Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2019, 22:27   #21
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Evelyn ziewnęła, zakrywając usta dłonią, po czym spojrzała po pozostałej dwójce agentów.
- Straszne zmęczenie mnie ogarnęło - powiedziała, jednocześnie szukając w torebce klucza do swojego pokoju. - Nic dziwnego, w końcu nie spaliśmy całą noc ze względu na podróż do Paryża, a i jeszcze za nami poprzedni dzień, który spędziliśmy w biurze.
Przerwała na moment, by spojrzeć do swojej torebki, bo nie mogła znaleźć klucza. Wyciągnąwszy z niej notatnik, paczkę chusteczek higienicznych, portfel i kilka długopisów w końcu dokopała się do upragnionego klucza.
- Tu jesteś, draniu! - skomentowała, uśmiechając się wesoło. - Jeśli pozwolicie, chciałabym udać się do pokoju, by przespać choć chwilę. Dopóki nie wróci pan Tweed, uważam, że odpoczynek przyda się nam wszystkim, a ja osobiście chciałabym przemyśleć kilka spraw i poukładać je sobie w głowie, by móc zdać wam raport.
Wrzuciła wszystkie przedmioty, prócz klucza, z powrotem do torebki.
- Poza tym, po odpoczynku podejdziemy do wszystkiego ze świeżymi, wypoczętymi umysłami, a to tylko może pozytywnie wpłynąć na sprawę, czyż nie? - Uśmiechnęła się życzliwie.

Bardzo potrzebowała snu. Po doświadczeniach z kostnicy czuła kłębiący się w niej lęk przed snem, ale i ogromną ciekawość. W snach często widywała różne rzeczy związane z immaterium, a to, co wyczuła w kostnicy, na pewno odcisnęło na niej jakieś piętno. Musiała poza tym spisać w notatniku wszystko, co zapamiętała ze spotkania w kostnicy. Poukładać to sobie w głowie, by później przekazać informacje przełożonym. Ciekawiło ją również, co takiego zobaczyła Noemie, jednak z tym też wolała zaczekać do później.

- Chyba że rozkazy są inne, w takim razie się dostosuję - dodała po chwili zastanowienia, gdyż pamiętała, że w hierarchii była najniżej i jej głos nie miał aż takiego znaczenia.

Ostatnią rzeczą, którą chciała zrobić, było zabezpieczenie kosmyków włosów, które zabrała z kostnicy, a które mogły się przydać w późniejszym rytuale. Szczególnie włosy zmarłego agenta, który najwyraźniej był związany z immaterium.
 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 23-02-2019 o 22:33.
Pan Elf jest offline  
Stary 28-02-2019, 23:36   #22
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację

- Dawaj ten klucz! I łapcie go! - słowa Arpina smagnęły Kennetha jak strzał z bicza, uruchamiając mózg, który przesłał odpowiedź dalej, do mięśni, zrywając je do niemal instynktownej, natychmiastowej reakcji.

Nim jeszcze Simard skończył prostować rękę trzymającą klucz, Kenneth odwrócił się na pięcie i rzucił się w dół po schodach. Na pełnej prędkości zbiegał po klatce schodowej kamienicy w stronę wyjścia, ryzykownie sadząc po trzy stopnie na raz. W okamgnieniu znalazł się tuż przy oszołomionym dozorcy, który nie do końca chyba nadążał za dynamiką rozgrywających się zdarzeń. Kenneth minął go w pełnym pędzie i wypadł przez uchylone drzwi do kamienicy na ulicę.

Szybki rzut oka upewnił go, gdzie znajduje się najbliższe przejście na podwórze po drugiej stronie. Rzucił się tam ile sił w nogach, zdecydowany dopaść zbiega, nim tamten pozbiera się po skoku z pierwszego piętra.

Wbiegając na okryte o tej porze jeszcze lekkim półmrokiem podwórze Kenneth ujrzał tamtego. Chuda sylwetka ubrana w podniszczoną marynarkę i spodnie zbierała się właśnie z wyłożonego brukiem wewnętrznego dziedzińca kamienicy.

- Arrêtez-vous ! Sûreté! - ryknął co sił w płucach.

Tamten nie zamierzał posłuchać. Błyskawicznie znalazł się na nogach, którymi począł wywijać tak szybko, że Kennethowi przypomniały się szalone gonitwy za kieszonkowcami w początkach jego policyjnej kariery w Londynie. Odezwały się stare nawyki i instynkty, myśliwy ruszył za zwierzyną, rozpoczęła się gonitwa. Nie trwała długo.

Ścigany mężczyzna rzucił się w bramę wiodącą w następną uliczkę... i tu jego szczęście się skończyło. Wybiegając z kolejnego przejścia niemal wpadł na przejeżdżający chodnikiem rowerowy wózek wiozący pieczywo do jednej z położonych nie opodal épicerii. Rozpaczliwie próbując uniknąć wpadnięcia pod toczący się pojazd zmienił kierunek i wpadł na ustawioną na chodniku ławkę. Przeturlał się przez oparcie pustej o tej porze ławeczki i rozciągnął się jak długi po jej drugiej stronie.

Podnieść się już nie zdążył. Buty Anglika załomotały i zaszurały po chodniku, sylwetka Kena całym ciężarem zwaliła się na gramolącego się z ziemi mężczyznę. Nim tamten zdążył zareagować, leżał już znów płasko, przyciśnięty do chodnika, z ręką boleśnie wykręconą w dźwigni nadgarstkowej i kolanem Kena wbitym między łopatki. Kilku przechodzących przechodniów, spieszących już o tej porze zapewne do pracy, przystanęło i popatrzyło z zaciekawieniem.

- Kajdanki, szybko! - wysapał Ken do nadbiegającego Simarda, którego płuca równie ciężko pracowały po błyskawicznym sprincie. Ten pochylił się, chwycił drugą rękę uciekiniera i wprawnie skuł mu ręce na plecach, po czym we dwóch postawili oszołomionego i obolałego mężczyznę na nogi.
- A teraz, gagatku - powiedział po francusku Ken - pójdziesz z nami.
 
Loucipher jest offline  
Stary 01-03-2019, 00:42   #23
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noemie, Evelyn i George

Gdy tylko Noemie i Evelyn znalazły się w hotelu, Faucher zaprosiła towarzyszkę do swojego pokoju.
- Udało ci się coś zobaczyć? Przy Johnie? - Przyjrzała się uważnie młodszej agentce, zdejmując z ramion policyjną marynarkę.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Zostań. - Noemie zwróciła się do Evelyn, wskazując jeden z foteli. - -Wejść. -Po czym przeniosła wzrok na wchodzącego Woodsa.
Evelyn, mimo że ewidentnie zmęczona i co chwilę ziewająca, usiadła na fotelu i po chwili opowiedziała ze szczegółami to, co zobaczyła i wyczuła w kostnicy. Kiedy opowiadała o tym zajściu, mogło się wydawać, jakby myślami przebywała w zupełnie innym świecie, a jej wzrok był zupełnie nieobecny. Ton jej głosu też nieco się zmienił w stosunku do tego, do jakiego przywykli pozostali. Był jakby zdystansowany, chłodny, a nie ciepły i życzliwy.
Kiedy skończyła opowiadać, uniosła wzrok na Noemie i uśmiechnęła się, jakby duchem powracając do pokoju, w którym się znajdowała.
- Pozwoliłam sobie wziąć po kilka włosów z głów zmarłych agentów. W wolnej chwili spróbuję przywołać ich duchy, a przynajmniej Johna, bo był związany z immaterium - powiedziała, jakby przywoływanie duchów było niczym wyjątkowym.
Woods odruchowo prychnął i przewrócił oczami. Nie przepadał za tymi szarlatańskimi sposobami, jak je nazywał, chociaż trudno mu było udawać, że są całkowicie nieskuteczne. Nie ufał jednak niczemu czego nie rozumiał. Pomimo tego nie wypowiedział ani jednego słowa sprzeciwu. Nie uważał za właściwe strofować swoją podwładną przy osobach trzecich.
- Udało mi się zobaczyć… ostatni moment życia Johna. Niestety nie było tego wiele. - Przeniosła wzrok na mężczyznę. - Udało się wam czegoś dowiedzieć?
- Niewiele - starszy agent odparł z tak typową dla niego skwaszoną miną. - Francuzi znaleźli przy magazynie ślady opon ciężarówki. Zapewne transport napastników. Nie udało się jednak ustalić niczego konkretnego. Tweed udał się z dwójką naszych kolegów do mieszkania kierowcy furgonetki, potem odwiedzi jeszcze firmę taksówkarską, w której pracował zaginiony - George przerwał na chwilę przecierając zmęczone oczy, po czym kontynuował. - Ja spróbowałem prześwietlić martwego policjanta, ale akta i opinię wśród kolegów ma wzorowe, żadnego punktu zaczepienia. No, może poza jednym… Ale to bardziej hipoteza, w zasadzie przypuszczenie, z pewnością nie fakt.
-Nawet hipoteza jest lepsza niż to co obecnie mamy, czyli nic. - Noemie przysiadła na swoim łóżku, pozostawiając drugi fotel dla agenta, gdyby ten chciał usiąść.
Woods nadal stał. Wpatrywał się w okno, jakby nad czymś myślał. Po chwili przemówił:
- No dobrze - westchnął. - Nie podoba mi się ten policjant. Zakładanie czegoś z góry jest nieprofesjonalne, ale nie wierzę, by pojawił się w miejscu napadu przez przypadek. Dlatego chciałem mu się przyjrzeć bliżej. Liczyłem, że uda mi się dokopać do informacji o podejrzanych kontaktach, posądzeń o łapówkarstwo, czy choćby oznak niesubordynacji, ale jak już wspomniałem, niczego takiego nie znalazłem. Jego koledzy powiedzieli mi jednak, że Grimard jest… To znaczy był rozwodnikiem. Rozwodnikiem z dziećmi, z którymi za sprawą byłej żony nie mógł utrzymywać kontaktu. I znów za dużo zakładam, ale co jeśli pewnego dnia pojawił się w jego domu ktoś, kto podał się za kogoś wpływowego i ten ktoś zaproponował mu rozwiązanie tego problemu w zamian za pomoc w pewnej sprawie, na przykład w napadzie na furgonetkę? Był dobrym gliną, na co dzień brzydził się takimi propozycjami, ale tu chodziło o jego dzieci. Jedyna szansa by mógł je znowu zobaczyć. Kto by nie skorzystał z takiej możliwości? - ostatnie zdanie wypowiedział półszeptem, jakby do siebie. Palce bezwiednie powędrowały do jego obrączki. - Ale to tylko jedna z możliwości - oznajmił znów normalnym głosem - i tylko tak należy ją traktować.
- Lepszy taki pomysł niż żaden.
- Noemie zamyśliła się. - Można sprawdzić czy ktoś go odwiedzał tuż przed całym zajściem. Może warto byłoby skontaktować się z jego żoną i dowiedzieć czy ostatnio rozmawiali. Tylko warto by było zrobić to delikatnie. - Foucher przeniosła wzrok na Evelyn. Zastanawiając się czy to jej przydzielić to zadanie.
- Może to i dobra myśl - stwierdził starszy agent. - Chociaż zastanawiam się, czy nie warto poczekać na ustalenia Tweeda w sprawie kierowcy?
- Obawiam się, że nie mamy czasu na czekanie. Im więcej rzeczy będziemy sprawdzać na raz, tym większa szansa, że przeciwnik nie ucieknie nam z tym czego potrzebujemy. - Noemie zerknęła na swój bagaż. A ona musiała jeszcze sporządzić raport… podczas gdy marzyła głównie o tym by chwilę odpocząć.

Determinacja, tego kobietom odmówić nie można. Niestety, gdy jest jej zbyt dużo, potrafi prowadzić do niepotrzebnego pośpiechu. Być może tak było i tym razem, bo jeśli Hawthorne wróci z istotnymi informacjami mogą potrzebować wszystkich dostępnych ludzi, którzy będą wówczas poza zasięgiem, uganiając się za mocno niepewnym tropem. A jednak Woods był w pewnym stopniu pod wrażeniem agentki Faucher. Już na oko szło poznać, że zmęczenie daje się jej we znaki, lecz zamiast udać się na odpoczynek, chciała podejmować kolejne kroki. On sam, choć nigdy by się do tego nie przyznał, nie usiadł w fotelu tylko z obawy, że jeśli to zrobi, momentalnie zaśnie. Zaczynał dostrzegać pozytywy bycia członkiem zespołu kierowanego przez Belgijkę.
- Jakie rozkazy? - spytał. Przecież nie mógł okazać się od niej gorszy.
- Dowiedz się ile jesteś w stanie na temat rodziny tego policjanta, tego gdzie mieszkał, wymęcz Sorena. Prześpij się i jeśli Tweed nie wróci do tej pory, ruszamy dalej. Amelia ty też odpocznij, jakbyś czegoś potrzebowała do tego swojego… badania to dawaj znać. - Noemie uśmiechnęła się. - A teraz wypraszam państwa z mojego pokoju, muszę jeszcze sporządzić raport.

Noemie zaczekała, aż pozostali agenci opuszczą jej pokój. Musiała sporządzić raport ale jej oczy domagały się choć chwili wytchnienia. Wzięła szybką kąpiel i zadzwoniła do recepcji by obudzono ją za pół godziny. Drzemka przyniosła chwilę wytchnienia i umożliwiła skupienie myśli. W hotelowym szlafroku zasiadła przy niewielkim biureczku by sporządzić raport. Sięgnęła po stojącą w pokoju wodę i przyjrzała się pustej kartce.

Nie lubiła tego robić. Szczególnie w momentach, w których musiała przekazać raczej przykre wiadomości. Wzięła słownik angielsko francuski służący jej na tej misji jako księga szyfrów i pomału zaczęła wpisywać wszystkie informacje, które udało się im do tej pory uzyskać. Napisała o śmierci obu agentów, o tym, że Lapointe zaginął. O zniknięciu “towaru” i poczynionych z ich strony krokach. Tego ostatniego nie było na razie dużo, ale chciała jak najszybciej poinformować o śmierci Gabrielle i Johna. Cały list został przez nią zaszyfrowany i zaadresowany do Scotland Yardu, to pracującego w nim agenta.

Noemie ubrała się i ruszyła w kierunku pobliskiej poczty. Wolała osobiście nadać list, a też miała nadzieję, że chwila spaceru nieco uporządkuje jej myśli i pozwoli skupić się na rozmowie, która ją niebawem czekała. Minie kilka dni nim dostanie instrukcje od centrali… Wrzuciła list do skrzynki przyglądając się przez chwilę wąskiej szczelinie. Najlepiej by było gdyby rozwiązali śledztwo nim to nastąpi… choć coś czuła, że priorytetem było przede wszystkim przeżyć i odzyskać wodę… przeżyć. Miała nadzieję, że Oliverowi nic nie było. Niepokoił ją fakt, że jeszcze nie wrócił.

Spokojnym krokiem ruszyła z powrotem w stronę hotelu odwiedzając po drodze kawiarnie i zjadając śniadanie. Wiedziała, że czeka ją telefon do Sorena i czuła, że niezbyt miała na niego ochotę. Widziała, że policja robi co może, ale ile byli w stanie odkryć gdy mieli do dyspozycji głównie fałszywe informacje? Za to oni błądzili niczym we mgle, nie znając terenu.

Weszła do swojego pokoju i poprosiła o połączenie z komisariatem, a dalej z biurkiem Sorena. Francuski Agent zaczął od dobrych wieści, załatwi im auto na wieczór. Noemie poczuła ulgę, czuła się niekomfortowo ciągając go wszędzie, tym bardziej, że wiedziała iż mężczyzna ma swoją pracę na głowie. Potem przyszły te mniej ciekawe wieści. Sprawdzono dane u właściciela magazynu, nazwisko które podano nikomu nic nie mówiło. Adres który podano był fałszywy i wskazywał na jakąś podstawówkę. Wyglądało jakby ktoś wynajął tą miejscówkę, właśnie po to by do niej zajechać tą furgonetką, wyładować to czego potrzebował i zniknąć. Pytanie tylko czy Allier miał z tym związek. Poprosiła Sorena by dał jej znać gdy Tweed się pojawi, a sama postanowiła udać się w stronę komisariatu zahaczając ponownie o kostnicę. Kto wie, może koroner się pojawił i zdradzi nieco więcej informacji o śmierci policjanta i pary agentów. Zawsze też mogła zajść potem na komisariat i przejrzeć akta sprawy. O swoich planach uprzedziła Sorena przez telefon, by wiedział gdzie ją łapać, a także Evelyn i Woodsa.
 
Aiko jest offline  
Stary 01-03-2019, 10:22   #24
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z pokoju Faucher, Woods bez słowa odłączył się od młodej i zszedł na dół. W recepcji poprosił o telefon, na którym wykręcił sześciocyfrowy numer. Gdy w słuchawce brzmiał sygnał oczekiwania na połączenie, Anglik rzucił recepcjoniście spojrzenie mówiące "Niech pan się z łaski swojej oddali", co ten zrozumiawszy o co chodzi, uczynił. Zaraz potem agent usłyszał kobiecy głos:

- Komisariat nr 1, słucham?

- Bonjour, poproszę z funkcjonariuszem Batardem. Moje nazwisko Cromwell.

Chwilę to trwało, ale wreszcie ze słuchawki dobiegł głos ich przewodnika po Paryżu:

- Batard, słucham?

- Cromwell. Potrzebuję adresów: Grimarda, jego byłej żony i ich dawny, wspólny. Mógłby to pan załatwić po cichu? Nie chciałbym żeby się rozniosło, że Anglicy grzebią w życiu prywatnym poległego na służbie francuskiego policjanta.

- Spróbuję, niech mi pan da godzinę.

Woods spojrzał na zegarek.

- Dobrze, będę w hotelu. Gdyby mógł pan się jeszcze dowiedzieć czegoś więcej o jego żonie, czy ona lub jej rodzina mają jakieś znaczące znajomości w policji, administracji, czy coś w tym stylu? I jeszcze numer jej telefonu. Dziękuję, cześć - odłożył słuchawkę.

Raz jeszcze spojrzał na zegarek. Kusiło go żeby samemu udać się na komisariat, ale jak powiedział Sorenowi, nie chciał zwracać uwagi na to czego szukają. Lepiej nie zrażać do siebie Francuzów, a przynajmniej nie w chwili, gdy nie jest to konieczne.

Ponieważ nie potrafił znaleźć dla siebie jakiegoś sensownego zajęcia, postanowił wykonać drugą część polecenia Faucher. W swoim pokoju nastawił jakiś zdezelowany budzik, wcześniej sprawdzając czy dzwoni wystarczająco głośno, po czym położył się spać.

* * * * *

Obudził się nagle, aż usiadł na łóżku. Czuł jak po twarzy spływa mu zimny pot, całe ciało aż się od niego kleiło. Jego oddech był przyspieszony, a serce waliło jak oszalałe, jakby próbowało wyrwać się z piersi na wolność. Na żołądku spoczywał spory ciężar. Woods ukrył twarz w dłoniach, próbując się uspokoić. Oddech powoli stawał się coraz głębszy.

Atak paniki mijał szybko. Coś mu się śniło, ale nie pamiętał co dokładnie. Wytężając pamięć przypomniał sobie głośny pisk, czyiś krzyk, huk i potworną ciszę, jaka nastała potem. Pamiętał też błaganie o litość i krew, dużo krwi...

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. To ono musiało go obudzić.

- Monsieur Cromwell? - zabrzmiał głos z korytarza.

Woods spróbował przełknąć ślinę, ale język miał całkiem suchy.

- Słucham? - wychrypiał.

- Telefon do pana. W recepcji.

- Już idę.

Gdy się ubierał ręce wciąż mu jeszcze drżały, ale gdy naciskał klamkę, był już spokojny. Musiał być. Czym prędzej zszedł na dół, chwycił wskazaną przez recepcjonistę słuchawkę i przyłożył do ucha.

- Cromwell, słucham?

- Tu Batard...
 
Col Frost jest offline  
Stary 04-03-2019, 06:29   #25
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 6 - 1940.III.14; Paryż

Czas: 1940.III.14; cz; godz. 11:30
Miejsce: północna Francja; Paryż; 15-ta Dzielnica, Hotel “Topaz”
Warunki: granat nieba, ciepłe, ogrzane wnętrze pokoju, jasno



Evelyn Leigh (A.Croft)



Evelyn udało się przynieść z kostnicy i zachować po kilka włosów od zabitych agentów. Miała więc pierwszy krok, pierwszy składnik aby myśleć o odprawieniu rytuału. Właściwie znacznie silniejsze emanacje byłby przy samych ciałach albo w miejscu ich śmierci. Zwłaszcza, że była tak gwałtowna. No ale kostnica zapewne miała w sobie mnóstwo zawirowań graniczących z immaterium bo z kostnicami, szpitalami i cmentarzami zwykle tak było. Tam gdzie mnóstwo ludzi oddawało ostatnie tchnienie lub przechowywano ich tuż po śmierci gdy te emanacje bywały najsilniejsze. Poza tym zabawy ze świeczkami, krwią i dziwnymi glifami w roli rekwizytów czy w kostnicy czy na ulicy mogły przykuć niezdrową ciekawość zbyt wielu osób. Kto wie o co by ją posądzono. O czary? O chorobę umysłową? No pewnie coś takiego. Albo za jakieś przestępstwo. A próbki włosów miały tą zaletę, że można było spróbować odprawić rytuał w prawie polowych warunkach więc na pierwszą próbę były całkiem niezłe.

Tylko takie próby, nawet takie względnie skromne, nie był całkowicie bezpieczne. Owszem, można było spróbować “przywołać ducha” i spróbować uzyskać odpowiednie odpowiedzi. Ale nigdy nie było pewne czy duch powie prawdę, czy właściwie obie strony się zrozumieją, czy w ogóle będzie kontaktował. No i czy przyzwie się odpowiedny byt.

W końcu zasnęła. Zmęczenie ostatniej doby rozpoczętej jeszcze po północnej stronie Kanału, nagłe wezwanie późnym wieczorem do biura, lot przez Kanał i w końcu ślady wydarzeń rozgrywające się w mrokach paryskiej nocy. Wszystko to ją wreszcie zmogło. Zasnęła. Ale nie takim snem sprawiedliwie zmęczonego pracą człowieka. Zasnęła ale inaczej. Spała ale czuła też, że śni.

Znów tam była. W kostnicy. Znów tam były. Zabici. I żywi. Żywi poruszali się powoli. Ledwo, ledwo. Mówili ale tak wolno, że wydawało się, że to jakiś niezrozumiały jęk. Coś mówili. Nie wiedziała co i do kogo. Do niej? Do siebie? Nie miała pojęcia. Znów tam stała. Przy ciałach. Przy ciele. Tego agenta. Znów odcinała ukradkiem jego włosy. Miała je. Schowała, zachowała, uratowała. Tak. Tak było. Zdawało się, że we śnie odtwarza przeżytą na jawie rzeczywistość. To było normalne. Ale było też coś jeszcze. Coś nowego. Gdy schowała włosy zabitego agenta i spojrzała na swoją dłoń jaką zebrała te włosy zauważyła coś nowego. Poczuła.

Coś jakby mrowienie. Na koniuszkach palców. Przez chwilę wydawało jej się, że skóra na koniuszkach palców porusza się jakby spływała po niej woda albo coś innego zdeformowało obraz. Ale i to przeszło. Zobaczyła to. Czarne punkciki. Jak czarny pył, czarna mąka czy inne podobne drobinki. Poruszały się. A wraz z nią końcówki jej palców. Przesuwały się jak pył opalonego patyka zdmuchnięty wiatrem. Jej palce się rozpadały! Były zwiewane wraz z czarnym pyłem przez wiatr jakiego nie czuła. Rozwiały się jej palce, jej dłoń, ramię, cała zaczęła się rozwiewać. Krzyczała? Płakała? Nie była pewna. Bolało? Tak? Nie? Może? Ale było przerażające. Serce jej mogło stanąć albo pęknąć z przerażenia. Ale nie, już nie mogło. Nie miała serca które by mogło stanąć, nie miała już płuc w których mogłoby zabraknąć oddechu. Nic już nie miała. Nie było jej. I to było najstraszniejsze. Nie miała już nic, ani ciała, ani kostnicy, ani ciał zabitych, ani żywych. Nic już nie było. Tylko czarne drobinki.

Poruszała się. Ruch. Wiatr. Przebywała gdzieś. Coś zaczęło się formować. Chodnik. Ulica. Jakaś droga. Ulica. W mieście. Nie miała pojęcia co to za miejsce. Czy jakieś prawdziwe czy nie istniejące w jej świecie. Wiatr przyspieszał. To już był wicher. Ściągał ją. Wciągał! Świsnęła obok wolno toczącej się czarnej furgonetki. Mimochodem dostrzegła ślady po kulach bo stanowiły jaśniejsze punkty i kreski na czarnym tle. Furgonetka niesamowicie powoli najeżdżała na przydrożną lampę uliczną. Jak miała się zamiar w tym tempie na nią najeżdżać to chyba by minął z cały dzień zanim by w nią porządnie grzmotnęła. A jednak wiedziała, że do tego w końcu dojdzie.

Znów się coś pojawiło. Coś nowego. Wicher przyspieszał. Leciała wraz z nim w głąb mrocznej alejki. Właściwie przecież panowało zaciemnienie to wszędzie było ciemno. Ale nie. Ta alejka była inna, tam wiał ten wiatr i było… Nie! Szarpnęła się aby złapać się czegokolwiek. Nie dać się tam zwiać przez ten wiatr! Ale nie mogła. Przecież już nie miała rąk. Nic już nie miała.

Wichura przyspieszała i potężniała. Kumulowała się. Leciała już z niespotykaną prędkością. Leciała wprost ku… człowiek? Dojrzała ludzką sylwetkę stojącą pośrodku alejki. Wydawało się, że potężny wicher kieruje się wprost ku niemu i po prostu musi go powalić, nikt nie zdzierżyłby takiej potęgi huraganu! A on stał nieporuszony jak skała.

Ale było coś jeszcze. Nikt już jej nie mógł uratować, nic nie mogła zrobić. Leciała wraz z czarnymi jak ona drobinkami ku tej sylwetce. Ku jego dłonią. Wbiła się w pełnym impecie w jego dłoń. W jego ramiona. Przepełzła tuż po skórze, pod ubraniem i wpadła głębiej. Gdzie była?! Za nim? Przeleciała przez niego? W nim? W jego trzewiach? Nic już nie widziała, nic nie czuła. Tylko kłębiące się ciemne chmury. A w tych chmurach… tam coś było… NIIEEE!!!


---



NIIEEE!!! Gwałtownie otworzyła oczy. Bolało. Twarz. Mokro. No tak. Miała rozbity nos. Pewnie po tym jak szczupakiem wyskoczyła z łóżka i grzmotnęła twarzą w podłogę. Pierwsze czerwone krople leciały po wargach, brodzie i skapywały na podłogę. Czuła to. Jak pot spływa jej po skroniach i kręgosłupie. Grube krople strachu. Całe ciało lepiło jej się od potu. Pot był reakcją obronną organizmu. Biologiczny atawizm po praszczurach które pieniły się czym się dało aby… aby się uwolnić… aby się wyślizgać… gdy coś, owija się wokół odnóża… wokół kostki… owija i ciągnie do siebie… znów poczuła jak grube krople strachu zalewają jej ciało. Tam coś było. Tam w tych chmurach. I to na pewno nie był człowiek. Nawet nie ten którego sylwetkę widziała w pełnej czarnego wiatru uliczce. Nie. W tych chmurach to nie był człowiek. Ani nic z tego świata. Ale to coś. Co tam było. Wyczuło ją. Zaczęło sunąć ku niej, czuła, pamiętała jak się zbliża… Szok i strach były tak silne, że pokierowały nieświadomym ciałem. Kierowana instynktem ucieczki wyskoczyła jak najdalej od zapadającej się pułapki. I upadła już tutaj, na podłogę w tym świecie. I rozbiła sobie nos. To ją obudziło. Dlatego teraz częściowo leżała na podłodze przy łóżku z nogami wciąż zaplątanymi w kołdrę na łóżku i patrzyła jak z nosa, przez brodę, na podłogę skapują kolejne krople krwi.




Czas: 1940.III.14; cz; godz. 03:40
Miejsce: północna Francja; Paryż; 1-sza Dzielnia, Komisariat No.1*
Warunki: noc, ciepłe, suche, powietrze budynku, światło biurowe



Kenneth Hawthorne (M.Tweed)



Roland Lacroix. Tak się nazywał schwytany przez “detektywa Tweed’a” taksówkarz. Tak mówiły jego dokumenty i tak mówił on sam, nawet wcześniej dozorca z kamienicy w jakiej mieszkał też tak na niego mówił więc wszelkie znaki na niebie i ziemi świadczyły, że rozmawiają z właściwym człowiekiem. Czyli kierowcą pancernej furgonetki jaką wynajął Lapointe do przewozu kłopotliwego ładunku. Wybór wydawał się być niezły bo samochód jako była więźniarka czy bankowóz, miał dodatkowe wzmocnienia. Zresztą Hawthorne nie przypominał sobie aby dostrzegł w poszyciu furgonu jakieś przestrzeliny. Co prawda nie miał okazji jej dokładnie zbadać - było to zadanie techników kryminalnych - ale jednak obejrzał ją więcej niż krótki rzut oka i chociaż miała wyraźne ślady wskazujące na postrzały to na wylot chyba nie dostrzegł żadnej. Były więc zwiększone szanse, że tak ładunek furgonetki jak i jej obsada, dojadą do celu cało. Zwłaszcza, że w porównaniu do całości trasy jaką przebyli poprzednicy z Agencji to od dworca do uniwersytetu było przysłowiowe “tuż za rogiem”.

Monsieur Lacroix zachowywał się jednak dziwnie. Można by rzec irracjonalnie. Gdy tylko Brytyjczyk go pochwycił, gdy razem z Smiardem go obezwładnili, gdy razem z Arprinem we trzech wsadzali go do radiowozu ten dość młody facet walczył i szarpał się niczym wilk schwytany w sidła. Próbował się wyrwać, uciec, krzyczał, przeklinał i ogólnie bez trudu jego zachowanie mogło podpadać pod paragraf “stawianie oporu podczas aresztowania”.

Gdy zaś już ruszyli a siłą rzeczy Kenneth musiał jechać obok aresztanta gdyż dwójka francuskich policjantów zajęła przednie miejsca facet zmienił zachowanie. Stał się osowiały, przygnębiony, cichy nawet jęczał cicho aby go wypuścić, nie zabijać, i że on nic nie wie, i nic nie widział. Tak było całą, dość długą drogę z zewnętrznych rejonów metropolii aż do samego centrum nad Sekwaną gdzie był Komisariat No. 1. Wtedy wytrzeszczył oczy ze zdziwienia jakby był kompletnie zdziwiony, że przyjechali na posterunek policji.

- A ty co myślałeś? Że do kawiarni cię zawieziemy? - parsknął Arprin gdy położył mu ciężką łapę na ramieniu i z pozostałą dwójką zaczęli iść w kierunku trzewi komisariatu. Od tego momentu taksówkarz wydawał się przybrać pozę obserwatora i to mocno nieufnego.

Podczas przesłuchania świadka Lacroix z początku zachowywał się dziwnie. Zupełnie jakby nie dowierzał, że ma do czynienia z prawdziwymi policjantami. Nawet jak siedział w samym środku policyjnego komisariatu a sale i korytarze pełne były ludzi w granatowych mundurach. Dwaj policjanci zmienili więc taktykę i zaczęli od tego co już wiedzieli. Że jest taksówkarzem, że pracuje w takiej a takiej firmie, że wczoraj został wynajęty przez “monsenour Lapointe’a” na kurs z dworca na uniwersytet i tak dalej. Kenneth orientował się, że większość z tych informacji jest prawdziwa a policja wiedziała to na podstawie rozmów z firmą Lacroixa, oględzin miejsca zbrodni, oraz informacji pozostawionych w DB przez Lapointe’a. Przynajmniej z tych które francuscy szpiedzy udostępnili policji.

Przełom nastąpił gdy kierowcy o wyraźnie skołatanych nerwach, policjanci zagrozili więzieniem za ukrywanie informacji w sprawie kryminalnej i to o morderstwo. Załamany taką więzienną perspektywą facet w końcu zaczął mówić. I mówił całkiem ciekawe rzeczy. Na przykład to, że podejrzewa, że “oni” go zlikwidują. Dlatego obawia się o swoje życie bo czuje, że wplątał się w zbyt grubą sprawę. Niechcący! Przecież nie zrobił nic złego! Z ust wyraźnie przestraszonego kierowcy popłynęła chaotyczna opowieść którą z grubsza można było poukładać w spójną całość.

Przyjechał na miejsce, czyli na dworzec, wczoraj wieczorem. Odczekał z kwadrans zanim przyjechał rzeczony pociąg z północy i doczekał się na klienta. Rysopis i nazwisko klienta jaki z nim rozmawiał pasował do Lapointa. Na dworcu, tragarze pomogli załadować jakąś wielką i ciężką skrzynię i Lacroix cieszył się, że jego ominęło dźwiganie tego cholerstwa bo nawet na wygląd i wielkość wyglądało na ciężką cholerę. Temu klientowi towarzyszyła dwójka ludzi, mężczyzna i kobieta. Facet był chyba Brytyjczykiem ale to poznał potem gdy zaczął rozmawiać z gliniarzem. Ale to właśnie było potem.

Wcześniej obok niego, w szoferce, usiadł ten Lapointe. Tej dwójki nie przedstawił ale chyba byli razem bo i przyjechali razem i razem zapakowali się do furgonetki. Byli wyraźnie młodsi, przynajmniej z dekadę od tego głównego klienta. Kobieta była niczego sobie, wpadała w oko, ale nie gadał z nią, ani z nim. Z początku wyglądało na kolejny, wieczorny kurs. Do czasu gdy przy ulicy Piramid, zatrzymał ich jakichś gliniarz. Pokazane zdjęcia sprawiły, że taksówkarz rozpoznał na nich bez pudła zabitego Grimarda.

Zatrzymał i z początku wyglądało jak rutynowa kontrola. Glina, znaczy pan policjant, był trochę upierdliwy. Chciał zobaczyć wszystko i wszystkich jakby dziury w całym szukał. Sprawdził papiery nie tylko kierowcy ale i całej trójce pasażerów. Poszedł też na pakę aby sprawdzić co przewożą. Zrobiło się trochę niesympatycznie, zwłaszcza ta dwójka młodych zagraniczniaków miała spinę z nadgorliwym gliniarzem. Obie strony stroszyły do siebie piórka, ten Angol to wręcz się agresywny zrobił jakby nie łapał, że w każdej chwili może pałą po nerach zarobić i w ogóle Lacroix miał dość całej trójki i najchętniej zabrałby się stamtąd no ale był służbowo i zapłatę miał odebrać na koniec kursu. Przez to wszystko nie dostał ani grosza! A tyle przeżył!

O ile do tego momenty Lacroix, z pomocą pytań pomocniczych policjantów, jeszcze jakoś się trzymał to od tego momentu opowieści właściwie się rozkleił na całego. Targały nim silne emocje a dominująca była łatwo rozpoznawalna: strach. Zaczął powtarzać, w co drugim czy trzecim zdaniu “I wszyscy zaczęli strzelać!”, “Strzelali do siebie”, “Zabili go!” i podobne. Jasnym się stało, że taksówkarz, jak na razie, jest naocznym świadkiem wieczornej strzelaniny na ulicy Piramid.

Z jego relacji wynikało, że wkrótce po zatrzymaniu jego furgonetki i wylegitymowaniu przez policjanta którym najpewniej był Grimard, doszło do strzelaniny. Ci z furgonetki próbowali zwiać a “faceci w cywilu” zaczęli do nich strzelać. Furgonetka zdołała wyjechać z uliczki ale przygrzmociła w latarnię zaraz potem. Wtedy “ci faceci” dogonili ich, skuli i zapakowali na pakę jego furgonetki. Ten gliniarz co ich zatrzymał chyba spanikował czy chciał coś zrobić. Ale zamiast uciec i schować się jak Roland pobiegł w stronę taksówki coś krzycząc. I wtedy go zastrzelili. “Ci faceci”. Tak po prostu, z pistoletu, strzałem w głowę. Był tak zdziwiony, że nawet nie próbował uciekać czy się schować. Dostał prosto w czerep a tamci odjechali. Jego skradzioną furgonetką i jakąś osobówką. Ale zanim odjechali to jeden z “tych facetów” pomachał czymś. Chyba jakąś odznaką lub legitymacją. Roland jej nie widział, był zbyt daleko i był zbyt przerażony lub cwany aby się wychylać i sprawdzać. Ale swoje usłyszał “Deuxième Bureau”. Czyli to jakaś szpiegowska afera! Dlatego uciekł i schował się w domu i nie zgłaszał nic na policję. Bał się, że go zlikwidują dlatego jak dziś rano usłyszał jak po niego przyszli to niewiele myśląc...




Czas: 1940.III.14; cz; godz. 11:30
Miejsce: północna Francja; Paryż; 12-sza Dzielnia, kostnica miejska
Warunki: poranek, chłodne, suche, powietrze kostnicy



Noémie Faucher (D.Adley)


Nie była pewna czy sen coś pomógł czy nie. Taka nieco dłuższa drzemka to sprawiała wrażenie, że człowiek wstaje bardziej zmęczony niż zasypiał. Przynajmniej w chwili wstawania. Ale dała radę. Soren był na tyle miły, że pamiętał o tym by dać jej znać co z Kenem. I okazało się, że był na komisariacie gdzie z dwójką policjantów przywieźli taksówkarza postrzelanej furgonetki. Również znów przyjechał pod hotel aby zabrać ją do znowu do kostnicy.

W kostnicy zaś czekały na nią wyniki sekcji zwłok. Akurat jak zajechali z Francuzem do kostnicy, dwóch patologów akurat wychodziło z sali do sekcji zwłok gdy zakończyli sekcję. I to już drugą jak się okazało. Ponieważ jako pierwszego dostarczono ciało zastrzelonego policjanta to właśnie jego wzięto na stół pierwszego.

Wyniki sekcji mówiły jasno. Kilka starych, drobnych blizn, prawdopodobnie po odłamkach. Ale to starocie, pewnie z ostatniej wojny. Uszkodzenia płuc. Prawdopodobnie gazem bojowym. Też raczej wojenne starocie. Do tego drobnostki albo inne starocie jakich denat mógł się nabawić podczas frontowej służby lub dwóch dekad służby ulicznej, zwłaszcza nocnej. Za to przyczyna śmierci, tak na pierwszy rzut oka, jak i przy dokładnym zbadaniu była taka sama: bezpośrednie trafienie w głowę pociskiem małokalibrowym. Efekt - śmierć na miejscu. Strzał musiał być zapewne z kilku kroków ale nie z bezpośredniej odległości od twarzy czyli nie był to strzał z przystawienia czego można by się spodziewać. Jeśli gliniarz stał w chwili śmierci to dało się powiedzieć tyle, że zabójstwo dokonała dorosła osoba albo nieco pochylona albo nieco niższa od dość wysokiego policjanta, a może gliniarz w chwili trafienia był lub samą głowę, miał odchyloną nieco do tyłu. To już jak sam patolog przyznał, były tylko spekulacje. Czas zgonu oszacował na około pół doby temu z dokładnością do 3-6 godzin. Co mniej więcej zgadzało się porą wieczornego przyjazdu pociągu do Paryża i ostatniej trasy taksówki jaka musiała nastąpić niedługo potem.

Drugie ciało, w tym wypadku mężczyzny w wieku ok 30 lat było “o wiele ciekawsze” jak niefrasobliwie określił to patolog. Dopiero znaczące chrząknięcie francuskiego agenta Spectry uświadomiło mu, że się zapomniał za co grzecznie przeprosił. W każdym razie o owym denacie, którym jak para agentów wiedziała był ich kolega, John Wainwright mógł powiedzieć o wiele więcej. Po pierwsze denat miał liczne rany postrzałowe. Około dziesięciu. Ale co właśnie było ciekawe, z połowę z nich otrzymał wcześniej. Bo w chwili śmierci już nie krwawiły, były założone na nich szwy, opatrunki a w ranach były mikroby jakie zwykle są w ranach ale w ilości jaka sugerowała, że ktoś o te rany dbał i przemywał je regularnie. No i nie mogły być z ostatniej nocy. Czas powstania ran patolog szacował na dwie do czterech dób temu. To co wiedziała Faucher a nie wiedział patolog, to to, że oznaczałoby to, że agent Wainwright otrzymał te rany zapewne jeszcze w Norwegii. Ale w aktach jakie otrzymali a raczej ich braku, nie było ani słowa o jakiejkolwiek wymianie ognia między wysłanymi agentami a kimkolwiek innym. Właściwie to z tej norweskiej misji w ogóle było mało raportów. Nie wiedziała czy dlatego, że nie dotarły, trójka agentów nie wysłała żadnych raportów, wysłała ale gdzieś zawieruszyły się po drodze czy też może dotarły ale ktoś w centrali uznał, że nie udostępni kolejnej grupie tych raportów. No i mógł to być jeszcze bałagan, zwłaszcza w tak gorączkowo improwizowanej misji ratunkowej. W każdym razie dopiero ten raport francuskiego patologa sugerował, że ktoś, zapewne w Norwegii, strzelał do zmarłego ostatniej nocy agenta. Ten jednak chociaż oberwał to przeżył.

Natomiast druga połowa ran postrzałowych, podobnie jak pierwsza, była zadana pociskami małokalibrowymi. Balistykiem patolog nie był ale wydłubał z ciała trochę ołowiu i chociaż do oficjalnej wersji potrzeba było analizy w laboratorium to swoim okiem szacował zdeformowane bryłki ołowiu na kaliber lżejszy niż parabellka. * Zapewne jeśli zostały znalezione łuski to dałoby się powiedzieć więcej no ale łuskami zajmowała się ekipa do zbierania śladów a nie kostnica.

I ta druga porcja ran postrzałowych, została zadana w ciągu ostatniej pół doby. Też z marginesem błędu od 3 do 6 godzin. Większość z tych ran sama w sobie nie była śmiertelna ale całościowo, w połączeniu z wcześniejszymi oraz śladami pobicia, zbliżonego w czasie do powstania starszych ran, mogły doprowadzić organizm do stanu krytycznego, szoku i znacznego upływu krwi. Denat może by leżał tutaj, w paryskiej kostnicy miejskiej a może na intensywnej terapii w szpitalu gdyby nie dwa dobijające postrzały prosto w czoło. O ile wszystkie wcześniejsze obrażenia, patolog był prawie pewny, że powstały podczas standardowego chaosu walki na niewielkie odległości to jednak te dwie rany były typowe dla egzekucji. Ktoś go dobił by się upewnić, że nie przeżyje. Dwóch bezpośrednich trafień jakie przewierciły czaszkę i mózg na wylot nie dało się przeżyć. Sądząc z kątu postrzału i resztek prochu znalezionych na twarzy ktoś zabójca prawdopodobnie stał nad nim w chwili wystrzału i trzymał broń w skierowanej ku niemu ręku. Strzał nie z przystawienia bo śladów prochu było zbyt mało i były zbyt rozproszone ale zapewne gdzieś z odległości od pół metra do metra. Czyli właśnie jakby stał przy nim. Patolog nie wiedział gdzie znaleziono ciało ale był prawie pewny, że w okolicach gdzie leżała głowa denata zapewne powinny być dwie grudki zdeformowanego ołowiu jaki przewiercił czaszkę zmarłego agenta. No ale to znów, sprawa do ekipy od śladów. Właśnie te dwie rany zostały uznane przez patologa za bezpośrednią przyczynę śmierci ale przyznał, że denat tuż przed tym postrzałem i tak prawdopodobnie był w stanie krytycznym lub agonalnym. Całościowo o ile policjant wyglądał jak na ofiarę jakiejś ulicznej egzekucji to agent Spectry brał udział w jakiejś strzelaninie w której go obezwładniono kolejnymi trafieniami a w końcu dobito dwoma strzałami w głowę. Co ciekawe policjant nie został okradziony. Znaleziono przy nim nietknięty portfel z wszystkimi dokumentami i pieniędzmi więc odpadał standardowy motyw rabunkowy chyba, że ktoś w ostatniej chwili spłoszył przestępcę. A teraz bardzo przeprasza ale czeka go kolejna sekcja, tej młodej kobiety którą przywieziono przed świtaniem.

---


*Parabellka - tutaj, amunicja i broń kalibru 9x19 Para (Luger).




Czas: 1940.III.14; cz; godz. 11:30
Miejsce: północna Francja; Paryż; 15-ta Dzielnica, Hotel “Topaz”
Warunki: granat nieba, ciepłe, ogrzane wnętrze pokoju, jasno



George Woods (R.Cromwell)



Brytyjczyk odłożył telefon od swojego francuskiego kolegi. Oczywiście znalazł żonę Gimarda. Ale nie miał o niej zbyt wiele do powiedzenia. Jak o większości niekaranych obywateli. Miała lat 39, dwójkę dzieci no i od ostatniej nocy właściwie nie była wdową bo z Alexandre byli od trzech lat po rozwodzie po jeszcze wcześniejszych dwóch latach seperacji. Od kolegów z komisariatu dowiedział się, że właśnie gdzieś od początku separacji nie mieszkali ze sobą. “Bo ona zabrała dzieci i wyprowadziła się”. Koledzy zabitego policjanta stali za nim murem mniej lub bardziej jawnie obwiniając kobietę za rozpad małżeństwa. Ile było w tym prawdy a ile emocji, solidarności samców i mundurowych tego trudno było powiedzieć. Z gołych faktów to Thérèse pracowała w wyuczonym zawodzie czyli była krawcową. Mieszkała i pracowała z dala od centrum w jednej z północnych dzielnic paryskiej metropolii.

Soren sprawdził rodziców i jej i Alexandre’a. Przedstawiciele drobnomieszczaństwa. Urzędnicy, drobni sprzedawcy, robotnicy. Większość mężczyzn miała uregulowany stosunek do służby wojskowej, z połowa z pokolenia Alexandre’a brała udział a Wielkiej Wojnie. Brak powiązań ze światem polityki, biznesu, showbiznseu. Właściwie to chyba właśnie Alexandre swoim policyjnym mundurem wybijał się z tego tłumu raczej nudnych szaraczków. Oczywiście w świecie wywiadu każdy taki szaraczek mógł być tylko przykrywką lub choćby informatorem obcego wywiadu. I Soren i George wiedzieli o tym. Ale wiedzieli też, że aby zweryfikować każdą, taką osobę trzeba by z kilku tygodni żmudnej pracy, zbierania dokumentów, opinii, obserwacji, sprawdzania korespondencji na co jeszcze wcześniej trzeba by uzyskać zezwolenie na tego typu inwigilację lub działać na lewo i liczyć się z tym, że w ten sposób zdobyte dowody każdy poważny sąd czy złośliwy urzędnik może spuścić w sedesie. I tak czy siak to oznaczało kilka tygodni pracy na sprawdzaną osobę. A czas naglił.

Właściwie ledwo zdołał wrócić z recepcji na parterze do swojego pokoju na piętrze gdy usłyszał pukanie do swoich drzwi. Okazało się, że znów jest proszony do telefonu. Gdy wrócił na dół okazało się, że usłyszał w słuchawce kobiecy, francuski akcent. Dzwoniła Caroline. Całkiem szybko przeszła do rzeczy. - Mam informacje o jakiejś czarnej furgonetce jaka dziś w nocy buszowała nad Sekwaną. Nie wiem czy to ta twoja. Ale mam zamiar to sprawdzić a to taka nieciekawa dzielnica. Przydałoby mi się jakieś męskie ramię na wsparcie. Jak jesteś zainteresowany to bądź za pół godziny w hotelu “Ibis”. - kojarzył gdzie jest ten hotel. Nad samą Sekwaną, całkiem niedaleko magazynów gdzie znaleziono furgonetkę i ciała. Dziennikarka była na tyle dokładna, że powiedziała o czarnej furgonetce. Chociaż to był dość popularny kolor nie tylko furgonetek. Ale nie mówił jej nic o kolorze wozu więc jeśli nie zgadywała musiała się tego jakoś dowiedzieć sama. No raczej nie od kolegów po fachu bo poranne gazety składano i szły do druku gdy zdarzenia z czarną furgonetką w roli głównej mogły się właśnie rozgrywać. Więc najprędzej cóż może się pojawić w wieczornych wydaniach ale to też już teraz pewnie kończono składanie tekstu, poprawki i szykowano do druku.

Po rozmowie z dziennikarką dość szybko się zorientował, że Kenneth jeszcze nie wrócił a Noeme już wyszła. W swoim pokoju została tylko “młoda”.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 07-03-2019, 21:38   #26
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Evelyn i Woods

Po pospiesznej wspinaczce po schodach, Woods skierował się wprost do pokoju młodej. Przypuszczał, że dziewczyna śpi, będzie więc musiał ją obudzić. Stanąwszy przed drzwiami cicho w nie zastukał. Odpowiedziała mu cisza, więc po chwili zastukał głośniej, ale znów nie przyniosło to żadnego rezultatu. Nacisnął klamkę, sprawdzając czy drzwi nie są czasem otwarte. Były. Pchnął je i powoli wszedł do środka.

Przywitał go nieduży, ale przytulny pokój - w zasadzie bardzo podobny do tego, w którym i on spał. W półmroku panującym przez zasunięte zasłony ciężko było dostrzec różnice, ale z pewnością nie różnił się standardem.
Pościel na łóżku była zmiętolona, kołdra w połowie leżała na materacu, w połowie na podłodze. Nieopodal klęczała Evelyn, ubrana jedynie w beżową satynową halkę, której ramiączko zsunęło się z ramienia w połowie odsłaniając jedną pierś dziewczyny.

Evelyn klęczała, jednocześnie będąc nad czymś pochyloną, dłonią wodząc po podłodze. Nawet nie zwróciła uwagi na Woodsa, który wszedł do jej pokoju. Była jak w amoku.
Kiedy padło na nią światło z korytarza, dało się zauważyć, że klęczy nad niewielką kałużą krwi, której ślady również znajdowały się pod jej nosem, na brodzie i na dekolcie. Palcami prawej dłoni rysowała jakieś znaki na podłodze za pomocą własnej krwi.

Agent odruchowo sięgnął do kabury z pistoletem, ale szybko dotarło do niego, że to nie ma sensu. Podszedł szybko do klęczącej dziewczyny i przykucnął, próbując spojrzeć jej w oczy, ale te wbite były w podłogę, na której bez przerwy coś gryzmoliła palcem. Złapał ją za ramiona i energicznie potrząsnął.
- Evelyn! - krzyknął.

Dziewczyna podniosła na niego wzrok i przez chwilę patrzyła, jakby nie do końca wiedząc, co się wokół niej dzieje. Po chwili zmarszczyła lekko brwi i omiotła spojrzeniem pokój, zawieszając wzrok na plamie krwi i krwawych znakach.
- Panie Woods, nie powinno pana tu być - powiedziała z zakłopotaniem, ostrożnie wyswobadzając się z jego uchwytu. Dopiero wtedy zorientowała się, że jest w samej bieliźnie.
Poprawiła nerwowo ramiączko halki i sięgnęła po kołdrę, którą się zakryła.

- Och… - powiedziała jedynie, kiedy spojrzała na swoją dłoń całą ubabraną we krwi. Potem przeniosła wzrok na Woodsa. - Musiałam spaść z łóżka i rozbić sobie nos. Miałam… Coś, co mógłby pan nazwać koszmarem, choć nie był to wcale zwykły sen.

- Właśnie widzę - mężczyzna wskazał na znaki nakreślone na podłodze. Nie przejmując się zbytnio jej ubiorem, chwycił dziewczynę pod ramiona i pomógł stanąć na nogach. - Brałaś coś? Jakieś proszki? Może setka koniaku przed snem? - spytał surowym tonem.

Evelyn wstała z pomocą Woodsa, po czym usiadła na skraju łóżka.
- Nie… Nie! Co to w ogóle za pytania? - oburzyła się, jeszcze szczelniej opatulając się kołdrą. - To runy ochronne - dodała po chwili, już spokojniej, wskazując skinieniem głowy na znaki na podłodze. - Nauczyła mnie ich moja babcia. Nie wiem jednak czy warto to panu tłumaczyć, bo pewnie i tak pan to wyśmieje.
Evelyn wzruszyła ramionami.
- Co pan w ogóle robi w moim pokoju? Przespałam jakieś ważne zebranie? Wrócił pan Hawthorne?

George nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się badawczo w twarz dziewczyny i myślał intensywnie nad tym co przed chwilą zobaczył. W końcu doszedł do wniosku, że jeśli ktoś wierzy w te bzdury z przywoływaniem duchów i proroczymi snami, faktycznie mógł się zachować tak jak Evelyn. Zresztą nigdy nie widział by próbowała jakichkolwiek używek, więc albo był wyjątkowo mało spostrzegawczy, albo zbyt szybko posądził o to ją.

- Zasługujesz na moje przeprosiny, wybacz - powiedział tonem, w którym próżno było szukać śladów żalu. - Nie odpowiadałaś na pukanie do drzwi, a te zostawiłaś otwarte. Musiałem sprawdzić. Na przyszłość zamykaj je na klucz - nie byłby sobą, gdyby nie skorzystał z okazji do pouczenia młodej. - Jak nos, cały? - wskazał na jej zakrwawioną twarz.

Evelyn przytaknęła, po czym uśmiechnęła się do Woodsa - co zapewne nie wyglądało tak ładnie, jak zazwyczaj, biorąc pod uwagę ślady niedawnego krwotoku. Czyżby właśnie okazało się, że starszy agent George Woods przejmował się jej zdrowiem? Czyżby był skłonny do uczuć?
Leigh wybuchła śmiechem, a zważając na to, że śmiała się z własnych myśli, była cała we własnej krwi - mogła jedynie utwierdzić Woodsa w tym, że jednak coś brała. Albo była obłąkana.

- Przepraszam - powiedziała po chwili, kiedy się uspokoiła. - Tak, wszystko w porządku. Dziękuję za troskę, panie Woods. Następnym razem zastosuję się do rady i zamknę drzwi.

- Zostawię cię teraz, doprowadź się do porządku - nakazał Woods. - Tweed jeszcze nie wrócił, a Adley wyszła - uparcie używał przybranych nazwisk agentów, dając do zrozumienia dziewczynie, że też tak powinna robić. Nie zwrócił jej wcześniej uwagi, gdy użyła nazwiska Hawthorne. - Ja również wychodzę, miałem zamiar wziąć cię ze sobą, ale biorąc pod uwagę twój stan…
- Oczywiście, że idę z panem! Spadłam jedynie z łóżka, a nie zostałam ciężko ranna w strzelaninie - żachnęła się, po czym wstała z łóżka i wciąż będąc owiniętą w kołdrę niczym grecka bogini, ruszyła w stronę łazienki. - Spotkajmy się w holu, panie Cromwell.

W pierwszej chwili Woods miał ochotę zaoponować, ale chęć do działania dziewczyny mu zaimponowała, podobnie jak to miało miejsce wcześniej w przypadku Faucher. Dlatego też powiedział tylko:
- Masz dziesięć minut - po czym skierował się do wyjścia.
 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 08-03-2019 o 14:01.
Pan Elf jest offline  
Stary 08-03-2019, 19:52   #27
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Caroline, jesteś nieoceniona – pochwalił dziennikarkę. - Będę, au revoir – odłożył słuchawkę.

- Poproszę pióro, kawałek kartki i kopertę – powiedział do recepcjonisty.

Na otrzymanym papierze spisał wszystko, czego dowiedział się od Sorena. Adres byłej żony Gimarda, tego co udało ustalić o rodzinnej przeszłości policjanta i członkach jego rodziny, czyli w sumie niewiele. Na koniec dopisał:

Dostałem cynk o furgonetce, która jeździła dziś w nocy nad Sekwaną. Jadę to sprawdzić razem z Croft.

Cromwell


Zakleił kopertę i podał pracownikowi hotelu z poleceniem oddania jej do rąk własnych pani Adley lub pana Tweeda, którekolwiek zjawi się pierwsze. Na wszelki wypadek napisał na kopercie nazwiska obojga. Następnie ruszył na górę do pokoju młodej.

* * * * *

Evelyn wbiegła do holu, gdzie czekał na nią Woods. Ewidentnie było widać, że się spieszyła, bo włosy miała wciąż potargane, nie dopięła koszuli i w biegu zakładała na lewą stopę czarnego pantofla.

- Chyba się wyrobiłam, skoro wciąż pan tutaj czeka, panie Cromwell - powiedziała zziajana, kiedy dobiegła do Woodsa. Pośpiesznie zaczęła poprawiać włosy i dopięła guziki koszuli. - Myślę, że możemy ruszać. Gdzie się udamy? Co będzie naszym celem? Bardzo ładna marynarka, pasuje panu - Evelyn wyprostowała się i uśmiechnęła. Była gotowa do działania.

- Nie tutaj - warknął Woods i skierował się na zewnątrz.

Nie musieli długo czekać na przyjazd taksówki. Agent otworzył drzwi i przepuścił dziewczynę, a następnie sam wsiadł.

- Hotel “Ibis” - rzucił do kierowcy. - Płacę dziesięć franków ekstra za każdą minutę czasu przejazdu poniżej kwadransu - spojrzał na zegarek.

Więcej do taksówkarza nie powiedział już nic. Spodziewał się, że dodatkowy pieniądz zarówno zmusi go do zwrócenia uwagi na drogę, jak i powstrzyma przed rozgadywaniem tego co ewentualnie usłyszy.

- Spotkamy się z moją znajomą - poinformował Evelyn po angielsku. - Na imię ma Caroline, to dziennikarka. Zna mnie pod imieniem Victor, pracownik francuskiego MSZ. Ty nadal będziesz angielską policjantką, jasne?

- Och, Victor to naprawdę ładne imię. Podoba mi się jego brzmienie, bardzo do pana pasuje. Czy Caroline i Victora łączy jakaś ciekawa historia? - spytała, zanim w ogóle zdążyła ugryźć się w język. - [i]Nie musi pan odpowiadać oczywiście, proszę wybaczyć. W każdym razie tak, wszystko jasne, angielska policjantka./I] - Evelyn odchrząknęła nerwowo i odwróciła wzrok, skupiając się na mijanych widokach.

- Tak się składa, że owszem - Woods odpowiedział tonem, jak gdyby dzielił się informacją, którą za żadną cenę nie chciał się podzielić, choć w rzeczywistości i tak miał zamiar poruszyć ten temat. - Dlatego musisz uważać przy niej na swoje zachowanie. Szczerze mówiąc wolałbym zabrać ze sobą Tweeda, ale jest nieosiągalny.

- Niech się pan nie martwi, będę tak tweedowa, że sam Tweed by się tego nie powstydził - odparła, znowu zwracając wzrok ku Woodsowi i uśmiechając się promiennie. - Naprawdę, nie będzie pan żałował, że mnie zabrał ze sobą.

- Dopóki nie zapuścisz wąsów, to nie sądzę - odparł ponuro starszy agent. - Pamiętaj, każdy gest ma znaczenie. Zbyt długie spoglądanie na mnie, niejednoznaczny uśmieszek w moją stronę, dłoń położona na moim ramieniu, wszystko może być przez nią źle odebrane. Najlepiej zachowuj do mnie chłodny dystans, a do niej odnoś się otwarcie i serdecznie. Sprawiaj wrażenie, że w ogóle cię nie interesuję, jestem tylko łącznikiem pomiędzy angielskim śledztwem, a szczwaną dziennikarką. Tak to jej przedstawię.

- Tak jest - odparła krótko, znowu odwracając wzrok w stronę okna. Zupełnie jakby już weszła w wymaganą od niej rolę. Po prostu powinna zacząć zachowywać się jak… Woods. Nie mogło być w tym nic trudnego. - Coś jeszcze powinnam wiedzieć? - spytała.

- Nie spodziewaj się ciepłego powitania - oznajmił. - I trzymaj broń w pogotowiu, dzielnica do której się udajemy to nieciekawe miejsce - dodał po chwili.

Evelyn w odpowiedzi skinęła głową.

* * * * *

Agenci siedzieli w holu hotelu Ibis zaledwie od pięciu minut, gdy przez drzwi wejściowe weszła kobieta w czarnym płaszczu. Woods, który siedział przodem do drzwi, na jej widok podniósł się, co zwróciło na niego jej uwagę. Ruszyła szybkim krokiem w ich stronę. Była bardzo piękna, choć nie w stylu panienek do towarzystwa. Było w niej coś co pozwoliłoby jej się wtopić w tłum na bogatej sali balowej pełnej śmietanki towarzyskiej, o ile tylko mogłaby sobie pozwolić na odpowiednio drogą kreację. Na razie miała na sobie proste, czarne buty na obcasie, płaszcz tego samego koloru oraz kapelusz, spod którego wystawały krótkie, kręcone, ciemne włosy. Gdy podeszła do Woodsa, objęła go i przytuliła na powitanie, choć przypominało to raczej rodzinny uścisk, niż cokolwiek bardziej intymnego. Było w nim dużo dystansu.

- Victor, myślałam że już nigdy nie odwołają cię z tego okropnego Londynu - powiedziała z uśmiechem.

- Niestety nie odwołali - Woods odpowiedział płynnym francuskim, dobrze grając żal z powodu decyzji przełożonych. - Wróciłem tylko na kilka dni, wlepili mi nietypowe zadanie. Moja droga, nic się nie zmieniłaś. Wyglądasz, jak zawsze, pięknie.

- A to kto? - spytała kobieta już mniej miłym tonem, gdy zdała sobie sprawę z obecności Evelyn.

- To powód mojego przyjazdu, w pewnym sensie. Za chwilę ci wszystko wyjaśnię, ale najpierw pozwól sobie przedstawić. Oto panna Amelia Croft z angielskiej policji. - Widząc minę przyjaciółki, George szybko dodał: - Nie martw się, jest tu nieoficjalnie. - Następnie zwrócił się do Evelyn: - A to jest pani Caroline Bouquillon, najlepsze pióro w redakcji Le Petit Journal, którego jednak kolejni redaktorzy naczelni nie potrafią właściwie docenić - zakończył z uśmiechem.

Evelyn podniosła się z fotela i wyciągnęła rękę w stronę Caroline.

- Mężczyźni boją się silnych kobiet, to pewnie dlatego - skomentowała pół żartem, pół serio, posyłając uśmiech w stronę dziennikarki.

- Victor przesadza - odpowiedziała nieco tylko milszym tonem dziennikarka, po czym zwróciła się do Woodsa: - To prawda? Boisz się silnych kobiet? - puściła do niego oko.

Agent, niezwykłe, odpowiedział śmiechem, zdawało by się, zupełnie szczerym.

- Z pewnością nie chciałbym nadepnąć ci na odcisk - odparł wesoło. - Wolę, gdy jesteśmy po jednej stronie barykady - wskazał miejsce naprzeciw Evelyn, na którym kobieta po chwili usiadła. On sam usiadł na miejscu obok. - Zapalisz? - sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki.

- Dziękuję, ale nie. Rzuciłam w zeszłym roku.

- Coś się jednak zmieniło - Woods trzymał jeszcze przez chwilę rękę w kieszeni, jakby się wahał, ale zaraz ją wyciągnął. - Przejdźmy więc do rzeczy.

- W tobie, widać, też się coś zmieniło, skoro nie grasz jak zwykle na czas - prawa brew kobiety powędrowała w górę.

- Sama mówiłaś, że musimy się spieszyć - odparł wciąż uśmiechnięty Woods. - Zresztą czy miałoby to jakikolwiek sens, skoro jak zwykle wszystko ci wyśpiewam?

- Najmniejszego.

- Zatem wyobraź sobie, że spałem sobie wygodnie w swoim mieszkanku w Londynie, gdy obudził mnie telefon. Dzwonił ambasador, osobiście! Okazało się, że w Paryżu miał miejsce napad na obywateli Zjednoczonego Królestwa i brytyjska policja zamierza przeprowadzić śledztwo we współpracy z francuską, a ja mam robić za ich przewodnika i skrzynkę kontaktową z miejscowymi służbami. Wsadzili mnie do samolotu i oto jestem. Dlaczego nie mogli wybrać do tego kogoś miejscowego? Dlaczego w ogóle wybrali do tego zadania dyplomatę? Nie wiem, pewnie ktoś z naszego resortu chce coś ugrać dla siebie na tej sprawie.

- O tym przez telefon nie mówiłeś. Dziwne to wszystko - przyznała Caroline.

- Dziwne - zgodził się Woods - ale wszystko staje się nieco jaśniejsze, gdy dowiesz się o co naprawdę chodzi - spojrzał na Evelyn. - Nie sądzi pani, pani inspektor, że warto uchylić przed panią Bouquillon rąbka tajemnicy? - nieznacznie zaakcentował przedostatnie słowo. Z pewnością nie chciał zdradzać dziennikarce całej prawdy, ale oficjalna wersja, przedstawiona wcześniej francuskiej policji, powinna zaspokoić jej ciekawość.

Evelyn skinęła głową, nawet nie spoglądając na Woodsa. Spojrzała za to na dziennikarkę i uśmiechnęła się życzliwie.

- Oczywiście - odparła, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Skoro mamy razem współpracować, to warto byłoby wtajemniczyć panią Bouquillon w sprawę. Otóż…

Leigh opowiedziała oficjalną wersję wydarzeń i powodu, dla którego została wysłana angielska policja, tą samą historię, którą uraczeni zostali Francuzi. Nie zawahała się ani na chwilę w opowieści, jakby sama wierzyła w to, co mówi.

- Widzę, że pominąłeś najciekawszą część, gdy dzwoniłeś - powiedziała Caroline.

- Fakt, ale to nie była rozmowa na telefon - oznajmił Woods. - Niech mi będzie wolno dodać, że na twoim miejscu nie opisywałbym tego wszystkiego. Wolność prasy, wolnością prasy, ale trwa wojna, władza przymyka oko na wiele swobód obywatelskich, a gdyby o gazach dowiedziała się opinia publiczna, popsułoby to stosunki pomiędzy naszymi dwoma narodami - wskazał na siebie i Caroline, a następnie na Evelyn. - Skoncentruj się na policjancie, to i tak duży temat. W każdym razie ani ja, ani panna Croft, niczego nie mówiliśmy.

Dziennikarka nie odpowiedziała, dlatego Woods kontynuował:

- Rozumiem, że ta furgonetka stoi gdzieś w miejscu publicznym?

- Nie wiem dokładnie. Musimy się przekonać.

- No dobrze. Proponuję abyście udały się do niej we dwie. Para kobiet mniej się rzuca w oczy niż starszy mężczyzna z piękną kobietą - znów uśmiechnął się do Caroline. - Co prawda wydają się też łatwiejszym celem, dlatego będę szedł za wami w pewnej odległości. Zgoda?
 
Col Frost jest offline  
Stary 08-03-2019, 23:20   #28
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noemie była w szoku widząc pod hotelem Sorena. Naprawdę była gotowa przespacerować się do kostnicy, choć musiała przyznać że skorzystanie z podwózki bardzo wszystko przyspieszało. Belgijka skorzystała z okazji by znów przyjrzeć się zwłokom. Niestety nadal nie obejrzano wszystkich, choć spostrzeżenia patologa były dosyć ciekawe.

Czemu policjantowi nie zabrano portfela, a pozbawiono dokumentów zabitych agentów? Bo były prawdziwe? Tylko czemu komukolwiek miałoby zależeć by zatuszować fałszywe tożsamości Gabrielle i Johna? Chcieli utrudnić im ich znalezienie? Noemie przysłuchiwała się mężczyźnie obserwując uważnie ciała agentów.

Z kim walczyli w Norwegii? Czy były to osoby, które ostatecznie doprowadziły do ich śmierci? Będzie musiała wysłać kolejny raport do centrali, ale dla bezpieczeństwa powinna chwilę odczekać. Opis śmierci Johna pokrywał się nieco z tym co zobaczyła w swojej wizji. Ktoś ich z zimną krwią dobił. Była pewna, że musiał być to sprawny zabójca… człowiek w kapeluszu. Podziękowała patologowi i zaczekała aż Soren przyjmie raport z dotychczasowych sekcji. W ciszy patrzyła jak ciało Gabrielle jest zabierane na sekcję i spodziewała się podobnych informacji co o Johnie. Co do cholery stało się w Norwegii? Zaklęła pod nosem i opuściła kostnicę. Pod drzwiami zaczekała na francuskiego Agenta.

- Zabierzesz mnie ze sobą na komisariat? - Odezwała się widząc, jak Soren opuszcza budynek. - Jestem ciekawa jak Tweedowi idzie przesłuchanie…. Może coś w końcu ruszy naprzód. - Podążyła za Francuzem do jego auta.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-03-2019, 00:51   #29
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Kenneth pomógł Simardowi postawić na nogi szamoczącego się podejrzanego. Gdy zdyszany i posapujący Arprin dobiegł do nich, mężczyzna był już skuty, choć wciąż szarpał się między przytrzymującymi go rękami dwóch policjantów, jednego Francuza i jednego Anglika. Walczył, wierzgał i wyrywał się nawet wtedy, gdy Francuzi, grożąc mu użyciem pałki, wcisnęli go wreszcie na tylną kanapę radiowozu, wciąż zaparkowanego przed kamienicą. Obaj usiedli z przodu, zostawiając Kenowi miejsce obok aresztanta. Teraz dopiero dało się zauważyć, jak zmieniło się zachowanie zatrzymanego. Wyraźnie odpuścił walkę, stał się osowiały i smutny, jakby zrezygnowany. To akurat Kena specjalnie nie zdziwiło, widywał wielu podejrzanych, którzy przed zapakowaniem ich do radiowozu odstawiali chojraków, by po znalezieniu się w klaustrofobicznie ciasnym wnętrzu policyjnego pojazdu zmięknąć i odpuścić. Zwykle w tym momencie docierało do delikwenta, że faktycznie policja ma go w garści i od tej pory to już nie od jego woli zależy, gdzie się znajdzie i co będzie się z nim działo. Zachowanie mężczyzny doskonale wpisywało się w ten schemat - jęki i błaganie o litość były nawet podobne do tego, co Ken słyszał od aresztowanych przez Scotland Yard na ulicach Londynu.

Znacznie ciekawiej zrobiło się na komendzie. Kenneth przewidująco poprosił o możliwość wzięcia udziału w przesłuchaniu, ale w charakterze milczącego obserwatora. Po pierwsze nie był na tyle sprawny językowo, aby wychwycić niuanse, jakie mogły mu umknąć podczas przesłuchania, po drugie wolał z zewnątrz przysłuchać się temu, co Francuz powie na pierwszym przesłuchaniu. W razie konieczności można było przesłuchać go ponownie i wziąć na tapetę wątki, które nadal wymagałyby doprecyzowania.

Wzięty w krzyżowy ogień pytań przez dwójkę francuskich policjantów Lacroix wreszcie wydukał z siebie chaotyczną historię. Kenneth, słuchając urywanych, nieskładnych strzępów relacji zatrzymanego, pilnie notował i starał się, by nic mu nie umknęło. Większość, a nawet chyba wszystkie rzeczy, wynotował sobie całkiem dobrze, podana przez Lacroixa chronologia również trzymała się mniej więcej kupy. Wynikało z niej, że "monsieur Lapointe", czyli zapewne kapitan Allier, zamówił kurs furgonetką Lacroixa z paryskiego dworca na Uniwersytet. Podróż przebiegała w miarę spokojnie, gdy na Rue des Pyramides zatrzymał ich policjant - właśnie Alexandre Grimard, jak Lacroix potwierdził z położonego przed nim zdjęcia. Pozostawało pytanie, w jaki sposób Lacroix rozpoznał policjanta mimo rzekomo panującej na ulicy ciemności.

Według relacji Lacroixa najpierw wywiązała się kłótnia z policjantem, w której uczestniczył i "Lapointe", i najprawdopodobniej Wainwright. Ten ostatni o mało nie został aresztowany - co zapewne uratowałoby mu życie. Jednak kłótnię przerwało pojawienie się znikąd grupy mężczyzn po cywilnemu, którzy otworzyli huraganowy ogień do wszystkich, nie wyłączając policjanta. Jak zeznawał Lacroix, Wainwright próbował ewakuować samochód, ale nie umiejąc opanować ciężkiej furgonetki wyrżnął w latarnię. Tłumaczyło to ślady zderzenia na miejscu akcji. Z kolei śmierć Grimarda wyglądała na typowe "zatarcie śladów" i pozbycie się niewygodnego, w dodatku umundurowanego świadka. Ken nie miał wątpliwości, że gdyby Lacroix dał się zauważyć napastnikom, mógł go spotkać podobny, smutny los. Dwa pojazdy opuszczające miejsce akcji - ostatni szczegół z zeznania Lacroixa - znów obudziły czujność Kena. Jednym z nich musiała być furgonetka, drugim była jakaś osobówka. Ken postanowił przekazać policji francuskiej, by wypytali szczegółowo Lacroixa o jej wygląd i znaki szczególne.

Kolejnym elementem, który Kenowi w tej sprawie nie pasował, było użycie przez jednego z napastników odznaki bądź legitymacji Deuxième Bureau. Lapointe, czyli Allier, też był z tej służby - gdyby DB było zainteresowane przejęciem przesyłki, to nie atakowałoby transportu obstawianego przez jednego ze swoich agentów. Albo więc Allier był podwójnym agentem, ktorego DB również chciało zlikwidować, albo jego misja była przykrywką dla czegoś innego. Tego Ken na razie nie wiedział.

Zrobiwszy notatki, funkcjonariusz Scotland Yardu poprosił o podwiezienie do hotelu "Ibis", gdzie zatrzymała się cała czwórka. Potrzebował przekazać informacje zdobyte w śledztwie... i dać organizmowi chwilę tak bardzo potrzebnego odpoczynku.


 
Loucipher jest offline  
Stary 10-03-2019, 05:12   #30
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 7 - 1940.III.14; południe Paryż

Czas: 1940.III.14; cz; południe; godz. 12:15
Miejsce: północna Francja; Paryż; Saint Ouen, nadbrzeże Sekwany
Warunki: pochmurnie, chłodno, zapach rzeki, jasno


George Woods (R.Cromwell) i Evelyn Leigh (A.Croft)


Czy dojrzały mężczyzna czy młoda kobieta w barwach tajnej Agencji to mogli w jednym być zgodni: byli zmęczeni. Byli świadkami jak jeden dzień przechodzi w noc po północnej stronie Kanału a teraz jak wstaje i właśnie rozwkita w pełni kolejny. Tym razem w innej stolicy, po drugiej stronie Kanału. I przez ten czas nie mieli czasu wypocząć. Krótka drzemka raczej niewiele tu zmieniała. Trzymali się na nogach dzięki kawie i własnej woli. Jasne jednak było, że nadwyrężają swoje siły. Na razie jednak sytuacja trochę się poprawiła. Na świeżym powietrzu, mimo chmur nad miastem to nad brzegiem Sekwany zrobiło się trochę bardziej rześko. W powietrzu unosił się charakterystyczny, jeziorny zapach wody. Tylko okolica była taka sobie na spacery. W środku dnia to jeszcze było jak cię mogę no ale po zmroku, w tym zaciemnieniu jakie panowało od paru miesięcy to mogło być tu nieciekawie.

Przy okazji podczas tego spaceru, Woods zorientował się, że zbliżają się do magazynów w których znaleziono furgonetkę i ciała. Sam hotel “Ibis” był nie tak znowu daleko, jeśli ktoś miał samochód to nawet całkiem blisko od tych magazynów. I o ile nie dał się komuś wycyganić to wydawało mu się, że ani on ani dwójka kobiet spacerujących przed nim nie ma ogona. A jak ma to takiego jakiego nie udało mu się dostrzec.

Evelyn zaś gdy tylko podeszła z Francuzką do jakiegoś starszego mężczyzny mogłą zrozumieć dlaczego ta wolała aby towarzyszył jej jakiś mężczyzna. Facet wyglądał odpychająco. Właściwie jakby miał jakiś nóż czy pałkę w ręku wyglądałby jak stereotyp ulicznego zakapiora. - No i widzisz kochaniutka, wzywasz lśniącego rycerza na wsparcie a ten się kitra po krzakach i biedne, słabe kobietki muszą same stawić czoła takim zbójom. - Caroline rzekła ironicznie pod adresem Woodsa pozwalając sobie na ironiczny komentarz do jego strategii rozegrania tego spotkania. Akurat jeszcze podchodziły do owego mężczyzny który krzątał się na jakiejś łodzi bujającej się na małych falach. Wbrew pozorom jednak przywitała się z nim całkiem uprzejmie.

- Bonjour Gabriel. - zagaiła dziennikarka stając na wybetonowanym nadbrzeżu tuż nad pokładem łodzi. Facet chyba naprawiał silnik swojej łodzi bo siedział przed otwartą klapą i skinął głową unosząc zarośniętą siwą szczeciną gębę na dwójkę stojących kobiet.

Przystąpili do interesów. Caroline zbyła zaproszenie na pokład i butelkę wina. W zamian szybko przeszła do interesów. W zamian za zakup świeżo złowionej ryby jaka jeszcze ruszała skrzelami w wiadrze Gabriel powiedział co ciekawego widział ostatniej nocy. Evelyn nie miała pojęcia po ile chodzą w Paryżu świeżo złowione ryby chociaż ta, wydawała się jakaś wyjątkowa sądząc po ilości bankontów jaka przeszła z drobnej, zadbanej kobiecej dłoni do uwalonej smarej, sękatej dłoni starego.

Ale Gabrielle coś jednak widział. W nocy, niedaleko przed świtem widział coś ciekawego. Na środek odległego o kilkaset metrów mostu wjechały dwa pojazdy. Jakiś osobowy i jakiś większy. Było puściutko o tej porze więc rzucały się w oczy komuś kto łowił ryby i raczej nie miał po ciemku na co innego się gapić. Zwłaszcza, że owe pojazdy zamiast po prostu przejechać przez most zatrzymały się gdzieś w połowie. A potem było jeszcze ciekawiej bo z tego większego coś zaczęli nosić i wywalać do rzeki. Coś jakby worki. Całkiem spore. Ale z daleka i po ciemku nie widział o co mogło chodzić. Ale to, że wrzucili dwa dość duże przedmioty do rzeki tego był pewny. No więc teraz skoro piękna pani dziennikarka mówiła, że szuka ciekawych rzeczy z tej okolicy i ostatniej nocy to dał właśnie znak. Caroline podziękowała mu mówiąc, że jeśli coś jeszcze by w tej sprawie słyszał ciekawego niech da znać po czym zaczęła spacer powrotny do “Ibisa”. Tak przepłaconej ryby nie wzięła.

George w tym czasie mógł obserwować z rozsądnej odległości całą wycieczkę Francuzki i Brytyjki. Wyglądało to jak spacer dwóch znajomych, bez ekscesów ale i bez serdeczności. W okolicy spacerowali i inni ludzie, w większości mężczyźni. Przy nabrzeżu było zacumowanych trochę łodzi i osobowych barek jakimi można było pływać po rzece czy czasem robiły za drugi czy nawet główny dom swoim właścicielom. Obydwie kobiety zatrzymały się przy jednej z nich i porozmawiały chwilę z jakimś facetem na łodzi. Często zerkali w stronę pobliskiego mostu, Caroline pewnie zapłaciła za informację sądząc z gestu wyjmowania portfela i przekazywania pieniędzy i po chwili obie młode damy zaczęły spacer powrotny. Zdawał sobie sprawę, że Caroline to broń obosieczna. Mogła co prawda zdobyć jakieś informacje jak to właśnie udowodniła. Ale była przede wszystkim dziennikarką i to z ambicjami wykraczającymi poza standard gazety dla jakiej pracowała. A teraz powiedzieli jej wersję o jakiej dotąd nie miała pewnie pojęcia. Co z tym zrobi ładna brunetka to trudno było oszacować.



Czas: 1940.III.14; cz; południe; godz. 12:15
Miejsce: północna Francja; Paryż; 15-ta Dzielnica, Hotel “Topaz”
Warunki: granat nieba, ciepłe, ogrzane wnętrze pokoju, jasno

Noémie Faucher (D.Adley) i Kenneth Hawthorne (M.Tweed)


Soren przewiózł koleżankę po fachu zza Kanały pomiędzy kostnicą a komisariatem. Szefowa grupy przysłanej z Londynu miała okazję podziwiać raczej pochmurne niebo i wiosenne temperatury gdzie bez palta szkoda było wychodzić na zewnątrz. Nomen omen jeszcze pasażerka nie zdążyła porządnie wysiąść gdy dostrzegli wychodzącego przez główne drzwi “Mr. Tweed’a”. - Dobra, to wsiadajcie, już was podwiozę do hotelu. - lokalny agent już machnął ręką na te ciągłę kursy i skoro spotkali się we trójkę to zrobił kolejną trasę, tym razem na południowy brzeg Sekwany gdzie w hotelu “Topaz” mieli wynajęte pokoje. - A w ogóle jak wam się tam mieszka? Wszystko w porządku? - zapytał gdy jechali przez ulice, mosty i uliczki francuskiej stolicy. W dzień zdecydowanie przejechać przez tą metropolię to był koszmar. Jeśli w nocy, gdy ulice były puste można było pokonać trasę w kwadrans to teraz, w dzień zajmowało to dwa lub trzy razy dłużej.

W końcu dojechali przed hotel i pożegnali się z Francuzem. W razie potrzeby zawsze mogli zadzwonić na jego numer domowy lub zostawić wiadomość w biurze na komisariacie. Zostawił im zresztą na siebie namiar już wcześniej i tak tylko przypominał bo miał zamiar spróbować się przespać chociaż trochę. Przypuszczał, że pod koniec dnia ekipa dochodzeniowa powinna przedstawić swój raport. W nim może pojawi się coś ciekawego. No chyba, że zarzucona przez policję sieć coś wyłowi. A na razie, życzył im owocnych łowów.

Łowy jak łowy ale spławik się chyba poruszył bo gdy para agentów tylko weszła do hotelu recepcjonista przekazał im kopertę. Jak się okazało od Georga i jak się okazało zabrał Evelyn na spotkanie z informatorem.


Cytat:
„Dostałem cynk o furgonetce, która jeździła dziś w nocy nad Sekwaną. Jadę to sprawdzić razem z Croft.

Cromwell”



No to czyli drugiej pary agentów nie było w tej chwili w hotelu bo według recepcjonisty nie widział aby wracali. Mogli za to porozmawiać w spokoju we dwójkę. Chociaż Kenneth zaczynał już odczuwać skutki utrzymywania się na nogach drugą dobę. Noémie jeszcze się trzymała nieźle chociaż zdawała sobie sprawę, że i ją w końcu zmęczenie dopadnie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172