Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-07-2017, 18:28   #151
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Wizja wiele dała, bardzo wiele. Poczynając od wyjaśnienia przez kogo mieli tyle problemów od samego początku wylądowania w Helsinkach. Lotte wyprostowała się i rozejrzała dookoła. Nie miało sensu dłużej tu zostawać, mogłaby niepotrzebnie napytać sobie problemów. Ruszyła w stronę wyjścia. Przypomniała sobie, że pielęgniarka zapytana o to jaki jest dzień, odpowiedziała, że dwudziesty trzeci czerwca, co potwierdził wyświetlacz telefonu, na który zerknęła. Miała więc ponad dobę do spotkania Atte i Lei. Ciekawiło ją co pozostawił Alvaro, o jakiej przepowiedni była mowa. O zgrozo, znowu przepowiednia. Visser westchnęła, kręcąc przy tym lekko głową. Ostatnio nie udało się jej powstrzymać efektów jednej z nich. Czy teraz też była skazana na porażkę?

Wybrała numer do Mary, aby powiedzieć jej, że mają powtórkę z rozrywki sprzed roku.
- Jesteś bezpieczna? - na powitanie odezwał się nieco ściszony głos Colberg. Następnie badaczka zamilkła i Lotte usłyszała jej pospieszne kroki, a następnie cichy trzask zamykanych drzwi. - Jestem w bibliotece. Właśnie wyszłam z archiwum. Jestem na korytarzu, teraz mogę rozmawiać. Potrzebujesz pomocy?
- Znowu mamy do czynienia z przepowiednią, albo czymś takim. Lea Virtanen spotkała się z niejakim Atte tu na cmentarzu. Dwudziestego piątego ma on jej przekazać coś co pozostawił po sobie Alvaro. – Wzięła głębszy wdech, po czym kontynuowała. – Spisał jakąś przepowiednię na swojej endoprotezie biodra, choć podobno są wskazówki pozostawione w różnych miejscach. Jakby zagłębić się w historię Aalto można również ją odkryć. Ową przepowiednie chce Valkoinen, Lea ma ją zdobyć dla Lumiego. Nie przypadł jej do gustu termin, bo widać mało czasu pozostanie na wprowadzenie w życie ich planu. Musi to mieć związek z duchami, tak mi się wydaje. Tylko co oni chcą osiągnąć?
- Wow, wow, powoli - widać nawet Mary miała problemy z takim nawałem informacji. Przez chwilę milczała, analizując nowe wiadomości. - Skąd to wszystko wiesz? Czy masz jakieś poszlaki co tych różnych miejsc, w których można znaleźć te wskazówki? Gdzie ich szukać? Wychodzi na to, że twoje udanie się na cmentarz było strzałem w dziesiątkę.
- Dokładnie – odpowiedziała na ostatnie zdanie koleżanki. Znowu rozejrzała się po okolicy. Choć nie mówiła zbyt głośno, to i tak wolała być ostrożna i czujna. – W budynkach które zaprojektował Alvar są rozsiane wskazówki, podobno jest dziesięć wersetów, z czego jeden powtarza się. Dodatkowo ten cały Atte to były detektyw IBPI, który odszedł. Nie wiem tylko czemu odszedł i czemu współpracuje z Valkoinen.
- Sprawdzę to nazwisko - Mary obiecała. - Zastanów się teraz. Wyglądało na to, że on współpracuje z Valkoinen, czy może raczej próbował się z nimi układać, lub ich wykorzystać? Wydaje się lojalny względem nich? Bo od tego zależy, czy powinniśmy go zabić, czy zaproponować mu współpracę.
- Prawdopodobnie układał się z nimi. Jednak nic pewnego, odszedł z IBPI z nieznanych mi powodów. Pozwolono mu na to, więc raczej nie było podejrzeń o współpracę z KK. Nie wiem jednak czy jestem w stanie zaryzykować. W końcu Valkoinen dalej jest na naszym ogonie, a on dostanie coś czego chce, a ja mogę nie mieć nic w zamian. Duże ryzyko – westchnęła.
- Masz rację - Mary odparła po chwili zastanowienia. - Czy wspomnieli o jakiejkolwiek konkretnej lokalizacji, w której mogą znajdować się owe wersety? Oprócz tego, że w konstrukcjach zbudowanych według planów Aalto. Dobrze byłoby mieć choć część przepowiedni.
- Stary grobowiec rodziny Aalto. Tam była jedna ze wskazówek, trzy pierwsze wersety. Mają się też spotkać w Skalnym Kościele. Nie wiem co to jest, jeszcze nie sprawdziłam. – Odparła z zastanowieniem. – Może to miejsce nie jest przypadkowe. Myślisz, że powinnyśmy poszukać tej przepowiedni? Mamy trochę czasu… - Ostatnie słowa powiedziała trochę bez przekonania.
- Jeżeli Valkoinen zależy na tej przepowiedni, to zdobywając ją przed nimi zyskamy idealną kartę przetargową - Mary odparła, po czym zastanowiła się przez chwilę. - I Atte chyba pomyślał dokładnie tak samo - dodała. - Dobrze, że jesteś na cmentarzu, będziesz mogła od razu poszukać tam tego grobowca. Skalny Kościół to na szczęście żadna zagadka. Dość znany punkt w Helsinkach. Zapewne nawet przejeżdżałaś obok niego w drodze do Hietaniemi. To niski budynek o planie koła, taka tutejsza atrakcja - wyjaśniła, po czym wróciła do poprzedniego tematu. - Poszukasz tego grobowca?
- Ok, niech będzie. Spróbuję znaleźć coś wartościowego w tym grobowcu. Zdaje się być tu bezpiecznie, więc nie ma się o co przejmować. – Odpowiedziała spokojnie. – Ty też poszukaj kim jest ten Atte. Odezwę się jak coś znajdę.
- Dobra, do usłyszenia - odparła Mary. - Cały czas będę w bibliotece.

Lotte rozejrzała się po Wzgórzu Artystów. Na szczęście - zgodnie z nazwą - znajdowała się na wzniesieniu, z którego rozciągał się widok na resztę cmentarza. W zimie - kiedy drzewa były nagie - mogłaby zobaczyć znacznie więcej, teraz wiele zasłaniały. Jednak pomiędzy zielonymi gałęziami spostrzegła kilka drobnych budynków z białego marmuru. Zapewne to była ta bardziej ekskluzywna część cmentarza. Czy to możliwe, że miała przed oczami grobowce? Znajdowały się nie dalej, niż pół kilometra w dół stoku. Warto było sprawdzić trop, dlatego też udała się w tamtą stronę. Liczyła tylko żeby ktoś jej nie zaczepił. Nie miała nadto dobrego wytłumaczenia, aby przebywać na cmentarzu. Zapewne grzecznie by ją poproszono o opuszczenie jego terenu, ale jej zależało na tym, aby najpierw zdobyć wersy przepowiedni.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 26-07-2017, 14:38   #152
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Sharif w międzyczasie przegrzebał plecak, ostrożnie i dyskretnie, tak by nie zdradzić poupychanej w nim broni. Wreszcie wyjął z niego aparat cyfrowy marki Fujifilm model FinePix S1700, kupiony niedługo po przybyciu do Helsinek. Założył z powrotem plecak i przewiesił pasek z aparatem przez szyję.
- Mogę państwu zrobić - zagaił Detektyw, uruchamiając urządzenie. - Prześlę na pani maila - dodał, zerkając przyjaźnie na Barbarę. To czego nie wspominał to to, że nie chciał, by ktoś miał jego oraz Alice zdjęcie. Zostawiało ślady.
- Dobrze, to bardzo miło z pana strony! - kobieta uśmiechnęła się promiennie. Chwilę potem ustawiła się wraz ze swoimi koleżankami, a Khalid zaczął je fotografować. Jeżeli ktoś obserwował ich, to miał przed sobą esencję turystyki. Nikomu do głowy nie przyszłaby myśl, że mają tu jakieś inne, mniej oczywiste plany.

Przewodnik zebrał grupę do kolejnej stacji. Siłownia kuntomaneesi, w której znajdowały się ubikacje - zainteresowani mogli z nich skorzystać. Potem doszli do nieco ciekawszej atrakcji - Muzeum Wojskowości.

- Mamy przed sobą działo polowe 76K/02, a obok dwa działa z brązu, które pochodzą z szesnastego wieku. W tle widzimy gablotę z niesławną torpedą.
- A dlaczego jest taka niesławna? - chciała wiedzieć Barbara.
- Początkowo należała do rosyjskiej łodzi Bditelnyi, która została zatopiona w 1917 po uderzeniu w minę morską. Torpeda została wydobyta z głębin przez fińską armię i włożona do łodzi S2-torpedo należącej do Marynarki Fińskiej. W 1925 natrafiła na wielki sztorm i poszła na dno. Pocisk został wydobyty drugi raz z morza, ale nikt nie ważył się umieścić go na kolejnym pokładzie - przewodnik zaśmiał się.
- To tak, jakby torpeda była przeklęta! - członkini Stowarzyszenia Izrealitów Szkockich zrobiła serię zdjęć.


Kobiety były pochłonięte wojskowymi opowieściami. Tymczasem Sharif i Alice mogli w odosobnieniu usiąść na ławeczce nieopodal i przedyskutować powody, dlaczego tak właściwie znaleźli się na Suomenlinnie. I jakie są ich dalsze plany.

Irakijczyk rozparł się na siedzeniu, wyglądając na kompletnie rozluźnionego. Jednak tak naprawdę przebiegał wzrokiem po otoczeniu, upewniając się, że nikt ich nie podgląda albo podsłuchuje.
- Za niedługo się odłączę. Muszę się dostać do kościoła i znaleźć wejście do placówki Valkoinen - zagaił na tyle cicho, żeby tylko Alice mogła go usłyszeć i na tyle swobodnie, że dla przypadkowego przechodnia musiał sprawiać wrażenie, iż komentuje tutejsze atrakcje.
- Zadzwonię do ciebie, jak już wejdę i wyłączę kamery. Domyślam się, że tamci mają swoich ludzi na zewnątrz, dlatego musimy uważać, by się nie zdradzić - dodał, drapiąc się po policzku i niby przypadkowo zerkając gdzieś w bok.
- Jak się trzymasz? - to już powiedział, patrząc jej w oczy z dozą troski.

Alice nawet nieco zdołała wkręcić się w cały ten proces zwiedzania. Rozglądała się z zaciekawieniem, słuchała częściowo przewodnika. Jej uwaga jednak co jakiś czas przesuwała się po okolicy, po pierwsze w celu rozeznania, czy nie są obserwowani, a po drugie czy dużo jest tu kamer.
Kiedy wreszcie mieli chwilę ‘dla siebie’, usiadła obok Sharifa, lekko przechylona w jego stronę. Na jego słowa o odłączeniu się, uśmiechnęła się i kiwnęła głową, grając, że zgadza się z jego komentarzem.
- Dobrze, włączę wibracje. - powiedziała o telefonie.
- Będę potrzebowała aparatu. - dodała spokojnie, a gdy spojrzał jej w oczy przez chwilę jej spokojne wyluzowanie ustąpiło chłodnej minie
- Bardzo dobrze. Wszystko idzie zgodnie z planem. Chcę zobaczyć jak tracą opanowanie, jak grunt osuwa im się spod nóg. Jak biegają w kółko i nie wiedzą co mają robić… - rozkręciła się, nadal w spokoju. Po tym jakby błysk zrozumienia pojawił się w jej spojrzeniu i drgnęła
- Wybacz… - potarła ręką kark
- … Coś jest w powietrzu, momentami, nie jestem sobą. - wyjaśniła wymijająco, ale dla Khalida to była bardzo ważna informacja, jeśli pamiętał na czym polegają zdolności Alice…
- Powód twojego odłączenia zostaw mi. Mam pomysł. - powiedziała na zaś, gdyby któraś z pań później zapytała, gdzie przepadł jej towarzysz.

Sharif kiwnął głową, obserwując Alice kątem oka. Następnie sięgnął po aparat zawieszony na szyi i uruchomił go. Przez chwilę przeglądał wykonane na nim zdjęcia, przy okazji nachylając się do rudowłosej, jakby chciał się z nią nimi podzielić, po czym przekazał jej urządzenie.
- Będzie dobrze, Aliiso. Musimy tylko zachować spokój i nie dać się ponieść emocjom. I pamiętaj o tym, co ci mówiłem jeszcze na żaglówce. Jeśli coś się posypie, zabierasz się stąd i nie patrzysz za siebie, tak? To bardzo ważne. Nie pozwolę, żebyś wpadła w ich łapy. Jesteś dla nas zbyt cenna - przekrzywił lekko głowę, wbijając zmartwione spojrzenie w jej oczy.

Alice przeglądała z nim zdjęcia, po czym wzięła aparat i wyłączyła, zawieszając go na szyi.
- Będzie dobrze. Musi być. - oznajmiła mu. Gdy jednak i on powiedział, że jest ważna i dlatego tamci nie mogą jej mieć, Harper znów mignęło przed oczami wspomnienie z wizji Natalie i jej polecenia na kartce. O co w tym wszystkim chodziło? Wiedziała, że jej zdolność jest przydatna, ale do tej pory nie było wokół niej takiego zamieszania z tego powodu. A może jej się tylko wydaje i to chdzi o coś jeszcze innego? No nieważne.
- Nie dam się złapać, ale chcę żeby mojej siostrze też nic nie było… Tak czy inaczej, jesteś pewny, że dobrze się czujesz? - zapytała nieco normalniejszym, ale strapionym tonem. Powoli robiąc ‘scenę’ pod to jak Sharif odłączy się od grupki.

- Właściwie… - mężczyzna potarł dłonią głowę, na której wciąż widniał ślad po wypadku jeszcze pod rezydencją Rosyjskiej mafii. - Chyba mam nawroty… - powiedział głośniej patrząc na nią ze zrozumieniem. Wstał i lekko się zachwiał, po czym usiadł ponownie.
- Chyba będę potrzebował chwili odpoczynku. To słońce i chodzenie… Przeprosisz w moim imieniu nasze nowe znajome? Dogonię was, jak tylko dojdę do siebie.

Barbara Abrahams usłyszała głośne, ostatnie słowa. Podeszła, chwilę pogrzebała w torebce i wyciągnęła butelkę wody mineralną oraz środki przeciwbólowe.
- Mam nadzieję, że pomoże. Proszę nie odmawiać - poważnie pokiwała głową. - To przez to słońce. Czasami ja też czuję się słabo, proszę się nie wstydzić. Chwilę pan poczeka, a potem do nas dołączy - uśmiechnęła się delikatnie.
- W razie problemów proszę wezwać pomoc - przewodnik stanął obok, spoglądając poważnie na Sharifa. - Od czasu do czasu zdarzają się zasłabnięcia. Nasz system szybko reaguje.

Upewnili się, że sprawa nie jest aż tak poważna, po czym zostawili Khalida samego.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 28-07-2017, 01:19   #153
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Lotte Visser


Lotte spostrzegła zadbaną ścieżkę, przy której wznosiły się małe, kamienne grobowce. Nie były to mauzolea na miarę egipskich faraonów, lub arabskich arystokratów, jednak bez wątpienia świadczyły o pewnej zamożności. Z każdym krokiem Visser zagłębiała się w coraz starsze i starsze alejki. Niektóre z grobowców zaczęły wyglądać na zaniedbane. Tu pęknięta betonowa płyta, tam statua anioła z połamanym skrzydłem. Lotte szukała nazwiska Aalto.

Przemierzała kolejne alejki. Wydawało się, że sprawdziła już wszystko. Już miała przejść na kolejną część cmentarza, kiedy dostrzegła jeszcze jeden budynek. Wyglądał na najbardziej wiekowy i wpierw Lotte przeoczyła go, gdyż nie znajdował się przy uliczce, lecz w samym rogu cmentarza. Przysłaniały go drzewa i krzaki. Visser podeszła bliżej. Grobowiec z pełnym powodzeniem mógł być starszy od całego Hietaniemi. Zdobiły go kamienne płyty, na których niegdyś wyrzeźbiono napisy, jednak wiatr, deszcz i słońce zdążyły je zetrzeć.


Lotte weszła do środka przez grube, drewniane drzwi. Mogła spodziewać się ruin i gruzów, tymczasem prawda okazała się zupełnie inna. Wnętrze było zadbane i nowoczesne. Podłoga dębowa i bez wątpienia niezbyt stara. Przed sobą miała granitową ścianę, w którą wprawiono sześć tablic z nazwiskami rodziny Aalto. Zapewne za nimi znajdowały się trumny. Ściana po lewej stronie Lotte ukazała kolejne drewniane tablice.Ta po jej prawej zdawała się biedniejsza - znajdowały się tam trzy tablice, przy czym tylko dwie oznaczono nazwiskami. Nad nimi widniał duży, czarny kształt w kształcie młota, lub kotwicy. Powtarzał się on na każdym nagrobku. Co mógł oznaczać? Lotte miała wrażenie, że już gdzieś go widziała. Nie dostrzegła ani jednego krzyża, jak gdyby Aalto nie przynależeli do żadnej chrześcijańskiej religii.

[media]http://i.imgur.com/B0UQ0ze.png[/media]

Visser przystanęła na chwilę. Wokół niej cisza zdawała się absolutna i prawie fizycznie napierała na nią. Spostrzegła, że groby Alvara Aalto i jego dwóch żon są lekko obluzowane - zapewne rezultat niedawnych przenosin zwłok. Inne tablice zdawały się nietknięte. Zapewne to Atte postarał się o relokację, aby w jej trakcie móc spokojnie obejrzeć truchła. To nie mogło być trudne. Wystarczyło uzyskać dostęp do rejestru cmentarnego, po czym wpisać do księgi trzy dodatkowe nazwiska.

Za Lotte, tuż przy drzwiach, znajdowała się wielka Waza Aalto o dość charakterystycznych, nowoczesnych kształtach. Miała co najmniej metr wysokości i wykonana została z grubej tafli przyciemnianego szkła. Stała na niewysokim piedestale, na którym wyryto litery. Lotte przykucnęła przy nich.

Cytat:
Vuoden aikana rakastuimme jälleen
Visser przesunęła palcami po napisie, aby zetrzeć kurz. Odczytała litery, po czym… piedestał poruszył się. Lotte musiała aktywować jakiś mechanizm. Waza podniosła się o piętnaście centymetrów… ukazując tarczę do wpisania hasła.



Sharif Khalid


Sharif zdołał oddzielić się od grupy bez zwracania na siebie niepotrzebnej uwagi. Siedział na ławce, symulując ból głowy. Wnet Alice zniknęła wraz z Żydówkami. Irakijczyk wstał, wyszedł z muzeum i ruszył w kierunku kościoła.

Z każdym krokiem sylwetka budowli stawała się coraz większa. Khalid obserwował architekturę najważniejszego na wyspie budynku. Wydawał się… zwyczajny. Ani brzydki, ani wprawiający w zachwyt. Wszystko wskazywało na to, że zbudowano go bez większego polotu. Bez wątpienia jego fasada nie miała zrzeszać wiernych swoją wyjątkowością. Być może pierwotnym celem kościoła w ogóle nie było gromadzenie chrześcijan, lecz raczej…
No właśnie.

Khalid spojrzał na zegarek. Wybiła godzina szesnasta, co znaczyło, że kościół właśnie teraz był zamykany dla zwiedzających. Żaden turysta nie miał pałętać się pod ich nogami. Dobrze. Na dodatek budynek był otoczony drzewami, co zapewniało pewną prywatność. Atrakcje turystyczne - zarówno te małe, jak i wielkie - znajdowały się w oddaleniu. Zwiedzający nie będą próbować dobijać się po godzinach do kościoła, lecz najprawdopodobniej ruszą ku wspaniałym fortyfikacjom, wieżom i muzeum.


Sharid rozglądał się uważnie. Niczego niepokojącego nie zauważył. Jeżeli ktoś go obserwował, to najpewniej w ukryciu. Mężczyzna przekradł się ścieżką i wnet znalazł się przy głównych wrotach prowadzących do wnętrza kościoła. Poruszył klamką, lecz zamek był zamknięty na klucz. Postanowił szybko obejść budowlę, aby zobaczyć, czy do wnętrza prowadzą jakieś inne wejścia. I rzeczywiście, pojedyncze drzwi po prawej stronie budynku były otwarte.

Irakijczyk przeszedł przez nie. Znajdował się w dość skromnej zakrystii. Na biurku leżało pismo święte zaznaczone na ustępie z Ewangelii według świętego Mateusza.

Cytat:
Wyjawienie zdrajcy

20 Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu <uczniami>. 21 A gdy jedli, rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi». 22 Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: «Chyba nie ja, Panie?» 23 On zaś odpowiedział: «Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. 24 Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził». 25 Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: «Czy nie ja, Rabbi?» Odpowiedział mu: «Tak jest, ty».
Widocznie tutejszy ksiądz lubił wielkanocne ustępy nawet w środku lata. Sharif spojrzał na ustawione nieopodal świece, rekwizyty oraz szafę z sutannami. Nic ciekawego. Następnie wyszedł na korytarz.

Spostrzegł niczym niewyróżniający się ołtarz oraz główną nawę. Szedł dalej. Wokół nie było ani żywego ducha. Kiedy zmrużył oczy, ujrzał kilka kamer zamontowanych na kolumnach. Przeczucie podpowiedziało Sharifowi, że nawet nie nagrywają i są jedynie atrapami. A nawet jeśli rzeczywiście rejestrowały obraz, to prawdopodobieństwo, że jakiś strażnik akurat teraz monitorował wnętrze kościoła było znikome. Jeszcze mniejsze, że spoglądał na zapis z właściwej kamery. Lokalna ochrona musiała polegać na detektorach ciepła. Gdyby alarm pojawił się z nich… wtedy zapewne w niedługim czasie cały pluton zbrojnych zgromadziłby się wokół zapisów z kamer.

Khalid ujrzał drobne skrzynki umiejscowione co kilkadziesiąt metrów. Zielone diody migały wyzywająco. Kiedy Irakijczyk podszedł bliżej, zrozumiał, że ma do czynienia z detektorami termicznymi. Gdyby ktokolwiek inny wszedł do środka, zapewne od razu zapaliłyby się na czerwono. Jednak Sharif zdawał się dla nich niewidoczny. Jako Parapersonum I stopnia posiadał moc blokowania emisji ciepła z własnego ciała. Dlatego prawdopodobnie nikt inny na całej planecie nie nadawał się do tego zadania tak dobrze, jak on.

Khalid wiedział już od jakiegoś czasu, że przyjdzie mu za zadanie unieszkodliwienia tego typu detektorów. Przygotował się do tego. Obszedł cały kościół. Wnet wszystkie diody zgasły. Budynek przestał być monitorowany przez ten typ zabezpieczeń. W rezultacie, tak właściwie, już nic go nie chroniło.

Wydawało się, że poszło zbyt szybko. Zbyt prosto.
Lecz tak naprawdę Khalid był aż tak dobry.

Teraz mógł zadzwonić do Alice.

[media]http://i.imgur.com/7WaJrM0.png[/media]

Alice Harper


[media]http://www.youtube.com/watch?v=rPIJk0MKSWM[/media]

Alice zmieniała się.

Już od dłuższego czasu czuła, że funkcjonuje inaczej. Drobne prądy fluxu wsiąkały w nią jak w gąbkę. Chłonęła najmocniejszy psychiczny zapach, jaki unosił się nad Helsinkami. Przesycał ciało, umysł, duszę. Na tym polegała jej szczególna umiejętność. Harper dostrajała się do obiektu o największym PWF w otoczeniu. Jej podświadomość nasycała się i wnet nastrój przebijał się do świadomości.

Śmierć.

Uosobienie zimna, nicości, utracenia. Przemijanie, entropia, chłód.
Alice w całym swoim życiu nigdy nie czuła nic podobnego. W przeszłości zmieniała się - czasami świadomie, jednak częściej bez własnego postanowienia. Nigdy jednak nie była pod tak mocnym, wyraźnym wpływem.

Każda moneta miała awers i rewers. Jeżeli na pierwszym wyryto dobro, a na drugim zło… to Alice nie była żadnym z tych rzeczy. Stawała się brakiem monety. Pustką, do której trafiali zmarli i z której pochodziły noworodki. Przemijaniem. Nicością.

Śmiercią.

Już nawet nie zwracała uwagę na swoją otoczenie. W każdym razie nie w tej chwili. Nie na swoje towarzyszki. Nie na przewodników. Nie na turystów. Nie na zabytki. Alice z każdą chwilą wybijała się w jakimś innym, nie do końca zrozumiałym, astralnym kierunku. Szła za Barbarą. Uśmiechała się. Dla postronnego obserwatora funkcjonowała normalnie. Jednak jej psychika przypominała kulę bilardową wybitą w przestrzeni kosmicznej.

Patrzyła na kolejną stację. Biblioteka Suomenlinny. Zupełnie jak gdyby rozszczepiła się na dwie części. Jedna prowadziła niezobowiązującą konwersację z Barbarą i Żydówkami, przechadzała się wśród regałów z książkami i zbierała ulotki o wiekowych tomach, natomiast druga… pogrążała się w eterycznym bezkresie. Podążała spiralą w dół wprost w ramiona śmierci.

Część jej duszy ujrzała mężczyznę. Widziała już go wcześniej. Czy to ta wizja, kiedy leżała w hotelu nieprzytomna? Kiedy Maxinne zatruła jej ciało środkami usypiającymi?

Pamiętała słowa, jak gdyby przed chwilą je ujrzała.

Cytat:
KŁAMLIWY JĘZYK, ZŁY JĘZYK
WYRWAŁAM GO, MACICĘ FAŁSZU
KŁAMLIWA AMELIA, ZŁA AMELIA
TRZEBA WYSZOROWAĆ JEJ PASKUDNĄ GĘBĘ
Ten fragment dotyczył ojca Alice. Wbrew temu, co matka wcześniej twierdziła, był nim zupełnie obcy mężczyzna. Robert Douglas.
Potem Amelia wskazała inną ścianę. Słowa układały się w nieco bardziej poetyckie, rymujące się wersy.

Cytat:
Już wschodzi Słońce, już niebo jaśnieje
Wokoło radość, gdzie wesołe knieje
Rodzi się starzec, zły diabeł zamiera.
Bóg nad wszystkimi, dwoista chimera.
Potem Alice ujrzała pewnego, przystojnego mężczyznę. Ciemne, splątane włosy opadały na symetryczną twarz, której szczegóły niknęły w skąpym świetle. Wpierw wydawał się bardzo młody, lecz po chwili… Harper dostrzegła drobne zmarszczki w kącikach oczu i ust, które sugerowały, że ich właściciel skończył już co najmniej czterdzieści lat. Wokół niego roztaczała się przyjemna, piżmowa woń, natomiast oczy… Harper wstrzymała oddech. Dostrzegła w nich przebiegłość, inteligencję, przenikliwość… lecz także, pewnego rodzaju... zło.


- Jesteś już blisko, moja droga - uśmiechnął się do niej.
 
Ombrose jest offline  
Stary 02-08-2017, 23:21   #154
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Joakimem, część I

Rozmowy z Barbarą były całkowicie niezobowiązujące, a jej opowieści można było na spokojnie spławić zwykłym potakiwaniem głowy. Umysł Alice dryfował.
Była gdzie indziej. Znów jej myśli zawędrowały w dziwne miejsca. Tyle się działo, że nie miała czasu o tym wszystkim nawet spokojnie podumać. A najwidoczniej skoro ona nie przychodziła do wizji, te znowu przyszły do niej. Choć nadal uważała je za chorobliwie niecodzienne.
Przesunęła uwagę po tekstach. Wiedziała, że już za chwilę zobaczy znów tamtą tajemniczą postać. Czy powtórzy się jej tekst? A to będzie jedna z tych nękających ją, zapętlonych myśli?
Nie.
Tym razem powiedział coś nowego.
Alice zmarszczyła brwi i odsunęła się od niego o krok do tyłu
- Kim jesteś i czego ty chcesz. Co robisz w moich myślach. Nie pozwoliłam ci tu wejść. - odezwała się trochę ofensywnie, przyjmując atak za defensywę.

Mężczyzna przez chwilę nic nie odpowiadał, tylko spoglądał na nią. Był bardzo urodziwy, lecz mimo to zaczęło robić się niezręcznie.
- Jesteś pewna, że to ja przyszedłem do ciebie? - uśmiechnął się półgębkiem. - Być może to ty mnie znalazłaś. A może spotkaliśmy się w połowie drogi.

Alice skrzyżowała ręce pod biustem, w kompletnie obronnym geście.
- Nie odpowiedziałeś na moje pierwsze pytanie… - zauważyła przyglądając mu się. Nie uszło jej uwadze, że był przystojny, jednak cała aura jaką wokół siebie roztaczał pełna była czegoś, co sprawiało iż włoski stawały jej będa na karku.
- Kim jestem? Czym jestem? Jeżeli jakoś nazwę się… czy to coś zmieni? Stanę się przez to bardziej bezpieczny i oswojony? A może odwrotnie, groźniejszy i straszniejszy? Słowa mogłyby tylko dostarczyć ci powodu do odczuwania uprzedzenia względem mnie. Obawiam się, że strzeliłbym sobie w stopę, przedstawiając się - rozwarł usta w śnieżnobiałym uśmiechu. Przez moment przypominał szczerzące się, dzikie zwierzę, lecz nie stracił swojego uroku. - Jednak zamiast tego mogę powiedzieć co nieco o tobie. Jesteś moim największym skarbem, Alice. Nigdzie nie znajdziesz sprzymierzeńca tak lojalnego oraz… tak potężnego.

Harper słuchała jego słów i przez moment nie mówiła kompletnie nic, aż w końcu, gdy skończył, śpiewaczka postanowiła zrobić coś innego. Rozejrzała się wreszcie po reszcie pomieszczenia. Wcześniej miała okazję obejrzeć tylko kabinę, teraz mogła zobaczyć więcej… Dopiero po tym spojrzała ponownie na mężczyznę
- Więc równie dobrze mogę nadać ci takie imię jakie mi się podoba. - skomentowała jego słowa, na co w odpowiedzi skinął głową. Wydawało się, że nie robi mu to różnicy.
- Masz coś wspólnego z tym, co dzieje się w Helsinkach? A może uroiłam cię sobie, bo jestem szalona? - zapytała zmieniając temat.

Po twarzy mężczyzny przebiegł spazm złości.
- Jestem bezczynny. Od wielu miesięcy tkwię w bezsilności. Jednak to wkrótce zmieni się. Dlaczego tak sądzę? - zamyślił się. - Bo znów zacząłem śnić o tobie, Alice. Jesteś blisko. Wnet uratujesz mnie, a wtedy nieba przychylę ci. Razem będziemy niepokonani. I to nie dla mocy samej w sobie. Ty i ja… wybacz mi bezpośredność, ale jesteśmy ostatnią nadzieją na nadchodzący sztorm.

Alice uniosła lekko brew i przyjrzała mu się uważnie swoimi szaro niebieskimi oczami.
- Bezczynny? Bezsilności? Jesteś gdzieś zamknięty, czy pogrążony w ciągłym śnie? - zapytała próbując rozszyfrować jego zagadkę. - To pierwsze - skrzywił się, tym samym uwydatniając zmarszczki w kącikach oczu. - Już niedługo to zmieni się, mam nadzieję.

Następnie Alice zmieniła temat.

- To zwykle działa na odwrót. - skomentowała jakby oderwała coś z kontekstu zdania, ale nie. Przecież to w końcu zawsze rycerz przybywał ratować księżniczkę, a tu ona miała ratować jego?
- Jaki sztorm? - zapytała na sam koniec. Nie wiedziała co ma dalej o nim myśleć. Ciekawił ją i jednocześnie napawał niepokojem.
- Po kolei - nieznajomy pokręcił głową, po czym podniósł ją i nawiązał kontakt wzrokowy z Alice. Odniosła wrażenie, jak gdyby przeszedł ją prąd. - Sztorm nadchodzi, jednak minie wiele czasu nim pochłonie ziemię. Wpierw musimy zatroszczyć się o teraźniejsze sprawy - dodał. - Wkrótce spotkamy się, Alice. Obiecuję ci to, choć akurat w tej chwili jestem bezsilny. Wtedy dowiesz się wszystkiego - przyrzekł.
Alice zmarszczyła tylko lekko brwi, niezadowolona, że nie dał jej żadnej konkretnej odpowiedzi teraz. Że zamiast tego na wszystko musi czekać...

Następnie podszedł do niej i złapał ją za rękę. O dziwo był ciepły i przyjemny w dotyku, choć mogła spodziewać się trupiego, lodowatego dotyku zjawy.
Harper złapana za rękę, oczekując chłodu wzdrygnęła się, ale gdy okazało się, że dłoń mężczyzny jest ciepła popatrzyła na nią, a potem znów odważyła się spojrzeć mu w te piorunujące oczy.
- Denerwuje mnie, że nie rozumiem co się dzieje. Wszyscy dookoła zdają się wiedzieć o mnie za dużo. To frustrujące, bo wychodzi na to, że czegoś o sobie nie wiem. - postanowiła wyrazić głośno swoją frustrację, która nurtowała ją od momentu wizji z zapożyczenia mocy. Nie zabrała mu jednak ręki, cofnęła tylko nogę w tył, jakby szykowała się do cofnięcia w każdym momencie.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie - nieznajomy przyrzekł. - Nie przyspieszymy rozkwitu kwiatu, zalewając go wodą. Obawiam się, że mogłabyś przegnić, gdybyś dowiedziała się wszystkiego w jednym momencie. Nie pozwolę na to. W tej chwili jestem w zamknięciu, lecz niedługo to się zmieni. A wtedy postaram się, abyś stała się najlepszą wersją samej siebie.
Alice nie skomentowała jego słów. Pojęła ich sens i w ciszy uznała, że się z nim zgadza, że utopienie kwiatu byłoby przykre. Tym samym pobudził jej ciekawość. Kim był? Jak powinna go nazwać? Był jak… Zmrużyła na moment oczy. Był jak Kot z Cheshire… Uśmiechał się dużo. Wiedział dużo i mówił zagadkami. Nadawał się, tylko brakowało mu ogona…

Mężczyzna podniósł jej rękę i ucałował. Kiedy Alice na niego spojrzała… dostrzegła ten dziwny sposób, w jaki na nią spoglądał. Jak gdyby była boginią. Przez moment zachwyt, uwielbienie i pożądanie przemykało po jego twarzy, lecz nieznajomy szybko zapanował nad swoimi uczuciami i przywdział swój typowy, lekko uwodzicielski uśmiech. Widocznie czuł się bezpiecznie za tarczą własnego uroku.

Alice przeniosła spojrzenie na jego usta na swej dłoni, gdy ucałował ją uprzejmie. Nie było wiele okazji, gdy tak robiono. Głównie na scenie, albo po występach… Tutaj nie grali. Przynajmniej ona… Kiedy spojrzał na nią ponownie, zaparł jej na moment dech. Patrzył na nią inaczej, niż chwilę temu. Poczuła się wręcz dziwnie. Mio, a jednocześnie niespokojnie. On też wiedział o niej więcej… Alice powolutku wysunęła dłoń z jego ręki i ponownie rozejrzała się
- Czemu w tym miejscu…? Czy ty też wiesz o mnie więcej, niż ja sama? Kocie z Cheshire… - odezwała się spokojnie i powoli przeniosła na niego ponownie wzrok.

Nieznajomy zaniósł się śmiechem na przywołanie postaci z Alicji w Krainie Czarów.
- To miejsce jest przypadkowe. Ja go odbieram jako szarość mojej celi, ale ty zapewne widzisz inne otoczenie. Czy wiem więcej o tobie, niż ty sama? - zastanowił się. - To prawda, jednak i tak oboje musimy dowiedzieć się więcej. Prowadziłem całkiem normalne życie, aż przed wieloma latami nawiedziła mnie wizja. Przepiękna anielica o szkarłatnych włosach zstąpiła z niebios i wskazała mi drogę. Zmieniła mnie i natchnęła… szaleństwem. Była to kobieta, która kazała nazywać się Dubhe. Tak jak druga najjaśniejsza gwiazda Wielkiej Niedźwiedzicy. Mnie nazwała uśpionym Aliothem. Potem opuściła mnie, a ja poświęciłem życie próbom odnalezienia jej. I oto jesteś, Alice o licu anioła, który mnie nawiedził.

Alice przyglądała mu się dalej, ale gdy zaczął jej opowiadać o aniele, mina rudowłosej lekko się ostudziła. Tak jak jeszcze chwilę temu przyglądała mu się mniej nieufnie niż na początku, teraz mógł spokojnie stwierdzić, że jej postawa bardzo się zamknęła
- Rozumiem już kim jesteś… Joakim, czy nie tak? - zapytała marszcząc lekko brwi i teraz otwarcie cofnęła się o krok. Nie chciał jej nic mówić, ale powiedział za dużo. Domyśliła się, w końcu każdemu nowemu w IBPI podsuwano chociaż podstawowe informacje o Kościele Konsumentów. A ona była aktorką, miała bardzo dobrą pamięć do tego, co przeczyta…

- Być może - odparł. Westchnął. - W Zbiorze Legend jest milion opowieści o widzących anioły, ale zdaje się, że tylko jedna z nich jest popularna wśród wszystkich detektywów.

Alice trudno było zdecydować, czy mężczyzna wydawał się zaskoczony, że odgadła jego tożsamość. W każdym razie teraz wydawał się jeszcze bardziej zrelaksowany niż wcześniej. Czyżby cieszył się, że mieli to już za sobą?

- Powiedz mi, kwiatek przegnił? - zwrócił na nią oczy. Promieniowały bystrością i zdawały się przenikać ją na wylot… lecz nie wydawały się okrutne.

Alice czuła się zmieszana. Rzeczywiście, było dużo opowieści tego typu, czemu natychmiast pomyślała o tej? A czemu on nie zaprzeczył? Bo najwyraźniej jednak trafiła. Zapytana o kwiatek, zmarszczyła brwi
- Sam zdecyduj. Od trzech dni spotyka mnie praktycznie samo zło dookoła. Nie mogę nawet dowiedzieć się, czy osoby na których mi zależy żyją. Macza w tym palce mafia i Kościół. Powiedzmy… Jestem raczej niepocieszona. Więc kwiatek może nie mieć się za dobrze. - powiedziała, po czym ponownie skrzyżowała ręce
- Poza tym, wydawało mi się, że jak chce się porozmawiać z dziewczyną, to zaprasza się ją na kolację, na przykład po występie. A nie wysyła na nią mafię z bronią, albo jej własną przyjaciółkę ze środkami nasennymi, ale w sumie co ja tam wiem, przecież też nie jestem zwyczajna. - mruknęła, ochrzaniając wprost jedną z najniebezpieczniejszych osób dla IBPI. Zaskakująco mimo wiedzy kim był, nie bała się go tak, jak zapewne powinna.
- Czemu jesteś w celi? - spytała zmieniając temat po jakiejś chwili.

Joakim roześmiał się, spoglądając dookoła.
- Zadaję sobie często to pytanie - rzekł po spoważnieniu. - Antarktyda pojmała mnie rok temu na Wyspie Wniebowstąpienia. Chciałem za jednym zamachem wyeliminować lwie siły IBPI i uwolnić Scyllę, która właśnie teraz powinna krążyć gdzieś kilometry pod taflą Atlantyku. Obie te rzeczy udały mi się. Niestety nie zabiłem dyrektor van den Allen, choć zwabiłem ją i jej gwardzistów na wyspę. Zamiast tego pojmali mnie i zamknęli w bardzo wyjątkowym miejscu. Niestety nie mogę aktywować tu swoich mocy. Przypomina ono Pittock Mansion z Portland, jest zbudowane na tych samych zasadach. Prawdziwe sanktuarium - zagryzł wargę. - Nie powiem, że nie miałem przyszykowanego planu na tę okazję, jednak zakładał on, że już jakiś czas temu będę chodzić wolno. Jestem tu całkowicie odcięty od świata. Nie licząc naszego wcześniejszego spotkania oraz tortur… to moja pierwsza ludzka interakcja od roku. Powiedziałbym, że dostaję na głowę… - uśmiechnął się delikatnie - ale lepiej niczego innego nie spodziewać się po Joakimie Dahlu.

Alice odnotowała jak zgrabnie ominął jej komentarze i jak płynnie przeszedł do złożonej odpowiedzi na jej krótkie pytanie.
- Scylla nie brzmi przychylnie dla ludzkości. - zauważyła i zaraz zaczęła spacerować po pomieszczeniu w którym byli. Chciała zobaczyć z czego zrobione są te ściany. Wnet jednak przypomniała sobie jego wcześniejszą wypowiedź. Najwyraźniej oboje kompletnie inaczej postrzegali otoczenie. Ona widziała jedynie toaletę w Melvyn’s. To, co dokładnie odbierały oczy Joakima było dla niej zagadką.
- A na czym polegają twoje moce? - zapytała teraz wyłącznie ze swojej wewnętrznej ciekawości. Nie patrzyła na niego. Nie bała się go tutaj. Dostała dużo informacji i chciała, żeby się rozluźnił, jeśli miała zamiar coś jeszcze od niego wyciągnąć.
- A czy nie chcesz zbyt dużo wiedzieć? - uśmiechnął się. - Może odpowiem, jak mnie pocałujesz.

Aparycja Joakima w żadnym razie nie była odstraszająca, lecz czy Alice rzeczywiście mogła spełnić jego prośbę?

Harper zacisnęła usta w cienką linię, zdradzając że rozważyła to w ogóle w swoich myślach jako ewentualność, po czym bardzo płynnie przewróciła oczami. Joakim machnął ręką w teatralnym geście zrezygnowania i głośno westchnął. Zupełnie jak gdyby obydwoje ćwiczyli przed występem na scenie.
- Nie wiesz, że damie nie wypada na pierwszej randce? - obróciła to w żart. Alice przestała się więc przechadzać po pomieszczeniu i wróciła na jego środek, znów stając przed Joakimem.
- Przynajmniej to randka - odparł mężczyzna. Zmrużył oczy w zamyśleniu, jakby próbując ocenić, czy tyle mu wystarczy.
- Ciekawość to klucz do wiedzy, dlatego nigdy nie przestaję być zaciekawiona tym co mnie otacza. - wyjaśniła znów zmieniając temat. Przyjrzała się jego ramionom, postawie, temu co miał na sobie, a potem wróciła spojrzeniem do jego twarzy. Odruchowo zawiesiła je na ustach, by w końcu spoczęło na oczach mężczyzny.
Joakim siedział na podłodze, oparty o ścianę. Tuż obok niego błyszczała jasno statuetka syreny - niby trofeum uwolnienia Scylli, o czym wcześniej opowiadał. Jego sylwetka, ramiona i nogi wydawały się szczupłe i wysportowane. Dość umięśnione, jednak wątpliwym było, że chodził na siłownię. Być może ostatni rok spędził, ćwicząc na podłodze w swojej celi - o ile strażnicy IBPI mu na to pozwalali. Biały podkoszulek i czarne, materiałowe spodnie niewiele mówiły o jego guście. Wyglądały na nieco brudne i być może nawet przepocone, jednak Alice nie wyczuwała nieprzyjemnego zapachu. Dahla najbardziej zdobiły gęste, dość długie, czarne włosy. Połyskiwały zdrowo, jak gdyby więzienie Joakima było urządzone w podziemiach jakiegoś salonu fryzjerskiego. Nie miał chłopięcej twarzy, jednak wyglądał młodziej, niż w rzeczywistości. Alice oceniła, że to zapewne z powodu pewnego poczucia siły, wigoru i… celu, które się z niego wylewało. Poza tym, im dłużej na niego patrzyła… oczy i usta wydawały się nieco znajome. Jak gdyby niedawno widziała na żywo kogoś wyglądającego całkiem podobnie, lecz kompletnie nie mogła wpaść na to, co to mógł być za mężczyzna.
- Ale zasada coś za coś nie jest zła. Mogę ci coś powiedzieć o sobie, jeśli ty powiesz mi to o co pytam. - Alice zaproponowała inne rozwiązanie.
- A nie chciałabyś pobawić się w to na żywo? - Joakim zapytał. Znów się uśmiechał, lecz tym razem sprawiał wrażenie lekko zmęczonego. - Wolałbym porozmawiać z tobą naprawdę. I teraz pytanie… czy chciałabyś mi pomóc? - zwrócił na nie bystre spojrzenie, jak gdyby chcąc ocenić jej pierwszą reakcję.

Rudowłosa spojrzała teraz po sobie, zaciekawiona co ona ma na sobie w tej wizji. Zobaczyła swój strój, który miała na sobie podczas kolacji z Thomasem Douglasem. Gdy Joakim zapytał, czy nie chciała mu pomóc, Alice zawahała się, a jej brwi lekko drgnęły
- Wiesz… Nie mogę. Na swój sposób jesteśmy po przeciwnych stronach barykady i według wszystkiego co jest mi znane, to co robi twój Kościół jest złe. Przykro mi, bo nawet miło się z tobą rozmawia, Kocie z Cheshire. - wróciła do nazywania go tak jak jej się podobało. Uklęknęła na przeciw niego na podłodze.
- Jakim więc sposobem rozmawiamy, skoro miejsce gdzie cię trzymają jest takie jak Pittock Mansion? Przecież nic nie powinno w takim razie przejść w jedną, czy w drugą stronę… - zauważyła, zaciekawiona tym faktem.
- Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Musiałabyś tylko wiedzieć o sobie to, co ja wiem.
- Coś poszło nie tak, że potrzebujesz pomocy, by się wydostać? Wiesz, że mogłabym po tym jak znów się rozstaniemy, poinformować kogoś o tym, o czym rozmawiamy, prawda? - zauważyła, ale nie brzmiała jakby naprawdę miała zamiar to zrobić. Raczej jakby to znów ciekawość czemu jej tak ufa przez nią przemawiała. Alice była bardzo specyficzną duszą. Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się teraz nad czymś. Zaczęła sobie bowiem przypominać, że gdy weszła w tę wizję, przecież nie spała. Co więcej spacerowała czekając na sygnał. Na bardzo ważny sygnał. Czemu więc z jakiegoś powodu znalazła się tu? Przecież ostatnim razem potrzebowała do tego być ciężko uśpioną. Tak wiele pytań, a nie miał jej kto na nie odpowiedzieć. Usta ułożyły jej się w delikatną podkówkę. Dziewczyna pomyślała o tym wszystkim co nieprzyjemne zobaczyła, czy usłyszała w ostatnich dniach. Podniosła wzrok na Joakima, gdzieś częściowo to była jego sprawka. To on uruchomił całą tę machinę. Ale Alice nie umiała nienawidzić. Przyglądała mu się więc chwilę w milczeniu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 02-08-2017, 23:26   #155
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Joakimem, część II

Joakim spojrzał na nią uważnie.
- Nie sądzę, że mogłabyś mnie wydać. Przed latami to ty przyszłaś do mnie pierwsza i zmieniłaś mnie. Uczyniłaś tym, kim jestem. Dubhe przyrzekła, że powróci do mnie w wizji, lecz pod postacią swojej córki. Oto jesteś. Czy mogłabyś być aż tak okrutna i bawić się ze mną w ten sposób? - zmarszczył brwi. - Pierwszy raz ukazałaś mi się, kąpiąc się w pewnej rzece. Przejrzałem niezliczoną ilość atlasów, aż przypadkiem natrafiłem na pewną rzekę w Lanarkshire. Teraz nazywa się Douglas Water, ale nazwa ta pochodzi ze znacznie starszego, gaelickiego wariantu. Dubh-glas, co znaczy “ciemna woda”. Dubhe pokazała mi się w rzece Dubh-glas, czy to nie oczywiste? - zaśmiał się. - Uznałem, że to wskazówka. Zacząłem śledzić losy klanu Douglasów, których miano pochodzi od “ciemnej wody”. Wreszcie przed latami natrafiłem na ciebie, Alice. Było to cholernie trudne, bo nie miałaś odpowiedniego nazwiska, lecz wszystkie środki Kościoła Konsumentów przeznaczyłem na ten cel… i udało się. Nie dość, że wyglądałaś tak samo, to jeszcze przeszłaś próbę - dodał. - Księżyc i Słońce okrążają Ziemię w wiecznej gonitwie za sobą. Czy Księżyc jest w stanie zdradzić Słońce, mimo że wychowały go gwiazdy?
Alice chłonęła to co mówił ze spokojną miną. Starała się nie okazywać nic po sobie, ale z drugiej strony chociażby akt, że słuchała mógł mu dużo powiedzieć.

Dahl przysunął się bliżej Alice. Cała jego sylwetka dawała do zrozumienia, jak bardzo mu zależy.
Ona tymczasem nie odsunęła się, ale dalej uważnie mu przyglądała.

- IBPI mi ciebie wykradło, mimo że to ja pierwszy cię znalazłem - rzekł. - Ale nie myśl, że IBPI stoi po twojej stronie - dodał. - Oni wiedzieli to wszystko, o czym mówię i nikt ci nie powiedział prawdy. Zamiast tego faszerowali cię kłamstwem. Te wszystkie wizje. To, że jesteś w stanie przebić się do mnie nawet przez moje więzienie. Czy przeszło ci przez myśl, że nie jesteś Parapersonum? - zapytał. - Egzekutorzy fałszują wszystkie wyniki twoich wskaźników PWF, aby nie wyszło na jaw, że tak naprawdę zaliczasz się do Paranormalium. Wsadziliby cię do Ergastulum, gdyby nie bali się, że przez to zezłośliwiejesz i osiągną tym odwrotny skutek. IBPI to kłamcy, którzy nałożyli na ciebie szereg linek i sterują tobą jak marionetką. Ja oferuję ci tylko prawdę. Jestem pierwszą osobą w twoim życiu, która dała ci taki dar - Joakim zawiesił głos. - Czy to w porządku oceniać mnie i moich przyjaciół przez pryzmat tak zwanej “prawdy” serwowanej przez tamtejszych badaczy? To przezabawne. Kiedyś byłem jednym z nich, ale ty skierowałaś mnie na inną ścieżkę. A teraz role odwróciły się. Dlatego też nie wierzę, że mogłabyś mi zaszkodzić. Światem nie rządzą aż tak okrutne prawa.

Alice dostała bardzo dużo informacji, z którymi nie wiedziała co ma zrobić. Nie była Parapersonum? Przecież inaczej nie pozwoliliby jej swobodnie chodzić… Prawda? Paranormalium?!
- Czyli… Sugerujesz… Że moje PWF sięga powyżej 40? - zapytała trochę niedowierzająco, ale cień niepewności przebiegł po jej twarzy. Czy w innym wypadku towarzysze na misji z nią otrzymaliby specjalne zlecenia związane z jej osobą?
Kłamstwo. Wszędzie nici niejasności. Niedobrze jej się od nich robiło. Dobrym posunięciem ze strony Joakima było teraz uderzyć w temat prawdy. Skoro nawet jej własna matka dopiero w dniu śmierci odważyła się napisać jej jakąkolwiek prawdę… Coś zabłyszczało w jej spojrzeniu
- Wszyscy kłamią… Wszyscy wykorzystują… Ufam swojemu osądowi. Masz rację, nie powiem nic. A rozważę czy ci pomóc, jeśli twoi znajomi uwolnią moją siostrę. - powiedziała, stawiając mu warunek. Częściowo dlatego, że naprawdę chciała jej bezpieczeństwa, a częściowo dlatego, że chciała sprawdzić jak daleko sięgają sznurki, które on ze swojego obecnego miejsca może pociągnąć.

- A tak z ciekawości… Co według ciebie mam na sobie? - zmieniła temat, jakby wcale minutę temu nie rozmawiali o czymś bardzo poważnym. Jakby była po prostu zaciekawioną czymś dziewczynką, która sprawdza zdolności swojej nowej zabawki… Ona widziała się w fioletowej sukience, ale skoro jej wizja wyglądała nieco inaczej niż jego, co w takim razie dostrzegał on?
Joakim spojrzał na nią dziwnie, jak gdyby zapytała się, czy podobają się mu jej perfumy, albo upięcie włosów. Trywialna kwestia na tle innych, poważniejszych spraw.
- Za każdym razem wyglądasz tak samo. Nie zmieniłaś się od czasu, kiedy widziałem cię po raz pierwszy w rzece - rzekł. Nie dokończył, jednak posłał jej nieco zmieszane spojrzenie… jak gdyby była naga. Szybko zmienił temat, czy też raczej odpowiedział na jej wcześniejsze pytanie. - Co przydarzyło się twojej siostrze? - zapytał. - I którą ze swoich sióstr masz na myśli?

Alice nie dostała tak do końca odpowiedzi na zadane pytanie, ale nieco rozbawiło ją jego skonfundowanie.
- Porwała ją helsińska mafia… Mam na myśli Natalie. Była ze mną wykonać zlecone zadanie. Skończyło się tym, że ją porwano, a mnie i moich towarzyszy próbowano zabić bombą czasową… Od paru dni to już dla mnie prawie codzienność. Brakuje jeszcze tylko Yakuzy… - westchnęła ciężko i skrzyżowała ręce, nieco zamykając się w sobie.

Joakim zmienił się po wypowiedzi Alice. Postronny obserwator nie zauważyłby różnicy, jednak Harper przez jakiś czas już rozmawiała z nim i bacznie śledziła jego mimikę i gesty. Zastygł w bezruchu, a na jego twarzy pojawiła się maska neutralności… bardzo chłodnej, wręcz wykutej z lodu.
- Ktoś próbował zabić cię bombą czasową? - zapytał głosem pozbawionym emocji. Bez śladu gniewu, radości, zaskoczenia, żalu. Mimo to w każdy słowie z osobna tkwił pewien szczególny ciężar, jak gdyby dźwięk pochodził nie z ust Dahla, lecz bitego dzwonu.

Alice uniosła lekko brew
- Ym. Tak. Byliśmy zatrzaśnięci w wozie strażackim, a w wentylacji była radiowa bomba z zapalnikiem czasowym. Miała uwolnić jakąś trującą substancję, ale uciekliśmy w ostatniej chwili… - opowiedziała mu krótko, rezygnując ze szczegółów.
- I gdzie w tym czasie było IBPI, które tak bardzo sobie cenisz? - odparł Joakim. - Nigdy nie dopuściłbym do tego, abyś musiała mierzyć się z podobnymi niebezpieczeństwami. Gdzie twoja eskorta? - zapytał, kręcąc głową. - Gdzie było IBPI, kiedy mafia porwała twoją siostrę? Czy nie sądzisz, że to o czymś świadczy, jeżeli już teraz do mnie zwracasz się z prośbą o pomoc w tej kwestii, zamiast przedstawić ją swoim przełożonym? - Dahl wstał, po czym skierował się do okna, by przez nie wyjrzeć. Światło padające na jego twarz uwidoczniło, że jest znacznie bladszy, niż wydawało się w półmroku. - Już teraz bardziej możesz polegać na mnie, niż mogłaś kiedykolwiek wcześniej na detektywach z IBPI.

Alice przechyliła lekko głowę i również wstała i podeszła za nim do tego okna.
- Cóż. Jesteśmy obserwowani. A ponoć ktoś z IBPI wysłał nas w to miejsce celowo współpracując z Kościołem. Zwracam się do ciebie, bo chwilowo nie mam do kogo, a oboje czegoś potrzebujemy. - stwierdziła. Uczciwa wymiana.
Szybko jednak zaniemówiła, kiedy ujrzała widok z okna.
Świat w płomieniach. Proch i zniszczenie. Apokalipsa. Matki duszące swe dzieci, aby te nie musiały przeżywać koszmarów. Bracia i siostry walczący o przeżycie. Budynki upadające, ikony zniszczone, autorytety w zgliszczach. Wielki cień, który okrył całą Ziemię, spowijając ją przeraźliwym całunem grozy i zgnilizny.
- Kochać to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, ale patrzeć razem w tym samym kierunku - Joakim przypomniał znany cytat, kiedy obydwoje w ciszy spoglądali na obraz piekła. - Walczę o to, żeby to nigdy nie wydarzyło się. Metody mojej organizacji mogą być czasami zdecydowane, bezlitosne i twarde, jednak czasami trzeba wyzbyć się naiwności i podjąć właściwe decyzje. Nawet gdyby mieli cię potem nazwać potworem - rzekł. - I w tej chwili ty również stanęłaś przed taką decyzją, Alice. Możesz uwolnić mnie i liczyć się z tym, że przyjaciele cię znienawidzą. Jednak to właściwa rzecz i wtedy uzyskasz moją pomoc. Możesz również odwrócić się ode mnie w strachu i powoli spoglądać, jak wszystko, co kochasz, zamienia się w pył, a to inferno urzeczywistnia się - ze smutkiem spoglądał na przeraźliwą wizję. - Trzeba rozbić jaja, aby zjeść jajecznicę - zażartował bez cienia uśmiechu, przywołując kolejny cytat ze znanego filmu. - Przykro mi, że proszę cię o to. Gdyby była inna możliwość, zesłałbym ci gwiazdkę z nieba, nie prosząc nic w zamian. Jednak jestem w tym przeklętym więzieniu. Tak długo, jak tu pozostanę, pozostanę kompletnie bezużyteczny nie tylko dla mych własnych celów, ale również twoich. Rok temu zostałem odcięty od informacji, podwładnych, znajomości, środków, możliwości… i tylko ty możesz coś na to poradzić.

Następnie Joakim obrócił się w jej kierunku. Teraz stali tuż obok siebie i patrzyli sobie prosto w oczy.
- Dlatego zaklinam cię. Albo pomóż mi teraz, albo odejdź na wieki i nie ukazuj mi się już nigdy więcej. Ja również mam punkt, po przekroczeniu którego więcej nie zniosę - dodał chłodniej.

Alice zamarła i wzdrygnęła się. Takie obrazy widziała tylko w najdawniejszych koszmarach. Już od lat nie miała ich tak intensywnych, a teraz widok ten stanął jej przed oczami i nie wiedziała co ma powiedzieć. Obezwładniający widok. Harper dłuższą chwilę nic nie mówiła, po czym tak jak on spojrzał na nią i zaczął mówić, tak ona spojrzała na niego i słuchała.

Minęła chwila po tym jak powiedział ostatnie zdanie. Alice zawiesiła się. Czy powinna mu pomóc, czy powinna liczyć na to, że wszystko uda im się załatwić samym we czwórkę? Nie mogła się łudzić, że rozwalą sami całą mafię. Mając ogon w samym IBPI. Zacisnęła wargi, przygryzając dolną. Milczała kolejną chwilę. Ważyła właśnie w dłoniach bardzo ważne sprawy i jednak potrzebowała chwili. Następnie podniosła na niego spojrzenie.
- Dobrze. Pomogę ci, ale nie chcę gwiazdki z nieba. Chcę po prostu by nic złego nie spotkało więcej grona osób na których mi zależy. Daj mi słowo, a jak przyjdzie co do czego wymienie ci te osoby. - postawiła sprawę jasno. Mężczyzna skinął głową, a potem słowem poświadczył, że zgadza się na ten warunek. Zapewne był zadowolony z odpowiedzi Alice, jednak nie zareagował na nią szczególnie pompatycznie. Żadnego zwycięskiego uśmieszku, ani cienia triumfu w oczach. Disneyowski czarny bohater zaniósłby się szatańskim śmiechem, jednak Joakim, przynajmniej w tej chwili, nie sprawiał wrażenia psychopaty.

- Nie mam pojęcia jak utrzymuje się w tej wizji tak długo, ani co się dzieje z moim ciałem. Musisz mi powiedzieć, jak mam ci pomóc. - powiedziała Alice i odsunęła się teraz krok od okna z piekielnym widokiem.
- Wizja jest tak długa i niespodziewana zapewne dlatego, bo… - zamyślił się. Zanim stanął na czele Kościoła Konsumentów był Starszym Badaczem na Antarktydzie i w Oddziale w Tunisie. Światem paranormalnym nie kierowały żadne reguły, lecz ucząc się o nim można było nabyć pewnego wyczucia. A Dahl miał doświadczenie w tym względzie. - Być może jesteś bliżej mnie niż kiedykolwiek wcześniej. W sensie geograficznym. Zapytałbym cię, gdzie jesteś, ale nie mam pojęcia, gdzie sam znajduję się, więc raczej nie ocenimy odległości między nami - rzekł. - Gdybyś kiedyś natrafiła na członka Kościoła Konsumentów, to poproś o rozmowę z Terrencem. Tak ma na imię, ale mów do niego Terry. Powiedz mu, że… - Joakim zastanowił się - w kanadyjskiej stacji Eureka na stałe funkcjonuje osiem ludzi, ale najpiękniejsza jest doktor Rosalie Lee. To coś, co zrozumielibyśmy tylko on i ja, więc na pewno uważnie cię wysłucha i uwierzy, że jesteśmy… a przynajmniej byliśmy ze sobą w kontakcie - Dahl znów usiadł na podłodze i oparł się o ścianę. - Nikt z Kościoła Konsumentów bez wątpienia nie skrzywdziłby ciebie, lecz mógłby porwać i zatrzymać cię wbrew twojej woli, więc taka dzika karta może ci się przydać. Terry, o ile nie umarł w ciągu ostatniego roku, jest jednym z osób najwyżej postawionych w szeregu organizacji. Jeżeli nie mylę się, miałaś już okazję go poznać - dodał.

Alice stała i od chwili gdy pojawiło się imię ‘Terrence’, który nie lubi być nazywany Terry’m, śpiewaczka chciała wtrącić swoje trzy grosze do rozmowy.
- To on?! To on żyje?! Ktoś żyje i wie co się wtedy stało! - rudowłosa zdawała się bardzo mocno podekscytowana tym faktem. Joakim spojrzał na nią wnikliwie, jakby jej reakcja zaskoczyła go. Mimo to uśmiechnął się, widząc entuzjazm Harper.
- Jak rozpoznam, że mam do czynienia z kimś z Kościoła. Macie jakieś świecące napisy na czole? - zapytała pół żartem, pół serio ale było w tym pytanie dużo sensu, przecież nie będzie teraz napadać każdego człowieka i pytać o Terrence’a.
- Inna sprawa, jak to ci pomoże? - zapytała zaraz, marszcząc lekko brwi. Wydawała się lekko skołowana w tym obecnym momencie. Dostała sporo informacji i po prostu emocje trochę ją nosiły. Zaczynała się też zastanawiać częściej co z zadaniem i czy Sharifowi się udało…
- Jak to mi pomoże? - Joakim wydawał się zdziwiony. - To ma pomóc tobie, jeżeli Kościół Konsumentów kiedykolwiek po ciebie sięgnie. Pamiętaj, że jestem w kompletnej izolacji. Nie mogłoby przytrafić mi się nic gorszego, niż świadomość, że w trakcie mojej nieobecności ktoś z moich ludzi postąpił niewłaściwie względem ciebie - pokręcił głową i skrzywił się. - Nie powinnaś też ich szukać. Sam wymyśliłem wiele protokołów, by trudno było nas znaleźć, a uwierz mi, że IBPI przez ten cały czas usilnie próbowało. Nie ma żadnego znaku charakterystycznego. Nie robimy sobie tatuaży, nie wypalamy znaków na ciele. Zamiast tego dbaj o siebie, bez względu na to, jak to brzmi i postąp właściwie, kiedy już jakiś Konsument pojawi się na twojej drodze. Zapewne mają już gotowy plan, jak mnie wydostać, lecz będą do niego potrzebowali ciebie - Joakim dodał enigmatycznie, tak właściwie nie wyjaśniając dlaczego dość prężnie działająca organizacja mogłaby potrzebować pomocy Alice. - Myślałaś, że jak mnie dotkniesz, lub pocałujesz, to wyzwoli się jakaś potężna magia, która momentalnie wyzwoli mnie spod rąk złych ludzi? - uśmiechnął się, kręcąc głową. - Oczywiście możemy spróbować. Tak właściwie myślę, że to może się udać - zażartował, choć wydawał się zbyt zmęczony, by włożyć w to iskrę prawdziwej wesołości.

Alice zmarszczyła ponownie lekko brwi
- Hmm… Czyli rozumiem, że jeśli w jakichś okolicznościach natrafię na kogoś takiego, to skądś się zapewne dowiem, że nie mam do czynienia z kolejnym członkiem kolejnej mafii. Rozumiem. - skwitowała tylko.
- O ile wciąż pozostał tam ktoś kompetentny - Joakim wzruszył ramionami.
- Nie wiem czy do tego czasu, sama już jej nie uwolnię. Najwyżej przytrafi mi się znowu strzelać do następnych mafiozów. - dodała zaraz pochmurnie, obejmując się ramionami, jakby zrobiło jej się zimno od tej myśli.
Kiedy Joakim zaczął żartować, Alice oblała się lekko rumieńcem i odwróciła znów do okna
- To było złośliwe. - powiedziała teatralnie obrażonym tonem. Przytknęła dłoń do szyby i zamarzyła sobie, żeby zamiast tego co tam było widać pojawiła się tam łąka. Byłoby znacznie przyjemniej niż obraz zniszczenia i piekła. Przy okazji wykorzystała chwilę, by się odzawstydzić. Serio pomyślała, że jest coś co mogłaby zrobić, by pomóc mu od razu, a on z tego tak zażartował, zaigrał na jej uprzejmości nieco.
Joakim posłał jej nieco bezczelny, a nieco zawadiacki uśmiech. Zapewne drobna uszczypliwość była najlżejszą rzeczą, jakiej dopuścił się w całym swoim życiu.
- Jeżeli chodzi o Kościół Konsumentów - zmienił wątek. - Coś wartego uwagi wydarzyło się w przeciągu ostatniego roku?
 
Ombrose jest offline  
Stary 02-08-2017, 23:43   #156
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Joakimem, część III

Alice zerknęła na niego
- Pomijając zwyczajne przepychania się z IBPI… Kilka dni temu miała miejsce ogromna akcja w Portland… Z drugiej strony nie jestem pewna, czy w innych miejscach też się nie dzia taki bałagan, ale skala tego zamętu u nas była niesamowita… Otóż wyciekły do Konsumentów listy nazwisk Badaczy. No i nastąpiło niemałe polowanie, z udziałem dwóch mafii. Więcej chyba tłumaczyć nie muszę, jak to wstrząsnęło organizacją. - skomentowała, nie udzielając mu zbyt wielu super dokładnych informacji, a skupiając się na ostatnich wydarzeniach. Opuściła rękę od tafli szkła i odwróciła się by patrzeć na Joakima.
Mężczyzna skinął głową.
- Wraz z moim niechcianych, lecz dającym się przewidzieć pojmaniem zostawiłem plany dla Kościoła na najbliższy rok. Główny zamysł zapewne został spełniony, lecz jak widzę Donowi Lorenzowi brakowało odpowiedniej finezji, aby przeprowadzić wszystko tak, jakbym chciał. Czy wiesz, dlaczego członkowie Kościoła Konsumentów nie mogą wejść na teren Portland? - zapytał. - A także każdego innego miasta pozostałych oddziałów, jak już przy tym jesteśmy?

Alice pokręciła głową
- Nie. Dlaczego? - zapytała zaraz zaciekawiona jaka jest odpowiedź. Kojarzyła nazwisko mafioza, padło podczas całego tego pościgu z mafiami. Cieszyło ją wewnętrznie, że miała jednak oddaną przyjaciółkę, która nie dała jej wszystkiego przeleżeć w śpiączce. Potem jednak przyszła czarna myśl o tym, jak potraktowali ją ruscy. A ona niewiele mogła, by temu zapobiec.
- Portale znajdujące się w kwaterach oddziałów zapisują w swojej pamięci wszelakie dane biometryczne ludzi, które przez nie przeszli. To właśnie dzięki nim są w stanie wyłapać w swoim otoczeniu konkretną osobę, zazwyczaj detektywa przed misją, i sprowadzić ją do Portland. Zdecydowana większość Konsumentów była kiedyś detektywami w IBPI i informacje na ich temat przechowywane są w pamięci tych nieszczęsnych kosmitów. Jeżeli któryś członek mojej organizacji pojawiłby się na terenie w promieniu zasięgu działania Portalu, to oddział zostałby szybko poinformowany i Konsument zjawiłby się w kwaterze w momencie przejścia przez jakiekolwiek drzwi. Nie minęłaby nawet sekunda, gdy zostałby rozstrzelany przez działko automatyczne zamontowane w suficie specjalnie do tego celu - wyjaśnił. - Właśnie z tego powodu nie mogę prowadzić bezpośrednich działań na terenie Portland, korzystając z moich ludzi i zmuszony byłem nająć do tego celu Dona Lorenza. Normalnie bacznie kontrolowałbym jego działania, jednak - rozpostarł ręce i rozejrzał się dookoła - nie z tego miejsca. Zapewne włoska mafia postanowiła zrealizować plan odbicia ciebie i stąd to całe zamieszanie - Dahl skrzywił się. - Czy chociaż zdołał zbliżyć się do ciebie? - Joakim najwyraźniej z chęcią usłyszałby poświadczenie, że jednak Don Lorenzo nie jest aż tak niekompetentny bez jego ścisłego nadzoru.

Alice zbladła i skrzywiła się jakby coś ją zabolało na to pytanie.
- Mm… Zdołali. Nie przewidzieli jednak paru czynników… - odwróciła wzrok, bo oczy jej się zaszkliły. Biedna Maxinne…
Joakim chwycił jej dłonie, widząc że nastrój Alice szybuje w dół. Tak jak poprzednio, dotyk mężczyzny był ciepły i rzeczywiście przyjemny. Pocieszający. Czy to możliwe, że potrafił w jakiś sposób stworzyć tak przekonującą iluzję? A może jednak było to prawdziwe… tak prawdziwe, jak tylko może być spotkanie przeprowadzone wewnątrz wizji.
- Skrzywdził cię? - zapytał. Zabrzmiało to tak, jakby chciał dowiedzieć się od Alice, czy ma go zabić. - Być może jego ludzie machali trochę bronią i chcieli cię postraszyć, ale na pewno żaden z nich nie miał na celu w ciebie trafić - rzekł, tym samym wyjaśniając w jaki sposób Alice tak dobrze radziła sobie na parkingu przed Melvyn’s kiedy stoczyła wyreżyserowaną potyczkę z ludźmi włoskiego mafioza.

Alice nie zabrała mu dłoni. Zawiesiła na nich teraz spojrzenie i lekko pokręciła głową na jego pytanie
- Nie bezpośrednio… Przekonali moją przyjaciółkę, by postawiła naszą wieloletnią znajomość pod znakiem zapytania. Najpierw robiła co jej polecili, wtedy widziałam cię w wizji za pierwszym razem, potem jednak wypuściła mnie i pomogła zbiec… No i fakt, oni nie trafiali, to ja trafiałam w nich… A potem dołączyła się w to wszystko ruska mafia i oni dopiero wyrządzili szkód Max. A ja nawet nie mogę sprawdzić, czy wyszła z tego cało… - zamrugała trochę szybciej, powstrzymując cichy szloch. Ten temat działał na nią nadal jak żywy zapalnik załamania. Przecież w końcu minęło zaledwie kilka dni.
Joakim pokręcił głową. Coś mówiło Alice, że normalnie nie mrugnąłby okiem na tortury Max, jednak jeżeli kobieta liczyła się dla Harper… to liczyła się również dla Dahla.
- Pewnie skurwysyn spróbował wyeliminować również swoich rosyjskich wrogów, korzystając z budżetu, który ode mnie otrzymał na złapanie ciebie. I w rezultacie rykoszetem dostali cywile, w tym Maxinne - westchnął. - Widzę też, że trochę pokręcił z tą sedacją. W oryginalnym zamierzeniu głęboki sen miał obudzić w tobie wspomnienie urodzin Terry’ego, które IBPI wymazało z twojej pamięci, korzystając z usług Mnemosyne. W dziwnym momencie dali ci środki, jednak koniec końców głupi ma szczęście… zapewne tylko dzięki narkotykom zdołałaś do mnie dotrzeć - zamyślił się.

Tymczasem druga część osobowości Alice zaczęła przebijać się przez otoczenie. Harper uświadomiła sobie, że właśnie w tej chwili siedzi z koleżankami ze stowarzyszenia szkockich żydów w bibliotecznym barze i nieco nawiedzonym tonem opowiada im o końcu świata i całej wizji, którą spostrzegła za oknem. Tak bardzo pochłonęło ją spotkanie z Joakimem, że przestała kontrolować swoją ziemską powłokę i wydawać jej odpowiednie polecenia. Jak wiele mogła w międzyczasie wyjawić Barbarze i jej koleżankom? Ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że nie ma najmniejszego pojęcia.

Alice kiwnęła głową
- Najpewniej tak było. Jednak, nie do końca nie wyszło tak jak miało. Kiedy po wszystkim… Pierwszy raz położyłam się spać sama z siebie, rzeczywiście przyśniło mi się tamto wydarzenie. Niecałe, bo w zasadzie najważniejszy fragment dalej jest dla mnie… tajemOKURCZĘ! - przerwała sama sobie w pół słowa, bo to był właśnie moment, w którym pojęła co najlepszego narobiło jej ciało pozostawione bez jej świadomości. Spojrzała na Joakima z niemałą dozą przestrachu w spojrzeniu
- Muszę iść. Pilnie muszę iść, zanim moje ciało opowie tym biednym kobietom za dużo… Pewnie i tak już za dużo powiedziało. Nieważne, muszę powstrzymać siebie. - powiedziała bardzo szybko. Uścisnęła jego dłonie, jakby chcąc dodać mu otuchy
- Dziękuję, że ze mną porozmawiałeś. - powiedziała jeszcze i dopiero puściła jego dłonie rozglądając się, jakby szukała gdzieś na ścianie napisu ‘Do swojego ciała TĘDY’.

Joakim parsknął śmiechem.
- Chce odejść tak, jak przyszła. Nagle i niespodziewanie - popatrzył z zainteresowaniem, po czym nagle posmutniał. Musiał być złakniony kontaktu z drugim człowiekiem po całym roku niewoli, a ten miał się właśnie zakończyć. - Skoncentruj się na wizji, którą przed chwilą zobaczyłaś i spróbuj w nią wejść. Nie szukaj wyjścia w tym miejscu, bo im bardziej się na nim skupiasz, tym bardziej zakotwiczasz się tutaj - poradził. - Do zobaczenia, Alice - westchnął, odgarniając pasemko ciemnych włosów za ucho.

Alice zerknęła na niego
- Jakbym wiedziała jak to kontrolować, może wpadałabym częściej, ale wiesz… Nie wiem i wychodzi to dość spontanicznie. Do następnego spotkania, Kocie z Cheshire. - zauważyła i pożegnała go. Wzięła głębszy wdech i zamknęła oczy by skupić na wizji Barbary i innych kobiet…
- Kraina Czarów żegna cię, Alice - usłyszała niknący głos Joakima. - Kraina Czarów wita cię, Alice - ostatnie słowa zabrzmiały już tylko jak szept.

Rzeczywistość bibliotecznego baru zaczęła rysować się przed Alice w coraz to żywszych kolorach. Zniknął obraz Joakima oraz toalety w Melvyn’s. Zamiast tego pojawił się kwadratowy stolik o dość wymyślnych brzegach oraz kilka czarnych, wygodnych kanap. Alice spostrzegła, że ma przed sobą dwa puste talerzyki po cieście oraz trzy puste filiżanki. Co znaczyło, że musiała znajdować się tu bardzo długo. Gustownie urządzone wnętrze zostało wypełnione regałami z książkami. Wiele turystów siedziało przy stolikach i czytało wybrane tytuły.


Alice podniosła wzrok na Barbarę oraz jej trzy towarzyszki. Wszystkie z szeroko otwartymi oczami wpatrywały się w Harper niczym w odcinek ulubionego serialu.
- Niech się Jahwe nad tobą zlituje - Barbara splotła dłonie w koszyczek i ze zbolałą miną wpatrywała się w Alice. - To musiało być okropne, kiedy ci Rosjanie tak obeszli się z biedną Maxinne.
- To ta Maxinne? - Margaret pokazała na smartfonie zdjęcie, które znalazła w Google. Pochodziło z sesji zdjęciowej w porcie. - Bardzo ładna kobieta.
- Czekaj, Barbara - Susan podniosła do góry palec wskazujący. - To nie Rosjanie, tylko Włosi! Dobrze zrozumiałam, Alice? - przeniosła wzrok na Harper.

Alice zbladła. Przesunęła spojrzeniem po kobietach. Zaraz przechyliła głowę.
- Nie, nie nie. To Rosjanie. No i zastanawiam się teraz drogie panie… Bardzo przepraszam, ale muszę wam się do czegoś przyznać… - zmieniła delikatnie ton i przechyliła się do przodu, machając na nie delikatnie ręką, żeby też się do niej pochyliły, bo chciała opowiedzieć im straszliwą i bardzo ważną tajemnicę. Wymyśliła jak z tego wybrnąć, no i miała najszczerszą nadzieję, że to się uda.
Gest Alice jak najbardziej zadziałał. Wszystkie przesunęły się tak blisko siebie, że kolanami stuknęły zarówno o stolik, jak i siebie nawzajem. Nadstawiły ucha, oczekując punktu kulminacyjnego opowieści Harper.
- A potem ja opiszę chrzciny kuzynki - Margaret zastrzegła swoje miejsce w kolejce, jednak koleżanki prędko uciszyły ją, chcąc wysłuchać dalszą część płomiennej opowieści o gangsterach, pięknych kobietach, walkach na śmierć i życie a także o apokalipsie czyhającej w tle. Wyglądało na to, że nawet nie zastanawiają się nad autentycznością słów Alice… lecz są zwyczajnie pochłonięte dobrą opowieścią.

Alice przeciągnęła ciszę jeszcze dwie sekundy, by kobiety były już całkowicie pobudzone do słuchania, po czym rzekła
- I to wszystko umieszczę w książce, nad którą właśnie pracuję. Grywam w sztukach teatralnych i operach i uznałam, że napiszę kiedyś scenariusz. To ściśle tajne, więc nigdy nikomu nie mówcie, ale… Jak wam się podobało? Co prawda to tylko mały kawałek całości, ale bardzo intensywny… - mówiła przekonująco, przyglądając im się jakby z zaciekawieniem, że chce poznać ich opinię.
Kobiety jak jeden mąż jęknęły. Tak głośno, że wszyscy w bibliotecznej kawiarni obejrzeli się na ich stolik. Odsunęły się synchronicznie i klapnęły bezwładnie na oparcie.
- No to pierdolnęła - Susan pokręciła głową.
- Słownik! - Barbara rzuciła jej spojrzenie spode łba, po czym odwróciła się do Alice i posłała jej lekko zawiedziony uśmiech. Rzecz jasna nie spodziewała się, że to wszystko jest prawdziwe, jednakże nie wydawała się zadowolona z tego powodu. - To naprawdę ciekawe - pochwaliła ostrożnie.
- Czekaj, czyli chcesz napisać książkę, w której opisujesz gwałt Maxinne wykonany przez ruską mafię? - Margaret otworzyła usta ze zdziwienia. - Jesteś pewna, że przyjaźnicie się?
Pozostałe kobiety spojrzały po sobie. Nawzajem jedna drugiej nie uczyniłaby takiego świństwa!. Następnie przesunęły wzrok na Alice.

Alice posłuchała reakcji kobiet. Ok. Łyknęły. Świetnie!
- Niee. Spokojnie. Nie napiszę o niej książki. Dałam wam przykładową postać kogokolwiek. Tak się złożyło, że pomyślałam o Max. Nie bierzcie tego na serio. Uwielbiam ją, jest moją cenną przyjaciółką. Jestem trochę ekscentryczną artystką. Nie przejmujcie się. Nigdy nie użyję waszych osób jako przykładu do szybkiej opowieści takiej jak dziś. Obiecuję. Maxinne po prostu nie ma nic na przeciwko, bo dobrze mnie zna. - starała się przekonująco wybrnąć. Przeniosła wzrok na Margaret
- To co z tymi chrzcinami? - zapytała, cicho klaskając w dłonie, jakby chciała wybić panie z osłupienia.
Margaret potarła obie dłonie o siebie i spojrzała niepewnie po Barbarze, czyli samicy alfa tego stada. Ta skinęła głową, lekko zasmucona.
- Ale mówiłaś z taką pasją, z takimi detalami - Margaret pokręciła głową.
- No dobra, to co z tymi chrzcinami? - Susan najwyraźniej postanowiła tego nie przeciągać.
- Aneta z Tallina urodziła niedawno dziecko- Marge zaczęła niepewnie. - Jakiś rok temu. Potem pojechała na rehabilitację do Błękitnej Laguny, a kiedy wróciła… dziecko zniknęło! - zrobiła efektowną pauzę, po której spojrzała po koleżankach.

Alice ulżyło, gdy kobiety całkowicie uwierzyły w jej naprędce wymyśloną historyjkę o książce. Alice nie była dobrym kłamcą, ale była dobrą aktorką, postarała się więc zagrać rolę takiej ekscentrycznej artystki. Rozluźniła się i słuchając opowieści kobiety ponownie spokojnie osunęła w lekkie odrętwienie myśli
- Zniknęło? I co, znalazło się? - zapytała chcąc podtrzymać rozmowę. Mentalnie dawała sobie reprymendę. Ni powinna była mówić im takich rzeczy. Czemu jej ciało w ogóle zrobiło coś takiego. Być może jakaś część Alice czuła ciężar wydarzeń ostatnich dni i właśnie to pokierowało jej ciało do zwierzenia się przypadkowym, jednak w miarę normalnym i zainteresowanym osobom. Świadomość Harper wiedziała, że to nieodpowiedzialne i kompletnie nie do przyjęcia, jednak podświadomość zadecydowała inaczej. W snach też często robimy rzeczy, których nie spodziewalibyśmy się po sobie na co dzień.

- I wyobraźcie sobie - Marge kontynuowała, kiedy Barbara zamawiała dla wszystkich kolejną porcję ciasta, tym razem tiramisu - że nikt nie wiedział, co się z nim stało. Aneta zostawiła je w specjalnym ośrodku, takim jakby żłobku. Samotne matki zostawiają w nim swoje dzieci, kiedy jadą na rehabilitacje, ale można również zostawić tam pociechy przed wyjazdem na urlop.
- Nie do pomyślenia - Barbara pokręciła głową. - Matki nie powinny rozstawać się z dziećmi z tak błahych powodów. Ewentualnie rodzina mogłaby zaopiekować się szkrabem, ale kompletnie obcy ludzie?
- No a co z tymi chrzcinami? - chciała wiedzieć Susan.
- Chwileczkę - Margaret uspokoiła ją gestem. Wnet z ubikacji wróciła Siobhan, która skinęła wszystkim głową i przysiadła się do stolika. - No i Aneta poszła do żłobka i usłyszała, że jej teściowa przyszła, a że była upoważniona do odbioru małej, to ją wydali. Podobno niedługo miały być chrzciny dziewczynki i teściowa zabrała ją do krawcowej na uszycie odświętnych śpioszków.

Alice nie komentowała tej historyjki. Nie wyobrażała sobie siebie jako matki, zapewne dlatego, że nie miała najlepszego przykładu rodzicielskiej miłości. Obserwowała kobiety i słuchała, ale na chwilę obecną przestała się udzielać. Miała nadzieję, że Sharifowi się udało, nie wiedziała ile dokładnie czasu minęło odkąd się rozeszli w tamtej sali z ławką. Harper zerknęła w stronę jednego z okien, jakby gdzieś tam miała być zapisana odpowiedź. Ujrzała zegar na zewnątrz. Oszacowała, że minęły może dwie godziny, jednak Sharif nie dawał znaku życia.
- No i co dziwnego w tej historii? - zapytała Barbara.
- To, że Aneta nie ma teściowej. I nawet nie jest katoliczką, aby myśleć o chrzcinach.
- O mój Boże, to co stało się z tym dzieckiem?! - krzyknęła Susan, znów zwracając na siebie spojrzenia.

Czy Alice powinna skierować się do kościoła? A może w dalszym ciągu czekać na znak od Sharifa?

Alice na chwilę zainteresowała się słowami kobiety, zaciekawiona losem dziecka.
Nadal jednak martwiła się o Sharifa, więc postanowiła zjeść do końca i najwyżej przeprosić panie, by pójść go poszukać…
- Aneta stanęła na głowie. Powiadomiła policję, służby specjalne, cały świat poruszyła. Szybko okazało się, że w żłobku były dwie dziewczynki tak samo nazywające się! Nowozatrudniona opiekunka przeoczyła ten fakt i wydała złe dziecko.
- No ale co, że tamta teściowa nie poznała, że to zły niemowlak.
- Małe dzieci wyglądają podobnie - Barbara wzruszyła ramionami.
- I właśnie tak dziecko Anety zostało ochrzczone wbrew jej woli - Margaret dokończyła opowieść.

Tymczasem komórka Alice zadzwoniła! Numer Sharifa pojawił się na wyświetlaczu.

Alice drgnęła
- Przepraszam. Odezwał się mój kolega, ten co poczuł się gorzej. Muszę z nim porozmawiać. - rzuciła spokojnie i podniosła się odchodząc od stolika.
- Ach tak - Barbara wyrwała się z oszołomienia, natomiast Susan dalej zanosiła się głośnym śmiechem. Siobhan dyskretnie pytała Margaret o co chodzi, bo wyglądało na to, że ominęło ją wszystko przez tę wizytę w toalecie. - Może wymienimy się numerami telefonów, abyśmy mogły się potem łatwo znaleźć? - zaproponowała przytomnie.

Alice zawahała się na moment
- Nie wiem, czy jeszcze wrócę, to zależy, czy będzie się dobrze czuł, ale jeśli chcecie, mogę podać wam numer. - podeszła i podyktowała swój tutejszy numer na kartę i wtedy ponownie odeszła, machając jeszcze uprzejmie kobietom na pożegnanie. Te wstały, uścisnęły ją mocno i obcałowały.
- Do rychłego zobaczenia - krzyknęła Susan.
- Mam nadzieję, że porozmawiamy jeszcze ze sobą - Siobhan zaśmiała się nerwowo. - Tym razem niestety sernik, który zjadłam, stanął nam na przeszkodzie.
Zdegustowana tym wyznaniem Margaret posłała koleżance nieprzyjemne spojrzenie, po czym pożyczyła Alice weny literackiej oraz szczęścia w znalezieniu dobrego wydawcy.
- Pamiętaj. Reklama dźwignią handlu. Sztuka sztuką, ale literatura to towar jak każdy inny - wyznała. Zapewne odezwała się w niej jej żydowska smykałka do interesów.
- Do zobaczenia Alice! Pamiętaj, żeby koniecznie zadzwonić - Barbara zdecydowanym ruchem odsunęła Marge na bok i stanęła twarzą w twarz z Alice. - Gdybyś chciała, to możesz spotkać się z nami w pensjonacie Susan. Z chęcią zobaczymy się ponownie!
- To prawda - Susan poświadczyła. - Wpadaj kiedy chcesz, o każdej godzinie. Rano, w południe, lub w nocy - uśmiechnęła się, po czym podała Alice adres pensjonatu.
- Do zobaczenia! - któraś z nich pożegnała się raz jeszcze.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 07-08-2017, 10:21   #157
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Lotte przyjrzała się dokładnie i kilkukrotnie wszystkim płytom i zapisom na nich. Dzięki Internetowi przetłumaczyła wszystkie słowa, układając je w wersy, które miały jakiś sens. Przesłała je w wersji oryginalnej smsem do Mary. Założyła, że muszą to być wersy przepowiedni, ich liczba zgadzała się z tym czego dowiedziała się z wizji.
Kotwica choć była dla niej zaskakującym symbolem, to szybko skojarzyła go ze znamieniem w kształcie litery „T”, o którym wspomniał Gabriel. Musiało to być jakieś naznaczenie przez duchy, innego wytłumaczenia nie miała.
Kolejnym ciekawym aspektem była płyta z imieniem i nazwiskiem Lea Virtanen. Wskazywała na to, że była ona w rodzinie Aalto, nie dziwił ją więc fakt, że Josefina wiedziała o przepowiedni i odkryła akurat te jej wersy, przy założeniu, że to jedna i ta sama osoba.

W końcu jej wzrok spoczął na odkrytym pinpadzie. Nie wiedziała kto mógł go tu zamontować i w jakim celu. Nie wyglądał na archaiczny, więc ktoś z obecnych czasów umieścił go tutaj. Nie była najlepsza w tego typu zagadkach, ale postanowiła spróbować odkryć kod. Pomyślała, że czerwone punkciki na niektórych kotwicach mogą być wskazówką. Możliwe, że właściwy tor jest od najstarszego do najmłodszego członka rodziny Aalto. Ostatnim pozostawały liczby i tu był największy problem. Zapewne kod krył się w datach narodzin lub śmierci, ale nie wiedziała jaki klucz powinna tu wybrać. Zaczęła więc od zsumowania wszystkich cyfr dat narodzin i śmierci i otrzymała kod 14747, który wystukała na klawiaturze. Pomysł był dobry, jednakże szybko okazało się, że pinpad jest zablokowany na cztery cyfry. Lotte chciała wpisać ostatnią siódemkę i choć kilka razy naciskała zakurzony przycisk, to piąty znak nie chciał pojawić się na ekranie. Musiało chodzić o coś innego. Wnet rosło w niej poczucie pewności, że rozwiązanie zagadki nie mogło kryć się w grobach. Byłoby to niewygodne, zmieniać kod za każdym razem, kiedy nowa osoba w rodzinie umierała. Nasunęła się jej myśl, że cztery cyfry mogły oznaczać jakiś rok. Wpisała więc wszystkie lata urodzin i śmierci, które widniały na poszczególnych grobach, lecz to również nie przyniosło rezultatu. Cieszył ją fakt, że nic nie blokowało się przy kolejnych próbach i miała jeszcze sporo możliwości.

Komórka piknęła, wytrącając ją z zamyślenia.

Cytat:
Napisał ”SMS od Mary”
Jeżeli te wersy to przepowiednia, to jakaś pojebana. Tłumaczenie pierwszego brzmi “grzmoty i cyklony”, drugi oznacza “niech wiatr i błyskawica prowadzą nas”, a trzeci “błogosław nas dobrymi wiatrami”. Spróbuj poszukać czegoś lepszego.
Mary nie za bardzo pomogła Lotte, która już wcześniej zdołała przetłumaczyć wersety w bardzo podobnym brzmieniu.
Jeżeli jednak rozwiązanie nie kryło się w grobach, to gdzie? Wzrok Visser zawiesił się na Wazie Aalto, a potem jeszcze raz prześledziła wzrokiem litery na piedestale.

Cytat:
Vuoden aikana rakastuimme jälleen
Pierwszy plan Lotte nie powiódł się. Miała jednak jeszcze kilka opcji do sprawdzenia. Jeśli nie były to daty narodzin i śmierci i ich różnych kombinacji, postanowiła wybrać mniej skomplikowaną opcję. Mówi się, że najprostsze pytania są najtrudniejsze do odgadnięcia…
Szperając w historii rodziny Aalto, głównie skupiła się na Alvarze i jego żonach, dzięki czemu udało się odnaleźć ich wspólny grób. Przyjrzała się jeszcze raz napisowi na piedestale, który przetłumaczyła żywcem jako „w ciągu roku zakochaliśmy się ponownie”. Na wszelki wypadek napisała ponownie do Mary o lepsze tłumaczenie. Choć nie pasowało jej słowo „ponownie”, to postanowiła wpisać datę 1923. W tym roku poznali się Alvar i Aino, a rok później byli już małżeństwem. Drugą możliwość kryła się przed jej oczami na płytach, mianowicie była to data 1899. Po prześledzeniu kto jest kim dla kogo odkryła, że rok różnicy dzielił rodzeństwo Vaino i Alvar, kolejne były już w odstępie dwóch lat. Choć nie znała tu historii, to może te daty w jakimś stopniu ją odkrywały.
Jednak te kombinacje nie sprawdziły się, choć Lotte czuła, że zmierzała w odpowiednim kierunku. Była coraz bliżej, czuła to! Niestety wciąż rozwiązanie, niby na wyciągnięcie ręki, pozostawało poza zasięgiem.

Cytat:
Napisał ”SMS od Mary”
Twoje tłumaczenie jest prawie poprawne, Sophie. Bliżej będzie “w trakcie, podczas roku, w którym zakochaliśmy się znowu, na nowo”. Tak jakby po ślubie coś zazgrzytało między nimi, jednak wreszcie doszli do porozumienia i, no właśnie, zakochali się na nowo. Może niedaleko jest coś, co mogłoby zasugerować, w którym to było roku?
Co gorsze, na ekranie pinpada pokazała się informacja, że Lotte może wypróbować jeszcze trzy kombinacje, zanim system zablokuje się. Niestety były ograniczenia, co znaczyło, że nie mogła wpisywać po kolei wszystkich dat pomiędzy ślubem Alvara i Aino oraz śmiercią pierwszej żony architekta.
Wzrok jej spoczął na wazonie, który nosił nazwę Savoy. Projekt powstał i stał się sławny w 1936 roku z połączonych sił małżonków, choć swoją nazwę otrzymał dopiero rok później. Tylko co miał wazon do ponownego zakochania się? Mogło też chodzić o założenie ich wspólnego przedsiębiorstwa o nazwie Artek w 1935 roku. Nic jednak nie wskazywało żeby w tym okresie mieli jakieś waśnie. Biografia wskazywała wręcz na odwrót, założyli przedsiębiorstwo, odnosili sukcesy. Może też paradoksalnie chodziło o rok śmierci Aino 1949. Musiała jednak zdecydować.
Westchnęła ciężko i wpisała 1937. W końcu na piedestale z ową inskrypcją stał ten wazon, więc coś musiało w tym być. Już prostszego rozwiązania nie miała.

Pinpad rozświetlił się na zielono! Lotte udało się odgadnąć właściwe hasło. Widać wspólne założenie przedsiębiorstwa i związane z tym stresy dały plony i sukcesy, jednak wir pracy musiał doprowadzić do zgrzytów pomiędzy małżonkami. A przynajmniej stopniowego oddalania się od siebie. Wspólny projekt, jakim było zaprojektowanie Wazy Aalto, zapewne zbliżył ich skoro właśnie ten rok został zakodowany w cyfrowej pamięci elektronicznego zamka. Aż przychodziła na myśl słynna scena modelowania naczynia z filmu Uwierz w Ducha. Zapewne w przypadku Alvara i Aino wyglądało to inaczej niż pomiędzy Patrickiem Swayzem i Demi Moore, jednakże rezultat zdawał się podobnie romantyczny. Co więcej, wydawało się to w miarę rozsądnym doborem kodu przez Alvara. Zapewne nie skomponował tej zagadki dla obcych, takich jak Lotte. Po śmierci żony stworzył dla niej swoistą kapliczkę, którą ozdobił pomnikiem ich miłości, czyli słynną Wazą Aalto. Powiązanie z kodem pinpada było tylko dodatkowym smaczkiem, dzięki któremu miał nigdy nie zapomnieć wybranej kombinacji cyfr. Czasem rozwiązania stoją tuż przed nosem, choć nie są oczywiste dla kogoś, kto nie posiadał odpowiedniej wiedzy.

Tymczasem podłoga pod Lotte drgnęła i platforma zaczęła opadać! Czy powinna pozostać na niej i zgodnie podążyć w dół? A może wyskoczyć na pewny grunt zanim stanie się to niemożliwe?
Liczyła na to, że jeśli może ktoś tam wejść, to i chce stamtąd też wyjść. Wolała zaryzykować, nie czuła zagrożenia ze strony rodziny Aalto, więc nie spodziewała się niczego złego. Pozostała na platformie i odruchowo wzięła głębszy wdech, wyczekując co się zaraz stanie.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 11-08-2017, 21:52   #158
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Sharif nie okazywał zdenerwowania większego niż na zakupach albo na spacerze. Szybko sporządził w głowie mapę umiejscowienia kamer w śwątyni i przechadzając się po niej, starał się trzymać na krawędzi ich kadru. Najpierw jednak przystanął przed ołtarzem i dłuższą chwilę wpatrywał się weń, splatając dłonie za plecami.
Zdawałoby się, że dumał nad sprawami egzystencjalnymi. I o dziwo naprawdę to robił. Od czasu przybycia do Stanów Zjednoczonych, Muzułmanin odczuwał coraz luźniejszą więź ze swoim Bogiem. Owszem, modlił się codziennie i przestrzegał nakazów na ile nie kolidowało to w wykonywaniu jego obowiązków, ale robił to z głęboko zakorzenionego przyzwyczajenia. Nie stracił wiary nawet po tym, jak odkrył, że świat, który był mu to tej pory znany, był mocno ograniczony. Cała istota Fluxu oraz to, że sam był Parapersonum I stopnia sprawiało jednak, że swoje wierzenia zaczął bardziej skupiać na sobie. Bo co jeśli to wszystko było planem Allaha? Co jeśli on, Sharif Khalid został jego wybrańcem by dokonać wielkich rzeczy? Istniała przecież szansa, że sam Mahomet miał w sobie wyższe stężenie Fluxu od innych ludzi. Czy Irakijczyk miał być kolejnym prorokiem? A może… może kimś więcej.

Nie wypowiadając ani słowa, wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer Alice, jednocześnie kierując się w lewo z zamiarem przeszukania tamtego pomieszczenia.
- Mam nadzieję, że nic ci się nie przytrafiło - mruknął do siebie w oczekiwaniu na połączenie.

Minęły dwa sygnały, trzy i Alice nie odbierała. Sharif mógłby spokojnie uznać, że może coś się stało? Że może coś złego spotkało ją podczas jego nieobecności, kiedy nagle sygnał urwał się, a ktoś odebrał
- Halooo? - odezwał się w słuchawce, spokojny i melodyjny głos panny Harper.
- Aliisa to ja, Abul - odpowiedział Irakijczyk, posługując się ich kryptonimami. Dobrze wiedział, że rudowłosa ma zapisany jego numer w telefonie, jednak używając fałszywych imion chciał jej dać znać, iż nie jest pewien, czy powinien zrzucić przykrywkę. - Możesz spokojnie rozmawiać?

Taki sygnał z jego strony dał jej kilka informacji. Odruchowo kiwnęła głową, wychodząc przed budynek
- Tak. Czy wszystko w porządku? - zapytała zaraz nie spokojnym tonem.
- U mnie w jak najlepszym - odparł uspokajającym głosem. - Oślepiłem ich na jakiś czas. Czekam na ciebie w środku. Z boku jest otwarte przejście - wytłumaczył, przystając przed drzwiami na lewo od ołtarza. - Dasz radę dotrzeć sama?
Alice kiwnęła głową odruchowo i rozejrzała się, czy nikt nie podsłuchuje, lub jej się nie przygląda. Powoli ruszyła w stronę gdzie znajdował się kościół
- Mam mapkę w broszurce. Od której strony wejście? - zapytała na zaś.
- Z prawej strony jest wejście przez… jak wy to nazywacie… zachrystię bodajże. Nie powinno być teraz nikogo w okolicy, ale na wszelki wypadek staraj się nie zwracać na siebie uwagi. Czekam na ciebie w środku - odparł rzeczowo, ale z ledwo wyczuwalną nutką zdenerwowania. A może troski? W końcu stracił ją z oczu na dłuższą chwilę.

Alice szła już teraz sprawnym tempem, wiedząc jaki jest cel jej podróży.
- Niedługo będę. - obiecała i rozłączyła się, by móc w spokoju dotrzeć na miejsce i nie być rozproszoną rozmową telefoniczną. W końcu dyskretnie musiała mieć na oku swoje otoczenie…

Harper wyciągnęła z kieszeni ulotkę, którą wcześniej złożyła i schowała. Spojrzała na mapę Suomenlinny. Z biblioteki musiała kierować się na północ i wszystko wskazywało na to, że nie czekała ją długa droga. Ruszyła przed siebie. Z lewej strony miała nie tak wysoki mur, który ciągnął się z budynku, w którym wcześniej przebywała. Co jakiś czas wystawały z niego grafitowe kominy i Alice nie potrafiła zdecydować, czy to tylko dekoracje, czy może coś więcej. Szara droga, po której stąpała, tak właściwie nie prezentowała się nadzwyczajnie. Nierówna z dziurami wypełnionymi wodą po deszczu. Po prawej stronie żywopłoty, krzewy i drzewa swoim zielonym kolorem dostarczały uroku okolicznej scenerii. Wysoka wieża kościoła przebijała się pomiędzy nimi i Alice wiedziała, w którą stronę podążać.

Harper uświadomiła sobie, że nie widzi żadnych turystów. Zupełnie, jakby wszyscy zniknęli za sprawą czarodziejskiej różdżki. Kilka sekund później uświadomiła sobie, że rozwiązanie tej zagadki jest banalne… otóż wybiła godzina pory obiadowej! Zapewne wszystkich wymiotło do okolicznych barów i restauracji. Sama biblioteczna kawiarnia pękała w szwach, a raczej nie była najbardziej słynnym okolicznym punktem gastronomicznym.

Wnet Alice dostrzegła całą sylwetkę kościoła. Mogła bez problemu skorzystać ze wskazówek Sharifa i podążyć do celu.


Tymczasem Khalid stał przy drzwiach na lewo od ołtarza. Otworzył je. W środku znajdowały się opakowania opłatków oraz hostii, które zapakowane w fabrycznych, foliowych workach przypominały bardziej wafelki z supermarketu niż mistyczne obiekty. Nieco dalej pojemniki z winem mszalnym, octem, także świece najróżniejszego rodzaju. Długie, krótkie, grube, cienkie, z napisami, bez oznaczeń, żółte, białe, kolorowe. Dalej leżały złożone fartuszki ministrantów, kapoty księży, rekwizyty mszalne, a gdzie indziej te najbardziej przyziemne rzeczy. Płyny, mydła, szczotki, mopy, wiadra, wosk, nabłyszczacze. Sharif dostrzegł także kilka drewnianych, nieoznakowanych skrzyń. Czy powinien zainteresować się nimi i spróbować je otworzyć?

Tymczasem usłyszał w oddali męski głos… który dobiegał z zakrystii! Raczej nie był to żaden członek Kościoła Konsumentów, Valkoinen, ani innych mafii. Nieznajomy śpiewał grubym głosem jakąś melodię, której słowa kojarzyły się z pieśnią katolicką, choć Sharif rzecz jasna nie miał pewności.

Sharif zrozumiał, że jeżeli niczego nie zrobi, to Alice wejdzie do zakrystii i wpadnie prosto na nieznajomego! Czy powinien jakoś zareagować? Jak tak, to co uczynić? Do wnętrza kościoła nie prowadziło żadne inne, otwarte przejście i choć cywil zapewne nie uczyni krzywdy Harper, to owe przejście zostanie spalone, przynajmniej na jakiś czas.

Detektyw zadziałał natychmiast i prędko rzucił się w stronę ołtarza, starając się przy tym uczynić jak najmniej hałasu. Przykucnął i przytulił się do niego, tak by osoba stojąca po drugiej stronie nie mogła go dostrzec. Jednocześnie dobył telefon, szybkimi ruchami palca wyciszył go i wystukał wiadomość:
“Jeden kontakt pojawił się w zachrystii. Zachowaj ostrożność”
Następnie wysłał ją na numer Alice i nie zmieniając pozycji, oczekiwał w ciszy na rozwój wypadków.
Sharif nie mógł mieć pewności co do tożsamości drugiego człowieka. Być może sprawiał wrażenie cywila a tak naprawdę pracował na czyjeś zlecenie. W każdym bądź razie on i Alice nie potrzebowali nikogo, kto mógł zaalarmować okolicę o ich podejrzanej działalności. Jeśli kontakt nie odejdzie, prawdopodobnie będzie musiał zostać zneutralizowany. W tej chwili Sharif przeklinał w duchu, iż oddał swój wytłumiony pistolet rudowłosej. Przydałby mu się bardziej w takiej sytuacji niż karabinek, który trzymał w plecaku. Oczywiście miał jeszcze sztylet, ale liczył na to, że jeśli dojdzie do kontaktu bezpośredniego, to obejdzie się bez rozlewania krwi. W końcu znał parę sposobów na wyłączenie przeciwnika z walki, oszczędzając mu przy tym życie.
Niedługo musiał czekać, kiedy mężczyzna wyszedł na główną nawę. Był to schludnie ubrany mężczyzna. Dość niski, jednak szczupły. W średnim wieku. Jego włosy były szare z metalicznymi, stalowoszarymi pasemkami. Twarz wygląda na sympatyczną. W kącikach oczu mężczyzny tkwiła plątanina zmarszczek, jakby z powodu zbyt częstego uśmiechania się. Nie miał koloratki, więc zapewne był kościelnym.
Zwrócił się pewnymi krokami w kierunku magazynu. Zanim do niego dojdzie, przejdzie obok ołtarza, za którym czaił się Sharif. I miało to nastąpić za mniej niż pół minuty.
Naśladując tempo mężczyzny, Detektyw zaczął się przysuwać w drugą stronę, nadal przyczajony za ołtarzem. Miał zamiar przepuścić go, tak by znaleźć się za plecami tamtego. Udało się. Jeżeli mężczyzna należał do jakiejkolwiek wrogiem frakcji, to wydawał się wybitnie nieprofesjonalny. Nieznajomy nie zauważył, gdy Sharif znalazł się tuż za nim.

Khalid wstał powoli, wyrastając za plecami mężczyzny niczym zjawa. Nie zwlekał ani się nie wahał. Ruszył natychmiast, wykorzystując atut zaskoczenia. Szybkimi krokami zbliżył się do mężczyzny i spróbował opleść lewe ramię wokół jego szyi, tak, by móc sprawnie unieruchomić go i odciąć mu dopływ powietrza. Detektyw miał zamiar jedynie pozbawić go w ten sposób przytomności.

Alice tymczasem zdążyła dojść do kościoła. Już po drodze przeczytała wiadomość, więc podchodząc do budynku. Sprzyjało jej to, że było wszędzie praktycznie pusto. Przy wskazanych przez Sharifa drzwiach, przystanęła, nasłuchując czy ktoś tam we wnętrzu nie chodzi. Nie usłyszała nikogo blisko, powolutku otworzyła drzwi…
Weszła do zakrystii. Nawet za bardzo nie rozglądała się po wnętrzu, gdyż ujrzała wyjątkowy widok w nawie głównej. Drzwi prowadzące do głównej części kościoła były otwarte na oścież i widziała wszystko bez żadnego problemu.

Sharif sprawnie obezwładnił przeciwnika. Mężczyzna sapał i próbował się wyrywać. Jęczał i kopał, zostawiając na nogach Irakijczyka siniaki. I choć niesprawna ręka Khalida drgała, to wciąż był silniejszy od nieznajomego. A na dodatek po jego stronie stał element zaskoczenia. Nie minęła nawet minuta, kiedy mężczyzna zwalił się u jego stóp nieprzytomny. Khalid podniósł wzrok na Alice, która stojąc wewnątrz zakrystii spoglądała na scenę.

Irakijczyk zastygł w pozycji lekko pochylonej. Sapał, nabierając głębokimi haustami powietrza po wysiłku. Z tej odległości zapewne ciężko było to wypatrzeć, ale Alice mogła zauważyć, jak na ułamek sekundy w jego oczach zabłysnęła dzikość. Natychmiast się jednak pomiarkował i już całkowicie opanowany zerknął mimowolnie na ciało.
- Żyje - powiedział głośno, by śpiewaczka mogła go zrozumieć.

Alice uniosła brwi i zasłoniła dłonią usta. Nie chciała mu przeszkodzić, ale z drugiej strony, czy nie powinna? Czy ten mężczyzna żył? A może Sharif go zabił? Śpiewaczka wzdrygnęła się. Znowu pomyślała o rozmowie z Joakimem. Czy ma do listy przykrych zdarzeń dopisać i to? Zamrugała, a jej tętno zwolniło.
Nie.
Po co?
Śmierć jest piękna. A Sharifowi do twarzy z dzikością. Powoli ruszyła w jego stronę, znów mając ten nienaturalny dla siebie spokój na twarzy.
- Co teraz? - zapytała, rozglądając się.

Widząc, jak Alice się do niego zbliżyła, wyraźnie się rozluźnił. Być może nie był pewien, jak zareaguje na widok tej sceny. A może też jej bliskość działała na niego kojąco.
- Najpierw trzeba go gdzieś schować - kiwnął brodą na nieprzytomnego. - Gdzieś tutaj Valkoinen ma przejście do podziemi, jak mogę się domyślać. Rzuć już okiem, a ja się nim zajmę - dodał, pochylając się nad kościelnym. Przewrócił go na plecy i wsunął ramiona pod pachy, po czym zaczął ciągnąć go w kierunku magazynku. Wnet porzucił nieprzytomnego w szafie znajdującej się w samym rogu pomieszczenia. Była częściowo pusta - większość habitów przeniesiono do zakrystii. Na szczęście nieznajomy odznaczał się szczupłą i niewysoką sylwetką. Większa tusza uniemożliwiłaby skorzystanie z tak dobrej kryjówki. Sharif skrępował ręce i nogi mężczyzny opaskami zaciskowymi oraz zostawił niewielką szparę, aby tamten nie udusił się, po czym wyszedł z magazynu i dołączył do Alice.

Alice nie komentowała faktu, że zacisnął coś na kończynach tego jegomościa, co po dłuższym czasie odetnie mu dopływ krwi do tych kończyn i może zrobić spory uszczerbek na zdrowiu. Co ją to obchodziło? Najwyżej mężczyzna będzie cierpiał. Może dostanie zawału, albo zatoru i umrze? Zaczęła się rozglądać. Chciała sprawdzić, czy gdzieś w widocznym miejscu nie widać czegoś, co mogłoby być użyte do zasłonięcia owego specjalnego, schowanego wejścia.

Sharif wytarł o siebie dłonie, znajdując się już w sali głównej i uważnym spojrzeniem pomknął po wejściach do świątyni, jakby upewniając się, że nikt nie próbował z nich do tej pory korzystać. Następnie zdjął plecak i wydobywając z niego sprzęt, przyczepił swój sztylet Jagdkommando zwyczajowo do prawej łydki, schował zapasowy magazynek do karabinku w pojemnej kieszeni oliwkowych bojówek na udzie oraz wsunął za pasek spodni granaty hukowo-błyskowe, tak by mieć do nich łatwy dostęp.
- Od tej chwili lepiej trzymaj pistolet pod ręką - zwrócił się spokojnie do Alice, jakby mówił o noszeniu na nadgarstku zegarka. - Jesteśmy na terenie wroga - dodał i podszedł do niej bliżej, tak że mógł zaczerpnąć jej zapach w płuca. Ukrywał przed nią fakt, iż sprawiało mu to niemałą przyjemność.
- Nasze nowe koleżanki nie sprawiały za dużo problemów? - zapytał niby niezobowiązująco.

Przechadzali się po kościele. Uważnie wyszukiwali jakichkolwiek anomalii, jednak wydawało się, że oprócz detektorów ciepła w nawie głównej nie było nic ciekawego. Były skierowane ku dołowi, monitorując bardziej teren pod kościołem niż na poziomie parteru. Co przypominało o tym, że muszą znaleźć jakąś drogę prowadzącą do piwnic. Na szczęście… były schody prowadzące w dół! Kręte, niknęły w ciemnościach, jednak można było włączyć sztuczne światło. Czy powinni ruszyć tą drogą?

Alice posłuchała rady Sharifa i wyciągnęła broń, tak by przełożyć ją bardziej pod rękę, wsuwając za pasek spodni. Spoglądając na zejście w dół, uniosła lekko brew
- Sądzisz, że ile tam może być teraz osób? - zapytała spokojnym tonem, jakby mówiła o dzisiejszej pogodzie. Było oczywistym, że musieli zejść na dół, to on był jednak tym od obrażeń, więc to on powinien pójść przodem…

- Kul nam powinno wystarczyć - odparł, a po jego słowach rozległ się szczęk zamka UMP 45 w rękach Muzułmanina. Z wyciągniętą bronią i lekko pochylony wysunął się przed rudowłosą Detektyw i ostrożnie podszedł do schodów.
- Jakbyś mogła, poświeć z tyłu - powiedział, podając jej jeszcze swoją
czarną latarkę taktyczną. - I uważaj, nie wiemy, co tam się może czaić w mroku.
Spojrzał jej głęboko w oczy, po czym skinął głową i ruszył w dół.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=55XlIPzY5q0[/MEDIA]
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 12-08-2017, 17:01   #159
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Alice Harper i Sharif Khalid


Szli w dół krętymi schodami. Okazało się, że wcale nie były długie. Zakręciły raz o trzysta sześćdziesiąt stopni, kończąc się na poziomie piwnicznym. Tutaj było już nieco jaśniej ze względu na równomiernie rozmieszczone drobne okienka u górze sufitu, z których padało co prawda popołudniowe, lecz za to wciąż jasne, letnie słońce.


Pomieszczenie wyglądało na zaniedbane, lecz użytkowane. Nierówna, betonowa podłoga pokryta była siatką pęknięć, a ze ścian - przynajmniej pomalowanych - sypał się tynk. Uwagę zwracały nowiutkie kaloryfery oraz krzesła równo rozmieszczone na obwodzie. Na betonowej kolumnie, która podpierała środek pomieszczenia, umieszczono mały krzyż. Pokój sprawiał wrażenie prymitywnej kapliczki, lub miejsca spotkań terapii grupowej. I rzeczywiście, na pojedynczym stole umieszczonym pod ścianą leżał stos ulotek informujących o metodach walki z alkoholizmem, przemocą domową oraz narkomanią. A także o tym, że Jezus kocha wszystkich bardzo mocno.

Nie spostrzegli drzwi prowadzących do innych, sąsiednich pomieszczeń. Wyglądało na to, że trafili na ślepy zaułek. Jeżeli tak wyglądała siedziba Valkoinen, to organizacja musiała mieć niezwykle skromny budżet.

Sharif już miał wrócić na schody, kiedy zatrzymał go głos Alice.
- Patrz tutaj! - powiedziała, stojąc w rogu pomieszczenia. - I słuchaj.
Irakijczyk postąpił zgodnie z poleceniem. Harper, patrząc mu w oczy, zaczęła podskakiwać w miejscu. Następnie przeszła dwa kroki naprzód i kontynuowała czynność, jak gdyby niespodziewanie znaleźli się w trakcie koncertu niewidzialnego zespołu rockowego. Po chwili Alice wróciła na poprzednie miejsce, nie przestając skakać. Wyglądała na podekscytowaną.

Khalid przypomniał sobie pewien wieczór, gdy pracował w bistro z kebabami Zarganiego Basira. Spokojnie nakładał kapustę pekińską do bułki, bezwiednie słuchając arabskiej muzyki disco, płynącej bez ustanku z głośników. Ni stąd ni zowąd starsza brunetka, która zwykle jadała kolacje u nich w barze i na co dzień zachowywała się normalnie, rzuciła pitę na podłogę i wskoczyła na stolik. Ściągnęła bluzkę oraz stanik i zaczęła krzyczeć, że nie pozwoli jej życiu zgasnąć i przyszedł czas na zmianę. Wtedy Sharif nauczył się, że czasami szaleństwo spada na ludzi niespodziewanie i razi ich jak błyskawica. I niestety wyglądało na to, że i biedna Alice ześlizgnęła się w objęcia szaleństwa bez ostrzeżenia. Podskakiwała w rogu kapliczki jakby jej życie od tego zależało.

- Słyszysz? - zapytała. - Słyszysz?
- Alice… - Sharif zaczął.
- Posłuchaj, dźwięk brzmi inaczej! W tym miejscu jest głucho… pod spodem musi być pusta przestrzeń!

Irakijczyk podszedł bliżej. Rzeczywiście dźwięk nieznacznie różnił się, jednak nigdy nie zwróciłby na to uwagi. Jedynie wytrenowane muzycznie uszy Alice mogły wychwycić tak subtelną wskazówkę. Harper zwolniła mu miejsca. Sam też skoczył kilka razy. Jego masa była większa od masy kobiety i dźwięk stał się wyraźniejszy. Zaczął obskakiwać przestrzeń. Okazało się, że ma kształt kwadratu o boku trzech metrów. Harper wzięła krzesło i również zaczęła ostukiwać podłogę.

Beton już wcześniej był popękany i w złym stanie. W wyniku działań detektywów osłabł jeszcze bardziej. Rozległ się głuchy trzask. Płyta pękła i opadła w dół. Nie zdążyli w porę uskoczyć na bok. Spadli.

Trzy metry niżej było ciemno i boleśnie. Na szczęście niczego sobie nie złamali, choć Alice bolało ramię, a Sharifa plecy. Spojrzeli w górę. Okazało się, że betonowa wylewka, po której stąpali, miała co najwyżej pięć centymetrów szerokości. Musiała być stara, być może nawet bardziej od samego kościoła. Od dołu kiedyś podpierały ją drewniane stemple, jednak już dawno przegniły, tym samym osłabiając konstrukcje.

Rozejrzeli się dookoła. Nie było żadnego oświetlenia, jednak światło padające przez wyrwę na razie wystarczało. Wydawało się, że znaleźli się w innym świecie, który przybrał formę podziemnego korytarza. Podłoga była równa i stanowiły ją idealnie dopasowane do siebie bloki z piaskowca. Ściany zostały wykonane z bladych, sypiących się cegieł. W powietrzu panował gorzki zapach grobowej zgnilizny. Nieliczne szczurze szkielety w kątach wyglądały na efektowną dekorację wyjętą wprost z halloweenowej imprezy… lecz te wyglądały na prawdziwe. Oprócz nich wokół leżały również świeższe egzemplarze pokryte białą pleśnią zgnilizny. W oddali usłyszeli szelest, jak gdyby znajdowały się tu również żywe ssaki. Tuż przed nimi znajdowały się dwoje drzwi. Oprócz tego po prawej stronie rozpościerał się korytarz, jednak tonął w ciemności.


- Patrz - oboje rzekli jednocześnie i wskazali urządzenie znajdujące się w załomie po lewej stronie. Sharif rozpoznał detektor ciepła. Jego ciało nie emitowało fal, więc po prostu podszedł i wyłączył urządzenie, tak jak przed chwilą zrobił to na parterze kościoła. Gestem pokazał Alice, że może przejść dalej bez obaw.

Osiągneli swój cel, dostając się do podziemi. Teraz musieli podjąć kolejne kroki.

Lotte Visser


Płyta spokojnie opuszczała się ku podziemiom, niosąc na sobie Lotte. Ceglany szyb miał nie więcej niż pięć metrów wysokości, jednak mechanizm działał tak wolno, że Visser miała wrażenie, że mija cała wieczność. Co mogło czekać na nią na dole? Zastanawiała się nad tym przez ten czas i powoli zaczynała podejrzewać, że płyta z celową złośliwością obniża się w tak ślimaczym tempie. Na dodatek rozlegał się przeraźliwy zgrzyt, który mógł być słyszalny nawet na zewnątrz. Na szczęście grobowiec rodziny Aalto znajdował się na uboczu i istniało małe prawdopodobieństwo, że ktoś zwróci uwagę na dźwięk. Stara, nienaoliwiona maszyneria zdawała się aktywnie sabotować jej śledztwo. Na szczęście nie zepsuła się i zaprowadziła Visser na sam dół.


Moc Lotte była nadwyrężona po ostatniej wizji przy nowym grobie Alvara i jego dwóch żon. Już wcześniej zdawała się osłabiona przez jej wybuch w wozie strażackim, kiedy Visser aktywnie walczyła z zablokowanymi czakrami. Teraz jednak do niej wracała. Kobieta przesunęła ręką po ścianie. Wydawała się prawdziwie antyczna. Lotte stawiała kolejne kroki, jednak miała wrażenie, że brodzi nie przez powietrze, ale minione wieki i tysiąclecia, które rozpierały kryptę. Znalazła się w miejscu pradawnego kultu. W jej umyśle pojawiło się skojarzenie ze Stonehenge, choć obydwa miejsca wyglądały zgoła inaczej.

Pradawne pomieszczenie było wykute w skale. Miało kształt prostokąta a półokrągły sufit znajdował się nisko. Lotte mogła chodzić wyprostowana, jednak nieco wyższa osoba musiałaby się pochylać. Na samym środku sklepienia znajdował się bardzo niepasujący element - duża ledowa lampa dająca jasne, błękitne światło, przez które krypta sprawiała wrażenie jeszcze bardziej nienaturalnej. Pod ścianami ustawiono kamienne prostopadłościany, które sprawiały wrażenie grobowców. Na każdym wyryto linię, która układała się w morską falę. Visser skojarzyła, że właśnie takie było znaczenie słowa “aalto” w języku fińskim.


Na samym środku tkwił kwadratowy obelisk. Lotte spojrzała na płaskorzeźby, które pokrywały go i dostrzegła powtarzający się motyw młota. Przeszła dalej, spoglądając na wykutą w kamieniu sztukę. Przedstawiała ludzi, błyskawice, morze, fale… niestety czas zdołał częściowo zatrzeć kształty, tym samym niszcząc bezcenne relikty przeszłości.

Lotte przeszła dalej. Zamarła w półkroku, spoglądając na fragment krypty za obeliskiem. Spostrzegła drewniane biurko, bez wątpienia stworzone w czasach nowożytnych. Obok krzesło, a także… ogromny, przestarzały komputer oraz gruby, staroświecki monitor. Nieco dalej generator prądu oraz kanistry z benzyną. Podeszła jeszcze bliżej.

Spostrzegła zwój materiału zwiniętego w rulon. Kiedy go rozwinęła, ujrzała trzy wersy wyszyte niebieską nicią. Staranna kaligrafia wydawała się perfekcyjna.









 
Ombrose jest offline  
Stary 13-08-2017, 14:32   #160
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Catherine Watson


Catherine Watson siedziała na balkonie swojego mieszkania przy Rutland Gate. Nie nazwałaby Londynu słonecznym miastem, jednak ten dzień zapowiadał się wspaniale. Na niebieskim niebie nie było ani jednej chmury. Do tego kubek aromatycznej kawy, katalog artystyczny, który wczoraj podrzuciła Hannah oraz przyjemna muzyka płynąca z mieszkania sąsiada… Czy można było prosić o więcej? Wstała, przeciągnęła się i z uśmiechem spojrzała na chodnik rozciągający się w dole. Spostrzegła ludzi nadciągających do rosyjskiego kościoła prawosławnego wznoszącego się za rogiem. Następnie przesunęła wzrok na flagi zawieszone na Austrian Cultural Forum - budynku po drugiej stronie ulicy. Drobny, orzeźwiający wietrzyk leniwie poruszał obcymi barwami narodowymi. Cathy zapatrzyła się w nie, tracąc na chwilę poczucie czasu.


Watson była strażniczką w Ergastulum na Antarktydzie. Jeden tydzień spędzała na południu globu. Miała tam swoją własną, przyjemną kwaterę, w której nocą sypiała. Natomiast w dzień zajmowała się obowiązkami: utrzymywaniem więźniów po właściwej stronie grubego, hartowanego szkła. Pod koniec siódmej doby kończyła się jej warta i wracała do Londynu, który był połączony z centralą poprzez Portal. Miała wtedy czas wolny przez kolejny tydzień, a potem cykl powtarzał się. Cathy dwa dni temu opuściła Antarktydę i czekało ją jeszcze pięć dni relaksu. Nic dziwnego, że była w dobrym nastroju.

Melodyjka wypluta przez głośnik telefonu obwieściła odebranie wiadomości. Był to MMS od jednego z przyjaciół. Calvin, wiecznie roześmiany prawnik, zorganizował wczoraj drobne przyjęcie z okazji urodzin.

Cytat:
Napisał Calvin
Jeszcze raz dziękuję, że przyszłaś, Kitty! Byłaś, zresztą jak zwykle, przemiła, serdeczna i zjawiskowa! A co do tortu… przesmaczny, ale musisz mi koniecznie powiedzieć, kto wpadł na pomysł z tym kształtem Chciałabyś wpaść do mnie dzisiaj? Osiemnasta, powiedzmy. A może później? Jeremy dał mi w prezencie dwudziestoletnią whisky i nie wypada otwierać jej samotnie
Cathy odpisała. Nie zdążyła odłożyć komórki, kiedy dostała kolejną wiadomość.

Cytat:
Napisał Tata
Czy miałabyś coś przeciwko przenocowaniu swoich staruszków? Lecę do Londynu by sfinalizować umowę na budowę pływalni. Mama też będzie. Nie chcemy robić problemu, więc możemy zostać w hotelu, jeżeli masz inne plany. Jutro o dziesiątej przylecimy na Heathrow.
Ojciec Watson w młodości wiązał swoją przyszłość z pływaniem, jednak z powodu kontuzji lewego barku musiał zrezygnować z marzeń o złocie olimpijskim. Przejął biznes po nieżyjącym już dziadku Cathy i ukierunkował go w stronę własnych zainteresowań. Veencorp prędko stał się głównym producentem sprzętu pływackiego, a niedawno wchłonął firmę budowlaną. Wszystko wskazywało na to, że niedługo na świecie miało powstać bardzo dużo basenów.

Kobieta dopiła kawę, po czym ruszyła do sypialni. Otworzyła szafę, spoglądając na wiszące w niej sukienki. Powinna zacząć przygotowania do przyjęcia w Foundation Bar. Tym razem to ona była współorganizatorką. Dwa tygodnie temu jej przyjaciel ubiegający się o miejsce w Izbie Lordów poprosił ją o tę przysługę. Starannie zaplanowała wszystkie szczegóły, wspólnie ustalili listę gości - głównie szychy z wyższych sfer, które miały pomóc Felixowi uzyskać wyższą pozycję polityczną. Pozbawione zbędnego przepychu, serdeczne spotkanie powinno mu w tym pomóc. Niedługo zbliżały się wybory i według mężczyzny to przyjęcie było decydujące. Musiał uzyskać poparcie jeszcze trzech ludzi. Bardzo stresował się, choć powtarzał, że ufa zdolnościom organizatorskim Cathy i cieszy się, że zgodziła się mu pomóc. Spojrzała na zegarek. Minęła piętnasta, a goście zaczną pojawiać się o osiemnastej.

Cytat:
Napisał Matt Cooper
Cat, nie zapomnij przyjechać wcześniej. Jestem barmanem, nie pieprzonym architektem wnętrz. Nie wiem, co mam robić z tymi dekoracjami, które wczoraj przywiozłaś w pudłach. Najlepiej gdybyś była tu już teraz!
Cathy usiadła na wygodnym fotelu obitym w złoty wzór i odpisała przyjacielowi, którego poznała sześć lat temu w Tokio. Już miała odłożyć telefon, kiedy ten znowu rozbrzmiał. Wyglądało na to, że tego dnia znajomi nie przestaną do niej pisać. Tyle że tym razem na ekranie ukazał się nie dymek z nową wiadomością, lecz twarz sąsiadki. Hannah Glover dzwoniła do niej. Cathy prędko odebrała.

- Co słychać, Hannah? - zapytała, przeglądając tkaniny w szafie. W co powinna ubrać się? Szafirowa do kostek? Może standardowa mała czarna? Lub zrezygnować z sukienek na rzecz wzorzystych legginsów i modnego topu?
- Cathy, słyszysz mnie? - rozległ się wyraźnie przestraszony głos bogatej dziewczyny. Watson momentalnie przestała przeglądać ubrania i skoncentrowała się na rozmowie. Jej sąsiadka co prawda była zblazowana, jednak na pewno nie nazwałaby jej panikarą.
- Coś się stało?
- J-ja przyjechałam właśnie do Tate Modern. Chciałam… ja…
- Hannah, uspokój się i powiedz wszystko od początku.

Cathy dobrze znała galerię sztuki Tate Modern. Gmach piętrzył się tuż przy Tamizie, obok The Globe - słynnego teatru Shakespeare’a. Felix - wdzięczny za pomoc w organizacji przyjęcia - pociągnął za sznurki i słynna placówka zgodziła się na zorganizowanie wystawy obrazów Watson. To było coś wielkiego. Nie tylko zyskiwała milion potencjalnych kupców, ale również ogromną renomę. Hannah z chęcią zaangażowała się w przygotowania, jako że była fanką twórczości Cathy. Nawet zaproponowała, że przywiezie na ekspozycję cztery obrazy, które od niej zakupiła. Zapewne liczyła na spojrzenia zazdrości innych ludzi, kiedy stanie przy tabliczkach z podpisem “własność prywatna, nie na sprzedaż” i zacznie wyjaśniać, do kogo ta własność prywatna należy.

- Cathy, ktoś włamał się do muzeum! Ukradł wszystkie twoje obrazy! - Hannah załkała. - Wszystkie, mówię! Cathy, przyjeżdżaj jak najprędzej! Boję się…
- Czy…
- Jestem kompletnie sama! Nie widzę nigdzie strażnika - szepnęła. Rozległy się ściszone kroki dziewczyny, jakby ta szła gdzieś prędko. - Halo, jest tam kto?!
- Hannah, posłuchaj mnie…

Jednak Hannah nie odpowiedziała. Rozległ się trzask i połączenie zostało przerwane. Choć Cathy próbowała zadzwonić ponownie, dziewczyna nie odbierała. Co mogło się wydarzyć?! Kobieta bezwiednie ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych. Dzień zapowiadał się wspaniale, jednak teraz został skalany nieszczęściem. A nieszczęścia - jak Watson miała się wkrótce dowiedzieć - chodzą parami.

Rozległ się głośny łomot do drzwi. Tych samych, do których zmierzała.
- Cathy, jesteś tam?! - rozległ się krzyk. Lucas Lang. Pomocny, ugodowy, bezkompromisowy przyjaciel. Lekarz. Zazwyczaj spokojny, tym razem zrozpaczony. Czy w jakiś sposób dowiedział się o tragedii w Tate Modern? Cathy uznała, że nawet jeśli tak, to raczej nie zachowałby się w tak emocjonalny sposób. Musiało chodzić o coś innego.
- Lucas, wszystko w porządku? - zapytała, wpuszczając go do środka.

Mężczyzna był blady jak duch Furuty Junko, której sprawę Cathy badała, kiedy jeszcze pracowała jako Detektyw Śledczy w tokijskim oddziale. Takie skojarzenie powstało w jej głowie również ze względu na to, że Lucas trząsł się w podobny sposób. Jednak co mogło sprawić, że przyjaciel i tamta biedna, niewyobrażalnie skrzywdzona dziewczyna mogli mieć ze sobą cokolwiek wspólnego?

- Nie, Cathy, nic nie jest w porządku - potrząsnął głową, próbując się opanować. Poszedł do salonu, jednak nie spoczął na kanapie. Zaczął chodzić dookoła stołu, wpatrując się w podłogę z uporem maniaka.
- Lucas, co się stało? - zapytała Watson. Odniosła wrażenie deja vu, bo kilka minut wcześniej zadała dokładnie to samo pytanie Hannie.

Lekarz pokręcił głową. Mobilizował w sobie wszystkie możliwe siły, aby tylko nie płakać.
- Pamiętasz Dianę?
- Tak, to twoja córka. Skończyła niedawno osiemnaście lat, jeśli się nie mylę.
- Miała zawieźć wczoraj wieczorem Michaela i Sandy do pediatry - zaczął, przywołując imiona pozostałej dwójki swoich dzieci. Dwuletniego chłopca i pięcioletniej dziewczynki. - Chodziło tylko o rutynową kontrolę i wpis do książeczki z pieczątką specjalisty - pokręcił głową.
- I co się stało?
- Diana nie pojechała prosto do lekarza. Zamiast tego skręciła do swojego chłopaka. Zaparkowała przed domem i weszła spotkać się z nim, zostawiając dzieci w środku. Kiedy wróciła… auta już nie było - mężczyzn podniósł głowę, nawiązując kontakt wzrokowy. Białka jego oczu były otoczone czerwoną aureolą nabiegłych krwią żył. Wyglądał jak narkoman… albo prawdziwie zrozpaczony mężczyzna. - Ukradli samochód! A moje dzieci były w środku - wyszeptał. Tak jakby przez ściszenie głosu treść słów mogłaby być mniej prawdziwa. - Nie wiem, co robić, Cathy - rzekł. - Nie wiem, co robić - powtórzył, zwieszając głowę.


Wyglądało na to, że wszelkie nieszczęścia zwaliły się na Watson dokładnie w tej samej chwili. Musiała podjąć odpowiednie kroki… lecz co uczynić najpierw? Z jednej strony właśnie w tej chwili Matt czekał na jej pomoc w barze, a miała względem Felixa dług wdzięczności. Obdarzył ją zaufaniem, powierzając organizację imprezy. Czy mogła tak po prostu zignorować Foundation Bar? Z drugiej strony telefon od Hanny był więcej, niż niepokojący. W Tate Modern właśnie teraz mogło dziać się dosłownie wszystko i zapewne żadne służby nie zostały nawet powiadomione. Muzeum było aktualnie zamknięte dla zwiedzających, jako że trwały przygotowania nowej wystawy. Życie sąsiadki mogło znajdować się w niebezpieczeństwie, jeżeli włamywacze jeszcze nie opuścili budynku. Z trzeciej strony… właśnie teraz miała przed sobą prawdziwie załamanego, wiernego przyjaciela, który nigdy nie opuścił jej w potrzebie. Zawsze mogła polegać na Lucasie. Czy naprawdę potrafiła tak po prostu wyjść i zająć się innymi problemami, kiedy całe życie Langa zawaliło się? Nigdy nie potrzebował wsparcia Cathy tak bardzo, jak teraz. Czy w ogóle Watson mogła jakkolwiek pomóc mu odnaleźć dzieci?

Tata powiedział kiedyś Cathy, że mając znajomości, jest w stanie osiągnąć wszystko. Była to prawda. Watson dopiero później poznała kruczek. Posiadanie wielu przyjaciół… równało się także z wieloma troskami.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 13-08-2017 o 20:42.
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172