Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-11-2018, 14:42   #1
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
[Zew Cthulhu,21+]Alone in the Dark

Arkham. Niewielkie miasteczko, w stanie Massachusetts pogrążone było w sielskim, wręcz leniwym, ostatnim sierpniowym popołudniu roku 1931. Pogoda zachęcała do spacerów, ale próżno byłoby szukać ich w dusznym upale, który łapał wracających przez szeroką East River Street pracowników lokalnych fabryk. Trzy mosty, przerzucone nad rzeką Miscatonic i wbijające się niczym szpony drapieżnego ptaka w Water Street nie były jeszcze zapchane. Większość studentów lokalnego uniwersytetu nie skończyła nawet zajęć, a większość robotników wchłaniały położone na południu miasta dzielnice Upton i Brickhall, pełne niskich, brzydkich domów otoczonych zaśmieconymi ogródkami które już wkrótce dymić będą na potęgę, rozwiewając zapachy grilowanej wołowiny i żeberek wieprzowych. Nieco mniej spokojna była północna część miasta, której stare, wysokie kamienice kryte mansardowymi dachami leżały wzdłuż ciasnych ulic niczym kury na grzędzie. Ulice zaś, niczym sieć jakiegoś prastarego pająka biegły do okazałego budynku sądu, piętrząc się nad kamienicami niczym stróż. Miał ten stróż czego pilnować, ponieważ kilka przecznic dalej wznosiły się nad dachami zabudowań ogromne gmachy niesławnego szpitala dla obłąkanych, i sąsiadującego z nią więzienia Black Stone. I nawet przepiękne, urokliwe o tej porze roku parki ozdabiające Northside nie mogły złamać grozy drzemiącej w tych ponurych murach. Próbowała to robić alejka Peabody, będąca główną ulicą handlową tego niewielkiego miasteczka, jakby swoim jazgotem próbując zwrócić na siebie uwagę. Zawodziła za każdym razem.

Arkham nie było bogate. Bardzo poważnie odczuwano tutaj skutki kryzysu tuż po wielkiej wojnie. Widać go było w niezbyt modnych ubraniach wszystkich mieszkańców Arkham, po zabitych deskami i pomalowanych na biało szybach wystawowych sklepów i zakładów usługowych, które zmuszone były przenieść się do pobliskiego Bostonu, a puste ulice, po których co jakiś czas grzechocząc silnikiem przemykał jakiś automobil, lub turkocząc kołami konna bryczka. Radosne dzwonienie tramwaju, którego linię oddano do użytku jeszcze w czasie wojny nie mogło poprawić tej ponurej atmosfery miasta, które swoje dni świetności miało dawno za sobą, lub może raczej, nigdy ich nie miało.

Nie dla wszystkich jednak mieszkańców kryzys był straszny. Wszelkiej maści spekulanci bogacili się na ludziach nieszczęściach i byłoby to dziwne, gdyby w Arkham było inaczej. Okazałe posiadłości bogaczy przy Apple Lane były tego najbardziej widocznym dowodem. Oczywiście nie wszyscy mieszkańcy, których kryzys nie dosięgnął byli spekulantami. Naukowcy mieli się całkiem nieźle, a Uniwersytet Miscatonic, mimo niesławy z powodu okazjonalnych, niezbyt poważanych naukowo badań i przyciągania różnej maści naukowców którzy preferowali nieco egzotyczne kierunki i nietuzinkowe metody swoich badań. Kryzys ominął również antykwariuszy, a przynajmniej takich, co współpracowali z uniwersytetem. W każdym razie pani Ann Lockhart prowadząca swój niewielki sklepik nie mogła narzekać na klientów, którzy czasem osobiście przyjeżdżali do niej z Bostonu, a przez jej ręce przewijały się czasem woluminy warte kilkanaście razy więcej niż jej kamienica, położona przy malowniczej choć ludnej wschodniej Main Street. Z okazałego budynku rodzina Lockhartów miała wspaniały widok na Stary Park, w którym bieliło się niewielkie mauzoleum Jeffersona, a z najwyżej położonych okien na mansardowym poddaszu od strony południowej można było dostrzec dachy ukrytego wśród drzew kampusu uniwersytetu. Jedynie wieczorny smród, jakby gnijących ryb bijący czasem od rzeki Miscatonic mógł czasem drażnić mieszkańców tej ogólnie dogodnie położonej dzielnicy miasta.

31 sierpnia 1931r. West Main Street 77, 16:30

Dzwonek telefonu, stojący na biurku w antykwariacie wyrwał pannę Ann z nad kolejnego nabytku, który bardzo uważnie studiowała, ślęcząc nad pożółkłymi stronicami z monstrualną lupą. Dzieło to, będące świadectwem kunsztu holenderskich drukarzy leżało rozłożone przed kobietą studiującą właśnie przepiękną rycinę witruwiańskiego człowieka, wpisanego w pentagram. Rycina ta, dosyć popularna dla wielu ksiąg okultystycznych nie była niczym szczególnym, choć większość zabobonnych mieszkańców Arkham na pewno potraktowałoby tą grafikę jako dzieło samego szatana. W każdym razie jednak, De Occulta Philosophia libri III Heinricha Corneliusa Agrippy, wydanie z 1714 niechybnie osiągnie dobrą cenę w Bostonie. To był kolejny dzień korzystnie spędzony przez panią Lockhart. Kolejny dzwonek telefonu natarczywie jednak o sobie przypominał, lub być może oznajmiał kolejną, ważną sprawę, a może być może kolejny, zyskowny interes.

Kobieta podniosła słuchawkę
- Halo? Panna Lockhart? Tu mówi Jack Grunewald. Czy mogę zająć pani chwilkę? – zabrzmiał znajomy, choć nieco zdenerwowany, jakby niepewny głos.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 27-11-2018 o 15:46.
Asmodian jest offline  
Stary 27-11-2018, 22:31   #2
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Lockhart niechętnie podniosła głowę sponad księgi, którą obecnie się zajmowała. Uwielbiała sposób w jaki pokój odbijał się w czarnej błyszczącej słuchawce, jednak ten dźwięk… ile by dała by umilkł zatrzymując to niepokojące drżenie, tego cudu techniki i pozwalając by odbijające się w nim wnętrze znów mogło trwać w spokoju. Z ciężkim westchnieniem spojrzała na wiszący w pracowni zegar. Zostało półtorej godziny. To mógł być klient.

Odłożyła trzymaną w dłoni lupę do znajdującego obok, ułożonego idealnie równolegle do krawędzi przeglądanej księgi, wyłożonego atłasem pudełka. Powoli podniosła się pilnując by żaden gwałtowny ruch nie naruszył ani jej kostiumu, ani starannie ułożonego koku i dostojnym krokiem podeszła do znajdującego się na biurku aparatu telefonicznego. Uniosła słuchawkę przytrzymując ją jedynie opuszkami, odzianych w rękawiczkę palców.
- Loskhart’s… - Zdążyła jedynie rozpocząć standardową formułkę gdy usłyszała Jacka. Znajomy głos nieco ją zaskoczył, choć nie pozwoliła by ta konkretna emocja odmalowała się na jej twarzy. Może nie powinna była odbierać? Z tęsknotą spojrzała na pozostawioną pracę. - Pojawię się, ale nie będę miała zbyt wiele czasu.

Pozwoliła Jackowi na wylewne pożegnania i jeszcze raz potwierdziła, że dotrze jutro na uniwersytet. Ostrożnie odłożyła słuchawkę i upewniła się, że na gładkiej powierzchni nie pozostał żaden ślad. Sięgnęła po leżący na środku biura kalendarz i starannym pismem zapisała w nim jutrzejszą wizytę na uniwerku. Miała nadzieję, że godzina wystarczy Jackowi, na to co zaplanował. Wolałaby nie być zmuszoną do późniejszego rozpoczęcia pracy. Pokręciła głową, poirytowana samą tą możliwością i wróciła do porzuconej księgi. Znów starannym pismem wynotowała wszystkie swoje spostrzeżenia. Tak jak uczył ją ojciec, pisząc od prawej do lewej. Po tym znów sięgnęła po lupę i zabrała się do pracy.

Skończyła punkt szósta, zamykając ostrożnie księgę i odkładając lupę do pudełeczka. Powoli zapisała wszystkie spostrzeżenia, starając się o niczym nie zapomnieć i zamknęła notes. Na chwilę przymknęła oczy biorąc głęboki oddech i pozwalając by na ten krótki moment jej ciało odprężyło się. To była jedna z tych nielicznych chwil gdy pozwalała sobie na relaks. Zdjęła rękawiczki i przesunęła palcami po gładkiej skórze dłoni. Sięgnęła do okładki woluminu i ostrożnie przesunęła po nim opuszkami uważając by jej skóra nie miała zbyt długo kontaktu z cennym znaleziskiem. To był… naprawdę udany zakup.

Wsunęła dłonie w rękawiczki i schowała lupę i notatnik do przypisanych im szuflad, znajdujących się w wielkim dębowym stole, służącym jej do badań nad księgami. Ostrożnie wzięła wolumin i odłożyła go do zamykanego regału. Mebel nadal wypełniały w sporej części zakupione przez ojca księgi. Większość z nich na pewno zapewniłaby Lockhart spory przypływ gotówki, ale nie miała serca by się z nimi rozstać. Tak jak ze wszystkimi meblami, portretem rodziców, tym irytującym podniszczonym dywanem, zasłaniającym częściowo ciemny parkiet. Po plecach przeszedł jej zimny dreszcz mimo iż nawet nie zerknęła na zalegający na ziemi kurzo-zbieracz. Jeszcze raz rozejrzała się po pomieszczeniu, celowo unikając wzrokiem okolice podłogi i upewniając się, że wszystko jest na swoim miejscu. Opuściła pracownię i zamknęła za sobą drzwi, klucz montując przy zawieszonym przy pasie pęku.

Na korytarzu czuć już było zapach podanego przez Lily posiłku. Punktualnie. Dokładnie tak jak lubiła. Zeszła na dół w głowie planując którą alejką w parku się dzisiaj przejdzie. Ten nieoczekiwany telefon nieco ją zaniepokoił, więc uznała, że dla spokoju ducha wybierze swoją ulubioną… i jeszcze raz sięgnie dziś do zapisków ojca. Mimo, że znała je na pamięć, czytanie starannie zapisanych słów sprawiało jej przyjemność i odprężało.
 
Aiko jest offline  
Stary 06-12-2018, 13:54   #3
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Arkham. Lockhart`s Book Godź 9:00,

Pierwszy dzień września 1931 roku okazał się być bardzo mglisty. Przepiękny widok z okna na północną stronę miasta, i na park przesłonięty był szarą kotarą mgły, która z wolna, jakby racząc się zdenerwowaniem pani Lockhart która będąc już po śniadaniu dokonywała codziennej toalety. W końcu jednak mgła się podniosła, jednak to nie poprawiło Annie humoru, bo pogoda jakby uparła się dziś psuć jej humor. Zanosiło się co najmniej na deszcz, a być może także zamierzało grzmieć i to uczucie nie dawało spokoju pannie Lockhart.
Kolory miasta, zazwyczaj szare w czasie takiej pogody wyostrzały się, ukazując pewne niedostrzegalne w słońcu mankamenty. Gzymsy i framugi wielu domów nosiły znak czasu. Obdrapane, niczym pazurami jakiegoś potwora. Dachówki kamienic mieniły się zielonkawym nalotem glonów i mchów. Fasady domów łuszczyły się, niczym u chorego na zapalenie skóry. Oczywiście detale mogły być niedostrzegalne dla kogoś, kto zwiedzał właśnie Arkham. Po pierwsze jednak nie byłoby takich wielu. A po drugie, dla stałego bywalca te mankamenty były widoczne, i drażniły, niczym stare grzeszki, lub nie sprzątnięta podłoga.

Dojazd do uniwersytetu nie mógł zająć więcej niż kilkanaście minut, nawet, jeśli Ann nie chciałaby użyć auta, toteż nie musiała się wcale spieszyć, umilała wiec sobie czas czytaniem prasy i piciem porannej kawy. Ten poranny relaks przerwał natarczywy dzwonek do drzwi wejściowych, który wpierw ją nieco zdziwił i zamierzała go zignorować. W końcu jej antykwariat otwierała dopiero koło południa a miała umówione spotkanie na uniwersytecie. Tymczasem jednak dzwonek nie przestawał dzwonić, a przez szybę witryny Ann dostrzegła nie petenta, a kuriera telegrafu.
Młody chłopak ukłonił się grzecznie, kiedy antykwariuszka otworzyła mu drzwi – - Bry, psze pani! - niemal zawołał uradowany, że zastał ją w domu. - Pilne. Przyszło z godzinę temu. Na Kingspoint Head, psze pani – chłopak, niebieskooki blondyn, którego twarz pokrywał młodzieńczy trądzik wyszczerzył się do kobiety serdecznie i podał wiadomość w kopercie czekając na pokwitowanie i zwyczajowy napiwek.
- Dziękuję, psze pani! Przemiłego dzionka! - pokraśniał dostając na odchodne ćwierćdolarówkę i zostawiając Ann z wiadomością którą otworzyła wracając do kawy.

Telegram zawiadamiał Annę, że dawny przyjaciel jej zmarłego ojca, przyjaciel rodziny, a który według informacji antykwariuszki wyjechał niedawno do Grecji aby pracować nad swoją książką najwyraźniej wpadł w poważne tarapaty. Kiedy Ann sięgnęła pamięcią, przypominając sobie wszystkie spotkania z nim w gabinecie ojca, czy w rodzinnym salonie na popołudniowej kawce i ciastkach, zdała sobie sprawę, że stary Gliere był bardzo bliski jej rodzinie. Szokiem jednak okazało się, że po podsumowaniu wszystkich informacji o staruszku, wydawało się, że nie miał on żadnej rodziny, ani innych przyjaciół i Ann, córka jego zmarłego przyjaciela była najprawdopodobniej jedyną osobą, którą mógłby poprosić o pomoc.

ATHENS, GREECE 9/1/31 vii Kingspoint Station

IN JAIL FOR ANTIQUITY THEFT - (STOP) - NEED HELP - (STOP ) -
CAN YOU COME STOP URGENT - (STOP ) - SEE CORPORAL ILIONAS
ATHENS BUREAU OF INVESTIGATION.
GLIERE



Pytania, jakie zadawała sobie kobieta przelatywały szybko przez jej głowę. "Może potrzebuje pieniędzy? Może mu nieco ich przesłać? Może lecieć do Aten i wyjaśnić sytuację, albo wpłacić jakąś kaucję? Może trzeba by było sprawdzić jego mieszkanie? A może gabinet na uniwersytecie? Co ze spotkaniem? Jeśli wyjadę, kogo zawiadomić w razie gdyby mi coś się stało?"

Ann siadła przez chwilę, trzymając w ciąż w rękach otrzymaną wiadomość, patrząc to na telefon, to na kawę, to na kuriera widocznego na ulicy i roznoszącego inne wiadomości.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 06-12-2018 o 21:14. Powód: Dodanie handoutu
Asmodian jest offline  
Stary 10-12-2018, 09:58   #4
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Ann odprowadziła chłopaka, niepewnie przyglądając się telegramowi. Przesunęła odkrytymi rękawiczką palcami po kopercie czując jak zżera ją ciekawość. Nie dała tego jednak po sobie poznać. Powoli zamknęła drzwi i spokojnym krokiem przeszła do pracowni. Czekały tu na nią elegancka filiżanka z wciąż parującą kawą i starannie odłożona na krawędź stołu książka, której lekturze się oddawała. Odłożyła telegram na stole i wzięła wolumin by odłożyć go na odpowiednie miejsce w regale. Cały czas zerkała na nieco zawilgoconą kopertę. Gdy w końcu zajęła miejsce przy stole nieco nerwowo sięgnęła po nóż do kopert.

Wujek Gliere… Tak bardzo w tym wyzutym z uczuć telegramie brakowało jego zamaszystego pisma. Ann przyglądała się literom jakby mogły jej zdradzić nieco więcej niż tylko proste słowa. Gliere… Jak przez mgłę pamiętała samotnego, starszego człowieka. Ciepłe dłonie gładzące jej włosy, podnoszące ją z podłogi i sadzające na silnych kolanach. Zapach tytoniu do fajki. Długie wieczory, spędzane we trójkę gdy ojciec z wujem wspominali stare czasy. Pamiętała jak zasypiała otulona życzliwym ramieniem, ściskając w dłoni jeden z wielu ofiarowanych przez Gliera prezentów. Stary pluszowy miś musiał do tej pory być w jej dawnym pokoju dziecięcym.

Odłożyła telegram i sięgnęła po niewielki dzwoneczek. Po chwili w pokoju pojawiła się Emma.

[MEDIA]https://a1cf74336522e87f135f-2f21ace9a6cf0052456644b80fa06d4f.ssl.cf2.rackcdn.c om/images/characters/p-Sherlock-Una-Stubbs.jpg[/MEDIA]

- Tak, Pani? - Głos dawnej guwernantki był szorstki. Była to pozostałość po zbyt dużej ilości wypalonych papierosów. Emma uśmiechała się, ale Ann jak zwykle wyczuwała w tym grymasie nutkę sarkazmu.
- Udam się do Aten. - Lockhart odezwała się tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Proszę kup odpowiednie bilety na prom i pociąg. Chciałabym wyruszyć jutro.
- Tak, Pani. - Krótkie potwierdzenie wyraźnie wskazywało jak bardzo guwernantce nie podoba się ten pomysł.
- Antykwariat przez chwilę będzie nieczynny. Nadaj proszę przygotowane przesyłki, Niech Lily spakuje moje rzeczy, tak jest raczej ciepło, prawda?
- Tak, Pani. - Emma krótkim potwierdzeniem zasygnalizowała, że z pewnością jest tam za ciepło jak na tą porę roku. Wyraźnie dając też znać, że nie toleruje tak lekkich sukien w okresie jesiennym.
- Udam się dziś po spotkaniu do domu wuja, proszę przygotuj klucze do jego mieszkania i otwórz bramę. Pojadę autem.
- Tak, Pani.
- Ton nieco się zmienił. No tak… Emma nie lubiła gdy Ann prowadziła auto.
- Przygotuję telegram do nadania. Wyślij go proszę. - Lockhart sięgnęła po kartkę i pióro. - To wszystko.
Guwernantka dygnęła i opuściła pokój. Po chwili Ann usłyszała jak na korytarzu wydaje polecenia Lily.

Przybędę niebawem. (STOP) Lockhart.


 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 30-12-2018 o 20:15.
Aiko jest offline  
Stary 13-12-2018, 14:03   #5
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Arkham. Lockhart`s Books. 9:30
Emma sprawnie zarządziła pakowanie panny Lockhart, i przystąpiła do działania. Większość ogarnęła nie wychodząc z domu. Złapała za słuchawkę telefonu, i po kilkunastu minutach rozmów i starannie zapisanej kartce maczkiem przyszła zdać Annie relację.

- Statek Lini Cunard do Aleksandrii z przystankiem w Atenach wypływa w każdą sobotę. Zarezerwowałam dwa bilety do Aten, z możliwością przedłużenia rejsu do Aleksandrii, jeśli myśli pani o odpoczynku w ciepłych krajach. Może to pani zrobić bezpośrednio u kapitana statku. Najbliższy wypływa piątego września, w sobotę w południe z Nowego Yorku, z molo numer pięćdziesiąt sześć. To nieopodal mostu Brooklińskiego. Statek będzie w Atenach czternastego września, a w Aleksandrii, jeśli jest pani zainteresowana piętnastego września. To luksusowy statek pasażerski. Dam znać Lily, by spakowała również stroje wieczorowe. Mają tam mnóstwo atrakcji i można tam dobrze wypocząć. Zarezerwowałam też taksówkę z pod hotelu, bo nie wiem, jakie rzeczy mam pakować i czy jedzie pani służbowo, czy na urlop – Przerwała na moment guwernantka i ciągnęła dalej, jakby zdenerwowana nagłym wyjazdem Ann - Ze stacji Boston i Głównej w Arkham odchodzi pociąg do Nowego Yorku o dziesiątej rano i jest na miejscu około piątej po południu. Drugie połączenie jest o czwartej po południu i jest w Nowym Yorku o dziesiątej wieczorem. Z Grand Central złapie pani taksówkę bez większych problemów. Zarezerwowałam przytulny, dobry hotel, na Lafayette. Nazywa się Zielony Gościniec i mam tam znajomą, Marthę która pracuje tam jako sous szef. To obok parku miejskiego, dosłownie spacerek od nabrzeża. Proszę dać znać, czy mam potwierdzić rezerwacje. Jutro muszę podać drugą osobę do biletu, aby załatwili formalności na statku. Kogo pani zabierze ze sobą? Czy może odwołać tę drugą rezerwację? Nie wiem, czy to najlepszy pomysł wypływać teraz do Europy. Tam tyle się teraz dzieje. Powariowali z tym nacjonalizmem...czy to rozsądne wyjeżdżać teraz? Na morzu są sztormy a jest wczesna jesień – w jej głosie można było wyczuć autentyczną troskę.
Nic jednak nie mogło złamać żelaznych reguł, jakimi rządziła się Ann Lockhart, dla której plan dnia był święty i nienaruszalny. Miała spotkanie i planowanie wyjazdu, odległego o kilka dni mogło jeszcze kilka chwil wytrzymać. Spotkanie ze starym znajomym, nie. Szczęśliwie auto, które od jakiegoś czasu od śmierci ojca nie było odpalane okazało się sprawne.
Przepiękny, choć leciwy Autin Twenty, w wersji Landauette, auto które w roku 1919 spokojnie rywalizowało z Rolls-Roycem o prym najlepszego samochodu na rynku był zwieńczeniem kariery ojca Ann. Jego nagrodą za lata pracy, w pełni zasłużoną. Jego skórzana tapicerka z bawolej skóry, rozpięta na szerokich kanapach przywoływała wspomnienia, a czasem zdawało się, że wciąż czuć od nich zapach jego mocnych cygar, które lubił palić kiedy jechali na piknik. Auto było polerowane przynajmniej raz w tygodniu i w jego karoserii można było się wręcz przejrzeć. Mechanik zaglądał do niego raz na miesiąc, i teraz dawało się to odczuć. Dźwignia zmiany biegów chodziła bez nieprzyjemnych zgrzytów a hamulce nie piszczały, nawet po długim okresie zastoju. Czterocylindrowy silnik mruczał przyjemnie, kiedy kobieta wprawną ręką skierowała go na drogę prowadzącą do uniwersytetu. W oknie stała guwernantka, która preferując klasyczne wychowanie kobiet uważała, że nie powinny one zajmować się męskimi sprawami. Szczególnie dotykać ich zabawek, do których zaliczała samochody.
Ann zastała Jacka w gabinecie swojego ojca, który najwyraźniej zajęty był kolejnym wykładem. Wiedziała, że nie ma sensu szukać go w jego gabinecie, zagraconym najczęściej stertami rozmaitych bibelotów, niegodnych muzeum, za to interesujących z jego punktu widzenia. Wiedziała, że miał ten typ fiksacji który udzielał się również Ann jeśli chodzi o książki. On zaś fascynował się starymi, indiańskimi legendami i często wyjeżdżał to rezerwatów i odległych od cywilizacji miejsc, aby prowadzić swoje badania. Więc kiedy akurat był na uczelni, a nie w jakimś indiańskim odludziu, najczęściej korzystał z biurka w gabinecie swojego ojca, równie zabieganego i zapracowanego człowieka. Nie omyliła się za bardzo.


Mężczyzna, dobiegający już trzydziestki, postawny jak na naukowca i jak wiedziała kobieta, prowadzący raczej swoje badania w polu, niż za biurkiem, tym razem jednak siedział pochylony nad rozłożoną książką, zapisaną jakby odręcznym pismem. Ann prawie nie zwróciła uwagi na Jacka, tylko od razu przeniosła wzrok na książkę, która wydawała jej się bardzo cenna. Duży wolumin, podobny nieco do szesnastowiecznych kronik. Bystry wzrok Ann od razu wyłowił dwa, może trzy wyrazy. Hiszpania. Rycina która mignęła kobiecie, kiedy Jack przewrócił stronę, a w końcu zamknął książkę przedstawiała konkwistadorów i grupę indian, w towarzystwie jakiegoś włochatego stwora.
- O, Ann.Kopę lat. - uśmiechnął się promiennie - Dobrze, że jesteś. Już bałem się, że nie przyjdziesz. Kawy? - zaproponował Jack wstając do niedużego imbryka, który parował na niewielkim stoliczku. Obok stolika widać było przybrudzony plecak z licznymi kieszeniami, wciąż napięty od zawartości. Tak, jakby właściciel znów się gdzieś wybierał. Lub jakby nie zdążył się jeszcze wypakować.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 14-12-2018, 23:09   #6
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Arkham, Uniwersytet Miskatonic 10:00
- O, Ann.Kopę lat. - uśmiechnął się promiennie - Dobrze, że jesteś. Już bałem się, że nie przyjdziesz. Kawy? - zaproponował Jack wstając do niedużego imbryka, który parował na niewielkim stoliczku. Obok stolika widać było przybrudzony plecak z licznymi kieszeniami, wciąż napięty od zawartości. Tak, jakby właściciel znów się gdzieś wybierał. Lub jakby nie zdążył się jeszcze wypakować.
- Witaj Jack. - Lockhart rozejrzała się za jakimś miejscem, w którym mogłaby przysiąść nie brudząc swojego stroju. Poranna poczta nieco ją rozdrażniła, jazda autem jeszcze bardziej to spotęgowała. Będzie musiała zatrudnić szofera jak tylko wróci z Aten. - Z przyjemnością napiję się kawy.
Jack wskazał Ann miejsce na fotelu, z którego ściągnął wpierw jakąś stertę notatek ojca. Przez chwilę nieco mieszał się, jakby próbując określić co właściwie powinien zrobić. Potem podał kawę, jakby przypominając sobie o propozycji, którą dopiero co zrobił. Aromat rozniósł się momentalnie po pomieszczeniu.
- Przywiozłem wczoraj z Wenezueli. Świeżutka, niemal z krzaka. – uśmiechnął się i pozwolił Ann chwilę rozkoszować się kawą – Mam coś – był zbyt mocno rozentuzjazmowany, aby czekać nakazane normą piętnaście minut pogawędki o niczym szczególnym. Podniósł wolumin – wygląda na kronikę. Hiszpańską kronikę. Tylko znasz mnie. Nie wiem, czy jest autentyczna a ty masz do tego prawdziwy talent – jego uśmiech jakby powoli przygasał – czy coś się stało? Wyglądasz na zdenerwowaną? - zagadnął jakby dopiero teraz dostrzegł jej nastrój.
Lockhart westchnęła ciężko zajmując miejsce w fotelu, była niemal pewna, że zebrany na nim kurz właśnie przylega do jej ciemnej spódnicy. Ile czasu minie nim nauczy się by na uniwerek zakładać stroje szare i mniej podatne na zabrudzenia? Bez słowa przyjęła podaną filiżankę i upiła nieco kawy, nie zdejmując przy tym rękawiczek.
- Wygląda obiecująco. - Anny wyciągnęła dłoń by Jack mógł podać jej wolumin. Była to jedna z nielicznych rzeczy w tym pomieszczeniu, którą mogła się pobrudzić, niestety nie jedyna która zamierzała się dołożyć do pogarszającego się stanu jej garderoby. Zsunęła jedną z rękawiczek starannie układając ją na kolanach i przesunęła opuszkami palców po delikatnych stronach. Jej wzrok był całkowicie skoncentrowany na papierze i pokrywającym go tuszu. W głowie antykwariuszki właśnie dokonywały się kalkulacje i gdyby nie niepokojące poczucie bycia obserwowanym, mogłaby spędzić długie godziny analizując drobne zawijasy i plamy, świadczące o wieku trzymanego obiektu. - Jest tu jak zwykle potwornie brudno. Mógłbyś nieco zatroszczyć się o swoje miejsce pracy. - Zamknęła księgę i oddała ją właścicielowi, wciągając ponownie rękawiczkę na smukłą dłoń.
- Przepraszam za ojca. Chyba jest większym bałaganiarzem niż ja, o ile to możliwe - Zaśmiał się nieco zakłopotany - Nawet nie byłem jeszcze u siebie. Organizuję od rana wyjazd do Kanady, o ile książka którą trzymasz w ręku jest autentyczna. Zamierzam wyjechać znów za jakieś dwa tygodnie, może trzy, uwzględniając poślizg na granicy i przy sprzęcie. Ann,co się stało? - Jack wydawał się być coraz bardziej zmartwiony. Wiedział, że ma prawdziwego bzika na punkcie książek i oddała mu wolumin jakby ją w ogóle nie obchodził.
- Książka jest autentyczna. Przynajmniej na tyle na ile jestem w stanie ocenić bez lupy i swojego sprzętu. - Kobieta poprawiła jakiś niesforny kosmyk, który irytował ją bardziej niż zazwyczaj. Może rzeczywiście nie tylko bałagan tak drażnił jej nerwy. ten dzień był mało elegancki. Rozbity przez nazbyt wiele nowych wydarzeń, które nie zostały odpowiednio wcześnie zanotowane w kalendarzu. - Przed przyjazdem tutaj dostałam wiadomość od Gliere.
Swobodnie użyła nazwiska wuja. Obracał się on w tym samym towarzystwie co jej własny ojciec i ojciec Jacka. Do tego jako osoba nie przyjęta do środowiska akademickiego z przyjemnością pomijała wszelkie tytuły naukowe, choć z pamięci była w stanie je wyrecytować, znając na pamięć nie tylko je, ale także prace które umożliwiły ich nadanie.
- Przez to musiałam przyjechać tu autem. To jakieś okropieństwo. - Mruknęła wyraźnie niezadowolona z tego faktu.
- Starego Gliera? Co u niego? Dawno go nie widziałem. Ale też praktycznie spotkałem go może kilka razy na korytarzu - Jack próbował sobie przypomnieć jej wujka, ale najwyraźniej mu nie szło. Zamiast tego podszedł do okna, zauważając samochód Ann. Chwilę pokiwał głową, podziwiając stary, ale bardzo stylowy samochód.
- Siedzi w więzieniu w Atenach. - Szybko podsumowała telegram od wujka i o dziwo w jej głosie było dużo mniej irytacji niż gdy mówiła o bałaganie i prowadzeniu auta. Nie rozumiała zachwytu tymi pojazdami. Gdyby nie ich oczywista praktyczność i sentyment jakim obdarzała zakup ojca, pozbyłaby się tej machinerii przy pierwszej możliwej okazji. - W sobotę planuję tam wypłynąć.
- W więzieniu?
- Zdumiał się Jack – Okropne miejsce na prowadzenie badań. Co zamierzasz? - Zapytał ciekawie otwierając szufladę i wyjmując z niej paczkę papierosów i wkładając jednego do ust. Szukał jedynie zapalniczki, ale w bałaganie panującym w gabinecie starego Grunwalda istotnie nie było można nic znaleźć. Wydawało się, jakby ten brudny plecak, Ann i Jack byli jedynymi uporządkowanymi objektami w gabinecie. Słysząc o jej planach, papieros przekrzywił mu się i omal nie wypadł – Zamierzasz płynąć? Sama? - wydawało się, że zdziwił się jeszcze bardziej.
Ann przewróciła oczami. Był to jedyny gest rozczarowania na jaki sobie pozwalała.
- Oczywiście, że nie sama. Kobietom nie wypada podróżować samotnie. Biorę z sobą Lilly. - Musiała się przyznać, że był to chyba jedyny moment, gdy spojrzała na otaczający ją nieład przychylnie. Siedzenie w dymie w tym zakurzonym pomieszczeniu musiałoby ją doprowadzić do astmy. - A Gliera podobno przyłapano na kradzieży antyków.
- Ach, wpadł. Wiesz, to taka zwyczajowa przykrywka dla nas, historyków i archeologów jak zdarzy nam się coś ciekawego znaleźć. Bywa jednak, że władze mają coś do powiedzenia. Szkoda, że wyjeżdżasz. Miałem nadzieję, że popracujemy chwilę razem. Teraz nie wiem, czy organizowanie czegokolwiek w tym roku ma sens....
- zasępił się Jack – chyba...że, ja pomogę ci odszukać staruszka Gliera, a ty w międzyczasie zbadasz tą książkę. I tak nie mam tu nic sensownego do roboty. – Zaproponował, ze zdziwieniem znajdując zapalniczkę w kieszeni swojej marynarki.
Ann przez chwilę obserwowała jak Jack odpala papieros i wypuszcza z ust pierwsze kłęby dymu, które podejrzanie sprawnie zaczęły łączyć się z wiszącym w powietrzu kurzem. Ojciec palił… wujek też. Czasami odnosiła wrażenie, że zbyt długa przerwa w wypełnianiu swoich płuc oparami palonego tytoniu, sprawiała że mężczyzna stawał się kobietą. jack miał jednak trochę racji, prawdopodobnie w męskim towarzystwie byłoby bezpieczniej, a obecność Lilly prawdopodobnie zapewni jej minimum spokoju i porządku w najbliższym otoczeniu.
- Brzmi to niespodziewanie rozsądnie. - Powiedziała spokojnym głosem nie odrywając wzroku od palącego mężczyzny.
- Rozsądniej niż dwie młode kobiety same na statku do Europy, szukające człowieka w więzieniu - odparł lekko się uśmiechając. Podał Ann książkę - Umowa stoi? Znajdziemy staruszka. Takie eskapady to dla mnie nic nowego - dodał uspokajająco.
- To cywilizowany świat. Nie planuję obcować z żadnymi dzikusami, jak to ty masz w zwyczaju.
- Ann przyjęła podaną książkę i mimowolnie uśmiechnęła się. Jednak świadomość, że Jack będzie obok przyniosła ulgę, choć niezbyt chciała się sama przed sobą do tego przyznać. - W przyszłości z takimi sprawami możesz przyjechać do antykwariatu. - Delikatnie zastukała palcem w skórzaną oprawę książki.
- Nie za bardzo mogę wozić ją po mieście. Ale...złamiemy tą zasadę, bo inaczej staruszek Gliere tam nam zmarnieje w tym więzieniu - Jack puścił oko do kobiety.
- Wybieram się właśnie do jego domu by upewnić się, że nie dotarła tam jakaś poczta. - Ann z ulgą podniosła się z fotela czując, że najchętniej otrzepałaby swój ubiór z kurzu. Był to jednak gest nie przystający damie. - Czy chciałbyś mi towarzyszyć?
- Jasne
- Jak wsunął paczkę papierosów do kieszeni, zabrał pęk kluczy, najpewniej od gabinetu ojca, i po chwili którą zajęło mu uporządkowanie z grubsza biurka i swojego odzienia był gotowy do drogi - prowadź, bo nie wiem gdzie staruszek mieszka. Mam prowadzić? - wskazał głową auto Anny.
Lockhart zawahała się. To było auto jej ojca jednak wspomnienie topornie poruszającej się, ciężkiej kierownicy i zbyt głębokiego fotela szybko przekonało ją do tego by wręczyć Jackowi kluczyki.
- To niedaleko. - Powiedziała z ulgą podchodząc do drzwi gabinetu. - Musisz koniecznie zwrócić swemu ojcu uwagę na stan tego pomieszczenia. To uczelnia a nie warsztat.
 
Aiko jest offline  
Stary 17-12-2018, 16:32   #7
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Arkham. Milton Street 17, godź 10:45

Pensjonat pani Harding, w którym mieszkał Gliere sprawiał wrażenie sielskiego. Nieco zaniedbany ogród otaczający oddalony od ulicy, okazały budynek dodatkowo pogłębiał melancholijną atmosferę tego miejsca, jakby każdy element otoczenia miał sprzyjać refleksjom i zadumie. Dom idealny dla intelektualisty, szczególnie tak zapracowanego jak profesor uniwersytetu.


Jack po chwili rozmowy z panią Harding, zasuszoną, wyglądającą buńczucznie kobietę wyglądającą na jakieś siedemdziesiąt lat zdobył pozwolenie na wejście do pokoju Gliera. Oczywiście fakt posiadania przez Anny klucza do jego pokoju znacznie ułatwił sprawę.
Weszliście do pokoju, ostrożnie paląc światło.


Mieszkanie, składające się z niewielkiego salonu z aneksem juchennym, łazienko-ubikacji i niewielkiego, klaustrofobicznie wręcz małego było w opłakanym stanie. Od razu widać było ślady przeszukania. Kanapy była wywrócona do góry nogami i miejscami rozpruta. Poduszki walały się na podłodze, pootwierane szafli i szuflady ukazywały resztki zawartości, której większość zaścielała w tej chwili podłogę. Otwarte drzwi do biura ukazywały resztę dzieła zniszczenia, a raczej pospiesznych i brutalnych poszukiwań.
Porozrzucane po całej podłodze stronice z książek i porozdzieranie części jakichś artykułów. Pobieżny rzut oka wystarczył aby stwierdzić, że Gliere zajmował się nieco dziwnymi badaniami. Większość materiałów dotyczyła jakichś fantazji i mitów, zebranych bez ładu i składu i rozrzuconych na podłodze niczym jakieś puzzle dla dzieci.
Czy na pewno?


Największa, najbardziej rzucająca się w oczy była karta przedstawiająca konstellacje gwiezdne według Ptolemeusza. Grafika była jedynie tanim reprintem, w dodatku wnosząc po pieczątkach z biblioteki uniwersyteckiej. Najpewniej pożyczona przez profesora na wieczny nigdy. Ann stwierdziła jednak, że coś nie do końca jest prawodłowe w tej mapie. Szczęśliwie, miała akurat w antykwariacie podobny przedruk i mogła to później sprawdzić. Notatki i fragmenty artykułów dotyczące mitów zawierały w większośc zapisane ołówkiem odnośniki do rozrzuconej na biurku otwartej ksiązki pod tytułem "Wielki bałagan mitów w związku ze zmianami klimatycznymi" T.Gliera. Mało zaskakujący był fakt, że Gliere zajmował się mitami i legendami rozmaitych kultur. W końcu był to chleb powszechny wielu antropologów, historyków i archeologów. Spis treści, wyglądający poważnie bo obejmujący mity od Atlantydy aż po Mu. Jednakże łączenie ich z bieżącymi wydarzeniami na świecie podchodziło już pod pseudonaukę. Wydawało się, że Gliere w jakiś sposób wyjaśniał przyczyny mitycznych katastrof, głownie zatonięć ogromnych połaci dawno zaginionego lądu ze zmianami klimatycznymi. Jack aż zmarszczył się z niesmakiem, widząc taki bohomaz w kolekcji profesora, acz dyplomatycznie, widząc, że sprawa nabiera głębszego dna chwilowo trzymał język za zębami. Bezpośrednio pod książką widać było odręczny list, nabazgrolony raczej niż napisany. Autorstwa niejakiego Velikovskiego i wnosząc z kontekstu i pojawiającej się nazwy, z Palestyny. Bazgranina, w dodatku nieźle oblana kawą czy innym, trudnym do zidentyfikowania płynem powodował ,że tylko niektóre wyrazy w ogóle dało się odcyfrować. Niewątpliwie jednak pan Velikovsky znał i to dobrze Gliera, "witał go z przyjemnością". Wzmiankował również o Wedach potwierdzających "Odwrócenie biegunów" oraz o "Wieku płodności" na zamrożonym kontynencie. Informował go, że wciąż pracuje nad Freudowskimi Bohaterami, w tym Ikhenatenem. Cokolwiek to miało znaczyć. Kolejny interesujący dokument, porzucony pomiędzy dziwnymi, hieroglificznymi zapiskami wyglądał jakiś wykres, lub może klucz do innego znaleziska.



Prawdziwą perełką było jednak znalezisko, po które sięgnął Jack. Niewielka, oprawiona w czarną skórę książka która leżała najbliżej otwartej, wybebeszonej i pustej szuflady biurka Gliera.
- Nienazwane Kulty...Och, to naprawdę mroczna rzecz – mruknął uśmiechając się ironicznie – mam u siebie swoją kopię, ale ciebie powinno zainteresować – uśmiechnął się podając Ann książkę. Już szybkie przekartkowanie tej przedziwnej książki spowodował prawdziwe zdziwienie. Ktoś napisał książkę o kosmitach, których w dodatku nazwał. Historie o ludzie Byakhee, żyjącym wśród gwiazd Ann postanowiła zostawić sobie na później.

- Co robimy Anno? Zawiadamiamy policję? Właściwie, nikt go nie porwał, skoro siedzi w areszcie - zapytał Jack patrząc na cały ten bałagan w pokoju Gliera.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 17-12-2018 o 16:35.
Asmodian jest offline  
Stary 20-12-2018, 10:59   #8
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Arkham. Milton Street 17, godź 10:45

Ann była tu już kiedyś, jeszcze wspólnie z ojcem, czyli bardzo dawno temu. Jej spojrzenie przesuwało się po pokrywającej ściany holu boazerii. Z dumą stwierdziła, że nie dostrzega nawet śladu kurzu. Spokojnie zaczekała, aż Jack wykaże się brylując właścicielkę, samej korzystając z okazji by się przyjrzeć swojemu towarzyszowi. Bardzo się zmienił od kiedy widziała go ostatnio. Zmężniał. Jego twarz była opalona od wiatru. Wyprzystojniał. Nie był już tym podrostkiem. Chudym studentem, który korzystał z każdej okazji by coś nabroić. Musiała przyznać, że Jack musiał być teraz popularny wśród kobiet.
- Ann. - Jego głos wybił ją z zamyślenia. Wydobyła z torebki klucz i ruszyła na piętro.

Drzwi były zamknięte jednak sądząc po stanie pokoju nie przeszkodziło to złodziejom. Teraz nieco żałowała, że nie zaglądała tutaj częściej. Wędrując ostrożnie pomiędzy porozrzucanymi na ziemi rzeczami z uniesioną nieco spódnicą, tak by jej o nic nie ubrudzić, rozglądała się po wyściełających podłogę woluminach. Takie marnotrawstwo. Ann czuła szczery gniew na kogoś kto dopuścił się takiego bezeceństwa.
- Proszę, powiadom gospodynię o tym, że miało miejsce włamanie. - Lockhart stanęła przy biurku przeglądając znaleziony przez mężczyznę tom i zaczekała aż Jack wyjdzie z mieszkania. - Glier… coś ty zrobił. - Wyszeptała cicho dając ujście nerwom. Ostrożnie, nie zdejmując rękawiczek spakowała list do rozciętej koperty i wsunęła go do książki autorstwa wuja. Wzięła wolumin i chwyciła wraz z “Nieznanymi Kultami” jakby były to rzeczy, z którymi przyszła do tego mieszkania. Niepokoiła się o Gliera. Ktokolwiek tu był szukał czegoś. Pytanie czy to znalazł i wywrócił całe mieszkanie do góry nogami dla niepoznaki, czy też nadal tego nie ma i wujek jest zagrożony.

- Pani Harding dzwoni już na policję. - Głos Jacka wyrwał Ann z zamyślenia. Obejrzała się na mężczyznę i podeszła do niego wręczając mu ich dwa znaleziska.
- Dobrze. Zaczekamy aż przyjadą i złożymy zeznania. - Lockhart poprawiła strój upewniając się, że ponownie nie ubrudziła sukni, którą z trudem wyczyściła po wyjściu z gabinetu ojca Jacka. - Potem zapraszam na obiad.

Ann zeszła na dół i za pozwoleniem pani Hardig wykonała telefon do domu. Uprzedziła Emmę, że na obiedzie będzie gość i poprosiła by zarezerwowała jeszcze jeden bilet do Aten. Teraz pozostało tylko zaczekać na policję i dopełnić formalności.


Przygotowania do podróży

Lockhart czas pozostały do wyjazdu dzieliła pomiędzy pracę w antykwariacie, lekturę odnalezionych u Gliera książek i pakowanie. Zależało jej na tym by zabrać z sobą jak najmniej rzeczy, ale stroje kobiece nie pozwalały by było tego mniej niż dwie walizki. Emma uparła się by spakowała jeden strój wieczorowy i kilka lżejszych sukien dzielnych. Niepokojący był fakt iż dawnej guwernantce Jack wyraźnie przypadł do gustu i coraz częściej zwracało uwagę Lockhart na jej panieński stan, jak zwykle wplatając swoje “tak Pani” w odpowiednich miejscach. Ann widziała też, że miało to wpływ na dobór garderoby dokonany przez Emmę. Zarówno suknie i garsonki były mocno taliowane, bielizna nazbyt dobrze wyprasowana i niepokojąco dobrze dobrana do kolorów strojów. Lockhart znosiła te dziwaczne zabiegi tak długo, jak guwernantka pakowała także to czego rzeczywiście potrzebowała. Dzięki temu w walizkach znalazła się część przyrządów z antykwariatu, notatnik z zapiskami z lektur odnalezionych w pokoju Gliera, pistolet ojca, nieco gotówki oraz dwa stroje podróżne wykonane z materiałów nie tylko elegancki ale też praktycznych. To w podobnym kostiumie planowała się udać w podróż, a nie w tych zwiewnych sukienkach, które zdominowały jej bagaż.
 
Aiko jest offline  
Stary 30-12-2018, 19:39   #9
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Arkham, Stacja kolejowa Boston & Main , 3 września, 8:50

Gwizd pociągu do Bostonu drażnił uszy Anny, jej służącej Lily Baldwin oraz Jacka Grunewalda. Maszynista oznajmiał całej stacji, że spóźnialscy powinni jak najszybciej wsiadać do pociągu i zajmować swoje miejsca, choć niektórzy pasażerowie korzystali jeszcze z chwili która pozostała do odjazdu, rozkoszując się papierosem, szybką przekąską z bufetu, gazetą oferowaną przez obdartego, upstrzonego piegami rudzielca lub po prostu kolejnym, pogodnym dniem. Chmury i mgła wiszące nad Arkham chwilowo ustąpiły miejsca słonecznej pogodzie, jakby słońce chciało wykąpać senne miasteczko swoimi promieniami. Jak zwykle, szpetota miasta została znów uwypuklona. Stacja kolejowa, znajdująca się w okazałym, podobnym do barbakanu budynku z czerwonej cegły, jak zwykle o tej porze przypominała typowy, brzydki budynek przemysłowy. Klimatu nie poprawiał zapach węgla, smaru i innych materiałów używanych na kolei, a które atakowały nozdrza co bardziej wysublimowanych klientów kolei. Szczęśliwcy, jak Anna, Jack i Lily, zajmowali wygodne kabiny klasy pierwszej. Firanki pozwalały na chwilę odgrodzić się od innych podróżujących, kanapy były nawet wygodne, i choć zapachu smaru i żelaza nie dało się niczym zamaskować, podróż mogła przebiegać całkiem znośnie. Reszta pasażerów zmuszona była jednak podróżować na drewnianych ławkach, które uderzały boleśnie z każdym wertepem. Obsługa jednak, była miła dla wszystkich i choć stewardzi nie zaglądali raczej do większości pasażerów drugiej klasy, to musujące wino mogło za odpowiednią opłatą dotrzeć do każdego, który skłonny był wysupłać kilka dolarów więcej za podróż.


Jack szybko pomógł ładować bagaże obu kobiet, sam mając jedynie wyglądający na bardzo wypchany, zielony, wojskowy plecak z wieloma kieszeniami. Jak sam stwierdził, został mu jako pamiątka po czasach służby w piechocie morskiej, jeszcze z kampani w Nicaragui, gdzie załapał się na jeden „turnus”.

-Taak. Policja i odpowiedzialność. Leniwi, tylko siedzieliby na tyłku i zajadali się pączkami – Jack narzekał na niefrasobliwość policji w Arkham, gdzie po rewelacjach w domu Gliera i znalezieniu niewątpliwych oznak włamania, policjant, gruby posterunkowy Jackson który akurat przyjmował zgłoszenie po zadaniu kilku pytań nawet wyraził zainteresowanie, zdawkowo i niemal nie otwierając przymrużonych oczu odpowiedział
- Zajmiemy się tym – co właściwie kończyło temat włamania u Gliera. Nie pomógł ani marsowa mina panny Lockhart, ani groźny wzrok Jacka. Posterunkowy nie wydawał się w ogóle przejęty powagą sytuacji powtarzając – Proszę się nie martwić. Zajmiemy się tym. Proszę wracać do domu i zaufać policji – wzruszając ramionami, przybierając uśmiech kojarzący się z wymuszoną grzecznością na którą nie miało się w ogóle ochoty.

Podróż minęła bardzo spokojnie i po niecałej godzinie mogli spokojnie przesiąść się na stacji w Bostonie do pociągu jadącego do Nowego Yorku. W porównaniu do stacji w Arkham, niewielka stacja przesiadkowa nie była nawet okazała. Niewielka, niczym jednorodzinna willa, ze spadzistym dachem obsługiwała jedynie dwa tory prowadzące na północ, i Ann nie musiała nawet błądzić po stacji, tylko zaordynować obsłudze przepakowanie bagaży do stojącego już pociągu do Nowego Yorku. Wyjeżdżając z niewielkiej stacyjki mogli jednak podziwiać całe miasto w pełnej krasie. Liczne domy o czerwonych dachówkach i górujące za nimi w oddali kominy licznych fabryk.



Boston Butler Station, 9:59



Sielankę tego poranka nagle zburzyło pewne przeczucie. Wrażenie, jakby coś kleiło się do tyłu głowy i pleców. Uciążliwe, ale dla wielu kobiet nieomylne. Poczucie bycia obserwowanym. Ann zerknęła przez ramię i jej bystre oko wyłowiło stojącego jakieś kilkadziesiąt metrów od nich na peronie, opartego niedbale o metalową kolumnę dworca mężczyznę. Palił papierosa i wydawało się, czytał gazetę. Jednak nie czytał, bo zerkał co jakiś czas w ich kierunku i uciekł wzrokiem, kiedy tylko napotkał wzrok Ann. A wzrok miał zimny, przenikliwy, i jakiś taki...bezlitosny. Gwizdek konduktora przerwał tą niezręczną chwilę i Ann wsiadła do pociągu, jednak kierowana przeczuciem zerknęła jeszcze ostatni raz na peron. Mężczyzna jednak...zniknął.



Nowy York, Stacja Grand Central, 22:13

Jeden z najpiekniejszych budynków, jakie mógł zobaczyć człowiek mieszkający w Stanach Zjednoczonych. Prawdziwa perełka architektury, bijąca na głowę funkcjonalne, industrialne dworce uważane za nowoczesne. Ten budynek miał wprawiać w zachwyt, i zachwycał. Ogromne okna wpuszczały blask świateł z licznych wieżowców otaczających budynek, nadając ogromnej hali nieziemski wygląd. Kroki licznych, mimo późnej pory podróżnych przyjemnie stukały po marmurowej posadzce dworca, a ogromne drzwi prowadziły na gwarną ulicę, gdzie warczące samochody swoimi kwakliwymi klasonami oznajmiały nieostrożnym podróżnym swoją obecność. Jakby pilnowały ulicy jak swojej własności.


Kilkanaście minut później, taksówkarz o irlandzkim akcencie i swojskim imieniu Billy wiózł ich już zatłoczonymi ulicami ogromnej metropolii, zabawiając ich rozmową i pokazując okoliczne budynki, jakby był ich dumnym właścicielem. Taksówkarze byli na każdej szerokości geograficznej nieocenionym źródłem informacji i plotek, o ile miało się hojną rękę i płaciło ekstra.
- Państwo pierwszy raz w Nowym Yorku? No, to Grand Central już państwo widzieliście. O, a tu mijamy właśnie galerię Imperium. Mnóstwo dobrych sklepów. I dają zniżki – usta nie zamykały się taksówkarzowi, a oczy Lily otwierały się szeroko na te nowe, imponujące widoki za oknem samochodu – Tu jest szpital Św. Marii, tam widać Empire State building. Największy na świecie. Ledwo go zbudowali, wciąż pachnie tam farbą. Kolega wjechał, i niedobrze mu było od tego. A tu, o, teatr miejski. I obok biblioteka. A dalej park miejski – wymieniał kolejno mijane budynki – Ah, pani lubi książki? - zerknął na Ann która złowiła okiem jakąś księgarnię czy może antykwariat – Polecam taką jedną, dużą księgarnię, "Willers i wspólnicy". Mają tam cuda. Książki małe, duże, z obrazkami. Przygodowe też – trajkotał Billy mijając kolejne skrzyżowania i pokazując im niemal wszystkie atrakcje po drodze. Parki, biblioteki, muzea, nawet szpitale i kościoły. Trajkotał o tym, jak co niedzielę zabiera rodzinę po mszy do Central Parku a potem idą do portu oglądać statki. Dopiero po ponad godzinie jeżdżenia szeroką Park Avenue, zbaczając co jakiś czas aby uniknąć korków w mniejsze przecznice, klucząc między wieżowcami i kamienicami zatrzymał się pod wskazanym adresem.
- Zielony Gościniec. Ładny hotel, ale na dzielnicę bym uważał. Pełno tu makaroniarzy w okolicy. Lubią pić w okolicy, jak wracają z doków. Radziłbym zamknąć okna na noc – poradził i pomógł z wypakowywaniem bagażu.
Nowy York, ulica Lafayette 44, hotel Zielony Gościniec, godź 23: 30


Ann dostała wygodny apartament o dwóch schludnych pokojach i niewielkiej, acz całkiem przytulnie wyglądającej łazience. Niewielkie okna wychodziły na zadrzewiony ogródek, otoczony ceglanym murkiem. Sam hotel, wciśnięty pomiędzy dwie okazałe kamienice nie sprawiał wrażenia dużego, jednak Garret, portier który wniósł bagaże Anny do ich apartamentu zapewniał, że hotel może pomieścić kilkadziesiąt osób i budynek jest znacznie większy niż się zwykle wydaje.
- Śniadanie jest o ósmej, ale menu śniadaniowe jest otwarte aż do południa. Jeśli czegoś będzie brakować, telefon jest w pokoju. Wystarczy podnieść słuchawkę i chwilę poczekać. Czasem jestem poza portiernią. Nowy York nigdy nie śpi. - uśmiechnął się przepraszająco i zostawił obie kobiety, życząc im spokojnego wypoczynku.

Ann mogła wreszcie ochłonąć po podróży, i zaplanować kolejny dzień podróży, a szczególnie zwiedzeniu choć kilku atrakcji Nowego Yorku. Przez chwilę wyjrzała przez okno i niepokój powrócił. Początkowo, wydawało jej się, że to tylko odblask na szybie hotelowego okna. Po chwili jednak nabrała pewności. Żarzący się papieros na wysokości twarzy człowieka nonszalancko opartego o pień pobliskiego drzewa. Nie widziała twarzy, ale wyobraźnia widziała już te czujne oczy, obserwujące hotel...

 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 07-01-2019, 15:11   #10
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Boston-Nowy York, 3 września

Ann szybko przypomniała sobie czemu nie lubi podróżować. Hałas pociągu utrudniał skupienie się na lekturze. Przelatujący za oknem krajobraz cały czas przypominał jej o tym, że opuszcza znane jej dobrze miejsce, w kierunku którego nie znała i który wydawał się jej być niebezpieczny.

Nie pozostało jej nic innego jak obserwować swych towarzyszy czasem doczytując po kilka zdań we własnych notatkach. Nigdy nie przebywała tak długo w jednym pomieszczeniu z Lilly. Gdy jeszcze zdarzało się jej podróżować, bywała zazwyczaj pod skrzydłami Emmy. Do tego Jack… Ostatni raz spędzali z sobą tyle czasu gdy była dzieckiem. A teraz, wystrojona przez starą guwernantkę, bo ta mimo iż Lockhart założyła strój podróżny, dopilnowała by miała elegancką, nieco przejrzystą koszulę i jedną ze swoich eleganckich zapinek pod szyją, wypełnioną turkusem idealnie pasującym do koloru oczu antykwariuszki.
- Taak. Policja i odpowiedzialność. Leniwi, tylko siedzieliby na tyłku i zajadali się pączkami – Jack narzekał na niefrasobliwość policji w Arkham, gdzie po rewelacjach w domu Gliera i znalezieniu niewątpliwych oznak włamania, policjant, gruby posterunkowy Jackson który akurat przyjmował zgłoszenie po zadaniu kilku pytań nawet wyraził zainteresowanie, zdawkowo i niemal nie otwierając przymrużonych oczu odpowiedział
- Nie przejmowałabym się tym. Wezwaliśmy ich tylko po to by to nas nie posądzono o włamanie. - Ann odwróciła wzrok od Jacka i skupiła go na mijanym krajobrazie. - Ktokolwiek to był albo znalazł to czego szukał i już dawno nie ma go w Arkham, albo nie znalazł… i wtedy obawiam się, że może chcieć odnaleźć Gliera.
- W takim razie nie możemy zwlekać. Im szybciej dotrzemy do Gliera, tym lepiej. A rzeczy z jego pokoju przypominają mi nieco puzzle. I chyba nie wydaje się, abyśmy mieli wszystkie elementy układanki. Być może nie wyjechał do Aten bez powodu, tylko aby zbadać coś, na co natknęliśmy się u niego…
- właściwie Jack powtarzał pewnie obawy Ann, bo rzeczy znalezione w jego mieszkaniu mówiły tylko o dziwnych zainteresowaniach profesora.
- Jestem niemal pewna, że kontynuował tam swoje badania. - Ann westchnęła ciężko. Jej ojciec był podobny, zbyt chętny do ryzyka jeśli tylko wielkie odkrycie było w pobliżu. - Nie wiadomo jednak czy jakiś element tej dziwnej układanki nie został ukradziony.
- Nawet jeśli, to tylko element. Z doświadczenia wiem, że prace polowe są dużo bardziej owocne niż strzępy informacji w jakichś księgach. Najpewniej w Atenach dowiemy się dużo więcej niż to co miał stary profesor. Ba, czasem da się kontynuować badania kogoś innego, posiadając tylko jego notatki - uśmiechnął się - Wiesz...planowałem podobną eskapadę za jakieś dwa, może trzy tygodnie. Tylko na podstawie kilku artykułów z dziewiętnastego wieku i wzmianki w kwartalniku biologicznym - Jack wyraźnie poczerwieniał.
Lockhart przeniosła wzrok ponownie na swojego towarzysza. Nie zgadzała się z nim. Wiedziała ile potrafią wnieść studia nad księgami i że takie eskapady wynikają zazwyczaj z braku cierpliwości i nadmiernej pochopności. Nie widziała jednak sensu w krytykowaniu człowieka, który jak by nie patrzeć zgodził się bezinteresownie jej pomóc.
- Ten wyjazd do Kanady, o którym wspominałeś na uniwersytecie czy coś innego? - Spytała nie odrywając spojrzenia od mężczyzny.
- Dokładnie to. Znalazłem ślady potwierdzające istnienie pewnej istoty, potocznie zwanej jako Wielka Stopa - uśmiechnął się jakby z dumą - dostałem nawet zielone światło z uczelni, ale póki co, czekam na fundusze. No i moja ekspertka - popatrzył znacząco na ciebie - musi mi potwierdzić, czy moje źródło jest oryginalne. Inaczej profesor Willson nakopie mi ostro za wywalanie funduszy na jakieś mrzonki.
Lockhart przytaknęła.
- Wzięłam z sobą sprzęt. Pewnie podczas rejsu będziemy mieli chwilę bym mogła się pochylić nad tą kroniką. - Ann powstrzymała westchnienie. Poszukiwanie jakiejś bestii… jednak pomysł Jacka był bardziej nierozsądny niż się tego spodziewała. Odruchowo wygładziła swoją suknię, upewniając się, że nie styka się ona z czymkolwiek co mogłoby ją zabrudzić. - Nie obawiasz się, że to niebezpieczne?
- Oh, mam nadzieję, że jest. W końcu po co badać coś, co nie jest w stanie zaszkodzić badaczowi? To nie daje żadnej sławy, przynajmniej nie w Stanach. Paparazzi tylko ziewną i będą fotografować jakąś gwiazdę kina albo piosenkarkę
- Jack jak widać miał plan na życie i święcie w niego wierzył.
Teraz Ann nie zapanowała już nad ciężkim westchnieniem i z dezaprobatą odwróciła wzrok w kierunku okna.
- Osobiście wolę widzieć w gazetach jakieś gwiazdy czy piosenkarki niż mieć świadomość, tego że coś ci może się stać.
Jack popatrzył na Ann zdziwiony - Hmm...gdzieś czytałem, że człowiek ugryziony przez Wendigo posiądzie moc czytania w myślach...więc chyba to dobry pomysł na bycie ugryzionym przez tą bestię - zaśmiał się Jack, próbując ukryć zakłopotanie jej bardzo miłą dla niego deklaracją dziewczyny.
Lockhart chciała zwrócić jego uwagę na to, że w książce, którą znaleźli u Gliera znajdzie bardzo podobne o ile nie jeszcze bardziej absurdalne ciekawostki. Jednak zów ugryzła się w język. Emma tym swoim “tak, pani” wyraźnie dała jej do zrozumienia, że ma nie psuć atmosfery na wyjeździe swoim ponurym nastrojem. Zerknęła na Jacka i powoli przesunęła wzrokiem po jego ciele.
- Z tego co rozumiem, przydomek “Wielka” świadczy o znacznych gabarytach poszukiwanej przez ciebie bestii. - Mówiła powoli ostrożnie ważąc słowa. Nie chciała ukracać dyskusji, ani też urazić towarzysza i przychodziło jej to z wyraźnym trudem. - Gdzie chcia… mógłbyś dopuścić by takie stworzenie cię “ugryzło”? - Mocno zaakcentowała ostatnie słowo, dając znać że jest raczej niewystarczające i powinno zostać zastąpione innym. Była niemal pewna, że ta bestia raczej by coś Jackowi odgryzła i przesuwając wzrokiem ciele niezbyt była w stanie zlokalizować fragment, który powinien spotkać taki los.
- Może w rękę? - zaśmiał się cicho - oby nie gryzło w ogóle - Jack starał się zachować dobry humor.
- Ta wersja chyba też najbardziej mi odpowiada. - Ann uśmiechnęła się nieznacznie. - Cieszę się, że mimo takich planów pojechałeś z nami. Osobiście… nie przepadam za podróżami.
- Ja mam na odwrót. Nie lubię siedzieć w jednym miejscu. Kilka tygodni w Arkham i już mnie nosi
- pokręcił głową - może to przypadłość wszystkich naukowców, a może tylko tych z Miscatonic.
Ann interesowała bardziej czy brak takiej cechy mógł być powodem, dla którego nie pozwolono by pozostała na uniwersytecie.
- Raczej nie wszystkich, ktoś jednak te książki kiedyś pisze. - Ann zastukała palcem w torbę, w której spoczywała praca Gliera. - Cóż… ja mogę tylko liczyć na to, że sprawy w Atenach uda się załatwić sprawnie.
-Myślisz, że Gliera trzeba będzie wyrywać z więzienia? Cóż...może nie nawywijał tak bardzo, by trzeba było organizować jakieś ucieczki
- uśmiechnął się z przekąsem Jack
- Na pewno będzie trzeba go wykupić, a mam nie najlepszą opinię o załatwianiu spraw z Grekami.
- Ann do tej pory pamiętała batalię jaką stoczyła z kilkoma antykwariatami rozrzuconymi po krajach otaczających basen morza Śródziemnego. Niestety korzystanie z pośredników nie wchodziło w rachubę, a ci ludzie… mieli jakąś dziwną mentalność. - Jestem ciekawa co ukradł.
- Może nie ukradł...może po prostu go z czymś znaleziono -kiwnął głową Jack
- To prawda.
- Ann przytaknęła. - Oby tak było.


Nowy York, 22:30


Ann zajmowała miejsce obok Lily na tyle taksówki, pozostawiając Jackowi użeranie się z kierowcą z przodu. Starała się zająć jak najmniej miejsca by jak najmniejsza część jej stroju stykała się z tapicerką, która pozostawiała w jej mniemaniu, wiele do rzeczenia. Po raz kolejny podczas tej podróży przeglądała pracę Gliera, nadal nie do końca pojmując po co wujek miałby się zajmować czymś takim. Pytanie taksówkarza oderwało ją od lektury, a zdanie, które pojawiło się chwilę po nim sprawiło, że jej twarz wykrzywił grymas. Książki z obrazkami… małe i duże. Jakby słyszała przekupkę na targu.
- Współpracuję z pewnym antykwariatem na terenie Nowego Yorku, może doradzi mi Pan jak najłatwiej się tam dostać z Zielonego Gościńca? - Starała się brzmieć życzliwie, choć najchętniej opuściłaby to zakurzone, zachlapane, przesiąknięte zapachem taniego tytoniu pomieszczenie.
- A adres Pani ma? Albo nazwę? - zapytał taksówkarz uprzejmie, z uśmiechem
- Róg 4’th street i Berry street, Brooklyn. - Ann schowała książkę do trzymanej na kolanach torebki. - Williams books.
- A, to niedaleko. Jakieś pół godzinki jazdy, bo to za rzeką jest. Z pod hotelu będzie pani mieć spacerek do postoju taksówek i najpewniej jakąś pani złapie. Na słupku powinien stać mój kumpel, Paul, proszę o niego zapytać, to da pani zniżkę
- odpowiedział taksówkarz.
- Odniosłam wrażenie, że wspominał Pan iż to niebezpieczna dzielnica. - Ann wydobyła z torebki notatnik i zapisała imię taksówkarza. - Postój jest, w którym kierunku?
-Niebezpieczne? Tak, w nocy
- uśmiechnął się i machnął ręką wskazując kierunek - Antykwariaty nie są otwarte jak chleją dokerzy. Sądziłem, że zajrzy tam pani rano, ale jak pani chce, mogę podwieźć choćby zaraz - zaofiarował się taksówkarz - mosty o tej porze nocy są przepiękne, i widać z nich całe miasto.
- Myślę, że skorzystam z pańskiej porady i zajrzę tam rano. - Lockhart schowała notes i wyjrzała przez okno. - Tylko jakby mógł pan przejechać obok postoju taksówek.
Taksówkarz pokiwał głową i wykonał polecenie Anny tuż przed podjechaniem pod bramę hotelu.


Nowy York, ulica Lafayette 44, hotel Zielony Gościniec, godz 23: 30

Lockhart przez chwile wpatrywała się w opartą o drzewo postać. Ręce miała skrzyżowane na piersi i nerwowo przebierała ukrytymi w rękawiczkach palcami. Nie odpowiadało jej, że są obserwowani, bo i też nie widziała jaki miało to mieć cel. Czyżby to był jeden z ludzi, którzy “przeszukali” mieszkanie Gliera? Podeszła do stolika, na którym znajdował się telefon i wybrała wewnętrzny numer pokoju Jacka.
- Halo? - głos po drugiej stronie słuchawki był lekko zaspany, jakby dopiero co obudzony.
- Chyba ktoś nas obserwuje. - Ann bez oporów podzieliła się swoim spostrzeżeniem. - Gdybyś się szybko zebrał mógłbyś go zobaczyć ode mnie z pokoju. - Ann zerknęła w kierunku okna ciekawa czy tamten mężczyzna nadal znajduje się na swoim posterunku.
Ann zobaczyła jedynie wybiegającego na ulicę Jacka, który rozejrzał się, przeszedł się nawet kilka razy wzdłuż ulicy, po czym kręcąc głową wrócił do hotelu. Po kilku chwilach usłyszała jego kroki na korytarzu i pukanie do drzwi
-Ann? Wszystko w porządku? -
Lockhart odłożyła słuchawkę i przez chwilę obserowała swojego znajomego ciekawa co też planował osiągnąć takim posunięciem. Zerknęła na wiszący w szafie żakiet i zastanawiała się czy powinna go założyć na cienką koszulę nim Jack wpadnie na pomysł by trafić do jej pokoju. Uznała, że nie jest to konieczne.
- Oczywiście, wejdź. - Nie ruszyła się od okna zerkając na opuszczone teraz drzewo. Ciekawe czy tamten mężczyzna pozostawił niedopałki… może warto było się tam przejść?
Jack wszedł do pokoju, rozglądając się na boki - Ann, nikogo tam nie ma. Może to jakiś doker był? Podobno jest ich tu pełno o tej porze, choć jak wybiegłem na zewnątrz, ulica była spokojna - wyjaśnił i podszedł do okna - gdzie on stał dokładnie?
Lockhart wskazała drzewo.
- Widziałam go też na Boston Butler Station. - Ann przyjrzała się stojącemu obok Jackowi. - Co chciałeś osiągnąć wybiegając tam?
- Hmm...może dorwać go i sprawdzić kim jest i dlaczego nas obserwuje?
- zastanowił się przez chwilę - w sumie, masz rację. To byłoby dziwne… - mruknął i wzruszył ramionami - to był ciężki dzień, a jutro też będzie pracowicie. Odpocznij. To pewnie nikt ważny. Może po prostu przystanął jakiś przechodzień...to duże miasto. Może jechał tym samym pociągiem co my i to przypadek - popatrzył troskliwie na kobietę.
Ann przytaknęła ruchem głowy.
- Nie podobał mi się. - Mruknęła podchodząc do stolika, na którym pozostawiła przeglądaną kronikę. - Miał oczy mordercy.
Jack nie wiedział co odpowiedzieć. Najwyraźniej nie podzielał obaw dziewczyny - Myślę, że zamknięcie pokoju na klucz nie zaszkodzi. Taksówkarz wspomniał , że wielu się tu będzie kręcić, ale jak widzisz, nie ma go już. Może go przepłoszyłem, a może poszedł szukać szczęścia gdzie indziej. Dam znać portierowi na dole, by zerknął od czasu do czasu na zewnątrz i dał mi znać, jak pojawi się znów ktoś podejrzany. Chociaż z drugiej strony, kipisz w domu Gliera nie zrobił się sam. Ale to nie znaczy, że nie dadzą się nam wyspać, kimkolwiek są - uśmiechnął się do Ann i szykował się do wyjścia - potrzebujesz czegoś z hotelu?
- Nie. Dziękuję. Popracuję chwilę i też będę się kłaść. - Lockhart podeszła do drzwi by zamknąć je za mężczyzną. - Dobranoc.
- Dobranoc Anno
- Jack zszedł schodami na dół a Ann mogła słyszeć pstryknięcie jego zapalniczki, kiedy zapalał papierosa.
Kobieta pokręciła ze zrezygnowaniem głową i zamknęła drzwi na klucz. Przez chwilę stała pod drzwiami rozglądając się po pokoju i zawiesiła wzrok na spoczywającej na stoliku książce. Nadal była zirytowana. To utrudniało pracę. Czuła, że jeśli nic nie zrobi będzie miała problemy z zaśnięciem. Założyła żakiet i wyszła z pokoju zamykając go na klucz. Kto wie może Jack jeszcze pali.
Stał w portierni, przy ladzie, czekając najpewniej na portiera. Patrzył przez okno na ulicę, jakby pilnował, czy podejrzany osobnik nie wróci. Wydawało się to nieco dziwne, bo Jack właściwie nie wiedział, jak wygląda podejrzany osobnik, w związku z czym wydawało się Annie, że będzie przyglądał się podejrzliwie każdemu z ludzi którzy przechodziliby koło hotelu.
- Chcę podejść do tego drzewa. - Powiedziała mijając Jacka i nie czekając na jego reakcję wyszła na ulicę i rozejrzała się. Wątpiła by mężczyzna o zimnych oczach nadal tu był, ale nie zaszkodziło by się upewnić. Była ciekawa skąd Emma może mieć znajomych, którzy zakładają lokale w tego typu dzielnicach.
Ann nie znalazła żadnych śladów pod drzewem pod którym ukrywał się wcześniej mężczyzna. Wiatr rozwiał już nawet papierosowy dym i potrzeba byłoby chyba dobrego psa tropiącego, by wywęszyć tajemniczego nieznajomego. Jack wyszedł za nią, rozglądając się wzdłuż ulicy - mógł odejść w kilka sekund - zawyrokował wskazując pobliskie uliczki, ciemne i wąskie, prowadzące w stronę doków, nad którymi górowały widoczne z oddali portowe dźwigi i rusztowania.
- I pewnie to zrobił gdy zobaczył wybiegającego z hotelu, rosłego, zaspanego mężczyznę. - Ann oparła się o drzewo i spojrzała na budynek, w którym mieli spędzić noc, ciekawa co też mógł widzieć tajemniczy obserwator.
Każdy, kto stanąłby w miejscu, w którym stała w tej chwili Anna mógł spokojnie obserwować zarówno okno pokoju Ann, jak i okno pokoju Jacka. Co ciekawe, portier również mógł obserwować to, co działo się pod drzewem. Ann doskonale widziała go, jak wpisywał jakieś dane do porozkładanych na ladzie dokumentów.
- Portier był na miejscu, gdy wybiegałeś na zewnątrz? - Lockhart odsunęła się od drzewa i ruszyła z powrotem w kierunku hotelu ostatni raz rozglądając się po ulicy.
- Był… - mruknął i pokiwał głową, rozumiejąc plan Anny - mógł coś widzieć - Jack wszedł z powrotem do hotelu zamierzając rozpytać portiera.
- Może będzie wiedział czy to ktoś z tutaj, przynajmniej jedną ewentualność byśmy wykluczyli. - Ann dała się przepuścić w drzwiach i weszła razem z Jackiem do budynku.
- Coś się stało? - portier podniósł wzrok znad dokumentów. Widać było, że jest zmęczony lub znudzony. Albo i jedno, i drugie. Jack popatrzył na Annę, czekając, aż powie o co chodzi.
- Przepraszam. - Ann uśmiechnęła się do portiera. - Zaniepokoił mnie pewien mężczyzna obserwujący mój pokój. Stał tam. - Wskazał przez drzwi, drzewo o które jeszcze niedawno sama się opierała. - Czy widział go Pan może?
Portier spojrzał na ulicę i pokręcił głową - Niestety. To duże miasto. Wiecznie ktoś patrzy na budynki, przechodzi ulicami, głównie dokerzy. Wie pani, taka dzielnica, niestety. Ale proszę go opisać, będę zerkał co jakiś czas i dam znać jak się pojawi - zapewnił portier - bezpieczeństwo naszych gości naszym priorytetem - powiedział uśmiechając się.
- Szkoda, odniosłam wrażenie, że stał tam i palił dłuższą chwilę.
- Anna opisała mężczyznę, którego widziała na stacji w Bostonie.
Portier kiwnął głową - Będę go wypatrywał - potwierdził portier.
Ann przytaknęła, choć miała spore obawy o “wypatrywanie” tego mężczyzny. Skoro nie zwrócił uwagi na osobę, która przez jakiś czas stała i wpatrywała się w hotel, to jej pojawienie się później też może przeoczyć.
- Dziękuję. Wobec tego dobrej nocy. - Idąc w stronę schodów pozwoliła sobie na ciężkie westchnienie. Irytowało ją, że nie może nic zrobić.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172