Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-03-2020, 22:09   #21
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Iga Michalczewska

4 Grudnia 1950 r., godz. 11:00
Warszawa, Śródmieście, Kawiarnia Próżna

Iga cały czas czuła, że są obserwowani. Przez bramę słyszeli, że na ulicy zacina wiatr, tu jednak było dosyć cicho, tylko cały czas padał ten śnieg. Wsypywał się przez otwarte drzwi na schody prowadzące do piwnicy.


Wewnątrz panowała cisza. Dzięki światłu wpadającemu przez otwarte drzwi widziała, że na dole jest klepisko. Na szczęście przy tych mrozach raczej nie było tam wilgoci.

- Mam zapalniczkę. - Głos Jaśka był przyciszony. Była pewna, że chłopak się boi jednak mimo to… - Może… może pójdę przodem?


Fryderyka Poświst

4 Grudnia 1950 r., godz. 11:30
Warszawa, Praga, Biblioteka

Śladów było bardzo dużo. Widać było, że ktokolwiek dostał się do środka nie był tu wcześniej i nie wiedział, gdzie znajduje się to czego szukał. Bo Fryderyka była pewna, że szukał czegoś na pewno gdyż nie zabrał ot tak misternie oprawionych, starych woluminów z kolekcji hrabiego Alfreda. Przez chwilę była niemal pewna, że nic nie zginęło. Kilka książek zostało przełożonych i prawdopodobnie kartkowanych, bo dostrzegła na półce mokre ślady. Jeden z woluminów należał do tej dziwniejszej części zbiorów. Został on wyraźnie zamoczony jednak poza tym nie był prawie uszkodzony. W innej książce wyraźnie wyrwano stronę. W końcu jednak znalazła i zgubę. Stojące na uboczu dzienniki Alfreda. Brakowało jednego z tomów.


Leopold Kula

4 Grudnia 1950 r., godz. 13:30

Leopold został wypuszczony z sekretariatu pod całkiem życzliwym okiem pani koczkiem i dużo mniej przychylnym tej która potrzebowała kul by chodzić.

- Życzę powodzenia, w pańskich poszukiwaniach. Niestety wielu chłopców poległo. - Jasno-szare oczy wpatrywały się w niego z matczyną troską. - A obecna władza…
- Reniu.. Ile razu mam ci powtarzać. Kiedyś sama wpakujesz się w kłopoty.
- Druga kobieta ucięła wypowiedź swojej współpracownicy. - Proszę już iść.

Na korytarzu panował zgiełk. Chyba właśnie rozpoczęła się przerwa, bo wszyscy wylegli z klas. Kula nawet bardzo się nie wyróżniał w tym męskim towarzystwie. Pozostało tylko pytanie… co dalej.
 
Aiko jest offline  
Stary 03-05-2020, 23:19   #22
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Iga nie była już pewna, czy schodzenie do tej piwnicy to dobry pomysł. Zawahała się, ale ponieważ Jasiek wykonał pół kroku do przodu, to głupio się było jej wycofać.
- Mój bohater – powiedziała i puściła chłopaka przodem.
Zobaczyła jak poliki chłopaka zaczerwieniły się. Powoli zaczął schodzić w dół. Z tego co Idze udało się dojrzeć na dole było pusto. Od schodów ciągnął się korytarz, który szybko zakręcał.
- Przejdźmy kawałek, Do zakrętu - Iga wskazała dłonią.

Ich kroki niosły się echem po korytarzu. Zdawało się, że piwnice są od dawien nie używane, ale gdy tylko podeszli do zakrętu Iga zauważyła w kurzu ślady. Nachyliła się, żeby lepiej się przyjrzeć.
- Ktoś tędy szedł.. Chyba niedawno. Zobaczmy. - przeszła kilka kroków, starając się nie zadeptać śladów.
- Ta… - Jasiek nerwowo oglądał się za siebie, jednak nadal pomagał Idze świecąc zapalniczką..
Ślady ciągnęły się korytarzem by nagle skręcić i zniknąć za lekko uchylonymi drzwiami do jednej z komórek lokatorskich.
Iga przyłożyła palec do ust, przypominając Jaśkowi o konieczności zachowania ciszy, a potem podeszła do drzwi komórki, i wychyliła się zza nich lekko , zaglądając do środka.
W środku panowała cisza i ciemności. Jednak w słabym świetle dostrzegła coś. Jakby dziurę w tylnej ścianie komórki.

Iga gestem poprosiła, aby Jasiek został przy drzwiach, a sama podeszła, żeby zajrzeć do otworu. Teraz pchała ją już czysta ciekawość.
Wyglądał jak przebicie do jakiegoś korytarza. Równolegle do piwnic ciągnął się jakiś ceglany tunel, w którego zagłębieniu płynęła woda. A przynajmniej tak się jej wydawało bo słyszała szum i czuła wilgoć. Ewidentnie brakowało jej jednak światła.

Kanał ściekowy? Cofnęła się i wzięła od Jaśka zapalniczkę. Poświeciła.
Na kanał ściekowy było chyba za duże.. I jakoś nie pachniało strasznie źle. W świetle zapalniczki dostrzegła płynącą leniwie wodę, po bokach od tego strumienia znajdowały się wąskie przejścia jeden przy wejściu, w którym stała, drugi oddzielony od nich wodą. Gdy spojrzała w lewo dostrzegła, że… coś tam chyba leży. Szarobure… w kształcie trudnym do zidentyfikowania w tym słabym świetle.

Wróciła do Jaśka.
- Coś… A raczej ktoś tam leży. - powiedziała, wciskając mu zapalniczkę w dłoń. - Chcesz zobaczyć? Trzeba pójść po pomoc… - nie wiedziała, co powinna zrobić w tej sytuacji. - Tam jest człowiek! Trzeba mu pomóc! - spojrzała na Jaśka nagląco.
- To… chyba wracamy do kawiarni? - Zaproponował niepewnie chłopak, zerkając na otwór w ścianie. - Ale.. może być za późno. - Widać było, że się boi ale na pewno nie zostawi Igi samej.

Podjęła decyzję.
- Spróbujemy podejść… jak się nie uda, wrócimy po pomoc, ok?
Jasiek przytaknął ruchem głowy. - Ja… ja pierwszy?
Powstrzymała się, żeby nie przewrócić oczami. Choć w tym mroku i tak nic by nie dostrzegł. Nie sądziła, że jest takim tchórzem.

- Ty poświecisz, żebym widziała, gdzie idę. Ja podejdę.
- Dobrze.
- Jego przełknięcie śliny niemal poniosło się echem po piwnicy.
Powoli przeszli do kanału i ruszyli w stronę dziwnego obiektu. Im byli bliżej tym Iga pewniejsza była, że szarobure coś to płaszcz, a to co się pod nim znajduje przypomina leżące ciało.
Przykucnęła.
- Daj zapalniczkę - wyciągnęła dłoń a potem oświetliła miejsce, gdzie powinna znajdować się twarz.
Był to młody chłopak. Oczy miał zamknięte i ewidentnie… był martwy. Jego twarz była posiniała od zimna.
Iga szarpnęła się gwałtownie do tyłu, zapalniczka wypadła jej z dłoni. Oczywiście, przeżyła wojnę, więc powinna być przyzwyczajona do widoku trupów. Nie była. Podziękowała sobie w duchu, że jej śniadanie ograniczyło się dziś tylko do kawy. Wstała, przytrzymując się ściany kanału.
- Nic tu po nas. On nie żyje. Trzeba zawiadomić milicję – powiedziała.

Gdy zapalniczka upadła na zimną podłogę zrobiło się potwornie ciemno. Iga usłyszała jak Jasiek zaklął pod nosem gdzieś za jej plecami.
- Wszystko.. Wszystko z tobą dobrze? - Usłyszała jego drżący głos. Coś dotknęło jej ramienia. Czy to była jego ręka?
Wciągnęła ze świstem powietrze. To musiała być ręka Jaśka, nie było innej możliwości. Nie było.
- T.. - odchrząknęła, bo miała zupełnie ściśnięte gardło. - Tak. Wracamy.
Przytrzymując się ściany, ostrożnie, powoli, krok za krokiem, zaczęła się przesuwać w stronę dziury, którą tutaj weszła.
Dłoń cofnęła się i po chwili usłyszała głos Jaśka.
- Dobra. - Bał się.
Iga poruszając się powoli potknęła się o coś, co musiało leżeć tuż przy ścianie. Na szczęście udało się jej zachować równowagę, czego nie można było powiedzieć o Jaśku. Po sekundzie usłyszała jak wyrżnął o ziemię.
- Co za… - Jęknął z bólu. Na szczęście nie usłyszała chlupotu wody, wiec nie wpadł do niej.

Przewróciła oczami. Matko, co za łamaga z tego chłopaka…

Przypomniała sobie lekcje jazdy konnej, które brała wieki temu, jeszcze przed wojną. Nie lubiła koni, bała się, była coraz bardziej zdenerwowana i sfrustrowana. Koń brykał, ignorował ją, też coraz bardziej niespokojnych.
Trenerka tłumaczyła nastoletniej Idze, co powinna robić, ale nic nie skutkowało. W końcu koń zrzucił dziewczynę. Ta, hamując cisnące się pod powiekami łzy, chciała uciec. Wtedy od płotu oderwał się stary koniuszy, który od jakiegoś czasu obserwował ich zmagania. Złapał dziewczynę za ramię.
- To nie zabawa, panienko - powiedział, spluwając pod nogi. - Jak teraz uciekniesz, to już nie wrócisz. Zwierzę musi wiedzieć, kto rządzi, inaczej jest niespokojne.
- Dawaj - złapał Igę w pasie i nim zdążyła zaprotestować przeciwko takiemu traktowaniu, praktycznie wrzucił ją na siodło.
- Plecy proste, pięty w dół. Wodze krócej - wydawał krótkie polecania, nie znoszącym sprzeciwu tonem. - Skarć go łydkami, ściśnij, pokaż, kto tu rządzi. Nie szarp! - warknął na nią, kiedy ściągnęła wodze. - Spokojnie i stanowczo.
Iga uspokoiła się, koń też. Poddał się woli dziewczyny.
Koniuszy patrzył z zadowoleniem. A potem otworzył furkę, oddzielającą niewielki padok od łąk.
- Panie Józku, panienka nie jeździła jeszcze w terenie! - zaprotestowała trenerka.
- Poradzi sobie - mruknął mężczyzna. - Musi poczuć konia i siebie.
- Dawaj mała! - klepnął klaczkę w zad.


- Jasiek - powiedziała, pilnując żeby jej głos brzmiał stanowczo i pewnie. - Podnieś się i wracaj. Masz dwa kroki do przejścia do piwnicy. Poradzisz sobie.
Chłopak jęknął z bólu ale po chwili usłyszała jak zaczyna się podnosić. Był też.. Jakiś metaliczny dźwięk.
"To zupełnie naturalne" zapewniła Iga samą siebie. Stare rury i te sprawy… Kanalizacja.
- G..gotów. - Mruknął Jasiek gdzieś w ciemnościach.

Siłą woli kobieta powstrzymała się, żeby nie warknąć na chłopaka. Słabi mężczyźni ją mierzili. Była coraz bardziej poirytowana.. A może przestraszona?
Zaczęła przesuwać się w stronę wyjścia. Znów przywołała spokój w głosie. Była naprawdę dobrą aktorką.
- Powoli Jasiek, spokojnie. Przytrzymaj się ściany. Krok za krokiem. - mówiła hipnotyzującym głosem, w sumie nie wiadomo, czy do chłopaka, czy do siebie samej. - Zaraz będziemy na zewnątrz. Świetnie ci idzie.
- Już… już jest dobrze.
- Jasiek odezwał się nieco pewniej gdy już wyszli z kanału. Teraz czekała ich tylko przeprawa przez ciemne piwnice. - Potknąłem się o jakieś metalowe chol.. O coś metalowego.
- O jakieś metalowe cholerstwo
- powiedziała Iga, artykułując przesadnie wyraźnie każdą głoskę. - Pewnie rura. Teraz będzie już z górki. Chodź wreszcie, znikamy stąd.

Po jeszcze kilku potknięciach udało im się dotrzeć do schodów, a tam wpadało już nieco światła. Jasiek odetchnął z wyraźną ulgą.
- Myślisz… że jak powiemy innym.. To nie powiedzą, że myśmy to zrobili. - Chłopak oparł się o ścianę i wydobył z kieszeni płaszcza metalowe pudełko. - Co za… nie wygląda jak rura.
- Zabrałeś to ze sobą?
- kobieta prawie się zachłysnęła . - Leżało w kanale? Podejdziemy bliżej do wejścia i zajrzymy. - wyjęła mu przedmiot z rąk.
- Wiesz jak bolało gdy się o to wywaliłem? - Jasiek rzucił z przekąsem, jakby to był wystarczający powód i podał dziewczynie pudełko. Było wykonane z żółtej blachy i nosiło ślady jakiejś reklamy. Chyba Wedla.
Chłopak przysiadł na schodach prowadzących do wyjścia.
Pudełko nie było zamknięte. W środku owinięte w niebieski materiał leżało kilka złożonych kartek.
Delikatnie rozwinęła materiał i włożyła go z powrotem do puszki. Rozłożyła pierwszą z kartek.

Był to fragment jakichś notatek wyraźnie oderwany od reszty. Do tego zapisany w dziwnym języku. Na innej kartce dostrzegła fragment rysunku.
- Co to? - Jasiek wstał ze schodów i spojrzał jej ponad ramieniem.
- Nie mam pojęcia. - wzruszyła ramionami. - Kawałek jakiejś książki, ale nie znam tego języka. Zapytam znajomego profesora, może on coś podpowie.
Widzą, że Jasiek nie oponuje, schowała pudełko.
- Chodź, wracamy do kawiarni. Dość przygód na dziś.
Chłopak przytaknął i puścił Igę przodem po schodach.

Wrócili do kawiarni. Iga kazała wypić Jaśkowi dwie setki na nerwy i na razie trzymać gębę na kłódkę.
- Rozumiesz chyba, ze to nie jest historia do opowiadania wszystkim, prawda? Po pierwsze ci nie uwierzą, a po drugie możesz mieć kłopoty. Poszliśmy tam zajrzeć, było ciemno, więc wróciliśmy. Żadnych kanałów nie było. Rozumiesz? Szef zdecyduje co dalej. – podała mu jeszcze jeden kieliszek.

Sama zadzwoniła do Witolda Załuskiego, właściciela kawiarni i – niestety – obecnego adoratora matki.
To on musiał podjąć decyzję, co dalej z ciałem. Czy coś robią, czy udają, ze nic się nie stało. On musiał zdecydować, czy chcą mieszać w to milicję.
Zamknęła się w swojej „garderobie” i przejrzała jeszcze raz zawartość pudełka. Wyjęła ołówek i zaczęła kopiować znaki i rysunki na kawałkach papieru pakowego. Miała do tego smykałkę. Gotowe prace wsunęła do swojej torebki.

Nie zdecydowała jeszcze. Czy powie szefowi o pudełku, czy nie…
Trzeba będzie znaleźć kogoś, kto zna się na takich starociach… Może Jerzy ma znajomości w takich kręgach? Chyba już prędzej matka… wokół niej kręcili się różni ludzie.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 05-05-2020, 18:05   #23
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Leopold Kula - szczupły blondyn



- Rozumiem. Strasznie dziękuję za pomoc. Bardzo mi panie pomogły. - Leopold skinął głową obu starszym sekretarkom bo naprawdę mu pomogły. Zapytał jeszcze tylko gdzie lekcje ma obecnie Fryderyk i okazało się, że gdzieś w piwnicach. Po wyjściu ruszył więc przez ten tłumek młodzieńców i młodych mężczyzn jaki wyległ na szkolne korytarze ze szkolnych sal. Kierował się ku piwnicy mając nadzieję, że zdąży złapać dawnego kolegę z harcerstwa zanim ten gdzieś wsiąknie w szkolnej ciżbie. No i zastanawiał się czy się w ogóle rozpoznają po tych wszystkich latach. W końcu ostatni raz widzieli się jeszcze w 39-ym.

Schodząc mijał w większości obce twarze. Czasem miał wrażenie, że któryś z mężczyzn to kolega z wojska, ale zazwyczaj okazywało się, że to jednak zupełnie obcy ludzie. W większości znacząco młodsi od Kuli, nosili jednak na swych ciałach ślady walk. Niektórzy okulali tak jak Korek. Inni z bliznami na twarzach czy też z zawiązanymi nogawkami i rękawami.

Schodząc po schodach Leopold zaczynał tracić nadzieję, że rzeczywiście kogoś znajdzie. Może to była tylko zbieżność nazwisk i imion? Ale jak często zdarza się taki przypadek? A jednak… Gdy tylko znalazł się przy wskazanej klasie dostrzegł roześmianą znajomą twarz. W charakterystyczne rude włosy wplotło się sporo siwizny, jednak Fryderyk Kluger nadal wyglądał mniej więcej tak jak go zapamiętał.





Gadał z jakimiś innymi dwoma chłopakami, oparty o ścianę korytarza, tamci byli od niego wyraźnie młodsi, jednak wyglądało na to, że chodzą do jednej klasy.

- Fryd? - radość go kopnęła od środka w splot słoneczny tak bardzo, że z trudem się powstrzymywał aby nie krzyknąć na całe gardło. Udało mu się opanować na tyle, że została tylko mieszanina radości i niedowierzania, że wreszcie spotkał jakąś znajomą twarz sprzed wojennej zawieruchy. A już się martwił, że go nie znajdzie albo nie rozpozna albo to po prostu nie on. Ale mimo śladów siwizny to była właśnie ta twarz jaką pamiętał z Jaskółek. - Fryd chłopie to naprawdę ty?! - roześmiał się podchodząc do kolegi z wyciągniętymi ramionami jakby chciał go objąć jak dawno nie widzianego przyjaciela.

Kluger patrzył na niego przez chwilę zaskoczony wyraźnie starając się rozpoznać idącego w jego kierunku mężczyznę. W końcu jednak uśmiechnął się i uściskał przyjaźnie starego kompana.
- Leo.. Co ty tu do licha robisz? - Poklepał go przyjacielsko po plecach. - Stary.. Kopę lat.

- No kopę, kopę, szmat czasu! Jak dobrze, że cię znalazłem już się bałem, że nikogo po tej wojnie nie znajdę! Ale znalazłem Korka! Pamiętasz go? Lucek Jakubiak. Właściwie to zatrzymałem się u niego. - Leopold objął mocno kumpla i uściskał go aby się upewnić, że to naprawdę nie pomyłka ani żadna zjawa. No ale nie. Był tutaj. Obaj byli. Obu im udało się przetrwać wojenną zawieruchę.

- Korka? To on żyje? - Kluger puścił kulę i nagle jakby się zorientował, że o czymś zapomniał. - A to są Tomek i Jan. To Leo… kumpel z dawnych czasów.

Chłopacy z którymi rozmawiał uśmiechnęli się.
- Nie przeszkadzajcie sobie. - Ten który chyba był Janem machnął ręką. - Widzimy się w klasie.

- Jasne. - Fryd pomachał pozostałej dwójce, a ci oddalili się dając starym znajomym ze sobą pogadać. - To… Korek żyje? Ludzie z Pragi mówili, że go widzieli w trakcie wojny… podobno w jakimś szpitalu i że nieźle oberwał.. Nogę mu urwało czy coś. Nie wiedziałem jak się z nim skontaktować.

- No oberwał. Mocno. Teraz kuleje i nie porusza się zbyt sprawnie. - chłopakom z klasy Fryda Leopold rzucił “Cześć” ale nie miał im za złe, że odeszli. Nawet wolał pogadać ze starym druhem na spokojnie.

- A co u ciebie? Mnie wywieźli na Sybir na początku 40-go. Wróciłem z naszym wojskiem. No ale skończyłem z tym teraz jestem już cywilem no to wróciłem do miasta aby jakoś zacząć od nowa. No i tak szukam znajomych twarzy. Tak się cieszę, że ktoś jeszcze przeżył! - Leo trochę spoważniał i zapytał kumpla o jego losy. W końcu się nie widzieli… O rany z równo dekadę! Całe wieki temu. No i sam streścił w telegraficznym skrócie co się z nim samym działo do tej pory.

- Ja… musiałem się ukrywać. - Fryd wyraźnie się zmieszał. Ściszył też głos. - Naszą rodzinę przechowało jedno starsze małżeństwo na wsi pod Warszawą.

- Ah… - żachnął się Kula w pierwszej chwili nie bardzo wiedząc co powiedzieć i jak zareagować. W końcu poklepał pocieszająco kumpla po ramieniu. - A jak jest teraz? - zapytał też ciszej zerkając na boki.

- Póki człowiek się nie wychyla nie jest źle. Ale nie ważne… co tam u ciebie? Dawno przyjechałeś? - Kluger szybko zmienił niewygodny dla siebie temat.

- Do miasta? Nie. Ledwo parę dni temu. Korek z jego ojcem mnie przygarnęli. Może uda mi się załapać do roboty w jego knajpie. Ale jeszcze z nim o tym nie gadałem. - Kula wyczuł, że okoliczności trochę nie sprzyjają swobodnej rozmowie. Więc rzucił szybko i rozejrzał się po szkolnym korytarzu ale na razie było jak to w szkolnym korytarzu na przerwie.

- Słuchaj teraz widzę, że jesteś trochę zajęty. Jak się możemy potem jakoś złapać? Pogadalibyśmy na spokojnie, przegryźli, wypili. Może z Korkiem? Zrobilibyśmy sobie małe spotkanie. - kopnął kolegę po przyjacielsku w ramię gdy zaproponował mu spotkanie w bardziej swobodnych okolicznościach.

- Jasne. - Kruger zamyślił się. - Mieszkamy tam gdzie kiedyś… no niezupełnie, bo mieszkanie podzielono i zajmujemy tylko jego część, ale nadal na Białostockiej.

- Tak, pamietam. Dobrze będzie odwiedzić stare kąty. - blondyn uśmiechnął się i pokiwał głową na znak potwierdzenia. - A kiedy byś miał chwilę czasu? Może w najbliższą sobotę? - skoro mieli już adres spotkania no to zostało jeszcze ustalić termin.

- Brzmi dobrze. Teraz gdy budowy stoją siedzę w domu. - Frydowi wyraźnie spodobał się pomysł starego znajomego.

- Świetnie. Noo too… W sobotę, u ciebie, na 20-tą? - zaproponował trochę w ciemno dokładniejszy moment spotkania.

- Lepiej 18-ta.. Wieczorami łazi milicja, szkoda by było jakby ciebie zgarnęli. - Kruger uśmiechnął się. - No i zimno wtedy jak cholera. Jednemu kumplowi palce poodmrażało.. Podobno.. Bo zabrali go do szpitala.

- Słuchaj Fryd a jak cię szukałem znalazłem tego waszego nauczyciela. Chyba Lewandowski się nazywa. Wydaje mi się, że go spotkałem podczas wojny. Nie wiesz gdzie go można złapać? - blondyn zagaił kolegę o coś co go sprowadziło do tego gimnazjum.

- Hm… Lewandowski… zazwyczaj ma lekcje w pokoju 12. - Chłopak wskazał w głąb korytarza, a do Kuli dotarło, że był to numer, który zapisał mu Zajączek na kartce.

~ A jednak nie taki wariat. ~ Leopold w duchu po raz kolejny zdziwił się nad bystrością umysłu “wariata”. Szkoda, że tam nie dało się swobodnie rozmawiać. Pewnie ciekawe rzeczy miałby do powiedzenia. No ale na razie rozmawiał z Frydem na gimnazjalnym korytarzu.

- Masz rację, na 18-ą będzie w sam raz. Widzisz ja przesiedziałem do tej pory w wojsku to mi się wciąż wydaje, że takie rzeczy mnie nie dotyczą. Będę musiał się przyzwyczaić. - uśmiechnął się do kolegi. - Dobra to widzimy się w sobotę na 18-ą u ciebie. Serwus Fryd! - uścisnął dłoń kolegi, tym razem by się pożegnać, machnął mu jeszcze ręką i ruszył korytarzem do tej 12-ki. Miał nadzieję, zdążyć zanim przerwa się skończy bo chyba nie chciałoby mu się czekać godzinę lekcyjną na kolejną.

Wyglądało jednak na to, że Lewandowski nie miał mieć teraz żadnych zajęć bo pod klasą nie gromadzili się żadni uczniowie. Za to drzwi były uchylone. Może już siedzieli w środku? Gdy Kula zajrzał przez szparę okazało się, że sala jest pusta nie licząc siedzącego na katedrze, pogrążonego w lekturze mężczyzny.

- Można? - Kula ucieszył się w duchu, że znalazł tego kogo szukał no i nawet, że był do jego dyspozycji. Chociaż uzmysłowił sobie, że znów będzie musiał improwizować bo nie ma żadnego pomysłu na tą rozmowę. Więc po prostu nieco uchylił i tak uchylone drzwi bardziej, zapukał w nie i stanął w przejściu czekając na reakcję nauczyciela.

Mężczyzna podniósł wzrok znad lektury. Przez chwilę przyglądał się Kuli szczerze zaskoczony, starając się go najwyraźniej rozpoznać. Chyba nawet mu się udało bo w oczach pojawił się jakiś błysk. - Proszę wejść. - Odpowiedział spokojnie zamykając trzymaną książkę. - Jak mogę Panu pomóc?

- Dziękuję. I dzień dobry. - Kula ucieszył się, że obyło się bez kłopotów. Wszedł do klasy i zamknął za sobą drzwi. Podszedł do boku biurka nauczyciela cały czas zastanawiając się jak zacząć rozmowę. Po razk kolejny musiał improwizować bo nie miał żadnego planu. Stał tak chwilę zastanawiając się jak zacząć. Ale postanowił od podstaw.

- Znaczy ja nazywam się Leopold Kula. - wyciągnął w końcu dłoń aby się przedstawić i przywitać jak należy. - Dopiero co wyszedłem z wojska i wróciłem do miasta. Szukam znajomych sprzed wojny. I z wojny. A wydaje mi się, że mogliśmy się spotkać. Na Czerniakowie. We wrześniu 44-go. - walnął prosto z mostu nie mając pomysłu jak mógłby zacząć inaczej. Patrzył na siedzącego nauczyciela którego pamiętał jako dowódcę powstańczego odcinka na jaki wówczas trafił po przeprawie przez ostrzeliwaną Wisłę. Ale zdawał sobie sprawę jakie porządki robiła nowa władza z akowcami i innymi wrogami władzy ludowej. Zwłaszcza oficerami. Nie był więc pewny jak siedzący przed nim mężczyzna zareaguje.

Zobaczył jak Lewandowskiego zmroziło. Spojrzał w kierunku drzwi jakby mimo tego iż są zamknięte, na zewnątrz mógł być ktoś kto podsłuchuje.
- Proszę… proszę podejść. - Powiedział cicho. - To niebezpieczne mówić o tych czasach... W tych czasach.

- Tak… To prawda… Zdaje sobie sprawę… I przepraszam. Ale nie wiedziałem jak zacząć. - Kula też spojrzał na zamknięte drzwi, pokiwał głową i wszedł na katedrę aby być bliżej biurka. Też ściszył głos chcąc zmniejszyć szanse, że ktoś mógłby ich posłuchać.

- Skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać? - Starszy mężczyzna przeczesał przyprószone siwizną włosy. - Kojarzę cię… byłeś podczas narady…

- Tak. Razem z resztą przepłynęliśmi rzekę. No i… Próbowaliśmy wam pomóc… - Leopold skinął głową. No jak lapidarnie i nieporadnie to teraz brzmiało z tą pomocą… A przecież zrobili wówczas na Czerniakowie co tylko się dało! Ale jakiegoś wielkiego przełomu w bitwie o stolicę to nie spowodowało. Nie był teraz po latach pewny czy jakikolwiek. Ale tak to właśnie wtedy odczuwali wszyscy. On i reszta chłopaków po obu stronach Wisły. Że przepłyną i spróbują pomóc. Bo przecież bez względu na mundur i opaski wszyscy byli Polakami walczącymi z morderczymi faszystami. No ale właśnie jakoś to drastycznie sytuacji nie zmieniło…

- Nie wiedziałem. Kolegów szukałem. W sekretariacie pozwolili mi obejrzeć wasze albumy absolwentów. No i cię rozpoznałem. Ale nic o tobie nie mówiłem. - tak, te wspomnienia o wojnie nie były zbyt przyjemne. Dlatego może wszyscy weterani jak już to opowiadali te zabawne, wesołe historyjki i epizody. A te inne zostawiając dla swojego własnego grona. Dlatego zamilkł na chwilę ale uzmysłowił to sobie i, że nauczyciel wciąż czeka z innym pytaniem. Więc wrócił do tych mniej smutnych a bardziej współczesnych tematów. Właściwie to za bardzo nie rozmijał się z prawdą. Ale jeszcze sam nie był pewny czy wspominać o Zajączku a jak tak to co. Nawet nie wiedział kim on jest poza tym, że byłym akowcem. Ani jak Lewandowski by przyjął informację o nim dlatego na razie o nim nie wspomniał.

- Rozumiem. - Mężczyzna westchnął ciężko. Najwyraźniej nie odpowiadała mu łatwość z jaką można było dostać się do jego osoby. - Masz świadomość, że większość chłopaków poległa wtedy podczas walk?

- Aż tak źle? - zapytał po chwili milczenia. Właściwie trochę nie wiedział co powiedzieć. Zdawał sobie sprawę, że w walce o miasto po zachodniej stronie rzeki było ciężko. Ale sam, osobiście uczestniczył w tych walkach dość krótko. Niemniej dało mu to niezłe wyobrażenie jak to musiało dziać się w innych częściach walczącej stolicy.

- Domyślałem się tego. - pokręcił głową i w końcu usiadł bokiem na krawędzi biurka. Znów przez chwilę nic nie mówił gdy wrócił ciężar tamtych chwil. Ale otrząsnął się gdy przypomniał sobie dlaczego tutaj przyszedł.

- A taki jeden chłopak. Jędruś. Był z wami. Taki chudy. Gdzieś w moim wieku i budowy. Tylko on miał ciemne włosy. Szukam go odkąd wróciłem do miasta. - zapytał z większym ożywieniem. Pokazał mniej więcej na sobie jakie gabaryty miał wówczas poznany kolega.

- Takich chłopców to niestety widziałem wielu. W podziemiach... Nie wiadomo było kto miał ciemne włosy... Kto jasne…. - Mężczyzna wyraźnie się zamyślił, spoglądając na czytaną książkę. Było to coś historycznego. - Jędruś… kojarzę chłopaków o tym imieniu i mówisz, że był z nami?

Nauczyciel wstał ze swojego krzesła i zaczął się przechadzać po katedrze, w zamyśleniu. Najwyraźniej pomagało mu to uporządkować wspomnienia. - Szczupły? - Obejrzał się Kulę. - Ech.. wszyscy chłopcy byli wtedy potwornie wychudzeni.. To był potworny czas. Ale wydaje mi się… że kojarzę chłopaka. Jeśli to on... Był z nami taki jeden o tym imieniu, rzeczywiście mógł być ciemny. Niestety jeśli to on.. - Mężczyzna przysiadł na katedrze. - Część oddziałów zepchnięto w kierunku dawnego getta. Pomiędzy ruinami nie mieli się jak bronić. Niektórzy chłopcy przeżyli... Zgłosiło się do mnie po wojnie dwóch… jednak, żaden z nich nie był tym twoim kolegą. Możesz ich spytać… a raczej… wiem gdzie pracuje Tomek. Był z tym Jędrusiem w oddziale.

- Ah tak… - Leopold pokiwał swoją blond czupryną z zastanowieniem. No tak. To miało sens. Przecież wówczas była wojenna zawierucha no a w powstaniu i po to już w ogóle. Ale jednak czuł trochę zawód bo już miał nadzieję, że jak spotkał tego dowódcę i oficera tamtego akowskiego odcinka to będzie miał z górki. ~ No trudno. Krok po kroku… ~ postanowił wziąć to za dobrą monetę.

- W porządku, nie ma sprawy. To gdzie mogę znaleźć tego Tomka? No i… Mam coś powiedzieć, żeby wiedział, że jestem od pana? - pokiwał głową przyjmując i akceptując takie postawienie sprawy jednak przypuszczał, że pewnie u wszystkich członków dawnego akowskiego podziemia może panować spora doza nieufności gdy ktoś pytał o wojenne czasy.

- Tak. Choć jak powiesz, że byłeś w wojsku i gdzieś go widziałeś to pewnie pomoże. - Lasocki się uśmiechnął. - To dobry człowiek.. Gburowaty ale dobry. Pracuje w kawiarni na Próżnej. Na zapleczu.

Kuli zaświtało, że słyszał o tej ulicy od ojca Leopolda.. Pana Witolda. Czy to nie tam miał pracować jako ochroniarz?

- O! To wiem gdzie to jest! - ucieszył się były żołnierz gdy rozpoznał nazwę. I do tego już i tak miał się nią zainteresować z innych powodów. Więc bardzo mu pasował taki zbieg okoliczności.

- A mogę wspomnieć, że to pan mnie do niego podesłał? - zapytał jeszcze na wszelki wypadek patrząc pytająco na rozmówcę.

- Możesz… tylko bez ciekawych uszu. - Mężczyzna uśmiechnął się życzliwie. - A co planujesz dalej gdy już jesteś w Stolicy?

- Spróbuję się gdzieś zaczepić. Na razie ojciec kolegi mi proponował robotę. Właśnie gdzieś na tej ulicy co Tomek pracuje. Ale jeszcze tam nie byłem bo to wczoraj dopiero o tym rozmawialiśmy. Wie pan jak to jest byle się gdzieś zaczepić na początek i potem jakoś to pójdzie. - pytanie trochę go zaskoczyło. Chociaż było naturalne przy takich rozmowach. Po prostu dopiero co wrócił do swojego ukochanego miasta i nie miał jeszcze za bardzo jak się po nim rozejrzeć i pomyśleć o swojej przyszłości.

- Jakbyś sobie nie radził. - Lasocki zawahał się, w końcu jedna widać było, że podjął decyzję. - Pomagam chłopakom ze... Starych czasów znaleźć pracę.

- Dziękuję. Doceniam to. Jak mi nie wyjdzie z tym lokalem to pewnie się zgłoszę. - Kula uśmiechnął się i zszedł z biurka. Wyglądało na to, że czas się było zbierać. Pewnie i tak zaraz będzie dzwonek na przerwę czy coś takiego.

- Będę wdzięczny jak nikomu Pan nie będzie wspominał o mnie… - Mężczyzna zamyślił się. - Poza Tomkiem oczywiście.

Lasocki ruszył w kierunku drzwi najwyraźniej chcąc do nich odprowadzić swojego gościa.

Po wyjściu na zaśnieżoną ulicę Kula zorientował się, że wciąż jest widno. Ale już wiele tego dnia nie zostało. Stał chwilę na ulicy zastanawiając się nad dalszymi krokami. Wracać do Korka? No mógł. Ale skoro jeszcze nie było tak późno a był po tej stronie Wisły to spróbował uderzyć na Śródmieście. Zobaczyć jak teraz wygląda bo w 45-ym jak ją widział ostatnim razem to wyglądało to kiepsko. Szwaby miały tam używanie przez całą jesień i połowę zimy. Ale parę lat już minęło to pewnie wygląda trochę lepiej.

I Lasocki dał mu kolejny powód by udać się do pewnego lokalu na Próżnej. Ojciec Korka też był uprzejmy proponować mu robotę właśnie tam to mógł się rozejrzeć jak to w ogóle wygląda.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-05-2020, 11:47   #24
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Iga Michalczewska

4 Grudnia 1950 r., godz. 14:00
Warszawa, Śródmieście, Kawiarnia Próżna

Gdy razem z Jaśkiem dotarli do kawiarni towarzyszyły im podejrzliwe spojrzenia Hanny i Tomka. Wyraźnie spodziewali się ich ujrzeć w dużo radośniejszym nastroju, spodziewając się że para oddaliła się dużo powszechniejszą, niż przeszukiwanie piwnic, potrzebą. Odebrał syn Witolda i podobnie jak Hanna, która udostępniła jej telefon był mocno zaskoczony, że śpiewaczka z kawiarni ojca do niego dzwoni. Kojarzyła Lucjana. Czasem mijała go gdy dostarczał to knajpy towar wieczorem. Przystojny facet tylko kulał… podobno oberwał w trakcie wojny. No i przede wszystkim nie był decyzyjny jeśli chodzi o lokal. Na szczęście okazało się, że starszy Załuski też jest w domu i poproszony przez syna przejął słuchawkę.

Wysłuchał Igi w ciszy, która zapadła na jeszcze kilka chwil po tym jak skończyła. Przerwało ją siarczyste przekleństwo.
- Po cholerę, żeście tam leźli? - Mruknął do słuchawki i znów na dłuższą chwilę zamilkł. - Ani słowa jasne? Ani ty, ani Jasiek. Przyjadę niebawem to zobaczę co z tym bagnem zrobić.

Zawartość pudełka udało się całkiem nieźle przekopiować. Trudniej było z rysunkami, chyba jakichś zwierząt. Nie była pewna, bo miała jedynie fragmenty. Prawdą jednak było, że matka otaczała się ostatnio ludźmi ze świata nauki. Istniała szansa, że któryś rozpozna i dziwne napisy i schematy. Czy był jednak sens wracać do domu? Na zewnątrz cały czas zacinał śnieg. Niby nie miała daleko, ale na wieczór i tak będzie musiała wrócić do lokalu na występ.




Leopold Kula

4 Grudnia 1950 r., godz. 15:00,
Warszawa, Śródmieście, Kawiarnia Próżna

Na zewnątrz padał śnieg, nie zanosiło też na to by miało przestać. Opatuleni czym tylko się dało ludzie szli wzdłuż budynków, szukając w ścianach i wysuniętych gzymsach, osłony przed zawieją. Na uczelni podpowiedzieli mu, że najlepiej jakby podszedł do Marszałkowskiej po drodze jest przystanek i tam załapie powóz jadący na Wolę. Idąc minął wjazd na Nowy Świat. Ulicę, na której wraz z innymi dzieciakami często starali się dostać do kawiarni, na których piętrach znajdowały się stołu bilardowe, a w bramach dostać można było najlepszą lemoniadę. Ulica wyglądała teraz zupełnie inaczej. Wysokości budynków wyrównano, jednak nadal robiła to pozytywne wrażenie, szczególnie że ten fragment Warszawy jeż odbudowano.

Przystanek rzeczywiście był i ludzie na nim zdradzili mu, że, rzeczywiście dojedzie z niego na Próżną, a nawet, że będzie to trzeci przystanek. Śnieg zacinał na nieosłoniętym wozie, ale gdy ludzie się ścisnęli dało się nawet jakoś przeżyć w tej mroźnej zawierusze. Kawiarnię na próżnej dostrzegł już wjeżdżając na ulicę Odnowiony szyld odcinał się od podniszczonych murów przedwojennej kamienicy.

[MEDIA]https://bi.im-g.pl/im/5/9343/z9343215V,Prozna-w-1905-roku.jpg[/MEDIA]

Minął ją, widząc jak jakaś postać wchodzi do środka. Wyraźnie było otwarte bo w środku dało się dostrzec zapalone lampy. Wysiadł na placu Grzybowskim teraz otoczonym głównie przez ruiny i resztki muru wydzielającego getto.
 
Aiko jest offline  
Stary 30-05-2020, 13:15   #25
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Leopold Kula - szczupły blondyn


~ Ale pizga. ~ mróz dawał się we znaki. Ale chyba nie tylko jemu. Ale zaraz pocieszył się myślą, że lepszy taki mróz tutaj, w mieście które uważał za swoje rodzime niż gdziekolwiek idziej. Choćby na Syberii. Zwłaszcza tam. Cieszył się, że dzięki ich armii zdołał się stamtąd wyrwać a z czasem nawet wrócić do domu. I jakoś od razu ten warszawski mróz wydał mu się lżeszy.

Sama Warszawa po tej stronie wyglądała kiepsko. Wojenne blizny wyrwanych z trzewi budynków, ich smętne osmolone i zaśnieżone kikuty wciąż przypomiały o końcówce 44-go. Ale nawet na tym cmentarzysku kwitło życie nowymi albo raczej odremontowanymi punktami. Co dawało nadzieję, że w końcu przykryją one te ruiny i miasto i ludzie się odbudują. Ale na razie szedł raźnym krokiem skrzypiąc rozdeptanym śniegiem przemieszanym z popiołem i piachem by utrudnić ślizganie się. I zatrzymał się przed frontem “Próżnej” oglądając ją z zaciekawieniem. Przyjemnie było popatrzeć na ciepłe, zapraszające światła w tej śnieżnej i ponurej scenerii. Jakoś dawało to nadzieję i pozytywne nastawienie, że jednak wszystko będzie dobrze. Mimo tego śniegu, ruin i całej zimnej i ponurej reszty. Z tym optymizmem przeszedł przez ulicę i wszedł do środka ciekaw jak to wygląda wewnątrz.

Środku zobaczył typową kawiarnię. Niemal taką jak przed wojną. Naprzeciw wejścia był bar, za którym stał młody chłopak.





Był młody i wyraźnie zaniepokojony, choć w lokalu panował spokój. Kilku stałych bywalców siedziało przy stolikach popijając coś ze szklanek, a mimo to barman wyraźnie się czegoś bał. Widząc Kulę prawie podskoczył.

- Dzień dobry. - Kula przywitał się kiwając głową ale zachowanie bermana trochę go zaskoczyło. Bał się? Czy po prostu był nerwowy. To trochę mu się udzieliło bo rozejrzał się po tych gościach i w ogóle lokalu próbując odgadnąć co tak mogło ruszyć młodego barmana.

- Macie coś ciepłego na rozgrzewkę? - zapytał podchodząc do baru. Rzucił spojrzenie na bar, regały za nim, barmana i resztę sali jak to zwykle bywało gdy wchodziło się do nowego pomieszczenia.

Tak jak zauważył na początku większość osób siedziało w parach i trójkach przy stolikach, kilku klientów siedziało samotnie, głównie przy ścianach lokalu. Niemal wszyscy zerknęli w jego stronę gdy wszedł, ale na tym ich reakcja się skończyła.

- Grzane piwo. - Chłopak odetchnął, chyba słysząc język polski. - Czy woli Pan herbatę?

- A daj to piwo. Dawno nie piłem. I to grzanego. - blondyn w zimowej kurtce położył obok siebie czapkę i rękawice i tak zastanawiał się chwilę co by było lepsze. Ale uznał, że jednak zaszaleje i pozwoli sobie na piwo.

Chłopak przytaknął i zabrał się za podgrzewanie trunku na niewielkim wojskowym palniku gazowym. Dorzucił do niego jakieś przyprawy i już po chwili w powietrzu zaczął się unosić przyjemny zapach.

- Nie kojarzę Pana… - Barman obejrzał się ponad ramieniem. - Jest Pan no..
Nie skończył mówić, bo jakieś drzwi skrzypnęły i w sali pojawiły się szepty. Gdy Kula powędrował w tamtym kierunku wzrokiem dostrzegł kobietę, która wyszła z bocznych drzwi. Wyróżniała się na tle towarzystwa i wywołała na twarzy chłopaka cień uśmiechu.

Kobieta wyglądała na zadomowioną w tym lokalu, choć nie wydawała się być kelnerką ani nikim z obsługi… Może córka właściciela? Bo na sama właścicielkę wyglądała za młodo. Włosy miała w nieładzie, ubrana była w prosta sukienkę i szary sweter. Po tym, jak myła twarz i ręce po .. eksploracji kanałów, makijażu dziennego niewiele zostało. Nie nałożyła jeszcze wieczorowej kreacji ani nie malowała się, więc słabo przypominała siebie z wieczornych występów. A już z przedwojennych filmów to wcale.

Usiadła przy barze. - Daj mi herbatę , Jasiek – powiedziała. – I koniak. Ten prawdziwy.

- Jasne. - Chłopak oderwał się od przygotowywania grzańca i zabrał się za przygotowywanie herbaty, obserwując gotujące się piwo.

Kula trochę uniósł brwi do góry zastanawiając się czy ten młody barman zawsze jest taki ciekawski. Ale zanim zdążył mu coś o tym powiedzieć pojawiła się jakaś kobieta. Właściwie jak ją blondyn mógł sobie obejrzeć jak podeszła i usiadła kawałek baru dalej to nawet całkiem ciekawy miała ten wygląd. Chociaż ten gruby sweter i spódnica wiele zakrywały. I w przeciwieństwie do niego widocznie nie była tu pierwszy raz.

- Spokojnie Jasiek, obsłuż panią, mnie się nie spieszy. - blondyn ubrany w ciemny sweter pod marynarką i rozpiętą kurtkę nie prezentował się zbyt wyjściowo. Ubierał się ciepło i wygodnie a nie do wyjścia. W końcu u Korka to miał w planie tylko wizytę w szpitalu i niewiele więcej. Machnął dłonią w stronę siedzącej niedaleko kobiety by uspokoić barmana. Parę chwil w tą czy w drugą, nie robiło mu właściwie żadnej różnicy. Na razie cieszył się przyjemnym ciepłem lokalu. Przyjemny kontrast po tej podróży odkrytym wozem przez mroźne i zaśnieżone miasto. Iga zlustrowała mężczyznę szybkim spojrzeniem i lekkim uśmiechem podziękowała.

Chłopak przytaknął ruchem głowy i z uśmiechem zabrał się za przygotowywanie herbaty. Co by jednak nie mówić barmanem był dobrym. Przygotował szklaneczkę koniaku, którą postawił przed kobietą, zdjął z palnika piwo, które zaserwował Kuli i ustawił na ogniu wodę by się zagotowała. Wszystko robił płynnie, choć jego wzrok uciekał cały czas w stronę dziewczyny.

Iga wypiła koniak jednym haustem , jakby była to setka wódki, a nie szlachetny trunek, trzymany dla specjalnych gości na specjalne okazje.
- Tam zaczekam - wskazała stolik we wnęce, oddalony nieco od od innych. - Szef będzie niedługo.

Na blacie stała biała kartka z wykaligrafowanym napisem “zarezerwowane”.

Blondyn w marynarce założonej na sweter też się do niej uśmiechnął. Zaciekawiło go kim tu była. Wyglądało na to, że miała tu chody. I swoje sprawy do załatwienia. Tak jak on swoje. Ale skoro poruszyła temat szefa to i sam też się przyłączył.

- To szefa teraz nie ma? - zapytał lekko stukając zmarzniętymi palcami po blacie. No to mógł zaczekać na jedną z dwóch osób dla jakich przyjechał pod ten adres.

- Szef przychodzi zazwyczaj wieczorami. Na występ Igi. - Chłopak skinął na dziewczynę, która siedziała teraz przy stoliku. Rozmawiając z Kulą kończył herbatę dla lokalnej artystki. - Potrzebujesz go?

- Mówił, że może mieć dla mnie robotę. Jestem Leopold Kula. - gość przedstawił się wyciągając prawicę do barmana. Właściwie to przyszedł zobaczyć jak w ogóle wygląda ten lokal ale jak już był to mógł poczekać i na ojca Korka. - A kim ona jest? - skoro barman już wspomniał o tej klientce co niedawno siedziała całkiem niedaleko to i Kula dał się ponieść swojej ciekawości.

- O… to pewnie na ochroniarza. - Chłopak ucieszył się i uścisnął dłoń Kuli. - Jan Zieliński, ale wszyscy mi tu mówią Jasiek.
Chłopak zatoczył krąg ręką jakby dając znać, że chodzi też o klientów.

- A to… - Ściszył głos do szeptu. - ..Iga Michalczewska. Śpiewa tutaj. Jest rewelacyjna… za dobra na to miejsce według mnie. - Chłopak dokończył herbatę, zerkając na siedzącą przy stoliku artystkę.

- Michalczewska? - Kula zmrużył oczy gdy nazwisko budziło w nim jakieś echo przedwojennych wspomnień. Kojarzył coś. Chyba był ktoś taki związany z estradą. No ale nie… To nie mogła być ona. Tamta powinna być starsza od tej tutaj przecież to było z dekadę temu.

- Zdam się na twoją opinię Jasiek. Mnie chyba ominęły te jej występy. Ale jak tak zachwalasz to chętnie bym je zobaczył. Kiedy daje jakiś występ? - w końcu ujął swoją szklankę i uniósł w toaście do barmana pijąc zdrowie jego i jego ulubienicy. Zaciekawiło go to wszystko. Zwłaszcza jak dotarło do niego jak ubogie życie towarzyskie prowadził. Ale wreszcie był wolny! I mógł się wreszcie zabawić za tą całą wojnę, zsyłkę i koszary.

- Dzisiaj. - Jasiek po chwili namysłu położył przy herbacie ciastko. - Zaczeka Pan chwilę? Pokazał kubek z przygotowanym napojem, po czym nie czekając na odpowiedź ruszył w kierunku stolika Igi. Stanął przy niej na chwilę jakby upewniając się czy herbata smakuje i już chciał wracać do Leopolda gdy do knajpy wkroczył, mimo zapewnień Jaśka, że szef będzie wieczorem, Witold Załuski. Zaskoczony zamarł w drzwiach spoglądając na Kulę.

Iga złapała Jaśka za rękaw. Kiedy pochylił się w jej stronę, wyszeptała z naciskiem: - Żadnego kłapania gębą o tych kanałach. Ani do kumpli, ani do matki, czy klientów, czy panienek, z którymi sypiasz. Jasne?

- E… panienek? - Chłopak zrobił szczerze zaskoczoną minę, jakby wizja jakichś partnerek wydawała mu się niesamowicie abstrakcyjną rzeczą. - Nie no.. jasne.. Nikomu nie powiem.

Iga jednak wydawała się już nie słuchać Jaśka. Chciała wstać, widząc szefa, ale Załuski wyraźnie zignorował ją, podchodząc do mężczyzny przy barze.
Zmarszczyła brwi, zdziwiona.

- Znasz gościa? - wskazała Jaśkowi mężczyznę wzrokiem - Był umówiony?

- Nie… myślałem, że jakiś nowy w okolicy. - Jasiek przyjrzał się obu mężczyznom i sam zrobił zaskoczoną minę, widząc jak szef zaznacza coś w zeszycie z rachunkami.

- Pewnie. - Kula skinął swoją blond głową na znak zgody. Nie miał nic przeciwko by barman robił swoją robotę. Z zaciekawieniem obserwował jak ten podszedł do stolika Michalczewskiej. Nadal zastanawiał czy czy to przypadkowa zbieżność nazwisk czy coś jest na rzeczy z tą przedwojenną artystką. Ale rozważania przerwało mu wejście kogoś nowego do lokalu. I to mężczyzny którego Leo znał głównie jako ojca Korka. Ten jednak wydawał się zaskoczony jego widokiem. Kula pozdrowił go uniesieniem szklanki z grzańcem ale na razie nie chciał się wydzierać przez cały lokal.
Witold podszedł do niego i uśmiechnął się widząc, że Kula pije piwo.

- Na koszt lokalu. - Sięgnął za ladę, wydobył zza niej zeszyt i coś w nim zaznaczył. - Rozejrzałeś się nieco?

- Właściwie to nie bardzo. Dopiero przyszedłem. Ale widzę ma pan barmana co wybornie robi grzańca. - blondyn w marynarce nałożonej na granatowy sweter, zresztą też pożyczone od syna Witolda, uścisnął dłoń właściciela i też odpowiedział przyjaznym uśmiechem. Ta darmowa kolejka naprawdę go ucieszyła i sprawiła przyjemność. Niby drobiazg a jaki miły gest.

- Pogadaj z Tomkiem na zapleczu, dobrze? On ci wszystko wyjaśni. - Załuski poklepał Kulę po ramieniu. - Hanna... Szefowa sali ma pewnie teraz urwanie głowy.

Wzrok powędrował po sali, jakby szukając kobiety, o której mówił i zatrzymał się na Idze rozmawiającej z Jaśkiem. Momentalnie zmartwienie wypłynęło na jego twarz, które zdała się o co najmniej dekadę starsza. - Muszę się czymś zająć.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-06-2020, 09:41   #26
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Bibliotekarka odruchowo wyciągnęła rękę w stronę brakującego woluminu. Zastanawiała się co mogło być w nim takiego szczególnego. Kilka razy miała go w ręce: wypakowywała księgozbiór z wojskowej ciężarówki, wprowadziła do katalogu i ułożyła na półce. W sumie nie wyróżniał się niczym szczególnym. Na wszelki wypadek wyjęła dwa sąsiadujące tomy tj. wcześniejszy i późniejszy i zaniosła je na biurko aby je przejrzeć. Sięgnęła również po swój podręczny katalog aby sprawdzić jak opisała brakujący wolumin.

Dzienniki dotyczyły czasów sprzed wojny, gdy to Alfredowi zdarzyło się wyruszyć w kilka podróży po świecie. Podobno jeździł w interesach, zresztą potwierdzały to częściowo zapiski z dzienników. Według tego co sobie zanotowałą, w zagubionym tomie znajdowały się między innymi opisy z wypraw do Indii i dalej do Egiptu. Wcześniejszy dziennik opowiadał dużo o tym co działo się tuż po pierwszej wojnie i o przygotowaniach do wypraw. Oczywiście były w nim także te wszystkie szalone notatki i rysunki Alfreda. Wspominki o jakichś księgach i rzeźbie, na której punkcie miał fioła. Fryderyka pamiętała jak jeszcze dużo później ten temat przewijał się w jego rozmowach z odwiedzającymi dom naukowcami. W tomie późniejszym znajdował się jeszcze skrawek opisu z pobytu w egipcie. Oraz informacja o podróży przez bałkany.

W swoich notatkach zamieściła informację o licznych szkicach znajdujących się w zagubionym tomie. O samej przeprawie z Azji Mniejszej do Egiptu. Opisywał tam też swojego towarzysza, choć Fryderyka nie uznała za istotne w tamtym momencie zanotować tej informacji. Była jednak niemal pewna, że spotykali się dużo później, gdy już opiekowała się dziećmi Alfreda.

Fryderyka wstała zza biurka i szybkim krokiem udała się do pomieszczenia w którym urządziła czytelnię. Wspięła się na krzesło i sięgnęła ku mapie świata która kiedyś zapewne wisiała w jakiejś szkole a teraz leżała zwinięta w posępny, zakurzony rulon. Pamiętając o milicji nie rozłożyła jej jeszcze na ziemi ale postawiła wygodnie w kącie. Następnie zaczęła czytać kolejny tom. Wierzyła, że rzeźba stanowiąca jedną z obsesji Alfreda pojawi się w jego dziennikach jeszcze niejednokrotnie. Liczyła również na to, że uda jej się odnaleźć jakąś późniejszą wzmiankę o tajemniczym towarzyszu podróży dawnego pryncypała.

Początek nie zwiastował zbyt dobrze. W dzienniku pojawiły się liczne wzmianki o transakcjach handlowych, które miały poprawić stan majątku rodziny, mocno nadwyrężony po pierwszej wojnie. Liczne opisy spotkań, umów były nieco nużące, choć Alfred dosyć barwnie opisywał sam Egipt i jego ludność. Już traciła nadzieję, gdy pojawił się zapisek.

“Skrzynię przygotowano. Smutek ogarnął me serce gdy zobaczyłem wypalony na niej numer PL.. symbol naszego kraju i tego, że to tam się uda i te 735. Bez symboliki, bez choćby odrobiny nastroju, który powinien towarzyszyć tej podniosłej chwili. Pani Czarna Koza wraca na północ.”

Po tym niepokojącym wtrąceniu przeszedł do opisu załadunku skrzyni i przygotowań do wyprawy powrotnej.

Bibliotekarka przetarła zmęczone oczy a następnie wyjrzała przez okno. Chociaż biel śniegu na dworze działała na nią uspokajająco uświadomiła jej, że jest zimno. Wstała zza biurka i poszła rozpalić w starym piecu kaflowym.

Tak jak przypuszczała popiół był już zimny żar zdążył już wygasnąć. Wymiotła popiół miotełką i zabrała się do rozpalania. Ręce miała zajęte ale głowę wolną dlatego, zastanawiała się nad tym co może się kryć pod słowami “czarna koza” ale nic nie przychodziło jej do głowy.

Piec był zimny dlatego pierwszy dym poszedł na całą izbę. Fryderyka nauczona doświadczeniem otworzyła szeroko okno. Zimny podmuch popchnął dym z powrotem do komina. Po chwili zamknęła okno, zostawiła jednak uchylone drzwi pieca tak aby tlen miał cały czas dobry dostęp do paleniska.

Po chwili wróciła do przerwanej pracy. Niestety ledwie udało się jej przysiąść przy biurku od strony drzwi frontowych dobiegło do niej pukanie… a raczej walenie pięścią.
- Milicja! - Głos mężczyzny nie był ani przyjemny, ani zachęcający do otwarcia.
Fryderyka szybko schowała przeglądany tom do biurka następnie pospieszyła w stronę drzwi. Otworzyła je szeroko.
- Dzień dobry Panie Władzo, zapraszam do wnętrza, pokaże ślady.
Mężczyzna przyjrzał się Fryderyce z miną kogoś kto bardzo nie chciał tu być. Powoli wsunął się do środka, a tuż za nim wszedł mężczyzna w, wyglądającym na kosztowny, grubym płaszczu.
- Obywatelka Fryderyka Poświst? - Głos rozglądajacego się po pomiesczeniu milicjanta był wyraźnie zrezygnowany. Nie czekając na odpowiedź bibliotekarki kontynuował. - Porucznik Jan Malczewski, a to Siergiej Lebiediew. - Było dziwne, że mężczyzna nie podał stopnia swego towarzysza. - To on będzie z Pani rozmawiał.
- Oczywiście zapraszam Obywateli - to mówiąc bibliotekarka wykonała zaparaszajacy gest ręką. Jednocześnie przystąpiła do udzielania wyjaśnień. - Dziwna sprawa z tą kradzieżą. Biblioteka ma sporo naprawdę cennych pozycji, a ukradziono wyłącznie jeden tom z dzienników hrabiego Dzieduszyckiego. Pozycja była co prawda pięknie oprawiona ale gdzie jej do białego kruka, Z drugiej zaś strony jeżeli ktoś pomylił się w wycenie to dlaczego zabrał tylko jeden tom i to jeszcze środkowy. No chyba, żeby ktoś szukał papieru na podpałkę ale wtedy po co pchałby się do środka kiedy zaraz koło drzwi leży leżą jeszcze nie posegregowane pozycje, które dopiero wczoraj przywieźli obywatele ze Związku Młodzieży Socjalistycznej. Przecież nawet bym nie potrafiła powiedzieć co zginęło, jak jeszcze tego nie zdążyłam skatalogować. - Po chwili doszli do tylnych drzwi - o to tu się włamali. Cicho jakoś bo nic nie słyszałam, a mam lekki sen.
- Nieźle wyłamane. - Malczewski mruknął pod nosem, zerkając na zamek, co sprawiło, że drugi mężczyzna przytaknął ruchem głowy.
- Czy mogłaby nam Towarzyszka pokazać skąd zniknął ten tom? - Siergiej przyjrzał się uważnie Fryderyce. - Czy wie Pani co było w tym dzienniku?
- Oczywiście Towarzysze przecież to moja praca, proszę za mną - poszła w stronę czytelni w której znajdowały się dzienniki. - O ile dobrze pamiętam były to wyprawy hrabiego Dzieduszyckiego do Indi i Egiptu - odpowiedziała głosem w którym uważny słuchacz dostrzegłby delikatną nutę wyrzutu. Fryderyka była dumna ze swojego profesjonalizmu.
- Czy zna Pani więcej szczegółów na temat tej wyprawy? - To pytanie Siergieja już nieco zaniepokoiło kobietę. Było coś w jego tonie.. Sposobie zachowania. Coś co mówiło jej, że mężczyzna jeśli nawet nie zna, to może podejrzewać zawartość dzienników.
- Nie mam czasu aby na bieżąco katalogować nowości, kiedy bym miała się w to wszystko wczytywać - prychnęła - przychodzi tego sterta za stertą a ty człowieku oceń szybko co się nadaje do pieca a co należy zachować, co przekazać do innych zbiorów - powiedziała ze zmęczeniem w głosie - ot na przykład tutaj - sięgnęła po niepozorną książkę - mam pierwsze wydanie Quo Vadis, z autografem autora na pewno pójdzie do muzeum Sienkiewicza, a tu mamy XVIII wieczne dokumenty sądowe - to bym chętnie przeczytała tyle tylko, że nie ma kiedy, a nie dzienniki szaleńca. No gdyby zatrudnili kogoś do pomocy potrafiłabym Panom coś podpowiedzieć, ale tak - rozłożyła bezradnie ręce
- Rozumiem. - Siergiej przytaknął. - Jeśli zgłasza Towarzyszka taki problem to podeślemy kogoś do pomocy.
Mężczyzna podszedł do regału i sięgnął po jeden z sąsiednich tomów. Powoli kartkował go i wtedy coś Fryderykę tknęło. Listy. Miała jeszcze listy Dzieduszyckiego. Nie były skatalogowane, ani wyłożone, gdyż nie były książkami. Pewnie leżały w skrzyni na zapleczu z innymi pamiątkami.
- Jutro zjawi się ktoś po pozostałe dzienniki. - Głos Siergieja wyrwał ją z zamyślenia. - Proszę zgłosić uszkodzone drzwi. Towarzysz Malczewski zadba by dziś zgłoszono szkodę i jeszcze ktoś przybył dziś je naprawić.
- Tak jest. - W głosie porucznika wybrzmiała delikatna niechęć i niedowierzanie, ale Lebiediew nie zwrócił na to uwagi, zamiast tego odkładając tom na miejsce i rozglądając się po bibliotece.
- Bardzo dziękuję Towarzyszom, za pomoc. Mam nadzieję, że uda się złapać tego łobuza. Niby nic wartościowego nie ukradł, ale niszczenia mienia ludowego nie nie można lekceważyć.
- Słuszna postawa towarzyszko. Ten kraj potrzebuje więcej takich jak Pani. - Siergiej uśmiechnął się i ruszył w kierunku drzwi. - Będę wdzięczny jeśli do jutra spakuje pani resztę dzienników.
- Oczywiście Towarzyszu jutro wszystko będzie gotowe.

Gdy Fryderyka pożegnała władzę ludową wróciła do pracy.
Ponieważ jednak było bardzo zimno do jej biblioteki zabłąkał się jedynie dwie zmarznięte duszę w postaci dwóch uczniów pobliskiego gimnazjum poszukujących zdatnego do czytania egzemplarza zaległej lektury. Bibliotekarka miała więc dużo czasu by przeczytać korespondencję hrabiego Dzieduszyckiego. Zrobiła kilka notatek z interesujących ją fragmentów a na mapie zaznaczyła ołówkiem miejsca w których był jej były pryncypał. Było tego trochę.

Następnie spakowała dzienniki obwiązując je w sterty solidnym konopnym sznurem.

Gdy za oknem zaczęło się robić ciemno, zaczęła się niepokoić. Niby władza obiecała, że zajmie się drzwiami ale władza ma dużo pracy i to nie ona sprać będzie przy otwartych drzwiach. Korzystając z tego, że Jadzia nie poszła jeszcze do pracy zarzuciła na siebie ciepły wełniany płaszcz i wyszła poszukać Stacha. Różnie o nim ludzie mówili ale pewne było to, że za nieduże pieniądze dobrze naprawiał zamki. Gdy szła przez zaśnieżone ulice do sąsiedniej kamienicy czuła poczucie winy, że nie pomogła Jadwini, z drugiej strony cóż mogła zrobić sama przeciw władzy ludowej? Ot ludzie znikają i Jadwinia im wcześniej Jadwina to zrozumie tym lepiej dla niej.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 01-06-2020 o 09:46.
Wisienki jest offline  
Stary 05-06-2020, 13:03   #27
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Leopold Kula - szczupły blondyn


Gdy przeszli na zaplecze zdążyli usłyszeć jak za Igą i Witoldem zamykają się drzwi. Na korytarzu dało się usłyszeć ciche głosy, ale Jasiek nie dał się Kuli przysłuchać, otwierając kolejne drzwi. - Tomek, mam tu kogoś do ciebie.

Gdy Leopold przeszedł przez drzwi zobaczył tam nieco starszego mężczyznę siedzącego na skrzyni i zjadającego coś co mogło być jego obiadem. Mężczyzna przyjrzał mu się nieco niechętnie nim przeniósł wzrok na Jaśka.
- Kto to? - Tomek powrócił do przerwanego posiłku.

- Jest od szefa. Ma z tobą porozmawiać. - Odpowiedzią na wypowiedź barmana było kolejne niechętne spojrzenie i skinięcie głową.
- To ja.. Was zostawię. - Jasiek wycofał się uśmiechając się do Kuli. - Do zobaczenia.

- Cześć. Jestem Leo. Szef chce mnie zatrudnić jako wykidajło. Podobno możesz mi powiedzieć co i jak tu jest grane. - blondyn sam nie był pewny czego się spodziewać na tym zapleczu. Ale widok Tomka go trochę zaskoczył. Jakoś odruchowo spodziewał się raczej kogoś w swoim wieku. No ale może to nie było poprawne nastawienie. Teraz gdy Jasiek ich zostawił podszedł do stołu przy jakim siedział Tomek i wyciągnął rękę aby się przywitać.

Mężczyzna, wytarł dłoń, którą jadł o spodnie i podał ją Kuli.
- A no.. przydasz się. - Chwilę trzymał dłoń Leopolda nim ją puścił jakby coś oceniając i powrócił do przerwanego posiłku. - Niedawno straciliśmy dawnego wykidajło.

- A co się z nim stało? - Kula zastanawiał się chwilę co zrobić dalej. Ostatecznie poczuł się na tyle zaproszony, że odsunął krzesło i usiadł przy drugiej krawędzi stołu. Tomek tak o losie poprzedniego wykidajło wypowiedział jakby nie stało się z nim nic dobrego.
- Coś kombinował i bezpieka go zgarnęła. - Tomek wzruszył ramionami. - Albo nic nie kombinował i ot tak go zgarnęli. To też się zdarza.

- Ah. - blondyn uniósł i opuścił głowę na znak, że załapał o co chodzi. No tak. Takie czasy. Chwilę zastanawiał się co dalej powiedzieć ale nie bardzo wiedział co. Miał nadzieję, że to coś z tamtym jego poprzednikiem a nie tym lokalem. Nie miał ochoty mieszać wię w jakieś lewe interesy. Miał nadzieję, że jako świeżo zwolnionego wojaka z wojenną przeszłością jego bezpieka by się nie czepiała.

- Kiepska sprawa. No ale co możesz mi powiedzieć o tej robocie? - skoro nie miał pomysłu jak ugryźć tamten wątek i nie bardzo nawet chciał to zapytał o to co go tutaj sprowadziło.

- W sumie to jest prosta. - Tomek wrócił do spożywania posiłku. - Przychodzisz pod wieczór jak zaczyna się robić tłoczno. Masz swój stołek obok wejścia i pilnujesz czy nikt nie robi kłopotów. Zdarza się że robotnicy po pijaku, próbują kogoś zaczepiać, ale zazwyczaj wystarczy im zasugerować, że powinni wyjść. No i na czym pewnie głównie zależy szefowi by nie zaczepiali artystek i kelnerek.

- Aha. - Leopold skinął głową na znak, że przyjął to do wiadomości. Właściwie chyba tak właśnie wyglądała robota wykidajło. Coś takiego właśnie oczekiwał. Próbował sobie wyobrazić jak to wygląda tutaj wieczorami i czy czymś się to różni od tego co sam pamiętał ze swoich wizyt w innych klubach, barach i kasynach.

- A dużo osób przychodzi tutaj wieczorami? - zapytał w końcu po chwili zastanowienia.

- Z kilkanaście. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Zależy czy jest występ czy nie no i czyj. Wiesz… przy tym mrozie ludzie chcą się ogrzać, a jeszcze jak można popatrzeć na ładną śpiewaczkę no to korzystają.

- To ta Michalczewska? Widziałem ją na sali. Też jestem ciekaw jej występów. Jasiek mówił, że jest świetna. Ja dopiero wróciłem do miasta to się rozglądam wszędzie co się zmieniło. Cholera czuję się jakbym wrócił do innego miasta. Niby to samo a wszystko inne. - wskazał kciukiem na korytarz jaki prowadził do części publicznej lokalu gdy mówił o dopiero co poznanej artystce o dziwnie znajomym nazwisku. Ale jakoś naszła go nostalgia za tym odmienionym miastem i światem. Dekada wojny i po to szmat czasu.

- Ta.. to już nie jest tamta Warszawa. - Mężczyzna spojrzał w kierunku drzwi, które musiały prowadzić na jakiś tylny dziedziniec. Po dłuższej chwili przytaknął. - Tak Michalczewska to jedna ze śpiewaczek, są dwie czy trzy. Ale ona jest rzeczywiście dobra. Jakby kto ją przeniósł ze starej Warszawy… żeby się jeszcze w kłopoty nie ładowała.

- A ma jakieś kłopoty? - blondyn też spojrzał na te drzwi które wskazał Tomek. Nowe miejsce i jak każe niosło ze sobą swoja osobistą sieć powiązań, zależności no i kłopotów.

- Jeszcze chyba nie. Mam jednak wrażenie, że usilnie stara się w kłopoty władować. - Mężczyzna westchnął ciężko. - No ale… podobno jesteś od szefa. Rodzina? Znajomy?

- Nie. Z jego synem przed wojną razem byliśmy w tej samej drużynie harcerskiej. I kumplowaliśmy się. Teraz jak wróciłem z woja tylko z nim udało mi się nawiązać kontakt. Bo mieszka na Pradze tam gdzie przed wojną. No i zatrzymałem się u nich. A pan Witold zaproponował mi tą robotę skoro jakiejś szukałem. - wyjaśnił całkiem zwyczajnie ten wojenny i powojenny splot okoliczności. Sam traktował to jak okazję z tą robotą w tym lokalu. Musiał się gdzieś przecież zaczepić niby dalej był uprawniony do renty wojskowej no ale przecież nic nie trwa wiecznie.

- To masz dużo szczęścia. Załuski dba o swoich. - Na twarzy Tomka pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Skończył jeść i zaczął sprzątać po posiłku. - No ale twoja de…

- Tomek towar przyjechał. - Kula i drugi mężczyzna obejrzeli się w drzwiach stał szef we własnej osobie. Witold był wyraźnie nie w sosie, choć próbował się do nich uśmiechnąć. - Leo pomożesz mu? Odpalę ci coś za to.

- Jasne. - blondyn skinął twierdząco głową i uśmiechnął się krótko na znak, że nie ma sprawy z tą pomocą. Spojrzał pytająco na Tomka by ten przejął rolę przewodnika z tym przejmowaniem towaru. Trochę nawet podniosło go na duchu to co powiedział o Załuskim.

Załuski przytaknął i zniknął za drzwiami.

- Opatul się. - Tomek zaczął się ubierać, zasłaniając niemal każdy odsłonięty kawałek ciała. Zaczekał na Kulę i dopiero potem podszedł do drzwi, na które wcześniej wskazywał. Gdy je otworzył, okazało się że na zewnątrz stoją sanie wypełnione beczkami i skrzynkami. Na koźle obok jakiegoś obcego faceta siedzi Korek. Pomachał Kuli nie mogąc się i tak odezwać w tej zamieci.

Były wojskowy posłuchał rady i ubrał się w kurtkę gotów do wyjścia. Szedł za Tomkiem aby ten mu pokazał co i jak. I sanie z towarami jakoś go nie zdziwiły wcale. Ale to, że na nich siedział syn Załuskiego to już tak. Nawet bardzo. Uśmiechnął się do niego i też mu pomachał bo nie chciało mu się przekrzykiwać z zamiecią. Szybko zmieniała się pogoda tej zimy. A przynajmniej tak mu się zdawało. Ale noszenie tych wszystkich skrzyń, kartonów i beczek w tej zamieci dość mocno przykuwało jego uwagę.

Gdy bylo już po wszystkim zorientował się, że właściwie wiele czasu do tego wieczora nie zostało. To mógł już poczekać i zobaczyć jak wygląda wieczór w tym lokalu. I zastanowić się nad ofertą pana Witolda. Chociaż właściwie nie bardzo było co wybrzydzać. Zmienić robotę zawsze mógł prawda? A Tomek dobrze mówił o szefie no i przecież przynajmniej na razie mieszkał u Załuskich. Jak ogarnie się bardziej w tej nowej Warszawie to znajdzie sobie jakiś własny kąt. No ale na razie miał niezłą metę z dwoma życzliwymi ludźmi pod dachem. I jak to sobie tak podsumował wszystko to znalazł potem pana Witolda i dał mu znać, że jest zainteresowany tą fuchą wykidajły
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-06-2020, 08:14   #28
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Pogadaj z Tomkiem na zapleczu, dobrze? On ci wszystko wyjaśni. - Załuski poklepał Kulę po ramieniu. - Hanna... Szefowa sali ma pewnie teraz urwanie głowy.
Wzrok powędrował po sali, jakby szukając kobiety, o której mówił i zatrzymał się na Idze rozmawiającej z Jaśkiem. Momentalnie zmartwienie wypłynęło na jego twarz, które zdała się o co najmniej dekadę starsza. - Muszę się czymś zająć.

- Nie ma sprawy. - blondyn pokiwał głową na znak zgody. Zyskał wygodny pretekst by poznać i porozmawiać z Tomkiem o jakim wcześniej słyszał od byłego akowskiego dowódcy. Ale na razie czekał aż Jasiek wróci bo nie chciał samopas ładować się na zaplecze.

Iga zauważyła zmianę na twarzy Załuskiego przygryzła wargę a potem napiła się herbaty żałując, że nie prosiła Jaśka o jej wzmocnienie kolejną porcją koniaku.
Witold podszedł do Igi, dając znać Jaśkowi by ten wrócił roboty. Wystarczyło skinienie głowy i ten niepokojący wyraz twarzy, który przypominał, że Witold mimo tej dobrodusznej powierzchowności, był osobą zarządzającą kilkoma lokalami w powojennej Warszawie.
- Porozmawiamy w moim gabinecie. - Mruknął cicho do Igi. - Ruszając dalej, w kierunku zaplecza.

Jasiek wyminął szybko szefa i ruszył szybkim krokiem w kierunku baru. Westchnął ciężko i uśmiechnął się do Kuli, choć widać było, że przyszło mu to z dużym trudem.
- Podać coś jeszcze? - Spytał, zerkając cały czas w kierunku zaplecza
Iga zostawiła herbatę, otuliła się szczelniej swetrem i poszła za Załuskim. Denerwowała się, choć nie rozumiała dlaczego. Co się może najgorszego stać.? Wywali ją? Bywa. Nie ta, to inna kawiarnia. Wciągnie matkę we wszystko? Nie jest już małą dziewczynką, żeby przejmować się takimi rzeczami.
Wychodząc usłyszała jeszcze rozmowę Jaśka z blondynem:

- Szef mówił, że mam spotkać się z Tomkiem. Chyba jest na zapleczu jeśli dobrze zrozumiałem. - blondyn akurat kończył swojego grzańca. Dobre było, smaczne i ciepłe to po takiej zimnicy na zewnątrz gorący napój praktycznie sam znikał ze szklanki. No ale jak miał rozmawiać o interesach to na razie sobie darował kolejna kolejkę.
- O… tak, Tomek zazwyczaj tam siedzi. - Jasiek rozejrzał się po lokalu i jakby upewniwszy się, że nikt nie wchodzi i nic od niego nie chce wyszedł znów zza lady.
- Pokażę Panu. - Dał znak By Kula poszedł za nim.
- Jasne. - blondyn skinął głową, dopił swoją szklankę i zostawił pustą na barze. Sam wstał i ruszył za Jaśkiem jak za przewodnikiem. Ciekaw był jak ten Tomek wygląda i kim on w ogóle jest.

Tymczasem Witold Załuski wszedł na zaplecze i podążył korytarzem w kierunku swojego gabinetu. Miejsce to nie było zbyt często używane. Hanna mogła tam wchodzić, ale raczej kręciła się po sali, no i miała swój pokoik, a większość ważnych dokumentów Załuski i tak trzymał w domu. Teraz mężczyzna wkroczył do niewielkiego pomieszczenia zapalając w nim światło.
Iga była tu po raz ostatni była tu podpisując umowę na występy z lokalem.
- Usiądź. - Witold wskazał jeden z dwóch foteli stojący przed biurkiem, a sam zajął miejsce za nim. Jego wzrok przesunął się po fotografiach przedstawiających stara Warszawę nim upewnił się, że drzwi są zamknięte. Dopiero po tym spojrzał na Igę.
- No dobrze… to teraz jeszcze raz opowiedz mi co się stało. - Jego głos był zmęczony, a jego mina świadczyła o tym że nie zaakceptuje sprzeciwu.
Iga pokiwała głową.
- Martwiłam się o Grześka. - zaczęła. - Podpytałam różne osoby… w każdym razie, widziało go za jakimiś dzieciakiem, jak z getta, tam w tych ruinach obok. – wskazała kierunek przeciwny, od tego gdzie były oficyny. Zastanowiła się, i wskazała kolejny kierunek – też nie do końca właściwy. – Naprzeciw wejścia, w oficynach. – doprecyzowała.
- No i poprosiłam Jaśka, żeby ze mną poszedł. Weszliśmy tam… Brama, piwnica, potem kanał. W tym kanale ktoś leży. Ciało. Sądziłam, że może żyje, ale nie. Kazałam Jaśkowi trzymać gębę na kłódkę i zadzwoniłam do pana. Tyle. – dopiero kiedy opowiedziała całą sytuację, poczuła jak schodzi z niej adrenalina. Ściągnęła poły swetra, ścisłej się owijając.
- Grześka… - Mężczyzna westchnął ciężko i przez chwilę zastanawiał się co zrobić dalej. - Ktoś was widział?

Zastanowiła się.
- Nie kryliśmy się specjalnie… Ale nie, nie sądzę. Może Jasiek coś zauważył ? Choć… - z jednej strony nie chciała wsypywać barmana, ale z drugiej uznała, że szefowi należy się prawda: - On jest dosyć... strachliwy. Więc na pewno powie, że widział , czy słyszał raczej, mnóstwo osób.
Spojrzenie Witolda wyraźnie wskazywało, że “nie sądzę” go nie satysfakcjonuje.
- To zadam jeszcze trudne pytanie… To ciało? Wyglądało na świeże? - Załuski odchylił się w fotelu i zamyślił na chwilę. - Gdzie ono leżało w tych ruinach?
- Na świeże?
- Iga zbladła. Obraz twarzy martwego chłopaka, które dotychczas udawało się jej trzymać z dala od siebie, pojawił się w jej mózgu. Wczepił w neurony z całą mocą. I kobieta wiedziała, że nie będzie chciał odejść. - Nie mam skali porównawczej - dodała słabym głosem.
- Koniaku? - Mężczyzna nie czekając na odpowiedź wstał podszedł do znajdującego się w gabinecie barku i nalał nieco złotego trunku z karafki. Podał go Idze. - Chodzi mi tylko o to gdzie to było? Główny budynek? Oficyna?

Sam zapach jej ulubionego alkoholu odrzucał, zbierało się jej na mdłości. Szarpnęła się do tyłu, potrząsnęła głową.
- Nie. - zaczerpnęła powietrza i kontynuowała: - W oficynie.. Tam jest wejście do piwnicy, schody w dół. Korytarz, potem jakaś komórka, i ściek. Kanał. Na brzegu tego kanału leżało to… ciało. Myślałam, że może żyje. Podeszłam. Młody chłopak. Ale nie. Był siny. Sztywny.
- Już dobrze, rozumiem.
- Mężczyzna przysiadł na łóżku stawiając obok siebie szklankę. - Teraz to już mój problem, dobrze?
Pokiwała głową.
- Mam nie dzwonić na milicję , tak? - wstała. - Pójdę się… przewietrzyć. Duszno tu.
- Tak.. jakby co ja się z nimi skontaktuję.
- Witold nie ruszył się ze swojego miejsca, jedynie uważnie obserwując Igę.

Ta podeszła do drzwi, położyła dłoń na klamce i wyszła na korytarz. Odetchnęła głęboko, ale na ten moment to nie wystarczyło. Zabrał swój płaszcz i wyszła na dwór, w lodowate zimno. Na zewnątrz panowała zawierucha śnieg próbował wcisnąć się w każdą dostępną szczelinę. Widziała postacie wędrujące wzdłuż murów, kryjące się przed zimnem nikt jednak nie zwracał na nią uwagi.

To uczucie anonimowości było bardzo miłe. Przymknęła oczy i pozwoliła, żeby mróz i wiatr odcięły ją od ostatnich wydarzeń. Zimno znieczulało, pozwalało złapać dystans. Pamiętała, jak matka opowiadała że w czasie pobytu w Rosji wchodziła do nagrzanej bani a potem wybiegała - często naga - na śnieg. Idze wydawało się to szaleństwem. Dziś dokładnie zrozumiała, o czym matka mówiła. Czuła, jak zimno przenika ją do szpiku kości. Poddała się temu odczuciu. Mózg też zamarzał, obraz martwego chłopaka zamazywał się, tracił ostrość, jakby patrzyła na nieruchomą twarz przez zasnutą szronem szybę. W końcu zmatowiał.
Iga wiedziała, że już go stamtąd nie wyrzuci, ale taki oszroniony, przysypany śniegiem, nie był już tak… uwierający. Nie przytłaczał.
Wydawać by się mogło, że osoby które przeżyły wojnę, powinny być oswojone z widokiem martwych ludzi. W przypadku Igi tak nie było, uciekły przed wojną i spędziły te straszne lata na prowincji Francji. Wydarzenia przetoczyły się obok nich
Iga odetchnęła jeszcze raz głęboko, zamrażając do końca płuca i wróciła do kawiarni. Ciepło buchnęła! na nią z pomieszczenia. Tak musiała się czuć matka wchodząc na powrót do bani.

Nie rozmawiając z nikim przeszła na zaplecze i zaczęła przygotowywać się do wysypu. Makijaż, włosy, sukienka… wykonywała automatycznie wszystkie czynności, precyzyjnymi, wyćwiczonymi ruchami. Potrafiła by przygotować się do występu wyrwana ze snu o 2 w nocy. Rutyna uspokajała, zwalniała pracę serca, regulowała oddech. Wykonała kilka ćwiczeń oddechowych i artykulacyjnych, rozśpiewała się lekko.
A potem - niepodobna kompletnie do siebie, stworzona od nowa ubiorem i scenicznym makijażem, schowana za szerokim uśmiechem, wyszła na scenę.

---
Gdyby po występie ktoś zapytał ją, co śpiewała , jak zachowywała się publiczność, albo czy rozliczyła się z Hanną - nie potrafiłaby odpowiedzieć. Reagowała automatycznie . Po koncercie kazała się zawieźć do mieszkania Jerzego. Lekko zdziwiony, ale też zadowolony z jej widoku zaprosił ją do środka.
- Coś się.. - zaczął, ale Iga nie pozwoliła mu skończyć.
- Kochaj się ze mną - poprosiła, o on spełnił jej prośbę.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 08-06-2020, 11:19   #29
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację


"Największym dobrodziejstwem naszego świata wydaje mi się to,że człowiek nie potrafi objąć go rozumem.Żyjemy sobie na spokojnej wysepce niewiedzy śród czarnych mórz nieskończoności i nie powinniśmy wypuszczać się z niej za daleko.Nauki ciągną w rozbieżne strony i na razie nie wyrządziły nam wielkiej krzywdy;wszelako przyjdzie dzień,gdy scalimy naszą rozproszoną wiedzę,a wtedy zarówno rzeczywistość,jak i nasze w niej miejsce ukażą się z tak zatrważającej perspektywy,że przyjdzie nam albo oszaleć, albo uciec przed śmiercionośnym światłem tego objawienia w kojące i bezpieczne mroki nowego średniowiecza."
H.P. Lovecraft, Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści



Iga Michalczewska

Panowały ciemności obok siebie słyszała szum wody. Odbijał się on echem wypełniając sobą cały otaczający mrok. Zdawało się jej, że odgłos ten wydobywa się z jej wnętrza, wypełnia ją nad jak ten potworny chłód. Gdzie była? Dlaczego nie mogła dojrzeć choćby wyciągniętej dłoni?

Kap.

Dźwięk kropli upadającej na twardą posadzkę sprawił, że prawie podskoczyła. Nagle wspomnienia do niej wróciły. Zimno… woda… znów była w tamtym kanale. Teraz jednak nie słyszała głosu Jaśka.

Kap. Kap.

Postawiła krok na przód. Pod nogami nie miała cegieł, a coś innego.. Szeleszczącego. Kolejny krok i była już niemal pewna.. To papier.

Kap. Kap. Kap.

Usłyszała coś jeszcze. Szelest, bardzo podobny do tego, który wydobywał się spod jej stóp. Potem kolejny, odrobinę bliżej. Kolejny, kolejny. Coraz szybciej coraz bliżej. Nawet nie zauważyła gdy zaczęła biec. Jak najdalej od tych dźwięków, jak najdalej od tego czegoś. A szelest przyspieszał. Musiała oprzeć się o ścianę. Nie była jednak wilgotna jak w tunelu. Lepiła się. Pachniała dziwnie. Przyspieszyła.

Kap. Kap. Kap. Kap.

Potknęła się i upadła. Szelesty były tuż za nią. Czuła, że jak się nie ruszy, zaraz upadną na nią. Nie chciała… czuła, że musi się oddalić, że nie może się z tym czymś spotkać. Ale lepkie od ścian ręce kleiły się do leżących na ziemi kartek. Zaraz się w nie zaplącze. Nie da rady… Czemu brakuje jej sił. Szelest zatrzymał się, a przed jej twarzą, w tym mroku, dostrzegła to coś.

5 Grudnia 1950 r., godz. 8:00
Warszawa, Mokotów, Dom Jerzego Zarzyckiego

Krzyczała. Szamotała się na pościeli, a ta zdawała się zaciskać na nie. Dusić.

- Iga. - Czyjeś silne dłonie pochwyciły ją. - Iga.. to tylko sen.

Otworzyłą oczy, pochylał się nad nią Jerzy. Widziała w jego oczach przerażenie. - Już dobrze. - Jego głos zdawał się przyciągać do niej rzeczywistość.


Leopold Kula

Znów znalazł się na korytarzu szpitala. Teraz jednak był tu sam. Ktoś pozamykał okiennice przez które sączyło się księżycowe światło. Spojrzał w kierunku, w którym znajdował się pokój Zajączka i wtedy usłyszał to. Cichy szelest, który w tym korytarzy zabrzmiał niczym walący się budynek. Zobaczył kartkę. Jeden z tych wielu skrawków papieru które wypełniał pokój Zajączka. Błękitne, wymalowane na niej linie zdawały się wskazywać kierunek, w którym podążał za dnia z doktorem. Gdy jednak podszedł by się upewnić zobaczył kolejną. Potem kolejną. Coś kazało mu iść dalej. Ciągnęło do pokoju mężczyzny niczym błękitna nić. Karteczek było coraz więcej. Wypełniały już każdy skrawek podłogi. Pokrywały je już nie tylko linie, ale też napisy, znaki. Drzwi do pokoju Zajączka były uchylone, to z niego wysypywały się te karteczki. Kula podszedł do nich i wtedy uchyliły się z cichym skrzypnięciem.

Jego stopy przykryła kolejna porcja papieru, teraz jednak nie było tam jedynie błękitnych linii. Na niektórych pojawiały się większe i mniejsze czerwone plamy. Jego wzrok chwycił się ich jak zahipnotyzowany. MImo, że spodziewał się co tam może zobaczyć. Nie powinien na to patrzeć, a nie mógł odwrócić wzroku. Czerwone plamy stawały się coraz większe. W końcu na karteczkach nie było nic poza nimi. W koncie pokoju wynurzała się spod nich twarz Zajączka.

Był blady. Na szyi miał wielką ranę, z której krew zabarwiała wszystko wokół na czerwono. Nie powinien podchodzić, ale nogi nie chciały słuchać. Powoli zbliżał się do mężczyzny, widząc jak jego martwe oczy wpatrują się w sufit. Jego usta wypełniała kartka. Kartki lepiły się do ubrania Kuli. Coraz trudniej było mu zrobić kolejne kroki. A jednak parł dalej. Jego dłoń zacisnęła się na papierze wypełniającym usta martwego mężczyzny. Wyjął go ostrożnie. To była jedna z kartek, które wziął od Zajączka.

5 Grudnia 1950 r., godz. 8:00,
Warszawa, Praga, Dom Załuskich

Obudził się zlany potem, na sofie w domu Korka. Słyszał jak ktoś się krząta w kuchni. Docierał z niej przyjemny zapach kawy, który ułatwiał powrót do rzeczywistości.

Witolda nie było, odstawił go poprzedniego dnia i pojechał gdzieś dalej. Bo zebrali się po tym występie razem. Tak.. to był naprawdę niezły występ. Kojarzył mu się z przedwojenną Warszawą, z występami, które zdarzało mu się oglądać z zapleczy lokali. No i Iga.. na scenie wyglądała zupełnie inaczej. Elegancka… uśmiechnięta. Już rozumiał tych wszystkich wpatrzonych w nią facetów, rozumiał Jaśka. Jego wzrok przesunął się po pokoju i spoczął na kurtce, w której nadal znajdowały się karteczki od Zajączka.


Fryderyka Poświst

4 Grudnia 1950 r.,
Warszawa, Praga,

Listy pomogły odtworzyć kim był odwiedzający ich mężczyzna. Emanuel Ringelblum. To z nim w znacznej mierze korespondował Dzieduszycki. Jednak zaledwie raz wspomina w tych zapiskach o kozicy. Opisuje ją nieco jak kobietę, jak boginię. Piękną… tajemniczą… wszechpotężną. Nie licząc tego fragmentu korespondencja mężczyzn dotyczy głównie historii żydów na terenie Warszawy. Wspominają o kilku historycznych księgach, w tym o dwóch, które znalazły się w kolekcji Alfreda. Emanuel często się do nich odwołuje, szczególnie do jednej, z której wyrwano tamtą kartkę.
Popołudniu dołączyła do niej Jadźka. Była nieco nieobecna jednak udało się jej osuszyć zamoczone książki.

- Po co ktoś miałby to przeglądać? - To pytanie zawisło między nimi gdyż żadna nie znała na to odpowiedzi. Listy dotyczyły spraw sprzed wojny. Dziennik czasów jeszcze dawniejszych.

Na szczęście chociaż Stacha udało się jej znaleźć z łatwością. Starszy mężczyzna z uśmiechem powitał bibliotekarkę i od razu zgodził się jej pomóc. Musieli nieco odkopać okolice drzwi by mężczyzna mógł jakoś pracować, bo na zewnątrz miało miejsce śnieżne szaleństwo. Po tym jak Stach naprawił zamek, razem z Jadwinią jeszcze długo zamiatały korytarz z tego co do niego naleciało. Może to sprawiło, że tak szybko zasnęła.


Znów znalazła się w pałacu Dzieduszyckich. Znała tutaj każdy zakamarek, każde miejsce, w którym pokojówkom zdarzało się zapomnieć wytrzeć kurze. Jak zwykle o tej porze panowały tu niemal zupełne ciemności. Wiedziała jednak, że jest tu osoba, która nie śpi. Powoli zeszła do piwnicy gdzie Alfred miał drugi ze swoich gabinetów by przypomnieć mu, że już pora się położyć. Zawsze to robiła, choć wiedziała, że Dzieduszycki jej nie posłucha. To dlatego miała przy sobie tacę ze dzbankiem z kawą.

Drzwi do gabinetu jak zwykle były zamknięte, na wypadek gdyby któreś z dzieci szwendało się po nocy. Fryderyka wiedziała, że nie było takiej możliwości gdyż osobiście sprawowała nad nimi pieczę, ale pochwalała tą ostrożność Alfreda. Podeszła do ciężkich dębowych drzwi i zapukała. O dziwo… otworzyły się. W pomieszczeniu panował półmrok. Na biurku i wokół paliły się liczne świece, a przed nim klęczała zakapturzona postać. Wzrok Fryderyki przesunął się po czarnym lśniącym materiale, aż spoczął na tym co stało na biurku. Był to posążek wykonany z czarnego kamienia. Bez trudu rozpoznała głowę kozy, potem kolejną.. Kolejną… cała figurka zdawała się składać tylko z nich, a spojrzenie każdej z główek zdawało się skupić na stojącej w drzwiach kobiecie.

Nagle postać obróciła się. Twarz Dzieduszyckiego była dziwnie.. Nienaturalnie uśmiechnięta, a oczy które spojrzały na na nią nie należały do człowieka.

5 Grudnia 1950 r., godz. 8:00
Warszawa, Praga, Biblioteka

Obudziła się z krzykiem i usiadła na łóżku z trudem łapiąc oddech. Śpiąca obok Jadźka poderwała się i spojrzała na nią z przerażeniem.

To nigdy nie miało miejsca. Alfred przyjmował kawę, albo jej nie wpuszczał. Nigdy nie widziałam tam tej rzeźby… chyba. Była, bogato zdobiona skrzynka… coś jakby sekretarzyk. Zawsze stała na regale.

- Wszystko dobrze? - Głos Jadźki sprowadził ją do teraźniejszości. - Przynieść coś do picia?
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 08-06-2020 o 11:24.
Aiko jest offline  
Stary 23-06-2020, 23:20   #30
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Leopold Kula - szczupły blondyn


~ O rany… Co za głupoty… ~ dłoń otarła zmęczone oczy. W parę chwil ogarnął rzeczywistość. Kanapa. Pokój. Mieszkanie Załuskich. Krzątanie się w kuchni. Zapach kuchni. Ranek. No tak. To sen. To tylko sen. O tych głupich kartkach. Ta myśl go uspokoiła. Tak samo jak normalność dotąd skrywana za powiekami i oparami snu. Ale był już tutaj. Usiadł na wersalce i jeszcze raz przetarł dłonią oczy.

~ Chyba za dużo myślałem o tym Zajączku. ~ doszedł do wniosku próbując jakoś zracjonalizować to co i dlaczego mu się śniło. Chociaż sen go zaniepokoił. Był dziwny. Zwykle co prawda śniło mu się coś czy ktoś znajomy ale jakoś tak… No normalnie. Bez żadnych durnych karteczek. I Zajączków. Ran. No może trochę. Kiedyś. Na wojnie. Ale to było… No inaczej. Ten sen był jakiś taki… ~ Z dupy… ~ prychnął ze złością w końcu biorąc się w garść. Do diabła z tym snem! To tylko głupi sen. A teraz był tutaj. Wstał z wersalki, przeciągnął się i ruszył w stronę kuchni. Po cichu miał nadzieję, że to Korek to by mogli pogadać przy śniadaniu. No i zjeść śniadanie! Głodny był.
Rzeczywiście zastał w kuchni przyjaciela, który najwyraźniej kończył posiłek. Były tylko dwa nakrycia, więc Witold chyba nie wrócił na noc.

- O wstałeś. - Korek uśmiechnął się do Kuli i przełożył na talerze jajecznicę. - Siadaj póki ciepłe. Miałem cię właśnie budzić.

- W samą porę. - blondyn uśmiechnął się do kumpla i naprawdę ucieszył się z takiego gotowego śniadania. Wszedł do kuchni i usiadł na swoim miejscu. - To dziś rana urzędujemy we dwóch? - zapytał nadal wesoło czekając na kolegę by zacząć jeść tą smakowitą jajecznicę.

- Tak.. ojciec nie wrócił. - Korek nalał im kawy i usiadł do stołu. Wyraźnie go coś niepokoiło.

- Często tak nie wraca? - blondyn zaczął jeść śniadanie ale zerknął przez stół na kumpla. Mimo głodu i apetycznego aromatu uderzającego go w nozdrza z tej jajecznicy to wyczuł, że kolega coś jest nie w sosie. Ale jeszcze nie bardzo wiedział dlaczego.

- Od kiedy znalazł sobie nową… faworytę to coraz rzadziej. - Siedzący naprzeciwko znajomy pogrzebał w talerzu z jajecznicą. - Jedz, na ciepło najlepsze.

- Pewnie. - odpowiedź kumpla trochę zmieszała blondyna. Nie bardzo wiedział jak zareagować więc bardzo chętnie wrócił do swojej jajecznicy. Jakoś nie spodziewał się, że pan Witold jest takim junakiem by tak hulać. Chociaż wyglądał na pewnego siebie i człowieka sukcesu to kto takiemu zabroni? Musiał być łebski jak w tak zrujnowanym mieście udało mu się otworzyć i utrzymać taki całkiem ładny lokal. Po prostu jakoś tak odruchowo sądził, że tego typu przygody to raczej domena kogoś raczej w jego wieku albo i młodszych. No ale na logikę… Postanowił zmienić temat na mniej kłopotliwy.

- Słuchaj wczoraj spotkałem naszego kumpla. Fryd. Fryderyk Kluger. Pamiętasz go? Chodził z nami do Jaskółek. - wczoraj tak zeszło z tą kawiarnią, występem i powrotem do domu, że w ogóle nie miał jak pogadać z Korkiem. A przecież miał nieco do poopowiadania z wczorajszych zimowych wojaży na drugim brzegu Wisły.

- O! Pamiętam. - Korek wyraźnie ucieszył się na zmianę tematu. - Żyje? Musiało udać się mu uniknąć getta. Jak wyglądał?

- Żyje, żyje! - blondyn potwierdził najważniejszą informację i słowem, uśmiechem i kiwaniem głową. - Uczy się w gimnazjum na Śródmieściu. I sam będziesz mógł się przekonać. Umówiłem naszą trójkę na sobotę, mam nadzieję, że się nie gniewasz? Też cię pamięta jak mu mówiłem, że zatrzymałem się u ciebie. Będzie można pogadać we trzech. - Leopold szybko dodał to co się ostatniego dnia dogadał z Frydem.

- Brzmi dobrze. Miło będzie się spotkać z kimś z dawnych czasów. - przyjaciel Kuli w końcu zabrał się za jedzenie. - Nadal mieszka na Pradze? Czy ich też wysiedlili?

- Tak, na Pradze. Na Białostockiej. Umówiłem się z nim w sobotę na 18-ą. By zdążyć przed godziną policyjną. Będziesz mógł się wyrwać? - blondynowi też się zrobiło miło i sympatycznie jak sobie pomyślał o spotkaniu we trzech. Wreszcie się nagadają za wszystkie czasy! Ile to było? Z dekadę. Odkąd się z kimś spotkał w tak licznym gronie od wybuchu wojny. I wreszcie by była okazja!

- Chętnie, to blisko. Jak nie będzie śnieżycy jak wczoraj to powinno nam zejść kilka minut stąd. - Korek także wyraźnie się ucieszył. - A! Miałem cię spytać, chcesz jeszcze dorobić tak jak wczoraj? Wiesz przy rozładunku. Muszę zrobić trasę po lokalach ojca, a jeden chłopak od noszenia się wykruszył.

- Brzmi nieźle. A na którą trzeba rozwieźć ten towar? - blondyn też się ucieszył i nie miał nic przeciwko wspólnej robocie z Korkiem albo po to by mu pomóc. Zwłaszcza jak mógł wpaść za to jakiś grosz.

- Zjemy i planowałem jechać na stację. Ostatni nie wiadomo o której będzie pociąg… wiesz przez ten śnieg. - Korek skończył jeść i zabrał się za opróżnianie kubka z kawą. - Jedne sanie mają tam czekać, na wypadek gdyby się nie spóźnił.

- Aha czyli właściwie teraz? - blondyn pokiwał głową gdy zorientował się, że trzeba się za to zabrać prawie od ręki. Wbił widelec w kolejny kawałek jajecznicy i cieszył się, że może zjeść z rana coś tak ciepłego i smacznego. - Pewnie Korek. Nie ma sprawy. Pojadę z tobą. - pokiwał głową i rzucił do kumpla pogodny uśmiech.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172