12-04-2021, 19:14 | #361 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 94 - 1940.VI.03; pn; ranek; Clermont - Ferrand Czas: 1940.VI.03; pn; ranek; godz. 09:50 Miejsce: Francja; cen Francja; Clermont - Ferrand; okolica Uniwersytetu Warunki: wnętrze samochodu, jasno, cicho, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, powiew, umiarkowanie Frank i Noemie (por. Annabelle Fournier) Para agentów siedziała wewnątrz samochodu jakim porucznik Fournier przyjechała wczoraj z Paryża. Samochód był zaparkowany na jednej z głównych ulic miasta. Prowadziła ona od tego dużego placu gdzie się spotkali wczoraj z polskim agentem po raz pierwszy i dalej nie wiadomo gdzie. Ale po drodze stał Uniwersytet Balzaca. Raczej mało przyjemna dla oka fasada w klasycznymi kolumnami przed głównym wejściem. Początek czerwca okazał się pogodny tego poranka i w samochodzie było całkiem ciepło. Na zewnątrz jak ktoś był w płaszczu lub lekkiej kurtce właściwie też. Ale na krótki rękaw to jeszcze było zbyt chłodno. O tej porze zajęcia już się zaczęły jakiś czas temu. Uczelnia pomimo wojny próbowała zachować się jakby tej wojny nie było i dalej prowadziła zajęcia. Chociaż okna poklejona krzyżami z taśmy klejącej jakie miały chronić przed odłamkami na pewno nie były obowiązującym standardem podczas pokoju. No i właśnie tutaj rano widzieli wysokiego mężczyznę w płaszczu i marynarce jakiego podwiozła dorożka i jakie energicznie wszedł po schodach znikając im z oczu. Profesor Jolliot wydawał się być pełnym życia mężczyzną, jakby gotów był zmierzyć się z kolejnymi wyzwaniami jakie przyniesie mu dzień. Ale jego polskiej żony nie było z nim. Widocznie musiała zostać w domu. O ile nie stanie się dzisiaj coś nieprzewidzianego to Frank z kolegami mógł dość dobrze przewidzieć schemat dnia. Rano dorożka i z domu do pracy co jak na razie się sprawdzało. Potem ok 14-tej, 15-tej powrót też dorożką do domu. Tu już był mniej stabilny grafik, raz profesor został w środku nawet do 18-tej. Ale ta zamówiona dorożka dość wymownie zwiastowała, że kończy pracę i zamierza wracać do domu. Problem był taki, że będąc na ulicy kompletnie tracili z oczu na cały jego dzień w pracy. Nie mieli pojęcia co on tam robi. No i gdyby ktoś go tam porwał to też nie musiało być widoczne z zewnątrz. Przynajmniej nie tak od razu i jakby wszystko poszło z planem porywaczy. To była ta wada obserwacji z zewnątrz. A do wewnątrz co prawda mógł wejść każdy z ulicy, jak do każdego budynku użyteczności publicznej. Ale jednak aby mieć francuskiego fizyka na oku trzeba by jakiś sensowny powód wymyślić aby być w jego pobliżu. Poza Joliotami akta tej sprawy zawierały fotografie i podstawowe dane dwóch innych mężczyzn. Hans von Halban był Austriakiem o bardzo barwnym pochodzeniu jaki od trzech lat był w zespole Jolliotów a wcześniej pracował zarówno w Szwajcarii jak i Niemczech. A Lew Kowarski był rodowitym Rosjaninem z Petersburga. Na cały etat od dwóch lat pracował z Joliotami chociaż wcześniej przez jakieś dwa lata już z nimi współpracował. Obaj byli dziećmi swoich czasów i w ich żyłach i biografii przewijały się bardzo różne epizody i barwy. Obaj mieli częściowo żydowskie pochodzenie co mogło rzutować na wpływ do III Rzeszy i nazizmu. Zresztą w notce Joliota też zapisano, że przejawia on postawę centro - lewicową. Jednak poza tym władze albo wywiad nie ośmieliły się tknąć fizyka który należał do światowej czołówki naukowców. Obaj asystenci Joliota też rano przyszli do pracy, też w płaszczach i teczkami w rękach. Niczym szczególnym się nie wyróżniali na tle uniwersyteckiej braci. Wydawali się po prostu kolejnymi wykładowcami jacy śpieszą na zajęcia. No ale odkąd połknął ich budynek uczelni ich też agenci stracili z oczu. - Wojna się skończy zanim się doczekamy na te samoloty! - Noemie mogła zwrócić uwagę na podniesiony głos pełen zdenerwowania i irytacji. Oraz dźwięk obcej mowy. Ale Franciszek bez trudu rozpoznał ojczystą mowę. Dwaj wojskowi szli chodnikiem po ich stronie właśnie mijając ich samochód. Nie zwracali uwagi na parę siedzącą wewnątrz. Zbyt byli zajęci tą impulsywną rozmową. Gdy mijali ich wóz dało się dojrzeć patki oznaczające francuskie siły powietrzne. - Tak, tak właśnie będzie. Burdel a nie wojsko. To co nam pokazali to jakieś gruchoty. Chyba żarty sobie z nas stroją. - odparł ten drugi pełnym rozgoryczenia głosem. Ze złością kopnął jakiś kamień który potoczył się gdzieś dalej po chodniku a oni obaj już mijali zaparkowaną osobówkę. Polski agent wiedział, że w mieście jest lotnisko ale do tej pory nie było ono celem jego zainteresowania bo miał inne priorytety. Wiadomości z wojny nie były zbyt optymistyczne dla aliantów. Co prawda wczoraj w radio Anthony Eden ogłaszał, że ponoć 80% sił ekspedycyjnych Brytyjczyków już zostało ewakuowanych spod Dunkierki. Nic nie mówił o Francuzach. Ale nawet jeśli tak było to by znaczyło, że sprawa odwrotu spod Dunkierki wkrótce się skończy. A jak przewidywano jeszcze w Paryżu wówczas pewnie Niemcy ruszą rozprawić się z resztą Francji. Tutaj byli co prawda na dalekim zapleczu, z dala od frontu, nie było tu widać bezpośrednich skutków wojny. Ale było jej znamię. Te poklejone szyby w oknach, patrole żandarmerii wojskowej, wojskowe ciężarówki i pociągi z wojskiem przejeżdżające przez miasto. A gdzieś pod miastem znaleziono dwa, niemieckie spadochrony bez skoczków. I na razie nie było słychać o niemieckim wraku do którego można by je dopasować.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
17-04-2021, 18:47 | #362 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Franek uśmiechnął się słysząc narzekania pilotów. Ile to już czasu minęło, odkąd ostatni raz słuchał ojczystej mowy? Tygodnie? Może nawet miesiące. Męczyło go już nieustannie posługiwanie się francuskim. Zaczynał już nawet myśleć po francusku! Niezbyt przejął się powodem usłyszanych narzekań. Polacy zawsze narzekali, to była u nich zwyczajna rzecz, jak dla innych oddychanie lub jedzenie. Zresztą nie mógł im współczuć. Prędzej im zazdrościł. Oni przynajmniej mieli szansę walczyć, on siedział w aucie z piękną kobietą i czekał na jakiegoś profesorka z uczelni. Przynajmniej towarzystwo nie było powodem do niezadowolenia.
__________________ |
19-04-2021, 15:01 | #363 |
Reputacja: 1 | Francja; cen Francja; Clermont - Ferrand; okolica Uniwersytetu |
22-04-2021, 11:44 | #364 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 95 - 1940.VI.03; pn; ranek; Clermont - Ferrand Czas: 1940.VI.03; pn; popołudnie; godz. 15:25 Miejsce: Francja; cen Francja; Clermont - Ferrand; mieszkanie Joliotów Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, cicho, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, umiarkowanie Frank i Noemie (por. Annabelle Fournier) - Proszę, tu jest cukier. - szczupła gospodyni może nie powalała swoją urodą ale nie można jej było odmówić typowo słowiańskiej gościnności. Nawet gdy do mieszkania krótko po powrocie męża do domu do drzwi zapukał duet obcych ludzi. Drzwi otworzył Frederick i zaprosił gości do środka. I tak wylądowali w niewielkim pokoju gościnnym. Mieszkanie było niewielkie i pewnie po światowej klasy naukowcach można się było spodziewać czegoś lepszego. Jednak jak wyjaśniła Irene byli wdzięczni władzom uniwersytetu, że zorganizowały im chociaż to mieszkanie bo pierwsze kilka nocy po przyjeździe z Paryża spędzili w zwykłym pokoju w akademiku. Oboje jednak wydawali się nie zważać na te drobne niedogodności zaangażowani w sprawy wielkiej nauki ważne dla całego świata. - Tak to teraz możemy porozmawiać na spokojnie. Bo tak w pierwszej chwili nie bardzo chyba zrozumiałem kim państwo są i o co właściwie chodzi. - Frederic był całkiem wysokim mężczyzną i widać było, że w tym związku to on jest od prowadzenia rozmów. W porównaniu do cichej i skromnej żony wydawał się mieć żywiołowy i energiczny charakter. Jak rozmawiali w progu co prawda wystarczyło na tyle by para agentów została zaproszona do środka jednak teraz przyszedł czas na właściwe omówienie sprawy. Wszyscy siedzieli przy stole w sam raz na cztery osoby. Para gospodarzy i gości. Co porabiał Frederic w uniwersytecie to para obserwatorów nie wiedziała. Ale w okolicach 15-tej opuścił budynek uczelni, wsiadł do dorożki jaka podjechała chwilę wcześniej i wrócił do domu. Obyło się bez żadnych niespodzianek.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
18-05-2021, 07:55 | #365 |
Reputacja: 1 | post drużynowy Miejsce: Francja; cen Francja; Clermont - Ferrand; mieszkanie Joliotów |
21-05-2021, 20:50 | #366 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 |
__________________ |
23-05-2021, 16:45 | #367 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 96 - 1940.VI.04; wt; późne popołudnie; Clermont - Ferrand Czas: 1940.VI.04; wt; późne popołudnie; godz. 16:15 Miejsce: Francja; cen Francja; Clermont - Ferrand; mieszkanie Joliotów Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, cicho, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, chłodno Frank i Noemie (por. Annabelle Fournier) Kolejne spotkanie w wynajętym mieszkaniu słynnego polsko - francuskiego małżeństwa odbyło się w tym samym gronie co wczoraj. Chociaż obie strony dzisiaj miały nieco lepsze wieści niż poprzednio. W ogrzanym mieszkaniu na pewno było przytulniej niż na zewnątrz. Nawet w samochodzie kolejne godziny spędzone w jednej pozycji na obserwacji mogły dać się we znaki. Ale nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Dziś rano Frederick tak jak to miał w swoim zwyczaju, rano zamówił drożkę aby pojechać na uczelnię a potem popołudniu zabrała go z powrotem do domu. Jak wiedzieli juz Frank i Pierre te popołudniowe powroty były mniej stabilne niż poranna rutyna ale zazwyczaj dość przewidywalne. Pewnie po części zależało od ilości zajęć w danym dniu tygodnia jakie miał profesor. I te powroty odbywały się gdzieś między 14-tą a 16-tą. Podobnie było i dzisiaj. I jakoś nie udało się dostrzec żadnych zamachowców ani porywaczy profesora i jego żony. Ale też jakoś nie było słychać w radio czy gazetach by złapano jakiś niemieckich lotników. A ich spadochrony znaleziono już kilka dni temu. Nadal więc nie było wiadomo czy to tylko drobny element wojennej zawieruchy nie mający nic wspólnego z profesorami czy jednak właśnie na odwrót i to celowe działanie niemieckiego wywiadu. Agentom udało się skontaktować z paryską centralą. Chociaż nie bez trudności i opóźnień. Wynajmowane przez spectrowców mieszkanie nie miało telefonu. Na szczęście niedaleko, ledwo kilka kamienic dalej była poczta. I tam można było próbować się zadzwonić. Jednak jak Noemie próbowała wczoraj po wizycie u profiesorów to zrobić okazało się to niemożliwe. Linie telefoniczne z Paryżem były przerwane. Właściwie podobnie wyglądało z innymi większymi miastami. Zwalano winę na niemieckich sabotażystów i Luftwaffe. Ponieważ problem nie leżał w możliwościach sił lokalnych bo te linie musiały być naprawione ręcznie gdzieś tam pod Paryżem albo po drodze to urzędnik poczty poradził młodej kobiecie po drugiej stronie okienka by się dowiadywała. Aparatura tutaj była sprawna więc jak naprawią linię to będzie można dzwonić. Ale na razie nie było sensu czekać na próżno. Zwłaszcza, że na poczcie zebrał się całkiem spory tłumek podobnie zdenerwowanych i zdezorientowanych ludzi którzy albo chcieli wysłać wiadomość albo czekali na taką wiadomość. Z Sorenem udało się dodzwonić późnym wieczorem. Już było po 22-giej gdy Noemie usłyszała przez trzaski w słuchawce jego głos. I mogli porozmawiać chociaż trzeba było się pilnować by nie chlapnąć niczego o Joliotach czy ciężkiej wodzie. W końcu rozmawiali z publicznej linii podatnej tak na uszkodzenia jak i podsłuchy. Soren wysłuchał jak się sprawy mają i obiecał oddzwonić rano. - Luftwaffe ciężko bombarduje miasto. Głównie lotniska. Więc na razie odpuśćcie sobie drogę lotniczą. No a przy okazji zbombardowali też linie telefoniczne bo ciężko się dodzwonić poza miasto. Nie wiem jak będzie w kolejnych dniach ale musicie liczyć się z tym, że łączność telefoniczna z Paryżem zostanie zerwana. Wówczas musicie działać samodzielnie. - uprzedził nie wiedząc pewnie czy uda mu się dodzwonić rano jeśli Niemcy znów wznowią bombardowania z powietrza. Ale jak się dzisiaj okazało Noemie udało się dodzwonić do Paryża po ledwo dwóch kwadransach czekania na połączenie. - Proszę pilnować naszych dziadków. Są dla nas bezcenni. - gdy już upewnił się, że rozmawia z właściwą osobą zaczął sprawnie przekazywać instrukcje belgijscej agentce. Brzmiało jakby główne zadanie z jakim ich wysłano na południe nie uległo zmianie. - Podobnie jak ciasto jakie zamierzają upiec. Proszę dołożyć wszelkich starań aby nie dostało się ono w niepowołane ręce oraz udało je się upiec jak należy. - zaznaczył, że ciężka woda jest nie mniej ważna niż sami w marcu i nie można pozwolić by wpadła w ręce Niemców. - Wycieczka na południe to bardzo dobry pomysł. Tam na południu jest spokojniej i panuje stabilniejszy mikroklimat. - zapewne chodziło mu o poparcie pomysłu wycieczki do Tuluzy która z pewnym przymrużeniem oka leżała na południe. Chociaż raczej na południowy - zachód już nie tak daleko Pirenejów i hiszpańskiej granicy. - Wysyłam do was kuzynów. Ale przez ten cały bałagan jaki u nas panuje nie do końca wiem kiedy do was dotrą. Jeśli sytuacja stanie się nie do zniesienia spróbujcie zorganizować pomoc na miejscu. - z kuzynami to pewnie chodziło mu o innych agentów Spectry a ten bałagan to wojenny zamęt w Paryżu, na drogach, kolejach, łączności jak i samej centrali jaka była w trakcie ewakuacji. Nie mniej pod koniec dzisiejszego lub jutrzejszego dnia ci “kuzyni” powinni dotrzeć tutaj. O ile jakiś wypadek nie pokrzyżuje tych planów. I na tym poranna rozmowa z paryskim zwierzchnikiem się skończyła. Później było kilka raczej rutynowych godzin biernej obserwacji przed uczelnią Balzaca aż pojawiła się znajoma dorożka i Frederic skończył swój dzień pracy i wrócił do domu i czekającej w nim Irene. I wreszcie przyszedł czas na kolejną wizytę dwójki agentów. - Kolega mi przyniósł dzisiaj dobrą wiadomość. Zgodził się pożyczyć mi samochód na tą podróż do Tuluzy. To dobrze, bo ma on duży bagażnik. Będzie można w nich schować kanistry z ciężką wodą. - oznajmił gościom naukowiec zadowolonym tonem gdy jego żona już podała na stół herbatę, cukier i herbatniki. I oboje byli ciekawi z jakimi wieściami przychodzą goście. Czasu było coraz mniej. Bo czy wierzyć niemieckiemu radiu, że zgnietli właśnie ostatnie ogniska oporu pod Dunkierką czy brytyjskiemu, że ewakuowali przeważającą większą część połączonych sił to obie strony zgadzały się, że walki pod tym nadmorskim miastem ustały. A to by znaczyło, że dzień w jakim niemieckie uderzenie ruszy na południe zbliża się coraz bardziej. Ale pokrzepiająco mówił brytyjski premier Churchill. Radio transmitowało jego przemówienie jakie wygłosił w Izbie Gmin. Zapowiadał walkę do końca. Na morzu, lądzie i w powietrzu. Na ulicach miast i polach, na plażach i w górach i aż do ostatecznego zwycięstwa. To nic, że większa część Europy wpadła w niemieckie łapy jak wojna się skończy to Niemcy będą pokonane a alianci zwycięzcami. Brzmiało to bardzo pokrzepiająco, dało się wyczuć wiarę w te słowa. Ale jak na razie, na dzień dzisiejszy, to te alianckie zwycięstwo zdawało się bardzo odległe gdy ziemia i miasta francuskie uginały jęczały pod niemieckimi bombami, ludzie pierzchali w panice przed wyjącymi stukasami a niemieckie czołgi wjeżdżały do kolejnych polskich, holenderskich, belgijskich i francuskich miast.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
28-05-2021, 10:44 | #368 |
Reputacja: 1 | Francja; cen Francja; Clermont - Ferrand; mieszkanie Joliotów |
29-05-2021, 19:27 | #369 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 97 - 1940.VI.05; śr; popołudnie; Clermont - Ferrand Czas: 1940.VI.05; śr; popołudnie; godz. 15:15 Miejsce: Francja; cen Francja; Clermont - Ferrand; mieszkanie agentów Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, cicho, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, umiarkowanie Frank i Noemie (por. Annabelle Fournier) Kawalerka wynajmowana przez dwóch agentów była na ich potrzeby w sam raz. Zwłaszcza jak zwykle jednego z nich nie było na miejscu. Ale jak kilka dni temu przybyła im nowa szefowa, do tego kobieta a dziś późnym rankiem kolejna trójka “kuzynów” z Paryża to zaczynało się robić ciasno. Zwłaszcza, że też przyjechała jedna “kuzynka”. Pocieszające było to, że raczej ten ścisk powinien się wkrótce rozładować. Z tego co mówił profesor wynikało, że dziś a najpóźniej jutro mógłby ruszać do Tuluzy. Też niejako zgodził się poczekać aż agencja przyśle owo wsparcie jakie mogło zostać na miejscu albo nawet pojechać z resztą w stronę Pirenejów. - Czemu mnie nie obudziliście? Mówiłam przecież, żebyście mnie obudzili. Potem będziecie plotkować po kątach, że to dlatego, że jestem kobietą. I kobiety nie nadają się do pracy w agencji. - powiedziała z wyrzutem Arielle wychodząc z małej łazienki. Zdążyła się właśnie odświeżyć i przebrać po tym jak się zdrzemnęła na godzinę czy dwie po przyjeździe. Podobnie jak Mark i Jean jacy przyjechali razem z nią. Ale Mark właściwie w ogóle nie spał mówiąc, że nie jest zmęczony a Jean zdrzemnął się na sofie może z pół godziny. Cała trójka była dość wymęczona po 1,5 doby spędzonej w pociągach, stacjach i poczekalniach. Okazało się, że Soren potraktował sprawę poważnie a nawet priorytetowo. Zebrał kogo tylko się dało odrywając ich od zajęć i wysyłając na południe jeszcze wczoraj w nocy. Ale wojna zrobiła swoje. I trasa jaką pociąg przed wojną pokonywał może w pół dnia teraz zajęło prawie trzy razy dłużej. W efekcie trójka “kuzynów” zapukała do drzwi mieszkania dopiero dzisiaj przed południem. I było po nich widać te 1,5 doby w przepełnionym pociągu. - Nie chcieliśmy cię budzić a na razie nie byłaś nam do niczego potrzebna. - odparł Jean który bez problemu mógłby uchodzić za jakiegoś urzędnika, prawnika czy biznesmena w średnim wieku i ojca rodziny. Przy nim Arielle wyglądać mogła jak jego dorosła córka. Też nie bardzo pasowała wizerunkiem na jakąś szpiegowską femme fatale. Miała ciepły uśmiech na górze i zgrabne nogi na dole. Raczej sprawiała wrażenie studentki, sekretarki, stenotypistki czy podobnej szarej myszki w machinie szarej codzienności. - Mówiłem, żeby ją obudzić bo będzie się czepiać. - westchnął Mark który z kolei był około 30-ki więc był wiekowo niejako pośrodku tej nowo przybyłek dwójki. Różnili się też doświadczeniem. Jean miał za sobą karierę zawodowego szpiega więc zarówno służył wcześniej w placówkach dyplomatycznych rozsianych po francuskich koloniach i ambasadach na całym świecie jak i od paru lat pracował w Paryżu już raczej jako koordynator różnych działań i misji. Mark przeszedł do Spectry z policji. I wciąż zdawał się myśleć i działać jak policjant. Zaś Arielle chyba była tą jaką dołączono do misji w ostatniej chwili. Miała świetną pamięć i zawodowo pisała na maszynie. Do tego pochodziła z Alzacji więc płynnie mówiła po niemiecku. Ale z tych powodów jak i jej dość krótkiego stażu w agencji raczej pracowała w biurze w roli tłumaczki i stenotypistki. To miała być jej pierwsza misja terenowa więc nie ukrywała swojego podekscytowania. - Ciekawe czy nas tu zesłali za karę czy w nagrodę. - mruknął Mark wskazując palcem na radio. Dziś od rana, jeszcze zanim cała trójka zapukała do drzwi mieszkania było wiadomo, że stało się. Niemcy w końcu zaczęli tą wyczekiwaną od wielu dni ofensywę na południe Francji. Ale z komunikatów radia wynikało, że wszędzie natrafili na zacięty opór wojsk francuskich. Nie było wiadomo czy tak rzeczywiście jest. Ale pocieszające było to, że francuskie radio nie meldowało by padło jakieś większe miasto francuskie a nawet niemieccy radiowcy nie zachowali wstrzemięźliwość. Nawet jak ogłaszali, że niemieckie zagony pancerne wchodzą we Francuzów jak w masło to jakoś ten pancerny nóż nie był w stanie sięgnąć któregoś z większych miast. Co dawało nadzieję, że Niemcy natrafili na skuteczną, francuską obronę. Ale mimo to można było odczuć kopa od presji czasu. Że wojna po okresie stabilizacji znów skoczyła ludziom do gardła. Na całą szóstkę agentów mieli tylko jedną osobówkę. Tą którą przyjechała Noemie. No i może drugą, tą jaką udało się Fredericowi pożyczyć od kolegi. Chociaż obiecał oddać ją w nienaruszonym stanie i z pełnym bakiem. A cywilom w obecnych dniach nie było łatwo zdobyć paliwa. Nawet na stacjach benzynowych zbiorniki były puste a jak ktoś miał coś do zbycia to zaczynało się pole manewru dla spekulantów. Jedynym pewnym źródłem reglamentowanego paliwa zdawała się być armia. A i trasa na południe była długa na kilkaset kilometrów. A ani profesor ani nikt z agentów tam wcześniej nie był ani nie jechał. Niemniej pośpiech naglił aby ruszać jak najprędzej. Co prawda niemiecka ofensywa była wciąż bardzo daleko, na północnych rejonach kraju, na linii rzek Marny i Aisne jednak jej daleki oddech dało się wyczuć także i tutaj, na południu. Przy okazji trójka agentów przywiozła też wiadomość od Sorena. Dwójka poprzednich współpracowników Noemie wsiadła na statek w Nantes i odpłynęli do Anglii razem z ich przesyłką. W radio zaś pojawiło się nowe nazwisko pułkownika de Gaulle. Został mianowany podsekretarzem obrony we francuskim rządzie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
04-06-2021, 09:56 | #370 |
Reputacja: 1 | Francja; cen Francja; Clermont - Ferrand; mieszkanie agentów |