Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-04-2021, 02:06   #161
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację

Eris, Feliks

I'm not like them but I can pretend
The sun is gone but I have a light
The day is done but I'm having fun
I think I'm dumb or maybe I'm just happy
I think I'm just happy


[media]http://www.youtube.com/watch?v=4xRuxuHjBY4[/media]

Błękitka posłuchała Erynnis. Ta zresztą odpowiednio dobierała słowa. W świecie śmiertelników wszelkie moce Faerie pochodziły jedynie z umów z duchami. W rezultacie byli w stanie osiągnąć wspaniałe, wręcz niewyobrażalne rzeczy. Jednak moc była niestabilna i niepewna, gdyż opierała się na ugodzie pomiędzy niepewnymi i humorzastymi stworzeniami. Mimo to Eris była w stanie już przez ponad godzinę utrzymać sojusz, co czyniło ją jedną z lepszych i bardziej charyzmatycznych oratorek Faerie.

Duch Łupawy ruszył i otulił się wokół Feliksa. Okrążał go i wtulał się w niego. Wody rzeki wznosiły się i lekko połyskiwały w świetle księżyca oraz mocy ducha. Ochraniały chłopaka. Wnet był zmuszony puścić martwe ciało koleżanki z klasy. Jego palce rozwarły się, a ramiona straciły siłę. Strumień porwał Maję i ta wnet popłynęła wraz z prądem.

Feliks pozostał sam.
Nie do końca był odosobniony, gdyż jego siostra chroniła go poprzez Błękitkę. I dobrze robiła. Taka ilość mrocznych duchów bez wątpienia zabiłaby go. Nikt nie byłby w stanie wytrzymać takiej ilości zła i ciemnej energii. Nawet najpotężniejsza istota załamałaby się. Eris w porę zainterweniowała, chroniąc brata przed najgorszymi i najbardziej podłymi potworami. Tymi, które zniszczyłyby go.

Ale już tak wiele wnikło w niego wcześniej.
Nie mogło to pozostać bez żadnych konsekwencji.
Feliks nie załamał się. Nie miał popełnić samobójstwa. Nie załamał się pod naporem bólu.

Zamiast tego rozbudził się.

Przeciągnął się. Jęknął. Wnet odrzuciło wszystkie duchy od siebie, nawet Błękitkę. Biedna nimfa jeziora uderzyła w Eris i ta na szczęście w porę zdążyła ją złapać. Zdawała się zbolała.
„Obiecujesz, że zobaczę Piramidy?”, zapytała. „Tylko tego pragnę. I piasek... podobno na południu piasek jest inny niż nad Bałtykiem. Jest prawdziwie złoty i tak skrzy w słońcu. Czy to prawda, Eris? Czy właśnie taki jest południowy piasek? Piasek pustyni?”

Błękitka nie umierała, ale zdawała się bez wątpienia zbolała, zmęczona i osłabiona.

Ale nie to w tej chwili szczególnie przyciągało uwagę.

Feliks wyprostował się i ruszył przed siebie. Co było szczególnie dziwne, gdyż znajdował się w rzece zanurzony aż po szyję. Mimo to z każdym kolejnym krokiem wspinał się w górę. Jakby po niewidzialnych schodach. Wnet trafił na sam szczyt. Szedł dalej po samej najwyższej przestrzeni tafli Łupawy.

Tyle że to już nie był Feliks.

Eris zauważyła różnicę. Ciężko było jej nie dostrzec. Wcześniej Feliks przypominał tę cichą i niepozorną koleżankę, która siedziała zawsze po cichu z tyłu klasy. Aż w pewnym momencie spojrzałaś na nią, zmarszczyłaś brwi i sobie coś uświadomiałaś. To była twarz Mona Lisy i przed wiekami Leonardo da Vinci stworzył na jej podstawie najbardziej rozpoznawalny obraz w historii ludzkości. W bardzo podobny sposób Feliks Trzebiński w przeciągu sekundy awansował ze zwykłego handlarza narkotyków do czegoś więcej. Stał się prawdziwym Księciem Faerie.

Pyrgusem Malvae.

A to objawiało się szczególnie w jego oczach. Zdawały się zupełnie inne. Nieludzkie. Demonie. Nie było w nich żadnej bieli, a jedynie czerń. Tęczówki nieco błyszczały różnymi kolorami, głównie zielenią i czerwienią. Połyskiwały mocą.


Moc Faerie pochodziła z paktów z duchami, a Pyrgus przechowywał w sobie tuziny najgorszych duchów. Gdyby wniknęło w niego więcej, najpewniej rozerwałoby to go. Zamiast tego przebudził się w nim Książę. Czy zamierzał podziękować za to Eris?
– Ta dziewczyna Maja – mówił, idąc po wodzie. – Była warta dużo więcej ode mnie. Nie powinnaś mnie zachowywać. Nie jestem tego wart – rzekł.

Wnet wyszedł na brzeg. Podniósł oczy w stronę nieba, na którym nie było ani jednej chmurki. Miriady gwiazd lśniły nad ich głowami.
– Titania powróci. Czuję to – rzekł. – Już wie, że coś zerwało zaklęcie, które mnie pętało. Rozumie, że nie jestem śmiertelnikiem Feliksem, który musi rozprowadzać Księżycowy Pył jak jakaś podrzędna służka. Powróciłem do mego prawdziwego kolorytu. Stałem się znowu Pyrgusem. To straszne, co niesie z sobą to imię. A po części ty jesteś za to odpowiedzialna, droga siostro. Zdaje się, że wszystko, co wyrządzę światu, będzie po części twoją winą – uśmiechnął się lekko i nachylił.

Musnął usta Eris i pocałował je.

Z jednej strony nadal wyglądał jak Feliks. A z drugiej strony zdawał się kimś zupełnie innym. Czy chodziło tylko o różnicę, jaka wynikała za sprawą zmiany jego oczu? Na pewno nie. Każda cząstka ciała chłopaka... mężczyzny... wibrowała zupełnie inną energią. Drżała w zupełnie niespotykany sposób.

Wnet Pyrgus zaklaskał. Zaczął się przemieniać.
– Słodka siostro, odnajdź mnie – rzekł. – Zanim narobię głupstw. Ty jedna potrafiłaś mnie powstrzymać. Byłaś głosem mojego rozsądku. Czy staniesz się nim znowu?
Ciało Malvaego zaczęło rozsypywać się w czarny pył znikający na wietrze.
– Łukasz Zieliński poprowadzi cię do mnie. Jeśli będziesz chciała mnie znaleźć... o ile naprawdę ci na mnie zależy. Jeśli jesteś tą Erynnis Tages, którą znałem i pokochałem. Pokochałem nie tylko jako siostrę – Pyrgus delikatnie musnął wargami policzek Eris. – Ale której może nie znam po dziesiątkach lat rozłąki. Spraw, żebym poznał cię na nowo. I co więcej... nie był rozczarowany. Bądź najlepszą wersją siebie, siostro.

Pyrgus zaśmiał się.
– Bo obiecuję ci – mruknął. – Ja będę najgorszą wersją siebie.

Rozproszył się wraz z wiatrem.
A Eris pozostało jedynie nazwisko.
Łukasz Zieliński.
Chłopak, który miał poprowadzić ją nie tyle do Feliksa, co raczej... do brata, którego znała i tak mocno kochała.

Do Pyrgusa.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 06-04-2021 o 02:38.
Ombrose jest offline  
Stary 08-04-2021, 18:35   #162
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=hTWKbfoikeg[/MEDIA]

Było świetnie, o ile można całą sytuację określić sytuację jao świetną. Wyszarpał gaśnicę i jej użył. Ledwo stojąc na nogach ze zmęczenia utorował drogę na moście, lecz wtedy... Błysk i tylko ten błysk widział. Wzywał go.
Hello, hello, hello, how low
Most duchy szatan Polska Rowy
Ringing of Division Bell has begun
porcelana talerz pieść
pociąg szyna katastrofa
duch dusza wiosna kościół
grzech niebo piekło zbawienie
Hello, hello, hello, how low
Płomień gaśnica śmierć
Walcz ! Nie poddawaj się!
Kamień pięść głowa błysk
Ringing of Division Bell has begun
Plecak kartka Feniks dziewczyna śmierć

Fadżr. Zuhr. Asr. Magrib. Isza.
-Nieeee! Nieee!
Karta Papież Świat Gra Muzyka
Ringing of Division Bell has begun
Hello, hello, hello, how low
Fadżr. Zuhr. Asr. Magrib. Isza.

-Nieeee! Martaa!
Ringing of Division Bell has begun
Błysk błękit bałtyk niebioskłon

Fadżr. Zuhr. Asr. Magrib. Isza.
-Nieee!

Credo in unum Deum
Patrem omnipotentem
factorem caeli et terrae
visibilium omnium et invisibilium
...
Jego ręka kreśliła na kartce kolejny rysunek. Maja.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 08-04-2021 o 19:25. Powód: literówki
JohnyTRS jest offline  
Stary 08-04-2021, 18:52   #163
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Reakcja na przemianę brata

Eris była w ekstazie! Takiego właśnie brata pamiętała, potrzebowała i pragnęła! Przerażała ją ta żebracza mamałyga Feliks przejmująca się głupimi śmiertelnikami.
Jeżeli oni byli motylami to śmiertelne dzieci, którymi zdawał się tak przejmować Felek były jak muszki owocówki, przydatne narzędzia albo zabawki z pewnością nie wartę, aby poświęcać dla nich życie!

Nie miała dużo czasu, a musiała jednym zdaniem upewnić się, że jej kochany Pyrguś nie będzie chował urazy za utratę na jej rzecz drugiej miłości tego samego dnia przeszukała wspomnienia Adama, aby znaleźć odpowiedni skrót myślowy - „Smentarz dla zwierząt" Kinga! Nie wiadomo, jaka Majka by wróciła albo, co by przybyło w jej miejsce sam wiesz jak ja się tu dostałam! Za duże ryzyko niech dziewczyna spoczywa w pokoju - Wyrzuciła z siebie szybkie usprawiedliwienie.

Słowa o Tytanii obudziły w niej strach pourazowy i zadrżała. Po chwili drżała już z zupełnie innego powodu i w odmienny sposób... Dotyk oraz pocałunek Pyrgusa były elektryzujące! Mogła siebie oszukiwać, że jest to wina ciała Adama, tłumaczyć sobie, że nie wiadomo czy byli rodzeństwem, bo czy dwie dusze spędzające tysiąclecia w niewoli można nazwać rodzeństwem? Faktem było, że wychowali się razem, ale Eris była w tej chwili zbyt zajęta uginaniem się pod ciężarem rozkoszy, który sprawił, że nogi miała jak z waty, aby myśleć o problematyce kazirodztwa...

Skoro jeden pocałunek i dotyk tak na nią działał to, co dopiero inne możliwości? Adam usłużnie podsunął jej opcje różnych zachowań męsko /męskich a jej nowo odrodzony brat sprawił, że po raz pierwszy odkąd przejęła to ciało poczuła się prawdziwe mężczyzną! Czuła, że uwięziona dusza Potwora również zakochuje się w jej bracie w sposób całkiem nowy i odmienny czy też może dokładniej mówiąc ciężko było jej odróżnić własne emocje w tej kwestii od tych posiadanych Wakfielda?

Zdawało się, że trwało to całą wieczność jednakże zaledwie po uderzeniu serca Malvae odszedł zostawiając ją spragnioną a niezaspokojoną.

"Ty i te twoje tajemne podpowiedzi! Mogłeś, chociaż zostawić mi komórkę i scyzoryk, których brak rujnuje część moich zamiarów!" - Pomyślała wściekła.

W jednym Pyrguś miał racje: Zawsze się pięknie uzupełniali ona była od pomysłów i manipulacji on zajmował się egzekutywą siłową.

Rozmowa z duchem

- Błękitko to ciało już kiedyś było w Egipcie ma pieniądze i możliwości żeby tam powrócić, gdy tylko dopełnimy rytuału pokaże ci te wspomnienia oraz dołożę wszelkich starań, aby po naszym połączeniu jak najszybciej dotrzeć do Egiptu - Oczywiście nie zamierzała pokazywać biednej nimfie wspomnień seksu, który Adam musiał uprawiać z arabskimi biznesmenami dla korzyści finansowych, jakie jego ojciec uzyskał dla swojego biznesu Szaflarskiego - Przebacz mojemu bratu jego niewdzięczne zachowanie od lat nie miał kontaktu z duchami a gdy wreszcie do niego doszło wszedł w pakt z najbardziej niewychowanymi duchami z możliwych stąd ja potrzebuje dopełnić paktu z Tobą, aby w świecie śmiertelnych i tym okropnym ciele nie nabrać jego złych manier! - Zawsze musiała myśleć trzy kroki na przód oraz stąpać delikatnie, aby nie zerwać cienkich pajęczych więzi sympatii pomiędzy nią a tymi, których potrzebuje.

- Uwierz mi droga przyjaciółko, że niczego bardziej nie pragnę jak pobiec i dopełnić naszej umowy, ale to przeklęte śmiertelne mięso ma swoje potrzeby! Jeżeli nie znajdę schronienia oraz pożywienia padnę trupem! Gdybym, chociaż miała drobną rybkę na zaspokojenie głodu i parę godzin snu... Oczywiście, nie śmiem cię o nic prosić moja droga! I tak wykazałaś się wobec mnie cierpliwością godną Matki i Królowej! Jesteś prawdziwą przyjaciółką! Przysięgam ci moja droga że wyruszę dopełnić naszej umowy gdy tylko ciało tego śmiertelnika wypocznie na tyle żeby mieć dość sił na taką podróż nie chcę abyś sądziła że próbuje cię uprzedmiotawiać i wykorzystać o co oskarżał mnie ten przygłupi Kałamarek - Miała nadzieje że urobi ją na tyle żeby sama z siebie zaproponowała jej jedzenie które będzie mogła upiec na ogniu z płonącego mostu i podzielić się nią z tym całym Łukaszem Zielińskim kimkolwiek by nie był.

Adam korzystając z jej osłabionej czujności zaproponował udanie się do księdza proboszcza śpiącego w hotelu, co rozwiązałoby problem spania, jedzenia i podniecenia. Eris z wielkim obrzydzeniem odnowiła bariery wypychając zboczonego nastolatka ze swoich myśli.

Może obrzydzenie wzięło się stąd, że ten pomysł wydawał się jej kuszący?...

Teraz należało pożegnać się, z Błękitką i wrócić do karetki, tam może się zdrzemnąć był tam też jakieś chłopiec może on będzie wiedział gdzie jest ten Łukasz Zieliński?

 
Brilchan jest offline  
Stary 09-04-2021, 20:41   #164
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Amanda, Jacek, Alan - część I

Amanda nie przypuszczała, że otwarcie jakiejś klapy sprawi jej tyle problemów. To tylko klapa, myślała początkowo, ogarnięta pewnością siebie. Mdliło ją od śluzu, który zgarniała, nawet przez chwilę miała wrażenie, że zakręciło jej się w głowie. Słowa Katii nie były dla niej obrazą, a wręcz komplementem. W końcu uznała, że wygląda jak księżniczka, a jednak mimo to potrafi zabrać się i do brudnej, śmierdzącej pracy. I faktycznie, blondyneczka pracowała zaciekle, końcówki jej długich, jasnych włosów ocierały się o obślizgłą podłogę zbierając z niej nieco szlamu, choć zdecydowanie mniej niż ściera. Widać jednak było, że są zawilgocone i kleiste. Kiedy siłowała się z klapą, była w stresie. Gołąbek próbował walczyć z potworami, Julia darła się wniebogłosy, a dziecku udzielała się jej panika. Katia była zdekoncentrowana, a Alan… No tak, Alan, zamiast pomóc, to trzymał Agatę za rękę. Amanda poczuła, jak narasta w niej wściekłość. “Świetnie, kurwa”, rozpaczliwie krzyknęła w myślach. Sama też się rozproszyła, jednak nagle Ceyn przywaliła jej kartą w czoło. Sabotowska zesztywniała jak ogłupiała, poczuła się jak w cyrku, gdzie Alan i Agata są turystami… trzymającymi się za rękę!. Potrzebowała pomocy, to jedyną osobą, która jej pomogła, była Katia. Nie Alan. Jacek i Julia mieli zdecydowanie inne problemy. Ciężko było przyjąć do siebie taką obojętność… Choć mógł to być szok, ale...
Blondyneczka nawet nie wiedziała, kiedy klapa puściła. Używała całej swojej siły do jej otwarcia, a gdy niespodziewanie, bez przygotowania, dostała jej więcej, niemal wyrwała drewniane drzwiczki piwnicy.

- Kurwa! - krzyknęła z bólu puszczając uchwyt, jednak wśród tych wrzasków i rumoru mogła być mniej słyszalna. Nie była pewna, czy nie urwało jej rąk, nie wiedziała też jakim cudem. Klapa omal nie wybiła jej zębów, kiedy tak się nad nią pochylała, rozwarła się z niesamowitym impetem i Amanda też ledwo odskoczyła, aby ta nie przywaliła jej w nogi.

Ręce piekły niesamowicie. Nie urwało ich, tyle dobrego. Początkowo miała za złe Katii, że to zrobiła. Że przyjebała jej kartą w czoło i tak wyszło. Szybko jednak zrozumiała, patrząc na stan dziewczyny, że zrobiła to, co musiała. A wybór ten był dobry. Ostatni raz rzuciła spojrzenie na Alana. Była zła. Pozwoliła mu na tak wiele względem innych dziewczyn, że już nawet za rączkę musi się pieścić. Przewróciła oczami i podskoczyła do Katii chwytając ją od boku. Mogła jej pomóc, ale nie dałaby rady ciągnąć. Nie miała sił. Ledwo uniosła rękę, aby objąć Ceyn w pasie.

- Weźcie Julkę i dzieciaka, szybko! Schodzimy nie ma czasu! - tyle zdążyła powiedzieć. Nawet w jej głosie dało się wyczuć wściekłość. Nie umiała tego ukrywać. Chciała zaprowadzić Katię do zejścia i pozwolić, aby ta pierwsza poszła po schodach. Mogła co najwyżej poświecić lichym telefonem.

Jacek zamienił się w potwora, Julka oszalała ze strachu, na twarzy jego ukochanej Amandy rysował grymas nieopisanego bólu, Katia opadła z sił a Agata rozpaczliwe wzywała ducha wiedźmy. Przez jeden krótki moment, Alan miał po prostu ochotę usiąść, ukryć twarz w dłoniach i poczekać, aż to wszystko się skończy. Przy zdrowych zmysłach trzymało go już tylko uczucie do dziewczyny, którą pokochał nad życie. Przez jeden krótki moment wydawało mu się, że jest w stanie ocalić wszystkich swoich kolegów i przyjaciół, ale jak zwykle się przeliczył. Teraz mógł próbować ocalić malutki skrawek tego na czym zależało mu najbardziej. Amanda musi przeżyć, nie liczy się już nic innego.
- Uciekajcie do piwnicy – krzyknął i odepchnął od siebie Agatę popychając ją w stronę klapy. Sam wystrzelił w kierunku Julki i Jacka. Nie było czasu żeby Rosjankę uspokajać i próbować zaciągnąć do kryjówki znajdującej pod podłogą. Złapał więc dziecko, które trzymała w ręku, próbując je wyszarpać z jej ramion.

Jacek tymczasem zbierał się z podłogi. A przynajmniej jego ciało, które regenerowało siły w zastraszającym tempie. Nawet przywołane z innego wymiaru ogary wolały zachować dystans. Ich obecność nie była jednak potrzebna, aby utopić towarzystwo w adrenalinie - o wiele gorszy potwór znajdował się już w środku. Nie tylko pomieszczenia, ale i umysłu Gołąbka…

Z początku sądził, że to ogar rozsadził mu łeb. Dopiero po chwili dotarło do niego, co się wydarzyło i do czego okazał się zdolny siedzący w nim Czerw. Gdyby tylko nie spieprzył sprawy… Gdyby tylko wykazał dość refleksu, zręczności i siły… Wtedy bestia nie musiałaby przejmować kontroli. Nie dawałaby upustu swoim pierwotnym instynktom!

Ale nie wykazał. Został odsunięty na boczny tor.

Czuł się pasażerem we własnym ciele. Bezradnym obserwatorem koszmarnych zdarzeń. Wyczuwał intencje Czerwia. Wiedział dlaczego patrzy w stronę rozhisteryzowanej Julii. Nie szedł, by ją przytulić… Dlaczego to robił? Jacek nie potrafił tego pojąć. Chciał łatwego łupu? Przeszkadzał mu krzyk? A może symbiot po prostu chciał zrobić gospodarzowi na złość? Tysiące myśli przebiegały przez umysł Jacka - nie zmieniało to jednak faktu, że stawiał krok za krokiem, czując buzującą w żyłach agresję i okrucieństwo. Nie potrafił zatrzymać nóg, ani utrzymać rąk na uwięzi. Zupełnie tak, jakby stracił kontakt z własnym układem neurologicznym. Widząc, że Alan próbuje jeszcze szarpać się z Julią, zdecydował się na desperacki krok - do czego zresztą zainspirowała go sama Rosjanka.

Zamiast walczyć o władzę w nogach, Jacek skupił całą siłę woli na próbie odzyskania jednego z najmniejszych elementów ciała - za wszelką cenę zmuszał się do zamknięcia oczu. Chciał by Czerw był równie ślepy, co Ulyanova. Być może nie zatrzyma go tym na długo, ale jeśli kupi tym Alanowi choć dodatkową sekundę… To warto. Jednocześnie zalewał Czerwia myślami o atakujących od tyłu ogarach. “Obróć się durniu, bo obaj zginiemy!” - to chciał przekazać brutalnej istocie. Tylko bezpośrednie zagrożenie mogło zrobić wrażenie na bezgranicznie egoistycznym bycie.

Katia i Amanda zniknęły prędko w przejściu prowadzącym do piwnicy. Udało się je otworzyć i w tej chwili to była ich jedyna droga ucieczki. Alan jednak znalazł w sobie siłę do ataku. Czy może raczej… do ochrony. Ruszył prędko niczym bicz i chwycił niemowlaka. Wyszarpnął go z rąk Julii. Dziewczyna tylko chwilowo stanowiła jakikolwiek opór. Prędko puściła dziecko, patrząc w oczy śmierci. W oczy Jacka. Oczy chłopaka, do którego poczuła bardzo niespodziewane uczucie i który miał ją chronić. Wszystko jednak wskazywało na to, że umrze z jego rąk.

Niemowlę niespodziewanie zamilkło. Chyba już straciło siłę do płaczu. Znajdowało się bezpieczne w ramionach Alana. Co więcej, akcja chłopaka chwilowo uratowała również Ulyanovą. Dziewczyna szarpnięta przez Wiadernego przemieściła się o kilkanaście centymetrów, tym samym unikając uderzenia Jacka. Czy może raczej Czerwia kontrolującego jego ciało. Faktyczny Gołąbek starał się z całych sił, aby zamknąć oczy, aby oślepić potwora. Bezskutecznie. Był jedynie pasażerem na gapę w swoim własnym ciele i jedyne co mógł zrobić, to się z tym pogodzić.

Lub też… dalej walczyć. Tylko czy walka z robakiem miała sens?

Agata odepchnięta przez Alana wpadła na klapę. Tę drewnianą część, która wystawała w stronę sufitu. Krzyknęła z bólu, kiedy krawędź uderzyła ją w bok. Nie było to nic groźnego. Po prostu mieszanka cierpienia oraz zaskoczenia wydarła się z ust Woś. To wystarczyło, żeby zmieniła się chwilowo w najgłośniejszy element otoczenia. Julia dziwnie milczała. Jak gdyby była w tak złym stanie, że nawet nie mogła wydać z siebie głosu. Tak właściwie zdawała się najbardziej dokładną definicją niemego krzyku. Czerw obrócił się w stronę Agaty, szykując do następnego ataku.
- Tak, debilu! - krzyknęła Woś. - Tu jestem! - wrzasnęła. - No dalej!
Przeniosła wzrok na Alana. Ich oczy spotkały się tylko na sekundę, jednak Wiaderny zrozumiał, że dziewczyna kupowała mu czas. Aby przemknął się z Julią i dzieckiem w stronę klapy. Ogary wchodziły do pomieszczenia, bardzo ostrożnie. Widziały tutaj wiele Czerwi, a przekonały się dobrze, jak groźny potrafił być jeden z nich. Nie wiedziały jednak, że Czerw Jacka był wyjątkowy właśnie z tego względu, że czerpał energię ze swojego gospodarza.

Agata również zwróciła uwagę na Czerwie. Chwyciła jednego z nich, który był przylepiony do klapy i zamachała nim w powietrzu… po czym rzuciła w Jacka.
Alan trzymając niemowlę w ramionach odwrócił się w stronę klapy gotowy rzucić się do natychmiastowej ucieczki. Kiedy jednak usłyszał krzyk Agaty a potem dostrzegł jej wymowne spojrzenie, zawahał się. Julka wciąż miała szanse, Jacek, czy też monstrum, w które się przeobraził jego kolega nie zdążył jej jeszcze dopaść. Chłopak przypomniał sobie moment gdy próbował pomóc Adrianowi, przeprosić go i przekonać żeby próbował walczyć z potworem, pożerającym jego ciało i umysł. Nieudana próba zakończyła się załamaniem nerwowym Wiadernego, Alan jednak gotowy był spróbować ponownie, tyle, że za plecami Gołąbka już czaiły się istoty jeszcze straszniejsze i bardziej złowieszcze. Każda sekunda zwłoki, zwykłego zawahania zbliżała wszystkich w chatce do nieuchronnego końca. Dlatego niewiele myśląc chłopak wyciągnął rękę w kierunku Ulyanowej. Wiedział, że dziewczyna straciła wzrok, więc starał się jej zbyt mocno nie szarpać by przypadkiem nie przewrócić.
- Julka, idź za moim głosem. Wszystko będzie dobrze, trzymaj się mnie i idź za moim głosem – szeptał uspokajająco w czasie gdy Agata odwracała uwagę Czerwia.

Prawdziwy Jacek poczuł wdzięczność za to, że Alan odciągnął Julię z linii uderzenia (nawet jeśli był to tylko efekt uboczny). Jacka-Czerwia ogarnęła z kolei wściekłość. Zamiast zmasakrować głowę Ulyanovej, pięść potwora wylądowała na ścianie. Gwałtownie powstał i skoncentrował spojrzenie na Agacie. Zarówno dłoń, jak i twarz trójboisty zrastały się błyskawicznie. Wespół z bezlitosnym spojrzeniem tworzyły iście makabryczny widok.

Gołąbek z dziecinną łatwością chwycił rzuconego czerwia i zaczął mu się przyglądać z zainteresowaniem. Czy widział w nim pobratymca? Kolegę? Krewniaka? Być może. Nie przeszkodziło to jednak w bezceremonialnym zmiażdżeniu insekta. Zielonkawa posoka rozlała się po podłodze. Część wylądowała na twarzy Jacka, dodając mu “uroku”. W tej kwestii dwie jaźnie zadziałały zaskakująco zgodnie. Chłopak widział w Czerwiach źródło osobistej tragedii i ogromne zagrożenie. Czerw zaś… Nie lubił konkurencji. Nie chciał kolejnego drapieżnika na swoim rewirze. Dlatego też przy pierwszej okazji jaka się nadarzyła, po prostu zmiażdżył rywala jak robaka. Dosłownie. Jacek liczył, że ośmieli to również ogary.

Brutalna istota ruszyła w stronę Agaty. Jacek nie oponował tak, jak w przypadku Julii. W pewnym sensie… Pozwolił na to. Czuł, że po raz kolejny dzisiaj traktuje Woś jak mięso armatnie. I to właśnie teraz, kiedy okazała się tak bohaterska. Wręcz podpowiedział Czerwiowi, aby ją rozszarpał.
Kiedy tylko bestia poczuła już żądzę rozlewu krwi, kiedy tylko wzięła zamach… Jacek ponownie uderzył mentalnie. Liczył, że pozorna uległość uśpi czujność robala. Tuż przed atakiem, po raz kolejny spróbował zmusić ciało do zamknięcia oczu. Gorączkowo myślał o działaniach matematycznych, by maksymalnie zdekoncentrować Czerwia. Na myśl o pierwiastkowaniu łeb Jacka parował nawet wtedy, kiedy nie był w trakcie walki. Być może dzięki temu znów chybi.

Wydarzenia w chatce nie spowalniały nawet na moment.
Maszyna do zabijania, jaką był w tej chwili Jacek, skoczyła na Agatę. Jednak w tej samej chwili jeden z ogarów przestał już marnować czasu i skoczył na Gołąbka. Może rzeczywiście zniszczenie tego Czerwia ośmieliło go. Wgryzł się ramię chłopaka, oddzierając potężny kawał mięsa. Od razu go zjadł, wręcz automatycznie. W powietrze chlusnęło osocze Gołąbka, choć rana zaczęła momentalnie pokrywać się ziarniną. Pęczki mięśniowe regenerowały się, a skóra zarastała ogromny krater. Regeneracja miała miejsce bardzo szybko, ale nie błyskawicznie. Organizm potrzebował przynajmniej minuty, aby poradzić sobie z tak ogromnym ubytkiem. W normalnych okolicznościach już to byłoby cudowne, ale Gołąbek potrzebował jeszcze więcej… znacznie więcej… cudów.

Agata zastygła w kompletnym bezruchu. Była wystraszona do granic możliwości.
- Słodki Jezu - jęknęła, wzywając już kolejną siłę wyższą.
Chyba naprawdę nie spodziewała się, że to przeżyje. Mimo to jakoś otrząsnęła się z początkowego szoku i spojrzała na Alana i Julię.

Ulyanova zapierała się. Bez wątpienia była w wielkim szoku. Nie chciała pójść z Wiadernym. To nawet nie była jej świadoma decyzja. Po prostu kompletnie oszalała.
- No już, już - ruszyła w jej stronę Woś. - Jesteśmy przy tobie - mruknęła. - Ciągnij, Alan - rzuciła.
Po czym sama popchnęła Julię. We dwoje byli w stanie ruszyć z nią w stronę otwartej klapy w podłodze.

Tymczasem Jacek zaczął wypływać na powierzchnię. Po chwili zrozumiał, że… zaczął odzyskiwać kontrolę nad własnym ciałem…! Z jednej strony szok związany z bólem, a z drugiej mentalne działania Gołąbka sprawiły, że Czerw został zepchnięty na spód. Jacek znów stał się Jackiem.

Ale po co?
Żeby być za sterami na czas własnej śmierci?
Czy istniała dla niego jakakolwiek nadzieja?

“Masz, co chciałeś” - pomyślał Jacek, gdy tylko odzyskał kontrolę. Nikogo nie zabił, sprowokował ogary do ataku i przejął stery nad ciałem. Choć dał tym reszcie kolegów szanse na przeżycie, dla niego sytuacja nie prezentowała się zbyt różowo. Mógł ignorować przeszywający ból po tym, jak bestia wyrwała z jego ciała kawał mięsa… Ale nie mógł zaprzeczyć, że stracił większość mięśni ramienia - a bez tego nie sposób poruszać kończyną. Silna wola nie mogła tutaj pomóc.

Niemniej nie zamierzał położyć się i zdechnąć - miał jeszcze drugą rękę. Wykorzystał ją, aby chwycić potwora za gardziel i żelaznym uściskiem uniemożliwić kolejne ugryzienie. Wpijał palce z taką siłą, jakby chciał przebić nimi demoniczną skórę otchłańca. Drugie ramię opadło bezwładnie. Jacek liczył, że jeśli przez chwilę nie będzie próbować nim ruszać, być może przyspieszy to proces regeneracji. Sam postanowił kupić sobie jak najwięcej czasu.

Choć prawica zaciskała się z pełną siłą, to nogi ustępowały pod naporem ogara. Jacek pozwalał na to celowo. W ten sposób mógł stopniowo wycofać się do kąta, gdzie plecy oraz boki chłopaka chroniła ściana. Zdrową ręką cały czas kontrolował łeb nieprawdopodobnie żernego monstrum, które najwyraźniej posmakowało w robaczywym mięsie.

“Cieszę się, że zdechniesz razem ze mną” - tę myśl zaadresował do Czerwia. Bez ręki czuł się słaby. A co robi zapędzone do rogu, ranne zwierzę? Udaje silne. Nie inaczej było z Jackiem. Przyparty do muru, zaczął ryczeć nieludzko, zupełnie tak jakby próbował zastraszyć napierające ogary. Jeśli potrafiły uczyć się przez obserwację, mogły nadal czuć lęk przed rozwartą gębą trójboisty. Po wcześniejszym zajściu wiedział, że to uczucie nie było im obce. Jeśli potwory będą się wahać jeszcze przez chwilę, być może odzyska ramię…

Niestety… wcale nie było łatwo. Jacek normalnie był nadnaturalnie silny. Jednak odzyskał kontrolę nad ciałem dopiero przed ułamkiem sekundy. Obecnie w chatce wydarzenia rozgrywały się w nanosekundach. I tych przeminęło zbyt mało, aby Gołąbek był w stanie zapanować nad wszystkimi swoimi neuronami. Niektóre wciąż zdawały się odrętwiałe po wcześniejszym przewodnictwie Czerwia. Ogar nie tylko zdołał wymsknąć się spod uścisku zdrowej ręki Jacka, ale na dodatek wgryzł się w jego drugi bok, przywłaszczając sobie kolejny ochłap mięśni oraz kawałek wątroby. I ta część Gołąbka zaczęła momentalnie regenerować się. Jednak to wszystko nie rokowało dobrze. Jacek był jeden, a ogarów tak wiele.

Zdołał się wymsknąć i ruszył pod ścianę, rycząc głośno i zawzięcie. Może to był jego pożegnalny dar dla przyjaciół. Rzeczywiście, wszystkie potwory zdawały się kompletnie zainteresowane Gołąbkiem. Skoczyły w jego stronę, chcąc zmierzyć się z drapieżnikiem, który zabił jednego z nich…
Wiaderny próbował wyciszyć zmysły, nie spoglądać na horror, który rozgrywał się za jego plecami, nie wsłuchiwać w odgłosy rzezi. Skupił całą swoją uwagę na klapie. Jedną dłonią tulił niemowlę do piersi, niemal czując bicie jego maleńkiego serca, w drugiej trzymał dłoń Julki. Krok po kroku z pomocą Agaty prowadził koleżankę w stronę zejścia do piwnicy. Gdy znaleźli się przy klapie puścił rękę Rosjanki i szybkim nerwowym spojrzeniem dał Agacie znać by pomogła jej wejść do środka. Wtedy rozległ się pełen rozpaczy i bólu wściekły ryk Jacka. Obejrzał się i dostrzegł jak drapieżniki doskakują do jego kolegi. Klasowy siłacz został poharatany, krwawił, ale mimo to wciąż trzymał się na nogach próbując stawić opór potworom. Wiaderny nie mógł tego wiedzieć na pewno, ale wydawało mu się, że to nie jest ten sam chłopak, który przed momentem pożarł jednego z ogarów a potem w morderczym szale rzucił na Ulyanową. Na powrót stał się człowiekiem, na powrót stał Jackiem Gołąbkiem, chłopakiem do którego Wiaderny poczuł szczerą sympatię. W oczach nastolatka pojawiły łzy. Gdy tylko Julka i Agata zeszły do piwnicy, Alan ruszył za nimi, lecz nie zamknął klapy, stał w otworze zastanawiając w jaki sposób mógłby pomóc koledze. W ostatniej desperackiej próbie zaczął walić pięścią w podłogę by krzykiem i hałasami odwrócić uwagę bestii od Jacka i dać mu szansę na ucieczkę lub jakiś inny manewr.
- Tutaj skurwysyny! Tu jestem! Do nogi, kurwa! Pierdolone brzydale, zostawcie go i chodźcie tu!!! – darł się nie przestając uderzać w deski podłogi.

Jacek przerzucił siekierę do zdrowej ręki. Najwyraźniej ogary nie kupiły jego blefu. Może byłby bardziej przekonywujący, gdyby nie brakowało mu połowy ramienia oraz wątroby. Musiał jednak grać tymi kartami, które dostał w rozdaniu. Bestie zdawały się idealnie kontrować jego niezwykłe właściwości lecznicze - po prostu pożerały w całości całe kawałki ciała. Nie wątpił, że pięć wpatrzonych w niego mord bez trudu rozerwie go na sztuki - do tego stopnia, że nie będzie już miał co regenerować.
- Wiej, bo zginiemy razem - warknął do Alana, choć nie spuszczał ogarów z oka. - Wtedy nikt nie powstrzyma Wielkiego Gówna.

Gołąbek szukał jakiegoś otwarcia. Być może któryś z ogarów spojrzy w stronę Wiadernego choćby na chwilę. Zamierzał wtedy z całą brutalnością uderzyć bestię przez łeb i dać nogę w stronę najbliższego wyjścia. Choćby miał się przebić przez zasłaniające okna dykty. Przy odrobinie szczęścia skurwielom włączy się instynkt pogoni i ruszą za nim, zamiast bezkarnie rozszarpać Alana. O ile w ogóle uda mu się przebiec między nimi. Czy starczy mu sił? Refleksu? Szybkości? Miało się okazać.
 
Bardiel jest offline  
Stary 10-04-2021, 07:23   #165
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Amanda, Jacek, Alan - część II

Wyglądało na to, że siła Jacka nie słabła pomimo ran, które zostały odniesione przez chłopaka. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią w jednego z ogarów. Okropne cielsko zostało poderwane w górę siłą impetu. Gołąbek przez moment poczuł się jak bohater gry komputerowej, którzy faktycznie posiadali moc, aby osiągnąć takie rezultaty. Niestety różnica była taka, że po nieudanym ataku miał zginąć śmiercią ostateczną. Nie istniały tutaj punkty zapisu.

Ogara odrzuciło i Jacek miał już uciec… lub też spróbować to uczynić… jednak w tej chwili inny ogar zaatakował jego wyciągniętą rękę. Wgryzł się w ramię z całą mocą i pociągnął, odrywając kończynę od korpusu. Gołąbek został zwalony na podłogę. Wtedy też dwa kolejny ogary zaczęły wyżerać jego nogi.

Agata prędko ruszyła z Julią w dół ciemnej piwnicy. Jedyny plus ślepoty Ulyanovej był taki, że nie mogła przerazić się jeszcze bardziej na widok ciemnego wnętrza oraz niewiadomej czyhającej na końcu. Choć z drugiej strony Rosjanka już i tak zdawała się być popchnięta na zupełny skraj ostatecznego szaleństwa. Alan nie czuł się wcale dużo dalej od tego stanu. Zastygł w bezruchu, widząc, jak ogary rozszarpywały ciało jego kolegi z klasy. Rozkazał mięśniom poruszyć się… zacząć uciekać… Ale przerażenie uniemożliwiało przełamanie okropnego czaru bezruchu. Bez wątpienia to był koniec Jacka. Ogary walczyły między sobą o dwie nogi chłopaka, które zostały oddzielone od tułowia. Najwyraźniej znajdowało się na nich wystarczająco dużo smakowitego mięsa.
- Alan, złaź! - Agata ni to krzyknęła, ni to szepnęła. Ale to wystarczyło na przełamanie paniki Wiadernego.
Zaczął już opuszczać klapę, kiedy zauważył coś… niewiarygodnego.
Po prostu niemożliwego.

Jacek zdołał wydostać się spod kłębowiska ogarów, które były zajęty pożeraniem jego trzech kończyn. Pewnie myślały, że ich właściciel zginął i zjedzą wszystko w swoim czasie. Otóż nie. Gołąbek dzielnie parł naprzód w stronę klapy, która znajdowała się najbliższą możliwością ucieczki. Składał się jedynie z tułowia, miednicy, głowy oraz lewej ręki. I właśnie z niej korzystał, podpierając ciało i próbując przedostać się w stronę Alana. Miejsca przy wyrwanych kończynach już nawet nie krwawiły. Czerw był w stanie zacząć regenerować nawet to… Co więcej, blokował oszałamiający ból, jaki Jacek normalnie czułby w takiej sytuacji. Oczywiście, wciąż czuł okropne cierpienie, jednak nie paraliżowało go i nie utrudniało działań. Gołąbek zrozumiał, że tak długo, jak połączenie pomiędzy jego głową i czerwiem znajdującym się w żołądku zostanie zachowane, tak długo będzie praktycznie niezniszczalny. Poruszał się stosunkowo szybko, gdyż jego nadnaturalna siła wciąż znajdowała się w lewym ramieniu, które mu pozostało. Alan jednak mógł ruszyć w jego stronę, żeby mu pomóc. Ewentualnie poczekać w tym samym miejscu, trzymając klapę dla dzielnego kolegi.
Ile razy tej nocy Alan powiedział sobie, że nic go już nie zdziwi? Gdyby za każdym razem płacono mu za to chociaż złotówkę, jego stary byłby przy nim teraz zwyczajnym nędzarzem i dziadem proszalnym. To co działo się na oczach Wiadernego przypominało jakiś pierdolony superbohaterski komiks, w których się zaczytywał w czasach gdy włosy rosły mu tylko na głowie. Uwielbiał Wolverine’a, uwielbiał jego moce, pazury były w kurwę epickie, ale to czynnik samogojący wywoływał w młodym Alanie prawdziwą ekscytację. Teraz na żywo obserwował coś, co wydawało po prostu niemożliwe. Z jednej strony przypominało przerażający horror, bo ciało Gołąbka było potwornie okaleczone, z drugiej mimo tylu ran, siłacz wydawał sobie z nic z tego nie robić i prowadził zaciekłą, wręcz wyrównaną walkę z bestiami. Alan na chwilę zapomniał o panice, bo uwierzył, że Jacek bez względu na wszystko da sobie radę, że te potwory nie są w stanie go jednak zabić.
- Dajesz Jacek! Dajesz kurwa, zajeb te kundle! – krzyczał czekając aż jego kolega przedostanie się do klapy. Zamierzał trzymać ją do końca by kolega mógł znaleźć w piwnicy bezpieczną kryjówkę i chwilę wytchnienia. Próby odwrócenia uwagi skończyły się dla Alana dość żałośnie bo żadna z bestii nawet nie spojrzała w jego kierunku a on nie miał w ręku niczego, czym mógłby w nie cisnąć jak zrobiła to wcześniej Agata. Wtedy sobie przypomniał o kastecie, który dał mu Gołąbek. Gdyby bestie były zwyczajnymi owczarkami, albo nawet rotwailerami, poszedłby się z nimi napierdalać, ale wiedział, że w tym wypadku to czyste samobójstwo, że jedno kłapnięcie zębami i Wiadernego nie ma. Chłopak więc zdjął metalowe krążki z palców a cisnął kastetem w jedną z bestii, co pewnie i tak przyniesie mizerny skutek. Był wciąż zwyczajnym dzieciakiem, lecz gdzieś tam z tyłu głowy tliła się myśl, że to się może zmienić, o ile przetrwają ten koszmar.

Niewiele osób mogło się podzielić doświadczeniem bycia zjadanym żywcem. Jacek jednak mógł. A raczej mógłby, gdyby potrafił opisać potworny ból, który towarzyszył wyrywaniu mu kończyn. Przeszywał, oszałamiał, powodował niemal omdlenie. Już mniejsza o krwotok - chłopak umarłby prawdopodobnie z samego bólu, gdyby nie siedzący w brzuchu Czerw. Tajemniczy symbiot zupełnie zmieniał reguły gry i przekształcał ciało trójboisty w coś irracjonalnego, niewytłumaczalnego.

Z początku Jacek był przerażony tym, że nie traci przytomności pod wpływem obrażeń. Miał przed sobą perspektywę bycia zjadanym na żywca - i mógłby oglądać widowisko z pierwszego siedzenia. Do samego końca, w pełnej świadomości. Przeklinał własną odporność… A następnie ją błogosławił. Gdy tylko zorientował się, że ogary zajęły się zjadaniem odgryzionych kończyn, postanowił wykorzystać okazję. Wola przetrwania była w nim niemal bezgraniczna. Korzystając z jedynego ramienia, zaczął czołgać się czym prędzej w stronę klapy. Modlił się przy tym, aby Alan go nie przegapił. Czy mógłby winić kolegę, gdyby skazał go na straty przedwcześnie? Widok odgryzanych kończyn nikogo nie napawał optymizmem. Najwyraźniej jednak Wiaderny okazał się wręcz nieprawdopodobnym optymistą! Czekał do końca na żywe zwłoki Jacka i jego pół wątroby. Ten przyspieszył z całych sił, nie przejmując się czy wpadnie do dziury na zbity łeb czy nie. Chciał tylko, żeby nikt go już dziś nie pożerał…

W jakiś dziwny, niewytłumaczalny i kompletnie nieprawdopodobny sposób… wszyscy przeżyli konfrontację z ogarami. Nie zginęło niemowlę, nie zginęła Julia. Nie zginął nawet Jacek. Alan nie pozostawił chłopaka na pastwę losu, a nawet pomógł mu wczołgać się do środka, kiedy Gołąbek był już blisko. Kastet wylądował na ciele jednego z ogarów i wbił się w jego bok, ale potwór niewiele sobie z tego robił i wydzierał z paszczy drugiego resztki kości Jacka. Rana nie krwawiła. Nawet Jacek nie byłby w stanie zabić monstrum zwykłym kastetem, więc zwyczajny człowiek - nie licząc klątwy Szatana rozprzestrzeniającej się na przedramieniu - tym bardziej nie miał szans. Wnet Alan zamknął klapę nad ich głowami i wszystkich otuliła szczelna ciemność. Tymczasem z korytarza wróciła również Amanda, która załapała się na samą końcówkę wydarzeń.

- Latarka? Ma ktoś latarkę? Lampę? - zapytała Agata.
Przytrzymywała Julię, która wrzeszczała i próbowała uciekać. Najpewniej gdyby Woś ją puściła, Rosjanka przewróciłaby się i złamała sobie kark na schodach. Przejście nie było zbyt szerokie i musieli jakoś rozwiązać problem.
- Albo xanax? Mam w chatce tabsy mojego ojca, w charakterze rekreacyjnym - powiedziała Agata. - No ale nie przy sobie.
A były potrzebne, bo Julia w żadnym wypadku nie słabła.


- Mam zapalniczkę w lewej kieszeni. Ale nie mam lewej ręki - wycedził z trudem trójboista.
- Ja mam papierosy - odpowiedziała Agata. - Jak chcesz, to mogę dać ci jednego, to sobie zapalisz. Zasłużyłeś - mruknęła, po czym zaśmiała się w bardzo dziwny sposób. Jakby miała zaraz wybuchnąć łzami. - Pewnie nie tylko na papierosa - mruknęła.
- Nie, ja nie palę… - wystękał niemal automatycznie Jacek, ale po chwili się zreflektował. Teraz przecież nie musiał dbać o kondycję. I nie musiał być grzecznym chłopcem. I tak świat się już kończył. - Albo daj. Trzeba raz spróbować chociaż
Agata przetrzymała Julię jedną ręką, po czym wyszarpała z kieszeni paczkę papierosów. Otworzyła i podała jednego z nich kupce nieszczęścia, jaką był Gołąbek.

Amanda przyszła po to, aby pomóc Julii zejść na dół. Gdy jeszcze było trochę światła, odezwała się do Rosjanki i chwyciła ją za rękę, ostrożnie sprowadzając na sam dół, gdzie Katia szukała już jakiegokolwiek włącznika światła.

- Zapalisz sobie sam? - zapytała. - A potem jako drugą nagrodę możesz wziąć sobie Julkę. Zawsze wydawała mi się dziewczyną, która resetuje się po dobrym seksie - rzekła. - Może to pomoże na jej ślepotę.
Próbowała zażartować, ale jej próby były raczej słabe. Ciężko było znaleźć dobry żart w tak okropnej sytuacji.
- Na ślepotę? Nie będę jej ruchać w oczy przecież - zaśmiał się wisielczo Jacek, ale zaraz przestał, bo rozbolał go brzuch. I wszystko inne przy okazji też. Na kretyński żart Agaty odpowiedział nawet bardziej kretyńskim. I w sumie go to bawiło. Wyrywanie kończyn wprowadziło chłopaka w dziwny nastrój. Włożył fajka do gęby, po czym zaczął się gimnastykować, aby prawą ręką wydobyć zapalniczkę z lewej kieszeni. - Dam se radę. Przecież nie jestem kaleką.

Julia zaczęła wyrywać się nieco mniej. Na pewno nie zdawała się nigdzie w pobliżu zdrowia psychicznego, ale też nie zamierzała już zmieniać życie Agaty w piekło.
- Może to dźwięk twojego głosu tak na nią działa - powiedziała Woś. - Albo podsłuchała ten fragment o seksie - uśmiechnęła się półgębkiem. - Co do oczu, to nie bądź taki pewien. Bez kończyn to będzie cud, jak trafisz w cokolwiek - rzekła.
Następnie zamilkła. Jakby bardzo powoli docierało do niej to wszystko, co się działo. I miało miejsce naprawdę. Właśnie żartowała na temat tego, jak jej kolega z klasy został brutalnie rozdarty przez armię potworów.
- Też czujecie się tacy… odrealnieni? - zapytała.
Wnet zakaszlała, czując dym papierosa. Mimo wszystko znajdowali się na małej przestrzeni, która nie była wentylowana. Woś uznała, że to może jednak nie był taki dobry pomysł.
Jacek też się zakrztusił, bo nie potrafił nawet poprawnie się zaciągnąć. Nie pił, nie palił, nie ruchał. Tak wyglądało jego szkolne życie.
- Albo chrzanić to, bo dzieciak będzie wdychał - oznajmił z trudem, gasząc czym prędzej kiepa. Koniec świata końcem świata, ale matka mu zawsze mówiła, że przy dzieciach się nie pali.

Komfort Jacka sięgał dna. Mało powiedziane. Przeczołgał się przez kilka metrów podłogi pokrytej cuchnącym szlamem Czerwi. Dla niego nie był tak straszny, być może dlatego, gdyż sam posiadał takiego robala w sobie. Jednak dla wszystkich innych zebranych wokół Gołąbka równie dobrze mógł być cały obtoczony w gównie. Poza tym fantomowe bóle trzech kończyn i boku bardzo doskwierały. Potem dołączył się żołądek. Czerw puchł, intensywnie pracując. Pewnie nawet dla niego ogarnięcie tego całego chaosu, jakim był w tej chwili organizm Jacka, stanowiło nie lada wyzwanie. Jacek czuł ogromny głód. Potrzebował budulca, aby odbudować kończyny. Materiału do odtworzenia kości i tkanek. To były dosłownie kilogramy jedzenia, którego w tej chwili nie mieli.

Aaliyah znów zaczęła kwilić na ramieniu Alana. Połączenie tego wszystkiego sprawiało, że sytuacja wydawała się wręcz komiczna. Nie tylko zmagali się z końcem świata oraz potężnymi potworami, to jeszcze mieli na głowie niemowlę, szaloną, niewidomą dziewczynę oraz kolegę ekstremalnego kalekę (nie licząc supersiły). Pomagała im nastoletnia czarownica. Wycieńczona w tej chwili. Schodzili do piwnicy, w której mogło czaić się wszystko. Jak mieli wyjść z tego wszystkiego cało?

Alan włączył latarkę w telefonie. Poczuł się nieswojo trzymając niemowlaka na rękach, w zasadzie to nawet nie lubił dzieci i nie miał pojęcia jak się nimi zajmować, zwłaszcza kiedy płakały i nie wiadomo było czego chcą. Bardziej interesował go teraz los kolegi. Widok okaleczonego, pozbawionego kończyn Jacka wyzwolił w Wiadernym pokłady czysto zwierzęcej paniki, ludzie po amputacjach to jedna z fobii, które prześladowały go niemal przez całe życie. Przypomniał sobie koszmar jaki śnił w autokarze, gdy bracia Diany przywiązali go do rzeźnickiego stołu. Zemdliło go i zrobiło słabo gdy rzucił snopem światła na kolegę. Mimo to próbował się wziąć w garść. Przecież to nie on walczył z potworami i stracił nogi oraz ręce, tylko Jacek. Tylko dzięki niemu jeszcze żyli, nie zostali rozszarpani i żywcem pożarci. Zanim podszedł do siłacza, spojrzał w kierunku Amandy. Była zmęczona, ale wydawała się cała i zdrowa. Ta myśl dodała mu otuchy. Chciał z nią chwilę porozmawiać, dotknąć, przytulić, pocieszyć, ale najpierw musiał porozmawiać z Jackiem. Podszedł do Gołąbka. Próbował znaleźć w sobie siłę, by spojrzeć na to co zostało z klasowego kolegi. Jacek w tym czasie ulokował się w kącie na plecach. Nie zajmował dużo miejsca, bo obecnie składał się praktycznie tylko z nich. Wyglądał tak, jakby toczył walkę, aby nie wrzeszczeć z bólu. Czasami zagryzał zęby na ostatniej kończynie, która mu została, aby jakoś przetrzymać. Rany cudownie się zasklepiły i nie krwawiły, ale nie przestawały boleć.

- Jacek…nie wiem co powiedzieć…jak ci pomóc…nie wiem…Boże…Gdyby nie ty…wszyscy byśmy zginęli. Dzię…dziękuję. Dziękuje i przepraszam że nie mogłem zrobić nic więcej – dukał. Teraz sam trochę przypominał jąkałę. Oczy mu się zaszkliły. Gołąbek znacznie dzielniej znosił swój stan, to był prawdziwy wojownik.
- Żartujesz? Ostro tam nawaliłem - odparł zbolałym głosem trójboista. - Dzięki, że w ogóle na mnie poczekałeś, bo by mnie zeżarły na żywca…
- Gdyby nie ty, to wszyscy byśmy nie żyli - mruknęła Agata. - Nie nazwałabym tego ostrym nawalaniem. Ostro to dopiero się nawalimy, jak tylko przyjdzie okazja. Jedną rączkę masz, Jacek, wystarczająco by trzymać szklanicę wódki.

– Widziałem, jak się regenerujesz. Dlaczego teraz to nie działa? Musisz zjeść więcej tych robali? Może Katia ci pomoże? Moją nogę uleczyła. Choć w zasadzie nie ona, tylko jej stary. Wiesz…Lucyfer. Nie chcę cię do tego namawiać, ale jeśli to jedyny sposób…
Gołąbek pokręcił przecząco głową.
- Szkoda na mnie Katii. Ona i tak jest bardzo wyczerpana. Robali też nie mogę jeść. Ten, który siedzi we mnie nie lubi konkurencji. Ale to fakt… Jestem cholernie głodny. Jeśli tylko znaleźlibyście żarcie.... Mam na myśli DUŻO żarcia… To czuję, że mógłbym odzyskać resztę ciała. Nie sądzę, żeby ten cały Lucyper chciał ze mną rozmawiać. Gdyby tak było, Katia by mi zaproponowała. Nie, mnie przypadł robal.
Jacek zaśmiał się gorzko, po czym zakaszlał.

Alan słyszał jak Agata próbuje silić się na dowcipy, więc sam postanowił spróbować jakoś pocieszyć kolegę. Nachylił się i wyszeptał mu do ucha. Wolał żeby dziewczyny nie słyszały samczych rozmów.
- No i wiesz…gdybyś się zdecydował, mógłbyś sobie legitnie poruchać i pomóc przy okazji Agacie. Zasłużyłeś sobie bracie.
- No nie wiem stary… Bałem się, że nie ogarnę tematu już wtedy, kiedy miałem całe ciało. A z jedną ręką? Ja mam w ogóle kutasa jeszcze?
Jacek podniósł głowę, żeby spojrzeć w którym miejscu odgryziono mu nogi. Biodra jeszcze miał na miejscu.
- Te, chyba nawet mam… - trójboista zaśmiał się, odkładając ciężko głowę z powrotem na podłogę. Miał podejrzanie dobry humor, jak na przepełniający go ból i brak połowy ciała. Po chwili jednak spoważniał i przyjrzał się Alanowi uważniej.
- Miałem z tobą pogadać, zanim przyszły pieski - odezwał się również cicho, aby nie stawiać Wiadernego w trudnym położeniu. - Co się dzieje, stary? Bo mam wrażenie, że boisz się dzisiaj tego ruchania bardziej ode mnie.

Alanowi wydawało się nie do pomyślenia, by w sytuacji w jakiej znalazł się jego kolega można było silić się na żarty. Chłopak widząc jak Jacek sprawdza przyrodzenie roześmiał się razem z nim, choć do oczu wciąż napływały mu łzy. Nie mógł dać sobie rady z tym co spotkało Jacka. To w jaki sposób Gołąbek znosił cierpienie wydawało się niezwykłe, wzniosłe, spektakularne. Gdyby Wiaderny miał w sobie chociaż cząstkę jego niezłomności, rzuciłby świat na kolana. Zdrowy Jacek w pełni sił był bezcennym sojusznikiem, wartym więcej niż martwa czarownica czająca się w Agacie, czy magiczne sztuczki Ceyn. One nie miały tego co on. Gdy Gołąbek poruszył temat seksualnych rytuałów, nastolatek uniósł zdziwiony brwi.
- Serio, chcesz teraz o tym rozmawiać? –
Alan szybko jednak uznał, że może rozmowa pozwoli Jackowi skupi się na czymś innym niż ten cały koszmar rozgrywający się w koło. Ciężko westchnął.
- Nie boję się ruchania tylko…nooo…chyba już wiesz, że się zakochałem. Julka miała rację, chodzi o Amandę. Nie mogę przestać o niej myśleć i ostatnią rzeczą na jaką mam teraz ochotę to posuwanie satanistek. Ty byłeś kiedyś zakochany, miałeś dziewczynę? Bo ja miałem dużo, ale przy żadnej się tak nie czułem…I rozważałem na poważnie możliwość, że lepiej umrzeć na tą magiczną gangrenę niż zranić Kucyka, pieprząc Katię. Gdyby nie pojawiły się te potwory, Wielkie Ponad, możliwe że tak by się stało. Ale dopóki to coś zagraża nam wszystkim…zagraża Amandzie…chyba nie mam wielkiego wyboru, co? O ile w ogóle wyjdziemy z tej chatki żywi. Pogadam z Katią, ona ci jeszcze nic nie proponowała, bo pięć minut temu miałeś dwie nogi i dwie ręce – Alan wysilił się na słaby uśmiech - Przy okazji rozejrzę się za jakimś żarciem.

Agata stała obok i przysłuchiwała się rozmowom chłopaków.
- Wiem, że normalnie byłabym ostatnią osobą do skarżenia się na takie rzeczy… Ale nawet ja porzuciłam tytuł królowej teen dramy, kiedy tylko okoliczności zmieniły się i trafiliśmy na wojnę. Alan, Jacek dosłownie dał sobie wyrwać wszystkie kończyny za nas. Ty masz dla porównania wepchnąć kutasa w dwie laski. Może nie ogarniam do końca sytuacji z Amandą, ale czy naprawdę chciałbyś zamienić się miejscami z Gołąbkiem?
W głosie Woś czuć było irytację. Nie podobało jej się, że jakiś facet kręcił nosem na seks z nią. To uderzało w poczucie własnej wartości. Zwłaszcza kiedy od lat porównywała się z Amandą i czuła się od niej brzydsza. Alan nastąpił na odcisk.
- Mówiąc o Kucyku… wzięła Julkę i poszła na dół. Chodźmy z nimi, może potrzebują naszej pomocy. Jacek, dasz radę sam schodzić? Podtrzymać ci… kadłub? - wypowiedziała ostatnie słowo. Choć walczyła z sobą to parsknęła śmiechem. Jej irytacja momentalnie zniknęła.

Czy każda dziewczyna musi się wpierdalać się między wódkę a zakąskę gdy tylko zaczyna rozmawiać z Jackiem o Amandzie? Najpierw Julka, teraz Agata, powtarzała te same bzdury i próbowała go pouczać.
- Spokojnie Agata, tobie z przyjemnością włożę w każdą dziurę. Myślę, że ten śluz Czerwii nada się w sam raz jako lubrykant - odgryzł się w nerwach, na chwilę znów stając dawnym Alanem – To prywatna rozmowa, więc się nie wcinaj. Jacka sam przeniosę, ty weź dzieciaka i mój telefon.
Chłopak oddał niemowolę i komórkę Agacie a potem wrócił do Jacka próbując go podźwignąć. Gołąbek był bykiem, ale bez nóg i ręki nie mógł ważyć przecież więcej od Amandy czy Julki.

- Cokolwiek - odpowiedziała Agata. - Choć muszę przyznać, że są trochę podwójne standardy. Gdybyś był laską, to nikt nie myślałby nawet, żeby naciskać na ciebie w ten sposób. Że jesteś facetem, to jesteś przez to inaczej traktowany. To w sumie niesprawiedliwe - wzruszyła ramionami. - Masz prawo do swoich uczuć i własnego ciała. Ale co do prywatnej rozmowy, to przecież stoję cały czas obok. To nie tak, że zakradłam się, podsłuchując. Sorry - mruknęła, ale tonem, który nie sugerował wielkiej skruchy.
Ruszyła na dół w stronę dziewczyn. Alan podniósł Jacka bez większych problemów. Brak nóg znacząco obniżał wagę Gołąbka. Agata szła przodem, ale oświetlała komórką kolejne stopnie przed Alanem. Tak, żeby się potknął się przypadkiem.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 11-04-2021, 19:32   #166
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Amanda, Jacek, Alan część III ostatnia

Jacek poczuł się jak niemowlak, kiedy został podniesiony. Chwycił Alana za kark, żeby jakoś się podtrzymać i poczuć pewniej. Nie był przyzwyczajony do bycia wyręczanym w najprostszych czynnościach (jak na przykład chodzenie).
- Alan… Nie chodzi tylko o ruchanie - kontynuował Jacek, kiedy Agata już się nieco oddaliła. - Musimy po prostu wszyscy zrobić to, co konieczne. Ja przestałem się jąkać, to ty mogłeś się zakochać. Ale teraz trzeba zagryźć zęby i zrobić to co trzeba. Myślisz, że jak przedwczoraj robiłem wyciskanie na klatę, to planowałem satanistyczne rytuały? Nie mam ręki i obu nóg. Dalej nie zajedziemy już na tym dziwnym robaku, który mnie napędza. Jeśli mi nie pomożesz z tym syfem, będzie po nas. Rozumiesz, o co mi chodzi?
Jacek wypowiadał się trochę nieskładnie, ale jego stan nie poprawiał retoryki. Liczył, że Alan zrozumie ogólne przesłanie.

- Przecież ja to wszystko wiem Jacek – odpowiedział Alan niosąc kolegę na rękach. Czuł się teraz trochę jak Forrest Gump na wojnie w Wietnamie– Zgodziłem się na orgię i zrobię co konieczne. Do tej pory jak uprawiałem seks, to obie strony miały na to ochotę. Gdyby nie Amanda, już bym podrywał i urabiał Katię, żeby było jej przyjemniej. Tak już jestem dziwne skonstruowany, że lubię dawać laskom przyjemność i pompować sobie ego, a jak ona będzie leżeć jak kłoda…no kurwa…średnio mnie to kręci, ale nieważne. Na razie musimy pomyśleć, jak w ogóle się stąd wydostać i pomóc ci się zregenerować.
Jacek kiwnął głową. Skoro Alan powiedział, że rozumie, to uznał że rozumie. Widział już dzisiaj kilka krwawych jatek i niósł zmasakrowanego kolegę, więc raczej w obłokach nie bujał. Trójboista nie zamierzał drążyć tematu.
- Za ojczyznę, Alan - skwitował dyskusję. - A teraz odłóż mnie w jakimś suchym miejscu i znajdź mi jakąś krowę do zjedzenia.

Amanda zabrała Julię gdzieś dalej. Katia chyba nie mogła znaleźć włącznika, ponieważ w piwnicy wciąż było ciemno.
- Serio nie ma? - zagaiła do Katii, sadzając Julię przy dalszej ścianie i kucając przy niej. Amanda zaczęła głaskać przyjaciółkę po głowie. Łzy niemal cisnęły jej się do oczu. Na samo wspomnienie widoku Jacka nie mogła wręcz powstrzymać ich potoku, dlatego też starała się nie myśleć, wyprzeć ten fakt. Zignorować to, co stało się z Jackiem. Nie było to proste.

- Katia… Co z nią? - blondynka zamachała dłonią przed twarzą Julii, Ceyn przyświetliła jej twarz słabym blaskiem telefonu. - Nie idź tam - dodała spoglądając na czarownicę - Jacek… Kompletnie nie ma kończyn… Tylko jedną rękę. Nie chcesz tego widzieć.
Katia drgnęła, kiedy usłyszała głos Amandy. Stała tuż przed drzwiami znajdującymi się na samym dole. Napierała na nie barkiem, próbując przedostać się na drugą stronę. Zdawała się dość desperacka w tym ruchu, gdyż perspektywa wysadzania przejścia zaklęciem z góry przyprawiała ją o ból głowy. Obróciła się w strony obu dziewczyn.
- Cholera - mruknęła.
Milczała przez moment, spoglądając na Julię. Położyła dłoń na jej głowie i skoncentrowała się. Zamrugała powoli.
- To nie jest klątwa magiczna, jej po prostu odwaliło po tym wszystkim. I ta karta… jej karta… jest osmalone do połowy. Już wcześniej była. Pewnie przy śmierci Bastiana tak się zdarzyło. Może mogłabym jej pomóc, gdybym przekierowała połączenie Kochanków Julii i Sebastiana na Julię i jakiegoś innego kawalera, który by żył. Ale to nie jest działanie na teraz - mruknęła. Następnie spojrzała na Amandę. - Pamiętasz naszą rozmowę o sile? Nie płacz. Chociaż z łzami ci do twarzy. Nawet jeśli czujesz się gorzej, to udawaj inaczej. Musisz być silna dla chłopaków. Faceci z reguły są strasznie miękcy, więc bez ciebie pewnie obydwoje się rozkleją. A tego nie chcemy. Rolę księżniczki do uratowania pełni Julia i jeśli mogłabym jej dać za to Oscara, to bym się nie wahała - mruknęła.
Następnie Ceyn zagryzła wargę.
- To chujowo, jeśli Jacek umarł. Liczyłam, że to on otworzy te drzwi. Nie są zamknięte, ale zatrzasnęły się, a ja jestem słaba jak gówno.

- Jeszcze żyje - odparła Amanda - Ale nie wiem, bo nie powinien… Chyba. Nie widziałam wcześniej takich zwłok, nawet nie chcę o tym myśleć, bo obrzygam was obie - blondynka z trudem powstrzymała wymioty. Widok w głowie wciąż tkwił, próbowała myśleć o czymś innym, czymś milszym, ale było to trudne. Nawet wcześniejsza złość na Alana jej przeszła, w sumie nie miała pojęcia kiedy. To było takie trywialne. Wkurzanie się na niego. Na kogokolwiek.

- Pomogę ci z drzwiami - dodała Sabotowska, choć wciąż czując naderwane mięśnie, szybko się poprawiła - To znaczy, spróbuję. Razem spróbujemy. Albo Agata i Alan może, im chyba nic nie jest, tak totalnie nic. Odpocznijmy chwilę, Julii też się przyda - Amanda słabo się uśmiechnęła i kiwnęła do Katii. Usiadła na piętach plecami do pozostałych a przodem do Ulyanovej, wciąż gładząc jej włosy - Jestem z tobą, nie denerwuj się. Jakoś to naprawimy wszystko… Jakoś… to będzie…
Katia usiadła po drugiej stronie Julii. Chwyciła mocniej rękę Rosjanki. Czuła do niej dziwną mieszankę uczuć. Z jednej strony chciała ją chronić i zaopiekować się nią ze względu na Sebastiana oraz fakt, że w macicy Ulyanovej wzrastał ceynowski materiał genetyczny. Z drugiej strony nie znała tej dziewczyny i była dość dużym obciążeniem dla grupy. Katia nie darzyła szacunkiem ludzi, którzy byli obciążeniem.
- Czuję się, jakbym była w jakimś jebanym filmie i trafiłyśmy na scenę girl power - skrzywiła się. Ścisnęła drugą dłoń w pięść i wystawiła ją do góry. - Razem przetrwamy wszystko! Chronimy się nawzajem, siostry! Yay!

Amanda uśmiechnęła się słabo w odpowiedzi, robiąc nieme “yay”. Nie potrafiła nawet udawać, że wszystko jest w porządku, bo nie było. I bała się, że będzie jeszcze gorzej. Tym bardziej biorąc pod uwagę stan, w jakim była Julia i Jacek.


W chwili gdy Katia wznosiła okrzyk, nadszedł Alan, dźwigając okaleczone ciało swojego kolegi. Uśmiechnął się pod nosem, widząc jak Ceyn próbuje motywować dziewczyny wykrzykując feministyczne hasełka. Było to na swój sposób ludzkie i normalne. Wyglądało na to, że satanistka chyba zaczęła dogadywać się, jeśli nie z nim, to przynajmniej z Amandą. Ostrożnie ułożył Jacka w suchym miejscu, oparł go plecami o ścianę.
- Macie tu jakieś żarcie Katia? Sataniści robią przetwory na zimę? Jacek jest głodny i musi się zregenerować. Widziałem go w akcji i wydaje mi się, że nie potrzebujemy ani zabijać płodów ani uwalniać Ortyszy. Rozmawiałem z nim o rytuale, który mi pomógł gdy złamałem nogę. Mogłabyś spróbować go wysłać tam gdzie mnie?
Nie czekał na odpowiedź, podszedł od razu do Amandy.
- Jak się czujesz? – spytał z troską, spoglądając w jej intensywnie błękitne oczy.
- Alan… - Amanda ściągnęła brwi i podniosła się na równe nogi, stając przed chłopakiem. Jej ton głosy był dyskretny, spokojny, aczkolwiek dało się w nim słyszeć reprymendę. Dłuższą chwilę tak na niego patrzyła, przez chwilę wydawało się, że zadrżały jej usta, powieki jakby szybciej zamrugały, oczy stawały się istnym oceanem - Nie możesz jej o to prosić, Katia potrzebuje siły, aby utrzymać samą siebie. Ze mną… Jest okej.

Alana nie do końca przekonywała odpowiedź blondynki, właściwie miał pewność, że nie jest ok i to go bolało, nie chciał jednak naciskać. Przyjdzie czas, żeby porozmawiają na spokojnie. Nie wiedział co działo się w piwnicy, gdy został z Agatą, Julką i Jackiem na górze, ale wyglądało na to, że Katia użyła swojej mocy. Rzeczywiście satanistka sprawiała wrażenie zmęczonej, chociaż starała się tego nie pokazywać.
- Rozumiem, ale chodzi o Jacka…on się dla nas poświęcił, walczył z tymi potworami – Wiadernemu trudno było się pogodzić z tym jak skończył ich kolega. Rozpaczliwie szukał sposobu by mu pomóc. Bo przecież kalectwo w przypadku Jacka Gołąbka to chwilowy stan.

Blondynka nigdy nie przypuszczałaby, że stanie po stronie wiedźmy. Miała mnóstwo powodów, aby czuć do niej odrazę, wstręt i nienawiść. Jednak w dość krótkiej chwili dotarło do niej ile Katia poświęciła, aby przeżyli. Wszyscy. W tym i sama Amanda, która była dla niej dosłownie nikim. Z całej tej gromady, tylko ona i mała Ali byli dla Ceyn zwykłymi śmieciami, a jednak… Nie skazała ich na śmierć.

- Jakoś sobie poradzimy - dodała po krótkiej przerwie i przytuliła się mocno do Wiadernego. Schowała na chwilę buzię w jego ramię i odetchnęła drżącym ciałem, które próbowało nabrać powietrza do płuc i wstrzymać wszelkie ataki emocji.

Objął ją mocno ramieniem, wplótł palce w jej jasne włosy, przez chwilę napawając tą bliskością. Boże, jak ja ją kocham, pomyślał, nie wiedząc czy będzie miał siłę ją puścić z powrotem. To, że przez ten cały koszmar nie mieli ani chwili dla siebie, był torturą.

- Pomóż mi otworzyć te drzwi obok. My nie mamy już siły. Chyba naderwałam mięśnie przy tej klapie… - ścisnęła Alana mocniej na parę sekund i dodała szeptem - … zepsułam to wtedy. Przeze mnie Katia nie pomogła wam, bo musiała mi…

W końcu zrozumiał skąd pojawił się ten grymas bólu na jej twarzy, gdy ogary zaatakowały a ona i Katia uciekały do piwnicy. Spojrzał na jej przedramiona, tak, jakby samym spojrzeniem i pocałunkami chciał je uleczyć. Westchnął.
- Przepraszam – wyszeptał dotykając skóry jej przemęczonych ramion– Niczego nie zespułaś, to moja wina. Nie pomogłem ci, idiota ze mnie. Sam spróbuję otworzyć te drzwi, a wy odetchnijcie, ok?


- Dzięki - mruknął Jacek, kiedy Alan ułożył go już pod ścianą. Wziął głębszy oddech, opierając głowę i przymykając oczy. Nie miał za wiele do roboty. Mógł siedzieć i kontemplować jak bardzo wszystko go łupie. Powieki wolał trzymać przymknięte. Choć szok i ból wprawił go w podejrzanie dziwny nastrój (jakby był trochę na haju), to jednak widok własnych kikutów wprawiał chłopaka w lęk. Na pewne rzeczy lepiej nie patrzeć, jeśli nie ma takiej potrzeby…
- Kurwa no... Zostawiłem coś na górze… - zaklął pod nosem, chyba bardziej do siebie.
- Co takiego? - mruknęła Agata.
- ABIBASA - odparł bez otwierania oczu. - To moja fartowna bluza. Jak ją pierwszy raz założyłem to znalazłem dwie dyszki. Czaisz? Dwie dyszki. Jakbym jej nie zdjął to miałbym teraz nogi.

Agata dziwnie się czuła i nawet nie była pewna dlaczego. Tuż po akcji Jacka poczuła wyrzut endorfin i prawdziwą euforię. Myślała, że wszyscy umrą. A tu jednak zwrot akcji. Gołąbek musiał za niego zapłacić, jednak zyskali bardzo wiele. Przeżycie ich wszystkich. Dlatego Woś cieszyła się. Potem jednak jej nastrój stopniowo pogarszał się. Kiedy już radość związana z przeżyciem słabnie, zaczynasz zastanawiać się, co tak właściwie chcesz z tym życiem zrobić. A Agata czuła się coraz bardziej zagubiona na kilka różnych sposobów. Chyba najbardziej zabolała ją odpowiedź Alana. Chłopak zachował się wtedy dokładnie tak jak przed “przemianą”. Co zaczęło sprawiać, że Agata zaczęła zadawać po cichu pytania. A co, jeśli to była gra i Wiaderny wcale się nie zmienił? Fakty wyglądały tak, że kiedy jego najlepszy kumpel, Mateusz umarł, Alan zrozumiał, że Amanda stała się wolna. A że Wiaderny chciał zaliczyć wszystkie dziewczyny na planecie, to musiał zacząć zachowywać się tak, aby Sabotowska go polubiła. Jeśli był aktorem, to genialnym. Jednak przed chwilą na schodach nie wytrzymał i pokazał swoje prawdziwe oblicze. A to sprawiało, że ich moment na schodkach przed domkiem nie miał żadnego znaczenia. Agata zerknęła na Alana. Czy to możliwe, że był tak fałszywy? Zastanawiała się, co naprawdę działo się w jego głowie. Czy kiedy już przeleci Amandę, to zacznie śmiać się z nich wszystkich, że są tacy łatwowierni? Koniec końców Szatan wybrał go na swojego sługę i może miał ku temu więcej powodów, niż Wiaderny chciał im przedstawić. Co więcej, nawet jeśli uczucia chłopaka względem Amandy były prawdziwe, to raniło to Agatę na kilka innych sposobów. Coś jej zgrzytało i nie wiedziała dlaczego. Dopiero po chwili zrozumiała. Wiaderny nie chciał spać z innymi dziewczynami, bo kochał Sabotowską. To kłóciło się z wizją świata Agaty. Mężczyźni w nim owszem, kochali, ale sprawę seksu traktowali oddzielnie, gdyż tak ukształtowała ich biologia. Mogli przez całe życie płodzić nieskończoną liczbę dzieci, więc rozwiązłość była zakodowana w ich naturze. Kobiety znajdowały się w innej sytuacji, gdyż po doborze partnera musiały być z nim związane przez co najmniej dziewięć miesięcy, gdyż tyle trwało urodzenie dziecka. Co znaczyło, że musiały rozważniej dobierać sobie partnerów. Oczywiście antykoncepcja wszystko zmieniła, ale niektóre sposoby rozumowania wszedły już i tak mocno do kultury lub tradycji. Dlaczego Agata lubiła myśleć w ten sposób? To usprawiedliwiało jej ojca. A tylko go miała i bardzo go kochała. Wielokrotnie zdradzał jej matkę i Woś wolała myśleć, że po prostu był mężczyzną i to normalne. Postawa Alana sugerowała, że można inaczej. Co znaczyło, że ojciec Agaty w ogóle nie kochał jej matki, skoro chciał sypiać z innymi kobietami. Co sprawiało, że związek jej rodziców był błędem, a więc i ona nim była. Woś poczuła się nawet trochę dumna, że była w stanie rozpracować to bez pomocy swojej terapeutki.

Myślała dalej. Przed chatką powiedziała Amandzie, że chce zostać jej prawdziwą przyjaciółką. Nie taką fałszywą, jak podczas poprzednich lat w liceum. Ale to było takie trudne. Sabotowska była obiektywnie tak przepiękną dziewczyną, że jej widok wręcz wywoływał mdłości. Agata czuła się przy niej tą gorszą i dlatego nie raz życzyła jej śmierci. Wchodziła przy niej w rolę swojej brzydkiej, niechcianej, niekochanej matki. Wystarczyło, że Amanda po prostu była i już samą swoją aurą ją przyćmiewała. Ciężko było spoglądać, jak tuliła się z Alanem i wymieniali czułe słówka, mając w dupie, że robią to przy wszystkich. Agata nie była zainteresowana wcale Wiadernym, ale i tak czuła się źle z tym, że nie wybrał jej. Rozumiała, że nie mogła mieć o to pretensji do niego, a tym bardziej do Amandy, ale i tak nie było jej z tym dobrze. Nawet przez chwilę zazdrościła Julii, że nie mogła tak jak ona po prostu oszaleć i przetransportować się do swojego własnego świata. Może byłoby łatwiej.

Co więcej, nie do końca pomagały uczucia i myśli, jakie Agata zaczynała odczuwać względem Jacka. W pierwszej chwili jego kalectwo ją przeraziło i obrzydziło. Było straszne. Jednak z biegiem czasu zaczęła czuć narastającą fascynację stanem, w jakim znajdował się Gołąbek. Przerażało ją to, że kiedy przenosiła na niego wzrok, zaczynała czuć się nieco… podniecona. Zastanawiała się, jakby to było zacząć go ujeżdżać. Bez kończyn Jacek po części przestał przypominać człowieka. Czyż nie przyjemnie byłoby zredukować go do roli maszyny dla przyjemności? Był silny. Cholernie silny. Widziała, jak walczył z tymi ogarami, a jeszcze wcześniej jak rzucił Mołotowem. Poza tym był odważny i został, aby ich bronić. Na dodatek nie wiadomo kiedy przestał się jąkać. Zmienił się nie do poznania i nie chodziło jedynie o utratę kończyn. Jacek zaczął być potężny… a Agata uwielbiała dominować takich mężczyzn. Przez to sama czuła się jeszcze silniejsza i potężniejsza od nich. Kiedy spoglądała, jak Gołąbek był poniekąd na łasce Alana, pomyślała, że chciałaby, aby to od niej był uzależniony. Chciała go mieć. Przez moment jej myśli krążyły wokół bardzo nieodpowiedzialnych scen, w których zaspokajał ją... na dodatek Czerwiem. Zrobiło jej się gorąco i nawet nie wiedziała kiedy zaczęła mocniej napierać na drzwi, przy których stała Katia. Nagle coś trzasnęło i sama Woś zdołała otworzyć przejście.
- Wow - mruknęła Ceyn.
Spojrzała na Agatę uważnie.
- Wszystko dobrze? - zapytała.
- Co? - zapytała Woś, przesuwając na nią nieco nieprzytomne spojrzenie. Dopiero po chwili zogniskowało się na wiedźmie.
- Pytałam, czy wszystko dobrze - powtórzyła Katia.
- Tak, pewnie, że tak - powiedziała Agata.
Spojrzała na zebranych ludzi. Cieszyła się tylko z tego, że nikt z tutaj obecnych nie potrafił czytać w myślach. Już sam fakt, że nachodziły ją przy innych sprawiał, że czuła się dziwnie wyeksponowana. Wyprostowała się i przyjęła neutralny wyraz twarzy. Nawet nieświadomie spróbowała naśladować Katię.
- Wchodzimy? - zapytała.

Alan nie zdążył jeszcze dobrze wypuścić blondynki z objęć, jak drzwi o których wspominała Amanda nagle otworzyły się. A właściwie otworzyła je Agata. Chłopak spojrzał na koleżankę zaskoczony, zdziwienie szybko przeszło w uznanie dla jej wyczynu. Woś zaskakiwała na każdym kroku.
- Eee….dobra robota Agata – pochwalił kumpelę. Nie doczekał się za to odpowiedzi ze strony Katii, uznał, że milczenie w tym przypadku nie oznacza zgody, więc postanowił, że nie będzie więcej pytał o rytuały dla Jacka. Amanda miała rację, satanistka potrzebowała teraz chwili oddechu. Już wcześniej, przed atakiem drapieżników wydawała się mocno osłabiona, nie chciał nawet myśleć ile sił kosztowało ją odprawianie kolejnych magicznych obrzedów. Ze słów jego ukochanej, wynikało, że Ceyn pomogła Amandzie, więc chłopak chcąc nie chcąc poczuł wdzięczność. Gdy przyjdzie czas, podziękuje jej za to. Najpierw jednak będą musieli wydostać się z tej chatki i zniknąć z radaru piekielnych ogarów. Udało im się przeżyć pierwsze starcie, ale to nie był przecież koniec, ani może nawet początek.
Miał już odwrócić się w stronę Jacka, ale nie mógł się powstrzymać i złożył na ustach Amandy czuły pocałunek, którym próbował wyrazić wszystko co do niej czuje. Już nie przejmował się obecnością innych, wydawało się, że Ceyn nie jest zagrożeniem. Pewnie takie gesty komplikowały jego relacje z Katią i Agatą w kontekście tego co musieli zrobić, ale to było silniejsze od niego. Mogli przecież w za chwilę zginąć, więc każda sekunda z blondynką była dla niego teraz bezcenna.
- Później porozmawiamy. Gdy to wszystko się już skończy i będziemy bezpieczni – obiecał po czym podszedł do Jacka.
- No i dzięki Agacie nie posiedzieliśmy tu długo. Jak się stąd wydostaniemy, poszukam ci czegoś do żarcia, słowo – obiecał Wiaderny po czym dźwigał kolegę z ziemi z powrotem na ręce.
- Co jest za tymi drzwiami Katia? – spytał sataniski.

Jacek stopniowo się wyciszył. Nie miał już nic ciekawego, ani zabawnego do powiedzenia. Stopniowo znikał haj związany z adrenaliną i przeżytą przygodą. Zostawał tylko ból, ekstremalny głód i kalekie ciało. Przerzucił ostatnią kończynę jaka mu została przez kark Alana i starał się jako-tako trzymać głowę w pionie. Na całe szczęście nie miał zdolności telepatycznych i nie mógł usłyszeć osobliwych fantazji Agaty. W innym wypadku mógłby się przerazić. Jacek bał się sytuacji, w których mógłby być słabszy fizycznie - stąd też wzięły się jego obsesyjne treningi na siłowni. Myśl o tym, że ktoś mógłby chcieć wykorzystać jego niedyspozycję, by uzyskać kontrolę, z pewnością wzbudziłaby w nim lęk.

Póki co jednak martwił się tylko przyziemnymi problemami i najbardziej pierwotnymi odczuciami. Czuł jak Czerw wierci się niespokojnie w żołądku, domagając się jedzenia. Bardzo, bardzo dużo jedzenia…

- Nie wiemy - Amanda odpowiedziała za Katię, ponieważ już o tym rozmawiały będąc w piwnicy jako pierwsze - Po prostu chodźmy - blondynka podeszła do Julii i pomogła jej wstać. Chwyciła za rękę, aby prowadzić. Z Alanem stali się nagle psami przewodnikami. Naprawdę było to przykre.
- Dobra robota, Agata. Dzięki - pochwaliła jeszcze koleżankę, aby ta poczuła się doceniona. Nie mieli jednak czasu, musieli iść dalej.

- Nie wiemy - powtórzyła Ceyn. - Ale to tylko połowa prawdy. Wiem, że ta chatka została wybudowana przez mojego dziadka. A wraz z nią piwnica. Nie był Satanistą, ale interesował się okultyzmem. No cóż, zrobił dziecko mojej babce, więc trudno, żeby długo pozostał kompletnie poza tym światem. Był uważany za szaleńca. A jeżeli moja rodzina oznacza kogoś za szalonego, to już coś znaczy - mruknęła. - Wiem jednak, że coś badał w Rowach. Coś go tutaj szczególnie ciekawiło. Nie mam pojęcia co. Miał kilka swoich stacji badawczych w tej miejscowości, a to jedna z nich. Nie mam pojęcia, gdzie znajdują się kolejne. Ani co w nich można znaleźć. Jeżeli jednak wnętrze urządzał doktor Jan Ceyn, to możemy spodziewać się wszystkiego…

Obróciła się do pozostałych, uśmiechnęła szeroko.
- Nie martwcie się, jeżeli macie mało wrażeń, to może jeszcze czymś się rozerwiecie. Albo coś nas jeszcze rozerwie.
Po tym zachęcającym wstępie wszyscy weszli do środka...
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 12-04-2021, 14:51   #167
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Talking Megalomania motyla



Przemyślenia Eris

"Bądź najlepszą wersją siebie! " Phi! Też coś! Ja już jestem najlepszą wersją siebie braciszku! Jestem księżniczką i boginią chaosu! Będę królową nocy, która przewyższy samą Tytanie!

Jako śmiertelnik byłeś strasznym nieudacznikiem Pyrgusku, ale dobrze zawsze byłeś głuptasem jednak poświęciłeś się dla mnie, dlatego doceniając twoje cierpienia podejmę twoje wyzwanie. Pokażę ci jak należy to zrobić i ocalę tyle tych muszek owocówek z twojej klasy ile tylko zdołam! Pokaże ci jak prawdziwa księżniczka gwiazda i przyszła Królowa potrafi przekręcić gównianą sytuacje na własną korzyść mój ty uroczy rycerzyku!

Pokaż mi to całe zło, które obiecujesz! Przynajmniej znów masz jaja! Ja w zamian za to udowodnię, czego nauczyło mnie to całe cierpienie! Nie złamię mnie ta chora sytuacja zbiorę te twoje ludzkie zwierzaczki sprawię, że będziesz mnie kochać tak jak powinnieneś. Dam ci ich los w prezencie skoro tak polubiłeś te dzieciaki! Znaj łaskę szlachcianki!

Radujcie się albowiem Erynnis Tages powróciła i jest w łaskawym nastroju!

Cytat:
The history of the world, my love
(...)
Is those below serving those up above
(...)
How gratifying for once to know
That those above will serve those down below
Wpierw wypyta się tego chłopca, o Zielińskiego i upewni się że chłopaczyna przeżyje, potem odpoczynek oraz jedzenie dla ciała aby dopełnić umowy z Błękitką. Gdy to już załatwi trzeba będzie zdjąć klątwę... A właśnie czy jej Pyrgusek zostawił po sobie kartę Tarota ? - Zastanowiła się rozglądając.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 12-04-2021 o 15:08.
Brilchan jest offline  
Stary 12-04-2021, 18:53   #168
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Jacek, Julia, Katia, Aaliyah, Alan, Amanda, Agata

Black hole sun
Won't you come
And wash away the rain?
Black hole sun
Won't you come
Won't you come
Won't you come


[media]http://www.youtube.com/watch?v=3mbBbFH9fAg[/media]

W środku okropnie śmierdziało. Jeszcze bardziej niż na górze. Tu nie chodziło jedynie o zaduch. Coś musiało rozkładać się w piwnicy. Pytanie brzmiało... od jakiego czasu. Katia szła przodem, tuż za nią Agata. Obie podniosły dłoń, żeby zatkać nią nos, ale to nie pomogło za bardzo.
– Przydałaby się maska gazowa – mruknęła Ceyn. – Jednak myślę, że idzie się do tego przyzwyczaić. Może dziadek trzymał tu jakieś zwierzęta... – zawiesiła głos.

 Woś prowadziła Julię. Trzymała ją za rękę, chcąc upewnić się, że dziewczyna nie zgubi się w mroku. Zdawała się nieco spokojniejsza. Nie dlatego, gdyż jej stan psychiczny uległ poprawie. Po prostu nie posiadała dość energii, aby panikować. Jacek był niezwykle głodny, ale tak naprawdę wszyscy potrzebowali jedzenia. Nie jedli nic od wieków. W pewnym momencie nawet adrenalina nie była w stanie sprawić, aby o tym zapomnieli.


– Chwila, tu coś jest... – Ceyn zawiesiła głos. – To lampa... lampa oliwna. Jest tutaj ich cały rząd. I są wypełnione.
Agata zapaliła jedną z nich, posługując się zapalniczką. Jej palce dotknęły pokrętła, zwiększając płomień. Wnet zalał ich blask.
– To... to było głupie – mruknęła Katia. – Chyba. Tak myślę. Ta zgnilizna... czy powietrze nie mogłoby się zapalić od ognia?
– W sensie metan? – odparła Woś. – Chyba musiałoby tu być więcej gazu... Nie wiem...
– Trzeba było uważać na lekcji chemii – Ceyn skrzywiła się.
– Takich rzeczy nie uczą w szkole – Agata skontrowała. – Zresztą to przecież tyczy się również ciebie.
– Ja nie chodziłam nigdy do normalnych, ludzkich szkół publicznych – powiedziała Katia. – Byłam wysyłana na obozy satanistyczne, choć nikt ich tak nie nazywał. Oficjalnie ich funkcją była nauka. Tak naprawdę tworzenie kontaktów między sektami. Upadłych aniołów jest wiele, a Lucyfer jest tylko jednym z nich. Choć najsilniejszym. I dlatego Ceynowie są swego rodzaju rodziną królewską wśród Oświeconych Rodów, bo tak się nazywamy. I przynajmniej w Polsce jako jedyni jesteśmy z nim połączeni. My i Hallmanowie, ale przez wieki nasze rodziny tak często się ze sobą łączyły, że to praktycznie te same geny. Swoją drogą dlatego rytuał zaprzysiężenia Szatanowi jest oparty na seksie. Poniekąd zakłada on małżeństwo i przyjęcie nazwiska Ceynów – mruknęła Katia. – Miałam tego nie mówić, bo uznałam, że to wcale nie pomoże.


– Chwila, to nie wszyscy sataniści są satanistami? – zapytała Agata. – Inni nie czczą Lucyfera?
– Nie, choć pozornie żadna różnica. W Polsce liczy się Abaddon, który przekazuje czcicielom destrukcyjne moce. Asmodeusz zsyłający talenty uwodzenia oraz wpływania na los. Astaroth odpowiada za wieszcze talenty postkognicji i prekognicji. A także Lewiatan związany z wodą i życiem. Nie potrzebują kart do czynienia magii i na tym polega ich przewaga. Wadą jest wąska specjalizacja. Ceynowie jako jedyni mają dostęp do każdego rodzaju magii, jednak są przez to uzależnieni od Tarota. Mają również nieco mniejszą pulę energii i wytrzymałości rytualnej. Mimo wszystko to mała cena za naszą wszechstronność i stąd nasza wyższość. Z tego powodu ja i Nadia mamy wielu zalotników. Można powiedzieć, że jesteśmy satanistycznymi księżniczkami – uśmiechnęła się półgębkiem. – Jak gdyby te tytuły cokolwiek znaczyły w naszym obecnym położeniu. Nieważne. Rozejrzyjcie się dookoła. Mój dziadek był świrem.


Znajdowali się w schronie atomowym. Tak to przynajmniej wyglądało na pierwszy rzut oka. Zdawało się, że pomieszczenie było naturalną jamą wydrążoną w skale, która została nieco poszerzona i otoczona cegłami. Niektóre ściany jednak były wyłożone plastikiem. Znajdował się stół i kilka krzeseł. Pięć łóżek, w tym dwa piętrowe. Wiele regałów pełnych puszek i przetworów. Wyglądało to tak, jak gdyby Jan Ceyn zamierzał przyszykować sobie norę, w której mógłby ukryć się przed całym światem. Gruby kurz znajdujący się na podłodze i na meblach sugerował, że od dłuższego czasu nikt nie przebywał w tym pomieszczeniu. Było naprawdę dobrze wyposażone. Od kufrów z ubraniami, poprzez butle z paliwem, pięciolitrówki wody, skrzynie z piwem, przyrządy do fermentacji wina. Którego butelki również stały w kratach. Jedynym problemem było to, że wszystko, co znajdowało się tutaj, liczyło sobie wiele lat. Najpewniej stało w zapomnieniu od lat osiemdziesiątych.




Uwagę zwracało biurko, na których walały się kartki oraz przybory do pisania. Niezliczone ciężkie tomy stały oparte na regale. Te, które nie mieściły się, postawiono na podłodze wokoło. Wokół bez liku notatek, zapisków, bazgrołów, rysunków. Uwagę zwracały również napisy pozostawione na ścianach. Zdawały się nagryzmolone... krwią. Jej ciemne, skrzepłe odcienie były widoczne w najróżniejszych miejscach. Zdawało się, że ktoś lub coś przed śmiercią postarało się zostawić wiele wiadomości. Nie było w zbyt dobrym stanie psychicznym, skoro nie postanowiło po prostu chwycić za długopis. Katia przechadzała się powoli, spoglądając na wszystkie zapisane słowa.
– Biedaczysko – westchnęła. – Nie mógł sobie poradzić z tym wszystkim. Ciężko jest żyć w świecie strzyg i potworów, nie będąc... jednym z nich – mruknęła. Przesunęła palcem po stole, spoglądając z melancholią na ślad kurzu na opuszce.

Po chwili od niechcenia chwyciła jeden z rysunków i zdmuchnęła z niego brud. Przedstawiał mapę Rowów, jednak były na niej oznaczone markerem dodatkowe linie zbiegające się z głównymi ulicami miejscowości.


Doktor Ceyn umieścił napis „Oko Boga” na plakacie. Musiał być naprawdę zafascynowany narządem wzroku, gdyż na wielu karteczkach rysował podobne symbole, które kojarzyły się ze starożytnym Egiptem. Choć nie tylko. Na niektórych cegłach również zostały namalowane, jak gdyby mężczyzna miał obsesję na punkcie dziwnych znaków.
– Nic mi to nie mówi – powiedziała Katia. – Ten symbol nie jest wykorzystywany w Satanizmie – mruknęła. – Nie rozumiem fascynacji.


Agata skoczyła w stronę krat z winem. Pospiesznie wyszarpnęła jedną butelkę i rozejrzała się za otwieraczem.
– Jak będziesz w stanie to otworzyć, to nalej też mi – mruknęła Katia.
– Ty zajmij się zaklęciem – odpowiedziała Woś. – Zacznij je szykować. Nie wiadomo ile mamy czasu. To cud, że jeszcze nie mamy ich na plecach. Tych ogarów. Ja chcę się napić ostatni raz zanim umrę.
– Nie bądź taka melodramatyczna – mruknęła Ceyn. – Może... może nie umrzesz.
Nie zabrzmiało to zbyt pewnie. Zwłaszcza że w pomieszczeniu unosiła się atmosfera śmierci i rozkładu.


Wnet jednak Woś znalazła starożytny korkociąg. Spojrzała na kieliszki. Przetarła je koszulką.
– Jebać, że zakurzone – mruknęła i zaczęła nalewać, ale Katia ją zatrzymała.
– Otwórz po jednym winie dla wszystkich. Będziemy pić z gwinta – powiedziała Ceyn. – Z kieliszków to się nie nachlejemy.
Agata pokiwała głową, zgadzając się w pełni.
– Upijemy Julię! – wykrzyknęła nagle, gdy do głowy przyszedł jej świetny pomysł. – Boże, to wino nas uratuje! Może po nim zaśnie!
Obecnie Ulyanova uderzała głową w blat biurka, aż ktoś skoczył i ją od niego odciągnął.


Katia zerknęła w stronę Amandy.
– Może pomogłabyś mi ją za chwilę położyć na łóżku? – zapytała. – Dziewczyna potrzebuje chwili wytchnienia...
Chwilę dłużej spoglądała na twarz Sabotowskiej... po czym przesunęła wzrok nieco dalej. Ruszyła w stronę, która znajdowała się za plecami Kucyka.
– O kurwa – szepnęła Katia.
Za załomem korytarza siedziały zwłoki mężczyzny. Był ubrany w niemodne materiałowe, szare spodnie oraz starożytną koszulę z PRLu. Miał na nosie okulary... o ile to coś można było nazwać nosem. Do czaszki tkwiły przylepione białe, poskręcane włosy. Był trupem w stanie zaawansowanego rozkładu. Mimo to można było jeszcze dojrzeć na jego twarzy ślad cierpienia, ogromnego strachu i zaskoczenia. Może też rozbawienia? Ciężko było dedukować mimikę trupa, który nie żył od co najmniej kilkunastu lat. Co więcej... wyciągał palec wskazujący w stronę przeciwległej ściany. Jak gdyby znajdowało się tam coś ważnego. Tyle że to była goła sterta cegieł składających się na mur. Nic ciekawego. Mimo to kiedy Amanda na nią spojrzała, nawiedziło ją to samo uczucie, co na górze. Dziwna świadomość, że patrzyła na coś bardzo ważnego.

Co więcej, wokół zwłok były porozrzucane płytki. Mniej więcej dziesięć centymetrów na dziesięć. Zdawały się być stworzone z ciemnego, barwionego szkła. A może porcelany? Wypalanej gliny? Ciężko było stwierdzić. Płytek było dokładnie sześć i na każdej znajdowała się litera. Na trzech litera A, na jednej M, na jednej B i na ostatniem L.

– Ja pierdolę – jęknęła Katia. – Na to zagadka zniknięcia dziadka jest rozwiązana. Cały czas był w swoim bunkrze, a utonął w morzu swojego szaleństwa. Wypijemy za ciebie, Jasiu – szepnęła, wycofując się do głównej części bunkra. – Agata, otwarłaś to wino? Czy wszyscy ludzie z imionami na literę J muszą być szaleni? – zerknęła na Julkę. – Sorry Jacek. Z tobą wszystko w porządku – dodała, spoglądając na Kadłubka.

Ceyn przystanęła jednak w pół kroku, widząc napisy na ścianie tuż nad głową zwłok.

Próbowała utrzymać rezon, a jednak zadrżała i spuściła wzrok, po części wstydząc się, a po części żałując swojego dziadka.






Eris, Łukasz

They said it couldn't be done
They tried to tell me it couldn't be done
They were right
It can't be done


[media]http://www.youtube.com/watch?v=AG0RmDA0U9w[/media]

Eris czyniła plany i postanowienia. Faktycznie ujrzała kartę Tarota, jaką zostawił za sobą Pyrgus. Przedstawiała Maga. Faerie spoglądała na nią chwilę, po czym ją schowała. Wnet poczuła głód, który przypomniał jej o wcześniejszej prośbie w stosunku do Błękitki.

„Nie martw się, dobra księżniczko”, powiedziała Błękitka. „Znajdę ci najwspanialsze pstrągi w całej Łupawie! Jak chwilę poczekasz, to miałabym również pięknego dorsza, ale musiałby przypłynąć aż z Gardna, co chwilę potrwa”, dodała.

Następnie duch zniknął, zajmując się zbieraniem pożywienia. Tymczasem Eris rozglądała się dookoła w poszukiwaniu patyków. Nie tak daleko rosło samotne drzewo, dość stare i wyschnięte. Ciało Adama nie było zbyt silne, choć również nie był chuchrem. Lekcje tańca na coś się przydały. Na pewno nie przypominały intensywnych zajęć na siłowni, jednakże w pewien sposób wyrabiały mięśnie. Eris była w stanie złamać kilka grubszych patyków. Niestety brakowało jej noża, którym mogłaby je zaostrzyć. Miała nadzieję, że uda się bez tego.

Kiedy wróciła nad brzeg Łupawy, ujrzała pięć ryb, które same wyskoczyły na brzeg. Podrygiwały na nim, dusząc się i powoli umierając. Eris była litościwa, wzięła kamień i zatłukła je wszystkie po kolei. Następnie zaczęła przebijać je jedna po drugiej. To było tak dziwne i nieintuicyjne. Faerie spożywały głównie miód i owoce, ewentualnie słodkie warzywa. Zabijając zwierzęta i bezpardonowo nadziewając je na patyki czuła się tak bardzo ludzka. I to nie było wcale pozytywne uczucie.


„Prawda, że piękne?!”, zapytała Błękitka, wyskakując z wody. Okręciła się dookoła własnej osi. Następnie wzleciała w stronę Eris. „Większe ryby pochłaniają mniejsze, więc nie ma powodu, dlaczego miałabym ci kilku nie upolować”, powiedziała. „Kałamarek opowiadał mi, że w morzu są jeszcze większe! Rekinice, wielofiny i delryby”, mruknęła. „Ale ja mu nie wierzę. Na pewno je wszystkie zmyślił, żebym znowu poczuła się mniej ważna od niego. Moje ryby są najlepsze na całym świecie!”

Wnet Faerie wyszła na most. Widziała na nim znajomą karetkę pogotowia. Tuż przed nim znajdował się chłopak. Miał przed sobą kartki ze szkicownika i coś na nich rysował. Zdawał się zupełnie nieświadomy rozszalałych ogni, które otaczały go z każdej strony. Co więcej, zbliżały się w stronę pojazdu. Co, kiedy pożar również go dotknie? Czy wybuchnie widowiskowo jak na filmach akcji?

Jeśli tak, to należało się przemieścić.

Łukasz początkowo nie był świadomy zbliżającej się do niego postaci. Spoglądał na Maję, którą narysował, kiedy ta umierała. Spoglądała na niego z szeroko rozwartymi oczami. Nie spadała z mostu, ale stała w kuchni. Zieliński nie narysował jej zbyt wyraźnie, można było jednak dostrzec piekarnik, zarys lodówki, szafki i może mikrofalówkę? Był również stół i chyba stoisko z nożami. Po prawej stronie stała Krawiec. Spoglądała prosto na Łukasza. Po jej lewej stronie znajdowały się napisy. Chłopak nie pamiętał, żeby je tu umieszczał...


Następnie musiał podnieść wzrok, kiedy ujrzał znajomą osobą zbliżającą się do niego.

Potem rozmawiali.

Wnet jednak wymianę zdań przerwała im syrena straży pożarnej. Najpewniej ktoś poinformował służbę o pożarze. O ile nie chcieli zostać zgarnięci na przesłuchanie, powinni uciekać czym prędzej.

Ale gdzie?
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 12-04-2021 o 19:32.
Ombrose jest offline  
Stary 23-04-2021, 18:18   #169
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Amanda, Jacek, Alan część I.

Amanda chciała już pomóc Katii, aby Julia mogła odpocząć, kiedy to natknęły się na zwłoki i...zagadkę? Układanie literek było ciekawe, trochę jak zabawa pobudzająca umysł do pracy. Blondynka od razu miała wrażenie, że z literek powstanie imię jakiegoś demona, albo innego szatana. Przewaga literek “A” sugerowała, że jedna z tych liter będzie pierwszą.

A...B...A...L...A...M - ułożyła bezgłośnie. Brzmiało znajomo, jakby z sensem. Tylko co z tą ścianą, na którą wskazywał dziadek Ceyn? W wielu filmach widział ukryte przejście za ceglanymi ścianami. Musiała jednak na moment to odłożyć.

- Weźmy najpierw Julię, niech odpocznie. To chyba zbyt dużo jak na jej stan… - Amanda skrzywiła się lekko podchodząc do przyjaciółki. Serce jej się krajało, ale co mogła więcej zrobić? Wzięła nastolatkę delikatnie za rękę i złapała w pasie unosząc do góry. Powinna poleżeć, wtedy można zająć się innymi rzeczami.

Gdy wchodzili w korytarz Alan miał ochotę wycofać się z powrotem za drzwi, odór spowodował, że oczy mu się zaszkliły a pod gardło podeszła żółć. Gdyby miał czym chociaż wymiotować. W żołądku już go mocno ssało, dopiero teraz gdy adrenalina schodziła zaczął odczuwać głód i zmęczenie. Nawet okaleczony Jacek wydawał się jakby cięższy. W końcu jednak chłopak przyzwyczaił się do stęchlizny, obrzydzenie zamieniło w pewnego rodzaju fascynację, gdy korytarz rozświetlony został lampami oliwnymi. Była w tym jakaś namiastka przygody, dreszczyk emocji związany z eksplorowaniem tajemniczych komnat. Uwadze Wiadernego nie uszła rozmowa Katii i Agaty. Czy ona zasugerowała, że rytuał to sakrament małżeństwa? Alan Ceyn? To jakiś żart? Jak już to Katia Wiaderny. I to tylko w jej marzeniach. Chłopak się nie odezwał, wiedział już, że wyrażanie głośno swoich opinii w jego przypadku kończy się zazwyczaj kazaniami na temat obowiązków i powinności byka rozpłodowego. Z całej tej gadaniny czarownicy najbardziej nie spodobało mu się napomknięcie o sektach. Wiaderny nie znosił fanatyków i fundamentalistów religijnych. Szybko jednak zrozumiał, że Katia właściwie nie miała większego wyboru, urodziła się w takiej rodzinie a nie innej, on też przecież został ochrzczony wbrew woli. Tyle, że wyrwał się ze szponów religii a ona dalej tkwiła w świecie modłów, rytuałów, składania ofiar. Przypominała trochę Martę Wiśniak. Traciła najlepsze lata życia by służyć i być posłuszną. Zrobiło mu się jej szkoda.
Gdy dotarli w końcu do kwatery, w której urzędował świętej pamięci Jan Ceyn, Alan ułożył Jacka na jednym z łóżek. Na widok trupa znów poczuł nadciągającą falę mdłości.
- To miejsce faktycznie wygląda jak schron przeciwatomowy. Może są tu więc jakieś konserwy. Nawet jak przeterminowane, to Jackowi pewnie nie zaszkodzą. – stwierdził po czym zaczął otwierać kolejne szafki.

Jacek bez oporów pozwolił się ułożyć na łóżku, odwdzięczając się cichym “dzięki”. Smród mu nie przeszkadzał. Cieszył się, że po prostu znaleźli się w pierwszym, w miarę bezpiecznym miejscu, które mogło przypominać normalne miejsce do życia. Łóżko, jedzenie, szafki… Gdyby tylko nie te krwawe napisy na ścianie i trup, możnaby zapomnieć o koszmarze. Gołąbkowi było to jednak obojętne. Jedno uczucie zdominowało w umyśle chłopaka wszystko inne: GŁÓD! Mógłby zjeść konia z kopytami i w przypadku Jacka nie było to tylko puste powiedzonko. Naprawdę by to zrobił!
- Zjem wszystko, co przede mną nie ucieknie - wspomniał cicho, gdy Wiaderny zaczął mówić o konserwach.
- Może przy tym trupie… znaczy dziadku Ceyn będą jeszcze jakieś wskazówki? Jak się brzydzicie mogę go przeszukać – zaproponował Alan.
Amanda szybko tymczasem rozwiązała zagadkę pozostawioną przez szalonego okultystę, przynajmniej tak się Alanowi wydawało. Zaczął się zastanawiać skąd w niej tyle niewiary w siebie. Nawet Katia patrzyła przecież teraz na nią inaczej i chyba dostrzegła w końcu to samo co Wiaderny.
- Mogę ci zadać osobiste pytanie? - zagadał w końcu do czarownicy rozglądając się z żarciem – Wiedziałaś co się ze mną stanie, gdy odprawisz rytuał uzdrawiający? Że trafię do Lucyfera i zaproponuje mi umowę?

Katia i Amanda usiadły na jedynym odkrytym łóżku. Za sobą miały ścianę konserw, a obok siebie dwa kolejne posłania, ustawione jedno na drugim. Amanda rozkaszlała się, gdyż przypadkiem wznieciły tuman kurzu. Najbardziej irytujące w tej piwnicy było to, że stanowiła pod wieloma względami ucieleśnienie ich marzeń. Ale zarazem wszechobecny proch uniemożliwiał w pełni cieszenie się nim.

Ceyn spojrzała na Alana.
- To nawet nie jest osobiste pytanie - odpowiedziała. - Nie, nie wiedziałam. Byłam wręcz pewna, żę to się nie stanie. Znaczy w ogóle o tym nie myślałam. Nie przyszło mi do głowy. Ludzie z zewnątrz nigdy nie zostają wcieleni w krąg wyznawców. Nawet mój dziadek nie dostąpił tego zaszczytu - mruknęła. - Zazwyczaj trzeba się albo urodzić w naszej rodzinie, albo wżenić się w nią. A uwierz mi, wcale nie rozpatrywałam cię w tych kategoriach i szczerze to nadal tego nie robię. Inne upadłe anioły częściej sięgają po ludzi z zewnątrz. Szatan nigdy. Musiał mieć jakiś powód, dlaczego cię wybrał. I Agatę. Kiedy dowiedziałam się o tym, nie kłóciłam się z jego decyzją. Skoro tak rzadko o to prosi, to znaczy, że sprawa jest poważna. A później przyszedł Pierwszy i wszystko zrozumiałam. Wróżenie jest jedną z czarcich szkół. Aż dziwię się, że nikt inny nie wywróżył tego, co się tu dzieje.|

Ale wnet jej wzrok przesunął się na napis o “przepowiedni”. Nie miała jednak do tego głowy.
- Wszystko dobrze, Julia. Girl power - powiedziała i chwyciła ją za rękę. - Amanda, trzymaj ją tak, aby nie zleciała z drugiej strony.

Alan ruszył w stronę Jana Ceyna. Im bliżej był zwłok, tym zapach był gorszy. Niektóre fragmenty skóry mężczyzny były tak zgnite lub pokryte grzybem, że ciężko było stwierdzić, co znajdowało się poniżej. W kieszeniach mężczyzna miał szkło powiększające, żyletkę pokrytą starymi skrzepami, złoty, okrągły zegarek na łańcuszku, który rzecz jasna już nie działał. Nic więcej. Z tego, co ocenił Wiaderny, starego mężczyzny nic nie zaatakowało. Najpewniej sam doprowadził się do tego stanu, który skończył się utratą krwi i zgonem. Doktor jednak musiał być przytomny do samego końca.

- Dobra, Jacek, zaraz będziemy walczyć z konserwami, ale… też to słyszeliście? - zapytała Agata.
- Zaryglujcie drzwi! - krzyknęła Katia. - Mięso Jacka nie zatrzyma ich wiecznie!
Tak, to nie brzmiało jak osobiste pytanie, lecz Wiaderny zadał je w taki sposób by skłonić Katię do zwierzeń. Przeszukując zwłoki Jana Ceyna chciał kontynuować temat, lecz wtedy usłyszał krzyk Agaty i nastoletniej czarownicy. Zbladł.
- Nakarmcie Jacka, musi się zregenerować! – krzyknął do dziewczyn a sam doskoczył do drzwi, próbując je zaryglować i przetrzymać zanim stwory dostaną się do środka i urządzą masakrę.
– Te stacje badawcze muszą się jakoś łączyć, może gdzieś tu jest inne przejście. Amanda, spójrz na te mapy, rozejrzyj się może coś zauważysz – poprosił i rzucił w jej kierunku zegarek i szkło powiększające, które znalazł przy trupie. Nie zdążył im się przyjrzeć dokładnie, ale jeśli szalony okultysta lubił zagadki….musieli spróbować wszystkiego.

- Właśnie, nakarmcie Jacka… - mruknął trójboista, niepocieszony że nadal nie miał w ręku żadnej przeterminowanej konserwy.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 23-04-2021, 18:47   #170
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Amanda, Jacek, Alan część II

Amanda siedziała tuż obok Julii. Wciąż wspominała ścianę znajdującą się naprzeciw dziadka Katii. Postukała w nią i usłyszała po drugiej stronie głuchy odgłos… Nawet nie wiedziała czemu to nęciło ją tak bardzo. Od momentu, w którym otworzyła klapę, coś ją przyzywało w głąb. Czuła narastającą pewność, że to coś znajdowało się za ścianą z cegieł. Co więcej, nie bała się tego czegoś, a raczej nie mogła doczekać się, aby odkryć tamtą tajemnicę. Miała wrażenie, że było tam coś, o czym zapomniała dawno temu. Co było bardzo nielogiczne, gdyż nigdy wcześniej nie była w Rowach. Na pewno nie mogła mieć wspomnień związanych z tym miejscem.

Sabotowska zerknęła na zegarek. W pierwszej chwili zdawało się, że nie działał. Faktycznie, wskazówki sekundnika nie poruszały się. Ale wnet odkryła, że bez względu na to, gdzie by go nie przemieściła… dwie główne kreski ustawiały się w tę samą stronę. Niczym kompas. Kierowały się w stronę drzwi prowadzących na schody. Prowadzących do wyjścia. Prowadzących do ogarów.

Lupa zdawała się zwyczajna. Powiększyła palec Amandy, kiedy ją nad nim zawiesiła. Może było w niej coś specjalnego, ale w tej chwili ciężko było dostrzec, co dokładnie.

Alan tymczasem zamknął drzwi. Był tutaj stary zamek, ale jednak działał. Czy wystarczył? Może dobrze byłoby zacząć zastawiać przejście, zanim ogary wparują na dół? Wiaderny słyszał je nad swoją głową. Z tej strony nie widział żadnych pozostałych osób znajdujących się na dole. Ale wtem poczuł dziwną i niespodziewaną falę energii. Sprawiła, że znaki Szatana na jego dłoni rozjarzyły się jasnym światłem. Wyczuł dziwne wibracje, które pojawiły się znikąd. Aż ciężko mu było oddychać. Choć to nie było żadne zaklęcie uderzające w niego. Nie miału mu zaszkodzić. Jednak miało i tak tak wielką moc…

Jacek w innej części piwnicy ujrzał, jak Agata wypiła z gwinta jedną trzecią wina. Następnie wzięła trzy konserwy, otwieracz i doskoczyła z nimi do Jacka.
- Konserwa Tyrolska? Konserwa Turystyczna? A może wołowina w sosie własnym? - zapytała. - Do wyboru, do koloru.
Alan w pierwszej kolejności zaczął rozglądać się za narzędziami. Gdyby znalazł młotek i gwoździe, gdyby udało mu się połamać lub roztrzaskać drewniane elementy umeblowania albo znaleźć deski próbowałby wzmocnić drzwi. Pytanie czy szalony okultysta takie rzeczy posiadał, czy bawił czasem w majsterkowicza? Jeśli nie, pozostało dociągnąć pod drzwi łóżko a potem postawić je w pionie i dokładać do barykady kolejne masywne przedmioty. Cały czas liczył, że Amandzie uda się w tym czasie znaleźć ukryte przejście, że kiedy bestie już sforsują wrota ich tu już dawno nie będzie. Wszystkie te myśli ustąpiły nagle jednej.
Co się kurwa ze mną dzieje?
Już wcześniej odczuwał lekki niepokój po tym co usłyszał od Katii, myślami zaczął wracać do swojej rozmowy z Lucyferem. Miał do niej jeszcze tak wiele pytań, ale wtedy Agata podniosła alarm, więc skupił na zagrożeniu. Teraz, gdy znaki na jego dłoniach roziskrzyły światłem, a przez ciało zaczęła przepływać dziwna energia, wróciły do niego paranoiczne myśli, że nie trafił do Rowów przypadkiem. Przypomniał sobie Czartoryskiego odprawiającego magiczne rytuały, martwą Ali zamieniającą w ognistego smoka, Adriana i macki próbujące wydostać z jego trzewi. A co jeśli jego życie też zbudowane jest na kłamstwie? Jeśli nie jest tym za kogo się uważał?
- Katia – z trudem łapiąc oddech zwrócił się do dziewczyny unosząc do niej dłonie, by pokazać jej świetliste znaki.– Czuję się inaczej. Wyczuwam jakieś dziwne wibracje. Co to jest?
Wierzył, że dziewczyna będzie znała odpowiedź.

Jacek spojrzał na oferowany przez Agatę prowiant.
- Biorę wszystko - odparł krótko, zagarniając proponowane konserwy i bez ociągania przystapił do otwierania. Jadł szybko i łapczywie. Co jakiś czas zerkał nerwowo w stronę drzwi, które zamknął Alan. Gołąbek wiedział lepiej niż ktokolwiek inny, że potwory nawet nie poczują takiej przeszkody… Na górze zaryglował wejście widłami i trzymał drzwi całą swoją siłą. I na jak długo to wystarczyło? Równie dobrze mogli zostawić te drzwi otwarte. Na to samo by wyszło, a przynajmniej stęchlizna by się wietrzyła.
- Więcej… Potrzebuję więcej… - mruknął do Agaty, otwierając trzecią puszkę. Pochłaniał konserwy w tempie wygłodzonego psa. Aż dziwne, że nie jadł ich razem z metalową obudową.

Woś pokiwała głową. Nie zamierzała się spierać.
- To pierwszy i ostatni raz, kiedy donoszą facetowi żarcie - powiedziała. - Przynajmniej nie chcesz, żebym przynosiła ci piwo - pokusiła się o słaby żart.
Następnie ruszyła w stronę rzędów konserw. Zaczęła je zgarniać do pustej, zakurzonej walizki, którą znalazła po drugiej stronie pomieszczenia. Następnie ruszyła z powrotem do Jacka. Ten zjadał wszystko po kolei. Czuł, że tego właśnie potrzebuje. Mięso nie zdawało się stare lub nieświeże… a raczej przypominało rajską potrawę. Jacek czuł mobilizujący się w nim potencjał odnowy. Mógł go ukierunkować na wytworzenie z powrotem jednej z kończyn. Lub też regenerować wszystkie trzy po kolei.

Tymczasem Alan również znalazł wszystkie niezbędne narzędzia. Był tu zarówno młotek i gwoździe. Ciężko było niszczyć meble, aby wykorzystywać pozyskiwane z nich drewno. Głównie dlatego, bo zdawały się bardzo solidne, a zadanie czasochłonne. Mimo to Wiaderny na szczęście znalazł otwieraną szafę, w której drzwiczki trzymały się na zardzewiałych zawiasach. Zbił je oba i wnet powrócił z dwoma dość dużymi deskami. Zaczął przybijać gwoździe, kiedy wnet krzyknął do Katii… a ona mu nie odpowiedziała. Zamiast tego energia zaczęła się wzmacniać. Alan ją rozpoznawał. Smakowała niestety… Szatanem. Jeżeli Ceyn nic nie odparła, to można było prędko dodać dwa do dwóch… to ona była winna podniesienia dziwnych energii. Wiaderny nie widział jej z tej pozycji, ale mógłby prędko udać się do niej, aby wyjaśnić sytuację.
 
Bardiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172