Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-05-2016, 23:14   #1
 
Demogorgon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znany
[autorski, superhero] Shards of Glasgow

[Temat na posty in character]
 
Demogorgon jest offline  
Stary 08-05-2016, 01:13   #2
 
Demogorgon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znany
5 Maja 2015

Phoebe Duncan
Nawet pomimo jej nietypowych aktywności, Phoebe udało się wrócić do domu nie zastawszy jeszcze nikogo. Phil przyjechał niedługo po niej, tłumacząc się, że musiał zostać dłużej w klinice. Dobrze, że to on w tym domu zajmował się gotowaniem. Charlie przyjechała prawie pod wieczór, wykończona. Zajadając podgrzaną porcję łososia, zaczęła wyjaśniać powód swego spóźnienia. Poważny pożar, który wybuchł w Govanhill, najpewniej robota podpalacza. Potrzeba było ekip z kilku remiz, aby go opanować. Charlie szczególnie uwagę poświęciła jednak temu, jak ocaliła życie rocznemu dziecku, wynosząc je z płonącegobudynku.
- Przez chwilę myślałam, że sztuczne oddychanie na nic się nie zdało, ale po chwili… – Zamarła dramatycznie z widelcem uniesionym w połowie drogi do ust. Zjadła nabity nań kawałek ryby i przeżuła. –Naprawdę, do muzyka dla uszu usłyszeć jak taki brzdąc znowu zaczyna oddychać. – Tym dumnym z własnego czynu stwierdzeniem zakończyła swoją opowieść, nabijając kolejny kawałek obiadu na widelec, po czym zwróciła się w stronę swojego męża. – Ale dość o mnie. Jak minął twój dzień?
-Też nie najlepiej. – Phil westchnął, zmęczony. – Przywozili nam ranne zwierzęta chyba z całej dzielnicy. – Weterynarz zaczął opowiadać o całej serii podobnych przypadków zwierząt pokłutych ostrym szpikulcem. – Zupełnie jakby jakiś psychol biegał po całym Cranhill i dźgał każdego bezpańskiego psa, na jakiego trafił. Całe szczęście, że nigdy nie były to poważne rany.- Westchnął ciężko. – Co się dzieje z tym miastem?-Pokręcił zmęczony głową i spojrzał na Phoebe. – Może przynajmniej ty miałaś dobry dzień? – Zapytał,ale w tonie jego głosu i oczach Phoebe mogła dostrzec, że jest zmęczony i zasmucony, ale też w pewnym stopniu dumny z tego, ile zwierząt ocalił.

Duncan O’Malley
To był skromny, mało imponujący klub, upchany w jednym z w miarę lepszych obszarów Cranhill, praktycznie stary barak, skryty między blokowiskami. Ale to się nie liczyło. Może nawet było lepiej w ten sposób? Bliżej ludzi i ich problemów? Po co komu wielkie sceny, jak to mawiał Terry? Zdaniem zespołowego basisty, prawdziwa muzyka była na takich małych scenach jak ta, z dala od wielkich koncertów na setki tysięcy fanów i korporacyjnych paniczyków w garniturach.
Do bitwy zespołów zostało jeszcze kilka godzin, ale patrząc na ilość ludzi, już mógł stwierdzić, że zapowiadała się pełna sala. Widział parę znajomych twarzy, głównie koledzy z klubów. Dostrzegł Emily przy wejściu, rozdawała jakieś ulotki na marsz przeciwko ostatnim posunięciom Camerona. Z mieszanym skutkiem, wśród gości znajdowało się mniej więcej po połowie ludzi, którzy tylko przyszli się dobrze bawić, jak i wiernych idei punka buntowników, zawsze gotowych na walkę z systemem. To Emily wpadła na zgłoszenie zespołu, czy też raczej grupki zazwyczaj podchmielonych kolegów Duncana do udziału w tym konkursie. Ich repertuar nie był duży, ale myśl o występnie wprawiała wszystkich w stan ekscytacji.
Nieco przy barze Duncan dostrzegł Remiego. Chłopak wystroił się w skórzaną kurtkę i morowe spodnie i teraz próbował wykorzystać czas, zagadując do jakiejś gotki w czerwonym płaszczu, której wieku Duncan nie potrafił stąd określić.

Jimmy Deep
To był brudny, ciasny, obskurny klub gdzieś w Cranhill, pełen punkowców i innych miłośników alternatywy. Oraz dobrej bijatyki po pijaku, osądzając po wyglądzie. Jimmy musiał jednak zaryzykować. Dużo czasu mu zajęło mu zdobycie informacji, że dzisiaj znajdzie tutaj kogoś, kto może doprowadzić go do jednego z jego celów. Szkoda tylko, że nie wiedział, jak może on wyglądać, jedynie, że znają go pod ksywką Sugar. Przy wejściu jakaś dziewczyna, z ubioru zupełnie tu nie pasująca, próbowała wcisnąć mu jakieś papiery na temat Camerona. Raczej wątpił, by to była ona. To był mały klub, a on miał czas do rana. Ale ludzi było całkiem sporo, a będzie pewnie jeszcze więcej. Musiał znaleźć sposób, jak znaleźć swój cel szybko i bez zwracania na siebie zbytniej uwagi.

Marcus Baggins
Informacje potrafią podróżować między bezdomnymi w miarę łatwo. Nawet w dużych miastach każdy zna kogoś, kto zna kogoś innego. Tak od kolegi do kolegi informacje mogły dotrzeć od każdych uszu. Kiedy Marcus dowiedział się, że stara Lee chce go widzieć, nie zaskoczyło go to nawet. Lee mieszkała w Gorbals, ale sypiała gdzie akurat mogła znaleźć miejsce, głównie na dworze. Znalezienie jej w dzielnicy wymagało trochę wysiłku, ale w końcu mogli pogadać spokojnie, gdzieś na osobności. Lee była tak miła, że poczęstowała go nawet odrobiną swojej nalewki „domowej roboty”, ostrej i o metalicznym posmaku. Jako, że była raczej odludkiem, to już zwiastowało, że ma problem. Ale była też zawsze gotowa przyjść z pomocą i służyć radą i parę razy pomogła też Marcusowi w potrzebie, nigdy niczego nie żądając w zamian. Aż do tej pory.
-Coś jest nie tak. – Powiedziała staruszka. – Ludzie myślą, że od nich stronię. Że nie mam przyjaciół i tym podobne, nie? – Mówienie przychodziło jej opornie, wyraźnie do tego nie nawykła. – Ale to nie tak. Lubię stać z boku i obserwować. Słuchać. Zauważam dużo co innym umyka. – Pociągnęła łyk nalewki z piersiówki. – Ludzie znikają. Nasi ludzie. – Tak zwykła mówić na bezdomnych. – To nic dziwnego. Często ktoś odchodzi, spróbować szczęścia w innym mieście. Albo do rodziny. Ale to jest inne. Zbyt podobne. Ktoś mówi, że czuje się, jakby był obserwowany. Albo, że widział jakiegoś dziwaka, ubranego na czarno albo na biało. A niedługo potem znika. I nikt nie wie, gdzie się podział. – Przerwała na chwilę i spojrzała poważnie na Marcusa. –Ze wszystkich naszych w tym śmierdzącym mieście, ty jeden jesteś taki, że każdy ci ufa i każdy lubi. – Ostatnich słów nie wypowiedziała, prośba jednak zawisła w powietrzu.
 
Demogorgon jest offline  
Stary 08-05-2016, 10:32   #3
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
"Co ja robię tu?" to chyba najbardziej powtarzająca się myśl w jego głowie, niczym pieprzone deja vu za każdym razem, gdy znów zerkał na tą zgraję pijanych świń z irokezami. Niecierpiał Glasgow od kiedy tu przypłynął, choć w pewnym sensie czuł też z jego rezydentami jakąś bratnią więź. Jednak przybywając tutaj, miał nadzieję że powoli przemieniające się, ale bądź co bądź spokojne Cranhill, choć na chwile pozwoli mu się odciąć od brudnego, zapijaczonego i wiecznie zdeprawowanego Govan. Każda sekunda spędzona w tej obskurnej mordowni odbierała mu tą nadzieję. Nie znalazł tu ani chwili oddechu czymś więcej, niż odorem skrętów, alkoholu i nieumytych ciał. Zapalił papierosa, już trzeciego w ciągu godziny, po czym spojrzał w stronę środka pomieszczenia. Denerowował się. Gęsty kłąb dymu wydobył się z jego ust, a oczy zaczęły bezładnie szukać jakiegoś punktu zaczepienia. Próbował przypomnieć sobie każdy szczegół, który dostał od Weedy'ego. Z jego nieskładnego bełkotu spowodowanego ostro wyjaranym mózgiem, czasami dość ciężko było wyciągać szczegóły. Bywało że dopiero z czasem Jimmy kojarzył pewne słowa i łączył je w zrozumiały przekaz. Zamyślił się głęboko, zaciągając się przy tym powoli. Obok przypadkowych myśli zakłócających jego tok dedukcji, nie pojawiało się póki co nic, co mógłby połączyć w fakty. Co za kutas z tego Weedy'ego! Po kiego wała daje mu takie niepełne informacje?! Znać lokal i dzielnicę, ale nie osobę spoktania, to nie znać nic. Co gorsza, to mógł być kolejny z jego ćpuńskich majaków, i choć Weedy zarzekał się że jeszcze w ten dzień nie palił, to w jego obecnym stanie różnica stawała się marginalna. "Oj, chyba będziesz musiał w końcu ograniczyć to gówno, Weedy!", pomyśał Jimmy. Oczywiście było to myślenie nie tyle życzeniowe, co wręcz abstrakcyjne. Z zamyślenia wytrąciła go jakaś laska z ulotkami, która chyba urwała się z terapii psychiatrycznej dla zachowań autodestrukcyjnych, a bynajmniej Jimmy nie widział innego powodu dla którego ta ładna panna pakowała się do takiej speluny, pełnej niewyżytej, nawalonej, samczej patologii. Przez chwilę pomyślał znów o sobie w tym miejscu, a raczej o swoim miejscu w tym społeczeństwie. Miał 23 lata, a wciąż niczego praktycznie nie osiągnął. Żył dla siebie, no i dla Jacka. Reszta średnio go obchodziła, i był nikim. W życiu nie spotkała go żadna szansa na zmianę. Błyskawicznie jednak coś go tknęło. Jego dłoń powoli, instynktownie tknęła przedramienia, koniuszkami palców masując skórę pokrytą tautażem z trzema literami. Po chwili opamiętał się, i zwrócił uwagę na treść ulotki. "Zostańmy na drodze do silnej ekonomii" głosiło hasło konserwatystów, pod wodzą Camerona. Teraz zrozumiał, prychając przy tym. W sumie to prawie jak szaleństwo. Pieprzona polityka, która atakuje znienacka, że nawet w pubie nie pewności spokoju. Miał dość tego miejsca, i niedość czasu na to by znaleźć osobę, która pozwoli mu zbliżyć się do celu. Tak, czuł że teraz jest ten moment zmiany w jego życiu. Od momentu wypadku, zmieniło się praktycznie wszystko. Może nie do końca jeszcze zdawał sobie z tego sprawy, ale tak było. Szybkim gestem wychylił resztkę szkockiej, wziął głębokiego ostatniego bucha, i wyrwał umysł z tego pubowego marazmu. Musiał działać szybko. Wciąż co prawda nie wiedział z kim ma się spotkać, poza jego pseudonimem. Sugar. Słodki. Ta, z pewnością. Teraz przypomniał sobie jeszcze wzmiankę "znają go pod ksywą Sugar". Czyli ktoś go zna. Spojrzał raz jeszcze po towarzystwie w poszukiwaniu kogoś zwyczajnego, kto również nie bardzo chciał się wybijać w tłumie. Potem na barmana. I raz jeszcze na pannę co mu dała ulotkę. A potem na ulotkę raz jeszcze, w nadziei głupca że może tam jest jakaś ukryta wiadomość. Jeśli nie znalazł niczego konkretnego, ani nie było w pubie osoby o profilu "niepodejrzany o żadne ekscesy". udał się w kierunku baru. Pamiętał o asie w rękawie. Nie miał jednak ochoty go wyciągać przy każdej możliwej okazji, zwłaszcza w miejscach publicznych. Wiązało się to z ryzykiem wykrycia, a to ostatnia rzecz która była mu teraz potrzebna. Cały jego misterny plan mógłby pójść w łeb, a on wtedy chętnie raz jeszcze skorzyłby z tego dachu, tym razem na główkę. Nie, plan nie mógł się nie udać. Dlatego dowie się kto, i dowie się gdzie i jak.

----------------------------------------------

Wariant 1: Jeśli znajdzie coś na ulotce

Postąpi zgodnie z instrukcjami, o ile będą dotyczyły dotarcia do jego celu.

Wariant 2: Jeśli znajdzie osobę która pragnie się nie wyróżniać

Dyskretnie podejdzie do niej, nie patrząc na nią. Dopiero przy stoliku zaczepi ją, i zapyta czy może się dosiąść.

Wariant 3: Nie znajdzie nic na ulotce, ani osoby.

Pewnym krokiem, opierając się pokusie spojrzenia na punków, idzie w kierunku baru z pustą szklanką w dłoni. Następnie siada na jednym z wysokich stołków (o ile jest wolny), kładzie szklankę na ladzie i czeka aż barman podejdzie. Gdy to już się stanie, Jimmy zwraca się do niego:
- Jeszcze szkockiej - po chwili zaś pstryka palcami w stronę barmana i dodaje - A właśnie, miałeś mi powiedzieć kto to Sugar i gdzie jest, prawda?
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 08-05-2016 o 15:01.
Rebirth jest offline  
Stary 08-05-2016, 13:22   #4
 
Kejmur's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodze


Marcus jak codzień spędzał swoje dni w sposób bardzo prosty oraz przyziemny ( jak przez ostatnie 20 lat, 38 lat na karku obecnie) - chwytał za butelkę lub paczkę fajek i po prostu chętnie wypijał z flaszkę jakiegoś mocnego wina (te polskie tanie jabole są normalnie nowym hitem na rynku !) lub skręcał tytoń w bibułce i jarał szluga za szlugiem. Większość gdy go widziała unikała jego obecności, chyba że był akurat trzeźwy i miał ochotę usiąść na ulicy oraz żebrać po jakieś drobne by móc kupić co chciał. Był typem w miarę uczciwym i bezdomnym z wyboru, nigdy nie żądał więcej niż kazała przyzwoitość, mówił wprost że zbiera na picie, a też chętnie się podzielił. No dobra, czasem musiał przyznać uczciwie w stosunku do siebie, że nauczył się sztuki włamu oraz wszystkich typów kradzieży i ukradł coś gdy brakowało kasy. Tyle, że nigdy nie chomikał wyłącznie dla siebie, brał tyle ile potrzebował i resztą się dzielił z innymi. I co najważniejsze brał tylko od bogatych lub w miarę bogatych, chciwe kapitalistyczne sukinsyny. Taki śmietnikowy Robin Hood. Miał od zajechania uciechy z tego, ale przyznał, że to go radowało. Że mógł pomóc takim biednym brudasom jak on. Tym bardziej, że ten dziwny żółty kryształ w kształcie prostokąta pojawił się na jego brzuchu. I te dziwne moce... To był znak i wiedział, że coś będzie musiał z tym zrobić. Prędzej czy później.

Gdy skończył flaszkę jabłkowego jabcoka, jeden z jego ulicznych znajomych podbiegł do niego i wspomniał o babci Lee. Lubił starą jędzę, i ciekawą historię opowiedziała (chociaż już ledwo starą szczęką mogła poruszać), a to wyważyła i poczęstowała swoim bimbrem własnej roboty (jakaś wojenna receptura starucha wspomniała kiedyś, dobry trunek dający kopa, mmmm...), więc się nie zastanawiał by wpaść do niej z wizytą. Tym bardziej, że zawsze sobie pomagali i niczego nie żałowali. Był też jednym z niewielu który dotrzymywał jej towarzystwa i nie miał nic przeciwko jej odludkowym skłonnościom. Po prostu ją lubił na swój sposób i działało to w obie strony.

Musiał przyznać, że znajdywanie jej czasem było upierdliwe. Wspomniał w końcu, że była odludkiem i potrafiła się dobrze ukrywać. To była umiejętność ludzi ulicy - wielu po prostu nie mogło ścierpieć twojego towarzystwa i trzeba było wiedzieć jak się ukrywać oraz poruszać po ulicach dużych miast jak Glasgow. W ich oczach byłeś śmieciem i musiał przyznać, że to go zawsze wkurwiało. Ludzie zapominali, że większość z nich po prostu nie miała wyboru albo życie dało im po dupie, więc wylądowali w okolicach śmietnikowo-kanałowych. Widocznie musieli się na kimś wyżywać i tacy jak Marcus jak trzeba było to pomagał innym w takich sytuacjach oraz nakopał komuś do dupy jak nie było wyboru. Lub ich zmanipulował. Ktoś w końcu musi się postawić w imieniu takich jak on, i nie miał nic przeciwko temu by kimś takim być.

Marcus w końcu odnalazł babcię Lee i musiał przyznać, że dawno jej nie widział. Stara miła jędza, której trzeba dać szansę by ją poznać oraz polubić. Szkoda, że prawie nikt jej nie dawał. Gdy się rozsiedli i zaczęli degustować jej bimber (ahhh zajebista sprawa ten jej trunek !) Lee zaczęła przekazywać nowe plotki z jej okolic. Gdy skończyła i wspomniała o tym, że ludzie zaczęli znikać jego twarz wykrzywiła się w grymas. Baggins zawsze był typem pozytywnym, tym, który widzi połowę szklanki pełną, a nie pustą. Słyszał kiedyś plotki o takich sukinkotach, którzy wykorzystywali biednych nie tylko żeby dla nich żebrali. Ale żeby na nich eksperymentować. Komu będzie brakować brudasów ulicy, idealne szczury laboratoryjne. Może to była przesada, ale lepiej było się przygotować na najgorsze. I jeśli to był jeden z takich przypadków... to był wściekły. Nikt nie rusza jego kumpli i koleżanek na jego warcie. Nikt !

- Skurwysyny jebane... albo jeden. Chuj, to nie ma znaczenia ! - Ryknął zirytowany. Marcus nie był głupi, jak już wspomniał wybrał życie na ulicy, bo gwarantowało wolność i nie musiał robić tych wszystkich rzeczy których nie chciał. Wyścig szczurów, płacić podatków czy poddawać się presji sukcesu. I był z tego dumny. Nawet swoim rodzicom udowodnił, że mógł skończyć szkołę średnią i to zrobił. Tylko po to by to udowodnić. Ha, nawet czytał książki z nudów, co reszta jego kumpli uznała za jedno z jego typowych dziwactw. Nie było to trudne, bo zwyczaj porzucania książek lub prasy na dworze nie zamarł na szczęście. Kontynuował potem. - Lee... ktokolwiek to robi na pewno nie ma niczego dobrego w planach. I masz rację, jest to kurwa dziwne. I to zajebiście ! - Wstał i spojrzał na babuszkę ze spojrzeniem pełnym determinacji. Wiedział, że bezdomni nie są zbyt popularni (bardzo delikatnie powiedziane), ale jakiś skurwiel przekroczył granice. I on się tym zajmie. I mu nogi z dupy powyrywa ! Uśmiechnął się do niej, pokazując przy okazji swoje żółtawe zęby. - Te, stara jędzo. Uważaj na siebie, bo jeszcze wrócę by łyknąć twojego bimbru. To obietnica kurwa ! - Zaśmiał się, przytulił babulę, pożegnał ją i ruszył potem przed siebie. Westchnął i zastanowił się co począć. Jeśli jego teoria o eksperymentach miała sens, to włam i przejrzenie papierów w jakiś lekarskich klinikach czy laboratoriach brzmiało jako niezły pierwszy plan. Problem w tym, że lekarski żargon to nie był jego mocny punkt i mógł coś pominąć istotnego czytając dokumenty. Przy okazji też się zastanowił czy takich jak on z mocami też nie ma wokoło, bo jakaś dobra pomoc by się przydała. Bo coś czuł, że sprawa nie będzie aż oczywista i prosta. Więc zaczął pierwszą rozsądną rzecz - zebrać informacje, pytając ludzi wokoło, głównie przy lekarskich ośrodkach. A może nawet Katie, tą czarnoskórą prostytutkę co zawsze miała ciekawe informacje za dobry bimber (naprawdę dobry bimber domowej roboty za kasę nie załatwisz, jedynie po znajomości w okolicach których Baggins się kręcił), unikatową luksusową "zabawkę" z bogatego domu (tak to jest jak się ma dryg do włamów) lub przyprowadzenie jakiegoś luksusowego klienta ? A jak to nie zadziała, to może zainteresować Evening Times (jako ostateczną opcję, Marcus miał dystans do prasy). Tak, to brzmiało jako niezły tok działania...
 

Ostatnio edytowane przez Kejmur : 08-05-2016 o 14:55.
Kejmur jest offline  
Stary 08-05-2016, 14:33   #5
 
KaDwakus's Avatar
 
Reputacja: 1 KaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie coś
Phoebe Duncan

Phoebe łapczywie pochłaniała swoją porcję potrawki z łososia. Bardzo lubiła kuchnię Phila, więc nie odmówiła, gdy zaproponował jej i Charlie, pozostałości obiadu, na kolację. Nawet odgrzewane, były wyborne. Phil miał prawdziwy talent! Co na swój sposób, wydawało się jej przezabawne - jako weterynarz opiekował się zwierzętami, a po pracy, wracał do domu i własnoręcznie ładował wiele z nich, do garnka. Smakowita ironia - żartowała w swojej głowie. To prawie tak, jakby lekarz był kanibalem i przyrządzał gulasz z własnych pacjentów! Chyba nawet widziała to kiedyś w jakimś filmie...

Opowieść Charlie rozbudziła jej wyobraźnię. Co prawda kawałek o urokach przywracania do życia, wydał jej się mało znaczący, ale widok kobiety w nadpalonym kombinezonie, z toporkiem w ręku, stawiającej czoła pożodze, był super! Wyobrażała sobie jak Charlie w pojedynkę przemierza piekło, mała i nic nieznacząca wobec żywiołu, a mimo to, rzucająca mu wyzwanie. Płomienie ryczały na nią wściekle i miotały obelgi i szyderstwa w językach reakcji chemicznych! BAD-ASS! Zdecydowanie lubiła słuchać opowieści o pracy swoich opiekunów.

Gdy Phil zapytał o jej dzień, Phoebe prawie zerwała się z miejsca. Rozpierana entuzjazmem chciała opowiedzieć wszystko ze szczegółami, pochwalić się, dołożyć coś od siebie, do opowieści... ale słowa utknęły jej w gardle. Myślami szybko przeczesała wszystkie dzisiejsze dokonania i zatrzymała się na samotnej, ciemnej uliczce między starymi kamienicami, przesiąkniętej zapachem strachu i krwi. Oraz na trzech nieruchomych sylwetkach, rozrzuconych chaotycznie, niczym połamane zabawki. Phoebe stała nad jedną z nich. Młodym chłopakiem. Może kilka lat starszym od niej samej. Jego twarz przypominała miazgę, a obie ręce sterczały pod nienaturalnym kątem. W oczach malowało się przerażenie i błaganie o litość. Litość, która nie nadeszła. -"Hej, mamy jednego przytomnego!" - rzuciła Phoebe rozbawionym tonem, wycierając resztki krwi z twarzy - "Coś kiepsko wyglądasz. Może potrzebujesz, by ktoś podał ci POMOCNĄ DŁOŃ?" - z całej siły uderzyła chłopaka w złamane ramię. Zawył w ten rozdzierający sposób, który tak bardzo lubiła. Rozpaczliwie próbował odczołgać się od niej, ale nie zdało się to na wiele. Phoebe zachichotała - "Hej, nie uciekaj, jeszcze nie skończyliśmy! Wiem, że to dla ciebie NIEZRĘCZNA sytuacja..." - kolejne uderzenie, kolejny krzyk. Tym razem wyższy, dłuższy i nawet pełniejszy rozpaczy - "...ale wierz mi, postaram się, by ta chwila nie przeciekła nam między PALCAMI!" - tego, co wydobyło się z gardła chłopaka po ostatnim ciosie, nie można było już nazwać krzykiem. Raczej piskiem kogoś, kogo siłą przeciągają daleko poza granicę jego własnej wytrzymałości.
Na to wspomnienie, entuzjazm Phoebe momentalnie zniknął. Czuła się, jakby coś niewidocznego, ale nieskończenie silnego zacisnęło się na jej sercu i gardle. Jej wzrok powędrował w kąt, jakby szukając kryjówki, nie mogąc znieść zaciekawionych spojrzeń jej opiekunów.
-"Był okey..." - wybąknęła tylko. W kuchni zapadła niezręczna cisza. Phil i Charlie wpatrywali się w nią, wyraźnie zaskoczeni jej początkową reakcją, tak nagle utopioną w zakłopotaniu.
-"hej, wszystko w porządku?" - zapytał Phil. - "Czy powiedziałem coś nie tak?"
-"nie, nie..." - skłamała Phoebe. - "Po prostu przypomniałam sobie, że muszę iść uczyć się do klasówki."

Czuła na sobie spojrzenia Duncanów. Zaniepokojone i troskliwe, odprowadzały ją, gdy wychodziła z kuchni. Pewną ulgę poczuła dopiero, gdy znalazła się za grubymi drzwiami swojego pokoju. Wzięła głęboki, oczyszczający oddech. Ucisk na sercu odrobinę zelżał, ale uporczywie nie ustępował. Dlaczego czuła się tak dziwnie? Przecież nie robiła niczego innego, niż zazwyczaj. Do niedawna, jej małe wypady na miasto, "polowania" jak lubiła je nazywać, dostarczały jej tyle radości. Miała tyle zabawy, wyszukując i dopadając kolejne cele, czuła tyle satysfakcji, gdy w końcu stawała zwycięska ponad pogruchotanymi ciałami swoich ofiar. Czuła się jak łowca, jak prawdziwa wojowniczka! Ale już któryś raz, to samo natrętne uczucie przychodziło do niej w najmniej oczekiwanym momencie i psuło cały dzień. Zauważyła, że prawie zawsze działo się to po opowieści któregoś z jej opiekunów. Czemu? Co się zmieniło? Czym było to, co czuła? Czy to był... wstyd? Ale dlaczego miałaby się wstydzić tego, co robi? Była niepokonana! Była nietykalna! Powoli uczyła to miasto, strachu i szacunku do swojej osoby. Nie, by zależało jej na szacunku, ale strach był dokładnie tym, czego oczekiwała. Powinni się jej bać - czuć to, co czuje wróbel, w ostatniej chwili uświadamiając sobie, jak niebezpiecznie blisko znalazł się nagle ten zaczajony kot.
Westchnęła ciężko. Zrezygnowana, walcząc z mętlikiem w głowie, opadła na fotel. Obracała się na nim przez kilka minut, bawiąc się jednym ze swoich noży. Jej wzrok omiatał malowniczy chaos plakatów pokrywających ściany. Było tam wszystko, od postaci z jej ulubionych filmów lub seriali animowanych, poprzez zespoły muzyczne, skończywszy na dziwnych, industrialno-anatomicznych szkicach, które wpadły jej w oko w internecie. W końcu jej wzrok spoczął na plakacie przedstawiającym muskularnego mężczyznę w czarnym podkoszulku opinającym jego niemożliwie wyolbrzymioną fizjonomię. Nosił szerokie bananowo żółte spodnie i zawadiacko rozpiętą kurtkę do kompletu. Wyglądał przerysowanie i kiczowato, ale jednocześnie władczo i niebezpiecznie. Za jego plecami wznosiła się potężna sylwetka spektralnego wojownika w dziwnej masce
- http://static.comicvine.com/uploads/...6923-19065.jpg
-"Czy ty też miałeś takie rozterki, Lordzie Dio?" - zapytała niepewnym, zmęczonym głosem. Nie oczekiwała odpowiedzi. Miała jednak nadzieję, że widok ukochanego bohatera, oraz dźwięk jej własnego głosu, odegnają pochmurne myśli, pozwolą odnaleźć jakieś oparcie. "Nie, na pewno nie. Szedłeś po trupach głupców, zgniatając każdego, kto stanął Ci na drodze... Poświęciłbyś mnie bez wahania, widząc mnie taką, jak teraz..." Plakat odpowiedział wymowną ciszą. Phoebe westchnęła ciężko. Miała dość. Potrzebowała się przewietrzyć. Mały spacer na pewno by jej pomógł. Ale jak na złość, nie mogła jeszcze wyjść. Phil i Charlie jeszcze nie spali. Odkryliby jej nieobecność i zadawali masę niewygodnych pytań. Musiała czekać.

Następne 2 godziny, były katorgą. Co jakiś czas sprawdzała, czy jej opiekunowie już poszli spać, ale uparcie zajmowali się wszystkim, tylko nie tym, co trzeba. Charlie przyszła nawet do jej pokoju, wybadać, czy wszystko z nią w porządku. Phoebe kłamała jak z nut, ale gdy kobieta w końcu wyszła, poczuła się tylko gorzej. Czemu? Kłamstwo było wygodną metodą otrzymywania od ludzi tego, czego chciała. Zawsze działało! Czemu miałaby się teraz nagle czuć źle, używając tak doskonałej broni? Czy Charlie robiła to specjalnie? Próbowała jej jakoś namieszać w głowie? Uprać jej mózg...? Czy... czy Charlie wiedziała? Nie, nie możliwe, nikt nie wiedział o podwójnym życiu Phoebe. A już szczególnie Duncanowie - bardzo uważała, aby pozostali nieświadomi. Tak było znacznie wygodniej. W końcu zgodziła się na całą tę głupią adopcję, dokładnie po to, by móc wykorzystać ich dom, jako bazę wypadową. Byli tacy cudownie naiwni! Zaś Phoebe doskonale grała swoją rolę uprzejmej i uroczej nowej córeczki. "Czy na pewno grasz?" - cichutka myśl mignęła gdzieś na granicy świadomości dziewczynki. Co to za pytanie? Oczywiście, że grała! Nie potrzebowała rodziny! Duncanowie byli jedynie przykrywką, usunęłaby ich bez wahania, gdyby zaczęli stanowić zagrożenie! Prawda...?

W końcu, Dio zlitował się nad swoją wierną służką. Duncanowie zasnęli, światła w domu pogasły. Phoebe wyciągnęła z szafy swoje ciuchy robocze i pośpiesznie przebrała się z piżamy. Zazwyczaj na akcje starała się zakładać ubrania z jak najmniejszą ilością znaków charakterystycznych - proste czarne bluzki bez nadruków, i bluzy z głębokim kapturem. Do tego bojówki i wygodne trampki. W kieszeni bluzy, miała też parę białych rękawiczek, pomagały nie zostawiać odcisków. Spod łóżka wygrzebała spore pudełko po butach - w nim krył się najnowszy element jej ubioru - dzieło jej własnych rąk - gogle! Przedwczoraj ukradła je z pracowni chemicznej, a dzięki poradnikom znalezionym na YouTube, przerobiła je w taki sposób, że przypominały steampunkowy gadżet. Nic szczególnie wymyślnego, miały być trwałe i funkcjonalne, by znieść aktywność fizyczną towarzyszącą polowaniom. Była jednak bardzo dumna z tego, że udało się jej nadać zwykłym plastikowym goglom ten specyficzny posmak artefaktu wykonanego z zaśniedziałego spiżu. Przejrzała się w lustrze - gogle wyglądały cudownie, niczym wielkie oczy insekta, spozierające z czeluści kaptura. Zsunęła je na szyję, tak by zwisały ukryte pod bluzą. W każdej chwili mogła w miarę szybko założyć je z powrotem. Była gotowa.

Odczekała jeszcze parę chwil, upewniając się, że wszyscy domownicy na pewno śpią, a na ulicy nie kręcą się ludzie. Później uchyliła okno i zeszła po rynnie. Niczym szczur, zniknęła w ciemnych uliczkach Glasgow. Wzięła głęboki oddech. Tak, czuła jak nocne powietrze przywraca jej spokój ducha. Przyjemne i orzeźwiające - chłodziło rozgrzany do czerwoności mózg. Spacer był świetnym pomysłem. A kto wie, może poza drobnym komfortem, przypadkiem odnajdzie też pewnego dupka, lubiącego okaleczać psy? Phoebe zdecydowanie rozumiała i szanowała potrzebę wbijania ostrych przedmiotów w ludzi, ale co za bydlak prześladowałby bezbronne zwierzaki?
 

Ostatnio edytowane przez KaDwakus : 13-05-2016 o 16:56.
KaDwakus jest offline  
Stary 13-05-2016, 15:27   #6
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Rano

- Młody szósta pora wstawać! - Zawołał do brata, młodszy, który spał na materacu rozłożonym w rogu pokoju rzucił poduszką w jego twarz i krzyknął
-Pojebało?! Ja mam lekcje dopiero od dziewiątej a ty i tak nic nie robisz mogliśmy sobie pospać, co najmniej jeszcze z godzinę- Warknął zaspany nastolatek
-Oj, Remi, kto rano wstaje temu kutas lepiej staje! Jakbyś się nauczył wcześniej wstawać i umył zęby i dupę zamiast ograniczać się do dezodorantu to może byś wreszcie znalazł jakąś dziewczynę- Odparł Duncan.
- Wiedziałem! Pozwoliłeś mi tu kimnąć tylko po to żeby z samego rana przelecieć małego braciszka albo podglądać mnie pod prysznicem - Rzucił przesadnie oskarżycielskim tonem zasłaniając sobie przy tym oczy. - Wiedziałem, że to podejrzane, że jesteś na dzień dobry taki wyprężony ty podstępny zboku.- Zażartował wznosząc się udawanym oburzeniem.
-Przykro mi złotko nie jesteś w moim typie ja nie z Lanisterów wolę Martelów a że się nie brandzluje do gejowskiego porno pięć razy dziennie tylko oszczędzam się na dzisiejszą wizytę u dziewczyny to widzisz to, co widzisz - Stwierdził.
- HEJ TO BYŁO TYLKO JEDEN RAZ! Byłem ciekaw jak oni to robią a ty nie powinnieś patrzeć w moją historie wyszukiwania! - Odpowiedział Remigiusz i totalnie spalił cegłę.
- Ty się ciesz, że cię potem nauczyłem jak czyścić historie przeglądania dopiero byś się musiał tłumaczyć jakby rodzice cię z tym przyłapali! Ciekawość w twoim wieku to normalne, hormony zalewają ci mózg. I skąd masz wiedzieć, co lubisz, jeżeli nie spróbujesz wszystkiego? Widzę, że mój plan się sprawdził i tak cię zawstydziłem, że wyskoczyłeś z łóżka, wszystko zgodnie z planem. Cała łazienka twoja weźmiemy po szybkim prysznicu zjemy śniadanie a potem Emile odwiezie cię do szkoły.
- Nnnno a skoro już o tym rozmawiamy to mam taką sprawę, bo widzisz jest taka dziewczyna Kate… - Wyjąkał speszony chłopak.
- Nie mów nic więcej młody załatwię ci kilka rodzajów gumek jak chcesz na niej zrobić wrażenie to mogę nawet pogadać ze Śrubą żeby zwolnił ci kwadrat na godzinkę albo dwie - Obiecał z uśmiechem.
- Dzięki stary a coś na rozluźnienie?
- Nie uprawiaj seksu po ziele czy alko przynajmniej nie pierwszego razu, bo potem się przyzwyczaisz i będzie problem. Narkotyków to bym w ogóle z tym nie łączył a po alko to jak nabierzesz więcej doświadczenia, bo tak to ją zbrzuchacisz.
- No, dobra…

Po porannych toaletach i śniadaniu podjechała Emilie, ponieważ mieli chwilę czasu wysiadła żeby się przywitać- Łobuzie zapisałam cię na konkurs muzyczny, więc zbierz tą swoją bandę zapijaczonych zabijaków i zagrajcie coś porządnego cztery piosenki wymyśl coś inspirującego żeby zainspirować ludzi do przyjścia do protest ok? - Powiedziała całując go w policzek i wręczając ulotkę z godziną oraz adresem.
- Cóż, nie mogę narzekać na brak niespodzianek w naszym związku - Stwierdził zaskoczony Duncan. Remi pakował się do środka samochodu śmiejąc się do rozpuku i mówiąc pod nosem coś o pantoflarzu.

O’Malley nie przejmował się zazdrosnym smarkiem wrócił na skłot jak się okazało się, że wszyscy dadzą radę się stawić. Dunek chwycił, więc swoją akustyczną gitarkę, którą nazwał pieszczotliwie Lola a którą udało mu się kiedyś uzyskać drogą wymiany z lombardu i wyskoczył żeby pograć trochę na streecie dla rozgrzania głosu przed dzisiejszym występem w przeciwieństwie do innych grajków nie zbierał kasy tylko po prostu grał dla przyjemności swojej oraz innych a wszystko, czego potrzebował starał się uzyskać bez obracania kasą, która w jego oczach była źródłem zła i chciwości, chociaż z punktu widzenia rozwoju cywilizacyjnego kiedyś tam była potrzebna jak czegoś mu brakowało to szukał po śmietnikach albo wymieniał w zamian za przysługi

Oczywiście jakiś, Systemowiec bez gustu muzycznego i tak wezwał gliniarzy, więc Dunk przy okazji wyrobił trochę cardio na dziś.

Wieczorem

- Niby racja Terry, ale nie warto skreślać wszystkich, którzy poszli w Majorów, jako sprzedawczyków spójrz na takie Green Day w tej chwili bardziej się identyfikuje z ich materiałami z “Dookie” generalnie o zjebaniu i zagubieniu takich smarków jak ja, ale w tamtych czasach brali tyle speeda i innych kurewstw że jakby dalej tak jechali to byliby żałośni albo w trumnie, chociaż było to dość zabawne. Nawet jak się sprzedali to i tak mają coś do powiedzenia na “American, Idiot”. Oczywiście sprzedaje się ich, jako bezpieczny plastikowy bunt w ładnym opakowaniu, ale to nie znaczy, że mam ochotę biec i obciągać jakimś garniturowcom nie zależy mi na kasie i cenzurze, która z tą kaską idzie… Skupmy się na tym, co robimy dzisiaj, co powiecie na dwa covery na rozgrzewkę a potem dwa oryginały? - Zaczął ustalać z zespołem szczegóły.

Podszedł do młodego i podał mu kilka gumek, które wyprosił od znajomych z zespołu - Trzymaj młody tyle udało mi się zgarnąć mam nadzieje, że coś będzie w twoim rozmiarze musisz sobie zmierzyć u podstawy żeby dopasować sobie rozmiar - Wyjaśniał.

Remi zaczerwienił się jak burak patrząc się z przestrachem w stronę Gotki - Dzięki stary, ale nie tak głośno - wyszeptał.
-, Czyli ta Kate nie jest dla ciebie taka ważna? Powodzenia mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę piosenkę, która powinna stworzyć odpowiedni nastrój - Zapowiedział i śmiejąc się wrócił do zespołu.

Występ

- Nazywamy się “Bastards of Glasgow ” i zagramy wam trochę porządnego punk Rocka- Przywitał się z publiką.

Zanim przejdzie się do głównego dania należy rozgrzać publikę grając trochę klasyków zaczął od kamienia węgielnego punka, czyli London calling , choć stolice znienawidzonego podupadłego imperium w tekście zmienił na swoje ukochane Glasgow. Żeby było śmieszniej istniała piosenka Glasgow calling , ale Dunk uznał, że byłoby to zbyt hermetyczne dla mieszanej publiczności zdawało mu się, że biorąc wszystko pod uwagę poszło im całkiem nieźle .

-Bankowe grube koty z dzielnicy bankowej okradają ludzi z oszczędności życia! Oszukują ich w majestacie prawa a jak wszystko spierdolą to dostają złote spadochrony od jebanych oszustów z rządu, którzy powinni służyć obywateli a nie wypychać własne kieszenie łapówkami! Jak człowiek na to wszystko patrzy to aż ma się ochotę znieczulić - Tą krótką zapowiedzią przeszedł do następnego numeru “I Wanna Be Sedated”Ramonsów tym razem bez żadnych zmian czy udziwnień. Nie chciał nadużywać mocy kryształu znajdującego się na jego plecach, ale teraz nadeszła pora, aby pomóc bliskim! Najpierw protest chciał wydobyć z publiki ich złość na porażki życiowe i kłopoty, aby skierować te emocje na Camerona i zachęcić do udziału w proteście. Część z nich pewnie zapomni te emocje po piosence, ale Duncan miał nadzieje, że kogoś uda się zachęcić rozbudzając świadomość. Piosenka miała prosty powtarzalny hipnotyzujący takt kilku akordów nigdy nie był zbyt dobry w pisaniu linii melodycznych a jego kumple z zespołu też nie należeli do najzdolniejszych liczył, że nowo zdobyte moce oraz charyzma pomogą mu osiągnąć wyznaczony cel zaczął śpiewać:

- Glasgow wzywa nas
Nadszedł buntu czas
Jednoczmy się bracia mimo różnic wierzeń i ras.
Skończył się zapomnienia czas wzbudźmy się z uśpienia letargu!
Nie czas na znieczulanie!
Porzuć gnijące mózgu media nie statystyki
Lecz ludzie zjednoczeni wywalczą prawdę niepodzieleni, lecz niejeden raz.
Nadszedł zemsty czas!
Pokaz siły z woli społecznej dla Camerona i jemu podobnych mogiły!
Stańcie z nami w szranki wraz! Protestujmy! Walczmy!
Pokarzmy, na co nas stać!


To powinno trochę ich nakręcić i sprawić, że Emilii rozda te ulotki. Teraz przyszła pora pomóc Remi emu zaliczyć. Nie chciał się skupiać wyłącznie na tej Gotce, co wpadła młodemu w oko, bo to byłoby zbyt bliskie pigułce gwałtu zamierzał po prostu umieścić w głowach słuchaczy sugestie popierającą pierwotne instynkty rozmarzania, co w hałastrze podpitych jadących potem na kilometr klubowiczów nie powinno być takie trudne wystarczy tylko delikatne szturchnięcie żeby ci, którym nie brakuję na to ochoty wzięli się do roboty! Jeżeli ktoś nie ma takiej potrzeby to sugestia zwyczajnie nie zadziała tym razem melodia była spokojniejsza, choć nadal mocno punkowa a jego głos z krzyku przeszedł w szorstki sugestywny szept:

- Dajcie młodej miłości szanse,
Pocałunek zakręci wam w głowie jak ćwiartka wódki
Przecież wiesz, że tego chcesz
Dotknij go ucałuj ją złączcie się zgodnie z prastarym zwyczajem
Zapomnijcie o problemach w tą młodą upojną noc.
Twardość w miękkość będzie przyjemnie
Dajcie młodej miłości szanse, bo warto a przecież sami tego chcecie...



 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 14-05-2016 o 11:42. Powód: dodanie hiperlinków do muzyki i występu
Brilchan jest offline  
Stary 14-05-2016, 22:28   #7
 
Demogorgon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znany
5 Maja 2015
Marcus Baggins
-Trzymam za słowo. Nie daj sobie rozbić łba! – Tymi słowami pożegnała go staruszka.
Z początku poszukiwania nie przynosiły efektu. Jasne, ktoś tam coś słyszał, ale nic konkretnego. Paru bezdomnych mówiło o zaginięciu ich kolegów, ale nie dało się wyłowić żadnych wspólnych faktów. Znikali bezdomni z różnych dzielnic, w różnym wieku, wszelkiej płci biologicznej czy deklarowanej, podobnie z orientacją. Znikali ludzie agresywni, z nałogami oraz czyści i tacy, którzy by nikomu nic nie zrobili. Jedno co na razie było jasne to ich ilość – znacznie przekraczająca czego się spodziewał. Trudno było uwierzyć, że dopiero teraz ludzie zdali sobie z tego sprawę.[
- Ktokolwiek to robi, jest sprytny. – Powiedział Marcusowi Ken, młody barman, syn Chińskich imigrantów, który prowadził tani bar w Ibrox. – Nie porywają z tych samych dzielnic, póki ostatnie zniknięcie nie zatrze się w ludzkiej pamięci. Przyjaciele pomartwią się o zaginionego przez tydzień czy dwa a potem wrócą do normalności. I nawet jeśli usłyszą o zniknięciu kogoś innego, pewnie nie skojarzą faktów. A nawet jeśli, to kto im uwierzy?- Widząc spojrzenie Marcusa dodał tylko- Czytam dużo kryminałów.
-W międzyczasie porywacze pewnie posiłkują się też jakimiś innymi źródłami ofiar. Ostatnio jeden z moich stałych patronów zniknął. Wiesz, staruszek Jakub? Przypomniałem sobie, że też coś mówił, że ktoś za nim ostatnio chodzi. A on miał dom. – Zapisał na kartce adres Jakuba. –Jeśli chcesz, mogę popytać kolegów po fachu, może oni też coś zauważyli.
Ciekawe rzeczy do powiedzenia miał też Ben, policjant z Cranhill. Kiedyś sam wylądował na ulicy, ale był jednym z tych, którym się udało stanąć na nogi. Od tego czas zawsze był życzliwy wobec bezdomnych.
-O zaginięciach nic nie wiem, ale to nie jedyna dziwna sprawa ostatnimi czasy. Na przykład dzisiaj przez cały dzień jakiś wariat biegał po dzielnicy i dźgał bezpańskie psy. Nie na tyle mocno, aby je zabić, ale na tyle, by weterynaryjni mieli pełne ręce roboty.
W końcu trafił do katie, która miała swoje trzy grosze do dodania.
- Dziewczyny gadają ostatnio. Szczególnie te, które trafiają się klientom z półświatka. Ktoś przychodzi obity i potrzebuje chwili z dziewczyną, aby nie spanikować wykombinować w głowie jak powiedzieć szefowi, że ktoś go napadł i pobił. Czasami to ktoś ważny korzysta, gdy przychodzi do nie jego jeden z miej ważnych i prosi o wybaczenie, ale toś go napadł. Albo jakiś twardziel pojawia się cały w bliznach i siniakach. Ta sama historia, zawsze. – Wyciągnęła kieszeni zapalniczkę i zapaliła papierosa. – Jakiś karzeł z nożem biega o mieście i szlachta każdego, kto mu podskoczy. Łatwo go wziąć za dzieciaka, ale żadne dziecko nie potrafiłoby tak walczyć. Jeśli miałabym obstawiać, to pewnie siedzi w tym wszystkim. – zrobiła ręką gest jakby rozciągała przed nim widoki.

Phoebe Duncan
Na ulicach nie było słychać prawie żadnego dźwięku, a jeśli nawet, dochodził on gdzieś z cieni. Porządni luzie dawno spali w swych domach. Miasto należało do nocy. A noc należała do niej.
Phoebe prześlizgiwała się uliczkami Cranhill, szukając tajemniczego dręczyciela psów. Samo poszukiwanie już budziło w niej ekscytację, czuła się jak potężny nocny myśliwy, ścigający wybraną ofiarę. Jednak jak na złość, nie mogła jej dopaść. Przemykała miedzy zaułkami, sprawdzała w alejkach, zaglądała pod niemal każdy kamień. Wyglądało na to, że ataki ustały a kimkolwiek tajemniczy napastnik był, poszedł do domu. A dzięki jego wybrykom, również większość ulicznych rozrabiaków postanowiło tego dnia zostać w domach. Już miała sama zawrócić, gdy nagle usłyszała kroki, nadchodzące w jej kierunku z dwóch stron ulicy. Kierowana instynktem i zwykła ciekawością, schowała się w najbliższym zaułku. Mogła teraz obserwować kawałek ulicy najlepiej oświetlony przez światło ulicznej latarni, samej pozostając otoczoną przez ciemność.
Z jej lewej strony do kręgu światła wkroczyła para małych, czarnoskórych chłopców, na oko zapewne bliźniaków, niewiele młodszych od niej. Rozglądali się uważnie na boki, jakby szukali czegoś, a od czasu do czasu jeden z nich wołał ”Diana! Diana!”. Nie dostrzegli Phoebe, zauważyli jednak dwie postacie, nadchodzące z naprzeciwka, wciąż skryte w cieniu.
- Przepraszam? – Zapytał jeden z dzieciaków. – Nie widzieli panowie może naszego psa? Wabi się Diana, jest białym mastifem, gdzieś tej wiel… – Głos zamarł mu w ustach, gdy dwaj mężczyźni wyszli z cienia. Jeden z nich był chudzielcem ubranym w koszule i kapelusz z Krzyzem Świętego Jerzego. Uśmiechał się tak kaprawo, że na sam widok aż chciało mu się władować gębę w gnojówkę. Koleś obok niego był znacznie szerszy, mimo pokaźnego brzucha miał wyraźnie muskularną posturę. Nie miał koszuli, a jego tors i ramiona pokrywały tatuaże z nazistowskimi symbolami.
-Słyszałeś to, John? – Zaskrzeczał chudzielec. – Czarnuchy nazwały sukę „Diana”.
-I to jeszcze białą, Tom. Białą. – Odpowiedział mięśniak, głosem nie pasującym za bardzo do tej budowy ciała.
- Kręci was mieć białą sukę w domu, asfalty? – Chudzielec nachylił się, wbijając swoje małe oczka w dwójkę przestraszonych chłopców. – Założę się, że bierzecie ją na zmianę! Udajecie, że to jedna z Aryjskich kobiet! Może nawet nasza świętej pamięci księżna!
-Przez takich jak wy, nasz piękny kraj schodzi na psy. – Mięśniak wyciągnął z kieszeni kastet, który z trudem mieścił się na jego grubych paluchach.
-Dobrze powiedziałeś, przyjacielu. – Chudzielec wyciągnął zza pleców nóż sprężynowy. Obaj zaczęli powoli zbliżać się do dwóch chłopców, zbyt przerażonych, by uciec. Niczym drapieżniki osaczające ranną zwierzynę.

Duncan O’Malley
-To twój brat? – Spytała Kate, gotka, Remiego, mierząc Duncana uważnie wzrokiem. –Widzę, że uroda to wasza cecha rodzinna. – Uśmiechnęła się lekko, ale w przyjazny sposób, jak gdyby chciała zapewnić, że z nich nie drwi. Może się co najwyżej droczy. Spojrzała na kondomy, które Duncan wcisnął bratu do ręki i zmierzyła ich surowym spojrzeniem, jakkolwiek nie bez rozbawionej iskry. –Nie zaplanowałeś sobie tego nie co za bardzo do przodu? – Przewróciła oczami z zażenowaniem. Albo je udając. Duncan odkrył, że niezwykle trudno mu odczytać tę dziewczynę. Każdy ruch wydawał się mieć dwa, sprzeczne znaczenia. Mogła równie dobrze lecieć na jego brata, nie lecieć albo używać go za pośrednika by flirtować ze starszym O’Malleyem.
Tuż przed występem, gdy Duncan wchodził na scenę, zobaczył Remiego z Kate w pierwszym rzędzie. Brat wyciągnął rękę i przybił z nim piątkę, na szczęście.
Na scenie Duncan był w swoim żywiole. Udało mu się pochwycić widownie, zbudować w nich gniew a potem przekształcić go w seksualne uniesienie. To był doskonały występ. Wpierw ludzie wrzeszczeli ze wściekłości, przeklinając bankierów, korporacje, Camerona. Ale nim ich wściekłość zdołałaby urosnąć na tyle, by wyprowadzić ten wściekły tłum na miasto, a może nawet do samego Londynu, przerodziła się w seksualne uniesienie. Ciała zaczęły wić się na parkiecie w wybitnie erotycznym tańcu, bardzo szybko zaczęli przechodzić z podrygów na parkiecie do pocałunków i nawet więcej. Remi i Kate też temu ulegli, zobaczył kątem oka, jak dziewczyna ściąga z siebie płaszcz i zarzuca go zwinięty jego bratu na kark, przyciągając do siebie. Wprost do pocałunku. Z miny Remiego łatwo można wywnioskować było, że mu się to podoba. A i z pozornie nieodczytywalnej dziewczyny biło tylko czyste podniecenie.
A jednak, gdy odrzuciła do tyłu głowę, Duncanowi wydawało się, że patrzy na niego. I to spojrzenie było wyjątkowo zimne.

Jimmy Deep
Godzina spędzona na bezowocnych poszukiwaniach zdecydowanie mogła doprowadzić do frustracji. Na szczęście przynajmniej barman okazał się podatny na urok osobisty Jimmy’ego.
-A tak, racja. – Mruknął barman, lekko zdezorientowany. –Sugar jest o tam. – Wskazał na parkiet, gdzie właśnie miał zebrać się do występu pierwszy zespół. A dokładniej na jakiegoś smarkacza przybijającego piątkę członkowi kapeli, z dziewczyną w czerwonym płaszczu uwieszoną na ramieniu.
Znużony zwłoką Jimmy ruszył w stronę tamtej trójki. Jednak nie zdążył przepchać się przez tłum, zanim nie zaczęła grać muzyka. Nawet nie wsłuchiwał się w tekst, to był jakiś cover. Był zbyt rozdrażniony i sfrustrowany. Wszystko szło źle. Czuł jak z każda chwilą dosłownie zalewa go fala negatywnych emocji, gniewu na gangsterów, gniewu na ten kraj, gniewu na cały świat. Miał ochotę rozwalić wszystko, dać komuś w mordę. Przeciskał się coraz agresywniej, klął coraz głośniej. Ktoś odepchnął go. Upadł na tyłek. Zaklął siarczyście. Teraz naprawdę był wściekły. I nagle poczuł, jak coś się z nim dzieje. Złość od niego odchodzi, powoli wylatuje niczym powietrze ze spuszczonego balonu. Nie chciał tego, próbował zatrzymać w sobie gniew, ale ten przeciekał mu przez palce jak woda. Po chwili nie zostało nic, nie pamiętał nawet czemu był wściekły. Czuł się teraz strasznie….podniecony? W sumie nie było w tym nic dziwnego, otaczało go w końcu sporo atrakcyjnych osób, w sprzyjającym odsłanianiu ciała punkowym odzieniu, do tego pozwalających sobie w tańcu na całkiem śmiałe posunięcia. Nagle jakaś blondyna potknęła się i upadła na niego. Dotknięcie jej ciała wywołało falę ciepła, która rozeszła się po Jimmym.
- No no, ktoś wyrzucił całkiem dobrego przystojniaka. Znalezione nie kradzione – Powiedziała, nachylając się do pocałunku.
 

Ostatnio edytowane przez Demogorgon : 14-05-2016 o 22:33.
Demogorgon jest offline  
Stary 15-05-2016, 01:02   #8
 
Kejmur's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodzeKejmur jest na bardzo dobrej drodze


Marcus zgrzytał zębami z frustracji. Brak jakichkolwiek istotnych faktów, dobrych poszlak, jakiegoś spójnego motywu tych zbrodni. Kurwa, kompletne nic ! Westchnął zirytowany, powtarzając wdechy i wydechy kilkanaście razy by się uspokoić. Przerażająca była przede wszystkim skala tych zniknięć - ta liczba powalała na kolana ! I ktoś to musi robić przynajmniej z kilka ładnych lat bez wzbudzania podejrzeń. Baggins naprawdę chciał mu nakopać do dupy, ale musiał przyznać, że ten popapraniec (albo banda popaprańców) była skuteczna i wiedziała jak powodować zniknięcia tych osób bez wzbudzenia ŻADNYCH PODEJRZEŃ przez taki szmat czasu. Na szczęście coś konkretniejszego się pojawiło od Kena, chociaż nie mógł powstrzymać się od zakręcenia oczami gdy usłyszał ostatnią uwagę o czytaniu kryminałów. Gdy ten skończył przekazywać swoje informacje zrzedła mu mina i smutno pokręcił głową.

- Dzięki Ken, w końcu coś konkretnego kurwa. Jakub... heh, dobry chłopina, oby jeszcze żył... - Marcus przetarł oczy, wziął kolejny oddech i poprosił o browara na uspokojenie nerwów. - Też czasem chwycę kryminały, głównie klasyki Agathy Christie. I jakby co jeszcze później zajrzę i dzięki za pomoc stary, popytaj tych swoich znajomych. Jeszcze później do Ciebie zajdę. A nuż się coś trafi. Co za chujowa sprawa... - Po tej wizycie bezdomny jeszcze zebrał parę informacji, głównie od Bena i Katie. Heh, zanim Baggins zdecydował się na główkowanie, poszedł do najbliższego monopolowego kupić taniego jabłkowego jabola oraz najtańszy tytoń z bibułą. Potem zszedł do kanału (dobre miejsce, nikt nie truje dupy poza szczurami, a dzięki mocy kontroli zapachów smrodu nie czuje wcale) i rozsiadł się. Gdy skręcił kilka fajek i gulnął z kilka razy jabcoka, w końcu poczuł się na tyle wyluzowany, by pomyśleć.

Przede wszystkim jedną z poszlak był karzeł (poważnie, kurwa ?!) który widocznie jest jakimś specjalistą od walki i szlachtowania ludzi na lewo oraz prawo. Problem z tym był taki, że jeśli to on był odpowiedzialny i zabijał (lub porywał) ludzi to czemu na dodatek atakuje psy i na dodatek je tylko rani ? Tylko po co ? Czy faktycznie robił to po to by zająć ręce służbom weterynaryjnym ? Może to robił by ludzie skupili się na tej sprawie gdy zdał sobie sprawę, że nagle ktoś zaczął łączyć fakty między tymi zaginięciami ? W głowie Marcusa to brzmiało nieźle i miało to pewien sens. Tym bardziej, że nawet policjant Ben stwierdził, że nic nie wie o porwaniach, ale o dźganiu kundli już tak. Czyli w pewnym sensie jeśli to było odwrócenie uwagi to zadziałało, bo najlepsze źródła Bagginsa wspomniały głównie o tym fakcie, a porwania stały się "drugorzędną" nowością, opcją.

Problem w tym, że były w tym myśleniu pewne luki. Gdyby ten karzeł był tak naprawdę odpowiedzialny, to czy ktoś wcześniej by go nie podejrzewał ? Ta sprawa była świeża, a karzeł jest tak charakterystyczną postacią, że z pewnością ktoś by o nim wcześniej słyszał. A Marcus był pewien, że od kilkudziesięciu lat o kimś takim nie wiedział. To wygląda tak, jakby pojawił się dopiero ostatnio w mieście. Jeśli jest on naprawdę za to odpowiedzialny, to plotki o nim by się pojawiły znacznie wcześniej, bo te zniknięcia trwają już od dłuższego czasu (to musiało być rozłożone w czasie, bo odpowiedzialni lub odpowiedzialny odczekują między porwaniami, by sprawy ucichły, plus ta masywna liczba zniknięć). Patrząc na to z tej strony nie było to ze sobą powiązane za cholerę. Chociaż jeśli ktoś wynajął tego kurdupla by narobił zamieszania by zacząć zacierać ślady to może być głównym i jedynym dobrym śladem by dorwać się do odpowiedzialnego. Bo dla Bagginsa karzeł nie był odpowiedzialny bezpośrednio i stawiał na jedną z dwóch opcji - albo nie był powiązany ze sprawą albo był wynajęty by narobić zamieszania.

Na dodatek ten brak jakiegokolwiek powiązania między porwanymi na pierwszy rzut oka nie sugeruje nic, ale też może potwierdza tą teorię Marcusa - porwania ludzi dla eksperymentów/testowania leków. W końcu żeby upewnić się, że specyfik działa w 100 procentach, to trzeba go zbadać na jak najbardziej różnorodnej grupie osób, więc zniknięcie tak zróżnicowanej ilości ludzi w takim przypadku miałoby perfekcyjny sens !

Heh... to gdybanie brzmi całkiem nieźle, ale Marcus wiedział, że bez konkretnych poszlak i dowodów to będzie tylko tyle - gdybanie. Dokończył chlanie, wypalił parę fajek i wyszedł z kanału. Wiedział przynajmniej co miał planach:

1. Najpierw zaplanował skoczyć do domu Jakuba. Miał wrażenie, że znajdzie tam coś konkretniejszego. Jeśli coś się znajdzie, to podąży tym śladem. Jeśli nie to...

2. Wróci do barmana Kena i sprawdzi, czy coś nowego się pojawiło. Podąży tym tropem lub nie jeśli coś będzie wartego uwagi. Nie miał tutaj dużej nadziei, ale kto go tam wie.

3. Baggins przy tym zaplanował wykonać ruch, który za bardzo mu nie pasował, ale wiedział, że musi się go podjąć. Postanowił się schować w okolicy z bezdomnymi psami oraz założyć kominiarkę, schować swój zapach by nie wystraszyć kundli (które polegają głównie na nosie) i schować się między workami ze śmieciami/śmietnikiem/czymś podobnym (byle mógł natychmiast wyskoczyć/podążyć śladem karła gdy ten się znowu pojawi) i poczekać na gnojka. Jego głównym pomysłem jest podążyć jego śladem, bo wątpił by bezpośrednia konfrontacja coś dała - kurdupel brzmiał jak specjalista i jakoś wątpił by dobrowolnie odpowiedział na jego pytania, nawet gdyby go torturował. Plus wolał nie ryzykować zranienia. Jeśli się pojawi, to jak najciszej i usuwając swój zapach podąży powoli jego śladem. Skonfrontuje się z nim tylko gdy karzeł nie spotka się z nikim (w tym przypadku z jego mocodawcą jeśli ta teoria ma sens) i najpierw spróbuje go zdekoncentrować wytworzeniem miłego zapachu z naprzeciwka pozycji Bagginsa by odwrócił się od niego tyłem. Potem Marcus spróbuje go z tyłu uśpić za pomocą chloroformu który wytworzy z pomocą swojej drugiej mocy zmiany konsystencji cieczy. Jeśli to się uda, to zabierze wszystko co ma na sobie i zwiąże, by przepytać. Jeśli coś w tym planie się spartoli, to ucieknie z miejsca wpadki, Marcus był typem który najlepiej atakował z zaskoczenia, walka wręcz z kimś o dobrych umiejętnościach walki nie była jego specjalnościa. Jasne, potrafi sprać mordę, ale z dobrymi specjalistami od sztuk walki woli nie ryzykować. Jeśli pojawi się ktoś inny niż kurdupel, to będzie tylko śledził cel bez konfrontacji.

4. Jeśli nie wydarzy się kompletnie nic, to następnym razem spróbuje wykonać podobny plan, ale chowając się przy grupie bezdomnych. Marcus nie podejrzewa, by sprawca wykonał kolejny ruch w stosunku do biednych gdy ktoś zaczyna go (lub ich) podejrzewać, ale może jednak jeszcze raz spróbuje coś zrobić.

Bezdomny zadowolony z tego co zaplanował ruszył przed siebie by głównie załatwić kominiarkę (stare rajstopy powinny pasować) i ruszył najpierw do domu Jakuba. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie jak trzeba...
 
Kejmur jest offline  
Stary 15-05-2016, 03:03   #9
 
KaDwakus's Avatar
 
Reputacja: 1 KaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie coś
Phoebe Duncan

Phoebe prawie zapiszczała z zachwytu, na widok dwóch zbirów wytaczających się spośród cieni. Już powoli traciła nadzieję i rozważała powrót do domu, a tu proszę, taka miła niespodzianka! Co prawda, nie do końca tego szukała, ale spacer pozwolił jej się trochę uspokoić i dojść do siebie, więc z entuzjazmem powitała szansę na miłe zakończenie wieczoru.

Ci goście byli dokładnie w jej typie - przygłupi, groźni i bezwzględni! Doceniała ich styl, ona sama również lubiła droczyć się ze swoimi ofiarami. Napawać się ich strachem i własną siłą. Chociaż prawdę powiedziawszy, wolała zabawiać się z większymi i silniejszymi oponentami, niż para 10cio latków. Odkąd pozyskała swoje moce, większość ludzi nie stanowiła dla niej żadnego zagrożenia, więc tylko nieliczni prezentowali satysfakcjonujący poziom rozrywki. Na szybko oceniła możliwości bojowe obu oponentów. Byli od niej prawie 2 razy więksi i pewnie znacznie silniejsi. Wyglądali też na zaprawionych zabijaków, chociaż ich mizerny wybór ofiar kazał jej przypuszczać, że najpewniej są tylko mocni w gębie. Szkoda, ale dzisiejszej nocy, musieli wystarczyć.

Przysłuchując się dialogowi między bandziorami, tak cicho, jak tylko mogła, wsunęła gogle na twarz, i założyła rękawiczki. Gdy uznała, że jest gotowa, powoli ruszyła w kierunku zebranych, tym razem nie kryjąc już swojej obecności. Zatrzymała się na granicy rzucanego przez latarnie światła i teatralnie odchrząknęła. Chciała zwrócić na siebie uwagę przeciwników. Nie było to konieczne, ale gdy miała dobry humor, lubiła zrobić małe przedstawienie. Bardzo często pomagał jej w tym element zaskoczenia, jaki niosła ze sobą jej niepozorna fizjonomia. Większość ludzi potrzebowała chwili, by nadgonić, gdy stawała przed nimi chuderlawa prawie 13sto latka, obiecując im krew i pożogę.

-"Witam panów, nazywam się Zmora* i dzisiejszej nocy, będę miała przyjemność być waszym oprawcą." - Zaczęła rzeczowym, uprzejmym i bardzo oficjalnym tonem, jednocześnie wykonując niewielki ukłon. Starała się brzmieć i gestykulować, jak stereotypowy kamerdyner.

Jeśli Phoebe uda się zaskoczyć przeciwników i wybić ich z rytmu na tyle, by jej mała farsa miała szansę powodzenia, będzie kontynouwała:
-"Dla przełamania lodów, proponuję małą grę. Proszę się nie obawiać, zasady są dziecinnie proste. Zabawa trwa minutę. Kto po upływie tego czasu, będzie miał najmniej ran ciętych, kłutych i/lub szarpanych, ten wygrywa! Bardzo proste zasady, prawda? Doskonała gra dla uczestników we wszystkich przedziałach wiekowych!" - uśmiechnęła się słodko, wskazując na bliźniaków. Z trudem powstrzymywała chichot, jej maska powagi z każdym kolejnym słowem coraz bardziej kruszyła się, pod naporem rozbawienia.
-"Oczywiście, aby uczynić zabawę odrobinkę pikantniejszą, proponuję niewielką modyfikację - każde złamanie, będzie warte trzy inne rany!" - teatralnie uniosła dłoń, ukazując trzy palce. -"To, kto chętny zacząć? Noc jest jeszcze taka młoda! Mamy tyle czasu, by uczyć się od siebie bólu!" - rozejrzała się po zebranych, jej oczy płonęły nieskrywanym entuzjazmem i wyczekiwaniem. A w ręku, powoli pojawiło się ostrze. Kształtem przypominało sporych rozmiarów nóż kuchenny, ale wydawało się zrobione z jednego kawałka rozbitej, czerwonej szyby.

Gdy dojdzie do walki, Phoebe będzie ignorowała chłopców i skupi swoje wysiłki, na dwóch zbirach. Będzie cięła płytko, ale w miejsca, które sprawią jak najwięcej bólu. Chce ich okaleczyć i pokonać, nie zabić.

*Myślę, że w tym wypadku słowo "Zmora", powinno po angielsku brzmieć "Wraith"
 

Ostatnio edytowane przez KaDwakus : 16-05-2016 o 17:35.
KaDwakus jest offline  
Stary 15-05-2016, 09:00   #10
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
- Nie bierz tego do siebie wcześniej mnie o to prosił mógłbym być, co prawda subtelniejszy, ale co byłby ze mnie za starszy brat gdyby nie zawstydzał młodego przed dziewczynami? To taka niepisana zasada - Spróbował obrócić cała sprawę w żart i poklepał Remiego w ramię ~Może teraz się nauczysz nie wstydzić i sam robić zakupy żadna aptekarka czy babka w sklepie nie zawstydzi cię tak jak twój rodzony brat~ - Pomyślał rozbawiony.

Czy mu się zdawało czy ta zadziora z nim flirtowała? Musiał przyznać, że młody ma dobry gust może Kate chciała być wkładką mięsną w kanapce z braci? Na razie może z młodą niezobowiązująco poflirtować, ale jeżeli ona tak na poważnie to się ją spławi Duncan nie zamierzał zdradzać swojej czadowej dziewczyny z pierwszą lepszą dziunią za bardzo kochał Emilie.

Podczas występu był cholernie nakręcony szczególnie, kiedy użył mocy. Można było uznać to za próbę generalną po raz pierwszy próbował kontrolować tyle osób jednocześnie. Wcześniej próbował delikatnie manipulować góra dwie trzy jednostki podczas grania na ulicy okazało się, że trening przyniósł efekty, bo budę wprost roznosiło.

Przez chwilę upajał się własną potęgą korciło go żeby wyprowadzić tych ludzi na ulicę wywołać zamieszki i pójść na Londyn! Jakże przyjemnie byłoby wyciągnąć tą grubą świnie Camerona razem z jego poplecznikami a potem porozwieszać ich na drzewach...

NIE! Choć ta myśl była kusząca to w najlepszym wypadku zwróciłby uwagę policji a może nawet spowodował wprowadzenie stanu wyjątkowego? W najgorszym wykryłby go służby i resztę życia spędziłby w jakimś sekretnym laboratorium kiedyś na pewno poprowadzi rewolucje, ale to odległy cel.

Dość szybko odkrył, że najłatwiej jest mu wpływać na pierwotne instynkty na przykład przemoc czy podniecenie, więc żeby uniknąć rozruchów zachęcił słuchaczy do ruchania.

Spojrzał się w kierunku Remiego żeby sprawdzić czy skorzystał z okazji wszystko zdawało się iść zgodnie z planem dopóki nie zobaczył zimnego spojrzenia Kate ~A to twarda sztuka! Czyżby miała na tyle silną osobowość, że zorientowała się, co robię i miała o to do mnie pretensje? ~ - Zaczął zastanawiać się czy przypadkiem nie popełnił dużego błędu. Nie należał jednak do ludzi, którzy traktują życie zbyt poważnie, więc po prostu puścił do niej oko.

Gdy skończyli piosenkę odwrócił się do chłopaków - Nie chcę się przechwalać ale chyba mamy ten konkurs w kieszeni to jak ma ktoś ochotę postawić piwo wokaliście ? - Spytał z uśmiechem.

Jeżeli podczas podróży przez parkiet ktoś będzie go próbował zarwać usłyszy, że jest zajęty niezależnie od tego czy da radę wysępić kufel zamierzał poszukać Emile żeby spytać ją o wrażenia z koncertu może nawet da się namówić na szybki numerek w kiblu? Ani to higieniczne ani romantyczne, więc wątpił żeby była zainteresowana taką ofertą, ale nie wypadało poczekać na ogłoszenie wyników a Clash mu świadkami, że był nagrzany.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 16-05-2016 o 05:44.
Brilchan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172