Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-11-2018, 12:59   #11
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Hisako była zdziwiona, że reszta nie zostaje u Martiego do wieczora. Ona nie mogła miała plany obiadowe. Miasto nie było duże ale dojazd z centrum na przedmieścia zajmował jej dosyć dużo czasu. Przynajmniej teleskop mogła zostawić w domu kolegi by nie jeździć z nim w tę i we wte. Dziewczyna miała najdalej do domu Martiego, na piechotę spacer zajmował ponad godzinę ale nigdy nie skarżyła się na głos. Tylko w myślach.

Hisako przystępując w próg domu zauważa swojego młodszego braciszka, który biegał między pokojami wywijając swoim mieczem świetlnym czy raczej czymś co go imitowało za pomocą czerwonej taśmy klejącej. Babcia Hisako co chwila pokrzykiwała na wnuka po japońsku ale dzieciak albo jej nie rozumiał, albo udawał że nie rozumie. Wchodząc do pokoju dziewczyna zauważyła że jej futerał jej otwarty a flet zniknął. Domyśliła się już co posłużyło małemu Keiii do stworzenia repliki niszczycielskiego oręża Darth Vadera.

Dziewczyna wybiegła z krzykiem z pokoju rzucając się za gówniarzem. - Zatłukę cię ty mała pluskwo! - Na te groźby chłopiec pisnął i rzucił się do ucieczki, ale większa siostra nie miała problemu z przechwyceniem swojego instrumentu, dodatkowo strzelając mu kopniaka w piszczel. Co nie było zbyt mądrym posunięciem gdyż po chwili Fumiko i Bunta Ishihara wrócili do domu zastając swoje najmłodsze dziecko teatralnie płaczące zwijając się z bólu na ziemi. A Hisako wysłuchiwała tyrady Nanami w ich ojczystym języku.

Bunta nie mający cierpliwości do takich rodzinnych dramatów rozesłał swoje dzieci do pokoi by po uspokojeniu swojej matki sam zasmakować ciszy i spokoju. W tym czasie Hisako wyczyściła swój flet i grając parę razy gamę sprawdziła, czy jej głupi brat go nie uszkodził.


Potem rozłożyła go na części i włożyła do futerału, chwile później Fumiko przyszła by wypuścić dziewczynę z pokoju na czas przyszykowania posiłku. Wspólne posiłki były całą ceremonią zaczynając od przygotowania kończąc na zwymawiu. Było to coś świętego w rodzinie Ishihara, nie uczestniczenie w nich czy mącenie ich spokoju było czymś niewybaczalnym. Hisako pamięta, że kiedyś były to wszystkie obiadokolacje, ale po pewnym czasie ograniczyło się to do śniadań i obiadów w weekendy i wszystkich posiłków w czasie świąt. Hisako zawsze pomagała przy gotowaniu, były to tradycyjne posiłki, Nanami zawsze narzekała że tutejsze ryby, przyprawy i warzywa mają gorszy smak niż te w ojczyźnie i że Fumiko nie umie gotować. Hisako za to uważała że jej matka świetnie gotuje i starała się ją wspierać, wiedział że bycie powiązana rodzinnie z Nanami nie jest najlżejsze.

- ボナペティ - Rozległo się przy stole jedna z zasad posiłków było “Mówimy tylko w ojczystym”. Było to celebrowanie ich korzeni, mały kawałek Japonii z dala od domu.


Po posiłku Hisako pomogła pozmywać i podać Nanami jej herbatę i lekarstwa, wiązało się to z słuchaniem historii z jej życia, albo o tradycjach, albo narzekań o potwornej ameryce. Dopiero po tym mogła wyjść i ruszyć z powrotem do Martiego.
- 私は行くから。私は明日になるでし う。私はあなたを愛しています。 - Powiedziała do rodziców zakładając buty.
- Hisako!友達に餅つき。そして楽しい を過す. - Fumiko doprowadziła córkę do drzwi z małym prezentem na wieczór dla niej i jej przyjaciół. Hisako wiedziała że pasta ze słodkiej czerwonej fasoli pewnie zostanie skrytykowana przez resztę, ale wzięła je i tak. Teraz tylko zanieść je na miejsce na czas.
 
Obca jest offline  
Stary 20-11-2018, 00:58   #12
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Wracając do domu zastanawiała się czy zdąży obejrzeć powtórkę Airwolfa, którego wcześniej nie zobaczyła, bo akurat kiedy leciało w telewizji to była na wycieczce z dziadkiem i bratem. W każdym razie ten serial może nie dorastał do pięt "Nieustraszonemu", ale też przyjemnie się to oglądało. Miała tylko nadzieję, że siostra nie przegoni jej sprzed telewizora, by oglądać "Magnum"... Co prawda nie był najgorszy, ale wolała czarny śmigłowiec.

Do domu nie miała daleko. W końcu samej pozwalano jej chodzić do Brainiego, żeby pomagał jej w lekcjach. Raptem dziesięć minut spacerkiem, nieco mniej szybkim marszem, który dziewczynka preferowała. W zamyśleniu, nawet nie zauważyła jak ten czas jej minął i stanęła przed swoim domem.


Heather naszła na całkiem zabawną scenkę. Przynajmniej z jej perspektywy, bo Johnemu z pewnością nie było do śmiechu. Trzynastolatek siedział w radiowozie zaparkowanym przed domem i włączał koguty. Po chwili z domu wybiegł Thomas Taping w mundurze, otworzył drzwi wyciągając syna za ucho.
- Ile razy mam ci powtarzać, że to nie jest zabawka Johny!? –
Siedząca w oknie Iris, obserwująca wszystko z góry wybuchnęła śmiechem. John pocierał czerwone ucho, a policjant wsiadł do samochodu. Na ganek wyszła mama Heather, która pomachała mężowi na pożegnanie. Tego wieczoru Thomas tak jak większość gliniarzy w Breadhouse obstawiał festyn i zapewne zobaczą go dopiero jutro rano.
Również Heather pomachała odjeżdżającemu radiowozowi. Jej tata musiał to zauważyć, bo włączył na sekundę niebiesko-czerwone światła na dachu auta. Dziewczynka uśmiechnęła się i pobiegła do mamy. Clair Tapping, była szczupłą blondynką o średnim wzroście, noszącą na nosie okulary połówki, włosy miała zaczesane jak Merline Monroe.

- Jak tam spotkanie z przyjaciółmi, kochanie? - zapytała kobieta.
- Super, będziemy dzisiaj oglądać spadające gwiazdy - odpowiedziała zadowolona Heather. Razem weszły do środka, a dziewczynka wykorzystała ten czas by w dużym skrócie opowiedzieć jakie mają plany na wieczór. W korytarzu ich drogi się rozeszły. Gdy matka weszła do kuchni, Heather pobiegła do salonu z nadzieją, że telewizor jest wolny. Nie był.

- Uff, dobrze, że zająłeś miejsce - powiedziała do brata, który pilotem skakał po programach by ustawić ten właściwy. Tym razem w demokratycznych wyborach to Airwolf będzie tym co będą oglądać.
- Myślę, że dziadek powinien z wami iść - usłyszała z kuchni mamę.
- Jak chce - odparła Heather, której zupełnie to nie przeszkadzało. Wyjrzała przy tym za okno, gdzie siwy mężczyzna rozkręcał kosiarkę. "Pewnie znowu się stępiła" przeszło jej przez myśl, komentując pracę dziadka Harrego.
- Cicho, mamo! - fuknął John, podgłaszając telewizor.

***


Czas minął na oglądaniu seriali, aż nastał czas wspólnego obiadu, podczas którego rodzeństwo marudziło na to, że mama ciągle próbuje podjąć temat szkoły. Wszyscy dobrze wiedzieli, że mają plecaki gotowe do tego dnia już od tygodnia, ale taka już była mama - zawsze musiała milion razy upewnić się o to samo.
Dziadek zaraz wtrącił się, że w dzisiejszych czasach dzieciaki są nadto rozpuszczone i jak on chodził do szkoły to wystarczyła kartka i ołówek, a następnie niecelnie wbił widelec w klopsika, który potoczył się z jego talerza po całym stole, brudząc sosem pieczeniowym świeży obrus.

- Dziadek nie dostanie podwieczorku - syknęła kobieta, mrużąc groźnie oczy.
- No i o co ten bulwers? Z tobą zupełnie jak z twoją matką - zaczął marudzić dziadek. - Masz przecież tą swoją pralkę co sama pierze. No się upierze przecież.
- Pierwsza! - przerwała tą dyskusję Heather, pokazując palcem na swój pusty talerz. Zgodnie z zasadami panującymi w tym domu, pierwszy kto skończył jeść, ten ma możliwość przed wszystkimi wybierać co będzie na podwieczorek. - Chcę budyń waniliowy z konfiturą wiśniową!

John się skrzywił, Iris nawet ucieszyła. Dziadek miał niezadowoloną minę. Bo w końcu za karę miał nie dostać.
- Podzielę się z tobą - szepnęła Heather do niego, gdy mama wstała od stołu i poszła przygotować budyń.
Staruszek uśmiechnął się i mrugnął do niej konspiracyjnie.

***

- Dziadek cię podwiezie - oznajmiła mama, wchodząc do pokoju Heather. Dziewczynka przebierała się do wyjścia i właśnie szukała bluzy. Kobieta trzymała w ręce torebkę w której czekały słodkości dla jej córki i jej przyjaciół.
- Dobrze mamo - pokiwała głową i zajrzała za łóżko. - Jest! - ucieszyła się znajdując to co szukała. Otrzepała bluzę z pomniejszych kłębków kurzu jakie wyhodowała w pokoju i założyła na siebie. Mama tylko przewróciła oczami.
Razem zeszli na dół, gdzie czekał na nie staruszek.
- John odwieziony do znajomych, Iris chce zostać w domu - zameldował.
- No dobrze, ja sobie w końcu usiądę i odpocznę od was - stwierdziła z rozbawieniem blondynka.
- Paa mamo! - powiedziała Heather i ruszyła do drzwi, a dziadek Harry podążył za nią.

Na podjeździe stał samochód dziadka. Jak zawsze był wypolerowany i odkurzony w środku. On w przeciwieństwie do samochodu, którym mama jeździła do pracy, bardzo podobał się wnuczce. Staruszek lubił przy nim dłubać, często prowadząc z nim monologi. Przy nim nie trudno było stwierdzić, że auta mają dusze. Heather pamiętała jak kupił tego Mustanga. Było to nie długo po śmierci babci. Dziadek Harry był strasznie smutny od czasu pogrzebu. Dopiero jak w komisie zobaczył Mustanga, uśmiechnął się pierwszy raz od dawna. Kupił go za pieniądze po sprzedaży domu, bo gdy został sam to nie chciał mieszkać w pojedynkę i przeniósł się do córki.
W roku szkolnym codziennie woził nim wnuki do szkoły, ale nawet na zakupy się nadawał, bo w bagażniku dało się zmieścić całkiem sporo. Kiedyś nawet John "się" w nim zatrzasnął.
- Możesz jechać z przodu - powiedział Harry.
- Super! - ucieszyła się i dobiegła do pojazdu.

 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 20-11-2018, 13:52   #13
 
WielkiTkacz's Avatar
 
Reputacja: 1 WielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputację
Marti miał już ułożony w głowie plan idealny na wieczór. Ten plan oczywiście mógł ulec zmianie, ale miał to na uwadze. Improwizacja zawsze dodawała pikanterii w takich sytuacjach.

- Nienawidzę cię ty mały mutancie! - słowa Dony były tak przewidywalne, że Brainy cytował je w głowie zanim jeszcze mózg jego siostry je wygenerował.

Reszta dnia był dość przewidywalna w tej sytuacji. Koniecznie zrobić dobre wrażenie na rodzicach, żeby niczego nie podejrzewali. Marti wyniósł śmieci i zaczął robić porządek w pokoju - co wcale nie należało do łatwych zadań. Wszędzie walały się figurki, zapisane kartki z sesji D&D.


Pod ścianą leżał stos brudów, ciuchów, talerzy, szklanek, itp, czyli ściana smrodu - jak nazywała ją Dona. To rzeczy, które Marti nazywa “wyniosę później” i tak leżą nadając niepowtarzalnego klimatu. Spojrzał na idealnie poukładane figurki na blacie stolika. Kolekcja G.I. Joe, za którą nie jeden dzieciak oddałby złotą kartę rodziców. Marti był z niej dumny.


Gdy skończył już sprzątać w pokoju, postanowił wdrożyć plan A. Wyszedł z pokoju i zbiegł na dół po schodach. Rozejrzał się orientując czy rodzice się szykują. Właśnie się ubierali. Ojciec jak zwykle czekał na mamę, która poprawiała ostatnie detale we włosach - jak długo by tego nie robiła, to i tak nikt nie widział różnicy poza nią samą.

- Mamo… Wychodzicie? - Zadał retoryczne pytanie.
- Tak. Będziemy późno w nocy. Zostaje z tobą Dona. Masz być grzeczny. Żadnego grania po piwnicach Marti i wywoływania tych diabelstw, którymi się zajmujesz. Masz na to pozwolenie tylko z uwagi na swoją nienaganną naukę. Zjedz kolację. Czy dzisiaj przychodzą twoi normalni przyjaciele czy pogromcy wyobraźni?
- Mamooo… Przychodzi James, Hisako i Heather.
- Dobrze. Cieszy mnie, że poza smokami i potworami z szafy masz jeszcze normalnych przyjaciół - skomentowała Klara z triumfem rodzica na twarzy.
- Jak podrośnie przyjdzie pomagać mi w pracy, albo wyślemy go gdzieś na czeladnika. Nauczy się życia i wybiją mu te głupoty z głowy - dodał Harry. Ojciec nigdy go nie rozumiał i nigdy nie zrozumie go tak jak dziadek.

Marti nie komentował, żeby nie denerwować ich przed wyjściem. Jeszcze się pokłócą i nigdzie nie wyjdą. Gdy tylko drzwi się zamknęły, pobiegł na górę do pokoju Dony. Były uchylone więc wszedł do środka. Dona leżała na łóżku w samej bieliźnie, okryta szlafrokiem i rozmawiała przez telefon, wylewając na niego i rodziców tyle jadu ile była w stanie wycisnąć z ust. Marti wiedział, że nie przerwie tej rozmowy z dwóch powodów: Dona nie potrafiła robić dwóch rzeczy na raz, więc nie posłucha go w tym momencie. Po drugie telefon scalał się z jej mózgiem za każdym razem gdy go używała. Lekarstwo na sytuacje było oczywiste - odłączył kabel.

- Claire? Claire? Słyszysz mnie? Claire! - Dona rzuciła słuchawką o łóżko. Parsknęła ze złości i dopiero zauważyła Martiego. - Czego chcesz zasrańcu?
- Chcesz ubić interes? Impotentko umysłowa?
- Skąd ty znasz takie słowa? - Brainy wiedział, że jej zdziwienie nie jest szyderą.
- Posłuchaj. Wiem, że chcesz iść na imprezę. Jak pozwolisz nam działać, to możesz iść gdzie chcesz. Rodzice nie wrócą wcześniej jak po 2:00 w nocy. Wtedy ojciec wypija zazwyczaj ostatnie piwo i zaczyna być nieznośny jak to mówi mama. Do tej pory mamy czas. Co ty na to? Czy wolisz gnić w domu?
- Ok. Tylko bądź w domu przed 2:00 bo dostanę szlaban na telefon i wychodzenie. A ty? Na co dostaniesz szlaban? Na zabijanie smoków?! Rozumiesz?
Taa… - on rozumiał, ale nie był pewien czy ona zrozumiała chociaż połowę.

Ding. Dong. Zabrzmiał dzwonek do drzwi. Marti wybiegł z pokoju Dony i zbiegł po schodach żeby otworzyć.
 
__________________
Prowadzę: Liczmistrz; Kwestia Ceny
Gram: Zdarzenie
WielkiTkacz jest offline  
Stary 21-11-2018, 08:51   #14
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Kiedy Hisako, Heather i Jimmy pojawili się w domu Martiego, państwo Barker szykowali się właśnie do wyjścia. Kobieta założyła zwiewną w sukienkę w groszki a jej mąż postawił na koszulę z szerokim kołnierzem i pas z pozłacaną klamrą, jaką czasem nosili kowboje na westernach. Powiedzieć, że wybierali się na tańce, to nic nie powiedzieć. Przed wyjściem Klara Barker pokazała dzieciakom gdzie będą nocować. Dziewczynki miały zająć łóżko Martina a chłopcy spać na dole, w salonie na wysuwanej kanapie. Kanapę zajmowała teraz obrażona na cały świat Dona, która przeniosła się z pokoju do salonu. Dziewczyna oglądała MTV i malowała lakierem paznokcie u stóp. Brata i jego znajomych traktowała jak powietrze. Gdyby któreś z nich się do niej odezwało, albo dalej by się gapiła w telewizor albo puściła wiązankę wyzwisk. . Propozycję Martiego na początku przyjęła z aprobatą, by po chwili wybuchnąć szyderczym śmiechem. Nie była idiotką, gdyby jej bratu coś się stało do końca roku szkolnego miałaby szlaban na wychodzenie z domu. Nawet impreza u Luke’a nie była warta takiego ryzyka.
Na stole w kuchni leżały miski pełne przekąsek – chipsów, orzeszków, paluszków, słodzonych napoi, pani Barker postarała się też o kanapki a gdyby dzieciaki miały ochotę, Dona mogła im odgrzać mrożoną pizzę. Szykowała się naprawdę niezła wyżerka. Na odchodne Harry poinstruował jeszcze syna, żeby trzymał swoje łapy z dala od jego skrzynki z narzędziami i nie wkładał niczego do kontaktów. Potem Barkerowie wsiedli do samochodu i odjechali w kierunku parku Washingtona. Chata była nareszcie wolna. No prawie. Dona zajęła telewizor w salonie i nie zamierzała się stamtąd ruszać.
Przyjaciele chwilowo przenieśli imprezę do kuchni, gdzie mogli napocząć pierwszą porcję przekąsek i naradzić się co do dalszych planów na wieczór. Wtedy telefon zaczął dzwonić. Marty ponaglany krzykami siostry w końcu odebrał.
- Słucham?
- Cześć Marty – usłyszał w słuchawce ochrypły głos – Widziałem, że pan i pani Barker właśnie gdzieś pojechali. Pewnie na festyn co? – zarechotał mężczyzna – Te dwie rude małpy powiedziały mi, że kręciłeś się dzisiaj z kumplami po moim podwórzu.
Martin nie miał już wątpliwość z kim rozmawia.
- Znalazłem w piwnicy coś dziwnego. Kawałek materiału. Byłeś w moim domu Marty? Byłeś, prawda?
Hauser przez chwilę milczał, chłopiec słyszał tylko jego świszczący oddech – Może ja dzisiaj też odwiedzę ciebie i twoją siostrę – powiedział staruch i się rozłączył.
 
waydack jest offline  
Stary 27-11-2018, 18:07   #15
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Imprezę czas zacząć

- Pani Barker, Panie Barker - Hisako przywitała dorosłych wchodząc do domu przyjaciela. Pamiętając o przekąskach danych przez swoją mamę zaniosła je do kuchni i postawiła w otwartym pudełku koło całej reszty.
Jimmy postawił rower pod ścianą garażu, po czym wszedł do domu - akurat na tyle wcześnie, by spotkać państwa Barker.
- Dzień dobry... - powiedział przekraczając próg. - Przyjemnej zabawy - dodał, po czym skierował się do kuchni, by tam umieścić swój udział w dzisiejszym wspólnym imprezowaniu.
- No to co robimy? Telewizor zajęty a nie jest jeszcze na tyle ciemno by się rozstawić i szukać meteoru. - spytała Hisako po wyjściu rodziców Martiego. W teorii była nawet mentalnie gotowa na ich próby namówienia ją by się w końcu dołączyła do tego ich klubu z Lochami i smokami.
- Co z Doną? - Jimmy szeptem spytał Marti'ego. - Udało się?
Marti odebrał telefon i zamarł, gdy usłyszał głos Hausera. Zbladł na zewnątrz, a w środku czuł wzbierające gorąco, rozlewające się po ciele. On wie…
- On wie… - drugi raz powtórzył już na głos i odłożył powoli słuchawkę. - On wie, co zrobiliśmy, Jimmy…
- A pies mu mordę lizał - odparł odruchowo Jimmi. - Pół miasta chyba wie, że to przez nas zwaliła mu się na kark doktor McCarthy. Niech się gryźnie...
- Powiedział, że odwiedzi nas dziś w nocy… - W głosie chłopaka zadrżała niepewność i strach.
Jimmy na moment zaniemówił.
- Przyjdzie tutaj? - upewnił się. Przez moment zastanawiał się, czy nie trzeba by zawiadomić kogoś z dorosłych... - Pewnie nie wie, że będziemy wszyscy. - Odrobinę wrócił mu humor. - Daliśmy sobie radę z siostrą Higgins, damy sobie radę z Hauserem - powiedział. - Trzeba tylko uprzedzić dziewczyny. Razem coś wymyślimy.
Mówiąc 'dziewczyny' miał na myśli Hisako i Heather. Nie był ślepy i potrafił docenić cycki Dony, ale nie sądził, by siostra Marti'ego była do czegokolwiek przydatna.
- Zwabimy go tutaj i co? Zabijemy go śmiechem? Musimy mieć plan działania.
Marti był albo przygłuchy, albo też myśl o Hauserze odebrała mu chwilowo rozum.
- Przecież powiedziałem, że razem coś wymyślimy - powiedział. - I, zdaje się, mówiłeś, że to on złoży tu wizytę. Bez zwabiania, prawda? Chodź, porozmawiamy z Hisako i Heather - dodał, po czym złapał Marti'ego za rękaw i pociągnął w stronę wspomnianych dziewczyn.
 
Obca jest offline  
Stary 27-11-2018, 19:35   #16
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Marti był przerażony wizją spotkania z psychopatą. Nawet dobry plan nie gwarantuje im bezpieczeństwa. Nie w zamknięciu. Mimo wszystko zna swój dom i zna w nim kryjówki.
- Hisako, Heather… Musicie o czymś wiedzieć… - zaczął Brainy.
- Mhmm..? - zapytała Hisako, średnio zainteresowana obwieszczeniem Martina, istniało duże prawdopodobieństwo że zaproponuje coś idiotycznego za mogą dostać szlaban albo wpaść w kłopoty tak jak kiedy go spotkała po raz pierwszy w szpitalu w Breadhouse.
- Dzwonił Hauser - powiedział cicho Jimmy, widząc, że Marti'emu odebrało głos. - Zapowiedział się z wizytą.
- Czy mam teraz powiedzieć a nie mówiłam? - Hisako powiedziała z tonem oczywistości, poczuła lekki niepokój na te wieści, ale racjonalne myślenie trzymało ją w ryzach. - On tu nie przyjdzie, jest dorosły i miałby większe kłopoty niż my, dodatkowo jak się zamknie drzwi i okna to przecież się nie włamie do środka, w końcu to starsza osoba. Nie mówiąc już że można w takiej sytuacji powiedzieć twojej siostrze i ona zadzwoniła by po policję.
- Taak? Przecież wiesz, że on trzyma manekina zamiast żony w swoim fotelu. On nie jest normalny i wydaje mi się, że ma w nosie czy będzie miał problemy… Chce się odegrać i tyle - powiedział Marti.
- Możemy zadzwonić po mojego dziadka - zaproponowała Heather. - Jeszcze pewnie jest w drodze, ale moja mama z siostrą są w domu to mu powiedzą jak przyjedzie, żeby wrócił do nas.
Wtedy do kuchni wparowała Dona.
- Co wy tu kombinujecie?! Nawet nie myślcie że pozwolę wam wyjść z domu smarki! - popatrzyła podejrzliwe na każdego z dzieciaków z osobna i zatrzymała wzrok na bracie- Kto dzwonił zasrańcu?
- Powiedz jej - rzucił Jimmy. - Ucieszy się, że nie będzie musiała spędzać sama wieczoru.
- Hauser… - Marti wiedział, że ona mu nie uwierzy, więc kontynuował. - Byliśmy u niego w domu, sprawdzić czy trzyma ją w lodówce, ale ona siedziała na fotelu, to znaczy jej manekin i z krwią w ustach! On tu przyjdzie, Dona! Powiedział, że odwiedzi mnie i moją siostrę… On nie wie, że tu jesteście - powiedział do Jimma.
Nastolatka popatrzyła na brata mrugając oczami a po chwili wybuchnęła gromkim śmiechem.
- Ty naprawdę uwierzyłeś w te głupie historyjki? – Dona popukała się palcem w czoło nie przestając się śmiać - Starzy twierdzą, że jesteś geniuszem, ale ty jesteś zwyczajnym głąbem Marty .
I wróciła do salonu.
- Może faktycznie tylko chciał ciebie wystraszyć? - powiedziała Heather. - Zamknij tylko wszystkie drzwi na klucz i tyle - wzruszyła ramionami.
- Jasne… - Brainy poszedł do korytarza po klucze od drzwi frontowych, wejścia do garażu i od tyłu. Z pęczkiem kluczy ruszył pozamykać wszystkie drzwi, w pierwszej kolejności udając się na tyły domu.

Drzwi i okna zostały zamknięte, dom stał się ich twierdzą, do której stary Hauser nie miał prawa wejść. Pół godziny później, nagle wszystkie światła zgasły, podobnie jak telewizor i każdy inny sprzęt podpięty do gniazdka elektrycznego. W domu zapanowały egipskie ciemności. Słyszeli tylko cichutkie tykanie zegara.
- Może to Dona? - mruknął Jimmy, równocześnie wyglądając przez okno, by sprawdzić, czy i u sąsiadów nie ma prądu.
Okazało się, że nie tylko u Bakerów zgasły światła. Wyglądało na to, że awaria miała miejsce na całej ulicy. Nie zdążyli nawet tego skomentować, gdy za plecami usłyszeli ciche kroki, jakby ktoś skradał się.
- Buuuuu! – krzyknęła Dona i zarechotała – Spokojnie cieniasy, to tylko ja, nie naróbcie w majtki.
Dziewczyna otworzyła szufladę w kredensie, wyciągnęła kilka świeczek i zapałki. Po chwili tańczący płomyczek rozświetlił pomieszczenie.
- Czy boisz się ciemności? - rzucił w jej stronę Jimmy. - Psujesz nam nastrój... - dodał.
Heather wzdrygnęła się, ale nic nie powiedziała, udając że wcale się nie przestraszyła. Stanęła obok Jimmiego i wyjrzała przez okno.
- Pewnie musi być jakaś awaria. Zaraz ktoś zadzwoni do elektrowni i przyjadą naprawić... - stwierdziła oczywistość i spojrzała na Donę. Świeczki były najlepszym rozwiązaniem na tą okoliczność. - Może zbierzmy się wszyscy do salonu? Więcej świeczek się rozstawi i będzie jaśniej.
- Pewnie. Dobry pomysł. Mogę przynieść jakąś planszówkę… z wrzucił luźny pomysł Brainy.
- Pomogę ustawiać świeczki - Powiedziała Hisako i zaczęła przenosić świeczki do salonu.
- To ja pójdę do kuchni po przekąski - powiedziała Heather i uśmiechnęła się. Wzięła jedną świeczkę, odpaliła ją i ostrożnie skierowała się do kuchni, gdzie na blacie leżało to co każdy z nich przyniósł. Zamierzała ułożyć przekąski na odpowiednich talerzach i przynieść je do salonu.
- Rzucę okiem przez okno... - Jimmy szepnął do Marti'ego. - Zobaczę, co u sąsiada - dodał jeszcze ciszej. - Zaraz wam pomogę - obiecał już normalnym tonem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 27-11-2018, 21:02   #17
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po chwili Dona i dzieciaki przenieśli się do salonu i zasiedli przy stole, na którym Martin rozłożył planszę, pionki i parę kostek do gry. Jego siostra nie była zachwycona, wyrosła z takich rozrywek mniej więcej wtedy gdy zaczęła fascynować się Donną Summer. Martin miał nieszczęście być świadkiem tej miłości, gdy nastolatka pod prysznicem wyła jej największe przeboje. Słowo wyła było najwłaściwszym określeniem jej talentów wokalnych. Niedługo potem wrócił Jimmy. Nie zaobserwował przez okno nic podejrzanego, dom Hausera pogrążony był w takich samych ciemnościach jak dom Barkerów.

Kiedy skończyli pierwszą rozgrywkę, Dona ziewnęła ostentacyjnie.
- A co powiecie na straszne opowieści? Ale nie o tym starym pierdzielu Hauserze. Wszyscy wiedzą, że jego żonka wcale nie zaginęła tylko wyjechała na Zachód z jakimś komiwojażerem co sprzedawał odkurzacze. Staruchowi wstyd było się przyznać, że jest rogaczem, dlatego zgłosił jej zaginięcie. Może i jest dziwakiem, ale na pewno nie tak strasznym jak…
Tu Dona zrobiła pauzę i popatrzyła na dzieciaki z poważną miną
- Elizabeth Morgan. Słyszeliście o Elizabeth Morgan? ? No jasne, że nie słyszeliście… dzieci w waszym wieku nie powinny słuchać takich historii. Zwłaszcza, jeśli są prawdziwe. No więc Elizabeth Morgan była piękną kobietą, wcześniej podobno pracowała jako modelka w Nowym Jorku, miała super przystojnego męża, oboje mieszkali przy Oakhaven Avanue. Elizabeth w końcu zaszła w ciążę i przez cały okres lekarze zapewniali ją, że z dzieckiem wszystko jest w porządku. Ale nie było. Dziewięć miesięcy później urodziła dziewczynkę. Jak położna zobaczyła dziecko zaczęła płakać i drzeć sobie włosy z głowy, a lekarz… lekarz zwymiotował swoją kolację. Dziewczynka urodziła się bez twarzy. Nie miała oczu, nosa, uszu. Tylko otwór gębowy. A z tego otworu wystawały ostre jak szpilki zęby. Wszyscy radzili Elizabeth, żeby oddała niemowlę do jakiegoś sierocińca, ale ona się uparła, żeby zabrać je do domu. Jej mąż wytrzymał tylko parę dni a potem dał Elizabeth ultimatum, albo on, albo ten potwór. Elizabeth wybrała córkę, bo była naprawdę kochającą matką. I żyła tak przez kilka kolejnych lat. Próbowała traktować córeczkę jak normalne dziecko. Wszędzie gdzie ją zabierała siała panikę, nie wpuszczano ich do sklepów, nawet miejscowy ksiądz wypraszał je z kościoła. A mała dziewczynka rosła, chciała poznawać świat, przebywać wśród rówieśników. Elizabeth postanowiła wyprawić dla niej urodziny z prawdziwego zdarzenia. Rozniosła zaproszenia do sąsiadów, ale oczywiście nikt nie przyszedł. Następnego dnia mała Stacy Buchanon nie wróciła do domu na obiad. Rodzice wezwali policję, przesłuchano świadków. W końcu ktoś potwierdził, że widział jak Stacy rozmawia z panią Morgan a potem wsiada do jej samochodu. Gdy policjanci weszli do domu Morganów zobaczyli, że cały dom jest w serpentynach i balonach, trwało przyjęcie urodzinowe. A mała Stacy i córka Elizabeth trzymają się za ręce i….

Nad głowami usłyszeli hałas. Kroki. Dochodziły z pokoju Dony. Nastolatka słysząc to zaniemówiła z wrażenia, przerywając opowieść w pół zdania.
- Aaa! - pisnęła Heather i podskoczyła.
- No, Dona, to było niezłe - powiedział z uznaniem Jimmy. - Jak to zrobiłaś? - spytał.
- Nic nie zrobiłam! – obruszyła się Dona, a na jej twarzy pojawiła autentyczny strach. Przyłożyła palec do ust uciszając dzieciaki i zaczęła nasłuchiwać. Kroki się powtórzyły. A potem usłyszeli skrzypnięcie drzwi wychodzących z pokoju nastolatki na korytarz.
- Duchy? Nie mówiłeś, Marti, że u was straszy - powiedział cicho Jimmy. - Masz latarkę? - spytał.
Co prawda świeczki oświetlały okolicę, ale światło latarki, rzucone w odpowiedni sposób na twarz, dawało ciekawe efekty.
- Może powinniśmy wyjść i iść do sąsiadów z naprzeciwka? - zaproponowała Hisako, ledwo urywając trzęsący się głos.
Marti słuchał uważnie opowieści siostry. Już i tak dużo go kosztował brak światła i to, że nie wpadł w panikę. Pewnie tylko dlatego, że byli przy nim pozostali, a to ułatwiało w pewnym sensie przebywanie w ciemności. Przynajmniej w początkowej fazie strachu… Gdy usłyszał kroki u góry zamarł i poczuł jak zimno przechodzi po jego ciele. Hauser…
- Mówiłem! To na pewno on! Jimmy, w garażu jest wiatrówka. Musimy się tam dostać - powiedział poważnym tonem, na tyle ile mogło to poważnie zabrzmieć.
Ktoś przeszedł przez korytarz na piętrze, odgłosów buciorów nie można było pomylić z żadnym innym dźwiękiem. Przez uchylone drzwi zauważyli światło latarki tańczące na stopniach schodów. Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy do domu Barkerów wszedł nieproszony gość, to teraz zostały ostatecznie rozwiane.
- Przecież nie będziemy tu siedzieć... - powiedział Jimmy. - Ma ktoś inne zdanie?
Wziął dwie świece i ruszył w stronę drzwi.
Zdenerwowana tym Heather rozglądała się czujnie po pomieszczeniu.
- Schowajmy się - syknęła, ale zaraz dotarł do niej sens wypowiedzi Jamesa. - Dogoni nas. Weźmy kije i razem się przed nim obronimy! - stwierdziła odzyskując rezon.
- Idziemy na dwór - powiedziała Hisako i pociągnęła Heater za sobą w stronę drzwi.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-11-2018, 08:28   #18
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Postać weszła na schody i powolnymi krokami, stopień po stopniu, schodziła w dół oświetlając sobie drogę latarką. W pokoju nie było żadnych kijów, którymi Dona i dzieciaki mogłyby się obronić. Nastolatka w panice więc chwyciła za stojący na półce wazon.
- Jimmy, wracaj! – krzyknęła za chłopakiem, który stanął w drzwiach trzymając w rękach dwie świeczki. Hisako już podążała za nim, ciągnąć za rękę młodszą o dwa lata Heather.
James wyszedł na spotkanie intruzowi i zaraz miało się okazać, czy nie zapłaci za swoją odwagę najwyższej ceny. Jasne promienie światła latarki padły na twarz chłopca, który oślepiony musiał zamknąć na chwilę oczy.
- A ty coś za jeden? – usłyszeli męski głos.
Dona jeszcze przez chwile stała z wazonem w pozycji miotacza, gotowa do obrony po czym nagle opuściła swoja prowizoryczną broń a na jej twarzy pojawił wyraz szoku i niedowierzania.
- Derek!?
Derek Flanningan zszedł ze schodów i wyszedł z cienia, świeczki które w ręku trzymał Jimmy rozświetliły jego uśmiechnięte lico. Dzieciaki mogły kojarzyć go ze szkoły, przynajmniej ci, którzy chodzili do Junior Middle School. Derek był szkolnym rozgrywającym o czym dobitnie świadczył jego ubiór - baseballowa bluza, z którą nigdy się nie rozstawał.
Marty miał już go okazję poznać i wyrobić opinię. Sportowiec określił dokładny wiek Ziemi, która liczyła według jego niego nie więcej niż osiem i pół tysiąca lat. Trudno było natomiast stwierdzić czy Flanningan to chłopak Dony czy kolejny kandydat do tego miana. Siostra Martina nie należała do osób, które lubią się wiązać z kimś na stałe a jej sympatie zmieniały się z tygodnia na tydzień.
Derek minął Jimmiego czochrając go po włosach i wciąż się uśmiechając wszedł do salonu. W ręku trzymał małą kieszonkową latareczkę, którą poświecił po twarzach dzieci i jej opiekunki.
- Ale macie miny. Jakbyście dostali sraczki – zarechotał.
Dona zaczęła go okładać pięściami po potężnej klacie.
- Mało przez ciebie nie umarłam ze strachu! Kretyn, nienawidzę cię! – krzyczała a Flannagan nie przestawał się śmiać – Jak ty tu w ogóle wszedłeś!?
- Normalnie, jak zawsze, po drabinie
Dona popatrzyła na Martiego ze wstydem i strachem. Trzynastolatek pewnie nie był specjalnie zaskoczony, że jego siostra pod osłoną nocy, gdy wszyscy w domu śpią przyjmuje u siebie kolegów.
- Myślałem, że będziesz siedzieć sama w pokoju i…
Derek uśmiechnął się lubieżnie choć dla trzynastolatków i jedenastolatki, uśmiech ten mógł przypominać minę komiksowego złoczyńcy knującego kolejny niecny plan.
- Zamknij się już! - przerwała wyraźnie speszona nastolatka – Przecież ci mówiłam, że dzisiaj jestem zajęta.
Tu spojrzała wymownie na dzieciaki.
- No ja właśnie w tej sprawie Derek spojrzał na Martina i jego przyjaciół - Chcecie jechać na imprezę do Luke’a Wrexlera?
Luke Wrexler był synem burmistrza i właściciela piekarni. Liceum skończył rok temu, jednak zamiast iść na studia wolał hulać za pieniądze tatusia. Wrexlerowie mieszkali kilka kilometrów na północ od Breadhouse a ich wypasionej willi z basenem krążyły w miasteczku legendy. Tego lata pojawiła się wśród dzieciaków plotka, że junior stał się pierwszym w miasteczku posiadaczem Amigi 1000 a w piwnicy trzymał automaty do Ponga, Pac Mana i Donkey Konga. Każdy chciał się kolegować z Lukiem i doświadczyć choć namiastkę splendoru jaką otaczała się najbogatsza rodzina w tej części hrabstwa.
 
waydack jest offline  
Stary 28-11-2018, 12:38   #19
 
WielkiTkacz's Avatar
 
Reputacja: 1 WielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputacjęWielkiTkacz ma wspaniałą reputację
- Przecież nas nie wpuszczą - rzucił odruchowo Jimmy. Nie muszą - pomyślał Marti. Skoro Derekowi tak bardzo zależało na tym, żeby Dona tam była, to jeśli staniemy się kulą u nogi... będą musieli nas wpuścić. W głowie Brainy'ego kotłował się powoli plan podboju automatów Wrexlera. Zwłaszcza Pac Mana.
- A Jak państwo Barker nikogo nie zastaną jeśli wrócą to będziemy mieli większe kłopoty - potwierdziła Hisako.
Heather nie wyglądała na przekonaną co do tego pomysłu, ale rozejrzała się po starszych.
- Nie pokażę się z tymi łepkami u Luke’a! Już wolę siedzieć z nimi w domu! - Dona też zaprotestowała.
- Dzieciaki znajdą sobie jakąś rozrywkę i nie będą przeszkadzać dorosłym. Prawda Mikey? – Derek poklepał „Breainiego” po przyjacielsku w plecy. – Impreza jest do 23.00, zdążycie wrócić przed starymi. Zawiozę was i przywiozę. - W to akurat Marti mniej wierzył. Skoro to impreza u dzianego Wrexlera, to na pewno będzie tam alkohol, który zrobi swoje. Kalkulacja ryzyka wydawała się tutaj niezbędna. Marti zaczął przeliczać w swojej głowie wszystkie opcje za i przeciw. Dona wydawała się coraz bardziej przekonana do pomysłu swojego chłopaka. Po raz pierwszy stała się naprawdę miła. Złożyła ręce jak do modlitwy.
- Zgódźcie się, proszę, proszę! - musiało jej zależeć, przerwał kalkulację i spojrzał w szoku na siostrę. Ten sposób proszenia jej mózg wymuszał tylko w skrajnych przypadkach do mamy. Desperatka.
- Wolę nie... - powiedziała niepewnym głosem Heather. - Może... Możemy się przenieść do mojego domu? Jest tam moja mama i dziadek. Siostra też... - zaproponowała uciekając spojrzeniem.
- A nie możecie jechać sami? - spytał Jimmy. - Przynajmniej nie będziemy wam przeszkadzać...
Dona popatrzyła krzywo na Jamesa.
- Żebyście znowu poleźli do Hausera!? W życiu nie zostawię mojego przygłupiego braciszka samego, wiem na co go stać. Widzę że coś kombinujecie i chcecie się mnie pozbyć z domu. Tym bardziej powinnam zostać.
Proszę, proszę - pomyślał Brainy. Jeszcze w jej pustym łbie tli się światełko nadziei na to, że kiedyś machina szarych komórek ruszy niczym rozpędzony Gwiezdny Niszczyciel. Zmrużył brwi przyglądając się siostrze z rozdziawioną gębą - co swoją drogą musiało wyglądać idiotycznie.
- Jesteśmy w tym wieku - odparł Jimmy - że nic jeszcze nie kombinujemy...
- Jak i tak macie samochód to możecie nas podrzucić do domu Heater albo Jimmiego. Wy będziecie mogli jechać a my nie zostaniemy sami - powiedziała Hisako nadal trzymając za rękę najmłodszą z nich.
- U mnie jest więcej miejsca. Zabierzemy tylko jedzenie i teleskop - dodał Jimmy.
- Zostawi się tylko Kartkę dla waszych rodziców jakby postanowili z powodu awari wrócić wcześniej. - dodała azjatka.
Marti zakończył w głowie kalkulacje i głębokie przemyślenia całej sytuacji. Widział wzrok Dereka, który w jego mniemaniu miał pewnie wywoływać presję, ale mógł wywołać jedynie salwę śmiechu - w stylu sztucznego śmiechu znanego z sitcomów. Marti zaśmiał się sam do siebie, wyobrażając sobie tą sytuację.
- W zasadzie... - przemówił w końcu niczym Temida. - Rodzice nie mówili, że mamy siedzieć w domu... Mama powiedziała, że Dona ma się nami zająć i nas pilnować. Będzie wypełniać swoje obowiązki w pełni i nikt nie złamie zasad. Prawda Derek? - młody Barker nie rozumiał, dlaczego nie chcieli iść z nimi. Były tam maszyny i też opcja wolności - i to takiej bez Hausera w okolicy. Czekał cierpliwie na głos 'starszyzny'.
 
__________________
Prowadzę: Liczmistrz; Kwestia Ceny
Gram: Zdarzenie
WielkiTkacz jest offline  
Stary 28-11-2018, 13:07   #20
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Dona widząc, że znalazła w młodszym bracie nieoczekiwanego sojusznika przytaknęła jak posłuszny piesek. Derek znowu klepnął Martina po plecach.
- W końcu jakaś męska decyzja Mikey!
Nastolatka, uradowana jakby podpisała właśnie wyśniony kontrakt płytowy ruszyła do łazienki, żeby się przyszykować, Flanningan poszedł za nią oświetlając drogę latarką. Latarka okazała się zresztą zbędna, bo za chwilę elektryczność wróciła i żarówki w pokojach rozbłysły mocnym światłem. Przyjaciele wciąż nie byli zgodni gdzie spędzą wieczór. Co prawda „Brainy” był chętny żeby wbić na imprezę do Luke’a Wrexlera, ale reszta miała spore wątpliwości. Obiecali sobie przecież, że ostatni dzień wakacji spędzą razem. Musieli podjąć jakąś decyzję. Tak jak niecały rok temu, gdy po wyjściu ze szpitala wspólnie zagłosowali do kogo trafi skradziony czepek siostry Higgins, symbol i pamiątka ich wielkiego triumfu nad jędzowatą pielęgniarką.
 

Ostatnio edytowane przez waydack : 28-11-2018 o 13:13.
waydack jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172