Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-08-2017, 19:30   #181
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Horyzont stał się niczym więcej jak wypiętrzoną masą wody. Ta wciąż brzmiała głębokim dźwiękiem, wprawiającym w drżenie całe miasto. W takich momentach człowiek czuł się malutki i słaby. Potężne budynki, symbol potęgi Starożytnych, łamały się jak zapałki pod naporem niszczycielskiego żywiołu. Sylwetki ludzi, teraz równie liche co mrówki, były zwyczajnie wchłaniane przez niezmierzoną otchłań. Fala tkwiła już tak wysoko, że mogła załamać się w każdej chwili.
Denis nie uciekał jak inni. Nie widział w tym sensu. Poza tym jego umysł wciąż pogrążony był w szoku. Najpierw enigmatyczna świątynia, chwilę później obraz nagłej katastrofy. Najbardziej wytrzymała psychika nie wytrzymałaby podobnego dysonansu w tak krótkim czasie. Wciąż jednak znajdował w sobie resztki sił, aby próbować się stąd wyrwać. Bo przecież nie mógł naprawdę istnieć tu i teraz.
Zamknął oczy, pragnąwszy odizolować sygnały dochodzące go zewsząd. A były to głównie krzyki, zawodzenia przywodzące na myśl potępione dusze. Przebiegali obok niego, a jednak nie zadeptując jak wielu podobnych. Był tutaj przecież tylko gościem, podróżnikiem. Lecz jego ciało wciąż znajdowało się głęboko pod wodą. Nagły przepływ świadomości przypomniał, że przecież zabraknie mu powietrza lub nieruchome ciało zwyczajnie się wyziębi.
Tymczasem fala tkwiła tuż przed nim. Słyszał jej ponure mruczenie, czuł bijący od niej chłód. Choć jego oczy pozostawały zamknięte ujrzał teraz… kształty wijące się w ogromnej masie wody. Nie potrafił ich zrozumieć, w żaden sposób pojąć. Sam ów widok zdawał się przeżerać wgłąb jaźni. Potem pamiętał już tylko potężne uderzenie oraz wodę wypełniającą każdy otwór ciała. Po ułamku chwili miał wrażenie, jakby składał się tylko z wody właśnie. Lecz jedno przypominało mu o domniemanej fizyczności - paniczna chęć zaczerpnięcia powietrza. Chyba nigdy nie czuł się tak zdesperowany. To było uczucie jakby ktoś odpruwał z jego jestestwa linię życia… warstwa po warstwie, a on mógł się temu jedynie biernie przyglądać i czekać na koniec. To było nie odpisania. Desperacja, mrok, pragnienie krzyknięcia na cały głos, kiedy każda głoska była bezlitośnie tłumiona.
Otworzył oczy. Serce biło mu jak oszalałe, ciałem niemal targały torsje. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że był w świątyni, cały czas obok kryształu. Zdawał się nadal go przyciągać, lecz teraz o wiele słabiej. Denis wbrew własnej woli pragnął dotknąć go raz jeszcze. Właściwie, ledwo się powstrzymywał.
 
Caleb jest offline  
Stary 28-08-2017, 19:57   #182
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Arcon starał się hermetycznie zamknąć świadomość przed lawiną atakujących go bodźców. Nie sposób było jednak uciec od rzeczywistości wytworzonej w jego głowie za sprawą niewytłumaczalnej mocy kryształu. Nawet przez zaciśnięte powieki przedzierały się do niego obrazy destrukcji. I coś jeszcze... czyhające wśród fali, napawające pierwotnym lękiem, niepojęte i groźne. Sam moment uderzenia wstrząsnął nim dogłębnie. Lurker czuł się, jakby nagła nieszczelność skafandra sprawiła, że wodny żywioł objął go całkowicie we władanie. Dotarło do niego, że rzeczywiście jego ciało uwięzione w podwodnej świątyni nadal jest wrażliwe na brak powietrza i wychłodzenie. Desperacko pragnął odrobiny zbawiennego tlenu. Zamiast tego, po każdej nieudanej próbie łapania oddechu miał wrażenie, że obumiera fragment jego umysłu. Odkrawane przez tajemniczego kata części jego jaźni gasły w równych odstępach czasu. Owładnęło nim przerażenie bliskie paniki, kiedy nie mógł w żaden sposób zareagować, był bowiem tylko niemym obserwatorem rozbicia swojej osobowości. Tortura wydawała się nie mieć końca. Ostatnia nić łącząca go z umysłem pękła i kiedy bał się, że traci wszystko na zawsze... nieoczekiwanie ocknął się w kombinezonie. Sygnał alarmowy informował o znacznie podwyższonym pulsie, Denis z trudem powstrzymywał wymioty. Czuł jeszcze wodę w płucach i przełyku. Fiolet kryształu przyzywał, na jego powierzchni znowu ukazały się jakieś obrazy. Dłoń w rękawicy mimowolnie zbliżyła się ponownie do artefaktu, palce niemalże musnęły delikatne krawędzie... Wtem Arcon cofnął się jak oparzony. - Co ja robię! - krzyknął do siebie. Rozgorączkowany, rozedrgany postąpił krok w tył, jakby chciał uciec od macek morskiego potwora. Z bestią, z głębin mógłby sobie poradzić, natomiast był pewien, że jego umysł, a przede wszystkim zmęczone i zziębnięte ciało nie zniesie kolejnej próby siły woli. Nie wiedział nawet jak długo był więźniem ułudy. To niezwykle niebezpieczna rzecz... - popatrzył na liliowy klejnot. A może coś więcej... - w myślach nadał mu cechy żywego organizmu. Sprawdził poziom tlenu i stopniowo wycofywał się z nieprzyjaznej strefy oddziaływania, aby pobudzić krążenie w zastygłych mięśniach. Liliowa poświata zdawała się wypełniać przestrzeń za nim i nurek pragnął jak najszybciej opuścić ruiny...

Odrzucił myśl o wydobyciu kryształu na powierzchnię, pomny tego że ledwie uszedł z życiem. Przypomniał też sobie o nieszczęśniku z wyspy, który skonał u jego stóp. Najwyraźniej mężczyzna miał styczność z artefaktem i doprowadziło go to do obłędu, a później śmierci w męczarniach. Lurker żywił nadzieję, że uda mu się zapomnieć o tej przygodzie, lecz w skrytości ducha przyznawał, że nie będzie to takie proste...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 28-08-2017 o 20:01.
Deszatie jest offline  
Stary 06-09-2017, 08:06   #183
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
- Black Cross - doktor tylko nieznacznie podniósł głos, lecz Richard wiedział że w przypadku tego człowieka świadczy to już o jakimś przejęciu - Można się było tego spodziewać. Jeśli po tym wszystkim sądzicie, że mieliście szczęście, to nie macie racji. Ci ludzie was znajdą i zabiją. To co teraz powiem jest bardzo ważne. Lećcie na wody Qard. Trzeba odnaleźć ciało Enzo. Świat musi się dowiedzieć o jego historii. Inaczej motywy Shagreena mogą zostać źle zrozumiane.
Oczy Richarda zwęziły się. Nie wspomniał ani słowem o tym, że mają nowy statek powietrzny. Doktor jednak z rozmysłem powiedział “lećcie”.
- Gdzie on teraz jest? I co ma zamiar zrobić? - Choć myśli szlachcica wirowały wokół tego, któż może być donosicielem, to w jego głosie nie dało się usłyszeć wahania.
- Shagreen zmierza na wyspę Eliasza. Była mowa o pertraktacjach, jednak tajemnicą poliszynela jest, że chce tam zabić Barnesów i zakończyć swoją misję.
Nastąpiła krótka pauza i Richard mógł już sądzić, że doktor mimo wszystko nawiąże do ich zeppelinu lub ostatnich perypetii w ogóle.
Priorytety rozmówcy były zgoła odmienne.
- On nigdy nie zapomni operacji sto dziesięć. Niektórzy mogą twierdzić, że bezmyślnie przelewamy krew. Lecz odpowiedz mi na pewne pytanie. Jesteś człowiekiem, które reprezentuje władzę, a zatem stoją za tobą konkretne wartości. Co według ciebie jest ważniejsze: wliczona w koszty śmierć cywilów lub prawo do sprawiedliwości? Wszakże jeśli choć trochę osłabimy to drugie, traci cały swój sens. Słuszność nie uznaje półśrodków. Albo masz prawo przelać krew, albo takiego prawa nie posiadasz.
Szlachcic nie drgnął nawet na moment.
- Nie jest sprawiedliwym gdy ktoś samemu staje się sędzią i katem.
- A co jeśli świat zapomniał o twojej sprawie? Albo gorzej - nigdy się o niej nie dowiedział?

Pytanie istotnie nie należało do łatwych, być może dlatego więc Richard postanowił zmienić temat.
- Co znajdziemy w Quard? Jak mamy to przekazać do opinii publicznej?
- To właśnie tam, w zatopionym mieście Myth ostatnim razem był widziany Enzo. Jego skafander było wyposażony w zestaw rejestrujący mowę. Logi mogą udzielić wiele odpowiedzi i służyć za dowód w naszej sprawie. W następnej kolejności skontaktujecie się z Kurierem Oriona lub bezpośrednio z nami.

Cooper milczał do tej pory. Był całkiem zadowolony z wypowiedzi doktora, lecz należało wprowadzić do gry kolejną zmienną.
- Powiedz, że będziemy potrzebować czasu, bo chcemy zwerbować piratów Kidda do naszej sprawy. Będzie potrzebny. Black Cross również nie planują pokojowych negocjacji - wyszeptał nachylając się do Richarda i osłonił usta obiema rękami. Tak na wszelki wypadek, by nikt prócz szlachcica nie usłyszał nawet najlżejszego szmeru.
- Zajmie nam to nieco czasu. W latającym mieście straciliśmy sterowiec, a chcemy zwerbować ludzi kapitana Kidda. Będą bardzo przydatni gdy dojdzie do walki. A dojdzie z pewnością, bo Czarnokrzyżowcy nie planują pokojowych negocjacji - co ciekawe szlachcic brzmiał naturalnie. Jakby był przyzwyczajony do podpowiedzi suflera. Choć zmierzył po tych słowach Coopera piorunującym wzrokiem.
Doktor nie zastanawiał się długo.
- Taki był plan. Daliśmy młodej Kidd dostęp do pewnych implantów w zamian za wsparcie piratów. Nie rozumiem jednak co każe wam sądzić, iż zechcą oni płynąć na wyspę bezpośrednio z wami. Zrobią co zechcą, jak zawsze. Co do ilości czasu natomiast, nie mam wpływu na Shagreena. Nawet gdybym chciał zmienić jego plany, mogę mu jedynie sugerować pewne niuanse w jego planach. Ale nie chcę.
Richard uniósł prawą brew i spojrzał na historyka. W powietrzu zawisło nieme “co dalej?”
Szlachcic odkaszlnął przed kolejnymi słowami do radiostacji.
- Zaszły pewne komplikacje. Samantha zginęła w czasie ataku na nasz sterowiec.
Radiostacja zatrzeszczała. Nastąpiły pewne komplikacje, po których odezwał się przeciągły krzyk. Facet był naprawdę wściekły… lecz nie był to reprezentant ZOA. Sprzęt złapał inne fale i prawie natychmiast cofnął się do poprzednich. Prawdopodobnie Jacob i Richard zupełnie przypadkiem usłyszeli dźwięki mające źródło w którymś ze zdewastowanych miast.
- Zatem to komplikuje sprawę - kontynuował wreszcie interlokutor - Nie mam podstaw, aby wam wierzyć, jednocześnie pozostaję w pozycji, która mnie do tego zmusza. Piratki użyliśmy, bo choć nie była cywilizowana, to dało się z nią pertraktować. Reszta jej bandy zrobi sieczkę, nim cokolwiek zdążycie powiedzieć. Dążę do tego, że nadal możecie zrobić coś dla sprawy, lecz nie z dziesięcioma kulkami na głowę.
Zakłócenia zaniepokoiły Richarda. Spojrzał najpierw pytająco na Coopera i na technika. Tego drugiego zapytał ściszonym głosem:
- Czy na pewno nikt nas nie może podsłuchać?

Inżynier przyjrzał się aparaturze i podrapał po głowie. Widocznie sam średnio rozumiał zaistniałą sytuację.
- To dziwne szefie, ale zachodzą jakieś zakłócenia w eterze. Nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Nie sądzę jednak, aby otwierało to furtkę dla dodatkowych uszu. Ktoś musiałby znać nasze konkretne częstotliwości, a używamy takich, które były nieaktywne przez całe lata.
To na razie musiało uspokoić dwójkę. Tymczasem Jacob podszedł do Richarda, aby kontynuować konsultację.

- Zapytaj czy coś konkretnego ma na myśl. Jeśli nie, to warto zaryzykować i dwadzieścia kul, bo wsparcie morskie będzie potrzebne. Ale do tego trzeba nam czasu.
- Bez ich floty możemy nie mieć szans z Black Cross. A nas jest już tylko kilkoro. Macie jakiś inny plan niż piratów?
- zapytał w końcu szlachcic
- Nie. Większość opinii publicznej uważa nas za dysydentów. Stąd też, przyznaję jak na ironię, do pomocy pozostają nam tylko anarchiści właśnie. A trudno znaleźć kogoś komu ten termin lepiej pasuje niż piratom.
Starr przetrawił informacje i jak zwykle miał gotowy scenariusz co robić dalej. Ponownie nachylił się do kompana.
- Będziemy zatem potrzebować piratów. Krzyżowcy rzucą wszystko. Jeśli nam się nie uda, to niewielka strata, więcej i tak nie zorganizują, a jeżeli się powiedzie, przypłyną dodatkowe siły. Jedyne, czego potrzebujemy, to czas. To bardzo tania inwestycja.
La Croix nie potrzebował specjalnie dużo czasu, aby ubrać to we własne słowa. Zbliżył się do mikrofonu.
- Czyli ich flota w ogólnym rozrachunku ma większe znaczenie niż nasza garstka. Skąd więc teza, że to my mamy większe znaczenie niż kilka okrętów wprawnych zabijaków? Myślę, że to jest dla nas wszystkich wielka szansa. Szansa warta ryzyka. Dajcie nam tylko nieco czasu. Od tego mogą zależeć losy znanego nam świata.
Szlachcic spróbował zagrać na emocjach. Ukazać się w świetle walczącego o wspólną sprawę. Gdyby rozmawiali twarzą w twarz czułby się pewnie. Radiostacja zaś mogła wszystkie emocje odczłowieczyć. [Bardzo trudny Test Obycia]
- Swoją wartość udowodniliście już w K’Tshi - stwierdził doktor. - Posiadamy mocne podstawy, aby podejrzewać, że zniszczenie sporej części zaopatrzenia Black Cross to wasza zasługa. Zapamiętamy ten fakt, lecz nie zmienia on faktów. A są one następujące. W istocie daleko mi od powstrzymywania was przed ewidentnym samobójstwem, jakim byłoby spotkanie z piratami na własną rękę. O ile w ogóle ich znajdziecie, gdyż nikt nie wie gdzie znajdują się oni obecnie. Nawet my. Poza tym, jak już mówiłem, nie posiadam bezpośredniego wpływu na decyzje naszego przywódcy. To człowiek absolutnie oddany swojej ocenie sytuacji. I wreszcie, spotkanie jest już ustalone od jakiegoś czasu. Gdyby Barnesowie nikogo zastali na wyspie, to porzucą perspektywę przyszłych rozmów. Bez względu na to, czy piraci tam dotrą lub nie, będą musiały wystarczyć siły, jakimi dysponujemy.
Cooper nie musiał niczego analizować. Jego kolejne pytanie już wisiało w powietrzu.
- Zapytaj jakimi siłami dysponujemy, bo może istotnie wsparcie piratów nie będzie w takim przypadku konieczne. Wtedy zamiast prób werbunku zjawilibyśmy się osobiście.
- A co z Quard? Nie rozdwoimy się - rzucił szeptem Richard do Jacoba, po czym odchrząknął i głośno dodał.
- A czym dysponujemy? Może bardziej przydamy się na miejscu, niż w Quard? - Dla szlachcica był to też moment prawdy. Jeżeli Doktor wiedział, że są w posiadaniu sterowca, to w tym momencie się do tego przyzna. Na to przynajmniej liczył szlachcic.
- Nie sądzisz chyba że podam ci dokładne zasoby, które mamy w posiadaniu - usłyszał odpowiedź - Jeśli rzeczywiście uważacie się za istotnych, możecie przybyć. O ile odnajdziecie wyspę. Ujmę to tak. Ktoś, kto byłby nam potrzebny jest na tyle umiejętny, że potrafiłby zlokalizować ją samodzielnie. Stawiamy na efektywnych ludzi. Tymczasem wy zrobicie jak zechcecie. Wszakże my tutaj walczymy o sprawiedliwość, a wolność jest jej częścią.
Uśmiechnął się szeroko do Richarda.
- Później. Tymczasem przekaż, że rozumiesz brak zaufania nie pozwalający zdradzić nawet ogólników umożliwiających oszacowanie czy potrzebujemy kolejny raz narażać życie w niemal samobójczej akcji. Poznaliśmy już położenie wyspy i kilka informacji odnośnie sił Black Cross, jakie tam przybędą. Z pewnością jednak doktor doskonale rozumie, że sprawa jest ważniejsza niż zaufanie między osobami, z którymi się pracuje.
- To tak jak Black Cross. Przynajmniej w tym zakresie, o którym się dowiedzieliśmy. Być może dostarczymy wam te informacje. No chyba, że okażemy się nieefektywni. W każdym razie nie widzę powodu, żeby kontynuować te tyrady o braku zaufania wobec grupy ludzi ryzykujących życie dla sprawy. Poświęcających życie dla sprawy - szlachcic nie musiał się wysilać, żeby postępować według podpowiedzi Jacoba. Zaciskał szczęki ze złości myśląc o tym, jak przedmiotowo są traktowani. Po tym, jak część jego zaufanych ludzi skończyła na dnie oceanu we wraku sterowca.
- Tymczasem dziękujemy za całą przekazaną pomoc - po tych słowach szlachcic odwrócił się i ruszył do wyjścia. Z pewnej już odległości rzucił:
- Możecie zamknąć transmisję.
Nie usłyszał odpowiedzi. Radiostacja wydała tylko ostatnie szczeknięcie, po czym odległy szum wyciszył się.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 07-09-2017, 16:46   #184
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Kilka czerwonych diod świeciło Denisowi prosto w oczy, informując o ryzyku wyziębienia organizmu. Poziom tlenu pozostawał w normie, lecz to wcale nie uspokajało nurka. Nawet prawdziwa perła techniki, jaką był jego strój, nie dawała stuprocentowej pewności, co do jego bezpieczeństwa. Nie w tym miejscu.
Sytuacje, które ujrzał, były trudne do usunięcia z pamięci. W jego głowie wciąż się kotłowało. Cały organizm trwał zaś w szoku, mięśnie niemal odmawiały współpracy. A jednak młodzian zmusił się i rozpoczął żmudną drogę z powrotem. Nie było tu już nic do ujrzenia, a z pewnością wiele ryzykował, pozostając w pomieszczeniu dłużej.
Na dnie ciemnej i nieprzyjaznej świątyni pojawiła się nagła konkluzja. Było to całkiem niedawno, choć zdawałoby się inaczej, gdy prawie umierał wskutek kontaktu z zarazą. Również wtedy przechodził trudną, mentalną batalię. Ledwo uszedł z życiem, lecz ostatecznie znalazł sposób, aby przezwyciężyć własne słabości. Być może gdyby wcześniej nie przeszedł ów trudnej ścieżki, teraz wciąż tkwiłby przy fioletowym krysztale, pozwalając wyczerpać z siebie całą energię.
Ledwo pamiętał co się działo, kiedy wypływał ze świątyni. Długi, ciemny korytarz zdawał się ciągnąć w ten sam, monotonny sposób. Jednocześnie w jego surowiźnie pozostawało coś wysoce osobliwego, choć szczęśliwie tym razem nie dało się wyczuć żadnej obecności.
Dobrze było znów wypłynąć na zewnątrz, gdzie toń od razu stała się jaśniejsza, a sam Denis poczuł więcej wigoru. Obrócił się raz jeszcze. Milczący budynek nie wysłał za nim żadnej pogoni. O ile w ogóle coś tam tkwiło od samego początku.
Arconowi pozostało już tylko zmierzać z powrotem na powierzchnię, gdzie rysował się cień ogromnego sterowca. Radio ożyło, z głośnika odezwał się Malfoy.
- Zakładam że masz wiele do powiedzenia, młody - raźny głos ostatecznie dodał otuchy, choć po raz kolejny Denis mógł dziękować głównie sobie i swojej sile.

Znów byli na mostku. Tuż po rozmowie przez radiostację, do Richarda i Jacoba dołączyła Manuel. Gdziekolwiek mieli się teraz udać, tamta najlepiej znała się na nawigacji, a zatem na przebiegu przyszłego kursu. Dziewczyna jak zwykle przeszła od razu do rzeczy. Żadnych wstępniaków, ani pytań. Niemal po chłopsku wierzyła, iż towarzysze wiedzą co robią, zaś jej zadaniem jest dostarczanie informacji.
- Znajdujemy się na terenie niezależnych wysp. Większość z nich jest pusta lub zamieszkania przez małe państewka bez szerszego dostępu do środków transportu i technologii. Podobnie na zachód stąd. Tam już tylko Serpens i dzicz. Jeśli więc mamy kogoś po drodze wysadzić i zmieścić się w czasie - popatrzyła znacząco na Jacoba - to widzę tylko dwa takie punkty.


- Na północ stąd leży wybrzeże Corvus. Tam radzą sobie dobrze i mają zbyt silną armię, żeby doszło do regularnych zamieszek z powodu zarażonych. Ich porty są dobrze uprzemysłowione, choć wyglądem przypominają smutne, szare bloki z betonu. Dobra wiadomość jest taka, że to prawie jeden, zwarty ląd i można nim przejść aż na północ albo zaszyć się gdzieś wgłębi.


- Jeśli odważymy się odbić w stronę zachodnią i szukać Enzo na wodach Qard, możemy również zaryzykować i polecieć dalej, już na Orion. Nawet jeśli nie dotrzemy na ląd, to sterowiec posiada szalupy. I nie mówię tu o biednych tratwach, ale stateczkach z zasilaniem motorowym. Wyposażenie zeppelinu robi wrażenie, trzeba przyznać. W każdym razie najbliższy port z tamtej strony nazywa się Meissa. To ziemie Hanzy. Mało wiem o tym miejscu. Z jakiegoś powodu miasto tworzą wywieszone na instalacjach kutry, z których odprowadzane są między sobą kładki. Co do właściwego planu…


- Bez względu czy odwozimy kogoś po drodze lub szukamy Enzo, musimy znaleźć się nad Qard. Trudno powiedzieć jaka jest teraz sytuacja na tamtych wodach. Shagreen robi rozpierduchę, Black Cross również nie lubi ustępstw, jak wszyscy widzieliśmy. Raporty, które udało mi się wychwycić, mówią o przynajmniej kilkunastu bitwach morskich na tym morzu. Wiadomo, że tam gdzie leje się krew, prędzej czy później pokażą się piraci. Ale to chyba wam akurat na rękę.


- Wreszcie nas cel. Według koordynatów, aby dotrzeć na wyspę Eliasza, musimy odwiedzić Eta Carinae. Według wielu jest to przeklęte miejsce, gdzie statki przepadają bez wieści. Byłam na tamtejszych obrzeżach w sumie trzy razy i powiem wam, że z tym miejscem faktycznie jest coś nie tak.
Manuel dała chwilę, aby reszta mogła się namyślić. Wyjęła w tym czasie bukłak i nawilżyła spierzchnięte usta.
- Mówię tylko jakie punkty mamy najbliżej. Możemy improwizować, choć nie sądzę, aby starczyło na to czasu. Zwyczajnie nie zdążymy dolecieć gdziekolwiek dalej.
Rozmowę przerwał odgłos kroków na metalowym podłożu. Mechaniczna śluza leniwie otworzyła się i do środka weszła wyraźnie zmęczona postać.
Denis zrównał się z kompanami. Wszyscy czekali co powie podróżnik, który odwiedził podwodne miejsce kultu.
A tylko on wiedział jak bardzo wskazówki zegara przypomniały teraz opadające ostrza.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 08-09-2017 o 12:39.
Caleb jest offline  
Stary 14-09-2017, 18:02   #185
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jacob spojrzał na wchodzącego Denisa, po czym zwrócił się do Richarda.
- Proponuję wrzucić pełną prędkość z najszybszym kursem na Myth. Mieliśmy też wyjaśnić sytuację bycia w dwóch miejscach jednocześnie, ale to za chwilę. Najpierw oddajmy głos lurkerowi. Co widziałeś? - ostatecznie zwrócił się do Arcona.

- Zagładę... - odpowiedział wyraźnie zmęczony. Z łatwością można było dostrzec, że podwodna wyprawa kosztowała go wiele sił i odcisnęła kolejne piętno. Młodzieńczy entuzjazm został stłumiony przez cień rezygnacji. - Miasto niepodobne do żadnego, które dotąd widziałem z wysokim budynkami ze szkła. Ludzie, pojazdy wszystko było inne, pochodzące z odmiennego wycinka czasu. Przeżywałem wraz z nimi katastrofę, kiedy zostało zniszczone przez ogromne fale ... Później wyczerpany ocknąłem się przy krysztale.

Denis opisał jego wygląd obecnym i zjawiska jakie zaobserwował w podwodnej świątyni. Następnie zwrócił się bezpośrednio do historyka:
- Jacobie, przed atakiem na agentów natknęliśmy się na szaleńca - na potwierdzenie słów poszukał wzrokiem Richarda, Eloizę i Malfoya. - Opowiadał o jakimś rytuale odprawionym w świątyni, po czym skonał ze zgrozą w oczach. W obliczu tego, co widziałem i odczuwałem jego brednie nabierają nowego znaczenia. Z niepokojem przyznaję, że zaczynam w nie wierzyć... Możliwe, że konflikt Shagreena z Black Cross jest najmniejszym problemem z którym będziemy musieli się zmierzyć...

- To niedobrze - skomentował krótko Jacob, po czym westchnął i spojrzał w sufit.

- Tamten człowiek też wierzył, a wiara zawsze ma moc. Może gdyby nie wierzył dalej by żył. Jeśli wyjdę z domu z głębokim przekonaniem, że stanie się coś niedobrego, najprawdopodobniej tak będzie. Kult mami umysły bardzo wiarygodnymi iluzjami i dlatego przetrwał tyle czasu. Do tej pory myślałem, że bazują na jakichś substancjach chemicznych, ale chyba nie. Jest to kult starożytny i nie mam najmniejszej wątpliwości, że istniał wtedy, gdy cywilizacja była znacznie bardziej rozwinięta. Świadczy o tym chociażby dlithium. Lżejsze niż wszystko, co znamy i wytrzymalsze niż wszystko, co znamy. My nawet nie wiemy co z tym zrobić. Jesteśmy jaskiniowcami widzącymi stalowy miecz - zamyślił się przez chwilę usilnie starając się wybiec w przeszłość bądź przyszłość, ale tkwiły przed nim poważne ograniczenia niewiedzy. W oczach zapłonęły iskry ekscytacji.

- To ciekawe, ale mogłeś być w pobliżu jakiegoś artefaktu z czasów dawnej cywilizacji. Być może byłeś pod wpływem iluzji wspomnień zamkniętych w czymś, co dla nich było powszednie, a dla nas wygląda jak magia. Co jeśli Mushakari miał rację i kiedyś komputer będzie, lub był, w każdym domu? Może kiedyś właśnie w ten sposób przechowywano wspomnienia? Nie w formie obrazów, ale ruchomych scen. Dlatego poszukuję Yarvis. Dla takich odkryć. Szklane miasta... Jakie było ich zastosowanie? Będę potrzebował więcej szczegółów zdecydowanie więcej. Jaka szkoda, że nie udało ci się tego wydobyć!

Nagle jakby przypomniał sobie o niepokojach Denisa.
- Nie jestem specjalistą w technologiach, ale moja teza wydaje się być logiczna. Tam jest jakiś superkomputer czy inne urządzenie z czasów poprzedniej, bardzo rozwiniętej cywilizacji wyświetlające zapis przeszłości. Nie wiem czy potraficie sobie wyobrazić technologię tak bardzo rozwiniętą, że przypomina magię. Ja potrafię. Wystarczy, że przypomnę sobie latające K’Tshi. A katastrofy się zdarzają. Wiry wodne, tornada, huragany, pożary i wielkie fale.

Zamyślił się na chwilę.
- Będę musiał wypytać Malfloya.

- Nie widziałem tam żadnego sprzętu, ani śladu kabli.. tylko kamienne ściany. - Denis nie wydawał się przekonany tezą historyka. - Każda technologia też ma swoje ograniczenia, co niechybnie potwierdzi nasz inżynier. Wilgoć z pewnością jej nie służy. A jak wytłumaczysz nagłe podniesienie poziomu morza, które zatopiło wyspę? Wiem, przypływy i inne anomalie się zdarzają, ale akurat podczas naszego pobytu? Zaufaj, że lepiej by ten kryształ, czymkolwiek jest, pozostał na dole...

- Dasz głowę, że we wnętrzu tego kryształu nie było małych urządzeń? Myślę, że wszyscy akceptujemy to, iż sprzęty mogą być bardzo małe. Przykładowo wszczepy. Technologia poprzedniej cywilizacji wyprzedzała przynajmniej o jeden skok tą, którą widzieliśmy na Xanou, a oni wyprzedzają o przynajmniej jeden skok resztę świata. Tylko Malfloy mógłby obsługiwać urządzenia codziennego użytku z K’Tshi. My byśmy polegli z kretesem. Może zabezpieczali własne sprzęty przed wilgocią przez zamknięcie w... krysztale? Ludzie wznoszący domy ze szkła mogą potrafić różne rzeczy. Natomiast zatopienia wyspy nie potrafię wytłumaczyć inaczej niż sam wytłumaczyłeś. Jedno wiem jednak z całą pewnością. Po wykluczeniu wszystkiego, co niemożliwe, to co zostanie jest prawdą, choćby było wysoce nieprawdopodobne. Szanse na to, że wyspa zostanie zatopiona akurat wtedy, gdy na niej będziemy są niewielkie. Ale są. W przeciwieństwie do innych możliwości - wzruszył ramionami, po czym uśmiechnął się bardzo szeroko.

- Przed zejściem uprzedzałem, że iluzje kultu są bardzo przekonujące. Uprzedzałem też, że należy wykazać się wiarą w nieistnienie wizji. Jak widać, nie myliłem się. Nie oznacza to, że znikną, ale umożliwia pozostanie przy zdrowych zmysłach, bo wiesz, że choćbyś nie potrafił znaleźć wytłumaczenia, ono istnieje. Spójrzcie, teraz oszukam wasze oczy - sięgnął po jedną z kartek, zaś z kieszeni wyciągnął dukata. Położył na białej powierzchni. Kolejnym ruchem zgarnął pustą szklankę i wodę. Naczynie ustawił na monecie.

- Patrzcie na monetę od… tej strony - rozpoczął proces nalewania. Dukat wydawał się z początku odsuwać od obserwatorów, a kiedy krawędź tafli wkroczyła na obraz monety, ta zaczęła się zmniejszać aż całkowicie zniknęła. Cienki strumień przestał płynąć i gdy powierzchnia uspokoiła się zobaczyli przedmiot leżący pod szklanką poza jej obrębem, przesunięty do tyłu względem obserwatorów.

- Cóż… sztuczka nie jest doskonała, bo wystarczy spojrzeć pod innym kątem i iluzja pryska, ale ja nie zajmuję się tym zawodowo. Mówiłem też, że jeśli wypłynie na ciebie potwór, to lepiej, żebyś uciekał, bo może to być rekin pod przykrywką iluzji. Jeśli mówisz, że wydawało ci się, iż kryształ jest zagrożeniem, to pewnie tak było, choć nie w sposób, który widziałeś. Teraz natomiast występuję jako wsparcie dla twojej woli, abyś nam nie sfiksował w fałszywych przekonaniach. Zawsze po odrzuceniu tego, co niemożliwe zostaje to, co jest prawdą, niezależnie od tego na co to wygląda i jak mało prawdopodobne to rozwiązanie. A oczom nie zawsze warto ufać - wskazał na szklankę.

Pilotka pilnie obserwowała szklankę i dopiero teraz podniosła wzrok.
- Myślisz, że takich rzeczy będzie więcej? No wiesz, mamienia zmysłów. O ile rzeczywiście to wszystko ułuda, jak mówisz. Jesteś człowiekiem nauki, ale podczas swoich podróży widziałam już różne sceny… i powiem ci Jacobie, że jak z reguły stąpam twardo po ziemi, tak nie wszystko da się wytłumaczyć racjonalnie.

- Nie wszystko potrafisz wyjaśnić racjonalnie. Potrafisz wyjaśnić czemu moneta znika? Pewnie nie. Ja z resztą też nie bardzo, ale tak się dzieje - wzruszył ramionami.

- Jest różnica między szklanką i stołem, a hektolitrami morskiej wody, kilkadziesiąt metrów niżej, gdzie ciśnienie jest w stanie zgiąć stal, a wychłodzenie dokucza ci pomimo ochrony skafandra. Poruszasz się w labiryncie ścian pokrytych złowieszczą symboliką. Do tego napotykasz kryształ wysysający z ciebie siły witalne... - Arcon wymawiał te słowa beznamiętnie i zimno, tak aby słuchacze mieli wrażenie podwodnej eksploracji świątyni. - Widmo zagłady nadal jest realne tak, jak twoja moneta. Chciałbym, aby zniknęło, obawiam się jednak, że ono tam jest i obojętnie jakich sztuczek, by nie użyć - pozostanie. Obyśmy nie musieli przekonać się o sile tego kultu...
Teraz powinienem wypocząć. Jeżeli mam odnaleźć ciało Enzo...
- w oczach lurkera pojawił się szczery smutek. - To muszę być w zdecydowanie w lepszej kondycji psychicznej.

Manuel uznała to za puentę rozmowy. Podeszła do stojącego nieopodal globusu i energicznie zakręciła kilkukrotnie sferą.
- Jeśli zatem nikt nie protestuje, obieram trasę na Myth.

Cooper pokiwał głową. Nie było najmniejszych wątpliwości, że siła woli lurkera uległa złamaniu niezależnie od broni, w jaką historyk wyposażył go przed wyprawą i w tej chwili uparcie trzymał się tego, co widział na własne oczy, co odczuwał. Nie było najmniejszej wątpliwości, że kryształ wpływał na zmysły, odczucia, a nawet działania osób przebywających w pobliżu.

Pomimo oporu Denisa, kryształ przezwyciężył jego wolę, lecz nie to było najgorsze. Nie przeszedł przez jej gardę, a zmiażdżył ją. Teraz ofiara leżała na deskach niezdolna do podniesienia się pomimo prób zewnętrznych.

Jacobowi coś to przypominało. Nagle zdał sobie sprawę. Wszczep Samanthy zachowywał się w identyczny sposób, choć kierował jej myśli na zupełnie inne tory. Na czynienie zniszczenia, nie grozę odczuwania zniszczeń. W istocie była to jednak druga strona tej samej monety. Artefakty potrafiły wpływać na myśli, odczucia, odbierane bodźce zmysłowe a nawet czyny.

Czy przez to Denis zacznie widzieć demony? Czy zaprowadzą go one do śmierci?
Nie potrafił odpowiedzieć na te pytania, a jedyna tarcza, za którą mógł się schować leży strzaskana. Historyk wiedział, że jedynym sposobem na obronę przed nimi nawet nie była niewiara, ale wiara w nieistnienie. Jeszcze miał szansę uchronić się przed nimi, jeśli są w drodze. Jeszcze miał czas na uniesienie zasłony. Jeśli tego nie zrobi, dopadną go wszędzie i rozszarpią umysł na kawałki. Kiedy się zjawią, może próbować zasłaniać się wiarą w nieistnienie, ale wtedy będzie już za późno. Jego umysł nie da się przekonać.

Być może reszta załogi także uwierzy w istnienie zamiast nieistnienia i również ich dopadną demony, zaś Jacob nie będzie potrafił im pomóc, ponieważ tylko oni sami zawczasu mogli sobie pomóc, a tego nie zrobili. W tym starciu nie było innej broni niż prewencja.

Jacob wiedział jak Denis może ochronić samego siebie, ale przez złamaną wolę nie przebijał się posłuch. Teraz pozostało mieć tylko nadzieję, iż demony przywołane przez machinacje artefaktu nie są na szlaku. Jeśli są, lurker jest stracony, a Cooper nie miał zamiaru próbować za wszelką cenę wyciągnąć go z otchłani. Zaoferował pomocną dłoń, co nie spotkało się z odzewem, więc natychmiast przeniósł swą uwagę na pozostałych. Teraz o nich toczyła się walka.

Zaczął bezzwłocznie, nim Denis jeszcze wyszedł.
- Byliście kiedyś w teatrze? Jest tam muzyka, scenografia. Co bogatsze sceny dysponują maszynami generującymi zimne lub gorące podmuchy. Wszystko ma wywołać konkretne reakcje w widzu. Wyobraźcie sobie teraz połączenie scenografii grozy, jaką jest świątynia opisana przez lurkera ze wszczepem Samanthy. Ta maszyna wpływała na jej umysł. Być może widziany przez was szaleniec odprawiał rytuały w tej świątyni i dotknął kryształu tak, jak Denis. Być może ten kryształ zaszczepił w jego umyśle wizję ścigających demonów tak silną jak przekonanie Samanthy o jej nieśmiertelności. Porażająca groza może zatrzymać wasze serca i tym samym pozbawić was życia. On się poddał - wskazał głową na Arcona.

- Być może przyjdą po niego demony i zniszczą go od środka. Nikt z nas wtedy go nie obroni, ale wciąż możecie ochronić samych siebie. Jeśli uwierzycie, ale uwierzycie na prawdę, że one nie istnieją i jest to wyłącznie projekcja waszych umysłów, nie dopadną was. Nawet nie pojawią się blisko. Czy zagrożenie na dole istniało? Bardzo możliwe, ale być może jest to zagrożenie szaleństwem. Może przed tym ostrzegał lurkera jego umysł. Chciałbym, żebyście zaufali mojemu osądowi. Wiem o tym kulcie więcej niż wszyscy tutaj razem wzięci, zatem zaufajcie mojej opinii. Jestem pewien, że się nie mylę. Zawodowo zajmuję się odkrywaniem prawd w fantastycznych, cenzurowanych opowieściach zwanych na wyrost historią - spojrzał na wszystkich po kolei.

- Jestem całkowicie pewien, że nic wam nie grozi, jeśli uwierzycie w nieistnienie tego, co przekazują relikty. Jeśli tylko uwierzycie, iż są to machinacje konstrukcji pozostawionych przez bardziej zaawansowaną cywilizację. To samo dotyczy całej ludzkości. Mogę położyć na szali wszystko co mam, łącznie ze sobą. Brońcie się przed zatruciem w ten sposób, póki jeszcze nie jest za późno. To szczególnie do ciebie, Manuel. Wolałbym się nie rozbić przez zwidy - zakończył kpiąco.

Czy ochronią się pod płaszczem, który im dał? Nie wiedział. Miał jednak czyste sumienie, gdyż zrobił wszystko, co mógł.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 16-09-2017, 08:03   #186
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard stał wyprostowany z dłońmi zaplecionymi za plecami. Jego myśli były daleko stąd. To co miało miejsce w tym momencie zmieni układ sił na świecie. Shagren rusza do samotnej walki. Ton głosu doktora sugerował, że wszystko już przesądzone. Dodatkowe siły nie były im potrzebne. Znaczyło to, że ma do czynienia z fanatykami gotowymi się poświęcić. Cokolwiek się zadzieje, to już nic nie będzie takie samo.

Wysłuchał w skupieniu każdego słowa Denisa. Nie oceniał. Nie komentował. Gdyby rok temu ktoś zapytał go o zdanie, to przyklasnąłby Cooperowi, dodając że umysł ludzki jest zawodny. Na lurkera wpływ miały warunki panujące pod wodą. Ograniczony zapas powietrza. Większe ciśnienie. Fakt nurkowania ze sterowca też z pewnością miał wpływ na owe “widzenia”.

A jednak. Tak naprawdę minęło kilka tygodni i cały jego pogląd na świat się zmienił. Oto w tle wszystkich rządów stała tajemnicza organizacja. Chorych na zarazę wspierali doktorzy. A on sam, szlachci z dobrego domu, który otrzymał wykształcenie z zakresu fizyki. Który zatrudniał najlepszych specjalistów, inżynierów, alchemika, lekarzy. Który nigdy nie modlił się w świątyni…
On sam miał wizję w czasie wszczepienia implantu. Wizję, którą ignorował. A jednak, to co widział wtedy na stole operacyjnym miało miejsce. Był w katedrze, którą wyśnił.

Tyrada Jacoba była dobrym pomysłem. Podtrzymywała załogę na duchu. Wiązała w jarzma logiki niewyjaśnione wizje. To było im potrzebne. I jakkolwiek nie znosił tego pyszałkowatego historyka, tak teraz nie śmiał mu teraz przerwać. Od tego mogły zależeć losy ich załogi w krytycznym momencie. A wszystko wskazywało na to, że zbliżał się cały wysyp krytycznych momentów.

Podszedł do Denisa i położył mu dłoń na ramieniu. Prosty gest. Okazanie wsparcia. Chłopak dużo przeszedł. Musiał z dnia na dzień dorosnąć. Poza tym tylko on umiał nurkować, a wszystko wskazywało na to, że odpowiedzi są na dnie morza. Szlachcic więc trzymał dłoń w milczeniu. Nie mógł przerwać Cooperowi. Nie mógł publicznie podważyć słów o monecie, czy o szklance. Ale lurker musiał wiedzieć, że Richard wierzy w każde jego słowo.

W końcu w pomieszczeniu zapadła cisza. La Croix postąpił krok do przodu i powiedział:
- Lecimy na Quard. Sprawdzić statek, przeliczyć uzbrojenie, niech technik zobaczy z kim można nawiązać łączność. Chcę wiedzieć jaka jest sytuacja na świecie. Dowiedzcie się, czy Delegatura Wolnych Miast nadal działa. Jakie obszary są poddane kwarantannie.

Musieli mieć cel. A nawet więcej niż jeden. Musieli mieć zajęcie, które odegna ich myśli od widm zagłady. A Denis musiał mieć teraz kogoś, kto odciąży go z ciężaru dowodzenia jednostką.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 20-09-2017, 14:58   #187
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację

Aeroplan zmierzał przestworzami z zawrotną prędkością. W porównaniu do poprzedniego, należącego do Richarda statku, ten posiadał znacznie więcej elementów zasilających. Ogromne turbiny wyły przeciągle, zaś dysze na tyłach maszynerii wyrzucały z siebie gęste strumienie pary. Podróżując tego typu wehikułem nie dało się lekceważyć technologii z Xanou. Mechaniczna bestia była najszybszym środkiem transportu, z jakiego dotychczas korzystali załoganci.
Jednocześnie wszyscy zauważyli, że wiatr znacznie się wzmógł i był coraz bardziej donośny, nawet pomijając szybkość z jaką drałował zeppelin. Dotychczas grube ściany balonu oraz gondoli skutecznie tłumiły takie dźwięki. Obecnie jednak aż ciężko szło ze sobą rozmawiać. Wichura strzępiła okoliczne obłoki, próbowała siłą wedrzeć się na statek, zmuszona jednak poprzestać na uderzaniu w metalowe płyty. Odgłosy te nawiedzały drużynę jeszcze długi czas.

Connor regularnie schodził do kajuty Richarda, aby doglądać jego stanu. Większość poważniejszych ran zostało już zasklepionych, a sam szlachcic czuł się znacznie lepiej. Okazało się, że felczer przygotował dla niego niespodziankę. We współpracy z Malfoy’em, skonstruowali dla niego specjalny mechanizm, o który pytał niedawno członek Delegatury. Dzięki urządzeniu szlachcic mógł ponownie zwiększyć obroty swojego wszczepu.

  • akcelerator do implantu
La Croix obejrzał dokładnie gadżet. Otrzymał niepozorny dysk, który mocowało się na ręce. Zabezpieczony na środku przycisk uruchamiał aparaturę. Wtedy niewielka igła przebijała ciało, łącząc się z układem nerwowym. Connor nie byłby sobą, gdyby wcześniej pięciokrotnie nie ostrzegł La Croixa o związanych z tym procesem zagrożeniach. Szlachcic miał z resztą pełną świadomość wspomnianego ryzyka. Kiedy walczył z sondami, czuł się jak młody bóg. Lecz jak tylko akceleracja przestawała działać, niemal doprowadził się do zapaści.
Wkrótce potem odwiedziła go Eloiza. Od wejścia zauważył, że siostra zmężniała. To już nie była ta sama, przestraszona dziewczynka, którą zostawił w Rigel. I jak wiedział, że więcej tu było gry pozorów niż bohaterskości, pewne zmiany były zdecydowanie zauważalne.
Stanęła naprzeciw wizjera, z którego rozpościerał się widok na przestwór morza. Lekko westchnęła, musnęła ręką zegar ścienny, aby wreszcie odwrócić się do niego.
- Chciałam… ci podziękować - jej wzrok nabrał intensywności - To wszystko, co robisz z pewnością wiele cię kosztowało. Wiesz, myślę że jako kobieta mam oko do rzeczy, które grają ludziom w sercach. I może inni niekoniecznie, ale ja potrafiłam wyczytać na twojej twarzy każdą batalie, jaką stoczyłeś. Także te najgorsze, które człowiek prowadzi samotnie.
Zaczęła chodzić po pomieszczeniu, w charakterystyczny sposób zakładając za sobą dłonie. Głowę miała lekko podniesioną, jakby próbowała sobie dodawać odwagi. Odkrył wtedy, że siostra kopiuje jego własne ruchy. Przez cały poprzedni czas musiała obserwować w jaki sposób starszy brat przemawia i gestykuluje, a teraz brała z niego pełny przykład.
- Kiedy patrzę jak działają sprawy, w których wszyscy tkwimy, odnoszę wrażenie że nikomu już nie można ufać. Nawet własnej rodzinie. Przecież ten cały Shagreen był jednym z nich, prawda? Pochodził z rodu Barnes. A teraz tam nawzajem skaczą sobie do gardeł.
Usiadła ciężko na łóżku. Przez chwilę wyglądała bardzo smutną. Jej twarz momentalnie zmieniła się jednak, kiedy tylko spojrzała na brata.
- Lecz ty przywróciłeś mi nadzieję. Na to, że będzie lepiej i że jeszcze kiedyś odbudujemy nasz ród. Może nie zawsze znajdę równie dobre rozwiązania co ty, lecz będę się starać…. bo jesteś dla mnie wzorem. I uznałam, że powinieneś to wiedzieć.
Eloiza mimo wszystko wydawała się nieco spłoszona własnym wystąpieniem. Zrzuciła z szaty niewidzialny pyłek i energicznie podniosła z posłania. Nie czekając na reakcję, szybko skierowała kroki do wyjścia. Prawdopodobnie miała rację mówiąc, iż dobrze odczytuje reakcje brata. Lecz działało to w obydwie strony. Richard miał pełną świadomość, że po czymś takim dziewczyna potrzebowała ochłonąć i dopiero później mogliby wrócić do tematu. Dla niej każda perora wiązała się ze sporym stresem. Podobnie stało się przecież, kiedy skrytykowała Jacoba.
Eloiza była dotychczas delikatną osobą, unikała podobnych zwierzeń. Teraz również nie sprawiało to jej łatwości, jednak różnica była taka, że przynajmniej próbowała się przełamać. Faktycznie się zmieniła.

Byli więźniowie trzymali się razem. Wiedzieli już, że powinni zaufać swoim wybawcom, a mimo to zachowywali się tak, jakby zagrożenie nie minęło. I ciężko było im się dziwić. Szkolono ich do tego, aby pozostać ostrożnymi w każdych okolicznościach. Przejścia w niewoli u Black Cross również mogły pozostawić na nich swoje piętno.
Mało interesowali się zwiedzaniem samego statku, raczej przebywając w jednym pomieszczeniu, tuż pod ładowniami. Zawsze, kiedy szli odpocząć lub się przespać, przynajmniej jedno z nich czuwało, pilnując reszty. Części nawyków zwyczajnie nie dało się wyrugować.
Skłamałby jednak ten, kto stwierdziłby, że okazali się bezużyteczni. Trójka kilkukrotnie pomagała w pracach konserwacyjnych - tak zaawansowany statek stale ich wymagał, potrzebowała tego również radiostacja. Czasem też gotowali i roznosili proste posiłki z tego, co znaleziono w pokładowej kuchni. Mimo swojej przezorności, chcieli być przydatni. Ironia tkwiła w tym, że działali dla Shagreena, człowieka którego publicznie przedstawiano jako bestię. Z jednej strony miał więc on na podorędziu zabójców i upiornych doktorów, z drugiej całkiem zwyczajnych ludzi.

Zhou i jego gwardia również raczej trzymali się na dystans. Ci jednak bardzo dbali o kurtuazję. Kiedy mijali kogokolwiek na którymś z pokładów, nie szczędzili pozdrowień i głębokich ukłonów. Należy dodać, że były to bynajmniej gesty spoufałe. Takie, a nie inne zachowanie, wynikało ze sztywnej etykiety, dodatkowo “wzmocnionej” przez wdzięczność wobec ratunku.
Po kilku godzinach żółtoskórzy wybrali się do Jacoba. Zhou nie miał dla niego jednak dobrych wieści. Kiedy znaleźli się w kajucie historyka, Zwięzły Język wykonał kolejny z wyuczonych pokłonów, po czym przeszedł do rzeczy.
- Udało nam się parę razy złapać Cesarzową, lecz tylko na kilka sekund. Wygląda na to, że cały czas jest przenoszona z miejsca na miejsce. Kwestia bezpieczeństwa. To nam utrudnia zadanie, ponieważ protokół zakłada, że przy każdej próbie nawiązania kontaktu, trzeba użyć innych częstotliwości. Mogę jednak zapewnić pana, panie Jacobie, że jesteśmy już blisko. Cesarzowa wie, iż podjęliśmy próby kontaktu i jej najbliższa świta z pewnością umożliwi nam rozmowę, gdy tylko będzie to możliwe.
Życzyli mu zdrowia oraz zapewnili o swojej lojalności - każdy z osobna. Potem odeszli: Zhou, czekająca na zewnątrz sobowtórka Cesarzowej oraz żołnierze.


Ci ostatni pobrzękiwali jeszcze z daleka elementami wspomaganych pancerzy. Mieli bowiem w zwyczaju cały czas nosić swoje zaawansowane zbroje oraz broń plazmową. Właściwie, były dla nich prawie jak świętość i Starr wcale by się nie zdziwił, gdyby przyłapał któregoś na modlitwie do własnej broni. Nie miało to jednak większego znaczenia. Liczył się tylko fakt, w którą stronę będą wycelowane karabinki na wypadek przyszłego konfliktu.

Tym razem, przy obieraniu nowego kursu, Manuel potrzebowała pomocy Denisa. Już wcześniej udowodnił, że i on nieźle radzi sobie z nawigacją. Poza tym, odwiedził już raz w Myth, więc głupotą byłoby zignorowanie jego rad.
Kiedy lurker przybył do rudej, tę otaczały dziesiątki globusów, map oraz żyrokompasów. W pierwszym momencie nawet go nie zauważyła i Arcon musiał na wejściu głośniej chrząknąć, by zwrócić na siebie uwagę.
- Dobrze, że jesteś. Zanim zaczniemy, musimy o czymś porozmawiać - stwierdziła pilot.
Jak na zawołanie gdzieś pod nogami dwójki rozległ się rumor.
- Słyszysz to? - wskazała na dolny pokład.
Wytężył słuch. Rzeczywiście, nawet przez świszczący wiatr przebijały się stamtąd odgłosy jakichś pohukiwań oraz szamotaniny. Wcześniej sądził, że to efekt działania silników. Gdy jednak Manuel zwróciła mu uwagę, dostrzegał że dźwięki były zbyt nieregularne.
Pilot złapała się za głowę.
- To twoi ludzie. Ci najemnicy. Są nawykli do prania innych po mordach. A kiedy nie ma kogo bić, leją się między sobą. Musisz coś z tym zrobić, Denis. Nie mogę pracować w takich warunkach. Trzeba im znaleźć zajęcia do cholery! - podniosła ręce w teatralnym wręcz geście.
Kobieta z pewnością potrzebowała warunków do skupienia się, lecz w obliczu właściwych problemów, jej wybuch był cokolwiek śmieszny. Widocznie słabo znała najmitów, sądząc że ot tak, po prostu da się ich uspokoić. Coś jednak mówiło Denisowi, że gdyby na jego twarzy pojawił się teraz choć cień uśmiechu, mogłoby to mieć nieprzyjemnie konsekwencje.
Aby zmienić temat, przeszli do sterów, gdzie tuż obok znajdowała się największa z map.


Manuel dokładnie przepytała Arcona w jaki sposób trafił tam za pierwszym razem i skąd wtedy zmierzał. Nie było łatwo o tym wspominać. W tamtych dniach podróżował jeszcze z wujem, którego stracił później podczas sztormu.
Kiedy Denis relacjonował, pilot cały czas zaznaczała coś na mapie. Potem on sam naniósł kilka poprawek. Zgodnie z tym, co lurker zapamiętał, Myth znajdowało się lekko na zachód od centralnych wód Qard. Dzięki temu, dwójce udało się w znacznym przybliżeniu zlokalizować położenie zatopionego miasta.
Po kwadransie, z chaosu bazgrołów i dziesiątek linii, stworzyli gotowy plan dalszego lotu. Manuel odpaliła cygaretkę i z łobuzerskim uśmiechem usiadła za sterami.

Po drodze widzieli kilka morskich bitew. Już z daleka zapowiadało je odległe dudnienie. Następnie, daleko pod zeppelinem kilkukrotnie rozgorzały eksplozje. Woda w tych miejscach wyglądała jakby wrzała - były miejsca kompletnie rozświetlone przez ogień, co nadawało toni oranżowej barwy. Pojedyncze punkciki znaczyły miejsca, gdzie wypadający zza burty żeglarze daremnie walczyli ze spienionymi falami.
W bitewnym chaosie trudno było zidentyfikować walczące stronnictwa. Nie było tam za to piratów - ci zazwyczaj pływali na szkunerach, które pozwalały szybko dogonić swoje ofiary. Załodze udało się natomiast ujrzeć handlowe fregaty oraz łodzie służące zazwyczaj szlachcie. Shagreen może i umówił się z rodzeństwem na rokowania, lecz wciąż mógł wybijać członków mniejszych domów, które służyły Barnesom. Jak twierdziła była zakładniczka Beatrice, wcale by to jej nie zdziwiło, gdyż konsekwentnie próbował on zmniejszyć zasięg własnej rodziny.
Przeciw obniżeniu lotu przemawiała nie tylko bliskość ognia, ale i świszczących w powietrzu, armatnich kul. Zeppelin był szybki, jednak tylko kiedy przemieszczał się w linii poziomej. Zmiana wysokości zajmowała pewien czas, podczas którego staliby się łatwym celem. Nawet dobrze zabezpieczony balon posiadał swoją wytrzymałość, którą atakujący z pewnością by wypróbowali. Mogli tylko ruszać dalej.



Następnego dnia o zmierzchu byli już na miejscu. Atramentowy kolor morza nie zdradzał położenia Myth, lecz zarówno Manuel oraz Denis byli pewni rzeczonego miejsca. Najpierw zmuszeni byli jednakże odczekać parę godzin, aby wiatr ustał choć na trochę.
Wtedy też jeden z techników znalazł Richarda, aby zdać mu raport. Według tego, co udało mu się usłyszeć przez radiostację, Delegatura radziła sobie nieźle. Właściwie jak tylko mogli, maskowali skalę całej sytuacji.
To z kolei przywodziło pewne wspomnienia. Zaraz po ataku na wyspie Jerry, tam gdzie dla Richarda wszystko się zaczęło, przyszedł on do swojego zwierzchnika - Lionela Ubertona. La Croix zasugerował wtedy, że mógł zostać wystawiony. Starszy Delegat zdawał się coś wiedzieć, jednocześnie sugerując, aby nie drążyć sprawy.
Czy Wolne Miasta mogły zatem posiadać jakąś świadomość na temat operacji sto dziesięć oraz konfliktu między Shagreenem, a pozostałymi Barnesami? Było to godne rozwagi, tym bardziej iż familia produkowała oraz testowała broń dla “wolnościowców”. Wciąż brakowało kilku ostatnich elementów, aby poskładać to wszystko w jedną całość.
Jakiś czas później Denis zanurzał się w zimnych wodach Qard. Pod sobą miał tylko ciemność, którą latarnia z trudem przerzedzała. Każde zejście do ruin oznaczało ryzyko. Dobrze to wiedział. A teraz doszły do tego nowe niebezpieczeństwa, o których opowiadał mu Jacob. Zdaniem Arcona zagrożenie było o wiele bardziej namacalne, niż przedstawiał to historyk. Jakby nie było, musiał mieć się na baczności bardziej niż dotychczas. Ostatnim razem wszakże zachowywał czujność, a mimo to prawie nie przypłacił zejścia swoim życiem.
Nadal nic nie widział. Póki co, mógł tylko posługiwać się wspomnieniami swojej pierwszej tutaj wizyty, jeszcze z wujem Louisem. Wtedy była to część ekscytującej przygody. I choć dziś również czuł całym ciałem bicie swojego serca, to przybywał tu ze zgoła innych powodów. Być może Myth stało się bowiem miejscem spoczynku jego dawnego przyjaciela, Enzo.
Tym razem przynajmniej posiadał o wiele lepszy sprzęt. Jeśli w tym stroju nie mógłby odnaleźć Castellariego, nie potrafiłby tego zrobić w żadnym innym. Akwalung A-72 posiadał specjalne wiertła, moduł pozwalający przesuwać ciężkie obiekty, dodatkowe zbiorniki z tlenem. Na długiej suwnicy tkwił również darowany przez Malfoy’a harpun.
Powoli zaczął rozróżniać ciemne kształty. Zniszczone, porośnięte nalotem ruiny stały tu przez cały czas, milczące i ogromne. To było dość paradne, że na powierzchni dochodziło do zamachów i przewrotów, a tu wciąż panował spokój.


Nim osiadł na mulistym dnie, dostrzegł kilka charakterystycznych budynków oraz elewację starego gmachu teatralnego. Zmrużył oczy, obserwując budowlę. Ironiczne, biorąc pod uwagę słowa Coopera: Byliście kiedyś w teatrze? Jest tam muzyka, scenografia. Co bogatsze sceny dysponują maszynami generującymi zimne lub gorące podmuchy. Wszystko ma wywołać konkretne reakcje w widzu.
Oczywiście wypowiedź Jacoba były tylko przenośnią, jednak nie dało się uciec od pewnych skojarzeń. Tu również coś mogło czyhać na samotnego nurka. Musiał za wszelką cenę utrzymać trzeźwość myślenia. Już teraz miał dziwne wrażenie, że ruiny Myth przypominają trochę te, które dane mu było ujrzeć w wizji. Kolejna ułuda lub całkiem logiczny wniosek.
Szczęściem tym razem miał cały czas kontakt z towarzyszami na górze - dość wyraźnie słyszał ich w swoim radio. To dodawało otuchy i przynajmniej trochę odsuwało perspektywę pomylenia zmysłów.
Łuna z jego latarni omiotła najbliższe otoczenie. Nurkowanie nocą było ekstremalnie trudne, lecz nie mogli czekać do brzasku. Widział jedynie zarysy murów oraz szkielety budynków, wśród których wirował zgniłozielony plankton. Gdzie mógł być Enzo...
Musiał sobie dobrze przypomnieć ostatnią wizytę. Była jedynym tropem, jaki obecnie posiadał.
 
Caleb jest offline  
Stary 20-09-2017, 22:38   #188
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Długo po wyjściu Connora szlachcic wpatrywał się w przycisk. Ostatnio dzięki czemuś takiemu stał się maszyną do zabijania. Ale cierpiał ponad dobę z powodu efektów ubocznych. Przycisk ostateczny. Wiedział, że jeżeli go użyje, to tylko w dwóch wypadkach. Gdyby musiał zabić wszystkich przeciwników i miał pewność, że po wszystkim nie zostanie już żaden wróg. Albo gdyby musiał jak najdłużej stawiać opór, a to co będzie dziać się potem nie miałoby znaczenia. Na przykład gdy będzie musiał się poświęcić niczym fanatycy Shagreena. Przycisk ostateczny był więc dobrą nazwą, którą szlachcic zaczął używać w swojej głowie.

***


Spotkanie z Eloiz rozpierało dumą jej starszego brata. Mała dorosła. Żałował, że w takich warunkach, ale nie można było jej już odmówić dojrzałości. Uśmiechnął się, gdy zobaczył ją maszerującą przed nim w dumnej pozie. Nie śmiał jej przerwać. Rozmyślał nad tym jak bardzo się od niego różni.

Z drugiej strony on sam był niewiele starszy od niej, gdy zamordowano jego ojca. Też musiał szybko dojrzeć. Z tym, że jemu brakowało wzorców. Ona za to miała kompletnie zły wzorzec, jakim był Richard.

- Musisz komuś zaufać. Nie ufając nikomu skazujesz się na samotność. Rodzina jest wielką wartością. Gdy coś zabije nasze zaufanie względem siebie, to będzie to koniec rodu La Croix. Nasz ojciec na to by nie pozwolił. Co zaś do bycia wzorem…

Szlachcic zamarł wpatrując się w plecy siostry. Wiedział, że ściska ją teraz gardło. Wiedział, że się nie odwróci, myśląc, że ukryje swoje uczucia. Stała zawieszona w pół kroku w wyjściu jego kajuty.
- Cezar byłby dla ciebie lepszym wzorem. Ustatkowany. Mniejsza szansa, że zginie w wybuchu, albo na moście spadającym z latającego miasta.

Trawiła to co mówił i chciała zaprzeczyć. Całą sobą chciała zaprzeczyć. Choć miał rację. Stała bez ruchu i nawet nie zorientowała się, kiedy podszedł do niej z tyłu. Położył swoje wielkie dłonie na jej ramionach.
- Niestety z braku lepszego wzoru na miejscu musisz zadowolić się tym co jest. Jutro przyjdź. Poćwiczymy z rapierem. Albo z nożem. Co uznasz za wygodniejsze.

Ćwiczenie szermierki z siostrą miało dwa cele. Atmosfera z każdym dniem stawała się coraz gorętsza. Dziewczyna nie mogła pozostawać bezbronna. Musiała poznać podstawy. Musiała wiedzieć, gdzie zadać cios, żeby unieruchomić przeciwnika i uciec. Ale krew nie woda. Eloiza już w swojej głowie planowała stanięcie do walki. Starszy brat jednak szybko wybijał jej te myśli z głowy. Z łatwością ją rozbrajał rapierem i przystawiał dzierżony w lewej ręce nóż do gardła. Właśnie to, czyli wizja silniejszego, szybszego i bardziej doświadczonego przeciwnika szybko studziła jej zapędy do bohaterstwa.

- Gdyby zaczęło się robić naprawdę gorąco trzymaj się Coopera.

Eloiz była zdziwiona tą radą brata. Ten zaś się uśmiechnął i dodał:

- Jest jak karaluch. Cholerenie trudno mu coś zrobić. Zdaje się wyrywać ze wszystkiego co mu zagraża. Ale nie ufaj mu zbytnio. Jeżeli chcesz komuś zaufać, to Denis nie jest zepsuty. Jest jeszcze Manuel, której powierzyłbym życie. Ale mam wrażenie, że akurat ona cię nie interesuje.

Richard zaśmiał się po tych słowach i puścił oko siostrze, a Eloiz rzuciła się na niego z pięściami. Obydwoje śmiali się i szturchali jak dzieci. Moment zapomnienia dawał tak wiele w trudnych chwilach.

Drugim powodem dla którego szlachcic zaproponował treningi był jego powrót do zdrowia. Potrzebował treningów. Musiał wiedzieć gdzie rany doskwierają mu najbardziej. Gdzie ma teraz słabe punkty.


***


Na statku było wiele do zrobienia. Richard szybko obsadził się w roli pierwszego oficera, który był wszędzie tam, gdzie nie było Denisa zajmującego się ważnymi “kapitańskimi” sprawami. Malfloy skutecznie wskazywał gdzie jest co do roboty. Szlachcic nie stronił od ciężkich zajęć. Pot i zmęczenie pozwalały mu nie myśleć zbytnio. Od jakiegoś czasu w głowie miał widmo Samanthy Kidd, która spoczywała na dnie oceanu w jego płaszczu. Dziewczyna była niewiele starsza od jego siostry. Współpracę z nimi przypłaciła życiem. Ale w imię czego zginęła? O cóż walczyli w tej wojnie? O lepszy świat oczywiscie. Każdy, od zawsze walczy o lepszy świat.

Zmęczony usiadł na zwiniętej właśnie linie i sięgnął do wiadra z wodą. Wziął głęboki łyk po czym zapytał Beatrice podając jej wodę.
- Dlaczego za nim podążacie? O co walczycie? Co wami kieruje?

Pracowali razem. Pomagali sobie. Szlachcic nie miał zamiaru nikogo przesłuchiwać. Był tylko ciekaw co napędzało owych “Jeńców” Zresztą pytanie usłyszeli też Steven i Gregory, którzy wraz z nimi zajmowali się specyficznym "takielunkiem" sterowca.

***


W końcu dolecieli na miejsce.
Richard stał przy inżynierze i wpatrywał się w wąż zanurzony w oceanie. Gdzieś tam po drugiej stronie był Denis Arcon. Sam jeden. Szlachcic nie mógł nic zrobić, żeby mu pomóc, jednak nie wyobrażał sobie, że mógłby być gdziekolwiek indziej. Nie odrywał oczu od węża nawet gdy Malfloy postanowił przybliżyć mu ideę lurkingu i maszynerię do tego używaną.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 21-09-2017, 09:02   #189
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Świst wichru długo nie pozwalał mu na odpoczynek. Chociaż Denis nie odczuwał prędkości sterowca to upiorne odgłosy skutecznie odpędzały wyczekiwany sen. W końcu zmęczenie przemogło niepokój i lurker pogrążył się w otchłani niebytu.

Rozgrywka między Shagreenem a Krzyżowcami chwilowo została zepchnięta na dalszy plan. Bardziej niezwykłe było tajemnicze zniknięcie Enzo i to, co odkrył w głębinach. Z każdą przebytą milą znajdowali się bliżej miejsca jego zaginięcia i mimowolnie Arcon odczuwał coraz to większe podekscytowanie. Już raz był w zatopionym mieście. Teraz bogatszy o posiadaną wiedzę, może wreszcie odnajdzie dawnego przyjaciela i będzie mógł posłuchać tego, co zapisał rejestrator w jego kombinezonie.

Wizyta na mostku, a szczególnie dociekliwe pytania Manuel okazały się bolesne. Raz jeszcze przeszłość zraniła go harpunem wspomnień. Widział siebie wraz z wujem przy busoli i słyszał echo rozmów ze swoim mentorem. Migawki ze wspólnych rejsów, jowialny ton rozmów na co dzień i niezwykle skupiony podczas nurkowań. Wszystko to układało się w panoramę dawnego życia. Obraz, który na powrót ukazał paletę wzajemnych uczuć. Szczerze pielęgnowany w pamięci, bo tylko tam nabierał prawdziwych barw...

Pilotka naprawdę potrafiła go zaskoczyć. Prawie zapomniał o bractwie najemników. Powinna się cieszyć, że nie mają na pokładzie piratów... Szczególnie jednej, przeklętej piratki – świeć Noasie nad jej potępioną duszą - pomyślał. Na tyle poznał Manuel, że wiedział kiedy nie jest skora do żartów, toteż zachował kamienne oblicze. Dręczyły ich poważniejsze kwestie niż mordobicia wśród najmitów. Te były niejako wpisane w program wspólnej podróży. Denis obiecał im niemałe pieniądze, próbując trafić do chciwych umysłów. Nie miał ochoty na kolejne dysputy, lecz pokiwał głową na znak, że załatwi sprawę. Na koniec jeszcze przypomniał sobie o pewnej delikatnej kwestii, prawdopodobnie nastrój refleksji skłonił go do tego, spontanicznego, acz ryzykownego kroku.
- Manuel, jeśli chcesz coś powiedzieć Richardowi, wiesz, co mam na myśli... - popatrzył na nią niezwykle szczerym wzrokiem. - To chyba lepiej będzie to zrobić niebawem, niż kiedy dostaniemy się w epicentrum burzy... Uwierz, do tej pory żałuję, iż nie zdołałem przekazać wujowi jak był dla mnie ważny. Drugiej szansy nie dostałem... Młodzieniec odszedł w milczeniu.

Wreszcie osiągnęli ostatni przystanek na drodze ku wyspie Eliasza. Arcon ćwiczył oddech, wpatrując się w niespokojną , nieprzeniknioną toń. Yarvis – mechaniczny towarzysz buczał i brzęczał kołując nad dzwonem hełmu. Młody poławiacz nagle zdał sobie sprawę, że nie pamięta kiedy ostatni raz łykał presury - tabletki, które zapobiegały szaleństwu i chorobie. Głębiny oddziaływały bowiem w niewytłumaczalny sposób na lurkerów, ciekawe jak wyjaśniłby to mądrala Cooper? W tym czasie Malfoy dał mu znak, że może ruszać. Lurker żywo przypominający rycerza w zbroi, wkroczył na platformę. Opuszczany w szpony żywiołu patrzył na imponujący kadłub sterowca i tych, którzy żegnali go przed najważniejszą z podwodnych misji.

To już nie był wielki błękit, który kilka miesięcy temu oczarowywał i pieścił zmysły młodego nurka. Ocean był groźny, posępny i oddawał kolorami nastrój panujący teraz w zonach Oriona. Ruiny zaś idealnie wpisywały się w wieszczbę dla świata i wizje, których ostatnio doświadczył. Widok teatru ugodził poławiacza niczym sztylet serce bohatera tragicznego. Jak nazywała się ta aktorka? - imię uporczywie wymykało się pamięci Denisa. Jej podobizna zdobiła naszyjnik, od tego znaleziska zaczęły się jego przygody. Pamiętał, że trafił do zrujnowanej budowli po tym jak nie poradził sobie z oczyszczeniem podwodnego gruzowiska w jednym z tuneli. Rozejrzał się po okolicy, wzmacniając strumień światła, szukał śladu niecki i schodów, które prowadziły w głąb dna. Tam czekało rozwiązanie zagadki, to przekonanie narastało w nim kiedy tylko znalazł się w znajomym miejscu. W myślach skrupulatnie odtwarzał drogę, którą pokonywał już wcześniej. Tym razem, będąc bogatszym o doświadczenia, w skafandrze, który był ogromnym wsparciem dla wyćwiczonego ciała. Nie zwalniało go to jednak z obowiązku zachowania ostrożności, a nawet wzmogło wyuczone wcześniej odruchy.Nie mógł zawieść wuja Louisa... nie w tej chwili... nie w tym miejscu…
 
Deszatie jest offline  
Stary 25-09-2017, 12:16   #190
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Czas zniknął. Świat przestał istnieć prawie całkowicie, zawężony do wąskiego okna pustego niegdyś notatnika oprawionego w miękką skórę. Jeśli dokładniej by się zastanowić, to on również nie istniał. Świat zewnętrzny całkowicie stracił znaczenie w obliczu tego, co działo się wewnątrz. A działo się wiele.

Tryby mechanizmów obracały się z zawrotną wręcz prędkością, toporne puzzle przesuwały się ze zgrzytem po chropowatej podłodze jeden za drugim, a jednak z zadziwiającą płynnością. Wszystko było takim, jakim powinno być. Tworzyły całe sekwencje, nabierały subtelniejszych kształtów i lekkości ciosane dłutem myśli. I sunęły coraz szybciej. Pojawiały się coraz szybciej. Pojedynczo i całymi grupami do momentu, w którym ujawniła się podświadoma prawidłowość, wzór. Spływały całymi kaskadami. Widział już pożądane kształty. Do nich dążył, choć początkowo nie był tego świadomy. Tak powinno być. Właśnie taka forma była najlepsza.

Zamknięte na zasuwę drzwi kajuty nie wpuszczały nikogo. Jacob Cooper pierwszy raz od dawna chciał być prawdziwie sam, by móc skupić się na obranym projekcie. Musiał on zostać stworzony właśnie teraz, w tej chwili. Nie później.

Notatnik zapełniał się drobnym maczkiem liter z prędkością, przyprawiającą piszącego o ból dłoni, lecz umysł jakby tego nie rejestrował całkowicie zapadnięty w siebie, gdzie kształtował bloki wiedzy i przemieniał w zwiewne kształty słów sekwencją spływających przez dłoń na papier.

Wiedza mogła budować i burzyć, tworzyć i niszczyć, chronić i zabijać. Właściwie robiła to za każdym razem. Była obosiecznym mieczem, którym trzeba było potrafić się posługiwać.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Cooper obejrzał się tak gwałtownie, że zatrzeszczało mu w szyi. Zamrugał i pospiesznie schował notatki do szuflady. Chwilę później był już przy drzwiach niewielkiego pomieszczenia. Usuwana zasuwa zazgrzytała cicho, zaś drzwi stanęły otworem. Po drugiej stronie stał Zhou wraz ze swoją świtą. Historyk skłonił się uprzejmie i zaprosił ich do środka.

Wieści nie były jednak pomyślne. Wciąż nie udało się nawiązać połączenia z Cesarzową, co wymagało zredefiniowania obranego przez Jacoba planu. Nie zredefiniowania, skorygowania. Kilkusekundowe połączenia były zbyt krótkie na rozmowę, ale wystarczająco długie dla krótkiego komunikatu.
Skinął głową wyspiarzowi.

- Następnym razem, jak połączycie się na te kilka sekund, proszę powiedzieć, że chodzi o bezpieczeństwo Xanou. Nie skłamie pan, gwarantuję. Połączenie potrzebne jest jak najszybciej.

Xanouańczycy zniknęli równie szybko, jak się pojawili. Zasuwa wskoczyła na swoje miejsce, a Jacob sięgnął po notatki. I zamarł. W oddali słyszał kanonadę zbliżającej się bitwy morskiej. Przysunął się do bulaju, skąd obserwował odległe statki. Cierpliwość została wynagrodzona. Choć nie potrafił zidentyfikować konkretnej przynależności, zobaczył wszystko, co chciał.

Brak pirackich szkunerów. Były natomiast statki handlowe i okręty szlacheckie. Shagreen atakował Barnesów, co nieszczególnie obchodziło Jacoba. Mijali jeszcze kilka bitew i każda była podobna odnośnie zaobserwowanych wcześniej cech.

Zdawało się, że Richard nie zauważył niepokojącej przesłanki wynikającej z informacji przekazanej przez doktora. Nikt nie wie, gdzie znajdują się obecnie piraci. Wszyscy lub prawie wszyscy. Zniknęli. Najbardziej niejednorodna grupa potrafiąca walczyć z innymi równie dobrze jak z samymi sobą znika bez śladu. Jednocześnie. Cooper obserwował wszelkie znaczące w konflikcie siły, a jedna właśnie zniknęła.

Zakończył pisanie i obwiązał notes sznurkiem. Następnie opakował go w papier, ponownie owinął sznurkiem, po czym zalakował. Pakunek schował za pas, pod ubranie i wyszedł. Musiał porozmawiać z Richardem w trymie natychmiastowym. Należało dowiedzieć się czegoś o piratach nawet jeszcze szybciej.

- Zniknięcie wszystkich piratów jednocześnie jest bardzo niespodziewane. Musimy jak najszybciej dowiedzieć się co z nimi. Niegdyś miałeś kontakty z korsarzami, więc może masz kogoś, kto mógłby wybadać sytuację. Przyda się każda informacja.

Jak się okazało, szlachcic rzeczywiście dość szybko potwierdził, iż rzeczywiście dysponuje taką znajomością.

- Niech Zhou pójdzie coś zjeść. Przejmiemy radiostację na kilka chwil i wpuścimy go znowu. Chodźmy.




Zapukał cicho. Wszedł kiedy usłyszał zaproszenie, zaś w środku uśmiechnął się szelmowsko do znajdującej się tam dziewczyny.

- Sytuacja robi się coraz bardziej napięta. Będziemy tańczyć na nosach dwóm bestiom, dlatego chciałbym ci coś przekazać - wyciągnął pakunek i wręczył Eloizie.

- Nie otwieraj tego. W środku jest notatnik, w którym zapisałem ważne informacje, ale nie czytaj ich. Nie mów też nikomu, że to posiadasz, bo w ten sposób narazisz siebie i bliskich. Nie jest wielki, więc trzymaj go przy sobie w bezpiecznym miejscu. Ta wiedza jest naszą polisą ubezpieczeniową. Wielu ludzi zrobi niemal wszystko, żeby nie wyszła na światło dzienne i zamierzam to wykorzystać, jeśli będzie trzeba. Pamiętaj, nie otwieraj, nie czytaj. A tak w ogóle to wcale niczego nie masz. Czego mógłbym chcieć przybywając do pokoju ślicznej szlachcianki? To bardzo wiarygodna wymówka, więc jeśli pozwolisz, zostanę na chwilę, by ją uwiarygodnić - rozciągnął usta w jawnie fałszywie niewinnym uśmiechu i mrugnął do kobiety.




Kiedy Denis zszedł pod wodę wszyscy oczekiwali na to, co się wydarzy. Jacob usiadł nieco z tyłu z zamkniętymi oczami i delikatnym uśmieszkiem błąkającym się na ustach.
- Mów do nas cały czas. Musimy widzieć i słyszeć to, co ty. Potrafisz być bardzo plastyczny - zakończył Jacob z żartobliwą uszczypliwością.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172