich kolejna trójka i wszyscy zginęli, jeśli wierzyć przekazowi przez radio.
De Luca myślała, że chcą ją przestraszyć, zmusić w ten sposób do posłuszeństwa i siedzenia na tyłku w bezpiecznej kabinie ich korwety. Pokazać, że jakiekolwiek próby ucieczki są bezcelowe, a do tego śmiertelnie niebezpieczne. Lepiej jej było w zamknięciu, pod opieką ponurych, uzbrojonych po zęby ludzi, niż w pustych korytarzach jednostki do której zacumowali szukając recepty na naprawę nadszarpniętych burzą magnetyczną podsystemów. Węszyła w tym podstęp, bo co koszmarnego mogli tu znaleźć, skoro najgorsze potwory tkwiły tu razem z nią, pilnując i nie pozwalając się wyrwać… ale wyrwała się. Teraz było już prosto. Zostali we trójkę: ona, Stone i jeszcze jeden przyjemniaczek o przezwisku Creep. Podczas gdy się naradzali, Silvia wycofała się rakiem i z pochwyconym ogniwem, wycięła prosto w ciemne, zimne korytarze statku rolniczego. Cienki płaszcz i krótka sukienka kiepsko chroniły przed chłodem, zmieniającym wydychane powietrze w obłoczki pary. Nie przygotowała się do podobnych wojaży, ale kto się spodziewał awaryjnego lądowania w martwym mechanicznie kurniku?! Powinna już bezpiecznie dotrzeć do celu i mieć w dupie poprzedni epizod życia, zacząć od nowa. Teraz zamieniła towarzystwo ludzi na ciemność, chłód i drażniące nerwy napięcie zwierzyny w potrzasku. Nieznane niebezpieczeństwo, mogące zakończyć jej życie zamiast odesłać do porzuconego ex-chłopaka.

- W co ty się znowu wpakowałaś De Luca - mruknęła przez szczękające zęby i przez chwilę walczyła z pokusą aby wrócić do Briana. Lepszy wróg znajomy, niż jedna, wielka niewiadoma. Na korwecie było też ciepło i jasno. Znała jej rozkład, a tutaj?
- Weź się w garść - nafuczała na siebie, odpychając strach. Zaczęła myśleć, kalkulować.
Latająca obora musiała dryfować w próżni juz dłuższy czas, padły nawet generatory awaryjne. System musiał po kolei odcinać kolejne segmenty, aby utrzymać ładunek przy życiu… ale gdzie była załoga? Ktoś ich zabił? Wpadli na zmutowaną krowę?
Jeszcze siedząc na uszkodzonej korwecie słyszała przez radio niezła sieczkę, ale do rzeczy. Ktoś tu leciał, jeżeli dobrze to rozegra, zyska sprzymierzeńców. Kogokolwiek, poza dwójką zwyroli, ale musiała dać im znać. Sygnał! Ostrzec, bo mogli lecieć prosto w pułapkę!
Mrok otaczający z każdej strony nie pozwalał się skupić, wilgoć na głowie rozpraszała.
- Weź się w garść! - upomniała sie po raz drugi, oświetlając korytarz przed sobą. Snop światła latarki drgał tak jak z wychłodzenia drżała trzymająca ją ręka. Droga wyglądała na czystą, pustą. Bezpieczną… te marzenia. Trzeba spróbować, co zostawało? Nie wróci do porywaczy, nie ma mowy. Zostało dostać się na mostek i spróbować nadać wiadomość, nawiązać kontakt. W kabinach mieszkalnych mógł zostać jakiś kombinezon, albo kurtka. Coś nadającego się bardziej pod klimat niż kiecka i obcasy. Z duszą na ramieniu blondynka zrobiła pierwszy krok, drugi. Próbowała iść powoli, ostrożnie, oświetlając po kolei ściany, sufit i podłogę. Jeszcze tego brakowało, żeby wpadła w dziurę, albo prosto na wyszczerzonego maniakalnie zabójce z nożem. W filmach zwykle tak to właśnie wyglądało… nawet grała raz w czymś podobnym, ale wtedy byłą to fikcja. Teraz dotykała realnej grozy.
I nie podobało się jej to za grosz.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172