Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-10-2016, 13:56   #21
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Yin ze zdumieniem oglądał swoje ciało, jednak ostatecznie otrząsnął się, wziął szybki prysznic i cichaczem wymknął się z pokoju, by zakupić dla siebie i Loli śniadanie. Przyniósł je jej do łóżka, mając nadzieję, zobaczyć jej uśmiech. Polubił dziewczynkę, zastanawiając się, ile tak naprawdę ma lat. Ludzie starzeli się w swoich światach normalnie, lecz gdy stawali się regularnymi - czas się dla nich zatrzymywał. A przynajmniej tak wydawało się Yinowi. Może dziewczynka była starsza od niego? Po śniadaniu latarnik zapytał dziewczynkę, czy nie obudził jej w nocy, a następnie opisał sen i poranne z niego wrażenia. A potem przedstawił oferty pracy i zapytał, czy byłaby chętna się gdzieś załapać.

Dziewczynka bardzo ucieszyła się ze śniadania przyniesionego do łóżka, widać też było po niej, że nie spodziewała się tego gestu ze strony latarnika.

- Emmm, nnnie, nie obudziłeś mnie, nic się nie stało… umm - kiedy dowiedziała się o przypadłości Yina, spytała. - em, czyli chodzisz we śnie? - właściwie ni to spytała, ni to stwierdziła. - Um, mi się nic nigdy nie śni, a przynajmniej rzadko co z nich pamiętam. - wyznała Lola. - Ale miałam ostatnio taki sen, że śniło mi się, że tarzałam się na polu pełnym truskawek - poczerwieniała na twarzy, jakby wyznawała coś wstydliwego. - O, to może wezmę plewienie truskawek! albo um… zbieranie wierzbogruszek… um - dziewczynka zastanawiała się nad opcjami zarobienia pieniążków. - Mmm, to wezmę plewienie truskawek - dziecko podjęło ostateczną decyzję. - A ty? - zapytała latarnika.

Yeon-in uśmiechał się pod nosem. Gdy dziewczynka skończyła mówić, odpowiedział:

- Poszukam posady na jakimś wyższym stanowisku, może menedżera albo jakiegoś koordynatora grup. Jesteś pewna, że zadowoli cię zbieranie owoców? Nie myślałaś może o jakiejś bardziej skomplikowanej pracy? - “I lepiej płatnej”, dodał w myślach.

Po porannych pogaduszkach miał zamiar wybrać się na kilka rozmów o pracę.

- Umm, pewnie, że chciałabym więcej zarabiać, ale, em, nie znam się tak dobrze na wielu rzeczach - Lola poczerwieniała ze wstydu na twarzy. - Poza tym, em, muszę się dostać na szczyt Wieży. Gdybym się zaangażowała w ymm, ambitniejszą pracę, byłoby mi trudniej wrócić do wspinaczki - wyjaśniła dziewczynka. - Powodzenia przy zdobyciu pracy - dodała, uśmiechając się ciepło.

Yin zostawił małej namiary na prace zbierackie i umówił się z nią wieczorem na kolację, a sam ruszył poszukać dla siebie pracy w mieście. Miał zamiar zarobić nieco w kilka dni, by zdobyć lepszy sprzęt i może nowe latarnie, a dopiero potem ponownie zająć się lasem. Po poprzednim dniu mógł spokojnie stwierdzić, że nie jest przygotowany na niebezpieczeństwa tam się czające.

Mężczyzna ściągnął do latarni mapę miasta i ruszył na poszukiwania interesujących go placówek. Na miejscu znajdowały się trzy miejsca, gdzie mógł spróbować swoich sił i do których nie musiałby używać teleportujących budek czy pojazdów, a nawet latarni, jeżeli chciał przy okazji poprawić sobie kondycję.


Pogoda zaczęła się trochę psuć, Yeon zobaczył na niebie chmury zwiastujące późniejszy opad deszczu, a wiatr, który zaczął wiać, był chłodny. Można było się spodziewać, że w ciągu najbliższej godziny zacznie padać. Po co najmniej paru kwadransach pierwsze krople deszczu zaczęły opadać na ziemię. Yeon był jednak coraz bliżej pierwszego celu, do placówki niejakiego Verdaniego, który zajmował się logistyką na terenie tutejszego miasteczka i nie tylko.
Po drodze Yeon mijał sporo różnych istot, napotkał też zespół grajków grających muzykę w deszczu. Przez jakiś czas ta muzyka grała mu w głowie, również w czasie, gdy jego oczy zaczęły dostrzegać pierwszy cel do znalezienia roboty na tym piętrze. Ogromny parking, na którym stały tiry, ciężarówki, było nawet lądowisko dla helikopterów - bądź podobnych do nich pojazdów. Lecz Yeon szukał budynku, w którym mógłby się dowiedzieć, gdzie ma się zahaczyć.


Znalazł. Budowla przypominała mu z wyglądu biały ser szwarcajrski, tyle że zamiast nieregularnych dziur, dojrzał spore prostokąty z przyciemnianymi oknami. Biało-szklany budynek znajdował się już rzut włócznią od niego, chwilę jednak zajęło mu znalezienie wejścia do budowli, kiedy zorientował się, że poszczególne stworzenia kierują się do automatycznie otwierających się drzwi, koło których unosiły się bociki wielkości jego latarni. Yeon widywał już wcześniej takie wynalazki - również na poprzednich Piętrach. Bociki takie pełniły funkcję swoistego monitoringu oraz jednego z elementów zabezpieczenia budynku. Zresztą nie tylko urządzenia podpowiedziały mu, gdzie jest wejście do środka.
Mógł spodziewać się, że nie tylko on będzie próbował znaleźć robotę w tym miejscu.

Cóż innego mógł zrobić? Yin skierował się wraz z falą innych osób w stronę wejścia.

Yeon-in nie wpadał na głupie pomysły. Nigdy, a zwłaszcza teraz. Postanowił dołączyć do grupki stworzeń przechodzących przez drzwi budynku. Znalazł się w przestronnym, przeszklonym holu. Grupka stworzeń udała się do recepcji, odbierając tokeny od niskiego, garbatego humanoida. Yin podążył tym samym tropem i wkrótce też on został z tą grupką skierowany na wygodne, pomarańczowe kanapy, przy których stał stół wykonany z górskiego kryształu. W pobliżu siedzisk znajdowały się dozowniki z wodą, kawą, herbatą, jak i automaty z różnymi napojami i przekąskami. Można było również udać się do tutejszej stołówki, niemniej zalecono przybyłym, by zaczekali na odpowiednią osobę, gdyż za niedługo przyjdzie. Zatem Yin dosiadł do grupki stworzeń składających się z sześciu stworzeń, łącznie z nim. Większość z nich odziana w garnitur lub niewiele mniej eleganckie ubiory.

Yin przyglądał się przez chwilę pięknemu stołowi. Jednak rzeczy, do których regularni nie powinni się przywiązywać, skoro cały czas prą do góry, potrafiły kusić. Przez chwilę pomyślał, że gdyby gdzieś osiadł, to chciałby taki mieć. Problem był jednak taki, że nigdy nigdzie nie osiądzie. Będzie szedł przez setki lat ku górze i prawdopodobnie po drodze umrze. Ale jego cel pchał go naprzód i nie mógł zrezygnować. Nalał sobie zatem wody i popijał małymi łykami. Gdy zasiadł pomiędzy odzianymi w garnitury osobami, spojrzał na siebie i skrzywił się nieco. Trzeba było liczyć na to, że jest po prostu znacznie lepszy od reszty. Cholera… Przywitał się ze wszystkimi i jeżeli ktoś miał ochotę zamienić z nim dwa zdania, to chętnie wdał się w pogawędkę. Jeżeli nie - otworzył sieć i zacząć szukać informacji, które pomogłyby mu zdobyć posadę.

- Cześć! - ktoś go dość nawet ochoczo przywitał, jak na gromadę. Większość mniej wylewnie go powitała.

No proszę, to ona go tak entuzjastycznie (jakby patrzeć na resztę towarzystwa) powitała, nawet dłonią mu pomachała. Yeon-in napatoczył się na pierwszą wróżkę na tym piętrze. Kobieta średniego wzrostu była odziana w sukienkę koloru beżowego. Miała też jasną skórę, której nie imały się promienie sztucznego słońca. We włosy miała wpięty kwiat. Buty zaś sięgały jej do kolan i były barwy zielonkawej, komponującą się z elegancką sukienką.
Może ta panna go podstępem gdzieś go zaciągnie i zje, zanim uda się na jakąkolwiek rozmowę kwalifikacyjną.

Z kolei jedyną osobą, która powitała go milczeniem był wysoki, chudy chłopak.
O ile kobieta wyglądała na taką, jakby udawała się na uroczystą kolację (a może to była odświętna szata w jej świecie), to chłopak bardziej pasował na profesję urzędnika. Wszystko w nim, począwszy od eleganckiego garnituru, który leżał na nim nienagannie, po długi, równie nieskazitelny płaszcz, koszulę bez ani jednej zmarszczki, a nawet jego spojrzenie, chłodne i poważne, może nawet nieco wyniosłe, omiotło postać przybyłego latarnika. Jedyną ekscentryczną częścią jego osoby była fryzura - większość włosów była czarna, lecz część grzywy i pozostałość mieniła się bielą. Włosy miał związane, a ciemne oczy spojrzały na resztę towarzystwa, a potem przed siebie.

Kolejną osobą w tym towarzystwie był średnio wysoki, barczysty mężczyzna z brodą i wąsami. Wyglądał bardziej egzotycznie od poprzedniej dwójki, bowiem nosił na głowie turban z czerwonym piórem, a jego skóra miała odcień czekolady. Yeon-in’owi przywodził na myśl przybysza z dalekich krain w jego świecie.
Jegomość miał na sobie elegancką koszulę w piaskowym kolorze z niebieskimi ozdobieniami. Nosił czerwony żupan oraz w tym samym kolorze pas ze złotymi zdobieniami. Spodnie były fioletowe z szarymi podłużnymi pasami, a skórzane, wysokie buty ze złoceniami sięgały mu do kolan. Brodacz w przeciwieństwie do młodziana wyglądał na bardziej wyluzowanego, pozwolił sobie na więcej swobody w pozie, siedząc przy stoliku. Choć na pierwszy rzut oka to on wyglądał na znacznie starszego niż wróżka i poważny młodzian, to bardziej on tryskał energią i optymizmem. Promieniował także większą pewnością siebie, w porównaniu z nim dwójeczka przywodziła na myśl szare myszki, które chciały się pochować w kącie lub żołdaków, którzy woleli nie wychylać się z szeregu.

Czwartą osobą z gromady był młodziak bardziej podobny do wyniosłego chłopaka, z tym że był od niego trochę niższy, czarny płaszcz bardziej go okrywał i nie biło od niego tak grobową powagą jak od jego “krewniaka”. No i włosy miał znacznie krótsze i w odcieniach popiołu.
Dał znać, że zauważył Yeon’in-a. Na powitanie skinął mu głową bardziej niż ”urzędnik”; u tego tylko jakimś cudem dało się zauważyć, żeby jakkolwiek zareagował na przybycie włócznika. Gdyby Yin nie zobaczył tego w odpowiednim momencie, mógłby uznać, że ciemnowłosy poniekąd olał jego obecność.

Ostatnia osoba w zgromadzeniu wyglądała na najbardziej zwyczajną w tym zgromadzeniu, jak i najbardziej skromnie wyglądającą (nie licząc Yin’a). Była to dziewczyna odziana w białą bluzę z krótkimi rękami oraz czarną plisowaną spódnicę. Nosiła też czarny krawat. Miała długie blond włosy, również rozpuszczone, acz znacznie dłuższe niż te, które posiadała wróżka, a we włosach miała srebrzystą spinkę w kształcie motyla.

W momencie, gdy Yin witał się z innymi, blondynka miała włączony tablet, w którym coś wystukiwała. Powitała go podobnie jak Yin powitał resztę. Ta wyglądała na bardziej zamyśloną, czy nawet zatroskaną niż reszta przybyłych. Srebrnowłosy chłopak przyglądał się badawczo blondynce, jakby ją kojarzył i był nieco zaskoczony spotkaniem znajomej. Wróżka... spoglądała zazdrośnie na włosy “koleżanki” - nie, pewnie tak tylko Yinowi się wydawało. Czarnowłosy urzędnik milczał, taksował spojrzeniem Yina, potem ze swojego ATSa (czarnego jak smoła, bez żadnych ozdobień) wyciągnął pliczek papierów, które studiował i skupił się tylko na nich.

- Ależ wszyscy są tutaj poważni, prawda? - zagadał starszy mężczyzna do Yina. Co niektórych powaga musiała go bawić. - Siadaj, młodzieńcze! Jak cię zwą?

Yeon-in z przyjemnością przyglądał się przez chwilę dziewczynie pod krawatem i omiótł raz jeszcze wróżkę wzrokiem, zanim spojrzał na brodacza. Jednak od paru dni nie widział żadnej kobiety, bo niestety małej Loli do tej kategorii zaliczyć nie mógł. Uśmiechnął się, czy to do siebie, czy do rozmówcy - trudno było powiedzieć.

- Poważni, poważni - rozpoczął mało inteligentnie latarnik, jednak szybko odzyskał rezon. - Yeon-in Gyeoul - przedstawił się, siadając. - A ty jak się nazywasz, przyjazny człowieku?

- Jam jest Saalam ibn Malik. - odparł mężczyzna. - Długo jesteś na tym piętrze?

- Jakiś czas już się tu kręcę - odparł enigmatycznie latarnik, nie chcąc się przyznawać, że dopiero kilka dni. - A ty, synu Malika? Wiesz może coś o teście na tym poziomie?

- Trochę tam wiem - zastrzygł wąsami “syn Malika”. - Chodzi o tego rankera i jego pszczoły? Przestałem się pytać o wskazówki do tego testu, bo nic więcej nie dostawałem poza tym, nawet się nie pytaj o nie. Pewnie chodzi o wytropienie, gdzie te pszczoły mają gniazda. Reszta testu podobno jest tam na miejscu, tylko cholera wie, na czym może polegać ta cała reszta testu.

Tymczasem szarowłosy przysiadł się do blondynki z krawatem, a wróżka przysiadła się bliżej do poważnego bruneta. O ile jednak ta pierwsza dwójka nawiązywała ze sobą kontakt, to brunet wydawał się nie być ani trochę zainteresowany skrzydlatą. Był niebywale skupiony i spokojny, przeglądając ze stoicyzmem papiery, zerkając na wróżkę może raz i to z nikłym zainteresowaniem, nieustannie milcząc. Wróżka zrobiła zniesmaczoną minę i gapiła się ze złością na stół.

Yin westchnął, gdy zobaczył jak wróżka sama przysiadła się do bruneta, jednak cieszył się, że poznał nową informację. Pszczoły. Będzie wiedział czego szukać, gdy następnym razem wybierze się do lasu. Okazało się, że stary mężczyzna był dobrym wyborem do rozmowy, pomimo jego… dziwności. Latarnik postanowił poprowadzić z nim jeszcze przez chwilę rozmowę o tak zwanym wszystkim i niczym w oczekiwaniu na przybycie rekrutera.

- Pf, ale snob - Yin usłyszał burknięcie wróżki. - Mogę się do was podłączyć? - spytała latarnika i syna Malika.
- A proszę bardzo - Salaam zaprosił dziewuszkę do ich rozmowy. - Na jaką pozycję przydzieliła cię Wieża? - zapytał po chwili Yeon-in’a.

Yin skinął głową wróżce, nie miał nic przeciwko żeńskiemu pierwiastkowi. Ale zaniepokoiło go, że myślał o tym ciągle. Czyżby aż tak bardzo brakowało mu kobiety? W odpowiedzi na pytanie Saalama pokazał swoją latarnię, która wykonała mały piruet i zniknąła po chwili.

- Rozumiem. Ja zostałem łowcą - przyznał Salaam. - I zapytałbym się, czy mógłbym przyłączyć się do twojej drużyny, jeśli takową posiadasz. Oferuję swoje zdolności tropienia i walki w zamian za pomoc w teście.
- Rozmawiacie o teście - stwierdziła bardzo odkrywczo wróżka. - Był któryś z was w tym lesie? Podobno grasuje tam jakiś potwór, co napada na regularnych i ich zabija. Słyszał z was ktoś o tym?
- Nie zdziwiłbym się, gdyby tam takowy grasował. Przecież to las - Salaam spoglądał na wróżkę, jakby podejrzewał, że ta dostanie ataku histerii. - Lub równie dobrze to może być część testu. Przecież gdyby to było tylko samo tropienie, to test byłby za łatwy, zwłaszcza na tym piętrze.
- Ale nikt o tym nie wspominał - zauważyła wróżka. - Wszyscy mówią tylko o jakichś robakach, a nikt nie napomina o potworze, chociaż on bardziej się wyróżnia.
Brodacz zaśmiał się na te słowa.
- Jakoś mnie to nie dziwi. Przecież jesteśmy w Wieży. Od kiedy się wspinasz?
- Hmmm, od nie tak dawna - wróżka uśmiechnęła się niewinnie. Jednak więcej szczegółów dotyczących swojego statusu pominęła. - ale wy wyglądacie na doświadczonych i silnych, tacy zawsze poradzą sobie w teście - zamrugała i lekko poczerwieniała, uśmiechnęła się słodko do panów. - więc taki potwór pewnie nie będzie dla was jakimś szczególnym problemem.

- Chętnie cię przywitam w imieniu moim i Loli, która jest wyśmienitym użytkownikiem shinso - odpowiedział na prośbę Saalama. - W lesie spotkałem dwie istoty, które pasowałyby do tego opisu. Idiotę szkieletora, który wyzwał mnie na pojedynek i uciekł, gdy zaczął przegrywać, oraz olbrzymiego wilka, przed którym uciekłem. Chociaż ciężko stwierdzić.

Yin przeciągnął się lekko, zastanawiając się, kiedy pojawi się rekruter.

- Jak stąd wyjdziemy - zwrócił się do łowcy - przejdź się ze mną kawałek, to porozmawiamy o ewentualnej współpracy i spotkamy się z Lolą.

Salaam przysłuchał się wieści o dwóch potworach.
- W takim razie bardziej pasowałby ten wilk co do potwora polującego na innych wspinaczy. Widziałem go raz, mierzyłem się z nim, też cudem uszedłem z życiem. Krwiożercza z niego bestia. A tego całego szkieletora to nigdy żem nie widział.

- Uhm… - mruknął Yin w odpowiedzi na to, cokolwiek to było, powiedział Salaam. Jego wzrok wędrował po ciele wróżki, zatapiając się w jej oczach, gubiąc na krągłościach. Że też nie była wcześniej taka śliczna… Definitywnie brakowało mu kobiety, skoro podobały mu się wróżki, istoty okryte złą sławą. Yin postarał się zamknąć oczy i otrząsnąć nieco. Musiał się skupić na pracy, nie na romansach.

Latarnik nawet nie zorientował się, kiedy ktoś przyszedł po towarzystwo na próby kwalifikacyjne. Ktoś go mocno szturchnął w ramię i Yin wytrzeźwiał dość mocno. Szybko zauważył, że poważny młodzian już wstał, nie oglądając się na resztę. Siwowłosy i blondynka też wstawali.
- Pobudka, chłopie, idziemy już - to była robota Salaama. Wróżka poczekała na Yeon-ina, uśmiechając się słodko do niego. - Chodźmy - przy czym szatynka poprowadziła Yin’a ze sobą, zostawiając Salaama samemu.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 09-10-2016, 15:04   #22
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Rozmowa przy piwie


Wycieczka się skończyła. Ciężarówka dojechała na miejsce z towarem, a wraz z nim przyjechał też Zafara z syndromem imigranta. Szczęśliwie nie pociął blachy czy tam plandeki, tylko pogryzł kierowcę - nie będzie miał mu to za złe, w końcu równie dobrze gość mógł skończyć z pociętym gardłem gdzieś w szczerym polu, zalewając i opryskując kabinę własną krwią. Powinien być więc wdzięczny jemu, że dojechał w jednym kawałku.

Ale że Zafarę nic już nie obchodziło, to te filozofie nie były już jego zmartwieniem. Teraz musiał wysilić się, żeby chciało mu się wydostać z pojazdu, bo inaczej ochrona go złapie i pewnie odwiezie do jakiegoś weterynarza. Jak znał swoje szczęście, to jak to się stanie, to go jeszcze uśpią jak jakiegoś podejrzanie chorego zwierza. Zdematerializował się i zanurkował pod podwozie pojazdu. Był na placu budowy jakiegoś domu, kręciło się po okolicy sporo różnych stworzeń. To jaszczuroludy woziły cementy i inne kruszce, a to ujrzał parę butów znajomego kierowcy… dobra, napatrzył się wystarczająco - pora się stąd wynosić.

Korzystając z magicznej natury, Zafara zagłębił się w ziemię. Przeczołgał się pod podłożem, słysząc gdzieniegdzie mniej lub bardziej silniejsze dudnienia i wiercenia na powierzchni. Natknął się na mur z betonu, który go już nie przepuścił - wewnątrz niego musiały znajdować się urządzenia działające na shinso i będące zabezpieczeniem przed kopaczami. Musiał zatem zawrócić, ale zaczęło mu brakować sił, jeszcze trochę, a zmaterializuje się. Czuł to przez zwiększający się opór, jaki stawiała mu gleba.

Shinsooista jakoś nie miał ochoty mocować się z tajemniczą ścianą i broniącym dostępu do niej urządzeniem, widoki też były tu raczej nieciekawe. Poszedł po najmniejszej linii oporu, to znaczy wynurzył się na powierzchnię żeby przyjrzeć się z czym ma do czynienia. Głowa Zafary wynurzyła się spod ziemi. Miał szczęście, że nikt na niego nie zwrócił uwagi, wszyscy byli zajęci budową sporego domu na przedmieściach jakiegoś sporego miasta. Nie miał jednak wiele czasu, jeśli czegoś szybko nie wymyśli, ktoś z pewnością zauważy jego obecność… tyle że go to wiele nie obchodziło, wynurzył się więc w całości, zmaterializował i jak gdyby nigdy nic zaczął się przechadzać po placu budowy gapiąc się na jaszczuroludzi. Kiedyś spotkał jednego wyjątkowo upierdliwego, a potem kolejnego nawet bardziej kłopotliwego, ciekawe czy któryś z nich należał do tego samego gatunku co ci tutaj. Byli oni do siebie całkiem podobni - zresztą Zafara nie potrafił na pierwszy rzut oka ocenić, czy oni jakoś bardziej się różnią. Ta wiedza była poza jego zasięgiem. Niemniej popełnił błąd, bowiem ktoś go zauważył. Szczęśliwie nie kierowca, ale właśnie jeden z jaszczuroludziów, co skojarzył, że pierwszy raz widzi takiego futrzaka, i to w dodatku wziął się nie wiadomo skąd.

Wielki jaszczur przerastający Zafarę gdzieś półtora razy chwycił go za ramię. Wielka łuskowata silna łapa zatrzymała uszatego.
- A ty co na spacerku? Coś ty za jeden i co tu robisz? - warknął na niego jaszczur, łypiąc na niego żółtymi ślepiami.
-Tak.- odparł zagadnięty futrzak zadzierając głowę żeby spojrzeć budowlańcowi w twarz, to znaczy pysk. -Nie wiem kim jestem, ani co tu robię.- odpowiedział na pozostałe dwa pytania, bo czemu by nie?
- Patrzcie go jaki żartowniś. Ja ci dam sobie jaja ze mnie robić - zdenerwował się jaszczur, któremu nie spodobała się odpowiedź Zafary. Pociągnął go za ramię i przeciągnął za teren budowy. - Jeszcze raz cię tu zobaczę, to tak cię kopnę, że dupsko ci wyjdzie gębą - ślepia zwęziły się groźnie. - A teraz spadaj stąd i żebym cię tutaj więcej nie widział. - dodał, czekając, aż Zafara sobie pójdzie i dając znać, że nie pozwoli przejść intruzowi, jakkolwiek tylko będzie chciał.

Długouchy wzruszył tylko ramionami, nie był tu mile widziany i nie miał żadnego powodu żeby zostawać. Nie oglądając się za siebie podjął swoją bezcelową wędrówkę. Korzystając ze swojego wyjątkowo czułego zmysłu shinsoo udał się w stronę największego skupiska tej energii w okolicy. Może trafi na rankera, który będzie wiedział jak wyrwać go z dziwnego stanu psychicznego w jakim się obecnie znajdował. Wylądował na ulicy. Właściwie najwięcej energii wyczuł w trakcji elektrycznej. Odliczał stwory pracujące na budowie, bo gdyby tam wrócił, to pewnie pewien jaszczur dałby mu solidnego kopniaka i skończyłby w mało ciekawy sposób. Ruszył więc w kierunku rosnącej ilości zabudowań. Mijał po drodze mnóstwo pojazdów, ale właściwie mało kto się zajmował “kozłem”. W takim stanie dotarł w okolice jakiejś stacji paliwowej. W jej okolicach Zafara ujrzał wielkie drogowskazy wskazujące kierunek do galerii handlowych lub Sektorów - te ostatnie niewiele mu mówiły. Nie był tutejszy. Gdzieś w pobliżu znajdowały się osiedla pełne ładnych, zadbanych domów, ale w Zafarze nadal nic się nie wzruszało. Mógł również równie dobrze skorzystać z pomocy telefonu - pewnie zasięg byłby tu lepszy niż wcześniej. A może znalazłby szybciej jakąkolwiek pomoc tą drogą. Kierując się w stronę centrum handlowego sięgnął po smartfona i zainicjował połączenie do Jednookiego. Zupełnie zapomniał, że jeśli chce gadać z rankerem to nie musi go nigdzie szukać, co tylko świadczyło o tym w jak złej kondycji jest jego umysł.
- Co jest, Zafara?
-Zabiłem Afaza i nie jestem już Zafarą. Nie wiem kim jestem.- wyznał od razu.
- Hmm. Jesteś w pobliżu Valva na piątym Piętrze, tak? Skieruj się tam. Za kilka minut postaram się przyjść.
-Właśnie tam idę, też będę za kilka minut.-przytaknął podążając w stronę wielgachnego bilboardu stojącego przed galerią handlową.
Kiedy Zafara dotarł po wielki billboard, ujrzał pod nim Jednookiego, siedzącego po turecku i pijącego piwo.

- Przyjemne piętro. Można przynajmniej pić jak się chce, nie trzeba się chować po jakichś krzakach. Siadaj, Zaf - skinął palcem, żeby uszaty dosiadł się koło niego. Istota której problem polegał na tym, że nie czuła się już Zafem przysiadła we wskazanym miejscu, nawet zgarnęła i otwarła puszkę piwa zupełnie jakby była w stanie je wypić.
- Rzeczywiście, nawet zapomniałeś, że nie lubisz wody i podobnych do niej cieczy. Że o piwie nie wspomnę. Nie martw się, nic ci się nie stanie, jak się napijesz. I tak nie możesz się upić - stwierdził jednooki, pijąc najspokojniej w świecie piwo. Jego rozmówca wzruszył ramionami i także spróbował wlać w siebie trochę pienistej cieczy, ale ze względu na brak przełyku większość trunku po prostu się wylała mocząc czarno białą tunikę.
- Pocieszę cię, u ciebie to przejściowy stan. Zwyczajnie potrzebujesz czasu, żeby dojść do siebie - orzekł bez gródek rozmówca, kończąc swój trunek. Białe ślepia spojrzały na rankera nieco uważniej.
-Jak długo?
-To już bardziej od ciebie zależy - odparł facet. - Kwestia pracy nad sobą. Jesteś po prostu skołowany i to mocno.
-Tak.- zgodziło się stworzenie- Nie potrafię nawet używać własnych portali.- przyznało się nie wiedzieć czemu wylewając piwo na chodnik i patrząc jak płynie rowkami między płytami.
- Ale nie miałeś problemu, żeby dotrzeć tutaj. Na nogach zajęłoby ci za długo - zauważył piwosz. - Nie jest aż tak źle - stwierdził bez większych emocji.
-Jest jeszcze gorzej, prawie porwałem ciężarówkę, chociaż nie umiem prowadzić.- wyznał Zaf również bez emocji. Piwo w jego puszce właśnie się skończyło.
Jednooki uniósł brew ze zdziwienia.
- Szalejesz. Dopiero na piątym Piętrze się znalazłeś, a już urządzasz sobie GTA na żywo. Co będzie dalej?
-Prawdopodobnie kogoś zabiję i zjem.- odpowiedział mu długouchy najzupełniej poważnie, odstawiając pustą puszkę obok siebie.
- Więc staraj się nikogo nie zabić i nie zjeść - poradził Jednooki. - Skoro byłeś w stanie poprosić mnie o pomoc, to się wyleczysz, będziesz musiał jednak nad sobą trochę popracować. Dokładniej, będziesz musiał się... zrekonstruować - puszkę w dłoniach zgniótł za pomocą shinso na tyle mocno, że zrobił z niej małą kostkę. - Poprzypominać sobie, zająć się życiem, tego typu pierdoły. Najgorsze, co będziesz robił w tej sytuacji, to użalał się nad sobą. Gdzie zgubiłeś tego swojego kolegę w masce?
-Nie wiem. Ostatni raz widziałem go po teście. Novem urwał mu rękę tak jak… Raziji.- przypomniał sobie kładąc się na wznak i gapiąc prosto w słońce.
- Yhm - potaknął Jednooki, bawiąc się kostką. - Jak było na teście?
-Koszmarnie. Tego akurat nie chcę sobie przypominać. Novem zabiłby nas wszystkich gdyby nie Strife...- nagle Zafara usiadł z powrotem.
- Strife. Nie był sobą, coś go opętało tak jak mnie.
- Kwestia, czy to było to samo, co ciebie opętało. Co do opętań… nie radziłbym wracać na czwarte Piętro - powiedział poważnie Jednooki. - O ile jeszcze można, sam miałem problem, żeby stamtąd wyjść, nawet jeśli jestem rankerem.
-Nie zamierzam tam wracać. Ktoś jest w stanie naprawić sytuację? Co będzie z regularnymi którzy tam trafią?- zainteresował się shinsoista, trudno powiedzieć czy naprawdę był ciekaw czy tylko podtrzymywał rozmowę.
- Ci którzy trafili na tamto Piętro? Pewnie będą tam musieli zostać na bliżej nieokreślony czas. Następnych pewnie przekierują na inne czwarte Piętro. To konkretne ponoć ma zostać zamknięte.
Długouchy pokiwał głową, chyba nie do końca słuchał, bo nagle zmienił temat.
-Mieszkasz tu na piątym piętrze? Mogę z tobą zostać dopóki nie dojdę do siebie?
Jednooki zaśmiał się.
- Ja nie mieszkam. Wędruję sobie po całej Wieży. Bo mogę - rzucił celnie kostką do kosza oddalonego od nich kilkadziesiąt kroków. - Możliwe, że będę tutaj chwilę siedział, a potem pójdę gdzieś dalej. A że nie mam nic ciekawego do robienia, to jak chcesz.
-Nie wiem czy chcę, ale myślę że tak będzie dla mnie najlepiej.
- Możemy się tak zmówić. Ale jak będą mnie sprawy wzywały wyżej czy coś, to muszę cię tutaj zostawić. Mówię, żebyś się nie dziwił.
-Od dzisiejszego ranka nic nie jest w stanie mnie zdziwić.- zapewnił duch pustyni patrząc na przechodzące obok tłumy regularnych ciągnących na i z zakupów.
- To chyba dobrze - wzruszył ramionami Jednooki. - To trzeba będzie ruszyć dupę, nie lubię za długo sterczeć w jednym miejscu. - po chwili powstał na nogi. - Możesz iść za mną.
Futrzak nie dał się prosić, wstał otrzepał swoją i tak mokrą od piwa tunikę i podreptał za rankerem, przynajmniej miał teraz jakiś cel, nawet jeśli było to tylko nie zgubienie Jednookiego.
 
Agape jest offline  
Stary 17-10-2016, 17:05   #23
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
<font face="Arial">Piętro czwarte. <font face="Courier New">53/<t0r<t0r< font=""><t0r 13.="" czas:="" <t0r< font=""><<t0r <="" t0r<=""></t0r></t0r<></t0r><t0r 13.="" czas:="" tor 13</t0r></t0r<t0r<>.


Pomieszczenie było małe i przesycone zapachem stęchlizny. Panowała w nim ciemność, rozpraszana gdzieniegdzie za pomocą małych, zielonych latarni. Na podłożu leżały dwa wysuszone, wychudzone ciała. Poza nimi w pomieszczeniu znajdowały się jeszcze trzy postaci. Jedną z nich był posiadacz brązowego hełmu, spod którego wystawały czerwone kosmyki. Prócz tego postać ta była otulona od stóp po głowę połatanym ciemnym płaszczem, kaptur zasłaniał jej głowę, a część przyłbicy zakrywała ciemna chusta, do teraz, kiedy ściągnęła ją z twarzy. Drugim osobnikiem w pomieszczeniu był Plissken, który nie ukrywał swojej aparycji dodatkowym odzieniem. Trzecia z nich siedziała na ramieniu jaszczura.



Była to mała, srebrna smoczyca, mierząca na oko może z trzydzieści centymetrów - łącznie z ogonem.
- Więc nie wydostaniemy się z tego piętra? Chcą je zamknąć na zawsze? - spytało się smutno maleństwo.
- Nikt nie powiedział, że się nie wydostaniemy, tylko tutejsi rankerzy na pewno nam tego nie ułatwią - mruknął Plissken, drapiąc się po podbródku. - Myślą, że to przez nas ten kataklizm na piętrze. Debile - skrzywił się ze złością.
- Ale wy smęcicie, jak stare zapiździałe mendy - prychnęła kobiecym głosem postać w szmatach. - Spojrzelibyście na to z drugiej strony. Nie żyje ostatnie Dziecię Czasu, więc nikt go już nie wykorzysta i koniec z tym całym zamieszaniem z nim związanym - dodała weselszym głosem. - Ale został jeszcze ten smarkacz z wbudowaną atomówką. On polazł na następne piętro - dodała, niezbyt zadowolona.
- Polazł, bo go nie dopilnowałaś - zauważył jaszczur.
- A co, miałam może jeszcze wpaść do sektora z testem jak na wycieczkę? Pojebało cię, Plissken?
- Ten chłystek to już nie nasz problem - niski głos zdominował pomieszczenie. Nie należał on do nikogo z trójki. - A rankerzy nam teraz pomagają, a nie szkodzą, Plissken. Chociaż oni jeszcze o tym nie wiedzą - Plissken na te słowa skierował swą facjatę w kierunku jednej ze ścian. Mimo że latarnie oświetlały całe pomieszczenie, wysoka, chuda postać nadal pozostawała w cieniach. - wydostaniemy się z tego piętra z większą łatwością niż ci się wydaje. Chociaż nie powiem, żebym był zadowolony z tego, że Dziecię Czasu nam przepadło - dodał zimniejszym głosem. - Oznacza to tyle, że nie możemy sobie pozwolić na więcej trywialnych błędów. Szczęśliwie mamy kilka części Alice, jesteśmy na tropie kilku innych. Całe to zamieszanie działa tylko na naszą korzyść, gdyż cele te nie uciekną już z tego Piętra i nie rozproszą się po innych. Kiedy zdobędziemy tyle części, ile się da, przejdziemy do kolejnej części planu.
- Ach, zapomniałabym, ten czerwony sierściuch też uciekł z tego piętra...
- Zajmij się swoim zadaniem, Legion, bo prędzej mi się skończy cierpliwość w stosunku do ciebie - syknął gniewnie mroczny byt, na co mała smoczyca skuliła się ze strachu na ramieniu Plisskena. - Zapominasz, kto tu rządzi, więc ci przypomnę - z ciemności wystrzeliła macka utkana z czystej czerni, uderzając w twarz Legion. - Ja tutaj rządzę. Ty masz wykonywać moje polecenia. I masz nie nadużywać mojej cierpliwości.
Legion ogarnęła się, prychając coś do siebie pod nosem. Sharrath czmychnęła z ramienia Plisskena na jego kark.
- Dobra, dobra. Zrozumiałam. To ja idę się zabawić… znaczy wykonać swoje zadanie - dodała znacznie weselszym głosem, jakby spoliczkowanie nie miało miejsca. - Już nie denerwuję - pstryknęła palcami i deportowała się z pomieszczenia.
Sharrath pisnęła i wdrapała się na drugie ramię Plisskena.
- Dobrze, że wyszła. Miałem jej dość - rzucił jaszczur. - Panie, jeśli chodzi o to Dziecię Czasu...
- Zginęło, ktoś je zabił lub samo się zabiło. Energia, która uwolniła się podczas jego śmierci, naruszyła strumienie czasu na tym piętrze. Nie wykluczam, że na niższych piętrach też.
- Panie, chciałem spytać, czy nie dałoby radę przywrócić go do życia.
- Nie, jego energia za bardzo się rozproszyła na Piętrze… bądź na Piętrach. A my mimo wszystko mamy ograniczone pole działania, Plissken - odparł spokojnie mroczny byt, który nadal nie ujawniał tajemnic swojej postaci, mimo że delikatne zielone światło oświetlało pomieszczenie w dostatecznym stopniu. - A nawet gdybym mógł… nie zrobiłbym tego.
Oczka smoczycy przybrały barwę granatu. Plissken nad czym jeszcze się zastanawiał. Po chwili wyciągnął surową jagnięcinę, oderwał od niej kawałek i poczęstował nim srebrne maleństwo.
- Masz jakiś pomysł, Plissken? Nie wahaj się. Podziel się nim.
- Ekhm, tak - odchrząknął Plissken, Sharrath zaś smętnie jadła mięso. - Chciałem zauważyć, że Czasowiec nie dostał się na tamto piętro tradycyjnymi metodami. Nie portalem, nie korytarzem, ani koleją. Z tego co wiem, to w tym Sektorze nie istnieją takie punkty, a tutaj Czasowiec był ostatnio widziany, tak?
- Tak - głos z mroku przytaknął beznamiętnie.
- I tam zniknął.
- Tak.
Jaszczur karmił chwilę smoczycę jagnięciną.
- Tak samo jak dwa tygodnie temu grupka regularnych dostała się tutaj z innego Piętra.
- Tak, w podobny sposób. Tak więc rozumiesz, dlaczego rankerzy nie są dla nas większą przeszkodą?
Plissken westchnął.
- Nie, nie rozumiem.
- Dlatego to ja jestem waszym szefem, a nie wy moim - odparł głos z ciemności, tym razem spokojniejszy i bardziej rozbawiony niż chwilę temu.


=***=


Yeon-in

Na pierwszy ogień


Rozmarzony Yin podążył z wróżką, która trzymała się z nim dość blisko. Niektórzy nazwaliby to zabujaniem od pierwszego wejrzenia, inni trafienie urokiem, a Yin miał problemy z koncentracją na rzeczy innej niż pewne części ciała pięknej nieznajomej. Obudził się dopiero w pobliżu oszklonego pokoju. Tak mu się zdawało, że większość ścian stanowiło szkło lub podobny do niego mniej przezroczysty minerał. Po drodze minął, minęli, zdaje się - paru pracowników, ale Yinowi w głowie póki co ciągle latały inne rzeczy.
- ...zapraszam więc Państwa tutaj do gabinetu… hallo? - Yin otrząsnął się w porę i zobaczył po raz pierwszy wyraźnie kto ich prowadził po placówce.


Manager nie był o wiele wyższy od Yina, ale tak chwilę na niego spojrzał, jakby mierzył dwa razy tyle we wszystkie strony. Złote oczy spojrzały krytycznie na latarnika, a Yin uświadomił sobie, że stoi przed drzwiami jak totalny kretyn.
- Wchodzimy tutaj, proszę pana - dodał spokojniej do Yina, a jego spojrzenie złagodniało.

Wróżka i reszta towarzystwa weszła już do pomieszczenia. Salaam i piękna nieznajoma spoglądali na niego, tak samo jak szarowłosy i blondynka z ciekawym krawatem, a czarnowłosy paniczyk… nie zwrócił na niego uwagi. Siedział wyprostowany i sztywny jak żołnierz na porannym apelu, nie obdarzył go uwagą. Albo tak dobrze udawał, że nic go nie obchodzi albo to była jego jakaś specyficzna strategia.

Żeby zataić głupie wrażenie, Yin przeprosił managera i wszedł do pokoju, zajmując z pośpiechu miejsce koło czarnowłosego jegomościa, który nic nie robił z jego przybycia. Przynajmniej nie obdarzał go krytycznym albo dziwnym spojrzeniem - plus z sąsiedztwa.
Manager wszedł do pokoju ze sporym neseserem.

- Witam ponownie zebranych tutaj państwa, nazywam się Romuald Gordon. W firmie Verdani zajmuję się zarządzaniem Being Resources. Wszyscy z państwa kandydują na stanowisko menadżera projektu. Proszę się przedstawić, opowiedzieć o sobie i o swoim doświadczeniu zawodowym w zarządzaniu zespołem… ekhm - mężczyzna odkaszlnął. - Dobrze. Rekrutację rozpoczniemy od pana - wskazał Yinowi ruchem głowy, aby on pierwszy rozpoczął prezentację.


Zafara

Bon voyage, czyli boso przez świat



Zafara z braku laku i pomysłów udał się za Jednookim. Brunet z opaską na oku wyciągnął w międzyczasie kolejną puszkę piwa, a Zafara dreptał za jegomościem. Chociaż mieli możliwość złapać autostop, to Jednookiemu ani w głowie było zaczepiać kierowców. W końcu był hardkorem, nie pizdą. Nie potrzebował samochodu, bo szybciej i wydajniej drogę przeszedłby sam z buta. Nawet nie wynajmował mieszkań - po prostu mieszkał, gdzie popadało. Czerwony [teraz Biały] szedł wciąż, nie liczył czasu, chociaż po jakimś czasie zaczął odczuwać zmęczenie. Nie rozmawiali ze sobą, Jednooki pił piwo, zarzucił od czasu do czasu jakimś pytaniem do długouchego, ale bardziej miał oko na otoczenie. W końcu ten podobno przybył z przyszłości - możliwe, że ktoś na niego mógł czyhać i na tym piętrze. Kiedy zaszli na miejsce, niebo zaczęło już ciemnieć. Jednooki w pewnym momencie zszedł z autostrady na polanę. Mężczyzna wskazał palcem, żeby Zafara szedł za nim w chaszcze. Krzaki nie spodobały się Zafarze - w powietrzu unosiło się sporo wilgoci. Powoli coś mu się przypominało - incydent z jaszczurem z czwartego Piętra. Kiedy wysłał narwańca na zimną kąpiel. Przy okazji ten gad ochlapał go wodą. Zafara zaczął się czuć, jakby ktoś kazał mu wchodzić do szamba. Gdyby Jednooki ostro nie nakazał regularnemu, to Zafara sterczałby na autostradzie. Mężczyzna nie miał problemu z poruszaniem się po bagnie, w przeciwieństwie do małego shinsoisty, który prawie co chwilę plątał się o rośliny. Jednooki wykonał rękami jakiś gest i Zafarze zaczęło się łatwiej chodzić. Jakby zieleń rozstępowała się przed jego nogami.
Oddalili się od autostrady na tyle, że pojazdy zmieniły się małe owady ze światełkami, a latarnie zmieniły się w długie łańcuchy z błyszczącymi “paciorkami”. Ktoś w międzyczasie zadzwonił do Jednookiego na ATS. Rozmowa mężczyzny z rozmówcą była krótka i treściwa - widać, Jednooki był oszczędny w słowach i w czasie oraz - dla Zafary - w wyjaśnieniach. Zrozumiał jedno - nie posiedzi za długo z Jednookim.
- Jednak muszę iść szybciej niż planowałem, nie będzie mnie przez jakiś czas. Nie będziesz jednak sam - stwierdził Jednooki. - Chodź za mną. - polecił Zafarze tonem nie znoszącym sprzeciwu. Oddalili się jeszcze bardziej od autostrady, przeszli przez bagna i chmary sporych, uciążliwych komarów. Shinsoista był zadowolony z tego, że mógł przemienić się w ducha, co zresztą uczynił - żadne komary nie mogły go pochlać.
- Będę miał jedno zalecenie, abyś trzymał się tej osoby blisko. Jak skończę robotę, oddzwonię. Nie obiecuję, że przyjdę później.
Po czym Jednooki gwizdnął przeciągle. Zafara przez gęstniejące ciemności dostrzegł łapę uformowaną z czystego mroku, która im pomachała, a potem zwinęła się w pięść, a jej palec wskazujący pokazał, gdzie mają się udać.
Przeszli przez bagna i natrafili na łąkę. W pewnym miejscu ziemia podniosła się, a z dziury w podłożu zabłysnęła para żółtych oczu. Jednooki i Zafara podeszli bliżej do nich. Zafara zobaczył, jak oczy zwężają się, gdy dostrzegły jego nowego.
- Te, Jednooki - czarna jak smoła łapa wskazywała na “odnowionego” Zafarę. - Co to za jeden?
- Ech, nie uprzedziłem cię, nie miałem lepszej okazji ku temu. To Zafara. Ten, o którym ci wspomniałem.
Żołte oczy wpatrywały się z uwagą Zafarze, jakby ich posiadacz chciał się upewnić, czy Jednooki nie robi go w balona.
- Nie wygląda mi na tego całego Zafarę. - głos z podziemi burknął na słowa rankera. - a przynajmniej na tego, co poznałeś. Ale nie chce mi się obrywać od rankera, więc niech włazi. Byleby mi problemu nie robił.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 17-10-2016 o 17:20.
Ryo jest offline  
Stary 18-10-2016, 17:39   #24
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Podróż do wnętrza ziemi

Ni to pies ni kozioł włóczył się za rankerem już od kilku godzin, nie zastanawiał się dokąd idzie ani po co, bardziej zaprzątały go myśli o tym jak powrócić do dawnej postaci i czy na pewno che być dokładnie tym samym Zafarą Czerwonym, który opuścił czwarte piętro. Im dłużej się zastanawiał tym bardziej był pewien, że odzyskanie niektórych cech zdecydowanie powinien sobie darować. Jak na przykład strach przed własnym odbiciem, totalną niechęć do formułowania dłuższych wypowiedzi, czy też wstręt do wody. Jak na złość właśnie to uczucie wróciło jako pierwsze. Nie miał najmniejszej ochoty narażać swojego puszystego białego futerka na kontakt z tą wszędobylską cieczą. Jednooki musiał się na niego wydrzeć żeby zdołał się przemóc i wejść między mokre liście. Teraz nie był już obojętny, był niezadowolony i to podwójnie. Drażniła go woda jak również sam fakt, że znowu przeszkadza mu coś tak trywialnego. Na dodatek jego przewodnik miał zamiar zostawić go w jakiejś mokrej dziurze z czymś zdecydowanie za bardzo przywodzącym na myśl mrok Afaza czy Novema.
-Kto to i jak długo mam z nim siedzieć?- zapytał, najwyraźniej niedawno nabyta swoboda w wyrażaniu myśli również zaczynała zanikać.
- To regularny - odparł Jednooki. Stwór z dziury wszedł w tym momencie w słowo rankerowi. - Mów do mnie R. Po prostu R. Może wyglądam groźnie, ale nie gryzę. No przynajmniej nie gryzę bez przyczyny.
-Mhm.- mruknął Zafara, zrozumiawszy, że jak zwykle za wiele to się nie dowie.
- Jak widzę, kolega bardzo rozmowny.... może to rzeczywiście on - mruknął stwór z dziury. - Dobra, Jednooki, zajmę się Zafem jak należy. Y, mogę mówić do ciebie Zaf, nie? - mrok po chwili spytał się Białego.
-Nie. Mów do mnie Z. Po prostu Z.- przedrzeźniał cienistą istotę zapytany.
- Jak chcę, mogę mówić do ciebie Dziwka - odwdzięczył się osobnik zwany R. - Dobra, Jednooki, idź, chcemy się tutaj grzecznie ponapierdalać… na słowa, oczywiście.
- Wolałbym nie, ale ja muszę już iść. Trzymam cię za słowo - Jednooki odszedł z miejsca.
- Dobrze, Dziwka… znaczy Z… a chuj z tym. Wchodź tutaj, chyba że się boisz, czy coś. - mruknął nieco poirytowany R. Zafara spojrzał na norę. Na oko miała z metr średnicy. Przeczołgać się - dałby radę bez problemu. Miał nadzieję, że w dalszym odcinku korytarza przejście się rozszerza… skoro miał tam wejść, to on i ten cały R musieli nie być specjalnie wielcy. Albo będzie musiał się sam dowiedzieć, bo ten cały R wnerwiał go enigmatycznością.
Ranker odszedł, na miejscu zostali Zafara, R i napięcie w powietrzu. R taksował białofutrzastego żółtymi, świecącymi w ciemnościach ślepiami.
- Dobra, sorry, za to przedtem - mruknął R. - Boisz się ciemności? - spytał Zafary.
-Nie boję się ciemności i nie mam klaustrofobii. Przeszkadza mi jedynie wilgoć.- wyjaśnił długouchy przejeżdżając dłonią po powierzchni po której przyjdzie mu się czołgać.
- Hm, ja też nie lubię wilgoci. A to nawet się dobrze składa - urwał zdanie. Zafarze wydawało się, że widział, jak rączki utkane z mroku tworzą jakiś gest. W powietrzu pojawiła się kula ognia, która formowała się w ptaka wielkości kruka. “Feniks” zaskrzeczał w kierunku Zafary, rozpraszając okoliczne ciemności, w tym mrok z jego stwórcy.


Osobnik był podobnego wzrostu co Zafara, tyle że nie posiadał futra - miał natomiast ciemne, splątane włosy upięte byle jak. Był jednak tak samo blady, na tyle, że Biały dostrzegł cienie pod oczami R-a, jak i tatuaże pod jego oczami. Na twarzy po lewej stronie miał długą, cienką szramę, biegnącą pod nosa do żuchwy - podobne obrażenia miał Quen, tyle że znajomy latarnik miał ich więcej i bardziej poszarpane. Rana u R-a (czy R) wyglądała na chlaśnięcie z ostrza. Odzienie miał (lub miała) brudne od ziemi i krwi.
- Roger osuszy powietrze i oświeci drogę - R wskazał na ptaka. - Nie ufam ci jednak za bardzo, wolałabym, byś wszedł do nory pierwszy. W razie czego poprowadzę, ale droga idzie i tak prosto. - dodała po chwili.
-Boisz się że ugryzę cię w tyłek?- zapytał biały szczerząc kły w uśmiechu, a potem opadł na czworaki i ruszył przodem, nie żeby ufał kobiecie bardziej niż ona jemu, po prostu wierzył, że w razie czego zawsze zdoła się wywinąć, albo dematerializacją, albo portalem. Tak, pamiętał, że zostawił jakiś w lesie kiedy ścigał białego lisa.
- Nie, w razie czego oddam ci ogniem. Po prostu żebyś nie kombinował z portalami czy inną sztuczką - wyjaśniła na szybko R.
-Nie wiem co i po co miałbym kombinować.- padła raczej obojętna odpowiedź.
R ruszyła za Zafarą, a Roger skakał po korytarzu, prowadząc w przodzie przed Białym. Droga nie trwała długo, skończyła się raptem paręnaście kroków w przodzie. Roger skoczył i podleciał na grunt, gdzie znajdował się jeszcze inny korytarz, tym razem większy.


Ściany były okute grubą warstwą ołowiu i innymi podobnymi materiałami. Były trochę wyższe od nory, którą przeczołgali się Zafara i R, ale u wrażliwszych wciąż wzbudzałyby klaustrofobię. Tym korytarzem dwójka regularnych mogłaby przejść jedynie po “gęsiemu”; idąc obok siebie mogliby się nie zmieścić. Hol bardziej się ciągnął niż ten swego rodzaju wiatrołap, którym Zafara i R dostali się do tego miejsca. Duchowi loch kojarzyłby się z przejściami w jaskiniach, gdzie były poukrywane wielkie masy skarbów, ale R stwierdziła co innego:
- Jaskinia Alibaby to to nie jest, ale nie ma to jak stary dobry bunkier. - pchnęła Zafarę do przodu, przez co ten wywinął fikołka i jakimś cudem nie połamał sobie nóg, a nawet wylądował na nich całkiem zgrabnie.
-Właśnie mi się przypomniało, że nie lubię jak ktoś mnie dotyka.- oznajmił Biały mierząc R lekko zwężonymi ślepiami.
- Nic mi nie mówiłeś o tym - R wzruszyła ramionami. - Zresztą…
-Właśnie mi się przypomniało- powtórzył z naciskiem początek swojej wypowiedzi.
- Dobra, dobra.
R zaraz po Zafarze wskoczyła na dół. Mogli iść albo w lewo albo w prawo, Zafara niespecjalnie widział różnicę w tym, jaką trasę by odebrali.
- Idziemy w prawo… w lewo znaczy się, w lewo. - poprawiła się szybko dziewczyna.
Długouchy tylko wzruszył ramionami i poszedł w lewo, nie robiło mu to żadnej różnicy. Roger zaskrzeczał i odleciał w lewą odnogę korytarza, oświetlając drogę i po drodze paląc nadmiar robactwa, jeśli takowy napotkał. Kroki lekko dudniły w holu. Droga się ciągnęła o wiele bardziej niż w przypadku króliczej nory.
- Myślę, że nas tu nie znajdą. - po drodze niespodziewanie R wtrąciła kwestię związaną z tym, że ich tu nie znajdą. Pytaniem było, na przykład, kto miał ich nie znaleźć. Albo jak to ujął Zafara:
-Kto miałby nas szukać?
- Bo mało jest świrów w Wieży? - odparła R pytaniem na pytanie. - Jeden taki i jego kolesie przypierdolili mi się do ziomka, żeby było ciekawiej, był to ranker. Do mnie przy okazji też się przypierdolili. A co do ciebie, to ciebie też podobno się jacyś przyczepili. Prawda to?
-Prawda.- odpowiedział były dżin siadając na zimnej metalowej podłodze. -Jednego zabiłem, jednego załatwił Strife, reszta chciała tylko żebym porwał dla nich regularnego, co zrobiłem. Myślę że świrów którzy mogliby mnie szukać mam z głowy.- wyjaśnił całkiem szczegółowo jak na standardy dawnego Zafary.
- Łuhuhu, to jak zabiłeś rankera, to tym bardziej cię będą szukać - dziewczyna odparła na to z większym… zaniepokojeniem? - Nie wiem, czy regularni czy rankerzy, ale tym bardziej masz przejebane.
-Nie mówiłem że zabiłem rankera. Na rankera był zdecydowanie za słaby.- odparł nie mając pojęcia na jakiej podstawie dziewczyna wyciągnęła wnioski o przynależności Afaza do elity wieży.
- Oh.... - R wygłupiła się. - Ech, musiałam coś sobie dopowiedzieć - pokręciła głową. - Nic. Uznajmy, że nie mówiłam nic o rankerach - dodała szybko, a Zafara miał wrażenie, że R zrobiła się trochę bardziej… nerwowa.
-Jednooki mówił ci o mnie. O tym który mnie prześladował też z tobą rozmawiał?- padło niewinne pytanie.
R straciła zdecydowanie na beztrosce. Usiadła na podłodze po turecku.
- No mówił o tobie. A o tych co cię prześladują, to tylko wspomniał, że to jakieś ciemne typki, od których mam się trzymać z daleka - westchnęła ciężko. - Mam uważać na dziewczynę z czerwonymi włosami, jaszczura… kto tam jeszcze był…? - tutaj się namyślała. - Wspomniał coś o anomalii, i o typku, którego imienia nikt nie wypowiada, bo od tego się wariuje albo umiera, albo coś tam..
-Legion, nemezis Strife’a, Plissken, a ten trzeci przedstawił mi się jako Ar Afaz.
- Strife’a znam. A Legion spotkałam raz. O dziwo wyszłam z tego spotkania cało.
-Wiesz co u niego?
- U Strife’a? Nie, ostatni raz widziałam go w którymś Sektorze na poprzednim Piętrze. Nie wiem co potem się u niego działo.
-Wiem że wygrał walkę z Novemem, stracił w niej rękę i że został przez coś opętany.- biały chętnie dzielił się informacjami.
- E, Novem? A ten to który był? - R zmuszała się do przypomnienia sobie czegoś. - Chyba sobie nie przypomnę - pokręciła głową.
-Mały, czarny, wodorosty zamiast włosów, lepiej dla ciebie, że go nie kojarzysz.
- Czemu?
W międzyczasie koło dwójki przebiegło małe stadko szczurów, przebiegając koło regularnych jak najszybciej. R nie przejęła się jakoś specjalnie tymi zwierzakami.
- Idziemy dalej?
Długouchy podniósł swój kudłaty tyłek z podłogi, mimochodem zastanawiając się co gryzonie tutaj jedzą.
-Możemy iść. Tylko po co?
- Wilka za niedługo złapię od siedzenia na ziemi. Albo umrę z nudów.
Sama powstała na nogi, po czym dodała:
- Jedyną zaletą tego miejsca to to, że mało kto się tu kręci. Ja i może jakieś paskudy typu robaki i szczury. Nikt normalny się tutaj nie kręci. Więc jest w miarę spokojnie.
-Tak, widzę że jest spokojnie.- powiedział tylko byle by coś powiedzieć.
- Weźmy zagrajmy w coś - rzuciła propozycję R. - W co umiesz grać? - dopytała po chwili, nie słysząc odpowiedzi od Zafary.
-W tetrisa na komórce.- przyznał się białooki po chwili zastanowienia.
- Ja też, cholera. A w karty pogramy?
-A masz karty? Zresztą chciałaś gdzieś iść.
Całkiem słuszna uwaga.
- No tak… chciałam…. - szepnęła do siebie. - Zgadza się, tak… - potakiwała sobie tak z parę razy. - Masz rację, kart nie mam przy sobie, ale mogę je stworzyć z shinso. Tylko za dużo zachodu z tym by było. Lepiej przeeksplorować te bunkry.
-W prawo, w lewo, czy na wprost?- długouchy nie wykazywał większego entuzjazmu, być może nie interesowało go błądzenie po identycznych korytarzach, być może dochodził do siebie.
- W dół - odparła niespodziewanie dziewczyna. Zafara dostrzegł dziwny błysk w jej oczach. - Gramy w karty.
-Jak chcesz.- klapnął z powrotem na podłogę, tumiwisizm w jego zachowaniu stawał się coraz wyraźniejszy.
Czym rozmówczyni niespecjalnie się przejęła.
- Jesteś dżinem? - R przechyliła głowę na lewo, przyglądając się uważnie Zafarze.
-Nie. Dlaczego pytasz?- zainteresował się lekko zaskoczony tą koncepcją.
- Jak jesteś, to wyczaruj karty, pogramy.
-Nie jestem.- powtórzył.
- Oh… - bąknęła niezręcznie, wskazując na swój wyłączony ATS - czarny z czerwonymi wyładowaniami. - ATS wyłączył mi się chwilę temu, a rozumiem słowo w słowo co do mnie mówisz - wyjaśniła z zakłopotaniem w oczach. Zafara również wyglądał na zakłopotanego, jakoś nigdy nie zdarzyło się jeszcze żeby mówił do kogoś z wyłączonym ATSem, ale rozmawiał przecież z pająkiem w parku, a ten ATSu nie miał w ogóle tak jak i problemów z komunikacją z długouchym. Że też nie dało mu to do myślenia.
-To dziwne. Dżiny rozumieją wszystkich i wszyscy rozumieją ich… ale ja nie spełniam życzeń… i nikomu nie służę. NIKOMU!- zirytował się nagle.
- ŁołołoŁOŁ, spokojnie - R uśmiechnęła się nieco nerwowo, jakby za wszelką cenę próbowała zachować spokój w całej sytuacji. - Zrozumiałam, nie stworzysz kart…. eh… - wzięła głębszy wdech. - Może pójdźmy zbadać te bunkry? Może znajdzie się coś ciekawego? - R gwałtownie zmieniła temat i przeszła do innego pomysłu, który niedawno podsunęła w związku z zapobiegnięciem złapania wilka.
-Ten stary grzyb chciał żebym mu służył, mówił że jestem do tego stworzony, że to lubię.- Zafarę w tej chwili karty czy bunkry niewiele interesowały. -Mylił się, pokazałem mu jak bardzo się mylił, tym sztyletem.-wycedził wyjmując ozdobne ostrze z pochwy i podtykając R pod nos. -Nikomu nie służę.- dodał nieco spokojniej.
R zaśmiała się nerwowo.
- Mam to traktować jako groźbę? - spytała się lodowatym głosem, po raz pierwszy od dłuższego czasu. Zafara zauważył, że co prawda R zareagowała na jego sztylet, ale nie wyglądało na to, żeby miała się zesrać ze strachu. Ton jej głosu świadczył o tym, że groźba taka nie zrobiła na niej specjalnego wrażenia.
-Nie, to nie groźba a wspomnienie.- wyjaśnił długouchy już całkiem spokojnie chowając broń. Nie dało się ukryć że reagował dość gwałtownie kiedy w grę wchodziło bycie czyimś sługą, coś musiało być na rzeczy.
-Przejdźmy się.
- Poprawna odpowiedź - odparła z przymilnym uśmieszkiem. Chociaż w tym uśmieszku było trochę kwasu. Trudno powiedzieć, co w tym momencie miała na myśli R. Przez chwilę dziwnie patrzyła na Zafarę, który pogrążony we własnych myślach poszedł w głąb przypadkowej odnogi korytarza.
Odnoga ta nie różniła się znacząco od poprzedniej. Po drodze Roger rozpadł się - już zdążyli prawie że zapomnieć o jego obecności i o tym, że ptaszysko było tylko tworem z energii, a nie żywym stworzeniem. Miało ograniczony czas istnienia.
- Bu - huknęła niskim głosem R, tuż za uchem Zafary. Co prawda Zafara widział lepiej w ciemnościach niż jeszcze na poprzednim piętrze, ale mimo to można było zabić się o własne nogi w takich ciemnościach. Po chwili dziewczyna stworzyła kulę ognia. - Meh, nie przestraszyłam cię - mruknęła z zawodem, gdy zobaczyła, że Zafara nie przestraszył się jej jumpscare’u.
Dwójka regularnych udała się dalej korytarzem wybranym przez Zafarę. Tutaj duch odczuł więcej wilgoci niż w poprzednim korytarzu, ale nieznacznie więcej. Czym dalej szli, tym powietrze stopniowo nabierało na wilgoci. Zafarze zaczęło się wydawać, że w oddali słyszy tupot małych stópek… a może to woda gdzieś skapywała. R wytworzyła drugą kulę ognia, dzięki czemu powietrze bardziej wyschło.
Została później droga na prosto. Ciągnęła się ona - jakby się zdawało - w nieskończoność. Dziewczyna za plecami Zafary zadrżała. Oparła się o ścianę, ciężko oddychając. Kule ognia straciły chwilowo na mocy i przygasły.
- Dobra - R po chwili odepchnęła się nogą od ściany, a kule odzyskały swoje ciepło i światło. - Idziemy. - zadecydowała, gdy doszła do siebie.
-Co ci się stało? Chcesz odpocząć?- zapytał widząc dziwną słabość władczyni ognia. Sam dzięki jej umiejętnościom likwidowania zbędnej wilgoci czuł się dość komfortowo.
- Nie. Nie trzeba - odparła hardo, chociaż Zafara widział, że piromanka była blada jak papier i na pewno potrzebowała odpoczynku. - Chodźmy dalej.
Nie wiedział dlaczego dziewczynie tak bardzo zależy na zwiedzaniu kolejnych korytarzy, nie zamierzał jej jednak powstrzymywać. Chciała iść dalej więc poszedł.
Dziewczyna pilnowała tego, żeby Zafara szedł przodem. Duchowi wydawało się, że słyszał w oddali tupot - albo to wielkie krople wody spadały ze stropu. Znajdowali się pod jakimś wielkim zbiornikiem wody czy pod czym? Czemu R zależało na pójściu dalej, chociaż lepiej byłoby, gdyby poszła odpocząć - nie było jednak w interesie i zamiarach Zafary. Nie był jej niańką. Z czasem dochodził jakiś hałas, coś jak chrobotanie i szuranie. Później do tego doszło szczękanie czymś metalowym. Szczury, pająki i inne żyjątka które lubiły takie miejsca nie przeszkadzały shinsoiście, ale ten nowy metaliczny dźwięk wydawał się lekko nie na miejscu, chociaż z drugiej strony co on wiedział o bunkrach? Wyostrzył swój szósty zmysł przeczesując otoczenie w poszukiwaniu wszelkich zawirowań shinsoo.
-Co tak stuka?- zapytał towarzyszki wędrówki w głąb piętra.
Dziewczyna spojrzała na niego niezbyt przytomnie, wzruszając ramionami.
Poza małymi żyjątkami shinsoista wyczuł aurę swojej towarzyszki - shinso w jej ciele nie płynęło spokojnie, tylko się burzyło. Ale nie tylko - szósty zmysł Zafary wykrył, że w oddali kręciło się niskie stworzenie - wyglądało na coś podobnego do człowieka. A jeszcze dalej… coś większego się poruszało. Takie z co najmniej trzy razy większe od dwójki regularnych. Zafarze skojarzyło się to z ogromnymi golemami - tak, to chyba było to. Tylko… co takie golemy mogły robić w podziemiach, w starych bunkrach? Zafara nie miał pojęcia. Jeden ruch ręką później stanął przed nim otworem portal do lasu.
-Chodź. Odpoczniesz i wyjaśnisz mi czego tutaj szukamy.- zaproponował i przeszedł na drugą stronę.
R spojrzała na portal, a jej oczy rozszerzyły się… żeby po chwili się zwęziły.
- Nigdzie… stąd… nie idziemy - wycedziła. - Eh… lepiej, byśmy… tutaj siedzieli.
A Zafara i tak widział, że R prędzej wykorkuje niż znajdzie w tych bunkrach cokolwiek ciekawego… tylko za jakim lichem ona tam lazła, to tylko ona wiedziała.
-W tym stanie daleko nie zajdziesz, a jeśli mi nie powiesz o co chodzi to cię tu zostawię samą.- powiedział stojący już po drugiej stronie długouchy, najwyraźniej nie miał zamiaru się cackać.
Dziewczyna wzięła głębszy wdech. Przeskoczyła przez portal za Zafarą.
- Kurwa mać, gdzie ty idziesz? Wracaj~! - po drodze zaliczyła glebę. Niemniej nie była już w podziemiach. Już nie.
- Jednooki kazał mi cię trzymać w podziemiach - burknęła. - Powyrywa mi nogi z dupy i w ogóle, ech… Ts, czyli nie mam wyboru i muszę ci koniecznie powiedzieć, czemu siedzieliśmy w tych bunkrach, a nie na powierzchni?
-Jeśli chcesz żebym tam wrócił to musisz mi wyjaśnić co się z tobą dzieje i czego tam szukasz.-potwierdził Zaf.
R wypuściła gwałtownie powietrze z ust. Podniosła się i otrzepała z ziemi.
- Bo się ukrywam, a te bunkry to fajna kryjówka. Poza tym odkryłam tam coś dziwnego i chcę zbadać co to takiego, a moje zdolności we władaniu shinsoo nie są aż takie dobre jak twoje. - dziewczyna z trudem dzieliła się informacjami. - Pewnie cię to niespecjalnie zaciekawi, ale - uruchomiła ATS, wygrzebała z niego jakiś stary wyświechtany dziennik, przekartkowała go szybko. - To wyglądało mniej więcej tak.
Był to szkic wykonany za pomocą magicznego długopisu. Przedstawiał on metalową ścianę z kilkoma panelami, a na jednym z nich Zafara dojrzał… symbol siedmiokąta, identycznego jak w tatuażu Strife’a!
- Chcę się dowiedzieć, co to takiego - odparła, po chwili zamykając notes i chowając go do swojej magicznej kieszeni.
-A więc ciągnie cię tam jedynie ciekawość? I żeby ją zaspokoić jesteś gotowa zaryzykować własnym zdrowiem?- dopytał. Symbol na panelu faktycznie mógł być wart sprawdzenia, ale w przeciwieństwie do R Zafara nie był pewien czy brnąłby uparcie w jego kierunku gdyby otoczenie działało na niego tak jak na jego towarzyszkę.
-Co będzie jak tam stracisz przytomność? Twoje shinsoo wiruje zupełnie bez ładu i składu.
- Jak padnę, to może zemrę, a i tak będzie to lepsze niż jak złapią mnie rankerzy i zabiją albo zrobią coś jeszcze gorszego - prychnęła R. - A tak to przynajmniej może dokonam jakiegoś ciekawego odkrycia, noi może rankerzy nie będą mnie tam szukać. Każda opcja jest lepsza od złapania przez rankerów. - stwierdziła, patrząc na Zafarę. - Dlatego potrzebuję twojej pomocy, nie jestem jakimś szczególnie dobrym czaromiotem, nie takim jak ty - rozłożyła lekko ręce.
-To twoja decyzja, nie rozumiem jej, ale wcale nie muszę. Pójdę z tobą tak daleko jak uznam za bezpieczne.- zgodził się wreszcie duch pustyni, wciąż nieszczególnie przekonany do całego pomysłu.
-Wyczułem kogoś dalej w tunelu, a za tą istotą jeszcze kilka dużych golemów.- poinformował dziewczynę wcale już nie licząc że ta jednak zmieni zdanie.
- Ktoś tam był? - oczy R lekko się rozszerzyły na moment. - Hmmm, chyba nie ranker, nie? W sumie… - zamknęła oczy, a jej ciało przechyliło się nieco gwałtownie, w ostatniej chwili podparła się ręką. - Ech, wrócimy do bunkrów, ja się prześpię, albo pomedytuję, potem przejdziemy dalej. W każdym razie lepiej nie siedzieć na powierzchni - uparła się.
Długouchy grzecznie podreptał przez portal do ciemnych klaustrofobicznych tuneli pozbawionych świeżego powietrza. Wraz z nim podreptała też R, prosząc po drodze o późniejsze zamknięcie portalu.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 18-10-2016 o 17:58.
Agape jest offline  
Stary 03-11-2016, 18:21   #25
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Rekrutacja do policji! Test #1 i #2!

- Czyli że każdy z nas musi zaliczyć te sześć flag? Ma jakieś znaczenie, kto pierwszy dotknie daną flagę? - zapytał Dan, spoglądając na mapę.
- Tak, aby zaliczyć zadanie, trzeba zaliczyć wszystkie pola. Nie ma znaczenia, kto pierwszy dotknie jaką flagę, liczy się czas, w jakim wykonacie całe zadanie.
Białowłosy pokiwał głową. Przez chwilę milczał, rozglądając się dookoła, analizując otoczenie oraz potencjalne zagrożenie ze strony wrogów. W pobliskich krzakach zobaczył parę ślepi, aczkolwiek Dan doszedł do tego, że bariera, która go otacza, na razie odstrasza potencjalne zagrożenia. Do czasu… Gdy sprawdził ATS, zegar pokazał mu, że ma jeszcze 9 minut na przygotowanie się do testu. 9 minut na przygotowanie się na to, że jakieś ścierwo wyskoczy zza najbliższych krzaków i rzuci mu się do gardła…
- Czy na terenie toru, poza miejscami z flagami, znajdują się jeszcze jakieś inne zagrażające nam stworzenia? - zapytał Dan, nie spuszczając wzroku z dostrzeżonej istoty.
- Tak, nie są to jednak inni kandydaci. Każdy z was ma oddzielną arenę do testu, abyście sobie wzajemnie nie przeszkadali - wyjaśnił kierownik testu. Tymczasem coś zza plecami Dana skoczyło na barierę, jednak magiczny mur odepchnął to coś, zanim Dan zdążył dokładniej przyjrzeć się napastnikowi.
Dan pokiwał głową, udając, że nie przejął się istotą, która czyha na jego życie. Wyglądało na to, że będzie miał sporo zabawy przy tym teście. Ostrożnie wyciągnął swój miecz i dwoma palcami przejechał po błyszczącym ostrzu. Od dłuższego czasu nie miał okazji wykorzystywać swojej broni, dlatego tym bardziej podobała mu się formuła egzaminu.
Kiedy zostały już dwie minuty do rozpoczęcia egzaminu, zaczął rozglądać się za natrętną istotą. Nie miał zamiaru, by przez resztę testu coś siedziało mu ciągle na karku, dlatego zamierzał już na samym początku pozbyć się potwora. Resztę czasu chciał poświęcić na przygotowania do ataku stwora, chcąc jak najszybciej uniknąć go i przeprowadzić błyskawiczny kontratak.
Białowłosy nie marnował reszty czasu na pogaduszki. Postanowił ostatnie minuty poświęcić na szybką rozgrzewkę i koncentrację na niespodzianki przeciwnika. Dla tego narwanego kutasa też miał niespodziankę - Counterattack. Shinso mocniej zapulsowało mu w żyłach, wtłoczyło się w każdy mięsień w jego ciele i zmysły. Reszta otoczenia zdała się w tym momencie spowolnić, a niecierpliwe ścierwo miał równie głęboko w rzyci, co jego apetyt na białowłosych młodzieńców. Bo i tak zamierzał mu wbić pewien miecz wystarczająco boleśnie, żeby maszkarze odechciało się rzucać na niego. Na amen.
Dan był przygotowany na to starcie, bardziej niż stwór, który w tym momencie jakoś nie chciał podskakiwać szermierzowi. Bariera rozpłynęła się i nic - ani Dana, ani maszkarona - nie chroniło przed nimi samymi. Nie broniło to jednak Danowi zapolować na kutafona, którego zresztą już dojrzał.
[MEDIA]http://img14.deviantart.net/45a3/i/2014/128/e/3/ape_lizard_mutation_rawa_by_doppingqnk-d7hlzwp.jpg[/MEDIA]
Łowca spodziewał się, że przeciwnik będzie trochę większy, ale okazało się, że łuskowata gadzina o zgniłozielonych łuskach i długim, giętkim ogonie była wielkości wyrosłego owczarka. Przypominała ona skrzyżowanie małpy i jaszczura, które posiadało długie kończyny przednie i tylne, sierść na grzbiecie, karku i łbie, który był ozdobiony rogatymi wypustkami przypominającymi części samurajskiego hełmu. Potwór wyszczerzył brudne kły, zaświszczał nieprzyjemnie i rzucił się zaciekle na Dana. Na to jednak białowłosy tylko cwanie się uśmiechnął, gładko prześlizgując się o cale od ostrych zanieczyszczonych ziemią, brudem i cholera wie tam czym pazurami - postronny jednak byłby pewien, że Dan od niechcenia chciał dać oponentowi szansy, że ten mógłby dorwać chłopaka. W momencie skrzyżowania trajektorii stwora i szermierza jasna smuga przecięła powietrze, a temu zjawisku towarzyszył skowyt zwierzęcia. Białowłosy odciął pokrace najbliższą łapę. Potwór się skulił, ale w jego oczach Dan dostrzegł niemożebny głód i wściekłość, które to kazały stworzeniu desperacko walczyć dalej. Stwór mimo że kulał, zamierzał dostać Dana za wszelką cenę, nawet za cenę własnego życia.
Niemniej stwór dostał lekcję dobrego wychowania - ze skutkiem śmiertelnym dla niego. Bowiem gdy ponownie doskoczył do chłopaka, chcąc rozerwać mu gardło, Dan ponownie z wdziękiem ominął go, a miecz zatańczył, tnąc na odlew gadzinę, rozrywając mu po drodze - poza skórą i mięśniami - co ważniejsze naczynia i organy. Potwór opadł na łapy, już ledwo się słaniał, z pewnością długo nie pociągnie. Dan mógł go dobić lub olać, skupiając się na wykonaniu zadania.
Nie było czasu na litość. Gdy spojrzał na ATS, białowłosy zorientował się, że walka zajęła mu czternaście sekund. Pozbycie się stwora mogło oszczędzić mu nieco czasu w przyszłości. Teraz bestia bez wątpienia w swoim stanie nie zdoła go w żaden sposób zatrzymać, a dobijanie jej byłoby po prostu marnotrawstwem cennych sekund.
Dan schylił się nisko, wyciągając miecz przed siebie. Przez kilka chwil nieruchomo stał w takim położeniu. Nagle jego białe kimono zafalowało, a spod niego niespodziewanie wyrosły białe niczym śnieg skrzydła.
[MEDIA]http://static.zerochan.net/Tsurumaru.Kuninaga.full.1905967.jpg[/MEDIA]
Zaraz potem wzbił się w powietrze i ruszył ścieżką prowadzącą w prawo.
Szczęśliwie odrobił stracony czas - jeszcze brakowałoby tego, żeby ruszyć po schodach, kiedy miał również swoje asy w rękawie. Dan zdołał też przecisnąć się w korytarzach, które przepuszczały taką sporą rozpiętość skrzydeł. Łowca dotarł do odnogi korytarza, która rozdzielała się na dwa pokoje - w pierwszym coś dudniło, jak walenie młotem o podłoże, a z drugiego wyrastały pnącza ogromnej rośliny.
Na swój pierwszy cel białowłosy obrał sobie drugie pomieszczenie. Lekko zwolnił podlatując w jego kierunku by nie zaplątać się w pnącza, które miał zamiar regularnie przecinać swoim mieczem, w wypadku gdyby zanadto przeszkadzały mu w locie.
Łowca podleciał do drugiego pomieszczenia. Z tego zaś wypełzły liany, które niczym zielone węże wiły się. Pędy zaczęły wić się jeszcze bardziej dziko, a niektóre z nich podniosły się z posadzki w momencie, gdy skrzydła biły powietrze. Co niektóre zarośla zaszarżowały w kierunku Dana. Problemem w tym przypadku nie była ich siła, ale ilość i szybkość, bo o ile poszczególne smagnięcia nie były bolesne, to pnącza przeszkadzały w sterowności. Dan zamachnął się mieczem, niczym maczetą odcinając parę lian, lecz parę innych zaplątały się o ramię, a inne zaczęły dobierać się do skrzydeł, chcąc je oplątać.
Białowłosy nie dawał za wygraną. Z całej siły starał się dostać jak najbliżej flagi, jednak wiedział, że wkrótce pnącza całkowicie zablokują mu możliwość poruszania się. Dlatego miał plan, by pozbyć się ich wszystkich naraz.
Przebijając się przez pnącza, czekał aż zostanie oplątany przez jak największą ilość z nich. Kiedy już praktycznie nie był w stanie się poruszać, zaczął zbierać wokół siebie Shinso.
Inne pnącza już pchały się w kierunku Dana, jednak młodzian zgromadził Shinso w rękach i broni, po czym potężnie zamachnął mieczem. Fala uderzeniowa rozproszyła zielone macki, które pchały się na drogę łowcy, przy okazji utorowała mu drogę do pierwszego “pachołka”, którego to zresztą Dan dotknął. Dotychczas krwistoczerwona flaga zmieniła kolor na niebieski. Młodziak uśmiechnął się do siebie i wyślizgnął się z pomieszczenia, zanim macki go dopadły. Te, które zdążyły go jakkolwiek opleść, straciły swoją ofiarę, gdy ta wyślizgnęła im się i odskoczyła poza ich zasięg. Teraz Dan mógł skierować się do sąsiedniego pomieszczenia, nic z niego bowiem nie wyskakiwało na jego spotkanie. Nie zerkał tam poprzednio, nie wiedział więc czego się spodziewać tym razem, ale mimo to, nie chcąc tracić cennego czasu, ruszył tam bez namysłu.
Oczywiście okazało się, że maszt z flagą jest broniony, tym razem przez…




Trolla. Masywne szare cielsko, przewyższające Dana o dwie głowy i szerokie jak przynajmniej pięciu takich osobników jak skrzydlaty. Pokraka wyglądała na istotę po części stworzoną ze skał. Tors, barki i głowa obleczone były grubą warstwą kamieni i rogowatego naskórka, łeb przyozdobiony był kościstym hełmem ozdobionym niebieską tkaniną, a ramiona pokrywały mu naramienniki zrobione z kości małych zwierzątek. Stwór miał długie ręce, prawie jak u goryla, a w rękach tych dzierżył wielki, prymitywny młot wojenny, którym to uderzał o posadzkę, robiąc w niej spore dziury. Małe oczka wpatrywały się w Dana, a krzywe, żółtawe zęby przypominające ciosane kamienne łupniaki ujrzały światło dzienne. Potwór okrążał maszt, sygnalizując łowcy, że obok niego tak łatwo nie przejdzie.
W normalnych warunkach, Dan z chęcią pobawiłby się z trollem w kotka i myszkę, jednak nie miał teraz na to czasu. Wolał raczej ograniczać się z wykorzystywaniem pełnej mocy swojej broni, na całe szczęście, nie było tu nikogo (nie licząc komisji), kto mógłby ją zobaczyć.
Nie zwalniając nawet na chwilę, kierował się wprost na trolla. Dobył miecza i szepnął:
- Zapłon.
Klinga zalśniła oślepiająco, na tyle, że troll był zmuszony zasłaniać się jednym łapskiem. Będzie mu trudniej walczyć z przeciwnikiem, zwłaszcza wtedy, gdy broń tamtego samym widokiem mogła oślepiać. Troll oddalał się od źródła światła, by… w pewnym momencie poderwać się w kierunku Dana i walić na oślep młotem. Nadaremno jednak, łowca z cwanym uśmieszkiem tylko prześlizgnął się koło maszkarona i korzystając z okazji trącił maszt. Kolejna flaga zaczerwieniała, a troll chciał chyba zablokować wyjście skrzydlatemu. Ciekawe, czy mu się to uda.
Białowłosy nie miał wyboru, jak tylko zaryzykować. Nie chciał, ale musiał. Co prawda średnio podobała mu się perspektywa oberwania wielkim młotem, jednak czas uciekał. Minęła już prawie minuta od rozpoczęcia testu, a pozostały mu do zdobycia jeszcze cztery flagi. A jako, że znalazł się w pierwszej grupie, która przystąpiła do testu, nie miał nawet porównania jak innym poszło. I dlatego musiał dać z siebie wszystko, by później nie skończyć na lodzie.
Zwiększył swoją prędkość do maksimum i pomknął w stronę wyjścia. Ciągle miał na oku wielki młot trolla.
Szczęśliwie podczas prześlizgu troll chybił młotem. Dan zdołał prześlizgnąć się z pomieszczenia, a w jego uszach dudniło od uderzeń bijaka o posadzkę. Troll starał się przez chwilę bić na oślep, a później Dan usłyszał wściekły ryk potwora. Stwór najwyraźniej wkurzył się, że ofiara mu uciekła. Łowca uśmiechnął się chytrze - ta pokraka tak łatwo go nie dorwie. Wyfrunął z korytarza i znalazł się w głównym holu. Tutaj znajdował się trzeci maszt, który wcześniej przeoczył, ale ten w porównaniu z dwoma poprzednimi zdawał się nie być niczym chroniony. Mógł też go zostawić na później, a na teraz zająć się jednym z trzech, które znajdowały się po drugiej stronie areny.
Niechroniona flaga była dla Dana podejrzana, jednak istniała możliwość, że to ta dziwna istota, którą załatwił na początku jej pilnowała. Nie zastanawiając się długo, Dan skierował się w stronę flagi. Po jej odznaczeniu zamierzał ruszyć dalej do drugiej części toru przeszkód.
Nic na niego nie skoczyło. Nikt i nic go nie atakowało. Dan zbliżał się do masztu coraz bardziej i miał zamiar dotknął masztu, gdy nagle… maszt z flagą odskoczył od skrzydlatego. Zdziwiony łowca ponowił próbę dotknięcia masztu, jednak pachołek nie stanął grzecznie w miejscu - znowu odskoczył z jego zasięgu. Czy z tym cholerstwem będzie musiał bawić się w berka?
“Czyli jednak trzeba będzie pobawić się w kotka i myszkę”, pomyślał z irytacją Dan. Mogło to nieco zająć, jednak teraz nie miał innego pomysłu, jak mógłby zneutralizować uciekającą flagę. By załatwić to w miarę szybko, białowłosy starał się zapędzić flagę do kąta pomieszczenia, tak by odciąć jej drogę ucieczki. Maszt uciekał przed skrzydlatym w kierunku kąta. Chyba chciał coś pokombinować, bo uciekał slalomem, co nie okazało się dobrym pomysłem. Dan miał szansę złapać maszt, jeśli tylko przyspieszy ruchy lub zablokuje w jakiś sposób dalsze ruchy upierdliwej “myszce”.
Flaga zaczynała grać mu już na nerwach. Z każdą chwilą jego cenny czas oraz energia uciekała, dlatego zamierzał znowu skorzystać z pomocy Shinso.
I maszt sobie długo nie pouciekał od wkurwienia Dana. Łowca dorwał uciekiniera i rzucił się na niego, jakby chciał go sprać na miejscu. W tym samym momencie maszt znieruchomiał, a jego flaga zmieniła kolor na błękitny. Nie poświęcając mu więcej czasu, białowłosy ruszył w stronę swojego następnego celu. Przy następnym już zaczęły się schody, a dokładniej… pajęczyny.
Sala obtoczona była sporą ilością cienkich żyłek. Trudno będzie się przez to prześlizgnąć ze skrzydłami. Zapewne którymś z nich zahaczy o byle nić. Samego twórcy tej sieci nie dojrzał, ani nie usłyszał. Dan spojrzał na maszt - tam zagęszczenie sieci było o wiele większe niż w pozostałej przestrzeni.
Białowłosy szybko pozbył się skrzydeł, które zniknęły równie szybko jak się pojawiły. Kiedy znalazł się już na ziemi, wyciągnął ponownie miecz i zaczął prędko przebijać się z jego pomocą przez gąszcz sieci. Planował ponownie wykorzystać technikę, która pozbył się w pierwszym pomieszczeniu pnączy, ale dopiero jak znajdzie się odpowiednio blisko flagi. Wydawało mu się, że kątem oka ujrzał, jak poszczególne nici zadrżały… ale niczego poza tym nie usłyszał. Dan postał chwilę w miejscu i upewniwszy się, że nic na niego nie wyskoczy, mógł się zabrać za swoje, jednak dla pewności, pokrył swoje ciało energią shinso, na wypadek, gdyby twórcy sieci nie podobała się ich destrukcja.
Cisza mogła się wydawać niepokojąca, lecz pomimo to łowca postanowił zabrać się za torowanie sobie drogi mieczem - tyle że tu już szło trudniej. Kiedy liany przecinał niemal jak roztopione masło, tutaj sieć lubiła się bardziej przylepiać do ostrza, przez co po kilkunastu cięciach Dan zauważył spadek efektywności cięcia - klinga coraz lepiła się do włókien, przez co raz wyszarpywał broń z nici. Sieć bardziej niż zielska była denerwującym przeciwnikiem.
Zajęty usuwaniem sieci Dan nie zauważył, że przestał być sam w pomieszczeniu. Coś na niego natarło z tyłu. Nie ważyło jakoś więcej od tego gadzinowatego ścierwa, które go zaatakowało zaraz na początku testu. Przeciwnik miał osiem nóg, w odczuciu Dana był jednak większy i bardziej rozstawny od mutanta z początku testu. Magiczna zbroja na szczęście uratowała go od ukąszenia intruza, kły niczym małe sztylety otarły się o uzbrojenie z energii, tworząc iskry.
Istota, która przyczepiła się do jego pleców była problemem, jednak nie takim, z którym nie mógłby sobie poradzić. Dzięki swojej przezorności, białowłosy zdołał uniknąć być może poważnego zranienia. Teraz, kiedy poczwara się ujawniła, wystarczyło zwyczajnie się jej pozbyć, razem z uciążliwą pajęczyną.
Dan zgromadził wokół siebie sporą ilość Shinsho i, podobnie jak w pomieszczeniu z pnączami, wyzwolił go w jednej chwili.
Fala uderzeniowa rozlała się po sali, rozrywając większość pobliskich nici, dalsze jednak zaabsorbowały energię uderzenia. Problem pozostawał jeszcze z ośmionogą pokraką, która wyglądała jak czarna wdowa, tyle że pewnie gdzieś sto razy większa od swego normalnego krewniaka i pewnie gdzieś też tyle razy bardziej agresywnego. Pośrednio fala uderzeniowa zepchnęła pająka z Dana, ale nie zabiła go. Potwór uniósł dwie przednie nogi w akcie postraszenia łowcy.
Maszkara skoczyła prędko w kierunku białowłosego. Szczęśliwie dla tego drugiego - szarża zakończyła się na bloku mieczem, a po chwili Dan odepchnął od siebie stwora.
Łowca przygryzł dolną wargę, jakby na znak irytacji. Pająk z pewnością nie był dla niego zbyt poważnym przeciwnikiem, jednak organizatorzy tego testu zapewne nie z tego powodu go tu umieścili. Kiedy Dan bawił tak się w eksterminacje, jego cenny czas uciekał, a z każdym kolejnym wykorzystaniem Shinsho zaczynał powoli odczuwać efekty zmęczenia. A nie był do końca pewien, czy to był ostatni test jaki musiał przejść tego dnia.
Skierował czubek katany w stronę poczwary. Miał jeszcze spory zapas czasu, dlatego postanowił zrezygnować z mocy i załatwić to w klastyczny sposób. Sięgnął wspomnieniami do bardzo odległych czasów, kiedy wraz ze swoimi braćmi uczył się dopiero sztuki walki mieczem. Wziął głęboki oddech jak wtedy i nie spuszczając wzroku z kreatury, czekał aż ta ponownie zaatakuje. Tym razem nie miał zamiaru parować - tym razem miał zamiar przeciąć ją na pół.
Cel był prosty - pająk musiał się zmienić w kambodżańską przekąskę. Brakowało tylko ognia, żeby było kurwę czymś przypiec. Dan skupił się na ruchach przeciwnika, który miał na niego ruszyć. I ruszył, tyle że pająk poczłapał zbyt szybko jak na zamiar łowcy. Co prawda maszkara zaszarżowała na niego, a Danowi udało się ją zaatakować - tyle że nie było cudów, panie. Ledwo pokaleczył paskudę, prawie że podcinając jej parę odnóży po prawej stronie. Natomiast brzydka kurwa, która chciała sobie wszamać białowłosego za darmo, siłowała się z Danem. W wyniku tego starcia czarny potwór obnażył kły i zaatakował lewy bark chłopaka, choć z pewnością pajęcze “sztylety” skierowane były w szyję - a dokładniej w tętnice. Tym razem zbroja nie zniwelowała całkowicie ataku bestii - chociaż na pewno zmniejszyła jego siłę. Bowiem kły przebiły się przez magiczny pancerz i poharatały bark, rozrywając skórę i dobierając się do mięśni. Mimo że Dan obrócił się i prześlizgnął się pod cielskiem pająka, kalecząc po drodze jego odwłok, chłopak poczuł, jak żyły w barku go palą.
Pająk musiał mu wstrzyknąć jad.
Dan poczerwieniał - i to nie z bólu, który rozdzierał jego ramię. Nie mógł uwierzyć, że dał się zranić tak bezmyślnej kreaturze. Tu nie chodziło tylko o ranę na jego ramieniu. Tu chodziło o ranę na jego honorze.
- Pożałujesz tego - syknął ze złości. Musiał zająć się jadem w ramieniu, ale wpierw musiał zemścić się na pająku. Pociągnął miecz nisko, chcąc spróbować cięcia od spodu. Szarżując na swojego przeciwnika wyszeptał ponuro - Zapłon…
Dan czuł, jak złość pompuje się w jego żyłach. A może w pewnym momencie zamiast krwi miał w żyłach płynną wściekłość - możliwe. W każdym razie chłopak zacisnął dłonie na rękojeści miecza, a jego klinga zmieniła się w energetyczną lancę, która orała boleśniej pająka - zarówno jego ciało, jak i kilka para oczu, bowiem ostrze katany raziło nie tylko ciało przeciwnika. Niemniej pająk był o wiele wytrzymalszy od małego zmutowanego gada z początku testu i nie zamierzał się tak łatwo poddawać.
Teraz Dan nie miał problemów z unikami potwora, bowiem pajęczak albo miotał się po gruncie albo rzucał się z morderczą furią na ślepo, żeby tylko nie zostać znowu trafionym przez szermierza. A Dan z sukcesem przemykał się obok bestii albo nawet efektownie się pod nią prześlizgiwał. To co, mogło go w tym momencie martwić, to to, że lewa ręka zaczęła mu nieprzyjemnie mrowić, a bark palić.
Białowłosy odczuł lekką ulgę, kiedy wyładował się nieco na pająku. Jednak wciąż denerwowało go to, że tamten wciąż żył, a trucizna rozprzestrzeniała się w jego organizmie o wiele szybciej niż mógł to sobie nawet wyobrazić. Jednak teraz nie mógł ustąpić. Był w stanie zaleczyć ranę - choć nie był pewien, czy pomoże to na truciznę - jednak najpierw musiał zabić poczwarę. Gdyby ta zraniła go po raz drugi, nie miałby szans na zwycięstwo.
Korzystając z faktu, że kreatura jest oślepiona, Dan zamachnął się na nią ponownie, by na dobre skrócić jej żywot. I ponownie orał jej ciało, przy okazji prawie że odcinając jedną z nóg. Tyle że stwór nie chciał zdychać za cholerę. Dalej był dość ruchliwy, ale wciąż nie tak szkodliwy, gdy był w pełni widomy. Tymczasem pajęczak przeturlał się na bok i znów rzucił się na Dana - bez większego sukcesu dla potwora.
Poczwara uparcie nie chciała umrzeć, a ten fakt co raz bardziej denerwował białowłosego. Dan nie miał innego wyjścia jak ponownie skorzystać ze swoich mocy. Czas upływał nieubłaganie, a wraz z nim szanse na zdanie testu malały.
Dan posłał energię Shinsho w stronę potwora, naznaczając go. Potem ponownie rzucił się do ataku. Pająk odzyskał zdolność widzenia - ale Dan nie nabył już umiejętności ulitowania się nad biedną inaczej gadziną. W jego ciało musiały wedrzeć jakieś obce siły. Jego mięśnie, naprężone do granic możliwości, poruszyły się szybciej niż wcześniej, ignorując jad płynący w ręce. Dan wrzasnął, zamachując się mieczem na potwora. Tym razem ciął z taką siłą, że przerąbał pająka niemal na pół. Pająk niedługo sobie pomacha nóżkami, póki co jego cielsko drżało… a potem coś w nim chrupnęło; górna część ciała pająka wystrzeliła w kierunku cielska Dana. I jak na złość łowcy wbiła się raz jeszcze w ten sam bark! Cholera jedna… uf, na szczęście jej kły zatrzymały się w magicznej zbroi… i nie puściły. Pająk zdechł, a przy okazji uczepił się Dana; jakby chciał desperacko zabrać go ze sobą do grobu.
Nie tak prosto, matkojebco, hahaha~ ale go teraz zaczął łeb napierdalać. Dan zrzucił z siebie część truchła pajęczaka. Tym razem szczęście mu dopisało - mało brakowało, a pająk przedziurawiłby mu może szyję w pewnym krytycznym miejscu. Co nie zmieniało faktu, że Dan mógł teraz w spokoju się przedrzeć do czwartej flagi. Co prawda z trudami po drodze i chamskimi zawrotami głowami, z paleniem w lewej ręce, ale… uf, zdobył czwartą flagę. Trzeba iść dalej. Dan torował sobie z trudem przez pajęczyny drogę do piątej flagi, a czuł, że jeszcze trochę i lewa ręka mu odpadnie. Z barkiem. Kopnął po drodze jakieś truchło, pewnie resztki posiłku ukatrupionego potwora. Potem dotarł do piątej flagi - jedynym problemem było to, że pajęczak nabałaganił to pomieszczenie resztkami jedzenia, pajęczyną i… resztkami jedzenia. Po drodze Dan wpadł na ścianę, lepiąc się do pajęczyny.
Teraz została ostatnia flaga. Nie spierdoli tego. Nie spierdoli.
Na zegarze była już 4 minuta. Zaskoczyło go to, nie spodziewał się, że maszkaron go tak osłabi.
Ostatnie zadanie na dzisiaj… ostatnie zadanie na dziś…


=...



Nie będzie się tutaj nad sobą użalał. Mimo że Dan nie miał już siły na nic, zamierzał podejść do ostatniej flagi. Czy raczej do zagadki z puzzlami, gdzie miał 15 paneli do ułożenia.
Nad którymi nie myślał za dużo. Nie myślał w ogóle. Dłonie same zdawały się bez udziału myślenia przesuwać poszczególne panele w zbyt szybkim czasie. Co Dana na tyle zaskoczyło, że więcej czasu zajęło mu gapienie się na rezultat rozwiązania zagadki niż samo jej rozwiązanie. Kurtyna się rozwiała, odsłaniając Danowi ostatni maszt do zaliczenia.
Dotrze do niego.
Dotarł do niego.
Zaliczył go.
Dłoń Dana zacisnęła się mocno na maszcie, a zegar w ATSie przestał odliczać czas.


04:09


Oczy białowłosego iskrzyły się ze złości, kiedy spoglądał na swój wynik. Mógłby być tu o wiele wcześniej. Mógł już na starcie wybić się ponad resztę kandydatów… Jednak dał się podejść w tak prosty sposób. Dan nie często się denerwował. Zdrada, obelgi, rany - żadna z tych rzeczy w łatwy sposób nie potrafiła wytrącić go z równowagi. Jednak zawsze tracił kontrolę, gdy odczuwał upokorzenie…
Nim się do końca uspokoił, nagle pomieszczenie wokół niego ponownie jak na początku się rozmyło, a on znalazł się z powrotem w pokoju, do którego wszedł razem z czwórką innych kandydatów na stróży prawa. Odetchnął głęboko, starając się opanować. Chciał już wrzasnąć, by ktoś dał mu to cholerne antidotum, kiedy nagle obok niego niespodziewanie pojawił się rudzielec. Najwyraźniej zaledwie o kilka sekund był gorszy od Dana. Fakt ten jednak bardziej go zirytował niż usatysfakcjonował.
Zwłaszcza że w porównaniu z nim rudzielec, chociaż osiągnął gorszy wynik, prezentował się jak świeży skowronek. Miał tylko parę siniaków i rozliczne zadrapania. Ale nie wyglądał na kogoś, kogo dziabnęło coś jadowitego. A Dan miał wrażenie, że już wolałby, żeby ręka mu odpadła. No i chciało mu się pić, tankować jak słoń, a ten rudy piździelec wyciągnął jak na złość Danowi ze swojego ATSa butelkę z wodą.
- Ale się nabiegałem - orzekł wesoło, napił się wody i rzucił do Dana. - Ojoj, ale ciebie poharatało - ocenił stan łowcy.
- Oberwałem... - Dan oblizał wyschnięte wargi - ...tak mocno, a i tak mam lepszy wynik od ciebie. - To powiedziawszy, białowłosy zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Miał nadzieje, że prędko zjawi się tu ktoś kompetentny, kto zajmie się jego ranami lub czymś do picia. Wolałby chyba wyschnąć jak kwiat na pustyni, niż prosić o cokolwiek irytującego rudzielca.
Rudy uśmiechnął się tylko pobłażliwie i orzekł po chwili z cwanym uśmieszkiem.
- To dopiero pierwszy etap.
Białowłosy nie odpowiedział rudzielcowi. Nie miał szczególnie na to ochoty, a i tak jego uwagę przykuł teraz mały robocik, który wyłonił się niespodziewanie skądś, niosąc ze sobą dwie buteleczki. Jedna z nich zawierała wodę, a druga antidotum. Dan od razu opróżnił oba pojemniki, odczuwając od razu ulgę - fizyczną jak i psychiczną. Potknął się, to prawda, jednak to nie oznaczało jeszcze jego porażki. Miał zamiar przejść te testy i zdobyć tą fuchę.
Po jakimś czasie zaczęło w pomieszczeniu pojawiać się więcej istot. Dan nie na długo był skazany na jedyne towarzystwo irytującego rudzielca. Pojawił się bowiem ifryt, niewiele później pojawiło się kilka stworzeń; Nina dopiero po nich objawiła się w sali. Sądząc po jej minie, najwyraźniej i ona nie była zadowolona z przebiegu testu. Lotki na lewym skrzydle miała osmolone, niektóre nawet popalone, niemniej doznała mniej obrażeń niż sam szermierz. Sala szybko zapełniła się rekrutowanymi, a Danowi wydawało się, że nie wszystkie pozostałe przed testem stwory powróciły z testu.


- Pierwszy test dobiegł końca - Dan usłyszał głos “wojskowego”, lecz samego faceta tym razem nie spotkał. - Pragnę pogratulować tym, którym udało się przejść próbę.


Do sali podleciała czwórka droników, które w powietrzu utworzyły punkty prostokąta. W jego wnętrzu ujawnił się hologram, na którym pojawiły się wyniki z pierwszego testu.


- Prezentuję wyniki z pierwszego testu.


Uwaga uczestników skupiła się na ekranie, zaś Dan zobaczył swój wynik na szczycie listy. Był pierwszy, na czele wszystkich zgromadzonych w tym pomieszczeniu. Zaraz za nim znajdował się Ed Redford, pięć stworów po Edzie uplasowała się Nina.
Nina spojrzała przelotnie na tablicę z wynikami. Po chwili większą uwagę skupiła czyszczeniu rapiera z czarnej i niebieskiej substancji - najprawdopodobniej juchy potworów, które pokaleczyła na teście. Gdy skończyła polerowanie broni, spojrzała na podpalone skrzydło i skrzywiła się na widok stanu, w jaki się ono znajdowało.
Widok swego imienia na czele tabeli nieco ujarzmił gniew Dana. W końcu - skoro mimo takiego fatalnego błędu na teście wciąż był pierwszy, to reszta zawodników z pewnością musiała być zdecydowanie słabsza od niego. Świadomość ta kompletnie uspokoiła go. Nie lubił mieć pod górkę. A teraz wyglądało na to, że jego szanse na dostanie tej roboty były całkiem spore.
Pozostała jeszcze jedna, upierdliwa kwestia którą musiał się zająć.
Białowłosy zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Ignorując otaczającą go rzeczywistość zaczął koncentrować energię Shinso wokół zadanej przez kreaturę rany, która zaczęła się goić.
Kilka minut później nastąpiła kolejna część testu. Białowłosy jak za pierwszym razem został przeniesiony, jednak tym razem arena testowa wydała się nieco bardziej normalna. Był to niewielki pokój, którego większą część zajmował spora maszyna. Wyglądem przypominała ona jedną z tych gier, którą często można było spotkać na różnych festynach lub wesołych miasteczkach. Większą część automatu zajmowała plansza z wywierconymi dziurami. Tuż obok znajdował się spory młot.
Białowłosy uśmiechnął się. Wyglądało na to, że ten test będzie nieco łatwiejszy, a na pewno mniej niebezpieczny niż poprzedni.
Kiedy chwycił młot w ręce, na pionowej tablicy automatu wyświetlił się czas. Wyglądało na to, że test trwać miał pięć minut. A w tej samej chwili nie wiadomo skąd dobył się znajomy głos kierownika testu.
- W porównaniu do poprzedniego, ten test jest dosyć łatwy i sprawdzi waszą zręczność. Jak już widzicie, potrwa on pięć minut, a polegać będzie na “ubiciu” jak największej ilości wirtualnych potworów. Za każde trafienie przyznawany jest wam jeden punkt. Chyba nie tym razem wszystko jest dosyć jasne, a więc test rozpocznie się… teraz!
Wraz z ostatnim słowem mężczyzny, zegar odliczający czas ruszył, a ze swoich nor zaczęły wyskakiwać krety. Białowłosy uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy udało mu się uderzyć pierwszego. Rana ramienia już mu nie dokuczała, a więc mógł w pełni cieszyć się testem. Tu nic nie miało prawa go zaskoczyć.
Poza jednym. Szermierz sprawnie radził sobie z ubijaniem kolejnych poczwar przez większość czasu, jednak w pewnym momencie zobaczył coś… mało powiedzieć, że niepokojącego. Z jednej z dziur, zamiast kreta pojawiła się głowa kogoś, kogo nie widział już od bardzo dawna, a z pewnością nie spodziewał się dostrzec go tutaj. Na dobre dwie sekundy Dan znieruchomiał, kiedy dostrzegł zamiast kreta ciemnowłosą postać z opaską na jednym oku. Może i nie widział go od bardzo dawna, jednak białowłosy nie miał wątpliwości, że ma do czynienia ze swoim bratem - Kanem.
W końcu jednak Dan odzyskał zimną krew i uderzył z całej siły nieoczekiwaną maszkarę, która nie pojawiła się już do końca testu. Mimo to białowłosy wciąż w głowie miał obraz swojego brata. To nie wróżyło nic dobrego.
Kiedy czas minął, na tablicy wyników widniała liczba 68. Dan nie miał porównania z innymi, więc nie do końca wiedział czy ma się cieszyć czy też złościć z wyniku.
Tym razem musiało go spotkać rozczarowanie. Nie był tym razem pierwszy, bo wyprzedził go… Ed Redford o 5 stworków. Potem dwa nic nie mówiące mu imiona typków, których nie widział na poprzedniej tabeli w grupie elitarnej. Po nich odnalazł siebie, Nina była dwie pozycje po nim. Czyli Dan tym razem zajął czwartą pozycję na resztę tutejszej gromady. Pokazała się też klasyfikacja ogólna, w której Dan i Ed gryźli się o pierwsze miejsce, ku zirytowaniu tego pierwszego prowadzili ex equo łeb w łeb. Na to drugie zestawienie Dan słyszał gdzieniegdzie posykiwania i utyskiwania - co niektórzy okazywali, że taka sytuacja im nie pasuje, ale rudzielec chyba tylko bardziej się uradował z reakcji konkurencji, czym dolał oliwy do ognia.
- Muszę przyznać, że nie sądziłem, że będę miał aż tak zaciekłą konkurencję - Ed orzekł to do Dana. Zaklaskał mu po chwili. - Myślałem sobie, że sobie odpuścisz, widziałem już u Ciebie tą rezygnację, ale musiałeś mnie mile rozczarować. - uśmiechnął się… właściwie bardziej jadowicie niż szczerze.
- Irytację - poprawił go Dan. - To określenie bardziej pasuje do mojego poprzedniego nastroju. Ale jak widzisz, już nic mi nie jest, więc możesz być tak miły i sam zrezygnować. Tak będzie dla ciebie lepiej. Jeżeli przyjdzie do bardziej bezpośredniego starcia między nami w czasie tego testu, ja nie będę zamierzał się powstrzymywać. - Białowłosy również uśmiechnął się, jednak sam postarał się nieco bardziej, by wyraz jego twarzy wyglądał naturalnie i szczerze.
- Ależ szanowny kolego, nie musisz oszukiwać samego siebie, ani mnie, ani resztę. Widziałem sam u ciebie REZYGNACJĘ - zaznaczył to słowo, przedrzeźniając minę Dana po skończeniu pierwszego testu. Przybliżył się do Dana i orzekł mu cichszym głosem. - Nie musisz mi rzucać tych nędznych pogróżek. Może jak masz takie jaja, po prostu mnie uderz, a nie bredzisz jak po nażarciu się szaleju - uśmiechnął się wrednie.
- Co tam szepczesz?! - zawołał Dan, zwracając na nich uwagę zebranych. - Nie dosłyszałem dobrze, ale nie zamierzam iść z tobą na żadne układy by pokonać resztę. Nic z tego rudzielcu. Idź do kogoś innego.
Dan dość skutecznie skupił uwagę reszty, w tym też poirytowanych, na ich dwójce. Ed spojrzał lekceważąco na Dana.
- Ty, co tamten fiut ci powiedział? - Odezwał się ifryt, który już zdążył zapisać się w skojarzeniach Danach. Dość często się na niego natykał w testach do służby.
- Że nie potrzebuję jego nędznych pogróżek. Ani nie potrzebuję niczyjej pomocy - odezwał się rudzielec do wszystkich, trzymając ręce w kieszeniach. - A swoje kombinatorstwo to zostaw sobie dla innych patafianów, gogusiu. - to rzucił do Dana.
- Kogo nazywasz patafianem, szmaciarzu?! - warknął ifryt do Eda, bardziej płonąc z gniewu.
- Oj, wybacz, następnym razem postaraj się mówić trochę głośniej, bo z tych szeptów nie mogłem nic wyciągnąć - odezwał się pokojowo Dan, jednak spojrzenie utkwione w rudzielcu świadczyło wręcz o przeciwnych intencjach. Następnie białowłosy już w pełni przybrał łagodną maskę i odwrócił się do Ifryta. - Ależ bez nerwów, on z pewnością nie miał na myśli nikogo z was. Prawda, rudy? Może przestań się już tak złościć i wyjaśnij kogo miałeś na myśli mówiąc o tych “patafianach”.
- Spokojnie, mówiąc “patafiany” nie miałem na myśli kogokolwiek w tym pomieszczeniu - odparł na głos Rudy. - Ja nie złoszczę się. Ja delektuję się złością - uśmiechnął się słodko. - Może powiedziałbym ci coś jeszcze, ale pewnie przekręcisz to na moją niekorzyść, także co pan poradzisz- zrobił pauzę, po czym dodał. - W każdym razie… nie jestem miły i oświadczam, że nie zrezygnuję z testów. To tak na poprawę twojego nastroju, księżniczko.
- Podoba mi się twoja determinacja. W takim razie nie mogę doczekać się kiedy staniemy razem w szranki! A teraz możesz iść delektować się swoją złością gdzieś indziej, zaraz chyba zaczynamy kolejny etap - odpowiedział szermierz.
- Zgodnie z twoim rozkazem, księżniczko - Rudy odparł Danowi, ponownie delektując się po drodze złością (ciekawe, czyjąż) i czekając na kolejny test.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 07-11-2016 o 10:36.
Hazard jest offline  
Stary 08-11-2016, 20:23   #26
 
Moni's Avatar
 
Reputacja: 1 Moni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłość

Brutnetka wieczorową porą:
A nawet nocną. Bo na taką porę natknęła się Mea, przechodząc przez portal między piętrowy. Nie żeby ta jakoś jej specjalnie przeszkadzała.
Wręcz przeciwnie. Pomijając dużą wilgotność powietrza, panował przenikliwy chłód, który w jej przypadku nie stanowił jakiejś wielkiej przeszkody. Chociaż połączenie obu czynników nie wydawały się jej atrakcyjne, kobieta odziała się w coś cieplejszego od razu po oddaleniu się od portalu. I rzecz jasna z powodzeniem unikała możliwości zyskania oparzeń słonecznych.
Pogoda nie była jedynym nie jednoznacznie pozytywnym elementem tutejszego krajobrazu. Panowały również wszechobecne ciemności rozpraszane za pomocą tysięcy gwiazd rozproszonych po niebie oraz lewitującymi w powietrzu lampionami dającymi delikatne, błękitnawe lub żółtawe światło, tak na przemian. Mea wiedziała dobrze, że w Wieży sklepienie nieba tak naprawdę jest zbudowane z niezwykle silnie skondensowanego shinso, a nie ciemnej próżni i wielkich kul skupionego rozżarzonego gazu, lecz dla mieszkańców Wieży nie miało to większego znaczenia, bowiem pomimo braku prawdziwych ciał niebieskich, które mogłyby pełnić rolę tutejszego - na ten przykład - Słońca, nikt w Wieży z tego powodu nie zamarzał na śmierć. Właściwie Piętra Wieży były odbiciem światów, z których miliony stworzeń wspinało się na szczyt, by stanąć przed Stwórcą - kto wie czy nie przed tym od wszechrzeczy. Odwzorowane na potrzeby mieszkańców, wspinających się i władców nie miały potrzeby być iście kopiami swoich oryginałów - wystarczało, że spełniały tę samą rolę swoich pierwowzorów.
Przydałoby się jednak więcej światła, a Mea nie potrafiła wpłynąć na sztuczne ciała niebieskie, by dawały tego światła więcej. Na tych lewitujących lampionach się nie znała, nie była technikiem, ale działały podobnie jak latarnie latarników. Mogłaby nawet jedną zabrać, ale wyczuła straż przy portalu. Dwanaście rosłych, metalicznych stróżów, ale miała jakieś dziwne przeczucie, że na pewno jest ich więcej w większym oddaleniu od Bramy. Miała dobitne wrażenie, że się jej przyglądają z mocą potężnego wiertła. Mei to odczucie się szczególnie nie podobało. Wiedziała, że przeważnie przy portalach międzypiętrowych nie kręci się aż tyle obstawy.
Dostrzegła też w pobliżu budę z zadaszeniem, pod którym nie stał nikt. Ale za to w okienku paliło się światło, a kiedy przybliżyła się do budynku, w jej nozdrza uderzył zapach palonego zielska. Światło padło na palącego w budce stwora będącego psołakiem chodzącym na dwóch łapach. Wyglądał jak ten sam psowaty, który ponad kilka godzin temu obsługiwał Yeon-ina, Dana czy Quena, z tym, że zamiast zielonej tuniki nosił na sobie brunatną kurtkę. Gość od czasu do czasu wystawiał łeb z witryny, wyglądał na zaniepokojonego. Wydawało się jej nawet, że trzymał broń w pogotowiu. Zerknął w jej stronę. Wyglądało na to, że w tej budzie będzie mogła kupić rzeczy pierwszej potrzeby. Był to jedyny przybytek tego rodzaju w zasięgu jej wzroku - w dalszej perspektywie znajdowały się bowiem, w pierwszej kolejności trawy z wydeptanym szlakiem z portalu do budy, potem z budy ścieżka ciągnęła się w dół, a na dole w oddali, jakieś paręset kroków w dół i kilkaset w dal, trakt rozdzielał się i wpadał w szeroką, asfaltową ulicę, po której od czasu do czasu coś mignęło, a później huknęło. To Piętro musiało być ulubionym Piętrem drogowych piratów - te długie, szerokie ulice, te zakręty, ten… totalny mamwdupizm tutejszych służb mundurowych w zakresie łapania wariatów ulicznych i wlepiania im mandatów…
Gdyby Mea odeszła dalej, zobaczyłaby, że przy drodze stały dwie budeczki wyglądające jak przydrożny wucet. I więcej śladów cywilizacji w zasięgu wzroku nie uświadczyła. Mogła spróbować poszukać informacji o jakimś bardziej cywilizowanym zakwaterowaniu lub… mogła skorzystać tymczasem z okazji darmowej ochrony i kto wie - może dałaby radę kupić od psowatego namiot i rozbić się na tym wzgórzu.
Wieża nauczyła ją zasady: kiedy nie ma kłopotów - gospodaruj te chwile jak najlepiej tylko możesz.
Sztuczne niebo doprowadzało ją do irytacji od kiedy tylko pojawiła się w wieży. Przecież to było takie… Nienaturalne. W jej świecie nie do pomyślenia był fakt, aby fasada budynku naśladowała niebo. Jakiekolwiek by ono nie było. To nawet nie miało jakiegoś celu, przecież i tak oczywistym było, iż znajdują się wewnątrz budynku. Mogli postawić tu zwykły sufit bez żadnych iluzji, to byłoby zresztą prostsze.
Ale nie. Świętokractwo było widocznie o wiele lepszym pomysłem. Cóż za dziwne miejsce…
Uznawszy, że napatrzyła się już na "nocne niebo" przeniosła wzrok na latające tu i ówdzie lampiony. Ten widok również ją irytował. Wydawało jej się, że odpowiedzialne za nie personalia wykonały robotę na pół gwizdka, ponieważ nawet przy pomocy "gwiazd" dawały one minimalną ilość światła. Może i warunki miały odwzorowywać noc, ale jeżeli już zabrali się za oświetlanie okolicy, to mogliby miast odwalania fuszerki, załatwić to jak należy.
Nie chcąc psuć sobie humoru, zaczęła obserwować bardziej rzeczywistą naturę niż tutejsze "niebo". Wszędzie znajdowały się jedynie rozległe pustkowia i te szare wstęgi, nazywane przez tutejszych drogami. Już nie lubiła tego piętra, podobnie jak wszystkich pozostałych. Koncepcja nie rozmyślania o tym, że bycie wybranym przez wieżę nie różniło się w znaczącym stopniu od bycia porwanym była dla niej nie do zaakceptowania i nie potrafiła zrozumieć, czemu jest tutaj tak popularna. Jedynie ci, którzy się tutaj urodzili, mieli na to jakieś usprawiedliwienie, jednak tak czy siak osób nie zauważających tego faktu było jak dla niej zbyt wiele.
A i jakby tego wszystkiego było mało, nagle doznała olśnienia. Długie pasma dróg, płaski teren… Możliwe, że na tym piętrze spotka od groma tych całych piratów drogowych. Wyśmienicie. Mówi się trudno, na tych może coś przynajmniej poradzić i ich pozabijać, gdyby okazali się nazbyt irytujący… To zawsze jakieś pocieszenie.
Zbliżyła się do budki i zagadnęła do psowatego.
- Można u was zakupić jakiś namiot? - Nienachalnie rozejrzała się po wnętrzu.
Psowaty zaprzestał palenia fajki, aczkolwiek zapach palonego co najwyżej średniej jakości tytoniu lub podobnego ziela dotarł do nozdrzy Mei. Kobieta zorientowała się szybko, że pomieszczenie było całkiem spore, czego nie było widać na zewnątrz. Czytała kiedyś, że takie sztuczki są możliwe do zastosowania przy dogłębnym zaznajomieniu się z teorią przestrzeni i podwymiarów. Możliwe, że jakiś ranker lub nawet nie ranker, ale ktoś bardzo dobrze orientujący się w magii wymiarów mógł zbudować taką budeczkę. Bowiem pomieszczenie miało wielkość sporego magazynu, chociaż na zewnątrz wyglądało to na duży kiosk.
- Pewnie, że można - odparł psowaty, a Mea dojrzała w międzyczasie, że sprzedawca miał sporo różnych automatów. Z tego, co się zorientowała, każdy z nich obsługiwał konkretny rodzaj towaru - był nawet automat na pornografię… różnego rodzaju, zresztą sam pracownik miał jeden z najnowszych numerow jakiegos pornola, schowany gdzieś pod stertą papierów. - No ale nie zalecałbym nocowania pod namiotem. Pogoda na tym Piętrze to jest jak to mówią… pod psem? - dodał po chwili szukając właściwego określenia, i w międzyczasie podchodząc do jednego z automatów, naciskając coś na panelu. - W każdym razie możesz wilka złapać. Nie wolałabyś nocować w jakimś lepszym lokalu na ten przykład? Nom… - po chwili wyciągnął z automatu spory tobołek w czarnej torbie. - ale ja tutaj tylko pracuję, a klient nasz pan. Mogę dorzucić do zestawu pliczek biletów, jakbyś chciała- zaproponował.
- A jakiż to lepszy lokal ma pan na myśli? - powiedziała, udając bardziej zainteresowaną rozmową niż było to naprawdę. - I o jakich biletach pan mówi? Ja jestem niestety mało zaznajomiona z tym światem. - Sięgnęła po gotówkę.
- Jak dla mnie lepiej spać w byle lokalu niż w tym deszczu, śniegu lub gradzie… Czasem bywało jedno, drugie i trzecie - odparł pies. - Hmmm, ja polecałbym Jastrzębią Górkę na ulicy Strzelistej, a jak nie będzie tam miejsc, to popytać w okolicy, bo tego się tam trochę znajdzie. A co do bilecików - wystawił łeb zza witrynę i wskazał na jedną z budek. - Widzisz tę budkę? To telebox, to jeden z tutejszych środków transportu, takie portale międzysektorowe, międzyosiedlowe… Wchodzisz sobie po lewej stronie, od tej strony - wskazał swoją lewą łapę, chociaż Mea nie potrzebowała takich dokładnych wskazówek, choć prawdopodobnie pies nie wiedział, że w stronach Mei strona lewa, strona prawa wcale a wcale nie była pojęciem całkowicie obcym, a wręcz przeciwnie… - Wejdziesz sobie do środka, będziesz miała tam taki panel. Bilet wkłada się do panelu, wystukuje się na tym panelu miejsce do którego chcesz trafić, teleportuje cię, no i jesteś na miejscu, voila.
- Hmm… Takie coś może się przydać. Ile to razem będzie? - odparła po chwili namysłu. - Niezbyt wiele, mam nadzieję…
"Ulica Strzelista… Nazwa mi się akurat podoba. O ile tu ludzie i… Cokolwiek innego można tu jeszcze spotkać są normalni i nazywają ulice jak należy, od wykonywanych tam zawodów".
Wątpiła w ten fakt, skoro znajdowała się tam gospoda… To jest hotel, ale napatrzyła się już na cuda. Może ten jeden również się wydarzy?
Pies do czarnej torby dorzucił pliczek 30 biletów i - jaki miły był - mapę Piętra.
- 300 kredytów za wszystko.
Zapłaciła pospiesznie i z uprzejmym uśmiechem.
- Dziękować panu. Niechaj Los ci sprzyja. - Po odejściu na kilka kroków, ale jeszcze przed wejściem do budek, rozłożyła mapę i spróbowała znaleźć na niej własną lokalizację, po czym lokalizację hotelu, o którym mówił sprzedawca.
A skoro o nim mowa, mogła mu podziękować za odradzenie kupna tych gazet z nagimi ludźmi. Te kobiety jednak nie są aż tak seksowne, jak pierwotnie o tym myślała.
Dość szybko ją znalazła, miała też blisko do wyższych gór na tym Piętrze. Zresztą większość Piętra stanowiły lasy i góry, a do najbliższego miasta miałaby jakieś 4 dni drogi pieszo. Do Strzelistej miałaby podobną odległość, lecz w inną stronę. Szybko dało się zrozumieć, czemu teleboxy były tutaj alternatywą do chodzenia pieszo - miasta na Piętrze oczywiście się znajdowały i było takowych ogromnych nawet kilka, lecz ogólna gęstość zabudowy była… porażająco niska. Jak na szybko policzyła, to na jeden dom przypadało bodaj parę km kwadratowych. 3 może 4 w najlepszym przypadku. Do najbliższego sąsiada, jeśli miało się choć kilometr, było to całkiem dobrze. Sytuacja ta nie tyczyła się miast i co większych, bardziej zabudowanych wsi. A tych nie brakowało w okolicach, gdzie mieściła się ulica Strzelista. Gdy chodziło o sieć drogową - tę stanowiły w znacznej większości proste ulice, i w okolicach górzystych lubiły się one wywijać w esy floresy. Nic dziwnego, że był to raj dla wariatów drogowych, niemniej istniały też trakty, które trzymały się w odpowiedniej odległości od szosowego piekła.
Mogła wybrać się do telebudki bądź… nie, zasuwanie w tych okolicznościach było głupie. Jeśli miało się możliwość szybszego dotarcia na miejsce, po cóż w takim razie gnać z buta? Zwłaszcza, że zerwał się silny, chłodny wiatr, który o mało co nie porwał jej mapy. Gdy Mea zwęziła oczy, spoglądając w dal, zobaczyła, że zbierały się na niebie ciemne, niemal czarne chmury, w których błysnęło kilka błękitnych błyskawic.
Spoglądała na horyzont i przed dłuższy czas ważyła w sobie argumenty za i przeciw pójściu na piechotę.
Z jednej strony nigdzie jej się nie spieszyło,nie miała tu jeszcze żadnych misji, znajomości a i nie miała w zwyczaju zdobywać pięter bijąc rekordy szybkości. No i od dawna nie miała okazji pobyć tak blisko opiekuńczych duchów, czego bardzo jej brakowało. No i zawsze zachowa jeden bilet. Kto wie, może uda się go potem spieniężyć?
Jednak należy wziąć pod uwagę fakt, że nadchodzi burza, a ona dawno nie składała ofiar duchom Burz czy Piorunów. Niestety jak na złość żadna nadająca się do tego istota nie chciała ostatnio się napatoczyć, a wątpliwym było, aby kapryśne duchy wzięły to pod uwagę i jej przebaczyły.
Co więcej nie zna tych terenów i nawet posiadając mapę, ryzykuje zgubienie drogi. Nie mówiąc już o tym, że nie wie na jakie bestie powinna się przygotować.
Po chwili namysłu brunetka zrezygnowała więc z tego pomysłu i podeszła do jednej z budek, aby udać się do miasta krótszą drogą.
"Może innym razem…" - pomyślała jedynie.
Zastanowiła się ile człekopodobnych istot spotka na swojej drodze? Zawsze czuła do nich jakąś dziwną… Więź. Tak, to zdaje się jest trafne słowo. Być może dlatego, że to w pewnym sensie jej krewniacy. Jednak gdyby nie twarz i… no cóż, jeden z atrybutów kobiecości, byłaby pewnie brana za chłopaka, ze względu na jej budowę ciała. Ubrania wcale nie pomagały w tej kwestii, niektórzy mogliby nawet pomyśleć, że wstydzi się swojej płci. Może i to absurd, a może i trafna analiza… Jedynie duchy i sama Mea to wiedzą. Miała również jakby nieco za duże oczy, jednak tego nawet reprezentanci gatunku ludzkiego nie umieli wskazać. Za to w lekki dyskomfort wprawiała ich barwa tychże oczu, a raczej zmienność tej barwy w zależności od nastroju. Aktualna nuda sprawiła, że przywodziły na myśl zachmurzone, nie pogodne niebo.
Za to już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że jest chorowicie blada, chociaż nie wydawało się, aby faktycznie jej ciało toczyła jakaś zaraza.
Poprawiła prawy naramiennik jej kombinezonu i znajdując się już we wnętrzu budki wykonała instrukcje psowatego.
Do karczmy poprowadziła droga, wzdłuż której rosły drzewa iglaste, na których rosły świecące owoce. Z budynku rozległ się hałas, nieco tłumiony przez ściany, lecz nie przez lekko otwarte drzwi, przy których stała grupka stworzeń, jakiś mały gremlin, zdaje się, że był też przedstawiciel jej własnej rasy… nawet nie później; szybko dotarło do niej, że w większości były to stworzenia lubujące się w nocnym trybie życia. Z Jastrzębiej Górki dochodziły sprośne przyśpiewki.
- ...Przyszła pani do sklepiku, prosi mnie o kitkata!
- O kit kata prosi mnie!...
- Podałem jej cyjanek!
W śpiew weszły gwizdy i buczenia.
- Dałem jej gryza swojego batonika! - włączył się w to inny głos, któremu tym razem towarzyszyła aprobata, krzyki i oklaski.
- Yay, pracowałem niegdyś w Chigaco!
- Ja pierdolę, nie mogę, co ta chołota widzi w tym zabawnego? - do uszu Mei dobiegł kobiecy głos, pełen pretensji. Jakaś przechodząca skomentowała tak zdarzenie, idąc w swoim kierunku.
Mea miała do wyboru zaryzykować i wejść do karczmy, bądź poszukać innej. Towarzystwo mogło być bowiem dość… rozweselone.
Jakby od niechcenia przygotowała się mentalnie i duchowo do walki, zwracając się nawet o pomoc do pobliskich duchów. Może jakiś zechce jej pomóc w jakiś sposób? Kto wie…
Założyła kaptur i z grobowym spokojem weszła do środka. Jej krok był chłodny, a spojrzenie pozbawione emocji. Udała się do lady.
Szczęśliwie nikt jej nie zaczepiał, towarzystwo przy drzwiach gadało ze sobą:
- Niebywałe, niebywałe, to jest skandal, wyobraź sobie, że podchodzę sobie do niej, a ona kurwa pierdoli o jakichś kwadratach-sradratach! - oburzał się gremlin i wyżalał swemu blademu towarzyszowi, zaś Mea dotarła do lady, przepychając się między różnymi stworami, między innymi bardzo wysokim i rozbudowanym facetem z ciemnymi włosami i rogatym hełmem z czaszki zwierzęcia na głowie, między kilkurękim humanoidem, który nie był poza tym jakiś szczególny. W zasadzie w pomieszczeniu dominowali humanoidzi, w dużej mierze mniej lub bardziej podpici. Do jej uszu docierała muzyka docierająca z całego pomieszczenia, nie tyle właśnie z głośników, których nie było zresztą widać. Wielki ekran, na którym leciały reklamy (najwyraźniej w przerwie meczu, leciała reklama wody do golenia i innych tego typu pierdół, sponsorzy meczu czy czego tam), nie przykuł jej uwagi, a wręcz Mea mentalnie odrzucała ten przekaz, była w stanie dojść do lady, tylko jakiś zielony niski pokurcz w turbanie musiał na nią wpaść, ale później gdzieś zniknął w tłumie.
Za ladą krzątał się stwór podobny do człowieka, lecz jego głowa płonęła najżywszym ogniem, a mimo to ten nie wił się z bólu ani żadnych katuszy nie cierpiał. Ot, kwestia nietypowej fizjologii, zresztą nietypowość wielu fizjologii była… całkiem normalna w Wieży, choć w dużej mierze regularni byli podobni do ludzi. Humanoidów podobnych do ludzi. W obecnej chwili barman zepchnął paru co bardziej nieprzytomnych klientów, żeby zrobić miejsce dla pajęczycy, której zapodał wywar z much.
Po zderzenie z jegomościem w zielonym turbanie od niechcenia przeszukała kieszenie. Nic w nich nie trzymała, ale kiedyś już ktoś próbował dokonać na niej oszustwa i podłożyć jej ukradziony przedmiot. Jeżeli coś podobnego wydarzyło się i tym razem, nauczy go czegoś o zachowaniu dyskrecji. Może przy okazji również jego szajkę. Jednak w kieszeniach nic jej nie przybyło, zresztą zielony pokurcz zdaje się nie miał zamiaru podkładać czegokolwiek osobie, o której nic nie wiedział czy jakkolwiek anonimowej osobie. Znaczna większość klienteli przyszła oglądać mecz, tu gdzież się spotkać i pogadać… bądź i napić się. Było to zwykłe wpadnięcie na Meę, spowodowane ruchem tłumu.
Usiadła przy ladzie i skinęła w stronę gospodarza tego przybytku.
- Pozdrowienia. - powiedziała. - Co można zamówić?
- A co byś chciała? - zapytał żywiołak, który chyba do końca nie zrozumiał, o co dziewczynie chodziło. Najprawdopodobniej nie umiał czytać w myślach.
W kolejkę, a tym samym przed Meę, wepchała się spora osoba.
Facet był bardzo wysoki, mierzył prawie dwa i pół metra, a bicepsy miał tak spore, że Mea nie objęłaby ich swoimi dłoniami. Miał też bardzo długie czarne włosy sięgające mu do kolan, białą czapkę - czy może hełm - z czerwonymi zdobieniami na głowie, oraz tatuaże na ramionach i barkach - bowiem jegomość nie nosił koszuli, więc regularna mogła podziwiać (ale nie musiała) jego ciało wyrzeźbione z pewnością długim, ostrym treningiem. Nosił czerwone spodnie, ale gdyby Mea zerknęła na dół, zobaczyłaby, że facet nie nosił butów - chodził boso, nie miał nawet byle skarpet. A mimo to nie widziała na jego stopach większych ran niż drobne otarcia, którymi to czarnowłosy się nie przejmował. Jednak najbardziej niepokojącą częścią w jego osobie nie był srogi wyraz twarzy, ale jego oczy - białka były bowiem całe czarne i tylko krwiście czerwone tęczówki zionęły pośród tej nieprzeniknionej ciemności. Zdaje się, że to na niego wcześniej padła Mea, ale mężczyzna nie zwracał uwagi na stojącą przy ladzie regularną. Podszedł pewnie, patrząc uważnie na żywiołaka ognia.
- Dwa duże kufle złocistego. - z jego ust wydobył się szorstki, warczący, niski głos przypominający Mei warczenie wilka. - I cheymonta z miodem. - dodał tym samym głosem.
Gospodarz przyjął zamówienie od wielkoluda, który zerkał uważnie, co robi. Co zauważyła Mea to to, że ifryt nie przestraszył się tego głosu jakoś specjalnie, chociaż pajęczyca, która popijała ostrożne muchowar, dyskretnie uciekła, gdy tylko ten głos usłyszała.
"Interesujące…" - Przeszło jej przez myśl, kiedy przyuważyła ucieczkę pajęczycy. - "Doprawdy… Bardzo interesujące".
- Po prostu pieczeń z kurczaka.
- Wybacz, ale właśnie niedawno się pokończyły - pracownik rozłożył ręce w geście bezradności, lecz nozdrza Mei wyłapały zapach pieczeni z kurczaka - tyle że nie dochodził on z kuchni, tylko z jednego ze stołów. Po chwili ogniogłowy zapodał wielkoludowi dwa kufle z piwem i kielich z grzanym winem doprawianym miodem i innymi przyprawami. Brunet odszedł w kierunku stołu, z którego ten właśnie zapach się wydobywał. Na stole tym stał wielkie półmiski z panierowanymi udkami, skrzydełkami, a także surowym mięsem, a przy meblu była zgromadzona spora grupa stworzeń skupiona wokół…
Wysokiego bruneta, lecz nie tak wysokiego i barczystego jak facet, który odszedł teraz od kontuaru. Ten miał też o wiele krótsze włosy - w zasadzie to krótkie, charakteryzowała go czarna przepaska na lewym oku; drugie oko miał normalne, barwy złocistej. Był też bardziej odziany niż “olbrzym”, bo miał na sobie białą koszulę z krawatem, czarny płaszcz, a na lewej ręce miał spory, rozbudowany naramiennik. Nosił czarne spodnie oraz ciemne buty.
Koło niego po prawej stronie siedziała wysoka, szczupła szatynka z długimi włosami upiętymi w kok i zielonymi oczami.
Miała na sobie ładną, beżową kieckę sięgającą do kolan, a z jej pleców wyrastały motyle, zielono-brązowe skrzydła. Wypatrywała ona w kierunku bydlaka, który dosiadł się po lewej stronie jednookiego młodzieńca, odsuwając po drodze nieco tłumu. Wróżka otrzymała wino, a on i jego towarzysz z przepaską na oku zagarnęli piwo.
Dziewczyna wydawała się nieco nachmurzona. Sączyła wino, wielkolud wypił jednym haustem piwo i konsumował surowe mięso, a z jedenastoosobowej gromady, która otaczała tą trójkę oraz gromadziła się przy tym samym stole, wysunął się jeden jegomość.
Podsunął szatynce kopertę, którą tamta otwarła, przeczytała na szybko i schowała do swojego ATSa [w kolorze jasnozielonym]. Co niektórzy ze zgromadzenia poczęstowali się mięsem, paru z nich podeszło do ogniogłowego zamówić inne przekąski: od zwyczajnych jak chipsy, grillowane kiełbaski czy grillowane sery po pieczone owady czy nawet fermentowanego mięsa rekina, która otaczała warstwa shinso, zabezpieczająca resztę otoczenia przed wonią tego dziwnego [czy nawet dość obrzydliwego] przysmaku. To ostatnie pochłonęło stworzenie przypominające Mei przerośniętego kreta w roboczych spodniach, co też stanowiło członka tej dziwnej menażerii. Wróżka coś mówiła do jednookiego, ale z powodu hałasu w sali i braku zaawansowanych umiejętności podsłuchu Mea nie byłaby w stanie dosłyszeć, o czym dokładnie rozmawiali. Jedynie odrobina szczęścia [jakiejkowiek postaci] pozwoliła jej wyłapać, że ktoś w tym zgromadzeniu powiedział w kierunku trójcy:
- ...Widziałem tego naszego znajomego zielonego pizdolca, robimy coś z nim?
- Nie będziemy tym śmieciem zajmować się teraz - parsknął jednooki młodzieniec. - Aschaar też nie, zresztą… on nie gustuje w śmieciach, prawda, Aschaar? - trącił łokciem wielkoluda. Mroczny wielkolud zerknął na swojego kolegę, coś burknął pod nosem.
- Oy, no tak tylko powiedziałem, spokojnie - zarechotał jednooki, który swój kufel też opróżnił za jednym zamachem.
- Zamawiasz coś? - ognistogłowy zapytał, tym razem ostrzejszym tonem, gdy nie usłyszał odpowiedzi Mei. Rzecz jasna, zapatrzyła się na towarzystwo, ale nie zapomniała o obecności ifryta.
"Miły z pana gość…" - pomyślała wampirzyca, po czym spojrzała infirowi w oczy.
- Tedy krwisty stek. Chyba że i one wyszły - odparła z lekką irytacją w głosie.
Nie mniej jednak, wyłączając może infira przed nią, duchy zdawały się jej sprzyjać. Nie na co dzień udawało jej się podsłuchać ciekawe rozmowy w takich miejscach. Zwykle towarzyszący im harmider skutecznie wszystko zagłuszał, ale tu zebrała dość dużo informacji jak na krótką chwilę…
- Do tego piwo, ale zimne. I nie rozcieńczane.
Zaczęła się zastanawiać nad tym, czy nie przysiąść się do tamtej grupy, wymyślając pospiesznie jakąś wymówkę. Dla przykładu, "Jestem tu nowa, gdzie mogę znaleźć nocleg?". Dostałaby wtedy upragnioną pieczeń z kurczaka, a przez swoje długie życie Mea przyzwyczaiła się już do otrzymywania tego, co chce. Nie mniej jednak takie przysiadanie się do obcych często może się okazać ostatnią rzeczą, jaką zrobi się w życiu, wobec czego szybko zrezygnowała z tego zamiaru.
Zresztą doskonale pamiętała okoliczności spotkania z wampirem, który ją stworzył… Wtedy też się do kogoś przysiadła, co jedynie potwierdza fakt, iż byłby to głupi i nie rozsądny plan.
A jedynym poważniejszym minusem pozostania na swoim miejscu był fakt, iż najprawdopodobniej nie zagada do wróżki, chociaż ta wygląda całkiem ponętnie… Cóż, znając jej szczęście do tych spraw, ta i tak nie wykazuje skłonności do zadurzania się w kobietach.
- A proszę cię bardzo, steki na szczęście jeszcze są - odparł ognistogłowy, tym razem normalniejszym tonem. Zapodał jej piwo z jednego z wielu kranów, po czym dorzucił. - Na stek musisz chwilę poczekać.
Mea miała rację w nie dosiadaniu się ot tak do grupy. Nie była zwiadowcą, a nawet gdyby nim była, nie byłoby to zadanie proste. Grupa sprawiała wrażenie dość mocno zwartej, a przede wszystkim groźnej i czujnej, nawet jak na fakt, że “szef” był podchmielony, ale ten Aschaar już nie był tak rozkojarzony i nawet nie skupiał się na oglądaniu meczu, który go średnio interesował, nie tak jak jego jednookiego kolegę.
- Morda w kubeł, mecz się zaczyna~! - ktoś syknął w tej grupie i znaczna część tej załogi [a byli to z pewnością faceci] oglądała zmagania dwóch dziesięcioosobowych drużyn grającej w grę podobnej do połączenia piłki nożnej i ręcznej. Biali kontra niebiescy. Niewiele z tego zrozumiała, nie była nigdy tak bardzo zainteresowana sportami w Wieży, których na pewno było na tyle dużo, by nie zawracać sobie gitary wszystkimi istniejącymi. Zresztą jak można było czerpać frajdę z oglądania tego, jak ktoś gra? Najwyraźniej jednak nie wszystkim to przeszkadzało.
Wróżka też ze średnim zainteresowaniem oglądała mecz, piła wino, a po chwili wyciągnęła z ATSa jakiś magazyn i rozłożyła go na stole.
- Proszę bardzo, smacznego - tym razem Mea nie straciła rezonu (tak naprawdę i tak go nie straciła ani przedtem ani teraz, ale grupa nie robiła już nic ciekawego). Przynajmniej dostała stek i piwo, mogła jeść w spokoju.
- Dziękuję. - Minimalnie skinęła głową, po czym nie utraciwszy czujności, zabrała się za jedzenie.
W przeciwieństwie do tamtej nieokrzesanej bandy, która zachowywała się tak, jakby w życiu nie widziała alkoholu i jadła na oczy, Mea zachowała należyty umiar. Jednak z braku lepszych zajęć, przyglądała się meczowi, starając się zrozumieć chociaż podstawowe zasady tejże gry.
Następnym razem i ona powinna się wyposażyć w coś do czytania… Wróżka miała bardzo dobry pomysł.
Gra wydawała się prosta i była w gruncie rzeczy prosta. Były dwie drużyny dziesięcioosobowe, jedna piłka wielkości piłki do szczypiorniaka, oraz dwie bramki. Boisko było mniejsze od tego do piłki nożnej, ale większe za to od tego do piłki ręcznej. Nie było czegoś takiego jak auty, ale faule występowały jak najbardziej, zwłaszcza w wykonaniu byka z drużyny niebieskiej, roztrącającego zręcznie zawodnika z białej drużyny, a później efektownie się przewrócił - z tym że sędzia już odgwizdał rzut dla przeciwnej drużyny i nic nie wyszło z oszukiwania. Zresztą na to odgwizdali niektórzy widzowie, a nawet u barbarzyńców przemknęły słowa na k i p.
- Szmaciarz! - burknął ktoś z tamtej drużyny, wydawało się jej, że to kretowaty to odparł, bądź któryś z jego sąsiadów.
Niemniej gra wciągała o tyle, że niebiescy robili efektowne podania, a biali też całkiem dobrze sprawowali się w obronie. Mea nagle miała wrażenie smyrania po tyłku, lecz gdy szybko się obróciła, nie było koło niej nikogo.
- Banda nieokrzesanych gburów… - mruknęła cicho i spisała całe towarzystwo w tej karczmie na straty. Pozostało liczyć na to, że w hotelu będzie lepiej.
Pozostało mieć nadzieję, że przynajmniej zrobił to ktoś, komu by nie podskoczyła. Gdyż jeżeli był to byle chłystek, który już dawno nie miałby ani łapy, ani przyrodzenia (Chyba że posiadanie go we własnej rzyci się liczy), to Mea przez wiele lat nie zmaże tej hańby ze swego imienia.
Rozejrzała się jeszcze raz, chcąc po zachowaniu gości ocenić kto może być winowajcą. Wśród tysięcy karczm, w jakich bywała, musi się w końcu znaleźć ta, w której ta sztuczka się uda.
Kostnica
Tym razem nie powiodło się szukanie winowajcy - musiało się jej po prostu zdarzyć. Była pewna, że nikt koło niej nie przechodził, a większość klienteli nie była zainteresowana jedną wampirzycą. Pozostała część zajmowała się swoimi sprawami, lecz wciąż nie znalazł się winowajca inny niż zbieg okoliczności. Dziwne to było. Choć może było tak lepiej niż żeby ktoś faktycznie ją napastował.
Pogoda w tym czasie popsuła się na dworze i w karczmie jeszcze bardziej się zatłoczyło. Ujrzała, jak znajomy z widzenia gremlin z wampirem i paroma innymi stworami wchodzi do środka karczmy. Coś zaburczało potężnie na zewnątrz, a gremlin próbował zamknąć drzwi, co z trudem mu się udało, gdyż okazało się, że na zewnątrz rozpętała się wichura. Mea przypomniała sobie, że gdy ruszała do teleboksu, to w tamtych okolicach zaczęła się burza.
Może to była ta sama burza? Z drugiej strony - nieee, to było zbyt daleko, chyba. W każdym razie wychodzenie na zewnątrz było słabym pomysłem, chyba że komuś było wszystko, czy go zawieje czy wywieje cholera wie dokąd. Za oknem błysnęło na tyle silnie, jakby grom uderzył w okolice karczmy. Straszliwy huk potwierdził fakt, że grom nie tylko uderzył w ziemię, ale stało się to gdzieś paręset metrów od karczmy, a budynkiem od siły huku aż delikatnie zatrzęsło. Wróżka aż podskoczyła na miejscu z zaskoczenia. W karczmie zrobiło się troszkę ciszej niż chwilę temu, gwar przerodził się w głośny szum.
"Duchy są niespokojne…" - Pomyślała, wykonując ochronny znak palcami lewej dłoni. - "Chyba nic dobrego z tego nie będzie…".
Zdążyła się już domyślić, że gromada, którą podsłuchała, rozmawiała o pracy. Szczegóły pokroju kto się o nią ubiega, czy o jakie stanowisko walczono pozostawały jednak dla niej niejasne. Jednak nie wiedziała co myśleć o przewijających się co chwila gremlinie… Zdawało się, że to ktoś ważny dla jej losu, przynajmniej na krótszą chwilę, jednak zagadywanie obcych z powodu durnych przeczuć było… Co najmniej dziwne. I niestosowne.
Skończywszy posiłek, odstawiła sztućce na talerz i zaczęła powoli sączyć złocisty trunek, przyglądając się bliżej atrakcyjnej wróżce.
 
__________________
Prowadzi: Złota maska
Prowadzona: Chmury nad Draumenionem
Moni jest offline  
Stary 08-11-2016, 21:59   #27
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Yin po raz kolejny upomniał samego siebie, by przestać zwracać uwagę na kobiety. Przez nie może nie dostać pracy! Cholerna wróżka… Cholernie ładna wróżka. Argh! Stop.

- Nazywam się Yeon-in Gyeoul. Od pierwszego piętra dowodzę drużynami i pnę się powoli pod górę… - Tutaj Yin rozwinął się, opisując swoje zdolności z zakresu zarządzania ekipą, rozwiązywania problemów wewnątrz zespołu, kreatywnym myśleniu i po prostu byciu zajebistym latarnikiem. W miarę przemowy jego uwaga całkowicie skoncentrowała się na nieprzyjemnym menedżerze. Opowiedział o tworzonej przez siebie encyklopedii światów i istot, jako przykładzie zbierania informacji i porządkowania ich oraz ich analizie. Poopowiadał jeszcze przez chwilę, po czym zakończył i ukłonił się delikatnie.

Menadżerowi mimika nie przejawiała się nader specjalnie. Nie uciekał wzrokiem, czasem skinął głową, może się nawet lekko uśmiechnął. Kiedy Yeon-in Gyeoul zakończył prezentację, przyszła pora na poważnego młodziana, sąsiada Yin’a.

- Seweryn Blackthorn. Przez 4 lata pracowałem w Zephirze, kierowałem tam teamem, który pracował nad projektem sieci teleboksów z Sektorów 1 do 10 - Yin zauważył, że na managerze te informacje wywarły większy wpływ niż jego wystąpienie. Młodzian był pewny siebie, na jego twarzy nie sposób było znaleźć oznaki zakłopotania czy rozkojarzenia. - W tym czasie zredukowaliśmy koszty produkcji teleboxów o 9% i jednocześnie zwiększyliśmy ich wydajność o 20%. Posiadam doświadczenie, wiedzę techniczną oraz rekomendacje z tej firmy. - młodzian wyjął z ATSa pliczek dokumentów, które Yinowi wyglądały na listy rekomendacyjne. - Prywatnie interesuję się analizą danych oraz psychologią i socjologią.

Gordon odebrał plik od Seweryna, ale póki co nie zajął się ich przeglądaniem. Na razie skupił się na wywiadzie stworzeń, które podjęły się walki o stanowisko manadżera projektu.

Przyszła pora na wróżkę.

- Nazywam się Layla - dziewczyna uśmiechnęła się czarująco, a w głowie Yina znowu zaczęły latać cycki wróżki. Szczęśliwie, latarnik nie dał się już tak mocno wkręcić jak wcześniej. - Wieża przydzieliła mnie do władców shinso. Od początku wspinaczki na każdym teście pełniłam rolę kapitana drużyny lub asystenta kapitana. Każda drużyna, którą prowadziłam i wspierałam, zwyciężała testy i osiągała profity w postaci nagród pieniężnych i rzeczowych. Nie posiadam jeszcze doświadczenia zawodowego, aczkolwiek braki te nadrabiam pracowitością, kreatywnością i entuzjazmem. Potrafię dobrze i skutecznie motywować załogę do osiągnięcia celu.

- Jam jest Salaam syn Malika. Pochodzę z rodziny handlarzy. W rodzimym świecie mój ojciec prowadził bazar, moi bracia zaś handlowali suknem i perfumami. Ja zaś zajmowałem się księgowością, a później pomagałem ojcu zarządzać bazarem. Finanse i zarządzanie nie są więc mi obce. Podczas półtorarocznej wspinaczki w Wieży pracowałem w firmie Monsters na stanowisku asystenta manadżera finansów.

- Em… - blondynka z krawatem rozpoczęła skromnie. - Jestem Soni, latarniczka. Wspinam się od dziewięciu miesięcy w Wieży. Moje doświadczenie w kierowaniu drużyną obejmowało dowodzenie w testach, jak i treningi do testów. Poza tym pracowałam w przedszkolu przez cztery miesiące, do czasu… - wzięła głębszy wdech. - Do czasu wypadku.

Yinowi wydawało się, że górę nad blondynką wzięły nerwy w tym momencie.

- Jeśli tyczy się samego zarządzania zespołem oraz danymi, posiadam nie tylko doświadczenie, ale i predyspozycje w tym kierunku. Przetwarzanie wielu skomplikowanych i złożonych danych, nawet tych trudnych do uzyskania, to dla mnie żaden problem - ta część została wypowiedziana już spokojniejszym tonem. - Jeśli zaś kierowanie zespołem należy do klasy zadań złożonych, jestem pewna, że sobie poradzę.

Została pora na ostatniego kandydata.

- Yoto. Jestem użytkownikiem shinso, wspinam się od dwóch lat. Dotychczas kierowałem lub pomagałem w kierowaniu drużynami z pozytywnym rezultatem. Również przez rok pracowałem w firmie Monsters na stanowisku asystenta kierownika BR.
Młodzian zakończył swą skromną prezentację.

- Widzę, że mamy tu szóstkę dobrych kandydatów - stwierdził Gordon.

Yin ku swej uldze zauważył, że wcale tak tragicznie nie wypadł na tle reszty towarzystwa; blondynka, którą się zainteresował, zacięła się bodaj raz-dwa razy i była miejscami po troszę bardziej podenerwowana, nawet bardziej od Yina, a Yoto przedstawił się skromniej, zaś rekruter nie miał mu raczej za złe, że przed rozmową latarnik gdzieś odleciał. No ale podobno w życiu nie mogło się wszystko toczyć linią prostą, gładko i przyjemnie, czasem musiało się potoczyć krzywo i z turbulencjami, więc rekrutacja szła dalej. - Więc zadam kolejne pytanie. Co ma sprawić, że to właśnie jeden z was bardziej niż reszta nadaje się na stanowisko managera? Widzę, że pan Blackthorn wystartował już przed czasem. Mimo to kolejność odpowiedzi zachowamy. Panie Gyeoul, pana kolej.

Yin miał nadzieję, że na to pytanie będzie mógł odpowiadać na końcu, ale wszak menedżer powinien odznaczać się niezachwianą pewnością siebie. Więc odpowiedział prosto i pewnie:

- Na podstawie udzielonych informacji nie da się wybrać najbardziej predysponowanego kandydata na stanowisko. Rozmowy nie dadzą zbyt wiele. Teraz każdy z nas powie, że jest najlepszy albo, że jego doświadczenie daje mu przewagę nad innymi. - Yeon-in skierował swój wzrok na człowieka-cyferki. - Lecz żeby przekonać się, który faktycznie najlepiej nadaje się na to konkretne stanowisko w tej konkretnej firmie trzeba by nas zaobserwować w tej pracy. Jednym słowem: próba.

Latarnik zakończył krótką przemowę, mając nadzieję, że rekruter faktycznie skusi się na przeprowadzenie jakiegoś testu albo zatrudni ich na okres próbny. Wtedy Yin będzie miał sporą szansę na pokazanie, że faktycznie jest lepszy niż reszta.

- Próba jest bardzo dobrym pomysłem - zgodził się rekruter. - Jednakże potrzebna jest też rozgrzewka przed tą próbą. Na jej podstawie przydzielimy wam wstępną hierarchię w sześcioosobowym teamie, którą w razie potrzeby przeorganizujecie. Grupa ta dostanie projekt, który będzie musiała opracować w trzy tygodnie. Po tym czasie, jeśli się sprawdzicie, będziecie mogli zostać w firmie. W przeciwnym razie pożegnamy się. Zanim przeprowadzimy próbę, mam dla was pytanie: jakie macie wymagania co do płacy? Uprzedzam, że jest wyłącznie pełen etat.

- Powinna być adekwatna do jakości wykonanej pracy - uznała wróżka, tym razem podejmując sama z siebie inicjatywę.

- 100 kredytów na godzinę i nie mniej - ustanowił Salaam.

- Cenię swoje predyspozycje i wiedzę wysoko, zgodzę się ze stanowiskiem pana Salaama - oświadczył oficjalnym tonem Seweryn.

- 95 kredytów za godzinę na rękę - była to opinia Yoto, który póki co był najmniej gadatliwy.

Zamyślona Soni odparła na końcu:

- Czy dostaniemy wstępnie zaliczkę, a jeśli tak, to jak wysoką?

- Wstępnie dostaniecie połowę wypłaty. Menadżer grupowy 4000 kredytów, kolejni w hierarchii o 200 kredytów mniej. - odparł Gordon. - A co pan sądzi, panie Gyeoul?

- Uważam, że menedżer grupowy nie powinien otrzymywać chwilowo wyższej płacy od reszty grupy. Oczywiście sytuacja taka pobudziłaby zaangażowanie oraz rywalizację, ale na tę chwilę nie można mieć pewności, kto powinien otrzymać większą wypłatę za swoje umiejętności. Sto kredytów brzmi dobrze - zakończył odpowiadając już na zadane pytanie.

- Zaangażowanie jest bardzo ważne, panie Gyeoul, dlatego też nie możemy zrównać płacy. A hierarchię będziecie mogli zmienić później w razie potrzeby - objaśnił Gordon. - Tak więc, macie jeszcze jakieś pytania?

- Chciałbym się spytać o pakiet - odezwał się człowiek-cyferki.

- Chodzi o wyżywienie i dodatki w postaci karnetów na siłownię, tak? - zgadywał Gordon. - Tak, jest dostępny catering i macie darmowy wstęp na tutejszą siłownię i basen.

- No proszę- mruknął Salaam. - Ja nie mam więcej pytań.

- To jeszcze zapytam o godziny pracy - odezwała się wróżka. - Mamy ustalone godziny pracy czy przychodzimy wedle uznania?

Tutaj Gordon pomilczał trochę dłużej niż zwykle.

- Preferujemy normowany czas pracy. Start od godziny ósmej, dziewiątej lub dziesiątej. I osiem godzin pracy - wziął głębszy wdech, spojrzał uważnie po szóstce kandydatów. - Jeśli oczywiście ktoś chce, może zostać po godzinach. Za każdą nadgodzinę pracy płacimy 160 kredytów na godzinę.

- Dobrze więc - Gordon odezwał się po chwili, kiedy nikt z grupy nie palił się do dalszego zadawania pytań. - Jak było zapowiedziane, mała rozgrzewka do ustalenia pierwotnej hierarchii. Bardzo prosta i krótka.

Przed każdą z sześciu istot pojawił się niespodziewanie panel. Czarna prostokątna płyta wielkości książki wyglądała i działała jak tablet lub część wyposażenia bazy operacyjnej, co nie zdziwiło Yina tak, jakby można było się spodziewać. Szybko ogarnął, jak działa sprzęt. W płytce pojawiła się kwadratowa siatka złożona z 81 kwadratowych, niebieskich pól, a na pięciu z nich pojawiło się pięć różnokolorowych kulek.

- Kulki? - zdziwił się Yoto, wróżka spojrzała z nieukrywanym zdziwieniem na panel, a Soni zaintrygowała się nietypową metodą dobierania hierarchii drużynowej. Salaam był zakłopotany, a Seweryn zdawał się być tak samo niewzruszony jak wcześniej, spoglądając z obojętnością na wyświetlacz. Yin miał głupie wrażenie, że nawet gdyby na Piętrze rozpętała się wielka apokalipsa, to na Sewerynie też nie zrobiłoby to żadnego wrażenia.

- Zgadza się - Gordon był nieco rozbawiony reakcją co niektórych uczestników rozgrzewki.

- To chyba jakieś jaja - mruknął Salaam, nieco zażenowany sytuacją. - Sądziłem, że dostaniemy poważniejsze zadanie do wykonania, nie grę.

- To też jest zadanie, panie Salaam. W ciągu trzech minut trzeba ułożyć jak najwięcej kombinacji pionowych, poziomych i skośnych co najmniej pięciu kulek tego samego koloru. Wówczas kulki te znikną z planszy. Jest presja czasu i przybywających za każdym ruchem trzech kulek różnych kolorów, które lądują na losowych polach...

Salaam wyglądał na kogoś, kto wolałby mieć to wszystko za sobą. Yin znów na chwilę odpłynął myślami z sali do czerwonego pokoju, gdzie Layla leżała na łożu, okryta płatkami róż, powstająca z tegoż łoża w kierunku...

- ...tak więc jeśli chcecie przesunąć daną kulę, trzeba na nią kliknąć, a później kliknąć na pole, na które chcecie ją przenieść. - manager szczęśliwie nie zauważył, że Yin znowu myślał nad substytutem niebieskich migdałów, a jego wzrok mimochodem powędrował w kierunku Layli, a zwłaszcza niektórych części jej ciała. Mógł wprawdzie spytać się managera, co mówił w międzyczasie, ale wiedział, że to nie będzie dobry pomysł, a zasady testu wydawały się dość proste. A nawet jeśli nie, to i tak sam wszystkiego się dowie.

W dłoni Gordona pojawił się stoper.

- Przygotujcie się do gry - po czym kliknął przycisk w stoperze i jednocześnie zasygnalizował. - Start.

W tym samym momencie cała szóstka przystąpiła do gry.

Yin bardzo się starał. Bardzo. Niemniej przez tę cholerną wróżkę nie uzyskał najlepszego wyniku - wedle swojego zdania.
Później niestety wyszło, że miał rację. Nie miał najlepszego wyniku.

- Dziękuję, koniec czasu - manager ogłosił, że test dobiegł końca. - Zatem pora na ogłoszenie wyników. Soni zdobyła 145 punktów. Seweryn Blackthorn - 135. Yoto - 101. Salaam ibn Malik - 95. Layla - 75. Yeon-in Gyeoul - 65 - do uszu latarnika dotarła druzgocąca wiadomość. Spadł na sam dół hierarchii, niemniej nie był to jeszcze koniec wiadomości. - Wszyscy zostaliście przyjęci do pracy. Na chwilę obecną Soni zostaje głównym managerem waszego zespołu. Widzimy się jutro. Dziękuję za rozmowę, to tyle na dzisiaj z mojej strony. Miłego dnia.

Czyli wychodziło na to, że na dzień dobry dostanie 3000 kredytów. Nawet nie było tragicznie, równie dobrze mógł zostać w ogóle nie przyjęty.

=***=

- Dziwne to wszystko - mruknął Salaam. - Jak dla mnie ten facet miał nierówno pod tą kopułą, jak zaproponował nam grę, ale ostatecznie nie wyszło nam to na złe - zarechotał. - A gdzie ta wróżka? - spytał Yina, który jeszcze momentami nie kontaktował z rzeczywistością. Cholerny urok cholernej wróżki.

- To było tragiczne… Tragiczne… - zajęczał Yeon-in. - Mam nadzieję, że więcej tej suki nie zobaczę, bo zdaje się, że starał się moje zmysły całkiem opanować. Co za paskudztwo!

Yin przetarł oczy, jakby chciał się pozbyć wspomnień związanych z kobietą.

- Masz może jakiś sposób, jak się przed urokami ochronić?

- Oho, to ci dopiero szatańska ladacznica - ocenił Salaam.- Przed takimi w moim świecie broniliśmy się amuletami i zaklęciami wypisanymi kocią krwią, ale tutaj nie wiem co by zadziałało, a ja nie jestem czarownikiem. Może ćwiczenie woli, posty i wyrzeczenia? - zgadywał.

- A może powinienem pójść po prostu na dziwki - skonstatował latarnik. - Wyrzeczenia nie są w moim stylu, niestety. Może opowiesz mi o swoim świecie? Piszę encyklopedię, zawierającą opis wszystkich światów, które zdołam poznać.

- To też mógłby być niegłupi pomysł, ale na kobiety zdecydowanie trzeba uważać, wszystkie mogą na złą drogę sprowadzić - mruknął Salaam. - W moim świecie jest wiele pustyń, miast zbudowanych z piasku i marmurów, mamy też wielkie pałace, dżungle i dzikie bestie. Poza tym w nasz świat ingerują aniołowie, dżiny i maridy. Oraz ifryty - dodał.

Latarnik przyzwał latarnię i zaczął zapisywac informacje w pamięci urządzenia, dodając dane do zebranych wcześniej. Odżyła jego pasja i przypomniał sobie cel, który kierował nim w wieży.

- A ja sytuacja społeczna?

- Sytuacja społeczna? Masz na myśli kasty niewolników, chłopów, mieszczan, szlachtę i sułtanów, tak? Tak, u nas niewolnictwo jest popularne. Bardziej przydatne, a jak dobrze działa na państwo. To się lepiej sprawdza jak więziennictwo. Zresztą więzienia to są tylko dla przeciwników politycznych i drobnych rabusiów, choć żaden z nich nie wychodził na tym dobrze. Większość rzeczy rozstrzygało się tego samego dnia. Na przykład złodziejom obcinano rękę na ten przykład. Lichwiarzom obcinano obie. Niektórzy się zdziwili, że takie prawo było w naszym świecie, gdy się o tym dowiedzieli, to mówili, że to jakieś barbarzyństwo.

- Uhm… - mruczał Yin i zawzięcie notował. Niewolnictwo i twarde prawo nie było niczym dziwnym. Wiele światów kierowało się surowymi zasadami.

Kiedy skończyli rozmowę o świecie Salaama, Yin zaproponował, żeby udali się do hotelu Yina i spotkali z Lolą, żeby omówić strategię na przyszłe dni.

Dziewczynka jeszcze nie wróciła z pracy, chociaż dzień powoli dobiegał końca. Na zewnątrz zaczął hulać silny, zimny wiatr, a Yin oczekiwał na Lolę. Shinsoistka wróciła wtedy, gdy wieczór już zapadł. Lola była cała mokra, zziębnięta i głodna, a jedną rękę miała opuchniętą. Zesztywniała na widok obcego dla niej brodatego mężczyzny siedzącego z Yinem, zaczerwieniła i odeszła do lady, chcąc sobie zamówić coś do jedzenia i picia. Strąciła przy ladzie sztućce, czym się przestraszyła. Poczerwieniała jeszcze bardziej ze wstydu i zaczęła co prędzej zbierać je z podłogi. Po tym oddała je pracownikowi, przepraszając za sytuację, a do Yina podeszła co szybciej.

- Emmm, dz… dobry wieczór - ukłoniła się nieśmiało Salaamowi. - Ccześć, Yin. - szybko powitała Yina.

- Dzień dobry… dziecko - mężczyzna zakłopotał się, widząc, że członkini drużyny Yina jest znacznie młodsza, właściwie, było to dziecko. - Czyli to jest Lola? - zapytał się Yina, chcąc się upewnić.

- Co się stało, Lolu? - zapytał zaniepokojony, po czym przedstawił sobie dwójkę znajomych.

- Ymm, pszczoły mnie pogryzły w ramię, przy pracy - wydukała nieśmiało.

- Pszczoły? - Yin przypomniał sobie, że te istotki były jakoś powiązane z rankerem. Jednak zamiast zainteresowała tematem, wyraził swoje zaniepokojenie jej obrażeniami. - Skoczę szybko do miasta i kupię jakąś maść, żeby ci nieco ulżyć. Przepraszam, że zostawiam was na chwilę samych…

To powiedziawszy Yin wstał i ruszył do wyjścia, by kupić maść.

Gdy powrócił, Lola miała na ramieniu okład z lodem, siedziała z Salaamem, który pił bardzo mocną kawę i gawędzili sobie. Dziewczynka gdy przyuważyła Yina, pomachała do niego zdrową rączką.

- Jestem - przywitał się latarnik i podał dziewczynce maść. - Mieliście czas, żeby zamienić kilka słów?

- A jakby inaczej - odparł Salaam, rozwijając opatrunek dziewczynce. - Porozmawialiśmy sobie trochę i wiem, że byliście wczoraj w lesie, gdzie spotkaliście dziwnego kościotrupa.

- Tak, dowiedziałem się, że nazywa się Papyrus i można mu ufać tak samo jak zatkanemu klozetowi. Albo naszej wróżce z pracy. - Yeon-in zgrzytnął zębami. - Jak wspominałem wcześniej zaczęliśmy zbierać już informacje o teście i tym wszystkim. Swoją drogą - w jakiej sytuacji i gdzie pokąsały cię te pszczoły, Lolu?

- Um, em, plewiłam truskawki… tak normalnie. Pszczoły sobie latały z kwiatków na kwiatki, ale w pewnym momencie zrobiły się agresywne i oszalały. Dużo z nich uciekało z pola w jakimś… em, no, latały jak szalone i chciały uciec z pola - wybąkała Lola, biorąc maść i smarując nią poszkodowaną rączkę.

-Dziwne… Zaatakowały tylko ciebie, czy kogoś jeszcze? Mocno boli? - dopytał z troską w głosie i powstrzymał się przed pogłaskaniem Loli po głowie.

- Boli - mruknęła nieco płaczliwie, zmarując sobie rękę. Była opuchnięta i byle dotyk powodował ból. - Nie tylko ja oberwałam, te pszczoły nagle oszalały i na oślep zaczęły uciekać z pola. Niektórych też pokąsały.

- Słyszałem, że ostatnio na tym Piętrze zaroiło się od szczurów i zwierzęta dziwnie się zachowują. Ostatnio widziałem, jak koty też gdzieś zwiały z okolic, tam gdzie się zakwaterowałem. Nie ma tam teraz ani jednego - oświadczył Salaam, dzieląc się informacjami z nowymi towarzyszami. - Jakieś diabelstwo zalęgło się na tym Piętrze czy co? Słyszałem, że zwięrzeta robią się nerwowe, jak w pobliżu ich terytorium zamieszka jakiś diabeł.

Yin początkowo chciał złapać się za głowę, gdy usłyszał kolejny dziwny przesąd od Salaama, jednak przemyślał sprawę i uznał, że coś w tym może być. Chętnie spędziłby kolejny dzień z Lolą, albo oddelegował latarnię do obserwacji dziewczyny, jednak chyba nie było to możliwe, biorąc pod uwagę jego nową posadę.

- Trzeba będzie z tym wszystkim chyba kilka dni poczekać, aż nazbieramy nieco pieniędzy. A potem zebrać się i zdać ten test w lesie. Swoją drogą - możemy na ciebie liczyć Salaam?

- W sprawie wyprawy do lasu i do tego rankera jak najbardziej. Dowiedziałem się jeszcze od Loli o wielkim czarnym wilku i obawiam się, że on może być jeszcze jednym problemem w tym lesie, kto wie, czy nawet nie gorszym od tego całego Papirusa.

- Wilczka zamierzam poobserwować następnym razem, a jak zbiorę nieco informacji, to sądzę, że we troje dalibyśmy mu radę. A tak - da się przed nim uciec. Mogę dwie osoby wynieść na latarniach w powietrze. Trzecia niestety musiałaby dać sobie radę inaczej dopóki nie nauczę się kontrolować trzech.

- Ja tego wilka spotkałem raz, przeżyłem starcie z nim, ale z tego co wiem, pożarł już paru regularnych. Kilku pogryzł. Nie wiem, gdzie on ma dokładniej legowisko.

- Czyli cała nasza trójka przeżyła spotkanie z tą bestią. To dobry znak - stwierdził Yin z nieco wymuszonym uśmiechem. - Zjedzmy coś, pogadajmy o naszych oczekiwaniach, co do współpracy w zespole i pójdźmy spać. Jutro czeka nas kolejny dzień dziwnej pracy. Lolu, jesteś pewna, że chcesz wracać do owoców?

Dziewczynka skrzywiła się.

- Nie chcę już pracować przy owocach - stwierdziła to ze smutkiem, widać nie tego oczekiwała w nowej pracy. - Mogę jutro pójść z wami? Proszęęęę.

- To nie jest dobry pomysł. Zanudzisz się raczej w pracy, Lolu.

- Yin, proszęęę - Lola spojrzała błagalnie na latarnika.

- Wiesz… Możesz ze mną pójść, jednak nie wiem, czy nasz menedżer nie uzna naszej pracy za tak tajną i cenną i ważną i pompatyczną, że nie pozwoli nikomu nie zatrudnionemu się zbliżyć. Ale zawsze mogę go zapytać, czy czegoś dla ciebie nie znajdzie. Chciałabyś?

- Taaaaaak! - odparła niezwykle entuzjastycznie Lola. - Chcę, chcę, chcę!

- No właśnie, jak przekonamy menedżera, jeśli uzna, że Lola nie może przyjść do pracy?

- Wiesz… - Latarnik spojrzał na Salaama, który najwidoczniej widział w Loli jedynie dziecko, a nie uzdolnionego shinsoistę, który jakoś dostał się na piąte piętro. I mógł mieć więcej lat niż Yin czy Salaam, wszak czas dziwnie płynął dla Regularnych. - Jeżeli uzna, że nie ma takiej możliwości, to po prostu Lola będzie miała dzień wolnego. Odpocznie, wyleczy rączkę. Może poćwiczy. A jak się zgodzi - tym lepiej.

Gyeoul westchnął i rozparł się na krześle. Zapowiadał się męczący czas pracy, zbierania informacji i treningów.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 14-11-2016, 23:01   #28
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację

Z serii: budujemy przedświąteczny klimat.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=oVZQhgZumEg[/media]

=***=

Zafara

Ciemno wszędzie, brumi wszędzie, czyli medytacji wspólny seans



Towarzysze z przymusu postanowili (a raczej to R tak postanowiła), że czas spędzą w podziemiach, w których dziewczyna odkryła coś interesującego i niespodziewanie powiązanego ze znajomym gunslingerem Zafary. Nie żeby Zafarze to nader szczególnie pasowało, niemniej perspektywa, że Legion i reszta jej hałastry nie spodziewa się go bytującego w podejrzanych opuszczonych bunkrach, była jakąś tam zachętą. Jednooki od czasu wybycia nie kontaktował się z nimi, zresztą telefon również nie łapał zasięgu, zaś Zafara miał pewność, że nie skontaktują się z powierzchnią przez jakiekolwiek medium. Żadne z nich nie było latarnikami, R wyciągnęła radio, jednak jedyne, co z niego się wydobywało, to szum. Brunetka regulowała pasmo, ale wciąż nic się nie poprawiało. R schowała radio do swego ATSa.
- Pomyśleć, że jesteśmy tylko kilkanaście stóp pod ziemią, a mam wrażenie, że jesteśmy sto razy głębiej. - powiedziała, po czym stworzyła kulę niebieskawego ognia, który nie parzył, ale odganiał nadmiar zbędnej wilgoci, jeśli taka się pojawiała. - No to możemy pomedytować.
Zafara nie zważając na słowa koleżanki, tak czy siak medytował już od kilkunastu minut. R w międzyczasie rozwaliła się na gruncie, niby medytując podobno jakąś starożytną techniką słowiańską, a tak naprawdę drzemała jak leniwy kocur.
Zafara skończył medytować, a R przestała udawać, że śpi; ona faktycznie zasnęła. Choć Zafara teoretycznie miał możliwość uciec z tego towarzystwa, to nie paliło mu się do ucieczki. Stwierdził, że ucieknie dopiero wtedy, gdy zrobi się zbyt niebezpiecznie. Używając super wyczulonego zmysłu shinsoo wykrył stado szczurów uciekające przed czymś w popłochu w głąb korytarzy. Białofutrzasty wykorzystał okazję i ładował wewnętrzne “baterie”, a R spała na zimnym gruncie jak gdyby nigdy nic. Nawet jak obok niej przeszedł robaczek… który po przejściu pewnej odległości od niej zamarł i poległ na miejscu.
Czas minął nader spokojnie, pomijając to, że duch usłyszał, jak metalowa konstrukcja, w której się znajdowali, wibrowała przez jakiś czas i dzwoniła. Duch to czuł, jednak dziewczyna spała jak zabita. Stan ten trwał przez kilka minut, po którym następowała parominutowa cisza, po czym seans się powtarzał. Nie była to jednak robota jakiegokolwiek stworzenia, które wyczuł w podziemnym labiryncie.
Parę godzin później R obudziła się i powstała na nogi z pomocą efektownej sprężynki. Ruszyli wtem na przód i przez najbliższą godzinę szukali tej bramy, jednak bez skutku. Nie szukali jednak w pobliżu strefy “golemowej”, a R szukała w innych miejscach, lecz nie tym. Zafara zauważył, że lepiej byłoby poszukać w tymże miejscu, gdzie wyczuł tajemniczego jegomościa i golema. Uznał też, że lepiej że sam sprawdzi tamto miejsce, bo łatwiej zwieje niż ona. R nie wygląda na zbyt zadowoloną z takiego rozwiązania i niechętnie, aczkolwiek pozwoliła mu zagłębić się w przetrząsaniu tamtego miejsca.
Zafara ruszył w kierunku tajemniczych stworzeń. Korytarz zaczął się rozszerzać i później przedostał się do sporego pomieszczenia, w którym wyczuł więcej shinso niż wcześniej. Sufit nie stał się wyższy, lecz było więcej przestrzeni. Tutaj droga rozdzielała się na trzy korytarze: jeden na lewo, drugi prosto, trzeci w prawo. Więcej shinso płynęło z lewej odnogi, więc tam skierował się Zafara. Do jego uszu dotarło dudnienie, a następnie korytarzem silnie zatrzęsło. Na chwilę poraziło Zafarę i unieruchomiło w miejscu.
Kiedy te nieprzyjemne sensacje minęły, Zafara postanowił jak najszybciej wrócić do towarzyszki. Ta się go spytała zdziwiona:
- Coś się stało?
Zafara zdziwił się reakcji dziewczyny, sama powinna wyczuć wibracje, a zachowywała się tak, jakby wcale tego nie czuła czy nie zauważała.
- To golem? - wskazała na trzęsące się ściany.
-Trzęsienie ziemi. Szczury już uciekły, powinniśmy iść za ich przykładem.- odpowiedział otwierając portal do lasu.
Lecz gdy Zafara wyczarował portal, okazało się... iż ten prowadzi to nikąd.
Co (lub kto) zniszczyło jego drugi portal po drugiej stronie?
Ciemne wspomnienia wydobywały się z jego pamięci.
W jego uszach rozbrzmiewał dziki śmiech Legion.





Dan Amersis

I po wszystkim?

Trzeci test sprawdzał teoretycznie zdolność do rozwiązywania zagadek. Trwał on 40 minut i zawierał 20 zadań. Wszystkie z nich bazowały na dopasowaniu fragmentu układanki, a czym dalej, to zagadki robiły się coraz bardziej zawiłe i abstrakcyjne. Dan od zmęczenia i emocji zaczął się plątać w półmetku. Zawziął się jednak i później zaczął rozwiązywać, ale to coraz bardziej zgadywać, bo mózg ewakuował kwadrans po rozpoczęciu testu. Miał już wszystkiego dość, ale chciał dostać pracę.
Więc myślał i walczył jak szalony.





Uradował się niezmiernie, gdy udało mu się zwieńczyć ten przeklęty sprawdzian i mógł już nic nie robić, tylko czekać na wyniki.
Jednak wyniki te ugodziły w jego dumę podwójnie: Ed Redford wygryzł go z miejsca, które Dana klasyfikowałoby do elitarnego oddziału. Co sprawiło jednakże, iż z Edem będzie miał zapewne mniej styczności. Jednakże plusem tej sytuacji było to, że Ninie też nie tylko nie udało się dostać do elity, ale również - chociaż ona w trzecim teście wypadła lepiej od Dana - klasyfikowała się do dobrego, ale nie elitarnego teamu i została przydzielona do grupy białowłosego szermierza.
Przez jakiś tydzień będzie miał intensywne szkolenie, a później zostaną oddelegowani do poszczególnych dzielnic na patrole.


Po rekrutacji łowca postanowił zadzwonić do jednorękiego podwładnego, lecz ten znajdował się poza zasięgiem sieci i nie zdołał do niego zadzwonić. Każdorazowo jak do niego dzwonił, słyszał słowa automatu: “Abonent poza zasięgiem sieci”, więc zrezygnował z prób dodzwonienia się do Strife’a. Przeszedł się do baru zaspokoić głód, pragnienie i nerwy po rekrutacji.


Dan postanowił zadzwonić do Yina. Do tego przynajmniej nie miał problemu się dodzwonić.
Zaś Yin w tym czasie siedział w Jastrzębiej Górce i odpoczywał po dniu pełnym wrażeń. Jego ciemnozielona latarnia zasygnalizowała Yinowi, że Dan chce się z nim porozumieć.
- Yin? Tu Dan. Dowiedzieliście się czegoś na temat egzaminu na następne piętro? Jeżeli nie masz planów na wieczór, to moglibyśmy pogadać przy kolacji.
- Tak, to ja. Cześć, Dan. Coś tam wiemy, byliśmy też w lesie. Może wpadniesz do Jastrzębiej Górki? Lola ma nieco opuchniętą rękę i wolałbym, żeby odpoczywała i się nie ruszała z miejsca, więc… Rozumiesz. A kolację chętnie postawię, to pogadamy. Jest też z nami Salaam, łowca. Chciałby się podpiąć pod drużynę - streścił sytuację Yin.
Dan umilkł na chwilę, przypominając sobie swoją ostatnią, średnio udaną wizytę w Jastrzębiej Górce. Był pewny, że za tamtą sytuacją stał któryś z jego braci i nie było gwarancji, że i tym razem się tam pojawi. Jednak, skoro i tak ich szukał…
- Dobra, już lecę - odpowiedział Dan, rozłączył się i… odleciał w stronę znajomej knajpy.
- Dobrze - zdążył jeszcze odpowiedzieć Yin. Potem pokrótce przedstawił sytuację Salaamowi i Loli i zamówił sobie kawę miętową.


Mea

Cisza przed burzą? Burza przed ciszą?

Zgromadzenie barbarzyńców nie przejęło się hukiem, poza wróżką. Nie wszyscy jednak w karczmie podzielali ich stanowisko. Stworzenia siedzące bliżej przy oknach teraz bardziej zainteresowały się tym, co działo się na zewnątrz niż na ekranie.
- Ale cedzi! - Mea dosłyszała komentarz jednego z potworów, który ocenił sytuację na zewnątrz. - Nie wyjdziemy stąd dzisiaj. Nie na taką pogodę.
Wróżka podniosła się z miejsca i nie zwracając uwagi na Meę, ta podeszła do okna i lekko rozpychając się, jak tylko mogła wątłymi rękami i jak tylko mogła podnieść się na palcach, zerkała, co się działo na zewnątrz.
- Chłopaki, jest naprawdę źle z pogodą, wiec~
Jej głos został przerwany aplauzem barbarzyńców, którzy nie przestraszyli się tego z zewnątrz. Zawodnicy niebieskiej drużyny zwiedli obronę białych, a niebieski atakujący wykonał widowiskowy rzut do bramki przeciwników. Wynik meczu: 5 do 3 dla niebieskich. Ale Mea nie podzielała postawy facetów, sama poszła w ślady wróżki i postanowiła wyjrzeć, co działo się na zewnątrz.
Okna robiły się biało-błękitne od śniegu padającego jak pociski z karabinu. Mea szybko zorientowała się, że to nie śnieg… tylko zamrożone shinso. Magiczny puch skrzył się jak prąd w zamarzniętym płynie, a wichura wyrywała drzewa i kawałki słabiej zabezpieczonych dachów. Mea wytężyła wzrok i wśród dzikiej zamieci upatrzyła samotną, skrzydlatą, potężną sylwetkę. Głowa wyglądała na głowę drapieżnego ptaka, lecz reszta ciała wyglądała na ludzką, odliczając ogromne, orle skrzydła. Stworzenie nie poddawało się rozszalałej pogodzie. Na pierwszy rzut oka wyglądało to tak, jakby to skrzydlaty psuł aurę, ale Mea szybko dotarła do tego, że wręcz przeciwnie - to stwór walczył z pogodą, minimalizując straty jak tylko mógł. Wyciągnięte ręce w górę manewrowały ogromną kopułą utkaną z shinso, która po chwili zaczęła odpychać potężny pęd powietrza. Kawałki budynków i porywane rośliny oraz kamienie przestały wirować i uderzać, gdzie popadnie. Większość stworów, która miała pecha znajdować sę w tym czasie na zewnątrz, ale miała jednocześnie takie szczęście, że przeżyła ten piekielny huragan, pouciekała do domów, w tym do Jastrzębiej Górki. Do karczmy wlał się kolejny tłum przemarzniętych czy gdzieniegdzie poranionych stworzeń. Gremlin, co do którego Mea miała dziwne, nieokreślone wrażenia, “utopił” się w tuszczy, która wlała się do tawerny. Zrobiło się tłocznie.
Po chwili uszy Mei (i nie tylko jej) przeszył straszliwy huk i w tym samym czasie ekran się wyłączył ku niezadowoleniu zgromadzenia jednookiego jegomościa. Wróżka przedarła się przez wszechobecny tłum do grupy, która najpewniej była jej drużyną.
- I dobrze, że padło, może bardziej zainteresowalibyście się światem niż tym głupim meczem! - prychnęła szatynka.
- Ej, nie obrażaj tego meczu, kobieto! - odwarknął w proteście kretowaty. - Nie jesteś tego godna. - pogroził jej palcem.
- Phi, dobre sobie - wróżka położyła dłonie na biodrach. - Może równie dobrze nie przetrwamy dzisiejszego wieczoru, a ty o sporcie? - pisnęła poirytowana.
- Miałem zamiar obejrzeć mecz, a z planów wyszedł chuj - parsknął jednooki. Białowłosy podsunął temu serwetkę, na którą ten rzucił oko. Jego mina wpierw stężała, a później pojawił się niecny uśmieszek. - Oho… a to interesujące.
Lecz co tak zaintrygowało jednookiego bruneta… tego Mea pewnie szybko się nie dowie.
Tym czasem na Meę łypał... nie, nie gremlin.
Zielony pokurcz, który jakiś czas temu napatoczył się na nią, gdy Mea szła po raz pierwszy do lady. Zerkał wśród tuszczy, a jego nie widziała drużyna barbarzyńców.




Yeon-in

Niepokojące wieści

Yin wraz z Lolą i Salaamem spędzili całkiem przyjemne popołudnie - nawet jak na przeżycia tej trójki. Lola dostała wodę z wapnem i co jakiś czas smarowała sobie ostrożnie rękę, którą nie poruszała w pełni sprawnie.
Yin zainspirowany wieściami Salaama na temat niepokojącego zachowania zwierząt w okolicy, postanowił przetrzepać sieć wzdłuż i wszerz. Niemniej baza operacyjna zajmowała trochę miejsca, więc latarnik nie rozkładał tej bazy w jadalni, gdzie ktoś się ciągle kręcił, tylko przeszedł się do wynajmowanego pokoju wraz z shinsoistką i nowym narybkiem jego drużyny, i tam się rozłożył z magicznym sprzętem.
Salaam miał rację, ale okazało się, że nie tylko koty pouciekały z okolicy. Psy również. Okolica opustoszała ze zwykłych zwierząt, a te, które posiadały mniejsze możliwości ucieczki, zachowywały się nader agresywnie. Konie wierzgały i stawały dęba, odmawiały podejścia co do niektórych miejsc, a były i przypadki, kiedy konie zerwały się i uciekły w siną dal. Lola nie była jedyną poszkodowaną przez pszczoły. Niektóre prace w szklarniach zostały przerwane przez rozszalałe roje owadów.
Co ciekawe, Yin odnalazł jeszcze coś. W niektórych miejscach rośliny powykrzywiały się w nienaturalny sposób. Znalazł zdjęcia drzew, które praktycznie rosły do góry nogami, w kierunku ziemi, choć jeszcze parę tygodni temu rozrastały się w górę jak zwykłe drzewa. Analiza danych wykazała, że tam, gdzie doszło do zniekształcenia tych roślin, stwierdzono wzrost aktywności tektonicznej, a gdzieniegdzie doszło nawet do uskoków.
- To doprawdy dziwne - stwierdził Salaam. - I rankerzy w tym nic niepokojącego nie widzą? - zdziwił się łowca. - Ja się na tym nie znam, ale nawet mnie to się niezbyt podoba. Chyba że te dziwne zjawiska to norma tutaj, a ja tego nie zauważyłem… Tyle że ja siedzę tu już ponad miesiąc i do teraz coś mi na tym piętrze nie gra.
- Em, ja… Ja nic nie wiem - speszyła się Lola. - Ja jeszcze wiele, em, jeszcze wiele rzeczy muszę się nauczyć - wybąkała mniej śmiało dziewczynka.
- Nic się nigdy nie dzieje bez przyczyny - Salaam wyłożył dziecku pierwszą lekcję. - Nawet w Wieży, chociaż zbiera się tutaj sporo tałatajstwa z różnych światów. Powiedział mi to ranker, który uczył zwiadowców. Co najwyżej ktoś te przyczyny może starać się ukryć i z jakiegoś powodu to robi. Tylko jaki ranker i czemu olewałby to, co się dzieje na piętrze?
- Um, a kto jest em, administratorem tego Piętra? - spytała się Lola Salaama.
- Administratorem? Niech pomyślę… Gdzieś to słyszałem, ten gość nazywa się jakoś na M… Mal… niee - mruczał pod nosem Salaam. - Niech to, chyba sobie nie przypomnę na obecną chwilę, ale wiem, że jego imię zaczynało się na M.
- Yin, poszukasz, ummm… no, poszukasz, kto na tym piętrze jest administratorem?
- Najmniejszy problem - odparł Yeon-in i sprawdził informację.[/i]
Administratorem tego Piętra był podobno niejaki Malakiasz i był nim również od niedawna, może od dobre pół roku. Wcześniej był nim niejaki Setzer. Yin znalazł dość ciekawe plotki na temat tych dwóch. Podobno się nie lubili, ich polityka różniła się między sobą dość znacznie, niemniej Lolę mało to interesowało. Nie to co Salaama.
- Tak, to on. To ten gość - wskazał na imię Malakiasz.
- Można mu zgłosić ten problem, chociaż nie jestem pewny czy to dobry pomysł. Skoro zauważyli to wszyscy, to on pewnie też. A skoro to ukrywa, to… Pewnie lepiej się do wiedzy nie przyznawać. Może wydziwiam, ale czasem lepiej być ostrożnym. Wiecie jak dużej siły trzeba, by wstrząsnąć ziemią? Nie znam się za bardzo na geologii…
Lola powiedziała, że nie wie tak dokładniej, ale skoro to rankerzy budowali portale, które były skupiskiem gigantycznych ilości energii, to z pewnością nie mieliby problemu z poruszeniem ziemi. Skoro uwalniając tylko część, cząstkę energii, byli w stanie sparaliżować regularnych lub ich osłabić do nieprzytomności, to z pewnością wiele razy tyle mogli użyć do innych rzeczy. Bywało nawet tak, że ziemia pękała pod ich krokami od ich energii, choć ich krok wyglądał na naturalny, normalny.
- Ciekawe… Z pewnością rankerzy byliby też w stanie osłonić się przed taką energią, inaczej byliby bardzo… krusi, niczym zwykłe szkło. Dajcie mi chwilę…
Yin zaczął przegrzebywać dane, by sprawdzić, jakie obszary nie zostały dotknięte zmianami zachowania i aktywności tektonicznej. Szczególnie interesował go las.
Las Fauna był nader bezpieczny w tej kwestii. Również znaczna większość Piętra była w dobrym stanie i nie dochodziło w tych częściach do anomalii. Nie to co okolice portalu międzypiętrowego…
- Cholera - mruknął Salaam. - To w naszych okolicach też jest źle. Lolu, nie wiesz, co może się stać, jeśli zostanie uszkodzony portal podczas jego pracy?
Dziewczynka pokręciła głową.
- Um, nie znam się na portalach, ja em mogę tylko zgadywać. No... - zacięła się na dłuższą chwilę, myśląc nad zagadnieniem. - Hm, może być duże bum.
- Cholera! - wyrwało się latarnikowi. - Komu może zależeć na zniszczeniu portalu albo jego okolic? Mamy dwie możliwości, z czego tylko jedną możemy, jak sądzę, wybrać. Jeden - zatrzymać tych, co chcą uszkodzić portal. Niewykonalne. Dwa - szybko wykonać test i zbierać się z tego piętra. Chyba że… Chyba że są to bezpodstawne spekulacje i nie ma się czym przejmować - skończył i zaśmiał się nerwowo.
- Um, może ten Malakiasz myśli podobnie. Skoro nie dzieje się nic złego… em, to czym się przejmować na zapas? - spytała Lola Yina.
- Lolu, rankerzy nie są nami. W razie zagrożenia, oni mają większe szanse przeżycia niż my. Nie wiemy, o co tu chodzi i nie wiem, czy powinniśmy się w tym babrać - zauważył Salaam. - Co sądzisz, Yin?
- Sądzę, że możemy na razie czujnie obserwować, lecz się nie mieszać. Dłużej pożyjemy, tak sądzę. Warto szybko zarobić, zakupić sprzętu i znaleźć rankera od testu. Zobaczymy się dzisiaj jeszcze z Danem, zobaczymy co on wie.
- Lepiej bym tego nie ujął - stwierdził Salaam. - I na pewno lepiej byłoby się szybciej zebrać z tego Piętra. Szybciej dojdziemy na szczyt, jeśli się uda - dodał.
- To kiedy udamy się do lasu? - spytała Lola.
- Jutro po pracy? - zasugerował latarnik.
- Um, dobra - zgodziła się Lola. - Ale wezmę ze sobą leki, em, maści i wapno.
- Możemy się udać - Salaam przystał na propozycję.


Yin x Dan

Reunia Dana i drużyny Yina

Białowłosy szermierz przybył do Jastrzębiej Górki, gdzie spotkał Yina, Lolę i Salaama. Oraz spory tłum - wszystkie miejsca były już pozajmowane. Musieli ulokować się w pokoju u Yina, gdzie przesiedzieli do wieczora. Lola podjęła się pójścia na dół i przyniesienia strawy na górę. Co prawda miała niedogodności zdrowotne, ale nie miała problemu ze stworzeniem płyty z shinso, która pełniła rolę wielkiej lewitującej tacy z przekąskami.
- Straszny tłok jest na dole. Um, jakiś mecz oglądają - zraportowała na szybko dziewczynka. Do uszu czwórki regularnych doszedł gwar i wrzaski klienteli, kiedy Lola domykała drzwi od pokoju. Po chwili zapanowała przyjemna cisza.
Regularni jedli, pili i rozmawiali. Panował względny spokój - do czasu...


Lola tego wieczora była podenerwowana. Za oknem pogoda zaczęła się potwornie psuć. Dziewczynka krzyknęła, kiedy straszliwy huk poderwał ją z miejsca. Tak jakby potężna bomba wybuchnęła tuż obok Jastrzębiej Górki. Shinsoistka wtuliła się w Yina ze strachu, a potem się odsunęła, poczerwieniała na twarzy ze wstydu, że przestraszyła się ”głupiego” gromu.
Niemniej okazało się, że to nie był tylko głupi grom.
Salaam zerknął przez okno, miał nietęgą minę.
- Mamy problem - jego głos też wyrażał, że są kłopoty.
Gdy regularni wyjrzeli przez okno, widzieli obraz rodem z jakiejś śnieżnej apokalipsy.



Na zewnątrz prawie co chwilę błyskało i trzaskało. W powietrzu latały drzewa wyrwane z ziemi, kawałki budynków, a nawet pojazdy. Jeden z głazów latających w powietrzu leciał w kierunku okna. Lola krzyknęła, padła na podłogę, czarując po drodze niezniszczalną kopułę z shinso osłaniającą trójkę jej kompanów. Niemniej jeszcze na zewnątrz latający kamień rozbił się na kawałki o energetyczną kopułę, roztaczającą się nad Jastrzębią Górkę. Mimo to Lola nie rozproszyła magicznej bariery.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 15-11-2016 o 12:49. Powód: Słuszna uwaga jednego z graczy
Ryo jest offline  
Stary 16-11-2016, 12:52   #29
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Więzień labiryntu

Rozsiadł się na zimnej podłodze próbując uspokoić myśli, rozproszyć świadomość zapadając w tak dobrze znany sobie stan, w którym jego zmysły, a zwłaszcza zmysł shinsoo nie skupiały się na niczym, a jednak dostrzegały wszystko. Majstrująca przy radiu R nie ułatwiała zadania, mroczną wilgotną dziurę głęboko pod ziemią również trudno było uznać za optymalne warunki, niemniej nie poddawał się. Po „posiłku” z lisa poziom shinso miał wciąż bardzo wysoki toteż uzupełnienie energii zeszło na dalszy plan, najważniejsze było odwrócenie szkód jakie energia Afaza poczyniła w jego umyśle. Stopniowo udało mu się wyciszyć.

Niedługo po tym jak R zasnęła, jakby znikąd wypłynął obraz. Zewsząd otaczała go zieleń, dorodne palmy, kobierce egzotycznych kwiatów, brukowane alejki i szum wody. Nie miał pojęcia co to za miejsce, ale był pewien, że nie znajdowało się w Wieży, a to oznaczało że było to wspomnienie świata który porzucił. Albo wytwór jego skołatanej głowy, chociaż nie, w tę opcję akurat nie wierzył. Spróbował zagłębić się we wspomnienie, przypomnieć sobie gdzie jest, co tu robi. Zamiast tego zdekoncentrował się. Wszystko zniknęło. Znowu siedział w podziemnym bunkrze patrząc na twarz śpiącej dziewczyny, po której poruszały się odblaski niebieskiego ognia nadając jej dziwny nieco upiorny wygląd. Wyczuł zbliżające się shinso, a chwilę potem korytarzem przebiegło stadko spłoszonych szczurów. Z jakichś względów wszystkie szerokim łukiem ominęły R, chociaż jego kilka potrąciło. Cała konstrukcja zadrżała upewniając tylko ducha pustyni, że las byłby lepszym miejscem na odpoczynek.
Po kilkunastu minutach udało mu się wrócić do przerwanej medytacji, a po kolejnej godzinie powróciła poprzednia wizja.

***


Otaczał go bujny ogród, z nieba lał się żar, stał koło dużej fontanny przedstawiającej cztery zwrócone do siebie zadami słonie. Z ich wzniesionych do góry trąb tryskały strugi wody opadając do wysokiego okrągłego basenu. Wodna mgiełka łagodziła gorąc. Miał wrażenie że jest wyższy, przepełniała go moc. Każda najmniejsza nawet cząstka jego ciała była wypełniona energią. Czuł że może przenosić góry i to w sensie jak najbardziej dosłownym. Gdyby miał podobną siłę w wieży, byłby równy rankerom, a może administratorom pięter. Więc dlaczego Zafara z wspomnień czuł się całkowicie bezsilny? Dlaczego w jego emocjach dominowała przepełniona goryczą rezygnacja?

Usłyszał kroki. Z głębi ogrodu w jego stronę podążał ogorzały mężczyzna około pięćdziesiątki ubrany w wyszywany klejnotami i złotą nicią biały strój, obok szła niezwykłej wprost urody młoda kobieta w zwiewnej różowej sukni zapewne równie kosztownej. Kiedy dostrzegła Zafarę zatrzymała się zaskoczona i ukryła za partnerem spoglądając na ducha pustyni znad jego ramienia.
-Ablo oto Zafar.
Abla skinęła długouchemu lekko głową na powitanie i jakby zawstydzona swym wcześniejszym strachem wystąpiła zza swego obrońcy i podeszła do dżina przyglądając mu się ciekawie.
-A więc tak wygląda dżin.- powiedziała stając tak blisko, że jej suknia zetknęła się z szatą Zafary. -Nie jest wcale straszny, właściwie jest całkiem uroczy.- powiedziała patrząc prosto w żółte ślepia i uśmiechnęła się ciepło.
-Równie uroczy co Musad?- zapytał mężczyzna, a jego pobrużdżona twarz nagle przybrała gniewny wyraz. -Zdradziłaś mnie, a teraz spotka cię zasłużona kara.- dodał z dziwną satysfakcją.

Abla rozejrzała się po ogrodzie jakby spodziewała się, że za krzaków wyskoczą słudzy jej męża żeby ją pochwycić, ale nic się nie stało. Byli tu sami nie licząc Zafary, który obserwował wszystko w milczeniu. Kobieta odskoczyła od czerwonowłosego jak oparzona i rzuciła się do ucieczki.
-Znasz moją wolę dżinie.
Zafara skinął głową nie ruszając się z miejsca.
-Wypełnij ją.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem panie.- odpowiedział żółtooki z pozoru spokojnie, podczas gdy poczucie bezsilności szarpało jego duszę. Dokładnie wiedział co się zaraz stanie, tak jak wiedział, że nie może zrobić absolutnie nic by zmienić bieg wydarzeń. Machnął dłonią tworząc portal koło siebie, machnął drugą i kolejny pojawił się przed uciekającą Ablą. Dziewczyna wbiegła w niego trafiając wprost w ręce swojego kata. Zafara schwycił ją mocno za kark i głowę.
-Błagam nie.- zdążyła jeszcze wyszeptać zanim przemocą zanurzył jej twarz w wodzie.
Drobne dłonie rozpaczliwie chwytały go za przedramiona szarpiąc rękawy szaty. Na daremno. Zdawało się, że minęła cała wieczność zanim Alba znieruchomiała. Wciąż żyła. Zafara patrzył we własne żółte oczy, na własne falujące na tafli wody odbicie czekając, aż jej duch wreszcie uleci.

***


Znowu siedział na betonowej podłodze bunkra. Wyglądał jak ktoś kto właśnie obudził się z koszmarnego snu, tyle że w jego przypadku to nie był sen, a wspomnienie prawdziwych wydarzeń. R wciąż spała. Co jakiś czas korytarzami przebiegała fala wstrząsów. Minęły kolejne dwie długie godziny wypełnione nieprzyjemnymi myślami zanim władczyni ognia się obudziła. Sprawiała wrażenie podobnie nieobecnej co Zafara. Razem błądzili po tunelach. Ostatecznie duch zdecydował, że sam sprawdzi najbardziej podejrzane miejsce. Był już blisko kiedy trzęsienie zaczęło się na dobre.

Chciał ewakuować się razem z R na powierzchnię, ale portal w lesie został anulowany. Znał tylko jedną osobę, która mogła zrobić coś takiego. Jakby na zawołanie do jego uszu dotarł śmiech Legion. Czy to możliwe, że demonica nie darowała mu i postanowiła się zemścić za śmierć swojego pana? Spróbował ją zlokalizować, ale nie mógł nigdzie wyczuć jej shinso.
-Legion.- ostrzegł R, a potem zdał sobie sprawę, że jeśli to faktycznie Legion zniszczyła jego portal, to jest daleko stąd i nie ma pojęcia gdzie go szukać. Śmiech w jego głowie ucichł, ale wstrząsy nie.
-Lepiej wracajmy na powierzchnię.- zaproponował -Zostawiłem portal w miejscu do którego doszedłem, wrócimy jak się uspokoi.
- Legion…? - lewa brew R uniosła się w akompaniamencie zaskoczenia. - Jesteś pewien?
Zamyśliła się nad pomysłem Zafary.
- Wrócimy dokąd? - i ziewnęła.
-Z tego co wiem tylko ona potrafi anulować moje portale. - odpowiedział w kwestii tego czy jest pewien, fakt że słyszał śmiech demonicy zachowując dla siebie.
-Do szukania gwiazdy.- doprecyzował, nie pojmował jak R może kompletnie nie zauważać tego co się wokół niej dzieje, mieć kompletnie gdzieś wstrząsy tektoniczne i paraliżujące fale zagęszczonego shinsu. Ale jeśli się tym nie martwiła, czemu on miałby się martwić o nią? Sam dzięki swoim umiejętnościom i właściwościom ciała był zdecydowanie trudniejszy do zabicia niż istoty z krwi i kości.
- Jeśli Legion jest na powierzchni, czemu mamy dać się jej złapać? - spytała R, spoglądając na Zafarę. - Z tego co mówisz, to wybór między dżumą a cholerą. Z drugiej strony, jeśli mówimy o dżumie… - i znów się nad czymś zamyśliła. - Trzeba będzie uważać na szczury, tak - potakiwała sobie. - Hmm, niech pomyślę… Rzucę może monetą, czy pójdziemy na górę, czy zostajemy tutaj. - zaproponowała, a Zafara dalej nie mógł zrozumieć, jak można mieć w tak głębokim poważaniu całą sytuację. Z drugiej strony - sam miał niedawno taki stan, no i prawdę mówiąc - nie znał R tak całkiem dobrze, więc czym się przejmować.

Jeśli chciała zostać w tym bunkrze jej sprawa. Może przesadzał, a może nie, z kataklizmami naturalnymi innymi niż burza piaskowa nie miał przecież jeszcze do czynienia, ale chciał mieć przynajmniej możliwość szybkiego odwrotu. Postawił portal na jednej ze ścian, zdematerializował się i pofrunął przez stropy prosto na powierzchnię, postawić tam drugi.
R patrzyła się na poczynania Zafary, o dziwo go nie zatrzymując. Duch postawił jeden portal prowadzący donikąd, a następnie się zdematerializował. Jeśli jednak liczył, że droga na powierzchnię pójdzie jak po maśle - to się przeliczył. Przez strop przedzierało się ciężko, a czym wyżej, tym było gorzej. Utknął jakiś metr czy dwa nad sufitem korytarza, a dalej nie mógł się przedrzeć - gleba aż przesiąkła shinso i działała jak porządna zapora energetyczna. Zresztą gdziekolwiek się przedzierał (a szło to tak prosto jak przebijanie się przez gąbkę z materaca), tam na górze wszędzie natykał się na grubą warstwę nieprzepuszczalnego shinso.

Nie miał pojęcia czy nagłe pojawienie się warstwy nieprzepuszczalnego shinso miało jakiś związek z trzęsieniem ziemi czy nie, ale nie dało się ukryć, że szybkie opuszczenie podziemi było w tej chwili całkowicie niemożliwe. Został uwięziony, a dwie podstawowe zdolności, które zawsze ratowały mu tyłek okazały się bezużyteczne. Sytuacja coraz bardziej mu się nie podobała, ale nie bardzo miał pomysł co z nią zrobić. Wrócił więc do R.
Okazało się, że cały czas wypatrywała go, spotkał jej wzrok, gdy wyłonił się z sufitu. Bawiła się złotym talarem, obracając nim w lewej dłoni.
- Milczałeś, uznałam, że nie będziesz miał nic przeciw, gdy rzucę monetą.
Orzekła sennym głosem, uśmiechając się nieco... obłędnie. Zafara dostrzegł, co wypadło, i jaką monetą rzucała sobie dziewczyna. Po jednej stronie był to orzeł z rozpostartymi skrzydłami, w jednej łapie trzymał szablę, a w drugiej wagę z dwiema szalami. Na rewersie natomiast była naga czaszka… z rogami.
Los padł właśnie na ten rewers.
- Tak więc fatum zadecydowało za nas, iż zostaniemy jeszcze w tych korytarzach na jakiś czas. - dodała tym rozmarzonym głosem. - Tak więc, póki nie jest nam dane spotkać Legion, zajmijmy się… ciekawszymi rzeczami. - wskazała lewą ręką na korytarz, z którego powrócił Zafara. Odpowiedziało jej westchnienie rezygnacji. Jeśli nie mógł wyjść (z pewnością zgubiłby się w plątaninie tuneli) równie dobrze mógł kontynuować podrurz w głąb w poszukiwaniu symbolu.

R i Zafara znaleźli się na rozstaju korytarzy. Z lewego shinso niemal “wylewało” się, natomiast duch wyczuwał ze środkowego korytarza jedna postać - zapewne tą samą, co kilka godzin temu.
-Tam ktoś jest.- poinformował wskazując właściwą odnogę, ale nie zamierzając się wtrącać w proces podejmowania decyzji co do dalszego postępowania.
- Och, kto tam może być? - zaciekawiła się R. Odpowiedziało jej wzruszenie ramion.
- Nie wiem, nie znam.
Postać wstała jeszcze chwilę w odnodze korytarza, a następnie zaczęła powoli oddalać się w głąb owego holu. R stała w miejscu.
- Chcesz tam wejść? - spytała Zafarę. Sama nie wyglądała na zbyt zachęconą do wejścia w tę odnogę korytarza.
Po chwili koło dwójki regularnych przebiegło parę szczurów, które nic sobie nie robiły z obecności duetu. Z tym, że od R trzymały się z daleka, a Zafarą się na tyle mniej przejmowały, że jeden z gryzoni przebiegł przez niego. Wszystkie te zwierzaki kierowały się w kierunku tejże postaci, którą Zafara wyczuł swoim super wyczulonym zmysłem shinso.
-Czemu nie, zapytamy o drogę.- gryzonie jakoś nie miały nic przeciwko spotkaniu z nieznaną istotą, duch postanowił zaufać ich ocenie.
- To idź, ja tu… zostanę na patrolu - odparła mu R, a Zafara postanowił nie objawiać jakiejkolwiek paranoi i podejść w kierunku jegomościa od szczurów.

Biały kroczył naprzód, postać oddaliła się nieco od przybysza, później przystanęła w miejscu.
- Kto ty? - ochrypły głos wydobył się od władającego szczurami. Tak jakby od dawna nie przemawiał i struny głosowe zesztywniały od długotrwałego milczenia. - Skąd ty?
-Zafara. Z powierzchni.- odpowiedział lakonicznie. -Wiesz skąd te wstrząsy i zagęszczenie shinso?- zadał własne pytanie jednocześnie podchodząc bliżej do nieznajomego. Sam również chciał wiedzieć z kim ma do czynienia.
-Zafara z powierzchni... - osobnik smakował te słowa przez chwilę. Mruczał coś pod nosem. Kiedy Zafara przybliżał się do osobnika, czuł od niego feerię nie najprzyjemniejszych zapachów. Przywodziły one na myśl żuli i zaawansowanych bezdomnych, wokół niego kręciło się kilka szczurów, które za pewne prezentowały się lepiej i z wyglądu i z woni. - Z powierzchni. O, ja nie być na powierzchnia długo. Ja nie wie, ale czuje grozę w powietrze. Tak. Czuć niebezpieczeństwo. Moje szczury mówić, że to gniew ziemi.
Słowa te nie odkryły przed długouchym niczego nowego, sam również wyczuwał niebezpieczeństwo i podejrzewał trzęsienie ziemi. Przyjaciel szczurów zdawał się żyć w tych tunelach, toteż powinien je dobrze znać.
-Wiesz gdzie znajdziemy ten symbol?- zapytał sprawiając, że kurz w korytarzu uformował na podłodze poszukiwany znak.
- Synbol? Ja słabo widzi. Mia, co to być? - zwrócił się do jednego ze swoich szczurzych kompanów. Szczur popiskiwał, a podziemny najwyraźniej nie miał innego towarzystwa niż te gryzonie, z którymi dobrze się dogadywał. - Mia widzieć brama. Ona móc was oprowadzi. Lecz czy wy mieć coś do jedzenia?
Zafara zrozumiał szczurzą mowę i nie potrzebował tłumaczenia, jednak kierowany jakimś dziwnym przeczuciem postanowił zataić ten fakt przed rozmówcą.
-Ja nie, ale R może coś ma.
- Może być z tym słabo, bo spirytus chyba się nie liczy, nie?- odezwała się właśnie wspomniana.
- Ry? - spytał się mistrz szczurów. - Szczury mi mówić, że ziemia gniewać się przez ty.
- Em, to może powiem, że nie bardzo? - R nie przejęła się słowami zaklinacza gryzoni.
- Szczury nie chcieć odprowadzać Ry. Ale przeciw Zafarze nic nie mieć. Ale szczurom spirytus na nic potrzebny. - wyjaśnił mistrz szczurów. - Jeśli wy nic nie mieć, to Mia was nie oprowadzić. Nie być zapłata, nie być przejście.
-Trzęsienie ziemi z twojego powodu?- Zafarze nie bardzo spodobały się szczurze rewelacje. Nie wiedział co prawda na ile może wierzyć Mii, ale gryzoń zdawał się o wiele lepiej zorientowany niż on sam.
- To jest absurd - R machnęła ręką, a jej głos stał się chłodniejszy. - Czemu akurat z mojego powodu?
-Czy Mia wie dlaczego ziemia gniewa się na R?- białowłosy zapytał patrząc w błyszczące ślepka zwierzątka.
Szczur piszczał i prychał, a szczurzy mędrzec orzekł:
- Ściągnie śmierć na Wieżę.
- Eh, no tak, i jeszcze może przyprowadzę tu Czterech Jeźdźców Apokalipsy - zaszydziła R. - i resztę towarzystwa. Nie chce mi się słuchać tych bredni. A jak tak nie chcecie pomóc, to łaski bez, znajdziemy sobie tą bramę sami - prychnęła pogardliwie, obróciła się na pięcie i spytała Zafarę. - A ty, zostajesz czy idziesz ze mną?
-Co jest za tą bramą?- długouchy jeszcze nie skończył rozmawiać ze szczurem, gryzoń zdawał się udzielać wyjaśnień o wiele chętniej niż piromanka.
Jednak gryzoń nie miał pojęcia, co ta brama w sobie kryje, ani on ani jego znajomi i krewni nie przedostali się za nie. Zaś R odezwała się ponownie:
- Jak tam chcesz - Zafara usłyszał kroki R, jak ta oddala się swoją drogą. Wyczuł, że idzie badać trzecią, najmniej poznaną odnogę. Sam nie miał nic przeciwko temu żeby posiedzieć ze szczurami i ich tłumaczem. W ich towarzystwie czuł się jakoś pewniej.

- Czemu ciekawić cię ta brama? - zapytał tłumacz.
-Znam kogoś kto ma taki tatuaż i R zależy żeby ją znaleźć.- wyjaśnił, mając nadzieję, że odnoga którą wybrała kobieta prowadzi jak najdalej od bramy.
- Tatłarz? - zamyślił się tlumacz. - Jaki tatłarz?
-Ma taki znak.- wskazał symbol z pyłu - na skórze w tym miejscu.- odwrócił się do nieznajomego plecami i również pokazał odpowiednie miejsce analogiczne do umiejscowienia gwiazdy na ciele Strife’a.
- Um… więc być tak - nieznajomy zachrypł jeszcze bardziej. - Ja nie móc pomóc w ten przypadek. Gdybym móc wrócić na powierzchnia, może móc kogoś znaleźć. Lecz nie mogę pomóc.
Przykucnął i wziął jednego ze szczurów w dłonie, a potem posadził go sobie na ramieniu.
- Bywaj i powodzenia w poszukiwaniu tego, na czym ci zależeć. Zafarze z powierzchnia.
Potem zaczął powoli oddalać się ze swym szczurzym orszakiem w głąb korytarzy.
-Dziękuję, tobie również życzę powodzenia.- pożegnał się duch.
- Oh, nie mieć w czym życzyć w powodzenia - zachrypiał jegomość przystając na chwilę. - Jesteś wspinacz, Zafarze z powierzchnia?
-Tak. Chcę dotrzeć na szczyt.- potwierdził futrzak z rogami.
- To ja powinien życzyć powodzenie w wspinaczka.
-Dlaczego nie możesz wrócić na powierzchnię?- duch pustyni jak to miał w zwyczaju niespodziewanie zmienił temat.
- Nie mogę ci tego powiedzieć. Nie teraz. Może kiedyś - duch otrzymał odpowiedź. - Co ty chcieć jeszcze wiedzieć, Zafarze z powierzchnia?
-Wiele rzeczy, ale słyszę że jesteś zmęczony, więc spytam tylko o dwie. Jakiemu celowi służą te tunele? Czy Mia zgodziłaby się mnie poprowadzić gdybym obiecał jej przynieść z powierzchni… - tu długouchy zastanowił się chwilkę chcąc zaproponować coś co przypadłoby szczurzycy do gustu. - mieszankę orzechów.- zaproponował wreszcie uznając, że szczury i myszy nie różnią się tak bardzo i to co ucieszyłoby Raziję zasmakuje również Mii.
- Te tunele pamiętać jeszcze wielka wojna Wieżowa. Ponoć nawet sam Gilgamesz tu kiedyś mieć skryjówka. Teraz tunele tylko być moim domem. A Mia zgadzać się na orzeszki. Bardzo je lubi.
-Mam nadzieję że porozmawiamy jeszcze kiedy przyniosę zapłatę.- wyraził nadzieję były dżin. Im więcej pytań zadawał tym więcej pojawiało się nowych, na które odpowiedzi był ciekaw. Nie słyszał nigdy o wojnie ani o Gilgameszu, a sądząc po tonie wypowiedzi mieszkańca podziemi był to ktoś istotny dla historii wieży.
- Bywaj, Zafarze z powierzchnia - pożegnał go władca gryzoni i odszedł powolnym krokiem w głąb korytarzy, razem ze szczurami.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 16-11-2016 o 18:46.
Agape jest offline  
Stary 28-11-2016, 20:18   #30
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
What is real?

Dan jak zahipnotyzowany przyglądał się niepokojącej anomalii na zewnątrz. Nie wyglądał na specjalnie przestraszonego dziwną burzą. Przypominał bardziej zirytowanego, gdyż do czasu aż sytuacja się nie uspokoi, nie mógł opuścić mieszkania Yina i wrócić do siebie.
- Tu powinniśmy być bezpieczni - stwierdził spoglądając na kawałki okolicy ciskane przez wiatr na pole siłowe otaczające Jastrzębią Górkę. Przez myśl przeszło mu jednak pytanie, czy nie powinien interweniować. Nie przeszedł jeszcze szkolenia policyjnego i oficjalnie nie został zatwierdzony jako funkcjonariusz, ale jednak z drugiej strony, mógłby w ten sposób udowodnić przełożonym, że należy mu się przydział do elity, mimo, że oznaczałoby to współpracę z tym irytującym Rudzielcem.
Białowłosy podszedł do okna i zaczął uważnie przyglądać się sytuacji na ulicy, równocześnie mówiąc do zebranych.
- I jak tam poszukiwania? Dowiedzieliście się czegoś ciekawego odnośnie testu? Sam niestety nie miałem czasu się w to zagłębić, miałem… inne naglące sprawy - łowca mówił bez ustanku przyglądając się okolicy.
- Aua… - jęknęła Lola, trzymając się za opuchniętą rączkę. Łzy same wycisnęły się jej z oczu, z bólu. - Mm-mieliśmy testem… z-zajmować się… aua… jutro.
- Wiemy tyle, że jak dojdziemy za pszczołami na miejsce, to będziemy wiedzieć, co to za test… Albo równie dobrze łażenie po tym lesie to część testu - mruknął Salaam.
- Um, nie zapytałam się… aua... - Lola syknęła, magiczna bariera przez nią stworzona, nieco osłabła. - jakciposzłowrekrutacji.
- Nie tak dobrze, bym mógł się chwalić, nie tak źle bym mógł narzekać - odparł Dan, odwracając się do reszty. Jego spojrzenie skupiło się przez chwilę na Salaamie. - Jak na początek to całkiem sporo. Być może w policji uda mi się dowiedzieć czegoś więcej.
Dopiero na sam koniec, jego wzrok przeniósł się na dziewczynkę.
- Co się stało i kto ci to zrobił?
- Pszczoły mnie pożądliły, jak plewiłam truskawki - odparła dziewczynka, pociągnęła nosem. Salaam w tym czasie milczał W międzyczasie parę gromów huknęło o magiczną barierę rozciągającą się za oknem.
Zirytowany Yin przyglądał się przyjaznej pogawędce, gdy za oknem szalało piekło. A w ich stronę leciały wielkie kawałki śmierci. Jakoś nie uważał tego za dobry moment na rozmowę. Starał się ocenić odległość do dziwacznej anomalii. I umiejscowić sobie to gdzieś w przestrzeni. Na przykład - czy to nie portal wybuchł?
Portal był kawał drogi od miasteczka, które na razie zamieszkiwali, w tym też od Jastrzębiej Górki. Yin próbował podłączyć się do sieci, lecz nic z tego - internet padł. Niemniej od czego miał pamięć w bazie operacyjnej, z której mógł sobie wygrzebać wcześniej opracowane dane. Trudno było jednak powiedzieć, czy portal miał jakiś wpływ na pogodę. Niemniej przypomniał sobie, że w okolicach miasteczka zaobserwowano niepokojące zachowania zwierząt, anomalie rozwoju roślin czy uskoki i to, że doszło do zmian w tektonice. Nie czytał jednak o tym, żeby zapowiadano taką nawałnicę - bo nie znalazł takich informacji wcześniej w sieci. Nikt nie spodziewał się najwyraźniej tak skrajnego pogorszenia pogody. Bądź - co niektórzy fani teorii spiskowych by wzięli za prawdopodobną - może rankerzy stali za dezinformacją. Albo ktoś włamał się do baz stacji prognozowych. Tylko z drugiej strony - po co kto miałby to robić? Yinowi coś mówiło, że anomalie tektoniczne potęgowały zjawiska te, które teraz oglądali. Tylko… czemu coś takiego przyszło mu na myśl?
Salaam wyglądał na równie zaniepokojonego co Yin. I najwyraźniej też nie uważał tego czasu za dobry do pogawędek, bo orzekł:
- Nie powinniśmy może zejść na dół? Bariera na zewnątrz się utrzymuje, pytanie, czy na długo ona potrzyma i czyim jest dziełem.
- Tak - zgodził się latarnik. - Proponowałbym także oddalenie się od źródła tych anomalii, ale jest na zewnątrz niebezpiecznie. Chodź, Lolu. - Yin podał dziewczynce rękę i pomógł wstać.
Dziewczynka chwyciła rękę Yina zdrową dłonią i powstała na nogi.
- Um, chodź Dan.
Salaam zaś wyszedł z pokoju. Dan jedynie wzruszył ramionami i ruszył za nimi. Nie widział różnicy między siedzeniem w pokoju, a w zapełnionej sali na dole, jednak nie po to tu przybył, by siedzieć teraz samemu.
- Raczej nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić, a tu jesteśmy na pewno bezpieczniejsi niż na zewnątrz, tak więc nie pozostaje nam nic innego tylko czekać aż zarządca piętra zajmie się tą sytuacją - stwierdził bez większego przejęcia Dan. Nie lubił martwić się niepotrzebnie na zapas.
Drużyna zeszła na dół, a gwar nabierał na sile. W tym czasie Dan czuł, że jego miecz na coś zareagował. Miał wrażenie, że się… obudził.
Usłyszał też śmiech… nieprzyjemnie znajomy śmiech, którego miał nadzieję nie usłyszeć, a jednak los najwyraźniej postanowił sobie stoczyć grę z Danem.
- ...nie odmówiłbym sobie na dzisiaj… gąski, po pekińsku - nie wiedząc też czemu, usłyszał też głos Kana dochodzący z jadalni. - Ale najpierw tę gąskę trzeba zarżnąć i wyskubać jej wszystkie piórka - po chwili głos Kana wypełnił się wesołością.
Kurwa, nie teraz, przeszło Danowi przez głowę. Liczył, że okoliczności spotkania z bratem będą dla niego nieco bardziej sprzyjające. Z drugiej jednak strony, nawet Kan nie jest na tyle głupi by rozpocząć walkę w zatłoczonej knajpie.
Niemniej białowłosy położył rękę na rękojeści miecza i zaczął rozglądać się za swoim bratem. Zobaczył tył jego głowy - Kan zdaje się opuszczał karczmę, kierował się do wyjścia.
Zaś Salaam podszeptał do Yina:
- Chyba widzę naszą znajomą ladacznicę. - wskazał dyskretnie na postać Layli, która przebijała się przez tłum do lady.
Dan spojrzał na brata i… kompletnie go zignorował. Białowłosy nie był idiotą, by ruszać w ewidentną pułapkę brata. Pogoda na zewnątrz z pewnością nie sprzyjała lataniu, natomiast Kan mógł być już przygotowany na tą sytuację. Jeżeli jego brat chciał z nim pogadać, to sam musiał do niego przyjść.
Zamiast tego Dan, ciągle trzymając dla bezpieczeństwa jedną rękę na rękojeści miecza, zaczął rozglądać się za wolnym miejscem, gdzie wszyscy mogliby usiąść. Z tym było już trudno, w kwestii krzeseł i stołów było pozajmowane, co niektórzy bardziej zdesperowani zajmowali sobie nawet podłogę pod ścianami budynku. Na zewnątrz zdecydowanie byłoby więcej miejsca, lecz… kto normalny pchałby się w objęcia armageddonu? No chyba że Kan, ale i jego kto tam wiedział… poza Danem.
Nie tylko oni szukali miejsca do posiedzenia. Była też osobniczka otulona czarnym płaszczem, która przyglądała się szatynce z motylimi skrzydłami, oraz ci, którzy przybyli do Jastrzębiej Górki.
- Chyba jednak lepiej było zostać w pokoju - powiedział Dan. Co chwilę rzucał ukradkowe spojrzenie w stronę kierującego się do drzwi Kana.
Kan dokładnie w tym momencie spojrzał na Dana. Uśmiechnął się niecnie, białowłosy usłyszał jego śmiech… dziwne, że nikt inny się tym nie zainteresował, nikt tego nie usłyszał, poza nim. Po czym wyszedł z Jastrzębiej Górki.
- Dan? - Lola trzepnęła zdrową ręką w ramię Dana. - E, śpisz?
- Nic mi nie jest - odpowiedział, nie do końca pewny co się stało. Dopiero potem przypomniał sobie sytuację z wczoraj. Sytuacja nie wyglądała dla niego za dobrze.
Gdy spojrzał na Lolę, zamiast jej twarzy zobaczył twarz Kana, która wysyczała jadowicie:
- Ale jesteś pewny, że nic?
Białowłosy natychmiast cofnął się o krok, zaskoczony. Uszczypnął się w ramię, chcąc przełamać działanie… iluzji? Nie wiedział co się z nim działo, jednak był pewien, że musi być to jedna z umiejętności jego brata.
*Co się dzieje?* Białowłosy zapytał duszę zawartą w swoim mieczu.
Jednak wówczas odkrył, że… nie ma przy sobie miecza. Broń zniknęła wraz z pochwą.
Dan pobladł. Kiedy? Jak? Ciągle przecież miał go przy sobie. Praktycznie przez cały czas trzymał za jego rękojeść. Teraz nie miał już wyjścia. Obawiał się, że spotkanie z bratem może kosztować go wiele, jednak nie mógł pozwolić na to, by tamten zagarnął miecz.
- Gdybym nie wracał… - zaczął, po czym stwierdził, że to i tak nie ma sensu. Znajdował się w jakiejś pieprzonej iluzji. - Yin, jeżeli mnie słyszysz, możesz sprawdzić swoją latarnią zawirowania Shinso wokół mnie?
 
Hazard jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172