Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-03-2020, 12:16   #31
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Jacqueline i Daniel

Jacqueline i Daniel

Jacqueline doskonale znała położenie willi swego ojca. Po dotarciu na miejsce ich oczom ukaże się wspaniała posiadłość z ogrodem. Dom wykonany jest z ciemnego kamienia, przypomina nieco kościelne mury, a otacza go zadbany ogród z równo przystrzyżonym trawnikiem i egzotycznymi roślinami. Jacqueline posiada klucze do włości, więc mimo braku służby o tej godzinie bez problemu dostali się do środka.

Z początku pusty dom był przytłaczający. Czerwone dywany, liczne staroświeckie eksponaty, obrazy, zbroje. Trochę trudno było znaleźć swoje miejsce w tym miejscu. Jacqueline przypomniała sobie o gabinecie ojca, do którego milioner zawsze surowo zabraniał wchodzić. Ruszyli czerwonym dywanem, po schodach na pierwsze piętro. Potem w lewo wzdłuż gablot wypełnionych mapami i ciekawymi eksponatami wyłowionymi z morza.

Drzwi do gabinetu były zamknięte, niestety młoda Gattis nie posiadała klucza do tego pomieszczenia. Dobrze że Daniel jej towarzyszył, pożyczając wsuwkę do włosów od Jacqueline szybko i sprawnie uporał się z zamkiem a drzwi do gabinetu stanęły otworem.

W gabinecie zastali bałagan. Typowy dla zapracowanego milionera który nie zatrudniał asystenta. Sterty zapisów księgowych, rachunków itp.
Oboje przerzucając się tymi papierami natknęli się na i faktury ze sporymi kwotami, które Richard wystawiał na człowieka o imieniu Malcolm Arbeu. Na rachunkach jest tylko jego imię i nazwisko. Żadnego adresu czy telefonu.
Wszystko wskazuje na to, że Richard i ten Malcolm mieli ze sobą jakieś interesy.
 
Obca jest offline  
Stary 17-03-2020, 21:53   #32
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Pożegnawszy się z bratanicą i życząc panu Colemanowi rychłego powrotu do zdrowia, Samuel Gattis postanowił zostać jeszcze jakiś czas na jachcie. Nie potrafił tego dokładnie nazwać (a bardzo nie lubił wrażenia nieuchwytności), ale coś na pokładzie Eona sprawiało, że włosy jeżyły się na karku. Ze strachu? Oczywiście, że nie. Też nie z zimna...
Ustawił do pionu przewrócone krzesło i zasiadł za kapitańskim biurkiem bębniąc w nie palcami i przyglądając się krzątającym się pod pokładem policjantom. Dłoń mężczyzny samoistnie odnalazła walający się wśród papierów cyrkiel i zaczęła kręcić nim szlaki. Nic jednak nie przykuwało jego uwagi, bo i nie rozglądał się za niczym. Wracał myślami do kilku rozmów. Z dawniejszych lat…
Wyjrzał przez bulaj. Latarnia Santa Cruz była przez niego dobrze widoczna. Spełniła swoje zadanie. Czas był wracać.

Odnalazłszy konstabla poprosił go imię i nazwisko tej dziennikarki, która wtargnęła na pokład. Zmienił zdanie co do pozywania jej. Może dlatego, że powidoki po rozbłysku magnezji już minęły. Wolał jednak wiedzieć kto się tak zainteresował losem Richarda. Następnie zaś zgodził się na uprzejmą propozycję odwiezienia. Z tym, że adres jaki wskazał nie był na Dakota Ave. Poprosił o wysadzenie przy Mission Street. Stamtąd nie było już daleko.

Muzeum Misji znajdowało się niedaleko kościoła Świętego Krzyża. Pamiętał jeszcze jak gmach świątyni był budowany. Religia zadała subtelny cios historii miasta. Ile wszak osób wiedziało co się stało z ludem Ohlone? A ile chodziło co niedzielę do szkółki niedzielnej?

Podziękowawszy policjantom rozpiął nieco płaszcz, bo nie wiało tu już takim chodem jak nad morzem i skierował się w kierunku Domu Misyjnego.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 18-03-2020, 17:31   #33
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Samuel Gattis

Jadąc do Muzeum Misji Samuel przypominał sobie odczytane dokumenty i książki które mogły by powiązać jego brata z tym muzeum. Historia Santa Cruz zaczęła się od dwunastej misji katolickiej. Założył ją franciszkanin Ojciec Fermin de Lausen w sierpniu 1791 roku i od samego początku istnienia nękały ją liczne nieszczęścia. Trzęsienia ziemi, powodzie, seria kradzieży i włamań, bunty Indian wpłynęły na potoczną nazwę misji - Misja Niepowodzeń.
W nienaruszonym stanie przetrwał tylko jeden budynek. W 1902 roku wykupił go filantrop Malcolm Abreu i otworzył w nim niewielkie muzeum poświęcone historii założycieli Santa Cruz.
Podłużny, parterowy budynek podzielony na siedem oddzielnych izb skrywa w sobie liczne eksponaty związane z ludem Ohlone, który zamieszkiwał te tereny przed przybyciem Europejczyków. Ponadto w jednej z izb mieści się biuro kustosza Malcolma Abreu, a w drugiej mała biblioteczka z łacińskimi księgami opowiadającymi historię ludu Ohlone.

Na drzwiach muzeum były godziny otwarcia.

 Otwarte
Poniedziałek - Piątek
10 - 17

Oraz maksyma o czerpaniu wiedzy z historii. Wejście do muzeum było całkowicie bezpłatne.
Samuel przekroczył próg i właściwie od razu znalazł się w znajomym otoczeniu staroci. Gabloty z dokładnie opisanymi eksponatami, tablice informacyjne, mapy starego Santa Cruze. Choć widział też że muzeum nie cieszyło się dużym zainteresowaniem. A może to poprostu taka pora. Jedno zwróciło uwagę Starszego Gattisa. W muzeum było bardzo czysto a całą pomoc merytoryczna i meble były zrobione z najlepszej jakości materiałów. Najwidoczniej mieli hojne dotacje.
Przechodząc po muzeum zwrócił uwagę na małą zamkniętą część. Była podpisana “Biblioteka” a na drzwiach była karta z napisem. “Dostęp do książek tylko w obecności kustosza muzeum.” Samuel patrzył w zamyśleniu na kartkę gdy nagle odezwał się zza niego głos.
- Interesuje się pan naszą historią? - Mocny basowy, głos który zmaterializował się tuż za plecami Samuela. Gattis mógłby przysiąść że na chwilę stanęło mu serce. Kiedy się odwrócił stanął twarzą w twarz z starszym człowiekiem w meloniku. Tylko skąd on się wziął za nim Samuel nic nie słyszał.



Samuel odchrząknął na to niespodziewane pojawienie się gospodarza. Rozdrażniło go ono trochę gdyż miał wrażenie, że wzbudzenie w nim niepokoju było celowe i jako takie niezbyt profesjonalne w stosunku do osoby w jego wieku. Nie lubił być traktowany jak studencina. Postarał się jednak zatuszować chwilową niechęć.
- Interesuję się historią - odparł i uniósłszy wyżej swoją czarną walizkę przesunął złożony na pół płaszcz odsłaniając mosiężny emblemat by nieznajomy mógł go dojrzeć.


- de proffesionis. Że tak to ujmę. Nazywam się Gattis. A pan?
- Malcolm Abreu, kustosz.- Przedstawił się mężczyzna wyciągając do Samuela dłoń.
Samuel uścisnął ją i wyciągnął z marynarki swój zegarek na łańcuszku.
- Zatem dzień dobry panu. Mam nadzieję, że nie jestem za wcześnie i w niczym panu nie przeszkadzam. Chciałbym się skonsultować odnośnie kultury ludów Ohlone. Albo jeśli to nie problem pożyczyć jakąś pozycję o niej traktującą.
- Ach! Zawsze będziemy wspierać poszukujących odpowiedzi. Niestety książki jakie posiadamy są tylko do wglądu na miejscu. Są to bardzo rzadkie i delikatne eksponaty na pewno pan zrozumie że musimy je odpowiednio chronić. - Odezwał się Abreu uśmiechając się przyjaźnie.

- W zupełności - odparł starszy Gattis - Interesuje mnie pozycja, która traktowałaby o piśmie, którym mogły się posługiwać lokalne ludy. Gdzie mam się wpisać?
- Ach nie ma takiej potrzeby. - Zaśmiał się kustosz i sięgnął do kieszeni marynarki. Elegancki pęk kluczy pojawił się w jego dłoni i mężczyzna wyminął Samuela by otworzyć zamknięte drzwi do biblioteczki.
- Zapraszam - Malcolm przepuścił bibliotekarza i zamknął za sobą drzwi. - Cóż Olhome nie mieli zbytnio skomplikowanego języka ale za to mieli mnóstwo dialektów nazywamy ten zbiór Costanoan. Co oczywiście utrudnia nam poszerzanie wiedzy o nich. Czasem to samo brzmiące słowo jest napisane inaczej i oznacza różne rzeczy. - Malcolm podszedł do jednego regału. Wrócił z książką o ciemnej oprawie i położył ją prawie, że namaszczeniem na małym stoliku pośrodku biblioteczki.

Samuel miał cel. Niestety po trzech godzinach musiał stwierdzić że rozszyfrowanie zapisku na kartce nie będzie takie łatwe. Dodatkowo znaki i język jakie opisane w książce o Olhome niekoniecznie pokrywały się z tym co Samuel pamiętał na kartce.
Musiał niestety sugerować się pamięcią gdyż przez cały czas kustosz muzeum przebywał w bibliotece i go obserwował.
 
Obca jest offline  
Stary 20-03-2020, 11:06   #34
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Willa była wręcz olśniewająca. Daniel sporadycznie widywał mieszkanie Jacqueline, ale dopiero teraz zdał sobie sprawę jaką fortuną dysponowała jej rodzina. Niby wielkość i luksusowość jachtu Richarda, a nade wszystko jego ekscentryczność były pewnym wskaźnikiem, ale domyślać się, a zobaczyć to zupełnie co innego. Nawet utrzymanie domu po tak długiej nieobecności świadczyło o ciągłym i dokładnym sprzątaniu pomieszczeń przez służbę.

Gdy w końcu zatrzymały ich drzwi do gabinetu pana domu, a Jacqueline westchnęła bezsilne, Daniel wziął od niej spinkę do włosów i po dłuższej chwili uporał się z zamkiem. Na zdziwione spojrzenie przyjaciółki odpowiedział tylko niewinnym wyrazem twarzy i otworzył duże, zdobione drzwi, zapraszając ją do środka.


Wnętrze biura poza tym, że równie bogato wyposażone co reszta domu, prezentowało się zgoła odmiennie. Nieporządek i znana tylko właścicielowi metoda poruszania się w tym chaosie jasno wskazywały na to, że do gabinetu wstępu nie miał nikt bez osobistego nadzoru i pozwolenia Richarda. Marynarz poczuł lekką satysfakcję, jakby odkrywał nieznany ląd, albo wkroczył do mistycznego, zapomnianego przez wieki miejsca.
Jednak czuł pewien opór przed szperaniem po gabinecie swojego pracodawcy i kapitana. Więc zamiast tego skupił swoją uwagę na telefonie. W końcu musiał poinformować swoją rodzinę, że nic mu nie jest i czuje się dobrze.

- To ja, Daniel. - Powiedział gdy jego mama podniosła słuchawkę. - Nic mi nie jest, czuje się dobrze. Przyjdę jutro na obiad. - Odpowiedział na zalegającą go falę pytań. - Gdzie jestem? - Spojrzał na przyjaciółkę. - Dzisiaj u Jacqueline, potem pewnie wrócę do siebie odpocząć. Jutro ci poopowiadam. Powiedz siostrze, że wróciłem i czuje się dobrze. Musze jeszcze zadzwonić do ojca. Tak. Do zobaczenia, ja Ciebie też. - Zakończył rozmowę i odetchnął. Gdyby na to pozwolił to przegadali by reszte dnia. Drugi telefon poszedł znacznie szybciej i sprawniej. Minimum informacji wystarczyło, z których główną była obietnica rychłych odwiedzin.


W tym czasie Jacqueline dokopała się do jakichś dokumentów i korespondencji.

- Hmm... Ciekawe, może ten Malcolm wie gdzie popłyneliśmy? Tylko jak go znaleźć? Słyszałaś to nazwisko? Bo ja nie. Chyba że... dziennikarka. Ona ostatecznie mogła by nam pomóc. Jej praca to znanie ważnych ludzi takich jak twój ojciec i być może ten Malcolm Arbeu. Albo przynajmniej może wiedzieć gdzie szukać? - Zaproponował.

- Nie widziałaś tu jakichś map albo dziennika czy czegoś co pomogło by określić kurs Eona? Można odzyskać mapę z łodzi, ale jak na razie to znamy przyblizoną odległość, a to niewiele. Chyba, żeby sprawdzić, co znajduje się w takiej odległości od portu? Bo gdzieś z pewnością doplyneliśmy. -
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 23-03-2020, 22:07   #35
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Przeszuknie, po włamaniu, gabinetu Richarda Gattisa niewiele przyniosło. Jakieś nazwisko, którego Jacqueline zupełnie nie kojarzyła.
Wchodząc do gabinetu papy i łamiąc tym samym jeden z niewielu zakazów jakie stawiał jej, panna Gattis miała nadzieję, że coś odświeży pamięć Daniela. Niestety tak się nie stało.
Na wspomnienie dziennikarki dziedziczka fortuny zaginionego milionera tylko się skrzywiła.
Powstrzymała się jednak przed komentarzem, który cisnął się jej na usta.
Zamiast tego powiedziała:
- Zadzwonię najpierw do stryja Samuela.

- Witaj ponownie stryju - Jacqueline odezwała się w słuchawce telefonu. - Mam nadzieję, że tobie poszło lepiej niż nam. Dzwonię z domu papy, z jego biura - w głosie kobiety dało się wychwycić lekkie zażenowanie. - Niestety, niewiele udało nam się znaleźć. Poza nazwiskieml Arbeu, Malcolm Arbeu. Nie znam go. Ale papa dużo pieniądzy mu przekazał. Daniel również go nie kojarzy. Może ty o nim słyszałeś? Jakiś znajomy papy z młodzieńczych lat?
Gdy zamilkła by wysłuchać rozmówcy oblicze jej się wygładziło, a nawet w pewym momencie zajasnialo triumfalnie by po chwili znów się zachmurzyć.
- Po 16? - Panna Gattis nie kryła rozczarowania. - Dobre i to - dodała już z większym entuzjazmem, by stryj nie uznał, że nie docenia jego starań. - Mam nadzieję, że do tego czasu uda się jeszcze coś ustalić. Przyjdę, przepraszam przyjedziemy po ciebie, stryju, koło 15. Będziemy mogli jeszcze porozmawiać na spokojnie.
Młoda kobieta co jakiś czas kiwała głową. W pewym momencie stężała
- Prawnik papy? - To było jak grom z jasnego nieba. I to się dało wychwycić w jej głosie - Po co prawnik? Przecież,… przecież,... nie ma dowodów że papa…- nie dokończyła gdyż nagły szloch scisnał jej gardło.
Nim odpowiedziała, pociągnęła lekko nosem.
- Tak stryju - odparła łamiący się głosem.
- Do jutra stryju - Jacqueline pożegnała się starając się trzymać fason.
Odłożyła słuchawkę i szklistym wzrokiem spojrzała na swojego przyjaciela. Jasnym bylo, że usiłuje pozbierać się i myśli.
- Stryj odnalazł tego człowieka- więcej nie zdołała z siebie chwilowo wydusić.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 24-03-2020, 00:04   #36
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Gdy tylko bibliotekarz zorientował się, że język Ohlone to nie zwykłe piktogramy, a nawet nie jednolity zbiór znaków, a raczej forma wizualizacji idei, nie tracił więcej czasu. Wyciągnął z walizki arkusz papieru i sporządził trochę notatek dokumentując najważniejsze informacje, a następnie wyciągnął z dziennika kartkę zapisaną w tajemniczym języku i z namaszczeniem ją rozłożywszy przed sobą na jednej ze stron książki, zaczął starannie przepisywać na arkusz papieru nieznaną inskrypcję. Czynił to starannie i powoli z kilku względów. Trzech mianowicie. Pierwszy był taki, że nie chciał niczego przekręcić przez niedbalstwo. Drugi był taki, że z czysto akademickich względów pragnął wczuć się nieco w ten język i człowieka, który go stosował. Odtworzyć nie tylko treść, ale i ideę. W końcu trzecia… Nieznośny pan Abreu w sposób wybitnie niegrzeczny zwyczajnie gapił się na niego jakby Samuel o niczym nie pragnął jak tylko uszkodzić książkę. Ciekaw był, czy jego uwaga pozwoli mu dostrzec zapewne własność muzeum Misji i co z tym zrobi.

Nie zrobił nic. Tylko nadal kontrolnie zerkał na Samuela jakby pracownik uniwersytecki miał zaraz zacząć gryzmolić po książce, lub rwać z niej kartki. Co zaś się tyczyło samego przepisania, udało się ono kustoszowi choć przyznać musiał, że było żmudniejsze niż podejrzewał. Jednocześnie utwierdził się też w przekonaniu, że symbole na kartce nie miały niczego wspólnego z tymi jakie widniały w książce użyczonej przez pana Abreu. Zatem nie Ohlone.

Ostatecznie wstał od biurka czując narastający w nim głód i zatrzymał się na chwilę czując że uczynił to nieco zbyt gwałtownie i przed oczami mignęły mu czarne mroczki uderzającej do głowy krwi. Uspokoiwszy błędnik wziął kartkę z dziennika i skierował się do kolegi po fachu.
- Panie Abreu - odchrząknął - Poszukując zaginionego brata, znalazłem się w posiadaniu takiej oto strony.
Tu pokazał bibliotekarzowi kartkę.
- Widnieje na niej znak graficzny Muzeum Misji. Czy jest mi pan w stanie powiedzieć coś więcej o jej pochodzeniu i znaczeniu?
Kustosz zwrócił uwagę na trzymaną w ręku Samuela kartkę i delikatnie obrócił ją w dłoniach.
- Richard Gattis….- Powiedział cicho Malcolm. - Przepraszam dopiero teraz powiązałem pana z Richardem. Tak, to pochodzi z jednej z naszych książek. Nie wiedziałem że Richard zaginął myślałem że nadal szuka tej swojej wyspy. - Przyznał kustosz siadając na drugim krześle przy stoliku.
- To, że zaginął panie Abreu - powiedział powoli Samuel. Nie był jeszcze pewien co myśleć o słowach kustosza i tym, że tak szybko przytoczył imię brata - Nie oznacza przecież, że już nie szuka. Odnalazł się za to rankiem na plaży jego opuszczony jacht. W popołudniówce zapewne o tym napiszą. Czy umie pan powiedzieć o czym traktuje ta kartka? I z jakiej książki została wydarta? I o jakiej wyspie pan mówi?
- Och zaginął? - Kustosz wydawał się poruszony tą wiadomością. Jego oczy skierowały się na szlaczki na pokazanej kartce. - Mhmm nie. Znaczy na pewno nie powiem panu tego z głowy. Jeśli zostawi mi pan kartkę mogę znaleźć książkę z której Richard ją wyrwał i może przetłumaczyć. Niech pan wróci do mnie jutro ...powiedzmy koło 16. - Zaproponował Malcolm spoglądając na bibliotekarza.
- Proszę mi wybaczyć panie Abreu, ale do jutra do 16 chciałbym się jeszcze tej kartce przyjrzeć. Przyjdę jutro i oddam ją panu. Tymczasem zostawiłbym panu przepisaną inskrypcję. Czy możemy się tak umówić?
Co rzekłszy Samuel podał kustoszowi swój rękopis.
- Wspomniał pan jednak wyspę. I jak dobrze zrozumiałem, Richard był u pana częstym gościem… Czy byłby pan łaskaw te dwa tematy rozwinąć?
- Panie Gattis, … Pana brat czerpał z naszych zasobów w swoich poszukiwaniach. Był też hojnym filantropem i nie raz przekazywał muzeum pieniądze. Dlatego my też nie mieliśmy problemu by wspomóc jego wyprawę. Chodziło o zaginioną wyspę, mogły się na niej znajdować artefakty zaginionej cywilizacji Ohlone. - Kustosz wyjaśnił swoje powiązania z milionerem. Wzajemne wspieranie się finansowe pewnych organizacji z wpływowymi ludźmi nie było wcale takie tajemnicze. Zwłaszcza że miało sens jeśli Richard sfiksował swoje zainteresowania w bycie odkrywcą.
- Co do tej kartki…..jest to pewien precedens. Karta należy o muzeum i wydaje mi się że została od nas zabrana nielegalnie. Choć sytuacja wydaje się też niestandardowa. - Kustosz zmarszczył czoło, długo myślał w ciszy. W końcu podał ‘oryginalną’ kartkę Samuelowi. - Liczę na pana uczciwość i skrupulatność jako bibliotekarza, że nie wyrządzi pan więcej zniszczeń do tego egzemplarza niż pana brat. Proszę zatrzymać sobie kopie, muzeum na nic się nie przyda i wyglądałaby dziwnie w oryginale książki.
Samuel uśmiechnął się pierwszy raz podczas rozmowy szczerze rozbawiony nieporozumieniem.
- Myślałem raczej, że zostawię panu kopię wyłącznie w celu odnalezienia właściwej książki.
Czuł się też zaintrygowany. Jednak Ohlone? Na wyspie? Przy zachodnim wybrzeżu w szerokości San Fransisco nie było wysp. Richard bez dwóch zdań oszalał. A jednak załogę zdołał zebrać. I z dziennika wynikało, że przynajmniej po części zorientowaną w celu podróży…
- Zapomnijmy o tej kopii - postanowił ostatecznie zwracając oryginał kustoszowi. - Przyjdę jutro po 16.
Co rzekłszy zabrał kopię i zaczął pakować swoje rzeczy.
- Do jutra panie Gattis. - Kustosz odprowadził go do drzwi budynku.

Drogę powrotną do domu Samuel pokonał piechotą zahaczając po drodze o bar gdzie kupił sobie zupę i piwo. Siedział tam być może nieco dłużej niż zwykł przesiadywać w barach, ale miało to na celu wyłącznie poczekanie na sprzedaż pierwszych gazet popołudniowych. Nabył numer bieżącego kuriera i powędrował powolnym spacerkiem do domu gdzie znalazł się kilka minut po 17 i zamierzał poświęcić wątpliwej lekturze. Poza tym zamierzał wyciąć stosowne wypociny w temacie Eonu i wkleić je do swojego zeszytu z dodatkowym zanotowaniem nazwisk i dat. Tam też wkleił kopię kartki i spisał dziennik kapitański Richarda ponownie rozpatrując poszczególne wpisy, które z każdym kolejnym traciły na logiczności. Miał się już zabrać za cofnięcie się wstecz w historii żeglugi Eonu gdy rozbrzmiał telefon, a w nim znajomy i niepozbawiony nuty histerii ton głosu bratanicy.

- Witaj Nathalie - Samuel swoim zwyczajem odpowiedział przez telefon powoli i z opóźnieniem - Złożyłem wizytę w Muzeum Misji. Pan Malcolm Abreu jest tam kustoszem. Nie znałem go wcześniej. Potwierdził, że twój ojciec Nathalie jest hojnym darczyńcą na rzecz muzeum. I gościem. Zapewne wyrwał tę kartkę z jednej z książek. Pan Abreu ma do jutra ustalić z której. Zaprasza po 16.

- Będę na uczelni. Poszukam jeszcze u siebie czegoś o… tej kartce - odpowiedział Samuel. Po głosie nie dało się wyczuć, czy wziął sobie do serca jej rozczarowanie, czy nie - Jeszcze jedna rzecz Nathalie. Czy kontaktował się z Tobą prawnik Richarda?

- Nie, nie ma dowodów - przyznał - Ale mógł zostawić na zaistniałą okoliczność instrukcje swojemu prawnikowi. Może jakąś wiadomość do Ciebie. Ja bym tak zrobił. Coś co nam więcej powie, co się mogło stać na Eonie. Jeśli prawnik jeszcze tego nie zrobił, zrób to Ty. Rozumiesz mnie? Nathalie?
W słuchawce telefonu dało się słyszeć pociąganie nosem.

- Dobrze - odparł Samuel - Dobrze - powtórzył - Zobaczymy się jutro.

Pobębnił chwilę palcami o blat biurka, a potem wrócił do lektury. W planach na dziś miał poczytanie dziennika kapitańskiego Richarda celem poszukania wcześniejszych prób odnalezienia owej wyspy. Albo chociaż ustalenia gdzie indziej Richard mógł pływać i gdzie cumował. A na zajutrz planował stawić się w pracy i wyjaśnić swoją dzisiejszą nieobecność. Choć po tym jak dzisiejszego wieczoru gruchnie wieść o statku widmo to nie będzie już musiał niczego wyjaśniać. Trzecią w końcu sprawą, którą chciał jutro poruszyć będzie sprawdzenie biblioteki uniwersyteckiej pod kątem dzienników żeglarskich i relacji z czasów misji. Takie pozycje powinny być nieliczne. Postanowił też przejrzeć geografię wschodniego Pacyfiku i poszukać wysp w okolicy Kalifornii, o których wzmiankowanoby że zamieszkiwali je Ohlone.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 24-03-2020, 12:31   #37
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Gdy Jacqueline rozmawiała przez telefon, Daniel rozglądał się ciekawie po gabinecie. Regały pełne książek i innych kuriozów przyciągały uwagę. Jednak nie dotykał nic, szanując własność Gattisów. Wystarczyło, że się tu "włamał".

Gdy jego przyjaciółka dołożyła słuchawkę podszedł do niej i delikatnie położył rękę na ramieniu.

- Będzie dobrze. Może nie było go na Eonie, ale gdzieś doplyneliśmy, a rozbitkowie potrafią przetrwać naprawde długo. Znasz historie. - Pocieszył Jacqueline.

- Dzisiaj po prostu odpocznijmy bo jutro też zapowiada się pracowicie. - Daniel już myślał nad drogą do domu, swoich ubraniach, butelce czegoś mocniejszego i wygodnym fotelu. Obecnie nie trzeba było mu wiele, poza odrobiną spokoju. Dzisiejszy wysiłek i osłabienie zaczynały dawać mu już o sobie znać.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 25-03-2020, 06:58   #38
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Santa Cruz ???
Godzina ???


Jane Price


Dziennikarka siedziała w pierwszym rzędzie wraz z resztą nominantów. Przyznanie nagrody wysłali jej oficjalnie listem. Ta gala była formalnością, ale jakże fantastyczną formalnością. Elegancko ubrana śmietanka dziennikarska. Wielka scena teatralna z czerwoną kotarą. Na środku mównica. Prowadzący ceremonię wygłasza przemowę, gratulują wszystkim i ogłaszający nową kategorię.
- Nagroda Pulitzera w dziedzinie Literatury Niefikcjonalnej. - Pauza. Prowadzący otwiera kopertę. - Jane Price.
Mimo że się tego spodziewała Jane poczuła jak jej ciało wstrząsają emocje. Duma, radość, niedowierzanie. Wstała i na trochę trzęsących się nogach ruszyła na scenę. Jej wieczorowa suknia lała po schodach kiedy w owacjach kroczyła po schodach. Przyjęła swój medal a prowadzący oddał jej miejsce na mównicy.
Odwróciła się w stronę teatru gdzie zapanowała pusta cisza. W pierwszej chwili wydawało się że oklaski po prostu ustały ale kiedy Jane uniosła głowę...teatr był pusty.
Dziennikarka obróciła się gwałtownie!

Czerwona kotara sceny była rozwarta...za nią rozprzestrzeniał się kosmos.
Jane patrzyła w pustkę a pustką patrzyła na Jane






Daniel


Richard i Daniel siedzieli w kajucie kapitańskiej. Patrzyli na siebie, teraz nie odczuwali głodu ale niedługo znów zaczną. Powinni wyjść na górę i pokierować statkiem. A przynajmniej sprawdzić czy koło sterowe nadal jest zabezpieczone.
Tylko , że ...bali się, obaj dorośli mężczyźni bali się jak dzieci. Żaden nie spieszył się do opuszczenia kajuty...nie kiedy ‘coś’ mogła się czaić na jachcie.

- Nie martw się Daniel. Poradzimy sobie. - Zapewnił kapitan Gattis, pisząc coś w dzienniku. - Wszystko będzie w porządku….Daniel, Danieeeeeel! Da..nie...l - Słowa miliardera nagle przerodziły się w nieartykułowane dźwięki. Marynarz bał się unieść głowę. Bał się tego co może zobaczyć, ale i tak to zrobił.
Twarz Gattisa była przysłonięta maską wystającą z ust mężczyzny. Ruszała się spazmatycznie jakby chciała się przyssać do czego. W samym środku widać było otwór z zębami...mnóstwem ostrych zębów. Daniel zaczął krzyczeć.





Ocknął się po raz kolejny z koszmarnego snu, tylko po to, by stwierdzić, że rzeczywistość również jest koszmarem.
Rafał Kosik - Kameleon


Santa Cruz 16 czerwca 1920 roku
Godzina 7:13


Jane Price


Zaspała, pierwszy raz od niewiadomo kiedy zaspała. Nigdy jej się to nie zdarzało, nawet kiedy miała na noc towarzystwo. Jej organizm chodził jak w zegarku, mimo nadużywania kawy, czasem braku snu i przejściowych stresowych okresów w życiu.
A nagle znikąd coś takiego, nie czuła się nawet chora, czym mogłaby tłumaczyć ten wypadek. Czuła się zmęczona i niewyspana chciała z rana pojechać do domu marynarza co by sprawdzić czy dzisiaj będzie bardziej rozmowny niż kiedy Gattisowie krążyli wokół niego. Na szczęście poprzedniego wieczora dostała odpowiednie informacje od swoich kontaktów.
Daniel był parę razy notowany więc jego adres zameldowania był w bazie policyjnej. Co do jego stanu zdrowia, trudno powiedzieć skoro kontakty Gattisów uchroniły go przed szpitalem.
Zastanowiła się też czy nie powinna odwiedzić Barrego ale z tym to nigdy nie wiadomo czy jest czy go nie ma. Pozostało skupić się na tym co miała do tej pory. Jach z zaginioną załogą, oprócz jednego marynarza,...no i to co przeczytała w porannej gazecie “pożyczonej” z wycieraczki sąsiada. Ale czy to było powiązane? A może zwykły zbieg okoliczności.

Santa Cruz 16 czerwca 1920 roku
Godzina 6:03


Daniel Coleman

Źle spał tej nocy, najpierw nie mógł zasnąć a potem męczyły go koszmary by w końcu obudzić się z krzykiem. Być może to kwestia obcego otoczenia. Pokój gościnny Jaquelin był wygodny i miły...ale to nie jego pokój. Chciał nawet wrócić na noc do siebie ale przyjaciółka nalegała by został. Uległ, może nie chciała być sama w tej sytuacji. Richard się nie odnalazł, Daniel zdawał sobie sprawę że może jej to ciążyć.

Po przebudzeniu natomiast nie mógł już czekać. Nosiło go. Nie miał serca budzić Jaqueline, ale nie mógł też czekać aż ta się obudzi. Postanowił zebrać się i pójść do siebie. To tylko trzy kilometry spacerem. Raz dwa i się upewni że budynek w którym mieszkał stoi na swoim miejscu i nikt nie włamał się do jego mieszkania. Weźmie prysznic, przebierze się w swoje rzeczy... nie ma co liczyć na śniadanie nie miał nic świeżego. Choć pieniądze powinien mieć w domu więc przynajmniej mógł później wyjść na zakupy.

Napisał Jaqueline kartkę gdzie streścił gdzie poszedł i że się odezwie. Że chce się ogarnąć, odwiedzić rodziców a ona i tak nie potrzebuje go na spotkaniach z prawnikami. Jak i że pojawi się o 16 w muzeum misji.

Mieszkanie, nadal było na swoim miejscu.
Zakurzone, tak jak zostawił. Panował lekki zaduch najwidoczniej jeszcze nikt z jego rodziny nie wpadł przewietrzyć mieszkania. Natomiast znajome progi od razu sprawiły że poczuł się lepiej. Mieszkanie było małe, jak przystało na marynarza kawalera. Kuchnia, łazienka, mały przedpokój i sypialnio-salon. Poszedł do kuchni i sięgnął do puszki po kawie. Jego drobniaki na wydatki nadal były. Całe 200$. Nie jest źle. na koncie w banku czekało na niego kolejne 1000$, nie był pewny czy za aktualną wyprawę dostanie zapłatę...czy w ogóle i kiedy. Ani kto by mu miał ją wypłacić. Chwilowo odepchnął problemy przyziemne. Był już w domu jakoś się to ułoży.


Santa Cruz 16 czerwca 1920 roku
Godzina 9:03

Jaquelin Gattis

Młoda Gattis śniła snem sprawiedliwych. Stres i wszystkie wydarzenia dnia sprawiły że zasnęła szybko i głęboko. Jeśli miała jakieś złe sny to ich nie pamiętała. Obudziła się rześka i wypoczęta. Choć jej mieszkanie wydawało się dziwnie ciche. Wchodząc do kuchni znalazła kartkę od Daniela. Czy poczuła złość że przyjaciel wymknął się wczesnym rankiem, niczym przypadkowy kochanek?
To było pytanie z którym musiała sobie poradzić. Najwyżej da mu znać co o tym sądzi kiedy go spotka. Musiała sama się zebrać. Prysznic, śniadanie i uporządkować w głowie co ma do załatwienia. A parę spraw było. Jej wuj kazał się skontaktować z prawnikiem ojca panem Georgem Barnaby. Poprzedniego dnia jego kancelaria była już zamknięta, dzisiaj powinna funkcjonować od dziesiątej. Mogła tam pojechać albo zadzwonić. Choć pewnie lepiej pojechać, osoby osobiście obecne trudniej zignorować.
Dodatkowo była też umówiona z wujem, że na 16 pojadą razem do muzeum. Ciekawe co on miał zamiar robić do tego czasu...wspominał coś o bibliotece? Może powinna go odwiedzić w pracy?

Zgarnęła z wycieraczki poranną gazetę by mieć co przejrzeć podczas śniadania.

Santa Cruz 16 czerwca 1920 roku
Godzina 6:33


Samuel Gattis

Poranek zaczął się jak każdy inny. Poranne śniadanie, toaleta, teczka, ubranie gazeta z wycieraczki i do pracy. Wczoraj jego wolny dzień całkowicie zajął zaginiony brat ale dzisiaj musiał wrócić na uczelnie. Do tego wizyta w muzeum o 16. Nie mógł się spóźnić. Dojazd do pracy umilił sobie czytając gazetę, choć przez Pannę Price trochę bał się co w nich przeczyta.

Do pracy przybył punktualnie jak w zegarku. Witał się z mijanymi studentami i innymi pracownikami uniwersytetu. W tym Daisy Walker. Młodziutka bibliotekarka dopiero co zaczęła pracę ale była bystra i piekielnie inteligentna. Widać było, że kobieta kocha książki i szybko odnalazła się w katalogach biblioteki. Zawszę chętna do pomocy i uśmiechnięta, choć płochliwa.
- Dzień dobry Panie Gattis - Była też profesjonalistką, używała oficjalnych tytułów i nazwisk. - Myślałam, że weźmie pan dzisiaj wolne...ja czytał informacje o pana bracie. Bardzo mi przykro, mam nadzieje że wszystko się ułoży. - Oraz była dobrze poinformowana i dobroduszna. - Jeśli będzie pan potrzebował wziąć wolne, mogę wziąć za Pana parę zmian.


Gazety:
Biznes piśmienniczy w Santa Cruz nie był jakoś specjalnie zagęszczony na terenie miasta. Dominowały dwie gazety informacyjne mające zazwyczaj dwa wydania w ciągu dnia. Poranna gazeta i popołudniówka.
W porannej gazecie dominowały dwie informacje.
Pierwsza o odnalezieniu się jachtu ‘Eon’ który wypłynął ponad dwa miesiące temu na ocean. A teraz osiadł na mieliźnie plaży Santa Cruz, nic nie wiadomo co się stało z załogą, poza jednym marynarzem. W najbliższych dniach będzie zorganizowany transport by odholować jacht do portu.
Druga wiadomość dotyczyła zaginięcia. Dwayne Burnett, latarnik który od 50 lat ani razu nie opuścił stanowiska pracy. Zaginął. Policja podejrzewa nieszczęśliwy wypadek i straż przybrzeżna przeszukuje wybrzeże w poszukiwaniu ciała.
Zaginięcie odkrył patrol policji późnym wieczorem po zgłoszeniu, że latarnia nie funkcjonuje.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 25-03-2020 o 07:24.
Obca jest offline  
Stary 27-03-2020, 17:13   #39
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Poprzedniego dnia Jane zrobiła wszystko zgodnie z planem. Kiedy wróciła do domu, dokończyła artykuł, którym zajmowała się całą noc. Nie było to dzieło sztuki, ale i tak zdecydowanie przewyższało jakością twory pozostałych kolegów z pracy w Santa Cruz Evening News. Z satysfakcją wyciągnęła ostatnią kartkę papieru z maszyny do pisania i położyła na kilku pozostałych, które wcześniej zapełniła. Wszystko schowała do teczki i położyła obok maszyny do pisania.
Jane chciała jeszcze posprzątać potłuczoną filiżankę, ale kiedy spojrzała na zaschniętą plamę kawy na podłodze, doszła do wniosku, że nie ma na to siły. Niedbale jedynie zgarnęła kawałki ceramiki stopą, by leżały w jednym miejscu, po czym opadła na miękki materac na łóżku, zatapiając się w pościeli. Bóg jeden raczył wiedzieć, jak bardzo była zmęczona i jak bardzo potrzebowała chociażby krótkiej drzemki. Miała kilka wolnych godzin, które postanowiła wykorzystać na szybką regenerację. Zasnęła, nawet nie wiedziała kiedy.

Po drzemce, Jane w pośpiechu ogarnęła swoją potarganą fryzurę i w tym samym ubraniu, w którym jeszcze o poranku zwiedzała opuszczony jacht Richarda Gattisa, udała się z teczką do wydawnictwa. Nie chciała tam spędzać zbyt wiele czasu, bo miała na głowie jeszcze kilka istotnych zadań. Oddała więc artykuł do publikacji, nie czekając nawet na opinię i ruszyła do fotografa, u którego zostawiła swój aparat.
- Odbiorę zdjęcia jutro z samego rana, panie Matthews - poinformowała starszego, schludnego mężczyznę o przenikliwych, niebieskich oczach.
Pan Matthews był zaprzyjaźnionym fotografem gazety, dla której pracowała Jane, więc ceny nie były u niego wygórowane, czas oczekiwania zbyt długi, a i on sam zdążył już polubić dziennikarkę, więc zawsze traktował ją z życzliwością. Często, kiedy Jane miała trochę więcej czasu na rozmowy, dopytywał o najświeższe informacje lub o to, nad czym aktualnie pracowała. Mocno kibicował jej, by w końcu wydostała się z popołudniówki i zajęła się tym, o czym naprawdę marzyła - dziennikarstwem śledczym.

Przed bramą wejściową do kamienicy, w której mieszkała Jane, natknęła się na nikogo innego jak konstabla Hugh Collinsa. Tego samego policjanta, który pomógł jej pierwszej dostać się na pokład opuszczonego statku.
- Hugh? A co tutaj robisz? - spytała z zaciekawieniem, zatrzymując się przed nim.
Mężczyzna uśmiechnął się na jej widok, poprawił czapkę i odchrząknął.
- Pomyślałem, że skorzystam z tej kolacji, o której mówiłaś wcześniej - zaczął, a jego niebieskie oczy ledwo zauważalnie się rozświetliły. - Poza tym chyba mam kilka informacji, które mogłyby ci się przydać w twoim śledztwie - dodał, jakby chcąc tym przekupić dziennikarkę. Tym razem to w jej oczach pojawił się błysk.
- Nieźle rozegrane, panie konstablu. Dobrze zatem, spotkajmy się o osiemnastej w tej nowej chińskiej restauracji - odparła zaintrygowana Jane, po czym ruszyła do swojego mieszkania, gdzie zamierzała się nieco odświeżyć i przygotować na umówione spotkanie.

Dwie godziny później Jane i Hugh siedzieli przy jednym stoliku w chińskiej restauracji, a kelnerka postawiła na ich stoliku koszyczek z ciastkami z wróżbą. Konstabl dotrzymał słowa i faktycznie miał informacje, które nie tylko okazały się interesujące, ale przede wszystkim przydatne. Po pierwsze, poszukiwany przez nią Daniel Cole był wcześniej notowany za bójki, więc zdobycie adresu tajemniczego marynarza nie było już tak wielkim wyzwaniem. Dziennikarka dowiedziała się również, że Daniela nie udało się zabrać do szpitala, głównie ze względu na zaborczą postawę młodej panny Gattis, która uparła się, że zabierze go do siebie do domu i tam pozwoli zbadać marynarza swojemu lekarzowi.
- Dziwne, naprawdę. I nieodpowiednie jednocześnie, jak na kobietę takiej reputacji, z bogatej rodziny. Widocznie nie obawia się plotek, które mogą ją zniszczyć - stwierdziła obojętnie Jane.
- Daniel Coleman zeznał, że nic nie pamięta. Lekarz potwierdził, że w wyniku dużej traumy możliwe jest, że to po prostu mechanizm obronny ludzkiej psychiki. Nie udało nam się dowiedzieć nic więcej - odparł Hugh, przełamując swoje ciastko z wróżbą. - Mam dla ciebie jego numer, może ci się przydać.
- O ile ta cała Gattisówna wypuści go ze swoich szponów - dodała złośliwie i oboje wybuchli śmiechem.

Następnego ranka Jane obudziła się z sercem bijącym jak oszalałe. Niemalże od razu zerwała z siebie kołdrę i podbiegła do biurka. W pośpiechu odnalazła coś do pisania, czym okazał się ołówek, oraz poplamioną kawą kartkę papieru i zaczęła niedbale zapisywać wszystko, co jeszcze pamiętała ze snu, który jej się przyśnił.
Później nie będzie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego akurat wydawało jej się to takim ważnym, ale w tamtej właśnie chwili czuła, że musiała przelać swoje myśli i senne wspomnienia na papier. Najbardziej w pamięci utkwił jej widok bezgranicznej pustki, która roztaczała się przed nią i prawie że pochłaniała ją całą sobą. Dziennikarka wzdrygnęła się na samo wspomnienie, a kiedy skończyła pisać - odetchnęła z ulgą. Było to zupełnie tak jakby poprzez spisanie tego snu, pozbyła się z siebie jakiegoś ciężaru.

Wzięła szybki prysznic i tak samo szybko przygotowała się do kolejnego dnia. Nie miała ochoty ani czasu na skrupulatne dobieranie garderoby. Była zbyt poirytowana tym, że zaspała i że wcale nie czuła się wypoczęta. Poza tym potrzebowała kawy. Narzuciła na siebie świeży zestaw bielizny, czystą białą bluzkę i kremowe spodnie z szerokimi nogawkami. Wsunęła w stopy w pantofle na niewielkim obcasie, spięła naprędce włosy, chwyciła torebkę i jak burza opuściła mieszkanie.
Spojrzała na kartkę z adresem Daniela. Dopiero kiedy już była na świeżym powietrzu pomyślała, że powinna była najpierw wykonać telefon, by sprawdzić czy był w ogóle w domu. Potem doszła jednak do wniosku, że w najgorszym wypadku będzie improwizować. Najpierw jednak musiała odwiedzić kawiarnię i wypić porządną czarną kawę.

Gdyby wiedziała, że wiadomości z gazety obudzą ją bardziej niż kawa, to pewnie podarowałaby sobie ten etap dzisiejszego poranka. Czy była więc ostatnią osobą, która widziała latarnika żywego? Jeśli tak, to nie minie dużo czasu, zanim policja zechce z nią porozmawiać. Czy zaginięcie starszego mężczyzny łączyło się w jakiś sposób ze sprawą jachtu Gattisa? A może był to najzwyklejszy zbieg okoliczności? Jakkolwiek było, Jane wyciągnęła swój notatnik i zapisała w nim informację o zaginionym latarniku. Sprawa nabierała rozpędu, ale póki co pojawiało się więcej pytań niż odpowiedzi. Miała więc nadzieję, że odwiedziny u Daniela Colemana w jakikolwiek sposób pomogą. I oby nie natrafiła tam na tą zazdrośnicę - Gattisównę.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 28-03-2020, 11:57   #40
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Koszmar który nie dawał Danielowi odpocząć, a następnie brutalnie wyrwał go z płytkiego snu miał zostać z marynarzem jeszcze przez długi czas. Zbliżająca się zębata paszcza otoczona wijącym się pióropuszem macek. Nawet powidoki spowodowane spojrzeniem w zaświeconą szybko lampkę zdawały się to przypominać. Paszcza znajdująca się gdzieś na krawędzi pola widzenia, niezmiennie ulotna, ale jednak przyczajona gdzieś tam... Daniel musiał się przejść, przewietrzyć umysł. Nie chciał czekać dłużej w obcym pokoju aż jego przyjaciółka wstanie. Musiał wyjść teraz.

Rześkie powietrze porannej szarówki wspaniale orzeźwiało i skutecznie kierowało myśli na nowe tory. Spacer w połączeniu z ciszą poranka wzmacniającą najcichsze, w dzień zupełnie niesłyszalne dźwięki uspokajał i wyciszał przygarbionego podróżnika. Droga do domu po opustoszałych ulicach z okazjonalnym mleczarzem dzwoniącym mozolnie ciągniętym wózkiem minęła w mgnieniu oka. Nawet udało się Danielowi kupić butelkę mleka za pare monet znalezionych w kieszeni spodni. Szczęście zdawało mu się ciągle sprzyjać.


***


Mieszkanie pomimo kurzu i zastanego powietrza było zaskakująco przytulne. Nawet kaktus stojący na oknie przetrwał rozłąkę, jedynie marszcząc się nieco z odwodnienia i zapewne samotności. Idealna roślina dla jego profesji - pomyślał marynarz obficie podlewając wyposzczony kwiatek. Na szybko przetarł jeszcze kurze z blatów i krzeseł i był już gotów na świeżo zacząć nowy dzień. Nie za dużych rozmiarów kuchnia połączona z pokojem dziennym, mała sypialnia i jeszcze mniejsza łazienka były nieocenione podczas jakiegokolwiek sprzątania. Szczególnie tego wykonywanego pobieżnie. Jeden stół, dwa krzesła, dwa wysiedziane fotele przedzielone małym stolikiem i wysoką lampą ustawione obok regału z książkami i radiem składały się na niewielkie, kawalerskie lokum.

Po szybkim prysznicu i wskoczeniu w swoje ubrania składające się z prostych, granatowych spodni i białego podkoszulka bez rękawów, ciągle bosy Daniel zaczął rozglądać się po szafkach. Kawa cały czas była na swoim miejscu, wystarczyło zmielić ziarna w młynku i po chwili mocny, czarny napój kusił boskim zapachem. Dodatkowo mole oszczędziły płatki owsiane szczelnie zakręcone w słoju, więc śniadanie też było załatwione. Dobrze, że kupił mleko po drodze bo kawa tylko by wzmogła już i tak dotkliwy głód.

Po skromnym śniadaniu, które zdawało mu się prawdziwą ucztą, Daniel w iście kawalerskim stylu porzucił miskę na stole i zrobił sobie jeszcze jeden kubek czarnej, gorzkiej kawy, rozsiadł się wygodnie w fotelu i nabił fajkę aromatycznym tytoniem. Tak przygotowany sięgnął po zwędzoną komuś spod drzwi gazetę. Jakoś nie czuł wyrzutów sumienia wczytując się w kolumny tekstu poprzecinane małymi fotografiami. Lektura okazała się być ciekawsza niż się spodziewał. Stary Burnett zniknął? Gdyby nie zaginięcie na morzu, zanik pamięci i koszmary, pewnie nie zastanawiał by się nad tym dłużej, ale po wszystkim czego się dowiedział? Ten zbieg okoliczności wydawał mu się bardzo dziwny. Albo dostawał już paranoi... jedno z dwóch. Rozważania nad stanem swojego umysłu przerwało pukanie do drzwi. Pewne, lecz nie silne i szybkie jak to policja miała w zwyczaju. Któż to mógł być z samego rana? Właściciel kamienicy? Czynszem pod jego nieobecność zajmował się ojciec, wiec to raczej nie on.

- Ide. - Powiedział głośniej odkładając gazetę na mały stolik i odstawiając na nią w połowie dopitą kawę. Fajkę zagryzł zębami i przeszedł przez delikatny obłoczek dymu widoczny w ostrych promieniach słońca wpadających przez uchylone, ciągle połowicznie przysłonięte żaluzją okno. - Kto tam? - Zapytał przekręcając zamek w drzwiach.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172