08-05-2019, 21:34 | #111 |
Reputacja: 1 | Bardzo powoli, ale Tito w końcu mentalnie powrócił do rzeczywistości. Jeśli tak można nazwać zakład zegarmistrzowski na pograniczu wszechświatów i towarzystwo pająkowatego potwora ledwie z przyzwoitości starającego się ukryć pod ludzką maską, zegarmistrza w wolnej chwili montującego w swojej międzywymiarowej piwnicy mechaniczne golemy z dziecięcych kawałków ciała. - Jakiejże to dodatkowej ceny zażądasz za naszą współpracę? Mówże, bo usycham z niecierpliwości.- Brzęczyk w głowie Tito zaczynał znów wibrować, ostrzegając przed nieznanym zagrożeniem. Czas gierek się skończył. Tito wyciągnął niezapalonego papierosa z kącika ust, schował do paczki, paczkę schował do kieszeni. Przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko istoty, nachylił się w jej stronę. Mówił spokojnie, powoli i dobitnie. Mówił długo. - O cenie będzie za chwilę. Zwlekałeś z udzieleniem mi informacji tak długo, że sytuacja zdążyła ewoluować. Ale po kolei, jeśli mamy współpracować, oto warunki mojej współpracy: Po pierwsze, przejrzystość. Mówisz mi o wszystkim co dotyczy projektu. I mówisz mi o wszystkim co dotyczy mnie. Na dobry początek, dla oczyszczenia atmosfery chciałbym się dowiedzieć co próbowałeś zrobić tuż przed przybyciem węża. I co NAPRAWDĘ przedstawia i do czego służy schemat w twojej drugiej pracowni. Po drugie. Ja wybiorę dawcę serca. Rozumiem kryterium "zabawności". Ludzie są materiałem. ale część tego materiału jest dla mnie nienaruszalna. Po świecie chodzi dość materiału-wrogów i.. po prostu materiału-materiału, by było w czym wybierać. Po trzecie. Cena. Pytanie z którym tu przyszedłem nieco straciło na aktualności, ale nadal chcę znać odpowiedź. Wskazałem ci defekt twojego konstruktu, drogę, dzięki której go naprawisz. Jeżeli ta współpraca ma trwać dalej, chcę usłyszeć wszystko co wiesz na temat El Sombre i jego wizyty tutaj. Wiedza za wiedzę. Moja cena dodatkowa - za wykonanie twojego zadania - chcę śmierci pewnego człowieka. Ma na nazwisko Uccoz i strzeże go banda nieprzebudzonych. Chcę go zabić, a od ciebie oczekuję każdego wsparcia jakie jesteś w stanie udzielić, by udało się to załatwić szybko, sprawnie i nie dając się zabić, co leży również w interesie naszego przedsięwzięcia. Myślę, że negocjowaliśmy dość długo. Czas targów się kończy. Oto moja cena. Wiedza za wiedzę. Przysługa za przysługę. Co odpowiesz, Zegarmistrzu? Tito sam nie zauważył, kiedy udzielił mu się dziwaczny styl mówienia Oszusta. Wypowiadając ostatnie słowa wstał i wyciągnął rękę w stronę dziwnej istoty. Potwora, który w jakiś pokrętny sposób wydawał mu się bliższy niż wszyscy dotychczas poznani mieszkańcy tej popieprzonej krainy czarów, w której przyszło mu teraz żyć.
__________________ Show must go on! Ostatnio edytowane przez Gryf : 08-05-2019 o 22:01. |
09-05-2019, 08:57 | #112 |
Reputacja: 1 | Jebana rasa - pomyślał Alvarez - co tu się stało…. Dziwna wizja, która pojawiła się przed jego oczami wabiła go jak i odpychała jednocześnie. Piramida spływająca czerwienią i dająca nadzieję na… no właśnie na co. Na co nadzieję mogła dać mu ta budowla? Czuł że ciągnie go tam bardzo. Stara, chyba indiańska budowla. Ale czy ten cały wąż nie był właśnie jakimś, starym indiańskim bóstwem? Chyba jakoś tak mówił Xavi… Czy nie starczyło powiedzieć tej gadzinie “spierdalaj” żeby finalnie dała mu spokój? To na pewno sprawka tego dymnego stwora - pomyślał. Nie dam mu się wciągnąć w te gierki. Rozejrzał się wokół próbując znaleźć coś innego w tej wizji. Wokół była tylko dżungla. Pełna dzikich zwierząt ale jakaś wyblakła, jakby odbicie, czy cień. A jeśli to nie wąż? Albo coś co pomoże namieszać wśród tych sukinsynów? Czy mógł zaprzepaścić okazję by się o tym przekonać? W końcu to tylko wizja… świadomy sen. Zwrócił się znów twarzą w kierunku piramidy. Spostrzegł ponownie wstęgę dymu w kolorze krwi. Na myśl o krwi poczuł ukłucie głodu. Takie delikatne szarpanie w trzewiach, które, jeśli nie zostanie zaspokojone, będzie mocno narastać. Zrobił krok w stronę budowli, potem kolejny i nie wiedząc kiedy, stanął u jej podnóża. Budowla nie była wysoka, ale do niskich nie należała. Juan czuł się przy niej jednak dziwnie mały. Niewiele znaczący. Drobinka u stóp czegoś mrocznego, głodnego i krwiożerczego. Popatrzył w górę, w stronę źródła szkarłatu, który widział. - Raz się żyje - zażartował wampir i począł wspinać się po schodach na górę piramidy.
__________________ --------------- Rymy od czasu do czasu :) |
10-05-2019, 11:25 | #113 | |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Jedno, co trzeba było przyznać Angelo to to, że umiał odnaleźć się w każdej sytuacji i naprawdę trudno było go wybić z pozy przystojniaka-chojraka. Tak było i teraz, choć wszystko w nim krzyczało “uciekaj”, gdy spoglądał na Pacho Surandoz de Corey’a. Z tym gościem naprawdę nie należało zadzierać. Byli jednak potencjalnymi sprzymierzeńcami, czyż nie? Grunt, to nie zjebać sprawy.
__________________ Konto zawieszone. | |
10-05-2019, 11:53 | #114 |
Reputacja: 1 | - Sprawdzić? Chcesz ją z powrotem? Głos antykwariusza dochodził do nich dziwnie przytłumiony, jakby z zupełnie innego miejsca. - Hej. Panowie! Dobrze się czujecie? Oreja znowu poczuł się jakby mu ktoś mieszał w mózgu. Jak wtedy gdy znalazł się w jakiejś pierdolonej azteckiej świątyni u stóp jebanego ołtarza. - Co? - bąknął nieprzytomnie. - Tak… nie… muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. Źle się poczułem. Jose, sprawdź czy wszystko ok, poczekamy na zewnątrz. - Położył rękę na ramieniu chłopaka. - Xavi, odprowadzisz mnie? - Tak - wykrztusił Javier i ruszyli razem do wyjścia. - Ktoś znowu miesza nam w głowach. Albo jemu. Nie wiem. - A może… - Perez przystanął, rozważając tezę, która właśnie przyszła mu do głowy. - Gdy byłem w magazynie Narwańców, przeniosło mnie do innego miejsca… nie, to nie było inne miejsce, lecz czas. Może to co widzimy to projekcja przyszłości? Tego co się wydarzy za chwilę? Może El Sombre w ten sposób nam gmera w głowach, pokazując przeszłość lub przyszłość? - Przed oczami zobaczył ponownie swego umierającego brata. - Przyszłość, która może się nie zdarzyć, która jest jedną z wielu alternatyw. A to by znaczyło, że moneta ciągle jest w sejfie i może morderca tylko czeka aż Jose go otworzy, lub mordercami będziemy my. Wymierzył sobie trzy szybkie policzki jakby próbował się ocucić z nieprzyjemnego snu. Jose tymczasem rozglądał się, wdeptując w kałużę krwi i roznosząc ślady po całym pomieszczeniu. - Myśl, kurwa, myśl! - Alvaro warknął do siebie. - Nic, kurwa, tu nie wymyślę! - Xavi odebrał jego słowa jako skierowane do siebie. - Chodź. - Pociągnął Ucho dalej ku wyjściu, żeby antykwariusz ich nie słyszał. - Jaki morderca w ogóle, co ty gadasz? Sicario powlókł się za nim. - Morderca… - powtórzył bełkotliwie, - ten, który wykradnie monetę, gdy Jose otworzy sejf a później... ten, który zabije antykwariusza. Oczywiście pod warunkiem, że ta krew, którą widzimy jest projekcją przyszłości. Zaraz się przekonamy. Zatrzymał się już na chodniku i ryknął do wnętrza sklepiku. - Jose! Wszystko gra amigo?! - Si, amigos! Nic nie zajebali. Może zwarcie na linii. Albo inne gówno. Rano wezwę serwis. - Powiedz mu, że chcesz monetę - szepnął Xavi. - Kurwa - Alvaro zaklął cicho, najwyraźniej zawiedziony, że jego teoria się nie sprawdza, po czym wrzasnął znowu w głąb sklepu. - Możesz przynieść monetę?! - Na ulicę. Kurde, amigos. Chodźcie tutaj, a nie drę się, jak jakiś Mongoł. - Jasne, kurwa - skomentował do chłopaka by rzucić głośno. - Nie pierdol, tylko chodź! Rozejrzał się dookoła. Gdzie byli ochroniarze? Przecież musieli słyszeć te wrzaski. Zaparkowali dyskretnie kawałek dalej i obserwowali wejście. Jose wyszedł chwilę później niosąc w dłoni jakieś zawiniątko. Widać, że nie jest zadowolony, ale nic nie mówił. - Trzymaj, amigo - podał Oreji kawałek płótna. - Zobacz, czy wszystko ok. Zapakowałem ją w tę bawełnianą szmatkę, aby nie narażać jej na uszkodzenia. To cenna rzecz, jak wiesz. Alvaro odruchowo wziął wepchnięte w dłoń zawiniątko, pod palcami czuł mały, twardy. okrągły przedmiot. Jak moneta. - Wszystko w porządku amigo? - Tak. Coś musiało siąść w instalacji. - Chcesz ją zatrzymać? - Ochronę? Instalację? Monetę? O czym gadamy? - Monetę - Perez wyciągnął zawiniątko na otwartej dłoni. - Dałem ci ją i powiedziałem, że możesz zrobić z nią co chcesz - przypomniał. - Spoko. A ja powiedziałem, że chętnie się podzielę zyskiem. Tym bardziej, że już mam kupca. Dogadanego na jutro, pojutrze. Tylko certyfikat autentyczności zdobędę i voila, fant leci do nabywcy. Javier tylko spojrzał na Oreję zdziwiony. - Wiesz, że nie zależy mi na forsie - złowił spojrzenie chłopaka, ale… - zobaczmy sobie ją w jakimś przyjemniejszym miejscu. Co powiesz na tequilę? Jest tu czynny jakiś bar o tej porze? - Tak, to niezły pomysł - podchwycił Orozco. - Ale wiesz co?… - zwrócił się do antykwariusza. - Jeśli ktoś próbował się włamać to możemy go namierzyć. Na pewno skuteczniej niż tamci goście - wskazał na samochód ochrony. - Masz w środku komputer z zapisem monitoringu? - Jasne. Chcesz zerknąć? Czy Jose była aż tak naiwny, czy po prostu ufał Oreji na tyle, że wierzył w ich długofalową współpracę? - Mam stacjonarny pod biurkiem i laptop na zapleczu. Dane zbieram na ten stacjonarny. Jest odcięty od sieci. W sensie, służy mi tylko jako maszyna do pisania i fakturowania. Wolę pracować na przenośnym Hernanie. - Idźcie sami - wsunął odruchowo zawiniątko w kieszeń. - Ja się przejdę. To powiedziawszy Oreja przeciął pustą prawie uliczkę, minął wóz ochroniarzy, odpowiadając na skinienie głowy i zniknął za rogiem budynku. Stamtąd miał oko na sklepik, sam będąc niezauważonym. Teraz dopiero, nie widząc nikogo w pobliżu sięgnął do kieszeni po owinięte w bawełnianą szmatkę… no właśnie - co? Nie spodziewał się ujrzeć monety. Po chwili wahania westchnął i odwinął szmatkę.
__________________ LUBIĘ PBF (miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |
11-05-2019, 21:29 | #115 |
Reputacja: 1 | Jose spojrzał na Javiera. Ten pokazał mu gestem, by szedł przodem i wszedł za nim do środka. Xavi od razu wdepnął w kałużę szkarłatu. Krew spływająca z sufitu spływała mu na głowę i twarz. - Hernan jest tam - Jose wskazał ręką stojące w rogu biurko. To samo, za którym trzymał sejf. “To wszystko złudzenie” - powtarzał sobie w myślach Xavi, ale i tak się wzdrygnął. Usiadł za biurkiem (wszystko we krwi), kliknął włącznik komputera i poczekał aż antykwariusz się zaloguje i włączy zapis monitoringu. Sprzęt był stary. Naprawdę wolny. Na jego obudowie wzrok przyciągała naklejka Hernanda Mendozy, średniej klasy aktora. W końcu, po dwóch dłuuugich minutach. Javier mógł skorzystać z komputera. - Skąd się znacie z seniorem Alvarao? - zapytał zaciekawiony antykwariusz. - Z pracy. Gdzie pan trzyma zapis monitoringu? - Orozco uciął ten temat wodząc kursorem myszki po pulpicie Windowsa XP z najbardziej znanym zdjęciem świata. Łagodne wzgórze, idealnie zielona łąka, błękitne niebo i białe baranki chmurek. Podobno na żywo wcale nie wygląda tak ładnie. Złudzenie, jak ta krew kapiąca z sufitu na klawiaturę. - Taki folder o nazwie Monit. W moich dokumentach. Komputer faktycznie mulił. Był powolny, źle skonfigurowany i przede wszystkim dość przestarzały. Javierowi to nie przeszkadzało. Tylko o tyle, że musiał dłużej przebywać w tym upiornym pomieszczeniu, ale do tego powoli się przyzwyczajał. Otworzył folder a następnie ostatni zapis monitoringu czyli ten zanim odłączył kamery. |
19-05-2019, 11:07 | #116 |
Reputacja: 1 | Hernan Juan Selcado Pierwszy łyk był niczym najlepszy szot tequili, jaki wlał w swoje gardło. Palący i przyjemny, niósł w sobie doznania na pograniczu ekstazy. Tego, co wyczyniały kubeczki smakowe i mózg Hernana nie dało się opisać. Przeżycie było silne. Silniejsze nawet, niż jego dokonania nad martwą kobietą. Nim się obejrzał, chłeptał z miski, niczym ćpun na głodzie, nie zważając na konsekwencję. I żałował tylko jednego. Że krew jest chłodna. Że nie tryska prosto z otwartej rany. A potem, w jednej chwili, rozkosz minęła i zaczął się ból. Najpierw Hernan poczuł się tak, jakby ktoś kopnął go w bebechy. Z całej siły, czubem okutego buta. Wydał z siebie ochrypły jęk, znów nie panując nad tym, co się z nim dzieje. Złapał za brzuch, kiedy ból zaczął rozlewać się po żyłach na całe ciało, tak jakby chciał go zatrzymać w miejscu. Nie dało się jednak. Równie dobrze mógł próbować zatrzymać rzekę palcami. Ból rozlał się na całe ciało, zapalił mięśnie, wbił się w czaszkę ostrymi szponami, szarpiąc mózg i wnętrzności próbował złamać Hernana. Ale nie złamał. Minął po chwili, zmieniając się nagle w spokój. I w siłę. Kiedy Hernan podniósł się z podłogi, na której nawet nie wiedział, że się znalazł, czuł się silniejszy, szybszy i … odmieniony. Pomyślał o krwi, i poczuł że … jego kły stają się dłuższe, ostrzejsze, a reszta zębów wyciąga się, zmienia w ostre, śpiczaste, rekinie kły. Spojrzał w lustro, które znalazł na szafie w przedpokoju. Widział swoje odbicie. Nic się nie zmienił, może poza tym, że cały ubabrany był juchą tej martwej dziwki. Sama misa, którą zebrał, leżała na podłodze w kuchni. Większość jej zawartości rozlała się szkarłatem po kafelkach. Poczuł euforię. Silne samozadowolenie, które dodało mu pewności siebie i siły. To było przyjemne uczucie. Dzwonek do drzwi wyrwał go z ekstazy. Rozbudzone zmysły wyczuły dwóch ludzi przy drzwiach. Pewnych siebie i uzbrojonych. - Policja. Sąsiedzi słyszeli jakieś krzyki. Czy wszystko w porządku? Cholerna dobra dzielnica. I czyżby wrzeszczał aż tak głośno? Nie miało to znaczenia. Pod drzwiami mieszkania do którego się włamał i w którym zamordował dwie osoby, stało dwóch pajaców i coś musiał z tym zrobić. W tym momencie otrzymał SMSa od Angelo. Tito Alvarez Oszust milczał przez długą chwilę nie spuszczając wzroku ze starego sicario. Tito nie miał pojęcia jakie myśli kłębią się teraz w jego głowie. Czy właśnie postanowił go zabić? Czy wręcz przeciwnie, rozpocząć współpracę. Postawił wszystko na jedną kartę ale faktycznie potrzebne od Oszusta informacje nie były teraz już tak cenne nim pojawił się tutaj Wąż. A może właśnie o to mu chodziło? Wężowi. O to, aby zdyskredytować starego konstruktora. - Nie. – Oszust w końcu pokręcił głową odrzucając propozycję Tito. Czyżby uraził dumę stwora? A może po prostu nie podobało mu się to, jak zdominował ten projekt. - Twoje warunki są nieakceptowalne. Jednakże jeżeliż zmienisz zdanie, moja propozycja będzie otwarta jeszcze przez dobę i wygaśnie jutro o północy. Chcesz wiele za niewiele. Teraz, kiedyż już wiem, że wada konstruktu tkwi w organicznej przyczynie i wiem, że wielu jest takich na świecie, którzy się na ludzkich mechanizmach biologicznych znają dużo lepiej, poszukamże innego wykonawcy. Mniej zaborczego w swoichże żądaniach. I cena za twoje umiejętności, przebudzony, nie jestże dopuszczalna. Wszyscy wiedzą, że ja nie działam w ten sposób. Nie ingeruje, nimże ktoś nie zagrozi mu osobiście. Wtedy, rychło jednak wróg przekonuje się że mógł wybrać sobie inny sposób na samodestrukcję. Ten Uccoz nie obchodzi mnie. Nie zbaijamże, nie niszczę, jeśli nie ma to znaczenia. Lub nie robię tego, aby się chronić. Siebie i moje dzieci. Pojąłżeś. Tito skinął głową. Źle ocenił dziadygę. Trudno. W sumie wiedział już znacznie więcej o tym, kogo szukali. Telefon zabrzęczał w kieszeni SMS-em od Angelo. - Ale zrobiłżeś na mnie dobre wrażenie. Profesjonalne. Dlatego chętnie wrócę do rozmowy i współpracy, jeśliże zejdziesz w swoichże roszczeniach. Jestem Zegarmistrzem i informatorem, nie zabójcą i sicario. Mogę zgodzić się na twoje, warunki jakieże przedstawiłeś odnośnie tegoż, co nazwałeś projektem. Lecz nie będę w stanie zapłacić ci takiejże ceny, jakiej żądasz. Mogę jednakżesz dać ci namiar na kogoś, kto to zrobi, spłacając w ten sposób swój dług u mnie. I nie mogę zgodzić się na pierwszy z twoich postulatów dotyczących naszej ewentualnej współpracy. Więc jednak to NIE nie było ostatecznym nie. Pocieszające. Juan Maria Alvarez Piramida była wysoka i kiedy wspinał się na nią po krwawym dywanie, szybko zorientował się, że rozmiarami przewyższa każdy znany mu budynek na świecie. Była trochę jak we śnie. Im dłużej się wspinał, tym wyższa się wydawała, a jej szczyt był jakby nieosiągalny. Lecz Juan był uparty i w końcu, po chyba tysięcznym stopniu, szczyt znów zaczął się przybliżać. I w końcu Juan znalazł się tuż przy swoim celu i ujrzał, że nie jest tutaj sam. Na szczycie piramidy, nad ołtarzem z którego wylewała się nieprzerwanie krwawa rzeka, stał Indianin. Maj, Aztek lub Inkas – Juan nie był ekspertem w dziedzinie historii i nie potrafił poznać po szatach i znakach malowanych na ciele z jakiego ludu pochodzi szaman, bo mężczyzna był kapłanem. Bez wątpienia. Czarne, niczym kawałki obsydianu oczy nieznajomego odwróciły się w stronę Juana. Dłoń, w której Indianin trzymał ociekający krwią ofiarny nóż, wyciągnęła się w stronę gościa. Krew skapywały z kamiennej klingi na ołtarz z którego wypływała krwawa rzeka. - Spójrz. Szaman powiedział to z taką mocą, że Juan musiał się odwrócić. Wokół piramidy nie było już dżungli. Tylko puste, zalane krwią pola, które zmieniły się w krwiste błoto. A na tych polach zalegały tysiące, dziesiątki tysięcy, setki tysięcy a może nawet miliony trupów. Mimo odległości Juan widział ich pozbawione krwi i serc ciała, otworzone klatki piersiowe ziejące na świat ciemnym, rozdartym , krwawym wnętrzem. Ciała kobiet, mężczyzn, starców i dzieci, leżące nie jak na pobojowisku lecz jak… jak odpadki wyrzucone do śmieci. Resztki z boskiego stołu. - Tak było kiedyś. Tak będzie niedługo. Znów. Indianin spojrzał na Juana. Opuścił sztylet kierując go w stronę sicario. - Masz. Weź. Będzie twój. Wbij go w serce, kiedy uznasz, że nie ma odwrotu. I nie pozwól by serce diabła znów zaczęło bić. Nawet nie wiedział, kiedy zacisnął dłoń na podanej broni. Zmarli na dole poruszyli się, jakby gwałtowny wiatr poruszył trupami. Z ust zamordowanych wydobyło się jękliwe łkanie. - Ich lament. Słyszysz go prawda? Nim zdążył odpowiedzieć obudził się gwałtownie jeszcze przez chwilę słysząc ten upiorny lament. Pierwsze co zobaczył to sztylet tkwiący w jego ręce. Prymitywny, wykonany z kości, drewna i ostrzu z krzemienia. Ten sam sztylet, który szaman ze snu wcisnął mu w dłonie. SMS-a od Angelo nawet nie zauważył, ale zobaczył go wchodzącego do mieszkania. Ich spojrzenia spotkały się. Angelo Gabriel Martinez Spotkanie z porucznikiem Los Zetas przebiegło naprawdę w porządku. Opuszczając willę Angelo sam dziwił się sobie, że nawet polubił tego sicario. Jego wyczucie i obycie. Jego prostolinijność podpartą odpowiednią dawką męskości. Jego dobór alkoholu i spokój, jakim emanowała jego aura. To był dobry szef. Skuteczny. Taki, jakim do pewnego czasu był Pies. Na razie Angelo mu ufał. Oczywiście nie głupio, ślepo czy bezkrytycznie, ale od czegoś musiał zacząć. A jeśli akcja Los Zetas się uda i przejmą Sinaloę, wydrą ją z łap kartelu stworzonego przez El Chapo Guzzmana, to faktycznie to była szansa dla nowych, takich jak SV. Pytanie tylko, jak na to wpływała sprawa z Mistrzem i całym tym podziemnym gównem. Do domu dotarł bez problemu, zahaczając o monopolowy i upewniając się że nie ma żadnego ogona. Nadal wyczuwał wiszącą w mieście napiętą atmosferę. Ciemne i mroczne siły czaiły się w zaułkach i bramach, obserwując i tocząc swoją niewidoczną wojnę. Napięcie było niemal namacalne. Miasto kipiało, niczym potrawa na kociołku. I trzeba było mieszać, bo się przypalił. To lubił – mieszanie. A umawiając swoich ludzi przeciwko Uccozom i Sinaloi obracał chochlą w kotle naprawdę solidnie. Zatrzymał samochód pod domem, wyjął zakupy i ruszył na górę. Otwierając drzwi wyczuł, że ktoś już jest na miejscu. Zapach alkoholu, i chyba krwi unoszący się w powietrzu zdradzał obecność któregoś z Węży. Był to Juan. Siedział na kanapie, niczym ktoś obudzony z ciężkiego, pijackiego snu. W takim na pół przytomnym widzie. W rękach Węża zauważył dziwny, chyba kamienny nóż. Ich spojrzenia spotkały się. Alvarez Perez „Oreja” To nie była złota moneta. Faktycznie. To było … metalowe coś. Płaskie, niczym medal. Wykonane z różnych kawałków metali – przedstawiał węża. Moneta zniknęła zastąpiona tym czymś. Tylko dlaczego? Kto to zrobił? Jak to zrobił? Czemu zostawił ten bibelot? Ucho nie lubił pytań. To znaczy lubił je wtedy, gdy mógł zdobyć odpowiedzi. Informacja była czymś niezwykle ważnym i cennym. A tutaj, jakiś kutas, wyprzedzał go zawsze o cholerny krok. I to nawet wtedy, kiedy nie popełniał błędów. To było irytujące. Jakby ktoś czytał mu w myślach lub potrafił przewidzieć przyszłość i działał tak, aby pokrzyżować mu plany lub popchnąć tam, gdzie miał się znaleźć. Jakby był pionkiem poruszanym po planszy przez nieznane siły. I wkurwiało go to. Tak zwyczajnie. Szedł ulicą, mijając patrol ochrony i myślał. SMS od Angelo przyszedł, kiedy był w połowie drogi do knajpki, w której miał się potem spotkać z Jose i Xavim. To, że jest obserwowany wyczuł po chwili. Czyjaś obecność. Ukradkowa i … niepokojąca. Szedł teraz szeroką aleją, która pełna była barów dla turystów. Większość nadal było czynnych, mimo późnej pory, a i ludzi na ulicach było sporo – w tym też gringo, trzymający się w grupkach po kilkunastu, dyskretnie pilnowani przez opłaconych ludzi z kartelu. Mazaltan nie cieszył się dobrą sławą, ale łatwość dostępu to tanich i ładnych dziwek, narkotyków i tequili przyciągała amerykanów jak gówno muchy. Wybrana przez Ucho knajpka nie była z tych popularnych i turyści raczej nie szukali w niej atrakcji. Tutaj pili „lokalsi” – co prawda nie typki spod ciemnej gwiazdy, jak on, lecz normalni ludzie – jednak dla gringos jeden Meksykanim nie bardzo różnił się od drugiego i turyści woleli nie ryzykować konfrontacji. Nadal jeszcze nie przycichła sprawa zabicia amerykańskiego pisarza i jego przyjaciela, którzy weszli do knajpy rybnej prowadzonej przez ludzi z kartelu El Golfo, tuż przed zamknięciem. Tamtejsi wzięli notatki robione przez pisarza za działanie DEA i zadźgali obu mężczyzn hakami do homarów i kolcami do lodów, a ciała podrzucili pod amerykańską ambasadę dając wyraźny sygnał, że nie boją się obcych sił. To była pomyłka. Pół roku później niemal wszyscy powiązani z tamtymi narwańcami byli martwi lub odsiadywali długie wyroki w USA. Z gringos nie było żartów. I wtedy go zobaczył. El Manivela stojący w cieniu pomiędzy dwoma uliczkami. Narwaniec. Uśmiechał się a w blasku latarni ulicznej uśmiech ten wyglądał naprawdę wrednie. Potem pomachał ręką w stronę Ucha. A ten poczuł, że o ile wcześniej przywódca gangu starała się ograniczać ukrywając swoją tożsamość, teraz – jeśli pójdzie w ten zaułek, zniknie z oczu ludzi – takiego ukrywania nie będzie. Światło, które wylewało się z niego było krwistoczerwone, agresywne i silne a nowo przebudzony instynkt podpowiadał Oreji, że w bezpośredniej konfrontacji siłowej Ucho stoi na z góry straconej pozycji. Że rozwścieczony Narwaniec najpewniej rozszarpie go na strzępy i – jak na razie – jedyną rzeczą, która go od tego powstrzymuje – jest obecność ludzi. Javier „Xavi” Orozco Kiedy on pracował nad archaicznym komputerem, jago właściciel oglądał antykwariat szukając śladów wtargnięcia zupełnie nie zauważając faktu, że chodzi po wnętrzu rzeźni. Xavi starał się nie patrzeć na człowieka i krew. Zajął się swoją pracą. Na nagraniu nie było niczego. Niczego, poza dziwnymi szumami, trwającymi kilka sekund na chwilę przed tym, jak pojawili się oni. Podobne szumy zobaczył na nagraniu w momencie, w którym w lokalu pojawił się Ucho. Pojawił zupełnie tak, jakby przeniknął przez ścianę lub teleportował się z zewnątrz do antykwariatu. W jednej chwili na nagraniu go nie było, trochę szumu i zakłóceń i hyc – już jest. Tylko, że w przypadku pojawienia się Ucha szum trwał dosłownie trzy sekundy, a to wcześniejsze zakłócenie niemal pół minuty. Dużo dłużej. I było silniejsze. Chociaż przy obu niczego nie dało się odczytać nawet używając najlepszych programów czyszczących i zaawansowanych technologii. Tego Javier był pewien. SMS od Angela dotarł do niego w chwili, gdy podjął decyzję, co zrobi z nagraniami. - I co? Wszystko w porządku? Jose zainteresował się Javierem, kiedy ten kończył swoją pracę. - Idziemy spotkać się z Uchem? Już chciał się zgodzić, ale … Cofnął raz jeszcze nagranie do momentu, w którym były te długie zakłócenia. I wtedy to zobaczył. Piksele białego szumu układały się w niewyraźną, trudno do zobaczenia … postać. Postać z czymś, co mogło być skrzydłami lub czymś, co skrzydła niezwykle przypominało. Nie był to obraz w tego słowa czystym znaczeniu, lecz bardziej jakiś taki … powidok, który układał się pod powiekami, niczym obraz podsyłany przez wyobraźnię. I im dłużej patrzył, tym bardziej czuł, rozumiał czy pojmowała jakąś swoją nowo nabytą intuicją, że zna tego, kto pozostawił ten ślad odbity w szumie nierzeczywistości. To musiał być facet, z którym spotkał się Ucho. Właściciel szybkiego samochodu. Bacab. Czas szumów idealnie wpasował się w lukę czasową pomiędzy momentem, w którym ich porzucił na ulicy, a możliwością dotarcia do antykwariatu. Zapewne, gdyby sprawdził systemy ochrony wizualnej okolicznych lokali i ulic zobaczyłby ten wypasiony samochód parkujący niedaleko i jego właściciela przemieszczającego się tak, aby przypadkiem nie znaleźć się w polu nagrywania systemów antykwariatu. To było przeczucie opierające się niemal na przekonaniu. |
25-05-2019, 10:29 | #117 | |
Reputacja: 1 | - Ale zrobiłżeś na mnie dobre wrażenie. Profesjonalne. Dlatego chętnie wrócę do rozmowy i współpracy, jeśliże zejdziesz w swoichże roszczeniach. Jestem Zegarmistrzem i informatorem, nie zabójcą i sicario. Mogę zgodzić się na twoje, warunki jakieże przedstawiłeś odnośnie tegoż, co nazwałeś projektem. Lecz nie będę w stanie zapłacić ci takiejże ceny, jakiej żądasz. Mogę jednakżesz dać ci namiar na kogoś, kto to zrobi, spłacając w ten sposób swój dług u mnie. I nie mogę zgodzić się na pierwszy z twoich postulatów dotyczących naszej ewentualnej współpracy. Tito zmarszczył brwi, przez chwilę dekodując w głowie co właściwie powiedział stwór. Stwarzanie pozorów człowieka i używanie hiszpańskiego było dla Oszusta najwyraźniej zasobem wyczerpywalnym, który chwilowo pilnie potrzebował regeneracji. Pomału skinął głową. - W porządku, zachowaj swój sekret, ale to się nie może powtórzyć. - Powiedział powoli i dobitnie, tonem człowieka, który naprawdę wierzy, że ma coś do gadania. - Wrócę gdy ogarnę swoje bieżące pożary. O jakim namiarze mówisz? - Ktoś, kto zabija, dla innych. I jest w tym niezwykle dobry. Zabija nie tylko śmiertelnych. Gangster położył rękę na klamce drzwi wyjściowych. - Przydałby się. - stwierdził z rozbrajającą szczerością. Miał wrażenie że ta rozmowa trwa miesiąc, jak nie lepiej. W każdym razie czuł się zmęczony, a wszystkie jego karty od dawna były na stole. Może to właśnie była celowa strategia Oszusta. - Tam gdzie idę. Wiesz, ZANIM spotkamy się po 24 godzinach. - doprecyzował, chyba zupełnie niepotrzebnie. - Nazywa się de Morte, Śmiercią. Ale ludzie znająż go pod imieniem Alfredo de Burrto. Znajdziesz go w jadłodajni dla ubogich przy Slavatore Plaza. To profesjonalista, jakich niewielu w tym mieście. Widziałże rzeczy które wielu innych przyprawiłyby o rychłe unicestwienie. - Dzięki. Znajdę go. Do zobaczenia. * Ile naprawdę trwało to spotkanie? Cięzko powiedzieć. Wieczność, ale wydawało sie, że nadal trwa ten sam wieczór. Gdy Tito opuszczał zakład Oszusta czuł się... no właśnie jak? Starszy? Nie.. to nie to słowo. Zmieniony? bardziej zniszczony życiem? Po części z powodu rzeczy które zobaczył, ale także decyzji które podjął, ścieżek, które wybrał - póki co w zasadzie tylko we własnym sercu, ale wiedział, że są ostateczne. Czuł się przemieniony bardziej niż wtedy gdy umarł i ożył jako wampir. Co innego zostać wrzuconym w Króliczą Norę, a zupełnie co innego zaraz potem budować sojusz niezależne z Królową Kier, Szalonym Kapelusznikiem i Kolesiem Który Buduje Golemy z Dzieci. * Tito opuścił zakład zegarmistrza i ruszył w stronę samochodu. Gdy już usiadł z namaszczeniem wyciągnął i założył okulary, następnie wyjął telefon i odczytał wiadomość. Uśmiechnął się. Młody nadal miał priorytety na swoim miejscu. Tito odpisywał długo, starannie celując w kolejne małe literki palcem wskazującym, kilka razy poprawiając błędy autokorekty. Cytat:
__________________ Show must go on! Ostatnio edytowane przez Gryf : 25-05-2019 o 10:31. | |
27-05-2019, 18:29 | #118 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | W jednej chwili Juan miał przed sobą indianina, a moment później siedział na kanapie u Angelo i widział go wchodzącego do mieszkania. W ręce Juana spoczywał prymitywny nóż, ten sam, który widział w swojej wizji. Alvarez rozejrzał się po otoczeniu i jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Angelo.
__________________ Konto zawieszone. Ostatnio edytowane przez Mira : 27-05-2019 o 18:30. Powód: Post pisany przy współpracy z Gortarem |
31-05-2019, 06:44 | #119 |
Reputacja: 1 | Nawet się nie zdenerwował widząc amulet z wężem zamiast monety. Wiedział, że jej tam nie będzie, że ktoś ich ubiegł, że wydymali ich jak jebane cioty. Bez mydła. Zawinął świecidełko ponownie w bawełnianą szmatkę i wsunął z powrotem w kieszeń. SMS od Angelo przyszedł, kiedy był w połowie drogi do knajpki, w której miał się potem spotkać z Jose i Xavim. Prychnął. Tego jeszcze brakowało, żeby jebany pedał Piękna Buźka zaczął przywodzić Serpientes Valientes. Po jego, kurwa, trupie! Oreja był pamiętliwy a sytuacja w gniazdku, gdzie zostawił go samego na schodach, z jebanym gangerem za plecami, urosła w jego głowie do wielkości pierdolonej zdrady. A Pies, w dupę ruchany, sam sobie zapracował na to, co go spotkało. Inna sprawa, że chłopaki z SV poszli do pierdla za niewinność, ale tutaj na wyczucie Pereza nie potrzebowali żadnych sojuszników, żeby ich wyciągnąć. Po tym jak weszli bez problemu do antykwariatu był przekonany, że poradziłby sobie z ich wyciągnięciem tylko z El Nino, a jeśli każdy z sicario dysponował jakąś mocą to powinni to zrobić z palcem w dupie. Z palcem w dupie Angelo. ***W knajpie*** Alvaro wstał. Odsunął krzesło i spokojnie podszedł do szklanej witryny. Spojrzał przez nią na wykrzywioną twarz El Manivela. Zmusił się do uśmiechu, który z daleka, taką miał nadzieję, wyglądał na szyderczy. A później powoli podniósł rękę i wystawił środkowy palec w międzynarodowym geście pozdrowienia. Choć serce tłukło mu się w klatce, wiedział że zdenerwowany przeciwnik, to przeciwnik, który popełnia błędy. Zwiększał swoje szanse.Szajbus również się wyszczerzył. Jego oczy błysnęły złociście, niczym u psa lub kojota. Gestem dłoni również pokazał ponadnarodowy gest podrzynania gardła kciukiem i wskazał palcem na szybę za którą stał Ucho. Przynajmniej wszystko sobie wyjaśnili. Odkleił się od szyby i usiadł na swoim poprzednim miejscu. Zaczął od wysłania SMSa do Javiera, z nazwą knajpy w której siedzi Następnie po chwili zastanowienia wykręcił numer do Grubego Alfredo. - Dzwoniłeś - stwierdził po prostu gdy ktoś odebrał telefon. - Dzwoniłem - ochrypły głos Szajbusa zmroził krew w żyłach Ucha. - Ale już znalazłem co chciałem znaleźć. Jak rażony prądem Perez odwrócił się nagle. El Manivela stał ciągle po drugiej stronie ulicy i z telefonem przy uchu szczerzył się do niego. Zimny pot spłynął po plecach węża. Opuścił rękę z telefonem i pod stołem wcisnął opcję nagrywania. Potem wstał i wyszedł na ulicę. - Skurwysynu, co zrobiłeś z Grubym? - warknął do telefonu wpatrując się nienawistnie w postać po drugiej stronie ulicy. - Szukałem ciebie. A spaślak niemal sam wszedł mi w łapki. Skurwiel, trzeba mu przyznać, długo się trzymał. A kwiczał przy tym, jak świnka. Kwi, kwi, kwi. Dał mi trochę zabawy, skurwielu. Muszę przyznać. Głos Szajbusa zmienił się. Był bardziej warkotliwy, zwierzęcy, dziki, nabuzowany gniewem, jakby wspomnienie tego, co się działo budziło w nim bestię. - Pojebało cię Manivela. A później jaki masz plan? Zajebać wszystkie węże? - Nie podpowiadaj! Wpierdoliłeś moich ludzi. A teraz twoi za to zapłacą. - Po tym jak chciałeś odgryźć mi głowę? Jesteś pewien, że to byłem ja? - Najpierw strzeliłeś mi w kolano, cwelu. Gdybym był tylko człowiekiem, byłbym kaleką, z którego śmiano by się na ulicy. To gorsze niż śmierć. Ale nie jestem i odpłacę ci, przyjemniaczku. Zmienię twoje istnienie i istnienie twojego gangu, rodziny w krwawe piekło. Nikt nie powie, że można zadzierać z Szajbusem. - Co?! - Alvaro wrzasnął do słuchawki, tak że El Manivela na pewno usłyszał go nie tylko w telefonie ale i przez ulicę. - Popierdoliło cię! Broniłem się jebańcu! Dlaczego miałbym cię atakować pierwszy? Telefon zawibrował i przez rozmowę przebił się dźwięk przychodzącej w tle wiadomości. Rzut oka na ekran: “Xavi: zaraz będziemy.” Oreja przerwał rozmowę i nagrywanie. Wstukał SMSa do Javiera. "Uważajcie na siebie. Obserwuje mnie El Manivela. Jest niebezpieczny"
__________________ LUBIĘ PBF (miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |
04-06-2019, 08:33 | #120 |
Reputacja: 1 |
|