Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-10-2018, 07:49   #121
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 35

Czas: 1940.III.10; nd; godz. 20:40
Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; miasto, główna ulica
Warunki: noc, świecą uliczne latarnie, chłodna pogoda




ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd)




Agent Wainwright mógł idąc ku kawiarni przyjrzeć się frontowi zaparkowanej niedaleko maszyny jaką przyjechała trójka mężczyzn. A wchodząc do restauracj mógł rzucić okiem na profil boczny maszyny. Wyglądał na szare, czterodrzwiowe, ledwo kilkuletnie Volvo na norweskich tablicach rejestracyjnych.






Sytuacja się skomplikowała gdy wszedł do środka i usiadł przy barze. Ci dwaj panowie w płaszczach znacznie zasłaniali mu widok na Gabrielle i jej towarzysza. Nie wiedział o czym rozmawiają i czy w ogóle coś rozmawiają ale ci dwaj stali a dwójka przy stoliku siedziała. Wyłapał głośniejsze słowo “police” chyba wypowiedziane przez towarzysza Gabrielle którego był już prawie pewien, że rozpoznaje monsieur Lapointe’a. Słowo zaalarmowało nie tylko jego bo już kilka osób obserwowało dziwną scenkę przy stole Gabrielle.

Mężczyzna w końcu wstał od stolika biorąc swój płaszcz i sięgając po kapelusz. Wydawało się, że zamierza udać się z dwoma panami ale tak się nie stało. Zamiast tego rzucił nagle płaszcz na bliższego mężczyznę i złapał go za ramę jakby chciał mu je zablokować. Zwykle w ten sposób blokowało się napastnika uzbrojonego w nóż czy jeśli było się wystarczająco blisko, w pistolet. A Lapointe był na tyle blisko aby spróbować. W tym momencie zaczęło się zamieszanie bo nagle wszyscy chyba zaczęli krzyczeć.

Gabrielle która było o wiele bliżej miała o wiele lepszy wgląd w sytuację przy stole. Widziała jak Lapointe stara się grać na zwłokę pytając kim panowie są i co to ma znaczyć. W końcu zapytał czy są z policji. Na tyle głośno, że kilka głów odwróciło się w ich stronę. Z tych dwóch mówił jeden i chociaż mówił po francusku to tak bardzo szkolnym francuskim jakby się go uczył od kilku miesięcy albo nie przykładał wagi do tego przedmiotu. A denerwowali się obaj. Widziała jak ten drugi aby spacyfikować opór Francuza też w końcu wyjął swój pistolet z kieszeni i wycelował w niego.

- Oh, mon cherri, wybacz, to muszę z panami wyjaśnić to nieporozumienie. - wobec takiego argumentu Lapointe uległ. Uśmiechnął się rozbrajająco do swojej towarzyszki i pocałował ją w policzek na pożegnanie. - To Niemcy. - szepnął do niej zanim odsunął się od niej i posłusznie wstał od stolika. Kryzys wydawał się zażegnany bo najstarszy z mężczyzn sięgnął po płaszcz, kapelusz aby zebrać się do wyjścia. Ale zamiast wyjść niespodziewanie zaatakował tego wygadanego przeciwnika. Rzucił mu właśnie wzięty płaszcz i zaraz złapał go za ramię trzymające pistolet.

Gabrielle zerwała się również ale była uwięziona między plecami szarpiącego się z napastnikiem Lapointe a stolikiem. Potrzebowała sekund by odzyskać swobodę manewru. W tym czasie Lapoint widząc, co się dzieje zostawił pierwszego napastnika i rzucił się na “milczka” który w tym czasie zdążył odbezpieczyć pistolet przymierzając się do strzału. John zerwał się do biegu ale miał do przebiegnięcia w takich warunkach całkiem spory kawałek.

Napastnikom zdawało się sprzyjać szczęście. Gabrielle dopadła do “wygadanego” usiłując go rozbroić. Ten jednak bez skrupułów zdzielił ją pistoletem w twarz. Krew popłyneła z krwawej rysy na twarzy Francuzki. Obok niej, jej rodak podobnie oberwał tylko chyba mocniej bo poleciał na stół na niedawno zrealizowane zamówienie. John był już w połowie drogi do walki toczonej już na całego przy stoliku. Inni goście krzyczeli, ponaglając się aby wezwać policję, obserwowali z fascynacją przebieg walki albo zrywali się do ucieczki.

Lapointe został złapany przez “milczka” który szarpnął nim w stronę wyjścia. I chyba właśnie wtedy zorientował się, że ku nim biegnie obcy facet zupełnie jakby chciał się przyłączyć do walki. A John zaś zorientował się, że na pomoc tym dwóm do środka wbiegł “jego” ogon który dotąd zajmował posterunek obserwacyjny na ulicy. Widząc biegnącego faceta wycelował w niego pistolet. Na oko Johna jeśli zdecydowałby się strzelić od razu to Brytyjczyk mógł liczyć tylko na jego kiepskie umiejętności strzeleckie. Mógłby strzelić ze dwa czy trzy razy zanim John dopadłby do pochwyconego Lapointe czy strzelca w drzwiach. Było prawie pewne, że tamten raczej strzeli widząc atakującego przeciwnika za jakiego pewnie brał obcego faceta biegnącego ku nim kursem kolizyjnym.

W tym czasie Gabrielle oberwała po raz kolejny i znów lufa pistoletu rozerwała jej twarz. Z rozcięcia popłynęła czerwona krew. Ale wreszcie udało jej się uzyskać przewagę. Złapała nadgarstek faceta i wykręciła boleśnie zgodnie z odebranym wyszkoleniem. Tamten wrzasnął i prawie od razu jej się wyrwał ale wcześniej wypuścił pistolet. Ten poleciał gdzieś na dywan pomiędzy nimi. Widziała kątem oka, że ten który dorwał Lapointe zatrzymał się widząc nadbiegającego Johna ale z kolei jakiś inny facet z pistoletem w ręku jaki wbiegł przez drzwi wycelował w brytyjskiego agenta Spectry.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 25-10-2018, 20:12   #122
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gabrielle poczuła jak na chwilę zakręciło się jej w głowie. Albo wypadła z formy, albo to, to wino wypite z Lapointem. Nie pamiętała kiedy ostatnio tak źle się jej walczyło... a nie. Pamiętała. Śnieg, wiatr, przemoczone ubranie i obcy okręt. Jej ciało zadrżało i chwilę później spięło się gotowe do dalszej walki.

- Merde! - Musiała przymknąć jedno oko bo zalała je krew nie zamierzała jednak marnować czasu na jej wycieranie. Wyprowadziła kolejny cios celując w podbródek napastnika tak by go ogłuszyć.

Nie miała czasu. Nie mogła im pozwolić zabrać Lapointa. Jakby nie patrzeć miał ich karnister z ciężką wodą. Jednak najpierw musiała się pozbyć tego “wygadanego” gostka.
 
Aiko jest offline  
Stary 25-10-2018, 23:19   #123
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
What the bloody, thrice-blasted hell do you think you're doing?!?
John sklął się w myślach, gdy zdał sobie sprawę, że jego ciało zareagowało instynktownie, niemal bez udziału umysłu. W jednej chwili siedział przy kontuarze jakby nigdy nic, próbując wyłowić wśród gwaru rozmów tą jedną, toczącą się przy stoliku, do którego podeszło dwóch nieznajomych w długich płaszczach, w drugiej chwili długimi krokami biegł co sił w nogach w kierunku tegoż stolika, z nożem myśliwskim zaciśniętym w wyciągniętej z kieszeni dłoni. Ciało ruszyło do akcji momentalnie, gdy tylko przy stoliku, przy którym siedziała Gabrielle, rozpętało się prawdziwe pandemonium.
Ruchy walczących postaci były zrazu zbyt szybkie, by angielski agent zdołał cokolwiek rozróżnić. Ktoś kogoś popchnął, ktoś rzucił komuś w twarz trzymanym w rękach płaszczem, ktoś zerwał się gwałtownie z miejsca, odtrącając krzesło, które z głuchym stukiem uderzyło o podłogę. Ktoś zamachnął się na kogoś ręką, w której trzymał...
...pistolet.
Bloody hell!
Przez jeden ociekający adrenaliną moment John zdał sobie sprawę, że obaj stojący przy stoliku napastnicy mają broń. Jeden z nich właśnie trafił rękojeścią pistoletu w głowę towarzysza Gabrielle - w którym Anglik teraz dopiero rozpoznał Maurice'a Lapointe'a - drugi zaś z identyczną intencją użył swojej broni na francuskiej agentce, rozcinając jej łuk brwiowy. Szczupła twarz Francuzki zalała się krwią. Gabrielle w ostatniej chwili zdążyła złapać rękę napastnika szykującą się do zadania kolejnego, obezwładniającego uderzenia, i boleśnie ją wykręcić. Napastnik wrzasnął i wypuścił broń z ręki.
Wzrok obserwującego to wszystko Johna również przesłoniła czerwona mgła, spowodowana jednak nie raną głowy, a narastającą wściekłością.
Bloody bastard!
John szedł z nożem w ręce wprost na napastnika.
Uderzył kobietę. Zapłaci za to.

Zanim jednak Anglik zdążył wcielić w życie swój morderczy plan, drzwi do knajpy otworzyły się z trzaskiem. Stanął w nich mężczyzna, który śledził Johna na ulicy. Jego mina nie wróżyła nic dobrego, a w garści ściskał pistolet podobny do tych, w które uzbrojeni byli dwaj jego koledzy. John był niemal pewien, że działają wspólnie i w porozumieniu.

Na niesłychanie krótką chwilę oczy Johna i nowo przybyłego mężczyzny spotkały się. John sam nie wiedział, skąd przyszło mu to do głowy, ale w tej samej chwili zdał sobie sprawę, że nieznajomy jest Niemcem. Prochowiec, który nosił, sposób, w jaki trzymał broń, aroganckie, złowrogie spojrzenie, jakim patrzył... John pamiętał, jak prezentowali się szkoleni przez niemiecką Abwehrę agenci, których nieraz gubił na ulicach Berlina i innych miast Europy. Ten tutaj był jak odrysowany od nich przez kalkę.

Wściekłość, jaką odczuwał John, przybrała jeszcze na sile. Pamiętał, jak z rąk sukinsynów podobnych temu stojącemu naprzeciw niego zginął jeden z jego partnerów podczas misji wywiadowczej w Monachium. Polubili się z Harrym na tyle, że gdy Harry wpadł w zastawione przez Gestapo i Abwehrę sidła, John z rozpaczy nie trzeźwiał przez tydzień.

A teraz taki sam sukinkot stał naprzeciwko niego i właśnie unosił pistolet do strzału.

Ryk wściekłości wyrwał się spomiędzy zaciśniętych zębów Anglika. Ostrze trzymanego pewną, marynarską ręką myśliwskiego noża zalśniło w świetle elektrycznej lampy oświetlającej wnętrze lokalu, po czym poszybowało w stronę szyi gotującego się do strzału niemieckiego agenta.

John był pewien jednego: ktoś tu dzisiaj zginie... i miał zamiar dopilnować, by tym kimś były te niemieckie gnidy, które ośmieliły się zaatakować jego i jego towarzyszkę w samym środku norweskiej ziemi.
 
Loucipher jest offline  
Stary 26-10-2018, 13:19   #124
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 36

Czas: 1940.III.10; nd; godz. 20:50
Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; miasto, restauracja
Warunki: noc, świecą uliczne latarnie, chłodna pogoda




ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd)



John zaatakował z furią obcego mężczyznę w prochowcu ale sam dostał się we flankowy ogień tego z mężczyzn który dotąd trzymał Francuza. Teraz widocznie uznał Brytyjczyka szarżującego z nożem na jego kolegę za większe zagrożenie niż częściowo obezwładniony Francuz bez żadnej broni. Facet strzelał raz za razem i chociaż większość pocisków zagwizdała za lub przed brytyjskim agentem Spectry to jednak któraś trafiła godząc go boleśnie. To go trochę zdekoncentrowało a przeciwnik okazał się dorównywać mu umiejętnościami i nawzajem zbijali swoje ciosy. Ręka trafiła na ramię, nóż w ostatniej chwili był blokowany przez chwytną dłoń a cios pistoletem schodził po zasłonie z ramienia agenty Spectry. Wainwright był jednak całkiem bezbronny przeciw ołowiowym szerszeniom bo już nie mógł wycofać się z zaczętej walki więc był tylko ruchomym celem. Więcej pocisków jednak w jego stronę nie poleciało. I Gabrielle widziała dlaczego.

Lapointe po chwilowym zamroczeniu doszedł do siebie na tyle, że widząc co się dzieje podbił ramię wycelowane w jej podwładnego i ten pojedynek znów się rozpoczął jeszcze częściowo oszołomiony Francuz wykazywał częściową ospałość w ruchach i pistolet znów trzasnął go w twarz i po głowie ale skutecznie związał walką przeciwnika by uniemożliwić mu rozstrzelanie Johna albo Gabrielle.

Francuzka zaś ledwo to rejestrowała widząc to wszystko tylko kątem oka. Sama musiała zmagać się z tym który zagaił rozmowę przy stoliku wspomagając się wycelowaną w jej rodaka lufą pistoletu. Teraz jednak dawał jej wycisk. Znowu ją sieknął pistoletem traktując ją jak przeciwnika w walce a nie jak kobietę. Poczuła jak skóra pęka jej w kolejnym miejscu od tego uderzenia zalewając się krwią. Ale wreszcie udało jej się go zahaczyć, podciąć i powalić na podłogę. Facet jęknął boleśnie więc chociaż chwilowo miała możliwość zorientowania się w sytuacji. I Francuz i Brytyjczyk toczyli swoje zażarte pojedynki a reszta gości widząc nie tylko bójkę ale słysząc strzały, z wrzaskiem rzuciła się do uczieczki innymi wyjściami niż to które blokowała toczona właśnie walka.

W tym czasie John i otrzymał i zadał cios swojemu przeciwnikowi. Facet w płaszczu zdzielił go boleśnie lufą pistoletu boleśnie dźgając go w żebra i rozcinając tam skórę. Jemu zaś udało się ciąć go nożem chociaż widocznie niezbyt poważnie. Obydwaj jęknęli z bólu ale nadal byli zdolni ignorować go i kontynuować walkę.

Francuzce zaś udało się dotrzeć do Francuza i jego przeciwnika. Przez chwilę mieli dwukrotną przewagę liczebną nad przeciwnikiem co od razu dało się poczuć. Zepchnęli Niemca do defensywy prawie od razu. Ich przeciwnik nie mógł sobie poradzić z nawałą ciosów spadających z różnych stron. Lapointe’owi udało się go w końcu trzasnąć w szczekę aż ten się zatoczył i zaraz potem poprawić ciosem w żołądek przyginając go i przy okazji zmuszając go do wypuszczenia broni z ręki. To wykorzystała Gabrielle gdy na dokładkę zdzieliła go kantem dłoni w skroń i tamtym zakołysało, że wyglądało jakby miał się zaraz zatoczyć i upaść. Ale nie zdążyła zadać wykończającego ciosu bo ten przez nią powalony jednak okazał się nie tak całkiem powalony. Złapał ją za ramię odwracając ku sobie i brutalnie zdzielił czołem w twarz rozbijając jej nos. Francuzką zachwiało a krew zaczęła szumieć jej w uszach. John tocząc swoją walkę w pobliżu wejścia do lokalu też zaliczył kolejne trafienie pistoletem a samemu nie udało mu się przebić przez zasłony i blokady przeciwnika.

Nastąpiła seria brutalnych ciosów gdzie prawie każdy i zadawał i otrzymywał kolejne razy. Lapointe też był już zakrwawiony i czerwony z wysiłku ale zdołał ponownie trafić swojego przeciwnika ale ten również nie ustępował i trzasnął go w szczękę gdy sam oberwał od niego w brzuch. Francuzce udało się mimo wszystko zepchnąć własnego przeciwnika do defensywy okładając go raz za razem tak skutecznie, że część ciosów przebiła się przez jego zasłony. Szybko udało jej się zniwelować nieco różnicę w obrażeniać jakie dotąd ich różniła gdzieś do poziomu jaki sama właśnie reprezentowała czy pokrwawionego i posiniaczonego ulicznika stosującego prawo pięści w praktyce. Johnowi zaś wreszcie sprzyjała wojenna fortuna. Przeciwnik był może trochę za wolny, może John był tym razem trochę szybszy ale udało mu się go sieknąć nożem raz i prawie od razu ponownie. Facet jęknął boleśnie przykładając sobie dłoń do obficie krwawiących ran. Miał już ich kilka od noża myśliwskiego jakim posługiwał się Brytyjczyk i chyba osiągnął swój limit wytrzymałości. Odwrócił się i tak nagle jak wbiegł do lokalu tak teraz wybiegł trzaskając za sobą drzwiami.

Widząc to jego dwaj pozostali koledzy chyba też nie mieli ochoty walczyć z trójką tak trudnych przeciwników więc mieli zamiar oddać pole ale najpierw para Francuzów a potem Brytyjczyk z zakrwawionym nożem w ręku blokowali im najprostszą drogę wyjścia. A parze Francuzów podczas walki udało się w ten czy inny sposób ich rozbroić więc nie mogli posłużyć się ołowiowym argumentem tak jak poprzednio. Ale w sukurs przyszedł im nie wtrącający się dotąd kierowca szarego samochodu. Zalał kawiarnie ostrzałem z pistoletu strzelając raz za razem. Szyba poszła w szklane drzazgi łącząc się z hukiem wystrzeliwanych pocisków. Ale albo kierowca był wybitnym strzelcem albo jemu też sprzyjała w tej chwili wojenna fortuna bo pociski ugodziły całą trójkę niespodziewanych aliantów. Tą chwilę wykorzystała dwójka pasażerów osobówki i nie zwlekając ruszyła przez stoły i ławy aby wyskoczyć przez właśnie rozbite okno.

Cała francusko - brytyjska trójka była po tej krótkiej ale zażartej potyczce w opłakanym stanie. Dołożyli przeciwnikiem i przegonili ich zmuszając do odstąpienia pola. Tamci czmychnęli do szarego samochodu który szybko odjechał. Słychać już było dźwięk zbliżających się syren albo policji albo karetek. Cała trójka jednak zapłaciła słony rachunek za te zwycięstwo. Ciężko łapali oddech i krwawili z licznych chociaż niezbyt głębokich ran. Para agentów “Spectry” była w poważnym stanie, na tyle poważnym, że już odbijało się to na ich sprawności bojowej i ogólnej. Najpoważniej jednak oberwał Francuz który usiadł na tym samym miejscu co niedawno siedział i złapał za serwetki próbując zatamować krwawienie z licznych ran.

- Quelque chose me semble que vous ne travaillez pas pour les Allemands.* - uśmiechnął się słabo Francuz ocierając krew z twarzy. - Alors pour qui?** - zapytał patrząc ciekawie na dwójkę niespodziewanych sojuszników.


---


*Quelque chose me semble que vous ne travaillez pas pour les Allemands. - (fra) Coś mi się wydaje, że nie pracujecie dla Niemców.

**Alors pour qui? - (fra) Więc dla kogo?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-11-2018, 19:30   #125
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gabrielle i John


Johnowi krew wciąż jeszcze szumiała w uszach od nagłego przypływu adrenaliny wywołanego wściekłością, z jaką rzucił się na napastników, oraz nagłą i brutalną walką, pełną pchnięć nożem, uderzeń pięściami i rękojeściami pistoletów oraz chaotycznych wystrzałów. Toteż nie od razu zrozumiał, co mówi do niego Lapointe. W końcu jednak słowa Francuza przebiły się do świadomości brytyjskiego agenta, na którego twarz wypełzł krzywy uśmiech.
- Je pourrais vous poser la même question. - odparł. - Quoi qu'il en soit, nous devrions en parler plus tard. Nous devrions partir d'ici avant que la police ne nous attrape ici. Allons!*
Skinąwszy na oboje Francuzów, Wainwright podniósł z podłogi pozostawione przez Niemców pistolety, z których jeden wręczył Gabrielle. Podszedł do stolika, przy którym niedawno siedziała para Francuzów i zdecydowanym ruchem zerwał z niego obrus, który złożył i schował pod płaszczem. Gabrielle odetchnęła gdy tylko mężczyźni opuścili lokal. Z użyciem zgarniętej ze stołu serwetki, w końcu przetarła twarz by móc spojrzeć przez zalane krwią oko.
- Dobrze, że Pan był w okolicy. - Powiedziała do Johna, podchodząc jednocześnie do Lapointe. - Tak jak wspominałam nie jesteśmy Niemcami. - Uśmiechnęła się i mrugnęła do mężczyzny. - Oboje z Panem Lloydem jesteśmy kanadyjczykami, ale… chyba powinniśmy to omówić w innym miejscu.
- Racja - skwitował John. - Na przykład w jakimś opuszczonym budynku, gdzie będziemy mogli na spokojnie opatrzyć rany, jakie odnieśliśmy w tej przerażającej bójce. Musimy doprowadzić się jako-tako do porządku, bo idąc w tym stanie przez miasto wywołamy sensację.
Gabrielle zaśmiała się cicho starając się trochę załagodzić sytuację. Ujęła Lapointa pod ramię i poprowadziła w kierunku drzwi.
- Myślę, że lepiej będzie porozmawiać na osobności nim dojdzie do przesłuchać policji, prawda? - Mrugnęła do francuza. - Wszyscy przybyliśmy tu w interesach, a takie nieprzyjemne sytuacje raczej im nie sprzyjają. Ale… chyba lepiej będzie wyjść zapleczem.
Gabrielle słysząc zbliżające się syreny poprowadziła ich w stronę zaplecza. Agenci zignorowali grad pytań, jakimi zasypali ich ukryci na zapleczu klienci i personel restauracji - żadne z nich nie znało norweskiego, więc nie wiedzieli nawet, o co tamci ich pytają. John wyjął z kieszeni banknot, który położył na pustym kontuarze. Szybkim krokiem przeszli korytarzem wymijając obsługę i wypadli na tyły lokalu. Gdy wyszli rozejrzała się szukając najbliższej przecznicy by zejść z oczom nadjeżdżającym funkcjonariuszom których syreny słychać już było na ulicy. John także rozejrzał się dookoła, próbując wypatrzyć jakieś odpowiadające jego opisowi miejsce.
__________________________________________________ __
* Mógłbym Panu zadać to samo pytanie. (...) Tak czy owak, pogadamy o tym później. Powinniśmy stąd odejść, bo inaczej policja nas tu złapie. Chodźmy!
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 03-11-2018 o 21:38.
Aiko jest offline  
Stary 05-11-2018, 08:36   #126
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37

Aktualny post: Tura 37

Czas: 1940.III.10; nd; godz. 21:15
Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; miasto, szpital miejski
Warunki: noc, ciepłe, suche, szpitalne wnętrze




ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd)



Okazało się, że Norwegowie cenią sobie swoje swobody i wieczorny spokój nie przepadając za dzikimi strzelaninami przy weekendzie w sercu ich społeczności. Albo woleli współpracować z policją niż uczestnikami takich gwałtownych wydarzeń albo pozostawiona przez Johna łapówka okazała się zbyt skromna by uciszyć sumienia i skłonić do ryzyka. Do tego byli w centrum tutejszego miasteczka więc po wyjściu od zaplecza restauracji znaleźli się w jakimś zaułku. Który prowadził do drogi głównej albo innej i z kryjówkami bez brutalnego włamywania się i desperackich czynów było kiepsko. Dlatego mieli we trójkę ledwo parę chwil zanim namierzyli ich norwescy policjanci.

- Dla kogo pracujecie? - zakrwawiony Francuz przestał bawić się w subtelności i ocierając krew i pot z twarzy zapytał pozostałą dwójkę. - Tacy z was kanadyjscy biznesmeni jak z tamtych przypadkowi goście restauracji. Nie pracujecie dla mojej firmy ale też jesteście tu po to co ja. Więc jeśli by wam się udało to gdzie chcecie to coś wywieźć? Albo gadamy albo się rozstajemy. Ja mam już to po co tu przyjechałem, wy jeszcze nie. - monsieur Lapointe ochłonął już po gwałtownych wydarzeniach na tyle, że widocznie wróciła mu trzeźwość myślenia. Patrzył na dwójkę swoich rozmówców gdy słychać było już policyjne gwizdki, policyjne, rozkazujące nawoływania i nadbiegające ulicą sylwetki norweskich policjantów.


---



Policjanci zaś okazali się uprzejmi ale stanwoczy. I chyba bardzo wzburzeni za tą krwawą awanturę w tym spokojnym i malowniczym miasteczku. Gdy zorientowali się, że mają do czynienia z obcokrajowcami i to bardzo poszkodowanymi zaczął mówić jeden z nich który na szkolnym poziomie ale jednak mówił po francusku a drugi całkiem dobrze mówił po niemiecku. Wylegitymowali podejrzanych a potem sprowadzili ambulanse. No i chcieli wiedzieć co tu się stało. Niestety niewielkie pojazdy musiały odwozić do szpitala poszkodowanych uczestników awantury pojedynczo i tam też opatrywano ich pojedynczo.

Johnem zajmował się jakiś lekarz z asystującą mu pielęgniarką. Oboje przemywali i opatrywali pełniąc swoją medyczną posługę. Gabrielle podobnie chociaż była w innym pomieszczeniu i nie była pewna gdzie wylądowała pozostała dwójka. Zawiezioną ją jako pierwszą więc potem już z wnętrza zabiegówki słyszała tylko inne głosy i kroki na korytarzu które mogły oznaczać przywiezienie kolejnych pacjentów.

No i czekały ich jeszcze rozmowy z norweską policją bo wzburzeni taką kowbojską awanturą Norwedzy żądali wyjaśnień co tu jest grane. Poprosili o złożenie zeznań na komisariacie i nie opuszczanie miasta. A co czasem widać było przez otwarte drzwi na korytarzu był jakiś policjant aby pomóc im w tym zobowiązaniu ale na razie w robotę lekarzy się nie wtrącał. Widocznie nie byli aresztowani ale też i poważnie podejrzani. Policjanci jeszcze przez gapiostwo albo z innych powodów ich nie przeszukali ale mogli to zrobić w każdej chwili. Wówczas narzędzia takie jak broń czy nóż myśliwski robiły się bardzo gorące i ciężkie. Chyba, żeby nie przeszukali no to może by się udało je zachować dla siebie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-11-2018, 13:50   #127
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gabrielle korzystając z chwili wyrzuciła do kosza zdobyczną broń, a już przez sekundę znów czuła się dobrze będąc uzbrojoną. Uśmiechnęła się do Lapointa.
- Jak rozmawialiśmy.. Nastroje w europie są jakie są. Nikt nie przysłałby tutaj dwójki bezbronnych biznesmenów.- Niezbyt nachalnie spróbowała ująć Francuza pod ramię. - Ochraniam pana Lloyda i pilnuję by potrzebna dla Kanady przesyłka dotarła cało na miejsce. Chętnie wyjaśnię więcej ale… spróbujmy to zrobić bez policji, dobrze?

Skinęła głową w kierunku z którego dochodziły odgłosy zwiastujące zbliżających się ludzi i jak podejrzewała, policję. Przysunęła się do ucha mężczyzny i odezwała się szeptem.
- Nie jesteśmy z Niemcami, a nawet… chyba można rzec, że jesteśmy po tej drugiej stronie. - Odsunęła się nieco jednak pozwalając by ich twarze prawie się stykały czubkami nosów. - Proszę… to ważne.

Chwilę potem w uliczce zrobiło się tłoczno, a ona Gabrielle musiała się odsunąć od Lapointa i mieć nadzieję, że nieco go przekonała, choćby do tego by dał jej szansę na rozmowę.

***

Gabrielle udając nieco przerażoną starała się wytłumaczyć, że nie wie dlaczego to zajście miało miejsce. Bardzo pospiesznym francuskim tłumaczyła, że na szczęście przeszła kurs samoobrony i że to oburzające by zaatakować kobietę i że nie powinni wpuszczać takich ludzi do restauracji. Złożyła szybkie zeznania podkreślając jak ją zastraszano i podbito.

Gdy znaleźli się w szpitalu Francuzka w końcu mogła zobaczyć w jakimś stanie skończyła i nie była z tego stanu zadowolona. Dała się opatrzyć i dbając o swoją przykrywkę, wydobyła kalendarz, w którym wszystko skrupulatnie zapisała wydarzenia na końcu dopisując wyraźnie słowo “UBEZPIECZENIE” i podkreślając je dwukrotnie. Poprawiła makijaż i podeszła do drzwi.

- Przepraszam, chciałabym się dowiedzieć w jakim stanie są Panowie Lapointe i Lloyd. - Mówiąc do jednego z policjantów rozejrzała się po korytarzu. - Muszę porozmawiać z moim pracodawcą.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-11-2018, 23:27   #128
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Hardy ton Lapointe'a bardzo nie spodobał się Johnowi. Mało, że Anglik nadstawił karku, aby ratować Francuza z opresji, to jeszcze ten śmiał rzucać jakieś insynuacje! W odpowiedzi John tylko prychnął, obrzucił Lapointe'a takim spojrzeniem, jakby zobaczył kogoś wypuszczonego z przytułku dla obłąkanych i machnął ze zniecierpliwieniem ręką. Jednym uchem zarejestrował fakt, że Gabrielle zaczęła coś mówić do Francuza uspokajającym tonem, drugim zaś wychwycił odgłos, który w zaistniałej sytuacji był powodem do niepokoju... odgłos kroków dobiegających zza węgła i gardłowe okrzyki grupy ludzi, prawdopodobnie policjantów.
John wyciągnął z kieszeni pistolet, który dopiero co tam schował. Jeśli policja go przy nim znajdzie, będą kłopoty. Niewiele myśląc wsunął broń w zakamarek muru, starając się ukryć go tak, aby nie był zbyt dobrze widoczny. Noża postanowił się nie pozbywać - w końcu nabył go legalnie i wykorzystał tylko w obronie własnej. Nawet gdyby policja go zarekwirowała, agent nie spodziewał się, żeby z tego tytułu miały mu zostać postawione jakiekolwiek zarzuty.
Kilkanaście sekund później grupę agentów otoczyły sylwetki ludzi w mundurach norweskiej policji, trzymających w rękach latarki i pałki. Przywódca grupy, krępy i przysadzisty mężczyzna o aparycji wikinga, miał w ręce coś, co wyglądało na rewolwer.
- Halt! Politiet! - zawołał po norwesku. - Hvem er du?
John rozłożył ręce w uniwersalnym geście pokazującym, że nie rozumie języka, w którym do niego przemówiono. Lekko zbiło to z tropu umundurowanego wikinga.
- Parlez-vous français? - spytał niepewnie, a za chwilę powtórzył pytanie, nieco pewniejszym tonem po niemiecku. - Sprechen Sie Deutsch?
- Ja, ich spreche Deutsch. - odpowiedział John.
- Polizei. Zeigen Sie mir bitte Ihre Papiere vor.
Anglik bez słowa wyciągnął dokumenty i podał je norweskiemu policjantowi. Kątem oka zobaczył, że dwójka towarzyszących mu Francuzów robi to samo.

Kilka chwil zajęło norweskiemu inspektorowi ustalenie personaliów zatrzymanych osób oraz zauważenie, że wszyscy zatrzymani wymagają opieki medycznej. Oficer nie tracił czasu - zaordynował przewiezienie zatrzymanych, oczywiście pod eskortą, do szpitala.

Kilkanaście minut później John, mrużąc oczy, siedział na kozetce w gabinecie zabiegowym miejscowego szpitala, pozwalając lekarzowi oczyszczać ranę postrzałową ramienia. Lekarz nie spieszył się, powoli i metodycznie wykonując wszystkie czynności. Obok lekarza kręciła się niebrzydka pielęgniarka, równie sprawnie i fachowo opatrując drobniejsze otarcia i zadrapania, pamiątki po niedawnej brutalnej walce. John, rozebrany do pasa, starał się nie krzywić z bólu, jaki sprawiały mu zabiegi lekarza w ranie, i obserwować otoczenie, toteż nie przeoczył momentu, gdy do gabinetu zajrzał inspektor, który zatrzymał go w alejce za kawiarnią.
- Also, Herr Lloyd. - zagaił. - Utrzymuje Pan, że był Pan po prostu w barze przypadkiem, a tamci ludzie zaatakowali Pana i Pańską asystentkę?
-Tak, panie inspektorze, dokładnie tak było - odparł Anglik. - Ci ludzie zaatakowali moją asystentkę, która również była w tej samej restauracji wraz z tym drugim Francuzem. Jeden z nich zaatakował ją pistoletem! To oburzająca napaść! Musiałem reagować!
- Spokojnie, herr Lloyd. Oczywiście, że Pan musiał - odparł jowialnie inspektor. - Zastanawiam się jedynie, jak to się stało, że ci ludzie w ogóle się tam znaleźli i czego mogli chcieć od Pańskiej towarzyszki.
- Niech Pan zapyta tego drugiego Francuza - odparł kwaśno John. -Założę się, że mieli do niego jakiś interes, bo najpierw zwrócili się do niego. Ciekawe, jaki. Jak sądzę, niemieccy bandyci nie atakują bez powodu uczciwych Francuzów.
Inspektor utkwił w Johnie badawcze spojrzenie.
- Niemieccy, herr Lloyd? - zapytał. - Skąd Pan wie, że to byli Niemcy?
John wzruszył ramionami.
- Nie wiem, panie inspektorze. - odparł. - Na takich mi wyglądali. Jeden z nich chyba nawet podczas tego zajścia w restauracji coś krzyknął lub powiedział po niemiecku... tak mi się wydawało. - głos Johna brzmiał w tym miejscu niezbyt pewnie, co wyraźnie nie umknęło uwadze norweskiego policjanta.
- Sprawdzimy to, herr Lloyd. - odpowiedział inspektor. - Tymczasem chciałbym Pana prosić, aby po tym, jak już doktor Pana opatrzy, zgłosił się Pan do nas celem złożenia szczegółowych zeznań. Do tego czasu proszę również nie opuszczać miasteczka. Jeśli Pan nie posłucha, zmuszeni będziemy Pana aresztować.
John z rezygnacją wzruszył ramionami.
- Na razie i tak nigdzie nie pójdę, dopóki lekarz się mną zajmuje. Tym niemniej, ja również mam do Pana prośbę. Jestem poważnym biznesmenem, którego obowiązki nie ograniczają się tylko do Pańskiego kraju. Mój grafik podróży i rozmów biznesowych jest dość napięty, więc nalegam, aby jak najszybciej zakończono czynności z udziałem moim i mojej asystentki. Nie chciałbym angażować ambasady mojego kraju w celu zapewnienia, że tak się stanie, ale zrobię to, jeśli nie będę miał innego wyboru.
Inspektor popatrzył na Johna surowo.
- To będzie zależało od treści Pańskich zeznań, herr Lloyd - odparł - jak również od innych naszych ustaleń. Do zobaczenia na komendzie. - policjant poprawił mundur i wyszedł, rzuciwszy na odchodne kilka słów po norwesku lekarzowi.
 
Loucipher jest offline  
Stary 11-11-2018, 02:32   #129
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 38

Czas: 1940.III.10; nd; godz. 23:15
Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; miasto, hotel Krokan
Warunki: noc, ciepłe, suche, szpitalne wnętrze




ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd)




Para agentów Spectry wróciła w dość opłakanym stanie do swojego hotelu. Chociaż już nie byli zakrwawieni na twarzy to świeże plastry, bandaże i siniaki wymownie świadczyły, że nie mieli spokojnego wieczoru. Ubrania wyglądały jeszcze gorzej bo dopełniały widoku uczestników jakiejś bójki, napaści czy zamieszek. Ze szpitala wydano im koce którymi częściowo mogli się okryć by w razie potrzeby ukryć swój stan ale i tak przykuwali uwagę wszystkich w hotelu. Gdy po wizycie w szpitalu i na komendzie wrócili taksówką do własnego hotelu niewiele brakowało już do północy. No ale wreszcie mogli przebrać się w czyste rzeczy i odpocząć we własnych pokojach. A po tych przygodach byli obici, poranieni i zmęczeni.

No i porozmawiać na spokojnie bo właściwie mijali się albo widywali tylko przelotnie podczas opatrywania w szpitalu czy rozmów na komisariacie. Teraz dopiero mogli porozmawiać. I zorientować się, że ich norweskiego kolegi nadal nie ma w hotelu. A ostatni raz widzieli go dziś rano jak wychodził do miasta kupić parę rzeczy na akcję z jakiej jak na razie zrezygnowali.

Gdzieś na komisariacie stracili też z widoku monsignore Lapointe’a. O ile jeszcze w szpitalu gdzieś mignął im jeszcze jak też go opatrywano i zszywano tak jak i ich to potem gdy ich dwójkę zawieziono radiowozem na komendę, jego widocznie zawieziono odzielnie. A w gabinecie też każde z nich składało zeznania oddzielnie to nie widzieli się nawet ze sobą nazwzjem dopóki się zbieranie tych zeznań nie skończyło.

Same zbieranie zeznań poszło zaś różnie. O ile Gabrielle poradziła sobie całkiem przyzwoicie to John sam już nie wiedział w którym miejscu się wkopał. Wygadanej aktorce i artystce nie było wcale zachować trzeźwość umysłu przez te zmęczenie, rozbity nos i zapuchnięte wargi. A po drugiej stronie biurka siedział jakiś doświadczony detektyw i tłumacz francuskiego. Facet okazał się bystry albo podejrzliwy i solidnie przepytał “pannę Hepburn” z wydarzeń w kawiarni. Podziwiał i wydawał się zaskoczony umiejętnościami samoobrony jakimi wykazała się kobieta no i podziwiał hart ducha, że stawiła czoło niebezpieczeństwu. Ale cieniem położyły się zabrane pistolety napastników które i świadkowie widzieli jak “napadnięci” je zabierają i policja je potem znalazła w zaułku gdzie była tylko trójka obcokrajowców i nikt poza nimi wynieść ich nie mógł. Niemniej Gabrielle jeszcze jakoś udało się wyślizgać z tego gradobicia uprzejmych ale jednak stanowczych pytań. Swoje pewnie zrobiła jej płeć i policjant w końcu zwolnił ją pozwalając wrócić do hotelu. Niemniej poprosił by przez następną dobę nie opuszczała Rjukan no i przeprosił za to niefortunne wydarzenie. Bo zwykle to takie spokojne, prowincjonalne miasteczko.

Brytyjczykowi zaś poszło zdecydowanie gorzej. Raz, że zwykle pracował i trenował inne rzeczy niż płynną gadkę, dwa nie należał do przedstawicieli piękniejszej połowy ludzkości no i trzy ten nóż. - Czyli Herr Lloyd, kupił pan dzisiaj w dzień, w sklepie nóż myśliwski. Ruszył pan wieczorem na spacer po naszym uroczym mieście. Zabierając ze sobą nóż myśliwski. Następnie zaś przechodził pan przy kawiarni w której pana pracownica jadła kolację. Przypadkiem. I przypadkiem akurat w tym momencie kawiarnia została najechana przez nieznanych sprawców którzy jak pan przypuszcza byli Niemcami. I przypadkiem na szczęście miał pan ze sobą ten nóż myśliwski więc mógł pan pomóc pańskiej pracownicy i panu Lapointe’owi. Dużo tych przypadków jak na jeden wieczór Herr Lloyd. - starszy facet po drugiej stronie biurka bawił się ołówkiem machając nim w palcach gdy mówił ale na koniec rzucił go na biurko po swojej stronie. John czuł, że tamten czuje pismo nosem i nie wierzy w przypadkowy zbieg okoliczności aby grupka obcokrajowców napadła w spokojny wieczór w restauracji inną grupkę obcokrajowców. Nawet mimo tego, że streścił to co przez ostatnie minuty John mu opowiadał to zabrzmiało jakoś tak płytko i infantylnie nawet w uszach Brytyjczyka. Do tego przyczepił się jeszcze tych nieszczęsnych pistoletów. Widać je znaleźli. Pytał po co wybiegli przez tylne wejście zamiast jak na poszkodowanych napadniętych czekać na przyjazd służb mundurowych? Co mieli do ukrycia? Skąd ta obawa przed policją? I po co zabierali ze sobą pistolety?

- Jest pan wolny Herr Lloyd. Proszę przez dobę nie opuszczać Rjukan. Ale powiem panu, Herr Lloyd, że my tutaj, mamy spokojne miasteczko i cenimy sobie spokój. Nie lubimy jak dwie grupki obcokrajowców urządzają sobie Dziki Zachód czy inne gangsterskie Chicago na naszych ulicach. Ani jak ktoś chodzi z nożem pod pazuchą po ulicach Herr Lloyd. - facet wydawał się być nieprzychylny i oschły. Chociaż agent Spectry nie był pewny czy to chodziło o jego skromną osobę czy dostało mu się rykoszetem jako uczestnikowi tej całej awantury w kawiarni.

Ostatnim epizodem na komisariacie było ustalenie rysopisów sprawców napadu. Jak to ustalili już w hotelu, każde spędziło sporo czasu z rysownikami portretów pamięciowych sprawców napaści. Przy okazji poproszono też o opis samochodu jakim odjechali. Tu mógł się wykazać brytyjski agent Spectry który zdołał przyjrzeć się szaremu samochodowi całkiem przyzwoicie zanim wszedł do restauracji. On też miał okazję przyjrzeć się temu “ogonowi” zanim wszedł do restauracji a Gabrielle właściwie ledwo kojarzyła, że chodzi o faceta jaki wbiegł z pistoletem do restauracji i z którym potem walczył John.

No i teraz, wreszcie byli u siebie. Mieli okazję odświeżyć się, wypocząć, przespać się, najeść czy pogadać. Oboje jednak czuli się dokładnie tak jak wyglądali czyli jakby ktoś uczynił z nich worek bokserski do boksowania. Swoje robiło też znużenie tym długim i pełnym wydarzeń dniu. Obity i skrwawiony organizm domagał się odpoczynku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-11-2018, 23:36   #130
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Noc w hotelu (by Lou & Aiko) - cz. I

Gabrielle po dotarciu do hotelu skupiła się na doprowadzeniu się do porządku. Wzięła kąpiel i zmieniła ubrania na czyste, po czym starannie ukryła pod makijażem rozwijające się siniaki. Tak przygotowana pojawiła się w pokoju Johna.
- Musimy się poważnie zastanowić co dalej. - Bez skrępowania rozsiadła się na fotelu zakładając i krzyżując nogi tak, by spod obcisłej spódnicy garsonki wychyliło się nieco więcej jej uda.
John, który również właśnie wyszedł spod prysznica i przebrał się w luźniejszy, acz nadal elegancki strój, usiadł naprzeciw niej na łóżku, udając, że nic a nic nie zauważył z manewrów jego przełożonej.
- Masz rację - odparł. - Na przykład nad tym, czy w ogóle jest sens dalej kręcić się wokół ciężkiej wody po tym, w co się wpakowaliśmy. Na dodatek we dwójkę... bo Edvard zdaje się przepadł jak kamień w wodę.
- Tak… niepokoi mnie to. - Gabrielle westchnęła ciężko na chwilę odwracając wzrok od swojego podopiecznego. - Udało mi się wyciągnąć informacje od jednego z policjantów. Wiem, gdzie zatrzymał się Lapointe. - Spojrzała ponownie na Johna. - Nie mam jednak żadnej gwarancji, że nadal tam jest.
- Skoro wiemy, gdzie jest, może warto złożyć mu wizytę - przytomnie zasugerował Anglik. - Zachowywał się trochę zbyt bezczelnie jak na faceta, którego te zbiry mało nie wywlekły z kawiarni. Sądzę, że to poza. Ciekawe, co za nią ukrywa. Co zaś do Edvarda... - John utkwił w Gabrielle uważne spojrzenie. - Zauważyłaś coś dziwnego podczas waszego wcześniejszego spaceru? Cokolwiek podejrzanego?
- Nic, a nic… Szykowało się raczej na to, że spędzimy wieczór razem, a nie że zniknie. - Gabrielle zamyśliła się na chwilę. - Myślę, że dobrze by było, bym spotkała się z Lapointe w cztery oczy. Gdyby nie ci Niemcy myślę, że załatwiłabym nam ten kanister. Tylko nie wiadomo, czy znów nie spróbują uderzyć i chyba byłoby dobrze, byś był w okolicy.
John zamyślił się przez chwilę.
- Moglibyśmy popytać o niego na recepcji hotelowej... albo dać znać policji, niech go poszukają. Oczywiście podamy jego fałszywe nazwisko. - Anglik urwał na chwilę. - A co do Niemców... sądzisz, że mogą spróbować ponownie? Broń im zabraliśmy, oberwali też nieźle, poza tym policja zna ich rysopisy i samochód, którym się poruszają. Musieliby być samobójcami, żeby ryzykować ponowną próbę porwania. Chyba, że to nie jedyna grupa, która próbuje porwać naszego francuskiego przyjaciela.
- Nie chce zaogniać sytuacji. Wydawał się być chętny do współpracy i może udałoby się pozyskać ciężką wodę nawet przez granicę francuską, zawsze mogłabym z nim skontaktować jakiegoś mojego rodaka, by podszył się za przedstawiciela naszej firmy. - Gabrielle westchnęła ciężko. - Kusi, by wykorzystać to, że są osłabieni. Widzieliśmy ich auto, może jeszcze go nie porzucili i udałoby się nam ich zlokalizować.
John kiwnął głową z aprobatą.
- Jeśli uda Ci się wpłynąć na Lapointe’a, to byłoby wspaniale. Ja zajmę się tym, by nasi niemieccy przyjaciele nie przeszkodzili Wam w dobiciu targu. - John uśmiechnął się lekko. - Noża mi w każdym razie nie zabrali... więc jakby co, mam czym się bronić. - zakończył z zawadiackim uśmiechem na twarzy.
- Wobec tego chyba nie ma co zwlekać. - Gabrielle wzięła głęboki oddech, pozwalając sobie jeszcze na chwilę odpoczynku w wygodnym hotelowym fotelu. Obolałe ciało przeszkadzało, a obita mocno twarz zaczynała nieco puchnąć.
- Chcesz go odwiedzić teraz? - spytał John. - Nie będzie miał Ci za złe, że odwiedzasz go o tej porze? Nie wydawał się być skłonny do rozmowy z nami tam, w tej alejce.
- Mogę spróbować posłać mu wiadomość i spróbować się z nim umówić. Nie chciałabym dopuścić do tego, że nam umknie.
- Dobry pomysł - odparł John. - Może powinniśmy też złożyć meldunek do bazy i sprawdzić, czy nie mają dla nas jakichś nowych informacji lub instrukcji? Sądzę, że z telefonu w lobby powinniśmy się dodzwonić do Agencji, oczywiście z zachowaniem szyfrów i innych środków ostrożności.
- Wolałabym chwilę odczekać... Obawiam się że policja może nas obserwować. - Gabrielle westchnęła ciężko. - Pozwólmy im się nami znudzić. Może jeden dzień? Może dwa?
- Jeden dzień na pewno - zgodził się John. - Musimy dojść do siebie po tym laniu, jakie dostaliśmy od Fryców. - Anglik spojrzał na Gabrielle z troską w oczach. - Mocno oberwałaś?
- Całkiem, i obawiam się, że brak odpowiedniej reakcji niestety mógł mnie zdradzić. - Gabrielle przesunęła palcem po szramie na czole. - Przeciętna sekretarka straciłaby raczej przytomność.
John obdarzył Francuzkę czarującym uśmiechem.
- Cóż... - powiedział powoli, lekko figlarnym tonem. - W takim razie Niemcy dowiedzieli się o Tobie tego, co ja wiem już od pewnego czasu.
Gabrielle zaśmiała się delikatnie.
- A co takiego o mnie wiesz? - Spytała z zaciekawioną miną przyglądając się Anglikowi.
John popatrzył Gabrielle głęboko w oczy.
- Że jesteś nieprzeciętna. - powiedział powoli.
- To bardzo dyplomatyczna odpowiedź. - W głosie agentki nadal słychać było delikatne rozbawienie. - Ale masz rację, co nieco o mnie wiesz. Myślę też, że całkiem sporo miałeś okazję zobaczyć. - W jej oczach pojawiła się iskierka, gdy nawiązała do ich przygody z pewnego niemieckiego statku.
- Co nieco widziałem - odrzekł John, wciąż patrząc prosto w oczy Gabrielle. - Ale jestem pewien, że nieraz mnie jeszcze zaskoczysz.
Gabrielle podniosła się z fotela i podeszła do Anglika, stając tuż przed nim.
- Jeśli tylko uda nam się to jakoś przetrwać… to kto wie.
John, widząc podnoszącą się z miejsca Gabrielle, również wstał z łóżka, na którym siedział. Dwoje agentów stanęło naprzeciwko siebie. John wciąż patrzył Gabrielle prosto w oczy, które w przytłumionym świetle lampy oświetlającej hotelowy pokój żarzyły się jak dwa węgielki w ognisku. John omiótł spojrzeniem zadrapania na czole Francuzki, a potem ponownie popatrzył dziewczynie prosto w oczy.
- Wiesz... - powiedział. - Naprawdę się bałem, że ten obrzydliwy Niemiec zrobi Ci krzywdę. Po prostu nie mogłem mu na to pozwolić.
- Doskonale wiesz, że nie z takich opresji wychodziłam. - Francuzka sięgnęła do twarzy Brytyjczyka i powoli przesuwając palcami po siniakach zjechała dłonią niżej. Ostrożnie badała kryjące się pod ubraniem ciało i skrzywiła się natrafiając na bandaże. - A ty mocno oberwałeś?
- Tylko parę zadrapań... - szepnął John, czując na sobie elektryzujący dotyk Gabrielle. Również wyciągnął ręce, biorąc szczupłą kobietę w ramiona. - Nic poważnego... - mruknął, przybliżając twarz do twarzy Francuzki.
- Chyba ci nie wierzę. - Gabrielle odezwała się przesuwając ustami po wargach Brytyjczyka. Powoli sięgnęła do zapięcia jego marynarki, gotowa sprawdzić, jak poważne odniósł obrażenia.
John odwzajemnił pocałunek i mocniej przytulił Gabrielle do siebie.
- Sprawdź sama. - szepnął.
Beaumont kilkoma sprawnymi ruchami rozpięła marynarkę Brytyjczyka i sięgnęła do jego koszuli.
- Wyczuwam kilka bandaży, kłamczuchu. - Uśmiechnęła się zalotnie do drugiego agenta rozpinając jego kolejną część garderoby.
Wainwright pomógł francuskiej agentce uporać się z guzikami koszuli, po czym zdecydowanym ruchem zrzucił z siebie marynarkę i koszulę.
- Szpital zrobił dobrą robotę - zachichotał, po czym obdarzył Gabrielle łobuzerskim spojrzeniem. - Może sprawdzimy, czy Ciebie opatrzyli równie dobrze? - dodał, ponownie obejmując dziewczynę. Jego ręce powędrowały wzdłuż ciała agentki, pewnym, zdecydowanym ruchem zmierzając w stronę guzików garsonki.
- Ja nie dałam sobie zadać tyle ran. - Gabrielle uważnie przyglądała się ciału agenta przesuwając dłonią po bandażach. Jej podopieczny znów został ranny… Czuła, że to niezbyt dobrze świadczy o niej jako o starszej. Pozwoliła Johnowi rozpiąć swój żakiet i po tym jak opadł na podłogę, sięgnęła do paska spodni Brytyjczyka. - Tam też odniosłeś jakieś rany?
John zachichotał.
- Nie... tam akurat jestem w pełni sprawny - odparł łobuzerskim tonem, wprawnymi ruchami rozpinając Gabrielle bluzkę.
- Niestety muszę się upewnić. - Francuska uśmiechnęła się zalotnie. - Już skłamałeś na temat wyższych partii. - Z wprawą rozpięła rozporek męskich spodni i pozwoliła im opaść na ziemię. Bez skrupułów przyglądała się ciału mężczyzny, samej stojąc w staniku i dolnej części garderoby, którą z taką uwagą dobierała.
John ułatwił Gabrielle pozbawienie go resztek garderoby i obejrzenie go w pełnej krasie, po czym sięgnął za plecy francuskiej agentki. Jego palce chwilę badały zapięcie biustonosza, po czym kilkoma zręcznymi ruchami pokonały tę przeszkodę. Następnie ześlizgnęły się niżej, do zamka i guzików spódnicy. Kilka kolejnych ruchów później spódnica również leżała na podłodze, a ręce Johna, muskając opuszkami palców uda Gabrielle, wślizgiwały się z powrotem do góry.
Ciało Francuzki zadrżało w ramionach Johna.
- Chyba… list do Lapointe będzie musiał poczekać. - Wyszeptała przywierając nagim ciałem do torsu swojego podopiecznego.
- Poczeka. - szepnął John, przytulił Gabrielle nieco mocniej i pocałował ją. Następnie, wciąż trzymając dziewczynę w objęciach, zrobił pół kroku w tył, w stronę stojącego za nim łóżka.
Gabrielle, oddając pocałunki, dała się poprowadzić w stronę obranego przez Brytyjczyka celu. Jej dłonie przesunęły się po szyi mężczyzny i zanurzyły w jego włosach dociskając ich twarze do siebie.
- Powinieneś…. Uważać na rany. - Wyszeptała gdy zrobili przerwę na wzięcie oddechu.
- Będę uważał - szepnął John, po czym znów przywarł ustami do gorących ust Francuzki i przyciągnął ją do siebie. Ciała obojga agentów miękko opadły na łóżko.
Gabrielle zaśmiała się leżąc na mężczyźnie.
- Takie upadanie to nie jest uważanie. - Uniosła się na rękach eksponując przed Johnem swoje nagie piersi.
John ujrzał przed sobą ten sam obraz, który utkwił pod jego powiekami podczas misji na “Altmarku” miesiąc temu. Tym razem jednak nie zamknął oczu. Jak zahipnotyzowany chłonął oczami zniewalający kształt piersi Gabrielle, których sutki zalotnie sterczały w jego kierunku. Niewiele myśląc obsypał je pocałunkami, drażniąc wargami i językiem delikatną skórę wokół sutków.
- Bądź grzeczny. - Głos Gabrielle stał się rozpalony gdy otarła się swym łonem o biodra kochanka, szukając oręża agenta.
John nie dał jej dokończyć. Delikatnym ruchem przewrócił ją na plecy, sam zaś ukląkł nad nią. Ręce Johna dołączyły do ust wciąż obsypujących pocałunkami piersi Gabrielle, same zaś usta zaczęły stopniowo wędrować coraz niżej, zataczając krąg wokół pępka i znacząc delikatnymi muśnięciami szlak wiodący tam, gdzie zgrabnie wyprofilowane krzywizny ud francuskiej agentki spotykały się z łagodnie nachylonym łonem.
Gabrielle przyglądała się Brytyjczykowi z pomieszaniem fascynacji i pożądania. I pomyśleć, że jeszcze niedawno John starał się zgrywać nieczułego na jej uroki. Pozwoliła mu działać, obserwując czy mężczyzna nie nadwyręża swojego ciała.
Jeśli nawet John odczuwał jakieś dolegliwości, nie dawał ich po sobie poznać. Jego usta z zapierającą dech w piersiach konsekwencją zmierzały w stronę obranego celu. Gdy tylko uda Gabrielle rozchyliły się lekko, przekonane seriami delikatnych muśnięć, wargi mężczyzny dotknęły łona kochanki, a jego język, najpierw powoli, a potem coraz śmielej, począł torować sobie drogę w jej wilgotne wnętrze.
Z ust agentki wyrwało się ciche jęknięcie, a ciało wygięło w lekki łuk, eksponując smukłą sylwetkę. Gabrielle czuła, jak każdy kolejny dotyk kochanka wywołuje w niej przyjemne dreszcze. Nie wiedziała, skąd u Brytyjczyka ta zmiana postawy, ale musiała przyznać, że bardzo jej odpowiadała. Ciało Francuzki pomału rozgrzewało się, zmarznięte po wieczornych przebieżkach i wizycie na posterunku. Rozchyliła nogi szerzej ułatwiając mężczyźnie dostęp do siebie.
Anglik nie potrzebował lepszej zachęty. Jego język poczynał sobie coraz śmielej, penetrując Gabrielle coraz głębiej i żwawiej, przeplatając filuterne, podłużne pchnięcia kółkami, zawijasami i meandrami. Smak i zapach jej ciała sprawiał, że Johnowi lekko kręciło się w głowie, a serce waliło mu jak młotem. Nie przerywał jednak pieszczot, robiąc wszystko, co w jego mocy, aby doprowadzić kochankę do ekstazy.
Francuzka ujęła swoje piersi i zaczęła je ugniatać w tempie, w jakim pieścił ją John. Jej rozpalonym ciałem zaczęły targać dreszcze, gdy pomału zbliżała się do szczytu. Czuła, jak jej ponure myśli o misji znikają, a głowę wypełnia przyjemna pustka. Liczyły się tylko dochodzące z okolic mlaśnięcia i gorący dotyk, któremu towarzyszyły. W końcu szala rozkoszy przelała się i Gabrielle doszła z głośnym okrzykiem.
John usłyszał głośny jęk rozkoszy i wyczuł drżenie, jakie przeszyło szczytującą Gabrielle. Oderwał od niej usta, wyprostował się i popatrzył na nią. Leżała przed nim, z włosami rozsypanymi w nieładzie na poduszce, z szeroko rozrzuconymi nogami. Jej kształtne piersi unosiły się i opadały, wciąż przykryte smukłymi dłońmi, w takt urywanego, spazmatycznego oddechu.
Mój Boże, pomyślał. Jaka ona jest piękna.
Powoli wślizgnął się na łóżko, delikatnie położył się obok dochodzącej powoli do siebie Gabrielle, po czym przytulił się do niej tak, jakby chciał, by ich ciała stopiły się w jedno. Francuzka przez dłuższą chwilę cieszyła się niedawnym spełnieniem, powoli uspokajając oddech z półprzymkniętymi powiekami. W końcu objęła Johna mocno.
- To było bardzo przyjemne. - Wyszeptała, nim ponownie pocałowała mężczyznę w usta.
- Cieszę się - odszepnął John, gdy tylko odwzajemnił pełen pasji pocałunek. - Lubię sprawiać Ci przyjemność.
- A pozwolisz mi się odwdzięczyć? - Gabrielle popchnęła delikatnie swego podopiecznego, by znów znaleźć się nad nim.
- Oczywiście - odszepnął John, patrząc na Gabrielle roziskrzonym wzrokiem.
Beaumont ucałowała czubek nosa Brytyjczyka i podniosła się tak, by uklęknąć okrakiem ponad mężczyzną.
- Zdradzisz, skąd ta zmiana? - Spytała z uśmiechem, sięgając do męskości mężczyzny i nakierowując ją na swój rozpalony kwiat. - Myślałam... - Zaczęła pomału nabijać się na kochanka. - ...że nie masz... - Czuła jak milimetr po milimetrze mężczyzna wypełnia jej wnętrze. - ...na mnie ochoty. - Zakończyła z cichym jęknięciem, gdy jej pośladki opadły na biodra Brytyjczyka.
Ciało Johna przeszył dreszcz, który uniemożliwił mu odpowiedź. Mięśnie, smagnięte elektrycznym impulsem, napięły się i zaczęły przewodzić czystą rozkosz. Jakaś niewidzialna siła uniosła ręce mężczyzny i wyrzuciła je wzdłuż ciała, na spotkanie słodkiego ciężaru spoczywającego na jego biodrach. Dłonie mężczyzny spoczęły na pośladkach jego kochanki, zdecydowanym ruchem nadały rytm ich kołysaniu. Rozkoszne ciepło kobiety zniewalało, obezwładniało... a jednocześnie w głębi jego ciała narastała rozkosz, jakiej John nigdy jeszcze nie doświadczył. Łomot pulsu, krótkie, urywane oddechy i ruch bioder Gabrielle kołysały Johnem jak wzburzony ocean łódką, doprowadzając go niemal na skraj obłędu.
A Francuzka postanowiła zapewnić mu niewielki sztorm na pokładzie. Unosiła się na początku powoli, jakby uczyła się ciała kochanka. Cieszyła się tym, jak ją wypełnia, jak rozpycha się w jej wnętrzu. Jak rozpala ją od środka wywołując wrażenie, jakby miała się zaraz roztopić. Ujęła swoje piersi i pieszcząc je na oczach Johna zaczęła przyspieszać. Każdy kolejny ruch był coraz pełniejszy i gwałtowniejszy. Jej ciało falowało w rytm tej zabawy, a z ust coraz częściej wyrywały się słodkie jęki.
Widok smukłego ciała Gabrielle kołyszącego się nad nim, jej sterczące sutki migające pomiędzy palcami dłoni, zgrabne uda obejmujące mocnym uściskiem jego boki i rytmiczne, kołyszące pchnięcia jej bioder rozpaliły zmysły Johna do czerwoności. Chociaż z całej siły walczył o zachowanie kontroli nad własnym ciałem, gwałtowne impulsy przyjemności wywoływane każdym kolejnym ruchem bioder kobiety nieubłaganie pchały go do nieuchronnego finału. Czując gwałtownie wzbierającą w nim falę obezwładniającej rozkoszy, John wydał z siebie zduszony, gardłowy krzyk... ostatnie ostrzeżenie przed tym, czego nie był już w stanie powstrzymać. Gabrielle przyjęła jego trybut w siebie, wbijając męskość Brytyjczyka jak najgłębiej. Jęknęła głośno, czując wypełniające ją ciepło.
- Och John... - jej ciałem targnął wstrząs, gdy ponownie dotarła na szczyt.
Mięśnie ciała Johna powoli zaczęły się rozluźniać. Serce, pompujące dotąd krew w oszalałym, wywołującym szum w uszach tempie, zaczęło powoli zwalniać. Płuca, pompujące powietrze jak kowalskie miechy, zmieniły rytm pracy, zastępując szybkie, płytkie i spazmatyczne oddechy długimi, wolniejszymi, wykorzystującymi całą ich pojemność. Obezwładniony falą nieziemskiej błogości John znalazł w sobie tylko tyle siły, by przytulić do siebie Gabrielle, gdy tak samo wyczerpana kolejną eksplozją namiętności opadła na niego, wtulając kształtne piersi w jego rozgrzane miłosnymi zapasami ciało.
- Och, Gabrielle... - wyszeptał w jej włosy. - To było cudowne.
- Było. - Francuska ucałowała go delikatnie. - Czemu zdobyłeś się na to dopiero teraz?
John lekko przekrzywił głowę i obdarzył Gabrielle filuternym uśmiechem.
- Od dzieciństwa wbijano mi do głowy, że rzucanie się na piękne kobiety jest wyjątkowo w złym tonie. - odparł. - Tym niemniej możesz uznać, że po prostu dłużej nie byłem w stanie Ci się opierać.
- Bardzo mnie to cieszy. - Gabrielle pocałowała go jeszcze raz, teraz jednak namiętnie w usta. - Co teraz Panie Lloyd?
John zrobił minę zadowolonego z siebie kota z Cheshire i zachichotał.
- Teraz, panno Hepburn - odparł łobuzerskim tonem - weźmiemy się do pracy.
 
Loucipher jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172