Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-03-2017, 08:53   #41
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
"Old friends new problems"

Strife obudził się rano, nie zapamiętał nic z tego, co mu się śniło. Jeśli mu się cokolwiek śniło. Słyszał, jak ktoś w kuchni się krząta. I ktoś wydawał wyrazy dźwiękonaśladowcze odgłosu strzałów pistoletu:
- jeb jeb jeb!
- Phil, przestań się wygłupiać i odłóż tą maskę! - usłyszał też karcenie ze strony kobiety.
- Nie jestem Phil, bejbe, jestem Terminatorem! - oraz głos jego fana. - Yo! - teraz było głośniej, mały znajdował się bliżej pokoju. Chyba drzwi ktoś nie domknął, bo słychać go było dość wyraźnie, no i Strife mógł zobaczyć szczelinę o tym fakcie świadczącą.
Strife mruknął coś niewyraźnie przewracając się na bok. Nic z tego już dalej nie pośpi.
Wstał więc, po czym założył spodnie. Górę zostawił nagą, niech gospodyni popatrzy sobie na alfę, chociaż raz na dekadę. Odsunął delikatnie drzwi i przeszedł przez próg.
- Dziń dybry. - Rzucił z uśmiechem, patrząc co łepek wyrabia.
- Dobry, dobry - gospodyni powitała regularnego, sama w tym czasie przyrządzała kanapki i krzątała się w kuchni. Strife napotkał łepka z jego własną maską na facjacie. Oczy nie świeciły mu się jak Strife’owi, ale za to w podobnym stylu broił, tylko że własnym drewnianym mieczem.
Młody stanął mu na drodze, wymierzył w niego miecz i dudnił chrapliwym głosem słynnego Lorda Vader:
- You shall not pass, betch! Hende hoch i na kolana. - nawet taki einstein jak Strife skapnąłby się, że mały się bawi.
- OH NOES! Bitte nicht shisse! - Gabriel padł na kolana i na nich podpełznął do młodego. - Ty musisz być kozakiem znanym jako Strife! Nie krzywdź mam dzieci którym muszę wysyłać alimenty! - Grał udając ofiarę.
- Więc się streszczaj z wypłatą, a potem wyczyścisz mi furę. Bytch - młody dudnił głosem podobnym do głosu Strife’a, lecz nieco wyższym z racji tego, iż był to chłystek, który jeszcze na mutację głosu miał kilka lat.
Tymczasem telefon Strife’a zaczął dzwonić. Któż to mógł do niego dzwonić?
- Hola? Kto mnie dzwoni?- rzekł odbierając telefon.
Głos się zgadza, pomyślał długouchy po drugiej stronie łącza, to znaczy, że jego znajomy wciąż jest w posiadaniu telefonu który mu kupił. “Wyrzucił mnie z kontaktów? Wciąż jest opętany?”
-Zafara.- przedstawił się.
Strife wydał z siebie westchnięcie radości
- ZAAAFUUUUU!! Ziomeczku kuuurwa tęskniłem. Co masz na sobie? - świrował jak zwykle, wiedząc że Zafara i tak mu wszystko powoli wytłumaczy w jakim celu dzwoni.
Ta jedna wypowiedź w zupełności wystarczyła by duch pustyni uzyskał pewność, że ma do czynienia z oryginałem, a nie jakimś uzurpatorem, który tylko pożyczył sobie ciało narwanego anioła.
-Wciąż masz ten tatuaż z gwiazdą?- zapytał jak zwykle przechodząc od razu do rzeczy.
- Ano… po co pytasz? - Odpowiedział jedną ręką odpierając sztychy, drewnianego miecza.
-Wiem gdzie są drzwi z dokładnie tym samym symbolem. Pomyślałem że może cię to zainteresować.
-[i] Wszystko fajno ale ja nawet nie wiem gdzie jestem. Wiec troche lipa, na ten moment.[i]- Westchnął smutno. -[i] Ale wstępnie mnie zainterere, bro.[i]- dodał po chwili.
-Rozumiem. Zadzwoń jak się znajdziesz, to się umówimy.- zaproponował koledze Zafara. Drzwi będą musiały poczekać, ale była jeszcze jedna sprawa którą chciał poruszyć.
-Pamiętasz co się z tobą działo podczas testu? Rozmawialiśmy ale nie byłeś sobą.
- Tak pi razy drzwi… prawie wcale, a zresztą gdzie ty jesteś? Może jak zamieć opadnie przylece do ciebie. Wiesz umiem latać… - Pochwalił się po czym dodał szeptem. - Jestem aniołkiem rehmehmbhurr? - Telefon mu się wyślizgnął, ale na czas delikatnym wykopem posłał go w powietrze i złapał, po czym znów ramieniem go przycisnął do ucha.
-Powinieneś się pozbyć tego piętna. Kto wie bez jakiej części ciała obudzisz się następnym razem.- dżin postanowił obrazowo uświadomić znajomego o powadze sytuacji, to czego doświadczał gunslinger nie było już zwykłym urwaniem filmu po alkoholu czy prochach.
-Jestem w centrum handlowym *hsskrrrtffff* w *fffttffrr*- podał swoją aktualną lokalizację, potem w głośniku rozległy się jakieś trzaski.
-Pamiętam.- zapewnił kiedy dziwne odgłosy ustały.
-Uważaj na świecący śnieg, dotykanie go sprawia ból i zakłóca umiejętności oparte na shinsoo.
-[]i Gdzie kurwa? Powtórz bo zacieło.
- “poprosił” po czym zawołał do gospodyni. - Jakaś pobliska osada z centrum handlowym gdzie jest? -
-Centrum handlowe Qubic w Lakton.- Zafara zgodnie z prośbą powtórzył. Sądząc po dalszej wypowiedzi Strife nie był sam i miał pod ręką kogoś kto mógł go pokierować.
- Nie ruszej sie stamtąd dzisiej tam bede, nie wiem za ile ale bedo. Trzym się. - Rzucił naprędce rozłączając się.
Gdy Strife skończył rozmawiać, szczyl Philip jadł śniadanie, już bez maski na twarzy. Gunslingerowi jego atrybut oddała gospodyni domowa. Młody konsumował kanapki z kiełbasą i szynką. Strife’owi natomiast nikt kanapek nie zrobił, ale mógł się sam obsłużyć. Na stole miał kromki, masło, ser, szynkę, mięso i pomidory. Talerz też. No i kubek. Z czajnika wydobywała się para, co oznaczało, że woda została zagotowana. Jak Strife chciał sobie zrobić herbatę czy kawę zbożowa, to też musiał się sam obsłużyć. Wszak nie trafił do ekskluzywnego dubajskiego hotelu, tylko do jakichś szaraczków mieszkających na głębokiej prowincji albo zapadłej wsi, a to co dostał, musiało mu starczyć.
- Do Qubica jest daleko, ale do telebudki już nie. - stwierdził młody. - Mogę pokazać, gdzie się idzie, ale nie wyjdę na zewnątrz - powiedział to zdanie szybko, po czym wrócił do konsumowania kanapek.
Strife obsługując się przy kuchni rzucił do młodego. - Panie, pokaż mnie pan w którą stronę do telyportu to se polecę na szybkości. - Anioł nie zrobił sobie kanapek, jedynie ponakładał sobie składniki na talerz, zalał herbatę i podszedł do stołu. - To jak miszczu, wiesz?- Uniósł brew zerkając na dzieciaka święcącymi ślepiami.
Młody ugryzł kawałek kanapki, po chwili zaczął gadać:
- Yjheh sza htodohe - przełknął, po czym poprawił. - Za stodołę, potem przejść polną ścieżką, tyle że ta jest teraz zasypana, więc najlepiej podążać koło najbliższych drzew. Nie ma ich wiele, to się nie zgubisz. Cały czas. Jak je przejdziesz, to potem powinieneś zobaczyć niedaleko nich taką białą budkę z gwiazdą, to to jest najbliższy teleboks. - wyjaśnił młody, sięgnął po herbatę i wysiorbał jej społy łyk.
Napychając się jak knur, wskazał palcem w stronę stodoły.
- Czylhi htam phrosto ghit. - Przełknął po czym dodał. - Umiem latać więc luuuz. - Machnął ręką.
- Nho whahne tam - potwierdził młodzik. - Ae - przełknął i dodał po chwili. - jakby się okazało, że jest rozwalone, to możesz spróbować dalej podlecieć. Może ci to zajmie parę godzin, ale dotrzesz. Dalej prosto. Dlatego to Piętro jest zajebiste, wszę~
- Philip, jak ty się wyrażasz?! - matka młodego usłyszała wulgaryzm z ust młodego, zdaje się, że na Strife’a też spojrzała z lekką dezaprobatą… ale Strife miał to w piździe, cytując klasyka filozofii stonogowskiej.
- No, normalnie no! - żachnął się młodzik, westchnął i poprawił po chwili swój język, ale ewidentnie nie z własnej, nieprzymuszonej woli. - Wszędzie leci się prosto. Najbliższy będzie prosto po tym, kawał drogi, ale takie budki da się rozpoznać z daleka. - Philip dokończył swoją wypowiedź.*
- Dziekówka za info i Pani domu za posiłek. - Puścił jej oczko, po czym odłożył naczynia na miejsce, dopił na szybkości herbatę parząc sobie język. Zabrał maskę i płaszcz następnie zabrał się za zapinanie klamr na buciorach.
Dwie minuty później był już gotowy. Pożegnał się z młodym, gospodynią oraz gospodarzem. Dla takiego gościa jak on było to coś niecodziennego tak miłe ugoszczenie. Fajnie było widzieć że jeszcze tacy ludzie są.
Wyszedł na zewnątrz i bez chwili namysłu przybrał swoją prawdziwą formę. Wstęgi światła ułożyły się w skrzydła gdy przyjął tak kozacką posturę jak to tylko możliwe


Machnął im ręką po czym z odgłosem odrzutowca wystrzelił w górę i zaczął lecieć w stronę teleportu. Sunąc przez chmury wyciągnął telefon i puścił sobie muzykę. Przez odgłos przecinanego wiatru gówno słyszał więc zaniechał tego pomysłu. Kręcąc piruety, beczki i co tam jeszcze chciał rozglądał się za swoim celem. W byciu aniołem było o tyle zajebiste to że można było latać, to było niezapominanie i jedyne w swoim rodzaju uczucie. Wreszcie ujrzał swój cel, ale był zatłoczony kotliło się tam od cholery istot, większych czy mniejszych. Godzina psu w dupę, musiał znaleźć kolejny. Bez żadnych dodatkowych atrakcji znalazł kolejną pustą i czekającą na użycie. Wylądował naprędce odmieniając się w swoją tandetniejszą postać i wlazł w teleport.
- Qubicu… kubikjuu… Cubajkiuu… - Powtórzył trzykrotnie z różnym akcentem, po czym rozbiło go na cząsteczki i rzuciło w cholerę.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 11-03-2017, 20:03   #42
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Tam i z powrotem

Noc minęła Zafarze raczej spokojnie, a wręcz nudno, mając na uwadze przygodę w labiryncie i pomijając pojedyncze podmuchy puszków z shinso, które to czasem pokuły białofutrzastego.
Zaczął się nowy dzień, który objawił, że magicznego śniegu ani trochę nie ubyło. Co więcej, jeśli nie chciał utyrać się tym puchem, to Zafara musiałby się wrócić do podziemi albo chociaż spróbować przypomnieć sobie lekcje na temat tworzenia tarcz i ścian z shinso, które to miał w akademii dla regularnych. A jak chciał się upaćkać w shinso, to nikt mu tego nie bronił.

Zafara siedział po turecku w wejściu i czekał chcąc się przekonać czy śnieg nie zacznie przypadkiem topnieć rozwiązując w ten sposób jego problem z poruszaniem się. Oczywiście śnieg przy ujemnej temperaturze ani myślał się rozpuszczać. Aby do tego doszło coś musiało się zmienić, miłośnik gorącego piasku liczył, że tym czymś będzie wschód słońca. Jako istota niezwykle cierpliwa, a także pozbawiona celów, których wypełnienie wymagałoby pośpiechu, względnie spokojnie przeczekał do rana. Niestety nawet jeśli dobroczynny wpływ ciepłych promieni byłby mu w stanie pomóc wciąż musiało upłynąć sporo czasu zanim to nastąpi.
Każdy inny shinsoista na jego miejscu rozwiązałby problem używając podstawowej techniki jaką jest builder, ale Zafara nigdy buildera używać nie potrafił. Nie tak jak inni. Jego wersja zamiast tworzyć z shinso obiekty solidne na podobieństwo materialnych, przekształcała materię tak, że nie stanowiła ona przeszkody większej niż mgła. Zawsze uważał to za bardziej przydatne, szczególnie, że w przeciwieństwie do większości znajomych z akademii on nie potrzebował tarczy, z łatwością unikając wszelkich fizycznych zagrożeń poprzez zmianę stanu swego ciała. Mogąc unosić się swobodnie nie potrzebował też środka transportu jakim mogła stać się latająca platforma... aż do teraz.
Być może gdyby się skupił? I tak nie miał nic innego do roboty.
Wrócił myślami do początków swojego pobytu w wieży próbując stworzyć płytę z shinsoo wystarczająco dużą i solidną by mogła go unieść.
Czasu mu nie brakowało, mógł próbować tyle razy ile miał ochotę, aż do skutku. Pierwsze próby tak jak można było się spodziewać okazały się nieudane, płyta tak jak zwykle posiadała właściwości dematerializujące. Potem przez dłuższą chwilę Zafarze nie udało się stworzyć niczego, shinsoo rozwiewało się po okolicy. Ostatecznie jednak cierpliwość się opłaciła i za którymś razem powstała solidna płyta wielkości tej chodnikowej, która była w stanie unieść jego materialne ciało. Upewniwszy się że nowy twór zachowuje się dokładnie tak jak powinien, shinsoista wgramolił się na niego i lewitował w stronę drogi, poruszając się niczym na wyjątkowo małym i sztywnym latającym dywanie.
Zafara dość szybko przetransportował się na drogę i zauważył znaczne zmniejszenie natężenia ruchu drogowego. Jak poprzedniego dnia cały czas jeździły po niej i nad nią pojazdy, tak dziś sporadycznie coś po niej przejeżdżało i to głównie odśnieżarki lub straż. Parę razy dojrzał, jak po niebie latały białe helikoptery, a raz zobaczył czarnego poduszkowca lecącego w kierunku, z którego duch przyleciał na swoim własnym, pierwszym od dłuższego czasu Builderze.

Właśnie kiedy dotarł do drogi builder zniknął i nieszczęsny futrzak zaliczył twarde lądowanie na tyłku. Na szczęście przejeżdżający wcześniej pług oczyścił asfalt z magicznego śniegu całkiem dobrze i prawie nie bolało. Musiał przyznać iż nie spodziewał się, że jego podwózka zniknie tak szybko, konstrukty które zwykle tworzył spokojnie wytrzymywały trzy kwadranse, a ten rozpadł się po niecałych piętnastu minutach. Będzie musiał bardziej uważać. Stworzył następną platformę, po tym jak raz mu się udało nie było to już takie trudne. Stanął na niej i podryfował poboczem w stronę miasta, co jakiś czas tworząc świeży builder i przechodząc na niego. W centrum handlowym pod którym spotkał Jednookiego musi być jakiś punkt naprawy telefonów, a także orzechy.
Im bliżej był miasta tym bardziej widoczna była praca słóżb porządkowych tak że dość szybko mógł zrezygnować z buildera i przemieszczać się normalnie. Gdzieniegdzie wciąż było widać skutki nienaturalnej nawałnicy w postaci powywracanych drzew, latarni, zniszczonych bilboardów czy porozbijanych okien, ale życie toczyło się dalej.
Bez większych problemów znalazł odpowiednie miejsce i oddał telefon do naprawy, uprzejmy pan w okularach poinformował go że będzie do odbioru za godzinę. Wypytawszy o to jak powinno się ładować urządzenia własnym shinsoo i czy nie ma czasem ładowarek ułatwiających ten proces Zafara, dowiedział się że takie urządzenia jak najbardziej są i nabył jedno z nich w cenie 250 kredytów. Wszystko na piątym piętrze wydawało się jakieś tańsze. Potem udał się do części spożywczej. Po dość gruntownym przetrząśnięciu działu z bakaliami wyhaczył mix orzechów, zawierający zarówno orzechy laskowe, włoskie, brazylijskie i jeszcze jakieś inne. Znając zamiłowanie Raziji do nowych smaków powinny być w sam raz również dla Mii.
Kiedy telefon był już naprawiony podładował go przy pomocy nowej ładowarki, sprawdził czy nikt nie próbował się z nim skontaktować, a potem zdecydował się zadzwonić do Strife’a. Jeśli gunslinger jest jeszcze w jakimś stopniu sobą powinna go zainteresować informacja o gwieździe, identycznej jak ta która zdobiła jego ciało, znajdującej się w podziemiach.

***

Strife się rozłączył w ogóle nie zastanawiając się nad tym czy Zafara ma ochotę na niego czekać stercząc cały dzień w centrum handlowym i to w dodatku takim jakimś biednym. A może ma inne plany i kiedy anioł wreszcie się pojawi już dawno go tu nie będzie? Właściwie to gunslinger wcale się nie pomylił zakładając, że Zafara poczeka. Nie miał żadnych innych planów. Spojrzał na taflę lustra zdobiącego powierzchnię jednej z kolumn podtrzymujących strop, prosto w oblicze martwego Afaza. Białofutrzasty naprawdę wyglądał teraz bardziej martwo, brakowało w jego spojrzeniu tej złośliwej pasji, niezachwianej pewności siebie, zastąpiła to zwykła dla shinsoisty obojętność przypominająca niemal znudzenie. Dziwnie było patrzeć na to cudze, a jednak w jakimś stopniu wciąż swoje oblicze. Zamiast gapić się w lustro duch postanowił bardziej produktywnie spędzić czas i do paczki przysmaków dla szczura dokupić zgrzewkę przysmaków dla Strifea. Ze znalezieniem odpowiedniego piwa na promocji nie miał problemów, dodali nawet plastykową szklankę.
Przyjrzenie się ofertom lokalnego biura podróży tylko utwierdziło byłego dżina w przekonaniu, że na tym piętrze nie ma czego szukać poza lasami, górami i śniegiem.
-Przepraszam.- zwrócił się do jednej z pracownic- Czy taki śnieg jak dzisiaj jest tu częstym zjawiskiem?[/i]
Owa jedna z pracownic przyjrzała się uważnie Zafarze.
- Śnieg bywa tu całkiem często, ale jeśli o takie zamiecie, to takich zamieci już dawno nie uświadczyliśmy.
-[i]a więc jednak się zdarzają.[/]- podsumował Zafara nie wiadomo czy zadowolony z tego, że nie trafił na jakieś nadnaturalne zjawisko mogące skutkować rozpadem piętra, czy wręcz przeciwnie nieszczęśliwy, że coś tak nieprzyjemnego jak świecący śnieg może być czymś zupełnie naturalnym.
- W czym mogę pomóc? - pracownica zdołała się ogarnąć, bowiem jak na oko Zafary, to ta chyba jeszcze nie do końca się obudziła, kto wie, czy w przerwie nie drzemała gdzieś na zapleczu.
-Wie pani jak go zneutralizować?- białofutrzasty wciąż mówił o śniegu, który wciąż mógł mu uprzykrzać życie na zewnątrz.
- W zneutralizowaniu całego śniegu z okolicy? - głos ni to rozbawiony, jakby kobieta nie była pewna, czy dobrze usłyszała pytanie. - Nasze biuro nie zajmuje się tym problemem. Tutaj bardziej przydałby się ranker - pani uśmiechnęła się niewinnie, po drodze próbując ukryć swoje niedospanie.
Shinsooista oczywiście bardzo chętnie pozbyłby się całego śniegu na raz, ale wiedział, że to raczej średnio możliwe, chodziło mu bardziej o zneutralizowanie działania białego paskudztwa na jego osobę co też doprecyzował.
-Chciałbym zneutralizować ból jaki towarzyszy kontaktowi ze śniegiem i jego negatywny wpływ na moje umiejętności.
Pani stłumiła ziewnięcie, starała się nie dawać poznać po sobie, że się nie wyspała.
- Nie wiem, jak się go neutralizuje, nie znam się na tym. Ale wiem, że można się do niego przyzwyczaić, kwestia zahartowania. Po jakimś czasie nie czuje się bólu. Ale to też zależy od osobistych preferencji - gdybała na głos.
Duch pustyni zdecydowanie preferował trzymać się z dala od śniegu.

Teleport rzucił Strife’a prosto do centrum handlowego. Flaki mu powywracało ale nie pozwolił śniadaniu się wydostać na wierzch. Zwalczając potrzebę rzygania, usiadł na ławeczce i napisał smsa do Zafary.
Cytat:
Jeste we centrum :P Na środku zobaczysz takiego przystojnego faceta że będziesz się zastanawiał czy na gejność nie przejść XDDDD
Zarechotał debilnie po czym rozsiadł się wygodniej czekając na odpowiedź
Odpowiedź nadeszła całkiem szybko.
Cytat:
Widzę cię. Teraz ty znajdź mnie, jak ci się uda dostaniesz piwo.
- Zafu się trochę rozpanoszył eeeh? - Wyszczerzył się cwanie. Każdy debil dojrzy czerwonego lisopodobnego dżina. Strife spojrzał to w lewo, to w prawo. Do góry.
- Hooh. - Podszedł do doniczki z dużym krzewem by w nią zajrzeć. Do śmietnika ciecia. Za lade fast foodu. Do Fontanny.
- Czitujesz! - Wrzasnął rozglądając się dookoła.
-Nieprawda. Dałem ci wskazówki.- oznajmił głos, zupełnie niepodobny do głosu Zafary, jakieś pięć metrów za gunslingerem, a kiedy ten się odwrócił zobaczył dziwną istotę opartą o kolumnę. Nieznajomy miał psią głowę, kozie rogi i długie puszyste królicze uszy opadające na ramiona. Od bosych stóp aż do trójkątnego nosa pokryty był białym futrem, którego większość skrywała czarno biała szata, w jakiej nie powstydziłby się pokazać niejeden geniusz zła. W jednej ręce trzymał zgrzewkę piwa, którą teraz nieco uniósł zapewne sugerując iż była to jedna z wspomnianych wskazówek, w drugiej zaś smartfona z raczej niecodziennym piaskowym kolorem obudowy identycznego jak ten należący do czerwonego shinsooisty. Ponadto przy pasie miał nie jeden a dwa sztylety w ozdobnych wysadzanych klejnotami pochwach, których design anioł o ile poświęcił swojemu znajomemu choć odrobinę uwagi powinien kojarzyć. Nie dało się jednak ukryć, że poza tymi drobnymi szczegółami, nowy osobnik nijak nie przypominał dawnego Zafary.
- Lol Zafu a tobie co się stało? Piwo pijesz? - Zbliżył się do ducha pustyni i jedyną ręką trącił go w bark. - Tak serio to dobrze cię widzieć. - wyszczerzył się pod maską.
Oczy gabriela zwężyły się na moment.
- W sumie to każdy może tak powiedzieć… mogłeś zabrać Zafie telefon. I te błyskotki też. Dobra chuj w to, paranoi dostaje, ostatnio dużo rzeczy chcę mnie zabić. Do tego te pierdolone sny, których nigdy nie pamiętam. - Nie wspomniał już o tym że ćpać mu się chciało jak cholera.
-Zabiłem i zjadłem tego który mnie opętał, przez to wyglądam jak on.- padła odpowiedź na pierwsze pytanie jak zwykle zwięzła i rzeczowa.
-Nie, to dla ciebie.- zgrzewka została przekazana gunslingerowi, przynajmniej kiedy miał zajętą rękę nie mógł ducha pustyni nią trącać.
-To naprawdę ja. Wiem o twoim tatuażu i potrafię zrobić to- zapewnił białofutrzasty na dowód otwierając portal do bardzo ciemnego korytarza z metalowymi ścianami. -Gdzieś tam są drzwi, szczury nas poprowadzą.- wyjaśnił lakonicznie, a potem kiedy Strife zajął się piwem, napisał smsa do Jednookkiego.
Cytat:
Nie jestem już z R. Razem ze Strife’m zamierzam znaleźć i otworzyć drzwi z symbolem z jego tatuażu. Obiekcje?
Po chwili przyszła wiadomość od Jednookiego:
Cytat:
Żadnych.
-Gotowy?- spytał długouchy kolegę włanczając latarkę w telefonie. Jeśli ranker nie miał obiekcji Zafara również nie widział przeciwwskazań. No może poza prawdopodobną obecnością zmutowanych stworów podobnych do Novema, tajemniczych golemów, zagęszczonego shinsoo utrudniającego poruszanie, lekko nawiedzonej R i paru innych drobiazgów, o których jeszcze nie zdążył Strife’owi wspomnieć.
- No kurwa. - łowca zabrał zgrzewkę od Zafary i przełożył ją sobie pod prawą pachę, a jedyną ręką od razu złapał za puszkę i zgrabnym ruchem ją otworzył. Odchylił delikatnie maskę i opróżnił całką puszkę. Bęknął obrzydliwie i już zabierał sie za kolejną.
- Prowadź.
Duch pustyni nie dał się prosić i od razu wkroczył w przejście wprost do tego samego miejsca gdzie odpoczywał z R.
 
Agape jest offline  
Stary 31-03-2017, 09:05   #43
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Znowu ta cholera? A żeby głęboko w jej przeklęty odbyt wlazły owsiki! Przeklęta lafirynda! Cholerna, śliczna wywłoka. Ohydna, podniecająca i atrakcyjna koleżanka z pracy. Inteligentna, pełna wdzięku… Yeon-in otrząsnął się. Nie da się znowu w to wkręcić. Niech sobie płacze w rękaw jakiegoś innego durnia. Poza tym on nie nosił rękawów, jedynie świecił nagimi, umięśnionymi ramionami po oczach (ostatnio nie za bardzo) chętnych kobiet. Koniec z tym!
Na jej gest zaproszenia, latarnik odpowiedział tradycyjnym gestem ze swoich stron - pokazał jej palec wskazujący i środkowy, wierzchem dłoni zwróconym do wróżki. A potem skierował się do wyjścia, narzucając zielony płaszcz na ramiona i mając zamiar udać się do pracy, o ile jeszcze ją posiadał.
Lola zerknęła to na wróżkę, to na Yina, a kiedy wyszli z karczmy, spytała się go, nie kryjąc zdziwienia:
- Em, co jej pokazałeś?
Yin chciał powiedzieć, że to znak oznaczający “pogadamy później”, albo “nie mam czasu”. Jednak spojrzał dziewczynce w oczy i powiedział szczerze:
- Żeby spierdalała. Wybacz słowa, ale to właśnie ten znak oznacza. To zła kobieta.
- Um… nie wyglądała na złą. Bo by nie płakała. Nie? - dziewczynka spytała niepewnie, podążając za Yinem.
- Ona lubi manipulować umysłami ludzi. To równie dobrze mogła być gra. Poza tym - już raz dałem się nabrać na jej sztuczki,przez co straciłem szansę na lepsze stanowisko w pracy.
- Um, chyba że tak… - bąknęła zamyślona Lola, truptając za Yinem do pracy.

=***=

- Yin, a mogłabym, em, załapać się do was do pracy? Mogłabym wam robić kawę, herbatę, sortować dokumenty - po przejściu pewnego dystansu Lola zagadnęła do mężczyzny. W oddali było widoczne miejsce pracy Yina.
- Jeżeli szef się zgodzi, czemu nie? A jeżeli się nie zgodzi, to pogadam z resztą pracowników, może cię wspólnie zatrudnimy jako sekretarkę czy inną pomoc. Chociaż sądzę, że ze swoimi możliwościami i intelektem mogłabyś znaleźć dobre zatrudnienie. Pogadam dzisiaj ze wszystkimi - powiedział ciepło latarnik, mając nadzieję, że wszystko uda się załatwić.
Chciał też wyciągnąć z małej co nieco na temat jej przeszłości.
Tego dnia mała Lola nie miała jakoś nastroju do rozmowy. Co prawda napomniała coś o tym, że mieszkała w czymś w rodzaju wielkiej kopuły, w której miała wszystko. Miała swój plac zabaw, pokój z jedzeniem, wszystko samo się robiło, sprzątało. W kopule tej były również pewne drzwi, które były wyjściem z niej, lecz dziewczynka miała zakaz ich otwierania. Nigdy nie wiedziała czemu, więc pewnego dnia postanowiła je otworzyć. Co z tego wynikło, Lola tego nie miała zbyt wielkiej chęci opowiadać, wyglądało to na coś, co z trudem przeżyła. Zamknęła się i tutaj urwała się opowieść Loli. Może kiedyś dowie się więcej, bo Lola nie była w stanie już się przełamać i nie dokończyła historii. Yin z Lolą zbliżali się na teren zakładu pracy latarnika.
Yin w milczeniu wysłuchał opowieści, zastanawiając się nad dziwnym światem, gdzie żyła Lola. Wszystko tam było? Wszystko było robione za nią? I zgubiła ją ciekawość świata. Polubił ją jeszcze bardziej. Jednak zbliżali się do zakładu, gdzie prawdopodobnie wciąż pracował. Spojrzał na dziewczynkę, to znów przed siebie i przybrał na twarz wyraz pewności siebie. Trzeba było zacząć zarabiać.
Tylko że gdy wchodził do budynku, Lola kurczowo trzymała się go, jakby bojąc zostać sama. Najwyraźniej jeszcze nie doszła do siebie po ataku Szczurów na nich. A Lola jako osoba postronna nie mogła sobie ot tak wejść. Recepcjonistka spytała się Yina, czy ta “mała dziewczynka” to jego córeczka.
- Lola to moja towarzyszka - odparł Yeon-in z rozbrajającym uśmiechem, dając wyobraźni recepcjonistki pole do popisu.
Kiedy Lola wyglądała na taką, co miałaby się rozpłakać, pani rozczuliła się nad nią. Załatwiła plakietkę, która oznaczała gościa i pouczyła Yina, żeby miał dziecko na oku, a ona w razie potrzeby spróbuje załatwić, żeby dzisiaj nie robić im problemów. Dodała jednak, że następnym razem może być większa trudność z pójściem na ustępstwa oraz Yin nie mógł wprowadzać dziecko w tajniki tutejszej pracy. Czyli cała odpowiedzialność za Lolę spadła na Yina, lecz mała była zadowolona z takiego rozwiązania, chociaż wiązały się z tym dodatkowe ewentualne problemy dla latarnika.
Mężczyzna poprowadził Lolę do windy. Dojechali nią na swoje piętro. W pokoju natknął się na Seweryna, Soni oraz na Yoto. Z oczywistych powodów nie było tam Salaama oraz nie dostrzegł obecności tej podstępnej wróżki. Czyżby została wywalona na zbity łeb?
- Dzień dobry! - Lola wyprzedziła Yina w powitaniu ekipy i grzecznie się ukłoniła. Soni była zdziwiona, ale i zainteresowana zajściem, Yoto był w miarę neutralny, a Seweryn zdziwił się, tyle że nie w tym samym kierunku i stopniu co Soni; zwyczajnie nie spodziewał się obstawy dziecka. Pozostał jednak nadal śmiertelnie poważny.
- No cześć - Yoto przywitał dziewczynkę, po czym spytał Yina. - Gordon nie przyczepił się do ciebie w kwestii gości?
- Dzień dobry. Jeszcze z nim nie rozmawiałem, właśnie do niego idę. Powiedzielibyście mi, gdzie mogę go znaleźć? I co z… zapomniałem imienia. Z tą wróżką?
- Jak będziesz szedł do Gordona, to uważaj, ostatnio nie jest w najlepszym nastroju. Jesteśmy do tyłu z projektem - odezwał się Seweryn, jak zawsze zasadniczy i chłodny. - A jak wrócisz, to będziemy musieli przedyskutować organizację.
- Gordon jest u siebie - Yoto poinformował Yina. - Znaczy się, dwa pokoje dalej na lewo.
Seweryn spojrzał na Yoto, a następnie na Yina: - Wróżka? A no tak… Layla. Pewnie nie sprawdzałeś ostatnio swojej poczty? Czy coś może nie dotarło? W każdym razie nie odpowiadałeś, a była sprawa do ciebie. Layla zaoferowała się, mówiła, że wie, gdzie mieszkasz, powiedziałem jej, żeby się z tobą spotkała i przekazała.
Nie wspomniał więcej na temat stanu Layli. Pewnie nie wiedział nic o osobistych sprawach wróżki, zresztą Seweryn nie wyglądał na osobę, która wtrącałaby się w cudze życie choćby z tego względu, że był do bólu konkretny i zadaniowy, skupiał się wyłącznie na swojej pracy i swoich obowiązkach; reszta mogłaby poczekać, jeśliby sytuacja ku temu nie paliła.
- Nie sprawdzałem poczty, nie było ku temu okazji - odpowiedział, kierując się już w stronę pokoju Gordona. Trzeba było wszystko wyjaśnić w sprawie dalszej pracy i ewentualnej pracy Loli.
Yin uchylił drzwi do pokoju Gordona, jednak ten rozmawiał z kimś przez telefon, dał znak ręką Yinowi, żeby chwilę poczekał na korytarzu. Yin musiał więc chwilę poczekać koło drzwi, a Lola zaczęła się denerwować:
- Um, em, a cccco, jak mnie nie będzie ch-ciał mi… dać… um, żadnej pracy?
- Nie martw się. Coś wymyślimy.
Yin nie był do końca pewien, co z tym zrobić. Czuł się odpowiedzialny za małą, i owszem, ale męczyła go już nieco. Jak ona chciała przeżyć w Wieży, jeżeli jedna czy dwie śmierci nią tak wstrząsały? Po chwili przemyślał to, co, cóż, pomyślał. I doszedł do wniosku, że Wieża zamienia ludzi w skurwysynów. Dobrze, że Lola jest tutaj z nim. Przynajmniej będzie mu przypominać o tym, co to znaczy być ludzkim.
Gordon skończył rozmawiać przez telefon, wyszedł na korytarz, spojrzał na Yina i zapytał się go, w jakiej sprawie do niego przyszedł. Po chwili zauważył Lolę i spojrzał na nią. Nie pytał się, kto ją tu wpuścił i czemu, bo zauważył plakietkę u dziewczynki, możliwe, że nie miał intencji ją zagadywać, ale Lola na to spojrzenie speszyła się dość mocno i zaczęła się wytłumaczyć, że przyszła w sprawie pracy. Poczerwieniała przy tym na twarzy. Kwestia, czy dopomóc dziewczynce czy lepiej dać się jej, być może w sposób mizerny, ale jednak wykazać?
Niech mówi, musi umieć sobie poradzić w życiu. A jakby Gordon miał ją wypieprzyć z budynku, to wtedy Yin będzie interweniował.
- Mmm… tak - dziewczynka zrozumiawszy, że będzie musiała sobie tym razem sama dać radę, wzięła głębszy wdech, wyprostowała się i zaczęła po chwili mówić. Starała się brzmieć w miarę pewnie i wiarygodnie. - Pan Salaam zmarł, a jest jeszcze wiele do zrobienia i… em, chciałabym pomóc. - Gordon spojrzał pytająco, nie wyglądał na zbyt przekonanego co do ewentualnej kandydatury Loli, ale nie palił się do wyrzucania dziewczynki na zewnątrz.
- Mógłbym poznać godność panienki?
- Emmm? - Lola się zakłopotała, Yin podejrzewał, że jego towarzyszka nie bardzo wie, o co się Gordon ją pyta. - Ach, nie przedstawiłam się. Przepraszam - ukłoniła się lekko. - Lola. Jestem regularną shinsoistką.
- Dobrze - odparł dyplomatycznie Gordon. - Dobrze. Chciałbym się dowiedzieć, panno Lolu, co wiesz o projekcie i w jaki sposób chcesz pomóc zespołowi?
- Dzień dobry - podczas rozmowy Gordona i Loli, koło nich przeszła znajoma wróżka. Głos miała dość wyprany z emocji. Jej słowa dziwnie zadźwięczały w uszach Yina, a zielony płaszcz z ochraniaczami na skrzydła wręcz chamsko wdrążał mu się w zmysły, ale Layla zachowywała się tak, jakby ignorowała latarnika. Nie wyglądała też ani nie reprezentowała się tak pewnie jak parę dni wcześniej, wyraźnie unikała patrzenia się na Yina. Szybkim krokiem weszła do pokoju, gdzie pracowała reszta zespołu. Gordon jednak bardziej skupiał się na Loli niż na zdruzgotanej ślicznotce; najpewniej menadżer był odporny na jej uroki. Musiał być.
Yin postanowił sobie, że za każdym razem, kiedy wróżka pojawi się w polu widzenia będzie wzmacniał swoją techniką siłę woli, by opierać się jej cholernemu czarowi. Lola zachowywała się jak głupiutkie dziecko, jednak czy po tylu latach w Wieży wciąż nim była? Jednak latarnik nie mógł wiele dla niej zrobić, dlatego też słuchał dalej rozmowy.
Latarnik dał wykazać się Loli, a po drodze wzmocnił sobie bariery mentalne. Pomogło to mu w likwidowaniu wpływów wróżki na sobie, a przy okazji go oświeciło, co mogłoby mu jeszcze dopomóc. Wróżka miała motyle skrzydła, może to nie tyle jej uroki, co… może wpadła mu w oko? Albo ten jej pył ze skrzydeł? Mężczyźnie przyszedł na myśli pomysł z wyczyszczeniem sobie oczu.
W międzyczasie rozmowa Loli i Gordona się skończyła. Wyszło na to, że Lola dzisiaj może posiedzieć w pracy, ale Yin miał ją mieć na oku, żeby nie zbroiła czegoś. Jako że było sporo do zrobienia, a każda minuta się liczyła, to jeśli chciał dostać wypłatę, to nie bardzo opłacało się dzisiaj gdziekolwiek z nią latać. Niemniej jutro nie miało być żadnego wyjątku. Lola raczej nie dostanie roboty u Gordona, nie miała zwyczajnie szans z tak słabą odpornością na stres i jakąkolwiek presję. Mimo to, gdy Lola poszła z Yinem w kierunku przyznaczonego jemu i jego zespołowi pokoju, dziewczynka zadeklarowała mu, że może robić herbatę albo kawę pracownikom, przynajmniej dzisiaj.
- Em, przynajmniej zaoszczędzicie, em, ten czas, co stracilibyście na robieniu kawy i herbaty - wytłumaczyła się.
Yin, gdy Lola jeszcze rozmawiała z Gordonem, dokładnie wytarł sobie oczy i dokładnie przyjrzał się sylwetce wróżki. Może i była ładna. W porządku. Ale to nie jest kobieta dla niego. Postanowione. Czy to serce czy też krocze się do niej rwało, od tego momentu miało być tłumione twardym uderzeniem umysłu. Aż do bólu.
Yin poprosił Lolę, żeby zrobiła dla niego napar z miłorzębu. Niech czuje się choć troszkę potrzebna. A potem Yin zabrał się do pracy, musiał nieco zarobić.
Lola posłusznie i z werwą zabrała się za pierwszą pracę. Layla wyglądała na zdziwioną tym, że dziewczynka zostanie na dzisiaj w biurze, ale nic nie skomentowała. Yin zauważył od razu, że wróżka nie miała tego pazura; nie działał na niego jej urok, ale też ta bardziej odsunęła się w cień i już tak nie pogrywała pierwszych skrzypiec. Seweryn jak zawsze zasadniczy i w pełni skupiony na pracy nie zauważył wejścia latarnika i dziewczynki, bądź też się w tym nie przejął. Jasnowłosy - Yoto - robił sobie w tym czasie kawę. Yinowi wydawało się, że Yoto nie wygląda dziś najzdrowiej, nawet jeśli normalnie chłoptaś był blady, to teraz w oczy rzuciły się mu wory pod oczami i niezdrowy, jasnosiny koloryt skóry. I taił to wszystko swoim zachowaniem. Po chwili, jakby na potwierdzenie rewelacji bardziej niż przeważnie oświeconego Yina - Yoto zakaszlał parę razy. Soni pracowała w szalonym tempie za pomocą mechanizmów schowanych w dłoniach - teraz te rozłożone na kilkadziesiąt “palców” stukały w parę klawiatur podłączonych do komputera, przy którym pracowała. Layla zaś też - choć znacznie mniej entuzjastycznie - zabrała się do pracy. Schowała przybory do pielęgnacji paznokci do szuflady biurka, przy którym siedziała, wzięła pliki dokumentacji leżące na blacie jej stanowiska pracy i zaczęła je przeglądać.
Tymczasem Lola szukała naparów z miłorzębu, ale nie znalazła ich.
- Nie ma miłorzębu, ale znalazłam zioła, em… - dziewczynka zasygnalizowała.
- Są moje - mruknęła sucho wróżka do Loli. - Zostaw je. - wróżka nie była zbyt miła.
- Jest jeszcze czarna herbata - mała shinsoistka na reakcję wróżki pominęła znalezione ziółka. - Zielona, czerwona… Ojoj… Zrobić ci jakąkolwiek herbatę? - dziewczynka po chwili spytała Yina, zakłopotana wyborem.
Yin przeglądając pocztę faktycznie znalazł korespondencję od Seweryna; dowiedział się między innymi, że hierarchia się zmieniła w międzyczasie - Seweryn przejął funkcję Soni i został managerem zespołu; po nim była Soni i Yoto. Layla z racji pewnych spięć z Sewerynem spadła na dno hierarchii, a nieco przed nią znalazł się Yin. Salaam był na równi z Yinem, ale teraz brodacz nie żył, więc… a to dlatego wróżka już tak nie świeciła pewnością siebie. Aczkolwiek Layla i tak więcej - z oczywistych powodów - popracowała więcej niż Yin, a przed nim leżało zadanie implementowania algorytmów, które miał opracowywać z trójką kolegów znajdujących się na dnie hierarchii.
Dosiadł się do niego po chwili Yoto, z kawą.
- Yin, wiesz może, co się stało z Salaamem? Słyszałem, że nie żyje.
Latarnik przerwał na chwilę pracę.
- Zginął. Napadli na nas jacyś… - Yin przełknął przekleństwo. - Regularni. Nazywani Szczurami. Udało mi się donieść Salaama do szpitala, jednak zmarł w trakcie leczenia.
Yeon-in odpowiedział lakonicznie, nie było sensu zagłębiać się w szczegóły.
- Weźmy się do pracy, źle mi jeszcze o tym mówić.
- Dobra, zobaczymy, co Layla skombinowała… - mruknął Yoto, nie ciągnąc tematu związanego ze Szczurami, po czym wstał i ruszył do wróżki, zaś Lola do tego czasu zdążyła włączyć czajnik i wygrzebać z szafki jedną z zielonych herbat oraz przyniosła biały kubek. Po jakimś czasie odezwała się Soni:
- Hej, zamówimy jakieś jedzenie?


- Ojoj, chyba nie chciałabym pracować przy, ym, tych papierach i projektach - westchnęła Lola do Yina, gdy wyszli z budynku.
- Praca jest niezwykle męcząca, tylko wydaje się, że człowiek siedzi i pije kawę. Ale mam nadzieję, że miło spędziłaś czas?
- Em… chyba nie. Ta wróżka była niemiła dla mnie, chociaż jej nic nie zrobiłam - odparła dziewczynka, lekko wzruszając ramionami.
- Ta wróżka, to straszna s… straszna kobieta. Sprawiła mi wiele kłopotu swego czasu. Szukamy ci dzisiaj jeszcze jakiejś pracy, czy wolisz przez kilka dni jeszcze odpocząć?
- Um wystarczy mi odpoczywania, chyba - Lola podrapała się po skroni. - Pójdziemy na lody?
- Jasne, chodźmy. - Yin uśmiechnął się. Taka prosta rzecz, a tak nagle uświadomiła mu, że na świecie sprzedają lody, żeby ludzie mogli sprawić sobie chwilę przyjemności.

- Cchę trzy gałki! Albo nie, cztery… ym, niech będa trzy! - dziewcyznka wybierała smaki lodów. - Czekoladowe! Waniliowe i jeszcze raz czekoladowe! - Lola po raz pierwszy od dłuższego czasu wyglądała na szczęśliwe dziecko, które mogło się cieszyć normalniejszymi rzeczami, a nie zajmować się morderczą wspinaczką na szczyt Wieży. - A ty Yin, jakie bierzesz?! - dziewczynka trajkotała do latarnika.
- Yerba, miłorząb i trawa cytrynowa. - Latarnik jak zawsze wybierał dziwne smaki. - Ile to wyjdzie, droga pani? - zapytał sprzedawczyni.
Miła starsza pani sprzedawczyni, która była w rzeczy samej humanoidalną ośmiornicą, obsłużyła szybko dwójkę regularnych, a paroma mackami wystukiwała szybko na kasie, podając po chwili odpowiedź. - 35 kredytów, miły panie - sprzedawczyni uśmiechnęła się ciepło do Yina, podając Loli jej lody.
Lola konsumowała loda, po czym przerwała spoglądając w niebo, potem zerknęła w kierunku pracy Yina. - Yin, ten dym… jest chyba z twojej pracy… - dziewczynka wskazała na kłęby buroszarego dymu wylatujące z paru okien wyższego piętra w pracy.
- Zostań tu! - Yin zerwał się do biegu, dumny z tego, że kazał dziewczynce zostać na miejscu, a nie krzyknął: “Cholera”.
Latarnik biegnąc do pracy usłyszał, że na miejsce pędzi straż pożarna. Na miejscu mężczyzna natknął się na Gordona.
- Co się stało… oy, Yin! - ale mężczyzna wbiegł do środka, potem popędził po schodach, ponieważ winda nie działała.
Ogień dochodził z pokoju, w którym pracował dotychczas. Napotkał tam.. Soni i… to był Yoto?
Tak, ale jego ciało mocno się zniekształciło. Lewa ręka była nienaturalnie wydłużona, miała w tym momencie na oko kilkanaście kroków szerokości. W prawym barku znajdowała się bardzo głęboka rana, z której tryskała krew, a nawet wystawały kości. Z pleców wysunęły się kilkunastocentymetrowe kolce, a zamiast paznokci miał szpony. Chociaż koło Yoto była spora kałuża krwi i w takim stanie powinien raczej dogorywać, to miał się całkiem nieźle. W przeciwieństwie do Soni, która broniła się za pomocą bariery stworzonej z trzech niebieskich latarni. Miała rozszarpaną koszulę, a krawat trzymał się byle jak. Z naderwanego kawałka ciała tryskały iskry, i wystawały kable.
- Yin! Pomóż mi! Yoto… - urwała, bo głowa Yoto obróciła się o 180 stopni… i łypała czerwonymi ślepiami w kierunku Yina. Reszta ciała się nie obróciła.
- A ty co tutaj robisz? - Yoto wysyczał słowa dziwnie chrapliwym głosem w kierunku latarnika. - Chcesz mi posłużyć za przekąskę?
Yin odruchowo oddelegował jedną latarnię do Soni, druga stworzyła pole ochronne wokół Yina, który równocześnie wzmocnił swoją zręczność. I zaatakował włócznią, nie był to czas na gadanie.
Zmutowany Yoto zaśmiał się chrapliwie. - Świetnie! Na to czekałem - rzucił do Soni. - A ty nie myśl nawet, że uciekniesz! - nie zajął się jednak latarnikiem, tylko z jakichś powodów przyczepił się do Soni, warcząc do niej te słowa. - A to gdzie jest ten twó rudy funfel… wyrwę ci to z gardła… CZY TEGO CHCESZ CZY NIE!!! NYAHAHA! - prunął w kierunku bariery tworzonej przez sześciany Soni, z jakąś diabelską siłą w nią uderzając. Bariera zaczęła pękać, a Soni krzyknęła.
Yin korzystając z okazji pchnął włócznią, nie było z tym problemu, bo przeciwnik nie uniknął jego ataku - grot przeszył mu zmutowaną rękę.
- Yin! Uciekaj stąd i nie zbliżaj się do niego! - Soni wrzeszczała do latarnika. - On…
- Zamknij się! Mów do mnie, gdzie! ten! TWÓJ! RUDZIELEC! - przeciwnik nie robił sobie nic z drzewca tkwiącego w jego drugiej ręce.
Niemniej abominacja w postaci Yoto nie pominęła obecności Yina. W pewnej chwili strzeliła w niego drugą ręką, ale atak obił się o barierę wytworzoną przez shinso mężczyzny.
- NIE! - Soni cofnęła się z barierą. - NIE WIEM GDZIE JEST!
Yin, który uwielbiał bawić się przeciwnikami, zniknął Soni. Chuj temu dziwakowi w zmutowaną dupę. Następnie przyjął postawę defensywną, chcąc unikać i parować ataki, a jego latarnia wykonała skan tego dziwoląga.
W momencie, gdy Soni zniknęła z pola widzenia, mutant przedarł się przez ścianę z shinso, którą tworzyły jej latarnie, po czym napotkały powietrze… i wbiły się w ścianę.
- Tsch… czyli zostałeś teraz ty… przekąsko… - syknął potwór i zmienił swój cel na Yina. Potrącił po drodze przy okazji sześciany Soni, które rozbiły się o ściany. Zezłościł się, gdy zobaczył latający kubik Yina. Z lewego barku… wystrzeliła mięsista macka, która otoczyła magiczną latarnię Yina. - To trzeba od czegoś zacząć… nyahaha… - po czym… jego paszcza rozszerzyła się jak u węża, a magiczny sześcian wepchany został do gęby i zmiażdżony zębami! A potem zjedzony. - Meh… chateau to to nie jest - teatralnie się skrzywił. - Kurwa, dalej jestem głodny… - mruczał do siebie. W stawach w rękach strzeliły odmienionemu Yotowi stawy. Jeśli to były stawy…
- Moja latarnia… - warknął Yeon-in mocno poirytowany. Jednak nie tracił koncentracji. Teraz, gdy uwaga dziwanego mutasa była skierowana na nim, mógł przywrócić Soni do rzeczywistości. Miał nadzieję, że ucieknie oknem. Natomiast on… On przez chwilę będzie się bronił.
Yin dobrze przewidział, że przeciwnik zainteresuje się nim. Soni pojawiła się w pomieszczeniu, zabierając ze sobą jedną z miarę dobrze działającą latarnię i uciekając przez okno. Ogień zaś zaczął się rozprzestrzeniać.
- Ojoj, zepsułem ci zabawkę - potwór przez chwilę zaszczebiotał jak małe dziecko. - Popłaces się? - po czym paskudnie się uśmiechnął.
- Pora na ciebie, rycerzyku - i wycedził nienawistnie w kierunku Yina rzucając się w jego kierunku.
“Trochę chujowo” - pomyślał i także skoczył w kierunku przeciwnika. Tuż przed zderzeniem zniknął, by pojawić się pół sekundy później. Może przez przypadek uratuje mu to życie, a potem energia kinetyczna poniesie go za okno. Gorzej jak mutant przejrzy sztuczkę, ale zdaje się, że nie wie, co stało się z Soni. A jak umrze, cóż. Trudno. Jedno życie za życie Soni i Loli. Dobry wynik.
Przeciwnik walczył żywiołowo, nie namyślał się zbyt długo, ewidentnie był w szale bitewnym, toteż sztuczka Yina zadziałała i mutant przedarł się przez powietrze, a nie przez jego ciało. Wkurzyło to trochę jego przeciwnika, o czym świadczył warkot wściekłości. Niemniej Yin nie przewidział jednej rzeczy - że abominacja wystrzeli kolce ze swoich pleców. Co niektóre z nich rozbiły się o barierę, niemniej tę ściankę dość mocno uszkodziły. Nie było to jeszcze wszystko, bo mutant strzelił drugą porcję, tym razem parę odłamków przedarło się przez osłonę i wbiły się w ciało Yina. Szczęśliwie nie wbiły się głęboko, ale do mięśni pewnie już dotarły.
- Masz! Haha! Dobrze ci tak! - zarechotał triumfalnie wróg. W pomieszczeniu zaczęło się robić gorąco, a dym zajmował coraz więcej przestrzeni. Dodatkowo zaczęto gasić pożar. - A zresztą… walkę dokończymy innym razem. Przekąsko. - prychnął, uciekając z pomieszczenia w kierunku łazienki.
- Spuść się w kiblu, kupko - rzucił na odchodne Yin, skacząc z okna, wzmacniając po drodze siłę. Jak przeżyje, to się jakoś wykaraska. Musi.

Yin znalazł się szybko na dole, krwawiąc. Soni podeszła do niego ostrożnie. Sama była lekko uszkodzona, ale asekurowała się jedną latarnią.
- Yin… dziękuję za pomoc… ale... - mówiła trochę niepewnie. - Ty się dobrze czujesz?
- Nie - odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem. - Sądzę, że mogę się szybko wykrwawić…
I wtedy uświadomił sobie, że jest głupcem. Ocalała latarnia zaczęła go rekonstruować, a przynajmniej tak jej rozkazał.
- Daj… pomogę ci - westchnęła Soni, użyczając swojej latarni i podleczając Yina. Po drodze wyjęła kolce, które cisnął w niego mutant i… szybko je spaliła za pomocą wiązki z własnej latarni.
- Posłuchaj, Yin. Muszę ci coś powiedzieć - stwierdziła po chwili Soni, a w tle służby uwijały się, ewakuując i wynosząc niektóre sprzęty. - Nie miej żalu do niego… a w zasadzie do Yoto, bo nie walczyliśmy z nim w tym momencie.
- Dzięki za leczenie. Ale co to było w takim razie, jak nie Yoto?
- Byłoby wiele do tłumaczenia, to dość… naprawdę popierdolona sytuacja.
- Yin! - mężczyzna usłyszał w oddali Lolę biegnącą do niego. Nie miała swojego loda, ale za to miała przekąskę Yina, nieco podtopioną. - Żyjesz! - Lola się ucieszyła. - Ale Soni jest ranna. Czemu nie pójdziesz do lekarzy? - spytała po chwili.
- Nie ma potrzeby… sama się zreperuję - mruknęła Soni do małej shinsoistki.
Lola spojrzała przepraszająco na latarnika. - Musiałam ci zjeść trochę lodów, zaczęły topnieć… - wskazała wzrokiem na deser. Soni westchnęla.
- Nie walczyliśmy z Yoto, znaczy się… po kolei. Na poprzednim piętrze Yoto był tak jak ja na jednym Teście, a na nim był taki gość… zwał się Novem.
Soni kończyła leczyć Yina swoją latarnią.
- Nie wiem, skąd ten Novem się wziął, ale był strasznie silny i potrafił mutować siebie i swoje ofiary, jeśli je zranił lub weszły z nim w kontakt fizyczny - westchnęła. - Yoto musiał dostać od niego na teście i… wyszło co wyszło. Ale nie to mnie martwi, bo… Novem zginął w tym teście z rąk jednego regularnego, a przynajmniej tak myślałam do teraz. Teraz sądzę, że będzie go ciężko załatwić. Aczkolwiek mój przyjaciel… Zafara, powinien wiedzieć coś więcej na temat Novema, bo Novem bardzo stalkował go przed testem.
- Pytanie odnośnie Yoto. - Yin starał się poukładać w głowie to, co usłyszał. - On jeszcze żyje? Bo jego ciało… Widziałaś zresztą. A ty Lolu - zwrócił się do dziewczynki - nie przejmuj się lodami, teraz i tak straciłem na nie ochotę. Cieszę się, że nic ci nie jest.
- Yoto… sądzę, że nie ma już Yoto, teraz to kolejna abominacja Novema - odpowiedziała Soni. - A nawet jeśli, to lepiej założyć, że Yoto umarł. - westchnęła, po czym zerknęła za siebie.
- Jest sprawa… - podszedł do nich Seweryn. - A raczej pytanie, co się tam stało? Widziałem, że wyskakiwaliście oboje z okna - zwrócił się przy tym do Soni i do Yina.
-Yoto jest martwy - po raz kolejny tego dnia Yin przekazał złe wieści w sposób lakoniczny. Niech Soni dokończy, Yeon-inowi wystarczy rozmów o śmierci na najbliższy rok.
- Dokładnie tak, Yoto zginął - Soni potwierdziła wersję Yina, ale nie rozwinęła tego.
- Ale to nie mogliście go wyciągnąć stamtąd? - Seweryn zadał to pytanie obojętnym tonem.
- Gdyby się dało, to wyciągnęlibyśmy go - prychnęła latarniczka. - Albo strażacy znajdą jego szczątki.
Lola wyglądała na zdziwioną, nie zrozumiała, o co teraz chodzi.
- Ale Yoto się zmienił w potwora, tak powiedziałaś - dziewczynka wyrwała się.
- Jak się zmienił? - Seweryn w tym momencie wyglądał na bardziej zdziwionego, ale po chwili to przestało go obchodzić. - Coś ostatnio mamy pecha z tymi śmierciami. Najpierw Salaam, teraz Yoto. Jak tak dalej pójdzie, to po tygodniu nikt z naszego zespołu się nie ostanie.
Po chwili dodał:
- Idę załatwić sprawę z Gordonem, na waszym miejscu udałbym się do medyków.
Lola przypatrywała się Sewerynowi, jedząc lody Yina.
- Nie teraz. Chociaż przydałoby się, żeby ktoś wyciągnął ze mnie wszystkie odłamki tej abominacji.
- Hmm? Coś nie tak? - Seweryn zadał pytanie Loli, która się gapiła na niego. Nawet w tym momencie nie wyglądał na zbyt przejętego czymkolwiek. Piętro mogło się walić, a on pewnie nawet by się tym nie wzruszył, takie sprawiał w tym (w nie tylko teraz) momencie wrażenie.
- Um, nie, nic takiego - Lola spojrzała z zakłopotaniem to na Seweryna, to na Soni, to na Yina.
Seweryn po chwili odezwał się do Yina lodowatym głosem:
- W takim razie pozostaje medyk, skoro nie jesteście w stanie się w pełni wyleczyć. A teraz wybaczcie, idę załatwiać sprawy - odwrócił się na pięcie i odszedł w kierunku Gordona.
Kiedy Seweryn odszedł od ich grupy, Lola pierwsza zaczęła obgadywanie:
- Dziwny jest. On tak zawsze?
Soni skinęła głową.
- Odkąd go znam, to tak, on zawsze taki zimny.

Yin złapał Soni za rękę i spojrzał jej w oczy.
- Czego ten potwór od ciebie chciał? Potrzebujesz pomocy? - zapytał, gdy Seweryn nie mógł ich już usłyszeć.
- Chciał się dowiedzieć, gdzie jest ten mój przyjaciel. Nie mam pojęcia, co od niego chce, zwłaszcza, że nie jest w stanie go zarazić - mruknęła Soni. - A pomoc… no, nie wiem - Soni wzruszyła ramionami. - zobaczymy, co czas przyniesie, nie wykluczam opcji, że pomoc się może przydać.
- Udajmy się razem do szpitala, możliwe, że też potrzebujesz się sprawdzić co do ewentualnych pozostałości tego… Novema.
Spojrzał na Lolę zaniepokojony nieco jej bezpieczeństwem i zmęczony jej coraz większym zdziecinnieniem.
- Ty idź do naszego pokoju. Poszukaj pracy w międzyczasie. Mam niestety jeszcze dużo do załatwienia tego dnia.
- Em, ale nie mam w czym… ech, w porządku - Lola dokończyła lody. - Nie będę przeszkadzać, pójdę do nas do pokoju. - uśmiechnęła się na końcu i posłusznie ruszyła do Jastrzębiej Górki.
- Ja mogę się sama naprawić, a jeśli nawet… to chodźmy do tego szpitala - Soni zgodziła się na udanie się do szpitala, chociaż wyjaśniła po drodze, że jest androidem i bardziej od medyka przyda się jej dobry inżynier, jeśli już.
- Androidem? No… dobrze. Istotne taktycznie pytanie - możesz umrzeć? - Głupio mu trochę było, ale musiał zapytać, jak to mawiała dawna znajoma, dla dobra drużyny.
- Wybacz, ale tego ci nie powiem - odparła Soni poważniejszym, grzecznym tonem.
- W porządku. Tylko głupio bym się czuł, gdybym oddał za ciebie życie, a ty spokojnie zregenerowałabyś się z jakiegoś backupu. W sumie to bym się już nie czuł, ale rozumiesz. W każdym razie dziękuję za informację. Nie miałem o tym pojęcia. W sensie, o twojej… rasie?
- E, nie zrozumiałam, o co ci teraz chodzi. Wybacz - Soni dorzuciła to słowo niemal jak z automatu.
- Nie szkodzi. W każdym razie i tak dzięki.


- Ostatnio masz pecha co do zdrowia. Najpierw przeziębienie, a teraz to - westchnęła Soni do Yina. - Zastanawiam się, czy inni regularni też tak mają, że albo są na teście, albo się regenerują po nim albo się do niego przygotowują.
- Takie życie. Niestety jako mózg drużyny muszę zapewniać innym bezpieczeństwo. I kończy się to zazwyczaj dla mnie… o tak. Rany, choroby, siniaki.
- Od tego bywają raczej łowcy i shinsoiści. No wiesz, od obrony i dawania łomotu. Ale wiesz, szczerze mówiąc, sądziłam, że jesteś łowcą jak Salaam.
- Zajmuję się typowym wsparciem. Praktycznie wszystkie moje zdolności to typowe wsparcie. Jedyna ofensywna rzecz, na której się znam, to moja włócznia. Zmieniając nieco temat - przygotowujesz się do tutejszego testu?
Soni skinęła głową.
- Tak, ale jestem tutaj dopiero od kilku dni, wiem tyle, że test zaczyna się w jakimś lesie i trzeba dotrzeć do rankera, co nazywa się Pan i że jest on pszczelarzem. I że pszczoły w tym teście są istotne. Resztę trzeba samemu się wywiedzieć. Ale to pewnie znaczy tyle, że prawdziwy test odbędzie się na miejscu, a tak to trzeba jakoś dojść na miejsce.
- Masz tu kogoś do pomocy? Od momentu, w którym zginął Salaam i mój znajomy, poniekąd odpowiedzialny za jego śmierć się oddalił, jestem tylko ja i Lola. Więc nam też przyda się ktoś kompetentny do pomocy.
- Jest Zafara, ale on… na razie ma jakieś sprawy do załatwienia, na razie jest poza zasięgiem w tej sprawie.
Po chwili spytała:
- Nie chcę być natarczywa, ale co się stało z Salaamem?
- Nie wiem, czy ten znajomy życzyłby sobie, żebym zdradzał jego sprawy, więc powiem jedynie, że zostaliśmy uwikłani w jakąś durną rodzinną vendettę. Zostaliśmy napadnięci, ja, Lola i Salaam poważnie ranni, a znajomy, chyba ze wstydu, uciekł zanim zdążyłem go porządnie opierdolić. I już. Głupia śmierć.
- Pewnie tych głupich rodzinnych vendett jest sporo w Wieży. Wiesz, niektórzy tutaj przybywają w celu zemsty. No i… wiesz, nie znam się na tym jakoś szczególnie, na tych familiach w Wieży, ale wiem, że są i też są między nimi jakieś wojny. Ale to nie nasza ranga i nie nasze sprawy - wzruszyła ramionami. - Na pierwszym piętrze chodził ze mną chłopak z takiej rankerskiej rodziny, wiem, bo poznałam po sygnecie, ale on jakoś nie lubił mówić o swojej rodzinie i nie dało się nic z niego wydusić na ten temat, więc przestałam go o to zagadywać.
- Pewnie tak. Ja tu jestem głównie dla wiedzy o światach innych niż mój. Może, jak będzie mnie kto badał, opowiesz mi nieco o swoim?
- Nie wiem, czy to proste będzie, bo widzisz, ty zapewne pochodzisz z mało zaawansowanych technologicznie czasów, ja zaś na odwrót, więc byloby pewnie dużo tłumaczenia.
- Jeżeli nie masz ochoty, nie ma problemu. Jeżeli jednak miałabyś ochotę nieco powspominać dawny dom, ja chętnie usłyszę o wszystkim co masz do powiedzenia. Poza tym, masz ładny głos i miło się ciebie słucha.
- Em, dziękuję - Soni z uśmiechem przyjęła komplement. - Ale wiesz, z doświadczenia wiem, że nie warto rozdrapywać starych ran. Zresztą na wszystko przyjdzie czas, lepiej się poznamy i zgramy, i będzie jakaś dłuższa chwila, to może ci opowiem co o moim świecie - uśmiechnęła się słodko.
- Dobrze. Zdaje się, że zbliżamy się już do miejsca, skąd wyjmą ze mnie resztki twojego znajomego.
- Miejmy nadzieję, że podołają - Soni poklepała pocieszająco po ramieniu Yina. - Może będzie wtedy nadzieja dla innych zarażonych od Novema.
- Niekoniecznie chciałbym zamienić się w to coś.
Pora znów zapłacić za szpital...
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...


Ostatnio edytowane przez Ardel : 31-03-2017 o 09:08.
Ardel jest offline  
Stary 05-04-2017, 14:00   #44
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Yin
Reflexion
Yin przebywał na Piętrze dopiero kilka dni, ale nawet tak rzekomo spokojne i nudne Piętro jak to miało swoje atrakcje. Niekoniecznie jednak takie, które spodobały się mężczyźnie. Na pewno nie wliczało się w to odwiedzanie lekarzy po raz kolejny, znów z obrażeniami ciała. Lekarze w Wieży z pewnością mógł należeć do zawodów, które gwarantowały szczególny dobrobyt, w sytuacji, gdy Regularni korzystali często z ich usług po testach czy przy mniej czystych starciach. Elektroniczny portfel Yina coraz bardziej opanowywała bida, a do wypłaty było jeszcze daleko - tą dostanie jedynie wtenczas, gdy dopełni umowy i ukończy projekt w danym czasie. Szczęśliwie Yin nie musiał poświęcać kolejnych dni na przebywanie w szpitalu, na miejscu przebadano rany, odkażono je i zszyto, jednak ku zdziwieniu Yina medycy nie stwierdzili niczego niepokojącego w jego obrażeniach, pomimo opowieści latarnika sprzęt, którym leczono i badano wojaka nie potwierdzał jego rewelacji. Niemniej konowały poskładały go do kupy, był nawet w pełni sprawnie walczyć w razie czego, to choć tyle dobrze, ale Yin nie czuł szczególnego zadowolenia z postawionej diagnozy, gdy widział na własne oczy, co się stało z Yoto i to, co usłyszał od Soni na temat istoty, która przyczyniła się do kolejnej tragedii. Humor pogarszał fakt, że poganiał go termin ukończenia projektu, a od tego zależała jego wypłata, a znowu zostało tyle rzeczy do zrobienia. A pieniędzy w ATSie nie przybywało.
Dobrze, że miał kontakt do Soni. Może w ramach poprawienia sobie humoru umówi się z nią na spotkanie. Bo nie uśmiechało mu się jakoś w tym momencie niańczyć Lolę, której bliżej było do małego dziecka niż pełnokrwistego Regularnego, który nie czekałby na pomoc z jego strony.
Powrócił późnym wieczorem do Jastrzębiej Górki, gdzie natknął się na spore tłumy, które nie przejmowały się jakimiś Szczurami i innymi tego rodzaju zbirami. Oczywiście pogoda się nie poprawiła jakoś szczególnie, Yin wniósł przez próg sporą ilość magicznego opadu, który jednak zniknął z jego odzienia, gdy znalazł się w lokalu. Zamówił sobie napar z miłorzębu na rozgrzanie, a następnie udał się do pokoju, który dzielił z Lolą. Dziewczynka drzemała na swoim łóżku.
Korzystając z chwili spokoju Yin rozłożył się na swoim posłaniu i przywołał bazę operacyjną i zamierzał poszukać sposobu na dotarcie na miejsce testu, po drodze natykając się na ciekawą informację, która w pewnym momencie go zaniepokoiła. Nie chodziło nawet o to, że w pobliskich slumsach zwanych Wysypiskiem znaleziono martwe stworzenia i to w znacznej ilości, że większość z nich zatruła się wodą z pobliskiej rzeki, i to parę godzin po incydencie w jego miejscu pracy. Rośliny wókół tej rzeki, z której mieszkańcy slumsów czerpali wodę, były sczerniałe, jakby błyskawiczne obumarły i zgniły. Miał w tym momencie wrażenie, że widział to wszystko wcześniej. Przecież śnił o tym zeszłej nocy, tylko jedyną różnicą było to, że złoty jeleń poprowadził go do tej rzeki i że ten strumień widział w lesie. Ale reszta zdawała się być identyczna.
Yin dowiedział się w międzyczasie, jak może wytropić pszczoły, ale będzie to wymagało cierpliwości i szczęścia, by nie natknąć się na Szczury, a zwłaszcza na Aschaara, tego wilczura, który uczestniczył w rabunku i pomógł uśmiercić Salaama. Przypomniał mu się też durny Kostek sprzed kilku dni, który jak okazało się po dłuższym researchu... prawdopodobnie nie należał do bandy tych hultajów. Najpewniej Kostek zwiał przed tym Aschaarem, przegrywając przy okazji starcie. Yin zaciekle szukał kolejnych informacji, aż poczuł się zmęczony i senny. Była to wówczas ponad godzina przed świtaniem, a Lola dalej spała kamiennym snem.
Yin przysnął w pewnym momencie. Tym razem nie znalazł się w lesie i nie napotkał Jelenia.
Był w jakimś wąskim, ciemnym korytarzu, powietrze było wilgotne, a w nozdrza latarnika uderzył zapach krwi i nieczystości. Yin przywołał latarnię i oświecił sobie najbliższą przestrzeń.
Parę kroków przed nim leżały dwa świeżo zmasakrowane, ludzkie ciała, całe pokrwawione i pocięte. Nie wiedząc czemu w pierwszym rozpoznał Salaama, zaś drugie, odziane w różową koszulkę i ciemną spódniczkę, drobniejsze i miejscami popalone skojarzyło mu się z Lolą. Dziwne to było zważywszy na to, że oba trupy zostały pozbawione głów, a dalej Yin natknął się na wyłupane oczy i odcięte uszy - te mniejszych rozmiarów, pewnie dziecięce.
Jego uszy przeszył wrzask dziewczynki, pełen przerażenia, wołający o pomoc Yina. Mężczyzna pobiedł w kierunku źródła hałasu, na które natknął się wcześniej niż się spodziewał.
Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, była głowa Loli - pozbawiona oczu i uszu, oderwana od karku, a mimo to wołała rozpaczliwie o pomoc Yina, momentami jęcząc z bólu. Za włosy trzymała ją jakaś czarna, szponiasta ręka, utkana z czystego mroku, nieprzyjemnie kojarząca mu się ze zmutowanym Yoto. Światło latarni złapało jeszcze jedną postać, do której ta ręka należała.
Postać była prawie tak niska jak Lola, miała ciemne włosy w totalnym nieładzie, ale na tym i na jasnej karnacji podobieństwa między nią a jego przyjaciółką się kończyły. Postać miała na twarzy pod oczami dwa czarne, podłużne tatuaże w kształcie poziomych pasków, na prawym policzku miała długą ciętą ranę, z której ściekała posoka. Poza tym złote oczy były wybałuszone w jakimś nieprzyjemnym zdumieniu, jakby Yin znalazł się w bardzo nieodpowiednim miejscu i czasie, przynajmniej dla tej drugiej persony. Ta jednak zamiast uciekać czy robić cokolwiek, żeby pozbyć się od razu Yina, wpatrywała się w Yina, którego ogarniała rozpacz i wściekłość na widok śmierci Loli. Przymierzył się do ataku włócznią na tego śmiecia, który śmiał tak potraktować dziewczynkę.
W momencie ataku mina intruza zmieniła się ze skrajnie zdziwionej w pełną ekscytacji, gdy Yin zaszarżował wściekle na mordercę. Zamiast jednak trafić w niego, grot włóczni przeszył na wylot głowę Loli, która w momencie pchnięcia zapiszczała straszliwie i zaczęła płakać. Potwora to jednak wyraźnie rozbawiło.
- Patrz, co żeś narobił, przez ciebie to dziecko płacze - zwyrodnialec odezwał się ciężkim, niskim głosem. - Chcesz mu jeszcze zadać więcej bólu? - uśmiechnął się obłąkańczo, tuląc do piersi krzyczącą wniebogłosy i płaczącą, ociekającą krwią główkę Loli. Jej wrzask oraz szaleńczy śmiech wariata zdzierał uszy latarnikowi, a przez niego powoli przedzierał się inny głos.

- Yin, wstawaj, przecież musisz iść do pracy! - to Lola szturchała mocno latarnika, który przysnął na łóżku i nawet się nie przebrał do spania.
Pomimo niedostatecznego przebudzenia się Yin mógł dostrzec, że Lola jest cała i zdrowa, była przebrana z pidżamy w swój codzienny ubiór.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 21-04-2017, 19:49   #45
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Podróż do wnętrza ziemi

Wszystko wydawało się podobnie zjebanie na tym Piętrze jak na poprzednim, tyle że w inną stronę: pogoda była chujowa i to w dodatku ze zbyt dużą ilością śniegu na zewnątrz, i z mrozem i jak pod psem. Ta myśl przyświecała Zafarze i Strife’owi (tylko o tym jeszcze nie wiedzieli). Białofutrzasty machnięciem ręki otworzył portal w galerii, przy czym nie obeszło się bez gapienia się wielu stworzeń znajdujących się w pobliżu na pojawienie się portalu.
- ...ty, patrz, ktoś sobie kupił podręczny portal?
- a może to ranker?
- ...ty, no może… - urywki rozmowy dotarły do uszu Zafary, a Strife myślami był w wyimaginowanym, magicznym, tajnym burdelu, który być może znajdował się w podziemnym labiryncie.
Dwójka regularnych znalazła się w podziemiach.
- ...ty, a może to są ci… od Setzera, ci jego kumple?
- po co ten chuj by ich tutaj przysyłał? To Piętro to chuj, dupa i kamieni kupa.
- no wiesz…~

Gwar rozmów urwał się gwałtownie, kiedy przejście pomiędzy galerią handlową a tajemniczym podziemnym kompleksem, zostało zamknięte. Od razu zrobiło się też znacznie ciemniej. Jedynym źródłem światła pozostała diodka w telefonie Zafary, na szczęście dla Strife'a nie na długo. Władca portali szybko otworzył kolejną bramę, tym razem bez pary, by zagwarantować im, używając terminologi z gier komputerowych: bezpieczny checkpoint do którego mogliby wrócić gdyby coś poszło nie tak. Owal rozsiewał wkoło delikatną niebieską poświatę. Chwilę potem jakieś trzydzieści centymetrów nad głową gunslingera pojawił się miniaturowy okrągły portalik emanujący słabym pomarańczowym blaskiem, również bez pary. Możliwe że oprócz odmiennego wyglądu długouchy zyskał także szczątkowe poczucie humoru.
- Zafu jesio sie musisz wiele nauczyć. - Beknął donośnie i wyrzucił drugą już opróżnioną puszkę piwa. - Lumen! - rzekł a nad ich głowami pojawiła się kula światła wielkości piłki koszykowej. - Czego tu szukamy? - Dopytał i otworzył trzecią puszkę.
Były dżin wyłączył niepotrzebną już latarkę i schował telefon do ATS'u.
-Wiem.- przyznał rację kompanowi.
-Najpierw szczurów. Poprowadzą nas. Tylko nie rób im krzywdy.- przedstawił pierwszy punkt planu i skupił się na odnalezieniu shinsoo wszystkich żywych istot w okolicy.
- Heh szczury… żółwie ninja też? - Rzekł prześmiewczo pociągąjąc parę dużych łyków z puszki, z każdym ściskając ją coraz bardziej.

Dwójka regularnych ruszyła się z miejsca, nie spotykając ku ewentualnemu rozczarowaniu Strife’a żadnych żółwi ninja ani wielkiego gadającego szczura w kimonie. Za to na każdym kroku towarzyszył im zaduch, ciasnota i ciemności, rozpraszane przez kulę światła stworzoną przez Strife’a. Ta lepiej rozpraszała ciemności niż kula ognia R., ale nie rozwiązywała problemu wilgoci. Zresztą Zafara nie wyczuwał w promieniu paruset kroków ani krztyny życia, tylko kurz, kurz i jeszcze raz kurz. Shinso było bardziej zagęszczone niż na powierzchni, ale żadnej anomalii poza tym nie wyczuwał, przynajmniej w pobliżu. Mistrza szczurów też nie wyczuwał, pewnie poszedł gdzieś w pizdu. Bardziej jednak przydałyby się jego tresowane czy może raczej uczone szczury, których to też nie wyczuł, by były blisko.
Idąc dalej, Zafara dostrzegł pety po papierosach - jeszcze pachniały wypalonym niskiej klasy tytoniem. Jak dotychczas był to najświeższy ślad, jeszcze z wczorajszego dnia. Możliwe, że R. zostawiła te ślady, ale shinsoista nie dostrzegał w tym żadnego tajnego przekazu ani nie doznał przy tym cudownego olśnienia - najpewniej R. po prostu była palaczką i tyle. Zafara wyliczył, że ilość petów stanowiła jedną wypaloną paczkę. Strife’owi zaś wydawało się, że coś w oddali błysnęło, jakby od latarki. Kto to był?

- E! Stój kurwa bo zabije!. - Ryknął, ale nie wyglądał jakby miał cokolwiek zrobić. Odwrócił się jedynie do Zafary i wyszeptał przysłaniając puszką usta.
- Mind games…- dopił przedostatnie piwo i rzucił puszkę sobie pod nogi.
-Nie wyczuwam żadnych żywych istot w pobliżu.-powiedział Zafara wcale nie przestraszony nagłym wybuchem kolegi. Doskonale wiedział co anioł ma na myśli, w końcu sam słyszał śmiech Legion, który nie mógł być niczym innym jak tylko omamem.
-Wczoraj Jednooki zostawił mnie z regularną, przedstawiającą się jako R.-długouchy wskazał na porozrzucane pety. -Chowa się tu przed rankerami, tutejsze szczury uważają, że "ziemia się na nią gniewa" i stąd trzęsienie oraz świecący śnieg na górze. Szuka tych samych drzwi co my.-wyjaśnił, a potem uznał, że skoro w pobliżu nikogo nie ma czas przenieść się gdzie indziej. Otworzył portal do korytarza, w którym pokonał i pogrzebał trójgłowego mutanta.
-[i]To najdalszy korytarz do którego dotarłem.
- Hoooooooo...no dobra, daj mnie chwile. - Strife, nadziurkował ostatnią puszkę i szybko przytknął ją sobie do ust, po czym otworzył zawleczke. Ciśnienie wypluło całe piwo wprost do jego gardła. Sztuczka której się nauczył od meneli w swoim świecie.
- No dobra, *hyp* Można iść, i tak chciałem przetestować tą nowiutką protezę. -Strife przywołał ATS z którego wyciągnął nową prawicę. Bez dłuższego zwlekania “wpiął” ja do kikuta, co spowodowało mała dawkę bólu gdy nerwy się połączyły. Następnie serafiny już spoczywały w jego rękach i był gotów coś zastrzelić.
Zafara zdążył się wcześniej przekonać jak bardzo tunel może być niebezpieczny toteż puścił uzbrojonego anioła przodem.

Błysk, który dostrzegł Strife, poza błyszczeniem, nie zrobił nic, zresztą ten szybko zniknął z pola widzenia. Zafara zaś wyszukiwał szczurów, ale nie wyczuł ich w pobliżu. Po drodze przypominał sobie drogi, które przebył w tym labiryncie. Po drodze napotkał kolejne wypalone pety.
Ostatecznie okazało się, że pomoc szczurów nie była potrzebna, gdyż jakimś trafem Zafara i Strife dotarli do magicznych drzwi, do których shinsoista chciał się dostać.
- Sezamie otwórz się! - Rzucił prześmiewczo wyniosłym głosem anioł. Widząc że to nie dało efektu westchnął do długouchego.
- Próbowałem wszystkiego. -
Zafara spodziewał się, że osiągnięcie celu nastręczy im nieco więcej trudności, tymczasem nie potrzebowali przewodnika, nie trafili na żadne agresywne kreatury, golemy czy anomalie shinsoo, nawet się nie zgubili, ot zwykły pozbawiony atrakcji spacer i oto stali przed kamiennymi wrotami. Teraz trzeba było dowiedzieć się jaką skrywały tajemnicę. Były dżin zaczął od obejrzenia znaleziska. Szukał inskrypcji, płaskorzeźb, klamek, czy też dźwigni, wszystkiego co mogłoby pomóc mu odkryć, co jest po drugiej stronie drzwi i jak je otworzyć. Cyknął też kilka fotek.
-Spróbój rękami.- poradził gunslingerowi.
- Dobre, tego nie próbowałem - gunslinger podrapał się nową protezą po czerepie. - Ale jak ten nie pójdzie, to jebnę z kopa.
Splunął w obie łapy, bo czym wymierzył dwa piękne ciosy w ścianę.
- I jebut~! - a po chwili do tego dołączył kop Chucka Norrisa… w momencie, gdy “Sezam” “postanowił” strollować Strife’a, gdyż przejście się otworzyło, a noga Strife’a przeszyła powietrze.
- Hahaaa! Zafu! Jedziemy, kurwa - po czym zamaszyście ruszył na dół, ale przy okazji rozległo się łupnięcie. - Au, się jebłem. - po chwili dodał. - Nierówno tutaj - stwierdził, po czym Strife stworzył kulę światła i pełen zapału popruł na dół… po schodach - starych, kamiennych i dość mocno zakurzonych. Tutaj Zafara żyjątek nie uświadczył, ale tunel dokądś prowadził… i shinsoista wyczuł zapach energii. Dotychczas zupełnie mu nieznanej. Nie umiał tego opisać, ale nie czuł tak silnego natężenia shinso, nawet od niektórych rankerów. Ale Strife zdawał się nie mieć tego problemu, ten jak gdyby nigdy nic szedł na dół jak na jakiś spacer. Czy to przez znak, jaki miał na plecach? Duch pustyni nie przejawiał aż takiego entuzjazmu, co było dla niego całkowicie normalne, poza tym shinsoo na pradawnej klatce schodowej było tak gęste że miał problemy z poruszaniem, jakby brnął w kisielu.

-Zwolnij trochę.- poprosił anioła, nie chciał zostać z tyłu i stracić go z oczu. Ślady shinsoo wskazywały, że R udało się dotrzeć aż pod same drzwi, a także, że tam właśnie została zatrzymana. Wkraczali na nieznany grunt po którym od wieków nikt nie stąpał.
- Zafu? - spytał się Strife… jakby nie widział Zafary. Rozglądał się dookoła, nawet zerknął do tyłu… ale Strife nie widział go! Tak się zachowywał. Do momentu jak nie wpadł na Zafarę. - O kurwa, sorry, Zafu. - w ostatniej chwili anioł chwycił shinsoistę za rękę, w tym samym momencie były dżin wyczuł, że powietrze stało się mniej gęste, ale tylko wtedy, gdy łowca go przytrzymał; gdy puścił - Zafara znów stał się “niewidzialny”, a opór wzrósł. - Hehe, ale to śmiszne. Jesteś - chwycił. - ni ma cię - puścił. - Jesteś. Ni ma cię.
-Jestem.- powiedział długouchy zaciskając palce na przedramieniu kolegi, nie zamierzał puszczać.
-Ten tatuaż to przepustka.
- Te, faktycznie. A chciałem zawody zrobić w biegach.
I przeszli tak, że Zafara trzymał Strife’a za ramię.
- Te, Zafu, wiedziałem, że przeszłeś na gejnię. Ale żeby nie było, nie interesują mnie chłopcy. - zarechotał anioł. Przyzwyczajony do podobnych odzywek duch nie zareagował skupiając się bardziej na otoczeniu i na tym dokąd prowadziły ich tajemnicze schody.
-Nie zostawiaj mnie dobrze?- poprosił, jeśli tatuaż był biletem wstępu to nie powinno go tu w ogóle być. Nie chciał sprawdzać czy to miejsce ma jakieś inne zabezpieczenia przeciw nieproszonym gościom niż działające wybiórczo drzwi.
- Bu! - Strife udawał, że zamierza odłączyć Zafa. - Tylko nie rób dziwnych ruchów. - rzucił półgębkiem.
- Trochę chujowe te rury, jakby dali trochę wody, to mógłby być z tego niezły akwapark - stwierdził, oglądając ściany. Strife był trochę zręczniejszy od Zafary, w momencie, jak mieli się poślizgnąć, gunslinger zgrabnie przeskoczył na pobliską skałę.
- Ej, Zafu, pozjeżdżamy? - Strife wpadł na głupi pomysł zjechania na dół na sporym kamieniu.
-Nie.- Zafara był stanowczo przeciwny podobnym wygłupom, nie tu i nie teraz.
- Ej, weź nie pierdol. Zjeżdżamy.
Długouchy wiedział, że kłótnia z gunslingerem nie ma sensu dlatego korzystając ze swoich zdolności przemienił kamień, który miał robić za ślizgacz w kupę gruboziarnistego piachu.
- Ej, kurwa, Zafu, psujesz zabawę! - zamarudził Strife. - Teraz to mogę się co najwyżej odlać z nudów. Odwróć głowę - jedną ręką zasłaniając oczy Zafarze jak wścibskiemu dzieciakowi, a protezą gmerał przy zamku, po chwili faktycznie oddał mocz na kupę piasku. - To tak na wszelki wypadek - dodał wesoło, zapinając spodnie.
Po tym zeszli dalej na dół, a mokry niezbyt przyjemnie pachnący piasek poszedł z nimi.
- Weź Zaf, odstaw tamto gówno - burknął Strife. Chyba był zły za to, że Zafara popsuł mu fajną deskę.
-Weź nie sikaj do mojego piasku.- władca piasku chyba poczuł się urażony całkowitym brakiem szacunku do jego ukochanych drobinek.
- Zafu, bo cię w nim zostawię - Strife pogroził Zafarze palcem. - I zostaniesz tu sam. Chcesz tego?
-Chcę ci pomóc pozbyć się tego tatuażu.- odpowiedział długouchy, a to co przypominało teraz bardziej zawartość kociej kuwety niż narzędzie godne mieszkańca pustyni przestało się poruszać i zaległo na stopniach za nimi.
- Zafu - mruknął Strife, nieco oburzony. - Spierdoliłeś mi zabawę, powinienem ci dać za to kopa w dupę. Ale jak się upierasz, to zostawię to na potem - po czym zszedł na dół, wraz z Zafarą. - Ale nie zapomnę.
A Zafara, wlokąc się za gunslingerem był pewien (jak go mniej więcej znał), że Strife i tak wcześniej czy później zapomni, a jeśli nie to skończy sam na zadupiu.
 
Agape jest offline  
Stary 24-04-2017, 08:32   #46
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Ale popieprzony sen… Dobrze, że Lola była cała i zdrowa. Yin westchnął, kiedy zrozumiał jak wielka ciąży na nim odpowiedzialność.
- Cześć, mała. Mam nadzieję, że dobrze spałaś?
Latarnik miał zamiar zabrać się do pracy, popracować nad projektem (może zdąży dzisiaj go dokończyć?), a potem pogadać z Soni. Robot, czy nie, spodobała mu się - była inteligentna, miła i rzetelna. Dobra towarzyszka do włażenia po Wieży. No i mogła pomóc mu na tym piętrze, jeżeli zbierała informacje tak dobrze, a może nawet lepiej niż on. Byleby tylko Lola się ogarnęła, bo zaczynała go irytować. Nie tak, żeby ją zostawił, traktował ją jak swoją młodszą siostrę, ale… No wolał ją taką, jak była wcześniej. Nieco dziecinną shinsoistkę, która się do czegoś przydawała. A nie plątała się pod nogami i płakała. Co za trudy dla regularnego, który nie chciał być egoistycznym kutasem.
- Tak, dobrze. - odparła Lola, nieświadoma przygód Yina. - Za to ty nie wyglądasz na takiego, co spał zbyt dobrze.
- Pracowałem do późna. Chcę się wydostać z tego przeklętego piętra najszybciej jak się da. I jeszcze mi się śnił… Nie wiem nawet co. Ale faktycznie, nie wyspałem się. A teraz muszę się zbierać do pracy. Co będziesz robiła?
- Och, pochodzę tu i tam, z kąta do kąta - uśmiechnęła się Lola, po chwili zakręciła piruecik. - Ale chyba poszukam sobie pracy w Górce albo w bibliotece. - oznajmiła.
- Mogę cię odprowadzić do pracy?
- Jasne, że możesz. Będzie mi bardzo miło. Praca w Górce byłaby dobra, mam nadzieję, że właściciel się zgodzi - odpowiedział z uśmiechem i zebrał się do pracy.
- Um… muszę się go spytać, tylko jak on wyglądał… chyba jak człek z głową jastrzębia, em, no nie? - myślała Lola na głos. - Częściej widuję pana Płomyka, ale on jest em, raczej tylko pracownikiem, może będzie coś wiedział? - po chwili dziewczynka skończyła gdybać. - Em, dobrze, nie będę ci zawracać głowy. Chodźmy na dół, zjemy razem śniadanie. Bo Yin nie będzie przecież szedł z pustym żołądkiem do pracy, nie?

=***=

Yin doszedł na miejsce cały i (w miarę) zdrowy. Budynek, w którym pracował, wyglądał na świeżo odrestaurowany, lecz gdy dotarł na swoje piętro, zobaczył małe zamieszanie.
Widział spore pudła, które wyglądały Yinowi bardziej na bomby niż na poczciwe kontenery
ale mimo to, większość pracowników koło nich przechodziła normalnie.
- Dokumentacja uratowana - Yin dosłyszał nieco piszcząco-skrzekliwy dźwięk dochodzący z okolicy pudeł. - Ale wygląda na to, że ktoś chciał się do niej przedrzeć podczas wczorajszego pożaru. Niuch, niuch - latarnik dostrzegł… gadającą mysz potrafiącą chodzić na dwóch łapkach.
- Tak, zdecydowanie czuję zapach włamywacza. To jeden z tutejszych pracowników - uczona mysz wyjęła ze swego maleńkiego ATSa notesik, a zza ucha mały ołóweczek, którym szybko gryzmoliła. - Gryzeldo, zanieś ten raport do Gordona. - badacz przywołał jedną z mysich koleżanek, która odebrała kartkę i pobiegła z nią do pokoju kierownika.
Wchodząc do pokoju, Yin zobaczył, że część pomieszczenia jest odgrodzona, ale to z powodu zniszczeń. Ku swemu niezadowoleniu, dostrzegł Laylę, która jednak nie powitała Yina; odwrócona do niego plecami segregowana odratowane dokumenty. Do pokoju wszedł Seweryn, który w oficjalny sposób powitał Yina.
- Wszystko gra? - Seweryn zagadnął do Yina, choć z jego tonu nie wynikało, by jakoś nadmiernie przejmował się stanem mężczyzny. - Layla, zrób mi kawę.
- Sam sobie zrób tę cholerną kawę - odburknęła wróżka, zbierając papiery z miejsca. Na Yina nawet nie zwróciła uwagi. - Nic teraz nie robisz - zauważyła, zresztą słusznie, bo Seweryn nie miał niczego w rękach, a ona sama tym razem wzięła się do roboty.
Ku lekkiemu utrapieniu Yina - Soni nigdzie nie było.
- Przeżyłem - odpowiedział Yin z takim samym brakiem zaangażowania. - Co mamy dziś do roboty? Nie chciałbym marnować czasu, a wypadałoby skończyć projekt.
- Właśnie ogarniam szkic modułów, nad którym przed-przedwczoraj, przedwczoraj i wczoraj ślęczałam - burknęła wróżka z pretensją. - I zaczniemy to dziś budować - rzuciła do Yina, z niezbyt zadowoloną minką, tak jakby Yin oświadczył na głos, że wróżka jest cichodajką.
- A skończony chociaż~
- Nie, ale się podobno mamy pospieszyć, tak? - wróżka gromiła Seweryna spojrzeniem, którym jegomość niespecjalnie się przejął.
- Tak, jesteśmy zapóźnieni, ale jak się zbierzemy, to mamy szansę nadrobić wszystko do jutra.
- Jutro miałam sobie brać wolne!
- Miałaś już wcześniej sporo wolnego. Wystarczy ci tego - odparł Seweryn… z jakby udawanym przekąsem, a może jednak z oznakami posiadania jakichkolwiek emocji. - No chyba że mam się zrobić naprawdę niemiły. Wyobraź sobie, że potrafię coś takiego zrobić. Zresztą… i tak już o tym wiesz. Yin, jakbyś mógł Laylę zająć faktyczną robotą, żeby nie gdakała, to byłbym ci dozgonnie wdzięczny - tę kwestię wygłosił tym razem Yinowi, ignorując zeźlone spojrzenie wróżki i to, że w końcu ogarnęła swoje papiery.
- Bierz się do pracy, Layla. Nie wiem co ci się stało, ale mam to gdzieś. Jak nie możesz pracować, to się zwolnij i już.
Yeon-in mógł sobie zrobić wroga, ale nie dbał o to. Szczerze nie cierpiał tej skrzydlatej. Zgodnie z wolą Seweryna wziął się do pracy, chcąc jak najszybciej skończyć projekt.
Layla prychnęła ze złością, ale Seweryn skinął głową z aprobatą do Yina. Może we wróżce nie będzie miał sojusznika. Ale wyglądało na to, że za Sewerynie - a i owszem.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 04-05-2017, 00:43   #47
 
Suchoklates's Avatar
 
Reputacja: 1 Suchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skał
Niewiele zmieniło się w życiu Yoshidy od kiedy zadomowił się w kasynie. Młodzieniec wciąż pomagał ochronie w pozbywaniu się co gorszych natrętów, dalej żył sobie luksusowo na koszt właściciela, a w wolnym czasie błąkał się po ulicach sektora w poszukiwaniu silnych przeciwników. Problem w tym, że coraz trudniej było ich znaleźć. Połowa typów, którzy mu się teraz trafiali uciekali na sam jego widok, a druga połowa była tak słaba, że może lepiej byłoby gdyby też wiedzieli kiedy się zwinąć i nie robić mu złudnej nadziei.
Zbliżając się do kasyna dopił energetyka i zgniatając puszkę rzucił ją za siebie w stronę pobliskiego kosza. Ta odbiła się od jego krawędzi po czym z cichym pluskiem wpadła do kałuży na ulicy, jednak Yo nawet nie obejrzał się ani nie czekał, aby sprawdzić czy trafi. Wszedł do środka i skierował się do windy, która po zeskanowaniu specjalnej karty zabierała go prosto do jego pokoju. Prowadził wolne od trosk życie, o którym marzyła nie jedna istota - szczególnie w obecnych czasach, a jednak nie mógł odpędzić od siebie uczucia pustki.
- Muzyka - rzucił wychodząc z windy wprost do swojego apartamentu. Pomieszczenie natychmiast wypełniło się ostrym brzmieniem gitary, które w obecnym momencie spowodowało, iż tylko natychmiast pożałował swojej decyzji i krzywiąc się z niezadowolenia naprędce wydał drugie polecenie głosowe - Wyłącz! - zapadła cisza, po której pierwsze skrzypce przejął rytmicznie uderzający w okna deszcz. Yoshida opadł na kanapę i wbił wzrok w widok za szybą. Znużony wszechogarniającą nudą pogrążył się we własnych myślach dopóki dźwięk przychodzącego połączenia nie ściągnął go na ziemię.
-Lepiej żeby to było coś dobrego - Oznajmił do słuchawki, odbierając telefon.
Dzwonił do niego… M4tt. Kojarzył gościa i nic dziwnego, była to znajoma morda i częsty bywalec w kasynie, w którym pracował Yo. Tak się fortunnie składało, że bywał w godzinach wieczornych i zdarzało mi się za sensowną cenę naprawić sprzęt Yoshidzie, kiedy szef nie miał czasu czy głowy, żeby szukać fachowców do naprawy sprzętów ochroniarzowi. Czasem też pogadali o innych rzeczach, np. M4tt był całkiem dobrze poinformowany, co gdzie można kupić, komu warto sprzedać wpierdol, żeby uzyskać korzyści majątkowe bądź strategiczne. Należał do tego grona honorowych klientów, co przepuszczali sporo hajsu w ich lokalu, niekoniecznie wygrywając jakieś fortuny. Koleś nie szczycił się wzrostem i zapewne powodzeniem u pań - był niższy od Yoshidy, grubszy na tyle, że jego waga niebezpiecznie zbliżała się do otyłości oraz nosił okulary z grubymi szkłami. Jeszcze brakowało tylko młodzieńczego trądziku oraz tłustych włosów. Te akurat utrzymywał we względnym porządku, ale jak każdy szanujący się facet nie używał grzebienia - chyba że dołączony by był do sześciopaka. Więc miewał włosy zawiązane byle jak w koński ogon, zdarzało mu się nosić rozciągnięte koszule w kratę i workowate, łatane spodnie oraz skórzane buty, bo nie miał czasu przywiązywać się do tak pierdołowatych rzeczy jak schludne ubranie, kiedy były ciekawsze rzeczy jak sprzęt czy co by tutaj shakować. Uwielbiał też do pewnego czasu pierdolić technicznym slangiem, szczęśliwie Yoshida oduczył go tego robić - przynajmniej w jego towarzystwie, więc koleś stał się mniej uciążliwym znajomym dzięki temu.
Niemniej nie miewał w zwyczaju często dzwonić. Robił to tylko raz i to wtedy, jak było jakieś “emerdżęsy”. Yoshida nie wiedział dokładnie, skąd to słowo się wzięło, ale domyślał się, że oznacza jakąś grubą akcję, przynajmniej tak wynikało z gadania M4tt’a. Ciekawe, co to mogło tym razem być. W tym smutnym jak pizda mieście “emerdżęsy” było na wagę złota… lub nawet więcej (M4tt mówił wówczas o jakimś “suspędzie”, cokolwiek to było).
Yo odebrał połączenie, przez szum przebijał się M4tt, lekko dyszący.
- No… siemasz Yo. - mała przerwa na złapanie oddechu. - Słuchaj, będę u was... w lokalu za jakieś piętnaście minut - wyglądało na to, że M4tt tam, skąd dzwonił, biegł. Przy jego wadze nie mógł raczej obejść się bez małych problemów. - I będę miał sprawę… do ciebie. Słuchaj no, bo muszę gdzieś zniknąć… przynajmniej do rana - dyszał do telefonu. Chwila przerwy nastała w przekazie, zanim Yo zdołał się odezwać, M4tt nadawał dalej, gdy złapał oddech. Mówił dość szybko. - Nie będę kręcić, jest chujnia. Wpadłem w kłopoty, pewien koleś chce mnie zajebać, wiszę mu sporo hajsu, a ja nie znam nikogo innego poza tobą, co mógłby mu się postawić. A ja potrzebuję trochę więcej czasu, żeby dorobić kesza. To jak, pomożesz koledze?
Szarowłosy milczał przez chwilę, upewniając się, że z drugiej strony nie padną już żadne inne słowa po czym rzucił tylko krótkim, beztroskim - Jasne. - Po prawdzie, to nie usłyszał nawet połowy rzeczy pośpiesznie wybełkotanych przez M4atta, bo ciężko było mu skupić uwagę na rozmowach gdy nie widział swojego rozmówcy - właśnie dlatego szef prowadził z nim telekonferencję. Zrozumiał jednak, iż ten ma jakiś problem, a większość problemów z jakimi do niego przychodzono łączyła się z obiciem komuś mordy, więc dodając dwa plus dwa wychodziło mu cztery czyli będzie mógł się nieco rozerwać. Przy okazji uświadomił sobie, że od jakiegoś momentu wpatruje się w paznokcie u prawej dłoni. Trzeba będzie je obciąć ~ pomyślał, rozłączając się bez uprzedzenia i wstając, aby się szybko ogarnąć. Jakieś 10 minut później ruszył do wyjścia z zamiarem odebrania M4atta z dołu, gdy tylko przybędzie do kasyna.
Zatrzymał się przechodząc koło lustra i spojrzał na swoje odbicie. Ubrany w czarne dresowe spodnie, tego samego koloru zapinaną bluzę z kapturem i białe sportowe buty nie powinien wyróżniać się jakoś szczególnie z tłumu. Będąc stosunkowo niski, szczupły, o bladej cerze nie sprawiał również groźnego wrażenia. Nie na pierwszy rzut oka. Przejechał palcami po bliźnie zdobiącej lewe, krwistoczerwone oko i uśmiechnął się lekko pod nosem. - Ciekawe co byś powiedziała widząc mnie teraz - mruknął sam do siebie, po czym wszedł do windy i zjechał na dół.
Yoshida czekał sobie w miarę spokojnie, jak na okoliczności. W tym momencie padał deszczyk, lecz chłopakowi to nie przeszkadzało. Minęło pięć minut, a znajomka dalej ni widu ni słychu. Odczekał więc kolejne pięć minut, lecz dalej nie było go widać. Yoshida już ruszał w kierunku kasyna, kiedy usłyszał bieg połączony z dyszeniem. M4tt nie należał do atletów. Przystojniaków też nie, ale to akurat Yoshidę chuj obchodził.


M4tt nie szczycił się też wzrostem ani figurą. Miał znaczną nadwagę, był nieco niższy nawet od Yoshidy, ale za to około dwa razy szerszy w pasie. Jego okrągła głowa niemal pozbawiona szyi była czerwona jak burak, a chłop dyszał, jakby przebiegł ultramaraton i miał za niebawem paść na ziemię. Był też cały mokry, nie tylko od deszczu, ale i potu, a czarne kręcone włosy były przylizane, ale w wyniku wysiłku. Czerwona koszula i dżinsy były całe mokre i kleiły mu się do ciała.
- Zgubiłem… ich, ale… uf… nie na długo - wydyszał M4tt. - Ze mną wszystko jest git… Uf… tylko jestem gruby jak świnia - tłumaczył się nieco weselszym tonem, ale szybko z niego zszedł. Obejrzał się za siebie. - Ale dość gadania. Muszę się ukryć… Jest ich grupka. Po wszystkim~ - M4tt urwał, po czym gwałtownie obejrzał się za siebie. - Są niedaleko! Szybko, ukryj mnie!
-Masz - Rzekł Yo, podając niespiesznie grubemu swoją kartę - Wejdź do kasyna i użyj jej w windzie dla personelu, a zabierze Cię prosto do mojego pokoju. - wyjaśnił pozbawionym zmartwień tonem z lekkim uśmiechem na twarzy. -Rozgość się, a Ja niedługo przyjdę.
M4tt nie zamierzał się wykłócać, zresztą ani nie miał na to czasu ni pomyślunku, o co by się niby wykłócać. Natychmiast zabrał, wręcz wyszarpał “kuponik” z ręki Yoshidy i pospiesznie udał się do kasyna, znikając z widoku z ulicy.
Deszcz cały czas padał, wkrótce Yoshida usłyszał mimo deszczowego szumu tupot i chlupot.
- ...grubas wlazł do kasyna, widziałem go~ - urywki rozmowy dotarły do uszu Yoshidy, zanim chłopak rzucił dokładniej okiem w kierunku źródła syku.
 
Suchoklates jest offline  
Stary 19-05-2017, 12:28   #48
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
“Kop, Kuba, kop!
Potem jak zasadzisz drzewa, to bedzie więcej gałęzi do wieszania komuchów!”

- zasłyszane gdzieś po drodze z pracy do karczmy

Zafara x Strife

Po jakimś czasie korytarz się gwałtownie zwęził, jakby jakiś czas temu zawalił się w tym miejscu strop i ktoś później odsunął nieco kamieni, tworząc otwór o średnicy niecałego metra. Przez dziurę sączyło się słabe, niebieskawe światło. Strife pierwszy zerknął przez dziurę, później dał podglądnąć Zafarze, to co było dalej.


Ujrzeli ogromne podziemne miasto, które mieściło się w jeszcze bardziej kolosalnej grocie. Światło oświetlające to miasto pochodziło w dużej mierze z niebieskich fosforyzujących kamieni osadzonych na górze i na ścianach podtrzymujących “gwieździste” sklepienie.

Miasto wyglądało na zamieszkałe, niemniej żaden z dwójki regularnych nie był w stanie dojrzeć pojedynczego mieszkańca tego miasta. Mogli tam wejść, ale nie było gwarancji, czy po drugiej stronie będzie jakakolwiek platforma, na której mogliby stanąć. Nie widzieli nic więcej ponadto, co zobaczyli.
Zafara pamiętał, że jeśli puści Strife’a, to zostanie zablokowane przez dziwną wszechobecną barierę z shinso. Z drugiej strony obaj na pewno normalnie nie przecisnęliby się przez szczelinę.
Nimniej Zafarze nie stało nic na głowie, by pokombinować. Jego towarzysz nie widział powodu, by kombinować, bo był gotowy przywołać niebiańsko zabójczy oręż i rozszerzyć dziurę. Tylko Zafara miał przeczucie, że Strife narobi hałasu o ściągnie na nich uwagę… nie wiadomo czego.


Yin

Praca upłynęła średnio szybko, szczęśliwie Yin nie był skazany jedynie na towarzystwo Layli, bo później w pomieszczeniu była Soni, która w jakimś tam stopniu “łagodziła” spięcie . Z powodu niedawnego zamieszania część czasu spędzili na projekcie, a trochę na przenoszeniu sprzętów i papierów z jednego pomieszczenia do drugiego. Seweryn podzielił się wieścią z pozostałościami zespołu, że Gordon rozważa rekrutować do ich zespołu co najmniej dwójkę stworzeń, bo są opóźnieni z projektem, a muszą się streścić w dwa tygodnie. Soni wspomogła cybernetycznymi umiejętnościami Yina i Laylę, którym trochę ślamazarnie szło rozpoczęcie składania podręcznych teleboksów. Bardzo dużo wniosła do wcielenia projektu w rzeczywistość, ale czekało ich jeszcze więcej pracy. Gdy Yin skończył robotę, czuł się nieco zlasowany. Tak, że gdy zakupił sobie dwie latarenki, Soni przypomniała mu, że na takim poziomie, jakim ma latarnie, może obejść się bez specjalistycznego sprzętu, pod warunkiem, że ma inne sprawne latarnie na co najmniej tym samym poziomie, co uszkodzona. Mógł sobie pozwolić na narzędzia do naprawiania latarni. Popularne zestawy kosztowały tyle co jedna latarnia, lecz Soni pomogła skompletować Yinowi wihajstery tak, że wyszedł na tym taniej, co w jego przypadku było pomocne, bowiem na tym Piętrze łatwiej było wydać hajs niż go zarobić.

Yin spędzał miło czas z Soni, łażąc po ulicach miasteczka, w którym mieszkali. Zdążył się szybko przyzwyczaić do zimnej pogody. Słońce świeciło, ale Yin przypomniał sobie wnet, że ciała niebieskie w Wieży są sztuczne i przeważnie dają tylko światło i odwzorowują światy z zewnątrz - równie dobrze te wszystkie słońca i nie-słońca mogłyby nie istnieć. Bóg mieszkający na szczycie Wieży miał czasem dziwne pomysły na urozmaicenie swego złożonego tworu, jakim była Wieża.

Yinowi wydawało się, że gdzieś wśród stworzeń idących ulicą mignęła twarz Dana, ale ten przeszedł szybko dalej, nie zwracając uwagę na latarnika. Niedaleko zaś za Danem… czy jemu [Yinowi] się wydawało, czy dostrzegł Lolę? Co ona robiła, śledziła Dana?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 19-05-2017 o 12:30.
Ryo jest offline  
Stary 22-05-2017, 18:20   #49
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Yoshida

Jeżeli ktoś całe życie był gatunku ludzkiego, to skąd wie, że nie wolałby być świnią?
~Jakaś natrętna myśl, co pojawiła się znikąd w głowie Yoshidy

M4tt nie wykłócał się o nic, zależało mu bowiem na szybkim i w miarę cichym wejściu do kasyna, żeby się tam schować. Yoshida założył kaptur na łeb, zaryzykował przemoczenie przez deszcz, kucając na schodach. Przez szum deszczu wydawało się, że jest ich kilkunastu, ale było ich raptem kilku: jakaś smokoidalna duża sierota, ciemnoskóry grubas będący znacznie większy od M4tta no i jakiś wysoki chudy ćwok z kataną przy pasie. Czwarty zdawał się być utkany z ciemnej masy i znajdował się w cieniu grubasa, niemniej Yoshida nie zajmował sobie głowy tym czwartym. Ciemnoskóry grubas zamierzał go bowiem odepchnąć, żeby władować się na bezczela do kasyna. Jednak wbrew jego planom to nie wyszło, grubas się odbił od drobniejszego Yoshidę jak od grubego muru. Miecznik zbliżał się niebezpiecznie szybko do Yoshidy, a smokoid i osobnik z ciemnego gluta zamierzali wbić się do kasyna. Yoshida musiał szybko działać.


Mea

Minęło kilka dni, znacznie spokojniejszych niż dzień z burzą śnieżną, choć śniegu wcale jakoś nie chciało ubyć. Były też nudniejsze, ale bez towarzystwa gburów i innych knurów. Mea większość czasu spędzała je w pensjonacie, chociaż towarzystwa do rozmów tam zbytnio nie uświadczyła ani się nie zapoznawała. Były dwie osoby, z którymi nawiązała kontakt jakikolwiek: gospodyni i Thomas.
Gospodyni stara się być wesoła, jest pomocna i serdeczna ale widać gołym okiem, że jest blada, ma cienie pod oczami, więc notorycznie musiała nie dosypiać. Z tego co Mea się dowiaduje od niej, gospodyni zasłabła i prawdopodobnie uderzyła głową w podłogę (o czym dowiedziała się w szpitalu), ale Mea nie dostrzega opatrunku. Gospodyni zasłabła za dnia, jak niebieskowłosego (Thomasa) nie było w domu, więc pomoc wezwał android (taki biały, który pełni rolę sprzątacza i asystenta Thomasa).
Co do Thomasa, jest bardzo zajętym człowiekiem, poza graniem na skrzypcach nie odpoczywa i nie ma wolnego czasu. Mea mogła mieć styczność z chłopakiem parę razy i go zagadać. Nawet by chętnie z kim pogadał, ale nie miewa na zabawy czasu. Zdaje się, że to głównie on zajmuje się księgowością i administracją pensjonatu, za dnia większość czasu spędza w gabinecie, gospodyni zajmuje się kuchnią, ale ze względu na to, że zdrowie zaczęło jej poważniej szwankować, Thomas zaczął korzystać z pomocy androida i innego sprzętu, sama gospodyni spędza czas jak nie w kuchni, to wychodzi na zewnątrz, mimo pogody, nie oddala się zbytnio od pensjonatu.
Mea wie, że on i gospodyni mieszkają na parterze, widziała gdzie i jak oni mieszkają i jak mniej więcej wygląda stan ich mieszkania; zdarzyło się Mei rzucić okiem przy okazji załatwiania sprawy u Thomasa - zdaje się, że byli oni kiedyś ludźmi całkiem majętnymi, ale teraz coś z finansami się nie zgadza, bo przydałoby się wyremontować korytarzyk w ich części mieszkalnej czy kuchnia. Niektóre drzwi zdradzają ślady zużycia albo obicia, ale o dziwo w części wynajmowanej jest całkiem porządnie wszystko urządzone. Widziała, że jeden pokój w części wydzielonej dla Thomasa i gospodyni jest zataśmowany specjalną taśmą, która przepuszcza tylko konkretne osoby, przy tej blokadzie czuje się wyraźny opór i nie da rady prześlizgnąć do tego pokoju - Mea nie ma tam wstępu i wnioskuje szybko, że taśma przepuszcza do pomieszczenia tylko Thomasa i gospodynię. Widziała ślady farby w pobliżu tej taśmy, co przychodzi jej na myśl, że w tym pokoju jest przeprowadzany gruntowny remont. Thomas stwierdził, że coś tam wybuchnęło i osmaliło ściany.

Chłopak jak nie bywa w domu i nie zajmuje się zarządzaniem posiadłości czy graniem na skrzypcach, to wyjeżdza gdzieś. Mea nie zna się na pojazdach, ale auto Thomasa wygląda na zadbaną i porządną furę. Chłopak wraca zgrzany za każdym razem, wygląda na to, że trenuje pewnie sport albo taniec. Zdarza się to dość często, prawie codziennie, acz jeden dzień przesiedział w domu, bo Mea nie widziała, żeby gdzieś jechał.
Mea zamierzała wydostać się z tego Piętra. Pewnie wpływ na to miał ifryt z Jastrzębiej Górki, który traktował Meę niezbyt przyjacielsko po dramie związanej z burzą śnieżną. Najpewniej trafiła tam na swoistą czarną listę, niemile widzianych klientów. Niemniej wampirzycę to guzik obchodziło. Nie zamierzała tam w ogóle się udawać - nigdy. Na pewno nie będzie ich wspomagać finansowo, niech na drzewo spadają. Ale to był tylko “zapalnik”, bowiem Piętro Mei nie spodobało się dość szybko - ledwo przybyła tutaj i już natrafiła na problem.
Mea chciała uzyskać informacje o teście, a gdy je uzyskała, zamierzała poszukać sojuszników do wyprawy do lasu Pana. Z tym że Thomas choćby nawet chętnie pomógł, ale nie miał na to zbyt wiele czasu, a sprzętu niestety nie miał w zwyczaju pożyczać, to poradził Mei pójść do kafejki znajdującej się w pobliskim miasteczku. Dał Mei namiary i dziewczyna mogła już działać w kierunku planowania wyprawy na Test.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 04-06-2017, 14:44   #50
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Stać! Nie strzelać!

Widok był doprawdy niesamowity, Zafara zdecydowanie nie spodziewał się, że na końcu starożytnych rozpadających się schodów znajdą całe miasto, w dodatku sprawiające wrażenie zamieszkałego. Jedyne co stało im na drodze, by zacząć zwiedzać ten cud architektury i ewentualnie poznać jego mieszkańców, to niewielkie przewężenie. W normalnych warunkach duch pustyni po prostu zdematerializowałby się i przeszedłby przez skałę. Tym razem sprawa była nieco bardziej skomplikowana, przez ekstremalne stężenie shinsoo nie byłby w stanie przeniknąć na drugą stronę, zresztą musiał cały czas trzymać Strife’a za rękę. Wątpił też by udało mu się chwilowo powiększyć otwór przy pomocy dematerializacji, ale to nie był problem, miał w zanadrzu jeszcze inną sztuczkę.
Zanim anioł stracił zainteresowanie podziwianiem widoków i zabrał się za rozwalanie otoczenia, długouchy postawił przed nimi portal, a potem jakieś półtora metra dalej otworzył kolejny tym razem znacznie mniejszy.
-Chodź. Pokażę ci coś.- powiedział do kolegi i pociągnął go przez pierwszy owal.

Zadziwiony Strife rozglądał się, jak przestrzeń wokół nich rośnie (a raczej to oni maleli). Nie czaił, co jest grane.
- E, Zafu, co jest? Czemu to wszystko rośnie?
Mimo wszystko Strife przywołał niebiański oręż, prawdopodobnie myślał, że to sprawka mhrocznego dziada, którego Zafara miał się pozbyć. Pomruczał sobie pod nosem słowa pewnej słynnej i jednocześnie ulubionej piosnki, żeby sprowokować Legion do ujawnienia się, ale do niczego takiego nie doszło.
Tym razem to futrzasty zdziwił się zachowaniem Strife’a, pomimo drobnych problemów dotarli do końca dziury. I tutaj Zafara miał dobre przeczucie, że po drugiej stronie nie było żadnej platformy, zamiast niej - pod nimi zionęła bezdenna przepaść, do której wpadały strumienie płynnego światła… shinso! Natrafili na rzeki pełne płynnego shinso! Ileż oni, regularni, mogliby porobić zapasów energii na następne piętra! Gorzej, że nie mieli w ogóle do czego ich przelać, nie mieli ich jak przechować, a wedle wiedzy i przeczucia Zafary gdyby przechodzili pod tymi strumieniami shinso, to by ich żywcem wręcz zjarało albo eksplodowali niczym po wybuchu potężnej bomby będąc jednocześnie w jej bezpośrednim sąsiedztwie. Chyba że Strife’a nie wypierdzieliłby puszki po piwie, to już prędzej mieliby jak przechować, gorzej z przekierowaniem tego strumienia mocy do tego małego prowizorycznego kontenera, zwłaszcza przy ich poziomie mocy, który… cóż, nie odbiegał znacząco od typowego regularnego klasy E.
Zafara wyczarował energetyczną płytę, gorzej, że wyglądała na taką, co ulegała wszechobecnemu zwiększonemu natężeniu shinso - musieliby szybko przelecieć. Co więcej~ ciszę przerwały wystrzały z broni Strife’a, który teraz w rękach trzymał snajperkę z laserowym celownikiem. Ciężko było powiedzieć, czy coś zranił, ale stało się jasne, do czego strzelał. Horda przerośniętych nietoperzy, która chyba nie lubiła nieproszonych gości, kierowała się właśnie na nich, a Strife zmieniał snajperkę w karabin maszynowy, żeby wystrzelać te pokraki.

Shinsoo! Całe wodospady płynnego shinsoo! Ilość którą wchłonął z ciała białego lisa, a którą uważał w tamtym momencie za prawdziwą ucztę, była niczym w porównaniu z tym co właśnie widział i co wyczuwał swoim szóstym zmysłem. Gdyby zdołał pożywić się choć ułamkiem tej mocy byłby niezwyciężony, starł by na proch Legion, jej kompanów i każdego kto ośmieliłby się mu sprzeciwić z wysiłkiem nie większym niż przy pstryknięciu palcami!
Zafara potrząsnął głową wracając do rzeczywistości. Otaczająca go energia była tak skoncentrowana, że gdyby nie przepustka, którą dzielił ze Strife'em, zastygłby w miejscu jak zanurzony w bardzo bardzo gęstym kisielu. Jego ciało nie było w tej chwili w stanie wchłonąć ani odrobiny więcej, zbliżenie się do wodospadu na odległość, która pozwoliłaby umieścić jeden portali w strumieniu tworząc swego rodzaju magiczny kurek, oznaczało pewną śmierć. Niemniej zostawienie portalu w jaskini nawet z dala od wodospadów wciąż było dobrym pomysłem.
Teraz jednak co innego przykuło uwagę ducha pustyni. Stadko nietoperzy nie wiedzieć czemu zmierzało w ich stronę, nie wyglądali przecież na owady i wciąż byli od nich znacznie więksi. Postanowił nieco wspomóc gunslingera. Anulował oba portale, które pozwoliły im się zmniejszyć i postawił przed sobą niczym tarczę nowy tak, że przejście do miejsca gdzie odpoczywał z Ryo było otwarte w stronę nietoperzy. Nie przeszkadzało to aniołowi strzelać, ale latającym ssakom powinno porządnie zamieszać w główkach. Nagle ich posiłek zniknął zastąpiony przez wejście do tunelu.
Długouchy pociągnął Strife'a na builder, który stworzył wcześniej, jednocześnie poruszając otwartym portalem tak żeby wciąż ich osłaniał. Rozpoczęli pośpieszną podróż w stronę miasta, platforma na której stali mogła rozpłynąć się w powietrzu w każdej chwili.
-Jeśli builer zniknie nie puszczaj mnie i użyj swoich skrzydeł.- władca piasku i przetrzeni przedstawił plan awaryjny zastanawiając się po co wpakował się w ten cały ambaras.

- Lecimy, Zafu! Lecimy! hehe - okazało się, że nietoperze nie były ich największym problemem, wleciały w większości do portalu utworzonego przez Zafarę. Gorzej było z utrzymywaniem dwóch tworów naraz oraz nie puszczeniem Strife’a. W pewnym momencie ku niezadowoleniu Zafa, platforma się rozpadła, a portal gwałtownie przesunął się w dół, lecz Strife złapał białofutrzastego w locie i wylądował na ziemi.
Ich przybycie nie zostało nie zauważone. Zostali bowiem otoczeni przez hordę wysokich łuskowatych stworzeń podobnych do jaszczurek.
Otoczyły ich dwa rzędy liczące po ponad dwudziestu osobników, uzbrojonych w skórzane zbroje i włócznie, za tymi oddziałami znajdowali się strzelcy uzbrojeni w prymitywne kusze. Wszystkie bronie były wymieszone w nich.
- Sssstać~! Co wy sssa jedni! - syknął najwyższy stwór znajdujący się w drugim rzędzie. Wnosząc po zbroi odmiennej od innych, chyba był dowódcą tutejszego oddziału. Ciemnożółte gadzie ślepa wpatrywały się wrogo w dwójkę przybyszy, a trójpalczasta dłoń była gotowa do dania znaku strzału czy ataku na ‘intruzów’.
Strife był gotów do odpyskowania, a w dodatku nie schował swojej broni, którą też miał zamiar powitać tubylców.
-Możesz mnie już postawić.- powiedział shinsooista. Anioł był tak zaaferowany pojawieniem się jaszczuroludzi, że zapomniał iż wciąż trzyma kudłatego kolegę pod pachą.
-Nazywam się Zafara-przedstawił się długouchy kiedy jego bose stopy nareszcie dotknęły podłoża-[/i] a to jest Strife. Przybyliśmy z powierzchni. Sprowadził nas tu ten znak. [/i]- wyjaśnił jak zwykle krótko i węzłowato. Miał nadzieję, że to wystarczy by odwrócić uwagę wszystkich zainteresowanych od planów wzajemnego zrobienia sobie krzywdy i skieruje ją na właściwe tory.
-Strife pokaż im tatuaż.
Chyba Strife tego nie dosłyszał, wypalił jedno z dział pod nogi najbliższego jaszczura, a w podzięce szef tutejszej szajki wydał ostry świszczący dźwięk - co Zafara zrozumiał jako komendę ataku. I w tym samym czasie rozległ się dźwięk dzwonu gdzieś z głębi miasta wymieszany z przekleństwami Strife’a w języku aniołów.
Anioł zarabiając kilka bełtów w tors poranił poważnie kilku jaszczurów, lecz gdyby tego było jeszcze za mało, stało się coś dziwniejszego. Rozległ się jeszcze jeden dźwięk dzwonu, tym razem z innej części podziemnej metropolii. Gady rzuciły się na Strife’a, Zafarę również pochwyciły, a w tym samym czasie… ATSy Strife’a i Zafara się ujawniły. Białofutrzasty zobaczył coś, co powinno być niemożliwe - z Translatora strzelca rozległ się trzask i pojawiło się pęknięcie w magicznej sferze! Wkrótce doszła seria takich pęknięć i trzasków, aż ATS Strife’a rozpadł się na kawałki, które spadły na ziemię, a zawartość jego Kieszeni posypała się na ziemię!
Sam Zafara dosłyszał trzaski we własnym ATSie - jego kula również zaczęła się rozpadać! Gdy tak się stało, przedmioty znajdujące się w ATSie wypadły na grunt, a po jego Kieszeni została tylko sterta rozbitej szklanej kuli!
Gady ich nagle puściły, anioł upadł na jedno kolano, jedną ręką trzymał się na przebity tors, drugą podtrzymywał się, niczym hardcore, który za wszelką cenę nie chciał dać się śmierci. Z jego ust na ziemię skapnęło kilka kropel złocistej krwi. Oderwał dłoń od ciała, przywołał broń, celując nią w gady, ale ręka mu drżała, a działo tak średnio utrzymywało swoją formę. Strife skrzywił się, nogi mu zadrżały, a uzbrojenie rozpadło się na świetliste kulki.
Strife rzecz jasna puścił Zafarę, a ten wnet mógł z łatwością zauważył, że wszechobecna aura go tak nie przytłacza. Ale rozpadający się ATS, co z pewnością nie należało do normalnych zjawisk, coś co zaprzeczało temu, co wyniósł z akademii dla regularnych, oraz dźwięki metalowych instrumentów muzycznych zwiastowały coś, co z pewnością obróci wspinaczkę dwójki regularnych o sto osiemdziesiąt, a nawet pięćset czterdzieści stopni - i to z mocnym pierdolnięciem o ziemię.
Czy to był koniec drogi ku spełnieniu ich marzeń?

Wszystko działo się bardzo szybko i dla długouchego shinsooisty było całkowicie pozbawione sensu. Dlaczego Strife musiał zacząć rozpierduchę? Przyszli tu żeby dowiedzieć się skąd wziął się tajemniczy symbol, strzelanie do tubylców w żaden sposób nie przybliżało ich do osiągnięcia celu. Nawet gdyby anioł był w stanie zabić wszystkich jaszczuroludzi, zupełnie nic by w ten sposób nie zyskali. Z początku były dżin po prostu patrzył. Dopiero kiedy dotarło do niego jak poważna jest sytuacja i że Strife najprawdopodobniej zaraz zginie, zdecydował się interweniować. Korzystając z tego, że rozpadnięcie się niewidocznych do tej pory ATSów było dla gadów takim samym zaskoczeniem jak i dla nich, dzięki czemu na chwilę odzyskał swobodę ruchów, czym prędzej dopadł do anioła i otworzył portal pod ich stopami prosto do centrum handlowego. Jednocześnie zmusił myślą wysypany ze swojej rozbitej kieszeni piach by zgarnął porozrzucane rzeczy i przywołał go do siebie. Świat dwójki regularnych obrócił się o dziewięćdziesiąt stopni a potem z mocnym łupnięciem, w chmurze piachu i rupieci wylądowali na zimnej świeżo wyczyszczonej posadzce galerii. Portal zgasł odcinając drogę ich prześladowcom.
-Trzymaj się, dzwonię po karetkę.- powiedział długouchy podnosząc się na czworaki i sięgając po obtłuczony zapiaszczony smartfon. Na szczęście urządzenie działało. Czekając na połączenie z numerem alarmowym starał się ogarnąć obrażenia kolegi.

Zafara poruszył uwagę poszczególnych przechodniów, niektórzy z nich w panice rzucili rzeczy, które mieli przy sobie i uciekli w popłochu z galerii. Część pracowników zaskoczona nagły pojawieniem się dwójki regularnych, w tym jednego poważnie rannego, obserwowała zajście. Białofutrzasty starał się znieść spojrzenia, strach i inne reakcje przechodniów (byli tacy mistrzowie, co zamiast pomóc mieli czelność nagrywać całe zajście!). Dodzwonił się na pogotowie, całe szczęście. Postarają się szybko przyjechać na podany adres. Spoko. Szczęśliwie nie wszyscy przechodnie tak przysłowiowo srali w gacie na widok postrzelonego gościa i drugiego gościa będącego całym i zdrowym, ale sytuacja i tak była napięta, zwłaszcza, że podszedł jakiś ochroniarz, rosły gad przypominający nosorożca, wysoki na dobre 2.5 metra, i szeroki mniej więcej na tyle samo.
- Co tu się stało? - zadał pytanie Zafarze, spoglądając uważnie na około, to na Strife’a. - Pomoc wezwana?
Strife coś bredził i klnął pod nosem, ale patrząc na reakcje ochroniarza - on ni w ząb nie rozumiał, o co chodziło aniołowi tak dokładniej.

-Tak.-odpowiedział władca piasku na drugie pytanie, sięgając po sztylet i zabierając się za usuwanie odzieży, która utrudniała dostęp do ran. Nie miał czasu ani ochoty na opowiadanie co się stało tylko po to żeby zaspokoić czyjąś ciekawość.
-Apteczka.- poprosił, jeśli ochroniarz się zainteresował to niech się na coś przyda i chociaż przyniesie bandaże, nie wiadomo ile potrwa zanim pomoc dotrze na miejsce, trzeba było zatamować krwawienie.

Ochroniarz ujawnił swojego ATSa, przywołał przez niego kogoś po apteczkę, sam nie odszedł z miejsca.
- Wiesz, kto poranić twój kompan?
-Wiem jak wyglądają, nie wiem kim są.- odpowiedział Zafara odsuwając na bok przesiąknięty złotą krwią strzęp czarnego podkoszulka.
- Mówić, co wiesz - ochroniarz powiedział spokojnym, ale stanowczym nieco dudniącym głosem. - Wezmę służby, oni ich móc wówczas złapać.
Parę minut później przyleciała… przyleciało coś na kształt latającej meduzy, zostawiło apteczkę i w akompaniamencie pisków i zgrzytów odleciało.
- Oni się tutaj pojawili, tak znienacka - zaskrzeczała jakaś babcia z tłumu. - Ja nie widziałam napastników.
- Nikt nie widział, babcia ma rację. - jakiś młodzieniaszek zawtórował babci. Kilka stworzeń potwierdziło tę wersję w zakłopotaniu.
- Ale przeszli przez portal, to kto wie, gdzie mogli ich zaatakować.
Ochroniarz spojrzał uważniej na Zafarę.
- Gdzie się to wszystko zdarzyć? - zapytał. - Ja wiedzieć, że szok, lecz trzeba coś czynić.
Długouchy nie zwracał uwagi na zbierający się tłumek całą swoją uwagę skupiając na jak najefektywniejszym wykorzystaniu swojej wiedzy o pierwszej pomocy. Szybko wyciągnął z przyniesionego przez meduzę pudełka jałowe opatrunki, przyłożył w odpowiednich miejscach stabilizując strzałę.
-Uciskaj.-polecił bełkoczącemu coś bez sensu Strifeowi kładąc jego dłoń na gazie i zabrał się za bandażowanie.
-Daleko stąd, pod ziemią. Nie zdołacie tam wejść.- odpowiedział ochroniarzowi, wbrew pozorom daleki od szoku.
Krótka relacja Zafara podziałała na ochroniarza niczym szklanka zimnej wody wylana na głowę. Podczas zajmowania się rannym, półprzytomnym Strife’m, jakaś starsza, korpulentna kobieta zrzędziła:
- To przecież oczywiste. Banda gówniarzy. Te całe Szczury - ostatnie słowo wymówiła tak, jakby ktoś pod jej nos podłożył łajno. - pewnie się pobili między sobą, jak zwykle.
Ochroniarz nie przejął się słowami baby, póki słowa te były tylko przysłowiowym pierdoleniem o Chopinie.
- A jak wy tam przejść w takim razie? - zapytał z pewną dozą podejrzliwości. Zafara dosłyszał lekki rumor w oddali, od strony wejścia do galerii. Dzięki Bogu, może nie będzie musiał udzielać wywiadu panu “Nosorożcowi”. Ale do tego jeszcze trochę drogi. Strife już na nic nie reagował, oczy miał zamknięte i wyglądał, jakby przysnął i miał wyjebane na wszystko dookoła - pomijając bełty w brzuchu.
Walczący o życie kolegi shinsoista miał już dość odpowiadania na bzdurne pytania. Postanowił zignorować ciekawskiego typa, uprzedzoną do szczurów babcie i wszystkich innych, którzy nie byli wezwaną do rannego pomocą medyczną. Odwrócił głowę w stronę z której dobiegły go nagłe dźwięki. Może to oni? Lepiej żeby to byli oni bo Strife już odpływał.
Całe szczęście. “Oni”. Zabrali Strife’a, pytając po drodze tylko o ważniejsze rzeczy, a następnie odeszli od zbiegowiska. Co niektórzy jeszcze obserwowali zajście, ale tłum się powoli rozchodził. Ochroniarz pozostał przy Zafarze, chociaż shinsoista nie bardzo sobie życzył akurat jego towarzystwa. Dlatego też udawał że zwalistego osobnika zwyczajnie nie ma. Zdematerializował się pozwalając by złota krew którą cały był utytłany opadła na podłogę, rozkazał swemu wiernemu piaskowi by zebrał jego i Strifea przedmioty pomijając pokaźną kolekcję świerszczyków i jakieś podejrzane proszki, a potem skierował się do szpitala.
 
Agape jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172