Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-07-2020, 17:13   #91
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Strzał, drugi...
I wreszcie intruz padł, rozjaśniając pomieszczenie błyskiem elektrycznych wyładowań. Na szczęście był tylko jeden, ale Billy był bardzo ciekaw, skąd w kolonii wziął się bojowy syntetyk, czy są w pobliżu kolejne i dlaczego, na demony, cholerna da Silva ich nie uprzedziła o takiej ciekawostce.
Bez względu na to, czy wiedziała, czy nie, to jej opowieści o braku sekretów kolonii można było wsadzić między bajki. Bojowy android w zwykłej kolonii?
Wnet jednak sprawa syntetyka odeszła w zapomnienie, bowiem pojawili się kolejni 'goście'.

* * *

Towarzystwo na balkoniku zmieniło się niespodziewanie z bardzo miłego na takie, jakiego Billy nigdy w życiu nie chciałby mieć...
Dwoje to para, troje to tłok.
Billy właśnie na własnej skórze odczuł prawdziwość tego powiedzenia, chociaż - nie da się ukryć - nie bardzo miał teraz ochotę myśleć nad ludowymi mądrościami. Miał na karku kłopoty. Spore, liczące ponad dwa metry i ciężkie nad podziw.
Nicky zniknęła z balkonika jak zdmuchnięta, a Billy nie wiedział, czy cieszyć się, że dziewczyna znalazła się poza zasięgiem Xeno, czy zastanawiać się nad tym, co sobie połamała po krótkim locie w dół... O tym jednak mógł się dowiedzieć później - o ile przeżyje. O to jednak musiał zadbać sam, bo inni mieli na głowach dosyć problemów. Na szczęście okazujący mu mnóstwo sympatii Xeno odsunął się na moment, co pozwoliło Billy'emu przesunąć nieco lufę snajperki i skierować w korpus sąsiada.
Nie zwlekając pociągnął za spust. A potem po raz drugi.
Gdyby jakimś szczęśliwym trafem Xeno choćby się na moment od niego odczepił, Billy miał zamiar opuścić balkonik, najlepiej wykorzystując drabinkę, w ostateczności omijając szczeble.

Strzał ze snajperki, z niemal bezpośredniej bliskości, wywalił sporą dziurę w tułowiu Xeno, na co ten zasyczał z bólu. Kwaso-jucha chlusnęła na kratkę balkonu, na którym bestia stała, paląc ją… właściwie to prosto pod jej cholernymi nogami. Sing miał zamiar poprawić jeszcze jednym strzałem, gdy znowu pojawił się przeklęty ogon Xenomorfa, mężczyzna został więc zmuszony do gardy własnym karabinem, by uniknąć ciosu.

- Uciekaj! - Usłyszał wtedy z boku.

Nicky. Jednak nie spadła. Wisiała blada na balkoniku, z twarzą wykrzywioną bólem, trzymając się jedną ręką kraty. Nie widział jej pod takim kątem na te kilka chwil, samemu leżąc na owej kracie… metal pod nogami Xeno nieco popuścił, i ten zapadł się w nim odrobinę, tak jakby po kostki. Własna krew bestii, tym razem miała okazać się zgubą dla niej samej.

- Już!! - Krzyknęła do Billego Nicky, po czym rzuciła pod Xenomorfa granat. Mrugnęła jeszcze do snajpera, po czym puściła się, i tym razem już naprawdę poleciała w dół. A Billy nie miał zamiaru tak ginąć, rzucił się więc do ucieczki, by schronić się choćby za kabiną suwnicy…

Kabina, jakimś dziwnym trafem, uchroniła Billy'ego przed odłamkami.
Snajper, choć nie do końca cały i zdrowy, dopadł drabinki i, nie przejmując się przepisami BHP, zjechał na dół, omijając większość szczebli.
A potem ruszył w stronę Nicky, chcąc jak najszybciej wyciągnąć ją z hali… gdzie spotkał się, z pędzącym w tym samym kierunku sierżantem.
- Masz kurwa uszkodzony komunikator?! - Zjebał go na dzień dobry Reynolds. No tak, Billy nie odpowiedział sierżantowi, gdy ten go wywoływał…

Nicky leżała nieco powykręcana na podłodze, próbując jakoś dojść ze sobą do ładu i składu. Miała w sumie trochę szczęścia w nieszczęściu, spadła bowiem na podwójny rząd skrzyń,z czego nawet jedną z nich wygięła… jej karabin leżał kij wie gdzie, jej hełm oddalony chyba o więcej niż metr, wciąż połączony z resztą ciała kablem, ona sama z kolei złorzecząc, wyjąc z bólu, i w sumie i ze strachu przed nadciągającymi Xeno, trzymała się za udo lewej nogi…

Billy nie odpowiedział na zarzut, bowiem nie miał pojęcia, czy ktokolwiek cokolwiek do niego mówił. Może więc i komunikator diabli wzięli?
- Nic nie słyszałem - przyznał, dotknąwszy hełmu.

Gdzieś na hali, wśród całej kanonady i wydzierania się, znowu coś eksplodowało(pewnie jakiś granat?), a po chwili… te jedne, cholerne wrota puściły. Z ich resztek z kolei wysypały się kolejne Xenomorfy i Facehuggery.

Tamte jednak go nie obchodziły, bowiem miał na głowie inny kłopot - a nawet dwa...
- No, mała, zaraz cię stąd wyciągnę - powiedział. Wycelował, po czym strzelił do biegnącego w ich stronę Xeno, wywalając mu ładną dziurę w prawym boku, po czym miał zamiar poprawić, gdy cholerstwo wyskoczyło w górę na dobre 3 metry, po prostu w ich stronę skacząc… i Billy spudłował. Wizja śmierci była tuż tuż. Póki nie włączył się sierżant, ściągając delikwenta serią w locie. Xeno podziurawiony kulami padł martwy (był krytyk!) na podłogę tuż przed butami Singa.
- No to ją zabieraj! - Fuknął sierżant - Osłaniam!

Billy nie tracił czasu na odpowiedź czy podziękowania - przerzucił karabin przez ramię i spróbował pomóc wstać dziewczynie. I, gdyby dało radę, pokuśtykać z nią w stronę wyjścia z hali.
- Jeśli nie zdołasz iść, to cię wyciągnę - spróbował podnieść ją na duchu.

Sing ciągnął Nicky za szelki na ramionach po podłodze… innego sposobu chyba nie było. Okazało się bowiem, że oprócz uszkodzonej nogi, dziewczyna miała i coś z barkiem, a jej ramię dziwnie znajdowało się o wiele niżej, niż powinno. Czyżby było wybite? Nicky trochę pomagała, odpychając się zdrową nogą, sierżant ich osłaniał, a wrzaski, wybuchy, i kanonada w hali wciąż nie ustępowały…

Billy nie przejmował się strzelaniną - przynajmniej chwilowo. Nicky z wyposażeniem ważyła swoje, więc wyciąganie jej z pola walki nie było spacerkiem przez park.
Ale i tak bacznie się rozglądał, gotów - w razie konieczności - zostawić na moment dziewczynę i strzelać do każdego Xeno, jakie stanie im na drodze.
- Jeszcze parę kroków... - spróbował pocieszyć dziewczynę. - [i]A potem będzie z górki/i] - dodał. - Świetnie załatwiłaś tego Xeno. - Pochylił się i powiedział jej to niemal do ucha.
- To ty mu… ughh… zrobiłeś… uhhh… dziurę w klacie… ja dokończyłam… - Odpowiedziała Nicky.
- Uzupełniamy się - stwierdził Billy. - Ale to ty uratowałaś nam tyłki na tym balkoniku.

Po kilku dłuższych chwilach Sing z ranną Nicky byli przy wrotach, którymi wcześniej wszedł do hali cały pluton. Przy wrotach też panowało małe zamieszanie… Denise płakała z zakrwawioną nogą, Dawson przeklinał, a Holon bez ruchu leżała na podłodze z Facehuggerem na twarzy.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-07-2020, 20:34   #92
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pojawienie się kolejnych alienów nie wzbudził ni strachu ni gniewu. Nathan był już zbyt zmęczony ciągłą walką.
- Jesteśmy atakowani, proszę o wsparcie.- poinformował dowódców pozostałych dwóch plutonów pozbawionym emocji głosem mierząc i strzelając z broni do najbliższych alienów. Widoki jakie mijał i wydarzenia w jakich brał udział sprawiły, że horror tego miejsca mu spowszedniał.
- Zacieśnić szyki, postawić wrogów wobec ściany ołowiu!- wydawał rozkazy szykując się do salwy i poruszania się w kierunku drzwi.-Zgrupować się wokół drzwi. Osłonić ewakuację cywili. Doktor Holon proszę asystować cywilom!
Nie było szans, ani sensu obrony tego miejsca. Mieli zbyt mało sił na to, zarówno w postaci ubywających ludzi, jak sił fizycznych. Hawkes z ponurą miną oceniał całą tą bazę jako straconą sprawę… powinni się stąd ewakuować jak najszybciej. Nie było sensu zostawać tu na noc. Nie było sensu w ogóle tu przebywać. Da Silva mogła się łudzić, że ta baza i okolica miała wartość, ale dla Nathana… tylko jako cel ćwiczebny dział orbitalnych.

- Będziemy tam za kilka minut, trzymajcie się! - Odezwała się w komunikatorze Brooks.

W tym czasie, Bravo 1 i 2 ruszyły w kierunku wrót… JJ i “Shini Hira” zostali jednak z tyłu! Technik chciał chyba za wszelką cenę przywrócić funkcjonalność naprawionej przetwornicy, ponownie podłączając ją do systemu kolonii.

B3 przebiegło Hawkesowi niemal przed nosem, wspierając B4 w walce z Xeno… do B4 dołączyło również B2. Marines zaczęli w końcu tworzyć zaporę ogniową, stając na drodze bestii, by cywile i… B1(?) mogli dotrzeć do wrót?

Wtedy też, rozległ się łoskot jakiejś potężnej siły, walącej we wrota z kierunku korytarza do magazynu z pamiętnymi jajami Xeno...a te po chwili zostały lekko na środku, na dole wygięte… do hali z przetwornicami wbiegły zaś pierwsze Facehuggery.
- Strzelać bez rozkazu. Trzymać to cholerstwo na dystans! - krzyczał Hawkes z uniesionym karabinem i okiem przy celowniku. Czekał tylko aż wróg znajdzie się w zasięgu, by nacisnąć spust… zauważył za to dziwną sytuację tuż obok. Jakieś małe zamieszanie, w którym (oczywiście) brała udział da Silva, wraz z resztą cywili…Hawkes posłał serię w kratownicę licząc, że to wystarczy by zniechęcić wystającego z niego kseno.

Gdzieś na hali, wśród całej kanonady i wydzierania się, znowu coś eksplodowało(pewnie jakiś granat?), a po chwili… te jedne, cholerne wrota puściły. Z ich resztek z kolei wysypały się kolejne Xenomorfy i Facehuggery.

- Kurwa! Więcej ścierw! - Skwitował wszystko Dawson, wskazując kierunek skąd nadciągały bestie.

Agnes wzięła Denise na plecy, podtrzymując nastolatkę tylko jedną ręką, by drugą mieć wolną z pistoletem, po czym trio cywili ruszyło pędem ponownie w kierunku wyjścia… osłaniała je wszystkie Holon, tuż za nimi była McNeel i Dawson. Ehost z kolei minimalnie odbił w bok, po czym pierdyknął z miotacza w kierunku jednego Xeno i Facehuggera.
W końcu… teraz Hawkes mógł spokojnie skupić się na samych potworkach i swoim oddziale.
- Zgłaszać kłopoty i powoli wycofywać się w kierunku wyjścia! Nie musimy wystrzelać wszystkich alienów tutaj! I tak pewnie nie starczyłoby nam amunicji!- krzyknął do komunikatora porucznik i wybrał na cel najbliższe potencjalne zagrożenie czekając aż będzie mógł je odstrzelić.

Pluton radził sobie jednak dobrze, wybijając już chyba wszystkie Xeno na tą chwilę… Smartgunnerka Reynolds została jednak ciężko ranna, tracąc (szczęście w nieszczęściu) prawą, sztuczną kończynę w okolicach łokcia, po wyjątkowo brutalnym ciosie pazurów jednej z bestii.

Cywile uciekali do wyjścia… korytarzem od strony reaktora pędziła jednak masa nowych gnid. Marines musieli się więc wycofać i… JJ do czegoś strzelał między przetwornicami. To zwróciło uwagę porucznika.
- Zbierać się do wyjścia!- wrzasnął porucznik sam ruszając w kierunku JJa. Liczył na to, że jego pomoc wystarczy w tej materii.

Okazało się, że Technika gonił Xeno… uciekający JJ odwrócił się i strzelił do gnidy, było to jednak za mało. Ogień oddał i Hawkes, sukinkot nadal jednak nie padał. A w oddali porucznik zauważył “Shini Hirę”, walczącego obok panelu sterującego samotnie z kolejnym Xeno. Azjata przegrywał tą potyczkę…

Xeno w końcu skoczył na Jacoba… pazury cięły mężczyznę po prawej ręce. PO PRAWEJ. Trysnęła krew…

A kilka metrów obok, Azjata był masakrowany przez innego sukinsyna.
Kanonada porucznika w końcu zakończyła życie potworka a “Shini Hira”... eksplodował… rozrywając siebie i Xeno. Dramatyczna i wstrząsająca scena, która pewnie będzie jednym z koszmarów Nathana w przyszłości. O ile... dożyje okazję by ją wyśnić.
Na razie warknął jedynie gniewnie.
-Wynosimy się … już.
… do JJ’a i zaczął wycofywać sprawdzając ilość amunicji w karabinie. Furią dusił w sobie lęk jak i inne emocje.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 25-07-2020, 23:51   #93
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
z MG, Efcią i abishaiem

Veronica da Silva

Może i Agnes nie miała oporów przed zestawieniem Denise, w końcu działała zgodnie z wbudowanymi algorytmami, czego da Silva nie miała jej za złe; sama Veronica miała już takie opory i pociągnęła dziewczynę za sobą. Doskonale zdawała sobie przy tym sprawę, że pozostawione dziecko nie przeżyje. Z nielicznymi wyjątkami oddział pod dowództwem porucznika Hawkesa zostawiłby ją na pastwę losu i ksenomorfów, żeby tylko ochronić swoje dupy.
Agnes ciągnęła więc Veronicę, Veronica Denise, i tak biegły we trzy (z tą ostatnią krzyczącą w panice) do wrót, wśród jazgotu broni Marines, atakujących Xeno… i Bravo 1, które pędziło wraz z nimi, w tym samym kierunku. Chyba właśnie potwierdzały się myśli dyrektor, które miały miejsce ledwie dwie sekundy temu.
- Będziemy... was... osłaniać! - Krzyknęła plutonowa lekarka w trakcie biegu - Byle… do drzwi!
Veronika, pokładając zaufania w swoim androidzie, biegła za Agnes mocno trzymając za rękę dziewczynę.
Wyglądało na to, że same będą musieli dotrzeć do laboratorium i przebywających tam kolonistów i jakoś ich stamtąd zabrać. Mając przy tym nadzieją, że statek który je te przywiózł czeka tam jeszcze i dokona ewaluacji ludności.

Wtedy też, rozległ się łoskot jakiejś potężnej siły, walącej we wrota z kierunku korytarza do magazynu z pamiętnymi jajami Xeno...a te po chwili zostały lekko na środku, na dole wygięte… do hali z przetwornicami wbiegły zaś pierwsze Facehuggery.

Wzmocniwszy uchwyt, by Denise przypadkiem nie wyrwała się, dyrektor da Silva podążała za swoją ochroniarz.
- Przestań się szarpać! - Veronica krzyknęła, tonem nie znoszącym sprzeciwu, w pewnym momencie spoglądając na dziewczynę. - Idziemy do wyjścia. Marines zajmą się ksenomorfami.
A Denise nagle… wrzasnęła, po czym z przerażoną miną spojrzała w dół. Stała na jakiejś dużej kratownicy w podłodze, którą właśnie przebiło łapsko Xenomorfa, łapiące ją za kostkę u nogi. Wrzaski nastolatki, pierwsze tryśnięcie krwi z jej ciała…
Tym razem Veronica szarpnęła ręką , za którą ciągnęła ją Agnes chcąc zatrzymać androida.
- Agnes! Ksenomorfy! Pod nogami! - Krzyknęła przy tym. Androidka zatrzymała się, spojrzała na Veronicę, następnie na Denise, na łapę i Xeno w podłodze… po czym uniosła pistolet, celując w piersi nastolatki!
- Giń gnido!! - Dokładnie w tym momencie zauważył również całą sytuację Ehost, po czym pieprznął strumieniem ognia prosto pod nogi Denise, jej samej nie czyniąc jednak krzywdy. Xenomorf zapiszczał, palony ogniem, i puścił w końcu dziewczynę… wciąż tam jednak był, płonący i wściekły, gotujący się chyba do wyskoczenia w górę, prosto przez kratownicę, w którą to po chwili uderzyła seria z karabinu porucznika Hawkes’a.
- Bierz dziewczynę! - Krzyknęła Veronica do swojej ochroniarz. Nie miała czasu zastanawiać się kto grzebał w oprogramowaniu jej androida i dlaczego te zmiany dopiero teraz ujawniły się.

Gdy Denise niesiona była już przez Agnes, Veronica ponaglając androida kierowała się ku wyjściu.

Gdzieś na hali, wśród całej kanonady i wydzierania się, znowu coś eksplodowało(pewnie jakiś granat?), a po chwili… te jedne, cholerne wrota puściły. Z ich resztek z kolei wysypały się kolejne Xenomorfy i Facehuggery.

Co da Silva zignorowała. Jej myśli krążyły ku temu by wydostać się z tego pomieszczenia.

Agnes z Denise na plecach, podtrzymując nastolatkę tylko jedną ręką, by drugą mieć wolną z pistoletem, obok Veronica, i tak biegły dalej ponownie w kierunku wyjścia… osłaniała je wszystkie na przedzie Holon, a na tyłach była McNeel i Dawson. Ehost z kolei minimalnie odbił w bok, po czym pierdyknął z miotacza w kierunku jednego Xeno i Facehuggera. Już blisko, jeszcze tylko kilka metrów.

Bravo 1, eskortujące cywili, dotarło w końcu do wrót, które przekroczyła pierwsza Holon. Korytarz był pusty…




Kilka strzałów, urwany krzyk, młoda kobieta chwilę miotająca się z obrzydlistwem na twarzy… i tyle.
- Kurwa! Kurwa! Kurwa! - Dawson spoglądał to na Holon, leżącą bez ruchu na podłodze z Facehuggerem przytwierdzonym do twarzy, to na korytarz przed nimi, to na resztę towarzystwa. A Denise się rozpłakała.
- Wiem kochanie, to straszne. Nie patrz- da Silva przytuliła płaczącą dziewczynę i odwróciłą ją tak by nie widziała lekarki. Nie chciała już dodawać, że teraz to oddział Hawkesa ma przejebane. Ich jedyna nadzieja na bezpieczne usunięcie obcej formy życia z zakażonego nosiciela właśnie sama padła jego ofiarą.
- Na co się gapisz? - Wrzasnęła po chwili na żołnierz. - Bierz ją i w nogi! Albo zastrzel na miejscu!- Sama nie miała ochoty czekać więc pociągnęła dziewczynę za sobą. Agnes nie potrzebowała takiej zachęty.


Arc Evanson

- Biorę górę Winters - powiedział Evanson - Parter twój.
Wiedząc, że za ksenomorfami było pomieszczenie reaktora wolał nie celować bezpośrednio w tym kierunku z M56. Po czym krótkimi seriami zaczął strącanie pluskiew z sufitu.
- Kovalski, mów do nas!
Nie roztrząsał teraz kwestii androida, czy napraw. W głowie miał głos sierżanta z dawnych lat. Złóż, rozłóż, powtórz.
- Wszędzie ścierwa! Wal ile fabryka dała! - Wydarł się Kovalski, bo co tu też było wielce do gadania. Xenomorfy mieli widoczne przed sobą…

Arc przystopował serią ze Smart Guna jednego z Xeno przemieszczających się po suficie, robiąc parę dziur w jego cielsku, po czym kolejnym gradem kul ściągnął już sukinkota, który wielce satysfakcjonująco rozpieprzył się po upadku z 10 metrów na podłodze hali. Winters i Kovalski wykończyli w tym czasie wspólnie kolejnego, wciąż jednak atakujących Xeno było sporo…

Z lewej flanki nabiegła część B2. Salas i Naomi wspólnie rozwalili jednego potwora… pojawił się również sierżant i B3. Pits serią swojego M56 wprost rozciął na pół jednego z Xeno, Francis zranił kolejnego. Ferris klął na czym świat stoi, i walił piąchą po karabinie, czyżby ten mu się zaciął? Sierżant pierdyknął gdzieś z podwieszanego granatnika.

Usłyszeli nagle krótki krzyk Nicky, zobaczyli wybuch(?!) na balkoniku suwnicy, spadającą w dół dziewczynę, rozwalanego na kawałki granatem Xeno, i… chyba Singa, kręcącego się w pobliżu drabinki suwnicy?

Wtedy też, rozległ się łoskot jakiejś potężnej siły, walącej we wrota z kierunku korytarza do magazynu z pamiętnymi jajami Xeno...a te po chwili zostały lekko na środku, na dole wygięte… do hali z przetwornicami wbiegły zaś pierwsze Facehuggery.
- Ehost! - krzyknął Smartgunner nie czekając aż padną stosowne rozkazy - Miotacz na twarzołapy! Kovalski granatem w nie!
M56 nie był niestety zbyt użyteczny w rozwalaniu larw. Siekł za to dalej po tych obcych, które próbowały ich zajść sufitem…
Ehosta jednak nie było w pobliżu, i Ehost nie słyszał nawoływań Evansona, samemu będąc zajętym sprawami związanymi z eliminacją cholernych Xeno… a Arc spudłował, i to podwójnie. Cholerne bestie, nawet poruszając się na suficie, były niezwykle szybkie i zwinne. Dwie serie nawet nie drasnęły zasrańca.

Kovalski rzucił granatem do Facehuggerów, ten wylądował gdzie trzeba… dwa z małych sukinkotów jednak umknęły eksplozji, dwa zostały rozerwane na kawałeczki.

Winters wciąż strzelała do Xeno na podłogach, podobnie jak Salas i Naomi, podobnie jak Pits i Francis, Ferris wciąż walczył ze swoim zaciętym karabinem… a sierżant ruszył pędem do miejsca, gdzie spadła Nicky.
- Osłaniać!! - Wydarł się podoficer.

Wśród całej kanonady i wydzierania się, po chwili… te jedne, cholerne wrota puściły. Z ich resztek z kolei wysypały się kolejne Xenomorfy i Facehuggery.
- Chroń pysk! - zakomunikował na otwartym kanale Evanson skrótowe ostrzeżenie zagrożenia twarzołapami - Poruczniku. Evanson. Twarzołapy i ksenomorfy atakują od strony reaktora. Wiele celów. Wciąż przyrasta. Nie utrzymamy pozycji. Kovalski popraw granatem! Ogień na gródź do reaktora! Richards w krzyż ze mną we wrota! Ferris, zostaw karabin i rzucaj granat! Ehooost, kuurwaa!
Wiedząc, że niezawodna smartgunnerka dobiegła, Evanson spróbował zorganizować ich obronny kordon do czasu aż Holon z cywilami opuści halę. Kordon, który bez miotacza miał nikłe szanse przetrwania choćby minuty.

- Moment!! - Wrzasnęła Richards, sama zajęta będącym blisko niej Xenomorfem, po czym wywaliła do niego z M56...z mizernym skutkiem.

W tym czasie, Kovalski posłał kolejny granat w kierunku rozwalonych wrót. Ferris również się opamiętał i cisnął granatem, Winters strzelała… i w końcu pojawił się gdzieś od boku strumień ognia. Pieprzony Ehost wreszcie dołączył do walki, smażąc jednego Xeno i Facehuggera.

Arc z kolei rozwalił nadbiegającego do niego Xenomorfa, oraz "twarzołapa", który pędził w kierunku Naomi…

Oba rzucone granaty wybuchły, zabijając dwa Xeno i dwa Facehuggery tuż przy wrotach.

Sierżant posłał dwie serie w Xeno blisko Naomi, drania jednak nie ubił. Ten zaś zadał potężny cios dziewczynie pazurami, próbującej jakoś się osłonić Smart Gunem... ...urywając jej sztuczną rękę! Wrzask Naomi rozbrzmiał w hali.

Sierżant wystrzelił z granatnika w rozwalone wrota, ubijając kolejnego Xeno.
- Cofać się!! - Ryknął do wszystkich Reynolds - Teraz jest szansa odwrotu!!

W sumie miał rację. Oprócz gnidy przy Naomi, sprzątnęli wszystkich… jednak korytarzem pędziły oczywiście nowe bestie.

Salas wywalił serię do bestii przy Smart Gunnerce, jednak jedynie poranił Xeno. Ten konkretny osobnik okazywał się wyjątkowo twardym sukinsynem.

- Richards dostała! - nadał w eter Evanson po czym wymierzył i wypalił w łajzę, która ją tak urządziła. - Ferris pomóż jej! Osłaniam. Kovalski, odczyt!

Arc szybko ustrzelił natręta zagrażającego Smartgunnerce, a ranną dziewczynę podtrzymywał Salas… pobiegł do nich i Sanitariusz Ferris. Szybko odpięli M56 z dziewczyny, które przejął Salas (kurwa ale to ciężkie), a Ferris podparł Richards, po czym zaczęli szybko się wycofywać ku wyjściu z hali.

- Arc! Wypierdalamy! - Wrzasnął Kovalski - Zapieprza tu z następnych 20 Xeno korytarzem!

No i był i rozkaz sierżanta o cofaniu się, a teraz też i od porucznika… Marines ruszyli więc w tył.

- Ehost, Winters osłaniajcie ich! Sierżancie! Harakiri został! Co robimy?! - Rozkazy były dla Arca tak długo jasne jak nie były sprzeczne z paroma podstawowymi dewizami marines. Jedna z nich, a w dodatku ta, która sprawiała, że byli tacy badass, brzmiała "Nie zostawiamy swoich". Dla japońca rozważał wyjątek nie przez wzgląd na to, że go nie lubił a przez to, że debil chodził z miną, która mogła w każdej chwili wybuchnąć. Co w oczach Smartgunnera skreślało go jako marine.
Eksplozja była wystarczającą odpowiedzią.
- Wypierdalamy Kovalski - potwierdził swojemu partnerowi.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 26-07-2020 o 00:03.
Marrrt jest offline  
Stary 27-07-2020, 09:31   #94
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
JJ czekał na wyjście Agnes nieopodal wejścia do magazynu. Technik jak nikt inny był świadom rangi zadania, którym była naprawa uszkodzonej przetwornicy. Dla większości z żołnierzy była to jedynie iskrząca maszyneria, ale Jacob był pewien, że gdyby na dłużej obciążyć pozostałe przetwornice to nie wytrzymałyby one obciążenia i zasilanie z kolonii stałoby się jedynie miłym wspomnieniem. I żaden agregat nie byłby w stanie ich uratować. Zasilanie oświetlenia, komputerów, przejść i pozostałej elektroniki to było ich być albo nie być na tym padole łez. Kapral Jones wolał jednak nie uświadamiać pozostałych, bo i bez tego stanowili kłębki nerwów. Po oblaniu kwasem i utracie pancerza sam nie był w najlepszym stanie…

JJ nie wątpił, że kobieta opuści magazyn z rezystorem i scalakiem. Inaczej być nie mogło. W razie problemów Jones ryzykowałby życiem aby wydobyć ze środka Agnes i części zamienne. Technik nie chciał niepotrzebnie zgrywać bohatera jednak w takich okolicznościach odrobina heroizmu mogłaby uratować życie wszystkich w kolonii. Na szczęście Agnes była cała i wyekwipowana w potrzebne elementy towarzyszyła inżynierowi w drodze do uszkodzonej przetwornicy.

Elektroniczne wnętrzności reperowanego elementu były fascynujące. Wszystkie elementy wyglądały na najwyższej klasy komponenty. Korporacja zadbała aby każdy rezystor, kondensator, a nawet ścieżka na płytce drukowalnej wytrzymały ile tylko się dało. W miejscu takim jak kolonia elektronicy i mechanicy mogli się popisać znajomością high-end’owych rozwiązań, których JJ był fanem. Nie często mógł obcować z tak zaawansowaną technologią, a tym bardziej ją naprawiać. Przy pomocy Agnes technik walczył z ustrojstwem na najwyższych obrotach. Nie miał pojęcia ile dokładnie zajmie cały proces naprawczy, ale był pewien, że ten zakończy się sukcesem. Oby tylko nic wcześniej się nie zjebało…

Hirakawa jak zwykle potrafił pocieszyć wspominając jak niewiele czasu mieli do stracenia. Azjata należał do towarzyszy, z którymi nie należało dyskutować. JJ nawet by przyśpieszył gdyby to było możliwe. Niestety to nie był bieg na sto metrów, a naprawa mechanizmu wymagająca skupienia i dokładności. Każdy detal mógł decydować o działaniu – lub nie – przetwornicy. Wraz z Agnes nie mieli czasu na poprawianie ewentualnych pomyłek. Dlaczego Kapral Jones podejrzewał, że nie uda im się na spokojnie sprawdzić całości dwa razy i dokręcić ostatniej śrubki, nie mówiąc o przymocowaniu obudowy?


Technik miał ciężki orzech do zgryzienia. Musiał wybrać między jego kochanymi narzędziami a stabilnością zasilania kolonii. Marine nie miał czasu do stracenia dlatego szybko doskoczył do konsoli zostawiając narzędzia samym sobie. Jacob cichutko liczył na to, że ktoś je pozbiera. On miał za zadanie przywrócić do działania naprawioną przetwornicę. Gdyby nie ten zabieg to awaria całej sieci była tylko kwestią czasu. W końcu po coś były aż 4 przetwornice. Obciążenie było zbyt duże aby brak jednej z nich nie odbił się na żywotności całej infrastruktury…

- Masz trzy sekundy! - Krzyknął “Shini Hira”, pozostając przy Jacobie. Reszta Bravo 2 już ruszyła z kopyta w kierunku wrót, którymi wcześniej tu wszyscy przyszli. Dla technika to jednak nie powinien być problem, wystarczyło na głównym panelu wybrać ponownie kilka opcji i gotowe… tylko te cholerne, zbliżające się Xeno. No i nikt nie zajął się narzędziami JJ, które leżały tam pozostawione same sobie…

- Bez narzędzi będziecie wykręcać śrubki paznokciami. - powiedział do skośnookiego technik powoli kończąc pracę przy konsoli. Póki co z jego narzędzi mieli dużo większy pożytek niż z ciężkich i nieporęcznych giwer, które nosiła część oddziału. - Bardziej na tej wyprawie sprawdziłaby się ekipa Parkourowców niż Marines. Nic tylko ciągle spierdalamy...

- Albo narzędzia, albo my! - Krzyknął Dowódca grupy Bravo 2, po czym puścił jakąś wiązankę, chyba po japońsku - Xeno! - Stojąc obok Jacoba, wycelował karabinem w jedną z bestii, która pojawiła się między maszyneriami. Technikowi z kolei zostały dwie sekundy wklepywania komend w panel.

JJ mógł się zgodzić z Azjatą jednak wiedział, że w przyszłości jego narzędzia mogą komuś uratować zadek. Właśnie zakończył operację, która zapewne uratowała wszystkich Marines w kolonii, ale… To przecież tylko narzędzia. Co w nich wyjątkowego poza tym, że nie mieli zapasowych? Kapral Jones miał nadzieję, że ktoś schował jakieś na czarną godzinę w jednym z transporterów.

Jacob klepał w klawiaturę co sił. Wiedział, że nie oderwie się od tego zadania wcześniej niż to będzie konieczne. Nie po to męczył się z wymianą podzespołów i wcześniej narażali Agnes aby uciec jak dzieci zanim operacja dobiegnie końca. JJ oderwał się od konsoli dopiero kiedy przetwornica działała.

- Czas się skończył! - Wrzasnął Azjata, po czym zaczął strzelać ze swojego karabinu, do jednego z Xeno. Po chwili jednak pojawił się i drugi, wskakując na jedną z przetwornic, oraz trzeci, również będący zainteresowanym ich osobami. Mieli z lekka przesrane…

JJ na szczęście już skończył. Z lekkim uśmiechem technik sięgnął po karabin. Pamiętał jak ostatnio skutecznie z niego korzystał i skończył z poparzeniami od kwasu. Kapral Jones miał zamiar się wycofać, ale nie miał nic przeciwko strzelaniu do rozpędzonych bestii. Marine rzucił się do ucieczki w razie czego mając broń w rękach. Oby tylko wraz ze starszym kapralem zdołali spierdolić.

Jacob rzucił się do ucieczki, nie mając zamiaru najwyraźniej podejmować żadnej walki z nadciągającymi Xenomorfami… co tu jednak się wielce dziwić. Technik był bez pancerza i bez większości swojego osprzętu, do tego zaś byli we dwójkę przeciw trzem bestiom… Jacob uciekał, zostawiając własnego dowódcę drużyny na pastwę bezlitosnych wrogów.

Azjata posłał serię w jednego z Xeno, a od boku poprawił widzący całą sytuację Salas. Gnida padła… były jednak jeszcze dwie. “Shini Hira” wywalił więc kolejny raz, tym razem do tej siedzącej na jednej z przetwornic, jedynie ją raniąc. Jeden z Xenomorfów rzucił się w pościg za JJ, drugi skoczył na Azjatę...tnąc go pazurami po ręce. Technik z kolei biegł w kierunku Bravo 3, nikt go jeszcze jednak nie zauważył, walcząc z Xeno.

Jacob wbrew pozorom nie był nieustraszony. Jego ratowanie życia było mocno powiązane z dobrem grupy, która miała na pokładzie jedynie jednego technika. Nie żeby nie ratował skóry gdyby był zwykłym szturmowcem… „Shini Hira” radził sobie całkiem nieźle. JJ doskonale wiedział o podjętym przez jedną z bestii pościgu dlatego zdecydował się przeciwdziałać. Nikt z Bravo 3 nie miał czasu i zasobów aby go niańczyć. Technik musiał liczyć na siebie dlatego po krótkim sprincie zatrzymał się i wywalił do potwora ze wszystkiego co miał. Liczył na to, że efekty będą dla niego mniej dotkliwe niż ostatnie starcie z Xeno.

Krótka seria posłana przez JJ, co prawda zwolniła Xenomorfa, jednak go nie załatwiła… nagle zjawił się porucznik Hawkes, który również posłał kilka kul w bestię, a ta wciąż nie miała zamiaru zdechnąć! No i Xeno w końcu skoczył na Jacoba… pazury cięły mężczyznę po prawej ręce. PO PRAWEJ. Trysnęła krew… A kilka metrów obok, Azjata był masakrowany przez innego sukinsyna.

JJ i Hawkes naprawdę chcieli dobrze. Posłane przez nich serie powaliłyby każdego człowieka jednak Xenomorf był ulepiony z zupełniej innej gliny. Obcy szarżował bez opamiętania i kiedy był naprawdę blisko Jacob czuł, że zaraz skończy jako posiłek. Długie jak noże i ostre jak brzytwy szpony potwora zatopiły się w miękkim, cieplutkim ramieniu mężczyzny orając je od przedramienia, aż do połowy bicepsa. Technik zawył z bólu i starał się nie wypuścić karabinu. Strzelanie z przyłożenia kojarzyło mu się tylko z kolejną porcją kwasu, ale istniała nadzieja, że przeciwnik padnie i JJ zdoła zbiec kolejnym kreaturom. Kapral Jones zdecydował się spróbować strzelić, a następnie odskoczyć do tyłu aby kwas go nie sięgnął. Miał nadzieję, że plan się uda, a mina kierunkowa „Shini Hiry” nie pokrzyżuje planów jego dalszej egzystencji… JJ wiedział, że jak przeżyje te misje to zostanie inwalidą. Inżynier pełną gębą normalnie…

Na wszelkich próbach oddania serii się jednak tylko skończyło. Poparzona, częściowo stopiona, i tym razem dodatkowo rozorana pazurami ręka, odmówiła posłuszeństwa. Palce nie chciały słuchać właściciela, a resztki mięśni, wiązadeł i nerwów, odmawiały wykonania tejże prostej czynności… JJ z kolei dopiero teraz zdał sobie chyba do końca sprawę, jak bardzo z ową kończyną źle… przełknął ślinę, wpatrując się we wredną, cieknącą jakimś cholernym śluzem mordę bestii. Za chwilę zginie.

Seria porucznika trafiła Xeno tuż przed Jacobem, ale żaden kwas nie trysnął na technika. Wielkie, czarne paskudztwo padło na podłogę, drgając przedśmiertnie. Dowódca uratował mu dupę, podobnie jak kilka chwil wcześniej Azjata… który został powalony przez innego Xenomorfa na plecy, a ten masakrował ciało "Shini Hiry" pazurami obu łap, a nawet wbił ogon w ciało mężczyzny.

Starszy kapral krzyknął coś w swoim rodzimym języku… po czym nastąpiła eksplozja. Shinichi Hirakawa wysadził się Claymorem, zabierając ze sobą swego oprawcę. Przy okazji zniszczył również kompletnie główny panel sterujący przetwornic, te jednak nadal pracowały…

-Wynosimy się …już.- JJ usłyszał wściekłe warknięcie porucznika, który cofając się do wyjścia sprawdzał stan amunicji w swojej broni.
 
Lechu jest offline  
Stary 02-08-2020, 18:20   #95
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Billy zaklął, nie zważając na obecność przedstawicielek płci pięknej, z których jedna, na dodatek, była nieletnia. No ale to, co się stało z Silver, nie napawało optymizmem. Wprost przeciwnie. Niestety, nie można było rozwalić małego robala. Los medyczki zawisł na włosku, ale jego ewentualne przecięcie nie zależało od Billy'ego.
A jakby tego było mało, parę osób w głębi sali też miało problemy.

Billy zostawił Nicky na korytarzu, po czym wrócił do hali.
- Gdzie leziesz?? Cofamy się! - Fuknął na snajpera, nadbiegający z boku sierżant.
- A inni? Dadzą sobie radę bez nas? - spytał Billy. - Chyba stale mają kłopoty...

W tym czasie, ranna Nicky, leżąca pod ścianą, oparta o nią plecami, wyciągnęła pistolet. Mając poza ranną nogą, sprawną tylko jedną rękę, wydawało się to najrozsądniejszym posunięciem… co i tak raczej było marną bronią na Xeno, dziewczyna jednak zgubiła gdzieś swój cholerny miotacz ognia.
- A tobie co?? - spytała McNeel.
- Spadłam z suwnicy i chyba jestem połamana - wyjaśniła "Płonąca Sanders".

Pięęknie… coraz więcej rannych, lub wykluczonych z walki, coraz więcej osób niezdolnych do praktycznie niczego.
- Z całym szacunkiem ma'am! Ale prędzej to bym panią… - Zaczął do da Silvy Dawson, ale nie dokończył, widząc pojawiającego się sierżanta.
- Dokończ synku - powiedziała, z wielką pobłażliwością w głosie, pani dyrektor spoglądając przy tym jak na smarkacza.

Denise łkała już bezgłośnie, z twarzą skrytą we własnych dłoniach, wtulona w panią Dyrektor, a Agnes z pistoletem w dłoni uważnie przyglądała się Dawsonowi.
- Jeśli pani dyrektor ma coś mądrego do powiedzenia - odezwał się Billy - to niech to będzie odpowiedź na pytanie, skąd się w kolonii wziął bojowy android. I dlaczego nam pani tym nie powiedziała.
Hawkes… nie wydawał się zainteresowany odpowiedzią na to pytanie. W zasadzie gdy tylko dotarł i zobaczył Holon z facehuggerem na twarzy, milczał wpatrując się w nią wręcz obsesyjnie, a krew odpływała mu z twarzy. Ba… wydawało się że całe jego ciało traciło “barwy”.
- Reynolds… do mnie.- powiedział dziwnie bezbarwnym i pozbawionym emocji głosem.
- Co jest… sir? - spytał pojawiający się obok dowódcy sierżant, po dwóch sekundach od wezwania.
Pojawiła się również eskortowana przez Ferrisa i Salasa półprzytomna Richards, a na końcu Kovalski i Evanson.
- Około dwudziestu ksenomorfów, poruczniku. A pewnie więcej. Szybko się zbliżają. Rozkazy, Sir! - zapytał ten ostatni, niespecjalnie zawracając sobie głowę stanem uratowanych, a wręcz przeciwnie nadal obserwując otoczenie ich beznadziejnego nadal położenia.
Lufa M56 dymiła gdy przeładowywał karabin i sprawdzał stan amunicji.
- Salas, daj mi jej zapas. Co z nią Ferris?

- Tak myślałam - Veronica nie spojrzała nawet na Dawsona. Delikatnie pociągnęła za sobą Denise. Trzeba było iść dalej.
- Tak myślałem... - powtórzył jej słowa Billy. - Prawda jakoś nie umie przejść jej przez gardło.

- Zabierzesz ludzi i zaspawasz za mną drzwi. Zostanę tu z doktor Holon i spowolnię ich- odparł martwym tonem Hawkes nie odrywając oczu od leżącej na ziemi lekarki. Odpiął swój komunikator, oraz swój IU… podał je sierżantowi.- Kierujcie się na pozycje porucznik Brooks. Gdy zaspawacie drzwi za mną, będziesz dowodził plutonem, Reynolds. No… nie traćcie czasu.- dodał na koniec cicho. Pochylił się by wziąć lekarkę w ramiona i ruszyć w kierunku zbliżających się kseno… gdy kolba karabinu sierżanta trzasnęła w kark porucznika, a ten padł nieprzytomny obok Holon. W sumie niewiele osób to widziało, panowało bowiem spore zamieszanie, i każdy był czymś zajęty.
- Porucznik zemdlał! - zameldował perfidnie sierżant. - Przejmuję chwilowo dowodzenie! Wszyscy uciekać korytarzem, pomóc rannym, zamykamy wrota!

Jak więc Reynolds powiedział, tak też Marines zrobili, opuszczając czym prędzej halę, zamykając za sobą wrota, i pognali korytarzem w głąb kolonii… a po kilku chwilach stado Xeno przypieprzyło w przeszkodę, starając się ją rozwalić, i nadal ścigać ludzi.

- Te tu zaspawać! - krzyknął sierżant, gdy pluton pokonał kolejne wrota. To mogło dać im kilka minut spowolnienia pościgu. McNeel i Dawson wyciągnęli więc spawarki i zabrali się do roboty, ubezpieczani przez Ehosta z MT i miotaczem ognia. Rico co pewien czas jakoś tak dziwnie spoglądał na sierżanta…

Nieprzytomny Hawkes i Holon, mająca Facehuggera na twarzy, oboje ciągnięci po podłodze za szelki.

Ciężko ranna Richards z urwaną (sztuczną)ręką, podtrzymywana przez Ferrisa w trakcie drogi.
- Jakby to była prawdziwa łapa, to już by się wykrwawiła na śmierć - burknął Sanitariusz do Arca.
- Nie znasz Richards - odpowiedział smartgunner zerkając na dziewczynę po czym pozwolił by go wyminęli. Uścisnął tylko jej bezwolnie wiszącą na ramieniu sanitariusza lewą rękę.

Ciężko ranny JJ z zakrwawioną, znowu tą samą ręką, "obijający" się lekko o ściany podczas niby-truchtu.

- Kurwa to gówno jest ciężkie - narzekał Salas, taszczący M56 rannej Naomi.

Połamana Sanders, również była ciągnięta po podłodze przez Billy'ego, chociaż ten ostatni nie narzekał na ciężar...

Pluton był w opłakanym stanie.

- Wszystko w porządku? - spytał nagle sierżant da Silvę. - Uciekamy w tamtym kierunku! - Wskazał dłonią korytarz.
- Dziękuję, wszystko w najlepszym porządku.- Veronica odpowiedziała kurtuazyjnie. - Załatwcie do końca mały problem, który trapi moją kolonię i będzie jeszcze lepiej. - Na jej ustach zagościł jeden ze służbowych uśmiechów.

Denise utykała, ze zranioną, i zakrwawioną kostką u nogi, na polecenie pani dyrektor Agnes wzięła ją więc ponownie na plecy…

- Salas, jak ci tak ciężko, to sobie usiądź i odpocznij - rzucił Billy w stronę marudzącego ex-kaprala.
- Ławeczki nie ma… - zarechotał Salas.
- Aleś ty wybredny... - Billy pokręcił głową. - Może leżaczek?
- A masz? Nie pogardzę… i taki drink z parasolką też?
- To dla mnie też
- wtrąciła się nagle Nicky.
- Na służbie nie pijemy, moja droga, więc chwilowo zapomnij o drinkach - odparł Billy, a Nicky się lekko uśmiechnęła, i chciała coś powiedzieć, gdy znowu otwarł jadaczkę Salas:
- "Moja droga"... ulala…
- Moja, nie twoja, więc się nie przymierzaj. - Billy uśmiechnął się do dziewczyny.
-|Łamiesz mi serduszko Sing, myślałem że my… - zaczął Salas, ale nagle odezwała się idąca przed nimi Winters.
- Stulicie gęby? - fuknęła kobieta.
- Nie... - odparł Billy. - Opowieści skracają drogę, nie wiesz o tym?

Na słowa Singa Winters aż się zatrzymała, po czym spojrzała na snajpera z mieszanką zaskoczenia i wściekłości na twarzy.
- Czy ty właśnie… - warknęła.
- Idziemy dalej - powiedział nadchodzący Pits. - Ranni potrzebują bezpiecznego miejsca… ma'am? - Smart Gunner spojrzał na Winters, ta zaś na Singa. Kobieta warknęła, po czym ruszyła dalej…, Billy zaś olał i spojrzenie, i warknięcie.

- Trzeba to było zrobić jeszcze na Goliacie - mruknął do Kovalskiego pod nosem Evanson podążając w tyle za ciągniętym Hawkesem.
- He? - Kovalski nie zrozumiał.
- Położyć porucznika spać.
Kumpel Arca się cicho zaśmiał, i pokiwał głową, po czym wymownie udał kaszel, gdy zauważył zainteresowanie tą sytuacją Ehosta. Evanson tylko pokręcił głową.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-08-2020, 15:01   #96
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Czas misji 03:15:12
Czas lokalny 18:40:17



okolice Reaktora


Pluton Bravo cofał się pospiesznie korytarzami kolonii, wlokąc ze sobą rannych, uciekając przed kolejnym stadem Xenomorfów, jakie deptało im po piętach. Chociaż w sumie… zamykane za sobą wrota spowolniły bestie, do tego po drodze natknięto się na stojące samopas beczki z jakąś chemią(zdecydowanie miało tu miejsce karygodne łamanie przepisów BHP), i na rozkaz sierżanta, po prostu rozlano ich zawartość po podłodze. Ponoć to ogłupiało węch Xeno? Tak zdaje się wspominała Denise… mogło to więc również pomóc w pozbyciu się “ogona” Marines.

Cofając się coraz bardziej w kierunku Szpitala, pluton Bravo natknął się w końcu na pluton Charlie. Po krótkiej, wyjątkowo burzliwej wymianie informacji między Reynoldsem a Brooks, pani porucznik rozkazała, by jej ludzie przejęli część rannych we własne ręce, po czym nadal się cofano, niektóre wrota nawet za sobą zaspawywując na amen, by utrudnić gnidom pościg… a nawet zakładano ładunki wybuchowe na ścianach, przed owymi wrotami. W ten sposób - a posługując się słuchem - gdy Xeno zbliżyły się do wrót, i zaczęły je rozwalać, Marines odpalali ładunki, które po drugiej stronie zapory skutecznie decymowały skurczybyki. Sierżant miał dobre pomysły.


- Charlie do Alpha, Charlie do Alpha… poruczniku Welliever, odbiór - Wywoływała Brooks przez komunikator dowódcę innego plutonu - Cofamy się z Bravo do szpitala. W pobliżu reaktora masa Xeno, które za nami idą. Pod żadnym pozorem się tam nie wybierajcie. Bravo ma sporo strat i rannych, w tym i nieprzytomnego porucznika. Najlepiej będzie jak dołączycie do nas w szpitalu, tam się chyba zabunkrujemy na noc... - Kobieta zerknęła na sierżanta, a ten przytaknął skinieniem głowy.

Welliever z kolei po chwili potwierdził, i zaakceptował.

Nie mogło być…

Marines zasuwali więc ile fabryka dała do szpitala, po drodze tworząc tyle “przeszkadzajek” ile tylko było możliwe. I dotarli w końcu na miejsce, bez zostania bezpośrednio zaatakowanymi przez Xeno.







Czas misji 07:27:29
Czas lokalny 22:32:34


Szpital


Utrzymanie tej pozycji, i własnego życia, trwało już kilka godzin. Wszystkie trzy plutony zabunkrowały się w szpitalu (i to dosłownie), walcząc po prostu o przetrwanie każdej następnej minuty, kwadransu, godziny.

Zaspawane wrota i drzwi, rozmieszczone strategicznie ładunki wybuchowe, usypane na prędko barykady w korytarzach z okolicznych mebli, stanowiska ogniowe… jedno piętro. Bronili się na jednym piętrze, bronili ledwie pięciu głównych pomieszczeń szpitalnych, w których uwijali się lekarze i sanitariusze poszczególnych plutonów, składając do kupy poranionych Marines. Podłogi sal operacyjnych zabarwiały się coraz bardziej krwią kobiet i mężczyzn, a felczerzy łatali potrzebujących w pocie czoła, i akompaniamencie wybuchów, strzałów, krzyków, i nawoływań.


Czarne worki z ciałami jednak również się pojawiały.

Minuta za minutą, kwadrans za kwadransem, godzina za godziną… ludzie byli już mocno wyczerpani całą sytuacją. Wieczny stres walki, wysiłek fizyczny, ocieranie się o śmierć co krok, brak odpoczynku, wszystko to zaczynało się powoli dawać we znaki Marines. Byli twardzi, byli wytrwali, ale nie byli niezniszczalni.

Sam szpital był w dobrym stanie, zarówno jeśli chodziło o dostępny sprzęt, jak i mały stopień zniszczeń. W jednym z jego pomieszczeń, będących chyba jakimś rodzajem małego laboratorium, w tubach wypełnionych jakimś płynem konserwującym, pływały zaś trzy martwe Facehuggery. Najwyraźniej koloniści posiadali je z pierwszych zainfekowanych nieszczęśników, chcąc pewnie przebadać i tym podobne...

Prąd był, oświetlenie było, urządzenia medyczne działały. Betonowe sufity i podłogi z kolei uniemożliwiały przebicie się Xenomorfom w newralgiczne miejsca… choć pewnie z biegiem czasu sukinsyny i tak znajdą sposób. Jak na razie więc, było kiepsko, choć nie beznadziejnie. Trwali więc na swojej “wysepce”, walcząc o dotrwanie do rana, gdzie teoretycznie Xeno nie były już takie aktywne?


***


Nicky miała wybity obojczyk, i zwichnięty staw biodrowy. Szczęście w nieszczęściu, nic sobie nie połamała, ale w sumie do wojaczki to raczej się już nie nadawała… jedno i drugie podstępnie nastawiono (Ej, Nicky, patrz tam, co to? Gdzie? “Krak!” Kuuurwa!!). Dziewczyna jednak poruszała się z gracją 90-letniej babinki… w sumie nie powinna się poruszać wcale, ale weź jej to wytłumacz. Pilnowanie sal operacyjnych.

Sprawa z Naomi wyglądała w sumie najpoważniej. Smart Gunnerka straciła rękę, i gdyby nie fakt, iż była to sztuczna kończyna, z dużym prawdopodobieństwem już by jej nie było wśród żywych z powodu wykrwawienia się. Obecnie zaś, Richards wdała się w kłótnię z sierżantem Reynoldsem, odnośnie odstawki na ławkę rezerwowych… efektem czego, sierżant wydał rozkaz zmontowania jej pozycji strzeleckiej dla M56, którego w końcu nie była już w stanie nosić z jedną ręką, ale obsługiwać od biedy potrafiła. Pilnowanie sal operacyjnych.

Nieszczęsna “Holon” z Facehuggerem na twarzy, została wpakowana do szczelnej komory medycznej, i należało czekać. Czekać, aż ten pieprzony gnojek na jej twarzy zrobi swoje, a następnie zdechnie, gdzieś tak po 8 godzinach. Wtedy zaś, operacja wycięcia zarodnika z jej ciała, i szansa 50 na 50, że młoda kobieta to przeżyje…

~

Ciężko rannemu JJ opatrzono ponownie, tą samą rękę. Lekarz z Alpha potwierdził jednak obawy Technika… ta kończyna już nigdy nie będzie w pełni sprawna, i jedynym sensownym rozwiązaniem w przyszłości była amputacja(!!) powyżej łokcia i cyber-ręka, jeśli Jacob nie chciał zostać kaleką - i przede wszystkim - chciał nadal być w Korpusie. Na chwilę obecną sprawność ręki wynosiła około 20%, co stanowczo wykluczało go z dalszej służby polowej, a być może i rezerwowej. Więc albo nowa łapa, albo adios… na chwilę obecną zaś felczer pozszywał co jeszcze tam zostało, opatrzył owe resztki ręki, naszprycował JJ masą różnej chemii, i założył mu coś, co nazwał “rękawem chirurgicznym”.


Medyczna zabaweczka trzymała wszystko w kupie, aplikowała systematycznie kolejne porcje środków przeciwbólowych, minimalnie usprawniła zdolności manualne owej ręki, a nawet była wodoszczelna.

JJ otrzymał nowy pancerz po… w sumie nie chciał wiedzieć po kim. Pancerz nie miał dziur, nie był zakrwawiony, więc się nie interesował. Salas oddał Technikowi z kolei resztę jego maneli, wciśnięto Jonsesowi karabin w łapy, hełm na głowę, po czym został oddelegowany do pilnowania właśnie sal operacyjnych.

~

Larry Pits oberwał pazurami Xeno po głowie, i jakimś cudem rana nie była ciężka, a “misiek” jedynie po opatrzeniu się uśmiechnął pod nosem… inni nie mieli tyle szczęścia, w plutonie Alpha zginęły dwie osoby, podobnie w Charlie. Rannych mieli zaś po pół tuzina, ale Marines kontra Xenomorfy, PRZYGOTOWANI Marines, rachunek strat wychodził na korzyść Korpusu.

Zatłuczono już lekko z setkę tych cholerstw… powoli jednak zaczynało brakować amunicji i granatów. Zapasy topniały, jednak nie było jeszcze krytycznie, każdy miał ze dwa magazynki i przynajmniej po 3 wybuchowe niespodzianki, jednak jeśli w ciągu paru godzin nie będzie uzupełnień...

~

Stanowisko ogniowe Arca znajdowało się na skrzyżowaniu czterech korytarzy. Za plecami mieli bezpieczny teren, po prawej i lewej zaś, kumpli zarówno z Bravo, jak i innych plutonów, na podobnych stanowiskach. Ich zadaniem więc było "jedynie" pilnowanie frontu. Arc, Kovalski, Winters i Salas. Ukryci za postawioną na szybko osłoną w postaci zwykłych, cholernych szafek, pilnujący większej barykady, z kolejnych mebli blokujących już porządnie przestrzeń korytarza, będącej tak 10 metrów przed nimi. Stamtąd nadchodziły Xeno. I jak na razie Marines sobie radzili, od czasu do czasu waląc ołowiem do delikwentów przeciskających się przez barykadę, to częstując ich granatem, gdy pojawiała się ku temu okazja. Utknęli praktycznie w miejscu, osaczeni przez Xenomorfy, próbując jakoś przeżyć noc, która w sumie dopiero co się zaczęła...

~

Sing, Francis i Pits. I dwóch gości z plutonu Charlie. Podobne stanowisko, oddalone o 30m od wcześniejszego, podobne zadanie do wykonania - powstrzymywać Xeno i przeżyć do rana.

A wszystko zrzucono oczywiście na kark snajpera, to on bowiem został dowódcą tego odcinka. Sierżant normalnie dowodzący tą drużyną był bowiem "gdzieś tam", a w sumie z owej drużyny Billego na chwilę obecną pozostało niewielu. Reynolds zajęty dowodzeniem całym plutonem pod niedyspozycję Hawkesa, ranna Nicky na tyłach, Ferris podobnie, pomagający łatać Marines…

- Te gnidy nie ustąpią co? - Powiedział Pits, drapiąc się po zabandażowanej głowie - Dobrze, że chociaż przez beton nie przelezą...

~

Porucznik Hawkes ocknął się gwałtowie… na szpitalnym łóżku. Strasznie bolała go potylica i kark, i w sumie nie bardzo wiedział co się stało, oraz przez dłuższą chwilę dochodził do tego, gdzie w sumie jest.

- Porucznik się obudził - Powiedział jakiś nieznany Hawkesowi Marine, siedzący trzy metry dalej na krześle, gdzie miał właśnie łataną rękę przez lekarza, z również jakiegoś innego plutonu… naszywki na mundurach. Obaj byli z Alpha.
- Niech ktoś idzie po Wellievera - Zawołał lekarz.

Hawkesowi z kolei zrobiło się słabo. Czyżby… czyżby cały jego pluton został wybity?? Czy tylko on przeżył akcję z przetwornicami? Nie, tak przecież nie mogło być, gdzie są jego ludzie? Gdzie Holon!!

Gdzieś w oddali, ktoś strzelał.


Da Silva, Agnes, i Denise przebywały w jednym z gabinetów lekarzy, nastolatka z kolei leżała na kozetce, wpatrując się w sufit i spokojnie oddychając. Po opatrzeniu jej nogi, podano dziewczynie mocne środki uspokajające, i to chyba było chwilowo najlepszym rozwiązaniem.

Kilka metrów dalej, przy biurku…

Androidka miała przy sobie M41A z pełnym magazynkiem, podarowany przez Marines. Ekstremalne sytuacje, wymagały i ekstremalnych decyzji, i choć nie każdemu podobało się uzbrajanie Syntka, nikt nie miał zamiaru odbierać jej jednak karabinu pulsacyjnego.

- Pani da Silvo, co w kolonii robi bojowy android Weyland-Yutani? Czy wcześniej z nimi współpracowaliście? Co pani na ten temat wie? Czy coś przed nami ukrywacie? Czy Korpus nie otrzymał wszystkich informacji o tym miejscu? - Welliever zasypywał siedzącą na krześle dyrektor masą pytań. I trochę to wszystko przypominało zwyczajowe, cholerne przesłuchiwanie…

Oprócz dowódcy Alpha, była tam i porucznik Brooks, i chwilowo dowodzący plutonem Bravo sierżant Reynolds. Oni oboje byli mniej natarczywi odnośnie Veronici, jednak wszyscy czekali na wyjaśnienia.








***

Komentarze jeszcze dziś
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 14-08-2020, 12:22   #97
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Taktyczny odwrót nie należał do najprzyjemniejszych w życiu technika. JJ był poważnie ranny. Chciałby pomóc drużynie w opóźnianiu Xeno, ale zwyczajnie nie był w stanie. Jedyne o czym mógł myśleć to przetrwanie, o które w jego sytuacji nie było łatwo. Kapral Jones cenił sobie życie, ale miał też świadomość, że jako jedyny technik, najlepszy człowiek od materiałów wybuchowych był przydatny bardziej żywy aniżeli martwy. Jakby ktoś mógł być przydatnym po śmierci…

JJ nie wiedział skąd w ułożonej, pięknie zorganizowanej kolonii wzięły się stojące samopas beczki. Uczony nie wierzył, że ktoś zostawił je na drodze plutonu przez przypadek. Najwyraźniej jakaś siła wyższa chciała za wszelką cenę zachować żołnierzy przy życiu. Egzystencja Marines stała się nudna. Oby przetrwać do kolejnego korytarza, później następnego i jeszcze jednego…

Zaminowanie mijanych wrót i spawanie kolejnych z nich było dobrym wyjściem. JJ czuł się jak balast dla eskortujących go żołnierzy plutonu Charlie. W końcu Jacob trafił w okolice szpitala ze zdziwieniem odnotowując, że nic nie wyskoczyło na Marines od dłuższego czasu.


Operacja nikomu – a na pewno technikowi – nie kojarzyła się z niczym przyjemnym. Lekarz nie studził jego emocji potwierdzając, że w przyszłości czeka go amputacja i wstawienie cybernetycznej protezy – o ile Korpus uzna, że JJ nadal był przydatnym i zamiast wystruganej dłoni da mu działające cudeńko technologiczne. Kapral Jones bez obaw patrzył w przyszłość. Wiedział, że gdyby przeżył to Korpus w niego zainwestuje nie mogąc skazać najlepszego technika na zatracenie. Gdyby nie potworny ból jaki czuł JJ to myślami zacząłby przeglądać wyimaginowane katalogi z cyber-kończynami.

Podanie kolejnej porcji chemii i założenie rękawa chirurgicznego poszło sprawnie. Technik miał nadzieję, że nie odpłynie otumaniony kolejnymi porcjami leków. Mimo iż rękaw był wodoszczelny i nie tylko trzymał rękę w kupie, ale też usprawniał jej działanie to JJ wolałby już tej ręki nie nadwyrężać. Nawet ubranie nowego pancerza nie było takie proste jak żołnierz mógłby przypuszczać. Kamizelka nie miała dziur i była czysta. Robert Salas nie należał do osób, które z łatwością oddawały komukolwiek jego własność. Tak się jednak stało. JJ otrzymał karabin i wraz z kilkoma innym Marines mógł zająć się obstawianiem ostatnich w miarę bezpiecznych pomieszczeń szpitalnych. Ciekaw był tylko jak długo jeszcze dadzą radę odpierać nieprzyjaciela…
 
Lechu jest offline  
Stary 17-08-2020, 18:43   #98
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Szpital - Billy

Odwrót był pospieszny, przypominający niemal ucieczkę. Na szczęście w przeciwieństwie do Xeno nie musieli się przebijać przez drzwi, nikt też nie zastawiał pułapek, które efektownie i efektywnie przerzedzały szeregi atakujących.
Na tyle skutecznie, że tym, co przeżyli, udało się dotrzeć do szpitala.
Po drodze chciano wyrwać z rąk Billy'ego słodki ciężar, na co się jednak Billy nie zgodził. Fakt - snajper był zdecydowanie bardziej przydatny, gdy miał obie ręce wolne, ale spawaniem drzwi czy zakładaniem pułapek mogli się zajmować inni, z pewnością lepiej niż on z tym sobie radzący.

* * *

Nicky natychmiast trafiła pod opiekuńcze skrzydła fachowców, mających ją poskładać i postawić na nogi, a Billy ledwo zdążył życzyć jej powodzenia.
- Będę pisać - zażartował.
I zaraz wysłano go na pierwszą linię frontu. Co prawda nie musiał kopać rowów, ale barykady trzeba było postawić.
Stosy różnych rupieci utrudniały nieco życie Xeno, tym bardziej natarczywym kule wybijały z głów myśli o dopadnięciu Marines.
Czy to jednak mogło trwać wiecznie?

- Są uparte, lecz my jesteśmy jeszcze bardziej uparci - odpowiedział Billy na słowa Pitsa. Co było odpowiedzią (delikatnie mówiąc) wymijającą.

Co do kwestii betonu nie chciał się wypowiadać, wolał bowiem pozostawić sobie i innym nieco złudzeń.

- Ale długo bez nowej amunicji nie pociągniemy - stwierdził Pits. - A jesteśmy odcięci od Transporterów i Dropshipów?

To było coś, o czym Billy wolał nie myśleć, bowiem Pits miał aż za dużo racji.
- Odcięci to pojęcie względne - powiedział. - Niestety nie zdołamy zdobyć amunicji na wrogach, jak to się czasami robi. Na filmach - dodał z lekkim uśmiechem.
- Więc co? Czekamy na nieuniknione, a potem ich nożami czy jak? - spytał Francis, a dwaj Marines z Charlie prychnęli. Wiadomo było, że nikt nie ma szans tylko z nożem przeciw Xeno.
- Zapewne trzeba będzie znaleźć lepsze miejsce, zanim skończy się amunicja - odparł Billy.
- Ciekawe gdzie i jak - powiedział Francis.
- Najlepsze byłoby takie, gdzie dotarłby transporter z amunicją - odparł Billy. - No i jakaś akcja dywersyjna by się przydała, by odciągnąć od nas trochę Xeno. Ale nie wiem, jak tam z łącznością. No i co wymyślą szarże. Bo przez dach dość trudno się przebić.
 
Kerm jest offline  
Stary 20-08-2020, 20:17   #99
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Partanina…
Arc dawał dość jasno do zrozumienia, że zła jego zdaniem sytuacja w której się znaleźli jest efektem bezczynności. A mając swoje na karku wiedział, że kluczowym punktem przeżycia w strefie wojny jest bycie w ruchu. Oni natomiast zostali zbici w jedną gromadę bez możliwości manewrów odciągania ksenomorfów i bez oczu z systemu kamer. Tyle, że mieli szanse odratować Holon i połatali rannych. Jeśli dożyją tych paru godzin, bo pestki kończyły się szybko.
- A te padalce wiedzą co nas boli. Dlatego nie atakują rojem.

Po kolejnym ostrzelaniu korytarza, zniecierpliwiony uruchomił komunikator.
- Evanson, sierżancie. Za szpitalem są jakieś pomieszczenia. Może poderwać nasze Cheyenny i niech wyrwę tam zrobią w zewnętrznym murze kompleksu? Od naszej strony byśmy przedarli się jakimś C4 zmajstrowanym przez JJ'a.
- Za dwie minuty pogadamy.
- Padła wyjątkowo krótka i zwięzła odpowiedź sierżanta. Więc należało czekać…

- Arc, ty tak serio z ciulaniem rakietami w kolonię, żeby przez dziury ammo załatwić?? - Zdziwił się(i nie tylko on), Kovalski. Salas z kolei zarechotał i pokazał Evansonowi uniesiony w górę kciuk. A Winters jedynie westchnęła z rezygnacją…
- A będziesz ciała i rannych taszczyć po całym kompleksie? I te Denise? I napiszesz wniosek o aprowizację do ksenomorfów? - odparł Evanson - Poza tym jeśli ściana nie jest pancerna to miniguny wystarczą.
- Apro...co? - Spytał Kovalski.
- Kovalski… - Arc parsknął i pokręcił głową - Ani się obejrzysz, a zostaniesz oficerem...

- Kontakt!! - Wrzasnęła Winters, i trzeba było się zająć nowymi Xeno na barykadzie, chwilowo zaprzestając gadki-szmatki.

Efekt był taki jak prawie za każdym innym razem. Masa wystrzelonych pestek i raptem dwa martwe ksenomorfy. Chujowa wymiana. Ale trzeba było cisnąć każdego gnoja do oporu.
- Jak tak dalej pójdzie, to ich ciała stopią w końcu tą cholerną barykadę… a może to właśnie jest ich plan?? - Powiedziała Winters, gdy znowu mieli chwilę wytchnienia.
Arc na spokojnie przeładował broń.
- Cholera wie. Może. Wiem tylko, że gnoje się szybko uczą. W przeciwieństwie do nas.
- Tu Reynolds, Evanson odbiór? - Odezwał się w komunikatorze sierżant - Pogadam z oficerami, zobaczymy co oni na taki pomysł… no i Hawkes się obudził, zobaczymy więc co dalej.
- Pogadają o tym - stwierdził na głos Arc - A ty Winters co o tym sądzisz?
- No ale o czym dokładniej? Bo padło chyba z pięć tematów?
- Odparła kobieta.
- Zacznij od samej misji - głową machnął na otoczenie - A możesz skończyć na ochrzanieniu mnie.
Uśmiechnął się półgębkiem.
- Niewłaściwi ludzie na niewłaściwych stanowiskach? - Powiedziała po chwili zastanowienia się Winters, używając ogólników, co było… bezpieczną formą rozmowy o innych Marines?
- HUA - odparł mechanicznie i zerknął na tracker Kovalskiego.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 21-08-2020, 19:56   #100
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pobudka mu się nie podobała. Po pierwszej nie powinno być żadnej pobudki. Po drugie widział szpitalny sufit… sufit niewątpliwie nie będący częścią statku kosmicznego. Nadal tkwili na tej zapomnianej przez wszystkich planecie. Co gorsza tkwili w szpitalu na tej parszywej planecie. Miejscu gdzie nie powinni tkwić. Nie bez powodu Hawkes nie brał tutejszej placówki medycznej pod uwagę w swoich działaniach. Była zainfekowana przez alienów w takim stopniu, że przebywanie tutaj i operowanie wiązało się z wielkim ryzykiem i to dla całego plutonu. Nate siadł na łóżku, a potem wstał by znaleźć kogoś kto wyjaśni mu sytuację i kogoś… kogo mógł zrugać za tą całą sytuację.
Dwa “jelenie” akurat były pod ręką i Hawkes wykorzystując swój gniew i autorytet postawił obu pod metaforyczną ścianą i zaczął przepytywanie.
Sytuacja jaka się rysowała z wypowiedzi była niewesoła. Byli uwięzieni i oblężeni w ambulatorium… miejscu nieprzystosowanym do takich oblężeń. I zamiast dowódcy była trójgłowa hydra. Welliever, Brook… a teraz jeszcze sierżant Reynolds. Cudownie. Teraz gdy sytuacja wymaga szybkiego działania i natychmiastowych decyzji… oni bawią się w triumwirat.
Sytuacja była parszywa… więcej niż parszywa. Z każdą chwilą coraz bardziej beznadziejna.
Co oni tu w ogóle robili? Na co czekali? Po co?
Nie wiem na co liczyli pozostali oficerowie… na cud?
Nathan zebrałby oddział niedobitków i spróbował się przebić do dropshipów. Oznaczało to oczywiście porzucenie tych rannych… okrutne, ale Nate rozumiał konieczność takiego kroku. Dlatego był gotów umrzeć.
Teraz mogli umrzeć wszyscy… i nikt nic nie zrobi. Ani Welliver, ani Brook… nikt. Bo nie rozumieli sytuacji. Gdyby było inaczej… Hawkesa tu by nie było.
Porucznik czuł oddech śmierci na karku, oddech nieuchronnego zgonu… ale przede wszystkim… czuł wściekłość. Aż nim telepało od środka od niej. I z takim nastawieniem ruszył tam gdzie mieli być porucznicy, by powiedzieć im do słuchu… zwłaszcza Wellieverowi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172