Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-08-2020, 23:28   #1
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Kult - Divinity Lost - Amor vacui



Warkot silniki brzmiał w jego uszach, jak muzyka. Tak dobrze znana melodia wygrywana po raz tysięczny. Doskonale pamiętał każdą mającą zaraz nadejść nutę, a mimo to brzmienie tłoków poruszających się wewnątrz stalowego cylindra, nigdy mu się nie znudzi.
Kochał tę warkoczącą symfonię tak, jak kochał wolność i uczucie towarzyszące nieskrępowanej podróży.

Droga przed nim wiła się niczym czarny, asfaltowy wąż. Wokół rozciągały się liczne pola, poprzetykane niewielkimi leśnymi zagajnikami. Rozrzucone z pozoru chaotycznie bele siana wskazywały, że czas żniw już się skończył. Słoma dosychała w ostatnich promieniach jesiennego słońca.
Za tydzień lub dwa nie będzie już śladu, po ferii barw, jaka dominowała teraz na drzewa i polach. Wszystko zanurzy się w nijakich, jednowymiarowych szarościach, które niosą ze sobą chłód i cuchną wilgocią zgnilizny.

Nie ma, co jednak martwić się na zapas. Czas depresji wszak jeszcze nie nadszedł. Promienie popołudniowego słońca grzały go przyjemnie w plecy. Czarna, skórzana kurtka chłonęła każdy foton pochodzący z życiodajnej gwiazdy. Ciepełko rozlewało się przez barki, ramiona, aż do czubków palców.
Nie wiedział, gdzie dokładnie się znajdował. Nie miało, to jednak żadnego znaczenia przecież nie zgubił. Wszędzie był u siebie. Obcy, a jednak swojak. Kojarzył, że ostatnim większym mijanym miastem był Kalisz. To było wiele kilometrów temu. Przez większość część drogi nie zwracał uwagi na tablice mówiące do jakiej miejscowości wjeżdżał lub z jakiej wyjeżdżał. Zwłaszcza, gdy tak jak teraz przemierzał boczne, wiejskie drogi.
Burczenie w brzuchu przypomniało mu, że od śniadania nic nie jadł. W plecaku miał paczkę sucharów i jakieś konserwy i od biedy mógłby się tym zadowolić. Pogoda jednak zachęcała jednak, żeby wrzucić na ruszt jakaś kiełbachę i zapić ją zimnym browarkiem.

Mówisz i masz!
Gdy wyjechał za kolejnego zakrętu zauważył przydrożny bar. Miejsce dobre, jak każde inne. Wrzucił niższy bieg i zwolnił wjeżdżając na pokryty żwirem parking na którym stały dwa potężne tiry. Jak widać nie tylko on zgłodniał o tej porze.


Bar “U Halinki” na pewno nie dostałby ani jednej gwiazdki Michelin, dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Bywał w lepszych lokalach, bywał w też i dużo gorszych. W skali od jednego do dziesięciu knajpka Halinki spokojnie mogła dostać mocną trójkę.

- Co podać? - zapytała pyzata kelnerka ubrana w różowy t-shirt z pięknym i wiele obiecującym hasłem “They Don't Call Me Big Sexy For Nothing”
- A co pani poleca? - spytał, aby nawiązać rozmowę.
Dziewczyna westchnęła ciężko, jakby ktoś wrzucił jej na barki wielki wór z ziemniakami.
- Jest bigos, łazanki i karkówka z grylla.
- To niech będzie karkówka i do tego zimne piwo.
Dziewczyna nabazgrała coś w małym notesie i ruszyła do kolejnego stolika.

Wilhelm dopił piwo i postawił pusty kufel przed sobą na stole. Oparł się plecami o drewnianą ławę, a ręce splótł za głową. Wziął głęboki oddech i zamknął powieki na dłuższą chwile.
Życie w barze toczyło się swoim rytmem. Jego dźwięki dobiegały do uszu Wilhelma. Stukot mytych naczyń, skwierczenie smażonej karkówki i szum płynącego z kranu piwa, a to wszystko zatopione w klimatycznym country sączącym się cicho z głośników.

Prawdziwe sielankowe popołudnie.

Telefon zawibrował rytmicznie w kieszeni Wilhelma. Jeszcze za nim spojrzał na ekran, aby sprawdzić kto dzwoni, już wiedział że będą z tego kłopoty. Jak człowiek przeżyje kilka wiosen na tym łez padole, to wyczuwa takiego rzeczy.



- No siema Pyjter - przywitał się odbierając połączenie.
- Cześć Wilhelm, dobrze cię słyszeć.
Wystarczyło tych kilka słów, żeby Rogal wiedział w jakim stanie jest jego ziomek. Połówka na pewno pękła, jak nie więcej.
- No co tam? - spytał kumpla jednocześnie czując zimny dreszcz na karku.

Kłopoty, będą z tego kurwa, wielkie kłopoty.

- Kurwa, stary, nie będę walił ściem. Powiem szczerze i prosto z mostu. Wjebałem się w niezłe gówno. Naprawdę cuchnące ścierwo. Wiesz, że nie prosiłbym o pomoc, gdybym mógł to ogarnąć sam. Stary, ja… - głos Pyjtera się załamał. Słychać było jak pociąga noce i pewnie ociera zbierające mu się łzy - ja sam nie dam rady. Proszę cię pomóż. Kurwa, tak ciężko mi to mówić, ale wiesz masz u mnie dług wdzięczności, nie?

Faktycznie mieli między sobą pewne honorowe zobowiązania. Kilka lat temu Pyjter nadstawił karku, żeby załagodzić pewną sprawę. Kilka kieliszków za dużo, dwa niepotrzebne słowa i kilka zbędnych ciosów. Wilhelm nieraz musiał pięściami dowodzić swoich racji. Tak było i tym razem. Pech tylko chciał, że gość którego znokautował miał szerokie plecy. Jak to mówili w dawnej Polsce, sprawa stała się gardłowa. I tylko dzięki Pyjterowi wszystko, jakoś rozeszło się po kościach.
Takie długi czasem trudniej spłacić niż hipotekę w GetIn Banku.

- Naprawdę mi głupio - kontynuował Pyjter - ale nie mam wyjścia, stary. Mam nóż na gardle, dosłownie kurwa. To co? Przyjedziesz?

Po drugiej stronie słuchawki zapadła szorstka, nieprzyjemna i jakże wymowna cisza.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 20-08-2020 o 09:50. Powód: Wilhelm, nie Heniek
Pinhead jest offline  
Stary 20-08-2020, 09:28   #2
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Jesienne słońce było spełnieniem najskrytszych pragnień każdego motocyklisty - nie dusiło ciała pod warstwą wzmacnianego kombinezonu, a jedynie przyjemnie pieściło odkrytą skórę. Wilhelm siedział już kolejną godzinę rozparty na kanapie swojego Pan European'a rozkoszując się widokiem Wielkopolskich pól i uczuciem niczym nieskrępowanej wolności. Wracał z fuchy - koncert udany, nikt nie zginął, organizator zadowolony, więc kasa się zgadzała. Nie żeby posiadanie forsy było dla niego jakimkolwiek wyznacznikiem wartości w życiu, ale za coś trzeba było napełnić dwa baki. Hondzi i swój. Okazja ku temu trafiła się niezwykle szybko. "U Halinki" kusiło szerokimi progami parkingu i pyzatymi policzkami krągłej dziewczyny w różowym wdzianku. Młody Rogala przyjrzał się z nadzieją koszulce kelnerki. Jakoś miał słabość do głupich napisów i niewybrednych grafik na ciuchach, sam posiadał kilka takich, głównie odziedziczonych po dobrych chęciach dzieciaków z klubu, które nie miały ciekawszych pomysłów na prezenty. Wszystko jednak przyjmował z pokorą i uśmiechem, wiedząc jak ważne jest docenianie nawet najprostszych gestów dobrej woli.

Rozmyślania nad głębią napisu "They Don't Call Me Big Sexy For Nothing” tuż po euforii kubków smakowych wywołaną dobrze zgrillowaną świniną i mało chrzczonym piwem beczkowym przerwał sygnał telefonu. Pyjter - swój człowiek, choć z innej gliny lepiony niż Wilhelm. Dla Wagabunda nie był ważny ani cel, ani powód, tylko sama trasa i ludzie na niej spotykani. Powołanie się na dawne długi świadczyło o wadze całej sprawy. Dobrze tylko, że Widera nie zaczął od słów "Co Ci powiem to Ci powiem, ale Ci powiem..." - bo by było już całkiem przejebane.

- Jadę Pyjter, będę przed wieczorem, możesz mrozić flaszkę. Widzimy się u Ciebie?

Motocyklista poczekał na odpowiedź i zakończył połączenie. Wstając z drewnianej ławki rzucił szybko okiem na tablicę z cennikiem i zostawił kelnerce poza standardową zapłatą za zamówiony posiłek jeszcze dychę napiwku na dobry początek zmiany. Wychodząc puścił do niej oko i uśmiechnął się bezwstydnie całą szerokością zarośniętej gęby. Jego problemy były tylko jego sprawą i nikt na świecie nie musiał wiedzieć, że po rozmowie z dawno niewidzianym kompanem włosy na karku dalej sterczały mu dęba. Kurewskie przeczucie, że coś jest nie tak, przeszywało go aż do kości. Nim wsiadł na motocykl poklepał się pod lewą pachą sprawdzając czy polimerowa kabura dalej ciąży mu załadowanym gnatem. Wszystko było na miejscu - Vis, kask, stalowe jajca. Czas było ruszyć na szlak.

Na parkingu czekała na niego, piękna w swej prostocie - kwintesencja japońskiego estetycznego minimalizmu - Honda Pan European 1300 ST


Amor Vacui.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 21-08-2020 o 07:41.
rudaad jest offline  
Stary 22-08-2020, 18:38   #3
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację

Pod Wrocławiem zaczął padać naprawdę srogi, jak to mawiają po ślunsku, deszcz. Wyglądało na to, że nawet sama natura zwiastowała ponure wydarzenia. Gęste, czarne chmury wiszące nad horyzontem sugerowały, że ulewa potrwa pewnie przez kilka najbliższych godzin, a może nawet do samego rana.
Wilhelm gnał pewnie naprzód, nie zważając na oblewającego go strugi deszczu . Wylatująca woda spod kół tworzyła widowiskowe pióropusze, na Rogali nie robiły one jednak wrażenia. Jego głowę zaprzątały zupełnie inne myśli. Pyjter musiał wpaść w naprawdę poważne kłopoty, skoro wykonał tak dramatyczny telefon.

Ostatnimi czasy, z tego co wiedział Rogala, Pyjter imał się najróżniejszych robót. Jego zwolnienie ze Straży Granicznej odbiło się głośnym echem nie tylko w ich jednostce, ale i całej formacji. Zarzuty jakie ciążyły na Widerze spowodowały, że wydział wewnętrzny przez kilka miesięcy “czesał” jednostkę po jednostce w poszukiwaniu siatki powiązań i zależności. Ponoć miała istnieć zorganizowana grupa, która współpracowała z ukraińską i czeczeńską mafią. Ponoć.. bo wielomiesięczne śledztwo niewiele wykazało. Widera do końca twierdził, że jest niewinny i że narkotyki i pieniądze zostały mu podrzucone. Za nic jednak nie chciał powiedzieć przez kogo. Wszak wychowała go ulica i mimo, że wstąpił do państwowej służby mundurowej, to nigdy nie wyzbył się niepisanego, ulicznego kodeksu. Każdy w końcu wie, że nie ma większego frajera niż taki który pruje się na psach.
Widera, choć wiedział, że zapłaci za to wysoką cenę, nic nikomu nie zdradził.
Wszyscy jednak wiedzieli, że odejście ze służby było dla niego wielkim ciosem. Cudem uniknął więzienia, ale degradacja, pozbawienie świadczeń i odejście w hańbie było nad wyraz srogą karą.

Od tego czasu minęło już ładnych kilka lat, ale Pyjter nigdy się już po tym nie podniósł. Zaczął chlać, topić pieniądze w automatach, a krążyły nawet plotki, że zaczął walić po kablach. Wilhelm widział go ostatnio może ze dwa miesiące temu, jak razem stróżowali na jakimś hiphopowym koncercie. .
Wtedy nic nie wskazywało na to, że plotki te są prawdziwe, albo że Pyjter ma jakieś poważne kłopoty. Wiadomo nie przelewało mu się, ale tak poza tym to wyglądało na to, że wszystko u niego w porządku.


Robiło się już ciemno, gdy Wilhelm wjechał na wzgórze Gedymina. Panorama miasta z tego miejsca robiła niesamowite wrażenie. Fala wspomnień napłynęła mimowolnie. Pytania o losy starych kumpli, byłych miłości i rzecz jasna rodziców pojawiły się same z siebie. Nieproszone i tak naprawdę niechciane. Grzebanie się w przeszłości nigdy nie przynosi nic dobrego.

Rogala przejechał przez Biały Kamień, dzielnicę zamkniętych osiedli i centrów handlowych i skierował się na Sobięcin.
To właśnie w tej robotniczej dzielnicy, w pobliżu kopalni antracytu, mieszkał Widera. Dziwnym trafem wszelkie plany rewitalizacji zatwierdzane przez ratusz, omijały szerokim łukiem Sobięcin. Skutkiem tego cała dzielnica znajdowała się w opłakanym stanie. Walące się rudery z których ostatnie płaty tynku odpadły w ‘98, familoki pozbawione nie tylko sanitariatów i bieżącej wody, ale często także prądu, podwórka studnie na których półnagie bajtle biegały za zrobioną ze szmaty piłką. Taki krajobraz dominował w tej okolicy.
Jednym słowem syf, kiła i mogiła. Jedyną zaletą tego miejsca była wysokość czynszów. Za taki standard to nawet nowi-starzy żydowscy właściciele nie mieli sumienia brać więcej.


Przodowników Pracy, ten kto wpadł na pomysł aby tak nazwać ulicę w robotniczej dzielnicy powinien dostać jakiś medal. Jeszcze większy i jeszcze zaszczytniejsze odznaczenie powinni otrzymać wszyscy ci, którzy byli odpowiedzialni za zmianę nazw ulicy po ‘89. Zmienili Lenina na Jana Pawła II, zmienili Armii Czerwonej na Narodowych Sił Zbrojnych, ale żaden cymbał nie wpadł na to, że Przodowników Pracy także wypadałoby poprawić.
Ta nazwa nie tylko budziła złe skojarzenia, ale po prostu uwłaczała tym wszystkim, którzy tutaj mieszkali.

Wilhelm zsiadł z motoru i ruszył w kierunku ponurej i ziejącej mrokiem bramy. Gdyby nie znał tej okolicy i mieszkańców tej kamienicy, to pewnie ze trzy razy by się zastanowił zanim skierowałby tam swoje kroki.
Podwórko świeciło pustkami. Późna pora i paskudna pogoda przegoniła stąd nie tylko dzieciarnie, ale nawet okupujących zazwyczaj podniszczony murek meneli.

Uwagę Rogali zwróciło zaparkowane na przeciwko kamienicy Widera, czarne BMW. Nie tylko nie pasowało ono do tej okolicy, ale także budziło nieprzyjemne skojarzenia z gangsterskimi filmami. Czerwona lampka ostrzegawcza zaczęła migać wewnątrz czaszki wagabundy.
Gdy wszedł do klatki do ostrzegawczego pulsowania, dołączyło się alarmujące wycie.
Cuchnące wilgocią i kocimi szczynami powietrze pełne było jakieś dziwnej i niepokojącej wibracji.

Wilhelm szedł wolno krok za krokiem po drewnianych , skrzypiących schodach. Gdy dotarł na drugie piętro, zatrzymał się nagle w półkroku. Mięśnie miał całe napięte, a serce zaczęło mu gwałtownie przyspieszać.
Drzwi do mieszkania numer “12” były lekko uchylone.


Nie domknął ich za sobą pijany Widera, czy istniała bardziej niebezpieczna przyczyna takiego stanu rzeczy?

 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 23-08-2020 o 12:56.
Pinhead jest offline  
Stary 24-08-2020, 21:55   #4
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Żeby być w czymś dobrym należy mieć czas, pasję i pieniądze. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, widać miał za dużo tego ostatniego. Jak w "Amerykańskich Bogach" Neila Gaimana - Idealizm umarł, została technologia.

- Cześć Czarnuchu.

- Żryj gruz Cyganie. Co tam? - Jak grom rozległ się we wnętrzu kasku znajomy, zadowolony z siebie głos Mariana Kuczyńskiego zwanego Mariem. Rogala poznał go jeszcze na unitarce. Od tamtego czasu, aż po swoją wojskową emeryturę ciągał nieszczęśnika za sobą wszędzie. Przynajmniej do czasu, aż sam wyruszył w Drogę. Mario, w przeciwieństwie do niego, nie miał powodu, ani serca do buntu, został więc wraz z żoną w Wałbrzychu, gdzie odbywał swoją, nieprzerwaną, wzorową służbą w jednostce granicznej, do której należeli kiedyś też Pyjter i Wilhelm. Mimo, że tego ostatniego wywiało w świat już dobrych kilka lat wcześniej to ciągle utrzymywali ze sobą stały kontakt i dalej wiedzieli co się działo na co dzień w życiu drugiego.

- Jesień, kurwa! - odpyskował motocyklista. - A przy okazji jadę Ci wpierdolić, cieszysz się?

- Eee, tam, za stary jestem na skakanie. Do Wałbrzycha jedziesz, czy przelotem na Czechy?

- Do Pyjtera jadę. Dzwonił po mnie, dawne czasy wypomniał. Nie wiesz co się u niego zesrało tak bardzo, że aż do spłaty się odwołał?

- Uuu, honorowy chłopak, przejebana sprawa, ale nie. Nie bardzo. Plotki zaczęły chodzić, że skoro przez rzekome lewe kontakty i prochy wyleciał to chociaż spróbuje jakieś nawiązać i na nich pojechać, a że w klubie robi to i ma od czego i kogo zacząć. Łaził ostatnio nawet ze szczylem co na Sobięcińskim kwadracie koksem handlował.

- Nie ta kategoria wagowa. Miał przecież siatkę mafijną tworzyć, a nie z dzieciakami za trzy gramy zioła się użerać. Nigdy nie wierzyłem w ten cały cyrk bez kółek.

- Święty nie był, ale nasz.

- Dlatego jadę go ratować, a Tobie pożycie małżeńskie zatruwać.

- Jakbyś starego pijusa nie dał rady sam ogarnąć to daj znać, coś razem wymyślimy.

- Wiem Mario. Dam znać, a na razie grzej mi miejsce na kanapie, bo na Przodowników Pracy nie zostanę, żeby mi się na mózg nie rzuciło jak Wam. Powinienem być dzisiaj w nocy.

- Do grzania to Ty sobie w końcu jakąś babę znajdź. Resztę się zrobi, powiem czcigodnej małżonce, żeby się do siostry wybrała dzieciarnie pobawić.

- Dobry z Ciebie Murzyn.

- Żryj gruz i przyjeżdżaj.


Rozmowa została zakończona, szczecina na karku - ugładzona, a ewentualne poczucie nieuchronności nadciągającej pustki - oddalone. Tylko ta pieprzona jesień, wykrakana przez telefon w głupim żarcie, upomniała się o swoją pańszczyznę. Już pod samym Wrocławiem ulewisty deszcz zaczął bezlitośnie ciąć zimnymi strugami sylwetkę mężczyzny na niczym nie osłoniętej, poza deflektorem przedniej szyby, maszynie. Doświadczony biker, mimo dobrego przygotowania: ubranych termicznych gaci i wrzuconego na siebie w czasie postoju kombinezonu wyglądającego, jak łup zdarty z żołnierza wojsk chemicznych, musiał zwolnić do 50 km/h i rozchylić kask szczękowy. Duża wilgotność i mała prędkość były najlepszym środowiskiem do wylęgu wkurwienia, które żywiło się parującym przeszkleniem kasku i odbijającym się w nim coraz bliższym widokiem wzgórza Gedymina. Widoczna z niego panorama, tak dobrze znanego Wilhelmowi, miasta podstępnie wysunęła na pierwszy plan jego świadomości masę negatywnych wspomnień, które pchnęły go kiedyś do Drogi i do których nie chciał wracać ani podświadomie, ani tym bardziej intencjonalnie. Uporczywe “Czas spierdalać” i “Byle nie na długo” walczyły w jego zacietrzewionym umyśle o prym pierwszeństwa. Honda jednak, jakby zupełnie sama ciągnęła naprzód, mijając snobistyczne, rażące nierealną bielą budynków dzielnice zamkniętych osiedli, żeby zatrzymać się pod zniszczoną robotniczą kamienicą.

- Jesteś u celu.
- zdanie wybrzmiało we wnętrzu kasku budząc Wilhelma do życia. Zgasił silnik maszyny, zdjął z siebie przeciwdeszczówkę oraz zachlapane jak nieszczęście nakrycie głowy, pomijając tylko kominiarkę i spojrzał ostatni raz na nawigację - Przodowników Pracy 7. Był na miejscu.

Wykrzywiona w szyderczym uśmiechu brama na wewnętrzny dziedziniec kamienicy ziała apatią, tak samo jak wyludnione, przysłonięte okna mieszkań familioków i prawie całkowicie opustoszałe podwórko. Wyjątkiem nie dopuszczającym do próżni, w tym zapomnianym przez Boga i władze Wałbrzycha miejscu, była czarna, tuningowana BMW-ucha bez przedniej blachy. Na oko byłego granicznika: E60-tka, jaką mogła wozić się lepsza mafia albo podwórkowe quasi gangusy, chociaż dla takich auto zdecydowanie było za nowe i drogie…. Tfu, znaczy - za mało charakterne. Nie podobał mu się ten wóz, musiał należeć do fanatyka, któremu łatwiej było płacić państwowe kwity niż zrezygnować z designu czarnej wołgi do straszenia bajtli. Przeszedł się wokół niego, robiąc zdjęcie tylnej rejestracji, zanotował w pamięci, żeby uruchomić kontakty i sprawdzić na kogo fura jest zarejestrowana, bo na pewno nie na miejscowych.

Złe przeczucie, które wykluło się wraz z wizją lokalną zmodyfikowanego pod zwichrowany, chuj wie czym, gust właściciela, zaczęło dojrzewać wraz z każdym krokiem po zapuszczonej klatce schodowej...


Nie szedł szybko, ani też specjalnie cicho. Sam kombinezon nawet pozbawiony kasku, swoje ważył, a dodać do tego należało jeszcze 95 kg masy samego 190-cio centymetrowego bikera. Z zawziętego, mimowolnego tupania młodego Rogali i niemiłosiernego skrzypienia, starych drewnianych schodów powstała kakofonia, która nie przyciągnęła uwagi żadnej z członkiń osiedlowego klubu monitoringowego, ani też nikogo innego. Nikt nie wyjrzał przez uwiązane na starych łańcuchach łuszczące się tanią farbą drzwi kolejnych lokali. Co jeszcze dziwniejsze nie słychać też było z nich żadnych pijackich awantur, babskich zawodzeń, czy tupania dzieci... Jakby cały budynek zamarł i powoli wsiąkał w ziejący zza uchylonych drzwi mieszkania numer 12 mrok.

Przez moment Wilhelmowi wydawało się, że wszystko wokół niego drży, a może były to tylko mimowolne skurcze jego napiętych mięśni. Wolał na razie nie sprawdzać, czy przełożą się na uścisk dłoni dzierżącej spust załadowanej broni. Vis został na miejscu, a sam motocyklista zaczął badać teren. Nie miał zamiaru ładować się w szambo głową do przodu, nawet jeśli oznaczało to przemoczenie butów.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 26-08-2020 o 14:24.
rudaad jest offline  
Stary 25-08-2020, 00:43   #5
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację

Zmysły Rogala wyły jak wściekłe. Znosiły ostrzegawczą pieśń pod sklepienie czaszki, żywiąc nadzieję, że umysł zwierzchnika wsłucha się w ich głos. Wsłucha i wysłucha.

Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie,
patrzeć będziecie, a nie zobaczycie.
Bo stwardniało serce tego ludu,
ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli,
żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli,
ani swym sercem nie rozumieli”
Mt 13,14-15


Chłód przeszedł całe jego ciało. Czy to od deszczu? Czy to od wiatru? - pytał sam siebie. Odpowiedzi nie było, jeno cisza straszliwa. Obezwładniająca,dusząca, odrażająca głusza.
Niepohamowana inercja rozlewała się z każdym uderzeniem serca. Czuł, jak traci kontrolę, jak traci władzę nad ciałem, nad umysłem, na całym swym jestestwem.
Nieujawniona potencja rozerwała go kawałek, po kawałeczku, cząstka po cząstce. Atomy jego ciała jęły odpychać się od siebie z każdą upływającą sekundą coraz silniej i coraz mocniej. Chciał wyć. Pragnął wrzeszczeć z bólu, wyartykułować swoje cierpienie, aby cały świat dowiedział się jakie bezbrzeżne przeżywa katusze. Z jego krtani nie wydobył się ani jeden ton. Żadna fala nie rozniosła się w powietrzu.

Rozdarty na pojedyncze elektrony, kwarki, neutrina i bozony lewitował. Płynął poprzez mgławice znaczeń, symbol i struktur. Wymiary przenikały przez niego. Czuł ich dotyk. Zimny, bezduszny i obcy. Cuchnący śmiercią, rozkładem i niebytem. Muśnięcia nieskończonego uniwersum sprawiały męki bardziej srogie niż najsilniejsze ciosy ojcowskiej pięści.

TO dyszało. Przy każdym kolejnym wdechu w powietrzu roznosiły się odrażający świst. Po kilku wdechach następowała seria mlaśnięć, przywołujących w umyśle obrazy kanibalskich uczt i pedofilskich orgii.
TO stało w bezruchu, chłonąc każdym receptorem swego liszajowatego cielska, napływające zewsząd informacje.




Tehillah! -wydobyło się z oślizgłej gardzieli.




Ben-'adam! - wycharczało TO.


Wilhelm zachwiał się. Instynktownie wyciągnął rękę, aby się czegoś przytrzymać. Jego dłoń spoczęła na drewnianej poręczy. Muśnięcie materii przywróciło go do realności. Przed oczami miał migoczące punkciki, jakby godzinami wpatrywał się w słońce. Na ustach poczuł lepką i wilgotną strużkę spływającą wolno w dół. Lewą dłonią otarł usta i nos. Widok zakrwawionych palców otrzeźwił go zupełnie. W uszach ciągle słyszał drażniący szum przypominający brzęczenie komara zmiksowane z radiowym trzaskiem, gdy nie można znaleźć żadnej stacji. Gdzieś na rubieżach umysłu, na krawędzi poznania i zrozumienia, szum układał się w sylaby, a te w słowa - tehillah, ben adam.

Takiego kaca, to Wilhelm nie miał jeszcze nigdy w życiu. Fizycznie był wykończony, jakby właśnie przechodził malarię. Psychicznie nie było lepiej. Rogala czuł się brudny, skażony, jakby ktoś właśnie przecweli go w ciemnej bramie. Chciało mu się rzygać. Obrzydzenie, to jedyne co teraz odczuwał względem samego siebie. Pragnął uciec od tego wszystkie, choć podświadomość podpowiadała mu, że przed tym nie da się uciec. Nigdy!

Za uchylonymi drzwiami z numerem “12” czaiło się coś strasznego. Nie widział, ale czuł to. Miał przekonanie graniczące z pewnością, że nie obędzie się bez rozlewu krwi.

Nie chciał tego, ale czy miał inne wyjście?
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 25-08-2020 o 08:31.
Pinhead jest offline  
Stary 25-08-2020, 13:16   #6
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Cytat:
Mała, zaledwie kilkumiesięczna dziewczynka leżała naga, rozciągnięty na krzywej, zawczasu strupieszczałej podłodze obmierzłej, robotniczej kwatery ulokowanej na parterze sypiącej się wałbrzyskiej kamienicy. Krew z jej zmiażdżonego kopnięciem czoła i zupełnie zapadłego, lewego oczodołu plamiła zaciśnięte pięści wielkiego, przerażającego mężczyzny, który raz za razem, deptał jej drobną dłoń, wybijając strzaskanymi kośćmi dziecięcego nadgarstka rytm jego ostatnich oddechów.
Nie będzie jej. Zostanie pochłonięta przez pijaną nienawiść, oszalałą pogardę i milczącą niemoc. Nie będzie jej, lecz nie umrze. Zagubi się tylko w eonach rozproszonej jaźni. Ugrzęźnie w przemocy, przepadnie w pustce… Nie uwolni się, nie wróci. Nie podniesie rozkruszonych kości, nie wchłonie swojej krwi, odbijającej się falą od wysokiego, drewnianego progu proletariackiego westybulu...
Nie powinna, tak jak i on nie powinien był wrócić.

Mimo to Wilhelm wleczony w głąb próżni, cofnął się... dwa razy.

Pierwszego praktycznie nie pamiętał, wiedział tylko, że winien był zostać… i żywił dziecięcą nadzieję, że nie był lub nie będzie jedynym, który zawrócił. Rozwiała się ona parę dni później, gdy ubrany w tanią, wyblakłą czerń wraz z rodziną i księdzem oficjalnie zakopywał siostrę. Tamtego pogrzebu nie można było tego nazwać pożegnaniem. Właściwie w ogóle nie można było o tym mówić. Czego oczywiście, ani jako chłopiec, ani jako mężczyzna, nie robił.

Drugi raz przyniósł kaca fizycznego, społecznego i moralnego.

Mdłości - nie spowodowane, na pewno, widokiem własnej krwi - przez krótką chwilę szarpały jego świadomością i organizmem. Chciał się wyrwać z ciała, uciec przed myślami, a przede wszystkim zedrzeć z siebie wstręt do samostanowienia. “Czemu nie potrafił tańczyć?” - Kurewsko irracjonalne pytanie przedarło się przez grzęznący w mózgu motocyklisty szum - Tehillah Ben’Adam.

Otworzył szerzej oczy i prócz tego czego widzieć nie powinien, poznał też to czego tak uparcie szukał: W mieszkaniu Pyjtera ktoś lub coś było. Dwa cosie lub dwa ktosie. Oba cholernie niebezpieczne, gotowe do ataku i sunące w jego stronę. Co więcej, dokładnie znające jego pozycję i ewidentnie wyczekujące na jego ruch, a ten właśnie się zaczął:

Były mundurowy wyszarpnął z kabury Visa. Jednocześnie odbezpieczając broń i cofając się za winkiel półpiętra. Przyklęknął i przygotował się na oddanie serii strzałów, gdy tylko zobaczy sylwetki swoich przeciwników. Celował na wysokość środka klatki piersiowej przeciętnego stu osiemdziesięciu paru centymetrowego mężczyzny. Czy chciał zabijać, czy nie chciał, nie miało teraz żadnego znaczenia. Liczyło się tylko przetrwanie.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 15-09-2020 o 11:51.
rudaad jest offline  
Stary 25-08-2020, 23:53   #7
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację

Chłód metalu łagodził skutki stresu i wprowadzał równowagę pośród rozszalałych zmysłów. każdy kto choć raz trzymał w rękach broń wie, jak wzmacnia ona poczucie pewności siebie, dodaje odwagi i siły. Palec przyłożony do języczka spustowego napompowuje ego i poczucie własnej wartości. Cudowne i odurzające poczucie władzy rozchodzi się po całym ciele i nawet z największego mięczaka może uczynić bohatera.

Wilhelm doskonale znał to uczucie. Siła i władza płynąca z tego małego przedmiotu zakotwiczyła go w rzeczywistości. Tego właśnie potrzebował w tej chwili najbardziej. Mięśnie miał napięte, choć wiedział że przez to strzał może nie być tak precyzyjny, gdyby umiał się choć trochę rozluźnić. Niestety jego własne ciało nie poddawało się do końca rozkazom, które mu wydawał. Z odległości jaka dzieliła go od potencjalnych przeciwników, precyzja nie miała aż takiego znaczenia. Czekał w napięciu i wierzył, że ma przewagę, że uda mu się zaskoczyć napastników.

Z wnętrza mieszkania numer “12” dobiegł jakiś dźwięk. Najpierw pojedyncze szurnięcie. Po chwili stłumiony jęk bólu i kolejne szurnięcia. Z każdą chwilą nabierały one na sile i intensywności. Ktoś zbliżał się do drzwi. Ktoś lub coś!

Coś? - brzmiało to absurdalnie. Kompletny nonsens, a przecież Wilhelm wiedział, że to może być prawda. TO tam było. Były pogranicznik nie miał co do tego żadnych wątpliwości.
Czym było to coś? Tego nie wiedział i nie miał czasu, aby się nad tym zastanawiać. Gdy walczysz o życie nie obchodzi cię tak naprawdę kim jest twój przeciwnik. Człowiek, zwierzę, czy bestia z samego dna piekieł. To nie ma w takich chwilach żadnego znaczenia. Po prostu poddajesz się instynktom i bijesz się o swoje.

Drzwi zaskrzypiały, a dźwięk ten rozszarpał panującą dotychczas ciszę, niczym wygłodniały lew, ciało upolowanej właśnie antylopy. Wilhelm wzdrygnął się, ale nie z powodu drażniącego uszy, metalicznego chrobotu.
Zgroza chwyciła go za gardło, gdy ujrzał zakrwawioną rękę Pyjtera. Krew lała się ciurkiem z odciętych tępym narzędziem palców. Ręka upadła na drewnianą podłogę klatki schodowej, a Widera dalej wolno wyczołgiwał się z własnego mieszkania.
Chłodny powiew powietrza musnął twarz Rogala. Ruch powietrza przypominał ten, gdy ktoś przebiega ci tuż przed nosem.

Tylko teraz, kurwa, nikt tego nie zrobił. A mimo to…
Co tu się kurwa odpierdala?

- Wilhe… - wycharczał Widera i osunął się bez czucia na podłogę.

Twarz Widery przypominała zraz rozklepany przy pomocy kowalskiego młota. Z licznych szarpanych i ciętych ran spływała świeża krew, tworząc brunatno cielisty fresk odmalowany przez oprawcę.. Napuchnięta lewa powieka miała wielkość piłki tenisowej i bardziej przywodziła na myśl mający zaraz wystrzelić wrzód niż ludzkie oko.
Oddech Widery brzmiał, jak bulgotanie wody w zatkanym sraczu lub sapiący pies, który z pazerności zadławiła się kością, niż normalny proces pobierania tlenu. Makabryczny widok i potworne charczenie kumpla sprawiało Wilhelmowi niemal fizyczny ból. Mimo wszystko ucieszył się, bo to ciężkie ziajanie oznaczało tylko jedno - Pyjter wciąż żył.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 26-08-2020 o 00:00.
Pinhead jest offline  
Stary 26-08-2020, 12:46   #8
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację

Wilhelm skulony za załomem ściany myślał, że ma przewagę czasu i pozycji. Tym bardziej, że sumienne przeszkolenie, lata doświadczenia i ciężar dobrze znanej broni skutecznie oddalały od niego perwersje oszalałych zmysłów, które jeszcze przed momentem narzucały jaźni alochtoniczny obraz rzeczywistości. Był gotowy na walkę, nie na Makabryczki, które zgotowało Widerze grono oprawców. Bańka niewyjaśnionej grozy pękła. Pierdolony Pennywise, był zwykłym kamarylskim skurwielem. Były granicznik widział już podobne obrażenia u ofiar katowanych na mafijnych przesłuchaniach. Designerska, jak chuj, BMK-a była oczywistą wskazówką, że jednak przeliczyli się z Mariem w ocenie Pyjtera. Nikt nie był nieomylny, nawet służbista Kuczyński. Przelotna myśl o przyjacielu pchnęła bikera do działania. Wyciągnął z kieszeni spodni telefon i zamiast zainaugurowania koteryjnej dokumentacji fotograficznej, wybrał przycisk SOS wysyłający lokalizację i sms z prośbą o pomoc do najlepszego kumpla.


Cytat:
MIALEM WYPADEK - WEZWIJ POGOTOWIE, MOJA LOKALIZACJA TO https://www.google.com/maps/place/50...16.2182356,17z


Gdy usłyszał stłumione pikanie urządzenia informujące o nadaniu wiadomości i samodzielnym, powtarzającym się, nawiązywaniu połączeniu z ustalonym wcześniej numerem, schował telefon. Nie zmieniając pozycji ciała - dalej pochylony z wymierzoną w drzwi i ustabilizowaną w prawej dłoni bronią - poderwał się do biegu, by odciągnąć kumpla z obszaru zagrożenia. Nie miał zamiaru wspinać się na schody, a tylko chwycić Widerę za kikut dłoni, by ściągnąć go na półpiętro.

 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 26-08-2020 o 14:36.
rudaad jest offline  
Stary 28-08-2020, 20:17   #9
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację

Przez lata służby Wilhelm kilka razy otarł się o śmierć. Kilka razy do niego strzelano, a kilka razy musiał odeprzeć ataki agresywnego i zdesperowanego przemytnika. Zagrożenie i zapach śmierci nie były mu obce. Nigdy jednak nie przypuszczał, że dojdzie do czegoś takiego. Trzymał zakrwawioną dłoń kumpla i spoglądał w jego gasnące oczy. Zimny dreszcz przeszedł mu po całym ciele, gdy Widera spróbował coś powiedzieć. Niestety nie zrozumiał ani słowa, gdyż z gardła Pyjtera wydobył się jedynie nieprzyjemny świst i bulgotanie.

Zacisnął mocniej dłoń kumpla dając mu do zrozumienia, że jest przy nim. Słowa były zbędne. Obaj czuli to. Nigdy nie byli jakoś specjalnie blisko, ale lata wspólnej służby stworzyły więź silniejszą niż rodzinne koneksje, czy małżeńska wspólnota. Rozumieli się doskonale i wiedzieli, jak ważna jest ta chwila i że obaj zapamiętają ją do końca swych dni.

Wilhelm wpatrywał się w uchylone drzwi. Lufa Visa nadal wycelowana była na wysokość środka klatki piersiowej przeciętnego stu osiemdziesięciu paru centymetrowego mężczyzny, który w każdej mógł wyskoczyć z mieszkania numer “12”

Oczekiwanie na przyjazd pogotowia dłużyło się w nieskończoność. Truizm? Pewnie, że tak. Czy istnieje jednak lepszy sposób, aby opisać taką chwile? Poetyckie frazy, wymyślne figury retoryczne, hiperbole, alegorie, setki epitetów, to wszystko na nic. Jeżeli ma się choć odrobinę człowieczeństwa, krztynę wrażliwości i choć raz w życiu na coś się czekało z niecierpliwością, to można wyobrazić sobie co czuł w tym momencie Rogala. Rozdarty pomiędzy chęcią wdarcia się do mieszkania i zabicia każdego kto się tam może czaić, a wolą niesienia pomocy Widerze. Zawieszony w próżni i czasie, oczekujący na promyk nadziei, który miał się ukazać wraz z przybyciem pogotowia.

Choć ciało miał nieruchome, to jego umysł aż wrzał. Ciągle wewnątrz czaszki słyszał kołaczący się iście diabelski głos i tajemnicze słowa “Tehillah Ben’Adam”.
Nadal, gdzieś podskórnie miał poczucie wielkiego zagrożenia, które tylko czekało na jego błąd. A niemal fizyczna obecność stojącej nad Widerą kostuchy, doprowadzał Rogala do szału. Bezradność i zniechęcenie wysysały z niego życiodajne siły, a upływający ślamazarnie czas stanowiły prawdziwą torturę.

Wilhelm odetchnął z ulgą, gdy do jego uszu doszedł szum silnika samochodu zatrzymującego się na podwórku Przodowników Pracy 7. Po krótkiej chwili na klatce schodowej rozległy się czyjeś szybkie kroki.
- Rogala! - krzyknął Mario - Jesteś tu?

Kuczyński przyjechał przed karetką. Tego się można było, kurwa spodziewać.
- Jestem - odpowiedział Wilhelm - Na półpiętrze. Chodź tylko ostrożnie, bo mendy nadal mogą być w środku.

Nie minęła minuta, a na podwóko wyjechało pogotowie. Wnętrze klatki zalało pulsujące niebieskie światło oraz rozdzierające bębenki wycie syreny. Dwóch sanitariuszy wbiegło po schodach.
- To dobre ziomki - wyjaśnił na szybko Mario, kiwając głową w stronę nadbiegających ratowników. - Zabiorą Pyjtera i nie będą o nic pytać.
Stało się tak, jak powiedział Kuczyńśki. Dwóch młodych sanitariuszy bez słowa zabezpieczyło Widerę i bez zbędnych słów zabrali rannego do karetki.

- Co tu się odjebało? - zapytał Mario, gdy został sam z Rogalą na klatce. Po chwili machnął dłonią. - Dobra wyjaśnisz później. To, co wchodzimy tam?

Uchylone drzwi mieszkania numer "12" zapraszały i kusiły. Wilhelm czuł nieodpartą chęć, żeby tam wejść, a jednocześnie cały czas z tyłu głowy miał ostrzegawczy krzyk rozsądku "Spierdalaj stąd, to potrzask!"
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 28-08-2020 o 23:12.
Pinhead jest offline  
Stary 30-08-2020, 00:40   #10
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Wilhelm z ogromnym wysiłkiem ściągnął Widerę z podłogi drugiego piętra na zajmowany przez siebie poziom. Walcząc o jego przetrwanie, zupełnie nieświadomie, znaczył za nimi ślad świeżej krwi na popękanej betonowej wylewce. Bezmyślnie pozostawiał po nich trop i to mimo, że adrenalina pulsowała mu w żyłach, a każdy ruch poprzedzała myśl o czyhającym zagrożeniu. Młody Rogala, każdą jedną z nich, próbował od siebie odpędzić niemożebnym nakładem sił mięśni jednej ręki, która nawet po odciągnięciu kumpla od epicentrum zagrożenia nie odpuściła ucisku kikuta jego dłoni. Sam nie był pewien, czy chciał Pyjterowi okazać swoje oddanie i wsparcie, czy zwyczajnie wyuczone schematy pierwszej pomocy, nie pozwalały mu zaprzestać ucisku. Gdy ranny niesiony na fali bólu chciał oddać sprawiedliwość wybawcy i rozjaśnić bezładny mrok zastanej sytuacji, biker wpił w jego otwarte rany swoje okute w rękawice palce. Harkot ugrzęzł w gardle Widery - wiedział, że nic mówić nie musiał, bo stali się jednością w cierpieniu.


Każdy ciężki oddech ofiary niczym metrometer uchodzącego życia wyznaczał kolejno mijające minuty. Czas oczekiwania i pustki, rozedrgania i związania, zniechęcenia i omnipotencji. Wilhelm był gotów walczyć, nie bezsilnie patrzeć jak Piotr umiera. Poczucie zniechęcenia towarzyszące niemiłosiernemu sączeniu się przez palce czwartego wymiaru ogarniało umysł wojownika szos. Pozostałe w nim miejsce zajmowały uporczywe, niezrozumiałe szepty “Tehillah Ben’Adam”... Ze stagnacji graniczącej z obłędem wyrwał go głos Kuczyńskiego, który wpadł szalonym pędem na piętro poniżej nich. Chwilę później, ostrzeżony odpowiedzią Wilhelma, podszedł bezszelestnie do eks członków swojego oddziału i zduszonym głosem próbował ich, a przede wszystkim siebie, przywrócić do normalności. Zastany przez niego widok nie był zwyczajny. Zmasakrowany Widera leżący na ziemi w strudze własnej krwi, która przelewała się przez palce ubranego jak na wojnę Rogali. W kominiarce, rękawicach, rozpiętym, zakrwawionym, czarnym stroju motocyklowym i z bronią w ręku wyglądał jak najprawdziwszy oprawca, nie żaden wyzwoliciel. Wszyscy obecni, wliczając w to nawet młodych sanitariuszy, wiedzieli jednak, że pozory mogą mylić. Przynajmniej w tym wypadku.

Chwila, w której wycie syreny zamontowanej na ambulansie odwożącym rannego zaczęło się oddalać, stanowiła moment przeskoku między mentalnymi wymiarami strachu i determinacji. Trzeba było działać. O czym przypomniało motocykliście ostatnie pytanie Kuczyńskiego:

- Wchodzimy tam?

- Raczej nie mamy wyjścia. Skoro nawet na pieprzoną niebieską dyskotekę w środku nocy nikt się nie pofatygował, to znaczy, że nie ma sensu ganiać po chałupach i pytać co się stało. Bo widocznie nikogo tu nie ma albo wszyscy świetnie wiedzą co się dzieje, tyle, że już za wczasu, się obsrali i nic obcym nie powiedzą. Bardziej boją się starych duchów, niż nowych demonów
. - podsumował kumplowi nietypową sytuację braku gapiów Wilhelm. Granicznik skinął głową, widać myślał w ten sam sposób.

- To jak teraz robimy?

- Tak, żeby było raz, a dobrze. Wyciągaj broń, podciągaj pas i włączaj latarkę. Później będziesz szykował blachę jakbyśmy mieli się tłumaczyć. Pójdę przodem. Najprawdopodobniej mamy dwóch cweli do zdjęcia. - zawiesił głos jakby coś sobie przypomniał.

- Marian, stoi na dole nowa, czarna, matowa BMK-a bez przedniej blachy?

- Nie widziałem.

- Kurwa. Wchodzimy, włączę światło, osłaniaj mnie. - jęknął pod nosem tak cicho, aby tylko jego partner go usłyszał.

Nim ruszyli, sprawdzili i przeładowali broń... oraz przez moment przyzwyczajali oczy do światła latarki, żeby zyskać przewagę zaskoczenia z drastycznie zmienionych warunków gry. Gdy tylko uzbrojeni i zdetereminowani do granic możliwości mężczyźni w szyku bojowym, przekroczyli próg mieszkania nr 12, Wilhelm na oślep uderzył w ścianę gdzie zazwyczaj znajdował się przełącznik światła.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 30-08-2020 o 11:00.
rudaad jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172