Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-10-2020, 21:33   #281
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Woods przysłuchiwał się w milczeniu rozmowie obu dziewczyn, dopalając drugiego już papierosa. Tytoń wpływał na niego kojąco. Poza tym zmęczenie dawało o sobie znać coraz bardziej i zwyczajnie nie chciało mu się poddawać emocjom, z których zresztą czuł się całkowicie wyzuty.

- Nie pozostaje nam więc nic innego jak tylko się rozdzielić - powiedział spokojnie, rzucając niedopałek na ziemię. - Jestem już niemłody, a do tego ranny i zmęczony. Zanim dojdziemy do rzeki będę wyczerpany. Nie mam zamiaru przepływać jej wpław, choćby z tej prostej przyczyny, że nie dopłynę do drugiego brzegu i to bez względu na to czy będzie ona szeroka na trzydzieści, pięćdziesiąt czy sto pięćdziesiąt kroków. Jeśli w Abbeville wybuchną walki to tym lepiej. Podczas walk ulicznych łatwiej jest przekroczyć linię frontu niż w szczerym polu za dnia. Ale chcecie to próbujcie - wzruszył ramionami i przydeptał porzuconego peta.

Natychmiast sięgnął do kieszeni po paczkę i odpalił kolejnego.

- Na waszym miejscu nie przejmowałbym się tą wieżą. Zanim dotrzecie do kogoś z dowództwa stracicie godziny, może nawet cały dzień, a i tak nie macie gwarancji, że wam uwierzą. Oficerowie mają tę niedobrą przywarę, że rzadko nadstawiają uszu na rady niższych od nich stopniem, a co dopiero niewojskowych - Woods uśmiechnął się delikatnie na myśl, że właśnie objechał między innymi samego siebie. - A nawet jak uwierzą i artyleria walnie w ten kościółek to przy okazji oberwie reszta wioski. Ofiary w cywilach będą spore, a Niemcy i tak zaraz znajdą kolejne stanowisko.

Skończywszy swoją tyradę zamyślił się. Tak, pójście samemu do Abbeville wydawało się dobrym pomysłem. Szkoda, że nie wpadł na to wcześniej...
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 16-10-2020, 07:33   #282
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noemie zerknęła na Woodsa. Co miała z nim zrobić? Czemu dowództwo wysłało go na front, skoro był na tyle stary, ze nie był w stanie iść? W zamyśleniu poprawiła związane na karku włosy.

- Myślałam raczej o zdobyciu łodzi i przeprawieniu się w nocy. - Belgijka zamyśliła się spoglądając na sąsiadujący z domem ogród. - Moglibyśmy się przespać.... Może Lapage użyczyliby nam miejsca w stodole lub podpowiedzieli gdzie jest jakiś opuszczony budynek. W tym stanie nawet przejście przez miasto mogłoby być nazbyt trudne.
 
Aiko jest offline  
Stary 24-10-2020, 17:24   #283
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Birgit patrzyła na oboje agentów rozszerzonymi oczami, ze zmarszczonym czołem. Do szpitala w Beauvais było przecież co najmniej jeszcze sześćdziesiąt kilometrów. Siedemdziesiąt... Może więcej?

- Spodziewacie się, że jak Niemcy przejdą Sommę, to jutro już będą pod Paryżem? - zdziwiła się na głos, nie kryjąc zaskoczenia. - Jeśli tak, to czemu, do diabła, sami czegoś nie zrobimy?
Wciąż mówiła cicho, panując nad głosem, ale rzuciła kij i gniewnie przydeptała butem swój koślawy rysunek.

- Jutro zapewne nie… ale oni mają pojazdy, a my nie, więc zapewne mogą nas ubiec. - Noemie zamyśliła się. - Nasza misja ma inny cel i nie możemy o nim zapomnieć. Nie możemy ryzykować takiej potyczki.

- Pojazd akurat stoi pod kościołem
- inżynier odwróciła głowę. - Szkoda, że bez mostu nam się nie przyda - dodała z wisielczym humorem. - Nie myślałam, żeby ich mordować, ale wykurzyć z tej wieży… Może miejscowi znają słabe punkty konstrukcji? - zastanowiła się.

Woods spojrzał na Niemkę z mieszaniną zdziwienia i politowania. Zdziwiła go tym, że tak chętnie pisała się na akcję przeciw swoim ziomkom. A może to tylko gra? Chyba nie, byłoby to szyte zbyt grubymi nićmi. Politowanie wzbudziła zaś tym że…
- I co zamierzasz zrobić po znalezieniu tych słabych punktów? Obalić wieżę przy pomocy dźwigni Archimedesa? A może liczysz na to, że chłopi po stodołach chowają trochę trotylu i przy okazji jakiś zapalnik? - zaciągnął się mocno dymem z papierosa. - Im dłużej pozostajemy w tej wiosce tym bardziej narażamy na niebezpieczeństwo jej mieszkańców. Jeden punkt obserwacyjny jest bez znaczenia w skali frontu. Jeśli Niemcy go przerwą, to nie dzięki tej wieży, a jeśli Francuzi się utrzymają to też nie dlatego, że ją unieszkodliwimy. Szkoda marnować czasu, trzeba ruszać - spojrzenie skierował na Noemie. - Pytanie tylko razem czy osobno?

- Wolałabym wyruszyć razem. - Belgijka zamyśliła się. - Przemknięcie się w trakcie ostrzału… ma pewne plusy. Pytanie tylko czy uważacie, że na to macie więcej sił niż na przeprawę łodzią. - Spojrzała niepewnie na Woodsa i Brygit.

- Póki co łodzi nie mamy, tak samo jak trotylu - zimno skontrowała Niemka. - Możliwe, że osobno rzeczywiście zwiększymy szanse. Ktoś może dotrze - wzruszyła ramionami.

- Piloci odmawiają przebrania się w cywilne ciuchy, więc jeśli chcecie przeprawiać się przez rzekę w trakcie walk - nie mógł się powstrzymać przed pokręceniem z dezaprobatą głową - radzę wam uczynić to samo. Będziecie miały dwie dodatkowe pary rąk do pomocy, a poza tym unikniecie rozstrzelania w razie pochwycenia.

- Wpław na pewno nie - Birgit popatrzyła na obydwoje tak, jakby miała się nie ugiąć nawet pod groźbą rozstrzelania. - Nawet gdyby jakimś cudem starczyło mi sił, to oznacza niemal gwarantowanie zakażenie ran - skrzywiła się. - Jeśli sierżant Funes ma rację i nikt nie da nam wiary, to co później? Nawet jeśli przepłyniemy? Ani łódź ani późniejszy transport nie spadnie nam z nieba.
W tej kwestii gotowa była stawiać raczej na rodzinę Lepage’ów z Abbeville.

- Możemy spytać gospodarzy. Jak nie oni to może znają kogoś kto mieszka nad rzeką i byłby gotów nas przewieźć po zmroku. Jeśli takiej możliwości nie będzie, możemy wyruszyć do miasta i spróbować inaczej… choć wątpię by piloci sobie poradzili nie zmieniając strojów. - Belgijka zerknęła na gospodarstwo ciekawa czy Lepage im jeszcze pomogą.

- Z tym ostatnim się zgadzam, kolejny argument za rozdzieleniem się - Woods rzucił niedopałek na ziemię. - Ech, dobra - westchnął - zapytajmy o tego kogoś znad rzeki.

Noemie przytaknęła ruchem głowy i wstała z zajmowanej przez agentów ławeczki. Noemie ruszyła w kierunku domu gospodarzy i zajrzała do środka ciekawa czy kogoś zastanie w środku.
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 24-10-2020, 20:17   #284
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Dom

Drzwi nie były zamknięte. A gdy weszła do środku z kuchni który chyba był sercem tego domu wyjrzała Odette z trochę niepewną miną. Ale widząc kto przyszedł uśmiechnęła się sympatycznie i zaprosiła gestem i słowem gościa do środka. W kuchni była cała dorosła rodzina Lapage czyli Odette i jej rodzice. Zaprosili Noemie do stołu a ich córka zaczęła się kręcić przy kuchni by nastawić herbatę dla gościa.

- Macie ochotę na herbatę? Może zaniosę twoim kolegom? - zaproponowała młoda Francuzka skoro już wstawiała wodę na tą herbatę to mogła zagotować i dla reszty.

- Będę wdzięczna, z pewnością wszystkich postawi na nogi. - Noemie uśmiechnęła się do dziewczyny i podeszła do jej ojca.

- Coś się stało? - ojciec dorosłej już córki zachowywał większą powściągliwość i chyba spodziewał się, że ciemnowłosa pani oficer w cywilnych ubraniach przyszła w jakiejś sprawie.

- Potrzebujemy kontaktu do kogoś, kto pomógłby nam przeprawić się przez rzekę… - Noemie zawahała się na chwilę po czy dodała jeszcze drugie pytanie. - Czy kojarzy Pan miejsce, gdzie moglibyśmy poczekać do zmroku i odpocząć? Nie chcielibyśmy was narażać.

Monsignor Lapage zamyślił się nad tymi pytaniami. Popatrzył na żonę, na córkę co postawiła przez nimi gorącą herbatę ale zaraz wyszła z kuchni pewnie by zanieść herbatę pozostałej dwójce gości.

- Myślę, że możecie zostać u nas. Dobrze mówicie po francusku. Możecie być uchodźcami. Na razie boshe są chyba zbyt zajęci by szukać jakichś rozbitków z samolotu. - powiedział po chwili zastanowienia dość wolnym i wyważonym tonem.

- A no i przez rzekę no tak, chcielibyście dołączyć do swoich, to naturalne. - nad kolejną sprawą zamyślił się jeszcze bardziej. Obracał kubek machinalnym gestem pewnie nawet tego nie zauważając. - Może w mieście by wam się jakoś udało. Ale nie wiem jak tam wygląda sytuacja. Nasz syn tam mieszka. Piekarnie ma. Może on byłby lepiej zorientowany co tam się dzieje. I jest jeszcze taki kawałek kanału co las podchodzi pod sam brzeg. Może nim udałoby się wam dotrzeć w jego pobliże. To kawałek od nas, z nurtem kanału. Ale ten kanał to jak fosa to może boshe mogli go obsadzić. Ale może nie. Nie wiem, tam też nie byłem. No ale może jakoś lasem by wam się udało. - weteran poprzedniej wojny zdawał sobie sprawę, że jego wiedza może być mocno nieaktualna. No ale jeśli szło o przekraczanie rzeki nocą to widocznie w tej okolicy te dwa miejsca wydawały mu się jako rokujące na największe szanse na sukces.

- A zna pan w okolicy kogoś kto ma łódź? To chyba rybna rzeka, więc ludzie raczej łowią, Czyż nie? Tak chcielibyśmy dołączyć do "naszych". - Normie podkreśliła ostatnie słowo zwracając na nie uwagę gospodarza. - A gdyby nie było kogoś takiego… myślisz, że twój syn by nam pomógł? To spore ryzyko.

- Łódź? No w sąsiedniej wiosce, w Port Petit może. Ale to i tak jak ma to pewnie na kanale. Byście musieli i tak dojsć do kanału do tej łodzi. Albo może w mieście. Wydaje mi się, że widziałem. Ale to przed wojną. Nie wiem jak jest teraz. - gospodarz zamyślił się chwilę gdy po chwili rozmowy z żoną zastanawiali się gdzie tu może być jakaś łódź w okolicy.

- A nasz syn, no nie chciałbym decydować za niego. To już dorosły człowiek, ma własną rodzinę. Odette pewnie by was mogła zaprowadzić do niego. Myślę, że wówczas by was wpuścił. Ale nie wiem co dalej. To jego dom i jego rodzina. - ojciec widocznie miał na tyle szacunku do swoich dorosłych dzieci by nie decydować odgórnie w ich imieniu. Mówił dość powoli i z namysłem.

- Rzekę najłatwiej to chyba po moście przekroczyć. - odezwała się trochę niepewnie jego żona jakby chciała pomóc w tej dyskusji.

- Ale mostów to pewnie pilnują. Przynajmniej powinni. - odparł jej mąż ale znów bez zbytniej pewności siebie w głosie.

- Rozumiem… Porozmawiam z resztą. - Noemie podziękowała gospodarzom i wróciła do pozostałych agentów.

Ogród

George i Birgit zostali sami w ogrodzie w ten słoneczny chociaż dość chłodny dzień. Ich szefowa wróciła do domu by rozmówić się z gospodarzami a oni zostali wsłuchani w pomruki bitwy na jakiej obrzeżach byli. Czekali już trochę gdy usłyszeli kroki i zaraz pojawiła się Odette. Niosła jakąś tacę z kubkami.

- Dzień dobry. Wasza koleżanka powiedziała, że przydałaby wam się gorąca herbata. - dziewczyna powiedziała z ciepłym uśmiechem podchodząc do ławeczki i kładąc na niej tacę z tym dzbankiem i kubkami. Była też cukiernica i łyżeczki.

- Dziękuję - powiedział Woods i nawet zdobył się na coś w rodzaju uśmiechu, który posłał w kierunku młodej dziewczyny. Chwycił dzbanek, nalał sobie i Birgit trochę herbaty, po czym chwycił swój kubek i bez słodzenia zaczął sączyć gorący napój. Wzrok skierował w stronę, w którą uciekli lotnicy. Powinni już do nich dołączyć. Tracą zbyt wiele czasu w tym miejscu…

- Dziękuję – powiedziała obojgu z rosnącym poczuciem surrealizmu. - Jesteś dla nas za miła, Odette – Birgit uśmiechnęła się do Francuzki. Jakby nie była sobą, tylko oglądała jakiś komediodramat w achromatycznych barwach. "Dzień dobry, dziękuję", herbata z akompaniamentem wybuchów pocisków artyleryjskich. Żałośni przebierańcy. Pod pewnym względem poczuła się bardziej, zagubiona niż na strasznym statku. Tam walczyła o życie. Tu nie przydawała się w niczym. Jej miejsce było w laboratorium.
Tymczasem siedziała i mieszała bez sensu napar, starając się nie obijać łyżeczką o kubek, jak o filiżankę, którą wyciągano dla gości z najgłębszej szuflady kredensu u babki Hildy. I równie mało miała do gadania ze starszymi szarżą agentami, co jako mała dziewczynka z babką.
– A gdybyś sama chciała zwiać do wojska. Hipotetycznie. O, jako sanitariuszka. Jak byś spróbowała się przedostać? - lekkim tonem pogawędki przy rodzinnym stole spróbowała pociągnąć dziewczynę za język.
- Francuska armia… - Woods odruchowo zaczął tłumaczyć znużonym tonem, ale ugryzł się w język. Może dziewczyna nie wie, że francuskie kobiety nie mogą służyć w wojsku?
- Chciałabym! - Odette pokiwała energicznie głową zgadzając się na taką propozycję jaką luźno rzuciła niemiecka naukowiec w cywilnym przebraniu bez wahania. - Ale kobiet nie biorą do wojska. Nie wiem dlaczego. Najwyżej obrona cywilna. No to zostałam sanitariuszką. - tak jak nagle entuzjam wywindował jej humor do góry tak teraz oklapł gdy z kolei to co wiedział George okazało się prawdą. Dziewczyna usiadła obok Birgit i milczała chwilę wpatrzona w zalany słonecznym blaskiem ogród. - A u was kobiety mogą służyć w armii? Może bym się zapisała do waszej? Przecież razem walczymi z Niemcami prawda? - młoda Francuzka ożywiła się ponownie i spojrzała żwawo na siedzącą obok nową koleżankę. I siedzącego za nią starszego kolegę jakby odkryła, że oni mogą być dla niej okazją by mogła przywdziać jakiś mundur wojskowy. Jak nie francuskiej armii to chociaż brytyjskiej.

- Hipotetycznie, – inżynier uniosła brwi – źle to powiedziałam? - zmieszała się na moment. Potknięcia językowe wciąż ją irytowały.
- Tak jak Annabelle, mój mundur to też tylko żandarmeria – potrząsnęła głową. Mimo wszystko nie chciała za wiele opowiadać o sobie ani o agentach.
- Zresztą, jak mężczyznom mało było jednej wielkiej wojny, wkrótce będziemy musiały zastąpić ich nie tylko w fabrykach – dodała tonem żartu, który z braku innych celów pod ręką, niewątpliwie ostrym końcem szpilki zwrócił się w Woodsa, było-nie-było "francuskiego żandarma pod dowództwem kobiety".
Noemie powoli dołączyła do swoich towarzyszy, ponownie poprawiając włosy.
- Wyszło na twoje Funes.. Ruszamy do miasta. - Belgijka spojrzała na Odette i uśmiechnęła się nieco niepewnie. - Podobno… mogłabyś nas zaprowadzić do swojego brata… a on mógłby nam podpowiedzieć jak przeprawić się na drugą stronę.
- Tak, oczywiście. Możemy wziąć rowery to będzie szybciej. Na piechotę to jednak trochę się idzie. - Odette pokiwała energicznie głową i wskazała gdzieś tam w głąb podwórka gdzie pewnie mieli te rowery. Wydawała się cieszyć na myśl o takiej wspólnej wyprawie do miasta.
- A to żandarmeria to nie jest jakaś armia? Do żandarmerii też bym mogła wstąpić. - zaraz potem młoda Francuzka spojrzała na Birgit i Georga nawiązując do tego o czym rozmawiali przed chwilą. Pytała jakby nie do końca rozróżniała tą żandarmerię i armię ale skoro jak widziała na własne oczy mogą tam służyć kobiety to była tym zainteresowana.

Woods spojrzał na Birgit wymownie, chcąc dać jej do zrozumienia, że skoro ona zaczęła ten temat, to niech sobie teraz z tym poradzi. Sam zwrócił się natomiast do Noemie:

- Trzeba by jeszcze poinformować naszych kolegów z nieba i podjętej decyzji. Najpewniej nie zechcą pójść z nami, ale szkoda by mieli na nas czekać w lesie w nieskończoność.

- Pójdę do nich. Załatwcie jakiś prowiant, pomóżcie Odettę z rowerami i ruszajmy. - Normie skierowała swoje kroki w stronę zagajnika by odnaleźć lotników.

- Odwdzięczymy się - uśmiechnęła się do Francuzki Birgit. Pomogła jej od razu zebrać naczynia.
- Chodź. Pokażesz mi co pakować - zgarnęła dziewczynę pod ramię. Skoro decyzja zapadła i udawali się do miasta, lepiej byłoby dotrzeć tam, zanim dotrą bezpośrednie starcia.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 25-10-2020 o 18:57.
Aiko jest offline  
Stary 25-10-2020, 21:31   #285
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 74 - 1940.V.27; pn; południe; Abbeville

Czas: 1940.V.27; pn; świt; godz. 12:30
Miejsce: Francja; Abbeville; rogatki Abbeville; ulica
Warunki: jasno, chłodno, pomruk dział, pogodnie, łag.wiatr



Birgit (kpr. Mae Gordon); Noemie (por. Annabelle Fournier) i George (srg. Andree de Funes)



- Powodzenia. Niech was Bóg błogosławi. - obaj lotnicy pożegnali się z uśmiechem i wyciągnięciem dłoni na pożegnanie. Obie strony zdawały sobie sprawę, że czy w mundurach czy bez obaj lotnicy mają marne szanse na uniknięcie rozpoznania w nich wrogich Niemcom żołnierzy. Obaj wyglądali na młodych mężczyzn w kwiecie wieku a takich przecież powoływało się do wojska w każdej armii. Zwłaszcza jak ta armia toczyła wojnę. W przeciwieństwie do trójki agentów zbyt słabo znali francuski by oszukać nawet Niemca o Francuzach nie wspominając. A nie było wiadomo czy wszyscy Francuzi będą tak życzliwi aliantom jak rodzina Lepage. No i nie mieli żadnych dokumentów które mogliby pokazać policjantowi czy żandarmowi czy to niemieckiemu czy francuskiemu. Więc znów łatwo było ich zdemaskować nawet w cywilnych ubraniach. A wtedy mogliby zostać potraktowani jak szpiedzy i sabotażyści. Co oznaczało wszystko, od sądu polowego, przez więzienie no i oczywiście śledztwo. Z dwoja złego więc woleli zachować swoje mundury które w razie schwytania gwarantowały, że będą traktowani jak jeńcy wojenni. Zwłaszcza, że i Arthur i Tom byli oficerami. Więc powinni trafić do oflagu Luftwaffe. Ale nie mieli takiego zamiaru. Planowali nabrać sił i w nocy spróbować jakoś przekraść się przez rzekę by dotrzeć do swoich.

- Nami się nie przejmujcie. Róbcie swoje. - powiedział jeszcze Tom uśmiechając się gdy już szli po naszykowane rowery.

Noemie co prawda już się z nimi raz żegnała gdy ich donalzała w tym zagajniku. Wyszli na jej spotkanie gdy upewnili się, że to ona a nie żadni Niemcy. Pożegnali się no ale ledwo belgijska agentka Spectry wróciła do domu by dołączyć do trójki jaka szykowała się do wyprawy do miasta to się właśnie rozpadało.

- Ojej a oni tam tak siedzą w tym lesie na tym deszczu. Biedne chłopczyki. - litowała się nad tymi poranionymi lotnikami pani Lepage jakby odczuwała jakaś matczyną więź z tymi młodymi mężczyznami co byli pewnie w wieku jej dorosłych dzieci. Koniec końców więc Pierre też chyba nie mając sumienia trzymać ich na dworze jak się rozpadało na całego poszedł po nich i we trzech wrócili do domu. Deszcz zrobił swoje. Działa jakby ucichły chociaż od czasu do czasu coś tam strzelało i wybuchało. Czy to bitwa się kończyła czy tylko brała jakiś oddech trochę nie było wiadomo. Deszcz też nieco opóźnił wyjazd do miasta bo chociaż Odette rwała się do akcji i głosiła wszem i wobec, że deszcz absolutnie jej nie zatrzyma to rodzice jednak nalegali by go przeczekać. A może chcieli jeszcze dłużej pobyć ze swoją córką. No ale prawie w samo południe deszcz ustał. Chmury zaczęły rzednąć i pokazał się słoneczny blask. Gdyby nie ta cholerna wojna to by się zrobiło całkiem ładne, majowe południe. Chociaż jak się szybko okazało na zewnątrz było jednak trochę chłodno no i po deszczu zostały kałuże i błoto. Ale na chłód palta jakie dostali od Lepagów były w sam raz.

Przez ten czas jaki trójka agentów spędziła na przygotowaniach wyprawy do miasta doszła do skutków ta która miała być ich przewodniczką wydawała się odwzajemniać życzliwość jaką okazywała jej Mae. Jak ta złapała ją pod rękę jakby były koleżanami od dawna Francuzka roześmiała się wesoło i zgodnie i pogodnie wróciła z nią do domu. Potem wydawało się, że to właśnie Odette jest wszędzie gdzie coś się dzieje. Chociaż angażowała się cała dorosła rodzina a młodsze pokolenie oglądało ten spektakl na żywo z zapartym tchem. Ale to ich najstarsza siostra pomagała nowym koleżankom przymierzyć palta czy inne ubrania, zapakować przygotowane przez jej matkę termos i kanapki do chlebaka a gdy już mieli wychodzić przed dom to poprowadziła ich do szopy gdzie trzymali rowery. Na szczęście dla każdego z nich wystarczyło. Rodzice Odette wyszli przed dom aby im pomachać i pożegnać się. Odette jeszcze im odmachnęła obiecując, że wkrótce wróci, zamknęła furtkę, wsiadła na rower i odjechała.

---


Musieli jechać za swoją przewodniczką. Wyglądało to trochę dziwnie. Przynajmniej w porównaniu do przedwojennych standardów. Środek słonecznego, majowego dnia, tuż po deszczu a droga pusta jak w środku nocy. Jedynie właśnie czwórka rowerzystów jechała sobie drogą. Najpierw wyjechali z ulicy i dojechali do krzyżówek które prowadziły do kościoła. Niemiecki łazik wciąż tam stał jak trzy godziny temu gdy go widzieli po raz ostatni. Tylko teraz miał rozłożony dach.

- Mam nadzieję, że zmokli. - powiedziała mściwie Odette gdy przejechali przez te krzyżówki. Potem trochę skręcili by wyjechać z wioski na główną drogę. Za plecami zostawili ten kierunek który prowadził do pola z wrakiem ich Wellingtona. Tak im powiedziała ich przewodniczka. Ale skierowali się w przeciwną Panorama miasta stopniowo zbliżała się. Nie jechało się jakoś specjalnie trudno. Chociaż George i Birgitt zdawali sobie sprawę, że potrzebują kawy. Albo po prostu wreszcie pójść spać. Ale na razie jeszcze nie było to obezwładniające zmęczenie ale już trudno je było ignorować.

- O! Mae! Zobacz! - Odette nie powstrzymała się aby się nie odwrócić i zawołać do koleżanki z jaką była na kościelnej wieży. Wtedy z dzwonnicy nie widziały dział a jedynie podmuchy z ich luf gdy strzelały. A teraz gdy zbliżyły się do miasta mogły zobaczyć te działa na własne oczy. Zresztą jak i pozostała dwójka.





Właściwie to byli tak blisko, że niemieccy artylerzyści też na nich spojrzeli. To akurat nie było dziwne. Na tak pustej drodze nie było nic innego do oglądania niż czwórka cywilnych rowerzystów. Z czego trzy to młode kobiety. Co też mogło być dodatkowym powodem ciekawości niemieckich żołnierzy. Obie grupy były od siebie zbyt daleko by rozmawiać czy rozpoznać detale ale widać było, że tamci ich obserwują i pewnie rozmawiają. Chyba mieli jakąś przerwę bo nie ładowali działa ani nic.

- Już niedaleko. Właściwie już jesteśmy w mieście. - powiedziała chwilę potem panna Lepage gdy już wjeżdżali w miasto. A miasto też wyglądało jak bezludne miasto duchów. Co budziło upiorne wrażenie, nieco surrealistyczne w tym słonecznym, majowym południu. I w to słoneczne francuskie południe wdarł się niemiecki, wojskowy okrzyk.

- Halt! Halt! - gdzieś zza rogu wyszedł jakiś niemiecki żołnierz z czerwonym lizakiem do kierowania ruchem. Uniósł go w geście jakim zwykle policja i żandarmeria zatrzymywała pojazdy. Na piersiach miał charakterystyczny ryngraf niemieckiej żandarmerii polowej. A George zwrócił uwagę, że ma gogle motocyklisty. Więc pewnie gdzieś w pobliżu ma swój motocykl chociaż z ulicy na razie nie było go widać.





Odette co jechała pierwsza zwolniła i odwróciła się szybko by spojrzeć na pozostałą trójkę jakby pytając się niemo co powinna teraz zrobić. Żandarm chyba nie spodziewał się kłopotów bo chociaż miał pistolet to w kaburze a Mausera trzymał przewieszonego przez ramię.

- Halt! - powtórzył już stojąc na środku drogi z tym lizakiem i spojrzał gdzieś w stronę ulicy z której wyszedł. Dochodził stamtąd odgłos zbliżającego się silnika. Raczej ciężarówki niż osobówki. Odette zatrzymała się dobre kilka długości roweru przed żandarmem i wtedy na krzyżówki wjechała ciężarówka w szarych barwach. Zwolniła aby wykręcić a żandarm dał jej pierwszeństwo zatrzymując czwórkę rowerzystów.

Ciężarówka wykręciła w tą samą stronę co do tej pory jechali agenci i ich przewodniczka więc ukazała się tyłem. Dało się zobaczyć białe blachy niemieckiej armii. A przez odkrytą plandekę dało się dostrzec ciała. Tam i tu widać było biel opatrunków i nie były niczym przykryte. Więc raczej ranni a nie zabici. Chociaż nie dało się dostrzec co to za ranni. Ciężarówka już zjechała z krzyżówek więc żandarm znów wrócił uwagą do rowerzystów.

- Komm! Papiere, bitte!* - krzyknął do Odette i pozostałych wracając do tego nawyku wszystkich gliniarzy by sprawdzać i legitymować każdego kiedy tylko jest okazja chociaż odjeżdżająca ciężarówka dopiero co odjeżdżała od krzyżówek. Odette znów odwróciła głowę i spojrzała pytająco na pozostałą trójkę. Z całej czwórki tylko ona mogła mieć dokumenty których mogły zadowolić przedstawicieli władz.


---


*Komm! Papiere, bitte! - (niem) Podejdź! Dokumenty poproszę!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-11-2020, 19:11   #286
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Post tworzony przez wszystkich

Młoda Francuzka widząc zachęcające gesty swoich kolegów wsiadła na rower i powoli podjechała do żandarma zatrzymując się przed nim. Pozostała trójka też się zatrzymała zaraz za nią.

- Papieren bitte. - powtórzył mężczyzna w niemieckim mundurze wsadzając lizak za pas aby zwolnić rękę i zaraz wykonał nią zachęcający ruch dłonią dając znać, że czeka na te dokumenty. Odette zrozumiała to wszystko na tyle, że sięgnęła do kieszeni kurtki i wyjęła z niej dowód. Żandarm otworzył go i zaczął przeglądać.

- Odette Lepage. Grande Lavere. - przeczytał z twardym niemieckim akcentem Francuzka pokiwała głową twierdząco i wskazała ręką na kierunek skąd przyjechali.

- Wohin gehst du?* - Niemiec zapytał podnosząc wzrok na nią a potem i na pozostałą trójkę. Dziewczyna z Grande Lavere popatrzyła na niego niepewnie chyba nie rozumiejąc o co pyta. Obejrzała się na pozostałą trójkę szukając jakiejś podpowiedzi.

- Wohin gehst du? Was machst du hier?** - Niemiec sapnął jak to zwykle tubylcy sapali na turystów albo na odwrót gdy druga strona nie rozumiała ich mowy ojczystej. I jak zwykle w takich wypadkach próbował się wspomóc pantonimą pokazując losowe kierunki jakby chciał wiedzieć w którym zamierzają jechać. Odette znów na niego popatrzyła i powoli wskazała palcem tam gdzie pojechała ciężarówka.

- Nein, nein, nein. Diese Straße ist gesperrt. Nur das Militär. Es gibt keinen Übergang. Blockade. - żandarm mówił powoli i wyraźnie jakby miał nadzieję, że dzieki temu obcokrajowcy zrozumieją o co mu chodzi. Zrobił też odmowny gest dłonią pokazując, dość czytelnie, że dalej przejścia nie ma. Francuzka niepewnie pokiwała głową i odwróciła się do pozostałych.

- Chyba mówi, że nas nie puści. Ale to nic, pojedziemy inną drogą. - powiedziała szybko i cicho.

- Sanitäter? - wojskowy policjant widocznie dostrzegł chlebak Odette z czerwonym krzyżem. Bo wskazał na niego znów zwracając na siebie uwagę tubylca. Dziewczyna powoli skinęła twierdząco głową. - Aufmachen. Zeig mir was du hast.**** - powiedział wzmacniając wypowiedź gestem. Rowerzystka zawahała się albo nie była pewna o co chodzi. Ale w końcu schyliła się nieco aby otworzyć chlebak i pokazała co tam ma. Żandarm zajrzał, sięgnął do środka i wyjął jedną z kanapek przygotowanych przez panią Lepage. Rozwinął gazetę i ukazały się w niej dwie kanapki. Sprawdził co jest w środku, uśmiechnął się i gestem dał znać, by mu dać jeszcze jedną. Gdy Oddette mu ją podała uśmiechnął się jeszcze bardziej. W końcu machnął ręką jakby odgadniał całą czwórkę i w ogóle zabierali się stąd i nie zabierali mu czasu.

Birgit trzymała rower w szeregu za Odette i Noemie, co jakiś czas tylko przechylając się zza ramienia porucznik, aby zachęcająco kiwnąć do młodej Francuzki i potwierdzić jej domysły co do słów Niemca. Odetchnęła dopiero, gdy żołnierz machnął ręką, zadowoliwszy się kanapkami. Ze zdenerwowania jeszcze mocno zacisnęła rękę na kierownicy, ale krótki postój zdał się nawet wytchnieniem.
- Daleko ta inna droga? – cicho zapytała dziewczynę przy pierwszej okazji.
- Jeszcze kawałek. Zaraz będziemy. - powiedziała cicho Odette nie ukrywając ulgi, że to już koniec tego zaskakującego spotkania. Miała rację. Pomimo, że dziwnie się jechało w środku dnia przez tak wyludnione miasto to jednak więcej nic ich nie zatrzymało.
- To tutaj. Poczekajcie, zaraz wrócę. - młoda Francuzka wskazała na front piekarni zsiadając z roweru i zostawiając go opartego o ścianę przy piekarni. Potem weszła w drzwi obok tych od piekarni, pewnie prowadzące na górę klatki schodowej kamienicy na jakiej parterze była piekarnia. Po paru chwilach Odette pojawiła się ponownie zapraszając pozostałą trójkę do środka. Ale najpierw trzeba było znieść rowery do piwnicy co trochę czasu zajęło. Po czym ich przewodniczka zaprowadziła ich do mieszkania na piętrze gdzie przywitał ich Louise. Nawet podobni byli do siebie chociaż okulary, w grubych, rogowych oprawkach zdradzały, że starszy brat Odette nie ma sokolego wzroku. Miał też żonę i dwójkę małych smyków. Może dlatego nie był zachwycony wizytą trójki niezapowiedzianych gości. Ale chyba ostatecznie dał się przekonać. Dało się wyczuć brak tej serdeczności jaka dominowała u ich rodziców. Ale i stres oraz obawa ostatnich dni dały się bardziej we znaki.
- Nie chcemy wam kłopotów. - Noemie odezwała się, gdy w końcu pojawiła się okazja by nie kusić ciekawskich uszu. - Chcemy przedostać się na drugą stronę rzeki. Możemy to zrobić sami tylko... Potrzebujemy podpowiedzi.

Louise popatrzył na kobietę jaka się na niego odezwała. Popatrzył na swoją żonę i siostrę. Żona zagoniła i zniknęła dzieci do pokoju wcześniej coś krótko mówiąc mu na ucho. Siostra pokiwała zachęcająco głową. Wreszcie więc gospodarz wskazał na jedne z drzwi.

- Chodźcie do kuchni. - zaprosił ich słowem i gestem. Gdy się trójka poobijanych gości rozsiadła ze swoim gospodarzem przy stole jego siostra pewnie będąc tu nie pierwszy raz zaoferowała wszystkim kawę albo herbatę.

- Zrób mi herbaty. - poprosił brat i popatrzył na swoich gości. - To co właściwie chcecie? - zapytał chcąc widocznie jakoś doprecyzować o co właściwie chodzi tym gościom. *
- Dostać się do naszych. Na drugim brzegu. I najlepiej nie wpaść przy tym na niemieckie patrole - inżynier rozmasowała czoło i kark, z trudem opierając się rosnącemu zmęczeniu. Gdyby rzeczywiście, jak pocieszała w kościele Odette, byli pewni, że natarcie dojdzie do miasta, mogliby przeczekać, odpocząć, ale tej pewności nikt nie miał.
- Nie chcemy was narażać ani utknąć - dodała. - Tylko informacji o miejscowych ścieżkach. O przeprawach, o których oni mogą nie wiedzieć.

- W pierwszej kolejności chcielibyśmy się dowiedzieć jak wygląda sytuacja w mieście - Woods sprecyzował wypowiedź Brigit płynnym francuskim. - Dużo wojska? Przejeżdżają tylko przez miasto czy stacjonują na miejscu? Dużo patroli na ulicach? Jak wygląda przejście przez most czy może mosty, bo w sumie nie wiem ile ich tu macie? Trzymają tam jakieś stałe posterunki? A może jest jakiś prom? Istnieje w ogóle ruch przez rzekę inny niż wojskowy? - zakończył grad pytań, po chwili jednak dodał. - Gdybyśmy mogli się gdzieś przespać kilka godzin, bylibyśmy wam bardzo wdzięczni.

- Przespać? - gospodarz zaczął od czegoś w miarę prostego i domowego. Zastanowił się chwilę. - Możemy wam oddać jeden pokój. Ale tam są tylko dwa łóżka. Ale mamy jedno polowe. Tylko z piwnicy to trochę zalatuje stęchlizną. - brat Odette wskazał ręką na drzwi za jakimi pewnie był ten pokój o jakim mówił.

- A Niemców dużo. Dużo ciężarówek, nawet czołgi i armaty. Dużo tego mają. I dużo żołnierzy. - Louise mówił tak jakby ilość i jakoś niemieckiej armii jaka zwaliła się na miasto robiła na nim wrażenie jakieś niepokonanej potęgi.

- No i są za miastem. Po drugiej stronie kanału w mieście. I za miastem. Trudno przejść przez mosty. Mocno pilnują. Ale po drugiej stronie też są. Ale nie wiem jak daleko. No i dzisiaj od rana strzelają się cały dzień. Tylko czekać aż nam spadnie na głowy jakaś bomba. - przyznał z obawami wskazując dłonią na sufit jakby lada chwila miała wpaść przez niego jakaś bomba. Co w trakcie bitwy nie było tak całkiem niemożliwe. Wystarczyło aby alianci namierzyli pozycje niemieckiej artylerii za miastem i któryś alianci pocisk spadł za blisko. Czyli walnął w miasto.

- A co to jest? - Odette która wróciła do stołu aby podać kubki z mocną herbatą coś chyba dojrzała. Cofnęła się do szafki i wyjęła jakąś gazetę jaka tam leżała. - To jest niemiecka gazeta Louis. - popatrzyła na brata zaskoczona domagając się wyjaśnień.

- Rano zgubił ją jakiś ich żołnierz. Albo zostawił. Nie wiem. Leżała to wziąłem. Właściwie nie wiem po co. Nie znam niemieckiego. Ale ta mapa mi się nie podoba. Myślicie, że to prawda? Naprawdę nas tak okrążają? - starszy brat machnął ręką jakby uznał, że siostra robi z igły widły. Po czym wyjaśnił trochę niecierpliwie skąd ta niemiecka gazeta znalazła się w jego domu.

- No ja też nie znam niemieckiego. - Odette wpatrywała się w obcy tekst gazety przez chwilę ale widocznie niewiele więcej mogła zrozumieć co jej brat. Więc w końcu położyła ją na stole by wszyscy mogli zobaczyć. A na pierwszej stronie rzeczywiście była mapa tego zakątka Francji i kawałka Belgii. Czarne pole oznaczał zdobycze niemieckie. I wyglądało jakby alianci mieli przypartą do morza niewielką redutę białego owalu. A lada chwila ten czarny nawis mógł spaść na południe, na resztę Francji. Niemieckie tytuły i hasła ogłaszały triumf niezwyciężonej armii niemieckiej która wreszcie bierze rewanż za oszukańczy wynik poprzedniej wojny. *

- Dajcie – ożywiła się Birgit, nieomal parząc sobie usta herbatą. – Mówiłam ci, że rozumiem - przypomniała Odette, sięgając po papier. – Może będzie jakieś przydatne ziarnko pośród jedynie słusznej... - ugryzła się w język. – Wiecie, gazeta każdy ich sukces podkreśli po dwa razy, o błędach zmilczy na pewno, ale może coś...
Miała nadzieję, że oczy jej się jeszcze nie zamkną i, broń boże, nie przerwie żadna bomba, lecz uda się wyłowić z tekstu choćby najdrobniejszą sugestię w sprawie dalszej drogi lub pośpiechu.
- Naprawdę byłoby lepiej jakbyśmy was nie narażali. Może jakieś opuszczone budynki, które mogłyby nam posłużyć za miejsce na odpoczynek? - Belgijka także z zaciekawieniem spojrzała na gazetę, ponad ramieniem Birgit, szybko jednak powróciła wzrokiem do ich gospodarza. - A wam… radziłabym się wynieść na wieś. Tam zawsze bezpieczniej niż w mieście.
- Opuszczone budynki? W mieście? - trudno było powiedzieć czy Louis jest zaskoczony pomysłem czy raczej zastanawia się czy jest coś takiego w okolicy. Popatrzył na swoją siostrę jakby to mu miało pomóc znaleźć odpowiedź. A w tym czasie agenci siedzący przy stole mogli się zaznajomić z niemiecką gazetą. Birgit aż za dobrze znała nagłówek “Völkischer Beobachter” co miała opinię oficjalnego tłumacza linii partii która objaśni czytelnikom jaki jest właściwy światopogląd na daną sytuację.
Co ciekawe to była wczorajsza gazeta. Co nieźle świadczyło o dostarczaniu zaopatrzenia dla niemieckich wojsk skoro stać ich było na dostarczanie prasy praktycznie na bieżąco. Nad nagłówkiem był odręczny dopisek “Ltn. Hans Zimmer”. Jakby ktoś podpisał swoją gazetę czy po prostu zapisał jakieś nazwisko.
Wieści były bardzo optymistyczne a ton wręcz triumfujący. Można było przeczytać wywiad z kapitanem U-Boota jak barwnie opisuje służbę na morzu jako przygodę godną prawdziwego mężczyzny i wojownika. Przy okazji jak nad Wilhelmshaven odparto nalot wrogich bombowców zadając im liczne straty. I kolejny wywiad, tym razem z pilotem 109-ki który opisywał jak 24-go maja zestrzelił 2 Spitfire w jednym locie. I to nad Dover, tuż pod nosem Anglików! Opis wyglądał jakby ze swojej 109-ki strzelał do brytyjskich jak do kaczek. “Nawet się nie zorientowali co ich trafiło” jak szydził nagłówek tego artykułu. No ale jednak główny nacisk był położony na kampanię francuską.
Jak głosiły artykuły Holandia już padła, lada chwila Belgia pójdzie w jej ślady a zaraz potem niemiecki but kopnie tą francuską ruderę i Francja rozsypie się jak domek z kart. Więc lepiej by panowie Anglicy przestali snuć jakieś mrzonki i sojuszu za przegraną sprawę, poszli po rozum do głowy i zawarli pokój z Niemcami którzy im go oferują w swojej wspaniałomyślności.
Dla samych Niemców treść gazety była radosna i triumfująca. Dla czytającej ją strony przeciwnej jednak przeciwnie. Front zdawał się rozciągać wzdłuż rzeki Aisne. Wojska niemieckie wisiały nad północną Francją. Ale na razie angażowały się w likwidację kotła przypartych do morza wojsk alianckich. I po kolei likwidowały te punkty oporu. Bolougne już zostało zdobyte, Calaise było oblężone i miało paść lada dzień a reszta wojsk alianckich była systematycznie spychana do morza. Wydana na ataki tej straszliwej Luftwaffe jej los zdawał się być przesądzony. Ale dla trójki agentów siedzących przy tym kuchennym stole w Abbeville pocieszające mogło być to, że nic nie było o jakiejś inwazji na południe która mogła cofnąć front i wydłużyć trasę do własnych linii. A taka inwazja by oznaczała przełamanie linii obrońców co pewnie niemiecka propaganda na pewno by nie przegapiła. Wydawało się więc, że południowy odcinek frontu nie zmienił się jakoś znacznie od sytuacji z wczorajszej odprawy w niedzielę rano ponad dobę temu.
Niejako wisienką na torcie był krótki reportaż o elitarnej formacji Waffen SS jaka wspomagała bratni wojska lądowe w walkach w kampanii francuskiej. Była fotografia żołnierzy w charakterystycznych hełmach. Ale mieli inne mundury. Zamiast standardowych szarości wojsk lądowych mieli jakieś takie jakby pstrokate. Ale w dość ziarnistym, czarno białym zdjęciu nie bardzo dało się rozpoznać jak to wygląda w rzeczywistości. I jak tajemniczo autor artykułu “gdzieś w północnej Francji” walczyła ta nowa i nowoczesna jednostka.
- Mogę? - Woods wyciągnął pytająco rękę w stronę Birgit, gdy ta zdawała się kończyć czytać.
Z zaciekawieniem przeleciał po tytułach artykułów. Do tych o lotnictwie nie przywiązywał większej, a w zasadzie żadnej wagi. Pamiętał jak we wrześniu polskie gazety i radio kilkakrotnie podawały informacje o bombardowaniu Berlina przez polskie samoloty, albo Zagłębia Ruhry przez brytyjskie i francuskie. I ile to zwycięstw odnieśli polscy piloci myśliwców, którzy gdyby zsumować ich osiągnięcia z gazet, roznieśliby co najmniej połowę Luftwaffe?
Znacznie bardziej interesujące były doniesienia z frontu, choć pewnie też nie oddawały wiernie sytuacji.
- W sumie to dobre wiadomości - powiedział po angielsku, zwracając się do obu agentek. - A raczej na tyle dobre, na ile możemy liczyć w obecnej sytuacji. Nadzieja w tym, że Jerries nie zlikwidują za szybko tego kotła, chociaż na ile jest ona realna? - zastanowił się.
Tempo natarcia niemieckiego nie napawało optymizmem. Ile mogły wytrzymać oddziały przyparte do morza? I ile zajmie Wehrmachtowi przegrupowanie do ataku na zachód, gdy już zlikwidują wrogie siły na swojej północnej flance? Dni, może tydzień, na więcej nie mogli liczyć.
- Skorzystamy z waszej gościnności - rzucił uprzejmie po francusku do gospodarza. - Panie zajmą łóżka, ja mogę się przespać nawet na podłodze. Prosiłbym tylko o jakiś koc i może poduszkę - uśmiechnął się lekko. - Potem zastanowimy się co dalej - spojrzał na Noemie. To było bardziej pytanie niż stwierdzenie.
Belgijka przytaknęła.
- Masz rację… kładźcie się ja chciałabym tu jeszcze chwile porozmawiać i zaraz też przyjdę. - Noemie przejęła gazetę i pokazała ją gospodarzom. - Przetłumaczyć wam co tu jest napisane? Mówię co nieco po niemiecku.
- To ja pójdę wam przygotować pokój. - gospodarz wstał i wyszedł z kuchni idąc do tego pokoju jaki wcześniej im proponował. W kuchni została jego siostra i ta usiadła na zwolnionym przez niego miejscu.
- A piszą coś o nas? O Abbeville? - zapytała Odette wskazując na niemiecką gazetę ale chyba była zaciekawiona co tam jest napisane chociaż zdradzała i nieufność do języka propagandy nieprzyjaciela.
- Mae, zerkniesz ze mną? - Noemie spojrzała na Niemkę i potem na Odette. - Mae zna dużo lepiej niemiecki ode mnie…
Wspólnie zaczęły tłumaczyć gazetę Francuzce, wskazując interesujące ja fragmenty tekstu. Potem wypytała jeszcze brata Odette o to co dotychczas działo się w mieście. Była ciekawa kiedy przybyły tu niemieckie wojska.

---

Gdy już pokój został naszykowany. Noemie skorzystała z chwili odpoczynku. Martwiła się o swoich znajomych z Belgii, dalszą rodzinę, ale wiedziała, że nie wolno jej się teraz na tym skupiać. Musiała odpocząć i wykonać misję... potem... potem spróbuje się czegoś dowiedzieć.

Planowała przespać się chwilę, a tuż po przebudzeniu wypytać gospodarzy o potencjalne drogi, którymi mogliby się przedostać na drugą stronę. Może przez rzekę odbywały się jakieś transporty i mogliby się ukryć pod ładunkiem? A może rzeka była pod mostem płytsza i dało się ją przejść w bród? Na pewno przydałaby się im jakaś mapa miejscowości by się rozeznać w terenie, ale teraz.. chyba wszyscy potrzebowali odpoczynku.


---

*Wohin gehst du? - (niem) Dokąd jedziecie?
**Was machst du hier? - (niem) Co tu robicie?
***Nein nein Nein. Diese Straße ist gesperrt. Nur das Militär. Es gibt keinen Übergang. Blockade. - (niem) Nie, nie, nie. Ta ulica jest zamknięta. Tylko dla wojska. Nie ma przejścia. Blokada.
****Aufmachen. Zeig mir was du hast. - (niem) Otwieraj. Pokaż co tam masz.

 
Aiko jest offline  
Stary 02-11-2020, 00:51   #287
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 75 - 1940.V.27; pn; wieczór; Abbeville

Czas: 1940.V.27; pn; wieczór; godz. 21:30
Miejsce: Francja; Abbeville; centrum Abbeville; mieszkanie Louisa
Warunki: jasno, ciepło, cicho na zewnątrz wieczorna szarówka, chłodno, pogodnie, d.si.wiatr



Birgit (kpr. Mae Gordon); Noemie (por. Annabelle Fournier) i George (srg. Andree de Funes)



Odpoczynek i sen pomogły. Jakoś własne członki czy głowa nie wydawały się tak ciężkie. Obie agentki przespały się w łóżkach z kolorową pościelą a najstarszy wiekiem agent na łóżku polowym które Louise przygotował i pod własną pościelą. Gospodaż żachnął się na pomysł by ktoś z jego gości miałby spać na podłodze. I jak wstali okazało się, że jest już wieczór. Przespali większość drugiej połowy dnia. A za oknami dzień się kończył dając malowniczy widok chmur barwionych przez zachodzące Słońce.

- Chodźcie na kolację. - zaprosiła ich Odette gdy już wstali i się porządkowali. W końcu więc cała trójka gości plus gospodarz i jego siostra znów spotkali się w kuchni. Tym razem na kolacji.

- Jedzcie. Dzisiaj już i tak tego nie sprzedam. - piekarz wskazał na półmisek z drożdżówkami co pewnie upiekł rano zanim nie zaczęła się ta afera za oknami. A za oknami był ładny, słoneczny zachód Słońca. I dochodził zza nich miarowy pomruk wielu silników. Jakby gdzieś tam przez miasto przejeżdżała cała kolumna ciężarówek.

Podczas kolacji Louis i Odette trochę na zmianę tłumaczyli co i jak na zadane przez agentów pytania. Normalnie najłatwiej było przejść na południową stronę rzeki przez mosty. One właściwie już były za miastem. No ale teraz niemieccy żołnierze ich pilnowali. Było ich widać z południowych krańców miasta. I droga była zamknięta dla cywili. Tam po drugiej stronie rzeki to już byli chyba tylko Niemcy. W każdym razie nie wpuszczali tam nikogo to nie było wiadomo co tam się dzieje. Ale wyglądało na to, że w legalny sposób nie da się przedostać tymi mostami na drugi brzeg skoro przejście było tylko dla niemieckich żołnierzy. Ta droga gdzie ich zatrzymał ten niemiecki żandarm prowadziła przez całe miasto aż do tych mostów za miastem.

I ta Somma pod tymi mostami raczej nie była jakoś za bardzo płytsza niż gdzie indziej. Rodzeństwo było zdania, że chyba najlepiej zdobyć jakąś łódź. I może wtedy jakoś by się dało przepłynąć. Chyba, że ich goście czują się na siłach by jakoś przegadać strażników na moście. Ale cywilom bez dokumentów mogło być trudno. Zwłaszcza Odette wydawała się bardzo przejęta tym, że trójka tak dzielnych ludzi może tutaj utknąć na dłużej. No ale teraz zbliżała się noc to może coś by to pomogło. No i za oknami warczały te silniki jakby jechało jakieś wojsko. Ale nie było ich widać z okien. Sama bitwa jednak jakby ucichła. Przynajmniej nie było słychać grzmotu dział jakie strzelały od samego świtu aż do południa.

A z tego co mówił Louis wyglądało, że Niemcy są tutaj jakoś od tygodnia. Co mogło być prawdą bo jakoś wówczas niemieckie czołówki pancerne przedarły się do Kanału. Właśnie gdzieś w rejonie Abbeville. Z tego co mówił brat Odette mieli dużo ciężarówek i czołgów. Pierwsze dwa czy trzy dni kręcili się wszędzie, rozstawiali się, szukali kwater i pytali o drogę. Potem jakoś się uspokoiło. Wojna jakby zamarła. Nikt nic nie strzelał ani nie jeździł. Ot byli ci Niemcy, sprawdzali dokumenty, rozstawili posterunki, kierowali ruchem, te najważniejsze i główne drogi zarezerwowali dla siebie i nie można było po nich jeździć. Ale poza tym właściwie wiele się nie działo. Nawet zaczęli przychodzić do piekarni Louisa. Płacili tymi swoimi reichsmarkami. Wolał franki. No ale nie śmiał oponować przeciw uzbrojonym żołnierzom. Z tego co rozmawiał z sąsiadami to im też płacili tymi swoimi markami. Niektórzy nawet coś mówili po francusku to szło się jakoś dogadać. Właśnie dzisiaj rano któryś z nich pewnie zgubił czy zostawił tą gazetę co piekarz przyniósł do swojego mieszkania. I to rano to widocznie ich zaskoczyło. Jak zaczęły spadać bomby. Chociaż nie na same miasto. Czasem coś łupnęło bliżej i może jacyś biedacy oberwali no ale nigdzie na tej ulicy. Ale strach był. Jak tak huczała jedna artyleria tuż za miastem a druga gdzieś też za miastem tylko po drugiej stronie rzeki. Strach było siedzieć jak te pociski przelatywały nad głowami, dachami i ulicami. I tak cały dzień od rana. I Niemcy też się bali. Ci co akurat rano byli w piekarni wyglądali na zaskoczonych i przestraszonych. Coś tam krzyczeli do siebie chwilę a potem wybiegli schyleni na ulicę. Z karabinami w ręku. Bo jak przyszli po chleb i bułki to mieli te karabini na ramieniu i zachowywali się dość swobodnie. Jak zwycięzcy. No ale te wybuchy to ich poderwały równo. I gdzieś pobiegli. Potem już ich nie widział.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-11-2020, 20:57   #288
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Woods bez skrępowania skorzystał z poczęstunku gospodarzy. Mając świeży po wyspaniu umysł i na bieżąco zapełniany żołądek mógł się wreszcie skupić na tym co najważniejsze, czyli nad planowaniem dalszych kroków. Przekroczenie rzeki było, co oczywiste, kwestią najtrudniejszą.

- Macie tu godzinę policyjną? - spytał.

Zamiast wypytywać o wszystko Francuzów mógł zaryzykować samotny wypad w kierunku mostu i obadać wszystko osobiście. Jednakże gdyby Niemcy zabronili mieszkańcom wychodzenia z domu mógłby mieć problemy z uniknięciem kontroli. A wolałby nie czekać z tym do świtu, bo wówczas zmarnowaliby co najmniej kolejną dobę. Oczywistym wydawało się, że nie przekroczą rzeki za dnia.

Tymczasem zasypywał gospodarzy kolejnymi pytaniami.

- Dużo przejeżdża tych niemieckich transportów przez miasto?

- Patrole legitymują mieszkańców?

- Znacie może kogoś mieszkającego nad rzeką? Może kogoś z łodzią lub czymś w tym rodzaju?
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 09-11-2020, 08:55   #289
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Sen przyniósł ukojenie. Pozwolił uspokoić myśli i jeszcze raz przyjrzeć się sytuacji, w której się znaleźli.

- Mam taką propozycję. Rozdzielimy się/ - Belgijka przyjrzała się swoim towarzyszom. - Ktoś sprawdzi rzekę, ktoś inny ciężarówki. Tak jak wspomniał Funes… raczej nie da rady przepłynąć rzeki, więc może zobacz jak tam konwoje. Ja udam się nad rzekę. Gordon.. Wybierz z kim wolisz iść. Czas nas goni więc… umówmy się, że każde spróbuje się przeprawić… jeśli nam się nie powiedzie to za dwie godziny widzimy się tutaj. Jeśli któreś nie przyjdzie to albo je złapano, albo już zmierza do Beauvais. CO wy na to?
 
Aiko jest offline  
Stary 09-11-2020, 23:10   #290
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Po całym dniu prawie przywykła do świadomości ostrzału artylerii. Gdy minęło odespane zmęczenie, Birgit zdawała cieszyć się każdą spokojną jeszcze chwilą w domu Francuzów. Wymieniła kilka życzliwych uwag z gospodarzami, delektowała się smakiem drożdżówek i pod płaskim uśmiechem schowała nawet przypomnienie (tym razem przez dyplomatyczną sugestię porucznik), jak mocno współpracownicy jej nie ufają.

- Pójdę z panem, sierżancie Funes - odparła po krótkim namyśle, zapewne ku niezadowoleniu mrukliwego agenta. - Nie nadaję się na próbowanie Sommy wpław tak samo, a poza tym pani Fournier radzi sobie z tłumaczeniem - spojrzała badawczo jakby oceniała, czy Woods sobie nie radzi, czy wyga tylko ukrywa talenty lepiej niż animozje.

- We wsi całkiem nieźle poszedł nam zwiad- skinęła do Odette. - Zostały tu jeszcze miejsca, skąd byłby dobry widok na trasy za rzekę, gdzie nie roi się od żołnierzy? -spytała Lepage'ów. - Niekoniecznie wieże, - uśmiechnęła się półgębkiem - może nieprzesłonięta ulica? Dostępny dom przy nabrzeżu?
 
Vadeanaine jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172