Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-05-2020, 11:02   #221
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Szpitale zawsze przypominały laboratorium, z tą swoją sterylnością, bielą, ostrożną ciszą i rygorem. Była jednak istotna i zauważalna, nawet dla skołowanej ostatnimi przejściami Birgit, różnica: w szpitalu samemu jest się preparatem, bezsilnym doświadczalnym szczurem, a nie siłą sprawczą.

Kobieta podciągnęła się na łokciach, żeby zyskać choć trochę większy kawałek oglądu sytuacji. Nie czuła bólu, ale przeraziła ją słabość, a język miała zaschnięty na wiór.

Rozglądała się nieufnie, na sąsiednie łóżka i na bandaże pokrywając jej nogę. Rejestrowała gdzieś na bocznych torach splątanych myśli, że jest ciepło i nie dygocze już, chociaż nie ma kurtki. W kurce zostało coś... Coś ważnego. Przypomniała sobie notes, a potem wszystko, łącznie z ciemnością ładowni, powalającą aurą Konstruktu, domniemanymi agentami i czarną rozpaczą, kiedy niemal zazdrościła tym, którzy zginęli. Ich już nie obarczą winą za trupy, za ból, za tę przeklętą wojnę...

- Kann ich... Przepraszam – poprawiła się słysząc chrapliwie wyduszone własne słowa. Lekarz z pewnością był Brytyjczykiem – Mogę się czegoś napić, doktorze?

Łapała się na lękliwym pytaniu ile on wie. Co oni zrobią z Projektem, gdy przejęli klatkę i hybrydę? Co zrobią... Z nią?

- Bardzo jest... źle? - spytała przygryzając usta, wskazując na swoją nogę i bojąc się, co usłyszy w odpowiedzi.
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 22-05-2020, 18:47   #222
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 58 - 1940.IV.13; sb; wieczór; Scapa Flow

Czas: 1940.IV.13; sb; wieczór; godz. 21:30
Miejsce: Pn. Wlk. Brytania; Orkady; Scapa Flow, pokład Short Sunderland
Warunki: pokład pasażerski łodzi latającej, ciemno, chłodno, sucho,



Noémie Faucher (kpt. D.Perry); George Woods (por. M.Finney); Birgit



- Proszę zapiąć pasy. Schodzimy do lądowania w Scpa Flow. - z głośników dobiegł ich głos kapitana łodzi latającej. Sądząc po akcencie raczej nie był Brytyjczykiem. Ale to nie było dziwne, brytyjską tradycją było, że w wojnach Albionu biorą udział wszelkie dominia. Łodzią latającą trochę trzęsło ale lot był dość stabilny. Teraz dało się wyczuć, że dziób zaczyna łagodny spadek w dół i zaczynając podejście do lądowania.

Atmosfera niezbyt sprzyjała rozmowom. Przez większość trasy panowały nocne ciemności gdy pora doby przeszła z dnia w noc. Do tego ogrzewanie działało jakby chciało a nie mogło. Więc było dość chłodno. Lepiej więc było siedzieć w kurtkach i płaszczach. No i sam lot był dość monotonny. Praktycznie nie widzieli innych samolotów. Może na początku jeden czy dwa. Trochę statków na dole. Ale widoki nie były zbyt pasjonujące. Zresztą dość szybko zapadał zmierzch nawet gdy już startowali ze stalowych wód zatoki. A potem zapadła pełnoprawna noc więc właściwie nie było czego oglądać za oknami. Wewnątrz można było zapalić małe lampki o ile zasłoniło się żaluzje okien by nie zdradzać pozycji wrogim nocnym myśliwcom.

Samą łódź latającą wysłano dziś rano ze Scapa Flow. W południe wodowała na wodach zatoki lofotów tak samo jak poprzedniczka co odleciała wczoraj. I wraz z zapadającym zmierzchem wystartowała z nowym ładunkiem. Agencja widocznie użyła swoich wpływów by nie czekać na swoich agentów aż jednostki Royal Navy skończą swoje zadanie i zorganzowała im tą łódź latającą która właśnie zaczynała wodowanie na wodach mrocznej zatoki.

Dwójka agentów spędziła ostatnią noc z piątku na sobotę na wodach zatoki. Mieli więc okazję obserwować noc polarną. Taka dziwna pora gdy dzień był jak angielski dzień. Tylko końcówka trafiła się z prawdziwą burzą śnieżną. Ale gdy następował zmrok to robiła się taka szarówka jak i podczas kontynentalnego zmroku. Tylko, że zamiast nocy zamierała ta szarówka aż do świtu. Słońca co prawda nie było widać ale też nie następowały nocne ciemności. Do rana śnieżyca ustąpiła i zrobiło się po prostu szaro, zimno i ponuro.

Ten czas agenci spożytkować by rozłożyć klatkę na części. Gdy George już rozgryzł jak to zrobić a porucznik Abbot przydzielił im ludzi i narzędzia do pomocy to nie było już takie trudne. A mógł już im przydzielić ludzi bo sytuacja na dziobie unormowała się. Niemcy widząc beznadziejność stawiania oporu, nawet w przypadku odzyskania swojej jednostki zaprzestali stawiać ten opór. Wrócili do dziobowej ładowni gdzie wcześniej ich przetrzymywano więc znaczna część brytyjskich marynarzy mogła być zwolniona do innych zadań. Potem tą rozłożoną na części klatkę dało się zapakować na szalupę i przewieźć ją na łódź latającą przysłaną przez agencję.

W tym czasie Birgit nie bardzo miała o tym wszystkim pojęcie. Większość czasu przesypiała w szpitalnym łóżku. Ale był z tego jakiś pożytek bo ciepłe, regularne posiłki, sen i wygodne łóżko pomagały wracać do zdrowia. A te środki uśmierzające ból pozwalały o nim zapomnieć. Ten doktor jaki się zajmował i nią, i resztą rannych przedstawił się jako Hobbs. Traktował ją raczej jak pacjentkę niż więźnia albo wroga. Przedstawił jej swoją diagnozę. Była w ciężkim stanie. Oberwała odłamkami granatu które nadwyrężyły jej zdrowie a fala uderzeniowa przenicowała jej trzewia. Ale obrażenia nie były zbyt poważne. Za to rana na łydce była groźna. Brzydka, szarpana rana. Trochę dziwiła lekarza bo ocenił ją jak od ugryzienia psa lub jakiegoś innego zwierzęcia. Ale skąd na statku pies? No ale zaczynała się goić. Chociaż wolno. Lekarz zalecał udanie się do szpitala. Pozszywał co się dało no i kości nie były naruszone, stopa też reagowała poprawnie i nie straciła czucia więc nerwy też nie uległy zbyt wielkim uszkodzeniom. Więc diagnoza dawała pozytywne rokowania. O ile pacjentka będzie o siebie dbać i nie będzie forsować tej uszkodzonej nogi. Zalecił jej używanie kuli. No i miała tą kulę obok siebie nawet teraz.

Widziała rozłożoną klatkę jaką Anglicy zapakowali z tyłu ładowni. Jak płynęła razem z nimi w szalupie a potem ją pakowali do tej łodzi latającej jaką teraz lecieli. A raczej wodowali. Dało się wyczuć pierwsze uderzenie wody i podskok. Potem znów uderzenie i tak kilka razy nim maszyna przestała się zachowywać jak kaczka puszczona na wodzie a zaczęła jak porządna motorówka. Zwolniła, pomruk silników zmienił brzmienie i teraz sunęli ciemnymi wodami zatoki. To pewnie była ta słynna, brytyjska główna baza floty wojennej. Ale była tak samo zaciemniona jak niemieckie porty i miasta więc właściwie i tak nic nie było widać.

Za to niemiecka naukowiec była prawie pewna, że na pokładzie nie ma konstruktu. Ani, żywego ani martwego. Nie tylko dlatego, że nie widziała niczego co by go przypominało w szalupie jaką płynęli czy potem w ładowni wodnego samolotu. Ale także dlatego, że wszyscy czuli się normalnie. Żadnych mdłości, zawrotów głowy ani nic takiego. Nie miała wcześniej okazji zbadać konstrukt czy choćby poznać się z jego dokumentacją. Ale zajmowała się konstrukcją klatki. A tak jak kwas można zneutralizować zasadą tak i na podobnej zasadzie działały składniki immaterium. Więc mogła przyzwoicie oszacować z czego się składał. Na tyle przyzwoicie by wiedzieć, że ta toksyczna aura to efekt samego skondensowanego Eteru jaki został uwięziony w konstrukcie. Więc gdyby tu był, nawet zabity, to by raczej to odczuli. Zwłaszcza jak lot trwał kilka godzin. A nic się nie działo więc widocznie nie było go na pokładzie.

- Proszę o chwilę cierpliwości, zaraz ktoś do nas podpłynie. - głośnik odezwał się głosem kapitana gdy dla odmiany silniki ucichły i zrobiło się dziwnie cicho. Dziwne uczucie po kilku godzinach miarowego pomruku silników za ścianą. Teraz dało się wyczuć i usłyszeć kołysanie wody jaka odbijała się od burt łodzi.

Para agentów też miała własne rozważania. Co prawda wrócili z przedpola Narviku. A na wodach tego portu rozegrała się dzisiaj regularna bitwa. I to zwycięska dla Royal Navy! Okręty brytyjskie wpłynęły w wody fiordu i zatopiły te niemieckie niszczyciele jakie ocalały po pierwszym starciu sprzed trzech dni. Kapitan łodzi tak się podekscytował tymi wieściami, że przekazał im tą wiadomość w trakcie lotu. A alianci obiecywali rozprawić się z Niemcami na poważnie zaczynając właśnie od Norwegii. Wysłali tam swoje wojska które powinny być w drodze więc kampania norweska, pomimo początkowego zaskoczenia niemieckim atakiem, zaczynała wchodzić w decydującą fazę. Ta “phoney war” wreszcie się skończyła i alianci zabrali się do poważnego prowadzenia tej wojny. Do tej pory toczonej głównie na morzach i oceanach gdzie Royal Navy zmagała się na olbrzymich atlantyckich przestrzeniach z niemieckimi rajderami i u-bootami. A francuska marynarka koncentrowała się na zachodnich rejonach Morza Śródziemnego chociaż jej jednostki też zwalczały Niemców przy norweskim wybrzeżu.

Ale to było dość daleko od łodzi latającej w spokoju bujającej się na falach. Czekając na przypłynięcie łodzi czy motorówki mieli okazję się zastanowić co dalej. Dzisiejszą noc spędzą pewnie w bazie a poranny samolot powinien ich zabrać do Londynu. Jakby poszło bez problemów w południe powinni być już w swoich biurach. Tam czekało ich składanie raportu przed obydwoma kapitanami. Wynik akcji raczej nie był zły. Wracali w komplecie chociaż nie do końca w pełni zdrowia. Zdobyli niemiecki artefakt jaki rozłożony spoczywał z tyłu ładowni. Mieli małe próbki tego co zostało z tego stwora chociaż nie samego stwora. No i mieli niemieckiego eksperta który obecnie siedział na sąsiednim krzesełku z kulą pod ręką. Coś załomotało we właz od zewnątrz i po chwili mechanizmy ustąpiły a w drzwiach ukazała się blada plama czyjejś twarzy

- Dobry wieczór, zapraszamy na pokład. - jakiś brytyjski akcent zaprosił ich na swój chybotliwy pokład.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-05-2020, 13:21   #223
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noemie ten nieco spokojniejszy czas spędzała na wędrówkach po pokładzie frachtowca Alster. Może miała nadzieję, że gdzieś natrafi na tego profesorka, który sprawił im tyle kłopotów, może na truchło tej bestii, a może po prostu nie chciała gadać z Woodsem. Sposób w jaki chciał załatwić uzgodnienia, przed odesłaniem Alyshy poważnie ją zirytował, choć z czystego profesjonalizmy nie chciała dać tego po sobie poznać. Będzie musiała omówić ten temat w centrali, bo w przyszłości mogłoby to narazić czyjeś życie. Niestety ani widok morza, ani zorzy polarnej, która dała im swój spektakularny pokaz nie poprawił jej nastroju. Przez skórę czuła wojnę. A jako żołnierz wiedziała, że jej miejsce jest gdzieś tam, na froncie. Dlatego też to w kierunku Europy uciekał jej wzrok. Jej rodzinnej Belgii.

Przelot spędziła w ciszy, czasem jedynie spoglądając na woodsa i Brygit, a w głowie układając swoje sprawozdanie. Tyle się wydarzyło od kiedy wyruszyli śladami zaginionych agentów. Gabrielle, John… nadal nie była pewna co stało się z towarem. Była ciekawa jak tam Ken radzi sobie w Anglii. O tyle lepiej współpracowało się jej z nim niż z wiecznie złym Woodsem. Poprawiła kołnierz nasuwając go aż na usta, chcąc by wydychana para ogrzała jej także szyję. Jeszcze trochę i znów będzie w swoim mieszkaniu, weźmie ciepłą kąpiel. Poćwiczy, może odwiedzi znajomych. Wierzyła, że gdy nabierze dystansu sprawy zaczną się układać w jej głowie. Niestety, raport będzie musiała złożyć wcześniej.. na świeżo.

Na szczęście okazało się, że jednak będą mieli postój w Scapa Flow. Noemie postanowiła poświęcić tą przerwę na samotne wypicie angielskiego piwa i przeanalizowanie wydarzeń, które miały miejsce przez ostatni miesiąc. Siedząc w oknie wynajętego pokoju i spoglądając w kierunku portu miała, w końcu wykąpana porządnie i owinięta ciepłym hotelowym szlafrokiem miała czas na to by spojrzeć na wydarzenia minionych dni z dystansu.

[MEDIA]https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/7b/Fleet_in_Scapa_Flow.jpg[/MEDIA]
Niestety to co widziała było niepokojące. Wszystko czego doświadczyła przyniosło jedynie więcej pytań niż odpowiedzi. Nie wyjaśniło się, co też wydarzyło się z ładunkiem przechwyconym od Gabrielle i Johna, nawet nie doszły ją słuchy o Edvardzie, który zaginął w Norwegii. Do tego ten ładunek, na który trafili. Gdzieś tam w Rzeszy działała jakaś organizacja, która tworzyła i takie konstrukty i klatki podobne do tej, którą wieźli z sobą. Oby Brygit udzieliła im jakichś odpowiedzi. Pod skórą czuła, że od tego zależeć mogą losy wojny.

Siedziba Agencji, 14 IV 1940

Przelot minął już szybko, a wypoczęta po krótkim postoju w Scapa Flow Noemie nie widziała przeciwwskazań by bezpośrednio złożyć raport swoim przełożonym. Po krótkim powitaniu zajęła miejsce na wskazanym krześle, naprzeciwko przesłuchującego i maszynistki.

- Proszę zaczynać, kiedy będzie Pani gotowa. - SIedzący naprzeciwko mężczyzna uśmiechnął się. Nie musiał jej instruktażować, przechodziła ta procedurę już setki razy.

- Starszy Agent Noemie Faucher - Przedstawiła się krótko i przeszła do składania sprawozdania. - Na potrzeby misji przyjęłam nazwisko i stopień kapitana Diany Perry. Założeniem było sprawdzenie co dzieje się na nowo zdobyty okręcie Alster. Po przybyciu na stacjonujący niedaleko okręt Penelope skontaktowałam się z kapitanem statku porucznikiem Jeremym Perry. On przekazał nam podstawowe wiadomości o ostatnich wydarzeniach w wyniku, których ciężko ranny został jeden z marynarzy. Stan chorego przedstawił mi porucznik Damian Hoobs. Spencer Bradshaw bo tak miał na imię poszkodowany marynarz dostał urazu głowy, po upadku z drabiny. Lekarz nie brał jego wypowiedzi na poważnie gdyż uznał, że są one efektem uderzenia. Mężczyzna widział podobno dziwne stworzenie, podobne do znaczącej wielkości psa, najeżone kolcami. Po uzyskaniu tych informacji postanowiłam obejrzeć miejsce zdarzenia. Towarzyszył mu marynarz o imieniu Bell, to on zaprowadził mnie na korytarz, w którym cała sytuacja miała miejsce. Podobno światła zaczęły nagle gasnąć, więc oddalił się w celu ręcznego zapalenia światła. Wtedy Bradshaw usłyszał niepokojące dźwięki, próbując uciec na drabinę zobaczył owo stworzenie i spadł. Podczas poszukiwania tropów udało nam się natrafić na tą Niemkę. Brygit. Razem z nią udaliśmy się w kierunku pomieszczeń zajmowanych przez nią i Theissa, innego naukowca. Wtedy też dowiedziałam się od niej, że to co atakuje załogę to konstrukt… Hybryda. Późniejsze wydarzenia potwierdziły to co mi na początku zeznała, czyli że energia hybrydy wpływa na urządzenia, gasi światła i powoduje trudne do odparcia dolegliwości wraz ze zbliżaniem się do celu. Osłabienie, mdłości, zaburzenia postrzegania. Przez to ciężko się przed nią bronić. - Noemie zamyśliła się na chwilę odtwarzając w pamięci późniejsze wydarzenia

- Ludzie, którzy weszli do pokoju Theissa wpadli w pułapkę. Granat mocno ranił kilku marynarzy i ogłuszył Brygit, a sama Niemka straciła słuch. Musieliśmy ich przetransportować do lazaretu. Później udało nam się uzyskać informację o tym, że ten Theiss jest w stanie kontrolować konstrukta za pomocą, czegoś w rodzaju gwizdków, oraz że w ładowni znajduje się klatka, w której stwór powinien być zamknięty. Przywieźliśmy ją z sobą. W tym czasie udało mi się też uzyskać informację o tym, że na terenie Rzeszy działa grupa zajmująca się pracami na immaterium. Niestety na Alesterze nie było warunków by przesłuchac Brygit i uzyskać więcej informacji. Podczas przeszukiwania statku ranny został agent Woods, i Alysha. Odesłałam ich na chwilę na Penelope, sama starając się odnaleźć Theissa przy pomocy Brygit. W między czasie któryś z Niemców wystrzelił race namierzającą. Teraz podejrzewam, że był to Theiss i nie tyle wzywał posiłki dla statku co kogoś, kto zabrałby jego i konstrukta. Gdy opatrzony Woods wrócił zeszliśmy do ładowni w poszukiwaniu klatki. Zaatakowali nas NIemcy, którzy chwilę wcześniej wyrwali się spod straży. Niemka próbowała uciec ale dopadł ją konstrukt, który wcześniej zabił nam sapera, rozbrajającego pułapkę przy klatce. Kiedy Woods powstrzymywał Niemców przed atakiem, mnie udało się dopaść bestię… postrzelić i ponownie pochwycić Brygit. Bestia wyglądała na martwą, więc zamknęliśmy ją w klatce i podjęliśmy decyzję o przetransportowaniu rannych i próbki krwi konstrukta na mostek. Tam podjęłam decyzję o odesłaniu agentki Alishy z próbką do Anglii i Brygit na Penelope. Woods podczas planowania sprzeciwił się też moim rozkazom. Nie zgadzając się na odesłanie wraz z młodszą agentką. Z uwagi na jego rany mogło to w znaczącym stopniu narazić misję i życie marynarzy i moje. W końcu wspólnie zeszliśmy ponownie do ładowni. OKazało się, że konstrukta zabrano i zaciągnięto do burty, tam ślady się urwały. Klatkę kazaliśmy rozmontować i zabraliśmy z sobą.

Noemie wzięła głębszy oddech.
- Podsumowując. Udało nam się zabezpieczyć Niemiecki wynalazek i sprowadzić ich naukowca. NIe wiemy co stało się z konstruktem, ale wiemy, że ta się go zastrzelić. W mojej opiniii jako dowódcy Alisha Lynch jest jeszcze za mało doświadczona do akcji w okolicy frontu, Woods wymaga reprymendy ze strony dowództwa i ponownego wyjaśnienia jaki jest jego stopień. Muszę jednak tu na jego usprawiedliwienie powiedzieć, że jest to Agent o dużym doświadczeniu i pomocny na froncie. W najbliższych dniach przedstawię jeszcze pisemne sprawozdanie.

Siedzący naprzeciwko mężczyzna przytaknął i spojrzał na maszynopistkę, która właśnie kończyła zapisywać słowa Noemie. Wtedy wziął on kartki i podał agentce do podpisy.
- To już wszystko starsza agentko Faucher - Uśmiechnął się, gdy Noemie złożyła podpis na przeczytanych szybko zapiskach. - Oczekuję raportu.

- Oczywiście - Noemie wstała i opuściła pokój, ruszając w stronę swojego gabinetu. Jeszcze kilka formalności i idzie do pubu. Potrzebowała dobrego angielskiego piwa i chwili odpoczynku.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 29-05-2020 o 13:23.
Aiko jest offline  
Stary 29-05-2020, 16:15   #224
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Reszta pobytu w norweskim fiordzie była całkiem przyjemna, głównie dlatego, że Woods zamknął się w kajucie. Nie wychodził stamtąd dopóki nie zakomunikowano mu, że oto przybyła kolejna łódź latająca. Wcześniej przeszedł się tylko do lazaretu, by spytać lekarza o stan Niemki, jednak z samą Birgit nie chciał się widzieć.

W samolocie kontynuował to co robił w samotności na okręcie. Tworzył opis przebiegu misji, póki jeszcze wszystko miał świeżo w pamięci. Oczywiście nie szczędził również swoich uwag. Potem wielokrotnie jeszcze poprawiał to co wcześniej źle ujął, czasem zmieniał swoją opinię na jakiś temat, generalnie zajęło mu to mnóstwo czasu. Lecąc nad Morzem Północnym miał zresztą drobne kłopoty z koncentracją, gdyż co jakiś czas zerkał nieufnie w kierunku Birgit, jak gdyby spodziewał się, że za chwilę wyciągnie spod pazuchy rewolwer, albo bombę. Noemie przez całą drogę zachowywała ciszę, za co na swój sposób był jej wdzięczny.

Wreszcie dotarli do celu.

Scapa Flow... Niegdyś każdy Anglik z dumą wymawiał tę nazwę, dziś jest to miejsce, o którym woli się nie myśleć. A wszystko za sprawą wydarzeń z października. Poużywała sobie wówczas prasa na Royal Navy i wszystkim co z nią związane. Teraz uwaga społeczeństwa koncentrowała się na Norwegii, ale wówczas przez wiele tygodni był to temat numer jeden.

Zatopienie pancernika Jej Królewskiej Mości, w samym centrum portu marynarki wojennej, było policzkiem, wymierzonym przez Niemców, nie tylko flocie, ale całemu narodowi, dla którego flota była oczkiem w głowie. I nie miało tu znaczenia, że Royal Oak był już dość wiekową konstrukcją, do tego nigdy nie modernizowaną. Utrata okrętu we własnym porcie to wielki wstyd, w który ciężko było uwierzyć.

Woods dowiedział się o tym wkrótce po swoim powrocie z Polski i sam początkowo nie dawał wiary tym rewelacjom. Ale wszystko się potwierdziło. Jego znajomy z czasów pracy w wywiadzie wspomniał mu o jakichś plotkach na temat niemieckiego szpiega, ale zaznaczył, że to zwykłe brednie. I może nawet tak było, ale Woods wiedział, że mówiłby tak nawet, gdyby wspomniany szpieg rzeczywiście istniał. W końcu wówczas cała afera byłaby nie tylko kompromitacją marynarki, ale także kontrwywiadu.

Teraz jednak agent nie zamierzał koncentrować się na tych przykrych dla każdego Wyspiarza wydarzeniach. Tak jak na Penelope, zamknął się w jakimś pokoju, o który wcześniej poprosił i pracował tam nad swoim raportem. Uporządkował wszystkie napisane przez siebie notatki, po czym zabrał za spisywanie wszystkiego na czysto.

Skoncentrował się przede wszystkim na opisie wydarzeń. Na jego samotnej wyprawie na niemiecki transportowiec, na tym jak z marynarzami z załogi pryzowej wybrał się na poszukiwanie tajemniczej bestii, wreszcie o ataku tej ostatniej. Samemu atakowi nie poświęcił zbyt wiele miejsca, zaznaczył jednak, że bierze pełną odpowiedzialność za to co się wówczas wydarzyło. Dopisał również, że choć decyzja o tropieniu stwora okazała się koniec końców błędna, to w świetle danych jakie posiadał, gdy ją podejmował, nie mógł podjąć innej i jest gotów jej bronić.

Dalsze ich działania opisywał już jako działania grupy, pomijając kwestie co było czyim pomysłem i co kto zrobił. Wszystko zrobili jako grupa, dobrze czy źle. Powstrzymał się też od uwag pod adresem Noemie. Wiele z jej decyzji mogło mu się nie podobać, na przykład zbyt wielkie zaufanie do pochwyconej Niemki, ale jeśli mu się coś nie podobało, wolał o tym mówić wprost do adresata. Na nikogo nie zamierzał się żalić przed zwierzchnikami, ani na Noemie, ani na Alishę. W ogóle powstrzymał się od opinii personalnych.

Wyjątkiem była Birgit. Chciał zwrócić uwagę przełożonych na jej zachowanie z ładowni, gdy wykorzystała sprzyjającą okazję do ucieczki, która tylko przez przypadek nie zakończyła się sukcesem. Wykazywał, że Niemka nie jest godna zaufania i należy się spodziewać, że wykorzysta każdą możliwość by obrócić się przeciw Agencji. Jednocześnie zaznaczył, że zapewne posiada ona dużą wiedzę na temat eksperymentów związanych z bestią z Alstera i nie należy szczędzić środków by ją z niej wydobyć.

W podsumowaniu wspomniał jeszcze, że wydarzenia na niemieckim okręcie mogłyby mieć inny przebieg, a agenci mogliby nawet odnieść całkowity sukces, gdyby nie postawa oficera dowodzącego załogą pryzową, którego decyzje niejednokrotnie utrudniały grupie Noemie działalność. Oszczędził jednak porucznikowi Abbottowi wspominania jego nazwiska.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 30-05-2020, 01:04   #225
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Godziny spędzone w lazarecie na Penelope zlały się w pamięci Birgit w jedną, przerywaną tylko rozmowami z lekarzem, drzemkę. Wycieńczony organizm domagał się odpoczynku, czemu poddała się niemal zupełnie biernie. Doktor Hobbs okazał się przy tym człowiekiem zwyczajnie przyzwoitym i życzliwym. Powiedziała mu nawet, że się nie pomylił, że na statku był pies. Hobbs nie drążył tematu, mogła więc zasypiać z czystym sumieniem.

Pies. Konstrukt był nim kiedyś, więc technicznie rzecz biorąc, wcale nie skłamała.

Następny dzień dobitnie przypomniał jednak o toczącej się wojnie. Mimo braku kajdan, czy też wymierzonej w jeńca broni, przelot z dwójką znanych już ludzi do Anglii, łącznie z całym międzylądowaniem wśród szkockich wysp, do przyjemności dla Niemki nie należał. Rana pod opatrunkiem na nodze rwała, gdy w końcu środki zaordynowane przez Hobbsa przestały działać, badyl kuli w ciasnocie samolotu przeszkadzał, a ciszę wśród podejrzliwych spojrzeń można było kroić nożem, tak okazywała się gęsta.

Brytyjczycy o nic nie pytali. Birgit milczała równie uparcie, mimo iż przestała jej doskwierać głuchota. O tym, że przynajmniej ta dolegliwość minęła, mogło poświadczyć jedynie spojrzenie w momencie, kiedy kapitan łodzi latającej radośnie oznajmił o wygranej bitwie.
Wbrew pozorom, Niemka nie knuła jednak uduszenia agentów paskiem od zegarka ani poderżnięcia im gardeł za pomocą okutego rantu książki Kurta. Nawet zgadywanka, które z nich zabrało jej notes (nie znalazła prywatnych zapisków w odzieniu oddanym jej przy wyjściu z lazaretu), trwała przez nieistotną sekundę. Birgit Schrötter dłużej myślała o swoich braciach, a jeszcze dłużej odtwarzała w pamięci podróż, kóra zawiodła ją na norweskie wody. I powód tej podróży. Teraz, kiedy do danych o klatce i całkowitego braku danych przewidywanych przez SS dla hybrydy, doszło kilka praktycznych obserwacji, inżynier coraz uporczywiej zastanawiała się, jaki był sens misji. Mutant wzbudził wprawdzie terror wśród skąpej brytyjskiej załogi na zdobytym statku, ale... Po pierwsze Konstruktowi sprzyjał tam teren, po drugie liczba ludzi, po trzecie... Dziewczyna mnożyła w myślach tę listę i ponury cień coraz bardziej odbijał się w jej rysach. Kurt zginął, a ona sama otarła się o śmierć dla czegoś, co w porównaniu z drobnymi, ale zauważalnymi sukcesami z eksperymentalną, podrasowaną immaterium amunicją wydawało się nie tylko chybione, chaotyczne, sfuszerowane, a wręcz głupie. O ile Birgit nigdy nie miała dobrego zdania na temat fanatyków i speców od propagandy wtrącających się w pracę naukowców, o tyle teraz nabierała przekonania, że zaczynają być szkodliwi dla rodaków bardziej niż dla wrogów.

Co gorsze, obserwacje nie świadczyły w porównaniu zbyt dobrze także na stronę siedzących vis-a-vis Brytyjczyków.

Odwleczone przesłuchanie miało nadejść dopiero w Londynie, a do tego czasu Birgit pozbierała się w sobie i kiedy, opierając się na kuli, stanęła przed kolejnymi angielskimi żołnierzami, nie było w niej już wiele śladów tamtej przestraszonej dziewczyny z ciemnych korytarzy Alstera. Odpowiadała zgodnie z prawdą, krótko i rzeczowo na zadawane pytania, przemilczając wszystkie własne, zamknięte głęboko w głowie. Czekała, aż pierwsi zapytają o immaterium. Podała daty dołączenia do prac nad klatką, zaokrętowania, przebieg rejsu, harmonogram pomiarów, jakiego trzymali się wraz z Kurtem Hirshem pod nadzorem Hauptsturmführera SS Wolfganga Theissa. Podkreśliła jedynie, że dowódca nie należał do ekipy naukowców z ich laboratorium. Zwięźle jak tylko potrafiła opisała zaskoczenie Alstera przez brytyjski krążownik, rozkazy i próbę likwidacji, aż do momentu ocknięcia się w ładowni, pierwsze oględziny pustej klatki, wędrówkę i ucieczkę korytarzami, liczebność grup porucznika Finneya i kobiety w randze kapitana, której nazwiska nie poznała, powrót do kabin, wybuch. Drugie oględziny klatki, tym razem w towarzystwie Brytyjczyków oraz następujące podczas nieskutecznego tropienia hybrydy wypadki (łącznie z postrzeleniem marynarza w magazynie pokładowym) streściła jeszcze krócej, powołując się na obserwacje wzrokowe. Zapytana o ostatnie wydarzenia w ładowni, patrząc obu kapitanom prosto w oczy odpowiedziała tylko: "spanikowałam". Problem jaki mogli napotkać był jeden – w kwestiach eksperymentów pytali poniekąd na ślepo, Birgit zaś odpowiadała wyłącznie na to, o co zapytali.
 

Ostatnio edytowane przez Vadeanaine : 30-05-2020 o 01:05. Powód: literówka -zmiana znaczka w vis-a-vis (automatyczna?)
Vadeanaine jest offline  
Stary 30-05-2020, 09:50   #226
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 59 - 1940.V.01; śr; popołudnie; Europa Zach.

Czas: 1940.V.01; śr; popołudnie; godz. 16:30
Miejsce: Europa Zach.
Warunki: środek dnia, jasno, chłodno, sucho,



Noémie i George



Pogoda była iście wiosenna. Jak co roku zresztą w tą porę. Przez jakiś tydzień po powrocie z misji kończyło się tą misję. Tym razem we własnym biurze. Spotkania, omówienia, narady, wyciąganie wniosków, planowanie no i zapełnianie skoroszytów tym wszystkim. Raczej standard.

Tym razem jednak obaj kapitanowie byli o wiele bardziej zadowoleni niż z poprzedniej francuskiej misji. Grupka starszej agentki Faucher nie odniosła żadnych strat. Przynajmniej trwałych. Owszem prawie wszyscy zostali ranni podczas pełnienia obowiązków. Ale jakoś nikogo z agentów nie obarczono winą za te obrażenia. Widocznie ich wyjaśnienia i raporty nie wzbudziły podejrzeń pod tym względem. A co za sukces! Namacalny dowód w postaci artefaktu z immaterium! No i sama niemiecka naukowiec z tajnej organizacji badawczej Rzeszy! Szkoda, że truchła tego czegoś co było w klatce nie udało się odzyskać razem z klatką. Albo tego całego Theissa. No ale i tak to był duży sukces. Misja została przeprowadzona bardzo dobrze. Tak powiedzieli obaj dowódcy ich komórki nie szczędząc pochwał. No ale wnioski z tej operacji były już o wiele mniej radosne.

- Obawiam się, że nie mamy nic takiego. - przyznał komandor porucznik Lloyd gdy pod koniec tamtego pierwszego pracowitego tygodnia byli już na etapie wyciągania wniosków, analiz i wytycznych jakie z tego płynęły.

- Niestety muszę się z tym zgodzić. Z tym radiem z “Grafa” to jeszcze mieliśmy nadzieję, że to jakiś jednorazowy przypadek. No ale niestety ta klatka udowadnia, że przeciwnik odstawił nas na kilka długości. - kapitan Busson z niechęcią ale to potwierdził. Zresztą para agentów sama wiedziała, że w żadnych dotychczasowych szkoleniach czy instrukcjach jakie do tej pory przeszli nie mieli ani wzmianki o tak namacalnych dowodach immaterium w tym świecie. Wszystko to były mrzonki, coś ulotnego, niepewnego, legendy, wizje mistyków, zapiski z zakurzonych ksiąg. Ale nic co można by dotknąć, zbadać, sfotografować, zaszulfadkować. Do tej pory sama obecność immaterium w tym świecie wydawała się mocno dyskusyjna. A tu proszę! Gotowy artefakt zrobiony z immaterium! I to zrobiony przez Niemców. No to była nowość. Jeżeli Niemcy mieli coś takiego to co jeszcze mieli w swoich laboratoriach i poligonach?

No i ta Niemka jaką przywieźli. Dzięki Bogu! Stanowiła żywy dowód na to, że Niemcy też mają jakiś odpowiednik Spectry. No i jak potwierdziły zdobyte artefakty i raporty dwójki agentów przeciwnik radził sobie całkiem nieźle. Nie będzie łatwo odrobić straty jakie widocznie mieli alianci.

No ale to było półtorej tygodnia temu. W nagrodę za taki sukces misji dwójka agentów dostała pełne 2 tygodnie urlopu. Dopiero w poniedziałek 6-go maja mieli powrócić do swoich standardowych obowiązków.

A w tym czasie wojna toczyła się nadal. Co prawda to zmasakrowanie niemieckich niszczycieli pod Narvikiem o jakim słyszeli od brytyjskiego pilota napełniało otuchą aliantów po obu stronach kanału. No ale jakoś z kolejnymi zwycięstwami było już gorzej. Gdy oni przylecieli do Londynu pod Narvkiem wysadzono pierwsze oddziały francuskie i brytyjskie. W tym sławny 13 półbrygadę Legii Cudzoziemskiej, oddziały strzelców alpejskich więc wydawało się, że wreszcie zabiorą się za wypędzenie tych Niemców z miasta. Ale dni a w końcu tygodnie mijały a wieści o zdobyciu miasta i wyparciu oddziałów niemieckich coś nie było słychać.

Potem zaczęło się wycofywanie. Z tydzień temu, w poprzedni poniedziałek, brytyjskie wojska wycofały się z Trondheim. W ostatnią sobotę przyszły wieści, że alianckie oddziały wycofywały się do północnej Norwegii co oznaczało, że na południu opór najeźdźcy stawia już tylko osamotniona armia norweska. Aż do wczoraj. Bo jak wczoraj podało radio a dzisiaj gazety potwierdziły armia norweska w południowej części kraju skapitulowała. Coraz bardziej zaczynało wyglądać jakby alianci powoli odpuszczali sobie Norwegię a Niemcy poczynali sobie coraz śmielej. Chociaż może nie? Podobno do Narviku miały zostać wysłane jakieś polskie oddziały i miano uczynić północną Norwegię twierdzą jaka stawi Niemcom twardy odpór.

A dzisiaj przyszła kolejna niezbyt wesoła wiadomość. Oficjalnie odwołano letnie igrzyska jakie miały się odbyć w Helsinkach. Ostatnie letnie igrzyska odbyły się w 36-ym w Berlinie. Wówczas chyba mało kto spodziewał się, że te wszystkie stolice i sportowcy staną po różnych stronach frontu.




Czas: 1940.V.01; śr; popołudnie; godz. 16:30
Miejsce: Pd. Wlk. Brytania; Londyn; siedziba agencji; pokój Birgit
Warunki: środek dnia, jasno, chłodno, sucho,



Birgit



No i schodził dzień za dniem. Niemka nie była pewna swojego statusu. Właściwie nie była nawet pewna czy ci co ją tu trzymają wiedzą jaki jest jej status. Coś pośredniego między gościem a więźniem. Na pewno nie była jeńcem wojennym bo nie była z żadnej umundurowanej strony konfliktu. Więc mogli ją potraktować jak szpiega. I chyba tak ją traktowali.

Najpierw przez chyba dwa czy trzy dni po prostu była w pokoju. Dostała swój pokój. Własne proste łóżko, szafa, umywalka, trochę ubrań no właściwie standardem przypominało jakiś tani pensjonat. Nie było ubikacji trzeba było za potrzebą wychodzić na korytarz. Trochę książek, biurko, komplet notesów, bloczków, piór i ołówków do robienia notatek. W oknie nie było krat, chociaż trzy poziomy do chodnika na ulicy nie zachęcały za bardzo do skakania. No i nie musiała chodzić w żadnym więziennym drelichu. Więc prawie jak pensjonat.

Z drugiej strony jakaś sucha Angielka, Ann, która płynnie mówiła po niemiecku przynosiła jej jedzenie o regularnych porach, towarzyszyła jej w wizytach do toalety, zabierała brudne i przynosiła czyste ubrania. I ograniczała swoje konwersacje do minimum. Praktycznie się do niej nie odzywała. Podobnie jak dwóch mężczyzn w cywilu którzy zawsze im obu towarzyszyli. Szli parę kroków za nimi i odzywali się jeszcze mniej. A nieważne o której zapukała w drzwi to nigdy nie czekała zbyt długo by ktoś sprawdził co się dzieje. Jakby stali na straży w pobliżu drzwi. No i oczywiście nie mogła nigdzie łazić samopas i jej wolność ograniczała się do wnętrza własnego pokoju. Więc prawie jak więzienie.

Ten zastój trwał pierwsze dwa czy trzy dni. Potem widocznie ktoś przemyślał sprawę i postanowił się za nią zabrać. Zaczęły się przesłuchania. Na szczęście nie takie o jakich chodziły słuchy o gestapo, SD czy choćby w zwykłej policji w jej ojczyźnie. Zawsze było przynajmniej dwóch mężczyzn ubranych po cywilnemu. Brytyjski oficer nazywał się Anthony Lloyd a francuski Marcel Busson. I jedna maszynistka która zapisywała stenogram. Zapewniali ją, że jeśli woli mogą rozmawiać po niemiecku. Tak zszedł jej jakiś tydzień. Pytali ją o różne rzeczy. Naprawdę różne. Czasami pytania były naprawdę dziwne.

Kiedy wsiadłaś na statek? Kto był twoim dowódcą? Jakie jest nazwisko panieńskie twojej matki? Jak przybyłaś do portu? Pociągiem, samochodem? Skąd? O której byłaś na miejscu? Gdzie spędziłaś ostatnią noc przed wyjazdem? Jak się nazywasz? Przez jakie stacje czy miasta jechałaś? Jakie są nastroje w Niemczech? Czy Niemcy kochają Hitlera? Jaki jest twój numer legitymacji NSDAP? W jakiej formacji służysz? Czy jesteś nazistką? Czy widziałaś jakieś oddziały wojskowe podczas przejazdu przez kraj? Jakie? Możesz podać listę profesorów na uniwersytecie w jakim pracowałaś? Do jakich organizacji należysz? Jaki był twój staż i stopień? Czym się zajmowałaś?

I tak cały tydzień. Bez trudu na różne sposoby pytali ją o różne rzeczy. Jakby w czwartek nie pamiętali, że pytali ją o to już w środę albo wtorek. Jakby sprawdzali co wie. O różnych rzeczach. Albo sprawdzali czy kłamie. I tak po kilka godzin dziennie. Codziennie. Śniadanie. Trochę czasu wolnego. A potem rozmowy aż do obiadu. Przerwa na obiad. I znów czas wolny aż do kolacji. Przynajmniej zaczęła dostawać gazety. Nawet z brytyjskich dało się wyczytać, że kampania norweska dalej się toczy. Ale bez większych alianckich zwycięstw. A w tym tygodniu coś na razie dali jej spokój. Nie wiedziała co to ma oznaczać. No ale ostatnia rozmowa była dość znamienna.

Zaczęło się jak zwykle. Ta sucha Angielka przyszła po nią do pokoju i zaprowadziła korytarzem znajomą trasą. Do biura w jakich poprzednio spędziła długie godziny rozmowy. Dwóch mężczyzn szło jak zwykle ze dwa kroki za nimi. I jak zwykle zostali za drzwiami gdy Ann wprowadziła ją do czekającej trójki. Dwóch oficerów przesłuchujących i maszynistka by spisać rozmowę.

- Proszę usiądź Birgit. - Francuz zaprosił ją gestem na to krzesło jakie zwykle zajmowała podczas wcześniejszych rozmów. - Właśnie o tobie rozmawialiśmy. - przyznał na wstępie.

- Obawiam się, że twoja sytuacja nie jest zbyt wesoła. Zostałaś schwytana na pokładzie wrogiej jednostki jaka została wysłana do wrogich nam działań. A nie jesteś członkiem sił zbrojnych więc kwalifikujesz się na szpiega i sabotażystę. Chyba domyślasz się co za to grozi podczas wojny. Na pewno nie obóz jeniecki. - brytyjski oficer nie owijał w bawełnę i dość klarownie przedstawił jak wygląda jej sytuacja. Jakby jednak nie było nie była członkiem sił zbrojnych więc nie podlegała ich przywilejom w razie schwytania przez przeciwnika. A cywile pętający się po polu walki i bezpośredniej strefie walk zawsze musieli liczyć się z ryzykiem, że zostaną wzięci za szpiegów i sabotażystów.

- Ale oczywiście nie musimy kończyć naszej znajomości w ten przykry sposób. - francuski oficer uśmiechnął się dobrodusznie by dać znać, że jednak jest jakieś światełko w tunelu. - Dla osób które wykazałyby się wolą współpracy. Wsparłyby nas w wysiłku wojennym. Podzieliły się swoją wiedzą. Okazałyby się godne zaufania. Wówczas my też byśmy mieli pretekst by okazać im zaufanie. Moglibyśmy potraktować takie osoby jako współpracowników. I teraz i po wojnie. - oficer jaki przedstawiał się jako Marcel Busson pokazał jak jak wyglądałaby ścieżka współpracy a aliantami. Jego kolega zajął się alternatywą.

- Naturalnie jeśli ktoś okazałby się zatwardziałym nazistą i odmówiłby współpracy wówczas nie da nam wyboru. Zostaje oskarżenie o sabotaż i oczekiwanie w więzieniu na wyrok. - Anglik zakończył ten bardziej ponury wariant. No i od tej pory miała spokój z przesłuchaniami. Dali jej parę dni na zastanowienie się. Gdyby miała jakieś pytania, wątpliwości czy chciała porozmawiać to wystarczyło dać znak Ann. Czyli tej suchej Angielce która się nią zajmowała.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 05-06-2020, 12:01   #227
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pierwsze dni po złożeniu ustnego raportu Noemie poświęciła na sporządzenie szczegółowych notatek z misji na piśmie. Wraz z materiałami, które otrzymała przed misją wynotowywała nazwiska i zachowania poszczególnych marynarzy. Wiedziała jak bardzo te informacje mogą pomóc później Agencji. Wypełniając kolejne strony robiła przerwy jedynie na kawę i spacer wokół biurka z dłuższym postojem przy oknie wychodzącym na zamknięte podwórko. Przez chwilę spoglądała na pogrążony w półmroku, pusty dziedziniec, oświetlony jedynie starą, nadal gazową lampą. Poczuła się jak wtedy gdy stacjonowała w koszarach. Życie wtedy było.. Tak proste. Były procedury, była hierarchia, były rozkazy. A teraz?

Obróciła się spoglądając na zagracone biurko. Podwładni raczej nie widywali go w takim stanie. Zawsze starała się by nie należały na nim dokumenty, które nie były do wglądu innych. NIgdy nie była dobra w pisaniu na maszynie, więc szło jej to potwornie wolno, ale nic się nie dało na to poradzić.

[MEDIA]https://i.postimg.cc/rpfxYwmX/office.jpg[/MEDIA]

Westchnęła ciężko, przeciągnęła się i wróciła do przerwanej pracy. Skończy to i wyjedzie na chwilę na wieś. Była ciekawa co też porabiał teraz Melrose Plant porabia. Wspomnienie starego znajomego wywołało na jej twarzy uśmiech. Stary kawaler, jak to sam siebie lubił określać, lata temu szkolił ją z metod dedukcji, teraz może też się zgodzi?

Nie mogła się teraz nad tym zastanawiać. Dzień może dwa i najwyżej wybierze się z wizytą, a teraz…. Pozostało jej jeszcze kilka rzeczy do spisania. Przeciągnęła się raz jeszcze i ponownie zasiadła przed maszyną do pisania.

***

Rezydencja Melrose’a Planta znajdowałą się tuż pod londynem.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/600x315/1f/4d/4e/1f4d4e24990ac98a94a2e5ad6859384e.jpg[/MEDIA]

El posłała staremu przyjacielowi telegram, poświęcając czas jaki zajęłoby mu jego dojście na spotkania ze znajomymi w Londynie. Była ciekawa co działo się pod jej nieobecność w Anglii. Informacje z fronty otrzymała w agenci, z ato o odwołaniu igrzysk dopiero od znajomych. Teraz dopiero poczuła na progu jak wielkiej wojny stanęli. Wszechobecna mobilizacja i przygotowania do walk sprawiły, że z jeszcze większą radością udała się na przedmieścia. Auto pożyczyła od znajomego z Agencji i teraz podjechała nim pod same drzwi rezydencji.

Plant czekał na nią w progu razem z majordomusem. Jak zwykle elegancko ubrany mężczyzna po 40-tce uśmiechał się szeroko widząc jak Noemie wysiadła z auta i zdjęła rękawiczki do prowadzenia. Nauczona doświadczeniem, nawet nie próbowała brać swoich walizek. Z auta. Zaraz z pewnością przybiegnie po nie służba.

Plant zszedł na podjazd i uścisnął jej rękę.
- Gotowa na szkolenie? - Wskazał dłonią na ciężkie dębowe drzwi i poprowadził ją do wejścia.
- Tak. W bagażach mam nawet dla ciebie Whiskey z Londynu. - Belgijka uśmiechnęła się i weszła w półmrok przepastnej rezydencji.

***

Szkolenie
- 6 poziom dedukcja
- 9 percepcja
Kurs na pilota
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 05-06-2020 o 22:41.
Aiko jest offline  
Stary 05-06-2020, 12:08   #228
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Lloyd i Busson zdawali się być zadowoleni z wyniku misji w norweskim fiordzie. Nieprawdopodobieństwem było odgadnąć co na ten temat myśli Noemie, której jednak Woods nie zamierzał pytać o zdanie. On sam uważał, że misja zakończyła się połowiczną klęską. Obwiniał za nią przede wszystkim Abbotta, który zbyt często nie był skory do wykonywania zaleceń agentów. Woods nie mógł go winić za niechęć do wywiadu, za którego członków podała się grupa ze Spectry. Żołnierze i marynarze służby czynnej, można powiedzieć, zwyczajowo nie przepadali za przedstawicielami MI6 czy innych tego typu organizacji. Jednakże zawsze pomagali im w osiągnięciu celu, taki mieli rozkaz. Na otwartą krytykę i przeszkadzanie mógł sobie pozwolić generał, ale nie byle poruczniczyna.

Drugą osobą, której Woods poświęcał sporo myśli podczas analizy ostatniej misji, była Birgit. Nie mógł ustalić co dokładnie Niemka robiła, gdy jego nie było w pobliżu. Musiałby o to wypytać Noemie, a znając jej niechęć do jego osoby, nie mógł liczyć na wyczerpujące odpowiedzi, zakładając że w ogóle byłaby skora poświęcić mu swój czas w sprawie niezwiązanej bezpośrednio z misją.

Pomimo tego Anglika zastanawiały dwie rzeczy. Pierwsza. Birgit twierdziła, że podczas strzelaniny na galeryjce spanikowała i to był powód jej próby ucieczki. Rzeczywiście naukowiec, jakim była, mógł być nienawykły do strzelaniny i zareagować w ten sposób. Jednakże wcześniej przyjęła pistolet, który lekkomyślnie podarowała jej Noemie. Była zatem obyta w używaniu broni. Poza tym, choć była cywilem, to jednocześnie była członkiem ekspedycji wojskowej. Zatem czy naprawdę mogła po prostu ulec panice? Było to co najmniej niejasne. I co robiła do momentu znalezienia jej przez Brytyjczyków? Należy pamiętać, że z ładowni, w której się ukrywała, zniknęło potem truchło stwora. Czy mogła wykorzystać tę chwilę na skomunikowanie się z Theissem?

Sprawa druga. To Birgit zaprowadziła grupę Noemie do kajut, gdzie zostali powitani eksplozją. Co prawda sama ucierpiała w wyniku wybuchu, ale przecież dotyczyło to głównie jej słuchu. Gdyby znała położenie pułapki, mogłaby z powodzeniem zająć taką pozycję by uniknąć poważniejszych ran fizycznych. Czy tak właśnie było?

Woods nie zawarł tych przemyśleń w swoim raporcie. W końcu nie były to fakty, a zwykłe domysły, na dodatek sam przed sobą przyznawał, że nie może z nich wyciągnąć żadnych pewnych wniosków. Przedstawił je jednak Lloydowi i Bunsonowi na jednym z ich licznych spotkań w tygodniu po powrocie z Norwegii. Nie wyglądali jednak na zainteresowanych jego rewelacjami. Podobnie nie byli skorzy włączyć go do zespołu przesłuchującego Niemkę, na co bardzo nalegał. Z ochotą jednak go upomnieli za jego zachowanie podczas misji. Nie mogli tego zrobić na podstawie jego raportu, ani raportu Alishy czy zeznań Birgit. Wniosek był jeden, Noemie na niego doniosła!

Kolejny dowód na to, że kobiety nie nadają się do służby operacyjnej, chyba że w roli szeregowych agentek. W pierwszej chwili chciał złożyć wniosek o przeniesienie. Zrezygnował jednak. Nie chciał dawać Noemie satysfakcji, poza tym naraziłby się na śmieszność w oczach Lloyda i Bunsona, gdyby wniosek złożył tylko z powodu reprymendy. Zawsze mógł odejść z tej agencji, posługującej się chorym systemem dowodzenia i wrócić do MI5, gdzie mógł liczyć na kierowanie całym zespołem. Było to o tyle kuszące, że w czasie wojny praca w kontrwywiadze była z pewnością ciekawsza niż wyłapywanie komunistycznych agitatorów w dokach Dover. A jednak nie zrobił tego. Coś trzymało go w Agencji.

Dwa tygodnie urlopu były czymś, czego Woods absolutnie nie aprobował. Próbował zająć czymś swój umysł, ale nie miał zbyt wiele do roboty prócz wymiany kryptogramów ze Stevensem. Te zresztą szybko się skończyły, bo agent rozwiązał wszystkie zagadki przyjaciela w ciągu paru pierwszych dni. Potem, nie widząc innego wyjścia, spróbował zalać robaka, ale skończyło się to poważnym odchorowaniem następnego dnia. W tym wieku Woods nie mógł sobie już pozwolić na takie "zabawy". Pozostało mu więc jedno. Codziennie przychodził, jak gdyby nigdy nic, do Agencji, gdzie starając się pozostać niezauważonym przez przełożonych, porządkował swoją dokumentację. Resztę czasu poświęcał na kursach, które Spectra zorganizowała za pośrednictwem MI6. Tematyka dotyczyła przede wszystkim pracy operacyjnej.

Wraz z początkiem urlopu nadeszła przykra wiadomość o ewakuacji alianckich sił spod Trondheim. Wkrótce potem norweski rząd zainstalował się w Londynie, a armia tego kraju skapitulowała. Dla Woodsa oczywistym było, że jest to już koniec norweskiej kampanii i nie zmyliło go wzmocnienie korpusu ekspedycyjnego pod Narwikiem. Bo i cóż te siły mogły zmienić w obliczu wojny? Nawet jeśli udałoby im się zająć port i miasto to ile będą w stanie je utrzymać, gdy Niemcy ściągną posiłki z południowej Norwegii? A nawet gdyby wytrzymali ten napór przez kilka miesięcy, co to zmieni? Norwegia to drugorzędny front, nie angażował on tak wielkich sił, jakie w zeszłym roku ścierały się w Polsce. Nie tam zatem mogło nastąpić rozstrzygnięcie. Jedynym rozwiązaniem była inwazja na Niemcy, ale Alianci wciąż do niej nie przystępowali, chroniąc się za Linią Maginota. To zaś nasuwało pytanie czy wojska Sprzymierzonych są w ogóle do tej wojny przygotowane?

Wreszcie 5 maja Woods z zadowoleniem mógł jawnie wrócić do budynku Agencji, gdzie zapewne wkrótce otrzyma kolejne zadanie.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 15-06-2020, 02:56   #229
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 60 - 1940.V.26; nd; południe; Londyn

Czas: 1940.V.26; nd; południe; godz. 12:30
Miejsce: Wlk. Brytania; Londyn; biuro Agencji; sala odpraw
Warunki: środek dnia, jasno, chłodno, sucho,






Agenci


Pogoda dopisywała. Za oknami była ładna, słoneczna pogoda. W sam raz na piękny koniec późnej wiosny i początek lata. Ale ani ludziom zebranym w schludnie urządzonym biurze ani mało komu na ulicy nie bardzo było w smak cieszyć się ładną pogodą. Od kilku miesięcy, prawie od pół roku ten wyspiarski kraj i cała reszta Europy zdawała się zsuwać po równi pochyłej w objęcia kolejnej wojny. Wielkiej wojny. A przecież wszyscy wierzyli, że ta sprzed dwóch dekad była tak straszna, że będzie ostatnią wojną ludzkości! I hekatomba młodych mężczyzn po wszystkich stronach okopów była tak wielka, że zapłacili oni swym życiem, zdrowiem i kalectwem za wszystkie kolejne wojny jakie by miały nadejść. A jednak nie. Odkąd Rzesza napadła Polskę ostatniej jesieni wojna zdawała się nieuchronnie pochłaniać kolejne kawałki europejskiego kontynentu. Hitler i Stalin podzielili między sobą wschód a teraz wojska Rzeszy zajęły się zachodem.

Zaczęło się w Danii i Norwegii. Ten front wydawał się jeszcze dość peryferyjny. Jednak wreszcie doszło do starć regularnych sił lądowych Niemiec i aliantów. Dziwna wojna się skończyła. Nadszedł czas bezpośrednich zmagań. Ale gdy zmagania wokół Narviku, kurczowo trzymanego przez niemiecką piechotę górską oblężoną przez wojska aliantów jeszcze trwały Wehrmacht niespodziewanie uderzył na kraje Beneluksu.

Chociaż czy tak całkiem niespodziewanie? Atmosfera była tak napięta, że wybuchu walk chyba spodziewało się wielu. Nikt nie wydawał się zainteresowany rokowaniami pokojowymi. Obie strony parły do wojny, pokonania przeciwnika i podyktowania mu twardych warunków. Obie strony wydawały się sobie równie silne i trudne do pokonania. Zapowiadała się długa i krwawa wojna. W końcu tym razem Wehrmacht nie miał do pokonania osamotnionych, peryferyjnych krajów średniej wielkości ale lądowe mocarstwo jakie pokonało je dwie dekady temu. A na morzach nadal dominowała potężna Royal Navy. U-Booty i rajdery Kriegsmarine stanowiły zagrożenie ale było ich zbyt mało by zdążyły poważnie zaszkodzić wyspiarzom. Luftwaffe zaś miała mieć w lotnictwie aliantów równorzędnego przeciwnika. Dlatego wojna zapowiadała się równie krwawo jak ostatnia. I może dlatego nikt do niej nie parł. Aż do piątku 10-go maja.

Wtedy o świcie wojska niemieckie runęły na Belgię i Holandię. To zaś uruchomiło plany wojenne aliantów które przystąpiły do ich wykonania. Dwuznaczna okazało się zachowanie Belgów. Tak chorobliwie starali się zachować neutralność, że mimo iż sprzyjali raczej aliantom niż Niemcom to swoją wschodnią i zachodnią granicę obsadzili podobnymi siłami. No ale to na zachodniej mieli swoje twierdze jakie miały zatrzymać Niemców. Tym wspaniałą, nowoczesną twierdze Eben Emael. Potężne bunkry, zasieki, miny, karabiny maszynowe mogły stawić długotrwały opór. Na wiele dni a może i tygodni. Zaś działa fortów mogły zniszczyć mosty łączące dotąd Niemcy z Belgią. I nie pozwoliłyby niemieckim saperom zbudować nowych. Ten czas z nadwyżką powinien wystarczyć Francuzom i Brytyjczykom by przejść przez Belgię i stanąć na granicy z Niemcami. A potem obejść ich Wał Zachodni od północy i uderzyć w samo serce Niemiec! Zwycięstwo było tak blisko! Stało się jednak inaczej.

Z powodów jakich absolutnie nikt w Londynie czy Paryżu nie zdawał sobie sprawy potężna belgijska twierdza jaka całe dni i tygodnie miała blokować dostęp Niemcom w głąb Belgii padła w ciągu jednego dnia. Jednego dnia! Jakim cudem?! Tego absolutnie nikt nie był w stanie pojąć. Ale to, że wojska niemieckie runęły w głąb Belgii o wiele wcześniej niż się spodziewano był faktem.

Dla sił sprzymierzonych to był ogromny zawód ale bez mrugnięcia okiem przełknęli tą gorzką pigułkę i parli do pokonania przeciwnika. Na wojnie przecież tak bywa, że nie wszystko idzie zgodnie z planem prawda? A w Belgii były przecież najlepsze francuskie i brytyjskie wojska jakie sunęły przez ten kraj aby wyprzeć z niego wojska niemieckie. Obie przeciwne fale starły się mniej więcej pośrodku tego kraju. Doszło do serii wielkich bitew pancernych z użyciem nowoczesnej artylerii, czołgów i lotnictwa. Tego cholernego, szwabskiego lotnictwa. Które jakimś cudem zjawiało się zawsze tam gdzie Niemcy zaczynali mieć kłopoty, gdzie ich natarcie udało się zatrzymać.

Jakby się potoczyły dalej te walki w Belgii tego teraz nikt nie wiedział. Niebezpieczeństwo przyszło jednak z całkiem innej strony. Wbrew wszelkim zasadom sztuki wojennej Niemcy jakoś przedarli się przez bezdroża Ardenów. I to nie jakieś lekkie siły zwiadowcze, kawalerii czy lekkiej, górskiej piechoty. Ale całe dywizje pancerne! Zanim alianci się zorientowali w zagrożeniu już było za późno. Pancerne kliny Guderiana pruły przez pogranicze belgijsko francuskie gdy w centralnej Belgii wciąż toczyły się walki które wydawały się głównym teatrem działań. Przed wcale nie pobitymi dotąd siłami aliantów stanęło to straszne słowo. Kocioł. Groziło im odcięcie. Więc chociaż walki w centrum Belgii wciąż właściwie były nie rozstrzygnięte to musieli zarządzić odwrót. Musieli się wycofać. Zaczął się powtarzać polski scenariusz. Gdy siły piechoty musiały cofać się na kolejne linie odwrotu tylko po to by po ich obsadzeniu dostać rozkaz kolejnego odwrotu. A non stop groziło im odcięcie przez Panzerwaffe przeciwnika a nad głowami hulały samoloty z czarnymi krzyżami. Wybombardowąły Holandię z wojny gdy 14-go Heinkle, Dorniery i Junkersy zbombardowały dywanowo Rotterdam podobnie jak wcześniej Warszawę i inne polskie miasta. Warszawa i Polacy walczyli mimo to. Holendrzy nie okazali się aż tak uparci i skapitulowali nie chcąc narażać się na tak straszliwe ciosy.

W końcu 19-go maja, w poprzednią niedzielę, niemieckie czołgi stanęły nad Kanałem. Ledwie półtorej tygodnia gdy ruszyły znad granicy! Ale w okolicach Abbeville czołgi z czarnymi krzyżami mogły paradować po plażach z widokiem na morze. Dla aliantów po obu stronach Kanału tempo i zasięg niemieckiej ofensywy to był szok. Ale nowy brytyjski premier nie miał zamiaru składać broni. Chociaż w swoim przemówieniu inauguracyjnym z 13-go obiecywał swoim wyborcom tylko krew, pot i łzy to wreszcie okazał się politykiem na którego czekali Brytyjczycy. Takim który może ich poprowadzić przez wojnę. Dzień później powołano Home Guard.

Ale mimo zapewnień brytyjskiego premiera na froncie nie szło aliantom zbyt dobrze. Na południu front ustabilizował się na rzekach i kanałach północno - wschodniej Francji. Ale na północy Niemcy stopniowo napierali na odcięte wojska aliantów stopniowo wypierając ich z północnych skrawków Francji i zachodniej Belgii. 22-go, w tą środę, wojska niemieckie podeszły pod Claise które leżało vis-a-vi brytyjskich klifów Dover. Od tego dnia francuski port najbliższy brytyjskiego wybrzeża był oblężony.

Tak się działo na froncie, tam za Kanałem, na kontynencie. Inwazja na kraje Beneluksu oczywiście postawiła w stan najwyższej gotowości wszystkie służby wywiadowcze w tym i Agencję. Wszelkie urlopy odwołano jeśli ktoś jeszcze jakieś miał. Nie inaczej było z grupką starszej agentki Faucher. To nie było pytanie czy ich wyślą z kolejną misją. Tylko gdzie i kiedy.

W piątek gdy w kuluarach krążyły plotki i spekulacje czy, kiedy i jak będzie się trzeba ewakuować z Francji przyszedł rozkaz by być w gotowości w ciągu 12 godzin. Co oznaczało, że ich grupka jest brana pod uwagę do wysłania na akcję. Z drugiej strony w ciągu ostatnich tygodni było to już drugie takie wezwanie. Poprzednie odwołano po dwóch dobach. Ale tym razem miało być inaczej. Gdy wczoraj, w sobotę dostali wezwanie na niedzielną, poranną naradę było prawie pewne, że chodzi o kolejną misję. I obaj alianccy dowódcy dziś rano nie zawiedli tych nadziei.

- Mesdames et Messieurs*. Mamy dla was robotę. - tak ze dwie godziny temu zebranie zaczął kapitan Busson. Starał się zachować pogodę ducha chociaż jako Francuzowi na pewno nie było mu łatwo gdy groziło, że jego ojczyznę zaleją wojska wroga. I to lada dzień. Coraz mniej osób czy w biurze, czy na ulicy wierzyło, że alianci mogą obronić Francję i zachód kontynentu. Zaczynały się pojawiać głosy, że Brytyjczycy powinni skoncentrować się na obronie swoich wysp. Ale takie głosy w zjednoczonej służbie wywiadowczej nie były mile widziane.

- Sytuacja na froncie jest poważna. Musimy przedsięwziąć odpowiednie kroki by zabezpieczyć nasze aktywa. I archiwa. Dlatego udacie się do Paryża aby pomóc ewakuować naszą paryską placówkę. Pod żadnym pozorem nie możemy dopuścić by nasze archiwum wpadło w ręce Niemców. - w sukurs francuskiemu koledze przyszedł komandor - porucznik Royal Navy który reprezentował w ich grupie stronę brytyjską. Przerwał bo ktoś zapukał do drzwi. Co było dość nietypowe podczas odpraw.

- Proszę. - zawołał Brytyjczyk i drzwi otworzyły się a do środka weszła jakiś młody porucznik. Zasalutował przed starszym stopniem i podał mu niewielką karteczkę. Nie mogło być tam zbyt wiele tekstu więc Lloyd skinął głową i podziękował. Porucznik skinął swoją głową i wyszedł zamykając za sobą drzwi a komandor podał karteczkę kapitanowi. Ten ciężko westchnął i pokręcił głową. Na chwilę zapanowała cisza.

- Podjęto decyzję o ewakuacji naszych wojsk z Francji. Ewakuacja zacznie się dzisiaj. - francuski oficer obwieścił coś czego w ostatnich dniach chyba wszyscy się po trochu spodziewali. Ale gdy to się stało to jakoś zrobiło się to bardziej dobitnie, że kolejna kampania w której alianci dostają łomot od Niemców.

- Dobrze ale dla nas to niewiele zmienia. Nie zmienia też waszego zadania. - brytyjski dowódca potrząsnął głową ale ciągnął dalej odprawę. Wyglądało na to, że ta misja zyskała kolejny powód by ją wykonać.

- Tak. Ale Paryż to dla was drugi etap tej misji. Gdy tam dotrzecie, skontaktujecie się naszą placówką. Chyba pamiętacie jeszcze agenta Batarda**? On was pamięta i znów przejmie gdy tam dotrzecie. Jeśli nie uda się wam z nim skontaktować wówczas będziecie mieli inne kontakty. - Francuz płynnie uzupełnił wypowiedź kolegi wspominając o francuskim odpowiedniku Noemie z którym para obecnych agentów już współpracowała w marcu podczas paryskiego etapu swojej misji.

- Ale to drugi etap. Pierwszym jest lotnisko Beauvais. - Brytyjczyk podszedł do rozwieszonej na stelażu mapy Francji i wskazał na punkt w północno - wschodnim krańcu tego kraju. - Zabierze was tam samolot. Jeśli pogoda pozwoli to dzisiejszej nocy. O 20-ej macie punkt zbiórki na lotnisku w Northolt. - wskaźnik oficera Royal Navy stuknął w nieregularny kleks oznaczający Londyn. Rzeczywiście często agenci korzystali z tego pod londyńskiego lotniska.

- A teraz wasz cel. Zapewne nazwa Eben Emael nie jest wam obca prawda? - Francuz uśmiechnął się lekko zdając sobie sprawę, że trudno by po ostatnich dwóch tygodniach ktoś nie słyszał tej nazwy. Zerknął na kolegę a ten wskazał na punkt przy zachodniej granicy Belgii z Niemcami gdzie powinna być ta twierdza.

- Widzę, że znacie. Dobrze. Zapewne zdajecie sobie sprawę przykrą niespodziankę i zawód jaki sprawił nam szybki upadek tej twierdzy. - Busson też chyba mówił to raczej dla formalności bo o tym też wszyscy zdawali sobie sprawę. Teraz nowe tragedie przyćmiły nieco ten zawód ale jeszcze z tydzień czy dwa temu wszyscy sobie zadawali pytanie co tam się właściwie stało.

- Nie wiemy co tam się stało. Cała belgijska załoga zginęła lub poszła do niewoli. Zdjęcia lotnicze jakie udało się nam zdobyć nie wyjaśniają sprawy. A na inne źródła raczej nie mamy co liczyć. No tajemnica. Ale podejrzewamy, że Niemcy użyli jakiejś nowej broni. - francuski kapitan rozłożył ręce przyznając się oficjalnie, że pewnie nie tylko wojska aliantów ale ani wywiad ani agencja nie mają pojęcia co tam się stało ponad dwa tygodnie temu. Jakim cudem ta nowoczesna i silnie obsadzona twierdza mogła upaść?

- Wiemy, że Niemcy użyli nowego typu jednostek. Spadochroniarzy. Ale jesli nawet to desant powinien zostać rozproszony na dużym obszarze. Na tak prawie punktowym obszarze twierdzy mogliby wylądować najwyżej pojedynczy spadochroniarze. A to zbyt mało by zdobyć twierdzę. I to w ciągu jednego dnia. Jakby Niemcy spróbowali czegoś takiego powinni dostać łupnia tak jak w Holandii***. - brytyjski oficer marynarki postanowił być nieco bardziej precyzyjny. Ale w agencji akurat o tym wiedziano. I właśnie każdy kto się chociaż trochę znał na tych spadochronach też dochodził do takich wniosków. Więc samo użycie wojsk spadochronowych nie wyjaśniało tej tajemnicy. Musiało być coś jeszcze.

- Ale wojenna fortuna wreszcie się do nas uśmiechnęła. - podobnie uśmiechnął się francuski dowódca tej operacji. - Niedaleko Beauvais jest obóz jeniecki i szpital w którym są ranni przewiezieni z frontu. - kapitan zerknął na kolegę i ten znów postukał w mapę gdzie miał lądować samolot z agentami.

- Kontrwywiad francuski ustalił, że w tym szpitalu przebywa kapral Joffrey Lejen. - francuski oficer przeczytał to nazwisko z jakiejś kartki. - O ile nie zaszła jakaś pomyłka administracyjna ze zbieżnością nazwisk to kapral Joffrey Lejen był w załodze twierdzy Eben Emael. Nie wiemy jakim cudem nie dostałby się do niemieckiej niewoli ale jest w ciężkim stanie. Jeśli jednak był podczas ataku w twierdzy może się okazać niezwykle cennym świadkiem. - kapitan uniósł w górę cienką aktówkę która pewnie zawierała dane owego belgijskiego kaprala.

- Drugi ewentualny świadek może być jeszcze ciekawszy. O ile okazałby się być we właściwym miejscu i czasie dwa tygodnie temu. To Niemiec. Niemiecki spadochroniarz. Kapral Steffen Faber. Nie do końca jednak wiadomo z jakiej jednostki. Nie wiemy czy z tych sił co atakowały twierdze. Być może to jeden z tych co lądowali w Holandii i dostali się do naszej niewoli. To już będziecie musieli sprawdzić na miejscu. Też jest ranny i przebywa w tym samym szpitalu. - brytyjski dowdóca zaczął omawiać drugiego kandydata na świadka jaki mógł rzucić nieco światła na tajemnice błyskawicznego upadku belgijskich fortów.

- Waszym głównym zadaniem jest dotrzeć do tego szpitala i zabezpieczyć ich obu. Najpierw musicie ich odnaleźć, przejąć i przewieźć do Paryża. A tam razem z naszymi archiwami tutaj. Zajmiemy się nimi na miejscu dlatego przede wszystkim muszą dotrzeć na właściwą stronę Kanału żywi. To jest wasze główne zadanie. - Brytyjczyk w mundurze oficera Royal Navy popatrzył na nich z naciskiem gdy mówił co uważa za priorytet tej misji dla tej właśnie grupki agentów.

- Ponieważ będziecie bawić się w eskortę dostaniecie paru ludzi do pomocy. A oficjalnie będziecie oficerami żandarmerii polowej. Dostaniecie stosowne mundury, dokumenty i wyposażenie. Już w Paryżu skontaktujcie się z lokalną komórką oni powinni udzielić wam stosownej pomocy. Ale nie miejcie złudzeń dla nich priorytetem jest wywiezienie archiwum. - Busson płynnie wszedł w wypowiedź kolegi gdy zaczął dodawać dalsze szczegóły ich nowej misji. Z Beauvais do Paryża nie było tak daleko. Półtorej, może dwie godziny jazdy samochodem. Przynajmniej tak to na mapie wyglądało.

- Musicie jednak wziąć pod uwagę front oraz stan rannych. Nie wiemy kiedy Niemcy ruszą na południe Francji ale ruszą na pewno. Zapewne nie zaczną póki nie uporządkują swoich spraw w belgijskim kotle. Stan rannych tak dokładnie nie jest nam znany ale też lepiej nie zwłóczyć póki mogą jeszcze o czymś mówić. - Lloyd z kolei przypomniał o tej sytuacji na froncie. Południowy front od tygodnia trwał właściwie nieruchomo gdy walki skoncentrowały się na północy. Ale ostatnie dwa tygodnie pokazały, że sytuacja w nowoczesnej wojnie potrafi się zmieniać z dnia na dzień. A z kolei z Beauvais do linii frontu wcale tak daleko nie było. Przy tempie jakimi potrafiła się toczyć niemiecka ofensywa to dzień, dwa, może trzy i miasto mogło być zajęte przez nieprzyjaciela. A w zasięgu Luftwaffe to było nawet w tej chwili.

Gdy obaj dowódcy przedstawili najważniejsze założenia nowej misji przyszła pora na omówienie detali. Zapoznanie się z materiałami, dokumentami, zadawanie pytań i wysuwanie własnych pomysłów. Oczywiście jako agenci agencji o nietuzinkowych nawet jak na wywiad zainteresowaniach musieli mieć oczy, uszy i umysły otwarte na wszelkie możliwe użycie przez wroga niecodziennej broni i technik. Zwłaszcza jak ostatnia misja bezlitośnie ujawniła, że wróg taką technologią dysponuje. No ale najważniejsze było przetransportowanie tych dwóch świadków na Wyspy albo chociaż wywiezienie ich z Francji.



---


*Mesdames et Messieurs - (fra) panie i panowie.

**ag.ter Soren Batard - dla przypomnienia, to francuski agent który był łącznikiem Noemie i George'a w paryskiej misji z ciężką wodą w marcu.

***niemieccy spadochroniarze dostali sporego łupnia podczas desantu na terenie Beneluksu ale część zadań udało im się wykonać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 26-06-2020, 00:37   #230
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację

Woods rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu. Delektując się herbatą z mlekiem, czytał bez emocji wieczorne wydanie gazety. Niestety nigdzie nie mógł dostać Daily Telegraph, dlatego zadowolił się Evening Standard, choć nie zwykł czytać tego, według jego opinii, podrzędnego brukowca. Choć na twarzy zachowywał spokój i co chwilę sięgał po, stojącą na stoliku, filiżankę, nastrój miał prawdziwie grobowy. Nawet jak na niego.

Atak niemiecki dla wielu był kompletnym zaskoczeniem. Ale nie dla Woodsa. On doskonale wiedział, że Norwegia to tylko drugorzędny front, a ostateczna rozprawa będzie miała miejsce w Europie Zachodniej. Rozgrywki eliminacyjne zakończyły się, przyszła pora na wielki finał. Bo to przecież nie kraiki Beneluksu były celem Hitlera. Chodziło o Francję, a przy okazji też Anglię. W Belgii miało dojść do walk, które rozstrzygną losy kontynentu. Tylko kto wyjdzie z nich zwycięsko?

Autorzy artykułów niemal piali z zachwytu nad szybkimi reakcjami rządu pod wodzą nowego premiera. Obiecywano pełne wsparcie zaatakowanym krajom, polityczne i militarne. Ale czy nie tak samo wyglądały pierwsze strony gazet osiem miesięcy temu? Czy Polakom nie obiecywano tego samego? A przecież Polska była sojusznikiem zachodnich mocarstw, Belgia i Holandia do końca chciały pozostać neutralne. Czy więc Wielka Brytania i Francja okaże tym państwom więcej życzliwości niż własnemu sojusznikowi, a jeśli nawet udzieli realnej pomocy, to czy nie będzie ona przypominać tej udzielonej Norwegii? Może Belgia również, tak jak nieco ponad dwadzieścia lat temu, znów znajdzie się pod niemiecką okupacją, z niewielkim tylko skrawkiem ziemi w rękach wojsk sprzymierzonych?

Woods nie był optymistą. Nawet taki dyletant w sprawach wojskowych jak on zdawał sobie sprawę, że we wrześniu zeszłego roku Alianci nie byli przygotowani do wojny. To mógł być jedyny powód braku reakcji na zaatakowanie przez Niemców Polski. Czy te osiem miesięcy wystarczyły by się przygotować? Czy nieostrzelana armia francuska da radę sprostać wprawionemu już w bojach Wehrmachtowi? Wszystko spoczywało w jej rękach.

Jednakże nawet Woods nie przewidywał, że sprawy przybiorą aż tak fatalny obrót. Gdy w zeszłym roku Niemcy podbijali Polskę, nikt się nie dziwił. Bo i jak można było się dziwić, że zaledwie dwudziestoletnie państwo, z przestarzałą i opartą na kawalerii armią z niedostateczną artylerią i prawie pozbawioną lotnictwa, dostaje łupnia w nowoczesnej wojnie z jedną z największych przemysłowych potęg Europy? Jak jednak można wytłumaczyć dzisiejsze klęski? Czy Francuzom i Anglikom brakuje czołgów, samolotów, armat? Nie można im nawet odmówić chęci udzielenia pomocy, a jednak kolejni ich sojusznicy dostawali się pod niemieckie panowanie. Sytuacja była poważniejsza nawet od tej z 1914 roku. Czy można jeszcze było liczyć na jakiś punkt zwrotny? Czy doczekają się nowej bitwy nad Marną?

Woods nie potrafił się powstrzymać i każdego dnia w biurze przyglądał się reakcjom Noemie na wieści z frontu. Ciężko mu było sobie wyobrazić co może przeżywać ktoś, kogo ojczyzna była własnie podbijana. Wyspiarze nie doświadczyli czegoś takiego od czasów Normanów. Co prawda armia belgijska wciąż walczyła, prowadzona do walki osobiście przez swojego króla, ale była przyparta do morza, okrążona w ogromnym kotle, razem z Korpusem Ekspedycyjnym i częścią wojsk francuskich. Chyba tylko potężne uderzenie pozostałych armii Francuzów mogło uratować te jednostki. Tak, to mogłaby być nowa Marna, ale czy można było na to liczyć?

Anglik wolał nie robić swojej szefowej zbędnych nadziei. Poza tym nie przepadał za kłamstwem. Uciekał się do niego tylko podczas misji, było po prostu jednym ze sposobów osiągania celu. Tutaj, w londyńskim biurze, nie miał jednak żadnej misji, żadnego celu. Zresztą sytuacja wciąż się pogarszała. Dlatego po odprawie przed misją, na którym dowiedzieli się o planowanej ewakuacji wojsk brytyjskich z kontynentu, rzucił tylko do Belgijki:

- Głowa do góry, to jeszcze nie koniec wojny

* * * * *

Na odprawie, swoim zwyczajem, Woods zarzucił oficerów prowadzących bardziej lub mniej szczegółowymi pytaniami, na które otrzymał podobne, najczęściej niezadowalające go, odpowiedzi. Energicznie też protestował przeciwko dołączeniu do ich zespołu niemieckiego jeńca - Birgit, nawet się nie przejmując jej obecnością. W dniach tak imponujących postępów niemieckich wojsk, wykazywał, nawet największy optymista nie mógł liczyć na jej lojalność wobec Agencji. W jego oczach było to czyste szaleństwo i nie obawiał się tak tego nazwać głośno. Odpuścił dopiero po otrzymaniu od Lloyda reprymendy. Wtedy bowiem zrozumiał, że z równym powodzeniem mógłby przekonywać do swych racji ścianę.

We Francji zamierzał się wcielić w miejscowego żandarma Andre de Funes, uznając, że Francuzowi łatwiej będzie nawiązać kontakt z tamtejszą ludnością. A już z pewnością będzie o to łatwiej niż występując w mundurze brytyjskim. W zasadzie każdemu byłoby o to łatwiej niż Anglikowi. Najchętniej przebrałby za Żabojadów całą grupę, ale stało się to niemożliwe, gdy wyszło na jaw, że francuski Birgit pozostawia trochę do życzenia. Noemie pozostawił decyzję co do tożsamości Niemki oraz jej samej.

Na lotnisku, gdy wsiadali do samolotu, przepuścił do środka swoją szefową, ale ręką zagrodził drogę ich najnowszemu "nabytkowi". Odczekał chwilę aż Belgijka wsiądzie do środka, a oni znajdą się poza zasięgiem słuchu kogokolwiek i powiedział ściszonym głosem, patrząc groźnym wzrokiem prosto w oczy Birgit:

- Nie myśl sobie, że mnie oszukałaś swoją ugodowością. Będę cię miał stale na oku. Jeden fałszywy ruch, jedno podejrzane zachowanie z twojej strony, a nie zawaham się ciebie zastrzelić jak psa.

Skończywszy, gestem zaprosił Niemkę do środka. Wróg czy nie, była kobietą, a kobiety należy puszczać przodem...
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172