Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-12-2019, 23:27   #11
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Potworny mróz, co panienko? - Rzucił Jasiek, zabierając się za wycieranie szklanki. Był miły, całkiem przystojnym chłopakiem. Iga jednak nie gustowała w dzieciakach.

- To prawda - uśmiechnęła się do chłopaka , dziękując za alkohol. Świat opiera się na wymianie – przysług, informacji, dóbr, czasu, życzliwości – Iga rozumiała to doskonale. Nie mogła, właściwie mogła, tylko nie rozważała tego jeszcze , oferować chłopakowi tego, na czym naprawdę mu zależało. Ale mogła za to dać mu trochę swojej uwagi i obecności. Mężczyźni nie byli skomplikowani, Iga dawno to odkryła.
- Sporo dziś ludzi. Pewnie jeszcze więcej przyjdzie, przez tą pogodę. Będziesz miał dużo pracy. Choć pewnie sobie świetnie poradzisz, jak zwykle.
Widziała jak chłopak niemal rośnie w oczach od pochwały.
- Jeśli ktokolwiek jeszcze wejdzie. - Przytaknął. - Szefa dziś nie ma, ale wspominał, że się rozliczycie.

Pokiwała głową.
- To pewnie przyjdzie… a Grzesiek gdzie? - dopytała, wskazując spojrzeniem drzwi. . - Z szefem poszedł?
Jasiek pochylił się nieco nad ladą. Kobieta odzwierciedliła jego gest, nie wiadomo czy świadomie, czy odruchowo. Jasiek mógł teraz poczuć zapach jej perfum.
- Podobno bezpieka go zgarnęła. - Odezwał się szeptem. - Ale ode mnie tego nie wiesz.

Mógł dostrzec dezorientację w jej oczach.
- Milicja?
- Nie no… nie do końca…
- Młody podrapał się po głowie przyglądając się Idze. Po dłuższej chwili machnął ręką. - Nie ważne… a raczej… lepiej o tym nie gadać. O której masz występ?
- O 21
- odpowiedziała machinalnie. Spojrzała na chłopaka. - Ale co zrobił?
- Ostatnio nieco się spóźniał do roboty… -
Jasiek rozejrzał się i nachylił do kobiety. - Myślę, że się z kimś spotykał i nie chodzi mi o tą kelnerkę, którą sobie przygruchał. Ale wiesz… to tylko taki pomysł.
- Od kiedy zwijają ludzi za jakieś spotkania…
- była sceptyczna. - A, rozumiem, jakiś wrogi element. Tylko co taki Grzesiek może wiedzieć …
- Nie wiem… wydawał się być normalny. Wiesz.. Pił, miał dziewczynę…
- Chłopak podrapał się po głowie wyraźnie też się zastanawiając. - Mam nadzieję, że nie przyjdą teraz tutaj.

Potrząsnęła głową.
- Nie sądzę. Nie ma się po co martwić na zapas. - zapewniła chłopaka, a potem spojrzała na niego uważniej . - Chyba, że coś jeszcze wiesz o Grześku? Coś widziałeś?
- Widziałem jak wystraszył się na widok jakiegoś chłopaka.
- Jasiek nachylił się bardziej. - Potem gadali na zapleczu. Bardzo go to zdenerwowało.
Znów odzwierciedliła jego gest. Ich twarze dzieliło teraz nie więcej niż dwadzieścia centymetrów.
- Ten drugi chłopak bywa tutaj? Widziałeś go jeszcze kiedyś?
Niemal widziała jak oddech chłopaka przyspieszył, jego oczy wpatrywały się z zachwytem w twarz artystki.
- Wydaje mi się, że bywał… ale musiałabyś podpytać Tomka. - Ruchem głowy wskazał w kierunku przejścia na zaplecze. Tomek pracował jako magazynier i tak zwana złota rączka. W lokalu pojawiał się dopiero gdy nie było w nim żadnych gości.
Uśmiechnęła się, dziękując za informację.

W sumie nie zależało jej specjalnie na tej wiedzy - Grzesiek ani ją grzał, ani ziębił - ale lubiła sprawdzać swój wpływ na ludzi. Takie małe hobby, można powiedzieć.
Dopiła likier.
- Muszę się zbierać - zadbała, żeby żal w jej głosie był wyraźnie słyszalny. - Druga piosenka będzie dziś specjalnie dla ciebie, mam nadzieję, że ci się spodoba.

**
Sala kawiarni wypełniona była ludźmi, Iga stanęła na podeście. Odczekała , aż akompaniator skończy grać przygrywkę a widownia nieco się uciszy i zaczęła śpiewać. Miała przyjemny, melodyczny głos. Nie rzucał może na kolana i na pewno nie pasował do opery, ale potrafiła nim zręcznie modulować, podkreślając coraz to inne aspekty tekstu. Była bardziej aktorką niż pieśniarką i zręczne ucho potrafiło by wychwycić potknięcia. Kawiarnię zapełniał jednak zmęczony wojną tłum zwykłych ludzi, szukających ukojenia i rozrywki w alkoholu i piosenkach, które znali. Iga dawała im dokładnie tego, czego potrzebowali – wiązankę prostych melodii z przedwojennych filmów i spektakli. Śpiewała o miłości, tęsknocie, nadziei.

Wyłapywała w ciżby spojrzenia, uśmiechała się, tańczyła, żartowała. Potrafiła złapać znakomity kontakt ze swoja publicznością. Specjalnie dla Grześka zaśpiewała Nikt, tylko ty wpatrując się w oczy chłopaka.

Kiedy skończyła i zebrała brawa, zeszła z podestu. Z wdziękiem odrzuciła kilka zaproszeń do stolików i na kolacje, i zniknęła na zapleczu. Była tam mała kanciapa, zawalona wszystkim, co mogło się przydać. Na kawałku wolnej ściany powieszono lustro, oświetlone mocnym światłem pojedynczej żarówki. Pod lustrem zamocowano wąską półkę, gdzie Iga rozstawiała swoje kosmetyki. Teraz siedziała w tej prowizorycznej garderobie i pijąc herbatę czekała, aż lokal się opróżni.

Zdecydowała, ze poczeka maksymalnie do 23.30 i jeśli Tomek się nie zjawi to wróci do domu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 17-12-2019 o 09:57.
kanna jest offline  
Stary 17-12-2019, 13:28   #12
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
- To dobrze - odpowiedziała bibliotekarka wskazując gestem wychowanicy wolne miejsce przy stole. Gdy ta zajęła miejsce rozpoczęła przesłuchanie.
- Powiedz mi proszę co wiesz o swoim Grzesiu, nazwisko, adres, pseudonim, klasa społeczna. - wymieniła na jednym oddechu.
- Grzegorz Adamowicz. - Mruknęła speszona Jadwiga, zerkając na Annę. - Wiem.. że pracował jako ochroniarz. Mieszkał tu.. niedaleko na Pradze. Na Okrzei. Nie.. nie kojarzę czy miał pseudonim.. Chyba walczył w trakcie wojny. - Dziewczyna zarumieniła się.
- W Warszawie czy na prowincji?
- Kojarzysz kto po niego przyszedł wojsko, milicja, bezpieczeństwo czy same sowiety? Kiedy to dokładnie było. Masz pomysł dlaczego go zwinęli? Miał jakieś nieprawomyślne poglądy?
- N.. nie wiem… widziałam tylko bliznę… postrzałową. - Jadźka wyraźnie się zmieszała. - Podobno bezpieczeństwo… tak mówił jeden z jego sąsiadów.
- Czyli pewnie zabrali go na Koszykową. ilu ich było, przyszli konkretnie po niego czy wpadł przez przypadek?
- Podobno przyszli do mieszkania, więc… - Dziewczyna z trudem powstrzymywała płacz. - chyba… chyba po niego.
Franciszka nerwowo zabębniła palcami w stół. - mieszkał sam?, może przyszli po jego współlokatora - powiedziała, żeby dodać młodej otuchy, następnie spojrzała smutno na Annę -
jeśli przyszli bezpośrednio po niego to łapówka odpada - mruknęła pod nosem - nie znam nikogo w bezpieczeństwie.
- Miał współlokatora, ale dawno go nie widziałam. - W oczach Jadwigi pojawiła się niewielka nadzieja.
- Co jesteś w stanie powiedzieć na jego temat?
- Nie widziałam go… tylko jego rzeczy. - Jadzia wyraźnie się zamyśliła. - Grzesiek mówił, że ten Kuba zniknął jakiś czas temu. Nie wiedział co się z nim stało, ale chyba ostatnio wrócił, bo wspominał, że rozmawiali.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline  
Stary 19-01-2020, 22:23   #13
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Iga Michalczewska

3 Grudnia 1950 r., godz. 22:00
Warszawa, Śródmieście, Kawiarnia Próżna

Występ się skończył. Na początku większość osób skupiona była na swych trunkach, w sumie wszyscy nie licząc tych kilku fanów Michalczewskiej, którzy z uporem pojawiali się na każdym jej występie. Większość z nich byli to smętni budowlańcy, jakich było pełno na terenie obecnej Warszawy. Dwóch jednak już od paru miesięcy przykuwała jej uwagę. Byli dosyć młodzi, a ich stroje świadczyły o nieco wyższej randze w społeczeństwie. Przysłuchując się pewnego dnia jednemu usłyszała charakterystyczny rosyjski akcent. Drugi raczej się nie odzywał i chował w kącie, trochę jakby nie powinno go tu być.

Po pierwszym utworze większość klientów Kawiarni Próżna spoglądało już na nią. Część spoglądała na nią tylko sobie podrygując inni wpatrywali się w jej figurę zachłannie. Jeszcze inni zaczynali się rozklejać. Dla Igi nie było to jednak nic nowego. Nie bez powodu ochroniarz zawsze odprowadzał ją do powozu, który zabierał ją bezpośrednio do domu. Witold Załuski nie pozwoliłby by córce jego ulubienicy coś się stało.

A jeśli o nim mowa… Iga nigdzie go nie widziała i już zaczęła czuć obawy, że nie dostanie dziś swojej wypłaty. Na szczęście gdy tylko zeszła ze sceny podeszła do niej Hanna.


Młodość kobiety przeminęła jeszcze przed wojną, a walki odcisnęły także na niej swoje piętno. Teraz pracowała w kawiarni, trochę jako szefowa kelnerek, trochę jako zarządca dostawami. Michalczewska była pewna, że gdyby nie Hanna to miejsce szybko by upadło.
- Dostałaś sporo napiwków. - Wręczyła Idze kopertę, gdy już znalazły się na zapleczu. Głos Hanny był zachrypnięty od papierosów, które paliła w szokujących, jak na te czasy i ich dostępność, ilościach.


Fryderyka Poświst

4 Grudnia 1950 r., godz. 8:00
Warszawa, Praga, Biblioteka

Biały puch zdawał się wypełniać całą otaczającą ją przestrzeń. Zimno kaleczyło bose stopy. Wiedziała jednak, że nie może się zatrzymać. Niemal czuła oddech na swych plecach, słyszała odgłosy łap zgniatających śnieg i… i ten dziwny cichy śmiech. Biegła ile sił, ale wiedziała, że nogi zaraz się poddadzą, mięśnie bolały od zbyt dawna… Biały puch… nic tylko biały puch. Ani śladu po jakimś schronieniu, nikogo kto mógłby jej pomóc. Trzask ugniatanego sniegu wydawał się być nie do zniesienia.. Jeszcze chwila i ją dopadnie.

Śmiech… coraz głośniejszy… ha… ha...ha… czy to był dziecięcy głos? Ha… ha… ha… Jakiejś kobiety… Jadwigi?

Obudziła się gwałtownie. Była spocona i zmęczona, a jej oddech był nierówny. To był tylko sen. Dziwny i niepokojący, ale tylko sen. Słyszała znów głos Jadwigi. Teraz jednak rozpoznała w nim szloch. Dziewczyna leżała zwinięta w kłębek na rozłożonej wersalce.

Poprzedniego wieczoru także się rozkleiła, po ciągu pytań jakie zadała jej Fryderyka. Widząc to Anna pożegnała się dyskretnie i opuściła bibliotekę, pozostawiając kobiety same. Widać sen nie pomógł i jej podopieczna nadal przeżywała zniknięcie swojgo chłopca.


Leopold Kula

4 Grudnia 1950 r., godz. 10:00

Lekarz wyprowadził go przed budynek.

- Zajączek to jeden z naszych weteranów wojennych. Niestety ma problemy z pamięcią uniemożliwiające mu normalne funkcjonowanie. - Mężczyzna poprowadził go w kierunku sąsiedniego budynku, wyraźnie zbudowanego po wojnie i prowizorycznego. - Nie miewa ostatnio zbyt wielu gości… nawet Rosjanie przestali się nim interesować.

Lekarz wprowadził go do przedsionka, w którym zamiast miłej pielęgniarki na wejściu stał mężczyzna, który także mógłby być weteranem wojennym… albo zwykłym zabijaką. Widząc doktora jedynie skinął głową.

Jego przewodnik poprowadził go w lewo. Znajdował się tam pokaźnej długości korytarz ze znaczącą ilością drzwi. Wszystko zbite było z desek i malowane na biało, a wewnątrz panowała temperatura niewiele wyższa od tej na zewnątrz. Lekarz nie ruszyła jednak dalej, zamiast tego spoglądając na Kulę.
- A co Pana sprowadza do naszego Zajączka? - Pytanie zawisło w przestrzeni i wydało się nawet… nieco złowrogie.


Feliks Dąbrowski

4 Grudnia 1950 r., godz. 12:00
Warszawa, Szpital na Ujazdowie

Gdy Hania opisywała mu objawy u mężczyzny spod czwórki Feliks nabrał przekonania, że jest to jakiś budowlaniec, który nieodpowiednio ubrany wykonywał jakieś prace. Kto inny w takiej pogodzie pracowałby na zewnątrz?

Jakie było jego zdziwienie gdy wchodząc do sali, zastał przy łóżku oznaczonym czwórką młodego chłopaka. Ten był wyraźnie przerażony i nerwowo spoglądał w kierunku swojej nogi. Twarz miał bladą, a zaczerwienione oczy wyglądały jakby zaraz miał się rozpłakać. Nie dziwota. Pewnie dotarły do niego wieści, co miało czekać jego nogę.

Widząc wchodzącego lekarza spiął się i po chwili delikatnie rozluźnił. Zupełnie jakby spodziewał się, że Dąbrowski przyjdzie z piłą i na miejscu dokona amputacji.
 
Aiko jest offline  
Stary 07-02-2020, 21:17   #14
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Leopold Kula - szczupły blondyn



Taakk… No i już sądził, że pójdzie już z górki jak go ten lekarz przejął i obiecał zaprowadzić do Zajączka gdy się jednak okazało, że nie ma tak prosto. Potwierdziły się słowa Korka, że Zajączkiem interesowali się czerwoni. Ale nadzieję budziła uwaga, że ostatnio nieco mniej. Gdy się zatrzymali w tej całkiem pustej okolicy szpitala i ten facet w białym kitlu zapytał go co jest grane to Leopold w pierwszej chwili niezbyt wiedział co powiedzieć. Przecież improwizował! Rany, jak żałował, że nie ma z nim Korka. No ale nie było. Musiał sam jakoś sobie poradzić. Po chwili wahania postanowił zaryzykować i powiedzieć prawdę. No tak mniej więcej się znaczy.

- Ja jestem stąd, z Warszawy. Ale mnie wywiało po zimie 39-go. No teraz wracam to chciałem zobaczyć kto z moich pozostał. Bo znalazłem tylko jednego kolegę sprzed wojny. I on mi właśnie polecił Zajączka, że może znać kogoś z moich znajomych. Dlatego przyjechałem aby go zapytać. - powiedział cicho do lekarza. Trochę nerwowo. Bo w końcu nie wiedział z kim rozmawia. Dlatego nie chciał się czymś wsypać jakby ta rozmowa miała wylądować w raporcie chłopców z bezpieki. A jednocześnie jakby gadał właśnie z jakimś byłym akowcem czy kimś kto im pomaga to chciał wzbudzić dobre wrażenie. Co było złego w tym, że się szuka swoich znajomych sprzed wojny albo z wojny?

- To twój znajomy nie powiedział ci w jakim stanie jest Zajączek? - Lekarz pokręcił głową i ruszył korytarzem. - Jak coś z niego wyciśniesz to daj znać.
Mężczyzna podszedł do jednych ze drzwi i otworzył je kluczem.
- Jakby co to wołaj. Zenek ci otworzy. - Lekarz skinął w kierunku mężczyzny stojącego przed wejściem.

Pomieszczenie było tak małe, że ledwo mieściło się w nim metalowe łóżko. Na chaotycznie rozrzuconej pościeli siedział skulony, owinięty kocami człowiek. Wokół walało się mnóstwo kartek z dziwnymi rysunkami i kredek.
- Rysowanie go uspokaja. - Mruknął i skinął na Kulę. - Wchodzisz?

- Tak. Ale chyba mnie nie zamknięcie na amen co? - skinął głową twierdząco chociaż pomieszczenie było takie, że ciarki przeszły go po plecach. No szczerze mówiąc… To nie miał zbyt wiele doświadczeń z wariatami… I miał trochę nadzieję, że Korek przesadza z tym wariatowaniem Zajączka. No ale te wszystkie rysunki… No kurde… Wczuł się chłopak w to wariatowanie… Ale mimo, że czuł się trochę dziwnie w takim otoczeniu to tylko na chwilę. Przecież był żołnierzem! Był na wojnie! Walczył z Niemcami! Przecież nie będzie bał się jednego wariata prawda? No… Ale nie chciał być z nim zamknięty dłużej niż to konieczne. Dlatego odezwał się do lekarza tak pół żartem a pół serio.

- Zastukam jak będę chciał wyjść. - dał znać lekarzowi wchodząc do tego pomieszczenia z tymi dziwnymi bazgrołami. Wcześniej zaś skinął głową na znak, że to właśnie jego przyjaciel dał mu namiar na Zajączka. Ale nie chciał zdradzać Lucka nawet z pseudonimu więc ograniczył się tylko do skinięcia głową.

- Nie martw się, jest raczej nieszkodliwy. - Lekarz zamknął za nim drzwi i po chwili Kula usłyszał oddalające się kroki.

Gdy Leopold wszedł do środka, niemal od razu znalazł się przy łóżku. Ze znajdującego się przy łóżku nocnika zalatywało uryną, jednak ewidentnie nie był przepełniony. Pościel też wydawała się raczej świeża, więc chyba o Zajączka tu dbano. Rysunki były dziwne z pozoru dziwne, jednak Kuli coś przypominały. Gdyby tylko mógł się im przyjrzeć.

- Alicjo.. Alicjo… powinniśmy się śpieszyć… - Oczy Zajączka skupione były na nim. Były przekrwione i jakby zamglone. - Masz śliczną niebieską sukienkę.

Poldek mimo woli trochę się wzdrygnął gdy stuknęły zamykane drzwi. A potem te oddalające się kroki na zewnątrz. Brzmiało jakoś tak… definitywnie. A jak jeszcze usłyszał coś o jakiejś Alicji w niebieskiej sukience mimo woli odwrócił się za siebie chociaż przecież nie mogło być tu nikogo innego niż mężczyzna w piżamie siedzący na łóżku. Ale popatrzył na pacjenta dłużej zastanawiając się jak zacząć rozmowę. To całe wariactwo jakie było dookoła niego było trochę deprymujące. W ogóle nie miał doświadczenia jak gadać z wariatami. Ale może to tylko taka gra? Może ten Zajączek jednak tylko udaje? Przecież Korek mówił, że był akowcem i to jakimś dowódcą. Tu musiał być przecież całkiem cwany.

- Eee… tak… Znaczy cześć. Jestem Leo. Leopold Kula. - właściwie z braku innych pomysłów postanowił zacząć rozmowę jak zwykle. Wyciągnął dłoń do tego drugiego i się przedstawił.

W oczach Zajączka pojawił się błysk. Zbyt inteligentny błysk jak na kogoś kto jest wariatem. Mężczyzna wyciągnął dłoń w kierunku jednej z kartek jakby chciał by Kula mu ją podał.
- Spóźnimy się na herbatkę. - Mruknął. Leopold widział w jego oczach zaciekawienie jednak z jakiegoś powodu Zajączek nadal udawał.

- Eee… Chcesz herbatkę? - Leopolda ukłuła igiełka nadziei, że może jednak coś z tego będzie i nie przyszedł tutaj na darmo. Zerknął na kartkę z czymś co tam było narysowane a którą chyba chciał Zajączek. Sięgnął po nią i podał pacjentowi. Może coś napisze? Bał się, że pomieszczenie jest na podsłuchu czy co? Nie był pewny co o tym myśleć więc czekał na to co się stanie z tą kartką i resztą.

Kartka pokryta była w większości niebieskimi bazgrołami. Nieco przypominającymi labirynty. Zajączek wziął kartkę i zapisał na niej krótkie pytanie.
“Czemu?”

Leopold musiał przyznać, że jednak pojawiła się w nim nadzieja widząc całkiem racjonalne zachowanie pacjenta. Może naprawdę tylko udawał? - Chyba nie mam herbatki. - rozłożył bezradnie ręcę i usiadł na łóżku obok Zajączka. Wziął tą kartkę, kredkę i napisał swój tekst. “Szukam znajomego z powstania”. Napisał krótko aby w ogóle sprawdzić czy ten system wymiany informacji działa.

- Musimy się spieszyć. - Mruknął Zajączek i zapisał krótko.
"Imiona?"

- Postaram się. - odpowiedział kapral w stanie spoczynku. Z trudem mógł zapanować nad emocjami. Czyli Zajączej udawał i był w porządku! Szybko wziął kredkę do ręki i dopisał na kartce swoje litery.

“Jędruś Czerniaków, IX.44, chudy, czarne włosy, mojego wzrostu, nie znam imienia”

Szybko oddał kartkę pacjentowi patrząc na jego reakcję. Zdawał sobie sprawę, że podał niewiele danych no ale sam ich nie znał. No i miał pisać szybko i krótko.

Zajączek zamyślił się na chwilę, a jego dłoń zaczęła kreślić na kartce jakieś dziwne rysunki. Gdy teraz Kula się temu przyjrzał przypominało to niepokojąco jakieś plany… mapę. Już zaczął myśleć, że ten rysuje mu jakąś drogę, gdy kredka zatrzymała się, a poniżej bazgrołów pojawił się napis “Smolna 30, pokój 12”.

Zajączek nerwowo wcisnął mu kartkę w rękę i przewrócił się na bok.
- Masz śliczną sukienkę Alicją, ale.. Za krótką. - Mruknął.

~ Smolna 30? To na Śródmieściu niedaleko Starego Miasta! Wiem gdzie to jest! ~ Kula z trudem ukrył entuzjazm gdy zobaczył konkretny a do tego znajomy adres. A więc z Zajączkiem nie było tak źle. Najchętniej by go uściskał. No ale nie chciał wsypać ani jego ani siebie. Dlatego chociaż ledwo panował na emocjami to starał się spokojnie siedzieć dalej na łóżku pacjenta.

- Za krótką mam sukienkę? - mimo wszystko spojrzał na pożyczony od Korka płaszcz i ubranie jakie miał pod spodem. - No dobrze. To ja pójdę się przebrać. Przynieść ci następnym razem jakiejś herbatki? - opanował się na tyle by jakoś próbować podziękować temu biedakowi. Ale to było trochę trudne aby nie zdemaskować jego przykrywki.

- Lepiej ciastko, kapelusznik zawsze ma herbatkę… wiesz.. Ta jego myszka. - Mruknął Zajączek jakby przez sen.

- Ciastko. No pewnie. Jasne. Jasne, że tak. Ciastko. Będę pamiętał następnym razem. - skinął głową jakby zapomniał o jakiejś oczywistej oczywistości. Znów trochę wrócił ten surrealistyczny klimat jak w momencie gdy tutaj wszedł pierwszy raz. Więc nie był pewny jak powinien się zachowywać aby wyjść w naturalny sposób.

- No to ten… Ja będę już leciał. To trzymaj się Zajączku. I pozdrów ode mnie Kapelusznika. - rzekł wstając z łóżka i po przyjacielsku klepiąc w ramię pacjenta. Potem podszedł do drzwi i zastukał aby dać znać, że chce już wyjść.

Idąc zauważył, że prawie wszystkie kartki zarysowane są planikami podobnymi do tego, który dał mu zajączek wraz z adresem. Wszystkie namalowane na niebiesko.

Nie minęła chwila, a drzwi otworzyły się i stanął w nich lekarz, który ich odprowadzał.
- Jak tam pogawędka? - Spytał zamykając drzwi za Kulą. Leopold dostrzegł, że spojrzał na zwiniętego w kulkę pacjenta z podejrzliwością.

- Jaka pogawędka? Jakbym gadał do ściany. Albo z wariatem. Nie sądziłem, że to takie poważne. - Leopold mruknął z rozczarowaniem i niechęcią próbując nie wyjść z roli. Nie chciał wsypać tego prawie nieznanego mu akowca bo mimo wszystko jednak mu coś pomógł. Poza tym jak ktoś spędził w “obozie dla drwali” 3 lata w sowieckim raju to jakoś czuł do niego naturalną niechęć. Zresztą kto wie? Może jakby na początku 40-go nie pojechał na wschód to teraz by był na miejscu tego pacjenta w szpitalnej piżamie? Dobrze, że miał moment zanim doktor podszedł do drzwi i je otworzył. Bo sam nie wiedząc dlaczego, pod wpływem impulsu, złapał jedną z porysowanych kartek i szybko schował ją do wewnętrznej kieszeni marynarki. W sam raz bo kroki na zewnątrz ustały, usłyszał brzęk kluczy a potem zgrzyt zamka.

- Uprzedzałem. - Lekarz ruszył korytarzem, chcąc najwyraźniej odprowadzić Kulę do wyjścia. - Ale zapraszam ponownie. Pacjentom pomagają odwiedziny.

- Postaram się. Szkoda go. Chociaż nie wiem jak miałbym pomóc. Nie jestem lekarzem, nie znam się na takim czymś. - Leopold nie miał kłopotów z tą częścią bo tak właśnie uważał. Zwłaszcza jak przypomniał sobie pierwsze wrażenie jakie zrobił na nim Zajączek gdy tylko znalazł się w jego pokoju. Poczuł się taki bezradny. No i nie chciał by wyglądało, że pali się do natychmiastowego powrotu. Właściwie to tak nawet było. Żal mu było owego oficera AK ale uważał, że może mu raczej zaszkodzić niż pomóc w odgrywaniu jego roli.

Lekarz odprowadził go do recepcji już nie rozmawiając o niczym szczególnym. Tam się rozstali i Kula obiecał, że następnym razem nie przyjdzie z pustymi rękami. Po czym wyszedł na ten mróz i śnieg trzeszczący pod butami. Najpierw po prostu wyszedł na ulicę. A potem mijając te zaśnieżone ruiny zastanawiał się co dalej. Dzień był jeszcze dość młody. Gdy doszedł do pierwszych krzyżówek uznał, że nie ma chyba przeciwwskazań aby nie sprawdzić tego adresu od Zajączka. Smolna 30. Przynajmniej zobaczyć jak to wygląda z ulicy na pierwszy rzut oka. I potem pomyśli co dalej z tym robić.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-02-2020, 11:57   #15
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Ubecy? Jakiś rodzaj milicji? Ale co takiego taki Grzesiek mógł przeskrobać… Alkohol sprzedawał na lewo? No, poza wszystkim, jeśli milicja kogoś aresztuje, to po 24 godzinach musi wypuścić – tak przynajmniej Iga słyszała. Powinien więc już wrócić…

Rozmyślania przerwało wejście pani Hanny.
- Szefa dziś nie będzie? – Iga bez skrępowania przeliczyła pieniądze w kopercie. Wyjęła parę banknotów - coś koło 10 % całej sumy – i wręczyła kobiecie.
Hanna uśmiechnęła się i wsunęła swoją dolę za dekolt. Iga czasem się zastanawiała, czy Hanna nie odlicza sobie sama części pieniędzy z napiwków, zbierając podwójną pulę. Nie wpływało to jednak na jej zachowanie - wiadomo, ręka rękę myje.
- Widziałaś tych dwóch, lepiej ubranych? Mówią z rosyjskim akcentem. Kręcą się tu od paru miesięcy… Pytali o coś?
- To co zwykle, czyli kiedy masz następny występ
. - Starsza kobieta wydobyła papierosa i odpaliła go. - Lubią cię.
- Może i tak, ale mam wrażenie, że jest coś więcej …
- Iga była sceptyczna - Żaden z nich nigdy mi niczego nie proponował, to niecodzienne. Z kimś rozmawiają?
- Na pewno nie ze sobą.
- Hanna zamyśliła się na chwilę paląc papierosa. Ten rusek chyba gadał kiedyś z Jaśkiem.. Wydaje mi się, że też widziałam jak palili z Grześkiem na zewnątrz. Ten drugi gadał kiedyś, z którąś z kelnerek. - Po chwili starsza kobieta uśmiechnęła się. - Co.. podoba ci się któryś?
- Nie -
zaśmiała się Iga. - Jeśli się tobie podobają - możesz ich brać. Ale to dziwne, że tyle czasu przychodzą, a żaden z nich nawet się do mnie nie odezwał.
- Może po prostu lubią twoje występy
. - Hanna wzruszyła ramionami.
- Może i tak. - Iga uśmiechnęła się i poklepała kopertę. - Spokojnej nocy, Hanno.


***
Lokal opustoszał, ktoś przecierał jeszcze podłogę, ale gości już nie było.
Iga pchnęła drzwi prowadzące na zaplecze i poszukała Tomka wzrokiem.
Mężczyzna zamiatał akurat zaplecze pogwizdując cicho. Widząc wchodzącą Igę skinął jej głową i wrócił do przerwanej pracy. Miał koło trzydziestki, a wojna pozostawiła na jego twarzy bliznę ciągnącą się od policzka w dół i znikającą gdzieś za kołnierzykiem.
- Dobry wieczór - odezwała się kobieta. - Widziałeś Grześka?
- Dzisiaj nie.
- Mężczyzna spojrzał zaskoczony na artystkę. Podrapał się w zamyśleniu po bliźnie. - Wczoraj się już nie pojawił.
- Hmm..
- pokiwała głową. - Podobno go zgarnęli. Coś wiesz? - nie bawiła się w owijanie w bawełnę.
- Na pewno nie zgarnęli go stąd. - Tomek odezwał się z wyraźną niechęcią i wrócił do przerwanego zamiatania.

Iga podeszła bliżej i złapała za górę kija od miotły.
- Stąd pewnie nie…- powiedziała. - Tu się z kimś kłócił, kogoś bał… Tak słyszałam. A ty podobno coś widziałeś. - wbiła pytające spojrzenie w twarz chłopaka.
- No tak… - Tomek westchnął ciężko i spojrzał na stojącą obok kobietę. Jego oczy były chłodne spojrzenie nieco nieprzyjemne. - Po co ci to?

- Hmmm .. dobre pytanie - pomyślała. Po co jej to? Grzesiek ani ją grzał ani ziębi. Powinna mieć go w nosie, prawda? Ale Iga, ponad wszystko, lubiła wiedzieć. Denerwowało ją, kiedy ludzie robili przed nią tajemnice. Ale przyznawanie się do wścibstwa nie było w dobrym tonie…
- Szef się niepokoi. - powiedziała więc. - Prosił, żebym się rozejrzała
- Bo nie ma nikogo innego co?
- Mruknął niechętnie Tomek i zamilkł. Widać było jak układa sobie wszystko w głowie i w końcu westchnął i wzruszył ramionami. - Paliliśmy raz tutaj. Wiesz pogawędka, papieros… Nagle zareagował jakby zobaczył ducha. Przyszedł taki chłopak… ubrany był dziwnie.
- Dziwnie, czyli jak? I kiedy to było?
- Niedawno… ze trzy dni temu?
- Ni to powiedział ni zapytał Tomek. - Ale nie wchodzili do lokalu. Poszli pogadać, tam. - Skinął w kierunku znajdujących się naprzeciwko zaplecza oficyn.

Popatrzyła za jego dłonią.
- Hmm - mruknęła, nie wiadomo czy dziękując, czy potwierdzając. - Jak był ubrany? Mówiłeś, że dziwnie.
- Dziwny to on był cały.
- Mruknął niechętnie Tomek. - Dziwnie chudy, choć po wojnie to sama wiesz… albo i nie. No ale fakt faktem chudy był, wyglądał jak cień albo duch. Do tego miał na sobie niebieskie wdzianko. Sama widzisz jaka jest pogoda. Zimno, tak że ludzie na ulicach zamarzają, a on chyba nawet butów nie miał. Grzesiek poleciał do niego i okrył go własnym płaszczem.
- Czyli znali się
- Iga myślała głośno. - Obcego by nie okrywał… Może to jego przyjaciel, ktoś z rodziny, brat, kuzyn? Kłócili się potem?
- Z tego co mi powiedział jakiś stary współlokator.
- Tomek westchnął ciężko wyraźnie zmęczony tą rozmową. Usiadł na jednej ze skrzyń wyraźnie dając za wygraną. - Chcesz nieco bimbru? - Wydobył spod skrzyni piersiówkę. - Czy przy przez gardło artystki coś takiego nie przeleci?
Uśmiechnęła się, aprobująco.
- Nie masz pojęcia, co już w tym gardle było.. Kiedyś Ci opowiem.
- obiecała mu.

- Współlokator z teraz, czy z wcześniej? - dopytała jeszcze . - I co ma z tym wszystkim wspólnego bezpieka?
Tomek sam upił łyk i podał piersiówkę Idze.
- Wiesz… nie wypytywałem. Ale jakby był z teraz to by pewnie się tak nie dziwił na jego widok.. Ale kto go tam wie. - Chwilę przypatrywał się pytająco Idze. - Skąd ty wzięłaś tą bezpiekę?
- Jasiek coś wspominał
- przyjęła piersiówkę i pociągnęła niewielki łyk. – Dla mnie trochę za mocne – oddała chłopakowi.
- Stamtąd wyszedł? – wskazała brodą. – Co tam jest?
- Opuszczona kamienica.. A raczej wiesz…
- Tomek skinął podbródkiem jednocześnie popijając pewnie z piersiówki. Na nim wyraźnie trunek nie zrobił wrażenia. - Na piętrach ktoś mieszka. Ludzie, którym zabrano mieszkania, lub ci, którym się nie poszczęściło gdy przyjechali do stolicy. Przyszedł jakby zza niej… ale serio, Iga, tak? Nie mieszaj się w to. Tamten chłopak wyglądał jak zjawa. Widywałem takich… kiedyś.
- Coś ściemniasz
- prychnęła. Alkohol przyjemnie rozgrzewał. - Zjawa? - widać było, że mu nie wierzy. - Serio myślisz, że się nabiorę na jakieś bajki dla dzieci? Zjawy widywałeś? - znów prychnęła. - Bimbru za dużo, ot co.
- Nie zjawy… dzieciaki z getta
. - Tomek prychnął i upił więcej bimbru. - Wyglądał jak one.
- Ach
- Iga wstała i przewróciła oczami. - Tak, na pewno getto… wszyscy są przewrażliwieni w tej materii. Jeśli nawet wyglądał jak dzieciak z getta, to skąd by się teraz wziął? Nie ma już żadnych gett. Coś ci się przewidziało.
Rzuciła okiem na swój przegub - niewielki zegarek na złotej bransoletce wskazywał 23.30.
- Muszę iść. - mruknęła z roztargnieniem. - Transport już pewnie czeka.


***
Do kamienicy matko dotarła po północy. Oczywiście – nikt z lokatorów nie spal, wszyscy jak zawsze dyskutowali, o obecnej sytuacji, tatrze, filmie, przeczytanych i cudem zdobytych książkach… Towarzystwo rzadko kładło się przed drugą. Dym z papierosów spowijał salon.
- Jagusia! – jowialny mężczyzna prze 70 zamachał ręką na widok wchodzącej kobiety – Siadaj na kolana do wujka Jasia!
Iga uśmiechnęła się, samymi ustami.
- Wujku, wujek trochę nie przesadza? już wyrosłam z czasów kiedy wujkowi siadałam… Plany wujka na karierę też siadły, co? – nie mogła się powstrzymać od drobnej złośliwości.
- Właśnie! Twój Jerzy ma reżyserować ten najnowszy film! Podobno wszystkie fundusze na to idą. Może mnie zaprotegujesz?
- Wujek sam musi pogadać z Jerzym..
– Iga zręczne wywinęła się z wyciągających się po nią ramion wujka, odmówiła jednej i drugiej szklanki z alkoholem, wymigała się z kilku propozycji towarzyskich, obiecała, że zaśpiewa jutro, pocałowała matkę w policzek i zniknęła w prywatnej części domu. Składały się na nią dwa niewielkie pokoiki i dociśnięte obok pomieszczenie, mieszczące łazienkę połączoną z kuchenką.

Szybko załatwiła wieczorna toaletę i wsunęła się pod kołdrę.

Mimo zmęczenia sen nie nadchodził. Słyszała śmiechy dobiegające z salonu, jakieś krzyki zza okna, stukoty na schodach.. zwykle, codzienne odgłosy. Zawsze przy nich zasypiała, więc czemu dziś ją rozpraszały?
W końcu zrozumiała – to nie hałasy, to ciekawość. Była ciekawa, co jest w tamtych oficynach., gdzie podział się Grzesiek, o co chodzi z ta bezpieką (może wartko kogoś o to dopytać? Coś jej majaczyło, że bezpieka to nie do końca milicja), tym dzieciakiem z getta (jeśli nie był zwykłym przewidzeniem).
Postanowiła, że jutro zabierze kogoś do pomocy – może Jaśka z kawiarni, a może jednego z młodszych lokatorów matki i popyta w tej kamienicy. Sprawdzi oficyny. Ale to koło południa, jak będzie jasno. Wieczorem znów występ, a w międzyczasie powinna popracować nad swoją rolą w filmie Jerzego. A raczej nad Jerzym, żeby wziął ten film, bo wtedy jej udział stawał się automatyczny.
Powinna jeszcze dopytać Jaska o tego ruska z sali. A może po prostu sama zawrze znajomość z wpatrzonym w nią widzem?

Zapowiadał się pracowity dzień.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 10-02-2020 o 15:22.
kanna jest offline  
Stary 11-02-2020, 20:38   #16
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Płacz Jadwini poruszył jakąś czułą nutę w sercu Fryderyki. Najchętniej poszłaby do niej i ją po matczynemu przytuliła. Nie mogła tego jednak zrobić. Sama nie chciałaby aby ktoś ją zastał w takim stanie jak więc mogłaby stawiać Jadwisię w tak niekomfortowym położeniu?

Łkanie nie milkło. Cóż w tym dziwnego każdy ma przecież prawo płakać czasami, zwłaszcza w nocy gdy nikt nie słyszy, zwłaszcza po to aby kolejnego dnia wziąć się w garść i zrobić to co należy.


Przewracała się z boku na bok nie mogąc zasnąć, aż w końcu uznając że i tak nie zaśnie wstała i skierowała swe kroki do kuchni. Wstawiła wodę na herbatę i zabrała się za robotę. Za oknem padał śnieg.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline  
Stary 18-02-2020, 08:38   #17
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Iga Michalczewska

4 Grudnia 1950 r., godz. 10:00
Warszawa, Śródmieście, Kawiarnia Próżna

Miała niepokojące sny. Widziała ubrane na niebiesko postacie. Słyszała ich kroki na śniegu. Szybkie, jakby przed czymś uciekały. Nie wiedziały kim były, a jednak czuła ich strach… bezradność.

Może dlatego obudziła się zmęczona. Za oknem padał śnieg. Na szczęście tylko prószyło. Jednak białe płatki niepokojąco przypominały o postaciach ze snu. W domu panował lekki chłód. Pomagający im sąsiad napalił w piecach jednak mieszkanie było trudne do ogrzania. Idze zdawało się, że ciepło było, ale tuż nad czubkiem jej głowy.

W kawiarni panowały pustki była Hanna, która dyrygowała przenoszącym towar Tomkiem, no i Jasiek, który miał na sobie nawet te same ciuchy. Pewnie znów spał na zapleczu. Pracownicy mieli tam ze dwa posłania.



Fryderyka Poświst

4 Grudnia 1950 r., godz. 10:30
Warszawa, Praga, Biblioteka

Gdy Fryderyka opuszczała sypialnię Jadwinia zamilkła na chwilę, ale kobieta była pewna, że wróci do swej rozpaczy zaraz po tym jak za jej opiekunką zamkną się drzwi. Już na schodach coś ją zaniepokoiło, jednak uznała że to pozostałości snu.
Niestety wrażenie trwało gdy robiła sobie herbatę. Przeciąg? Toż nie zostawiały uchylonych drzwi ani okien. Byłoby to bardziej niż nierozsądne przy panującej pogodzie. Coś jednak było nie tak. Temperatura spadła za bardzo jak na noc.
Fryderyka przeszła do tylnego wejścia. Okna były pozamykane, drzwi również. Czuła jednak nadal chłód. Sprawa wyjaśniła się gdy przyjrzała się ościeżnicy. Ktoś wyważył im w nocy zamek po czym zamknął drzwi. Chłód dostawał się jednak przez odgiętą framugę.


Leopold Kula

4 Grudnia 1950 r., godz. 13:00

Gdy Leopold znów znalazł się znów znalazł zewnątrz powitał go mocniejszy opad śniegu. Szaruga sprawiało, że mimo około południowej godziny zdawało się jakby był wieczór. Niestety śnieg znacznie utrudniał też marsz. Wszystko wyglądało jakby ktoś na górze postanowił zasypać Warszawę aż po czubki najwyższych ruin. Na szczęście na placu Trzech Krzyży udało mu się dosiąść do powozu rozwożącego ludzi po Śródmieściu i podjechać na początek Nowego Światu. Dystans niewielki ale wolał się nie zastanawiać ile zająłby mu marsz. Skuleni i ownięci kocami ludzie przyglądali się miastu, jakby z za murów nagle miał ktoś wyskoczyć. Przykre ale dzięki temu miał chwilę by przyjrzeć się szkicom zajączka.

Teraz miał pewność. Dawny Akowiec rysował mapy. Tylko czego? Niestety szkice były jakby fragmentami większej całości. Może kamienica? Widział schody, a przynajmniej rząd równoległych kresek, które mogły nimi być. Niestety między kartką, na której dostał notatki i tą która zgarnął wychodząc, czegoś brakowało. Ale może to co będzie na ulicy Smolnej mu to wyjaśni?

To co zastał na miejscu jednak go zaskoczyło. Pod wskazanym adresem znajdowało się Gimnazjum męskie. Częściowo zniszczone podczas wojny i teraz pokryte śniegiem. Widać jednak było uczniów i chyba profesorów.


 
Aiko jest offline  
Stary 09-03-2020, 10:21   #18
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Fryderyka nie zastanawiała się długo, tylko od razu skierowała swe kroki do dużego czeczotowego biurka przy którym zwykle przyjmowała klientów i nie siadając sięgnęła po słuchawkę aparatu telefonicznego i wykręciła numer milicji obywatelskiej. Czekając aż ktoś odbierze, zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu a po chwili sięgnęła do podręcznej kasetki.

Po dłuższej chwili usłyszała męski głos
- słucham - głos brzmiał tak jakby ktoś chciał burknąć “czego” jednak z jakiegoś powodu się powstrzymał.
- czy dodzwoniłam się na posterunek MO - zapytała grzecznie - chciałam zgłosić włamanie do państwowej instytucji.
- Pani godność? O jakiej instytucji mówimy? - Kobieta po drugiej stronie słuchawki brzmiała jakby dopiero co się obudziła.

W kasetce wszystko znajdowało się na swoim miejscu, jednak rozglądając się po bibliotece Fryderyka dostrzegła mokre ślady na podłodze.
- Obywatelka Poświst Fryderyka - odruchowo przyjmując nieomal pozycje na baczność, uderzając się przy tej okazji w kolano - Kierownik Biblioteki Publicznej - gdy podawała adres całą swoją uwagę skupiła na mokrych plamach. Miała nadzieję, że nikt nie ukradł książek na podpałkę, część z nich była wartościowa. - tej nocy nieznany osobnik wywarzył zamek. Obawiam się że mogło dojść do kradzieży mienia państwowego o na razie nie ustalonej wartości.
- Proszę to sprawdzić, około południa stawią się u pani funkcjonariusze by przyjąć zgłoszenie. - Ostatnie słowo zlało się z ziewnięciem funkcjonariuszki.
-Oczywiście tak zrobię. - odpowiedziała bibliotekarka kończąc rozmowę. Odłożyła słuchawkę. Sięgnęła do dolnej półki w regale który stał za biurkiem i wyciągnęła zza niego młotek.

Następnie mocno dzierżąc w ręku narzędzie podążyła za śladami wody na podłodze. Najpierw szła niepewnie rozglądając się za włamywaczem który mógł przecież nadal przebywać w mieszkaniu. Gdy jednak upewniła się, że jest sama zaczęła metodycznie przeglądać, zasoby książkowe pokój po pokoju. Szczególnie wiele uwagi poświęcając najcenniejszym zbiorom.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline  
Stary 09-03-2020, 17:42   #19
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Leopold Kula - szczupły blondyn


Gimnazjum męskie? Dobrze, że nie żeńskie. To tu miał mieszkać Jedrus? No trzeba będzie się popytać. Ślad był dość nikły. Nie miał o kogo się pytać. Dalej nie znał personaliów byłego akowca. Tylko wojenny pseudonim i rysopis. Westchnął w duchu uświadamiając sobie, że nie zanosi się na łatwą robotę.

Zresztą fizycznie też chuchnął w zmarznięte dłonie. - Zimno jak na Syberii. - przeklął cicho zabijając ręce o swój tors. Dobrze, że udało mu się podjechać. Bo by chyba do zmroku przedzierał się przez ten śnieg.

I ta kartka. Wyglądała na szkic jakiegoś budynku. Co to mógł być za budynek? Pewnie taki w jakim kiedyś był Zajączek. A może nie? Może rysowanie wymyślonych planów go na serio uspokajalo? W końcu co on tam miał innego do roboty w tej izolatce? Na razie nie miał w ogóle żadnego pomysłu czym ten szkic mógłby być i co dalej z nim można zrobić. Może pokaże Korkowi? Może rozpozna jakiś adres? No ale to jak wróci na Pragę. A na razie był tutaj, na Wolskiej. Chociaż tutaj też nie bardzo wiedział jak ugryźć temat. Więc na razie szedł drugą stroną ulicy zwiedzając sobie okolicę.

Wokół pełno było kamienic, niektóre były zamieszkane inne sypały się już wyraźnie po bombardowaniach. Pewnie gdyby nie to, że niemieckie ataki trafiły tylko jedno skrzydło gimnazjum, ten budynek skończyłby jak wiele w Warszawie. Teraz wyraźnie przygotowywano się do remontu, choć pewnie przerwały go śnieg i bardzo niska temperatura.

~ No trudno. Od samego gapienia na mrozie nic się nie dowiem. ~ Kula zmobilizował się, zabił jeszcze ze dwa razy ramiona i skrzypiąc butami po śniegu przeszedł przez ulicę w stronę budynku gimnazjum. Przeszedł chodnikiem i skierował się w stronę głównego wejścia.

Kilka osób na niego spojrzało, ale nikt go nie zatrzymywał. Ludzie tuż przy wejściu wyraźnie wyszli na chwilę by zapalić i złapać swoich prowadzących. Podobnie sytuacja miała się w środku. Większość osób, które napotkał byli to uczniowie. W wieku bardzo różnym. Część wyraźnie kończyła szkołę przerwaną wojną. Inni byli młodymi chłopakami, którzy wyraźnie zaczynali swoją przygodę z nauką. Rozmawiali o sprawach dobrze znanych Kule, klasówki i temu podobne.

~ Powrót do szkoły. ~ wnętrze mimo wszystko trochę zaskoczyło Poldka. Było tak… no jak w szkole właśnie. Przez te wszystkie lata wojny, zesłania, powrotu do kraju, służby w wojsku aż dziwnie tak było widzieć od środka coś co wyglądało jak szkoła i co funkcjonowało jak szkoła. Żadne koszary ani milicja tylko właśnie coś co wydawało mu się prawie zapomniał jak to wygląda i funkcjonuje. Zupełnie jakby znał to z jakiegoś innego świata i życia. No ale zorientował się, że od samego rozglądania się po obiekcie no raczej nie dowie się po co tu przyszedł. Ani też, że nie ma żadnej recepcji na co po cichu miał nadzieję. No to co? Sekretariat? Archiwum? Skoro Zajączek podał mu ten adres no to chyba mógł tutaj… co? Uczyć się? Uczyć uczniów? Pracować? Nagle uświadomił sobie, że nie zna wieku “Jędrusia”. Po tamtym epizodzie na Czerniakowie wydało mu się, że są rówieśnikami. Ale to tak na oko. O metrykę go przecież wtedy nie pytał. ~ No to chyba student. ~ ocenił na oko, zwłaszcza, że już kilka lat od końca wojny minęło.

- Cześć chłopaki. Gdzie tu jest sekretariat? - zapytał jakichś starszych chłopaków którzy rozmawiali na korytarzu.

- Na piętrze. - Lekko pryszczaty blondyn wskazał mu prowadzące ku górze schody. - Jak wejdziesz to po prawej.

- Dzięki. - Leopold podziękował młodzieńcowi za wskazanie kierunku po czym udał się właśnie w tym kierunku. Wydawało mu się, że jest bardzo nie na miejscu. Jakby wszystkie mijane osoby rzucały mu chociaż przelotne spojrzenie. Chyba na ucznia to był tutaj za stary a na nauczyciela za młody. Więc tak ni w pięć ni w dziewięć. Ale póki co szedł do tego sekretariatu wciąż nie bardzo jeszcze wiedząc jak zacząć rozmowę.

Na piętrze było nieco luźniej. Dojrzał kilka osób wchodzących do czegoś co musiało być klasą. Bez trudu odnalazł też drzwi opisane jako sekretariat.

No to znalazł. Tam gdzie mówił tamten młody. No to jak znalazł to wszedl do środka. Ujrzał tam dwie starsze panie w wieku pewnie około emerytalnym.

- Dzień dobry. - przywitał się z nimi trochę nie bardzo wiedząc do której z nich powinien się zwracać więc tak rzucał spojrzeniem to na jedną to na drugą.

- Ja przyszedłem w takiej jednej sprawie. Szukam kogoś. Ale nie wiem jak ten ktoś się nazywa. Ale podobno może być u was. Kolega z wojny. - nie bardzo wiedząc jak zacząć postawił na prostotę. Musieli przecież od czegoś zacząć a teren i sytuacja była dla niego kompletnie nieznana.

Dwie starsze kobiety odpowiedziały mu automatycznie po czym zrobiły lekko zdziwione miny. Spojrzały na chwilę po sobie po czym jedna z nich, siwiutka o jasnoszarych oczach odezwała się nieco niepewnym głosem.
- Wie Pan… wielu młodzieńców tutaj brało udział w wojnie.

- No tak, no tak, ma pani rację. No to niezły bigos. - Poldek pokiwał w zadumie głową nad tymi słowami starszej pani. No tak. Tak to działało. Czy w szkole czy w wojsku. Ta cała biurokracja, ewidencja, administracja i takie tam. Nie miał nazwiska to nawet nie miał punktu zaczepienia. To co teraz? Popatrzył chwilę ponad głowami starszych pań na zasniezony widok za oknem. I nagle coś mu się przypomniało.

- A macie takie albumy ze zdjęciami kolejnych roczników? Może po zdjęciu bym go rozpoznał. - popatrzył znów na tą szarooka straszą panią z nadzieją w spojrzeniu.

Jedna z kobiet wyraźnie się oburzyła, ale zanim zdążyła coś powiedzieć jej koleżanka z koczkiem uspokoiła ją ruchem głowy. - Każda szkołą ma obowiazek prowadzić spis uczniów proszę Pana. - Szarooka kobieta uśmiechnęła się. - Jednak nie wydajemy ich obcym, szczególnie jeśli się nawet nie przedstawili.

- A no tak! - Leopold klepnął się w czoło na znak, że dopiero teraz sobie uświadomił swoją skuchę. - Oczywiście, proszę mi wybaczyć to przez ten frasunek. - ciemny blondyn przeprosił za ten nietakt.

- Nazywam się Leopold Kula. Dopiero co wyszedłem z wojska i wróciłem do miasta. No to szukam dawnych znajomych. Ci co mogli przetrwać wojnę. Na razie znalazłem jednego kolegę i u niego się zatrzymałem. On mi właśnie powiedział o tym koledze stąd. No ale też nie zna jego imienia. - Kula aby zatrzeć te przykre pierwsze wrażenie zaczął mówić szybciej. A w tym czasie z kieszeni wyjął książeczkę wojskową aby potwierdzić swoje słowa. Nie był pewny czy według przepisów to coś zmienia ale po cichu liczył na ludzką życzliwość. W końcu wiele osób wracało do miasta i próbowało odnaleźć swoich bliskich. A wojenna zawierucha i konspiracja niezbyt sprzyjały posiadaniu o sobie czy innych kompletu danych. Miał nadzieję, że te starsze panie to zrozumieją.

Kobieta z koczkiem przyjęła podaną książeczkę wojskową i przejrzała ją uważnie. Po chwili podała ją swojej oburzonej koleżance.

- To jakieś wariactwo. - Mruknęła tamta patrząc na pieczęć wojskową.

- Nie mamy tam jakichś szczególnych danych. - Szarooka kobieta też wyraźnie się czegoś obawiała. Jej jednak Kula wyraźnie przypadł do gustu.

Spojrzały na siebie jakby w milczeniu podejmowały decyzję.
- Dobrze. - Bardziej niezadowolona ze starszych pań odezwała się w końcu. - Ale przegląda Pan je tu i teraz. - Powoli wstała od biurka i chwyciła ukrytą za nim laske by podejść do olbrzymiej szafy. Powoli otworzyła ją, a oczom kuli ukazało się kilkanaście zeszytów w twardej oprawie.

- Naturalnie. I dziękuję bardzo za pomoc. - Kula aż bał się odetchnąć głębiej by nie zapeszyć gdy dotarło do niego, że może jednak nie odejdzie z niczym. Więc by nie pogarszać sytuacji stał grzecznie czekając na te zeszyty ciekaw czy rozpozna na nich kogoś znajomego.

- Nie wie Pan nawet ile lat mieli ci znajomi? - Kobieta przyjrzała mu się z odrobiną rezygnacji. - Mężczyźni w Pana wieku powinni być raczej w ostatniej klasie, prawda?

- Oj nie wiem proszę pani. Na oko to powinniśmy być w podobnym wieku to rzeczywiście raczej nie powinien być w pierwszakach. - Kula rozłożył ręce na znak, że tutaj niezbyt może pomóc. W końcu nie znał nawet personaliów Jędrusia tylko wojenną ksywę z konspiracji. Wtedy na Czerniakowie niezbyt była okazja pytać o biografię czy personalia.

Starsza Pani westchnęła ciężko i wyjęła trzy teczki. - Zacznijmy od najstarszych. - Podała Kuli zeszyty i wskazała biurko znajdujące się przy stołach, przy których same pracowały.

Niestety spisom wiele brakowało do tych przedwojennych. Zdjęcia nie pojawiały się przy wszystkich nazwiskach. Widać nie każdemu udało się czegoś takiego dorobić. Pod imionami były daty urodzenia to jednak też niezbyt wiele mówiło Kuli. Po pół godzinie wpatrywania się w większości obce mu nazwiska. Bo musiał przyznać, że niektóre rzeczywiście mogły należeć nawet do jego sąsiadów. Tyle, że ile w Warszawie byłu Szmelterów czy innych Jabłońskich. W zaledwie tych trzech zeszytach znajome nazwiska powtarzały się dwu lub trzykrotnie, a co dopiero gdyby przejrzał wszystkie spisy uczniów.

Tracił nadzieję i wtedy poznał kogoś. Nie był to Jędruś. Twarz nie pasowała do starego znajomego. Jednak kojarzył go… przez chwilę walczył z sobą skąd.



To było jakby olśnienie. Ciemna piwnica, odgłosy ostrzału. Stanowcze polecenia wydawane przy świetle niewielkiej lampki. Hania. Jeden z dowódców oddziałów.

Powoli przeczytał nazwisko Tadeusz Lasocki. Był tu nauczycielem.

Wewnętrznie Leopold prawie podskoczył na swoim krześle gdy rozpoznał twarz już nie najmłodszego mężczyzny. ~ To o to mu chodziło! ~ doznał olśnienia dlaczego Zajączek skierował go właśnie tutaj. Teraz to miało sens. Może nie znał każdego akowca z Czerniakowa no ale ich oficer i dowódca już powinien. Nie taki wariat z tego Zajączka. Sam w ogóle zapomniał o tym oficerze AK który teraz był tutaj nauczycielem.

Ale miał nadzieję że te miłe panie się nie zorientowały tym co odkrył więc dalej przeglądał resztę zdjęć. Może jeszcze kogoś rozpozna? Gdy przejrzał najstarsze roczniki i starsza Pani podała mu kolejne trzy albumy pojawił się kolejny sukces. Nie był to nikt z armii, ale rozpoznał imię i nazwisko chłopaka, z którym kiedyś bawił się na podwórku. Też należał do Jaskółek, choć był dużo młodszy od Kuli. Niby Fryderyk Kluger mógł nie być jedynym w Warszawie, ale była szansa.

- O! Z nim chodziłem do harcerstwa przed wojną! - tego też się nie spodziewał. Ale gdy rozpoznał Fryderyka to też się ucieszył. Wskazał palcem na jego facjatę i spojrzał radośnie na dwie szkolne urzędniczki. - A w jakiej on jest klasie? Gdzie go mogę znaleźć? - zapytał już spokojniej.

- Hm… - Kobieta popatrzyła chwilę na nazwisko i sprawdziła numer klasy. Po chwili wyjęła z biurka inny zeszyt. - Powinni mieć obecnie zajęcia w piwnicach. Sala pięć. Za kwadrans będzie przerwa.

- O dziękuję pani bardzo! To może uda mi się go złapać! - ucieszył się ogromnie zupełnie jakby też był tylko kolejnym chłopcem chodzącym do szkoły a nie dorosłym weteranem strasznej wojny i zdemobilizowanym kapralem. Trochę mu było głupio, że nic dla tych pań nie ma. Ani kawy ani nic takiego. Tak samo zresztą jak w szpitalu. Próbował to zamaskować ciepłym uśmiechem
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-03-2020, 22:21   #20
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
10 była nieludzko wczesną porą na funkcjonowanie dla Igi. Zwykle zaczynała dzień śniadaniem koło 11, ale po nieprzespanej nocy nie miała ani humoru, ani apetytu.
- Dzień dobry - zagadała do Jaśka, który patrzył na nią zdziwiony. Nigdy nie pojawiała się w kawiarni o takiej porze - Sprawę mam.
- O… szefa nie ma. Wpadł skoro świt, ale już wyszedł. - Zaskoczenie Jaśka szybko przerodziło się w obawę. - Nie mów, że chcesz zrezygnować?...
- Nie, oczywiście że nie - odpowiedziała z roztargnieniem, hamując ziewanie. - Ja dziś nie do szefa. Wiesz, kto tam mieszka? - wskazała na oficyny z drugiej strony ulicy.
- Różnie… - Jasiek przyjrzał się budynkowi. - na piętrze kilka rodzin, którym udało się przetrwać wojnę. Jest taka miła starsza pani, ale to Tomek ją lepiej zna. W parterze zagnieździli się budowlańcy, podobno na drugim piętrze też, ale tam zapadł się dach i podobno jest paskudnie.
- A suterena?
- Nie mam pojęcia. - Chłopak wzruszył ramionami. - Raczej się tam nie zapuszczam, a czemu pytasz?
- Grześka ciągle nie ma, prawda? Podpytałam trochę wczoraj… podobno spotkał się z kimś, kto stamtąd wyszedł. Może warto pójść sprawdzić? - spojrzała na chłopaka. - Masz duszę odkrywcy?
- Ee.. - Było widać jak Jasiek walczy z sobą. Z jednej strony wyraźnie nie miał ochoty biegać po tym mrozie, ale z drugiej… pójść gdzieś sam na sam z Igą. - No nie ma… może rzeczywiście warto by było sprawdzić.
Iga uśmiechnęła się aprobująco do chłopaka.
- Sama bym się bała, ale z Tobą to zupełnie co innego - ujęła Jaśka pod łokieć i przytuliła się przelotnie do jego ramienia. - Idziemy?
Chłopakowi na chwilę zamarł głos w gardle.
- Ja.. ja… jasne. - Przytaknął w końcu z entuzjazmem. - Tylko chwycę płaszcz.
Jasiek poprowadził ją w kierunku zaplecza i tam wyjął z szafy płaszcz. Przy umieszczonym w kącie stole siedział Tomek, jedząc coś co mogło być śniadaniem i spoglądając na nią spode łba. Nie odezwał się jednak słowem, kiedy Jasiek się ubierał, ani kiedy wychodzili tyłem w kierunku kamienicy.
W twarz Igi uderzył lodowaty wiatr i opad śniegu. Chłopak dzielnie trzymał ją pod ramię pomagając przebrnąć przez zaspy w kierunku częściowo zrujnowanej kamienicy. Ich kroki trzeszczały na śniegu rozchodząc się w jakiś dziwny sposób po opustoszałej przestrzeni uliczki. Jej towarzysz milczał, a nieprzyjemną ciszę, która między nimi zapadła potęgowało uczucie bycia obserwowanym. Dopiero gdy skryli się przed wiatrem w bramie Jasiek odezwał się cicho, z przestrachem spoglądając na podwórko.
- To.. co chcesz zobaczyć?
Iga wspierała się na ramieniu chłopaka mocniej, niż było to konieczne. Oczywiście, porywy wiatru nie były miłe, ale bez problemu sama dałaby im radę.
- Oficyny – powiedziała, kiedy skryła ich brama. – Zajrzyjmy do oficyn.
- Jesteś pewna? - Chłopak z obawą spojrzał w tamtym kierunku. W zawilgoconych murach, były drzwi i okna, jednak szyby były powybijane, a drewniane skrzydło drzwiowe trzymało się na słowo honoru.
- Po to tu przyszliśmy, prawda? - potwierdziła poważnie, zaglądając chłopakowi w oczy.

- Tak… niby tak. - Powoli podeszli do oficyn.
W środku panowały ciemności i mimo uchylonych drzwi i wybitych okien nie dało się tam nic dojrzeć. Do tego Iga znów poczuła jakby ktoś ich obserwował.
Nie przejęła się dziwnym doznaniem. Za długo żyła na tym świecie, żeby poruszały ją takie rzeczy.
- Wejdźmy - zachęciła Jaśka. - W środku oczy nam się przyzwyczają do półmroku i zobaczymy więcej.
Zrobiła krok, kierując się w stronę uchylonych drzwi. Zanim je przekroczyła, zapukała.
Nikt jej nie odpowiedział. Gdy weszła do środka, usłyszała że Jasiek podąża za nią.
Do środka przez brudne szyby wpadało niewiele światła, ledwie tyle ile dostało się przez potłuczone szyby. Pachniało stęchlizną i moczem… może jeszcze pleśnią.
- Paskudnie… ale chyba ktoś tu mieszkał. - Wyszeptał cicho towarzyszący jej chłopak, który zdawał się być bardziej wystraszony od niej.
Z pomieszczenia, do którego weszli prowadziły drzwi do sąsiednich pokojów, które chyba kiedyś musiały być niezależnymi mieszkaniami. Były też drewniane schody na piętro oficyny. W jednym z sąsiednich pokojów dostrzegła coś co mogło podsunąć Jaśkowi ten pomysł. W kącie był zorganizowany barłóg, na którym piętrzyły się różne tkaniny. Zasłony, koce, jakieś resztki ubrań. Ktokolwiek tu pomieszkiwał, musiał przykrywać się czym popadło by przetrwać obecne zimno. Były też pozostałości po niewielkim ognisku.
- Ciekawe, gdzie jest teraz. - kobieta rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu.- Zajrzyjmy do sąsiednich pokoi. – wskazała najbliższe drzwi.
Jasiek przytaknął bez słowa i zdobył się na ten męski gest by ruszyć przodem. Powoli wszedł do środka. Iga poszła za nim.
- Chyba było ich więcej. - Chłopak wskazał na kolejne dwa barłogi. - Tylko… czemu tamten spał sam?
Spojrzał ku górze, a gdy Iga podążyła za jego spojrzeniem, zobaczyła dziurę ziejącą w drewnianym suficie, który musiał być też podłogą piętra oficyny.
- Może był chory i nie chciał ich zarazić, albo oni nie chcieli z nim spać w jednym pomieszczeniu... A może tu spały kobiety, prosiły, żeby wyszedł… Nie wiem. Sprawdźmy resztę tych pomieszczeń.
W pozostałych pomieszczeniach też były barłogi i zazwyczaj były one umieszczone po 3 lub cztery sztuki w jednym pokoju. Gdzieniegdzie widać było nocnik. Za rozwalonymi skrzynkami pochowane były worki z ubraniami. Najwyraźniej jedyny osobą, która postanowiła spać oddzielnie była ta, z pokoju, który widzieli na początku. W niektórych pomieszczeniach ziała w suficie dziura, zdradzająca, że na piętrze chyba też ktoś pomieszkiwał, bo udawało im się dostrzec inne barłogi.
Igę korciło, żeby - mimo odrzucającego zapachu - zajrzeć do ubrań, ale zrezygnowała. Te rzeczy były czyjeś, podobnie jak całe pomieszczenie … Dotarło do niej, że wtargnęła tutaj bezprawnie, nie zapraszana, nie oczekiwana. Zmitygowało ją to.
- Nikogo tu nie ma… Chodźmy, to czyjeś mieszkanie, nie powinniśmy tu grzebać. - skierowała się w stronę wyjścia .
Chłopak przytaknął ruchem głowy i ruszył w kierunku wyjścia. Gdy znaleźli się na zewnątrz i Iga spojrzała na budynek kamienicy dostrzegła drzwi prowadzące na klatkę schodową i coś jeszcze. Uchylone drzwiczki, które mogły prowadzić do piwnicy, ukryte tak, że z bramy były zupełnie niewidoczne.
Oczy Igi zalśniły ciekawością.
- Zajrzymy, co? - zaproponowała i nie czekając na odpowiedź chłopaka weszła do środka.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172