Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-05-2020, 22:19   #71
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Kilkanaście nerwowych minut później, chwilowo bez Xenomorfów na karku, Smart Gunner i Dyrektor znaleźli się przed… rozbitymi wrotami Security. Chociaż chwila moment, one nie wyglądały na rozbite przez te cholerne bestie, a raczej na wysadzone ładunkiem??

W środku z kolei, w pierwszym korytarzu tego miejsca, znowu przywitał ich zapach śmierci. Po chwili zaś natrafiono na bardzo trudne do identyfikacji, zmasakrowane zwłoki w szaro-żółtym pancerzu, jakich właśnie używał personel ochrony kolonii. Obok trupa leżał zaś karabin…
- Co do kur… - da Silva oglądała drzwi z nieskrywanym zdziwieniem.
Na zwłoki starała się nawet nie patrzeć przechodząc obok nich by sprawdzić co z bronią, która powinna być tu zamknięta.
- Czy to standardowe wyposażenie ochrony? - zapytał Arc wskazując lufą karabinu broń przy trupie - I czy ochrona dysponowała materiałami wybuchowymi?
Marine powoli i cały czas skanując okolicę, zaczął sprawdzać pozostałe wejścia do Security.
- Tak, to nasz karabin. - potwierdziła szybko. - Ochrona nie dysponowała materiałami wybuchowymi. Te używamy tylko w kopalniach.
- No to wygląda na to, że ktoś chciał stąd uciec przy użyciu takich ładunków - orzekł marine - Bunt?
Ostatnie słowo nie było ni pytaniem ni stwierdzeniem.
- Sprawdźmy co jest dalej.

Da Silva poprowadziła więc Evansona do jednego z biur, gdzie znajdowała się szafa pancerna z pięcioma karabinami i pięcioma strzelbami… otwarta na oścież i świecąca pustkami. Broń pewnie pobrano do desperackich walk z Xenomorfami. W szafie brakowało również skrzynki z tuzinem granatów gazowych, którą tu również przechowywano, z tego co pamiętała pani dyrektor.
- Więc i tu były - w głosie kobiety słychać było rezygnację.
- Użyli wszystkiego co mogli… - mruknął marine i przysiadł zmęczony obok napinając kontrolnie grzbiet i wyprostowując rękę. Skrzywił się - Jest tu gdzieś jakiś terminal? Mogłaby pani się zalogować i sprawdzić ostatnie wpisy… Ja bym się trochę połatał… I zgłosił dowódcy.
Co rzekłszy zamknął drzwi, zastawił czymś na szybko i odłożył na bok część swojego sprzętu. Otworzywszy zaś apteczkę włączył komunikator.
- Zaraz panu z tym pomogę - Veronica znowu wywołała swoją asystentkę przez komunikator.
- Agnes jesteśmy u Security. Niestety i tu są trupy. Zlokalizuj mi oficerów. Chcę wiedzieć co do tej pory zrobili - mówiąc to da Silva zalogowała się do systemu, żeby sprawdzić co pokaże zapis z kamer. Nie mogąc znaleźć odpowiednich plików po dwóch minutach zrezygnowała z tego pomysłu.
- Teraz mogę zająć się panem - Veronica podeszła do żołnierza, który przychylając ucho do komunikatora zdawał właśnie meldunek dowódcy i walczył z apteczką.
Pani dyrektor wyjęła pakunek z rąk kaprala. Zrobiła to stanowczo jednak nie nachalnie.
Ona sama zdjęła już hełm nieco wcześniej, także teraz słyszała tylko wypowiedzi Evansona. Zawartość apteczki rozłożyła na biurku, które uprzątnęła nieco przesuwając ręką leżące na nim rzeczy. Nie zrzuciła ich , tylko przesunęła. Ciemny blazer, który do tej pory miała na sobie przewiesiła przez oparcie jednego z foteli w biurze. Pod nim miała czarną, dobrze dopasowaną bluzkę z krótkim rękawem. Dzięki temu nie musiała już owych rękawów podwijać.
Zdezynfekowała dłonie, założyła jednorazowe rękawiczki i ponownie zwróciła się do kaprala.
- Najlepiej jak pan rozbierze się.
Kapral najskuteczniej sobie radził, gdy mógł się skupić na jednej rzeczy jednocześnie. A ponieważ składanie raportu i praca manualna przy użyciu jednej sztucznej kończyny i drugiej mocno nadwerężonej, wymagała nieco podzielnej uwagi, efekt był taki, że tylko upieprzył apteczkę krwią i nawet nie zarejestrował, czy to Hawkes się zgłosił, bo ktoś go chyba zapytał... o co chodzi. Nie protestował więc gdy pani dyrektor przejęła zestaw. Choć jak uniósł na nią spojrzenie, to siłą przedwiecznych interakcji międzyludzkich zawiesił je chwilę dłużej na topie da Silvy. Skierowawszy je jednak na odziane w latex dłonie, uśmiechnął się kątem ust i zaczął rozpinać rozorany pancerz.
Veronica czekała aż kapral Evanson pozbędzie się całego sprzętu jakim obdarował go pracodawca jak i ubrań. Nie wyglądało, żeby marine potrzebował przy tym pomocy także ona mogła przyglądać się owemu spektaklowi zorganizowanemu tylko dla niej.
Po zdjęciu sfatygowanej skorupy i odpięciu złącz celowniczych Smart Guna, marine został w samej taktycznej koszulce koloru ciemnego khaki. Jeśli więc wcześniej w komorze drzemki pani dyrektor nie zwróciła na niego uwagi, to teraz miała dostateczną okazję. Przylegający do ciała oddychający materiał skrywał sylwetkę wypracowaną regularnymi ćwiczeniami i dbałością o wykonywany zawód, choć bez znamiennego dla członków Korpusu upodobania dla mieszanek białkowych i hormonalnych. Efektem czego, nie należąc wcale do bardzo tęgich, tors kaprala Evansona nie pozostawiał miejsca na wiele tłuszczu. Bystre oko mogło dostrzec odrobinę bardziej rozbudowany prawy biceps co zapewne wynikało z całodniowego biegania z kilkunasto kilogramową bronią. Wizerunek żołnierza uzupełnił czerwony wykwit na poziomie górnych żeber gdzie materiał był rozerwany. I kolekcja mniejszych, lub większych blizn widocznych po tym jak zdjął koszulkę po rozcięciu jej wzdłuż.
- Tu bardziej przydałaby się wasza lekarka - mruknęła da Silva przyglądając się obrażeniom, których doznał żołnierz.
Jedyne co ona mogła w tej chwili zrobić tp zdezynfekować rany i założyć opatrunki.
- Może zaboleć - uprzedziła nim rozpyliła nad raną środek odkażający. Przeniosła też spojrzenie na twarz mężczyzny. Chciała upewnić się, że jej ostrzeżenie było na wyrost.
Marine skrzywił się na widok pieniącego się antyseptyku. Trudno jednak powiedzieć czy z powodu bólu, czy raczej irytacji z kolejnej "pamiątki" od obcych. A może z obu powodów. Będąc jednak na linii niczego trzeźwo nie odparł. Skinął jednak Veronice, że jest ok.
Ta widząc reakcję mężczyzny sama skrzywiła się i stanęła jakby to ją właśnie bolało.
Odstawiła pojemnik ze środkiem dezynfekujacym i sięgnęła po kawałek gazy i bandaż. Z jednej strony musiała przycisnąć opatrunek, z drugiej nie chciała robić tego zbyt mocno. Więc kapral mógł mieć uczucie, że pani dyrektor obchodzi się z nim niczym z jajkiem.
Ręce Veronici raz po raz dotykały i ocierały się o ciepłą skórę mężczyzny. Co sama przed sobą musiała przyznać, że było miłym uczuciem. Więc nieco celowe, zamiast obejść Arca do około przy zakładaniu bandażu zwyczajnie objęła go przekładając elastyczny kawałek materiału za plecami mężczyzny. Co niekiedy trwało nieco dłużej niż powinno.
Sprawozdanie w tym czasie dobiegło końca. Jakkolwiek formułowanie jego treści z chwili na chwilę szło kapralowi coraz gorzej. Czego nie żałował zważywszy na to z jakim meldunek został przyjęty ów przez młodocianego dowódcę. Za to przyjmując zaskakującą atencję ze strony pani dyrektor zapomniał wyłączyć komunikator póki ktoś z oddziału subtelnym “Evanson rozłącz się!” mu o tym nie przypomniał.
- Nie żebym narzekał - mruknął marine zgoła nie jak pacjent - Ale pani firma najęła korpus jako… podwykonawcę. Czy to więc nie podpada pod... napastowanie?
I to też mruknął zgoła nie jak napastowany.
- Nawet jeżeli, - odpowiedziała Veronica kończąc właśnie mocowanie bandaża i podnosząc oczy i głowę również w górę. - To musiałby pan mocno w tej chwili protestować - ton jej głosu był zbliżony do jego.
- Nie zamierzam… ale…
Szaleństwo. Środek opanowanej przez ksenomorfy kolonii. Improwizowana barykada. Stan zdrowia poniżej zadowalającego… A jemu jasna cholera przy niej stawał…
Kapral Evenson od dawno sądził, że nie do końca wpasowuje się w profil frontmana korpusu. Większość marines miała tę parszywą robotę w dupie robiąc tylko tyle ile trzeba. A on czuł, że żyje właśnie w takich sytuacjach jak ta.
I pewnie dlatego zamiast pomyśleć racjonalnie, wziął jej dłoń, którą go opatrywała i uniósł wyżej. Natychmiast zdjął rękawiczkę i przez chwilę obserwował. A potem pocałował i przygryzł tak, że mogła poczuć drżenie jego szczęki.
- … jeszcze może pani włożyć zawleczkę z powrotem… - mruknął do niej cicho wypuściwszy pochwyconą dłoń, o której wierzch otarł się policzkiem.
Veronica głośno wciągnęła powietrze gdy uwolniona z osłony dłoń zetknęła się z ustami mężczyzny. Cisza która panowała spotęgowała ten dźwięk.
Cały czas wstrzymując oddech przymknęła oczy gdy zaraz miękkość warg zastąpiły twarde ale jakże delikatne w tym momencie zęby.
Świst wypuszczanego z płuc powietrza zmieszał się ze słowami Arca.
Veronica odwróciła dłoń, którą przed chwilą zaznała pieszczot i przesunęła po twardej szczecinie pokrywającej tak policzek jak szczękę żołnierza.
Gdzieś z tyłu głowy, w tym całym zapomnieniu, które przeszło pod wpływem krótkiego impulsu, a które zdawało się, że obojgu było potrzebne, kołatał się sens słów mężczyzny.
I nie chodziło tylko o antyczną formułkę, którą bezmyślnie powtarzały miliony par zawierających związek małżeński. Jej małżeństwo to był kontrakt handlowy, który i tę kwestię regulował. I nawet śmierć, która normalnie kończyła związek nie miała władzy nad tym.
Kręcące się po całej kolonii, siejące śmierć i zniszczenie stwory, sama kolonia i jej mieszkańcy. To były powody.
Veronica uśmiechnęła się lekko.
Raz jeszcze przyjechała dłonią po policzku Arca ochłonąc przejmne ciepło ciała i łaskotanie brody. Tym razem jej ręką prześlizgnęła się niżej po szyli i torsie mężczyzny. Tu na chwilę zatrzymała się, a za dłonią pani dyrektor opuściła i głowę zapewne by nie widać było żalu gdy odepchnęła się lekko od niego robiąc jednocześnie krok w tył by zwiększyć dystans. Tak by trzeźwość umysłu mogła wrócić. Im obojgu.

Przez krótką chwilę kapral Evanson wracał ledwo widocznie zaskoczonym spojrzeniem od jej oddalonej sylwetki do rzeczywistości aż w końcu uśmiechnął się i skinął głową na znak, że rozumie tę decyzję. Nie każdy był tak powalony jak on.
- Pewnie słusznie - pochwalił z westchnieniem.
Następnie sięgnął do plecaka i z osobistego zasobnika urazowego wyciągnął jednorazową strzykawkę z ultramorfiną. Poza działaniem przeciwbólowym, syntetyczny analgetyk miał też jeden dodatkowy i pożądany teraz efekt uboczny. Był rozkurczowy.
Wykonawszy po jednym strzale w ramię i w tors, zaczął zakładać sfatygowany uniform. Doprowadziwszy się zaś do porządku, usiadł na jednym z biurek i opierając się wygodnie o ścianę, nakierował milczący tracker na wejście.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 21-05-2020, 21:03   #72
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Evanson z Bravo 4 do dowódcy. Jestem z dyrektor da Silvą w siedzibie ochrony kolonii. Odbiór.
- Odbiór.- odparł Nate krótko.-O co chodzi ?
- Meldunek czasowy. Zniszczony wagon kolejki numer 1... - Evanson co chwila przerywał jakby coś robił i musiał skupiać się na dwóch rzeczach jednocześnie - Otwarte jaja w vipowskiej sekcji mieszkalnej. Żadnych ocalałych poza uszkodzonym androidem. 6 xenomorfów zabitych. Ślady użytkowania ładunków wybuchowych przez kolonistów. Prawdopodobnie pobranych z kopalni… Szeregowy Deluca nie żyje.
Słysząc o kolejnym zgonie, Hawkes zmełł w ustach przekleństwo.
-Dlaczego siedzicie w ochrony dowódcy? - spytał następnie.
-Byliśmy w drodze do reaktora przez siedzibę ochrony. - odparł zgodnie z prawdą Evanson.
- Racz mi wyjaśnić co za idiota postanowił wędrować w nocy przez zainfekowaną setkami kseno kolonię? Ostatnio byliście chyba zamknięci w centrum dowodzenia. I z tego co się orientuję… nadal jest tam bezpiecznie.- stwierdził sarkastycznie Hawkes.
Przez chwilę panowała cisza na linii. Tylko chwilę.
- Wydał pan rozkaz eskortowania pani dyrektor panie poruczniku...
- Zadałem pytanie. Co za idiota postanowił sobie urządzać wycieczki w nocy po zakażonej kolonii?… swoją drogą. Ma pan karabin i zakładam że jaja. Trzeba było ich użyć i nie wypuszczać cywila z bezpiecznego miejsca w czasie nocy. Nie umiecie się postawić nieuzbrojonej kobiecie?- warknął gniewnie Hawkes.
- Umiem panie poruczniku - zameldował spokojnie Evanson - Nie wydał pan rozkazu czekania w Centrali, a dyrektor da Silva znalazła namiar na cywila. Kapral Winters zresztą zatwierdziła wypad do pomieszczeń vipowskich. Myślałem, że panu zameldowała. A marszrutę do reaktora ustaliłem na kanale otwartym by mógł pan o niej wiedzieć.
- To siedźcie na miejscu, zabarykadujcie się i żadnej wędrówki do reaktora. Dotrzemy do was. W końcu.- stwierdził krótko Nathan.
- Tak jest. - potwierdził Evanson.

Hawkes klnąc pod nosem znów zajrzał w IU by ustalić kolejną marszrutę.
- Cywile… nie ma nic gorszego na wyprawie od cywili.- mruknął oceniając, gdzie jest bliżej z ich pozycji. Do da Silvy czy do Winters. I wyglądało na to, że najpierw zahaczą o da Silvę. Kwaśny grymas na twarzy Nate’a wyrażał jak bardzo się “cieszy” z tego powodu. Ale cóż… do niej było bliżej. Więc porucznik zaordynował pięć minut przerwy, a potem wyruszenie podległych mu grup w nowym kierunku.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 27-05-2020, 21:57   #73
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Czas misji 02:05:23
Czas lokalny 17:27:28




Security

Veronica da Silva ponownie zajęła się przeglądaniem plików w komputerze, a Arc Evanson ją ubezpieczał. Oboje czekali z kolei na dotarcie do nich, przebijających się przez kolonię, głównych sił plutonu Bravo.

Odnalezienie interesujących panią dyrektor danych nie było znowu aż takie trudne, i w końcu sobie z tym poradziła. Gorzej jednak było, iż zapisy z kamer resetowały się automatycznie co tydzień (jeśli nikt niczego nie potrzebował), problemem był jednak fakt, iż należało przeglądnąć właśnie i z tydzień zapisków? W końcu tyle czasu tu Victorii nie było, i tyle czasu buszowały tu już cholerne Xenomorfy… no a jeśli chciało się wyszukać akurat fragment, dotyczący eksplozji w pomieszczeniach Security...

Nawet na podglądzie x3, x5, czy i x8 trwało to i trwało i trwało. Godziny do tyłu, wiele godzin, jeden dzień…. drugi dzień… da Silva zatrzymała przyspieszenie. Zauważyła Xenomorfa, przechodzącego korytarzem, ale na tych ujęciach wrota były już zniszczone po eksplozji. Nie, to jeszcze nie było to… jeden z tych bydlaków po prostu chodził po jej kolonii, gdy “było już po wszystkim”, gdy praktycznie wszyscy byli już martwi… dalej do tyłu, dalej, kolejne godziny, i kolejne… po 30 minutach zaczęły ją boleć oczy od wysiłku, a nie znalazła jeszcze tego, czego szukała.

No a wtedy zjawił się właśnie w Security pluton Bravo.


Marines rozproszyli się po najbliższym terenie, po paru pomieszczeniach i korytarzach, kilku z nich nawet sobie na chwilę usiadło przy konsolach, wpatrując się w kamery. Zabezpieczali częściowo teren, oraz jednocześnie odpoczywali po wędrówkach korytarzami i walkach z Xenomorfami.

- Dobra, panienki, “okopujemy się” chwilowo, można nawet coś przekąsić! Tylko mi tu żadnych wielkich biwaków na razie nie urządzać! - Odezwał się sierżant Reynolds - Ferris, obejrzyj ponownie JJ, “Silver” zobacz co z Evansonem, nie wygląda ciekawie… Sing, tam jest taaaki długi ładny korytarz, wyciągaj swoją lufę i obstawiaj… tylko nie “tą” lufę, a “tą” - Sierżant wyszczerzył na moment zęby, wskazując palcem najpierw krocze snajpera, a potem jego karabin - Salas ty się nawet nie odzywaj… Idziesz z nim. Sing weź se jeszcze kogoś do pomocy, rozstawcie się na skrzyżowaniu korytarzy.

Prosto do da Silvy i Evansona zmierzał natomiast Hawkes z nietęgą miną, a za nim dreptał Ehost.

Pani dyrektor zauważyła również cywilną dziewczynę, towarzyszącą Marines. Z początku nie rozpoznała Denise Hobbs...nastolatki, z którą były pewne problemy odnośnie ich miejscowego, publicznego kanału sieciowego kolonii.

***

- JJ, posadź tu dupę, to cię obejrzę - Powiedział Ferris, wyciągając z torby potrzebne mu do tego przybory lekarskie… a Jones’owi zaświeciły się oczka, z powodu miejsca, gdzie w sumie należało klapnąć, by sanitariusz go obejrzał. JJ miał usiąść przy w pełni funkcjonującym, działającym komputerze, i to w dodatku w Security całej kolonii. Zazezował w kierunku porucznika, a przede wszystkim pani dyrektor…


***

Sing, Salas z MT i…? rozstawili się więc gdzie trzeba, jak powiedział sierżant. Jeden z korytarzy był faktycznie dosyć długi, przynajmniej na 30 metrów, zanim nie zostawał przedzielony zwyczajowymi, zamkniętymi na chwilę obecną wrotami.

Kilka pomieszczeń tu i tam, kilka korytarzy, nieco rozproszeni Marines w paru miejscach. Czekali wszyscy chyba, aż porucznik rozprawi się z "wycieczkowiczami", po czym pewnie ruszą dalej… a w sumie zbliżała się noc. A ponoć te pieprzone Xeno były nocą jeszcze bardziej aktywne.
- Ciekawe co tam jest? - Powiedział w pewnym momencie Salas, z gębą pełną batonika czekoladowego, którym się właśnie opychał, kiwając na drzwi jakiegoś pomieszczenia w jednym z pilnowanych korytarzy, oddalonego od nich ledwie o jakieś 10 metrów.






***

Komentarze jutro
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 05-06-2020, 13:13   #74
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dziękuję Buce, Marrrtowi i Efci za dialogo

Maszerowanie po korytarzach kolonii nie należało do przyjemnych dla oblanego kwasem technika. JJ nie znosił bezczynności dlatego od razu po wkroczeniu do pomieszczeń Security rozejrzał się dokładnie w poszukiwaniu ukochanej technologii. Kapral Jones musiał przyznać, że było w czym wybierać. Bajeranckie konsole, podglądy kamer i liczne wyświetlacze z przeróżnymi informacjami. Haker nie zdołał się porządnie rozgościć przy jednym z komputerów kiedy sierżant Reynolds stwierdził, że Kapral Ferris powinien znowu przyjrzeć się ranom Jacoba. Technik musiał przyznać, że nadal był obolały, ale było już zdecydowanie lepiej niż chwilę po zroszeniu kwasem przez obcego… Chociaż nie było też wykluczone, że mógł technika na widok obudowanego mózgu elektronowego zwyczajnie odciął część połączeń skupiając się na przyjemności obcowania z nie mylącą się nigdy maszyną. Nie to co otaczający technika ludzie. Oni mylili się niemal bez przerwy…

- Siadam już, siadam. – odpowiedział technik po chwili wykonując polecenie medyka. – Zajebisty sprzęt tu mają. – dodał JJ zerkając z uśmiechem na urządzenie nieopodal. – Jak tam nerwy? Trzymasz się jakoś? Ja, jak widać, średnio na jeża. W niezłe bagno tutaj wleźliśmy…

- Jeszcze nie panikuję, ale jestem blisko... - Ferris wysilił się na minimalny uśmiech, po czym dodał - Widziałem już lepszy. Ale i tak na nic wobec tych… tych gówien. Pieprzonych, kosmicznych gówien - Ostatnie zdania wymamrotał cicho, czegoś tam szukając w tej swojej torbie.

- Zgodzę się, że są to prawdziwe gówna jednak nie możemy odmówić im skuteczności. – zauważył poważnie JJ. – Te kurwie pozbawiły życia naszych przyjaciół i bardzo doświadczonych Marines. Sam chyba przeżyłem tylko dzięki odrobinie szczęścia. – uśmiechnął się technik. – Czy w trakcie operacji mogę poklikać na komputerze? Chciałbym sprawdzić czy poza mapą mogę zdobyć coś przydatnego…

- Operacji? - Zdziwił się sanitariusz - Chciałem obejrzeć twoją rękę i opatrunki na niej, więc jak potrafisz drugą, no to klikaj…

JJ po chwili przystąpił do jednego z komputerów i po cichutku zaczął wodzić dłońmi po membranowej klawiaturze. Wpiął również do komputera swój CHD aby urządzenie mogło się naładować oraz przyjąć na swój dysk twardy interesujące go informacje. Jako pierwsze technik musiał przywołać w konsoli kilka skryptów znajdujących się na jego przenośnym urządzeniu. Skrypty te w zasadzie niemal uniemożliwiały wykrycie tego co robił na komputerze Marine. Programy uruchamiały różne procesy, zamykały je, wprowadzały zamieszanie trudząc procesor całą samą różnorakich obliczeń. Jeden skrypt otwierał okna w losowych lokacjach, inny kopiował tekst z niezabezpieczonych hasłami plików i kopiował go, kolejny edytował znalezione bitmapy aby po pewnym czasie zamknąć edytor bez zapisywania czegokolwiek. W tle działa się zatem cała masa dziwnych, ale mających swój ukryty sens czynności obliczeniowych. Pamięć operacyjna i procesor wykonywały mozolną pracę a JJ szukał…

Technik starał się dowiedzieć dwóch rzeczy. Pierwszą był powód wysłania do kolonii całej masy żołnierzy i wysoko postawionej szychy z korpo. Ludzie byli dla niego bardzo ważni, ale nie oszukiwał się, że byli oni czymś więcej niż zasłoną dymną aby przypadkiem ktoś nie zobaczył prawdziwego powodu dla którego tu przybyli. Technik nie wiedział póki co czego szukał, ale obstawiał coś nadwyrężającego kręgosłup moralny korporacji. Jakieś nie do końca legalne, opisane otwarcie badania albo pracę nad bronią biologiczną… JJ nie był wcale zachłanny i wcale nie miał na celu wyłącznie odkrycia czyjejś tajemnicy. I tu wkraczał na scenę drugi powód jego szamotaniny z korporacyjną bazą danych. Chciał zwyczajnie sprawdzić czy da radę. To, że nieopodal stała elegancka Pani dyrektor i inni żołnierze jedynie potęgowało gnieżdżący się w nim dreszczyk emocji.

- I jak? – zapytał medyka Jones. – Zagram jeszcze tym poparzonym łapskiem na padzie?

JJ równocześnie był zadowolony i rozczarowany. Zadowolenie wzięło się z powodzenia w szarpaninie z korporacyjną bazą danych. Wyglądało na to, że korporacja nie prowadziła żadnych nielegalnych badań. Było nieco tajnych projektów w większości bazujących na szczepionkach pozyskiwanych z lokalnej roślinności jednak… Wszystko wyglądało dość przejrzyście. Jones nie mógł odpuścić i chciał sprawdzić dlaczego Pani dyrektor tak bardzo starała się ogarnąć powstały w kolonii bajzel. Nie było to zwykłe zachowanie. Po krótkich poszukiwaniach okazało się, że da Silva jest żoną bossa kolonii. Jej mąż mógł być martwy albo coś stało się z jego osobistym nadajnikiem. JJ zauważył, że urządzenie nie odpowiadało. Cała sprawa zaczynała go interesować coraz bardziej.

- Jak dalej tak… - Zaczął Sanitariusz, ale przerwał z powodu pojawienia się innego żołnierza… W ekran obok Jacoba wpatrywał się jednak nie Ferris, a Evanson.

- Niezła pamiątka JJ - oszacował kładąc swoją robotyczną dłoń na poranionym ramieniu chłopaka - Słuchaj… w wejściu było ciało gościa, który chyba zmarł od eksplozji… Sprawdziłbyś kamery z tego wejścia?

- Wolałbym kolekcjonować mniej bolesne pamiątki, Kapralu Evanson. - powiedział technik spoglądając na żołnierza. - Nie ma sprawy. Mogę przeszukać bazę nagrań. Już wprowadzam numer wejścia i patrzę co nam maszynka wyrzuci…

Kapral Jones zaczął proces eksploracji bazy danych jednak kilkukrotnie kiwał przecząco głową. Chyba coś szło nie po myśli technika albo programiści korporacyjni nie napisali programu do monitoringu tak przejrzyście jakby JJ chciał.

- Niestety sprawdziłem porcjowanie zapisów wideo w bazie danych i nie mam dobrych wieści… - powiedział do Evansona technik. – Wygląda na to, że aby znaleźć ten materiał musiałbym cofać nagranie na poglądzie. Wydaje mi się, że zajęłoby to ponad godzinę, a nie wiem jak długo zostaniemy w pomieszczeniach Security. – JJ szukał jeszcze chwilę jakiegoś rozwiązania pokazując, że naprawdę chciałby pomóc drugiemu Kapralowi. – Jeżeli to ważne to trzeba namówić Porucznika abym mógł popracować tu dłużej. Może ten wybuch to był Friendly Fire z granatnika?

- Z granatnika?
- słysząc taką wypowiedź da Silva już nie mogła się powstrzymać. - Może jeszcze lepiej z armaty? - Mówiła z wyraźną ironią i dezaprobatą w głosie. - Trzeba było uważnie słuchać gdy mówiłam na odprawie o uzbrojeniu jakim dysponuje szeryf i jego ludzie.

- W kolonii mógł być sabotażysta. Szpieg. Nazywajmy go jak chcemy. Mógł przemycić pasożyta. Mógł przemycić granatnik. Został aresztowany, ale wydostał się… - kaprala Evansona ani tłumaczenia JJ’a ani uwaga pani dyrektor nie przekonywały. Użycie nawet górniczych materiałów wybuchowych szczególnie w takiej postaci i ze skutkiem śmiertelnym dla kolonistów, nie miało dla niego sensu. Chyba że we wszystko zamieszane były… inne czynniki - Mogła być też jednak cała grupa, która zinfiltrowała kolonię. Wylądowała z dala od kompleksu… I wtedy mamy do czynienia z zupełnie innym przeciwnikiem… Sprawdź jeszcze JJ rejestr aresztantów póki tu jesteśmy.

Spojrzał na Veronicę, z wyraźnym wyrazem zastanowienia, na jakie stać marine.
- Może jakieś nazwisko coś by wyjaśniło…

JJ nie skomentował słów Pani dyrektor. Jedynie uśmiechnął się uprzejmie. Z nerwową kobietą lepiej nie wchodzić w przepychanki słowne. Z resztą technik nic by na tym nie zyskał. Wbrew pozorom Kapral Jones był opanowany i nie przejmował się każdą „pierdołą” jaką w niego rzucano. Był też dobrze wychowany, a grzeczność nie pozwalała mu pyskować dużo starszej, nieznajomej kobiecie. Jacob pokiwał głową na słowa operatora Smart Guna. Nigdy nie podejrzewałby Arca Evansona o posiadanie tak niebywale detektywistycznej smykałki. Gość rozumował całkiem logicznie jednak na potwierdzenie jakichkolwiek tez mieli za mało informacji. Niestety jedyna osoba, która mogła ich udzielić wolała bawić się w pełne ironii monologi, na które wszyscy lali.

- Robi się. – powiedział JJ do Evansona zaczynając wystukiwać komendy na klawiaturze. – Rejestr aresztantów może być utajniony i zabezpieczony hasłem. Nigdy nie włamywałem się do tak zaawansowanej bazy danych. – technik niemal wybuchnął śmiechem z ledwością się powstrzymując. – Pani dyrektor będzie w stanie podać mi potrzebne hasła albo chociaż pozwolić na próbę obejścia zabezpieczeń? – serdeczne spojrzenie jakie posłał kobiecie technik musiało aż boleć.

- Erica Chezas, Carl Sagan, Duan Xuefu i może jeszcze Jewgienij Czirikow - wyrecytowała z pamięci da Silva. - Pijaństwo, awantury, zakłócenie porządku. Wielkich zbrodniczych umysłów na miarę profesora Moriarty'ego "Azura Station" nie dorobiła się - mówiąc cały czas patrzyła na kaprala Evansona beznamiętnym, obojętnym wzrokiem. A następnie takim samym spojrzeniem obdarzyła Jonesa.

- Pierwsza zasada jaką wyznają tutejsi informatycy, to nie podawaj swoich haseł obcym. Może ci w korpusie jej nie znają- wzruszyła przy tym ramionami. - Także co najwyżej sama mogę to sprawdzić.

- To dobry pomysł - przyznał smartgunner i spojrzał na technika wymownie by ten zrobił miejsce przy stanowisku, po czym dodał już znacznie cichszym tonem - Tym bardziej, że porucznik już zmęczony i chce iść spać więc więcej okazji może już nie być.
Nie do końca rozumiał niechętne podejście Veronici. A zależało mu cokolwiek z dotarcia do Security uzyskać. Nie lubił gdy ludzie ginęli bez sensu.

- Dziękuję, ale z tego miejsca też mogę to zrobić - wskazała na komputer przy którym wcześniej sprawdzała zapisy kamer. Nie miała zamiaru wpisywać swoich haseł pod okiem wścibskiego hakera z korpusu, który tylko czekał by wykraść dane na temat badań prowadzonych przez M&P. Usiadła zatem przy wskazanym przez siebie komputerze i zaczęła szukać danych.

- No proszę - zaśmiała się po chwili Veronica. - Wszyscy byli grzeczni przez ostatnie dwa tygodnie- kobieta podniosła głowę znad monitora i dodała już głośniej. - Areszt nie często ma gości- nawet ruchem ręki zaprosiła obu zainteresowanych żołnierzy, żeby sobie mogli sprawdzić.

Arc niczego sprawdzać nie musiał. I tak się nie znał na komputerach. Pozostało mu tylko bez słowa pogodzić się z faktem, że nadal niczego nie wiadomo, a ich jedyny plan na razie to pójście spać. Chyba, że porucznik miał coś w zanadrzu. JJ natomiast, jak to wścibski haker z korpusu, podszedł i z uśmiechem przyjrzał się danym zaprezentowanym przez Panią dyrektor. Pokiwał z nieskrywaną satysfakcją głową aby po chwili wrócić do swojego stanowiska i zacząć zgrywać dane monitoringu na swój CHD. W tym czasie Veronica ponownie skontaktowała się z centrum dowodzenia by przekazać Agnes kolejne polecenia.

- Pomyślałem o tym aby pobrać dane z monitoringu i przewijać je w spokoju nawet będąc poza pomieszczeniami Security. – powiedział do Arca technik. – Zgrywanie powinno zająć dłuższą chwilę, a znalezienie chwili wybuchu może zająć nawet dwie godziny. Odezwę się do ciebie jak dowiem się kto stał za eksplozją… - dodał JJ wracając do klawiatury i wpisując kolejne komendy.

- Jeśli o mnie chodzi to szkoda tych dwóch godzin JJ…

- Nie no… - powiedział JJ patrząc na towarzysza broni. – Myślałeś, że postawisz przede mną problem, a ja nie zrobię wszystkiego aby go rozwiązać? – zapytał technik. – Słabo mnie znasz. Muszę to zrobić i zaspokoić ciekawość. – dodał Jones wracając do kopiowania danych.

Evanson uśmiechnął się serdecznie do tego szczerego przejawu zaradności i inicjatywy. Uśmiechnął się tak jak żołnierz świadom, że nie zrobi kariery w woju, do drugiego, którego to nie czeka.
- Nie chcę cię zniechęcać JJ, ale czasem po prostu są takie misje gdy jak coś ma się nie udać to się nie uda. I wyżej dupy nie podskoczysz. Nawet jak to znajdziesz to będzie tam po prostu wybuch i jakieś niewyraźne postaci. Odpocznij lepiej. Po tym jak Raya dorwały jesteś ostatnim który umie w oddziale naprawić ekspres do kawy.

- Nie jestem zmęczony. – powiedział JJ z uśmiechem. – Dojdę do sedna tej sprawy choćbym miał widzieć wybuch i fruwające wokół konfetti. – zaśmiał się żołnierz. – Co prawda szanse na odkrycie czegoś wartościowego są niskie, ale kim bym był gdybym teraz się poddał? Jak znajdę coś bardziej naglącego odłożę ten projekt, ale do tego czasu… Poprzewijam sobie te nagrania.
 
Lechu jest offline  
Stary 05-06-2020, 22:25   #75
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
+ MG ;)

Billy zawsze uważał, że skoro "lufę", to "tę", ale na temat poprawności językowych nie miał zamiaru dyskutować.
- Dobra - powiedział, po czym rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu kolejnego towarzysza niedoli.
- Zapraszam na mały romantyczny spacerek? - powiedział, kierując te słowa pod adresem Nicky. Uznał, że jeśli ma pełnić służbę, to lepiej w miłym towarzystwie, a Salas do takiego się nie zaliczał.
- Podwijam kiecę i lecę - Zatrzepotała teatralnie rzęskami Nicky, po czym pochwyciła raźniej w swoje łapki miotacz ognia…
- Jak miło... - Billy uśmiechnął się do niej. - Taka gorąca dziewczyna to skarb prawdziwy - dodał, ruszając w stronę wskazanego skrzyżowania korytarzy.

….


Kilka minut później, Salas miał nietypowy pomysł odnośnie czasu spędzania w tym miejscu warty.
- Będziesz mógł się dowiedzieć, jeśli tam się zacznie coś dziać i pójdziesz to sprawdzić - poinformował go Billy, któremu wizja Salasa łażącego po różnych pomieszczeniach niezbyt się spodobała. Cokolwiek by się stało, to i tak wina spadłaby na niego, a nie na Salasa.
- Sztywniak - Burknął ex-kapral, kręcąc z niezadowoleniem głową. - Ot parę kroków i można zerknąć ale nieeee, pan służbista się znalazł…
Nicky parsknęła śmiechem, i również pokręciła głową. I w sumie nie wiadomo było, czy na gadkę Salasa, czy może o... Singu?
- Wiem, wiem, że po prostu chciałeś nam zostawić trochę prywatności - stwierdził, z poważną miną, Billy. - Ale chyba przeceniasz moje możliwości. Aż tak szybki to jestem - dodał, po czym przeniósł wzrok na Nicky. - Z drugiej strony... może by go tam coś zjadło? - dodał w zadumie. - Wtedy nikt by nam nie przeszkadzał...
Rozejrzał się dokoła, wypatrując ewentualnych zagrożeń… których jak nie było, tak nie było. Puste korytarze, reszta plutonu w pomieszczeniach obok, wszelkie grodzie pozamykane… jednym słowem, Security było (chwilowo przynajmniej) odcięte zaporami od reszty kolonii.
- Jak się tak nudzisz, to się przespaceruj do najbliższej grodzi i z powrotem - powiedział Billy. - Rozruszasz kości, sprawdzisz, czy wróg nie nadciąga...
- Aha… - Odparł jakoś tak bez przekonania Salas...ale poszedł. Oczywiście wpatrując się w wykazy Motion Trackera, który póki co dawał negatywne sygnały. Oddalił się od pozostałych na jakieś 10 metrów…

- Mogłeś mu pozwolić, a już znalazłby prysznice - Szepnęła do Singa Nicky i cicho zachichotała.
- To my mieliśmy znaleźć prysznice - odparł równie cicho Billy. - On, jako towarzystwo pod prysznicem, niezbyt by mi odpowiadał - dodał z uśmiechem. - Zdecydowanie wolę ładną i zgrabną dziewczynę. - Omiótł ją spojrzeniem.
- Zauważyłam. - Sanders na moment przymrużyła oczka.
Billy zrobił krok w jej stronę.
- Chyba powinienem wykorzystać.ciszę, spokój i małe 'sam na sam' - powiedział, spoglądając na twarz dziewczyny.
- Czyli… mam iść po Denise? - spytała serio Nicky.
- Po co mi jakaś małolata? - spytał, wyraźnie zaskoczony, Billy. - Jesteś zdecydowanie bardziej warta zainteresowania, niż ona. No chyba że interesuje cię trójkącik...? - Przyjrzał się dziewczynie, wyraźnie ciekaw jej odpowiedzi.
- Nie, dzięki. - Nicky pokręciła przecząco głową. - Na tą chwilę nie jestem zainteresowana takimi…"kątami"
Można to było odczytać jako sugestię, iż w innych warunkach wielokąty wchodziły w grą, zaś w tych - jedynie zaciszny kąt, z dala od innych.
- W takim razie Denise nie jest nam potrzebna - stwierdził Billy. - Nie jestem nią zainteresowany - dodał, kładąc rękę na ramieniu Nicky.
- To… - zaczęła "Płonąca" Sanders, a wtedy oboje z Singiem usłyszeli charakterystyczny syk otwieranych drzwi.

Ten pieprzony Salas jednak wlazł do jakiegoś pomieszczenia.
- Zabiję idiotę - powiedział Billy. - A to, co z niego zostanie, podrzucę wręczę Reynoldsowi... - Cmoknął Nicky w policzek, po czym odbezpieczył karabin i ruszył w stronę drzwi, za którymi zniknął Salas.

Po chwili okazało się, że snajper wszedł za zgubą do… toalet. Wkurzony na Salasa nie zauważył znaczku na drzwiach. A sam Salas? Widać było jego buty, ze spodniami opuszczonymi na nie, przed wielką szparę jednej z kabin. Siedział na kiblu.
- Kto tam?? - Warknął.
- Sprawdzałem, czy nic cie nie zżarło - odparł Billy. - A na drugi raz uprzedź, jak zechcesz zboczyć z trasy - dodał, obracając się na pięcie i ruszając w stronę Nicky.
- Sram - niepotrzebnie wyjaśnił Salas, popierając odgłosami fizjologicznymi swoją wypowiedź i zarechotał z kabiny. -Ta jes!
Billy nie zniżył się do skomentowania.
A wracając sprawdzał oznaczenia na mijanych drzwiach. Skoro były ubikacje, to może i prysznice...
Po chwili zniesmaczony Sing był ponownie przy Nicky… która ruchem dłoni wykonała gest mogący świadczyć o "i co?".
- Pobiegł tam, gdzie nawet królowie chodzą piechotą. - Billy przypomniał sobie powiedzenie pochodzące sprzed ładnych paru wieków. Nicky zrobiła nietęgą minę…
- Ale pryszniców nie ma? - zaśmiała się w końcu.
Billy rozłożył bezradnie ręce.
- Niestety nie... - powiedział. - Trzeba będzie poczekać, poszukać... przy okazji. Ale za to można by wykorzystać tę okazję, czyli chwilową samotność we dwoje...
- Umm...no ale chyba nie na korytarzu?? - zdziwiła się Nicky. - A jak gdzieś pójdziemy, a wpadnie sierżant i NIKOGO tu nie będzie, to dopiero zrobi się dym… - Wzruszyła ramionami, jakby z zawiedzioną miną.
- Nie myślałem o posunięciu się aż tak daleko... w tym momencie - powiedział Billy, chociaż nie miałby nic przeciwko szybkiemu numerkowi tu i teraz... i pieprzyć potencjalnych świadków. Niech zazdroszczą.
Przyciągnął do siebie Nicky i pocałował, co ta odwzajemniła namiętnie, szybko nawet do zabawy włączając języczek.
Wysyłane przez kobiety sygnały były dość często mylące, ale na szczęście nie tym razem.
Billy z zapałem zareagował na zachętę, odpowiadając w podobny sposób.
- Może byśmy wzięli troszkę wolnego? - spytał, gdy już odzyskał oddech.
- Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli… - Nicky uśmiechnęła się, z wyraźnie widocznymi rumieńcami na policzkach.
- Myślę o spędzeniu razem paru dłuższych chwil... nie tylko pod prysznicem - odparł. Co prawda znał aż za dobrze stare jak świat powiedzenie "nie rwij dupy z własnej grupy", ale miał to w nosie. Nicky warta była zlekceważenia paru mądrości życiowych.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-06-2020, 23:16   #76
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
zaraz po przybyciu marines (+MG)

Po nadejściu kompanii, smartgunner z kolei pozwolił sobie na odetchnięcie i częściowe rozluźnienie. Trzymane na postronku mięśnie gotowe do działania na sygnał zagrożenia odetchnęły. A kapral zmęczonym salutem powitawszy porucznika i skinąwszy kilku kolegom przymknął oczy i oddał się zabiegom Silver.
- Dobrze, że jesteś w jednym kawałku - Uśmiechnęła się przelotnie plutonowa lekarka - To gdzie oberwałeś najbardziej? To obejrzę jako pierwsze… - Holon założyła rękawiczki, po czym zaczęła przyglądać się Evansonowi z góry do dołu.
[i]- Złe złego nie weźmie -[i/] Evanson odwinął rękaw i pokazał lekarce zdrową do niedawna rękę z roboczym opatrunkiem założonym przez dyrektor da Silvę - Zaaplikowałem sobie morfinę więc śmiało jakby co.
Lekarka zajęła się więc odwijaniem opatrunku, by zerknąć na ranę.
- Czy… - Zaczęła coś, ale jakby ugryzła się w język.
Kapral spojrzał na dziewczynę pytająco w sposób zachęcający do dokończenia tego co chciała powiedzieć. Przerwała im jednak da Silva… która jednak po chwili się oddaliła. A Holon niby nic, dalej zajmowała się ranami Arca.
Evanson przez chwilę przyglądał się paramedyczce skupionej na swojej pracy, ale widząc, że ta chwilowo nie zamierza ciągnąć tematu, zrezygnował z dopytywania. Zamknął oczy, bo niespecjalnie lubił widok swojej poszarpanej skóry i tego co pod nią, po czym oparł się wygodnie.
- Jest lepiej, czy gorzej od tego co myślałaś, że będzie przed zrzutem?
Zagając nie otwierał oczu. Choć ciekawiło go co odpowie. Znał już kilku paramedyków, co stracili chrapkę do warunków bojowych. Ferris mu na takiego wyglądał. Silver miała jednak na oko większe jaja.
- Czy… czy Deluca miał… szybką śmierć? - Wydusiła z siebie w końcu Holon, spoglądając Smartgunnerowi w twarz.
- Tak - odpowiedział Arc - To była szybka śmierć.
Za dużo już misji miał na karku, by wracać myślami do wwlki w korytarzu. Niczemu to nie służyło. Jeszcze dość czasu na to będzie jak przyjdzie do raportów. A w nich będzie czarno na białym, że stracił podwładnego. I cholera wie, czy dowodząca plutonem Winters nie będzie chciała dowalić mu tu tej jej samowolki.
- Czemu pytasz?
- Chciałam wiedzieć, to wszystko… - Speszyła się odrobinkę Holon.
Tym razem Evanson musiał przyznać się przed sobą, że był trochę zdziwiony. Pierwszy raz koleżanka z oddziału chciała się dopytać o śmierć innego kolegi z oddziału… z ciekawości.
- Przyjąłem - odpowiedział machinalnie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 06-06-2020, 12:02   #77
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Veronica obdarzyła przybyłych tylko krótkim spojrzeniem. I o mało nie przegapiła towarzyszącej żołnierzom dziewczyny. Właściwie to rzuciła drugie spojrzenie w kierunku przybyłych by upewnić się, że dobrze widziała. To nie były zwidy. W końcu marines kogoś uratowali. Dyrektor da Silva podniosła się z miejsca i podeszła do dziewczyny. Z pamięci wyciągnęła jej imię i nazwisko.
- Denise- uśmiechnęła się lekko do niej. - Jak dobrze cię widzieć.- Nie były to puste słowa. Veronica naprawdę była rada, że znalazł się ktoś żywy.
- Pani dyrektor… - Szepnęła nastolatka, po czym rzuciła się da Silvie na szyję i zaczęła szlochać.
Veronica, zaskoczona reakcją Denise, w pierwszej chwili nie za bardzo wiedziała co zrobić. Jednak po chwili objęła ją i zaczęła głaskać po głowie.
- Już dobrze - odezwała się kojącym głosem - popłacz sobie.
Da Silva najchętniej wypytałaby dziewczynę o wszystko co wydarzyło się odkąd ona opuściła kolonię. Jednak zdawała sobie sprawę, że dziecko jest przerażone i zmęczone i nic konstruktywnego nie powiedziałby. Dlatego pozwoliła wypłakać się jej w swoją bluzkę, która była już ubrudzona krwią, więc łzy niewiele złego zrobić mogły.
- Nie liczyłbym na wielu ocalałych. Mam nadzieję, że jest pani zadowolona ze szlaku trupów jakie przyniosła pani samowolna wycieczka. Tym bardziej że jak na razie niewiele pożytku dała.- stwierdził chłodno porucznik, gdy już się Denise uspokoiła.
- Byłabym zadowolona, gdyby zabrał się pan w końcu za to za co płacę. Porządnie, tak jak mi to obiecywano. I gdyby trzymał się pan zapisów tej umowy- odparła Veronica dalej tuląc dziewczynę.
- Najwyraźniej nie płaci pani dość. A dokładniej pani firma nie zapłaciła wystarczająco, by zatrudnić odpowiednią liczbę ludzi. Powinno nas tu być przynajmniej trzy razy więcej. Bo mamy do czynienia z gniazdem kseno, a nie tylko grupką alienów.- odparł spokojnie Nate.- Nie wiem co pani sobie wyobrażała, ale trzy plutony bez ciężkiego wsparcia to nie jest duża siła.
- To będzie sobie wyjaśniał pan z przełożonymi. Proszę przestać teraz narzekać, tylko przedstawić plan działania. Poinformować mnie jakie informacje są panu potrzebne- powiedziała da Silva.
- Jest noc. Walczyliśmy dość długo i mamy rannych. Zamierzam zebrać mój pluton do kupy i okopać się na resztę nocy. Potrzebujemy odpoczynku i snu, jeśli mamy coś zdziałać jutro. Planuję też panią trzymać przy sobie. Żadnych wycieczek, żadnych inicjatyw. Jest tu pani by obserwować i doradzać. I tyle… może się potem pani skarżyć swoim przełożonym.- odgryzł się Hawkes.
- Panie Hawks, zgodnie z umową każdą decyzję musi pan omówić ze mną. Nie ma ani czasu, ani ochoty na takie słowne przepychanki.- Veronica zaczynała powoli mieć dość humorów młodego oficera. - To na tyle. Może pan wrócić do swoich zajęć - da Silva machnęła lekko ręką w geście odesłania.
-Kiedy ostatni raz jadłaś Denise?- zwróciła całą swą uwagę ku dziewczynie.
- Wczoraj jadłam… moja mama!! - Przypomniało się nagle nastolatce i na jej twarzy pojawiło przerażenie - Pojawiły się te potwory i żołnierze zostawili moją mamę w kryjówce!!
- Usiądź sobie- Veronica pomogła dziewczynie zająć fotel, na którym ona wcześniej siedziała. Szybko też zamknęła przeglądane przez siebie filmy. Nie chciała narażać dziecka na dodatkowy stres. - Zaraz coś ci przyniosę.
Da Silva nie miała co prawda żadnych zapasów, ale wiedziała, że żołnierze je mają. Podeszła więc do kaprala Evansona, którym zajmowała się lekarka.
- Mogę?- Zapytała wskazując na wyposażenie marins. -[i] Dziewczyna jest głodna[./i]
- Przednia przegródka - smartgunner skinął głową świadom, że dla kogoś bez przeszkolenia szukanie czegoś w ekwipunku marine może nie być łatwe - Na samym spodzie.
- Dziękuję- powiedział Veronica i zabrała się za szukanie racji żywnościowych starając się zrobić jak najmniej bałaganu. Znalazłszy to czego szukała wróciła do Denise.
- Zjedz to- powiedziała łagodnie, ale z wyczuwalną nutą braku akceptacji odmowy. Denise zabrała się więc za jedzenie racji polowych Marines, choć krzywiła się przy tym ostro… ze łzami spływajacymi po policzkach, a wzrokiem wbitym w owy posiłek…
- Dlaczego żołnierze zostawili twoją mamę w kryjówce? - pani dyrektor usiadła koło dziewczyny przysuwając sobie drugi fotel.
- Uciekali przed "Seno" - Powiedziała Denise, po czym odsunęła od siebie posiłek, i ponownie spojrzała na Veronicę, znowu ze łzami spływającymi po policzkach.
- No tak. To potrafią robić najlepiej- mruknęła Vetonica z rezygnacją. Spojrzała dziewczynie w te jej mokre od łez oczy. I wysiliła się nawetma drobny uśmiech.
- Jedz!- Nakazała. - Twój organizm potrzebuje energii - położyła dziewczynie rękę na ramieniu. - Musisz być silna. Dla mamy. Ale przede wszystkim dla siebie.
Nastolatka jadła więc dalej, ale bardziej na siłę, niż z głodu. A w tym czasie, Veronica myślami wróciła do nie tak odległych czasów, gdy wszystko tu w "Azura Station" było normalne. Ledwie tydzień temu…
I kiedy nikt, przy niemym przyzwoleniu przełożonego nie niszczył własności korporacji
Da Silva odnotowała w myślach, który z żołnierzy, zamiast zajmować się czymś pożytecznym, używał komputera w biurze ochrony do zabawy, zapewne szukając pornoli, które szeryf lub jego ludzie mogli tam trzymać. Ten występek trafi na długą listę przewinień porucznika.
- Czy ktoś oprócz Ciebie i twojej mamy był z wami w kryjówce?- Veronica zapytała dziewczynę. Wcale nie chciała zmuszać jej do przywoływania przykrych wspomnień, ale jak na razie Denise była jedynym dostępnym źródłem informacji.
- Nie, nikogo nie było… - Burknęła dziewczyna. I Veronica zauważyła, iż ta się bardzo zmieniła. Ze zbuntowanej nastolatki, łamiącej wiele zasad przyzwoitości zamieszczaniem swoich dosyć niestosownych fotek w lokalnej sieci, stała się… wrakiem człowieka, ledwie w wieku 17 lat?
- Nie było żadnej zorganizowanej akcji ewakuacyjnej? Zarząd nic nie zrobił? A szeryf? - Veronica zadała te pytania spokojnym i opanowanym tonem.
- Mi tam nikt nic wiele nie gadał...najpierw były chyba trzy małe potworki, potem one...one… - Dziewczyna zacisnęła piąstki. Wyraźnie było jej ciężko o tym rozmawiać -...uciekły w wentylację. Ogłoszono kwarantannę kolonii, a Szeryf z pomocnikami zaczęli je szukać. Te potwory jednak szybko urosły. Zaczęły zabijać...a potem ich było coraz więcej i więcej, i małych i dużych… - Denise znowu skryła twarz w dłoniach i zaszlochała.
Veronica objęła dziewczynę i pozwoliła jej się nieco wypłakać.
- Kiedy i gdzie pojawiły się te małe stwory? Proszę Denise, skup się. To ważne - zapytała po kilku chwilach.
- To… to chyba wszystko zaczęło się w kopalni. I chyba pięć dni… - Nastolatka próbowała sobie przypomnieć początki owego horroru.
- Dziękuję. To bardzo mi pomoże- pani dyrektor uśmiechnęła się do dziewczyny.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 06-06-2020, 22:24   #78
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
- Agnes, spróbuj namierzyć Erica Chezas, Carl Sagan, Duan Xuefu i Jewgienij Czirikow - w komunikatorze odezwała się da Silva. - A także pozostałych członków zarządu.
- Już się tym zajmuję. - Odpowiedziała syntetyk i spróbowała wprowadzić wyszukiwania dla konkretnych osób.
- Sprawdź jeszcze czy zarejestrowana zmianę położenia sygnalizatorów. W ciągu ostatnich kilku godzin. Jeżeli tak, to gdzie, kiedy i na jakim dystansie - Powiedziała Veronica.

Poszukiwane osoby przez Agnes znajdowały się głównie w okolicach reaktora...kilka było w różnych częściach kolonii. Nikt z nich jednak według zapisów systemu nie ruszał się z miejsca już od paru dni. A więc nie żyli?

Erica Chezas przebywała za to w labach farmaceutycznych w lasach, i tam odnotowano codzienny ruch, również dzisiejszego dnia. Ruch był co prawda na obszarze ledwie 100m, ale jednak…

- Erica Chezas znajduje się w laboratorium farmaceutycznym. Reszta chipów wymienionych osób znajduje się w reaktorze. Laboratorium ma zapiski o normalnej aktywności, te w reaktorze nie ruszały się z miejsca od paru dni. - Agnes odpowiedziała pani dyrektor.

- Kto jeszcze poza nią tam jest? - Veronica zadała kolejne pytanie.
- Mhm - Agnes potwierdziła i zaczęła wyciągać listę imion, nazwisk i specjalizacji osób przebywających w centrum. Po chwili pojawiły się odpowiednie dane…

- Erica Chezas, Naukowiec-Bioinżynier.
- Mart Schmith (lat 12), personel pomocniczy-praktykant.
- Jason Hyde, Technik Farmaceutyki.
- Amy Gosset, Technik Farmaceutyki.
- Vincent Trudeau, Architekt-Muzyk jazzowy.
- Helen Trudeau, personel pomocniczy-nauczycielka szkolna.
- Ich dzieci, córka Melissa (7 lat) i syn Terry (9 lat).
- David Correa, Strażnik.
- Nicholas Mitchell, Górnik.
- Mark Petty, Technik-Magazynier.
- Justa (Justyna) Jawor (wymawiane Dżusta Dżavor), Technik-Mechanik.
- George Alford, Pilot wahadłowca.
- Sakika Kitahara, personel pomocniczy-kelnerka z baru.
- Owen Leach, Ogrodnik.
- Casper Jespersen, personel pomocniczy-magazynier.

Agnes przekazała całą listę Veronice. Oczywiście czytając ją na głos przez komunikator.
 
Obca jest offline  
Stary 07-06-2020, 22:34   #79
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Porucznik pozwolił na chwilę odpoczynku, po czym zarządził zbiórkę i nakazał sierżantowi rozstawienie ludzi przed wyruszeniem. Oczywiście miotacz ognia, smartgun na przodzie. No i wykrywacz ruchu.
Mieli wszak jeszcze jedną “grupkę” do zgarnięcia i w końcu był czas na okopanie się na noc. To był wszak długi i męczący dzień, a ludzie nie są automatami. Potrzebują snu.
Na znak do zbiórki Smartgunner ponownie podszedł do pani dyrektor i wręczył jej pozostawiony wcześniej gdy go… opatrywała hełm. Oprócz noktowizji zapewniał lokalizację. A porucznik może i zachowywał się jak gnojek, ale w razie czego z użyciem swojego komputera na pewno użyje wszelkich środków by odnaleźć da Silvę gdyby coś ją odłączyło od reszty. A jak nie, to Evanson to zrobi.
Zgłosił się jednak do dowódcy.
- Panie poruczniku. Centrum dowodzenia to 3 nieduże pomieszczenia. Ciasno. Mogę pójść z jednym z plutonów i sprowadzić kapral Winters, Kovalskiego i panią Agnes tutaj. - zaproponował optymalne wg siebie rozwiązanie.
Nie przepadał za wychodzeniem przed szereg, ale uznał, że lepiej podzielić się doświadczeniem z młodym dowódcą niż siedzieć cicho.
- Nie ma takiej potrzeby. Stan osobowy został na tyle przetrzebiony, że rozdzielanie się na dwie grupy to proszenie się o kłopoty.- stwierdził flegmatycznie Hawkes.- Ruszymy razem, a jeśli Centrum dowodzenia okaże się niewystarczające do naszych potrzeb, to znajdziemy inne miejsce na nocleg.
- Taa jest - odparł Evanson może nieco niedbale i odmeldował się.

- Sir, mogę na słówko? - Do porucznika podszedł sierżant Reynolds…
- Jasne…- odparł Hawkes i razem oddalili się nieco od reszty.
- Co z tymi awariami prądu? Tym by się też trzeba było zająć - Podoficer powiedział prosto z mostu.
- Co pan proponuje? Przypominam tylko panu że jesteśmy wojskiem, a nie obsługą techniczną stacji. Nasz inżynier… nie jest specem od reaktorów. A i nie dysponujemy sprzętem do tego typu napraw.- zapytał retorycznie Hawkes i westchnął ciężko wylewając przy okazji swoje frustracje. A dużo się tego zebrało od początku misji. -Mamy znów po nocy ganiać za kolejnym “białym króliczkiem” jak ten przeklęty generator, którego nie dało się wziąć? Nie wystarczy cały ten bajzel z centrum dowodzenia które w sumie w niczym nie pomogło.
- Chłopak jest twardy, ręki nie stracił i raczej nie straci… no i jest jedyną osobą, która się do takiego zadania nadaje. Jak znowu stracimy prąd, to i wszystko z nim związane, od prostego otwierania drzwi, przez kamery, czujniki, a nawet i działający sprzęt szpitalny? Chcemy czy nie, trzeba się tym zająć, i to właśnie jak najszybciej, zanim zapadnie noc, a te gówna wylezą z każdej dziury - Sierżant zapalił sobie papierosa.

Hawkes zaklął pod nosem i postanowił wpierw zacząć od najlepszej taktyki oficerskiej. Zwalenia roboty na kogoś innego.
- Welliver…. trzeba naprawić zasilanie. Pogoń swoich ludzi do tego.- przekazał.

Po wysłuchaniu raportu swojej asystentki pani dyrektor podeszła do porucznika i sierżanta.
- Panie poruczniku Hawks, w laboratorium są żywi ludzie. Nalegam - kobieta mocno zaakceptowała to słowo - aby tam się udać. Pańskie plany, żeby szykować się do odpoczynku to jakiś żart chyba. Po niespełna trzech godzinach w kolonii pan chce iść spać?
- Mój technik wygląda jak żywy trup, mój pluton został poważnie przetrzebiony… także dzięki pani nieprzemyślanym działaniom. Nie mieliśmy tu spacerku po parku.- odparł Hawkes zimno.-A jeśli w laboratorium są żywi ludzie… co jest raczej wątpliwe, bo schron dla Vipów został wyrżnięty przez kseno. Jeśli jednak są żywi, to istnieje duża szansa na to że są to teraz inkubatory dla obcych. Jeśli jednak jest inaczej, to bezpieczniejsi będą jeśli nie będziemy ich na razie zaczepiać. Bo nie gwarantuję ich bezpieczeństwa przy nas. Niemniej jestem ciekaw dowodów pani tezy, bo sygnały nadajników czy sygnały życiowe to żaden dowód na ich życie w tej sytuacji. Zresztą priorytetem jest zebranie do kupy moich ludzi, którzy teraz są w różnych miejscach, a potem naprawa zasilania… co samo w sobie będzie całkiem poważnym wyzwaniem, zważywszy że nie jesteśmy specjalistami od reaktorów… czy jak tu zasilana cała baza.
- Wymówki, wymówki i jeszcze raz wymówki, żeby usprawiedliwić własne błędy. Naprawę nie interesuje mnie to. Proszę wreszcie zabrać się do roboty, a szukać zastępczych tematów, żeby tylko nikogo nie uratować. Powiedziałam panu gdzie najlepiej zdobyć informacje i uprawnienia do otwierania poszczególnych grodzi. Zignorował to pan- Veronica zaczęła wyliczać po kolei na palcach. - Zamiast tego polazł pan nie wiadomo gdzie i w jakim celu. Powiedziałam gdzie system namierzył grupę ocalałych. Też pana to nie interesuje. Rozumiem, że najchętniej zabrałby pan dupę na statek i to jeszcze jako pierwszy i siedział z założonymi rękami czekając aż koloniści sami poradzą sobie z inwazją ksenomorfów. I jeszcze zgarnął za to premię. Ale tak nie będzie. Ja oczekuję konkretnych wyników i planów. A nie biadolenie.
- A ja tu dowodzę. I nie interesują mnie pani oczekiwania.- stwierdził krótko Hawkes.- Przez panią wleźliśmy prosto w gniazdo, bo pani się spieszyło. Bo pani… nie ma pojęcia o operacjach wojskowych, bo pani ignoruje wszystko co wyłożono pani na odprawie. Jeśli nie odpowiada moje towarzystwo, to tak się składa, że jest jeszcze dwoje innych oficerów, którzy z radością wysłuchają pani narzekań i zarzutów… ze pewnością.- głos Nate’ ocierał się o jadowitą ironię.
- Dowodzi pan swoimi ludźmi- poprawiła go Veronica - A moje oczekiwania akurat są dla pana priorytetem w tej misji, ponieważ, co chyba umknęło pana uwadze, to ja płacę za tę misję i to ja ostatecznie określam kto dostanie premię. I proszę nie zrzucać na mnie winy za swoją niekompetencję.
- Nie. Nie pani. Tylko firma której jest pani pracownicą.- przypomniał jej Hawkes chłodno.- I jestem tu od wykonania zleconego mi zadania, a nie od spełniania pani kaprysów. Cywile zostaną uratowani, gdy będzie można zapewnić im bezpieczny transport, jak i upewnić się, że nie są nosicielami larw. I machanie mi tu premiami nie pomoże, bo najpierw trzeba móc te pieniądze wydać.
- Panie Hawks, w tej chwili ta firma to ja - Veronica wskazała na siebie palcem i uśmiechnęła się krzywo. - Kapral Evanson może potwierdzić, że widział zwłoki dyrektora generalnego M&P.
- Jeśli więc to…- Hawkes machnął ręką po otoczeniu.-... jest pani firma, to radziłbym się zastanowić, czy jest pani w ogóle wypłacalna. Bo to.. to jest masa upadłościowa.
- I wiem kto wypłaci mi odszkodowanie za to.
Hawkes swój sceptycyzm zachował dla siebie, bo do upartej kobiety nie docierała najwyraźniej powaga sytuacji. Wzruszył ramionami więc i dodał.
-Uwierzę jak zobaczę. Proszę się więc nie dać zabić. Bo trupom nie płaci się odszkodowań.
- I tu się pan myli. Moi prawnicy dopilnują, żeby w razie czego pan i pańscy podwładni odpowiednio zapłacili za pańskie błędy. Jestem pewna, że pańscy towarzysze broni będę panu z tego powodu bardzo wdzięczni - Veronica powiedział to nieco głośniej tak, żeby obecni w pomieszczeniu żołnierze wyraźnie usłyszeli w jakie bagno wciąga ich ukochany dowódca.
- Na razie paru moich ludzi zapłaciło życiem za pani upór.- warknął głośno w odpowiedzi Hawkes mając coraz mniej cierpliwości do da Silvy.
- Za pański upór i nieprzygotowanie do pełnienia kierowniczych funkcji. Może niech pan poradzi się strasznych i bardziej doświadczonych kolegów z oddziału - zaproponowała da Silva. - Może nauczy się pan czegoś. Na przykład tego, że zadania należy delegować. Lub że trzeba mieć plan i to nie taki na pięć minut do przodu. A do tego, że wszelakie urazy należy pohamować, by nie zaszkodzić tym, którym miało się pomóc. Rozumiem, że pan mnie nie lubi. Nie zależy mi na pańskich ciepłych uczuciach. Nie może pan jednak z tego powodu skazywać na śmierć czekających w laboratorium ludzi, wśród których są i dzieci.
Hawkes wysłuchał jej słów z kamienną miną. Już miał zaplanowaną trasę i nie zamierzał jej zmieniać, tylko dlatego że Veronica tak chciała. Argument o dzieciach też słabo na niego działał… bo jedyne dzieci jakie tu widział były martwe, a skoro alieny zdołały się włamać do do schronu ViPów to jakim cudem ktoś mógł przeżyć w laboratorium.
- Jakie ma pani dowody na swoje… teorie? Jakie dowody że są tam jakieś żywe istoty? Które da się uratować? JAKIE…?- podkreślił ostatnie słowo.
- Gdyby raczył się pan pofatygować ze mną do centrum dowodzenia, to słyszałby pan całą rozmowę jaką Agnes odbyła z tymi ludźmi - powiedziała Veronica całkiem spokojnie.

Całej tej rozmowie przysłuchiwało się kilku Marines, przebywających w tym samym pomieszczeniu, a ich głowy to raz spoglądały na porucznika, to na panią dyrektor, przesuwając się z lewej na prawą, i na odwrót, jakby… oglądali jakiś mecz, i śledzili tor piłki. Sierżant Reynolds, Evanson, JJ, Holon, McNeel, Dawson. Póki co, nie odzywał się jednak nikt…

Hawkes tylko wzruszyła ramionami i dodał krótko.- Trzymamy się planu, a potem… dołączy pani do Wellivera i pójdziecie ich ratować. Ja obecnie nie mogę zagwarantować ich bezpiecznej ekstrakcji z laboratorium.
Po tej wypowiedzi Nate wyminął Veronicę, dając jej jasno do zrozumienia że to koniec rozmowy i dalsze jej wypowiedzi będą po prostu ignorowane.
- Nie. Ma pan stanąć na głowie i zapewnić tym ludziom bezpieczeństwo- da Silva odezwała się za uciekającym z podkulonym ogonem porucznikiem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 14-06-2020, 15:55   #80
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Czas misji 02:28:41
Czas lokalny 17:50:46



Kolonia “Azura Station”
lokacje… różne

Pluton Bravo ruszył więc na rozkaz porucznika Hawkesa z Security do Centrum Dowodzenia, by tam… choliba wie co. Przenocować w trzech ciasnych pomieszczeniach?

W każdym bądź razie, Marines przedzierali się ponownie korytarzami placówki, ku nowemu celowi. Wszędzie cicho, wszędzie głucho, i dobrze, że chociaż zasilanie nadal było, a Xenomorfów na chwilę obecną brak. Głównym problemem jednak, wiszącym nad wszystkimi, był fakt, jak długo nadal będą mieli to pierwsze, a z tym drugim spokój…

- Po co my tam leziemy? - Szepnął Salas.
- Bo taki wydał rozkaz porucznik - Odpowiedział równie cicho “Shini Hira”.
- Nie no, to wiem, ale PO CO my tam leziemy? - Nie ustępował ex-kapral.
- Nie mam pojęcia... - Odparł po dłuższej chwili milczenia Azjata.


Droga korytarzami, wrotami, śluzami, a nawet dwa razy schodami, odbyła się bez żadnych przykrych niespodzianek. Praktycznie metr po metrze, blokada po blokadzie, minuta po minucie, pluton Bravo był coraz bliżej Centrum Dowodzenia.

- Alpha do Bravo. Alpha do Bravo... - W komunikatorze Hawkesa odezwał się Welliever - Z tego co widzę na IU, wy jesteście bliżej tej usterki. Więc się proszę zająć tym samemu. My nadal przebywamy w magazynie, i sprawdzamy, czy na pewno wszyscy cywile są martwi. Nie wiem jak długo to potrwa. Bez odbioru.

Ughhhh…

- Tu Charlie. Jesteśmy blisko magazynu-schronu przy Warsztatach Inżynierów. Brak Xeno - Zameldowała w pewnym momencie porucznik Brooks. WTF oni w tamtym miejscu robili??
- No… porucznik Welliever poprosił o sprawdzenie tego magazynu, w końcu tam też mają być koloniści? - Wyjaśniła po chwili Hawkesowi kobieta.


***


Dotarcie plutonu Bravo do Centrum Dowodzenia zajęło nieco ponad kwadrans. W końcu więc oddział połączył się z resztkami swojego Bravo 4… w liczbie dwóch osób.

Ranny Kovalski, no i Winters. Oraz będący już wcześniej z głównym trzonem Bravo Evanson. Tylu ich zostało z “czwórki”. Cooper i Deluca byli martwi…
- Żyjesz zgredzie! - Kovalski z uradowaną gębą przybił “żółwika” z Evansonem, a rannym natychmiast zajęła się Holon, doglądając jego opatrunków.

Winters z kolei z zaciśniętymi pięściami wpatrywała się właśnie w Evansona, po czym zrobiła krok w jego stronę… a trochę jak taran, sierżant Reynolds przebił się przez parę osób, roztrącając je nieco na boki swym ciałem. Znalazł się bardzo szybko przy Winters, blokując jej drogę do Smartgunnera.
- Dobrze cię widzieć! - Położył jej po przyjacielsku łapę na ramieniu, po czym na moment się uśmiechnął.

Sierżant.

Reynolds.

Się.

Miło.

Uśmiechnął.

~

Doszło również do ponownego spotkania na linii pani dyrektor-jej bodygardka. I chyba obie ucieszyły się z tego powodu, choć okazywały to raczej...mocno profesjonalnie?

Denise była bardziej wylewna.
- Hej Agnes! - Nastolatka ucieszyła się na widok kolejnej, znajomej twarzy, uśmiechając się do Androidki, i machnęła jej dłonią pozdrawiając.

….

Ranny JJ znowu został usadzony przy jednej z konsol przez Ferrisa, tym razem jednak, by po prostu sobie na chwilę odpocząć. Przy tych wszystkich monitorach, kamerach...


W samym Centrum Dowodzenia było zbyt mało miejsca na cały oddział, wewnątrz przebywał więc jedynie niecały tuzin osób: Bravo 1, 4, da Silva, Agnes i Denise.

Bravo 2 i 3 obstawiali korytarze po obu stronach tych trzech małych pomieszczeń, czekając co dalej.

~

Kapral Sing chwilowo dowodził pod nieobecność sierżanta(oddalonego o 10 metrów) swoją grupką, przebywającą w korytarzu.
- Powoli mi już nogi odpadają - Nicky przysiadła sobie pod jedną ze ścian, opierając się o nią plecami.
- Masażyk? - Spytał stojący na czujce Pits.
- Lepiej nie… nie masz maski gazowej… - Powiedziała Nicky, i zaśmiała się, wraz z kilkoma innymi Marines.







***

Komentarze później...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 14-06-2020 o 16:01.
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172