10-12-2019, 18:50 | #1 |
Reputacja: 1 | [Autorski/Horror] Dreamcatcher (18+)
Ostatnio edytowane przez Caleb : 29-05-2020 o 15:05. |
17-12-2019, 20:13 | #2 |
Reputacja: 1 | Kilka dni wcześniej. Dom McGregorów. - Pamiętałeś! - Twarz Alice rozpromienił uśmiech, który tylko dodawał jej zmarszczkom uroku. - Jak zwykle zresztą. Odebrała bukiet żonkili i rzucając "Wchodź, wchodź! Dzieciaki już nie mogą się ciebie doczekać!", zniknęła we wnętrzu budynku. Wszedł do słabo oświetlonego holu zamykając za sobą drzwi. Światło dochodziło z wnętrza budynku, z salonu, lecz nie potrzebował go wiele. Znał rozkład pomieszczeń na pamięć. Był tutaj stałym gościem. - Pijesz piwo? - dobiegło z kuchni. Trzask drzwiczek, szuranie, stuki. - Coś mocniejszego - odkrzyknął. Ściągnął płaszcz, strząsnął krople wczesnego, jesiennego deszczu nim odwiesił go na wieszak i… - Wuuuujek! Tornado w postaci trzyletniej Melanie i sześcioletniego Briana wyjąc i piszcząc uderzyło w Huwa prawie ścinając go z nóg. - Ostrzegałam! - krzyknęła z kuchni Alice próbując przebić się przez kakafonię dźwięków. Huw zaryczał jak raniony niedźwiedź, zagarnął rękami rozwrzeszczaną dzieciarnię pakując każde pod pachę i ciągle rycząc, tym razem jak pikujący messershmitt z uszkodzonym silnikiem, wleciał do kuchni, zatoczył dwa kółka wokół wyspy i Alice wkładającej kwiaty do wazonu, po czym wyleciał do otwartego salonu by zrzucić drący się balast w stertę poduszek tuż obok najstarszej siostry, już nastoletniej Katherin, która była "za dorosła" na takie zabawy. - Wujek! Wujek! Niespodzianka! - krzyczała przez śmiech Mel. - Dzieci! - upomniała Alice, która pojawiła się w pokoju. - A byłyście grzeczne? - Taaaaaak! *** - Masz pojęcie kto to? - Thony dorzucił kilka suchych szczap do przygasającego ognia w kominku. Iskry strzeliły w górę rozświetlając na chwilę jego przysadzistą sylwetkę. Praca przy biurku robiła swoje. Huw wzruszył ramionami. - Mówiłem tylko wam i… pięciu specjalistom od wariatów. Uśmiechnął się krzywo. Zakręcił młynka alkoholem w grubym szkle. Bursztynowy płyn wydzielał przyjemny zapach. - Bóg jeden wie komu przekazali zwierzenia złamanego życiem, byłego fun .. - Oj przestań! - Thony usiadł ciężko w fotelu. - To pewnie kolejny głupi żart, z serii tych, które są śmieszne tylko dla żartującego. Dobra, dobra, sprawdzę ci ten numer! - Wy znowu o pracy chłopcy? - Alice weszła do salonu wycierając ręce w ściereczkę. - Zajrzę do Mel, czy zasnęła, ostatnio ma z tym problemy i dołączę do was. Nie wypijcie wszystkiego beze mnie! - Pogroziła palcem wchodząc na schody. - Jesteś szczęściarzem Thony. - Wiem o tym Huw - odparł odprowadzając kobietę wzrokiem. - Wiem doskonale. Teraz. U złotego tygrysa Huw przesunął do siebie foliową koszulkę po lepkim blacie stołu, rozchylił i wyjął zawartość. Przejrzał zdjęcia pospiesznie, sprawdzając ogólną zawartość, by później przyjrzeć się każdemu z nich osobno, zwracając uwagę na szczegóły - nie tyle samą postać Elijaha, co jej otoczenie. Zdjęcia przedstawiały zaginionego w zwykłych, codziennych sytuacjach. Nie były to zdjęcia artystyczne. Wyglądały raczej jak ściągnięte z jakiegoś portalu społecznościowego. Krótkie flesze z życia codziennego. Zastygłe chwile szczęścia. Elijah na przyjęciu wśród znajomych, Elijah na trybunach stadionu w Anfield, Elijah w objęciach atrakcyjnej brunetki, najwidoczniej dziewczyny lub żony. Zdjęcia jakich widział tysiące. - Skoro pytasz… - Upił łyk piwa. - to pewnie nie różniły się zbytnio od tych nagranych na mojej automatycznej sekretarce? - stwierdził bardziej niż spytał. - Dokładnie tak - Thony skinął mu głową. - Początkowo myślałem, że jest tam ukryty link do jakiegoś scamu albo koparki bitcoinów. Ale to nie trzymało się kupy. Bo czemu ktoś miałby nagrywać ci taką samą wiadomość na sekretarkę? Siwy odłożył zdjęcia i odchylił się spoglądając na przyjaciela. Strzelił. To była naturalna odpowiedź na tak zadane pytanie. I mimo, że trafił, odpowiedź zaskoczyła go jak głupi żart. Thony nie wyglądał jednak jakby żartował. I nie żartowałby sobie w ten sposób. Lwyd znał go zbyt długo. - Przecież to jest bez sensu - pomyślał głośno Huw odrywając z trudem wzrok od przyjaciela i wlepiając go ponownie w Elijaha, jakby postać na zdjęciu miała mu pomóc zrozumieć to co właśnie usłyszał. - Też tak pomyślałem. Chyba, że nie mówisz mi wszystkiego. Na przykład, że korytarz to jakiś kryptonim, a ty masz kłopoty - naciskał McGregor, ale po minie Huwa widział, że to zły trop, była tak wymowna, że nie potrzeba było słów, żeby poczuł się głupio. - Wybacz, czasem z automatu zaczynam używać służbowych technik. Po prostu tego nie rozumiem. - Ja też nie. Ale spokojnie, dowiemy się wszystkiego jak dojdziemy do nadawcy tych wiadomości. Koniec wypowiedzi Huwa utonął w gwizdach i ostrych komentarzach. Poleciały bluzgi. Cokolwiek działo się na boisku, na szklanym ekranie, nie spodobało się stałym bywalcom U złotego tygrysa. Odruchowo, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, Lwyd sięgnął do kieszeni, gdzie w woreczku schowana leżała jedna z kilku fajek, które posiadał.Nie wyciągnął jej jednak, tylko pogładził płaszcz, czując pod palcami jej wypukłość.Ten prosty gest, jej obecność, podświadomość, że może ją wyciągnąć i zapalić, uspokajała. - Żona? - pstryknął w końcu fotografię atrakcyjnej brunetki. - Dzieci? Przyjaciele? Kto zgłosił zaginięcie? - Żona, - potwierdził, - Sarah Addington. Nie mieli dzieci. Co do znajomych, nie sugeruj się zdjęciami. On miał tylko kilku kolegów, z którymi utrzymywał stały kontakt. Wiedzą tyle samo, co policja, czyli nic. W każdym razie zgłosiłem tego maila do oddziału dochodzeniówki, której przydzielono sprawę. Wiesz, że niby natknąłem się na to przypadkiem. Dołączyli plik do akt i tak dalej, ale dla nich to tylko jeden z kolejnych tropów. Zanim przejdzie przez całą papierkową robotę i cokolwiek z tym zrobią, ten cały Elijah zdąży odwalić kitę trzy razy. Pokiwał głową. Doskonale sobie zdawał sprawę jak wygląda policyjna robota i niedobory w kadrach. Wszędzie tak było. - No dobra… Masz do niej kontakt? Adres? Adres mailowy Elijaha? Załatwisz mi kopię akt? Mecz najwidoczniej zakończył się klapą i czym świadczyło buczenie i niewybredne komentarze. Thony odchylił się na siedzeniu, który zaprotestowało głośnym skrzypieniem. - Wiesz, że pytasz mnie o całkiem sporo. Ale dobrze, dam ci jej numer. Tylko nie możesz jej powiedzieć skąd go naprawdę masz. Lepiej więc, żebyś miał jakąś dobrą historyjkę. Mail Eliaha to po prostu jego imię i nazwisko na gmailu. A co do akt… tutaj będzie problem. Nie pracuję nad tą sprawą, więc nie mam bezpośredniego dostępu do papierów.. Słuchaj Huw, zawsze powtarzałem, że wiesz co robisz, ale jaki właściwie masz plan? Siwy dopił piwo. Wiedział, że mógł przycisnąć McGregora i wyciągnąć od niego te akta ale… Po pierwsze Thony miał rację, mógł mieć problemy z ich zdobyciem, a jeśli ktoś się zainteresuje tym dlaczego policjantowi nie pracującemu nad tą sprawą tak zależy na zdobyciu akt sprawy, mógł spalić bardzo dobry kontakt. Po drugie, nie uznał, żeby w samych papierach mógł znaleźć coś szczególnie interesującego. Sprawa nie wyglądała na taką, nad którą ktoś by już przysiedział. Dopiero nabierała tempa w wolno obracających się trybikach policji. - Chciałbym porozmawiać z Sarah, zaoferuję jej pomoc w odnalezieniu męża, może wyciągnę z niej coś, co naprowadzi mnie na właściwy trop. Przydałby mi się jej adres. - Uśmiechnął się do McGregora. Ten odwzajemnił uśmiech. - Myślę, że da się zrobić ale będziesz mi winny większe piwo. - Pewnie! Kiedy tylko zechcesz! Dzięki Thony. - Wstał zabierając zdjęcia. Uścisnęli sobie dłonie. - Pozdrów Alice i uściskaj dzieciaki. *** Dymiąca fajeczka z przyjemnym zapachem aromatyzowanego tytoniu i obłoczki niebieskiego, od poświaty ekranu, dymu wolno wypuszczanego z płuc, pozwalały uporządkować myśli. Odłożył ją na stojaczek i zalogował się na laptopie przez szyfrowane połączenie na adres pewnego serwera, na którym zostawił wiadomość. Adres zmieniał się cyklicznie a policja nic na jego temat nie wiedziała, tak samo jak na temat osoby do, której pisał. Sprawdzał to już kilkukrotnie, no chyba, że sprawa była utajniona, tego wiedzieć już nie mógł. Kod: Od: Ghost Do: Hacwyr Szukam nadawcy maila wysłanego do elijah.addington@gmail.com z treścią "Wiem o korytarzu". Prawdopodobnie ta sama osoba dzwoniła do... *** Huw przywykł do wyjazdów, które były częścią jego pracy. Był w stanie spakować się w dziesięć minut i wyjechać na miesiąc. Właściwie można było powiedzieć, że był ciągle gotowy do wyjazdu. Szybko przejrzał zawartość plecaka, wziął sprzęt fotograficzny, podróżny zestaw fajczarski, laptopa i już był w drodze. Silnik szumiał cicho. Wrzucił w asystenta google “Nawiguj do Liverpool, Govanhill Street 7”. Nawigacja pokazała 4 godziny drogi. Rezerwacją hotelu się nie przejmował. Z reguły ogarniał coś na miejscu. Chciał zobaczyć sobie to miejsce a później znajdzie sobie coś w pobliżu. Lubił trochę improwizacji.
__________________ LUBIĘ PBF (miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) Ostatnio edytowane przez GreK : 31-12-2019 o 18:07. Powód: "Detektyw" |
18-12-2019, 21:08 | #3 |
Reputacja: 1 |
|
19-12-2019, 23:35 | #4 |
Reputacja: 1 | - Foxy, do mnie. Dobra dziewczynka – powiedziała Robin spokojnym tonem. Foxy automatycznie zareagowała na wyuczone polecenie, wyszła spod łóżka i podeszła do Robin. Nie zachowywała się jednak tak jak zwykle: ciągle była wyraźnie przestraszona, ogon miała wciśnięty między tylne łapy, sunęło nisko nad ziemia, jakby przykulona. Wyglądała na sporo mniejszą, niż w rzeczywistości była. - Co się stało? – zapytała Robin. – Już dobrze… - przesunęła dłońmi po ciele zwierzaka, metodycznie, badawczo, szukając jakiś urazów, zmian czegoś, co mogło by wyjaśnić zachowanie psa. Czuła, jak zwierzak drży, dysząc szybko i nerwowo. Psica był niespokojna, przestraszona, ale nos miała zimny, oczy i dziąsła wyglądały normalnie. - Już dobrze – powiedziała Robin, rozglądając się uważnie dookoła. Nic nie wzbudzało jej niepokoju – pokój zdawał się wyglądać dokładnie tak samo, jak wczoraj. Pies wcisnął się w jej nogi i rozglądał niespokojnie dookoła. Kiedy Robin próbowała odejść – zwierzak sunął za nią, przyklejony do jej łydki. Szukał ochrony. Robin była jej stadem, powinna jej bronić. Niewielkim stadem – dwuosobowym – do którego czasem wpuszczany był Will Sanders, dziennikarz i narzeczony Robin. - Już dobrze – powtórzyła Robin. – Zostań. Foxy posłusznie przypadła do podłogi. Nie warowała jednak, kuliła się, wodząc spojrzeniem za Robin. Kobieta sięgnęła do torby i wyciągnęła przenośny kenel, składany jak namiot. Rozłożyła transporter zajmując prawie cały wolny kawałek podłogi. - Klatka – powiedziała. Foxy jednym susem znalazła się w środku. Znajome miejsce uspokoiło ją nieco, ale ciągle wodziła spojrzeniem za Robin. Przerywała czasami na sekundę, aby rzucić niespokojne spojrzenie w ten, lub inny kat pokoju. - Dobry piesek – powtórzyła Robin. Wyciągnęła papierowy ręcznik i butelkę środka dezynfekcyjnego. Środek był reklamowany jako pochłaniający zapachy i 100 % skuteczny w usuwaniu plam z moczu – i Robin miała nadzieję, że zadziała. Nigdy go wcześniej nie używała, Roxy miała już 4 lata i nie zdarzało się jej zsikać od czasów, kiedy skończyła 7 miesięcy. Skończyła sprzątanie. Sytuacja była nietypowa, kobieta musiała to przyznać. Od dawna jeździła z Foxy na zawody, pies był przyzwyczajony do podróży, spania w obcych miejscach, obecności innych ludzi i zwierząt. Foxy była bardzo spokojna, zrównoważona, nawet bardziej niż zakładał wzorzec jej rasy. Will czasem twierdził, że Foxy przypomina mu znajomego dzieciaka z Aspergerem i nazywał ją Aspi. Co ciekawe – psica reagowała na ten przydomek. Willa to nieodmiennie śmieszyło. „Słodka Aspi” – zwykł był mawiać, drocząc się z Robin – „Śliczna, niby inteligentna, a jak chodzi o cokolwiek innego niż te wasze agility sztuczki to głupia jak but.” Robin złościła się na Willa, ale gdzieś w głębi duszy przyznawała mu rację – Foxy była tak skoncentrowana na odczytywaniu poleceń swojej pani i ich realizowaniu, że cały świat wokół nich mógłby nie istnieć. Kompletnie ignorowała ludzi i inne zwierzęta. Kiedy ją zaczepiali – nie bardzo wiedziała co robić, więc tylko patrzyła na swoja panią. Robin nauczyła ją, że ma pozwolić się pogłaskać, jak ktoś wyciąga dłoń, oraz pozwolić obwąchać się innym psom. Więc Foxy pozwalała a potem wracała do swoje pani po nagrodę zadowolona, że znów odczytała i spełniła jej polecenie. Zadowalanie Robin wydawało się być sensem jej życia. - Idziemy – pies zmaterializował się przy lewej nodze Robin, ciągle poddenerwowany, ale wyraźnie zadowolony, że może opuścić pokój. Kobieta zapięła smycz. Zeszły na dół, gdzie w recepcji Robin opowiedziała o „wypadku” pod łóżkiem i zapewniła, że podłoga jest czysta. Ignorując niezadowolone fuknięcia recepcjonistki dopytała o miejsca na śniadanie, oraz o adres miejscowego weterynarza. Pies wyglądał na zdrowego, ale podstawowe badania krwi i moczu powinny dać informacje o ewentualnych problemach. Pojutrze czekały ich zawody. Planowała dziś jeszcze podjechać do Ynseval, obejrzeć tor z bliska. Ale to wszystko potem. Najpierw spacer z Foxy. Kiedy schodziły z werandy jeszcze jedna myśl przemknęła Robin przez głowę "Nie przyjechałaś tu tylko z powodu zawodów…”. Szybko zdusiła ją w zarodku.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
20-12-2019, 00:36 | #5 |
Reputacja: 1 | Motor zatrzymał się w miejscu, a nogi ratowniczki odkleiły się od podnóżków maszyny i dotknęły ziemi, by utrzymać stojący pojazd w pionie. Ostatnio edytowane przez Proxy : 22-12-2019 o 17:27. |
25-12-2019, 13:52 | #6 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Caleb : 26-12-2019 o 11:37. |
31-12-2019, 18:04 | #7 |
Reputacja: 1 | Sarah Addington Wysiadając na Govanhill Street kolano zaprotestowało tępym bólem na ponad czterogodzinną podróż samochodem z wyprostowaną nogą. Potrzebował przekuśtykać kilka metrów zanim dolegliwość rozlała się wzdłuż nogi zmieniając intensywność z dwustufuntowej baletnicy tańczącej piruety na kolanie, w dwustufuntową baletnicę oplatającą nogę w miłosnym uścisku. Ta druga była czulsza i Huw traktował ją jak starą, uprzykrzoną kochankę, której ciężko się pozbyć, a której brak od razu jest odczuwalny. Brzydota Liverpoolskich czynszówek w pewien sposób pociągała detektywa i nim wszedł do klatki pachnącej stęchlizną, pozwolił sobie na jej uwiecznienie w kilku szybko złapanych kadrach. Idąc korytarzem, któremu ktoś próbował nadać pozory schludności, wręcz czuł na sobie wścibskie spojrzenia wyzierające przez okna judaszy. Najbardziej niezawodny system monitoringu - ciekawski sąsiad. Ciche odgłosy obecności dochodzące zza drzwi z numerem dwanaście, świadczyły o tym, że Sarah Addington najprawdopodobniej nie miała ochoty na gości. Uśmiechnął się łagodnie do wizjera i sięgnął do kieszeni skąd wyciągnął wizytówkę, na której dużymi literami było napisane: Huw LWYD licencjonowany detektyw Przysunął kartonik do szklanego oka drzwi i przytrzymał nieruchomo, tak żeby osoba po drugiej stronie miała możliwość odczytania. Nie doczekał się reakcji, więc skreślił długopisem kilka słów na odwrotnej stronie karteczki i wepchnął ją w szczelinę między framugą a drzwiami. Niespiesznie udał się schodami na dół. Mrok zaczął już przykrywać brzydotę zaśmieconej uliczki. Usłyszał skrzypnięcie drzwi na piętrze, przejeżdżająca niedaleko na sygnale karetka zagłuszyła ich zamknięcie. Siwy stał jeszcze przez chwilę przy wyjściu z klatki chłonąc wątpliwy urok miejsca. Obserwując otoczenie. Wsłuchując się w wieczorne rozmowy Anglików, w groźne pomruki budynku. Gdzieś obok ktoś głośno dyskutował, w tle słychać było włączony telewizor. Z zewnątrz dochodziły odległe krzyki. Wiatr przeciągnął po ulicy z brzęczeniem pustą puszkę. Detektyw oderwał się od ściany i wsiadł do samochodu. Ruszył niespiesznie, kodując w pamięci rozkład bram, uliczek, okolicznych sklepików. Motel znalazł dwie ulice dalej, około piętnaście minut piechotą. Była opcja wynajęcia pokoju na godziny. Zapłacił z góry za dwie doby. Nie zakładał, żeby musiał tutaj spędzić więcej czasu. Pokój był mały. Mieściło się w nim łóżko, wąska szafka i niewielka łazienka z prysznicem zasłoniętym foliową kotarą. Woda była jednak gorąca a pościel czysta i to było wszystko czego mu trzeba było w tej chwili. Po szybkim prysznicu, już w łóżku odpalił laptopa i przeszukał fora społecznościowe w poszukiwaniu informacji na temat państwa Addington. Tak jak podejrzewał, zdjęcia były ściągnięte z facebooka. Sarah nie miała założonego profilu. Znalazł za to firmę ubezpieczeniową, w której pracował Elijah. Oddział Independent Insurance. Addington znajdował się na liście pracowników, lecz oprócz służbowego maila oraz telefonu nie było tam nic więcej. Hacwyr milczała ale minęło dopiero kilka godzin odkąd wysłał jej zlecenie. Nastawił budzik na piątą rano i poszedł spać. Był zmęczony, więc nawet hałasy dochodzące zza cienkich ścian nie były w stanie mu przeszkodzić. *** Telefon zadzwonił przed budzikiem. Tak jak się spodziewał, wyświetlił się numer, który podał mu Thony. Najwyraźniej noc minęła Sarah na walce z myślami. W słuchawce odezwał się wyraźnie zmęczony głos kobiety w średnim wieku. - W jaki sposób może pan pomóc? - spytała wprost, bez żadnego wstępu. Huw usiadł na łóżku. Potarł zmęczone oczy starając się odgonić resztki snu. - Prowadzę inną sprawę - zaczął ostrożnie, - która naprowadziła mnie na zniknięcie pani męża. Jest bardzo prawdopodobne, że obie są powiązane, ale to będę mógł potwierdzić dopiero po rozmowie z panią. Wstał. Odsunął rolety. Za oknami była jeszcze noc. Cisza w słuchawce niebezpiecznie się przedłużała. - Byłem kiedyś policjantem, wiem jak pracują. Póki nie ma trupa, ten temat nie będzie priorytetem a jedynie jednym z setek innych. - Zrobił pauzę, żeby przetrawiła informację. - Ja zajmuję się tylko tym. Nic pani nie traci spotykając się ze mną. Kobieta nadal milczała i Huw słyszał tylko jej płytki oddech. Czyżby zastanawiała się skąd o niej wiedział? A może uznała jego telefon za ostatni łut nadziei? Czasem jakby instynktownie potrafił nawiązać z kimś więź, z drugiej strony przy podobnie delikatnych sprawach mógł skrewić przez jedno niewłaściwe słowo. - Co konkretnie jest podobnego w tamtej sprawie, że postanowił pan zadzwonić? - Sarah odchrząknęła, jakby chciała ukryć delikatne zainteresowanie. Spodziewał się tego pytania, czekał na nie, dlatego odpowiedział bez zastanowienia. - Czy pani mąż przed zniknięciem miewał koszmary? O tunelu, z którego nie potrafił wyjść… - zawiesił głos czekając na reakcję. To był jego jedyny strzał, jedyna szansa. Uzewnętrznianie się przed obcym człowiekiem wyraźnie zdezorientowało panią Addington. Odczekała jednak tylko chwilę, po czym podjęła temat: - Dręczyły go koszmary, to prawda. Ogólnie źle spał, ale pod koniec nie mówił mi już zbyt wiele. Może i był tam jakiś tunel. Średnio rozumiem jaki ma to związek z tematem. - To nie jest rozmowa na telefon. - Spojrzał na zegarek. - Jest dość wcześnie ale za dziesięć minut otwierają piekarnię na Irvine Street, to przecznica od pani mieszkania, wie pani gdzie to? Tam zdaje się można napić się kawy. Nie wiem jak pani, ale ja potrzebuję kawy. Uśmiechnął się. Wiedział, że go nie widzi, ale wiedział też, że wyczuje ten uśmiech. - Jeśli stwierdzi pani, że opowiadam bzdury rozstaniemy się i już nie będę pani nachodzić. Usłyszał jak Sarah cicho wciąga powietrze, dopiero po chwili orientując się, że odpala papierosa. - Dobrze- powiedziała wreszcie. - Proszę tam na mnie zaczekać - zakończyła połączenie. Zmył zimną wodą resztki snu i udał się na piechotę do piekarni. Na miejscu ujrzał niewielki, utrzymany w ciepłych kolorach lokal. Zwykle większość klientów siedziała na wiklinowych krzesłach przed wejściem do piekarni, szczególnie kiedy było jeszcze umiarkowanie ciepło (Liverpool mógł cieszyć się ostatnimi dniami lata). O tej godzinie nie było tu jednak nikogo. Miejsce to dzieliło się na dwie części: w pierwszej znajdował się zwykły sklep z pieczywem, a w drugiej coś na rodzaj kawiarni. Można tu było zamówić przekąski oraz kawę właśnie. Lwyd zajął miejsce, na co od razu zareagowała drobna dziewczyna, zbierając od niego zamówienie. Ledwie zdążyła się oddalić, jak zza drugiej strony ulicy wyłoniła się kobieta, która mogła być tylko Sarah Addington. Wstał i obserwując jak się zbliża odsunął krzesło od stolika. Miała na sobie marynarkę oraz czarne spodnie i jak jeszcze ubiór trzymała w jakimś ładzie, tak z całą resztą było znacznie gorzej. Już z daleka zauważył sińce pod oczami, bladą cerę i skołtunione włosy. - Pan Huw - bardziej stwierdziła niż zapytała, zajmując trzymane przez detektywa krzesło. Dosunął je. Natychmiast odpaliła kolejne malboro. Huw zgarnął popielniczkę z sąsiedniego stolika i postawił przed kobietą nim sam zajął miejsce naprzeciwko niej. - Pani Addington. Zamówić pani kawę? - Nie czekając na odpowiedź skinął na obsługę. - Podwójne espresso, dziękuję - wyglądała jakby potrzebowała kawy bardziej niż on. Złożył zamówienie. - Na początku chciałbym wyjaśnić, że za moją usługę nie oczekuję wynagrodzenia, mój klient już płaci za prowadzenie tej sprawy, która jak już wspomniałem wcześniej może łączyć się ze zniknięciem pani męża - przeszedł od razu do sedna. Biorąc pod uwagę dzielnicę w jakiej mieszkała Sarah i jej obecną sytuację, pieniądze mogły mieć kluczowe znaczenie. Kobieta patrzyła na niego z kolei trochę nieobecna. Zmęczenie oraz stres wyraźnie przeorały tę biedną osóbkę. Mógł się tylko zastanawiać na ile będzie chętna do współpracy. Podczas swojej pracy spotykał się z wieloma ludźmi, którzy byli poddawani wpływom silnych emocji. Czasem sprawiały one, że zamykali się w sobie, ale i bywało wręcz przeciwnie - porzucali konwenanse i potrafili mówić zaskakująco szczerze. Kelnerka podeszła z zamówieniem.. - Więc… - wyciągnęła rękę, aby posłodzić swoją kawę - co właściwie łączy sprawę mojego męża z pańską? Rozumiem, że nie chodzi tu tylko o złe sny Sarah była na skraju wyczerpania tak fizycznego jak i nerwowego. Huw postanowił od razu przejść do meritum i dać jej nadzieję na odnalezienie męża - Są dwa wątki łączące te sprawy i jakkolwiek wydaje się to absurdalne, sen w tym momencie zdaje się być kluczowym. Drugim - dodał nie przerywając wypowiedzi, - jest wiadomość jaką otrzymał pani mąż i mój klient, o spotkaniu w mieście Sionn. Podejrzewam, że tam właśnie wyjechał Elijah. Zamierzam się tam wybrać. Nie chcę karmić pani złudnymi nadziejami ale informacje jakie mi pani udzieli mogą zwiększyć szanse znalezienia męża. Czy odpowie pani na kilka pytań? Jego rozmówczyni odchyliła się nieco na krześle. Kiedy Huw wspominał o jej mężu, oczy kobiety zmieniały się w jakiś dziwny sposób. Wyglądało jednak na to, że detektyw zdobył choć krztynę jej zaufania. - Tak naprawdę niewiele wiem, ale proszę pytać Nie spytała skąd ma tą informację i Huw był zadowolony, że nie musi kłamać. - Czy Elijah korzystał z usług psychologa lub miał serdecznego przyjaciela, któremu mógł zwierzyć się z treści snów. - Nie mówił mi tego wprost, dopiero podczas śledztwa wyszło, że chodził do specjalisty. Chyba się wstydził, jakby to było coś dziwnego. W każdym razie psycholog też nie chciał powiedzieć wszystkiego, podał jedynie te informacje, które wymogła na nim policja. Zasłaniał się tajemnicą zawodową, rozumie pan. Według jego stanowiska mój mąż nie planował żadnego wyjazdu, raczej sprawiał wrażenie osoby apatycznej i stroniącej od zmian. Cóż, muszę się z tym zgodzić. Zapalniczka Sarah wyrzuciła z siebie ostatnią iskrę. Huw wyciągnął z kieszeni zapałki i pomógł jej odpalić kolejnego papierosa. Zrozumiał, że jego rozmówczyni znów maskuje swoje emocje. Zajęcie się kolejnym papierosem miało prawdopodobnie zakamuflować to, jak nagle posmutniała, mówiąc o stanie męża. Na jej obliczu rysowało się dodatkowe napięcie, będące czymś innym niż dotychczasowa suma stresu i łez. Było to ledwie widoczne, a jednak zauważalne dla wnikliwego oka Siwego. - Nie miał wielu przyjaciół. Jeśli można kogoś nazwać w ten sposób, to na pewnego Ritchiego. To jego kumpel jeszcze z czasów szkolnych. Trudno mi powiedzieć czy zechce z panem rozmawiać. Według mnie ma trudny charakter, ale z jakiegoś powodu lubili się z Elijahem. - Będę potrzebować dokładniejszych danych na temat tych dwóch panów. Jak rozumiem telefon i komputer Elijaha przejęła policja? - stwierdził bardziej niż spytał, a kobieta tylko ponuro przytaknęła. - Psycholog nazywa się Oliver Gusfield. Zdaje się, że ma klinikę w północnej części miasta. Ritchie… umiarkowanie przepadam za tym facetem, ale pana praktycznie nie znam. Trudno mi powiedzieć czy Elijah by chciał, żeby pan go nachodził. Z całym szacunkiem. Huw dopił chłodną już kawę. Odstawił filiżankę. Szkło stuknęło o szkło. - Rozumiem. Nie będę naciskał. Czy mógłbym coś dla pani zrobić. Cokolwiek? Proszę pytać Ręka jej zadrżała gdy odłożyła filiżankę na spodek. Spojrzała na niego smutnymi, zmęczonymi oczami. - Chcę tylko wiedzieć czy mojemu mężowi coś naprawdę się stało lub po prostu ode mnie uciekł. I żebym dowiedziała się o tym jako pierwsza, bez względu na to, jak złe wiadomości to nie będą - Sarah drążcym gestem odgarnęła włosy i zrobiła pauzę. Najwyraźniej zastanawiała się ile może jeszcze powiedzieć. - On sobie z czymś nie radził. Odsuwał się ode mnie. Nie rozumiem dlaczego i to jest najtrudniejsze. Skinął głową. - Nie znałem pani męża, ale jeśli miałbym zaryzykować stwierdzenie, to powiedziałbym, że miał problemy natury psychologicznej, z którymi sobie nie radził. Nie sądzę, żeby to miało cokolwiek z panią wspólnego. Zdało mu się, że zobaczył wdzięczność w jej wilgotnych, podpuchniętych oczach. - Dziękuję, że znalazła pani dla mnie czas. Pozwolę sobie zostawić pani numer telefonu i odezwę się, jeśli tylko uda mi się czegokolwiek dowiedzieć. - Wstał, wyciągnął rękę. - Do widzenia i proszę się nie zadręczać, spróbować odpocząć. Do widzenia. *** - W Liverpoolu? Siwy, ale co ty kurwa robisz w Liverpoolu? - Interesy. - No interesy, interesy, rozumiem, ale pojebało cię Siwy? W Liverpoolu? Przecież to pół dnia drogi... - Powtarzasz się Paul. - No wiem, ale Liverpool? - w tle słychać westchnienie. - Jebany… No dobra. Coś ci zdaje się jestem winien. - Zdaje się, że tak… - Dobra, dobra… Mów czego ci trzeba. *** Pół godziny później Huw siedział w samochodzie i jechał w kierunku Sionn.
__________________ LUBIĘ PBF (miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) Ostatnio edytowane przez GreK : 17-01-2020 o 22:52. Powód: Literka K |
01-01-2020, 23:20 | #8 |
Reputacja: 1 | - Ojej, mamusiu, on ma różowy nosek! Jak króliczek! Jest taki słodki. I takie włoski jaka ja! Mogę go pogłaskać , mamusiu, mogę, proszę? Prooszę!- mała, na oko pięcioletnia dziewczynka, skakała wokół matki, ciągnąc ją w stronę Robin i Roxy. Rude włoski dziewczynki, mino prób ujarzmienia uch spinkami, falowały wokół buzi dziecka. - Znasz zasady, słonko. Jeśli właściciel pozwoli, to tak. – powiedziała kobieta. – Możemy podejść. Dziewczynka pisnęła z radości, złapała matkę za rękę i pociągnęła w stronę Robin i pasa. Dwa metry przed kobietą zwolniła, po czym podeszła, pozornie nie zwracając uwagi na psa. - Dzień dobry. – powiedziała, podnosząc buzię żeby spojrzeć Robin w twarz. – Nazywam się Suzie. Czy mogę pogłaskać pieska? Zanim Robin zdążyła odpowiedzieć, dodała szybko: - Wiem, jak to się robi. Trzeba być spokojnym, nie wolno dotykać oczu pieska, wyciągnąć rękę i poczekać. - Widzę, ze świetnie się na tym znasz, Suzie. – Robin wymieniła spojrzenie z matką dziewczynki, a potem uśmiechnęła się do małej. – To suczka, wabi się Foxy. Foxy, która kompletnie ignorowała dziewczynka i jej matkę, na dźwięk swojego imania wbiła spojrzenie w twarz Robin. – Focy, przywitaj się z dziewczynką – Robin wskazała małą. Foxy posłusznie podeszła, trąciła nosem wyciągniętą rękę, zamachała dwa razy ogonem i pozwoliła poklepać się po grzebiecie. Potem wróciła do Robin, wyraźnie zadowolona, że mogła spełnić życzenie swojej pani. ”Chrupek” mówiło jej spojrzenie. Robin wyjęła przysmak i podała dziewczynce. - Możesz jej dać. Niestety, Foxy nie jest zbyt towarzyska. Chwilę potem szły ulicami miasteczka, rozglądając się dookoła. Osada robiła przyjazne wrażenie, podobnie jak mieszkańcy, którzy tak jak mała Suzie wydawali się przychylnie nastawienie do psa i jego właścicielki. Robin złapała kilka życzliwych spojrzeń i z każdym krokiem czerpała coraz więcej przyjemności ze spaceru. Była już pewna, że jej wczorajsza , lekko lękliwa, reakcja na miasteczko była mocno przesadzona. Mili ludzie, miła okolica. Może to właśnie było problemem i przyczyną nocnej wpadki? Jej nastawienie, które psica wyczuła i przetworzyła po swojemu? Trudno powiedzieć. Teraz Foxy też wydawała się mniej skoncentrowana niż zwykle, zdarzało się jej zapatrywać w dal, jakby coś przyciągało jej uwagę. Robin wędrowała wzrokiem za spojrzeniem psa, ale nic nie widziała. Dobrze, że będzie mogła porozmawiać z weterynarzem, to powinno je obie uspokoić… - Noga, Foxy, idziemy – pies błyskawicznie ostawił nos na wysokości lewego kolana kobiety. Szły powoli, rozglądając się za miejscem na śniadanie. Wybór nie był duży, do „Eisteddfod” można było wejść ze zwierzęciem. Do „Kawiarni Matta” oraz lokalu z owcą już nie, lecz Robin zauważyła kilka stolików na zewnątrz. Jedynie na drzwiach stołówki widniał duży piktogram z przekreślonym psem. Wróciła do „Eisteddfod”- napis Pet friendly opisany na stylizowanym piktogramie przedstawiającym wpisane w siebie sylwetki psa, kota i papugi zachęcał do wizyty. Weszły do środka, Robin zamówiła śniadanie i zajęła stolik przy oknie. Foxy ułożyła się pod stolikiem, przy ścinie. Przez chwilę udawała, że jej nie ma, a potem zapadła w drzemkę. Robin jadła niespiesznie, obserwując ulice i chodnik. Życie w Sion wydawało się toczyć powoli, jakby dostosowując się do tempa posiłku. To było miłe uczucie.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
02-01-2020, 21:49 | #9 |
Reputacja: 1 |
|
03-01-2020, 20:12 | #10 |
Reputacja: 1 | - Dobry wieczór - odezwała ratowniczka nie odrywając głowy od zaparkowanego samochodu. Jej oczy były cały czas przymrużone od reflektorów pojazdu. Nie przeszkodziło to jej na ocenie pasażerek jak i wozu. - Panie tutejsze? Mają panie dużą latarkę? - dodała rozkładając nóżkę motoru i zsiadając z niego. |