Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-02-2020, 07:11   #21
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Agnes szła teraz przed Veronicą mimo oczywistego niebezpieczeństwa i śladów tragedi jaka się tutaj wydarzyła, kobieta zachowywała się jakby była na swoim terenie. Po wejściu do hangaru ruszyła w stronę drzwi do głównego kompleksu. Po rampie i prosto do panelu kontrolnego. Ona i Veronica powinny jak najszybciej dostać się do głównego komputera i spróbować uruchomić główny reaktor a potem resztę potrzebnych systemów.
Przy panelu spojrzała tym swoim znudzonym obojętnym wzrokiem po żołnierzach z Plutonu Bravo.
- Gotowi? - Upewniła się zanim wprowadziła na panel swój kod rozpoznawczy dla systemu.
- Bravo 4 eskortować panie! Jeszcze tego brakowało by cywil zginął na początku misji! - krzyknął nieco rozdrażnionym tonem Hawkes, po czym zwrócił się do Salasa. - A czego spodziewałeś się na misji z kseno jeśli nie ludzkich szczątków? To nie jest milutka i czysta misja. Wszyscy zachować czujność i unikać samotnego wchodzenia w ciemne zakamarki. To że wroga jeszcze nie widać, nie oznacza że go nie ma.
- Evanson, przyjąłem - odpowiedział krótko na otwartym kanale kapral. - Podchodzę do Salasa. Pits z Bravo 3. Brak śladów wystrzałów, czy eksplozji. Brak śladów juchy xeno.
Veronica trzymała się Agnes. Na tyle blisko, by jej osobista ochrona zdążyła szybko zareagować i na tyle daleko by nie ograniczać czarnoskórej kobiety. W końcu to od działań jakie mogła podjąć Murzynka zależało życie pani dyrektor.
Kapral Jones stał nieopodal cywilów z ciekawością zerkając na panel kontrolny, którym lada moment miała operować czarnoskóra asystentka da Silvy. Mężczyzna był skupiony będąc gotowym do udzielenia pomocy. JJ zdecydowanie wolałby służyć im jako inżynier aniżeli wsparcie ogniowe. Od tego mieli całą masę żołnierzy pozbawionych talentu technicznego. Jacob czuł niezdrowe zaciekawienie tematem organizacji technicznej kolonii. Wiedział jednak, że ich priorytetem było ratowanie ludzi. Na zapytanie Agnes technik skinął ledwie widocznie głową. Chciał zaspokoić swoją ciekawość mając nadzieję, że lada moment będzie potrzebny do uruchomienia ospałej architektury sieciowej.
Billy nie mieszał się do wymiany zdań ani też nie zamierzał odpowiadać na zbędne pytania. Wolał rozglądać się na boki, chociaż było wiadomo, że spod podłogi żaden Xeno nie wyskoczy. A jeśli coś będzie za otwieranymi właśnie drzwiami, to na linii ognia znajdzie się i tak kilka osób, które będą musiały zadbać o swoją skórę zanim on zdoła wkroczyć do akcji.
Elin, jako że nie było innego rozkazu, trzymała się w pobliżu porucznika, broń mając w pogotowiu. Walka nie była jej specjalnością, jednak jak każdy marines bywa w stanie to i owo zdziałać. Liczyła jednak, że nie będzie to konieczne. Nawet po tym jak odnaleziono fragment czyjegoś ciała. Była pewna, że nie musi się fatygować w tamtym kierunku bo po takim obrażeniu szanse na przeżycie poszkodowanego, o ile nie otrzymał natychmiastowej pomocy, i tak były zerowe. Cierpliwie czekała na to, co miało nastąpić.
- Powinniśmy dostać się do centrum dowodzenia- dyrektor da Silva odezwała się głośno. - Najszybciej będzie wzdłuż torów unieruchomionej kolejki. Gdy dotrzemy na miejsce będę mogła zorientować się co dzieje się w kolonii.
- Uruchomienie reaktora też powinniśmy rozważyć. Zasilanie awaryjnie nie zostało zaprojektowane do wyczynowego długotrwałego działania. - Przypomniała swojej szefowej Agnes.
- To wszystko można zrobić z tego jednego miejsca - Veronica bardziej myślała głośno niż prowadziła rozmowę.
 
Obca jest offline  
Stary 18-02-2020, 12:35   #22
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Przyglądając się działaniom obu cywilów Hawkes przypominał sobie czemu wojskowi nie lubili cywilnych współpracowników podczas takich akcji. Ich podejście do sytuacji, ich brak wyszkolenia wojskowego i totalne ignorowanie wojskowych procedur drażniło Nate’a. I traktowanie żołnierzy jak cateringu na przyjęciu. Tyle że wojsko nie było kelnerami, a ta sytuacja nie była przyjęciem dla Vipów. Ile wrogów kryło się w pomieszczeniach kolonii? Tego Nate nie wiedział. Natomiast wiedział, że nikt nie wyszedł z kolonii do nich. Mimo że lądowania promów z żołnierzami trudno było przegapić. Źle to wróżyło planom uratowania kolonistów. Mogło już nie być kogo ratować.
A Nathan, żałując że da Silva została przydzielona właśnie jemu, wspomniał rozmowę z Elin Holon którą odbył zanim wyruszyli… ostatnia miła rozmowa.

Porucznik wchodząc do ambulatorium uśmiechnął się na widok lekarki i spytał.- I jak? Żadnych problemów zdrowotnych w ekipie? Żadnych poważnych?
Elin uniosła spojrzenie i obdarzyła go lekkim, nieco automatycznym uśmiechem. Miała tyle na głowie…
- Nie, nic co by mogło drastycznie wpłynąć na misję. Lekkie skutki uboczne typowe dla wybudzeń, nic poważnego - zapewniła.
- Jak tam spotkanie na samej górze? - odwdzięczyła się podobnym pytaniem.
- Cóóóż… ogólnie się dogadaliśmy co do podstawowej strategii.- odparł porucznik przysiadając na pobliskim krześle i przyglądając postaci Elin. - I oczywiście była tam nasza miła korporacyjna nadzorczyni ze swomi egzotycznym cieniem za plecami.
- Wydaje się być dość miła - Elin wyraziła swą opinię dość ostrożnie. Zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że da Silva nie była szczególnie lubianą osobą, chociaż nie podzielała owej animozji w stosunku do jej osoby.
- Personalnie może taka być, ale… jeśli nawet sama ma tylko osobiste powody dołączenia do tej misji, to niewątpliwie stojąca za nią korporacja ma ukryte motywy. Których nie znamy, a które mogą sporo namieszać później...- westchnął ciężko Nate. -Korporacje nie wysyłają kogoś do nadzoru akcji ratunkowej zwykłych pracowników kolonii. No chyba że chcą znaleźć kogoś bardzo wartościowego wśród nich. Po prostu… coś mi tu nie gra. I przez to nie mogę jej zaufać.
- Ona także nam nie ufa - odpowiedziała po chwili, wspominając własną, chociaż krótką rozmowę z da Silva. - Próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej o warunkach jakie panują, lub raczej jakie panowały w kolonii przed atakiem, a także tego co tam możemy w tej kwestii zastać. Nie wiem, to mogło być tylko moje przeczucie ale… - Wzruszyła ramionami nie mogąc znaleźć odpowiednich słów na opisanie wrażenia jakie ta kobieta na niej zrobiła. - Czy to możliwe by sama nie miała wszystkich informacji? - Zapytała, uznając że Nate może mieć nieco większe pojęcie o całej sprawie.
- Widziałaś poglądowe slajdy na temat kseno… Taki najazd z pewnością zdewastował kolonię. Brak oznak życia ze strony kolonistów na planecie tylko to potwierdza. Da Silva z pewnością nie ma informacji na temat obecnej sytuacji w kolonii. Braki wiedzy na temat tego jak tam było przedtem… brzmią już bardziej podejrzanie.- zamyślił się Nathan przyglądając lekarce, a zwłaszcza jej ustom.- Z drugiej strony… jeśli była przedstawicielką kolonii przy korporacji, to mogła nie bywać w domu zbyt często. My sami lecieliśmy aż tydzień. Jej podróż tam i z powrotem mogła być dłuższa i bardziej kosztowna.
Elin skinęła głową po czym uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Wygląda na to że ta narada dała ci w kość - stwierdziła, podchodząc bliżej. Była mała szansa by ktoś w tej chwili wszedł do ambulatorium więc cóż jej szkodziło.
- Nie czeka tam na nas nic dobrego, prawda? - Zapytała, chociaż wcale nie chciała usłyszeć odpowiedzi, zamiast tego stanęła za plecami porucznika i zaczęła delikatnie masować jego barki, pochylając się nieco by obdarzyć go lekkim muśnięciem warg.
- Będziemy ostro...żni - wydukał mężczyzna sięgając do tyłu i zaborczo chwytając za pośladki i biodra Elin. Przyznał się nieco wstydliwie.- Śniłaś mi się… i obawiam się, że nie były to zbyt cnotliwe sny.
- O… - powiedziała tylko, chociaż czy dało się to nazwać odpowiedzią… Uśmiechnęła się jednak, chociaż porucznik nie mógł tego dostrzec. Taka informacja sprawiła że zrobiło się jej cieplej na sercu, chociaż nie tylko tam.
- Dopóki to ja ci się śnię mogą być one nawet bardzo… niegrzeczne - dodała, chwytając wargami płatek ucha mężczyzny.
- Jak tak dalej pójdzie, to dzisiejszej nocy moje sny będą z pewnością nieprzyzwoite.- odparł ze śmiechem porucznik, rozkoszując się dotykiem jej ust na swoim i dotykiem swoich dłoni na jej ciele.
- A jak myślisz, dlaczego się tak staram? - zapytała, śmiejąc się cicho i owiewając mu kark swoim oddechem. Zaraz jednak spoważniała. - Mam tylko nadzieję, że będzie to spokojna noc. Biorąc pod uwagę rozmiar kolonii i to, że nie ma z nimi kontaktu… Boję się - wyznała, chociaż z pewnym trudem.
- Chciałbym powiedzieć ci że wszystko będzie dobrze. -westchnął ciężko porucznik zaciskając dłonie na jej pośladkach i dociskając mocno ją do siebie.. by miała wymówkę do wtulenia się w niego. - Ale nie mogę dać gwarancji. Niemniej nie dam cię skrzywdzić. A i nadal mamy statek międzygwiezdny na orbicie. Mamy więc szansę, bez względu na to jak rozwinie się sytuacja.
Skorzystała z okazji i przylgnęła do niego. To dawało jej dość poczucia bezpieczeństwa by mogła ponownie wziąć się w garść. Wystarczająco by otulić go ramionami i po prostu chłonąć jego ciepło. Oczywiście, że wyjdą z tego cali. Oboje.
- Tylko nie waż mi się pakować w kłopoty - ostrzegła, całkiem poważnie.
- Nie mam takich planów, choć buziak na szczęście by nie zaszkodził. - rzekł czule Nate, masując dłońmi pośladki tulącej się do niego dziewczyny. -Obawiam się też, że widoki na dole będą nieprzyjemne.
Nie miała nic przeciwko nieprzyjemnym widokom o ile nie będą one bezpośrednio prowadzić do obrażeń, z którymi mogłaby sobie nie poradzić. Przygotowywała się na takie odkąd pojawiła się informacja o misji.
- Martwisz się o wytrzymałość mojego żołądka? - zapytała nieco zadziornie, obdarzając go owym buziakiem na szczęście o którego się upominał.
- Krążą różne opowieści o tych potworach. O organicznych korytarzach wyłożonych ciałami ofiar.- tłumaczył się Hawkes, a może tylko grał na czas delektując się krągłościami pod swoim palcami.
- Opowieści bywają przesadzone - zwróciła mu uwagę na oczywisty fakt, chociaż bardziej po to by odgonić taką wizję sprzed oczu niż trzymania się faktów. - Z pewnością natkniemy się na ciała i wcale nie oczekuję tego, że będą w jednym kawałku. Podejrzewam też, że możemy mieć do czynienia z ich królową. To była duża kolonia, idealne miejsce na to by założyć “rodzinę”.
- I to mnie martwi. Trochę mało nas.-ocenił porucznik starając się obrócić przodem do niej.
Którą to czynność ułatwiłą mu odsuwając się nieco.
- Dlatego dobrze by było szybko upewnić się czy ktoś i o ile ktoś przeżył, a następnie opuścić kolonię. No ale to ty tu dowodzisz, poruczniku - zakończyła z lekkim uśmieszkiem. - Mamy odbić kolonię. A nie tylko ewakuować cywili.-stwierdził Hawkes obejmując dziewczynę w pasie i zaborczo tuląc.- Ale z całkowitym odbijaniem to możemy chyba poczekać na posiłki.- sam też dawać zaczął całusy na szczęście, najpierw w policzek, potem w kącik ust. By następnie przylgnąć namiętnie do warg pani doktor w długim żarliwym pocałunku pokazującym jej… albo jak bardzo tęsknił, albo… to co mu się śniło.
Ona też się stęskniła i ani myślała trzymać tą tęsknotę tylko dla siebie. Dawno minęły te czasy gdy trzymała go na dystans, tak jak wszystkich innych. Odpowiedziała więc z żarem, obejmując dłońmi głowę porucznika, na wypadek gdyby jej chciał umknąć.
- Szkoda że nie mamy więcej czasu - jęknęła, gdy ich usta rozdzieliły się na chwilę.
- Niestety.- odparł Nate i następnie spytał cicho.- Jeśli trafi nam się jakiś materiał badawczy z kolonii, to zdołałabyś się rozeznać co właściwie pichcili tutaj? Nie jestem pewien czy da Silva została w ogóle wtajemniczona w tutejsze prace badawcze. A te mogą dotyczyć na przykład broni biologicznej z którą będziemy musieli się uporać
- Jeżeli tylko będę miała czas i sposobność - nie było to zapewnienie, ale w obecnej chwili nie była w stanie powiedzieć więcej. - Uważałabym jednak i to bardzo przy tych laboratoriach. Xeno mogą wcale nie być największym zagrożeniem.
- Też ci one brzydko pachną?- spytał retorycznie Nate i głaszcząc ją po głowie obiecał.- Będziemy uważać, a po całej tej misji. Gdy już będzie bezpiecznie, może zdołamy wykroić godzinkę lub dwie na poszukiwania botaniczne. Niemniej jak trafimy wtedy na jakąś rzekę lub jeziorko, to nie gwarantuję że zatrzymasz ubranie na sobie...Taka okazja to rzadkość.
- Jak rozumiem fauna takowej rzeki czy jeziora nie zostanie wtedy wzięta pod uwagę? - zapytała, chociaż było to pytanie raczej retoryczne. - Zobaczymy co uda się zrobić, póki co jednak tak, nie pachnie mi to najładniej. Najchętniej miałabym już tą misję za sobą - wyznała, wycofując się nieco.
- Ja też. - zgodził się z nią Nate i podszedł do niej by uścisnąć ją czule i szepnąć.- Jak ją zakończymy z sukcesem, to postaram się załatwić przepustkę na tygodniowy urlop dla nas obojga.
- Nie pozwolę ci o tym zapomnieć, wiesz? - Ostrzegła, oddając uścisk i próbując zapamiętać towarzyszące mu uczucie. - Może jednak zostaniemy na statku? - zaproponowała cichutko.
- Nie możemy niestety.- odparł cicho Hawkes tuląc dziewczynę. -Choć chciałbym i to bardzo.-
Uśmiechnął się do niej zadziornie.- Poradzimy sobie Elin. Razem możemy wszystko...
- I żebyś mi o tym nie zapominał - pogroziła jednocześnie czule sunąc dłonią po jego plecach. Westchnęła.
- Pora wracać do reszty bo jeszcze pomyślą, że o nich zapomnieliśmy - przypomniała wysilając się na wesoły ton.
Hawkes przytaknął jej milcząco, choć dla odmiany wolałby obecnie zapomnieć o całym świecie.


Niestety nie mógł tego uczynić. Zamiast tego był tu i musiał skupić się na zadaniu.

Przed wszystkimi otwarły się kolejne wrota, i można było wejść już w pierwsze korytarze i hole kolonii. Wszędzie cicho, pusto, a wszystko na zasilaniu awaryjnym. Motion Trackery z kolei milczały, więc nie było chyba źle… i znowu lekko zatęchłe powietrze, nieco śmieci, porozrzucanego sprzętu oraz wyposażenia. Do tego kolejne ślady krwi, to na podłogach, to na ścianach, ślady po pociskach, i - co najważniejsze - tu i tam, dziury w podłogach, po zapewne kwasie Xeno.
Widok i zapach do najprzyjemniejszych nie należał. Żołądek da Silvy wyraźnie dawał znać pani dyrektor o sobie. Ale na taką odznakę słabości kobieta nie mogła sobie pozwolić. Szybko przemknęła ślinę by uspokoić nieposłuszny narząd. Bo teraz najbardziej zależało jej na dostaniu się te kilka pomieszczeń dalej. Veronica parła więc na przód starając się ignorować te widoki. Co nie oznaczało wcale, że robiła to bezmyślnie i z narażeniem dla życia. Ku zdziwieniu wielu marines, pani dyrektor czekała aż towarzyszący jej żołnierze sprawdzą teren. Chociaż ostateczne zdanie co do tego czy jest bezpiecznie zawsze należało do Agnes.
- Udało im się dostać do środka. Trzeba zlokalizować ich przejście. - Odezwała się Androidka patrząc na krwawe ślady i dziury w poszyciu korytarza.
- Źle to wygląda - da Silva pokiwała głową przyznając Agnes recję.
Pani dyrektor, zdaniem Billy'ego, była szalenie naiwna. Przerażająco naiwna i zadziwiająco optymistyczna jeśli myślała, że ściany, z jakich zbudowane były zabudowania kolonii, zdołają powstrzymać Xeno.
Z drugiej strony trzeba było przyznać, że optymizm był pani dyrektor potrzebny w bardzo, ale to bardzo dużych ilościach.
- Słyszałeś Salas? Marne szanse na kolonistki - Szepnął Kovalski, ale chyba nie wystarczająco cicho… a zagadany przez niego Marine jedynie wyszczerzył zęby, po czym pokręcił przecząco głową.
- Zamiast gadać takie rzeczy lepiej zabezpieczcie tę rękę - Veronica na chwilę odwróciła się do dwóch dowcipnisiów. - Trzeba będzie zidentyfikować ofiary.
- Ale Ma'am, ja nie jestem technik krymi...nali...logi...styki… nie wiem jak zabezpieczyć tego kikuta - Powiedział Kovalski, i kilku żołnierzy cicho parsknęło. A Salas zaczął ową rękę trącać sobie buciorem.
- Takie to zabawne?! - Veronica podniosła głos. Przemknęła jeszcze raz ślinę, żeby zdusić odruchy wymiotne, którymi uraczył ją jej własny organizm na myśl o kończynie. - Może jeszcze w rugby zagraj nią!- Nie kryjąc oburzenia spojrzała na Kovalskiego i Salasa pokazując na swoją rękę. - Mniej więcej w tym miejscu jest wszczepiony chip. Wyjmij i zapakuj kurwa w prezerwatywę, którą na pewno masz na stanie!!
- Czyli, Ma'am, teraz to i w tym kikucie mam nożem grzebać i coś wycinać?? - Upewnił się zmieszany Kovalski, a Salas na wszystko machnął obojętnie ręką, i odszedł na kilka kroków… a wtedy przemówił porucznik.

- Bravo 2 na lewo, Bravo 3 na prawo. Trzymać szyk bojowy i uważać na zagrożenia. Sprawdzać dokładnie pomieszczenie po pomieszczeniu. Nie ma co się spieszyć. Tu mogą być pułapki.- zaczął wydawać porucznik ze swoim oddziałem ruszając naprzód.- I meldować od razu w razie zauważenia czegoś nietypowego bądź niepokojącego. Pamiętajcie, trupom nie płaci się żołdu.

- Nie, już powiedziałam. W rugby zagraj!- Powiedziała pani dyrektor, cedząc każde słowo.
- Zróbcie to Kovalski, bo spędzimy cały dzień dyskutując nad kikutem.- wtrącił niecierpliwie Hawkes.
- Tak jest! - Powiedział Marine, i zanim ktokolwiek jakoś zareagował... przyjebał z buta w kikut, a ten poleciał kilka metrów w jakiś kąt, lądując z nieprzyjemnym plaskiem.
- Gotowe sir! - Dodał Kovalski, krótko salutując porucznikowi, po czym powrócił do zabezpieczania terenu z pozostałymi.
Da Silva z niedowierzaniem śledziła tor lotu tak bezceremonialnie potraktowanej części ciała jakiejś ofiary. Z równym niedowierzaniem obserwowała jak żołnierz, który dopuścił się zbezczeszczenia szczątków odchodzi.
Z takim samym niedowierzaniem Evanson przyglądał się Kovalskiemu. Operator czujnika ruchu nie był może najbardziej profesjonalnym marine na świecie, ale jak do tej pory prezentował przynajmniej poziom osoby zdrowej psychicznie. A ponieważ miał dość durnej dyskusji, nad prostym “podnieś” i “przynieś” i szedł właśnie wziąć nieszczęsną rękę, gdy Kovalski w nią przykopał, zamiast ręki złapał strzelca lewą ręką za kołnierz.
- Odpierdoliło ci John? - powiedział nie przez mikrofon - Na obozie jesteś? Podnieś i zanieś Silver. Już kurwa!
W takich sytuacjach Agnes czuła coś w granicach zdziwienia i niesmaku. Ludzie wierzący idealizowali swojego “stwórcę”. Ona miała świetny widok na swoich stwórców. Nie było co podziwiać.
Kapral Jones z nutą niezrozumienia zmierzył Kovalskiego. Technik uważał za dziecinne przekomarzanie się z da Silvą kiedy tylko była okazja. Oczywistym było, że Kovalski nie zmieni nastawienia i nie zepnie pośladów dopóki Marines byli w komplecie. Jacob starał się zachowywać profesjonalnie jednak po zachowaniu jakie prezentowali niektórzy żołnierze obecni cywile raczej nie będą traktować ich poważnie. Korpus ładował w szkolenie każdej jednostki czas i środki, ale wszystko było na nic kiedy ta jednostka po czasie okazywała się wybrakowana. Dlatego też JJ wolał maszyny. Na nich zawsze można było polegać. Automaty zawsze robiły wszystko tak jak nakazywał im program. Działały zgodnie z algorytmem. Strzelały, poruszały się i prowadziły kalkulacje zgodnie z założeniami swego stwórcy. Nie liczyły się dla nich humory, sympatie i antypatie. Żołnierz nie pochwalał postępowania kompana jednak nie był od pouczania go. Nie był też dobrą osobą od usuwania krzemowych nadajników z odciętych kończyn. JJ trzymał się swojej działki, bo poza nim mało kto się na niej znał.
Silver przyglądała się wszystkiemu z miną osoby, która już widziała wszystko ale właśnie odkryła, że to jednak wszystko nie było. W porządku, nerwy i cała reszta ale odrobina ludzkich zachowań także powinna się aktywować. Widać nie. Wtrącać się jednak nie zamierzała, rzuciła jedynie krótkie spojrzenie w kierunku porucznika.

Kovalskiemu z nudów chyba odbiło, ale ani Evanson, ani tym bardziej da Silva nie mieli racji. Nie było teraz czasu ani warunków, by zajmować się każdym znalezionym kawałkiem czyjegoś ciała. Najpierw trzeba załatwić Xeno, potem bawić się w karawaniarzy. Ale ponieważ Arc wyraził swoją opinię, Billy nie zamierzał się wtrącać. Do następnego razu. Wtedy powie pani dyrektor co myśli o jej pomysłach.
W kulturalny sposób, by się sierżant nie ciskał.
- Weź się, Arc, odpierdol. Sama powiedziała, że mam zagrać… - Zaczął Kovalski, ale wtedy odezwał się głośno sierżant Reynolds, który już od kilku dłuższych chwil gapił się dziwnym wzrokiem na porucznika, drapiąc po swojej gębie, po tym jak oficer wydał swoje polecenia.
- Stulić jadaczki i zakończyć kwestię ręki. Mamy rozkazy do wykonania - Powiedział sierżant, po czym kiwnął palcami na dwie drużyny i dwa kierunki, wybrane przez Hawkesa.

Evansonowi ulżyło, że sierżant w końcu uciął prostą sytuację. I on i Reynolds byli ze starej dobrej szkoły, która nie miała w zwyczaju dyskutowania nad prostymi rozkazami. Nawet tymi nie do końca zrozumiałymi. Tylko szkoda, że to nie kończyło kwestii ręki. Czy tak kurwa trudno ją podnieść z miejsca i zanieść w inne?
Podniósł rękę i podał medyczce.
- Przejmiesz Silver?
Elin przyjęła “prezent” po czym zajęła się jego odpowiednim zabezpieczeniem.

A gdy pluton się nieco rozszedł, Naomi z nieco kwaśną miną odezwała się cicho do Evansona:
- Do zobaczyska za 2 dni...
- Będę pisał… - odparł i puścił oko do smartgunnerki.

Da Silva odetchnęła z ulgą widząc, że wśród tej całej zbieraniny jest ktoś, kto wykazuje odrobinę ludzkich uczuć. Nie musiała już poświęcać uwagi doczesnym szczątkom, któregoś ze swoich pracowników.
Teraz tylko czekała aż porucznik Hawkes ruszy swoje cztery litery i zaprowadzi ją do centrum dowodzenia. Co chwila spoglądała przy tym na zegarek odliczając cenny czas jaki tracili.
- Dla własnego, jak i naszego bezpieczeństwa, proszę niczego nie dotykać. Niczego nie przyciskać i niczego nie próbować uruchomić! - dyrektor odezwała się bardzo głośno, tak aby obecni mogli ją usłyszeć.
- Ale oddychać można? - spytał jakiś żołnierz, a jednak tym razem da Silva nie potrafiła stwierdzić dokładnie kto to był…
"Kto ten sekret ruszy, tego cap za uszy", pomyślał Billy, zastanawiając się równocześnie, czy nadmiar wrażeń nie odebrał pani dyrektor znacznej części rozsądku.
- Jak tylko znajdziemy jakiś guziczek czy przełącznik, to będziemy wołać - zapewnił.

Hawkes sięgnął po swój podręczny komputerek i przyglądał się planom. Jeden oddział na prawo, drugi na lewo, trzeci… pogoni za cywilami, którym się spieszyło do głównego komputera kompleksu nie biorąc pod uwagę, że w swoim pośpiechu pakują się prosto w pułapkę. No cóż… może będą mieli szczęście. Swoją własną grupę Nate trzymał w odwodzie, by wesprzeć ten z oddziałów przeszukujących okolicę, który natknie się na wroga lub inne kłopoty.
- Utrzymywać łączność radiową cały czas.-powtórzył raczej z rutyny niż z potrzeby. Było to wszak oczywiste.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 18-02-2020, 21:46   #23
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Na to czekała da Silva. Aż jej nowa obstawa się ruszy.

Idąc za Agnes i bacznie obserwując poczynania androida Veronica w myślach układała plan co w jakiej kolejności uruchomić.


Dziesięć sekund później, i dwadzieścia metrów dalej, zarówno po prawej, jak i po lewej, drużyny Marines zatrzymały się… i zaczęły się ciche dyskusje, zwłaszcza w Bravo 3. Po chwili sierżant Reynolds wysłał na powrót do porucznika "Płonącą" Nicky, a sam sobie zapalił.

- Melduję, że wszelkie grodzie, drzwi, włazy, i inne takie na naszej drodze, zamknięte na amen przez system kolonijny. Sierżant pyta, czy wysadzać, czy ciąć, czy co robimy… - Operatorka miotacza wyprężyła się przed dowódcą, salutując. Podobne "nowiny" zameldował przez komunikator kapral Hirakawa, pytając, czy JJ ma hakować przeszkody. Obie drużyny nie oddaliły się nawet na więcej niż rzut granatem…

- Tniemy jeśli właz nie jest za gruby. Hakujemy w pozostałych przypadkach.. - zadecydował Hawkes podając swoją decyzję najpierw meldującej się przed nimi Nicky, a potem przez komunikator Hirakawie. Dodał też do członków Grupy 1. - Macie luz na razie, ale broń w gotowości i wykrywacz ruchu cały czas aktywny.

Słysząc te niepokojące rozkazy dyrektor odwróciła się w stronę porucznika.

- Wszystkie drzwi i grodzie można otworzyć mając odpowiedni dostęp, którego pan nie posiada. Prosiłabym, żeby wstrzymał się pan poruczniku z tą dewastacją i dał mi szansę uruchomienia systemu - mówiła głośno, ale nie napastliwie… a do tego wszystkiego, nadszedł i pluton Charlie, deptając niemal po piętach Bravo. Porucznik Luise Brooks spojrzała na Hawkesa.

- Czemu nie idziecie dalej? Blokujecie nas…

- Drzwi trzeba otwierać na siłę, bo firma nie dostarczyła nam poziomów dostępu.- stwierdził porucznik. - Nasz cywilny doradca chce iść wprost do centrum narażając się na okrążenie, bo kseno przedzierają się wentylacją i mogą odciąć taką grupę. A co ty radzisz porucznik Brooks?

Po czym rzekł do da Silva. - Myślę że parę uszkodzonych palnikami drzwi to znowu nie taka wielka szkoda dla firmy. Jakoś da się to przeżyć. A jak uda wam się bezpiecznie dotrzeć na miejsce i otworzyć resztę, to pozostałe wrota przetrwają w całości. A my w czasie waszej wędrówki do centrum zdążymy zabezpieczyć przynajmniej parę pomieszczeń.

- Rozumiem, że pokryje pan z własnej kieszeni wszelkie uszkodzenie. Proszę bardzo. - odpowiedziała Veronica.

- Pani da Silva. Nie wiem czy uważała pani na wykładzie prowadzonym przez sierżanta, ale… pani kolonia została zaatakowana przez ksenomorfy… i to całkiem spore ich stadko sądząc po braku jakichkolwiek sygnałów poza tymi automatycznie wysyłanymi. Uszkodzone drzwi to najmniejszy problem na liście potencjalnych zniszczeń jakie doznała ta kolonia.- odparł cierpliwym głosem porucznik. - W najgorszym przypadku, gdy takiego najazdu nie da się opanować z powierzchni stosuje się miejscowe bombardowanie orbitalne.

- Już powiedziałam. Obciążę pana wszelkimi kosztami niepotrzebnych zniszczeń. A za takie uważam bezmyślną dewastację, którą zlecił pan swoim podwładnym. A im większych szkód dokonacie, tym mniej zapłacę za wasze usługi - ton głosu pani dyrektor nie różnił się od porucznikowego.

- Nie miała pani ruszyć do tego komputera? Czy już zmieniła pani zdanie?- odparł Nate przyglądając się kobiecie.

- Pan miał ratować tę kolonię, a nie współuczestniczyć w jej dewastacji- Veronica odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę serca kolonii, co Hawkes przyjął z ulgą.

- Proszę dokładnie sprawdzać każde pomieszczenie. Sprawdzimy czy zobaczy pan to samo co ja.

- Spiesz się powoli - rzucił Billy. - Pewnie dlatego pani dyrektor będzie biegała od drzwi do drzwi i własnoręcznie wprowadzała kody - dodał.

Evanson ponownie z ulgą mógł posłuchać rozkazu. Wysforował się na przód i skinął na Kovalskiego z czytnikiem ruchu..

- Idziesz rugbysto?


Androidka, de Silva i Bravo 4 ruszyli na prawo. Przy drzwiach Agnes wcisnęła swój kod dostępu na panelu i zablokowane drzwi stanęły otworem dla Bravo 3. A wraz z tym dostęp do kolejki wewnątrz stacji.

- Proponuję sprawdzić kolejkę, może mimo awaryjnego zasilania da się ją uruchomić i da się podjechać na stacje koło centrum sterowania. - Zwróciła się do starszej kapral Winters. - Jeśli się nie uda, to najszybciej będzie pójść “torami” do kolejnej stacji. Alternatywą jest przejście przez wszystkie pomieszczenia z środkowej części. Messe, centrum rekreacyjne, kuchnie. Którędy mamy was prowadzić?

- Spacer przez tory będzie najcichszy i najmniej zauważalny - wtrącił od przodu skupiony na dźwiękach nadawanych przez miernik Kovalskiego, Evanson. - Już i tak dość niepotrzebnego hałasu generujemy…
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 21-02-2020, 20:18   #24
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Przy współpracy z MG

Sierżant Reynolds chyba myślał, że JJ będzie należał do tych co narzekają na porządne rozgrzanie. Technik co prawda nie był najtwardszym czy najbardziej wysportowanym Marines w korpusie, ale nie był też jakąś miernotą. Kapral Jones miał solidne podstawy jednak jego serce było zdecydowanie bliżej mózgu aniżeli mięśni nóg czy bicepsów. Kiedy inni zaprawiali się ponad obowiązkowe minimum on wolał trenować umysł czytając, rozwiązując zadania matematyczne, kodując lub składając roboty. Jacob wcale nie narzekał na bieganie wokół hangaru, a mógłby biorąc pod uwagę, że przełożony zabrał go na zbieranie wojskowych racji i atomówek po starym magazynie. To jednak nie pasowało do żołnierza, który podczas biegu przypominał sobie warstwy modelu sieciowego OSI…

Idąc śladem plutonu Bravo inni też zaczęli biegać i drzeć ryje w stylu znanym tylko Marines. JJ wykorzystywał zamieszanie do treningu skupienia. Musiał sprawnie myśleć pomimo wysiłku, rozpraszania i migających to tu, to tam krągłości damskiej części zespołu. Jacob - jak niemal każdy Marines - kochał adrenalinę. Inni buzowali podczas walki wręcz albo ostrzału, on natomiast wolał pokonywać zabezpieczenia, wysadzać, hakować i modyfikować urządzenia czy maszyny.


Kapitan Dimond potrafił nakierować żołnierzy na odpowiednie tory. JJ wątpił aby każdy z nich rozumiał, że w ich misji chodziło przede wszystkim o ratowanie ludzi i ich dobytku, a nie wybicie Xeno nie zważając na straty w ludności cywilnej. Dyrektor da Silva wyglądała na twardą babkę, ale żaden podręcznik czy szkolenie poparte pięknym, kolorowym pokazem slajdów w wygodnym, korporacyjnym biurze nie były w stanie jej przygotować na to co się stanie. Sprawa miała się zapewne inaczej z jej ochroną, której priorytetem było życie klienta. Mulatka nie miała łatwego zadania, bo mimo iż pomiędzy jej klientką a potworami stanie kilkudziesięciu obwieszonym sprzętem Marines to nie stanowili oni bariery nie do pokonania. Nie dla Xenomorfów.

Kiedy w hangarze rozpoczęły się ostateczne przygotowania JJ z uśmiechem odetchnął. Wśród ryku silników, warkotu suwnic i syku pomp hydraulicznych technik czuł, że żyje. Z nadzieją na ratowanie życia Jones pobrał nadmiarowe MRE oraz wodę. Żołnierz miał nadzieję, że uda im się uratować jak najwięcej ludzi chociaż po krótkim przestudiowaniu historii i zwyczajów Xeno wiedział, że ostatni tydzień kolonii malował się w ciemnych, kurewsko nieprzyjemnych barwach.


Jacob stanowił techniczne zaplecze plutonu. Na polecenie swego skośnookiego przełożonego Jones zaczął walkę z konsolą podpiętą do głównych wrót kompleksu. Algorytm zabezpieczeń nie był dziurawy. Jego konstruktorzy odrobili lekcje, ale nie przeszkodziło to najlepszemu hakerowi korpusu dostać się do środka. Po chwili oczekiwania wrota stały otworem wyrzucając na stojących najbliżej żołnierzy obłoki śmierdzącego, stęchłego powietrza.

Pierwszym co udało się dostrzec w panującym wewnątrz budowli półmroku były spore plamy zakrzepłej krwi. JJ wraz z resztą swojej grupy bez wahania wszedł do środka. Technik był czujny chociaż jego wzrok przyciągały pozamykane przez system bezpieczeństwa śluzy. Brak dostępu działał na hakera jak płachta na byka.

Grupa “Shini Hiry” udała się na lewo, po czym Azjata zagonił JJ do otwierania - na początek - wrót w korytarzach, blokujących dalszą drogę. Jones bez wahania zabrał się do roboty i… wnerwiające “beeep”, oznajmiające porażkę Technika, doprowadziło do uniesienia jego jednej z brwi. Kapral Jones nie pierwszy raz przegrał w starciu z mechanizmami bezpieczeństwa kolonii. Magister Cybernetyki odczuwał coraz większe zaciekawienie względem prowadzonych na planecie działań naukowych.

- Jacooob - mruknął Shinichi, po czym pokręcił głową.


- Tak wiem. Już się poprawiam. - rzucił z małym uśmiechem Jones błyskawicznie podejmując kolejną próbę obalenia mechanizmu bezpieczeństwa wrót.

Po chwili oczekiwania, bez wiercących w mózgu dźwięków, wrota otworzyły się, a JJ z satysfakcją spojrzał na swoje dzieło. Żołnierzom ukazał się słabo oświetlony, pusty korytarz. 20 metrów dalej było widać kolejne takie wrota, do tego pojawiły się drzwi po prawej i lewej, pewnie do jakiś pomieszczeń. Krok po kroku, czujne rozglądanie się, używanie Motion Trackera, z prawej na lewą, za osłony, przykucnąć, zabezpieczyć teren, przepuścić kumpla, do przodu… i tak w kółko. Cisza, pustka, zatęchłe powietrze, nieco śmieci na podłogach. Nigdzie żywej duszy, nigdzie Xeno.

Kapral Jones nie miał nic lepszego do roboty jak słuchać rozkazów Starszego Kaprala. Mimo iż chwilami przypominał tego samego wesołka co zwykle to swoją robotę wykonywał jak najlepiej potrafił. Zabezpieczenia kolonii zadziwiały doświadczonego technika, który z ledwością kontrolował swoją niezdrową ciekawość. Kiedy coś zaczynało go “jarać” JJ nakręcał się nadstawiając uszu, wytężając wzrok i umysł, aby tylko poznać coś nowego i rzadko spotykanego.

Drużyna skierowała się ostrożnie do drzwi bocznych po lewej stronie. Jacob zastygł słysząc wieści o kontakcie z nieprzyjacielem. Początkowo spokojna, a nawet ospała misja ratunkowa, zaczynała przeobrażać się w krwawą jatkę.

- Zespół Bravo 3 natrafił na stado Xenomorfów... - technik wydukał bez emocji spoglądając na swoich towarzyszy. JJ miał nadzieję, że Marines w opałach nic nie będzie. Martwił się, ale nadal potrafił skupić na własnym zadaniu.

- Pewnie przydałoby im się wsparcie. - powiedział Jacob patrząc na Azjatę. - Zapytajmy szefa zanim opuścimy swój sektor. - zaproponował Kapral słysząc potężną kanonadę. Ten żołnierz dawno nie strzelał do wroga. Poza tym był ciekaw czy w starciu z Xeno puszczą mu nerwy. Bez wątpienia nie wszyscy z jego kompanów zachowają zimną krew.
 
Lechu jest offline  
Stary 22-02-2020, 18:05   #25
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Drużyna Bravo 3

Po chwilowej pomocy ze strony Agnes, grupka sierżanta Reynoldsa pokonała pierwszą parę wrót w korytarzach bez używania siły. Następnie jednak obie cywilne kobiety skręciły w bok, odchodząc z Bravo 4 w innym kierunku. Nie pozostało więc nic innego jak…
- Sting, Ferris, rozcinacie kolejne drzwi palnikami, my was osłaniamy - Powiedział Reynolds, no i jak powiedział, tak też zabrano się za ową robotę. Jednak nie bez komentarzy.

- Sierżancie, po cholerę my to robimy? - odezwała się Sanders, a widząc minę podoficera, sprecyzowała swoje pytanie - Czemu nie otwieramy drzwi po ludzku? Kartami, albo kodami… i czemu je w ogóle otwieramy?? Takie szukanie kolonistów to nam tydzień zajmie, a jeszcze przez te drzwi to uwolnimy jakieś Xeno...
- No właśnie - przytaknął Pits.
- Nie wiem, spytaj porucznika - odpowiedział krótko sierżant.
Billy miał swoje podejrzenia, ale wolał się nimi nie dzielić z pozostałymi.
- Te Centrum Dowodzenia to dobry pomysł, stamtąd można uzyskać wiele danych, i mieć wgląd na całą kolonię i po kiego... - trajkotała dalej Sanders.
- Nie. Wiem. Spytaj. Porucznika - wycedził Reynolds.

- Kontakt!! - Wrzasnął nagle Francis, wgapiony w Motion Tracker, i wszyscy zastygli w pół ruchu, a Marine informował - Pojedynczy cel. 20 metrów. Za rozcinanymi wrotami...




- Albo kolonista, albo Xeno - powiedział spokojnie Billy. - Zarówno jeden jak i drugi może poczekać, aż w kolonii zacznie działać wewnętrzna łączność. Ale możesz zastukać i poczekać na odpowiedź...
- Może spytamy panią dyrektor, czy pozwoli nam rozpruć te drzwi? - dodał z ironią.
- Zarówno jedno, jak i drugie, nie - warknął sierżant, a Francis nadal meldował:
- 15 metrów, 10 metrów… idzie prosto na nas!

Marines odsunęli się od wrót blokujących korytarz, kierując w owe wrota lufy broni…
- 5 metrów - Operator Motion Trackera zaczął się pocić na gębie, spoglądając nerwowo na swoich kumpli, to na urządzenie jakie trzymał, to na wrota…

Bum! Coś w nie przywaliło. Bum! Bum! Ale solidna, stalowa zapora wytrzymała, nawet za bardzo się nie wybrzuszając.
- Fuck - szepnęła Sanders, mocno ściskając swój miotacz ognia w łapkach.
- No to mamy odpowiedź na pytanie, czy to swój, czy obcy - stwierdził Billy.
- Sierżancie... - zaskomlał Francis, a jego MT zaczął pipkać jak oszalały. Liczba celów, jakie były wykrywane, nagle zaczęła rosnąć i rosnąć, a cała ta zgraja zapieprzała prosto na wrota, dzielące ich od Marines.

A wtedy też...
- Bravo 3, oczyścić obszar dookoła szpitala, ale pod żadnym pozorem nie wkraczać do środka, ani nie otwierać drzwi do niego.- nagle odezwał się Hawkes informując, akurat w momencie, gdy wrota oberwały z potworną siłą dwóch tuzinów Xeno, próbujących je sforsować. Metal zaczął się wybrzuszać i wyginać, a pieprzone potwory bez ustanku w nie waliły… swoimi łbami??
- Musimy stąd spieprzać!! - wydarł się przerażony Ferris.
- Tu Bravo trzy - rzucił Billy w eter, równocześnie dając znać dłonią, by wszyscy się cofnęli. - Mamy za drzwiami całą bandę Xeno!
- Bravo trzy, wycofując się kierujcie się na pozycje początkowe. Tam was wesprze pluton Charlie - odezwał się porucznik wydając rozkazy.
- Natrafiliśmy na całe stado! Musimy się wycofać! Wybijają grodzie! - odezwał się sierżant, po czym puścił mocną wiązankę…
- Spieprzamy! - dodał do swoich ludzi.
Nie było na co czekać.
Billy sprawdził, czy do wszystkich polecenie dotarło, gotów spóźnialskiego zmotywować solidnym pchnięciem, po czym ruszył biegiem w stronę plutonu Charlie.

Bravo 3 zasuwało więc ile sił w nogach korytarzami, siarczyście przeklinając i co chwilę oglądając się za siebie. Jeszcze ich nikt nie gonił, jeszcze nie… wyraźnie jednak słyszeli, jak wrota puszczają, jak metal zostaje wygięty, czy i w końcu rozerwany. Nikt nie chciał widzieć tej sceny, nikt nie chciał tam w jej trakcie przebywać, dobrze jednak wiedzieli, co nadchodziło, i to biegnąc o wiele szybciej, niż ktokolwiek z nich.

Zdążyli jednak na czas. Wpadli z wywalonymi jęzorami na znajomy teren, na… lufy plutonu Charlie. Nikt się jednak nie pomylił, nikomu nie puściły nerwy, Bravo 3 wbiegło między innych Marines, plując, rzężąc z wysiłku, złorzecząc. Na nic więcej czasu jednak nie było. Z korytarza, w którym przed chwilą jeszcze biegli, wypadła chmara cholernych Xeno.

Biegły niczym czarna, sycząca złowrogo fala, wypełniając sobą całą przestrzeń korytarza. Poruszały się nawet po ścianach i sufitach, i to w zawrotnym tempie, godnym olimpijczyka.
- Ognia!! - krzyknęła porucznik Brooks.
- Ognia!! - ryknął sierżant Reynolds.

W takich sytuacjach Billy żałował, że jego M42A nie wypluwa tysiąca pocisków na minutę. Spróbował opanować oddech, wycelował w łeb jednego z Xeno, a potem nacisnął spust. A potem po raz kolejny. Pierwszy strzał trafił prosto w łeb jedną z bestyjek, zabijając na miejscu, drugi poszedł gdzieś po prostu w całą tą ich masę, wypadającą korytarzem. Było ich dużo, poruszały się szybko, dokładniejsze celowanie było utrudnione...

Ani jedna, pieprzona bestyjka, nie była w stanie podejść blisko jakiegoś Marine, ginąc pod setkami kul, wystrzelonych w ich kierunku… jeden czy drugi żołnierz, użył nawet podwieszanego granatnika, zwiększając efekty, wśród jakich ginęły te podłe kreatury.

Był jednak mały problem, o którym jak na razie, zdało sobie sprawę niewielu. Ginące Xeno, zalewały swoją juchą-kwasem podłogę, a przez to ta się pod nią topiła, i powstawały naprawdę sporę dziury, prosto do poziomu -01. W końcu zjawił się i porucznik wraz z Bravo 1.

Ocenił on sytuację, ale.. zdał sobie sprawę, że nic nie mogli na to poradzić. Przynajmniej do czasu, aż zneutralizuje się obecne zagrożenie.
- Krótkimi seriami, ognia! - wydał rozkaz sam celując ze swojej broni w jednego z potworów. Im szybciej się z tym uporają, tym lepiej.
Billy kontynuował ostrzał, tym razem staranniej wybierając cele, by nie marnować amunicji.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-02-2020, 22:54   #26
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Drużyna Bravo 1

Grupa porucznika Hawkesa rozlokowała się w w centralnym punkcie, tuż przy głównym wejściu do koloni. Zaczęto tak zwane “oczekiwanie w obwodzie” i “zabezpieczanie terenu”, a do nich dołączył praktycznie cały pluton Charlie, rozstawiając się dużym pierścieniem wokół nich. Czekano więc, na… cholera wie co, na efekty reszty zwiadu? Wszystko jednak zaczęło się dłużyć. Minuta, trzy, pięć, dziesięć.

W końcu Brooks nie wytrzymała.
- To jaki jest w końcu plan? - Zagadnęła Nathana.
- My ruszymy do centrum rozrywki i mesy. Twoi ludzie niech sprawdzą garaże i magazyny na początek.- zaproponował Hawkes.
- Emm… wolałabym się tak nie rozłazić. Kolonia i tak wielka, nas mało… poślę po drużynie na oba kierunki, a dwie zostaną tu, zabezpieczając wyjście? - Powiedziała Brooks.
-Też wolałbym się nie rozłazić, ale cywilny nadzór ma swoje plany.- wzruszył ramionami Nate.-Tak czy siak musimy spenetrować i oczyścić z zagrożeń jak największy kawałek kolonii. Posłałem moich ludzi, by systematycznie sprawdzili najbliższe pomieszczenia. Zrób tak jak postanowiłaś. To dobra opcja.-
Po czym machnął ręką wskazując kierunek.-Dobra ludziska, skoro porucznik Brooks zabezpiecza nam tyły, to możemy się rozejrzeć czy w centrum rozrywki jest spokój. Szyk standardowy i czujność zachować. Naprzód.-
Następnie ruszył wraz ze swoim oddziałem.

Nagle w komunikatorze odezwała się Winters:
- Bravo 4 do 1. Pani dyrektor przekazuje, wara od rozcinania drzwi szpitala, bo inaczej nie będzie jak z niego korzystać dla kolonistów lub dla nas.
Porucznik westchnął cicho i zakomunikował. - Bravo 3, oczyścić obszar dookoła szpitala, ale pod żadnym pozorem nie wkraczać do środka, ani nie otwierać drzwi do niego.
Brak możliwości skorzystania ze szpitala mógł dość znacznie obniżyć szanse przeżycia i to nie tylko członków drużyn ale i kolonistów. W sumie to głównie kolonistów.
- To się robi dość uciążliwe - Elin zwróciła się bezpośrednio do porucznika. Brak kodów dostępu spowalniał całą akcję, a co za tym szło zwiększał ryzyko jej niepowodzenia. Nie podobało się jej to, chociaż starała się zachować profesjonalną obojętność.
- Urok pracy pod cywilnym nadzorem. Wymagają cudów, a stawiają przeszkody na każdym kroku. Da Silva ma chyba nadzieję, że odblokuje grodzie szpitala z centrali. Cóż… my też miejmy taką nadzieję.- stwierdził cierpko porucznik.
- Miejmy zatem nadzieję, że faktycznie będzie to możliwe - skomentowała pani doktor, z ledwie wyczuwalnym cieniem irytacji w głosie.

Szeroki na 6 metrów, główny korytarz, prowadzący do Centrum Rozrywki i Rekreacji, był… pompatyczny. Na ścianach wisiało wiele ogromnych fotografii, przedstawiających rozwój kolonii, założycieli, ważne osobistości, miejscową florę i faunę, a wszystko w celu zamierzonego ukazania rozmachu i wielkości M&P, na którą to tak ciężko tu przez ostatnie 50 lat pracowano. Dla poprawy morale tu żyjących, dla zaspokojenia ciekawości odwiedzających kolonię, i aby również w tym stalowym kolosie było choć nieco bardziej… ludzko. Mniej mechanicznie, bez ton stali i plastiku, trochę więcej “jak w domu”.

- Sir... - Skrzywił się Ehost, i miał ku temu powody. W nozdrza wszystkich uderzył odór krwi, odchodów, gnijącego mięsa. Fetor trupów.

Kałuże juchy na podłogach, rozbryzgi na ścianach, i nawet sufitach, porozrzucane śmieci, krzesła, kanapy, i w końcu ludzkie szczątki. Jedne, drugie, piąte, dziesiąte. Okropnie zmasakrowane, z urwanymi kończynami, głowami, z wyprutymi flakami, czasem wręcz w kompletnej miazdze, w kawałeczkach. I nie tylko mężczyzn. Xenomorfy nie znały litości, nie oszczędzały nikogo,bez względu na wiek, czy płeć.
- Kurwa… kurwa… kurwa... - Zaczął szeptać Wenstone, a i inni Marines pobledli.

Za tą krwawą jatką, jakieś 20 metrów dalej, były zamknięte wrota, a za nimi ponoć już rozciągał się właściwy kompleks rekreacyjny.
- Czego wyście się do cholery spodziewali, co?! Przecież to przeklęte pasożyty i potwory… sierżant wam wyjaśniał podczas wykładu. Nikt wam nie obiecywał miłych widoczków! - krzyknął Hawkes przelewając cały swój strach i odrazę w inspirujące obsztorcowanie. - Zebrać się do kupy. Jesteście marines, a nie harcerzyki. Przeszukać to miejsce kawałek po kawałeczku. Jeśli są tu jaja kseno, to chcę widzieć w kawałkach!
Elin zamarła, przyglądając się tej rzezi. Była pewna, że dobrze się przygotowała ale żadne przygotowania nie były wystarczające by przejść obojętnie nad czymś takim.
- Nie żyją od co najmniej trzech dni - zdołała w końcu wydusić przez zaciśnięte gardło.
- Myślę, że pozbieranie chipów może zaczekać, aż da Silva zacznie je namierzać z centrali.- zaproponował cicho Nate.
Lekarka odpowiedziała skinieniem głowy. Zdecydowanie ważniejsze teraz było znalezienie jaj, o ile takie się tu znajdowały, niż cokolwiek innego. Z tą myślą dołączyła do poszukiwań, starając się przy tym nie nadepnąć na żadne szczątki.

Marines Bravo 1, na nieco “gumowych” nogach, rozeszli się odrobinę po najbliższym terenie, przeszukując go. Nikt jednak nie znajdował się dalej od drugiego niż 5 metrów, mając na uwadze własne bezpieczeństwo, jak i kumpli. Po minucie czasu, byli gotowi, i to również wewnętrznie. Jaj nie znaleziono…

Wenstone podpierał się ręką o jakąś kolumnę, ciężko oddychał, i wyraźnie się trząsł na całym ciele. Szeptał coś pod nosem, chyba sam do siebie.
- Elin… sprawdź co z nim, dobrze?- rzekł cicho Hawkes, choć i jemu żołądek podchodził do gardła na widok tej jatki.
Lekarka skinęła głową i od razu ruszyła w stronę starszego szeregowego.
- Wenstone? Słyszysz mnie? - zapytała, starając się stanąć tak by ten po podniesieniu głowy mógł spojrzeć na nią zamiast na ślady pozostawione przez xeno.
- Skurwysyny… skurwysyny... - Szeptał Marine, po czym spojrzał na Lekarkę szklącym wzrokiem.
Ta zaś uśmiechnęła się miło, uspokajająco.
- Nie da się tego ukryć - zgodziła się. - Teraz jednak musimy się skupić na tym byśmy wszyscy wrócili cało z powrotem na statek więc… Chcesz coś czy poradzisz sobie bez leków?
- Daj - Wychrypiał, po czym nagle… złapał ją obiema dłońmi za policzki. Spojrzał w oczy Elin, ciężko odetchnął - Cokolwiek zrobisz, nie patrz w prawo, pod stół. Tam leżą resztki małej dziewczynki... - Po policzkach mężczyzny popłynęły łzy.
- Nie będę - zapewniła, wyciągając rękę i kładąc ją uspokajająco na jego ramieniu. - Nikt nie powinien. Jeżeli będzie taka możliwość to zajmiemy się ciałami. Zostaną pochowani tak jak powinni, z szacunkiem - kontynuowała, starając się by zarówno ton jej głosu jak i spojrzenie działały łagodząco. - Nie poddamy się. - dodała jeszcze zanim zaaplikowała leki dzięki którym powinien, przynajmniej na jakiś czas, odzyskać władzę nad sobą.

- Tu Bravo trzy - usłyszeli Billy’ego. - Mamy za drzwiami całą bandę Xeno!
- Bravo trzy wycofując się, kierujcie się na pozycje początkowe. Tam was wesprze pluton Charlie.- nakazał Hawkes spokojnym i opanowanym głosem. Nie było wszak powodu do paniki. Jeszcze nie…
Natrafiliśmy na całe stado! Musimy się wycofać! Wybijają grodzie! - Odezwał się sierżant.
- Przecież to właśnie… eeech - westchnął Hawkes i odezwał się do Brooks. - Pani porucznik, grupa Bravo trzy podąża na wasze pozycje ścigana przez stado ksenomorfów. Proszę zgotować piekło potworkom ścigającym moich ludzi. Postaram się dołączyć do was jak najszybciej.
Następnie krzyknął do swojej grupy.
- Czas na nasz test bojowy! Resztę tego pomieszczenia przeszukamy później. Na razie mamy gadziny do wybicia! Za mną!

Biegnąca korytarzami drużyna Bravo 1, w pewnym momencie usłyszała potężną kanonadę, gdzieś niedaleko przed sobą. A więc zaczęło się, pluton Charlie rozpoczął pierwsze starcie z Xenomorfami, oby nie fatalne w skutkach… jeszcze 10 metrów, jeszcze jeden zakręt, zaraz tam będą… Hawkes sam nie wiedział, czemu w trakcie biegu spojrzał w prawo, akurat gdy mijali główne wrota, przez które oba plutony wkroczyły do kolonii, gdzie nadal stał ich APC…

To co tam zobaczył, mocno go zaniepokoiło.

Obok APC stało dwóch Marines z plutonu Charlie, i strzelali do czegoś w jednym z bocznych magazynów? A strzelali przez otwarte już wrota do jednego z pomieszczeń, o których sprawdzenie sugerował wcześniej sam Hawkes do Brooks.
- Pani porucznik, jaka sytuacja?!- krzyknął Nate do komunikatora.
- Walimy!! - Kobieta przekrzykiwała kanonadę, w środku której sama była.
Hawkes podążył w kierunku Brooks i jej ludzi, by dołączyć swoją drużynę i jej siłę ognia z jej oddziałem.
Elin podążyła za porucznikiem, chociaż nieco z tyłu. Nie zamierzała strzelać dopóki nie zobaczy celu.

Bravo 1 dotarło na finał dziurawienia licznych Xenomorfów, wybiegających z odległych zakątków kolonii. Ani jedna, pieprzona bestyjka, nie była w stanie podejść blisko jakiegoś Marine, ginąc pod setkami kul, wystrzelonych w ich kierunku… jeden czy drugi żołnierz, użył nawet podwieszanego granatnika, zwiększając efekty, wśród jakich ginęły te podłe kreatury.

Był jednak mały problem, o którym jak na razie, zdało sobie sprawę niewielu. Ginące Xeno, zalewały swoją juchą-kwasem podłogę, a przez to ta się pod nią topiła, i powstawały naprawdę sporę dziury, prosto do poziomu -01.
Na to jednak niewiele się dało poradzić w tej chwili. Najpierw trzeba było zlikwidować obecne zagrożenie. Toteż Hawkes wycelowawszy swój oręż w najbliższego ksenomorfa zaczął strzelać krzycząc.
- Krótkimi seriami, aż żaden nie będzie żył! I uważać na dziury w podłodze.
Co by do nich nie spaść, jak i… pilnować, by nic z nich nie wylazło.
- Nie sądzi pan, poruczniku, że przez te dziury może ich wyjść więcej? - zapytała Elin, na chwilę przerywając ostrzał, chociaż broń nadal miała w pogotowiu.
- Możliwe, ale nie mamy aż tylu miotaczy ognia, by opierać ostrzał tylko na nich. A poza tym… i tak musimy wybić wszystkie te potwory, co do jednego.- przypomniał jej Nate. Bądź co bądź, głównym ich celem całkowita eksterminacja ksenomorfów. Zaś ratowanie kolonistów było na drugim miejscu. Głównie z tego powodu, że zwykle w takich sytuacjach nie było kogo ratować.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 23-02-2020, 19:05   #27
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Drużyna Bravo 4

Marines, wraz z da Silvą i Agnes, pokonali ostrożnie kilka korytarzy i pomieszczeń, po czym dotarli w końcu do malutkiej stacji kolejki… która nie działała. Za namową Winters, postanowiono jednak sprawdzić sam tunel miejscowego środka transportu. Otwarcie awaryjnego panelu w ścianie, następnie użycie ręcznego pokrętła, i drzwi rozsunęły się, nic wielkiego, nic trudnego.

- Na razie czysto - Zameldował wgapiony w Motion Tracker Kovalski.


W samym tunelu było jeszcze ciemniej niż w korytarzach, a wagonu (mogącego pomieścić 20 osób) nigdzie widać nie było. Pewnie tkwił gdzieś na linii, unieruchomiony i czekający na zasilanie, oby jednak dalej niż stacja nr.2, inaczej może być problem z przeciśnięciem się przez sam tunel kolejki do celu…

- Co robimy? - Winters spojrzała na dyrektor i jej ochronę - Wasza decyzja.

- Idziemy prosto aż do centrum- oznajmiła da Silva. - Jeżeli nie będzie to absolutnie konieczne, to badanie bocznych pomieszczeń zostawimy na później. Moim priorytetem jest dostanie się do głównego komputera i uruchomienie przynajmniej części urządzeń, tak by mieć jak najlepszy podgląd na sytuację w całej kolonii. I przekażcie proszę waszemu genialnemu dowódcy, że jeżeli zniszczy drzwi do szpitala, to nie będzie można z niego korzystać i leczyć tam tak kolonistów jak i was.


Kapral Winters spojrzała na da Silvę, zacisnęła usta, po czym odezwała się przez komunikator do porucznika, starając się nie szczerzyć:

- Bravo 4 do 1. Pani dyrektor przekazuje, wara od rozcinania drzwi szpitala, bo inaczej nie będzie jak z niego korzystać dla kolonistów lub dla nas.

- Dziękuję bardzo- Veronica uprzejmie odezwała się do kobiety i do tego miło uśmiechnęła się. - A teraz dość tych uprzejmości. My za wami- Veronica ruchem ręki zaprosiła towarzyszących jej żołnierzy do przekroczenia otwartych już wrót.


- W tunelu kolejki… żadnych uwag - mruknął Evanson patrząc już bez takiego przekonania jak poprzednio w ciemności magistrali. - Chcę słyszeć tylko tylko tracker Kovalskiego.

Odwrócił się w kierunku starszej kapral Winters, Agnes i da Silvy i uśmiechnął niewinnie.

- Jeśli to nie problem psze pań.

Po czym wskoczył do tunelu, a zaraz za nim zrobił to samo Kovalski.

- Heh, Arc wyhodował sobie jaja... - Mruknął pod nosem Deluca, po czym Bravo 4 weszło w mrok tunelu, a Marines zrobili użytek ze swoich lamp na pancerzach...


Obie kobiety pozwoliły się prowadzić uzbrojonym po zęby ludziom. I bez szemrania dostosowały się do tempa narzuconego przez żołnierzy, które prawdę mówiąc, było ślamazarne. Pilnowanie Motion Trackera, sprawdzanie każdego kąta tunelu, uważanie pod nogi, by się nie potknąć o tory i jego elementy… i wtedy się sprawy nieco porypały, o czym się dowiedzieli drogą radiową.

- ...rafiliśmy… na… ałe… stado!! Musimy… wycofać… bijają grodzie!! - Usłyszeli Marines przerywany głos sierżanta Reynoldsa, a Winters dała znak, by się zatrzymać, po czym próbowała jakoś się połączyć z resztą. Wychodziło na to, że w tunelu kolejki łączność jest nieco ograniczona, ale z całą pewnością Bravo 3 miało chyba kłopoty.

- To na nic - da Silva wyjaśniła oczywistą rzecz. - Tony żelbetonu uniemożliwiają komunikację. Powinniśmy iść dalej.

- Kovalski??

Tracker przez chwilę stukał negatywnym odczytem, a Evanson gorączkowo wsłuchiwał się w bezowocne próby Winters. Rój gdy ożywał… ożywał cały...

- Przed nami cisza - odparł nerwowo strzelec.


- No ale gdzie oni się wycofają?? - Powiedział Cooper - Wrócą do 1, czy polecą do nas?? Jak do 1, to my tu zostaniemy odcięci! A jak do nas, to jak nas znajdą?

- W obu przypadkach musimy przyspieszyć. - skomentował smartgunner - Już!

- Moment! - Winters nieco zaprotestowała - Ray ze mną, wracamy, rzucamy flarę obok drzwi i je zamykamy, wy idziecie dalej, za chwilę was dogonimy. Ok??

- Nie. Nie ok!- Da Silva zaprotestowała głośno i dostanie. - Rozdzielanie się jest najszybszą drogą do piekła w tych warunkach. Jeżeli naprawdę pośpieszymy się, to drzwi można zamknąć zdalnie .

Veronica sporo wysiłku włożyła w to by ani raz nie dodać "A nie mówiłam!" lub "Macie głośne dewastowanie grodzi, które wymyślił wasz przełożony!"
Może to pomogłoby jej samej, ale raczej wpłynęłoby negatywnie na żołnierzy.

- To tylko 50 metrów, a ile do następnej stacji? 300? 400? Idziecie! - Fuknęła kapral, po czym nie wdając się już w żadne rozmowy, pognała z Cooperem wzdłuż torów.


- Bez dyskusji. Na przód! - Evanson ruszył żwawo przed siebie - Deluca, zamykasz, flara co 50 metrów, Kovalski mów do mnie.

Zwiększenie tempa w jakim poruszali się wcale nie przeszkadzało Veronice. Szybko dostosowała się do niego. W końcu to jej najbardziej zależało na jak najszybszym pokonywaniu dystansu jaki im został...i w pewnym momencie poczuła klepnięcie w tyłek?? To nie była jednak dłoń Deluci, a lufa jego granatnika. Mężczyzna podał jej w milczeniu swoją broń przyboczną, pistolet, po czym kiwnął głową.
Da Silva pokręciła przecząco głową.
- Nie wiem jak tego używać- wyjaśniła w pośpiechu, na co Marine prychnął w niezadowoleniu, po czym schował pistolet na powrót do kabury.

- Z przodu czysto - Meldował Kovalski, gdy pokonywali kolejne metry tunelu, a Deluca odpalił kolejną flarę, i rzucił ją na tory. Syczący, i nieco dymiący cylinder oświetlił najbliższe otoczenie krwistą czerwienią…

I wtedy pojawił się sygnał dźwiękowy w Motion Trackerze Kovalskiego. Marine jednak nie miał czasu by cokolwiek zameldować, i by właściwie nawet cokolwiek zrobić.
Punkt wykryty przez MT był w odległości 0m.
- Arc!!! - Ryknął John, unosząc karabin w górę. To co już kilkakrotnie brali w tunelu kolejki za rury na ścianach tuż pod sufitem, albo na samym suficie, tym razem nie było rurami. Przyczajony Xenomorf skoczył w dół, prosto obok drącego się Marine. Wielkie łapska z pazurami próbowały zamachnięciem urwać głowę Kovalskiego, i mimo, że ta nie została oddzielona od reszty ciała, mężczyzna wrzasnął z bólu, a na ścianę trysnęła jego krew. Zatoczył się lekko w tył, po czym zaczął walić do Xeno serią. To był chyba dobry znak, Kovalski jeszcze żył?

Ale na tym się skończyło. Z sufitu zeskoczyły jeszcze dwie duże, czarne bestie, sycząc złowrogo i szczerząc kły, skacząc do ataku w kierunku również idącego na szpicy Evansona.
Agnes popchnęła Veronicę w kierunku ściany, tak by pani dyrektor była jak najdalej od ksenomorfów.
Da Silva, zasłonięta ciałem ochroniarz, mogła tylko czekać aż towarzyszący jej żołnierze rozprawią się z pasożytem.

Smartgunner był gotów do strzału odkąd weszli do tunelu. M56 momentalnie zagrała siekając serie w kierunku obcych i śląc im serdeczne pozdrowienia z Ziemi.


Kovalski rozpieprzył Xeno serią ze swojego karabinu, definitywnie gnoja zabijając… podobnie uczynił i Arc, prując do celu 2 razy ze Smart Guna. Pozostał jednak trzeci, który okazał się wrednym sukinkotem. Wyprowadził cios własnym ogonem, podcinając Evansona, i zwalając go z nóg. Marine padł boleśnie na plecy, na cholerne tory, po części przygnieciony własnym M56, czując ból w jednej z nóg, zranionej ostrą końcówką Xenomorfa…

- Te! Ścierwo!- Wrzasnęła da Silva i cisnęła w kierunku stwora ostry kamień jakich było pełno dookoła. Może i technika posunęła się do przodu, ale ludzkość nadal używała do utwardzania nawierzchni torów twardych i ostrych kamieni.

Leżący na torach marine także nie zamierzał odpuszczać walki choćby na sekundę. Za wiele razy oberwał by utyskiwać na parę siniaków. Za to pamiętał, że jad gnojka może go wyłączyć, więc korzystając z twardego oparcia ziemi uniósł rozgrzaną już lufę i wywalił do ksenomorfa. Jednocześnie będąc czymś nieźle podbudowanym. W ferworze starcia nie był do końca pewien czym, ale musiało to mieć coś wspólnego z bezbronnym wygrażaniem obcemu i rzucaniem w niego kamieniami.

Rzucenie kamieniem w Xenomorfa gotującego się do skoku na Arca było… wariactwem. Ale na sekundę poskutkowało, odwracając uwagę bestii od Marine, i zamiast skoczyć na mężczyznę, łeb Xeno zwrócił się ku Veronice i Agnes, złowrogo sycząc. Androidka wyszarpnęła z kabury pistolet, po czym strzeliła do skaczącego ku nim przeciwnika. Kula trafiła w podłużny łeb stwora, gdzieś tam w tylnych jego okolicach, ale było to bardziej draśnięcie, niż wpakowanie pocisku prosto w czerep. Na Xenomorfie nie wywarło to z kolei wrażenia…


Jeszcze w trakcie skoku wyprowadził cios ogonem w leżącego na torach Evansona, ten jednak obronił się przed tym własną bronią, zbijając ostro zakończone kurestwo. Następnie, Marine leżący na plecach, odchylił głowę w tył, po czym wypruł serię ze swojego M56 w plecy Xeno, mającego zamiar ukatrupić obie cywilne kobiety. No cóż, wyczyn to był niezły, ryzykowny, ale i skuteczny. Arc zabił sukinkota, strzelając “do góry nogami”, nim ten dopadł panią dyrektor i bodygardkę.


Nawet w tunelu, dało się słyszeć potężną kanonadę, mającą miejsce gdzieś w kolonii. Wychodziło na to, iż rozpoczęła się batalia z Xenomorfami, a Marines (sądząc po odgłosach), używali nawet granatów, czy tam i granatników??


Kovalski miał mocno rozoraną gębę, a twarz zalaną krwią. Hełm M10 miał na sobie ślady pazurów Xeno, do tego mikrofon łączności został roztrzaskany w mak, a mężczyzna ledwie stał na nogach, ciężko dysząc, i coś mamrocząc pod nosem. Był zdecydowanie poważnie ranny. Deluca stał obok wszystkich ze skwaszoną miną...


Wtedy też nadbiegła zziajana Winters i Cooper.

- Wszystko widzieliśmy, ale nie było czystego pola strzału! Jezu! Wszyscy cali?? - Powiedziała kobieta.

- Tak. Nie - wydyszała ciężko da Silva.
Omiotła spojrzeniem pobojowisko i wzdrygnęła się. Na okazywanie strachu czy przerażenia nie miała jednak czasu. Nie przy nieprzychylnie nastawionych członkach korpusu Marines.
Odkaszlnęła by uspokoić głos i z rękoma mocno przyciśniętymi do tułowia odezwała się znowu.
- Idziemy dalej. To już nie daleko. Da pan radę?- Zwróciła się do kaprala Evansona, podchodząc na sztywnych nogach do niego.

Żuczek. To słowo pcha się na usta na widok marine w pełnym rynsztunku ze smartgunem, obróconego na plecy. Evanson chętnie więc skorzystał z pomocnej dłoni Deluki i tylko skrzywił się boleśnie wstając na równe nogi i lokalizując tym samym źródło bólu. Tuż pod lewym półdupkiem. Skinął głową szyszce.

- Tak psze pani. Kiedyś taka rana była warta milion dolarów - mruknął orientując się jednak szybko, że nikt tego żartu nie zrozumie po czym odezwał przez komunikator - Evanson, w tunelu linii dwa. Zneutralizowaliśmy trzech obcych. Kovalski ranny. Idziemy do Centrum Dowodzenia. John… - skrzywił się wyłączając interkom i spoglądając na rannego Kovalskiego. Skurczybyk nieźle oberwał, ale trzymał się. Czasem debil. Ale zawsze marine... - Wytrzymaj. Cholera… Ray, przejmij tracker. Deluka… pomóż Johnowi iść… Za… za pozwoleniem pani kapral Winters…

Raz jeszcze spojrzał w kierunku cywilek. I raz jeszcze skinął im głową co mogło niejako ujść za podziękowanie za szansę, którą dał mu strzał z pistoletu i rzut kamieniem.

- A pan?- To samo pytanie padło w kierunku szeregowego Kovalskiego.

- Błłłłghhhh... - Wymamrotał Marine, z pokiereszowaną gębą, wciąż zalewając się własną juchą. Deluka wziął go pod ramię.

- Trzeba mu facjatę opatrzeć! - Stwierdził operator granatnika.

- Dobra, ale nie tu. Idziemy dalej. John, jeszcze 5 minut, ok? - Powiedziała Winters. Nie pozostawało więc nic innego, jak iść dalej tunelem, do Centrum Dowodzenia kolonią…
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 24-02-2020, 22:58   #28
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Czas misji 00:28:43
Czas lokalny 15:50:48



Bravo 1, 2, 3

Pluton Charlie, i większa część Bravo, wybili nadciągające Xenomorfy bez strat własnych. Stwory zostały poszatkowane przez prawie 40 Marines, zaścielając teraz swoimi truchłami spory obszar korytarzy i małych holi, którymi nadciągnęły… topiły jednak w licznych miejscach podłogi swoją krwią-kwasem, efektem czego powstało sporo dziur o średnicach nawet i 2 metrów, wiodące prosto na poziom -01.

- Ja bym uznała tamten najbliższy teren za stracony strategicznie - Porucznik Brooks zwróciła się do porucznika Hawkesa, i kiwnęła głową w stronę gdzie zalegiwały trupy Xeono, jak i kierunek, skąd przyszły - Zaryglować co trzeba, rozstawić dwa, trzy, Sentry Gun, i skupić się na innych częściach kolonii... - Kobieta urwała wypowiedź. W holu wejściowym do całej kolonii, gdzie stał APC plutonu Bravo, wciąż ktoś strzelał.

- Charlie 4, co się tam dzieje?? - Brooks krzyczała w swój komunikator, biegnąc w tamtym kierunku wraz z kilkoma swoimi ludźmi.

Wtedy też zaczął strzelać Armored Personal Carrier oddziału Bravo ze swoich Gattling Gun. Co się tam wyprawiało? Cokolwiek to było, było poważne… z bocznych magazynów, połączonych z garażami, i znowu połączonych z kolejnymi magazynami, wypadła nowa chmara Xeno, o wiele liczniejsza, niż tą, którą rozgromiono przed chwilą.


Setka bestii rozniosła w strzępy kilku Marines z plutonu Charlie, po czym zalała sobą APC Bravo. Spanikowany kierowca, wśród rozbijanych, super utwardzanych szyb pojazdu, wrzucił wsteczny, po czym wcisnął gaz do dechy… i przywalił po chwili tyłem 15-tonowego transportera w ramę głównych, “zewnętrznych” wrót kolonii. Po chwili on, i operator systemów pojazdu, byli martwi…

Zdająca się nie mieć końca, fala czarnych bestii, rozproszyła się w dwóch kierunkach. Zarówno na zewnątrz budynków, na lądowisko i w kierunku Alpha, jak i do wewnątrz kolonii, prosto na Brooks, na jej oddział, jak i na Hawkesa.

APC Charlie, widząc co się dzieje przed nim, również dał całą w tył… po czym zaczął walić niemal ze wszystkiego co miał do wnętrza holu wejściowego, uznając lekko dymiący APC Bravo za stracony, a więc i nie warty na tą chwilę zwracania uwagi.

Tuziny Xeno pędziły prosto do wnętrza kolonii, na Marines przyglądających się wszystkiemu z wybałuszonymi oczami.
- Ognia! - Krzyknęła Brooks, i chyba również i Hawkes, ale ich słowa utonęły we wszechobecnym jazgocie, rozgrywającym się tuż przed nimi. Ale owszem, niektórzy Marines strzelali, inni popuścili w spodnie, a jeden czy drugi był bliski paniki.

Wtedy też, APC Charlie na zewnątrz budynków, otworzył ogień, niejako prosto w nich.

- Friendly Fire!!! - Ryknął Dawson, łapiąc za szelki osprzętu McNeel, i odciągając ją w bok, gdy pierwsze pociski 25mm zaczęły śmigać wokół stojących we wrotach Marines, walących do nadbiegających Xeno.

- Zamykać te jebane wrota!! - Wydarł się kto inny.

Wenstone oberwał prosto w tors, a jego ciało zostało przebite na wylot. Mężczyzna z dziurą wielkości pięści w klacie był martwy od razu… ktoś w końcu skoczył do panelu sterującego, i wcisnął co trzeba. Wrota się zamknęły, odcinając atakujące Xenomorfy, jak i ostrzał z APC… który wzmógł się jeszcze bardziej, i do wnętrza holu wejściowego zaczęto chyba i walić rakietami?!

Dwa Xeno zdążyły przejść przez zamykające się wrota, ale z tymi rozprawiono się szybko. Jeden w nich utknął, i został zgnieciony na miazgę…

Krzyki, nawoływania, wystrzały, wybuchy, ryki i syczenie Xeno, chaotyczne komunikaty radiowe, wkrótce wszystko ustało.

~

Pluton Charlie stracił całą swoją drużynę 3, w liczbie pięciu Marines.

Pluton Bravo stracił chwilowo swój APC i jego obsługę, oraz Chrisa Wenstone…

Pluton Alpha nie miał żadnych strat, a z “robalami” na zewnątrz kolonii szybko sobie poradzono, wybijając je do nogi. Porucznik Welliver sugerował jednak, by jak na razie nie otwierać wrót wewnętrznych kolonii, i nie cofać się do holu z uszkodzonym APC Bravo. Leżało tam zbyt wiele “martwych skurwieli”, a ich jucha doprowadziła do pojawienia się dużych wyziewów kwasowych, które mogły być zabójcze dla wdychających.

- Przy dziurach spokój - Zameldował się Reynolds, pilnując ze swoimi ludźmi (i kilkoma z Charlie), wyrw w podłogach, po wcześniejszej potyczce w korytarzach.

Porucznik Brooks sięgnęła po swoją manierkę, po czym napiła się wody, wśród trzęsącej się dłoni. Wszyscy Marines będący w pobliżu udawali, że tego nie widzą… kobieta z kolei przywołała swojego sierżanta, po czym spojrzała wyczekująco na Nathana. Czas chyba na jakiś nowy plan działania, i może małą naradę oficerów i podoficerów?

- Sir, nie umiem nawiązać łączności z Bravo 4 - Zameldował nagle Hawkesowi Ehost.

Kilka metrów obok…

- Biedny sukinkot - Powiedział cicho Salas, patrząc na martwego Wenstona, i wciąż klęczącą przy nim Holon - Ale chociaż miał szybko...
- Zamknij pysk - Warknęła Richards, a Kapral “Shini Hira” podszedł do lekarki, pochwycił ją dłonią pod pachę, po czym postawił na nogi.
- Już nic dla niego nie zrobisz - Azjata odezwał się spokojnym głosem do Holon - Lepiej przejdź przez cały oddział i sprawdź czy inni cali.

Zabezpieczająca lewą flankę Sarah, stojąca obok Naomi, spojrzała na Jacoba.
- JJ, jesteś ok? - Spytała, po czym rzuciła Technikowi paczkę gum do żucia - Ale tylko jedną! - Dodała, wysilając się na słaby uśmiech.

Kilkanaście metrów dalej, na prawej flance...

“Płonąca” Nicky odpalała właśnie papierosa od swojego miotacza ognia, Motion Tracker Francisa pykał spokojnie dając negatywny odczyt, Ferris się chyba cicho pod nosem modlił, a oczy wszystkich były wbite w dziury w podłogach, jak i korytarze tego samego poziomu, rozciągające się za nimi. Atmosfera była gęsta, zwłaszcza po komunikacie, iż Wenston nie żyje.
- Ej “Billy”, patrz na te ścierwa - Sierżant odezwał się nagle do snajpera, mając oczywiście na myśli trupy tych kilku Xeno, które nie przetopiły się przez podłogi, wciąż zalegając tam, gdzie je ustrzelono - Wielkie, silne, brutalne maszynki do zabijania, a ta ich ciemna skóra to się świeci, jakby kurna były z jakiegoś polimeru… no ale my stoimy tu nadal, a one tam leżą - Sierżant pstryknął kiepem w jednego z martwych Xenomorfów.





Bravo 4

Dalsza wędrówka tunelem kolejki odbyła się już bez przykrych niespodzianek. Na szpicy szedł Evanson, obok niego Cooper z Motion Trackerem, za nimi ranny Kovalski, podpierany przez Delucę, potem Veronica i Agnes, a na tyłach Winters.

Sto metrów, dwieście metrów, trzysta… w tunelu dało się słyszeć kolejną poważną kanonadę, mającą miejsce gdzieś w kolonii. Masa wystrzałów, wybuchów, potem nawet odgłosy jakiejś cięższej kanonady, jak nic Bravo miało pełne ręce roboty z Xenomoframi, i oby jeszcze ktoś tam żył z oddziału, oby nie było tak tragicznie, jak się co niektórzy obawiali.

….

Siłowe pokonanie drzwi stacji nr.2 linii kolejki nr.2, i towarzystwo znalazło się na mini-peronie, będącym tak naprawdę jedynie pustym obszarem oczekujących na transport, o rozmiarach jakiś 10 metrów na 10. I tam się Kovalski rozkraczył. Ranny Marine nie miał już sił iść dalej, zalany już naprawdę mocno własną posoką, należało go więc koniecznie jakoś opatrzyć. Problem polegał na tym, iż nie było wśród nich prawdziwego Medyka?

Winters spróbowała połączyć się z dowódcą Bravo, i uzyskać wgląd na obecną sytuację w kolonii...

- To może ja? - Powiedział Arc. Coś tam z pierwszej pomocy znał, nawet nieco więcej niż tylko podstawy... Reszta więc zabezpieczała pobliski teren, i była chwila odsapnięcia po wędrówce tunelem. Ledwie 5 minut, i ruszają dalej, pani Dyrektor tyle jeszcze chyba wytrzyma?

Nie wytrzymywał jednak takiego opatrywania Kovalski, który syczał z bólu, gdy Evanson zajmował się jego gębą. Rany po pazurach Xeno były zbyt poważne, by mógł sobie z tym poradzić operator M56, i babranie się w Johnie przynosiło chyba więcej szkody, niż pożytku, koniec końców, zapakowano więc pół gęby rannego w opatrunki i bandaże, dostał znieczulacza, po czym ruszono dalej… Korytarzem prosto, potem w lewo, wyminąć windę(która i tak nie działała przy zasilaniu awaryjnym całej kolonii), a potem klatką schodową, na samą górę, na poziom 03, do Centrum Dowodzenia.

I gdy byli już na 3 poziomie, ale nadal jeszcze na schodach, MT trzymany przez Coopera dał sygnał.
- Eeeemmm… jeden cel… eee… 12 metrów... - Czarnoskóry Marine mówił ściszonym głosem, kręcąc się na wszystkie strony. Chyba sobie nie radził za dobrze z Motion Trackerem - Ummm… chyba pod nami, na dole! - Dodał po chwili, a gdzieś tam właśnie u dołu, dało się usłyszeć chyba właśnie syk Xenomorfa?






.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 24-02-2020 o 23:39.
Buka jest offline  
Stary 29-02-2020, 05:53   #29
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Płonne okazały się nadzieje Veronici, że bez przeszkód dotrą do celu. Gdy usłyszała meldunek nowego operatora sprzętu do wykrywania ksenomorfów łudziła się, że to może coś innego, ktoś inny. Ale charakterystyczny syk rozwiał tę nadzieję.
Bezlitosny zabójca podążał ich śladam. Może gdyby ruszyli biegiem…? Może mieliby szansę?
Gdy wszystkie systemy były sprawne. Ale nie były. A samo otwarcie dwóch śluz zajęłoby sporo czasu.
Da Silva spojrzała po kolei na każdego z towarzyszących jej żołnierzy. Na dwóch rannych dłużej skupiła wzrok. Oni z pewnością nie daliby rady dotrzymać kroku w szaleńczym wyścigu do bezpiecznego miejsca jakim było serce kolonii.
- Kurwa!- Veronica zaklęta cicho łapiąc się jedną dłonią za drugą.
- Zabijcie to ścierwo!- wyszeptała z nutką strachu w głosie.

Ranny smartgunner rzucił szybko okiem na wskazanie trackera i przybrał pozycję osłaniającą oddział od tyłu.
- Jeśli go zabijemy… schody się roztopią… - syknął niepewny co robić - Winters??
Tej decyzji nie mógł brać na siebie przy starszej rangą marinę. Ryzykowali utratę drogi odwrotu…
- Zapieprzacie ile fabryka dała, my go powstrzymamy - Winters przeładowała podwieszany granatnik w karabinie, po czym spojrzała na wystraszonego Coopera, który przełknął ślinę, oddając… da Silvie Motion Tracker.
Evason zawahał się tylko na chwilę. Wiedział, że to była zła decyzja. Ale tylko zwłoka była jeszcze gorsza.
- Rozkaz!
- Biegnij! - ponagliła Veronicę Agnes, ruszając schodami.
- To szaleństwo - dodała jakby do siebie ruszając za Agnes.
Ile fabryka dała, Winters dobrze to określiła. I Veronica nie oszczędzała sił. Pierwszą grodź otworzyła kartą, poczekała aż wszyscy przejdą i zamknęła ją ale nie zaryglowała. Może tamci będą chcieli z niej skorzystać?
Drugą niestety będzie musiała już zamknąć od wewnątrz. Tak by utrudnić pasożytowi, jak i niestety pozostałym Marines, dotarcie do nich.

Grupka opuściła więc schody, wpadając przez drzwi na korytarz… gdzie panował spokój. Wszyscy puścili się w nim biegiem w kierunku grodzi, którą mieli na drodze, którą również należało otworzyć… najgorzej sobie radził Kovalski, biegnąc ślamazarnie, co skwitował wiązanką Deluca, i zaczął go w biegu ciągnąć za sobą za szelki osprzętu.

Na klatce schodowej padł strzał z granatnika, a po nim ze strzelby.

Towarzystwo w korytarzu dopadło grodzi. Odblokowała ją da Silva, a wrota zaczęły się otwierać… wszyscy usłyszeli wrzaski przerażenia Coopera. Po chwili dwie serie karabinu Winters.

Po pokonaniu grodzi, zamknięto ją za sobą, po czym wszyscy ponownie biegli do następnej… od strony skąd przybyli, od schodów, nie usłyszeli już nic. Za zakrętem korytarza pokonali kolejną barierę, i po kilku następnych metrach znaleźli się przed dużymi, wzmacnianymi drzwiami Centrum Dowodzenia…które nie były do końca zamknięte!!


Agnes zatrzymała Victorię w odpowiedniej odległości. - Kto ma latarkę i sprawdza? - Zapytała reszty ochraniających ich marines.
Da Silva zatrzymała się. To dało jej możliwość złapania tchu. Stojąc plecami do ściany, na wpół zgięta opierała się rękoma o kolana i usiłowała uspokoić oddech… podobnie jak Kovalski, sapiąc jak wół, oparty ramieniem o ścianę. Deluca z kolei zabezpieczał tyły, celując z granatnika w ostatnią gródź, jaką właśnie pokonali.
- Można sprawdzić czy coś się tam rusza- da Silva pokazała palcem na Motion Trackera, którego cały czas miała ze sobą. Jego obsługa nie mogła być aż taka trudna.
Pani dyrektor skierowała urządzenie w stronę uchylonego wejścia do Centrum Dowodzenia.
Evanson również nie wyglądał najlepiej po przebieżce jaką sobie urządzili. Lewa nogawka wyraźnie przesiąkła mu krwią i co kilka kroków zdobiła na korytarzu czerwony ślad ich marszruty. Sam kapral jednak złapawszy teraz oddech poruszał się jakby mu to nie przeszkadzało. Na razie. Zbliżył się do da Silvy i włączył trzymany w jej dłoniach tracker.
- Nakieruj na gródź. Nie ruszaj, żebym widział wskazanie - Odczepił od kamizelki jedną z flar i odpaliwszy ją, lewą ręką wrzucił przez szczelinę do środka Centrum, rozjarzając wnętrze czerwonym blaskiem. Tą samą ręką klepnął w latarkę naramienną by ją włączyć i skierował lufę M65 w kierunku otworu, zerkając to do wnętrza to na wskazanie trackera.
 
Obca jest offline  
Stary 02-03-2020, 18:55   #30
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Drużyna Bravo 3

- My mamy mózgi, stąd nasza przewaga - odparł Billy na słowa sierżanta. W ramach relaksu wymienił magazynek na nowy. - Przynajmniej część z nas ma - dodał, nim sierżant zdążył skomentować jego wypowiedź.
- Te potwory też mają mózgi - wtrącił nagle Ferris, a kilka osób przewróciło oczami, czy też uśmiechnęło się pod nosem.
- Dzięki temu można je zabić jednym strzałem - odpowiedział Billy. - Jeśli ktoś trafi w ten mózg, w którym telepie się tylko jedna myśl.
- Łeb mają duży, więc trafisz nawet ty? - Powiedziała zadziornie Nicky, po czym niewinnie zamrugała ślipkami.
- Trafiam w to, co chcę... - Billy powiódł wzrokiem po jej sylwetce. - I, w przeciwieństwie do niektórych, nie potrzebuję do tego setki pocisków.
- E tam… takie jedno "pyknięcie", gdzie tu frajda… - powiedziała Marine, i jej biodra jakby drgnęły?
- Można się nie ograniczać do jednego "pyknięcia" - odparł. - Wszystko zależy od celu... jeśli dostarcza frajdy. - Uśmiechnął się nieco dwuznacznie.
- Już ci... - zaczęła “Ognista” Nicky, gdy…
- Albo sobie wynajmijcie jakiś pokój, albo stulcie gęby - warknął sierżant, przysłuchując się - podobnie zresztą jak paru innych Marine - tej dziwacznej rozmówce. Następnie Reynolds spojrzał w tył.
- Co oni kurwa tam tak długo potrzebują? - powiedział, po czym ruszył na tyły - Przejmujesz - dodał jeszcze do Singa na odchodne.
- Jasne - odparł Billy, nie do końca rozumiejąc, co ugryzło Reynoldsa w zadek. Odprowadził sierżanta wzrokiem, po czym spojrzał na Nicky. - Dokończysz w bardziej sprzyjających warunkach - zaproponował.
Po tym, jak Reynolds zniknął z pola widzenia, odezwał się Pits:
- Wy chyba lubicie tak wnerwiać sierżanta, co?
- My coś powiedzieliśmy nie tak...? - Billy przeniósł wzrok na pytającego. - Z pewnością się mylisz. - Ponownie spojrzał na Nicky i lekko się uśmiechnął. - Jesteśmy niewinni...
- Ta, jasne, a ta wasza mała rozmowa o strzelaniu, to wcale nie były przesłanki seksualne, nie? - odpowiedział Larry. - Wbrew pozorom, nie otaczają was same bezmózgi - Operator Smart Gun wzruszył ramionami.
- Każdy widzi to, co chce - odparł spokojnie Billy. - A nawet gdybyśmy mówili o seksie, to nie przedszkole. Wszystkie tematy są dozwolone. Chyba że jego wysokość regulamin mówi co innego - doda z ironią. - Harry? - Przeniósł wzrok na szeregowego Francisa. - Twoje magiczne pudełko milczy?.
- Jakie pudełko, co? - zgłupiał Francis.
- Motion Tracker - wyjaśnił Billy.
- Aaaaa… no cisza i spokój, na szczęście - odpowiedział Marine wpatrując się w Motion Tracker, a Nicky spojrzała na Willa, i przewróciła oczami, uśmiechając się pod nosem.
Billy mrugnął do niej, ale zachował całkowitą powagę.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172