17-05-2019, 10:19 | #61 |
Reputacja: 1 | - Co znaczy, że nie ma paczki? - Noemie czułą jakby ktoś strzelił ja obuchem w twarz. Czy nic podczas tej cholernej misji nie mogłoby pójść dobrze? - Zabrali całą piep… całą skrzynię? Niby jak? Na plecach ją nieśli? |
17-05-2019, 21:57 | #62 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Woods nie przepadał za jazdą na tylnym siedzeniu. Odnosił niczym niepoparte wrażenie, że takie miejsca zajmują głównie osoby mniej znaczące lub lubiane. Być może męska duma, a może zwykła próżność kazały mu ten fakt poczytać jako afront w stosunku do jego osoby. Dał zająć Hawthorne'owi fotel obok kierowcy tylko dlatego, że kłótnia o to kto gdzie ma siedzieć, byłaby zwyczajnie głupia. Niemniej przez pierwsze godziny jechał z naburmuszoną miną, co jednak niespecjalnie odbiegało od jego standardowego wyglądu. Ostatnio edytowane przez Col Frost : 17-05-2019 o 22:00. |
18-05-2019, 21:26 | #63 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 15 - 1940.III.15; pt; przedpołudnie; Dunkierka Czas: 1940.III.15; pt; świt; godz. 10:15 Miejsce: północna Francja; Dunkierka; port, zamknięta policyjna strefa Warunki: pogodnie, słonecznie, nieprzyjemny chłód, słone morskie powietrze Noémie Faucher (D.Adley), Kenneth Hawthorne (M.Tweed), George Woods (R.Cromwell) i Evelyn Leigh (A.Croft) Wydawało się, że jeśli nie szczęście to chociaż aura zaczęła sprzyjać czwórce agentów. W małomiasteczkowym posterunku francuskiej policji w St. Menehould nie zabawili zbyt długo. Nie było nawet czasu dopić herbaty ale rozkazy szefowej były zdecydowane. Dlatego wraz z nadchodzącym świtem pożegnali się z pomocnymi policjantami i wrócili do samochodu. Na szczęście ten przez tą krótką przerwę w podróży ulewa znacznie osłabła a gdy zostawiali za plecami małe miasteczko właściwie o dach i szyby uderzały już ostatnie akordy tej niespodziewanej ulewy. Dzięki czemu wraz z budzącym się dniem widoczność znów się bardzo poprawiła więc warunki jazdy polepszyły się. W innych okolicznościach można by uznać, że dzięki Agencji mają możliwość wycieczki krajoznawczej po północno - zachodnich rejonach Francji. Około 7 wrócili obwodnicą w okolicę Reims. Tylko tym razem nie skierowali się na zachód aby wrócić do Paryża tylko pojechali na północ, w kierunku morza. Wtedy chociaż świat był jeszcze mokry po ulewie szarówka świtu zaczęła przechodzić w pełnoprawny poranek. Tylko jeszcze dość pochmurny. Godzinę później wciąż pruli na północ i obwodnicą mijali St. Quentin. Było już całkiem widno chociaż nadal pochmurnie. Około 9 zaczęło się jednak przejaśniać. Chmury znikały i pojawił się błękit słonecznego nieba. Wtedy akurat byli gdzieś za Arras i podjeżdżali pod Lille. Byli jakieś 40 km od Dunkierki gdy w końcu zaczęli odczuwać pierwsze skutki zmęczenia całą tą nocą, jazdą i od zwykłego niewyspania. W końcu wstali na końcówkę poprzedniego dnia, jeszcze w “Topazie” i też po całym kołowrocie kilometrów, przelotów, miejskich śledztw i innych atrakcji. Niemniej jeszcze mocna kawa czy herbata i powinni znów mogli wrócić do pełni formy bo odczuwali dopiero pierwsze efekty zmęczenia. Tylko młoda Evelyn puściła farbę z nosa. Trudno było jej samej nawet zgadnąć czy to efekt przemęczenia czy jakiś skutek uboczny nocnego rytuału. No i w końcu dojrzeli przed szybą plamę nadmorskiej metropolii. Wjechali w nią i musieli nawigować w kierunku portu. Wreszcie z kwadrans po 10 trzasnęły zamykane drzwi gdy mogli wreszcie wyprostować nogi w portowym nabrzeżu Dunkierki. Na szczęście Soren był na tyle precyzyjny, że podał pod którym nabrzeżem należy szukać policyjnej ekipy i odnalezionych pojazdów. Gdy osobówka zajechała pod ten adres rzeczywiście dało się zauważyć kilka radiowozów i pachołki oznaczające zamkniętą strefę śledztwa. Za tym kordonem wyraźnie odznaczały się dwa cywilne samochody. Osobówka i ciężarówka ze skrzynią z plandeką. Do tego osobówka na luksemburskich numerach i w jednym z tych zestawów jakie przez Evelyn podała zjawa poległego agenta. - Tu nie wolno wchodzić, to teren śledztwa, proszę się odsunąć. - młody policjant w granatowym uniformie z charakterystycznym kepi zatrzymał czwórkę ubranych po cywilnemu osób które zmierzały kursem kolizyjnym w stronę odgrodzonej pachołkami strefy. Dopiero po legitymacji dokumentów gdy okazało się, że nie są przypadkową czwórką gapiów policjant przepuścił ich dalej. - Proszę rozmawiać z kapitanem, on tutaj dowodzi. - wskazał im krzepkiego mężczyznę w średnim wieku który rozmawiał z kimś kto wyglądał na rybaka na swoim kutrze. - Dzień dobry. Nazywam się kapitan Christien Corbin. Prowadzę tutaj śledztwo. Detektyw Soren uprzedził, że powinienem się was spodziewać. Cieszę się, że tak szybko przyjechaliście. - oficer policji przywitał się z czwórką nowych gości uśmiechając się do nich oszczędnym uśmiechem i podając dłonie całej czwórce na przywitanie. - No dobrze, to nie traćmy czasu. Zapraszam na objazd podwórka. - wskazał gestem aby pójść za nim. Razem ruszyli w kierunku obydwu zaparkowanych pojazdów. - To są nasze zguby. - wskazał na osobówkę i ciężarówkę. - Trochę po sobie zostawili. Zaraz będziecie się mogli sami rozejrzeć, chłopaki już się zbierają. Jak wam idzie chłopaki? - wskazał na ekipę z aparatami fotograficznymi, miotełkami i w rękawiczkach jaka pakowała właśnie swoje zabawki po wykonaniu swojej pracy. Widocznie pozbierali ślady i teraz pozostało im pojechać do laboratorium i je przerobić w zgrabny raport. Ale to musiało potrwać z kilka godzin. - Zrobiliśmy co się dało panie kapitanie. No ale ta ulewa na pewno nie pomogła. Sporo z tego co mogło zostać na zewnątrz to zmyła. No ale coś jednak uzbieraliśmy w środku to jedziemy to zbadać. - powiedział jeden z techników kryminalistyki zamykający swoją walizkę. Pozostali też pakowali się i ruszali w stronę samochodów. - Czy nasi goście mogą już trochę się sami rozejrzeć? - Corben zapytał o pozwolenie nie chcąc wchodzić specom od śladów w paradę. - Tak, proszę bardzo. Już skończyliśmy. - technik machnął zachęcająco ręką zgadzając się na ten krok. - No więc sami widzicie jak to wygląda. - kapitan podszedł do paki ciężarówki i wskazał na wnętrze. W środku zaś było widać sporą, drewnianą skrzynię. Sama w sobie nie była zbyt ciekawa, ot zwykła drewniana skrzynia na względnie spory ładunek. Otwarta z góry bo widać było oparte o nią wieko oraz resztki siana czy innej wyściółki jaka miała amortyzować zawartość. Wnętrze okazało się równie mało ciekawe. Głównie dlatego, że poza wyściółką nic tam właściwie nie było. Poza kanciastymi wgłębieniami które można było skojarzyć z mocno upakowanymi mniejszymi pojemnikami, skrzynkami czy kanistrami. - Samochody znalazł patrol portowy. Akurat dopiero co rozesłano te rysopisy i numery to było na świeżo. Jeszcze ciemno było i ta ulewa padała, jakoś jeszcze przed 6 rano. Od razu zabezpieczyliśmy miejsce. No ale wszystko wyglądało tutaj jak teraz. - policjant wskazał wymownym gestem na oba pojazdy. Widocznie agentów znów sprzyjał fart. Dość szybko po rozesłaniu rysopisów pojazdów po kraju udało je się odnaleźć i dać o tym sprawnie znać do Paryża a z Paryża Sorenowi udało się nawet ich złapać w trasie i przekazać o tym informację zanim dotarli do Luksemburga. Inaczej dopiero by pewnie tutaj jechali z tego Luksemburga. No ale pechem było to, że oba pojazdy były puste. Nie było ani ludzi którzy nimi jechali a po kanistrach została pusta skrzynia. - Udało nam się jednak zebrać trochę danych od świadków. - Corben kontynuował po chwili dając agentom czas na rozejrzenie się po obu pojazdach. - Wczoraj, mniej więcej w tą porę, czyli między rankiem a południem, przyjechało tymi samochodami kilku mężczyzn. Nosili jakieś kanistry z tej ciężarówki na jeden z rybackich kutrów. Pomagała im załoga tego kutra. Jeden z tych co przybyli samochodami był chyba chory albo po jakimś wypadku bo dwóch innych pomagało mu iść. Wszyscy wsiedli na kuter i odpłynęli. Kuter był pod holenderską flagą. Oto zapamiętane dane tego kutra. - policjant streścił to czego się udało dowiedzieć na miejscu o tym zdarzeniu. Podał agentom zapisany meldunek z rysopisem podejrzanej jednostki. Wydawało się, że to po prostu kolejny kuter jeden z wielu jakie cumowały nawet przy nabrzeżu obok. Przynajmniej po samych wymiarach i rysopisie nie rzucał się niczym szczególnym w oczy może poza holenderską banderą. - Jeden ze świadków słyszał jak ze sobą rozmawiali. Nie jest do końca pewny ale to mógł być niemiecki albo flamandzki. Tutaj w porcie to nie taka rzadkość. W Belgii i Holandii i na naszym pograniczu to popularne języki. - dopowiedział i wyjaśnił kolejną rzecz. Rzeczywiście w tym rejonie Europy wciśniętym między dwóch potężnych sąsiadów zlepek językowy i kulturowy mieszał się jak w wielkim tyglu. A dla kogoś z zewnątrz flamandzki czy niemiecki mogły brzmieć bardzo podobnie. - Jeśli mogę coś powiedzieć to muszę zaznaczyć, że nasza jurysdykcja kończy się na terenie naszego kraju. Jeśli przestępcy udali się do innego kraju albo na wody międzynarodowe to już niezbyt mamy możliwości ich ścigania. Pozostaje droga dyplomatyczna no albo jakaś flota czy lotnictwo. My mamy tylko portowy oddział co ma motorówki. To się nie nadaje do wypłynięcia na otwarte morze. Jeśli wypłynęli wczoraj w tą porę z naszego portu to o ile nie mieli jakiejś awarii czy nieszczęśliwego wypadku już raczej dopłynęli do dowolnego portu w Belgii czy Holandii. No chyba, że coś im w tym przeszkodziło. - policjant przypomniał o ograniczeniach prawnych jakie ma policja. No rzeczywiście policja niewiele mogła zdziałać poza terenem własnego kraju. Według prawa zaś jednostka lotnicza czy morska była traktowana jak skrawek terytorium państwa pod jaką banderą pływała. W tym wypadku chodziło o neutralną w tej wojnie Holandię. No i najpierw trzeba byłoby odnaleźć tą jednostkę czy to w jakimś porcie czy na morzu. Do tego policja też nie miała środków.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
23-05-2019, 22:56 | #64 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
23-05-2019, 23:24 | #65 |
Reputacja: 1 | Noemie wysiadła z auta i widząc kręcących się wszędzie policjantów puściła Woodsa przodem. Wypadało zachować jeszcze przez jakiś czas pozory. Przez jakiś czas…. Bo niemal pewna była, że przyjdzie im niebawem ruszyć dalej i co gorsza zmienić kraj, w którym przyjdzie im kontynuować śledztwo. Podążała nieco z tyłu przysłuchując się rozmowie mężczyzn, a dokładniej informacjom przekazywanym przez kapitana Christien Corbin. |
24-05-2019, 08:46 | #66 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Mieli jakiś trop, nie było źle. Z pewnością był o niebo lepszy niż pościg na ślepo do Luksemburga, gdzie ścigani mogli, ale nie musieli przekroczyć granicy. Wiedzieli też, że Allier wciąż był z nimi. To on musiał być tym "osłabionym". |
24-05-2019, 14:28 | #67 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 16 - 1940.III.15; pt; przedpołudnie; Dunkierka Czas: 1940.III.15; pt; przedpołudnie; godz. 11:00 Miejsce: północna Francja; Dunkierka; port, zamknięta policyjna strefa Warunki: pogodnie, słonecznie, nieprzyjemny chłód, słone morskie powietrze Noémie Faucher (D.Adley), Kenneth Hawthorne (M.Tweed), George Woods (R.Cromwell) i Evelyn Leigh (A.Croft) Po niecałej godzinie spotkali się ponownie w porcie. Z rozmów z rybakami, marynarzami, oględzin pojazdów i raportów pozostawionych przez kapitana Corbina dało się wyłowić nieco danych. Skrótowiec nazwy kutra należał do holenderskiego portu Eemshaven położonego u zachodniego ujścia zatoki Ems. Wschodnia część tej zatoki należała do Niemiec. Jednak świadkowie z nabrzeża zapamiętali, że burta w rejonie nazwy była tak świeżo malowana, że aż zalatywało farbą. Co nieprzyjemnie kojarzyło się z zamalowaniem poprzedniej nazwy jednostki. Sąsiedzi z nabrzeża zapamiętali, że co było dziwne ale załoga kutra praktycznie nie opuszczała pokładu. Grzebali coś przy silniku ale i tak było zastanawiające, że nikt nie poszedł do miasta. A gdy przepakowali kanistry z ciężarówki to zawinęli się i odpłynęli. Wyglądało jakby czekali tylko na nich i nagle wszystko działało jak trzeba więc rybacki kuter popyrkotał sobie z portu. No i mieli puste ładownie. Co też było trochę dziwne ale może awaria złapała ich na początku połowów gdy jeszcze nie zdążyli czegoś sensownie nałapać. Samą nazwę i pochodzenie jednostki udało się zdobyć w kapitanacie portu. Tam też okazało się, że kuter “EEM 56” zgłosił awarię i wpłynął do Dunkierki 2 dni temu, 13-go marca. Opłatę uiścił szyper jednostki, Arief Tillemans. Dokumenty i opłaty były w porządku. Kasjer jakiego wezwano do kapitanatu zapamiętał go jako średniego wieku, postawnego, brodatego mężczyznę o wyglądzie zawodowego wilka morskiego. Przyzwoicie mówił szkolnym francuskim na tyle, że szło się dogadać, zwłaszcza w standardowej sprawie opłat portowych. Podczas rejsów rybackich nie było zwyczaju podawania portu docelowego bo zazwyczaj kutry wypływały w morze na połów a potem wracały z mniej lub bardziej pełnymi ładowniami do portu rodzimego. Co prawda dla “EEM 56” Dunkierka nie była portem macierzystym no ale skoro mieli awarię to nie było takie dziwne, że wpłynęli do pierwszego lepszego portu. W kapitanacie uważali, że skoro dokonali napraw to pewnie wrócili na morze albo do Eemshaven. Czy mogli tam dopłynąć? Cóż, wyruszyli prawie dobę temu. Kutry rybackie do jednostek pościgowych nie należały ale prawie doba powinna wystarczyć, żeby dopłynąć do zatoki Ems. No chyba, że znów mieli jakąś awarię albo popłynęli gdzieś jeszcze. Za to Noémie wróciła z bardziej alarmującymi wieściami z centrali. Mimo, że nie mogli mówić wprost to jednak porozumieli się całkiem dobrze. Trafiła na kapitana Lloyda ale francuski oficer też musiał gdzieś być w pobliżu bo słyszała jak rozmawiali ze sobą gdy Brytyjczyk przekazywał wieści od niej albo naradzali się krótko co tu teraz zrobić. Ale robić trzeba było! Sytuację uznali za poważną, prawie gardłową. Groziło, że przesyłka wymknie im się z rąk i zdąży dotrzeć do Niemiec co bardzo utrudniłoby wykonanie misji. Wyglądało na to, że Noémie dobrze oszacowała sytuację jako na tyle poważną aby skorzystać z telefonu. W Londynie kończyli właśnie “odpisywać list” na ten który wysłała ostatniej nocy. Obaj oficerowie postanowili go jednak wysłać nie do Paryża skoro adresatów już tam nie było tylko do Zeebrugge, gdzie mieli być adresaci. Miał tam wylądować wodnosamolot który przywiezie i raport i dokumenty tożsamości. W pośpiechu niestety nie udało się wyrobić nowej tożsamości dla Evelyn więc młoda Brytyjka nie miała szans na względnie bezpieczny wjazd na teren Niemiec. Dalszą misję musieli kontynuować we trójkę. Kapitanowie pozostawili agentom w terenie zorganizowanie sobie transportu do Zeebrugge. Ale prawdopodobnie najszybciej byłoby koleją lub samochodem. Chyba rzeczywiście z pobliskiej Dunkierki można było tam dotrzeć w ciągu góra dwóch godzin jeśli nie stanie się nic nieprzewidzianego. Wodnosamolot albo łódź latając powinien tam dotrzeć prawdopodobnie gdzieś po południu. Belgijka dostała też namiar gdzie powinna odebrać paczkę z raportem i nowymi dokumentami. Wskazywano na jedno z biur magazynów portowych. Nie trzeba było więc nawet opuszczać portu niezależnie kto pierwszy by przybył na miejsce spotkania. Sami też nie musieli zbliżać się do samolotu w brytyjskich barwach co mogłoby zainteresować niepożądane osoby. Co prawda ktoś mógł śledzić lotników gdzie poszli z paczką a wrócili bez a potem dojrzeć kto tam się udał niedługo potem ale jednak w takiej sytuacji musieli wszyscy improwizować. Oficerowie z Londynu byli zdecydowani nie dopuścić do przechwycenia przez Niemców paczki. Tak bardzo, że obiecali zrobić “co się tylko da” i wyraźnie zasugerowali możliwość zniszczenia ładunku byle tylko nie wpadł w ręce Niemców. Resztę rozkazów czy wiadomości mieli zawrzeć w kończonym właśnie raporcie który miał czekać w belgijskim porcie. Generalnie rozmowa odbyła się w alarmującym trybie i wyglądało to na pełną mobilizację sił Agencji a może i nie tylko. Agencja sugerowała aby na miejscu grupka pod wodzą Belgijki zmobilizowała się kogo się tylko da do odszukania i zatrzymania zbiegów na rybackim kutrze z bezcenną paczką na pokładzie. To był absolutny priorytet i agenci dostali wolną rękę co do środków motywujących odpowiednie osoby. Nie dało się jednak ukryć, że machina poszukiwawczo - pościgowa dopiero ruszała swoje tryby a zbiegowie mieli jakąś dobę przewagi. A dookoła, gdy siedzieli sobie w ten raczej chłodny ale słoneczny i pogodny dzień tuż przed samym południem nic nie wskazywało, że właśnie gdzieś na morzu mogą się ważyć losy tej wojny. Mewy skrzeczały, pikowały na dół i żarły się o kawałki ryb czy inne resztki. Małe i duże jednostki gibały się na falach zacumowane w porcie a niektóre wpływały lub wypływały z portu. Marynarze, rybacy, magazynierzy, biurowcy załatwiali swoje bardzo ważne i codziennie sprawy. Kilku policjantów nadal pilnowało miejsce zdarzenia. Ale poza tym wyglądało jak na kolejny dzień życia pełnomorskiego portu.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
29-05-2019, 22:34 | #68 |
Reputacja: 1 | Noemie z uwagą wysłuchała informacji, które udało się uzyskać Woodsowi i Leigh. Mieli informacje, choć wydawały się pisane kijkiem na wodzie. Cała akcja musiała być zaplanowana dużo wcześniej. Łódź jakby nie patrzeć dopłynęła do portu już przemalowana, tutak stała dwa dni czekając. Musiała być w porcie nim miał miejsce napad na Gabrielle i Johna. |
30-05-2019, 20:23 | #69 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
01-06-2019, 23:47 | #70 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 17 - 1940.III.15; pt; południe; Zeebrugge Czas: 1940.III.15; pt; południe; godz. 15:00 Miejsce: pd - zach Belgia; Zeebrugge; port, biuro magazynu portowego Warunki: mżawka, ciepło, jasno, biuro magazynu Noémie Faucher (D.Adley), Kenneth Hawthorne (M.Tweed), George Woods (R.Cromwell) i Evelyn Leigh (A.Croft) Pogoda znów zaczynała grymasić. Ledwo Citroen z czwórką agentów na pokładzie wyjechał z Dunkierki a zachmurzyło się i w końcu ze stalowego nieba zaczęła padać mżawka. Na szczęście nie była to taka ulewa jaka złapała ich w nocy, po wyjeździe z francuskiej stolicy. Po prostu zrobiło się pochmurnie i kropiło. Do granicy francusko - belgijskiej dojechali bez przeszkód. Na granicy też uwinęli się całkiem szybko, trochę dłużej niż kwadrans stania w kolejce i odprawy. Czwórka brytyjskich paszportów na francusko - belgijskiej granicy zwróciła zaciekawione spojrzenia celników po obu stronach granicy ale papiery były w porządku więc przepuszczono ich bez problemów. Po obu stronach dało się odczuć pewną, wojenną nerwowość, celnicy byli skrupulatni ale w końcu mijali granicę między państwem w stanie wojny a neutralnym. Do tego według paszportów, byli obywatelami państwa sojuszniczego z Francją. No ale mimo to przebrnęcie przez granicę poszło całkiem łatwo. Został ostatni odcinek drogi od granicy do belgijskiego portu. Trzeba było ominąć zjazd na Ostendę, za to przed Brugią skręcić ku wybrzeżu i po mniej więcej godzinie od przekroczeniu granicy wjeżdżali już do miejsca spotkania. Pogoda nadal była mokra, chłodna i nieprzyjemna. W porcie okazało się, że przybyli na miejsce spotkania pierwsi i wodnosamolotu z Anglii jeszcze nie ma. Czekali na niego jeszcze trochę ponad godzinę. No ale w końcu mieli do pokonania kilkukrotnie krótszą trasę niż przesyłka z Londynu. Ale w końcu się doczekali. Lądująca łódź latająca cieszyła oko sojuszniczymi emblematami. No i tak jak to szefowa zespołu ustaliła z centralą, część załogi udała się do umówionego biura magazynu. Dźwigali całkiem sporą skrzynkę a wrócili na łódź już bez niej. I najwidoczniej jeszcze nie szykowali się do odlotu. Teraz agenci mogli pójść do tego samego biura i sprawdzić przesyłkę. Francuskojęzyczny magazynier bez zgrzytu przekazał im przesyłkę. Okazało się, że z skrzynce była radiostacja. Zbyt niewygodna aby ją swobodnie przenosić i tak samo jak załoganci z Short Singapore najłatwiej ją było dźwigać we dwie osoby. Była jednak już na tyle mała, że mogła wejść do bagażnika Citroena lub kosztem kogoś z pasażerów nawet do wnętrza kabiny. Wraz z radiostacją była też dołączona książka kodów i częstotliwości aby można było połączyć się z sojuszniczymi jednostkami. Na szczęście każdy z agentów przechodził przynajmniej podstawowy trening z posługiwania się podobnym sprzętem więc z tym akurat nie było problemów. Były też dokumenty i tak jak przez telefon zapowiedziała centrala tylko trzy komplety. Evelyn jako, że miała tylko brytyjski paszport nie miała właściwie szans aby dostać się na teren Rzeszy w jakikolwiek legalny sposób. Z pozostałej trójki dokumenty wyglądały nieźle. Belgijka nadal była Belgijką. Tyle, że według legendy była aktywiską VNV* i DeVlag**. Organizacjom separastycznym mający ciągotki to suwerennej Flandrii albo nawet do włączenia jej do terenów Rzeszy. Była w drodze do Wilhelmshaven gdzie w jednym z hoteli miało się odbyć spotkanie aktywistów flamandzkich z niemieckimi towarzyszami. Kenneth jako, że bardzo dobrze znał język niemiecki no ale nie aż tak aby uchodzić za rodowitego Niemca został Szwajcarem pochodzącym z francuskojęzycznych kantonów tego neutralnego państwa. Co prawda znajomość francuskiego była u niego podobna do niemieckiego no ale zapewne dla nie-Francuza była szansa, że jest wystarczająca dobra aby mógł pochodzić właśnie za francuskojęzycznego obcokrajowca. No a paszport ze szwajcarskim krzyżem neutralnego kraju robił odpowiednie wrażenie. Według legendy był przedstawicielem przemysłu zbrojeniowego który załatwiał w Rzeszy interesy dla swojej firmy. George zaś został zatwardziałym komunistą. I to z samego Związku Radzieckiego. Ten potężny kraj a od pół roku i sąsiad Rzeszy na wschodzie był przecież od zeszłego lata w idealnie przyjaznych relacjach z państwem Hitlera więc obywatel tego kraju był traktowany jako sojusznik. Zwłaszcza jeśli według legendy był reprezentantem Floty Bałtyckiej z Leningradu który przybył w ramach wymiany do Wilhelmshaven. Co prawda Woods po rosyjsku mówił słabiej niż Kenneth po niemiecku no ale zapewne liczono, że nie trafi na zbyt wiele Rosjan czy osób znających rosyjski język lepiej od niego. O ile indywidualnie dokumenty wydawały się być podrobione a legendy sensowne jak zwykle centrala wyposażała swoich agentów na misję to jednak jako zespół sprawdzały się dość słabo. Bo czemu Belgijka, Szwajcar i Rosjanin mieliby podróżować razem? To zapewne by wpadło w oku każdemu prawdziwemu celnikowi czy policjantowi o smutnych panach w prochowcach nie wspominając. No ale w tak krótkim czasie dało się zrobić tylko tyle i aż tyle więc resztę musili zaimprowizować agenci w terenie czyli trójka jaka miała podstawy aby działać na terenie Rzeszy. No i był jeszcze raport. Ten przygotowany jako odpowiedź na wysłany po seansie w paryskim hotelu “Topaz” a który pewnie dotarł do Londynu rano. Pewnie gdy oni sami dojeżdżali, wyjeżdżali albo byli już w Melemhould. Sądząc po zapisach wysłano go z Londynu niedługo po telefonicznej rozmowie Faucher z Londynem w Dunkierce. Raport co prawda nie wykluczał “innych sił” ale mocno podejrzewał Niemców o autorstwo tej całej francuskiej akcji. Centrala szacowała, że przeciwnik zapewne spróbuje wywieźć “paczkę” do siebie. Ostatnia część raportu, zapewne ta sporządzona kilka godzin temu już po rozmowie z Belgijką, sugerowała zacząć poszukiwania od Wilhelmshaven. To była duża baza Kriegsmarine i duży port. Była więc nadzieja, że skoro Niemcy wybrali drogę wodną to tam mieli swoją metę. Raport dawał jednak nadzieję. Biorąc pod uwagę szacowaną prędkość kutra rybackiego który i odległość do niemieckich portów oraz godzinę wypłynięcia była jeszcze jakaś szansa, że wciąż jest w drodze. Szacowano jednak, że jeśli nie przytrafiły by mu się żadne awarie i przeszkody to najpóźniej o zmroku powinien i tak dotrzeć do Wilhelmshaven. Flaga i nazwa jednostki jak podejrzewano w Londynie prawie na pewno były fałszywe. Dlatego ważny był rysopis jednostki zwłaszcza aby podać jako namiar celu. A namiar celu był potrzebny patrolowcom i bombowcom. Z Anglii i Francji ruszyły bombowce aby odnaleźć i zniszczyć jednostki. Szacowano że w rejon przeszukiwania pierwsze eskadry bombowe dotrą prawdopodobnie ok 13:00 - 14:00. Patrolowce Royal Navy miały do pokonania podobny dystans no ale były o wiele wolniejsze od samolotów więc w rejon przeszukiwania mogły dotrzeć o zmroku. Trzeba było się liczyć z tym, że przybędą za późno by coś zdziałać niemniej nadal była szansa, że gdyby udało się spowolnić czy zatrzymać kuter to może jeszcze zdołają go zniszczyć czy może nawet przejąć. Podane przy radiostacji kody i częstotliwości miały służyć do ewentualnej komunikacji z lotnikami i marynarzami. Ponieważ sterowanie tak mobilną akcją z Paryża czy Londynu za pomocą przesyłek robiło się skrajnie trudne. Oczywiście radiostacji nie można było wwieźć na teren Rzeszy ani inaczej nie można było pozwolić aby wpadła w ręcę Niemców. Ostatnią zmianą planów w raporcie było oddanie do dyspozycji agentów łodzi latającej jaka przyleciała z rozkazami i przesyłką. No i przedostanie się do Rzeszy spadało już na ich własne barki i pomysłowość. Raport jednak nie mówił o czymś oczywistym z czego po obu stronach Kanału zapewne zdawano sobie sprawę. Bombowce czy patrolowce, w biały dzień tuż pod nosem Niemców prosiły się o kłopoty. Czy do morskich baz Kriegsmarine czy lotniczych Luftwaffe było rzut beretem. Niemieckie myśliwce które tak dały się we znaki w Hiszpanii czy Polsce mogły znaleźć się nad obszarem poszukiwań w każdej chwili podobnie jak szturmowce. To nie wróżyło zbyt różowo alianckim lotnikom i marynarzom wysłanych na tą misję. Zapewne dlatego też nie wysłano żadnych większych jednostek. Przynajmniej nic o tym nie było w raporcie. Ale jednak obaj kapitanowie Agencji poruszyli niebo i ziemię i przekonali kogo trzeba aby ciężka woda nie wpadła w ręce Niemców. --- *VNV - https://pl.wikipedia.org/wiki/Flaman...85zek_Narodowy **DeVlag - https://pl.wikipedia.org/wiki/Niemie...C4%85zek_Pracy
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |